Bezlitosny blask jarzeniówek raził wyczerpane bezsennością oczy, sprawiając coraz większy ból i powodując uporczywe łzawienie. Najwyraźniej jednak nie przeszkadzał dwóm policjantom przechadzającym się wzdłuż ściany. Wprost przeciwnie, ich miarowe kroki, beznamiętny wyraz oczu lustrujących każdy zakątek peronu i idealny bezruch trzymanych w dłoniach pałek harmonizowały wręcz z doprowadzoną do skrajności aseptycznością rozległego pomieszczenia.
Ukryty za filarem Lynn Fargo ostrożnie wychylił głowę. Szerokie, okryte ciemnym materiałem kuloodpornych kamizelek plecy patrolowych oddalały się coraz bardziej. Dokładając starań, by nie wywołać najlżejszego hałasu, przemknął do wąskiego korytarza prowadzącego na niższy poziom stacji. U jego wylotu przy pokrytej świeżą farbą ścianie stała rozklekotana ławka. Rozejrzał się wokół. Nie, to nie było dobre miejsce. Ruszył w dół, zatrzymując się na każdym podeście wyściełanych schodów, żeby dać odpocząć drżącym nogom. Perony poniżej były oświetlone równie jasno, lecz potężniejsze i gęściej ustawione filary dawały więcej cienia. Fargo stanął pod pierwszym z nich, obserwując otoczenie. Nieliczni o tak późnej porze podróżni nie zwracali uwagi na obszarpańca o wpółprzymkniętych powiekach. Brak snu dokuczał mu coraz bardziej. Pokusa, by położyć się pod najbliższą ze ścian była bardzo silna, wiedział jednak, że dzisiaj nie miałoby to najmniejszego sensu. Po dziesięciu minutach przeszedł na drugi koniec peronu, po kolejnym kwadransie wrócił do wylotu schodów. Pół godziny później miał już nadzieję na normalne spędzenie nocy. Tuż obok nieczynnego o tej porze kiosku, za billboardem, stał rząd krzeseł z tworzywa sztucznego. Fargo błyskawicznie skoczył w wąski przesmyk między filarami i położył się na jedynej jeszcze wolnej przestrzeni pomiędzy takimi jak on łachmaniarzami.
Naturalna osłona ściany kiosku i kratownicy podtrzymującej reklamę okazała się niestety iluzoryczna. Zdawało mu się, że ledwie położył głowę na zgiętym ramieniu sąsiada, gdy poczuł mocne uderzenie.
– Pobudka!
Dwóch policjantów końcami długich pałek szturchało leżących.
– Jazda! Jazda stąd!
– Hej, ty!
Głos kobiety nie zawierał ani złości, ani agresji, ani nawet cienia zainteresowania. Był po prostu zmęczony.
– Idź umierać gdzie indziej.
Комментарии к книге «Przesiadka W Piekle», Анджей Земянский
Всего 0 комментариев