— Tę dekorację przygotowaliśmy już przedwczoraj — wyjaśnił doktor Olcha. — Mozoliliśmy się cały dzień, żeby jak najpiękniej zaprogramować, a potem umieścić wokół stacji specjalne laserowe projektory. Chcieliśmy godnie przywitać Dni Starej Ziemi. Kto mógł przypuszczać, że akurat w święta dadzą o sobie znać te przeklęte purchawki i, zamiast się bawić, będziemy na gwałt budować nowy posterunek obserwa-cyjny?! Patt postanowiła nawet upiec tort…
— Tort? — ożywił się Baś. — I co? Nie zdążyła! — jęknął.
— Owszem, zdążyła — uspokoił go ojciec uśmiechając się melancholijnie. — Wy także zdążyliście wylądować — dodał z westchnieniem.
— Całe szczęście! — wyrwało się Radkowi.
Nik skrzywił się tylko z wyższością i wycedził:
— Ja i tak byłbym teraz tutaj. Mój ojciec może lądować wszędzie, gdzie zechce. Ma specjalne pozwolenie. A poza tym przybyliśmy własną rakietą — dodał od niechcenia.
Ciche Radkowe „fu-fu-fu” zagłuszył piskliwy okrzyk Basia:
— „Własną rakietą! Własną rakietą!” Samochwała! Purchawka!
— Bartoszu! — zawołał z wyrzutem ojciec.
— On myślał o tutejszych, kosmicznych purchawkach — powiedział prędko starszy brat Bartosza, nazywanego pełnym imieniem tylko w skrajnie kryzysowych sytuacjach. — Zawsze bardzo chcieliśmy poznać twojego ojca — ciągnął—i cieszymy się… cieszymy się, że jesteście z nami — zakończył zwycięsko.
Częściowo była to prawda. Radek znał i lubił książki Olega Zadry, słynnego astrografa i podróżnika, podziwiał jego filmy kręcone w najdzikszych zakątkach Układu Słonecznego. Toteż aż podskoczył z radości, kiedy wczoraj, wkrótce po ich przybyciu na kometę, dyżurująca w dyspozytorni Patt Hardy zawiadomiła szefa stacji K-1, profesora Stanka Yaica, że stateczek Zadrów podchodzi do lądowania.
— Masz, babo, placek! — jęknął wtedy profesor. Radek darzył profesora, który był znakomitym uczonym, jednym z twórców superszybkich rakiet, ogromnym szacunkiem. Ten szacunek zwiększył się jeszcze, kiedy ujrzał Yaica na własne oczy. Sprawiła to piękna siwizna profesora, jego poważna, surowa twarz, a nade wszystko — niesłychanie krzaczaste brwi, które szef stacji potrafił unosić tak, że zakrywały mu połowę wysokiego czoła. Mimo to wzmianka o placku, a zwłaszcza o babie, wydała się chłopcu nader mało wytworna, i to nie tylko przez wzgląd na osobę Olega Zadry.
Комментарии к книге «Królowa Kosmosu», Bogdan Petecki
Всего 0 комментариев