– Ty, słuchaj – powiedziała do mnie Alicja dosyć złym głosem na swoim tarasiku Birkerød. – Ja może i miałam Alzheimera, ale już mi przeszło. Zdaje się, że na ciebie. Może byś jakoś uporządkowała ten cały mętlik, którego udało ci się narobić?
– Który mętlik? – spytałam beznadziejnie, usiłując usiąść jakoś nieco wygodniej na jej kretyńskim fotelu ogrodowym, nie wiadomo do czego przeznaczonym, bo ani siedzieć, ani leżeć się na nim nie dawało.
Alicja, pochylona, próbowała doprowadzić do pionu fuksję, przewróconą dzikim wichrem parę miesięcy temu i rosnącą bardzo dziwnie, jakby pod kątem prostym. Rosła dziwnie, ale kwitła, na co patrzyłam z zazdrością.
Wyprostowała się. Fuksji nie. Zrezygnowała.
– Ten, którego narobiłaś w swoich książkach. I wzmogłaś autobiografią. Nikt już nie wie, co było rzeczywiście, a co wymyśliłaś, ale ja to, wbrew pozorom, pamiętam…
– O, nie! – zbuntowałam się gwałtownie. – Jeżeli mnie przypisujesz spodnie, których domagała się Dagmar…
– Spodnie zostały skorygowane – przerwała mi zimno Alicja. – I nawet ten, jak mu tam… Baobab… Bełkot…
Łypnęła na mnie okiem wyczekująco. Spróbowałam odgadnąć.
– Sądzę, że masz na myśli Blekota…?
– Blekota? Możliwe. On się nazywał Blekot?
– Blekot. O Baobabie nie słyszałam.
– Blekot… No, możliwe… Mała różnica, i to, i to roślina.
– Baobab trochę większy. I co ten Blekot?
Alicja porzuciła fuksję i z troską zaczęła teraz obmacywać suchą gałąź jabłoni, rosnącej nad naszymi głowami.
– Powinno się to ściąć. Złamie się samo i zleci komuś na łeb…
– Zleci gwarantowanie – zapewniłam ją, nastroszona nieco, bo sprawa Blekota dała mi się we znaki przed laty i do tej pory nie przestała mnie denerwować. – Należało ją ściąć już dawno. I co ten Blekot, pytam?
– Jaki Blekot…? A, Blekot! Blekot też został skorygowany. Nigdy nie był twoim przyjacielem, ani nawet gachem, pamiętam doskonale. Zdaje się, że on miał jakoś nietypowo na imię? Jeremiasz…? Alfred…?
– Ernest.
– Ernest, może być. Ale żadnego szczura ani żadnej nornicy nigdy tu nie było. Ponadto wszyscy mnie pytają, czy ze strony Anity to nie jest okropny nietakt, bywać u mnie, i dlaczego ją w ogóle wpuszczam za próg domu, skoro zamordowała tyle osób. Żadne wyjaśnienia nie pomagają i w końcu szlag mnie trafi.
– Dlaczego ciebie? – zdziwiłam się. – Nie ją? Niech ona wyjaśnia, a nie ty. Jej nie pytają?
Комментарии к книге «Kocie Worki», Иоанна Хмелевская
Всего 0 комментариев