Jak wiele razy wcześniej, dziękuję Clarkowi i Kathy Kiddom za udostępnienie mi schronienia, gdzie mogłem energicznie zabrać się do pisania tej książki.
Dziękuję także Kathleen Bellamy i Scottowi J. Allenowi za ich pomoc, znacznie przekraczającą wymagania i obowiązki; Jane Brady i Geoffreyowi Cardowi za zestawienie danych z poprzednich części cyklu.
GĘSIArthur Stuart stał przy oknie warsztatu wypychacza zwierząt i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w wystawę. Alvin Smith prawie już minął następną przecznicę, nim zdał sobie sprawę, że Arthur został z tyłu. Zanim wrócił, wysoki biały mężczyzna zaczął wypytywać chłopca.
— Gdzie jest twój pan?
Arthur nie spojrzał nawet na niego. Nie odrywał wzroku od wypchanego ptaka upozowanego, jakby właśnie miał wylądować na gałęzi.
— Odpowiedz mi, chłopcze, bo wezwę konstabla i…
— On jest ze mną — wtrącił się Alvin.
Mężczyzna natychmiast zaczął zachowywać się przyjaźnie.
— Miło to wiedzieć, przyjacielu. Chłopak w tym wieku… Można by sądzić, że jeśli jest wolny, rodzice nauczą go grzeczności, kiedy zwraca się do niego biały człowiek…
— Myślę, że widzi tylko tego ptaka na wystawie. — Alvin położył chłopcu dłoń na ramieniu. — O co chodzi, Arthurze Stuart?
Dopiero dźwięk głosu Alvina wyrwał Arthura z oszołomienia.
— Jak on to zobaczył?
— Co? — zdziwił się mężczyzna.
— Co zobaczył? — zapytał Alvin.
— Jak ptak odpycha się skrzydłami, zanim usiądzie, a potem nieruchomieje jak posąg. Nikt tego nie widzi.
— O czym ten chłopak opowiada? — nie zrozumiał mężczyzna.
— Świetnie zna się na ptakach — wyjaśnił Alvin. — Myślę, że podziwia te wypchane okazy na wystawie.
Mężczyzna rozpromienił się z dumy.
— Sam zajmuję się wypychaniem. Prawie wszystkie tutaj są moje. Wreszcie Arthur odpowiedział mu bezpośrednio.
— Większość to zwykłe martwe ptaki. Bardziej żywo wyglądały, kiedy leżały jeszcze na polu, zestrzelone śrutem. Ale ten… i tamten — wskazał pikującego jastrzębia — zrobił je ktoś, kto zna żywe ptaki.
Wypychacz przez chwilę spoglądał na niego niechętnie, jednak zaraz na jego twarz powrócił uśmiech handlarza.
— Podobają ci się? To prace takiego Francuza, przedstawia się John-James — wymówił podwójne imię, jakby to był żart. — Czeladnicza robota i tyle. Te delikatne pozy… Wątpię, czy druty długo wytrzymają.
Комментарии к книге «Płomień serca», Орсон Скотт Кард
Всего 0 комментариев