— Co ja tutaj robię? Jak mogłem dać się namówić na coś takiego? — jęknął L.M. Greenspan, czując, że zjedzona niedawno kolacja atakuje mu boleśnie wrzody żołądka.
— Jest pan tu, L.M., dlatego, że jest pan błyskotliwym i przewidującym szefem. Albo, mówiąc innymi słowy, dlatego że musi pan wykorzystać każdą szanse — bo jeśli nie zrobi pan czegoś, i to szybko, Climactic Studios przepadną z kretesem. — Barney Hendrickson zaciągnął się łapczywie zaciśniętym miedzy pożółkłymi palcami papierosem i spojrzał nic nie widzącym wzrokiem na górzysty krajobraz, przesuwający się bezgłośnie za szybami Rolls — Royce’a. — Albo, ujmując to jeszcze inaczej, poświęca pan teraz godzinę swego czasu, by być świadkiem pewnego eksperymentu. Eksperymentu, który być może oznacza ratunek dla Climactic — dodał.
Samochód zjechał na pobocze i stanął bezszelestnie jak dobrze naoliwiona prasa hydrauliczna. Szofer wyskoczył błyskawicznie, gotów otworzyć tylne drzwi. L.M. nie drgnął nawet, rozglądał się tylko podejrzliwie naokoło.
— Śmietnik! Ciekaw jestem cóż takiego, co mogłoby uratować wytwórnie, znajduje się na tym wysypisku śmieci?
Barney bezskutecznie usiłował pobudzić do życia nieruchome i bezwładne cielsko szefa.
— Proszę bez uprzedzeń, panie L.M. Zresztą niech pan pomyśli, czy ktokolwiek mógł przewidzieć, że ubogi wyrostek ze slumsów East Side stanie się pewnego dnia głową największej kompanii filmowej Świata?
— Bierzemy się za impertynencje, co?
— Nie odbiegajmy od tematu, proszę — zażądał Barney. — Na początek zajrzyjmy do środka i przekonajmy się, co ma nam do zaofiarowania profesor Hewett. Uprzedzenia zostawmy na potem.
Z najwyższą niechęcią L.M. dał się wyprowadzić na wyłożoną zmurszałymi płytami ściężkę, która wiodła do drzwi zapadniętego w ziemie, ale ozdobionego sztukateriami domu. Barney, mocno trzymając go za ramie, nacisnął guzik dzwonka. Musiał jednak zadzwonić jeszcze dwa razy, nim drzwi otworzyły się z łoskotem i wychynął z nich niski mężczyzna z ogromną, łysą głową ozdobioną okularami w grubej rogowej oprawie:
— Profesorze Hewett — zaczął Barney, lekko popychając L.M. do środka. — Oto człowiek, o którym panu wspominałem. Prezes Climactic Studios, pan L.M. Greenspan we własnej osobie.
— Ach tak, oczywiście, proszę wejść — profesor łypnął wodnistymi oczyma spoza owalnej oprawy okularów i usunął się nieco, aby umożliwić im wejście.
Комментарии к книге «Filmowy wehikuł czasu», Гарри Гаррисон
Всего 0 комментариев