Mojej Matce,
Mojej Córce
oraz Pewnemu Mężczyźnie
Liżę ranyJestem porzuconą kobietą. Porzuconą kobietą z dzieckiem. Z córką. Nastoletnią.
Czy to znaczy, że jestem stara? W żadnym wypadku. Po prostu to moja córka Tosia jest stara. Tosia mówi mi, żebym się nie przejmowała.
Że jak mieliśmy się rozstać, to lepiej teraz niż za dziesięć lat. Też myślała, że świat się kończy, jak Andrzej z ósmej C powiedział, że już jej nie kocha. A przeżyła. I teraz ma go gdzieś. Tak samo będzie ze mną. Przecież możemy się przyjaźnić. Jak na filmach amerykańskich, a o nią żebym się nie martwiła, bo on jej powiedział, że zawsze będzie jej ojcem.
O Boże, dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego mój mąż nie chodzi do ósmej C? Wtedy by na pewno nie zrobił dziecka innej kobiecie. Powinien chodzić do ósmej C. Przecież jest na tym samym poziomie emocjonalnym co Andrzejek od mojej Tosi!
Nienawidzę go.
Wszyscy oni są tacy sami.
***Ilekroć myślę o rzeczach nieprzystojnych, słyszę ulubione słowa mojej mamy:
„Judyto, jakże to tak? Tak cię wychowywałam?”
Dawno już jestem wychowana.
Jakieś trzydzieści parę lat minęło od chwili, kiedy ten proces powinien się był zakończyć, ale on trwa.
O matko!
Nie dość, że dali mi takie imię – Judyta! – to jeszcze mi sprawili braciszka. I próbowali wychowywać. Nie byłam wychowywana na niegrzeczną pannicę, która ma nieprzystojne myśli. Miałam sprzątać po sobie klocki (zabawki, lalki, rajstopy, majtki, książki, szklanki po herbacie, popielniczkę, kieliszki, butelki itd.). Mówić grzecznie dzień dobry, do widzenia, przepraszam, proszę, dziękuję. Myć ręce przed jedzeniem i najlepiej również po. Nie odpowiadać niepytana. Być dobra dla braciszka. Z braciszkiem miałam kłopot – chętnie bym go wyprowadziła do lasu i tam zostawiła na zawsze. Zapakowała do chaty na kurzej nóżce. Zamieniła w jelonka. Oddała Królowej Śniegu. Zjadła. Potem bym go uratowała i przyprowadziła z powrotem. Stałabym się bohaterką rodzinną i wtedy kochaliby mnie bardziej.
A potem by dorósł i wyprowadził się na drugi koniec świata. Wtedy kochaliby mnie jeszcze bardziej.
Jak można się było spodziewać, nie wyprowadziłam braciszka do lasu. Nikt go nie zjadł, nie upiekł, nie zamroził. Nie musiałam go odmrażać. Postanowiłam szczerze i otwarcie o tym pomyśleć, zatykając uszy na słowa mojej mamy:
„Mój Boże, nie tak cię wychowywałam”.
Комментарии к книге «Nigdy w życiu», Катажина Грохоля
Всего 0 комментариев