Ilustracje
Dominik Broniek
Na początku była kartka. Pierwsza strona brulionu, naznaczona drobną, dyskretną kratką w kolorze bladego turkusu. Dużo gorzej ze słowem. Historia domagała się opowiedzenia, a wyrazy stawały w poprzek, brykały i wcale nie chciały układać się w równe rzędy zdań.
Myślę, że tę okropną sytuację zna dobrze każdy pisarz, początkujący lub taki, który ma w pracowni cale regały zapełnione własnymi dziełami. Terror pierwszego zdania, pierwszego akapitu. Niby wszystko wygląda tak gładko. Pojawia się błysk, pomysł i autor popada w euforyczny, lekko paranoidalny stan, który można wyrazić krótką frazą: „Posłuchajcie, opowiem wam historię…". A potem pojawia się wredna czysta kartka i wszystko komplikuje.
Tylko teraz zamiast kartki mam przed nosem migający kursor. No i historię zwykle sporo dłuższą niż wtedy, wiele lat temu, kiedy nocą bazgrałam długopisem w brulionie, wyraźnie oburzonym, że nie znajdują się w nim tematy lekcyjne lub notatki z wykładów.
Opowiadanie historii jest stare jak ludzkość. Może starsze niż najstarszy zawód świata. Nietrudno sobie wyobrazić, że w przytulnej jaskini, wieczorem, kiedy cale plemię ziewało z nudów, iskając sobie wzajem wszy, ktoś kręcił się nerwowo przy ognisku, aż wreszcie nie wytrzymywał i wypalał: „Hej, a wiecie, co mi się przydarzyło wczoraj nad potokiem'?".
Ludzie potrzebują fikcji, potrzebują opowieści. Inaczej dawno już nie byłoby pisarzy, reżyserów, aktorów. Książek jakoś nie pożarło ani kino, ani telewizja, ani video, ani gry komputerowe. I dobrze. Czasem trzeba kontynuować tradycje. Nawet takie, które sięgają dolnego paleolitu.
Zbiór, który macie przed sobą, zawiera różne historie. Nie znalazły się w nim opowiadania układające się w jakieś wyraźne cykle. Nie ma też wyraźnego klucza, jedynym kryterium doboru była różnorodność. Opowieści na rano łub wieczór, w zależności od nastroju. Jest tu nawet mój debiut, historyjka pod tytułem „Mucha". Słowem, różności. Kram opowiadacza. Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie.
Miłej zabawy.
Autorka
Mucha„Mucha" to moje debiutanckie opowiadanie. Powstało dobrą dekadę temu, a ja wciąż pamiętam, jak wściekle waliło mi serce, jak trzęsły się palce, którymi przewracałam kartki magazynu „Fenix". Było. Moje nazwisko. Moje słowa. Hosanna!
Комментарии к книге «Więzy krwi», Maja Lidia Kossakowska
Всего 0 комментариев