– Nie, z powodu swoich zajęć nie mógł w tym roku wziąć jeszcze urlopu. Jest architektem i pracuje przy budowie wielkiego budynku szkolnego na przedmieściach Londynu. A pan czym się zajmuje?
– Jeżdżę głównie samochodem – odparłem. – Sprzedaję maszyny liczące wyprodukowane przez amerykańską firmę.
Otoczeni gwarem płynącym z sal kasyna, rozmawialiśmy jeszcze z godzinę. Wokół lamp wiły się kłęby dymu i piekły nas w oczy. Marjorie wstała tak gwałtownie, że nie od razu pojąłem, iż zamierza wyjść.
– Jestem umówiona z przyjaciółmi i już dawno jestem spóźniona. Dziękuję za szampana…
– A pani torba plażowa? – wybełkotałem całkiem oszołomiony jej gwałtownością.
– Gdzie się pan zatrzymał?
– „Pod Błękitną Palmą", znajduje się…
– Poślę po nią, do widzenia panu.
Wtopiła się w tłum. Pobiegłem za nią, ale musiałem wrócić, bo jeszcze nie zapłaciłem za butelkę szampana, a barman był zajęty.
ROZDZIAŁ IITego wieczora troszeczkę wypiłem. Niestety, jedyne, co mi się udało osiągnąć, to nieprzyjemny kac.
Do hotelu wróciłem późno. Męczyło mnie straszne pragnienie. Napiłem się mdłej wody z kranu, jednak bez skutku. Moje życie – jak ta woda – wydawało się mieć smak zardzewiałych rur. Przez szpary w okiennicach widziałem, jak miga zielonkawy neon „Makao". Zbyt długie patrzenie na to drgające światło wywoływało we mnie nieodpartą chęć wycia.
Jak każdej nocy zasnąłem koło czwartej nad ranem. Obudziwszy się, stwierdziłem, że ból głowy wcale nie ustąpił, więc dowlokłem się do łazienki. Działanie prysznicu okazało się zbawienne.
Po mocnej kawie i aspirynie poczuję się jak nowo narodzony – myślałem. Pójdę wylegiwać się na plaży i życie powróci do normy. Czego więcej mogłem żądać? Był teraz czas wakacji, słońca, kasyna, zup rybnych. A potem Paryż i telefon do Denise! I moi klienci, którym będę zachwalał zalety maszyny do liczenia marki ACT.
Mimo nałożonego szlafroka trząsłem się z zimna i aby się rozgrzać postanowiłem powrócić na pięć minut do łóżka. Wchodząc do pokoju spostrzegłem Marjorie, siedzącą grzecznie z dłońmi splecionymi na kolanie, w fotelu w stylu prowansalskim. Nosiła białe szorty i marynarską bluzę w granatowe paski. Była nieumalowana, a włosy związała z tyłu wstążką. Wydawała się zachwycona moim osłupieniem.
– Wiem, że się tego nie robi – powiedziała – ale Lazurowe Wybrzeże jest właśnie takim miejscem, gdzie ma się ochotę czynić to, czego nie wolno.
Комментарии к книге «Trawnik», Фредерик Дар
Всего 0 комментариев