Carol i Norze
oraz wielbicielom innych światów
I. SŁŁUI GENERISTen wykład był naprawdę nudny.
Przed zgromadzonymi w słabo oświetlonej sali konferencyjnej przechadzał się, z dłońmi splecionymi za plecami i ze wzrokiem utkwionym w sufit, dostojny, srebrnowłosy dyrektor Saharańskiego Instytutu Technologicznego. Przechadzał się, z namaszczeniem przemawiając na temat, o którym najwyraźniej miał dość blade pojęcie.
W każdym razie Dennis Nuel, cierpiący w milczeniu w jednym z tylnych rzędów, postrzegał to w ten właśnie sposób.
Być może był taki czas, gdy Marcel Flaster świecił jasnym blaskiem na firmamencie fizyki. Ale to było dawno, zanim jeszcze któremukolwiek spośród obecnych tu, młodszych wiekiem naukowców przyszła do głowy myśl o poświęceniu się fizyce rzeczywistości. Dennis zastanawiał się, co może zmienić człowieka niegdyś obdarzonego talentem w nudnego, wyzbytego obiektywizmu administratora. Przyrzekł sobie, że prędzej skoczy z Mount Feynman, niż dopuści, żeby coś podobnego przytrafiło się również jemu.
Donośny głos buczał monotonnie.
— Tak więc widzimy, moi drodzy, że dzięki użyciu zevatroniki alternatywne rzeczywistości są, jak się zdaje, w zasięgu naszej ręki, otwierając możliwości ominięcia ograniczeń zarówno czasu, jak i przestrzeni…
Dennis hołubił swego kaca w pobliżu tylnej ściany zatłoczonej sali i usilnie się zastanawiał, jaka to, do diabła, siła wyciągnęła go z łóżka w poniedziałkowy poranek i zmusiła nie tylko do przyjścia tutaj, ale i słuchania wywodów Marcela Flastera na temat zevatroniki.
W końcu powieki mu opadły. Zaczął osuwać się w fotelu.
— Dennis! — szepnęła ostro Gabriela Versgo i wbiła mu łokieć w żebra. — Bądź łaskaw siąść prosto i słuchać nieco uważniej!
Dennis podskoczył gwałtownie, mrugając. Teraz już sobie przypomniał siłę, która go tutaj przywlokła.
O siódmej rano Gabbie kopniakiem otworzyła drzwi do pokoju Dennisa i zaciągnęła go za ucho do łazienki, całkowicie ignorując zarówno przyzwoitość, jak i jego głośne protesty. Trzymała jego rękę w kleszczach swoich paluszków, aż oboje znaleźli się tutaj, w fotelach sali konferencyjnej Instytutu.
Dennis rozmasował ramię tuż powyżej łokcia. Któregoś dnia, zdecydował, wkradnie się do pokoju Gabbie i powyrzuca te wszystkie kauczukowe piłeczki, które rudowłosa tak lubi ściskać w dłoniach podczas pracy.
Znowu go szturchnęła.
Комментарии к книге «Stare jest piękne», Дэвид Брин
Всего 0 комментариев