O tej porze roku Max szczególnie lubił wczesne godziny wieczorne. Ponieważ żniwa były już ukończone, mógł przed czasem uporać się także z innymi pracami. Świnie zostały już nakarmione, kury dostały codzienną porcje ziarna, a on sam wspiął się pod górę ścieżką, prowadzącą na zachód od stodoły. Tutaj, przez nikogo nie zauważony, oddał się przyjemności iskania pcheł, które wyrzucał w trawę. Jak zwykle miał przy sobie książkę, pożyczoną z Biblioteki Miejskiej. Tym razem było to „Stworzenie nieba: wprowadzenie do zoologii egzotycznej” Bonforte’a. Zamiast jednak czytać, podłożył opasły tom pod głowę, jako namiastkę poduszki. Niezobowiązująco popatrzył na północny zachód.
Nie dlatego, jakoby dostrzegł tam coś niezwykłego — po prostu lubił spoglądać w tamtą stronę. W tej chwili właśnie dostrzegł stalowe nośniki i koła nośne linii transporterów Spółki Przewoźniczej z Chicago.
Max czytał, że na Księżycu koła prowadzące nie były wcale większe, niż w większości przeciętnych urządzeń, gdyż nie wiały tam gwałtowne wiatry, które zmuszałyby konstruktorów do łamania głowy nad balistyką pojazdu.
Z dzieciństwa pamiętał, że konstrukcje wznoszono wówczas mniejsze, ale też możliwe były nieprzyjemne niespodzianki. I tak, na przykład, w czasie jednego z potężnych huraganów wiatr uderzył w budowlę, która się zapadła, grzebiąc pod sobą ponad czterystu ludzi. Jeśli to tylko było możliwe, unikał widoku pojazdów w biegu, choć jak na razie nie przyszło mu do głowy, aby życzyć pasażerom złamania karku. Gdyby jednak doszło do jakiejś katastrofy — a to przecież zawsze było możliwe — niechętnie pogodziłby się z myślą przegapienia takiego widowiska. Max ciągle patrzył się w wąwóz. „Tomahawk” powinien nadejść lada moment.
Wreszcie srebrny pas zalśnił, płonący cylinder ze stalowym nosem wystrzelił w górę, przeleciał przez ostatni pierścień i zawisł na moment między grzbietami gór. Wśród skał potoczyło się echo. Max gwałtownie westchnął.
— Chłopcze, chłopcze, ejże … — wymruczał.
Ten niewiarygodny widok oraz gwałtowny wstrząs, który targnął bębenkami uszu za każdym razem wydawały się być nowym, nieznanym dotychczas doświadczeniem grozy.
Комментарии к книге «Daleki patrol», Роберт Хайнлайн
Всего 0 комментариев