Pilno nam było do łóżek, każdej z innego powodu. Mama była zmęczona. Ala chciała jak najprędzej usnąć, żeby spokojnie doczekać rana. Ja musiałam pomyśleć. Przez otwarte okno wiała ku nam letnia noc. To dziwne, przyjechałam do Osady szósty raz, ale każdy przyjazd był inny. Każdy! Oczywiście – najprostsze pierwsze trzy. Szczenięca radość i nic więcej. Tylko przyczyny radości były różne. Za pierwszym razem cieszyła mnie perspektywa swobody, za drugim – powrotu w to miejsce, które zdążyłam polubić. Za trzecim razem cieszył mnie fakt, że spotkam znowu swoją Miśkę – nie widzianą przez rok! Później, tak jak Alka teraz, szalałam ze szczęścia, że wreszcie dobrnęłam do wakacji, do Osady, do Miśki, do wszystkiego. Do wszystkiego, właśnie… Pod pojęciem "wszystko" mieściły mi się już pewne treści, których nie umiałam dobrze zróżnicować. Były to jakieś przeczucia, oczekiwania nie tylko na dobrą pogodę. I wreszcie przyjazd zeszłoroczny. Przy pakowaniu uważniej dobierałam sukienki, wsunęłam do walizki klipsy do zakręcania włosów, z marszczonej bibułki zrobiłam sobie fantazyjny, czerwony kapelusz. Cieszyłam się perspektywą spotkania z Miśką i z resztą naszej paczki. Na trzy dni przed wyjazdem dostałam zwariowany list od Tomka. Wcisnęłam do walizki jeszcze jedną spódnicę.
A dziś? Z mojej twarzy znikła już dawno zeszłoroczna opalenizna. Tak samo wyblakło uczucie do Tomasza. Wystarczy jednak kilka dni słońca i znowu cera nabierze złocistej barwy, a co z miłością?
Długo nie mogłam usnąć i następnego ranka obudziłam się bardzo późno. Alki nie było w pokoju, mama układała nasze rzeczy w szafie. Na stole pod lustrem stały już letnie rekwizyty: olejek do opalania, krem sombrero, krem nivea… Mama uwijała się pomiędzy szafą a walizkami ubrana w spodnie i kolorową bluzkę, włosy miała przytrzymane szeroką, białą opaską. Zawsze wydawała mi się bardzo ładna, teraz jednak szczególnie uderzył mnie jej wdzięk, taki wyraźny pomimo znużenia!
Nasz ojciec kochał mamę przez całe siedem lat, a potem zostawił, niefrasobliwie dorzucając do jej pięknych wspomnień o sobie – Alusię i mnie. Doprawdy nie nasza w tym wina, że mama musiała tak bardzo się męczyć, aby pchać jakoś ten swój koślawy wózek, który miał tylko trzy kółka, bo czwarte zerwało się przy jakimś wzniesieniu i potoczyło po zboczu, nie ciekawe, co stanie się z resztą pojazdu!
Kochałyśmy mamę bardzo. Alusia spontanicznie, hałaśliwie, a jednocześnie zupełnie po prostu. Ja kochałam mamę okrężnymi drogami.
Комментарии к книге «Zapałka Na Zakręcie», Krystyna Siesicka
Всего 0 комментариев