Koła bryczki grzęzły w rozpaskudzonej wczorajszym deszczem drodze i wówczas milkł piskliwy rytm źle naoliwionej ośki. Dominik siedział tyłem do kierunku jazdy, podskakując na obitej skórą ławeczce, która raz za razem tłukła mu siedzenie, wyrzucana w górę i w dół, gdy szeroka, sześcioosobowa bryka zataczała się jak pijana w wodnistych koleinach. Przy bardziej gwałtownych przechyłach ukradkiem wysuwał nogę, próbując sięgnąć trzewikiem kleistego błocka na poboczu, lecz po chwili pojazd odzyskiwał równowagę i szarpnięty w przód toczył się dalej.
Nie widząc koni, a tylko gęstą ścianę lasu, chłopiec miał uczucie, że bryczka porusza się sama, pchana siłą wiatru, który niósł ze sobą zimny, wczesnowiosenny zapach okolicy. Kiedy podnosił wzrok ku górze, zdawało mu się, że stoją w miejscu i że to korony drzew poruszają się do tyłu, w ukłonach, do których zmuszał je powiew. Przymykał oczy śniąc o wędrującej armii konarów i dopiero skrzekliwy głos siedzącego na koźle Marcina, który z rzadka pobudzał konie do wysiłku, wyrywał go z tych rojeń. Wówczas powoli, z ociąganiem rozklejał oczy i znowu wpatrywał się tępo w kolana siedzącego naprzeciw ojca lub w mijane rzeki kałuż.
Gdy wyjechali na piaszczystą równinę, w kałużach nagle zamigotało czerwone, jaskrawo świecące jabłko – zachodzące słońce. Dominik obserwował, jak szkarłatny krążek drga, tańczy i zmienia kształty, w czym sam mu pomagał, lekko uderzając butem w lustro wody.
Krajobraz umykał coraz żwawiej i stawał się blady w zapadającym zmroku. Janek jest już na pewno w domu – pomyślał Dominik. Poczuł żal, że nie może jak brat odbiec na koniu przed tym zmierzchem, który przynosił mu wspomnienie matki i jej bezradny, skrywany przed ojcem płacz. Kiedyś ojciec i jemu podaruje jakąś szkapę, ale choćby była najściglejsza, matki nie dogoni.
Gwałtowny klaps w udo i gniewny głos ojca wyrwał go z zadumy. Lewą nogę powyżej kostki miał mokrą i utaplaną w brązowej mazi. Ze spuszczoną głową wysłuchał reprymendy i przyjaznego rechotu kompanów ojca, czując jak zamoczoną stopę opływa wilgotne, lepkie ciepło.
Комментарии к книге «Kolebka», Вальдемар Лысяк
Всего 0 комментариев