Mojej żonie Tessie i synowi Christopherowi z wielką miłością
1Od tygodnia pan Childan z napięciem przeglądał swoją pocztę, ale cenna przesyłka z Gór Skalistych nie nadchodziła. Kiedy w piątek rano otworzył sklep i zobaczył, że na podłodze pod drzwiami leżą tylko listy, pomyślał, że czeka go przeprawa z zagniewanym klientem.
Nalawszy sobie kubek herbaty ze ściennego dystrybutora, wziął szczotkę i zaczął zamiatać; wkrótce frontowa część sklepu pod nazwą Amerykańskie Rzemiosło Artystyczne była gotowa na przyjęcie klientów: wszystko lśniło, w kasie zapas drobnych, świeże nagietki w wazonie, dyskretna muzyka z radia. Ulicą śpieszyli businessmani do swoich biur na Montgomery Street. W oddali przejechał tramwaj linowy; Childan przystanął i przyjrzał mu się z przyjemnością. Kobiety w długich, barwnych, jedwabnych strojach… im też się przyglądał. Telefon. Odwrócił się, żeby go odebrać.
— Słucham. — Odpowiedział mu znajomy głos. Childan poczuł skurcz serca. — Tu pan Tagomi. Czy ten mój plakat rekrutacyjny z wojny secesyjnej już nadszedł? Może pan pamięta, że miałem go otrzymać w zeszłym tygodniu? — Wymagający, ostry ton, na granicy grzeczności, ledwie zachowujący pozory. — Czy nie tak się umawialiśmy, kiedy dawałem zaliczkę? To ma być prezent, czy pan rozumie? Mówiłem przecież. Chodzi o klienta.
— Rozległe poszukiwania — zaczął Childan — które prowadziłem na własny koszt, szanowny panie Tagomi, w sprawie obiecanej przesyłki mającej nadejść, jak panu wiadomo, z zagranicy…
— A zatem nie nadeszła?
— Nie, szanowny panie Tagomi.
Lodowate milczenie.
— Dłużej czekać nie mogę — powiedział wreszcie Tagomi.
— Rozumiem. — Childan patrzył ponuro przez okno wystawowe na ciepły, pogodny dzień i biurowce San Francisco.
— Coś zastępczego zatem. Co pan radzi, panie Childen? — Tagomi z rozmysłem błędnie wymówił nazwisko; obraza, od której Childan zaczerwienił się po uszy. Hańba dla firmy, straszne upokorzenie. Lęki, ambicje i udręki Roberta Childana skłębiły się, zalały go, krępując mu język. Jąkał coś, dłoń kleiła mu się do słuchawki. Powietrze w sklepie przesycone było zapachem nagietków, rozbrzmiewała muzyka, lecz on miał uczucie, że tonie w jakimś dalekim morzu.
Комментарии к книге «Człowiek z wysokiego zamku», Филип Киндред Дик
Всего 0 комментариев