«Charon: Smok u wrót»

2259

Описание

Wzięli ciało Parka Lacocha, usunęli jego umysł, zastępując go umysłem najlepszego agenta Konfederacji. Następnie umieścili go na statku kosmicznym i zesłali na Charona — jeden ze Światów Rombu Wardena, z którego nie było powrotu. Tajemniczy endemiczny organizm infekował wszystko i wszystkich, uniemożliwiając życie po opuszczeniu Rombu. Charon był piekłem w sensie dosłownym. Znajdował się bowiem zbyt blisko swego słońca, a upalny i parny klimat, który tam panował, czynił życie nieznośnym — omal niemożliwym. Przedziwne bestie zamieszkiwały jego dżungle, ale jeszcze dziwniejszą od nich była grupa znana pod imieniem Czarna Magia, która spiskowała wraz z przebywającym na wygnaniu Władcą w celu przejęcia kontroli nad planetą. Magia i czary były tam czymś realnym — były wszechobecne na Charonie. Kontrolowany przez czarownice i czarowników organizm wardenowski potrafił dokonać każdej sztuczki, o czym przekonał się Park Lacoch przemieniony w pół człowieka, pół bestię. Dopiero wtedy jego misja stała się autentycznie trudna…



1 страница из 274
читать на одной стр.
Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

стр.
Jack L. Chalker Charon: Smok u wrót PROLOG Czas na refleksje 1

Narile zatoczyły szerokie koło i ustawiły się pod wiatr, gotowe do śmiertelnego ataku. Przez szczeliny w skórze wysunęły ostre jak brzytwa ostrza, po czym zaczęły pikować w dół.

Mężczyzna rozpaczliwie rozglądał się wokół, nie przerywając pełnego desperacji biegu. Pustynia nie oferowała mu żadnego schronienia, a jej popękana powierzchnia była twardsza od betonu.

Narile były stworzeniami powietrza: ogromnymi, szybkimi czarnymi pociskami, z wielkimi jajowatymi oczyma, a macki falujące z tyłu ciała, spełniające funkcję i ogona, i steru, wspomagały ich lot. Każdy z tych czarnych potworów posiadał na podbrzuszu dwie zakrzywione półksiężycowate, kościane płyty, z których wysuwały się śmiertelnie groźne, twarde jak stal ostrza, zdolne pociąć ofiarę na kawałki.

Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, iż nie ma gdzie się skryć, postanowił więc podjąć walkę na miejscu, na tym otwartym i płaskim terenie. Jeden z marili runął na niego z niewiarygodną prędkością, ale on padł na ziemię i przekoziołkował. Zdążył wykonać ten prosty manewr na ułamek sekundy przed uderzeniem ostrzy, przez co o mało nie spowodował kolizji napastnika z twardą jak skała ziemią. Szczęście mu jednak do końca nie dopisało, zerwał się więc ponownie na równe nogi, w duchu przeklinając siebie za to, iż wyruszył tak późno. Sprawdził położenie obydwu stworzeń. Wiedział doskonale, że powinien je mieć przed sobą, a nie na flankach, tak jak teraz. Przywołał wszelkie rezerwy swych sił — zdolne się pojawić jedynie w sytuacji zagrażającej bezpośrednio życiu — i pobiegł pod ostrym kątem w kierunku krążących potworów.

Narile posiadały inteligencję, ale poza tym były nazbyt pewne siebie. Dysponowały przecież kilkoma kilometrami kwadratowymi otwartej przestrzeni pozwalającej na wszelkie manewry i na zabawę, nie mogły więc mieć najmniejszych wątpliwości, jaki będzie rezultat takich manewrów. Tymczasem chciały mieć trochę uciechy.

Mężczyzna ponownie się zatrzymał, by stawić czoło swym dręczycielom. Tak jak się spodziewał, para połączyła się i wydawała się teraz unosić bez ruchu w powietrzu, obserwując go żółtymi, pozbawionymi wszelkiego wyrazu oczyma, ukrywającymi — nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości — wielką uciechę i wielkie rozbawienie.

Wiedział, że ma bardzo niewiele czasu.

Комментарии к книге «Charon: Smok u wrót», Джек Лоуренс Чалкер

Всего 0 комментариев

Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства