Pit mnie zignorował. Przy stole zachowywał się znacznie lepiej niż ja, czego był zresztą świadomy.
O tej porze w knajpach bywa pusto. Oprócz nas tylko przy barze siedzieli jacyś goście. Kiedy powiedziałem ,,na zdrowie”, kelner podniósł głowę i szepnął coś do kasjera. Obaj spojrzeli koso w naszym kierunku, potem kasjer podniósł ruchomy blat i ruszył ku nam.
— Wojskowa policja, Pit — mruknąłem.
Rozejrzał się wokół i czmychnął z powrotem do torby. Kasjer podszedł do mnie, oparł się o stół i szybko przebiegł wzrokiem po wolnych miejscach.
— Przykro mi, przyjacielu — oznajmił stanowczo — ale tego kota będziesz musiał stąd wynieść!
— Jakiego kota?
— Tego, którego karmił pan z talerzyka!
— Ja żadnego kota nie widzę.
Tym razem zgiął się i zajrzał pod stół.
— Ma go pan w tej torbie — oskarżył mnie.
— W torbie? Kota? Kolego, chyba nie wiesz co mówisz.
— Co? Nie ze mną te numery. W tej torbie jest kot. Otwieraj torbę.
— Ma pan nakaz rewizji?
— Co? Proszę nie mówić głupstw.
— To pan mówi głupstwa, skoro chce pan otworzyć moją torbę bez nakazu rewizji. Paragraf czwarty ustawy. Tak więc gdy wyjaśniliśmy to sobie, proszę powiedzieć kelnerowi, żeby podał jeszcze raz to samo. Albo proszę zrobić to osobiście.
Poczuł się obrażony.
— Ja do pana nic nie mam, ale muszę uważać, żeby nie stracić licencji. Psom i kotom wstęp wzbroniony — jest to wypisane na ścianie. Dbamy o higienę i czystość w zakładzie.
— Musicie bardziej się starać. — Podniosłem szklankę. — Widzi pan te ślady szminki? Niech pan lepiej uważa na zmywarkę, a nie usiłuje rewidować klientów.
— Nie widzę żadnej szminki.
— Bo już prawie wytarłem. Możemy jednak wybrać się na komisję sanitarną i tam skontrolować liczbę bakterii. Westchnął ciężko.
— Ma pan legitymację?
— Nie.
— No to jesteśmy kwita. Ja nie będę panu grzebał w torbie, a pan nie będzie mnie włóczył po komisjach. A teraz jeśli chce pan się jeszcze napić, proszę podejść do baru i zamówić, co pan chce… na rachunek firmy. Ale tutaj już nie podam.
Odwrócił się i odszedł.
Wzruszyłem ramionami.
— I tak już mieliśmy iść.
Kiedy wychodząc mijałem kasę, podniósł głowę.
— Nie gniewa się pan, prawda?
— Ani trochę. Chciałem przyprowadzić konia na jednego. Ale zmieniłem zamiar.
Комментарии к книге «Drzwi do lata», Роберт Хайнлайн
Всего 0 комментариев