«Taki, co przyszedł z góry»

1220

Описание

„Taki, co przyszedł z góry” jest powieścią niezwykłą. Przełamując wszelkie konwencje obecne dotąd w polskiej s.f., autor zaprasza nią do wspólnej, intelektualnej zabawy nie tylko miłośników gatunku, lecz czytelników chętnie sięgających po prostu po niebanalną, frapującą beletrystykę. Ta wielowarstwowa, przy pozorach dowolności skonstruowana z niesłychaną precyzją, nieco diaboliczna powieść, spełniająca formalnie wszystkie kryteria obowiązujące w fantastyce, równocześnie śmiało może być bowiem zaliczona do współczesnej literatury tzw. głównego nurtu. Alternatywa: oportunizm i świadomy sprzeciw, dylematy jednostki szukającej własnej drogi i zwykłego, ludzkiego szczęścia w labiryncie uzależnień cywilizacyjnych, presji historii, szumie informacyjnym pseudonaukowego bądź ideologicznego ogłupienia, to sprawy najgłębiej wpisane w rzeczywistość dzisiejszego człowieka, nawet umownie uwolnionego od fizycznych i materialnych plag w jakimś sztucznie wykreowanym rezerwacie. Podobnie jak względność czasu, konfrontacja z szarlatańskimi próbami zbawiania świata, konieczność powrotu — w imię przetrwania — do podstawowych, humanistycznych wartości, oraz nieuchronność decydującego życiowego wyboru. A to właśnie jest treścią tej książki.



1 страница из 227
читать на одной стр.
Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

стр.
Bohdan Petecki Taki, co przyszedł z góry I. Ziemia. Przeszły niedokonany

Na Kupową nikt nigdy nie przychodził z góry. Granica rezerwatu, biegnąca pobliską granią, nie była ogrodzona. Nie istniała też jakakolwiek bariera innego rodzaju. Dostępu z góry nie broniły żadne prawa, zwyczaje ani przesądy. Zresztą, z przesądów nieliczni mieszkańcy przysiółka zapewne niewiele by sobie robili. Ich życie było proste i uporządkowane. Kobiety gospodarowały i uprawiały ogródki przy domach, a mężczyźni zarabiali pieniądze na nizinie, tam, gdzie za odgałęzieniem karpackiej magistrali, oraz za rzeką, zwaną Starą, zaczynało się Miasto.

Powód był najzupełniej praktyczny i prozaiczny. Jedyna stroma droga, wiodąca w głąb dolinki wzdłuż pojedynczego rzędu zabudowań, doprowadzała do ostatniej chaty i zaraz za nią kończyła się ślepo, uderzając w ścianę lasu. Las był rozrośnięty, wysoki, zdrowy, z bujnym podszyciem. Z kolei idąc grzbietami, granią, nie napotykało się bodaj na ślad dróżki, zbiegającej w tę akurat dolinę. Dlatego na Kupową nikt nie mógł przyjść z góry.

Po upalnym dniu nad południowym skrajem Parku przetoczyła się burza. Rozbiła zapiekłe powietrze i zmyła lesiste wierzchołki żywiołową ulewą. Potem wiatr ucichł, chmury odpłynęły i zaświecił księżyc. Była pełnia.

W najwyżej położonym domu kobieta wyniosła do sieni szczotkę i wiadro. Następnie wróciła do izby. W półmroku sosnowa podłoga lśniła białością. Kobieta umieściła na piecu czajnik, dotknęła jednego z kolorowych przycisków, po czym podeszła do ściany. Między dwoma kwadratowymi oknami, wychodzącymi na drogę, wisiał tam kiczowaty obraz, przedstawiający Świętą Rodzinę w Betlejem. Pod obrazem paliła się miniaturowa wieczna lampka i stał flakonik z wiązanką polnych kwiatów. Kobieta zmieniła kwiatom wodę, zerknęła na obraz i uśmiechnęła się. Był to uśmiech dosyć szczególny. Szczery, życzliwy, ale w najmniejszym stopniu nie modlitewny. Już prędzej porozumiewawczy, jeśli nie wręcz poufały.

W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.

Kobieta zgasiła palnik pod parującym czajnikiem i zwróciła głowę w stronę sieni. Przez kilka sekund było cicho. Następnie pukanie zabrzmiało znowu. Inaczej, ostrzej. Ktoś przeszedł spod drzwi pod okno i stukał w szybę.

— Kto tam? — samotna gospodyni nie podniosła głosu ani o pół tonu wyżej, niż było to konieczne.

Комментарии к книге «Taki, co przyszedł z góry», Bogdan Petecki

Всего 0 комментариев

Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства