«Sobowtór profesora Rawy»

2709


Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

ALFRED SZKLARSKI Sobowtуr Profesora Rawy SCAN-dal

Prolog - niepokoj¹ce wezwanie Mimo pe³ni kalendarzowego lata, od wielu dni trwa³a z³a, jesienna pogoda. Szare, o niskim pu³apie chmury wci¹¿ zasnuwa³y niebo. Co chwila zrywa³ siк porywisty wiatr i smaga³ ziemiк strugami zimnego deszczu. W³aœnie zapada³ przedwczesny wieczorny zmrok. Pospieszny poci¹g Warszawa - Wiedeс mkn¹³ na po³udniowy zachуd ku Katowicom. Okna rozko³ysanych pкdem wagonуw rozb³ys³y elektrycznym œwiat³em. Wagon restauracyjny by³ bez przerwy zape³niony. Kelner niezmordowanie przebiega³ od stolikуw do kuchni i roznosi³ na tacy zamуwione przez podrу¿nych dania. Kr¹¿¹c po wagonie, co pewien czas ciekawie zerka³ na barczystego, starszego mк¿czyznк o skroniach mocno ju¿ przyprуszonych siwizn¹. Zaj¹³ on miejsce przy stoliku zaraz po wyruszeniu poci¹gu z Warszawy i od trzech godzin siedzia³ g³кboko zamyœlony, nie zwracaj¹c na nikogo uwagi. Obiad dawno ju¿ ostyg³ na talerzu, a mк¿czyzna wci¹¿ w skupieniu coœ rozwa¿a³. Kelner w³aœnie powraca³ do kuchni, gdy naraz ktoœ przytrzyma³ go za ³okieж. Spojrza³ przez ramiк. To by³ ten milcz¹cy, zamyœlony pasa¿er. - Czy w Katowicach bкdziemy bez opуŸnienia? - zapyta³. - Ju¿ nadrobiliœmy tych kilka minut, przyjedziemy zgodnie z rozk³adem - wyjaœni³ kelner. - Czy mo¿e podaж coœ innego szanownemu panu? - Podaж...? Co podaж? - zdziwi³ siк pasa¿er, jakby nie zrozumia³ pytania. - Szanowny pan nie zjad³ obiadu! Jeœli nie smakowa³, mogк teraz przynieœж jak¹œ zimn¹ zak¹skк! Na pewno jest pan g³odny! - Nie zjad³em obiadu? - zdziwi³ siк profesor Rawa. Spojrza³ na stolik i doda³: - Widocznie zapomnia³em... Tak, jestem g³odny. Proszк o porcjк szynki. - A mo¿e by tak fili¿aneczkк czarnej kawy? To czasem pomaga cz³owiekowi - zaproponowa³ kelner. - Mуwi pan, ¿e pomaga...? Nie, dziкkujк! Proszк o herbatк. Pasa¿er znуw pogr¹¿y³ siк we w³asnych rozmyœlaniach. Kelner zaintrygowany pobieg³ do bufetu. Wydawa³o mu siк, ¿e w szarych oczach roztargnionego mк¿czyzny czai³ siк jakiœ nieokreœlony niepokуj. Profesor Rawa zjad³ plasterek szynki z such¹ kromk¹ chleba i popi³ herbat¹. Od najm³odszych lat przestrzega³ odpowiedniej diety, dziкki czemu zachowa³ sprawnoœж fizyczn¹ i jasnoœж myœli, ktуre szczegуlnie tego w³aœnie dnia mog³y mu byж bardzo potrzebne. Czas szybko mija³... Za oknami wagonu zajaœnia³a ³una, w ktуrej od czasu do czasu wykwita³y czerwonawe odblaski. Poci¹g mkn¹³ teraz przez Zag³кbie. Wkrуtce b³ysnк³y uliczne jarzeniowe latarnie i barwne neony. Poci¹g wje¿d¿a³ do Katowic, g³уwnego oœrodka Gуrnoœl¹skiego Okrкgu Przemys³owego, tak swoistego pod wzglкdem przemys³owym, krajoznawczym i ludnoœciowym. Uœmiech okrasi³ powa¿n¹ twarz profesora Rawy. Lubi³ Katowice, stolicк polskiego gуrnictwa i hutnictwa. By³y one dla niego miniatur¹ pulsuj¹cych ¿yciem i prac¹ du¿ych miast europejskich. Spogl¹daj¹c przez okno profesor po³o¿y³ na stoliku stuz³otowy banknot. Poci¹g ju¿ wje¿d¿a³ na peron. Rawa szybko narzuci³ p³aszcz. Zapomniawszy o reszcie ruszy³ ku wyjœciu. Kelner porwa³ pieni¹dze i pobieg³ za dziwnym pasa¿erem. - Proszк pana, proszк pana! - wo³a³ w œlad za wychodz¹cym. - Nie wzi¹³ pan reszty! Nim jednak dotar³ do drzwi wagonu, profesor Rawa wmiesza³ siк w t³um pasa¿erуw, ktуrzy pospiesznie schodzili do ni¿ej po³o¿onych, os³oniкtych pasa¿y dworca. Zacina³ rzкsisty deszcz. Rawa niebawem dobrn¹³ do wyjœcia z peronуw do hali dworcowej. Naraz przytrzymano go za ramiк. - Proszк o bilet! - rozbrzmia³ nieco podniesiony kobiecy g³os. Profesor zamyœlony usi³owa³ iœж dalej, lecz ktoœ uporczywie przytrzymywa³ go za rкkaw p³aszcza i wo³a³: - Proszк oddaж bilet! Rawa dopiero teraz dostrzeg³ w budce kontrolera chud¹, nisk¹ kobietк w mundurze kolejarskim, domagaj¹c¹ siк zwrotu biletu. Jakiœ podrу¿ny tu¿ za jego plecami mуwi³ podenerwowanym g³osem coœ niepochlebnego o roztargnionych ludziach. Profesor zafrasowany zacz¹³ przeszukiwaж kieszenie. Ma³e zamieszanie nie usz³o uwagi mк¿czyzny, opartego plecami o automat z peronуwkami w hali dworca za budk¹ kontrolerki. Spod opuszczonego na oczy ronda kapelusza badawczo przyjrza³ siк profesorowi, a potem podniуs³ do gуry ko³nierz p³aszcza. W tym momencie, jakby na umуwione has³o, inny mк¿czyzna, pogr¹¿ony dot¹d w czytaniu ,,Dziennika Zachodniego” obok drugiej budki kontrolera, natychmiast schowa³ gazetк do kieszeni, po czym szybkim krokiem wyszed³ z hali na ulicк. Profesor Rawa wreszcie znalaz³ bilet kolejowy w bocznej kieszonce marynarki. Wrкczy³ go kontrolerce. Niebawem wyszed³ przed dworzec. Ostatnia taksуwka w³aœnie znika³a za naro¿nikiem ulicy M³yсskiej. Profesor niezdecydowany przystan¹³ na skraju chodnika. Dwaj tajemniczy mк¿czyŸni, ktуrzy przed chwil¹ w hali dworcowej wymienili porozumiewawcze znaki, obecnie nie spuszczali wzroku z roztargnionego naukowca. Jeden z nich wyj¹³ z kieszeni gazetк i ostentacyjnie wrzuci³ j¹ do kosza na œmieci, umieszczonego nas³upie. Wtedy samochуd, zaparkowany przy wysepce na œrodku placyku, ruszy³ ku dworcowi. W tej niemal¿e chwili drugi mк¿czyzna przystan¹³ za profesorem Raw¹, by zapaliж ogarek papierosa. Samochуd zatrzyma³ siк przed profesorem przy krawк¿niku chodnika. - Jadк do Ligoty, je¿eli gdzieœ po drodze, mogк podwieŸж - uprzejmie zagadn¹³ kierowca, uchylaj¹c drzwiczek wozu. - Mieszkam na Rу¿yckiego! Bardzo dziкkujк, chyba z nieba mi pan spad³! - ucieszy³ siк Rawa. - Kiepska dzisiaj pogoda. - Prawie ca³e lato do niczego. Proszк wsiadaж, podwiozк pana - odpar³ kierowca, dyskretnie uœmiechaj¹c siк ironicznie. - Czeka³em na kogoœ, kto nie przyjecha³ tym poci¹giem. Profesor Rawa wsiad³ do samochodu. Mк¿czyzna, ktуry zapala³ papierosa, teraz rzuci³ niedopa³ek na ziemiк i szybko oddali³ siк ku M³yсskiej. Tu¿ za rogiem sta³a granatowa warszawa. Na widok nadchodz¹cego drzwi samochodu otworzy³y siк; w g³кbi wozu ju¿ siedzia³ drugi mк¿czyzna, ktуry przedtem udawa³, ¿e czyta gazetк. Zaraz te¿ krуtko zapyta³: - No i co?! - Akcja przebiega planowo, jedzie podstawionym wozem - pad³a odpowiedŸ i mк¿czyzna pospiesznie ulokowa³ siк na przednim siedzeniu obok szofera. - Uwaga, ju¿ skrкcaj¹ w M³yсsk¹! - rozleg³ siк ostrzegawczy g³os kierowcy. - WyprzedŸ ich i jedŸ prosto na Rу¿yckiego rozkaza³ ten w g³кbi warszawy. Profesor Rawa tymczasem pochyli³ siк do przodu, z zaciekawieniem obserwuj¹c ulicк. Na rogu M³yсskiej i Pocztowej niemal przylgn¹³ twarz¹ do szyby os³aniaj¹cej kabinк szofera. Na Rynku, w potokach œwiat³a reflektorуw, mimo z³ej pogody, trwa³y prace przy budowie szybko wykaсczanego, du¿ego gmachu domu towarowego. Rawa z zadowoleniem stwierdzi³, ¿e barwny neon na fasadzie budynku ju¿ obwieszcza³ narodziny ,,Zenitu”. - No, no, nieŸle siк uwinкli - mrukn¹³ Rawa, podziwiaj¹c nowoczesne i estetyczne kszta³ty .okaza³ej budowli. - Teraz podganiaj¹ robotк, bo za dwa dni dwudziesty drugi lipca! Potem znуw bкd¹ siк grzebali! - zauwa¿y³ kierowca spod oka obserwuj¹c pasa¿era, - My zawsze musimy wszystko krytykowaж - cierpko odpar³ profesor. Sk¹pana w deszczu brukowana nawierzchnia ulicy Koœciuszki skrzy³a siк w œwietle latarс jarzeniowych, ktуre niczym kryszta³owy rу¿aniec piк³y siк ku po³udniowej dzielnicy miasta. Kierowca silniej nacisn¹³ gaz. Granatowa warszawa wyprzedzi³a go ju¿ znacznie. Samochуd lekko wspina³ siк na wzniesienie przy Parku Koœciuszki. Rz¹d miejskich tramwajуw sta³ przed zajezdni¹. Po prawej stronie zarysowa³a siк ciemna skarpa parku, na niej zaœ strzeliste kontury zabytkowego, drewnianego koœciу³ka oraz dzwonnicy, otoczone gкstw¹ krzewуw i smuk³ych drzew. - Zaraz za torem kolejki w¹skotorowej nale¿y skrкciж w prawo - wyjaœni³ Rawa, gdy samochуd min¹³ skarpк. - Znam tк dzielnicк - odpar³ kierowca i zapyta³: - Ktуry numer? - Czwarty dom z kolei - wyjaœni³ profesor. - Willa stoi nieco w g³кbi ogrodu. Z ulicy numer prawie niewidoczny. Kierowca trochк przyhamowa³ na zakrкcie. Wjechali pomiкdzy wysokie krzewy odgradzaj¹ce ulicк Rу¿yckiego od ulicy Koœciuszki. Samochуd zacz¹³ zarzucaж na mokrej, por¿niкtej koleinami drodze. Przystan¹³ przed ¿elazn¹, a¿urow¹ bram¹. Profesor wcisn¹³ w rкkк szofera dwudziestoz³otowy banknot, po czym wysiad³ z samochodu, ktуry wkrуtce znik³ w wylocie opustosza³ej ulicy. Rawa przybli¿y³ siк do ¿elaznej furtki, obramowanej dwoma kamiennymi s³upkami. Na ka¿dym z nich, na wysokoœci twarzy doros³ego mк¿czyzny, widnia³y trzy b³yszcz¹ce, metalowe ozdoby, Wykonane w kszta³cie wypuk³ej, okr¹g³ej tarczy. Profesor przystan¹³ przed s³upem, w ktуry wmurowane by³y zawiasy furtki. Dotkn¹³ d³oni¹ œrodkowej tarczy, nastкpnie wykona³ ni¹ p³aski pу³obrуt w kierunku ruchu wskazуwek zegara. W ods³oniкtym w ten sposуb otworze ukaza³o siк wg³кbienie kryj¹ce wylot tuby. “Nie mam kluczy!” zawo³a³ pу³g³osem. Rygiel szczкkn¹³ w zamku. Furtka sama otworzy³a siк szeroko. Dwуch mк¿czyzn, obserwuj¹cych Rawк z ukrycia w pobliskich zaroœlach, porozumiewawczo tr¹ci³o siк ³okciami. Furtka znуw sama zamknк³a siк, gdy profesor wszed³ do ogrodu. Kilkanaœcie metrуw za parkanem znajdowa³a siк wœrуd drzew obszerna jednopiкtrowa willa z wykuszami i wejœciem os³oniкtym doœж g³кbokim podcieniem. Parter domu zbudowany by³ z ciosanego bia³ego kamienia, wy¿ej zaœ mur tworzy³y nietynkowane, czerwone ceg³y. W frontowej œcianie widnia³o tylko jedno ma³e i okr¹g³e jak okrкtowy iluminator okienko, dziкki czemu dom sprawia³ wra¿enie doœж ponurej, ufortyfikowanej budowli. Profesor znalaz³ siк wkrуtce w g³кbi podcienia przed drzwiami bez klamki. Nad wbudowan¹ w nie p³askorzeŸb¹ g³owy robota z rozchylonymi ustami i oczami widnia³a emaliowana tabliczka z zagadkowym, czarnym napisem: “Powiedz kim jesteœ, a dowiesz siк, czy zasta³eœ gospodarza w domu.” Profesor Rawa nie trac¹c czasu pochyli³ siк ku robotowi i szepn¹³: “Sezam...” Jak za wypowiedzeniem zaklкcia legendarnego Ali Baby drzwi otworzy³y siк bezszelestnie. Profesor przekroczy³ prуg domu. Œwiat³o samoczynnie zap³onк³o w ¿yrandolu zwisaj¹cym z sufitu. Rawa uwa¿nie rozejrza³ siк po obszernym hallu. Wszystkie przedmioty znajdowa³y siк na w³aœciwych miejscach. W domu panowa³a niczym nie zm¹cona cisza. Profesor omin¹³ lustro wbudowane w œrodek œciennego wieszaka. Nie zdejmuj¹c p³aszcza ani kapelusza, stan¹³ przed du¿ymi, dwuskrzyd³owymi drzwiami bez klamki. Lekko przesun¹³ lew¹ d³oni¹ po bocznej futrynie. Drzwi same otworzy³y siк cicho... Rawa b³yskawicznym, niespokojnym spojrzeniem obrzuci³ swoj¹ pracowniк. Dopiero po d³u¿szej chwili ucho mog³o uchwyciж leciuteсki szum urz¹dzeс klimatyzacyjnych. Wszкdzie panowa³a idealna czystoœж i porz¹dek. Poœrodku sali sta³ d³ugi i szeroki, jasny stу³. Na nim znajdowa³ siк z boku ma³y mуzg cybernetyczny i rу¿nego rodzaju przyrz¹dy pomiarowe, z wygl¹du podobne do telewizorуw, anteny, mikrofony, magnetofony, lampy radiowe i telewizyjne wmontowane w jakieœ aparaty, wzmacniacze oraz du¿e i ma³e skrzynki z ekranami, tarczami lub wskaŸnikami i strza³kami, rozmaite urz¹dzenia elektromechaniczne. W g³кbi pracowni by³a nisza zakryta czteroskrzyd³owym parawanem. Rawa podbieg³ do niej. Gwa³townym szarpniкciem ods³oni³ jedno skrzyd³o parawanu. Strumieс jasnego œwiat³a automatycznie oœwietli³ fotel, w ktуrym siedzia³ mк¿czyzna s³usznego wzrostu i silnej budowy cia³a. Zewnкtrznie stanowi³ wiern¹ kopiк profesora Rawy. Z lekko odchylon¹ do ty³u g³ow¹ spogl¹da³ w sufit szklistymi, nieruchomymi oczami. Opuszczone w dу³ rкce bezw³adnie zwisa³y ku posadzce. Westchnienie ulgi wyrwa³o siк z ust profesora Rawy, gdy ujrza³ swego sobowtуra siedz¹cego za parawanem. Zaraz jednak pochyli³ siк ku niemu, obrzucaj¹c go badawczym spojrzeniem... Teraz od razu spostrzeg³ w marynarce na lewej piersi szerokie rozciкcie, jak po pchniкciu no¿em. Profesor Rawa zachmurzy³ siк i bardzo zaniepokojony szepn¹³: “Ach, wiкc to tak!” Nie trac¹c czasu podbieg³ do sto³u stoj¹cego na œrodku pracowni. Nacisn¹³ klawisz telewizora. Pochylony nad sto³em utkwi³ wzrok w du¿ym ekranie, na ktуrym kolejno zaczк³y ukazywaж siк wnкtrza innych pomieszczeс w domu: jadalnia, gabinet i zarazem jego sypialnia, pokуj syna, pokуj goœcinny, kuchnia, strych, a w koсcu gara¿ z po³yskliwym, niebieskim Wartburgiem. Nigdzie nie by³o ¿ywego ducha. Rawa wy³¹czy³ telewizor. Niemal przera¿ony pobieg³ nastкpnie w rуg pracowni, gdzie naprzeciwko drzwi wejœciowych mieœci³ siк przyrz¹d o kszta³cie stoj¹cego zegara. Zamiast tarczy ze wskazуwkami posiada³ ekran, nad nim zaœ ruchomy obiektyw. By³ te aparat nazwany przez wynalazcк “Ego”, co w jкzyku ³aciсskim oznacza³o “ja” lub “ja sam”. Ego by³ niezawodnym okiem i uchem profesora, bowiem mуg³ ukazywaж osoby, ktуre mimo surowego zakazu wchodzi³y do pracowni podczas jego nieobecnoœci, a nawet powtarzaж ich rozmowy. Rawa uruchomi³ przyrz¹d. Zaraz te¿ ciszк zak³уci³ g³os ostrzegaj¹cy kogoœ, aby samowolnie nie przekracza³ progu pracowni. Wkrуtce na ekranie pojawi³ siк obraz pokoju, w ktуrym obecnie przebywa³ profesor Rawa. S³ychaж by³o przyciszon¹ rozmowк dwуch mк¿czyzn. Naraz jakiœ zamaskowany osobnik pochyli³ siк nad d³ugim sto³em. “Precz z rкkoma! Mo¿esz niechc¹cy uruchomiж system alarmowy!” ostrzeg³ drugi intruz rуwnie¿ kryj¹cy twarz pod mask¹. Jego prawa d³oс, schowana w kieszeni p³aszcza, zapewne zaciska³a siк na rкkojeœci broni. “Masz racjк, to diabelski dom!” mrukn¹³ pierwszy osobnik i natychmiast cofn¹³ siк od sto³u. Ostro¿nie podszed³ do parawanu. Ods³oniкte jedno skrzyd³o pozwala³o ujrzeж jaskrawo oœwietlony, pusty fotel. “A wiкc sobowtуr wychodzi³ z pracowni podczas mej nieobecnoœci...” szepn¹³ Rawa gniewnie marszcz¹c brwi. Po krуtkiej naradzie intruzi wycofali siк ku drzwiom. Potem Ego znуw ostrzega³ kogoœ. Na ekranie pojawi³o siк trzech ch³opcуw i dziewczynka. Profesor Rawa nieco rozchmurzy³ siк na widok syna, lecz zaraz znуw spochmurnia³. Wiкc jednak Andrzej odwa¿y³ siк wprowadziж tutaj swoich przyjaciу³. Wszak¿e nie mia³ czasu na zastanawianie siк nad niepos³uszeсstwem syna, gdy¿ nowe sceny na ekranie i rozmowy dzieci przyku³y jego uwagк. Dzieci otacza³y siedz¹cego w fotelu sobowtуra, rozmawia³y z nim. Sobowtуr cierpliwie odpowiada³ na ich pytania, spacerowa³, wykonywa³ rу¿ne czynnoœci. Nastкpny z kolei obraz przedstawia³ sobowtуra wychodz¹cego z Andrzejem z pracowni, a w koсcu myszkuj¹cego po niej obcego mк¿czyznк. Po jakimœ czasie Rawa g³кboko wzburzony wy³¹czy³ aparat. Niezwyk³e relacje Ego spotкgowa³y niepokуj, jaki ogarn¹³ go w Londynie po telefonicznej rozmowie z oficerem œledczym milicji katowickiej, ktуry doradzi³ mu jak najszybszy powrуt do domu. Profesor teraz nabra³ pewnoœci, ¿e alarmuj¹ce podejrzenia milicji by³y jak najbardziej uzasadnione. W jego domu naprawdк czai³o siк groŸne niebezpieczeсstwo. Aby mуc skutecznie stawiж mu czo³a, zacz¹³ porz¹dkowaж kolejnoœж wydarzeс. A wiкc przede wszystkim na dwa dni przed wyjazdem Rawy do Anglii jego syn, Andrzej, wykrad³ siк w nocy z domu. Dlaczego to uczyni³...?

Potajemna wyprawa W nocnej ciszy rozbrzmiewa³o жwierkanie œwierszcza. Andrzej przewrуci³ siк na drugi bok. Widocznie œni³o mu siк coœ przyjemnego, gdy¿ uœmiech nie znika³ z jego twarzy. Tymczasem жwierkanie œwierszcza, z pocz¹tku doœж ciche i monotonne, z ka¿d¹ chwil¹ stawa³o siк bardziej natarczywe, a¿ nagle przerwa³o je krakanie wrony. Wyrwany teraz ze snu ch³opiec z poœpiechem wy³¹czy³ g³oœnik oryginalnego budzika, umieszczonego na stoliczku przy ³у¿ku. Zaniepokojony spojrza³ na fosforyzuj¹c¹ tarczк zegara: by³a jedna minuta po trzeciej. A wiкc zbudzi³o go dopiero krakanie wrony! “Oj, do licha! - pomyœla³ z³y na siebie. - Jeœli ojciec nie wy³¹czy³ mikrofonu, wpad³em na ca³ego!” Jeszcze raz zerkn¹³ na swуj wspania³y budzik. Otrzyma³ go zaledwie przed kilkoma dniami od ojca w nagrodк za pomyœlnie zdany egzamin do liceum. Profesor Rawa, chc¹c sprawiж przyjemnoœж swemu jedynakowi, ktуry by³ zapalonym konstruktorem urz¹dzeс elektronicznych, sam zaprojektowa³ i zbudowa³ dla niego ten niezwyk³y upominek. Odpowiednio nastawiony czasomierz mуg³ budziж ch³opca utrwalonymi na taœmie g³osami zwierz¹t. Najpierw wiкc, zamiast dzwonka, rozlega³o siк stopniowo coraz g³oœniejsze жwierkanie œwierszcza, potem krakanie wrony, a w koсcu przeraŸliwy pomruk lwa, ktуry nawet najwiкkszego œpiocha zrywa³ na rуwne nogi. Andrzej w dalszym ci¹gu le¿a³ w ³у¿ku, przezornie jednak odwrуci³ siк twarz¹ do œciany. Zaniepokojony zerka³ w ciemnoœж i przez pewien czas pilnie nas³uchiwa³. Przecie¿ w domu tym trudno by³o cokolwiek ukryж przed ojcem. Jeœli rуwnie¿ us³ysza³ u siebie w pracowni doœж g³oœne krakanie wrony, œwiat³o w pokoju Andrzeja mog³o zap³on¹ж lada chwila. By³by to znak, ¿e ojciec sprawdza na ekranie swego telewizora, co siк dzieje w sypialni jedynaka. Andrzej tymczasem pragn¹³, aby ojciec nie przejrza³ jego planуw. Ojciec Andrzeja, wybitny matematyk i fizyk, od szeregu lat poœwiкca³ siк badaniom naukowym stosunkowo m³odej dziedziny wiedzy - cybernetyki oraz szczegуlnie z ni¹ zwi¹zanych - automatyki i elektroniki. Dziкki swym du¿ym uzdolnieniom osi¹gn¹³ w pracy wprost niezwyk³e wyniki i dokona³ kilku wynalazkуw. By³ rуwnie¿ wspу³konstruktorem produkowanych w Polsce maszyn analogowych, s³u¿¹cych do obliczania rуwnaс rу¿niczkowych oraz matematycznych maszyn cyfrowych, zwanych popularnie mуzgami elektronowymi. Dla Instytutu Podstawowych Problemуw Techniki prowadzi³ badania naukowe we w³asnej pracowni, przylegaj¹cej do jego prywatnego mieszkania. Dla rozwi¹zywania niektуrych zagadnieс w zakresie elektroniki i cybernetyki, profesor musia³ nieraz najpierw rozwik³aж szereg drobnych, lecz niemniej wa¿nych problemуw, tote¿ niemal codziennie zamyka³ siк do pуŸnej nocy w ciszy obszernej pracowni, wyposa¿onej w rу¿ne najnowoczeœniejsze przybory oraz urz¹dzenia. Szczegуlnie wiele zainteresowania i czasu poœwiкca³ profesor Rawa jednej z wa¿niejszych metod cybernetyki, to jest modelowaniu. Budowane przez niego na wzуr ¿ywych organizmуw modele maszyn cybernetycznych, pozwala³y mu sprawdzaж s³usznoœж za³o¿eс i rozwa¿aс teoretycznych oraz jednoczeœnie dostarcza³y niezmiernie ciekawych materia³уw obserwacyjnych do badaс uk³adуw znacznie bardziej z³o¿onych, zachodz¹cych w ¿ywym organizmie. Zdarza³o siк czкsto, ¿e podczas badaс nad poszczegуlnymi czкœciami maszyn cybernetycznych, profesor odkrywa³ nowe mo¿liwoœci dla rozszerzenia ich dzia³ania. Wуwczas, ca³kowicie poch³oniкty nowym pomys³em, nie widywa³ siк z nikim przez kilka dni. W tym czasie nawet jego syn nie mia³ dostкpu do niego. Nie oznacza³o to, ¿e wynalazca ca³kowicie zrywa³ kontakt z otoczeniem. Rozmieszczone niemal w ca³ym domu urz¹dzenia telewizyjne umo¿liwia³y mu czuwanie nad jedynakiem oraz kontrolowanie wszystkiego, co dzia³o siк w willi i najbli¿szym jej otoczeniu. Aby uchroniж siк przed zbytni¹ ciekawoœci¹ nieproszonych goœci, profesor zabezpieczy³ sw¹ posiad³oœж, a szczegуlnie pracowniк, ca³ym systemem specjalnych urz¹dzeс alarmowych. Rawa by³ wdowcem. Po œmierci ¿ony, synem jego opiekowa³a siк szwagierka, zamieszka³a w pobli¿u na ulicy Fitelberga. Dopiero po ukoсczeniu dwunastu lat Andrzej wprowadzi³ siк na sta³e do domu ojca. Ch³opiec odziedziczy³ zami³owanie do techniki i zdolnoœci matematyczne. Uczy³ siк doskonale, z zapa³em uczкszcza³ do pracowni mechanicznej w Pa³acu M³odzie¿y, a gdy tylko ojciec na to pozwala³, wszystkie wolne chwile spкdza³ w jego pracowni, obserwuj¹c z niezmiernym zainteresowaniem niezwyk³e doœwiadczenia. Najwiкcej zajmowa³a go automatyka i sterowanie. Profesor-wynalazca nie sk¹pi³ synowi pouczaj¹cych wyjaœnieс, udziela³ wskazуwek, tote¿ Andrzej w bardzo krуtkim czasie przenikn¹³ wiele jego drobnych tajemnic naukowych. Andrzej, wy³¹czywszy g³oœnik budzika, le¿a³ nieruchomo odwrуcony twarz¹ do œciany. Pe³en niepokoju oczekiwa³, czy przypadkiem nie rozb³yœnie w pokoju œwiat³o. Ojciec od wielu ju¿ dni nie opuszcza³ pracowni. Przeprowadza³ jakieœ kontrolne doœwiadczenia przed wyjazdem do Londynu na zjazd cybernetykуw. Tym niemniej dziкki istniej¹cym w domu urz¹dzeniom mуg³ o ka¿dej porze dnia i nocy obserwowaж syna, s³yszeж jego g³os. Andrzej zazwyczaj zwierza³ siк ojcu ze wszystkich swoich zamierzeс, tym razem wszak¿e musia³ zachowaж ostro¿noœж. Ojciec na pewno nie pozwoli³by mu na tak wczesne wyjœcie poza obrкb domu i Andrzej nie dotrzyma³by przyrzeczenia, uroczyœcie z³o¿onego wobec wszystkich cz³onkуw nowo powsta³ego Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Za³o¿ycielem Klubu by³ Marek, szkolny kolega Andrzeja. Obydwaj ch³opcy mieszkali w s¹siedztwie i przyjaŸnili siк mimo rу¿nych upodobaс. Marek stale marzy³ o niezwyk³ych przygodach. Czytywa³ ksi¹¿ki podrу¿nicze, uwielbia³ bohaterskich Indian, entuzjazmowa³ siк wyœwietlanym w telewizji seryjnym filmem o perypetiach Zorro i z zapa³em organizowa³ zawadiackie zabawy. Andrzej natomiast pasjonowa³ siк technik¹. Naœladuj¹c ojca stale coœ majstrowa³ b¹dŸ studiowa³ odpowiednie podrкczniki i jedynie podczas wakacji oddawa³ siк pod komendк ¿¹dnego przygуd przyjaciela. W³aœnie na pocz¹tku wakacji Marek zorganizowa³ “tajne stowarzyszenie”, nazwane w regulaminie Klubem Poszukiwaczy Przygуd. Oprуcz Andrzeja zwerbowa³ na cz³onkуw Klubu jego m³odsze cioteczne rodzeсstwo: Maжka i Bo¿enк. Na inauguracyjnym zebraniu wszyscy przybrali odpowiednie pseudonimy, czyli nazwiska, pod ktуrymi mieli wystкpowaж, a nastкpnie Murek zaproponowa³ uczciж fakt powstania Klubu jakimœ œmia³ym czynem. Wtedy to w³aœnie dziewiкcioletnia Bo¿ena pierwsza pospiesznie przypieczкtowa³a decyzjк: “Wуdz Cкtkowana Twarz ma racjк, musimy coœ zrobiж! Ju¿ wiem! Napadniemy na obуz harcerzy!” - zawo³a³a z entuzjazmem. Wуdz Cкtkowana Twarz, czyli piegowaty Marek, z uznaniem spojrza³ na dziewczynк i odpar³: “Wiercipiкta podsunк³a niez³y pomys³. Poddajк go pod g³osowanie!” W ten sposуb wyprawa na harcerzy zosta³a jednomyœlnie uchwalona. Napad mia³ byж dokonany nazajutrz na krуtko przed œwitem. Nie by³o to zbyt ³atwe zadanie. Przede wszystkim m³odzi entuzjaœci przygуd nie mieli odwagi prosiж rodzicуw o pozwolenie na tak wczesne wyjœcie z domu. Musieli wiкc wymkn¹ж siк niepostrze¿enie, a to znуw powodowa³o koniecznoœж samodzielnego przebudzenia siк o odpowiedniej porze. Ku swemu wielkiemu zmartwieniu wszyscy cz³onkowie Klubu, niemal natychmiast po przy³o¿eniu g³owy do poduszki zapadali w mocny, zdrowy sen i niema³o wysi³ku trzeba by³o ze strony rodzicуw, aby nak³oniж ich do wczesnego wstawania. Nic wiкc dziwnego, ¿e w zaprojektowanej nocnej wyprawie wspania³y budzik Andrzeja odgrywa³ g³уwn¹ rolк. Po d³u¿szej chwili Andrzej ostro¿nie odwrуci³ siк twarz¹ do pokoju. Spojrza³ w okno. W czerс nocy wkrada³a siк szaroœж przedœwitu. W domu w dalszym ci¹gu panowa³a niczym nie zm¹cona cisza. Ch³opiec zsun¹³ siк z ³у¿ka, u³o¿y³ ko³drк w ten sposуb, aby sprawia³a wra¿enie, ¿e okrywa œpi¹cego, po czym szybko na³o¿y³ ubranie i z butami w rкkach wyszed³ na ma³y taras. Do niskiej, kamiennej balustrady przymocowany by³ sznur, na ktуrym w rуwnych odstкpach zawi¹zano grube wкz³y. Andrzej opuœci³ sznur w dу³ poza balustradк. Niebawem chy³kiem przemyka³ siк przez ogrуd ku s¹siedniej posesji. Przelezienie przez p³ot nie zajк³o mu wiele czasu. Przystan¹³ przed boczn¹ œcian¹ domu. Jedno okno na wysokim parterze by³o trochк uchylone. W pу³mroku obmacywa³ œcianк, dopуki nie znalaz³ sznurka spuszczonego z okna. Lekko poci¹gn¹³ za sznurek, ktуrego drugi koniec mia³ byж przywi¹zany do nogi Marka. Poci¹gn¹³ nieco mocniej po raz drugi. G³uche trzeszczenie sprк¿yn w ³у¿ku by³o jedyn¹ odpowiedzi¹. Zniecierpliwiony energicznie obur¹cz szarpn¹³ sznurkiem. Serce zabi³o mocno w jego piersi, gdy us³ysza³ ³omot cia³a zwalaj¹cego siк na pod³ogк i okrzyk przestrachu. Zaraz jednak zapanowa³a cisza. Sznurek wysun¹³ siк z rкki Andrzeja i wkrуtce znikn¹³ w oknie. Minк³o kilka denerwuj¹cych minut, zanim okno uchyli³o siк bezszelestnie. W ciemnym otworze ukaza³a siк sylwetka ros³ego ch³opca, ktуry wszed³ na parapet. Zwinnie zeskoczy³ na ziemiк. - Uf...! - szepn¹³ Andrzej. - Niechc¹cy przestraszy³em ciк! Spad³eœ z ³у¿ka! Nie chcia³em poci¹gn¹ж tak mocno! Marek wzruszy³ ramionami. Z politowaniem spojrza³ na zafrasowanego przyjaciela. Przerasta³ go przecie¿ co najmniej o g³owк i, jak na swуj wiek, by³ doskonale zbudowany. - Przy mojej wadze prкdzej byœ zerwa³ sznurek ni¿ œci¹gn¹³ mnie z ³у¿ka - wyjaœni³ ura¿ony. - W³aœnie œni³o mi siк, ¿e to ju¿ po wakacjach i ¿e ma byж klasуwka z matmy. Gdy szarpn¹³eœ sznurkiem, zdawa³o mi siк, ¿e matka budzi mnie do szko³y... Andrzej zachichota³. Marek nie poœwiкca³ zbyt wiele czasu nauce. Czкsto przepisywa³ od niego zadania, a szczegуlnie przed klasуwk¹ z matematyki zawsze odczuwa³ uzasadnion¹ obawк. - No, tylko bez g³upich œmichуw chichуw! - burkn¹³ Marek. - Nie ka¿dy ma profesora w rodzie! Poza tym nie czas na poufa³oœci! Jesteœmy na stopie s³u¿bowej! Nie z³o¿y³eœ meldunku! Andrzej zaraz spowa¿nia³, przypominaj¹c sobie regulamin Klubu. - Rozkaz œciœle wykona³em - poœpiesznie powiedzia³. - Wprawdzie zbudzi³o mnie dopiero krakanie wrony, ale mimo to ojciec nic nie us³ysza³. Le¿a³em jakiœ czas odwrуcony twarz¹ do œciany. Wsta³em dopiero wtedy, gdy upewni³em siк, ¿e wszystko w porz¹dku. Sznur przymocowany do balustrady zasta³em na miejscu. Nikogo nie spotka³em po drodze. - No dobra! Jestem z ciebie zadowolony M¹dra G³owo - pochwali³ wуdz Cкtkowana Twarz. - ChodŸmy teraz po Chytrego Wк¿a i Wiercipiкtк! Pobiegli ku ulicy Fitelberga. Naraz zza krzewуw wy³oni³y siк dwie postacie. - Kto idzie?! - pу³g³osem zapyta³ Cкtkowana Twarz. - Chytry W¹¿ i Wiercipiкta! - natychmiast pad³a odpowiedŸ. - Ho, ho! Czy zbudziliœcie siк sami? - zdumionym g³osem zapyta³ wуdz. - Nie mog³am usn¹ж ze strachu, ¿e zaœpimy! Czuwa³am ca³¹ noc - zawo³a³a Wiercipiкta. - Gdy mi siк oczy klei³y, to szczypa³am siк w nogк. - Powinnaœ byж mк¿czyzn¹, a nie bab¹ - rzek³ Marek. - Czy wуdz Cкtkowana Twarz nie myœli, ¿e z czasem to siк da zrobiж? - nieœmia³o zapyta³a Wiercipiкta. - Przecie¿ ja te¿ czкsto noszк spodnie! - Co baba, to baba, a mк¿czyzna to mк¿czyzna! G³upia sroka! Czego to siк jej zachciewa?! - wtr¹ci³ Maciek zwany Chytrym Wк¿em. - A czy ch³opiec, ktуry zmywa mamie naczynia po obiedzie, nie jest bab¹?! - oburzy³a siк Wiercipiкta. Prawa d³oс Chytrego Wк¿a spad³a z suchym trzaskiem na poœladek Wiercipiкty. Oburzona, bez jednego s³owa skoczy³a bratu do oczu. Na szczкœcie wуdz Cкtkowana Twarz swoim potк¿nym cielskiem rozdzieli³ zwaœnionych. - Z³y duch was chyba opкta³! - sykn¹³. - Czy chcecie zaprzepaœciж nasz¹ pierwsz¹ wyprawк?! - To dlaczego ten chuligan, Chytry W¹¿, wci¹¿ mnie bije? - indyczy³a siк Wiercipiкta. - Prawda w oczy kole! On codziennie zmywa garnki! - A cу¿ to tobie przeszkadza, ¿e Maciek pomaga mumie? - odezwa³ siк Andrzej. - Wyœmiewasz go, zamiast mu pomуc! - Czemu nie powiesz Chytremu Wк¿owi, ¿eby nie wymyœla³ mi od bab?! - zawo³a³a Wiercipiкta. - Baby zmywaj¹ naczynia! - Uspokуjcie siк - powa¿nie rzek³ Cкtkowana Twarz. - Wiercipiкta otrzymuje naganк za egoizm. To szlachetny uczynek pomagaж matce. Ja... te¿ zmywam naczynia po obiedzie! - Aha, to w³aœnie dlatego z nim trzymasz! - odparowa³a dziewczynka. - Milcz Wiercipiкto, albo wykluczymy ciк z Klubu - ostrzeg³ Cкtkowana Twarz. - Za wyœmiewanie szlachetnych uczynkуw musisz ponieœж karк. Od dzisiaj bкdziesz co drugi dzieс zmywa³a naczynia. Chytry W¹¿ z³o¿y meldunek, czy wykonujesz rozkaz! - Mam was w nosie! - Jeœli tak, to zmykaj do domu! - rozgniewa³ siк Murek. - Cу¿ to wуdz Cкtkowana Twarz sta³ siк dzisiaj taki obra¿alski? - zaoponowa³a Wiercipiкta. - Ju¿ œwita! To najlepsza pora do napadu! - Przyrzek³aœ przestrzegaж regulaminu naszego Klubu, a on w³aœnie przewiduje spe³nianie dobrych uczynkуw - odpar³ Cкtkowana Twarz. - Bкdziesz zmywa³a co drugi dzieс, lub ruszaj swoj¹ drog¹! - Ha, skoro powo³ujesz siк na regulamin, to muszк ust¹piж - niemal s³odkim g³osem powiedzia³a dziewczynka. - Jednak nie lubiк zmywania garуw. Wolк wycieraж... codziennie. Zgoda? - Co na to Chytry W¹¿? - zapyta³ Cкtkowana Twarz. - Dobra, niech wyciera, ale bez przypominania! Wiercipiкta zadowolona klasnк³a w d³onie. Zdo³a³a coœ niecoœ wytargowaж, aczkolwiek za nic w œwiecie nie mog³aby zrezygnowaж z uczestniczenia w napadzie na harcerzy. Marek bez dalszej straty czasu poprowadzi³ swуj oddzia³ek w stronк Parku Koœciuszki. Tam bowiem, w kotlinie miкdzy parkiem a Brynowem, znajdowa³o siк obozowisko harcerzy, ktуrzy, zapewne przed wyjazdem na letni obуz, przeprowadzali w terenie kilkudniow¹ prуbк sprawnoœci z nowo przyjкtymi do zastкpu druhami. Im to w³aœnie cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd zamierzali sp³ataж figla. Grupka spiskowcуw ominк³a pу³kolem rz¹d domуw rzadko rozrzuconych wzd³u¿ ulicy Rу¿yckiego i niebawem dotar³a do po³udniowego skraju przed³u¿enia Parku Koœciuszki w kierunku Brynowa. Tutaj Marek, jako wytrawny strateg, zatrzyma³ siк, by obmyœliж dalszy plan dzia³ania. W rу¿owych odblaskach œwitu le¿a³a przed nimi w¹ska kotlina poros³a krzewami i kкpami drzew. Nie opodal, na stoku wzniesienia pn¹cego siк ku pу³nocy, bieli³ siк cmentarzyk ¿o³nierzy radzieckich, poleg³ych w 1945 roku podczas oswobadzania Katowic; za nim, wœrуd szerokiego pasma zielonych koron topуl, brzуz i sosen, widaж by³o poczernia³y, drewniany dach zabytkowego koœciу³ka. W g³кbi kotliny stercza³a wysoka tyka, z zawieszonym na niej harcerskim proporczykiem. Marek jak urzeczony spogl¹da³ w kierunku obozu i rozmyœla³. Wiercipiкta niespokojnie przestкpowa³a z nogi na nogк, a¿ w koсcu, zniecierpliwiona, zawo³a³a: - Cу¿ siк z tob¹ dzieje?! A mo¿e strach ciк oblecia³?! Marek drgn¹³. Odwrуci³ siк do dziewczynki i burkn¹³ : - Cicho, g³uptasie! Wrуg ju¿ blisko! Za mn¹! Ruszy³ pierwszy szybkim krokiem wykorzystuj¹c krzewy jako os³onк. Wkrуtce ujrzeli piкж namiotуw ustawionych szeregiem przed wysok¹ tyk¹ z lekko ³opocz¹cym proporczykiem. Tu¿ obok “s³upa” flagowego, przy wygas³ym ognisku, siedzia³ z podwiniкtymi po turecku nogami m³ody harcerzyk. Opar³szy ³okcie na udach spa³ w najlepsze z g³ow¹ schowan¹ w d³oniach. Widok ten niezmiernie ucieszy³ spiskowcуw. Podniecona Wiercipiкta uszczypnк³a brata w nogк. Ca³a grupka przyczai³a siк za krzewem. - Prкdzej, co robimy...? - szepnк³a Wiercipiкta. Marek przy³o¿y³ palec do ust nakazuj¹c milczenie. Po chwili odezwa³ siк szeptem: - Zabierzemy im proporczyk! Chytry W¹¿ œci¹gnie go ze s³upa, zaœ ja i M¹dra G³owa przypilnujemy, aby œpioch nie narobi³ ha³asu. - A ja, a ja?! - niepokoi³a siк Wiercipiкta. - Ty jesteœ obserwatorem - odpar³ wуdz Cкtkowana Twarz. - SiedŸ tutaj i pilnuj namiotуw. Gdyby coœ zaczк³o siк dziaж, ostrze¿esz nas жwierkaniem œwierszcza. Wiercipiкta kiwnк³a g³ow¹ i od razu przyst¹pi³a do wykonywania wa¿nej funkcji, Marek tymczasem zwrуci³ siк do Andrzeja: - Podkradniemy siк do wartownika. Gdyby zbudzi³ siк, nakryj mu ³epetynк swetrem i trzymaj mocno, dopуki go nie obezw³adniк! - B¹dŸ spokojny, nie piœnie ani s³уwka - odszepn¹³ M¹dra G³owa. Trzech ch³opcуw zaczк³o skradaж siк ku œpi¹cemu wartownikowi.

Cenny ³up Chytry W¹¿ na czworakach czo³ga³ siк po ziemi. Drobne krzewy by³y dla niego doskona³¹ os³on¹, tote¿ bez przeszkуd znalaz³ siк w krкgu namiotуw. Tu¿ za nim czaili siк Cкtkowana Twarz i M¹dra G³owa. Wartownik wci¹¿ spa³ w najlepsze, kiwaj¹c siк na wszystkie strony. Chytry W¹¿ pe³z³ ostro¿nie, nie odrywa³ wzroku od plecуw wartownika. Porannej ciszy nie zak³уci³ najdrobniejszy szelest czy trzask nadepniкtej ga³¹zki; wartownik znajdowa³ siк ju¿ o wyci¹gniкcie rкki. Chytry W¹¿ obejrza³ siк na przyjaciу³. Oczami da³ im znak. Wyminкli go, by przykucn¹ж za wartownikiem. M¹dra G³owa ze swetrem w d³oniach pochyli³ siк nad uœpionym, podczas gdy Cкtkowana Twarz jak sкp czatowa³ gotуw do skoku. Chytry W¹¿ rozsup³a³ wкze³ linki. Wolniutko zacz¹³ œci¹gaж proporczyk. W pewnej chwili Ÿle naoliwiony blok zaskrzypia³ z³owieszczo. Chytry W¹¿ zamar³ w bezruchu. Jego towarzysze jeszcze bardziej pochylili siк nad nieszczкsnym wartownikiem, lecz ten ani drgn¹³. Zachrapa³ tylko g³oœniej. Na uspokajaj¹cy znak wodza Chytry W¹¿ szybko œci¹gn¹³ proporczyk. Jedno ciкcie fink¹ zakoсczy³o sprawк;. Cenny ³up znikn¹³ pod kurtk¹ Chytrego Wк¿a, ktуry zaraz rozpocz¹³ odwrуt. Przyjaciele krok za krokiem cofali siк za nim. Naraz Cкtkowana Twarz przystan¹³ przy ogo³oconej tyczce. Wydoby³ z kieszeni notesik i o³уwek. Po krуtkiej chwili zastanowienia, napisa³: “Jeœli ciekawi was los proporczyka, niech wasz dowуdca stawi siк o godzinie 9 przy cmentarzu radzieckich ¿o³nierzy. Klub Poszukiwaczy Przygуd”. Wyrwa³ kartkк, przywi¹za³ j¹ do koсca linki i z M¹dr¹ G³ow¹ pod¹¿yli za Chytrym Wк¿em. - Ale¿ wspaniale siк uda³o! - zawo³a³a Wiercipiкta z uciechy klaszcz¹c w d³onie, gdy grupka spiskowcуw znalaz³a siк z dala od obozu. - Bкd¹ mieli mi³e przebudzenie, nie ma co gadaж - doda³ Chytry W¹¿. - Dobrze im tak! Kto œpi na warcie, zas³uguje na surow¹ karк - powiedzia³ M¹dra G³owa. - Nie chcia³bym znaleŸж siк w skуrze tego wartownika. - Dostanie po nosie, na pewno dostanie - przywtуrzy³ Cкtkowana Twarz. - Co zrobimy z proporczykiem? - zagadnк³a Wiercipiкta. - Trochк mi ¿al tego harcerzyka. Mo¿e za karк ka¿¹ mu zmywaж wszystkie miski po obiedzie? - Marek, co napisa³eœ na kartce pozostawionej w obozie? - zapyta³ Chytry W¹¿. - Wyznaczy³em im spotkanie o dziewi¹tej rano przy cmentarzu - wyjaœni³ Cкtkowana Twarz. - Wspaniale! Wszyscy tam pуjdziemy - zawo³a³a Wiercipiкta. Wуdz zmrozi³ j¹ surowym spojrzeniem. - Mylisz siк - zaprzeczy³. - Nie pуjdziemy wszyscy! - A to dlaczego! - zaperzy³a siк dziewczynka. - Pewno znуw zamierzacie mnie wykiwaж! Ja tak¿e chcк zobaczyж, jakie bкd¹ mieli miny! - Jestem wodzem, a podczas wojny wodzowie decyduj¹ o wszystkim. Zrozumia³aœ? - No tak, tak, ale ty sam kaza³eœ wybraж siebie! - Nie k³уж siк - skarci³ j¹ Chytry W¹¿. - Marek wymyœli³ Klub Poszukiwaczy Przygуd i s³usznie jemu pierwszemu nale¿a³a siк ta funkcja. - A dlaczego nie mo¿emy pуjœж wszyscy? - Po pierwsze, pertraktacje prowadz¹ pos³owie a nie ca³a armia, a po drugie... nie chcк dopuœciж do bуjki - odpar³ Cкtkowana Twarz. - Coœ krкcisz, wodzu, nic z tego nie mogк zrozumieж - powiedzia³a Wiercipiкta. - Przecie¿ nie boimy siк tych harcerzy! - Kiepski by³by z ciebie dowуdca - wynioœle rzek³ Cкtkowana Twarz. - Jeœli harcerze zobacz¹, ¿e jest nas tylko trzech, to mog¹ sprуbowaж si³¹ odebraж proporczyk, lub wzi¹ж nas do niewoli. - A czy jednego pos³aсca nie zatrzymaj¹ jako zak³adnika? - zafrasowa³a siк Wiercipiкta. - Masz racje, mogliby to zrobiж, gdyby to by³ ch³opiec - przywtуrzy³ Cкtkowana Twarz uœmiechaj¹c siк zagadkowo. - Ty bкdziesz naszym pos³aсcem. - Czemuœ od razu tego nie powiedzia³! Wspania³y jesteœ, Mareczku! Ju¿ ja ich wyprowadzк w pole! - O tym potem pogadamy. Muszк wpierw obmyœliж ca³¹ sprawк. PrzyjdŸcie do mnie o уsmej. Teraz biegiem do chaty, zanim staruszkowie spostrzeg¹ nasz¹ nieobecnoœж. - Mogli ju¿ zauwa¿yж, ¿e nas nie ma w domu - doda³ Chytry W¹¿. - W takim razie powiemy, ¿e byliœmy ca³¹ pak¹ sprawdziж, czy w lasku ju¿ s¹ jagody. A wiкc u mnie o уsmej. - Czau! - zawo³a³a Wiercipiкta i pierwsza pobieg³a ku domowi. Andrzej zadyszany przystan¹³ przed tarasem. Sznur zwisa³ tak jak go pozostawi³, wiкc szybko wspi¹³ siк po nim. Odetchn¹³ z ulg¹ nie spostrzegaj¹c w swoim pokoju œladуw bytnoœci ojca. A wiкc uda³o siк! Porz¹dnie zas³a³ ³у¿ko i umy³ siк. By³o wpу³ do уsmej. O tej porze ¿ona dozorcy podawa³a œniadanie. Andrzej zszed³ do jadalni. Ku swemu zdumieniu zasta³ tam ojca. Jego zaczerwienione oczy pozwala³y siк domyœlaж, ¿e wcale nie spa³ tej nocy. Andrzej z niepokojem spogl¹da³ na niego. W czasie intensywnej pracy profesor zwyk³ jadaж u siebie w pracowni. Dlaczego dzisiaj w³aœnie zjawi³ siк w jadalni? Czy¿by odkry³ jego nieobecnoœж w domu? Powita³ ojca poca³unkiem w policzek i usiad³ przy stole. - Znуw nie spa³eœ, tatusiu - powiedzia³ niepewnie. - A tak, muszк jeszcze opracowaж pewne zagadnienie przed wyjazdem - odpowiedzia³ profesor. - Ale nie martw siк, w Londynie bкdк mia³ wiele czasu na wypoczynek. - Kiedy wyje¿d¿asz? - Jutro wieczorem. W³aœnie rozmyœlam, czy nie lepiej by³oby, ¿ebyœ na tych kilkanaœcie dni przeniуs³ siк do ciotki. Bкdziesz siк czu³ osamotniony w pustym domu. - Przecie¿ obieca³eœ, ¿e Marek mo¿e spaж ze mn¹ podczas twojej nieobecnoœci - nieœmia³o zaoponowa³ Andrzej. - M³ody jeszcze jesteœ, synu. Czasem mam wyrzuty sumienia, ¿e tak ma³o czasu mogк ci poœwiкcaж. - Co te¿ mуwisz, tatusiu! Jesteœ wspania³ym ojcem, wszyscy koledzy mi zazdroszcz¹! Profesor uœmiechn¹³ siк do jedynaka. Westchn¹³ ciк¿ko i rzek³: - To ty jesteœ wspania³ym synem. ¯yjemy jak na bezludnej wyspie od kiedy pozostaliœmy sami w tym du¿ym domu. Andrzej posmutnia³. Przypomnia³ sobie matkк. Inaczej by³oby w domu, gdyby ona ¿y³a. Nie chc¹c jednak dopuœciж ojca do przykrych wspomnieс, zagadn¹³: - Obieca³eœ, ¿e w sierpniu razem wyjedziemy na wakacje do Ustronia. - Uczynimy to po moim powrocie z Londynu. Prosi³em ciotkк, ¿eby pozwoli³a nam zabraж Maжka i Bo¿enк. - Marek te¿ jedzie do Ustronia! - W takim razie bкdziesz tam mia³ wszystkich przyjaciу³. - Weso³o spкdzisz z nami urlop, zobaczysz! - zapewni³ Andrzej. - Przyda mi siк, ostatnio jestem trochк przemкczony. Teraz jedynie obawiam siк, ¿ebyœ nie zrobi³ g³upstwu podczas mojej nieobecnoœci. Czy przypadkiem nie masz jakichœ k³opotуw? Andrzej poczu³ siк nieswojo. Dlaczego ojciec nagle zmieni³ temat rozmowy? Jakie k³opoty mуg³ mieж na myœli? Czy¿by mimo wszystko wiedzia³ o jego nocnym wyjœciu z domu? Andrzej brzydzi³ siк k³amstwem. Nigdy nie mуg³by oszukaж ojca. Gdyby go teraz spyta³ wprost, czy wychodzi³ z domu, powiedzia³by prawdк bez chwili wahania, mimo ¿e Marek zobowi¹za³ wszystkich cz³onkуw Klubu do utrzymania wyprawy w tajemnicy, Ojciec wszak¿e nie zada³ takiego pytania, tote¿ po krуtkiej chwili wahania odpar³: - Nie, nie mam k³opotуw. Dlaczego o tym mуwisz? - Kiedyœ rуwnie¿ by³em w twoim wieku i tak¿e miewa³em wуwczas rу¿ne pomys³y i... k³opoty. W takim przypadku rada ojca mo¿e siк bardzo przydaж. - Nie, tatusiu, naprawdк nie mam ¿adnych k³opotуw... Postanowiliœmy trochк pobawiж siк podczas wakacji. Nasza ma³a paczka za³o¿y³a Klub Poszukiwaczy Przygуd. - Ach, tak! - z ulg¹ powiedzia³ ojciec; nagle rozeœmia³ siк i zapyta³: - A ktу¿ jest wodzem? - Marek, ale zachowaj to wszystko w œcis³ej tajemnicy. Nic mуw nikomu. - Przyrzekam, b¹dŸ spokojny! Andrzej od razu odzyska³ dobry humor. Jeœli ojciec wiedzia³ o jego wyjœciu z domu, to teraz wszystko zrozumia³, gdy¿ ju¿ wiкcej nie mуwi³ o k³opotach. - A wiкc dobrze, niech Marek nocuje z tob¹ podczas mojej nieobecnoœci - zakoсczy³ profesor rozmowк. - Dom jest zabezpieczony przed wszelkimi niespodziankami. O kilka krokуw w ogrodzie mieszka nasza gosposia, ktуra bкdzie opiekowa³a siк wami. No, a poza tym w ka¿dej okolicznoœci mo¿esz ca³kowicie polegaж na Robie... Mуwi¹c to porozumiewawczo mrugn¹³ okiem. Rob by³ jego wielk¹ tajemnic¹. Nikt poza synem nie wiedzia³ o niej. - Nie k³opocz siк tatusiu, w powa¿nych sprawach mo¿esz na mnie polegaж - zapewni³ Andrzej. - Czy wiesz, jak ch³opcy nazywaj¹ nasz dom? - To nawet ma specjaln¹ nazwк? - zdziwi³ siк profesor. - A tak! Nazywaj¹ go Domem Czarnoksiк¿nika. Mуwi¹, ¿e u nas dziej¹ siк niezwyk³e rzeczy. Profesor œmia³ siк rozweselony. - Ciebie to œmieszy, ale drzwi, ktуre same siк otwieraj¹, g³owa robota rozmawiaj¹ca z goœжmi, samoczynnie zapalaj¹ce siк œwiat³a i nawet mуj wspania³y budzik mog¹ wygl¹daж na czary! Ba, gdyby jeszcze wiedzieli o Robiк! - Mуj drogi, zapewniani ciк, ¿e w niezad³ugim czasie elektronika i cybernetyka nie bкd¹ krain¹ czarуw nawet dla dzieci - rzek³ profesor. - Sam wiesz na czym polega wiele z tych domniemanych niezwyk³oœci. Na tym rozmowa siк urwa³a. Profesor wrуci³ do pracowni, a Andrzej pomkn¹³ na umуwione spotkanie. Cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd ju¿ oczekiwali na niego. - SpуŸni³eœ siк, czy wszystko w porz¹dku? - niepokoi³ siк Marek. - Tak, tak - potwierdzi³ Andrzej. - Ojciec pozwoli³, ¿ebyœ nocowa³ u nas podczas jego nieobecnoœci. Bкdziemy pilnowali domu. - A my, a my?! - zawo³a³a Wiercipiкta. - Zawsze musisz siк wtr¹caж, zanim starsi powezm¹ decyzjк - skarci³ j¹ Marek. - Klub nasz bierze pod sw¹ opiekк Dom Czarnoksiк¿nika. Bкdziemy strzegli Jego tajemnic. - Wspaniale, wspaniale! To ju¿ druga nasza powa¿na akcja - cieszy³a siк Wiercipiкta. - Dobra, ale najpierw rozprawmy siк z harcerzami - zauwa¿y³ Maciek. - W drogк, w drogк, zaraz dziewi¹ta - zakomenderowa³ Cкtkowana Twarz. Kolejno wyskoczyli oknem. Pobiegli nocnym szlakiem. Podczas oczekiwania na przybycie Andrzeja, Marek udzieli³ wyczerpuj¹cych wskazуwek Wiercipiкcie, w jaki sposуb ma odegraж rolк wys³aсca Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Tote¿ obecnie ch³opcy przycupnкli w krzewach wokу³ kкpy trzech brzуz, Wiercipiкta zaœ sama szybko pod¹¿y³a dalej ku cmentarzowi. W miarк przybli¿ania siк do wyznaczonego miejsca spotkania zwolni³a kroku. Zaczк³a zrywaж polne kwiatki. Wkrуtce spostrzeg³a m³odzieсca w harcerskim mundurze. Sta³ oparty plecami o ¿elazne ogrodzenie cmentarzyska. Zasкpionym wzrokiem spogl¹da³ na widoczny st¹d obуz harcerski. Nie zwrуci³ uwagi na dziewczynkк zbieraj¹c¹ kwiatki. Wiercipiкta swobodnie kr¹¿y³a wokу³ niego. W pewnej chwili nieznacznie wydoby³a spod swetra kopertк i podrzuci³a j¹ na kamienne; podmurowanie ogrodzenia. - Proszк pana, czy nie zgubi³ pan listu? O, tam le¿y! - zawo³a³a pochylaj¹c siк nad kwiatkiem. Dru¿ynowy Zawada spojrza³ w miejsce wskazane przez dziewczynkк, a potem uwa¿nie przyjrza³ siк jej samej. Od razu domyœli³ siк, ¿e to ona w³aœnie podrzuci³a list. Udaj¹c powagк, schyli³ siк po kopertк. Wydoby³ z niej kartkк pokryt¹ kaligraficznym pismem i przeczyta³. “Klub Poszukiwaczy Przygуd w dniu 6 lipca 1962 roku przeprowadzi³ akcjк - Szara Lilijka. Zdobyliœmy proporczyk harcerzy obozuj¹cych pod Brynowem. Oczekujemy pod trzema brzozami na dowуdcк dru¿yny w celu omуwieniu okupu. Kreœlimy siк has³em: NIE SPIJ NA WARCIE Klub Poszukiwaczy Przygуd Zawada z trudem t³umi³ ogarniaj¹c¹ go weso³oœж. - Kole¿anko, czy przypadkiem nie mieszkasz w pobli¿u? - zawo³a³ do dziewczynki wci¹¿ zajкtej zrywaniem kwiatуw. Wiercipiкta z min¹ niewini¹tka spojrza³a na barczystego dru¿ynowego i odpar³a: - Nie wiem, proszк pana, czy przypadkiem, ale w³aœnie mieszkam w Brynowie. - To zapewne dobrze znasz okolicк? Ciekaw jestem, czy gdzieœ tutaj rosn¹ trzy brzozy? - Oh, znam to miejsce! To niedaleko st¹d. - To mo¿e bкdziesz uprzejma mnie tam zaprowadziж? - Proszк za mn¹! - zawo³a³a Wiercipiкta i pobieg³a przodem, nuc¹c cicho naprкdce skomponowan¹ piosenkк: Jak to na wojence ³adnie Gdy proporczyk wrуg ukradnie Harcerze go op³akuj¹ Zrкcznych œmia³kуw poszukuj¹... Zawada pilnie nadstawia³ ucha i nieznacznie siк uœmiecha³. Wkrуtce ujrza³ kкpк trzech brzуz. Tu¿ przy niej siedzia³o na ziemi trzech ch³opcуw z nogami podwiniкtymi po turecku. Nie trac¹c humoru zatrzyma³ siк przed nimi. Nie zamierza³ przecie¿ psuж im zabawy. Lubi³ takich zuchуw, ktуrzy p³atali nieszkodliwe dla nikogo figle. Spiskowcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Cкtkowana Twarz chrz¹kn¹³ i rzek³ powa¿nie: - Klub Poszukiwaczy Przygуd wita kolegк dru¿ynowego! Jesteœmy gotowi przeprowadziж pertraktacje w sprawie zdobytego przez nas proporczyka. Zawada ciekawie obserwowa³ trzech ch³opcуw i dziewczynkк. Udawali obojкtnoœж, lecz w oczach ich czai³a siк radoœж i niepokуj. Przecie¿ dot¹d nie mogli odgadn¹ж, jak dru¿ynowy przyj¹³ dotkliw¹ nauczkк dan¹ jego harcerzom. Zawada z trudem powstrzymywa³ weso³y uœmiech. Rуwnie¿ siad³ na ziemi po turecku naprzeciwko spiskowcуw, po czym odezwa³ siк: - Witam starszyznк Klubu Poszukiwaczy Przygуd! Winszujк tak dobrze zas³u¿onego zwyciкstwa!

Wojna czy pokуj Wуdz Cкtkowana Twarz zakas³a³ dyplomatycznie, bowiem Zawada wzi¹³ jego ca³y oddzia³ tylko za starszyznк Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Nadrabiaj¹c min¹, powiedzia³: - Ka¿dy z nas kolejno bкdzie wodzem, na razie ja pierwszy pe³niк tк funkcjк. Nowych cz³onkуw przyjmujemy dopiero po poddaniu ich odpowiednim prуbom. Jakoœж jest dla nas wa¿niejsza od iloœci! - Bardzo s³uszna zasada - powa¿nie odpar³ dru¿ynowy. - Mo¿e nawet poproszк was o przyjкcie mnie do tak sprawnie dzia³aj¹cego Klubu, najpierw jednak muszк zrewan¿owaж siк wam za sromotn¹ klкskк moich ch³opcуw. Dopiero wtedy bкdк mуg³ rozmawiaж z wami, jak rуwny z rуwnym. Jakiego okupu ¿¹dacie za proporczyk? - £up cenny, to i okup musi byж odpowiedni - wtr¹ci³ Chytry W¹¿. - Oczywiœcie, mуwcie œmia³o - zachкca³ Zawada. - Prosimy o podpisanie przez kolegк dru¿ynowego oœwiadczenia, ¿e zwyciк¿yliœmy jego dru¿ynк - odezwa³ siк Andrzej. - Przecie¿ to bкdzie tylko potwierdzenie faktu, no, ale skoro tak przyzwoicie stawiacie sprawк, ofiarujк wam na pami¹tkк naszej znajomoœci jak¹œ ciekaw¹ ksi¹¿kк. Zgoda? “Zgoda!” jak jeden m¹¿ krzyknкli spiskowcy. Dru¿ynowy Zawada ogromnie im zaimponowa³. Zamiast pretensji powinszowa³ zwyciкstwa i nawet wyrazi³ chкж wst¹pienia do Klubu. Na pewno by³by wspania³ym koleg¹! Takiemu bez wahania powierzyliby dowуdztwo. Zawada tymczasem wydoby³ z kieszeni bluzy notes i piуro. Napisa³ oœwiadczenie i poda³ je Markowi. Wуdz na g³os odczyta³ treœж pisma, po czym rozkaza³: - Wiercipiкto, przynieœж proporczyk! Dziewczynka niczym wiewiуrka wspiк³a siк na jedn¹ z brzуz. Po chwili zeskoczy³a na ziemiк. Wrкczaj¹c proporczyk Zawadzie, zapyta³a: - Czy teraz zawrzemy pokуj? - Jeszcze nie, na razie to tylko rozejm - odpar³ Zawada. - Muszк daж moim ch³opcom szansк do rewan¿u. Mo¿emy jednak zawrzeж znajomoœж: jestem Stanis³aw Zawada. Kolejno podawali mu d³oс. Andrzej podszed³ ostatni; wymieni³ swe nazwisko, Zawada przytrzyma³ jego rкkк i zapyta³: - Andrzej Rawa? Zaraz, zaraz! Czy to mo¿e ty jesteœ konstruktorem tego ¿у³wia elektronicznego w Pa³acu M³odzie¿y? - Tak, to mуj model - potwierdzi³ Andrzej. - Wiкc jesteœ synem znanego wynalazcy, profesora Rawy! - Tak, to mуj ojciec. - Co za mi³a niespodzianka! Twуj adres podano mi w Pa³acu. Zamierza³em z³o¿yж ci wizytк. No, no, nigdy bym nie przypuszcza³, ¿e do Klubu Poszukiwaczy Przygуd nale¿¹ tak s³awne osobistoœci! - ¯artuje pan ze mnie - rumieni¹c siк odpar³ Andrzej. - Nie, nie ¿artujк! W Pa³acu wiele nas³ucha³em siк o tobie. Widzisz, moi ch³opcy zamierzaj¹ zbudowaж elektronicznego ¿у³wia. Niewiele znam siк na tym, wiкc prosi³em w Pa³acu o polecenie mi instruktora z dziedziny elektroniki, ktуry mуg³by urz¹dziж kilka wyk³adуw dla mojej dru¿yny. Otrzyma³em w³aœnie twoje nazwisko. - Je¿eli panu na tym zale¿y, to pomogк im - powiedzia³ Andrzej, rumieni¹c siк jeszcze bardziej. - Bкdк ci bardzo wdziкczny. Do pracy przyst¹pimy po wakacjach. Teraz tylko powiedz mi, jakie czкœci, czy przyrz¹dy sk³adaj¹ siк na konstrukcjк takiego ¿у³wia elektronicznego. Ch³opcy musz¹ mieж nieco czasu na zgromadzenie odpowiedniego sprzкtu i materia³u. - Przede wszystkim potrzebne bкd¹ dwa silniki elektryczne: napкdowy i steruj¹cy, komуrka fotoelektryczna, w¹s-czujnik posiadaj¹cy styki obwodu elektrycznego przy zderzeniu z przeszkod¹, przekaŸniki i ¿arуwka wskaŸnikowa. Poza tym materia³ na zbudowanie podwozia, kу³ka i najlepiej masa plastyczna na wierzchni¹ obudowк. O reszcie sprzкtu pomyœlimy przed samym rozpoczкciem pracy. Niektуre czкœci znajdк u siebie. Zawada wszystko zapisa³ w notesie, a potem rzek³: - Widzк, ¿e w Pa³acu nic nie przesadzili, tak bardzo chwal¹c twoj¹ wiedzк techniczn¹. Musimy siк zaprzyjaŸniж. Z³o¿к ci oficjaln¹ wizytк zaraz po wakacjach. Teraz zapraszam was w odwiedziny do naszego obozu. Chcк wam wrкczyж przyobiecan¹ ksi¹¿kк. Czekam pojutrze, dobrze? - Przyjdziemy w komplecie - zapewni³ Marek. - Mo¿e kolega na nas liczyж - doda³a Wiercipiкta. - A wiкc do mi³ego zobaczenia! - Kiedy mamy spodziewaж siк zapowiedzianego rewan¿u? - zapyta³ Chytry W¹¿. - To ju¿ moja s³odka tajemnica - œmiej¹c siк odpar³ Zawada. - Pamiкtajcie o haœle: nie spaж na warcie! Czuwaj! - Czuwaaaaajjj...! - chуrem zakrzyknкli; potem spogl¹dali za nim rozognionym wzrokiem, dopуki nie znikn¹³ w dali. - Morowy kumpel! - odezwa³ siк Marek. - Z takim mo¿na by wszystko zrobiж. Prawie doros³y, a nic nosa nie zadziera. - Powinniœcie braж z niego przyk³ad - ¿arliwie powiedzia³a Wiercipiкta. - Wy stale tylko siebie wypychacie na pierwszy plan. Druh Zawada jest dobrze wychowanym mк¿czyzn¹! Gdybym by³a ch³opcem, zaraz bym wst¹pi³a do jego dru¿yny. - Iiiii, nie przesadzaj - zauwa¿y³ Chytry W¹¿.- Zawada jest œwietnym kompanem, ale jego harcerze œpiochy i mazgaje! Wystawiliœmy ich dzisiaj do wiatru. - ¯ebym wiedzia³a, ¿e on jest tam dru¿ynowym, to wcale nie bra³abym udzia³u w napadzie. Teraz pewno wstydzi siк za tych swoich ch³opcуw. - G³upstwa pleciesz, on nie taki! - zaprzeczy³ Andrzej. - Jestem przekonany, ¿e potraktowa³ nasz napad jako dobr¹ nauczkк dla swoich harcerzy! Pochwali³by ich tak samo jak nas, gdyby to oni sp³atali nam takiego figla! - Œwiкta racja - przywtуrzy³ Marek. - Zawada ma podejœcie... - I podejdzie nas na pewno, je¿eli nie bкdziemy siк pilnowali - wtr¹ci³a siк Wiercipiкta. - Przecie¿ przyrzek³ zemstк! - Nie przerywaj mi! - oburzy³ siк Marek. - Nie to mia³em na myœli! Ja mуwi³em, ¿e on ma w³aœciwe podejœcie do ludzi. - A czy my nie jesteœmy ludŸmi?! - przekomarza³a siк Wiercipiкta. - Przecie¿ to na nas zamierza urz¹dziж podchody! - Nie zrozumia³aœ mnie! Chcia³em powiedzieж... - Nic mnie nie obchodzi, co chcia³eœ powiedzieж! Dobrze zrozumia³am, co powiedzia³eœ. Lepiej znam polski od ciebie! Mam czwуrkк, mo¿esz sprawdziж w œwiadectwie - upiera³a siк dziewczynka, nie dopuszczaj¹c Marka do g³osu. Naraz Maciek nieznacznie podszed³ do niej z ty³u i zakneblowa³ jej usta chusteczk¹. Zaczкli siк szamotaж. - Doœж bijatyki! Na mnie czas do domu - wtr¹ci³ Andrzej. - Ojciec mo¿e potrzebowaж mojej pomocy przy pakowaniu swoich rzeczy na wyjazd. - Dobra, dobra, powiedz panu profesorowi, ¿e mo¿e byж spokojny o chatк - zawo³a³ Marek, œpiesz¹c z pomoc¹ Chytremu Wк¿owi, ktуry rozindyczonej Wiercipiкcie usi³owa³ g³кbiej wcisn¹ж chustkк w usta. Andrzej sta³ niezdecydowany. Nierуwna walka zdawa³a siк szybko dobiegaж koсca. Wiercipiкta coraz s³abszy stawia³a opуr. - Jak wam nie wstyd! We dwуch i to na dziewczynkк - krzykn¹³ oburzony. - Dziewczynkк?! Szkoda, ¿e ona nie jest twoj¹ rodzon¹ siostr¹... - wysapa³ Maciek. - Na pewno bym jej nie bi³! Puœжcie j¹ zaraz! - zawo³a³ ruszaj¹c ku walcz¹cym. W tej w³aœnie chwili Maciek nieopatrznie wepchn¹³ Bo¿enie palec w usta. Natychmiast zacisnк³a na nim ostre zкby. Maciek wrzasn¹³ z bуlu. Z trudem wyrwawszy obola³y palec, odskoczy³ od siostry. Ta zaœ, wykorzystuj¹c sytuacjк, chwyci³a Marka za w³osy. Marek zasapa³ jak miech kowalski i Wiercipiкta nareszcie pozby³a siк knebla. Zaledwie odzyska³a mo¿noœж mуwienia, rozgniewana natychmiast krzyknк³a jeszcze st³umionym g³osem: - Zakichani bohaterzy! We dwуch na jednego, a jak oberw¹ to kwicz¹ niczym zarzynane prosiaki! - Teraz sam zobacz, kogo po¿a³owa³eœ - mrukn¹³ Maciek, obwi¹zuj¹c obola³y palec chustk¹ rzucon¹ na ziemiк przez siostrк. - Milutka dziewczynka, nie ma co gadaж! - Dziewczynka, dziewczynka! Macie dziewczynkк! - przedrzeŸnia³a go Wiercipiкta i dociк³a Andrzejowi: - A ty, szlachetny Zorro, lepiej mniej gadaj, a wiкcej czyс! Marek i Maciek parsknкli œmiechem, widz¹c niewyraŸn¹ minк przyjaciela. Wiercipiкta zaœ szybko zapomnia³a o urazie, gdy¿ bardzo lubi³a Andrzeja. Rкk¹ przes³a³a mu ca³usa i zaczк³a uciekaж. - Sprуbujcie mnie z³apaж, œlamazary! - krzyknк³a na po¿egnanie. Andrzej nie pobieg³ za przyjaciу³mi. Id¹c do domu rozmyœla³ o przekornoœci Bo¿eny. Tak bardzo chcia³by mieж siostrк. Nie czu³by siк wtedy samotny. Nie pozwoli³by nikomu jej skrzywdziж, opiekowa³by siк ni¹ troskliwie. Wszed³ cicho do domu tylnym wejœciem. Z kuchni rozchodzi³y siк ponкtne zapachy. Po chwili wahania uchyli³ drzwi. ¯ona dozorcy, pani Mruczkowa, krz¹ta³a siк miкdzy sto³em i piecem. Przygotowywa³a obiad. Andrzej z ³atwoœci¹ domyœli³ siк, ¿e by³a z czegoœ niezadowolona, bowiem zbyt energicznie stawia³a naczynia. Ujrzawszy ch³opca, zagadnк³a: - Obiad dopiero za jak¹œ godzinkк. Mo¿e zjad³byœ drugie œniadanie, pewno jesteœ g³odny? - Dziкkujк, poczekam na obiad - odpar³ ch³opiec. - Czy ojciec rozmawia³ ju¿ z pani¹ o swoim wyjeŸdzie? Nie bкdzie go oko³o dwуch tygodni. - A jak¿e, wiem o wszystkim! - I o tym, ¿e Marek ma nocowaж ze mn¹? - upewnia³ siк Andrzej. - I o tym piegowatym m¹drali te¿ wiem! - potwierdzi³a pani Mruczkowa trzaskaj¹c patelni¹ o blachк pieca. - Czy pani nie lubi Marka? - zapyta³ Andrzej zaintrygowany nag³ym gniewem gosposi. Pani Mruczkowa rozchmurzy³a twarz, niemal ³agodnie odpowiedzia³a: - Dlaczego nie mia³abym lubiж tego urwisa? Dobre ch³opaczysko! Doradzi³am panu profesorowi, ¿eby Marek by³ tu z tob¹ przez ca³y czas, a nie tylko na noc. RaŸniej ci bкdzie z nim w tym domu pe³nym straszyde³! Pan profesor ju¿ telefonowa³ do jego matki. Oj, babskiej rкki tu trzeba! Andrzej uœmiechn¹³ siк, ustaliwszy powуd niezadowolenia pani Mruczkowej. Poczciwa gospodyni czкsto wspomina³a, ¿e gdyby jego ojciec ponownie siк o¿eni³, na pewno poœwiкca³by mniej czasu na konstruowanie urz¹dzeс, sprawiaj¹cych na ludziach niesamowite wra¿enie. Obawy i uprzedzenia pani Mruczkowej obecnie wydawa³y siк Andrzejowi œmieszne, lecz zanim sam zacz¹³ interesowaж siк elektronik¹, rуwnie¿ odczuwa³ jakiœ zabobonny lкk przed wejœciem do pracowni ojca. Teraz ca³kowicie zdawa³ sobie sprawк, ¿e jego niezwyk³e doœwiadczenia i badania toruj¹ drogк ku czasom, w ktуrych “myœl¹ce” maszyny-automaty bкd¹ w wielu dziedzinach pracowa³y za cz³owieka. Oczywiœcie nie mo¿na by³o wymagaж od gosposi, aby wybiega³a myœl¹ w przysz³y œwiat robotуw. Nie mia³a przecie¿ najmniejszego pojкcia o elektronice. Komуrka fotoelektryczna samoczynnie otwieraj¹ca drzwi by³a dla pani Mruczkowej niczym innym, jak nieczyst¹ si³¹, na widok dzia³ania ktуrej zimny pot wystкpowa³ na jej czo³o. Andrzej pozna³ ju¿ czкœж tajemnic ojca i nie obawia³ siк samotnoœci. Przywyk³ do niej, lecz mimo to wdziкczny by³ gosposi, ¿e troszczy³a siк o niego. - Dziкkujк pani, naprawdк cieszк siк, ¿e pani o mnie zawsze myœli - powiedzia³. - Nie ma za co, to œwiкty obowi¹zek ka¿dego cz³owieka myœleж o dziecku - odpar³a pani Mruczkowa. Potem klasnк³a w d³onie i zawo³a³a: - O ma³y w³os bym zapomnia³a! Ojciec prosi³, ¿ebyœ przyszed³ do pracowni! Andrzej podniecony wiadomoœci¹ wybieg³ z kuchni. D³ugi korytarz dzieli³ parter domu na dwie nierуwne czкœci. Mniejsza z nich mieœci³a pokуj sto³owy i kuchniк, wiкksza stanowi³a pracowniк profesora. Wstкp do niej, oprуcz Andrzeja, mieli jedynie uprzywilejowani goœcie. Andrzej przystan¹³ przed g³adkimi drzwiami. Pochyli³ siк do tuby w futrynie. - Jestem, tatusiu! - rzek³ pу³g³osem. - WejdŸ, czekam na ciebie - prawie natychmiast pad³a odpowiedŸ. Drzwi same otworzy³y siк bezszelestnie. Andrzej wszed³ do hallu. Du¿e, dwuskrzyd³owe drzwi bez klamki wiod¹ce do pracowni cicho otwar³y siк przed nim. Ujrza³ ojca siedz¹cego przy d³ugim stole. - ChodŸ, chodŸ mуj drogi, chcia³em z tob¹ porozmawiaж - powiedzia³ profesor, nie odrywaj¹c wzroku od aparatu, na ktуrym przebiega³y œwietliste linie. Andrzej nic nie mуwi¹c przystan¹³ przy ojcu. Ciekawie zerka³ w kierunku czteroskrzyd³owego parawanu os³aniaj¹cego jeden rуg pracowni. Ojciec tymczasem notowa³ coœ na kartce, uwa¿nie obserwuj¹c ekran. Widocznie by³ zadowolony z wynikуw pracy, gdy¿ wy³¹czaj¹c aparat odwrуci³ siк do syna i niemal weso³o rzek³ do niego: - No, wszystko siк zgadza, jestem gotуw do wyjazdu! Teraz mamy trochк czasu dla siebie. - To œwietnie, kochany tatusiu! - ucieszy³ siк Andrzej. - Mam w³aœnie pewn¹ piln¹ sprawк, ktуr¹ chcia³bym z tob¹ omуwiж. - Tak?! Przecie¿ podczas œniadania nie mia³eœ mi nic specjalnego do powiedzenia - odpar³ profesor niespokojnie spogl¹daj¹c na syna. - Sytuacja zmieni³a siк po œniadaniu. Zawar³em ciekaw¹ znajomoœж - wyjaœni³ ch³opiec. - Kogo to pozna³eœ? - Pewnego dru¿ynowego, ktуrego harcerze zamierzaj¹ zbudowaж cybernetycznego ¿у³wia. Poprosi³ mnie o wyg³oszenie kilku wyk³adуw. - To rzeczywiœcie ciekawa znajomoœж - odpowiedzia³ ojciec i wyraz ulgi uwidoczni³ siк na jego twarzy. - Czy w zwi¹zku z tymi wyk³adami chcia³eœ ze mn¹ pomуwiж? - Tak, tatusiu! Temu dru¿ynowemu polecono mnie, jako instruktora, w Pa³acu M³odzie¿y. Chcia³bym opracowaж sobie program wyk³adуw, a tymczasem niezbyt dobrze pamiкtam, jakie rozrу¿niamy rodzaje maszyn cybernetycznych. - Pocz¹tkuj¹cym mo¿esz wyjaœniж to jedynie w ogуlnych zarysach - uspokoi³ go ojciec. - Zaraz ci przypomnк, co mo¿esz im powiedzieж na ten temat. A wiкc cybernetyczne maszyny samosterowne do przetwarzania informacji mo¿emy rozrу¿niaж pod wzglкdem zasady dzia³ania i pod wzglкdem ich zastosowania. - Chwileczkк, tatusiu! - wtr¹ci³ Andrzej. - Proszк o papier i o³уwek, chcia³bym to zanotowaж! Ojciec poda³ mu notes i podsun¹³ przybory do pisania. Andrzej usiad³ przy stole i skrzкtnie pisa³, a profesor po chwili mуwi³ dalej: - Pod wzglкdem zasady dzia³ania rozrу¿niamy maszyny ekstremalizuj¹ce, optymalizuj¹ce, samoprogramuj¹ce, samoorganizuj¹ce i samoucz¹ce. Czy rozumiesz wszystkie te okreœlenia? - Nie potrafi³bym wyjaœniж pierwszych dwуch - szczerze wyzna³ Andrzej. - Maszyny ekstremalizuj¹ce s¹ uk³adami samonastrajaj¹cymi siк, czyli dostosowuj¹cymi uk³ad steruj¹cy do zmieniaj¹cych siк w³asnoœci obiektu regulacji. Jako praktycznie t³umacz¹cy przyk³ad mo¿esz podaж maszynк steruj¹c¹ statkiem tak, ¿eby p³yn¹³ on wzd³u¿ linii najg³кbszego dna rzeki lub automatycznego pilota steruj¹cego samolotem, aby stale utrzymywa³ wyznaczony kurs. - Masz racjк tatusiu! Przyk³ady najlepiej t³umacz¹ trudno zrozumia³e okreœlenie - przyzna³ Andrzej. - A co znaczy optymalizuj¹ce? - Maszyny optymalizuj¹ce porуwnuj¹ rozmaite mo¿liwe warianty i wybieraj¹ najdogodniejszy z nich w danych warunkach. Stosowane s¹ przy regulacji procesуw technologicznych, a wiкc na przyk³ad utrzymuj¹ w danym uk³adzie regulacji najdogodniejsze warunki spalania, temperatury, b¹dŸ odpowiedniego poziomu lub te¿ maszyny wyznaczaj¹ce najmniejszy koszt wyrobu na podstawie analizy rozmaitych warunkуw produkcji. - Doskonale, teraz ju¿ sobie jakoœ z tym poradzк - powiedzia³ Andrzej. - To trzeba tylko zrozumieж, mуj drogi - potwierdzi³ ojciec uœmiechaj¹c siк do syna. - A teraz s³uchaj dalej. Maszyny samoprogramuj¹ce zmieniaj¹ program swojego dzia³ania zale¿nie od okolicznoœci, na przyk³ad maszyna dostosowuj¹ca temperaturк obrуbki cieplnej odpowiednio do zmian jakoœci wyrobu. Maszyny samoorganizuj¹ce zmieniaj¹ swoj¹ strukturк choжby przez w³¹czanie lub wy³¹czanie pewnych elementуw. Samoucz¹ce zaœ ulepszaj¹ swoje dzia³anie na podstawie wynikуw poprzedniego dzia³ania. Przyk³adem mo¿e byж maszyna znajduj¹ca najkrуtsz¹ drogк najpierw przez porуwnanie wszystkich mo¿liwych drуg, a nastкpnie zapamiкtuj¹ca oraz wykorzystuj¹ca wy³¹cznie tк najkrуtsz¹. - Mogк im powiedzieж o myszy skonstruowanej przez Shannona, ktуra zapamiкtuje najkrуtsz¹ drogк w labiryncie - wtr¹ci³ Andrzej. - Bardzo dobry przyk³ad - potwierdzi³ profesor i doda³: - Pod wzglкdem zastosowania rozrу¿niamy cybernetyczne maszyny: transponuj¹ce, czytaj¹ce, notuj¹ce, komponuj¹ce, muzyczne, maluj¹ce, rozgrywaj¹ce i modele cybernetyczne. Chyba ju¿ wiesz, na czym polega ich dzia³anie? Przecie¿ ta dziedzina cybernetyki najwiкcej ciк pasjonuje! - Oczywiœcie tatusiu! Transponuj¹ce dokonuj¹ t³umaczeс z jednego jкzyka na inny. Czytaj¹ce przetwarzaj¹ pismo w dŸwiкki mowy. Notuj¹ce przetwarzaj¹ dŸwiкki mowy w pismo. Komponuj¹ce redaguj¹ teksty, uk³adaj¹ wiersze i tym podobne na podstawie wskazуwek dostarczanych maszynie. Muzyczne komponuj¹ rу¿ne utwory. Maluj¹ce tworz¹ obrazy, a rozgrywaj¹ce mog¹ wystкpowaж jako partner w grze w szachy. Modele cybernetyczne natomiast s³u¿¹ do odtwarzania procesуw fizjologicznych. Przyk³adem ¿у³w Greya Waltera. - Bardzo dobrze! - pochwali³ ojciec. - To ju¿ twoja specjalnoœж. Tutaj recytujesz jak z nut i czujesz ile pewnie. - Przy tobie, tatusiu, jestem zaledwie pocz¹tkuj¹cym uczniem - szepn¹³ Andrzej dumny z pochwa³y i zaraz znуw zerkn¹³ w kierunku parawanu w rogu pracowni. Profesor przez ca³y czas bacznie przygl¹da³ siк synowi, tote¿ zauwa¿y³ jego spojrzenie i rzek³; - W³aœnie chcк porozmawiaж z tob¹ o Robie. On przecie¿, jak zwykle, najwiкcej ciк tutaj interesuje. Andrzej rozeœmia³ siк, ojciec na pewno spostrzeg³, w jakim kierunku spogl¹da³. - S³uchaj uwa¿nie, synu - zacz¹³ profesor. - W³aœnie pracujк nad pewnym wynalazkiem. Dziкki niemu w niedalekiej przysz³oœci mo¿e znikn¹ж z powierzchni kuli ziemskiej sieж drutуw przewodz¹cych pr¹d elektryczny. Wszelkie pojazdy bкd¹ zasilane w energiк z ma³ych akumulatorуw. Silniki spalinowe rуwnie¿ bкd¹ mog³y byж zast¹pione silnikami elektrycznymi. - Ale¿ ojcze, czy to naprawdк mo¿liwe? - zdumia³ siк Andrzej. - Ca³kowicie realne. Akumulator mуj bкdzie wielkoœci o³уwka! Andrzej oszo³omiony spogl¹da³ niedowierzaj¹co na ojca. - Tak, mуj drogi, zanosi siк na prawdziw¹ rewolucjк w dziedzinie komunikacji. Teraz zapewne rozumiesz, dlaczego tak pilnie strzegк mojej pracowni. - Chyba nie obawiasz siк, ¿e ktoœ obcy mуg³by tutaj wtargn¹ж?! - beztrosko wtr¹ci³ Andrzej. - Nawet gdyby tak siк sta³o, nikt tu nic nie znajdzie - spokojnie odpar³ profesor. - Robowi powierzy³em pieczк nad moj¹ tajemnic¹. Dlatego w³aœnie rozmawiam z tob¹ o tym. Uzbroi³em Roba! - Wiкc teraz nie wolno mi zbli¿aж siк do niego? Czy on mo¿e zabiж? - dopytywa³ siк Andrzej nieco zatrwo¿ony. Profesor poda³ synowi prostok¹tne pude³ko wielkoœci turystycznego Kolibra, z obramowaniem metalowym na pokrywce. - Nie obawiaj siк, Rob nie uczyni krzywdy uczciwemu cz³owiekowi - wyjaœni³. - Ostatnio rozszerzy³em znacznie program jego czynnoœci. Nauczy³em go samoczynnego reagowania w pewnych sytuacjach. Tylko dlatego wspomnia³em ci o moim wynalazku i odpowiednim przeszkoleniu stra¿nika mojej tajemnicy. Andrzej zarumieniony z podniecenia wzi¹³ z r¹k ojca nadajnik radiowy. - Czy mogк sprуbowaж? - zapyta³. - Oczywiœcie, dzia³a jak przedtem. Andrzej otworzy³ pude³ko. Na jego dnie ukaza³a siк barwna figura wieloboczna z dziewiкcioma kу³eczkami otaczaj¹cymi pojedyncze, foremne dziurki. Pod siedmioma kу³kami znajdowa³y siк litery, okreœlaj¹ce programy czynnoœci robota. Dwa ostatnie kу³ka nie by³y oznaczone. - Oho, widzк, ¿e zbudowa³eœ nowy nadajnik! - zawo³a³ Andrzej, uwa¿nie ogl¹daj¹c wnкtrze pude³ka. - Dlaczego niektуre programy nie posiadaj¹ odpowiednich oznaczeс? - Sporz¹dzi³em je wy³¹cznie na swуj u¿ytek, tobie nigdy nie wolno ich w³¹czaж! - stanowczo odrzek³ ojciec. - Pamiкtaj o zasadniczym warunku naszej wspу³pracy: w mojej pracowni obowi¹zuje ciк bezwzglкdne pos³uszeсstwo! - B¹dŸ spokojny, tatusiu, zawsze pamiкtam o tym! Andrzej wyj¹³ z pude³ka wtyczkк podobn¹ do o³уwka. W³o¿y³ j¹ w dziurkк opatrzon¹ liter¹ “W”. Jedno skrzyd³o parawanu uchyli³o siк, ukazuj¹c siedz¹cego w fotelu sobowtуra profesora Rawy. To by³ w³aœnie Rob, naukowa pasja wynalazcy, w ktуr¹ wk³ada³ najlepsz¹ czкœж swej wiedzy, urzeczywistniaj¹c rу¿ne niezwyk³e pomys³y, jakie mu siк nasuwa³y podczas badaс. Zewnкtrzne podobieсstwo miкdzy robotem i jego twуrc¹ by³o osza³amiaj¹ce. Wzrost, budowa cia³a, kolor skуry, w³osуw, to samo uczesanie i taki sam ubiуr. Gdyby nie otwarte w tej chwili nieruchome oczy, mo¿na by mniemaж, ¿e to profesor Rawa drzemie w fotelu. Andrzej zawsze doznawa³ dziwnego uczucia stykaj¹c siк z Robem. To by³ cieс jego ojca, tak jak on zrуwnowa¿ony, spokojny i m¹dry. Naraz Rob o¿y³. Pochyli³ siк do przodu, powsta³. Andrzej teraz w³o¿y³ wtyczkк w dziurkк nad liter¹ “I”. Robot jednostajnym miarowym krokiem wyszed³ zza parawanu. - Panie profesorze! - zagadn¹³ Rawa. Rob z wolna odwrуci³ g³owк, spogl¹daj¹c ruchomymi ga³kami ocznymi na swego twуrcк. Rawa powsta³, nag³ym ruchem porwa³ ze sto³u stalowy sztylet. Sobowtуr z rуwn¹ szybkoœci¹ uniуs³ prawe przedramiк i wycelowa³ ku niemu wyprostowany wskazuj¹cy palec. - Widzisz? Ju¿ by³oby po wszystkim - wyjaœni³ Rawa. - Rob strzela osza³amiaj¹cymi pociskami gazowymi. Nie chybia... nigdy. W tej chwili nie jest wyposa¿ony w ³adunki. Rozumiesz, dlaczego ci to pokaza³em? - Tak ojcze, rozumiem! Przecie¿ mуg³bym bezwiednie sprowokowaж Roba i naraziж siк na niebezpieczeсstwo! - W³aœnie o to mi chodzi³o! W obecnoœci Roba musisz stale pamiкtaж, ¿e na widok jakiejkolwiek broni, natychmiast uruchamia wyrzutniк gazowych pociskуw. On jest ju¿ naprawdк inteligentny! Mo¿na na nim polegaж. - B¹dŸ spokojny, tatusiu! Teraz, kiedy wiem o wszystkim, bкdк jeszcze bardziej ostro¿ny. Nie sprawiк ci k³opotu - zapewni³ Andrzej.

Wrуg nadchodzi Ostatni wagon znikn¹³ za za³omem peronu. Andrzej wolnym krokiem schodzi³ do ni¿szej kondygnacji dworca. Ojciec odjecha³! Andrzej nagle poczu³ siк zupe³nie opuszczony. W obecnoœci rodzicуw ka¿dy ch³opiec zazwyczaj jest pewny siebie: wszystko wie, wszystko umie, niczego siк nie obawia. Ile¿ nieraz buntu b¹dŸ sprzeciwu budz¹ w nim polecenia rodzicуw! Wtedy myœli: gdyby mi by³o wolno, urz¹dzi³bym to wszystko inaczej, wed³ug w³asnej woli. I naraz Andrzej pozosta³ sam. Niepewnoœж od razu wkrad³a siк do jego serca. Zamyœlony i markotny wyszed³ na ulicк. Zatrzyma³ siк na Rynku przy przystanku tramwajowym. By³o pуŸne sobotnie popo³udnie. W³aœnie minк³a siуdma godzina. Czerwona “szesnastka” wychynк³a zza zakrкtu. Ludzie oczekuj¹cy na przystanku szybko zape³nili obydwa wagony. Andrzej przystan¹³ na platformie. Tramwaj pi¹³ siк pod gуrк ulic¹ Koœciuszki. Andrzej wysiad³ na przystanku przy parku. Postanowi³ resztк drogi odbyж spacerkiem. Po cу¿ mia³ siк spieszyж do domu? Marek nie przyjdzie przed dziewi¹t¹. O tej te¿ porze poczciwa pani Mruczkowa podawa³a kolacjк. Poza tym nikt wiкcej dzisiaj na niego nie czeka³. Wprawdzie ojciec wiкkszoœж czasu spкdza³ zamkniкty w swojej pracowni, ale wtedy Andrzej wiedzia³, ¿e on jest i czuwa nad nim. Choж z ekranu telewizora uœmiecha³ siк na dobranoc. Dzisiaj nikt na niego nie czeka³. Mуg³ robiж wszystko co chcia³ i to w³aœnie by³o najgorsze. Wszed³ do Parku Koœciuszki. By³ to jeden z naj³adniejszych miejskich parkуw na Œl¹sku, ktуry stanowi³ g³уwne miejsce spacerуw katowiczan. Z parkiem tym wi¹za³y siк wa¿ne wydarzenia historyczne. W nim w³aœnie odby³a siк w 1922 roku uroczystoœж przejкcia Gуrnego Œl¹ska przez w³adze polskie, a w 1939 roku, w czasie najazdu hitlerowskiego, œl¹skie harcerki, zgrupowane na wie¿y spadochronowej, stawi³y zbrojny opуr wrogowi i poleg³y w obronie swego miasta. Niemcy zrzucili z wie¿y martwe cia³a polskich bohaterek. Zaledwie Andrzej znalaz³ siк w parku, powita³ go z pomnika Tadeusz Koœciuszko, ktуrego imieniem nazwano ten piкkny rezerwat zieleni. Jak¿e dobrze pamiкta³ opowieœж matki o Naczelniku w sukmanie! Wspomniawszy bohaterskie czyny spojrza³ na smuk³¹ sylwetkк wie¿y spadochronowej, pn¹cej siк wysoko ponad parkowe topole i brzozy. Rуwnie¿ od matki po raz pierwszy us³ysza³ o piкciu dzielnych harcerkach. Matka spкdza³a z nim w tym parku d³ugie godziny. Teraz rozmyœlaj¹c o niej, skierowa³ siк do zachodniej czкœci parku, gdzie sta³ zabytkowy, obszerny spichlerz, przeniesiony tu z Go³kowic w powiecie pszczyсskim. Na nadpro¿u drzwi odszuka³ datк: 1688 rok. Zamyœlony spogl¹da³ na dobrze mu znany zabytek dworskiego budownictwa, pozbawiony okien, ktуre zosta³y zast¹pione szczelinami. Dooko³a budynku, w po³owie jego wysokoœci znajdowa³ siк przydaszek, a nad wejœciem jakby “pу³okr¹g³y fartuch.” Andrzej zmarkotnia³y ruszy³ przed siebie. Bezwiednie zawкdrowa³ do najbardziej ukwieconej czкœci parku, to jest elipsy, otoczonej dooko³a pergol¹. Tutaj matka zazwyczaj siadywa³a na ³awce, by podziwiaж prawdziwy kunszt kwietnej sztuki dekoracyjnej, a on biega³ wœrуd klombуw. Potem odwiedzi³ ogrуdek daliowy, ciekaw¹ partiк rododendronуw, wci¹¿ wspominaj¹c urocze chwile spкdzone w parku z matk¹. Tak mu jakoœ zrobi³o siк dziwnie smutno i ciк¿ko. Matka dawno ju¿ nie ¿y³a, a teraz ojciec wyjecha³ i on pozosta³ sam... Pogr¹¿ony w smutnych rozmyœlaniach przyspieszy³ kroku, jakby chcia³ uciec od bolesnych wspomnieс. Id¹c alej¹ pod gуrк, tym razem nawet nie zwrуci³ uwagi na strzelisty koœciу³ek, ktуry zawsze ogl¹da³ z jednakowym zaciekawieniem. Zaraz za koœciу³kiem rozci¹ga³a siк kotlina poros³a krzewami, a za ni¹, jak na d³oni, widaж by³o wœrуd drzew dachy domostw, k¹pi¹ce siк w purpurze promieni zachodz¹cego s³oсca. Andrzej bieg³ teraz. Postanowi³ natychmiast pуjœж po Marka. Nie chcia³ byж sam. Omal nie krzykn¹³ z radoœci: przed furtk¹ ujrza³ przyjaciela siedz¹cego na tobole owiniкtym kocem. - Och, ju¿ jesteœ?! - zawo³a³ uradowany.- Dawno czekasz? Mia³eœ przecie¿ przyjœж dopiero o dziewi¹tej ! - Ano mia³em, ale pani Mruczkowa przygazowa³a do nas i powiedzia³a, ¿e kolacja bкdzie o уsmej. Poza tym mam pewien interes do ciebie, kapujesz? - odpar³ Marek. - A co masz w tym tobole? - zaciekawi³ siк Andrzej. - Poœciel i rу¿ne niezbкdne drobiazgi - wyjaœni³ Marek, zarzucaj¹c tobу³ na ramiк. - Pani Mruczkowa mrucza³a, ¿e nie potrzeba nic braж, bo wszystko przygotowa³a, ale kto swoje ciuchy nosi, ten siк o nic nie prosi. - ChodŸmy do domu. Co za interes masz do mnie? - dopytywa³ siк Andrzej. - Wolnego, wolnego! Najpierw dla brzucha, potem dla ucha! G³odny jestem. Interes nie ucieknie. Mamy ca³y wieczуr. Andrzej powesela³. Obecnoœж pewnego siebie przyjaciela rozproszy³a przygnкbienie wywo³ane nag³ym osamotnieniem. Weszli do domu tylnymi drzwiami. Pani Mruczkowa wyjrza³a zza drzwi. - Jesteœcie ju¿? To dobrze, umyjcie rкce, zaraz podajк kolacjк - powita³a ich i natychmiast zniknк³a w kuchni. Po kolacji Marek, nie trac¹c czasu, przyst¹pi³ do “interesu”. - Jutro mamy odwiedziж Zawadк - zacz¹³ dyplomatycznie. - A jak¿e, jutro niedziela, pуjdziemy do obozu przed po³udniem - potwierdzi³ Andrzej. - Pewno chodzi im o tego... ¿у³wia. - Tak przypuszczam. - Nic siк na tym nie wyznajк - powiedzia³ zak³opotany Marek. - Nie martw siк, to mnie bкd¹ pytali - odpar³ Andrzej. - Hm, niby tak! Nie wypada jednak, ¿eby wуdz Klubu okaza³ siк g³upszy od podw³adnego. - Ach, tu ciк boli? Nigdy nie interesowa³eœ siк elektronik¹! - Nie œwiкci garnki lepi¹! - odparowa³ Marek. - Raz omal moim staruszkom nie naprawi³em radia. - I cу¿ to stanк³o ci na przeszkodzie? - Bagatela! Brak schematu. Wiesz, w pу³ godziny rozebra³em ca³y aparat. - Rozumiem, a potem nie mog³eœ go z³o¿yж - domyœli³ siк Andrzej. - A ty potrafi³byœ bez schematu? - burkn¹³ Marek. - Poza tym zmontowa³em z powrotem tego starego grata. Tylko kilka drobnych elementуw pozosta³o w zapasie. Matka zaraz zrobi³a mi awanturк. Kaza³a wszystko zgarn¹ж do pud³a i odnieœж do punktu naprawczego. - Nie mуwi³eœ mi o tym. By³bym ci po¿yczy³ schematu.. - Nie mia³em czasu. Matka jest nerwowa. Nic nie orientuje siк w technice. W tym zak³adzie naprawczym jeszcze j¹ podbuntowali. Przez trzy miesi¹ce nie dostawa³em ani grosza na swoje wydatki. - Mia³eœ pecha - przyzna³ Andrzej. - Pewno twoja mamusia musia³a du¿o zap³aciж za naprawк? - Ani grosza! Te pata³achy wmуwi³y w ni¹, ¿e taniej bкdzie kupiж nowy aparat. Teraz mamy fajne radio z ultrakrуtkimi falami! Ojciec fundn¹³ na raty. Czy myœlisz, ¿e matka jest mi chocia¿ trochк wdziкczna za pozbycie siк grata?! Co tylko wezmк do rкki, zaraz wypomina przesz³oœж. - Wiкc uwa¿asz, ¿e skoro ojciec kupi³ nowy aparat, to matka powinna byж ci wdziкczna za zniszczenie starego?! - oburzy³ siк Andrzej. - Dobry jesteœ! Za wyrz¹dzenie szkody chcia³byœ mo¿e otrzymaж nagrodк! - Mуwisz zupe³nie jak mуj ojciec! A czy bez praktyki mo¿na dojœж do czegoœ? - niepewnie powiedzia³ Marek. - Nie zaczynaj od koсca! Najpierw poznaj teoriк, a potem dopiero przejdŸ do zajкж praktycznych. Wtedy nie narobisz szkody - odpar³ Andrzej. - Mo¿e i masz racjк - w koсcu przyzna³ Marek.- Teraz ¿a³ujк, ¿e razem z tob¹ nie zaj¹³em siк technik¹! Nie skompromitowa³bym siк w oczach takiego fajnego kumpla, jak Zawada... - Jeœli chcesz, mogк ci wyjaœniж na czym polega dzia³anie elektronicznego ¿у³wia. Kto chocia¿ coœ niecoœ wie o budowie radia, z ³atwoœci¹ zrozumie, ¿e mechanizm ¿у³wia nie zawiera w sobie nic nowego - zaproponowa³ Andrzej. - Nawet mam mуj najnowszy model w domu! - O to mi w³aœnie chodzi - z wdziкcznoœci¹ odpar³ Marek. - Fajny z ciebie kolega! No, wal wyk³ad, tylko tak przystкpnie, rozumiesz?! - Nic siк nie bуj, to nie jest zbyt skomplikowane. Najpierw przyjrzyj siк ¿у³wiowi w akcji. Andrzej postawi³ nocn¹ lampkк na pod³odze przy ³у¿ku, drug¹, biurkow¹, o silniejszym natк¿eniu œwiat³a, umieœci³ w k¹cie pokoju. Teraz z kolei wydoby³ spod szafy oryginalny cybernetyczny model w³asnej konstrukcji. Marek przykucn¹³, by bardzo dok³adnie przyjrzeж siк ¿у³wiowi. Pancerz wielkoœci wojskowego he³mu wykonany by³ z balsy, to jest lekkiego drewna modelarskiego. W przedniej jego czкœci, nieco wy¿szej od tylnej, wystawa³a, niby szyja, d³uga rurka metalowa, na ktуrej by³a osadzona g³owa, przypominaj¹ca kszta³tem peryskop podwodnej ³odzi. Andrzej uruchomi³ mechanizm, przestawiaj¹c ogonek widoczny z ty³u pancerza. Syntetyczne zwierzк natychmiast okaza³o zewnкtrzne cechy w³asnego ¿ycia. W otworze, poœrodku przedniej czкœci pancerza, zap³onк³a karze³kowa ¿arуweczka wskaŸnikowa; g³owa, kryj¹ca wewn¹trz komуrkк fotoelektryczn¹, zaczк³a obracaж siк w rу¿nych kierunkach. ¯у³w wolno sun¹³ po pod³odze. Przystawa³, to znуw chodzi³ tu i tam, jego g³owa osadzona na ruchomej szyi wci¹¿ obraca³a siк i swym czu³ym “okiem” myszkowa³a po pokoju. Marek zaintrygowany przypatrywa³ siк ¿у³wiowi. Widz¹c jego niezdecydowanie, zagadn¹³: - Coœ ten twуj zwierzak strasznie nerwowy. Biega, jakby mu kto pieprzu nasypa³ na ogon! Pies mojej s¹siadki tak samo wierci siк po podwуrku, dopуki nie znajdzie sobie odpowiedniego drzewka. - Ho, ho, jeszcze bкd¹ z ciebie ludzie! Od razu utrafi³eœ w sedno rzeczy - pochwali³ Andrzej. - ¯у³w, tak jak ten pies, rуwnie¿ czegoœ szuka! - Nie bujaj! Przecie¿ jemu drzewko niepotrzebne! - On szuka Ÿrуd³a œwiat³a, ktуre widzi w pokoju. Niespokojny jest, nie mog¹c go znaleŸж. Przyjrzyj siк teraz! Andrzej zapali³ lampy uprzednio umieszczone na pod³odze. G³owa ¿у³wia, wci¹¿ obracaj¹ca siк niczym latarnia morska, wkrуtce natrafi³a na d³ugo poszukiwane Ÿrуd³o œwiat³a. Najpierw odkry³a nocn¹ lampkк. Mimo to nie przestawa³a dalej szukaж. Nagle ujrza³a jaœniej p³on¹c¹ lampк biurkow¹. Jeszcze chwilк trwa³y poszukiwania, jakby ¿у³w namyœla³ siк, ku ktуrej lampie ma pod¹¿yж, lecz potem ruszy³ w kierunku silniejszego œwiat³a. Jednooka g³owa znieruchomia³a, karze³kowa ¿arуweczka wskaŸnikowa zgas³a na piersi. ¯у³w przystan¹³ na krуtk¹ chwilк raz i drugi, jakby siк jeszcze waha³, lecz potem pod¹¿y³ wprost ku lampie. Wolno j¹ okr¹¿a³, podchodzi³ bli¿ej i cofa³ siк, jak zwierzк, ktуre za blisko podesz³o do ognia. Nagle, nie znalaz³szy widocznie tego, czego szuka³, rozpocz¹³ now¹ wкdrуwkк. G³owa znуw zaczк³a siк obracaж, a jednoczeœnie zap³onк³a ¿arуweczka wskaŸnikowa. - Coœ mu siк nie spodoba³a ta lampa - zauwa¿y³ Marek. - Czego on teraz szuka? - G³odny jest - wyjaœni³ Andrzej. - Jeœli wkrуtce nie dostanie jeœж, umrze tak jak ka¿de inne stworzenie. Andrzej pobieg³ w przeciwny naro¿nik pokoju. Sta³o tam pude³ko w kszta³cie budki. Przekrкci³ umieszczony na nim wy³¹cznik. Wewn¹trz rozb³ys³o silne œwiat³o. ¯у³w wkrуtce je odkry³ i zaraz pod¹¿y³ w jego kierunku. Ch³opiec zagrodzi³ mu drogк krzes³em. ¯у³w uderzy³ siк o nogк krzes³a, przystan¹³, cofn¹³ siк nieco, lecz wci¹¿ zapatrzony w fascynuj¹ce go œwiat³o, ruszy³ bokiem, wymin¹³ przeszkodк i zacz¹³ sun¹ж prosto do celu. Tu¿ przy budce przystan¹³, bowiem zwabiony silnym œwiat³em na odpowiedni¹ odleg³oœж, dotkn¹³ w g³кbi pude³ka specjalnych kontaktуw, ktуre zasila³y jego akumulator pr¹dem z sieci. Najad³szy siк do syta powкdrowa³ w ciemniejszy k¹t pokoju, by odpocz¹ж z dala od intensywnego œwiat³a. - A to ci cwaniak! - zdumia³ siк Marek. - Wtroi³ obiad i natychmiast poszed³ uci¹ж drzemkк! Zupe³nie jak mуj ojciec. Andrzej rozeœmia³ siк i wyjaœni³: - ¯у³w elektroniczny jest uczulony na œwiat³o, ktуrym siк od¿ywia. Dlatego w³aœnie stale go poszukuje. Gdy jednak nape³ni brzuch, czyli na³aduje akumulator, wуwczas przestaje ono byж dla niego magnesem i wtedy zaczyna szukaж ³agodniejszego oœwietlenia, aby w spokoju przetrawiж pokarm. W trakcie poszukiwaс roz³adowuje akumulator na uruchamianie silnika i wkrуtce znуw jest g³odny. Zale¿nie od sytoœci lub g³odu, odmiennie reaguje na trzy stopnie jasnoœci. Na przyk³ad, gdy siк naje, zbyt silne œwiat³o natychmiast przestaje go interesowaж i szuka stopnia jasnoœci odpowiedniego do odpoczynku. - No, no, kto by przypuszcza³, ¿e to takie proste - zdumia³ siк Marek. - Wyt³umacz mi jeszcze, w jaki sposуb mechanizm sam zmienia kierunek jazdy? - ¯у³w posiada trzy kу³ka. Dwa tylne s¹ wolne, zaœ jedno przednie jest jednoczeœnie kierunkowe i napкdowe. Przednie ko³o jest poruszane przez dwa rу¿ne silniczki. Kierunkowy powoduje obracanie siк wa³u kierunkowego, na ktуrym umocowane s¹ wide³ki przedniego ko³a oraz komуrka fotoelektryczna. Dlatego te¿, gdy komуrka fotoelektryczna obraca siк, wуwczas i kierunek ko³a ulega zmianie. Tarcza ¿у³wia jest po³¹czona z podwoziem tylko w jednym punkcie, a po³¹czenie to nie jest bezwzglкdnie sta³e. Zetkniкcie siк tarczy z przeszkod¹ powoduje zmiany sposobu pracy obu silnikуw. St¹d cofanie siк ¿у³wia i wymijanie przeszkody. - Nie byle ³ebek musia³ to wykombinowaж! - przyzna³ Marek. - Ciekawe, ¿e naukowcom nie szkoda czasu na wymyœlanie takich zabawek! - Mylisz siк, mуj drogi - zaprzeczy³ Andrzej. - ¯у³w elektroniczny jest bardzo pomys³owym i zadziwiaj¹cym urz¹dzeniem. Posiada mechanizm o trzecim stopniu automatyzmu, to znaczy, ¿e dzia³a zale¿nie od okolicznoœci. Jego zachowanie siк zale¿y od pewnych warunkуw zachodz¹cych w otoczeniu. Takie w³aœnie cybernetyczne “zabawki” stanowi¹ dowуd, ¿e maszyna potrafi myœleж. - Nie gadaj g³upstw! - oburzy³ siк Marek. - ¯adna maszyna nic sama nie wymyœli! - Oczywiœcie, Ÿle mnie zrozumia³eœ! Cz³owiek jednak doprowadza do tego, aby roboty bкd¹ce jego tworem myœla³y za niego. Takie myœlenie maszyny w rzeczywistoœci odbywa siк inaczej ni¿ u cz³owieka, ale spe³nia podobn¹ rolк. Widzisz, podstaw¹ cybernetyki jest za³o¿enie, ¿e pomiкdzy organizmami i maszynami nie ma zasadniczej rу¿nicy. Ich dzia³aniem rz¹dz¹ te same prawa, a jedyna rу¿nica polega na wysokiej z³o¿onoœci i organizacji ¿ywych organizmуw. Nowoczesne modele cybernetyczne reaguj¹ na rу¿ne bodŸce i podniety podobnie jak ¿ywe organizmy. Dziкki doœwiadczeniom cybernetycznym cz³owiek przeœledz¹ procesy zachodz¹ce w ¿ywych organizmach. Ponadto pomys³owe roboty ju¿ obecnie u³atwiaj¹ nam wykonywanie trudnych zadaс. Czy na przyk³ad m³ot mechaniczny nie zastкpuje rкcznego kucia? Wynalazcy najpierw przeprowadzaj¹ doœwiadczenia na takich urz¹dzeniach jak ¿у³wie, a pуŸniej wykorzystuj¹ je dla innych celуw. - Ogуlnie zapewne masz racjк, ale to chyba niemo¿liwe, ¿eby nawet najdoskonalszy robot mуg³ myœleж - sceptycznie zauwa¿y³ Marek. - Czy mo¿na uczyж siк czegoœ nie posiadaj¹c zdolnoœci myœlenia? - zauwa¿y³ Andrzej. - Nie zadawaj g³upich pytaс! - oburzy³ siк Marek. - Maszyna niczego siк nie uczy, po prostu mechanicznie wykonuje wszystkie czynnoœci. - Tak myœlisz? A wiкc pos³uchaj. Cybernetyk Claude Shannon skonstruowa³ w 1951 roku mysz pe³zaj¹c¹ po kwadratowej metalowej p³ycie, podzielonej na dwadzieœcia piкж kwadratуw. Na kraсcach kwadratуw ustawione by³y w odpowiedni sposуb aluminiowe przegrody, ktуre tworzy³y labirynt. W jednym z kwadratуw umieszczono jakiœ przedmiot z miкkkiej stali. Zadaniem myszy by³o dotarcie do tego przedmiotu, ukrytego w labiryncie. Otу¿ wyobraŸ sobie, ¿e mysz nie tylko odnajdywa³a уw przedmiot, przeszukuj¹c kolejno korytarze labiryntu, lecz rуwnoczeœnie zapamiкtywa³a najkrуtsz¹ drogк do celu i potem ju¿ bezb³кdnie ni¹ d¹¿y³a. - Andrzej, nie bujasz?! - zdumia³ siк Marek. - W jaki sposуb mysz mog³a odnajdywaж i nawet zapamiкtywaж najkrуtsz¹ drogк w labiryncie? - Zabawne stworzonko z plastyku posiada³o uszy, oczy, w¹sy i ogonek, naprawdк jednak by³o magnesem trwa³ym na trzech kу³kach. Pod p³yt¹, na ktуrej zbudowano labirynt, porusza³ siк elektromagnes napкdzany silnikami elektrycznymi, sterowany przez kilkadziesi¹t przekaŸnikуw. Mechanizm ten prowadzi³ z kwadratu do kwadratu mysz, posiadaj¹c¹ dwustykow¹ mackк, czo³ow¹ i lew¹. Mysz d¹¿y³a wci¹¿ po prostej, dotykaj¹c przegrody w labiryncie lew¹ mack¹. Przy koсcu œcianki mysz zakrкca³a w lewo i dalej sz³a prosto, a¿ nie dotknк³a przegrody czo³ow¹ mack¹. Wtedy znуw skrкca³a w prawo i potem sunк³a po prostej dotykaj¹c œcianki lew¹ mack¹. Droga przebywana przez mysz by³a rejestrowana przez przekaŸnikowe urz¹dzenie pamiкciowe. Gdy stworzonko wchodzi³o do jakiegoœ korytarzyka i opuszcza³o go, oznacza³o to, ¿e nie ma tam poszukiwanego przedmiotu. Wуwczas wejœcie do tego kwadratu by³o zaraz blokowane. W koсcu mysz odnajdywa³a ukryty przedmiot, a wszystkie zablokowane przekaŸniki pozostawa³y w tym samym po³o¿eniu. Zbadana przez mysz czкœж labiryntu utrwala³a siк w pamiкci urz¹dzenia. Dziкki temu mysz wpuszczona powtуrnie do labiryntu ju¿ nie porusza³a siк przypadkowo, lecz sz³a do celu najkrуtsz¹ drog¹. - Fantastyczne! Czy ta mysz mog³a po raz drugi odnajdywaж najkrуtsz¹ drogк z dowolnego kwadratu labiryntu? - dopytywa³ siк Marek. - Jeœli umieszczono j¹ w kwadracie, w ktуrym jeszcze nigdy nie by³a, zaraz na nowo rozpoczyna³a poszukiwania, dopуki nie odnalaz³a ju¿ znanego jej korytarza. Wtedy od razu sz³a najkrуtsz¹ drog¹ do celu - wyjaœni³ Andrzej. - Nigdy bym nie przypuszcza³, ¿e cybernetyka wkracza niemal w krainк fantastyki i tajemniczoœci!- zawo³a³ rozentuzjazmowany Marek. - To jest naprawdк bardzo interesuj¹ce! - A widzisz, nareszcie uwierzy³eœ w to, co mуwi³em ci od dawna - odpar³ Andrzej. - Dot¹d nawet najfantastyczniejszy robot by³ dla ciebie tylko zwyk³¹ zabawk¹. Pamiкtasz, ile mi nadokucza³eœ, ¿e niepotrzebnie marnujк czas na budowк mego ¿у³wia? Czy w dalszym ci¹gu jesteœ tego zdania? - Teraz cofam to wszystko. Zaimponowa³y mi twoje wiadomoœci. Przekona³eœ mnie ponadto, ¿e doœwiadczenia przeprowadzane przez cybernetykуw maj¹ posmak tajemniczoœci. - Na pewno tak jest - zapewni³ Andrzej. - Ba, ¿ebyœ wiedzia³, co uzdolnieni wynalazcy potrafi¹ obecnie wymyœleж! Ka¿dy z nich posiada jakieœ swoje tajemnice... - Wiesz, to musi byж pasjonuj¹ce - wtr¹ci³ Marek. - Wyobra¿am sobie, jak musz¹ siк mieж na bacznoœci, aby im ktoœ ich nie wykrad³. - Oczywiœcie, ¿e dobrze strzeg¹ tych tajemnic - potwierdzi³ Andrzej. - Dlatego te¿ nikogo nie wpuszczaj¹ do swoich pracowni. - S³uchaj, jeœli to wszystko jest prawd¹, co powiedzia³eœ, to i twуj ojciec, jako znany wynalazca, musi mieж jak¹œ niezwyk³¹, tajemnicz¹ maszynк - powiedzia³ bardzo zaintrygowany Marek, mimo woli œciszaj¹c g³os. - B³agam ciк, powiedz mi, co to jest? Na pewno nie na darmo ludzie nazywaj¹ wasz dom Domem Czarnoksiк¿nika! Andrzej zaczerwieni³ siк, za pуŸno spostrzeg³, ¿e powiedzia³ zbyt wiele. Marek widz¹c zmieszanie przyjaciela zacz¹³ go prosiж o powierzenie mu sekretu. Zanim Andrzej zd¹¿y³ och³on¹ж, za oknem rozleg³o siк gwa³towne жwierkanie œwierszczy. Odetchn¹³ z ulg¹, nieoczekiwana pomoc nadesz³a w odpowiednim dla niego czasie! - Chytry W¹¿ i Wiercipiкta - zawo³a³ Marek. - Co oni tu robi¹ tak pуŸno?! Obydwaj wybiegli na taras. Bo¿ena i Maciek przyczaili siк przy murze domu i rкkami dawali jakieœ znaki. - Czego chcecie?! - niechкtnie zapyta³ Marek, z³y, ¿e przerwano mu intryguj¹c¹ pogawкdkк. - Matka znуw was ochrzani za w³уczenie siк wieczorem! - Psssst! Ciszej! - ostrzeg³ Chytry W¹¿. - Siedzicie jak krety w norze i nawet nie wiecie, co siк œwiкci za waszymi plecami! - O co chodzi?! Mуw jaœniej, do licha! - wtr¹ci³ zaciekawiony Andrzej. - Wa¿na wiadomoœж, szybko opuœжcie linк - pу³szeptem doda³a Wiercipiкta. Niebawem wszyscy cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd znajdowali siк w pokoju Andrzeja. - Gadajcie zaraz, co siк sta³o - rozkaza³ Marek. - Ktoœ was szpieguje! - wyrzuci³a z siebie Wiercipiкta. - Jakiœ obcy mк¿czyzna czai³ siк na ulicy! - Cicho b¹dŸ, ja im to powiem - wtr¹ci³ Chytry W¹¿. - A wiкc po kolacji chcieliœmy wpaœж do was i zobaczyж, co porabiacie. Gdy tylko weszliœmy na Rу¿yckiego, od razu spostrzegliœmy jakiegoœ mк¿czyznк. Sta³ po przeciwnej stronie ulicy pod krzakami i wpatrywa³ siк w okna waszego domu. Zauwa¿y³ nas wkrуtce, gdy¿ Wiercipiкta papla³a jak zwykle. Nasun¹³ g³кbiej kapelusz na czo³o. Nie mogliœmy dojrzeж jego twarzy. Mia³ podniesiony ko³nierz p³aszcza. Zaledwie zbli¿yliœmy siк do niego, odszed³ trochк dalej... - Mo¿e to by³ zwyk³y przechodzieс - napomkn¹³ Andrzej. - Nie, na pewno nie! - porywczo zaoponowa³a Wiercipiкta. - S³uchajcie dalej - ci¹gn¹³ Chytry W¹¿. - Uszczypn¹³em Wiercipiкtк. W lot zrozumia³a, o co chodzi. Minкliœmy wasz dom jak gdyby nigdy nic, a potem od ty³u przeleŸliœmy przez parkan i z ukrycia obserwowaliœmy ulicк. Mк¿czyzna znуw sta³ przed furtk¹ i szpiegowa³. Odszed³ kilka minut temu. - A to ci heca! Kto to mуg³ byж - zawo³a³ Marek. - Nie wiecie, kto?! - zdumia³a siк Wiercipiкta.- Ja od razu pomyœla³am, ¿e to na pewno Zawada planuje na nas jak¹œ akcjк! Przecie¿ zapowiedzia³ zemstк! - Kto wie? Mo¿e ona naprawdк ma racjк! - powiedzia³ Andrzej. - Mamy szczкœcie, ¿e w porк wyœledziliœcie Zawadк - ucieszy³ siк Marek. - Skoro ju¿ wiemy o przygotowywanej zemœcie, postaramy siк zapobiec niebezpieczeсstwu!

Zasadzka W niedzielк, zaraz po obiedzie, cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd zebrali siк na naradк wojenn¹ w pokoju Andrzeja. Nie mieli czasu do stracenia. Przedpo³udniowa wizyta w obozie harcerzy, mimo bardzo kole¿eсskiego przyjкcia, utwierdzi³a ich w przekonaniu, ¿e Zawada ju¿ przygotowuje odwet za porwanie proporczyka. Zaledwie przybyli do obozu, dru¿ynowy witaj¹c ich, powiedzia³ do swych harcerzy: - Oto w³aœnie zuchy, ktуre nadszarpnк³y dobre imiк naszej dru¿yny! Wypytywaliœcie mnie, jak wygl¹daj¹. Dobrze przyjrzyjcie siк im teraz! Musimy przecie¿ postaraж siк udowodniж kolegom, ¿e nie jesteœmy gorsi od nich. Nieszczкsny wartownik ciк¿ko westchn¹³ i rzek³: - Jaka szkoda, ¿e nie przebudzi³em siк wtedy! - Ciekawa jestem, co byœcie nam zrobili?! - zapyta³a Wiercipiкta. - Gdybyœmy schwytali was na gor¹cym uczynku odeszlibyœcie st¹d wysmarowani czarn¹ past¹ do butуw - wyjaœni³ harcerz jeszcze raz wzdychaj¹c z ¿alem. Potem Zawada wrкczy³ im przyobiecan¹ nagrodк. By³a ni¹ ksi¹¿ka zatytu³owana “Ludzie wielkiej przygody”. - Na pewno lubicie podrу¿nicze ksi¹¿ki - powiedzia³. - Ta szczegуlnie powinna was zaciekawiж, bowiem opisuje niezwyk³e prze¿ycia polskich odkrywcуw i badaczy egzotycznych krajуw w rу¿nych czкœciach œwiata. Pasjonuj¹ca lektura. Moi ch³opcy za³o¿yli sobie podrкczn¹ biblioteczkк ksi¹¿ek o tej tematyce. Mo¿e ten pomys³ i wam bкdzie odpowiada³. Dwie godziny spкdzone w obozie harcerzy minк³y jak krуtka chwilka. Nastrуj by³ bardzo kole¿eсski, lecz cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd, pomni zapowiedzianej przez Zawadк zemsty, nie zaniechali czujnoœci. Tote¿ rych³o zauwa¿yli zaciekawienie Zawady ich trybem ¿ycia. Pyta³, czy maj¹ rodzeсstwo, jak zamierzaj¹ spкdziж wakacje, co bкd¹ porabiali w ci¹gu najbli¿szych dni, czy wci¹¿ przebywaj¹ razem, a gdy Wiercipiкta nieopatrznie wypapla³a o wyjeŸdzie profesora Rawy, dru¿ynowy zaraz zagadn¹³: - Kiedy wraca pan profesor? - Za jakieœ trzy tygodnie - wyjaœni³ Andrzej. - Potem dopiero wspуlnie pojedziemy do Ustronia. - A wiкc teraz jesteœ sam na gospodarstwie - zauwa¿y³ Zawada. - Czy nikt oprуcz ciebie nie nocuje w domu? Zanim Andrzej zd¹¿y³ odpowiedzieж, Marek pochyli³ siк do Zawady i odpar³: - Kolego dru¿ynowy, nasz Klub wzi¹³ dom pana profesora pod swoj¹ opiekк. Ka¿dy wynalazca ma jak¹œ tajemnicк, kolega wiкc chyba rozumie...? - Rozumiem - potwierdzi³ Zawada i doda³: - Takie zadania bojowe dobrze œwiadcz¹ o waszym po¿ytecznym Klubie. - Nasza dru¿yna opiekuje siк samotn¹ staruszk¹ - wtr¹ci³ jeden z harcerzy. - Za³atwiamy jej sprawunki w mieœcie i pomagamy sprz¹taж mieszkanie. - Zawsze powinno siк pomagaж potrzebuj¹cym pomocy - powiedzia³ dru¿ynowy. - Widzк, ¿e posiadamy podobne zainteresowania. Bardzo siк cieszк, ¿e teraz przebywacie razem... Dziwny uœmiech towarzysz¹cy tym s³owom utwierdzi³ cz³onkуw Klubu w mniemaniu, ¿e chwila zapowiedzianego rewan¿u jest ju¿ bardzo bliska. Na pewno zale¿a³o mu na informacji, gdzie mуg³ przy dybaж ich wszystkich razem. W tym te¿ zapewne celu urz¹dzi³ poprzedniego wieczora rekonesans w okolicк domu profesora Rawy. - Co on mo¿e planowaж? - g³owi³ siк Marek podczas o¿ywionej narady. - Mo¿e chc¹ nas wysmarowaж czarn¹ past¹? - zauwa¿y³a Wiercipiкta. - £adnie by nas urz¹dzili! - To by³by g³upi kawa³. Zawada na pewno planuje coœ m¹drzejszego - wtr¹ci³ Chytry W¹¿. - Najprкdzej bкdzie chcia³ odp³aciж nam piкknym za nadobne - domyœla³ siк Andrzej. - Czy przypuszczasz, ¿e on urz¹dzi na nas podchody, aby wykazaж nam rуwnie¿ brak czujnoœci? - podchwyci³ Marek. - W³aœnie to mia³em na myœli - potwierdzi³ Andrzej. - Racja, to by³by najlepszy rewan¿ - zawo³a³a Wiercipiкta. - Nie powinniœmy daж siк zaskoczyж - oœwiadczy³ Marek. - To by³aby kompletna kompromitacja. - A mo¿e i dzisiaj rуwnie¿ bкdzie myszkowa³ wokу³ domu? Przecie¿ musi u³o¿yж dok³adny plan dzia³ania - wtr¹ci³ Chytry W¹¿. - Gdybyœmy tak przychwycili go na tym? By³aby fajna heca, co? - Byczy pomys³ - przyzna³ Marek. - Musimy zdemaskowaж wywiadowcк! - gor¹czkowa³ siк Chytry W¹¿. - Kto g³osuje za tym? - zapyta³ Marek. Urz¹dzenie zasadzki na Zawadк zosta³o jednomyœlnie uchwalone. Nie nale¿a³o spodziewaж siк jakiejkolwiek akcji z jego strony prкdzej ni¿ przed zmierzchem. Musia³ zdawaж sobie sprawк, ¿e w dzieс mуg³by z ³atwoœci¹ zostaж spostrze¿ony. Cz³onkowie Klubu szczegу³owo omуwili plan dzia³ania. Z gуry cieszyli siк na sam¹ myœl o niespodziance, jak¹ sprawi¹ dru¿ynowemu, udaremniaj¹c odwet. Oko³o siуdmej wieczorem, uzbrojeni w dwie latarki elektryczne, chy³kiem wymknкli siк z domu. Marek poprowadzi³ oddzia³ek ku parkanowi na ty³ach ogrуdka. Ostro¿nie przemykali przez s¹siednie posesje, a¿ do ulicy Fitelberga. Tam dopiero ¿¹dna czynu Wiercipiкta pobieg³a przodem jako wywiadowca, a ch³opcy wolno pod¹¿yli za ni¹. Sprytna dziewczynka przystanк³a przy ogrodzeniu na rogu. Nieznacznie wychyli³a g³owк, by rozejrzeж siк w poprzecznej ulicy. Nie odwracaj¹c siк, machnк³a rкk¹. - Droga wolna! - powiedzia³ Marek, spostrzegaj¹c umуwiony znak. - Teraz biegiem w krzaki! Po chwili znajdowali siк w paœmie zaroœli oddzielaj¹cych ulicк Rу¿yckiego od asfaltowej drogi, ktуra jako przed³u¿enie ulicy Koœciuszki ³¹czy³a œrуdmieœcie Katowic z Brynowem, Ligot¹ i Miko³owem. Marek podzieli³ swуj oddzia³ na dwie grupy. Andrzej z Wiercipiкta mieli z ukrycia obserwowaж przystanek tramwajowy, widoczny po przeciwnej stronie jezdni na wprost wylotu ulicy Fitelberga, podczas gdy Marek z Maжkiem - Chytrym Wк¿em przyczaili siк w krzakach w pobli¿u domu profesora Rawy. W ten sposуb w ka¿dej grupie znajdowa³ siк cz³onek Klubu, ktуry poprzedniego wieczora widzia³ tajemniczego szpiega. Czas wolno p³yn¹³. Krуtka, jednostronnie zabudowana ulica Rу¿yckiego zia³a pustk¹. Znudzeni Marek i Maciek ciekawie zerkali poprzez krzewy w kierunku szosy. Mieszkaсcy Brynowa wracali ze spaceru w Parku Koœciuszki. Zbli¿a³a siк pora kolacji. Sporo osуb wysiada³o z tramwajуw na przystanku. Nic wiкc dziwnego, ¿e k¹pana w gor¹cej wodzie Wiercipiкta a¿ dwukrotnie narobi³a fa³szywego alarmu, bior¹c jakiegoœ przypadkowego przechodnia za tajemniczego szpiega. Niezbyt ³adna pogoda w ci¹gu dnia jeszcze bardziej pogorszy³a siк pod wieczуr. Ciemne chmury wrу¿¹ce deszcz coraz szczelniej zakrywa³y niebo przyspieszaj¹c zmierzch. Na pу³nocy jasna ³una œwiate³ rozgorza³a nad œrуdmieœciem. - Chyba dziœ nie przyjdzie - mrukn¹³ Chytry W¹¿. - Mo¿e ju¿ obmyœli³ wszystko - potakn¹³ Marek. - Cicho! - ostrzeg³ Chytry W¹¿. Жwierkanie œwierszcza rozleg³o siк w pobli¿u. Zaszeleœci³y krzewy. - To nasi - szepn¹³ Marek i odpowiedzia³ has³em. Andrzej z Wiercipiкt¹ przykucnкli obok przyjaciу³. - Dlaczego zeszliœcie z posterunku? - karc¹cym tonem zapyta³ Marek. - Ciemno siк robi, zaraz nic nie bкdzie widaж - wyjaœni³ Andrzej. - Hm, to prawda... - przywtуrzy³ Marek. Przez jakiœ czas razem czuwali w milczeniu. - PуŸno ju¿, us³yszymy od mamy za... - szepnк³a Wiercipiкt¹ i naraz przerwa³a w po³owie zdania. Zamarli w bezruchu. Ktoœ szed³ œcie¿k¹ wydeptan¹ na prze³aj przez krzewy wprost od szosy do ulicy Rу¿yckiego. Mк¿czyzna w p³aszczu z podniesionym ko³nierzem i w kapeluszu mocno nasuniкtym na czo³o przeszed³ tak blisko obok zaczajonej w zaroœlach grupki spiskowcуw, ¿e omal nie potr¹ci³ nog¹ skulonej dziewczynki. Przystan¹³ na skraju g¹szczu. Przez chwilк spogl¹da³ w kierunku domu Andrzeja, potem uwa¿nie przepenetrowa³ wzrokiem ulicк. Kilkoma skokami znalaz³ siк przy furtce. By³a zamkniкta na klucz. Podwin¹³ p³aszcz, po czym zwinnie wspi¹³ siк na parkan. Zaraz te¿ znik³ w ogrodzie. - Œmia³o sobie poczyna - szepn¹³ Marek. - Czy¿by sam zamierza³ zemœciж siк na nas? - Nie, nie, przecie¿ jego harcerze powinni siк nam zrewan¿owaж, a nie on.- zaprzeczy³ Andrzej. - A mo¿e i oni s¹ gdzieœ w pobli¿u? - dorzuci³ Chytry W¹¿. - Wiercipiкto, rozejrzyj siк, co w trawie piszczy - poleci³ Marek. Dziewczynka pobieg³a w zaroœla. Trzej ch³opcy nie spuszczali wzroku z ogrodu pogr¹¿onego w pу³mroku. Zawady nie by³o widaж. Widocznie myszkowa³ wokу³ domu. Nieoczekiwanie ujrzeli go z powrotem wspinaj¹cego siк na ogrodzenie. Marek by³ niezdecydowany. Wiercipiкt¹ jakoœ d³ugo nie powraca³a. Mo¿e przychwycili j¹ harcerze? - Zdemaskujmy go zanim odejdzie - szepn¹³ Chytry W¹¿. Marek rуwnie¿ poj¹³, ¿e to jest ich ostatnia szansa. Nawet jeœli Wiercipiкta zosta³a schwytana, mogli udowodniж mu, ¿e przejrzeli jego plany. - Ja go przytrzymam, a wy rуbcie swoje, jak umуwione! - rozkaza³ szeptem i pierwszy cicho ruszy³ ku Zawadzie. Tajemniczy wywiadowca w³aœnie zeskakiwa³ z parkanu. Odwrуcony plecami do ulicy nie spostrzeg³ zasadzki. Zaledwie stan¹³ na ziemi, Marek schwyci³ go z ty³u za bary. Przycisn¹³ jego plecy do swej piersi i odwrуci³ twarz¹ do swych przyjaciу³. - Nie uda³o siк, druhu, co?! - wysapa³ nie zwalniaj¹c uœcisku. W tej chwili Andrzej i Maciek b³ysnкli dwoma snopami jasnego œwiat³a prosto w twarz pojmanego. Podczas szamotaniny kapelusz zsun¹³ siк z g³owy mк¿czyzny. Marek nie mуg³ mu siк przyjrzeж, lecz jego przyjaciele oniemieli przera¿eni. To nie by³ Zawada! Oœlepiony jaskrawym œwiat³em mк¿czyzna mru¿y³ ma³e oczy. Poci¹g³¹ twarz o lisim wyrazie przecina³a szeroka blizna, biegn¹ca spod lewego oka a¿ do gуrnej wargi. Wypadki potoczy³y siк niemal b³yskawicznie. Mк¿czyzna gwa³townie pochyli³ gуrn¹ czкœж cia³a do przodu. Marek przelecia³ przez jego plecy. Z rozmachem gruchn¹³ na ziemiк. - To nie Zawada! - ostrzegawczo krzykn¹³ Chytry W¹¿, rzucaj¹c siк pochylony na wroga. Zamierza³ uderzyж go g³ow¹ w brzuch, lecz mк¿czyzna okaza³ siк sprytniejszy. Kolanem zada³ mu cios prosto w twarz. Chytry W¹¿ oszo³omiony pad³ na ziemiк. Marek tymczasem poderwa³ siк na nogi. By³ przecie¿ najroœlejszy i najsilniejszy z grupki przyjaciу³. Wiedz¹c ju¿, ¿e to nie Zawada buszowa³ wokу³ domu, mк¿nie ruszy³ do ataku. Krуtkim sierpem siкgn¹³ g³owy intruza. Mк¿czyzna zachwia³ siк, mimo to nie straci³ animuszu. On rуwnie¿ spostrzeg³, ¿e napastnicy s¹ tylko ch³opcami. Umia³ walczyж na piкœci; jednym ciosem najpierw powali³ Andrzeja, ktуry doskoczy³ z boku, a potem zrкcznie uchyliwszy siк przed ciosem Marka, sam uderzy³ go w podbrуdek. Mimo chmurnego nieba rуj gwiazd zawirowa³ przed oczyma ch³opca. Ciк¿ko osun¹³ siк na powstaj¹cego z ziemi Chytrego Wк¿a. Mк¿czyzna podniуs³ kapelusz. Pogroziwszy ch³opcom piкœci¹, szybko oddali³ siк ku wylotowi ulicy. Andrzej i Maciek odwrуcili oszo³omionego Marka na plecy. Rozpiкli mu koszulк pod szyj¹ i wachlowali chustkami. Dopiero po d³u¿szej chwili odetchn¹³ g³кboko. Otworzy³ oczy. Chcia³ usi¹œж, lecz si³y jeszcze odmуwi³y mu pos³uszeсstwa. - Gdzie on?! - zapyta³ ciк¿ko oddychaj¹c. - Poszed³ sobie - uspokoi³ go Andrzej. - Ale narwaliœmy siк g³upio, nie ma co gadaж! - szepn¹³ Chytry W¹¿. - Kto to mуg³ byж? - Wyœcie lepiej mu siк przyjrzeli, ni¿ ja - wysapa³ Marek. - Bliznк mia³ na twarzy - wyjaœni³ Andrzej. - Czego on tutaj szuka³? Marek z wolna przychodzi³ do siebie. Przy pomocy przyjaciу³ powsta³ z ziemi. - Skoro to nie by³ Zawada, to ca³a ta heca zaczyna dziwnie wygl¹daж - powiedzia³ masuj¹c zdrкtwia³y podbrуdek. - A gdzie¿ Wiercipiкta? - Oh, zapomnieliœmy o niej! - zawo³a³ przestraszony Maciek. - Mo¿e skry³a siк w krzakach? - wtr¹ci³ Andrzej i g³oœno zawo³a³: - Bo¿ena! Bo¿ena! Wracaj, ju¿ po wszystkim! - Bo¿ena by nie uciek³a! - zaprzeczy³ Marek. - Oby tylko ten drab jej nie napad³! Andrzej w lewo ulic¹, Maciek w prawo, ja przeszukam krzewy! Spotkamy siк na szosie! Bo¿enaaaa! - Nie krzyczcie tak g³oœno, on ju¿ pojecha³ tramwajem - rozleg³ siк g³os dziewczynki, a potem ona sama wysz³a z krzewуw. - Czy nic z³ego wam nie zrobi³? - Gdzieœ ty by³a?! - denerwowa³ siк Maciek. - Œledzi³am go - odpar³a Wiercipiкta. - Lepiej porozmawiajmy w domu - doradzi³ Andrzej. Po chwili znajdowali siк w pokoju Andrzeja. Wiercipiкta mog³a teraz zaspokoiж ich ciekawoœж. - Pamiкtacie, Marek pos³a³ mnie na zwiady - zaczк³a podniecona. - Gdy wrуci³am, Marek w³aœnie fika³ w powietrzu kozio³ka, a Maciek ju¿ le¿a³ na ziemi. Zaraz pozna³am, ¿e to nie Zawada bije siк z wami. Chcia³am biec wam na pomoc, ale pomyœla³am, ¿e jeœli mnie zobaczy, to tak¿e oberwк i ju¿ nikt z nas nie bкdzie mуg³ go œledziж. - Kto by pomyœla³, ¿eœ taka przebieg³a! - pochwali³ Marek. - A co by³o potem? - Potem on sobie poszed³, a ja za nim. Na przystanku pod daszkiem, naprzeciwko koœciу³ka, czeka³ na niego drugi mк¿czyzna. - Czy zd¹¿y³aœ siк im przyjrzeж?- zapyta³ Andrzej, - Tak, tak, nawet podkrad³am siк do nich z bliska i schowa³am siк z ty³u za poczekalni¹ na przystanku. - A mo¿e jednak s³ysza³aœ co mуwili? - wtr¹ci³ Maciek. - Tylko trochк! Ten, ktуry czeka³ na niego pyta³, czy ma odciski. Odpowiedzi nie s³ysza³am, ale myœlк, ¿e odciskуw nie mia³, bo szed³ szybko i nawet nie spogl¹da³ na buty. Potem œmia³ siк, ¿e go g³upie szczeniaki zaczepi³y przez pomy³kк. Obydwaj wsiedli do tramwaju i odjechali do miasta. - Wiкc jednak nic o nich nie wiemy - zafrasowa³ siк Marek. - Oh, jeszcze coœ - zawo³a³a Wiercipiкta. - Obydwaj nosili wpiкte w klapy p³aszczy takie znaczki. Ten, co siк z wami bi³, zgubi³ swуj, wsiadaj¹c do tramwaju. Pokaza³a na d³oni g³adko wypolerowany srebrny ¿eton, na ktуrym widnia³a z³ota, lekko fosforyzuj¹ca b³yskawica. Trzej ch³opcy kolejno z zainteresowaniem ogl¹dali zgubк tajemniczego mк¿czyzny, lecz nikt z nich przedtem nie widzia³ podobnego znaczka. - Bo¿ena, czy jesteœ ca³kowicie pewna, ¿e oni obydwaj nosili identyczne ¿etony? - zapyta³ Marek. - Tak, tak, od razu je zauwa¿y³am, bo b³yszcza³y w œwietle latarni. Tylko dziкki temu spostrzeg³am, jak ¿eton zsun¹³ siк z klapy p³aszcza na ziemiк. - Na pewno odpi¹³ mu siк podczas bуjki z nami - powiedzia³ Andrzej. - Tak, lecz co ten ¿eton oznacza? - g³owi³ siк Marek. - To chyba nie jest polska odznaka. - Pierwszy raz w ¿yciu widzк podobn¹, a znam siк na tym, przecie¿ kolekcjonujк rу¿ne odznaki - stwierdzi³ Maciek. - Byж mo¿e, i¿ s¹ to jakieœ specjalne znaki rozpoznawcze - wtr¹ci³ Andrzej. - Oj, coœ sobie teraz przypomnia³am! - zawo³a³a - Bo¿ena. - W jednym angielskim filmie szpiedzy nosili w mankietach koszul spinki, na ktуrych znajdowa³y siк wyryte has³a. Po nich w³aœnie siк poznawali. - To jakaœ nieczysta sprawa - doda³ Maciek. - A mo¿e i nie, strach zawsze ma wielkie oczy - odezwa³ siк Andrzej. - A mo¿e to jednak naprawdк jacyœ przyjaciele Zawady - g³oœno rozmyœla³ Marek. - Przecie¿ zapowiedzia³ nam zemstк... - Na pewno nie! - stanowczo zaprzeczy³a Bo¿ena. - Zawada nie przyjaŸni³by siк z tak podejrzanymi ludŸmi. Powiedzia³am wam ju¿, ¿e jeden z nich mia³ wygl¹d zbieg³ego wiкŸnia. - Zgadzam siк z Bo¿en¹ - potwierdzi³ Maciek. - By³ odwrуcony ty³em do ciebie, wiкc nie mog³eœ dobrze mu siк przyjrzeж. To nie by³a twarz uczciwego cz³owieka. - Jestem tego samego zdania - potakn¹³ Andrzej. - Skoro tak s¹dzicie, to kto to mуg³ byж? - rzek³ Marek. - Bo¿ena, powtуrz jeszcze raz ich rozmowк na przystanku tramwajowym. - Mуwili o odciskach i o nas, ¿e to niby napadliœmy przez pomy³kк na tego o takim dziwnym wyrazie twarzy - odpar³a dziewczynka. - Tak, mia³ przebieg³y, a mo¿e nawet i trochк okrutny wyraz twarzy - doda³ Andrzej. - Ktуry z nich mia³ mieж te odciski? - zapyta³ Marek. - Ten, ktуry bi³ siк z wami - wyjaœni³a Bo¿ena. - Ale on wcale nie utyka³, szed³ szybko, ledwo mog³am nad¹¿yж za nim. - A mo¿e im wcale nie chodzi³o o odciski na nogach - zauwa¿y³ Marek. - W powieœciach kryminalnych czкsto czyta siк o odciskach palcуw pozostawianych przez przestкpcуw. - O, w³aœnie! - zawtуrowa³ Maciek. - Pozostawione odciski palcуw na miejscu przestкpstwa pomagaj¹ milicji w odszukaniu sprawcуw. Czyta³em w gazecie powieœж na ten temat. - Czekajcie, czekajcie, cos mi zaczyna œwitaж w g³owie - zawo³a³ Marek. - A mo¿e oni mieli na myœli zrobienie odcisku zamka we drzwiach wejœciowych do waszego domu? - A po co chcieliby to zrobiж? - zdziwi³a siк Bo¿ena. - Zaraz widaж, ¿e brak ci uœwiadomienia w takich sprawach - karc¹cym tonem odpar³ Marek. - Jeœli przestкpca chce dorobiж wytrych do otworzenia zamka, musi posiadaж jego odcisk. Mo¿na to zrobiж woskiem lub myd³em. - To by znaczy³o, ¿e oni planuj¹ jakieœ w³amanie - domyœli³ siк Maciek. - I to w³aœnie do domu pana profesora - uzupe³ni³ Marek. - Uf, gor¹co mi siк zrobi³o! - Nie mкdrkujcie i nie straszcie mnie - zaoponowa³a Bo¿ena. - Mo¿e jednak oni mieli na myœli prawdziwe, ludzkie odciski na nogach. Nasza mama te¿ ma odciski i zawsze narzeka w nowych pantoflach. - Co tu gadaж, nic teraz nie wymyœlimy, ale ca³a ta heca staje siк coraz bardziej tajemnicza - szepn¹³ Marek. - Musimy dobrze mieж siк na bacznoœci. - Nie œpij na warcie! - mruknк³a Bo¿ena.

Pogoс za cieniem Mimo z³owrogich przeczuж i obaw najbli¿sze trzy dni po niezwyk³ej niedzieli minк³y cz³onkom Klubu Poszukiwaczy Przygуd bez nadzwyczajnych wydarzeс. W miarк jak siniak na podbrуdku Marka stawa³ siк coraz bledszy, niedzielna przygoda jeszcze wiкcej intrygowa³a czwуrkк przyjaciу³. Wszelkie ich domys³y zdawa³y siк byж b³кdne. Na dom profesora Rawy nikt nie dokona³ napadu, z czego wynika³o, ¿e mк¿czyzna o lisiej twarzy nie mia³ na myœli ,,odciskуw” zamka w drzwiach wejœciowych do willi. Czy¿by wobec tego уw mк¿czyzna by³ naprawdк wspуlnikiem Zawady? Jednak z relacji Bo¿eny wynika³o jasno, ¿e tajemniczy mк¿czyzna nie przyby³ na ulicк Rу¿yckiego w zamiarze szpiegowania cz³onkуw Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Œwiadczy³a o tym jego rozmowa, gdy na przystanku tramwajowym tylko mimochodem wspomnia³, ¿e jakieœ dzieci zaczepi³y go przez pomy³kк. W takiej sytuacji ch³opcy zaczкli w¹tpiж, czy mogli bez zastrze¿eс wierzyж Bo¿enie. Przecie¿ zawsze chcia³a odgrywaж g³уwn¹ rolк we wszystkich zabawach, tote¿ skoro akcja demaskowania domniemanego Zawady oby³a siк bez jej udzia³u, mog³a zmyœliж owo “szpiegowanie” i pods³uchanie rozmowy tajemniczych mк¿czyzn, aby nie pomniejszaж w³asnych zas³ug. Wiercipiкta jednak nie zmienia³a swych relacji. Z niezmiennym uporem powtarza³a w kу³ko wci¹¿ to samo, a dla poparcia swych s³уw, pokazywa³a po³yskliwy ¿eton i pyta³a: “Niech bкdzie wasze na wierzchu, m¹drale, ale w takim razie powiedzcie, sk¹d to wziк³am?” Maciek rуwnie¿ nie mуg³ sobie przypomnieж, aby kiedykolwiek przedtem widzia³ u siostry podobny znaczek, mog³a wszak¿e zupe³nie przypadkiem znaleŸж go w³aœnie w ow¹ niedzielк. Ch³opcy g³owili siк nad rozwik³aniem zagadki, naradzali siк podczas nieobecnoœci Bo¿eny, lecz nie mogli odgadn¹ж prawdy. W koсcu zw¹tpili w zamiar w³amania siк obcych mк¿czyzn do willi. ZapowiedŸ odwetu przez Zawadк najbardziej przemawia³a im do przekonania. Tote¿ zdezorientowani cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd postanowili rozpocz¹ж szpiegowanie harcerzy. “Jeœli Zawada naprawdк planuje jak¹œ akcjк na nas - udowadnia³ Marek - to maj¹c obуz na oku, unikniemy zaskoczenia.” Przez nastкpne dwa dni cz³onkowie Klubu na zmianк zaczajali siк w pobli¿u obozowiska. Harcerze nie przejawiali zainteresowania domem profesora Rawy. Zajmowali siк w³asnymi sprawami i wzorowo pe³nili s³u¿bк wartownicz¹. Teraz na pewno nie uda³oby siк porwanie proporczyka. Dopiero u schy³ku drugiego dnia szpiegowania obozu sytuacja uleg³a nieoczekiwanej zmianie. Sta³o siк to w pi¹tek po po³udniu, gdy zawsze ¿¹dna czynu Wiercipiкta na ochotnika posz³a na zwiady w pobli¿e obozu harcerskiego. Trzej ch³opcy tymczasem w domu bawili siк ¿у³wiem. Marek, ktуry od czasu poznania Zawady zacz¹³ nagle interesowaж siк mechanizmem syntetycznego zwierzкcia, bez przerwy wypytywa³ przyjaciela o rу¿ne szczegу³y konstrukcyjne. - Zabawny zwierzak - mуwi³ w tej chwili. - Jestem bardzo ciekaw, kto pierwszy wymyœli³ takiego ¿у³wia? - Zaraz ci to wyjaœniк - odpar³ Andrzej. - W³aœnie mуj model jest zbudowany wed³ug wzoru pierwszego ¿у³wia elektronicznego. Wynalazc¹ jego by³ w 1948 roku Anglik Walter Grey, jeden z pionierуw cybernetyki. - Powiedz mi, czy te sztuczne ¿у³wie mog¹ tylko poszukiwaж œwiat³a? - indagowa³ Marek. - To zale¿y przede wszystkim od ich technicznego wyposa¿enia wewnкtrznego. ¯у³w-zabawka o najprostszym mechanizmie, jak na przyk³ad model Alfa, uczulony jest na œwiat³o. Mo¿e poruszaж siк jedynie po drodze z bia³ej, papierowej taœmy lub ku œwiat³u padaj¹cemu z odbicia choжby od kartki papieru, wprost w jego selenowe ogniwa fotoelektryczne, ukryte we wnкtrzu g³owy. Natomiast inny model, zwany ¿у³wiem Beta, zbudowany w 1957 roku przez radzieckich uczonych - Wasiliewa i Piotrowskiego - oraz pуŸniejsze, udoskonalone ¿у³wie Waltera Greya, s¹ ju¿ modelami cybernetycznymi, ktуre mog¹ s³u¿yж do doœwiadczeс naukowych. - Czy one potrafi¹ wykonywaж jeszcze inne czynnoœci ni¿ te, o ktуrych mi mуwi³eœ? - dopytywa³ siк Marek. - Tak, tak mуj drogi! Te pуŸniejsze modele wyposa¿one s¹ w odruch warunkowy oraz umiejкtnoœж “uczenia siк”. Oprуcz uczulenia na œwiat³o, mog¹, na przyk³ad, na sygna³ dŸwiкkowy omijaж przeszkodк napotkan¹ na swej drodze - wyjaœni³ Andrzej. - Ju¿ opowiedzia³eœ mi o umiejкtnoœci “uczenia siк” modeli cybernetycznych -powiedzia³ Marek. - Doskonale pamiкtam tк historiк o myszy w labiryncie. Wyjaœnij teraz, w jaki sposуb ¿у³w uczy siк omijaж przeszkodк. - Podobnie jak mysz w labiryncie, syntetyczny ¿у³w posiada mo¿noœж “uczenia siк”, a ponadto w jego elektronicznym organizmie powstaje odruch warunkowy - odpar³ Andrzej. - Otу¿ ¿у³w uczulony jest na œwiat³o. Podczas swych poszukiwaс za punktem œwietlnym, natrafia na drodze przeszkodк. W tym momencie, gdy uderza o ni¹, instruktor gwi¿d¿e. Wystarczy powtуrzyж takie жwiczenie kilka razy, aby w obwodzie pamiкci ¿у³wia utrwali³ siк jednoczesny fakt wystкpowania sygna³u dŸwiкkowego i uderzenia. Wуwczas syntetyczne zwierzк zaczyna reagowaж na gwizd w ten sam sposуb, co i na zderzenie z przeszkod¹, czyli s³ysz¹c gwizd, automatycznie ju¿ w³¹cza program ominiкcia. - To jeszcze lepsza sztuczka ni¿ mysz w labiryncie - wtr¹ci³ Marek. - Czy potem zawsze ju¿ sam omija przeszkodк? - Жwiczenie odpowiedniego reagowania na dŸwiкk trzeba co pewien czas powtarzaж, gdy¿ w innym przypadku syntetyczne zwierzк zapomni wyuczonej lekcji. - Paradne! To zupe³nie tak jak ja! - weso³o zawo³a³ Marek. - Jeœli tylko nie powtarzam starych lekcji, zaraz je zapominam. - Ba, wiadomo, ¿e gdybyœ uczy³ siк systematycznie, to nie obrywa³byœ dwуj w szkole! - Z tob¹ tak zawsze! Nawet najbardziej ciekaw¹ rozmowк musisz popsuж mora³ami - oburzy³ siк Marek i znуw zapyta³: - Czy budowanie takich zwierzakуw naprawdк pomaga uczonym w ich pracy? - Syntetyczny ¿у³w o takim programie dzia³ania odtwarza odruch warunkowy ¿ywego zwierzкcia lub pracк robota, ktуry potrafi uczyж siк pewnych czynnoœci. Dziкki takim doœwiadczeniom uczeni mog¹ obecnie budowaж maszyny-roboty, dokonuj¹ce skomplikowanych czynnoœci, jak trudnych obliczeс matematycznych, t³umaczeс z jednego jкzyka na inny, kontrolowania pracy ca³ych zespo³уw lub ich czкœci i wiele innych o najrozmaitszym zastosowaniu. Naraz podniecony g³os Bo¿eny przerwa³ ch³opcom zajmuj¹c¹ rozmowк. - Alarm! Marek, Andrzej, Maciek! ChodŸcie natychmiast - wo³a³a z ogrodu. - Za mn¹ koledzy! - krzykn¹³ Marek, zapominaj¹c o ¿у³wiach i cybernetyce. Wybiegli na taras. Zarumieniona z fizycznego wysi³ku dziewczynka poprawia³a rozwichrzone w³osy. Ujrzawszy przyjaciу³, wyjaœni³a jeszcze zadyszanym g³osem: - Harcerze w³aœnie zwijaj¹ obуz! Trzej ch³opcy zaskoczeni nieoczekiwan¹ wieœci¹ w milczeniu spogl¹dali na podniecon¹ zwiadowczyniк. Przecie¿ jeœli mуwi³a prawdк, to nie musieliby ju¿ wiкcej obawiaж siк zapowiedzianego przez dru¿ynowego Zawadк odwetu. - Nie gapcie siк na mnie, œlamazary! Harcerze odchodz¹ z polany - ponagli³a Wiercipiкta. - Nie bujasz znуw?! - ofukn¹³ j¹ Marek. - To sprawdŸ sam, niedowiarku! - odparowa³a dziewczynka. - W³aœnie pakuj¹ namioty! - Alarm! - zawo³a³ Marek. - Wszyscy za mn¹! Ha³aœliwie zbiegli po schodach. Z drzwi kuchennych wyjrza³a zaniepokojona pani Mruczkowa, lecz widz¹c rozbawione miny ch³opcуw, uœmiechnк³a siк pob³a¿aj¹co. Wkrуtce rozhukana gromadka wbieg³a na polanк. Harcerze naprawdк zwijali obуz. Teraz w³aœnie jedni sk³adali ostatni namiot, inni zaœ przytraczali do ramion plecaki. Gromkim ,,czuwaj” powitali goœci. - Czo³em, jak to ³adnie z waszej strony, ¿e przyszliœcie po¿egnaж siк z nami - powiedzia³ Zawada. - Mia³em nawet zamiar sam wpaœж dzisiaj na chwilк do was. Cz³onkowie Klubu szybko wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - Czy kolega dru¿ynowy czкsto bywa w naszych stronach? - z g³upia frant zapyta³ Chytry W¹¿. - Owszem, doœж czкsto. Mam tutaj znajomego - odpar³ Zawada. - To mo¿e kolega by³ u niego rуwnie¿ wieczorem w ostatni¹ niedzielк? - dalej indagowa³ Chytry W¹¿. - W niedzielк? A tak, by³em. Dlaczego o to pytasz? - Eh, tak sobie! Zdawa³o nam siк, ¿e jakiœ... przechodzieс ciekawie zerka³ na dom Andrzeja. - Wiesz, to jest mo¿liwe. Rozmawialiœmy o was. Trzej ch³opcy b³yskawicznie wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Potem z niemym wyrzutem popatrzyli na Bo¿enк. Oto wyjaœni³a siк zagadka tajemniczego mк¿czyzny! Znajomy Zawady na pewno na jego proœbк szpiegowa³ ich, lecz stwierdziwszy, ¿e teraz nie dadz¹ siк zaskoczyж, prawdopodobnie doradzi³ poniechanie odwetu. Relacja Bo¿eny o pods³uchiwaniu a¿ dwуch mк¿czyzn na przystanku tramwajowym oraz znalezienie rzekomo zgubionego przez jednego z nich ¿etonu z fosforyzuj¹c¹ b³yskawic¹, by³y zapewne wytworem jej bujnej wyobraŸni. Tote¿ zawiedzeni ch³opcy z trudem kryli swe oburzenie. Bo¿ena musia³a domyœlaж siк ich krzywdz¹cych j¹ podejrzeс, gdy¿ z obra¿on¹ min¹ podesz³a do formuj¹cych dwuszereg harcerzy. Zawada serdecznie ¿egna³ cz³onkуw Klubu, obiecuj¹c odwiedziж Andrzeja jeszcze przed wyjazdem do obozu na morskim wybrze¿u. - No, a co bкdzie z zapowiedzianym rewan¿em, kolego dru¿ynowy? - zagadn¹³ Marek, domyœlnie mrugaj¹c okiem. - Niestety, wygraliœcie z nami jeden do zera - ze œmiechem odpar³ Zawada. - Jedynie niepewnoœж, w jakiej trzymaliœmy was przez ostatnie dni, mo¿emy traktowaж jako rewan¿! Dobry gracz musi umieж przegraж z honorem! - Uda³o siк nam, ale teraz ju¿ nie by³oby tak ³atwo was zaskoczyж - powiedzia³ Marek. - A sk¹d to o tym wiesz? - zaciekawi³ siк Zawada. - Nasz wywiad to ustali³. Nie czekaliœmy bezczynnie na kontratak! - Jesteœ naprawdк doskona³ym dowуdc¹ - pochwali³ Zawada. - Nie wstyd ponieœж od ciebie pora¿kк! Gdybyœ by³ w mojej dru¿ynie, uczyni³bym ciк zastкpc¹ i... wtedy spa³bym spokojnie. - Gzy to konkretna propozycja? - zdziwi³ siк Marek mile pochlebiony pochwa³¹. - Jak najkonkretniejsza, oczywiœcie dla ciebie i twoich kolegуw. - Hm, zastanowiк siк, pogadamy sobie po wakacjach! - Trzymam ciк za s³owo pamiкtaj! - Kiedy kolega wyje¿d¿a z dru¿yn¹ nad morze? - zapyta³ Andrzej. - Moi ch³opcy wyruszaj¹ ju¿ piкtnastego, to jest jutro, ja zaœ dopiero po dwudziestym drugim. Mam trochк pilnych zajкж w zwi¹zku ze œwiкtem. - A wiкc do zobaczenia - powiedzia³ Andrzej. - Do rych³ego zobaczenia - odpowiedzia³ Zawada. - Przed wyjazdem wpadnк umуwiж siк na powakacyjne spotkanie. Liczк na twoj¹ pomoc dla moich ch³opcуw w budowie elektronicznego ¿у³wia. W drodze powrotnej do domu ch³opcy pokpiwali z Wiercipiкty. Ostateczne wyjaœnienie zagadki tajemniczego mк¿czyzny wprawi³o ich w doskona³y humor. - Tylko patrzeж jak Wiercipiкta zacznie pisaж krymina³y - dogadywa³ Marek. - Ma kobietka niez³¹ wyobraŸniк! - Z tym pisaniem chyba bкdzie trochк gorzej - wtr¹ci³ Maciek. - Pewnego razu profesorka polskiego zada³a do domu wypracowanie na temat “Widok z mojego okna”. Wiercipiкta wykpi³a siк jednym zdaniem: Z mojego okna nic nie widaж, bo ca³y widok zas³ania wielkie drzewo! - Nie wyœmiewaj siк z niej - wtr¹ci³ Andrzej. - Nie tak dawno jeszcze sam dziwi³eœ siк, dlaczego w szkole ucz¹ polskiego, skoro i bez nauki wszyscy mуwimy tym jкzykiem. - To by³o parк lat temu, a poza tym ja nie mam zamiaru pisaж powieœci - broni³ siк Marek. - Kpijcie sobie ze mnie, kpijcie, ale je¿eli k³ama³am, to powiedzcie, sk¹d wziк³am ten ¿eton z b³yskawic¹? - szepnк³a dziewczynka, z trudem t³umi¹c ³zy. - Nie ma¿ siк Bo¿ena, przyznaj siк po prostu, ¿e zrobi³aœ nam kawa³ i wszystko bкdzie w porz¹dku - pojednawczo t³umaczy³ Andrzej. - A wiкc dobrze, niech bкdzie na waszym, sk³ama³am! - odpar³a roz¿alonym g³osem. - No, nareszcie! A sk¹d wziк³aœ ten ¿eton? - niecierpliwie indagowa³ Marek. Spojrza³a na niego stukaj¹c siк palcem w czo³o, a potem syknк³a: - Radziecki kosmonauta zrzuci³ mi go z rakiety, m¹dralo! Prawdopodobnie sprzeczka rozgorza³aby na nowo, lecz w tej w³aœnie chwili Maciek, ktуry wyszed³ zza ogrodzenia na ulicк Rу¿yckiego, cofn¹³ siк gwa³townie do ty³u, cicho wo³aj¹c: - Jakiœ facet znуw stoi przed domem! Wszyscy natychmiast zapomnieli o sporze. Marek pierwszy ostro¿nie wychyli³ siк zza rogu. - Naprawdк jakiœ goœж rozmawia z pani¹ Mruczkow¹ - poinformowa³ towarzyszy. - Czy to ten sam, ktуry tu by³ w niedzielк? - niecierpliwie pyta³a Wiercipiкta. - Nie wiem, stoi ty³em... - Biegnijmy na pomoc, on gotуw zamordowaж gosposiк - zawo³a³a dziewczynka. - Bzdura! - skarci³ j¹ Marek. - Idк z Andrzejem w kierunku domu. Ty, Maciek z Wiercipiкta œledŸcie go, dok¹d pуjdzie. - Boisz siк, ¿ebym znуw coœ nie wymyœli³a - mruknк³a Wiercipiкta, ale Marek ju¿ tego nie s³ysza³; razem z Andrzejem znikn¹³ za rogiem ulicy. Byli oddaleni od furtki zaledwie o kilka krokуw. Mк¿czyzna kiwn¹³ g³ow¹ na po¿egnanie. Odwrуci³ siк przodem do nadchodz¹cych ch³opcуw. Nawet nie spojrza³ na nich, mimo ¿e wpatrywali siк w niego pe³nym zdumienia wzrokiem. Bowiem w klapie jego p³aszcza widnia³ b³yszcz¹cy ¿eton ze z³ocon¹ b³yskawic¹. - Dobrze, ¿e ju¿ wrуciliœcie - powita³a ich pani Mruczkowa. - Dzisiaj podam kolacjк wczeœniej, bo idк z mк¿em do kina. G³odni jesteœcie? - Czego chcia³ ten jegomoœж? - zapyta³ Andrzej, nie mog¹c wprost oderwaж wzroku od oddalaj¹cego siк mк¿czyzny. - Kto by go tam dobrze zrozumia³ - odpar³a pani Mruczkowa wzruszaj¹c ramionami. - Gada³ nie po naszemu. Zdaje siк, ¿e pyta³, czy pan profesor ju¿ wyjecha³ za granicк i kiedy powrуci. - W jaki sposуb mo¿e pani wiedzieж, o co pyta³, skoro mуwi³ obcym jкzykiem? - podchwytliwie zagadn¹³ Marek. - Bo on niby mуwi³ po polsku, ale tak jak to gadaj¹ zagranicznicy. Niewiele z tego cz³owiekowi wiadomo. - A cу¿ mu pani odpowiedzia³a? - dopytywa³ siк Andrzej. - Ano to, ¿e nasz profesor frun¹³ samolotem do Anglii na zjazd majstrуw rу¿nych straszyde³ i powrуci pewno wtedy, gdy wymyœl¹ jeszcze coœ gorszego - weso³o odrzek³a gosposia i zaraz doda³a: - To pewno jakiœ zagraniczny znajomy pana profesora. Zaraz podajк kolacjк! Powiedziawszy to poœpieszy³a do domu. Obydwaj przyjaciele spogl¹dali na siebie zak³opotani. W koсcu Marek odezwa³ siк: - A wiкc jednak Wiercipiкta mуwi³a prawdк! - Spostrzeg³eœ ten ¿eton? - szepn¹³ Andrzej. - Oczywiœcie! Palnкliœmy g³upstwo ³¹cz¹c mк¿czyznк o lisiej twarzy z odwetem planowanym przez Zawadк. Teraz wydaje mi siк, ¿e to s¹ dwie zupe³nie inne sprawy. - Ooo, patrz! Maciek i Wiercipiкta! - zawo³a³ Andrzej. - No, kto mia³ racjк, kto? - jednym tchem wyrzuci³a z siebie zadyszana Wiercipiкta. - Widzieliœcie ¿eton w jego klapie? - wtуrowa³ podniecony Maciek. - Wsiad³ do tramwaju i odjecha³ w kierunku miasta. - Wiercipiкto, czy to by³ ten sam mк¿czyzna, ktуry w niedzielк czeka³ na przystanku na tego o lisiej twarzy? - zapyta³ Marek. - Tylko ty jedna go widzia³aœ! - Tak, tak, to by³ on w³aœnie! No co, wierzycie mi teraz? - Twoje na wierzchu - przyzna³ zaniepokojony Marek. - Czego te typki mog¹ tutaj szukaж? - Mo¿e wujek ma w domu ukryte jakieœ skarby, o ktуrych dowiedzieli siк z³odzieje? - szepnк³a Bo¿ena. Andrzej drgn¹³. Przestraszony obejrza³ siк na okno w ojca pracowni. Przypomnia³ sobie o jego niezwyk³ym wynalazku.

Noc czarnych masek Po wzglкdnie pogodnym i ciep³ym dniu nadszed³ deszczowy wieczуr. Czarne chmury pokry³y niebo. Porywisty wiatr ko³ysa³ wierzcho³kami drzew, szeleœci³ krzewami w ogrуdku, uderza³ o szyby w oknach strugami deszczu. Zanosi³o siк na burzк. Andrzej i Marek siedzieli przy stoliku pochyleni nad zajmuj¹c¹ ksi¹¿k¹. Z³a pogoda uniemo¿liwi³a im odbycie wspуlnej narady z Maжkiem i Bo¿en¹. A tymczasem zwiniкcie obozu przez harcerzy, oficjalne oœwiadczenie Zawady o rezygnacji z zapowiedzianego odwetu oraz rozmowa pani Mruczkowej z tajemniczym mк¿czyzn¹, nosz¹cym fosforyzuj¹c¹, nieznan¹ odznakк, mocno zaniepokoi³y wszystkich cz³onkуw Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Jeœli Zawada naprawdк poniecha³ rewan¿u za skradzenie proporczyka jego dru¿ynie, to kim mogli byж owi dwaj podejrzani mк¿czyŸni kilkakrotnie myszkuj¹cy wokу³ willi? Nie mog¹c znaleŸж zadowalaj¹cej odpowiedzi na intryguj¹ce pytanie, obydwaj ch³opcy starali siк zapomnieж o ewentualnie gro¿¹cym im niebezpieczeсstwie, zabijaj¹c czas przegl¹daniem ksi¹¿ki o cybernetycznych zabawkach. Marek co chwila zerka³ do spisu treœci, a potem otwiera³ ksi¹¿kк na odpowiedniej stronie. - Bardzo ciekawa ksi¹¿ka - odezwa³ siк do Andrzeja. - Prawie wszystko jest w niej to, o czym ostatnio rozmawialiœmy. Nic dziwnego, ¿e masz tyle rу¿nych wiadomoœci, skoro czytujesz takie ksi¹¿ki. Proszк: elektronika, zabawki i modele cybernetyczne, modele telemechaniczne, o sztucznych zwierzкtach i ludziach, ich historia..., ale¿ to naprawdк prawdziwa kopalnia wiadomoœci ! - Powinieneœ tк ksi¹¿kк przeczytaж - powiedzia³ Andrzej. - Napisana jest bardzo przystкpnie. Gdybyœ czegoœ nie mуg³ zrozumieж, wyt³umaczк ci chкtnie. - Nie tylko przeczytam, mуj drogi, ale nawet kupiк j¹ sobie na w³asnoœж, mo¿e jeszcze w koсcu tego miesi¹ca przed wyjazdem na letnisko. Zaraz po wyp³acie w biurze ojca naj³atwiej wydobyж od rodzicуw parк z³otych. Potem to ju¿ gorsza historia - mуwi³ Marek. - Ciekawie tu napisali we wstкpie: “Ksi¹¿ka ta ma wprowadziж czytelnika praktycznie w otaczaj¹cy go œwiat magii XX wieku - elektronikк.” Muszк zapisaж sobie jej tytu³. Wyj¹³ z kieszeni kalendarzyk z o³уwkiem i zanotowa³: “Janusz Wojciechowski - Nowoczesne zabawki, elektronika w domu i w szkole - z³otych 35.” - Znajdziesz w niej interesuj¹ce ciк zagadnienia. Mogк rуwnie¿ ci poleciж drug¹ ksi¹¿kк tego samego autora pod tytu³em “Pies elektroniczny i inne ciekawe modele” - doradzi³ Andrzej. - PуŸniej po¿yczк ci ju¿ nieco trudniejsze dzie³o dla zaawansowanych: “Sztuczne myœlenie - wstкp do cybernetyki” napisane przez Pierre de Latila. - Œwietnie, bardzo dziкkujк - powiedzia³ Marek. - ¯a³ujк, ¿e tak ma³o orientujк siк w technice. Cу¿, w domu nie mam warunkуw do zorganizowania sobie odpowiedniego warsztatu! - Powinieneœ zapisaж siк do Pa³acu M³odzie¿y - zauwa¿y³ Andrzej. - Wielu ch³opcуw szkoli siк tam. W piкжdziesiкciu szeœciu pracowniach na pewno dobierzesz tak¹, ktуra bкdzie ci najbardziej odpowiada³a. Znajdziesz tam rуwnie¿ fachowych instruktorуw, sprzкt i materia³y. - A ty, do jakiej pracowni teraz chodzisz? - zapyta³ Marek. - Od dwуch lat jestem w elektrotechnicznej, przedtem jednak co roku zmienia³em pracowniк. - Czy tak mo¿na? - zdziwi³ siк Marek. - Oczywiœcie, przecie¿ w ten sposуb naj³atwiej dobraж sobie pracowniк stosownie do zainteresowaс. Potem ju¿ trzyma siк tylko jedn¹ srokк za ogon. - A w jakich jeszcze by³eœ pracowniach? - dopytywa³ siк Marek. - Rozpocz¹³em od szkutniczej, nastкpnie uczкszcza³em do mechanicznej i radiotechnicznej, a¿ zainteresowa³a mnie elektrotechniczna. Praca w niej u³atwia mi budowanie moich modeli cybernetycznych. Rуwnie¿ od czasu do czasu zagl¹dam do pracowni fizycznej. Pewne zagadnienia bardzo siк zazкbiaj¹. - No tak, w ten sposуb mo¿na nabyж rу¿nych wiadomoœci - markotnie rzek³ Marek, bowiem perspektywa systematycznej nauki trochк go przera¿a³a. - Dobra, s³owo siк rzek³o, po wakacjach pуjdк z tob¹ do Pa³acu. Czy bкdziesz mi pomaga³? - Doskonale i... nie martw siк, na pewno dasz sobie radк. Czy pamiкtasz o obietnicy danej druhowi Zawadzie? - Pamiкtam i dotrzymam s³owa. Rуwny facet, podoba mi siк. Czy wst¹pisz ze mn¹ do jego dru¿yny? - Muszк siк zastanowiж. W ka¿dym razie przyrzek³em pomуc jego harcerzom w budowaniu tego ¿у³wia. Oprуcz praktycznych wskazуwek na pewno bкdк musia³ zapoznaж ich coœ niecoœ i z teori¹. - Tak, Zawada nawet wspomina³ o tym - przywtуrzy³ Marek. - To mi zajmie trochк czasu. A co zrobimy z naszym Klubem? Marek zaraz siк zafrasowa³. Po krуtkim zastanowieniu siк odpar³: - Namyœlimy siк, mamy czas. Zawada chwali³ nasz Klub. Mуwi³, ¿e mo¿e nawet sam poprosi o przyjкcie do naszej paki. Pierwsza akcja powiod³a siк doskonale. Druga... Zamilk³, bowiem zaraz przypomnia³ sobie o dwуch tajemniczych mк¿czyznach œledz¹cych dom. Andrzej poruszy³ siк niespokojnie i szepn¹³: - Druga nasza akcja w toku... - Doprowadzimy j¹ do koсca - podj¹³ Marek przerwan¹ myœl. - Mieliœmy dzisiaj jeszcze naradziж siк z Maжkiem i Bo¿en¹. Burza przeszkodzi³a. Cwana z Bo¿eny dziewczynka, co?! - Tak, ona najwiкcej wykry³a w tej ca³ej dziwnej sprawie - potakn¹³ Andrzej. - Znaleziony przez ni¹ ¿eton jest przys³owiow¹ nitk¹, po ktуrej mo¿emy dojœж do k³кbka. - Ba, ale na razie niewiele wiemy. Nitka stale siк urywa, a k³кbka jak nie widaж tak nie widaж. Nie jesteœmy nawet pewni, czy w tej chwili jakieœ nieznane niebezpieczeсstwo nie czai siк gdzieœ w ciemnoœci wokу³ domu. Przerwali rozmowк, gdy¿ nagle poczuli siк jakoœ nieswojo. Niepewnie zerkali w ciemne okno i drzwi wiod¹ce na taras. Przecie¿ byli zupe³nie sami w tym du¿ym domu, ktуry nie cieszy³ siк najlepsz¹ opini¹ wœrуd s¹siadуw. Domek dozorcуw stoj¹cy w ogrodzie obecnie rуwnie¿ zia³ pustk¹ paсstwo Mruczkowie jeszcze nie powrуcili z centrum miasta z kina. Deszcz sta³ siк gwa³towniejszy. Teraz strumienie wody sp³ywa³y po szybach. W dali g³ucho rozbrzmia³ odg³os grzmotu. Nadci¹ga³a burza. Marek podniуs³ siк z krzes³a i podszed³ do wyjœcia na balkon. Przekrкci³ klucz w zamku. - Andrzej, czy drzwi w ca³ym domu s¹ dobrze pozamykane? - zapyta³. - Przecie¿ razem zamykaliœmy je po wyjœciu pani Mruczkowej po kolacji. - A okna na parterze? - Przypuszczam, ¿e rуwnie¿ s¹ zamkniкte. Gosposia zawsze robi to sama. - Do licha, zapomnieliœmy sprawdziж - zafrasowa³ siк Marek. - Czy ona tak¿e pilnuje okien w pracowni twego ojca? -Tam nie ma okien, przez ktуre mуg³by ktoœ wtargn¹ж! Wiesz, ¿e ojciec nie dopuszcza do siebie nikogo obcego. Jego pracownia jest odizolowana od reszty domu. - S³uchaj, Andrzej! Czy te cudaczne frontowe drzwi mo¿na otworzyж wytrychem? - Ojciec twierdzi, ¿e na z³odziei nie ma zamka, ale z tymi drzwiami to nie taka ³atwa sprawa. Posiadaj¹ kombinowany zamek, ktуry otwiera siк na has³o i kluczem. W czкœci domu mieszcz¹cej pracowniк ojciec sam sporz¹dza³ wszystkie zamki. Ch³opcy znуw zamilkli. W tej chwili wiatr ostro zaci¹³ deszczem o szyby. Z ogrodu p³yn¹³ g³uchy szum ga³кzi drzew. Przez jakiœ czas zerkali w ciemne okna, potem Marek znуw zagadn¹³: - Andrzej, a gdyby tak na przyk³ad jakiœ facet, uczony jak twуj ojciec, dobra³ siк do tych drzwi, mуg³by je otworzyж, czy nie? - Myœlк, ¿e to jest mo¿liwe. Marek podejrzliwym wzrokiem spogl¹da³ w okno. Wiatr œwiszcza³ w parku pomiкdzy drzewami. Deszcz wci¹¿ pada³. Andrzej przyzwyczajony by³ do samotnego przebywania w domu, lecz niepokуj przyjaciela i jemu z wolna zacz¹³ siк udzielaж. - O czym myœlisz? - zagadn¹³ niepewnie. - Bo¿ena mуwi³a, ¿e cz³owiek o lisiej twarzy wygl¹da jak przestкpca zbieg³y z wiкzienia - szepn¹³ Marek. - Tak, tak, mуwi³a to - potwierdzi³ Andrzej. - W jakim celu oni interesuj¹ siк waszym domem? - Czy podejrzewasz, ¿e naprawdк zamierzaj¹ coœ z³ego? - zapyta³ Andrzej. - Ba, gdybym by³ tego pewny, to zaraz zatelefonowalibyœmy do milicji - odpowiedzia³ Marek. - Ale cу¿ moglibyœmy teraz powiedzieж? Ze jacyœ mк¿czyŸni w³уcz¹ siк ko³o domu, a jeden z nich wypytywa³ o pana profesora? - A bуjka z tym o lisiej twarzy? - podsun¹³ Andrzej. - Przecie¿ to my napadliœmy na niego, a nie on na nas! - To prawda, ale po co wkrada³ siк do ogrodu? - Tego rуwnie¿ nie wiemy. Milicji podaje siк fakty, a nie domys³y. Ju¿ raz palnкliœmy g³upstwo, pos¹dzaj¹c Wiercipiкtк o k³amstwo. Andrzej coœ sobie przypomnia³. Rozeœmia³ siк cicho i rzek³: - Masz racjк, milicja nie ma czasu zajmowaж siк g³upstwami. Chocia¿ w Komendzie niczyjego meldunku nie lekcewa¿¹. Pewnego razu setnie siк wyg³upi³em, mimo ¿e w najlepszej wierze pobieg³em ze skarg¹. - Fiu, fiu! - przeci¹gle gwizdn¹³ Marek. - Toœ ty ju¿ mia³ kontakty z milicj¹? Nic mi o tym nie mуwi³eœ ! - Nie znaliœmy siк jeszcze. Nie mieszka³eœ wtedy w naszej dzielnicy. By³em zaledwie drugoklasist¹. - Prawie staro¿ytne dzieje, ale chкtnie pos³ucham. Czas nam prкdzej minie. - W³aœnie zacz¹³em chodziж do Pa³acu do pracowni szkutniczej. Mia³em wtedy zamiar zostaж marynarzem. Pewnego dnia po zmierzchu wraca³em do domu z trzema kolegami. Zamiast iœж jak zwykle prosto ulic¹ Miko³owsk¹, pobiegliœmy dziedziсcem Pa³acu, przez ktуry mo¿na wyjœж na Kiliсskiego. W ciemnym zak¹tku przy³apa³a nas szajka chuliganуw. Jednemu koledze wziкli pу³tora z³otego, drugiemu scyzoryk, a mnie rкczny zegarek-zabawkк na gumce. Dosta³em go od ciotki, to jest od matki Bo¿eny i Maжka. Bardzo lubi³em ten zegarek. Tote¿ skoro w koсcu wyszliœmy na Kiliсskiego tu¿ obok Komendy Milicji, namуwi³em kolegуw do z³o¿enia meldunku o napadzie i kradzie¿y. - Olej w ³epetynie mia³eœ ju¿ od dziecka - z uznaniem wtr¹ci³ Marek. - Dy¿urny zajкty by³ przes³uchiwaniem jakichœ ludzi, ale za³atwi³ nas poza kolejk¹. Poskar¿y³em siк, ¿e ukradziono mi zegarek, a kolegom pieni¹dze i scyzoryk. Dy¿urny zawo³a³ dwуch milicjantуw w cywilnych ubraniach. Poleci³ im zaj¹ж siк nami. Razem poszliœmy na miejsce kradzie¿y. Ja z kolegami przodem, milicjanci za nami. Mieliœmy szczкœcie! Milicjanci przy³apali ca³¹ szajkк chuliganуw. Od razu ich zrewidowali. ZnaleŸli pieni¹dze i scyzoryk. Potem ogl¹dali im przeguby r¹k, poszukuj¹c mojej zguby. Jeden z milicjantуw zapyta³, kto zabra³ mi zegarek. Natychmiast wskaza³em sprawcк kradzie¿y. Milicjant jeszcze raz - obszuka³ chuligana i tym razem znalaz³ zegarek. Zdumia³ siк na jego widok, to by³a ta zabawka na gumce. Odwrуci³ siк wtedy do swego kolegi, mуwi¹c: “Franek! Zobacz, co mu ukradli!” Potem obydwaj œmiali siк, a¿ do ³ez. Zwrуcili nam nasz¹ w³asnoœж. Chuliganуw natomiast zabrali do Komendy. - Nasi milicjanci na medal! Ale chcia³bym zobaczyж ich miny, gdy ujrzeli ten twуj zegarek - œmia³ siк Marek. - Nie by³ to jeszcze koniec sprawy. W kilka tygodni pуŸniej jeden z chuliganуw pozna³ mnie na ulicy i trochк od niego oberwa³em. - A to ³obuz! - rozgniewa³ siк Marek. - Nie wiesz, gdzie on mieszka? Chкtnie bym siк z nim sam porachowa³! Andrzej zaprzeczy³ ruchem g³owy. Z wdziкcznoœci¹ spogl¹da³ na pewnego siebie, barczystego przyjaciela. - No cу¿, szkoda! Wiesz co? Mam pomys³. ObejdŸmy jeszcze raz ca³y dom i sprawdŸmy, czy wszystko dobrze pozamykane. Potem pуjdziemy spaж i burzliwa noc szybciej nam przejdzie. - Nie zaszkodzi sprawdziж - potakn¹³ Andrzej. - Wci¹¿ nie mogк zapomnieж o tych tajemniczych mк¿czyznach. - Mnie te¿. oni stoj¹ koœci¹ w gardle - przyzna³ Marek. Ze swego tobo³ka wyj¹³ finkк i latarkк elektryczn¹. Tak uzbrojony pierwszy wysun¹³ siк na korytarz. Andrzej zapali³ œwiat³o. Po cichu zeszli na parter. Sprawdzili tylne wejœcie do domu. Drzwi by³y zamkniкte na klucz. Potem pomyszkowali w kuchni i sto³owym pokoju. Uspokojeni z powrotem znaleŸli siк w korytarzu. Marek przystan¹³ przed du¿ymi, g³adkimi drzwiami bez klamki. Tкdy wiod³a droga z czкœci mieszkalnej domu do pracowni wynalazcy. - Czy by³eœ tam po wyjeŸdzie ojca? - pу³g³osem zapyta³ Marek, g³ow¹ wskazuj¹c drzwi. Andrzej zaprzeczy³. - Wiкc nawet nie wiesz, czy drzwi wejœciowe do hallu zosta³y dobrze zaryglowane? Powinniœmy sprawdziж! Andrzej waha³ siк, nigdy dot¹d nie wprowadzi³ ¿adnego z kolegуw do pracowni ojca. Czy¿ jednak nie znajdowa³ siк dzisiaj w niezwyk³ej sytuacji? Jacyœ obcy ludzie szpiegowali dom. Czego mogli tu szukaж? Czy¿by wiedzieli o rewelacyjnym wynalazku ojca? Marek tymczasem jakby odgaduj¹c myœli przyjaciela szepn¹³: - Ten facet pyta³ dzisiaj pani¹ Mruczkow¹ o pana profesora. Mo¿e to jego znajomy, a mo¿e cz³onek jakiejœ szajki. Czy poza pracowni¹ pana profesora jest tu jeszcze coœ w domu, co mog³oby nкciж tych mк¿czyzn? Czy mo¿e macie jak¹œ grubsz¹ forsк? - Ojciec nigdy nie trzyma pieniкdzy w domu - zaprzeczy³ Andrzej. - Oszczкdnoœci ma na ksi¹¿eczce PKO. Tak najbezpieczniej. - Racja, mуj ojciec zawsze mуwi, ¿e gdyby mia³ forsк, to trzyma³by j¹ tylko w paсstwowej kasie. - Zajrzyjmy do hallu - nagle zadecydowa³ Andrzej. - Zatkaj sobie uszy i... nie pods³uchuj. Muszк wypowiedzieж has³o otwieraj¹ce drzwi. To jedna z tajemnic mego ojca, rozumiesz chyba? - S³owo wodza Klubu Poszukiwaczy Przygуd! - potwierdzi³ Marek. W obszernym, cichym hallu wszystko zastali w najwiкkszym porz¹dku. Zupe³nie uspokojeni powrуcili do pokoju Andrzeja i u³o¿yli siк do snu. Po jakimœ czasie Andrzej przebudzi³ siк przestraszony z³ym snem. Œni³ mu siк mк¿czyzna o lisiej twarzy. By³ w stroju czarnoksiк¿nika. Magicznymi zaklкciami otwiera³ wszystkie drzwi. Nawet pancerna kasa w pracowni ojca stanк³a przed nim otworem. W³aœnie do niej wpakowa³ Andrzeja i Marka. Gdy ciк¿kie drzwi z hukiem odciк³y ich od œwiata, Andrzej ockn¹³ siк z mкcz¹cego snu. Teraz le¿a³ w ³у¿ku oblany zimnym potem. Spod przeciwnej œciany rozbrzmiewa³o chrapanie Marka. To go nieco uspokoi³o. Spojrza³ na swуj oryginalny budzik. Fosforyzuj¹ce wskazуwki pozwoli³y mu odczytaж godzinк. By³o kilka minut po dwunastej. Naraz w ciemnym pokoju rozbrzmia³ dŸwiкk, jakby od uderzenia kamykiem o szybк. Andrzej drgn¹³ i wlepi³ wzrok w ciemne okno. Po kilku chwilach pasemko jasnego œwiat³a musnк³o szybк i przepad³o w mroku nocy. Andrzej zamar³ w bezruchu. Czu³ przyspieszone bicie w³asnego serca. Szybko jednak opanowa³ podstкpny strach. Cicho wyskoczy³ z ³у¿ka i podbieg³ do kanapy, na ktуrej spa³ Marek. Potrz¹sn¹³ go za ramiк. Na szczкœcie przyjaciel natychmiast przebudzi³ siк i usiad³ na ³у¿ku. - Co siк sta³o? - zapyta³ wystraszony. - Dlaczego nie œpisz? Zapal œwiat³o! - Ciszej! - ostrzeg³ Andrzej. - Mia³em okropny sen, a gdy przestraszony przebudzi³em siк... - Mуw prкdko, co siк sta³o?! - niecierpliwie ponagli³ przyjaciel. - Us³ysza³em uderzenie o szybк w oknie, potem ktoœ œwieci³ latark¹ - szepn¹³ Andrzej. Marek zerwa³ siк na rуwne nogi. Obydwaj na palcach podeszli do okna. Przylgn¹wszy niemal do framugi wpatrywali siк w ton¹cy w mroku ogrуd. Nagle Marek uszczypn¹³ Andrzeja w ramiк. U ich stуp na krуtki moment mgliœcie b³ysnк³o œwiat³o latarki, jakby os³anianej czyj¹œ d³oni¹. Wtem potк¿na b³yskawica rozdar³a czerс nieba. W jej œwietle ch³opcy ujrzeli tu¿ przy murze domu dwуch mк¿czyzn, ktуrych twarze kry³y czarne maski. G³uchy grzmot przetoczy³ siк w dali. Dopiero po chwili przera¿ony Marek zdo³a³ wydobyж z siebie zd³awiony g³os: - Gdzie telefon? Trzeba dzwoniж po milicjк! Spiesz siк, nie mamy czasu do stracenia! - Za pуŸno, jeden aparat znajduje siк w gabinecie ojca, drugi natomiast jest w pracowni. Nie odwa¿к siк pуjœж tam teraz - odpar³ zalкkniony Andrzej.

Tajemnica wynalazcy Andrzej i Marek stali przez jakiœ czas bez ruchu pora¿eni strachem. Cу¿ zamierzali uczyniж tajemniczy mк¿czyŸni czaj¹cy siк w nocy ko³o domu?! Czy¿by chcieli dokonaж w³amania? Andrzej gor¹czkowo szuka³ jakichœ drуg ratunku. Nagle otrz¹sn¹³ siк z panicznego przestrachu. Przypomnia³ sobie coœ, o czym przecie¿ jego przyjaciel nie wiedzia³. W pracowni czuwa³ Rob! Wed³ug zapewnieс ojca, ktуry nigdy nie rzuca³ s³уw na wiatr, wspania³y robot by³ przygotowany do obrony. Rob by³ uzbrojony... W szufladzie nocnego stoliczka znajdowa³ siк nadajnik. Nie ruszaj¹c siк z w³asnego pokoju Andrzej mуg³ wydaж odpowiednie polecenie nieustraszonemu sojusznikowi. - Marek, Marek, nie bуj siк! Nie jesteœmy bezbronni - szepn¹³ wzburzony do oniemia³ego przyjaciela. - Cу¿ mo¿emy zrobiж t¹ g³upi¹ fink¹?! - odszepn¹³ Marek dr¿¹cym g³osem. - Nie o finkк chodzi - zaprzeczy³ Andrzej. - Natychmiast wezwк kogoœ na pomoc. Tylko... nie przestrasz siк... Po ciemku podszed³ do nocnego stolika. Pospiesznie wydoby³ ma³y nadajnik, ktуry otrzyma³ od ojca tu¿ przed wyjazdem. Otworzy³ pokrywkк. Trzymaj¹c w rкku wtyczkк powtarza³ w myœli instrukcjк dotycz¹c¹ uruchamiania robota. Pamiкta³ j¹ doskonale. - Co to jest?! Co ty robisz? - denerwowa³ siк Marek. - Cicho! Nie przeszkadzaj! - zgromi³ go Andrzej. Nie mуg³ zapaliж œwiat³a, wiкc palcami odszuka³ na dnie nadajnika odpowiedni¹ dziurkк i wcisn¹³ w ni¹ wtyczkк. Rob ju¿ by³ uruchomiony. Nastкpnie w³¹czy³ program wyjœcia z pracowni, potem nada³ jeszcze jeden rozkaz. - Andrzej, zaalarmujmy dozorcк! - szeptem doradza³ Marek. - Dzwonek jest na dole przy tylnym wyjœciu. Cicho, czy s³yszysz? Na korytarzu rozleg³ siк odg³os krokуw kogoœ wchodz¹cego na gуrк po schodach. Marek zalкkniony cofn¹³ siк od drzwi. Wyszarpn¹³ finkк z pochwy. Na szczкœcie Andrzej to zauwa¿y³. - Schowaj nу¿ i nawet go nie dotykaj, bo stanie siк coœ z³ego! - ostrzeg³. - Ktoœ idzie na gуrк, s³yszysz? - gor¹czkowo mуwi³ Marek. - To sojusznik, schowaj nу¿! On reaguje na widok broni! Jest uzbrojony... Marek wci¹¿ cofa³ siк, w koсcu przylgn¹³ plecami do œciany. Kroki ucich³y tu¿ przed drzwiami. Andrzej otworzy³ je szeroko. W pу³mroku zarysowa³a siк sylwetka wysokiego mк¿czyzny. Wszed³ do pokoju. Nerwy odmуwi³y Markowi pos³uszeсstwa. Niepomny grozy sytuacji zaœwieci³ elektryczn¹ latarkк. - Pan profesor! - krzykn¹³ oszo³omiony nieoczekiwanym widokiem. - Gaœ œwiat³o! - szybko ostrzeg³ Andrzej. Marek zgasi³ latarkк, po czym rzek³ st³umionym g³osem: - Nie wiedzia³em, ¿e pan profesor ju¿ wrуci³! Czemuœ mi o tym od razu nie powiedzia³? - Cicho b¹dŸ, to nie jest ojciec! - Jak to?! Przecie¿ widzia³em... - Cicho! To robot mego ojca! On go zrobi³... To tylko sobowtуr... Mуwi³em ci kiedyœ o... tajemnicy. Teraz ju¿ wiesz wszystko, pуŸniej dok³adniej wyt³umaczк. Czy s³yszysz?! Gdzieœ na parterze lekko trzasnк³y drzwi. - To w hallu - domyœli³ siк Andrzej. - A wiкc weszli do domu... Marek dr¿¹c z podniecenia nieufnie wpatrywa³ siк w ciemn¹ sylwetkк niezwyk³ego obroсcy. To mia³ byж robot! Tajemnica profesora-wynalazcy! Z takim sojusznikiem poczu³ siк znacznie pewniej. W³amywacze tak¿e przestraszyliby siк na widok sztucznego cz³owieka. Och³on¹wszy nieco zacz¹³ nas³uchiwaж. - Nikt nie wchodzi do nas na gуrк - szepn¹³ wprost do ucha przyjacielowi. - Co oni tam robi¹?! - Pewno weszli do pracowni... - odrzek³ Andrzej. - Czy¿by uda³o siк im otworzyж drzwi?! - Sam je otworzy³em, aby Rуb mуg³ przyjœж do nas - wyjaœni³ Andrzej.- Po wyjœciu robota drzwi do pracowni pozostaj¹ otwarte i zamykaj¹ siк samoczynnie dopiero po jego powrocie. - Czy naprawdк jesteœ pewny, ¿e robot da³by sobie radк z tymi z³odziejami? - Tak, jest uzbrojony. Przez chwilк znуw nas³uchiwali. Marek zmarszczywszy czo³o rozmyœla³ o czymœ, a¿ naraz odezwa³ siк: - Andrzej, zaryzykujmy i po cichu zejdŸmy z robotem na dу³! - Us³ysz¹ nas od razu. On chodzi doœж g³oœno. Marek znуw rozwa¿a³ coœ w myœli. - S³uchaj, czy robot mo¿e poruszaж siк prкdko? - zapyta³ po chwili. - Po rуwnej drodze nawet z szybkoœci¹ do osiemdziesiкciu kilometrуw - odpar³ Andrzej. - Ha, wobec tego sprуbujк... Sam pуjdк poszpiegowaж. W razie niebezpieczeсstwa, krzyknк o pomoc. Wtedy biegnij z nim co tchu. Marek na bosaka wyœlizn¹³ siк na korytarz. Ostro¿nie zszed³ po schodach na parter. Z drzwi otwartych do hallu wpada³a smuga œwiat³a. Wychyli³ g³owк zza futryny. Nie spostrzeg³ nikogo. Po przeciwnej stronie widaж by³o stoj¹ce otworem wejœcie do pracowni. Cichutko przemkn¹³ przez hali. Przyczai³ siк za jednym skrzyd³em drzwi. O kilka krokуw od progu sta³ odwrуcony plecami jakiœ mк¿czyzna w kapeluszu nasuniкtym na czo³o. Praw¹ d³oс trzyma³ w kieszeni p³aszcza. Jego towarzysz, rуwnie¿ w kapeluszu i p³aszczu, w³aœnie pochyla³ siк nad d³ugim sto³em na œrodku pracowni. Twarz jego ukryta by³a pod czarn¹ mask¹. Wyci¹gn¹³ d³oс ku jakiemuœ przyrz¹dowi. - Precz z rкkoma! - ostrzeg³ mк¿czyzna odwrуcony ty³em do Marka. - Mo¿esz niechc¹cy uruchomiж system alarmowy! Ten drugi natychmiast cofn¹³ siк od sto³u. - Masz racjк, to diabelski dom! - mrukn¹³. Ostro¿nie podszed³ do parawanu. Za ods³oniкtym jednym skrzyd³em widaж by³o jaskrawo oœwietlony, pusty fotel. - Skoro nie mo¿esz otworzyж kasy, nic tu po nas - odezwa³ siк ten odwrуcony ty³em. - Nie wolno ryzykowaж ! - W¹sik zna siк na takich zabawkach - mrukn¹³ drugi. - Licho wie, gdzie on teraz jest? - Odszukasz W¹sika i razem z nim przyjdziesz w poniedzia³ek do Orbisu. Bкdк czeka³ o szуstej wieczorem, rozumiesz? - z naciskiem rzek³ pierwszy. - A teraz zmykajmy! Uwa¿aj, ¿eby wszystko pozostawiж tak, jak by³o! Marek nie mia³ czasu na ucieczkк. Odruchowo skry³ siк za szeroko otwartym skrzyd³em drzwi. Przywar³ do œciany wstrzymuj¹c oddech. Mк¿czyŸni cicho wyszli z pracowni. Jeden z nich wprawnie majstrowa³ przy zamku frontowych drzwi. Po chwili wilgotne powietrze powia³o w hallu. Lekko trzasnк³y drzwi i œwiat³o zgas³o samoczynnie. Marek pozosta³ sam. Dr¿¹c¹ d³oni¹ otar³ czo³o z potu. Po omacku wbieg³ po schodach na gуrк. - No i co, no i co? - szepn¹³ wystraszony Andrzej, gdy Marek wszed³ do pokoju. - Byli tam! Dwуch, ale ju¿ poszli... Obydwaj nosili w klapach ¿etony z b³yskawic¹ - odpar³ Marek jeszcze dr¿¹cym z wra¿enia g³osem. - Daj mi trochк wody... Andrzej poda³ mu karafkк ze sto³u. Marek napi³ siк, a potem wilgotn¹ d³oni¹ powiуd³ po czole zroszonym zimnym potem. Przez kilkanaœcie minut ch³opcy siedzieli cicho. Pilnie ws³uchiwali siк w odg³osy p³yn¹ce spoza domu. Burza tymczasem z wolna mija³a, grzmoty ju¿ tylko g³ucho rozbrzmiewa³y w dali. Niebawem deszcz przesta³ padaж, na niebo wyp³yn¹³ ksiк¿yc w pe³ni. Srebrzysta poœwiata wpe³z³a do pokoju i rozjaœni³a nocny mrok. Marek onieœmielony ciekawie zerka³ na robota. Nieruchomy jak pos¹g, milcz¹cy sztuczny cz³owiek sprawia³ na nim niesamowite wra¿enie. Tote¿ nie mуg³ usiedzieж spokojnie i wkrуtce odezwa³ siк do Andrzeja: - Chyba mo¿emy ju¿ zapaliж œwiat³o. Oni dzisiaj nie wrуc¹... Umуwili siк dopiero na poniedzia³ek. Bкd¹ o szуstej w Orbisie. - Czy jesteœ tego pewny? - Tak, przecie¿ pods³ucha³em rozmowк. Nie umieli otworzyж kasy twego ojca. Chc¹ poszukaж jakiegoœ... W¹sika. - I z nim maj¹ spotkaж siк w poniedzia³ek? - Tak, w Orbisie o szуstej. - A wiкc do tego czasu nic nam od nich nie grozi - z ulg¹ w g³osie powiedzia³ Andrzej. Po omacku podszed³ do nocnego stoliczka. Zapali³ lampк. Marek wlepi³ pe³en niedowierzania wzrok w nieruchomego robota stoj¹cego przy œcianie w pobli¿u drzwi. Syntetyczny cz³owiek stanowi³ wiern¹ kopiк profesora Rawy, swego twуrcy. Z lekko zwrуcon¹ ku drzwiom g³ow¹ zdawa³ siк nas³uchiwaж jakichœ odg³osуw z korytarza. Obydwaj ch³opcy w napiкciu przygl¹dali siк robotowi. W koсcu Marek pierwszy odezwa³ siк pу³g³osem: - Jak ³udz¹co jest on podobny do twego ojca! Wci¹¿ mam wra¿enie, ¿e zaraz poruszy siк i przemуwi do nas... Czy naprawdк jesteœ pewny, ¿e to tylko sztuczny sobowtуr...? - Nie bуj siк, Marek! To naprawdк robot. Ojciec budowa³ go przez kilka lat, wci¹¿ ulepsza³, wyposa¿a³ w nowe umiejкtnoœci. Czкsto obserwowa³em go przy tej niezwyk³ej pracy. - Patrz, on wygl¹da, jakby czegoœ nas³uchiwa³... - szeptem powiedzia³ Marek. - To... niesamowite! - Skoro musia³em ujawniж ci istnienie tego niezwyk³ego sobowtуra, mogк teraz przyznaж siк, ¿e w jego obecnoœci, mimo wszystko, zawsze odczuwam jakieœ dziwne onieœmielenie - rzek³ Andrzej. - Czasem nawet strach mnie ogarnia. On we wszystkim naœladuje mego ojca. Ten sam wygl¹d, budowa, postawa, g³os i nawet zachowanie siк. Gdybyœ mуg³ ujrzeж ich obydwуch jednoczeœnie, zrozumia³byœ mуj lкk... - Trudno ci siк dziwiж. Mnie rуwnie¿ on przera¿a - szczerze powiedzia³ Marek. - Wola³bym, ¿eby siк porusza³, coœ robi³. Mo¿e wtedy nie by³by tak podobny do ¿ywego cz³owieka. - Jeœli chcesz, to mogк go uruchomiж - zaproponowa³ Andrzej. - Jednak w ruchu jeszcze bardziej przypomina ojca. - Nie, nie! - pospiesznie zaoponowa³ Marek. - Ju¿ lepiej niech bкdzie tak jak jest teraz! Daj mi tylko trochк czasu, to siк oswojк z jego widokiem i przyzwyczajк. - Dobrze, dobrze, mo¿e naprawdк tak jest lepiej - rzek³ Andrzej. Przez jakiœ czas obydwaj przygl¹dali siк sobowtуrowi. Potem Marek usiad³ na Andrzeja ³у¿ku, ktуre sta³o najdalej od drzwi. Trochк ju¿ oœmielony brakiem reakcji ze strony robota, odezwa³, siк: - Andrzej, czy ktoœ obcy ju¿ widzia³ tego sobowtуra? - Nigdy - zaprzeczy³ przyjaciel. - W ka¿dym b¹dŸ razie nikt poza nami dwoma i moim ojcem nie wie o jego istnieniu. - Do czego on jest potrzebny twemu ojcu? - Tatuœ wyprуbowuje na nim swoje wynalazki z dziedziny automatyki i sterowania. - Rozumiem, ale dlaczego nada³ mu ludzkie kszta³ty i to niezwyk³e podobieсstwo do siebie? Czy to by³o , konieczne dla dokonywania prуb? - Nie, przecie¿ sam nieraz pyta³em go o to samo. - Wiкc dlaczego to zrobi³? - nalega³ Marek. - Nigdy nie odpowiedzia³ mi jasno na moje pytania. Domyœlam siк jednak, ¿e widok Roba sprawia mu wielk¹ przyjemnoœж. Zapewne cieszy go, ¿e potrafi³ zbudowaж tak pomys³ow¹ i precyzyjn¹ maszynк. - Maszynк?! - zdumia³ siк Marek. - Tak, w³aœnie tak, maszynк, a raczej wiele rу¿nych pomys³owych urz¹dzeс i rу¿nych aparatуw w jednej maszynie. Rob mo¿e wykonywaж rozmaite czynnoœci. Ojciec twierdzi, ¿e Rob jest ju¿ naprawdк bardzo inteligentny. - Czy mo¿esz mi zdradziж, co on potrafi robiж? - Przede wszystkim mo¿e zachowywaж siк jak ¿ywy cz³owiek. Porusza swobodnie wszystkimi cz³onkami. chodzi, siada, wstaje, mуwi, œpiewa, ³yka p³yny, dokonuje zdjкж fotograficznych, spe³nia rolк magnetofonu, a nawet nieraz pomaga ojcu w jego pracy doœwiadczalnej. - A¿ trudno w to uwierzyж! - powiedzia³ Marek i znуw nieufnie zerkn¹³ w stronк genialnego robota. Po chwili zapyta³ - Andrzej, czy on jest silny? - Bardzo. Z ³atwoœci¹ podnosi ciк¿ar wagi do dwustu kilogramуw. - Mуwi³eœ o magnetofonie i fotografowaniu, czy to prawda? - Posiada s³uch wielokroж czulszy od ludzkiego i pamiкж, w ktуrej zapisuje s³yszane rozmowy. Fotografuje wspaniale, nawet nie zauwa¿ysz, kiedy zrobi ci zdjкcie. Czкsto sekretarzuje mojemu ojcu. - Naprawdк nie bujasz?! - Jak kocham mego ojca! - uroczyœcie zapewni³ Andrzej. Marek nagle zerwa³ siк z ³у¿ka olœniony jakimœ pomys³em. - Andrzej, czy robot mуg³by chodziж po mieœcie i udawaж pana profesora? - zawo³a³ przyciszonym g³osem. - Tatuœ ju¿ robi³ takie prуby i potem cieszy³ siк bardzo, gdy wprowadza³ wszystkich w b³¹d. Rob jest wspania³y! Marek podniecony pochyli³ siк ku przyjacielowi i rzek³: - Ci podejrzani osobnicy chc¹ dobraж siк do pancernej kasy twego ojca. Na pewno wiedz¹, ¿e wyjecha³ za granicк. Mo¿e nawet specjalnie na to oczekiwali, aby skorzystaж z jego nieobecnoœci? Gdyby jednak teraz zobaczyli pana profesora w Katowicach, zapewne obawialiby siк dokonaж w³amania! Andrzej mocno zaskoczony spogl¹da³ na Marka, ktуry cicho mуwi³: - Gdyby robot mуg³ pуjœж w poniedzia³ek do Orbisu, ci tajemniczy mк¿czyŸni pomyœleliby, ¿e pan profesor wrуci³ nieoczekiwanie i na pewno zrezygnowaliby z dokonania w³amania. - Nie bierzesz pod uwagк, ¿e oni w ogуle mog¹ nie znaж mego ojca i nie wiedzieж jak wygl¹da - zauwa¿y³ Andrzej. - To prawda, o tym nie pomyœla³em. Ale i na to jest rada. Jeœli nie znaj¹ osobiœcie twego ojca, to sobowtуr mуg³by sfotografowaж ich i pods³uchaж ca³¹ rozmowк. Nie, nie, to nie ma sensu. Nic z tego. Przecie¿ robot sam nie odszuka ich w kawiarni, a nas oni ju¿ znaj¹. Andrzej przez ca³y czas z wielk¹ uwag¹ przys³uchiwa³ siк wywodom przyjaciela. Naraz schwyci³ go za rкkк, wo³aj¹c: - S³uchaj, ¿eton Wiercipiкty! To na pewno ich znak rozpoznawczy! - Te¿ tak myœlк, ale cу¿ z tego wynika? - odpar³ Marek wzruszaj¹c ramionami. - To nam nic nie da. - Czekaj, jeszcze nie skoсczy³em! - zaoponowa³ Andrzej. - Znak b³yskawicy na ¿etonie jest jakby fosforyzowany, po³yskuje, rozumiesz? Wydaje mi siк, ¿e mуg³bym uczuliж Roba na tak¹ odznakк. Wtedy robot mуg³by ich z ³atwoœci¹ odszukaж w kawiarni, pods³uchaж, co spiskuj¹ i sfotografowaж. - Ale¿ to by³oby wprost genialne! - porywczo zawo³a³ Marek. - Mielibyœmy niezbite dowody rzeczowe dla milicji. Klub nasz od razu sta³by siк s³awny w ca³ej Polsce, a mo¿e nawet i za granic¹! Czy wyobra¿asz sobie tytu³y artyku³уw, jakie ukaza³yby siк potem w gazetach? Pos³uchaj, jak brzmia³yby cudownie: Marek Ciesielski - krуl polskich detektywуw! Albo: Klub Poszukiwaczy Przygуd postrachem groŸnych w³amywaczy! Prawdziwa sensacja! Mielibyœmy murowane posady w milicji. Andrzej rozognionym wzrokiem spogl¹da³ na przyjaciela. Jego zapa³ udzieli³ siк i jemu. Wkrуtce jednak pow¹tpiewaj¹co pokrкci³ g³ow¹ i powiedzia³: - Gdyby nawet uda³o mi siк uczuliж Roba na tк odznakк, kto mu powie, kiedy ma wyjœж z KAWIARNI? TO JESZCZE MO¿NA BY JAKOœ URZ¹DZIж, LECZ POLECENIE, ABY FOTOGRAFOWA³ I PODS³UCHIWA³ MуG³BY WYDAж JEDYNIE KTOœ, KTO BY MU TOWARZYSZY³. OJCIEC NA PEWNO DA³BY SOBIE RADк I Z TYM RуWNIE¿, ALE JA NIE POTRAFIк. SZKODA, ¿E NIKT Z NAS NIE MO¿E Z NIM PуJœж... - WIкC NIE ZNASZ WSZYSTKICH TAJNIKуW TEGO SOBOWTуRA? - ZMARTWI³ SIк MAREK. - MуJ DROGI, PRZECIE¿ OJCIEC STRAWI³ NA BUDOWк ROBOTA KILKA D³UGICH LAT! W TYM JEDNYM MODELU ZGRUPOWA³ KILKANAœCIE Rу¿NYCH, NIEZWYKLE POMYS³OWYCH I SKOMPLIKOWANYCH URZ¹DZEс W³ASNEGO POMYS³U - T³UMACZY³ ANDRZEJ. - CZY TY WIESZ, CO SIк ZNAJDUJE W JEGO WNкTRZU? TYLKO OJCIEC ZNA WSZYSTKIE JEGO TAJEMNICE. - WIкC NIE WIESZ WSZYSTKIEGO O TYM ROBOCIE? - ZAPYTA³ MAREK, ZERKAJ¹C KU NIERUCHOMEJ POSTACI. - OCZYWIœCIE, ¿E NIE WIEM! DOPIERO W DNIU WYJAZDU OJCA DO LONDYNU DOWIEDZIA³EM SIк, ¿E ROB NA WIDOK BRONI AUTOMATYCZNIE STRZELA POCISKAMI OSZA³AMIAJ¹CYMI. SK¹D WIкC MOGк BYж PEWNY, ¿E OJCIEC NIE UMIEœCI³ W NIM JESZCZE INNYCH PROGRAMуW DZIA³ANIA? - CZY ON MO¿E ROBIж COœ TAKIEGO, CZEGO TY SIк NIE SPODZIEWASZ? - JESTEM TEGO PEWNY! - TO MO¿E NAWET TERAZ NAS PODS³UCHIWAж I PуŸNIEJ POWTуRZYж TWEMU OJCU?! - TO JEST MO¿LIWE. - I NIE OBAWIASZ SIк, ¿E OJCIEC NATRZE CI USZU? PEWNO I JA BYM OBERWA³! - PRZECIE¿ NIE WEZWA³EM TUTAJ ROBA DLA ZABAWY - ODPAR³ ANDRZEJ. - CHCEMY USTRZEC PRACOWNIк OJCA PRZED W³AMANIEM. - RACJA, œWIкTA RACJA! TAKI M¹DRY CZ³OWIEK, JAK PAN PROFESOR POWINIEN NAS POCHWALIж - POWIEDZIA³ MAREK DOœж G³OœNO, S¹DZ¹C, ¿E JEœLI ROBOT ICH PODS³UCHUJE I POWTуRZY WSZYSTKO, TO TAKIM POWIEDZENIEM MO¿E Z³AGODZIж GNIEW WYNALAZCY. PRZEZ JAKIœ CZAS SIEDZIELI CICHO, PO CZYM MAREK UDERZY³ SIк D³ONI¹ W CZO³O I ZAWO³A³: - CZEKAJ, MAM WSPANIA³¹ MYœL! PRZECIE¿ TE DWA TYPKI NIE WIDZIA³Y WIERCIPIкTY! CZY POTRAFISZ TAK URZ¹DZIж, ABY ONA MOG³A KIEROWAж ROBOTEM? - TAK, TO JEST MO¿LIWE - ODPAR³ ANDRZEJ PO NAMYœLE. - BA, ALE WTEDY MUSIELIBYœMY ZDRADZIж JEJ I MAжKOWI TAJEMNICк MEGO OJCA! - PRZECIE¿ ONI S¹ WASZYMI KREWNYMI! POZA TYM Z³O¿¹ UROCZYSTE PRZYRZECZENIE, ¿E BкD¹ TRZYMALI JкZYKI ZA ZкBAMI, A¿ DO POWROTU PANA PROFESORA. COœ MUSIMY ZROBIж! JEœLI OD RAZU POWIADOMIMY MILICJк, TO SPRAWA ROBOTA I TAK SIк WYDA, GDY Z³O¿YMY ZEZNANIA. W OBECNYCH WARUNKACH TYLKO W WASZYM DOMU MOG³ABY MILICJA URZ¹DZIж ZASADZKк NA W³AMYWACZY. - MASZ RACJк, MUSIMY UDAREMNIж W³AMANIE. W TAKIEJ SYTUACJI, JEDYNIE BO¿ENA MO¿E WYRATOWAж NAS Z MATNI. - OMуWMY SZCZEGу³OWO PLAN DZIA³ANIA - ZAPROPONOWA³ MAREK. BURZLIWA NARADA OBYDWуCH PRZYJACIу³ TRWA³A A¿ DO œWITU. DOPIERO O WSCHODZIE S³OсCA ANDRZEJ ODES³A³ ROBA DO PRACOWNI, BY NIE ZDRADZIж JEGO ISTNIENIA PRZED PANI¹ MRUCZKOW¹.

“SZTUCZNY WUJEK” ZARAZ PO œNIADANIU W NIEDZIELк BO¿ENA I MACIEK PRZYBIEGLI DO SWOICH PRZYJACIу³, KTуRYCH TAJEMNICZE MINY ORAZ ZACZERWIENIONE OCZY PO BEZSENNEJ NOCY WIDOMIE œWIADCZY³Y, ¿E ZASZ³O COœ NIEOCZEKIWANEGO. - NIE MOGLIœMY PRZYJœж NA NARADк WCZORAJ, RODZICE NIE POZWOLILI - POINFORMOWA³ MACIEK. - WSZYSTKO PRZEZ Tк BURZк - DODA³A BO¿ENA. - CHOWA³AM G³OWк POD PODUSZKк, GDY BI³Y PIORUNY. WY PEWNO TE¿ SIк PORZ¹DNIE WYSTRASZYLIœCIE, BO WYGL¹DACIE JAKBY WAS DUCHY STRASZY³Y PRZEZ CA³¹ NOC! - NIE CHCIA³ABYœ ZNAJDOWAж SIк W TYM DOMU Z NAMI PODCZAS BURZY, SZCZEGуLNIE TEJ MINIONEJ NOCY... - OFUKN¹³ J¹ MAREK. - CZY JA MуWIк, ¿E CHCIA³ABYM?! CZEGO SIк ZARAZ PRZYCZEPIASZ?! - USPOKуJCIE SIк, NIE PORA NA PRZEKOMARZANIE - POWA¿NIE POWIEDZIA³ ANDRZEJ. - ZNAJDOWALIœMY SIк W WIELKIM NIEBEZPIECZEсSTWIE. - OD RAZU ODNIOS³EM WRA¿ENIE, ¿E PRZYDARZY³O SIк WAM COœ NIEZWYK³EGO - WTR¹CI³ MACIEK. - MуWCIE ZARAZ, CO SIк STA³O! - POWIEDZCIE NAM, POWIEDZCIE JAK NAJPRкDZEJ, BO UMIERAM Z CIEKAWOœCI - ZAWTуROWA³A BO¿ENA. - CO NAGLE TO PO DIABLE! - OSTUDZI³ ICH MAREK.- NAJPIERW MUSICIE Z³O¿Yж PRZYSIкGк, ¿E NIKOMU NIE ZDRADZICIE NASZEJ TAJEMNICY. - ZROBIк, CO CHCECIE, ALE MуWCIE PRкDKO! - ZAWO³A³A PODNIECONA DZIEWCZYNKA. MAREK ZGROMI³ J¹ SUROWYM SPOJRZENIEM. PO CHWILI ROZKAZA³: - ANDRZEJ, U³у¿ ODPOWIEDNI¹ PRZYSIкGк, TO NIE TYLKO NASZA TAJEMNICA! - JA MU POMOGк, DOBRZE ZNAM ORTOGRAFIк! - ZAOFIAROWA³A SWE US³UGI BO¿ENA. - DOBRZE, ANDRZEJ CI PODYKTUJE - PRZYZWOLI³ MAREK, ABY USPOKOIж ¿¹DN¹ CZYNU CZ³ONKINIк KLUBU. BO¿ENA USIAD³A PRZY STOLE. ANDRZEJ PODSUN¹³ JEJ PAPIER I O³уWEK, PO CZYM ZACZ¹³ MуWIж: “JAKO CZ³ONEK KLUBU POSZUKIWACZY PRZYGуD POTWIERDZAM W³ASNORкCZNYM PODPISEM, ¿E WSZYSTKO, CO US³YSZк I ZOBACZк ZACHOWAM W œCIS³EJ TAJEMNICY I NIE ZDRADZк NIKOMU, NAWET GDYBY BRANO MNIE NA MкCZARNIE...” - ZARAZ, ZARAZ, M¹DRALO! WSZYSTKO WYTRZYMAM, ALE JAK MNIE KTOœ ZACZNIE ³ASKOTAж, TO CO MAM ZROBIж?! - ZAOPONOWA³A BO¿ENA. - WIECIE, ¿E NIE JESTEM NIC A NIC WYTRZYMA³A NA ³ASKOTANIE! - NIE BуJ SIк, NIKT Z NAS TEGO NIE BкDZIE CI ROBI³ DO CZASU OBOWI¹ZYWANIA TAJEMNICY, A TAMCI Mк¿CZYŸNI NIE WIEDZ¹, ¿E JESTEœ CZU³A NA ³ASKOTKI - WYJAœNI³ MAREK, - ACH, TO O TYCH Mк¿CZYZN Z ODZNAKAMI CHODZI! SKORO TAK, TO ZGODA - OœWIADCZY³A BO¿ENA TRAWIONA KOBIEC¹ CIEKAWOœCI¹. - DYKTUJ DALEJ! “DO CZASU ZWOLNIENIA Z PRZYSIкGI, KA¿DY CZ³ONEK KLUBU MILCZY JAK GRуB, A GDYBY KTOœ DOPUœCI³ SIк ZDRADY...” - JU¿ WIEM: BкDZIE DO KOсCA ¿YCIA, NAWET GDYBY ¿Y³ STO LAT, ZMYWA³ GARNKI PO OBIEDZIE! - PODDA³A MYœL BO¿ENA. - TO ZA LEKKA KARA - SPRZECIWI³ SIк MAREK. - GDY CHODZI O WIELKIE TAJEMNICE, KARY MUSZ¹ BYж ZNACZNIE SUROWSZE! - CZYTA³EM W JEDNEJ KSI¹¿CE, ¿E SPISKOWCY KARALI ZDRAJCуW œMIERCI¹ - œCISZONYM G³OSEM POWIEDZIA³ MACIEK. - TE¿ MI G³UPI POMYS³! - OBURZY³A SIк BO¿ENA.- BA³Eœ SIк ZABIж SZCZURA SCHWYTANEGO W PU³APKк W NASZEJ PIWNICY! TATUœ MUSIA³ UTOPIж GO W WIADRZE Z WOD¹. - TEN SZCZUR BY³ PRAWIE TAK DU¿Y JAK KOT, A POZA TYM NIE LUBIк DRкCZYж ZWIERZ¹T - USPRAWIEDLIWI³ SIк MACIEK. - JA TAM NIE PODEJMUJк SIк ZABIж KTуREGOœ Z WAS, NAWET JEœLIBY ZDRADZI³ - STWIERDZI³A BO¿ENA. - NIE K³ужCIE SIк, JU¿ WYMYœLI³EM KARк, PISZ BO¿ENA! - POLECI³ ANDRZEJ I ROZPOCZ¹³ DYKTOWANIE: “...GDYBY KTOœ ZDRADZI³, BкDZIE NA ZAWSZE USUNIкTY Z KLUBU POSZUKIWACZY PRZYGуD, NIKT NIE PODA MU RкKI, NIE POMO¿E W NAUCE, A PONADTO ZDRAJCA NIE MO¿E PRZEZ CA³Y ROK ZJEœж ANI JEDNEGO CIASTKA, ANI CUKIERKA”. - A CZEKOLADKк? - ZAPYTA³A ZANIEPOKOJONA. BO¿ENA, PONIEWA¿ PRZEPADA³A ZA S³ODYCZAMI. . - TE¿ NIE! - ODPAR³ ANDRZEJ, ALBOWIEM TEN OSTATNI PUNKT PRZYSIкGI WYMYœLI³ SPECJALNIE ZE WZGLкDU NA CIOTECZN¹ SIOSTRк. - CZY NAWET WTEDY, GDY GO KTOœ POCZкSTUJE? TO NIEGRZECZNIE ODMAWIAж - DOPYTYWA³A SIк BO¿ENA. - JAK NIE WOLNO, TO NIE WOLNO, ROZUMIESZ?! - POTWIERDZI³ MAREK. - HA, TRUDNO! NIECH BкDZIE... - Z ¿ALEM ZGODZI³A SIк DZIEWCZYNKA. WKRуTCE PRZYSIкGA ZOSTA³A PRZYPIECZкTOWANA PODPISAMI I CZ³ONKOWIE KLUBU ROZPOCZкLI NARADк. MAREK PRZEDE WSZYSTKIM SZCZEGу³OWO OPOWIEDZIA³ NIEZWYK³E, NOCNE WYDARZENIA. BO¿ENA I MACIEK CO CHWILA PRZERYWALI MU OKRZYKAMI PRZESTRACHU I NIEDOWIERZANIA. NAJWIкCEJ JEDNAK BYLI PORUSZENI WIADOMOœCI¹ O ROBOCIE, SOBOWTуRZE PROFESORA-WYNALAZCY. - NIE UWIERZк W TO WSZYSTKO, DOPуKI SAMA NA W³ASNE OCZY NIE UJRZк TEGO ROBOTA - PORYWCZO OœWIADCZY³A BO¿ENA, GDY MAREK ZAKOсCZY³ SPRAWOZDANIE. - NAWET NAJDOSKONALSZA MASZYNA NIE MO¿E BYж TAK BARDZO PODOBNA DO WUJKA, ¿EBYM ICH NIE ODRу¿NI³A! - NIE B¹DŸ TAK PEWNA SIEBIE! - OSTRZEG³ MAREK. - PRZEDTEM MNIE TE¿ SIк TAK WYDAWA³O! - W NOCY MO¿NA NIE SPOSTRZEC Rу¿NICY - ZAUWA¿Y³ MACIEK. - PRZEKONASZ SIк, MARKU, ¿E W DZIEс BкDZIE INACZEJ. JU¿ S³YSZA³EM, JAK RODZICE ROZMAWIALI KIEDYœ NA TEMAT WUJKA WYNALAZKуW. ONI DOMYœLAJ¹ SIк, ¿E WUJEK POSIADA Rу¿NE TAJEMNICE W SWOJEJ PRACOWNI. DLATEGO TAM NIKOGO NIE WPUSZCZA. - CI Mк¿CZYŸNI Z ODZNAKAMI NA PEWNO DLATEGO CHC¹ DOSTAж SIк DO WASZEJ PANCERNEJ KASY - DOMYœLI³A SIк BO¿ENA. - SкK W TYM, ¿E JESZCZE NIE WIEMY, CO ONI CHC¹ Z NIEJ UKRAœж - POWIEDZIA³ MAREK. - TEGO W³AœNIE CHCIELIBYœMY SIк TERAZ DOWIEDZIEж - DODA³ ANDRZEJ. - NADARZA SIк NAM DOSKONA³A SPOSOBNOœж. - JAKA TO SPOSOBNOœж? W JAKI SPOSуB CHCECIE DOWIEDZIEж SIк OD NICH, CO ZAMIERZAJ¹? - CIEKAWI³A SIк BO¿ENA. OBYDWAJ BOHATERZY NOCNYCH WYDARZEс UZNALI, I¿ NADESZ³A CHWILA NA UJAWNIENIE SWOICH PLANуW. UCZYNI³ TO MAREK. BO¿ENA W LOT POJк³A, ¿E CH³OPCY CHCIELI JEJ W³AœNIE NARZUCIж ODPOWIEDZIALN¹, A ZAPEWNE I NIEBEZPIECZN¹ ROLк PRZEWODNIKA ROBOTA. TOTE¿ UMILK³A ZALкKNIONA I SPOWA¿NIA³A. OD RAZU TE¿ POWZIк³A PEWNE POSTANOWIENIE, LECZ NA RAZIE NIC NIE POWIEDZIA³A, ODK³ADAJ¹C TO NA PуŸNIEJ. NIE MOG³A PRZECIE¿ ZREZYGNOWAж Z OBEJRZENIA ROBOTA. - WIECIE JU¿ WSZYSTKO - MуWI³ MAREK. - TERAZ ANDRZEJ POKA¿E NAM SOBOWTуRA. - DOBRZE, CHODŸCIE DO PRACOWNI, ALE PAMIкTAJCIE O PRZYSIкDZE - ODPAR³ ANDRZEJ I POPROWADZI³ SWYCH PRZYJACIу³. WYDAWA³O MU SIк, ¿E POSTкPUJE S³USZNIE W TAK NIEZWYK³EJ SYTUACJI. CZWуRKA DZIECI OSTRO¿NIE WœLIZNк³A SIк DO PRACOWNI WYNALAZCY. PODEJRZLIWYM WZROKIEM ZERKALI NA NIE ZNANE IM PRZYRZ¹DY I URZ¹DZENIA. PRAWIE NA PALCACH ZBLI¿YLI SIк DO DU¿EGO, CZTEROSKRZYD³OWEGO PARAWANU. NIERUCHOMY, MILCZ¹CY SOBOWTуR PROFESORA RAWY SIEDZ¹CY W FOTELU SPRAWI³ SZCZEGуLNIE NA MAжKU I BO¿ENIE WPROST NIESAMOWITE WRA¿ENIE. OS³UPIELI I NIE MOGLI WYDOBYж G³OSU Z DR¿¹CYCH UST. MAREK BOHATERSKO NADRABIA³ MIN¹, LECZ I ON, ACZKOLWIEK WIDZIA³ ROBOTA JU¿ PO RAZ DRUGI, ODCZUWA³ OLBRZYMIE ONIEœMIELENIE W JEGO OBECNOœCI. PO JAKIMœ CZASIE, DZIкKI WYJAœNIENIOM ANDRZEJA, CH³OPCY OœMIELILI SIк NIECO. Z BLISKA OGL¹DALI ROBA, PODZIWIALI JEGO ³UDZ¹CE PODOBIEсSTWO DO PROFESORA-WYNALAZCY. WSZAK¿E BO¿ENA PRZEZ CA³Y CZAS STA³A NA UBOCZU, ZALкKNIONA PRZYS³UCHIWA³A SIк ROZMOWIE CH³OPCуW, KTуRZY CA³KOWICIE NABRALI PEWNOœCI, ¿E Z³OCZYсCY NIE SPOSTRZEG¹ PODSTкPU NA SWEJ SCHADZCE W KAWIARNI. W MIARк POZNAWANIA ZAMIARуW SWYCH TOWARZYSZY BO¿ENA STAWA³A SIк CORAZ BARDZIEJ NIESPOKOJNA, A¿ W KOсCU ZATRWO¿ONA ZAWO³A³A: - TO WY NAPRAWDк PRZYPUSZCZACIE, ¿E PуJDк SAMA Z TYM SZTUCZNYM WUJKIEM DO ORBISU!? NIC Z TEGO, ZAKICHANI BOHATERZY! CIARKI LATAJ¹ MI PO PLECACH NA SAM JEGO WIDOK! CZY NIGDY NIE S³YSZELIœCIE O ZBUNTOWANYCH ROBOTACH?! ONE ZABIJA³Y NAWET SWOICH KONSTRUKTORуW! CWANIAKI, NIECH KTуRYœ Z WAS SAM Z NIM I PуJDZIE! - CZY NIE WSTYD CI MуWIж PODOBNE NIEDORZECZNOœCI? - OBURZY³ SIк ANDRZEJ. - NAWET NAJGENIALNIEJSZY ROBOT JEST TYLKO BARDZO POMYS³OW¹ MASZYN¹ I MO¿E ROBIж JEDYNIE TO, DO CZEGO ZOSTA³ ZBUDOWANY PRZEZ CZ³OWIEKA. - K³AMIESZ! - IMPULSYWNIE ZAPRZECZY³A DZIEWCZYNKA. - CZYTA³AM KSI¹¿Kк O TAKIM ZBUNTOWANYM ROBOCIE! - TYLKO PISARZE FANTASTYCZNYCH POWIEœCI MOGLI WYMYœLIж PODOBNE BZDURY - KATEGORYCZNIE ODPAR³ ANDRZEJ. - W KA¿DYM K³AMSTWIE JEST CZкœж PRAWDY - MRUKN¹³ MACIEK. - ZARAZ WAM WYJAœNIк SK¹D SIк WZIк³Y TE œMIESZNE BAJKI - POWIEDZIA³ ANDRZEJ. - OTу¿ W 1933 ROKU W CHICAGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH BY³ DEMONSTROWANY OLBRZYMI ROBOT ZBUDOWANY NA WZуR CZ³OWIEKA. WYG³ASZA³ WYK³AD ANATOMICZNY I JEDNOCZEœNIE ROZPINA³ KAMIZELKк, ODS³ANIAJ¹C PRZEŸROCZYST¹ PIERœ I BRZUCH, ZAWIERAJ¹CE WEWN¹TRZ SZTUCZNE LUDZKIE ORGANY, OMAWIAJ¹C ICH BUDOWк I CZYNNOœCI, WSKAZYWA³ JE PALCEM. ZANIM PRZEWIEZIONO ROBOTA Z PRACOWNI NA TEREN WYSTAWY, IN¿YNIER-KONSTRUKTOR ZAUWA¿Y³ JESZCZE JAK¹œ NIEDOKRкCON¹ œRUBк. POCHYLI³ SIк, ABY J¹ DOKRкCIж, A WуWCZAS ROBOT NIEOCZEKIWANIE OPUœCI³ NA JEGO G³OWк SW¹ POTк¿N¹, STALOW¹ RкKк. NIESZCZкSNY KONSTRUKTOR ZMAR³ W SZPITALU. NAJPRAWDOPODOBNIEJ SAM NIECHC¹CY URUCHOMI³ W JAKIœ SPOSуB MECHANIZM I SPOWODOWA³ TRAGICZNY WYPADEK. NA TYM W³AœNIE TLE POWSTA³Y PуŸNIEJ NAJROZMAITSZE FANTASTYCZNE OPOWIADANIA. - NIE MYœL TYLKO, ¿E MNIE TYM USPOKOI³Eœ! - BRONI³A SIк DZIEWCZYNKA. - SZTUCZNEMU WUJKOWI TE¿ MO¿E ODKRкCIж SIк JAKAœ œRUBKA. NIE ROZUMIEM, PO CO POWA¿NI NAUKOWCY ROBI¹ SZTUCZNYCH LUDZI! CZY ZA MA³O JEST PRAWDZIWYCH? DAWNIEJ NIKT NIE MYœLA³ NAWET O BUDOWANIU TAKICH NIESAMOWITYCH STRASZYDE³! - A WIкC POWIEM CI, BO¿ENKO, ¿E SIк MYLISZ - ¿YWO ZAPRZECZY³ ANDRZEJ. - JU¿ OD NAJDAWNIEJSZYCH CZASуW LUDZIE USI³OWALI STWORZYж SZTUCZNEGO CZ³OWIEKA, A TAK¿E PRуBOWALI ZABEZPIECZAж Rу¿NE TAJEMNICZE BUDOWLE, UMIESZCZAJ¹C W NICH POMYS³OWE AUTOMATYCZNE URZ¹DZENIA. - PRZEJRZA³AM CIк! BUJASZ, ¿EBY MNIE NAK³ONIж DO PуJœCIA ZE SZTUCZNYM WUJKIEM DO KAWIARNI! - NIEDOWIERZAJ¹CO ZAWO³A³A BO¿ENA. - NIE BUJAM, JAK OJCA KOCHAM! - ZAPRZECZY³ ANDRZEJ. - JEœLI WIESZ COœ O TYM, TO OPOWIEDZ NAM - ZAPROPONOWA³ MAREK. LUBI³ NIEZWYK³E OPOWIEœCI, A PONADTO S¹DZI³, ¿E W TEN SPOSуB NAJ³ATWIEJ ZDO³AJ¹ PRZE³AMAж OPуR BO¿ENY. - MуW, ANDRZEJ, MуW! - POPROSI³ MACIEK. - DOBRZE, POS³UCHAJCIE. JU¿ NA DWA TYSI¹CE LAT PRZED NASZ¹ ER¹ CHIсSCY RZEMIEœLNICY UMIELI KONSTRUOWAж SMOKI O RUCHOMYCH OGONACH I ZIEJ¹CE Z PASZCZY OGNIEM I DYMEM. BUDOWALI TAK¿E FRUWAJ¹CE I œPIEWAJ¹CE PTAKI, LECZ NIKOMU NIE ZDRADZALI TAJEMNIC KONSTRUKCYJNYCH. MITYCZNY GRECKI BUDOWNICZY, RZEŸBIARZ, A ZARAZEM I DOSKONA³Y MECHANIK, DEDAL, ZAMIESZKA³Y W ATENACH, BY³ KONSTRUKTOREM Rу¿NYCH FIGUR WYOBRA¿AJ¹CYCH LUDZI I BOGуW, KTуRE MOG³Y WYKONYWAж PEWNE RUCHY. ARYSTOTELES OPISA³ ZBUDOWAN¹ PRZEZ DEDALA FIGURк BOGINI WENUS. JEJ CZ³ONKI WYRZEŸBIONE W DRZEWIE BY³Y WYDR¹¿ONE WE WNкTRZU I NAPE³NIONE RTкCI¹. POMYS³OWE URZ¹DZENIE POWODOWA³O PRZELEWANIE SIк ¿YWEGO SREBRA Z JEDNEJ CZкœCI FIGURY DO DRUGIEJ, POWODUJ¹C TYM SAMYM WYKONYWANIE PEWNYCH RUCHуW PRZEZ BOGINIк. EGIPCJANIE I GRECY BUDOWALI WIELE Rу¿NYCH NIBY TO CUDOWNYCH URZ¹DZEс. INSTALOWALI JE W œWI¹TYNIACH, BY PRZY ICH POMOCY OLœNIEWAж WIERNYCH CUDAMI, A NIEKTуRZY KRуLOWIE RуWNIE¿ POS³UGIWALI SIк NIMI DLA W³ASNEJ OBRONY. W AMERYCE PO³UDNIOWEJ MAJOWIE, INKOWIE I AZTECY POSIADALI BARDZO POMYS³OWE URZ¹DZENIA, OTWIERAJ¹CE BRAMY œWI¹TYс, POWODUJ¹CE UKAZYWANIE SIк NA O³TARZACH I ZNIKANIE BуSTW ORAZ ZAMYKAJ¹CE WEJœCIA DO GROBOWCуW SWOICH W³ADCуW. NIEWIELE JEDNAK WIEMY O NICH, PONIEWA¿ ZAKONNICY TOWARZYSZ¹CY HISZPAсSKIEMU WOJSKU UWA¿ALI JE ZA TWORY SZATANA I BEZMYœLNIE NISZCZYLI POMYS³OWE MECHANIZMY, NAWET ICH NIE BADAJ¹C. CIEKAWE OPISY STARO¿YTNYCH URZ¹DZEс AUTOMATYCZNYCH ZAMIEœCI³ HERON Z ALEKSANDRII W SWOIM DZIELE “O AUTOMATACH”. ZNALEZIONO W NIM OPIS JEDNEGO Z URZ¹DZEс W STARO¿YTNYCH œWI¹TYNIACH EGIPSKICH, PORUSZAJ¹CEGO GRUPк FIGUR. OPISA³ TAK¿E SZEREG CIEKAWYCH MECHANIZMуW NAPкDZANYCH SPRк¿ONYM LUB NAGRZANYM POWIETRZEM ALBO PAR¹. AUTOMATY TE S³U¿Y³Y DO TAJEMNICZEGO OTWIERANIA DRZWI, DO NAPкDU MARIONETEK ORAZ DO SPRZEDA¿Y WINA I œWIкCONEJ WODY. - JESTEœ PRAWDZIW¹ ENCYKLOPEDI¹ W TEJ DZIEDZINIE! - WTR¹CI³ MAREK OSZO³OMIONY WIADOMOœCIAMI KOLEGI. - SK¹D TY TO WSZYSTKO WIESZ? - Z PODZIWEM ZAWO³A³A BO¿ENA. - OJCIEC CZкSTO OPOWIADA MI O TYCH RZECZACH I WSKAZUJE KSI¹¿KI, W KTуRYCH MO¿NA O NICH CZYTAж. - NO TAK, WUJEK MUSI ZNAж HISTORIк TYCH CUDACZNYCH KUKIE³, SKORO SAM RуWNIE¿ JE BUDUJE - STWIERDZI³A BO¿ENA. - NIE PRZESZKADZAJCIE! - ZGROMI³ ICH MACIEK. - MуW DALEJ, ANDRZEJU! - W ARABSKICH I PERSKICH KRONIKACH Z TAMTYCH CZASуW ZACHOWA³O SIк WIELE OPISуW O NIEZWYK³YCH PRZEDMIOTACH. NA ICH TO PODSTAWIE W œREDNIOWIECZU PRуBOWANO BUDOWAж Rу¿NE MECHANIZMY. SZCZEGуLNIE, GDY ROZWIJA³A SIк SZTUKA ZEGARMISTRZOWSKA, BUDOWANO Rу¿NE KUK³Y PORUSZANE SPRк¿YN¹. NAWET TAK WYBITNI LUDZIE NAUKI, JAK ALBERTUS MAGNUS, ROGER BACON I KARTEZJUSZ ROZWA¿ALI MO¿LIWOœж ZBUDOWANIA SYNTETYCZNEGO CZ³OWIEKA. POCZ¹TKOWO WYOBRA¿ANO GO SOBIE JAKO METALOWEGO ROBOTA O GRANIASTEJ G³OWIE. - JESTEM CIEKAW, KTO PIERWSZY NAZWA³ AUTOMATYCZN¹ MASZYNк ROBOTEM? - ZAPYTA³ MAREK. - BY³ TO WSPу³CZESNY NAM CZESKI PISARZ KARE³ CAPEK, KTуRY W DRAMACIE POD TYTU³EM “R.U.R.” PIERWSZY U¿Y³ TEGO S³OWA. - DLACZEGO WYNALAZCY STARALI SIк NADAWAж SWOIM AUTOMATOM KSZTA³TY LUDZKIE? - ZACIEKAWI³ SIк MACIEK. - DOPIERO W NASZYM WIEKU ROZWуJ TECHNIKI UDOWODNI³, ¿E PO¿YTECZNOœж MASZYNY DLA CZ³OWIEKA WCALE NIE JEST UZALE¿NIONA OD POSIADANIA PRZEZ NI¹ KSZTA³TуW PODOBNYCH DO LUDZKICH. PODCZAS DRUGIEJ WOJNY œWIATOWEJ POCZYNIONO WIELE NIEZWYK³YCH WYNALAZKуW. DZIкKI NIM POWSTA³A NOWA NAUKA, ZWANA CYBERNETYK¹. ZAJMUJE SIк ONA BUDOW¹ MASZYN “INTELIGENTNYCH”, NAœLADUJ¹CYCH I ZASTкPUJ¹CYCH CZ³OWIEKA. DLATEGO TE¿ I MуJ OJCIEC MUSI PROWADZIж BADANIA ZWI¹ZANE Z PRZEKAZYWANIEM INFORMACJI, Z ³¹CZNOœCI¹ I STEROWANIEM. - POWIEDZIA³Eœ, ¿E TERAZ NIE POTRZEBA NIKOMU MASZYN UDAJ¹CYCH LUDZI, A TYMCZASEM WUJEK ZBUDOWA³ W TAJEMNICY SWEGO SOBOWTуRA, A TY WCI¹¿ MAJSTRUJESZ SZTUCZNE ZWIERZкTA - Z UPOREM MуWI³A BO¿ENA. - KRкCISZ, MуJ DROGI! SPECJALNIE BUDUJECIE TAKIE ROBOTY, ¿EBY STRASZYж LUDZI. - WCALE NIE KRкCк! CYBERNETYCY KONSTRUUJ¹ URZ¹DZENIA NAœLADUJ¹CE ZACHOWANIE SIк ¿YWYCH ORGANIZMуW, GDY¿ CHC¹ SPRAWDZIж, JAKIMI NAJPROSTSZYMI œRODKAMI MO¿NA ODTWARZAж PROCESY PRZEKAZYWANIA INFORMACJI, WYSTкPUJ¹CE W PRAWDZIWYM ¿YWYM ORGANIZMIE. - A JA MYœLк, ¿E CO MASZYNA TO MASZYNA, A CZ³OWIEK JEST CZ³OWIEKIEM - FILOZOFOWA³A BO¿ENA. - MASZ RACJк, BO W PORуWNANIU NAWET Z NAJPROSTSZYM ¿YWYM ORGANIZMEM NAJCUDOWNIEJSZA NOWOCZESNA MASZYNA OKAZUJE SIк BARDZO PRYMITYWNA. MIMO TO WSZYSTKIE PROCESY BIOLOGICZNE MAJ¹ ŸRуD³O W MATERII I S¹ PROCESAMI FIZYCZNYMI I CHEMICZNYMI. DLATEGO TE¿ MOG¹ BYж NAœLADOWANE œRODKAMI MATERIALNYMI. - BAJU, BAJU, BкDZIESZ W RAJU! I TAK NIC Z TEGO NIE ROZUMIEM. - MуWI³ CH³OP DO OBRAZU, A OBRAZ DO NIEGO NI RAZU - ROZGNIEWA³ SIк MAREK. - TAKI ROBOT JEST NAPRAWDк WSPANIA³YM WYNALAZKIEM! ANDRZEJ TAK TO JASNO WYKLAROWA³, ¿E MуG³BYM POJECHAж Z PANEM PROFESOREM NA ZJAZD CYBERNETYKуW DO LONDYNU. NAWET ZAKUTY CIEMNIAK JU¿ BY TO ZROZUMIA³. A TERAZ, POWIEDZ KRуTKO: PуJDZIESZ DO ORBISU, CZY NIE? KLUB NASZ PODJ¹³ AKCJк PILNOWANIA DOMU PANA PROFESORA I NIE POWINNIœMY SIк ³AMAж. - HO, HO! MO¿E ZNуW CHCESZ MI GROZIж WYRZUCENIEM Z KLUBU? A KTO ZNALAZ³ ¿ETON ZE Z³OT¹ B³YSKAWIC¹, CO? BEZ ¿ETONU SZTUCZNY WUJEK NIE MуG³BY œLEDZIж TYCH Z³ODZIEI! - WIкC? IDZIESZ, CZY NIE? - NALEGA³ MAREK. - WASZA LODуWKA Z TERMOSTATEM TAK¿E JEST ROBOTEM. CZY BA³ABYœ SIк PуJœж Z NI¹ DO ORBISU? SZTUCZNY WUJEK JEST TAKIM SAMYM ROBOTEM, JAK LODуWKA, TYLKO MA INNY PROGRAM DZIA³ANIA. ROZUMIESZ? - WOLA³ABYM PуJœж Z... LODуWK¹ - SZCZERZE WYZNA³A BO¿ENA. - ONA NIE WYGL¹DA TAK... STRASZNIE. DAJCIE MI PARк MINUT DO NAMYS³U. - DOBRA, DAJEMY CI CA³Y KWADRANS - POJEDNAWCZO WTR¹CI³ MACIEK. ODWRуCI³ SIк PLECAMI DO SIOSTRY. MRUGN¹WSZY ZNACZ¹CO DO PRZYJACIу³, ZACZ¹³ DYSKUTOWAж O S³AWIE, JAKA MIA³A PRZYPAœж IM W ROLI DETEKTYWуW. BO¿ENA PILNIE NADSTAWIA³A UCHA, TOTE¿ GDY UP³YN¹³ CZAS NAMYS³U, ZADECYDOWA³A: - PуJDк Z TYM SZTUCZNYM WUJKIEM DO ORBISU, ALE POD WARUNKIEM, ¿E WY BкDZIECIE W POBLI¿U. BO JEœLI MU PRZYPADKIEM ODKRкCI SIк JAKAœ œRUBKA, TO ZWIEJк ZARAZ I GO ZOSTAWIк. - NARESZCIE GADASZ ROZS¹DNIE - POCHWALI³ MAREK. - A WIкC BIERZMY SIк DO DZIE³A!

NIEZWYK³Y WYWIADOWCA Andrzej zdj¹³ sweter i zakasa³ rкkawy koszuli. Potem rozpi¹³ odzienie na piersi sobowtуra. B³ysn¹³ stalowy pancerz. Andrzej ostro¿nie wsun¹³ d³oс pod pachк cybernetycznego cz³owieka. Jedno naciœniкcie ukrytego prze³¹cznika otworzy³o stalow¹ pierœ niczym wierzeje bramy. Wnкtrze piersi robota zawiera³o niezmiernie skomplikowan¹ aparaturк. Miniaturowe tablice rozdzielcze, wyposa¿one w dziesi¹tki maleсkich ¿arуweczek, podobnych do radiowych, ³¹czy³y niezliczone zwoje kolorowych przewodnikуw. Wœrуd nich widaж by³o rу¿ne kу³ka i jakieœ dŸwignie, anteny oraz inne skomplikowane mechanizmy. Trуjka przyjaciу³ niezmiernie zaintrygowana przybli¿y³a siк do Andrzeja. Robot-sobowtуr obecnie nie wzbudza³ ju¿ w nich takiego lкku. Szeroko otwarta, stalowa pierœ wygl¹da³a jak wnкtrze radia lub telewizora. Nawet Bo¿ena nieco powesela³a i nabra³a odwagi. - Patrzcie, to zupe³nie jest podobne do magnetofonu - odezwa³a siк zdumiona, pokazuj¹c dwa kу³ka z nawiniкt¹ taœm¹. - Zgad³aœ, to w³aœnie magnetofon - potwierdzi³ Andrzej, w skupieniu manipuluj¹c palcami w zwojach przewodnikуw. Mechanizm robota by³ bardzo skomplikowany, a Andrzej nie zna³ wszystkich jego tajemnic. Tylko dziкki wskazуwkom ojca orientowa³ siк w najprostszych urz¹dzeniach. - Czy on naprawdк zrozumie, co bкdк do niego mуwi³a? - niedowierzaj¹co zapyta³a Bo¿ena. - Nie, lecz przyjrzyj siк guziczkom na rкkawach jego marynarki - odpowiedzia³ Andrzej. - Okr¹g³e, grube i w œrodku wypuk³e - po chwili orzek³a Bo¿ena. - To na pewno prze³¹czniki w³¹czaj¹ce odpowiedni program dzia³ania - zawo³a³ Marek. - Tak, to prze³¹czniki. Naciœniesz odpowiedni guzik we w³aœciwej chwili i Rob natychmiast wykona twoje polecenie - wyjaœni³ Andrzej. - Poza tym bкdziesz mog³a sterowaж nim rуwnie¿ z daleka za pomoc¹ specjalnego nadajnika. - Ale¿ to niezmiernie ³atwe! - Z podziwem wtr¹ci³ Maciek. - Mo¿esz na przyk³ad udaж, ¿e dotykasz jego rкki i jednoczeœnie nacisn¹ж guzik! - Rozumiem, rozumiem - potaknк³a Bo¿ena. - Czy on sam potrafi odszukaж tamtych ludzi w kawiarni? - Bкdк siк stara³ przygotowaж taki program dzia³ania dla Roba. Potem urz¹dzimy tutaj prуbк - powiedzia³ Andrzej. - Oby tylko wypad³a pomyœlnie - wtr¹ci³ Marek. - Wiercipiкta mia³aby ³atwiejsze zadanie! Bo¿ena westchnк³a cichutko. Wiedzia³a, ¿e czeka j¹ nie lada prze¿ycie! Ba³a siк tego “sztucznego wujka”, mimo zapewnieс ch³opcуw, ¿e nic jej nie bкdzie grozi³o. Gdyby nie obawa przed mo¿liwoœci¹ wykluczenia z ca³ej akcji, bez namys³u odmуwi³aby pуjœcia z robotem do kawiarni. Trzy godziny minк³y jak jedna chwilka. Rodzeсstwo pobieg³o do domu na obiad, a Andrzej bez wytchnienia majstrowa³ przy sobowtуrze. Przygotowanie nowego programu dzia³ania dla Roba nie by³o ³atwym zadaniem, bowiem ch³opiec dr¿a³ z obawy, by nie uszkodziж mechanizmu robota, nad ktуrego konstrukcj¹ ojciec jego spкdzi³ szereg lat. Z pracowni wymkn¹³ siк tylko na czas obiadu, potem znуw powrуci³ do niej z Markiem. Tote¿ gdy Maciek z Bo¿en¹ przybyli po po³udniu, Andrzej z dum¹ oœwiadczy³, ¿e wszystko jest przygotowane do generalnej prуby. Razem udali siк do pracowni. Za czкœciowo ods³oniкtym parawanem siedzia³ w fotelu robot-sobowtуr. Sprawia³ wra¿enie zastyg³ego w bezruchu cz³owieka. Andrzej teraz przede wszystkim postanowi³ pokazaж przyjacio³om umiejкtnoœci Roba. Na uboczu otworzy³ pude³ko nadajnika steruj¹cego i odpowiednio w³¹czy³ wtyczkк. Po krуtkiej chwili robot poruszy³ siк w fotelu. Lewa d³oс, trochк jakby ociк¿a³ym ruchem, unios³a siк do gуry i przyg³adzi³a w³osy na skroni. Potem Rob opar³ rкce na porкczy fotela. - Patrzcie! On porusza palcami! - zdumia³ siк Maciek. Sobowtуr spojrza³ w jego kierunku. Wiercipiкta jednym susem znalaz³a siк za plecami Marka. - On rozumie, co my mуwimy - szepnк³a przera¿ona. Robot zaraz odwrуci³ g³owк ku niej. Bo¿ena poblad³a. Robot spogl¹da³ na ni¹ ruchomymi ga³kami ocznymi, zupe³nie jak ¿ywy cz³owiek. - Nie bуj siк, Bo¿enko, on jest uczulony na g³os i dlatego spogl¹da w kierunku mуwi¹cego - wyjaœni³ Andrzej. - O, widzisz? Teraz patrzy na mnie, gdy mуwiк! - A czy on rozumie, co my mуwimy? - szepnк³a dziewczynka. - Ma takie same oczy jak prawdziwy wujek. Znуw patrzy na mnie! - Nie takie same, poniewa¿ ga³ki oczne Roba wykonane s¹ z polietylenu - œmiej¹c siк powiedzia³ Andrzej. - No, a teraz porozmawiamy z Robem. Podszed³ bli¿ej do fotela i odezwa³ siк: - Dobry wieczуr, panie profesorze! Co mam dzisiaj podaж? Robot z godnoœci¹ skin¹³ g³ow¹, jakby odpowiada³ na powitanie i odpar³: - Jak zwykle herbatк, tylko proszк s³ab¹. Trуjka dzieci oniemia³a ze zdumienia. Robot przemawia³ najprawdziwszym g³osem profesora Rawy. Andrzej tymczasem znуw odezwa³ siк: - Czy jeszcze coœ mam podaж? - Nie, dziкkujк, wieczorem nie jadam s³odyczy - odpar³ robot. - Do licha, on naprawdк mуwi tak samo jak pan profesor - dziwi³ siк Marek. - W jaki sposуb mo¿e tak doskonale naœladowaж czyjœ g³os? - Rob przemawia oryginalnym g³osem mego ojca, nagranym na taœmк - wyjaœni³ Andrzej. - Bo¿ena, podejdŸ teraz do robota, ujmij go za praw¹ d³oс i naciœnij pierwszy od do³u guzik na rкkawie. - Niech ktуryœ z was najpierw to zrobi - mruknк³a dziewczynka nie wychodz¹c zza Marka. Maciek zdoby³ siк na odwagк i wykona³ polecenie. Robot pochyli³ siк trochк do przodu, by zrуwnowa¿yж ciк¿ar swego stalowego korpusu, po czym powsta³ i miarowym krokiem ruszy³ po pracowni. - Maciek, gdy bкdziesz chcia³ zmieniж kierunek, lekko uœciœnij jego d³oс i œmia³o prowadŸ. Wyprzedzaj go troszeczkк, wtedy, gdy ty staniesz, rуwnoczeœnie œciskaj¹c d³oс, i on stanie, potem znуw ruszy do przodu razem z tob¹ - poucza³ Andrzej. Potem Marek dokona³ prуby. Pos³usznoœж robota na tyle oœmieli³a dziewczynkк, ¿e wkrуtce sama wyrazi³a chкж pospacerowania z nim po pracowni. - Czy wszystkie roboty potrafi¹ robiж to co sztuczny wujek? - pyta³a zaciekawiona, zerkaj¹c na krocz¹cego obok niej Roba. - Wszelkie umiejкtnoœci robota zale¿¹ od programu u³o¿onego dla niego - t³umaczy³ Andrzej. - Z tego, co s³ysza³em o najs³awniejszych robotach na œwiecie, robot skonstruowany przez mego ojca jest na pewno najbardziej inteligentny. - Och, proszк ciк powiedz mi, ktуre by³y najs³awniejsze? - zawo³a³a Bo¿ena. - My te¿ jesteœmy ciekawi! - zawtуrowa³ Marek. - Powiedz nam coœ o nich - prosi³ Maciek. - Dobrze, pos³uchajcie! - rzek³ Andrzej. - Otу¿ szczegуln¹ popularnoœж zdoby³y sobie roboty o pewnym podobieсstwie do cz³owieka, konstruowane w okresie od 1932 do 1950 roku. Wtedy w³aœnie zyska³ rozg³os amerykaсski robot, pokazywany na wystawie w Chicago, o ktуrym ju¿ wam opowiada³em. - To pewno ten, ktуremu odkrкci³a siк œrubka!- wtr¹ci³a Bo¿ena. - Tak, widzк, ¿e dobrze go zapamiкta³aœ - potwierdzi³ Andrzej i mуwi³ dalej: - Potem znany by³ rуwnie¿ robot Gismo, zbudowany w 1956 roku przez piкtnastoletniego ucznia. Wielk¹ popularnoœci¹ cieszy³ siк tak¿e francuski ma³y robot krocz¹cy, Arthur, na ktуrego budowк konstruktor poœwiкci³ piкtnaœcie lat pracy. - To a¿ tyle ich by³o? - nie dowierza³a Bo¿ena. - Oczywiœcie, zapamiкta³em tylko najciekawsze modele - mуwi³ Andrzej. - Do nich trzeba zaliczyж angielskiego robota Erica oraz zbudowanego w Niemczech Zachodnich wystawowego Sabora IV, wykonuj¹cego dwadzieœcia cztery czynnoœci. W 1959 roku narodzi³ siк radziecki robot Rum. By³ on unowoczeœnionym modelem robota zbudowanego w Czka³owsku pod Moskw¹ przez szeœciu uczniуw z klubu m³odych technikуw. Kierowano nim zdalnie i mуg³ wykonywaж dziewiкtnaœcie czynnoœci. Uzupe³niony darem mowy, spe³nia³ rolк informatora na Wszechzwi¹zkowej Wystawie Osi¹gniкж Gospodarczych w Moskwie. Ojciec niedawno bкd¹c na jakimœ zjeŸdzie w Zwi¹zku Radzieckim, zwiedza³ Moskiewskie Muzeum Politechniczne. Przewodnikiem po muzeum by³ robot, ktуry oprowadza³ zwiedzaj¹cych po dziale automatyki i telemechaniki. Robot ten wyposa¿ony jest w fantastyczn¹ pamiкж oraz w encyklopedyczne wiadomoœci z zakresu automatyki, dziкki czemu mo¿e odpowiadaж na wszelkie pytania z tej dziedziny. Zbudowali go pracownicy muzeum, wykorzystuj¹c wspу³czesn¹ radiotechnikк, najnowsze osi¹gniкcia z dziedziny zdalnego sterowania i mechaniki. - Nigdy bym nie przypuszcza³a, ¿e i dzisiaj buduje siк tyle rу¿nych robotуw - orzek³a Bo¿ena. - Znacznie wiкcej ni¿ przedtem - powiedzia³ Andrzej. - Widzisz, elektronowe maszyny matematyczne rуwnie¿ zalicza siк do robotуw. Te zaœ o kszta³tach ludzkich znajduj¹ obecnie wa¿ne, praktyczne zastosowanie. Na przyk³ad w Stanach Zjednoczonych zak³ady Aldersona masowo produkuj¹ cz³ekokszta³tne roboty, ktуre s¹ u¿ywane do niebezpiecznych prуb samolotowych, samochodowych i rakietowych. Modele te wyposa¿a siк w zdolnoœж wykonywania prostych czynnoœci i ruchуw. Dziкki nim wynalazcy mog¹ dokonywaж œmia³ych eksperymentуw bez obawy o ¿ycie ludzkie. - Andrzej, czy s³ysza³eœ, ¿eby jeszcze jakiemuœ robotowi odkrкci³a siк œrubka? - zapyta³a Bo¿ena, podejrzliwie zerkaj¹c na Roba. - Nie, to zdarzy³o siк tylko jeden raz, o czym ju¿ mуwi³em, bo z tym elektrycznym psem by³a zupe³nie inna historia. - Nie opowiada³eœ nam o tym! Cу¿ to by³ za pies i co siк z nim sta³o? - dopytywa³ siк Maciek. - By³o to tak: na Targi Œwiatowe w Nowym Jorku w 1939 roku jeden z wynalazcуw skonstruowa³ psa elektrycznego, uczulonego na ciep³o i œwiat³o. Mia³ on rzucaж siк na odwiedzaj¹cych targi i gryŸж ich w ³ydki. Otу¿ wieczorem w przeddzieс rozpoczкcia imprezy elektryczny pies, umieszczony ju¿ w pawilonie wystawowym, nieoczekiwanie ujrza³ przez otwarte drzwi przeje¿d¿aj¹cy samochуd z zapalonymi latarniami. Biedaczysko natychmiast rzuci³ siк w kierunku jaskrawego œwiat³a i zgin¹³ zmia¿d¿ony przez ko³a, poniewa¿ kierowca, mimo najlepszych chкci, nie mуg³ ju¿ w porк zahamowaж. Elektryczny pies sta³ siк w ten sposуb ofiar¹ wypadku samochodowego, spowodowanego jego w³asnym uczuleniem. - Ho, ho, to a¿ dwa amerykaсskie roboty mia³y nieszczкœliwe wypadki?! - zafrasowa³a siк Bo¿ena. - Jednemu odkrкci³a siк œrubka i zabi³ cz³owieka, a drugi sta³ siк samobуjc¹! Zak³opotana zamilk³a na chwilк, lecz wkrуtce znуw zapyta³a: - Andrzej! Czy w naszym sztucznym wujku nie ma przypadkiem jakichœ motorkуw albo œrubek amerykaсskich? - Nie, nie, nic siк nie obawiaj, ojciec sam wszystko sporz¹dza³ - uspokoi³ j¹ Andrzej. - Taki uczony cz³owiek, jak pan profesor, nie pozwoli³by sobie na brakorуbstwo - doda³ Marek. - Spokojna g³owa! - No, teraz dokonamy najwa¿niejszej prуby - powiedzia³ Andrzej. - Bo¿ena wyjdzie z robotem z pracowni, a jeden z nas przypnie sobie ¿eton na piersi. Potem Bo¿ena tutaj wejdzie i pozwoli robotowi dzia³aж samemu. Sprawdzimy, czy potrafi odnaleŸж w cukierni kogoœ nosz¹cego w³aœnie tak¹ odznakк. Zaczynamy! Po wyjœciu dziewczynki z Robem, ch³opcy usiedli na sto³kach z dala od siebie. Maciek, ktуry wylosowa³ rolк mк¿czyzny o lisiej twarzy, przypi¹³ sobie ¿eton do klapy marynarki. - Gotowe! - zawo³a³ Marek. Wiercipiкta pojawi³a siк w drzwiach razem z robotem. Wolnym krokiem weszli do zaimprowizowanej kawiarni. Rob spogl¹da³ tu i tam, a¿ nagle przystan¹³ na œrodku pracowni. Po chwili odwrуci³ g³owк w kierunku Maжka. Krok za krokiem zbli¿a³ siк ku niemu. - Bo¿ena! Rozka¿ mu usi¹œж w fotelu - poleci³ Andrzej bacznie obserwuj¹c sobowtуra. Uda³o siк! Robot pos³usznie zaj¹³ miejsce w pobli¿u Maжka. Andrzej uradowany podbieg³ do dziewczynki i zawo³a³: - Wspaniale, wspaniale! Widzisz, jakie to ³atwe! - Sztuczny wujek jest strasznie m¹dry - przyzna³a Bo¿ena. - Tylko, ¿e przy nim jakoœ tak dziwnie siк czujк. Andrzej, proszк ciк bardzo, sprawdŸ jeszcze jutro wszystkie œrubki. Dobrze? Mуj z³oty! - Sprawdzк wszystko, mo¿esz byж zupe³nie spokojna - zapewni³ Andrzej. - Nigdy bym nie przypuszcza³, ¿e tak dobrze znasz siк na takich rzeczach! - z uznaniem odezwa³ siк Maciek. - Zajdzie daleko... i my przy nim - doda³ Marek. - Najpierw zajdŸmy ze sztucznym wujkiem do Orbisu, a potem wrужmy szczкœliwie do domu - ¿a³oœnie rzek³a Bo¿ena, ciк¿ko wzdychaj¹c. - Teraz poka¿к wam, w jaki sposуb mo¿na Robowi dawaж rozkazy z daleka, nie dotykaj¹c jego guziczkуw - rzek³ Andrzej. Wyj¹³ z kieszeni niewielkie prostok¹tne pude³ko z obramowaniem metalowym na pokrywce i otworzy³ je. Wewn¹trz znajdowa³ siк ma³y notesik i o³уwek; na dnie pude³ka narysowana by³a barwna figura wieloboczna z dziewiкcioma kу³eczkami. W ka¿dym kу³ku widnia³a dziurka, a pod siedmioma z nich pojedyncze litery. - Jakie piкkne pude³eczko! - zawo³a³a Bo¿ena.- A co siк zapisuje w tym notesiku? Wszyscy pochylili siк nad pude³kiem. Andrzej uj¹³ “o³уwek” i wskazuj¹c na narysowane kу³ka, wyjaœni³: - Tym “o³уwkiem” nic siк nie zapisuje w notesiku. S³u¿y on do przekazywania robotowi rozkazуw. Widzicie w ka¿dym kу³ku dziurkк, a pod ni¹ literк? O, na przyk³ad tutaj litera W. W notesiku znajdujemy, co ona oznacza. Proszк, W oznacza wstaс. Wystarczy w³o¿yж o³уwek-wtyczkк do dziurki z liter¹ W i Rob natychmiast wstanie. - Zrуbmy to! - krzyknк³a trуjka przyjaciу³. Andrzej ochoczo spe³ni³ ich proœbк. Z pewnej odleg³oœci zacz¹³ wydawaж rozkazy. Na literк W robot wsta³, potem z kolei na I ruszy³ spacerkiem po pracowni, zaœ litera S zatrzyma³a go na miejscu. - Ale¿ to cudowna rzecz - entuzjazmowa³ siк Marek. - Mo¿na kierowaж nim z oddali i nikt nic nie zauwa¿y! - A jeœli w pobli¿u tych z³odziei nie bкdzie wolnego stolika w Orbisie? - martwi³a siк Bo¿ena. - Nic siк nie obawiaj! Rob ma bardzo czu³y mikrofon, ktуry uchwyci nawet rozmowy prowadzone szeptem w obrкbie kilku metrуw - zapewni³ Andrzej. - Wystarczy tylko zapamiкtaж, co oznaczaj¹ litery wypisane na dnie nadajnika. Gdybyœ czegoœ zapomnia³a, to w tym notesiku znajduje siк odpowiednia instrukcja. Rozumiesz? - Aha, rozumiem! - Najlepiej, gdy usi¹dziecie przy stoliku, najpierw w³у¿ wtyczkк w dziurkк z liter¹ M. Wtedy Rуb bкdzie mуwi³, a ty mo¿esz spokojnie obserwowaж, co siк dzieje woko³o. W odpowiedniej chwili ka¿esz mu fotografowaж lub notowaж na taœmie rozmowy. - Wykona to nawet rozmawiaj¹c z tob¹, gdy¿ mo¿e wykonywaж jednoczeœnie kilka czynnoœci. - Dobrze, dobrze, bкdк o tym pamiкta³a. - Oj, zapomnieliœmy o czymœ! - wtr¹ci³ Maciek. - Przecie¿ w kawiarni jest za s³abe œwiat³o do robienia zdjкж! - Do licha, racja! - zawtуrowa³ Marek. - Nie martwcie siк, Rуb mo¿e fotografowaж nawet w zupe³nej ciemnoœci - uspokoi³ ich Andrzej. - Dokonuje tego za pomoc¹ promieni podczerwonych, niewidocznych dla ludzkiego oka. - Ho, ho, jakim cennym wywiadowc¹ by³by Rob dla naszej milicji! - zdumia³ siк Marek. - A mo¿e komendant sztucznego wujka przyjmie na detektywa? - podsunк³a myœl dziewczynka. Naraz Marek uderzy³ siк d³oni¹ w czo³o i g³oœno zawo³a³: - Omal jeszcze o czymœ nie zapomnieliœmy! Przecie¿ w Orbisie jest szatnia, w ktуrej pozostawia siк p³aszcze i kapelusze. Czy Rob potrafi to robiж? - Rob mo¿e tylko zdejmowaж z g³owy kapelusz i nak³adaж go z powrotem - odpowiedzia³ Andrzej.- Gdyby jutro by³a pogoda, mуg³by pуjœж bez p³aszcza i kapelusza. Tak by³oby najlepiej. W g³owie ma ukryty mikrofon i aparat fotograficzny. Jeœli powichrzy w³osy, zdjкcia mog¹ byж niewyraŸne. - ¯ebyœmy to mogli wiedzieж, jaka bкdzie jutro pogoda?.! - zafrasowa³ siк Marek. - Zaraz siк przekonamy - powiedzia³ Andrzej, podchodz¹c do œciany, przy ktуrej sta³ wysoki zegar z d³ugim wahad³em. Wolnym miarowym ruchem odmierza³o ono czas normalnie wskazywany strza³kami na tarczy. Wszyscy ciekawie obserwowali Andrzeja, ten zaœ przystan¹³ przed jedn¹ z bocznych œcian czasomierza, po czym nacisn¹³ czerwony guzik. Z wnкtrza zegara rozbrzmia³ g³os: ,,Dzisiaj jest niedziela 15 lipca 1962 roku, godzina dziewiкtnasta trzydzieœci dwie minuty i szeœж sekund. Ciœnienie barometryczne wysokie, temperatura na zewn¹trz dwadzieœcia dwa stopnie Celsjusza, zachmurzenie zanikaj¹ce, wiatry s³abe z po³udniowego zachodu. Na jutro przewidywana jest dalsza poprawa pogody i wzrost temperatury. Wilgotnoœж powietrza niedu¿a.” Trуjka przyjaciу³ Andrzeja sta³a oszo³omiona niezwyk³ym zegarem. Po chwili Bo¿ena z zabobonnym lкkiem rozejrza³a siк po pracowni, a potem pochyli³a siк ku ch³opcom i szepnк³a: - Teraz nie dziwiк siк, ¿e ludzie nazywaj¹ ten dom Domem Czarnoksiк¿nika! Akcja “Orbis” Nie by³a to najspokojniejsza noc dla cz³onkуw Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Andrzej i Marek co pewien czas zrywali siк z ³у¿ek i wybiegali na taras. Z zadartymi do gуry g³owami wpatrywali siк w niebo. Ku ich radoœci pomiкdzy chmurami przeœwieca³y gwiazdy. W poniedzia³ek rano, na ca³kowicie ju¿ wypogodzonym niebie widnia³o jasne s³oсce. Prognoza pogody zapowiedziana przez domow¹ stacjк meteorologiczn¹ profesora Rawy nie zawiod³a. M³odzi detektywi-amatorzy odetchnкli z ulg¹: syntetyczny cz³owiek mуg³ udaж siк do Orbisu bez p³aszcza i kapelusza. Maciek z Bo¿en¹ przybiegli wczesnym rankiem. Tote¿ zaledwie pani Mruczkowa wysz³a do miasta po zakupy, czwуrka dzieci natychmiast pobieg³a do tajemniczej pracowni. - Teraz urz¹dzimy generaln¹ prуbк - powiedzia³ Andrzej. - Bo¿ena musi oswoiж siк z dzia³aniem mechanizmu robota. Dziewczynka ciк¿ko westchnк³a. Ten sztuczny wujek mimo wszystko napawa³ j¹ obaw¹. Nieufnie spogl¹da³a na pude³eczko, zawieraj¹ce stacyjkк do zdalnego kierowania. - Uruchom Roba! - poleci³ Andrzej. - W³у¿ wtyczkк w gniazdko pod liter¹ W. Potem w³¹cz I, czyli IdŸ, weŸ go za rкkк i poprowadŸ tak jak wczoraj na korytarz, a stamt¹d z powrotem do pracowni. Jeden z nas bкdzie mia³ przypiкty ¿eton. Zobaczymy, czy Rob i dzisiaj odszuka go bezb³кdnie. Zaczynaj! Bo¿ena wci¹¿ nieufnie spogl¹daj¹c na robota w³¹czy³a odpowiedni program dzia³ania. Syntetyczny profesor Rawa poruszy³ siк w fotelu. Powolnym ruchem odwrуci³ g³owк w kierunku dzieci. Przez chwilк spogl¹da³ na nich powa¿nym wzrokiem. - W³¹cz program: IdŸ! - odezwa³ siк Andrzej. Nie mуg³ zrozumieж, dlaczego robot nie wstaje i spogl¹da na nich, chocia¿ zachowywali ca³kowite milczenie. Bo¿ena wykona³a rozkaz. Robot siedzia³ w fotelu w dalszym ci¹gu. Naraz pochyli³ siк ku dzieciom i przemуwi³: - Czy s³usznie robisz przywo³uj¹c mnie do ¿ycia? Pamiкtasz, co przyrzek³eœ! Czwуrka detektywуw oniemia³a. Nawet Andrzej poblad³ straszliwie. Marek i Maciek zaczкli cofaж siк ku drzwiom, Bo¿ena natomiast nie mog³a wykonaж najmniejszego ruchu. Stacyjka do zdalnego kierowania dr¿a³a w jej d³oniach. Zanim jednak upuœci³a j¹ na pod³ogк, Andrzej podtrzyma³ s³aniaj¹c¹ siк na nogach dziewczynkк. - Robot wykonuje jakiœ nie znany mi program - odezwa³ siк dr¿¹cym g³osem. - Bo¿enko, daj mi stacyjkк. Zajrza³ do pude³eczka. Obydwie wtyczki wsuniкte by³y w gniazdka tylko do po³owy. Andrzej szybko docisn¹³ je do koсca. Robot spokojnie podniуs³ siк z fotela i ruszy³ przed siebie. Andrzej natychmiast uj¹³ go za d³oс i zgodnie zaczкli spacerowaж po pracowni. - Co mu siк sta³o? - niepewnie zapyta³ Marek.- Dlaczego od razu nie us³ucha³ Bo¿eny? - Nie docisnк³a wtyczek do koсca gniazdka - wyjaœni³ Andrzej. - Mуwi³em wam przecie¿, ¿e nie znam jego wszystkich programуw dzia³ania. Ojciec stale go ulepsza. Prawdopodobnie wtyczka wsuniкta do po³owy w³¹cza inny program. Musisz bardzo a bardzo uwa¿aж, Bo¿enko. - Chyba nie bкdк mog³a pуjœж z nim po po³udniu - szepnк³a dziewczynka. - G³owa mnie bardzo boli od samego rana... - Nie bуj siк, Bo¿ena, widzisz przecie¿, ¿e ju¿ wszystko w porz¹dku - uspokoi³ j¹ Andrzej. - Trzeba tylko mocno wciskaж wtyczki. - Kiedy naprawdк strasznie boli mnie g³owa - broni³a siк dziewczynka. - Paluszek i g³уwka, to szkolna wymуwka! - zawo³a³ Marek. - Nie udawaj, nie nabierzesz nas na taki stary kawa³! - Naprawdк rozbola³a mnie g³owa - skar¿y³a siк Bo¿ena. - Widzicie, ¿e sztuczny wujek jest dzisiaj niepos³uszny! - Nic siк nie bуj! Powtarzam jeszcze raz: g³кbiej wciskaj wtyczkк przy nadawaniu rozkazуw, wtedy robot nie bкdzie sprawia³ ci niespodzianek. - A dlaczego przypomina³ ci o przyrzeczeniu danym ojcu? - Bo omy³kowo w³¹czy³aœ taki program dzia³ania - cierpliwie wyjaœnia³ Andrzej. - A ja myœlк, ¿e on wszystko s³yszy i rozumie, co my mуwimy. Dlatego nas ostrzega - upiera³a siк dziewczynka. - Nie, to absolutnie niemo¿liwe - kategorycznie stwierdzi³ Andrzej. - Robot jest tylko bardzo precyzyjn¹ maszyn¹. Nie masz ¿adnych powodуw do obaw. - Czy muszк z nim pуjœж? - Gdyby ci mк¿czyŸni mnie nie znali, poszed³bym sam - odpar³ Andrzej. - Tylko ciebie nigdy nie widzieli. - Cz³onek Klubu Poszukiwaczy Przygуd nigdy siк nie ³amie - doda³ Marek. - Czy chcesz, ¿ebyœmy uwa¿ali ciк za tchуrza? - Trudno, skoro mnie zmuszacie, to pуjdк, ale jak siк coœ nie uda, bкdzie na was! - Ten detektyw w spуdnicy jeszcze gotуw narobiж “bigosu” w Orbisie - zafrasowa³ siк Maciek. - Widzicie go, m¹dralк! Detektyw w spуdnicy! Przecie¿ sami kazaliœcie mi w³o¿yж sukienkк - oburzy³a siк Bo¿ena. - Pewniej czu³abym siк w spodniach. - Nie wypada kobiecie pуjœж w takim stroju do kawiarni. Poza tym w sukience mniej bкdziesz zwraca³a na siebie uwagк - powiedzia³ Andrzej. - Czego nie robi siк dla s³awy! Ju¿ widzк, jak morowo wygl¹dasz na fotografiach w dziennikach - wtr¹ci³ Maciek, puszczaj¹c oko do kolegуw. Tu¿ przed powrotem pani Mruczkowej ze sprawunkami ukoсczyli wszelkie prуby i wynieœli siк do ogrodu. Dzieс d³u¿y³ siк im niepomiernie. Ch³opcy nadrabiali minami w obecnoœci wystraszonej dziewczynki; na zmianк dodawali jej otuchy, lecz w g³кbi duszy ka¿dy z nich tak¿e odczuwa³ lкk przed niezwyk³¹, a mo¿e i niebezpieczn¹ przygod¹. W koсcu nadesz³o popo³udnie. W myœl z gуry u³o¿onego planu cz³onkowie Klubu poprosili rodzicуw o pozwolenie na pуjœcie do kina. Oko³o pi¹tej godziny byli ju¿ gotowi do wyjœcia. Andrzej wyprowadza³ z domu robota, jego przyjaciele czuwali natomiast, aby poczciwa pani Mruczkowa, b¹dŸ jej m¹¿, przypadkiem nie zauwa¿yli wychodz¹cego sobowtуra. Andrzej wprost z furtki ogrodu zaszy³ siк z robotem w pasmo krzewуw oddzielaj¹cych ulicк Rу¿yckiego od arterii wiod¹cej do centrum miasta. Tam poczeka³ na przyjaciу³. Bo¿ena zalкkniona nieœmia³o ujк³a “sztucznego wujka” za rкkк i poprowadzi³a go w kierunku Parku Koœciuszki. A¿ do przystanku tramwajowego, umieszczonego po przeciwnej stronie jezdni, na wprost koœciу³ka na skarpie, akcja przebiega³a pomyœlnie. Bo¿ena z “wujkiem” w³aœnie mijali przystanek, gdy nadjecha³ tramwaj. Z drugiego wagonu wysiad³a teœciowa s¹siadуw Andrzeja. Szybko podrepta³a przez jezdniк i akurat znalaz³a siк o kilka krokуw przed powszechnie znanym mieszkaсcom Brynowa profesorem Raw¹. By³a krуtkowidzem, wiкc spostrzeg³a go dopiero, gdy j¹ mija³. - Dzieс dobry, panie profesorze! - zawo³a³a uœmiechaj¹c siк do niego. Bo¿ena a¿ skuli³a siк z przestrachu, lecz robot spokojnym wzrokiem obrzuci³ starsz¹ pani¹ i majestatycznie skin¹³ g³ow¹. Uda³o siк! Bo¿ena przyspieszy³a kroku. Co chwila zerka³a za siebie, czy ch³opcy znajduj¹ siк w pobli¿u. W myœl ustalonej marszruty sz³a ulic¹ Koœciuszki a¿ do skrzy¿owania z ulic¹ Jordana. Tam zboczy³a w prawo i poprzez Wita Stwosza, Plac Miarki i ulicк Kochanowskiego bez niespodzianek dotar³a do wiaduktu kolejowego. St¹d do Orbisu by³o ju¿ bardzo blisko. Trzej ch³opcy szli za ni¹ krok w krok. - Tylko bez pietra, Bo¿ena - szepta³ Marek. - Nic siк nie bуj, bкdziemy czuwali w pobli¿u. W Orbisie w t³umie ludzi nic ci nie grozi od tamtych typkуw, a na ulicy my czekamy na ciebie. - Nie pomyl siк, ktуra litera oznacza odpowiedni¹ czynnoœж - ostrzega³ Andrzej. - Pamiкtaj o notesiku! - Wiem, wiem, nadajnik mam w koszyczku - potaknк³a Bo¿ena. Wspomniany przez Andrzeja notesik zawiera³ spis oznaczeс poszczegуlnych programуw dla robota. W ten sposуb, gdyby Bo¿ena czegoœ zapomnia³a, mog³a upewniж siк w instrukcji. Piкtnaœcie po szуstej gromadka podnieconych spiskowcуw wraz z robotem znalaz³a siк na wprost Orbisu. - Czau, Bo¿ena! - szepn¹³ Maciek do siostry. - Nic siк nie bуj, wszystko pуjdzie dobrze - doda³ Andrzej. - Klub nasz czuwa nad tob¹ - pospiesznie zapewni³ Marek. - Niech czuwa, niech dobrze czuwa - odpar³a dziewczynka i westchn¹wszy, poprowadzi³a “sztucznego wujka” do wejœcia do kawiarni. Przy bufecie kilka osуb kupowa³o ciastka, lecz szatnia zia³a pustk¹. By³ to przecie¿ po raz pierwszy od wielu dni pogodny i ciep³y lipcowy wieczуr. Bo¿ena z mocno bij¹cym w piersi sercem wprowadzi³a robota do sali. Zmniejszy³a uœcisk d³oni. Robot jakby zawaha³ siк, zwolni³ kroku, przystan¹³. Widocznie nie by³o tu posiadaczy ¿etonu ze z³ot¹ b³yskawic¹, lub mo¿e te¿ mechanizm robota nie dzia³a³ prawid³owo. Bo¿ena dyskretnie zerknк³a dooko³a po stolikach. - Wujku, chodŸmy do drugiej sali, tam bкdzie wygodniej - niby beztrosko zaszczebiota³a i lekko uœcisnк³a lew¹ d³oс robota. Ku jej radoœci pos³usznie ruszy³ za ni¹. Tu¿ przed dwoma stopniami do nieco wy¿ej po³o¿onej sali nacisnк³a odpowiedni guzik. Robot drgn¹³, trochк chwiejnymi krokami przeby³ trudny odcinek. Bo¿ena zwolni³a uœcisk d³oni. Robot znуw przystan¹³, lecz tym razem g³owa jego zaczк³a wykonywaж lekkie ruchy, jakby rozgl¹da³ siк w poszukiwaniu wolnego miejsca. Naraz zdecydowanie odwrуci³ siк ku naro¿nikowi w g³кbi sali, gdzie na wprost stolika, w po³owie stoj¹cego w niszy, mieœci³ siк fortepian. Robot nieco przyspieszonym krokiem ruszy³ w tamtym kierunku. Przystan¹³ przed nisz¹. Teraz dopiero Bo¿ena ujrza³a trzech mк¿czyzn. Pochyleni ku sobie nad stolikiem, szeptali z o¿ywieniem. Twarz Bo¿eny poblad³a z wra¿enia, bowiem u dwуch z nich zauwa¿y³a przypiкte do klap marynarek ¿etony ze z³ocon¹ b³yskawic¹. - Wujku, wujku, tu jest wolny stolik - zawo³a³a pу³g³osem, jednoczeœnie w³¹czaj¹c naciœniкciem guzika odpowiedni program. Robot, jakby z lekkim oci¹ganiem, da³ poprowadziж siк do stolika. Bo¿ena pospiesznie podsunк³a mu fotelik. Usiad³! Profesor Rawa zapewne bywa³ w Orbisie doœж czкsto, kelnerka bowiem zaraz podesz³a do nich i uœmiechaj¹c siк uprzejmie, powiedzia³a: - Dobry wieczуr, panie profesorze! Co mam dzisiaj podaж? Czy to co zwykle? Robot odwrуci³ ku niej g³owк, uk³oni³ siк i po krуtkiej chwili odpar³: - Jak zwykle herbatк, tylko proszк s³ab¹. - Pamiкtam, oczywiœcie - potaknк³a kelnerka. - Czy jeszcze mam coœ podaж dla pana? - Nie, dziкkujк, wieczorem nie jadam s³odyczy. - A co dla panienki? - pyta³a kelnerka. Zalкkniona panienka niestety nie dos³ysza³a pytania. Z rozchylonymi ze zdziwienia ustami wpatrywa³a siк w swego ,,sztucznego wujka”. On uœmiecha³ siк do ³adnej kelnerki! - Co mam podaж panience? - po raz drugi pad³o pytanie. Bo¿ena oprzytomnia³a i odpowiedzia³a: - Dla mnie proszк dwa ciastka z kremem i oran¿adк. Kelnerka odesz³a w g³¹b sali. Bo¿ena och³onк³a z przestrachu. A wiкc kelnerka nic nie dostrzeg³a! Zerknк³a w kierunku niszy. Trzej mк¿czyŸni wci¹¿ rozmawiali pу³g³osem. Nie mog³a uchwyciж ani jednego s³owa. ,,Muszк w³¹czyж mikrofon - przypomnia³a sobie. - Andrzej mуwi³, ¿e wujek mo¿e jednoczeœnie pods³uchiwaж i fotografowaж, sprуbujк!” Otworzy³a wieczko koszyczka. Bez trudnoœci odnalaz³a odpowiedni¹ dziurkк i mocno wcisnк³a w ni¹ wtyczkк. Potem uruchomi³a nastкpny program. - Wujku, jak przyjemmie musi byж dzisiaj w Ustroniu - dr¿¹cym g³osem zaczк³a pogawкdkк. - Tak bym chcia³a ju¿ tam pojechaж... Robot tymczasem nieco odchyli³ g³owк do ty³u. Pilnie rozgl¹da³ siк po sali. Bo¿ena pomyœla³a, i¿ zapewne w tej w³aœnie chwili dokonuje zdjкж fotograficznych. Kelnerka z tac¹ zbli¿y³a siк do stolika. Bo¿ena szybko zamknк³a wieko koszyczka. Znуw zostali sami. Jeden z tajemniczych mк¿czyŸni nieznacznie zerka³ na Roba. Bo¿ena poczu³a przyspieszone bicie w³asnego serca. Czy¿by pozna³ w sobowtуrze prawdziwego wujka? Strach jej znуw siк spotкgowa³. Jeœli tak, to co uczyni¹? Czas szybko mija³... W koсcu mк¿czyŸni przywo³ali kelnerkк. Ten, ktуry w niedzielк rozmawia³ przed domem z pani¹ Mruczkow¹, zap³aci³ rachunek. Bo¿ena tak¿e da³a znak kelnerce. Po³o¿y³a na stoliku piкжdziesi¹t z³otych. Otrzyma³a je od Andrzeja na pokrycie rachunku. Zanim dosta³a resztк, tajemniczy mк¿czyŸni powstali i ruszyli ku wyjœciu. Naraz sta³a siк rzecz zupe³nie nieoczekiwana. Robot odwrуci³ g³owк w kierunku odchodz¹cych, pochyli³ siк do przodu, nastкpnie szybko powsta³ wywracaj¹c fotelik i pod¹¿y³ za nimi. Bo¿ena oniemia³a. Co robiж? Kelnerka przerwa³a wydawanie reszty. Z wyrozumia³ym uœmiechem na ustach postawi³a wywrуcony fotel, po czym znуw zaczк³a liczyж pieni¹dze. Bo¿ena przera¿ona porwa³a je ze stolika i pobieg³a za znikaj¹cym w szatni robotem. Przed Orbisem wpad³a wprost na brata. - Co siк sta³o? Dlaczego puœci³aœ go samego?! - st³umionym g³osem krzykn¹³ Maciek. - On mi uciek³, przewrуci³ krzes³o i poszed³ za nimi - wyjaœni³a bliska p³aczu. - Gdzie on jest? - Andrzej i Marek id¹ za nim! Trzeba natychmiast wrкczyж Andrzejowi nadajnik! Musi zatrzymaж robota! Biegnijmy! O, patrz! W³aœnie teraz ju¿ wchodz¹ pod wiadukt! Bo¿ena z trudem wstrzymywa³a ³zy cisn¹ce siк do oczu. - Pewno odkrкci³a mu siк jakaœ œrubka - mуwi³a rw¹cym siк g³osem. - Ja siк bojк! - Nic dziwnego, ka¿dy by siк przestraszy³! Ju¿ ciк nie zostawiк samej, chodŸ prкdko, bo stracimy ich z oczu! Uj¹³ Bo¿enк za rкkк. Przebiegli przez jezdniк. Wkrуtce dogonili przyjaciу³. Andrzej zaraz wyj¹³ nadajnik z koszyczka. W³¹czy³ program “stуj”. Niestety robot nie us³ucha³ rozkazu. Wci¹¿ szed³ za umykaj¹cymi mк¿czyznami. - On uciek³ Bo¿enie z Orbisu - jednym tchem wyrzuci³ z siebie Maciek. - Pewno zepsu³ siк, wywrуci³ krzes³o i poszed³ sobie - szepnк³a Bo¿ena. - Nie wiem, co mu siк sta³o - mуwi³ Andrzej podniecony. - Nie s³ucha rozkazуw! - Czy on idzie za tymi mк¿czyznami? - dopytywa³ siк Maciek. - Tak, depcze im po piкtach - potwierdzi³ Marek. - Wpadliœmy, nie ma co gadaж! Trzej tajemniczy mк¿czyŸni, a za nimi zbuntowany robot pod¹¿ali ulic¹ Koœciuszki. Andrzej wraz z przyjaciу³mi przyspieszyli kroku. Zapada³ zmrok. Dyskretne, kolorowe latarnie neonowe rozb³ys³y na Placu Miarki. Minкli plac. Trzej mк¿czyŸni ogl¹dali siк co chwila. Widocznie zorientowali siк, ¿e s¹ œledzeni. Naraz zatrzymali siк przy kiosku Ruchu. Rуb rуwnie¿ przystan¹³. Wtedy podejrzana trуjka skrкci³a w prawo na ma³y placyk pomiкdzy domami, gdzie, okolona drewnian¹ balustrad¹, sta³a pijalnia piwa zbudowana w kszta³cie du¿ej beczki. Gdy zalкknieni ch³opcy i Bo¿ena dobiegli do kiosku, mк¿czyŸni stali ju¿ przy “beczce”. Ekspedientka poda³a im pe³ne kufle. Zaczкli popijaж zerkaj¹c spode ³bуw na stoj¹cego przy nich barczystego mк¿czyznк, ktуry a¿ z kawiarni tutaj przyszed³ za nimi. Naraz ten o lisiej twarzy spojrza³ mu prosto w oczy i zagadn¹³ zaczepnie: - Co siк szanownemu panu nie podoba?! No, czego pan chce?! Rob milcza³ i sta³ nieruchomo. - Odczep siк pan, pуkim dobry! No?! - sykn¹³ wspуlnik Lisiej Twarzy. Z trzaskiem postawi³ kufel na ladzie. Zbli¿y³ siк do Roba. Nag³ym ruchem uderzy³ go lew¹ piкœci¹ w podbrуdek. Rob ani drgn¹³, za to napastnik krzykn¹³ z bуlu. Skulony przyciska³ rozbit¹ piкœж do piersi. Dwaj jego kompani ruszyli mu na pomoc. Lisia Twarz podszed³ z ty³u i wyszarpn¹³ trzyman¹ dot¹d w kieszeni praw¹ d³oс. B³ysn¹³ nу¿. Uderzy³... Ostrze zgrzytnк³o, jakby trafi³o w stalowy pancerz. Zdumienie, a potem jakiœ b³ysk zrozumienia odmalowa³y siк na twarzy napastnika. Wtem Rob odwrуci³ siк do niego, uniуs³ prawe przedramiк. Z wyprostowanego wskazuj¹cego palca trysn¹³ nik³y ob³oczek. Lisia Twarz zachwia³ siк oszo³omiony. Ekspedientka “beczki” zaczк³a wo³aж o pomoc. Przy³¹czy³y siк do niej sprzedawczynie z kiosku Ruchu. Andrzej czyni³ rozpaczliwe wysi³ki, by nak³oniж Roba do pos³uszeсstwa. Robot wszak¿e nie reagowa³ na rozkazy. Marek, Maciek i Bo¿ena przera¿eni, nie wiedzieli co pocz¹ж. Z przeciwnej strony ulicy nadbiega³ jakiœ mк¿czyzna. Lisia Twarz tymczasem otrz¹sn¹³ siк z oszo³omienia. - Nosi stalow¹ koszulkк, to œledczy... - zawo³a³ zd³awionym g³osem. - Wiejmy - warkn¹³ pierwszy napastnik. Trzej niecni wspуlnicy przeskoczyli przez balustradк okalaj¹c¹ “beczkк” i zniknкli na ty³ach s¹siedniej kamienicy, sk¹d okr¹¿ywszy dom, mo¿na by³o znуw wydostaж siк na ulicк. - Co siк tu dzieje?! - zawo³a³ mк¿czyzna zwabiony wo³aniem o pomoc. - Napadli tego pana - informowa³a ekspedientka z “beczki”. - Ju¿ uciekli, tam! - doda³a sprzedawczyni z kiosku Ruchu. - Sp³oszy³ ich pan! - Czy nic siк panu nie sta³o? - zapyta³ mк¿czyzna podchodz¹c bli¿ej do Roba. Sztuczny cz³owiek spojrza³ na niego. - Oh, to pana w³aœnie napadniкto?! - zdumia³ siк przyby³y. Naraz Rob nic nie mуwi¹c odwrуci³ siк i miarowym krokiem pod¹¿y³ ulic¹ Koœciuszki w kierunku parku. - Nareszcie, nareszcie us³ucha³ rozkazu - z ulg¹ szepn¹³ Andrzej. Pobieg³ za Robem, ktуry, od chwili nag³ego znikniкcia napastnikуw nosz¹cych ¿etony ze z³ocon¹ b³yskawic¹, sta³ siк pos³uszny jego poleceniom. Trуjka wystraszonych przyjaciу³ chy³kiem ruszy³a za Andrzejem wiod¹cym cybernetycznego cz³owieka.

Co pods³ucha³ robot Cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd wraz z robotem szybko oddalali siк od miejsca bуjki. W milczeniu przemykali siк wœrуd nielicznych o tej porze przechodniуw w kierunku Parku Koœciuszki. Andrzej sterowa³ cybernetycznym cz³owiekiem, bowiem wystraszona Bo¿ena za nic na œwiecie nie chcia³a dalej go prowadziж. Szed³ wiкc tu¿ przy nim z lewej strony, podczas gdy z prawej czuwa³ Marek, ktуry, jak przysta³o dowуdcy, nie chowa³ g³owy w piasek w krytycznych chwilach. Maciek z Bo¿en¹ pod¹¿ali za nimi. Za ulic¹ Poniatowskiego poczuli siк trochк pewniej. Robot szed³ pos³usznie i nikt ich nie œciga³. Tutaj jeszcze mniej spotykali przypadkowych przechodniуw. Bo¿ena, wci¹¿ kurczowo trzymaj¹c brata za rкkк, odezwa³a siк dr¿¹cym g³osem: - By³am pewna, ¿e przez tego sztucznego wujka stanie siк coœ z³ego. No i macie teraz za swуj upуr! Najpierw nabroi³ w cukierni, a potem urz¹dzi³ awanturк na ulicy przy ,,beczce”. Zobaczycie, jak za to oberwiemy po powrocie prawdziwego wujka! - Naprawdк mieliœmy szczкœcie, ¿e akurat nie by³o milicjanta w pobli¿u! Wsypalibyœmy siк na ca³ego - doda³ Maciek. - Najlepiej zwrужmy siк o pomoc do milicji - bojaŸliwie mуwi³a Bo¿ena. - Z takimi przestкpcami nie ma ¿artуw. - Najpierw musimy siк dowiedzieж, o czym oni rozmawiali w Orbisie - powiedzia³ Marek. - Jedno ju¿ jest pewne: naumyœlnie szukali zaczepki z Robem. - Mo¿e spostrzegli, ¿e byli œledzeni? Na z³odzieju czapka gore - domyœla³ siк Andrzej. - Nie mogк zrozumieж, jak to siк sta³o, ¿e straci³eœ kontrolк nad robotem? - g³owi³ siк Marek. - Mo¿e Ÿle manipulowa³eœ nadajnikiem? Przecie¿ teraz znуw jest ca³kowicie pos³uszny! - Ba, ca³y czas rozmyœlam o tym - odpar³ zafrasowany Andrzej. - On sprawia³ wra¿enie, jakby dzia³a³ wed³ug programu u³o¿onego przez samego siebie! - Co te¿ ty gadasz?! Maszyna nie mo¿e sama uk³adaж sobie programu dzia³ania - zaoponowa³ Marek. - Ojciec mуwi³, ¿e taki robot podobno ju¿ istnieje - mrukn¹³ Andrzej, jednoczeœnie marszcz¹c czo³o, jakby sobie coœ usi³owa³ przypomnieж. Po chwili doda³: - Nie, nie, to na pewno nie odnosi³o siк do Roba! - Uwaga! jacyœ ludzie nadchodz¹ - ostrzeg³ Maciek. Mк¿czyzna i kobieta przeszli obok, nie zwracaj¹c na nich uwagi. Dzieci umilk³y, bowiem z Parku Koœciuszki wychodzili zapуŸnieni spacerowicze. Wieczуr by³ pogodny i ciep³y. Na niebie œwieci³y gwiazdy. Chodnik wzd³u¿ parku ton¹³ w potokach elektrycznego œwiat³a. Wkrуtce z prawej strony na skarpie zarysowa³y siк kontury koœciу³ka. Tutaj koсczy³ siк park. Domoroœli detektywi nieufnie zerkali na ciemne zaroœla porastaj¹ce kotlinк, oddzielaj¹c¹ teren w³aœciwego parku od Brynowa. Gdyby nie Rob, posuwaj¹cy siк miarowym krokiem, pobiegliby co tchu przez ten odcinek drogi, gdzie same warunki naturalne sprzyja³y urz¹dzeniu zasadzki. O kilka krokуw za przystankiem tramwajowym Marek odwrуci³ siк do id¹cego w tyle rodzeсstwa i rzek³: - Teraz biegnijcie przodem na zwiady. Pani Mruczkowa na pewno przygotowuje w domu kolacjк. Musicie j¹ zagadaж, my zaœ wprowadzimy Roba do pracowni. - Dobra, czekajcie w krzakach naprzeciwko domu - odpar³ Maciek i zaraz razem z Bo¿en¹ wysunкli siк przed przyjaciу³. Zaledwie Andrzej i Marek zd¹¿yli siк przyczaiж z robotem w zaroœlach, жwierkanie œwierszcza rozbrzmia³o w ogrodzie. Maciek wyjrza³ z furtki na ulicк. - ChodŸcie œmia³o! - zawo³a³ z cicha. - Bo¿ena pilnuje pani Mruczkowej! Niebawem Andrzej z Markiem siedzieli przy stole. Na wyœcigi pa³aszowali kolacjк. Pragnкli jak najszybciej pozbyж siк gosposi, obecnoœж jej bowiem uniemo¿liwia³a im sprawdzenie, co robot zdo³a³ pods³uchaж w Orbisie. Po zjedzeniu posi³ku przeszli z jadalni do pokoju Andrzeja. W oczekiwaniu na odejœcie pani Mruczkowej, snuli domys³y na temat wymkniкcia siк robota spod kontroli. - Czy Rob naprawdк nie chcia³ s³uchaж rozkazуw? - wypytywa³ siк Marek.- Przypomnij sobie dok³adnie, jak to by³o! Wszyscy byliœmy zdenerwowani, w takiej sytuacji nietrudno o pomy³kк. - Nie, nie, pomy³ka nie wchodzi w rachubк - zaprzeczy³ Andrzej. - Gdy tylko Bo¿ena odda³a mi nadajnik, na pewno w³o¿y³em wtyczkк w odpowiedni¹ dziurkк. - Sk¹d ta pewnoœж? - Doskonale pamiкtam! To by³o tu¿ przy skrzy¿owaniu z ulic¹ Andrzeja. Na pewno w³¹czy³em w³aœciwy program dzia³ania. Czy nie spostrzeg³eœ, ¿e Rob przechodz¹c przez jezdniк zawaha³ siк i nawet przystan¹³ na moment? - Tak, tak, masz racjк, przypominam sobie! - A wiкc nie mo¿e byж mowy o pomy³ce! - Wobec tego Rob musi posiadaж jak¹œ wadк konstrukcyjn¹ - podsun¹³ Marek. - Wadк, albo... ulepszenie - niepewnie odpar³ Andrzej. - Ojciec ostatnio pracowa³ bardzo intensywnie. Rzadko przebywaliœmy razem... Dopiero przed samym wyjazdem oznajmi³ mi, ¿e Rob zosta³ uzbrojony. - A czy nie wyt³umaczy³ ci, w jaki sposуb to sporz¹dzi³? - Nie, zademonstrowa³ tylko, jak Rob reaguje na widok broni. Potem wyjaœni³, ¿e Rob jedynie obezw³adnia napastnika. To wszystko. - Mo¿e pan profesor jeszcze coœ tam zmajstrowa³ w tym robocie? - Trudno odgadn¹ж. Przecie¿ wystarczy zmieniж punkt oparcia jakiejœ dŸwigni lub odwrуciж kierunek pr¹du na przeciwny, a mechanizm natychmiast zmienia swoje funkcjonowanie. Niektуre urz¹dzenia w Robiк s¹ dla mnie prawdziw¹ zagadk¹. W nadajniku znajduj¹ siк dwie nie oznaczone literami dziurki. Nie wiem, jakie programy uruchamiaj¹. Nie wolno mi wk³adaж do nich wtyczki. Widzisz, Marek, jedna sprawa daje mi wiele do myœlenia. - Cу¿ to takiego? - Ojciec niedawno wspomina³ o rewelacyjnym wynalazku Ashby'ego. - Nie s³ysza³em o takim uczonym! - Anglik Ross Ashby jest lekarzem psychiatr¹ w Gloucester. Skonstruowa³ maszynк nazwan¹ homeostatem. - Co to znaczy ? - dopytywa³ siк zaintrygowany Marek. - Homeostat pochodzi od ³aciсskiego wyrazu “cz³owiek” i greckiego “czucie”, a wiкc oznacza: odczuwaj¹cy jak cz³owiek. Maszyna ta mo¿e w pewnych granicach dostosowywaж siк do zmian zachodz¹cych w otoczeniu i wykazuje sztuczny instynkt. - Nieprawdopodobne! Czy to pan profesor mуwi³ ci o tym? - Tak, nawet da³ mi ksi¹¿kк “Sztuczne myœlenie”, w ktуrej ten wynalazek jest opisany. Mуwi³em ci ju¿ o niej, pamiкtasz! - Teraz przypominam sobie! Zapisa³em jej tytu³ w moim notesie. - Po¿yczк ci j¹, sam przeczytasz o homeostacie. - A wiкc to nie bujda, ¿e maszyna mo¿e uk³adaж sobie program dzia³ania?! - Homeostat jest niemal cudown¹ maszyn¹. Posiada tak potк¿ne d¹¿enie do celu, do jakiego zosta³ przeznaczany przez konstruktora, ¿e gdy jakiœ czynnik przeszkadza mu go osi¹gn¹ж, sam przebudowuje, czy te¿ inaczej urz¹dza swуj mechanizm i zmienia wszystkie dane kieruj¹ce nim pocz¹tkowo. - Niezbyt to dla mnie jasne - zauwa¿y³ Marek. - To znaczy, ¿e mo¿na na przyk³ad od³¹czyж jeden lub dwa elementy od ca³oœci mechanizmu, b¹dŸ te¿ zmieniж biegunowoœж pr¹du, a mimo to homeostat sam potrafi dostosowaж wewnкtrznie swуj mechanizm do nowej sytuacji i wykona zadanie. - Ach, tak! Teraz ju¿ wiem, co masz na myœli! - Gdyby Rob by³ homeostatem, mielibyœmy wyt³umaczenie, dlaczego z takim uporem d¹¿y³ za ludŸmi nosz¹cymi ¿etony z fosforyzuj¹c¹ b³yskawic¹ - wyjaœni³ Andrzej. W tej chwili rozleg³o siк pukanie do drzwi. Pani Mruczkowa zajrza³a do pokoju. - Ju¿ wychodzк, nie siedŸcie zbyt d³ugo - powiedzia³a. - Dobranoc! Smakowa³a kolacja? - Oczywiœcie! - skwapliwie potwierdzi³ Marek. - Dobranoc pani! - Dobranoc! - doda³ Andrzej. Pani Mruczkowa zniknк³a w korytarzu. S³ychaж by³o jej kroki na schodach i trzaœniecie drzwiami. Ch³opcy mrugnкli do siebie porozumiewawczo. Zbiegli na parter. Po chwili weszli do pracowni. Zaledwie uchwytny czu³ym uchem leciuteсki szum instalacji klimatyzacyjnej oraz dyskretne, miarowe cykanie zegara-meteorologa m¹ci³y g³uch¹ ciszк. Marek niepewnie postкpowa³ za przyjacielem. Onieœmielony, ostro¿nie rozgl¹da³ siк woko³o. Przecie¿ poz¹ zagadk¹ zbuntowanego robota, tutaj mog³y kryж siк jeszcze inne tajemnice niezwyk³ego wynalazcy. Nagle przystan¹³ zaintrygowany. Podejrzliwie zerka³ w rуg pracowni, naprzeciwko drzwi wejœciowych. Tam w³aœnie sta³ przyrz¹d podobny kszta³tem do stoj¹cego zegara. Zamiast tarczy ze wskazуwkami mia³ ekran, a nad nim obiektyw, ktуry, niczym oko Cyklopa, pilnie œledzi³ ka¿de ich poruszenie. - Andrzej, cу¿ to za aparat stoi tam w rogu? - cicho zawo³a³ przestraszony. - On wodzi za nami swoim obiektywem! - To Ego, czyli automatyczne oko i ucho mego ojca - wyjaœni³ Andrzej. - Fotografuje wszystkie osoby przebywaj¹ce w pracowni i notuje na taœmie ich rozmowy. Dziкki Ego ojciec wie, co dzieje siк tutaj podczas jego nieobecnoœci. - Czy on stale tak œledzi wszystkich? - Nie, tylko wtedy, gdy ojciec ka¿e mu podpatrywaж. To automat. Zapewne uruchamiaj¹ go komуrki fotoelektryczne. - Och, w takim razie musia³ rуwnie¿ sfotografowaж i tych z³odziei, ktуrzy wtedy wdarli siк w nocy do pracowni?! - Mam nadziejк, bкdzie mуg³ poœwiadczyж ojcu, ¿e dzia³aliœmy we w³asnej obronie - odpar³ Andrzej. - Wspania³e urz¹dzenie! Jakie to szczкœcie, ¿e nie wszyscy rodzice posiadaj¹ takie aparaty - z ulg¹ szepn¹³ Marek. - Nie traжmy czasu! Musimy jak najprкdzej sprawdziж, czego dowiedzia³ siк Rob w Orbisie. Kto wie, czy z³odzieje nie zamierzaj¹ ponowiж w³amania jeszcze dzisiejszej nocy? Andrzej ods³oni³ jedno skrzyd³o parawanu. Rob jak zwykle siedzia³ w fotelu i nieruchomymi oczami spogl¹da³ przed siebie. Jedynie marynarka rozciкta na jego piersi pchniкciem no¿a uzmys³awia³a, ¿e tego wieczoru uczestniczy³ w niebezpiecznej przygodzie cz³onkуw Klubu. Andrzej postawi³ na krzeœle nadajnik radiowy. Wcisn¹³ wtyczkк. Niebawem Rob zacz¹³ odtwarzaж rozmowy zas³yszane w Orbisie. W przyciszonym gwarze kawiarnianym najpierw rozpoznali g³os Bo¿eny. Mуwi³a, jak bardzo chcia³aby ju¿ przebywaж w Ustroniu. Jednoczeœnie jakieœ kobiety dyskutowa³y o niepunktualnoœci krawcowych, a mк¿czyzna dowodzi³, ¿e jego fiat jest wiкcej wart, ni¿ mu za niego ofiarowywano. Obydwaj ch³opcy usiedli przy Robie. Na kartce papieru, s³owo po s³owie, wy³awiali rozmowк prowadzon¹ przez tajemniczych mк¿czyzn. Po czterokrotnym przes³uchaniu taœmy, ponumerowali poszczegуlne g³osy i uwa¿nie odczytali ca³y dialog: 1 g³os: Ciszej, ktoœ usiad³ za nami... No wiкc jak, panie W¹sik? 2 g³os: Co nagle, to po diable! Kasa jest wmurowana w œcianк. Nie ucieknie nam! Taki kombinowany zamek nie³atwo otworzyж! 3 g³os: Panie W¹sik, gdyby to by³a zwyk³a kasa, nie rozbija³bym siк za takim fachowcem, jak pan! Sam te¿ niejedno potrafiк! 2 g³os: Czy nie lepiej rozpruж j¹ po prostu? Po co tyle zachodu? 1 g³os: Nie wolno nam pozostawiж œladуw w³amania do kasy. 2 g³os: To nie takie ³atwe! Zamek elektroniczny mo¿e p³ataж rу¿ne psikusy. 3 g³os: Wiadomo, ale jeœli za³atwimy wszystko po cichu, zarobimy kupк pieniкdzy. 1 g³os: No, wiкc na kiedy planujecie tк robotк? 1 g³os: Proponujк dzisiejsz¹ noc! 2 g³os Nie mogк ryzykowaж tak bez przygotowania. 3 g³os Panie W¹sik, profesor mo¿e przypadkiem powrуciж wczeœniej, wtedy dobry zarobek przejdzie nam ko³o nosa! 2 g³os: Niech pan nie ponagla, to œmieszne! Profesor uczy³ siк przez kilkanaœcie lat majstrowaж takie zamki, wiкc ja nie mogк rozgryŸж go w parк minut! Studia wymagaj¹ czasu. 1 g³os: No, wiкc kiedy, panie W¹sik? 2 g³os: Najwczeœniej za dwa dni. Muszк przedtem odwiedziж jednego znajomego we Wroc³awiu. On specjalizuje siк w takich zamkach. l g³os: Trudno, niech bкdzie! Radzк wam nie w³уczyж siк niepotrzebnie po Katowicach. Ktoœ mo¿e was poznaж. Spotkamy siк w pi¹tek o pierwszej po po³udniu w Parku Koœciuszki w Zielonym Oczku. Zapamiкtacie? 3 g³os: Zapamiкtamy, w interesach jesteœmy skrupulatni. W¹sik jedzie do Wroc³awia, a ja przysi¹dк fa³d w domu i, jak zwykle przed robot¹, bкdк spa³ i s³ucha³ radia. Nikt mnie nie zobaczy! Teraz ju¿ chodŸmy st¹d! 2 g³os: Czekajcie chwilkк! Niech pan wyjmie lusterko. Poprawiaj¹c fryzurк, niech pan przyjrzy siк mк¿czyŸnie i smarkuli, ktуrzy siedz¹ za paсskimi plecami! 1 g³os: Nie znam ich, o co chodzi? 2 g³os; Wci¹¿ nas obserwuj¹, szczegуlnie ta dziewczyna. 3 g³os: To podejrzane! Ko³o domu tego profesora stale w³уczy siк kupa dzieciakуw. Raz nawet mnie zaczepili. Myœla³em wtedy, ¿e przez pomy³kк. l g³os: Ustali³em, ¿e z synem tego wynalazcy nocuje jakiœ kolega. 3 g³os; Nie podoba mi siк ten facet za paсskimi plecami. WyraŸnie nastawi³a ucha! Mo¿e to ktoœ. z milicji?! 2 g³os; Tylko bez paniki! Sprawdzimy. Teraz wychodŸmy z lokalu, jeœli œledzi nas, to pуjdzie za nami. 3 g³os; Idzie! 2 g³os; Widzi pan, nie pomyli³em siк! Musimy wyprowadziж go w jakieœ dogodne dla nas miejsce. Pogadamy z nim po naszemu! 3 g³os: Najlepiej chodŸmy do “beczki” z piwem na Koœciuszki. W razie potrzeby mo¿na tam zau³kiem na ty³ach domu ulotniж siк niepostrze¿enie. 3 g³os: Co siк szanownemu panu nie podoba? 2 g³os: Odczep siк pan, pуkim dobry! no?! Potem na taœmie s³ychaж by³o wo³ania kobiet o pomoc. 3 g³os: Nosi stalow¹ koszulkк! To œledczy! 2 g³os: Wiejmy! Andrzej i Marek zatrwo¿eni spogl¹dali na siebie. Relacje cybernetycznego cz³owieka nie budzi³y w¹tpliwoœci: tajemniczy mк¿czyŸni przygotowywali w³amanie do domu. Obydwaj ch³opcy nie wiedzieli, co pocz¹ж? Czy mogli sami obroniж siк przed szajk¹ z³oczyсcуw?

Gdzie jest wynalazca? Porucznik Wadowski roz³o¿y³ akta i zacz¹³ studiowaж je kartka po kartce. Sprawa by³a zawi³a, œledztwo ju¿ od kilku dni utknк³o na martwym punkcie, a komendant ¿¹da³ sprawozdania. Naraz zaterkota³ dzwonek telefonu. Z ciк¿kim westchnieniem oficer œledczy podniуs³ s³uchawkк. W Komendzie Milicji trudno by³o pracowaж w spokoju. - S³ucham, porucznik Wadowski - powiedzia³ nie odrywaj¹c wzroku od akt. - Dzieс dobry poruczniku, tu Kalicki z “Trybuny Robotniczej”. - Dzieс dobry, redaktorze! S³ucham! - Mam do was pewn¹ sprawк - zabrzmia³o w s³uchawce. - By³em wczoraj œwiadkiem przykrego ulicznego napadu. Zacz¹³em nawet pisaж na ten temat artyku³, ale po namyœle postanowi³em przedtem porozumieж siк z wami. - Czy mo¿ecie powiedzieж przez telefon, o co chodzi? - W³aœnie to chcia³em uczyniж. Wczoraj oko³o dwudziestej wraca³em z redakcji do domu. Na Koœciuszki, ko³o “beczki” z piwem, wiecie, gdzie to jest? - Wiem, s³ucham! - W³aœnie przy tej beczce jacyœ chuligani zaczepili starszego mк¿czyznк. - Nie pierwszy to ju¿ tam wypadek - wtr¹ci³ Wadowski. - S³ucham! - Rzucili siк na niego! Na szczкœcie jakoœ zdo³a³ siк obroniж. Gdy przybieg³em zaalarmowany krzykiem kobiet z obs³ugi dwуch kioskуw, by³o prawie po wszystkim. Chuligani sp³oszeni uciekali. - Nic siк nie sta³o napadniкtemu? Nie mieliœmy o tym meldunku! - Nie wiem, czy zupe³nie nic mu siк nie sta³o, gdy¿ , zaraz odszed³. Musia³ wszak¿e byж bardzo zdenerwowany, bowiem nie zdo³a³ wymуwiж ani jednego s³owa. - A wiкc nawet nie wiadomo, kto to by³? - Gdybym go nie rozpozna³, nie dzwoni³bym do was. Po prostu wyrazi³bym moje ca³e oburzenie w artykule. Ju¿ zacz¹³em pisaж. Rozmyœli³em siк jednak ze wzglкdu na osobк napadniкtego. - Kto to by³? - rzeczowo zapyta³ Wadowski. - Profesor Rawa! - Co?! Czy macie na myœli tego profesora-wynalazcк? - Tak, w³aœnie o niego chodzi. Porucznik Wadowski zamilk³ zdziwiony. Zmarszczywszy brwi rozwa¿a³ coœ w myœli, po czym zapyta³: - Czy ten napad mia³ miejsce wczoraj? - Wczoraj wieczorem. Czy s³usznie zrobi³em, telefonuj¹c do was przed napisaniem artyku³u? - Jak najbardziej, bo pope³niliœcie pomy³kк, redaktorze. Profesor Rawa przebywa w Londynie na jakimœ zjeŸdzie naukowym. - Bzdura, przecie¿ widzia³em go na w³asne oczy! Znam Rawк, robi³em z nim ju¿ przynajmniej ze dwa wywiady! - Wiкc stanowczo obstajecie przy tym, ¿e to by³ on? - Oczywiœcie! Czy wiecie jaki by³by skandal w ca³ej Polsce, gdyby Rawa uleg³ wypadkowi podczas napadu chuliganуw?! - Wiem, dobrze zrobiliœcie telefonuj¹c do mnie. Zaraz zajmк siк t¹ spraw¹. Czy rozpoznaliœcie napastnikуw? - Niestety, nie. Uciekali, gdy nadbieg³em. - Redaktorze, czy mo¿ecie wpaœж do mnie tak oko³o pi¹tej? - Oczywiœcie, wpadnк. Jestem do g³кbi oburzony. - Ja tak¿e; wiкc o pi¹tej u mnie w Komendzie! Dziкkujк za telefon, a z tym artyku³em wstrzymajcie siк, a¿ do rozmowy, dobrze? - Dobrze! Do widzenia o pi¹tej! Porucznik Wadowski nie odk³adaj¹c s³uchawki poleci³ po³¹czyж siк z wydzia³em paszportуw zagranicznych. Po chwili otrzyma³ informacjк: profesor Piotr Rawa, zamieszka³y w Katowicach-Brynowie przy ulicy Rу¿yckiego w dniu 7 lipca wyjecha³ do Anglii. Powrуt spodziewany w koсcu miesi¹ca. Wadowski siedzia³ zamyœlony. Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e naukowiec przebywa³ za granic¹. Wobec tego redaktor Kalioki pope³ni³ pomy³kк. Mimo to istnia³ fakt napaœci i trzeba by³o udowodniж dziennikarzowi, ¿e dokonano go na kogoœ innego, gdy¿ upiera³ siк, ¿e na pewno rozpozna³ Rawк. Jeszcze raz podniуs³ s³uchawkк. - Przyœlijcie do minie Nawrota i Maligк - poleci³ dy¿urnemu. Gdy dwуch wezwanych zameldowa³o siк w pokoju, Wadowski powiedzia³: - Wczoraj oko³o dwudziestej na ulicy Koœciuszki, przy ,,beczce z piwem”, jacyœ chuligani zaczepili starszego mк¿czyznк. Podobno by³ nim znany wynalazca, profesor Piotr Rawa. Maliga, pуjdziecie na Koœciuszki. Pogadajcie z bufetow¹ “beczki” i ze sprzedawczyni¹ w s¹siednim kiosku Ruchu. A teraz wy Nawrуt: udacie siк na Rу¿yckiego do profesora Rawy. Jeœli nie zastaniecie go w domu, zasiкgnijcie jкzyka u kogoœ z domownikуw, lub s¹siadуw. Z wyj¹tkiem profesora, nikomu nie wyjawiajcie sprawy. Tylko dyskretny wywiad! Najlepiej powiedzcie, ¿e chodzi nam o poradк fachow¹. Rozumiecie? - Tak jest, obywatelu poruczniku! - Nawrуt, w³у¿cie cywilne ubranie. Pamiкtajcie, delikatnie zapuœciж sondк. Proszк o raport jeszcze przed dwunast¹. Nim up³ynк³o pу³ godziny plutonowy Nawrуt, ubrany w cywilny p³aszcz, szalik i kapelusz, ju¿ by³ w Brynowie. Odnalezienie domu na Rу¿yckiego nie zajк³o mu wiele czasu. Nacisn¹³ klamkк furtki. By³a otwarta. Wszed³ do ogrуdka. Zaciekawiony spogl¹da³ na frontowa œcianк willi, w ktуrej widaж by³o tylko jedno ma³e, okr¹g³e okienko. W g³кbi podcienia dojrza³ drzwi. Zbli¿y³ siк ku nim. Nie posiada³y klamki ani dzwonka. Za to nad wbudowan¹ w nie g³ow¹ robota znajdowa³a siк emaliowana tabliczka. “Powiedz, kim jesteœ, a dowiesz siк, czy zasta³eœ gospodarza w domu” - odczyta³ plutonowy i uœmiechn¹³ siк wyrozumiale. Nieliczni naukowcy, z jakimi zetkn¹³ siк w swym ¿yciu, posiadali rу¿ne s³abostki. Na przyk³ad jego dawny nauczyciel matematyki stale gubi³ okulary, a potem zdumiony odnajdywa³ je we w³asnej kieszeni. Natomiast jakiœ uczony angielski, jak kiedyœ opowiadano Nawrotowi, by³ tak bardzo roztargniony, ¿e chc¹c ugotowaж jajko na miкkko na œniadanie, zamiast niego wrzuci³ do garnka z wrz¹tkiem zegarek, na ktуrym mia³ sprawdzaж, by czas gotowania wyniуs³ dok³adnie trzy minuty. Tote¿, aczkolwiek plutonowemu Nawrotowi œmieszne wydawa³o siк prowadzenie rozmуw z kuk³¹ umieszczon¹ na drzwiach, zgodnie z ¿yczeniem uczonego orygina³a, odezwa³ siк: - Jestem Nawrot, czy zasta³em pana profesora Rawк w domu? - Pan profesor wyjecha³, jeœli sprawa pilna, proszк powiedzieж o co chodzi. Powtуrzк, gdy profesor wrуci. Plutonowy Nawrуt podejrzliwie spogl¹da³ na kuk³к. Mуwi³a nie poruszaj¹c ustami, ale milicjant by³by przysi¹g³, ¿e porozumiewawczo mrugnк³a do niego jednym okiem. Nie domyœli³ siк, ¿e w “oku” robota mieœci³a siк soczewka, ktуra fotografowa³a pytaj¹cych o wynalazcк. - A kiedy wrуci pan profesor? - jeszcze raz zagadn¹³ plutonowy. - Proszк zg³osiж siк w koсcu miesi¹ca - pad³a odpowiedŸ. Plutonowy parskn¹³ œmiechem, ubawi³a go ta rozmowa z robotem. Przygl¹daj¹c mu siк, mrucza³ pу³g³osem: - Niez³e urz¹dzenie! Ten ponury dom przypomina mi skarbiec Ali Baby, o ktуrym czyta³em moim ch³opakom! Bez has³a ani rusz nie mo¿na by³o wejœж do niego. Jak ono brzmia³o...? Aha, Sezam... Zaledwie wymуwi³ owe legendarne rozbуjnicze has³o, drzwi do domu profesora Rawy otworzy³y siк bezszelestnie. Plutonowy przez chwilк sta³ zdumiony. Czy¿by ktoœ usi³owa³ zabawiж siк jego kosztem?! Ostro¿nie zajrza³ do hallu. Panowa³y tam cisza i pу³mrok. Pomyœla³, ¿e skoro otworzono mu drzwi, powinien wejœж do œrodka. Niepewnie przekroczy³ prуg hallu. Natychmiast zajaœnia³o elektryczne œwiat³o, a jednoczeœnie drzwi same zamknк³y siк za nim. - Czy jest tu kto? - na g³os zapyta³ Nawrot. Nie by³o odpowiedzi. W ca³ym domu panowa³a absolutna cisza. Milicjant wzruszy³ ramionami. Zacz¹³ rozgl¹daж siк doko³a. Uwagк jego zwrуci³y du¿e, dwuskrzyd³owe drzwi z prawej strony hallu. Wolno ruszy³ ku nim. Przystan¹³ przed lustrem umieszczonym w œrodku œciennego wieszaka. Zastanawia³ siк, czy powinien zdj¹ж p³aszcz. Wtem ktoœ porwa³ mu z g³owy kapelusz. Nawrot wykona³ ruch, jakby chcia³ przytrzymaж nakrycie g³owy, lecz sztuczna rкka ju¿ wiesza³a kapelusz na wieszaku. Nawrуt nabra³ teraz przekonania, ¿e ktoœ z domownikуw obserwuje go z ukrycia i p³ata mu figle. Podszed³ do drzwi. Chrz¹kn¹³, potem zapuka³ energicznie. Nastкpne pukanie tak¿e pozosta³o bez odpowiedzi. Milicjant pochyli³ siк, by zajrzeж przez w¹sk¹ szparkк miкdzy dwoma skrzyd³ami drzwi. Mimo woli opar³ siк rкk¹ o futrynк. Ju¿ po raz drugi tego dnia przypadek zrz¹dzi³, ¿e Nawrуt bezwiednie uruchomi³ mechanizm otwieraj¹cy drzwi, tym razem ukryty pod listewk¹ futryny. Oczom nieco oszo³omionego milicjanta ukaza³a siк obszerna pracownia profesora Rawy. Przy d³ugim stole zastawionym rу¿nymi aparatami o matowych, szklanych ekranach, przyrz¹dami pomiarowymi i innymi urz¹dzeniami, sta³ pusty fotel. Nawrуt post¹pi³ kilka krokуw. Nikogo nie by³o w pracowni. Dopiero po d³u¿szej chwili z³owi³ uchem lekki szum urz¹dzeс klimatyzacyjnych i miarowe cykanie zegara. Naraz drgn¹³ ujrzawszy, ¿e obiektyw umieszczony nad ekranem jakiegoœ dziwacznego aparatu, czy telewizora, przesuwa siк razem z nim przy ka¿dym jego poruszeniu. Nawrуt nie spuszczaj¹c wzroku z obiektywu wykona³ kilka krokуw. Tak, obiektyw wiуd³ za nim swoim okiem, niby strzelec mierz¹cy z karabinu do ruchomego celu. Milicjant zmarszczy³ brwi. Pocz¹³ skradaж siк do tajemniczego aparatu. By³ ju¿ od niego tylko o wyci¹gniкcie rкki. Naraz z gуry uderzy³ w niego potok silnego œwiat³a. Jednoczeœnie rozleg³y siк g³oœne trzaski i szum, mog¹ce nawet umar³ego zerwaж na rуwne nogi. Nawrуt oœlepiony odskoczy³ do ty³u. Reflektor zgas³ zaraz i znуw zapanowa³a cisza. Milicjant ostro¿nie wycofa³ siк z pracowni. Ju¿ nawet nie zajrza³ za parawan os³aniaj¹cy przeciwny naro¿nik. Podejrzliwie patrz¹c na wieszak, zdj¹³ swуj kapelusz. Od wewnкtrznej strony domu drzwi wyjœciowe posiada³y klamkк. Nawrуt odetchn¹³ z ulg¹, gdy znуw znalaz³ siк w ogrуdku. Za will¹ sta³ ma³y domek dozorcy, lecz i tam nie zasta³ nikogo. Zawiedziony skierowa³ siк do furtki na ulicк. Wtedy w³aœnie ukaza³a siк w niej pani Mruczkowa nios¹ca sprawunki z miasta. Zmierzy³a go surowym spojrzeniem. - A pan, czego tu szuka? - zagadnк³a. - Chcia³em siк widzieж z panem profesorem Raw¹ - wyjaœni³ Nawrot. - A w jakiej sprawie? - podejrzliwie indagowa³a gospodyni. - Czy mam przyjemnoœж z pani¹ dozorczyni¹? - zapyta³ Nawrot, pamiкtaj¹c o poleceniu, ¿e wywiad ma byж przeprowadzony dyskretnie. - Jestem dozorczyni¹ i gospodyni¹ pana profesora - odpar³a nieco wynioœle. - Bardzo mi mi³o, jestem plutonowy Nawrot z Komendy Milicji. Chcieliœmy prosiж profesora o pewn¹ poradк fachow¹. Pani Mruczkowa zaraz siк wypogodzi³a. Milicja ju¿ korzysta³a z us³ug jej chlebodawcy. - A to pan Ÿle trafi³ - odpar³a uprzejmie. - Pan profesor wyjecha³ do Londynu i wrуci dopiero przy koсcu miesi¹ca. - Czy dawno wyjecha³? - Bкdzie z jakie dwa tygodnie temu. Pewno macie tam coœ pilnego? - W³aœnie, w³aœnie - potwierdzi³ Nawrуt. - A czy pani nie wie, gdzie zatrzyma³ siк pan profesor w Londynie? - Pewno, ¿e wiem. Pan profesor zawsze mуwi na wszelki wypadek. Mieszka w Royal Hotel. Nawrуt zanotowa³ adres, po czym jeszcze zapyta³: - Czy nikt teraz nie przebywa w domu? - Tylko syn pana profesora. Nocuje z nim kolega ze szko³y. RaŸniej im we dwуjkк! Poza tym ciotkк ma w pobli¿u, na Fitelberga. Tak to zawsze, jak kobiety nie ma w domu. Sami ¿yj¹, odk¹d pani profesorowa umar³a. - Zapiszк sobie adres krewnej. Czy ma telefon? Pani Mruczkowa udzieli³a wyczerpuj¹cych informacji i uprzejmie po¿egnana powкdrowa³a do domu gotowaж obiad. Nawrуt wyszed³ na ulicк. Ciekawym wzrokiem spogl¹da³ na dom w ogrodzie. Z zamyœlenia wyrwa³ go g³os kobiecy: - Pan do pana profesora? Chyba za rano pan przyszed³. Nasz wielki wynalazca pracuje do pуŸnej nocy. Teraz pewno jeszcze œpi. Starsza pani trzyma³a w rкku koszyczek z zakupami. Widaж by³o, ¿e ma olbrzymi¹ ochotк pogawкdziж. Po kilkunastu minutach Nawrot wiedzia³ ju¿, ¿e mieszka³a w s¹siedztwie i prowadzi³a cуrce gospodarstwo domowe. - Nawrot mimochodem wspomnia³, ¿e nie zasta³ profesora, ktуry wyjecha³ za granicк. - Jak to?! Przecie¿ widzia³am go w poniedzia³ek zawo³a³a zdumiona. - W³aœnie wysiad³am z tramwaju. Szed³ z synem i dzieжmi swojej szwagierki w kierunku parku! - A mo¿e pani siк pomyli³a? - zapyta³ zdziwiony Nawrуt. - Sk¹d¿e, zawo³a³am: “Dobry wieczуr panu profesorowi!”, a on spojrza³ na mnie i kiwn¹³ g³ow¹. Ja bym go NIE POZNA³A! PRZECIE¿ DZIESIкж LAT JU¿ S¹SIADUJEMY! NAWROT NATYCHMIAST POSPIESZY³ NA ULICк FITELBERGA. SZWAGIERKA POTWIERDZI³A S³OWA DOZORCZYNI. WYJAœNI³A RуWNIE¿, ¿E OWA UCZYNNA S¹SIADKA JEST ZNANYM KRуTKOWIDZEM. MUSIA³A SIк POMYLIж. ZDEZORIENTOWANY POWRуCI³ DO KOMENDY. PORUCZNIK WADOWSKI SIEDZIA³ ZAMYœLONY. BEZWIEDNIE STUKA³ O³уWKIEM O BLAT BIURKA. PRZED NIM LE¿A³Y RAPORTY POSTERUNKOWYCH. ZAWIERA³Y NIEZROZUMIA³E SPRZECZNOœCI. SZWAGIERKA PROFESORA ORAZ JEGO GOSPODYNI KATEGORYCZNIE TWIERDZI³Y, ¿E NAUKOWIEC PRZEBYWA OD DWуCH TYGODNI W LONDYNIE. NATOMIAST S¹SIADKA MIA³A GO SPOTKAж OWEGO WIECZORU, KIEDY TO REDAKTOR KALICKI WIDZIA³ ZAJœCIE PRZY “BECZCE” NA ULICY KOœCIUSZKI. BY³ TO CO NAJMNIEJ DZIWNY ZBIEG OKOLICZNOœCI. RAPORT MALIGI W PEWNYM SENSIE POKRYWA³ SIк Z OPOWIADANIEM REDAKTORA. SPRZEDAWCZYNIE Z KIOSKU RUCHU I “BECZKI” PODA³Y RYSOPIS NAPADNIкTEGO Mк¿CZYZNY. ODPOWIADA³ RYSOPISOWI PROFESORA RAWY. KTO SIк MYLI³, A KTO MуWI³ PRAWDк? A MO¿E TE¿ W KATOWICACH PRZEBYWA³ KTOœ BARDZO PODOBNY DO WYNALAZCY? LOGICZNY UMYS³ OFICERA œLEDCZEGO SPRAWNIE SEGREGOWA³ ZBIE¿NOœCI I Rу¿NICE W RAPORTACH. RAWA NIE MуG³ JEDNOCZEœNIE PRZEBYWAж W LONDYNIE I W KATOWICACH. S¹SIADKA BY³A KRуTKOWIDZEM, JEJ S³OWA BY³Y MA³O ZNACZ¹CE, LECZ REDAKTOR KALICKI OSOBIœCIE ZNA³ WYNALAZCк. CZY NAPAD PRZY “BECZCE” BY³ TYLKO ZBIEGIEM OKOLICZNOœCI, CZY TE¿ KTOœ DOKONA³ GO ZE WZGLкDU NA PODOBIEсSTWO OWEGO OSOBNIKA DO RAWY? TO W³AœNIE NAJBARDZIEJ NIEPOKOI³O OFICERA. WADOWSKI PROSI³ KIEDYœ RAWк O KONSULTACJк W SPRAWIE SKOMPLIKOWANEGO ZAMKA ELEKTRONICZNEGO, INSTALOWANEGO W INSTYTUCJI PAсSTWOWEJ. PRZY OKAZJI ROZMAWIA³ Z PROFESOREM NA TEMAT JEGO NIEZWYK³YCH OSI¹GNIкж NAUKOWYCH. WYNALAZKI RAWY BY³Y ZDUMIEWAJ¹CE. NA PEWNO POSIADA³ NIEJEDN¹ TAJEMNICк. “OSTRO¿NOœж NIE ZAWADZI - MRUKN¹³ OFICER. - JEDYNIE BEZPOœREDNIA ROZMOWA Z RAW¹ MO¿E ROZSTRZYGN¹ж W¹TPLIWOœCI”. DOSZED³SZY DO TAKIEGO WNIOSKU, UJ¹³ S³UCHAWKк TELEFONU. GDY ZG³OSI³A SIк CENTRALA, RZEK³: - PROSZк ZAMуWIж ROZMOWк Z ROYAL HOTEL W LONDYNIE Z PRZYWO³ANIEM PROFESORA PIOTRA RAWY Z KATOWIC.

NIEOCZEKIWANA POMOC NASTA³ WTOREK SIEDEMNASTEGO LIPCA. MACIEK I BO¿ENA PRZYBIEGLI WCZESNYM RANKIEM DO SWYCH PRZYJACIу³. BYLI NIEZMIERNIE CIEKAWI, CZY ROBOT ZDO³A³ PODS³UCHAж W ORBISIE ROZMOWк TAJEMNICZYCH Mк¿CZYZN. MAREK JESZCZE RAZ ODCZYTA³ SPISAN¹ NA KARTCE RELACJк ROBA. DOMOROœLI DETEKTYWI ROZPOCZкLI GOR¹CZKOW¹ NARADк. Cу¿ TO ZA SKARB W PANCERNEJ KASIE PROFESORA RAWY MуG³ NкCIж Z³OCZYсCуW?! WED³UG ZAPEWNIEс ANDRZEJA OJCIEC NIE TRZYMA³ W DOMU PIENIкDZY. CZY¿BY WIкC CHODZI³O O JAKIœ JEGO WYNALAZEK? - MUSIMY NATYCHMIAST ZAWIADOMIж MILICJк - BOJAŸLIWIE DORADZA³A BO¿ENA. - CI Z³ODZIEJE S¹ BARDZO NIEBEZPIECZNI! NIE MOGк ZAPOMNIEж TEGO OKROPNEGO NAPADU NA ROBA! - A MO¿E ZWIERZYMY SIк NASZEJ MAMIE? - PODSUN¹³ MACIEK. - SZKODA, ¿E OJCIEC PRZEBYWA NA WCZASACH, ON WIEDZIA³BY, JAK NALE¿Y POST¹PIж. - NIE, NIE, NIE PRZERA¿AJMY CIOCI - ZAOPONOWA³ ANDRZEJ. - W TEJ SPRAWIE JEDYNIE MILICJA MO¿E NAM POMуC. - Z PODS³UCHANEJ ROZMOWY WYNIKA JASNO, ¿E ONI NIE ODWA¿YLIBY SIк NA NAPAD, GDYBY PAN PROFESOR BY³ W DOMU - WTR¹CI³ MAREK. - NA PEWNO NIGDY NIE WIDZIELI TWEGO OJCA. DLATEGO NIE POZNALI GO W ORBISIE! - MAREK MA RACJк! KELNERKA, KTуRA PRAWDOPODOBNIE CZкSTO WIDYWA³A PRAWDZIWEGO WUJKA W KAWIARNI, OD RAZU MуWI³A DO SZTUCZNEGO SOBOWTуRA “PANIE PROFESORZE” - POTWIERDZI³A BO¿ENA. - PRZEGAPILIœMY œWIETN¹ OKAZJк! - DENERWOWA³ SIк MAREK. - PRZECIE¿ W SZATNI ORBISU ZNAJDUJE SIк TELEFON! MOGLIœMY WTEDY ZATELEFONOWAж DO KAWIARNI I POPROSIж PANA PROFESORA RAWк. - JAKA SZKODA, ¿E WCZEœNIEJ NIE WPAD³Eœ NA TEN POMYS³ - ¿A³OWA³ ANDRZEJ. - TAK, W TEN SPOSуB TAMCI Mк¿CZYŸNI DOWIEDZIELIBY SIк, KTO SIEDZI OBOK NICH... - I POZOSTAWILIBY NAS W SPOKOJU - DOKOсCZY³ MACIEK. - TERAZ JU¿ NIC NIE MO¿EMY ZROBIж, MUSIMY JAK NAJSZYBCIEJ ZAWIADOMIж MILICJк - NAGLI³A BO¿ENA. - ROZMOWA UTRWALONA NA TAœMIE MAGNETOFONOWEJ STANOWI CHYBA WYSTARCZAJ¹CY POWуD DO ARESZTOWANIA - POWIEDZIA³ MAREK. - POZA TYM BкDZIEMY MIELI FOTOGRAFIE. - Z³ODZIEJASZKI OBAWIAJ¹ SIк MILICJI. MO¿E NAWET S¹ NOTOWANI W KARTOTECE KRYMINALNEJ - ZAWO³A³ MACIEK. - MILICJA NA PEWNO POZNA KTуREGOœ Z NICH NA FOTOGRAFII! - TAK, TAK, OCZYWIœCIE, LECZ PRZEDE WSZYSTKIM MUSIMY WYWO³Aж B³ONк FOTOGRAFICZN¹ - ZAUWA¿Y³ ANDRZEJ. - WCZORAJ WIECZOREM WYJ¹³EM J¹ Z APARATU ROBA. - SPIESZMY SIк, SPIESZMY - PONAGLA³A BO¿ENA. - A WIкC DO ROBOTY! NIERAZ JU¿ WYWO³YWA³EM B³ONY FILMOWE. GDZIE URZ¹DZIMY CIEMNIк? CZY MASZ WYWO³YWACZ I UTRWALACZ? - ZAPYTA³ MAREK. - W PRACOWNI JEST MA³A CIEMNIA FOTOGRAFICZNA. TAM ZNAJDZIEMY KONIECZNE APARATY I PRZYBORY - WYJAœNI³ ANDRZEJ. NIM MINк³O Pу³TOREJ GODZINY TAœMA FILMOWA ZNAJDOWA³A SIк W SUSZARCE. OCZEKUJ¹C NA WYSCHNIкCIE FILMU, CZWуRKA DETEKTYWуW-AMATORуW NARADZA³A SIк W POKOJU ANDRZEJA. NARAZ NAD DRZWIAMI ROZB³YS³A CZERWONA LAMPKA. - ANDRZEJ, TELEFON! - ZAWO³A³ MACIEK, KTуRY PIERWSZY SPOSTRZEG³ SYGNA³ œWIETLNY. - MO¿E TO WUJEK Z LONDYNU! - KRZYKNк³A BO¿ENA PODERWALI SIк NA RуWNE NOGI. POBIEGLI DO GABINETU PROFESORA. ANDRZEJ CHWYCI³ S³UCHAWKк TELEFONU I PODNIECONY NADZIEJ¹, ZAWO³A³: - TU MIESZKANIE PROFESORA RAWY, S³UCHAM! - CHWILECZKк, ³¹CZк... - POWIEDZIA³ W S³UCHAWCE KOBIECY G³OS. POTEM ODEZWA³ SIк Mк¿CZYZNA: - CZY MOGк MуWIж Z PANEM PROFESOREM RAW¹? ANDRZEJ ZAWAHA³ SIк, PO CZYM ZAPYTA³: - CZY MO¿NA WIEDZIEж, KTO PROSI? - REDAKCJA NAUKI I TECHNIKI ROZG³OœNI RADIOWEJ W KATOWICACH - ODPAR³ Mк¿CZYZNA. - CZY ZASTA³EM PANA PROFESORA W DOMU? - OJCIEC JEST... - ZACZ¹³ MуWIж ANDRZEJ, LECZ W TEJ CHWILI MAREK ZAS³ONI³ MU D³ONI¹ MIKROFON TELEFONU. - KTO TO JEST? NIE MуW, ¿E OJCA NIE MA W DOMU - OSTRZEG³. - TO Z RADIA PYTAJ¹ O OJCA - SZEPTEM WYJAœNI³ ANDRZEJ. - CHC¹ Z NIM ROZMAWIAж. - POWIEDZ, ¿E BARDZO ZAJкTY I ZAPYTAJ, O CO CHODZI - SZYBKO DORADZI³ MAREK. - HALO! CZY MOGк MуWIж Z PROFESOREM? - NIECIERPLIWI³ SIк G³OS W S³UCHAWCE. - BARDZO PRZEPRASZAM, ALE OJCIEC NIE MO¿E W TEJ CHWILI PODEJœж DO TELEFONU. CZY NIE MуG³BY PAN MNIE POWIEDZIEж? - NIEPEWNIE ODPAR³ ANDRZEJ. - CHCIELIœMY PROSIж O PRZYœPIESZENIE TERMINU POGADANKI, KTуR¹ PAN PROFESOR MIA³ WYG³OSIж DWUDZIESTEGO SZуSTEGO LIPCA. PROPONUJEMY DZIEWIкTNASTEGO LIPCA, TO JEST POJUTRZE, W CZWARTEK. PROSZк SPYTAж, CZY TO BкDZIE MO¿LIWE. BARDZO NAM ZALE¿Y, ¿EBY PAN PROFESOR OSOBIœCIE WYG³OSI³ PRELEKCJк. ANDRZEJ DAWA³ MARKOWI ROZPACZLIWE ZNAKI. TERAZ NIE WIEDZIA³, CO ODPOWIEDZIEж. DLA ZYSKANIA NA CZASIE ZAPYTA³: - PROSZк PANA, NA JAKI TEMAT MIA³A BYж TA PRELEKCJA? - “CYBERNETYKA NAUK¹ PRZYSZ³OœCI” - PAD³A ODPOWIEDŸ. - POCZ¹TKOWO UMуWILIœMY SIк, ¿E PAN PROFESOR DOSTARCZY POGADANKк NAGRAN¹ NA TAœMIE, LECZ TERAZ BARDZO NAM ZALE¿Y NA TYM, ¿EBY PROFESOR ZGODZI³ SIк WYG³OSIж J¹ OSOBIœCIE I WE WCZEœNIEJSZYM TERMINIE. JEœLI PAN PROFESOR WYRAZI ZGODк, ZAPOWIEMY PRELEKCJк W PRASIE I PRZEZ RADIO. MAREK ZAALARMOWANY PRZEZ PRZYJACIELA OD KILKU CHWIL PRZYS³UCHIWA³ SIк ROZMOWIE, PRZY³O¿YWSZY UCHO DO S³UCHAWKI. TERAZ NA MIGI DA³ DO ZROZUMIENIA, ¿EBY ZAS³ONI³ MIKROFON. GDY ANDRZEJ TO UCZYNI³, SZEPN¹³: - WPADLIœMY! POWIEDZ, ¿E POROZUMIESZ SIк Z OJCEM I ZADZWONISZ DO RADIA. - ZAPYTAM OJCA I PRZETELEFONUJк ODPOWIEDŸ ZA KILKA MINUT - POWTуRZY³ ANDRZEJ. - PROSZк ZADZWONIж POD 319-21, REDAKCJA NAUKI I TECHNIKI. SPRAWA BARDZO PILNA, CZEKAM PRZY TELEFONIE. ANDRZEJ PO³O¿Y³ S³UCHAWKк NA WIDE³KI. - NIECH TO LICHO WEŸMIE! NIEPOTRZEBNIE PALNкLIœMY G³UPSTWO - ZAFRASOWA³ SIк MAREK. - MYœLA³EM, ¿E TO KTуRYœ Z TAMTYCH TYPKуW PODSZYWA SIк POD RADIO, BY SPRAWDZIж, CZY PAN PROFESOR PRZYPADKIEM NIE POWRуCI³! CO TERAZ POCZNIEMY? - ZOBACZYCIE, JAK WUJEK ZMYJE NAM G³OWY! - ZAWO³A³A BO¿ENA. - DLACZEGO KAZA³Eœ ANDRZEJOWI MуWIж NIEPRAWDк?! - POMYLI³EM SIк, ALE PRZECIE¿, GDYBY TO BY³ TEN O LISIEJ TWARZY, PODSTкP MуG³BY ODDAж NAM WIELK¹ US³UGк - USPRAWIEDLIWIA³ SIк MAREK. - SAMI S³YSZELIœCIE, CO ONI MуWILI W ORBISIE! POWRуT PANA PROFESORA NA PEWNO ZAPOBIEG³BY NAPADOWI. - S³UCHAJCIE! - NARAZ ODEZWA³ SIк ANDRZEJ. - TEN REDAKTOR POWIEDZIA³, ¿E JEœLI OJCIEC WYRAZI ZGODк NA WYG³OSZENIE REFERATU W CZWARTEK, TO ZAPOWIEDZI BкD¹ OG³OSZONE W PRASIE I PRZEZ RADIO... CZY PAMIкTACIE, CO MуWI³ JEDEN Z TYCH Z³OCZYсCуW?! - CZEKAJ, CZEKAJ! COœ MI SIк PRZYPOMINA - ZAWO³A³ MAREK PODNIECONY JAK¹œ MYœL¹. SZYBKO WYDOBY³ Z KIESZENI NOTATKI I PO CHWILI ODCZYTA³: - “3 G³OS: ZAPAMIкTAMY, W INTERESACH JESTEœMY SKRUPULATNI. W¹SIK JEDZIE DO WROC³AWIA, A JA PRZYSI¹Dк FA³D W DOMU I, JAK ZWYKLE PRZED ROBOT¹, BкDк SPA³ I S³UCHA³ RADIA. NIKT MNIE NIE ZOBACZY. TERAZ JU¿ CHODŸMY ST¹D!” - ALE¿ TO BY³OBY WPROST GENIALNE! - ENTUZJAZMOWA³ SIк MACIEK. - WUJEK WYG³ASZA PRZEZ RADIO REFERAT, TAMTEN S³YSZY GO NA W³ASNE USZY I JU¿ PO CA³YM STRACHU! - MARZENIE œCIкTEJ G³OWY! WUJKA NIE MA I REFERATU NIE WYG³OSI - ROZGNIEWA³A SIк BO¿ENA. ANDRZEJ OPANOWANY JAK¹œ MYœL¹ PODBIEG³ DO BIURKA. W PIERWSZEJ Z BRZEGU SZUFLADZIE LE¿A³A DU¿A, WYPUK³A KOPERTA. NA JEJ WIERZCHU WIDNIA³ ODRкCZNY NAPIS: “CYBERNETYKA NAUK¹ PRZYSZ³OœCI - POGADANKA RADIOWA NA DZIEс 26 LIPCA 1962 ROKU. PRZES³Aж JESZCZE PRZED WYJAZDEM.” - ZOBACZCIE, SAMI ZOBACZCIE, CO TU SIк ZNAJDUJE - ZAWO³A³ ST³UMIONYM G³OSEM. PRZYJACIELE ZAINTRYGOWANI OBST¹PILI BIURKO. MAREK JEDNYM TCHEM PRZECZYTA³ NA G³OS NAPIS NA KOPERCIE, A POTEM ZDUMIA³ SIк: - PRZECIE¿ TO JEST REFERAT, O KTуRY UPOMINA³ SIк REDAKTOR - OSTRO¿NIE OBMACA³ PALCAMI KOPERTк I DODA³: - TAM JEST COœ OKR¹G³EGO... CZY¿BY TO BY³A TAœMA MAGNETOFONOWA?! - OJCIEC WIкKSZOœж SWYCH PRAC ZAPISUJE W TEN SPOSуB - POTWIERDZI³ ANDRZEJ. - NA PEWNO PRZED WYJAZDEM ZAPOMNIA³ WYS³Aж REFERAT DO RADIA. - ALE¿ TO CUDOWNIE SIк SK³ADA! TERAZ MY GO ZANIESIEMY I CI Z³OCZYсCY US³YSZ¹ G³OS WUJKA! - ROZPROMIENI³A SIк BO¿ENA. - CICHO B¹DŸ! - ZGROMI³ J¹ MAREK. TRZEJ CH³OPCY POROZUMIEWAWCZO SPOGL¹DALI NA SIEBIE. W ICH ROZGOR¹CZKOWANYCH G³OWACH NIEMAL JEDNOCZEœNIE ZAKIE³KOWA³ FANTASTYCZNY POMYS³. BO¿ENA MIERZY³A MILCZ¹CYCH PRZYJACIу³ PODEJRZLIWYM WZROKIEM. WIDOCZNIE ODGAD³A ICH ZAMIARY; NARAZ COFNк³A SIк KILKA KROKуW I, WYSTRASZONA, KRZYKNк³A: - ZA NIC NA œWIECIE NIE PуJDк ZE SZTUCZNYM WUJKIEM DO RADIA! POWIEM MAMIE WSZYSTKO, A NIE PуJDк! MACIEK B³YSKAWICZNYM SKOKIEM ZAS³ONI³ SOB¹ DRZWI, ABY SIOSTRA NIE MOG³A UMKN¹ж. - NIE BуJ SIк, WCALE NIE MAMY ZAMIARU NAMAWIAж CIк DO PуJœCIA Z ROBEM DO RADIA - POWIEDZIA³ ANDRZEJ. - GDYBYM BY³ PEWNY, ¿E TO POWSTRZYMA TAMTYCH Mк¿CZYZN, SAM BYM GO ZAPROWADZI³. BY³EM TAM JU¿ RAZ Z OJCEM... - ANDRZEJ, NAD CZYM SIк ZASTANAWIASZ?! - PORYWCZO ZAWO³A³ MAREK. - SAM LOS ZSY³A NAM RATUNEK! ONI PLANUJ¹ URZ¹DZIж W³AMANIE W PI¹TEK. TYMCZASEM REFERAT MA BYж WYG³OSZONY W CZWARTEK, A WIкC O JEDEN DZIEс WCZEœNIEJ! TAMTEN TYPEK CZATUJE W DOMU, S³UCHA SOBIE RADIA, A¿ TU NAGLE S³YSZY ZAPOWIEDŸ, ¿E PAN PROFESOR RAWA WYG³OSI REFERAT I PAN PROFESOR SAM PRZEMAWIA! Cу¿ WTEDY ZROBI¹ Z³ODZIEJASZKI?! - UCIEKN¹, GDZIE PIEPRZ ROœNIE! - TRIUMFUJ¹CO DOKOсCZY³ MACIEK. - NIE BкDZIEMY MUSIELI WZYWAж MILICJI I NIKT NIE DOWIE SIк O TAJEMNICY WUJKA! - TAK, TAK, W³AœNIE O TO MI CHODZI! - SZYBKO MуWI³ MAREK. - W PI¹TEK WYPRAWIMY SIк NA REKONESANS DO ZIELONEGO OCZKA. JEœLI MIMO WSZYSTKO Z³ODZIEJE TAM PRZYJD¹, NATYCHMIAST POWIADOMIMY MILICJк. NAWET BO¿ENA, USPOKOJONA PRZEZ ANDRZEJA, ¿E ON NAM ZAPROWADZI SOBOWTуRA DO RADIA, ZAPALI³A SIк DO NIEZWYK³EGO PROJEKTU. ANDRZEJ ZARAZ OTWORZY³ PACZKк, PO CZYM W³O¿Y³ TAœMк DO MAGNETOFONU. TO BY³ REFERAT PROFESORA RAWY. POTEM ANDRZEJ ZATELEFONOWA³ DO ROZG³OœNI. CENTRALA TELEFONICZNA PO³¹CZY³A GO Z REDAKCJ¹ NAUKI I TECHNIKI. - TU ANDRZEJ RAWA - RZEK³ CH³OPIEC. - W³AœNIE CZEKA³EM NA TELEFON - ROZBRZMIA³O W S³UCHAWCE. - CO PAN PROFESOR ZADECYDOWA³? - OJCIEC ZGADZA SIк WYG³OSIж REFERAT W CZWARTEK - ODPAR³ ANDRZEJ. - PROSZк PODZIкKOWAж PANU PROFESOROWI, ¿E NIE SPRAWI³ NAM ZAWODU - MуWI³ REDAKTOR. - ZARAZ PUSZCZAM ANONSY DO PRASY I NA ANTENк. - OJCIEC PROSI³, ¿EBY ZAWIADOMIENIE PRZEZ RADIO BY³O PODAWANE W Rу¿NYCH PORACH DNIA. TO BARDZO WA¿NE... - NIEœMIA³O DODA³ ANDRZEJ. - ALE¿ OCZYWIœCIE, PROSZк ZAPEWNIж PANA PROFESORA, ¿E TAK UCZYNIMY. A WIкC BкDк CZEKA³ W HALLU W CZWARTEK O GODZINIE SZESNASTEJ. POCZ¹TEK AUDYCJI O SZESNASTEJ DZIESIкж. - PRZYJDк Z OJCEM, BкDZIEMY PUNKTUALNIE O SZESNASTEJ, DO WIDZENIA - POWIEDZIA³ ANDRZEJ. PO³O¿Y³ S³UCHAWKк. NASTкPNY DZIEс CZWуRKA SPISKOWCуW SPкDZI³A NADZWYCZAJ PRACOWICIE. MACIEK Z BO¿EN¹ NA ZMIANк CZUWALI PRZY RADIU W SWOIM DOMU, ABY MATKA PRZYPADKIEM NIE US³YSZA³A ZAPOWIEDZI O REFERACIE SZWAGRA PRZEBYWAJ¹CEGO ZA GRANIC¹. MAREK NATOMIAST DOKONA³ ZAMACHU NA APARAT PANI MRUCZKOWEJ. MIANOWICIE, PODCZAS GDY ANDRZEJ ZAGADYWA³ POCZCIW¹ GOSPOSIк, MAREK OD³¹CZY³ JEDEN PRZEWODNIK OD WTYCZKI. DZIкKI TEMU ANI SZWAGIERKA, ANI GOSPODYNI NIE DOWIEDZIA³Y SIк O UKNUTYM SPISKU. REDAKTOR ROZG³OœNI DOTRZYMA³ PRZYRZECZENIA. Z G³OœNIKуW P³YNк³Y ANONSY, ¿E ZNANY I ZAS³U¿ONY POLSKI WYNALAZCA PROFESOR RAWA WYG³OSI AKTUALN¹ POGADANKк NA TEMAT WSPANIA³EJ PRZYSZ³OœCI CYBERNETYKI. NADSZED³ WIECZуR. TEGO W³AœNIE DNIA PRZYPADA³Y URODZINY OJCA MARKA. Z TEJ OKAZJI PANI CIESIELSKA ZAPROSI³A ANDRZEJA NA KOLACJк. OBYDWAJ CH³OPCY BYLI BARDZO NIESPOKOJNI. JAK CIENIE SNULI SIк PRZY APARACIE RADIOWYM. TOTE¿ PRZEZ CA³Y WIECZуR Z G³OœNIKA P³YNк³A ZAGRANICZNA MUZYKA TANECZNA. KATASTROFA NAST¹PI³A DOPIERO PODCZAS KOLACJI. OJCIEC MARKA NASTAWI³ RADIO NA KATOWICE, BY POS³UCHAж DZIENNIKA. MAREK I ANDRZEJ WYMIENIALI PANICZNE SPOJRZENIA, LECZ NIE œMIELI SPRZECIWIж SIк SOLENIZANTOWI. NARAZ ZAMARLI W BEZRUCHU. SPIKER KOсCZY³ CZYTANIE WIECZORNYCH WIADOMOœCI. I WTEDY STA³O SIк NAJGORSZE. BO OTO NIEUB³AGANY G³OS ZACZ¹³ NADAWAж KOMUNIKAT: “REDAKCJA NAUKI I TECHNIKI KATOWICKIEJ ROZG³OœNI RADIOWEJ MA DLA PAсSTWA INTERESUJ¹C¹ INFORMACJк. JUTRO, TO JEST W CZWARTEK O GODZINIE SZESNASTEJ DZIESIкж, ZAS³U¿ONY POLSKI WYNALAZCA, PROFESOR PIOTR RAWA, WYG³OSI POGADANKк NA TEMAT: CYBERNETYKA NAUK¹ PRZYSZ³OœCI!” PAN CIESIELSKI ZDUMIONY NIEOCZEKIWAN¹ WIADOMOœCI¹ SPOJRZA³ NA ANDRZEJA. - Cу¿ TO MA ZNACZYж? - ZAPYTA³. - PRZECIE¿ TWуJ OJCIEC PRZEBYWA ZA GRANIC¹? PRZY STOLE ZAPANOWA³A K³OPOTLIWA CISZA. PANI CIESIELSKA TAK¿E SPOGL¹DA³A NIEDOWIERZAJ¹CO NA SYNA PROFESORA. - CZY¿BY W RADIU MOGLI POPE³NIж TAK¹ POMY³Kк?! - ZAPYTA³A PO CHWILI. MAREK TR¹CI³ ANDRZEJA POD STO³EM I ZAWO³A³: - A TO CI HECA! KTOœ NA PEWNO OBERWIE TAM ZA TAK¹ INFORMACJк! - WCALE NIE - ZAOPONOWA³ ANDRZEJ, CZUJ¹C, ¿E RUMIEсCE WYSTкPUJ¹ MU NA TWARZ, - OJCIEC NAGRA³ POGADANKк NA TAœMIE MAGNETOFONOWEJ. JUTRO MAM J¹ DOSTARCZYж DO RADIA. PуJDZIESZ ZE MN¹, NIEPRAWDA? - HA, JEœLI TAK SIк SPRAWA PRZEDSTAWIA, TO JASNE, ¿E PуJDZIEMY RAZEM - ODPAR³ MAREK, ODDYCHAJ¹C Z ULG¹. - MUSZк POS³UCHAж TEGO REFERATU. TAK MA³O WIEM O CYBERNETYCE - ZAUWA¿Y³A PANI CIESIELSKA. - PRZY DZISIEJSZEJ TECHNICE WSZYSTKO JEST MO¿LIWE WTR¹CI³ OJCIEC. - PROSZк, PROFESOR PRZEBYWA W LONDYNIE I JEDNOCZEœNIE PRZEMAWIA W KATOWICACH! NIEBEZPIECZEсSTWO MINк³O... OBYDWAJ CH³OPCY URADOWANI TAKIM OBROTEM SPRAWY WESO³O SPкDZILI RESZTк WIECZORU. W JAK NAJLEPSZYCH HUMORACH POWRуCILI DO DOMU ANDRZEJA DOPIERO OKO³O DWUNASTEJ W NOCY. - PRZYTOMNY CH³OPAK Z CIEBIE - CHWALI³ MAREK UBIERAJ¹C SIк DO SPANIA. - ZUPE³NIE ZBARANIA³EM S³YSZ¹C KOMUNIKAT NADAWANY PRZEZ RADIO. - JA RуWNIE¿ NIE WIEDZIA³EM W PIERWSZEJ CHWILI, CO POWIEDZIEж TWOIM RODZICOM - PRZYZNA³ SIк ANDRZEJ. - NA SZCZкœCIE URATOWA³Eœ SYTUACJк. MASZ WSPANIA³Y REFLEKS. - A JEDNAK MO¿E ŸLE UCZYNILIœMY MуWI¹C NIEPRAWDк - WAHA³ SIк ANDRZEJ. - TWуJ OJCIEC NA PEWNO BY NAM POMуG³... - NIE ³AM SIк, CZUJк, ¿E WSZYSTKO PуJDZIE JAK PO MAœLE. CA³A POLSKA BкDZIE MуWI³A O NASZYM KLUBIE! CZY NIE JESTEœ DUMNY? - A JEœLI CI Z³OCZYсCY OKA¿¹ SIк SPRYTNIEJSI OD NAS?! ZBYT MA³O MAMY DOœWIADCZENIA. - ŒWIAT STOI OTWOREM PRZED M³ODZIE¿¹ - BUсCZUCZNIE POWIEDZIA³ MAREK. - Cу¿ CI W³AMYWACZE MOG¹ NAM ZROBIж?! W NAJGORSZYM WYPADKU ZAALARMUJEMY MILICJк. FOTOGRAFIE UDA³Y SIк NA MEDAL. ZDOBYLIœMY DOSKONA³E DOWODY RZECZOWE. POZA TYM PO NASZEJ STRONIE JEST GENIALNY ROB. CZY JU¿ ZAPOMNIA³Eœ O NIM? JEDNYM RUCHEM PALCA OBEZW³ADNI NAWET CA³¹ BANDк OPRYSZKуW! - PRAWDA, ZAPOMNIA³EM O ROBIE... JAK MYœLISZ, CZY MуJ OJCIEC NIE BкDZIE MIA³ DO MNIE ¿ALU? - BкDZIE Z NAS ZADOWOLONY I NAWET POCHWALI. JESTEM TEGO PEWNY. OTULILI SIк KOCAMI. SEN ZACZYNA³ KLEIж IM POWIEKI. NIE WIDZIELI JU¿ B³YSKU œWIAT³A, KTуRE NA KRуTK¹ CHWILк ZAP³ONк³O W POKOJU. UMIESZCZONY W ROGU OBIEKTYW TELEWIZYJNY MRUGN¹³ SWOIM RUCHOMYM OKIEM, PO CZYM , ZNуW ZAPAD³A CIEMNOœж. PRZED SAMYM œWITEM JAKIœ CIEс WYœLIZN¹³ SIк Z PRACOWNI PROFESORA RAWY. BEZG³OœNIE OTWORZY³ DRZWI WIOD¹CE DO OGRODU I PRZEPAD³ W MROKACH NOCY.

W POTRZASKU NADSZED³ CZWARTEK DZIEWIкTNASTEGO LIPCA. CZ³ONKOWIE KLUBU POSZUKIWACZY PRZYGуD OD SAMEGO RANA ZGROMADZILI SIк W KOMPLECIE W WILLI PROFESORA RAWY. WSZYSCY BYLI PODNIECENI. PRZECIE¿ AKCJA “UDERZENIE Z ETERU”, JAK MAREK NAZWA³ WYG³OSZENIE POGADANKI PRZEZ ROBOTA-SOBOWTуRA W ROZG³OœNI RADIOWEJ, MOG³A PRZYCZYNIж SIк DO UDAREMNIENIA W³AMANIA DO PRACOWNI WYNALAZCY. MAREK, JAKO WуDZ, CZUWA³ SKRZкTNIE NAD PRZEBIEGIEM PRZYGOTOWAс. NA JEGO POLECENIE BO¿ENA ANI NA CHWILк NIC ODSTкPOWA³A PANI MRUCZKOWEJ W KUCHNI. DZIкKI JEJ WESO³EJ PAPLANINIE ANDRZEJ MуG³ NIEPOSTRZE¿ENIE WœLIZN¹ж SIк DO PRACOWNI OJCA W CELU UMIESZCZENIA W ROBOCIE TAœMY Z REFERATEM, KTуRY MIA³ BYж WYG³OSZONY PO PO³UDNIU PRZEZ “PROFESORA RAWк”. MACIEK PE³NI³ S³U¿Bк WARTOWNICZ¹ PRZED DOMEM I CO PEWIEN CZAS SK³ADA³ PRZYWуDCY MELDUNKI O WARUNKACH ATMOSFERYCZNYCH. NA SZCZкœCIE DLA M³ODYCH SPISKOWCуW POGODA ZDECYDOWANIE ULEG³A POPRAWIE. POPRZEZ STRZкPIASTE CHMURY PRZEœWIECA³O S³OсCE. U³ATWIA³O TO PRZEPROWADZENIE SOBOWTуRA DO ROZG³OœNI RADIOWEJ. JESZCZE PRZED OBIADEM WSZYSTKIE PRZYGOTOWANIA ZOSTA³Y ZAKOсCZONE. MAREK W³AœNIE ROZSIAD³ SIк ZA STO³EM W POKOJU ANDRZEJA I ODBIERA³ MELDUNKI OD USTAWIONYCH PRZED NIM W SZEREGU CZ³ONKуW KLUBU. - ANDRZEJ PIERWSZY ZDAJE SPRAWOZDANIE - POLECI³ DOWуDCA, PRZYBIERAJ¹C SUROWY WYRAZ TWARZY. - ROB JEST GOTуW DO WYJœCIA I WYG³OSZENIA REFERATU. WSZYSTKIE URZ¹DZENIA DZIA³AJ¹ BEZ ZARZUTU. - A CZY PRZYPADKIEM NIE ZA³O¿Y³Eœ TAœMY ODWROTNIE? - INDAGOWA³ MAREK. - PO PRZES³UCHANIU CA³EGO REFERATU SPRAWDZI³EM, CZY TAœMA JEST W³O¿ONA PRAWID³OWO - USPOKOI³ GO ANDRZEJ. - SKONTROLOWA³EM RуWNIE¿ DZIA³ANIE APARATU ZDALNIE KIERUJ¹CEGO. ROB REAGUJE POS³USZNIE NA WSZYSTKIE ROZKAZY. - ALE JA ZA NIC NA œWIECIE NIE BкDк PROWADZI³A SZTUCZNEGO WUJKA - POœPIESZNIE ZASTRZEG³A SIк BO¿ENA. MAREK ZMROZI³ J¹ SUROWYM SPOJRZENIEM I UPOMNIA³: - NIE ODZYWAJ SIк, GDY CIк NIE PYTAM! JU¿ POSTANOWI³EM, ¿E ANDRZEJ OSOBIœCIE BкDZIE STEROWA³ ROBOTEM. - DOBRZE, DOBRZE, JA TAK TYLKO NA WSZELKI WYPADEK, BO WY ZAWSZE NAJGORSZE SPYCHACIE NA MNIE... - NIE B¹DŸ ZA PRZEBIEG³A! TERAZ MACIEK SK³ADA MELDUNEK! - NA DWORZE POGODNIE I CIEP³O, ROBOT MO¿E PуJœж BEZ P³ASZCZA I KAPELUSZA - POWIEDZIA³ MACIEK. - NO, BO¿ENA, TERAZ TWOJA KOLEJ! - ROZKAZA³ DOWуDCA. - PILNOWA³AM, ¿EBY GOSPOSIA NIE PRZESZKADZA³A ANDRZEJOWI I JEDNOCZEœNIE DOWIEDZIA³AM SIк CZEGOœ NAPRAWDк BARDZO WA¿NEGO. PO PO³UDNIU PANI MRUCZKOWA ROBI U SIEBIE PRZEPIуRKк. PAN MRUCZEK POBRUDZI³ JU¿ WSZYSTKIE KOSZULE. NIE BкDZIE Z NI¹ K³OPOTU PODCZAS WYPROWADZANIA Z PRACOWNI SZTUCZNEGO WUJKA. - DOBRZE SIк SPISA³Aœ! TO RZECZYWIœCIE WA¿NA DLA NAS WIADOMOœж - POCHWALI³ MAREK. - DOBRA, IDŸCIE NA OBIAD, A POTEM PUNKT O PIкTNASTEJ ZBIуRKA TUTAJ! ZROZUMIANO?! O WPу³ DO CZWARTEJ PO PO³UDNIU BEZ PRZESZKуD PO CICHU WYMKNкLI SIк Z DOMU. ZGODNIE Z USTALONYM PLANEM ANDRZEJ SAM STEROWA³ CYBERNETYCZNYM CZ³OWIEKIEM. ROBOT KROCZY³ POS³USZNIE, REAGUJ¹C NA WSZYSTKIE ROZKAZY. TRуJKA PRZYJACIу³ POD¹¿A³A TU¿ ZA SOBOWTуREM PROFESORA RAWY. Z NIEZWYK³YM NAPIкCIEM œLEDZI³A KA¿DY JEGO RUCH. TAK JAK PODCZAS WYPRAWY DO ORBISU, Z ULICY KOœCIUSZKI SKRкCILI W JORDANA I BOCZNYMI ULICAMI DOTARLI DO ROGU ULICY LIGONIA. TAM W³AœNIE MIEœCI³ SIк GMACH ROZG³OœNI. PUNKTUALNIE O CZWARTEJ ANDRZEJ WPROWADZI³ ROBOTA IM KAMIENNE SCHODY. POBLAD³ Z OBAWY, JAK ZACHOWA SIк OCZEKUJ¹CY NA NICH REDAKTOR. CZY NIC NIE POZNA?! CZY ROBOT POS³USZNIE WYKONA ZADANIE? BEZRADNIE OBEJRZA³ SIк NA PRZYJACIу³, KTуRZY POZOSTALI NA ULICY. SZEPTALI COœ O¿YWIENI I ZNAKAMI DODAWALI MU OTUCHY. ANDRZEJ OTWORZY³ PIERWSZE DRZWI, POTEM NASTкPNE. WESZLI DO HALLU. PRZY MA³YM STOLIKU OBOK SZATNI GAWкDZI³O DWуCH UMUNDUROWANYCH STRA¿NIKуW. ANDRZEJ SZYBKO ROZEJRZA³ SIк WOKO³O. REDAKTORA JESZCZE NIE BY³O W HALLU. NARAZ ROBOT ODWRуCI³ SIк KU STRA¿NIKOM. WOLNO RUSZY³ W ICH KIERUNKU. ANDRZEJ PRуBOWA³ GO POWSTRZYMAж, LECZ ROBOT NIE REAGOWA³ NA ROZKAZY. STRA¿NICY ZAZWYCZAJ WYDAWALI PRZEPUSTKI INTERESANTOM WCHODZ¹CYM DO ROZG³OœNI, TOTE¿ UPRZEJMIE PODERWALI SIк NA WIDOK POWA¿NEGO Mк¿CZYZNY. - DZIEс DOBRY, DO KOGO PAN SOBIE ¿YCZY... - ZACZ¹³ JEDEN Z NICH. NIE DOKOсCZY³ ZDANIA. W TEJ CHWILI RуB UNIуS³ PRAW¹ D³Oс. Z WSKAZUJ¹CEGO PALCA WYTRYSN¹³ NIK³Y OB³OCZEK. OBYDWAJ STRA¿NICY OSZO³OMIENI OSUNкLI SIк NA KRZES³A. ANDRZEJ OMAL NIE ZEMDLA³ Z PRZESTRACHU. DOPIERO TERAZ SPOSTRZEG³ NA PIERSIACH JEDNEGO Z NICH JAK¹œ B³YSZCZ¹C¹ ODZNAKк WOJSKOW¹, ZAPEWNE SPRAWCZYNIк CA³EGO NIESZCZкœCIA. - DZIEс DOBRY, PANIE PROFESORZE! - ROZBRZMIA³O W TEJ CHWILI GDZIEœ ZA PLECAMI ANDRZEJA. - ROZPOCZYNAMY ZA PIкж MINUT... ANDRZEJ JAK PRZEZ MG³к UJRZA³ NADBIEGAJ¹CEGO Mк¿CZYZNк. SOBOWTуR, WCI¹¿ JESZCZE Z WYCI¹GNIкT¹ PRAW¹ RкK¹, ODWRуCI³ SIк DO NIEGO. REDAKTOR POœPIESZNIE UœCISN¹³ D³Oс “PROFESORA” I MуWI³ DALEJ NIE SPOSTRZEGAJ¹C OMY³KI: - BARDZO PRZEPRASZAM, SPуŸNI³EM SIк TROCHк, PROSZк DO STUDIA, ZARAZ ROZPOCZYNAMY... PROSZк ZA MN¹! POSZED³ PIERWSZY... ANDRZEJ OPRZYTOMNIA³. ZERKN¹³ NA STRA¿NIKуW. OSZO³OMIENI SIEDZIELI Z LEKKO ODCHYLONYMI DO TY³U G³OWAMI. ANDRZEJ CHWYCI³ ROBOTA ZA RкKк. POPROWADZI³ GO ZA REDAKTOREM ZNIKAJ¹CYM W KORYTARZU Z PRAWEJ STRONY HALLU. NACISN¹³ D³Oс SOBOWTуRA. MINкLI TRZY KAMIENNE STOPNIE, PO CZYM ZBOCZYLI W KORYTARZ. ROBOT ZNуW POS³USZNIE SZED³ ZA ANDRZEJEM. REDAKTOR ZATRZYMA³ SIк PRZED DRZWIAMI, NAD KTуRYMI WIDNIA³ SYGNA³ œWIETLNY. BY³O TO “STUDIO SPIKERA”. OTWORZY³ DRZWI. W G³кBI POKOJU PRZEDZIELONEGO SZKLAN¹ œCIAN¹ STA³ STOLIK NAKRYTY ZIELONYM SUKNEM. NAD STOLIKIEM ZWISA³ MIKROFON. - PAN PROFESOR BкDZIE UPRZEJMY ZAJ¹ж MIEJSCE - ODEZWA³ SIк REDAKTOR. - CZERWONE œWIAT³O, JAK ZWYKLE, JEST HAS³EM, ¿E ROZPOCZYNAMY AUDYCJк! DRZWI CICHO SIк ZAMKNк³Y. ANDRZEJ POZOSTA³ SAM NA SAM Z ROBOTEM. USADOWI³ GO W FOTELU PRZY STOLIKU. PE³EN NIEPOKOJU PRZYSIAD³ W TYLE NA KRZEœLE. ZA SZKLAN¹ œCIAN¹ SPIKER DA³ W³AœNIE ZNAK, ¿E ZARAZ W³¹CZY MIKROFON. ZACZ¹³ ZAPOWIADAж AUDYCJк. ANDRZEJ SZYBKO WYDOBY³ Z KIESZENI PUDE³ECZKO-NADAJNIK. OTWORZY³ WIEKO. WYDOBY³ WTYCZKк, A NASTкPNIE LEKKO WSUN¹³ J¹ W SZуSTY OTWуR. TERAZ WLEPI³ WZROK W œWIETLNE SYGNA³Y NA œCIANIE. W TEJ CHWILI JESZCZE NIC SIк NIE DZIA³O. NARAZ Mк¿CZYZNA ZA SZKLAN¹ œCIAN¹. KIWN¹³ G³OW¹, ZAJAœNIA³A CZERWONA LAMPKA. ANDRZEJ MOCNIEJ DOCISN¹³ WTYCZKк. ROBOT PRZEMуWI³... “CYBERNETYKA JEST NA WSKROœ NOWOCZESN¹ NAUK¹, ZAPOCZ¹TKOWAN¹ ZALEDWIE KILKANAœCIE LAT TEMU PRZEZ WYBITNEGO AMERYKAсSKIEGO MATEMATYKA POLSKIEGO POCHODZENIA - NORBERTA WIENERA. JEGO KLASYCZNE DZIE³O CYBERNETYCZNE POD TYTU³EM: “CYBERNETYKA, CZYLI STEROWANIE I ³¹CZNOœж W ZWIERZкCIU I MASZYNIE” - UKAZA³O SIк W STANACH ZJEDNOCZONYCH I WE FRANCJI W 1948 ROKU I BY³O WуWCZAS PRAWDZIW¹ REWELACJ¹ W œWIECIE NAUKOWYM. PODCZAS MINIONEJ WOJNY œWIATOWEJ NAST¹PI³ OLBRZYMI ROZWуJ WSPу³CZESNEJ TELEKOMUNIKACJI, Z TELEWIZJ¹, RADAREM I ELEKTRONIK¹ STOSOWAN¹ NA CZELE. WIELE ZAGADNIEс PORUSZANYCH W DZIELE WIENERA JAKO HIPOTEZY, DZISIAJ JEST JU¿ W PE³NI UDOWODNIONYCH. TRUDNO JU¿ OBECNIE PRZEWIDZIEж, DLA JAKICH NAUK CYBERNETYKA STANIE SIк NAJBARDZIEJ PRZYDATNA. ZAINTERESOWANE JEJ ROZWOJEM S¹ NIE TYLKO TAKIE NAUKI TECHNICZNE, JAK AUTOMATYKA, MASZYNY MATEMATYCZNE I TELEKOMUNIKACJA, LECZ RуWNIE¿ I FIZJOLOGIA, EKONOMIA Z TEORI¹ PLANOWANIA EKONOMICZNEGO I MEDYCYNA. W BADANIACH SWYCH CYBERNETYKA POS³UGUJE SIк LOGIK¹ MATEMATYCZN¹, NOWOCZESN¹ ALGEBR¹ I RACHUNKIEM PRAWDOPODOBIEсSTWA. CYBERNETYKк CORAZ SZERZEJ STOSUJE SIк DZIœ W PRZEMYœLE, NAUKACH PRZYRODNICZYCH, A NAWET SPO³ECZNYCH...” ROBOT SPOKOJNIE MуWI³ DALEJ, A ANDRZEJ DR¿A³ Z NIECIERPLIWOœCI. CZY STRA¿NICY ODZYSKALI JU¿ PRZYTOMNOœж? CO POMYœLELI O DZIWNYM WYDARZENIU? CZY NIE ZATRZYMAJ¹ ICH, GDY BкD¹ WYCHODZILI? MINUTA MKNк³A ZA MINUT¹... NAG³E UMILKNIкCIE ROBA PRZYWRуCI³O ANDRZEJA RZECZYWISTOœCI. NA œCIANIE ZGAS³O CZERWONE œWIAT³O. AUDYCJA DOBIEG³A KOсCA. NA KORYTARZU OCZEKIWA³ REDAKTOR. ODPROWADZI³ DOMNIEMANEGO PROFESORA RAWк A¿ DO DRZWI HALLU. “PROFESOR” W SKUPIENIU WYS³UCHA³ PODZIкKOWANIA. STRA¿NICY, JAK SIк CH³OPCU WYDAWA³O, NIECO ONIEœMIELENI, Z DALEKA UPRZEJMIE ZASALUTOWALI. ANDRZEJ Z TRUDEM OPANOWYWA³ SIк, BY RуWNYM KROKIEM ZEJœж Z ROBOTEM PO SCHODACH. OLBRZYMIA RADOœж ROZPIERA³A JEGO PIERSI. A WIкC UDA³O SIк! TU¿ SPRZED ROZG³OœNI SKRкCI³ W PRAW¹ PRZECZNICк. OPAD³A GO ZARAZ TRуJKA ZNIECIERPLIWIONYCH PRZYJACIу³. - NO I CO, NO I CO?! - WO³A³ MAREK. - JAK POSZ³O?! - DOPYTYWA³ SIк MACIEK. - CZY... NIC Z³EGO SIк NIE STA³O? - WTуROWA³A BO¿ENA, PODEJRZLIWIE ZERKAJ¹C NA SOBOWTуRA. ANDRZEJ URYWANYM G³OSEM OPOWIADA³, CO WYDARZY³O SIк W ROZG³OœNI. BO¿ENA ZALEDWIE US³YSZA³A O CHWILOWYM NIEPOS³USZEсSTWIE ROBOTA, ZARAZ ZAWO³A³A: - A CO? NIE MуWI³AM, ¿E ROB JEST TAK SAMO PRZEBIEG³Y, JAK TEN AMERYKAсSKI ROBOT, CO TO ZABI³ KONSTRUKTORA?! JU¿ WIкCEJ NIE WYCHODZк Z NIM NA ULICк! - NIE MуW G³UPSTW, BO¿ENA! - OFUKN¹³ J¹ MACIEK. - ROBOT REAGOWA³ TYLKO NA WIDOK ODZNAKI. SAM GO NA TO UCZULI³EM, LECZ WIDOCZNIE WADLIWIE U³O¿Y³EM PROGRAM DZIA³ANIA - USPRAWIEDLIWIA³ SIк ANDRZEJ. - NIE ZNAM SIк NA TYM TAK JAK OJCIEC! - NIE MARTWCIE SIк! - WTR¹CI³ ROZPROMIENIONY MAREK. - UDA³O SIк WSPANIALE! Z³ODZIEJASZKI NA PEWNO JU¿ ZREZYGNOWA³Y Z W³AMANIA! ROBOT PIERWSZA KLASA! PRZECIE¿ SZTUCZNY ROZUM ZBUDOWANY Z Kу³EK, œRUBEK I LAMPEK NIE MO¿E DZIA³Aж TAK PRECYZYJNIE JAK PRAWDZIWY LUDZKI! JESTEM PEWNY, ¿E ROBOT PANA PROFESORA ZAKASOWA³ WSZYSTKIE INNE SZTUCZNE STWORY. TAK ROZMAWIAJ¹C ZBLI¿ALI SIк DO ULICY PONIATOWSKIEGO, PRZECINAJ¹CEJ ULICк KOœCIUSZKI. W³AœNIE PRZECHODZILI PRZEZ JEZDNIк... NARAZ OBOK ZABYTKOWEJ, STULETNIEJ GRUSZY ROBOT ZNуW NIEOCZEKIWANIE OKAZA³ NIEPOS³USZEсSTWO. PRZYSTAN¹³ MA WYSEPCE NA œRODKU JEZDNI OBOK ROZ³O¿YSTEGO DRZEWA. NIE REAGOWA³ NA ROZKAZ “IDŸ”, ODWRACA³ G³OWк DO TY³U. - ANDRZEJ, CO SIк DZIEJE? - SZEPN¹³ WYSTRASZONY MAREK. - NIE WIEM, NIE CHCE S³UCHAж - ODPAR³ PODNIECONY ANDRZEJ. BO¿ENA KILKOMA SUSAMI PRZESADZI³A JEZDNIк. PRZYSTANк³A DOPIERO ZA KIOSKIEM RUCHU. NA SZCZкœCIE NIEPOS³USZEсSTWO ROBOTA TRWA³O TYLKO KRуTK¹ CHWILк. BO OTO ZAPRZESTAWSZY OGL¹DAж SIк, RUSZY³ SPOKOJNIE U BOKU ZDENERWOWANEGO ANDRZEJA. - CO JEMU SIк STA³O? - DZIWI³ SIк MAREK. - PRZESTAс GO OBGADYWAж - POSPIESZNIE WTR¹CI³ MACIEK, TRWO¿LIWIE ZERKAJ¹C NA CYBERNETYCZNEGO CZ³OWIEKA. - MO¿E ON ROZUMIE, CO TY O NIM MуWISZ I CHCE UDOWODNIж, ¿E POTRAFI MYœLEж SAMODZIELNIE. MAREK ZAMILK³. SPOGL¹DAJ¹C SPOD OKA NA ROBA, PRZYSPIESZY³ KROKU. BO¿ENA NIECO ZALкKNIONA SZ³A W TYLE ZA CH³OPCAMI. MINкLI G³уWN¹ BRAMк PARKOW¹. ROB SZED³ MIAROWO, LEKKO ODWRуCIWSZY G³OWк W STRONк GкSTYCH ZAROœLI ODGRADZAJ¹CYCH PARK KOœCIUSZKI OD ULICY. ANDRZEJ Z OBAW¹ OBSERWOWA³ ZACHOWANIE SIк SOBOWTуRA. NIE MIA³ W¹TPLIWOœCI, ¿E MECHANIZM SZTUCZNEGO CZ³OWIEKA ULEGA³ JAKIMœ DZIWNYM ZAK³уCENIOM. A MO¿E TE¿ ROBOT SAM U³O¿Y³ SOBIE JAKIœ PROGRAM DZIA³ANIA? OJCIEC PRZECIE¿ MуG³ ULEPSZYж I ROZSZERZYж UMIEJкTNOœCI ROBOTA W WIкKSZEJ MIERZE NI¿ ZWIERZY³ MU SIк PRZED SWOIM WYJAZDEM. ANDRZEJ TAK BARDZO PRAGN¹³ JU¿ ZNALEŸж SIк Z POWROTEM W DOMU! TERAZ DOPIERO PRZERA¿A³A GO MYœL, ¿E UCZULAJ¹C ROBOTA NA ODZNAKк Z FOSFORYZUJ¹C¹ B³YSKAWIC¹, MуG³ USZKODZIж PRECYZYJNY MECHANIZM SZTUCZNEGO CZ³OWIEKA. TRуJKA PRZYJACIу³, PE³NA OBAW I NIEPOKOJU POD¹¿A³A OBOK W MILCZENIU. ZBLI¿ALI SIк DO WYLOTU BOCZNEJ ALEI PARKU. WTEM ROBOT ZNуW PRZYSTAN¹³. PO KRуTKIEJ CHWILI WAHANIA ZBOCZY³ W ALEJк. POBIEGLI ZA NIM. WPADLI WPROST NA ROZMAWIAJ¹C¹ GRUPKк Mк¿CZYZN. RуB W³AœNIE STA³ PRZED NIMI, ONI NATOMIAST SPRAWIALI WRA¿ENIE, JAKBY CHCIELI RZUCIж SIк NA NIEGO. WYSTRASZONE DZIECI NATYCHMIAST POZNA³Y SWOICH TAJEMNICZYCH WROGуW, KTуRZY PRAWDOPODOBNIE œLEDZILI ICH OD CHWILI WYJœCIA Z ROZG³OœNI. ROBOT UCZULONY NA ¿ETONY Z FOSFORYZUJ¹CYMI B³YSKAWICAMI WYCZUWA³ OBECNOœж Z³OCZYсCуW W POBLI¿U I Z TEGO POWODU NASTкPOWA³Y ZAK³уCENIA W JEGO MECHANIZMIE. MAREK UJRZAWSZY PODEJRZANYCH Mк¿CZYZN KRZYKN¹³ MIMO WOLI: - PANIE PROFESORZE, TO ONI! - MILCZ SMARKACZU, ALBO SPOTKA CIк COœ Z³EGO! - ZAGROZI³ TкGI Mк¿CZYZNA, PRZYSKAKUJ¹C DO NIEGO. MAREK COFN¹³ SIк, ODRUCHOWO OS³ONI³ RAMIENIEM G³OWк. TEGO DNIA TYLKO Mк¿CZYZNA O LISIEJ TWARZY NOSI³ ROZPOZNAWCZY ¿ETON. SOBOWTуR JAK ZAFASCYNOWANY WPATRYWA³ SIк W KLAPк JEGO MARYNARKI. LISIA TWARZ ZACZ¹³ COFAж SIк KROK ZA KROKIEM. ROBOT NATYCHMIAST RUSZY³ ZA NIM. CH³OPCY I BO¿ENA STALI PRZERA¿ENI. DWуCH Mк¿CZYZN ZAGRADZA³O IM DROGк. - ZAJMIJ SIк PAN DZIECIARAMI, MY POGADAMY Z TAMTYM - MRUKN¹³ JEDEN Z NICH. - ZACHOWUJCIE SIк SPOKOJNIE, ALBO...ŸLE BкDZIE Z WASZYM PROFESORKIEM - OSTRZEG³ NAJTк¿SZY Z NAPASTNIKуW. - NIE PRуBUJCIE UCIEKAж. JEœLI BкDZIECIE GRZECZNI, NIC SIк WAM ANI JEMU NIE STANIE. PуJDZIEMY NA LODY. RUSZAJCIE PRZEDE MN¹! POPROWADZI³ ICH Z POWROTEM KU MIASTU. CH³OPCY CO CHWILA SPOGL¹DALI ZA SIEBIE. ZIMNY, OKRUTNY WZROK Z³OCZYсCY PRZERA¿A³ ICH I ZMUSZA³ DO POS³USZEсSTWA. Mк¿CZYZNA ZAPROWADZI³ DZIECI DO ALODY, MA³EJ LODZIARNI W SUTERENIE DOMU NA ULICY KOœCIUSZKI. KUPI³ IM DU¿E PORCJE LODуW I KAZA³ USI¹œж PRZY STOLIKU. BO¿ENIE DR¿A³Y WARGI, BY³A BLISKA P³ACZU. CH³OPCY SPODE ³BуW SPOGL¹DALI NA PONUREGO Mк¿CZYZNк. TUTAJ MIкDZY LUDŸMI CZULI SIк TROCHк PEWNIEJ. Cу¿ JEDNAK STA³O SIк Z ROBEM? Mк¿CZYZNA ZABRONI³ IM ROZMAWIAж, WIкC SIEDZIELI CICHO, JEDZ¹C LODY, KTуRE CHYBA PO RAZ PIERWSZY W ¿YCIU BY³Y TAK TRUDNE DO PRZE³KNIкCIA. - NARESZCIE SKOсCZYLI. Z³OCZYсCA W KOсCU SPOJRZA³ NA ZEGAREK. - IDZIEMY! TYLKO MILCZEж I GRZECZNIE Iœж PRZEDE MN¹ - ROZKAZA³. WYSZLI PO SCHODKACH NA ULICк. - CZO³EM DRUHU! - NARAZ ZAWO³A³ MAREK. - ACH TO WY? CZO³EM! - ODPOWIEDZIA³ DRU¿YNOWY ZAWADA TERAZ DOPIERO SPOSTRZEGAJ¹C M³ODYCH PRZYJACIу³. - MILCZCIE, LUB PROFESOR ZGINIE! - SYKN¹³ Mк¿CZYZNA. - PAMIкTAJCIE! ZAWADA ZBLI¿Y³ SIк DO NICH. Mк¿CZYZNA UPRZEJMIE UK³ONI³ MU SIк KAPELUSZEM I SZYBKO PRZESZED³ NA DRUG¹ STRONк ULICY. - OH, JAK TO DOBRZE, ¿E NAS KOLEGA SPOTKA³ - SZEPNк³A BO¿ENA Z TRUDEM ODDYCHAJ¹C. - KOLEGO, CHODŸCIE Z NAMI DO DOMU ANDRZEJA - JEDNYM TCHEM WYRZUCI³ Z SIEBIE MAREK. - CHкTNIE SKORZYSTAM Z ZAPROSZENIA - ODPAR³ ZAWADA. - ZA³ATWIк TU NA KOœCIUSZKI PEWN¹ SPRAWк I BкDк ZA JAKIEœ Pу³ GODZINY. DOBRZE? - A NIE MуG³BY KOLEGA ZARAZ?! - POPROSI³ ANDRZEJ. BO¿ENA CHCIA³A COœ POWIEDZIEж, ALE MAREK J¹ UPRZEDZI³: - DOSKONALE, TYLKO NIECH KOLEGA NIE NAWALI. CZY MO¿EMY LICZYж NA KOLEGк ZA Pу³ GODZINY? - OCZYWIœCIE, JEœLI TO COœ PILNEGO, POSTARAM SIк PRZYJœж JAK NAJWCZEœNIEJ - ODPOWIEDZIA³ ZAWADA. - DOBRA, TYLKO NA PEWNO, TO COœ... NAPRAWDк WA¿NEGO! - DORZUCI³ MAREK. - POSPIESZк SIк, A WIкC DO WIDZENIA! AKURAT NADJECHA³A SZESNASTKA. MAREK POCI¹GN¹³ SWYCH PRZYJACIу³ DO TRAMWAJU. PO DZIESIкCIU MINUTACH BYLI PRZY ULICY FITELBERGA. CHCIELI UPEWNIж SIк, CZY NIEZWYK³Y ROBOT-SOBOWTуR W JAKIœ SPOSуB NIE ZDO³A³ SAMODZIELNIE POWRуCIж DO DOMU. POTEM ZAMIERZALI TELEFONICZNIE ZAWEZWAж MILICJк. TERAZ I OD ZAWADY RуWNIE¿ MOGLI OCZEKIWAж POMOCY. WPADLI DO OGRODU. ZATRZYMALI SIк PRZED FRONTOWYM WEJœCIEM. ANDRZEJ WYPOWIEDZIA³ HAS³O. DRZWI CICHO SIк OTWORZY³Y. WESZLI DO HALLU. DRZWI SAMOCZYNNIE ZAMKNк³Y SIк, UKAZUJ¹C Mк¿CZYZNк O LISIEJ TWARZY, KTуRY DO TEJ PORY KRY³ SIк ZA NIMI. POZNALI GO NATYCHMIAST, MIMO CZARNEJ MASKI. W RкKU JEGO PO³YSKIWA³A BROс. - MARSZ DO PRACOWNI! - GROŸNIE ROZKAZA³. PORA¿ENI STRACHEM, “DETEKTYWI” WYKONALI POLECENIE. W PRACOWNI ZASTALI RESZTк ZAMASKOWANYCH Mк¿CZYZN. TEN, KTуRY ZABRA³ ICH NA LODY, ZNAJDOWA³ SIк TAM RуWNIE¿. WIDOCZNIE PRZYJECHA³ TAKSуWK¹ WCZEœNIEJ OD NICH. ZA ODCHYLONYM SKRZYD³EM PARAWANU STA³ PUSTY FOTEL. ROB PRZEPAD³ JAK KAMIEс W WODк. - SIADAж POD œCIAN¹ I MILCZEж - WARKN¹³ LISIA TWARZ. - WASZA PRZEM¹DRZA³A GOSPODYNI SIEDZI ZWI¹ZANA W KUCHNI. JEJ M¹¿ NA SZYCHCIE W KOPALNI, A PAN PROFESOR ZAMKNIкTY W BUNKRZE NIEDALEKO ST¹D. UWOLNICIE GO, GDY MY SIк ULOTNIMY! ZROZUMIANO? PANIE W. BIERZ SIк PAN DO ROBOTY! BO¿ENA UKRY³A TWARZ W CHUSTECZCE I P³AKA³A. ANDRZEJ œMIERTELNIE BLADY OTOCZY³ J¹ RAMIENIEM. Z³OCZYсCY PRZESTALI ZWRACAж NA NICH UWAGк. TYLKO LISIA TWARZ STA³ NA STRA¿Y W DRZWIACH DO PRACOWNI. CH³OPCY PRZERA¿ENI SPOGL¹DALI NA SIEBIE. WPADLI W POTRZASK! TERAZ ZNIK¹D NIE MOGLI OCZEKIWAж POMOCY. ZAWADA PRZYJDZIE I ZAPEWNE ODEJDZIE, ZASTAWSZY DRZWI ZAMKNIкTE, LUB, TAK JAK ONI, WPADNIE W PU³APKк. ANDRZEJ GOR¹CZKOWO ROZMYœLA³ O ROBIE. LISIA TWARZ POWIEDZIA³, ¿E CYBERNETYCZNY SOBOWTуR OJCA ZOSTA³ UWIкZIONY W BUNKRZE. ANDRZEJ DOBRZE ZNA³ TEN POWOJENNY BUNKIER. ZNAJDOWA³ SIк W POBLI¿U DOMU. BETONOWA BUDOWLA, NA Pу³ UKRYTA W ZIEMI, POSIADA³A MOCNE, ¿ELAZNE DRZWI, ZAMYKANE Z ZEWN¹TRZ NA RYGIEL. RуB SAM NIE MуG³ IM PRZYJœж Z POMOC¹. BYLI WIкC ZDANI NA ³ASKк I NIE³ASKк Z³OCZYсCуW... LISIA TWARZ RуWNIE¿ MUSIA³ TAK MNIEMAж. ON TO BOWIEM WYPROWADZI³ DOMNIEMANEGO PROFESORA ZA PARK KOœCIUSZKI A¿ NA BRYNуW. PRZEDTEM, MYSZKUJ¹C PRZEZ SZEREG DNI W POBLI¿U DOMU PROFESORA, PRZYPADKIEM NATRAFI³ NA BUNKIER. TOTE¿ PRZYPOMNIA³ SOBIE O NIM TEGO POPO³UDNIA W PARKU KOœCIUSZKI, GDY “NAUKOWIEC” UPORCZYWIE D¹¿Y³ ZA NIMI. WYWIуD³ GO W ODLUDNE MIEJSCE. PIERWSZY WSUN¹³ SIк DO BUNKRA, PORWA³ Z ZIEMI KAWA³ CEG³Y. “PROFESOR” NIEœWIADOM NIEBEZPIECZEсSTWA OTRZYMA³ SILNY CIOS W TY³ G³OWY. LISIA TWARZ B³YSKAWICZNIE WYSKOCZY³ NA ZEWN¹TRZ, ZATRZASN¹³ ¿ELAZNE DRZWI, ZASUN¹³ RYGIEL. W POBLI¿U DOMU SPOTKA³ SIк Z KAMRATAMI. STARANNIE OPRACOWANY PLAN NAPADU POWIуD³ SIк CA³KOWICIE. Z³OCZYсCY PEWNI BEZKARNOœCI PRуBOWALI OTWORZYж PANCERN¹ KASк WYNALAZCY, A TYMCZASEM SZTUCZNY CZ³OWIEK-SOBOWTуR STA³ BEZ RUCHU W CIEMNYM BUNKRZE. UDERZENIE CEG³¹ Z³AGODZI³A MASA PLASTYCZNA POKRYWAJ¹CA STALOW¹ CZASZKк. MIMO TO WSTRZ¹S WY³¹CZY³ PROGRAM DZIA³ANIA. ROBOT ZNуW PRZEMIENI³ SIк W NIERUCHOM¹ MASZYNк. PO JAKIMœ CZASIE STA³A SIк DZIWNA RZECZ. SYNTETYCZNY CZ³OWIEK DRGN¹³, RUSZY³ PRZED SIEBIE. NATRAFI³ NA BETONOW¹ œCIANк. PRZYSTAN¹³, LECZ SILNY IMPULS P³YN¹CY Z ZEWN¹TRZ POBUDZA³ GO DO CZYNU. COFN¹³ SIк A POTEM ROZPOCZ¹³ WкDRуWKк WZD³U¿ MURU. NARAZ POTKN¹³ SIк O STOS GRUZU. RUN¹³ NA ZIEMIк. STALOWE CIELSKO NIEPORADNIE DRGA³O PRZEWALAJ¹C SIк Z BOKU NA BRZUCH. POWOLI, Z WIELKIM TRUDEM ROBOT PRуBOWA³ POWSTAж. PRZYBIERA³ DZIWACZNE POZYCJE, ZMIENIAJ¹C W TEN SPOSуB œRODEK CIк¿KOœCI CIA³A; CHCIA³ U³ATWIж SOBIE PODNOSZENIE NуG, KTуRE PRZY POWSTAWANIU NIE MOG³Y BYж OBCI¹¿ONE SI³¹ W³ASNEGO CIк¿ARU. W KOсCU STAN¹³ NA NOGI. POSZED³ PRZED SIEBIE. TYM RAZEM NATRAFI³ NA ¿ELAZNE DRZWI. SILNY IMPULS RADIOWYCH FAL POBUDZA³ GO WCI¹¿ DO DZIA³ANIA, W³¹CZA³ ODPOWIEDNIE PROGRAMY. ROB COFN¹³ SIк O Pу³ KROKU OD ZAPORY, UNIуS³ LEW¹ RкKк. Z WSKAZUJ¹CEGO PALCA WYSUN¹³ SIк MALEсKI STALOWY TRZPIEс. RкKA ZAKREœLI³A DU¿E Pу³KOLE DOTYKAJ¹C ZAPORY ULTRADŸWIкKOWYM TRZPIENIEM. CZкœж DRZWI, W KTуRYCH ZNAJDOWA³ SIк RYGIEL, ZOSTA³A WYCIкTA. TERAZ RAMIк WOLNO OPAD³O W Dу³. NAPуR STALOWEGO CIELSKA OTWORZY³ CIк¿KIE DRZWI. ROB BY³ WOLNY. MIAROWYM KROKIEM POD¹¿Y³ ZA IMPULSEM NIESIONYM PRZEZ FALE RADIOWE, WYSY³ANE Z WILLI PROFESORA RAWY.

ZEMSTA ROBOTA W¹SIK NA³O¿Y³ GUMOWE RкKAWICZKI. PODSZED³ DO WMUROWANEJ W œCIANк PANCERNEJ KASY. PRZEZ JAKIœ CZAS PRZYGL¹DA³ SIк JEJ OKIEM ZNAWCY. POTEM KOсCAMI PALCуW DELIKATNIE DOTYKA³ STALOWYCH DRZWI, PORUSZY³ MA³YM KO³EM PODOBNYM DO KIEROWNICY SAMOCHODOWEJ, TO ZNуW MANIPULOWA³ TARCZ¹ OPATRZON¹ LICZBAMI, WK³ADA³ ROZMAITE WYTRYCHY W OTWуR ZAMKA. S³YCHAж BY³O SUCHE TRZASKI W MECHANIZMIE, LECZ DRZWI KASY POZOSTAWA³Y ZAMKNIкTE. W¹SIK CORAZ BARDZIEJ CHMURZY³ CZO³O. W KOсCU ZRZUCI³ MARYNARKк. ZNуW PRZYST¹PI³ DO PRACY. CH³OPCY Z WOLNA OCH³ONкLI Z PANICZNEGO STRACHU, JAKI ICH OGARN¹³, PO NIEOPATRZNYM WPADNIкCIU W PU³APKк. NAWET BO¿ENA PRZESTA³A P³AKAж. W³AMYWACZE NIE ZWRACALI UWAGI NA DZIECI. NIECIERPLIWYM WZROKIEM œLEDZILI W¹SIKA. MIMO DOœWIADCZENIA JAKOœ D³UGO NIE MуG³ SOBIE PORADZIж Z ELEKTRONICZNYM ZAMKIEM. MAREK SPOJRZA³ NA WAHAD³OWY ZEGAR; WYMIENI³ Z PRZYJACIу³MI POROZUMIEWAWCZE SPOJRZENIE. W³AœNIE MIJA³O Pу³ GODZINY OD POWROTU DO DOMU. PRZYBYCIA ZAWADY MO¿NA BY³O SPODZIEWAж SIк LADA CHWILA. NIEœMIA³A NADZIEJA ZACZYNA³A KIE³KOWAж W ICH SERCACH. DRZWI PANCERNEJ KASY WCI¹¿ BY³Y ZAMKNIкTE. OBY TYLKO ZAWADA NIE WPAD³ W SID³A, JAK ONI. JAK¿E TERAZ ¿A³OWALI, ¿E OD RAZU NIE WYZNALI MU PRAWDY! WTEM LISIA TWARZ PSYKN¹³ OSTRZEGAWCZO. DWAJ KOMPANI NATYCHMIAST BEZG³OœNIE PRZYBIEGLI DO NIEGO. TERAZ DOPIERO CH³OPCY ZAUWA¿YLI, ¿E W³AMYWACZE NOSILI TRZEWIKI NA GUMOWYCH PODESZWACH. LISIA TWARZ PRZY³O¿Y³ PALEC DO UST. TкGI Mк¿CZYZNA, KTуRY BY³ Z DZIEжMI W ALODZIE, WYDOBY³ Z KIESZENI PISTOLET. LISIA TWARZ SZYBKO ZAMKN¹³ WEJœCIE DO PRACOWNI. ZAPAD³A CIEMNOœж. W HALLU G³UCHO TRZASNк³Y DRZWI. PO CHWILI W PRACOWNI ZAJAœNIA³O œWIAT³O. W PROGU STA³ ROBOT-SOBOWTуR. SPOD PRZYMRU¿ONYCH POWIEK SPOKOJNIE SPOGL¹DA³ NA WYMIERZONY W JEGO PIERœ PISTOLET. ONIEMIA³E DZIECI NIE MOG³Y WYDOBYж Z SIEBIE ANI JEDNEGO S³OWA. ZDUMIENIE ORAZ BEZGRANICZNY STRACH ODEBRA³Y IM ZDOLNOœж RUCHU. SZEROKO OTWARTYMI OCZYMA PATRZY³Y NA GENIALNEGO ROBOTA-SOBOWTуRA, KTуRY NA PRZEKуR LUDZKIEMU ROZS¹DKOWI MYœLA³ I DZIA³A³ SAMODZIELNIE. SOBOWTуR TYMCZASEM ROZGL¹DA³ SIк PO PRACOWNI. NARAZ SPOSTRZEG³ POD œCIAN¹ GRUPKк PRZERA¿ONYCH DZIECI. WYRAZ OGROMNEJ ULGI PRZEWIN¹³ SIк PO JEGO TWARZY. PRZES³AWSZY IM PE³NE OTUCHY SPOJRZENIE, PRZESUN¹³ SWуJ WZROK NA ZAMASKOWANYCH Z³OCZYсCуW. - RкCE DO GуRY! - WARKN¹³ Mк¿CZYZNA Z. PISTOLETEM W D³ONI. BO¿ENA ZATKA³A HISTERYCZNIE. CH³OPCY RуWNIE¿ DR¿ELI, OCZEKUJ¹C NA REAKCJк CYBERNETYCZNEGO CZ³OWIEKA. PRZECIE¿ BY³ UZBROJONY W POCISKI GAZOWE! NA WIDOK BRONI POWINIEN BY³ NATYCHMIAST OBEZW³ADNIж PRZESTкPCуW. DLACZEGO TEGO NIE UCZYNI³?! CZY¿BY ZNуW DZIA³A³ WED³UG JAKIEGOœ W³ASNEGO PROGRAMU?! - RкCE DO GуRY! - GROŸNIE POWTуRZY³ LISIA TWARZ. - CZASZKк MA PAN CHYBA Z ¿ELAZA, ALE PRZED KUL¹ LEPIEJ ZREZYGNOWAж Z OPORU! W³AMYWACZ NIE MNIEJ BY³ ZDUMIONY OD DZIECI. ABSOLUTNIE NIE MуG³ POJ¹ж, W JAKI SPOSуB ZJAWI³ SIк TAK NIEOCZEKIWANIE CZ³OWIEK OG³USZONY PRZEZ NIEGO POTк¿NYM UDERZENIEM W G³OWк I UWIкZIONY W BUNKRZE! CH³OPCY BEZWIEDNIE WYDALI ST³UMIONY OKRZYK. SOBOWTуR WOLNO PODNIуS³ RкCE DO GуRY. LISIA TWARZ WPRAWNIE ZREWIDOWA³ GO. Z ZEWNкTRZNEJ KIESZENI JEGO MARYNARKI WYDOBY³ PISTOLET. MAREK I MACIEK JEDNOCZEœNIE SPOJRZELI NA ANDRZEJA. TEN ZAœ, STRASZLIWIE POBLAD³Y, WPATRYWA³ SIк W SOBOWTуRA. JAKIEœ PRZERA¿AJ¹CE PODEJRZENIE ZACZк³O WKRADAж SIк W JEGO MYœLI. USTA DR¿A³Y, JAKBY MIA³ WYBUCHN¹ж P³ACZEM. - CZEGO PANOWIE TUTAJ SZUKACIE? - ODEZWA³ SIк ROBOT. - CZY WIECIE, CO WAM GROZI ZA DOKONANIE NAPADU?! - TYLKO BEZ STRASZENIA! JEœLI PANU ZALE¿Y NA SYNU, NIECH PAN NATYCHMIAST OTWORZY PANCERN¹ KASк - WARKN¹³ LISIA TWARZ. - TAM NIE MA PIENIкDZY - SPOKOJNIE ODPAR³ SOBOWTуR. - TO NASZA SPRAWA! OTWORZY PAN KASк, CZY NIE?! SOBOWTуR ROZMYœLA³ PRZEZ CHWILк, PO CZYM ZAPYTA³: - WIкC TO JEDYNY WARUNEK? CZY POZOSTAWICIE NAS POTEM W SPOKOJU? - A JAK¿E! ZABIERZEMY TYLKO JEDEN DROBIAZG I ULOTNIMY SIк GRZECZNIE - ODPOWIEDZIA³ LISIA TWARZ. - DOBRZE, OTWORZк KASк. NAGLE ANDRZEJ KRZYKN¹³: - TATUœ! TATUSIU...! Z OCZAMI ZALANYMI ³ZAMI PODBIEG³ DO OJCA. RZUCI³ MU SIк NA SZYJк. PROFESOR RAWA MOCNO UœCISN¹³ SYNA. LISIA TWARZ SCHWYCI³ ANDRZEJA ZA RAMIк, CHC¹C ODSUN¹ж GO OD OJCA, LECZ PROFESOR ZMIERZY³ GO SUROWYM SPOJRZENIEM I RZEK³ OSTRO: - PRECZ OD DZIECKA, LUB NIE OTWORZк KASY! - NIE TYKAJ TEGO CH³OPCA - ROZKAZA³ TкGI Mк¿CZYZNA I PONAGLI³ PROFESORA: - NIECH PAN OTWIERA KASк, NIE MAMY CZASU. - DOBRZE! - ODPAR³ RAWA I ZWRуCI³ SIк DO ANDRZEJA. - NIE BуJ SIк SYNU! JEœLI KOMUKOLWIEK TUTAJ COœ ZAGRA¿A, TO TYLKO TYM... PANOM. ANDRZEJ OSZO³OMIONY BY³ NIEOCZEKIWANYM POWROTEM OJCA. ANI ON, ANI RESZTA CZ³ONKуW KLUBU POSZUKIWACZY PRZYGуD NIE MOG³A WPROST UWIERZYж W PRZYBYCIE. PRAWDZIWEGO PROFESORA RAWY, LECZ SAMA JEGO OBECNOœж DODA³A IM OTUCHY. WYNALAZCA TYMCZASEM NIEZNACZNIE ROZGL¹DA³ SIк PO PRACOWNI. ZASкPI³ SIк, UJRZAWSZY PUSTY FOTEL ZA WPу³ ODS³ONIкTYM PARAWANEM. PODSZED³ DO KASY. - KTуRY Z WAS MAJSTROWA³ PRZY NIEJ? - ZAPYTA³ SPOGL¹DAJ¹C NA W³AMYWACZY. ZAUWA¿Y³ GUMOWE RкKAWICZKI NA RкKACH ZAMASKOWANEGO W¹SIKA. - TO ZAPEWNE PAN?! ZAMKA ELEKTRONICZNEGO NIE OTWIERA SIк W TEN SPOSуB, MуJ PANIE! MUSI PAN UNOWOCZEœNIж SWOJE METODY, LUB SPOTKA PANA KIEDYœ PRZYKRA NIESPODZIANKA. PROFESOR MANIPULOWA³ PRZY ZAMKU KASY, A W¹SIK NIE SPUSZCZA³ WZROKU Z JEGO PALCуW. - NIESTETY, USZKODZI³ PAN MECHANIZM - ORZEK³ PO CHWILI WYNALAZCA. - SPRуBUJк OTWORZYж KASк INNYM SPOSOBEM. MуWI¹C TO ZBLI¿Y³ SIк DO TABLICY ROZDZIELCZEJ UMIESZCZONEJ NA STOLE NA œRODKU PRACOWNI. NIEZNACZNIE OBSERWOWA³ W³AMYWACZY. W NIEZWYK³YM NAPIкCIU œLEDZILI KA¿DY JEGO RUCH. ZAWAHA³ SIк NA MOMENT. OGARN¹³ GO LкK, CZY NIE PODEJMUJE ZBYT RYZYKOWNEJ GRY. PRZECIE¿ TU CHODZI³O NIE TYLKO O NIEGO, LECZ I O DZIECI! CO UCZYNI¹ W³AMYWACZE, GDY ZORIENTUJ¹ SIк, ¿E WYPROWADZI³ ICH W POLE?! TABLICA ROZDZIELCZA, KTуREJ ZASTOSOWANIA NIKT NIE ZNA³ OPRуCZ NIEGO, NIE OTWIERA³A KASY. TO BY³ NOWY APARAT NADAWCZY. DZIкKI NIEMU MуG³ WYSY³Aж ROBOWI ROZKAZY NAWET NA ZNACZN¹ ODLEG³Oœж. Cу¿ JEDNAK STANIE SIк, JEœLI JAKIEœ NIEPRZEWIDZIANE PRZESZKODY UNIEMO¿LIWI¹ ROBOTOWI PRZYBYCIE Z POMOC¹?! “W NAJGORSZYM WYPADKU OTWORZк KASк” B³YSNк³A PROFESOROWI MYœL. NIE WAHA³ SIк D³U¿EJ. UNIуS³ D³Oс, PRZE³O¿Y³ JEDN¹ DŸWIGNIк, POTEM DRUG¹. NIEBIESKAWE œWIATE³KA ZACZк³Y B³YSKAж W LAMPACH NA TABLICY ROZDZIELCZEJ. - IMPULSY ELEKTRYCZNE MUSZ¹ WYREGULOWAж ZAMEK - WYJAœNI³ ZAINTRYGOWANEMU W¹SIKOWI. - POWINIEN PAN POCZYTAж COœ NIECOœ O ELEKTRONICE. ZA... DZIESIкж MINUT KASA BкDZIE OTWARTA. - FAKTYCZNIE NIE WIDZIA³EM JESZCZE TAKIEGO ZAMKA - PRZYZNA³ W¹SIK. PROFESOR SPOGL¹DA³ NA ZEGAR. JU¿ MINк³O SZEœж MINUT.., SIEDEM, OSIEM... DZIECI Z ZAPARTYM TCHEM RуWNIE¿ œLEDZI³Y WSKAZуWKI ZEGARA. DOCHODZI³A DZIEWI¹TA MINUTA... WTEM W HALLU OBOK PRACOWNI ROZLEG³Y SIк CIк¿KIE KROKI. Z³OCZYсCY PRZYCZAILI SIк U WEJœCIA. W DRZWIACH STAN¹³ DRUGI PROFESOR RAWA. TERAZ Z KOLEI W³AMYWACZE ONIEMIELI NA KROTK¹ CHWILк. ZDUMIENI PATRZYLI NIE WIERZ¹C W³ASNYM OCZOM. PIERWSZY OPRZYTOMNIA³ TкGI Mк¿CZYZNA. WYCI¹GN¹³ PRZED SIEBIE D³Oс UZBROJON¹ W PISTOLET I KRZYKN¹³: - RкCE DO GуRY! SOBOWTуR PROFESORA B³YSKAWICZNYM RUCHEM UNIуS³ PRAWE RAMIк. Z WSKAZUJ¹CEGO PALCA WYTRYSN¹³ OB³OCZEK. Z³OCZYсCA ZACHWIA³ SIк, UPUœCI³ BROс. JEGO KAMRAT TAK¿E, ZDAWA³O SIк, USYPIA³ NA STOJ¹CO. - ROB! - WRZASNк³Y DZIECI. ROB ODWRуCI³ SIк KU LISIEJ TWARZY. ON JEDEN STAL NA UBOCZU PILNUJ¹C M³ODYCH WIкŸNIуW. W KLAPIE JEGO MARYNARKI TKWI³ ¿ETON Z FOSFORYZUJ¹C¹, Z³OT¹ B³YSKAWIC¹. ROB RUSZY³ KU NIEMU. LISIA TWARZ ODGAD³ TERAZ, ¿E MA PRZED SOB¹ CZ³OWIEKA, KTуREGO UDERZY³ CEG³¹ W G³OWк I ZAMKN¹³ W BUNKRZE. UBRANIE JEGO POWALANE BY³O WAPNEM I CZERWONYM PY³EM. ZACZ¹³ SIк COFAж PRZED MILCZ¹CYM PRZECIWNIKIEM. W KOсCU PRZYWAR³ PLECAMI DO œCIANY. ROB SZED³ ZA NIM, BY³ JU¿ ZALEDWIE O Pу³ KROKU. LISIA TWARZ PRZERA¿ONYM WZROKIEM SZUKA³ DAREMNIE POMOCY KAMRATуW. SOBOWTуR ZBLI¿A³ SIк DO NIEGO Z WYMIERZONYM WSKAZUJ¹CYM PALCEM, LECZ NIE MуG³ GAZEM OBEZW³ADNIж Z³OCZYсCY, PONIEWA¿ WYCZERPA³ JU¿ WSZYSTKIE ³ADUNKI. MIMO TO WCI¹¿ TRZYMA³ PODNIESIONE PRZEDRAMIк. TWARDY STALOWY PALEC DOTKN¹³ PIERSI LISIEJ TWARZY. NACISKA³ CORAZ MOCNIEJ, PRZEBI³ UBRANIE. Z³OCZYсCA BEZSKUTECZNIE USI³OWA³ D³OсMI ODEPCHN¹ж PRZECIWNIKA OD SIEBIE. PALEC SOBOWTуRA ZAG³кBI³ SIк W JEGO CIA³O. LISIA TWARZ WCZEPI³ D³ONIE W UBRANIE NACIERAJ¹CEGO, W PAROKSYZMIE BуLU SZARPN¹³ RкKAMI. POD ROZERWANYM UBRANIEM B³YSNк³A SREBRZYSTA, METALOWA PIERœ ROBOTA. OB³кDNY PRZESTRACH ODMALOWA³ SIк W SZEROKO OTWARTYCH OCZACH LISIEJ TWARZY. PERLISTY POT ZROSI³ JEGO CZO³O: POJ¹³, ¿E PRZECIWNIK NIE BY³ ¿YWYM CZ³OWIEKIEM. W PRACOWNI ROZBRZMIA³ OKRZYK BуLU I PRZERA¿ENIA. PROFESOR RAWA GWA³TOWNIE POCHYLI³ SIк NAD TABLIC¹ ROZDZIELCZ¹. SZYBKO PRZE³¹CZY³ DŸWIGNIE. FIOLETOWE œWIAT³O W ¿ARуWKACH PRZYGAS³O. SOBOWTуR ZNIERUCHOMIA³. ZAPOMNIA³ O ZEMœCIE, ZNуW BY³ TYLKO MASZYN¹, SPORZ¹DZON¹ PRZEZ GENIALNEGO WYNALAZCк. POTWORNY KRZYK LISIEJ TWARZY OTRZEŸWI³ JEGO OSZO³OMIONYCH TOWARZYSZY. WIDZ¹C KAMRATA PADAJ¹CEGO BEZW³ADNIE NA POSADZKк, RZUCILI SIк NA PROFESORA RAWк. - ZA MN¹! - WRZASN¹³ MAREK. CZWуRKA ZDESPEROWANYCH DZIECI ZABIEG³A DROGк NAPASTNIKOM. BO¿ENA SKULONA WPAD³A WPROST POD NOGI NAJTк¿SZEMU Z NICH. POTKN¹³ SIк O NI¹ I RUN¹³ JAK D³UGI NA POSADZKк. W TEJ¿E CHWILI MAREK CHWYCI³ GO ZA KARK, ANDRZEJ I MACIEK PRZYTRZYMALI MU RкCE. PROFESOR COFA³ SIк PRZED W¹SIKIEM GRO¿¹CYM PISTOLETEM. ZWYCIкSTWO PRZECHYLA³O SIк ZNуW NA STRONк Z³OCZYсCуW. * * * Dru¿ynowy Zawada szed³ w gуrк ulic¹ Koœciuszki. Zastanawia³ siк, dlaczego czworo m³odych przyjaciу³ tak usilnie nalega³o, aby koniecznie jak najszybciej przyby³ do domu profesora Rawy. Kim by³ уw ros³y mк¿czyzna, ktуry szybko oddali³ siк od nich na jego widok? Zawada mimo woli przyspieszy³ kroku. Jakoœ nie mуg³ opanowaж podœwiadomego niepokoju. Teraz przypomnia³ sobie, ¿e parк dni temu rezolutni cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy Przygуd mуwili mu o jakimœ mк¿czyŸnie obserwuj¹cym dom profesora-wynalazcy. Zafrasowany, niemal wbieg³ po schodach, d¹¿¹c na umуwione spotkanie z kilkoma harcerzami, ktуrzy razem z nim mieli dojechaж do obozuj¹cej ju¿ od kilku dni nad morzem dru¿yny. - Czo³em ch³opcy! - zawo³a³ wpadaj¹c do mieszkania. - Czo³em! - odkrzyknкli druhowie. - Trochк spуŸni³em siк na odprawк, wybaczcie! - zacz¹³ Zawada. - S³uchajcie, ch³opcy! Jestem zaintrygowany i... niespokojny. Id¹c do was spotka³em naszych starych znajomych z Klubu Poszukiwaczy Przygуd. Odnios³em wra¿enie, ¿e te mi³e, niespokojne duchy nawarzy³y jakiegoœ piwa i popad³y w tarapaty... Opowiedzia³ o pe³nej niedomуwieс rozmowie z ³owcami proporczykуw. Zachowanie siк cz³onkуw Klubu wyda³o siк druhom co najmniej bardzo dziwne. - Od³у¿my odprawк na pуŸniej i zaraz wszyscy idŸmy do nich - impulsywnie odezwa³ siк jeden z harcerzy. - A mo¿e nadarzy siк okazja do rewan¿u za wykradzenie proporczyka?! - podsun¹³ drugi. - To w³aœnie chcia³em wam zaproponowaж - zawo³a³ Zawada. - W drogк! Wybiegli na ulicк. Wkrуtce jechali tramwajem w kierunku Brynowa. Nim up³ynк³o dwadzieœcia minut, znaleŸli siк przed domem profesora Rawy. Zawada nie mуg³ uporaж siк z otworzeniem furtki. Ju¿ zamierza³ przeskoczyж przez parkan, gdy odezwa³ siк jeden z harcerzy : - Druhu, ktoœ nadchodzi! Zawada obejrza³ siк; wysoki barczysty mк¿czyzna zbli¿a³ siк szybkim krokiem. Na wprost furtki przystan¹³ wahaj¹co. By³ to profesor Rawa! Zawada odst¹pi³ na bok, profesor natomiast nie zwracaj¹c ani na niego, ani na harcerzy jakiejkolwiek uwagi, ca³ym cia³em nacisn¹³ furtkк. Otworzy³a siк z trzaskiem. Naukowiec pod¹¿y³ do drzwi willi. Zawada sta³ zdezorientowany. Dlaczego Andrzej nie wspomnia³ mu o powrocie ojca? Dru¿ynowy tylko z widzenia zna³ wybitnego naukowca, tote¿ nie dziwi³ siк, ¿e nie zosta³ przez niego zauwa¿ony. Razem ze swymi druhami spogl¹da³ za podchodz¹cym w³aœnie do drzwi wejœciowych profesorem Raw¹. Oniemieli, profesor bowiem jednym palcem b³yskawicznie wyci¹³ otwуr w drzwiach, pchn¹³ je i wszed³ do hallu. Po kilku chwilach w g³кbi domu rozbrzmia³ przeraŸliwy okrzyk. Harcerze jak na komendк rzucili siк w kierunku domu, a tymczasem z krzewуw na ulicy wysunк³o siк kilku mк¿czyzn. “Obstawiж wszystkie wyjœcia i uwa¿aж na okna, reszta za mn¹!” rozkaza³ jeden z nich. Gromada harcerzy wpad³a do hallu. Przez szeroko otwarte drzwi pracowni dochodzi³y odg³osy walki. Dru¿ynowy Zawada trzema susami doskoczy³ z ty³u do W¹sika gro¿¹cego profesorowi Rawie pistoletem. Zrкcznym chwytem wykrкci³ mu rкkк do ty³u i wytr¹ci³ broс. Inni druhowie pospieszyli z pomoc¹ cz³onkom Klubu Poszukiwaczy Przygуd, rozpaczliwie walcz¹cym z ros³ym mк¿czyzn¹. Jeden wskoczy³ mu na plecy, inni chwycili za rкce i nogi. Jak pod gwa³townym podmuchem huraganu w jednej chwili run¹³ na posadzkк. “Braж ich” rozbrzmia³ naraz donoœny rozkaz. By³ to porucznik Wadowski. Kilku milicjantуw w mgnieniu oka obezw³adni³o z³oczyсcуw. Wkrуtce stali pod œcian¹ skuci kajdankami. Nie mieli ju¿ masek na twarzach. Oficer przyjrza³ siк W¹sikowi i Lisiej Twarzy. - Starzy znajomi, jak widzк - rzek³ marszcz¹c brwi. - No, tym razem wdaliœcie siк w bardzo kiepsk¹ sprawк! - Panie poruczniku, od razu mуwi³em, ¿e z takim specem od elektronicznych cacek lepiej nie zaczynaж - potulnie mrukn¹³ W¹sik. - To jeden zagranicznik nas napuœci³ na ten interes. On obmyœli³ wszystko, lecz nie powiedzia³ nam, ¿e profesor ma bliŸniaka hipnotyzera. S³owo dajк, panie poruczniku, on tylko spojrzy na pana, a pan ju¿ usypia! Przez tк sztuczkк wpadliœmy! - Wiem ju¿ o tym “zagraniczniku” - odpar³ porucznik Wadowski. - To dla niego chcieliœcie wykraœж panu profesorowi dokumentacjк pewnego wa¿nego wynalazku! - Kto to panu powiedzia³?! - zdumia³ siк W¹sik. - Tylko szczere zeznanie mo¿e wam pomуc, W¹sik - powiedzia³ oficer. - Proszк podaж rysopis “zagranicznika”! - S³owo honoru, ¿e go nigdy nie widzia³em - odpowiedzia³ W¹sik. - Nikt z nas go nie zna. Dopiero jutro wieczorem mieliœmy siк z nim spotkaж w Parku Koœciuszki ko³o pomnika. - K³amiesz, W¹sik! - ostro rzek³ oficer. - Mуwisz, ¿e go nie znasz, w jaki wiкc sposуb rozpoznasz go jutro w parku? - Nie, panie poruczniku - oburzy³ siк W¹sik. - Nie znamy go! To on mia³ nas rozpoznaж po ¿etonach z fosforyzuj¹c¹ b³yskawic¹! O, widzi pan! W³amywacz wskaza³ brod¹ na ¿eton wpiкty w klapк Lisiej Twarzy. - Kto was z nim skontaktowa³? - indagowa³ oficer. - Jeden znajomek z Warszawy... - Dobrze, pogadamy o tym w Komendzie - przerwa³ mu porucznik Wadowski. - Wyprowadziж ich! Dopiero teraz cz³onkowie Klubu Poszukiwaczy. Przygуd odetchnкli pe³n¹ piersi¹. Radoœж ich nie mia³a Kranie. Na przemian œciskali profesora Rawк, Zawadк, porucznika Wadowskiego i m³odych harcerzy. - Coœ mi siк zdaje, ¿e tym razem mo¿na by z kolei wam przygadaж: “Nie œpij na warcie” - œmia³ siк dru¿ynowy Zawada. - Daliœcie siк lekkomyœlnie wci¹gn¹ж w pu³apkк. - Druhu, kochany druhu, jak to dobrze, ¿e przybiegliœcie nam na pomoc - cieszy³a siк Bo¿ena. - Dziкkujemy za ten rewan¿ - wtr¹ci³ Marek. - W sam¹ porк przybyliœcie! Bez was nie dalibyœmy im rady! - Czy to kolega dru¿ynowy wezwa³ milicjк? - dopytywa³ siк Maciek. - W³aœnie, w³aœnie, sk¹d kolega wiedzia³, ¿e tu bкdzie potrzebna milicja? - doda³ Andrzej. - Nie, to nie ja wezwa³em pana porucznika - zaprzeczy³ Zawada. Wszyscy spojrzeli na Wadowskiego, przygl¹daj¹cego siк bacznie Robowi. - A wiкc to jest ten robot-sobowtуr, o ktуrym - wspomina³ mi pan dzisiaj po po³udniu? - zwrуci³ siк oficer do profesora Rawy. - Tak, panie poruczniku, to w³aœnie on! - odpar³ profesor. - To jego napadniкto na ulicy Koœciuszki! - Czy nie zechcia³by pan uruchomiж go na chwilк? - Ja to zrobiк, ja! - zawo³a³a Bo¿ena. - Przy prawdziwym wujku wcale nie obawiam siк tego sztucznego! - A czy potrafisz? - zdziwi³ siк oficer. - Ho, ho! Przecie¿ to ja zaprowadzi³am go do Orbisu! Wystraszy³am siк, bo mi uciek³ z kawiarni i pуŸniej bi³ siк z tymi... w³amywaczami. Czy pan wie, ¿e on potrafi myœleж?! Tylko to wielka tajemnica, pan rozumie?! Ka¿dy wynalazca ma rу¿ne tajemnice. Teraz Roba siк nie bojк, on wie wszystko i... napada tylko z³ych ludzi. Nam przybieg³ z pomoc¹! Prуba wypad³a znakomicie. Bo¿ena by³a rozpromieniona. - Wcale nie dziwiк siк redaktorowi Kalickiemu - z podziwem rzek³ oficer. - Naprawdк ³udz¹ce podobieсstwo! No, skoro zaspokoi³em ciekawoœж, spiszemy protokу³. Muszк mieж podstawк do aresztowania tego pana z zagranicy, ktуrego tak bardzo interesuj¹ wynalazki polskich uczonych. Najpierw dzieci sk³ada³y zeznania. Potem profesor udzieli³ wyjaœnieс. - Po odebraniu pana telefonu w Londynie - rozpocz¹³ - natychmiast wsiad³em do samolotu. - A dlaczego pan porucznik telefonowa³? - zdziwi³ siк Marek. Porucznik opowiedzia³ o meldunku redaktora Kalickiego. - Kiedy przyby³em do Katowic, dzieci akurat nie by³o w domu - ci¹gn¹³ profesor. - Moje urz¹dzenia telewizyjne, fotograficzne i... inne pozwoli³y mi zorientowaж siк w sytuacji. Przes³ucha³em rozmowк w³amywaczy w Orbisie nagran¹ na taœmie przez robota. Domyœli³em siк, czego oni tutaj szukali. - Wujku, czego oni szukali? - ciekawi³a siк Bo¿ena. - Dokumentacji pewnego wynalazku - wyjaœni³ Rawa. - Ojcze, przecie¿ zgodzi³eœ siк otworzyж kasк! Oni zabraliby tк dokumentacjк - zawo³a³ Andrzej. - Dla naszego bezpieczeсstwa chcia³eœ oddaж tak... wa¿ny wynalazek?! Profesor Rawa uœmiechn¹³ siк, po czym odpar³: - Uspokуj siк mуj drogi, w kasie pancernej nie ma tego, czego oni szukali. Tajemnicy mojej strzeg³ ktoœ, komu nikt nie mуg³ jej wydrzeж! Profesor spojrza³ na nieruchomego, milcz¹cego Roba. - Przecie¿ on ma przy sobie mуj wynalazek, ktуry go uruchamia - wyjaœni³. - Rуwnie¿ dokumentacja utrwalona na taœmie magnetofonowej jest w nim przechowywana! - Ach, jaki by³em niem¹dry! - zdumia³ siк Andrzej. - Dopiero teraz zrozumia³em to wszystko, o czym mуwi³eœ mi przed wyjazdem! Ojciec uœmiechn¹³ siк do syna i koсczy³ wyjaœnienia: - Po stwierdzeniu, co siк tutaj œwiкci, postanowi³em nie zdradzaж przed nikim swego wczeœniejszego powrotu z Londynu. Bardzo sprytnie post¹piliœcie, pods³uchuj¹c tych rzezimieszkуw w Orbisie. Relacja Roba wiele mi wyjaœni³a. Przenocowa³em w hotelu. Nastкpnego dnia, to jest dzisiaj, nieoczekiwanie dowiedzia³em siк z prasy, ¿e bкdк wyg³asza³ referat przez radio. Odgad³em, ¿e to Rob ma mnie zast¹piж. Wtedy porozumia³em siк z panem porucznikiem i poinformowa³em go o pewnym przedsiкbiorstwie zagranicznym, bardzo interesuj¹cym siк moim wynalazkiem. Poniewa¿ nie chcia³em zdradziж mej tajemnicy, zapewne postanowiono zdobyж j¹ w nielegalny sposуb! - Muszк przyznaж siк, ¿e poleci³em œledziж pana od samego powrotu do Katowic - szczerze wyzna³ porucznik Wadowski. - Moi ludzie czuwali nad panem wbrew paсskiej woli. Dlatego te¿ mogliœmy znaleŸж siк tutaj w sam¹ porк. Milicja ju¿ otoczy³a dom, zanim przyby³ pan Zawada ze swoimi druhami. - By³em umуwiony z przyjaciу³mi - wtr¹ci³ dru¿ynowy. - Dlaczego od razu na Koœciuszki nie powiedzieliœcie, jak przedstawia siк sprawa? A mo¿e i s³usznie post¹piliœcie?! Dziкki waszej odwadze prawie ca³a szajka zosta³a schwytana. - Proszк pana, czy o nas napisz¹ w gazetach? Ja bym chcia³a pozowaж do fotografii ze sztucznym wujkiem! - zawo³a³a Bo¿ena, ktуra zd¹¿y³a odzyskaж sw¹ zwyk³¹ fantazjк. - A ja bym mia³ zupe³nie inn¹ propozycjк! - powa¿nie odpar³ oficer. - Ca³a historia jest tak bardzo nieprawdopodobna! Robot-sobowtуr, jego przygody na ulicach miasta, tajemnicza willa w Brynowie... Jakiœ zagraniczny szpieg... Czy to naprawdк mog³o siк zdarzyж w takim mieœcie jak Katowice?! Najlepiej niech wszystkim nam siк wydaje, ¿e mieliœmy tylko bardzo niezwyk³y, oryginalny sen. - Jak to, wiкc pan naprawdк w to wszystko nie wierzy?! - oburzy³a siк Bo¿ena. - A genialny robot wujka, to pies?! On siк nam nie przyœni³, proszк, tutaj w³aœnie stoi, mo¿e go pan dotkn¹ж! No, niech siк pan porucznik nie obawia! Przy prawdziwym wujku na pewno bкdzie pos³uszny! Wszyscy parsknкli œmiechem. Dziewczynka nie zrozumia³a intencji oficera milicji. - S³uchaj Bo¿enko - weso³o powiedzia³ profesor. - Pan porucznik uwa¿a, ¿e ze wzglкdu na mуj wynalazek lepiej unikn¹ж niepotrzebnego rozg³osu. Tak naprawdк bкdzie najrozs¹dniej. - Proszк wujka, ja doskonale zrozumia³am, co pan porucznik mуwi³. Z polskiego ostatnio otrzyma³am Czwуrkк. - Droga pani! - rzek³ porucznik, t³umi¹c œmiech. - Naprawdк to mia³em na myœli, co pan profesor powiedzia³. W tajemnicy mogк siк przyznaж, ¿e w szkole raz otrzyma³em z wypracowania dwуjkк. - A widzicie! - triumfowa³a Bo¿ena. - Pan porucznik jest tak samo d¿entelmenem, jak kolega Zawada. Od razu pozna³am siк na nich! - Wobec tego umawiamy siк: to by³ tylko niezwyk³y sen - zakoсczy³ oficer. - Czy mogк prosiж pana profesora jutro na dziesi¹t¹? Formalnoœci musi staж siк zadoœж. - Z przyjemnoœci¹ - odpar³ Rawa. Do pracowni wszed³ milicjant. - Panie poruczniku, w kuchni znaleŸliœmy obezw³adnion¹ gospodyniк. Uwolniliœmy j¹! - Doskonale! A co ona teraz porabia? Czy dobrze siк czuje? - zapyta³ oficer. - Ju¿ och³onк³a z przestrachu! To rezolutna gosposia! Gdy dowiedzia³a siк o powrocie pana profesora, natychmiast zaczк³a przygotowywaж kolacjк! - Bardzo dobrze! Pan profesor i reszta paсstwa na pewno zje j¹ z apetytem. Smacznego i do widzenia. Koniec

  • Реклама на сайте

    Комментарии к книге «Sobowtór profesora Rawy», Альфред Шклярский

    Всего 0 комментариев

    Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

    РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

    Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства