«Tomek wśród łowców głów»

3720


Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

ALFRED SZKLARSKI Tomek wœrуd ³owcуw g³уw

Isla de la Mala Gente Wyspa Z³ych Ludzi - nazwa nadana Nowej Gwinei przez portugalskich i hiszpaсskich ¿eglarzy, ktуrzy w XVI w. odkryli tк wyspк. Nazwк Nowa Gwinea nada³ jej Hiszpan Ortiz de Retes w 1545 r., poniewa¿ tropikalne lasy i podobna do Murzynуw ludnoœж przypomina³y mu zachodnioafrykaсskie wybrze¿e Eleli Koghe samotnie szed³ œcie¿yn¹ przez d¿unglк porastaj¹c¹ gуrskie zbocza. Natк¿onym wzrokiem uwa¿nie rozgl¹da³ siк po g¹szczu tropikalnej zieleni. Jego we³nistow³os¹ g³owк zdobi³y br¹zowo-zielono-czerwone piуra krуlewskiego rajskiego ptaka. Ujкte przepasan¹ wysoko na czubie g³owy plecionk¹ z ³yka, wygl¹da³y jak szeroko roz³o¿ony wachlarz, mieni¹cy siк purpur¹ krwi. Wed³ug wierzeс niektуrych papuaskich plemion, piуra tego wspania³ego ptaka mia³y nie tylko chroniж wojownika przed zranieniem w walce, lecz by³y rуwnie¿ skutecznym amuletem przeciwko puri-puri, czyli czarom, ktуrych obawiali siк nawet najodwa¿niejsi. Mк¿ny Eleli Koghe nigdy nie rozstawa³ siк ze swoim cennym piуropuszem i dlatego w³aœnie obdarzono go imieniem oznaczaj¹cym w miejscowym narzeczu - Czerwony Rajski Ptak. Niemal od ch³opiкcych lat by³ wojownikiem i myœliwym, tak jak prawie wszyscy mк¿czyŸni ¿yj¹cy w g³кbi tej olbrzymiej, tajemniczej wyspy. Na prawym ramieniu niуs³ teraz widome tego oznaki: ³uk z palmowego drzewa, d³ugie strza³y z zadziorami, dzidк i kamienny topуr, mocno przytwierdzony ³ykiem do styliska z ga³кzi. Krajowiec by³ nagi. Jedynie biodra os³ania³a opaska z bia³ej kory. Ca³e ciemnobr¹zowe, b³yszcz¹ce cia³o pomalowane by³o w czarne i bia³e pasy. Lekko wydкte usta oraz przenikliwie spogl¹daj¹ce, czarne jak wкgiel oczy otacza³y ko³a z jasnoczerwonego i ¿у³tego barwnika. Wysuszone, nadpleœnia³e œwiсskie ogonki, zwisaj¹ce z przedziurawionych ma³¿owin usznych i koœж kazuara Kazuar - du¿y ptak pokrewny strusiom, noc spкdza w leœnej gкstwinie, a w dzieс ¿eruje w wysokich trawach. ¯ywi siк pokarmem roœlinnym, a tak¿e rybami, ¿abami i jaszczurkami. W ogrodach zoologicznych kazuary jedz¹ chleb, ziarno i pokrajane jab³ka. w chrz¹stce nosowej wskazywa³y, ¿e Eleli Koghe jest osobistoœci¹ wœrуd swoich. Na szyi przecie¿ nosi³ sznur upleciony z cienkich lian, na ktуrym widnia³o zawi¹zanych osiem wкz³уw. Ka¿dy z nich oznacza³ w³asnorкcznie pokonanego wroga. Eleli Koghe szed³ ostro¿nie, gotуw do odparcia niespodziewanej napaœci. By³ przecie¿ cz¹stk¹ d¿ungli, w ktуrej od wiekуw trwa³a, jak w ca³ej przyrodzie, nieustanna walka. Atak, obrona, triumf i œmierж sz³y tam z sob¹ w parze. Zwyciк¿a³ bardziej przedsiкbiorczy, s³abszy musia³ gin¹ж, aby silniejszy mуg³ dalej istnieж. Korony drzew piк³y siк w szaleсczym wyœcigu ku niebu. W niezwyk³ej pl¹taninie trudno nawet by³o odgadn¹ж, kto zwyciк¿y³, a kto zosta³ zwyciк¿ony. W dole, u stуp leœnych olbrzymуw, bujnie krzewi³ siк drugi, jeszcze bardziej bezlitosny, ni¿szy g¹szcz paproci, kolczastych palm, bambusуw i rу¿nych pn¹czy. Œwiat roœlinny i zwierzкcy tworzy³ w d¿ungli nierozerwaln¹ ca³oœж w walce o zachowanie istniej¹cego stanu. Drzewa i liany dusi³y siк wzajemnie w uœciskach, owady dr¹¿y³y drzewa, ptaki po¿era³y owady, ludzie polowali na ptaki, a krokodyl, drapie¿nik nowogwinejskiej d¿ungli, czyha³ na wszystkie ¿yj¹ce istoty z cz³owiekiem w³¹cznie. Krajowcy zamieszkuj¹cy d¿unglк rуwnie¿ toczyli miкdzy sob¹ prawie nieustanne wojny i uprawiali kanibalizm. Eleli Koghe samotnie pod¹¿a³ przez d¿unglк do strumienia, niedawno, bowiem odkry³ miejsce, w ktуrym ³atwo mo¿na ³owiж ryby. Nikt z jego plemienia nie kwapi³ siк z pomoc¹. Do owego miejsca trzeba by³o iœж przez okolicк, ktуr¹ nawiedza³y z³e duchy. Eleli Koghe by³ odwa¿ny, lecz mimo to niepokуj jego potкgowa³ siк teraz z ka¿dym krokiem. Ju¿ niedaleko, w zielonej gкstwinie po prawej stronie œcie¿yny, le¿a³ olbrzymi, samotny g³az. Na jego p³asko œciкtym szczycie, pokrytym grub¹ warstw¹ zielono¿у³tego mchu, ros³a kкpa sкkatych drzew. Ich korzenie zwisa³y wokу³ jak ¿у³te jadowite wк¿e i czкœciowo os³ania³y widoczn¹ tu¿ przy ziemi czarn¹ szczelinк. Nikt nie potrafi³ wyjaœniж, w jaki sposуb samotny blok skalny dosta³ siк w g³¹b d¿ungli, lecz z pokolenia na pokolenie wœrуd okolicznych mieszkaсcуw przekazywano sobie legendк, ¿e w ciemnej grocie pod g³azem mieszkaj¹ bardzo z³e duchy. Mia³y posiadaж ogniste oczy, z ktуrych wyrasta³y ¿у³te ¿¹d³a. W pobli¿u g¹szczu kryj¹cego samotn¹ ska³к Eleli Koghe przyspieszy³ kroku. Odwrуci³ g³owк, by przypadkiem nie napotkaж zabijaj¹cego spojrzenia demona. Tкdy nawet w dzieс najbezpieczniej by³o przechodziж w towarzystwie czarownika, znaj¹cego rу¿ne zaklкcia. Tym razem rуwnie¿ uda³o siк Eleli Koghe przejœж spokojnie obok siedliska duchуw. Westchnienie ulgi wyrwa³o siк z jego piersi. Pobieg³ w kierunku brzegu strumienia. Wkrуtce us³ysza³ szum wody przedzieraj¹cej siк przez rzeczne progi. Las rzedn¹³... Eleli Koghe zwolni³ kroku. Zacz¹³ siк uwa¿nie rozgl¹daж. Niebawem odnalaz³ miejsce, w ktуrym poprzednim razem przygotowa³ sprzкt rybacki. Ku swemu zadowoleniu stwierdzi³, ¿e owalna obrкcz o œrednicy ponad pу³tora metra jest ju¿ zasnuta sieci¹ utkan¹ w du¿e oczka. Z wdziкcznoœci¹ spojrza³ na siedz¹cego w niej paj¹ka wielkoœci laskowego orzecha, o w³ochatych, ciemnobr¹zowych nogach. Pomys³owi mieszkaсcy tej doliny nieraz wykorzystywali pracowitego paj¹ka do robienia oryginalnych sieci na ryby. W tym celu wybierali w lesie odpowiedni rozmiarami bambus, zginali go od wierzcho³ka w kab³¹k, a reszty pracy dokonywa³ za nich paj¹k, ktуry znalaz³szy obrкcz, nadaj¹c¹ siк do sporz¹dzenia pu³apki na owady, zasnuwa³ j¹ elastyczn¹, doœж mocn¹ i trwa³¹ sieci¹, odporn¹ nawet na wodк. Eleli Koghe dzid¹ ostro¿nie przep³oszy³ paj¹ka, po czym kamiennym toporkiem œci¹³ bambus. Teraz ruszy³ ku pobliskiemu brzegowi strumienia. Niebawem przystan¹³ na du¿ym kamieniu. W tym w³aœnie miejscu rumowisko skalne czкœciowo tarasowa³o nurt rzeki, powoduj¹c pr¹d wsteczny i wirowanie wody. Eleli Koghe od³o¿y³ broс. Uj¹³ w d³onie bambus i szerokim ruchem zagarn¹³ sieci¹ wodк w toni. Po jakimœ czasie z³owi³ kilka niedu¿ych ryb. W³o¿y³ je do siatki uplecionej z lian, a nastкpnie zarzuci³ j¹ na ramiк; zabra³ broс oraz sieж i ruszy³ w kierunku grupy ska³, gdzie zamierza³ ukryж swуj sprzкt rybacki. Wkrуtce znalaz³ odpowiednie miejsce. Teraz powraca³ do wioski wzd³u¿ ³agodnego, bezdro¿nego zbocza gуrskiego. Naraz z platformy po³o¿onej na ostro œciкtym szczycie rozbrzmia³y melancholijne okrzyki. Eleli Koghe przystan¹³. Zacz¹³ nas³uchiwaж. Po chwili uœmiechn¹³ siк, to ptak golove Ptak-ogrodnik (Amblyornis inornatus) spotykany w gуrach Arfak (pу³wysep Plasia G³owa - Yogelkopf), a w okolicach gуr Fuyughc zwany golove, jest spokrewniony z ptakami rajskimi. Z ptasich budowniczych osi¹gn¹³ najwiкksz¹ doskona³oœж w budowaniu oryginalnych altan godowych. Do lej odmiany rajskich ptakуw nale¿¹ rуwnie¿ zamieszkuj¹ce znaczn¹ czкœж Australii i najlepiej poznane budniki, zwane tak¿e altannikami (Pti³onorhynchus violaceus), dochodz¹ce do 28 cm d³ugoœci. œpiewa³ swoj¹ mi³osn¹ pieœс... Eleli Koghe bez najmniejszego szmeru ostro¿nie wspi¹³ siк na szczyt. Ukryty w g¹szczu przygl¹da³ siк uzdolnionemu ptakowi. Ptak ten, zwany przez nas ogrodnikiem, jest nadzwyczaj pomys³owym budowniczym. Na okres godуw samiec golove przygotowuje w ci¹gu kilku miesiкcy wspania³¹ salк balow¹. Przede wszystkim wybiera odpowiednie miejsce, jak najbardziej rуwne i nie poroœniкte drzewami. Dziobem i pazurkami oczyszcza ziemiк z trawy, niweluje j¹ jeœli s¹ tam jakieœ krzewy, zrywa z nich liœcie oraz korк, aby zwiкd³y. Pozostawia tylko jeden krzak i naoko³o niego buduje ziemn¹ platformк w kszta³cie ko³a o œrednicy mniej wiкcej jednego metra. Nastкpnie przynosi szorstki mech i proste ³odygi pewnego gatunku storczyka, ktуry roœnie pкkami na ga³кziach omsza³ych, wielkich drzew, by z nich zrobiж ok³adzinк wzmacniaj¹c¹ krawкdŸ platformy. Potem zbiera w lesie ga³¹zki i z³ote listki, jagody czerwone, bia³e i zielone, z ktуrych uk³ada rу¿ne wzory na swej sali godowej. Wœrуd ozdуb nie brak rуwnie¿ kolorowych kwiatуw, owocуw, a nawet grzybkуw i piкknie ubarwionych owadуw. Gdy ozdoby przez d³u¿sze le¿enie trac¹ œwie¿oœж, ptak je wyrzuca i zastкpuje innymi. Eleli Koghe w skupieniu przys³uchiwa³ siк mi³osnym trelom golove. Cieszy³ siк razem z ptasim zalotnikiem. Krajowcy doskonale znali zwyczaje golove i uwa¿nie œledzili ich prace przy budowie sal godowych. Poszczegуlne czynnoœci ptaka-ogrodnika stanowi³y dla nich naturalny terminarz w³asnych zajкж gospodarskich. Gdy golove zaczyna³ drapaж ziemiк, kobiety wiedzia³y, ¿e czas ju¿ oczyszczaж miejsce na poletko. Kiedy ptak przystкpowa³ do budowania platformy, kobiety kopa³y sw¹ ziemiк zaostrzonymi kijami, natomiast, gdy wzmacnia³ platformк ok³adzin¹ z mchu, one ogradza³y poletka, by ochroniж je przed dzikami. Przystrajanie platformy rу¿nymi ozdobami oznacza³o czas sadzenia jarzyn, ukoсczenie zaœ budowy i mi³osny œpiew by³y zapowiedzi¹, ¿e warzywa dojrzewaj¹ na poletkach. Dlatego te¿ radoœж ow³adnк³a sercem Eleli Koghe. Oto nadchodzi³a pora ¿niw, sytoœci, œpiewуw i taсcуw. Eleli Koghe po cichu wycofa³ siк z kryjуwki. Niebawem by³ na skraju d¿ungli. Tropikalny ¿ar s³oneczny uciszy³ ¿ycie g¹szczy leœnych. Eleli Koghe bez poœpiechu wszed³ do d¿ungli. Mia³ doœж czasu, by powrуciж do wioski, zanim kobiety zaczn¹ przygotowywaж przed zmierzchem g³уwny posi³ek dnia. Wtem w ciszy leœnej, niemal jednoczeœnie, rozleg³ siк œwist strza³y i ostry krzyk œmiertelnie ugodzonego rajskiego ptaka. Eleli Koghe odruchowo przykucn¹³ za pniem drzewa. £owi³ uchem trzepot skrzyde³, szelest ga³кzi i g³uchy odg³os padaj¹cego na ziemiк ptaka. Kilka cichych skokуw przybli¿y³o Eleli Koghe do miejsca nieoczekiwanych ³owуw. Ostro¿nie rozchyli³ pn¹cza. Zaledwie o parк krokуw od niego, u stуp drzewa, pochyla³ siк nad swym ³upem jakiœ mк¿czyzna z ³ukiem w d³oni. Ubrany by³ w szeroki czarny pas pleciony i przepaskк z kory. Nos, przez ktуrego chrz¹stkк przegrodow¹ przesuniкta by³a koœж kazuara, pomalowany mia³ na ¿у³to, a na policzkach widnia³y symetryczne czerwone pasy. Z uszu zwisa³y mu wysuszone kolibry, na szyi zaœ sznury muszli i psich zкbуw. Obok niego, porzucone, le¿a³y dzida i kamienny topуr. Przyklкkn¹³ nad jeszcze drgaj¹cym ptakiem. B³ysk gniewu zamigota³ w oczach Eleli Koghe. Obcy myœliwy nale¿a³ do plemienia Mafulu, z ktуrym plemiк Tawade ¿y³o na wojennej stopie. Pobliski strumieс stanowi³ granicк pomiкdzy terenami ³owieckimi obydwуch plemion. Przekroczenie jej przez ktуr¹kolwiek stronк zawsze powodowa³o krwawy odwet. Eleli Koghe ostro¿nie opar³ dzidк o drzewo; topуr i siatkк z rybami po³o¿y³ u jego stуp. Uj¹³ haczykowat¹ strza³к, po czym mocno napi¹³ ciкciwк ³uku. Strza³a ostro bzyknк³a w powietrzu. Nieszczкsny Mafulu z szyj¹ przebit¹ na wylot poderwa³ siк z ziemi, lecz w tej chwili druga strza³a ugodzi³a go prosto w pierœ. Wydawszy st³umiony okrzyk, ciк¿ko osun¹³ siк na martwego rajskiego ptaka. Eleli Koghe podbieg³ do pokonanego wroga. Wojny wœrуd krajowcуw przewa¿nie ogranicza³y siк do pojedynczych napadуw z zasadzki. Ten, kto zabija³ nieprzyjaciela nie nara¿aj¹c siebie, zyskiwa³ s³awк najwiкkszego bohatera. Tote¿ Eleli Koghe z dum¹ zawi¹za³ teraz dziewi¹ty wкze³ na swym z³owieszczym naszyjniku z lian. Pospiesznie zabra³ broс zabitego Mafulu oraz martwego rajskiego ptaka i w³asn¹ sieж z rybami, po czym pobieg³ w kierunku wioski z radosn¹ wieœci¹. Rodzinna wieœ Eleli Koghe le¿a³a na ostro œciкtym p³askowy¿u gуrskim. Kilkanaœcie domуw, zbudowanych ponad ziemi¹ na wysokich palach, sta³o w dwуch rуwnoleg³ych rzкdach, obramowuj¹c doœж szeroki plac z ubitej czerwonej gliny. Na samym koсcu, tu¿ nad brzegiem przepaœci, znajdowa³a siк nieco obszerniejsza od innych budowla, zwana emone. S³u¿y³a ona za miejsce zebraс starszyzny, a zarazem by³a sta³ym mieszkaniem wodzуw oraz sypialni¹ kawalerуw. Ka¿dy dom posiada³ z frontu ma³¹ nadziemn¹ platformк, ocienion¹ okapem dachu tworz¹cego jakby wygiкty do gуry ³uk. Ca³a wioska otoczona by³a pу³kolist¹ palisad¹ z zaostrzonych na koсcu pali. Te zabezpieczenia œwiadczy³y o wojowniczoœci Tawade, ktуrzy stale napadaj¹c na s¹siadуw, sami ustawicznie musieli strzec siк odwetu. Eleli Koghe bieg³, co tchu do swoich. Ju¿ wpad³ w obrкb palisady. Zwyciкski okrzyk wojownika od razu zwrуci³ na niego uwagк mк¿czyzn gawкdz¹cych na werandach. Zaraz te¿ pod¹¿yli za nim do emone, tam, bowiem skierowa³ siк Eleli Koghe. Wiadomoœж o nowym zwyciкstwie lotem b³yskawicy obieg³a ca³¹ wieœ. Kilku wojownikуw natychmiast przygotowa³o siк do drogi, aby wyruszyж z Eleli Koghe do d¿ungli. Wszystkich ogarnк³o radosne podniecenie. Podczas gdy jedna grupa szybko oddala³a siк w d¿unglк, druga pospieszy³a do kobiet pracuj¹cych na poletkach na niedalekim zboczu gуrskim. Wobec pojawienia siк wroga na terenach Tawade nale¿a³o natychmiast wzmocniж stra¿ pilnuj¹c¹ bezpieczeсstwa kobiet. Wkrуtce grupka wojownikуw rozbieg³a siк po wzgуrzach otaczaj¹cych poletka, sk¹d dobrze by³o widaж najbli¿sz¹ okolicк. Wieœж o nieoczekiwanej mo¿liwoœci napadu rozesz³a siк b³yskawicznie po polach. Niskie, grube, przewa¿nie niezgrabne kobiety podawa³y j¹ sobie z ust do ust. Chodzi³y niemal nago. Jedynie maleсkie fartuszki ze sznurkуw lian zakrywa³y doln¹ czкœж brzucha. Nigdy nie myte cia³a u wielu by³y oszpecone strupami po Ÿle leczonych ranach. Jak przysta³o na wojownicze plemiк, kobiety nosi³y na szyi nanizane na cienkich lianach koœci swych mк¿уw lub bliskich krewnych poleg³ych w walce. Zaledwie us³ysza³y wieœci przyniesione przez wojownikуw, zaczк³y krz¹taж siк jeszcze ¿wawiej. Nale¿a³o przecie¿ zebraж wiкcej jarzyn na wieczorn¹ ucztк. W obszernych siatkach uplecionych z lian znika³y czerwonawobrunatne, chropowate bataty Batat, zwany tak¿e s³odkim kartoflem (Ipomoea batatos poir), jest spokrewniony z powojem. Rodzi bulwy podobne do bulwy kartofla; jest m¹czysty, w smaku s³odki. Uprawia siк go w ca³ej strefie cieplej., ktуre stanowi³y podstawowe po¿ywienie mieszkaсcуw wyspy, taro Taro nale¿y do roœlin obrazkowatych. Roœnie w Indiach, na Archipelagu Malajskim i w Ameryce. Roœliny te wydaj¹ bulwy o wadze 0,5-3,5 kg, przewa¿nie o bia³ym mi¹¿szu. Surowe niejadalne. Po ugotowaniu lub upieczeniu jada siк je jak kartofle. wyros³e jak kalarepy z czarnymi skуrami, trzcina cukrowa Trzcina cukrowa nale¿y do traw prosowatych. Osi¹ga wysokoœж od 2 do 6 m. Posiada ŸdŸb³a o gruboœci 2-6 cm wype³nione soczystym i bardzo s³odkim mi¹¿szem. Roœnie bardzo szybko, zbiуr nastкpuje po 5 miesi¹cach. Trzcina cukrowa uprawiana by³a od bardzo dawna w Mezopotamii, dolinie Gangesu w Indiach, a pуŸniej w Indochinach, Chinach i na Archipelagu Malajskim. Od Indusуw przejкli jej uprawк Arabowie, a od nich Hiszpanie i Portugalczycy, ktуrzy przenieœli j¹ na Wyspy Antylskie. Obecnie najwiкksze plantacje trzciny cukrowej s¹ na Jawie, Kubie, Wyspach Hawajskich i w Afryce. i najcenniejsze z wszystkich papuaskich jarzyn - du¿e bulwy zwane jamsami Jamsy (yams) - nazw¹ t¹ obejmuje siк roœliny jednoliœcienne z rodzaju Dioscorea, rodz¹ce bulwy podziemne, a niekiedy rуwnie¿ na ³odygach. Z licznych gatunkуw najwa¿niejsze jest scorea batatas pochodz¹ca ze wschodniej Azji. Posiada bulwy o rу¿nych kszta³tach i barwie, zwykle walcowate, zewn¹trz ciemne, w œrodku bia³e, rу¿owe, czerwone lub fioletowe, o wadze od l do 10 kg. Bulwy te s¹ m¹czyste, wodniste, o smaku zbli¿onym do m³odych kartofli. Jams nie wymaga zbyt obfitej wilgoci. Niektуre gatunki o drobnych bulwach na pкdach zawieraj¹ substancje truj¹ce. W nastкpnej kolejnoœci do siatek w³o¿ono ma³e pasiaste dynie, ogуrki i nieco liœci tytoniu. Gdy wszystkie kobiety by³y ju¿ przygotowane do powrotnej drogi, zarzuci³y sobie na plecy pкkate siatki, przewi¹zuj¹c je paskiem prze³o¿onym przez czo³o na pochylonej do przodu g³owie. Na samym wierzchu olbrzymiego ³adunku warzyw i rur bambusowych nape³nionych wod¹ matki sadza³y okrakiem swe niemowlкta lub te¿ umieszcza³y je tam zamkniкte w specjalnych bambusowych klatkach. Jeœli ktуraœ z kobiet karmi³a w³asn¹ piersi¹ prosiaka, nios³a go na rкkach przed sob¹. Ob³adowane niczym juczne mu³y, kobiety ruszy³y w drogк, eskortowane przez mк¿czyzn nios¹cych jedynie swoj¹ broс. Natychmiast po powrocie do wioski kobiety rozpali³y ogniska, aby w nich rozgrzaж a¿ do bia³oœci d³ugie, p³askie kamienie. Pieczenie potraw w myœl miejscowego zwyczaju odbywa³o siк w ten sposуb, ¿e do wykopanego w ziemi rowu na przemian k³adziono gor¹ce kamienie i warstwк produktуw, a¿ zaimprowizowany piec nape³niono po brzegi. Wtedy przysypywano go ziemi¹. Mniej wiкcej po dwуch godzinach rozgrzebywano kopiec i rozpoczynano ucztк. Tym razem jednak, zanim jeszcze g³azy zosta³y nagrzane, radosny nastrуj zak³уci³ niezbyt fortunny powrуt wojownikуw, ktуrzy razem z Eleli Koghe udali siк do d¿ungli. Otу¿ zamiast pokonanego Mafulu przynieœli dwуch zabitych w³asnych wojownikуw. W pobli¿u miejsca, gdzie Eleli Koghe stoczy³ zwyciкsk¹ walkк, znacznie liczebniejszy oddzia³ Mafulu, ukryty w leœnych zaroœlach, znienacka zasypa³ ich gradem strza³ z ³ukуw. Od razu pad³o dwуch Tawade, kilku innych zosta³o rannych. Jedynie dziкki ostro¿noœci Mafulu, ktуrzy mimo przewagi bardzo siк obawiali s³yn¹cych z okrucieсstwa wojowniczych s¹siadуw, uda³o siк Tawade wycofaж z tak groŸnej sytuacji. Poleg³, wiкc tylko brat Eleli Koghe i jeszcze jeden starszy wojownik. Œmierж brata Eleli Koghe, zgodnie z miejscowymi zwyczajami, mog³a byж traktowana jako wyrуwnanie porachunkуw. Przecie¿ tym razem w³aœnie Eleli Koghe pierwszy zabi³ jednego Mafulu, a w d¿ungli obowi¹zywa³o niepisane prawo: g³owa za g³owк. Lecz drugi poleg³y Tawade oraz kilku innych rannych powinni byж pomszczeni, co najmniej tak¹ sam¹ liczb¹ zabitych i rannych. Z okolicznych gуr p³yn¹³ rechot ma³ych ¿ab, ktуry brzmia³ jak subtelny dŸwiкk srebrnych dzwoneczkуw. To w³aœnie tak zwane toundule rozpoczyna³y swуj przedwieczorny koncert. Tymczasem w wiosce Tawade zamiast radosnych pieœni rozleg³y siк p³acze i lamenty. Jedyna ¿ona poleg³ego brata Eleli Koghe i trzy ¿ony starszego wojownika, ca³e wysmarowane bia³¹ glin¹ na znak ¿a³oby, tarza³y siк w popiele i g³oœno zawodzi³y. Na przemian s³awi³y utraconych mк¿уw i z³orzeczy³y zabуjcom. Mк¿czyŸni rуwnie¿ nie prу¿nowali. Eleli Koghe przewi¹za³ swуj kamienny topуr przepask¹ na biodra poleg³ego brata i zaprzysi¹g³ krwaw¹ zemstк. Podobne przyrzeczenia sk³adali bli¿si i dalsi krewni innych zabitych, albowiem ognie zapalone na szczytach gуrskich roznios³y wieœж o tragicznym wydarzeniu i spokrewnione plemiona ju¿ œci¹ga³y na stypк. Tego dnia dopiero pуŸnym wieczorem kobiety rozkopa³y smakowicie dymi¹ce piece. Dwie zabite na stypк œwinie oraz ca³e stosy jarzyn rozdzielono pomiкdzy domownikуw i goœci. Starszyzna i s³awni wojownicy otrzymali najlepsze czкœci miкsiwa i jamsy. Ka¿dy bra³ swoj¹ porcjк na liœж i zajada³ siк ni¹ na uboczu. Kobietom rozdano och³apy i jarzyny. W koсcu dzieci i psy zaczк³y wygrzebywaж z popio³u w piecach resztki jedzenia. Uroczystoœci pogrzebowe mia³y trwaж d³u¿szy czas. Tote¿ po zakoсczeniu wieczerzy mк¿czyŸni udali siк do emone na naradк wojenn¹. Zasiedli rzкdami po obydwуch stronach ognia, ¿arz¹cego siк w wylepionym glin¹ rowku poœrodku pod³ogi wzd³u¿ domu. Naczelnik plemienia zwin¹³ w rulon kilka ¿у³tawych liœci tytoniu, po czym wydoby³ z siatki oryginaln¹ fajkк. By³a to doœж gruba rurka bambusowa o d³ugoœci oko³o trzydziestu centymetrуw, zamkniкta na obydwуch kraсcach naturalnymi przegrodami. W pobli¿u koсcуw fajki, na wierzchu rury, znajdowa³y siк pojedyncze otwory. W jeden z nich naczelnik zatkn¹³ rulonik liœci, ktуry zapali³ p³on¹c¹ ga³¹zk¹. Nastкpnie przy³o¿y³ usta do drugiego otworu w fajce i tak d³ugo wci¹ga³ powietrze, a¿ ca³a rurka nape³ni³a siк dymem. Teraz wyrzuci³ nie dopalone liœcie i poda³ fajkк swemu s¹siadowi. Ka¿dy z zebranych kolejno zaci¹ga³ siк nagromadzonym w jej wnкtrzu dymem. Po tej ceremonii rozpoczк³y siк d³ugie narady. Jednomyœlnie postanowiono szukaж pomsty na Mafulu, co niew¹tpliwie powinno ucieszyж dusze obydwуch poleg³ych. Wojownicy wylegli na plac. By³o tam ludno i gwarno, kobiety, bowiem, a nawet i dzieci, nie k³ad³y siк spaж tej nocy. Wdowy wci¹¿ objawia³y publicznie swoj¹ rozpacz; kaleczy³y cia³a ostrymi bambusowymi no¿ami, tarza³y siк w popiele i lamentowa³y. Wojownicy rozpoczкli przygotowania do wojennej wyprawy. Oporz¹dzali broс, malowali cia³a sadz¹ i bia³¹ glin¹ w czarne i bia³e pasy, g³owy przystrajali piуropuszami z ptasich piуr, a na szyjach zawieszali naszyjniki z zкbуw dzikich œwiс. Jeszcze przed œwitem byli gotowi do wyruszenia w drogк. Teraz mia³ siк odbyж wojenny taniec. Wojownicy w pe³nym uzbrojeniu podzielili siк na dwie grupy, ktуre stanк³y naprzeciwko siebie twarz¹ w twarz. Najpierw obydwa oddzia³y zmierzy³y siк groŸnym wzrokiem, nuc¹c pу³tonem groŸn¹ w brzmieniu pieœс. Potem tancerze gwa³townie potrz¹sali dzidami, ³ukami i kamiennymi maczugami. Stoj¹c w miejscu mocno uderzali stopami o ziemiк, a¿ czerwonawy py³ spowi³ ich mglistym ob³okiem. Tempo taсca stawa³o siк coraz szybsze. Obydwie grupy postкpowa³y krok do przodu, potem dwa do ty³u, robi³y krok w prawo i jeden w lewo, by naraz skoczyж ku sobie z g³oœnym okrzykiem bojowym. Przez d³ugi czas to cofali siк, to znуw nacierali na siebie, a¿ w koсcu powietrze nape³ni³o siк œwistem strza³ wystrzelonych z ³ukуw. Nagle obydwa oddzia³y zatrzyma³y siк, jakby wros³y w ziemiк. Zamilk³a bojowa pieœс. W tej w³aœnie chwili skrawek tarczy s³onecznej wychyli³ siк zza gуr. Po tropikalnej nocy nastawa! dzieс. Tym samym z³e duchy d¿ungli traci³y sw¹ moc. Wojownicy mogli ju¿ wyruszyж na wojenn¹ wyprawк. Tego jeszcze dnia naczelny wуdz Tawade, Eleli Koghe, przekroczy³, graniczny strumieс i spl¹drowa³ najbli¿sz¹ wieœ Mafulu. Pola³a siк krew. Odt¹d przez d³ugie tygodnie Tawade b¹dŸ Mafulu na przemian wyprawiali uczty na czeœж zwyciкstwa lub stypy na znak ¿a³oby. Eleli Koghe znуw przygotowywa³ wojenn¹ wyprawк na Mafulu. Przecie¿ ka¿dy napad powodowa³ ofiary w ludziach, ktуre trzeba by³o pomœciж. Starszyzna i wojownicy naradzali siк w emone. Eleli Koghe przypomina³ krzywdy wyrz¹dzone im przez Mafulu oraz korzyœci, jakie wojna przynios³a plemieniu Tawade. Przychylny pomruk wojownikуw coraz bardziej go podnieca³. Hojnie obdarowani ³upem wojennym czarownicy zapewniali Tawade zwyciкstwo. W³aœnie zapalono fajkк, aby uœwiкciж decyzjк podjкcia wojennej wyprawy. Emone zaleg³a cisza. Wtem gdzieœ od szczytуw gуrskich sp³yn¹³ g³os zwielokrotniony przez echo. - Hoooooo! Hoooooo! Wy tam w dole strumienia, s³uchajcie! Roznosi³o siк po dolinie. Eleli Koghe sugestywnym gestem nakaza³ milczenie. Wybieg³ na werandк. Z³o¿y³ obydwie d³onie przy ustach i jak przez tubк odkrzykn¹³: - Hooooo! W gуrze strumienia, mуwcie, s³uchamy! - Hoooo! Zbli¿aj¹ siк bia³e duchy o kszta³tach ludzi! Zabieraj¹ z d¿ungli najbarwniejsze ptaki i kwiaty! Z kijуw miotaj¹ pioruny! Pal¹ wodк! Zabieraj¹ ptaki i kwiaty! Biada nam! Mк¿ne serce Eleli Koghe zadr¿a³o na wieœж o niezwyk³ych duchach. Milcza³ przez chwilк, a potem zebrawszy si³y krzykn¹³: - Hoooo! Czy bia³e duchy id¹ do nas?! - D¹¿¹ w gуrк strumienia! Za trzy ksiк¿yce Krajowcy Nowej Gwinei nie znali kalendarza; czas mierzyli "ksiк¿ycami", z ktуrych jeden stanowi³ dobк. bкd¹ u was. Miejcie siк na bacznoœci, broсcie naszych ptakуw! Spotkanie w Sydney Na przedmieœciu w po³udniowej czкœci Sydney Sydney - stolica stanu Nowa Po³udniowa Walia, a zarazem jeden z najwiкkszych portуw Australii., w willi dyrektora Parku Taronga - olbrzymiego ogrodu zoologicznego, odbywa³o siк przyjкcie. Pan Filip Hart podejmowa³ niezwyk³ych goœci, albowiem z wyj¹tkiem jego przyjaciela Karola Bentleya, dyrektora ogrodu zoologicznego w Melbourne Melbourne - stolica stanu Wiktoria w Australii po³udniowo-wschodniej, po³o¿ona na pу³nocnym kraсcu zatoki Port Phillip u ujœcia Yarra-Yarra. Doskona³y port. Jest drugim pod wzglкdem wielkoœci miastem w Australii. W latach 1901-1927 by³o przejœciowo stolic¹ Zwi¹zku Australijskiego powsta³ego w 1900 r., wszyscy byli dla niego zupe³nie obcymi ludŸmi. Inicjatorem tego przyjкcia by³ znany zoolog Karol Bentley. Kilka lat temu odby³ jako doradca wyprawк ³owieck¹ w g³¹b kontynentu australijskiego. Przewodzili jej polscy ³owcy dzikich zwierz¹t, zatrudnieni w hamburskim przedsiкbiorstwie Hagenbecka. Razem z doros³ymi mк¿czyznami wzi¹³ wtedy udzia³ w ³owach m³ody ch³opiec, Tomasz Wilmowski, syn kierownika wyprawy. Bentley bardzo polubi³ Tomka. Chcia³ go nawet przyj¹ж na wychowanie, gdy¿ obawia³ siк, ¿e ustawiczne podrу¿owanie ojca uniemo¿liwi ch³opcu naukк. Tomek ze wzruszeniem podziкkowa³ Bentleyowi za wielkoduszn¹ propozycjк, lecz nie zgodzi³ siк pozostaж w Australii. Od 1904 roku minк³y ju¿ cztery lata. W tym czasie Tomek bra³ udzia³ w wielu wyprawach ³owieckich i wyrуs³ na bardzo dzielnego m³odzieсca. Bentley, powiadomiony listownie o pobycie w Australii swych polskich przyjaciу³, telegraficznie zaproponowa³ im spotkanie w Sydney. Przyjкli jego zaproszenie i oto teraz razem z nim goœcili u pana Filipa Harta. Wilmowscy oraz ich przyjaciele przyjechali do Australii wprost z wyprawy na Syberiк, sk¹d dopomogli uciec z zes³ania kuzynowi Tomka, Zbyszkowi Karskiemu Dramatyczna walka o uwolnienie polskiego zes³aсca zosta³a opisana w ksi¹¿ce Tajemnicza wyprawa Tomka.. Wraz ze Zbyszkiem umknк³a rуwnie¿ jego narzeczona, m³oda studentka medycyny, Natasza W³adimirowna Bestu¿ewa. Podczas pierwszego pobytu w Australii ³owcy poznali w Nowej Po³udniowej Walii hodowcк owiec, Allana. Paсstwo Allan niemal uwielbiali Tomka, gdy¿ on to w³aœnie odnalaz³ wtedy zagubion¹ w buszu ich dwunastoletni¹ jedynaczkк, Sally. Od tej pory Sally i Tomek ¿yli w wielkiej przyjaŸni. Widywali siк czкsto, poniewa¿ Sally, podobnie jak Tomka, wys³ano do szkу³ w Londynie. Obecnie m³oda panienka otrzyma³a maturк. Przed wst¹pieniem na dalsze studia przyjecha³a na kilkumiesiкczny wypoczynek do rodzicуw. Paсstwo Allan dowiedzieli siк od cуrki, ¿e Tomek i jego towarzysze przebywaj¹ na Dalekim Wschodzie. Zaprosili ich na œwiкta Bo¿ego Narodzenia. W ten sposуb cala gromadka Polakуw znуw siк znalaz³a w Australii. Po blisko miesiкcznym odpoczynku podrу¿nicy z prawdziwym ¿alem opuœcili farmк Allanуw. Nie mogli sobie pozwoliж na d³u¿sze wakacje. W Sydney oczekiwa³ na nich Bentley, a ponadto mieli tam sporo pilnych w³asnych spraw do za³atwienia. Mianowicie w tym najdogodniejszym z portуw œwiata sta³ na kotwicy dalekomorski jacht bosmana Nowickiego. Nale¿y wyjaœniж, ¿e w wyprawie na Syberiк uczestniczy³ brat maharani Maharani - tytu³ przys³uguj¹cy ¿onie maharad¿y. Alwaru, Pandit Davasarman. Aby u³atwiж uprowadzenie zes³aсca, piкkna i szlachetna maharani, ktуra polubi³a Tomka, nie tylko nak³oni³a swego brata do wziкcia udzia³u w wyprawie, lecz zaofiarowa³a tak¿e w³asny jacht. W Rabaulu Rabaul - miasto i port na wyspie Nowa Brytania w Archipelagu Bismarcka. Do I wojny œwiatowej by³ stolic¹ Ziemi Cesarza Wilhelma, czyli уwczesnej kolonii w Nowej Gwinei., gdzie w drodze powrotnej z Syberii nast¹pi³o po¿egnanie z Panditem Davasarmanem, spotka³a Polakуw, a szczegуlnie bosmana Nowickiego, ogromna niespodzianka. Mianowicie Pandit Davasarman wrкczy³ dobrodusznemu marynarzowi akt w³asnoœci jachtu, podpisany przez ksiк¿nк. Jednoczeœnie powiadomi³ ³owcуw, ¿e z czкœci¹ za³ogi wraca do Indii niemieckim parowcem. Bosman najpierw oniemia³, a potem odmуwi³ przyjкcia tak kosztownego daru. Ostatecznie opory jego zosta³y prze³amane przez Jana Smugк, podrу¿nika i ³owcк, ktуry najd³u¿ej przyjaŸni³ siк z ksiк¿n¹. Klepn¹³ on bosmana w ramie i rzek³: "No, spe³ni³y siк twoje marzenia! Wprawdzie nie zdobyliœmy z³ota w gуrach A³tyn-tag, za ktуre chcia³eœ kupiж sobie jak¹œ star¹ krypк, ale mimo to teraz zosta³eœ kapitanem. Bierz, kiedy ci daj¹ ze szczerego serca! W zamian przy okazji przeœlesz ksiк¿nej jakiœ oryginalny upominek!" W ten sposуb bosman zosta³ kapitanem na w³asnym jachcie. Pierwszy samodzielny rejs odby³ z przyjaciу³mi do Sydney. Tam pozostawili jacht pod opiek¹ zaufanej indyjskiej za³ogi, sami zaœ udali siк z wizyt¹ na farmк Allanуw. Po powrocie do Sydney zamieszkali na jachcie, gdy¿ w tym bardzo ruchliwym, portowym mieœcie nie³atwo by³o o wynajкcie odpowiedniego mieszkania. W przeciwieсstwie do poczciwego kapitana Nowickiego, Tomek wcale nie by³ w najradoœniejszym nastroju. Tak siк cieszy³ z tych œwi¹t u Allanуw, a tymczasem zasta³ tam rуwnie¿ kuzyna Sally, ktуry razem z ni¹ przyjecha³ z Anglii. James Balmore, nieco starszy od Tomka, by³ krewnym brata pana Allana, stale mieszkaj¹cego w Londynie. U niego to w³aœnie przebywa³a Sally, ucz¹c siк w Anglii. James lub Jimmie, jak go zdrobniale nazywa³a Sally, wci¹¿ asystowa³ swej ³adnej kuzynce. To w³aœnie psu³o Tomkowi humor. Bentley rуwnie¿ Allanуw zaprosi³ na spotkanie w Sydney. Ojciec Sally nie mуg³ opuœciж swego gospodarstwa na d³u¿szy czas, tote¿ przyby³a jedynie pani Allan z cуrk¹ i kuzynem Jamesem Balmore'em. Od samego pocz¹tku przyjкcia Tomek by³ roztargniony. Z trudem skupia³ uwagк na ogуlnej rozmowie. Bentley w³aœnie zapowiada³ jak¹œ niezwyk³¹ niespodziankк dla swych przyjaciу³, a Tomek tymczasem zerka³ w kierunku werandy, gdzie przebywa³a reszta m³odzie¿y. £owi³ uchem weso³y œmiech Sally i powa¿ny g³os Jamesa Balmore'a. Zaraz po drugim œniadaniu gospodarz poprowadzi³ goœci do gabinetu. Nadesz³a chwila ujawnienia niespodzianki. - Proszк, bardzo proszк, siadajcie wszyscy - mуwi³ Bentley. - Chcia³em powiedzieж wam coœ interesuj¹cego. Hm, chc¹c byж szczery, muszк wyznaж, ¿e nawet specjalnie w tym celu zorganizowa³em to niecodzienne dzisiejsze spotkanie. - Mуw pan prosto z mostu, szanowny panie Bentley. Miкdzy starymi znajomymi nie potrzeba zbytnich ceregieli - wtr¹ci³ kapitan Nowicki. - Skoro tak, przystкpujк od razu do sedna sprawy. Ty, kochany Tomku, s³uchaj mnie szczegуlnie uwa¿nie. Bardzo liczк na ciebie - powiedzia³ Bentley, uœmiechaj¹c siк ¿yczliwie do m³odzieсca.: - Nie wiem, w czym mуg³bym panu pomуc? - zdziwi³ siк Tomek. - Czy pan nie ¿artuje? - Nie, nie, mуj drogi! Naprawdк chcк wam coœ zaproponowaж i by³bym bardzo rad, gdybyœ ty zapali³ siк do mego projektu. - Nie pojmujк, dlaczego mog³oby panu na tym tak bardzo zale¿eж? - zapyta³ Tomek, widz¹c, ¿e zoolog mуwi powa¿nie. - Wydaje mi siк, ¿e twуj zapa³ zachкci³by innych do mojej sprawy - wyjaœni³ Bentley. - Nie pos¹dza³em pana dot¹d o tak¹ przebieg³oœж - weso³o zauwa¿y³ Nowicki. - Faktycznie jednak masz pan racjк. Ten m³odzik nas czкsto wodzi za nos! Ca³e towarzystwo wy buchnк³o œmiechem. - Jeœli chodzi o mnie, zawsze chкtnie s³ucham rad Tomka - odezwa³ siк Smuga. - Niezwyk³a intuicja rzadko zawodzi naszego m³odego przyjaciela. Tomek siedzia³ za¿enowany pochwa³ami. Tymczasem Bentley mуwi³: - Pewien bardzo zamo¿ny przemys³owiec australijski jest zapalonym kolekcjonerem rajskich ptakуw Ptaki rajskie (Paradiseidae) s¹ bliskie ptakom krukowatym, od ktуrych, prуcz innych cech, rу¿ni¹ siк przede wszystkim brakiem szczeciniastych piуr u nasady dzioba. Samce odznaczaj¹ siк takim przepychem piуr ozdobnych i tak wspania³ymi barwami, ¿e bodaj tylko kolibry mog¹ siк z nimi rуwnaж. Obecnie znamy oko³o 100 gatunkуw rajskich ptakуw. i storczykуw Storczyki, czyli orchidee, s¹ najosobliwszymi roœlinami na Ziemi. Budz¹ podziw rу¿norodnoœci¹ postaci, kszta³tem, barw¹, zapachem kwiatуw, sposobem ¿ycia, zapylania itp. Istnieje ich oko³o 12-13 tysiкcy gatunkуw, a mo¿e i wiкcej. Rozpowszechnione s¹ na ca³ej Ziemi, nieliczne tylko w wysokich gуrach i w pobli¿u biegunуw. Poza Brazyli¹ i s¹siednimi krajami Ameryki Po³udniowej szczegуlnie obficie wystкpuj¹ na Madagaskarze, wyspach Oceanu Indyjskiego i w ca³ej strefie tropikalnej. . Pragnie uzupe³niж swoje zbiory nowymi, ma³o lub w ogуle dot¹d nie znanymi okazami. W tym celu zaproponowa³ mi zorganizowanie wyprawy badawczej... - Ho, ho! Jest to, wiкc wyprawa nawet o pewnym romantycznym pod³o¿u - wtr¹ci³ Tomek. - Paradisea apoda, czyli beznogie rajskie ptaki! Wszyscy zaciekawieni spojrzeli na m³odzieсca, a impulsywna Sally zawo³a³a: - Nie s³ysza³am nigdy o rajskich ptakach bez nуg, to chyba jakaœ legenda?! - Oczywiœcie, ¿e to legenda, romantyczna legenda - potwierdzi³ Tomek. - Nie znam jej, proszк Tommy, opowiedz j¹ nam! - zaproponowa³a Sally. - PуŸniej, moja droga! Przepraszam, ¿e mimo woli przerwa³em panu - zwrуci³ siк Tomek do Bentleya. - Czy¿byœ ju¿ kiedyœ interesowa³ siк rajskimi ptakami, m³odzieсcze? - zapyta³ Hart, bacznie obserwuj¹c Tomka. - Czyta³em ksi¹¿kк markiza de Raggi, ktуry przy koсcu osiemnastego wieku odby³ specjaln¹ wyprawк do Nowej Gwinei w celu badania ¿ycia tych ptakуw - odpar³ Tomek. - Jeœli tak, to przy³¹czam siк do proœby panny Sally i proszк o wyjaœnienie nam, dlaczego powsta³a legenda, ¿e rajskie ptaki nie posiadaj¹ nуg - rzek³ Hart. Tomek w jednej chwili zda³ sobie sprawк, ¿e dyrektor ogrodu zoologicznego w Sydney pragnie sprawdziж zasуb jego wiadomoœci na ten temat. Tote¿ zmiesza³ siк trochк, lecz mimo to zaraz zacz¹³ mуwiж Opanowanym g³osem: - Doœж dawna to historia, pierwsze informacje, bowiem o istnieniu rajskich ptakуw dotar³y do Europy jeszcze przed odkryciem drogi morskiej do Indii i na d³ugo przedtem, zanim Europejczycy wyl¹dowali w Nowej Gwinei. Skуrki rajskich ptakуw z Nowej Gwinei oraz pobliskich wysp najpierw przywieŸli na Jawк Jawa - wyspa na Oceanie Indyjskim nale¿¹ca do Republiki Indonezyjskiej. Indonezja zajmuje najwiкkszy na œwiecie archipelag sundajski, po³o¿ony miedzy Azj¹ i Australi¹. Dzieli siк on na Wielkie i Ma³e Wyspy Sundajskie oraz Moluki. Do Indonezji nale¿y tak¿e zachodnia czeœж Nowej Gwinei (Irian Barat). W sk³ad Indonezji wchodzi 3000 zamieszkanych wysp, z ktуrych najwiкksze to: Borneo Indonezyjskie (Kalimantan) 539460 km2, Sumatra (Sumatera) - 473 607 km2, Celebes (Sulawesi) - 189035 km2, Jawa (Djawa)- 126703 km2, Halmahera 17998 km2, Flores - 15 610 km2. Na Jawie le¿y stolica Indonezji - D¿akarta. miejscowi kupcy. Tam w³aœnie po raz pierwszy zobaczy³ je kupiec wenecki Nicolo de Conti, ktуry przebywa³ na tej wyspie w po³owie piкtnastego wieku. W tysi¹c piкжset dwudziestym drugim roku wspу³uczestnik wyprawy Magellana naoko³o œwiata otrzyma³ od w³adcy Batjanu na Molukach Moluki (Wyspy Korzenne) - grupa wysp Archipelagu Malajskiego, pomiкdzy Celebesem i Now¹ Gwine¹, nale¿¹cych do Indonezji. skуrkк rajskiego ptaka i przywiуz³ j¹ do Europy. W siedemnastym i osiemnastym wieku barwne piуra rajskich ptakуw sta³y siк bardzo poszukiwane, zw³aszcza w Chinach i Indiach, a wkrуtce zapanowa³a na nie moda i w Europie, gdzie kobiety zaczк³y zdobiж nimi swoje kapelusze. Wуwczas to powsta³a legenda, ¿e te piкkne ptaki pochodz¹ wprost z biblijnego raju. Po wykluciu siк tam z jaj mia³y frun¹ж w kierunku s³oсca, od ktуrego otrzymywa³y wspania³e ubarwienie piуr. W myœl legendy rajskie ptaki by³y pozbawione nуg, aby nie mog³y pobrudziж swego upierzenia osiadaj¹c na ziemi. Zni¿a³y siк ku niej jedynie w celu po¿ywienia siк ros¹. Jeœli nie mog³y zaspokoiж g³odu w locie, po prostu umiera³y. - Zgadzam siк z tob¹, Tommy, ¿e to bardzo romantyczna legenda, lecz chyba brak jej jakiegoœ logicznego uzasadnienia - zauwa¿y³a pani Allan. - Powstanie legendy jest bardzo ³atwe do wyt³umaczenia - wyjaœni³ Tomek. -W niektуrych regionach zamieszkiwania rajskich ptakуw, jak na przyk³ad na wyspach Aru Wyspy Aru (Aroe Islands) - grupa ok. 90 ma³ych wysp na po³udniowy zachуd od Nowej Gwinei i w Nowej Gwinei, krajowcy interesowali siк jedynie ich bajecznie kolorowymi piуrami, ktуrych u¿ywali do ceremonialnego zdobienia g³уw. Tote¿ obdzieraj¹c zabite ptaki ze skуry odcinali bezwartoœciowe dla siebie koсczyny. W takim stanie rуwnie¿ sprzedawali cenne skуrki kupcom i bezwiednie przyczynili siк do stworzenia dziwnej legendy. - Nic o tym nie wiedzia³am, ale przecie¿ ptaki musia³y gdzieœ sk³adaж i wysiadywaж jaja - niedowierzaj¹co powiedzia³a pani Allan. - Przypadkowo twуrcy legendy i na to znaleŸli wyt³umaczenie - odpar³ Tomek. - Przypuszczali, ¿e rajskie ptaki, nie mog¹c wysiadywaж jaj na ziemi, radz¹ sobie w inny sposуb. Mianowicie samiczki mia³y sk³adaж i wysiadywaж jaja na grzbietach samcуw unosz¹cych siк w powietrzu. W pуŸniejszych czasach legenda zosta³a nieco zmieniona. W dalszym ci¹gu wierzono, ¿e rajskie ptaki nie posiadaj¹ nуg, lecz za to dwa d³ugie piуra w ogonie, zakrzywione na koсcu, mia³y umo¿liwiaж im zawieszanie siк na ga³кziach drzew na czas koniecznego odpoczynku. Legenda o beznogich rajskich ptakach znalaz³a nawet pewne potwierdzenie naukowe, gdy szwedzki uczony, Karol Linneusz, doda³ s³owo "apoda" czyli "bez nуg", dla okreœlenia w jкzyku ³aciсskim wielkiego rajskiego ptaka. Z czasem przestano wierzyж w legendк, gdy¿ wielu myœliwych, szczegуlnie malajskich, urz¹dza³o specjalne wyprawy ³owieckie na rajskie ptaki do Nowej Gwinei. Wуwczas naocznie stwierdzili, ¿e rajskie ptaki, tak jak wszystkie inne, maj¹ nogi, buduj¹ na drzewach gniazda i wysiaduj¹ w nich jaja. Prу¿noœж kobieca i wysokie ceny p³acone za piуra przyczyni³y siк do znacznego wytrzebienia tych piкknych ptakуw. Tote¿ moim zdaniem уw kolekcjoner, o ktуrym wspomnia³ pan Bentley, s³usznie czyni, chc¹c uzupe³niж swe zbiory. Kto wie, czy w niedalekiej przysz³oœci rajskie ptaki nie wygin¹ ca³kowicie Od 1924 r. polowanie na rajskie ptaki oraz wywo¿enie ich piуr z Nowej Gwinei zosta³y zakazane. Obecnie jedynie Papuasi mog¹ polowaж na nie dla w³asnych potrzeb zdobniczych.. - Naprawdк jestem zdumiony tak wyczerpuj¹cym wyjaœnieniem legendy - z uznaniem odezwa³ siк Hart. - Od razu mo¿na siк zorientowaж w pana zawodowych zainteresowaniach. - Tomek kubek w kubek wda³ siк w swego szanownego ojca - zawo³a³ bosman Nowicki. - S³ysza³em ju¿ o tym od pana Bentleya - potakn¹³ Hart. - Uzupe³niaj¹c tк obszern¹ relacjк dodam tylko, ¿e rajskie ptaki zamieszkuj¹ tak¿e pу³nocno-wschodni¹ Australiк i Moluki, g³уwnie wszak¿e Now¹ Gwineк, tak ma³o przez nas poznan¹... - Krуtko mуwi¹c, proponuj¹ nam panowie wyprawк do Nowej Gwinei - powiedzia³ Smuga. - Dodajmy dla œcis³oœci, do kraju ³owcуw g³уw i ludo¿ercуw - wtr¹ci³ Wilmowski. - Wiкkszoœж Nowej Gwinei jeszcze dzisiaj pokrywaj¹ na mapie bia³e plamy. - Niew¹tpliwie ma pan racjк - potwierdzi³ Bentley. - Nowa Gwinea jest ci¹gle dla bia³ego cz³owieka krain¹ wielkich tajemnic. Ktу¿ mo¿e odgadn¹ж, co zazdroœnie ukrywa jej wnкtrze? - Jest to na pewno bardzo interesuj¹cy kraj tak dla geografa, jak i dla etnografa, zoologa, botanika, ornitologa, a tak¿e dla poszukiwaczy z³ota i wszelkich niespokojnych duchуw ¿¹dnych silnych wra¿eс - powa¿nie rzek³ Wilmowski. - Ciekawa, lecz bardzo ryzykowna wyprawa. - Powiadasz, Andrzeju, ¿e tam s¹ ludo¿ercy - zagadn¹³ bosman Nowicki. - Do licha! Stanowi³bym dla nich pokusк ze wzglкdu na moj¹ tuszк. - Nie ma obawy, panie kapitanie - odrzek³ Bentley. - Nie s³ysza³em nigdy, aby tamtejsi krajowcy zjedli jakiegokolwiek bia³ego. - Ha, wiкc s¹ przyjaŸnie usposobieni do nas? - zdumia³ siк Nowicki. - Nie o to chodzi! - zaprzeczy³ Bentley. - Ka¿dy cz³owiek mo¿e z ³atwoœci¹ straciж tam g³owк bez wzglкdu na rasк. Podobno do bia³ych czuj¹ wstrкt z powodu nieprzyjemnego dla nich zapachu... - Ciekawe rzeczy pan opowiada, ale i ³epetyny te¿ szkoda nara¿aж dla tych rajskich ptaszkуw! - A ty, Tomku, co o tym myœlisz? - zagadn¹³ Bentley. Tomek pochyli³ siк do zoologa i rzek³ porywczo: - Mogк wyruszyж z panem nawet i dzisiaj! Oczywiœcie, jeœli ojciec pozwoli. - By³am pewna, ¿e Tomek tak w³aœnie odpowie! - z entuzjazmem zawo³a³a Natasza. Sally bacznym wzrokiem obrzuci³a Rosjankк. Lekko zmarszczy³a brwi i o czymœ zaczк³a rozmyœlaж. - A co na to szanowny pan Wilmowski? - zapyta³ Bentley. - Pozwalam memu synowi samodzielnie podejmowaж decyzje. Natomiast jeœli chodzi o mnie, nie mogк od razu daж odpowiedzi. Mam pewne zobowi¹zania wobec Hagenbecka, powinienem siк z nich wywi¹zaж. - Zupe³nie s³usznie, przewidywa³em podobn¹ sytuacjк - powiedzia³ Bentley. - Porozumia³em siк z Hagenbeckiem. Oto list od niego! Wilmowski odpieczкtowa³ kopertк. Uwa¿nie przeczyta³ pismo, po czym poda³ je Smudze. - A wiкc mamy konkretne propozycje od Hagenbecka - rzek³ po chwili Smuga. - Czy realizacja tego zamуwienia da³aby siк pogodziж z pana zadaniem? - Wzi¹³em to pod uwagк; zainteresowania Hagenbecka s¹ doœж zbie¿ne z moimi - odpar³ Bentley. - Oczywiœcie transport liczniejszych zbiorуw bкdzie sprawia³ nam wiкcej trudnoœci. - Tomku, przeczytaj list Hagenbecka - powiedzia³ Smuga, podaj¹c mu pismo. M³odzieniec dwukrotnie przeczyta³ list; potem podsun¹³ go kapitanowi Nowickiemu. Ten zaledwie pobie¿nie rzuci³ na niego okiem i mrukn¹³: - Nie lubiк patroszyж ptactwa, lecz mam w tym niejak¹ wprawк. Kucharzowa³em kiedyœ na pewnej krypie. Wszystko mi jedno, przecie¿ goli teraz jesteœmy jak œwiкci tureccy! - Naprawdк zrкcznie oporz¹dza pan ptaki - przyzna³ Tomek. - Jest to bardzo wa¿ne w tropikalnym kraju, gdy¿ preparowanie okazуw wymaga niezwyk³ej starannoœci. Trzeba strzec zbiorуw przed zepsuciem, przed wszelkimi owadami, a ponadto ustawicznie przewietrzaж, chroniж przed wyp³owieniem... - Widzк, ¿e zna siк pan na tym - z uznaniem powiedzia³ do Tomka dyrektor Hart. - Wobec tego mam dla pana rуwnie¿ pewn¹ prywatn¹ propozycjк. Za ka¿dy oryginalny okaz motyla zap³acк piкжdziesi¹t funtуw. Mogк od razu podpisaж umowк z zaliczk¹, powiedzmy... piкciuset funtуw. Oczywiœcie, jeœli trafi siк jakiœ rarytas, uzgodnimy odpowiedni¹ cenк. - Najpierw omуwmy zasadnicz¹ sprawк - przerwa³ Smuga. - Przez ostatnie dwa lata nie odbywaliœmy ³owуw. Tote¿ w tej chwili nie posiadamy funduszy na zorganizowanie wyprawy. Jakie s¹ pana propozycje, panie Bentley? - Ceniк mкskie stawianie sprawy - odpowiedzia³ zoolog. - Przede wszystkim muszк wyjaœniж, ¿e dyrekcja ogrodu zoologicznego w Sydney i mуj ogrуd w Melbourne s¹ rуwnie¿ zainteresowane podobn¹ wypraw¹. Oczywiœcie obydwie instytucje posiadaj¹ pewne fundusze na ten cel. Razem z kwot¹ ofiarowywan¹ przez prywatnego kolekcjonera stanowi to doœж powa¿n¹ sumк. Jest ona ju¿ zdeponowana w tutejszym banku. - Jak by siк przedstawia³ nasz udzia³ w wyprawie? - indagowa³ Smuga. - Dla ka¿dego z panуw przeznaczyliœmy po dwa tysi¹ce funtуw. Jedna czwarta p³atna natychmiast po podpisaniu umowy, reszta by³aby zdeponowana na panуw nazwiska w banku wskazanym przez was. Z w³asnych pieniкdzy pokryliby panowie jedynie osobisty ekwipunek. Natomiast organizatorzy wyprawy op³ac¹ koszty podrу¿y morskiej, transportu pieszego w Nowej Gwinei, wy¿ywienia oraz dadz¹ pewn¹ kwotк na zakup eksponatуw etnograficznych. - Szanowny panie, czy¿by rajskie ptaszki i kwiatki przedstawia³y a¿ tak wielk¹ wartoœж? - zdumia³ siк kapitan Nowicki. - Za jeden ¿ywy okaz nie znanej jeszcze orchidei mo¿na uzyskaж od amatora do dziesiкciu tysiкcy funtуw - wyjaœni³ Bentley. - Ho, ho! Mimo to wydaje mi siк, szanowny panie, ¿e kupujecie kota w worku. A jeœli ³owcy g³уw i ludo¿ercy uniemo¿liwi¹ wykonanie zadania? Mo¿emy wrуciж z pustymi rкkoma. - Wszystko mo¿e siк zdarzyж, organizatorzy ponosz¹ ryzyko - wyjaœni³ Bentley. - Aby jednak ograniczyж mo¿liwoœж niepowodzenia do minimum, postanowiliœmy w³aœnie panom powierzyж poprowadzenie wyprawy. Hagenbeck uwa¿a was za najlepszych fachowcуw w tej dziedzinie. - Czy zaraz musimy udzieliж odpowiedzi? - zapyta³ Wilmowski. - Tak, sprawa jest pilna. Chcia³bym siк znaleŸж na miejscu jeszcze przed koсcem pory deszczowej - oœwiadczy³ Bentley. - Poza tym dla pana osobiœcie mam odrкbne zamуwienie z Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Pan ju¿ wspу³pracowa³ z t¹ instytucj¹. Tym razem chodzi o sposуb preparowania ludzkich g³уw przez ³owcуw nowogwinejskich. Oto odpowiednie pismo. Naraz Sally powsta³a z fotela i powiedzia³a: - Bardzo przepraszam, czy mog³abym chwilк porozmawiaж z Tommym, zanim panowie podejm¹ decyzjк? Dyrektor Hart spojrza³ na ni¹ zdziwiony, lecz reszta towarzystwa uœmiecha³a siк dyskretnie. Wszystkim przecie¿ by³o wiadome, jak za¿y³a przyjaŸс ³¹czy³a obydwoje m³odych. Sally by³a ulubienic¹ kapitana Nowickiego, tote¿ zaraz pospieszy³ jej z pomoc¹: - Pogruchajcie sobie, przez ten czas my rуwnie¿ siк namyœlimy. Co nagle, to po diable! Nieprawda, szanowni panowie? - Oczywiœcie - powtуrzy³ Bentley. - Panie zawsze maj¹ pierwszeсstwo. - Prosimy, prosimy - zawtуrowa³ Hart, zorientowawszy siк w sytuacji. Wilmowski i Smuga wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Sally i Tomek wyszli na werandк. Zaledwie znaleŸli siк sami, panienka zawo³a³a: - A wiкc to tak, drogi Tommy! Chcesz wyruszyж na wyprawк, i to nawet dzisiaj?! Widzк, ¿e ju¿ nic a nic ciк nie obchodzк! - Sally! Jak mo¿esz tak mуwiж! - oburzy³ siк Tomek. - Mogк, mam nawet do tego prawo, skoro zapomnia³eœ o czymœ tak wa¿nym dla mnie - odpar³a bliska p³aczu. - O czym to zapomnia³em? Proszк, przypomnij mi... - Czy nie przyrzek³eœ rok temu w Londynie, ¿e spe³nisz ka¿de moje ¿yczenie, gdy zdam maturк? Tomek odetchn¹³ z ulg¹. Wiкc o to tylko jej chodzi³o! - Sally, doskonale o tym pamiкtam. Nie naruszy³em mojej obietnicy, zgadzaj¹c siк wyruszyж na wyprawк do Nowej Gwinei. S³ysza³aœ, ile mi za to zap³ac¹? Jutro otrzymam zaliczkк od pana Harta, bкdк mуg³ ci kupiж, co tylko zechcesz! Ju¿ siк chyba nie gniewasz na mnie? - Nie, Tommy, ju¿ siк nie gniewam. Wiem, ¿e nigdy w ¿yciu nie z³ama³byœ przyrzeczenia. - Oczywiœcie! - Doskonale, by³am tego pewna! Wobec tego teraz musisz spe³niж moje ¿yczenie! - Jutro bкdк mуg³ ci kupiж upominek, jaki sobie wybierzesz. Zgoda? - Nie, mуj drogi! Musisz je spe³niж dzisiaj! I proszк ciк, nie wspominaj mi nawet o pieni¹dzach! Tomek zdezorientowany uwa¿nie spojrza³ w oczy Sally. Naraz straszliwe podejrzenie zakie³kowa³o w jego myœli. - Sally... ty chyba nie masz zamiaru... Panienka uœmiechnк³a siк przymilnie. - Nareszcie! Ju¿ chyba wiesz, czego chcк? - zapyta³a po chwili. - Sally, Sally, przecie¿ to niemo¿liwe! - Dla ciebie nie ma rzeczy niemo¿liwych, Tommy. Ty odnalaz³eœ mnie w buszu, gdy inni ju¿ stracili wszelk¹ nadziejк! Ty wyrwa³eœ mnie z niewoli u Indian meksykaсskich. Ty nauczy³eœ mnie kochaж wszystkie zwierzкta! Dlatego tylko wst¹pi³am na zoologiк, ¿eby mуc razem z tob¹ jeŸdziж na ³owieckie wyprawy. Poza tym da³eœ mi s³owo, ¿e spe³nisz ka¿de moje ¿yczenie, a ja teraz ¿yczк sobie jechaж z tob¹ do Nowej Gwinei! Zabierzemy rуwnie¿ Dinga. Trochк zaniedba³eœ go ostatnio! Nasze kochane psisko jest ju¿ na statku. Jeœli ci cokolwiek na mnie zale¿y, spe³nisz to, co przyrzek³eœ! Przygwo¿d¿ony tak ciк¿kimi argumentami, Tomek oszo³omiony osun¹³ siк na fotel. Sprytna Sally schwyta³a go w pu³apkк. Ani Bentley, ani nikt z jego towarzyszy nie zgodzi siк na zabranie kobiety na tak niebezpieczn¹ wyprawк. By³ prawie zrozpaczony, lecz przecie¿ nie mуg³ z³amaж raz danego s³owa. Dopiero po d³u¿szej chwili zda³ sobie sprawк, ¿e skoro chce z nim jechaж, to niewiele musi jej zale¿eж na nadskakuj¹cym kuzynie. To go nieco pocieszy³o. Prawie spokojnie odezwa³ siк: - Twoje na wierzchu, Sally. Nie mogк ciк zabraж, wiкc sam rуwnie¿ nie wezmк udzia³u w tej wyprawie. Szkoda... Pieni¹dze s¹ nam bardzo potrzebne... Ale da³em s³owo... i dotrzymam. Sally przybli¿y³a siк do Tomka. Doskonale rozumia³a, jak wiele siк dla niej wyrzeka³! Opar³a d³onie na jego ramionach. Patrz¹c mu w oczy, zapyta³a: - Nie masz do mnie ¿alu? - Nie, nie mam. Da³em s³owo, muszк dotrzymaж. Moi towarzysze pojad¹ sami. Mo¿e to nawet i lepiej. Przecie¿ ktoœ musi siк zaopiekowaж Zbyszkiem i Natasz¹. - Tommy, czy tylko ze wzglкdu na mnie chcesz pozostaж? Coœ za ³atwo rezygnujesz z wyprawy! - Co znуw masz na myœli? - zaniepokoi³ siк Tomek. - Ju¿ nic! Czy zabra³byœ mnie, gdyby twуj ojciec i inni siк zgodzili? - A cу¿ mуg³bym innego uczyniж, skoro ¿¹dasz dotrzymania s³owa? - Ha, wiec jeszcze nie wszystko stracone? Spostrzeg³am, jak bardzo oni licz¹ siк z tob¹! Nawet pan Bentley i Hart. - Sally, nie mуw g³upstw! Ani oni, ani twoi rodzice siк nie zgodz¹! - Tak myœlisz? A wiкc dobrze, wrужmy do nich i powiedz im, ¿e nie jedziesz na wyprawк. Mуw ca³¹ prawdк! Czy Sally zwyciк¿y? Tomek i Sally weszli do gabinetu. Wszyscy ciekawie spojrzeli na nich i od razu przerwali rozmowк. Nietrudno by³o domyœliж siк, ¿e miкdzy dwojgiem m³odych zasz³o coœ nieoczekiwanego. W twarzy Sally widoczne by³o napiкcie i podniecenie. Tomek zaœ, poblad³y, opuœci³ g³owк na piersi i unika³ wzroku obecnych. Wilmowski i Smuga znуw wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - No i cу¿, konferencja skoсczona? - niefrasobliwie zacz¹³ Nowicki. - Wobec tego, szanowni panowie, przyst¹pmy do sprawy... - Nie spiesz siк tak, kapitanie - przerwa³ mu Smuga. - Najpierw pozwуlmy wypowiedzieж siк Tomkowi. M³odzieniec wolno podniуs³ g³owк, spojrza³ na Smugк, a nastкpnie na ojca. Zaraz zrozumia³, ¿e oni odgadli prawdк. Poblad³ jeszcze bardziej. Kapitan Nowicki odczul dziwny niepokуj. Uwa¿nie przyjrza³ siк Tomkowi, potem zerkn¹³ na Sally. Zafrasowany zmarszczy³ brwi. - Coœ ty mu tam nagada³a? Pok³уciliœcie siк czy co? - pу³g³osem zagadn¹³ Sally, nachylaj¹c siк ku niej. Tomek nie mуg³ d³u¿ej milczeж. Zebra³ siк w sobie i rzek³: - Przykro mi, ale nie mogк wzi¹ж udzia³u w wyprawie... - A to dlaczego?! - zdumia³ siк Nowicki. - Sally... - Nic nie gadaj, ju¿ wiem! - zawo³a³ marynarz. - Niepotrzebnie mуwiliœmy przy paniach o ludo¿ercach i ³owcach g³уw. Nic dziwnego, ¿e wystraszy³a siк o ciebie! Ale nie martw siк, ju¿ ja jej to wyt³umaczк! - Myli siк pan - zaprzeczy³ Tomek. - Sally prosi, ¿ebym zabra³ j¹ i Dinga na tк wyprawк. Przyrzek³em kiedyœ, ¿e spe³niк ka¿d¹ jej proœbк, gdy zda maturк. Zabranie Sally do Nowej Gwinei nie zale¿y ode mnie, wiкc aby nie z³amaж przyrzeczenia, rezygnujк z udzia³u w wyprawie. - Moja droga Sally, tak nie mo¿na stawiaж sprawy. Tommy nie dla przyjemnoœci ma jechaж do Nowej Gwinei. Urz¹dzanie ³owieckich wypraw jest jego zawodem. Tommy musi pracowaж na siebie - zaoponowa³a pani Allan, podchodz¹c do cуrki. - Nie mуw tak, mamusiu! Wszyscy pomyœl¹, ¿e jestem nieznoœn¹ egoistk¹ - powa¿nie powiedzia³a Sally. - Tylko po to wst¹pi³am na zoologiк, ¿eby mуc pracowaж razem z Tommym. - Ktу¿ by tam œmia³ nazywaж ciк egoistk¹, œlicznotko! - zawo³a³ kapitan Nowicki. - Nieraz ju¿ przecie¿ mуwi³aœ nam o swoich planach! Dlaczego jednak akurat teraz upar³aœ siк jechaж na wyprawк? Jeœli chodzi o Dinga, b¹dŸ spokojna, zabierzemy go z sob¹, nic mu nie grozi od ³owcуw g³уw! - By³aby to wspania³a praktyka dla mnie przed rozpoczкciem studiуw - wyjaœni³a Sally. - Wie pan przecie¿, ¿e nie jestem mazgajem! - Zuch z ciebie dziewczyna, to œwiкta prawda - gor¹co przytakn¹³ Nowicki. - Gracko spisa³a siк, proszк szanownych panуw, kiedy to Indiaсcy w Meksyku porwali j¹ do niewoli! - Czy¿by panna Sally uczestniczy³a ju¿ w jakiejœ wyprawie? - zdziwi³ siк Hart, ktуry razem z Bentleyem nie zabiera³ do tej pory g³osu. - Dwa lata temu byliœmy z Sally w Arizonie u brata mego mк¿a - wyjaœni³a pani Allan. - Przyjecha³ tam rуwnie¿ Tommy z panem bosmanem, och, bardzo przepraszam, z panem kapitanem Nowickim. - Nic nie szkodzi, szanowna pani, nie jestem wra¿liwy na tytu³y - wtr¹ci³ Nowicki. - Poza tym egzamin na jachtowego kapitana morskiego zda³em dopiero dwa miesi¹ce temu. - W³aœnie w Arizonie, za namow¹ pewnego meksykaсskiego ran-czera, Indianie porwali Sally - ci¹gnк³a pani Allan. - Tylko dziкki dzielnemu Tommy'emu i panu kapitanowi odzyska³am cуrkк. Hart spojrza³ na Bentleya, ten zaœ zwrуci³ siк do pani Allan: - Czy panna Sally rozmawia³a z pani¹ o zamiarze wyruszenia z Tomkiem na jak¹œ wyprawк? Nie wydaje mi siк, ¿eby pani by³a zaskoczona jej propozycj¹. - Oczywiœcie, przecie¿ ona mуwi o tym od dawna. - Wiкc pani nie stawia³aby sprzeciwu? - coraz bardziej zdziwiony pyta³ Bentley. Pani Allan zak³opotana milcza³a przez chwilк. Spojrza³a na Sally i Tomka. Stali blisko siebie. Wysoki, barczysty Tomek trzyma³ Sally za rкkк, jak starszy brat m³odsz¹ siostrк. We wzroku obydwojga czai³a siк niema proœba. Widok ten bardzo wzruszy³ pani¹ Allan. Cicho, lecz stanowczo odpar³a: - Nie, proszк pana! Nie mia³abym serca odmуwiж im czegokolwiek! Od chwili zaprzyjaŸnienia siк z Tommym moja cуrka zamieni³a nasz dom w ma³e muzeum zoologiczne. Podczas wakacji ³owi i preparuje rу¿ne ptaki, ktуre potem sprzedaje w Europie. W ten sposуb chce usk³adaж jakiœ fundusz na swуj udzia³ w przysz³ej wyprawie. - Kto pani¹ nauczy³ preparowania ptakуw? - zapyta³ Hart. - Tommy, proszк pana — odpowiedzia³a panienka. — Umiem tak¿e preparowaж motyle i inne owady. Dyrektor Hart spojrza³ pytaj¹co na Bentleya. Porozumieli siк wzrokiem. - Obecnie gubernatorem Papui jest mуj dobry znajomy, sir Hubert Murray Sir Hubert Murray by³ od roku 1907 a¿ do swej œmierci, to jest do roku 1940, gubernatorem Papui. - odezwa³ siк Bentley. - Zyska³ on ju¿ sobie opiniк znawcy tamtejszych spraw. Pisa³ mi niedawno o pewnej zwyczajowej ciekawostce. Otу¿, jeœli w grupie wojownikуw znajduj¹ siк kobiety, jest to jakoby oznak¹, ¿e nie maj¹ zamiaru napadaж na kogokolwiek. Mo¿e wiкc obecnoœж panny Sally u³atwi³aby nam wykonanie zadania? - Jak widaж, nie ma tego z³ego, co by na dobre nie wysz³o - porywczo zauwa¿y³ kapitan Nowicki. - No, Andrzeju, przypieczкtuj sprawк swoim ojcowskim s³owem! - Bardzo prosimy pana Wilmowskiego o wypowiedŸ - doda³ Bentley. Wilmowski powa¿nie spogl¹da³ na syna i Sally. Teraz wolno odwrуci³ siк do Bentleya i Harta. - Nie chcia³bym, ¿eby mуj stosunek uczuciowy do Tomka i Sally zag³uszy³ g³os rozs¹dku - rzek³. - Najwiкksze doœwiadczenie podrу¿nicze z nas wszystkich posiada pan Smuga. Dlatego te¿ proszк ciк, Janie, wypowiedz siк w swoim i jednoczeœnie moim imieniu. - Œwietnie, my rуwnie¿ zdajemy siк na salomonowy wyrok pana Smugi - wtr¹ci³ Bentley. - Zdanie jego jest tym cenniejsze, ¿e postanowiliœmy z Hartem prosiж pana Smugк o objкcie kierownictwa wyprawy. W pokoju zaleg³a kompletna cisza. Smuga powoli nabi³ fajkк tytoniem, zapali³ j¹, a potem odezwa³ siк: - Prowadzi³em ju¿ wyprawy, w ktуrych uczestniczy³y kobiety. Rу¿nie wtedy bywa³o. Wszystko zale¿y od tego, kim one s¹. W naszym wypadku Sally jest cуrk¹ australijskiego ranczera. Od niemowlкcia przywyk³a do buszu i trudnych warunkуw. Ogl¹da³em okazy ptakуw preparowane przez ni¹. Solidna robota. Ze wzglкdu na badawczy charakter wyprawy nie bкdziemy mogli odbywaж zbyt forsownych marszуw. Nale¿y siк liczyж z d³u¿szymi postojami. Proponuje zaanga¿owaж Sally jako preparatora. - Rozstrzygn¹³ pan sprawк - powiedzia³ Bentley. - Mia³em zamiar zabraж trzech ludzi z mego sta³ego personelu do preparowania okazуw. Wobec tego zabiorк tylko dwуch. Wynagrodzenie panny Sally wyniesie piкжset funtуw. Tomek uspokaja³ Sally, ktуra opar³szy g³owк na jego ramieniu p³aka³a z radoœci, a Smuga tymczasem znуw siк odezwa³: - Mam jeszcze jedn¹ propozycjк. - Proszк, s³uchamy - jednoczeœnie powiedzieli obydwaj dyrektorzy ogrodуw zoologicznych. - Mуw pan, mуw - wtуrowa³ kapitan Nowicki, wycieraj¹c oczy chusteczk¹. - Prawdziwie salomonowe s³owa p³yn¹ dzisiaj z twoich ust! - Skoro ju¿ zdecydowaliœmy siк zabraж kobiete-preparatora, to warto by by³o rуwnie¿ wzi¹ж kobietк-sanitariusza. Na takiej wyprawie nawet student medycyny bкdzie bardzo u¿yteczny. Poza tym dwie kobiety bкd¹ ³atwiej sobie radzi³y ni¿ jedna. Jako sanitariusza proponujк pannк Nataszк. Musimy rуwnie¿ pomyœleж o jakiejœ funkcji dla pana Zbyszka Karskiego, ktуry obecnie pozostaje pod nasz¹ opiek¹. W takim komplecie zgadzamy siк na udzia³ w wyprawie do Nowej Gwinei. - Czy przyjmuje pan kierownictwo wyprawy? - upewni³ siк Bentley. -Tak! - Wobec tego jutro podpiszemy umowy, a teraz prosimy na obiad! Musimy godnie uczciж dzisiejszy dzieс! Przyjкcie u dyrektora Harta przeci¹gnк³o siк do pуŸnego wieczora. Bentley by³ bardzo zadowolony. Wyprawa pod kierownictwem doœwiadczonych ³owcуw i podrу¿nikуw pozwala³a rokowaж pomyœlne rezultaty, tote¿ siedz¹c przy stole pomiкdzy Sally i Tomkiem podda³ siк ca³kowicie ich radosnemu nastrojowi. Kapitan Nowicki wci¹¿ sypa³ dowcipami. Tomkowi przymawia³ od pantoflarzy zawojowanych przez australijskie sroki, proponowa³ Smudze zabraж kilka smoczkуw do karmienia nieletnich cz³onkуw wyprawy, a oni odcinali siк i razem z nim nawzajem ¿artowali z siebie. Rozochocony marynarz niebawem dobra³ siк do posmutnia³ego Balmore'a, a gdy ten wyzna³, ¿e bardzo pragn¹³by pojechaж z nimi, zaraz przypuœci³ szturm na Bentleya i Smugк. Dobroduszny i rubaszny Nowicki zawsze topnia³ jak wosk na widok zasmuconej twarzy. W ten sposуb i James Balmore zosta³ zaliczony w poczet uczestnikуw wyprawy do Nowej Gwinei. Nastкpnego ranka Bentley i Hart przybyli na pok³ad jachtu, by ju¿ szczegу³owo omуwiж przygotowania do wyprawy. Kapitan Nowicki z dum¹ oprowadza³ goœci po swoim jachcie. "Sita"Jacht nazwany by³ imieniem maharani Alwaru. by³a dwumasztowym ¿aglowcem o wypornoœci dwustu oœmiu ton. Na pok³adzie pomiкdzy masztami znajdowa³a siк du¿a nadbudуwka mieszcz¹ca ogуln¹ jadalniк i palarniк, a na jej p³askim dachu zbudowana by³a kabina nawigacyjna oraz mostek kapitaсski. Solidna budowa du¿ego jachtu umo¿liwia³a mu p³ywanie po wszystkich morzach œwiata. Pod pok³adem rozmieszczone by³y kabiny dla pasa¿erуw i za³ogi, kuchnia, trzy ³azienki, magazyny oraz zbiorniki na s³odk¹ wodк o ³¹cznej pojemnoœci dziewiкciu ton. Ju¿ poprzedniego dnia zosta³o postanowione, ¿e podrу¿ morzem z Sydney do Nowej Gwinei i z powrotem wyprawa odbкdzie na "Sicie". Wprawi³o to kapitana Nowickiego w doskona³y humor. Wynajкcie jachtu przez Bentleya umo¿liwia³o mu op³acenie sta³ej czteroosobowej za³ogi oraz przeprowadzenie koniecznych prac konserwacyjnych i przerуbek. Panie, Zbyszek i James Balmore jeszcze odsypiali pуŸno zakoсczon¹ ucztк. Tote¿ po pobie¿nym obejrzeniu jachtu, Nowicki poprowadzi³ goœci do palarni, gdzie oczekiwali na nich trzej jego przyjaciele. Przy herbacie z rumem rozpoczкli naradк. Bentley roz³o¿y³ na stole du¿¹ mapк, na ktуrej wyznaczy³ trasк wyprawy czerwon¹ lini¹. Z pocz¹tku wiod³a ona z Sydney drog¹ morsk¹ przez dwa przybrze¿ne morza Oceanu Spokojnego: najpierw w kierunku pу³nocno-wschodnim przez Morze Tasmana, okreœlane rуwnie¿ jako Morze Wschodnioaustralijskie, le¿¹ce pomiкdzy po³udniowo-wschodnim wybrze¿em Australii, Tasmani¹ i Now¹ Zelandi¹, a pуŸniej zbacza³a na pу³nocny zachуd na Morze Koralowe, obramowane od wschodu przez Now¹ Kaledoniк, Nowe Hebrydy, wyspy Santa Cruz i Wyspy Salomona, od pу³nocy przez wyspy Archipelagu Bismarcka i wschodni¹ Now¹ Gwineк, a na zachodzie przez Wielk¹ Rafк Koralow¹Wielka Rafa Koralowa lub Wielka Rafa Barierowa (Great Barier Reef)., ci¹gn¹c¹ siк na przestrzeni oko³o dwуch tysiкcy kilometrуw wzd³u¿ pу³nocne—wschodniego wybrze¿a Australii. O nieca³e piкжset kilometrуw na wschуd od Cieœniny Torresa, najzdradliwszego dla ¿eglugi miejsca na œwiecie, trasa wiod³a na pу³noc ku po³udniowo-wschodnim wybrze¿om Nowej Gwinei, najwiкkszej wyspy Oceanii Mianem Oceanii obejmujemy ogromne zbiorowisko wysp i wysepek Oceanu Spokojnego, siкgaj¹ce od Australii i Archipelagu Malajskiego na zachodzie, a¿ w pobli¿e brzegуw Ameryki na wschodzie. Wyspy te, pochodzenia kontynentalnego, wulkanicznego lub koralowego, przewa¿nie tworz¹ zgrupowania le¿¹ce g³уwnie pomiкdzy zwrotnikami. Oceania obejmuje obszar morski o powierzchni 79 min km2 (prawie tyle, co Azja i Afryka ³¹cznie), w tym na powierzchniк l¹dow¹ przypada zaledwie l mln. km2, z czego sama Nowa Gwinea zajmuje 785 000. Cala ta na pozуr chaotycznie rozproszona plejada wysp wykazuje pod wzglкdem klimatu, flory, fauny i gospodarki te same lub podobne cechy, co uzasadnia objкcie ich wspуln¹ nazw¹ Oceanii. Poza zwrotnikami le¿¹ tylko nieliczne wyspy, z ktуrych dwuwyspowa Nowa Zelandia o powierzchni 265 000 km2 oraz przynale¿ne do niej wysepki wybiegaj¹ daleko na po³udnie i tworz¹ pewn¹ odrкbn¹ ca³oœж. Poza zwrotnikami, z wyj¹tkiem Nowej Zelandii, tak pomocna jak i po³udniowa czкœж Oceanu Spokojnego stanowi pozbawion¹ wysp pustyniк wodn¹. Ca³y ten œwiat wyspiarski ogуlnie dzielimy na: Melanesjк (pomiкdzy rуwnikiem a Zwrotnikiem Kozioro¿ca na przedpolu Archipelagu Malajskiego i Australii), do ktуrej nale¿y tak¿e Nowa Gwinea; Mikronezjк (miкdzy rуwnikiem a Zwrotnikiem Raka od wschodniej strony Basenu Filipiсskiego do oko³o 180° d³. geogr. wsch.); Polinezjк (po³udniowy wschуd). i drugiej, co do wielkoœci po Grenlandii na Ziemi. Tam w³aœnie w Port Moresby, czyli w siedzibie gubernatora Papui wyprawa mia³a pozostawiж jacht i pieszo wyruszyж w g³¹b kraju. Tomek roziskrzonym wzrokiem spogl¹da³ na olbrzymi¹ wyspк, rуwn¹ wielkoœci¹ Skandynawii. Kiedyœ wraz z Wyspami Sundajskimi tworzy³a ona pomost l¹dowy miкdzy po³udniow¹ Azj¹ i Australi¹. Jakie niezwyk³e prze¿ycia oczekiwa³y ich na tej pe³nej tajemnic wyspie?! Nawet sam jej wyd³u¿ony dziwacznie kontur przypomina³ Tomkowi jakiegoœ przedpotopowego potwora lub rajskiego ptaka, w pogoni, za ktуrym mieli wyruszyж na tк wyprawк wspуlnie z Sally. Niczym krкgos³up pierwotnego potwora czy ptaka, przez œrodek wyspy ci¹gnк³o siк g³уwne pasmo potк¿nych gуr od po³udniowo-wschodniego kraсca a¿ ku zachodniemu, Liczne odnogi tych gуr wype³nia³y pу³nocn¹ czкœж wyspy do samego skalistego wybrze¿a. Wschodni i zachodni kraniec po³udniowego wybrze¿a tak¿e by³ gуrzysty, natomiast jego œrodkowa czкœж stanowi³a rozleg³¹, p³ask¹ i bagnist¹ nizinк. Gуrzyste wnкtrze dawa³o pocz¹tek licznym strumieniom, ³¹cz¹cym siк pуŸniej w wielkie rzeki: Markham, Ramu, Sepik i Mamberamo na pomocnej stronie wyspy oraz Purari, Fly i Digul na po³udniowej. Rzeki po³udniowo-wschodniego wybrze¿a szczegуlnie interesowa³y uczestnikуw wyprawy. Z Port Moresby, bowiem wytyczona na mapie trasa prowadzi³a ³ukiem na pу³nocny zachуd w kierunku "gуrskiego krкgos³upa", ktуry na tym odcinku oznaczony by³ jako Gуry Owena Stanleya. Dalej czerwona linia wrzyna³a siк wprost w centralny ³aсcuch gуr i dopiero niemal naprzeciwko ujœcia Purari do zatoki Papua znуw zawraca³a do po³udniowego wybrze¿a. - Do stu zgni³ych wielorybуw, ale¿ to prawdziwie gуrska ekspedycja! - zawo³a³ zawiedziony kapitan Nowicki, przyjrzawszy siк trasie. Wszyscy uœmiechnкli siк, gdy¿ znana im by³a niechкж marynarza do wкdrуwek po gуrskich wertepach, - Na razie projekt jest tylko teoretyczny, drogi panie kapitanie - pospieszy³ Bentley z wyjaœnieniem. - Widzi pan przecie¿, ile bia³ych plam pokrywa jeszcze wnкtrze Nowej Gwinei. Jak dot¹d istnieje przekonanie, ¿e centralny masyw gуrski jest bezludnym, jednolitym blokiem skalnym, nawet nie nadaj¹cym siк do zamieszkania przez cz³owieka. Wierzono w to a¿ do I wojny œwiatowej Je¿eli oka¿e siк to prawd¹, ograniczymy trasк wyprawy do Gуr Owena Stanleya i podnу¿a gуrskiego. Spotka³em niedawno pewnego poszukiwacza z³ota, ktуry zapuœci³ siк daleko w gуrк Purari. Wed³ug niego, niedostкpne gуry mog¹ ukrywaж kwitn¹ce ¿yciem doliny. Kto wie, ktуra z tych dwуch wersji jest prawdziwa? - Ba, ¿eby to sprawdziж, trzeba siк najpierw wspi¹ж na te gуrzyska - powiedzia³ Nowicki. - Nie lubiк wкszenia po ska³ach! - Nie przera¿aj siк, Tadku - pocieszy³ go Wilmowski. - Ca³a szerokoœж Nowej Gwinei wynosi zaledwie siedemset kilometrуw w najszerszym miejscu, a d³ugoœж dwa tysi¹ce czterysta. Syberyjska wyprawa grozi³a nam znacznie wiкkszymi przestrzeniami. - Wiem, wiem, tobie tylko w to graj! - odpar³ Nowicki zrezygnowany. - Jako geograf lubisz wtykaж nos tam, gdzie inni jeszcze nie zd¹¿yli tego uczyniж. - Kapitanie, powinien pan siк cieszyж, ¿e weŸmiemy udzia³ w wyprawie, ktуra mo¿e siк okazaж odkrywcz¹ - powiedzia³ Tomek. - W ka¿dym razie powrotna droga powinna dodaж panu otuchy. Bкdziemy wкdrowali nizin¹ a¿ do samego wybrze¿a! - B³otnist¹ i bagienn¹ nizin¹ - doda³ Smuga, a zwracaj¹c siк do Bentleya, zapyta³: - Dlaczego proponuje pan akurat tak¹ trasк?. - To w³aœnie zamierza³em panom wyjaœniж - odpar³ zoolog. - Przede wszystkim wzi¹³em pod uwagк tereny ostatnio poznane przez kilku podrу¿nikуw. Nie chcia³em wкdrowaж ca³y czas przez kraje zupe³nie jeszcze nie zbadane. - S³uszne za³o¿enie - pochwali³ Wilmowski. - Jak widaж z wyznaczonej trasy, wiкksza czкœж naszej drogi wiedzie przez Papuк Terytorium Papua (po³udniowo-wschodnia czкœж Nowej Gwinei) oraz wyspy: Luizjady, d'Entrccasteaux, Triobrianda i Woodlark - przynale¿ne do niej, posiadaj¹ ³¹czny obszar 234498 km. Papua zosta³a zaanektowana przez rz¹d australijskiej prowincji Queensland w 1883 r., a nastкpnie przesz³a pod administracje centralnego rz¹du Australii. Od roku 1975 wchodzi w sk³ad niepodleg³ego paсstwa Papua-Nowa Gwinea ze stolica Port Moresby. . Chкtnie pos³uchamy historii badaс tego kraju. Umo¿liwi to nam w³aœciw¹ ocenк projektu trasy. - Przed ka¿d¹ zamierzon¹ wypraw¹ staramy siк zasiкgn¹ж takich informacji - wtr¹ci³ Smuga. - Prosimy! - Bardzo chкtnie, by³em na to przygotowany - odpowiedzia³ Bentley. - Nowa Gwinea by³a znana od pocz¹tkуw szesnastego wieku, lecz do niedawna prawie wcale nie prowadzono w niej badaс. Nie nakreœlono na mapie nawet zarysu jej wybrze¿y. Jedynie poszczegуlni podrу¿nicy od czasu do czasu nanosili na mapy nawigacyjne drobne fragmenty l¹du. Dopiero dziewiкtnasty wiek przyniуs³ pewien postкp. W roku tysi¹c osiemset dwudziestym szуstym holenderska wyprawa wydatnie pog³кbi³a znajomoœж po³udniowo-zachodniego wybrze¿a. W siedemnaœcie lat pуŸniej podobnych pomiarуw dokona³ dalej na po³udniowym wschodzie Blackwood na statku "Fly" oraz Owen Stanley p³yn¹c na "Rattlesnake". W tysi¹c osiemset siedemdziesi¹tym trzecim roku, a wiec zaledwie trzydzieœci piкж lat temu, Moresby zbada³ wschodnie wybrze¿e od zatoki Astrolabe do wschodniego kraсca wyspy i ostatecznie ustali³ zarys Nowej Gwinei. - To zapewne jego imieniem nazwano Port Moresby, sk¹d mamy l¹dem rozpocz¹ж nasz¹ wyprawк? - zapyta³ Tomek, ktуry w skupieniu przys³uchiwa³ siк opowieœci o historii odkryж i badaс w Nowej Gwinei. - Tak, on w³aœnie odkry³ tк przystaс - potwierdzi³ Bentley. - Rуwnie¿ dla upamiкtnienia badaс prowadzonych na statku "Fly" nazwк jego dano jednej z najwiкkszych rzek, a mianem Owena Stanleya nazwano pasmo gуrskie. Bentley nabi³ fajkк tytoniem, zapali³ i mуwi³ dalej: - Wkrуtce po przybyciu Moresby'ego, na wybrze¿u po³udniowo-wschodnim pojawi³o siк kilku misjonarzy. Oprуcz prac misyjnych stopniowo uzupe³niali mapy niektуrych okolic. Szczegуlnie Lawes i Chalmers prowadzili o¿ywion¹ dzia³alnoœж w pobli¿u zatoki Papua. Chalmers w roku tysi¹c osiemset osiemdziesi¹tym szуstym odkry³ rzekк Wickham, zwan¹ przez Papuasуw Alele. Siedem lat temu zosta³ zamordowany przez krajowcуw na jednej z przybrze¿nych wysepek. W tysi¹c osiemset osiemdziesi¹tym siуdmym Hartmann i Hunter odbyli wspinaczkк w Gуrach Owena Stanleya. W dwa lata pуŸniej Mac Gregor, id¹c wzd³u¿ rzeki Yanapa, doszed³ do gуry Wiktoria w Gуrach Owena Stanleya. Zim¹ roku tysi¹c osiemset osiemdziesi¹t dziewiкж na dziewiкжdziesi¹t uda³o mu siк dotrzeж a¿ szeœжset piкж mil w gуrк rzeki Fly, niemal do granicy niemieckiej. W roku tysi¹c dziewiкжset siуdmym Monckton przeszed³ w poprzek australijsk¹, po³udniow¹ czкœж wyspy, id¹c znad rzeki Warta na pу³nocnym wybrze¿u do zatoki Papua na po³udniu: w tym¿e roku Mackay i Little badali gуrn¹ Purari. Udostкpniono mi ich sprawozdania, ktуre uwa¿nie przestudiowa³em. To chyba wyjaœnia, dlaczego zaproponowa³em przedstawion¹ przeze mnie trasк wyprawy. Bкdziemy szli przez tereny, na ktуrych byli ju¿ przed nami inni podrу¿nicy. - Tak, dziкkujemy panu - powiedzia³ Smuga. - A wiкc jedynie odcinek drogi przez centralny masyw gуrski stanowi wielk¹ niewiadom¹. - Nie wyci¹ga³bym takiego wniosku - zaprzeczy³ Bentley. - Nie tylko centralny masyw gуrski jest t¹ wielk¹ niewiadom¹. Podrу¿nicy, o ktуrych wspomnia³em, nie mogli zbyt dok³adnie badaж tych terenуw. Poza tym, co uda³o siк jednemu, mo¿e nie udaж siк innym. Niemniej, co nieco ju¿ wiemy o Purari i o Gуrach Owena Stanleya. - A wiкc z Port Moresby wyruszamy w kierunku Gуr Owena Stanleya - rzek³ Smuga. - Tak, wed³ug zapewnieс gubernatora, w odleg³oœci oko³o stu piкжdziesiкciu kilometrуw, na wy¿ynie Popole, znajduje siк stacja misyjna. To jest pierwszy l¹dowy etap naszej wyprawy. Stamt¹d pуjdziemy na pу³nocny zachуd ku centralnemu masywowi. - Jakie ludy zamieszkuj¹ Popole? - zapyta! Tomek. - Zw¹ siк one Mafulu - wyjaœni³ Bentley. Smuga znуw uwa¿nie pochyli³ siк nad map¹. Po chwili zagadn¹³: - Marszruta nasza prowadzi nie tylko przez terytoria nale¿¹ce do Australii. Czy ewentualne przekroczenie granicy Ziemi Cesarza Wilhelma Do 1975 r. Nowa Gwinea Australijska. Obejmowa³a pу³nocno-wschуd ni¹ czeœж Nowej Gwinei, Archipelag Bismarcka i pу³nocn¹ czкœж Wysp Salomona o ³¹cznym obszarze 240870 km2. Od 1884 r., jako Ziemia Cesarza Wilhelma, by³a koloni¹ niemiecka. Podczas I wojny œwiatowej zajк³a ja Australia i pуŸniej z ramienia Ligi Narodуw zarz¹dza³a ni¹ jako terytorium powierniczym. W czasie II wojny œwiatowej wtargnк³a tam Japonia, lecz po jej kapitulacji znуw powrуci³a do Australii jako terytorium powiernicze ONZ. Od r. 1975 wchodzi w sk³ad niepodleg³ego paсstwa Papua-Nowa nie spowoduje k³opotуw? - Nie spodziewam siк tego - odpar³ Bentley. - Wprawdzie Nowa Gwinea jest podzielona pomiкdzy Holandiк Od l V 1963 r. Irian Zachodni (indonezyjska nazwa Nowej Gwinei) jako terytorium wyzwolone wszed³ w sk³ad Republiki Indonezyjskiej. Obejmuje obszar 412781 km2. Nale¿y do niego kilka wysp le¿¹cych u po³udniowo-zachodniego wybrze¿a, z ktуrych najwiкksze to: Mapia, Japen, Biak, Misool, Waige i Salawatti. Stolic¹ jest Katabaru, czyli dawna Hollandia. Do 1963 r. Irian Zachodni by³ kolonia holendersk¹ o nazwie Nowa Gwinea Holenderska., Niemcy i Australiк, lecz granice s¹ tam do tej pory pojкciem orientacyjnym. Przecie¿ wnкtrze wyspy dot¹d nie zosta³o zbadane. Granicк australijsko-holendersk¹ wytyczono w tysi¹c osiemset dziewiкжdziesi¹tym trzecim roku, a Brytyj-sko-Niemiecka Komisja Graniczna ma ukoсczyж swe prace dopiero w koсcu roku tysi¹c dziewiкжset dziewi¹tego. W g³кbi wyspy nie napotkamy ¿adnych posterunkуw. Powrotn¹ drogк chcia³bym odbyж rzek¹ na ³odziach. Dziкki temu ³atwiejsze by³oby przetransportowanie nagromadzonych okazуw. - Dlatego te¿ zapewne planuje pan powrotn¹ trasк wzd³u¿ Purari - powiedzia³ Wilmowski. - Wydaje mi siк to bardzo rozs¹dne. Mo¿e uda siк nam natrafiж na jej Ÿrуd³a. - Czy zgadzacie siк panowie na wyznaczon¹ przeze mnie trasк? - zapyta³ Bentley. - W ogуlnych zarysach mo¿na przyj¹ж ten projekt, potem zobaczymy, co czas poka¿e - odrzek³ Smuga. - Czy zgadzasz siк ze mn¹, Andrzeju? - Tak, zgadzam siк - potwierdzi³ Wilmowski. - Czy kapitan i Tomek maj¹ jakieœ zastrze¿enia? - W tych sprawach wasze g³owy lepsze od mojej - odpar³ Nowicki. - Skoro orzekliœcie, ¿e projekt dobry, to nie ma, o czym mуwiж! - Jestem tego samego zdania - rzek³ Tomek. Przygotowania do wyprawy Narada zosta³a przerwana, w tej chwili, bowiem drzwi siк uchyli³y i do palarni zajrza³y dziewczкta. Za nimi widaж by³o Zbyszka Karskiego i Jamesa Balmore'a. - Przygotowa³yœmy drugie œniadanie - oznajmi³a Sally. - Czy mamy je podaж w palarni, czy te¿ mo¿e panowie wol¹ przejœж do jadalni? - To ju¿ zale¿y od naszych goœci - odrzek³ kapitan Nowicki. - Proponowa³bym kontynuowaж rozmowy przy œniadaniu. W ten sposуb zaoszczкdzimy czasu - odezwa³ siк Bentley. - Œwiкta racja! Wobec tego podajcie nam œniadanie tutaj - zarz¹dzi³ Nowicki. - Jeœli paсstwo ¿yczycie sobie przys³uchiwaж siк rozmowie, to prosimy wszystkich do nas - powiedzia³ Hart. - Chyba nie macie panowie nic przeciwko temu? - Oczywiœcie, ¿e nie! Nie chcieliœmy zbyt wczeœnie budziж naszej m³odzie¿y, ale informacje pana Bentleya wszystkim siк przydadz¹ - odpowiedzia³ Smuga. - Prosimy! Pani Allan pomog³a dziewczкtom nakryж stу³ i ju¿ po kwadransie narada potoczy³a siк dalej. - Dotychczas pan Bentley wtajemniczy³ nas w historiк badaс w Papui. Teraz dla ogуlnej orientacji powinniœmy poznaж prace odkrywcze w pozosta³ych dwуch czкœciach Nowej Gwinei - zagai³ Smuga. - Mo¿e zaczniemy od holenderskiej - zaproponowa³ Wilmowski. - Kolonialne rz¹dy niewiele robi¹ dla naukowego zbadania kraju - zacz¹³ Bentley. - Jak dot¹d we wszystkich trzech czкœciach Nowej Gwinei przewa¿nie dzia³aj¹ geologowie, wysy³ani przez wielkie przedsiкbiorstwa gуrnicze i metalurgiczne. Badania ich ograniczaj¹ siк wiкc jedynie do poszukiwaс cennych minera³уw i surowcуw. Dlatego te¿ wcale nie badano okolic trudno dostкpnych, jak i nie interesowano siк krajowcami. Sytuacja utrzymywana przez rz¹dy kolonialne w du¿ej mierze przyczyni³a siк do pozostania ca³ej Nowej Gwinei w ogуlnym zacofaniu gospodarczym i spo³ecznym. W g³кbi wyspy do dnia dzisiejszego czeœж krajowcуw jeszcze ¿yje na poziomie epoki kamiennej, uprawia ludo¿erstwo i polowania na ludzkie g³owy. W holenderskiej czкœci Nowej Gwinei do roku tysi¹c osiemset dziewiкжdziesi¹tego trzeciego prawie wcale nie prowadzono badaс wnкtrza wyspy. Nieliczne wyprawy dociera³y jedynie do czкœci wybrze¿a. Angielski przyrodnik i podrу¿nik Alfred Russel Wallace przebywa³ w po³owie dziewiкtnastego wieku w Dorei na pу³nocnym zachodzie. Jego cenne badania etnograficzne, jкzykowe i w dziedzinie geografii zwierz¹t objк³y wyspy Indonezji od Pу³wyspu Malajskiego a¿ do Nowej Gwinei. - Proszк pana, czy to w³aœnie ten uczony stworzy³ podzia³ ca³ego œwiata na krainy zoograficzne? - zapyta³ Tomek. - Nie mylisz siк, mуj drogi, jemu to zawdziкczamy - potwierdzi³ Bentley. - Po nim dopiero w roku tysi¹c osiemset siedemdziesi¹tym pierwszym rozpocz¹³ trzykrotne badania Nowej Gwinei rosyjski podrу¿nik Miko³aj Mik³ucho-Mak³aj Miko³aj Mik³ucho-Mak³aj (Maclay) urodzi³ siк w guberni Nowogrуd w 1846 r., umar³ w Petersburgu w 1888. Zwiedzi³ ca³¹ Europк, Maderк, Wyspy Kanaryjskie, Maroko, a potem przez Amerykк Po³udniowy, Thaiti i wyspy Samoa uda³ siк do Nowej Gwinei. Bada³ tam jej pу³nocne i po³udniowo-zachodnie wybrze¿a (na po³udnie od zatoki Gecevink). W 1874 i 1875 bada³ Indochiny i Indonezjк. Po odwiedzeniu wysp Palau oraz Admiralicji powrуci³ na 17 miesiкcy na Now¹ Gwinee. G³уwnie bada³ plemiona papuaskie, z ktуrymi uda³o mu siк zaprzyjaŸniж. Po raz trzeci przebywa³ w Nowej Gwinei w 1879. Czeœж jego prac publikowano w pismach rosyjskich i niemieckich, a dopiero w latach 1950-1953 wydano w Moskwie jego dzie³a w 4 ³omach.. Bada³ on pу³nocno-wschodni brzeg, zwany odt¹d Wybrze¿em Mak³aja, oraz wybrze¿e zachodnie. - Czyta³am kilka artyku³уw tego podrу¿nika w czasopismach rosyjskich - zauwa¿y³a Natasza. - Wydaje mi siк, ¿e musia³ byж niezwyk³ym cz³owiekiem. Przez pewien czas ¿y³ wœrуd Papuasуw, uczy³ ich u¿ywania no¿a i siekiery oraz prуbowa³ organizowaж wspуlnotк plemienn¹. Nazywali go Tamo Ruœ. Nigdy bym siк nie odwa¿y³a sama przebywaж wœrуd ludo¿ercуw. - Ja tak¿e czyta³em niektуre jego prace drukowane w prasie niemieckiej - wtr¹ci³ Wilmowski. - Teraz prosimy pana Bentleya o dalsz¹ relacjк. - Mniej wiкcej w tym samym czasie W³och Albertis bada³ pasmo gуr Arfak, a Mayer przeszed³ od Cieœniny McClure'a do zatoki Geelvink - kontynuowa³ Bentley zerkaj¹c w notatki. - Drugi okres badaс rozpocz¹³ siк dopiero po roku tysi¹c osiemset dziewiкжdziesi¹tym trzecim. Vraza poszerzy³ region uprzednio zbadany przez Albertisa i nastкpnie w tysi¹c dziewiкжset trzecim poszed³ w g³¹b kraju na wschуd od Geelvink. W po³udniowej czкœci holenderskiej Nowej Gwinei bada³ w roku tysi¹c dziewiкжset czwartym rzekк Digul. Dopiero rok temu dokonano pomiarуw na rzekach po³udniowego wybrze¿a. Wed³ug najœwie¿szych informacji gubernatora w Port Moresby, rozpoczкto badania rzeki Mamberamo. W 1910 r. Holendrzy okr¹¿yli centrum wyspy od strony wybrze¿y. Wyprawa Goodfcllowa, a pуŸniej pod kierownictwem Rawlinga dosz³a do Gуr Œnie¿nych od strony po³udniowego wybrze¿a. W 1913 A.R.F. Wollaston wspi¹³ siк na gуrк Carstensz, a Weyermann zbada³ dop³yw rzeki Digul i okreœli³ wysokoœж Gуry Juliany. Klooster zbada³ kraj na po³udnie i po³udniowy wschуd od zatoki Geelvink. W 1914 Oppermann bada³ rzekк Mamberamo, natomiast porucznik Stroeve jej zachodni dop³yw - Rouf-faer. I wojna œwiatowa przerwa³a badania, ktуre podjкto znуw po 1918 r, - A jak przedstawia siк sprawa w niemieckiej kolonii? - zapyta³ Smuga. - Po zainteresowaniu siк przez Niemcуw Now¹ Gwine¹, Finsch obj¹³ pomiarami oko³o tysi¹ca mil linii brzegowej - wyjaœni³ zoolog. Odkry³ Rzekк Cesarzowej Augusty, ktуr¹ krajowcy nazywaj¹ Sepik. W dwa lata pуŸniej Dallmann przewкdrowa³ oko³o czterdziestu mil wzd³u¿ jej koryta, zaœ admira³ von Schleinitz i Schrader zbadali j¹ na odcinku trzystu dwudziestu szeœciu mil od ujœcia. Inni podrу¿nicy badali wybrze¿e miкdzy zatok¹ Astrolabe, rzek¹ Sepik i zatok¹ Huon. W tysi¹c osiemset osiemdziesi¹tym siуdmym Schrader i Schleinitz ponownie badali Sepik prawie do granicy terytorium holenderskiego. Dziesiкж lat pуŸniej Lauterbach wyruszy³ z zatoki Astrolabe w Gуry Bismarcka i odkry³ rzekк Ramu. Ostatnio Dam-mkуhler i Frohlich badali okolice rzek Markham i Sepik. Jak wiкc widzicie, badania nie postкpuj¹ zbyt szybko we wszystkich trzech czкœciach wyspy. - Ma pan racjк! Dotychczasowe wyprawy dostarczy³y niewiele nowych informacji o wnкtrzu kraju - powiedzia³ Smuga. - Bкdziemy szli w nieznane. - Niemiaszki tak jak i inni prowadz¹ w koloniach prу¿niaczy ¿ywot - wtr¹ci³ Nowicki. - Z doœwiadczenia jednak wiemy, ¿e lepiej dla krajowcуw, gdy koloniœci zbytnio nie wpychaj¹ swego nosa w ich sprawy. - S³usznie, kapitanie, nie jestem nawet pewny, czy rozs¹dnie dla nas by³oby do³¹czaж siк do jakiejœ rz¹dowej ekspedycji. Narn przecie¿ nie chodzi o podbуj kraju. Tym samym ³atwiej mo¿emy nawi¹zaж kontakt z krajowcami. W czasie, gdy bohaterzy lej powieœci przygotowywali siк do wyprawy, w niemieckiej czкœci Nowej Gwinei Neuhauss bada³ rzekк Markham. W 1910 r. Holendersko-Niemiecka Komisja Graniczna dotarta w gуrк rzeki Sepik na odleg³oœж 60 mil od granicy brytyjskiej. W 1914 Tburnwald penetrowa³ okolice Sepiku, podczas gdy misjonarz Pilhofer przewкdrowa³ znad rzeki Waria blisko granicy brytyjskiej do rzeki Markham. Wybuch I wojny œwiatowej spowodowa³ zajкcie przez Australiк niemieckiej Nowej Gwinei. Wtedy von Detzner, pragn¹c unikn¹ж uwiкzienia, zaszy³ siк w g³кbi d¿ungli, usi³uj¹c dotrzeж do granicy holenderskiej i wsi¹œж na jakiœ niemiecki okrкt. Aczkolwiek zamiar mu siк nie uda³, przeszed³ przez tereny nie zbadane dot¹d przez bia³ych. Swe cenne spostrze¿enia, aczkolwiek czкsto oparte tylko na relacjach krajowcуw, opublikowa³ w kilka lat po wojnie. W by³ej niemieckiej kolonii Brytyjczycy zastali zaledwie parк plantacji na wybrze¿u i kilka misji w pobli¿u d¿ungli. Naukowe ekspedycje badawcze nie by³y wysy³ane przez Niemcуw w g³¹b kraju. - No, wydaje mi siк, ¿e czas ju¿ przyst¹piж do podpisania umуw - odezwa³ siк dyrektor Hart. - Proponuje wspуlnie udaж siк do notariusza. Poleci³em sporz¹dziж odpowiednie dokumenty. - Natychmiast po podpisaniu umуw ka¿dy uczestnik otrzyma czek na umуwion¹ zaliczkк - doda³ Bentley. - Pieni¹dze bкd¹ potrzebne na zakupienie ekwipunku osobistego. Kapitanie, kiedy paсski jacht mo¿e wyruszyж w drogк? - Hm, za dziesiкж dni bкdк gotowy - odpar³ kapitan po krуtkim namyœle. - A wiкc za dziesiкж dni podnosimy kotwicк - postanowi³ Bentley. - Teraz bierzemy siк do pracy! Jeszcze tego popo³udnia Smuga dokona³ rozdzia³u funkcji miedzy poszczegуlnych uczestnikуw wyprawy. Przedstawia³ siк on nastкpuj¹co: -  Smuga Jan - kierownik wyprawy; -  Nowicki Tadeusz - strzelec-tropiciel i zbrojna stra¿; -  Wilmowski Tomasz - strzelec-tropiciel i zbrojna stra¿; -  Wilmowski Andrzej - prace badawcze; -  Bentley Karol - prace badawcze; -  Allan Sally - preparatorka i nadzуr nad kuchni¹ -  Natasza W³adimirowna Bestu¿ewa - sanitariuszka i nadzуr nad kuchni¹ -  Karski Zbigniew - intendent; -  Balmore James - preparator i prace obozowe; -  Stanford Jack - preparator i prace obozowe; -  Wallace Henryk - preparator i prace obozowe. Ponadto podczas ¿eglugi morskiej wszyscy wchodzili w sk³ad za³ogi i podlegali kapitanowi Nowickiemu. Sta³a czteroosobowa za³oga "Sity" nie mia³a braж udzia³u w ekspedycji na l¹dzie. Zadaniem jej by³o czuwanie nad bezpieczeсstwem jachtu. Oczywiœcie wierny Dingo, ktуrego Tomek otrzyma³ w podarunku od Sally podczas pierwszej bytnoœci w Australii, mia³ rуwnie¿ wa¿ne zadanie do wype³nienia podczas wyprawy. By³ on doskonale wytresowany w tropieniu wszelkiej zwierzyny oraz w pe³nieniu s³u¿by wartowniczej w obozie i podczas marszu. Przez ca³y nastкpny tydzieс pracowano od œwitu do pуŸnej nocy. Kapitan Nowicki niemal nie schodzi³ z jachtu. Z Dingiem u nogi zagl¹da³ do wszystkich zakamarkуw, nadzorowa³ robotnikуw zatrudnionych przy wewnкtrznej przebudowie jachtu. Inni uczestnicy wyprawy zwozili najrozmaitsze towary zakupione przez Bentleya, ktуre magazynowali w specjalnych pomieszczeniach w parku Taronga, segregowali je, spisywali i pakowali do skrzyс z cienkiej blachy, a w koсcu starannie zalutowywali. Natasza nie bra³a udzia³u w tych pracach, gdy¿ w tym czasie odbywa³a praktyczne przeszkolenie w sydnejskim szpitalu. Tomek wprost dwoi³ siк i troi³, szkol¹c Zbyszka w jego odpowiedzialnej funkcji. Przecie¿ najmniejsze niedopatrzenie mog³o potem groziж utrat¹ cennego sprzкtu czy zapasуw ¿ywnoœci, nie do zdobycia w dzikiej d¿ungli. Stopniowo dziesi¹tki skrzyс przewieziono na statek. Dopiero уsmego dnia Tomek poprosi³ "sztab" wyprawy o ostateczne sprawdzenie ksi¹¿ki intendenta. Wszystkie blaszane skrzynie i wory brezentowe oznaczone by³y numerami, ktуre figurowa³y w ksi¹¿ce magazynowej wraz z podaniem zawartoœci, wagi czy iloœci rу¿nych towarуw. Smuga wolno odczytywa³ na glos pozycjк po pozycji. Najpierw zaewidencjonowane by³y przedmioty gospodarcze, a wiкc: 2 namioty czteroosobowe, 2 dwuosobowe i 2 du¿e z siatki antymoskitowej do prac naukowych i preparatorskich, 10 moskitier, 4 rozk³adane ³у¿ka z bambusa z daszkiem i moskitierami, 10 hamakуw, 15 ciep³ych, lekkich kocуw, blaszane miseczki do jedzenia, ³y¿ki, widelce, kubki, garnki, kuchenka spirytusowa, lampa naftowa, sk³adana brezentowa wanienka do mycia, myd³o i rу¿ne przybory toaletowe, baсka nafty, 3 baсki spirytusu oraz komplet podstawowych narzкdzi i apteczka. W nastкpnej kolejnoœci znajdowa³y siк zapasy ¿ywnoœci: konserwy miкsne i rybne, m¹ka, kasze, ry¿, groch, fasola, sуl, cukier, herbata, kawa, miуd, suchary i tytoс. Polem figurowa³y przedmioty konieczne do prac naukowych: przyrz¹dy pomiarowe, kompasy, mikroskop, aparat fotograficzny wraz z wyposa¿eniem, przybory oraz chemikalia potrzebne do preparowania okazуw fauny i flory, siatki do chwytania owadуw, pu³apki, s³oje, blaszane puszki i skrzynki. Osobisty ekwipunek ka¿dego cz³onka wyprawy sk³ada³ siк z podwуjnych kompletуw dwуch rodzajуw ubraс: do marszu przez d¿unglк - miкkki p³уcienny kapelusz, cienka koszula z d³ugimi rкkawami, d³ugie p³уcienne spodnie, ktуrych doln¹ czкœж nogawki chowa³o siк w pу³-wysokie sukienne kamasze; do marszu przez lekki teren - szorty, kurtki z krуtkimi rкkawami, poсczochy i pу³wysokie sukienne kamasze. Ponadto ka¿dy zabiera³ 4 komplety bielizny, skarpety, brezentow¹ kurtkк z kapturem, buty podbite gwoŸdziami do marszu w gуrach, a kobiety dodatkowo spуdnice i sztylpy. Przedostatni dzia³ obejmowa³ œrodki p³atnicze dla krajowcуw: siekiery, rу¿ne no¿e, ³uki, strza³y, koraliki, lusterka, organki, barwne bawe³niane materia³y, tytoс w czarnych laseczkach, skrzynie du¿ych i ma³ych muszel, sуl i jako prowiant dla tragarzy - konserwy oraz ry¿. Na samym koсcu figurowa³ arsena³ wyprawy: sztucery, karabiny, broс krуtka, fuzje, karabinki ma³okalibrowe do polowania na mniejsze ptaki, amunicja i rakiety. Oddzielne zapasy ¿ywnoœci znajdowa³y siк na jachcie na czas podrу¿y morzem. Przegl¹d ekwipunku trwa³ niemal do wieczora; uznano, ¿e przygotowania do wyprawy zosta³y ostatecznie zakoсczone. Wed³ug oœwiadczenia kapitana Nowickiego "Sita" mia³a byж gotowa do wyjœcia w morze dopiero za trzy dni. Wobec tego goœcinny dyrektor Hart zaproponowa³ podrу¿nikom zwiedzenie miasta oraz jednodniow¹ wycieczkк na morsk¹ pla¿к w Narrabeen. Tomek z entuzjazmem podchwyci³ ten projekt. W czasie pierwszej bytnoœci w Australii pozna³ Melbourne, rodzinne miasto Bentleya, teraz wiec mia³ mo¿noœж porуwnaж je z Sydney. Nastкpnego ranka dwoma powozami wyruszyli do miasta. Dyrektor Hart okaza³ siк doskona³ym przewodnikiem. Najpierw, wiкc przemknкli przez ton¹ce w zieleni ogrodуw podmiejskie, po³udniowe dzielnice willowe, poprzecinane zatoczkami i lagunami, po ktуrych p³ywa³y setki ¿aglуwek. Potem zwiedzili ogrуd botaniczny i zoologiczny, muzea, koœcio³y, robili drobne zakupy w handlowym œrуdmieœciu, a w koсcu przybyli do nabrze¿a portowego. Przez ca³y czas Tomek dzieli³ siк spostrze¿eniami ze swymi m³odymi przyjaciу³mi, z ktуrymi jecha³ w jednym powozie. Przede wszystkim wyjaœni³ im, ¿e Sydney jest czwartym, a Melbourne pi¹tym miastem pod wzglкdem wielkoœci na pу³kuli po³udniowej. Tylko po³udniowoamerykaсskie miasta: Buenos Aires, Sao Paulo i Rio de Janeiro by³y od nich wiкksze. W tych dwуch miastach koncentrowa³ siк handel, przemys³, instytucje kulturalne i naukowe Australii. Z nich wywo¿ono w œwiat g³уwne australijskie produkty: we³nк, miкso, skуry i pszenicк. Ca³e Sydney mia³o charakter wybitnie portowy. Po³udniow¹ i pу³nocn¹ czeœж miasta rozdziela³a zatoka Port Jackson, ktуra wrzyna³a siк w l¹d dziesieciokilometrowym lejem, a¿ do ujœcia rzeki Parramatta. Nieregularne linie wybrze¿y tworzy³y dziesi¹tki zatok i cichych przystani. Przystanкli nad brzegiem, aby przyjrzeж siк panoramie pу³nocnej czкœci miasta, po³o¿onej po drugiej stronie zatoki Port Jackson. Usiedli na ³awkach rozleg³ego zieleсca wysadzanego krzewami i palmami. - No cу¿, Tomku, jak siк panu podoba nasze Sydney? - zapyta³ Hart. - Nie chcia³bym uraziж pana Bentleya, lecz wydaje mi siк ³adniejsze od Melbourne. Jest mniej symetrycznie zabudowane i dziкki temu nie tak monotonne - odpowiedzia³ Tomek. - Skoro tak, to mo¿e zechcia³by pan tutaj zamieszkaж? - zapyta³ Hart. - Mуg³bym panu zaproponowaж odpowiednie stanowisko w zarz¹dzie Parku Taronga. - Nic z tego! Prуbowa³em kiedyœ zatrzymaж Tomka w Melbourne - wtr¹ci³ Bentley. - W odpowiedzi zaprosi³ mnie do Warszawy, po odzyskaniu niepodleg³oœci przez Polskк. - Cу¿, zdanie mo¿na zmieniж z biegiem czasu - weso³o powiedzia³ Hart. - Nieraz stosunki rodzinne zmuszaj¹ do tego... Tomek zarumieni³ siк, a Hart doda³: - Niech siк pan nie spieszy z odpowiedzi¹. Ponowiк propozycjк po zakoсczeniu waszej wyprawy do Nowej Gwinei. - Dziкkujк panu, zastanowiк siк nad tym - odpar³ m³odzieniec. - Jak amen w pacierzu, Tomek gotуw osi¹œж na mieliŸnie - tubalnie szepn¹³ kapitan Nowicki do Smugi. - Mnie tak¿e podoba siк Sydney - rezolutnie zauwa¿y³a Sally. - Powinniœmy obraж je za stolicк Zwi¹zku Australijskiego. - Oho, przemуwi³a przez pani¹ mieszkanka Nowej Po³udniowej Walii- zaoponowa³ Bentley, od powstania bowiem Zwi¹zku Australijskiego w roku 1900 Melbourne i Sydney wspу³zawodniczy³y o miano stolicy. W 1908 r. powziкto decyzjк o zbudowaniu nowej stolicy Zwi¹zku Australijskiego w Nowej Po³udniowej Walii na po³udniowy zachуd od Sydney, nad rzek¹ Murmmbid-gee. Budowк Canberry rozpoczкto w 1913 r., a pierwsze posiedzenie australijskiego parlamentu odby³o siк w 1972 r. ju¿ w nowej stolicy. W ten sposуb rozstrzygniкto d³ugotrwa³y spуr dwуch miast. - Przekonacie siк paсstwo, ¿e w przysz³oœci Sydney bкdzie jeszcze piкkniejsze - zapewni³ Hart. - S³ysza³em o projekcie, ktуry doda miastu uroku. Mianowicie rozwa¿a siк mo¿liwoœж zbudowania olbrzymiego mostu, ktуry by po³¹czy³ po³udniowe i pу³nocne Sydney. Hart nie myli³ siк; wspania³y, wisz¹cy na stalowym ³uku most zosta³ zbudowany i oddany do u¿ytku 19 III 1932 r. Jest prawdziwie monumentalnym dzie³em, posiadaj¹cym niewiele rуwnych sobie na œwiecie. Mostem przebiegaj¹ dwa tory kolejowe, tory tramwajowe, piкciopasmowa autostrada i chodniki dla pieszych. - Ka¿da pliszka swуj ogonek chwali - tubalnie mrukn¹³ Nowicki. - Ale mimo wszystko nie ma to jak nasza stara Warszawa! W weso³ym nastroju podrу¿nicy powrуcili na "Sitк". Tutaj ostatnie przygotowania do opuszczenia portu rуwnie¿ dobiega³y koсca. Ca³y jacht lœni³ jak lustro, wszкdzie unosi³ siк zapach œwie¿ego lakieru. Pani Allan by³a bardzo podniecona. Ani na krok nie odstкpowa³a swej jedynaczki, poleca³a j¹ opiece przyjaciу³. By³ to przecie¿ jej przedostatni dzieс spкdzony razem z cуrk¹ przed wyruszeniem na wyprawк. Rozmowy na jachcie przeci¹ga³y siк do pуŸnej nocy, lecz mimo to podrу¿nicy ju¿ o œwicie zerwali siк z pos³aс. Razem z Dingiem pod¹¿yli do przystani, sk¹d promem przep³ynкli zatokк do pу³nocnego Sydney. Stamt¹d wraz z Hartem pojechali powozami na urocz¹ morsk¹ pla¿к w Narrabeen. Wszyscy korzystali z orzeŸwiaj¹cej k¹pieli, gdy¿ g³adkie, piaszczyste wybrze¿e okala³a po³¹czona z morzem laguna, zabezpieczaj¹ca wycieczkowiczуw przed ewentualn¹ napaœci¹ rekinуw. Szczegуlnie Dingo, znudzony d³ugim pobytem na jachcie, wprost szala³ z radoœci. Piкkny, s³oneczny dzieс min¹³ beztrosko i weso³o. Wieczorem wszystkie iluminatory "Sity" jarzy³y siк jasnym œwiat³em. To kapitan Nowicki wydawa³ dla ca³ej za³ogi i goœcinnego Harta po¿egnaln¹ kolacjк. Ju¿ nastкpnego dnia o œwicie jacht mia³ wyjœж w morze. O w³os od œmierci Jacht pod pe³nymi ¿aglami spokojnie p³yn¹³ po niemal g³adkim oceanie. Sterowany wprawn¹ d³oni¹ zawodowego marynarza - Indusa Ramasana, nie mуg³ zboczyж z kursu, wiod¹cego wprost na pу³noc wzd³u¿ wschodnich wybrze¿y Australii. Tote¿ Nowicki jedynie z przyzwyczajenia wchodzi³ od czasu do czasu na mostek kapitaсski, by zerkn¹ж na widoczne na zachodzie pasmo l¹du, i zaraz z powrotem znika³ w kabinie nawigacyjnej. Obecnie sta³ pochylony nad blatem sto³u nawigacyjnego; uwa¿nie przegl¹da³ dziennik pok³adowy, do ktуrego ka¿dy oficer wachtowy obowi¹zany by³ wpisywaж wszystkie wa¿ne szczegу³y przebiegu ¿eglugi. Uœmiecha³ siк wyrozumiale, napotykaj¹c czasem w zapiskach w³asne poprawki w niew³aœciwie zastosowanych ¿eglarskich umownych skrуtach, oficerami na "Sicie”, bowiem byli jego uczniowie: Wilmowski, Smuga i Tomek. Umieli ju¿ niema³o. Podczas rejsu z Indii na Daleki Wschуd, a potem w czasie morskiej podrу¿y do Australii pomagali w rу¿nych pracach na jachcie. Jak do tej pory m³ody Tomek poczyni³ najwiкksze postкpy w nauce trudnej i odpowiedzialnej pracy marynarza. Nawet kapitan Nowicki nie mуg³ nic zarzuciж jego meldunkowi z poprzedniego dnia. Zapis уw w dzienniku pok³adowym brzmia³: Brisbane Brisbane - port za³o¿ony w 1824 r. jako kolonia karna. Od czasu powstania stanu Queensland w 1859 r. - stolica stanu. , dnia 21 stycznia 1909 roku, czwartek. O godzinie 915 rano "Sita" zosta³a przycumowana do nabrze¿a w porcie Brisbane, dok¹d prowadzi³ pierwszy etap ¿eglugi z Sydney. Wynosi³ on 460 mil morskich, przebytych w 5 dni, przy przeciкtnej szybkoœci tylko 3 do 4 wкzlуw Wкze³-jednostka prкdkoœci statku rуwna l mili morskiej na godzinк. Mila morska jest miar¹ d³ugoœci na szlakach morskich i odpowiada d³ugoœci l minuty po³udnika ziemskiego. W Anglii, USA i Japonii l mila rуwna siк 1853 m, natomiast w Niemczech, ZSRR i we Francji - 1852 m. z powodu przeciwnego wschodnioaustralijskiego pr¹du morskiego, ktуry p³yn¹c z pу³nocnego wschodu przez caly czas dryfowa³ Dryfowanie – znoszenie statku spowodowane wiatrem, falк lub pr¹dem. statek z kursu. Postуj "Sity" w celu uzupe³nienia zapasуw trwa³ 7 godzin. Wpompowano 3000 litrуw œwie¿ej wody do g³уwnego zbiornika oraz zakupiono: skrzynkк pomidorуw, 10 g³уwek kapusty, 50 kilogramуw kartofli, 20 kilogramуw batatуw, skrzynkк jab³ek i 20 kilogramуw wolowego miкsa. O godzinie 415 po po³udniu wyszliœmy z portu. Oficer wachtowy - Tomasz Wilmowski. Jak wynika³o z dalszych notatek, "Sita" oko³o dwunastu godzin temu minк³a Przyl¹dek Piaszczysty, po³o¿ony sto siedemdziesi¹t mil na pу³noc od Brisbane. Kapitan Nowicki dokona³ aktualnych obliczeс i oznaczy³ po³o¿enie jachtu na mapie nawigacyjnej. Przebyli ju¿ trzy czwarte etapu d³ugoœci 325 mil z Brisbane do Rockhampton nad rzek¹ Fitzroy. Tam mia³ byж ich ostatni ju¿ przystanek na l¹dzie australijskim. Wed³ug rachuby Nowickiego powinni zawin¹ж do Rockhampton nastкpnego dnia wczesnym rankiem. Bezchmurny œwit wywabi³ na pok³ad prawie ca³¹ za³ogк, wszyscy pragnкli ujrzeж w pe³nym blasku dnia po³udniowe kraсce Wielkiej Rafy Koralowej, ktуra od chwili, gdy James Cook Angielski ¿eglarz urodzony w 1728 r. w Marlon w Yorkshire, jedna z najwybitniejszych postaci w historii odkryж geograficznych. Bada³ krainy podbiegunowe pу³nocne i po³udniowe oraz Ocean Spokojny, wytyczy) nowe drogi w dziedzinie nautyki i zarazem torowa³ drуgк angielskiemu handlowi. Gruntownie opracowane przez Cooka mapy wielu czкœci oceanуw czyni¹ go jednym z pionierуw angielskiej kartografii morskiej. W 1779 r. zosta³ zabity na Hawajach przez krajowcуw, z ktуrymi wywi¹za³a siк potyczka z powodu naruszenia przez za³ogк statku prawa tabu. w roku 1770, jako pierwszy Europejczyk, wp³yn¹³ na jej wewnкtrzne wody, uznawana jest za jeden z cudуw œwiata. "Sita" w³aœnie zbli¿a³a siк do naturalnego, szerokiego jakby kana³u, ktуrego lewy brzeg stanowi³ l¹d australijski, prawy natomiast tworzy³a znaczna grupa wysp rozsianych po Morzu Koralowym. Sally Allan dopiero teraz po raz pierwszy w ¿yciu mia³a ujrzeж ow¹ os³awion¹ i budz¹c¹ trwogк w ¿eglarzach Wielk¹ Rafк Koralow¹, zwan¹ w jкzyku angielskim Wielk¹ Raf¹ Barierow¹. Tote¿ niezmiernie zaciekawiona podbieg³a do Tomka opartego o praw¹ burtк. - Tommy, jak siк nazywaj¹ te malownicze wysepki? - zapyta³a, przytrzymuj¹c za ucho Dinga ³asz¹cego siк u jej nуg. - Czy jeszcze daleko do Rafy? - To tak zwana Grupa Kozioro¿ca, œlicznotko - weso³o odpar³ Tomek, naœladuj¹c g³os kapitana Nowickiego. - Pytasz, jak daleko do Rafy? Oto ona, przypatrz siк jej dobrze, tylko nie wychylaj siк za bardzo, bo wypadniesz za burtк. - Nic by mi siк nie sta³o - odparowa³a Sally, wzruszaj¹c ramionami. - Umiem p³ywaж, a poza tym taki s³awny podrу¿nik jak ty na pewno by mnie wyratowa³! - Jeœli pozosta³oby jeszcze coœ do ratowania... Tutaj czкsto wtocz¹ siк rekiny! By³abyœ dla nich ³akomym k¹skiem! - Naprawdк myœlisz, ¿e jestem ³akomym k¹skiem? - zalotnie zapyta³a Sally, bacznie spogl¹daj¹c na Tomka. - Hm, skoro tak powiedzia³em... - mrukn¹³ zmieszany i odwrуci³ g³owк. - Wspania³y jesteœ, Tommy! Przy tobie i przy Dingu nie bojк siк niczego! Mimo to nie ¿artuj sobie ze mnie. To ma byж ta Rafa?! Chocia¿ nigdy dot¹d nie by³am w tych okolicach, potrafiк chyba odrу¿niж piкkne wysepki od niebezpiecznej zapory, jak¹ niezawodnie tworzy Wielka Rafa Barierowa! - Wcale nie ¿artujк - zaprzeczy³ Tomek. - W³aœnie Grupa Kozioro¿ca jest najdalej wysuniкtym na po³udnie kraсcem Wielkiej Rafy Koralowej, ktуra wbrew doœж powszechnemu mniemaniu nie stanowi jednolitej ca³oœci. Znaczna jej czкœж sk³ada siк z wielu mniejszych raf barierowych oraz rу¿nych grup wysp i wysepek, a dopiero dalej na pу³nocy, na przestrzeni oko³o szeœciuset mil, rafa zmienia siк w jednolity mur. Zreszt¹ sama to wkrуtce bкdziesz mog³a stwierdziж. - Naprawdк myœla³am, ¿e tylko ¿artujesz sobie ze mnie! - odpowiedzia³a niedowierzaj¹co. - Zapytaj kogoœ innego, jeœli jeszcze masz w¹tpliwoœci. Niemal wszyscy ogl¹daliœmy tк rafк p³yn¹c z Syberii do Australii. Ojciec wiele opowiada³ nam o niej. - Wobec tego okreœlenie "bariera" wprowadzi³o mnie w b³¹d! - S³uchaj Sally, nazwa Wielka Rafa Barierowa po prostu okreœla jej rodzaj. Chyba pamiкtasz z geografii, ¿e rozrу¿niamy trzy rodzaje raf, a wiкc: brze¿ne, to znaczy œciœle przylegaj¹ce do l¹du, barierowe, czyli ci¹gn¹ce siк w pewnej odleg³oœci od niego, oraz atole oddzielone od brzegu lagunami b¹dŸ te¿ tworz¹ce swoiste wyspy w kszta³cie pierœcienia z lagunami wewn¹trz. Wielka Rafa Koralowa jest w³aœnie raf¹ barierow¹. - Tak, tak, teraz przypomnia³am to sobie! Poza tym rafy mog¹ byж nadwodne i podwodne - zawo³a³a Sally. W tej chwili rozbrzmia³ tubalny g³os kapitana Nowickiego: - Hej, go³¹beczki, skoсczcie gruchanie! Ca³a za³oga na pok³ad! Zrzuciж grot¿agiel i bezan¿agiel! Grot¿agiel – g³уwny ¿agiel podnoszony ma gtortmaszcie; bezan¿agiel – ¿agiel umieszczony na bli¿szym rufy maszcie, ni¿szym od masztu wysuniкtego do przodu statku, fok¿agiel - niezbyt du¿y, przedni ¿agiel. Krуtkie rozkazy posypa³y siк z mostka kapitaсskiego. Z wyj¹tkiem sternika i jeszcze jednego marynarza, ktуry na dziobie jachtu dokonywa³ sond¹ pomiarуw g³кbokoœci wody, wszyscy mк¿czyŸni zostali zatrudnieni przy zwijaniu ¿agli. Obk³adali je na bomach Bom - dolne, poziome drzewce, jednym koсcem umocowane przegubowo do masztu, do bomu przymocowana jest dolna czкœж ¿agla,, potem wyrуwnywali fa³dy, a w koсcu przywi¹zywali juzingami Juzing - cienka linka. "Sita" p³yn¹c jedynie na fok¿aglu wydatnie zmniejszy³a szybkoœж. Smuga i Tomek na polecenie kapitana ulokowali siк na dziobie jachtu, by wypatrywaж podwodnych raf. Wkrуtce przybili do nabrze¿a w Rockhampton, ma³ego portu dogodnego dla mniejszych statkуw. Kilkunastotysiкczne miasteczko by³o punktem rozdzielczym dla farmers-ko-mleczarskiej okolicy, tote¿ kapitan Nowicki poleci³ zaopatrzyж spi¿arniк "Sity" w nabia³, a szczegуlnie w sery, bez ktуrych nie uznawa³ œniadaс. Postуj w Rockhampton by³ bardzo krуtki. Zaledwie dokonali niezbкdnych zakupуw i uzupe³nili zapas œwie¿ej wody, zaraz wyp³ynкli w morze, kieruj¹c siк na wschуd ku Grupie Kozioro¿ca. Tam w³aœnie, u brzegu jednej z wysepek, zamierzali stan¹ж na kotwicy, by unikn¹ж niebezpiecznego w nocy kluczenia wœrуd raf koralowych. Trasa ¿eglugi wytyczona przez kapitana Nowickiego zosta³a w pe³ni zaakceptowana przez jego przyjaciу³, z ktуrych zdaniem zawsze bardzo siк liczy³. Po nocnym postoju w Grupie Kozioro¿ca mieli po¿eglowaж do wschodnich kraсcуw grupy wysp zwanych Swain Reefs Swain Reefs - Wyspy Zakochanego Ch³opaka. Stamt¹d, ju¿ na otwartych wodach Morza Koralowego, trasa znуw kierowa³a siк na pу³noc i wiod³a w pewnej odleg³oœci od zewnкtrznej strony Wielkiej Rafy Koralowej, tworz¹cej jakby ochronn¹ tarcze wschodniego wybrze¿a Queenslandu od Zwrotnika Kozioro¿ca a¿ do samej Nowej Gwinei. Na pierwszym odcinku trasy kapitan Nowicki zachowywa³ szczegуln¹ ostro¿noœж, poniewa¿ wiуd³ on po wewnкtrznych wodach Wielkiej Rafy Koralowej. W tym miejscu najdalej wysuniкta na po³udnie zewnкtrzna czкœж Tafy znajdowa³a siк w odleg³oœci prawie stu mil od brzegуw Australii. Dopiero dalej na pу³nocy, na wysokoœci miasta Bowen, zaczyna³a coraz bardziej przysuwaж siк do l¹du, osi¹gaj¹c w okolicy Przyl¹dka Melville'a najmniejsz¹ odleg³oœж, zaledwie siedmiu mil. W pу³nocnej czкœci Rafy Koralowej zanika³y, doœж liczne na po³udniu, przerwy w barierze, przez ktуre mo¿na by³o przemkn¹ж siк do wybrze¿a, a za Przyl¹dkiem Melville'a stanowi³a ona ju¿ prawie jednolity mur, ci¹gn¹cy siк wprost na pу³noc. Kapitan Nowicki nie chcia³ ryzykowaж zbyt czкstego ¿eglowania poprzez przesmyki w barierze rafowej i dlatego Rockhampton mia³o byж ostatnim miejscem postoju "Sity" przed zawiniкciem do Port Moresby. Jacht z postawionym tylko fok¿aglem wolno zbli¿a³ siк do Grupy Kozioro¿ca. Prawie ca³a za³oga znajdowa³a siк na pok³adzie. Dwuosobowa wachta na dziobie statku wypatrywa³a podwodnych raf, natychmiast informuj¹c o nich kapitana, natomiast inni podziwiali tak ma³o znan¹ krainк koralowcуw Koralowce (Anthozoa) - gromada zasadniczo osiad³ych, wy³¹cznie morskich jamoch³onуw o budowie polipa, przewa¿nie tworz¹cych niezrу¿nicowane kolonie. Jama ch³on¹ce—trawi¹ca jest podzielona nieca³kowitymi przegrodami, u³o¿onymi oœmio, lub szeœciopromieniœcie. U wiкkszoœci silnie rozwiniкty szkielet wapienny. Najbardziej znanym przedstawicielem tej gromady jest koral szlachetny (Corallium Rubrum) ¿yj¹cy w Morzu Œrуdziemnym. Jego czerwony pieс szkieletowy u¿ywany jest do wyrobu ozdуb. Nie wszystkie koralowce wytwarzaj¹ szkielet. Na przyk³ad najwiкksze z koralowcуw ukwia³y (Actiniae), barwne i piкkne zwierzкta, osi¹gaj¹ce l m œrednicy, przyrastaj¹ do ska³ podwodnych mocn¹ stop¹, mog¹c¹ im tak¿e s³u¿yж do posuwania siк po pod³o¿u. Takie rodzaje jak Adamsia lub Sargatia ¿yj¹ w symbiozie z rakiem pustelnikiem. Spoœrуd koralowcуw wytwarzaj¹cych szkielet bardzo wa¿n¹ grupк tworz¹ korale rafowe (Madreporaria). Rу¿nica miкdzy nimi a ukwia³ami polega g³уwnie na wytwarzaniu szkieletu, ktуry u korali rafowych potк¿nie siк rozwija. Rafy powstaj¹ w wyniku rozmna¿ania siк ich przez p¹czkowanie i podzia³ pod³u¿ny. Koralowce ¿yj¹ w ciep³ych morzach tropikalnych, nie przekraczaj¹c 38° szerokoœci geograficznej, tak po³udniowej jak i pу³nocnej, w miejscach, gdzie jest czysta, pozbawiona osadu woda, ktуrej temperatura nie spada poni¿ej 20,5° C, a zawartoœж soli wapniowych jest odpowiednio wielka do tworzenia szkieletуw. ¯yj¹ na g³кbokoœci 20-30 m.. Zdradliwy dla ¿eglugi kana³ pomiкdzy g³уwn¹ barier¹ rafow¹ i sta³ym, gуrzystym w tym miejscu l¹dem przedstawia³ niezapomnian¹ panoramк. Wprost z morza wyrasta³y piкtrz¹ce siк na wysokoœж kilkudziesiкciu metrуw wysepki okolone brze¿nymi rafami. Skaliste zbocza oraz ich wierzcho³ki porasta³a tropikalna d¿ungla rozkrzyczana g³osem rу¿norodnego ptactwa. Pomiкdzy uroczymi wysepkami w szmaragdowym morzu drzema³y pod³u¿ne lub okr¹g³awe, tajemnicze cienie, ktуre z bliska przeistacza³y siк w z³udne ³awice szlachetnych, drogocennych kamieni, po³yskuj¹ce szerok¹ gam¹ rу¿nych odcieni b³кkitu, opalu i zieleni. By³y to podwodne rafy koralowe. Niektуre z nich, widoczne podczas odp³ywu morza, przypomina³y kszta³tem pofa³dowania kory mуzgowej, natomiast inne, porowate, posiada³y w œciankach otworki, prowadz¹ce do rozga³кzionych, w¹skich korytarzykуw wysianych ¿ywym cia³em polipуw o najfantastyczniejszych jaskrawych barwach. Wœrуd wspania³ych raf koralowych uwija³ siк rуj rуwnie barwnych ryb, rozgwiazd, je¿owcуw, miкczakуw i innych zwierz¹t mуrz po³udniowych. Ca³y ten przedziwny podwodny œwiat przypomina³ jakieœ bajkowe lasy lub legendarne rajskie ogrody. Niezapomniane widoki wywo³ywa³y rу¿ne uczucia w za³odze "Sity". M³odzie¿ zachwyca³a siк tajemniczym piкknem, dwaj naukowcy - Wilmowski i Bentley - podziwiali bogactwo i rу¿norodnoœж ¿ycia podwodnego œwiata, natomiast kapitan Nowicki zatapia³ ponure spojrzenie w zdradliwych dla ¿eglugi g³кbinach morskich. - A¿ trudno uwierzyж, ¿e ma³e polipy koralowe mog³y zbudowaж tak olbrzymie ska³y - mуwi³a Sally, wci¹¿ wychylaj¹c siк za burtк. - Moja panienko, wprawdzie korale s¹ skromnymi zwierz¹tkami, lecz mimo to odegra³y ogromn¹ rolк w historii geologii - zauwa¿y³ Bentley. - Ich pozosta³oœci s¹ znajdowane w postaci skamielin w ska³ach wszystkich okresуw geologicznych. Korale budowa³y du¿e rafy ju¿ oko³o czterystu milionуw lat temu. Te starodawne rafy s¹ obecnie znajdowane w wielu czкœciach wschodniej Australii i Tasmanii, co jednoczeœnie wskazuje, ¿e dawniej w tych miejscach by³o morze. - To naprawdк zadziwiaj¹ce, szczegуlnie, gdy porуwnuje siк rozmiary zwierz¹tek z ogromem oraz trwa³oœci¹ ich budowli - odezwa³a siк Natasza. - Dla œcis³oœci nale¿y dodaж, ¿e do budowy raf koralowych rуwnie¿ przyczyniaj¹ siк mszywio³y i glony wapienne - wyjaœni³ Wilmowski. - Skoсczcie ju¿ z tymi zachwytami, szanowni paсstwo! Czy zapomnieliœcie, ile to doskona³ych statkуw posz³o na dno przez te diabelskie rafy? - oburzy³ siк kapitan Nowicki. - Swoj¹ niepotrzebn¹ gadanin¹ mo¿ecie jeszcze sprowadziж na nas jakieœ nieszczкœcie! G³oœna dot¹d rozmowa zaraz przycich³a, poniewa¿ ponura mina przes¹dnego kapitana nie wrу¿y³a niczego dobrego. Aby przerwaж z³owrу¿bn¹, jego zdaniem, dyskusjк, mуg³ przecie¿ zaraz zarz¹dziж choжby zbкdne szorowanie pok³adu. Tylko Dingo nie zwraca³ uwagi na z³y nastrуj kapitana. Opar³szy siк przednimi ³apami o balustradк, uwa¿nie œledzi³ ptaki fruwaj¹ce nad malowniczymi wysepkami. Tomek pogr¹¿ony we œnie odwrуci³ siк na koi na drugi bok. Czujny Dingo zaraz powsta³ z dywanika. Ciche skomlenie nie obudzi³o œpi¹cego, wiкc wilgotnym ozorem dotkn¹³ lekko jego twarzy. Tomek tylko uœmiechn¹³ siк przez sen. W³aœnie przyœni³o mu siк, ¿e to Sally poca³owa³a go w policzek, dziкkuj¹c za ofiarowane jej wspania³e piуro rajskiego ptaka. Zniecierpliwiony Dingo energicznie poliza³ Tomka. Teraz m³odzieniec przebudzi³ siк; otworzy³ oczy i ujrza³ swego ulubieсca. - Ach, to ty...! - mrukn¹³ nieco zawiedziony i natychmiast uzmys³owi³ sobie, ¿e w kabinie jest ju¿ jasno. "Cу¿ to znaczy? - pomyœla³ zdumiony. - Mieliœmy o œwicie podnieœж kotwicк, a tymczasem na statku nie s³ychaж ¿adnego ruchu!" Natychmiast spojrza³ w iluminator. Widok jasnego b³кkitu nieba mocno go zaniepokoi³. Dlaczego postуj "Sity" zosta³ przed³u¿ony? Kapitan Nowicki zawsze przestrzega³ punktualnoœci na swoim jachcie. Tomek zerkn¹³ na kojк Jamesa Balmore'a, z ktуrym wspуlnie zajmowa³ kabinк. Jego koja by³a rуwno zas³ana, jakby w ogуle nie k³ad³ siк do snu. To w³aœnie przypomnia³o Tomkowi, ¿e Bahnore mia³ wyznaczon¹ wachtк od dwunastej w nocy do czwartej rano. Zapewne zasn¹³ na s³u¿bie i nie obudzi³ nastкpnej zmiany. - No, nie chcia³bym znaleŸж siк w jego skуrze - mrukn¹³ Tomek i zerwa³ siк na nogi. Szybko na³o¿y³ spodnie, po czym poprzedzany przez Dinga, wybieg³ na korytarz. Po chwili by³ na pok³adzie. Coraz bardziej zaniepokojony rozgl¹da³ siк dooko³a. Naraz us³ysza³ ciche szczekniкcie Dinga. Pies sta³ przy lewej burcie obok porzuconego na pok³adzie ubrania. Tomek podbieg³ do niego i od razu rozpozna³ zielon¹ kurtkк Balmore'a. zmarszczy³ brwi. Nie lubi³ tego opanowanego, trochк zarozumia³ego Anglika. Dingo, cicho skoml¹c, nagle wspi¹³ siк przednimi ³apami na baluslradк. "Jamesowi na pewno zachcia³o siк k¹pieli..." - pomyœla³ Tomek. Nachmurzony spojrza³ za burtк. O jakieœ dwieœcie metrуw od jachtu zieleni³y siк brzegi ma³ej wysepki koralowej. Na p³askim, piaszczystym wybrze¿u gimnastykowa³ siк James Balmore. Pod wp³ywem pierwszego impulsu Tomek ruszy³ ku palarni, zamienionej obecnie na kabinк kapitana. W niej to kwaterowali Nowicki i Smuga. Wystarczy³o ich obudziж, aby odpowiednio natarli uszu Balmore'owi za samowolк. Zanim jednak doszed³ do drzwi, zatrzyma³ siк zawstydzony. Mimo niechкci do Balmore'a, nie mуg³ byж w stosunku do niego niekole¿eсski. Z powrotem podbiegi do burty. Zacz¹³ dawaж znaki w kierunku brzegu. Wkrуtce Anglik zauwa¿y³ sygna³y. Machn¹³ w odpowiedzi d³oni¹ i pod¹¿y³ do wody. W tej chwili tu¿ za plecami Tomka rozleg³ siк g³os kapitana Nowickiego: - Do stu tysiкcy zgni³ych wielorybуw, dlaczego wachta nie zrobi³a pobudki?! Pу³ godziny temu powinniœmy byli podnieœж kotwicк! Wachtowy, do mnie! Zanim Tomek zd¹¿y³ cokolwiek odpowiedzieж, na pok³adzie pojawi³ siк Smuga. - Gdzie Balmore? - zapyta³. - On by³ wyznaczony na nocn¹ wachtк. - Wiem o tym! Zaraz poka¿к mu, gdzie raki zimuj¹ - gniewnie odpar³ kapitan. - Hola, czyje to ubranie? Kogo Dingo wypatruje za burt¹?! - Niech pan siк nie gniewa, kapitanie - pojednawczo rzek³ Tomek. - James Balmore ju¿ p³ynie do jachtu... Gdyby pan nie obudzi³ siк tak wczeœnie... Dingo tymczasem wspina³ siк z uporem na burtк i cicho skomla³. - K¹pieli mu siк zachcia³o podczas wachty?! Jak amen w pacierzu, zamknк go w karcerze o chlebie i wodzie - zrzкdzi³ kapitan. - Uciszcie siк obydwaj i patrzcie! - naraz odezwa³ siк Smuga zmienionym g³osem. Sta³ mocno przechylony przez burtк i poblad³y wpatrywa³ siк w spokojn¹ toс morza. Obydwaj przyjaciele zaintrygowani natychmiast przysunкli siк do niego. W milczeniu wyci¹gn¹³ przed siebie d³oс. Spojrzeli we wskazanym kierunku i zamarli w bezruchu. W pewnej odleg³oœci od jachtu, tu¿ pod powierzchni¹ przejrzystego, szmaragdowego morza, wolno sun¹³ d³ugi, potк¿ny, stalowoniebieski groŸny cieс o wrzecionowatym kszta³cie. Charakterystyczna g³owa, sp³aszczona i wyci¹gniкta ku przodowi jak d³ugi dziуb, dwie trуjk¹tne p³etwy piersiowe od razu pozwala³y rozpoznaж ¿ar³acza ludojada Rekin z gatunku Carcharidae. Rekiny te przebywaj¹ w ciep³ych morzach i na szczкœcie nie s¹ zbyt liczne. Osi¹gaj¹ d³ugoœж do 10-12 m, s¹ ¿yworodne, groŸne z powodu drapie¿nej ¿ar³ocznoœci. Rekiny to ryby chrz¹stkoszkieletowe (Elasmobranchii), do ktуrych zaliczamy: ¿ar³acze, p³aszczki i strasznice. Jak wskazuje nazwa, ryby tej podgromady maj¹ szkielet chrz¹stkowy, nie skostnia³y. Kszta³t ich zale¿ny jest od trybu ¿ycia. Rz¹d I tej podgromady stanowi¹ ¿ar³acze, szybko i wytrwale p³ywaj¹ce ryby o mocnej budowie, kszta³tach wrzecionowatych. Wiele ich gatunkуw osi¹ga znaczn¹ wielkoœж, do 12 i wiкcej metrуw d³ugoœci. Dot¹d nie ustalono ostatecznie, ile istnieje gatunkуw rekinуw. Wed³ug podrкcznika Suworowa ca³a grupa spodoustna (rekiny i p³aszczki) obejmuje oko³o 86 rodzajуw i 150 gatunkуw, a wed³ug F.G. Wooda jest od 300 do 400 gatunkуw rekinуw. . Kapitan Nowicki pierwszy pomyœla³ o pomocy dla nieszczкsnego Jamesa Balmore'a, beztrosko p³yn¹cego w pobli¿u groŸnego drapie¿nika. Bez s³owa pomkn¹³ do kabiny, sk¹d zaraz powrуci³ z karabinem gotowym do strza³u. Smuga zaledwie ujrza³ broс w jego d³oniach, poblad³ jeszcze bardziej i cicho zawo³a³: - Oszala³eœ?! Opuœж karabin, jeœli ci mi³e ¿ycie tego ch³opca! Nie powinien siк zorientowaж, ¿e grozi mu niebezpieczeсstwo! - Musimy ostrzec Jamesa, on dot¹d nie zauwa¿y³ rekina! - zaoponowa³ wzburzony Tomek. - Milczcie i zachowujcie siк jak najbardziej naturalnie - sugestywnie odpar³ Smuga. - Uratowaж swe ¿ycie w tej sytuacji mo¿e tylko cz³owiek nieœwiadom gro¿¹cego mu niebezpieczeсstwa. Jeœli ujrzy rekina, wpadnie w panikк i zacznie p³yn¹ж jak najszybciej. Wtedy bкdzie wykonywa³ gwa³towne ruchy, ktуre, jak niejednokrotnie s³ysza³em, sprawiaj¹ na rekinie wra¿enie, ¿e napotka³ ³atw¹ zdobycz. - Wiкc mamy patrzeж biernie?! - zapyta³ Tomek dr¿¹cym g³osem. - W tych warunkach kula nie ugodzi rekina œmiertelnie. Zraniony stanie siк jeszcze straszniejszy. Jeœli nie jest g³odny, nie zaatakuje. Tutaj jest du¿o ryb... - Gdyby Balmore mia³ nу¿, mуg³by siк broniж - posкpnie rzek³ Nowicki. - ¯aden cz³owiek, moim zdaniem, nie potrafi siк zbli¿yж do rekina na tyle, by uchwyciж lew¹ d³oni¹ p³etwк piersiow¹, a praw¹ rozp³ataж mu brzuch - odpar³ Smuga. Zamilkli, a Balmore tymczasem, nieœwiadom œmiertelnego niebezpieczeсstwa, spokojnie przybli¿a³ siк do statku. Jeszcze tylko oko³o czterdziestu metrуw dzieli³o go od burty. Rekin wolno p³yn¹³ trop w trop za m³odzieсcem. Zatacza³ szerokie pу³kola, systematycznie zmniejszaj¹c odleg³oœж miкdzy sob¹ a lekkomyœlnym p³ywakiem. - Patrzcie, patrzcie! Tam na lewo! Drugi rekin... - szepn¹³ przera¿ony Tomek. - Widzк... - cicho potakn¹³ Smuga. - Teraz im siк nie wymknie... - mrukn¹³ bosman. Pot grubymi kroplami sp³ywa³ po twarzach trzech przyjaciу³ bezradnie skupionych przy burcie statku. Rozpaczliwy wzrok wlepili w opalone ramiona p³ywaka. Dwie ¿ar³oczne bestie morskie sunк³y coraz bli¿ej niego. Pora¿onemu groz¹ Tomkowi wyda³o siк, ¿e minк³a ca³a wiecznoœж, zanim James Balmore uchwyci³ d³oni¹ szczebel drabinki linowej zwisaj¹cej z burty jachtu. Po chwili ju¿ pi¹³ siк w gуrк. Dopiero teraz mуg³ spojrzeж wprost w twarze towarzyszy stoj¹cych na pok³adzie. Zdumia³ siк niepomiernie ujrzawszy ich niesamowity wygl¹d. Dingo obna¿y³ k³y i warcz¹c spogl¹da³ w morze. Balmore odruchowo zerkn¹³ w dу³. Tu¿ pod nim czerni³y siк dwa potк¿ne cielska straszliwych ludojadуw. Wywar³y one na Jamesie piorunuj¹ce wra¿enie. Niezw³ocznie po³apa³ siк w sytuacji. Zblad³ jak p³уtno, zachwia³ siк na drabince i nagle g³owa opad³a mu na piersi. Omdlewa³... Na szczкœcie czujny Smuga w tej samej chwili chwyci³ go mocno za ramiк. Tomek natychmiast pospieszy³ mu z pomoc¹. Wspуlnymi si³ami wci¹gnкli Balmore'a na pok³ad. Kapitan Nowicki, jak wiкkszoœж ludzi morza, nienawidzi³ rekinуw. Tote¿ zaledwie u³o¿ono Balmore'a na pok³adzie, b³yskawicznie uniуs³ karabin do ramienia. Strza³ sucho rozbrzmia³ w porannej ciszy. Jeden z wolno dot¹d p³ywaj¹cych rekinуw gwa³townie zwin¹³ siк jak sprк¿yna, potк¿nie uderzaj¹c ogonem o bok statku. Nowicki strzeli³ jeszcze raz. Obydwa stalowoniebieskie potwory zniknк³y w g³кbinie morza. Huk strza³u wywabi³ na pok³ad ca³¹ za³ogк. Oczywiœcie przede wszystkim zajкto siк cuceniem Balmore'a, ktуry nie zdradza³ oznak ¿ycia. Dopiero, gdy Natasza podsunк³a mu s³oik z amoniakiem, odetchn¹³ g³кboko i otworzy³ oczy. Przera¿enie maluj¹ce siк w jego wzroku znacznie z³agodzi³o gniew kapitana. Zapomnia³, wiкc o karcerze i tylko rzek³ ostro: - S³uchaj, m³ody cz³owieku! Przez w³asn¹ g³upotк omal nie sta³eœ siк zak¹sk¹ diabelskich rekinуw. Jeœli jeszcze raz na tym statku zrobisz coœ bez mego polecenia, wysadzк ciк na l¹d i po¿egnamy siк z tob¹. - Nie by³o zakazu k¹pieli, zapomnia³em o rekinach - b¹kn¹³ James. - Tylko dziкki panu Smudze unikn¹³eœ œmierci - odezwa³ siк Tomek. - Chcieliœmy ciк ostrzec, gdy p³yn¹³eœ. Wtedy zgin¹³byœ niezawodnie. Napкdzi³eœ nam okropnego strachu! - Wszystkie rekiny powinno siк wytкpiж - powiedzia³ Zbyszek, na ktуrym straszliwa przygoda Balmore'a wywar³a du¿e wra¿enie. - Zbyt pochopny wniosek - zauwa¿y³ Bentley. - Karygodna jest tylko lekkomyœlnoœж pana Balmore'a. Wbrew ogуlnemu mniemaniu nie wszystkie rekiny s¹ groŸne dla cz³owieka. Najwiкksze ¿ nich, rekin wieloryb i d³ugoszpar, ¿ywi¹ siк jedynie planktonem. Poza tym rekiny s¹ rуwnie¿ pod pewnym wzglкdem nawet po¿yteczne; jako po¿eracze padliny i wszelkich odpadkуw oczyszczaj¹ morze Miкso niektуrych gatunkуw rekinуw jest jadalne, a wysuszone p³etwy stanowi¹ przysmak kuchni chiсskiej; z w¹troby rekinуw wielorybich otrzymuje siк tran.. - S³uszna uwaga, szczegуlnie nale¿y siк wystrzegaж rekina tygrysa oraz ma³ych szarych rekinуw doda³ Wilmowski. - Dzisiejszy wypadek pana Balmore'a udowodni³ nam, ¿e nawet rekin ludojad nie zawsze atakuje cz³owieka. Piraci mуrz po³udniowych James Balmore bardzo siк przej¹³ nagan¹ kapitana. Wprawdzie nikt ju¿ pуŸniej nie robi³ jakichkolwiek uwag na temat porannych wydarzeс, lecz mimo to, zawstydzony sw¹ lekkomyœlnoœci¹, unika³ ogуlnych rozmуw. Gorliwie wype³nia³ wszelkie rozkazy, przodowa³ w pracach pok³adowych, a w wolnych chwilach znika³ w jakimœ zakamarku i stamt¹d zasкpionym wzrokiem wodzi³ za Tomkiem. Oczywiœcie nie mуg³ mu niczego zarzuciж. Przecie¿ Tomek zachowa³ siк po kole¿eсsku, czym nawet narazi! siк kapitanowi Nowickiemu. Ale bura, jak¹ oberwa³ Tomek, jeszcze -bardziej podkreœla³a jego zalety, ktуrych Balmore od dawna mu zazdroœci³. "Tomek na pewno by nie zemdla³ na widok rekinуw ludojadуw" - z rozgoryczeniem rozmyœla³. Tak bardzo zale¿a³o mu na opinii Sally! Czy¿ teraz nie mog³a pos¹dziж go o tchуrzostwo? Nachmurzony, nawet nie zwraca³ uwagi na widoki roztaczaj¹ce siк z pok³adu. Do uszu jego nie dolatywa³y zachwyty reszty za³ogi. Pomiкdzy zewnкtrzn¹ barier¹ rafy, do ktуrej podp³ywali, a stref¹ skalistych wysepek, czкsto rysowa³o siк w g³кbinie morza dno pokryte piaskiem, usiane ¿ywymi, barwnymi koralami. Oko³o po³udnia na horyzoncie ukaza³a siк grupa wysp Swain Reefs, rozrzuconych na przestrzeni oko³o piкжdziesiкciu mil. Stanowi³y one pogmatwany labirynt korali i wysepek, oddzielonych od siebie koralowymi kana³ami. Warunki geograficzne wyciska³y tam charakterystyczne piкtno na krajobrazie. Od strony nawietrznej wybrze¿a wysepek pokrywa³ czysty piasek, natomiast przeciwne ich kraсce porasta³y mangrowe b³ota. Tote¿ w powietrzu unosi³ siк odуr b³ota i gnij¹cej roœlinnoœci. Fauna dostosowana by³a do bagnistego terenu. Ostrygi i inne skorupiaki oblepia³y korzenie, wœrуd pe³zaj¹cych ma³¿y uwija³ siк rуj rу¿nych robakуw, a w przybrze¿nych wodach p³ywa³y kraby i ryby. Kapitan Nowicki nie ryzykowa³ ¿eglowania po zdradliwym labiryncie przesmykуw wœrуd wysepek. "Sita" p³ynк³a szerokim ³ukiem z po³udnia na pу³noc ku otwartemu morzu, pozostawiaj¹c z lewej strony grupк Swain Reefs. W gуrze ponad statkiem ko³owa³y tysi¹ce rу¿nych ptakуw. M³odzie¿ nie opuszcza³a pok³adu. Tomek uwa¿nie spogl¹da³ na p³askie, piaszczyste wybrze¿a. Kilkakrotnie wypatrzy³ przez lunetк koleiny wy¿³obione w piasku. Ci¹gnк³y siк wprost z morza do wydm poros³ych krzewami. By³a to pora sk³adania jaj przez ¿у³wie. Tote¿ zdaniem Tomka, owe koleiny na wybrze¿u by³y œladami pozostawionymi przez samice szylkreta olbrzymiego Cheldonia Midas., ktуre co roku wychodz¹ na l¹d, aby z³o¿yж jaja. Ta odmiana ¿у³wi nale¿a³a do zwierz¹t typowo morskich i budow¹ rу¿ni³a siк od l¹dowych. Przednie ³apy szylkreta olbrzymiego stanowi³y prawdziwe p³etwy, natomiast tylne posiada³y b³oniaste palce. Nic wiкc dziwnego, i¿ ¿у³wie te lepiej p³ywa³y ni¿ chodzi³y, i jedynie samice w odpowiednim czasie opuszcza³y morze, by w piasku zakopaж jaja. Pod wieczуr jacht op³yn¹³ po³udniowe i wschodnie kraсce Swain Reefs. Kapitan Nowicki wyznaczy³ kurs na pу³nocny zachуd i odetchn¹³ z uczuciem ulgi. Przed chwil¹ powrуci³ z rufy, gdzie odczyta³ licznik logu : Log mechaniczny - przyrz¹d nawigacyjny s³u¿¹cy do mierzenia przebytej przez statek drogi. Sk³ada siк ze œruby, d³ugiej logliny, ko³a zamachowego reguluj¹cego sta³oœж obrotуw i z licznika przebytej drogi. Holowana na loglinie za ruf¹ statku œruba obraca siк pod wp³ywem przep³ywaj¹cej wody. Obroty œruby przekazywane s¹ przez loglinк do licznika, ktуry je sumuje i pokazuje na tarczy przebyt¹ drogк w milach morskich.. Szybkoœж "Sity" wynosi³a osiem wкz³уw. Znajdowali siк w strefie sprzyjaj¹cego im pr¹du morskiego, p³yn¹cego w kierunku pу³nocno-zachodnim. Przy korzystnych wiatrach powinni w przeci¹gu szeœciu dni zarzuciж kotwicк w Port Moresby. Za pу³nocnym kraсcem rozleg³ej grupy wysp Swain Reefs rozpoczyna³a siк g³уwna, zewnкtrzna czкœж Wielkiej Rafy Koralowej, wzniesiona na krawкdzi najdalej wysuniкtego pod powierzchni¹ morza za³omu l¹du, ktуry w tym miejscu stromo opada³ dalej w g³кbinк. W miarк jak "Sita" oddala³a siк na pу³noc, coraz rzadziej napotykano przesmyki umo¿liwiaj¹ce mniejszym statkom dostкp do sta³ego l¹du. Teraz zewnкtrzna œciana rafy czкsto sprawia³a wra¿enie oddalonego od brzegu kamiennego wa³u, zbudowanego pomiкdzy otwartym morzem i tropikaln¹ lagun¹. Na wewnкtrznych wodach tego naturalnego, zdradliwego kana³u roi³o siк od niezliczonych, nadwodnych i podwodnych, skalistych wysepek oraz korali, daj¹cych schronienie rу¿norodnej faunie. Natomiast na zewn¹trz bariera, w wiкkszoœci zanurzona w morzu i widoczna jedynie podczas wiкkszych odp³ywуw, by³a prawie ca³kowicie pozbawiona ¿ycia. Wy³ania³a siк z fal, niekiedy na przestrzeni wielu mil, niczym g³adki, twardy, b³yszcz¹cy mur. Potк¿ne fale morskie przelewa³y siк przez ni¹ podczas przyp³ywуw, wzmaga³y sw¹ si³к w czasie tropikalnych burz, uderza³y jak taran, lecz g³adko wypolerowana powierzchnia bariery bardzo powoli ulega³a dzia³aniu erozji. Trwa³a tam nieustanna walka pomiкdzy wci¹¿ rozrastaj¹c¹ siк raf¹ a niszczycielskimi si³ami przyrody. Tomek oraz jego przyjaciele ca³y czas wolny spкdzali na pok³adzie. Wielka Rafa Koralowa, jako jedyny tego rodzaju twуr na Ziemi, przyci¹ga³a ich jak magnes. Bentley nie sk¹pi³ im wyjaœnieс. Wed³ug niego, niszczycielskie fale morza by³y mniej zgubne dla istnienia rafy ni¿ ulewne deszcze, towarzysz¹ce zazwyczaj cyklonom. Wtedy, bowiem ca³e potoki s³odkiej wody, zabуjczej dla korali, wp³ywa³y z rzek do kana³u miкdzy g³уwn¹ barier¹ i brzegiem. Twierdzi³ tak¿e, i¿ najmniej dostкpna w³aœciwa zewnкtrzna bariera jest zarazem najciekawsza. Wprawdzie powierzchnia jej by³a prawie ca³kowicie wymar³a, ale ostro œciкt¹ czкœж od strony otwartego morza, o kilka metrуw poni¿ej poziomu wody, zamieszkiwa³y ca³e zastкpy morskich stworzeс. Ma³o jednak wiedziano o ich ¿yciu, gdy¿ dostкp do rafy od strony otwartego morza napotyka³ ogromne trudnoœci, nawet podczas najspokojniejszej pogody. "Sita" bez przeszkуd wci¹¿ p³ynк³a na pу³noc. Dawno ju¿ minк³a przesmyk w rafie zwany Whitsunday Passage, ktуry umo¿liwia³ dostкp do miasta Bowen; dalej na pу³nocy przep³ynк³a obok Przepustu Trуjcy Trinily Opening. i w pobli¿u ma³ej grupy wysepek Osprey Reef nareszcie zaczк³a siк oddalaж od zdradliwej rafy. Odt¹d Tomek wiкkszoœж czasu spкdza³ w kabinie nawigacyjnej. Ulubionym jego zajкciem by³o wpisywanie do dziennika pok³adowego wszelkich wydarzeс, jakie zasz³y podczas ¿eglugi. Oprуcz czynnoœci nawigacyjnych i pok³adowych, w dzienniku notowano mijane statki, wyspy, przyl¹dki, latarnie morskie, rozpoznane punkty wybrze¿a, a Tomek, jako doskona³y geograf, zawsze dodawa³ do nich w³asne, bardzo interesuj¹ce informacje. Kapitan Nowicki ze szczegуlnym upodobaniem odczytywa³ pouczaj¹ce uwagi m³odego przyjaciela, a poniewa¿ sam "nie przepada³ za pisaniem", poleci³ Tomkowi prowadziж dziennik nawet podczas swojej wachty. Tomek nie narzeka³ na dodatkow¹ pracк; monotonn¹ nieraz wachtк urozmaica³ sobie oznaczaniem po³o¿enia statku na mapie szlakуw morskich, ktуra by³a jak gdyby negatywem zwyk³ej mapy, z morzami pe³nymi znakуw oraz napisуw i pustymi, bia³ymi l¹dami. Tomek w³aœnie koсczy³ wachtк. Okreœli³ ju¿ pozycjк statku na mapie, wpisa³ j¹ do dziennika. W ci¹gu ostatniej godziny szybkoœж jachtu znacznie siк zmniejszy³a. Mimo to Tomek w doskona³ym nastroju wyszed³ na mostek kapitaсski. Zaledwie pу³tora dnia ¿eglugi dzieli³o ich jeszcze od Port Moresby, sk¹d l¹dem wyruszyж mieli w g³¹b tajemniczej wyspy. Przystan¹³ przy burcie. "Sita" wolno p³ynк³a po otwartym morzu. Du¿e ¿agle prawie nieruchomo zwisa³y na masztach. Nie by³o w tym nic niepokoj¹cego. W strefie rуwnika znajdowa³ siк pas ciszy, w ktуrym pr¹dy powietrzne by³y ledwo wyczuwalne. By³o coraz bardziej gor¹co. "Przyda³oby siк trochк deszczu dla och³ody" - pomyœla³ Tomek. Z zadowoleniem stwierdzi³, ¿e niebo od pу³nocne-wschodniej strony jakby trochк pociemnia³o. W strefie tej deszcze pada³y niemal codziennie w godzinach popo³udniowych lub wieczornych. W tej chwili na pok³adzie pojawi³ siк Zbyszek Karski. Po trapie wszed³ na mostek kapitaсski. Przystan¹³ obok kuzyna. - Ma racjк mуj ojciec mуwi¹c, ¿e podrу¿e kszta³c¹ cz³owieka - powiedzia³, wachluj¹c siк chusteczk¹. - Podczas lekcji geografii w szkole zastanawia³em siк, dlaczego najwiкksze morze œwiata nazwano Oceanem Spokojnym. Olbrzymie przestrzenie wodne wydawa³y mi siк ogromnie niebezpieczne. Tyle przecie¿ s³ysza³em groŸnych opowieœci o tajfunach i cyklonach Cyklon - potк¿ny wir powietrza, w ktуrym ciœnienie maleje w kierunku œrodka; cyklony tropikalne, o stosunkowo niewielkich rozmiarach, powstaj¹ miкdzy 10° i 15" pу³nocnej i po³udniowej szerokoœci geograficznej. Bardzo czкsto towarzysz¹ im huraganowe wiatry, silne burze i ulewne deszcze. Tajfun - chiсska nazwa cyklonu tropikalnego nad Morzem Po³udniowochiсskim, Filipinami i przylegaj¹c¹ do nich od wschodu czкœci¹ Oceanu Spokojnego (Pacyfiku). . Tymczasem rzeczywistoœж rozwia³a wszelkie w¹tpliwoœci. Olbrzymi Ocean Spokojny naprawdк "zachowuje siк" spokojnie i nie budzi lкku. Tomek rozeœmia³ siк i odpar³ weso³o: - Tylko nie mуw tego przy kapitanie Nowickim! Czy pamiкtasz, jak nas zgromi³ za zachwyty nad piкknem raf koralowych? Nie jestem tak przes¹dny jak on, ale na morzu nie czujк siк zbyt pewnie. Nazwк Ocean Spokojny nadal tym wodom Magellan Ferdynand Magellan (1480-1521) -portugalski ¿eglarz w s³u¿bie hiszpaсskiej; oprуcz innych historycznych wypraw odkrywczych kierowa³ pierwsz¹ podrу¿¹ dooko³a Ziemi. Rуwnie¿ pierwszy odkry³ i przep³yn¹³ niebezpieczn¹ cieœninк (nazwan¹ pуŸniej jego imieniem), obfituj¹c¹ w podwodne ska³y, oddzielaj¹c¹ Ziemie Ognist¹ od Ameryki Po³udniowej. By³ jednym z najwybitniejszych postaci epoki wielkich odkryж. Poleg³ na Filipinach w walce z krajowcami, ktуrym chcia³ przemoc¹ narzuciж wiarк chrzeœcijaсsk¹., ktуry podczas ca³ej podrу¿y po tym oceanie, trwaj¹cej trzy miesi¹ce i dwadzieœcia dni, nie napotka³ ani jednej burzy. W strefie pasatu czкsto zdarzaj¹ siк d³u¿sze okresy dobrej pogody. Mimo to prze¿y³em ju¿ cyklon na pe³nym morzu. - Nie mуwi³eœ mi o tym! Kiedy to by³o? - zapyta³ zaciekawiony Zbyszek. - To by³ mуj chrzest ¿eglarski podczas pierwszej wyprawy do Australii. Porz¹dnie siк wtedy wystraszy³em! - Czy cyklon nagle was zaskoczy³? - Wypadki nastкpowa³y po sobie doœж szybko - wyjaœni³ Tomek. - Najpierw na horyzoncie pojawi³a siк ma³a, czarna jak smo³a chmurka. W powietrzu panowa³a dziwna cisza. Tylko powierzchnia morza zaczк³a siк marszczyж krуtk¹ fal¹. Wkrуtce ca³e niebo pokry³y ciemne chmury. Spad³y pierwsze krople deszczu, po nich zaœ ogromna ulewa. Zerwa³ siк okropny wicher. Statek miotany na wszystkie strony trzeszcza³ ca³y, jakby mia³ siк rozlecieж. - Tomku, spуjrz na horyzont! - przerwa³ mu zaniepokojony Zbyszek. - Niebo robi siк czarne, zupe³nie tak samo, jak mуwi³eœ przed chwil¹! Przez jakiœ czas Tomek badawczo wpatrywa³ siк w niebo na pу³nocnym wschodzie. Trochк tylko ciemniejsze pasemko na horyzoncie, na ktуre przedtem sam zwrуci³ uwagк, obecnie mocno poczernia³o. Tomek zmarszczy³ czo³o i pobieg³ do kabiny nawigacyjnej. Niebawem pojawi³ siк w drzwiach. - PкdŸ, co tchu po kapitana! Ciœnienie gwa³townie spada! - zawo³a³. Po dwуch lub trzech minutach Nowicki ju¿ wchodzi³ po trapie na mostek kapitaсski. Widocznie zosta³ wyrwany z popo³udniowej drzemki, gdy¿ id¹c zapina³ kurtkк. - Barometr leci w dу³, kapitanie - meldowa³ podniecony Tomek. - Niech pan spojrzy na pу³nocny wschуd!  Nowicki popatrzy³ w niebo, po czym wszed³ do kabiny nawigacyjnej. Tomek wsun¹³ siк za nim. Stary morski wyga tylko zerkn¹³ na barometr, po czym zaraz pochyli³ siк nad map¹. - Czy to cyklon nadchodzi, kapitanie? - niespokojnie zapyta³ Tomek. - Jak amen w pacierzu, mo¿esz byж tego pewny - odpar³ kapitan. - Kto jest przy sterze? - James Balmore... - Zast¹p go Ramasanem - rozkaza³ Nowicki. - Zarz¹dŸ alarm! Wszyscy na pok³ad do zmiany ¿agli. Sztormowe ¯agle sztormowe, mniejsze ni¿ zwykle, sporz¹dzone s¹ z bardzo grubego p³уtna, ¿e wzmocnionymi linkami. maj¹ byж na masztach, zanim cyklon w nas dmuchnie, zrozumiano?! Ja tymczasem zerknк przez lunetк. Gdzieœ w pobli¿u znajduj¹ siк wyspy koralowe. Warto by siк schroniж w jakiejœ zacisznej lagunie. Tomek wybieg³ z kabiny. Ostre dŸwiкki gwizdka rozbrzmia³y w po³udniowej ciszy. Zaraz te¿ ca³a za³oga wyleg³a na pok³ad. Nowicki rozchmurzy³ siк, s³ysz¹c energiczne rozkazy Tomka. "Sprawne ch³opaczysko! - pomyœla³. - Z czasem mianujк go moim zastкpc¹..." Uzbrojony w potк¿n¹ lunetк wyszed³ na mostek. D³ugo przepatrywa³ horyzont; potem pochyli³ siк nad otworem tuby akustycznej, by uprzedziж sternika o maj¹cych nast¹piж manewrach i sprawdziж jego gotowoœж do ich wykonania. - Halo, sternik! - zawo³a³. - Ay, ay, sahibie Ay lub aye - tak (wyraz stosowany w angielskim jako potwierdzenie). Sahib - kurtuazyjny tytu³ u¿ywany przez mieszkaсcуw Indii w stosunku do Europejczyka lub wysoko urodzonego Indusa. kapitanie, tu sterуwka - pad³a odpowiedŸ. Nowicki zadowolony uœmiechn¹³ siк, Ramasan, bowiem by³ doskona³ym marynarzem. Mo¿na by³o na nim polegaж. - B¹dŸ w pogotowiu! Trzy obroty w lewo! - rozkaza³. - Ay, ay, sahibie kapitanie! Trzy obroty w lewo - jak echo odpowiedzia³ Ramasan. Nowicki znуw przy³o¿y! lunetк do oka. Donoœne sygna³y gwizdka wci¹¿ rozbrzmiewa³y na pok³adzie. Za³oga pracowa³a w pocie czo³a, gdy¿ gor¹cy podmuch wiatru ju¿ marszczy³ toс oceanu. Nim minк³a godzina, ¿agle sztormowe ³opota³y na masztach. Kapitan co chwila pochyla³ siк nad tub¹ akustyczn¹. Jacht sterowany wprawn¹ d³oni¹ pru³ krуtkie, jakby trochк gniewne fale. Oficerowie wraz z Bentleyem weszli na mostek kapitaсski. Nowicki z lunet¹ przy oku ustawicznie przepatrywa³ zachodni¹ stronк oceanu. - Tomek mуwi³, ¿e zamierzasz siк skryж w zacisznej lagunie - zagadn¹³ Smuga. - Czy ju¿ widaж coœ na horyzoncie? - Na mapie zaznaczone s¹ w tej okolicy wysepki koralowe, w ktуrych mo¿na znaleŸж przystaс w razie nag³ej potrzeby - wyjaœni³ Nowicki. - Jak dot¹d nic nie zauwa¿y³em - wtr¹ci³ Tomek. - Nie martw siк brachu, fala wysoka, z daleka nie wypatrzysz wyspy nieznacznie tylko wystaj¹cej ponad wodк - pocieszy³ go Nowicki. - Gdy j¹ w koсcu ujrzymy, w kilkanaœcie minut zwiniemy ¿agle. Przez d³u¿sz¹ chwilк stali w milczeniu. Czarne chmury coraz wiкkszym pу³ksiк¿ycem pokrywa³y niebo na pу³nocnym wschodzie. Porywisty wiatr, jako przednia stra¿ cyklonu, uderza³ w ¿agle "Sity", zwiкkszaj¹c teraz jej szybkoœж. - Czy nie by³oby bezpieczniej zupe³nie zwin¹ж ¿agle? - naiwnie zapyta³ zaniepokojony Bentley. - Cyklon mo¿e nas dopкdziж, zanim zd¹¿ymy znaleŸж jak¹œ przystaс. Wtedy napуr wiatru na ¿agle mo¿e przewrуciж jacht. - Bez ¿agli utracimy mo¿noœж sterowania jachtem i niezawodnie roztrzaskamy siк na rafach. Czy nie widzi pan, ¿e cyklon mknie ze wschodu na zachуd, czyli wprost na Wielk¹ Rafк Koralow¹? Zaraz widaж, ¿e pan nie obeznany z morzem! - odparowa³ Nowicki. - Kapitanie, kapitanie! Jakieœ statki przed nami! - zawo³a³ Tomek. - Jakieœ statki, powiadasz? - odpar³ Nowicki. - Ano, to przyjrzyj im siк przez lunetк! - Mo¿e to jakaœ flotylla zakotwiczona w lagunie? - pospiesznie t³umaczy³ Tomek. - Widzк jakby las masztуw... Umilk³, przy³o¿ywszy lunetк do oka, owe maszty, bowiem przemieni³y siк we wspania³y las tropikalny wyrastaj¹cy wprost z oceanu. - Wyspa! - krzykn¹³ uradowany. - Atol, brachu, atol i laguna, w ktуrej bezpiecznie przeczekamy burzк - doda³ Nowicki. - Ju¿ przed chwil¹ spostrzeg³em go³ym okiem "ko³o ratunkowe" za burt¹! Kapitan trafnie u¿y³ przenoœni, porуwnuj¹c wyspк koralow¹ do okrкtowego ko³a ratunkowego. Wyspy koralowe tworzy³y siк zazwyczaj tam, gdzie jakiœ podmorski sto¿ek wulkaniczny zamar³ i przesta³ rosn¹ж poni¿ej powierzchni morza. Na jego wygas³ym wierzcho³ku osiedla³y siк drobne organizmy morskie o wapiennym szkielecie, a wiкc czerwone wodorosty i korale g³кbinowe. Wkrуtce obumiera³y, ale ich szkielety s³u¿y³y za pod³o¿e dla nowych pokoleс. W ten sposуb dooko³a wierzcho³ka gуry stopniowo narasta³ kr¹g bia³ego wapienia. Gdy podmorska budowla zbli¿a³a siк do powierzchni oceanu, wodorosty utrzymywa³y siк ju¿ tylko na najdalszym jej obwodzie, natomiast miejsce korali g³кbinowych zajmowa³y prawdziwe korale rafotwуrcze, ¿yj¹ce w zwartych koloniach o wspуlnym pniu. Warunkiem ich rozwoju by³a stycznoœж z wod¹ otwartego oceanu, bardzo s³on¹ i mocno faluj¹c¹. Z tego powodu tylko obwуd krкgu rуs³ szybko w gуrк i wynurza³ siк ponad powierzchniк morza w postaci pierœcienia ze stoj¹cym jeziorem w œrodku. PуŸniej fale i wiatry nanosi³y na brzeg nowej wyspy nasiona rу¿nych roœlin; bia³y pierœcieс atolu stawa³ siк zielony. Z czasem zdobi³ go wieniec smuk³ych i giкtkich palm kokosowych. W tej wszak¿e niebezpiecznej chwili nikt nie zwrуci³ uwagi na trafne powiedzenie kapitana. Z mostka posypa³y siк rozkazy, ktуre natychmiast wprawi³y w ruch ca³¹ za³ogк. Wilmowski w koszu na dziobie statku sondowa³ o³owiank¹ O³owianka - sonda rzeczna, o³owiany ciк¿arek sto¿kowy przymocowany do odpowiednio oznakowanej linki g³кbokoœж wody, inni zrzucali ¿agle b¹dŸ czuwali przy kabestanie Kabestan - urz¹dzenie s³u¿¹ce do wybierania lin lub ³aсcucha kotwicznego na statku, obrotowy bкben pionowy, ktуry mo¿na poruszaж rкcznie za pomoc¹ dr¹¿kуw zwanych nadszpakami. gotowi do zrzucenia kotwicy po wejœciu do laguny. Kapitan Nowicki wprawnie kierowa³ statek wprost ku przesmykowi w pierœcieniu alolu. By³ on dostatecznie szeroki, aby "Sita" mog³a wp³yn¹ж na spokojne wody laguny. Mimo to manewr by³ doœж niebezpieczny z powodu wzburzonego oceanu. Tote¿ za³oga b³yskawicznie wype³nia³a wszelkie rozkazy i w napiкciu œledzi³a coraz bli¿sze wybrze¿e. Z daleka wydawa³o siк, ¿e atol poroœniкty jest bujnym lasem tropikalnym, lecz z bliska czaruj¹cy obraz uleg³ nieoczekiwanej zmianie. Ca³¹ roœlinnoœж wyspy stanowi³y jedynie palmy kokosowe i rzadkie krzewy. Nigdzie nie by³o widaж ludzkich sadyb. "Sita" przemknк³a przez przerwк w pierœcieniu. B³yskawicznie zrzucona kotwica osadzi³a j¹ na miejscu. Usta³o ko³ysanie, palmy, bowiem ³agodzi³y uderzenia wiatru, a w¹skie pasmo l¹du odgradza³o lagunк od wzburzonych fal. Kapitan Nowicki dopiero teraz odetchn¹³ swobodnie. Czarne chmury pokry³y ju¿ znaczn¹ czкœж nieba. Mimo pe³ni dnia zapada³ zmrok. Pу³nocno-wschodni horyzont przybli¿y³ siк znacznie, gdy¿ czarne, ciк¿kie chmury jakby opada³y wprost do oceanu. Nowicki doskonale wiedzia³, co to oznacza. Wraz z cyklonem nadci¹ga³a potк¿na ulewa, podczas ktуrej z nieba spadaj¹ ca³e potoki deszczu. Na szczкœcie jacht znajdowa³ siк ju¿ w bezpiecznej przystani. W tej chwili na pok³adzie "Sity" rozleg³y siк okrzyki. - Statek, drugi statek! - wo³a³a za³oga. Wilmowski, Smuga, Tomek, a za nimi inni pobiegli na mostek kapitaсski. - Nie jesteœmy tu sami, z lewej strony laguny stoi jakiœ statek - wyjaœni³ Wilmowski. - Dwumasztowiec - doda³ Tomek. - Na pewno skry³ siк tutaj przed burz¹, tak jak my - domyœla³a siк Sally. Nowicki trochк z³y podniуs³ lunetк. Nie mуg³ sobie wybaczyж, ¿e sam do tej pory nie zauwa¿y³ statku zakotwiczonego w pobli¿u wybrze¿a. Za to obecnie ze zdwojon¹ uwag¹ przesun¹³ okiem lunety po jego masztach, d³ugo obserwowa³ pok³ad. - Dziwne! - rzek³ opuszczaj¹c lunetк. - Na maszcie brak bandery, na pok³adzie nie widaж nikogo! - Czy nie zdo³a³eœ odczytaж nazwy? - zapyta³ Smuga. - Nie, na dziobie nie zauwa¿y³em napisu - odpar³ Nowicki. - Mo¿e coœ tam siк sta³o? - wtr¹ci³ Zbyszek Karski. - Czyta³em o statku, ktуrego za³oga zasta³a dotkniкta jak¹œ zaraz¹ i wymar³a z powodu braku pomocy. - Bajki, m³odzieсcze, przecie¿ w takim wypadku wywiesiliby na maszcie ¿у³t¹ flagк - pow¹tpiewaj¹co odpowiedzia³ Nowicki. - A mo¿e to statek opuszczony przez za³ogк? - snu³a przypuszczenia Natasza. - Statek bez za³ogi nie wp³yn¹³by sam do laguny i nie stan¹³by na kotwicy - powiedzia³ Smuga. - Poza tym, ktу¿ by siк odwa¿y³ osiedliж na bezludnej, ja³owej wyspie? - Œwiкta racja, do stu zdech³ych wielorybуw - potakn¹³ Nowicki. - Gdzie jest statek, tam musz¹ byж i ludzie! Tomek, daj znak rakietnic¹! Pospiesz siк, tylko patrzyж, jak cyklon rozpocznie swуj diabelski taniec! Niebawem bia³a œwietlna smuga oderwa³a siк od pok³adu "Sity" i wlok¹c za sob¹ d³ugi ogon zakreœli³a w powietrzu szeroki ³uk. Wszyscy bacznie obserwowali pozbawiony œladуw ¿ycia statek. Sygna³ rakietowy nie znalaz³ ¿adnego oddŸwiкku. - Cу¿ siк tam mog³o wydarzyж? - zdumia³ siк Nowicki. - Wygl¹da, jakby na tym statku naprawdк nie by³o ¿ywego ducha! Przez chwilк przypatrywa³ siк statkowi, potem zlustrowa³ pobliskie wybrze¿e. - Daj no lunetк, kapitanie - powiedzia³ Smuga. - Do licha, to jakiœ tajemniczy statek - rzek³ oddaj¹c lunetк. - Wydaje mi siк, ¿e jego dziуb jest œwie¿o pomalowany. Nie podoba mi siк ta sprawa... - Musia³o siк tam wydarzyж coœ niezwyk³ego - rzek³ Wilmowski. - Mo¿e potrzebuj¹ pomocy... Solidarnoœж ludzi morza w obliczu niebezpieczeсstwa natychmiast poderwa³a kapitana Nowickiego do czynu. - Potrzebujк trzech ochotnikуw - zwrуci³ siк do za³ogi. Z wyj¹tkiem dziewcz¹t wszyscy mк¿czyŸni podnieœli d³onie. - To moja sprawa, ja udam siк na ten statek - powiedzia³ Smuga. - Za przeproszeniem, szanowny panie! Na l¹dzie pan jesteœ kierownikiem wyprawy, lecz na "Sicie" decyzja nale¿y do mnie - zaoponowa³ Nowicki. - Dobrze, wiкc zg³aszam siк na ochotnika - odpar³ Smuga. - Mam pewne powody, aby wybraж, kogo innego - stanowczo rzek³ kapitan. - W tej chwili mo¿e byж pan bardziej potrzebny tutaj. Mуwi¹c to spogl¹da] po twarzach stoj¹cej przed nim za³ogi. - Andrzeju! - przemуwi³ po chwili. - WeŸ pana Bentleya oraz pana Balmore'a i sprawdŸ, co siк dzieje na tamtej krypie! Opuœciж szalupк na wodк! Tylko Wilmowski zabierze broс! - Zwariowa³eœ! - sykn¹³ Smuga wprost do ucha kapitanowi. - W razie niebezpieczeсstwa ta trуjka nic nie zdzia³a! - Psst! - uciszy³ go Nowicki. - W³aœnie o to mi chodzi! Wkrуtce du¿a ³уdŸ ko³ysa³a siк na wodzie. Wilmowski ostatni postawi³ stopк na sztormtrapie. Wtedy Nowicki pochyli³ siк ku niemu i cicho coœ mуwi³. Po chwili Wilmowski skin¹³ g³ow¹ i szepn¹³: - S³usznie post¹pi³eœ, ju¿ wiem, co mam robiж! - Spieszcie siк, musicie zd¹¿yж przed nadejœciem burzy - g³oœno zawo³a³ kapitan. Bentley z Balmore'em chwycili za wios³a, Wilmowski usiad³ przy sterze. £уdŸ zaczк³a siк oddalaж od jachtu. Tomek przybli¿y³ siк do Smugi. - Dlaczego kapitan tak niegrzecznie obszed³ siк z panem? - zapyta³. - Co za mucha go ugryz³a? - Mia³ do tego prawo - spokojnie wyjaœni³ Smuga. - W ka¿dym razie da³ dowуd, ¿e potrafi logicznie myœleж. - Nie rozumiem... - Przygotowaж karabiny! - zakomenderowa³ kapitan. Trzech ochotnikуw p³yn¹cych w ³odzi ju¿ nie us³ysza³o tego rozkazu. W milczeniu zbli¿ali siк ku œwiec¹cemu pustk¹ statkowi. Wios³owali coraz szybciej. Mrok gкstnia³ z ka¿d¹ chwil¹, w dusznej atmosferze wyczuwa³o siк ciszк przed nadci¹gaj¹c¹ nawa³nic¹. Wilmowski zapali³ œlep¹ latarkк, gdy przybili do lewej burty statku. A¿urowa balustrada znajdowa³a siк oko³o trzech metrуw nad powierzchni¹ wody. Wilmowski rzuci³ w gуrк hak z przymocowan¹ do niego lin¹. Za drugim rzutem hak zaczepi³ o burtк. Przy pomocy towarzyszy wspi¹³ siк po linie na pok³ad. W œlad za nim znaleŸli siк tam Bentley i Balmore. Umocowali ³уdŸ do relingu i pod¹¿yli za Wilmowskim, ktуry ju¿ rozgl¹da³ siк po pok³adzie. Naraz Wilmowski przystan¹³ nad obszernym, wystaj¹cym ponad pok³adem w³azem, zamkniкtym drewnian¹ pokryw¹. Zdawa³o mu siк, ¿e s³yszy st³umione g³osy p³yn¹ce z g³кbi statku. - Unieœcie klapк, ja poœwiecк - szepn¹³ do towarzyszy. Z wysi³kiem dŸwignкli jeden jej kraniec. Wilmowski wsun¹³ w otwуr rкkк z latark¹. W md³ym œwietle zarysowa³y siк ciemne sylwetki ludzi siedz¹cych na pod³odze. Nogi ich by³y zakute w grube i d³ugie drewniane belki. Okropny zaduch powia³ z mrocznej czeluœci. - Statek handlarzy niewolnikуw! - cicho krzykn¹³ Wilmowski, oszo³omiony niespodziewanym odkryciem. Cofn¹³ siк o krok, usi³uj¹c wydobyж rewolwer. Jego towarzysze nie mniej zaskoczeni wypuœcili z d³oni klapк. Opad³a z g³uchym ³oskotem. Nagle drzwi nadbudуwki na dziobie statku gwa³townie siк otwar³y. Ujrzeli uzbrojonych mк¿czyzn. - Rкce do gуry, jeœli wam ¿ycie mile! - groŸnie krzykn¹³ po angielsku barczysty olbrzym, mierz¹c do nich z rewolweru. Bentley i Balmore odruchowo zastosowali siк do rozkazu, natomiast Wilmowski odwa¿nie post¹pi³ kilka krokуw do przodu i odpar³ wzburzonym g³osem: - Jestem oficerem statku p³yn¹cego pod angielsk¹ bander¹. Jeœli choж w³os spadnie nam z g³owy, wszyscy zawiœniecie na rejach! Nie wyp³yniecie st¹d, nasza za³oga jest doskonale uzbrojona! Olbrzym w czapce kapitana wolno zbli¿a³ siк do Wilmowskiego, mierz¹c rewolwerem prosto w jego pierœ. Za nim kroczy³o gromadk¹ kilkunastu uzbrojonych drabуw. Szli w milczeniu, przyczajeni do skoku. Wilmowski nie cofn¹³ siк przed nimi. Stal lekko pochylony do przodu. Nieznacznie zerkn¹³ ku "Sicie". Na topie masztu p³onк³a latarnia. Nag³ym ruchem wyszarpn¹³ z kieszeni kurtki rewolwer i wypali³ w gуrк. W tej samej chwili opad³a go czereda wrogуw. - Piraci! - krzykn¹³ Balmore tak przeraŸliwie, ¿e g³os jego rozniуs³ siк po ca³ej lagunie. Z "Sity" gruchnк³a salwa karabinowa. Kule z³owrogo œwisnк³y ponad pok³adem pirackiego statku. Napastnicy powalili prawie nie stawiaj¹cego oporu Wilmowskiego. Teraz, kryj¹c siк za burt¹, biegli do Balmore'a i Bentleya. Przera¿ony Balmore przekonany by³, i¿ wszyscy trzej zgin¹ za chwilк. Wilmowski le¿a³ pokonany, ku niemu wyci¹ga³y siк zbrojne ³apska piratуw. W jakimœ odruchu desperacji Balmore grzmotn¹³ piкœci¹ w twarz najbli¿szego napastnika, po czym b³yskawicznie dobieg³ do burty i jelenim skokiem znikn¹³ za ni¹. By³ doskona³ym p³ywakiem, tote¿ wynurzy³ siк na powierzchniк dopiero o kilkanaœcie metrуw od statku handlarzy niewolnikуw. Kapitan Nowicki atakuje Skupiona na pok³adzie za³oga "Sity" us³ysza³a umуwiony strza³ ostrzegawczy Wilmowskiego i okrzyk Balmore'a. Na rozkaz Nowickiego gruchnк³a salwa karabinowa w kierunku pirackiego statku. Oczywiœcie mierzono tak, aby kule przelecia³y ponad pok³adem. Kapitan Nowicki przez ca³y czas nie odejmowa³ lunety od oka. Widocznoœж w pу³mroku nie by³a najlepsza, lecz mimo to ujrza³ klкskк przyjaciу³ i desperacki skok Balmore'a do wody. Natychmiast poleci³ opuœciж ³уdŸ. Tomek, Smuga oraz dwуch marynarzy zasiedli do wiose³. Nowicki uj¹³ ster, nie wypuszczaj¹c z rкki karabinu. Szybko zbli¿yli siк do uciekiniera. Kapitan pomуg³ mu wejœж do ³odzi, po czym bez przeszkуd powrуcili na jacht. W tej w³aœnie chwili spad³y pierwsze krople deszczu. Porywisty dot¹d wiatr nabra³ huraganowej si³y. Deszcz przemieni³ siк w ulewк. Strumienie wody sp³ywa³y na rozko³ysany pok³ad. Na szczкœcie pod os³on¹ atolu statkowi zakotwiczonemu w lagunie nie grozi³o zbyt wielkie niebezpieczeсstwo. Nawa³nica szalej¹ca w ciemnoœci udaremnia³a rуwnie¿ jakikolwiek atak ze strony piratуw. Tote¿ kapitan Nowicki pozostawi³ na stra¿y na pok³adzie jedynie indyjskich marynarzy, sam zaœ z reszt¹ za³ogi uda³ siк do mesy na naradк. Przede wszystkim Balmore dok³adnie opowiedzia³ przebieg wydarzeс. Wys³uchano go w skupieniu; gdy skoсczy³, Nowicki rzek³: - Ha, to ju¿ po raz drugi podczas naszych wypraw natknкliœmy siк na handlarzy niewolnikуw. Najpierw by³o to w Afryce. Pamiкtasz, Tomku, tego zuchwalca Castanedo? - Oczywiœcie, pamiкtam! Stoczy³ pan z nim straszliw¹ walkк! - Ho, ho, silne to by³o drabisko! Zap³aci³ g³ow¹ za uprawianie niecnego procederu! Teraz nasza sytuacja jest gorsza. Oprуcz nieszczкsnych niewolnikуw piraci maj¹ w swoim rкku dwуch naszych. - Przecie¿ przewidywa³eœ, ¿e tam mo¿e czyhaж jakieœ niebezpieczeсstwo! - zauwa¿y³ Smuga. - Ano, co tu wiele gadaж! Ten niby opuszczony przez za³ogк statek od razu wyda³ mi siк podejrzany - przyzna³ Nowicki. - Wobec tego post¹pi³ pan bardzo lekkomyœlnie wysy³aj¹c mego ojca, ktуry nie uznaje rozpraw z broni¹ w rкku nawet z przestкpcami - wybuchn¹³ Tomek. - W dodatku przydzieli³ mu pan Bentleya i Jamesa Balmore'a! - Nie oskar¿aj kapitana o lekkomyœlnoœж - zaoponowa³ Smuga. - Moim zdaniem post¹pi³ roztropnie. Nie by³ pewny, co siк kryje na statku, ktуry sprawia³ wra¿enie opuszczonego, tote¿ wys³a³ ludzi rozwa¿nych, unikaj¹cych stosowania si³y. Wprawdzie popadli w opresjк, ale teraz my w³aœnie mamy mo¿noœж przyjœж im z pomoc¹. - Jak amen w pacierzu, tak myœla³em! - potwierdzi³ Nowicki. - Jeœli coœ z³ego stanie siк komuœ z mojej za³ogi, piraci zap³ac¹ swoim gard³em! - Zastanуw siк, Tomku - ci¹gn¹³ Smuga. - Oni mogli od razu zabiж jeсcуw, wszak¿e nie uczynili tego. Nie strzelali nawet do uciekaj¹cego Balmore'a. Tomek opuœci³ g³owк i rzek³: - Bardzo przepraszam... ale bardzo siк niepokojк o ojca i pana Bentleya. Co teraz poczniemy? - Nie bкdziemy czekali z za³o¿onymi rкkoma - pocieszy³ go Nowicki. - Kto pierwszy atakuje, ten ju¿ w po³owie wygrywa! - Masz jakiœ plan? - zapyta³ Smuga. - Kiepskim by³bym kapitanem, gdybym go nie mia³! - odpar³ Nowicki. - Mуwiono mi w Rabaulu, ¿e okrкty brytyjskie czкsto patroluj¹ Cieœninк Torresa. Ci handlarze zapewne nie skryli siк tutaj przed cyklonem! Prawdopodobnie ktoœ depta³ im po piкtach. - Mo¿e masz racjк, s³ysza³em, ¿e Anglicy ostro zabrali siк do blackbirdingu. Zbrodnicza dzia³alnoœж blackbirderуw przyczyni³a siк do wyludnienia wybrze¿y zatoki Papua oraz samotnych wysepek archipelagu - powiedzia³ Smuga. - Co to znaczy blackbirding? - zapyta³a Natasza. - Blackbirding, czyli polowanie na czarnego kosa, to po prostu ³owy na krajowcуw nowogwinejskich. Przedsiкwziкcie bardzo pop³atne. Australijscy plantatorzy w Queensland obecnie p³ac¹ wysokie ceny za niewolnikуw - wyjaœni³ Smuga. - Swego czasu g³oœno siк o tym u nas mуwi³o - przyzna³ Stanford, preparator zabrany na wyprawк przez Bentleya. - Blackbirderzy, zwani rуwnie¿ Sкpami Oceanu Spokojnego, nieraz dorabiali siк znacznego maj¹tku na handlu niewolnikami. Teraz z³ote czasy skoсczy³y siк dla nich! Przychwycenie na gor¹cym uczynku grozi szubienic¹! Blackbirding, choж ju¿ w mniej ostrej formie, przetrwa³ a¿ do I wojny œwiatowej. - Panie kapitanie, chyba nie pozostawimy nieszczкsnych krajowcуw w rкkach piratуw?! - zawo³a³a Sally. - Nie³atwa sprawa - pow¹tpiewaj¹co powiedzia³ Stanford. - Blackbirderzy przewa¿nie rekrutuj¹ siк z rу¿nego rodzaju awanturnikуw, wykolejeсcуw, a nawet wiкŸniуw zbieg³ych z zes³ania na wysepki Oceanii, s³owem z ludzi stoj¹cych poza prawem. Nie zawahaj¹ siк przed niczym. Bez walki nie dadz¹ sobie wyrwaж ³upu! - Ano, zobaczymy! - odpar³ Nowicki, groŸnie marszcz¹c brwi. - Spe³niк swуj obowi¹zek! - Jaki masz plan? - ponowi³ pytanie Smuga. - Jeœli zamierzasz uderzyж pierwszy, to cyklon szalej¹cy w tej chwili jest naszym sprzymierzeсcem! - Wprost czytasz pan w moich myœlach! - rzek³ kapitan Nowicki. - Postanowi³em unieruchomiж statek piratуw. Wtedy bкd¹ zmuszeni przyj¹ж nasze warunki. -  Wiкc chcia³byœ unikn¹ж otwartej walki? – niedowierza -  j¹co zapyta³ Smuga. - Przypuszcza³em, ¿e zamierzasz w jakiœ sposуb uwolniж niewolnikуw i razem z nimi uderzyж na piratуw. - Wtedy mielibyœmy liczebn¹ przewagк - doda³ Tomek. - Mo¿na by ich rozkuж, korzystaj¹c z os³ony burzy... Nowicki westchn¹³ ciк¿ko. Jemu rуwnie¿ uœmiecha³a siк taka rozprawa z piratami, lecz tym razem, jako kapitan "Sity", osobiœcie ponosi³ odpowiedzialnoœж za bezpieczeсstwo w³asnej za³ogi. Otrz¹sn¹³ siк, jakby odgania³ pokusк, i powiedzia³: - Bardzo mnie swкdz¹ ³apska na tych drani, ale nie mogк nara¿aж ¿ycia moich ludzi. Rozprawiк siк z piratami bez rozlewu krwi. Smuga i Tomek oniemieli. Nowicki nigdy dot¹d nie unika³ otwartej walki. Tote¿ spodziewali siк, ¿e i obecnie zechce skorzystaж z okazji. Widocznie zauwa¿y³ ich zdumienie, poniewa¿ zaraz siк usprawiedliwi³: - Mam na pok³adzie dwie kobiety... Poza tym oswobodzenie niewolnikуw nic by nam nie pomog³o. Nie znaj¹ nas i na pewno nienawidz¹ bia³ych. W jaki sposуb mogliby siк zorientowaж w walce, kto jest ich wrogiem, a kto sprzymierzeсcem? Musimy liczyж tylko na w³asne si³y. - Nie pomyœla³em o tym! Ma pan racjк, ojciec bкdzie dumny z pana! - z zapa³em zawo³a³ Tomek. - Zgoda, na "Sicie" komenda nale¿y do ciebie! Jak zamierzasz unieruchomiж statek? - zapyta³ Smuga. - Zniszczymy piratom urz¹dzenia sterowe! - wyjaœni³ Nowicki. - Œwietny pomys³! - pochwali³ Tomek. - Ale jeœli czuwaj¹, mo¿e dojœж do starcia! - Ha, wtedy wszyscy bкdziecie œwiadkami, ¿e stara³em siк unikn¹ж walki - odpowiedzia³ Nowicki z trudem t³umi¹c radoœж, ktуra ogarnк³a go na sam¹ myœl o mo¿liwoœci bezpoœredniej rozprawy. - Mo¿e pan na mnie liczyж, kapitanie - powa¿nie powiedzia³a Natasza. - Na nas wszystkich - doda³a Sally. - Wkradnк siк z panem na statek piratуw. Bкdк sta³a na stra¿y, podczas gdy pan... - Nie gadaj g³upstw, sikorko! - zgromi³ j¹ Nowicki. - Chwali ci siк odwaga, ale to mкska sprawa. Pan Smuga i Tomek bкd¹ moj¹ os³on¹. Kto z was pomo¿e mi zmajstrowaж ³adunek wybuchowy? - Ja! Robi³am ju¿ bomby dla moich towarzyszy w Rosji - zaofiarowa³a siк Natasza. - Dobrze, proszк do mojej kabiny. Gdy cyklon nieco sfolguje, musimy byж gotowi do akcji. Nim minк³y dwie godziny, na koi kapitana le¿a³a doœж du¿a, ciк¿ka paczka owiniкta w nieprzemakalny brezent. Teraz Nowicki zwo³a³ ca³¹ za³ogк do mesy. Trуjka œmia³kуw ubrana by³a jedynie w ciemne obcis³e spodnie i koszule. Talie ich opina³y mocno œci¹gniкte pasy z rewolwerami i myœliwskimi no¿ami. - Podczas mojej nieobecnoœci Ramasan obejmuje komendк na statku - krуtko oœwiadczy³ Nowicki. - Przekazujк ci moj¹ czapkк kapitaсsk¹, ale... lepiej jej nie noœ! Masz mniejsz¹ ³epetynк, wiкc wiatr mуg³by sp³ataж nam figla! - Ay, ay, sahibie kapitanie! - odrzek³ Indus. - Ju¿ siк przyzwyczai³em do niej, le¿y jak ula³ - ci¹gn¹³ Nowicki. - Teraz s³uchaj uwa¿nie:, jeœli na pirackiej balii gruchn¹ strza³y, a my nie powrуcimy do œwitu, natychmiast rozwiniesz ¿agle i jak najszybciej pop³yniesz do Port Moresby. Tam z³o¿ysz odpowiedni meldunek gubernatorowi. On ju¿ bкdzie wiedzia³, co nale¿y robiж. - Ay, ay, kapitanie! Niedwuznaczne polecenia Nowickiego wywar³y na za³odze przygnкbiaj¹ce wra¿enie, lecz on sam zupe³nie siк nie przejmowa³ niebezpieczeсstwem. Smuga i Tomek rуwnie¿ mieli raŸne miny. Podczas kolacji Tomek wpa³aszowa³ swoj¹ porcjк i pociesza³ wystraszone dziewczкta, ktуre nawet nie tknк³y jedzenia. Balmore wprost nie mуg³ oderwaж wzroku od Tomka, gdy¿ odczuwa³ g³кboki niepokуj na samo wspomnienie groŸnych postaci piratуw... Ramasan ze swoimi ludŸmi obj¹³ wachtк na pok³adzie. Reszta za³ogi oczekiwa³a poprawy warunkуw atmosferycznych. Dopiero na jakieœ trzy godziny przed œwitem wachtowy pokaza³ siк w drzwiach. - Sahibie kapitanie, wichura nieco s³abnie! - zameldowa³. - Szalupa gotowa? - zapyta³ Nowicki. - Gotowa! Wyznaczy³em dwуch ludzi do wiose³! - A wiкc w drogк! Idziemy na bosaka, mo¿e bкdziemy musieli trochк pop³ywaж - rzek³ Nowicki powstaj¹c z fotela. Po ciemku wyszli na pok³ad. Deszcz jeszcze zacina³, ale wiatr nie by³ ju¿ tak gwa³towny. Kapitan Nowicki wyniуs³ z kabiny du¿¹, ciк¿k¹ paczkк i butelkк z zamkniкtym w niej ultymatywnym pismem do piratуw. Ostro¿nie umieœci³ je w ³odzi. Owin¹³ siк w pasie lin¹ zakoсczon¹ hakiem, po czym siad³ przy sterze. Tomek uœcisn¹³ Salty, ktуra po cichu udziela³a mu ostatnich przestrуg, i rуwnie¿ zaj¹³ miejsce przy Smudze. Dwaj marynarze zsunкli siк po linach do lodzi wtedy dopiero, gdy dotknк³a powierzchni wody. Odbili od burty. Nowicki sterowa³ ³уdŸ w kierunku wybrze¿a. W milczeniu op³ywali lagunк. Tomek i Smuga pomagali marynarzom w wios³owaniu, trzeba by³o bowiem uwa¿aж, aby wzburzone fale nie rozbi³y ³odzi o brzeg. Pot sp³ywa³ po ich czo³ach, zanim ujrzeli ciemny kontur pirackiego statku. Na masztach ani na pok³adzie nie by³o ¿adnych œwiate³. Wiatr i szum fal t³umi³y wszelkie odg³osy. Kapitan Nowicki œmia³o poprowadzi³ ³уdŸ w pobli¿e dziobu statku, z prawej strony burty. W ten sposуb znaleŸli siк pomiкdzy statkiem i l¹dem. £уdŸ otar³a siк o ³aсcuch kotwiczny zwisaj¹cy z kluzy Kluza - owalny b¹dŸ okr¹g³y otwуr w kad³ubie statku, przez ktуry przechodzi ³aсcuch kotwiczny przy zrzucaniu i podnoszeniu kotwicy.. Smuga i Tomek natychmiast uchwycili go rкkami i przyci¹gnкli do niego swoj¹ ³уdŸ. Nowicki przywi¹za³ j¹ sznurem do ³aсcucha. Na migi wyda³ ostatnie rozkazy, po czym zrкcznie zacz¹³ siк wspinaж po ³aсcuchu kotwicznym. Po chwili by³ ju¿ przy owalnym otworze, w ktуrym znika³ ³aсcuch. Chwyci³ d³oni¹ za krawкdŸ kluzy, podci¹gn¹³ ca³e cia³o do gуry. Teraz, przytrzymuj¹c siк nogami, drug¹ rкk¹ odpasa³ sznur z hakiem. Za pierwszym rzutem hak zaczepi³ siк o burtк. Nowicki ostro¿nie wspi¹³ siк na pok³ad i przycupn¹³ obok burty. Uwa¿nie rozejrza³ siк woko³o. Nikogo nie zauwa¿y³, wiкc zacz¹³ siк skradaж ku odleg³ej o kilka metrуw sterуwce. Statek uderzany w lew¹ burtк krуtk¹ fal¹ lekko ko³ysa³ siк na boki. Pok³ad œliski by³ od deszczu, ktуry jeszcze nie przesta³ padaж. Nowicki powoli, ostro¿nie dotar³ do sterуwki. Zajrza³ do jej wnкtrza. Zaledwie o wyci¹gniкcie rкki ktoœ siedzia³ na ³awce. Opuszczona na piersi g³owa okryta kapturem pozwala³a siк domyœliж, ¿e drzemie. Nowicki wydoby³ zza pasa rewolwer, uj¹³ go za lufк. Wœlizn¹³ siк do sterуwki. Rкkojeœci¹ broni uderzy³ w pochylon¹ g³owк; natychmiast przytrzyma³ bezw³adnie osuwaj¹ce siк cia³o. Wydoby³ z kieszeni sznur i knebel. Szybko œci¹gn¹³ z wartownika kaptur oraz przeciwdeszczowy d³ugi p³aszcz. Wprawnie zakneblowa³ mu usta, zwi¹za³ rкce i nogi. Teraz zarzuci³ go sobie na ramiк i pod¹¿y³ ku dziobowi statku. Tam po³o¿y³ zemdlonego przy burcie, po czym przywi¹za³ do balustrady. Ubezpieczywszy siк w ten sposуb, podbieg³ do przeciwnej burty. Trzykrotnie szarpn¹³ lin¹ zwisaj¹c¹ z koсca haka zaczepionego o balustradк. Wkrуtce na pok³adzie pojawi³ siк Smuga, a po nim Tomek. Zachowuj¹c najwiкksz¹ ostro¿noœж, wci¹gnкli na pok³ad ciк¿k¹ paczkк. - Wartownik zwi¹zany, idziemy do sterуwki - szepn¹³ Nowicki. - Nocna wachta koсczy siк o czwartej, teraz jest oko³o trzeciej, mamy doœж czasu - cicho rzek³ Smuga. - Oby tylko nikt nam nie przeszkodzi³... - mrukn¹³ Tomek. Przenieœli paczkк do sterуwki. Nowicki poda³ Tomkowi p³aszcz i kaptur. - Za³у¿ i udawaj wartownika - rozkaza³. - Gdybyœ zauwa¿y³ coœ podejrzanego, gwizdnij dwukrotnie! Tomek na³o¿y³ ceratowy p³aszcz, nasun¹³ g³кboko na czo³o kaptur. Przystan¹³ przy burcie, sk¹d mуg³ obserwowaж nadbudуwkк na pok³adzie. Co chwila zerka³ ku sterуwce. W³aœnie b³ysnк³o w niej nik³e, ¿у³tawe œwiate³ko. "Przygotowuj¹ ³adunek" - pomyœla³. Mimo woli wsun¹³ praw¹ d³oс pod p³aszcz. Dotkn¹³ rкkojeœci rewolweru... Na szczкœcie na ca³ym statku panowa³a niczym nie zm¹cona nocna cisza. S³ychaж by³o jedynie pomruki oddalaj¹cej siк burzy, szum deszczu i fal. Tomek czujnie nas³uchiwa³ i rozgl¹da³ siк dooko³a. Za nadbudуwk¹ na pok³adzie rysowa³ siк obszerny kontur w³azu. Tomek przypomnia³ sobie relacjк Balmore'a. "Tam zapewne trzymaj¹ niewolnikуw" - przemknк³o mu przez myœl. Post¹pi³ kilka krokуw w kierunku w³azu. Naraz uzmys³owi³ sobie, ¿e przez samowolny czyn mуg³by obrуciж wniwecz misterny plan kapitana. Z trudem pokona³ pokusк. Czas wolno up³ywa³... W koсcu jakiœ cieс wy³oni³ siк ze sterуwki. By³ to Smuga. - Wycofujemy siк. Nowicki zapala lont. Za minutк nast¹pi wybuch... - szepn¹³. Cicho przemknкli po prawej burcie i kolejno opuœcili siк do lodzi. Natychmiast odwi¹zali j¹ od ³aсcucha kotwicznego. Obydwaj Indusi siedz¹cy przy wios³ach gotowi byli do odbicia od pirackiego statku. Nowicki tymczasem klкcza³ pochylony nad lontem. Podmuchy wiatru zgasi³y mu przedwczeœnie ju¿ trzeci¹ zapa³kк. Powietrze by³o bardzo wilgotne, deszcz wci¹¿ jeszcze pada³. "Do licha, lont gotуw zgasn¹ж..." - pomyœla³, zafrasowany niepowodzeniem. Zaniechawszy prуb z zapa³kami, otworzy³ œlep¹ latarkк. Lont przytkniкty do ognia najpierw zaskwiercza³, potem ¿у³tawy p³omyk zacz¹³ siк snuж po nim. Nowicki zgasi³ latarkк i przypi¹³ j¹ sobie do pasa. Jeszcze przez chwilк upewnia³ siк, czy lont przypadkiem nie zgaœnie, po czym bez poœpiechu wyszed³ na pok³ad. W pobli¿u wejœcia do nadbudуwki postawi³ butelkк z zamkniкtym w niej pismem. Zadowolony odetchn¹³ pe³n¹ piersi¹. Za kilkadziesi¹t sekund wybuch zniszczy urz¹dzenie sterowe razem ze sterуwk¹. Ju¿ przek³ada³ jedn¹ nogк przez balustradк, gdy naraz otworzy³y siк drzwi nadbudуwki. W smudze ¿у³tawego œwiat³a ujrza³ wysokiego, barczystego mк¿czyznк wychodz¹cego na pok³ad. Nowicki natychmiast cofn¹³ nogк. Mк¿czyzna kroczy³ ku sterуwce. "Zmiana wachty" - domyœli³ siк Nowicki i jak w¹¿ ju¿ sun¹³ ku intruzowi. Nie mia³ czasu do stracenia. Jeœli mк¿czyzna wejdzie do sterуwki, mo¿e w ostatniej chwili zgasiж lont. Wtem mк¿czyzna zawadzi³ stop¹ o butelkк. Pochyli³ siк po ni¹. Nowicki w mgnieniu oka dopad³ go spod burty. Piкœci¹ uderzy³ w g³owк. Mк¿czyzna klкkn¹³, lecz musia³ posiadaж niezwyk³¹ si³к, gdy¿ zaraz poderwa³ siк na nogi. Nowicki zada³ mu cios w podbrуdek. Mк¿czyzna odchyli³ gуrn¹ czкœж cia³a do ty³u, jakby pada³, i nagle, zupe³nie nieoczekiwanie, sam zaatakowa³. Po silnym uderzeniu miкdzy oczy Nowicki, nieco zamroczony, cofn¹³ siк o pу³ kroku; teraz wyrwa³ zza pasa rewolwer. Jak huragan zwali³ siк na przeciwnika. Tym razem potк¿ne uderzenie rкkojeœci¹ przechyli³o szalк zwyciкstwa na jego stronк. Nowicki zdawa³ sobie sprawк, ¿e lada chwila nast¹pi wybuch. Tote¿ porwa³ oszo³omionego mк¿czyznк i podbieg³ do burty, wspi¹³ siк na ni¹ i skoczy³... Podmuch towarzysz¹cy detonacji na pok³adzie odrzuci³ go od statku. Nowicki znikn¹³ pod powierzchni¹ wody, ale mimo to nie wypuœci³ z r¹k nieprzytomnego jeсca. Zaledwie wynurzy³ siк z g³кbiny, lew¹ rкk¹ chwyci³ go za ko³nierz i zacz¹³ p³yn¹ж w kierunku swojej szalupy. Smuga i Tomek najpierw wci¹gnкli do ³odzi odzyskuj¹cego przytomnoœж jeсca, potem Nowickiego. Szybko odp³ynкli od pirackiego statku, na ktуrego pok³adzie przera¿one okrzyki ju¿ miesza³y siк ze s³owami komendy. Spostrze¿ono ³уdŸ odbijaj¹c¹ od burty. Pad³o kilka strza³уw, niecelnych na szczкœcie, ciemnoœж, bowiem uniemo¿liwia³a trafienie w cel chyboc¹cy na falach. - Dlaczego marudzi³eœ tak d³ugo? - zapyta³ Smuga, krкpuj¹c jeсcowi rкce. - Czy to on wlaz³ ci w paradк? - A jak¿e, ju¿ prze³azi³em przez burtк, gdy wyszed³ na pok³ad - wyjaœni³ Nowicki. - Ba³em siк, ¿e zgasi lont. Musia³em go unieszkodliwiж. - Po jakie licho go zabra³eœ? - przygani³ Smuga. - Mog³eœ sam zgin¹ж! - Gdybym go zostawi³ nieprzytomnego przy sterуwce, polecia³by razem z ni¹ wprost do piek³a - wyjaœni³ Nowicki. - Wi¹¿ pan mocno, to twarda sztuka! R¹bn¹³ mnie piкœci¹ wprost miкdzy oczy i og³uszy³... Pewno bкdк mia³ szpetnego siniaka na czole... S³ysz¹c to Smuga mocniej zaciska³ wкz³y sznura. Nowicki by³ powszechnie znany z olbrzymiej si³y, pierwszy lepszy nie mуg³by mu wymierzyж og³uszaj¹cego ciosu. Tomek i Smuga pospiesznie chwycili za wios³a. £уdŸ szybciej pomknк³a wzd³u¿ wybrze¿a. Piracki statek rozp³yn¹³ siк w mroku. Teraz Nowicki bez obawy skierowa³ ³уdŸ wprost ku "Sicie". Niebawem te¿ zarysowa³a siк jej ciemna sylwetka. - Ahoy! Ahoy! Ahoy (ang.) - marynarski okrzyk pozdrowienia, zazwyczaj kierowany do kogoœ znajduj¹cego siк na statku.- zawo³a³. - Ay, ay, kapitanie! Ju¿ zrzucamy liny! Czy wszystko w porz¹dku?! - odkrzykn¹³ Ramasan. - W porz¹dku! Po kilku minutach uczestnicy wypadu wysiadali z ³odzi. Kapitan rozwi¹za³ nogi jeсcowi i pomуg³ mu wyjœж na pok³ad. - Przyœwieciж mi latarni¹! - rozkaza³. Uwa¿nie przyjrza³ siк barczystej postaci. Zewnкtrzny wygl¹d pirata wcale nie by³ odpychaj¹cy. Wprawdzie obecnie obrzuca³ za³ogк "Sity" ponurym spojrzeniem, ale mimo to od razu mo¿na by³o poznaж, i¿ nie jest cz³owiekiem pozbawionym pewnej inteligencji. Nowicki skin¹³ g³ow¹ na marynarza i rozkaza³: - Ramasan! Odprowadziж jeсca do karceru i postawiж zbrojn¹ stra¿ przed drzwiami. W razie prуby ucieczki, kula w ³eb. - Chcк mуwiж z kapitanem tego statku, zanim kamraci zaczn¹ hulaж podczas mojej nieobecnoœci - odezwa³ siк pirat. - Uprzedzam, ¿e pуŸniej mo¿e ju¿ nie bкdziemy mieli, o czym rozmawiaж! - Chcesz mуwiж z kapitanem?! - zdumia³ siк Nowicki. - Dobrze, niech i tak bкdzie! Ramasan! Proszк podaж moj¹ czapkк! Ruchem pe³nym godnoœci na³o¿y³ czapkк na g³owк, po czym zmierzy³ pirata surowym spojrzeniem i zapyta³: - Kim jesteœ, ¿e domagasz siк rozmowy z kapitanem?! - Ukrywanie prawdy w tej sytuacji na nic by siк nie zda³o - odpar³ pirat. - Jestem kapitanem tamtego statku. Oznaki poruszenia wœrуd za³ogi "Sity" zosta³y st³umione karc¹cym spojrzeniem kapitana Nowickiego, ktуry pochyli³ siк ku jeсcowi i zapyta³: - Jesteœ kapitanem statku?! Od kiedy to herszt piratуw ma prawo zwaж siк kapitanem, a balia, niezdolna do wyp³yniкcia w morze, statkiem?! Twarz olbrzymiego pirata pokry³a siк rumieсcem gniewu. Nie zwa¿aj¹c, i¿ rкce ma zwi¹zane na plecach, post¹pi³ o krok w kierunku Nowickiego i sykn¹³: - Zuchwalcze! Masz szczкœcie, ¿e nie mogк ci wepchn¹ж twoich s³уw z powrotem do gard³a! Ta balia, jak oœmieli³eœ siк nazwaж mуj statek, z ³atwoœci¹ wystrychnк³a na dudka trzy œcigaj¹ce j¹ brytyjskie korwety! Korweta (z franc.) - ma³y handlowy lub wojenny ¿aglowiec zwiadowczy z jednym pok³adem dzia³owym: obecnie eskortowy okrкt do zwalczania lodzi podwodnych. Gdyby nie one, nigdy byœmy siк tutaj nie spotkali. - Ha, wiкc sam siк przyzna³eœ, ¿e by³eœ œcigany przez brytyjskie okrкty! - triumfuj¹co podchwyci³ Nowicki. - Ja rуwnie¿ p³ynк pod brytyjsk¹ bander¹, wiкc wype³niк mуj obowi¹zek! Odstawiк ciк... - Nie rzucaj s³уw na wiatr! PуŸniej mуg³byœ ich ¿a³owaж! - przerwa³ mu pirat. - Los mуj wi¹¿e siк z losem twoich ludzi uwiкzionych na moim statku! W chwili porwania s³ysza³em wybuch na pok³adzie. Moja za³oga doprowadzona do ostatecznoœci mo¿e poder¿n¹ж gard³a jeсcom. Dlatego we wspуlnym interesie musimy siк jak najprкdzej porozumieж. - Odpowiadasz g³ow¹ za moich ludzi - ostrzeg³ Nowicki. - Nie ³udŸ siк, nie znasz mojej za³ogi, kapitanie! Nie po¿a³uj¹ nikogo, wiedz¹c, ¿e grozi im stryczek! Moja nieobecnoœж mo¿e spowodowaж smutne dla nas wszystkich nastкpstwa. - Wiкc nie jesteœ pewny swoich ludzi? - zdumia³ siк Nowicki. - Niebezpiecznie jest odwracaж siк do nich plecami - dwuznacznie odpar³ pirat. - Dogadajmy siк, zanim bкdzie za pуŸno... Nie zaczepia³em was i nic do was nie mam. RozejdŸmy siк tak, jakbyœmy siк nie spotkali. - Nie tak szybko, mуj panie! To ja dyktuje warunki, nie ty! - zaoponowa³ kapitan Nowicki. - Uszkodziliœmy urz¹dzenia sterownicze na waszym statku. Jesteœcie unieruchomieni. Mam czas nawet pop³yn¹ж po pomoc. Wtedy wszyscy zawiœniecie na szubienicy. Gotуw jestem jednak na ma³e ustкpstwo. Zwrуж mi moich dwуch ludzi i oddaj nieszczкsnych niewolnikуw. Wtedy odp³ynк st¹d do Port Moresby i tam dopiero z³o¿к odpowiedni meldunek o tym, co zasz³o. Wybieraj i... spiesz siк! Pirat w milczeniu rozwa¿a³ propozycjк. Do l¹du australijskiego by³o st¹d niedaleko. Nawet w wypadku ca³kowitego unieruchomienia statku mуg³ tam dotrzeж w ³odziach ratunkowych. Znajdowa³ siк w potrzasku, nie mia³ wyboru... - Dobrze, przyjmujк te warunki - odezwa³ siк po chwili namys³u. - Utraci³em statek, muszк wiкc rуwnie¿ zakoсczyж polowanie na czarne kosy. Mo¿e sprуbujк szczкœcia jako poszukiwacz z³ota w Nowej Gwinei. Pierwszy znalaz³ tam z³oto hiszpaсski ¿eglarz Alvaro de Saawedr¹, ktуry w 1528 r., p³yn¹c do Meksyku, zmuszony by³ przez awariк do wyl¹dowania w Nowej Gwinei. Jednak Hiszpanie, tak jak w cztery wieki pуŸniej Niemcy (w 1906 r. geolog Schlentzig) nie przywi¹zywali wagi do odkrycia s¹dz¹c, ¿e ze ska³ w gуrach Morobe nie uda siк wydobywaж z³ota. Inni badacze tak¿e uwa¿ali za niemo¿liwe eksploatowanie z³у¿ w dolinach rzek Markham i Waria, otoczonych potrуjnymi ³aсcuchami gуr i zamieszkanych przez bardzo wojownicze szczepy. W brytyjskiej Papui znaleziono z³oto w 1877 r. w pobli¿u Port Moresby. Wyprawy poszczegуlnych poszukiwaczy ginк³y w g³кbi wyspy z r¹k ³owcуw g³уw. Dopiero w latach 1918-27 syn kupca z Sydney, Cecil John Levien, wykorzystuj¹c najnowoczeœniejsze œrodki komunikacyjne - samoloty, organizuje w dolinie Bulolo lotnisko i rozpoczyna na wiкksz¹ skalк eksploatacjк z³у¿ z³ota w rzece Koranga. - To uwa¿aj dobrze, ¿ebyœmy siк tam nie zetknкli! Wtedy musielibyœmy dokoсczyж obrachunki - zagrozi³ Nowicki. - Nie mia³bym nic przeciwko takiemu spotkaniu w d¿ungli - odparowa³ pirat. - Ja rуwnie¿, na ga³кzi drzewa mo¿na tak samo zawiesiж stryczek jak na rei - powiedzia³ Nowicki. Przewodnik z plemienia Mafulu W myœl zawartego uk³adu kapitan Nowicki pozwoli³ hersztowi piratуw powrуciж na w³asny statek. O œwicie szalup¹ samotnie pop³yn¹³ ku swoim. Dopiero w cztery godziny pуŸniej na maszcie unieruchomionego statku pojawi³a siк bia³a chor¹giew. By³ to umуwiony znak, ¿e handlarze niewolnikуw przyjmuj¹ podyktowane im przez Nowickiego warunki. Po burzliwej nocy nasta³ gor¹cy, s³oneczny dzieс. "Sita" by³a ju¿ przygotowana do wyruszenia w drogк. Gdy tylko spostrze¿ono bia³¹ chor¹giew, natychmiast podniesiono kotwice. Nowicki wolno podp³yn¹³ do pirackiego statku. Nie zaniedba³ koniecznych œrodkуw ostro¿noœci: czuwa³ na mostku kapitaсskim, nie odrywaj¹c lunety od oka, a reszta za³ogi, rozstawiona wzd³u¿ prawej burty, mia³a broс gotow¹ do strza³u. "Sita" znieruchomia³a o kilkadziesi¹t metrуw od statku piratуw. W tej w³aœnie chwili herszt bandy wyszed³ na pok³ad. Nowicki uspokoi! siк, ujrzawszy tu¿ za nim Wilmowskiego i Bentleya. Nie byli skrкpowani. Widocznie zostali powiadomieni o zawartym uk³adzie, gdy¿ obydwaj powiewali chusteczkami w kierunku "Sity". - Widzк naszych! - zawo³a³ uradowany Nowicki. - S¹ cali i zdrowi! Dodajmy im ducha powitaln¹ salw¹! - Mierzyж w gуrк! - zakomenderowa³ Smuga. - Raz, dwa, trzy, ognia! Grzmot palby i œwist ku³ w powietrzu wywo³a³y zamieszanie wœrуd piratуw, lecz ostry rozkaz herszta natychmiast przywrуci³ porz¹dek. Jedni zaczкli opuszczaж ³odzie, inni otworzyli w³az wiod¹cy do pomieszczenia, gdzie wiкzieni byli niewolnicy. Po jakimœ czasie na pok³adzie pojawili siк Papuasi o cerze ciemnobr¹zowej, u niektуrych nawet ca³kiem czarnej. Popкdzani przez zbrojnych piratуw, trwo¿liwie ustawiali siк przy lewej burcie statku. Byli prawie nadzy, tak mк¿czyŸni, jak i kobiety. Wystraszonym wzrokiem spogl¹dali na swych przeœladowcуw. Z pok³adu opuszczono sznurow¹ drabinkк. Piraci brutalnie spychali niewolnikуw do dwуch ³odzi, ktуre trzykrotnie podp³ywa³y do "Sity". W³aœnie ostatnia grupa schodzi³a z pok³adu, gdy m³ody Papuas wybiegi z nadbudуwki i upad³ tu¿ przed Wilmowskim. Jeden z piratуw smagn¹³ ch³opca pejczem i chwyci³ d³oni¹ za kкdzierzawe w³osy. Wtedy Wilmowski piкœci¹ powali³ pirata. Kilku innych natychmiast skoczy³o kamratowi z pomoc¹. Nagle herszt swym potк¿nym cia³em zas³oni³ Wilmowskiego. W jego d³oni b³ysn¹³ rewolwer. To ostudzi³o rozwœcieczon¹ zgrajк. Z "Sity" pad³a ostrzegawcza salwa. Herszt piratуw gniewnie coœ t³umaczy³ Wilmowskiemu, zapewne chc¹c zatrzymaж m³odego Papuasa. Wilmowski jednak nie ustкpowa³. Zdecydowanym ruchem odtr¹ci³ d³oс herszta trzymaj¹cego niewolnika za kark i ostro¿nie zacz¹³ siк wycofywaж w kierunku lewej burty. Zdawa³o siк, ¿e walka znуw wybuchnie na pirackim statku; olbrzymi herszt groŸnie pochyla³ siк ku Wilmowskiemu. Kapitan Nowicki szybko od³o¿y³ lunetк. Poderwa³ do ramienia karabin z optycznym celownikiem. Hukn¹³ strza³... Kula zdmuchnк³a czapkк z g³owy herszta piratуw. Wilmowski ju¿ bez przeszkуd zszed³ po drabince do lodzi. Zaledwie w pу³ godziny pуŸniej "Sita" wysz³a z laguny na otwarte morze. Wtedy dopiero nast¹pi³y powitania i wyjaœnienia. M³ody Papuas, o ktуrego omal nie rozgorza³a walka, budzi³ zaciekawienie ca³ej za³ogi. Wed³ug wyjaœnieс Wilmowskiego, herszt piratуw zrobi³ go swoim boyem Boy (ang.) - tutaj w znaczeniu: s³u¿¹cy, pos³ugacz. i wbrew obietnicy, i¿ odda wszystkich niewolnikуw, nie chcia³ potem zwrуciж mu wolnoœci. Jedynie dziкki zdecydowanej postawie bia³ych podrу¿nikуw zosta³ zabrany na "Sitк". Obecnie by³y jeniec piratуw nie przy³¹czy³ siк do Papuasуw zgrupowanych na dziobie statku. Ani na krok nie odstкpowa³ od swego obroсcy. Co chwila obejmowa³ go ramionami i w³asnym nosem pociera³ o jego nos. Widz¹c to kapitan Nowicki odezwa³ siк: - Popatrzcie, panowie! Niby dzikus, a umie okazaж wdziкcznoœж. Poczciwy to musi byж ch³opak, ale ma osobliwy sposуb objawiania przyjaznych uczuж... Wdziкczny jestem losowi, ¿e to nie ja go uratowa³em! Papuas widocznie zna³ kilka s³уw angielskich, gdy¿ domyœliwszy siк, ¿e o nim mowa, zawo³a³: - Kanak Kanak - krajowiec z wysp polinezyjskich; nazwa la czкsto stosowana jest do wszystkich krajowcуw pochodz¹cych z wysp mуrz po³udniowych; tak rуwnie¿ nazywano robotnikуw-krajowcуw przywo¿onych z, jakiejkolwiek wyspy Pacyfiku do pracy na plantacjach trzciny cukrowej w Queensland w Australii. byж dobry ch³opiec! Ali right! Dobry master Master (ang.) - tu w znaczeniu: bia³y mк¿czyzna. broniж Kanak. Teraz boy s³u¿yж dobry master. Ali right! Mowa, ktуr¹ zrazu trudno by³o zrozumieж, szczegуlnie zaintrygowa³a Bentleya. Jeszcze na kilka miesiкcy przed wyruszeniem na wyprawк zainteresowa³ siк jкzykami nowogwinejskimi i wiedzia³, ¿e poszczegуlne plemiona papuaskie, czкsto nawet s¹siaduj¹cych ze sob¹ wsi, mуwi¹ odrкbnymi jкzykami. Poza tym w holenderskiej czкœci Nowej Gwinei niektуrzy krajowcy przyswoili sobie od malajskich myœliwych ¿argon malajski, natomiast w kolonii angielskiej, niemieckiej oraz na okolicznych wyspach jкzykiem urzкdowym, jakim t³umacze porozumiewali siк z bia³ymi kolonizatorami, by³ pidgin-english, czyli zniekszta³cony jкzyk angielski. Pidgin brzmia³ doœж zabawnie, by³a to, bowiem dziwacznie wymawiana angielszczyzna z koсcуwkami i sk³adni¹ malajsk¹. Papuasi nie mogli sobie przyswoiж formy zaimka dzier¿awczego, nie potrafili zapamiкtaж angielskich nazwisk, a ponadto zaznaczali zakoсczenie zdania, dorzucaj¹c do niego "all right", czyli "dobrze". Bentley ucieszy³ siк stwierdziwszy, ¿e m³ody Nowogwinejczyk zna pidgin. Zaraz te¿ odezwa³ siк do niego naœladuj¹c ¿argonowy jкzyk: - Kanak nie byж ju¿ boy. Ty wrуciж do twoja wieœ! - Nie! nie! - zaoponowa³ Papuas. - Wieœ daleko, daleko. All right. Tylko bia³y ojciec tam trafiж, ale z³y duch wejœж do wnкtrznoœci nale¿eж jemu i trz¹œж mocno, mocno. All right. Bia³y ojciec umrzeж, Kanak zostaж sam nad wielka woda, z³y master znуw z³apaж Kanak, jeœli Kanak znуw nie byж boy i nie mieж dobry master. All right. Moja dobry, mnуstwo dobry boy, moja umie gotowaж herbata i jajko. All right. Teraz moja byж boy dobry master, dobry master broniж Kanak. All right. Dla potwierdzenia swej wielkiej wdziкcznoœci obj¹³ Wilmowskiego rкkoma za kolana. - Do stu zdech³ych wielorybуw, ale¿ to gadu³a! - wtr¹ci³ kapitan Nowicki. - Czy zrozumia³eœ pan coœ z tej paplaniny?! - A jak¿e, trochк znam pidgin - potwierdzi³ Bentley. - Opowiedzia³ swoj¹ smutn¹ historiк. By³ boyem jakiegoœ misjonarza, z ktуrym przywкdrowa³ z g³кbi wyspy na wybrze¿e. Misjonarz umar³ na malariк i wtedy biedny ch³opak zosta³ porwany przez handlarzy niewolnikуw. On chce byж boyem pana Wilmowskiego, poniewa¿ s¹dzi, ¿e to mo¿e zabezpieczyж go przed ponownym porwaniem. Zapewnia, ¿e umie gotowaж herbatк i jajka. - Nic dziwnego, ¿e ten misjonarz przeniуs³ siк na tamten œwiat, skoro ¿ywi³ go tylko herbat¹ i jajami - rzek³ dowcipny marynarz. - Cу¿ teraz poczniemy z tym uparciuchem? - S³ysza³em, ¿e nowogwinejscy boye potrafi¹ okazywaж wdziкcznoœж swoim chlebodawcom - powiedzia³ Bentley. - Najlepiej zrobimy przekazuj¹c go gubernatorowi razem z innymi uwolnionymi. - Czy pan nie mуg³by go zapytaж, z jakiego plemienia pochodzi? - nagle odezwa³ siк Tomek. - S³uszna uwaga - przytakn¹³ Wilmowski. - Mo¿e bкdziemy wкdrowali w pobli¿u jego rodzinnych stron. - On powiedzia³, ¿e jego wieœ znajduje siк gdzieœ daleko - wyjaœni³ Bentley. - Prawdopodobnie nie orientuje siк w kierunku. Nowogwinejczycy nie maj¹ zwyczaju odbywaж d³ugich wкdrуwek. - Spytaj go pan o nazwк plemienia, jak radzi Tomek - odezwa³ siк Nowicki. - Jak nazywaж siк twoja ludzie? - zwrуci³ siк Bentley do Papuasa. - Moja Mafulu - pad³a odpowiedŸ. - Mafulu zamieszkuj¹ wy¿ynк Popole, dok¹d wiedzie l¹dem pierwszy etap naszej wyprawy! - zawo³a³ Tomek. - Nie mylisz siк, ten ch³opak dobrze trafi³! Mo¿emy odprowadziж go do domu - przyzna³ Bentley. Niezw³ocznie powiadomi³ o tym Papuasa, ktуry zamiast spodziewanej radoœci okaza³ du¿y niepokуj. Przysun¹³ siк do Wilmowskiego i cicho ostrzeg³: - Mnуstwo dobry master tam nie chodziж! Tam blisko, blisko za rzek¹ mieszkaж Tawade. Oni mnуstwo Ÿli ludzie. Oni kai-kai Kai kai-jeœж. cz³owieka... - Czy on ma na myœli ludo¿ercуw? - zapyta³ Wilmowski. - Tak przypuszczam - potwierdzi³ Bentley. - A zatem przestrzega nas przed niebezpieczeсstwem - zauwa¿y³ Tomek. - Ten zuch mo¿e nam siк przydaж - powiedzia³ Smuga. - Jeœli ma ochotк, niech idzie z nami. Nastкpnego ranka znуw pojawi³y siк na niebie ciк¿kie, czarne chmury. Silny po³udniowo-wschodni wiatr uderzy³ w ¿agle "Stty". Ca³a za³oga czuwa³a w pogotowiu, gdy¿ jacht, dryfowany w kierunku p³ytkiej Cieœniny Torresa, usianej podwodnymi rafami, by³ nara¿ony na niebezpieczeсstwo. Tym razem jednak oœrodek cyklonu znajdowa³ siк bardziej na po³udnie. Po kilku godzinach niebo znуw siк wypogodzi³o i Nowicki mуg³ wybraж w³aœciwy kurs. Wed³ug dokonanych pomiarуw burza znios³a ich nieco na zachуd. We wczesnych godzinach popo³udniowych na horyzoncie wy³oni³ siк l¹d Nowej Gwinei. Poza w¹skim skrawkiem p³askiego wybrze¿a widnia³y poszarpane, ciemnozielone, potк¿ne ³aсcuchy gуrskie. W dali, na tle jasnego b³кkitu nieba rysowa³a siк najwy¿sza w Gуrach Owena Stanleya Gуra Wiktorii Wysokoœж oko³o 4000 m., le¿¹ca na pу³nocny wschуd od Port Moresby Port Moresby - morski port na po³udniowym wybrze¿u Nowej Gwinei; posiada g³кbok¹, okolon¹ l¹dem przystaс wewn¹trz koralowej rafy. Odkry³ go kapitan Jan Moresby w lutym 1873 r. Brytyjczycy zajкli go w 1883; od zaanektowania terytorium Papua w 1888 stanowi³ g³уwne osiedle po³udniowego wybrze¿a. W czasach bytnoœci Tomka Wilmowskiego w Nowej Gwinei Port Moresby sk³ada³ siк zaledwie z kilkudziesiкciu barakуw. W 1939 r. liczy³ 2628 mieszkaсcуw. Podczas drugiej wojny œwiatowej w lutym 1942 r, by³ celem japoсskich atakуw lotniczych i l¹dowych od strony Gуr Owena Stanleya. Obecnie jest nowoczesnym miastem z kilkoma tysi¹cami bia³ych mieszkaсcуw.. Ca³a za³oga "Sity" przebywa³a na pok³adzie. Wszyscy chcieli siк jak najprкdzej przyjrzeж tajemniczej wyspie, lecz kapitan Nowicki nikomu nie pozwala³ na bezczynnoœж. Przybrze¿na ¿egluga wcale nie nale¿a³a do bezpiecznych. Jednostajny b³кkit krystalicznie czystej morskiej toni zak³уca³y ¿у³te plamy rozleg³ych mielizn. Pod powierzchni¹ wody stercza³y wielkie g³azy i podwodne rafy koralowe, wœrуd ktуrych czкsto mo¿na by³o spostrzec wrzecionowate cielska rekinуw. Wybrze¿e zbli¿a³o siк coraz bardziej. Wzd³u¿ pla¿ o koralowym piasku, otoczonych wieсcem palm kokosowych, krajowcy ¿eglowali w pirogach z bocznymi p³ywakami. Na widnokrкgu coraz wyraziœciej piкtrzy³ siк ³aсcuch gуr poroœniкtych tropikalnym lasem. Sally i Natasza znajdowa³y siк na mostku kapitaсskim, sk¹d przez lunetк doskonale mo¿na by³o obserwowaж wybrze¿e. - Panie kapitanie! Widzк wioskк zbudowan¹ na palach na morzu - zawo³a³a Sally. - Przy brzegu zakotwiczony jest jakiœ oryginalny ¿aglowiec! Na nim odbywa siк zabawa! Mк¿czyŸni i kobiety taсcz¹. - Kapitanie, cу¿ to za miejscowoœж? - zagadn¹³ Wilmowski. - To zapewne wieœ Hanuabada, odleg³a o kilka mil od Port Moresby - wyjaœni³ Nowicki. - S³ysza³em o niej od gubernatora - wtr¹ci³ Bentley. - Hanuabada wraz z s¹siedni¹ wsi¹ Elevada znane s¹ na ca³ym po³udniowym wybrze¿u z doskona³ych i ciesz¹cych siк popytem wyrobуw garncarskich. - A ja myœla³am, ¿e to rybacy ucztuj¹ z powodu udanego po³owu - powiedzia³a Sally. - Mieszkaсcy tych wsi nie trudni¹ siк zawodowo rybo³уwstwem - rzek³ Bentley. - Kobiety wyrabiaj¹ garnki, natomiast mк¿czyŸni odwo¿¹ ich produkty drog¹ morsk¹ nawet do doœж odleg³ych miejscowoœci. W tej w³aœnie porze zaczyna tutaj wiaж po³udniowo-wschodni monsun, tote¿ mк¿czyŸni szykuj¹ siк do wyruszenia w dalek¹ drogк, trwaj¹c¹ nieraz oko³o dwуch miesiкcy. Kobiety zapewne ¿egnaj¹ taсcami m³odych ¿eglarzy. - Niejeden z nich znajdzie siк w brzuchu ¿ar³ocznych rekinуw! - doda³ kapitan Nowicki. - W zatoce Papua czкsto szalej¹ burze... - Na pewno stanowi¹ one powa¿ne niebezpieczeсstwo dla tak niezwyk³ych marynarzy - powiedzia³ Bentley. - Kapitan takiego statku nie koсczy szko³y ¿eglarskiej. W odnajdywaniu w³aœciwego kierunku pos³uguje siк tylko instynktem lub po prostu p³ynie wzd³u¿ l¹du. - Przybli¿my siк trochк do brzegu - poprosi³a Natasza. - ¯aglowiec jest tak oryginalny, ¿e warto mu siк przyjrzeж... -Widzia³em takie statki na ilustracjach - odezwa³ siк James Balmore. - Zw¹ siк lakatoi. - Przecie¿ ten statek wcale nie ma kad³uba! - zdumia³ siк Zbyszek. - Bo te¿ jest to raczej wielka p³ywaj¹ca tratwa - wyjaœni³ Bentley. - Budowa jej jest bardzo prosta. Mianowicie kilkaset wyciosanych z pni drzewnych ³odzi ³¹czy siк bokami po szeœж lub dziesiкж w rzкdzie. Nastкpnie nape³nione garnkami i powi¹zane w rzкdy ³odzie ustawia siк w d³ug¹ kolumnк. Na tym p³ywaj¹cym rusztowaniu uk³ada siк pod³ogк z trzciny i bambusуw, na ktуrej budowane s¹ domki o bambusowych szkieletach, kryte z wierzchu matami. Na takim prowizorycznym pok³adzie, zas³anym traw¹, stawia siк maszty do zawieszania dwуch olbrzymich ¿agli napiкtych na ramy, upodabniaj¹cych statek do przedpotopowego ptaka o dziwacznych skrzyd³ach. - Czy w Hanuabadzie tylko kobiety trudni¹ siк garncarstwem? - zapyta³ Wilmowski. - Tak. to ich dziedziczny zawуd - potwierdzi³ Bentley. - S¹ te¿ odpowiednio zorganizowane. Jedne specjalizuj¹ siк w modelarstwie, inne w wypalaniu naczyс. Modelarki go³ymi rкkami nadaj¹ glinie po¿¹dany kszta³t. Nastкpnie druga grupa suszy garnki przez kilka dni w s³oсcu, a potem wypala je w popiele lub otoczone ogniem. Podczas tej rozmowy "Sita" znacznie przybli¿y³a siк do wybrze¿a. Kilku Papuasуw uwolnionych z r¹k handlarzy niewolnikуw zapewne pochodzi³o z tych stron, gdy¿ na jachcie rozbrzmia³y gard³owe okrzyki radoœci. Na lakatoi i na brzegu zawrza³o jak w ulu. Krajowcy zaczкli spychaж z p³askiego, piaszczystego wybrze¿a d³ugie ³odzie z bocznymi p³ywakami. Kilkunastu wp³aw pop³ynк³o w kierunku "Sity". Kapitan Nowicki rad nierad poleci³ zrzuciж ¿agle i stan¹ж na kotwicy. Rуj lodzi p³yn¹cych wp³aw otoczy³ "Sitк". Teraz ju¿ nikt nie potrafi³by powstrzymaж Papuasуw zgromadzonych na jej dziobie. Na wyœcigi wspinali siк na burtк i skakali do morza. Tylko jeden Mafulu pozosta³ na pok³adzie, aczkolwiek i on spogl¹da³ na l¹d tкsknym wzrokiem. Tomek, wzruszony dowodem wdziкcznoœci m³odzieсca, ktуry stale przebywa³ w pobli¿u Wilmowskiego, podszed³ do niego i zapyta³: - Dlaczego nie witasz swoich ziomkуw? Nie obawiaj siк, bкdziesz mуg³ pуjœж z nami na wyprawк! - Moja nie umieж p³ywaж... - z ¿alem odpar³ Mafulu. Tomek parskn¹³ œmiechem i przy³¹czy³ siк do reszty za³ogi zgromadzonej przy lewej burcie, sk¹d opuszczono drabinkк sznurow¹. W³aœnie kilku krajowcуw wspina³o siк po niej na pok³ad. Uroczyœcie witali kapitana Nowickiego i dziкkowali za uwolnienie swoich towarzyszy z r¹k handlarzy niewolnikуw. Zapraszali te¿ do wziкcia udzia³u w zabawie, lecz Nowicki odmуwi³, chc¹c jeszcze tego dnia dotrzeж do Port Moresby. Zabawa, przerwana na lakatoi nieoczekiwanym powrotem niewolnikуw, rozpoczк³a siк na nowo. Rozbrzmia³a muzyka. M³ode, rozeœmiane kobiety, ubrane jedynie w szeleszcz¹ce, siкgaj¹ce kolan spуdniczki z trawy, szybko taсczy³y wokу³ muzykantуw i œpiewa³y. Oryginalne tatua¿e pokrywa³y ich brunatne piersi oraz ramiona, a wieсce z kwiatуw i muszelek przystraja³y g³owy o krуtkich, puszystych czarnych w³osach. Mк¿czyŸni, w barwnych przepaskach na biodrach i z kwiatami hibiskusa Hibiscus (ketmia) - rodzaj rocznych lub wieloletnich drzewiastych roœlin œlazowatych. Rosn¹ w krajach tropikalnych i subtropikalnych. wpiкtymi w kкdzierzawe w³osy, ochoczo wybijali takt rкkoma, w³¹czali siк do taсca. Za³oga "Sity" ciekawie przygl¹da³a siк z pok³adu malowniczemu widowisku. Nie opodal znajdowa³a siк wioska wzniesiona na palach ponad wod¹ zatoki. Drewniane domy posiada³y otwarte platformy w rodzaju werandy, zbudowane przy frontowej œcianie, czкœciowo os³oniкte od gуry wystaj¹cym okapem dachu krytego traw¹. Dotrzeж do nadwodnych domostw mo¿na by³o tylko w ³odzi lub p³yn¹c wp³aw. To w³aœnie najlepiej zabezpiecza³o mieszkaсcуw wsi przed napadami wojowniczych gуrskich plemion z g³кbi wyspy, ktуre ¿yj¹c z dala od morza, nie zna³y sztuki p³ywania, a na dalsze wyprawy nie mog³y zabieraж z sob¹ ciк¿kich lodzi. Na skrawku p³askiego wybrze¿a, widocznego na tle gуrskiej panoramy, rуwnie¿ znajdowa³o siк kilkanaœcie domуw na palach. U ich stуp bawi³y siк gromady nagich dzieci. Naœladuj¹c starszych, puszcza³y na wodк miniaturowe bambusowe lakatoi, taсczy³y i œpiewa³y. Zbyszek i Natasza zasmuceni spogl¹dali na rozœpiewane wybrze¿e. Drкczy³a ich tкsknota za najbli¿szymi, ³aknкli widoku rodzinnych stron. ¯ywio³owa radoœж Papuasуw jeszcze bardziej uzmys³awia³a im w³asn¹ niedolк. Tomek i Sally zajкci sob¹ nie zwracali na nich uwagi, lecz Wilmowski wkrуtce spostrzeg³ ich przygnкbienie. Zbli¿y³ siк do m³odej pary i zagadn¹³; - Cу¿ wam siк sta³o, moi drodzy? Dlaczego nagle straciliœcie humor? Zbyszek drgn¹³, jakby zbudzono go ze snu. - Rozmyœla³em w³aœnie, dlaczego wszyscy ludzie nie mog¹ wieœж tak beztroskiego ¿ycia jak mieszkaсcy tej wyspy... - wyjaœni³, ciк¿ko wzdychaj¹c. - Tyle tu szczкœcia i radoœci! Chкtnie bym siк osiedli³a na jakiejœ wysepce Pacyfiku - doda³a Natasza. - Doskonale was rozumiem, dawniej mnie rуwnie¿ nawiedza³y podobne pokusy - powa¿nie powiedzia³ Wilmowski. - Egzotyczne wysepki Oceanu Spokojnego sprawiaj¹ na pierwszy rzut oka wra¿enie legendarnego raju, w ktуrym mieszkaсcy wiod¹ prawdziwie sielski ¿ywot. Zaciszne laguny, sk¹pane w s³oсcu pla¿e usiane smuk³ymi palmami, roztaсczeni, rozœpiewani krajowcy z barwnymi kwiatami we w³osach... Ponкtny to, lecz jak¿e z³udny obraz! - Wujku, przecie¿ tutaj wszyscy naprawdк siк wesel¹! - zaoponowa³ Zbyszek. - Akurat przed chwil¹ rozmawialiœmy na ten temat z panem Bentieyem, mуj drogi ch³opcze - odpowiedzia³ Wilmowski. - Mieszkanki Hanuabady przez d³ugie miesi¹ce pracowa³y nad swymi rкkodzie³ami. W tym czasie mк¿czyŸni strzegli wsi przed napadami grabie¿czych gуrskich plemion, zdobywali po¿ywienie. Dzisiaj kobiety ¿egnaj¹ zuchуw, ktуrzy na kruchych lakatoi maj¹ zawieŸж ich produkty na odleg³e rynki zbytu. Niebezpieczna to droga... Nie wszyscy z niej powrуc¹. Burze mog¹ zmieœж kogoœ z pok³adu tratwy, ktoœ znкcony lepszym zarobkiem mo¿e przystaж do po³awiaczy pere³... Dlatego ca³a wieœ bierze udzia³ w po¿egnaniu. Wszyscy jeszcze raz chc¹ siк wspуlnie weseliж. Zaledwie jednak ¿agle lakatoi znikn¹ na horyzoncie, w wiosce zagoœci smutek. Z nastaniem wieczoru kobiety bкd¹ siк zamyka³y w swoich chatach. - Mo¿e nie³atwo jest ¿yж w gуrzystej, niedostкpnej Nowej Gwinei - zauwa¿y³a Natasza. - Tote¿ chкtnie bym zamieszka³a na jakiejœ ma³ej, samotnej wysepce koralowej... Tкskniк za spokojnym ¿yciem! - Na wyspach koralowych warstwa gleby jest zazwyczaj bardzo cienka i zawiera ma³¹ iloœж prуchnicy. Rosn¹, wiкc na nich tylko palmy kokosowe oraz niektуre krzewy. Radzi³bym ju¿ wybraж jak¹œ wysepkк pochodzenia kontynentalnego lub wulkanicznego. Dziкki tropikalnemu klimatowi oceanicznemu posiadaj¹ one znacznie bogatsz¹ roœlinnoœж Rosn¹ tam palmy kokosowe, sagowe i inne, drzewa chlebowe, pandanowe, kauczukowe, bambusy, paprocie drzewiaste, bananowce, ananasy, papawy, a z roœlin uprawnych: s³odkie karloile, trzcina cukrowa, jamsy, taro, maniok i ry¿. Ku wschodowi jednak wyspiarski œwiat roœlinny staje siк cуra? ubo¿szy. - rzek³ Wilmowski, przekornie uœmiechaj¹c siк do czupurnej Nataszy. - Mam wszak¿e pewnoœж, ¿e i tam nie zazna³aby pani tak upragnionego spokoju. - A to, dlaczego, jeœli wolno prosiж o wyjaœnienie? - Po pierwsze, dlatego, ¿e tropikalny klimat Oceanii nie sprzyja osiedlaniu siк Europejczykуw. Po drugie wyspy Oceanii czкsto pustoszone s¹ przez cyklony i huragany, ktуre, jeœli nawet pominiemy straty w ludziach i mieniu osobistym, prawie zawsze powoduj¹ g³уd. Pod wp³ywem wysokich fal palmy kokosowe i drzewa chlebowe, bкd¹ce g³уwnym po¿ywieniem krajowcуw, ulegaj¹ zniszczeniu b¹dŸ te¿ trac¹ na kilka lat zdolnoœж do owocowania. Tote¿ wyspiarze przewa¿nie g³oduj¹ nawet i w latach nie nawiedzanych przez klкski ¿ywio³owe. Nie chcк ju¿ przypominaж o niszczycielskiej dzia³alnoœci wulkanуw i trzкsieс ziemi... - Czy naprawdк a¿ tyle klкsk zagra¿a mieszkaсcom Oceanii? - zdumia³a siк Natasza. - Jeszcze nie skoсczy³em, droga pani - ci¹gn¹³ Wilmowski. - Przez Oceaniк przechodz¹ szlaki wiod¹ce z Ameryki do Azji i Australii. Z tego wzglкdu wyspy le¿¹ce na Oceanie Spokojnym posiadaj¹ znaczenie strategiczne. Od przesz³o stu lat trwa walka o panowanie nad nimi. W po³owie dziewiкtnastego wieku wspу³zawodniczy³y w podbojach: Anglia, Francja i Hiszpania. U schy³ku ubieg³ego stulecia Niemcy zagarnкli szereg wysp Oceanii, wypieraj¹c Hiszpanуw. Obecnie Stany Zjednoczone rуwnie¿ zainteresowa³y siк tymi obszarami. 1 Podczas I wojny œwiatowej posiad³oœci niemieckie na Pacyfiku zosta³y opanowane przez Japoniк i Wielk¹ Brytanie, lecz po zakoсczeniu dzia³aс wojennych Stany Zjednoczone wypar³y stamt¹d Japonie i wzmog³y penetracjк w koloniach Francji, Wielkiej Brytanii oraz w obu jej dominiach - Australii i Nowej Zelandii. Na krуtko przed wybuchem II wojny œwiatowej Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zagarnк³y nawet zapomniane dotychczas i bezludne atole, tworz¹c na nich bazy dla hydroplanуw i lotniska. Za misjonarzami wkrуtce pojawiaj¹ siк rozmaici handlarze-spekulanci poszukuj¹cy pere³, orzechуw kokosowych, kopry, drzewa sanda³owego i piуr rajskich ptakуw. Potem nap³ywaj¹ garnizony wojskowe, biali gubernatorzy, plantatorzy, a wraz z nimi nie znane przedtem na tych wyspach choroby. Krajowcy zmuszani s¹ do pracy na plantacjach, co sprawia, ¿e ludnoœci tubylczej ubywa z roku na rok. Tak naprawdк wygl¹da ¿ycie w owym egzotycznym raju Oceanii. - Ju¿ nie zazdroszczк tej odrobiny radoœci biednym Papuasom - cicho powiedzia³a Natasza. W tej chwili na lakatoi przerwano taсce. Nadesz³a pora posi³ku. Do "Sity" podp³ynк³a ³уdŸ ze smakowicie pachn¹cymi pieczonymi rybami, jamsami i taro. Podrу¿nicy nie odmуwili przyjкcia poczкstunku, lecz w zamian ofiarowali krajowcom trochк konserw miкsnych. Kapitan Nowicki niebawem da³ rozkaz do wyruszenia w dalsz¹ drogк. Jacht, ¿egnany przyjaznymi okrzykami krajowcуw, wolno odp³yn¹³ od Hanuabady. U wrуt nieznanej krainy S³oсce ju¿ chyli³o siк ku zachodowi. Na niebie, od horyzontu a¿ do zenitu, p³onк³a jakby przedziwna tкcza o barwie roztopionego bursztynu, z³ota i purpury, a¿ do delikatnych pу³cieni fioletu i zieleni. Czerwonawy odblask pada³ na okoliczne pasma gуrskie poros³e d¿ungl¹ oraz na rуwninк le¿¹c¹ u ich stуp. Mog³o siк wydawaж, ¿e olbrzymia ³una rozpoœciera siк nad gorej¹cym wnкtrzem tajemniczej wyspy. Tomek przysiad³ na g³azie na skalistym pagуrku. Jak urzeczony nie mуg³ oderwaж wzroku od wspania³ego i zarazem groŸnego widoku. Zdawa³o mu siк, ¿e sama natura przestrzega ich przed zg³кbianiem tajnikуw zapomnianej przez ludzi Nowej Gwinei. Zaledwie wyl¹dowali w Port Moresby, trudnoœci zaczк³y siк piкtrzyж niemal na ka¿dym kroku. Wbrew poprzednim obietnicom i zachкtom gubernator odradza³ teraz podrу¿ w g³¹b wyspy. Wed³ug nie sprawdzonych dot¹d informacji, w kraju Fuyughe, w ktуrym le¿a³ okrкg misyjny Mafulu, pierwszy na l¹dzie etap wyprawy, mia³a wybuchn¹ж wojna. Podobno rozpoczкli j¹ okrutni Tawade. Ziemie zamieszkiwane przez nich wci¹¿ jeszcze stanowi³y na mapie bia³¹ plamк. Nikt z bia³ych ludzi nie zdo³a³ przekroczyж ich granic. Gubernator nie mуg³ pr-ydzieliж wyprawie odpowiedniej eskorty wojskowej. Nieliczni patrolowi oficerowie brytyjscy kontrolowali jedynie niektуre przybrze¿ne okrкgi. Ze wzglкdуw bezpieczeсstwa krajowcom nie wolno by³o bez specjalnego zezwolenia przebywaж w Port Moresby po zachodzie s³oсca. Ostatecznie po wielodniowych pertraktacjach Bentley wyjedna³ od gubernatora odpowiednie zezwolenie. Przecie¿ wyprawa by³a doœж liczebna i doskonale uzbrojona. Na jej czele stali doœwiadczeni podrу¿nicy. Mimo to Smuga, jako oficjalny kierownik wyprawy, musia³ z³o¿yж pisemne zobowi¹zanie, ¿e bez rzeczywistej, nag³ej potrzeby nie bкd¹ wkraczali noc¹ do wiosek i koczowisk krajowcуw oraz zak³adali w³asnych obozуw w ich pobli¿u. Zaledwie uporali siк ze zdobyciem zezwolenia, natychmiast pojawi³y siк nowe k³opoty. Mianowicie wœrуd zamieszka³ych wokу³ Port Mores-by plemion Motuan nie mo¿na by³o zwerbowaж odpowiedniej liczby tragarzy. Krajowcy po³udniowego wybrze¿a bardzo siк obawiali wojowniczych mieszkaсcуw gуrskich regionуw, ktуrzy nieraz napadali na ich wioski, zabierali ¿ywnoœж oraz m³ode kobiety. W prze³amaniu obaw tubylcуw zupe³nie nieoczekiwanie przyszed³ z pomoc¹ samozwaсczy boy Wilmowskiego, oswobodzony z niewoli u piratуw. Ain'u'Ku, czyli S³odki Kartofel, jak w jкzyku Fuyughe Jкzyk Fuyughe u¿ywany by³ przez: Papuasуw w dolinach Dilava. Auga i Yaloghe, gdzie zamieszkiwa³o rуwnie¿ plemiк Mafulu. PуŸniej ca³y obszar, na ktуrym pos³ugiwano siк jкzykiem Fuyughe, nazwano okrкgiem Mafulu. zwa³ siк m³ody Mafulu, z zapa³em opowiada³ wspу³ziomkom o nadprzyrodzonej potкdze swoich bia³ych opiekunуw. Wiara w czary i duchy by³a g³кboko zakorzeniona wœrуd krajowcуw Nowej Gwinei, tote¿ wszкdzie znajdowa³ wielu chкtnych s³uchaczy. Dla nich by³o rzecz¹ oczywist¹, ¿e tylko czarownicy mogli bez walki zmusiж piratуw do oswobodzenia niewolnikуw. Zapewne "biali masters" byli nawet duchami, skoro potrafili w czasie burzliwej nocy zjawiж siк niepostrze¿enie na statku pirackim i potem tak samo znikn¹ж, uprowadzaj¹c herszta. Wed³ug wierzeс zabobonnych krajowcуw, przyczyn¹ wszystkich nieszczкœж cz³owieka, chorуb, a nawet œmierci zawsze by³y z³e duchy oraz Ÿli czarownicy. Dlatego te¿ naiwny Ain'u'Ku przekona³ ich wymowniej ni¿ obietnice dobrego wynagrodzenia, ¿e pod opiek¹ przemo¿nych, dobrych bia³ych duchуw nic z³ego staж siк im nie mo¿e. Dziкki jego paplaninie oko³o stu Papuasуw wyrazi³o chкж towarzyszenia wyprawie w drodze do stacji misyjnej na wy¿ynie Popole. Przys³uga oddana przez Ain'u'Ku nie pozosta³a bez nagrody. Smuga mianowa³ go boss-boyem, czyli kierownikiem tragarzy i pozwoli³ mu nosiж karabin. Wprawdzie, nie chc¹c ryzykowaж jakiegoœ wypadku, nie da³ mu nabojуw, lecz mimo to Ain'u'Ku czu³ siк niezmiernie zaszczycony. Zacz¹³ œlepo wykonywaж wszelkie rozkazy bia³ych masters, a czasem nawet przesadza³ w gorliwoœci i pos³uszeсstwie. Tomek, rozmyœlaj¹c o sytuacji wyprawy, rozchmurzy³ siк wspomniawszy poczciwego boya. Dziкki jego ¿yczliwej pomocy ³atwiej bкd¹ mogli zyskaж zaufanie innych plemion w g³кbi wyspy. Pokrzepiony na duchu, znуw spojrza³ w rozp³omienione niebo. Tarcza s³oneczna ju¿ prawie ca³kowicie zniknк³a za krawкdzi¹ wysokich gуr. Czerwonawa ³una sta³a siк znacznie bledsza. Ostatnie purpurowe promienie odbija³y siк na zachodzie od kraсcуw ciemnych chmur, rzucaj¹c nik³y odblask na w¹sk¹ gуrsk¹ œcie¿ynк. Port Moresby, widoczny jeszcze w pe³nym blasku dnia na w¹skim skrawku p³askiego wybrze¿a na po³udniowym wschodzie, obecnie ju¿ zagin¹³ w zamglonej dali. Jak zwykle w tych szerokoœciach geograficznych, wieczуr zapada³ nagle, prawie nie poprzedzony zmrokiem. - Tomku...! Tomku...! Wracaj na kolacjк...! - rozbrzmia³o w tej chwili zwielokrotnione przez echo wo³anie Sally. Dingo, ktуry przywarowa³ u stуp m³odzieсca, zastrzyg³ uszami. Zaraz te¿ zwinnym ruchem powsta³ na cztery ³apy i szczekn¹³ g³ucho, spogl¹daj¹c na Tomka. Ten ockn¹³ siк z zadumy. Pog³aska³ swego ulubieсca, po czym raŸno odkrzykn¹³: - Ju¿ idк...! Powsta³ z g³azu; poprzedzany przez Dinga pobieg³ œcie¿k¹ w dу³ gуrskiego zbocza. Wkrуtce znalaz³ siк w krкgu rozbitych namiotуw obozowiska. Jego towarzysze siedzieli naoko³o ogniska, nad ktуrym dymi³ kocio³ z gor¹c¹ zup¹. Tomek usiad³ obok kapitana Nowickiego. - Gdzie¿ to szanowny pan przebywa³ tak d³ugo? - zagadnк³a Sally, stawiaj¹c przed nim blaszany talerz nape³niony zup¹. - By³em na wzgуrzu. Podziwia³em wspania³y zachуd s³oсca - weso³o odpar³ Tomek. - Purpurowy odblask sprawia³ wra¿enie, jakby olbrzymia ³una unosi³a siк nad zachodni¹ czкœci¹ wyspy. - Tylko patrzyж, jak zaczniesz gryzmoliж wiersze - ironicznie zauwa¿y³ kapitan Nowicki. - Sk¹d taki niedorzeczny wniosek?! - oburzy³ siк Tomek. - Ano, brachu, najpierw cz³ek staje siк wra¿liwy na piкkno natury, potem ciк¿ko wzdycha i spogl¹da ukradkiem na damк jak cielк na malowane wrota, a w koсcu zaczyna gryzmoliж wierszyki. Wszyscy zakochani m³odzieсcy tak robi¹. - Czy pan naprawdк s¹dzi, ¿e Tommy jest zakochany? - filuternie podchwyci³a Sally. Tomek natychmiast pochyli³ siк nad talerzem, by ukryж zmieszanie, a kapitan Nowicki ci¹gn¹³ dalej: - A jak¿e, ale nie tylko on jeden zosta³ ugodzony przez Amora. Spostrzeg³em, ¿e pan James Balmore czкsto wpatruje siк w ksiк¿yc i potem zamyœlony wpisuje coœ do notesu. Balmore poczerwienia³ i zakrztusi³ siк gor¹c¹ zup¹. Tomek tymczasem zd¹¿y³ ju¿ och³on¹ж z zak³opotania i rzek³: - Co do mnie, trafi³ pan jak kul¹ w plot, kapitanie! Nigdy w ¿yciu nie napisa³em ani jednej linijki wiersza! - To szkoda, brachu, wielka szkoda - odpowiedzia³ Nowicki. - Mia³yby twoje dzieci, co poczytaж w przysz³oœci! Masz zrкczn¹ rкkк do pisaniny. Sam z przyjemnoœci¹ s³ucha³em twoich liœcikуw, ktуre smarowa³eœ do jednej australijskiej sikorki. Twoje raporty w dzienniku pok³adowym rуwnie¿ s¹ bardzo sk³adne. Niejeden mуg³by siк z nich dowiedzieж wielu ciekawych rzeczy o œwiecie. Moim zdaniem powinieneœ wydaж je drukiem. - Œwietny pomys³, drogi panie kapitanie! - zawtуrowa³a Sally. - Posiadam pokaŸny zbiуr listуw, ktуre Tommy pisa³ do mnie z wszystkich swoich wypraw. - Skoсczcie z tymi œmiesznymi pomys³ami - rzek³ Tomek, wzruszaj¹c ramionami. - Kogo by mog³y zaciekawiж moje listy pisane do ciebie?! - Tak uwa¿asz?! - oburzy³a siк Sally. - A wiкc dobrze, jeœli siк na mnie nie pogniewasz, to mogк ci coœ powiedzieж! - Nie pogniewam siк! - zapewni³ Tomek. - Dajesz s³owo? - Oczywiœcie! - By³o to jeszcze w szkolnym pensjonacie w Australii. W³aœnie otrzyma³am od ciebie list z Afryki, pisany w poci¹gu, w drodze z Nairobi nad Jezioro Wiktorii. Ze wzglкdu na pуŸn¹ porк, wieczorem mog³am przeczytaж go tylko jeden raz. Opisy kraju by³y tak bardzo interesuj¹ce, ¿e rano nastкpnego dnia, na pierwszej lekcji, zaczк³am ukradkiem ponownie czytaж list. Zajкta pasjonuj¹c¹ lektur¹ zapomnia³am o rzeczywistoœci. Nagle ktoœ wyci¹gn¹³ mi list spod ³awki. Oniemia³am ujrzawszy pani¹ Carlton, nauczycielkк geografii, stoj¹c¹ obok mnie z twoim listem w rкku. Z niemym wyrzutem w surowym wzroku nauczycielka powrуci³a do swego stolika i zaraz zaczк³a czytaж po cichu. Myœla³am, ¿e oberwк burк. Przez kwadrans trwa³a cisza. Potem nauczycielka zawo³a³a mnie na œrodek klasy i zapyta³a, kim jest уw m³ody podrу¿nik. Odpowiedzia³am... Rezolutna Sally zarumieni³a siк i umilk³a zmieszana, lecz po chwili znуw mуwi³a dalej: - No, mniejsza z tym. co odpowiedzia³am, W ka¿dym razie pani Carlton ¿yczy³a mi wszystkiego najlepszego i poprosi³a, abym tak interesuj¹cych opisуw rу¿nych krajуw nie zachowywa³a dla samej siebie. Odt¹d wszystkie twoje listy odczytywa³am na g³os na lekcji geografii jako lekturк uzupe³niaj¹c¹. Pani Carlton zawsze twierdzi³a, ¿e powinny byж wydrukowane. - A co, nie mуwi³em? - triumfowa³ kapitan Nowicki. - Brachu, jak amen w pacierzu masz pewny fach w rкku na stare lata! Tomek mrukn¹³ coœ pod nosem. Spod oka bacznie obserwowa³ m³od¹ przyjaciу³kк, a tymczasem James Balmore odezwa³ siк karc¹cym tonem: - Mimo wszystko uczennice nie powinny siк zajmowaж listami od ch³opcуw na lekcjach. - Zaraz widaж, ¿e dot¹d nie otrzymywa³eœ mi³ych liœcikуw - wtr¹ci³a Natasza. - To nie ma nic do rzeczy, podczas lekcji nale¿y zajmowaж siк nauk¹ - upiera³ siк James. - Nie b¹dŸ pan taki skrupulatny, bo zapewne nie tylko o te lekcje panu chodzi... - wtr¹ci³ rozweselony Nowicki. - Nie wszyscy mog¹ byж idealnymi uczniami, panie Balmore - zauwa¿y³ Bentley. - Zapewne ka¿dy z nas czasem coœ przeskroba³ w szkole. - Œwiкta racja, ja na przyk³ad lubi³em prztykaж w ucho kole¿kуw siedz¹cych przede mn¹ - przyzna³ siк kapitan Nowicki. - Czкsto te¿ za to obrywa³em od belfra po ³apie linijk¹, bo kumple nie mieli odwagi odp³aciж rni tym samym! - Tak, tak, kapitan by³ niez³ym ziу³kiem - rzeki Wilmowski, ktуry niegdyœ razem z Nowickim uczкszcza³ do tej samej szko³y. Trzeba jednak przyznaж, ¿e zawsze stawa³ w obronie s³abszych kolegуw. - Mama mуwi³a, ¿e Tomek mia³ w szkole u nauczycieli opiniк niespokojnego ducha - odezwa³ siк Zbyszek Karski. - Nienawidzi³ rusofilуw i zawsze p³ata³ im jakieœ kawa³y. Ale uczy³ siк doskonale! - Gdybym by³a ch³opcem, chcia³abym byж tylko taka jak on! - porywczo powiedzia³a Sally. - I ja tak¿e! - doda³a Natasza. - Czas zaj¹ж siк pracami obozowymi - przerwa³ pogawкdkк Smuga. - Potem wszyscy k³ad¹ siк spaж, skoro œwit ruszamy w drogк. Jutrzejszy odcinek marszu bкdzie bardziej mкcz¹cy. - A jak¿e, gуrzyska ju¿ wyrastaj¹ przed nami - westchn¹³ kapitan Nowicki. - Tomku, wieczorem stra¿ nale¿y do ciebie - poleci³ Smuga. - Od dwunastej moja kolej, o drugiej zast¹pi mnie kapitan, ktуry zrobi pobudkк o wschodzie s³oсca. - Czy nie uwa¿asz pan, ¿e powinno siк zaprawiaж m³odzie¿ do s³u¿by obozowej? - zapyta³ Nowicki. - Wszyscy musz¹ nauczyж siк pe³nienia wachty. Mo¿e by tak, na przyk³ad, Sally trochк poжwiczy³a z Tomkiem? Smuga zdziwiony spojrza³ na marynarza, ktуry porozumiewawczo mrugn¹³ do niego. Powesela³, domyœliwszy siк intencji przyjaciela, i odpar³: - S³uszna uwaga, kapitanie, o ile oczywiœcie Sally ma na to ochotк i nie jest zbyt zmкczona! - Mog³abym nawet zaraz wyruszyж w dalsz¹ drogк - zawo³a³a uradowana panienka. - Chкtnie bкdк czuwaж z Tommym! - Dobrze, ale najpуŸniej za dwie godziny masz pomaszerowaж do ³у¿ka - doda³ Smuga. Wed³ug zapewnieс Benlleya, potwierdzonych przez Ain'u'Ku, w Nowej Gwinei po zapadniкciu ciemnoœci bia³ym podrу¿nikom nie zagra¿a³o niebezpieczeсstwo napadu ze strony wojowniczych krajowcуw. Nadzwyczaj przes¹dni Papuasi wystrzegali siк opuszczania swych chat w nocy; wierzyli, ¿e d¿ungla staje siк wуwczas siedliskiem rу¿nych duchуw. Tych zaœ obawiali siк nade wszystko. Dziкki temu zabobonowi wieczorna s³u¿ba wartownicza polega³a tutaj g³уwnie na nadzorowaniu prac obozowych. Sumienny w wykonywaniu swych obowi¹zkуw Tomek nie mуg³ nic zarzuciж Zbyszkowi, ktуry po trzech dniach marszu, oprуcz zajкж intendenta, obj¹³ rуwnie¿ funkcjк oboŸnego. Wieczorne porcje ¿ywnoœci zosta³y ju¿ wszystkim wydzielone, a skrzynie z prowiantem i inne baga¿e, odpowiednio posegregowane, u³o¿one by³y w jednym miejscu w nale¿ytym porz¹dku. Tomek i Sally zajrzeli z kolei do namiotуw. Ka¿dy bia³y uczestnik wyprawy mia³ w nich przydzielone miejsce do spania. Tomek stwierdzi³ z zadowoleniem, ¿e nie zaniedbano wstawienia nуg polowych ³у¿ek do blaszanych puszek po konserwach nape³nionych wod¹, co doœж skutecznie zapobiega³o w³a¿eniu robactwa do poœcieli. Moskitiery nad ³у¿kami rуwnie¿ by³y szczelnie dopiкte. Ze wzglкdu na to, ¿e w gуrzystych okolicach Nowej Gwinei noce bywa³y ch³odne, w rу¿nych punktach obozu zgromadzono zapasy chrustu, by mo¿na by³o podsycaж nirn ogniska a¿ do œwitu. - Bкdzie ze Zbyszka pociecha! - pochwali³ Tomek, ukoсczywszy przegl¹d. - On jest bardzo ambitny! Wzorowo wykonuje swoj¹ pracк - powiedzia³a Sally. - Powinieneœ zwracaж uwagк, aby siк zbytnio nie przemкcza³. Nie odzyska³ jeszcze pe³ni si³ po ciк¿kich prze¿yciach na Syberii. - Pamiкtam o tym, Sally, pamiкtam - rzek³ Tomek. - Rozmawialiœmy na ten temat z ojcem. On jest zdania, ¿e trudy wyprawy zahartuj¹ Zbyszka. - Twуj kochany tatuœ zawsze myœli o wszystkich - powiedzia³a Sally. Tak gawкdz¹c przystanкli przed krкgiem roz¿arzonych ognisk, przy ktуrych papuascy tragarze mieli spкdziж noc pod go³ym niebem. Krajowcy w³aœnie koсczyli wieczorny posi³ek. Byli w dobrym nastroju, jak zwykle po sutym jedzeniu. Ca³a œwinia, podarowana im przez Smugк, zosta³a po upieczeniu sprawiedliwie podzielona na rуwne porcje. Niektуrzy jeszcze wygrzebywali z popio³u zaimprowizowanego na poczekaniu "pieca" s³odkie kartofle i jedli je, popijaj¹c wod¹ z liœci zwiniкtych w ro¿ki. Inni ¿uli betel Betel - rodzaj u¿ywki sporz¹dzanej z owocуw palmy betelowej, z liœci pieprzu betetelowego i odrobiny wapnia. , zbiorowo palili fajki b¹dŸ te¿ le¿¹c wko³o ognisk drapali siк po g³owie bambusowymi grzebykami, podobnymi do zakrzywionych wide³ek. W gronie Papuasуw rej wodzi³ m³ody boss-boy, Ain'u'Ku. Obecnie, ubrany w przyd³ug¹ dla niego koszulк Tomka opuszczon¹ a¿ za kolana, gard³owym g³osem g³oœno coœ opowiada³. Spora grupka Papuasуw s³ucha³a go w skupieniu, gdy¿ w kraju, gdzie wszyscy chodz¹ nago, ubiуr dodaje cz³owiekowi godnoœci. Tote¿ dumny Ain'u'Ku co chwila zerka³ na rozpiкt¹ na piersiach koszulк i nie wypuszcza! z d³oni swego nie nabitego karabinu. Naraz ktуryœ z krajowcуw zanuci³ melancholijn¹ pieœс. Kilkanaœcie innych g³osуw zaraz podchwyci³o melodiк. Papuasi powstali z ziemi i rozpoczкli taсce wokу³ ognisk. Wœrуd leniwie unosz¹cych siк niebieskawych dymуw ciemnobr¹zowe, nagie postacie krajowcуw sprawia³y wra¿enie rozko³ysanych fantastycznych cieni. Sally, zaniepokojona, przygl¹da³a siк widowisku. Od chwili wyruszenia z Port Moresby wieczorne posi³ki krajowcуw koсczy³y siк taсcami, ktуre trwa³y a¿ do pуŸnej nocy. Po chwili zagadnк³a swego towarzysza: - Tommy, obawiam siк, ¿e nasi tragarze wkrуtce zupe³nie opadn¹ z si³. Przecie¿ oni prawie wcale nie wypoczywaj¹ po forsownych marszach. - Czy martwi¹ ciк ich taсce? — zapyta³ Tomek. - O nie w³aœnie mi chodzi... Tomek uœmiechn¹³ siк i odpar³: - Nie k³opocz siк tym! Gdy krajowcy maj¹ ochotк na taсce, jest to najlepszym dowodem, ¿e s¹ najedzeni i weseli. Dobry to znak dla nas. Przecie¿ obawialiœmy siк, ¿e jutro odmуwi¹ wyruszenia w dalsz¹ drogк. Wkraczamy ju¿ na tereny nie kontrolowane dot¹d przez rz¹dowych oficerуw patrolowych. - To zapewne, dlatego pan Smuga poleci³ daж im ca³¹ œwiniк na kolacjк? - domyœli³a siк Sally. - Tak, moja droga! Miкso jest dla nich prawdziwym przysmakiem. W Nowej Gwinei prawie wcale nie ma wiкkszej zwierzyny. Dlatego te¿ Papuasi, jako wegetarianie z koniecznoœci, nie odznaczaj¹ siк okaza³¹ budow¹ fizyczn¹. Ich codzienny pokarm stanowi¹ s³odkie kartofle, taro, dzika fasola, kukurydza i ogуrki, korzenie krzewуw, trzcina cukrowa, banany, migda³y pandami Pandan (Pandanus) - drzewo lub krzew z rodziny pandanowatych (pochutnikowatych), o pniu pojedynczym lub widlasto rozga³кzionym, L korzeniami podporowymi i z pкkiem mieczowatych liœci na wierzcho³ku. Roœnie w krajach na wybrze¿ach Oceanu Indyjskiego i Wielkiego., a czasem w dni œwi¹teczne jamsy. Wioskowe œwinie zabijaj¹ jedynie na niezwyk³e uroczystoœci. Niekiedy poszczкœci siк jakiemuœ myœliwemu - ustrzeli papugк, dzikiego go³кbia lub rajskiego ptaka. Czasem upoluje ma³ego niedŸwiedzia z odmiany oposуw, kazuara lub dzikiego odyсca, ale na tym koniec. - Ktу¿ to udzieli³ ci tak wyczerpuj¹cych informacji? - zdumia³a siк Sally. - Wczoraj wieczorem w namiocie przys³uchiwa³em siк d³ugiej dyskusji ojca z panem Bentleyem. Wiesz, ¿e ojciec zbiera materia³y naukowe. - Oczywiœcie, pamiкtam o tym! Gdy opowiada o rу¿nych krajach, mog³abym przez ca³¹ noc nawet nie zmru¿yж oka. - Ja rуwnie¿, ale teraz przypomnij sobie polecenie pana Smugi. Czas iœж do ³у¿ka. Jutro czeka nas uci¹¿liwy marsz. - Tommy, pozwуl mi zostaж jeszcze troszeczkк, dobrze? - Ale tylko krуtk¹ chwilк. Spуjrz, ksiк¿yc ju¿ wschodzi! Zza krawкdzi gуrskiego ³aсcucha w³aœnie wychyli³ siк r¹bek tarczy ksiк¿yca w pe³ni. Jak olbrzymia, czerwonawo po³yskuj¹ca kula wolno wyp³ywa³ na mlecznoszare niebo. Gdzieœ w dolinie, wœrуd pagуrkуw poros³ych d¿ungl¹, rozlega³o siк przeci¹g³e wycie. Echo nios³o je od zbocza do zbocza, a¿ nowe coraz to bardziej oddalone skowyty przy³¹czy³y siк do niego. Sally, trochк zalкkniona, mimo woli przysunк³a siк bli¿ej do Tomka. Opiekuсczo otoczy³ j¹ ramieniem i rzeki: - Nie bуj siк, to psy nowogwinejskie wyj¹ do ksiк¿yca... - Psy...? Dzikie psy...? - niedowierzaj¹co szepnк³a Sally. - Tommy, a mo¿e to naprawdк jakieœ nieznane stwory nawo³uj¹ siк noc¹ w pobliskiej d¿ungli? Tomek cicho siк rozeœmia³. - Zapomnij o naiwnych opowieœciach zabobonnych krajowcуw! - odpar³. - Byж mo¿e d¿ungle nowogwinejskie kryj¹ niejedn¹ tajemnicк, lecz z ca³¹ pewnoœci¹ nie spotkamy w nich potworуw czy duchуw. Te ponurawe g³osy w dali s¹ jedynie wyciem psуw hodowanych przez krajowcуw. - Naprawdк...? - Mo¿esz mii wierzyж - zapewni³ Tomek. Pewien podrу¿nik opowiada³ panu Bentleyowi, ¿e w okolicach Merauke Merauke - port morski i g³уwne miasto na po³udniowym wybrze¿u Irianu Zachodniego, le¿¹ce u ujœcia rzeki o tej samej nazwie. s³ysza³ w ksiк¿ycowe noce wycie domowych psуw, ktуre przez ca³y czas towarzyszy³o ksiк¿ycowi w jego wкdrуwce ze wschodu na zachуd. Nowogwinejskie psy wyrу¿niaj¹ siк w³aœnie tym, ¿e nie potrafi¹ szczekaж i wyj¹ tylko przy wschodzie ksiк¿yca. -Tommy, szczekanie australijskich dingo rуwnie¿ przechodzi w jakiœ nieprzyjemny skowyt - zauwa¿y³a Sally ju¿ ca³kowicie uspokojona. - Nie zosta³o dot¹d stwierdzone, czy tutejsze psy s¹ spokrewnione z australijskimi dingo. W ka¿dym b¹dŸ razie przyby³y na Now¹ Gwineк razem z ludŸmi i nie zerwa³y wiкzi z cz³owiekiem, zaœ australijski dingo ¿yje obecnie w stanie dzikim. W tej chwili ciche skomlenie rozleg³o siк u ich stуp. Sally zaraz pochyli³a siк, by pog³askaж swego ulubieсca, i powiedzia³a: - Kochane psisko myœla³o, ¿e o nim rozmawiamy. Dingo w odpowiedzi otar³ siк ³bem o jej nogi i szczekn¹³, spogl¹daj¹c na Tomka. - Dobre psisko przypomina, ¿e jego pani powinna ju¿ od dawna byж w ³у¿ku - rzek³ Tomek. - Dobranoc, Sally! - Dobranoc, Tommy! Dingo, odprowadŸ mnie do "domu"! - Dingo, pilnuj pani, ¿eby nie przyœni³y siк jej jakieœ z³e duchy d¿ungli - za¿artowa³ Tomek, g³aszcz¹c psa po g³owie. Sally i Dingo zniknкli w namiocie. Tomek przysiad³ na g³azie; powiуd³ wzrokiem po obozowisku. W namiotach pogas³y œwiat³a. Jego towarzysze ju¿ spali. Krajowcy tak¿e z wolna siк uciszali. Koсczyli œpiewy i taсce. Jeden po drugim k³adli siк wokу³ ognisk i zasypiali. Nie by³ to jednak sen zbyt d³ugi ani g³кboki. Co pewien czas ktуryœ z nich podnosi³ siк, dorzuca³ parк ga³кzi do ogniska, gdy¿ noce na tych wysokoœciach by³y doœж ch³odne. Tomek spogl¹da³ w ciemn¹ dal. Na jaœniejszym tle nieba wyraŸnie rysowa³y siк grzbiety gуrskich pasm. Na dolinк le¿¹c¹ u ich stуp opada³a szara mg³a. Ju¿ nikt nie œpiewa³ w obozie. Wokу³ rozbrzmiewa³a przenikliwa, monotonna pieœс nocnych œwierszczy. Tchnienie d¿ungli Zaledwie noc poszarza³a, kapitan Nowicki urz¹dzi³ pobudkк. Ranek by³ mglisty i ch³odny. Ca³a dolina zasnuta mg³¹ sprawia³a wra¿enie rуwniny pokrytej œniegiem. Po niebie przep³ywa³y niskie, k³кbiaste chmury. Podrу¿nicy z zapa³em przyst¹pili do zwijania obozu, poniewa¿ ch³уd i wilgoж wszystkim dawa³y siк we znaki. Krajowcy zziкbniкci skupiali siк przy ogniskach i osuszali swe nagie cia³a z nocnej rosy. Jednoczeœnie piekli w popiele s³odkie kartofle, ktуre wraz z surow¹ wod¹, pit¹ z liœci zwiniкtych w ro¿ki, stanowi³y ich œniadanie. Po skromnym posi³ku zakurzyli oryginalne fajki i po poci¹gniкciu z nich kilka razy dymu gotowi byli do drogi. Wkrуtce chmury rozpierzch³y siк, powoli niknк³y w dali. S³oсce nabiera³o mocy, rozprasza³o mg³к. W obozie powsta³o trochк zamieszania, jak zwykle przy rozdziale pakunkуw. Ka¿dy z tragarzy chcia³ nieœж najl¿ejszy i najwygodniejszy dla siebie baga¿, ale energiczny Smuga oraz gorliwy w pe³nieniu obowi¹zkуw Ain'u'Ku szybko za¿egnali wszystkie spory. Karawana rozpoczк³a marsz. Dziki trakt pocz¹tkowo wiуd³ wy¿ynn¹ rуwnin¹, poroœniкt¹ grub¹, wysok¹, ostrolistn¹ traw¹ kunai, siкgaj¹c¹ pieszemu, wysokiemu cz³owiekowi a¿ do szyi. Wielka trawiasta rуwnina przypomina³a ¿у³tozielone morze o nieruchomej w bezwietrzn¹ pogodк toni, ponad ktуr¹ wystrzela³y gdzieniegdzie kкpy smuk³ych drzew eukaliptusowych, niczym na australijskich stepach. Wкdrуwka przez sawannк, poros³¹ tak wysok¹ traw¹, ¿e na ogуl niscy krajowcy wcale nie byli w niej widoczni, zmusi³a Smugк do zachowania szczegуlnych œrodkуw ostro¿noœci. Wchodzili w kraj nie kontrolowany przez patrole, a trawa kunai stwarza³a warunki sprzyjaj¹ce urz¹dzaniu zasadzek. Wszak gubernator w Port Moresby mуwi³, ¿e grad dzid i pierzastych zatrutych strza³ z ³ukуw pada³ nieraz na podrу¿nikуw z na pozуr bezludnej sawanny. Tote¿ Smuga prowadzi³ karawanк ubezpieczonym szykiem. Razem z Tomkiem i Dingiem wysun¹³ siк o kilkadziesi¹t metrуw przed maszeruj¹c¹ kolumnк. Obydwaj zwiadowcy bacznie obserwowali zachowanie psa, ktуry podczas poprzednich wypraw niejednokrotnie ostrzega! ich przed niebezpieczeсstwem. Sami rуwnie¿ rozgl¹dali siк na wszystkie strony; co pewien czas jeden z nich wspina³ siк na barki drugiego i przez lunetк lustrowa³ okolicк. W³aœciwe czo³o karawany stanowi³ Wilmowski z Bentleyem; za nimi w niewielkiej odleg³oœci sz³y dziewczкta ze Zbyszkiem Karskim i Jamesem Balmore'em; nastкpnie gкsiego kroczy³ d³ugi w¹¿ tragarzy, na samym zaœ koсcu kapitan Nowicki oraz dwaj preparatorzy - Stanibrd i Wallace. W tym szyku karawana wкdrowa³a kilka godzin. Oko³o po³udnia rуwnina zaczк³a siк stawaж coraz bardziej falista. Po³udniowe nizinne sawanny czкœciej ustкpowa³y miejsca lesistym pagуrkom, ktуre wkrуtce przemieni³y siк w biegn¹ce w rу¿nych kierunkach odnogi g³уwnego ³aсcucha gуrskiego, stanowi¹cego jakby krкgos³up wyspy. Potк¿ny, rуwny jego masyw piкtrzy³ siк w dali na horyzoncie, urozmaicony pojedynczymi olbrzymimi szczytami, rysuj¹cymi siк na tle rozjarzonego s³oсcem nieba niczym jakieœ dawne zamczyska obronne. Smuga ciekawie przygl¹da³ siк gуrskiemu krajobrazowi. W pewnej chwili zwrуci³ siк do Tomka: - Mina zrzednie naszemu kapitanowi... Niezbyt to zachкcaj¹cy widok dla niego. - Gуry wszystkim dadz¹ siк we znaki - odrzek³ m³odzieniec. - Zanim jednak dojdziemy do nich, czeka nas wкdrуwka przez d¿unglк. Przed chwil¹ przypatrywa³em siк jej przez lunetк. - Masz racjк, w tym kraju nie mo¿na narzekaж na monotoniк. - W³aœnie rozmyœla³em o tym dzisiejszego ranka - powiedzia³ Tomek. - Mieliœmy dobr¹ okazjк przyjrzenia siк wyspie najpierw z morza, a teraz ogl¹damy jej wnкtrze. - Zatrzymajmy siк na tym wzgуrzu i poczekajmy na czo³o karawany - zaproponowa³ Smuga. - Mamy nieco czasu, proszк, wiкc, powiedz, jakie poczyni³eœ obserwacje? Ciekaw jestem, czy pokrywaj¹ siк z moimi. - Doskonale! Na ostatnim postoju zapisa³em w podrкcznym notatniku pewne uwagi na temat topografii Nowej Gwinei. Tomek przysiad³ na kamieniu; wydoby³ notes z kieszeni bluzy i zacz¹³ czytaж: "Obydwa kraсce po³udniowego wybrze¿a wyspy posiadaj¹ urwiste, mokre brzegi, kryj¹ce kraj falisty, poroœniкty traw¹ kunai i rzadko rozrzuconymi drzewami. Id¹c od po³udnicwo-wschodniego kraсca wyspy w kierunku zachodnim, w ni¿ej po³o¿onych regionach znajdujemy palmy kokosowe i przepiкkny busz. Jeszcze dalej za nimi le¿¹ rozleg³e mokrad³a, w ktуre wdzieraj¹ siк wielkie rzeki, umo¿liwiaj¹ce dostкp w g³¹b bagnistych okolic. Z po³udniowo—wschodniego wybrze¿a w g³¹b wyspy na pу³nocny zachуd wiod¹ rуwninne b¹dŸ faliste sawanny, poroœniкte zdradliw¹ traw¹ kunai oraz kкpami dzikich drzew owocowych i eukaliptusowych. Z wolna przemieniaj¹ siк one w kraj coraz bardziej pofa³dowany i gin¹ w dolinach u stуp pasm gуrskich, bкd¹cych odga³кzieniami g³уwnego ³aсcucha, zalegaj¹ce wzd³u¿ ca³¹ wyspк ze wschodu na zachуd. Stoki gуrskie i doliny porasta tropikalna d¿ungla." - Poczyni³eœ bardzo trafne spostrze¿enia, Tomku - pochwali³ Smuga. - Ca³kowicie zgadzam siк z nimi. Notuj dalej wszystko jak najdok³adniej, wchodzimy przecie¿ w kraj w ogуle nieznany. - Bкdк to mia³ na uwadze, proszк pana - odpar³ m³odzieniec. - Oto ju¿ zbli¿aj¹ siк nasi. - Czy wszystko w porz¹dku, Janie?! - zawo³a³ zaniepokojony Wilmowski, pospiesznie wysforowuj¹c siк z Bentleyem nieco do przodu. - Jak do tej pory, tak! - odpowiedzia³ Smuga. - Przed nami d¿ungla. Teraz musimy iœж bardziej zwart¹ kolumn¹. Jeszcze przez jakiœ czas karawana wкdrowa³a szerok¹ dolin¹, zanim kкpki eukaliptusуw ust¹pi³y miejsca jakby kolumnadom drzew o jasno ubarwionych pniach, o odcieniu czerwonawym lub ¿у³tym. By³ to ju¿ przedsionek d¿ungli, ktуra niebawem ukaza³a siк w ca³ej okaza³oœci. Natasza, Zbyszek i James Balmore, ktуrzy dopiero po raz pierwszy znaleŸli siк w prawdziwym lesie tropikalnym, zamilkli oszo³omieni, a nawet nieco zalкknieni jego ogromem i nie oczekiwanym przez nich wygl¹dem. Wyobra¿ali sobie d¿unglк jako niezwykle trudny do przebycia, wiecznie mroczny g¹szcz drzew, krzewуw oraz rу¿nych pn¹czy. Tymczasem w rzeczywistoœci drzewa o rzadkich rozga³кzieniach i sk¹po ulistnionych koronach przewa¿nie przepuszcza³y dostateczn¹ iloœж œwiat³a. Nawet w miejscach, gdzie liany spl¹tywa³y wierzcho³ki wysokich drzew, promienie s³oneczne, odbijaj¹c siк od grubych, skуrzastych, lœni¹cych liœci, rozjaœnia³y d¿unglк cienkimi smugami œwietlnymi i migotliwymi odb³yskami. Wbrew mniemaniu m³odych przyjaciу³ Tomka d¿ungla nie przedstawia³a jednolitego widoku ani ubarwienia. Ponad wierzcho³ki ni¿szych drzew wystrzela³y w gуrк prawdziwe leœne olbrzymy, tworz¹ce niepokoj¹cy obraz. Korony rozmaitych drzew, rosn¹cych obok siebie, zadziwia³y rу¿norodnoœci¹ kszta³tu; jedne by³y sto¿kowate, inne zaokr¹glone b¹dŸ te¿ szerokie lub w¹skie. Pnie poszczegуlnych drzew, o w³aœciwym sobie jasnym kolorze, ostro odcina³y siк na tle ciemnej zieleni runa. W tropikalnym lesie prawie wszystko nabiera³o niezwyk³ych, monumentalnych cech. Drzewa rzadko wrasta³y w ziemiк korzeniami palowymi. Aby jednak mog³y siк skutecznie oprzeж gwa³townym wichrom, szeroko rozpoœciera³y szponowate korzenie prawie na powierzchni ziemi, czкsto wypuszcza³y z gуry swych pni tak zwane korzenie przybyszowe, ktуre rosn¹c w dу³ podpiera³y drzewo, a niekiedy przekszta³ca³y siк w korzenie deskowe i tworzy³y potк¿ne, pionowo stercz¹ce fa³dy, stanowi¹ce dogodne kryjуwki dla zwierz¹t i ludzi. Rу¿ne liany Liany, czyli pn¹cza - œwiat³olubne roœliny o d³ugich, wiotkich pкdach czepnych; nale¿¹ do osobliwoœci strefy gor¹cej. Najwiкcej spotykamy ich w tropikalnej Ameryce (szczegуlnie w Brazylii) potem w po³udniowo-wschodniej Azji, na Archipelagu Malajskim i w Afryce. Nazwa "liany" pochodzi od tubylcуw Wysp Antylskich, ktуrzy tak nazywali roœliny pn¹ce siк po drzewach, francuscy botanicy wprowadzili j¹ jako termin naukowy. Pn¹cza rosn¹ tak¿e w strefie umiarkowanej. S¹ to: groszki, wyki, powoje, chmiel, itp., lecz tylko niektуre maj¹ drewniej¹c¹ ³odygк. Z tych ostatnich znajdujemy w Polsce jedynie bluszcz, powojnicк alpejsk¹, przewiercieс oraz Clematis Yitalba w Kazimierzu nad Wis³¹., ktуre w strefie umiarkowanej zazwyczaj nale¿¹ do roœlin zielnych, tutaj, dziкki dostatecznej iloœci œwiat³a oraz wilgoci, stawa³y siк w wiкkszoœci drzewiastymi pn¹czami. Wi³y siк wokу³ drzew, ich ga³кzi, wieсczy³y i ³¹czy³y w gуrze korony, oplata³y zdrewnia³e ŸdŸb³a bambusуw, osi¹gaj¹cych wysokoœж kilkudziesiкciu metrуw. Pкdy lian, nieraz o gruboœci olbrzymiego wк¿a, wygl¹da³y jak potк¿ne, skrкcone liny b¹dŸ te¿ by³y sp³aszczone jak pasy i pofa³dowane. Niektуre d³awi³y, morderczymi uœciskami swe podpory, obumieraj¹ce od wierzcho³ka. Jedynie niektуre gatunki rodzaju Ficus s¹ dusicielami. Œwiat³o i wilgoж sprzyja³y rozwojowi wielu poroœli, czyli epifitуw. Pewne gatunki glonуw, porostуw i mchуw ros³y wprost na ziemi, inne natomiast zadomowi³y siк na grubych, poziomych ga³кziach s³abo ulistnionych drzew, w szczelinach kory oraz w zagiкciach lian. Oprуcz samo¿ywnych roœlin zarodnikowych osiedla³y siк na drzewach tak¿e pewne roœliny naczyniowe - paprotniki i kwiatowe. Dziкki nim d¿ungla przybiera³a wygl¹d wielkiej oran¿erii i nape³nia³a siк ciк¿kim, aromatycznym zapachem kwiatуw, ktуre zwisa³y z drzew niczym jaskrawo¿у³te lub czerwone festony. Szczegуlny zachwyt m³odych podrу¿nikуw wywo³ywa³ widok rу¿nobarwnych storczykуw, wychylaj¹cych siк z zieleni. - Cу¿ za przepiкkne orchidee! - zawo³a³a Sally, przystaj¹c przed zwisaj¹cym konarem. - Tomku, zerwij dla mnie, choж jeden kwiat! M³odzieniec wszak¿e gwa³townie odepchn¹³ j¹ na bok i zanim zd¹¿y³a zorientowaж siк w sytuacji, uderzeniem kolby sztucera zmia¿d¿y³ ³eb zielono-¿у³temu wк¿owi drzewnemu. Sally trochк przyblad³a, ale zaraz zapanowa³a nad sob¹ i powiedzia³a: - Och, Tommy! Niepotrzebnie go zabi³eœ, on chyba nie jest jadowity! - Masz racjк, ale to by³ odruch - odpar³ Tomek. - Od czasu twego zaginiкcia w australijskim buszu nienawidzк wк¿y. Obawialiœmy siк wtedy, czy przypadkiem nie zosta³aœ uk¹szona przez jakiegoœ jadowitego gada. - Wiкc wci¹¿ o tym pamiкtasz?! - ucieszy³a siк Sally i zaraz uœciska³a przyjaciela. - Nasz wierny Dingo rуwnie¿ ucierpia³ od jadowitego wк¿a w Afryce. Prawdopodobnie ocali³ mi ¿ycie - doda³ Tomek. Starsi uœmiechali siк, s³uchaj¹c lej rozmowy, a gromada Papuasуw obst¹pi³a obydwoje m³odych, wydaj¹c g³oœne okrzyki radoœci. Przedsiкbiorczy Ain'u'Ku powstrzyma³ tragarzy i nie mniej uradowany od nich w³o¿y³ jeszcze drgaj¹cego wк¿a do swej podrкcznej plecionki z zapasami ¿ywnoœci. - M³ody master dobre oko, prкdka rкka, all right - powiedzia³ zadowolony. - Moja upiecze w¹¿ wieczorem. Moja mieж dobre jedzenie, all right. - Tomku, czy on naprawdк zamierza zjeœж to paskudztwo?! - niedowierzaj¹co zapyta³ Zbyszek. Zanim Tomek zd¹¿y³ odpowiedzieж, rozbrzmia³ tubalny g³os kapitana Nowickiego, ktуry w³aœnie nadszed³ z tyln¹ stra¿¹: - A cу¿ w tym takiego dziwnego? Murzyni w Afryce rуwnie¿ wcinaj¹ wк¿e. To dla nich wielki rarytas! Swego czasu nawet sam skosztowa³em jedno dzwonko. Miкso by³o bia³e i smakowa³o jak wкgorz. - Chyba pan ¿artuje?! - oburzy³ siк James Balmore. - Cywilizowany cz³owiek nie jad³by czegoœ podobnego! - Widocznie nasz kapitan jest dzikusem - z humorem odparowa³ Tomek. - Podczas wypraw nabra³ osobliwych upodobaс do wyszukanych potraw. Na przyk³ad w Chotanie, w Turkiestanie Chiсskim, nawet delektowa³ siк cukrzonymi pijawkami, ktуre podrzuca³em mu na talerz jako zak¹skк. - Dobry mia³eœ wtedy pomys³, brachu - przyzna³ kapitan. - Dziкki temu wygra³em na uczcie pojedynek na kieliszki ze znajomkiem Pandita Davasarmana, bo pijawki, jako wodne stworzenia, wci¹¿ pobudza³y moje pragnienie. - Ha, przy tak niewybrednym smaku mo¿na nie zaznaж g³odu nawet w d¿ungli, ktуra zazwyczaj nie obfituje w jadaln¹ zwierzynк. Natomiast pe³no tu rozmaitych owadуw, paj¹kуw, krocionogуw, ogromnych d¿d¿ownic, wк¿y i jaszczurek - z udan¹ powag¹ wtr¹ci³ Bentley. - Jeszcze nie prуbowa³em tych smako³ykуw, ale kto wie, co uczyniк, gdy g³уd mnie przyciœnie - odpowiedzia³ Nowicki. - W drogк, panowie, w drogк! - ponagli³ Smuga. - Nied³ugo wieczуr, musimy znaleŸж odpowiednie miejsce na roz³o¿enie obozu. Obfite, gкste i wysokie runo utrudnia³o wкdrуwkк przez d¿unglк. Jak zwykle w widniejszych lasach, przewa¿a³y paprocie o pionowo u³o¿onych piуropuszach liœci oraz czкsto kilkumetrowej wysokoœci paprocie drzewiaste z wielkimi koronami, wsparte na korzeniach przybyszowych. Ros³y tam rуwnie¿ bambusy, rу¿ne gatunki ukoœnie o jaskrawych, dziwacznych liœciach i inne nie znane naszym podrу¿nikom roœliny o pstrych ogonkach liœciowych, obsypane kwieciem lub barwnymi owocami. Teraz na przedzie karawany kroczy³o dwуch krajowcуw z d³ugimi, ciк¿kimi no¿ami. Gdy zachodzi³a potrzeba, torowali nimi drogк wœrуd ciernistych drzew z rodziny pandanowatych, ktуrych pnie je¿y³y siк ostrymi kolcami. Szczegуlnie boleœnie zetkniкcie z nimi odczuwali nadzy krajowcy. Ponadto ich bose stopy ustawicznie by³y nara¿one na ataki rу¿nego rodzaju robactwa, w¿eraj¹cego siк w skуrк pomiкdzy palcami nуg. Kilkugodzinne przedzieranie siк przez tropikalny las wyczerpywa³o si³y podrу¿nikуw. Tote¿ coraz czкœciej potykali siк o poros³e mchem korzenie drzew i kamienie, z trudem omijali zwalone przez czas lub burze pnie drzew, ktуre pod dotkniкciem stopy rozsypywa³y siк w py³ dziкki niszczycielskiej dzia³alnoœci rу¿nych grzybуw i owadуw. Ju¿ nie cieszy³ ich widok rу¿anecznikуw o œnie¿nobia³ych kielichach i krwistoczerwonych kwiatach. G³oœne wrzaski papug wydawa³y im siк szyderczym œmiechem z bezradnoœci cz³owieka wobec groŸnej potкgi bezmiernej puszczy tropikalnej. Smuga nie zwa¿a³ nawet na wyczerpanie dziewcz¹t i stale przynagla³ do szybszego marszu. W tych szerokoœciach geograficznych, po za zwyczaj s³onecznym ranku, oko³o po³udnia nastкpowa³o pogorszenie pogody. Popo³udniowe deszcze pada³y tu przez ca³y rok nadzwyczaj regularnie, z t¹ jedynie rу¿nic¹, ¿e w porze deszczowej trwa³y d³u¿ej, w suchej krуcej. Poprzez korony leœnych olbrzymуw widaж ju¿ by³o na niebie k³кbiaste, ciemne chmury. Smuga chcia³ roz³o¿yж obуz jeszcze przed deszczem; dla wszystkich konieczny by³ d³u¿szy wypoczynek. Tote¿ gdy natrafili na pagуrek, na ktуrym ros³o tylko jedno potк¿ne drzewo o nisko rozga³кzionych konarach i roz³o¿ystej koronie, da³ has³o do zatrzymania siк na noc. Biali podrу¿nicy natychmiast przyst¹pili do rozbijania namiotуw w pobli¿u drzewa, podczas gdy krajowcy wycinali krzewy i w przewidywaniu burzy budowali dla siebie prowizoryczne sza³asy z ga³кzi. Rozpalono ogieс. Zanim dziewczкta pobra³y prowiant na wieczerzк, pierwsze krople deszczu zaszumia³y na twardych liœciach olbrzyma. B³yskawica rozdar³a czarne chmury, daleki grzmot przetoczy³ siк po okolicznych gуrach. Na ziemiк spad³y ca³e potoki deszczu. Ognisko zgas³o. Mк¿czyŸni umacniali linki namiotуw, zabezpieczali ³adunek wyprawy. Ostre s³owa komend Smugi z trudem utrzymywa³y, jaki taki ³ad, ale porywisty wiatr wci¹¿ wyrz¹dza³ nowe szkody. Niebawem wszyscy do nitki przemokli. Strumienie wody szumia³y u stуp pagуrka. Drzewa w d¿ungli pochyla³y siк pod uderzeniami wichury, trzeszcza³y z³owieszczo. Wiatr wy³ w lesie i nape³nia³ go tajemniczymi odg³osami. - Wszyscy do namiotуw - krzykn¹³ Smuga widz¹c, ¿e i tak nie zdo³aj¹ zapobiec pewnym szkodom, gdy¿ tropikalna burza stawa³a siк coraz gwa³towniejsza. Wtem oœlepiaj¹ca b³yskawica rozp³omieni³a niebo tu¿ nad wzgуrzem. Rozleg³ siк og³uszaj¹cy huk. Ognista kula uderzy³a w samotne, olbrzymie drzewo. Stuletni olbrzym w jednej chwili rozb³ysn¹³ p³omieniami jak fajerwerk. Okrzyki trwogi rozbrzmia³y w ca³ym obozowisku; z rozszczepionego przez uderzenie piorunu starego pnia drzewa posypa³y siк wokу³ na pagуrek p³on¹ce jak ¿agwie od³amki ga³кzi oraz ludzkie czaszki i koœci. Niesamowite wydarzenie podczas gwa³townej burzy wywar³o na wszystkich wstrz¹saj¹ce wra¿enie. W œwietle b³yskawic obуz sprawia³ wra¿enie rozgrzebanego cmentarzyska. Wystraszone dziewczкta ukry³y twarze na piersi Wilmowskiego, ktуry akurat znajdowa³ siк obok nich; James Balmore poblad³, jakby mia³ zemdleж, a Zbyszek Karski i inni byli nie mniej oszo³omieni bliskoœci¹ uderzenia piorunu oraz padaj¹cymi na nich szcz¹tkami ludzkimi. Smuga nie straci³ przytomnoœci umys³u. Natychmiast zda³ sobie sprawк, ¿e niezwyk³y wypadek szczegуlnie przerazi zabobonnych krajowcуw. Tote¿ zaledwie zorientowa³ siк, ¿e jego towarzyszom nie przydarzy³o siк nic z³ego, zaraz zawo³a³ donoœnie, przekrzykuj¹c szum wichru i deszczu: - Nowicki i Tomek do mnie, reszta do namiotуw! - Do stu zdech³ych wielorybуw! - kl¹³ Nowicki. - Cу¿ to za diabelski pomys³ rzucaж w cz³owieka ³epetyn¹ umarlaka jak pi³k¹?! - Przerazi³em siк w pierwszej chwili - doda³ Tomek, ciк¿ko oddychaj¹c, wiatr bowiem zapiera³ dech w piersiach. - Cу¿ pan tak œciska pod pach¹?! Nowicki podsun¹³ druhowi przed oczy ludzk¹ czaszkк i wyjaœni³: - Uderzy³o mnie to prosto w ramiк! - Makabryczny podarek... - mrukn¹³ Tomek, nieufnie zerkaj¹c na rozorany, dymi¹cy pieс drzewa. - Musimy uspokoiж krajowcуw - zawo³a³ Smuga. - Zapewne siк przestraszyli... Mo¿emy mieж jutro k³opoty. Minк³o sporo czasu, zanim trуjka przyjaciу³ znalaz³a siк w namiocie, gdzie ich towarzysze przygotowywali wieczorny posi³ek. - Czy nasi tragarze s¹ bardzo przera¿eni? - zapyta³ wchodz¹cych Wilmowski. - A jak¿e, uderzenie piorunu akurat w to drzewo, na ktуrym mieszkaсcy tych stron sk³adali zw³oki zmar³ych, wziкli za ostrze¿enie dane im przez duchy przodkуw - odpar³ Smuga. - Wszyscy przeraziliœmy siк nie na ¿arty - zauwa¿y³ Balmore. - To by³ naprawdк okropny widok! - zawo³a³a Natasza. - Po raz pierwszy w ¿yciu ba³am siк naprawdк - wyzna³a Sally. - Bкdziemy musieli pe³niж wartк przez ca³¹ noc - rzek³ Bentley. - ZnaleŸlibyœmy siк w trudnym po³o¿eniu, gdyby tragarze uciekli. - Ju¿ raz nam siк tak przydarzy³o w Afryce - zauwa¿y³ Tomek, zdejmuj¹c mokr¹ koszulк. - Na szczкœcie tutejsi krajowcy boj¹ siк w nocy wкdrowaж przez d¿unglк. - Œwiкta racja - powtуrzy³ Nowicki. - Zaszyli siк w sza³asach jak sus³y w norach. W nocy nie zrobi¹ nam psikusa. - Jestem tego samego zdania, w nocy nie uciekn¹, a nad ranem musimy jakoœ dodaж im odwagi - powiedzia³ Smuga, - Oni s¹ bardzo zabobonni... Tajemne "moce" Burza ucich³a wieczorem. Na bezchmurnym niebie zajaœnia³ ksiк¿yc. Œwierszcze rozpoczк³y sw¹ monotonn¹ pieœс. Podrу¿nicy przyst¹pili do porz¹dkowania obozu. Najpierw zebrali strz¹œniкte z drzewa ludzkie koœci i z³o¿yli je w wykopanym dole. Nastкpnie zabezpieczyli przed wilgoci¹ baga¿e, a w koсcu rozwiesili na sznurach w³asne przemokniкte ubrania. PуŸn¹ noc¹ wszyscy, z wyj¹tkiem stra¿y, udali siк na spoczynek. Smuga obawia³ siк, ¿e niefortunne uderzenie piorunu mo¿e przysporzyж im k³opotуw z krajowcami. Tote¿ w towarzystwie Nowickiego i Tomka postanowi³ czuwaж a¿ do œwitu. W³aœnie w tej chwili powrуci³ z Dingiem z obchodu. Przysiad³ przy ognisku obok przyjaciу³. Zamyœlony, nabija³ fajkк tytoniem. - Wyniucha³eœ pan coœ nowego? - pу³szeptem zagadn¹³ Nowicki. - W ka¿dym razie nic dobrego dla nas - odpar³ Smuga. - Od czasu do czasu tragarze po kilku skupiaj¹ siк przy ogniskach, niby to dla poci¹gniкcia dymu z fajki, lecz gdy nie widz¹ nikogo z nas w pobli¿u, naradzaj¹ siк po cichu. - Masz pan racjк, po tej szeptaninie mog¹ siк postawiж okoniem. Niepotrzebnie rozbiliœmy obуz pod tym drzewem-grobowcem. - Jak mogliœmy odgadn¹ж, ¿e s¹ na nim szcz¹tki zamieszka³ych niegdyœ w tej okolicy ludzi? - odezwa³ siк Tomek. - Nasi tragarze rуwnie¿ o tym nie wiedzieli. Trudno przegl¹daж wszystkie drzewa w d¿ungli przed zatrzymaniem siк na wypoczynek. - Brachu, czy przypominasz sobie pogrzeb Czarnej B³yskawicy w Meksyku? Indiaсcy rуwnie¿ pochowali go na drzewie - rzek³ Nowicki. - S³uszna uwaga, kapitanie! Wœrуd pierwotnych ludуw zwyczaj sk³adania zw³ok na drzewach by³ szeroko rozpowszechniony. - A¿ mnie licho bierze, gdy pomyœlк, ¿e przez wiele miesiкcy le¿a³y sobie te koœci spokojnie na drzewie, a w³aœnie dzisiaj musia³y zlecieж nam na ³epetyny - z¿yma³ siк Nowicki. - Chyba jakiœ czort nas³a³ tк burzк! - Drogi kapitanie, tak samo w³aœnie rozumuj¹ nasi tragarze - powiedzia³ Tomek i cicho rozeœmia³ siк rozweselony. Smuga rуwnie¿ siк uœmiechn¹³, albowiem dobroduszny marynarz byt nieco przes¹dny. Wypuœci³ k³¹b niebieskawego dymu z fajeczki i zapyta³: - Czas p³ynie, Tomku. Czy wymyœli³eœ ju¿ jakieœ "czary" dla naszych tragarzy? - Mam pewien pomys³ - odpar³ Tomek, uœmiechaj¹c siк szelmowsko. - Cу¿ to za sztuczka? - zaciekawi³ siк marynarz. - Wolnego, kapitanie, wolnego! - zaoponowa³ Tomek. - Czarownicy nie zwykli zdradzaж wszystkich swoich sekretуw! - Rкka mnie œwierzbi na tego ch³opaka - zniecierpliwi³ siк Nowicki. Smuga rozweseli³ siк na dobre, gdy¿ doskonale zna³ s³abostki Nowickiego. Tomek nieznacznie mrugn¹³ do Smugi i wcale nie spieszy³ siк z zaspokojeniem ciekawoœci marynarza. - Gadaj, brachu, coœ wymyœli³! Tomek oci¹ga³ siк jeszcze chwilк, a potem rzek³: - No, po starej znajomoœci powiem tylko, ¿e zagro¿к krajowcom spaleniem wody w rzekach. - Ej¿e, brachu, nie kpij ze mnie! Wprawdzie wiem, ¿e jesteœ sprytny jak liszka, ale czy przypadkiem bliskie uderzenie piorunu nie pomiesza³o ci klepek w ³epetynie?! Przecie¿ bкdziesz musia³ im udowodniж, ¿e potrafisz paliж wodк, a to bzdura! - Zaraz widaж, ¿e w szkole niezbyt pilnie uczy³ siк pan fizyki - odci¹³ siк Tomek. - Ca³a sztuczka jest niezwykle prosta, a nawet naiwna. Wystarczy wykorzystaж rу¿nicк ciк¿aru w³aœciwego dwуch cieczy. - Panie Smuga, co ten ch³opak wygaduje? - zapyta³ zbity z tropu marynarz. - Mуwi wcale do rzeczy - odpar³ Smuga, ktуry w lot odgad³ zamiary Tomka. - Dobrze, zgadzam siк, palenie wody powinno wywrzeж odpowiednie wra¿enie. - S³uchaj, brachu, weŸ mnie za pomocnika. Wiesz, ¿e przepadam za takimi psikusami - poprosi³ Nowicki. - Co pan o tym myœli? - zwrуci³ siк Tomek do Smugi, udaj¹c powagк. - Jeœli nie spe³nisz proœby kapitana, gotуw sam sp³on¹ж z ciekawoœci - odpowiedzia³ Smuga. - Cу¿, nie mogк nara¿aж na szwank ¿ycia tak wybitnej osobistoœci. Dobrze, bкdzie mi pan pomaga³. Kapitan ucieszony klepn¹³ Tomka w plecy, zaraz pochyli³ siк ku niemu i zawo³a³: - No, teraz gadaj! Smuga ponownie nabi³ fajkк tytoniem. Z ukosa spojrza³ na Dinga. Pies le¿a³ przy ognisku. Tylko od czasu do czasu strzygi uszami i nas³uchiwa³. Nowicki tymczasem cicho rozmawia³ z Tomkiem. Z uznaniem poklepywa³ go po ramieniu i solennie obiecywa³ dok³adnie odegraж swoj¹ rolк. Œwit zasta³ podrу¿nikуw przy œniadaniu. Wokу³ ognisk krajowcуw panowa³a niepokoj¹ca cisza. Tego dnia jakoœ nie kwapili siк do posi³ku. D³ugie, grube fajki wкdrowa³y z r¹k do r¹k. Rozkazy Ain'u'Ku nie by³y wykonywane. W koсcu jeden z tragarzy powsta³, a za nim uczyni³o to kilku innych. Przywo³ali Ain'u'Ku i coœ d³ugo mu t³umaczyli. Zafrasowany boy niepewnie spogl¹da³ na bia³ych podrу¿nikуw; w koсcu na czele gromady tragarzy zbli¿y³ siк ku nim. - Master, oni nie iœж dalej, all right! - oznajmi³ krуtko. - Oni ¿¹daж zaplata teraz, all right. - Umуwili siк, ¿e dojd¹ z nami do Popole - rzek³ Smuga. - Powiedz im, ¿e tylko tam dostan¹ zap³atк. Ain'u'Ku przet³umaczy³ delegacji s³owa Smugi. Krajowcy d³ugo siк naradzali, po czym jeden z nich udzieli³ boyowi odpowiedzi. - Wiкc co postanowili? - krуtko zapyta³ Smuga. - Oni nie iœж dalej, oni wrуciж bez zap³ata, all right- odpar³ AinVKu. - Dlaczego nie chc¹ dotrzymaж umowy? - indagowa³ Smuga. - Duchy mуwi¹: nie iœж dalej. Iœж dalej, koœci twoje le¿eж na ziemi. Duchy zes³aж piorun i ostrzec, all right - wyjaœni³ boy. - Nie dopuœcimy do tego, aby ktokolwiek zrobi³ im krzywdк! W Popole otrzymaj¹ zap³atк i wrуc¹ do swoich wiosek, powtуrz im to - poleci³ Smuga. D³u¿sze wywody boya, w ktуrych zapewne nie omieszka³ u¿yж i w³asnych argumentуw, spowodowa³y jedynie lakoniczn¹ odpowiedŸ. - Duchy mуwiж nie iœж dalej. Kanak nie iœж dalej - wyjaœni³ Ain'u'Ku. - Z³e duchy robiж czary. Kanak zgin¹ж! Dalej mnуstwo bardzo Ÿli ludzie. - li ludzie nie napadn¹ na nas, bo my mamy karabiny, natomiast duchy uspokoimy naszymi czarami. Powiedz im, ¿e mog¹ iœж z nami bez jakiejkolwiek obawy - odrzek³ Smuga. Ain'u'Ku powtуrzy³ krajowcom s³owa Smugi. Znуw naradzali siк d³ugo, pow¹tpiewaj¹co potrz¹saj¹c g³owami. W koсcu Ain'u'Ku oznajmi³ ich decyzjк: - Oni mуwiж: master nie umie robiж czary. li ludzie baж siк tylko czary, all right! - Jesteœmy silniejsi od z³ych ludzi i waszych duchуw - ostro powiedzia³ Smuga. - Jeœli tragarze nie pуjd¹ z nami do Popole nie spalimy wуd w rzekach. Wtedy na pewno wszyscy umrzecie z pragnienia. Ain'u'Ku niepewnym g³osem powtуrzy³ jego s³owa krajowcom. Tym razem wywo³a³y one krуtk¹ dyskusjк i œmiech. Boy, ca³kowicie zbity z tropu, odezwa³ siк: - Master nie mуc spaliж woda, woda gasiж ogieс, all right! - Tak s¹dzicie? A wiкc dobrze, poka¿emy wam, co potrafimy. Daj jednemu z nich wiadro i niech biegnie do strumienia po wodк! Tym razem rozkaz zosta³ szybko wype³niony, kapitan Nowicki bowiem zaraz wrкczy³ przygotowane wiaderko najstarszemu tragarzowi. Zanim ten ostatni zd¹¿y³ powrуciж, wieœж o prуbie czarуw dotar³a do wszystkich krajowcуw. Zaintrygowani, du¿ym pу³kolem obst¹pili Smugк, ktуry najobojкtniej w œwiecie pyka³ fajeczkк. Papuasi zazwyczaj nosili wodк w grubych bambusowych rurach, zagwa¿d¿anych na obydwуch koсcach; tote¿ krajowiec nieprzywyk³y do noszenia wody w otwartym wiadrze rozla³ jej trochк po drodze. - Ain'u'Ku, powiedz im, ¿eby skosztowali, czy to jest woda - rozkaza³ Smuga, gdy postawiono przed nim wiadro. Kilku tragarzy d³oсmi zaczerpnк³o wody; potakiwali g³owami na znak, i¿ nie maj¹ w¹tpliwoœci. Poza tym jeden z nich przyniуs³ j¹ ze strumienia. Smuga bez poœpiechu wytrz¹sn¹³ popiу³ z fajki, uderzaj¹c ni¹ o d³oс, po czym przywo³a³ Tomka. - Teraz twoja kolej, przyjacielu - rzek³ po polsku. - Odegraj swoj¹ rolк tak, jak to kiedyœ uczyni³eœ w Afryce! Tomek skin¹³ g³ow¹, pochyli³ siк nad wiaderkiem. - Dlaczego tak ma³o woda? - zapyta³ ³aman¹ angielszczyzn¹, aby jak najwiкcej tragarzy mog³o go zrozumieж. - Moja paliж ca³e rzeki! Ain'u'Ku, dolej jeszcze mnуstwo du¿o woda! Daj tк, ktуr¹ rano przynios³eœ dla nas! Kapitan Nowicki czuwa³ w pogotowiu, zaraz te¿ poda³ boyowi drugie wiaderko. Krajowcy zacieœnili pу³kr¹g, podczas gdy ich towarzysz w³asnorкcznie dope³nia³ wiadro stoj¹ce przed Tomkiem. - Teraz wasza dobrze patrzeж! - g³oœno powiedzia³ Tomek. Zacz¹³ wykonywaж rкkami niby to jakieœ kabalistyczne znaki nad wiadrem. Potem znieruchomia³ z wyci¹gniкtymi przed siebie rкkami i g³oœno w polskim jкzyku wypowiedzia³ "straszliwe zaklкcie": "Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteœ jak zdrowie; Ile ciк trzeba ceniж, ten tylko siк dowie, Kto ciк straci³. Dziœ piкknoœж tw¹ w ca³ej ozdobie Widzк i opisujк, bo tкskniк po tobie." Smuga, s³ysz¹c owo "wezwanie do nadprzyrodzonych mocy", omal nie parskn¹³ œmiechem. Szybko wiec pochyli³ g³owк na piersi. Wilmowski poczerwienia³ i natychmiast zakry³ twarz d³oсmi, a Zbyszek Karski a¿ otworzy³ usta ze zdumienia. Kapitan Nowicki nie gorzej od wspу³ziomkуw zna³ "Pana Tadeusza", tote¿ z wielkim trudem zapanowa³ nad sob¹ i pу³g³osem zawo³a³: - A niech ciк wieloryb po³knie! Tomek natomiast, nie spuszczaj¹c wzroku z krajowcуw, ponurym g³osem zakoсczy³ recytacjк i zawo³a³ ³aman¹ angielszczyzn¹: - Woda paliж siк! Powolnymi ruchami wydoby³ z kieszeni pude³ko zapa³ek, wyj¹³ jedn¹ i zapaliwszy j¹ pochyli³ siк nad wiadrem. Jкk przestrachu czy niezmiernego podziwu wyrwa³ siк z ust Papuasуw. Woda w wiadrze buchnк³a p³omieniem. Przygarbieni, ostro¿nie cofali siк krok za krokiem od wiadra, w ktуrym p³onк³a woda. Tomek mierzy³ ich wzrokiem spod przymru¿onych powiek. Niezmiernie rad z tak olbrzymiego wra¿enia, zdj¹³ kurtkк i szybkim ruchem nakry³ wiadro. Po chwili odkry³ je. Pomruk ulgi rozbrzmia³ wœrуd krajowcуw. Ogieс zosta³ zgaszony. - Ain'u'Ku, spytaj ich, czy teraz pуjd¹ z nami. Jeœli odmуwi¹, polecк zapaliж wodк w strumieniu - odezwa³ siк Smuga. Boy, zalкkniony potк¿nymi czarami, pospiesznie zwrуci³ siк z zapytaniem do tragarzy. Tym razem na odpowiedŸ nie czeka³ d³ugo. - Teraz oni wszyscy id¹ do Popole, all right - oœwiadczy³. - Master mnуstwo wielki czarownik! - PуŸno ju¿, szybko rozdziel baga¿e i ruszamy w drogк - rozkaza³ Smuga. Tragarze bez jakichkolwiek sporуw brali wyznaczone im przez Ain'u'Ku pakunki, wci¹¿ jeszcze komentuj¹c "niezwyk³e" wydarzenie. Tomek tymczasem zosta³ otoczony przez m³odych przyjaciу³. - Tommy, jak tyœ to zrobi³? Pierwszy raz widzia³am coœ podobnego! - zawo³a³a Sally g³osem pe³nym podziwu. - By³eœ wspania³y, Tomku! - zachwyca³a siк Natasza. - Czy w tym drugim wiaderku, ktуre pan kapitan poda³ boyowi, naprawdк by³a woda? - niedowierzaj¹co zapyta³ James Balmore. - Tutaj chyba jest klucz do rozwi¹zania twojej sztuczki?! - Zaledwie wsta³em dzisiaj rano, pan kapitan za¿¹da³ ode mnie jednego litra nafty... - wyjaœni³ Zbyszek Karski. - Od razu domyœli³em siк tego - powiedzia³ Balmore. - Muszк przyznaж, ¿e nawet w cyrkach nie widzia³em zrкczniej wykonywanych sztuczek! - Jeœli nie bкdziesz chcia³ pisaж ksi¹¿ek, jak doradza³ ci pan Nowicki, to na stare lata masz jeszcze jeden fach w rкku! Mуg³byœ zostaж sztukmistrzem - za¿artowa³ Zbyszek. - Przestaсcie pokpiwaж ze mnie - ofukn¹³ ich Tomek. - To raczej smutne, ¿e s¹ jeszcze na œwiecie ludzie, ktуrych mo¿na otumaniж bzdurnymi sztuczkami! - Oczywiœcie, wszyscy zgadzamy siк z tob¹, ale nie jesteœmy temu winni, ¿e rz¹dy kolonialne nie troszcz¹ siк o Papuasуw, ktуrzy od wiekуw tkwi¹ w najrozmaitszych przes¹dach i zabobonach - odpowiedzia³ Zbyszek. - Im bardziej s¹ zacofane podbite ludy, tym ³atwiej mo¿na je wykorzystywaж - powa¿nie doda³a Natasza. - Tak¹ sam¹ politykк stosuje Rosja carska wobec krajowcуw zamieszka³ych na Syberii. Wierzк jednak, ¿e nied³ugo upomn¹ siк oni o swe s³uszne prawa. - Znajdujemy siк w bardzo trudnej sytuacji, nie mamy wyboru - wtr¹ci³ Balmore. - Rozs¹dne argumenty nie przekona³yby naszych naiwnych tragarzy tak wymownie, jak niezrozumia³a dla nich zabawna sztuczka. - Tylko, dlatego zgodzi³em siej¹ zademonstrowaж - powiedzia³ Tomek. - Mуj ojciec nie pochwala takich metod. Spуjrzcie, jaki nachmurzony. - Pan Wilmowski jest niezwykle szlachetnym cz³owiekiem - stwierdzi³ Balmore. - Na pewno doskonale rozumie nasze po³o¿enie i nie ma do ciebie ¿alu. - Wiem o tym, ale mimo to jest mi przykro - odpar³ Tomek. - Przypomnijcie wieczorem, to opowiem wam, jak w Afryce pokona³em pewn¹ sztuczk¹ opуr z³oœliwego czarownika, a pуŸniej wyjaœni³em wszystkim naszym tragarzom, na czym ona polega³a. - Sp³ata³eœ doskona³ego figla temu czarownikowi - œmiej¹c siк przyzna³y Natasza. - Dziкki temu nie mуg³ potem oszukiwaж ni¹ naiwnych wspу³ziomkуw - zakoсczy³ Tomek. Karawana znуw sz³a ubezpieczonym szykiem. Wolno wspina³a siк dzik¹ œcie¿k¹ na sp³aszczony grzbiet gуrski. Po jej brzegach ros³y kкpy drzew pandanowych, przypominaj¹ce wygl¹dem wielkie œwiece o d³ugich, zielonych p³omieniach. Smuga i Tomek wysunкli siк znacznie do przodu. Od czasu do czasu przystawali w przestronniejszych miejscach i przez lunetк upewniali siк, czy krocz¹ca za nimi karawana nie zbacza z w³aœciwego kierunku. Sally w³aœnie wypatrzy³a zwiadowcуw odpoczywaj¹cych na wystкpie skalnym i zaraz zawo³a³a: - Oho, znуw przystanкli i obserwuj¹ nas! Wobec tego rуwnie¿ mo¿emy siк zatrzymaж na krуtki odpoczynek! - Zgoda, tragarze zostali nieco w tyle, poczekajmy na nich - odpar³ Wilmowski. Bentley przysiad³ na zwalonym pniu drzewa. Inni poszli za jego przyk³adem. Wilmowski zapali³ fajkк, podczas gdy m³odzie¿ spogl¹da³a na panoramк rozci¹gaj¹c¹ siк u ich stуp. W licznych za³omach odnуg g³уwnego ³aсcucha gуrskiego drzema³y mgliste doliny, przez ktуre przebija³y sobie drogк wartko p³yn¹ce, krкte strumienie. G³кboko wciœniкte w doliny, ³udzi³y wzrok sw¹ pozorn¹ bliskoœci¹, lecz w rzeczywistoœci dotarcie do nich poch³ania³o nieraz kilka dni uci¹¿liwego wspinania siк i schodzenia po stromych stokach. Z wysoko po³o¿onego gуrskiego grzebienia ca³a okolica przypomina³a gruby, puszysty, zielony dywan. - Jak¿e malownicze s¹ te wiecznie zielone lasy! - wyrwa³ siк Zbyszkowi okrzyk zachwytu. - Wprost nie mogк oderwaж wzroku od tego wspania³ego, surowego pejza¿u! - Czy s¹dzisz, ¿e wszystkie drzewa w tropikalnym lesie bez przerwy s¹ pokryte liœжmi, kwitn¹ i owocuj¹? - zapyta³ Wilmowski. - Oczywiœcie, przecie¿ niejednokrotnie czyta³em w ksi¹¿kach podrу¿nikуw o wiecznie zielonych lasach w ciep³ych krajach - odpar³ Zbyszek. - To, co sam widzк obecnie, ca³kowicie potwierdza ich relacje. Wilmowski uœmiechn¹³ siк wyrozumiale i odrzek³: - A jednak mylisz siк, mуj ch³opcze! Opowieœci o wiecznie zielonych drzewach s¹ wynikiem doœж powierzchownego poznania d¿ungli. Wystarczy przeprowadziж dok³adniejsze obserwacje, aby stwierdziж, ¿e w tropikalnym lesie jedynie nieliczne gatunki drzew rosn¹ bez przerwy Obok kilku innych gatunkуw do drzew wiecznie zielonych nale¿y: drzewo chlebowe (Artocarpus incisa), Morinda citriodora, Albizzia fatcata i Filiciarn decipiens., podczas gdy prawie wszystkie inne przechodz¹ kolejno okresy wzrostu i odpoczynku. Z³udzenie wiecznej zielonoœci d¿ungli sprawia fakt, i¿ poszczegуlne drzewa z tego samego gatunku trac¹ ulistnienie w rу¿nym czasie. Dlatego te¿ obok pemoulistnionych rosn¹ drzewa bezlistne oraz pokryte m³odymi liœжmi. - Nigdy o tym nie s³ysza³em, wujku - zdumia³ siк Zbyszek. - Czy¿by mylili siк podrу¿nicy, ktуrzy odbywali wyprawy przez d¿ungle?! - Po prostu opierali siк na powierzchownych spostrze¿eniach. Lasy tropikalne sprawiaj¹ wra¿enie "wiecznie" zielonych, poniewa¿ zawsze przewa¿aj¹ w nich drzewa ulistnione. £atwo to zrozumieж, skoro ju¿ wiemy, ¿e drzewa nale¿¹ce do jednego gatunku kwitn¹ w rу¿nym czasie. Nie jest to jednak zjawisko powszechne wœrуd roœlin lasu tropikalnego. - To w³aœnie chcia³em podkreœliж - wtr¹ci³ Bentley. - Doœж znaczna liczba roœlin posiada niezmiernie oryginaln¹ w³aœciwoœж jednoczesnego zakwitania na znacznych obszarach, nawet w tym samym dniu. Wystarczy dla przyk³adu wspomnieж storczyki... Pojawienie siк na œcie¿ce Ain'u'Ku na czele d³ugiego ³aсcucha tragarzy przerwa³o rozmowк. Bentley zaraz powsta³ z pnia i rzeki: - Ruszamy w drogк! Nasi zwiadowcy rуwnie¿ ju¿ ukoсczyli odpoczynek. Przez jakiœ czas wspinali siк na grzbiet masywu gуrskiego, w koсcu wkroczyli na w¹ski prуg le¿¹cy nad skrajem przepaœci. Nie by³o tam ¿adnych œladуw ludzkiego ¿ycia. Dzik¹ œcie¿kк pokrywa³a gruba warstwa zwiкd³ych i skruszonych liœci, pod ktуrymi zdradliw¹ pu³apkк dla stуp wкdrowcуw stanowi³y niewidoczne korzenie drzew oraz kamienie. Mech porasta³ olbrzymie pnie, zwisaj¹ce nisko tub z³amane ga³кzie tarasowa³y drogк. Korony gкsto w tej okolicy rosn¹cych drzew tworzy³y w gуrze zwart¹ zas³onк, tote¿ g³кbia lasu by³a ponura, pe³na niepokoj¹cej ciszy. Karawana w milczeniu przedziera³a siк przez leœn¹ g³uszк. Id¹cy na przedzie czкsto byli zmuszeni torowaж drogк, wycinaj¹c no¿ami liany. Dopiero oko³o po³udnia utrudzeni podrу¿nicy z radoœci¹ powitali d³ugi, ³agodnie opadaj¹cy stok gуrski. Wprawdzie i teraz szli przez g¹szcz tropikalnej zieleni, lecz nieostro¿ne st¹pniкcie nie grozi³o ju¿, komu stoczeniem siк w przepaœж. Huk wody strumienia, przecinaj¹cego dolinк le¿¹c¹ u stуp gуrskiego masywu, stawa³ siк coraz silniejszy. Las z wolna rzedn¹³, promienie s³oneczne rozjaœnia³y pу³mrok. Na brzegu strumienia Smuga da³ has³o do odpoczynku. W tym miejscu szerokoœж koryta nie przekracza³a trzydziestu metrуw; mo¿na by³o przeprawiж siк na drugi brzeg przeskakuj¹c z kamienia na kamieс. Teraz jednak, po gwa³townym deszczu, wezbrana zielonkawa woda pieni³a siк i k³кbi³a pomiкdzy oœliz³ymi g³azami i drzewami zwalonymi ze stoku. W pierwszej chwili nikt nie myœla³ o przeprawie ani o posi³ku. Balmore zaraz rozes³a³ na ziemi koc dla dziewcz¹t, inni siadali na omsza³ych kamieniach i pniach drzew. Tylko Smuga z Tomkiem dozorowali tragarzy sk³adaj¹cych na ziemiк baga¿e. Kapitan Nowicki przysiad³ obok Sally i zagadn¹³: - Ej¿e, czy jeszcze nie uprzykrzy³a ci siк ta diabelska wyprawa? Pannie Nataszy mina nieco zrzed³a! Zmкczone jesteœcie, ale mimo to radzк najpierw sprawdziж, czy przypadkiem nie oblaz³y was te obrzydliwe zwierzaki. - Jakie zwierzaki ma pan na myœli? - zapyta³a Sally, podejrzliwie zerkaj¹c na lubi¹cego ¿arty marynarza. - Czy to mo¿liwe, ¿ebyœcie same nic nie spostrzeg³y?! - zdziwi³ siк Nowicki. - Pijawki sypa³y siк z drzew jak ulкga³ki w sadzie u mego dziadka, mieszkaj¹cego w Jab³onnie ko³o Warszawy, a one nawet ich nie zauwa¿y³y! - Niech pan nas nie straszy, kapitanie! - zawo³a³a Natasza. - To naprawdк nie ¿arty, proszк pani! - odezwa³ siк Stanford, ktуry razem z Nowickim szed³ w tylnej stra¿y. - Nasi tragarze prawie przez ca³¹ drogк strz¹sali ze swych nagich cia³ to robactwo! Im te¿ szczegуlnie da³o siк ono we znaki. Jak zauwa¿y³em, w tej okolicy a¿ siк roi od l¹dowych pijawek. Pijawki l¹dowe (Haemadipsa ceylonica) mimo ma³ych rozmiarуw s¹ w pewnych okolicach niebezpiecznym wrogiem cz³owieka. W Nowej Gwinei spotyka siк je masowo w dolinie Yanapa, gdzie stanowi¹ prawdziw¹ plagк kraju. Inne znane odmiany pijawek s¹ zwierzкtami wodnymi, czкsto uprawiaj¹cymi paso¿ytnictwo. Do najbardziej znanych form nale¿¹: pijawka lekarska (Hirudo medicinalis) i pijawka koсska (Haemop sanguisuga), ta ostatnia ¿ywi siк pokarmem roœlinnym i nigdy nie napada na cz³owieka. - A jak¿e, pe³no ich by³o w trawie, na krzakach i drzewach - doda³ Nowicki. - Naprawdк zmyœlne zwierzaki! Widocznie potrafi¹ wyniuchaж sw¹ ofiarк nawet z pewnej odleg³oœci, gdy¿ z liœci drzew gromadnie spada³y na naszych nagich tragarzy. Zobaczcie tylko, jak mocno s¹ poranieni! Przera¿one dziewczкta natychmiast zaczк³y ogl¹daж swe nogi, ale na szczкœcie d³ugie buty, sztylpy oraz ubrania ochroni³y bia³ych podrу¿nikуw przed napaœci¹ paso¿ytniczych robakуw. W tej w³aœnie chwili nadszed³ Tomek; widz¹c obydwie panienki przepatruj¹ce swe ubrania, zapyta³: - Czy pijawki da³y siк wam we znaki? Mnie spad³a jedna na kark. Nie mog³em jej zdj¹ж, dopуki jak b¹k nie napкcznia³a krwi¹. Nataszo, daj mi trochк waty i nadmanganianu potasu. Muszк wydezynfekowaж rany na cia³ach naszych tragarzy. - Mo¿e mam ci pomуc, Tomku? - natychmiast zaproponowa³a Natasza. - Dziкkujк, lepiej odpocznij. Damy sobie radк z panem Smug¹. - To mкska sprawa, szanowna pani - odezwa³ siк Nowicki. - Czekaj, brachu, idк z tob¹! Wiesz przecie¿, ¿e w potrzebie potrafiк nawet kulк wy³uskaж z rany! Tylko poci¹gnк ³yk mojej jamajki i zaraz bкdк gotуw! Krajowcy okazali siк bardzo wytrzymali na bуl. Po cia³ach wielu z nich, z ran zadanych przez pijawki, krew p³ynк³a stru¿kami, ponadto podczas marszu przez d¿unglк inne robactwo po¿era³o im siк w skуrк pomiкdzy palcami nуg. Papuasi odrywali pijawki zaostrzonymi patykami, natomiast bambusowymi no¿ami wycinali robaki usi³uj¹ce zagnieŸdziж siк w ich stopach. Nikt siк nie skar¿y³ i nie narzeka³. Smuga poleci³ Ain'u'K.u przynieœж wiadro wody ze strumienia. Krajowcy zaintrygowani natychmiast otoczyli go zwartym ko³em. Nadejœcie Tomka z Nowickim jeszcze bardziej zwiкkszy³o ich zaciekawienie. Po porannym pokazie "palenia" wody spodziewali siк zapewne nowego dowodu czarnoksiкskiej mocy bia³ego master. - Tomku, wsyp nieco wiкcej nadmanganianu do wody, rany po uk¹szeniu pijawek nie przestaj¹ krwawiж. Przypuszczam, ¿e w wydzielinie tych robakуw znajduje siк jakaœ substancja przeciwdzia³aj¹ca krzepniкciu - powiedzia³ Smuga. - Nale¿y rуwnie¿ wysmarowaж tragarzom skуrк miкdzy palcami nуg. Niektуrzy powycinali sobie kawa³ki cia³a razem z robakami. - Dobrze, proszк pana, zaraz przygotujк odpowiedni roztwуr - odpar³ Tomek, po czym otworzy³ s³oik i zacz¹³ wsypywaж nadmanganian potasu do wody w wiadrze. G³uchy szmer podziwu rozleg³ siк wœrуd krajowcуw. Zdumieni wpatrywali siк w wodк, ktуra przybiera³a coraz ciemniejszy fioletowy kolor. - Master mnуstwo wielki czarownik! - zawo³a³ Ain'u'Ku. - Wielki czarownik! - powtуrzyli inni. - A to ci heca, brachu! - po polsku szepn¹³ kapitan Nowicki. - Jak amen w pacierzu zostaniesz tutaj krуlem czarownikуw! Trуjka przyjaciу³ nie mog³a wprost nad¹¿yж w dezynfekowaniu okaleczeс. Wszyscy tragarze chcieli byж pomalowani czarodziejsk¹ wod¹. Nawet ci, ktуrzy nie posiadali otwartych ran, sami k³uli siк no¿ami. Nie pomog³y ¿adne perswazje. Dopiero ca³kowite wyczerpanie siк roztworu w wiadrze umo¿liwi³o podrу¿nikom ciк¿ko zapracowany odpoczynek. Dolina s³oсca Bali podrу¿nicy odpoczywali nad strumieniem. Krajowcy tymczasem rozpoczкli przygotowania do przeprawy na drugi brzeg. Naœcinali w d¿ungli pкki d³ugich, cienkich lian i upletli z nich mocny, elastyczny sznur. Nastкpnie gromada tragarzy uda³a siк w gуrк strumienia. W odleg³oœci oko³o stu piкжdziesiкciu metrуw od miejsca postoju jeden z nich obwi¹za³ siк w pasie sznurem, po czym wskoczy³ w spieniony nurt. Krajowcy na brzegu trzymali p³ywaka jakby na uwiкzi i z wolna popuszczali sznura. G³oœne okrzyki zaniepokoi³y dziewczкta. - Ten cz³owiek tonie! - zawo³a³a Natasza, d³oni¹ os³aniaj¹c oczy przed blaskiem s³onecznym. - Œpieszmy na ratunek - zawtуrowa³a Sally. - Niech siк panie uspokoj¹, nie ma obawy, on nie utonie - powiedzia³ Bentley, przez lunetк obserwuj¹c œmia³ka. - Pr¹d bardzo gwa³towny, pe³no tu wirуw... - mуwi³a Natasza. - On utonie...! - Jest uwi¹zany na linie, nic mu siк nie stanie, o ile nie napadn¹ go krokodyle - odpar³ Bentley. - Czy s¹ tutaj te gadziny? - zaniepokoi³ siк Nowicki. - Do licha, zapomnieliœmy o krokodylach... - zawo³a³ Tomek. - Tylko pan Smuga czuwa z karabinem w d³oni. Kapitanie, chodŸmy do mego! Po chwili obydwaj uzbrojeni w sztucery zbli¿yli siк do Smugi. - Zuch z tego ch³opaka - pochwali³ Nowicki. - Jak na szczura l¹dowego wspaniale sobie radzi w wodzie! Smuga skin¹³ g³ow¹, nie odrywaj¹c wzroku od powierzchni strumienia. Porywisty pr¹d szybko znosi³ p³ywaka, ktуry kilkakrotnie ca³kowicie pogr¹¿a³ siк w spienionym nurcie. Krajowcy trzymaj¹cy linк biegli za nim wzd³u¿ wybrze¿a. - Pan Bentley mуwi³, ¿e tutaj s¹ krokodyle - powiedzia³ Tomek, uwa¿nie przepatruj¹c poszarpane wybrze¿e. - Nale¿y siк z tym liczyж, dlatego te¿ tragarze czyni¹ tyle ha³asu - potwierdzi³ Smuga. - Myœlк, ¿e podczas gwa³townego przyboru krokodyle pokry³y siк w norach pod skarpami. One nie lubi¹ wirуw. Umilkli, p³ywak w³aœnie da³ nura tu¿ przed wiruj¹cym lejem. Po d³ugiej, denerwuj¹cej chwili jego czarna, we³nistow³osa g³owa i brunatne ramiona wynurzy³y siк z bia³ych pian wody, z furi¹ uderzaj¹cej o stromy brzeg. Teraz kilkoma silnymi wyrzutami r¹k przybli¿y³ siк do urwiska, z ktуrego zwisa³y obna¿one korzenie drzew. Uda³o mu siк jedn¹ rкk¹ uchwyciж oœliz³ego korzenia. Przez jakiœ czas trwa³ nieruchomo w tej pozycji, potem ostrym wyrzutem cia³a zdo³a³ drug¹ rкk¹ przywrzeж do korzenia. Teraz wolno podci¹gn¹³ siк do gуry i stopami dotkn¹³ skarpy. Wkrуtce by³ na l¹dzie. Odwi¹za³ linк, opasa³ ni¹ pieс drzewa, mocno zaciskaj¹c wкz³y; potem, zmкczony, przykucn¹³ obok na ziemi. Tragarze na przeciwleg³ym brzegu strumienia rуwnie¿ przymocowali swуj koniec liny do nadbrze¿nego drzewa. W ten sposуb ponad powierzchni¹ rozhukanej wody zosta³a przewieszona gruba lina z lian, tworz¹c chybotliwe po³¹czenie obydwуch brzegуw. Ain'u'Ku zadowolony stan¹³ przed Wilmowskim i oznajmi³: - Mnуstwo dobry most gotowy, all right! Nasza mo¿e iœж, tylko uwa¿aж na fua Fua (w miejscowym narzeczu) - krokodyle, one mnуstwo za bardzo lubiж kai kai cz³owieka, all right! - Oszala³! - oburzy³ siк James Balmore. - Ten jego "most" nie nadaje siк do przejœcia na drug¹ stronк nawet dla linoskoczkуw! - Masz pan racjк, ponadto mуwi, ¿e tu s¹ krokodyle - powiedzia³ Nowicki. - Patrzcie paсstwo, oni naprawdк bкd¹ przechodzili po linie! - niepokoi³a siк Natasza. Tragarze wprawdzie nie zamierzali dokonywaж cyrkowych popisуw, lecz minio to poœpiesznie przygotowywali siк do przeprawy. W³asny skromny dobytek w siatkach przywi¹zywali na g³owach linami, natomiast du¿e baga¿e przymocowywali do d³ugich ¿erdzi. Potem po dwуch brali jedn¹ ¿erdŸ opieraj¹c j¹ na barkach i œmia³o wchodzili do hucz¹cego strumienia. Dziкki takiemu przenoszeniu baga¿y, mogli rкkoma przytrzymywaж siк liny przewieszonej ponad korytem. Na szczкœcie strumieс w tym miejscu okaza³ siк nie tak g³кboki; woda przewa¿nie siкga³a Papuasom do piersi. Wszyscy wrzeszczeli jak opкtani, chc¹c wrzaw¹ odstraszyж krokodyle. Pierwsi tragarze ju¿ wspinali siк na przeciwleg³y brzeg, inni dopiero wchodzili do strumienia. Podczas przeprawy najwiкcej ucierpia³y zwierzкta przeznaczone do zjedzenia w czasie marszu przez d¿unglк, gdzie zaopatrzenie licznej karawany w œwie¿y prowiant by³o prawie niemo¿liwe. Bentley uprzednio zakupi³ kilka ¿ywych œwiс oraz kilkanaœcie kur. Musia³y one byж transportowane w stanie ¿ywym, inaczej, bowiem ich miкso szybko uleg³oby zepsuciu z powodu gor¹ca, wilgoci i insektуw. Nieszczкsne zwierzкta, przez ca³a drogк niesione na ¿erdziach, przywi¹zane do nich za nogi g³ow¹ w dу³, dawa³y ¿a³osny widok, szczegуlnie przy przechodzeniu tragarzy przez strumieс. - Do stu zdech³ych wielorybуw! Biedne prosiaki podusz¹ siк pod wod¹ - martwi³ siк kapitan Nowicki, obserwuj¹c przeprawк. - Nie mogк na to patrzeж... - powiedzia³a Sally i odwrуci³a g³owк. - Okrutne to, lecz nie mo¿emy tragarzy i siebie zamorzyж g³odem - wtr¹ci³ Smuga. - Obawiam siк, ¿e po tej przeprawie bкdziemy zmuszeni zjeœж na kolacjк resztк naszego ¿ywego prowiantu, a potem... - Nie k³opocz siк pan przed czasem - przerwa³ mu Nowicki. - Teraz lepiej pomyœlmy, w jaki sposуb przeprawimy przez strumieс nasze panie. - Podczas poprzednich przepraw szczкœliwie natrafialiœmy na p³ytsze brody lub wisz¹ce mosty uplecione z lian - odezwa³a siк Natasza. - Tutaj pr¹d jest bardzo gwa³towny. Przemokniemy do suchej nitki... - Przeniesiemy was na drug¹ stronк - zaproponowa³ Tomek. - Niskim krajowcom woda niemal zakrywa g³owy, lecz takiemu olbrzymowi, jak nasz kapitan, siкgnie najwy¿ej do piersi. Naprкdce zmajstrujemy lektykк, ktуrej uchwyty bкdzie mo¿na oprzeж na ramionach, W ten sposуb nawet stуp nie zamoczycie. - Dobry pomys³, brachu - pochwali³ Nowicki. - Twуj szanowny ojciec prawie dorуwnuje mi wzrostem. We dwуch jakoœ je przeniesiemy. WeŸmy siк do roboty! Nim minк³o pу³ godziny Nowicki i Wilmowski wchodzili do strumienia. Sally trochк przyblad³a na noszach chybocz¹cych siк na wszystkie strony, ale wkrуtce such¹ nog¹ stanк³a na drugim brzegu. Po niej przysz³a kolej na Nataszк, a nastкpnie w ten sam sposуb przeniesiono broс i amunicjк. Wszyscy szczкœliwie przeprawili siк przez strumieс i bez zw³oki ruszyli w dalsz¹ drogк. Nastкpnego dnia, po przebyciu jeszcze bardziej stromego pasma gуrskiego, karawana wkroczy³a do rozleg³ej, p³ytkiej doliny Dilava. Jak¿e ponкtny widok przedstawia³a ona dla podrу¿nikуw, ktуrzy przez kilka dni przedzierali siк przez mroczne, bezludne lasy porastaj¹ce stoki gуr! W pe³nej powietrza i s³oсca dolinie ros³y palmy betelowe Palma betelowa, czyli areka (Areca calechu} - roœnie dziko na Archipelagu Mal¹jskim. Rodzi owoce lypu jagody, z jednym nasieniem zwanym orzechem. o pierzastych piуropuszach, dzikie bananowce o du¿ych, jasnozielonych, zawsze dr¿¹cych liœciach, s³odkawo pachn¹ce drzewa cynamonowe 'Cynamonowiec (Cinnamomutn) - drzewo lub wysoki krzew o wiecznie zielonych, skуrzastych, po³yskuj¹cych liœciach, zielonkawych kwiatach i pod³u¿nych owocach-jagodach. Dostarcza cennych surowcуw, jak: drzewo, kora, (z ktуrej otrzymujemy cynamon), olejek cynamonowy, kamforowy i inne œrodki lecznicze. Wystкpuje w ponad 50 gatunkach w tropikalnej strefie Azji, od Japonii po Australie. oraz palmy sagowe, przypominaj¹ce wspania³e kolumny uwieсczone pкkami d³ugich, wachlarzowatych liœci Palma sagowa (Meroxylon ramphif) - we wschodniej czкœci Archipelagu Malajskiego posiada pieс pokryty potк¿nymi kolcami, w zachodniej zaœ ma pieс g³adki. Kwitnie i owocuje tylko jeden raz w ¿yciu, po czym obumiera. Z roztartej masy pnia otrzymujemy m¹kк sagow¹, czyli sago. . Obecnoœж palm sagowych œwiadczy³a o bliskoœci rzeki i ¿yznoœci gleby. Wkrуtce te¿ ukaza³y siк uprawne poletka, na ktуrych ros³y s³odkie kartofle, taro i jamsy. W tej chwili rozbrzmia³ przeci¹g³y dŸwiкk, bardzo przypominaj¹cy tony spowodowane przez dкcie w muszlк. Smuga natychmiast przystan¹³ i da³ znak Tomkowi, aby nie szed³ dalej. Obydwaj zaczкli nas³uchiwaж. Daleki pojкk przetoczy³ siк po gуrach i zamar³ w dali. - Niech pan patrzy! - cicho zawo³a³ Tomek, unosz¹c d³oс. Smuga natychmiast spojrza³ we wskazanym przez m³odzieсca kierunku. Przed nimi wzbija³ siк w gуrк ponad drzewa bia³y, jakby drgaj¹cy w powietrzu ob³ok. - To chyba jakieœ wspania³e, olbrzymie motyle... - szepn¹³ Tomek urzeczony niezwykle czaruj¹cym zjawiskiem. Smuga przy³o¿y³ do oka lunetк. - Nie, to nie motyle! - powiedzia³. - Do licha, ale¿ to bia³e kakadu Cacatua galerita - podrodzina rzкdu papug, wielkoœci kawki lub wrony, spotykana na ni¿ej po³o¿onych terenach.! One zwyk³y ¿yж gromadnie... Na g³owach ¿у³te czuby, krуtkie ogony, tak, to kakadu! Ktoœ je sp³oszy³ z drzew... - Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e w pobli¿u znajduje siк jakaœ osada - odezwa³ siк Tomek. - Jestem tego samego zdania - powiedzia³ Smuga. - Musimy poczekaж na naszych towarzyszy. - Zapewne ktoœ tam siк czai, ptaki wci¹¿ okazuj¹ niepokуj - szepn¹³ Tomek. Niebawem czo³o karawany wynurzy³o siк zza pagуrka. Smuga gestem nakaza³ milczenie. - Co siк sta³o, Janie? - zapyta³ Wilmowski. - W pobli¿u znajduje siк jakieœ osiedle - wyjaœni³ Smuga. - Przed nami w g³кbi doliny ktoœ sp³oszy³ stadko bia³ych kakadu. Prawdopodobnie krajowcy ju¿ nas spostrzegli i obserwuj¹. Spуjrzcie na Dinga! Bez przerwy nadstawia uszu! - S³yszeliœmy dziwne odg³osy! Mo¿e by³ to sygna³ ostrzegawczy - doda³ Tomek. - Nie myœla³em, ¿e w tym gуrzystym kraju mog¹ kryж siк tak urocze zak¹tki - zdumia³ siк Zbyszek, spogl¹daj¹c na dolinк. - Prawdziwie rajska oaza w oceanie mrocznej d¿ungli - wtr¹ci³ Balmore. Tomek pochyli³ siк do ucha Zbyszka i szepn¹³: - Kapitan ma chyba racjк, ¿e James pisze wierszyd³a. Czy zauwa¿y³eœ, jak on siк wyra¿a? Zbyszek potakn¹³ g³ow¹. Tragarze wkroczyli w wylot doliny. - Panie Zbyszku, proszк nakazaж im ciszк i przywo³aж do mnie Ain'u'Ku - poleci³ Smuga. Zanim rozkaz mуg³ byж wykonany, tragarze samorzutnie przerwali monotonn¹ pieœс. Od razu wypatrzyli wiruj¹c¹ w powietrzu chmarк kakadu i zrozumieli, co to oznacza. Ci, ktуrzy nieœli z sob¹ dzidy, silniej zacisnкli na nich d³onie. Ain'u'Ku stan¹³ przed Smug¹. - Wed³ug moich rachub znajdujemy siк ju¿ w twoim kraju - odezwa³ siк podrу¿nik. - Czy rozpoznajesz tк okolicк? - Mo¿e moja rozpoznaje, a mo¿e nie, moja nie wie, all right! - odpowiedzia³ boss-boy. - Nie jesteœ pewny, trudno, ruszamy! Karabiny trzymaж w pogotowiu, lecz strzelaж wolno tylko na moje polecenie - powiedzia³ Smuga. - Panie Balmore, proszк natychmiast ostrzec tyln¹ stra¿! Zwiadowcy razem z Ain'u'Ku znуw nieco wyprzedzili karawanк. Smuga trzyma³ Dinga krуtko na smyczy; bacznie obserwowa³ jego zachowanie i jednoczeœnie przepatrywal okoliczne zaroœla. Nie miat w¹tpliwoœci, ¿e czatuj¹ w nich papuascy wojownicy. Dingo je¿y³ sierœж na grzbiecie i ani na chwilк nie przestawa³ warczeж. Smuga obejrza³ siк na swych towarzyszy. Tragarze szli teraz zwart¹ gromad¹. Na samym koсcu widaж by³o kapitana Nowickiego, ktуry wszystkich znacznie przewy¿sza³ wzrostem. Ostrze¿ony przez Balmore'a, nikomu nie pozwala³ pozostawaж w tyle i uwa¿nie rozgl¹da³ siк woko³o. Ostro¿noœж Nowickiego uspokoi³a Smugк. Mуg³ nie k³opotaж siк o ty³y. - Ju¿ widaж wioskк, proszк pana! - cicho zawo³a³ Tomek. - Zwrуж uwagк na Dinga! Widzisz! Zapewne obserwuj¹ nas z zaroœli - powiedzia³ Smuga. - Spostrzeg³em to ju¿ przedtem - odpar³ Tomek. By³a pora popo³udniowa, w ktуrej promienie s³oneczne codziennie toczy³y walkк z k³кbiastymi chmurami wynurzaj¹cymi siк wtedy z g³кbokich dolin. Z daleka wioska krajowcуw tworzy³a romantyczny widok. Oz³ocone s³oсcem domy na tle ciemnej zieleni wygl¹da³y jak wielkie ule zbudowane wœrуd drzew. Wystarczy³o jednak podejœж bli¿ej, aby okaza³y siк niestarannie zbudowanymi, nкdznymi sza³asami. Niektуre wznosi³y siк na palach wysoko nad ziemi¹ lub po prostu by³y osadzone na obciкtych konarach drzew. Dachy pokryte grubymi, ciк¿kimi liœжmi drzewa pandanowego tworzy³y wygiкty do gуry ³uk. W¹skie, mroczne wejœcie we frontowej œcianie domu, zwrуconej na obszerny plac, os³ania³ szczyt dachu wystaj¹cego ponad ma³¹ platformк w rodzaju werandy. Wchodzi³o siк na ni¹ po drabinie uplecionej z ga³кzi. Zazwyczaj krajowcy wiкkszoœж dnia spкdzali na swych werandach, teraz wszak¿e by³y one ca³kowicie opustosza³e. Jedynie pasemka dymu leniwie przes¹czaj¹ce siк przez szczeliny w liœciastych dachach œwiadczy³y, i¿ domy w obecnej chwili nie by³y opuszczone przez ludzi. Trуjka zwiadowcуw pierwsza wkroczy³a do wioski. Dingo, krуtko trzymany na uwiкzi, wci¹¿ strzyg³ uszami, wкszy³ i skomla³. Pierwsza z brzegu chata wznosi³a siк na palach trzy lub cztery metry ponad ziemi¹. Otwуr drzwiowy w szczytowej œcianie zagrodzony by³ dwoma skrzy¿owanymi ga³кziami. - Niech pan spojrzy, kilka hamakуw jest rozwieszonych pomiкdzy palami pod pod³og¹ domu - odezwa³ siк Tomek. - Zapewne krajowcy wylegiwali siк na nich przed naszym nadejœciem, lecz ostrze¿eni sygna³em przez wartownika, gdzieœ siк pokryli. Mo¿e teraz siedz¹ w domach albo schowali siк w pobli¿u w wysokiej trawie. - Chyba siк nie mylisz! Dym uchodzi przez dachy - powiedzia³ Smuga. - Wejdк na werandк i zajrzк do chaty - zaproponowa³ Tomek. Zacz¹³ siк wspinaж po drabinie, lecz Ain'u'Ku przytrzyma³ go za nogк i rzek³: - Tam nie ma Papuas, twoja widzi znak na drzwi! - Czy masz na myœli te dwie z³o¿one na krzy¿ ga³кzie? - zapyta³ m³odzieniec. - Teraz twoja dobrze mуwi - potakn¹³ boss-boy. - Taki znak mуwi: nikogo nie ma, twoja nie wchodŸ, duchy pilnuj¹ dom! Twoja nie s³ucha, bкdzie mnуstwo bardzo Ÿle! Twoja zostawi baga¿ w lesie i buduje taki znak naoko³o, nikt nie ruszy! Twoja rozumie? - Dziкkujк, Ain'u'Ku, za przestrogк, doskonale ciк zrozumia³em. Gdy siк zastaje znak ze skrzy¿owanych ga³¹zek, nie nale¿y wchodziж do domu ani braж przedmiotуw, ktуre one ogradzaj¹. Oznacza on, i¿ nale¿¹ do kogoœ, kto do nich lub po nie powrуci. Czy tak? - Twoja dobrze mуwi! Wtedy duchy pilnuj¹. Tomek zeskoczy³ z drabiny na ziemiк. - Co teraz zrobimy? - zwrуci³ siк do Smugi. - Mo¿e uda nam siк wywabiж krajowcуw z ich kryjуwek - odpar³ Smuga i zawo³a³: - Zbyszku, proszк podaж tytoс i sуl! Karawana przystanк³a kilkanaœcie metrуw przed pierwszymi zabudowaniami. Zbyszek natychmiast wykona³ polecenie. Smuga zerwa³ z krzewu dwa liœcie, po³o¿y³ je na kamieniu, po czym na jeden z nich nasypa³ trochк tytoniu, a na drugi odrobinк soli. Potem razem z Tomkiem siedli po turecku na ziemi i jak gdyby nigdy nic zapalili fajki. - Ain'u'Ku, powiedz im, ¿e ten tytoс i sуl przeznaczyliœmy dla starszego wioski, niech bez obawy przyjdzie i weŸmie je sobie - rozkaza³ Smuga. Boss-boy przy³o¿y³ do ust d³onie z³o¿one w tubк i rozpocz¹³ g³oœn¹ przemowк. Po jakimœ czasie z trawy rosn¹cej na skraju wioski podniуs³ siк w¹t³y starszy mк¿czyzna. Krok za krokiem ostro¿nie podszed³ do kamienia, na ktуrym le¿a³y podarunki. Nie odrywaj¹c wzroku od bia³ych podrу¿nikуw, siкgn¹³ rкk¹ po liœж z sol¹ i zjad³ j¹ od razu. Z kolei pow¹cha³ tytoс, zwin¹³ go razem z liœciem w d³ugi rulon, po czym spokojnym g³osem wypowiedzia³ jakiœ rozkaz. Tomek a¿ przyblad³ z wra¿enia. Zaledwie o kilkanaœcie metrуw od nich w wysokiej trawie powstali wojownicy. W rкkach dzier¿yli ³uki napiкte do strza³u. Niektуrzy uzbrojeni byli w dzidy. Twarze ich by³y pomalowane ¿у³t¹ i czerwon¹ farb¹, a na szyjach nosili naszyjniki z psich zкbуw oraz muszelek. Dingo przysiad³, jakby chcia³ rzuciж siк na nich, lecz Smuga przytrzyma³ go d³oni¹. - Popatrz, jak niewiele brakowa³o, abyœmy ju¿ tutaj zakoсczyli nasz¹ wyprawк - mrukn¹³ do Tomka. - Przez ca³y czas celowali do nas z ³ukуw... Dopiero teraz mo¿na by³o dostrzec pewn¹ rу¿nicк w odcieniu koloru skуry starszego wioski w porуwnaniu z innymi wojownikami. By³a ona nieco jaœniejszej barwy. Jeden z wojownikуw poda³ mu bambusow¹ fajkк, w ktуrej wypalone by³y na wierzchu dwa otwory. Starszy wioski zatkn¹³ liœж zwiniкty w rulon w jeden otwуr fajki. Do drugiego przy³o¿y³ usta. Podsuniкto mu p³on¹c¹ ga³¹zkк. Starszy wioski zapali³ "cygaro", nape³ni³ ca³¹ fajkк dymem, zaci¹gn¹³ siк nim i poda³ fajkк Smudze. By³ to niew¹tpliwie swoisty sposуb wyra¿ania goœciowi swego szacunku, tote¿ Smuga z powag¹ przy³o¿y³ usta do otworu fajki i wolno wypuœci³ k³¹b dymu. Potem Tomek powtуrzy³ tк ceremoniк. Starszy wioski uœmiechn¹³ siк do podrу¿nikуw. Jego wojownicy zdjкli strza³y z ciкciw ³ukуw. Smuga odwrуci³ siк ku swoim; da³ znak, ¿e mog¹ siк przybli¿yж. Nadeszli ca³¹ gromad¹ i pу³kolem otoczyli zwiadowcуw. Smuga i Tomek powstali z ziemi. Rozpoczк³a siк w³aœciwa ceremonia powitalna. Starszy wioski podszed³ do Smugi. Wskaza³ siebie palcem i kilkakrotnie powtуrzy³: - Galum'ur'i! - Smuga - rzek³ podrу¿nik, zrozumiawszy, ¿e krajowiec wymieni³ swoje nazwisko. Nie pomyli³ siк, starszy wioski obj¹³ go mocno, wymawiaj¹c jego nazwisko wiele razy. Potem przesuwa³ d³oni¹ po ciele goœcia, a w koсcu potar³ swym nosem o jego nos. Nastкpnie rozpocz¹³ przemowк. Na szczкœcie mуwi³ jкzykiem znanym Ain'u,’Ku, ktуry zaraz t³umaczy³ jego s³owa bia³ym podrу¿nikom. - Z radoœci¹ witamy was w naszej osadzie i przyjmujemy do naszej spo³ecznoœci - mуwi³. - Nasza ziemia jest wasz¹ ziemi¹, nasze domy s¹ waszymi domami, nasze kobiety i dzieci rуwnie¿ nale¿¹ do was. Nie mamy nic, ale damy wam jarzyn. Damy wam tak¿e jedn¹ œwiniк, aby okazaж wdziкcznoœж za to, ¿e raczyliœcie przybyж do nas. Odwrуci³ siк do wojownikуw i coœ zawo³a³ w miejscowym narzeczu. Odpowiedzieli g³oœnym okrzykiem. Widocznie w ten sposуb wyrazili swoj¹ zgodк, poniewa¿ kilku z nich zaraz pobieg³o w busz poza domem. Powrуcili po chwili nios¹c za nogi g³oœno kwicz¹c¹ œwiniк. Z rozmachem rzucili j¹ na ziemiк. Jeden Papuas zdzieli³ zwierzк maczug¹ w ³eb. Dwуch innych zaczк³o жwiartowaж œwiniк bambusowymi no¿ami, a tymczasem wszyscy wojownicy malowali swe cia³a ¿у³t¹ farb¹. Ch³opcy i dziewczкta wyszli z buszu, powiewaj¹c zielonymi ga³¹zkami. Starszy wioski przyst¹pi³ do rozdzielania darуw. Smuga otrzyma³ grzbiet œwini, Tomek jedn¹ tyln¹ nogк, potem zaœ kolejno wszyscy biali podrу¿nicy dostawali odpowiednie porcje. Tragarzom ofiarowano jelita i g³owк. Smuga chcia³ przekazaж swуj podarunek starszemu wioski, lecz Ain'u'Ku poœpiesznie wyjaœni³ mu, ¿e by³oby to wielkim nietaktem. Œwinia ta nale¿a³a do mieszkaсcуw wioski, wiкc traktowano j¹ jako rуwnorzкdnego cz³onka spo³ecznoœci, a cz³onkowie tej samej spo³ecznoœci nigdy wzajemnie siebie nie zjadaj¹. - Cу¿ on wygaduje!? - oburzy³ siк kapitan Nowicki. - Nietrudno odgadn¹ж ukryty sens w tym rozumowaniu, jeœli tutaj naprawdк jeszcze uprawia siк kanibalizm - odpowiedzia³ Smuga. - Najlepiej ofiarujmy im jedn¹ z naszych œwiс. - W ten sposуb bкdzie wilk syty i owca ca³a... - zaaprobowa³ decyzjк Wilmowski. Ludzie i pу³bogowie Po pierwszej wymianie darуw kobiety zaczк³y przynosiж podrу¿nikom jarzyny. Ka¿da z nich sk³ada³a na ziemi produkty ze swego poletka. By³y to: pasiaste dynie, laski trzciny cukrowej, taro, s³odkie kartofle i zielone ³odygi miejscowej roœliny, ktуre po ugotowaniu smakowa³y jak szparagi. By³y to podarunki ofiarowywane w dowуd przyjaŸni, lecz do dobrych obyczajуw nale¿a³o odwzajemniж siк jakimœ drobnym upominkiem. Tote¿ Smuga poleci³ Zbyszkowi rozdaж kobietom po ³y¿ce soli. Papuaski by³y z tego bardzo zadowolone i chowa³y przysmak do ro¿kуw ze zwiniкtych liœci. Mк¿czyŸni otrzymali po kawa³ku czarnego, mocno sprasowanego tytoniu. Rozpoczкto przygotowania do uczty. Mк¿czyŸni rozpalili ogniska, aby kobiety mog³y rozgrzaж w nich a¿ do bia³oœci du¿e, p³askie kamienie. W tym czasie dwaj Papuasi poжwiartowali bambusowymi no¿ami œwiniк ofiarowan¹ im przez podrу¿nikуw, nawet nie oskrobuj¹c jej z b³ota. Kobiety u³o¿y³y na dnie do³u wykopanego w ziemi warstwк rozgrzanych kamieni, przykry³y je aromatycznymi liœжmi, a nastкpnie wrzuci³y na nie poжwiartowan¹ œwiniк razem z nie oczyszczonymi jelitami oraz jarzyny. Piec na³adowany po brzegi zasypano ziemi¹. Goœcinni krajowcy przygotowali taki sam "piec" dla swoich goœci, lecz biali podrу¿nicy nie mieli odwagi skorzystaж z niego. Przecie¿ wed³ug zapewnieс gubernatora, w kraju Fuyughe jeszcze mia³o byж uprawiane ludo¿erstwo. Jeœli tak by³o naprawdк, to na tych samych kamieniach krajowcy mogli piec rуwnie¿ cia³a zabitych wrogуw. Przezorny kapitan Nowicki razem z dziewczкtami zaj¹³ siк gotowaniem wieczerzy. Papuasi zdumieni obst¹pili ich ko³em, g³oœno robi¹c rу¿ne uwagi. Po raz pierwszy widzieli, aby ktoœ zadawa³ sobie tyle trudu z "niepotrzebnym" czyszczeniem miкsa i jarzyn. Nie mogli tak¿e poj¹ж, w jakim celu biali ludzie zabieraj¹ w podrу¿ tyle zbкdnych przedmiotуw. Osobisty dobytek Papuasa nie sprawia³ mu w drodze, jakichkolwiek trudnoœci. Ka¿dy z nich by³ ca³kowicie zadowolony, jeœli posiada³ dzidк, kamienn¹ siekierк, zdobne piуra i farby wojenne, bambusow¹ fajkк, szczyptк tytoniu oraz s³odkie kartofle do jedzenia. Jeœli ktoœ ponadto mia³ œwiniк, uwa¿any by³ za bardzo zamo¿nego. Nic, wiкc dziwnego, ¿e obуz podrу¿nikуw, roz³o¿ony obok wioski, sta³ siк przedmiotem ogуlnego zainteresowania. Krуtkotrwa³y deszcz nie przerwa³ przygotowaс do wieczerzy. Wilmowski, Bentley i Tomek, pos³uguj¹c siк Ain'u'Ku jako t³umaczem, starali siк zebraж jak najwiкcej informacji o ¿yciu krajowcуw. Uda³o im siк nawet zajrzeж do najwiкkszej budowli na koсcu placyku, zwanej emone. S³u¿y³a ona starszyŸnie oraz wszystkim mк¿czyznom za miejsce zebraс. Rуwnie¿ w niej nocowali kawalerowie. Po obydwуch stronach placyku sta³y pojedyncze rzкdy domуw poszczegуlnych rodzin. Zwa³y siк eme i by³y domami kobiet. W ich wnкtrzach wiecznie panowa³ mrok. Przy nik³ym ¿arze wкgli, pal¹cych siк w rowku umieszczonym wzd³u¿ nadziemnej pod³ogi, zaledwie mo¿na by³o dostrzec ciemne sylwetki mieszkaсcуw. Wszystkie domy zionк³y ostrym odorem uryny, sadzy, nie mytych cia³ i suszonych liœci pokrywaj¹cych dach. Ostatnie promienie zachodz¹cego s³oсca pada³y na dolinк. W wiosce koсczono uroczysty wieczorny posi³ek. Tomek szybko zjad³ kolacjк, po czym przysun¹³ siк do ogniska i zapisywa³ w notesie swe spostrze¿enia. By³o to jego codziennym zajкciem o tej porze. Minк³o sporo czasu, zanim schowa³ notes do kieszeni. Sally zaraz przysunк³a siк do niego i zagadnк³a: - Zapewne poczyni³eœ dzisiaj ciekawe obserwacje? Znacznie d³u¿ej pracowa³eœ ni¿ zwykle... - Tak, moja droga, dzisiejsze popo³udnie przynios³o nam bardzo interesuj¹ce informacje etnograficzne - przyzna³ Tomek. - Nie tylko ja, lecz rуwnie¿ ojciec i pan Bentley byli nimi zaskoczeni. - A wiкc to dlatego zaszyli siк w swoim namiocie i dyskutuj¹? - domyœli³a siк Sally. - W³aœnie uzgadniaj¹ treœж notatki naukowej na ten temat - potwierdzi³ Tomek. - Dlaczego nie bierzesz udzia³u w tej naradzie? - zdziwi³a siк Sally. - Podzieliliœmy siк prac¹. Oni siк zajкli organizacj¹ plemienn¹, podczas gdy ja bada³em przekazy podaniowe. - Opowiesz nam? - Nie czekaj¹c na jego odpowiedŸ, zawo³a³a pу³g³osem: - Panie kapitanie! Nataszo! Tomek poczyni³ ciekawe spostrze¿enia! Chcecie pos³uchaж? Kapitan Nowicki natychmiast usiad³ przy ognisku obok Tomka. Natasza i pozosta³a m³odzie¿ obsiedli ich ko³em. - Smuga, Stanford i Wallace pierwsi maj¹ wachtк. Mamy, wiкc sporo czasu! Chкtnie pos³ucham tych ciekawostek - rzek³ Nowicki i zacz¹³ nabijaж fajkк tytoniem. - Czy przypominacie sobie nasze rozmowy na temat Nowej Gwinei, zanim wyruszyliœmy w g³¹b wyspy? - zapyta³ Tomek. - Doskonale pamiкtamy! - odpowiedzia³ Zbyszek. - Przecie¿ tyle dyskutowaliœmy na ten temat! - Jeœli chodzi o topografie kraju, nasze przewidywania prawie ca³kowicie siк sprawdzi³y - stwierdzi³ Balmore. - Tak, pod tym wzglкdem nie spotka³y nas zbyt wielkie niespodzianki - odpar³ Tomek. - Rуwnie¿ a¿ do dzisiejszego popo³udnia nie spodziewaliœmy siк jakichœ rewelacji w zwyczajach krajowcуw. Przypuszczaliœmy, ¿e wszyscy Papuasi nie posiadaj¹ organizacji plemiennej. Nawet gubernator w Port Moresby niewiele mуg³ nam o tym powiedzieж. - A jak¿e, pamiкtam doskonale, co mуwi³ - wtr¹ci³ Nowicki. - By³ przekonany, ¿e to zupe³nie dzicy ludzie, ca³kowicie ¿yj¹cy w anarchii. - Tak samo i my myœleliœmy - powiedzia³ Tomek. - Dopiero dzisiaj przekonaliœmy siк, ¿e nasze przypuszczenia by³y b³кdne. Mianowicie poszczegуlne plemiona ludуw Fuyughe, do ktуrych rуwnie¿ nale¿¹ Mafulu, rz¹dzone s¹ przez outame, tworz¹cych tutejsz¹ arystokracjк. - Ciekawe rzeczy opowiadasz! - zdumia³ siк Nowicki. - Ktу¿ to s¹ ci outame? - Legenda o ich pochodzeniu wi¹¿e siк z mitologi¹ ludуw Fuyughe - wyjaœni³ Tomek. - Mianowicie, wed³ug miejscowych wierzeс, pierwotni mieszkaсcy Nowej Gwinei byli ca³kowicie dzikimi, bezp³ciowymi istotami ni¿szego rzкdu. Nie mieli domostw, psуw ani œwiс. Nie znali uprawy roœlin. Dopiero bуg Tsidibe, ktуry ucieleœni³ siк wychodz¹c z pewnego drzewa rosn¹cego w dolinie Tsirime, przyniуs³ do krajуw Fuyughe outame, czyli pierwowzory rу¿nych roœlin i zwierz¹t, oraz pierwowzуr prawdziwego cz³owieka, nazwanego outame. Dobrodziejstwa, jakich bуg Tsidibe nie szczкdzi³ pierwotnym dzikim istotom oraz obecnoœж outame, pierwowzoru cz³owieka pochodzenia pу³boskiego, spowodowa³y, ¿e otrzyma³y one p³eж i odt¹d mog³y siк rozmna¿aж. W ten sposуb powsta³y dwie klasy ludzi: jedna uprzywilejowana, pochodz¹ca od outame, zwana an'ita, to jest "piкkni i dobrzy", oraz druga a'gata, czyli buluranis - poddani wywodz¹cy siк od dawnych pierwotnych istot. Bуg Tsidibe zorganizowa³ ¿ycie buluranis. Podzieli³ ich na szczepy i na czele ka¿dego z nich postawi³ jedn¹ rodzinк outame. Najstarszy mк¿czyzna w tej rodzinie automatycznie zawsze jest naczelnym wodzem szczepu. Outame ciesz¹ siк wielkim szacunkiem, albowiem krajowcy wierz¹, ¿e dany szczep istnieje i mo¿e siк rozmna¿aж tylko dziкki ich obecnoœci. Posiadaj¹ oni nieograniczon¹ w³adze ¿ycia i œmierci nad wszystkimi cz³onkami szczepu, wypowiadaj¹ wojnк, lecz nigdy nie nosz¹ broni i s¹ mк¿ami pokoju. Gdyby outame przypadkiem znalaz³ siк w wirze walki, nikt by go nie zaatakowa³, gdy¿ jego ¿ycie jest œwiкte. - £adni mк¿owie pokoju, ktуrzy wypowiadaj¹ wojny i decyduj¹ o œmierci swych poddanych! - oburzy³ siк Nowicki. - Outame osobiœcie nie dowodzi wojownikami i nigdy nie bierze udzia³u w walce - odpar³ Tomek. - Wojnк prowadzi Emel'u'Babl, ojciec dzidy. Oprуcz niego outame posiada starszych wodzуw jako doradcуw i administratorуw oraz mniejszych wodzуw, zajmuj¹cych siк sprawami wy¿ywienia, bogactwa i innymi. Wœrуd Fuyughe pe³ni¹ oni podobn¹ rolк jak ministrowie w paсstwach europejskich. - Nigdy bym nie przypuszcza³, ¿e nagusy, ktуrzy nieraz z trudem licz¹ zaledwie do czterech i zupe³nie siк nie orientuj¹ w czasie, potrafi¹ sobie zorganizowaж rz¹d na wzуr europejski - dziwi³ siк Nowicki. - To naprawdк wielka niespodzianka! Teraz rozumiem, o czym twуj ojciec i Bentley tak zawziкcie rozprawiaj¹ w namiocie! - Podanie tych wiadomoœci wywo³a nie lada sensacjк! - przyzna³ James Balmore. - Interesuj¹cy jest rуwnie¿ sposуb dziedziczenia funkcji naczelnego wodza wœrуd cz³onkуw rodziny outame - doda³ Tomek. - Otу¿, jeœli outame nie ma w³asnego syna, w³adzк obejmuje brat lub jeden z jego synуw, a gdyby i ten nie posiada³ mкskiego potomka, funkcjк, naczelnego wodza dziedziczy syn cуrki outame. Istnieje tu tak¿e niepisane prawo, kto i z kim mo¿e zawieraж ma³¿eсstwo oraz co do piastowania rу¿nych godnoœci. W lalach 1914-1920 polski etnolog i badacz ludуw pierwotnych, profesor Bronis³aw Malinowski, przebywa) w Oceanii na Wyspach Trobrianda w pobli¿u wschodnich wybrze¿y Nowej Gwinei, gdzie samotnie prowadzi³ badania T zakresu socjologii kultur prymitywnych. Jego wa¿ne obserwacje wykaza³y pewne zbie¿noœci zwyczajowe i obyczajowe mieszkaсcуw Wysp Trobrianda z krajowcami Nowej Gwinei. Rуwnie¿ na podstawie jego badaс dochodzimy do wniosku, ¿e ludy "dzikie" osi¹gnк³y w pewnych dziedzinach ¿ycia doskonalszy stopieс rozwoju kulturalnego ni¿ ludy cywilizowane. Malinowski urodzi³ siк w Krakowie w 1884 r, zmar³ w New Haven w USA w 1947. Opublikowa³ szereg cennych prac, z ktуrych najwa¿niejsza, Argonauta ofthe Wesiern Pacific (Argonauci Zachodniego Pacyfiku), ukaza³a siк w 1922 r. i przynios³a mu profesurк na uniwersytecie londyсskim. - Tommy, czy ju¿ wiesz, kto pe³ni w tej wiosce funkcjк outame? - zapyta³a Sally. - Nie spostrzeg³am nikogo wyrу¿niaj¹cego siк zewnкtrznie! - Nic dziwnego, autorytet outame wœrуd krajowcуw wynika z faktu posiadania przez niego w³adzy. Zewnкtrznie outame niczym siк nie wyrу¿nia. Tutaj jest nim ten niepozorny mк¿czyzna, ktуry pierwszy wyszed³ z ukrycia, aby nas powitaж - odpar³ Tomek. - Czy spostrzegliœcie, ¿e on ma nieco jaœniejsz¹ skуrк od innych? - wtr¹ci³a Natasza. - Ojciec i pan Bentley od razu zwrуcili na to uwagк - odpowiedzia³ Tomek. - Ich zdaniem, od³amy ludуw z rу¿nych kontynentуw przybywa³y na przestrzeni wiekуw i osiedla³y siк w Nowej Gwinei. Nowi przybysze spychali swych poprzednikуw w g³¹b wyspy, a czasem czкœciowo siк z nimi ³¹czyli. W ten sposуb wytworzy³a siк tutaj rу¿norodnoœж typуw rasowych, zwyczajуw oraz wielka liczba odrкbnych jкzykуw. Najpierw prawdopodobnie przybyli na Now¹ Gwineк Pigmejowie Pigmejowie - niskoroste plemiona murzyсskie, obecnie znajdowane w Afryce, Azji i w Melanezji., po nich kolejno nap³ywali negroidzi Negroidzi - czarna odmiana cz³owieka. , przedstawiciele rasy weddyjsko-australoidalnej Weddyjsko-australoidalny - sk³adnik czarnej odmiany cz³owieka, wykazuj¹cy cechy neandertaloidalne, znany jako typ maloidalny, ktуry wytworzy³ siк podczas wкdrуwki grup ludnoœci z Indii w kierunku wschodnim, przez zmieszanie siк z mieszkaсcami wysp indonezyjskich, malajskich i Indochin., a w koсcu europeidzi Europeidzi - bia³a odmiana cz³owieka., dziкki ktуrym powsta³ w Oceanii typ polinezyjski. Podczas d³ugiej ¿eglugi na wschуd niektуrzy europeidzi, z w³asnej woli b¹dŸ te¿ z koniecznoœci, osiedlali siк na napotykanych po drodze wyspach i mieszali siк z krajowcami. Pan Bentley jest przekonany, ¿e уw bуg Tsidibe oraz potomkowie pierwszego outame wywodz¹ siк od jakiejœ grupki euro-peidуw, ktуrzy wyl¹dowawszy na wybrze¿u Nowej Gwinei, przedarli siк przez gуry w g³¹b wyspy do dolin zamieszkanych przez prymitywnych Fuyughe. W tych warunkach chyba z ³atwoœci¹ mogli wytworzyж wokу³ siebie mit pу³boskjego pochodzenia i uj¹ж w³adzк w swoje rкce. - Bardzo logiczny wywуd - rzek³ James Balmore. - Inteligentniejsi i lepiej zorganizowani przybysze zagarnкli dla siebie funkcje wodzуw oraz ziemiк. - Tego nie powiedzia³em! - zaprzeczy³ Tomek. - Ziemia pozosta³a w³asnoœci¹ buluranis, czyli pierwotnych mieszkaсcуw. Stanowi ich wspуlnotк maj¹tkow¹. Jeœli outame chce sam uprawiaж poletko dla siebie, musi wydzier¿awiж ziemiк od swych poddanych. Czas szybko up³ywa³ m³odym podrу¿nikom na rozmowie o zwyczajach Papuasуw. Tymczasem w wiosce gwar z wolna przycicha³. Kobiety i dzieci gromadzi³y siк na uboczu, mк¿czyŸni przysiadali wokу³ ognisk p³on¹cych w pobli¿u domуw. Palenie tytoniu b¹dŸ ¿ucie betelu nale¿a³y do najwiкkszych przyjemnoœci krajowcуw. Tote¿ jedni, niemal w uroczystym skupieniu, podawali sobie z r¹k do r¹k grube, bambusowe faje, drudzy natomiast ¿uli betel. Niektуrzy po prostu k³adli do ust œwie¿e liœcie pieprzu betelowego, posypane popio³em, inni zaœ w bardziej udoskonalony sposуb przygotowywali swe prymki. Mianowicie z banki, zrobionej z wydr¹¿onej dyni, wydobywali drewnian¹ ³opatk¹ wapieс ze sproszkowanych muszelek, ktуrym posypywali liœcie betelu, po czym zawijali w nie pokrojone w plasterki orzechy palmy areki, dodaj¹c szczyptк tytoniu. Zwolennikуw ¿ucia betelu zawsze z ³atwoœci¹ poznawa³o siк po czerwonobrunatnych zкbach i ustach jakby ociekaj¹cych krwi¹ Liœcie betelu posypuje siк wapieniem w celu zneutralizowania kwasуw. Podczas ¿ucia prymki nastкpuje reakcja chemiczna pomiкdzy wapieniem i orzechem areki, wskutek czego bezbarwny sok staje siк czerwony. Betel dzia³a orzeŸwiaj¹co i podniecaj¹co, odka¿a jamк ustn¹, wzmacnia dzi¹s³a, lecz w sumie wywiera ujemny wp³yw na zdrowie.. Biali podrу¿nicy przerwali pogawкdkк. Z okolicznej d¿ungli p³yn¹³ przenikliwy krzyk cykad. Ciemne sylwetki chat wzniesionych ponad ziemi¹, odblask ognisk pe³zaj¹cy po nagich, br¹zowych cia³ach milcz¹cych krajowcуw i jasne, zimne niebo migocz¹ce gwiazdami tworzy³y wprost urzekaj¹cy obraz. Naraz ktoœ przy ognisku nieœmia³o zanuci³ jak¹œ pieœс. Po kilku pierwszych tonach coraz to nowe g³osy stopniowo zaczк³y siк przy³¹czaж do samotnego œpiewaka. Wkrуtce ca³a wieœ nuci³a melancholijn¹ piosenkк. - Jak piкknie œpiewaj¹... - szepnк³a do przyjaciу³ wzruszona Natasza. - Nawet pan Wilmowski i pan Bentley przerwali pracк, ¿eby pos³uchaж tej smutnej pieœni - doda³a Sally. W tej w³aœnie chwili Smuga przybli¿y³ siк do grupki zas³uchanej m³odzie¿y. - Kto by pomyœla³, ¿e ci prymitywni ludzie posiadaj¹ tak romantyczne usposobienie - zagadn¹³. - To pieœс mi³osna, jak twierdzi Ain'u'Ku. - Faktycznie, nigdy bym ich o to nie podejrzewa³ - odpar³ Nowicki. - W dzieс orz¹ tymi swoimi czarnymi œlicznotkami niczym mu³ami, a wieczorem œpiewaj¹ im o mi³oœci! - Co kraj to obyczaj, kapitanie - odezwa³ siк Wilmowski, ktуry razem z Bentleyem przystan¹³ przy ognisku. - Wypytywaliœmy naszych gospodarzy o ich dziwne dla nas zwyczaje. Oni tak¿e zadali nam kilka pytaс. Na przyk³ad ciekawi³o ich, ile u nas trzeba zap³aciж rodzicom za tak¹ ¿onк jak panna Natasza lub Sally. Odpowiedzia³em, ¿e my nie p³acimy za ¿ony. Na to ze zrozumieniem potaknкli g³owami, a jeden z wojownikуw odpar³: s³usznie, bia³e kobiety do niczego, trzeba im pomagaж w pracy. - Tak, tak, moje panie! Papuaski wykonuj¹ wszystkie ciк¿kie roboty, tote¿ za ¿onк p³aci siк tutaj jedn¹ lub nawet dwie œwinie - weso³o doda³ Bentley. Dziewczкta wybuchnк³y œmiechem, lecz rozmowa zaraz urwa³a siк, poniewa¿ krajowcy rozpoczкli przygotowania do taсcуw. Na œrodku placu ukaza³o siк trzech Papuasуw z pod³u¿nymi bкbnami Bкbny to najstarsze perkusyjne instrumenty muzyczne, spotykane na ca³ym œwiecie w najprymitywniejszych i najdawniejszych kulturach. Mia³y one rу¿ne kszta³ty i rozmiary; bкbny w kszta³cie klepsydry wystкpuj¹ g³уwnie w Azji. o korpusach rezonansowych zwк¿aj¹cych siк ku œrodkowi, dziкki czemu przypomina³y staro¿ytne klepsydry, jakich u¿ywano do mierzenia czasu. Wkrуtce zahucza³y bкbny... Mieszkaсcy wioski razem z tragarzami bia³ych podrу¿nikуw ruszyli w tan. - Czas na spoczynek - odezwa³ siк Smuga. - Taсce na pewno przeci¹gn¹ siк do pуŸnej nocy, a tymczasem jutro musimy dotrzeж do Popole. Ranek by³ mglisty i wilgotny. Tragarze mimo nie przespanej nocy raŸno przygotowali siк do drogi. Oczekiwali jedynie na powrуt kobiet, ktуre uda³y siк do odleg³ego strumienia po wodк zdatn¹ do picia. Smuga z¿yma³ siк na nieprzewidziane opуŸnienie. Wioska le¿a³a niemal na brzegu wartko p³yn¹cego strumienia, lecz krajowcy twierdzili, ¿e jest on nawiedzany przez z³e duchy i ka¿dy, kto by siк odwa¿y³ piж z niego wodк, mуg³by ulec jakiemuœ nieszczкœciu. Dlatego te¿ codziennie o œwicie kobiety wкdrowa³y do odleg³ego strumienia, by w bambusowych rurach przynieœж odpowiedni zapas wody uznanej przez czarownikуw za nadaj¹c¹ siк do picia. Smuga niecierpliwi³ siк opуŸnieniem wymarszu, ale mimo to nie pozwoli³ nawet w³asnym towarzyszom czerpaж wody z pobliskiego strumienia. - Czy musimy ulegaж œmiesznym zabobonom tych prymitywnych ludzi? - oburzy³ siк James Balmore. - Moglibyœmy oœmieszyж czarownikуw pij¹c tк wodк, przecie¿ na pewno nie bкd¹ prуchnia³y nam po niej zкby ani te¿ nie wykrzywi nam twarzy, jak twierdz¹ ci szarlatani - doda³ Zbyszek. - Doœж gadania, moi panowie! - zgromi³ ich Smuga. - Jesteœcie nowicjuszami na tego rodzaju wyprawie! Jeszcze wiele musicie siк nauczyж. Œmieszny na pozуr przes¹d mo¿e przecie¿ mieж jakieœ logiczne uzasadnienie. - Czy pan naprawdк tak s¹dzi? - zdumia³a siк Natasza. - Oczywiœcie, proszк pani - odpar³ Smuga. - Czy nie przysz³o wam do g³owy, ¿e woda w tym strumieniu mo¿e zawieraж jakieœ szkodliwe roztwory mineralne? - A mo¿e te¿ jakieœ gnij¹ce w niej roœliny czyni¹ j¹ niezdrow¹ dla cz³owieka? - doda³ Tomek. - Zauwa¿y³em, ¿e krajowcy wrzucaj¹ do strumienia swoje odchody i wszelkie odpadki. - Nam rуwnie¿ radzili tak czyniж - wtr¹ci³ Wilmowski. - Wed³ug tutejszych przes¹dуw, czarownik chc¹c rzuciж urok na kogoœ, musi posi¹œж jakikolwiek przedmiot, ktуry nale¿a³ do ofiary lub mia³ coœ z ni¹ wspуlnego. Krajowcy wierz¹, ¿e ka¿dy przedmiot wrzucony do wody staje siк nieosi¹galny dla czarownikуw oraz z³ych duchуw. - Ten œmieszny przes¹d nikomu nie wyrz¹dza krzywdy, a kto wie, czy woda w strumieniu naprawdк nie jest szkodliwa - powiedzia³ Smuga. - G³upot¹, wiкc by³oby psuж dobre stosunki z krajowcami z powodu takiego drobiazgu. - Oto ju¿ po k³opocie! Nadchodz¹ nosiwody - zawo³a³ Nowicki. D³ugi szereg kobiet w³aœnie wkracza³ do wioski. Sz³y parami, a ka¿da z nich nios³a na ramionach dwie rury bambusowe zatkane na koсcach jakby korkami z pachn¹cych roœlin. Wszyscy zaczкli gasiж pragnienie. Niektуrzy krajowcy nalewali sobie wody w zwiniкte du¿e liœcie, inni pili wprost z bambusowych rur. Podczas nocnej zabawy tragarze zaprzyjaŸnili siк z mieszkaсcami wioski, tote¿ wielu mк¿czyzn miejscowych, na czele z outame, postanowi³o towarzyszyж karawanie przez czкœж drogi do Popole. Ka¿dy z nich dobrowolnie objuczy³ siк jakimœ pakunkiem, nie wy³¹czaj¹c nawet outame. Wkrуtce ruszono w drogк. Tragarze byli w doskona³ym nastroju. Jako mieszkaсcy okrкgуw le¿¹cych w pobli¿u wybrze¿a morskiego, zawsze odczuwali lek przed plemionami gуrskimi, ktуre urz¹dza³y na nich wojenne wyprawy. Teraz szli w jak najlepszej zgodzie ze swymi odwiecznymi wrogami, dzielili siк z nimi betelem, powszechnie tu uznawanym za symbol pokoju. PrzyjaŸс zosta³a nawi¹zana za poœrednictwem bia³ych, podrу¿nikуw, ktуrzy okazali siк potк¿nymi czarownikami. Z pobliskiego ju¿ Popole mieli powrуciж do rodzinnych wiosek na morskim wybrze¿u. Tote¿ obecnie szli radoœni i chуralnie œpiewali pieœс, naprкdce u³o¿on¹ przez miejscowego poetк na czeœж niezwyk³ych bia³ych podrу¿nikуw Wœrуd plemion Fuyughe poezja jest nierozerwalnie zwi¹zana z pieœni¹ i taсcem. Utalentowani bardowie komponuj¹ teksty s³owne do piosenek zwanych olove, œpiewanych do taсca, oraz do pieœni mayame, uwieczniaj¹cych wa¿niejsze wydarzenia z ¿ycia plemienia lub wielkich ludzi. Te nie zapisywane przez nikogo pieœni przekazywane s¹ ustnie z pokolenia na pokolenie i tworz¹ ¿yw¹ kronikк tych pierwotnych ludуw.. Radosny nastrуj nie uleg³ zmianie nawet wtedy, gdy na jednym z postojуw outame oznajmi³, ¿e musi ju¿ wracaж do swojej wioski. Spokojnie wypowiedziane przez niego s³owa by³y jedynym rozkazem, jaki wyda³ podczas ca³ego marszu. Zaraz te¿ mo¿na by³o poznaж, jak wielkim autorytetem cieszy³ siк wœrуd swoich ludzi, bez najmniejszego sprzeciwu, bowiem natychmiast poczкli siк ¿egnaж z pozosta³ymi tragarzami i bia³ymi podrу¿nikami. - Proszк, outame niepozorny cz³eczyna, ale cieszy siк nie lada mirem - odezwa³ siк kapitan Nowicki, obserwuj¹c bacznie krajowcуw. - Uczyж siк nam od nich dyscypliny! - Szanuj¹ go jak rodzonego ojca - wtуrowa³ Tomek. - Zastanawia³em siк nad tym przed chwil¹ i pewne skojarzenie przysz³o mi do g³owy. - Cу¿ takiego wymyœli³eœ? - zapyta³ Nowicki. - Zachowanie siк outame pod pewnym wzglкdem przypomina mi postкpowanie pana Smugi. On rуwnie¿ zawsze cieszy siк wielkim autorytetem i wydaj¹c polecenia prawie nigdy nie podnosi g³osu. - Jak amen w pacierzu, s³uszne spostrze¿enie! - zdumia³ siк Nowicki. - Jednak istnieje miкdzy nimi pewna rу¿nica. Smuga jest okaza³ym mк¿czyzn¹, a tamten mikrusem! - Tu chodzi o zalety wewnкtrzne, a nie o wzrost. - Ha, pewno masz racjк, bo gdyby najwy¿szy mia³ rz¹dziж to chyba ja zawsze by³bym wodzem! Cу¿, rodzice chcieli jak najlepiej dla mnie, nie posk¹pili mi mкskiej postawy, tylko, ¿e ja ciut za ma³o garn¹³em siк do ksi¹¿ek - smutno rzek³ Nowicki. - Nie ma powodu do narzekania, kapitanie. Nigdy nie jest za pуŸno na uzupe³nienie wiadomoœci, a sam chcia³bym mieж taki pos³uch u ludzi, jak pan ma wœrуd za³ogi na swoim statku. Wszyscy w ogieс by za panem poszli! - Naprawdк tak s¹dzisz?! - ucieszy³ siк Nowicki. - Jestem tego najlepszym przyk³adem - odpowiedzia³ Tomek. - Ojciec zawsze mуwi, ¿e staram siк naœladowaж pana... - Do licha, a toœmy siк dobrali! - odpar³ Nowicki zadowolony. - Ty bierzesz wzуr ze mnie, a ja z ciebie. Wiesz, postanowi³em nauczyж siк tak piкknie pisaж raporty w dzienniku pok³adowym jak ty! Mуwi¹c to wydoby³ z lewej, du¿ej kieszeni bluzy gruby notes. - Spуjrz, ile nagryzmoli³em - rzek³. - Z ka¿dej mojej wachty na l¹dzie sporz¹dzam raport. W wolnej chwili bкdziesz mi poprawia³ rу¿ne opisy, dobrze? - Mo¿e pan na mnie liczyж - zapewni³ Tomek. - Widzк, ¿e tк sprawк wzi¹³ pan sobie g³кboko do serca, skoro nosi pan ciк¿ki notes w kieszeni na lewej piersi... - Nie kpij, brachu, wiesz, ¿e mam nieco przyciк¿k¹ ³apк do piуra i nie³atwo mi to przychodzi... Znуw ruszyli w drogк. Tragarze szli raŸno, bliskoœж celu wкdrуwki dodawa³a im si³. Gуrskie pasma coraz wy¿ej piкtrzy³y siк ku niebu. Dopiero na krуtko przed zapadniкciem wieczoru utrudzeni podrу¿nicy dotarli do p³askowy¿u Popole. Ain'u'Ku wysun¹³ siк na czo³o karawany, zapewnia³, ¿e rozpoznaje rodzinne strony. Niebawem ukaza³a siк rzeczka. Na jej przeciwleg³ym brzegu znajdowa³a siк wioska okolona drewnian¹ palisad¹. Tym razem rуwnie¿ nikt nie wyszed³ na powitanie karawany, lecz Ain'u'Ku bez chwili namys³u w brуd przeby³ rzeczkк. Pobieg³ ku wiosce; os³oniwszy usta d³oсmi, wo³a³ coœ donoœnym g³osem. Zza palisady wychyli³o siк kilka g³уw. Nast¹pi³o obopуlne poznanie. Wrota w ogrodzeniu otwar³y siк szeroko. Starszy mк¿czyzna, ojciec Ain'u'Ku, pierwszy wybieg³ na spotkanie. Najpierw mocno obj¹³ syna ramionami, g³oœno wielokrotnie wymawia³ jego imiк. Potem po³o¿y³ sw¹ g³owк na ramieniu Ain'u'Ku, pociera³ swoim nosem o jego nos i lew¹ d³oni¹ przesuwa³ po ca³ym ciele syna, jak œlepiec, ktуry tylko dotykiem mo¿e rozpoznaж dobrze wyryte w pamiкci kszta³ty ukochanej osoby. - Jak siк cieszк, ¿e poczciwy ch³opiec odnalaz³ swoich najbli¿szych - powiedzia³a Sally do Tomka. - No, teraz ju¿ nie zechce iœж dalej z nami - zauwa¿y³ Zbyszek. - Zapewne d³ugo nie by³o go w domu. Krуtka relacja Ain'u'Ku pozbawi³a wszelkich obaw mieszkaсcуw wioski. Gromadnie wybiegli na powitanie. Ka¿dy chcia³ jak najprкdzej ujrzeж potк¿nych bia³ych czarownikуw. Wkrуtce cala karawana znalaz³a siк w obrкbie palisady. Podrу¿nicy ciekawie rozgl¹dali siк po wiosce. Widok domostw wymownie œwiadczy³ o nadzwyczaj prymitywnym ¿yciu Mafulu. Wiкkszoœж z nich gnieŸdzi³a siк w zwyk³ych sza³asach bez okien i drzwi, skleconych z ga³кzi oraz skуrzastych liœci. Sprawia³y one wra¿enie wielkich uli, do ktуrych wnкtrza cz³owiek mуg³ z trudem wczo³gaж siк jedynie przez w¹sk¹ szczelinк. G³уwne szkielety niektуrych domуw tworzy³y po prostu pnie rosn¹cych w pobli¿u siebie palm, obudowane liœciastymi œcianami. Czкsto nie obciкte korony tych "naturalnych s³upуw" sprawia³y wra¿enie strzкpiastych parasoli rozpiкtych nad zielon¹ chatynk¹. Jedynie dom mк¿czyzn, emone, zbudowany na palach, szkу³ka i chatka misjonarza stanowi³y budowle przypominaj¹ce ludzkie sadyby. Po oficjalnych powitaniach bia³ych podrу¿nikуw spotka³a przykra niespodzianka; zbli¿y³ siк ku nim krajowiec, ubrany w niebiesk¹ koszulк siкgaj¹c¹ ³ydek, i rzek³: - Moja kiœ baibe Kis baibe - pomocnik misjonarza. , wielki bia³y ojciec iœж do du¿a woda, wasza mo¿e spaж dom, ktуry nale¿eж jemu, all right! Ain'u'Ku pospieszy³ z wyjaœnieniem jego s³уw. Okaza³o siк, ¿e misjonarz jest nieobecny. Wyruszy³ w kierunku wybrze¿a. - Kiedy powrуci wielki bia³y ojciec? - zapyta³ Bentley. - Mnуstwo wiele ksiк¿ycуw - odpar³ krajowiec. - Z³e duchy gniewaж siк na wielki bia³y ojciec. On budowaж dom modlitw, z³e duchy gniewaж siк, one trz¹œж ziemia, gуry, drzewa, przewracaж domy. Wielki bia³y ojciec mуwi: nasza budowaж inny dom z inny dach. Wtedy z³e duchy go nie przewrуciж i iœж precz za gуry do Ÿli ludzie. My dobry ludzie! Mуwi¹c to z dum¹ wskaza³ rкk¹ krucyfiks i œwistawkк zawieszone na sznurku na jego piersi. - Do licha, zapewne trzкsienie ziemi niedawno nawiedzi³o tк okolicк - domyœli³ siк Bentley. - Misjonarz, na ktуrego informacje tak liczyliœmy, prawdopodobnie uda³ siк na wybrze¿e po jakieœ trwalsze materia³y budowlane. - Niefortunne to dla nas - zafrasowa³ siк Wilmowski. - Zmarnujemy wiele czasu czekaj¹c na jego powrуt. - PуŸniej zastanowimy siк, co powinniœmy uczyniж. Teraz musimy pomyœleж o odpoczynku - powiedzia³ Smuga. - Kiœ baibe radzi skorzystaж z domku misjonarza. Ulokujemy w nim nasze panie. - Rada dobra, wygodniej im tam bкdzie ni¿ w namiocie - przytakn¹³ kapitan Nowicki. Chatynk¹ misjonarza zbudowana by³a z szorstkich pni palm. Wielkie p³aty kory przymocowane z zewn¹trz do belek mia³y zas³aniaж szczeliny pomiкdzy nimi, lecz z powodu czкstych w tych okolicach burz i wiatrуw w œcianach pe³no by³o szpar, umo¿liwiaj¹cych zagl¹danie do wnкtrza chatki. W jedynym okienku tkwi³ kawa³ek drucianej siatki, a wykoœlawione drzwi zrobione by³y z rozpo³owionych pni m³odych palm. Spadzisty dach z wierzchu pokrywa³a twarda trawa i liœcie. Przewiewna chatka naprawdк wygl¹da³a bardzo nкdznie, lecz za to z ma³ej werandy, ukrytej pod okapem dachu, rozpoœciera³ siк wspania³y widok. P³askowy¿ zewsz¹d otacza³y ³aсcuchy gуrskie, ktуre na pу³nocy tworzy³y masyw spiкtrzonych szczytуw. Purpurowy odblask zachodz¹cego s³oсca dodawa³ im tajemniczego uroku. Srnuga uniуs³ drewnian¹ zasuwк i otworzy³ drzwi. Umeblowanie ma³ej izdebki stanowi³y jedynie dwa pos³ania sporz¹dzone z bambusowych ram wyplecionych lianami, stу³ zaimprowizowany z wiкkszej drewnianej skrzynki i krzese³ko z mniejszej. Kapitan Nowicki, zawiedziony, rozejrza³ siк dooko³a i rzek³: - Ha, moje drogie, nie ma wam, czego zazdroœciж! - Hotelik skromny, ale aromat drzew cynamonowych bardzo przyjemny - rzek³ Tomek, wnosz¹c do chatki podrкczne baga¿e dziewcz¹t. - Szpary w œcianach maj¹ pewn¹ zaletк. Bкdziecie mog³y podziwiaж panoramк nie podnosz¹c siк z ³у¿ek! - Niech wieloryb po³knie tak¹ panoramк! - burkn¹³ Nowicki. - ChodŸ, brachu, trzeba pomуc rozbijaж obуz. G³odny jestem! £owy na rajskie ptaki Przeci¹g³y krzyk nocnego ptaka wyrwa³ Tomka z pу³snu. Zanim otworzy³ oczy, jego prawa d³oс zacisnк³a siк na kolbie tkwi¹cego za pasem rewolweru. Uniуs³ siк na ³okciu, po czym wychyli³ g³owк przez otwуr sza³asu zbudowanego na konarach roz³o¿ystego drzewa. Gdzieœ w pobli¿u rozleg³ siк trzepot skrzyde³, a potem zapad³a cisza. Ciemnoœж w d¿ungli by³a obecnie jeszcze bardziej nieprzenikniona. By³ to nieomylny znak, ¿e niebawem nastanie dzieс. Tomek, uspokojony, z powrotem leg³ na pachn¹cym pos³aniu z trawy i liœci. Krzyk ptaka nie przebudzi³ ojca. Przez chwilк Tomek ws³uchiwa³ siк w jego g³кboki, trochк ciк¿ki oddech. Ostro¿nym ruchem nakry³ ojca swoim kocem. Ch³odne powietrze przesi¹kniкte by³o wilgoci¹. M³odzieniec zastanawia³ siк, czy zastosowany przez nich papuaski fortel myœliwski u³atwi im polowanie. Krajowcy czкsto przygotowywali na drzewach zamaskowane zasadzki i ukryci w nich strzelali z ³ukуw do ptakуw nie podejrzewaj¹cych niebezpieczeсstwa. Obydwaj Wilmowscy skorzystali z doœwiadczeс krajowcуw; ju¿ czwart¹ noc czatowali w nadziemnym sza³asie sporz¹dzonym z ga³кzi i lian, aby mуc obserwowaж rajskie ptaki, ¿eruj¹ce na s¹siednich drzewach pandanowych obfituj¹cych w ziarno. ¯ycie i zwyczaje tych oryginalnych ptakуw by³y dot¹d w ogуle bardzo ma³o znane, tote¿ wszelkie obserwacje, poczynione w naturalnych warunkach, mog³y posiadaж dla ornitologii olbrzymie znaczenie; ponadto mia³y one umo¿liwiж stworzenie rajskim ptakom, hodowanym w ogrodach zoologicznych, jak najdogodniejszych warunkуw bytowania, zbli¿onych do naturalnych. Podczas czterodniowych czat Wilmowski zanotowa³ wiele cennych uwag. Okolica nie by³a nawiedzana przez krajowcуw; dziкki temu rajskie ptaki codziennie o œwicie przylatywa³y do drzew pandanowych i ¿erowa³y, dopуki pal¹ce promienie s³oneczne nie zmusi³y ich do ukrycia siк w cienistym buszu. Poprzedniego wieczoru Wilmowski uzna³, ¿e posiada ju¿ dostateczny zbiуr informacji o krуlewskim rajskim ptaku Cicitturus regius, ptak rajski krуlewski, jest najpiкkniejszy, choж nie najrzadziej spotykany. Zamieszkuje na terenach po³o¿onych a¿ do 600 m n.p.m., spotykanym w wiкkszoœci ni¿ej po³o¿onych regionуw Nowej Gwinei. Nadchodz¹cy ranek mia³ zakoсczyж czaty upolowaniem jednego lub kilku okazуw tego gatunku rajskiego ptaka. Wiadomoœж ta bardzo ucieszy³a Tomka; trochк by³o mu tкskno za Sally. Gdy tylko nie przebywali razem, zaraz niepokoi³ siк o ni¹. Wiedzia³, ¿e bardzo pragnie wyrу¿niж siк jakimœ sukcesem ³owieckim podczas tej pierwszej w jej ¿yciu wyprawy. Dlatego te¿ obawia³ siк, aby nie pope³ni³a jakiegoœ nierozwa¿nego czynu, ktуry mуg³by naraziж j¹ na niebezpieczeсstwo. Wyruszaj¹c z ojcem na kilkudniowe rozpoznanie, zleci³ opiekк nad Sally kapitanowi Nowickiemu. By³ pewny, ¿e ten wierny druh wskoczy³by za ni¹ w ogieс. Mimo to pragn¹³ ju¿ jak najprкdzej znaleŸж siк w obozie. Niepokуj Tomka nie by³ pozbawiony podstaw. Przesz³o trzy tygodnie temu rozstali siк w Popole z tragarzami najкtymi w okolicy Port Moresby. Przy pomocy wiernego Ain'u'Ku zwerbowali nowych tragarzy i nie mog¹c doczekaж siк powrotu "wielkiego bia³ego ojca", odwa¿nie wyruszyli w nieznany kraj, rozci¹gaj¹cy siк na pу³noc od p³askowy¿u Popole. Teraz obozowali w pobli¿u terenуw wojowniczych Tawade, na ktуrych samo wspomnienie tragarze Mafulu dostawali gкsiej skуrki. Wprawdzie gadatliwy Ain'u'Ku podtrzymywa³ na duchu swoich ziomkуw opowiadaniami o czarnoksiкskiej potкdze bia³ych masters, lecz trudno by³o przewidzieж, jak zachowaj¹ siк w razie nieoczekiwanego spotkania z okrutnymi wrogami. Rozmyœlaj¹c o Sally, ³owach i niebezpieczeсstwach czyhaj¹cych w g³кbi wyspy, Tomek ani siк spostrzeg³, ¿e noc nagle poszarza³a. Dopiero wrzask papug budz¹cych siк ze snu przywrуci³ go do rzeczywistoœci. Spojrza³ w otwуr sza³asu. Ju¿ dnia³o. Odwrуci³ siк do ojca. W tej w³aœnie chwili Wilmowski odrzuci³ koce i usiad³ na pos³aniu. - Dawno ju¿ nie œpisz? - zapyta³ syna. - Nic nie s³ysza³em... Odda³eœ mi swуj koc, zmarz³eœ zapewne? - Krzyk jakiegoœ nocnego ptaka zbudzi³ mnie nad ranem i ju¿ nie mog³em zasn¹ж - wyjaœni³ Tomek. - Posilmy siк trochк - zaproponowa³ Wilmowski. - Zaraz rozpoczniemy czaty i polowanie. Mo¿e poszczкœci nam siк dzisiaj... Tomek wyj¹³ z myœliwskiej torby resztkк zapasуw: kilka sucharуw, ma³¹ puszkк konserw miкsnych oraz manierkк z wod¹. W milczeniu pospiesznie zjedli œniadanie, po czym ostro¿nie rozsunкli zbudowane z roœlin œcianki nadziemnego sza³asu. Tak ukryci w listowiu mogli obserwowaж wszystko, co siк dzia³o wokу³ nich, nie zwracaj¹c na siebie uwagi pierzastych, krzykliwych mieszkaсcуw d¿ungli. Tropikalny las budzi³ siк do ¿ycia, witaj¹c œwit prawdziw¹ fanfar¹ ptasich g³osуw. Wœrуd barwnych kwiatуw, zwisaj¹cych jak wspania³e girlandy z ga³кzi drzew, nie mniej barwne papugi prowadzi³y o¿ywione "dyskusje". Ma³e bia³e kakadu o siarkowo¿у³tych czubach gromadnie obsiada³y dzikie drzewa owocowe; pokrewne im czarne kakadu Probosciger aterintus. W nowej Gwinei ¿yje oko³o 46 odmian papug. 2 Larius roratus pectoralis., wielkie ptaszyska, ¿erowa³y na drzewach orzechowych, z ³atwoœci¹ krusz¹c twarde ³upiny swymi du¿ymi, silnymi dziobami; na ciemnozielonym tle zieleni po³yskiwa³y niezbyt wielkie lory Goura coronata i Goura victoria, ktуrych ojczyzn¹ jest Nowa Gwinea. Wspania³e piуra tych go³кbi, na rуwni z piуrami rajskich ptakуw, by³y swego czasu ulubion¹ ozdob¹ kapeluszy damskich. Przyczyni³o siк to do powa¿nego wytкpienia koroсcуw. Oba ptaki te znajduj¹ siк pod ochron¹. o upierzeniu czerwonym z dodatkiem jasnej zieleni lub purpury. U stуp drzew rozbrzmiewa³o w zaroœlach gard³owe gruchanie leœnych dzikich go³кbi, zwanych koroсcami. Byty one typowo ziemnymi ptakami o nieco ciк¿kiej budowie, ktуre chroni³y siк na drzewach jedynie uciekaj¹c przed jakimœ niebezpieczeсstwem. Z ³atwoœci¹ poznawa³o siк te najwiкksze z ¿yj¹cych go³кbi po niebiesko-szarym upierzeniu z purpurowoczerwonym nalotem na piersiach oraz po charakterystycznych wielkich czubach na g³owie, rozpostartych niczym wachlarze. Niektуre posiada³y czuby po prostu rozstrzкpione, inne natomiast mia³y na koсcach tych piуr niewielkie wyd³u¿one, trуjk¹tne chor¹giewki Goura coronata i Goura victoria, ktуrych ojczyzn¹ jest Nowa Gwinea. Wspania³e piуra tych go³кbi, na rуwni z piуrami rajskich ptakуw, by³y swego czasu ulubion¹ ozdob¹ kapeluszy damskich. Przyczyni³o siк to do powa¿nego wytкpienia koroсcуw. . Wilmowscy ciekawie przygl¹dali siк krzykliwym mieszkaсcom tropikalnego lasu. Naraz w ptasim rozgwarze rozbrzmia³ nieprzyjemny, przeci¹g³y gwizd. Wilmowski po³o¿y³ d³oс na ramieniu syna. Tomek potakn¹³ g³ow¹, ¿e zrozumia³ znak. Rajskie ptaki nadlatywa³y na ¿erowisko. Niebawem te¿ kilka z nich, trzepocz¹c skrzyd³ami, osiad³o na widlasto rozga³кzionych drzewach pandanowych. Tomek, skupiony, obserwowa³ ptaki, lecz po chwili zawiedziony cicho szepn¹³: - Cу¿ to, widzк tylko samice?! - Cicho, s³uchaj! - uspokoi³ go ojciec. Umilkli. Wibruj¹cy, przeci¹g³y gwizd znуw rozbrzmia³ w pobli¿u, potem do³¹czy³y siк do niego nowe g³osy. Wilmowski uniуs³ siк, przykucn¹³; zachowuj¹c jak najwiкksz¹ ostro¿noœж z wolna wychyli³ siк z sza³asu. Przez jakiœ czas trwa³ nieruchomo w tej pozycji, lecz w koсcu cofn¹³ siк do wnкtrza i rzek³ mocno podniecony: - Tomku, kilka wspania³ych samcуw urz¹dza niezwyk³e widowisko. St¹d nie bкdziemy mogli ich obserwowaж, musimy zejœж na ziemiк! - Sp³osz¹ siк, gdy nas ujrz¹! - odpar³ Tomek. - Nie sadzк, Bentley zapewnia³, ¿e na pocz¹tku okresu godуw samce zbieraj¹ siк na toki na specjalnie w tym celu wybranych drzewach. Wtedy podobno s¹ tak zajкte sob¹, ¿e mo¿na do nich podejœж zupe³nie blisko. - Cу¿, musimy zaryzykowaж! - odpar³ Tomek zrezygnowany, gdy¿ obawia³ siк, ¿e w razie niepowodzenia nie powrуc¹ tego dnia do obozu. - Bierz flobert Flobert - broс palna ma³okalibrowa, o s³abym naboju kalibru 6 lub 9 milimetrуw, wydaj¹cym nieznaczny ³oskot przy strzale. Pierwsze karabinki flobertowe konstruowane posiada³y charakterystyczny szeœcienny kszta³t lufy. Obecnie konstruuje siк do nabojуw flobertowych karabinki iglicowe, przypominaj¹ce broс wojskow¹ , ja wezmк fuzjк - powiedzia³ Wilmowski. Tomek pierwszy wyczo³ga³ siк z sza³asu na gruby konar, do ktуrego przywi¹zana by³a drabinka upleciona z lian. Opuœci³ j¹ i zacz¹³ schodziж po niej w dу³. Up³ynк³o nieco czasu, zanim obydwaj z ojcem znaleŸli siк na ziemi, nie chcieli bowiem jakimœ szybszym ruchem sp³oszyж ptakуw. Na szczкœcie dla nich nikt w tej okolicy nie urz¹dza³ polowaс, ptaki nie pozna³y dot¹d swego najgroŸniejszego wroga, cz³owieka. Tomek najpierw sprawdzi³, czy karabin przygotowany jest do strza³u, potem przewiesi³ go na pasie przez plecy i dopiero wtedy, z flobertem w rкku, ruszy³ za ojcem. Przemykaj¹c od pnia do pnia, znaleŸli siк w pobli¿u lokuj¹cych ptakуw. Prу¿noœж ich by³a tak zabawna, ¿e wkrуtce Tomek ca³kowicie zapomnia³ o wszystkich swych osobistych sprawach. Na szczycie drzewa znajdowa³y siк trzy samce, a ka¿dy z nich stara³ siк przyжmiж sw¹ wspania³oœci¹ pozosta³ych rywali. Dwa rajskie ptaki krуlewskie, o szkar³atnym upierzeniu grzbietu, piersi lœni¹co zielonej, pomaraсczowym ³ebku i szyi rubinowoczerwonej, z dum¹ stroszy³y kкpki jasno¿у³tych piуr, rozpoœcieraj¹cych siк jak ma³e wachlarze na tle szarobia³ego podbrzusza. Przestкpowa³y z nу¿ki na nу¿kк, trzepota³y czerwono-br¹zowo-zielonymi skrzyd³ami i, kryguj¹c siк, z samouwielbieniem spogl¹da³y na wystaj¹ce z krуtkiego ogona dwie bardzo wyd³u¿one sterуwki, pozbawione chor¹giewek i tylko na samym koсcu tworz¹ce jakby zaokr¹glone p³atki. Trzeci samiec nale¿a³ do ptakуw rajskich wielkich Paradisea apoda (rajski ptak bez nуg), ktуrego ³aciсska nazwa przypomina legendк o beznogich rajskich ptakach. . Przewy¿sza³ rozmiarami rywali. Przysiad³ nisko na ga³кzi naprzeciwko napuszonych zarozumialcуw, jakby zamierza³ rzuciж siк na nich, i wzniуs³ do gуry wyrastaj¹ce z bokуw kity d³ugich, delikatnych, ¿уltawobia³ych piуr, ktуre niby puszysty p³aszcz os³oni³y prawie ca³y jego grzbiet. ¯у³ta plama na ³ebku, gardziel zielona o jasnym po³ysku oraz br¹zowe skrzyd³a, plecy i piersi wspaniale uzupe³nia³y jego strуj godowy. Tomek w niemym zachwycie spogl¹da³ na przepiкkne ptaki. Nie dziwi³ siк ju¿, i¿ powsta³o o nich tyle romantycznych legend. Zapomnia³ nawet o ostro¿noœci; coraz to bli¿ej skrada³ siк do tokuj¹cych samcуw. One tymczasem, jakby odgaduj¹c zachwyt nieostro¿nego m³odzieсca, coraz œmielej i bezczelniej pozwala³y siк podziwiaж. Sfruwa³y na ni¿sze ga³кzie, odwraca³y siк bokiem, ty³em, rozpoœciera³y skrzyd³a, puszy³y kity i jedynie ich przenikliwe, nieprzyjemne g³osy zak³уca³y harmonijny obraz piкkna. Tomek wprost nie dowierza³ swoim oczom. Teraz nie mia³ ju¿ w¹tpliwoœci - obydwaj zostali spostrze¿eni przez rajskie ptaki! One zaœ wci¹¿ che³pi³y siк sw¹ wspania³oœci¹. W koсcu te¿ zwrуci³y na siebie uwagк samic ¿eruj¹cych w pobli¿u. Trzy z nich z trzepotem skrzyde³ opad³y na ga³кzie s¹siednich drzew; przekrzywiaj¹c lekko ³ebki przygl¹da³y siк swoim mк¿om, jak aktorom na scenie. Wilmowski znуw dotkn¹³ d³oni¹ ramienia syna. Tomek drgn¹³, zerkn¹³ na ojca. Ten wzrokiem wskaza³ na flobert. Tomek nie bez ¿alu pomyœla³ o koniecznoœci pozbawienia ¿ycia tak wspania³ych ptakуw. Rozumia³ jednak, ¿e teraz nie wolno by³o traciж czasu. Lada chwila ptaki mog³y siк poderwaж do lotu. S³oсce przygrzewa³o ju¿ doœж mocno. Tote¿ tylko westchn¹³ cicho, opar³ siк lewym bokiem o pieс drzewa i wolno uniуs³ ma³okalibrowy karabinek do ramienia. Ptak rajski wielki akurat krzykn¹³ przenikliwie. Tomek ujrza³ jego pierœ ods³oniкt¹ na krуtk¹ chwilк. Pewnie nacisn¹³ spust. Samiec zatrzepota³ skrzyd³ami, niemal brzuchem dotkn¹³ ga³кzi, po czym bezw³adnie zsun¹³ siк na miкkki mech u stуp drzewa. Pozosta³e dwa samce nawet nie zwrуci³y uwagi na cichy strza³ i nag³e znikniкcie rywala. Krygowa³y siк dalej, umo¿liwiaj¹c Tomkowi oddanie dwуch nastкpnych celnych strza³уw. Samiczki rуwnie¿ nie wyczu³y niebezpieczeсstwa. Przyfrunк³y do swych mк¿уw, zdumiewaj¹c siк ich nag³ym znieruchomieniem. Dopiero gdy Tomek zabi³ jedn¹ z nich, poderwa³y siк do lotu, lecz wtedy Wilmowski wypali³ z luf fuzji i obydwie opad³y na ziemiк. - Wspania³y po³уw! - zawo³a³ Wilmowski.- Zdobyliœmy trzy pary za jednym zamachem! - Uda³o nam siк, ojcze! - cieszy³ siк Tomek, nieœwiadom nawet, ¿e tylko g³oœny huk strza³уw z fuzji ocali³ co najmniej jednemu z nich ¿ycie. Wilmowscy zajкci polowaniem nie wiedzieli, ¿e ktoœ przyczajony w pobliskich zaroœlach obserwuje ich od d³u¿szego czasu. By³ to m³ody wojownik ze szczepu Tawade, ktуry przekrad³ siк w celach zwiadowczych na tereny Mafulu. Jego nagie, br¹zowe cia³o pokrywa³y pomalowane na przemian czarne i bia³e pasy. Czerwono-¿у³te ko³a, otaczaj¹ce czarne jak wкgiel oczy, oraz koœж kazuara przeci¹gniкta przez chrz¹stkк nosow¹ nadawa³y jego twarzy okrutny wyraz. Zwiadowca Tawade po raz pierwszy w swym ¿yciu ujrza³ bia³e istoty. Przerazi³ siк i nawet chcia³ uciekaж, poniewa¿ wzi¹³ je za duchy, lecz ciekawoœж przezwyciк¿y³a strach. Ukryty w zaroœlach nie spuszcza³ z nich wzroku. Z dr¿eniem serca obserwowa³ czary, za pomoc¹, ktуrych zabijali czarodziejskie rajskie ptaki. Nieznane bia³e istoty chcia³y zapewne przyozdobiж swe g³owy piуrami w³asnorкcznie zabitego ptaka, aby nie ima³y siк ich strza³y z ³ukуw ani dzidy. M³ody Tawade poszarza³ na twarzy, gdy jeden z duchуw uniуs³ dziwny, cicho hucz¹cy kij, a potem wspania³y rajski ptak spad³ martwy z drzewa na ziemiк! Potem widzia³ kolejno zabijane dalsze ptaki. Wed³ug niepisanego prawa Tawade, tylko ich wielcy wojownicy mieli prawo polowaж na czarodziejskie ptaki. Tote¿ do g³кbi oburzony zwiadowca na³o¿y³ pierzast¹ strza³к na ciкciwк, napi¹³ ³uk i mierzy³ do bia³ej zjawy gwa³c¹cej ich odwieczne prawo. Nagle druga zjawa podnios³a swуj kij. Potк¿ny huk, jak i widok dwуch naraz padaj¹cych ptakуw do reszty przerazi³ m³odego wojownika. Czy mуg³ walczyж sam z tak potк¿nymi duchami? Dr¿¹cymi rкkoma ostro¿nie zwolni³ ciкciwк ³uku nie wypuœciwszy morderczej strza³y. Wiedzia³, ¿e nikt nie zdo³a zabiж ducha... Nieznane istoty wkrуtce odesz³y, zabieraj¹c zabite ptaki. Pozosta³ po nich tylko sza³as zbudowany na konarach drzewa. Tawade by³ przekonany, ¿e w tym lesie musia³o siк czaiж wiкcej z³ych duchуw. Nie ogl¹daj¹c siк za siebie, pobieg³ w kierunku granicznej rzeki. On te¿ pierwszy przyniуs³ do swojej wsi straszliw¹ wiadomoœж o pojawieniu siк potк¿nych bia³ych duchуw. Powrуt obydwуch Wilmowskich z kilkudniowego wypadu wywo³a³ w obozie zrozumia³¹ radoœж. Przyjaciele obst¹pili ich ko³em, szczerze winszowali sukcesu. Trzy pary rajskich ptakуw stanowi³y nie lada zdobycz! Tomek serdecznie uœciska³ zarу¿owion¹ ze wzruszenia Sally i nie wypuszczaj¹c jej d³oni ze swej rкki, zadowolony wys³uchiwa³ pochwa³. Lubi³, gdy podziwiano celnoœж jego strza³уw. - No, no, spisaliœcie siк na medal! - mуwi³ tubalnym g³osem kapitan Nowicki. - Dobrze jednak, ¿e ju¿ wrуciliœcie! Zaczynaliœmy siк o was niepokoiж... - Szczegуlnie jedna z paс wprost nie mog³a siк doczekaж waszego powrotu - weso³o doda³ Zbyszek. - O ktуrego z nas jej chodzi³o? - za¿artowa³ Wilmowski. - O obydwуch, proszк pana - odpowiedzia³a Sally. - Tylko nie myœlcie, ¿e stкskni³a siк za waszym widokiem! Brody wam uros³y jak zbуjcom - pokpiwal Nowicki. - Ona po prostu chcia³a siк jak najprкdzej pochwaliж swoim szczurem! - Tommy, nie wierz przewrotnemu panu kapitanowi! - zaoponowa³a Sally. - Wprawdzie by³am ciekawa, czy mуj ³up was ucieszy, ale przede wszystkim naprawdк za wami tкskni³am! - Nie indycz siк, œlicznotko - weso³o odrzek³ Nowicki. - Powiedzia³em tak, dlatego, aby nareszcie zwrуciж uwagк na ciebie! - Sally, o jakim to szczurze wspomina³ kapitan? - zaraz zainteresowa³ siк Tomek. - Panna Sally mia³a wielkie szczкœcie - wtr¹ci³ Bentley. - Szczur ten jest naprawdк rzadkim okazem, drogi ch³opcze! - Skoro tak, to natychmiast musimy go obejrzeж - powiedzia³ Wilmowski. - Gdzie ten szczur? - W naszym laboratorium - wyjaœni³a Sally. - Pan kapitan prawie koсczy ju¿ wyprawк skуry. Podrу¿ne "laboratorium" znajdowa³o siк w du¿ym namiocie z prze-ciwmoskitowej siatki, w ktуrym mo¿na by³o pracowaж nawet wieczorem przy œwietle lampy naftowej. £owcy gromad¹ obst¹pili namiot, tylko Wilmowscy z Sally weszli do œrodka. Na prowizorycznym stole, zrobionym z desek drewnianej skrzyni, le¿a³a rozpiкta skуra z ogonem pokrytym ³uskami. - Pierwszy raz widzк podobny okaz - zdumia³ siк Wilmowski, - Ten szczur jest wielkoœci krуlika! Ani jedno muzeum europejskie nie mo¿e siк pochwaliж podobnym eksponatem! - Zaledwie jeden egzemplarz, i to powa¿nie uszkodzony przez insekty posiada muzeum w Sydney - wtr¹ci³ Bentley. - Cenny to dla nas nabytek . - Czy sama go schwyta³aœ? - zapyta³ Tomek. - Dingo pomуg³ mi go osaczyж, ale wytropi³am sama! - odpar³a Sally. - Wspaniale ci siк uda³o! - przyzna³ Tomek. - Gdzie go znalaz³aœ? - Na naszej polanie - odpowiedzia³a Sally. - W pierwszej chwili bardzo mnie przestraszy³. - Nic dziwnego, du¿a sztuka - przyzna³ Wilmowski. - Pan kapitan osobiœcie œci¹gn¹³ z niego skуrк. Wiele siк natrudzi³, aby nawet najdrobniejsze fa³dki i za³amania dobrze natrzeж maœci¹ arszenikow¹ - mуwi³a Sally. - W przeciwnym razie owady mog³yby z³o¿yж w nich jaja i skуrka by³aby zmarnowana. - Widzк, ¿e dobry z ciebie terminator na preparatora - pochwali³ Tomek. - Razem z Natasz¹ znalaz³yœmy rуwnie¿ kilka chrz¹szczy - doda³a Sally. - Gnie¿d¿¹ siк pod kamieniami i w zbutwia³ych pniach. - Jeœli tak dalej pуjdzie, to wkrуtce bкdziemy mogli za³o¿yж wкdrowne muzeum - za¿artowa³ Tomek. - Nasz zielnik rуwnie¿ siк powiкkszy³. Zebraliœmy szereg nowych okazуw storczykуw - z dum¹ oznajmi³ Bentley. - Wielka szkoda, ¿e wiкksze kwiaty nie nadaj¹ siк do zasuszenia. Za wiele zawieraj¹ wilgoci... Za to zrobi³em kilkanaœcie niezmiernie interesuj¹cych zdjкж. - Suszarnia pracuje pe³n¹ par¹ - z humorem odezwa³ siк Nowicki. - Nied³ugo zabraknie nam rкcznikуw do wycierania siк po myciu! Tomek zaciekawiony rozejrza³ siк po przewiewnym namiocie, zwanym przez ³owcуw podrу¿nym laboratorium. Na deseczkach umieszczonych na krzy¿akach z ga³кzi suszy³y siк w s³oсcu rу¿ne okazy. Jedne z nich poowijane by³y w papierki, inne przykryto rкcznikami, aby nie wyblak³y. - PуŸniej obejrzymy nowe nabytki do naszych kolekcji, najpierw dajcie nam coœ gor¹cego do zjedzenia - rzeki Wilmowski. - Przez cztery dni nie jedliœmy z Tomkiem gotowanych potraw! - W³aœnie pitrasimy fasolуwkк na obiad - oznajmi³ Nowicki. - ChodŸmy st¹d, bo widok robakуw odbiera mi apetyt! - A gdzie pan Smuga? - zapyta³ Tomek. - O to samo chcia³em zapytaж. Co siк dzieje z Janem? - doda³ Wilmowski. - Poszed³ z Dingiem poniuchaж po okolicy! - wyjaœni³ Nowicki. - Przecie¿ musimy wiedzieж, co w trawie piszczy! Na czas swej nieobecnoœci mnie zda³ komendк. Myœla³em nawet, ¿e wrуci razem z wami. Niepokoi³ siк trochк i mуwi³, ¿e zajrzy do waszej kryjуwki, aby siк przekonaж, czy wszystko w porz¹dku. - Nie spotkaliœmy Jana. Kiedy wyszed³ z obozu? - zapyta³ zaintrygowany Wilmowski. - Dzisiaj, na krуtko przed œwitem - odpowiedzia³ Nowicki. - Mo¿e rozmyœli³ siк i poszed³ w innym kierunku? - Byж mo¿e... Miejmy nadziejк, ¿e wrуci nied³ugo - odpar³ Wilmowski. - Teraz zjedzmy obiad! Smuga zjawi³ siк dopiero przed samym zachodem s³oсca. Wilmowski odczu³ ulgк, ujrzawszy przyjaciela. Natasza zaraz poda³a Smudze miskк gor¹cej zupy, a on, zaledwie od³o¿y³ broс, ochoczo zabra³ siк do jedzenia. - G³odny jestem jak wilk - odezwa³ siк, zerkaj¹c na obydwуch Wilmowskich. - Dingo upolowa³ sobie jak¹œ pierzast¹ przek¹skк po drodze, ale ja musia³em obejœж siк smakiem. - Gdzie by³eœ tak d³ugo, Janie? - zagadn¹³ Wilmowski. - Kapitan mуwi³, ¿e mia³eœ zamiar odwiedziж nas na czatach! - Tak, tak by³o w istocie, lecz zmieni³em zamiar. Odkry³em nowe miejsce na roz³o¿enie obozu. Wprost roi siк tam od ptakуw i orchidei. - Daleko to st¹d? - zapyta³ Wilmowski. - Hm, nie tak daleko... Dobrze, ¿e ju¿ wrуciliœcie. Poproszк ciebie, Andrzeju, Tomka, pana Bentleya i kapitana na naradк. Musimy omуwiж dalsz¹ marszrutк. Bardzo te¿ jestem ciekaw waszego sprawozdania. Wilmowski baczniej spojrza³ na Smugк, ktуry jak zwykle by³ opanowany. Mimo to intuicja podszeptywa³a Wilmowskiemu, ¿e przyjaciel ma im coœ wa¿nego do powiedzenia. Zaledwie siedli na uboczu przy ognisku, Smuga nabi³ fajkк tytoniem i rzek³: - Andrzeju, opowiedz dok³adnie przebieg czatуw. Podczas gdy Wilmowski zdawa³ relacjк, Tomek dorzuci³ do ognia wilgotnych ga³кzi, aby wiкcej dymi³y. Z nadejœciem wieczoru moskity rozpoczк³y niesamowite harce... - Zebraliœcie niew¹tpliwie cenne materia³y i okazy - przyzna³ Smuga, uwa¿nie wys³uchawszy sprawozdania. - Czy ju¿ opowiedzia³eœ wszystko? - Tak! - potwierdzi³ Wilmowski. - Chyba, ¿e Tomek ma coœ do dodania? - Nie, naprawdк nic nie mуg³bym dodaж - zaprzeczy³ m³odzieniec. Smuga dmuchn¹³ dymem z fajki na komara siedz¹cego na jego d³oni, spojrza³ na Tomka i zapyta³: - Czy ostatniej nocy na czatach nic ciк nie zaniepokoi³o? - Nie, proszк pana... - Na pewno nic nie zwrуci³o twojej uwagi? Przypomnij sobie dobrze! - nalega³ Smuga. - Zaraz... na jakiœ czas przed œwitem zbudzi³ mnie krzyk nocnego ptaka. Potem s³ychaж by³o trzepotanie skrzyd³ami, ale chyba nie o to panu chodzi? Smuga nie odpowiedzia³. Zamyœlony pyka³ z fajki, spogl¹daj¹c to na Wilmowskiego, to na Tomka. W koсcu odezwa³ siк: - W kraju, gdzie zewsz¹d czyhaj¹ nieznane niebezpieczeсstwa, nigdy nie nale¿y zapominaж o przezornoœci. Byж mo¿e krzyk ptaka w nocy w pobli¿u waszej kryjуwki zosta³ spowodowany napaœci¹ jakiegoœ drapie¿nika, lecz z rуwnym powodzeniem i kto inny mуg³ siк w³уczyж po d¿ungli. - Janie, ty by³eœ tam dzisiaj! - cicho zawo³a³ Wilmowski. - Czy masz mim coœ do zarzucenia? Smuga uœmiechn¹³ siк zagadkowo, po czym odpar³: - Tak, nie mylisz siк, przyszed³em tam, zanim zeszliœcie na ziemiк, ¿eby zapolowaж na rajskie ptaki. Nie chcк teraz udowadniaж, ¿e bкd¹c na waszym miejscu zachowa³bym siк inaczej! Nie, mo¿e sam rуwnie¿ bagatelizowa³bym ten niepokуj nocnego ptaka. M¹dry Polak po szkodzie... W ka¿dym razie, Tomku, wykaza³byœ wiele roztropnoœci, gdybyœ zaraz o œwicie uwa¿nie rozejrza³ siк po okolicy. Na drugi raz nie zaniechaj tej ostro¿noœci! Byliœcie œledzeni... U stуp drzewa, na ktуrym mieœci³o siк wasze zamaskowane stanowisko, znalaz³em œlady bosych stуp. - Do licha, s³usznie czynisz nam wyrzuty! - przyzna³ Wilmowski. - W jaki sposуb pan to odkry³? - zapyta³ Tomek, wzburzony zas³yszan¹ wiadomoœci¹. - Gdy zbli¿a³em siк do waszego stanowiska, Dingo zacz¹³ okazywaж niepokуj - wyjaœni³ Smuga. - On te¿ naprowadzi³ mnie na œlady pozostawione przez krajowcуw. By³y bardzo œwie¿e. Id¹c za nimi, odkry³em œledz¹cego was obcego wojownika. Zacz¹³em go obserwowaж. Nie okazywa³ przyjaznych zamiarуw, lecz by³ porz¹dnie przestraszony waszym widokiem. Prawdopodobnie po raz pierwszy ujrza³ bia³ych ludzi. Mimo to omal nie musia³em go unieszkodliwiж. Wymierzy³ z ³uku do ciebie, Tomku, gdy zacz¹³eœ zabijaж rajskie ptaki. Na szczкœcie huk fuzji Andrzeja odebra³ mu odwagк. Uciek³, a ja pod¹¿y³em za nim. Wilmowski d³oni¹ otar³ pot z czo³a. - Tylko dziкki przypadkowi uniknкliœmy œmiertelnego niebezpieczeсstwa - rzek³ po chwili. - Masz racjк, byliœmy obydwaj nieostro¿ni. - Dobra lekcja dla nas wszystkich - odezwa³ siк Nowicki. - Musimy zaostrzyж czujnoœж. - S³usznie, kapitanie, dlatego w³aœnie opowiedzia³em wam o wszystkim - rzek³ Smuga. - Ten m³ody wojownik by³ zapewne zwiadowc¹ Tawade. Umkn¹³ za rzekк, ktуra wed³ug relacji Mafulu stanowi granicк pomiкdzy terenami obydwуch plemion. - Musi byж nie lada zuchem, skoro odwa¿y³ siк noc¹ wкdrowaж po d¿ungli - zauwa¿y³ Tomek. - Œmia³y, daleki zwiad w teren nieprzyjacielski - zawtуrowa³ Nowicki. - Jakie wyci¹gasz wnioski, Janie? - zapyta³ Wilmowski. - Za d³ugo obozujemy w jednej okolicy - wyjaœni³ Smuga. - Musimy jak najprкdzej zwin¹ж obуz i ruszyж naprzeciw niebezpieczeсstwu. Za pierwszym zwiadowc¹ wyrusz¹ inni. Naplot¹ o nas niestworzonych rzeczy. Musimy to uprzedziж. - Zgadzam siк z panem! - potakn¹³ Bentley. - Jeœli nasi tragarze odkryj¹, ¿e jesteœmy œledzeni przez Tawade, nie pуjd¹ z nami dalej - powiedzia³ Wilmowski. - Jak daleko st¹d do owej rzeki granicznej? - Dla karawany jest to niemal dzieс drogi - odpowiedzia³ Smuga. - Panie Bentley, ile czasu potrzebuje pan na konserwacjк okazуw zdobytych przez Wilmowskich? - Pojutrze o œwicie mo¿emy ruszyж w drogк. - Szczur naszej Sally rуwnie¿ prawie ju¿ gotуw do transportu - zauwa¿y³ Nowicki. - A wiкc dobrze! Jutro rozpoczniemy przygotowania do wymarszu - rzek³ Smuga. - O naszej rozmowie nikomu ani s³owa. - Œwiкta racja, ale stra¿e trzeba podwoiж - doda³ Nowicki. - Ty kapitanie, i ty, Tomku, szczegуlnie miejcie oczy i uszy otwarte - zakoсczy³ Smuga naradк. Jeszcze krok, a zginiesz! Wed³ug obliczeс Smugi zaledwie dzieс marszu dzieli³ karawanк od granicznej rzeki. Lecz w rzeczywistoœci w ci¹gu jednego dnia przebyli zaledwie po³owк drogi. Tragarze czкsto przystawali. To rozwi¹zywa³y im siк baga¿e, to byli bardzo zmкczeni b¹dŸ te¿ odczuwali rу¿ne dolegliwoœci. Wilmowski co chwila wydobywa³ podrкczn¹ apteczkк. Porywczy kapitan Nowicki ponagla³ maruderуw, lecz ani perswazje, ani groŸby nie polepszy³y sytuacji. Tragarze tego dnia nawet nie œpiewali podczas marszu, co najwymowniej œwiadczy³o o ich z³ym nastroju. Porozumiewali siк ukradkiem i posкpnym wzrokiem spogl¹dali ku pу³nocy, gdzie spiкtrzone szczyty dominowa³y nad gуrzyst¹ krain¹. Smuga uspokaja³ towarzyszy i nak³ania³ do ukrywania zniecierpliwienia. Doskonale siк orientowa³ w powodach tej nag³ej opiesza³oœci tragarzy. Przera¿a³a ich bliskoœж rzeki, odgraniczaj¹cej tereny Mafulu i Tawadк. Okolica zmieni³a wygl¹d. Obecnie wкdrowali przez g³кbokie, bagniste w¹wozy, w ktуrych odуr gnij¹cych roœlin miesza³ siк z aromatem wspania³ych kwiatуw, zwisaj¹cych z ga³кzi drzew. D¿ungla nie tworzy³a tutaj zwartego g¹szczu i obfitowa³a w dzikie drzewa owocowe. Chmary rу¿nych ptakуw, p³oszone przez karawanк, co chwila podrywa³y siк z drzew, na ktуrych ¿erowa³y, i nape³nia³y las swoim krzykiem. Dingo spuszczony ze smyczy wci¹¿ dawa³ nura w okoliczne zaroœla, nie okazywa³ wszak¿e niepokoju, jaki go zawsze ogarnia³, gdy wкszy³ szczegуlne niebezpieczeсstwo. Tomek bacznie obserwowa³ swego ulubieсca. Widz¹c jego niefrasobliwe zachowanie, postanowi³ upolowaж coœ na wieczorny posi³ek dla tragarzy. Smuga nie zaoponowa³, jedynie przestrzega³ m³odego przyjaciela, by zbytnio nie oddala³ siк od karawany. Zapasy ¿ywego prowiantu dawno ju¿ siк wyczerpa³y, a tymczasem miкsna wieczerza niezawodnie poprawi³aby nastrуj zastraszonych Mafulu. Tomek uzbrojony w sztucer i flobert gwizdn¹³ na psa. Ten natychmiast przybieg³ do nogi. - Szukaj, Dingo, szukaj... - zachкci³ Tomek. - Gdybyœ potrzebowa³ pomocy, wystrzel trzykrotnie ze sztucera - zawo³a³ Smuga. - Dobrze, chocia¿ w¹tpiк, aby moje ³owy zakoсczy³y siк a¿ tak obfitym ³upem - odpar³ Tomek i nie trac¹c czasu ruszy³ za Dingiem. Wkrуtce odg³osy maszeruj¹cej karawany ca³kowicie ucich³y. Doskonale wytresowany pies zaraz wysun¹³ siк do przodu. Nadstawia³ uszu, wкszy³ w powietrzu, kluczy³; w pewnej chwili przystan¹³ i nastroszy³ sierœж, jakby wytropi³ jak¹œ wiкksz¹ zwierzynк. Tomek trochк zdziwiony przewiesi³ flobert przez plecy; ze sztucerem przygotowanym do strza³u ruszy³ za psem w g³¹b zaroœli. Po kilku krokach Dingo znуw przystan¹³ i obejrza³ siк na Tomka. M³odzieniec ostro¿nie rozchyli³ paprocie. Na ma³ej, b³otnistej polance brodzi³y olbrzymie ptaki. By³y to kazuary he³miaste Kazuar he³miasty (Casuarivs tiniappcniiiculatus) - ptak l¹dowy z rzкdu australijskich strusi. Ojczyzn¹ wszystkich kazuarуw s¹ wyspy Oceanu Spokojnego, pocz¹wszy od Ceramu i Amboinu poprzez Now¹ Gwineк po Now¹ Brytaniк i pу³nocn¹ Australiк. Dawniej wystкpowa³y rуwnie¿ na Tasmanii. , wielkie ptaszyska o szcz¹tkowych skrzyd³ach, a w zamian posiadaj¹ce silnie rozwiniкte nogi. Biega³y truchcikiem po polance i skrzкtnie ³owi³y ¿aby. W czasie wкdrуwki przez Now¹ Gwineк ³owcy ju¿ kilkakrotnie spotykali kazuary, lecz p³ochliwe ptaszyska, z daleka ujrzawszy krzykliw¹ gromadк ludzi, zawsze umyka³y z niezwyk³¹ szybkoœci¹. Teraz dopiero po raz pierwszy Tomek mуg³ obserwowaж te wybitnie l¹dowe ptaki spokojnie ¿eruj¹ce. W dzikim stanie, na wolnoœci, wygl¹da³y zupe³nie tak samo, jak te, ktуre ju¿ ogl¹da³ w ogrodach zoologicznych. Doros³e, niemal ca³e czarno upierzone okazy, posiada³y g³owк oraz gуrn¹ czкœж szyi nag¹. Skуra w tych miejscach, koloru fioletowo-niebiesko-czerwonego, by³a pomarszczona, brodawkowata, na przodzie szyi /as tworzy³a dwa zwisaj¹ce p³aty. Biegaj¹c truchcikiem na swych trzypalczastych, szaro¿у³tych nogach, trzyma³y poziomo tu³уw po-/bawiony wyraŸnego ogona. Przy samicach znajdowa³o siк kilka zabawnych piskl¹t o jasnobr¹zowych, puszystych tu³owiach, upstrzonych na grzbiecie kilkoma pod³u¿nymi, szerokimi czarnymi pasami. Z niezwyk³¹ ¿ar³ocznoœci¹ rzuca³y siк na ¿aby i jaszczurki b¹dŸ le¿ po¿era³y owoce str¹cane z drzew przez matki. Te ostatnie, nie mog¹c dziobem dosiкgn¹ж zbyt wysoko rosn¹cych owocуw, rozz³oszczone potrz¹sa³y ga³кziami, kopi¹c drzewo swymi potк¿nymi nogami. Tomek niezbyt d³ugo przygl¹daj siк kazuarom. Zna³ ju¿ ich zwyczaje. Wiedzia³ rуwnie¿, ¿e posiadaj¹ znakomity wzrok oraz s³uch i wкch lepiej rozwiniкty ni¿ u innych ptakуw. Nie chc¹c wiec, aby go przedwczeœnie wypatrzy³y, pochyli³ siк do Dinga; g³ow¹ wskaza³ kazuary i zatoczy³ rкk¹ pу³kole. Dingo nastroszy³ sierœж, machn¹³ ogonem i znikn¹³ w krzewach. Tomek trzyma³ sztucer w pogotowiu. Wypatrywa³ m³odsze sztuki, gdy¿ miкso starych okazуw by³o twarde i niesmaczne. Dingo doskonale poj¹³ niemy rozkaz. Po kilku minutach wybieg³ z przeciwnej strony na polanк. Szczekaj¹c chrapliwie, usi³owa³ nagnaж ptaki wprost na stanowisko Tomka. Kazuary, przestraszone w pierwszej chwili, rych³o zorientowa³y siк, ¿e wrуg nie jest zbyt groŸny. Ogarniкte wœciek³oœci¹, z pasj¹ rzuci³y siк na psa, usi³uj¹c dosiкgn¹ж go dziobem b¹dŸ niezwykle silnymi nogami. Dingo, zaprawiony w ³owach na rу¿n¹ zwierzynк, zrкcznie unika³ kopniкж, ktуre mog³y po³amaж mu koœci. Tomek nie mia³ zamiaru niepotrzebnie nara¿aж swego ulubieсca. Upatrzy³ ju¿ dwa m³ode kazuary. Gdy tylko znalaz³y siк na linii strza³u, b³yskawicznie pos³a³ dwie kule jedn¹ po drugiej. Zaraz te¿ wypali³ w powietrze po raz trzeci, poniewa¿ trzy strza³y mia³y byж odpowiednim has³em dla Smugi. Dwa ptaki pad³y na polanк, pozosta³e pierzcha³y z niezwyk³¹ szybkoœci¹. Tomek wys³a³ Dinga na spotkanie przyjaciу³, a sam przysiad³ na trawiastej kкpie i czeka³. Nim min¹³ kwadrans, w lesie rozbrzmia³y donoœne nawo³ywania. Tomek od razu rozpozna³ tubalny g³os kapitana i ochoczo odkrzykn¹³: - Hop, hop! Tutaj jestem! Mam dwa kazuary! Po paru minutach z krzewуw najpierw wybieg³ Dingo, a za nim trochк zdyszany kapitan Nowicki, James Balmore oraz czterech krajowcуw. - Zmyœlne psisko! - zawo³a³ Nowicki. - Raz dwa doprowadzi³o nas do ciebie! - Dziкki niemu szybko upolowa³em coœ na kolacjк - odpar³ Tomek. - Lepszy rydz ni¿ nic! - powiedzia³ marynarz, niechкtnie spogl¹daj¹c na ptaki. - Niezbyt zachкcaj¹co wygl¹daj¹ te ptaszyska... - mrukn¹³ Balmore. Kapitan Nowicki pochyli³ siк do ucha Tomka i szepn¹³: - Czy zauwa¿y³eœ, jak nasi tragarze nieufnie zerkaj¹ po lesie? Nie mieli zbyt wielkiej ochoty od³¹czaж siк od karawany! Widaж po nich strach! - Wiedz¹, ¿e Tawade ju¿ blisko... - odszepn¹³ Tomek. Mrugn¹³ porozumiewawczo do przyjaciela i dla dodania otuchy Papuasom sam poprowadzi³ ich ku martwym ptakom. Od czasu, gdy popisa³ siк przed tragarzami sztuczk¹ palenia wody, zyska³ u nich wielki autorytet. Mimo to Papuasi trwo¿liwie spogl¹dali teraz na zaroœla i rozmawiali tylko pу³g³osem. Nie trac¹c czasu, natychmiast œciкli dwa bambusy, lianami przymocowali do nich kazuary i opar³szy koсce ¿erdzi na barkach, ruszyli w powrotn¹ drogк. Wkrуtce dogonili karawanк. Widok zabitych kazuarуw nieco polepszy³ ogуlny nastrуj. Papuasi zawsze pragnкli miкsa, a ponadto piуra ze skrzyde³ s³u¿y³y im do wyrobu ozdуb, noszonych w przedziurawionych przegrodach nosowych. Tu¿ przed wieczorem karawana natrafi³a na leœn¹ polanк po³o¿on¹ na ³agodnym gуrskim stoku. Smuga postanowi³ zatrzymaж siк na niej na noc. Tylko dla dziewcz¹t roz³o¿ono jeden ma³y namiot. Mк¿czyŸni mieli nocowaж przy ogniskach, aby o wschodzie s³oсca mуc wyruszyж w drogк, nie trac¹c czasu na prace obozowe. Z zapadniкciem ciemnoœci nastrуj Papuasуw znуw uleg³ pogorszeniu. Zbici w gromadki obsiedli ogniska; w milczeniu nas³uchiwali odg³osуw p³yn¹cych z pogr¹¿onej w mroku d¿ungli. Wed³ug miejscowych przes¹dnych wierzeс, las z nastaniem nocy stawa³ siк krуlestwem duchуw, ktуrych odg³osy dawa³y siк s³yszeж w szumie drzew i krzyku nocnych ptakуw. Tote¿ podszyci strachem zabobonni Papuasi obawiali siк nawet spogl¹daж w kierunku leœnego g¹szczu. Aby unikn¹ж koniecznoœci oddalania siк w nocy z obozu w celu za³atwiania w³asnych potrzeb naturalnych, ¿uli liœcie jakiejœ roœliny, ktуre jakoby dzia³a³y hamuj¹co. Biali ³owcy tak¿e nie lekcewa¿yli niebezpieczeсstwa. Wprawdzie nie przera¿a³y ich naiwne opowieœci o duchach, lecz œwiadomoœж, ¿e byli ju¿ tropieni przez zwiadowcуw Tawade, zmusza³a do zachowania jak najdalej id¹cych œrodkуw ostro¿noœci. Smuga, Nowicki i Tomek na zmianк obchodzili obуz, zapuszczali siк w g¹szcz na skraju d¿ungli, szczegуlnie bacz¹c na zachowanie Dinga. Ich towarzysze w obozie trzymali karabiny w pogotowiu, a krajowcy nie wypuszczali z r¹k dzid i maczug. Nikt nie nuci³ tego wieczoru pieœni, nie by³o s³ychaж g³oœniejszych rozmуw. Dziкki temu obozowisko ³owcуw rajskich ptakуw przypomina³o wojskowy biwak przed walk¹ maj¹c¹ nast¹piж o œwicie. Zaciek³e ataki moskitуw trwa³y przez ca³¹ noc, tote¿ wszyscy z uczuciem ulgi powitali mglisty ranek. Zanim wschodz¹ce s³oсce zaczк³o rozpraszaж opary, karawana ju¿ by³a w drodze. Ku zdumieniu podrу¿nikуw, tragarze nieoczekiwanie zmienili taktykк. Nie opуŸniali marszu, nie utyskiwali, a nawet samorzutnie przyspieszali kroku. Jednak, tak jak poprzedniego dnia, szli w bardzo zwartej kolumnie i nie œpiewali. - Zapewne spokojna noc doda³a im otuchy - mуwi³ kapitan Nowicki, ktуry ze Smug¹ i Tomkiem stanowili przedni¹ stra¿. - Oby tak by³o, ale raczej spodziewam siк, czego innego - odpar³ Smuga. - Czy pan przypuszcza, ¿e bкd¹ chcieli nas porzuciж? - dopytywa³ siк Tomek. - A jak¿e! - potakn¹³ Smuga. - Pewno postanowili rozstaж siк z nami na brzegu granicznej rzeki. - Jak amen w pacierzu, masz pan racjк! - zawo³a³ Nowicki. - Smaruj¹ raŸno do przodu, aby jak najprкdzej znaleŸж siк w drodze powrotnej! - Tego w³aœnie siк spodziewam - odpowiedzia³ Smuga. - Myœlк, Tomku, ¿e znуw bкdziesz musia³ przedzierzgn¹ж siк w czarownika. - Jeœli tak dalej pуjdzie, wkrуtce zabraknie mi nowych pomys³уw - markotnie odrzek³ m³odzieniec. - Mo¿esz jeszcze raz pokazaж palenie wody - zaproponowa³ Smuga. - To wywar³o na nich silne wra¿enie. - Poka¿ im tк sztuczkк z wcieraniem monety w kark, ktуr¹ swego czasu popisa³eœ siк przed afrykaсskim czarownikiem - doradzi³ Nowicki. - Niez³a myœl - pochwali³ Smuga. - Mуg³byœ tak¿e rozpaliж ognisko, skupiaj¹c promienie s³oneczne za pomoc¹ soczewki. Mo¿e sam te¿ coœ wymyœlк... - Widzisz, brachu, nie masz siк, czym martwiж - powiedzia³ Nowicki. - Wkrуtce bкdziesz najs³awniejszym czarownikiem w ca³ej Oceanii! Teren obni¿a³ siк coraz bardziej. Wysokie bambusy, drzewa palmowe i olbrzymie osty tworzy³y trudny do przebycia g¹szcz. Coraz intensywniejszy odуr zgnilizny zwiastowa³ bliskoœж rzeki. Przesi¹kniкta wilgoci¹ ziemia ugina³a siк pod stopami podrу¿nikуw, a czasem wrкcz brodzili po rozleg³ych mokrad³ach, zostawiaj¹c po sobie œlady w postaci ma³ych ka³u¿ czarnej, t³ustej wody. Przedzieranie siк przez zaroœla by³o bardzo mкcz¹ce. Wszystkich bola³y nogi, pokaleczone przez d³ugie, ostre liœcie i trawк. Dopiero w godzinach popo³udniowych karawana dobrnк³a do nisko po³o¿onych brzegуw rzeki. Wiele trudu kosztowa³o Smugк wyszukanie miejsca odpowiedniego na odpoczynek. Zach³anna d¿ungla zazdroœnie zagarnia³a dla siebie ka¿d¹ piкdŸ ziemi. Potк¿ne drzewa, niczym olbrzymy nagle powstrzymywane w zwyciкskim marszu, pochyla³y siк ponad korytem rzeki, zapuszczaj¹c pl¹taninк korzeni nawet w ¿у³tawe wody. Smuga wypatrzy³ skrawek piaszczystego wybrze¿a, strza³em ze sztucera przep³oszy³ drzemi¹ce w s³oсcu krokodyle i poleci³ tragarzom z³o¿yж baga¿e. Krajowcy pospiesznie wykonali rozkaz, po czym zbici w ciasn¹ gromadк siedli na piasku. Wystraszonym wzrokiem spogl¹dali na przeciwleg³y, cichy, wrogi brzeg rzeki. £owcy z niepokojem obserwowali Papuasуw; ich posкpne milczenie nie wrу¿y³o niczego dobrego. Wilmowski zbli¿y³ siк do Smugi i zagadn¹³: - Janie, obawiam siк, ¿e Mafulu nie pуjd¹ z nami dalej. - Postawi¹ siк okoniem, ale pуjœж bкd¹ musieli, gdy¿ inaczej by³by to koniec ca³ej naszej wyprawy - odpar³ Smuga, nabijaj¹c fajkк tytoniem. - Czy jesteœ pewny, ¿e uda ci siк zmusiж ich do pos³uszeсstwa? Proszк ciк, Janie, b¹dŸ ostro¿ny! - Nie mia³em na myœli u¿ycia si³y - odpowiedzia³ Smuga. - Postaram siк nak³oniж ich, aby towarzyszyli nam do najbli¿szej wioski. Potem bкd¹ mogli wrуciж, jeœli zechc¹. Umilkli. Smuga wypali³ fajkк, po czym wydoby³ z podrкcznej torby lunetк. D³ugo wodzi³ ni¹ po drugim brzegu rzeki, gdzie nieprzenikniony g¹szcz pn¹czy zagradza³ drogк do wiosek ludo¿ercуw i ³owcуw g³уw. Chowaj¹c lunetк, zwrуci³ siк do Wilmowskiego: - Andrzeju, weŸ do pomocy Bentleya, Balmore'a oraz Zbyszka i zajmijcie siк tragarzami. Gкste chaszcze na pewno da³y im siк porz¹dnie we znaki. Musz¹ mieж sporo ran. Potem niech przyjd¹ na rozmowк! Tragarze nieco siк o¿ywili, gdy Wilmowski przyst¹pi³ do sporz¹dzania "cudownego" leku, za jaki uwa¿ali roztwуr nadmanganianu potasu. Wszyscy chкtnie poddawali siк zabiegom, po czym zgodnie z poleceniem Wilmowskiego przysiadali na piasku przed Smug¹. Gdy ostatni Papuas zosta³ opatrzony, najstarszy wiekiem tragarz podniуs³ siк i podszed³ do Smugi. Zanim jednak zd¹¿y³ cokolwiek powiedzieж, Smuga odezwa³ siк: - Wiem, co masz zamiar mi oznajmiж! Chcecie wracaж do swoich wiosek. Dobrze, ka¿dy z was otrzyma tyle muszli, ile wam obiecaliœmy. Przychylny szmer g³osуw utwierdzi³ podrу¿nika w przekonaniu, ¿e trafi³ w sedno sprawy. Uœmiechn¹³ siк i zagadn¹³: - A mo¿e niektуrzy z was chcieliby otrzymaж jeszcze wiкcej muszli? Wtedy ka¿dy mуg³by sobie kupiж nawet ma³¹ œwiniк! Wielu z was nie ma jeszcze ¿on, a cу¿ jest wart mк¿czyzna bez kobiety, ktуra by dla niego pracowa³a? Kto bкdzie uprawia³ wasze pola? Ain'u'Ku powtуrzy³ s³owa Smugi swoim ziomkom. Ze zrozumieniem potakiwali g³owami. Okaza³o siк, ¿e wszyscy chcieliby otrzymaж "mnуstwo muszli". - Jeœli pуjdziecie z nami do najbli¿szej wioski Tawade, dobrze wam zap³acimy. Ka¿dy z was bкdzie bogaty - kusi³ Smuga. Papuasi natychmiast spochmurnieli. Ich starszy wyjaœni³, ¿e pomiкdzy Mafulu i Tawade trwa wojna. Jeœli przekrocz¹ rzekк, nikt z nich nie wrуci do swojej rodziny. - Tawade mnуstwo Ÿli ludzie. Oni kai kai cz³owiek. Wasza tak¿e tam nie chodzi. Ali right! Kanak nie chce muszli, Kanak wraca. Ali right! - zakoсczy³ kategorycznie. - Ain'u'Ku, powiedz im, ¿e my nie boimy siк Tawade - odpar³ Smuga. - Jeœli zechcemy, to ich wojownicy stan¹ siк nie wiкksi od ¿aby, a ktу¿ by siк obawia³ tak ma³ego cz³owieka? Smuga wyj¹³ lunetк i przysun¹³ j¹ Papuasowi do oka. Ten cofn¹³ siк przestraszony, albowiem g¹szcz po drugiej stronie rzeki natychmiast przybli¿y³ siк zaledwie o wyci¹gniкcie rкki. Smuga uspokoi³ go gestem, po czym odwrуci³ lunetк. Papuas oniemia³; przeciwny brzeg by³ teraz daleki i bardzo ma³y. Potem Smuga pozwoli³ mu spojrzeж na krokodyla wyleguj¹cego siк na ³asze piaskowej i na w³asnych towarzyszy. Krajowiec wydawa³ okrzyki zdumienia, gdy na przemian przybli¿ali siк i oddalali od niego. Oczywiœcie zaintrygowani tragarze chcieli spojrzeж przez czarodziejski kij i pytali, czy wszystkich Tawade mo¿na uczyniж ma³ymi ludŸmi. Smuga cierpliwie potakiwa³, zapewnia³, ¿e Tawade nie odwa¿¹ siк zaatakowaж karawany. Oœwiadczy³ rуwnie¿, ¿e m³ody master mo¿e nie tylko spaliж wodк w rzekach, ale nawet ca³¹ d¿unglк, poniewa¿ posiada magiczny kamieс, ktуry sprowadza na ziemiк ogieс wprost ze s³oсca. Krajowcy natychmiast zapragnкli ujrzeж te dziwy. Tomek jeszcze raz dokona³ prуby palenia wody, a potem, za pomoc¹ dwуch szkie³ek od zegarkуw, zapali³ kupkк suchego chrustu. Oszo³omieni niezwyk³ymi czarami tragarze odbyli burzliw¹ naradк, po czym zgodzili siк iœж z ³owcami do najbli¿szej wioski Tawade. Za¿¹dali jednak zapewnienia, ¿e biali masters bкd¹ eskortowali ich w drodze powrotnej a¿ do granicznej rzeki. By³a ona niezbyt g³кboka i nieszeroka. Du¿e g³azy wystawa³y z ¿у³tawej, mкtnej wody i umo¿liwia³y przedostanie siк na drugi brzeg. Mimo to Papuasi nie kwapili siк do przeprawy. Widz¹c to, kapitan Nowicki postanowi³ dodaж im odwagi. Nie bacz¹c na obecnoœж krokodyli, œmia³o skoczy³ na najbli¿szy kamieс, zachwia³ siк, lecz zaraz odzyska³ rуwnowagк. Z karabinem w prawej d³oni kilkunastoma skokami znalaz³ siк na przeciwleg³ym brzegu. - Do licha, trzeba byж marynarzem, ¿eby siк odwa¿yж na tak¹ akrobacjк - zawo³a³ Bentley. - Zaprawia³ siк na rejach - wtr¹ci³ Wilmowski. - Dla nas wszak¿e to zbyt ryzykowne. Ka¿dy nieudany skok grozi stoczeniem siк w wodк, a w niej czyhaj¹ krokodyle. Papuasi z zapartym tchem œledzili Nowickiego. Widz¹c, ¿e szczкœliwie przeby³ rzekк i nic z³ego nie spotka³o go na ziemi Tawade, pomyœleli o "zbudowaniu" mostu. W tym celu wybrali wysokie drzewo pochylone nad korytem rzeki i zaczкli toporkami podcinaж jego pieс. Po jakimœ czasie drzewo zatrzeszcza³o z³owieszczo, pochyli³o siк i runк³o, siкgaj¹c koron¹ niemal drugiego brzegu. Tragarze ju¿ bez namys³u przechodzili po tym bezpiecznym pomoœcie. Nim pу³ godziny minк³o, przeprawa by³a zakoсczona. Czo³o karawany znуw stanowili Nowicki, Smuga i Tomek. Z wolna torowali sobie drogк przez g¹szcz nadrzecznych zaroœli. Popo³udniowa spiekota zagna³a ptaki do cienistych kryjуwek. Czasem tylko w¹¿ lub jaszczurka umyka³y spod stуp podrу¿nikуw. W pewnej odleg³oœci za nimi posuwa³a siк zwarta kolumna karawany. Do wieczora nie natrafili na jakiekolwiek œlady ludzkiego ¿ycia. Na noc zatrzymali siк w g³кbokim w¹wozie. £owcy na zmianк czuwali do œwitu, aby krajowcom dodaж odwagi. Papuasi zastraszeni siedzieli przy ogniskach. Za lada odg³osem w d¿ungli chwytali za broс i tylko widok olbrzymiego kapitana Nowickiego jakoœ ich uspokaja³. Zaledwie d¿ungla pojaœnia³a œwiat³em dziennym, Smuga znуw poprowadzi³ karawanк w kierunku pу³nocnym. By³ jeszcze wczesny ranek. Trуjka zwiadowcуw wolno przedziera³a siк przez g¹szcze. - Spуjrzcie na Dinga...! - szepn¹³ naraz Smuga. Pies podniуs³ pysk do gуry, niespokojnie wietrzy³ w powietrzu. Po chwili zje¿y³ sierœж na karku, warkn¹³ g³ucho. - Skrуж smycz, brachu, trzymaj go mocno... - cicho zawo³a³ Nowicki. Jednoczeœnie nieznacznie uniуs³ karabin, opieraj¹c lufк na lewej d³oni. - Nie strzelaj! - ostrzeg³ Smuga. - Siedz¹ na drzewach... - szepn¹³ Nowicki. - Mo¿e to tylko zwiadowcy... Poczekajmy na naszych... - odpar³ Smuga. Przystanкli. Smuga spokojnie wydoby³ fajkк, nabi³ j¹ tytoniem i zapali³, zerkaj¹c to na Dinga, to na drzewa. Pies wкszy³, spogl¹da³ w gуrк i warcza³. Nowicki przymru¿onymi oczyma œledzi³ korony drzew, nie zdejmuj¹c palca ze spustu karabinu. Tomek rуwnie¿ trzyma³ swуj sztucer pod praw¹ pach¹, gotуw do strza³u z biodra; lew¹ rкkк zaciska³ na smyczy. Minк³o kilka minut, ktуre zda³y siк Tomkowi wiecznoœci¹. W koсcu rozleg³y siк przyciszone g³osy oraz tupot stуp. Nadesz³a g³уwna kolumna karawany. Na przedzie kroczy³ Bentley z Ain'u'Ku i m³odzie¿¹, potem tragarze, a Wilmowski oraz preparatorzy zamykali kolumnк. Smuga uniуs³ œwistawkк do ust. Rozleg³y siк dwa ostre gwizdy. Umowny znak ostrzegawczy nie zmieni³ szyku karawany. Jedynie d³onie bia³ych podrу¿nikуw spoczк³y na broni. - Idziemy! - rozkaza³ Smuga, Nowicki przytrzyma³ Tomka za ramie, wysun¹³ siк przed niego i ruszy³ pierwszy. Tomek zachmurzy³ siк, gdy¿ nie zwyk³ kryж siк za plecami przyjaciу³ w obliczu niebezpieczeсstwa. Nie odwa¿y³ siк jednak zaoponowaж. Nowicki i Smuga zawsze traktowali go jak w³asnego syna, a on by³ im pos³uszny nie mniej ni¿ rodzonemu ojcu. Niebawem kapitan przystan¹³ i odwrуci³ siк do przyjaciу³. - Natrafiliœmy na œcie¿kк - poinformowa³ cichym g³osem. - Przyjrzyjcie siк jej, widaж na niej œlady stуp... Smuga i Tomek byli doskona³ymi tropicielami, tote¿ po zbadaniu odcinka œcie¿ki zgodnie orzekli, ¿e znajduj¹ siк na niej ludzkie œlady wiod¹ce w obydwуch kierunkach. - Idziemy w lewo, na pу³nocy najprкdzej natrafimy na jak¹œ osadк - zdecydowa³ Smuga. Nowicki znуw ruszy³ pierwszy. Wkrуtce œcie¿ka zaczк³a stopniowo pi¹ж siк pod gуrк. Dingo je¿y³ sierœж, warcza³, obna¿a³ k³y, lecz w przydro¿nej gкstwinie panowa³a g³ucha cisza. Tawade byli niewidoczni jak duchy. Wydeptany przez ludzi szlak wi³ siк po ³agodnym gуrskim stoku. Nowicki w³aœnie min¹³ zakrкt i nagle przystan¹³. Na samym œrodku œcie¿ki zagradza³ drogк du¿y wiecheж z trawy kunai, zwi¹zany u gуry. - Spуjrzcie, to chyba jakiœ znak - rzek³ marynarz do przyjaciу³. Smuga odwrуci³ siк i gestem powstrzyma³ karawanк. - Ain'u'Ku, chodŸ no tutaj! - zawo³a³. Boss-boy podbieg³ do zwiadowcуw. Zaledwie ujrza³ wiecheж zagradzaj¹cy œcie¿kк, poszarza³ na twarzy i zatrwo¿ony cofn¹³ siк o kilka krokуw. - Czy wiesz, co oznacza ten znak? - spokojnie zapyta³ Smuga. - Znak mуwi: œcie¿ka wojenna, nie iœж dalej! - szepn¹³ Ain'u'Ku. Kapitan Nowicki pytaj¹co spojrza³ na Smugк. - Jeœli teraz zawrуcimy, ju¿ nie przejdziemy przez kraj Tawade - cicho powiedzia³ Smuga. - Musimy zachowaж... zimn¹ krew. Sprуbujк, pуjdк pierwszy! Olbrzymi marynarz gniewnie zmarszczy³ brwi; zast¹pi³ mu drogк i rzek³: - Szanowny panie, jeœli ma byж miкdzy nami zgoda, przestrzegajmy podzia³u funkcji. Mianowa³eœ mnie i Tomka zbrojn¹ stra¿¹ to, co chcesz uczyniж, nale¿y do nas! Ja idк pierwszy, gdyby coœ z³ego siк sta³o, Tomek mnie zast¹pi! Smuga wzrokiem zmierzy³ Nowickiego, po chwili jednak lekko drwi¹cy uœmiech pojawi³ siк na jego ustach. - ¯a³ujк, ¿e nie wyznaczy³em ci funkcji kucharza obozowego, wtedy nie sprawia³byœ mi k³opotуw - odpar³. Kapitan powesela³ i powiedzia³: - Dla nas obydwуch taki taniec nie pierwszyzna, ale pan jesteœ bardziej wszystkim potrzebny ni¿ ja! W razie, czego pan i Tomek os³onicie mnie ogniem! - Trudno, muszк ci ust¹piж! Du¿o ryzykujesz... Kapitan tylko b³ysn¹³ oczami i odwrуci³ siк na piкcie. Kolbк karabinu opuszczonego luf¹ w dу³ opar³ na prawym biodrze, palec po³o¿y³ na spuœcie. Trzymaj¹c obur¹cz broс gotow¹ do strza³u zbli¿y³ siк do wiechcia z trawy, nog¹ str¹ci³ go ze œcie¿ki i poszed³ dalej. Smuga, Tomek oraz wierny Ain'u'Ku szli za nim o kilkanaœcie krokуw. Trzymali broс w pogotowiu, gdy¿ Dingo dr¿a³ jak w febrze. Nie mieli w¹tpliwoœci, ¿e s¹ obserwowani z ukrycia. Lada chwila z g¹szczu mog³y posypaж siк strza³y z ³ukуw i dzidy. Tomek zerkn¹³ za siebie. W pewnej odleg³oœci ujrza³ Bentleya i nieco poblad³ego Jamesa Balmore'a. Za nimi sz³y dziewczкta. Wszyscy trzymali broс w rкku. Tragarze przystanкli zastraszeni. Nie by³o w¹tpliwoœci, ¿e w razie ataku nawet Wilmowski i obydwaj preparatorzy w tylnej stra¿y nie zdo³aj¹ ich powstrzymaж od panicznej ucieczki. Nowicki nie ogl¹da³ siк na przyjaciу³. Miarowym krokiem szed³ naprzeciw niebezpieczeсstwu. Nie zna³ uczucia lкku, gdy chodzi³o tylko o jego ¿ycie. Naraz na drodze wyros³a przed nim nowa przeszkoda. Na œcie¿ce tkwi³y wbite w ziemiк trzy dzidy, pochylone ostrzami w kierunku, z ktуrego w³aœnie nadchodzi³. - Master! Jeszcze krok, a zginiesz! - rozleg³ siк w tej chwili ostrzegawczy krzyk wiernego Ain'u'Ku. Nowicki w lot domyœli³ siк, ¿e boss-boy oznajmia mu, co oznaczaj¹ umieszczone w ten sposуb dzidy. Bez namys³u lew¹ d³oni¹ powyrywa³ je z ziemi i odrzuci³ na bok. Przyspieszy³ kroku. Mru¿¹c oczy, aby nie razi³ ich blask s³oneczny, przeszywa³ wzrokiem zielon¹ gкstwinк. Nie dostrzeg³ nikogo... Wtem us³ysza³ œwist puszczonej strza³y. Nie zd¹¿y³ uskoczyж. Haczykowate ostrze wbi³o siк prosto w jego lew¹ pierœ. Czerwony Rajski Ptak Nowicki ugodzony strza³¹ z ³uku zachwia³ siк, lecz nie pad³ na ziemiк. Us³ysza³ rozpaczliwy krzyk przyjaciу³ i zaraz wyprostowa³ plecy. Lew¹ d³oni¹ przesun¹³ po czole zroszonym zimnym potem. Odetchn¹³ g³кboko... Nie czu³ bуlu. Zdumiony zerkn¹³ na strza³к. Tkwi³a w jego piersi, a drzewce jej unosi³o siк nieco i opada³o, w miarк jak oddycha³. Natychmiast odgad³ prawdк. W kieszeni na lewej piersi nosi³ du¿y, gruby notes, ktуry na l¹dzie zastкpowa³ mu dziennik pok³adowy. Strza³a celnie wymierzona w jego serce utkwi³a w³aœnie w tym notesie. To go ocali³o. Z uczuciem ulgi wyszarpn¹³ grot i ruszy³ w g¹szcz w kierunku, sk¹d nadlecia³a strza³a. Luf¹ karabinu rozgarnia³ zaroœla. Naraz przystan¹³; to, co ujrza³, mog³o przeraziж najmк¿niejszego cz³owieka. Tu¿ za os³on¹ drzew i pn¹czy skupi³o siк kilkudziesiкciu papuaskich wojownikуw z ³ukami napiкtymi i dzidami skierowanymi wprost w karawanк. Wygl¹dali jak szkielety, ich ciemne cia³a, bowiem pokrywa³y na przemian bia³e i czarne pasy. Jasnoczerwone i ¿у³te ko³a otacza³y oczy. Wielu nosi³o dziwaczne ozdoby w uszach oraz w przedziurawionych chrz¹stkach nosowych. Na czele tej z³owrogiej gromady sta³ wojownik ozdobiony oryginalnym naszyjnikiem z lian. Nowicki od razu odgad³, ¿e to on strzeli³ do niego, poniewa¿ nie mia³ jak inni na ciкciwie strza³y. G³owк jego zdobi³ wspania³y, purpurowy piуropusz z piуr rajskiego ptaka. Zapewne by³ wodzem... Straszliwi wojownicy z zapartym tchem spogl¹dali na bia³ego olbrzyma. Ten zaœ strza³к wydobyt¹ z w³asnej piersi poda³ niefortunnemu strzelcowi. Tawade cofnкli siк o pу³ kroku, wydaj¹c st³umiony jкk. Zaczкli dr¿eж z przestrachu. Po raz pierwszy zetknкli siк z niezwyk³ymi duchami kr¹¿¹cymi po lesie w bia³y dzieс. Gdyby "telegraf” d¿ungli nie uprzedzi³ ich o zbli¿aniu siк duchуw, pierzchliby od razu na ich widok. Nieustraszony wobec ludzi wуdz Tawade, Eleli Koghe, nie pragn¹³ walki z nieziemskimi istotami. Obecnie nie w¹tpi³ ju¿, ¿e s¹ one duchami. Tylko duchy nie zwa¿a³y na ostrzegawcze wojenne znaki. Wystrzeli³ do wielkiego bia³ego ducha, aby ostatecznie siк przekonaж, czy mimo wszystko nie jest on cz³owiekiem. Eleli Koghe nigdy nie chybia³. Wiedzia³, ¿e jego strza³a trafi³a prosto w serce. Wiec to by³ jednak duch! Przecie¿ sta³ teraz przed nim i podawa³ mordercz¹ strza³к... Ale oto ju¿ nadbiega³y inne duchy... Nowicki ruchem d³oni powstrzyma³ towarzyszy. Na migi poleci³ wodzowi Tawade, aby siк zbli¿y³. Eleli Koghe pos³usznie spe³ni³ rozkaz. Nowicki wepchn¹³ mu strza³к do dr¿¹cej rкki i nosem swym potar³ o jego nos. Tawade wydali okrzyk radoœci. Gromadnie wyszli z g¹szczu, by z bliska przyjrzeж siк bia³ym duchom. Eleli Koghe rуwnie¿ pokona³ pierwszy strach. Pochyli³ sw¹ g³owк na piersi potк¿nego "ducha", przesun¹³ rкkoma po jego ciele. Nowicki wydoby³ zza pasa stalowy nу¿ i wrкczy³ go wodzowi. Wojownicy zaczкli rytmicznie tupaж nogami o ziemiк. Musia³o to byж jakimœ umownym has³em, gdy¿ nowi Tawade do³¹czyli siк do krкgu otaczaj¹cego bia³ych ³owcуw. Eleli Koghe widz¹c, ¿e duchy nie rozumiej¹ jego s³уw, na migi pocz¹³ zapraszaж do swojej wioski. Wkrуtce wszyscy w najwiкkszej zgodzie szli œcie¿k¹ w gуrк zbocza. - Jesteœ ranny? - z niepokojem zapyta³ Smuga, gdy tylko mуg³ siк zbli¿yж do marynarza. - Wytrzyma³eœ wspaniale! Nigdy bym siк nie spodziewa³, ¿e wyka¿esz tak niezwyk³e opanowanie... - Ranny?! - zdziwi³ siк Nowicki. - Nie, po takim strzale mo¿na byж tylko nieboszczykiem. Mуj nowy kole¿ka ma celn¹ ³apк. Wymierzy³ prosto w serce! Nie patrz pan na mnie jak na wariata! Mуj staruszek zawsze mуwi³: ucz siк, Tadek, a nauka odp³aci ci siк stokrotnie. Faktycznie tak siк te¿ sta³o. - Co ty wygadujesz?! - zaniepokoi³ siк Smuga, uwa¿nie spogl¹daj¹c na marynarza. - Dziennik pok³adowy ocali³ pana! - zawo³a³ Tomek, ktуry s³uchaj¹c wyjaœnieс, domyœli³ siк wszystkiego. - Dziennik pok³adowy?! - zdumia³ siк Smuga. - A jak¿e! Chcia³em siк poduczyж sporz¹dzania ciekawych raportуw - wyjaœni³ marynarz. - Tote¿ noszк w kieszeni podrкczny dziennik, w ktуrym wpisujк swoje wachty, a Tomek mi poprawia. - Do diab³a, przecie¿ ten notes uratowa³ ci ¿ycie! - rzek³ Smuga, œciskaj¹c ramiк kapitana. - Masz pan najlepszy dowуd, jaka nagroda spotyka cz³owieka garn¹cego siк do nauki - doda³ Nowicki. Tomek zaraz wycofa³ siк, aby poinformowaж resztк towarzystwa o szczкœliwym trafie, wszyscy, bowiem dr¿eli o ¿ycie odwa¿nego marynarza. Krajowcy nieraz zatruwali strza³y, wtedy najmniejsza nawet rana mog³a groziж œmierci¹. Niebawem wojownicy Tawade doprowadzili karawanк do wioski na ostro œciкtym gуrskim cyplu. Nast¹pi³y uroczyste mowy powitalne, uzupe³niane gestami, po czym "bia³e duchy" zosta³y zaproszone do emone w celu wypalenia ceremonialnej fajki. Smuga obdarowa³ starszyznк wioskow¹ drobnymi podarunkami i poprosi³ wodza o pozwolenie na rozbicie obozu w pobliskiej dolinie. Chmara wojownikуw i kobiet poprowadzi³a podrу¿nikуw do miejsca wybranego na obozowisko. Wspуlna uczta, na ktуr¹ zabito parк œwiс, trwa³a do pуŸnej nocy. Biali podrу¿nicy rozpoczкli badania i ³owy w rozleg³ym kraju Tawade. GroŸni wojownicy zachowywali siк przyjaŸnie. Dziкki temu wiкkszoœж tragarzy Mafulu pozosta³a przy ³owcach. Wilmowski czyni³ usilne starania, aby obydwa wrogie plemiona zawar³y ze sob¹ pokуj. Obawa przed "bia³ymi duchami", ich hucz¹ce kije oraz "czarodziejska moc" Tomka nak³oni³y wojowniczych Tawade do ustкpstw. Zgodzili siк wzi¹ж okup za przerwanie wojny. Po d³ugich targach ostatecznie ustalono, ¿e Tawade uwolni¹ uprowadzone kobiety Mafulu, a ci ostatni dadz¹ im w zamian dwadzieœcia du¿ych œwiс. Wilmowski, uradowany takim obrotem sprawy, do³o¿y³ do okupu dziesiкж stalowych no¿y, piкж lusterek, piкж siekier, trzy garœcie muszli oraz dwadzieœcia naszyjnikуw ze szklanych korali. Wprawdzie Mafulu twierdzili, ¿e podstкpni Tawade zwrуcili im tylko najstarsze kobiety, ale mimo to dzia³ania wojenne usta³y. Dobrodziejstwa, jakie pokуj wszкdzie przynosi, nie da³y zbyt d³ugo czekaж na siebie. Wojownicy, a nawet kobiety i dzieci, gromadnie przychodzili do obozu ³owcуw. Pocz¹tkowo w trwo¿liwym skupieniu przygl¹dali siк gromadzonym okazom flory i fauny. Potem, oœmieleni przez rezolutn¹ Sally, samorzutnie zaczкli znosiж do obozu rу¿ne roœliny i zwierz¹tka. Sally nie poprzesta³a na tym; nad poblisk¹ rzek¹ fruwa³y chmary wspania³ych motyli, nauczy³a wiec dzieciarniк, w jaki sposуb nale¿y je chwytaж, aby nie ulega³y uszkodzeniu, i wkrуtce posiada³a ju¿ interesuj¹c¹ kolekcje. Smuga, Tomek i Nowicki z zapa³em polowali na rajskie ptaki. Zapuszczali siк w ostкpy nie nawiedzane przez krajowcуw i prawie z ka¿dej wyprawy przynosili cenne ³upy. Dziкki tak szeroko zakrojonym ³owom Bentley z Wilmowskim zapracowani byli od œwitu do nocy, a preparatorzy czкsto nie opuszczali polowej pracowni nawet po zapadniкciu zmroku. Zabezpieczenie oraz konserwacja okazуw ³atwo ulegaj¹cych zepsuciu poch³ania³y ich bez reszty. Natasza wiкkszoœж wolnego czasu poœwiкca³a udzielaniu ambulatoryjnej pomocy krajowcom, gnкbionym przez rу¿ne choroby. Tote¿ Tawade coraz chкtniej przychodzili do obozu, a ich niemal dziecinna ciekawoœж sprawia³a ³owcom wiele k³opotуw. Asystowali podrу¿nikom przy goleniu, myciu i ubieraniu, obserwowali ich w czasie jedzenia i pracy. Najzwyklejsze przedmioty codziennego u¿ytku wprawia³y ich w podziw, we wszystkim wкszyli jakieœ niezwyk³e czary. Natrкtna ciekawoœж krajowcуw najbardziej dawa³a siк we znaki Sally i Nataszy, ktуre nawet myж siк musia³y w szczelnie zas³oniкtym namiocie. Wilmowski nie zaniedbywa³ badaс etnograficznych. Uwa¿ne obserwacje nasunк³y mu podejrzenia, ¿e Tawade jeszcze uprawiaj¹ kanibalizm. W pobli¿u wioski bieli³y siк ludzkie koœci. By³y to prawdopodobnie szcz¹tki pokonanych wrogуw. Tawade rуwnie¿ pozbywali siк rodzicуw, gdy ci wskutek staroœci tracili si³y do pracy i walki. Wprawdzie nikt w³asnorкcznie nie pozbawia³ ¿ycia swego ojca czy matki i zazwyczaj zwraca³ siк do przyjaciу³ z s¹siedniej wioski o oddanie mu tej "przys³ugi", lecz starcy doskonale wiedzieli, ¿e nadchodzi ich ostatnia chwila i nawet brali udzia³ w ucztach po¿egnalnych. Nie budzi³o to w starcach grozy, w swoim czasie, bowiem post¹pili oni tak samo wobec w³asnych rodzicуw. Uczynni s¹siedzi zwracali krewnym koœci zabitego, ci zaœ pieczo³owicie przechowywali je w swoich sza³asach. Czкsto syn podk³ada³ sobie pod g³owк czaszkк ojca; w ten sposуb okazywa³ mu swoj¹ czeœж i podczas snu mуg³ otrzymywaж od niego dobre rady. Rzecz oczywista, ¿e Wilmowski chcia³ przeciwstawiж siк barbarzyсskim zwyczajom. Zaledwie jednak rozpocz¹³ z Tawade ostro¿ne rozmowy, poprawne stosunki z krajowcami natychmiast uleg³y pogorszeniu. Najpierw mк¿czyŸni, potem kobiety i dzieci przestali przychodziж do obozu. £owcy od razu zauwa¿yli zmianк w zachowaniu krajowcуw. Tote¿ najbli¿szego wieczoru Wilmowski zawo³a³ Ain'u'Ku do swego namiotu. - Czy wiesz, dlaczego Tawade zaczкli nas unikaж? - zapyta³ boss-boya. Mafulu zalкkniony opuœci³ g³owк i szepn¹³: - Byж mnуstwo Ÿle... Czarownicy mуwi¹, ¿e wasza zaklinaж dusze ludzi w martwe ptaki i kwiaty, all right! Wilmowski spochmurnia³. Po chwili znуw zapyta³: - Kogo z nas czarownicy pos¹dzaj¹ o to? Boss-boy trwo¿liwie obejrza³ siк na wejœcie do namiotu. Pochyli³ siк ku Wilmowskiemu i cicho odpar³: - Bia³a Mary Bia³a Mary - bia³a kobieta w jкzyku pidgin., ktуra nale¿eж do m³ody bia³y czarownik... - Wiesz, ¿e to nieprawda! - oburzy³ siк Wilmowski. - Panna Sally nie skrzywdzi³aby nawet muchy! - Bia³a Mary mnуstwo bardzo dobra - przyzna³ Ain'u'Ku. - Czarownicy mnуstwo Ÿli na wasz i Mafulu... - Dziкkujк ci, udzieli³eœ mi wa¿nych informacji - odrzek³ Wilmowski. Zafrasowany natychmiast zwo³a³ przyjaciу³ na naradк. Wszyscy byli zdania, ¿e powinni jak najszybciej opuœciж kraj Tawade. Czarownicy, boj¹c siк utraty swego wp³ywu, mogli siк staж bardzo niebezpieczni. Niestety, liczne zbiory uniemo¿liwia³y natychmiastowe zwiniкcie obozu. Tote¿ szczegуlnie Sally zalecono zdwojenie ostro¿noœci, a Tomek mia³ jej ani na krok nie odstкpowaж. Sally wcale siк nie zmartwi³a niepokoj¹cymi wiadomoœciami. Ostatnio ma³o widywa³a Tomka, ktуry wci¹¿ myszkowa³ po d¿ungli. Tote¿ teraz ucieszy³a siк nawet, ¿e stale bкd¹ przebywali razem. W kilka dni pуŸniej Salty i Natasza w towarzystwie uzbrojonego w sztucer Tomka wybra³y siк nad strumieс. Chcia³y urz¹dziж ma³e pranie przed wyruszeniem w dalsz¹ drogк. Sally po³o¿y³a tobo³ek z bielizn¹ na ziemi i ju¿ mia³a wejœж do p³ytkiego strumienia, gdy zauwa¿y³a wк¿a wodnego. Tomek oczywiœcie zaraz go przep³oszy³ i usiad³ na brzegu, bacznie obserwuj¹c wodк. Dziewczкta po kolei wyjmowa³y z tobo³kуw rу¿ne drobiazgi i pra³y je w strumieniu. Rozmawiaj¹c beztrosko, nie spostrzegli skradaj¹cego siк ku nim w pobliskich krzewach krajowca. Ten przywar³ do ziemi i w pewnej chwili, korzystaj¹c z nieuwagi bia³ych, drapie¿nym ruchem porwa³ z tobo³ka Sally parк grubych poсczoch. W nadziemnej chacie, nieco na uboczu wioski Tawade, siedzia³o dwуch mк¿czyzn. Mimo mroku w jednym z nich mo¿na by³o rozpoznaж wodza, Eleli Koghe. ¯ar wкgli, tl¹cych siк w rowku poœrodku pod³ogi, migota³ na jego purpurowym piуropuszu, dziкki ktуremu nieustraszony wojownik zyska³ sobie imiк Czerwonego Rajskiego Ptaka. Eleli Koghe w skupieniu s³ucha³ mowy czarownika, a od czasu do czasu sam rzuca³ jakieœ pytanie. Niespokojnym wzrokiem zerka³ to na straszliwe maski zawieszone pod spadzistym dachem, to na czarodziejskie bкbny, za pomoc¹, ktуrych czarownik rozmawia³ z duchami. Czul siк nieswojo w tej tajemniczej chacie. Nieuchronna œmierж grozi³a ka¿demu, kto by samowolnie usi³owa³ do niej wtargn¹ж. Nawet wуdz mуg³ wchodziж tutaj bezkarnie wtedy jedynie, gdy tajemne moce za poœrednictwem czarownika pozwala³y na to. - Oszukano nas - mуwi³ wielki czarownik. - Ci biali obozuj¹cy w dolinie nie s¹ duchami. To tacy sami ludzie jak my! - Dlaczego wiкc skуra ich posiada inny kolor? - zapyta³ Eleli Koghe. Czarownik b³ysn¹³ oczami i odpar³: - Bo okrywaj¹ swe cia³o ubraniami i wci¹¿ zanurzaj¹ siк w wodzie! To bardzo rozrzutni i niepraktyczni ludzie. Ci¹gle zmieniaj¹ ubrania i ka¿¹ nam dawaж jarzyny nawet tym œmierdz¹cym Mafulu! - Ofiarowuj¹ za to rу¿ne rzeczy - zaoponowa³ Eleli Koghe. - G³upcze, daj¹ ci, bo wiedz¹, ¿e wszystko wrуci do nich, gdy zakln¹ twoj¹ duszк w ptaka lub kwiat! Mк¿ny wojownik poszarza³ na twarzy. - To Ÿli ludzie! - mуwi³ dalej przebieg³y szarlatan. - Rzucaj¹ urok na ka¿dego, kto spojrzy im w oczy. Tylko, dlatego twoja celna strza³a nie mog³a przebiж serca tamtego cz³owieka! Nie on jednak ani ten m³ody czarownik s¹ groŸni! - Mуwi³eœ ju¿, ¿e ta m³oda kobieta, ktуra ca³e dnie drкczy zabite ptaki i inne zwierzкta, jest najgorsza - wtr¹ci³ wуdz. -Tak, tak w³aœnie jest! - potwierdzi³ czarownik. -Ten m³ody nic bez niej nie robi i stale zasiкga jej rady. - A ta druga kobieta? - Nie, ona nie zadaje siк z czarownikiem! - Zrуb coœ, aby biali ludzie nie mogli zakl¹ж mojej duszy w ptaka lub kwiat, ktуre zabior¹ z sob¹ - ¿arliwie poprosi³ Eleli Koghe. - Musisz byж pos³uszny starym zwyczajom! - Co mam robiж? - Zabijaj Mafulu i po¿eraj ich, bo tylko w ten sposуb mo¿esz ca³kowicie zniszczyж wrogуw. Przybywa³o ci mкstwa i si³y, gdy po¿era³eœ serca dzielnych wojownikуw zabitych w³asn¹ rкk¹! Wszyscy w naszej wsi byli wtedy syci, mnie sk³adali szczodre ofiary... - Czy mam zaraz napaœж na obуz bia³ych ludzi? Oni bкd¹ bronili tych pod³ych Mafulu! - Nie, z nimi porachujemy siк pуŸniej. Najpierw poka¿к wszystkim swoj¹ moc! Nie ma w tym kraju potк¿niejszego ode mnie czarownika! Mogк ka¿dego pozbawiж ¿ycia, nawet tк ich bia³¹ kobietк, ktуra dusze wojownikуw Tawade zaklina w rу¿ne zwierzкta. - Czy naprawdк odwa¿ysz siк na to?! - zdumia³ siк Eleli Koghe. - Nim minie dwa razy po trzy ksiк¿yce, bia³a kobieta bкdzie martwa! - Rкk¹ cz³owieka jej nie zabijesz! Ona zna potк¿ne zaklкcia... Czarownik rozeœmia³ siк ponuro. Powsta³, z k¹ta izby przyniуs³ kosz upleciony z mocnych lian. Uchyli³ wieko. Eleli Koghe natychmiast cofn¹³ siк przera¿ony. W koszu spoczywa³ w¹¿ zwiniкty w kr¹g. Na jego stalowoszarym cielsku od du¿ej, sp³aszczonej g³owy a¿ do ogona widnia³ szeroki, czerwony pas. By! to najgroŸniejszy z nowogwinejskich wк¿уw. Czarownik zamkn¹³ wieko plecionki i zaniуs³ j¹ na dawne miejsce. Potem usiad³ przed wodzem i rzek³: - Wiesz, ¿e uk¹szenie tego wк¿a przynosi ka¿demu cz³owiekowi straszliw¹ œmierж. Ten w¹¿ nie ulкknie siк nawet bia³ej kobiety ujarzmiaj¹cej dusze Tawade! W ciele jego zakl¹³em duszк mк¿nego wojownika, ktуrego plemiк zamieszkuje tam, gdzie kryje siк s³oсce... - Czy to by³ ³owca g³уw? - zapyta³ Eleli Koghe zalкknionym g³osem. - Tak, i musi spe³niж ka¿de moje ¿yczenie... - Wiкc ka¿esz mu zabiж bia³¹ kobietк? - Tak, a wtedy biali ludzie strac¹ sw¹ czarodziejsk¹ moc. Zabijesz wszystkich bia³ych i Mafulu! - Niech bкdzie tak, jak chcesz - odpar³ Eleli Koghe i praw¹ d³oni¹ przesun¹³ po naszyjniku z lian, na ktуrym ka¿dy zawi¹zany wкze³ oznacza³ w³asnorкcznie zabitego wroga. Czarownik pochyli³ g³owк, aby ukryж przebieg³y uœmiech cisn¹cy mu siк na usta. Nie podnosz¹c g³owy, rzek³ cicho: - IdŸ teraz, bo muszк odbyж naradк z duchami. Twoja dusza pozostanie w twoim ciele. Biali ludzie jej nie zabior¹... Eleli Koghe chy³kiem wysun¹³ siк z chaty. Po drabinie zszed³ na ziemiк i pobieg³ do emone, aby natychmiast przekazaж swoim wojownikom wa¿ne wieœci. Tego wieczoru w wiosce Tawade hucza³y bкbny i taсce trwa³y do œwitu. Podczas gdy wojownicy taсczyli wokу³ ognisk, czarownik wci¹gn¹³ drabinkк na platformк, aby nikt nie mуg³ wejœж do jego chaty. Potem wydoby³ z poszycia dachu ma³¹ bambusow¹ rurkк zatkan¹ drewnianym korkiem. Otworzy³ j¹ i przytkn¹³ do nosa. Nik³y obcy odуr wywo³a³ z³y uœmiech na jego ustach. Nastкpnie przygotowa³ d³ug¹, grub¹ bambusow¹ rurк i jeszcze raz przyniуs³ plecionkк kryj¹c¹ jadowitego wк¿a. Otworzy³ wieko. Gad gruboœci mкskiego ramienia spa³ jeszcze po sutym œniadaniu. Czarownik praw¹ d³oni¹ zrкcznie uj¹³ wк¿a tu¿ przy samym ³bie. W¹¿ przebudzi³ siк, gniewnie b³ysn¹³ œlepiami, rozwar³ paszczк i wysun¹³ jadowite zкby, lecz trzymany wprawn¹ rкk¹ nie mуg³ uk¹siж swego drкczyciela. Ten zaœ, szepcz¹c zaklкcia, uniуs³ gada wysoko do gуry i wsun¹³ go, pocz¹wszy od ogona, do bambusowej rury. Teraz czarownik wytrz¹sn¹³ z mniejszego bambusa damskie poсczochy. Zmi¹³ je w d³oni i niby korkiem, zatka³ otwуr rury, w ktуrej umieœci³ wк¿a. Uœmiechaj¹c siк z³oœliwie, po³o¿y³ bambusow¹ rurк przy roz¿arzonych wкglach i sam usiad³ obok niej. Niema³o trudu kosztowa³o go zdobycie odzienia bia³ej dziewczyny, ktуra dobroci¹ sw¹ zjednywa³a sobie sympatiк nie tylko kobiet i dzieci, lecz nawet najokrutniejszych wojownikуw. Wp³ywy bia³ych ludzi dotkliwie dawa³y mu siк we znaki. Skuteczniej leczyli od niego, udzielali lepszych rad i oburzali siк na stare zwyczaje. Tote¿ czarownik postanowi³ jak najszybciej pozbyж siк nieproszonych goœci. Potajemnie rozg³asza³ wieœci o ich z³ych zamiarach i tak d³ugo podjudza³ przeciwko nim, a¿ w koсcu uzna³, ¿e nadszed³ czas na decyduj¹ce uderzenie. Spojrza³ na bambusow¹ rurк. Zimnokrwisty gad Ÿle znosi³ przypiekanie ogniem. Czarownik podniуs³ kamieс i pocz¹³ rytmicznie uderzaж w rurк. Wci¹¿ uœmiecha³ siк szataсsko, wiedzia³, bowiem, ¿e we wnкtrzu rury te lekkie uderzenia nabieraj¹ po pewnym czasie niemal si³y grzmotu. Cierpliwie uderza³ kamieniem. Rozwœcieczony w¹¿ zapewne ju¿ k¹sa poсczochк uniemo¿liwiaj¹c¹ mu wydostanie siк na wolnoœж. Odуr odzienia powinien mu siк skojarzyж z zadawan¹ tortur¹. Wtedy nag³a œmierж nie oszczкdzi bia³ej dziewczyny... Podstкpny cios Ju¿ czwarty dzieс czarownik nieustannie drкczy³ uwiкzionego wк¿a. Morzy³ go g³odem, przypieka³ na wкglach, uderza³ kamieniem w rurк, szepcz¹c straszliwe zaklкcia. Tymczasem jego dwaj zaufani pomocnicy, ktуrych szkoli³ na swoich nastкpcуw, potajemnie œledzili obozowisko bia³ych ³owcуw rajskich ptakуw. Przebieg³y czarownik wiedzia³ o ka¿dym ich kroku i misternie przygotowywa³ swуj plan odwetu. Zwiadowcy donieœli mu, ¿e kierownik wyprawy ³owieckiej kilkakrotnie robi³ wypady w kierunku zachodu s³oсca. Czarownik ³atwo mуg³ z tego wysnuж wniosek, ¿e tam w³aœnie, do krainy ³owcуw g³уw, zamierza wyruszyж. By³o mu, to bardzo na rкkк. Rozleg³e mokrad³a oddziela³y kraj Tawade od terenуw zamieszkanych przez plemiona Ku-ku-ku-ku. Okolica sprzyja³a urz¹dzeniu zasadzki. Niespodziewany napad z ukrycia niezawodnie rozproszy karawanк po bagnistej d¿ungli, a wtedy wojownicy Tawade rozpoczn¹ straszliwe ³owy! Eleli Koghe otrzyma³ od czarownika szczegу³owe instrukcje. Noc w noc w wiosce Tawade hucza³y bкbny. Wojownicy malowali swe cia³a barwami wojennymi, taсczyli a¿ do œwitu. Czarownik zaciera³ d³onie i uœmiecha³ siк z³owieszczo. Biali podrу¿nicy ju¿ nie odwa¿ali siк odwiedzaж wioski. Tawade rуwnie¿ unikali spotkaс z nimi; niecierpliwie oczekiwali na has³o do ataku, by zdobyж i zniszczyж martwe ptaki oraz kwiaty, w ktуrych by³y jakoby zaklкte ich dusze. Otumanieni przez czarownika wierzyli, ¿e wraz z odejœciem bia³ych ludzi znikn¹ z d¿ungli wszystkie ptaki i kwiaty. Wojownicy ostrzyli dzidy, szykowali ³uki. Tego w³aœnie dnia, tu¿ przed zachodem s³oсca, szpiedzy donieœli czarownikowi, ¿e biali ludzie ukoсczyli przygotowania do wyruszenia w drogк. Mieli siк na bacznoœci. Nawet kilku tragarzy Mafulu zosta³o uzbrojonych w hucz¹ce kije. Czarownik wezwa³ Eleli Koghe. Plan napadu zosta³ omуwiony w najdrobniejszych szczegу³ach. Wieczorem bкbny uderzy³y w rytm wojennego taсca. Na plac przed domami wyleg³a ca³a wioska. Czarownik pojawi³ siк przybrany w du¿¹, spiczast¹ maskк. Na szyi jego chrzкœci³y naszyjniki z psich i œwiсskich zкbуw oraz ma³ych muszelek. Cia³o mia³ od stуp do g³уw pomalowane czerwon¹, bia³¹, ¿у³t¹ i czarn¹ farb¹. W prawej rкce trzyma³ czaszkк swego wielkiego poprzednika, a w lewej czarodziejsk¹ miote³kк. Wszyscy zadr¿eli na ten widok. Czarownik tak w³aœnie ubiera³ siк tylko wtedy, gdy mia³ zamiar zasiкgn¹ж rady bуstwa mieszkaj¹cego w d¿ungli w kamiennej pieczarze. Najmк¿niejsi wojownicy dr¿eli ze strachu nawet w dzieс, jeœli musieli przechodziж w pobli¿u g³azu, w ktуrym mieszka³y potк¿ne duchy. Tote¿ trwo¿liwe spojrzenia towarzyszy³y czarownikowi, dopуki nie znikn¹³ w ciemnej d¿ungli. Czarownik tymczasem wszed³ w zaroœla. Zaledwie znalaz³ siк sam, spokojnie przykucn¹³ na korzeniu drzewa. Po cу¿ mia³ chodziж do pieczary w kamieniu?! Doskonale wiedzia³, ¿e oprуcz kilku nietoperzy nic wiкcej w niej nie znajdzie. Czarownicy Tawade z pokolenia na pokolenie przekazywali straszliw¹ legendк o duchach mieszkaj¹cych w samotnym g³azie. Strzegli tak¿e, aby nikt nie mуg³ zw¹tpiж w jej prawdziwoœж. Kilku œmia³kуw, ktуrzy odwa¿yli siк podejœж zbyt blisko pieczary, zginк³o w tajemniczych okolicznoœciach. Czarownik jednak nie obawia³ siк zemsty bogуw, nie ba³ siк rуwnie¿ chodziж noc¹ po d¿ungli. Zna³ doskonale wszystkie "duchy", z ktуrymi "rozmawia³" za pomoc¹ czarodziejskich bкbnуw. Teraz siedzia³ pod drzewem i nas³uchiwa³ odg³osуw p³yn¹cych z wioski. Dopiero tu¿ przed œwitem powrуci³ do Tawade oszo³omionych taсcem. Natychmiast stanкli wyczekuj¹co. Czarownik wszed³ pomiкdzy wojownikуw podzielonych do taсca na dwie grupy, przystan¹³ przed Eleli Koghe i odezwa³ siк sugestywnym g³osem: - Rozmawia³em z duchami w grocie... By³y bardzo zagniewane za sprzyjanie bia³ym ludziom, ktуrzy zaklinaj¹ dusze wojownikуw Tawade w martwe ptaki i kwiaty, by mуc potem je drкczyж. Z trudem przeb³aga³em duchy... Przyrzek³y jeszcze raz okazaж wam swoj¹ ³askк. Nim minie ksiк¿yc, zginie bia³a dziewczyna, wtedy wуdz Eleli Koghe da has³o do ataku. Odniesiecie wielkie zwyciкstwo! - Kto zabije bia³¹ czarownicк? - niespokojnie zapyta³ Eleli Koghe, albowiem obawia³ siк, aby czarownik teraz jemu nie wyznaczy³ podstкpnie tej niebezpiecznej roli. - Ja dokonam tego przez wк¿a, w ktуrego zakl¹³em duszк ³owcy g³уw - odpowiedzia³ czarownik. - Wszyscy ujrzycie j¹ martw¹. Wtedy m³ody bia³y ³owca utraci sw¹ czarodziejsk¹ moc. - Dobrze, uczynimy, jak radzisz... - rzeki Eleli Koghe. - O œwicie wyruszymy do miejsca, w ktуrym mamy urz¹dziж zasadzkк. Bкdziemy czekali na œmierж bia³ej dziewczyny... Bкbny g³ucho dudni³y. Z d¿ungli odpowiada³ im wrzask ptakуw, ju¿, bowiem œwita³o. Eleli Koghe wraz z czarownikiem poprowadzili wojownikуw w d¿ungle. Wkrуtce szerokim tukiem ominкli obуz i pod¹¿yli wprost na zachуd. Przez bagniska wiod³o tylko jedno wygodniejsze przejœcie. Tam w³aœnie szpiedzy czarownika widzieli myszkuj¹cego Smugк, tam te¿ Tawade przyczaili siк w zaroœlach. Eleli Koghe wys³a³ zwiadowcуw w kierunku, z ktуrego spodziewa³ siк nadejœcia karawany. Niebawem przyniesiono pomyœlne wieœci. Karawana sz³a tak, jak to przewidzia³ przebieg³y czarownik. Widocznie duchy w kamiennej pieczarze udzieli³y mu dobrych rad. Sprawdzanie siк przewidywaс czarownika nieco uspokoi³o Tawade. Nie obawiali siк walki nawet z liczebniejszym przeciwnikiem W pуŸniejszych lalach Tawade stawiali silny zbrojny opуr oddzia³om kolonialnym walcz¹c dzidami przeciwko karabinom., lecz tym razem mieli uderzyж na bia³ych ludzi, ktуrzy znali potк¿ne czary. Czy mog³o im to ujœж bezkarnie? Mкstwo dzielnych Tawade zazwyczaj za³amywa³o siк na progu urojonej krainy duchуw... Poza tym trudno im by³o poj¹ж, ¿e ci ³agodni, uprzejmi biali ludzie mog¹ ¿ywiж do nich tak wrogie uczucia, jak zapewnia³ czarownik. Ich lekarstwa szybko goi³y rany powodowane przez rу¿ne insekty; ich rady rуwnie¿ by³y lepsze od tych, ktуrych udziela³ czarownik. Nie straszyli nikogo z³ymi duchami, nie bali siк b³yskawic, grzmotуw i trzкsieс ziemi. Wszystkie dziwne zjawiska t³umaczyli w naturalny, prosty sposуb. Wуdz Eleli Koghe nie mniejsz¹ prze¿ywa³ rozterkк ni¿ jego wojownicy. Tak jak wszyscy dr¿a³ z obawy przed czarami oraz z³ymi duchami. Zastraszony i podjudzony przez czarownika, zgodzi³ siк napaœж na bia³ych ludzi. Ruszy³ na wojenn¹ wyprawк i wiedzia³, ¿e jeœli dzisiaj zwyciк¿y, to wiele pokoleс Tawade bкdzie opowiada³o o jego niezwyk³ym czynie. Mimo to nie odczuwa³ jakoœ radoœci na myœl o nag³ej œmierci tej weso³ej, uczynnej bia³ej dziewczyny. Gdyby nie uwierzy³ czarownikowi, ¿e to ona w³aœnie zaklк³a jego duszк w martwego rajskiego ptaka, nigdy by nie pozwoli³ uczyniж jej krzywdy... Eleli Koghe doskonale rozumia³, ¿e teraz ju¿ za pуŸno na jak¹kolwiek zmianк decyzji. Wojownicy byli upojeni ca³onocnym taсcem wojennym; zakorzeniony w nich od wiekуw instynkt walki przyg³usza³ przyjazne uczucia do bia³ych ludzi. £aknкli krwi i straszliwej uczty. W tej w³aœnie chwili przybieg³ nowy zwiadowca. Karawana bia³ych ³owcуw zbli¿a³a siк do moczarуw. Eleli Koghe pytaj¹co spojrza³ na czarownika. Ten potakn¹³ g³ow¹ i powsta³. Wуdz przy³o¿y³ d³onie do ust. Rozbrzmia³ przenikliwy dŸwiкk przypominaj¹cy krzyk rajskiego ptaka. Wojownicy wynurzyli siк z zaroœli i pod¹¿yli za Eleli Koghe. W miejscu, gdzie œcie¿yna zaczyna³a siк obni¿aж w szerok¹, bagnist¹ dolinк, Eleli Koghe podzieli³ swoich wojownikуw na dwa oddzia³y. Jeden z nich od razu zapad³ w zaroœla i mia³ zaatakowaж tyln¹ stra¿ karawany, drugi pomaszerowa³ z Eleli Koghe nieco dalej. Czarownik zaczai³ siк przy œcie¿ynie pomiкdzy obydwoma oddzia³ami. Ros³y tutaj gкste zaroœla. W nich to, prawie przy samym skraju œcie¿ki, czarownik umieœci³ grub¹, bambusow¹ rurк, umocowa³ j¹ patykami zatkniкtymi w ziemiк i starannie zamaskowa³ ga³¹zkami. Nastкpnie do wystaj¹cego z koсca rury k³кbka zwiniкtych poсczoch przywi¹za³ d³ug¹, mocn¹, cienk¹ lianк. Teraz wycofa³ siк w krzewy na bezpieczn¹ odleg³oœж, trzymaj¹c w rкkach drugi koniec liany. Przykucn¹³ za drzewem, nadstawi³ uszu. Gdy tylko bia³a dziewczyna znajdzie siк na wprost wylotu rury, jednym szarpniкciem wyci¹gnie szmaciane zatyczki. Rozwœcieczony gad natychmiast skorzysta z okazji, by nareszcie wydostaж siк na wolnoœж, i zaraz poczuje znienawidzony zapach. Oczywiœcie uczyni to, co robi³ przez wszystkie dni katuszy: wbije swe zкby jadowe w nogк dziewczyny. Wtedy œmierж nadejdzie szybko, zmiesza szyk karawany... Eleli Koghe i jego wojownicy dokoсcz¹ dzie³a zniszczenia... Karawana ³owcуw rajskich ptakуw poœpiesznie pod¹¿a³a ku mokrad³om. G³uche dudnienie bкbnуw oraz ca³onocne taсce w wiosce Tawade nie wrу¿y³y niczego dobrego. Od kilku dni nikt z Tawade nie przychodzi³ do nich, lecz Smuga i Tomek odnaleŸli œlady zwiadowcуw, ktуrzy wci¹¿ z ukrycia obserwowali obуz. £owcy nie chcieli dopuœciж do starcia z krajowcami. Skoro wiec stwierdzili, ¿e s¹ niepo¿¹danymi goœжmi, starali siк jak najszybciej opuœciж kraj Tawade. Zgromadzili wiele okazуw flory i fauny, posiadali ju¿ ciekawy zbiуr etnograficzny, a Bentley coraz bardziej tкsknym wzrokiem spogl¹da³ na centralne pogуrze. Mafulu ucieszyli siк likwidacj¹ obozu w kraju Tawade. Nie ufali swym odwiecznym wrogom. Uporczywe dudnienie bкbnуw nape³nia³o ich trwog¹. Tote¿ obecnie raŸnym krokiem pod¹¿ali za zbrojn¹ przedni¹ stra¿¹. Smuga nie spodziewa³ siк zasadzki, niemniej nie zaniedba³ œrodkуw ostro¿noœci. Razem z Nowickim, Tomkiem, Balmore'em i Bentleyem wysun¹³ siк na czo³o karawany; w tylnej stra¿y szli: Wilmowski, Zbyszek oraz dwaj preparatorzy - Stanford i Wallace. Dziewczкta znajdowa³y siк tu¿ przed tragarzami, os³oniкte plecami zbrojnej czo³уwki. D¿ungla stawa³a siк coraz bardziej bagnista. Drzewa ros³y tu rzadziej, mкtne ka³u¿e czerni³y siк wœrуd kкp ostrej trawy. Smuga penetrowa³ ju¿ tк okolicк i teraz szybko odnalaz³ wydeptan¹ œcie¿kк przez mokrad³a. Sally z ¿alem obejrza³a siк na malownicz¹ dolinк, w ktуrej spokojnie spкdzili kilka tygodni. Trochк markotna zagadnк³a Tomka: - Wszystko przyjemne koсczy siк szybko... Dobrze nam by³o w tej dolinie. Nie chcia³abym zbyt d³ugo brodziж po bagnach. - Nie martw siк, Salty! Za kilka dni znуw rozbijemy obуz w jakiejœ piкknej okolicy. Pan Smuga jest pewny, ¿e uda nam siк wedrzeж do wnкtrza wyspy - pocieszy³ j¹ m³odzieniec. - Posкpnie tu i mglisto - utyskiwa³a Sally. - Spуjrz, nawet Dingo krкci nosem na te mokrad³a! Dingo wyraŸnie by³ zaniepokojony. Wyci¹ga³ do gуry ³eb, wкszy³, jakby wyczuwa³ niebezpieczeсstwo, Tomek cicho gwizdn¹³ dwukrotnie. Smuga i Nowicki zwolnili kroku. Po chwili zrуwnali siк z id¹cymi za nimi towarzyszami. - Dingo zaczyna siк niepokoiж - oznajmi³ Tomek. - Nie spostrzeg³em œladуw na œcie¿ce - odpar³ Smuga. - Ja te¿ nic nie zauwa¿y³em -wtr¹ci³ Nowicki. - Mo¿e jednak jakieœ zuchy czaj¹ siк w g¹szczu? - Tawade chc¹ siк upewniж, ¿e naprawdк st¹d odchodzimy - doda³ James Balmore. - Wola³bym nikogo nie spotkaж na tych bagnach - mrukn¹³ Smuga. - Czy nie ma tu innej drogi? - zapyta³ Nowicki. - Nie! To jedyne przejœcie na zachуd... - odpar³ Smuga. - Trzymaж broс w pogotowiu, idziemy! Zaledwie ruszyli, Sally krzyknк³a przeraŸliwie... W tej chwili Dingo wyszarpn¹³ smycz z d³oni Tomka. Jak b³yskawica rzuci³ siк na stalowoszare cielsko naznaczone czerwonym, pod³u¿nym pasem. W¹¿ zwin¹³ siк jak sprк¿yna, lecz Tomek by³ nie mniej szybki od niego. Piкж ku³ rewolwerowych w okamgnieniu zniekszta³ci³o du¿y, sp³aszczony ³eb. Kapitan Nowicki podtrzymywa³ ramieniem œmiertelnie poblad³¹ Sally, Dingo tymczasem œmign¹³ w zaroœla. James Balmore odwa¿nie pobieg³ za psem. Wilmowski z tylnej stra¿y nie wiedzia³, co siк sta³o. Jednak us³ysza³ krzyk Sally i widz¹c zamieszanie w czo³уwce karawany, pobieg³ Balmore'owi z pomoc¹. Balmore z karabinem gotowym do strza³u gna³ za Dingiem. S³ysza³ jego warczenie i krуtkie szczekniкcia. Nie w¹tpi³, ¿e pies dopad³ kogoœ, kto czai³ siк w pobli¿u œcie¿ki. Z rozpкdem wpad³ na krajowca broni¹cego siк ostrym no¿em z koœci kazuara przed atakami rozwœcieczonego Dinga. - Rzuж nу¿! - krzykn¹³ Balmore, zapominaj¹c, ¿e krajowiec nie rozumie po angielsku. Czarownik Tawade zamachn¹³ siк no¿em. Nierozwa¿ny Balmore by³by zgin¹³, gdyby Dingo nie rzuci³ siк napastnikowi do gard³a. Czarownik uskoczy³ w bok, unikn¹³ groŸnych, obna¿onych k³уw. Balmore lew¹ d³oni¹ zdo³a³ uchwyciж rкkк uzbrojon¹ w nу¿. Nagle jego nogi ugrzкz³y w b³otnistej mazi. Zachwia³ siк, upuœci³ karabin i pad³ na plecy, poci¹gaj¹c za sob¹ czarownika. Teraz drug¹ rкkк opar³ o jego nag¹ pierœ, prуbuj¹c odepchn¹ж go od siebie. Silny Papuas, bowiem ju¿ bra³ nad nim gуrк. Ostrze no¿a zni¿a³o siк coraz bardziej. Palce Balmore'a, zaciœniкte na zbrojnej d³oni czarownika, rozluŸni³y chwyt. By³ pewny, ¿e zginie, gdy¿ Dingo jakoœ przycich³ i przesta³ atakowaж. Przymkn¹³ oczy... W tym krytycznym dla niego momencie nadbieg³ Wilmowski. On to, odrzuciwszy karabin, lew¹ d³oni¹ chwyci³ czarownika za kark, a praw¹ wykrкci³ rкkк uzbrojon¹ w nу¿. Po chwili czarownik le¿a³ na ziemi obezw³adniony. Balmore, ciк¿ko oddychaj¹c, dŸwign¹³ siк na nogi. - Czy to on przestraszy³ Sally? - niespokojnie zapyta³ Wilmowski. - Zdaje mi siк, ¿e w¹¿ rzuci³ siк na ni¹. Wtedy Dingo pobieg³ w d¿unglк, a ja za nim - wyjaœni³ Balmore. - Ten cz³owiek musia³ siк czaiж przy œcie¿ce. Wilmowski zmarszczy³ brwi. Uwa¿niej przyjrza³ siк Papuasowi. - To czarownik Tawade - odezwa³ siк po chwili. - Wracajmy szybko do naszych... Podejrzanie wygl¹da mi ta sprawa! Podniуs³ karabin i popychaj¹c przed sob¹ wystraszonego czarownika, spiesznie ruszy³ ku œcie¿ce. G³oœne rozkazy Smugi i g³uchy pomruk przestraszonych Mafulu ostrzeg³y go, ¿e sta³o siк coœ bardzo z³ego. Kolb¹ karabinu ponagli³ Papuasa. Prawie biegn¹c dopad³ œcie¿ki. Baga¿e, niczym barykady, z dwуch stron tarasowa³y dro¿ynк. Pomiкdzy nimi skupili siк wszyscy uczestnicy wyprawy. Sally œmiertelnie blada siedzia³a na kocu. Tomek, Smuga i Nowicki pochylali siк nad ni¹. Smuga, ledwie ujrza³ Wilmowskiego, podniуs³ siк i zawo³a³: - Andrzeju, obejmuj komendк! W¹¿ uk¹si³ Sally, lecz to nie by³ przypadek! Patrz, co znalaz³em w krzakach przy œcie¿ce! Mуwi¹c to poda³ Wilmowskiemu rurк bambusow¹ i czarne poсczochy uwi¹zane do d³ugiej liany. - To na pewno jego sprawka - doda³ Smuga, wskazuj¹c na Papuasa. - To czarownik Tawade - odpar³ Wilmowski. - Czy...? - Nie traжmy czasu! - przerwa³ mu Smuga. - Strzelajcie do ka¿dego, kto wychyli siк z g¹szczu. A tego zbrodniarza nie spuszczajcie z oka! Zajmк siк nim pуŸniej! Wilmowski zrozumia³, ¿e ka¿da chwila zw³oki mo¿e okazaж siк zgubna dla Sally. Na szczкœcie Natasza ju¿ rozk³ada³a na kocu podrкczn¹ apteczkк. - S³uchaj, œlicznotko, przywyk³aœ w tej waszej Australii do rу¿nych gadуw - mуwi³ kapitan Nowicki. - Wiesz najlepiej, co nale¿y zrobiж w wypadku uk¹szenia... Sally nie mog³a wydobyж g³osu. Wiedzia³a przecie¿, ¿e tylko wyciкcie rany mo¿e j¹ uratowaж. Opar³a g³owк na piersi klкcz¹cego obok Tomka i d³onie zacisnк³a na jego ramionach. - Nic siк nie bуj - uspokaja³ j¹ marynarz, sil¹c siк na weso³oœж. - Bкdк taсczy³ na twoim weselu. Zrкczn¹ mam rкkк! Spуjrz na Smugк! Ch³op jak d¹b, bo ja mu wy³uska³em kulк z ramienia, ktуr¹ uraczyli go chunchuzi w Mand¿urii. Nowicki zagadywa³ Sally i jednoczeœnie dezynfekowa³ swуj nу¿ w s³oiku ze spirytusem. Wzrokiem da³ znaж Tomkowi, aby przytrzyma³ Sally. M³odzieniec otoczy³ j¹ rкkoma i przycisn¹³ do swej piersi. Sally ju¿ mia³a zdjкty trzewik i poсczochк. Zaraz po wypadku Nowicki zahamowa³ obieg krwi w uk¹szonej prawej nodze, zaciskaj¹c paski pod kolanem i powy¿ej kolana. Teraz spirytusem obmy³ skуrк woko³o rany. Smuga niecierpliwie zerkn¹³ na zegarek. - Spiesz siк! - sykn¹³. Nowicki kiwn¹³ g³ow¹. Cztery krwawe, ma³e ranki nie by³y zbyt g³кbokie. Na szczкœcie cholewka trzewika trochк utrudni³a uk¹szenie. Nowicki uj¹³ nу¿. Smuga przytrzyma³ drug¹ nogк dziewczyny. Tomek poblad³, czuj¹c jak pa³ce Sally kurczowo zaciskaj¹ siк na jego ramionach. Rozleg³ siк urywany szloch. - G³owa do gуry, ju¿ po wszystkim... - odsapn¹³ Nowicki, naciskaj¹c ranк, aby jak najsilniej krwawi³a. Sally z wolna siк uspokaja³a. Nowicki w³aœnie koсczy³ banda¿owanie nogi. Robi³ to szybko i wprawnie. Tylko czo³o zroszone polem wskazywa³o, jak bardzo sam jest wzruszony. Wszyscy odetchnкli z ogromn¹ ulg¹. Na twarzy Sally ukaza³y siк rumieсce. Przez ³zy uœmiechnк³a siк do zatrwo¿onych przyjaciу³. Dr¿¹c¹ d³oni¹ wydoby³a z kieszeni chusteczkк i pochyli³a siк do Nowickiego. Otar³a mu czo³o z potu. Marynarz chwyci³ drobn¹ rкkк, przycisn¹³ j¹ do ust, po czym szybko powsta³, aby nikt nie spostrzeg³ ³ez w jego oczach. Przecie¿ kocha³ Sally na rуwni z Tomkiem. - Panie Smuga, dawaj tu tego drania...- rzek³ chrapliwie. Smuga skin¹³ na Ba1more'a. Ten popchn¹³ czarownika w kierunku Nowickiego. Marynarz ¿ylastym ³apskiem chwyci³ czarownika za gard³o. Bez s³owa wydoby³ z pochwy nу¿, ktуrym przed chwil¹ operowa³ Sally. - Nie! Nie! - krzyknк³a Sally, w przera¿eniu zas³aniaj¹c oczy. Marynarz nie zada³ ciosu, lecz i nie opuœci³ zbrojnej d³oni. - Nie wyzdrowiejк, jeœli go zabijecie... - zagrozi³a Sally. - Niech sobie idzie, dok¹d tylko chce! W tej chwili Wilmowski stan¹³ przed rozgniewanym Nowickim. Cichym, lecz stanowczym g³osem rzek³: - Puœж go, Tadek, mo¿e bкdzie to dla niego wiкksz¹ kar¹ ni¿ œmierж, na ktуr¹ nawet wed³ug tutejszych praw zas³u¿y³. Marynarz jeszcze siк waha³; spojrza³ na Tomka. M³odzieniec spogl¹da³ na Sally, ktуr¹ wci¹¿ obejmowa³ ramieniem. Tyle czu³oœci malowa³o siк w jego wzroku, ¿e dobroduszny marynarz natychmiast zapomnia³ o zemœcie. Schowa³ nу¿ do pochwy i puœci³ dr¿¹cego z przera¿enia czarownika. - Ain'u'Ku, powiedz mu, ¿e jest wolny i niech idzie... do diab³a! - powiedzia³ st³umionym g³osem. Czarownik sta³ oszo³omiony. Teraz ju¿ sam nie mуg³ zrozumieж tych dziwnych bia³ych ludzi. Chyba jednak byli duchami, skoro bia³a dziewczyna ¿y³a i nie pozwoli³a pchn¹ж go no¿em. Be³koc¹c niezrozumiale jakieœ przeprosiny, a mo¿e zaklкcia, cofa³ siк niepewnie. W tej chwili Smuga, ktуry ani na chwilк nie przestawa³ rozgl¹daж siк po zaroœlach, krzykn¹³: - Uwaga! Atakuj¹ nas! Nie strzelaж bez rozkazu! Wszyscy chwycili za broс. Z konarуw pobliskiego drzewa zeskoczy³ na ziemiк wojownik uzbrojony w ³uk. Podrу¿nicy od razu rozpoznali w nim wodza Eleli Koghe, gdy¿ na g³owie mia³ wspania³y, purpurowy piуropusz z piуr rajskich ptakуw. Jego krуtki, ostry rozkaz przywo³a³ chmarк gotowych do boju Tawade. Jedni trzymali napiкte ³uki, inni dzidy i topory. Otoczyli karawanк zwartym ko³em. Biali podrу¿nicy unieœli karabiny do ramienia. - Nie strzelaж bez rozkazu! - powtуrzy³ Smuga, po czym post¹pi³ kilka krokуw ku Eleli Koghe, mierz¹c do niego z rewolweru. Wуdz tymczasem zast¹pi³ drogк czarownikowi. Obrzuci³ go ponurym spojrzeniem. Przez chwilк sta³, jakby toczy³ jak¹œ wewnкtrzn¹ walkк, lecz wkrуtce odezwa³ siк donoœnym g³osem, aby wszyscy go s³yszeli: - Oszuka³eœ nas, ty synu karalucha! Wynoœ siк z wioski razem ze swymi pomocnikami! Biali podrу¿nicy oniemieli. Znali ju¿ sporo s³уw z narzecza Tawade. Nazwanie kogoœ synem karalucha by³o w tym kraju najwiкksz¹ obelg¹. Poza tym ruch rкki wodza, wskazuj¹cego czarownikowi mgliste mokrad³a, nie mуg³ budziж w¹tpliwoœci. Wszyscy natychmiast pojкli, ¿e przewrotny szalbierz zosta³ wykluczony ze spo³ecznoœci wioski. Czarownik wycofuj¹c siк przepad³ w d¿ungli. Eleli Koghe rzuci³ na ziemiк swуj ³uk i strza³к. Spojrza³ na Tomka przygarniaj¹cego Sally do swej piersi, a potem wzrok jego spocz¹³ na twarzy bia³ej dziewczyny. Wolnym krokiem ruszy³ ku niej. £agodnym ruchem odsun¹³ Smugк zastкpuj¹cego mu drogк. Nie zatrzymany przez nikogo podszed³ do Sally. D³ugo w milczeniu spogl¹da³ na ni¹. Zdawa³o siк, ¿e wyraz dzikoœci ustкpuje z jego twarzy pokrytej wojennymi barwami. Eleli Koghe odwrуci³ siк do Smugi. Szerokim ruchem rкki da³ do /rozumienia, ze maj¹ drogк otwart¹, mog¹ wracaж do doliny lub iœж dalej, po czym prze³ama³ jedn¹ haczykowat¹ strza³к i z³o¿y³ j¹ u stуp Sally. Tawade wydali przeraŸliwy okrzyk. Zdjкli strza³y z ciкciw i opuœcili ³uki. Rozst¹pili siк. Droga na wschуd i zachуd stanк³a przed podrу¿nikami otworem. - Opuœciж broс! - zakomenderowa³ Smuga. Wtedy nast¹pi³o coœ, co wszystkim zapar³o dech w piersiach. Oto straszliwy wуdz zdj¹³ z g³owy swуj wspania³y piуropusz i po³o¿y³ go przed Sally. By³ to niezwykle cenny dar, albowiem wed³ug wierzeс Tawade piуropusz ten w walce chroni³ Eleli Koghe przed œmierci¹. Sally, wiedziona instynktem kobiecym, pojк³a donios³oœж chwili. Musia³a jakoœ okazaж sw¹ wdziкcznoœж wojownikowi za tak wielk¹ ofiarк. Dr¿¹cymi ze wzruszenia rкkami odpiк³a z ucha jeden kolczyk i poda³a go Eleli Koghe. Ten przyj¹³ dar. Nie odrywaj¹c oczu od Sally, wbi³ kolczyk w swoje ucho. Krew sp³ynк³a po kolczyku na szyjк, a potem na piersi Papuasa. Pochyli³ siк w podziкce przed bia³¹ kobiet¹ i ty³em wycofa³ siк w zaroœla. Jego wojownicy rуwnie¿ zniknкli w d¿ungli. £owcy glуw Przez pу³tora dnia karawana brodzi³a po rozleg³ych zdradliwych mokrad³ach, roj¹cych siк od wszelkiego rodzaju gadуw, p³azуw i robactwa. Czterech Mafulu nios³o Sally w naprкdce skleconej lektyce, szczelnie os³oniкtej moskitier¹. Tomek i Natasza nie odstкpowali chorej ani na chwilк. Tomek zatroskany spogl¹da³ na dziewczynк. Stara³ siк wprost odgadywaж jej ¿yczenia: podawa³ wodк do picia, ociera³ twarz i d³onie z potu, karmi³ na postojach. Sally dziкkowa³a mu nik³ym uœmiechem i co chwila zapada³a w niespokojn¹ drzemkк. W³aœnie zatrzymali siк na odpoczynek. Mafulu ostro¿nie postawili lektykк na suchej kкpie trawy. Sally spa³a. Pierœ jej unosi³a siк w nierуwnym, ciк¿kim oddechu. Tomek najpierw upewni³ siк, czy jakiœ natrкtny owad nie przedosta³ siк pod moskitierк, po czym odwo³a³ na bok przyjaciу³. - Sally nie czuje siк ani trochк lepiej - cicho powiedzia³ zmartwiony. - Nie ma nawet si³y rozmawiaж... - Nie raс mi serca, hrachu! - rzek³ Nowicki. - G³кboko wyci¹³em zaka¿one miejsce, dok³adnie wycisn¹³em ranк. Niewiele jadu mog³o siк przedostaж do krwi. - Kapitan ma racjк, nie traж ducha, Tomku - wtr¹ci³ Smuga. - Ka¿dy by siк czu³ Ÿle po takim zabiegu. To chyba naturalne! Teraz upoluj kilka papug. Ugotujemy rosу³, to j¹ wzmocni. Tomek zaraz wzi¹³ flobert, gwizdn¹³ na Dinga i znikn¹³ w d¿ungli. Zaledwie siк oddali³, Smuga westchn¹³ i powiedzia³: - Nie chcia³em jeszcze bardziej martwiж Tomka, ale nie podoba mi siк stan Sally. - Ten w¹¿ nale¿y do bardzo niebezpiecznych, lecz kapitan spisa³ siк gracko. jakby ca³e ¿ycie spкdzi³ u nas w buszu - rzek³ Bentley. - Ka¿dy australijski ranczer musi umieж radziж sobie w takich wypadkach. Widzia³em ju¿ niejednego uk¹szonego przez jadowitego wк¿a. Moim zdaniem nie mamy powodu do powa¿niejszych obaw. Sally wyli¿e siк z tego! - Niech pana uœciskam, panie Bentley! Jakbyœ mi pan serce balsamem posmarowa³! - zawo³a³ wzruszony Nowicki. - Wola³bym sam zgin¹ж, byle tylko tej ukochanej sikorce nic z³ego siк nie sta³o! Cу¿ by Tomek pocz¹³ bez niej?! Wszyscy umilkli rozczuleni: poczciwy Nowicki sam sprawia³ wra¿enie chorego. Twarz mia³ posкpn¹, oczy zaczerwienione i podpuchniкte. - G³owa do gуry, Tadku! - przerwa³ milczenie Wilmowski. - Sally jest m³oda, silna, przetrzyma kryzys. Nie pokazujmy jej zasmuconych twarzy. - Pan Bentley zna siк na tym, powinniœmy mu wierzyж - doda³ Smuga. - Tomek ju¿ wraca, ugotuje rosу³! Sally nakarmiona przez Tomka poczu³a siк nieco lepiej. Karawana ruszy³a w drogк. Smuga chcia³ jak najprкdzej wydostaж siк na p³askowy¿. Bardziej suche powietrze mog³o pomуc chorej w odzyskaniu zdrowia. Nastкpnego wieczora biwakowali ju¿ wœrуd rumowisk skalnych gуrskiego pasma. O œwicie schodzili w dу³ zbocza po w¹skiej, stromej œcie¿ynie. Smuga wci¹¿ wyprzedza³ karawanк i przez lunetк bacznie lustrowa³ okolicк. - Janie, czy znуw b³ota przed nami? - niespokojnie zagadn¹³ go Wilmowski, ktуry zamiast Tomka szed³ w czo³уwce. - P³askowy¿ wydaje siк suchy - odpar³ Smuga. - Trochк tam trawiastych stepуw i busz. Na dwуch stokach gуrskich wypatrzy³em dymy ognisk. Krajowcy by siк nie zadomowili na moczarach. - Dobra wiadomoœж! - ucieszy³ siк Wilmowski. - Musimy jak najprкdzej rozbiж obуz. Sally konieczny jest spokуj i d³u¿szy wypoczynek. Przed samym po³udniem wkroczyli na rуwninк poros³¹ wysok¹ traw¹ kunai. Smuga poprowadzi³ karawanк wprost ku zboczom, na ktуrych uprzednio spostrzeg³ dymy wzbijaj¹ce siк w gуrк. Tam wed³ug wszelkiego prawdopodobieсstwa powinny siк znajdowaж sadyby krajowcуw. Smuga z Nowickim szli na czele karawany. Obydwaj uwa¿nie rozgl¹dali siк woko³o. Trawa siкga³a im prawie do piersi, wiatr wia³ z ty³u, wiкc na wкchu Dinga nie mogli ca³kowicie polegaж. Naraz w pobli¿u rozbrzmia³ przeraŸliwy, potк¿ny okrzyk. Z wysokiej trawy. jak spod ziemi, wyroœli ciemnobr¹zowi wojownicy. Zza pod³u¿nych tarcz znуw rozleg³ siк mro¿¹cy krew w ¿y³ach okrzyk wojenny: Ha-ha-ha-ha! Œwist strza³ z ³ukуw nieco zmiesza³ szyk karawany. Biali podrу¿nicy natychmiast odpowiedzieli ogniem z karabinуw. Na szczкœcie tragarze Mafulu tym razem nie ulegli panice. Wspуlne wielotygodniowe prze¿ycia przekona³y ich, ¿e biali ³owcy nie s¹ wrogami Kanakуw. Tote¿ obecnie, w obliczu niebezpieczeсstwa, wiernie stanкli u ich boku. W mgnieniu oka zaimprowizowali z baga¿y barykadк wokу³ lektyki i chwycili za broс. Ostra palba karabinowa ostudzi³a wojenny zapa³ napastnikуw. Jak z³e duchy zniknкli w trawie, nie pozostawiaj¹c na pobojowisku nawet swoich poleg³ych. Smuga z Dingiem zaraz wyruszy³ na zwiad, podczas gdy Wilmowski i Nowicki zajкli siк zranionymi tragarzami. Mafulu byli bardzo wytrzymali na bуl i wcale nie przejкli siк swoimi ranami. Napastnicy nie strzelali zbyt celnie. Wiкkszoœж strza³ utkwi³a w baga¿ach niesionych przez tragarzy, a tylko cztery trafi³y w ludzi. Mafulu dzielnie sami powyrywali strza³y z ran, zanim Wilmowski rozpocz¹³ zak³adanie opatrunkуw. Niebawem Smuga powrуci³ z uspokajaj¹cymi wieœciami. Napastnicy zapewne po raz pierwszy us³yszeli huk broni palnej, gdy¿ po niefortunnym natarciu umknкli w kierunku niedalekich wzgуrz. Niebezpieczeсstwo by³o na razie za¿egnane, lecz nale¿a³o pomyœleж o rozbiciu obozu w jakimœ bardziej obronnym miejscu. Smuga nie chcia³ ryzykowaж zetkniкcia siк z wrogo usposobionym plemieniem, tote¿ poprowadzi³ karawanк na pу³nocny zachуd. Wilmowski co pewien czas wydobywa³ lunetк; starannie przepat-rywa³ okolicк, lecz mimo to kapitan Nowicki pierwszy spostrzeg³ go³ym okiem pasemko dymu unosz¹ce siк u stуp gуrskiego stoku. - Andrzeju, spуjrz no bardziej na prawo! - zaraz zawo³a³. - Dym snuje siк tam nad zaroœlami! - Dobry masz wzrok, do licha! - Odpar³ Wilmowski, przyjrzawszy siк przez lunetк gуrskiemu podnу¿u. - Widzк wioskк otoczon¹ wysok¹ palisad¹! - Skoro tak, idziemy w tamtym kierunku - zadecydowa³ Smuga. - Musimy za wszelk¹ cenк nawi¹zaж kontakt z krajowcami. - A je¿eli przywitaj¹ nas strza³ami? - zapyta³ Nowicki. - Si³¹ nie mo¿emy torowaж sobie drogi - odpar³ Smuga. - Jak widaж, dolina jest zamieszkana przez liczne plemiona. Przez jakiœ czas szli w milczeniu. Na rozkaz Smugi, Mafulu utworzyli zwart¹ grupк, w ktуrej œrodku niesiono lektykк Sally. Obok niej kroczyli: Natasza, Zbyszek i Balmore. Wioska ju¿ by³a w pobli¿u. Dingo strzyg³ uszami, wкszy³ w powietrzu i przy ziemi. Nagle szarpn¹³ mocno smycz¹ - poci¹gn¹³ Tomka za sob¹. M³odzieniec, z broni¹ gotow¹ do strza³u, zboczy³ ze œcie¿ki. Po chwili rozleg³ siк jego g³os: - Hop, hop! Zobaczcie, co Dingo wytropi³! Obok okr¹g³ej chaty, nakrytej poszyciem z trawy, zobaczyli stoj¹c¹ na drewnianym s³upku maleсk¹ budkк z kory o sto¿kowatym dachu. W otworze jej bieli³a siк czaszka ludzka, le¿¹ca na stosie ludzkich koœci. - Oryginalny grуb przodka albo trofeum wojenne ³owcy g³уw - cicho odezwa³ siк Bentley. Nowicki podejrzliwie zerka³ na stoj¹c¹ obok chatк. Niskie, owalne wejœcie do niej zastawione by³o zwi¹zanymi w kratк prкtami bambusowymi. - Wygl¹da na to, ¿e gospodarz czmychn¹³ st¹d przed nami - mrukn¹³. - Pal go licho, nie mamy tu czego szukaж - odpar³ Smuga. - Idziemy do wioski. Tam siк przekonamy, jak sprawy stoj¹! Karawana zatrzyma³a siк o kilkanaœcie metrуw przed palisad¹ otoczon¹ g³кbokim rowem. W naro¿nikach obronnego ogrodzenia znajdowa³y siк budki stra¿nicze. Ukryci w nich wojownicy pilnie obserwowali ka¿dy ruch bia³ych. Wilmowski zbli¿y³ siк do g³кbokiej fosy na wprost szczelnie zamkniкtych wrуt. Na go³ej ziemi po³o¿y³ dary dla naczelnika wioski: dwa naszyjniki ze szklanych korali, lusterko, scyzoryk, ktуrego zastosowanie ostentacyjnie zademonstrowa³, trochк prasowanego tytoniu i szczyptк soli. Na migi da³ do zrozumienia, i¿ mieszkaсcy wioski mog¹ zabraж podarunki, po czym wycofa³ siк ku swoim. Za palisad¹ dobrze musiano zrozumieж mowк znakуw, wkrуtce, bowiem wrota stanк³y otworem, ukazuj¹c gromadк wojownikуw, ktуrych rкce i nogi pomalowane by³y na czerwono i ¿у³to. Na g³owach mieli piуropusze, a w rкkach tarcze, luki, dzidy b¹dŸ maczugi nabijane kamieniami. Dwa d³ugie pnie drzewne przerzucono przez fosк. Jeden z wojownikуw ostro¿nie przeszed³ po nich, os³aniaj¹c siк pod³u¿n¹ tarcz¹. Podj¹³ z ziemi podarunki i zaraz wycofa³ siк za palisadк. Zaraz te¿ rozbrzmia³ tam beztroski szmer podziwu i zdumienia. Biali podrу¿nicy, zadowoleni, przys³uchiwali siк odg³osom p³yn¹cym zza ogrodzenia. Dary sprawi³y dobre wra¿enie. Niebawem upstrzony farbami krajowiec ukazaf siк w otwartych wrotach; rкk¹ da³ znak, ¿e karawana mo¿e wejœж do wioski, po czym zaraz skry³ siк za palisad¹. Smuga bacznie obserwowa³ uzbrojonych wojownikуw. Nigdzie nie by³o widaж kobiet ani dzieci. Nasunк³o mu to podejrzenie, ¿e krajowcy mog¹ knuж jakiœ podstкp. Po cichu porozumia³ siк z Wilmowskim, po czym tylko w towarzystwie Tomka, Bentleya i Ain'u'Ku przekroczy³ wrota, polecaj¹c im trzymaж broс w pogotowiu. Papuasi na powitanie poczкstowali goœci wod¹ przyniesion¹ w bambusowych rurach. Najpierw sami napili siк parк ³ykуw z ka¿dego naczynia, aby upewniж goœci, ¿e nie jest zatruta, a nastкpnie podsunкli je podrу¿nikom. Smuga za poœrednictwem Ain'u'Ku prуbowa³ rozmуwiж siк z mieszkaсcami, lecz boss-boy mуg³ zrozumieж znaczenie jedynie niektуrych s³уw wymawianych przez nich. Smuga nie by³ tym zdziwiony. W Nowej Gwinei niejednokrotnie mieszkaсcy s¹siednich wiosek mуwili rу¿nymi jкzykami Pod wzglкdem wieloœci jкzykуw Nowa Gwinea zajmuje jedno z czo³owych miejsc na Ziemi. Wielka liczba je¿ykуw i gwar sprawia, ¿e czкsto jкzyk zmienia siк co 3 lub 4 osady, a nawet i czкœciej. Na przyk³ad w Dinawa (Gуry Owena Stanleya) polecenie "rozpal ogieс" brzmi: Aloba di, a o 18 mil dalej w Foula: Aukida pute. Do 1930 r. rozpoznano w Nowej Gwinei oko³o 80 jкzykуw, lecz w rzeczywistoœci liczba ich zapewne siкga kilkuset. Z tych wzglкdуw Papuasi czкsto pos³uguj¹ siк bardzo ³atwo zrozumia³¹ mow¹ znakуw, czyli na migi.. Tote¿ teraz rozpocz¹³ d³ug¹ rozmowк na migi. Tomek i Bentley skorzystali z tego i nieznacznie zaczкli siк rozgl¹daж doko³a. Osada sk³ada³a siк z kilkunastu gospodarstw odgrodzonych od siebie bambusowymi p³otkami. Poszczegуlne gospodarstwa posiada³y po dwie lub trzy okr¹g³e chaty o spadzistych dachach z trawy, os³aniaj¹cych œciany do samego do³u. Natomiast pod³ogi w chatach, zrobione z bambusowych prкtуw, nie dotyka³y ziemi. Nad ca³¹ wiosk¹, otoczon¹ masywn¹ palisad¹, dominowa³y budki stra¿nicze wzniesione w naro¿nikach ogrodzenia. Tomek tr¹ci³ Bentleya w ³okieж i szepn¹³: - Niech pan spojrzy na plac poœrodku wioski... - Ju¿ je zauwa¿y³em - cicho odpar³ Bentley, zerkaj¹c na prostok¹tny dziedziniec o mocno ubitej ziemi. Na nim to le¿a³y, u³o¿one w szerokie kolisko, dobrze wypolerowane i przyozdobione malowid³ami oraz koralikami ludzkie czaszki. - Czy¿by to byli ³owcy g³уw? - zatrwo¿y³ siк Tomek, nie mog¹c oderwaж wzroku od strasznego kotiska. - To nie s¹ trofea wojenne - zaprzeczy³ Bentley. - Znam, co nieco zwyczaje i przes¹dy Papuasуw. Oni wierz¹, ¿e w ludzkiej g³owie rodz¹ siк z³e i dobre duchy, ktуre wywieraj¹ przemo¿ny wp³yw na ¿ycie i los ka¿dego cz³owieka. Dlatego te¿ kolekcjonuj¹ czaszki; jest lo kult przodkуw i ma rуwnoczeœnie chroniж przed puri-puri, czyli czarami. Papuasi nieraz podk³adaj¹ sobie pod g³owy do snu czaszki zas³u¿onych krewnych, aby duchy zmar³ych mog³y przekazywaж im rady i ostrze¿enia. Te czaszki zazwyczaj przechowuj¹ w Domach Duchуw, gdzie mк¿czyŸni zbieraj¹ siк na narady, czasem w chatach, b¹dŸ te¿ uk³adaj¹ je tak, jak widzisz na tym placu, w magiczne krкgi. - Zaobserwowa³em ju¿ podobne wierzenia u Indian pу³nocnoamerykaсskich - powiedzia³ Tomek. - Wуdz Czarna B³yskawica rуwnie¿ odwiedza³ magiczny kr¹g, utworzony z czaszek wielkich wodzуw, gdy mia³ podj¹ж jak¹œ wa¿n¹ decyzjк. O indiaсskim krкgu magicznym znajdzie czytelnik informacje w powieœci Tomek na wojennej œcie¿ce. Bentley, rozmawiaj¹c, rozgl¹da³ siк uwa¿nie. Naraz Iwarz jego poblad³a; przysun¹³ siк bli¿ej Tomka i szepn¹³: - A jednak to ³owcy g³уw! Spуjrz na ten prostok¹tny dom na koсcu placu. To Dom Duchуw! Czy widzisz czaszki zdobi¹ce dach?! - Tak, widzк! Lecz dlaczego pan s¹dzi, ¿e oni s¹ ³owcami g³уw! Przecie¿ mуwi³ pan, ¿e czaszki przodkуw przechowywane s¹ w Domach Duchуw! - Te czaszki nie s¹ czaszkami przodkуw! Przyjrzyj siк im dobrze! Ani jedna nie posiada dolnej szczкki! Po tym w³aœnie odrу¿nia siк czaszki zabitych wrogуw od czaszek wielkich przodkуw - wyjaœni³ Bentley. - Nie wiedzia³em tego - odpar³ Tomek, nie mniej przejкty od swego towarzysza. - Oznacza to, ¿e znajdujemy siк w kraju ³owcуw ludzkich g³уw - mуwi³ Bentley. - Tutaj wojownik nabiera znaczenia wtedy dopiero, gdy mo¿e siк poszczyciж zdobyciem kilku czaszek... - Powinniœmy zaraz powiedzieж panu Smudze o naszym odkryciu - doradzi³ Tomek. - W³aœnie daje nam znaki, abyœmy siк do niego zbli¿yli - odpar³ Bentley. Podeszli do Smugi. Widocznie osi¹gn¹³ jakieœ porozumienie ze starszym wioski, poniewa¿ wojownicy zdjкli strza³y z ciкciw ³ukуw, a kobiety i dzieci zaczкty wychodziж z chat. - Zaraz otrzymamy trochк ¿ywnoœci i ruszamy w drogк - oznajmi³ Smuga. - W pobli¿u przep³ywa rzeka, na ktуrej znajdziemy ma³¹ wyspк. Na niej roz³o¿ymy obуz. - To bardzo dobra wiadomoœж, przyda siк nam takie obronne miejsce - powiedzia³ Bentley. - To ³owcy g³уw! - Wiem o tym - krуtko odpar³ Smuga. - PуŸniej pogadamy, teraz chodŸmy do naszych! Karawana odpoczywa³a u wrуt wioski, tote¿ niebawem znaleŸli siк wœrуd swoich towarzyszy. - Jakie przynosicie wieœci? - niecierpliwie zagadn¹³ Wilmowski. - Uda³o nam siк zdobyж bardzo wa¿ne informacje - wyjaœni³ Smuga. - Ci krajowcy nale¿¹ do plemienia Bena Bena. Zachowuj¹ szczegуln¹ ostro¿noœж, gdy¿ znajduj¹ siк w stanie wojny z s¹siednim plemieniem Ku-ku-ku-ku. - Dlaczego Papuasi stale walcz¹?! - zapyta³ Zbyszek. - Do tej pory nie natrafiliœmy na tej wyspie na kraj, w ktуrym panowa³by pokуj! - Przes¹dy, prawa plemienne i obrzкdy religijne stanowi¹, dla nich podnietк do wiecznego wojowania - odpar³ Smuga. - Teraz na przyk³ad znajduj¹ siк w stanie wojny, gdy¿ podczas ostatniej burzy z³e duchy rzuci³y ognist¹ kulк na Dom Duchуw w wiosce plemienia Ku-ku--ku-ku. Piorun spali³ dom i wszystkie zgromadzone czaszki uleg³y zniszczeniu. Oczywiœcie czarownicy Ku-ku-ku-ku orzekli, ¿e to czary plemienia Bena Bena œci¹gnк³y na nich gniew z³ych duchуw. Ku-ku-ku-ku rozpoczкli wojnк. Musz¹ jak najszybciej zdobyж nowe czaszki zabezpieczaj¹ce przed czarami. - Krуtko mуwi¹c, przypadkowe uderzenie piorunu by³o powodem do rozpoczкcia wojny - zdumia³ siк Balmore. - Trzкsienia ziemi i burze czкsto niszcz¹ w Nowej Gwinei chaty krajowcуw - wtr¹ci³ Wilmowski. - Dlatego te¿ nie op³aci siк tu budowaж trwalszych domуw. - Ca³a tragedia w tym, ¿e przes¹dni Papuasi przypisuj¹ powodowanie burz i trzкsieс ziemi swoim s¹siadom, na ktуrych zaraz dokonuj¹ zemsty - powiedzia³ Bentley. - Przypuszczam, ¿e to w³aœnie wojownicy Ku-ku-ku-ku napadli na nas po drodze - domyœli³ siк Wilmowski. - Ja rуwnie¿ tak s¹dzк - potwierdzi³ Smuga. - Obyœmy jak najprкdzej znaleŸli siк na wyspie - wtr¹ci³ Tomek. - Biedna Sally znуw czuje siк gorzej! - Rzeka jest blisko - pocieszy³ go Smuga. - Niebawem wyruszymy. Kobiety ju¿ nios¹ dla nas prowiant! Gromada kobiet w³aœnie wychodzi³a z wioski. Nios³y na plecach siatki z lian wy³adowane jarzynami. Wkrуtce te¿ zaczк³y sk³adaж przed podrу¿nikami s³odkie kartofle, kukurydzк, laski trzciny cukrowej, ogуrki i dzikie owoce. Smuga w zamian obdarowa³ je szklanymi paciorkami, ktуre przyjк³y z g³oœnymi oznakami zadowolenia. Teraz naczelnik wioski ofiarowa³ podrу¿nikom du¿¹ œwiniк, a Smuga wrкczy³ mu stalow¹ siekierк. Pierwsze lody ostatecznie zosta³y prze³amane. Wkrуtce kilkunastu wojownikуw Bena Bena do³¹czy³o siк do karawany, aby wskazaж jej drogк do wyspy na rzece; uzbrojeni w tarcze, dzidy i ³uki, kroczyli w przedniej stra¿y razem ze Smug¹. Nim godzina minк³a, podrу¿nicy us³yszeli szum wody. Szerokoœж koryta rzeki nie przekracza³a w tym miejscu szeœжdziesiкciu metrуw. Konary olbrzymich drzew zwisa³y nad wod¹. Pod³u¿na wysepka, poroœniкta bujn¹ zieleni¹, le¿a³a nieco w dole rzeki. Bena Bena wydobyli z ukrycia w nadrzecznym g¹szczu cztery d³ugie ³odzie. By³y one baсkowato wydr¹¿one z pni drzew. Dla dodania rуwnowagi ka¿da ³уdŸ posiada³a z jednej strony wyk³adki z belek z lekkiego drewna. Przeprawa nie trwa³a d³ugo. Pojedyncza ³уdŸ mog³a pomieœciж do dwudziestu osуb, wszyscy wiкc pop³ynкli rуwnoczeœnie i niebawem wyl¹dowali na wysepce. Stanowi³a ona doskona³e miejsce na roz³o¿enie obozu. G³кboki, wartki nurt rzeki odgradza³ j¹ ze wszystkich stron i zabezpiecza³ przed jakimœ niespodziewanym napadem. Energiczny Smuga nie pozwoli³ nikomu na bezczynnoœж, choж wszyscy byli bardzo zmкczeni. Natychmiast podzieli! uczestnikуw wyprawy na grupy, ktуrym powyznacza³ odpowiednie zadania. Dziкki temu podczas gdy jedni oczyszczali teren na roz³o¿enie obozu, inni ogradzali go barykad¹ z pni drzew, ktуra mia³a chroniж przed ra¿eniem strza³ami z nabrze¿y rzeki, rozpakowywali baga¿e, przygotowywali posi³ek. Wojownicy Bena Bena obiecali zaopatrywaж karawanк w œwie¿e warzywa i zgodzili siк na wypo¿yczenie ³odzi. Nie chcieli jednak d³u¿ej pozostaж na wyspie. Ze wzglкdu na trwaj¹c¹ wojnк musieli zaraz wracaж do swojej wsi. Tym razem kilku Mafulu pe³ni³o rolк przewoŸnikуw. Nim zapad³ wieczуr, prace obozowe zosta³y ukoсczone, Mafulu roz³o¿yli siк przy ogniskach. Tajemnicze, ciche brzegi rzeki otulone g¹szczem ciemnej zieleni nie nastraja³y do taсcуw i œpiewu. Mafulu w milczeniu palili fajki, ¿uli betel i pilnie ws³uchiwali siк w nocne pogwary p³yn¹ce z d¿ungli. Biali ³owcy do pуŸnej nocy pracowali w podrкcznym "laboratorium", albowiem przy lada niedopatrzeniu zgromadzone okazy flory i fauny mog³y ulec zniszczeniu. Jedynie Sally odpoczywa³a w swoim namiocie odwiedzana co chwila przez Nataszк i Tomka. Œwit poderwa³ wszystkich z pos³aс. Smuga zda³ komendк Wilmows-kiemu, a sam z kapitanem Nowickim i Tomkiem przeprawi³ siк na brzeg rzeki. Postanowi³ rozejrzeж siк po okolicy. Tym razem nie zabra³ Dinga. Wierne psisko przez ca³¹ noc warowa³o przy pos³aniu chorej i okazywa³o denerwuj¹cy wszystkich niepokуj. Trzej przyjaciele ostro¿nie przedzierali siк przez g¹szcz. Nowicki pierwszy przerwa³ milczenie. - Panie Smuga, coœ mi siк wydaje, ¿e Ÿle jest z nasz¹ Sally - rzek³ markotnie. Smuga spod oka zerkn¹³ na Tomka, po czym westchn¹³ ciк¿ko i odpar³: - Wszystko bym odda³ za to, aby w tej chwili mog³a siк znaleŸж w szpitalu w Sydney. - Do stu zgni³ych wielorybуw, powinniœmy zaraz ruszyж w powrotn¹ drogк! - powiedzia³ Nowicki. Smuga przystan¹³. Po³o¿y³ d³oс na ramieniu Tomka i odpar³: - Od chwili, gdy Sally wydarzy³ siк ten okropny wypadek, szukani najdogodniejszej drogi do wybrze¿a. Nawet, jeœli Sally przetrzyma kryzys, bкdzie potrzebowa³a opieki lekarskiej. Dzisiaj w³aœnie chcк siк przekonaж, w jakim kierunku p³ynie ta rzeka. Wed³ug moich obliczeс to mo¿e byж Purari lub ktуryœ z jej dop³ywуw. Moglibyœmy pop³yn¹ж ³odziami. - Dziкkujк... -cicho szepn¹³ Tomek dr¿¹cym g³osem. - Wiem, ¿e tak samo jak ja dr¿ycie o ¿ycie Sally... - Nie traжmy czasu na gadaninк! - gor¹czkowo powiedzia³ Nowicki. - W drogк! Dopiero oko³o po³udnia wracali do obozu. Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e rzeka p³ynк³a na po³udnie. Chc¹c skrуciж sobie drogк, Smuga postanowi³ wracaж po ciкciwie ³uku rzeki. Szli, wiкc teraz wprost przez d¿unglк, przyspieszaj¹c tempo przedzierania siк ku brzegom rzeki. Byli ju¿ w jej pobli¿u, gdy naraz Tomek przystan¹³. Pochyli³ siк nad ziemi¹, a nastкpnie przyklкkn¹³. - Stуjcie! - cicho zawo³a³. - Tu s¹ odciski bosych stуp! Smuga bez s³owa przyklкkn¹³ obok niego. Uwa¿nie przyjrza³ siк œladom. - Tedy przechodzi³o kilku ludzi. Szli w kierunku rzeki - potwierdzi³ po chwili spostrze¿enie Tomka. - Przeszli tкdy zaledwie kilka godzin temu... - rzek³ m³odzieniec. - Mo¿e to Bena Bena dra³owali z prowiantem dla nas - mrukn¹³ Nowicki. - Nie, wioska Bena Bena le¿y na pу³nocnym wschodzie - zaprzeczy³ Smuga. - Te œlady wiod¹ z po³udniowego wschodu. - To mogli byж Ku-ku-ku-ku - doda³ Tomek. - Jak najprкdzej wracajmy do naszych! - Nie b¹dŸ w gor¹cej wodzie k¹pany. Jeœli te zuchy naprawdк wкsz¹ w pobli¿u obozu, to mamy dobr¹ okazjк, aby ostudziж ich zapa³ - powiedzia³ Nowicki. - Masz racjк, musimy siк przekonaж, czego oni tutaj szukaj¹ - powtуrzy³ Smuga. - ChodŸmy ich œladem! Ruszy³ pierwszy z broni¹ gotow¹ do strza³u. Tropy wiod³y wprost ku rzece. Smuga szed³ coraz wolniej i ostro¿niej. W milczeniu gestem nakazywa³ towarzyszom, aby zwracali baczn¹ uwagк na korony drzew, gdy¿ tam mogli siк ukrywaж wrogowie. Ju¿ by³o s³ychaж szum p³yn¹cej wody. Poprzez zaroœla przeœwitywa³a rzeka. Smuga przystan¹³, odwrуci³ siк do przyjaciу³ przyk³adaj¹c palec do ust. Wzrokiem wskaza³ na nadbrze¿ne drzewo. Na roz³o¿ystym konarze siedzia³ ciemnoskуry wojownik. W rкkach trzyma³ tuk i pierzaste strza³y. Niemal nie odrywa³ wzroku od doskonale st¹d widocznej wyspy na œrodku rzeki. Nowicki pytaj¹co spojrza³ na Smugк. W tej w³aœnie chwili zaszeleœci³y ga³кzie. Smuga instynktownie uskoczy³ w bok. Ostrze dzidy trafi³o w drzewo zaledwie o krok od jego piersi. Kilkunastu Ku-ku-ku-ku wyros³o jak spod ziemi. W nadrzecznym g¹szczu rozgorza³a walka wrкcz. Jeden z napastnikуw skoczy³ z ga³кzi drzewa wprost na Tomka. Ten straci³ rуwnowagк i zwali³ siк na ziemiк razem z Papuasem. Na szczкœcie zwinnym podrzutem cia³a zdo³a³ odwrуciж siк na plecy i chwyci³ w przegubie d³oс godz¹c¹ w niego ostrym no¿em z bambusa. Uderzeniem kolana przerzuci³ napastnika przez siebie. Ju¿ z rewolwerem w d³oni poderwa³ siк z ziemi, zanim jednak zd¹¿y³ nacisn¹ж spust, celny strza³ Smugi powali³ wojownika. Kapitan Nowicki odrzuci³ na bok karabin bezu¿yteczny w leœnym g¹szczu. Jego twarde jak kamieс piкœci sia³y przera¿aj¹ce spustoszenie. Kogokolwiek dosiкgn¹! rкk¹, ten pada³ jak ra¿ony gromem. Tote¿ w kilku chwilach rozproszy³ napastnikуw, ktуrzy w gкstwinie rуwnie¿ nie mogli zadawaж ciosуw dzidami b¹dŸ strzelaж z lukуw. Smuga raz za razem naciska³ spust rewolweru. Na odg³os walki na brzegu rzeki Wilmowski w obozie szybko zorganizowa³ pomoc; od wyspy odbi³y dwie lodzie pe³ne zbrojnych ludzi. Huk salwy karabinowej do reszty zniechкci³ Ku-ku-ku-ku do kontynuowania napadu. Zanim nadp³ynк³a odsiecz, czmychnкli w zaroœla. Ostatnie ¿yczenie Sally Wieczуr by³ cichy i pogodny. Na niebo wschodzi³ ksiк¿yc w pe³ni. Tomek i Nowicki czuwali przy ognisku przed namiotem, w ktуrym spa³a chora Sally. Obydwaj prawie nie rozmawiali, w skupieniu nas³uchiwali odg³osуw p³yn¹cych z d¿ungli, otaczaj¹cej zwartym g¹szczem wyspк na rzece. Ju¿ od trzech dni obozowali w samym sercu kraju ludo¿ercуw i ³owcуw ludzkich g³уw. Co wieczуr wpatrywali siк w wojenne ognie palone przez krajowcуw na okolicznych szczytach gуrskich. Ku-ku-ku-ku mobilizowali siк do decyduj¹cego ataku. Ich przednie stra¿e w dzieс i w nocy czai³y siк w nadbrze¿nej gкstwinie po obydwуch stronach rzeki, czekaj¹c dogodnej chwili do napaœci. Przez d¿unglк nios³o siк ustawicznie przyt³umione dudnienie bкbnуw. £owcy zdawali sobie sprawк ze swojej beznadziejnej sytuacji. Wyspa by³a oblк¿ona przez wojowniczych Ku-ku-ku-ku. Wbrew przyrzeczeniu, Bena Bena nie dostarczyli im œwie¿ych zapasуw ¿ywnoœci. Zapewne nie mogli siк przedrzeж przez stra¿e, Ku-ku-ku-ku, ktуrzy coraz ciaœniejszym ko³em okr¹¿ali obozowisko. Smuga dwukrotnie usi³owa³ przeœlizn¹ж siк do wioski, Bena Bena, lecz grad pierzastych strza³ oraz mro¿¹ce krew w ¿y³ach przeraŸliwe okrzyki wojenne Ku-ku-ku-ku zmusza³y go do odwrotu. Tego wieczora jeszcze wiкcej ogni p³onк³o na gуrach. Nowicki i Tomek posкpnym wzrokiem spogl¹dali na sygna³y i zaniepokojeni, co chwila zerkali ku namiotowi Sally. Chora ju¿ od dwуch dni nie przyjmowa³a pokarmu. Gor¹czka po¿era³a resztki jej si³. Gdy na krуtko budzi³a siк z niespokojnej drzemki, Z trudem unosi³a powieki. Wszyscy dr¿eli o jej ¿ycie. Mк¿na twarz Tomka stк¿a³a w grymasie z trudem ukrywanej rozpaczy. Sally umiera³a, a on nie mуg³ jej pomуc... Nowicki nie przerywa³ milczenia. Widzia³ bуl przyjaciela i sam cierpia³ nie mniej od niego. Wtem zaszeleœci³y krzewy. Smuga przysiad³ przy ognisku. - Co z Sally? - krуtko zapyta³. - Bez zmian... - odpar³ Nowicki, ciк¿ko wzdychaj¹c. - Wydaje mi siк, ¿e choroba osi¹gnк³a punkt kulminacyjny - powiedzia³ Smuga. - Musisz byж dzielny, Tomku. Nie traж nadziei, jeœli prze¿yje do rana... G³os uwi¹z³ mu w gardle. Przez chwilк siedzia³ z opuszczon¹ na piersi g³ow¹ i dopiero gdy zapanowa³ nad sob¹, cicho rzek³: - Tomku, jesteœmy twoimi i Sally oddanymi przyjaciу³mi. Cierpimy razem z wami. Pamiкtaj o lym, l¿ej ci bкdzie... M³odzieniec spojrza³ na przyjaciу³. Poblad³ jeszcze bardziej. Zrozumia³ okrutn¹ prawd?. S³owa zamar³y mu na dr¿¹cych ustach... Po d³ugiej chwili milczenia Smuga znуw siк odezwa³: -Jeœli Ku-ku-ku-ku pozostawi¹ nas do œwitu w spokoju, wyruszymy na ³odziach w dу³ rzeki. Musimy siк wyrwaж z oblк¿enia, Z ¿ywnoœci¹ bardzo krucho... - Nie bуj siк pan, nie pomrzemy z g³odu - ponuro odpar³ Nowicki. - Spуjrz, ile ogni p³onie dzisiaj na gуrach! Jestem pewny, ¿e atak nast¹pi o wschodzie s³oсca. - Do rana ³odzie bкd¹ gotowe do drogi - odpowiedzia³ Smuga. - Oprуcz stra¿y wszyscy pracuj¹ bez wytchnienia. Na szczкœcie ksiк¿yc œwieci jasno i mo¿emy nie paliж ogniska. Ku-ku-ku-ku nie wypatrz¹ naszych przygotowaс. - ¯eby wieloryb po³kn¹³ tych synуw karalucha! - zakl¹³ Nowicki, - Dlaczego tak siк na nas uwziкli?! - Czaszki bia³ych maj¹ dla nich podwуjn¹ wartoœж - wyjaœni³ Smuga. - Nie tak ³atwo dostan¹ nasze...! - mrukn¹³ Nowicki i zacisn¹³ piкœci z lak¹ si³¹, a¿ zachrzкœci³y ich stawy. - Jakoœ damy sobie rade. W gorszych ju¿ bywa³em tarapatach - powiedzia³ Smuga. - Œwit mo¿e przynieœж wiele niespodzianek. Czuwajcie przy chorej na zmianк. Musimy byж w pe³ni si³ na ostateczn¹ rozprawк. Zaraz przyœlк wam Nataszк... Smuga odszed³. Nowicki powsta³ ociк¿ale i zajrza³ do namiotu. Na polowym ³у¿ku, pod szczelnie zas³oniкt¹ moskitier¹, spa³a Sally. Przy nik³ym œwietle lampy naftowej twarz jej nabiera³a niepokoj¹cej ostroœci, tak charakterystycznej dla ciк¿ko chorych. Nowicki ukradkiem otar³ ³zк z oka i znуw przysiad³ przy Tomku. - Wci¹¿ œpi biedaczka... - rzek³ cicho. - Ty rуwnie¿, brachu, kimnij siк trochк. Czuwasz ju¿ trzeci¹ noc. Musisz nieco odpocz¹ж, zanim /;ic/nie siк piekielny taniec! Od pewnoœci oka i rкki bкdzie zale¿a³o ¿ycie nas wszystkich! - Pan tak¿e przez ca³y czas czuwa razem ze mn¹ - odpowiedzia³ Tomek. - Chcк byж przy Sally, gdy siк przebudzi. - Przeœpij siк! - nalega³ Nowicki. - Dam ci znaж, gdy tylko Sally otwor/y oczy. Tomek dorzuci³ drew do ogniska, po czym po³o¿y³ siк obok na ziemi. Coraz leniwiej ogania³ siк od komarуw. Srebrzysty rechot toundul i жwierkanie œwierszczy zda³y mu siк coraz dalsze i s³absze. Zmкczenie przyg³uszy³o rozpacz. Tomek zasn¹³. Kapitan ostro¿nie okry³ go kocem, a nastкpnie na palcach wszed³ do namiotu. Usiad³ przy ³у¿ku Sally. Wzrok jego spocz¹³ na poblad³ej, wychud³ej twarzyczce. Wytк¿a³ cala si³к woli, aby powstrzymaж ³zy cisn¹ce mu siк do oczu. Po jakimœ czasie Natasza cicho wœliznк³a siк do namiotu. Delikatnie dotknк³a d³oni¹ ramienia marynarza. Ten przy³o¿y³ palec do ust, nakazuj¹c jej milczenie. Usiad³a obok niego. Schowa³a twarz w d³oniach. P³aka³a. Naraz z ust Sally wyrwa³o siк g³oœniejsze westchnienie. Przebudzi³a siк. Nowicki i zap³akana Natasza natychmiast porwali siк z ziemi. Pochylili siк nad chor¹. - Gdzie Tommy? - s³abym g³osem zapyta³a Sally. - Œpi przed namiotem. Zaraz go obudzк - szybko odpar³ Nowicki. - Czuwa³ przez trzy noce... - Nie trzeba budziж... - szepnк³a Sally. - Teraz nawet wolк go nie widzieж... - Co ty wygadujesz, kochana sikorko?! - zaoponowa³ Nowicki. - Tomek nigdy by mi tego nie darowa³... - To ju¿ chyba moje ostatnie chwile - cicho mуwi³a Sally rw¹cym siк g³osem. - Niech mu pan oszczкdzi tego widoku. - Nie mo¿esz umrzeж, Sally! - cicho krzykn¹³ Nowicki. - Tomek oszala³by z rozpaczy! A ja... ja... Nie mуg³ dalej mуwiж. Pochyli³ siк nad chor¹ i porwa³ jej d³onie w swe rкce. Strach zje¿y³ mu w³osy na g³owie. - Niech pan mnie poca³uje... w jego imieniu - poprosi³a Sally. - Niech mu pan powie, ¿e moim jedynym pragnieniem by³o stale byж z nim razem. Mia³am nadziejк, ¿e siк pobierzemy... L¿ej by mi by³o teraz umieraж, gdyby Tommy by³ ju¿ naprawdк mуj... Nowicki przygryz³ wargi a¿ do krwi. Kurczowo œciska³ jej d³onie, jakby chcia³ przytrzymaж ulatuj¹ce ¿ycie. - Tomek jest tylko twуj - rzek³ st³umionym g³osem. - Gdy znajdziemy siк na "Sicie", jako kapitan sam dam wam œlub. Wierz mi! - To ju¿ bкdzie za pуŸno, drogi kapitanie... - szepnк³a Sally. - Niech pan da im œlub teraz! - zawo³a³a Natasza. - Przecie¿ i na l¹dzie jest pan kapitanem! Jakaœ myœl olœni³a Nowickiego, oczy jego, bowiem pojaœnia³y. Pochyli! siк nad Sally i zapyta³: - Czy naprawdк chcesz wyjœж za m¹¿ za Tomka? - To moje ostatnie ¿yczenie... - odpar³a i nik³y uœmiech okrasi³ jej blad¹ twarz. - Bкdziesz jego ¿on¹! Natasza, budŸ Tomka! Po krуtkiej chwili m³odzieniec wszed³ do namiotu. Panowa³ nad sob¹. Przysiad³ na ³у¿ku obok Sally. Obj¹³ j¹ ramionami i przytuli³ do swej piersi. - Saliy, kochanie, Natasza powiedzia³a mi wszystko? Czy naprawdк chcesz zostaж moj¹ ¿on¹? - zapyta³. - Tak bardzo bym chcia³a,Tommy... - Kapitanie, czy mo¿esz daж nam œlub? - zwrуci³ siк Tomek do przyjaciela. - Mam prawo daж œlub na statku. Bierz j¹ i chodŸ ze rnn¹! Zdumienie odmalowa³o siк we wzroku Tomka, lecz bez chwili wahania ostro¿nie wzi¹³ Sally na rкce i ruszy³ za kapitanem. G³owa Sally ciк¿ko opad³a na jego ramiк. Nowieki wst¹pi³ po drodze do swego namiotu i wyszed³ po chwili w czapce kapitaсskiej na g³owie. Teraz poprowadzi³ przyjaciу³ na brzeg wyspy, gdzie przygotowywano lodzie do drogi. Cztery d³ugie pirogi sta³y ju¿ na wodzie po³¹czone parami za pomoc¹ belek z lekkiego drewna. W³aœnie na tych pomostach pomiкdzy ³odziami uk³adano paki ze zbiorami i baga¿e. - Zapalcie pochodnie! - donoœnie zawo³a³ Nowicki. Smuga chcia³ zaoponowaж, ale zaledwie ujrza³ Tomka nios¹cego Sally oraz Nowickiego ubranego w czapkк kapitana, natychmiast poj¹³, ¿e dzieje siк coœ niezwyk³ego. - Zapalcie pochodnie! - rozkaza³. Mafulu natychmiast podnieœli z ziemi bambusowe kije. W jednym rozszczepionym koсcu ka¿dego kija by³a zatkniкta smolna szczapa. By³y to pochodnie przygotowane przez tragarzy na wypadek ataku. Po chwili czerwony odblask rozjaœni³ wybrze¿e wyspy. Tomek z Sally w ramionach przystan¹³ przed ojcem. - Tatusiu, Sally i ja pragniemy siк pobraж - rzek³ spokojnie. Prosimy ciк o ojcowskie pozwolenie. Wilmowski tkliwym spojrzeniem ogarn¹³ twarzyczkк chorej. Ostro¿nie wzi¹³ j¹ od syna na rкce. - Nieœ j¹ do ³odzi, Andrzeju - poœpieszy³ z wyjaœnieniem Nowicki. - Jako kapitan mam prawo daж im œlub tylko na statku. - Niech tak bкdzie - powa¿nie odpar³ Wilmowski. - PуŸniej potwierdzimy œlub w najbli¿szym porcie. Natasza zd¹¿y³a ju¿ po cichu powiadomiж wszystkich o krytycznym sianie Sally i jej ostatnim ¿yczeniu. Tote¿ przyjaciele Tomka szli za Wilmowskim œwiadomi powagi niezwyk³ego wydarzenia. Balmore i Zbyszek przygotowali w ³odzi pos³anie z kocуw. Na nim to z³o¿y³ Wilmowski chor¹ Sally. Tomek przyklкkn¹³ obok niej. Dingo jednym skokiem znalaz³ siк przy nich. Nowicki przysiad³ na krawкdzi ³odzi. Smuga tymczasem zarz¹dzi³ alarm. Z karabinem w d³oni, wraz z uzbrojonymi Mafulu otoczy³ ³уdŸ. Nowicki wydoby³ z kieszeni bluzy swуj podrкczny dziennik pok³adowy, nosz¹cy widome œlady po strzale z luku, ktуr¹ Eleli Koghe chcia³ przebiж jego serce. Odszuka³ woln¹ stronк, po czym zapyta³: - Czy naprawdк chcecie zostaж mк¿em i ¿on¹? - Och, tak, drogi kapitanie, tak! - szepnк³a cicho Sally. - Obydwoje jesteœmy zdecydowani - potwierdzi³ Tomek. - Od dawna to wam prorokowa³em, tote¿ zapyta³em tylko dla dope³nienia formalnoœci - powiedzia³ Nowicki. - Gdzie s¹ œwiadkowie? - Ja bкdк jednym - odpar³ Wilmowski. - Proszк, kapitanie, ofiarowuje paсstwu m³odym obr¹czki, moj¹ i ¿ony. - A ja zg³aszam siк na drugiego œwiadka - doda³ Smuga. Nowicki zaraz poda³ Sally mniejsz¹ obr¹czkк. - Trochк za du¿a - mrukn¹³. - Noœ j¹ na œrodkowym palcu, bo zgubisz. - Dobrze... - szepnк³a Sally. - Czy bкdziesz szanowa³ Sally i nie opuœcisz jej a¿ do œmierci? - zwrуci³ siк Nowicki do Tomka. - Zawsze bкdк j¹ szanowa³ i nie chcк ¿yж d³u¿ej od niej - odpar³ m³odzieniec. - Nie gadaj g³upstw, brachu, jak amen w pacierzu w dniu twego œlubu spuszczк ci lanie - rozgniewa³ siк Nowicki. - Odpowiadaj lylko: tak lub nie! - Tak, panie kapitanie! - zgodnie potwierdzi³ Tomek. - Pamiкtaj, ¿e masz jej oddawaж wszystkie pieni¹dze. Kobiety lepiej umiej¹ oszczкdzaж ni¿ my! - Bкdк oddawa³, panie kapitanie! - Dobrze a teraz ty, Sally! Czy zawsze bкdziesz kocha³a Tomka? Wiesz, ¿e przepadam za nim jak za w³asnym synem! - Nigdy nie przestanк go kochaж... - odrzek³a Sally. - Nie pytam, czy bкdziesz dla niego dobr¹ ¿on¹, bo wiem, ¿e lepszej nigdzie by nie znalaz³ - ci¹gn¹³ Nowicki. - Czy zaprosicie mnie za ojca chrzestnego waszego pierwszego syna? - Tak - odpowiedzieli zgodnie. - Wobec tego zapisujк w dzienniku pok³adowym "Sity", ¿e w dniu dzisiejszym w obecnoœci œwiadkуw udzieli³em wam œlubu. Od tej chwili jesteœcie ma³¿eсstwem. ¯yczк wam, ¿ebyœcie ¿yli przyk³adnie! S³uchaj, kochana sikorko, skoro spe³niliœmy twoje ¿yczenie, musisz wyzdrowieж! Teraz, brachu, poca³uj ¿onк! Spiesz siк, bo ju¿ œwita! Odblask wschodz¹cego s³oсca w³aœnie rу¿owi³ niebo. Tomek trochк za¿enowany spojrza³ na przyjaciу³ zgromadzonych obok ³odzi. Wszyscy byli skupieni i wzruszeni. Natasza p³aka³a z radoœci. Tomek pochyli³ siк nad Sally. W tej w³aœnie chwili Dingo szczekn¹³ chrapliwie. Na lewym brzegu rzeki rozleg³ siк przeraŸliwy bojowy okrzyk Ku-ku-ku-ku. Chmara pomalowanych wojownikуw, w wojennych barwach, wynurzy³a siк z g¹szczu d¿ungli. Jedni spychali na wodк d³ugie pirogi i stoj¹c na nich, os³oniкci pod³u¿nymi tarczami, p³ynкli ku wyspie, inni wprost siadali na nieco wydr¹¿one w œrodku pieсki drzew, na ktуrych jak na komach sunкli obok ³odzi. - Atakuj¹ nas! - krzykn¹³ Bentley. - Kobiety za barykadк! - zakomenderowa³ energicznie Smuga. Tomek porwa³ Sally na rкce, gwizdn¹³ na psa i wraz z Natasza pobieg³ w kierunku namiotu os³oniкtego zapor¹ z grubych bali. Smuga tymczasem sprawnie rozstawia³ swych ludzi, aby w bitewnym rozgardiaszu unikn¹ж zaskoczenia. Wszyscy uzbrojeni w broс paln¹ mieli stawiж czo³o g³уwnemu atakowi. Przyczaili siк za drzewami i w krzakach na samym brzegu wyspy naprzeciwko nadp³ywaj¹cych ³odzi Ku-ku-ku-ku. Tomek u³o¿y³ Sally na ³у¿ku polowym. Na krуtk¹ chwilк przytuli³a g³owк do jego piersi, po czym, jak przysta³o dzielnej ¿onie podrу¿nika, szepnк³a: - Mуj najdro¿szy, idŸ pomуc naszym. Na pewno twoja pomoc jest im potrzebna. Damy tu sobie radк z Natasza... IdŸ, nie traж czasu! Tomek uca³owa³ d³onie Sally. Czule pog³aska³ j¹ po g³owie zroszonej potem. - Dingo! Pilnuj pani! - rozkaza³ psu, ktуry zaraz przywarowa³ obok ³у¿ka. Chwyci³ karabin oparty o skrzyniк i wybieg³ z namiotu. Przyklкkn¹³ za drzewem w pobli¿u kapitana Nowickiego i Smugi. Przygotowa³ broс do strza³u. Kilka d³ugich pirуg ju¿ podp³ywa³o do wyspy. Ku-ku-ku-ku ukryci za tarczami trzymali w pogotowiu dzidy zakoсczone ostrzami. Pamalowani na bia³o wygl¹dali jak koœciotrupy. Czterech wioœlarzy popycha³o ³odzie d³ugimi, bambusowymi dr¹gami. Smuga uwa¿nie obserwowa³ rzekк. Wzrokiem mierzy³ odleg³oœж ³odzi od brzegu. Gdy by³y ju¿ oddalone zaledwie o kilkanaœcie metrуw, wolno uniуs³ karabin do ramienia i g³oœno rozkaza³: - Mierzyж do wioœlarzy! Ognia! Kilku krajowcуw zwali³o siк do wody. Pirogi pozbawione sternikуw zaczк³y krкciж siк w ko³o. Porwane wartkim nurtem sp³ywa³y szybko w dу³ rzeki. Jedna z ³odzi wywrуci³a siк do gуry dnem. Dwie pirogi dobi³y do wyspy. Czereda Ku-ku-ku-ku wyskoczy³a na brzeg. Z³owrogo rozbrzmiewa³ przeraŸliwy okrzyk ³owcуw g³уw. - Kapitanie! ProwadŸ na nich Mafulu! - zawo³a³ Smuga. Tragarze widzieli, ¿e ¿ycie ich i wszystkich uczestnikуw wyprawy wisi na w³osku. Tote¿ na rozkaz Nowickiego desperacko natarli na wrogуw. Tomek z karabinem w d³oni skoczy³ za Nowickim, ktуry szczegуlnie celowa³ w walce wrкcz. Marynarz kolb¹ karabinu wymierza³ b³yskawiczne ciosy. Po krуtkiej chwili wokу³ niego powsta³a pustka. Tomek raz za razem strzela³ z rewolweru. Mafulu zachкceni przyk³adem szybko przegnali napastnikуw na brzeg rzeki. Walka toczy³a siк teraz tu¿ nad wod¹. Tomek szybko wystrzela³ naboje z rewolweru. Nie maj¹c czasu na ponowne nabicie broni, wepchn¹³ j¹ za pas. W ostatniej chwili kolb¹ karabinu odparowa³ cios wymierzony dzid¹ w jego pierœ. Zanim napastnik zd¹¿y³ ponownie wznieœж do gуry dzidк, Tomek odrzuci³ karabin i obydwiema rкkami przytrzyma³ drzewce. Ku-ku-ku-ku natychmiast rzuci³ dzidк i tarczк na ziemiк. Wyrwa³ nу¿ zza przepaski. Dziкki kapitanowi Nowickiemu Tomek by³ zaprawiony w tego rodzaju walce. Nie straci³, wiкc teraz odwagi; zwinnym skokiem znalaz³ siк twarz¹ w twarz ze straszliwym ³owc¹ g³уw. Wspania³y piуropusz na g³owie krajowca uœwiadomi³ mu, ¿e ma do czynienia ze znakomitym wojownikiem. Niezawodny chwyt jedn¹ d³oni¹ za przegub, a drug¹ za ³okieж zmusi³ Ku-ku-ku-ku do porzucenia no¿a. Papuas chwyci³ Tomka za gard³o, ten ostatni zaœ podstawi³ mu nogк. Zwalili siк na ziemiк. Naraz uœcisk Papuasa zel¿a³. Tomek le¿¹c na plecach ujrza³ wroga unosz¹cego siк do gуry. By³o to dzie³em Nowickiego, ktуry w sam¹ porк pospieszy³ druhowi z pomoc¹. W mgnieniu oka Ku-ku-ku-ku zakreœli³ w powietrzu luk i znikn¹³ pod woda. Wtem na lewym brzegu rzeki wybuch³a nieopisana wrzawa. Triumfuj¹ce okrzyki miesza³y siк z przera¿onymi g³osami wo³aj¹cymi o pomoc. Ku-ku-ku-ku w pop³ochu wskakiwali do swych ³odzi i umykali na l¹d, gdzie niespodziewanie rozgorza³a walka. - To Bena Bena zaatakowali naszych wrogуw! - krzykn¹³ WiImowski. - Musimy ich wspomуc - zawo³a³ Smuga. - Kapitanie, zbieraj ochotnikуw! Rozgrzani walk¹ Mafulu ju¿ wsiadali do dwуch ³odzi porzuconych przez niefortunnych napastnikуw. Smuga zabra³ ze sob¹ jedynie Nowickiego i Balmore'a. Reszta bia³ych podrу¿nikуw wraz z kilkunastoma Mafulu musia³a pozostaж na stra¿y na wyspie. - Do licha, ale¿ tam bкdzie prawdziwa rzeŸ! - zafrasowa³ siк Bentley. - Musimy przeraziж krajowcуw, wtedy przerw¹ walkк - odpar³ Wilmowski. - Tomku, przynieœ trzy rakiety! By³y to rakiety sygnalizacyjne, czyli pociski nape³nione materia³em spalaj¹cym siк podczas lotu i wydzielaj¹cym kolorowy dym. Tomek pobieg³ do obozu. Wkrуtce powrуci³ z rakietami osadzonymi na d³ugich ¿erdziach stabilizuj¹cych. Wilmowski razem z Tomkiem umocowali koсce ¿erdzi w ziemi w ten sposуb, aby by³y nachylone pod pewnym k¹tem w kierunku brzegu rzeki. Tomek wydoby³ zapa³ki; kolejno zapali³ lonty rakiet. Z hukiem odpali³y jedna po drugiej i snuj¹c za sob¹ ogon czerwonego dymu zatoczy³y w powietrzu nad rzek¹ szeroki ³uk, po czym przepad³y gdzieœ w d¿ungli. Wrzawa bitewna ucich³a na chwilк. Potem nast¹pi³ wybuch okrzykуw przera¿enia. Odg³osy walki zaczк³y siк oddalaж na po³udniowy wschуd. Po godzinie Smuga i Nowicki wrуcili na wyspк. - Ku-ku-ku-ku zostali rozgromieni - oznajmi³ Smuga, siadaj¹c przy ognisku. - Czyj to by³ pomys³ z wystrzeleniem rakiet sygnalizacyjnych? - Mуj - krуtko odpar³ Wi³mowski, - Chcia³em przerwaж bezsensown¹ bitwк. - Uda³o ci siк wspaniale, Andrzeju - powiedzia³ Nowicki. - Ku-ku-ku-ku tak zmykali, ¿e a¿ piкtami kopa³i siк w zadki! Jak czuje siк nasza Sally? Czy bardzo siк wystraszy³a? - Mimo odg³osуw walki, zaraz po œlubie, uszczкœliwiona, zasnк³a. Tak bardzo jest os³abiona - wyjaœni³a Natasza. - Miejmy nadziejк, ¿e przetrzyma kryzys, teraz ju¿ chyba nie... umrze - powiedzia³ Tomek, szukaj¹c potwierdzenia swych nadziei w oczach przyjaciу³. - Zastosowa³em najskuteczniejsze lekarstwo - che³pliwie odezwa³ siк kapitan Nowicki. - Spe³nienie jej najskrytszego marzenia pokona diabelski jad podstкpnego czarownika. - Pozwуlmy jej odpocz¹ж jeszcze ze dwa dni - rzek³ Smuga. - Potem pop³yniemy ³odziami w dу³ rzeki. Jeszcze dzisiaj Bena Bena dostarcz¹ nam zapasy prowiantu. Wyprawimy ucztк weseln¹. Jest to przecie¿ dla nas dzieс wielkiej radoœci... Zakoсczenie wyprawy Ju¿ prawie dziesiкж dni wyprawa ³owcуw rajskich ptakуw p³ynк³a na ³odziach w dу³ rzeki. Wojenne ognie krajowcуw, p³on¹ce nocami na gуrskich szczytach, pozosta³y w dali; umilk³o dudnienie bкbnуw. Szeœж d³ugich pirуg, po³¹czonych parami za pomoc¹ pomostуw z belek, tworzy³o teraz flotyllк wyprawy, nad ktуr¹ na wodzie obj¹³ komendк kapitan Nowicki. Mafulu z ochot¹ przedzierzgnкli siк w wioœlarzy. Baga¿e oraz liczne okazy flory i fauny spoczywa³y na pomostach pomiкdzy ³odziami. Tylko dziкki temu biali ³owcy mogli wywieŸж z g³кbi kraju swe zbiory, gromadzone przez wiele miesiкcy. W walce z Ku-ku-ku-ku poleg³o piкciu tragarzy Mafulu, a kilku innych odnios³o rany i nie byli zdolni dŸwigaж ³adunku. Podrу¿owanie na ³odziach umo¿liwia³o rуwnie¿ zapewnienie koniecznych wygуd chorej Sally, ktуra bardzo powoli odzyskiwa³a si³y. Tote¿ przez ca³y dzieс spoczywa³a w ³odzi na miкkkim pos³aniu os³oniкtym daszkiem z p³atуw kory i moskitier¹. Na noc rozk³adano dla niej namiot na l¹dzie. Tomek wszystkie wolne chwile spкdza³ przy ¿onie. W³aœnie siedzia³ na pomoœcie naprzeciwko jej pos³ania i mуwi³: - Ju¿ nied³ugo dop³yniemy do morskiego wybrze¿a, jeœli naprawdк znajdujemy siк na Purari, wkrуtce bкdziemy w Port Moresby. Tam znajdziesz odpowiedni¹ opiekк lekarsk¹ i skoсcz¹ siк nasze k³opoty. - Przeze mnie musieliœcie przerwaж ³owy - markotnie zauwa¿y³a Sally. - Nie powinnaœ tak myœleж - zaprzeczy³ Tomek. - Wprawdzie bardzo obawialiœmy siк o ciebie, ale przede wszystkim wroga postawa krajowcуw zmusi³a nas do przyspieszenia odwrotu. - Mуwisz tak, ¿eby mnie pocieszyж... - niedowierza³a Sally. - Nie rozumuj dziecinnie, moja droga. Przecie¿ sama widdzisz, jakie warunki panuj¹ na Nowej Gwinei. W g³кbi wyspy krajowcy wci¹¿ jeszcze ¿yj¹ na poziomie epoki kamienia ³upanego, a ich wiedza o œwiecie i rу¿nych zjawiskach w ogуle siк nie rozwija. Ludzie ci nie znaj¹ wymiaru czasu, nie umiej¹ liczyж, wierz¹ w duchy i boj¹ siк wszystkiego, co dla nich jest niezrozumia³e. W tej sytuacji przemo¿n¹ rolк odgrywaj¹ tu przebiegli czarownicy, ktуrzy zazdroœnie strzeg¹ swoich wp³ywуw. Oni te¿ ustawicznie podburzali krajowcуw przeciwko nam. - Mo¿e masz racjк, przecie¿ uk¹szenie przez jadowitego wк¿a zosta³o spowodowane przez czarownika. Trochк mi lepiej, gdy wiem, ¿e to nie tylko z mojej winy wyprawa musia³a zawrуciж z drogi - wtr¹ci³a Sally. - Czarownicy rozpuszczali wieœci, ¿e zaklinamy dusze wojownikуw w martwe rajskie ptaki, aby mуc je potem drкczyж - mуwi³ Tomek. - Nawet podczas naszego pobytu na wyspie ci szarlatani judzili Bena Bena, aby przestali nam pomagaж. - Tommy, nic mi o tym nie wspominaliœcie! - zdumia³a siк Sally. - By³aœ zbyt os³abiona; nie chcieliœmy ciк martwiж - wyjaœni³ Tomek. - Dlaczego czarownicy podburzali przeciwko nam Bena Bena? Przecie¿ pomogliœmy im w walce z Ku-ku-ku-ku? - Zaraz ci to wyt³umaczк. Tu¿ przed naszym odp³yniкciem z wyspy pan Bentley poszed³ trochк pomyszkowaж po d¿ungli. Wtedy w³aœnie natrafi³ na nieznany, oryginalny okaz orchidei. Jej korzenie, tak jak azjatyckiego ¿eс-szenia ¯eс-szeс (Panax Ginseng) - bylina z rodziny azaliowatych, ktуrej korzeс u¿ywany jest w lecznictwie. Roœnie we wschodniej czкœci Azji zw³aszcza w Korei i w Chinach., przypomina³y kszta³tem miniaturow¹ sylwetkк cz³owieka. Pan Bentley, zachwycony swym odkryciem, chcia³ zabraж tк orchideк. Jednak towarzysz¹cy mu Bena Bena gwa³townie zaprotestowali, a nawet usi³owali groziж. Okaza³o siк, ¿e kwiaty te s¹ uwa¿ane przez krajowcуw za talizman o niezwyk³ej mocy i s³u¿¹ im do czarodziejskich praktyk. Oni s¹dz¹, ¿e w korzeniach tej orchidei znajduj¹ siк po¿arci przez kwiat ludzie. - Ale¿ to wierutna bzdura! - oburzy³a siк Sally. - Oczywiœcie, niemniej pan Bentley musia³ zrezygnowaж z zabrania wspania³ego kwiatu. - Wielka szkoda... By³by to nie lada sukces! - Nie martw siк, kochana - ciszej rzek³ m³odzieniec. - Nastкpnego dnia pan Bentley ze Smug¹ wyprawili siк potajemnie do d¿ungli i przynieœli tк orchideк. Obecnie znajduje siк ona pod osobist¹ opiek¹ pana Bentleya, ktуry transportuje j¹ w koszu z ³yka wy³o¿onym wilgotnym mchem. - Oby tylko uda³o siк j¹ przewieŸж do Sydney! - Pan Bentley jest dobrej myœli. W³aœnie ze wzglкdu na kilka odmian ¿ywych orchidei musimy tak czкsto urz¹dzaж postoje. One ¿ywi¹ siк jakimiœ grzybkami, ktуrych pan Bentley stale poszukuje. - A ja myœla³am, ¿e to ze wzglкdu na mnie stale przybijamy do brzegu - powiedzia³a Sally przekornie, uœmiechaj¹c siк do Tomka. - Teraz wiesz prawdк i nie k³opocz siк wiкcej! Sally jeszcze raz siк uœmiechnк³a, a po chwili znуw zagadnк³a: - Czy odwa¿y³byœ siк osiedliж w tym kraju? Myœlк, ¿e trudno by³oby bia³emu cz³owiekowi z¿yж siк z tak prymitywnymi ludŸmi. - Nie wiem, czy potrafi³bym zdobyж siк na to, lecz s³ysza³em o Polaku, ktуry niemal dwadzieœcia siedem lat spкdzi³ wœrуd mieszkaсcуw Oceanii - odpar³ Tomek. - Jak on siк nazywa³? - zaciekawi³a siк Sally. - To by³ Jan Kubary Jan Kubary, polski etnograf i badacz Oceanii, urodzi³ siк w Warszawie w 1846, zmar³ w 1896 na wyspie Ponape. Jako przedstawiciel hamburskiego domu handlowego J.C. Godeffroya na obszar Oceanii, gromadzi³ i wysy³a³ do muzeum Godeffroya zbiory etnograficzne. Sta³ siк najwybitniejszym znawc¹ ludуw karoliсskich. Napisa³ miкdzy innymi: Obrazki z Wysp ¯eglarskich, Wyspy Nukuoro, Z podrу¿y po Mikronezji, ¯egluga morska i handel miкdzynarodowy Karoliсczykуw centralnych. Wyniki badaс ludoznawczych zamieœci³ w pracy Etnographische Beitrdge ¿ur Kenntnis des Karolinen Archipels., jeden z najlepszych znawcуw Oceanii. - Opowiedz o nim! - By³ to niepospolity cz³owiek. Posiada³ rzadki dar zjednywania sobie zaufania u krajowcуw. Nie mieli przed nim ¿adnych tajemnic. Tote¿ dok³adnie pozna³ ich obyczaje. Traktowali go jak brata, poniewa¿ o¿eni³ siк z dziewczyn¹ z wyspy Palau i mia³ z ni¹ cуrkк. Podrу¿owa³ po Melanezji, Mikronezji i Polinezji, badaj¹c tak¿e sam Ocean Spokojny. Jego ulubionym miejscem pobytu, do ktуrego wci¹¿ powraca³, by³a wyspa Ponape w archipelagu Wschodnich Karolin. Na Ponape posiada³ w Mpempe pracowniк naukow¹. Wiele czasu poœwiкca³ krajowcom; wychowywa³ ich i uczy³. Nic, wiкc dziwnego, ¿e otaczali go szczerym szacunkiem. Przez pewien czas przebywa³ na wyspie Nowa Brytania, a potem na Nowej Gwinei w Porcie Konstantego, nazwanym tak przez Rosjanina Mik³ucho-Mak³aja, o ktуrym opowiada³a nam Natasza... Jak wiкc widzisz, mo¿na z¿yж siк z krajowcami i czuж siк wœrуd nich jak wœrуd swoich. Donoœne rozkazy kapitana Nowickiego przerwa³y rozmowк. £odzie zaczк³y siк przybli¿aж do brzegu. Wœrуd kкp drzew rozsianych po sawannie widaж by³o unosz¹ce siк dymy ognisk. Tote¿ zaledwie dop³ynкli do l¹du, Smuga przywo³a³ Tomka oraz kilku Mafulu uzbrojonych w karabiny, po czym razem z Dingiem wyruszyli w kierunku wioski. Musieli zdobyж œwie¿y prowiant. Dingo, trzymany przez Tomka krуtko na smyczy, wci¹¿ zdradza³ niepokуj. Widz¹c to Smuga uwa¿nie rozgl¹da³ siк po sawannie poros³ej wysok¹ traw¹ kunai. Po jakimœ czasie upewni³ siк w swych domys³ach i szepn¹³ do Tomka: - Jesteœmy œledzeni przez krajowcуw ukrytych w trawie, ktуrzy wci¹¿ cofaj¹ siк przed nami. - Miejmy siк na bacznoœci, wioska ju¿ blisko - odpar³ Tomek. - Oddaj Dinga Ain'u'Ku, a sam trzymaj broс w pogotowiu - poleci³ Smuga. Zaledwie oko³o dwustu metrуw dzieli³o ich od wioski otoczonej bambusow¹ palisad¹, gdy¿ tu¿ przed nimi wyros³o kilkudziesiкciu wojownikуw. Na³o¿one na ciкciwy ³ukуw strza³y nie wrу¿y³y nic dobrego. Smuga usiad³ na ziemi i poleci³ uczyniж to samo swoim towarzyszom. Po³o¿y³ przed sob¹ tarczк jednego z Mafulu i na niej zacz¹³ rozk³adaж dary. By³y to dwa lusterka, scyzoryk, tytoс i sуl. Ruchem rкki poprosi³ krajowcуw, aby zbli¿yli siк po nie, a sam zapali³ fajkк. Wojownicy naradzali siк po cichu. Dopiero po d³ugiej chwili jeden z nich podszed³ do tarczy. Nie okaza³ zdumienia ani strachu na widok lusterek i scyzoryka. Z jego zachowania widaж by³o od razu, ¿e zna ich zastosowanie. Zaledwie zerkn¹³ na sуl i tytoс, tak bardzo po¿¹dane w wielu okolicach wyspy. Niezdecydowany sta³ nad tarcz¹. Smuga po³o¿y³ na niej stalowy nу¿ i siekierк. - Tutaj ju¿ byli przed nami biali ludzie... - szepn¹³ do Tomka. Krajowiec ujrzawszy nowe cenne dary zdj¹³ strza³к z ciкciwy ³uku i od³o¿y³ broс na ziemiк. Przykucn¹³ przed tarcz¹. Gard³owym g³osem zawo³a³ coœ do wojownikуw stoj¹cych za nim. Opuœcili ³uki i dzidy, po czym zbli¿yli siк do bia³ych podrу¿nikуw. Smuga poczкstowa³ ich tytoniem. Przy pomocy Ain'u'Ku rozpocz¹³ pertraktacje. Tomek nieznacznie obserwowa³ obcych wojownikуw. Wiкkszoœж z nich nosi³a na kosmyku w³osуw po prawej stronie czo³a niezbyt du¿e, kamienne kr¹¿ki. Tomek ju¿ wiedzia³, co to oznacza. Tak¹ odznakк mуg³ posiadaж jedynie wojownik, ktуry w³asnorкcznie zabi³ wroga i uci¹³ mu g³owк. Tomek skorzysta³ z okazji, gdy Ain'u'Ku t³umaczy³ wojownikom s³owa Smugi i szepn¹³: - Oni nosz¹ odznaki ³owcуw g³уw... - Spostrzeg³em to - cicho odpar³ Smuga. - Dobra to w tej chwili dla nas wiadomoœж. Pamiкtasz relacje Bentleya? Tomek skin¹³ g³ow¹. Doskonale przypomina³ sobie opowiadania Bentleya o ostatnich wyprawach innych podrу¿nikуw w okolice Purari. W³aœnie w okolicach tej rzeki ³owcy g³уw mieli nosiж kamienne kr¹¿ki na czole. Oznacza³o to, ¿e wyprawa p³ynie po rzece Purari, a wiкc znajduje siк na dobrej drodze. Po d³ugiej naradzie krajowcy zgodzili siк wprowadziж podrу¿nikуw do swej wioski, aby mogli porozmawiaж z naczelnikiem. Zaledwie jednak wkroczyli do niej, zaraz wy³oni³y siк nowe trudnoœci. Mianowicie naczelnik spa³ w Domu Duchуw i nikt nie mia³ odwagi go zbudziж. Papuasi wierzyli, ¿e w czasie snu dusza œpi¹cego opuszcza cia³o i odbywa wкdrуwki. Wed³ug nich marzenia senne by³y odzwierciedleniem prze¿yж duszy podczas tych wкdrуwek. Dlatego te¿ krajowcy nigdy nie budzili œpi¹cego, obawiaj¹c siк, i¿ dusza mo¿e nie zd¹¿yж powrуciж do jego cia³a. Wtedy, korzystaj¹c z okazji, jakiœ z³y duch mуg³by zamieszkaж w ciele zbyt szybko zbudzonego cz³owieka. Na szczкœcie doœж g³oœne pertraktacje skrуci³y sen naczelnika, ktуry, hojnie obdarowany przez Smugк, obieca³ zaopatrzyж karawanк w produkty spo¿ywcze. Podczas gdy kobiety uda³y siк na poletka po jarzyny, biali podrу¿nicy rozgl¹dali siк po wsi. Naczelnik oraz gromada wojownikуw postкpowali za nimi krok w krok, lecz nie czynili jakichkolwiek przeszkуd i chкtnie udzielali wyjaœnieс. Na skraju wioski sta³o kilka klatek zrobionych z bambusowych prкtуw. Zaintrygowani podrу¿nicy zbli¿yli siк ku nim. W klatkach tych, zwanych kazuawari, zamkniкte by³y ¿ywe kazuary. Sprawia³y one godny po¿a³owania widok. Zbyt ma³e i ciasne klatki w stosunku do rozmiarуw olbrzymich ptakуw uniemo¿liwia³y im nawet po³o¿enie siк na pod³odze, zbudowanej z w¹skich, bambusowych dr¹¿kуw. Tote¿ ptaki jedynie przestкpowaly z nogi na nogк, œlizgaj¹c siк na wyg³adzonych dr¹¿kach. Potwornie zniekszta³cone pazury nуg najlepiej œwiadczy³y o mкczarniach, jakie przechodzi³y. Podrу¿nicy domyœlili siк, ¿e krajowcy hodowali ptaki dla miкsa oraz piуr, ktуrymi zdobili swe g³owy, czкœж ptakуw, bowiem pozbawiona by³a upierzenia i po³yskiwa³a nag¹ skуr¹. Obok klatek z doros³ymi ptakami kr¹¿y³y dwa ma³e kazuary, grzebi¹c w odpadkach w poszukiwaniu po¿ywienia.Tomek zaledwie ujrza³ ma³e, œmieszne ptaki, natychmiast odezwa³ siк do Smugi: - Proszк pana, mo¿e krajowcy zgodziliby siк sprzedaж nam te dwa m³ode kazuary. Chcia³bym ofiarowaж je Sally. Podobno ma³e kazuary przyzwyczajaj¹ siк ³atwo do cz³owieka i chodz¹ za nim jak psiaki. Smuga obrzuci³ wzrokiem pisklкta opierzone szaro¿у³tym puchem z ciemnymi prкgami. - Dobry pomys³ - odpar³. - Sprуbujк! Za trzy naszyjniki szklanych paciorkуw Tomek sta³ siк w³aœcicielem dwуch ma³ych kazuarуw oraz dwуch bambusowych klatek. Naczelnik, rozochocony rу¿nymi upominkami, wyda³ swym wojownikom jakiœ rozkaz. Po chwili przyprowadzili dwa rudawe, mocno utuczone psy. Naczelnik ofiarowa³ je podrу¿nikom, t³umacz¹c siк, i¿ œwiс ma zbyt ma³o, aby mуg³ siк nimi dzieliж. Mafulu z zadowoleniem przyjкli ten dar, Papuasi, bowiem w niektуrych okrкgach wyspy specjalnie trzymali i tuczyli rybami oraz ptakami sfory psуw, zabijaj¹c je pуŸniej na uczty szczepowe. Kobiety pojawi³y siк z siatkami nape³nionymi warzywami, lecz naczelnik nie chcia³ jeszcze wypuœciж z wioski podrу¿nikуw, zanim nie wypal¹ z nim fajki w Domu Duchуw. Smuga rad nierad musia³ na to przystaж. Prowadz¹c goœci do zborczego domu, naczelnik przystan¹³ przed swoj¹ chat¹. Siedzia³a przed ni¹ jego ¿ona, ktуra jedn¹ piersi¹ karmi³a niemowlк, a drug¹ prosiaka. Naczelnik z dum¹ wskaza³ na prosiк. Zapewne chcia³ siк pochwaliж zamo¿noœci¹. Smuga z Tomkiem wspiкli siк po drabinie na platformк Domu Duchуw. Weszli do œrodka w towarzystwie czarownika, naczelnika i kilku wojownikуw. Usiedli na pod³odze na matach wzd³u¿ rowka z p³on¹cym ogniskiem. Naczelnik wolno nabija³ fajkк tytoniem. Œciany Domu Duchуw ozdobione by³y trofeami wojennymi. Poczesne miejsce zajmowa³y nagie czaszki ludzkie, jak i ca³e g³owy pokryte skуr¹, do z³udzenia przypominaj¹ce g³owy ¿ywych ludzi. Tomek z zapartym tchem zerka³ na straszliwe trofea. Naraz czo³o jego pokry³o siк kropelkami potu. Poblad³... Bliski omdlenia z trudem wydoby³ glos z krtani. - G³owa herszta piratуw... - wyj¹ka³. Smuga spojrza³ na œcianк, w ktуr¹ Tomek wlepi³ wzrok. Na krуtk¹ chwilк znieruchomia³. Potem mrukn¹³ po polsku: - Nosi³ wilk razy kilka, ponieœli i... wilka. A wiкc spotkaliœmy siк jeszcze raz, tak jak sobie tego ¿yczy³. Szkoda, ¿e Nowicki nie mo¿e go ujrzeж... Krajowcy byli niezmiernie radzi z wra¿enia, jakie wywar³a na bia³ych podrу¿nikach g³owa herszta piratуw. Mo¿na by³o nawet mniemaж, ¿e specjalnie w tym celu zaprosili ich do Domu Duchуw, czarownik, bowiem podniуs³ siк, zdj¹³ g³owк ze œciany i poda³ j¹ Smudze. Tomek szybko przymkn¹³ powieki. Obawia³ siк, ¿e zemdleje. Smuga, jak zwykle, doskonale panowa³ nad sob¹. Wzi¹³ upiorne trofeum do r¹k i przyjrza³ mu siк uwa¿nie. Po raz pierwszy podczas podrу¿y po Nowej Gwinei zobaczy³ tak po mistrzowsku spreparowan¹ ludzk¹ g³owк. Ca³¹ czaszkк pokrywa³a skуra z ow³osieniem. Wyraz martwej twarzy pozosta³ nie zmieniony. Opuszczone powieki sprawia³y wra¿enie, ¿e herszt piratуw jest pogr¹¿ony we œnie. Smuga przesun¹³ d³oni¹ po jego twarzy. Pod palcami wyczu³ miкkk¹ wyprawк pomiкdzy koœжmi i skуr¹, ktуra pozwoli³a dzikiemu artyœcie na odtworzenie w³aœciwych rysуw twarzy ofiary. Niektуrzy Melanezyjczycy umiej¹ preparowaж g³owк zmar³ego w ten sposуb, ¿e nie zatraca swego wygl¹du. W tym celu œci¹gaj¹ z czaszki skуrк i wкdz¹ j¹ przez d³u¿szy czas. Czaszkк pozbawiaj¹ umiкœnienia. Po uwedzeniu skуry zmiкkczaj¹ j¹, miedzy innymi w wodzie, po czym naci¹gaj¹ na go³¹ czaszkк. Za pomoc¹ delikatnych traw i mchu, wk³adanych pomiкdzy skуrк i koœж, modeluj¹ rysy twarzy, osi¹gaj¹c niezwyk³e podobieсstwo do twarzy ¿ywego cz³owieka. Smuga zwrуci³ g³owк herszta piratуw czarownikowi i zapyta³, czy nie zechcia³by jej odsprzedaж. Czarownik stanowczo zaprzeczy³. G³owa bia³ego cz³owieka przedstawia³a dla Papuasуw wprost bezcenn¹ wartoœж. Smuga nie zrazi³ siк odmow¹ i zaproponowa³ kupno ktуrejœ z g³уw krajowcуw. Oczy Papuasуw zab³yszcza³y z³owrogo. Smuga jak gdyby nigdy nic nadmieni³, ¿e gotуw by³ ofiarowaж za g³owк bia³ego swуj zegarek wydzwaniaj¹cy godziny. Papuasi nie znali zastosowania czasomierzуw, lecz tykanie zegarka i wydzwanianie godzin wszystkich niezmiernie zaintrygowa³o. Niemniej ostro odmуwili odst¹pienia g³owy. Smuga nie mуg³ przed³u¿aж pobytu w wiosce. Nastroje Papuasуw nieraz ulega³y nieoczekiwanym zmianom, tote¿ ¿egna³ teraz gospodarzy i poprzedzany przez kobiety, objuczone warzywami, ruszy³ w powrotn¹ drogк. Wkrуtce biali podrу¿nicy zrozumieli, dlaczego mieszkaсcy wsi nie entuzjazmowali siк ofiarowan¹ im sol¹. Nie opodal osiedla natrafili na oryginaln¹ warzelnie. Wydobywano w niej sуl z cienkich ³odyg roœliny pit-pit Pit-pit (Saumnia) - otrzymywana z tej roœliny sуl posiada mniej intensywny smak ni¿ sуl kamienna., posiadaj¹cych slonawy smak. Zaintrygowany Smuga zatrzyma³ siк w warzelni, aby poznaж miejscowy sposуb uzyskiwania soli. Otу¿ œciкte ³odygi sk³adano w pкczki, ktуre spalano na popiу³ na roz¿arzonych wкglach. Nastкpnie popiу³ gromadzono w korycie wydr¹¿onym w pniu drzewa pandanowego, zaopatrzonym od do³u w filtr z trawy. Woda wlewana do pnia koryta wyp³ukiwa³a sуl mineraln¹ i razem z ni¹ œcieka³a do bambusowych naczyс ustawionych pod korytem. Potem naczynia te podgrzewano, aby woda wyparowa³a, i na ich dnie pozostawa³ osad brunatnej soli. Tomek, wstrz¹œniкty widokiem upiornej g³owy herszta piratуw, niewiele uwagi poœwiкca³ warzelni, lecz Smuga zanotowa³ pilnie wszystkie szczegу³y urz¹dzenia. Po opuszczeniu warzelni Tomek szed³ na czele gromady kobiet jako przewodnik. Smuga zamyka³ pochуd. W pobli¿u rzeki przechodzili obok pasma krzewуw. Naraz ciemna d³oс wychyli³a siк z zaroœli i przytrzyma³a Smugк za ramiк. Smuga b³yskawicznie siкgn¹³ d³oni¹ do kolby rewolweru, lecz w tej samej chwili ujrza³ czarownika nakazuj¹cego mu gestem milczenie. Zaciekawiony wszed³ w zaroœla. Czarownik bez s³owa wepchn¹³ mu pod pachк du¿y, okr¹g³awy przedmiot owiniкty w liœcie bananowca i palcem wskaza³ na kieszeс, w ktуrej Smuga nosi³ zegarek. Smuga nieco poblad³ i nie odwa¿y³ siк od razu sprawdziж zawartoœci zawini¹tka. Wiedzia³, ¿e ta makabryczna wymiana handlowa mo¿e groziж ca³ej wyprawie i czarownikowi œmierci¹. Tote¿ bez zbкdnych s³уw wepchn¹³ zegarek w d³oс czarownika i pospieszy³ za kobietami. Zaledwie przybyli na brzeg rzeki, Smuga natychmiast poleci³ za³adowaж zapasy jarzyn na ³odzie i da³ has³o do ruszenia w dalsz¹ drogк. Gdy odbili od brzegu, Wilmowski zapyta³: - Po co ten poœpiech, Janie, skoro krajowcy przyjкli was ¿yczliwie? Miejsce doskonale nadawa³o siк na nocleg. - Tak s¹dzisz? Moim zdaniem trzeba p³yn¹ж jak najszybciej. PуŸniej wyjaœniк moje postкpowanie - odpar³ Smuga. Wilmowski nie pyta³ wiкcej. Zbyt dobrze zna³ swego przyjaciela. Wierzy³ w jego doœwiadczenie. Tego dnia przebyli jeszcze spory szmat drogi. Dopiero tu¿ przed samym zachodem s³oсca Smuga pozwoli³ Nowickiemu na przybicie do brzegu. Gdy ju¿ byli po wieczerzy, Smuga poprosi³ Wilmowskiego, Tomka, Nowickiego i Bentleya na naradк do namiotu. - Pyta³eœ, Andrzeju, dlaczego tak szybko pragn¹³em oddaliж siк od wioski przyjaŸnie do nas usposobionych krajowcуw - zagadn¹³. - Ojcze, to byli... - Nie mуw nic! - krуtko ostrzeg³ Smuga, a zwracaj¹c siк do Wilmowskiego, powiedzia³: - Obejrzyj sobie to zawini¹tko! Po³o¿y³ na ziemi kulisty przedmiot. Wiimowski ostro¿nie odwin¹³ liœcie i skamienia³ jak ra¿ony gromem. Wszyscy zaniemуwili. Przy œwietle œwiecy wpatrywali siк w straszliwe trofeum. Nowicki pierwszy och³on¹³ ze zdumienia. - A niech to wieloryb po³knie! Przecie¿ to ³epetyna herszta piratуw! - W jaki sposуb pan j¹ zdoby³?! - szepn¹³ Tomek. - Papuasi przecie¿ nawet nie chcieli s³uchaж o odst¹pieniu g³owy! - Czarownik potajemnie dogoni³ mnie po drodze i dokonaliœmy transakcji. Przed swoimi zapewne wyt³umaczy znikniкcie czaszki czarami lub zepchnie ca³¹ sprawк na z³e duchy - wyjaœni³ Smuga. - Mia³eœ racjк, nak³aniaj¹c do poœpiechu - przyzna³ Wilmowski. - Straszne to... Bentley w milczeniu ociera³ pot z czo³a. - Ha, nabroi³ ten ³otr niema³o - rzek³ Nowicki. - Grzechуw jego na pewno nikt by nie spisa³ nawet na wo³owej skуrze, ale dosta³ za swoje. Widocznie wybra³ siк, jak zapowiada³, na poszukiwanie z³ota. Ciekawe, co siк sta³o z jego kamratami? - Na pewno zjedli ich ludo¿ercy... - odpar³ Wilmowski. -1 ja tak myœlк - potwierdzi³ Smuga. - Nie mуwmy teraz nikomu o tej g³owie. Reszta naszych towarzyszy ujrzy j¹ dopiero w Sydney. - Tak bкdzie najrozs¹dniej - przyzna³ Wilmowski. Przez nastкpnych osiem dni wyprawa wci¹¿ p³ynк³a w dу³ Purari. Dziewi¹tego dnia podrу¿nicy ujrzeli na obydwуch brzegach rzeki wymar³y las. Jak okiem siкgn¹ж, wszкdzie widnia³y nagie kikuty pni drzew pozbawionych ga³кzi, zbiela³e w ¿arze tropikalnego s³oсca. W powietrzu unosi³ siк dusz¹cy odуr zgnilizny. Jedynymi ¿ywymi istotami tego upiornego lasu by³y olbrzymie kraby, muszki i inne insekty, ktуre podrу¿nikom szczegуlnie da³y siк we znaki. - Cу¿ to za kataklizm wydarzy³ siк tutaj? - dziwi³ siк Zbyszek, mimo woli œciszaj¹c g³os. - Dobry to znak dla nas - odpar³ Smuga. - To cmentarzysko lasu mangrowego. - Z jakiego powodu wszystkie drzewa umar³y? - pyta³a Natasza. - Dlaczego widok zniszczenia ma byж dla nas dobr¹ wrу¿b¹? - Drzewa mangrowe potrzebuj¹ s³onej wody. Gdy morze nieco siк cofa, las mangrowy wymiera. Jesteœmy ju¿ w pobli¿u ujœcia rzeki do morza. ZapowiedŸ Smugi sprawdzi³a siк po dwуch dniach. Rzeka p³ynк³a teraz przez ciemnozielon¹ d¿unglк mangrow¹. £odzie znуw mknк³y w naturalnym tunelu zieleni. U stуp spl¹tanych lianami leœnych olbrzymуw rozpoœciera³y siк trzкsawiska pe³ne pijawek, jadowitych wк¿уw i krokodyli. Po dalszych dwуch dniach wyp³ynкli na otwarte morze. Tomek uradowany widokiem przeŸroczystej wody morskiej pochyli³ siк do Sally. - Koсcz¹ siк nasze zmartwienia, najdro¿sza! - szepn¹³. - Tak bardzo dr¿eliœmy wszyscy o twoje ¿ycie! Teraz na pewno prкdko wyzdrowiejesz. W Port Moresby mo¿emy liczyж na pomoc dobrego lekarza. Sally uœmiechnк³a siк i nieœmia³o, cicho zapyta³a: - Wiem, ¿e by³am dla was wielkim ciк¿arem. Czy teraz, gdy najgorsze ju¿ za nami, nie ¿a³ujesz, ¿e o¿eni³eœ siк z tak¹ niezdar¹? - Nie pleж g³upstw, kochana sikorko! - zgromi³ j¹ Tomek, naœladuj¹c sposуb mуwienia kapitana Nowickiego. - Naprawdк jesteœ dzieln¹ kobiet¹! Wspaniale panowa³aœ nad sob¹ i nam dodawa³aœ otuchy w krytycznych chwilach. Dumny jestem z takiej ¿ony! Sally przytuli³a g³owк do ramienia mк¿a, a po chwili znуw zapyta³a: - Tommy, czy zabierzesz mnie na nastкpn¹ wyprawк? - A cу¿ bym pocz¹³ bez ciebie? - odpar³ pytaniem i zaraz doda³: - Ilekroж przebywa³em z dala od ciebie, zawsze bardzo tкskni³em i liczy³em dni do naszego ponownego spotkania... - Naprawdк? Tomek wzruszony polakn¹³ g³ow¹, po czym rzek³: - Odt¹d zawsze razem bкdziemy siк udawali na wyprawy. Najpierw jednak odpoczniemy przez jakiœ czas. Zbiory zgromadzone w Nowej Gwinei umo¿liwi¹ nam dalsze studia. Obydwoje musimy jeszcze wiele siк nauczyж. Dobry fachowiec powinien posiadaж rzeteln¹ wiedze. Poza tym trzeba tak¿e zaj¹ж siк losem Zbyszka i Nataszy... - Na pewno masz racjк, Tommy! Zawsze podziwia³am twoj¹ siln¹ wolк. Potrafisz godziж pracк zawodow¹ z nauk¹. Wszyscy to w tobie ceni¹. Muszк byж taka m¹dra jak ty! Sally umilk³a. Oparta o ramiк Tomka przymknк³a oczy. Mo¿e jeszcze wspomina³a walkк w d¿ungli i straszliwe okrzyki ³owcуw g³уw, a mo¿e te¿ rozmyœla³a ju¿ o oczekuj¹cych j¹ egzaminach i snu³a plany nowych, niezwyk³ych przygуd? Epilog Od wyprawy Tomka Wilmowskiego i jego przyjaciу³ do Nowej Gwinei minк³o wiele lat. W tym czasie zebrano sporo ciekawych wiadomoœci o najwiкkszej na Oceanie Spokojnym wyspie. Dalsze wyprawy badawcze wykaza³y b³кdnoœж mniemania, ¿e centralny masyw gуrski stanowi jednolity blok skalny, nie nadaj¹cy siк do zamieszkania dla cz³owieka. Ju¿ po 1925 roku Champion i Adamson odkryli w gуrach w g³кbi wyspy nieznane dot¹d plemiona krajowcуw. W 1928 roku Champion wraz z Karriusem przebyli trudn¹ trasк Fly-Sepik, z pу³nocy na po³udnie wyspy. W 1933 r. Australijczyk Leahy z Jimem Taylorem dotarli do Ÿrуde³ Purari w dolinie Waghi i odnaleŸli dojœcie do wysokogуrskich dolin. W piкж lat pуŸniej Taylor i Black odbyli wyprawк na trasie Hagen-Sepik. W przededniu II wojny œwiatowej niewiele bia³ych plam znajdowa³o siк ju¿ na mapie Nowej Gwinei. Œwiatowa zawierucha wojenna wykaza³a strategiczne znaczenie wyspy. W pochodzie na Australiк Japoсczycy okupowali przez jakiœ czas szereg punktуw na wybrze¿ach Nowej Gwinei. Z tego powodu lotnicy alianccy dokonywali lotуw rekonesansowych nad wysp¹. Po powrocie z jednego zwiadu, gdy wywo³ano zrobione wtedy zdjкcia, stwierdzono, i¿ w samym sercu Nowej Gwinei znajduje siк du¿a zamieszkana dolina nie znana dot¹d bia³ym. Wyprawa zorganizowana w roku 1959 przez redakcjк francuskiego czasopisma "Paris Match" postanowi³a odszukaж nieznan¹ dolinк. Wziк³o w niej udzia³ szeœciu Francuzуw: Herve de Maigret, Tony Saulnier, Gilbert Sarthre, Gerard Delloye, J. Bordes-Pages i Pier-re-Dominique Gaisseau. Przebyli oni w poprzek уwczesn¹ Holendersk¹ Now¹ Gwinee z po³udnia na pу³noc, w 109-dniowym pieszym marszu przechodz¹c przez samo wnкtrze wyspy, podczas gdy resztк trasy pokonali samolotem. Odwa¿ni Francuzi dotarli we wnкtrzu wyspy do Papuasуw, ¿yj¹cych dot¹d jak w epoce kamienia ³upanego, uprawiaj¹cych kanibalizm i polowanie na ludzkie g³owy, ktуrzy do chwili zetkniкcia siк z francusk¹ wypraw¹ nie widzieli nigdy bia³ych ludzi. Jak wynika z powy¿szego, od wyprawy Tomka niewiele nast¹pi³o zmian w sposobie ¿ycia i w obyczajach znacznej czкœci Papuasуw zamieszkuj¹cych wnкtrze wyspy. Prawa bia³ych ludzi by³y tak samo dla Papuasуw niezrozumia³e, jak propagowane przez bia³ych nowe wierzenia. Gnкbieni przez rу¿ne lokalne choroby i plagi, nкkani g³odem, czasem zupe³nie nie rozumieli nowego, cywilizowanego œwiata. Po II wojnie œwiatowej pierwsza uzyska³a niepodleg³oœж dawna Holenderska Nowa Gwinea, bкd¹ca najbardziej zacofan¹ gospodarczo i spo³ecznie czкœci¹ wyspy. Obecnie jako Irian Zachodni wchodzi w sk³ad Republiki Indonezyjskiej. W roku 1975 niepodleg³oœж uzyska³a Papua, wchodz¹c w sk³ad paсstwa Papua-Nowa Gwinea.

  • Реклама на сайте

    Комментарии к книге «Tomek wśród łowców głów», Альфред Шклярский

    Всего 0 комментариев

    Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

    РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

    Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства