Ann Thorson usiłowała balansować, uginając nogi w kolanach, ale ściągnięta potężną siłą runęła na podłogę, pokrytą w tym miejscu jedynie cienką warstwą pianolitu. Zdążyła wyrzucić przed siebie ramiona i unieść nieco głowę, kiedy statkiem targnęła nowa seria wstrząsów. Potton, który rozluźnił uchwyty swojego fotela chcąc przyjść jej z pomocą, poleciał do przodu, odbił się od ściany tuż pod głównym ekranem neuraksa i pochwyciwszy poręcz siedzenia Batuzowa, zawisł w powietrzu. Jego nogi opisały szeroki łuk, trafiając po drodze w prawy bark Leny Sakadze. Twarz Leny skurczyła się z bólu, ale jej krzyk zginął w piekielnym jazgocie czujników i zgrzycie powłoki. Mogło się zdawać, że jakieś gigantyczne kleszcze drą na wąskie pasy cały korpus rakiety.
Nagłe wszystko ucichło. Jeszcze trwali bez ruchu, kurczowo zaciskając palce na poręczach i uchwytach, oszołomieni i potłuczeni, przygotowani na najgorsze.
Ekrany zajaśniały spokojnym, równym blaskiem, błękitne oko wariomatu wypłynęło na środek tarczy, cyfry i linie w okienkach automatów nawigacyjnych, które przed chwilą pędziły jak oszalałe stapiając się w migocące pasy, zwolniły, jakiś czas jeszcze falowały, wreszcie przystanęły.
Usłyszeli głos pilota, Andrzeja Batuzowa. Cały czas podawał współrzędne. Jego słowa tonęły dotychczas w straszliwym hałasie.
— zero i osiem, dwadzieścia jeden,
— zero i siedem, dwadzieścia jeden,
— zero i sześć, dwadzieścia,
— zero i pięć, dwadzieścia,
— zero i cztery, dziewiętnaście,
— zero i cztery…
Automaty sterownicze wyrównały tor lotu, jednak rakieta ospale, jakby niechętnie reagowała na ich manewry.
Zero i cztery — wartość wychylenia przestała się zmniejszać.
— Zostaw, Andrzeju, nie trzeba — powiedziała Ann — jesteśmy na torze.
Piotr porównał wskazania automatów.
— Odrzuciło nas o cztery stopnie od płaszczyzny orbity lądowania — powiedział. Pochylił się nad pulpitem neuraksa Za chwilę w głównym ekranie ujrzeli obraz kontrolny węzłowych połączeń systemu napędowego i układu nawigacyjnego statku.
— Łączność?
— W porządku — odpowiedział Batuzow. — Kamery całe, rozrząd działa sprawnie.
Комментарии к книге «W połowie drogi», Bogdan Petecki
Всего 0 комментариев