Przekład z języka rosyjskiego Marina Makareyskaya
TARMIŃSKA WYŻSZA SZKOŁA MAGII,
WRÓŻBIARSTWA I ZIELARSTWA
Wydział Magii Teoretycznej i Praktycznej Katedra Magii Praktycznej
Sesja i praktyka naukowo-terenowa
ROK 999 według kalendarza belorskiego
MIASTO STARMIN
Wykład 1. DrakologiaBladozłociste słońce powoli wznosiło się nad wygiętym grzbietem śpiącego smoka. Odblaski światła tańczyły na karmazynowych łuskach, czarny grzbiet otoczony był niebieskawą poświatą, trójkątne płytki grzebienia wydawały się zniszczone gorącem, jak gdyby smoka pieczono w całości na rozżarzonych węglach.
Smok spoczywał na brzuchu z podwiniętymi łapami, wyciągniętą szyją i przekręconą na bok głową. Z wąskich nozdrzy wydmuchiwał smugi pary gęsto poprzetykanej płomykami. Koniuszek jego ogona drgał nerwowo, szeleszcząc łuską po żwirze. Był to smok skalny, najmądrzejszy, najbardziej chytry i najpaskudniejszy z całego swojego rodzaju. Sądząc po pierścieniach na łuskach, po raz pierwszy zobaczył ten świat coś około siedmiuset lat temu. Jego cień ślizgał się po równinach belorskich, gdy jeszcze nie było na nich śladu ludzi, pasły się natomiast liczne stada jeleni, po nocach wyły wilki, a dookoła migrowały koczownicze plemiona trolli. Pamiętał jednoczesne wtargnięcie ludzi ze wschodu i zachodu, krwawe bitwy na miecze i destrukcyjną potęgę magii zmieniającej w proch całe armie. Widział jak rosły i obracały się w gruzy miasta, jak topniały lasy, a zielone łąki przekształcały się w pstrokate kwadraty pól uprawnych. Przeżył więcej łowców smoczych głów niż oni mieli nadzieję. Gdyby co roku nie zrzucał skóry na wiosnę, byłaby cała poznaczona bliznami. Zresztą smok nie narzekał na los, a jego waga obecnie znacznie przekraczała średnią. Sama kupa kości, na której leżał, wymownie świadczyła o spożytych kaloriach.
Jeszcze trochę pozachwycałam się świtem, pobujałam prawą nogą w powietrzu i z całej siły kopnęłam smoka w bok. Równe sapanie urwało się czymś pomiędzy warknięciem a ziewnięciem, gad przeturlał się na plecy, przeciągnął, wystawił pazury i najeżył beżowe łuski na brzuchu. Potem odwrócił głowę w moim kierunku, zmrużył złe żółte oczy i wywalił karmazynowy rozdwojony język.
– Psss… Wolhha! Do ressszty ci odbiło!
– Słoneczko już wstało – odparłam niezmieszana. – Ile można spać? Jak tak dalej pójdzie, to się niedługo przestaniesz mieścić w jaskini!
Комментарии к книге «Zawód: Wiedźma. Część II», Olga Gromyko
Всего 0 комментариев