Kanaha-mocarz chwytał granitowe bloki i ciskał je w jeziora, pokrywające wówczas gęsto ten kraj. Siłacz z niego był potężny — który wojownik potrafiłby tak napiąć łuk, by strzała dosięgła czubka bloku? Gdy rzucił, woda jeziora występowała wzbijając się słupem w niebo i pokrywając je ciemnymi chmurami. Wtedy Kanaha tańczył Taniec Zwycięstwa, a od uśmiechu jego stawało się w puszczy jeszcze ciemniej. Nabash-cisa wysyłał swe strzały-błyskawice, które oślepiały Kanahę. Wtedy Kanaha znów chwytał za głazy. Ile razy to czynił, tylekroć nowa skała wyłaniała się z puszczy.
Ale oto Nabash-cisa przeniósł się na południe, w krainę osnutą cienką pajęczyną rzek i strumieni. Nie mógł już ciemny wojownik rzucać głazów do jezior — zaczął spędzać z północnego nieba chmury. Zmęczone długim szlakiem, osłabłe były i uległe słońcu — sprzymierzeńcowi Nabash-cisy. Spłynęły łzami, a słońce zalśniło w spadających na ziemię kroplach. Na północy — tam, skąd przyszły chmury — rozbłysła tęcza. Zapanowała światłość, od której ciemny mocarz Kanaha oślepł, a Nabash-cisa tańczył Taniec Słońca.
Ślepy Kanaha żyje dotąd w górach, gdzie się schronił. Nie wojuje. Tylko gdy usłyszy w swym królestwie ciszy i ciemności czyjeś głosy, strąca w ich kierunku lawinę kamieni…
Gdyby orzeł uniósł cię w górę i powoli popłynął nad puszczą, ujrzałbyś w jej cieniu wielką srebrną sieć rybacką; niezliczoną ilość połączonych ze sobą strumieni, rzek, wodospadów i jezior.
Ale oto ptak zniża się nad jedną ze skał, dotykasz jej stopami. Pożegnaj orła obyczajem tego kraju, unieś w górę prawą dłoń. Odlatuje on w stronę gór.
Ty zaś zejdź ze mną ze skały w samo serce puszczy.
Wokół nas półmrok i cisza. Jeżeli masz dobrą wolę, bądź spokojny: jeśli zrozumiesz puszczę, ona cię też zrozumie. Ale jeżeli nierozważnie zechcesz zakłócić jej spokój, pamiętaj: ona cię zniszczy.
Комментарии к книге «Ziemia Słonych Skał», Stanisław Supłatowicz
Всего 0 комментариев