Była sobie raz dziewczyna, i była też zaczarowana dolina, którą razem szli, wiosenna dolina, dokładnie to pamiętał, z różowymi kwiatami dzikich jabłoni płonącymi na zboczach oraz śpiewem skowronka szybującego po niebie. W powietrzu czuło się wiosenny wietrzyk, który marszczył gładkie lustro wody i pochylał trawę tak, że łąka falowała niczym jezioro z bielejącymi grzbietami fal.
Szli doliną. Nie mieli wątpliwości, że jest zaczarowana, bo kiedy Vickers potem wrócił tam sam, doliny już nie było. No, może i była, ale na pewno nie taka sama. Tym razem była to już zupełnie inna dolina.
Szedł nią dwadzieścia lat temu i odtąd ukrywał bajkową wizję przed samym sobą, gdzieś w najgłębszych zakamarkach umysłu. A mimo to obraz powrócił teraz, świeży i tak wyraźny, jakby wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj.
— Panie Vickers — usłyszał nagle głos Jane. — Pana tosty chyba się palą.
2Kiedy Jane wyszła i umył naczynia, przypomniało mu się, że co najmniej od tygodnia miał zadzwonić do Joe'ego w sprawie myszy.
— Mam myszy — oznajmił Vickers.
— Co masz?
— Myszy — powtórzył Vickers. — Takie małe zwierzątka. Biegają po całym domu.
— Dziwne. — Joe uśmiechnął się do słuchawki. — W takim domu jak twój nie powinno być ani jednej myszy. Chcesz, żebym przyjechał i pozbył się ich?
— Chyba będziesz musiał. Próbowałem już pułapek, ale one nie dają się złapać na sztuczkę z serem. Miałem wcześniej kota, ale dał dyla. Był tu zaledwie przez dzień albo dwa.
— Ciekawe. Koty zazwyczaj lubią miejsca, gdzie mogą łapać myszy.
— Ale ten kot miał świra — wyjaśnił Vickers. — Zachowywał się jak nawiedzony. Bał się własnego cienia.
— Koty to ciekawe zwierzęta — zauważył Joe.
— Jadę dziś do miasta. Może mógłbyś to załatwić, kiedy mnie nie będzie?
— Pewnie — odparł Joe. — Tępienie szkodników w obecnych czasach to szybka robota. Będę koło dziesiątej.
— Zostawię otwarte drzwi frontowe — dodał Vickers.
Odłożył słuchawkę i zabrał gazetę z werandy. Położył ją na stole i sięgnął po maszynopis. Przez chwilę sprawdzał jego grubość i wagę, tak jakby w ten sposób chciał upewnić się, że trzymane w ręku dzieło jest dobre, że nie zmarnował cennego czasu. Miał nadzieję, że opowiada o wszystkim, co chciał opowiedzieć w taki sposób, że inni ludzie czytając słowa zrozumieją myśl, która kryje się pod czarnym drukiem.
Комментарии к книге «Pierścień wokół Słońca», Клиффорд Саймак
Всего 0 комментариев