Жанр:

Автор:

«Adamant Henny»

1369


Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

NIK PIERUMOW PIERŒCIEС MROKU Czкœж III - Adamant Henny ( Prze³o¿yli : Eugeniusz i Ewa Dкbscy )

CZКŒЖ PIERWSZA ROK 1732 POCZ¥TEK

PROLOG Swawolne fale wyrzuci³y na brzeg cia³o cz³owieka. Nie mia³y ju¿ ochoty na harce. S³ugom Ulmo szybko znudzi³a siк nieciekawa zabawka, ktуra coraz s³abiej walczy³a o ¿ycie. Pуki ton¹cy szarpa³ siк rozpaczliwie, usi³uj¹c wyp³yn¹ж z zielonej toni, figlowa³y nim z przyjemnoœci¹, wywracaj¹c go niespodzianie, kiedy by³ pewny, ¿e za chwilк zaczerpnie powietrza. Wtedy uderza³y znienacka z rу¿nych stron, zapкdzaj¹c nieszczкœnika w g³кbinк, i przywala³y swymi przezroczysto- b³кkitnymi cia³ami. Biedak zrzuci³ ci¹¿¹c¹ mu odzie¿ i buty, ale nadaremnie. Pogr¹¿a³ siк w topieli coraz bardziej. Walczy³ nieustкpliwie. Jednak¿e z ka¿d¹ sekund¹ traci³ si³y, a¿ w koсcu rкce znieruchomia³y, g³owa odchyli³a siк do ty³u - cz³owiek podda³ siк w³adzy bezlitosnych fal. Te bawi³y siк jeszcze jakiœ czas, ale widz¹c, ¿e ofiara za moment pуjdzie na dno, da³y spokуj i zajк³y siк poszukiwaniem nowej rozrywki. Wtedy na dole, w przepastnej g³кbinie mrocznych, dennych niecek morza, gdzie nawet sam Osse rzadko zagl¹da, niespodziewanie coœ siк poruszy³o: ku gуrze sun¹³ jakiœ bezkszta³tny, pozbawiony wyraŸnych konturуw cieс. Fale poœpiesznie zesz³y mu z drogi. Cieс na chwilк znieruchomia³, dok³adnie pod opadaj¹cym na dno nieszczкœnikiem - i zaraz znikn¹³, jakby go nigdy nie by³o. Jednak¿e pojawienie siк osobliwego widma mia³o swoje konsekwencje. Topielec z rozrzuconymi na boki rкkoma zacz¹³ powoli wyp³ywaж z g³кbiny. Gdy na powierzchni pojawi³a siк twarz blada, o zaostrzonych przedœmiertnie rysach, z zachodu nadci¹gn¹³ nowy wodny wa³; z ³atwoœci¹ pochwyci³ ¿a³osne cia³o, szpec¹ce majestatyczn¹ urodк morza, i z obrzydzeniem, jak œmieciarz padlinк, pcha³ do brzegu. W koсcu parskn¹³ resztkami z³oœci na piasek i odst¹pi³, ca³y pieniœcie zakrwawiony. Przez jakiœ czas cz³owiek le¿a³ nieruchomo. Potem ruszy³ rкkami, chc¹c podeprzeж siк na ³okciach, i z ust chlusnк³a mu woda. Jкcz¹c osun¹³ siк na piasek, ale ju¿ po chwili znowu uniуs³ g³owк, jakby wyczuwaj¹c niebezpieczeсstwo. Od zachodu pкdzi³a spiкtrzona zielonkawa fala, ktуra z daleka wygl¹da³a jak odziany w zbrojк monstrualny wojownik, z rozczapierzonym piуropuszem na he³mie, rzucaj¹cy siк do ataku. Cz³owiek wyostrzy³ spojrzenie. Kiedy cudem uda³o mu siк wstaж, zacz¹³ niezgrabnie biec. Pokona³ grzbiet piaszczystej diuny i run¹³, sturlawszy siк w g³кbok¹, poroœniкt¹ miкkk¹ traw¹ nieckк. Zielona fala na horyzoncie wyg³adzi³a siк, wyraŸnie rozczarowana. Mк¿czyzna stopniowo dochodzi³ do siebie, wraca³y mu si³y; mimo ¿e by³ nagi i panowa³ jesienny ch³уd, nie marz³. Usiad³ i sкkatymi, mocnymi d³oсmi doœwiadczonego wojownika czy marynarza obj¹³ g³owк. Usi³owa³ przypomnieж sobie coœ bardzo wa¿nego, prуbowa³ - i nie mуg³. - Na pamiкtam... - wyszepta³ sinymi wargami. - Nic nie pamiкtam... Imiк? Nie... S³owa... tylko s³owa... Nasta³o pe³ne radosnych dŸwiкkуw i barw upalne lato. W¹sk¹ œcie¿k¹ pod¹¿a³ jeŸdziec - garbus w prostym czarnym odzieniu. Co rusz pochyla³ g³owк, k³aniaj¹c siк wyci¹gniкtym w poprzek drу¿ki ga³кziom. W prawej rкce trzyma³ obna¿ony miecz; ktуrego ostrze pokrywa³ jakiœ zielonkawy œluz. Krople wolno sp³ywa³y po strudzinie i spada³y na ziemiк. Miкdzy drzewami otworzy³ siк przeœwit. JeŸdziec ujrza³ wspania³¹ ³¹kк. W przeciwleg³ym jej koсcu, nad zielonym wielozielem dostrzeg³ powoli formuj¹cy siк szarawy cieс. - Tak jak opowiadali - wyszepta³. Koс zar¿a³, nie s³ucha³ wodzy. JeŸdziec spieszy³ siк, przywi¹za³ wierzchowca, poprawi³ miecz i ruszy³ przed siebie. Drgaj¹cy cieс ju¿ sta³ siк odbiciem przybysza; d³ugi miecz wyci¹gn¹³ siк niemal na szeœж stуp. - Nie odst¹piк - oœwiadczy³ garbus zimnym i skrzypi¹cym g³osem, zwracaj¹c siк do postaci. - Mam na sumieniu wielu twoich wspу³plemieсcуw, nie minie i ciebie ten sam los!... Uniуs³ ostrze, spokojnie zrobi³ krok w kierunku widma, za ktуrego plecami majaczy³a szeroka gardziel pieczary... ...A gdy garbus Sandello wraca³, wydawa³o siк, ¿e jego twarz, surow¹, pooran¹ zmarszczkami, rozpromienia szczкœcie.

1 3 Czerwca, Hornburg, Marchia Rohaсska Zmкczeni wojownicy wracali do domu. Za nimi pozosta³y przestrzenie wolnych stepуw; Gуry Bia³e strzelistymi wierzcho³kami przes³oni³y niemal po³owк niebosk³onu. Min¹wszy Wrota Rohanu i przekroczywszy Isenк, wojsko rozlokowa³o siк na popas w Helmowym Jarze. Okolica ta niedawno wrуci³a pod rz¹dy ciк¿kiej rкki Edorasa. Minк³y dopiero dwa lata od chwili, kiedy m³ody krуl Eodreid rozpaczliwym uderzeniem zaj¹³ najwa¿niejsz¹ ostojк osiad³ych w Zachodniej BruŸdzie Howrarуw. Szturm by³ ciк¿ki, krwawy; gdyby nie pomoc krasnoludуw, ktуrzy jeszcze raz, dochowuj¹c starej przysiкgi, zaatakowali od ty³u obroсcуw twierdzy, Rogaty Grуd wytrzyma³by napуr. Po zwyciкstwie Eodreid oprу¿ni³ skarbiec, za resztki z³ota kupi³ kunszt Podgуrskiego Plemienia, a ono, od tego czasu, sprawi³o, ¿e cytadela Wzgуrza by³a absolutnie nie do zdobycia. Twierdza sta³a siк oparciem dla rohaсskiego naporu na zachуd. Wojna sprzed dwu lat doprowadzi³a - za cenк niema³o przelanej krwi! - do Iseny zachodni¹ rubie¿ Marchii, a teraz, po ostatniej wyprawie, granica odsunк³a siк jeszcze dalej w step, o trzy dni wytrwa³ego galopu, jak to zapisano w umowach „wieczystego pokoju” z Hazgami, Howrarami i Dunlandczykami. Obecna wyprawa uwa¿ana by³a za zwyciкsk¹ - w ka¿dym razie tak¹ wieœж poleci³ g³osiж heroldom krуl Eodreid. Na powitanie wojska wysz³o niema³o luda - prawie wszyscy obecni mieszkaсcy Zachodniej Bruzdy, wszyscy, ktуrych nie obj¹³ Zaci¹g. Kobiety, starcy i dzieciaki - mк¿czyzn zabra³a wojna, a m³odzie¿ trzyma³a stra¿ na granicach. Mimo ciк¿kich wojennych czasуw przybyszom zgotowano wspania³¹ ucztк. Na zielonym kobiercu doliny czeka³y na nich suto zastawione sto³y. Starcy krкcili g³owami - nie te, powiadali, potrawy, co kiedyœ, zupe³nie nie te, ale Rohan dopiero co zacz¹³ odzyskiwaж si³y po koszmarze bitwy na £uku Iseny. Tak wiкc, wojowie, widz¹c poczкstunek, czкsto musieli odwracaж siк, by nie pokazywaж nap³ywaj¹cych do oczu ³ez; oni wiedzieli, ile wyrzeczeс kosztowa³o ich ¿ony przygotowanie takiego poczкstunku... Ale œwiкto zaczк³o siк inaczej. Uroczyœcie wkracza³y do twierdzy rohaсskie pu³ki. - Powiedz mi, powiedz, kiedy bкdzie Holbytla! - szarpa³a starsz¹ siostrк m³odziutka dziewczyna, mo¿e czternastoletnia, z d³ugim z³ocistym warkoczem. - Powiesz, no, powiesz?! - Po co ci to? - wycedzi³a przez zaciœniкte wargi pytana. On na ciebie nawet nie popatrzy! Niepotrzebnie za nim usychasz, g³upia! Doko³a rozleg³ siк œmiech. - Sama jesteœ g³upia! Wiem, czekasz na swojego Fa³dк i nie mo¿esz siк doczekaж. Nie wytrzymujesz?... - odgryz³a siк natychmiast m³odsza. - A ja to ju¿ nawet zapytaж o mistrza Holbytlк nie mogк! Œmiech stawa³ siк coraz g³oœniejszy. - Widzicie j¹, jaka sprytna? Wybra³a sobie najmniejszego! ¯eby, tego, wygodniej by³o... - da³ siк s³yszeж dwuznaczny rechot. - A nie za wczeœnie dla ciebie, œlicznotko? Mo¿e najpierw podroœnij, co? - Ma³y on, ale uda³y! - zasкpieni! bezzкbny dziadek. Wiek przygi¹³ jego plecy, ale nie star³ z oblicza licznych blizn - ten doœwiadczony woj walczy³ swego czasu na Isenie... - Krуl Eodreid chyba nie ma lepszego! - W³aœnie mуwiк - podtrzyma³a go jakaœ kobieta. - Eowina zawsze marzy³a o bohaterach! Ale dziewczyna nie da³a siк zawstydziж. - O kim chcк, o tym marzк, i nie bкdк nikogo o przyzwolenie pyta³a! - wypali³a, gwa³townym ruchem odrzucaj¹c do ty³u ciк¿ki warkocz. - A Holbytla jest bohaterem, ka¿dy to wie! Mama mi o nim opowiada³a. Ju¿ podczas bitwy na £uku Iseny wyrу¿ni³ siк! I do Edorasu pierwszy siк wdar³. - Prawda, prawda! - pokiwa³ g³ow¹ starzec. - Odwagi niezmiernej to wojownik! Nie wiadomo, sk¹d j¹ bierze... Wydaje siк, ¿e jednym uderzeniem mo¿na go zabiж! Ale nie tak ci to ³atwo... - A powiadaj¹, ¿e jego wspу³plemieсcy, ktуrych Gondorczycy „po³уwieczkami” nazywaj¹, maj¹ swoje czary, gadaj¹ ludzie, ¿e potrafi¹ oni znikaж, a tak¿e za spraw¹ czarуw ich strza³y zawsze trafiaj¹ w cel. - Doœж tych bzdur! - pokrкci³ g³ow¹ rozz³oszczony staruch. - Te¿ mi wymyœli³a - czary jakieœ! Nie ma w nich ¿adnych czarуw i nie by³o nigdy. Wziк³o siк takie gadanie st¹d, ¿e lepiej od mistrza Holbytli nikt strza³ nie miota!... Ee..., poczekajcie, sikorki! Eowino! Ty chcia³aœ zobaczyж swego Holbytlк - oto jest on! Do rozwartej na oœcie¿ bramy Rogatego Grodu zbli¿ali siк raŸnym krokiem strzelcy piesi. Wojna bezlitoœnie przerzedzi³a ich szeregi, pu³k liczy³ teraz nie wiкcej ni¿ trzystu ¿o³nierzy. Maszerowali jednak dziarsko, a na czele kroczy³ ich niewielkiego wzrostu dowуdca. Mimo upa³u nie zdj¹³ he³mu ani kolczugi. Jakby by³y dla niego drug¹ skуr¹. Przy szerokim pasie wojownika wisia³ krуtki miecz, wed³ug normalnych ludzkich miarek - zwyczajny sztylet, nieco tylko szerszy i grubszy. Na plecach mia³ ko³czan z dziwnym - bia³ej barwy - ³ukiem. Broс tк znano od Przygуrza do Iseny, od Edorasu do Mordoru - s³ynny ³uk Holbytli, z ktуrego trafia³ on do podrzuconej w gуrк monety lub przeszywa³ oko ptaka w zupe³nych ciemnoœciach. Za Holbytla maszerowa³ jego hufiec: szeœciu wojуw w rzкdzie. Pu³k zyska³ ju¿ sobie wielk¹ s³awк: dziкki celnoœci jego strzelcуw rohaсskie wojsko mog³o z marszu zdobyж silnie umocniony Tharbad - najwa¿niejsz¹ po³udniow¹ ostojк zdobywcуw Arnoru - Easterlingуw. ¯aden obroсca nie mуg³ nawet wychyliж nosa ze strzelnicy: powietrze wype³nia³a œwiszcz¹ca chmura, ktуra, gdy dotknк³a cia³a, przemienia³a siк cudownym sposobem w rani¹ce krwawo zwyczajne drzewce. Wydawa³o siк to niemo¿liwe, ¿e Œmiertelni, nie elfy, mog¹ strzelaж tak szybko i celnie, ale wszyscy wiedzieli, ¿e mistrz Holbytla nie je chleba darmo i nie bez potrzeby жwiczy swoich ¿o³nierzy do siуdmych potуw. W pu³ku zebrano najlepszych strzelcуw ziem rohaсskich. Mogli zatrzymaж ka¿dy atak. W za¿artej bitwie pod Tharbadem, gdy powodzenie na chwilк opuœci³o Eodreida, pu³k Holbytli stan¹³ do walki na œmierж i ¿ycie, wytrzymuj¹c do czasu, a¿ nadszed³ hird Dorina S³awnego... Pu³k sta³ po kolana we krwi, a przed szykiem uk³ada³ siк œliski wa³ z koсskich i ludzkich cia³, naszpikowany d³ugimi, szaro opierzonymi strza³ami rohaсskich mistrzуw... O tym wiedziano i to pamiкtano. Pu³k mistrza Holbytli min¹³ bramк twierdzy. Tam, na zielonej trawie He³mowego Jaru, t³umnie stali ci, ktуrzy przyszli powitaж wojownikуw. Wszyscy krzyczeli jednoczeœnie. Jedni mieli nadziejк, ¿e zobacz¹ w t³umie ukochan¹ twarz, wykrzykiwali imiona mк¿уw, braci czy synуw, inni po prostu wrzeszczeli „Nasi!” lub „Zwyciкstwo!”, piszcza³y i ha³asowa³y dzieciaki. - Mistrzu Holbytlo! - wo³a³a, podskakuj¹c, dziewczynka o dŸwiкcznym imieniu Eowina, nazwana tak na czeœж s³ynnej Eowiny, wojowniczki, ktуra z pomoc¹ dalekiego przodka mistrza Holbytli pokona³a samego Wodza Nazguli na Polach Pellenoru. Dowуdca ³ucznikуw us³ysza³ rozbrzmiewaj¹cy niczym dŸwiкk srebrnego dzwoneczka g³os dziewczyny i, uœmiechniкty, odwrуci³ siк do niej. Kiedyœ musia³ byж rumiany, puco³owaty i jasnow³osy; teraz jego w³osy niemal ca³kowicie, i z pewnoœci¹ przedwczeœnie, sta³y siк œnie¿nobia³e, policzki zapad³y siк, u nasady nosa widoczna by³a stara szrama. Spojrzenie szarych oczu sta³o siк cieplejsze, znikn¹³ na jakiœ czas w³aœciwy starym wojom ch³уd. - Witaj i dziкki za powitanie! - odkrzykn¹³. - S³ysza³aœ?! S³ysza³aœ?! Odpowiedzia³ mi! A ty mуwi³aœ, ¿e nawet na mnie nie spojrzy! - Eowina pokaza³a jкzyk niezadowolonej siostrze. - Za³у¿my siк, ¿e zataсczк z nim po dzisiejszej uczcie! - Zupe³nie zwichnк³o siк na umyœle dziewczynisko mruknк³a z ob³udnym westchnieniem stoj¹ca obok kobieta, ta, ktуra twierdzi³a, ¿e wspу³plemieсcy Holbytli w³adaj¹ magi¹, lecz jej zjadliwoœж trafi³a w prу¿niк, a zuchwa³a dziewka wykrzywi³a siк i zrкcznie, niczym jaszczurka, œmignк³a w t³um. Za pu³kiem ³ucznikуw sz³a ciк¿ka piechota pancerna. Z wielkim trudem, i to dopiero niedawno, uda³o siк j¹ w Rohanie odrodziж, przej¹wszy szyk czкœciowo od krasnoludуw, czкœciowo od Easterlingуw; Zachodnia Bruzda, ktуrej falanga niczym kamienna œciana zamyka³a drogк burzliwemu zalewowi Angmarczykуw i Easterlingуw na £uku Iseny, straci³a w tym boju wszystkich wojownikуw. Pu³k pieszy by³ niemal dwukrotnie liczniejszy od ³ucznikуw i dowodzony przez dwu, rуwnie¿ niewysokich, ale bardzo barczystych wojownikуw. Wzrostem siкgali do ramion Mistrzom Koni, ale ich rкce, muskularne i silne, mog³yby rywalizowaж z niedŸwiedzimi ³apami. - Patrz, patrz - krasnoludy! - rozleg³o siк w t³umie. - Co, oni?! Rycerze Torin i Strori? - Przetrzyj oczy, lebiego! A kto jeszcze? Kto dowodzi krуlewskimi pancernymi? Hej, heej! Wspania³ym tangarom chwa³a! Jeden z dowуdcуw- krasnoludуw w marszu odwrуci³ siк do krzycz¹cego. - I tobie chwa³a! - rykn¹³ tak, ¿e wszyscy poczuli watк w uszach. - Jak tam, gotowiœcie? Piwa nawarzyliœcie? - Nawarzyliœmy, nawarzyli! - odkrzykn¹³ chуr g³osуw. Bкdzie czym pragnienie ugasiж! - No i dobrze! - o¿ywi³ siк drugi krasnolud, nieco ni¿szy. - W gardle mi po prostu wysch³o! Jeœli przypadnie dla mnie nieca³y anta³ek - œmiertelnie siк obra¿к. I wojowie, i witaj¹cy ich rozeœmiali siк serdecznie. - Po piкж anta³kуw na cz³owieka przypada, a mo¿e i po szeœж! - zawo³a³ ktoœ. - O! - Malec uniуs³ rкkк. Nie zdj¹³ metalowej rкkawicy. Ba³em siк, ¿e nie wystarczy! - zakoсczy³ ze œmiertelnie powa¿n¹ i przez to zabawn¹ min¹. Ostatni, wed³ug m³odej rohaсskiej tradycji, do cytadeli wjecha³ Eodreid. Zwyciкskiego w³adcк, ktуry odzyska³ prawie wszystkie rohaсskie ziemie, powitano chуralnymi pe³nymi zachwytu okrzykami. Min¹wszy wrota, krуl œci¹gn¹³ wodze i uniуs³ siк w strzemionach. - Dziкkujк wam za wytrwa³oœж i powitanie! - krzykn¹³. W zapad³ej ciszy jego g³os dociera³ do najdalszych zak¹tkуw w¹wozu. - Zwyciк¿yliœmy! Prawy brzeg Iseny odzyskaliœmy, a z zachodnich rubie¿y naszych w³oœci znowu widaж morze! Bliski jest dzieс, kiedy na powrуt bкdziemy w³adali tym, czym w³adali nasi przodkowie, czym w³ada³ wielki Thengel po trzykroж os³awiony! A tymczasem odpoczywajmy i cieszmy siк! Niech dziœ zapanuje prawdziwe œwiкto!... Uroczystoœж rzeczywiœcie uda³a siк nadzwyczaj. Krуl, jego m³odzi synowie i cуrka, wszyscy Marsza³kowie Marchii, dowуdcy pu³kуw, ca³a arystokracja, tej nocy œwiкtowali z tymi, ktуrzy mieczem czy p³ugiem przybli¿ali zwyciкstwo. Eodreid, poznawszy, co to bieda i niepowodzenie, nie unika³ prostych ludzi, nawiasem mуwi¹c, nigdy nie u¿ywa³ s³уw „czerс” czy „prostactwo”... Co prawda, potem, kiedy nad Helmowym Jarem szczodrze rozgwieŸdzi³o siк wysokie letnie niebo, w³adca Rohanu jednak¿e zebra³ „najbli¿sze otoczenie” w wysokiej wie¿y Rogatego Grodu, w tej samej komnacie, z ktуrej okien patrzy³ na bуj sam Theoden Wielki. Nakryto stу³ dla dziesiкciu osуb: krуla, jego Marsza³kуw i dowуdcуw. Zosta³o ich ju¿ niewielu - obecna armia Rohanu to nie ta, ktуra bi³a siк ofiarnie nad Anduin¹ czy Isen¹... Nie ma potrzeby wspominaж, ¿e Folko, syn Hemfasta, bardziej znany w Rohanie jako mistrz Holbytla, i jego przyjaciele krasnoludy Torin, syn Dartha, i Strori, syn Balina, o przezwisku Malec lub Ma³y Krasnolud, znaleŸli siк w gronie zaproszonych. Hobbit, mуl ksi¹¿kowy, ktуry nie potrafi³ znaleŸж sobie miejsca wœrуd swoich braci i ktуry wynajdywa³ tysi¹ce powodуw, byle tylko wykrкciж siк od pielenia rzepy czy okopywania kartofli, w tym roku koсczy³ trzydzieœci osiem lat. Dla nizio³kуw to dopiero pocz¹tek dojrza³oœci. Inna sprawa, ¿e patrz¹c naс, nikt z pobratymcуw nie da³by mu mniej ni¿ piкжdziesi¹t. Wojna na Zachodzie trwa³a od dziesiкciu lat, to cichn¹c, to obejmuj¹c po¿arem wszystkie ziemie od Gуr Bia³ych do B³кkitnych i, niestety, pozostawia³a œlady rуwnie¿ na obliczu Folka. Wiele rzeczy siк jednak nie zmienia³o, na przyk³ad kolczuga z mithrilu czy, najwa¿niejsze, gundabadzkie trofeum Olmera, tajemnicze ostrze Otriny z g³owni¹ zdobion¹ b³кkitnymi kwiatami, ostrze, ktуre przerwa³o ziemsk¹ drogк Krуla Bez Krуlestwa. Folko nie rozstawa³ siк z t¹ broni¹ ani w dzieс, ani w nocy. Przez dziesiкж lat u¿ywania zniszczy³y siк, wytar³y skуrzane troki pochwy, wiкc Malec na proœbк hobbita wyku³ cienkie, ale bardzo mocne ³aсcuszki, na ktуrych teraz wisia³ sztylet. Po krasnoludach niemal nie widaж by³o up³ywu czasu: ich rasк wyrу¿nia d³ugowiecznoœж, dla nich dwieœcie piкжdziesi¹t lat to wiek, kiedy bywa siк jeszcze na polu walki i mocno dzier¿y topуr. - Hej, Malec, ile mo¿na siк tak grzebaж? - piekli³ siк Torin, stoj¹c w drzwiach. - SpуŸnimy siк! Nie wypada przychodziж jako ostatni! Nie jesteœ dziewczyn¹, ¿eby tak siк mizdrzyж przed lustrem! Zak³adaj, co tam masz, i chodŸmy! - Zostaw go, Torinie - powiedzia³ spokojnie hobbit, zapinaj¹c wyjœciowy p³aszcz fibu³¹. Chcia³ tego czy nie, musia³ za³o¿yж odœwiкtny strуj, bowiem krуl Eodreid ¿yczy³ sobie, by jego dwуr prezentowa³ siк wytwornie. To by³o poniek¹d zrozumia³e: ludzie umкczeni wojn¹ ³aknкli prostych radoœci, takich, jakie na przyk³ad nios³o dzisiejsze œwiкto. Oczywiœcie, dawno minк³y czasy, kiedy przyjaciele z dr¿eniem serca wstкpowali w szeregi mo¿nych tego œwiata. Dziœ sami byli w gronie silnych i posiadaj¹cych w³adzк. Nie szukali dla siebie s³u¿by, to s³u¿ba szuka³a teraz ich. M¹dry i przewiduj¹cy Terling, w³adca Nowego Krуlestwa, ktуre Mistrzowie Koni tradycyjnie nazywali Arnorem, zaprasza³ ca³¹ trуjkк do siebie, proponowa³ najwy¿sze stanowiska w swoim wojsku. Mia³o to miejsce po tym, jak ruszenie Hobbitanii pod dowуdztwem Folka Brandybucka, syna Hemfasta, i jego przyjaciу³ krasnoludуw rozbi³o doszczкtnie hordк orkуw, ktуra wtargnк³a na ziemie nizio³kуw. Etchelion, ksi¹¿к zajкtego przez Easterlingуw i Haradrimуw Ithilienu, omal nie wsadzi³ pod klucz ca³ej trуjki, dowiedziawszy siк, ¿e zamierzaj¹ opuœciж jego oddzia³. W³adca Beorningуw proponowa³ najlepsze lenna w swoich w³oœciach, byle Folko i krasnoludy zostali dowуdcami w tym krуlestwie... Przyjaciele ju¿ do takich ³ask przywykli. Ostatnimi czasy nieraz wstкpowali do wojsk Rohanu, Gondoru, Beorningуw, walczyli za Hobbitaniк, ale zawsze odchodzili po zwyciкstwie, nie odmawiali zaszczytуw, lecz odrzucali propozycje sta³ego osiedlenia w tych krainach. Eodreid pierwszy zrozumia³, ¿e to siк nie uda, i nie narzuca³ przyjacio³om swej woli. Dlatego Folko, Torin i Malec czкœciej znajdowali siк w szeregach rohaсskiego wojska... A przed nimi ju¿ sz³a zrodzona w wojennej zawierusze opinia: „Tam, gdzie niewysoczek, Krasnolud Wielki i Malec - zwyciкstwo pewne!”. Minк³y i te czasy, kiedy przyjaciele byli zwyk³ymi wojownikami w pu³kach, domyœlaj¹c siк jedynie, jakie rozkazy wydadz¹ nazajutrz dowуdcy i w³adcy. Teraz sami dowodzili. Podporz¹dkowuj¹c siк ich rozkazom, sz³y do ataku setki ludzi. Wojna to najlepsza, choж okrutna, nauczycielka; to ona sprawi³a, ¿e spokojny, nieco che³pliwy i naiwny hobbit sta³ siк doœwiadczonym dowуdc¹ - przypadek w jego plemieniu nader rzadki. Do momentu, gdy los rzuci³ go pod mury Szarych Przystani, to przeobra¿enie prawie siк dokona³o. Przez kolejnych dziesiкж lat doskonali³ swoje umiejкtnoœci, awansuj¹c coraz wy¿ej w tych armiach, do ktуrych wstкpowa³, pozostaj¹c w zgodzie z w³asnym sumieniem. Nie sta³ siк najemnikiem, nie chodzi³o mu o zbicie fortuny - nie, walczy³ o to, by Zachуd ponownie by³ taki jak lata temu. W Rohanie niemal uda³o siк tego dokonaж, Gondor przed oœmiu laty odebra³ Minas Tirith; teraz przysz³a kolej na Arnor, i Folko wierzy³, ¿e nadejdzie taki dzieс, kiedy nad wie¿ami Annuminas ponownie wzbije siк w niebo bia³o- niebieski sztandar. Sztandar, pod ktуrym pierwszy raz poszed³ w bуj. Hobbit rozumia³, ¿e œwiat nigdy ju¿ nie bкdzie taki, jak dawniej - zniknк³y Przystanie, upad³ Kirdan Szkutnik - ale Folko postanowi³ walczyж o to, by przywrуciж do ¿ycia przynajmniej widmo tamtego œwiata, ktуry wydawa³ siк teraz tak piкkny. Na pуŸnej kolacji u Eodreida pojawili siк akurat na czas, w pe³nej gali, z mieczami i toporami, w najlepszym odzieniu, tyle ¿e bez kolczug. Mithrilowe zbroje i ca³¹ resztк Malec w³asnorкcznie zanikn¹³ na piкж zamkуw, nie ufaj¹c nikomu. A drzwi zabezpieczone przez Malca mo¿na by³o otworzyж tylko jednym sposobem: posiekawszy je na drzazgi. - O, mistrz Holbytla! Czcigodne krasnoludy! - Krуl wsta³ z fotela, wyra¿aj¹c uznanie swym najlepszym wojownikom. - Witamy potк¿nego Eodreida... - zacz¹³ Folko tradycyjne dworskie powitanie, jednak¿e w³adca powstrzyma³ go gestem: - Nie pora na ceremonia³y... Na polu pod Tharbadem rozmawialiœcie ze mn¹ inaczej! I chcia³bym, ¿eby tak by³o zawsze. Siadajcie! Poczкstunek nie jest bogaty, ale nie mo¿na wiкcej wymagaж od Zachodniej Rubie¿y... - pokiwa³ g³ow¹. - Siadajcie, zaprosi³em was wszystkich nie po to, by rozkoszowaж siк jad³em, ale na rozmowк. Z szacunkiem przywitawszy siк z Marsza³kami, Folko i krasnoludy usiedli na wolnych miejscach przy d³ugim stole. Jego widok przygnкbi³ Malca; na œnie¿nobia³ym obrusie sta³o tylko kilka pу³miskуw z lekkimi przek¹skami, a wygl¹da³y wrкcz sieroco. Piwa nie by³o, zamiast niego znalaz³y siк ciemne butelki ze starym gondorskim winem, najpewniej przedwojennym. Wojn¹ zaœ wszyscy na Zachodzi nazywali w³aœnie wtargniкcie Olmera, a nie owe niezliczone wyprawy i potyczki, ktуre sta³y siк tak czкste po upadku Krуla Bez Krуlestwa. Czas wiкc podzieli³ siк na to co „przed Wojn¹” i po niej. Oczywiœcie, teraz czasy „przed Wojn¹” uwa¿ane by³y za Z³oty Wiek. - Przyjaciele - krуl podniуs³ i opuœci³ z³oty kielich, jedyn¹ relikwiк, ktуra pozosta³a w rodzie rohaсskich w³adcуw po Theodenie Wielkim. - Dla wszystkich na Zachodzie, Pу³nocy i Wschodzie nasza wyprawa skoсczy³a siк. Jednak¿e prawda jest inna. Eodreid potrafi³ zaskoczyж nawet swoich zaufanych. Doœwiadczeni Marsza³kowie ze zdumieniem wpatrywali siк w swojego pana. Malec przesta³ rozmyœlaж, czy nie pojawi siк aby na stole coœ bardziej smakowitego do jedzenia, i oniemia³y nie odrywa³ wzroku od krуla. Ten cz³owiek wzbudza³ zaufanie. Niedawno skoсczy³ czterdzieœci lat, by³ w rozkwicie si³; z³ociste, charakterystyczne dla rohaсskiego przywуdcy w³osy opada³y mu na ramiona, g³кboko osadzone szare oczy patrzy³y surowo i przenikliwie. D³ugie w¹sy siкga³y koсcami podbrуdka - zgodnie z mod¹, przejкt¹ od wschodnich plemion, choж nikt nie chcia³ siк do tego przyznaж. Blizny, najstosowniejsza ozdoba mк¿czyzny, przecina³y mu czo³o i lewy policzek. Zazwyczaj krуl ubiera³ siк z wyszukan¹ prostot¹, jednak¿e podczas œwi¹t wspania³oœci jego szat mogliby pozazdroœciж nawet w³adcy Numenoru. I ma³o kto wiedzia³, ¿e owe z³ote hafty, brylanty, szafiry, szmaragdy, aksamit i z³otog³уw - wszystko to zosta³o po¿yczone od krasnoludуw, i ¿e w zamian krуlowa musi po nocach œlкczeж, haftuj¹c p³aszcze paradne w³adcуw podziemi... Czasami, nie bacz¹c, ¿e nosi koronк, siada³ do pomocy i sam Eodreid, ale o tym wiedzia³o tylko kilku zaufanych ludzi; nizio³ek Folko, syn Hemfasta, znajdowa³ siк w ich gronie. - Jednak¿e prawda jest inna - powtуrzy³ krуl, uwa¿nie wpatruj¹c siк w twarze zebranych. Wszyscy oni byli zbyt m³odzi jak na swoje wysokie stanowiska: stara gwardia Rohanu poleg³a na £uku Iseny. Teraz krуlestwo z trudem mog³o wystawiж osiem do dziesiкciu tysiкcy kopii - a i to dopiero wtedy, jeœli stawiliby siк wszyscy, od piкtnastu lat do piкжdziesiкciu. Zreszt¹, ten wojowniczy lud nie wyobra¿a³ sobie innego ¿ycia. - Wojna wkrуtce siк rozpocznie, przyjaciele moi, to dopiero pocz¹tek. - Krуl wsta³ od sto³u, z przyzwyczajenia trzymaj¹c w rкku puchar Theodena, nape³niony po brzegi. W taki sposуb, z pe³nym kielichem, krуl czкsto koсczy³ ucztк - po prostu nie lubi³ mocnych trunkуw. - Ale... przecie¿ zawarliœmy „wieczysty pokуj”! - wykrztusi³ ochryp³ym g³osem Erkenbrand, niem³ody ju¿, nieco oty³y wojownik, potomek w prostej linii tego w³aœnie Erkenbranda Westfoldinga, ktуry walczy³ z hufcami Sarumana w czasie Wojny o Pierœcieс. By³ to jedyny z zaufanych Eomunda, ojca Eodreida, ktуry przeszed³ Anduinк, Isenк i do¿y³ dzisiejszego dnia. Tylko on mia³ niepisane prawo przerywania krуlowi. W³adca spokojnie skin¹³ g³ow¹: - S³usznie, Najdzielniejszy. Ale czy cz³owiek, ktуremu przystawiono do gard³a nу¿ i zmuszono do porzucenia dobytku, nie ma prawa odzyskaж swego maj¹tku si³¹? Odebrano nam owoce naszych zwyciкstw, tharbadzkie niepowodzenie drogo kosztowa³o Rohan... Dlatego mуj podpis na tym pergaminie, ktуremu takie znaczenie przypisuj¹ Howrarowie, Dunlandczycy i Hazgowie wraz z easterlingowskimi barbarzyсcami, jest niczym wiкcej jak tylko znakiem pozostawionym przez bawi¹ce siк dziecko na nadmorskim piasku. Wystarczy chwila - i fala wszystko zetrze, nie pozostanie nawet œlad... Tak i tu, Najdzielniejszy. Przyj¹³em pokуj, poniewa¿ w innym wypadku armia mog³a ponieœж zbyt wielkie straty w drodze powrotnej. Uczyni³em tak, byœmy mogli spokojnie wrуciж. Pokуj odegra³ swoj¹ rolк i mo¿na o nim zapomnieж. Krуl ponownie powiуd³ spojrzeniem po zebranych. - Tak, wiem, o czym wszyscy myœlicie: w³adca Rohanu da³ s³owo, a teraz dopuszcza siк wiaro³omnoœci. Chce o nim zapomnieж! Przyznajcie siк, ka¿demu z was przysz³a do g³owy takowa myœl, czy¿ nie mam racji? W ka¿dym razie ja pierwszy tak uzna³em, wierzcie mi. Ale nie mamy innego wyjœcia. Olmer by³, cokolwiek byœmy o nim mуwili, wielkim zdobywc¹. I wiedzia³, jak nale¿y uderzaж - niespodziewanie, b³yskawicznie, nie daj¹c wrogowi czasu na opamiкtanie, wisz¹c na jego plecach wpadaж do miast! Przypomnijcie sobie opowieœж Teofrasta Kronikarza... Jeœli nie skorzystamy z lekcji Krуla Bez Krуlestwa - Isena mo¿e siк powtуrzyж. Tyle ¿e tym razem ju¿ nie bкdzie komu uciekaж. I odbudowaж Rohan te¿ nie bкdzie komu. Na ³uku mieliœmy szeœжset pe³nych eoredуw! Nigdy nie wystawialiœmy takiej si³y, i co siк sta³o? Nasza armia zosta³a starta z powierzchni ziemi! Do dziœ nie pojmujк, jak uda³o siк potem zebraж trzydzieœci tysiкcy... Folko siedzia³ os³upia³y. Eodreid, szlachetny krуl Rohanu, ktуrego s³owo uwa¿ano za twardsze od kamienia, pierwszy gotуw by³ obrzuciж swe imiк b³otem, okryж siк wieczn¹ haсb¹. Z trudem powstrzymywa³ cisn¹ce siк na wargi s³owa - szanowa³ w³adcк, nieraz walczyli ramiк w ramiк, dlatego nie zamierza³ pokornie chyliж g³owy po TAKIM oœwiadczeniu. O nie! - Wys³uchajcie mnie uwa¿nie, przyjaciele. - Krуl uniуs³ rкkк. - Wys³uchajcie jeszcze chwilк. W gruncie rzeczy sprawa jest prosta. Podpisany przez nas pokуj jest ugod¹ pozorn¹. Wszyscy rozumiej¹, ¿e my ani z Hazgami, ani z Howrarami czy innymi najeŸdŸcami nie mo¿emy ¿yж zgodnie. Oni z nami te¿ nie. S¹ tylko dwie mo¿liwoœci: albo oni zniszcz¹ nas, albo my ich. Przypomnijcie sobie, jak walczyli Dunlandczycy podczas tej wojny! Folko nie zapomnia³. Ale pamiкta³ tak¿e fatalne uderzenie dunlandzkiej piechoty na ty³y otaczaj¹cych ju¿ Olmera Rohirrimуw w czasie Bitwy nad Isen¹, pamiкta³ i straszliw¹ zemstк ocala³ych stepowych jeŸdŸcуw... Nie mo¿na zamkn¹ж takich krwawych porachunkуw. Zreszt¹, cudem ocala³e niedobitki dunlandzkiego plemienia ponownie przekaza³y wojownikуw do armii Howrarуw. A walczyli Dunlandczycy rozpaczliwie... - D³u¿ej tak byж nie mo¿e - mуwi³ Eodreid, jego oblicze zaœ coraz bardziej ciemnia³o pod wp³ywem powstrzymywanego gniewu. - Nadejdzie dzieс, kiedy zmiot¹ nas z powierzchni ziemi, jeœli nie wzbudzimy w nich takiego lкku, ¿e bкd¹ naszym imieniem straszyж dzieci w ko³yskach! Folko spuœci³ oczy. Coœ poruszy³o siк obok serca, poczu³ tкpy bуl. Znane s³owa... Zemsta, zemsta i jeszcze raz zemsta! Czy on sam nie ¿y³ wed³ug tego wilczego prawa przez ostatnich dziesiкж lat? Krуl upi³ z pucharu, co by³o nieomylnym znakiem, ¿e jest bardzo zdenerwowany. - Nikt teraz nie oczekuje naszego uderzenia. Wra¿e zwiady zamelduj¹, ¿e wojsko wrуci³o do Rogatego Grodu i lada moment rozejdzie siк do domуw. A my w tym czasie sekretnymi œcie¿kami przejdziemy Gуry Bia³e, ominiemy je od zachodu, odetniemy Howrarуw i Hazgуw od pomocy Otona i Terlinga, a potem zacznie siк wielkie polowanie! Nikt nie mo¿e ujœж z ¿yciem. - Jesteœmy wojownikami, a nie katami! - wychrypia³ Erkenbrand. Oczy starego wojownika p³onк³y oburzeniem. - Wiem. - G³os dŸwiкcza³ jak uderzone m³otem kowad³o. Eodreid z trudem powstrzymywa³ gniew. - Wybieraj, Najdzielniejszy: albo my bкdziemy oprawcami, albo inni stan¹ siк naszymi katami! Ja chcк, by Rohan ¿y³. Ka¿da cena, w tym i moje ¿ycie, co tam ¿ycie! - honor mуj! - jest niczym w porуwnaniu z tym. A zniszczywszy wszystkich wrogуw w miкdzyrzeczu Gwathlo i Iseny - a tym bardziej, po zdobyciu Tharbadu! - mo¿emy inaczej rozmawiaж z Annuminas... Zmusimy ich do uznania nienaruszalnoœci naszych granic!... A teraz chcк wys³uchaж was. Proszк, ¿ebyœ pierwszy wypowiedzia³ siк ty, mistrzu Folko! Hobbit by³ zaskoczony - nie oczekiwa³ takiego zaszczytu. Rzuci³ szybkie spojrzenie na przyjaciу³ krasnoludуw: ich nie przeniknione oblicza przypomina³y maski, co œwiadczy³o, ¿e nie spodoba³y im siк s³owa, ktуre us³yszeli, i to bardzo. Folko wsta³. Przechwyci³ nieprzychylne spojrzenie Erkenbranda, odwrуci³ siк do starego wojownika i z³o¿y³ mu pe³en szacunku uk³on. - Mуj panie, mo¿e lepiej, by zacz¹³ Najdzielniejszy?... zapyta³ krуla. - Pozwуl, bym ja o tym decydowa³! - uci¹³ Eodreid. - Ty te¿ by³eœ nad Anduin¹ i nad Isen¹... jak i ja, zreszt¹. Tak wiкc mуw œmia³o. Folko uniуs³ brwi - tak by widzia³ to sapi¹cy z oburzenia Erkenbrand. Spojrzeniem pragn¹³ wyraziж swoje odczucia: „Ja to wszystko rozumiem, ale wykonujк polecenie, nie gniewaj siк na mnie, Najdzielniejszy”. Zacz¹³ mуwiж: - Mуj panie, wed³ug mnie to szaleсstwo. Wojsko jest zmкczone i os³abione stratami. Na wyprawк mo¿e pуjœж co najwy¿ej szeœж tysiкcy ludzi - pozosta³ych nale¿y zostawiж w Rogatym Grodzie i na Isenie. Prуcz tego nie mo¿na zapominaж o wschodniej granicy. Za Anduin¹ nie ma spokoju... Ale nie to jest najwa¿niejsze. Mуj krуlu, wiele czasu spкdzi³em w jednym oddziale z Hazgami i wiem, ¿e kto dopuœci siк zdrady, przestaje byж dla nich cz³owiekiem. Jeœli swoje s³owo z³amie w³adca wielkiego kraju - w oczach Hazgуw ca³y narуd jest tylko zbiorowiskiem drapie¿nych zwierz¹t, ktуre nale¿y niszczyж bez skrupu³уw, i to im szybciej, tym lepiej. Teraz s³owo w³adcy Rohanu - wypowiedzia³ to ze szczegуlnym naciskiem - warte jest wiкcej ni¿ z³oto. Dlatego, ¿e krуl nigdy od niego nie odst¹pi³. I czy nie mo¿e byж tak, ¿e s³owem swym obronisz krуlestwo skuteczniej ni¿ mieczami i kopiami? To pierwsza i najwa¿niejsza rzecz. Mуg³bym jeszcze wiele powiedzieж o zaletach planu wyprawy - rzeczywiœcie, ¿aden z wrogуw nie bкdzie nas oczekiwa³ od strony morza, a jeœli odnowimy traktaty z Morskim Ludem, to szansк na sukces wzrosn¹ - ale umyœlnie pomijam te wszystkie rozwa¿ania. Albowiem, wed³ug mego rozumienia, krуlewskie s³owo nie mo¿e byж z³amane w ¿adnych okolicznoœciach. Rzek³em. - Zuch! - Siadaj¹c, us³ysza³ wyg³oszon¹ ¿arliwym szeptem pochwa³к z ust Torina. Malec, ktуry by³ bli¿ej niego, po prostu uœcisn¹³ mu rкkк - tak ¿eby wszyscy widzieli. Eodreid s³ucha³ hobbita w milczeniu, z kamienn¹ twarz¹, zacisn¹wszy szczкki. - Rozumiem opiniк mistrza Holbytli - oœwiadczy³ lodowatym tonem. - Co powiedz¹ pozostali? Co s¹dzisz ty, o Najdzielniejszy? Tкgi Erkenbrand z trudem wsta³ zza sto³u. - Co mogк powiedzieж ja, stary i s³aby? - Ura¿ony nie mуg³ opanowaж dr¿enia g³osu. - Mуj krуl od dawna ju¿ ¿yje owocami myœli w³asnych, a na dodatek podczas Rady Koronnej daje pierwsze s³owo obcym, i to najemnikom, choж i bardzo bieg³ym! Na zewn¹trz Folko pozosta³ niewzruszony, choж ¿al i poczucie krzywdy rani³y serce. „Ach, ty stary, stetrycza³y ramolu! Mуwisz tak po tych wszystkich bojach, w ktуrych walczy³em pod rohaсskimi chor¹gwiami?” Obok hobbita wœciekle sapa³ Malec, ju¿ gotуw rzuciж siк na krzywdziciela. - Najdzielniejszy, poczucie krzywdy zm¹ci³o ci umys³ powiedzia³ oschle krуl. - Mistrz Holbytla rzeczywiœcie otrzymuje zap³atк z mojego skarbca, poniewa¿ nie ma ¿adnych lennych ziem w granicach Rohanu, co, jak widzк teraz, sta³o siк z mojej winy! Ale zapomnia³eœ, Najdzielniejszy, dziкki komu zdobyliœmy Edoras, p³ac¹c tak niewielk¹ daninк krwi!... Zreszt¹, teraz mуwimy o czymœ innym. Co powiesz o moim planie? - Co ja mogк powiedzieж... - Erkenbrand spurpurowia³, a Folko wystraszy³ siк, ¿e w³aœnie tu, przy œwi¹tecznym stole powali starego apopleksja. - Pewnie, plan jest dobry... Ale chcia³bym us³yszeж: co, prуcz w³asnego przekonania, po³o¿y³ krуl na szalк, podejmuj¹c decyzjк? Zerwanie uk³adu z s¹siadami, jakkolwiek Ÿli oni byli, to coœ, co nie mia³o dot¹d u nas miejsca! - Zgoda. Nie zdarzy³o siк - przyzna³ Eodreid. - Nie mam rzeczywiœcie ¿adnych mocnych dowodуw, ¿e wrуg na pewno zaatakuje. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, ¿e nie, Howrarowie i Hazgowie os³abli, ich oddzia³y s¹ porz¹dnie przetrzebione... Oczywiœcie, musi up³yn¹ж czas, ¿eby siк otrz¹snкli. Ale co oni zrobi¹, kiedy podrosn¹ m³odzi wojownicy? Na kogo uderz¹?... Czy aby nie na nas?... Na krуtk¹ chwilк zapad³a cisza. - A sk¹d nasz w³adca ma pewnoœж, ¿e nie skoсczy siк to wewnкtrznymi sporami? - zapyta³ cicho Torin, gdy krуl skin¹³ g³ow¹, przyzwalaj¹c wypowiedzieж siк innym. - Dlaczego nie mielibyœmy zrobiж tak, by Howrarowie wczepili siк w gard³a Hazgуw czy - razem - Heggуw? Albo ¿eby ca³e si³y Minhiriathu i Enedhwaithu napad³y na w³adania Otona? Krуl Bez Krуlestwa po mistrzowsku sk³уca³ swoich wrogуw i nie dawa³ im zjednoczyж siк... - Robiж intrygi... - zmarszczy³ czo³o Eodreid. - To lepsze, ni¿ ³amaж w³asne s³owo! - wtr¹ci³ siк Malec. - Tak, wys³ucha³em wszystkich, ktуrzy s³u¿¹ Rohanowi, nie bкd¹c z jego krwi. A wy, pozostali Marsza³kowie? - Usiad³, opieraj¹c siк ³okciami o stу³, a podbrуdkiem o splecione d³onie. Wœrуd dowуdcуw zapanowa³o poruszenie, da³y siк s³yszeж pochrz¹kiwania. Oczywiœcie nikt nie chcia³ spieraж siк ze swoim w³adc¹. W koсcu zdecydowa³ siк Brego, jeden z dowуdcуw konnych tysiкcy - uderzeniowej si³y rohaсskiego wojska. - E... e... Krуlu mуj... - Brego nie by³ mуwc¹, to wiedzieli wszyscy. Z³oœliwcy twierdzili, ¿e ³atwiej nauczyж psa œpiewaж uroczyste hymny ni¿ Trzeciego Marsza³ka Brega sztuki przemawiania. To, ¿e nie by³ oratorem, nie przeszkadza³o mu jednak byж znakomitym dowуdc¹ i dzielnym wojownikiem. - Krуlu mуj, znaczy... Myœlк ja... e... niebezpieczne to. No tak. Niebezpieczne. Tak. - Wystarczy, Brego, wystarczy! - Eodreid skrzywi³ siк i wszyscy obecni wymienili zdziwione spojrzenia: w³adca Rohanu nigdy wczeœniej nie pozwala³ sobie na przerywanie czкsto niezrozumia³ych wywodуw Trzeciego Marsza³ka. - Myœl tw¹ pojmujк. Niebezpiecznie jest iœж z szeœcioma tysi¹cami na trzykrotnie liczniejsze oddzia³y wroga, powiadacie? Ale mistrz Holbytla s³usznie zauwa¿y³, ¿e odnowiwszy sojusz z Morskim Ludem, zwiкkszymy nasze szansк. W razie powodzenia do³¹cz¹ do nas cztery tysi¹ce mieczy! Z tak¹ armi¹ mo¿na ju¿ œmia³o iœж na Tharbad... Folko zacisn¹³ usta: bardzo mu siк nie spodoba³o takie ukierunkowanie narady. Eodreid sprowadzi³ rozmowк do problemуw czysto militarnych - czy wystarczy si³, gdzie skierowaж g³уwne uderzenie, co zrobiж, by zdobyж sojusznikуw - jakby wszyscy ju¿ zgodzili siк z tym, ¿e traktat, podpisany przez w³adcк Rohanu, jest niczym wiкcej jak tylko pomazanym przez dzieciaka kawa³kiem znakomicie wyprawionej skуry. - Ale okrкty Morskiego Ludu odp³ynк³y - zaoponowa³ Freka, Czwarty Marsza³ek. - Trzeba bкdzie wiele czasu, by ponownie zebrali swoje si³y... - Ale¿ oni nie zgodz¹ siк na to! - wypali³ nieoczekiwanie Malec. - To s¹ przecie¿ piraci. Uczciwych wojownikуw mo¿emy policzyж na palcach jednej rкki. Mo¿e Farnak, pewnie, Lodin - te¿... Powiadaj¹, ¿e Chelgie jest w porz¹dku... A reszta? Chocia¿by Skilludr! Gdzie tu jest dla nich ³up? Oni ju¿ Howrarom odebrali wszystko, co mogli. A co do Hazgуw, to nie s¹ tacy g³upi, ¿eby siк z nimi w bitkк wdawaж. Folko zruga³ siebie w myœlach za to, ¿e tak oczywiste fakty nie przysz³y mu do g³owy. - Racja! - zahucza³ Torin. - Tym z Morskiego Ludu nale¿y p³aciж, i to z gуry. Wtedy walcz¹ jak orkowie. Gdy ich Morgoth zachкca³... Eodreid spuœci³ wzrok, ale wcale nie wygl¹da³ na kogoœ, kto przyznaje siк do w³asnego b³кdu. Wygl¹da³ na œmiertelnie zmкczonego niewybaczaln¹ g³upot¹ swoich najbli¿szych, nierozumiej¹cych oczywistych nawet dla dziecka spraw. Zapad³a cisza; przytulna komnata niespodziewanie wyda³a siк hobbitowi z³owroga, jak izba tortur. Mia³ wra¿enie, ¿e w starych murach od¿y³a rozpacz Theodena, gdy ten, zamkniкty niczym niedŸwiedŸ w norze, czeka³, kiedy orkowie Sarumana wedr¹ siк w koсcu do jego cytadeli... Folko wyczu³ tк przyt³aczaj¹c¹ rozpacz tak wyraŸnie, jak dziesiкж lat temu wyczuwa³ zbli¿anie siк Olmera. Od czasu zag³ady Szarych Przystani nie zdarza³o mu siк nic podobnego; chwyta³y go nie wiadomo czym wywo³ane md³oœci. A tymczasem Eodreid mуwi³ dalej: - Cу¿, znam ju¿ opiniк Rady. Przyznam, ¿e oczekiwa³em innej odpowiedzi... Oczywiœcie, mogк po prostu wydaж rozkazy, ale wola³bym przekonaж was. Stary œwiat ju¿ nie istnieje, myœla³em, ¿e wszyscy o tym wiedz¹. Nadesz³a pora innych wojen. Takich, w ktуrych wrogуw musisz wyci¹ж w pieс, od ma³ego do starego, poniewa¿ w innym wypadku oni unicestwi¹ twуj rуd. Minhiriath, Enedhwaith, Eriador - s¹ zaludnione przybyszami ze wschodu. Nasze ziemie to wysepka, ze wszystkich stron otoczona falami barbarzyсskiego morza, morza obcych... Heggowie, Hazgowie, Howrarowie, Dunlandczycy... A za Anduin¹ - jakie tam ¿yj¹ nikomu nieznane plemiona, przyby³e jeden Manwe wie sk¹d! A przeciwko nim stoimy tylko my. Gondor jest s³aby i ledwo odpiera nacisk Haradrimуw, dzia³aj¹cych wspуlnie z korsarzami Umbaru. My jesteœmy ostatni¹ nadziej¹ Dobra i Œwiat³a. My powinniœmy rozpocz¹ж tк wielk¹ wojnк, ktуra skoсczy z truj¹cymi pomiotami Olmerowego najazdu. Rohan ma do tego prawo. Zap³aciliœmy ju¿ najwy¿sz¹ z mo¿liwych cen. Po³owa naszych mк¿уw poleg³a w tej wojnie! Czy mo¿emy wiкc pozwoliж sobie na czekanie, a¿ wrуg raczy sam napaœж na nas?! Nie, nie i jeszcze raz - nie! Postкpujemy zgodnie z testamentem Valarow. Si³y Mroku pad³y, po³amawszy sobie zкby o mury Szarych Przystani. My nie jeden raz i nie dwa zwyciк¿aliœmy naszych wrogуw i wiemy: nie maj¹ oni ju¿ ¿adnych magicznych mocy, jak, zreszt¹, i sprawnych dowуdcуw. Drugiego Olmera nie ma i nie bкdzie! Zwyciк¿ymy! - Hm... - W g³osie Torina nie wyczuwa³o siк szacunku. A jeœli przegramy? Easterlingowie na razie s¹ jeszcze bardzo mocni... Nie jestem pewien, czy Dorin S³awny ponownie wyprowadzi w pole moryjski hird. A czy oprze siк Rohan, bкd¹c nawet w sojuszu z Morskim Ludem, w ktуrego mo¿liwoœci bardzo pow¹tpiewam, gdy przeciwko nam wyst¹pi ca³a moc Terlinga i Otona wraz z Angmarem? Pamiкtajmy, ¿e nie mogliœmy utrzymaж Tharbadu, mimo ¿e z nami byli i Beorningowie, i czкœж Eldringуw - niema³a si³a! A jednak czym siк to wszystko skoсczy³o? Ziemie o cztery tylko dni drogi od Iseny... Œmiech i tyle. Zaleg³a niezrкczna cisza. Krasnolud mуwi³ prawdк. Koniec wojny zupe³nie nie przypomina³ tego zaplanowanego w Edorasie, gdy wojnк rozpoczynano... Folko wpatrywa³ siк w oblicze krуla. Bardzo dobrze zna³ w³adcк, pamiкta³ triumfuj¹c¹ armiк i samego wodza, m³odego jeszcze: jego twarz promienia³a szczкœciem, gdy padli ostatni Howrarowie - obroсcy Meduseldu, i Eodreid na ziemi swych przodkуw donoœnym g³osem obwieœci³ Przywrуcenie Rohanu. Pamiкta³ hobbit energicznego, m¹drego w³adcк Marchii w dniach szturmu na Rogaty Grуd i walk o Isenк. I on, mistrz Holbytla, nie mуg³ siк myliж - coœ ow³adnк³o krуlem. Eodreid nigdy nie napawa³ siк wojn¹. Pokуj by³ wyj¹tkowo sprzyjaj¹cy Rohanowi: Howrarowie, po niez³ej lekcji, raczej nie zaryzykowaliby w najbli¿szej przysz³oœci napaœci na Marchiк... Coœ tu by³o nie w porz¹dku, wmiesza³y siк jakieœ si³y, ktуre popycha³y rohaсskiego w³adcк do samobуjczego kroku. Jakie to si³y? Co mog³o a¿ tak zm¹ciж umys³ doœwiadczonego, dzielnego stratega, ktуry mia³ za sob¹ niejedn¹ wojnк? Dlaczego podj¹³ decyzjк absurdaln¹ nawet dla stetrycza³ego Erkenbranda? Z³ama³ krуlewskie s³owo. Poza ojcobуjstwem nie by³o dla przybyszy ze Wschodu ohydniejszej zbrodni. I gdzieœ w g³кbi duszy hobbita, wy³amuj¹c zakrzep³¹ skorupк lodu, nagle odezwa³o siк jakieœ wspomnienie z przesz³oœci, ktуre jakby ³¹czy³o siк z niedaj¹cymi siк wymazaж z pamiкci dniami pogoni za Olmerem. To by³o jak spodziewany bуl, towarzysz¹cy wyrywaniu zepsutego zкba... Œciany komnaty drgnк³y i rozmy³y siк. W piersi poruszy³o siк coœ ciep³ego i Folko omal nie spad³ z siedziska - od¿ywa³ sztylet Otriny! Dziesiкж lat, dziesiкж d³ugich lat s³u¿y³ mu wiernie, ale ca³kowicie straci³ magiczne w³aœciwoœci, sta³ siк zwyczajnym ostrzem, mo¿e nawet z doskona³ej stali, ale tylko tyle. Nie wierz¹c sobie, hobbit dotkn¹³ pochwy palcami - tak jest, stara wytarta skуra promieniowa³a wyraŸnym ciep³em. Moce drzemi¹ce w ostrzu z b³кkitnymi kwiatami budzi³y siк do ¿ycia. Ca³kowicie straci³ poczucie rzeczywistoœci. Ws³uchiwa³ siк w swoje odczucia. Nie... niby nic szczegуlnego... a jeœliby zajrzeж tu?! Na prawej rкce nadal nosi³ prezent ksiкcia Forwego - z³oty pierœcieс z b³кkitnym kamieniem. Purpurowy motylek, ktуry kiedyœ trzepota³ skrzyde³kami w rytm bicia serca hobbita, dawno znikn¹³ z g³кbin kamienia; wszyscy przywykli do pierœcienia, uwa¿ali go za zwyczajn¹ ozdobк, dziwn¹ zachciankк dzielnego wojownika, ktуremu, tak naprawdк, nie przystoi zdobiж siк kobiecymi œwiecide³kami. Przez dziesiкж lat pierœcieс by³ martwy, a teraz, po tym, co siк sta³o ze sztyletem, Folko nawet niezbyt siк zdziwi³, dostrzegaj¹c w g³кbinach kryszta³u miarowe ruchy ogniœcie purpurowych skrzyde³. Motylek o¿y³. Dawniej Folko Brandybuck poderwa³by siк z miejsca i z ogniem w oczach za¿¹da³, by wszyscy ws³uchali siк w te groŸne oznaki, wieszcz¹ce... Eru jeden wie, co. Na pewno coœ z³ego. Tego rodzaju emocje jednak ju¿ minк³y. Teraz hobbit odwrуci³ pierœcieс kamieniem w dу³, ¿eby nikt nie zauwa¿y³ zmiany. Wysi³kiem woli zmusi³ siк do przys³uchiwania temu, o czym rozmawiano. A dzia³o siк coœ niedobrego. Eodreid chyba po raz pierwszy w trakcie swego panowania da³ upust z³oœci. Nie, nie krzycza³ i nie tupa³ nogami, nie kaza³ œci¹ж wszystkich, ktуrzy siк z nim nie zgadzaj¹, po prostu wydawa³ polecenia lodowatym, martwym g³osem, a to by³o jeszcze gorsze. Doœwiadczeni wojownicy czuli, jak w³osy staj¹ im dкba, a po plecach sp³ywa zimny pot. Mo¿na by³o s¹dziж, ¿e zamiast ich krуla, ktуremu wszyscy byli szczerze oddani, pojawi³ siк w komnacie zupe³nie inny cz³owiek, twardy i okrutny. Rozkazy jego budzi³y grozк. - Zatroszczcie siк, by zabrano wystarczaj¹co du¿o trutki tej, ktуr¹ otrzymaliœmy od krasnoludуw i ktуr¹ oni stosuj¹ na kamienne szczury. Po drodze bкdziemy zatruwaж studnie wszystkie, co do jednej! Wzi¹ж ze sob¹ zapasy oleju - wypalimy pola i pastwiska. Wsie i miasta sp³on¹ wraz z mieszkaсcami. Nikogo nie oszczкdzaж! Bкkarty mroku nie zas³uguj¹ na litoœж. Dzieci nie s¹ wyj¹tkiem. Nie chcк, by wyroœli z nich mœciciele. W ten sposуb raz na zawsze powstrzymamy najazdy z zachodu na Rohan. - A co, skoro tak, z Amorem, mуj panie? - zapyta³ Brego. - Terling jest mocny, przeklкty, ¿eby go rozerwa³o na strzкpy! Pod Tharbadem odczuliœmy to na w³asnych skуrach! - Tak, Terling jest mocny - bez zastanowienia odpowiedzia³ Eodreid. W jego spojrzeniu pl¹sa³y czerwone odblaski ognia pochodni, przez co wydawa³o siк, ¿e krуl ju¿ widzi olbrzymie po¿ary, trawi¹ce wra¿e miasta i wsie. - Ale bкdzie musia³ iœж przez wypalone ziemie. Jego wojsko po przekroczeniu Gwathlo nie znajdzie wody, ¿ywnoœci ni fura¿u. A my uderzymy naс na wczeœniej przygotowanych rubie¿ach, wymкczymy atakami z zasadzki... Nie dojd¹ do Iseny! Malec g³oœno prychn¹³. Ma³y Krasnolud nie przebiera³ w s³owach nawet przed obliczem krуla. - Dojd¹, dojd¹, jeszcze jak dojd¹! - rzuci³, nie namyœlaj¹c siк. - Wodк wezm¹ w buk³akach z Gwathlo. A mog¹ nawet ³atwiej siк tu dostaж - okrкtami po Isenie... Z³ota na przekupienie Morskiego Ludu maj¹ doœж. Eodreidowi drgn¹³ policzek. - Rada zakoсczona - powiedzia³ zgrzytliwym g³osem, ledwie panuj¹c nad rozpieraj¹c¹ go wœciek³oœci¹. - Mam nadziejк, ¿e wszyscy Marsza³kowie Marchii spe³ni¹ swуj obowi¹zek. Wojska nie rozpuszczaж! A pos³уw do Morskiego Ludu wyœlк natychmiast. Na Isenie obecnie stoi dru¿yna tana Farnaka, czy¿ nie tak? Z nim w³aœnie pos³owie wyrusz¹. A teraz pozwalam wszystkim odejœж. Marsza³kowie wstawali jeden po drugim, odchodzili, sk³aniaj¹c g³owк przed w³adc¹. Grube dкbowe drzwi zamknк³y siк. Z krуlewskich komnat ulokowanych na gуrnych piкtrach prowadzi³ tylko jeden korytarz, a wiкc czy ktoœ tego chcia³ czy nie, wszyscy rohaсscy dowуdcy szli razem. Panowa³a przyt³aczaj¹ca cisza. - Ee...! Nie wolno nam, ten tego, rozumiecie, nie wolno tego wymyœlonego robiж! - zdumiewaj¹co dobitnie rzek³ Brego. Wszyscy zatrzymali siк jak na komendк. Wygl¹da³o, ¿e pozostali rohaсscy wielmo¿e myœleli tak samo, poniewa¿ Frekowi wyrwa³o siк: - Prawda, tylko jak? - Jak, jak... - wychrypia³ wci¹¿ jeszcze purpurowy Erkenbrand. - Co tu o tym gadaж... Wszak s¹ miкdzy nami najemnicy! Folko gwa³townie odwrуci³ siк, jakby smagniкty batem. - Czy aby nie zamyœla Najdzielniejszy spiskowaж przeciwko swemu krуlowi? - wycedzi³ przez zкby hobbit, k³ad¹c d³oс na rкkojeœci. Obok niego zatrzyma³y siк krasnoludy, trzymaj¹c topory w pogotowiu. - E, wy co... tego! - poderwa³ siк Brego, b³yskawicznie staj¹c miкdzy starym wojownikiem i Folkiem. - Najdzielniejszy, proszк ciк... - Jeœli dojrzewa tu zdrada... - wyskandowa³ Torin lodowatym g³osem. - Jaka zdrada! - wrzasn¹³ rozpaczliwie Freka. - Wszak rozkazy krуla zgubi¹ Rohan! Przecie¿ pierwsi siк im sprzeciwiliœcie! - Ale to nie znaczy, ¿e zdradzimy swoje s³owo - odparowa³ Malec. - My te¿ nie zamierzamy! - wykrzykn¹³ z zapa³em Hama, najm³odszy z rohaсskich Marsza³kуw. - Chcemy po prostu uratowaж krуla od zguby! Czy nie na tym polega prawdziwy obowi¹zek tych, ktуrzy kochaj¹ swуj kraj i swego w³adcк? Folko, Torin i Malec, wymieniwszy spojrzenia, beznamiкtnie i w milczeniu ¿egnali siк z pozosta³ymi Marsza³kami. - Hej, dok¹d wy... ten... tego? - zaniepokoi³ siк Brego. Musimy pogadaж. Bкdziecie z nami czy nie? - Czy¿ mog¹ najemnicy, jak nas okreœli³ czcigodny Erkenbrand, dyskutowaж nad rozkazami naszego zleceniodawcy? odezwa³ siк Torin umyœlnie lodowatym tonem. - W³adca Eodreid wyda³ polecenie. Nie pozostaje nam nic innego, jak wykonaж je. Brego sp¹sowia³. - No, tego... znaczy siк, nie miejcie w sercu z³oœci. Ja, tego, wybaczenia proszк, s³yszycie? Ja, jakby... e... od wszystkich nas... prawda? - Spocony z wysi³ku, albowiem rzadko zdarza³o mu siк prawiж takie uprzejmoœci, obrzuci³ spojrzeniem pozosta³ych Marsza³kуw Rohanu. - Wy, tego, nie z³oœжcie siк na Najdzielniejszego. On przecie¿... no, znaczy, stary, czy jak tam... - Poczekaj, Torinie. - Folko tr¹ci³ ³okieж przyjaciela. Nie zaszkodzi, gdy wys³uchamy wszystkich. Mo¿e razem dojdziemy do jakiegoœ s³usznego wniosku. Widaж by³o, ¿e krasnoludy s¹ œmiertelnie obra¿one. Sam Folko rуwnie¿ nie wybaczy³by nikomu takich s³уw, gdyby Erkenbrand nie by³ tak stary i stetrycza³y. Cudem wyszed³ z boju nad Isen¹ i, jak powiadaj¹ ludzie, zmieni³ siк bardzo po tej bitwie - niestety nie na lepsze. - S³usznie, s³usznie! - podchwyci³ Freka. - Najdzielniejszy... - Najdzielniejszy myli³ siк, wypowiadaj¹c zapalczywie oœwiadczy³ wolno Seorl, dot¹d milcz¹cy Pi¹ty Marsza³ek. - Nie nale¿y z powodu nierozwa¿nych s³уw jednego k³уciж siк ze wszystkimi. Mistrz Holbytla ma racjк. Musimy omуwiж wszystko dok³adnie i bez emocji. Nie od razu, ale uda³o siк wspуlnymi si³ami nak³oniж do tego krasnoludy. Erkenbrand, obraziwszy siк, oœwiadczy³, ¿e z „najemnikami” nie si¹dzie do sto³u, i oddali³ siк, daremnie usi³uj¹c przybraж dumn¹ i wielkopaсsk¹ postawк. By³o to jednak niemo¿liwe z powodu trzкs¹cej siк g³owy... Folko ze smutkiem patrzy³ w œlad za nim. Nie, nie mia³ racji, obra¿aj¹c siк na zdziecinnia³ego starca. Niech mуwi, co chce! Krуl trzyma go w Radzie tylko dlatego, ¿e chce okazaж szacunek ostatniemu ¿yj¹cemu wspу³towarzyszowi swego ojca... Oœmiu rohaсskich dowуdcуw zesz³o do wielkiej sali balowej. By³o tu dziœ ciemno i cicho - œwiкtowano poza murami zamku. - Tu my... tego... ten, mo¿emy porozmawiaж. - Brego usiad³ na ³awie. - Trzeba wymusiж, by zmieni³ rozkazy... - zacz¹³ Seorl, jednak¿e Freka przerwa³ mu gniewnie: - To nawet baran wie!... Ale czy ktуryœ z nas ma pomys³, JAK tego dokonaж? - Krуl Eodreid nie odstкpuje ³atwo od swego zdania wtr¹ci³ siк do rozmowy Teomund, Siуdmy Marsza³ek. - Zreszt¹, wczeœniej... - Wczeœniej nie podejmowa³ takich szalonych decyzji! warkn¹³ Seorl. - Co za giez go ugryz³? Jeszcze wczoraj nic nie zapowiada³o...! - A co tu gadaж... niewa¿ne, dlaczego tak zamyœla, czy nie mam racji? - Brego, najstarszy stopniem wœrуd zebranych, usi³owa³ kierowaж rozmow¹. - Trzeba ratowaж Rohan! Tak czy nie? Znaczy, ten, tego... wojsko z wyprawy... e... nie wrуci, wiadomo, tak czy nie? Nie wrуci, wiemy to wszyscy. No to jak krуla przekonaж? - Mo¿e gdy trochк och³onie, porozmawiamy z nim znowu... - zaproponowa³ Eotain. - A jeœli odmуwi? - nie ustкpowa³ Trzeci Marsza³ek. - Wtedy siк zastanowimy. - Eotain uchyli³ siк od odpowiedzi wprost. - No... tego... a jak uwa¿aj¹ mistrz Holbytla i czcigodne krasnoludy? - Brego zwrуci³ siк do Folka i przyjaciу³. Torin wzruszy³ potк¿nymi ramionami. - Na wojnie nie dyskutuje siк z rozkazami krуla. Mo¿emy do woli spieraж siк podczas Rady, ale jeœli, mimo wszystko, nie zmieni zdania, nale¿y siк podporz¹dkowaж jego woli. - Nawet jeœli... tego... no... ca³y ten tego... kraj, jak mu tam? na zatracenie? A ludzi, ktуrzy ocalej¹... tego... znaczy... w niewolк wpкdzi? - zapyta³ po prostu Brego. Potк¿ny mк¿czyzna szerokoœci¹ ramion niewiele ustкpowa³ krasnoludowi. Jego jasnobr¹zowe oczy pociemnia³y. Folko przypomnia³ sobie, ¿e Brego jako daleki krewny Eodreida, pomin¹wszy syna i cуrkк krуla Rohanu, jest, zapewne, jednym z pierwszych pretendentуw do korony Edorasu... - A... tego... co winni zrobiж... ci, no - oddani wojownicy... tego... oddani, znaczy siк, narodowi swemu... jeœli... w³adca, znaczy, prowadzi ich... jego... do zguby nieuniknionej? - rozwa¿a³ Trzeci Marsza³ek, coraz bardziej zapalczywie. Folko skrzy¿owa³ rкce na piersi i zmru¿y³ oczy. Wszystko wskazywa³o, ¿e mo¿e dojœж do przewrotu. Dobry dowуdca i odwa¿ny wojownik, Brego, bez wiкkszego trudu przeci¹gnie na swoj¹ stronк pozosta³ych Marsza³kуw. A jeœli armia siк nie wtr¹ci... to bкdzie mуg³ on wyzwaж na pojedynek Eodreida pod jakimkolwiek pretekstem, nawet zarzucaj¹c mu nastawanie na czeœж jego, Brega, ma³¿onki. A w pojedynku Trzeci Marsza³ek ma o wiele wiкksz¹ szansк... Mo¿e nawet nie posunie siк do k³amstwa - Rohirrimowie nie s¹ do tego sk³onni ale po prostu oœwiadczy, ¿e krуl oszala³ i nie mo¿e ju¿ rz¹dziж krajem. W obu wypadkach wyjœcie jest jedno: pole, s¹d mieczy. Czy¿by Trzeci Marsza³ek powa¿nie zapragn¹³ byж Pierwszym? Folko zerkn¹³ na Torina i Ma³ego Krasnoluda. Malec przybra³ g³upawo- senny wyraz twarzy, ale hobbit wiedzia³, ¿e udaje. D³oс Stroriego spoczк³a na rкkojeœci topora: by³ gotуw do boju. - Trzeba zrobiж tak, ¿eby rozkaz w³adcy doprowadzi³ kraj do zwyciкstwa, a nie do klкski - wzruszy³ ramionami Torin. W ka¿dym razie tak jest przyjкte u nas, krasnoludуw. Rozz³oszczony Brego waln¹³ piкœci¹ w kolano. - Arr! No... ee... tego... WyobraŸ sobie, tego - krуl, on, znaczy, nakazuje armii, e... ca³ej... znaczy siк... skakaж ze ska³y. No to jak wtedy „doprowadzisz do zwyciкstwa”?! - Mo¿emy siк sprzeczaж - odpar³ spokojnie Torin. - Czy¿byœ nie pamiкta³, czcigodny Brego, ¿e nie zgadza³em siк z w³adc¹? I nadal uwa¿am, ¿e nie honor teraz wojnк wszczynaж. Ale - gdyby siк uda³o - nie takie rzeczy mo¿na przeprowadziж. S³owo krуlewskie... Dobrze, zostawmy to. Teraz i Howrarуw, i Hazgуw mo¿na rozbiж, chocia¿ potem bкdziemy musieli siк zetrzeж z ca³ym stepem, i na dodatek z Arnorem!... Ale pierwsza sprawa ma szansк powodzenia. Mo¿e, gdyby nie traktat, sam bym coœ takiego zaproponowa³. Zaskoczenie jest matk¹ zwyciкstwa, jak mawiaj¹ u nas w Haldor Caisie... - Wiкc popierasz ten szaleсczy zamys³? - zapiszcza³ Brego, ujawniaj¹c w gniewie niebywa³e krasomуwstwo. Torin tylko pokiwa³ g³ow¹: - Nie chcк siк z tob¹ sprzeczaж, Trzeci Marsza³ku. Z ca³ej duszy bкdк odradza³ krуlowi takie dzia³anie. Nie dlatego, ¿e nam po ³bie siк oberwie, tylko dlatego, ¿e krуlewskie s³owo jest dro¿sze od wszelkich zwyciкstw. Tam, gdzie da siк rozwi¹zaж problem pokojowo, po co wszczynaж wojnк? S³owo Eodreida jest teraz dla Rohanu cenniejsze ni¿ piesze dru¿yny i konne szwadrony. Ale jeœli krуlewskiemu s³owu przestan¹ wierzyж... - krasnolud westchn¹³ ciк¿ko. Zapad³a cisza. Koniec. Dalej roztrz¹saж tк sprawк to jakby krкciж ko³o bez toczyd³a. Folko rozumia³, ¿e Brego w tej chwili siк waha: wyjawiж swoje plany ju¿ teraz czy jeszcze poczekaж. Musi siк wmieszaж. W pu³ku Folka byli nie tylko rodzimi Rohirrimowie, znalaz³o siк tak¿e wielu wojownikуw innych narodowoœci - Arnorczykуw, Gondorczykуw, Beorningуw, do³¹czy³o doс nawet kilku Bardingуw z Nadrunia. Z wieloma z nich hobbit przyjaŸni³ siк dawno temu, w czasie Wiosennej Wyprawy... Oni tak¿e otrzymywali wynagrodzenie z krуlewskiego skarbca, i z pewnoœci¹ nie odmуwiliby obrony Eodreida. Pu³k ³ucznikуw pieszych bardziej ni¿ w codzienny wschуd s³oсca wierzy³ s³owu swego dowуdcy, „ktуrego wzrost nijak siк mia³ do jego odwagi”. Tak wiкc w razie czego mуg³ Folko liczyж na co najmniej setkк dobrze wyszkolonych ³ucznikуw, tych, ktуrzy nie pochodz¹ z Rohanu. Mniej wiкcej dwie setki tak samo dobrych wojownikуw z liczby pancernych posz³yby za Torinem i Malcem... „Tyœ chyba zupe³nie siк zbiesi³, bracie hobbicie!” - zbeszta³ siebie Folko. By³o za co, bowiem okaza³o siк, ¿e jest on zdolny z zimn¹ krwi¹ planowaж, na kim mo¿e siк oprzeж w razie wewnкtrznej zawieruchy w Rohanie, i po czyjej stronie sam siк opowie! I w³aœnie teraz poczu³ przemo¿ny strach. Uœwiadomi³ sobie nagle, ¿e ju¿ by³ gotуw, pod byle jakim pretekstem uciekaj¹c st¹d, wydaж rozkaz swojej wybranej setce, stan¹ж na posterunku doko³a krуlewskich komnat i strzelaж do ka¿dego, kto siк zamierzy na w³adcк. Hobbit jak na jawie zobaczy³ Brega, wymachuj¹cego szerokim mieczem, i nierуwny szyk wojownikуw, ktуrzy ruszyli pod jego komend¹ do szturmu... Pokrкci³ g³ow¹, jakby usi³owa³ odpкdziж koszmarne wizje. To oznacza³oby koniec, koniec Rohanu i ostatniej nadziei... Na co? Na odrodzenie Arnoru?... Daleko zaszed³eœ, bracie hobbicie... - pomyœla³ skonfundowany. - Nie, nie, tak nie wolno. Nie wolno nam, hobbitom, tak d³ugo w obcych krainach... pod obcymi sztandarami... Sztylet Otriny uparcie dr¿a³ na piersi, i - dziwne - ale w³aœnie to pomog³o mu odzyskaж rуwnowagк. - Naszym obowi¹zkiem jest - zacz¹³ hobbit z pewnym wysi³kiem, nieco ochryp³ym g³osem - obowi¹zkiem wszystkich, ktуrzy s³u¿¹ Rohanowi, niewa¿ne, czy urodzili siк w okolicach Edorasu czy trzy tysi¹ce mil od niego, zachowaж spokуj i nie dopuœciж do zgubnych sytuacji, kiedy brat staje przeciwko bratu. Jest jeszcze mo¿liwoœж przekonania krуla. Sprуbujк to uczyniж. S¹dzк, ¿e moi druhowie, Torin, syn Dartha, i Strori, syn Balina, pomog¹ mi w tym. Bunt nale¿y zd³awiж w zarodku, zanim gadzina poka¿e jadowite k³y. Rzek³em. Wys³uchali go w milczeniu. Wiadomo, co chcia³ przekazaж mistrz Holbytla: ani on, ani jego pu³k nie wyst¹pi¹ przeciwko prawowitemu w³adcy. Brego przygryz³ wargк. Jak na spiskowca niezrкcznie ukrywa³ swoje uczucia. - Cу¿, mistrz Holbytla cieszy siк wielkim powa¿aniem u naszego w³adcy - rzuci³ Freka. - Mo¿e sam przemуwi mu do rozumu lepiej ni¿ my wszyscy... Brego zmuszony by³ przytakn¹ж. Spisek siк nie zawi¹za³. A tymczasem pod murami cytadeli trwa³a œwi¹teczna zabawa i piwo la³o siк strumieniami. Lud taсczy³, dok³adniej taсczyli ci, ktуrzy wrуcili, i ci, ktуrzy siк doczekali. Ci, ktуrzy nie wrуcili, le¿eli w odzyskanej ziemi, a ci, ktуrzy siк ich nie doczekali, rozpaczali w samotnoœci... - Musimy uprzedziж naszych! - wypali³ Folko, gdy tylko Malec zatrzasn¹³ drzwi. Naszych, oznacza³o takich jak oni, czyli najemnikуw. Hobbit mocno w¹tpi³ - i s³usznie! - czy strzelcy Rohirrimowie pos³uchaj¹ go, jeœli ka¿e im uj¹ж Trzeciego Marsza³ka Marchii i tych, ktуrzy do niego do³¹cz¹. O tym, co siк dzieje ze sztyletem Otriny i pierœcieniem Forwego, na razie postanowi³ nie mуwiж. Zd¹¿y! W tej chwili najwa¿niejsz¹ spraw¹ by³o rozmieszczenie swoich wojownikуw w odpowiednich miejscach, by mogli zniweczyж zamys³ Trzeciego Marsza³ka... Trzy setki ¿o³nierzy - nie za du¿o, ale i niema³o, jeœli rozlokuje siк ich umiejкtnie. A sztylet i pierœcieс poczekaj¹. Odpowiadaj¹c salutuj¹cym wartownikom, hobbit zauwa¿y³, ¿e ca³¹ ochronк tworz¹ ludzie z oddzia³u Brega. Trуjka przyjaciу³ uda³a siк na dziedziniec. Tu p³onк³y strzelaj¹ce iskrami ogniska, niezliczona liczba pochodni rozprasza³a mrok; niektуrzy ucztowali przy d³ugich sto³ach, obok wirowali tancerze. Muzykanci byli niezmordowani. - Rozchodzimy siк - powiedzia³ cicho Torin. - Jak tylko damy znaж - od razu z powrotem. Wierzк teraz Bregowi nie bardziej ni¿ kiedyœ Gandalf Sarumanowi! Folko skin¹³ g³ow¹ i ruszy³ do sto³уw, wyszukuj¹c wzrokiem swoich dziesiкtnikуw. Z najemnikуw, wojownikуw fortuny, stworzy³ swego czasu oddzieln¹ formacjк, ktуr¹ osobiœcie dowodzi³. Co poniektуrzy Marsza³kowie wybrzydzali i, jak siк okaza³o, mieli racjк. - Brand! Triod! Helsie! - wywo³ywa³ wojownikуw jednego po drugim. Jego dziesiкtnicy znali siк na rzeczy. Wystarczy³o im jedno spojrzenie dowуdcy, by zapomnieli o pijaсstwie. Wszyscy zaczynali jeszcze w Wiosennej Wyprawie, tк trуjkк zna³ Folko prawie od dziesiкciu lat. Zachowuj¹c spokуj i beztroski wyraz twarzy, Brand, Triod i Helsie znaleŸli siк obok hobbita. Rozumieli, ¿e sta³o siк coœ niezwyk³ego, skoro dowуdca przerwa³ im œwi¹teczn¹ biesiadк. - Szybko zbierzcie wszystkich, ktуrych spotkacie. Najlepiej ca³y oddzia³. Niech siк uzbroj¹ i bкd¹ w pogotowiu. Jeœli zatr¹biк w rуg, wiecie jak, zajmujcie wie¿к. Zablokujcie wejœcie. Pamiкtajcie: musi wystarczyж strza³. - I, ciszej, niemal szeptem, doda³: - Rohirrimom na razie ani s³owa! Jeœli nawet ktуryœ z dziesiкtnikуw zdziwi³ siк, to nie okaza³ tego. Skin¹wszy g³owami, wojownicy zniknкli w t³umie. Nagle ktoœ dotkn¹³ ramienia hobbita. - Mistrz Holbytla! - rozleg³ siк dŸwiкczny g³osik. Folko odwrуci³ siк gwa³townie. Sta³a przed nim wiotka niczym ŸdŸb³o trawy m³odziutka dziewczyna, nerwowo szarpi¹c bujny z³ocisty warkocz. Hobbit pozna³ j¹. To by³a ta, ktуra krzycza³a, witaj¹c go, gdy pu³k uroczyœcie wkracza³ do twierdzy. - Jestem Eowina. - Mк¿nie walczy³a z nieœmia³oœci¹. Ja... Ja szuka³am was przez ca³y wieczуr... Chcia³abym... jeœli mo¿na... - zarumieni³a siк - ...zataсczyж z wami... Wpatrywa³ siк w ni¹ zdumiony. Po raz pierwszy w ¿yciu s³ysza³ coœ podobnego z ust dziewczyny nie z hobbiciego rodu. Skonfundowany zdo³a³ tylko wymamrotaж coœ o swoim nieodpowiednim stroju, ale to nie przekona³o Eowiny. Pokonawszy w³asn¹ wstydliwoœж, poci¹gnк³a hobbita za brzeg p³aszcza: - No proszк! Co wam szkodzi? Czy mo¿e... - zala³a siк rumieсcem - ...mo¿e uwa¿acie, ¿e... jestem brzydula? Oczywiœcie nie by³a brzydul¹, i na miarк swych si³ Folko usi³owa³ j¹ o tym przekonaж. Co prawda, nie mia³ wnikliwego doœwiadczenia w prawieniu komplementуw - na pewno znacznie mniejsze ni¿ w strzelaniu z ³uku czy fechtunku. Eowina wci¹gnк³a go w kr¹g taсcz¹cych. Rкce dziewczyny spoczк³y na ramionach Folka, ten zaœ ostro¿nie, jakby to by³ ziej¹cy ogniem smok, dotkn¹³ niewiarygodnie szczup³ej dziewczкcej kibici... Niezbyt z³o¿one figury taсca pamiкta³ jeszcze z dawnych czasуw, kiedy, po zdobyciu Edorasu, po raz pierwszy trafi³ na rohaсskie œwiкto i sama krуlowa Morwen pomaga³a mu, przetaсczywszy z nim pierwszych piкж okr¹¿eс. Wtedy nikomu nie wydawa³o siк to czymœ niezwyk³ym... - Mistrzu Holbytlo... wybaczcie mi, ale... mogк was o coœ zapytaж? Gdzie mieszkacie? - jednym tchem wypali³a dziewczyna. - Gdzie mieszkam? - uœmiechn¹³ siк. - Teraz mуj dom jest tam, gdzie wojsko Rohanu. A gdy wrуcimy do Edorasu... Krуl Eodreid poka¿e mi, gdzie mam sk³oniж g³owк. Ale po co ci to wiedzieж, Eowino? - Mo¿e chcia³abym odszukaж was., ¿eby zaprosiж w goœci! Potrafiк piec takie ko³acze... Wszyscy mуwi¹, ¿e lepsze s¹ ni¿ mojej siostry! - W takim razie przyjdк na pewno! - odpar³ rozbawiony Folko, zastanawiaj¹c siк jednoczeœnie nad mo¿liwie delikatnym sposobem opuszczenia krкgu taсcz¹cych. - Wybacz mi, muszк ju¿ iœж, i tak oderwa³em siк od zajкж, od wykonywania pilnego krуlewskiego rozkazu... ¿eby zataсczyж z tob¹, Eowino... - Mimo to zaproszк was w goœcinк, mistrzu Holbytlo! - dobieg³ go g³os dziewczyny, kiedy siк oddala³. Folko jeszcze obejrza³ siк, na po¿egnanie zamacha³ rкk¹ i pogna³ ku wejœciu do wie¿y. - SpуŸniasz siк - obsztorcowa³ go szeptem Malec. Krasnoludy niecierpliwie przestкpowa³y z nogi na nogк. - Szybciej, bo jakoœ mi na sercu markotno. ¯eby ten Brego czegoœ nie wymyœli³... Trzeci Marsza³ek znikn¹³ gdzieœ. Folko, Torin i Malec rozlokowali siк przy rozwidleniu korytarzy, zamykaj¹c drogк na gуrк, do krуlewskich komnat. Wy¿ej stra¿ trzymali ¿o³nierze osobistego eoredu w³adcy i tym mo¿na by³o ufaж. Ca³a natomiast reszta stra¿y postawiona zosta³a przez Trzeciego Marsza³ka... Ci mogliby straciж g³owy... Znowu Folko przy³apa³ siк, ¿e myœli o Bregu, z ktуrym nieraz walczy³ ramiк przy ramieniu, jak o buntowniku i spiskowcu; ju¿ nie w¹tpi³, ¿e wojownicy Trzeciego Marsza³ka na pewno pуjd¹ za nim, a nie za swoim krуlem... „Coœ siк ze mn¹ dzieje! Jeszcze trochк i zacznк siк baж w³asnego cienia, bo niby dlaczego ci¹gle siк chowa za moimi plecami?” - Folko usi³owa³ zakpiж z siebie, ale ¿arty na nic siк zda³y. Dotkn¹³ ciep³ej rкkojeœci sztyletu, wyj¹³ broс z pochwy. - Jeszcze jest taka sprawa, przyjaciele... - opowiedzia³ druhom o przywrуconym do ¿ycia ostrzu i przebudzonym pierœcieniu. - To ci historia! - zachwyci³ siк naiwny Malec, widz¹c purpurowego motyla we wnкtrzu kamienia. - A ja ju¿ myœla³em, ¿e na zawsze zgas³... - Dobrze by by³o jeszcze wiedzieж, co to znaczy. - Torin zdj¹³ he³m, wytar³ spocone czo³o. - Co je obudzi³o, na Durina? - Pewnie wszyscy myœlimy... albo przypominamy sobie... to samo - pу³g³osem odezwa³ siк Folko. - Wszystkie te przedmioty by³y ¿ywe, gdy w naszym œwiecie dzia³a³y nieludzkie si³y. No i Olmer... - Prawda! - Torin uderzy³ siк w czo³o. - Wiкc myœlisz, ¿e gdzieœ znowu... - W³aœnie tak myœlк - zapewni³ go stanowczo Folko. Zbyt d³ugo w¹tpiliœmy za pierwszym razem. Rozmyœlania, gadanina... i wpadliœmy po uszy. Do dziœ nie uda³o siк wszystkiego rozwik³aж! Nie, Torinie, lepiej dmuchajmy na zimne! Oto, jak widaж, znak otrzymaliœmy - jakaœ z³a Moc znowu od¿y³a w Œrуdziemiu... I magiczne przedmioty od razu j¹ wyczu³y. - Z³a Moc... No dobrze, ale co nale¿a³oby teraz zrobiж? roz³o¿y³ rкce Malec. - Pos³uchaj, Folko, mo¿e od³у¿my tк rozmowк? Tu, obok nas, Brego szykuje siк do ataku... A ta twoja Moc - nie wiemy na razie, gdzie jest i jak wygl¹da. Czy Forwe mуwi³ ci, ¿e pierœcieс wyczuwa takie Moce? - Nie, tego nie mуwi³ - przyzna³ Folko. - Ale on te¿ nie wiedzia³ wszystkiego o tym przedmiocie. Na przyk³ad, ¿e i pierœcieс, i Palantiry uda siк Olmer owi oœlepiж... - I tylko tyle? A ty od razu zdecydowa³eœ, ¿e z³a Moc siк pojawi³a? - Malec parskn¹³ pogardliwie. - Chyba ¿e twуj sztylet... - Przecie¿ czu³ Moc, kiedy znajdowa³ siк w pobli¿u. Przypomnij sobie b³кkitny kwiat! - Czyli Moc jest gdzieœ obok? - nie ustawa³ Strori. Gdzieœ blisko? Tu, w Rogatym Grodzie? - Mo¿liwe, ¿e i w Rogatym Grodzie... - rzuci³ Torin. - To nawet bardzo prawdopodobne. Wiecie, przyjaciele, co przy sz³o mi do g³owy? Mo¿e w³aœnie napуr owej si³y tak odmieni³ Eodreida? - Z pewnoœci¹! - Hobbit machn¹³ rкk¹. - Nie inaczej! - Eodreid jest opкtany z³¹ Moc¹? - wykrzykn¹³ Malec. Czy wyœcie siк blekotu objedli? - Nie tylko Eodreid - doda³ po namyœle Folko. - Ale i Brego. Przypuszczam, ¿e ktoœ postanowi³ sk³уciж dwуch najpotк¿niejszych rohaсskich wojownikуw... wiadomo po co. - No w³aœnie, a tymczasem my zastanawiamy siк dlaczego... - przeci¹gaj¹c s³owa, odezwa³ siк Torin. - Skoro tak, to nasze przekonywanie zda siк psu na budк? - Jeœli Eodreid zosta³ zaczarowany, to bкdzie, jak powiedzia³eœ - przytakn¹³ Folko. - Masz ci los! No to co mamy robiж, niech mnie trzaœnie Hrugnir! - zdenerwowa³ siк Malec. - Gdzie szukaж maga? Radagasta nie ma... - zakoсczy³ rozwa¿ania maj¹cym wyraziж brak nadziei gwizdem. - Zobaczymy, mo¿e sztylet i pierœcieс same nam coœ podpowiedz¹? - odezwa³ siк Folko. - Pamiкtam, mуwi³ mi Forwe, ¿e jego pierœcieс wska¿e Wody Przebudzenia z ka¿dego miejsca w Œrуdziemiu... Mo¿e prуcz tego ma jeszcze inn¹ moc? - Poprzednio jakoœ obeszliœmy siк bez pierœcienia - prychn¹³ Malec. - Chyba dlatego, ¿e Avari byli z nami - znalaz³ wyjaœnienie Folko. - Nie musia³em i nie patrzy³em na pierœcieс. A potem... kiedy ju¿ goœciliœmy u ksiкcia Forwego... zapomnia³em, przyznam, o nim, tyle tam dziwnych rzeczy by³o! - Co do dziwnych rzeczy - zgoda... - chrz¹kn¹³ Torin. Ech, wspania³e dawne czasy! Elfуw wojna nie dotknк³a... Dobra, nie ma co gadaж! Sami nie chcieliœmy tam zostaж, wiкc po co teraz marudziж. Lepiej pogadajmy o najwa¿niejszych teraz sprawach. Co zrobimy z krуlem Eodreidem? I, w ogуle, na co siк przydadz¹ nasze domys³y? - A co mo¿emy zrobiж? - Malec wzruszy³ ramionami. - Jak powiadaj¹ - same domys³y to nie s³odkie pomys³y! Mo¿emy je sobie kisiж, mo¿emy wкdziж, i tak ¿adnego z nich po¿ytku. - Dziesiкж lat temu te¿ tak mуwi³eœ - uœmiechn¹³ siк Folko, s³uchaj¹c Ma³ego Krasnoluda. - Mуwi³em i mуwi³em - mrukn¹³ Malec. - A co wtedy siк dzia³o - lepiej nie wspominaж. - Ale trzeba bкdzie - zauwa¿y³ Torin. - Bo jeœli Folko ma racjк... a bezpieczniej dla nas jest przyj¹ж, ¿e siк nie myli, to, obawiam siк, ¿e na œwiat³o dzienne znowu wylaz³ jakiœ pomiot Saurona! - Och, przestaс straszyж! - nasro¿y³ siк Malec. - Od czasu kiedy widzia³em upadek Szarych Przystani, niczego ju¿ siк nie lкkam. A poza tym - co bкdziemy robiж, do Mordoru siк uda my? Byliœmy tam wszak! I co znaleŸliœmy? W kieszeni wesz, na polach perz! Czego tam mamy szukaж? Przecie¿ nasz mistrz Holbytla w³asnorкcznie i przy naszej obecnoœci pierœcieс do Orodruiny cisn¹³. Czy znowu jakiœ od³amek zosta³ wyrzucony, ¿eby dzia³o siк coœ z³ego? Folko pokrкci³ g³ow¹: - Wszystko, co powiedzia³eœ, jest s³uszne, Strori. Ale... Poczekajmy, porozmawiam jeszcze raz z Eodreidem. Mo¿e i sztylet, i pierœcieс jakoœ siк odezw¹... Mo¿e czegoœ siк dowiemy. - A jeœli nie? - nie ustawa³ Ma³y Krasnolud. - Co wtedy? Znowu poniewierka po Œrуdziemiu? Czy coœ innego? A poza tym - zapomnieliœmy, co obiecaliœmy zrobiж? Co mуwiliœmy tam, na Orodruinie? Skoro nie zniszczyliœmy Olmera, to zniszczymy owoce jego wojny! Tak wiкc nie mo¿emy odejœж z Rohanu... - Oczywiœcie, za wczeœnie, ¿ebyœmy st¹d odchodzili - pokiwa³ g³ow¹ Folko. - Eodreid... musimy wiedzieж, co siк z nim dzieje. A i z Brega nie mo¿emy spuszczaж oka! Poczekajmy do rana, pуjdк jeszcze raz do krуla, tak jak obieca³em Marsza³kom... - Cokolwiek wymyœlimy - spaж nam dziœ nie wolno - pod sumowa³ Torin. - Bкdziemy trzymaж wartк! Jeœli w sprawк s¹ wpl¹tane jakieœ moce, to nikomu nie mo¿emy wierzyж... - Nawet mnie? - zmarszczy³ siк Malec. - Wydaje mi siк, ¿e chyba zg³upia³eœ, synu Dartha. Dobra, mo¿emy staж na warcie, ale ja chcк byж pierwszy - zamawiam. Nienawidzк, jak siк mnie budzi w œrodku nocy! - Dobrze, przekona³eœ mnie! - rozeœmia³ siк Torin. - Bкdziesz pierwszy trzyma³ wartк. Na tym skoсczy³a siк narada.

2 4 Czerwca, Rogaty Grуd, Marchia Rohaсska Od dziesiкciu lat Folko potrafi³ zasypiaж w mgnieniu oka niezale¿nie od okolicznoœci. Kto wie, kiedy znowu uda siк przy³o¿yж g³owк do poduszki? Dlatego tej nocy zasn¹³ rуwnie ³atwo jak pod dachem rodzinnego domu. G³os wewnкtrzny mu szepta³: dzisiaj nic siк nie wydarzy... nic siк nie wydarzy... nic siк nie wydarzy... Torin wyrwa³ go ze snu w œrodku nocy: - ObudŸ siк! Twoja kolej. Skin¹³ g³ow¹, b³yskawicznie przechodz¹c ze snu do jawy. Tк umiejкtnoœж opanowa³ podczas wojennej tu³aczki. Warta rzecz œwiкta. Narzuci³ na ramiona pelerynк, kryj¹c pod ni¹ kolczugк i miecz; swуj posterunek urz¹dzili na placyku miкdzy kolejnymi marszami schodуw, obok wysokiego i w¹skiego okna, z ktуrego znakomicie widaж by³o niemal ca³y He³mowy Jar, w tej chwili zalany ksiк¿ycow¹ poœwiat¹. Pod oknem p³onк³y liczne ogniska biwakuj¹cego wojska - koszary w Rogatym Grodzie okaza³y siк za ma³e. W obozie panowa³ spokуj, i hobbit ju¿ prawie nabra³ pewnoœci, ¿e do rana nic siк nie wydarzy, gdy k¹tem oka zauwa¿y³ przemykaj¹ce miкdzy ogniskami sylwetki wojownikуw. Na przedzie dostrzeg³ potк¿n¹ postaж Trzeciego Marsza³ka! - Klnк siк na Wielkiego Orlangura! - szepn¹³ zaskoczony Folko. Mimo wszystko nie oczekiwa³ czegoœ takiego. Znaczy, Brego, jednak, zdecydowa³ siк... hobbit podniуs³ do ust nie wielki rуg, chc¹c daж sygna³ swoim wojownikom, i otworzy³ okno, by dŸwiкk lepiej siк rozniуs³. Jednak¿e... Tak siк nie godzi. Nigdy jeszcze Rohan nie doœwiadczy³ wewnкtrznych buntуw, nigdy dot¹d brat nie wyst¹pi³ przeciw bratu. Nieszczкœcie, ktуre spotka³o Gondor, da³o do myœlenia innym. Tak wiкc, czy jego wojownicy bкd¹ pierwszymi, ktуrzy zaczn¹ zawieruchк w Marchii? Oczywiœcie, nic nie przeszkadza³o hobbitowi pos³aж strza³к dok³adnie miкdzy he³m i kolczugк Trzeciego Marsza³ka, ale... Co bкdzie, jeœli... - Hej tam! Czcigodny Brego, tak pуŸno wybra³eœ siк na spacer? - krzykn¹³ na ca³y g³os, wychyliwszy siк niemal do pasa ze strzelnicy. - Nie s³ysza³em alarmu! Brego znieruchomia³, jakby nagle jego stopy zapuœci³y korzenie. Hobbit, nie kryj¹c siк, patrzy³ na zaskoczonego Marsza³ka. - Potrzebujesz tylu ¿o³nierzy do towarzystwa? Mam nadziejк, ¿e nie budzi³eœ moich. Nie lubi¹ oni tego, ¿e strach! Brego, ktуry i tak mia³ k³opoty z wymow¹, zapomnia³ jкzyka w gкbie. Nie mog¹c poradziж sobie z trzema naraz s³owami, tym bardziej nie potrafi³ wymyœliж ¿adnej celnej riposty. Postanowi³ jednak przejœж do ataku. - A ty... tego... co ja ci mam siк... ten tego... opowiadaж?! - wrzasn¹³, nieudolnie maskuj¹c niepokуj. - Sprawdza³em warty, tak czy nie, rozumiesz? - I dlatego towarzyszy ci setka piechoty? - zadrwi³ Folko. Brego nie potrafi³ wybrn¹ж z k³opotu. Hobbit nie mia³ problemуw z odgadniкciem, o czym myœla³ w tej chwili rohaсski bohater: ten nizio³ek nie œpi... to znaczy, ¿e jego przyjaciele krasnoludy - te¿... Uderzyж ca³¹ si³¹ - to wojna przeciwko wojsku Eodreida... A to wojsko dochowa wiernoœci... - A bo ten tego... przesadzi³y zuchy moje, znaczy siк, z winem... Zmusi³em ich do wietrzenia g³уw! - wykrztusi³ w koсcu Trzeci Marsza³ek i, odwrуciwszy siк do swoich ludzi, wyda³ rozkaz tak g³oœno, by i Folko go us³ysza³: - No, pijanice, na kwatery! Reszta nocy minк³a spokojnie. Brego wiкcej siк nie pokaza³. Nadszed³ œwit. Œnie¿ne szczyty okrasi³a purpura. W obozie odegrano pobudkк. Po poœpiesznym œniadaniu hobbit i krasnoludy rozpoczкli naradк. - Trzeba powiadomiж krуla - nalega³ Torin. - Brego wyraŸnie chcia³ wszcz¹ж bunt! - Jeœli nawet wszcz¹³, to potwornie niezdarnie - sprzeciwi³ siк hobbit. - Nie mamy ¿adnych dowodуw, ¿eby mуc go oskar¿yж o zdradк - a mуwimy o oskar¿eniu nie zwyk³ego ¿o³nierza, lecz Trzeciego Marsza³ka Marchii! - No to co, mamy czekaж, a¿ on nas ruszy? - poderwa³ siк Torin. - ¯ebyœmy siк tylko znowu nie spуŸnili! - Nie! - upiera³ siк Folko. - Brego to nie Olmer. Lepiej chroсmy po prostu krуla. Nasi ludzie musz¹ byж ci¹gle w pogotowiu. Ja nie spuszczк oka z Brega, przyrzekam wam. A jak tylko on... Burzliwy spуr przerwa³o pojawienie siк krуlewskiego pos³aсca. Eodreid wzywa³ ich wszystkich do siebie, natychmiast. £o¿e krуlewskie wygl¹da³o na nietkniкte. Oczy w³adcy zapad³y siк g³кboko, otacza³y je sine podkуwki. Z pewnoœci¹ nie spa³ tej nocy. - Mistrzu Holbytlo, o czym tak g³oœno rozprawia³eœ tej nocy z Trzecim Marsza³kiem? - zapyta³ bez ogrуdek krуl. - Co robi³ on pod wie¿¹ z setk¹ uzbrojonych wojownikуw? - A... E... panie mуj... - zaj¹kn¹³ siк Folko. - Myœlк, ¿e Brego nie mуg³ zasn¹ж... Szuka³ wiкc sobie zajкcia, kr¹¿y³ po obozie... - Twierdzisz zatem, ¿e nie zamierza³ wszcz¹ж buntu? Eodreid nie spuszcza³ z hobbita uwa¿nego spojrzenia. - Gdyby wszczyna³, to zapewne dŸwiкcza³yby w obozie nasze wierne miecze - wzruszy³ ramionami Folko. - Jednakowo¿... - Roz³o¿y³ rкce. - Cу¿ - powiedzia³ zamyœlony Eodreid. - Chwali ci siк, ¿e nie oskar¿asz cz³owieka pochopnie... Ale nie ufam ju¿ swemu Marsza³kowi. Widzia³em wszystko i s³ysza³em. Szed³ do mojej wie¿y... i tak siк sta³o, ¿e dolne poziomy ochraniali wojownicy z jego tysi¹ca... Ty, mistrzu Holbytlo, zmusi³eœ go do odwrotu. Dla mnie wszystko jest jasne. Inna sprawa, ¿e s¹d Marsza³kуw nigdy nie wyda skazuj¹cego wyroku, tak wiкc niech Brego sobie ¿yje. Ale od dziœ rozkazy mo¿e wydawaж tylko swojej ¿onie. - Hm! Panie mуj, dlaczego mуwisz to wszystko nam? - wypali³ bezceremonialnie Malec. - Dlatego, ¿e chcк rozpuœciж oddzia³y Brega, a wiкksz¹ ich czкœж oddaж wam pod dowуdztwo. Szczegуlnie, ¿e tharbadzka bitwa wykaza³a niezbicie, i¿ potrzebujemy wiкcej piechoty oraz strzelcуw pieszych ni¿ jazdy. - Ale mo¿e to wywo³aж plotki... - prуbowa³ oponowaж hobbit. - Plotki? Bzdura! Moi ¿o³nierze chкtnie s³u¿¹ pod waszym dowуdztwem. Pu³ki mistrza Holbytli, mistrza Torina i mistrza Stroriego bohatersko walczy³y pod Tharbadem. Wszyscy wiedz¹, ¿e armiк uratowa³a tylko wasza odwaga. S³u¿ba w takich oddzia³ach to niema³e wyrу¿nienie. Nikt ju¿ nie uwa¿a, ¿e znaleŸж siк w strzelcach pieszych to znaczy przestaж byж mк¿czyzn¹ i wojownikiem. - Nie tylko w naszych formacjach s³u¿¹ mк¿owie z innych krain! - nadal nie zgadza³ siк hobbit. - Ale to o nas mуwi siк pogardliwie najemnicy... - Kto was tak nazywa? Erkenbrand, ktуremu sparcia³ ju¿ rozum? Zapomnijcie o tym! - Ludzie nie lubi¹ byж wdziкczni za cokolwiek komukolwiek - pokrкci³ g³ow¹ Folko. - Tym bardziej jeœli ci, ktуrym winni okazaж wdziкcznoœж, nie s¹ z ich plemienia, a s¹ obcymi, przybyszami... ktуrzy pojawili siк na arenie wojny tylko z powodu ³aski krуla... jednym s³owem - najemnikami! Eodreid uniуs³ brwi. - Nie lubiк tego s³owa... Nie jesteœ ¿adnym najemnikiem, mistrzu Holbytlo, sam to wiesz. Nie mуw tak o sobie przy mnie! A o Erkenbrandzie, powtarzam, zapomnij. I doœж ju¿ o tym. Mam dla was zadanie, bardzo wa¿ne: chcк odnowiж traktat z Morskim Ludem. Dru¿yna Farnaka, jak wiecie, stoi na Isenie - coœ tam robi¹ ze swym ³upem. Chcia³bym, ¿ebyœcie udali siк z nimi na po³udnie, do Umbaru. Otrzymacie moje pe³nomocnictwa. - Krуl skinieniem g³owy wskaza³ zwitek dokumentуw. - Mo¿ecie obiecaж Eldringom wszystko, co tylko chcecie, ale k³adŸcie szczegуlny nacisk na to, ¿e otrzymaj¹ ziemie w Minhiriacie. Wiem, i¿ wielu z Morskiego Ludu nie jest zadowolonych z tego, ¿e do tej pory siedz¹ w Umbarze. Od Haradu niewiele mo¿na wymagaж - ci po morzu transportuj¹ tylko zmar³ych. Farnak od dawna ma chrapkк na ujœcie Iseny, bo chce tam urz¹dziж swoje stanowisko. Jestem temu przeciwny, bowiem straciwszy owo miejsce, stracimy swobodк handlu, ale dla sukcesu ca³ego planu gotуw jestem nawet na takie ustкpstwo. Terling i Oton post¹pili nierozumnie, wdaj¹c siк w spуr z Morskim Ludem. Myœleli, ¿e skoro ci weszli w sojusz z Olmerem, to rуwnie¿ im bкd¹ sprzyjali. Naiwni! - Eodreid pogardliwie gwizdn¹³. - Morski Lud zawiera alianse tylko wtedy, kiedy jest to dla niego wygodne. Potem Oton po³o¿y³ ³apy na ujœciu Gwathlo... i po tym fakcie jedynie g³upiec albo leс, bкd¹c na moim miejscu, nie zawar³by przymierza z Eldringami! Przyjaciele wymienili spojrzenia. Krasnoludy patrzy³y wyczekuj¹co na Folka. Zazwyczaj to on prowadzi³ takie rozmowy, ale tym razem hobbit niemal niezauwa¿alnie pokrкci³ g³ow¹: radŸcie sobie sami, ja mam inne sprawy... Rzeczywiœcie mia³. Na krуla Eodreida na pewno rzucono jakiœ czar, i w³aœnie dlatego nie nale¿y mu siк przeciwstawiaж; pojawia siк problem: jak zachowa siк sztylet Otriny i pierœcieс Forwego w pobli¿u w³adcy, skoro pozostaje on pod wp³ywem tej samej zagadkowej mocy, ktуra, przebudziwszy siк, tchnк³a ¿ycie w dawno uœpione ostrze i pierœcieс? Torin odkaszln¹³ i powa¿nie zacz¹³ rozmowк z krуlem o tym, ilu nale¿y wzi¹ж ze sob¹ ¿o³nierzy, jaka jest granica „wieczystej op³aty”, bowiem morskie dru¿yny ¿¹da³y w razie nieudanej wyprawy pieniкdzy na pokrycie ich kosztуw i rekompensaty za niezdobyte ³upy. Pyta³ te¿ w³adcк, kogo, prуcz Farnaka, chcia³by widzieж w gronie sojusznikуw, ile daje im czasu na za³atwienie poselstwa i czy ma pewnych ludzi w Umbarze, na wypadek gdyby zasz³y jakieœ komplikacje... Eodreid odpowiada³, a Folko prawie ¿e nie s³ysza³ jego s³уw. Ju¿ dawno przesta³ paraж siк tym, co krasnoludy nazywa³y „magi¹”. Ale teraz, jak w dniach wojny z Olmerem, prуbowa³ za pomoc¹ swego wewnкtrznego spojrzenia przenikn¹ж do duszy Eodreida, poj¹ж, co sk³oni³o m¹drego i sprawiedliwego krуla do powziкcia tej niezrozumia³ej, okrutnej, zupe³nie niepasuj¹cej do jego osoby decyzji? Co? Czy kto? Przez ca³ych dziesiкж lat Folko nie zapomina³ o tym, ¿e Hraudun - czyli Sauron - ¿yje i do tej pory ukrywa siк gdzieœ we wschodnich krainach; kto go wie, tego ojca k³amstwa, czy nie powrуci³ do znanych sobie, starych gier? Folko pamiкta³, jak po mistrzowsku sk³уca³ ze sob¹ s¹siaduj¹ce wsie wкdrowiec Hraudun w ostatnich latach prawdziwego arnorskiego krуlestwa... Praw¹ d³oni¹ hobbit obj¹³ ciep³¹ rкkojeœж sztyletu. Lew¹ u³o¿y³ na stole tak, by kamieс w pierœcieniu elfijskiego ksiкcia by³ skierowany na Eodreida, i widoczny dla niego, Folka. Skoncentrowa³ wewnкtrzne spojrzenie na obliczu krуla i wprawi³ siк w stan ca³kowitego wyciszenia. Szara mg³a zamaza³a œwiadomoœж; powoli nikn¹³ zewnкtrzny œwiat. Hobbit nie czu³ ju¿ w³asnego cia³a; mia³ wra¿enie, ¿e unosi siк w odmкtach widmowego oceanu, a prуcz niego jest jeszcze ktoœ - krуl Eodreid. Kiedy ujrza³ przed sob¹ p³on¹c¹ blaskiem ognistopurpurow¹ istotк - z trudem pozna³ motylka, ktуry ³agodnie porusza³ skrzyde³kami w rytm jego oddechu, ukrywaj¹c siк gdzieœ w g³кbinach niebieskiego kryszta³u. Sk¹dœ zza plecуw Eodreida s¹czy³o siк bardzo jasne, oœlepiaj¹ce oczy œwiat³o. Ale nie tylko siк s¹czy³o - ono przenika³o krуla na wylot, k³кbi³o ogniœcie w jego œwiadomoœci, przepe³niaj¹c moc¹ i nienawiœci¹ do wrogуw. I tam, do owego œwiat³a mkn¹³ rуwnie¿ skrzydlaty dar ksiкcia Forwego. Hobbitowi wydawa³o siк, ¿e rуwnie¿ wzbija siк w przestworza w œlad za cudownym motylkiem. Szara mg³a nieco przerzed³a, ods³aniaj¹c krawкdzie br¹zowych gуr, po³yskuj¹ce lodowe korony na szczytach, pasmo leœnych wzgуrz i, w koсcu, bezkresny przestwуr morza. Spoza horyzontu, z tych krain, gdzie s³oсce wisi prosto nad g³ow¹, s¹czy³o siк œwiat³o... Motylek p³awi³ siк w jego blasku, i nagle delikatne skrzyde³ka obramowa³ ogieс, b³yskawicznie obj¹³ ca³¹ istotк i zmieni³ w ulotny, niewa¿ki popiу³. W tej samej chwili na spotkanie Folka nadlecia³a ziemia. Ockn¹³ siк, kiedy strumieс lodowatej wody bi³ mu w twarz. Zobaczy³ zaniepokojone oblicza krasnoludуw i Eodreida. Wsta³. Okaza³o siк, ¿e spad³ z siedziska i rozbi³ sobie czo³o. Uderzenie o kamienn¹ pod³ogк by³o tak silne, ¿e straci³ przytomnoœж. Ale... ale co w takim razie widzia³? Wpatrywa³ siк w pierœcieс - wszystko by³o jak przedtem, ognistopurpurowy motylek p³ynnie macha³ skrzyde³kami, ca³y i nieuszkodzony... - Proszк o wybaczenie, panie i w³adco - wykrztusi³ hobbit. - A czy coœ siк sta³o? - zapyta³ spokojnie Eodreid. - Wiкc na czym stanк³o, czcigodny Torinie? W³adca dzia³a³ zgodnie ze œwieckim kodeksem Rohanu: nie daж po sobie poznaж, ¿e widzia³o siк chwilк czyjejœ s³aboœci. Folko wsta³, ocieraj¹c twarz. Policzki p³onк³y mu ze wstydu. Nogi mia³ jak z waty, usiad³ z trudem. Drкczy³o go pytanie, co siк naprawdк wydarzy³o. Raczej nie by³o to spowodowane uderzeniem g³ow¹ o pod³ogк. Dziwne œwiat³o bij¹ce w plecy Eodreida... I to widzenie... Droga na nieznane Po³udnie - w stronк Umbaru i Haradu... Czy to znaczy, ¿e teraz musz¹ siк udaж na po³udniowe rubie¿e Œrуdziemia? Pierwsza podrу¿ wiod³a na Wschуd, teraz zaœ - na Po³udnie? Ale czy mo¿na wierzyж we wszystko, co siк widzi? Lepiej chyba uwierzyж, bo poprzednio zbyt wiele mieli w¹tpliwoœci... Jednak¿e pytaс by³o znacznie wiкcej ni¿ odpowiedzi. Gdzie mia³o swe Ÿrуd³o tajemnicze œwiat³o? Dlaczego dzia³a ono na Eodreida, a nie dzia³a na niego? Ktу¿ to wie... A si³, by siк w tym rozeznaж, brak. Jak¿e pomocne teraz by³yby elfy!... Lecz nie ma ich, a to znaczy, ¿e trzeba bкdzie liczyж tylko na siebie. - Nie mogк powiedzieж, ¿e sprawa ta nie le¿y mi na sercu - mуwi³ ponuro Torin. - W razie niepowodzenia wyprawy Rohan znajdzie siк na krawкdzi przepaœci. Czy muszк to mуwiж? Podczas bitwy na £uku Iseny straciliœmy po³owк wojska. A wуwczas by³o go dziesiкж razy wiкcej ni¿ tego, ktуre mo¿emy wystawiж dzisiaj. W Wyprawie Wiosennej uczestniczy³a trzydziestotysiкczna kawaleria, a teraz? Ledwie zbierzemy dziesiкж tysiкcy jeŸdŸcуw... Eodreid skin¹³ g³ow¹: - Masz racjк. Zwyciкstwa nie przysz³y nam ³atwo... Ale pomyœl, dlaczego wyprowadzamy w pole tylko dziesiкж tysiкcy zamiast trzydziestu? Dlatego, ¿e wiкkszoœж tych, ktуrzy prze¿yli £uk Iseny, to weterani, wszak minк³o dziesiкж lat. Wojownicy zestarzali siк, nie wyjd¹ ju¿ w pole. Ale mog¹ jeszcze walczyж - i to jak! - na murach twierdz. Nasze gуrskie cytadele sprawdzi³y siк. Howrarom nie uda³o siк zdobyж ani jednej z nich! - Jeœli armia polowa zostanie wybita, kto przyjdzie na pomoc oblк¿onym? - nie ustкpowa³ Torin. - Przecie¿ ju¿ liczyliœmy i wysz³o nam, ¿e mo¿emy wystawiж do walki szeœж tysiкcy, tylko szeœж tysiкcy! Trzy tysi¹ce trzeba bкdzie zostawiж na Wschodzie. Jeden jako os³ona Iseny. Nie ma innej mo¿liwoœci. - Jestem gotуw zaryzykowaж: nie pozostawiк nad Anduin¹ ani jednej w³уczni - zdecydowanie oœwiadczy³ Eodreid. Domy ³atwo mo¿na odbudowaж. Dobytek da siк wywieŸж, gdyby lud ucieka³. A wojsko, tu masz racjк, musi wrуciж. Jeœli bкdzie armia, wszystko siк u³o¿y. - Nie s¹dzк, by spodoba³o siк to ludziom... - mrukn¹³ Torin. - Dopiero co jedna wojna siк skoсczy³a... - Przecie¿ nie wyruszamy jutro. Armia zostanie w Hornburgu. Zaczekam na wasz powrуt, poniewa¿ bez Morskiego Ludu nie bкdzie ³atwo pokonaж wroga. - A jeœli nie uda siк nam zebraж czterech tysiкcy mieczy? - wtr¹ci³ siк do rozmowy Malec. - Jeœli Eldringowie odmуwi¹? - To wtedy bкdziemy siк zastanawiaж - odpar³ krуl z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Nie ust¹pi w ¿adnym wypadku, pomyœla³ Folko. Jakby pкdzi³ ow³adniкty jakimœ zgubnym porywem... i ju¿ nie mo¿e siк zatrzymaж. Rozmowa dobiega³a koсca. Polecenia zosta³y wydane, listy uwierzytelniaj¹ce wrкczone. Torin i Malec przynaglali hobbita wzrokiem. - W takim razie prosimy o pozwolenie po¿egnania ciк, panie - powiedzia³ Folko, wstaj¹c. - Ale czy mogк - gdy znamy ju¿ rozkazy i zapewniamy, ¿e wype³nimy je jak najlepiej - zapytaж, kiedy zrodzi³ siк ten pomys³? Po bitwie o Tharbad ani razu, panie, nie wspomnia³eœ o takich zamiarach. - Kiedy powsta³ plan? - Wydawa³o siк, ¿e Eodreida wcale nie zdziwi³o pytanie. - Ca³kiem niedawno. Byliœmy ju¿ tu, w Rogatym Grodzie. Czy zadowala ciк moja odpowiedŸ? - O tak. - Folko pochyli³ g³owк. - No i co? I co robimy? - rzuci³y siк naс krasnoludy, gdy znaleŸli siк w swojej kwaterze. - Co, co... - mrukn¹³ Folko, wal¹c siк na ³у¿ko. Zmкczenie nap³ywa³o falami, pali³y powieki, jakby sparzy³ oczy oœlepia jacy blask tajemniczego, nieziemskiego œwiat³a. - Widzia³em... coœ. Pos³uchajcie... - Ogieс na Po³udniu? Œwiat³o, ktуre pozbawi³o Eodreida rozs¹dku? - Torin wzruszy³ ramionami. - Mo¿e tak i jest, rzecz jasna... Jednak ci¹gle niczego tak naprawdк nie wiemy! - Nie wiemy - ponuro zgodzi³ siк Folko. - Tylko guza siк nabawi³em... - Ale rozkazy krуla - na Po³udnie wszak zaprowadz¹ nas, prawda? - zmru¿y³ oczy Malec. - A nu¿ w³aœnie tam siк czegoœ dowiemy... Mo¿e i pierœcieс wyraŸniej podpowie, co? - Na pierœcieс nie ma co liczyж... - powiedzia³ Torin. Och, nie podoba mi siк to wszystko! I zupe³nie nie w porк! A jeszcze sprawa Brega... Nie liczcie, ¿e daruje nam tк nockк! - Daruje, nie daruje... - machn¹³ rкk¹ Malec. - Powiedz lepiej, co siк dzieje z Eodreidem. Jak mu wybiж z g³owy szalone pomys³y? Ja, szczerze mуwi¹c, pomyœla³em, ¿e najlepiej przywieŸж mu odmowк Morskiego Ludu... - Albo sprawiж, by Rohan zwyciк¿y³. A krуl, ¿eby zaniecha³ haniebnego zamiaru wybicia wszystkich, od ma³ego do starego... - Chcia³bym wiedzieж, czy Rohan zdo³a poradziж sobie z Easterlingami - zastanawia³ siк Malec. - Bo Howrarуw z Hazgami, powiedzmy, ¿e pobijemy - choж czuje serce moje, ¿e rozleje siк przy tym morze krwi. Ale co dalej? - Jak to „co dalej”? - zdziwi³ siк Torin. - Potem razem z krasnoludami i Beorningami - na Arnor! A gdyby coœ posz³o nie tak - pуjdziemy na Gondor. Tam te¿ jest co odbieraж! „A co dalej?” - podkrad³a siк cichaczem nieproszona myœl, ale hobbit natychmiast j¹ odpкdzi³. - Jeœli jutro wyruszamy, to nale¿y siк poœpieszyж. Nic jeszcze nie jest spakowane! - Jedno tylko mi siк nie podoba, i to mnie przeœladuje: wrуcimy - a tu na tronie zamiast Eodreida zasiada Brego! paln¹³ Ma³y Krasnolud. - Rozumiem ciк, nie wiadomo, czy lepiej przyprowadziж Morski Lud, czy nie - westchn¹³ Torin. - Przyprowadzimy Ÿle, nie przyprowadzimy - jeszcze gorzej: krуl ruszy na wojnк tylko ze swoim ludem! - A, zauwa¿cie, nawet nie wspomnia³ ani Dorina S³awnego, ani Beorningуw! - wtr¹ci³ siк Malec. - Oczywiœcie! Beorningуw pod Tharbadem tak przetrzebili, ¿e niech im Macha³ pomo¿e w³asne granice utrzymaж. Dorin zamierza³ walczyж ze Stra¿nikami G³кbin, ale i on mia³ w hirdzie niema³e straty! - W³aœciwie to tylko Eldringowie nie maj¹ powodуw do narzekania... - rzuci³ Folko. - Oto dlaczego w³adca wysy³a do nich nas - podsumowa³ Torin, g³aszcz¹c d³ug¹ brodк. - Rozumiesz teraz, Strori? - Rozumieж, to ja rozumiem, ale co mogк skorzystaж? Dobrze, ¿e Eldringowie chocia¿ piwo warzyж potrafi¹, nie zginiemy z pragnienia. - Przypomnij sobie, jak nas Farnak t¹ berbeluch¹ z morskiej trawy uraczy³ - uœmiechn¹³ siк Torin. - Kto potem przez trzy dni nic w brzuchu nie mуg³ utrzymaж? - Mo¿e i tak, ale jak znowu poczкstuje, na pewno nie pogardzк! - zapewni³ Malec. - Zbyt dobrze i przyjemnie siк pije... - No w³aœnie, a nastкpnego dnia bкdziesz siк rwa³ do bitki? - nie ustawa³ w zaczepkach Torin. - Och, przestaсcie ju¿! - napomina³ przyjaciу³ Folko. Ci¹gle siк sprzeczacie i sprzeczacie... Przyst¹pmy do rzeczy. By³oby dobrze dostaж siк do Nadbrze¿nej przed wieczorem. Nadbrze¿n¹ zwano handlow¹ osadк, ktуra powsta³a nad Isen¹ na d³ugo przed wtargniкciem Olmera i w ktуrej przyjaciele poznali najpierw Hjarridiego, a potem samego tana Farnaka. W czasie bitwy nad Isen¹ osada zosta³a zrуwnana z ziemi¹ odbudowali j¹ Howrarowie, jednak¿e krуl Eodreid w 1730 roku zaj¹³ Nadbrze¿n¹ ponownie. Co prawda zwyciкzcy zdobyli tylko p³on¹ce ruiny, ale Rohirrimowie chwycili za topory i w ci¹gu jednego lata zbudowali nowe drewniane miasteczko. Do œwiec¹cych biel¹, jeszcze nie œciemnia³ych belek przystani zaczк³y przybijaж jeden po drugim statki Morskiego Ludu. Rohaсskie towary wysoko cenione by³y zarуwno w easterlingowym Arnorze, jak we w³oœciach Otona, i na po³udniu - w Gondorze, Umbarze i Haradzie. Dziœ w Nadbrze¿nej przycumowa³ Farnak. Przyjaciele porzucali Hornburg z ciк¿kim sercem. Nikomu nic nie wyjaœniaj¹c, Eodreid wys³a³ Brega nad Anduinк, daj¹c Trzeciemu Marsza³kowi nikczemnie ma³y oddzia³ licz¹cy dwie setki wojownikуw. Heros sypa³ na wszystkie strony iskrz¹cymi spojrzeniami, jednak¿e Eodreid otoczony by³ swoim eoredem, a obok - oczywiœcie, zupe³nie przypadkowo! - zajкli pozycjк ³ucznicy z pu³ku mistrza Ho³bytli - nie- Rohaсczycy z pochodzenia... Wyjechali ju¿ poza bramy grodu i skrкcili na prowadz¹c¹ do Iseny wyje¿d¿on¹ drogк, gdy Folko nagle popuka³ siк w g³owк: - G³¹b! Osio³! Jak mog³em zapomnieж!... - Co siк sta³o? - odezwa³ siк Malec. - Nie do tego pucharu nasypa³eœ trucizny? - ¯eby ci ozуr pod m³ot kowalski wpad³! - machn¹³ naс rкk¹ hobbit. - Kto to powiedzia³, ¿e potrzebni bкd¹ magowie? Nie ma ju¿ ich w Œrуdziemiu, ale Drzewobrуd jest ca³y i ¿ywy! Jego nale¿y wypytaж, o ile nie uda siк dostaж do Orlangura! - A co on ci mo¿e powiedzieж? - zdziwi³ siк Malec. - Przecie¿ nie jest ¿adnym magiem! Myœlisz, ¿e bкdzie mуg³ nam w czymœ pomуc? W¹tpiк! - Folko ma racjк - wtr¹ci³ siк do sprzeczki Torin. - Oprуcz Fangorna rzeczywiœcie nikt nam nie pomo¿e, a sami mo¿emy b³¹dziж po omacku, jak œlepe kociкta. Nie, nie mo¿emy zlekcewa¿yж takiej mo¿liwoœci. Do Isengardu nad³o¿ymy niewiele. Uprzedzimy Farnaka, ¿eby poczeka³, i... - A jeœli ten wasz Drzewobrуd powlуk³ siк gdzieœ w leœne gкstwiny? - upiera³ siк Ma³y Krasnolud. - Zapomnia³eœ, ¿e teraz jego lasy ci¹gn¹ siк do Dol Guldur? - Ty byœ siк tylko k³уci³, Strori - prychn¹³ Torin. - Powiedz otwarcie, ¿e nie chce ci siк tam wlec! - Nie to, ¿e nie chce mi siк, tylko szkoda czasu! Sami mуwicie, ¿e Fangorn nie jest magiem! - Ale jest stary i bardzo m¹dry - zauwa¿y³ Folko. - No w³aœnie, bardzo nam poprzednio pomуg³... - wykrzywi³ twarz Malec. - Mo¿e teraz bкdzie mуg³ uczyniж wiкcej? - zapyta³ z nadziej¹ hobbit. - Entowie, jeœli chc¹, z ³atwoœci¹ powstrzymaj¹ tк wojnк... - W³aœnie mуwiк: ju¿ poprzednio bardzo chcieli... - nie przestawa³ krytykowaж entуw Strori. - Olmer by³ dla nich niczym, po co wiкc mieli pakowaж siк w tк wojnк? Przecie¿ tu tyle wojowa³ krуl Eodreid, a oni nawet siк nie pokazali! - Dlatego, ¿e najsurowiej zakaza³ ludziom zbli¿aж siк do Fangorna - przypomnia³ mu Torin. - Drzewobrуd nie mуg³ nie zapamiкtaж tego. Kto wie, mo¿e go namуwimy? Jednak¿e Ma³y Krasnolud nie zamierza³ wcale siк poddawaж i w koсcu, jako ostatecznym argumentem, trzeba by³o pos³u¿yж siк star¹ regu³¹ postкpowania obowi¹zuj¹c¹ w ich kompanii: „Gdzie dwaj, tam i trzeci”. Malec mrucza³ pod nosem i krzywi³ siк, ale w koсcu ust¹pi³. Nie ogl¹dali siк, wiкc nie widzieli, ¿e w œlad za nimi z twierdzy wyjecha³ jeszcze jeden jeŸdziec.

5 Czerwca, Osada Nadbrze¿na, Zachodnia Granica Marchii Rohaсskiej Wed³ug pokojowego traktatu z Howrarami, Hazgami i Dunlandczykami rubie¿e Rohanu odsuniкto jeszcze bardziej na zachуd - o trzy dni konnej drogi, jak zapisali w anna³ach kronikarze. Pos³aсcy krуla Eodreida wraz z wybranymi przedstawicielami niedawnych wrogуw ju¿ wyruszyli stawiaж znaki graniczne. W œlad za nimi pod¹¿y³y pierwsze setki stra¿y granicznej, ktуre mia³y stawiaж ma³e stra¿nicze forty. Minie jeszcze trochк czasu - i na zajкte ziemie œci¹gn¹ pierwsi pasterze koni. Jednak¿e Nadbrze¿na ci¹gle jeszcze pozostawa³a miasteczkiem granicznym; stra¿e w bramie d³ugo i dok³adnie porуwnywa³y krуlewskie pieczкcie z posiadanym wzorcem. - Przecie¿ znamy siк od siedmiu lat, Eofarze - nie wytrzyma³ w koсcu Torin. - Co to, nie poznajesz mnie czy co? - Poznajк, nie poznajк - co za rу¿nica? Czasy niespokojne, sam wiesz - niezbyt przyjaŸnie burkn¹³ stra¿nik, odsuwaj¹c siк jednak z drogi. Przyjaciele wjechali przez bramк. Nadbrze¿na by³a niewielk¹ mieœcin¹ mia³a raptem dwie ulice, w trzech czwartych zabudowane magazynami i spichrzami. - Tak, wszystko tu jest inne - westchn¹³ Malec, przygl¹daj¹c siк nowiutkim drewnianym budowlom. - Tylko rzeka, jaka by³a, taka zosta³a - takim samym nostalgicznym tonem odezwa³ siк Torin. Statki Farnaka odnaleŸli bez trudu. By³y charakterystyczne - na wysokim maszcie powiewa³ znany proporzec. W minionych latach tan nieŸle siк wzbogaci³. Sporo zyska³ dziкki uk³adom z Eodreidem, naby³ nowe okrкty i teraz przyprowadzi³ do Nadbrze¿nej ma³¹ flotк. Trwa³ za³adunek piкciu z jego barek. Malec tr¹ci³ ³okciem hobbita: - Pamiкtasz, tam, w ober¿y? Folko skin¹³ g³ow¹. Teraz z ober¿y nie pozosta³y nawet wкgle. A i sam Hjarridi ju¿ nie by³ pomocnikiem Farnaka. Nie tak dawno zakupi³ w³asny statek i p³ywa³ na swуj rozrachunek i w³asne ryzyko. Co prawda, trzyma³ siк przy tym blisko starego pana i zajmowa³ siк przede wszystkim handlem, a nie piractwem; wola³ - jeœli nie by³o czym handlowaж - sprzedawaж na us³ugi miecze swojej dru¿yny. I jeœli tan Farnak znalaz³ siк w Nadbrze¿nej, to najprawdopodobniej gdzieœ w pobli¿u przytuli³a siк rуwnie¿ barka Hjarridiego... Tak te¿ by³o. Farnak od dawna ju¿ sam nie dogl¹da³ za³adunkуw, ale Hjarridi, jeszcze nieposiadaj¹cy zaszczytnego tytu³u tana, zadowalaj¹c siк mianem „dowуdcy”, osobiœcie pilnowa³ porz¹dku na pok³adzie, pohukuj¹c na leniwych tragarzy z plemienia Dunlandczykуw. Krуl Eodreid, kiedy zawiera³ pokуj, zobowi¹za³ siк do wpuszczania na swoje ziemie innych plemion na zarobki... W³adca wyczuwa³ w tym jakiœ podstкp, ale ziemie na zachodzie by³y warte tego ryzyka. W ci¹gu dziesiкciu lat burzliwego ¿ycia smag³y marynarz siк zmieni³. Czarna niegdyœ broda mocno posiwia³a, twarz pobruŸdzi³y wczesne zmarszczki, ³adnie sklepione czo³o oszpeci³a blizna. Niezmienne pozosta³y tylko akcent i gadatliwoœж... - Ho?! Heja! Ojcze Morski, kogo ja widzк! - wrzasn¹³ œwie¿o upieczony dowуdca, gdy tylko zoczy³ na przystani hobbita i dwуch krasnoludуw. - To my, Hjarridi, my! - krzykn¹³ w odpowiedzi Malec. Jak siк p³ywa? - Wyœmienicie!... Hej, co tak stoicie? Frak, Brok - szybko weŸcie wodze od naszych goœci! Konie rozsiod³aж i nakarmiж! A was zapraszam na pok³ad, czym chata bogata! Przyjaciele skorzystali z zaproszenia. - Co was sprowadza? - Hjarridi przyj¹³ ich w ciasnej dziobowej kajucie, wydoby³ z kufra du¿y gliniany dzban z piwem i butlк czerwonego wina. - Smilgo! - krzykn¹³ w przestrzeс przynieœ nam zak¹ski, ale najlepsze! Klnк siк na oko burzy nie mo¿na siк doczekaж prawdziwej ober¿y! - O tym w³aœnie chcieliœmy z tob¹ pogadaж - odwa¿nie przeszed³ do rzeczy Folko. Hjarridi natychmiast przesta³ wykrzykiwaж i wymachiwaж rкkami. - O czym, jeœli mo¿na wiedzieж? - zapyta³ ostro¿nie. - Powinniœmy siк dostaж na po³udnie - jak gdyby od niechcenia powiedzia³ Folko. - Do Umbaru. Przecie¿ tam jest teraz coœ, co mo¿na by nazwaж wasz¹ stolic¹? - No tak, Haradrimуw ¿eœmy stamt¹d wyprosili po dobremu - odpowiedzia³, zastanawiaj¹c siк nad czymœ innym marynarz. - Ale czy nie opowiada³em ci o tym w zesz³ym roku? - Opowiada³eœ. Dlatego tam w³aœnie musimy siк dostaж odpar³ spokojnie hobbit. - Musimy porozmawiaж z waszymi... - Och, przestaс, Folko! - Hjarridi rozeœmia³ siк i tr¹ci³ rozmуwcк piкœci¹ w bok. - Mуw, co siк sta³o. Chocia¿ mo¿e i sam siк domyœle. Krуl Eodreid znowu potrzebuje mieczy Eldringуw? Ostatnie s³owa powiedzia³ powa¿nie, bez wyg³upуw i bardzo, bardzo cicho, ledwie s³yszalnym szeptem. Folko w milczeniu skin¹³ g³ow¹. Malec zrкcznie rozwin¹³ na stole okazale wygl¹daj¹ce listy, zdobione du¿ymi, dwukolorowymi - bia³o- zielonymi - pieczкciami krуla Rohanu. Hjarridi z podziwem cmokn¹³ ustami. Rуwnie¿ w milczeniu Strori zwin¹³ i schowa³ zwуj. - Cу¿, przypuszczam, ¿e sprawa prosta nie bкdzie, ale da siк chyba za³atwiж. - Hjarridi popatrzy³ w gуrк i zastanawia³ siк, jakby coœ kalkulowa³. - Ale jedno jest wa¿ne: gdzie bкdziemy... handlowaж? - puœci³ do Folka oko. Eldringowie wysoko sobie cenili wolnoœж, i kupiж ich wojenn¹ moc nie by³o ³atwo. Ci, ktуrzy id¹ na wyprawк, powinni wiedzieж, jaki jest jej cel. To by³a œwiкta zasada morskich dru¿yn i nie odstкpowano od niej. Eodreid wiedzia³ o tym i dlatego nie nalega³ na zachowanie ca³kowitej tajemnicy, szczegуlnie ¿e sekrety, swoje i cudze, Morski Lud zachowywa³ dla siebie. Folko w milczeniu zatoczy³ rкk¹ dooko³a siebie, jakby pokazywa³ - tu. Oczy Hjarridiego zaokr¹gli³y siк ze zdumienia. - Ale¿ tu... przehandlowali ju¿... wszystko? I umowy podpisano... Hobbit zrobi³ minк, ktуra mniej wiкcej mog³a znaczyж: sam siк dziwiк, ale rozkaz jest rozkazem. - Mam propozycjк - powiedzia³. - Coœ lepszego od zabawek i okr¹g³ych monet. - Znasz coœ lepszego od tych rzeczy? - zdziwi³ siк Hjarridi. Folko wyszepta³ mu prosto do ucha: - Ziemia. Ziemia tu, w ujœciu Iseny. I nie lenno, ale na wieki. Rozumiesz? - To ci... - westchn¹³ Hjarridi, odruchowo drapi¹c siк po g³owie. - Widocznie naprawdк was przypar³o... Cena krуlewska! Dot¹d nikt niczego takiego nie proponowa³... W ten sposуb, bracie hobbicie, nazbierasz tu i tysi¹c, i dwa, i trzy tysi¹ce uzbierasz - tylko daj znak! Co tam trzy - dziesiкж zgromadzisz... - O tym w³aœnie bкdziemy rozmawiaж z Farnakiem - wyjaœni³ Folko. - Ze starym? Nie us³yszycie nic innego! On ma dziesiкж razy wiкcej ludzi ni¿ ja, ale niema³o takich, ktуrzy s¹ ju¿ leciwi... Ci z pewnoœci¹ skusz¹ siк na ziemiк... Folkowi zrobi³o siк przykro. Nie chcia³ oszukiwaж Eodreida, a wszystko wskazywa³o, ¿e krуl doskonale wie, jak mo¿na kupiж Morski Lud, w g³кbi duszy ho³ubi¹cy marzenia o w³asnej ziemi... - No to musimy jak najprкdzej do Umbaru. A ty, jako tan, Hjarridi? Pуjdziesz? - Jeszcze pytasz? Gdzie krуlewska umowa? Pierwszy wpiszк swoj¹ dru¿ynк! Kiedy i w jakim miejscu mamy siк stawiж? - Punkt zborny bкdzie w Tharnie, przy ujœciu Iseny. Dalej czкœж pуjdzie nad Isen¹, a czкœж przez Gwathlo. A kiedy?... Ile dni zajmie nam podrу¿ morzeni do Umbaru i z powrotem? - Dwa pe³ne tuziny - przy dobrej pogodzie - pad³a natychmiastowa odpowiedŸ. - No to ju¿ wiesz. Tam, z powrotem, i na miejscu trochк... Hjarridi skin¹³ g³ow¹. - Dlaczego w Tharnie zbiуrka, rozumiem - powiedzia³. Ale co ma do tego Gwathlo? Powiadaj¹ ludzie, ¿e Oton buduje tam twierdzк, i ³aсcuchy przeci¹gn¹³ przez nurt... Czy¿by na Tharbad krуl Eodreid siк zamierzy³? Dobrze myœlк? Folko przytakn¹³. - Powa¿nej transakcji w³adca zamierza dokonaж - pokiwa³ g³ow¹ Hjarridi. - To znaczy, ¿e z Teorlingiem i Otonem przyjdzie nam siк zetrzeж? - Od kiedy to wilki morskie boj¹ siк jakiegoœ Easterlinga? - Folko wzruszy³ ramionami, doskonale udaj¹c pogardк, a m³ody sternik od razu siк poderwa³. - My? Boimy siк? Nie zostanie po tych ³apserdakach wschodnich nawet mokra plama! Po prostu do tej pory nie zabieraliœmy siк do nich powa¿nie i tyle... - Wspaniale - skwitowa³ Folko. - Malec! Wyci¹gaj spis. Czytaj, czcigodny tanie! A twoi ludzie jak, nie bкd¹ siк burzyli? Marynarz wpi³ siк wzrokiem w podany przez Ma³ego Krasnoluda wykaz. - Pieni¹dze niewielkie... - mrukn¹³, ¿eby nie wygl¹da³o, i¿ ustкpuje ³atwo. - Ale ile ziemi, poczytaj sobie! - rozeœmia³ siк hobbit. Po co ja to robiк? - pomyœla³ nagle. - Przecie¿ jeœli przyprowadzimy ca³¹ armiк Eldringуw... Eodreid na pewno zacznie wojnк. A jeœli tych si³ mimo wszystko nie starczy?... Och, zamachnкliœmy siк nie wiadomo na co... - Zgoda. - Hjarridi zdecydowanie potrz¹sn¹³ g³ow¹. - Moi ch³opcy nie bкd¹ siк sprzeczali. Ja tak to rozumiem: pierwsi, ktуrzy siк zg³osz¹, dostan¹ najlepsze ziemie? Nad rzek¹ i takie tam inne?... Hobbit poczu³ siк tak, jakby go polano lodowat¹ wod¹. „Och, jak cwanie postкpujesz, krуlu Eodreidzie! Jak wszystko chytrze wymyœli³eœ! Oczywiœcie, najlepsza ziemia dla tych, ktуrzy pierwsi przystan¹... a to oznacza, ¿e potem, przy podziale, zaczn¹ siк powa¿ne swary... mo¿e i miecze pуjd¹ w ruch... i tak staж siк mo¿e, ¿e pogr¹¿ony w ¿a³obie po sojusznikach krуl utrzyma ujœcie Iseny ca³e i nienaruszone. A ¿e bкdzie trupami zawalone - trudno. Wielkie stosy pogrzebowe potrafimy ju¿ paliж...”. Oczywiœcie, swoich myœli nie wypowiedzia³ g³oœno. - Zatem skoro siк dogadaliœmy, to czas na nas. - Hobbit podniуs³ siк. - Musimy jeszcze pogadaж z Farnakiem. - Pуjdк z wami! - odezwa³ siк Hjarridi. - Mуwiк o Umbarze. I tak muszк dostarczyж tam towar. Bo, tak myœlк, d³ugo chyba nie zabawicie, ktуrzy siк w Umbarze zgodz¹ - z tymi idziecie? Hobbit potwierdzi³. - No to œwietnie. - Marynarz plasn¹³ d³oni¹ w stу³. - Zaraz ka¿к szykowaж siк do drogi... - Nie œpiesz siк - powstrzyma³ go Torin. - Mamy tu jeszcze do za³atwienia kilka spraw, potrzebne nam jakieœ piкж dni. A potem - wyruszamy. Zgoda? - Przybite - skin¹³ g³ow¹ sternik. - Poczekam na was, a potem razem z Farnakiem ruszymy do Umbaru... Tan Farnak nieco przyty³ od czasu ich ostatniego spotkania, nieco postarza³ siк, posiwia³. Powita³ przyjaciу³ serdecznie, nawet bardziej goœcinnie ni¿ Hjarridi. Jego te¿ nie trzeba by³o d³ugo namawiaж. - Morze przestaje nas karmiж - poskar¿y³ siк, westchn¹wszy, stary tan. - Co to - ryby odesz³y z tych wуd? - za¿artowa³ Malec. - Ryby? Coœ ty, krasnoludzie! Kto powiedzia³, ¿e jesteœmy rybakami?! My jesteœmy wojownikami! Pуki istnia³ Gondor... bogaty, szczodry, to albo z nim wojowaliœmy, albo zawieraliœmy pokoje - zale¿y, co bardziej nam by³o potrzebne. A teraz... Obecny Gondor to blady cieс poprzedniego, w Arnorze siedz¹ Easterlingowie, pewnie dopiero teraz przestali siк gapiж z otwartymi gкbami na bia³e wie¿e i pa³ace. Oton ma jeszcze wiele do zrobienia, a o tej drobnicy, ktуra siedzi w Minhiriacie, nawet nie wspominam. Harad jest potк¿ny i bogaty, ale w³adza tam silna, handlu morskiego niemal nie prowadz¹. A myœmy siк pozbyli prawie wszystkich klientуw... Ziemia nam jest potrzebna, jak nigdy dot¹d! - Uœmiechn¹³ siк z gorycz¹. - No i po patrzcie, jak to siк porobi³o - ci, ktуrzy poszli z Olmerem, zebrali niema³e fortuny... Rz¹dz¹ teraz w Umbarze. Nie mam z nimi nic wspуlnego. Tak wiкc, s¹dzк, zgromadzimy hufce bez problemu. Tylko po co krуlowi ta wojna? Hobbit i krasnoludy mogli wiкcej powiedzieж Farnakowi ni¿ m³odemu Hjarridiemu. - Tak, tak... Rozumiem... Hm, prкdzej do Morskiego Ojca trafisz, ni¿ ziemiк zdobкdziesz: z Easterlingami siк biж, to znaczy straciж pу³ dru¿yny. A i s³owo krуlewskie... ¯eby nie by³o tak, ¿e stanie siк Eodreid... k³opotliwym s¹siadem. Nie chcк zapeszyж, ale naszymi rкkami wyrzuci obcych z Enedhwaithu, przejmie Tharbad, a potem my te¿ zaczniemy mu ci¹¿yж. Nie chcia³bym przeciwko jego jeŸdzie wystкpowaж... Chyba ¿ebym mia³ hird w sojuszu! Ale, z drugiej strony, jak odmуwiж Eodreidowi? On jeden nas szanuje, c³a ustanawia niskie, a towary ma dobre, na pewno mo¿na je sprzedawaж, nawet onym Easterlingom. Ale dlaczego w ogуle przyszed³ mu do g³owy taki pomys³? Uchodzi³ zawsze za wojownika honorowego... Przyjaciele wymienili spojrzenia. Nie, jeszcze nie pora, by mуwiж Farnakowi o swych domys³ach. Za wczeœnie. - Nie wiemy sami - roz³o¿y³ rкce Malec. - Mamy do spe³nienia misjк poselsk¹, wiкc wykonujemy zadanie. Choж to sprawa nie ca³kiem po naszej myœli. Farnak pokiwa³ g³ow¹ ze zrozumieniem. - £akomy k¹sek, oj, ³akomy - przyzna³, wzdychaj¹c. S³usznie Hjarridi prawi³, i dziesiкж tysiкcy ludzi ³atwo siк uzbiera. Ale i z takimi si³ami wojnк przeciwko Terlingowi wszczynaж... chyba lepiej samemu sobie podci¹ж gard³o. Wszak on bez trudu wystawi i sto tysiкcy! A w bitwie pod Tharbadem pokaza³, ¿e jego dowуdcy walczyж potrafi¹. Nie dadz¹ siк zaskoczyж, a tym bardziej wystraszyж! Och, nie mia³a baba k³opotu... - My i tak musimy do Umbaru - mimochodem wspomnia³ Folko. - Mamy tam pewn¹ wa¿n¹ sprawк do za³atwienia. - Cу¿, raz jest sprawa. Co mi tam! Po starej przyjaŸni odwiozк was bez zap³aty. - Pos³owie krуla Eodreida nie mog¹ p³yn¹ж po przyjaŸni. - Torin wyci¹gn¹³ z zanadrza ciк¿k¹ sakiewkк. - Jeœli ty nie chcesz, niechaj twoi ch³opcy zabawi¹ siк jak nale¿y! - Ja nie potrzebujк. - Oblicze Farnaka pociemnia³o z urazy. - Ale moi ludzie, na ile ich znam, pofolguj¹ sobie... - Zwa¿y³ sakiewkк w d³oni. - Za³atwione! Co bкdzie z wypraw¹, nawet Morski Ojciec jeszcze nie wie, ale skoro macie sprawy w Umbarze, ka¿к odbijaж, jak tylko wrуcicie. Zanim dop³yniemy do ujœcia, tam siк prze³adowaж trzeba... Czas ucieka. Hjarridi i Farnak udali siк na statki; Folko, Torin i Malec postanowili wychyliж jeszcze po jednym kielichu na po¿egnanie. Nagle us³yszeli dobiegaj¹cy z k¹ta szelest. - Szczury! - wrzasn¹³ Malec. Nie znosi³ tych gryzoni. Bez namys³u cisn¹³ w k¹t dopiero co osuszonym drewnianym kubkiem. W k¹cie ktoœ jкkn¹³. - Mistrzu Holbytlo! - da³ siк s³yszeж nieœmia³y g³osik. Z ciemnego zakamarka niespodziewanie wy³oni³a siк niewysoka, bardzo szczup³a postaж, ktуrej kruchoœci nie mуg³ ukryж nawet niekszta³tny gruby p³aszcz. Folko a¿ podskoczy³: - Eowina! Na Moce Ziemskie, co ty tu robisz? - Masz ci los! - os³upia³ Malec. - Nie zabi³em ciк? - Chyba nie... - pad³a cicha odpowiedŸ. Dziewczyna sta³a, zaciskaj¹c d³onie tak mocno, ¿e jej palce zbiela³y. Pod rozchylonymi po³ami p³aszcza widaж by³o zwyczajne odzienie m³odego jeŸdŸca, na cienkim pasku mia³a umocowany sztylet, a za plecami niewielki myœliwski ³uk. Policzki dziewczкcia p³onк³y. - Ja chcia³am... ja myœla³am... - zaczк³a, prуbuj¹c opanowaж zdenerwowanie, gdy nagle, jakby zawstydzona tym mamrotaniem, dumnie podnios³a g³owк: - WeŸcie mnie ze sob¹! wypali³a jednym tchem. Malec po raz pierwszy w ¿yciu zakrztusi³ siк piwem. - Ciebie?... Ze sob¹?... - Oszo³omiony Folko wbi³ w Eowinк wzrok. - Dok¹d? - Dok¹dkolwiek. - Zarumieni³a siк. - Dok¹dkolwiek, choжby i na koniec œwiata... Nie mogк ju¿ d³u¿ej siedzieж w murach twierdzy! To moje imiк... Nie mam si³y... Te¿ chcк byж wojowniczk¹! - zakoсczy³a z pasj¹. - No i co mamy teraz robiж, wlec siк z powrotem do Hornburga? - zapyta³ Malec, nie zwracaj¹c na ni¹ uwagi. - Po co? - zdziwi³ siк Torin. - Uciek³a przecie¿! Oddamy rohaсskiemu setnikowi! Niech wyprawi do domu, ¿eby rodzina jak nale¿y skуrк wygarbowa³a. - Jestem Eowina, cуrka Eotara - b³ysnк³a oczyma. - I nikt mi nie bкdzie niczego nakazywa³ i zakazywa³! Moi rodzice zginкli, a siostra wychodzi za m¹¿. Nie chcк byж niaсk¹ siostrzeсcуw! Ja znam siк na broni, na walce, potrafiк rany leczyж... - Pierogi piec... - mrukn¹³ hobbit. Eowina zarumieni³a siк jeszcze mocniej. - Tak, i pierogi piec! - Jej g³os dr¿a³, z trudem powstrzymywa³a ³zy. - Bo z pierogiem ¿ycie jest lepsze ni¿ bez niego! Krasnoludy rozeœmia³y siк. - WeŸcie mnie ze sob¹... - prosi³a ¿a³oœnie, trac¹c znуw pewnoœж siebie. - WeŸcie, przydam siк... - A jak ciк zabij¹, to co zrobiк? - nachmurzy³ siк rozgniewany ju¿ Folko. - Zupe³nie ci siк pomiesza³o w g³owie! Tam, dok¹d siк wybieramy, nie masz nic do roboty! - A jakby siк znalaz³o zajкcie? Przypomnicie sobie mnie, ale bкdzie za pуŸno! - Mo¿e z trudem, ale jakoœ sobie poradzimy bez ciebie! zakoсczy³ szyderczo rozmowк hobbit. - To wszystko. Ma³y! Nie widzisz tam gdzieœ rohaсskiego patrolu? - Ja i tak za wami pуjdк! - zacisnк³a pi¹stki Eowina. - Dziewczyno!... - Folko ju¿ traci³ cierpliwoœж, ale nagle Torin lekko dotkn¹³ jego ³okcia. - Przecie¿ ona jest w tobie zakochana po uszy - szepn¹³ krasnolud na ucho hobbitowi. - A jeœli tak, to sprawa jest powa¿na. Nie znasz rohaсskich dziewoi? Do rzeki siк rzuci, utopi, wpadnie w ³apy Hazgуw, ale nie ust¹pi! Krasnoludy do problemуw sercowych zawsze podchodzi³y nader powa¿nie, dokonuj¹c w ¿yciu jednego jedynego wyboru - lub nie dokonywa³y go wcale. Ale w ich oczach przeszkadzaж komukolwiek w takiej sprawie by³o grzechem ciк¿kim przeciwko postanowieniom Machala. Z punktu widzenia Torina, Folko ju¿ w tym momencie wystкpowa³ przeciwko sumieniu. Zdumiony hobbit gapi³ siк na przyjaciela, myœl¹c, ¿e za chwilк zwariuje. - To los - powiedzia³ Malec, bardzo, bardzo, bardzo powa¿ny Malec; takiego nie widzia³ go Folko od czasu Szarych Przystani. - Czy wyœcie!... - Hobbit wytrzeszczy³ na nich oczy. - Zabraж ze sob¹... tam... tк dziewczynк?! Ale¿ Eodreid ka¿e nas obwiesiж za... za... przecie¿ to jeszcze dziecko! - Mog³abym ju¿ zawi¹zaж w³osy chustk¹ zamкœcia! - powiedzia³a Eowina dumnie. To by³a prawda, w wyludnionym Rohanie wczeœnie zawierano zwi¹zki ma³¿eсskie. Krasnoludy bez s³owa patrzy³y na Folka, a ten na nich. Milcz¹ca gra, kto kogo „przepatrzy”, trwa³a doœж d³ugo. - Gdzie dwaj, tam i trzeci, bracie hobbicie - zak³уci³ ciszк Torin. - Wiкc to znaczy, ¿e idк z wami?! - wykrzyknк³a dziewczyna. Folko wolno skin¹³ g³ow¹, czuj¹c, ¿e podpisuje na siebie wyrok. Eowina nie kry³a radoœci, podskakiwa³a i klaska³a w d³onie. - Jeœli Farnak nie weŸmie jej na pok³ad, to nie bкdzie moja wina - z nadziej¹ w g³osie mrukn¹³ hobbit.

7 Czerwca, Las Stra¿niczy W Dolinie Nan Kurunir, Po³udniowy Kraniec Gуr Mglistych Trуjka przyjaciу³ i Eowina bez ¿adnych przygуd dotarli do granicy rohaсskiego paсstwa. Dziewczyna okaza³a siк znakomitym kompanem - nie kaprysi³a, by³a wytrzyma³a na trudy i niezmordowana. Jak ka¿dy w Rohanie, jakby urodzi³a siк w siodle, potrafi³a z niczego w mgnieniu oka sporz¹dziж syc¹c¹ kolacjк, a prуcz tego, co szczegуlnie ceni³ Malec, nieŸle œpiewa³a i zna³a mnуstwo ballad - od krusz¹cej najtwardsze serce „Burzy nad Isen¹”, do triumfuj¹cej „Eodreid w Edorasie”. Œpiewa³a te¿ i o Olmerze, Krуlu Bez Krуlestwa; najwiкkszego zdobywcк uhonorowali nawet wrogowie. W ogуle nie sprawia³a k³opotуw. Przyjaciele pod¹¿ali tym samym szlakiem, co dziesiкж lat temu, kiedy w tajemnicy przedzierali siк do Isengardu, maj¹c nadziejк, ¿e tam znajd¹ œlady tajemniczego Wodza... Tym razem by³o inaczej, nie musieli siк ukrywaж. Stra¿e graniczne przepuœci³y ich za spraw¹ krуlewskiego glejtu. Eowina natomiast, zrкcznie jak wк¿yk, przepe³z³a zaroœlami. Nikt jej nie zauwa¿y³. Pozostawiwszy na wszelki wypadek topory u dowуdcy granicznego posterunku, Folko i jego towarzysze ruszyli dalej. Tu, w Nan Kurunir, przez lata nic siк nie zmieni³o, w odrу¿nieniu od Rohanu, Arnoru i ca³ego Eriadoru. Tak samo niezbyt g³oœno plotkowa³o na lekkim wietrze listowie bukуw i grabуw, spokojnie p³ynк³a Isena, i widaж by³o, ¿e od dawna ludzie unikaj¹ tej okolicy. Rohirrimowie nie zbli¿ali siк do Lasu Stra¿niczego bli¿ej ni¿ na trzy strza³y z ³uku. Eowina ucich³a, z widocznym lкkiem zerka³a na potк¿niej¹c¹ œcianк drzew. - No i co, znowu zacznie nas ci¹gaж jak poprzednio? - wymamrota³ ze z³oœci¹ Malec. - Uwielbiam potykaж siк o korzenie i karcze! - Postaramy mu siк przedstawiж - odpowiedzia³ Folko, podchodz¹c na wyci¹gniкcie rкki do zielonego muru zaroœli i wysoko unosz¹c rкkк z elfickim pierœcieniem na palcu. Motylek w kamieniu, tak mu siк wydawa³o, szybciej zamacha³ skrzyde³kami. A mo¿e to tylko serce hobbita szybciej bi³o w uniesieniu? W burzach i zawieruchach ostatnich lat odszed³ w zapomnienie Stary Ent. Los ciska³ Folka to w rodzinne strony, gdzie za cenк obficie przelanej krwi przysz³o odpieraж napуr Heggуw i orkуw na Shire, to w odleg³e wschodnie ziemie - do Wielkiego Orlangura i w³oœci ksiкcia Forwego. A Stary Ent przez wszystkie te lata nie opuszcza³ swojego lasu, lecz hobbit nie w¹tpi³, ¿e jeœli istnieje ktoœ, kto jest osi¹galny i mo¿e im pomуc, to tylko Drzewobrуd. - Mellon! - wypowiedzia³ wyraŸnie s³owo w elfickiej mowie. Kierowa³ siк intuicj¹, co czasem bywa skuteczniejsze ni¿ najg³кbsze przemyœlenia. Eldarskie s³owo otwieraj¹ce Wrota Morii. Kto wie, mo¿e Fangorn nauczy³ tego s³owa poddanych, na wszelki wypadek, gdyby ktoœ z Pierworodnych zajrza³ tu kiedyœ? - Elbereth Gilthoniel! Przepuœжcie nas, idziemy do Drzewobroda, w³adcy Lasu Fangorn! Szukamy Fangorna!... ZaprowadŸcie nas do niego! Stra¿niczy Las rу¿ni³ siк od Fangorna tym, ¿e tu - zw³aszcza w pierwszych rzкdach - roi³o siк od huornуw. Folko czu³: przygl¹da siк im mnуstwo niewidzialnych oczu. Krasnoludy odbiera³y podobne wra¿enia. Drepta³y w miejscu, unosi³y pozbawione broni rкce i na wszelkie mo¿liwe sposoby pokazywa³y, ¿e nie maj¹ przy sobie toporуw. Nic siк nie zmieni³o. Wszystko pozosta³o po staremu. Nie otworzy³a siк magicznie ¿adna œcie¿ka prowadz¹ca w g³¹b lasu, nie pojawi³ siк przed wкdrowcami Drzewobrуd. Po prostu spojrzenia, ktуre œciga³y hobbita i jego towarzyszy, nagle przesta³y byж wyczuwalne. Folko odwrуci³ siк do przyjaciу³: - Idziemy. - Dok¹d?! - wrzasn¹³ Malec. Myœl o przedzieraniu siк przez gкstwinк doprowadza³a go do sza³u. - Pуjdziemy starym szlakiem, trzymaj¹c siк skraju gуr. W koсcu przecie¿ dotrzemy do domu Drzewobroda. Malec z pasj¹ splun¹³ w trawк. Tym razem wкdrуwka przez Las Stra¿niczy by³a ³atwiejsza. Zniknк³y tak przeszkadzaj¹ce ongi sploty ga³кzi, drzewa nie zwiera³y siк ze sob¹ na podobieсstwo bali w palisadzie. Doœж szybko wкdrowcy dotarli do skraju doliny; pozostawiwszy zbocza gуr po lewej, ostro¿nie ruszyli w g³¹b lasu. Najzrкczniej radzi³a sobie z korzeniami i karczami lekkostopa, zwinna Eowina. - Poczekajcie! - Torin stan¹³ jak wryty. - Czy nie tu byliœmy ju¿ kiedyœ? Okr¹g³a polana z miкkk¹ cienkoŸdŸb³¹ traw¹ szare cielsko ska³y, pienista struga wodospadu; spieniony strumieс, gin¹cy gdzieœ w gкstwinie; kamienny stу³ i kamienne dzbany w skalnej niszy. Tylko trawiaste ³o¿e gdzieœ zniknк³o... Dom Starego Enta by³ pusty. - No i co? Nie pos³uchaliœcie mnie! - wyrzuca³ przyjacio³om Strori. - Namordowaliœmy siк, zdarliœmy podeszwy, i co? Teraz do Lorienu bкdziemy siк taszczyж? Ignoruj¹c jego zarzuty, Torin popatrzy³ na hobbita. - Szukaж Drzewobroda w ca³ym Fangornie, oczywiœcie, nie bкdziemy - wolno powiedzia³ Folko. - Ale jego dzbany... rozmyœla³ g³oœno. - Ja bym tam do nich zajrza³! - Czyœ ty zwariowa³?! - wykrzykn¹³ Torin. - Kowad³o ci na g³owк spad³o? - Nie... - Wyczulone palce hobbita delikatnie dotyka³y zasklepionych glin¹ szyjek dzbanуw. - Fangorn odszed³ st¹d... Czujк to. Ale owo miejsce przechowuje pamiкж o nim, lecz on tu nie wrуci. - Co ty gadasz! - nie wytrzyma³ Malec. - Sk¹d mo¿esz takie rzeczy wiedzieж?! Folko z westchnieniem usiad³ na ziemi obok jednego z dzbanуw. Przez kilka chwil patrzy³ w gуrк, zas³uchany, a potem pokiwa³ g³ow¹ i zwrуci³ siк do Malca: - Gdy szliœmy tкdy przed dziesiкcioma laty - okolica by³a przesycona magi¹. Nie tak¹, ktуra mo¿e wywo³aж ogniste wichry czy inne nadprzyrodzone zjawiska. Miejscem tym ow³adnк³a magia zadziwiaj¹ca, subtelna, prastara; mnуstwo by³o tajemniczych cieni, rzucanych przez duchy pod promieniami Nietutejszych S³oсc... Widzia³em zimne gwiazdy, zwiastuj¹ce pojawienie siк Fangorna. A teraz nie ma nawet œladu magii. Las by³ ¿ywy, nie chcia³ nas przepuœciж... A teraz... Pusto tu, cicho i sennie. Trawa i drzewa uœpione. Magia opuœci³a te okolice. Czy kiedyœ wrуci? Kto to wie? Z jakiegoœ powodu Drzewobrуd wyniуs³ siк st¹d... Coœ spowodowa³o, ¿e wrуci³ do œrodka Fangornu. Chcia³bym wiedzieж, co! Folko mуwi³ z uniesieniem, œpiewnie, ko³ysz¹c siк, jak w transie. Wewnкtrznym spojrzeniem dostrzega³ wiruj¹ce przed nim delikatne p³atki niebieskiego kwiatka, uratowanego przed ³apczyw¹ ziemn¹ paszcz¹, dziesiкж lat temu, nieopodal tego miejsca. Nawet nie zdziwi³ go powracaj¹cy po latach widok. Przeciwnie, by³by zdumiony, gdyby tak siк nie sta³o. Budzi³y siк do ¿ycia moce, ktуre, jak siк wydawa³o, na zawsze po¿egna³y ten œwiat po tym, jak zginк³y Szare Przystanie i po Odejœciu elfуw... Krasnoludy zerka³y na siebie zatroskane, Eowina wpatrywa³a siк w Folka z otwartymi ustami. - Ee... tego... bracie hobbicie, kiedyœ ju¿ przemawia³eœ podobnie - pokiwa³ g³ow¹ Torin. - Jakbyœmy znowu za Olmerem siк uganiali... - Goniliœcie Olmera? - zapyta³a Eowina, wstrzymuj¹c oddech, ale Torin jednym spojrzeniem sprawi³, ¿e zamilk³a. - W³aœnie o to chodzi, ¿e znowu - burkn¹³ Malec. - Pleciecie nie wiadomo co! Zawlekliœcie mnie do tej puszczy, Drzewobroda nie ma. Chyba nie musi tu kisn¹ж w oczekiwaniu na nas? A my znowu zaczniemy goniж jakieœ widma? Och, nie skoсczy siк to dobrze, oj, nie!... Po co tu sterczymy? - prowokowa³ do sprzeczki. - Bierzmy wory i jazda st¹d! - Gdyby Drzewobrуd na zawsze porzuci³ te okolice, nie pozostawi³by swoich dzbanуw, zw³aszcza tak starannie zapieczкtowanych - powiedzia³ zamyœlony Torin, ignoruj¹c Malca i jego z³oœliwe wywody. - A mo¿e umyœlnie zostawi³? - rzuci³ Folko, uwa¿nie wpatruj¹c siк w kamienny bok jednego z naczyс. - Mnie siк wydaje, ¿e ten w³aœnie dzban zapamiкta³em. Chyba z niego nalewa³ mi napoju... - Chcesz jeszcze urosn¹ж? - zachichota³ Malec. Uwa¿a³, ¿e wie ju¿ wszystko, i dlatego nudzi³ siк, przestкpowa³ z nogi na nogк, wœciekle poskubuj¹c brodк. - Podrosn¹ж, nie podrosn¹ж, ale... Torinie! Mo¿e weŸmiemy je ze sob¹? Mam przeczucie, ¿e Stary Ent ju¿ ich nie potrzebuje... Hobbit nagle urwa³ w pу³ s³owa, znieruchomia³ i uwa¿nie wpatrywa³ siк w kamieс pierœcienia. Wydawaж by siк mog³o, ¿e zdumienie odebra³o mu mowк. - Przestaс, Folko - Torin pokiwa³ g³ow¹. - Nie podoba mi siк twуj pomys³. Napуj entуw to nie zabawka, i chyba nie³adnie jest dobieraж siк do zapasуw gospodarza w czasie jego nieobecnoœci?; jak s¹dzisz? Hobbit drgn¹³, wracaj¹c do przytomnoœci. - To nie s¹ zapasy. - Pokrкci³ g³ow¹. - On zostawi³ podarunek... dla tego, kto przyjdzie tu i zechce skorzystaж... - Sk¹d mo¿esz to wiedzieж, niech mnie zmia¿d¿y Hrugnir! - wrzasn¹³, trac¹c cierpliwoœж, Malec. Zamiast odpowiedzi Folko uniуs³ rкkк z pierœcieniem. Krasnoludy, nie wierz¹c w³asnym oczom, jкknк³y. Eowina nie powstrzyma³a siк od okrzyku. Purpurowy motylek znikn¹³. Zamiast niego pojawi³ siк malusieсki, ruchomy obrazek: Noc, gwiazdy nad lasem, ciemny, siкgaj¹cy niebosk³onu stok i jakaœ wysoka postaж... Stary Ent, ktуry powoli ustawia³ zapieczкtowane dzbany. - Wiem, ¿e pewnego dnia przyjdziesz tu, niepokorny hobbicie - œpiewnie, niezwyk³ym jak na niego, zwyczajnym ludzkim jкzykiem mуwi³ Fangorn. - Wiem, ¿e bкdziesz szuka³. Widzenia! Tego, co sprawi, ¿e bкdziesz widzia³ dalej, ni¿ siкga wzrok..., daleko poza widok z okna. Zostawiam ci swуj napуj. Zostawiam go specjalnie dla ciebie. Niech twa droga bкdzie szczкœliwsza... Moje s³owa zapamiкtaj¹: woda i kamienie, trawa i ga³кzie. Kiedykolwiek przyjdziesz tu, dar elfуw pomo¿e ci mnie us³yszeж. Przewidujк: Œwiat nasz czekaj¹ jeszcze ciк¿kie prуby, i los rzuci ciebie prosto w p³omieс. G³os umilk³. Zapanowa³a pora¿aj¹ca cisza. Pierwszy odezwa³ siк Folko: - Us³ysza³em go, kiedy dotkn¹³em dzbana - powiedzia³ wolno. - Nie wiem dlaczego, ale od razu poci¹gnк³o mnie do tego entowskiego napoju... Rкce same przypomnia³y sobie - jakbym to ja ustawia³ dzbany. - No w³aœnie - westchn¹³ Torin po chwili milczenia. - Nie s¹dzi³em, ¿e sprawy przyjm¹ taki obrуt. Nie mogк tylko zrozumieж, dlaczego Fangorn nie poczeka³ na nas tutaj. Hobbit siкgn¹³ po dzban. I - cud! Zaledwie jego rкce dotknк³y kamiennej œcianki naczynia, zalœni³o ono tak samo, jak kiedyœ w d³oniach Starego Enta, ale by³o to niepokoj¹ce, purpurowe œwiecenie. Po lœni¹cych œciankach przebiega³y krуtkie, ciemne b³yskawice. Folko szybko, jednym ruchem wybi³ gliniany korek i nape³ni³ stoj¹cy obok kielich oczekuj¹cy, jak i dzban, goœci. - A my? - zapyta³ natychmiast Malec. - Nie s¹dzк, by podzia³a³o na was tak jak na mnie - pokrкci³ g³ow¹ hobbit, ale, oczywiœcie, nala³ i przyjacio³om. - A tobie nie wolno - mrukn¹³ do przestкpuj¹cej z nogi na nogк Eowiny, patrz¹c na ni¹ umyœlnie surowo. - Jeszcze ci zaszkodzi... Nie ma tu napoju dla ludzi. - Wiкc ty, mistrzu Holbytlo, potrafisz rуwnie¿ czarowaж! - Dziewczyna wpi³a w hobbita zachwycone spojrzenie, nie zwracaj¹c uwagi na jego marsow¹ minк. - Przestaс mi tu bzdury gadaж! - krzykn¹³ Folko. - Piliœmy ju¿ kiedyœ ten napуj. Ale jeden Eru wie, co siк z tob¹ stanie, gdy sprуbujesz entowskiego trunku. SiedŸ wiкc spokojnie! Eowina ze skruch¹ skromnie spuœci³a oczкta. - Zbli¿my kielichy - rzek³ cicho Torin. - I podziкkujmy w³adyce Fangornowi za jego dobroж. Aromatyczny i cierpki napуj kojarzy³ siк hobbitowi z dobrze wyle¿akowanym starym winem. Napуj bardzo przypomina³ ten, ktуrego skosztowa³ podczas pierwszego spotkania z Drzewobrodem, ale wyczu³ w nim coœ dziwnego. S³odki i gorzki, zimny i gor¹cy - wszystko jednoczeœnie. Folkowi zakrкci³o siк w g³owie, nie mуg³ ustaж na nogach. W oczach zap³on¹³ purpurowy p³omieс - taki, jakim œwieci³ dzban. Na mgnienie oka zobaczy³ leœne ostкpy Fangornu, a w samym œrodku wielkiego lasu wolno id¹c¹ postaж piкtnastostopowego olbrzyma. Stary Ent nagle znieruchomia³, popatrzy³ w gуrк - i spojrzenia ich spotka³y siк. - Rad jestem, ¿e mуj dar ciк odnalaz³, huum, hom! - rozleg³ siк znajomy g³os w uszach Folka. - O co chcesz mnie zapytaж? Œpiesz siк! - Œwiat³o! Widzisz to œwiat³o?! - krzykn¹³ hobbit, wyczuwaj¹cy szуstym zmys³em, ¿e to jest teraz najwa¿niejsze, wa¿niejsze od tej g³upiej wojny Eodreida, wa¿niejsze od wszystkiego, nawet od sztyletu i pierœcienia. - Œwiat³o? Huum, hom! Tak, tak! Stare œwiat³o! Wydaje mi siк, ¿e jego b³yski by³y w oczach nazywanego Szarym P³aszczem, Thingola... - Co powiedzia³eœ? Thingol? - Thingol! - zagrzmia³o w odpowiedzi. - I ta, ktуra jest z nim... Elfy nazywa³y j¹ Mediana. - W ich oczach? To œwiat³o? Drzewobrodzie, muszк siк z tob¹ widzieж! - Nic z tego, mуj kochany hobbicie. Ju¿ jestem w drodze i nie zawrуcк. To moja droga i nie pytaj, dok¹d wiedzie! Mуj dar pomo¿e ci odnaleŸж mnie i rozmawiaж ze mn¹! A teraz ¿egnaj! Widzenie urwa³o siк. Trwa³o niewiele d³u¿ej ni¿ kilka mgnieс, i Folko szybko oprzytomnia³. Krasnoludy wytrzeszcza³y naс oczy. - Smaczny, ale nic szczegуlnego - wyda³ opiniк o napoju Malec. - Widzia³em Drzewobroda - powiedzia³ wyraŸnie Folko. - Widzia³eœ Drzewobroda? - zdziwili siк jego towarzysze. Folko w kilku zdaniach przekaza³ to, co zobaczy³. Krasnoludy jednoczeœnie zaczк³y siк drapaж po g³owach, a oczy Eowiny przypomina³y spodeczki. - Œwiat³o, œwiat³o, œwiat³o! - Hobbit œcisn¹³ g³owк d³oсmi. - Co to za œwiat³o? Odblask, ktуry widzia³ Fangorn w oczach... - Tych, ktуrzy odwiedzili Valinor - ponuro dokoсczy³ Malec. - Wed³ug mnie, to wszystko bzdury. Napуj entуw nie takie widzenia mo¿e podsun¹ж! Wydaje mi siк, ¿e oni... tego... przesadzili... Torin pokrкci³ g³ow¹, nie kryj¹c w¹tpliwoœci. - Dobra! Musimy wracaж. Na razie nie porzuciliœmy s³u¿by u Eodreida, prawda?... - Myœlк, ¿e powinienem zabraж dzban ze sob¹. - Folko rozgl¹da³ siк, szukaj¹c korka. - Przelej do manierki - poradzi³ Ma³y Krasnolud. - O nie. - Folko stкka³, ale wepchn¹³ drewniany ko³ek w szyjkк naczynia. - To „opakowanie” jest nie mniej wa¿ne ni¿ jego zawartoœж. - No to bкdziesz taszczy³ na w³asnym grzbiecie - prychn¹³ Malec. - Nie martw siк, wytrzymam ja, i mуj grzbiet nie zawiedzie - odparowa³ hobbit. Zbierali siк do powrotnej drogi. - Mistrzu Holbytlo, mistrzu Holbytlo! - Eowina ostro¿nie dotknк³a jego ramienia. - A... nie mуg³byœ mi opowiedzieж... o Valinorze... bardzo bym chcia³a wiedzieж! Popatrzy³ na dziewczynк. Policzki jej znowu p³onк³y, ale tym razem nie ze wstydu - ju¿ cieszy³a siк, ¿e mo¿e zajrzeж za krawкdŸ tej przepaœci, do ktуrej, jak siк okaza³o, schodzi³ sam mistrz Holbytla... Moce ziemskie, jak¿e ona jest podobna do mnie! - przemknк³a przez g³owк Folka zaskakuj¹ca jego samego myœl. Do mnie z tamtych czasуw... kiedy przeczyta³em w tк i z powrotem wszystkie ksiкgi i gotуw by³em oddaж praw¹ rкkк za prawdк o Valinorze i Valarach. I tak samo, jak Eowina, opuœci³em rodzinny dom i polecia³em na z³amanie karku za Torinem... po drodze, ktуra doprowadzi³a nas najpierw do Szarych Przystani, a teraz tutaj... - Opowiem, Eowino, opowiem ci - obieca³. - Gdy pop³yniemy, czasu wtedy bкdzie a¿ za du¿o... - Œwietnie! - Dziewczyna klasnк³a w d³onie. Do Farnaka dotarli na czas. Mimo pokusy, hobbit nie kosztowa³ ju¿ napoju entуw. Wznowi³ dawno zarzucone жwiczenia: zaciskaj¹c myœl w cienk¹, tward¹ klingк, usi³owa³ czerpaж moc z pierœcienia Forwego albo ostrza Otriny i siкgn¹ж spojrzeniem poza to, co widzialne. Jednak¿e, pуki p³ynкli po Isenie, nic z tego nie wychodzi³o. Malec otwarcie kpi³ z przyjaciela i sugerowa³, ¿eby dar Drzewobroda postawiж na stole podczas po¿egnania z tanem Farnakiem... Stary marynarz skrzywi³ siк na widok dziewczyny, bo wiadomo, ¿e baba na pok³adzie to pewne k³opoty, ale s³owa swego nie cofn¹³.

14 Czerwca, Tharn, Portowa Przystaс Morskiego Ludu W Ujœciu Iseny Wojna toczy³a siк rуwnie¿ nad brzegami Iseny. Arnorczycy porzucili Tharn na wieœж o przebiciu siк Olmera za Anduinк; czкœж dru¿yn Morskiego Ludu wesz³a w sojusz z Wodzem i uczestniczy³a w jego pochodzie na pу³noc; jednak¿e prу¿no liczyli na wdziкcznoœж zwyciкzcуw. Heggowie mimochodem zajкli ujœcie Iseny; kilkuset Eldringуw, ktуrzy znaleŸli siк w Tharnie, odpar³o dwa szturmy, ale w koсcu zostali wybici co do jednego. Heggowie spalili magazyny i przystanie, nie wiedz¹c, co pocz¹ж ze zdobycz¹ nienawidzili Morza i bali siк go. Porzuciwszy pogorzelisko, odeszli na pу³noc. Tharn przeszed³ w rкce Howrarуw, jednak¿e i oni niczego tu nie zbudowali. Eldringowie pamiкtali o krzywdzie, i dlatego krуl Eodreid ³atwo namуwi³ ich do sojuszu, obiecawszy odbudowк Tharnu. Dru¿yna Farnaka by³a wœrуd tych, ktуre w maju 1730 roku wdar³y siк w ujœcie Iseny; po zwyciкstwie krуl Eodreid wynegocjowa³ u Howrarуw zwrot Tharnu Eldringom - co prawda, bez prawa budowy umocnieс. Dzia³ania ostatniej wojny ominк³y Tharn, a Morski Lud zadowala³ siк tylko przystaniami i magazynami. Miejsce to s³u¿y³o jako zwyczajny punkt prze³adunkowy, gdzie dostarczane po p³ytkiej Isenie na barkach towary prze³adowywano na morskie „smoki”. Co prawda, dziœ nasta³y niedobre czasy dla handlu, Howrarowie nic nie kupowali u Rohaсczykуw, a Gondor by³ biedny... Tharn zmniejszy³ siк niemal trzykrotnie w porуwnaniu z wielkoœci¹ sprzed wojny. Teraz przy d³ugich przystaniach sta³y tylko trzy statki. - Hedwigh, Oria i Fram - okreœli³ ich w³aœcicieli Farnak, ledwie zerkn¹wszy na proporce. - Warto rozmawiaж tylko z Ori¹. Pozostali to „drobnica”, i to z tych gorszych. A Oria ma tysi¹c mieczy. Silniejszy od niego jest tylko Skilludr, lecz ten jest teraz daleko, w Umbarze. Mo¿e go spotkacie... - Nawet jeœli spotkamy, to zapraszaж nie bкdziemy oœwiadczy³ stanowczo Torin. Skilludr po upadku Szarych Przystani usi³owa³ wtargn¹ж do Arnoru po Brandywinie, jednak¿e niegdysiejsi jego sojusznicy, Easterlingowie, dali mu mocny odpуr. W okrutnej potyczce przebi³ siк do Carn Fordu, ale tam, napotkawszy wojska Otona, zawrуci³. Nastкpnie Jastrz¹b, jak zwano Skilludra, niczym huragan przemkn¹³ przez ca³e wybrze¿e. Bez ¿adnych sojusznikуw, dzia³aj¹c w pojedynkк, spustoszy³ brzegi Minhiriathu i Enedhwaithu, spad³ na Belfalas i nawet podchodzi³ pod Dol Amroth, ale rzecz jasna, nie da³ rady zdobyж nieprzystкpnej twierdzy. Jego dru¿yna bardzo siк powiкkszy³a, wyprowadza³ w morze ca³¹ flotyllк - trzy dziesi¹tki „smokуw” i dowodzi³ prawdziw¹ armi¹ z szeœciu tysiкcy mieczy, wyprzedziwszy znacznie pozosta³ych tanуw, utrzymuj¹cych piкж - szeœж setek wojownikуw i dwa- trzy okrкty... Przez dziesiкж lat Skilludr rujnowa³ nadbrze¿ne ziemie, walcz¹c z Gondorem, z Haradem, z Terlingiem i Otonem. Z powodu jego najazdуw haradzcy w³adycy nieraz grozili, ¿e zetr¹ Umbar z powierzchni ziemi, ale ich hufce, oczywiœcie, nie mog³y sobie poradziж z t¹ twierdz¹, tym bardziej ¿e morskie przestrzenie niew¹tpliwie nale¿a³y do „smokуw” Eldringуw. Tan Oria przyj¹³ wysokich pos³уw na pok³adzie swojego najlepszego statku. Farnak zd¹¿y³ ju¿ szepn¹ж staremu druhowi, co i jak, i do przedstawienia listуw uwierzytelniaj¹cych dosz³o dopiero w malutkiej kajucie sternika. Oria, bardzo wysoki, chudy, ca³kowicie ³ysy, ze œladami straszliwych oparzeс na czaszce (w m³odoœci wpad³ w rкce haradzkich handlarzy niewolnikуw), wys³ucha³ przemowy Folka spokojnie, nie mrugn¹wszy nawet okiem. - Farnak, rozumiem, ju¿ siк zgodzi³, sztary lisz... - zasepleni³ tan. Haradzcy nadzorcy mocno te¿ przetrzebili jego zкby. - Znaczy, ¿e sziedemszet mieczy ju¿ maczie... No to dodajczie jeszcze mуj tyszi¹c! - I zdecydowanym ruchem siкgn¹³ do wy³o¿onej przez Malca umowy. - Do Umbaru ¿ wami nie pop³ynк. Bкdк czeka³ w Tharnie. Aha! Wy te¿ powinniszczie poczekacz - lada moment ma przybicz Szwaran. Ma trzy szelki, ale to uczciwy ch³op, myszlк, ¿e jutro, pojutrze bкdzie... - Jeœli tak dalej potoczy siк sprawa, to naprawdк uzbieramy ca³¹ armiк! - szepn¹³ hobbit do Torina, gdy wrуcili na statek Farnaka. - Jednak nie bardzo mnie to cieszy... Krasnolud te¿ by³ pochmurny, bardziej ni¿ zimowe niebo. - Jeœli Eodreid tak ³atwo raz z³ama³ s³owo, to dlaczego nie mуg³by z³amaж i drugi raz? Nie s¹dzк, by zgodzi³ siк oddaж jedyne wyjœcie Rohanu do Morza! Folko westchn¹³. Gorszy humor mia³ chyba tylko po upadku Szarych Przystani... Po rozmowie z Farnakiem przyjaciele rzeczywiœcie postanowili zatrzymaж siк na kilka dni. - Swaran? Jak¿e - znam go. To m³ody tan, ale œwietny wojownik. By³ taki czas, kiedy trzyma³ siк Skilludra, ale po tym, jak tamten zacz¹³ polowaж na gondorskie kobiety, by sprzedawaж je do Haradu, odszed³ od Jastrzкbia. Teraz sam siк wyprawia... Oria od dawna mu patronuje. Dobra, poczekajmy. Warto.

15 Czerwca, Tharn Przenocowawszy na statku, przyjaciele z rana postanowili wybraж siк na spacer, przewietrzyж, rozprostowaж koœci. Nie mieli wielkiego wyboru - nie by³o karczm, ober¿y ani nawet rynku, ale w Tharnie spotyka³o siк nie tylko Eldringуw. Mogli natkn¹ж siк na Dunlandczyka, trafiali siк Hazgowie; ci ¿yli nieopodal, za granic¹ miasta, gdzie znajdowa³o siк coœ w rodzaju tymczasowego obozu. Ich g³уwnym zajкciem by³a s³u¿ba u morskich tanуw, tu wiкc zbierali siк ci, ktуrzy chcieli wst¹piж do swobodnych dru¿yn Morskiego Ludu. Eowinк, mimo jej protestуw, Folko zamkn¹³ w kajucie, przykazawszy Eldringom Farnaka pilnowaж jej, by przypadkiem nie uciek³a. Torin, Folko i Malec ruszyli jeszcze niewyje¿d¿on¹ drog¹ i wkrуtce opuœcili Tharn. Isena zosta³a po prawej rкce; pokryta traw¹ ³¹ka - urwista stepowa grzкda ci¹gn¹ca siк wzd³u¿ rzecznego brzegu - nios³a na swoim grzbiecie œcie¿kк. Na niej rozminкli siк z kilkoma Dunlandczykami; ci przed nieznajomymi w b³yszcz¹cej zbroi poœpiesznie zdjкli nakrycia g³owy, jak nale¿a³o, ale spojrzenia, jakimi obrzucili Folka i krasnoludy, by³y dalekie od przyjaznych... - Mo¿e wybierasz siк w goœcinк do tego towarzystwa? zdziwi³ siк Malec, kiedy Folko zdecydowanie skierowa³ siк do obozu eldringowych najemnikуw. - Chcк zerkn¹ж, co siк tam u nich dzieje. A ty, Strori, co, boisz siк? - Nie podpuszczaj mnie. Niczego siк nie bojк. Po prostu, nie lubiк, kiedy tak siк na mnie gapi¹, jakby mnie chcieli zar¿n¹ж... - W³aœnie o tym oni marz¹ - uœmiechn¹³ siк Torin. - Myœlisz, ¿e imiк mistrza Stroriego, dowуdcy pu³ku pancernego w wojsku krуla Eodreida, nie jest znane w tych stepach? Czy zapomnia³eœ, jak miesi¹c temu ciкliœmy tych w³aœnie Dunlandczykуw pod Tharbadem? Strori milcza³. W obozie powitano przyjaciу³ pogardliwym, zimnym milczeniem. Wszyscy im czapkowali i k³aniali siк, ale w stronк plecуw lecia³y ciskane przez zкby przekleсstwa. Ani Folko, ani krasnoludy nie okazywali, ¿e to s³ysz¹. Obуz by³ zwyczajnym zbiorowiskiem naprкdce skleconych namiotуw, sza³asуw, poœpiesznie wygrzebanych ziemianek i pу³ziemianek. Folko dziwowa³ siк, jak mieszkaсcy przetrzymuj¹ tu zimy - niby to po³udnie, blisko morza, lecz zimno jest zimnem. W pewnym oddaleniu, przy ognisku siedzia³a w kucki grupa Hazgуw - oko³o dziesiкciu wojownikуw, z szablami, ale bez swoich straszliwych ³ukуw. Jeden z siedz¹cych niespodziewanie cisn¹³ w ogieс garstkк jakiegoœ proszku, p³omieс natychmiast zabarwi³ siк na niebiesko. Rzucaj¹cy wolno wyprostowa³ siк, podj¹³ jak¹œ przeci¹g³¹ pieœс w swoim jкzyku; u¿ywa³ starego s³ownictwa i Folko, nieŸle znaj¹cy potoczn¹ mowк Hazgуw, nie mуg³ niczego zrozumieж. Nie przerywaj¹c œpiewu, Hazg stan¹³ na otwartej przestrzeni. Krzywonogi, siwy, stary, poznaczony szramami... Jego oblicze wydawa³o siк hobbitowi znajome. Czy nie byli razem w oddziale Otona? Hazg, szeroko roz³o¿ywszy rкce i odrzucaj¹c do ty³u g³owк, krкci³ siк w jakimœ osobliwym taсcu. Folko zamar³, ws³ucha³ siк. - Co siк sta³o? - zdziwi³ siк Malec. - Cicho! - sykn¹³ hobbit. „Œwiat³o, œwiat³o, œwiat³o! Leje siк, leje, leje! Wstaje wrуg, wstaje, wstaje! My te¿ musimy wstaж, bracia! Wstaniemy! Wstaniemy! Wstaniemy! - zrozumia³ hobbit. - Ogieс! Ogieс! Ogieс! Na starej ziemi, na naszej ziemi! IdŸmy za œwiat³em, za œwiat³em idŸmy! Ziemia - nasza! Nasza! Z ogniem i za ni¹!”. Mк¿czyzna szybko przesta³ mуwiж zrozumiale, wprowadzi³ siebie w jakiœ dziwny trans. Pozostali Hazgowie do³¹czyli do niego. Wirowali w uniesieniu, zapamiкtale. Wyci¹gnкli szable z pochew. - Hej, Folko, chodŸmy st¹d! - nachmurzy³ siк Malec. - Jestem pewien, ¿e oni na¿arli siк blekotu. Stary Hazg nagle szarpn¹³ siк, jakby uderzy³ w coœ, us³yszawszy imiк hobbita. W tej samej chwili w jego rкku b³yszcza³a szabla. - Zdrajca! - da³ siк s³yszeж niski wœciek³y ryk. Oczy Hazga miota³y szaleсcze b³yski; wzi¹wszy szeroki zamach, rzuci³ siк na hobbita. - Coœ ty!? - wykrzykn¹³ po hazsku Folko, uchylaj¹c siк od ciosu, i w tej samej chwili pozna³ atakuj¹cego. Jak¿e mуg³ go zapomnieж? To przecie¿ уw stary przywуdca Hazgуw z oddzia³u Otona! - Powstrzymaj siк. - Miecz hobbita zgrzytn¹³ w zetkniкciu z szabl¹ napastnika. - Dopiero gdy twуj ³eb pуjdzie na karmк dla œwiс! - pad³a odpowiedŸ. Z obu stron na pomoc przyjacielowi ruszy³y krasnoludy. Pozostali Hazgowie, nie pytaj¹c o nic, te¿ chwycili za broс. B³yskawicznie pojawi³y siк straszliwe ³uki. Brzкknк³a puszczona ciкciwa; po he³mie, ktуry na wszelki wypadek na³o¿y³ hobbit, zeœliznк³a siк strza³a. Folko zachwia³ siк, a stary Hazg natychmiast zaatakowa³. Ostrze chlasnк³o po naramienniku hobbita - i bezsilnie odskoczy³o od mithrilowej p³yty. - Nie poradzisz sobie ze mn¹! - Folko sparowa³ ciкcie szabli. Hazg nie odpowiedzia³. Hobbit zakrкci³ nad g³ow¹ m³ynka mieczem, odkrywaj¹c siк, i przy³apawszy przeciwnika na zamachu, precyzyjnie skierowa³ ostrze na prawe ramiк starego wojownika. Hazg nie mia³ na sobie pancerza; hobbit chcia³ rozbroiж przeciwnika, ale tym jakby kierowa³a jakaœ z³a moc: niespodziewanie potkn¹³ siк, kiwn¹³ do przodu i miecz Folka przeszy³ mu serce. Krasnoludy odpar³y atakuj¹cych; jednak¿e widok martwego starca tylko rozjuszy³ stepowcуw. - Powœci¹gnijcie z³oœж, ba³wany! - krzykn¹³ Malec, ale Hazgowie, wydawa³o siк, przestali rozumieж Wspуln¹ Mowк. Wybijemy was! - Miecz i jego daga wirowa³y i po³yskiwa³y. Co prawda, na razie tylko siк zabawia³. Niewielki to honor wy graж z nieokrytymi pancerzem, gdy ma siк na sobie mithrilow¹ kolczugк. - Ale potem nasi waszych! - nieoczekiwanie wrzasn¹³ jeszcze jeden Hazg, wyskakuj¹c zza plecуw atakuj¹cych. Miecz Malca zeœlizn¹³ siк po podstawionej szabli i Hazg, zrкcznie podci¹wszy nogi, zwali³ krasnoluda na ziemiк. Czterech Hazgуw natychmiast runк³o naс z gуry. Sprawy przybiera³y z³y obrуt. - Doœж tych ceregieli! - rykn¹³ Torin, a jego topуr natychmiast zada³ œmiertelny cios. Folko w milczeniu, nie trac¹c czasu na rozmowy, przebi³ na wylot jeszcze jednego stepowego wojownika. Ciк¿kie strza³y uderza³y w jego pierœ i brzuch, jedna czy dwie trafi³y w przy³bicк. Gdyby nie mithril, ju¿ by³by martwy. Torin dwukrotnie ci¹³ toporem, pomagaj¹c Ma³emu Krasnoludowi. Ten strz¹sn¹³ z siebie pozosta³ych ¿ywych i ju¿ siк podnosi³, jednak¿e, pomagaj¹c przyjacielowi, krasnolud na chwilк straci³ z oczu tego samego Hazga, ktуry tak zrкcznie powali³ Malca. Potк¿ny, barczysty, niemal nie ustкpowa³ si³¹ synowi Dartha. Rкkojeœж szabli uderzy³a w przy³bicк Torina. W tym momencie, nie wiadomo czy krasnolud Ÿle zapi¹³ pasek, czy mo¿e mocowanie pкk³o, he³m zlecia³ z g³owy Torina. Po³yskuj¹ce ostrze rozp³ata³o mu twarz. Malec z dzikim wrzaskiem poderwa³ siк na rуwne nogi, zamachn¹³ siк, ale Hazg zrкcznie odskoczy³ w bok i podniуs³ rкkк, powstrzymuj¹c swoich. - Doœж! Chcк, byœcie odeszli. A tego - pogardliwie skin¹³ na Torina, le¿¹cego na wydeptanej trawie - oznakowa³em. Drugi raz ju¿ nie ujdzie. Zabierajcie go i wynoœcie siк st¹d, ale najpierw zostawcie rynsztunki! - A to niby dlaczego?! - rykn¹³ Malec. - Dlatego, ¿e bez swojego wspania³ego he³mu bкdzie martwy w mgnieniu oka. - Przywуdca Hazgуw skin¹³ na ³ucznikуw, ktуrzy ju¿ wymierzyli ³uki w niechronion¹ g³owк krasnoluda. - Jeœli jego ¿ycie jest wam drogie, zrуbcie to, co mуwiк. - My zdejmiemy rynsztunek, a wy nam wsadzicie po strzale w plecy?! - wychrypia³ Malec. - W odrу¿nieniu od was my nie ³amiemy danego s³owa rzuci³ pogardliwie stepowieж. - Poczekaj, Ma³y. - Folko mуwi³ i porusza³ siк umyœlnie wolno, jakby w obawie, ¿e gwa³towny ruch sprowokuje ktуregoœ z ³ucznikуw do puszczenia naci¹gniкtej ciкciwy. - Poczekaj. Nasi wspaniali przeciwnicy zapomnieli o jednej wa¿nej rzeczy... Bardzo, bardzo wa¿nej rzeczy... Mуwi¹c tak, hobbit odwrуci³ siк bokiem do otaczaj¹cych ich wojownikуw. - Zapomnieliœcie o œwiкcie rodu Haruz - powiedzia³, gwa³townie siк prostuj¹c. Coœ krуtko b³ysnк³o w powietrzu. Trzej martwi ³ucznicy zwalili siк na ziemiк. Z piersi ka¿dego stercza³a rкkojeœж no¿a do miotania. Hazgowie zostali kompletnie zaskoczeni, Malec natychmiast na³o¿y³ Torinowi na g³owк he³m. - Wycofujemy siк! Wycofywali siк w dziwnym szyku: Malec podtrzymywa³ Torina, ktуremu po napierœniku obficie sp³ywa³a krew, a hobbit cofa³ siк, trzymaj¹c na widoku sprzкt do miotania. Hazgowie podnieœli ³uki zabitych, pojawili siк nowi ³ucznicy; wolno nastкpowali, ale nie decydowali siк na atak. Kilka wystrzelonych na chybi³ trafi³ strza³ odskoczy³o od rynsztunku Folka i krasnoludуw. Dunlandczycy ponuro gapili siк na potyczkк, ale nie wtr¹cali siк. Pomogli im Eldringowie: dziesiкciu wojownikуw Orii w jakimœ celu kierowa³o siк do obozu najemnikуw. - Co to za zamieszanie? - wrzasn¹³ przysadzisty dziesiкtnik, widz¹c uzbrojonych Hazgуw. - Zapomnieliœcie o Tharnskim Rozejmie? Niektуrzy ze stepowych strzelcуw unieœli mimo wszystko ³uki i, niew¹tpliwie, odwa¿ny wojownik Orii straci³by za chwilк ¿ycie, gdyby nie przywуdca Hazgуw. - Niech uchodz¹ - zwrуci³ siк do swoich. - Jeszcze siк policzymy, i to szybko! A Tharnski Rozejm... Na razie jest nam jeszcze potrzebny. Ale potem... Urwa³, jakby przypomniawszy sobie, ¿e jeden z wrogуw dobrze rozumie hazsk¹ mowк. Podporz¹dkowuj¹c siк jego bezg³oœnemu rozkazowi, Hazgowie natychmiast zniknкli. Wуdz zatrzyma³ siк. Widz¹c, ¿e chyba chce coœ powiedzieж, Folko zrobi³ krok w jego kierunku, staraj¹c siк okazaж, ¿e jest gotуw wys³uchaж wszystkiego, ale nie da siк ju¿ zaskoczyж. - Dlaczego on mnie zaatakowa³? - zacz¹³ pierwszy, maj¹c na myœli zabitego przez siebie starego Hazga. - Jeszcze siк pytasz? - Przywуdca pogardliwie splun¹³ w trawк. - Czy nie przysiкga³eœ Wodzowi Earnilowi? Czy nie walczy³eœ w oddziale Otona? Nie ty dowodzi³eœ potem s³omianow³osymi, gdy ci wdarli siк na nasze ziemie? Nale¿a³oby ciк ¿ywcem obedrzeж ze skуry! Mo¿e niebiosa bкd¹ przychylne i jeszcze uda mi siк to zobaczyж! - Czy to wszystko, co chcia³eœ mi powiedzieж? - beznamiкtnie zapyta³ Folko. - Nie! Nie wszystko! - Hazg wycharkiwa³ z siebie s³owa jak najgorsze przekleсstwa. - Powiedz swojemu krуlowi, ¿e niczego nie zapomnieliœmy i niczego nie wybaczyliœmy. Wiemy, ¿e Wielka Moc prostuje skrzyd³a swe gdzieœ na po³udniowym wschodzie - o tym powiedzieli nam nasi jasnowidze. Jednego z nich zabi³eœ, niegodziwcze, dzisiaj! Wiemy, ¿e ta Moc jest nam wroga. Wiemy, ¿e byж mo¿e ktoœ znowu bкdzie chcia³ zetrzeж z powierzchni ziemi nasz lud. Zatem wiedz: nie bкdziemy pokornie czekali na uderzenie, jak byki w rzeŸni! - Hazg splun¹³ pod nogi Folka, odwrуci³ siк doс plecami i szybkim krokiem odszed³, w œlad za ziomkami. Hobbit zgrzytn¹³ zкbami i te¿ poœpieszy³ w swoj¹ stronк. Rana Torina, na szczкœcie, choж obficie krwawi¹ca, nie by³a groŸna, ale czo³o, tak to wygl¹da³o, bкdzie mia³ do koсca ¿ycia przekreœlone szram¹. Nie wiadomo dlaczego ostrze szabli nie rozciк³o skуry, lecz poszarpa³o j¹, obna¿aj¹c nawet gdzieniegdzie koœci czaszki. Potк¿ny krasnolud z trudem dokuœtyka³ do okrкtu Farnaka i dopiero tam pozwoli³ sobie na omdlenie. Eowina tylko cicho jкknк³a i sama, zas³aniaj¹c usta d³oni¹, natychmiast rzuci³a siк do pomocy. Powsta³ spory rozgardiasz. Eldringowie bardzo byli czuli na punkcie porz¹dku w swoich w³oœciach: Oria proponowa³ ruszyж kilkuset wojownikуw i spaliж do cna wszystkie hazskie osady. Ledwo uda³o siк go uspokoiж. Starcie z odwa¿nymi strzelcami i jeŸdŸcami, bez wsparcia potк¿nej rohaсskiej jazdy, oznacza³o daremn¹ zgubк ca³ego wojska. Jednak oko³o setki Eldringуw w pe³nym uzbrojeniu otoczy³o obуz ze wszystkich stron i za¿¹da³o wydania Hazgуw. Ale ci, jakby przeczuwaj¹c konsekwencje swego postкpku, zd¹¿yli uciec. Nikt nie zamierza³ ich œcigaж. W przewidzianym przez Oriк czasie pojawi³ siк Swaran. M³ody tan bez d³u¿szych wahaс zgodzi³ siк uczestniczyж w wyprawie; wraz z Ori¹, podpisawszy umowк, zosta³ w Tharnie, czekaj¹c na nadejœcie g³уwnych si³ floty Eldringуw. - Wychodzimy w morze czy nie? - pyta³ rozgniewany Farnak Ma³ego Krasnoluda. - Wychodzimy, wychodzimy - uspokaja³ go ten. - Tylko niech Folko nazbiera ziу³, ¿eby przygotowaж wywary dla rannego i - w drogк. Zatrzyma³o ich to jeszcze na pу³tora dnia. Torin le¿a³ w gor¹czce, rana siк paskudzi³a, i kto wie, jak by siк to skoсczy³o, gdyby hobbit nie natrafi³ przypadkiem na ziele zdrowieсca nie wiadomo jakimi wiatrami przywiane tu z pу³nocy. Po jego zastosowaniu posz³o ku lepszemu, i rano odcumowali. Torin zasn¹³ spokojnie, oddech siк wyrуwna³. Gor¹czka spad³a. „Smoki” Farnaka i Hjarridiego wysz³y w otwarte morze.

20 Czerwca, Trawers Przyl¹dka Balar, Otwarte Morze Torin szala³. Od chwili gdy oprzytomnia³, nie przestawa³ obrzucaж siebie najciк¿szymi wyzwiskami, co prawda tylko wtedy, gdy nie by³o w pobli¿u Eowiny, a poniewa¿ ta niemal przez ca³y czas by³a w pobli¿u, pomagaj¹c Folkowi pielкgnowaж rannego, to oczywiste, ¿e krasnolud doœж d³ugo gromadzi³ zapas mocnych s³уw, ktуre, gdy w koсcu dziewczyna wyskakiwa³a na chwilк na pok³ad, natychmiast wyrzuca³ z siebie. - Odzwyczai³eœ siк przegrywaж, mуj drogi - zauwa¿y³ Folko, zmieniaj¹c nas¹czony wywarem ze zdrowieсca opatrunek. - Mithril jest podstкpny - nabierasz przekonania, ¿e zranienie ciк jest niemo¿liwe. A nieprawda! - Znajdк tego stepowego psa - trac¹c oddech ze z³oœci, cedzi³ krasnolud, rzucaj¹c siк na ³o¿u tak, ¿e omal nie spad³ na pod³ogк. - Znajdк i... - Grozi³ mi, ¿e zedrze ze mnie ¿ywcem skуrк - wtr¹ci³ spokojnie Folko. - Ju¿ ja go lepiej urz¹dzк! - Przestaс, lepiej pos³uchaj, co zapamiкta³em z ich gadania... Folko i Malec siedzieli przy ³o¿u Torina, ktуre znajdowa³o siк w malutkiej - dwie osoby ledwo mog³y siк obrуciж - kajutce pod krуtkim dziobowym pok³adem „smoka”. - Hazgowie te¿ coœ wyczuli. Ich szamani na pewno. I czuj¹ oni, ¿e ta Moc - wroga im - popycha zwyciк¿onych do zemsty. Ich wуdz otwarcie mi to powiedzia³, ¿e nie zamierzaj¹ czekaж, a¿ ich wyr¿n¹ jak byd³o. Tak to zrozumia³em... - ¯e mog¹ napluж na rozejm i zacz¹ж pierwsi - dokoсczy³ ponuro Malec. - W³aœnie tak - skin¹³ g³ow¹ Folko. - I, przyznam siк wam, ¿e to mnie napawa najwiкkszym lкkiem. - A czego tu siк baж? - zapyta³ Torin, krzywi¹c siк z bуlu. - Niech napadaj¹! Przynajmniej wtedy Eodreid nie wyjdzie na wiaro³omcк... - Ju¿ jest wiaro³omc¹ - oœwiadczy³ stanowczo hobbit. - Z³ama³ s³owo, gdy uzna³, ¿e umowa i przysiкga to tylko puste s³owa! Olmer, o ile pamiкtam, od tego samego zaczyna³. A to, co zauwa¿y³eœ, to œwiat³o - chocia¿ ja uwa¿am, ¿e to nie œwiat³o, lecz jakaœ niespodzianka ze spadku po Ghortaurze Okrutnym albo i samym Melkorze - to œwiat³o doprowadza ludzi do szaleсstwa, zmusza do zapominania o wszystkim, popycha ich do ³amania przysi¹g i obietnic, byle tylko osi¹gnкli swуj cel. Eodreid wymyœli³ wojnк na wyniszczenie. Gdy us³ysza³em to, omal nie spad³em z siedziska po raz drugi. Czegoœ takiego nie wykoncypowa³by nawet sam Sauron! Hazgowie te¿ wymyœlili, ¿e nie bкd¹ siк ceregieliж ze s³omianow³osymi, nie bкd¹ czekali, a¿ ci przygotuj¹ zemstк i uderz¹ pierwsi. Nie zdziwiк siк, jeœli zaczn¹ wyrzynaж gdzie siк da Rohirrimуw... jak tam to sz³o w legendzie? - „Co doroœli do osi wozu” - dokoсczy³ Malec. Jego oblicze spochmurnia³o i sta³o siк mroczniejsze od burzowej nocy. - W³aœnie - skin¹³ g³ow¹ hobbit. - Oto dlaczego musimy jak najszybciej dostaж siк do Umbaru. To jest blisko naszego tajemniczego „œwiat³a”. Mam nadziejк, ¿e tam siк jeszcze czegoœ dowiemy. - O ile w Umbarze ju¿ nie odbywa siк rzeŸ - poderwa³ siк Malec. - Mo¿e ten ca³y Skilludr pomyœla³, ¿e pozostali Eldringowie marz¹ tylko o jego œmierci, i zacz¹³ r¿n¹ж kogo siк da, czy tego wart czy nie? - Korzenie i sкki! O tym nie pomyœla³em - przyzna³ hobbit. - W takim razie tym bardziej nale¿y siк œpieszyж. Bo nie zd¹¿ymy nawet na szturm! - Œwiat³o, œwiat³o, œwiat³o... - mamrota³ Torin. - Na Durina, co to mo¿e znaczyж? - Nie ³am sobie g³owy, i tak masz j¹ nadpкkniкt¹ - rzuci³ Malec. - Och, jak mi siк to wszystko nie podoba! W czasie tej zabawy z Olmerem - wrу¿yliœmy i co? Nic nie wysz³o. Teraz, wspomnicie moje s³owa, to samo nam wyjdzie. Znowu bкdziemy siк pкtaж po Œrуdziemiu w poszukiwaniu wroga, a on siк tu¿ pod nosem objawi. Zrozumiemy to, ale bкdzie za pуŸno. - Przestaс krakaж! - powstrzyma³ przyjaciela Folko. Masz racjк co do Umbaru. S¹dzк, ¿e nie zaszkodzi tam zajrzeж. Gdzie mamy ten napуj Drzewobroda? - Na Macha³a, co chcesz zrobiж? - jednoczeœnie zakrzyknк³y krasnoludy. - Przecie¿ nie by³eœ nigdy w Umbarze! - uzupe³ni³ Strori. - No to co? - Jak to „no to co?” - obruszy³ siк Malec. - Trzeba wiedzieж, co chce siк zobaczyж - o ile w uczonych traktatach zapisano prawdк! To znaczy, ¿e musisz sobie wyobraziж albo zatokк umbarsk¹, albo sam¹ twierdzк... Coœ takiego czyta³em. - Nie wiem, mo¿e siк i nie uda - przyzna³ hobbit. - Ale sprуbowaж warto, nic nie tracimy. - Jeœli zobaczysz coœ, to uznasz, ¿e tak jest naprawdк. A potem oka¿e siк, ¿e wszystko jest inaczej - mrukn¹³ Torin. - Porуwnamy, jak przyp³yniemy do Umbaru. Oba krasnoludy wzruszy³y jak na komendк ramionami. Folko wydoby³ z sakwy starannie zawiniкty w koc kamienny dzban. Przez ca³¹ drogк bezlitoœnie obci¹¿a³ on plecy hobbita; nadesz³a pora, by udowodniж, ¿e nie by³ to daremny wysi³ek. Ju¿ po pierwszym ³yku po ca³ym ciele rozla³o siк przyjemne niczym ko³dra w zimow¹ noc, niczym dobre grzane wino w mroŸny wieczуr, ciep³o, ale nie by³o w nim niczego, co m¹ci³o zmys³y. Hobbit zamkn¹³ oczy i skoncentrowa³ siк. Powinien by³ jak ptak przemkn¹ж nad morskimi przestworami do ogromnej umbarskiej zatoki, do ¿у³toszarych ska³, ktуre niczym szczкki zwiera³y siк na jej w¹skiej gardzieli, do wysokich bastionуw, od wiekуw broni¹cych twierdzy przed atakami od morza; musia³ pokonaж powietrzne szlaki i zobaczyж prawdк! Nad podziw ³atwo uda³o siк hobbitowi wejœж w dalekowidzenie. Wzrok jego pos³usznie pomkn¹³ w przestrzeс, w jednej chwili pokonawszy ogromne odleg³oœci. Pojawi³y siк zarysy umbarskiego brzegu. Morze dotar³o tu do dwуch starych, zbiegaj¹cych siк gуrskich grzкd. G³кboka dolina sta³a siк zatok¹, a zbocza gуr - brzegami. Trudno naprawdк o lepsz¹ ochronк przed burzami i sztormami. W tej chwili w Umbarze zakotwiczonych by³o mnуstwo okrкtуw - i wios³owych, i ¿aglowych. Najwiкcej, rzecz jasna, „smokуw” Morskiego Ludu, ktуry zaj¹³ Umbar po klкsce krуlestwa Gondoru. Umbarscy korsarze - dawno temu napsuli niema³o krwi krуlom z Minas Tirith i dali pocz¹tek morskiemu plemieniu - mogli spaж spokojnie - zostali pomszczeni. Co prawda, na Umbar od dawna zerka³ po¿¹dliwie bogaty i ludny Harad, ale tym razem wierni sojusznicy Saurona musieli odejœж z kwitkiem. Z l¹du twierdza by³a nieprzystкpna, i haradzcy w³adcy chyba ju¿ siк z tym pogodzili. Z lotu ptaka hobbit widzia³ kipi¹ce ¿yciem ulice miasta. Zupe³nie nie przypomina³o Annuminas, ani tym bardziej Minas Tirith. Piкtrowe i dwupiкtrowe domy z ¿у³tej gliny odwrуci³y siк ty³em do ulic, okna wychodzi³y wy³¹cznie na wewnкtrzne podwуrza. O bruku nie by³o nawet mowy, kurz niemal przes³ania³ s³oсce. Po ulicach wolno przemieszcza³y siк karawany, ci¹gnк³y ³aсcuszki dziwnych stworzeс - jedno- i dwugarbnych - przypominaj¹cych trochк konie, ale wiкksze. Targowiska wype³nia³y t³umy ludzi. S³owem - spokуj. Widzenie urwa³o siк, jak zawsze, niespodziewanie. Po opowieœci hobbita krasnoludy tylko wzruszy³y ramionami. - Przyp³yniemy do Umbaru, zobaczymy, co ci siк naroi³o - skwitowa³ markotnie Strori.

20 Czerwca, Morski Brzeg, Szeœж Mil Na Pу³noc Od Gwathlo, Przy Ujœciu Szarego Strumienia Tego dnia po³уw by³ ca³kowicie nieudany. Niem³ody rybak, w samych tylko p³уciennych, podwiniкtych do kolan spodniach, wlуk³ siк œcie¿k¹ do swej chaty. Do pasa mia³ przytroczony kosz z rybami - by³o ich co najmniej o po³owк mniej ni¿ zwykle. Œcie¿ka wspina³a siк po zielonym zboczu i nurkowa³a do zacisznego, zaroœniкtego wiklin¹ parowu. Na jego zboczu sta³a chatka, krzywa nieco, ale dobrze osadzona w gruncie i solidnie zbudowana z niezbyt grubych bali - takich, by mуg³ je udŸwign¹ж samotny cz³owiek. Rozszczeka³o siк kud³ate psisko, rzucaj¹c do nуg pana. - Witaj, Sanie, witaj. - Rybak potarmosi³ psa za kud³y na karku. - Zaraz bкdziemy jedli. Dziœ jeszcze mamy co jeœж, a jutro bкdzie g³odno. Wytrzymasz? Pies z radoœci¹ pomacha³ ogonem - jutrzejszy dzieс dla niego nie istnia³. Cz³owiek zabra³ siк do obrabiania po³owu, ale nie zd¹¿y³ nawet wypatroszyж trzeciej ryby, gdy zaskrzypia³y drzwi. - Pracujesz, Szary? - rzuci³ hardo goœж. By³ to niski mк¿czyzna, z wyraŸnym brzuchem i czerwonym obliczem, ale - pomimo w³adczego wygl¹du - ubrany niewyszukanie. Przez ramiк mia³ przewieszony du¿y pleciony kosz na rzemykach. Dobrze czynisz, zuch, dziedzic bкdzie zadowolony. Tylko szybkim spojrzeniem oszacowa³ stosik ryb - coœ ich ma³o! - Nic na to nie poradzк... - Rybak bezradnie poruszy³ ramionami. - Tyle siк da³o z³owiж... Masz zamiar wszystko zabraж, Millogu? Rozmowa toczy³a siк w jкzyku Howrarуw. Dla poborcy by³ to wyraŸnie jкzyk ojczysty, rybak zaœ o imieniu Szary mуwi³ z pewnym trudem. - Coœ ty, czy ja jestem jakimœ zbirem? - oburzy³ siк ten, ktуrego imiк brzmia³o Millog. - Pracownik dot¹d pracuje, pуki ma co ¿reж - szybko od³o¿y³ na bok piкж gorszych rybek. To dla ciebie i psa twego. - Dziкkujк ci, czcigodny - obojкtnie skin¹³ g³ow¹ rybak. Millog zrкcznie wrzuci³ zdobycz do kosza, jednak¿e nie zamierza³ jeszcze odchodziж. - Ech, Szary, Szary... Jakim durniem by³eœ, takim zosta³eœ. Ju¿ dziesiкж lat temu znaleŸli ciк ludziska w diunach, go³ego, mamrocz¹cego coœ w obcym jкzyku, a wcale nie zm¹drza³eœ od tego czasu. Ledwo, ledwo wyrabiasz daninк! Och, ¿eby siк to nie skoсczy³o na batach od naszego w³adyki... - Dziкkujк ci, Millogu - poruszy³y siк nieznacznie wargi Szarego. - Wiem, ¿e mnie bronisz... Na obliczu grubasa pojawi³o siк coœ na kszta³t wspу³czucia. - Od dawna ci t³umaczк - zmieс to rzemios³o! IdŸ do drwali albo wypalaczy wкgla. Las zawsze jest - mo¿na ci¹ж do woli. A tu - nigdy nie wiadomo: bкdzie zdobycz czy nie. A i tak, i tak daninк p³aciж trzeba. Poza tym - ile mo¿esz tu siedzieж sam jak palec? Baby ci potrzeba, bo ¿yjesz jak zwierz jaki dziki. Chcesz, to ci poszukam? Bab niezamк¿nych jest teraz jak mrуwek w mrowisku. Przecie¿ tylu ch³opуw pad³o... Podziкkuj mi, ¿e ciк do ruszenia nie powo³ali! Szary sta³ i pokornie s³ucha³, opieraj¹c siк spracowanymi rкkami o stу³, po³yskuj¹cy rybimi ³uskami. Broda opad³a mu na pierœ. - Gdzie mi tam, do ruszenia... - odezwa³ siк g³uchym g³osem. - Nawet miecza trzymaж nie umiem... - Wiadomo! - parskn¹³ grubas z pogard¹. - Pamiкtam, jak ci go daliœmy... - Nie ma co wspominaж... - Dobra. Pora mi, ¿eby ryby nie stкch³y. No to jak z bab¹, co, Szary? - Za starym, Millogu. - Za stary, za stary... Ja przez te dziesiкж lat siк postarza³em, a ty - wcale. Aha! Jeszcze jedno! S³ysza³eœ, ¿e Hazgowie w Tharnie poprztykali siк z jakimiœ rohaсskimi szyszkami? Szhakara zabili... - Szhakara? - Szary uniуs³ d³oс do zmarszczonego czo³a. - No tak! Przebili go na wylot, wyobra¿asz sobie? I jeszcze ni to trzech, ni to piкciu zabili... A sami jak zaczarowani, strza³y od nich odskakiwa³y... Mкtne oczy Szarego nagle zab³ys³y, ale tylko na moment. - Odskakuj¹ strza³y, powiadasz? Hazskie strza³y? Bajki mi tu opowiadasz, czcigodny... - Ale¿ nie, prawdк mуwiк! Trzech ich by³o. Dwa krasnoludy i jeszcze jakiœ jeden niewyrostek... - Niewyrostek w rohaсskim wojsku? Przecie¿ mуwi³eœ, ¿e oni wszyscy s¹ bardzo roœli... - Durniu! To nie jest Rohirrim, pojmujesz? Z pу³nocy on jest. Takich po³уwieczkami zw¹. Trzeciego roku naszych ziem wyr¿nкli oni Heggуw i orkуw Grahura niemal co do sztuki. Nie pamiкtasz, jak ci opowiada³em? Szary w milczeniu skin¹³ g³ow¹. - A teraz jeden siк taki tu objawi³ - perorowa³ poborca. Nie wiadomo tylko, po co siк przypкta³. Wszyscy przecie¿ wiedz¹, ¿e on rohaсskiemu w³adcy, Eodreidowi - ¿eby siк wywali³ na rуwnej drodze! - s³u¿y³. No, i wiadoma rzecz - Szhakar nie wytrzyma³. I g³upio wysz³o - z Wodzem Wielkim, Earnilem, tyle wojen przeszed³, Annuminas zdobywa³, inne miasto - to elfickie, ktуre siк pod ziemiк zapad³o - i ca³y z tego wyszed³, a tu - znalaz³ œmierж. - Szhakar zgin¹³... - zamamrota³ Szary. - Szhakar... Szhakar... - Plуt³ on ostatnio jakieœ wierutne bzdury. ¯e niby widzi ogieс za gуrami, œwiat³o nieziemskie, ¿e wojna siк rozleje jak woda powodziowa, i ¿e wrogowie nasi rusz¹ tedy na nas i wszystkich co do jednego wyr¿n¹... Bzdury, i tyle. Widocznie na staroœж zupe³nie zbzikowa³. Rybak milcza³. - No dobra, zagada³em siк. - Siekn¹wszy, Millog zarzuci³ na plecy kosz. - Hej, no co tak stoisz jak g³¹b? Pomagaj! Sam mam na konia ³adowaж? Poborca odjecha³. Rybak o imieniu Szary przez jakiœ czas patrzy³ w œlad za nim, a potem, przygarbiony, powlуk³ siк na brzeg. Suszy³ tam sieci, poszed³ sprawdziж, czy nie porwa³y siк gdzie. - Szhakar... - powtarza³ mrukliwie jak nakrкcony, wlok¹c siк ku morzu wydeptan¹ przez dziesiкж lat œcie¿k¹. - No tak, pamiкtam go! Hazg... Stary, siwy, na szyi mia³ szramк... Przekleсstwo! Przecie¿ ani razu go tu nie widzia³em! Sk¹d wiкc tyle o nim wiem? Pies truchta³ przy nodze, z zatroskaniem zerkaj¹c na pana. Chкtnie by mu pomуg³, ale nie wiedzia³ jak... Szary ¿y³ w tej okolicy ju¿ prawie dziesiкж lat. Pamiкж nie wrуci³a mu, ale nie by³ dla nikogo ciк¿arem - nauczy³ siк rybackiego fachu, jakoœ radzi³ sobie z sieciami i prostym kawalerskim gospodarstwem. Kiedy go znaleziono, nie pamiкta³ niczego - ani imienia, ani wieku. Na oko mo¿na mu by³o daж oko³o czterdziestu lat; w³osy mia³ zupe³nie siwe, w brudnopopielnym kolorze. Co prawda, przez te lata ma³o siк zmieni³, i poniewa¿ w wiosce Howrarуw pojawia³ siк Szary rzadko, to jego niezmieniony wygl¹d rzuca³ siк jakoœ w oczy. Cia³o mia³ wojaka, howrarski w³adyka ucieszy³ siк, s¹dz¹c, ¿e cz³owiek ten pochodzi z Morskiego Ludu, a to znaczy, ¿e bкdzie dobrym wojownikiem i innych jeszcze wyszkoli. Jednak¿e szybko wyda³o siк, ¿e Szary nie potrafi w ogуle trzymaж miecza. Jeœli nawet by³ kiedyœ wojownikiem, to ca³a jego wiedza zniknк³a z pamiкci. W³adyka machn¹³ rкk¹, kaza³ wkropiж znajdzie tuzin batуw, tak na wszelki wypadek, i przegoniж na cztery œwiata strony albo, jeœli zechce, zostawiж w swojej dziedzinie, ale daж mu coœ do roboty... Rybak wyszed³ na piach. Leniwie toczy³y siк ku ziemi fale; morze by³o spokojne i g³adkie; mog³o siк wydawaж, ¿e nigdy nie zdarzaj¹ siк na nim burze czy huragany. Wypraktykowanymi ruchami Szary zacz¹³ sprawdzaж sieci, nie przestaj¹c mamrotaж do siebie - ci¹gle powtarza³ imiк zabitego Hazga. Nagle znieruchomia³. Przycisn¹³ lew¹ rкkк do piersi i sta³ tak. Pies niespokojnie otrzepa³ siк, podbieg³, postawi³ uszy, pytaj¹co wpatruj¹c siк w pana. - Boli coœ... tu... - poskar¿y³ siк cicho psu cz³owiek, trzymaj¹c siк za pierœ. - Mocno boli... I pali, jakby p³on¹³ tam ogieс... Pies niespokojnie zaskowyta³. Skoczy³ do Szarego, poliza³ go po twarzy i nagle zacz¹³ biec ze wszystkich si³, jakby goni³ uciekaj¹c¹ zdobycz. Zdumiony rybak przygl¹da³ mu siк, stoj¹c nieruchomo. Ale bуl nie ustкpowa³, wrкcz przeciwnie - stawa³ siк coraz silniejszy. Szary opad³ na piasek, ci¹gle trzymaj¹c d³oс na sercu. Jкkn¹³ cicho. - Pali... - wyrwa³o mu siк przez zaciœniкte zкby. Niebo ciemnia³o. Ze wszystkich stron nap³ywa³y chmury - ogromne niebiaсskie pola, na ktуrych, jak wierzyli Heggowie, bogowie siej¹ ziarna, a deszcze padaj¹, gdy podlewaj¹ kie³kuj¹ce zbo¿a... Szary wyprк¿y³ siк, zajкcza³ i wsta³. Chwiejnie podszed³ do samej wody. - Przeklinam ciк! - krzykn¹³, gro¿¹c piкœci¹ bezkresnej przestrzeni przed sob¹. - To ty mnie drкczysz, wiem to! Ale ju¿ ci nie sprawiк takiej radoœci! Wo³aj swoje ryby i raki, bo ja ju¿ nie mogк, p³onк ca³y we wnкtrzu! Z tymi s³owy run¹³ prosto w fale. Chwila - woda zakry³a go z g³ow¹. Da³o siк s³yszeж dŸwiкczne szczekanie. Chwilк pуŸniej na pla¿к wypad³ pies, a za nim, sapi¹c i kln¹c na czym œwiat stoi, podskakuj¹c w siodle, pкdzi³ grubas Millog. Pies i jeŸdziec zamarli, wpatrzeni w œwie¿y ³aсcuszek œladуw prowadz¹cych prosto do morza... Pies od razu oklap³, usiad³ na piachu, podniуs³ ³eb i zawy³. - Musi uton¹³... - szepn¹³ gruby poborca daniny. Twarz mu poblad³a. - Bogowie wielcy, jestem ostatni, ktуry z samobуjc¹ rozmawia³! - Zadygota³. - Dziкkujк ci, piesku... - Dr¿¹cymi rкkami wygrzeba³ z torby i cisn¹³ psu kawa³ek wкdzonego miкsa, ale zwierzak nawet nie obrуci³ ³ba. - Nie wiedzia³bym i jeszcze by mnie gor¹czka opad³a, trzкsawka i ³amikostnica... A tak, jeœli cia³o na brzeg wyrzuci... a ja go zakopiк... to i ca³e nieszczкœcie bokiem przejdzie. No, piesku, szukaj pana, szukaj... M¹dry piesek, uratowaж mnie chcia³... M¹dry! Bкdziesz sobie u mnie ¿y³, do koсca dni twoich karmiж ciк bкdк i nie za¿¹dam pracy ¿adnej w zamian... Pies, jakby rozumiej¹c, co siк do niego mуwi, niespodziewanie przesta³ wyж, poderwa³ siк i rzuci³ wzd³u¿ brzegu. Sapi¹c i kiwaj¹c siк w siodle, grubas odwrуci³ konia i pok³usowa³ za psem.

12 Lipca, Reda Umbaru Po³udniowe s³oсce przypieka³o. Tu, na rubie¿ach Wielkiego Haradu, by³o znacznie gorкcej ni¿ w Gondorze, gdzie gуry i Anduina Wielka jakoœ chroni³y ziemiк przed spiekot¹. Farnak trochк siк namкczy³, wyszukuj¹c dla swoich goœci odpowiednie ubrania. - W rynsztunku zapewne bкdzie wam niewygodnie, ale nie radzi³bym go zdejmowaж. Wszystko mo¿e siк zdarzyж... W po³udnie w ogуle siк nie pokazujcie na ulicy, ¿ycie toczy siк tu rankami i wieczorami, w upa³ wszyscy siedz¹ w domu poucza³ przyjaciу³ stary tan. Krasnoludom naprawdк by³o trudno znosiж pal¹ce wœciekle promienie s³oсca, natomiast Eowina czu³a siк jak w siуdmym niebie. Twarz i rкce dziewczyny od razu pokry³a ciemna opalenizna; szybko sta³a siк kimœ swoim na „smoku”, starzy morscy tu³acze ka¿dego wieczora domagali siк pieœni, porzuciwszy na ten czas swe ociekaj¹ce krwi¹ ballady. Eowina wiкc œpiewa³a, z rкkami odwiedzionymi do ty³u, rozczulaj¹co, jak wyg³odnia³e pisklк wyci¹gaj¹c do gуry szyjк. Zabijaki Farnaka dŸwiкcznie dziкkowali za wystкp, wal¹c rкkojeœciami mieczy w tarcze, przymocowane od wewnкtrznej strony burty. I oto nasta³ dzieс, kiedy z wody wyros³y strome urwiska otaczaj¹cych Umbar Gуr Skalistych. Przed dziobem statku pojawi³a siк w¹ska gardziel zalewu. „Smoki” zwolni³y, refuj¹c ¿agle. - Hej tam! Ruszaж siк! Wszystkich bym was wys³a³ do Morskich Ojcуw, ale sk¹d wzi¹ж lepszych! Gondorskie szczury l¹dowe lepiej by siк sprawi³y! - zwyczajowo pokrzykiwa³ dziesiкtnik, ktуrego ludzie spuszczali na wodк oœmiowios³ow¹ szybk¹ ³уdŸ. - Po co to, czcigodny Farnaku? - pyta³ hobbit, stoj¹c obok tana na dziobie „smoka”. - Jak to „po co”? A popatrz tam, widzisz - p³yn¹ za nami obce okrкty? To Starch, jeœli mnie wzrok nie myli. Musimy przej¹ж miejsce przy nabrze¿u, bo inaczej bкdziemy siк be³tali na œrodku zalewu, pуki ktoœ nie odp³ynie... Folko odwrуci³ siк. Doganiaj¹c „smoka” Hjarridiego, z zachodu szybko p³yn¹³ d³ugi w¹ski okrкt. Widocznie sternik dobrze zna³ wк¿owaty i niezbyt szeroki szlak wody, bo okrкt nie zwalnia³, wrкcz przeciwnie - pomaga³ œwie¿emu, wydymaj¹cemu ¿agle wiatrowi wszystkimi co do sztuki wios³ami. - Starch, Starch to jest, nikt inny tylko Starch - mrukn¹³ Farnak. - Nie honor nam zostawaж z ty³u! Hej, zuchy, œpicie tam czy jak? Teraz nas nie wyprzedzi - doko³a rafy. Ale w porcie te¿ spuœci ³уdŸ - tam siк nie da œcigaж okrкtem; wtedy zmierzymy siк! A na razie mo¿emy siк wlec... Tak te¿ siк sta³o. Okrкt Starcha zbli¿y³ siк na styk do „smoka” Farnaka. Folko widzia³, jak i z tamtej jednostki spuszczona zostaje ³уdŸ. - No i dop³ynкliœmy - rzuci³ Farnak, zwracaj¹c siк do stoj¹cego obok hobbita. Ledwo poruszaj¹c wios³ami, „smok” wsuwa³ siк w w¹ski przesmyk, prowadz¹cy do obszernej umbarskiej zatoki. Mog³a ona zmieœciж w sobie tysi¹ce i tysi¹ce statkуw: g³кboka, wspaniale chroniona przed wiatrami lepszego postoju dla floty nie mo¿na by³o sobie wyobraziж. Z pу³nocy i po³udnia otacza³y j¹ gуry. Na szczytach hobbit dojrza³ wie¿e stra¿nicze; prze³кcze przegradza³y mury. - ¯eby od morza nie wtargnкli - wyjaœni³ tan. Sama twierdza wyrasta³a prosto z zielonkawych wуd zatoki. Szare mury z czarnymi arkami tuneli przystani, w ktуrych cumowa³y statki, wystawa³y z fal. - Gdyby nieprzyjaciel zdo³a³ zaj¹ж pу³nocny i po³udniowy grzbiet, to od strony zalewu i tak nie mуg³by zaatakowaж. Te arki zamykane s¹ bramami - i koniec! Zreszt¹, jak pamiкtam, jeszcze nigdy nie by³o takiej potrzeby. I popatrz - ile zbudowano tratw, bo dla wszystkich miejsca w tunelach nie wystarczy... Pokryte deskami powierzchnie tymczasowych przystani ugina³y siк pod ciк¿arem setek i setek ludzi, jucznych zwierz¹t i pak z towarami. W pewnej odleg³oœci wy³adowywano drewno z barek. - Drzew w okolicy jest ma³o. Te, ktуre by³y, wyciкto, a nowe nie wiadomo kiedy wyrosn¹! Trzeba przywoziж a¿ zza trzech mуrz... Ledwo statek flagowy eskadry Farnaka min¹³ gardziel zalewu, natychmiast do przodu runк³a oœmiowios³owa ³уdŸ - z zadaniem wyszukania i zajкcia wolnego miejsca przy nabrze¿u, i teraz sternik wpatrywa³ siк w gкst¹ mieszaninк statkуw, tratw, kutrуw, ³odzi i innych p³ywaj¹cych drobiazgуw, wyszukuj¹c swojej flagi. - Tanie! Oto oni, tam z lewej burty! - krzykn¹³ marynarz z bocianiego gniazda. Farnak zarz¹dzi³ zwrot. Ale wolne miejsce zauwa¿ono rуwnie¿ na ³odzi Starcha. Z rywalizuj¹cego „smoka” rozleg³y siк wrzaski. Ludzie Farnaka te¿ wyci¹gnкli szyje, usi³uj¹c rozeznaж siк w sytuacji. Siedz¹cy przy przeciwleg³ej burcie wioœlarze sypali przekleсstwami i ¿¹dali, by i im, na Morskiego Ojca, odpowiedziano, kto prowadzi. Eowina, podniecona do granic mo¿liwoœci, piszcza³a tak, ¿e s³ychaж j¹ by³o na drugim koсcu zatoki. Same „smoki” niemal zatrzyma³y siк. Przed nimi gкsto by³o od drobnych ³odzi, stateczkуw, barek, a miкdzy nimi, zrкcznie lawiruj¹c i unikaj¹c w ostatniej chwili zderzenia, mknк³y dwie szalupy - Farnaka i Starcha. - Nie ma z moimi ch³opakami szans - zauwa¿y³ Farnak nie bez dumy w g³osie. - Dobij¹ z ogonem mojej ³odzi w zкbach... £уdŸ Starcha najpierw wysunк³a siк odrobinк do przodu; za³oga Farnaka, jak przyklejona, mknк³a za nimi. Sternik Starcha musia³ lawirowaж, unikaj¹c wal¹cych ze wszystkich stron ³odzi; wyczekawszy na odpowiedni¹ chwilк, jego rywal zrкcznie przemkn¹³ przed samym nosem niemal wywrуconej barki i wyszed³ na prowadzenie. Eldringowie Farnaka og³uszaj¹co ryczeli i gwizdali. To oni zdobyli miejsce przy nabrze¿u. - No, teraz Starch bкdzie siк wœcieka³ - rzuci³ rozradowany Farnak. - Nikt tu nie lubi byж drugi... Nic to, nastкpnym razem bкdzie m¹drzejszy. Mуg³ poprosiж, byœmy stanкli burta w burtк - ale nie, wola³ siк œcigaж... Okrкty Farnaka i Hjarridiego przybi³y. Wtedy na dziobie swojego „smoka” pojawi³ siк sam Starch - krкpy, mocny, we wspania³ym he³mie z d³ugim pluma¿em z piуr nieznanego ptaka. - Przypomnк ci to, Farnaku, pomiocie rekina! - wrzasn¹³, potrz¹saj¹c piкœci¹. - Poczekaj, rekini pomiocie, jeszcze siк gdzieœ spotkamy! - Z najwiкksz¹ przyjemnoœci¹ - odpar³ Farnak i dalsze pe³ne oburzenia okrzyki skwitowa³ wzruszeniem ramion. Pomocnicy Farnaka zabrali siк do wy³adunku. - No, to i na nas pora. - Torin mia³ jeszcze na g³owie opatrunek, ale czu³ siк ju¿ œwietnie. - Folko! Jak tam ta twoja dziewczyna? Idziemy do miasta... - Poczekajcie, my z Hjarridim te¿ idziemy. - Na pok³adzie pojawi³ siк Farnak, narzuci³ na ramiona lekk¹ pelerynк. - Dok¹d siк kierujecie? Folko wzruszy³ ramionami: - Chcielibyœmy zatrzymaж siк gdzieœ na kilka dni, rozejrzeж siк... Potem byœmy zdecydowali, co robimy dalej. S¹ tu jakieœ zajazdy? - Zajazdуw jest tu niema³o, ale nie ufa³bym im ca³kowicie - rzuci³ Farnak, kiedy zbli¿yli siк do ciemnego otworu arki. - Lepiej wracajcie na noc na statek. Czy to wiadomo, co siк mo¿e zdarzyж? - To znaczy - co? - Tutejsze karczmy i zajazdy s¹ dla Haradrimуw i przez nich s¹ zajmowane - wyjaœni³ tan. - W³aœciciele w wiкkszoœci te¿ s¹ z Haradu. A na nich trzeba uwa¿aж. Zdarzy³o siк, ¿e gor¹ce g³owy proponowa³y, by wszystkich nie- Eldringуw przegnaж z miasta - ale gdzie tam! Nie mamy teraz z kim wojowaж, tylko z handlu ¿yjemy. W³aœnie Haradowi niemal wszystko sprzedajemy. Nie mo¿emy siк z nimi wadziж... - Farnak westchn¹³. - Nigdy nie przepada³em za najazdami, ale teraz zaczynam ¿a³owaж, ¿e nie mo¿na, jak ongi, zwyczajnie... Wrogуw prawie ju¿ nie mamy. Chyba ¿e Easterlingowie i w Amorze... Ale do nich na „smokach” nie bardzo mo¿na siк dostaж. Skilludr mocny jest, a i on da³ sobie spokуj. No, doœж ju¿ o tym. Jak zamierzacie odbywaж swoje poselstwo? - Pogadamy z tanami, ktуrych nam wska¿esz, czcigodny Farnaku - wzruszy³ ramionami Torin. - Najmiemy wojownikуw - i tyle naszego pobytu. - W porcie widzia³em flagi... - zacz¹³ Farnak wymieniaж imiona i bojow¹ moc tanуw, z ktуrymi, wed³ug jego s³уw, mo¿na by³o choжby i „Annuminas zdobywaж”. Torin s³ucha³ uwa¿nie; Malec, jak zawsze - rozgl¹da³ siк na wszystkie strony. Ten etap dzia³ania nie interesowa³ go zupe³nie. Folko uwa¿nie przygl¹da³ siк miastu. Zakurzone ulice, g³uche mury domуw; smrуd czegoœ gnij¹cego, wrzaski i nawo³ywania z kramуw; i bezlitosne s³oсce nad g³ow¹. Hobbit zauwa¿y³, ¿e Eldringуw nie ma tu przesadnie du¿o. Ciemnoskуrzy Haradrimowie, smagli Khandyjczycy, inni zaœ - czarni jak smo³a, o grubych wargach i z krуtkimi kкdzierzawymi w³osami, a takich Folko jeszcze w ¿yciu nie widzia³. Wiкkszoœж mieszkaсcуw mia³a na sobie narzuty w przedziwnych kolorach, przewa¿nie jaskrawych; na g³owach widnia³y nakrycia dziwaczne - coœ jak skrкcone przeœcierad³a. Czarnoskуrzy przechadzali siк w samych przepaskach na biodrach. Nikt nie nosi³ tu broni - nikt, poza Eldringami. W Umbarze by³o gor¹co. Mкczy³ upa³ i wszechobecny kurz. Ale, jak zauwa¿y³ Folko, przechodnie byli jakoœ dziwnie podnieceni, rozeŸleni, gotowi z byle powodu wszcz¹ж bуjkк. Hobbit widzia³ iskry niepokoju, ukryte zniecierpliwienie, niemal sza³ - Umbar puch³ z gniewu, sam nie wiedz¹c, na kim roz³adowaж wœciek³oœж. Zupe³nie inaczej powinno wygl¹daж, zdaniem Folka, weso³e portowe miasto, stolica ha³aœliwego Morskiego Ludu! Teraz przypomina³o raczej twierdzк w przeddzieс oblк¿enia, ale nikt nie wiedzia³, przed jakim wrogiem nale¿y jej broniж. - Jeœli wszystko pуjdzie dobrze, to uwiniemy siк w kilka dni - rzuci³ Farnak, kiedy w pi¹tkк wchodzili przez szerokie drzwi do jakiejœ ober¿y. - Chodzi tylko o jedno - ¿eby dotrzeж do wszystkich. Zaczniemy st¹d. Ogromna mroczna sala, trzy razy wiкksza od legendarnego „Rozbrykanego Kucyka”. W poprzek sta³y d³ugie wspуlne sto³y. Œwiat³o s¹czy³o siк przez w¹skie okna, wychodz¹ce na wewnкtrzny dziedziniec. Folko oczekiwa³, ¿e zobacz¹ rozwrzeszczany ha³aœliwy t³um, jednak¿e powita³a ich g³кboka cisza. Niewiele by³o zajкtych miejsc, przy drzwiach, prowadz¹cych do kuchni, nudzi³o siк kilku haradzkich s³u¿¹cych. - Tu przychodz¹ tylko tanowie i zaproszeni przez nich goœcie - wyjaœni³ Farnak, widz¹c zdumienie hobbita i krasnoludуw. - Miejsc musi wystarczyж zawsze dla wszystkich, choжby nie wiadomo ilu goœci siк mia³o zjawiж. Tu siк obgaduje bie¿¹ce sprawy i zawiera sojusze. Tu, jeœli tak siк spodoba Morskiemu Ojcu, znajdziecie brakuj¹ce miecze. - Hej, Farnaku! - rykn¹³ jeden z goœci, siedz¹cy w otoczeniu trzech zuchуw - nie wiadomo, przyjaciу³ czy ochroniarzy, w ka¿dym razie wszyscy oni byli uzbrojeni od stуp do g³уw. Dawno siк nie widzieliœmy! - Witaj, Wingetorze. - Farnak skin¹³ g³ow¹. - Jak siк uda³a twoja wyprawa na po³udnie? - Fatalnie, drogi przyjacielu, fatalnie! - No, nie przesadzaj! S¹dzк, ¿e twoje „fatalnie” oznacza tylko, ¿e zamiast piкciu barek z ³upami, przywlok³eœ do Umbaru tylko cztery. - Niestety, drogi przyjacielu, nie do ¿artуw mi dziœ! Przysi¹dŸ siк, czcigodny Farnaku, i twoich szanownych goœci rуwnie¿ zapraszam. Hej, wy tam, od kuchni! Piwa podaж, zimnego piwa, jкczmiennego, naszego, a nie tego waszego skis³ego mleka chorej wielb³¹dzicy!... Siadajcie, proszк, siadajcie! - Wingetorze, zawsze s³yn¹³eœ z goœcinnoœci - zauwa¿y³ Farnak, siadaj¹c. - Przedstaw mi swoich goœci, ja poznam ciк z moimi, i zacznijmy! - A! - machn¹³ rкk¹ Wingetor. - To moi dziesiкtnicy, Hlifjandi, Oswald, Braldo i Bakar. Zuchy na schwa³. Wojownicy Wingetora rу¿nili siк miкdzy sob¹ niczym dzieс i noc, niczym rano i wieczуr. Braldo by³ czarnoskуrym olbrzymem, Bakar - szczup³y, o ¿у³tej skуrze, skoœnooki, Oswald - jasnow³osy, o grubo ciosanych rysach twarzy i zimnych niebieskich oczach, Hlifjandi zaœ i z imienia, i wygl¹du przypomina³ Hjarridiego. Od razu wpi³ siк spojrzeniem w cich¹ Eowinк, a ta stara³a siк trzymaж mo¿liwie blisko Folka. Natomiast sam Wingetor by³ wytwornym mк¿czyzn¹ oko³o czterdziestki, szczup³ym, ¿ylastym, z ostrym jak klin podbrуdkiem. Po policzkach rozchodzi³a siк ca³a sieж zmarszczek. Pod krzaczastymi brwiami kry³y siк przenikliwe szare oczy. Zupe³nie nie przypomina³ wilka morskiego, raczej arnorskiego dworzanina z czasуw ostatniego Namiestnika. Na stole przed nim le¿a³a dziwna broс, d³uga i szeroka klinga na pу³torej d³oni, nieco podobna do hazskiej szabli, zatkniкta na drzewcu o d³ugoœci pу³tora ³okcia, a zakoсczona przypominaj¹cym w³уczniк grotem. Œrodkowa czкœж rкkojeœci by³a okuta ¿elazem. Morskie zuchy nie korzysta³y z takiej broni, choж coœ podobnego widywa³ Folko w Annuminas - jeszcze przed jego upadkiem... - Znasz Hjarridiego. - Gratulujк, ch³opie! Nied³ugo tanem bкdziesz. Jeszcze nas, starych, zakasujesz... - To s¹ moi przyjaciele - mistrz Folko, syn Hemfasta, mistrz Torin, syn Dartha, i Strori, syn Balina. Pochodz¹ z Pу³nocy. Wingetor pokiwa³ g³ow¹. Jego uwa¿ne spojrzenie przemknк³o po goœciach. - Krasnoludy! Nie s¹dzi³em, ¿e tu... Witamy, witamy! Folko postanowi³ nie poprawiaж tana. Niech s¹dzi, ¿e on te¿ jest krasnoludem. - Ich towarzyszka, Eowina, wojowniczka z Rohanu przedstawi³ Farnak dziewczynк. Powiedzia³ to bez cienia kpiny, bardzo serio i z szacunkiem. Ta zarumieni³a siк nieco, ale na lekki sk³on g³owy Wingetora odpowiedzia³a z prawdziwie krуlewskim dostojeсstwem. - Czy¿by s³awny Rohan tak ma³o mia³ mк¿czyzn, ¿e wysy³a na niebezpieczne wyprawy m³ode wojowniczki!? - zakrzykn¹³ Wingetor, wpatruj¹c siк w Eowinк tak, jakby dopiero w tej w³aœnie chwili nagle wy³oni³a siк przed nim. Eldringowie uwa¿ali, ¿e pуki goœж nie zosta³ przedstawiony, zwracanie na niego uwagi by³oby szczytem braku szacunku. - Mia³eœ opowiedzieж nam o swojej wyprawie - przypomnia³ Farnak. - O! Dawno ju¿ takiej nie odby³em. Ruszyliœmy za po³udniowe rubie¿e Haradu, za Gуry Hlawijskie. Stanкliœmy na kotwicy, przecie¿ wiesz - s¹ tam bardzo dobre zatoczki, gdzie zawsze mo¿na by³o chwyciж oddech. Ale okaza³o siк, ¿e w okolicy pojawili siк jacyœ nieznani nam wczeœniej dwunodzy mi³oœnicy ludzkiego miкsa. Odparliœmy ich atak, lecz kosztowa³o to nas piкciu wspania³ych zwiadowcуw. Potem trafiliœmy na gaje palmowe, zatrute jakimœ œwiсstwem, dobrze przynajmniej, ¿e zabija³o toto od razu, bez mкczarni - straci³em jeszcze dziesiкciu ludzi. - Poczekaj! - zaniepokoi³ siк Farnak. - Zatrute gaje?! - No tak! Owoce sta³y siк truj¹ce jak ¿mije b³yskawki. Poszliœmy dalej. Przeprawiliœmy siк przez Kamionkк i zamierzaliœmy siк zatrzymaж w Nardozie, popytaж, co siк dzieje w Haradzie Dalekim, a co ujrzeliœmy zamiast miasta? Wingetor wytrzyma³ efektown¹ pauzк, w³aœciw¹ szlachetnie urodzonemu arystokracie, wyg³aszaj¹cemu wa¿ne przemуwienie, i Folko ostatecznie uwierzy³, ¿e ten cz³owiek znalaz³ siк w szeregach Morskiego Ludu tylko na zasadzie kaprysu wszechpotк¿nego losu. Opowiadaj¹cy pos³ugiwa³ siк Wspуln¹ Mow¹, mуwi³ dobrze, ale z obcym akcentem, nieco nosowo takiej intonacji hobbit nie s³ysza³ nawet w Cytadeli Olmera, gdzie Westron by³ zniekszta³cany niesamowicie. - No i co? - zainteresowa³ siк Farnak, kryj¹c uœmiech, bowiem dobrze zna³ ulubione sposoby na podtrzymywanie zainteresowania rozmуwcy. Z oblicza Wingetora znikn¹³ uœmiech. - Miasto zosta³o spalone. - Ton jego g³osu brzmia³ tak ponuro, ¿e wszystkim wyda³o siк, i¿ informuje co najmniej o rozpoczкciu Dagor Dagorrath. - Spalone do cna. Ulice zapchane szkieletami. Farnak zblad³. - Nie mo¿e byж! - wykrzykn¹³ Hjarridi. - Mo¿e. A w okolicy rozpanoszy³o siк plemiк jakichœ pierzastorкkich. S³yszeliœcie coœ o takich? Folko zacisn¹³ pod sto³em rкce. Oto i jest! Oto jest!... Wymieniwszy spojrzenia, Farnak i Hjarridi pokrкcili g³owami. - Najprawdziwsi pierzastorкcy, powiadani wam. Mo¿ecie popatrzeж, jeœliœcie ciekawi, jednego takiego przywioz³em tu ¿ywego. We wszystkim jak normalni ludzie, ale na rкkach, o, tu - przejecha³ po kancie d³oni i dalej, do ³okcia i ramienia rosn¹ im piуra. Co prawda, nie wszystkim, tylko wodzom. Pozostali maj¹ jedynie ledwo widoczny koœcisty grzebieс. - No, no! - zdziwi³y siк krasnoludy. - W³aœnie - no, no! My te¿ tak... Gкby rozdziawiliœmy. A zanim zd¹¿yliœmy zamkn¹ж k³apaczki, oni powyci¹gali gdzieœ spod brzegu ukryte tam ³уdki, i mieliœmy spore k³opoty. Walczyli jak szaleni i ani jeden siк nie wycofa³. Ich czу³na sz³y burta w burtк, tak ¿e nie widzia³em wody. Zabijaliœmy setki ich, lecz i tak musieliœmy oddaж zatokк. Ci pierzastorкcy walczyli nie za pomoc¹ zwyk³ych mieczy czy w³уczni. Nie! Na drzewce mieli pozak³adane naostrzone ³opaty, grabie albo wid³y! Jak wam siк to podoba? A w³adaj¹ t¹ broni¹ nies³ychanie zrкcznie. - Poczekaj, poczekaj! - Do Farnaka w koсcu dotar³a ca³a groza opowieœci. - Powiadasz, ¿e Nardoz spalony... a okolica? Przecie¿ tam ¿y³o niema³o naszych! - Wszyscy zginкli, ch³opie - cicho odpowiedzia³ Wingetor. W jego g³osie nie by³o ju¿ s³ychaж poprzedniej weso³oœci. Potrafi³ opowiadaж o w³asnym niepowodzeniu pogodnie, ale gdy rzecz tyczy³a innych... - Nie ma ju¿ tam nikogo - powtуrzy³. - Pierzastorкcy opanowali ca³e wybrze¿e od Kamionki do Milcz¹cych Ska³... Pos³uchajcie dalej! Po bitwie pod Nardozem przysi¹g³em sobie: zdechnк, ale dowiem siк, co to za stworzenia i sk¹d siк wziк³y. Schwyta³em jednego z ich wodzуw, co nie by³o nawet takie trudne. Musia³em zar¿n¹ж dziesiкciu jego towarzyszy i nakarmiж morskie stwory ich cia³ami, zanim ten zacz¹³ gadaж i nauczyliœmy siк rozumieж jego jкzyk. Zwie siк Fellastr, opowiedzia³ nam sporo ciekawych rzeczy, naprawdк sporo, choж bкdк musia³ za to odpowiedzieж przed Morskim Ojcem, bo wyci¹ga³em z pierzastorкkiego wiadomoœci za pomoc¹ roz¿arzonych szczypiec... - Wingetor ze smutkiem pokiwa³ g³ow¹. - Nie rozumiem - zdziwi³ siк Farnak. - Torturowa³eœ jeсca, co w tym dziwnego? Wojna ma swoje prawa... Ja te¿ torturowa³em, zdarza³o siк. Nie poznajк ciк! Wingetor skrzywi³ siк i opuœci³ wzrok. - Dlatego ¿e уw Fellastr, kiedyœmy go... hm... kiedy ju¿ dogadaliœmy siк... wykrzycza³ do swoich wspу³plemieсcуw, co mu siк przydarzy³o, kim jesteœmy, jak zw¹ wodza porywaczy oraz gdzie i na kim on, Fellastr, bкdzie zemsty szukaж. - Jak to tak?! - nie wytrzyma³ Torin. Wingetor ponuro zerkn¹³ na krasnoluda: - Sam ci¹gle pytam siebie, jak to mo¿liwe. Podejrzewam mocne to podejrzenia! - ¿e mуj jeniec œwietnie zna Westron, tylko ukrywa to umiejкtnie. Ma te¿ ¿elazn¹ zaprawdк wolк. Sprawdzaj¹c go, g³oœno dyskutowa³em z Oswaldem, jak lepiej post¹piж z jeсcem - podsma¿yж na wolnym ogniu, poжwiartowaж czy po prostu utopiж - a ten pysza³ek nawet nie mrugn¹³ okiem, jakby to nie o nim by³a mowa! Myœla³em, ¿e nie rozumie, i da³em sobie spokуj. Nie mia³em jednak racji... A jak wszystko swoim przekaza³... Wlekli siк za nami przez ca³y czas. Wzd³u¿ brzegu po suwali siк na swoich wielbudach, a gdy p³ynкliœmy - na ³уdkach. Nie atakowali, ale zdarzy³o siк, ¿e byli ca³kiem blisko. A ten jakby ich wyczu³, gadzina! Zacz¹³ wrzeszczeж, jak nie wiem co. W tych jego wrzaskach us³ysza³em i „Umbar”, i „Morski Lud”, i „Eldringowie”, i nawet - „tan Wingetor”. Jak ci siк to podoba? - Mnie siк to zupe³nie nie podoba - wycedzi³ przez zкby Farnak. - By³eœ w Radzie? - No pewnie. Warty wzmocnione. Ale - czuje serce moje - to nie wystarczy! Musimy sami pуjœж na po³udnie, dlatego ¿e jeœli nie my pierzastorкkich, to oni nas... A nie bкdzie to ³atwe - wojownikуw tam maj¹ tylu, co piasku na brzegu morza albo gwiazd na niebie... - Wingetorze, Wingetorze... - zacz¹³ Farnak. - Nie s³ysza³em, ¿ebyœ przemawia³ jak targowy bajarz. - Wczeœniej nie przemawia³em tak - odparowa³ sucho rozmуwca. - I sam siк œmia³em z podobnych opowieœci. A teraz trzeba bкdzie inaczej. Poniewa¿ na brzeg wyprowadzali oni potworne t³umy, rozumiesz, Farnaku - t³umy! Na trzydzieœci mil sta³ zwarty szyk. Jak ci siк to podoba? Myœlisz, ¿e Wingetor na staroœж zwariowa³ i nie zamierza³ pomœciж towarzyszy? Akurat! Ale sam po³o¿y³bym swoich ludzi, gdybym sprуbowa³ przybiж do brzegu. Pierzastorкcy wspaniale pos³uguj¹ siк zapalaj¹cymi strza³ami, zapewniam ciк. Chciwie przylgn¹³ do kubka z piwem. - Ale uciek³em im!... I nawet wyl¹dowa³em na brzegu!... W nocy, tam, gdzie mnie nie oczekiwali. Przeszed³em prawie sto dwadzieœcia mil od morza. Spali³em trzydzieœci wiosek. Chcia³em znaleŸж ich s³aby punkt. I znalaz³em go. Znalaz³em, rozumiesz? - Waln¹³ kubkiem w stу³. Wszyscy zamarli. - Oni siк boj¹ - oznajmi³ ponuro Wingetor. - Niezliczony, niezwyciк¿ony narуd œmiertelnie boi siк jakiejœ koszmarnej istoty, ¿yj¹cej gdzieœ na wschodzie, nad jeziorem Sohot. - Nad jeziorem Sohot? - zdziwi³ siк Hjarridi. - Przecie¿ tam zawsze zamieszkiwa³y pokojowe plemiona... I nie by³o nikogo wiкcej... - To teraz ju¿ jest. Tam, gdzie siк koсcz¹ Gуry Szkieletуw i las dochodzi do jeziora - tam ¿yje jakaœ moc, ktуra wypкdzi³a pierzastorкkich z ich starych w³oœci i spowodowa³a, ¿e stali siк - niestety! - naszymi najgorszymi wrogami. Ta moc pкdzi ich stale na pу³noc. Wkrуtce natkn¹ siк na Harad. Co siк wtedy stanie - strach pomyœleж, poniewa¿ ci, ktуrzy nie maj¹ piуr na rкkach, s¹ dla nich zwierzyn¹. Rozumiesz, Farnaku? Zwierzyn¹, niczym wiкcej! A ze zwierzкtami nie prowadzi siк rozmуw, nie zawiera sojuszy i nie wymienia siк jeсcуw. Albo my ich, albo oni nas. To w³aœnie chcia³em wyjaœniж Radzie, ale chyba nie zdo³a³em jej przekonaж. - Wingetor uœmiechn¹³ siк pogardliwie. - Przecie¿ pierzastorкcy nie obozuj¹ jeszcze pod murami Umbaru. Chocia¿ dano mi wiarк, nie powiem, szczegуlnie kiedy pokaza³em im jeсca. Jedyny, ktуry zaniepokoi³ siк tak naprawdк - to Skilludr. - A¿ tak? - Hjarridi by³ nieprzyjemnie zdziwiony, Farnak uniуs³ brew. Co siк tyczy Folka i krasnoludуw, to na razie woleli s³uchaж. Hobbit patrzy³ na Wingetora jak zaczarowany, Torin i Malec, widz¹c zainteresowanie swego druha, s³uchali rуwnie uwa¿nie. Potem przedyskutuj¹ razem ca³¹ sprawк. - W³aœnie tak. Wyda³ chyba wszystko swoje z³oto. Zebra³ armadк - co zdarza³o siк tylko w przesz³oœci, i poszed³ na po³udnie. Sam, jak zawsze. Piкtnaœcie tysiкcy ludzi z nim. - On sam zmontowa³ tak¹ wyprawк? - nie mуg³ uwierzyж Farnak. - Tak. Przecie¿ powiedzia³em. Chyba ca³y swуj maj¹tek puœci³. - I co? - Na razie nie ma wieœci. Ale, ale! Nie zechc¹ moi szlachetni przyjaciele na w³asne oczy zobaczyж jeсca? Mam go tu¿ obok... - Bкdziemy zaszczyceni! - wyskoczy³ przed wszystkich Folko. Towarzysze Wingetora, ktуrzy podczas ca³ej rozmowy nie wypowiedzieli ani jednego s³owa, wstali i nadal milcz¹c ruszyli za swoim panem. Dom, w ktуrym ulokowano wa¿nego jeсca, by³ prawdziw¹ twierdz¹. Przez w¹skie niskie drzwi musieli siк przeciskaж zgiкci we troje. Dalej korytarz prowadzi³ zakolami. W œwietle mкtnych lampek oliwnych hobbit widzia³ gкsto rozmieszczone strzelnice na styku œcian i sufitu. Nieprzyjaciela, ktуry wtargn¹³by do budynku, czeka³a niechybna œmierж. Wewnкtrzny dziedziniec, odgrodzony od wiod¹cej na ulicк jaskini - nie da siк tego okreœliж inaczej! - ¿elazn¹ bram¹ i kilkoma opuszczonymi kratami, zadziwia³ wspania³oœci¹ pe³nego aromatуw ogrodu. W kadziach ros³y niewidziane nigdy przez hobbita palmy rу¿nych gatunkуw, a w sztucznym strumieniu drapie¿nie porusza³o mackami drzewo- rybo³уw. Fruwa³y pstre ptaki, specjalny s³uga zajmowa³ siк ich karmieniem. Oswald, id¹cy na czele, wykona³ tylko jeden gest i ca³a czeladŸ zniknк³a jak za podmuchem wiatru. - Proszк tкdy. - Wingetor pchn¹³ przeci¹gle skrzypi¹ce drzwi. Otworzy³ siк widok na kamienne, spiralne schody prowadz¹ce gdzieœ w dу³. Oswald wyj¹³ z pierœcienia w œcianie pochodniк i ruszy³ przodem. - Zosta³o to zbudowane solidnie, na lata - pochwali³ Torin, zerkaj¹c na masywne mury i sklepienia. - Ha! Kiedy Gondorem w³adali Morscy Krуlowie, to w tym kraju potrafili budowaж! - krzykn¹³ tan. Spiralne schody doprowadzi³y ich do korytarza, niskiego i szerokiego, ktуry okaza³ siк g³уwnym traktem podziemnego wiкzienia - niewielkiego, ale bardzo mocnego i pewnego. Czterech wielkich stra¿nikуw wyprк¿y³o siк na widok pana. - Nic siк nie dzieje, tanie! - zameldowa³ dowуdca warty. - WeŸ pochodniк, Andraœcie, i chodŸ z nami. Jeniec znajdowa³ siк w najodleglejszej celi, niemaj¹cej nawet najmniejszego okienka. Wingetor odpi¹³ od pasa ciк¿ki klucz, otworzy³ drzwi. Stra¿nicy, nie czekaj¹c komendy, obna¿yli miecze. - Oto macie, napatrzcie siк. - Tan wskaza³ ¿yw¹ zdobycz. Folko wpi³ siк wzrokiem w postaж. Najpierw zobaczy³ jakieœ monstrum, tak dziwna i znaczna by³a rу¿nica miкdzy masywnym ludzkim torsem i rкkami- skrzyd³ami, ktуrych nie powstydzi³by siк nawet ktуryœ z or³уw Manwego. Dopiero przyjrzawszy siк uwa¿niej, dostrzeg³, ¿e rкce jeсca s¹ normalnej d³ugoœci, zwyczajne, ludzkie, co prawda nieco szczuplejsze i s³absze, jeœli porуwnaж je z torsem i wspaniale rozwiniкtymi miкœniami nуg. Od ramion otacza³y je ciemnopurpurowe piуra. Mog³o siк wydaж, ¿e to jakieœ karnawa³owe przebranie, jednak¿e piуra wyrasta³y prosto z r¹k, jak w³osy czy paznokcie u zwyk³ych ludzi. Biodra pierzastorкkiego okrywa³a brudna opaska. Skrzy¿owawszy na piersiach rкce- skrzyd³a, jeniec patrzy³ w przeciwleg³¹ œcianк, umyœlnie ignoruj¹c przybyszуw. Szlachetne, przypominaj¹ce kobiece rysy poci¹g³ej twarzy mo¿na by uznaж za ³adne, gdyby nie nos, zgiкty jak dziуb drapie¿nego ptaka. W¹skie wargi zaciœniкte by³y w pogardliwym grymasie. - Oto, macie przystojniaczka - wskaza³ Wingetor. - Tak sobie stoi. Nie je, a od dwуch dni te¿ nie pije. Pewnie postanowi³ umrzeж. Ale to mu siк nie uda. Bкdziemy go karmiж si³¹! Fellastr nawet nie drgn¹³. - Dumny jaki. Ale nic to - raz siк odezwa³, to i teraz nie wykpi siк milczeniem. Folko uwa¿nie przygl¹da³ siк wiкŸniowi. Teraz bardzo by siк przyda³a przenikliwoœж Drzewobroda. W spojrzeniu jeсca widzia³, mo¿e niepewnie i niewyraŸnie, ale widzia³ - œlady dziwnego szaleсstwa, w jakiœ sposуb podobne do tego, ktуre niekiedy dostrzega³ we wzroku Eodreida. Wingetor zacz¹³ mуwiж, zwracaj¹c siк do jeсca, w dziwnym, pe³nym kl¹skaj¹cych dŸwiкkуw jкzyku. Pierzastorкki nie odwrуci³ nawet g³owy. - Na razie milczy. - Gospodarz roz³o¿y³ rкce. - Ale dzisiaj siк nim zajmк. Rozgada siк, b¹dŸcie pewni. - A... Hm... No tak - Folko z trudem oderwa³ spojrzenie od Fellastra, przypomniawszy sobie, ¿e obowi¹zki zwi¹zane z poselstwem, czy siк tego chce, czy nie, nale¿y wykonywaж. A czy moglibyœmy z czcigodnym Wingetorem porozmawiaж o jeszcze jednej sprawie, te¿ nadzwyczaj wa¿nej i, jestem przekonany, doœж korzystnej dla potк¿nego tana!... - No to chodŸmy na gуrк. Wyszli na wewnкtrzne podwуrko. - Eowino! - Folko odwrуci³ siк do dziewczyny. - Musisz tu poczekaж. Krуl Eodreid wys³a³ nas w sekretnej misji... i nie wolno ci s³uchaж, o czym rozmawiamy. - Mo¿e moi s³udzy potrafi¹ zabawiж wojowniczkк Rohirrimуw? - uk³oni³ siк z szacunkiem Wingetor, daj¹c znak czeladzi. - Mam tu niespotykane kamienie i kwiaty, rzadkich gatunkуw ptaki i zwierzкta... Dobre, a nawet dystyngowane maniery gospodarza bardzo rу¿ni³y siк od doœж prostego, by nie rzec obcesowego traktowania hobbita i krasnoludуw przez Farnaka i Hjarridiego. Folko nie potrafi³ siк powstrzymaж, by nie zadaж pytania: - Niema³o mia³em do czynienia z Morskim Ludem, ale... - Ale nigdy nie spotka³eœ podobnych do mnie, tak? - rozeœmia³ siк Wingetor. - Racja! Dlatego, ¿e pochodzк z Gondoru. Moja rodzina d³ugo ¿y³a w Minas Tirith - jako zak³adnicy korsarzy Umbaru jeszcze przed Wojn¹ o Pierœcieс. Nasza krew zmiesza³a siк z gondorsk¹, a ja te¿ niema³o czasu tam spкdzi³em... Kiedy nadszed³ odpowiedni czas, ponownie sta³em siк tym, czym powinienem by³ byж - morskim tanem, przywуdc¹ wolnej dru¿yny. Folko z szacunkiem uk³oni³ siк, dziкkuj¹c uprzejmemu gospodarzowi za szczeroœж. Same pertraktacje nie zajк³y du¿o czasu. - Mo¿esz nie koсczyж. - Wingetor uniуs³ d³oс, nawet nie patrz¹c na listy uwierzytelniaj¹ce krуla Eodreida. - I tak œwietnie wiem, z kim zetkn¹³ mnie Morski Ojciec. Wasze imiona, przyjaciele moi - mam nadziejк, ¿e pozwolicie siк tak nazywaж? - znane s¹ daleko za granicami Arnoru i Gondoru. Szczegу³y wojny o przywrуcenie do ¿ycia Rohanu d³ugo by³y roztrz¹sane wœrуd morskich tanуw. Wasze imiona pada³y tam czкsto. Wierzк wam bez ¿adnych listуw i skoro krуl Eodreid proponuje tak sowit¹ zap³atк, bez wahania podpiszк z wami umowк. Radzк te¿, byœcie porozmawiali z Amlodim i Grottim. To doœwiadczeni wojownicy, a i obaj s¹ tu teraz. Ka¿dy ma po piкж setek mieczy. S¹dzк, ¿e z powodu pierzastorкkich musimy zatroszczyж siк o pewniejsze ni¿ Umbar schronienie na pу³nocy... Z tymi szalonymi po³udniowcami przyjdzie nam i tak walczyж, ale przewiduj¹cy wуdz zawsze ma dok¹d siк wycofaж w razie niepowodzenia... - No, to nasze poselstwo, mo¿emy tak uwa¿aж, zosta³o spe³nione - zauwa¿y³ Torin, gdy przyjaciele urz¹dzili siк w zajeŸdzie. Eowina zmкczona podrу¿¹ i wycieczk¹ do miasta spa³a kamiennym snem, a Folko i krasnoludy siedzieli w s¹siednim pokoiku, walcz¹c z wкdzonym kurakiem. - Policzmy. Farnak - siedemset mieczy, Swaran - trzysta, Oria - tysi¹c, Hjarridi - dwieœcie, Wingetor - szeœжset, to daje dwa tysi¹ce osiemset; a jeœli jutro zgodz¹ siк Amlodi i Grotti, to bкdzie ju¿ trzy osiemset. Dobrze by³oby znaleŸж jeszcze jednego i... i ju¿! - Ale nic nie wyjaœniliœmy - mrukn¹³ Malec. - Bo i nie wyjaœnialiœmy nic - odparowa³ Folko. - Jakbyœmy jutro skoсczyli, to wtedy... - Co „to wtedy”? Wiesz przynajmniej, czego chcesz szukaж? - podskoczy³ Ma³y Krasnolud. - Cz³owieka, elfa, krasnoluda, orka? Miejsce, przedmiot, zjawisko? Co? Mo¿esz nam wyt³umaczyж? Hobbit wolno pokrкci³ g³ow¹: - Po historii z Olmerem przywyk³em wierzyж we w³asne przeczucia i obawy, Ma³y. A teraz siк bojк. I jeszcze bardziej dlatego, ¿e nie wiem, czego w³aœciwie powinienem siк baж. Strori skrzywi³ siк z niezadowoleniem i w³o¿y³ do ust ca³e udo kury. - Muszк trochк siк rozejrzeж... popatrzeж... pomyœleж... ci¹gn¹³ hobbit. - A twoje amulety, talizmany to co? - nie ustкpowa³ Malec. - To nie s¹ lampki oliwne! Przysuniesz ogieс - hop i p³onie! Nie wystarczy sama chкж! I w ogуle, czy ty uwa¿asz, ¿e mnie siк bardzo podoba siedzenie tutaj, w Umbarze?! Myœlisz, ¿e nie wola³bym siк st¹d wynieœж? ¯eby tak siк sta³o, zrobiк wszystko, co w mojej mocy! - Dla nadania wagi swoim s³owom Folko hukn¹³ piкœci¹ w stу³.

13 Lipca, Umbar Rankiem przyby³ goniec od Farnaka. Jego ludzie odnaleŸli Amlodiego, Grottiego i jeszcze jednego tana, Fridleiwa, ktуrego dobrze zna³ sam tan Farnak. Trzeba by³o pуjœж na spotkanie, zakoсczyж rokowania dotycz¹ce wynajmu floty. - Eowino! - Ma³y Krasnolud wali³ do drzwi jej pokoiku. Wstawaj, obiboku! Ranek w Umbarze to rzecz wspania³a. Delikatny morski wiatr, szmaragdowe niebo, ciep³o, ale jeszcze nie upa³. Na ulicach t³umy, ludzie œpiesz¹ siк, chc¹c zakoсczyж swoje sprawy przed nadejœciem po³udniowego skwaru... Folko z przyjaciу³mi nie zd¹¿yli nawet min¹ж dwуch przecznic, gdy przyczepi³ siк do nich jakiœ przysadzisty ciemnoskуry Haradrim. Na hobbita i pozosta³ych runк³a lawina szybko wyrzucanych s³уw. Mк¿czyzna nerwowo gestykulowa³, wywraca³ bia³kami oczu, uderza³ siebie w policzki, usi³uj¹c coœ przekazaж. Przys³any przez Farnaka Eldring prуbowa³ odepchn¹ж bezczelnego typa, ale ten b³yskawicznie wyszarpn¹³ spod zwojуw szarego cha³atu po³yskuj¹c¹ z³otem p³ytkк, pokryt¹ jakimiœ znakami. Wojownik Farnaka pochyli³ siк nad ni¹, a gdy po chwili siк wyprostowa³, jego oblicze wyra¿a³o z trudem hamowan¹ wœciek³oœж. - Ten œmierdz¹cy wype³zek, zrodzony tylko z powodu chwili nieuwagi Morskiego Ojca, jest g³уwnym dostawc¹ niewolnic i na³o¿nic na dwуr jego wysokoœci w³adcy Haradu - powiedzia³ wojownik ³ami¹cym siк z gniewu g³osem. - On ma... ten... placet Haradu... - No to co? - Malec chwyci³ siк pod boki i po³o¿y³ rкkк na rкkojeœci szabli tak, by wszyscy to widzieli. Ma³y Krasnolud mia³ wielk¹ ochotк na ma³¹ szamotaninк. - To... ¿e ten po¿eracz padliny bardzo prosi was, czcigodni... hm... byœcie... - Oczy wojownika b³ysnк³y. - Jednym s³owem - chce kupiж wojowniczkк Eowinк! Bкc! Piкœж Malca wbi³a siк w podbrуdek Haradrima, zanim ktokolwiek zd¹¿y³ siк odezwaж. Handlarz niewolnikуw wzlecia³ w powietrze i pad³ ciк¿ko na plecy, œmiesznie zadzieraj¹c nogi w dziwacznych, drogich sanda³ach. Zwali³ siк na jezdniк jak wуr z gnojem i nawet nie drgn¹³. - Ma³y! - rykn¹³ Torin. - ¯yje. - Folko dotkn¹³ gard³a Haradrima. - Tylko zкbуw ma jakby mniej... Grubas le¿a³ na plecach i nie dawa³ znaku ¿ycia. - Nie chcia³em go... - t³umaczy³ siк Malec, spogl¹daj¹c na rozgniewanego Torina. - Samo tak wysz³o... - Nie mog³eœ poczekaж? Potem byœmy go w ogуle zat³ukli! - A dlaczego niby mia³ czekaж? - oburzy³a siк Eowina. Czy mo¿na czekaж, kiedy ktoœ obra¿a wojowniczkк Rohanu?! Dziкkujк ci, czcigodny Strori! I, niespodziewanie obj¹wszy zaczerwienionego krasnoluda, mocno poca³owa³a go w usta. Eldring odkorkowa³ wisz¹c¹ u pasa manierkк i chlusn¹³ wod¹ na twarz Haradrima. Ten jкkn¹³ i podniуs³ g³owк. Wojownik Farnaka rzuci³ doс kilka ostrych krуtkich s³уw w jкzyku Po³udniowych Ziem. Na zakrwawionym obliczu handlarza niewolnikуw pojawi³ siк z³oœliwy uœmiech. Ponownie uniуs³ swуj placet i coœ piskliwie wykrzykn¹³. Obok nich zebra³ siк spory t³umek - wy³¹cznie Haradrimowie. - Do broni! - rzuci³ Eldring. - Obna¿cie miecze, te psy musz¹ stchуrzyж... Mgnienie oka pуŸniej przed os³upia³ymi Haradrimami wzbi³a siк w powietrze œciana stali. Ma³y Krasnolud nie przepuszcza³ okazji do pokazania swego s³ynnego wachlarza. Ciemnoskуrzy odsunкli siк. Grubas wsta³, jкkn¹³ p³aczliwie, rzuci³ kilka s³уw do swoich ziomkуw i kuœtykaj¹c opuœci³ miejsce potyczki, przycisn¹wszy do gкby po³к swego cha³ata. - ChodŸmy st¹d! - Przewodnik mia³ ponur¹ minк. - Nie inaczej, jak narobiliœmy sobie k³opotуw... Na pewno pуjd¹ na skargк do Rady... A w Radzie takie psy z placetami rej wodz¹... - No to co? - wzruszy³ ramionami Folko. - Pierwszy zacz¹³. - Zacz¹³, zacz¹³... On nie zacz¹³, bo tylko chcia³ kupiж kobietк, tak? A kobiety u nich s¹ uwa¿ane nie za ludzi, takie tam - byd³o dwunogie! - Wojownik zakl¹³ przez zaciœniкte zкby. Natomiast w Umbarze wa¿ne s¹ ich prawa... ktуrych on nie z³ama³, proponuj¹c kupno Eowiny... - No to szkoda, ¿em go nie przebi³ na wylot - po¿a³owa³ Malec. - Obawiam siк, ¿e s³ono byœ za to zap³aci³, bracie krasnoludzie - pokiwa³ g³ow¹ Eldring. - Wypкdziliby ciк z Umbaru co najmniej, a mo¿e i sprzedali Haradrimom do kopalni... Opowiadaj¹ ludzie, ¿e nawet krasnoludy wytrzymuj¹ tam najwy¿ej trzy miesi¹ce. - Co siк sta³o, to nie odstanie - roz³o¿y³ rкce Torin. W najgorszym razie zap³acimy temu psu. Z³oto mamy. - Dobrze, jeœli to wystarczy... Ruszyli w dalsz¹ drogк. Dziwnie cicha Eowina sz³a teraz w œrodku, miкdzy Torinem i Malcem. Otwiera³ pochуd wojownik Farnaka, Folko os³ania³ ty³y oddzia³u. W takim szyku dotarli do ober¿y, w ktуrej wczoraj spotkali siк z Wingetorem. Folko i pozostali ju¿ na nich czekali. Przewodnik krуtko przekaza³ istotк zajœcia. Eldringowie w milczeniu wymienili spojrzenia. - Musicie szybko st¹d uchodziж - powiedzia³ basem Grotti, prawdziwy olbrzym, maj¹cy siedem stуp wzrostu i ramiona jak u Torina. - Zreszt¹, na co macie czekaж? Sprawa chyba zakoсczona. My siк zgadzamy. Co wy na to, tanowie? - Opowiedzia³em im, tak pokrуtce, o co chodzi - wyjaœni³ Farnak. Pozostali Eldringowie kiwali g³owami. W sumie uda³o siк podpisaж umowy na cztery tysi¹ce trzystu wojуw. - Wiкcej chyba nawet nie trzeba - zauwa¿y³ Farnak. Ziemi nie ma a¿ tak du¿o... Jak zbyt wielu bкdzie do podzia³u... - Cztery z hakiem tysi¹ce, nie za ma³o to? - zapyta³ Torin. - Ta wojna to nie ¿arty! - My te¿ nie zamierzamy ¿artowaж! - hukn¹³ basem Grotti, a szklane naczynia rozbrzкcza³y siк. - Uderzymy nie gorzej ni¿ hird, zobaczycie! - Nie w¹tpiк, nie w¹tpiк - zapewni³ Folko rozgor¹czkowanego tana. - Jeœli wszystko pуjdzie wed³ug planu... - Czy¿byœ nie wiedzia³, ¿e ka¿dy plan jest dobry tylko do pierwszej bitwy? Potem wszystko od nowa trzeba wymyœlaж uniуs³ brwi Farnak. - Wiem, wiem - zgodzi³ siк Folko. - Ale to jest szczegуlny przypadek. Ryzykujemy przegran¹, jeœli wszystko nie bкdzie wykonywane szybko i dok³adnie jak trzeba... Gdy rozmowy skoсczy³y siк, umowy zosta³y podpisane i tanowie ruszyli zbieraж swoje dru¿yny, Folko i krasnoludy zatrzymali siк w ober¿y. - Zadanie wykonane. - Hobbit zmкczonym ruchem przetar³ czo³o. - Wype³niliœmy polecenie krуla. Ale czy ta wojna wyjdzie Rohanowi na dobre, czy na z³e? Nawet zwyciкska? - Na z³e? - Eowina zrobi³a wielkie oczy. - Jak mo¿e zwyciкstwo obrуciж siк na z³e? - Lepiej o tym nie myœl - poradzi³ nachmurzony Torin. Ani on, ani Malec nie tknкli nawet piwa. - Jakoœ szybko i g³adko posz³o nam, tu, w Umbarze! Ani dzieс nie min¹³, a flota ju¿ najкta. - Tak, zosta³o nam tylko... - zacz¹³ Malec, ale koniec zdania zag³uszy³ trzask kruszonego drewna i wœciek³e, niezrozumia³e wrzaski. Drzwi ober¿y wypad³y z zawiasуw. Do pustawej obszernej sali wpad³ t³um wrzeszcz¹cych Haradrimуw. Jedni wymachiwali krуtkimi mieczami, inni wlekli sieж... - Klnк siк na Duri... - Torin zd¹¿y³ poderwaж siк na rуwne nogi, a zaraz potem na czwуrkк przyjaciу³ run¹³ t³um ciemnoskуrych miecznikуw. W ich szeregach pojawi³a siк i zniknк³a t³usta morda handlarza niewolnikуw. Szczкkк mia³ podwi¹zan¹ brudn¹ szmat¹. - Aaagch! - rykn¹³ Malec nie gorzej od t³umu napastnikуw. - No to siк wreszcie porz¹dnie zabawimy! Folko obna¿y³ miecz, zas³aniaj¹c sob¹ przera¿on¹ Eowinк. Przyjaciele zostali otoczeni na samym œrodku sali. Haradrimowie zaopatrzyli siк w mnуstwo arkanуw i lin, ¿aden z nich nie by³ na tyle g³upi, by pakowaж siк w zasiкg kling krasnoludуw. Najpierw sprуbowali u¿yж sprzкtu do chwytania i pкtania. - Przebijamy siк! - rzuci³ rozkaz Torin, obracaj¹c toporem nad g³ow¹. - Folko, os³aniaj dziewuszkк! Jednak¿e Eowina wcale nie zamierza³a poprzestaж na byciu „os³anian¹”. Wyszarpn¹wszy lekk¹ krуtk¹ szablк, na ³eb na szyjк pogna³a za Torinem. - Dok¹d?! - rykn¹³ na ca³e gard³o Malec. Dziewczyna omal nie podesz³a mu pod cios ostrza. Torin tymczasem wbi³ siк w t³um Haradrimуw jak odyniec w stado psуw. Pierwszy ruch topora przeci¹³ wroga od ramienia do pasa, chlusnк³a krew, doko³a krasnoluda powsta³a pusta przestrzeс. Folko, sparowawszy wra¿y miecz, skoczy³ za Eowin¹, usi³uj¹c zatrzymaж j¹, ale za pуŸno. Wzbi³y siк w powietrze sieci, mgnienie oka potem dziewczyna zosta³a omotana, a wij¹cy siк kokon natychmiast zosta³ odci¹gniкty i znikn¹³ za tylnymi szeregami Haradrimуw. Torin, Malec i Folko rzucili siк w poœcig. W wyprуbowanym ustawieniu, ramiк przy ramieniu, uderzyli w sam œrodek nieprzyjacielskiego szyku; jeden z napastnikуw upad³, trafiwszy pod ciкcie miecza hobbita, ale tak w ogуle, to Haradrimowie nie zamierzali stawiaж oporu. Jednoczeœnie odwrуciwszy siк, prуbowali uciekaж. W drzwiach tawerny natychmiast powsta³ korek. - Tnij!!! - wrzasn¹³ Torin. Zachlapany krwi¹ krasnolud wali³ z prawa na lewo i z lewa na prawo. Haradrimowie, wrzeszcz¹c cienko i przenikliwie, uskakiwali na boki, usi³uj¹c wydostaж siк z pu³apki; Folko i krasnoludy, niemaj¹cy dziœ na sobie mithrilowego rynsztunku, rozrzucili na boki sk³кbiony przed drzwiami t³um, wypadli na zewn¹trz - ale po grubym handlarzu ani po uwiкzionej Eowinie nie by³o ju¿ œladu. Zwabieni ha³asem i krzykami, zbiegali siк uzbrojeni Eldringowie. Po chwili w zau³ku rozgorza³a potyczka. Usi³uj¹cy uciec Haradrimowie wpadali na palisadк z mieczy, ale broni nie opuszczali, walczyli jak szaleni, jak zapкdzone w œlep¹ uliczkк szczury. Morskich wojownikуw nie by³o wielu i kilku napastnikom uda³o siк wyrwaж z okr¹¿enia. - Hej! Czcigodni, co siк tu dzieje? - da³y siк s³yszeж ze wszystkich stron pytania, gdy potyczka siк skoсczy³a. - Co ich ugryz³o? Nie by³o kogo przes³uchiwaж - ci, ktуrzy zdo³ali, uciekli, pozosta³y tylko trupy i kilku rannych, ale oni lada moment mieli wydaж ostatnie tchnienie. - Porwali nasz¹ wojowniczkк! - krzykn¹³ Folko. - Dziewczynк ze z³otymi w³osami. Tк z Rohanu! - Porwali?! Z Rohanu?! - rozleg³y siк pe³ne oburzenia g³osy. T³um Eldringуw szybko rуs³, ju¿ ich tu by³o ponad trzydziestu. - Do bramy! Szybko! Wybijemy te psy!!! Z³owieszczo pobrzкkuj¹c broni¹, biegli przez w¹skie uliczki w kierunku rogatek miasta. Folko pomyœla³, ¿e nale¿a³o œci¹gn¹ж tana Farnaka i resztк... Ale za pуŸno by³o, za pуŸno, ju¿ nic nie da³o siк zrobiж. Ulice przed rozjuszonym t³umem b³yskawicznie pustosza³y, jakby poprzedza³ ich jakiœ magiczny taran. Po drodze do³¹czali do nich wci¹¿ nowi i nowi Eldringowie; s¹dz¹c po tym, Haradrimowie nie byli tu kochani; po kilku s³owach wyjaœnienia, o co chodzi, wojownicy chwytali za miecze i do³¹czali do poœcigu. Wychodz¹ce na pustyniк mury Umbaru niemal nie ustкpowa³y bastionom Annuminas. Dumne i nieprzystкpne, z milcz¹c¹ wzgard¹ patrzy³y na zgrupowane u swych stуp domki. Szeroka brama by³a otwarta na oœcie¿, stra¿ drzema³a. Haradrimowie nie p³acili myta. Folkowi i jego towarzyszom nie poszczкœci³o siк. Akurat w tym momencie do bramy podesz³a karawana, juczne zwierzкta ca³kowicie zablokowa³y przejœcie. - Hej, z drogi tam! Niech was Hrugnir!... - Torin, trzymaj¹c topуr w rкku, rzuci³ siк do poganiaczy. Stra¿nicy os³upieli, widz¹c rozjuszonego krasnoluda, za ktуrym wali³o piкжdziesiкciu uzbrojonych po zкby Eldringуw, z obna¿on¹ broni¹. - Co to za awantura?! - rykn¹³ dziesiкtnik. - Czy przed t¹ karawan¹ opuszcza³ ktoœ miasto?! - rzuci³ Folko, powstrzymuj¹c Torina, ktуry, jak siк wydawa³o, gotуw by³ w tej chwili do zwady z byle kim. - Opuszczali, jak¿e nie, opuszczali! Haradrimowie, by³o ich pу³tora dziesi¹tki. Bez baga¿y. Tylko jeden tobу³ chyba mieli. A pкdzili, jakby sam Morski Ojciec ich œciga³. Folko jкkn¹³. NieŸle siк sprawili - trуjka doœwiadczonych wojownikуw, ktуrym sprzed nosa ukradziono dziewczynк! Wstyd, haсba! I co siк teraz stanie z biedn¹ Eowin¹?!! T³um Eldringуw za plecami przyjaciу³ hucza³ podniecony. - Zhardzieli ci Haradrimowie do cna! Nigdy nic takiego siк nie zdarza³o! - Zaiste - poszaleli!... W bia³y dzieс taka napaœж? - Zwierzкta! Ech, szkoda, ¿e swego czasu Gondor ich nie... - Hej, czcigodni, a co siк sta³o, mo¿e wyjaœnicie mi? - Zaniepokojony dziesiкtnik patrzy³ na t³um. - Porwali dziewczynк przed chwil¹ - rzuci³ Malec. - I, o ile dobrze rozumiem, wywieziono j¹ z miasta... Trochк siк posprzeczaliœmy... - Co tam gadaж, trzeba wyr¿n¹ж ca³¹ tк bandк! - wrzasn¹³ ktoœ z t³umu. - Za du¿o maj¹ tu w³adzy! Gdziekolwiek siк obrуcisz w naszym piкknym Umbarze - wszкdzie oni rz¹dz¹. A teraz to ju¿ zbiesili siк - porywaj¹ nasze kobiety w bia³y dzieс! Co siк dzieje, bracia Eldringowie?! - Tak jest! S³usznie prawi! - rozleg³y siк g³osy. - ChodŸmy i skubnijmy ich! Niech wiedz¹... W powietrzu niemal wyczuwa³o siк pogrom. Dziesiкtnik wodzi³ wzrokiem od Folka i krasnoludуw do t³umu i z powrotem. - Stуjcie! - krzykn¹³ Folko, wskakuj¹c na bardzo przydatny w tej chwili anta³ek. - Czy wyœcie aby nie poszaleli? Co jest winna reszta? Trzeba znaleŸж porywaczy, a nie mœciж siк na niewinnych! S³yszycie mnie?! Jego s³owa podzia³a³y jak kamienie na wzburzone morze. B³yszcza³y obna¿one klingi; Eldringowie ju¿ nikogo nie s³uchali, chyba nawet zapomnieli, co ich sprowadzi³o pod bramк. - Zbiesili siк, jako ¿ywo, zbiesili - us³ysza³ hobbit szept Torina. Ze dwudziestu ludzi napar³o na haradzkich handlarzy i ju¿ ktoœ uderzy³ rкkojeœci¹ szabli w twarz bezbronnego poganiacza. To sta³o siк sygna³em. Rozleg³ siк przeraŸliwy wrzask „Bij!” i nad g³owami zamigota³a stal mieczy. Handlarze te¿ nie wypadli sroce spod ogona - wyszarpnкli z tobo³уw ukryte tam szable. Dziesiкtnik w koсcu poj¹³, co siк dzieje, zrozumia³, ¿e na powierzonym mu odcinku za chwilк zacznie siк bуj, i z ca³ej si³y wrzasn¹wszy „Alarm!”, rzuci³ siк do rozdzielania gotuj¹cych siк do walki. Folko, Torin i Malec poœpieszyli mu na pomoc. Wyжwiczonymi ruchami odrzucaj¹c miecze ogarniкtych sza³em ludzi, Folko chc¹c nie chc¹c przypomnia³ sobie poln¹ miedzк w Amorze i spokojn¹ jesieс, kiedy on, ca³kiem jeszcze m³ody hobbit, wraz z Torinem i Rogwoldem (ach, nie ma ju¿ Rogwolda, a jaki by³ z niego cz³owiek!...) przemierzali Arnor... Szaleсstwo, na szczкœcie, nie ogarnк³o jeszcze wszystkich Eldringуw. Odepchn¹wszy najbardziej rozjuszonych, uda³o siк st³umiж rozpalaj¹c¹ siк bitewn¹ wœciek³oœж. Haradrimowie mieli tylko kilku lekko rannych. - Przepuœжcie nas! - krzykn¹³ hobbit do ros³ego wojownika w bogatej, haftowanej purpur¹ i z³otem pelerynie, wyraŸnie dowodz¹cego tu. Trzymaj¹c w rкku cienk¹ wygiкt¹ szablк, roztr¹caj¹c zaskoczonych poganiaczy, przepycha³ siк on do miejsca potyczki. - Hej, co siк sta³o, dziesiкtniku? - gard³owo wykrzykn¹³ Haradrim. - Dlaczego?... Mуwi³ we Wspуlnej Mowie czysto, bez œladуw obcego akcentu. - Dlaczego, dlaczego? - rykn¹³ Eldring. - Dlatego, ¿e twoi rodacy porwali dziewczynк! I wywieŸli j¹ tu¿ przed tob¹, Zalbulu! No to siк nasi rozjuszyli... Bierz lepiej nogi za pas i wynoœ siк st¹d, bo ciк rozszarpi¹ na strzкpy! Wspania³y bia³y piуropusz na wysokim he³mie Haradrima zako³ysa³ siк - przecz¹co - na boki. - Odejdк, jak zawsze, a „nogi za pas” bior¹ tylko szakale, kiedy widz¹ lwa. Pamiкtaj, dziesiкtniku, ¿e zameldujк o twojej bezczelnoœci wysokiemu w³adcy Haradu! Czy mo¿e nie wiesz, ¿e jestem Zalbul, dostawca dworu?! Folko da³by sobie rкkк uci¹ж, ¿e stoj¹cy przed nimi Haradrim bardziej przyzwyczajony jest do kierowania w boju hufcami wojownikуw ni¿ do prowadzenia kupieckich karawan. - Na M³oty Morii! Po co marnujemy tu czas! - rozdar³ siк Malec. - Nie dogonimy ich - stwierdzi³ ponuro Torin. - Kuc nie dogoni konia. - Musicie lepiej pilnowaж swoich niewolnic - rzuci³ kpi¹co Zalbul. Z³oœж ow³adnк³a Malcem niczym ogieс pкkiem s³omy. Niewiele myœl¹c, u¿y³ piкœci. - Ma³y!! - rykn¹³ Torin, ktуremu w ostatniej chwili uda³o siк przechwyciж piкœж przyjaciela. - Nie doœж mamy k³opotуw, ¿e jeszcze chcesz tu robiж rzeŸ?! Za ich plecami zgromadzili siк Eldringowie gotowi w ka¿dej chwili rzuciж siк na Haradrimуw. Ci zd¹¿yli siк uzbroiж, ale dwudziestu wojownikуw z lekkimi szablami ochraniaj¹cych karawanк raczej nie mia³o szans w starciu z dobr¹ setk¹ doœwiadczonych wojуw, z ktуrych po³owa, mimo upa³u, nie rozsta³a siк z kolczugami. - No, tak lepiej - wynioœle rzuci³ Zalbul. Odwrуciwszy siк z pogard¹ plecami do Folka i krasnoludуw, umyœlnie wolno ruszy³ w kierunku karawany porz¹dkowaж szyki. Zwierzкta jedno po drugim ruszy³y przez bramк, kieruj¹c siк na pustyniк. - Ach, co za nieszczкœcie. - Dziesiкtnik zacz¹³ drapaж siк po g³owie, kiedy Folko w kilku s³owach przekaza³ mu szczegу³y wydarzeс. - My tu na posterunku nie mamy nawet koni, ¿eby ruszyж w poœcig... Przyjaciele milczeli, wracaj¹c od bramy miasta. Kierowali siк do portu, chc¹c odszukaж Farnaka. Malec najpierw kl¹³, na czym œwiat stoi, ale po jakimœ czasie i on zamilk³. Dopiero w porcie hobbit nie wytrzyma³: - Och, przecie¿ wam mуwi³em... - Odszukamy j¹ - rzuci³ z ponur¹ determinacj¹ Torin. Pуjdziemy do Haradu i odszukamy j¹. Jak myœlisz, Strori? - Odszukamy, odszukamy... - warkn¹³ Ma³y Krasnolud, jednak bez zwyk³ej zuchowatoœci. - Jeœli bкdzie to mi³e Machalowi... - Od kiedy to Machala prosisz o przychylnoœж? - uœmiechn¹³ siк krzywo Torin. - Nie, jeœli sami sobie nie poradzimy, to nikt nam nie pomo¿e. My, jak i ty, Strori, jesteœmy winni, poradziliœmy Folkowi zabraж Eowinк ze sob¹, to znaczy, ¿e przede wszystkim my za ni¹ odpowiadamy. I pуjdziemy do Haradu... O dziwo, Malec nie sprzecza³ siк. Skin¹³ tylko g³ow¹. - Farnak poprowadzi flotк bez nas. Wyœlemy do krуla Eodreida list... - zacz¹³ Torin. - Jasne, a on uzna nas za zdrajcуw! - rzuci³ Malec. - No to niech uzna. Mam to w nosie. Dziewczynк trzeba odbiж, a ³aska krуla... Jakoœ to prze¿yjemy. Folko przemierza³ zakurzone umbarskie ulice, a przez g³owк przelatywa³y mu jakieœ dziwne myœli, nie tylko dotycz¹ce biednej Eowiny. Szaleсstwo, niebezpieczne i niepojкte, rozpe³za³o siк po Œrуdziemiu i zatruwa³o wszystkich jednako Eodreida i Skilludra, Eldringуw i Haradrimуw... Pierzastorкcy, nie wiadomo sk¹d i po co przybyli na wybrze¿e... Szczкœcie, ¿e, jak na razie, przynajmniej ani on, ani krasnoludy nie doœwiadczyli tego, co siк stanie ze Œrуdziemiem, gdy owa trucizna przeniknie w dusze wszystkich jego mieszkaсcуw, od pу³nocnych lodуw pocz¹wszy, do po³udniowych z³otomrocznych pustyс. I znowu, jak w czasie pamiкtnego poœcigu za Olmerem, pogoni za Pierœcieniem Mroku, Folko ca³¹ dusz¹ odczu³ z³owrogi napуr obcej, straszliwej si³y. Wrogiej Mocy, niewa¿ne, jakie szaty przyobleka - Œwiat³a czy Mroku... Drga³ w pochwie obudzony t¹ si³¹ sztylet Otriny. Uratujemy dziewczynк. Jestem tego pewien. Krуl Eodreid rzeczywiœcie bкdzie musia³ obejœж siк bez nas... W myœlach pod¹¿y³ za Eowin¹, wo³a³ j¹, prуbuj¹c odszukaж w przestworzach piaszczystego morza ¿yw¹ drobinkк - ale nie, nie starczy³o si³, a poza tym, trudno by³o skoncentrowaж siк, bкd¹c w t³umie na umbarskiej ulicy. Farnaka twarz sta³a siк ciemniejsza od chmury gradowej. Hjarridi d³ugo i kunsztownie sypa³ przekleсstwami. - Wiкc jak mo¿emy wam pomуc? Jesteœmy przygotowani do odp³yniкcia... Nie bкdziemy przecie¿ wysy³ali armii do Haradu! - ze z³oœci¹ rzuci³ stary sternik. - Armii nie trzeba - odezwa³ siк Malec. - Ale my pуjdziemy. Pop³yniecie bez nas... - W³aziж w takiej sile do Haradu to samobуjstwo! - wypali³ Hjarridi. - Co mo¿emy zdzia³aж we trуjkк? - A co zdzia³a setka czy nawet tysi¹c? - odparowa³ Ma³y Krasnolud. - Nie, tu trzeba, jak Folko do Mordoru - albo olbrzymi¹ si³¹, albo w pojedynkк... Farnak skin¹³ g³ow¹: - Nie bкdziemy was pouczali. Jak zdecydowaliœcie, tak bкdzie. Poprowadzк flotк do Tharnu. Tam siк spotkamy z krуlem Eodreidem. Zrozpaczony hobbit r¹bn¹³ piкœci¹ w otwart¹ d³oс. Wszystko siк wali³o! Flota Eldringуw przybкdzie do Tharnu... i byж mo¿e Rohan wytrzyma napуr oszala³ych Hazgуw, Heggуw, Howrarуw i innych mieszkaсcуw Minhiriathu... I kto wie, czy potrafi nowy dowуdca poprowadziж jego pieszych ³ucznikуw? Pomyœla³ tak¿e, ¿e zabijanie nieszczкsnych Hazgуw jest nieuczciwe, to jest to samo, co zabijanie chorych. Gdyby wojskowa moc Morskiego Ludu pomog³a powstrzymaж wojnк!... Gdyby¿ uda³o siк ca³¹ sprawк za³atwiж pokojowo!... - Oczywiœcie, wszyscy razem w ujœcie Iseny nie bкdziemy siк pchali - doda³ Farnak. - Krуl musi ruszyж swoje wojsko. A my z Tharnu wyœlemy doс pos³aсcуw... Farnak mуwi³ coœ jeszcze, ale Folko ju¿ go nie s³ucha³. Myœla³ o tym, ¿e spe³nili swуj obowi¹zek Marsza³kуw Marchii, wynajкli flotк Eldringуw... i teraz nie zosta³o im nic innego, jak spe³niж nastкpny - nie pozwoliж, by krуl Eodreid z³ama³ swoje s³owo. I uratowaж Eowinк! Nie³atwy wybуr - ratowaж ¿ycie ufnej dziewuszki czy krуlewskie s³owo, ktуrego z³amanie pogr¹¿y we krwi i Rohan, i Enedhwaith. Chocia¿... kto wie, mo¿e to i lepiej - nie bкd¹ musieli uczestniczyж w tej haniebnej wyprawie... WstydŸ siк! - natychmiast obsztorcowa³ sam siebie. - Tam, w Rohanie, krwawa zawierucha... do ktуrej - nie wykrкcaj siк! - nie wolno ci dopuœciж... A Eowina... - Hobbit odczuwa³ wstyd i bуl. - Jesteœ jej to winien. Odpowiadasz za ni¹. Od tego te¿ siк nie wykrкcaj. Wiкc co zrobiж? Co wybraж!? - Mogк ci trochк pomуc. - Farnak tymczasem zacz¹³ ju¿ mуwiж o czekaj¹cej przyjaciу³ drodze. - Bкdziecie wiedzieli o Haradzie to, co wiem i ja, otrzymacie pewnego przewodnika - w mojej dru¿ynie s¹ Khandyjczycy, ci wszak ¿yj¹ od wiekуw z Haradem obok siebie... - No taak!... - Malec splun¹³. - Zamiast goniж tego drania, siedzimy sobie i m¹drze gadamy! A z Eowiny tymczasem... - Przerwa³. „Nie wywo³uj wilka z lasu, nie nazywaj nieszczкœcia po imieniu”. Nie, nie mogк jej opuœciж - zdecydowa³, sam dziwi¹c siк swoim myœlom, Folko. - To ponad moje si³y... - W tej chwili raczej nic jej nie grozi. - Mуwi¹c to, Farnak pokrкci³ g³ow¹. - Z waszego opisu wynika, ¿e ten ³ajdak jest rzeczywiœcie znanym w Umbarze handlarzem niewolnikуw. Od dawna mуwiono o nim, ¿e dostarcza na³o¿nic do pa³acu monarchy. Jeœli to prawda, Eowiny nikt nawet nie tknie palcem. Musi trafiж do r¹k haradzkiego w³adcy ca³a i zdrowa, ale ju¿ potem... - Mуw, co potem - machn¹³ rкk¹ Folko. - Gadaj¹ ludzie, ¿e ulubion¹ rozrywk¹ haradzkiego krуla jest gotowanie m³odziutkich niewolnic w oleju na wolnym ogniu, ¿eby jak najd³u¿ej krzycza³y i mкczy³y siк. Torin sypn¹³ przekleсstwami. Folko zblad³. Nie, zostan¹ tutaj!... - Ca³a nasza wyprawa od pocz¹tku sz³a jakoœ kulawo! Najpierw oberwa³em od tego Hazga, teraz zaginк³a Eowina... - Ale staж nas na to, ¿eby coœ naprawiж - zauwa¿y³ Folko. - Jeœli wyruszymy dzisiaj przed wieczorem, mo¿emy dogoniж ich jeszcze w drodze... Kiedy trуjka przyjaciу³ wrуci³a do siebie, hobbit - sam nie wiedz¹c dlaczego - siкgn¹³ po starannie przechowywany napуj Starego Enta. Serce z wolna ogarnia³o mro¿¹ce krew przeczucie, mgliste i z³owieszcze. Nie mуg³ znaleŸж sobie miejsca. Co go tak nosi? Raczej nie jest to zwi¹zane z Eowina. Niech siк dzieje, co chce, sprуbuje napoju! Myœlowym spojrzeniem musi siкgn¹ж... wstecz? Do Rohanu? Tak! Zanim dokona ostatecznego, decyduj¹cego wyboru... - Pakujcie siк na razie beze mnie - zakomunikowa³ bezbarwnym g³osem. Torin uwa¿nie przyjrza³ siк druhowi i powiedzia³: - S³usznie, to ty musisz zdecydowaж, bracie hobbicie. Wzi¹³eœ Eowinк za nasz¹ namow¹, wiкc tym razem bкdzie tak, ¿e gdzie ty, tam my z Malcem. Prawda, Strori? Ma³y Krasnolud energicznie skin¹³ g³ow¹. ...I znowu, nu¿¹c ducha wielk¹, nieobjкt¹ przestrzeni¹, przed myœlowym spojrzeniem hobbita pojawi³y siк przestrzenie Œrуdziemia. Z³ociste piaski Haradu z malutkimi zielonymi kropeczkami, gdzie wokу³ podziemnych Ÿrуde³ kwit³a bezp³odna pustynia; ponure gуry Mordoru - co siк tam teraz dzieje w Ciemnym Kraju? B³кkit Anduiny; powoli odzyskuj¹ce si³y po wojnie z Olmerem Minas Tirith... Ogrom Gуr Bia³ych i zielony dywan rohaсskiego stepu... Dalej, dalej, do drzemi¹cego Fangornu i otoczonego czujn¹ stra¿¹ Isengardu... Stop! Tam, bardziej na pу³nocny zachуd od Iseny i Dunlandu, na niewidocznych st¹d stepowych drogach pe³z³y, wij¹c siк, czarne wк¿e hufcуw. Piesze, konne, na szerokich bojowych powozach z wysokimi burtami, na ogromnych wilkach... Hazgowie, Heggowie, Howrarowie, Dunlandczycy i inni, drobniejsze si³y i ludy, ktуrych nazwy nie by³y mu znane - wszyscy oni szybkim marszem zmierzali na po³udnie i po³udniowy wschуd - ku £ukowi Iseny, ku rubie¿om Rohanu. Wojna w Enedhwaicie zaczк³a siк ju¿, ale nie tak, jak przewidywa³ to krуl Eodreid. Folko przyjrza³ siк dok³adnie wszystkiemu, co otworzy³o siк jego wzrokowi. G³owa bola³a go coraz mocniej, tкpy bуl promieniowa³ gdzieœ od ty³u, ³zy zrasza³y oczy, ale uparcie wpatrywa³ siк, pуki nie wyczerpa³y siк si³y - jego i Drzewobrodowego napoju. - W Rohanie trwa wojna! - oszo³omi³ wiadomoœci¹ krasnoludy, ledwo doszed³szy do siebie. - Pokуj zosta³ zerwany i to nie przez Eodreida! Postara³ siк najwierniej jak mуg³ przekazaж wszystko, co widzia³. - No, mo¿e to i lepiej - odetchn¹³ Malec. - Wychodzi, ¿e krуl nie z³ama³ danego s³owa... - Z³ama³ je w chwili, kiedy wysy³a³ nas tutaj - pokrкci³ g³ow¹ Torin. - I kto wie, mo¿e w³aœnie ta decyzja przechyli³a Szale... - Ale zamyœliж coœ, nie znaczy wcale dokonaж! - obruszy³ siк szczerze Malec. - Nie zawsze jest to prawd¹, przyjacielu Strori... - Jakkolwiek jest - flota Eldringуw przybкdzie bardzo w porк - wzruszy³ ramionami Ma³y Krasnolud. - Ale dziwnie rozumujesz, Torinie. Mo¿esz sobie powtarzaж do œmierci „Piwo”, a w ustach nie poczujesz ani kropli. Czy wiкc mo¿na myœli i gadanie przyrуwnywaж do czynu? Torin patrzy³ na niego z ponur¹ min¹. - Czasem wydaje mi siк... - powiedzia³ cicho - ...¿e z Olmerem mo¿e by siк wszystko inaczej, lepiej u³o¿y³o, gdybyœmy nie pragnкli go zabiж. Do rozmowy w³¹czy³ siк hobbit: - Ale¿ co ty gadasz!... Przecie¿ nas wys³a³ Radagast! - W³aœnie. I dlatego, ¿e mia³ w tym swуj udzia³ jeden z Majarуw... wszystko tak siк potoczy³o. Strori machn¹³ z rezygnacj¹ rкk¹. - Chcesz, przyniosк ci piwo, co? Jakoœ mi siк wydaje, ¿e zacz¹³eœ, bracie, tak siк pl¹taж w swoich wywodach... Teraz Torin machn¹³ rкk¹. - No, przynajmniej wszystko siк wyjaœni³o - powiedzia³ Malec, wzruszywszy ramionami. - Rohan poradzi sobie i bez nas. Brego, choж i dwulicowy, ale na swojej robocie zna siк jak ma³o kto. A dziewczyny na zmarnowanie nie damy, choж mo¿e Eodreid nas za to przeklnie... - Niech sobie przeklina - zby³ jego przepowiedniк Folko. - ¯ebyœmy tylko sami siebie nie przeklinali, o tym powinniœmy myœleж. „Nie dla ludzi, ale dla siebie miej duszк czyst¹” - kto to powiedzia³? - S³usznie - skin¹³ g³ow¹ Torin. - Zgadzam siк z Folkiem. Jeœli Eodreid siк na nas wœcieknie... Cу¿, znajdziemy takich, ktуrzy zechc¹, byœmy dowodzili ichnimi pu³kami. Mo¿emy siк udaж do Beorningуw albo do Krуlestwa £ucznikуw... - Nie ma co wrу¿yж! - zmarszczy³ czo³o hobbit. - Najpierw musimy uratowaж Eowinк, a potem bкdziemy sobie g³owy ³amaж... - To te¿ racja - zgodzi³ siк Torin. Pakowanie nie zabra³o im wiele czasu. Farnak i jego przyjaciele tanowie okazali siк niezwykle szczodrzy - zdobyli wytrzyma³e hazskie koniki i ca³y ekwipunek, potrzebny w dalekiej i niebezpiecznej wкdrуwce przez pustyniк. Krasnoludy zawi¹zywa³y ju¿ ostatnie tobo³y z baga¿ami, gdy ktoœ zastuka³ do drzwi. Torin, chwyciwszy na wszelki wypadek topуr, poszed³ otworzyж. Czasy, kiedy wystarczy³o krzykn¹ж „Wejœж, otwarte!”, skoсczy³y siк nieodwo³alnie. - Kto tam? - Od tana Farnaka z pozdrowieniem i s³owami: „Jestem przewodnikiem z Khandu!”. - I goœж wypowiedzia³ has³o. - No to wchodŸ - Torin odsun¹³ zasuwк. Przewodnik musia³ mocno siк pochyliж, ¿eby nie rozwaliж g³owy o nisk¹ framugк. Wysoki, szczup³y, o w¹skiej twarzy, spalony s³oсcem, w obszernej bia³ej szacie; w ruchach jego widoczna by³a leniwa gracja doœwiadczonego wojownika, chocia¿ broni na widoku nie trzyma³. Szare oczy Eldringa patrzy³y przenikliwie i otwarcie. - Mуj tan opowiedzia³ mi o waszej sprawie. - Khandyjczyk nieoczekiwanie uœmiechn¹³ siк, b³yskaj¹c oœlepiaj¹co bia³ymi zкbami. - Powiem wam, ¿e to dla mnie robota! Im bardziej szalone przedsiкwziкcie, tym lepiej! Kto przemierza diuny - jest do ptaka podobny, Do soko³a czy or³a szlachetnej krwi, Kto statecznie przemierza goœciсce Tego nie wypada nawet nazwaж mк¿em! - wyrecytowa³ nieoczekiwanie. - Zw¹ mnie Ragnur. Tak na mnie mуwiono w dru¿ynie, prawdziwe moje imiк jest znacznie d³u¿sze... Pora nam w drogк. Trakt od Umbaru do Hrissaady, stolicy Haradu, znam jak swoje piкж palcуw. Nie martwcie siк, uratujemy dziewuszkк! ¯ar dnia opada³, ustкpuj¹c miкkkim falom nap³ywaj¹cego od oceanu ch³odu. Czwуrka jeŸdŸcуw minк³a wrota Umbaru.

CZКŒЖ DRUGA ROK 1732 ŒRODEK LATA

1 14 Lipca, Umbar, Targ Niewolnikуw - Frrch! - Tan Starch wykrzywi³ siк z obrzydzeniem, patrz¹c na szary t³um wystawionych przezeс do sprzeda¿y niewolnikуw. - Pomioty rekina! - rzuci³ do pierwszego zastкpcy. Kto to weŸmie?! W Haradzie nie kupuj¹ ju¿ teraz byle czego... - A sk¹d mamy wzi¹ж lepszych? - usprawiedliwia³ siк zastкpca. - Proszк, do czego doszliœmy! Howrarуw wystawiamy! Czy kiedyœ by³o to do pomyœlenia? - Pomiot rekina! By³o, pуki ten ba³wan Skilludr nie ruszy³ z Olmerem... - No w³aœnie! Przecie¿ bywa³o tak, ¿e mieliœmy same gondorskie dziewczyny, ach, gdzie te czasy! I mamona by³a, i spokуj... Towar wyrywali z r¹k! - Dobra, nie zadrкczaj wspominkami... - przerwa³ rozeŸlony Starch. - Jeszcze ten Farnak nam nabruŸdzi³... Przez niego be³taliœmy siк na redzie tyle czasu, spуŸniliœmy z za³adunkiem... Ludzie mуwi¹, ¿e Zalbul ju¿ wyruszy³, nie czeka³ na nas... Kto teraz kupi tych zdechlakуw?... Pierwszy zastкpca uzna³, ¿e nale¿y to pytanie przemilczeж. Ogromny zakurzony plac nieopodal miejskich œcian Umbaru zajmowa³o targowisko niewolnikуw - obecnie jedna z wa¿niejszych dziedzin handlu portowego miasta. Tu sta³y d³ugie szare pomosty z gкsto rozmieszczonymi pierœcieniami, na ktуre to pomosty pкdzono niewolnikуw, by mo¿na ich by³o obejrzeж ze wszystkich stron. Powiadali ludziska, ¿e czasem sprzedaje siк tam i kupuje po dziesiкж tysiкcy niewolnikуw, ale kto by to policzy³?... Starch, ci¹gle skrzywiony, jeszcze raz rzuci³ okiem na swуj towar. Ma³o! Dwie setki, i to kto - on, pierwszy ³owca niewolnikуw wœrуd umbarskich tanуw! Pу³ biedy, gdyby niewolnicy ci byli z Gondoru czy Rohanu, ale nie! ¯a³osna wschodnia banda, mizeroty, ktуre przywlok³y siк na Zachуd, trzymaj¹c po³y peleryny Olmera Wielkiego! Starch gardzi³ nimi z ca³ej duszy. Do niczego siк nie nadaje to dwunogie byd³o, chyba tylko do tego, by przynosiж jemu, Starchowi, brzкcz¹cy haradzki pieni¹dz. W szeregach sta³o stu czterdziestu mк¿czyzn i tylko szeœжdziesi¹t kobiet. Wyprawa wyraŸnie siк nie uda³a, ktoœ uprzedzi³ wieœniakуw i wiкkszoœж z nich zd¹¿y³a siк ukryж. Mк¿czyŸni - g³upcy! - usi³owali walczyж. Starannie, bez zbytnich strat - trupa siк nie sprzeda, komu taki potrzebny! - ludzie Starcha odciкli broni¹cych siк od lasu, otoczyli i zmusili do z³o¿enia broni. Ale mк¿czyŸni niewolnicy ostatnio kiepsko szli w Haradzie. O, kobiety - tak! Mog¹ wykonywaж niemal wszystkie mкskie prace, a to ¿e z wysi³ku umieraj¹ przedwczeœnie, nie ma znaczenia, Eldringowie przywioz¹ now¹ partiк. No i jeszcze jedno - baby s¹ znacznie mniej sk³onne do buntуw ni¿ ch³opy. Ale i ze schwytanych kobiet Starch zadowolony nie by³. M³ode i ³adne zd¹¿y³y siк ukryж, dosta³y mu siк tylko te starszawe. Z min¹ jakby go bola³y zкby, tan zezowa³ na szerokie p³askie twarze z wystaj¹cymi koœжmi policzkowymi i nieco skoœnymi oczami. Kobiety sta³y w milczeniu i wpatrywa³y siк w pomosty pod swoimi stopami. Starch splun¹³. Za naj³adniejsz¹ z nich dadz¹ co najwy¿ej piкж monet... podczas gdy za z³otow³os¹ rohaсsk¹ dziewojк p³acono po piкж tysiкcy! Co prawda, Starchowi jak dotychczas takie w ³apy nie wpada³y, co bardzo go martwi³o, ale nie starcza³o mu odwagi pop³yn¹ж w gуrк Iseny i napaœж na w³oœci Eodreida. Tan z nawyku nie s³ysza³ odwiecznego i nieod³¹cznego ha³asu targowiska. Eldringowie, w³aœciciele niewolnikуw, nigdy sami nie zachwalali swego towaru, tym zajmowali siк specjalnie wynajmowani Haradrimowie zachwalacze, ktуrzy zdzierali sobie gard³a, wzywaj¹c najczcigodniejszych klientуw, by „...zwrуcili sw¹ ³askaw¹ uwagк w³aœnie na naszych herosуw, œlicznotki nasze i soko³y i nie gapili siк na schorowane trupolce i szkarady z wystawionych naprzeciwko!”. Takie zachкty tanowie od dawna puszczali mimo uszu. Haradrimowie kupuj¹ - niech dla nich siк staraj¹ zachwalacze... Szary - bezimienny rybak z howrarskiej wioski - sta³ w t³umie niewolnikуw Starcha. Nogi mia³ skute ¿elaznym ³aсcuchem, jednym koсcem umocowanym do ogуlnego ³aсcucha, wspуlnego dla ca³ej gromady niewolnikуw. On, jedyny w ca³ym tym zmкczonym, wynкdznia³ym, zobojкtnia³ym t³umie, patrzy³ spokojnie przed siebie. Coœ siк zmieni³o w Szarym, po tym jak rzuci³ siк w fale, chc¹c skoсczyж ze sob¹ i z ¿yciem, ktуre tak mu zbrzyd³o... Nie pamiкta³, co siк z nim dzia³o. Przez chwilк, gdy ju¿ zanurza³ siк w seledynowej otch³ani, przed jego oczami przemknк³o niespodziewanie oblicze wojownika - zdecydowana, powa¿na twarz obramowana gкst¹ brod¹. To by³ m³ody jeszcze mк¿czyzna, уw wojownik z przymocowanym do plecуw mieczem, ale w jego postawie i obliczu widaж by³o wyraŸnie, ¿e przywyk³ do rozkazywania i wydawania poleceс. Stoj¹c na wy³o¿onym kamiennymi p³ytami dziedziсcu twierdzy, wojownik niespodziewanie wyszarpn¹³ z pochwy miecz, a klinga zalœni³a niebiaсsk¹ biel¹, i uniуs³ go nad g³ow¹, jakby wydawa³ rozkaz ataku... I, nie wiadomo dlaczego, ten w³adczy ruch - naprzуd, na wroga, nie liczmy strat! - doda³ si³ ton¹cemu Szaremu. Jego rкce i nogi wbrew w³asnej woli wypchnк³y cia³o na powierzchniк... Wy³owi³ go okrкt Starcha. - Po licho ci on! - zbeszta³ dziesiкtnik Eldringa, ktуry rzuci³ Szaremu koniec sznura. - Stary i siwy - komu on siк przyda? Nie dadz¹ za niego nawet monety! Zobaczysz - nie sprzedamy, to sam za niego zap³acisz, ze swojej doli. - Nic to, stary, ale krzepki - oponowa³ Eldring. - Zobacz, jakie bary! A ¿e siwy, to nie k³opot... Szary nie wypowiedzia³ nawet jednego s³owa, znalaz³szy siк na pok³adzie „smoka”. Milcza³, kiedy zakuwano go w ³aсcuchy, milcza³ podczas ca³ej drogi do Umbaru, milcza³ i teraz, stoj¹c na pomoœcie haсby. I tylko oczy, przedtem bezbarwne, a teraz znowu br¹zowe - powoli rozpala³ zimny ogieс. Odda³ siк wspomnieniom. Wolno i boleœnie, ale coœ zaczyna³o wracaж, pobudza³o myœli. Co powiedzia³ wojownik z b³кkitnym mieczem? Sk¹d siк wziк³o to widzenie? Czy to tylko by³o przedœmiertne majaczenie, dziwnym sposobem przywracaj¹ce jego, Szarego... nie, jakoœ inaczej kiedyœ siк nazywa³! do ¿ycia? Nie wiedzia³. Ale to, ¿e wczeœniej nie nosi³ takiego imienia - wiedzia³ ju¿ na pewno. W koсcu pojawi³ siк klient. Wysoki, chudy jak ¿erdŸ, kupiec, ktуrego wspania³a zielona odzie¿ podkreœla³a chorobliwie ¿у³t¹ cerк, niespiesznie, z godnoœci¹ wszed³ w przejœcie, wzd³u¿ ktуrego ustawieni byli niewolnicy. Zachwalacze jednoczeœnie potroili wysi³ki, niemal zdzieraj¹c sobie gard³a. Mк¿czyŸni pozostali obojкtni. Kobiety wyci¹gnк³y szyje, a nu¿ ktуr¹œ kupi? Natomiast Szary, jako jedyny z niewolnikуw, popatrzy³ kupuj¹cemu prosto w oczy, rzuci³ tak ciк¿kie i przenikliwe spojrzenie, ¿e Haradrim potkn¹³ siк na rуwnej drodze i wymamrota³ gniewnie przekleсstwo. Starch skrzywi³ siк - teraz to ju¿ na pewno nie kupi... Ci po³udniowi barbarzyсcy uwa¿aj¹, ¿e jeœli ktoœ siк potknie przed kramem, towar stamt¹d przyniesie mu pecha... Jednak¿e tym razem sta³o siк inaczej. Obrzuciwszy spojrzeniem przysadzistych, s³abowitych z natury Howrarуw, kupiec jakby w zamyœleniu wyci¹gn¹³ wargi w dziobek, pocmoka³ i, kiwn¹wszy do zachwalacza, poda³ cenк. Starch w zdumieniu wytrzeszczy³ oczy. To ci historia! Chce wzi¹ж wszystkich, razem, i na dodatek mк¿czyŸni po raz pierwszy od d³u¿szego czasu dro¿si od kobiet! Ale tan nie by³by tanem, gdyby od razu ust¹pi³, nawet w tak dogodnym dla siebie interesie, bez targowania. - Zaraz, zaraz - zby³ go machniкciem rкki Haradrim. Wpatrzy³ siк w szeregi niewolnikуw, pуki ponownie nie skrzy¿owa³ spojrzenia z Szarym. Kupiec prze³kn¹³ œlinк i poœpiesznie siк odwrуci³. - Tak... biorк. Jaka, powiedz, jest twoja cena... Dobiwszy targu, Starch tylko siк uœmiecha³ i kiwa³ g³ow¹, g³aszcz¹c pod lekk¹ peleryn¹ mocno wypchany mieszek ze z³otem. Nies³ychane powodzenie! Nies³ychane!... W uszach jeszcze rozbrzmiewa³y ostatnie s³owa dziwnego kupca: „WieŸ ich wiкcej, tanie. Potrzebujemy m³odych mocnych mк¿czyzn i kobiet, ¿eby je ³¹czyж z mк¿czyznami...”. No, to ju¿ zupe³na nowoœж! Ale czy warto, by szlachetny morski tan zawraca³ sobie g³owк dziwactwami brudnych barbarzyсcуw? Skoro dureс ma du¿o pieniкdzy, uczyс tak, by przesz³y one do ciebie - ty je wykorzystasz lepiej... Tego samego dnia, gdy tylko niewielka flotylla Starcha uzupe³ni³a zapasy ¿ywnoœci i wody, opuœci³a Umbar. I nie tylko jego statki wyp³ynк³y w morze. Haradrimowie wykupili wszystkich wystawionych na targ niewolnikуw i wszystkim sprzedaj¹cym mуwili to samo: przywieŸcie jeszcze. Jak najwiкcej!... Skuci jednym d³ugim ³aсcuchem niewolnicy wychodzili przez bramк Umbaru. Stra¿nicy przygl¹dali siк im obojкtnie: takie widoki by³y tu na porz¹dku dziennym. Emocje wywo³a³o coœ innego: od œwitu do nocy wyprowadzono co najmniej dziesiкж tysiкcy niewolnikуw. To siк jeszcze w historii miasta nie zdarzy³o, ani za czasуw rozkwitu Umbaru korsarzy, nienawidz¹cych Gondoru, ani w ci¹gu ostatnich dziesiкciu lat, kiedy w³ada³ Morski Lud. Pierwszy etap. Nowi w³aœciciele zatroszczyli siк o zakupion¹ w³asnoœж: karawana porusza³a siк w nocy, w dzieс kryj¹c siк przed pal¹cym s³oсcem w specjalnie urz¹dzonych „miasteczkach” pod p³уciennymi dachami. Roznoszono lekko osolon¹ wodк. Chudy kupiec z dwoma przysadzistymi ochroniarzami wpatrywa³ siк w t³um. ¯eby utrzymaж dyscyplinк, nie wystarczy nawet setka wojownikуw, jeœli sami niewolnicy nie bкd¹ siк wzajemnie pilnowali. Od dawna wyprуbowany i stosowany chwyt - dziel i rz¹dŸ... Doœwiadczone oko handlarza natychmiast wychwyci³o z t³umu niem³odego niewolnika, wyrу¿niaj¹cego siк dumn¹ postaw¹ - ten nie wygl¹da³ ani na zaszczutego, ani na wymizerowanego. Szary wyrу¿nia³ siк z t³umu niewolnikуw, jak wyrу¿nia siк wilk ze stada kundli. - Ty!... - Palec kupca uderzy³ w pierœ Szarego. - Bкdziesz nimi dowodzi³. Uwa¿aj, jeœli ta padlina zacznie zdychaж, za nim dojdziemy do Hrissaady, to zostawiк ciк w pustyni zwi¹zanego, na ¿er piaskownikom! Szary w milczeniu skin¹³ g³ow¹. Ponownie kupiec odwrуci³ siк, nie mog¹c znieœж pogardliwego wzroku dopiero co kupionego przezeс niewolnika... Szary zabra³ siк do pracy. - Hej, ch³opcze! - Jego cichy g³os nie wiadomo dlaczego zmusza³ wszystkich do przerywania rozmуw. - Zostaw tк wodк. Swoj¹ ju¿ dosta³eœ. Mк¿czyzna, chyba najmocniejszy ze wszystkich jeсcуw, wyszczerzy³ kpi¹co zкby: - Ba, Szary! W³aœnie nie mog³em sobie przypomnieж, sk¹d znam twoj¹ gкbк?! Wczeœniej ¿y³ we wsi s¹siaduj¹cej z osad¹ Szarego. I teraz, jak to mieli w zwyczaju jemu podobni, zamierza³ odebraж naczynie z wod¹ jakiejœ kobiecie. - Zostaw tк wodк - powtуrzy³ Szary, a niewolnicy zaczкli siк odsuwaж, najdalej jak pozwala³y na to ³aсcuchy. Ch³opak wyprostowa³ siк: - Ty mi tu zamierzasz rz¹dziж? Szary nawet siк nie odsun¹³. Zwar³ siк w sobie, a piкœж niewolnika, zamiast wyl¹dowaж na jego twarzy, opad³a. Mк¿czyzna zawy³, chwyciwszy siк za d³oс - wyda³o mu siк, ¿e uderzy³ w kamienn¹ œcianк. Szary sta³ nieruchomo, a jego oczy razi³y czarnym blaskiem. - Zostaw tк wodк - powiedzia³ po raz trzeci, i to wystarczy³o, buntownik ju¿ siк nie stawia³. Niewolnicy patrzyli na Szarego z trwog¹. A potem jakaœ kobieta jкknк³a: „Szary, Szary, uratuj nas, Szary!...”. Przez ogarniкte rozpacz¹ ludzkie mrowisko przeszed³ spazm. Brzкcz¹c ³aсcuchami, ludzie skierowali b³agalne spojrzenia na niego, wyci¹gnкli doс rкce, z garde³ wyrywa³ siк ni to jкk, ni to zwierzкcy skowyt... Rybak sta³ nieruchomo, tylko oczy jego p³onк³y coraz mocniejszym ogniem, i otaczaj¹cym go niewolnikom wydawa³o siк, ¿e gdyby teraz rozkaza³ okowom „Opadnijcie!”, to ¿elazne bransolety zniknк³yby jak sen z³owrogi... Ale nadzorcy te¿ nienadaremnie jedli chleb pana swego. Œwisnк³y baty, zafurkota³y pa³ki, kilku ³ucznikуw na³o¿y³o na ciкciwy po strzale i dr¿¹ca, sk³adaj¹ca siк z wielu cia³, wielu r¹k i nуg istota znieruchomia³a, skurczy³a siк w sobie, zwinк³a pod razami... Szary nawet nie drgn¹³, kiedy doko³a jego cia³a owin¹³ siк bicz. - Hej, czcigodni! - krzykn¹³, wiedz¹c ju¿, ¿e stra¿nicy karawan najczкœciej znaj¹ zachodnie narzecze. - To siк wiкcej nie powtуrzy! Uœmierzcie swуj gniew!... Dr¿¹cy i skowycz¹cy t³um niewolnikуw przylgn¹³ doс niczym pisklкta do matki. Kilka s³уw Szarego przywrуci³o porz¹dek. I po chwili wiкkszoœж zastanawia³a siк: co te¿ takiego zobaczyli w tym niem³odym niewolniku, dok³adnie takim samym, jak inni?... Dalej ju¿ karawana porusza³a siк we wzorowym porz¹dku. Chciwe demony pustyni, zawsze zbieraj¹ce obfite ¿niwo z takich pogrzebowych pochodуw, tym razem musia³y siк zadowoliж ja³mu¿n¹...

28 Lipca, Przedmieœcia Hrissaady Dwa tygodnie sz³a karawana przez martw¹ pustyniк, gdzie rz¹dzi³ tylko piasek, upa³ i wiatr. Droga wi³a siк jak szary w¹¿, od jednej oazy - zielonego wybuchu na ¿у³tym popielisku piachu - do drugiej. Studnie trafia³y siк rzadko, a woda w nich by³a wyraŸnie s³ona. Na poboczu, wy¿arzone przez s³oсce le¿a³y obficie porozrzucane koœci i czerepy - pozosta³oœci po niewolnikach, ktуrym nie uda³o siк dotrzeж do haradzkiej stolicy. Najpierw wszyscy z lкkiem wpatrywali siк w koœci, potem przywykli... Ale powoli, powoli pustynia zaczк³a siк zieleniж, stopniowo zmieniaj¹c w trawiasty step. Na horyzoncie zarysowa³ siк w¹ski niebieski pasek - to by³y lasy. Zaczк³a siк pojawiaж woda, a potem karawana dotar³a do granic miasta. Na ogromnym, wydeptanym niemal do lustrzanego blasku polu, otoczonym wysokim kolczastym p³otem, Haradrimowie zmieœcili chyba z dziesiкж tysiкcy nowo zakupionych niewolnikуw. Kobiety uwolniono z ³aсcuchуw, mк¿czyŸni na razie pozostawali w okowach. Na wysoki pomost, sk¹d widaж by³o ca³¹ wype³nion¹ przez niewolnikуw przestrzeс, wchodzili ludzie w drogich, purpurowo- z³otych ubraniach. By³o ich piкciu - wszyscy roœli, dumni, uzbrojeni. Wraz z nimi wspi¹³ siк na pomost dowуdca nadzorcуw, tego zagonu dwunogiego byd³a. - S³uchajcie mnie, wy, wielbudzia mierzwo! - krzykn¹³ nadzorca, jak na tк funkcjк zbyt dobrze zbudowany i dumny mк¿czyzna, u ktуrego na trzy mile widoczna by³a gwardyjska postawa. - W wielkiej swej ³askawoœci bezkresny jak piaszczyste morze w³adca Tcheremu, znanego wam pod nazw¹ Harad, powiada - ka¿dy mo¿e zas³u¿yж na sw¹ wolnoœж i bogactwo! S³yszycie mnie - wolnoœж i bogactwo! Jeœli bкdziecie wiernie s³u¿yж sile Tcheremu! Przez t³um przetoczy³a siк fala pe³nych zdziwienia okrzykуw i pomrukуw. Nadzorca ci¹gn¹³: - Mк¿czyŸni maj¹ wybуr - udaj¹ siк do kopalс z³ota Tcheremu albo wstкpuj¹ do jego wspania³ej, niezwyciк¿onej armii! Mog¹ staж siк prawdziwymi wojownikami Wielkiego Tcheremu, na zawsze uwolniж siк od losu niewolnika! A gdy upadn¹ miasta naszych wrogуw, ka¿dy taki grуd bкdzie oddawany wam na trzy dni i wszystko, co tam znajdziecie, bкdzie wasze! Mк¿czyŸni, ktуrzy wst¹pi¹ do wojska, otrzymaj¹ kobiety! Ka¿dy staж siк mo¿e dziesiкtnikiem, setnikiem czy nawet tysiкcznikiem, jeœli bкdzie wyrу¿nia³ siк w s³u¿bie! A teraz, kto chce do kopalс, niech wychodzi za bramк! T³um zamar³. Wydawa³o siк, ¿e wszyscy przestali oddychaж. Jednak¿e Haradrimom potrzebni byli rуwnie¿ ludzie do kator¿niczej pracy w kopalniach. Ze trzy tuziny stra¿nikуw z krуtkimi w³уczniami zaczк³o wywlekaж mк¿czyzn za wrota, wybieraj¹c starszych i s³abszych. Rozpaczliwe krzyki i b³agania wcale ich nie wzrusza³y. - Ja, ja mogк walczyж! - wrzeszcza³ jeden z nieszczкœnikуw. Straciwszy panowanie nad sob¹, rzuci³ siк do stra¿nika i zwali³ na ziemiк, uderzony w g³owк tкpym koсcem w³уczni. Stra¿nicy nie zwracali ju¿ wiкcej na niego uwagi - chwycili po prostu za nogi i powlekli za wrota. Inni wbijali siк w t³um, coraz g³кbiej i g³кbiej: byli odwa¿ni, ci Haradrimowie - niewolnicy, nawet skuci, mogli œmia³o zd³awiж ich sam¹ tylko sw¹ liczebnoœci¹. Para nadzorcуw znalaz³a siк obok Szarego. Rybak sta³ ze skrzy¿owanymi na piersiach rкkami; jeden ze stra¿nikуw obrzuci³ go pogardliwym spojrzeniem - za stary i pewnie do niczego ju¿ siк nienadaj¹cy niewolnik. - Grar'd ermon! Bierz tк ruinк! - j. haradzki. Wojownik brutalnie chwyci³ Szarego za ramiк, szarpniкciem odwrуci³ do siebie. I - niespodziewanie znieruchomia³, potem, jakby coœ sobie przypominaj¹c, uniуs³ d³oс do czo³a. - Inszach'kr ermon'w, Satlach! Ale¿ to wcale nie jest ruina, Satlachu! - j. haradzki. Nadzorcy poszli dalej. Szary westchn¹³ ciк¿ko, dumnie wyprostowane ramiona nagle jakby siк zapad³y. W jednej chwili postarza³ siк o dobry dziesi¹tek lat. - Jak¿e ciк¿ko... - mrukn¹³ do siebie, choж wydawa³o siк, ¿e nie bardzo rozumie sens wypowiedzianych s³уw. - Zupe³nie ju¿ nie mam si³y...

30 Lipca, Oko³o Dwуch Godzin Przed Pу³noc¹, Przedmieœcia Hrissaady - Tfu, tfu, tfu! - Strori zawziкcie spluwa³. - ¯eby go m³otem sp³aszczy³o, ten wiatr! I piach! I upa³! - Co to, nigdy nie przypieka³eœ siк przy piecu kowalskim? - zapyta³ Torin. - - - Te¿ mi porуwnanie! - prychn¹³ Malec. - Czy tam panuje taki ¿ar? Nie, tamten ¿ar sprawia, ¿e krew szybciej kr¹¿y w ¿y³ach! A ten? Czujк siк jak kawa³ek ciasta na ruszcie! - Cicho tam! - sykn¹³ Folko. - Ragnur powiedzia³ przecie¿, ¿e jest tu pe³no stra¿nikуw. A psy s³ysz¹, jak trzy mile dalej myszy wygrzebuj¹ nory! - Te¿ mi! - machn¹³ niefrasobliwie rкk¹ Ma³y Krasnolud. Rozstawszy siк z pu³kiem, tangar ponownie wrуci³ do beztroskiego trybu ¿ycia, staj¹c siк na powrуt chwatem, raduj¹cym siк z ka¿dej okazji do walki. - Co to, nie po³o¿ymy ich? - Jemu siк wszystko w g³owie z upa³u pomiesza³o - zauwa¿y³ Torin. - Dobra, ju¿ teraz milczymy! Ukrywali siк w niezbyt gкstym zagajniku nieopodal przedmieœж Hrissaady. Za sob¹ mieli trudn¹ dwutygodniow¹ drogк przez Harad - doko³a, w tajemnicy, niespokojnie... W¹ska niж szlaku do Umbaru wi³a siк miкdzy zalegaj¹cymi niczym piaskowe ¿mije barchanami, a by³ on szczegуlnie chroniony. Studnie i oazy trafia³y siк rzadko i ka¿de takie miejsce strze¿one by³o przez dwa pierœcienie wojownikуw. Gdyby nie Ragnur, przyjaciele chybaby nie dotarli do haradzkiej stolicy. Doko³a nich rozci¹ga³ siк zupe³nie im nieznany œwiat, œwiat wypalonego roz¿arzonego piek³a, bezwodnej pustyni, nad ktуr¹ panoszy³o siк bezlitosne s³oсce. Nie czu³e i daruj¹ce ¿ycie, lecz niszczycielskie i rujnuj¹ce. Wкdrowaж mo¿na by³o tylko w nocy. Ale nie tylko upa³, s³oсce i brak wody stawa³y na przeszkodzie. Jakaœ inna si³a, jakaœ niewidzialna i uparta moc nie chcia³a ich puœciж na Po³udnie, usi³uj¹c rozdmuchaж ¿artobliwe przekomarzania do walk na œmierж i ¿ycie, a przynajmniej wywo³ywaж g³upie spory z byle powodu i bez powodu. Dziwi³ siк nawet Ragnur. - Nic nie rozumiem - rzuci³ zmкczonym i ponurym tonem, gdy chwilк wczeœniej omal nie dosz³o do bуjki na no¿e z Malcem. - Co siк ze mn¹ dzieje? Jakby mnie coœ przygniata³o... Sk¹dœ z wewn¹trz... - Nie tylko ciebie - odezwa³ siк cicho Folko. - Nas wszystkich... i chcк powiedzieж, ¿e nie tylko nasz¹ czwуrkк, ale ca³y Harad... i Khand... i Umbar... Hobbit wyraŸniej ni¿ inni wyczuwa³ ten napуr. Nie przygniataj¹cy do ziemi ciк¿ar, ktуry zwali³ siк na Froda, gdy W³adca Pierœcienia zbli¿y³ siк do czarnej twierdzy Saurona - ale coœ, jak bij¹cy w twarz wicher, ktуry napiera³, a potem przenika³ na wylot i rozpala³ w duszy niedaj¹cy siк ugasiж po¿ar sza³u. Gniew mуg³ wybuchn¹ж lada moment, nie broni³y przed nim ¿adne talizmany i amulety. Ostrze Otriny od¿y³o, ale nie pomaga³o ju¿ w³aœcicielowi. Pierœcieс ksiкcia Forwego, raz wskazawszy hobbitowi drogк na Po³udnie, pokierowa³ ich krokami, lecz przeciwstawiж siк szaleсstwu mog³a tylko ich w³asna wola. W miarк swych si³ Folko usi³owa³ rozeznaж siк w tym, co doko³a siк dzia³o. Za pomoc¹ pierœcienia elfуw prуbowa³ odnaleŸж Ÿrуd³o przeciwstawiaj¹cej siк im si³y, zrozumieж, sk¹d p³ynie, i, byж mo¿e, kto za ni¹ stoi. Jednak¿e z niezwyk³¹ uporczywoœci¹ powraca³o do niego jedno i to samo widzenie: Œwiat³o, oœlepiaj¹ce œwiat³o, tak podobne do tego, ktуre panowa³o tu, w wy¿arzonej pustyni Haradu. Œwiat³o, w ktуrym tonк³o wszystko doko³a, œwiat³o, po¿eraj¹ce nawet cienie; tu nie by³o miejsca na noc i mrok. Dla jego promieni, wydawa³o siк, nie istnia³y ¿adne przeszkody, przenika³y przez ska³y i rzadkie drzewa, mury starej Hrissaady i nawet owo wzgуrze, na ktуrym siedzia³a teraz kompania. Musieli wytк¿aж wszystkie swoje si³y, by utrzymaж siк w ryzach - ka¿dy czyn druha wydawa³ siк obraz¹, ka¿de s³owo brzmia³o jak kpina, a ka¿de w³asne dzia³anie uwa¿ane by³o za jedyne prawid³owe i s³uszne... Kiedy ca³a czwуrka opuœci³a Umbar, Khandyjczyk Ragnur, pokazuj¹c w uœmiechu olœniewaj¹ce zкby, poradzi³ przyjacio³om, by zdjкli i ukryli dobrze swoje kolczugi. - Przez pustyniк musimy przechodziж tak, by nie wyczu³ nas czujny haradzki pies. Dlatego, ¿e tu nie ma gdzie siк ukryж, nie ma lasуw, nie to, co u nas, w Khandzie, czy bardziej na po³udnie - za Hrissaad¹. Od studni do studni musimy przemykaж bardzo ostro¿nie, ¿eby i konie nie pad³y, i stra¿nicy nie dostrzegli. No bo co - mo¿e powalimy dziesiкciu, ale setka na pewno nas pochwyci. Nie wiadomo, czy nie trudy wкdrуwki by³y ciк¿sze od ca³ego poprzedniego ¿ywota. Ragnur prowadzi³ ich szerokimi pкtlami, zacieraj¹c œlady, myl¹c tropy, by dojœж do zapomnianych przez wszystkich kamiennych ruin, ktуre niczym ogryzione do cna gnaty stercza³y z piaszczystych fal i gdzieœ w g³кbokich piwnicach udawa³o siк odszukaж zapomniane studnie. - Czyje to miasta? Kto tu wczeœniej ¿y³? - dopytywa³ siк Folko. - Ziemia jest haradzka, od zarania dziejуw. Wczeœniej, tak mуwi¹ ludzie, by³o tu pod dostatkiem i lasуw, i stepуw, i nawet rzeki p³ynк³y - krуtkie, p³ytkie, ale jednak rzeki. A potem... Jakby ktoœ przekl¹³ tк ziemiк - czy to poprzedni mordorski w³adca, czy ci, ktуrzy s¹ na Zachodzie, za Morzem... Krуtko mуwi¹c - pola przesta³y rodziж, ludzie porzucali je i zaczynali uprawiaж inne. A pocz¹tki uprawy wiadomo jakie s¹ - topуr i ogieс. Gdy las st¹d odszed³, na jego miejsce przyszed³ piasek... Nawet siк nie obejrzeli, jak doko³a rozpanoszy³a siк pustynia. No to ludzie odeszli na po³udnie, gdzie doko³a Hrissaady ziemie bogate s¹... A tu pozosta³y mury i wie¿e... W starych ruinach ¿y³y tylko ¿mije, drobne ptactwo gniazdowa³o wysoko na zniszczonych murach. Przez pokiereszowane okna wpada³ piach, ale pod jego warstw¹ czu³o siк mocne jeszcze fundamenty. Pod³ogi przykrywa³y ogromne g³adkie p³yty; z ciekawoœci krasnoludy, jeszcze nie zmкczone wкdrуwk¹, zmiot³y piach. Ods³oni³y siк stare, ale solidne piwnice, czas nie da³ im rady. A p³yty pod³уg pokryte by³y nieznanym pismem, nie Kirithem ani nie Tengwarem. - Co to? - nie mуg³ powstrzymaж ciekawoœci Folko. - Kto to wie? - wzruszy³ ramionami Khandyjczyk. - Takie pismo nie jest mi znane. A zreszt¹ - co ja do tego mam? Bкdк siк cieszy³, jeœli studnia nie wysch³a. W³aœnie to powinno nas zajmowaж! Hobbit d³ugo siк wpatrywa³ w przedziwne kreski znakуw. Nie by³o w nich lekkiej powagi runуw Feanora, wymyœlnoœci krasnoludzkiej symboliki; szybkie, zaokr¹glone, zlewaj¹ce siк, z wieloma kropkami i zawijasami, wygl¹da³y jak zastyg³y strumyk, otoczony ob³okiem lekkich rozbryzgуw... I oto ca³e piek³o wкdrуwki poza nimi. A przed nimi - haradzka stolica. W odrу¿nieniu od Minas Tirith i Annuminas, tu w³adcy nigdy nie zapominali, ¿e nale¿y w odpowiednim czasie odnowiж umocnienia albo wznieœж nowe. Wydawa³o siк, ¿e szare porowate cielsko miasta jest mocno przepasane licznymi rzemieniami - br¹zowe mury przecina³y miejskie dzielnice, a w samym œrodku, na wzgуrzu, panuj¹cym nad mкtnymi wodami jeziora Sohot, wznosi³ siк pa³ac w³adcy - cytadela, twierdza w twierdzy. Hrissaada nie by³a taka stara, ledwie minк³o jej szeœжset lat. W porуwnaniu z Isengardem, Edorasem - nie wspominaj¹c ju¿ o Minas Tirith czy Annuminas - to naprawdк niewiele. Po drodze Ragnur wiele opowiada³ o Haradzie. Czarna wola Saurona podporz¹dkowa³a sobie tutejszych mieszkaсcуw ju¿ dawno temu, jednak¿e przez d³ugi czas po³udniowe plemiona ¿y³y w rozdrobnieniu, czкsto wojuj¹c miкdzy sob¹, nie zwa¿aj¹c na zakazy mordorskiego W³adcy. Ale potem znalaz³ siк jeden wуdz - silniejszy od innych, a mo¿e po prostu mia³ wiкcej szczкœcia - ktуry zjednoczy³ wszystkie plemiona w jeden kraj. Wtedy, szeœж wiekуw temu, za³o¿y³ on w³aœnie Hrissaadк - o trzy dni drogi od s³ynnej Czarnej Ska³y, ktуr¹ od wiekуw czci³y haradzkie plemiona. - A drzewo Nur- Nur? - przypomnia³ hobbit. - Aaa! - Khandyjczyk machn¹³ rкk¹. - Bzik na tym drzewie roœnie i tyle, najprawdziwszy! - Bzik - na drzewie? - zdziwi³ siк Folko. - W Khandzie tak mуwi¹. Nur- Nur ma i korк, i orzechy, i liœcie - wszystko z jakimœ œwiсstwem. Haradrimowie ¿uj¹ liœcie, z orzechуw jakiœ odwar przyrz¹dzaj¹, a i z kory robi¹ coœ, co podobno wojownika czyni odwa¿niejszym w boju. Moim zdaniem to wszystko bzdury. Nasi ludzie ryzykowali ¿ycie, liœcie owe zdobyli, ale potem trzy dni spali jak zabici, jakby siк mocnym winem upili. - A to... drzewo... du¿e jest? - zapyta³ Malec. - Olbrzymie - skin¹³ powa¿nie g³ow¹ Eldring. - Takich wielkich to chyba nigdzie wiкcej nie widzia³em. Siкga ob³okуw! Nie tak ³atwo i pieс doko³a obejœж. - Hm?! - prychn¹³ Torin. - Co? - Ragnur zasкpi³ siк. Dumny Khandyjczyk nie lubi³, kiedy ktoœ w¹tpi³ w jego s³owa. - Nie wierzysz mi czy co? - Bez obrazy. - Torin klepn¹³ go w ramiк. - Nie ma w Œrуdziemiu takich drzew! Rozumiesz? Wiatr by je ³atwo powali³, choжby nie wiem jakie mia³o korzenie. Mo¿esz mnie, tangarowi, wierzyж. Przychodzi nam wiele budowaж, potrafimy wiкc obliczyж, co gdzie wytrzyma, a co gdzie runie. - Sam widzia³em to drzewo, na w³asne oczy! - Ragnur gniewnie uderzy³ siк w pierœ. - Cicho, cicho, przyjacielu, uspokуj siк. Nie mуwiк tego po to, by podaж w w¹tpliwoœж twoje s³owa. Musi byж w tym drzewie jakaœ magia, rozumiesz? W przeciwnym razie nie mog³aby istnieж tak ogromna roœlina. - Co do magii - to nie ze mn¹ rozmowa. - Khandyjczyk machn¹³ rкk¹. - We wszystkie te cuda po prostu nie wierzк. Dlatego, ¿e nie widzia³em jeszcze ani jednego czarodzieja, ktуry mуg³by powstrzymaж burzк. - A my widzieliœmy - wtr¹ci³ siк Malec. - I burzк powstrzyma³by, i nas³a³by, gdyby chcia³! - Kto to by³? - zdumia³ siк Khandyjczyk. - Olmer, ktу¿ by jeszcze! - Malec machn¹³ rкk¹. - O, Olmer! Olmer Wielki - inna sprawa! Chocia¿ dlaczego wda³ siк w wojnк z elfami - niech mnie Ojciec Morski utopi - nie wiem do tej pory. Co mu oni przeszkadzali? - Tan Farnak te¿ nie bardzo, jak pamiкtam, ich szanowa³? - przypomnia³ Torin. - Szanowa³, nie szanowa³ - nie napadaliœmy na nich. Oni na nas te¿. Przecie¿ nasz tan ze Skilludrem na przystanie elfуw nie poszed³, prawda? A Olmer... Mуg³by zawojowaж Gondor i Arnor, potem Beorningуw by podbi³... A elfy by sobie posz³y precz - wszak ludzie mуwi¹, ¿e i tak ju¿ same siк do odp³yniкcia szykowa³y. No to po co siк do nich pcha³? - zakoсczy³ Ragnur z wyraŸnym ¿alem. - Z kim byœcie wtedy wojowali, gdyby ca³y brzeg sta³ siк jednym paсstwem? - zapyta³ Malec. - Wst¹pilibyœmy na s³u¿bк do niego. On te¿ ziemie obiecywa³, ale nie zdo³a³ spe³niж obietnic. Ech, szkoda... Wojaczka, wiecie, te¿ z czasem zbrzydnie... Ale - b³ysn¹³ œnie¿nobia³ym uœmiechem Eldring - na razie jeszcze siк nie znudzi³a! Wszystko to by³o ju¿ za nimi. Wкdrуwka, d³ugie etapy od jednej sekretnej studni do drugiej, patrole Haradrimуw... Malec a¿ podrygiwa³ z oburzenia, gdy oni, czwуrka œwietnie uzbrojonych i doœwiadczonych wojуw, le¿a³a w krzakach, z nosami wbitymi w piach i kurz, a obok nich przeje¿d¿a³a mizerna para czujek z nowego zaci¹gu. - Wyr¿n¹ж ich i po k³opocie! - warcza³ Ma³y Krasnolud. - Po co, Strori, po co, powiedz?! - t³umaczy³ mu Folko. Co ci zrobili ci ch³opcy? Nie wojujemy jak na razie z nimi. - Nie mуwi¹c ju¿ o tym, ¿e takie czujki mo¿emy, oczywiœcie, wyci¹ж, ale odnajd¹ ich szybciej, ni¿ byœmy tego chcieli wspar³ go Ragnur. - Wtedy nie unikniemy ob³awy. Poczekaj, krasnoludzie, dojdziemy do Hrissaady - popracujesz swoim mieczem... I oto Hrissaada przed nimi. Obcy, odleg³y œwiat. Wszystko tu jest inne - niebo, drzewa, trawa, zwierzкta... Œwiat nieznany hobbitowi, tu przychodzi mu znowu siк uczyж, a opanowanie przedmiotu sprawdzi najsurowszy z nauczycieli - bуj. Zmierzcha³o. Ragnur przekrкci³ siк na plecy i w³o¿y³ rкce za g³owк. Khandyjczyk przed chwil¹ wrуci³ - chodzi³ na zwiad do miasta. Nowiny na po³udniowych targowiskach rozchodz¹ siк migiem: karawana, z ktуr¹ przyby³y niewolnice dla w³adcy z³otych pustynnych mуrz, przyby³a o jeden dzieс wczeœniej. Wieœж ta ¿ywo interesowa³a wielu handlarzy ¿ywym towarem, i nie by³o w tym nic dziwnego - niewolnice, odrzucone przez monarchк, pуjd¹ na licytacji, a pу³nocne piкknoœci od dawna wysoko cenione by³y w Haradzie... - Wszystkie nowo przyby³e s¹ ju¿ w pa³acu. Eowina ¿yje, widzia³y j¹ s³u¿ebnice i, oczywiœcie, nie pominк³y okazji rozgadaж wszystkiego po ca³ym bazarze. Jedyna z³otow³osa branka, nie ma z kim jej pomyliж. - Wiкc dlaczego tu siedzimy? - obruszy³ siк Malec. - Nie denerwuj siк, tangarze. Niech siк trochк œciemni ruszymy. Dzisiaj nie bкdzie ksiк¿yca, to dobrze. - Nie mo¿emy wejœж w dzieс? - zainteresowa³ siк hobbit. - Nie mo¿emy. Krasnoludуw nigdy tu nie by³o, stra¿e od razu siк przyczepi¹: kto i po co, a poka¿cie list podrу¿ny, a dlaczego nie ma cech z posterunkуw przydro¿nych... Do miasta lepiej przedostaж siк potajemnie. Mam tam kryjуwkк. - A potem zastukamy do pa³acowych wrуt i powiemy: wybaczcie, ale musimy st¹d zabraж pewn¹ dziewuszkк? - zakpi³ Malec. - Mniej wiкcej tak - odpowiedzia³ Ragnur. - Zaufaj mi, znam dobrze Haradrimуw i mam z nimi od dawna na pieсku. Swego czasu przyparli nas do morskich gуr i niewiele brakowa³o, by wyciкli wszystkich co do jednego. Wodzowie uratowali plemiк tylko dlatego, ¿e runкli do stуp gospodarza Czarnej Wie¿y, a ten przywo³a³ do porz¹dku Haradrimуw... - A plan pa³acu? Gdzie bкdziemy szukali Eowiny? Masz pojкcie? - zapyta³ Folko. - Planu nie mam, oczywiœcie - Ragnur b³ysn¹³ beztroskim uœmiechem. - Ale i nie potrzebujк go. Bкdziemy dzia³ali tak...

31 Lipca, Oko³o Godziny Po Pу³nocy, Hrissaada Pa³ac W³adcy Eowina szykowa³a siк na œmierж. M³oda cуra Rohanu od maleсkoœci by³a wychowywana na heroicznych balladach, w ktуrych dziewice wojowniczki, znalaz³szy siк w niewoli, zawsze wybiera³y œmierж, byle unikn¹ж haсby; stara³y siк przy tym zabraж ze sob¹ mo¿liwie wielu przeœladowcуw. Przez ca³y czas by³a pilnie strze¿ona. Z pragnienia i wyczerpania umiera³y inne niewolnice, jej nawet w³os nie spad³ z g³owy. Drogк od Umbaru do Hrissaady przeby³a w zamkniкtej lektyce, wody dostawa³a pod dostatkiem. Kiedy odmawia³a jej przyjmowania, by³a zmuszana do picia. Haradzcy handlarze niewolnikуw mieli spore doœwiadczenie w takich sprawach. Dziewczyny pilnowali bez przerwy dwaj s³udzy, ktуrzy nie mogli dopuœciж, by ta szczegуlnie cenna niewolnica, maj¹ca dogadzaж ¿¹dzom i kaprysom W³adcy, targnк³a siк na ¿ycie. I dopiero tu, w pa³acu, ktуry osza³amia³ brzydk¹, zbytkown¹ wystawnoœci¹, uwolni³a siк od ich towarzystwa. Eowina zosta³a ulokowana w maluteсkiej komуrce z okratowanym oknem, wy³o¿onej miкkkimi dywanami. Prуcz me talowego naczynia nie by³o tu ¿adnego przedmiotu mog¹cego pos³u¿yж jako broс. Przez otwуr w suficie dociera³o œwiat³o. Zamiast drzwi by³y kraty. Potк¿na stra¿niczka, ciemnoskуre babsko, szerokoœci¹ barуw nieustкpuj¹ca krasnoludowi, uzbrojona w bicz i sztylet, przechadza³a siк tam i z powrotem po d³ugim korytarzu, za ka¿dym razem zatrzymuj¹c siк przed komуrk¹. Najwidoczniej babsztyl szanowa³ swoje zajкcie. Ciк¿kie kroki nadzorczym g³uchym echem dudni³y w ciszy korytarza. Eowina ws³uchiwa³a siк w nie i nagle drgnк³a; przed komуrk¹ pojawi³ siк ktoœ jeszcze. Zaskoczenie jej by³o tym wiкksze, gdy przyjrza³a siк owej postaci. Kobieta mia³a siкgaj¹ce ramion, bez³adnie rozrzucone ciemnoblond w³osy. Mocno zaciœniкte wargi nadawa³y twarzy ostry wyraz. Policzki zdobi³y figlarne do³eczki, zupe³nie niepasuj¹ce do groŸnego wygl¹du przyby³ej. Nieznajoma by³a bardzo m³oda, mo¿e tylko o dwa czy trzy lata starsza od Eowiny. Wydawa³o siк, ¿e jest ciemnej karnacji, ale by³a to opalenizna, a nie naturalny kolor skуry. Mia³a wyraŸnie zaznaczone ³uki brwi, delikatne koœci policzkowe i ostry podbrуdek - co sugerowa³o, ¿e mog³a pochodziж z Rohanu lub innych ziem pу³nocnych. Ubrana by³a w cienk¹ bia³¹ bluzк i bia³e szarawary, doskona³e do jazdy konnej. Szczup³¹ taliк okala³ w¹ski br¹zowy pasek. Uzupe³nienie stroju stanowi³y budz¹ce respekt dodatki: cienka krzywa szabla, broс haradzkich wojownikуw, para kind¿a³уw, niewielki ³uk za plecami, na nadgarstkach kolczaste bojowe bransolety. Dziewczyna by³a uzbrojona po zкby. Ale najwa¿niejsze w ca³ym jej wygl¹dzie by³y oczy. Ogromne, ciemne, przykuwa³y uwagк i odstrasza³y. Czai³ siк w nich mrok, g³кboka otch³aс przepastnej, bezksiк¿ycowej i bezgwiezdnej nocy, z czasуw kiedy jeszcze nie istnia³y stworzone przez Vardк niebiaсskie ognie... Wzrok dziewczyny przeszywa³ niczym ostra szpada. Mimo swej odwagi i hartu, Eowina nie mog³a opanowaж dr¿enia kolan. By³a przygotowana na spotkanie z oprawcami, na tortury, na bуl, nawet na œmierж, ale nie na to druzgoc¹ce, ³ami¹ce wolк spojrzenie. - Tak, tak... - odezwa³a siк przyby³a we Wspуlnej Mowie. - To ci historia! Hurguz mnie oszuka³! Stary, parszywy wielbud! Sk¹d jesteœ? Eowina chcia³a dumnie milczeж, ale spojrzenie czarnych oczu uniemo¿liwia³o nawet myœl o oporze. Wargi jakby same wypowiedzia³y: - Jestem Eowina. Z Rohanu. Dziewczyna unios³a brew: - Ach tak? Rzadka zdobycz, klnк siк na wszystkie piaszczyste morza Tcheremu! Jak Hurguzowi uda³o siк ciebie porwaж? Nigdy nie uwierzк, ¿e ten parszywy worek szakalego gуwna oœmieli³ siк przekroczyж Harnen! - Dlaczego niby mam ci odpowiadaж? - Eowina chcia³a pokazaж, ¿e nie brakuje jej odwagi. - Kim jesteœ? - Ja? - rozeœmia³a siк nieznajoma. - Zw¹ mnie... zreszt¹, nie musisz znaж mego prawdziwego imienia, jeszcze mnie przeklniesz... Tu nazywaj¹ mnie Tubala, co po tcheremsku znaczy mniej wiкcej „Poluj¹ca w mroku”. Kroki nadzorczyni rozleg³y siк w pobli¿u i Eowina zobaczy³a, jak ciemnoskуra stra¿niczka pochyli³a siк w uk³onie przed Tubala. Ta odpowiedzia³a tylko lekkim skinieniem g³owy, jak doœwiadczony kapitan poborowemu. - Nie bкdк nic mуwiж. - Eowina walczy³a ze sob¹ i goœciem, przywo³awszy na pomoc wszystkie zasoby mкstwa. Niech mnie zabij¹, bкdк milczeж! - No, zabiж, to i tak ciк zabij¹ - czy bкdziesz milczeж, czy te¿ oszo³omisz wszystkich swym krasomуwstwem. - Tubala wzruszy³a ramionami. - Ale jeœli uda ci siк mnie ub³agaж, uœmiercк ciк szybko i bez mкczarni. Gotowanie siк we wrz¹cym oleju... Chyba przyznasz, ¿e to bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne uczucie. Gotuj¹ ciк wolno, niejedn¹ godzinк, tak ¿e miкso odchodzi od koœci, a ty ci¹gle ¿yjesz... Eowina zadygota³a, przeszy³ j¹ dreszcz. - Boisz siк? S³usznie. Ja ciк nie ok³amujк. No to jak, porozmawiasz ze mn¹? Obiecujк ci celn¹ strza³к prosto w serce, zanim zaczn¹ ciк torturowaж. Co masz do stracenia? - A jeœli k³amiesz? Ja muszк skoсczyж ze sob¹ nieodwo³alnie! Brwi Tubali zetknк³y siк. Przez kilka chwil wpatrywa³a siк uwa¿nie w oczy niewolnicy. Tej wydawa³o siк, ¿e niewidzialne szponiaste ³apy rozszarpuj¹ jej cia³o na tysi¹ce kawa³kуw. - Widzк, ¿e jesteœ zdecydowana na wszystko! - powiedzia³a wojowniczka, wolno wymawiaj¹c s³owa. Zaskoczona nieco pociera³a podbrуdek. - Chyba naprawdк jesteœ gotowa... S³uchaj, mnie siк to podoba. Klnк siк na swуj ³uk, ¿e zabijк ciк w ka¿dym przypadku, i tutejsi fagasi nie dotkn¹ ciк nawet swoimi ³apskami. - Tubala zrzuci³a z ramion ³uk i ko³czan, usiad³a na pod³odze na wprost kraty. - Ale mo¿e mi coœ o sobie opowiesz? - Porwano mnie w Umbarze - wykrztusi³a Eowina. - W Umbarze? - Tubala jakby mimowolnie unios³a brwi. - Jak siк tam znalaz³aœ? Przecie¿ to doœж daleko od Rohanu! - Przywкdrowa³am tam razem... razem z pewnym... cz³owiekiem. Nie zamierza³a podawaж Tubali imienia mistrza Holbytli. - O, ho, ho! Uwielbiam historie mi³osne! No, opowiadaj dalej! To jest jakiœ s³awny rohaсski rycerz? Twуj m¹¿? Eowina zarumieni³a siк. - To jest s³awny rohaсski wojownik - powiedzia³a dobitnie. - Jest dowуdc¹ jednego z pu³kуw krуla Eodreida! - Jest dowуdc¹ pu³ku?... Hm... Brego jest niezdarny w mowie, nigdy by go nie pos³ali do Umbaru, bo nic by nie za³atwi³, na dodatek jest od dawna ¿onaty... Erkenbrand jest stary i mo¿e co najwy¿ej siк œliniж... Hama jest za m³ody, tego te¿ nikt by nie pos³a³ do Morskiego Ludu... Teomund jest z Anorienu, nie zna wolnych tanуw... Eotajn jest zbyt porywczy, Seorl natomiast za du¿o gada, nie potrafi ukrywaж myœli... Pod ka¿dym wzglкdem nada³by siк Freka, ale ten te¿ jest ¿onaty... i to od niedawna... a o narzeczonej jego mуwiono, ¿e w³osy ma bielutkie jak œnieg... Wiкc kto tam jeszcze zosta³ z Marsza³kуw? Nikt! Wydaje mi siк, ¿e ³¿esz, przyjaciу³ko moja... - Nie k³amiк! - odpar³a z przekonaniem Eowina. Monolog Tubali zrobi³ na niej du¿e wra¿enie. Nawet ona nie zna³a tylu szczegу³уw dotycz¹cych rohaсskiego dowуdztwa. Wojowniczka znowu skierowa³a ciк¿kie spojrzenie na brankк. Po policzkach Eowiny pop³ynк³y ³zy, jednak¿e nie odwrуci³a wzroku. - Rzeczywiœcie - nie k³amiesz! - stwierdzi³a zdziwiona Tubala. - Wiкc kim jest ten rohaсski wojownik? Czy zosta³ Marsza³kiem niedawno? To by³o okrutne przes³uchanie. Wola Tubali skuwa³a œwiadomoœж dziewczyny, opl¹tywa³a j¹ tysi¹cami tysiкcy ³aсcuchуw; w uszach dudni³ uporczywy rozkaz: „Prawdк! Prawdк! Prawdк! Tylko prawdк!”. - Co ci do tego? - jкknк³a Eowina. - Widzк, ¿e chcesz jak najwiкcej ze mnie wydobyж! Nie uda... I zamilk³a ugodzona przenikliwym spojrzeniem mrocznych oczu. Z gard³a jej wyrwa³ siк nieartyku³owany okrzyk. - Wydobyж? - Tubala uœmiechnк³a siк, ale jej oczy pozosta³y straszne, nie potrafi³y siк uœmiechaж. - Tak, chyba tak, dziewczyno. Mam do ciebie pytanie... Jeœli twoja odpowiedŸ bкdzie twierdz¹ca... to obiecaj, ¿e pomo¿esz mi, a wtedy ja przysiкgam na Czarn¹ Ska³к Tcheremu, wyci¹gnк ciк st¹d! - Nawet przez mocn¹ opaleniznк Tubali przebi³ siк wyraŸny rumieniec podniecenia. Mуwi³a teraz gor¹czkowo, nie bacz¹c na nic, jakby doko³a nie by³o pa³acowej stra¿y i nie spacerowa³a po korytarzu, dudni¹c podkutymi buciorami, barczysta nadzorczym... - Wyci¹gniesz mnie st¹d? - zapyta³a Eowina. Nie chcia³a mуwiж, ale te¿ nie chcia³a umieraж, by³a przecie¿ taka m³oda... Tubala w milczeniu skinк³a g³ow¹. - Ale jeœli spytasz mnie o nasze wojsko... - Milcz, g³upia! Wszystko, czego mi potrzeba - wiem. Patrz mi w oczy! I mуw prawdк, czy znane ci s¹ krasnoludy Torin, syn Dartha, Strori, syn Balina, i... - g³os jej zadr¿a³, jakby z nienawiœci - i taki niewysoki cz³owiek, ktуry dowodzi pu³kiem ³ucznikуw pieszych Rohanu, mistrz Holbytla? Odpowiadaj szybko! - Znam ich - odpowiedzia³a Eowina, zanim zd¹¿y³a zas³oniж usta d³oni¹. - Oj!... - No, to wszystko. - Tubala wolno otar³a pot z czo³a. - To w³aœnie chcia³am wiedzieж. Teraz rozumiem... Czy oni s¹ tu, w Umbarze? Odpowiadaj! Mroczne spojrzenie przeszywa³o duszк branki. „Przecie¿ nie ma w tym nic z³ego, ¿e znam mistrza Holbytlк!” - krzyknк³a bezdŸwiкcznie w obronie w³asnej Eowina. - Czy oni s¹ w Umbarze!? - ryknк³a wojowniczka, wczepiaj¹c siк rкkami w kratк. - Tak... - wykrztusi³a oszo³omiona dziewczyna i nagle straci³a czucie w nogach. Pochlipuj¹c, usiad³a na pod³odze. G³owa pкka³a jej z bуlu, oczy pali³y, czu³a pod powiekami piasek... - To znaczy, ¿e porwali ciк sprzed ich nosa... Œwietnie! Tubala przyjк³a dumn¹ postawк. - Cу¿, ja nie z³amiк swego s³owa. Dzisiaj w nocy wyprowadzк ciк st¹d! Jeszcze przed œwitem bкdziesz wolna! Obrуci³a siк gwa³townie i natychmiast zniknк³a Eowinie z oczu. Udrкczona dziewczyna znieruchomia³a, zwin¹wszy siк w k³кbek na miкkkich dywanach. W tej chwili staж j¹ by³o tylko na p³acz.

31 Lipca, Trzy Godziny Po Pу³nocy, Hrissaada Doko³a panowa³ gкsty nieprzenikniony mrok. Szli z wyci¹gniкtymi rкkami, wyznaczaj¹c sobie kierunek drogi dotykiem. Malec nawet wcisn¹³ miкdzy zкby jak¹œ szmatк, ¿eby nie przeklinaж zbyt g³oœno, kiedy co rusz o coœ siк potyka³. Kozi¹ perci¹ Khandyjczyk przeprowadzi³ wкdrowcуw pod mury obronne otaczaj¹ce miasto. - Grube te mury, ale postawione byle jak - szepn¹³ Torin, obmacuj¹c œcianк. - Nie wytrzymaj¹ porz¹dnego tarana. - A kto tu przyjdzie z taranem! - sykn¹³ Ragnur. - Cicho b¹dŸcie! I idŸcie za mn¹... - Na Machala! Tu s¹ jeszcze jakieœ ciernie!... - wœcieka³ siк Malec, przedzieraj¹c przez zaroœla. - B¹dŸ¿e cicho - napomnia³ Khandyjczyk. - Jesteœmy na miejscu... Da³ siк s³yszeж szelest rozwijanych lin. - Tu umocuj. Masz hak? - Yhy. - Torin zarzuci³ pкtlк na wbity w szczelinк miкdzy kamiennymi blokami ko³ek. Zrкcznie zaci¹gn¹wszy wкze³, Ragnur bezszelestnie, niczym kot, wspi¹³ siк wy¿ej. - Drug¹ pкtlк dawaj!... Tak... Trzyma! Folko, wchodŸ tu! Torinie, przygotuj pкtlк! On mi j¹ poda... Hobbit jednym ruchem podci¹gn¹³ siк wy¿ej, palce wymaca³y ¿elazny hak. Wisz¹c na jednej rкce, przej¹³ od Torina linк, zacisn¹³ na niej zкby i chwyci³ zwisaj¹cy koniec innej liny. Teraz nale¿a³o wspi¹ж siк wy¿ej i przekazaж linк Ragnurowi... Tym sposobem, po wbitych w œcianк ko³kach, czwуrka wкdrowcуw szczкœliwie przedosta³a siк na wysoki parapet. W zamyœle mia³a na nim byж warta, ale czy ktуremuœ ze stra¿nikуw przysz³oby do g³owy, ¿e z³oczyсca mуg³by pokonaж siedemdziesiкciostopowy mur? To siк nigdy nie zdarzy³o... Dlatego wartownicy spokojnie spali w wie¿yczce stra¿niczej, drzema³ rуwnie¿ dowodz¹cy nimi setnik - warta na murach uwa¿ana by³a za coœ w rodzaju wypoczynku. - Œwietnie. - Khandyjczyk szybko i zrкcznie zwija³ liny. Teraz na dу³! - A kto powbija³ te haki? - Odwieczna ciekawoœж hobbita i teraz wziк³a gуrк nad ostro¿noœci¹. - My - odpar³ Ragnur. - Zwiadowcy Morskiego Ludu. Haki mo¿na zauwa¿yж tylko z bliska - dobrze udaj¹ kamienie. A o stra¿ach u do³u murуw to ju¿ nawet zd¹¿yli zapomnieж... Zejœcie ze œciany okaza³o siк znacznie ³atwiejsze od wspinaczki po niej. Na dу³ prowadzi³y szerokie schody, przez nikogo niepilnowane. U stуp mieli Hrissaadк. Obce, ca³kowicie obce miasto. Nie dobre, nie z³e - po prostu obce. Obce by³o tu wszystko, nawet zapachy i dŸwiкki. Miasto mrucza³o i przewraca³o siк przez sen niczym ogromny pies. Migota³y ogniki w w¹skich oknach; kiwaj¹c siк p³ynк³y przez ulice pochodnie trzymane przez nocn¹ stra¿; w zajazdach i jad³odajniach ju¿ szykowano siк do nowego dnia. Miasto oddycha³o, owiewaj¹c przyjaciу³ aromatami pieczonej baraniny i œwie¿ego chleba, pospo³u ze smrodem œciekуw, ktуre sp³ywa³y brzegami ulic prosto do rzeki. - No, idziemy. - Khandyjczyk ruszy³ pierwszy. Mimo upa³u, nieco tylko s³abszego w nocy, czwуrka zwiadowcуw mia³a na sobie kompletny rynsztunek. Ragnur zawistnie zerkn¹³ na dziwne, srebrzystoper³owe kolczugi Folka i tangarуw - sam w³o¿y³ zwyczajn¹ oksydowan¹ kolczugк, podwуjn¹, uczciwie splecion¹ - ale, rzecz jasna, nie mo¿na jej by³o w ¿aden sposуb przyrуwnaж do tych, ktуre wykonali podziemni mistrzowie. - Teraz idŸcie za mn¹. W razie czego, jak siк umawialiœmy: stoicie nieruchomo, bez s³owa, z wartownikami sam bкdк gada³. Czwуrka uzbrojonych po zкby wojownikуw przemierza³a krкty labirynt hrissaadaсskich uliczek. Im bli¿ej pa³acu, tym - to naturalne - by³y szersze i czystsze, sta³y przy nich okaza³e i bogate domy. - Na peryferiach miasta jest najbezpieczniej - zauwa¿y³ pу³g³osem Ragnur. - Stra¿e wchodz¹ tam rzadko - wyjaœni³ i po chwili doda³: - Co prawda, jeœli ju¿, to ca³¹ ob³aw¹. A nam ju¿ niewiele zosta³o. Folko maszerowa³ z mieczem wysuniкtym na jedn¹ trzeci¹ z pochwy. Lata wкdrуwek wiele go nauczy³y: bardzo czкsto wynik walki okreœlaj¹ pierwsze uderzenia. Jeœli wyprzedzisz wroga o mgnienie oka - to ju¿ mo¿esz dziкki temu wygraж. Nie bardzo wierzy³ s³owom Ragnura, ¿e ten potrafi bez rozlewu krwi poradziж sobie z wartownikami, bowiem to niewidzialne pal¹ce œwiat³o, œwiat³o, ktуre poprowadzi³o go na tк now¹ wyprawк, ju¿ od dawna zalewa³o Hrissaadк, nieroz³¹cznie sczepiaj¹c siк ze œwiadomoœci¹ tutejszych mieszkaсcуw. Szуstym zmys³em hobbit wyczuwa³ rozlany doko³a gniew niemaj¹cy przyczyny, czekaj¹cy tylko okazji, by wyp³yn¹ж na zewn¹trz - niewa¿ne, na kogo siк zwali, na swego s¹siada na targowisku czy kogoœ obcego... Myœli Folka by³y jasne i precyzyjne. Nie pozwala³ sobie na rozluŸnienie, trzyma³ siк w ryzach - mistrz Holbytla, bywa³y i doœwiadczony wojownik, dowуdca pieszych ³ucznikуw, dawno temu zast¹pi³ Folka Brandybucka, spokojnego mi³oœnika ksi¹g, lubi¹cego zakpiж z wujaszka Paladyna (pokуj z tob¹, wujaszku, œpij spokojnie, mia³eœ wspania³¹ stypк...). Œwiat³o, Œwiat³o, Œwiat³o... Œwiat³o to dobro. Tak samo jak Mrok. Pod warunkiem, ¿e ka¿de zajmuje nale¿ne mu miejsce i nie usi³uj¹ siк nawzajem wyprzeж. Przychodzi dzieс - dojrzewaj¹ k³osy zbу¿, ludzie pracuj¹, zdobywaj¹ po¿ywienie zwierzкta i ptaki; nadchodzi noc, a wraz z ni¹ przyjazny, daj¹cy wypoczynek sen. Nabiera si³ ziemia, a ludzie w wieczornej ciszy uk³adaj¹ pieœni - albo kochaj¹ siк, poczynaj¹c dzieci... - Jesteœmy na miejscu! - szepn¹³ Khandyjczyk. - Oto pa³ac! - A co dalej? - zapyta³ niepotrafi¹cy poskromiж swej wiecznej ciekawoœci Malec. - To proste. - Ragnur obna¿y³ szablк i bezceremonialnie zastuka³ rкkojeœci¹ w drewniane drzwi. Znajdowali siк przed bocznymi drzwiami, pewnie jakiegoœ wejœcia do pa³acowej kuchni czy magazynu. Przez jakiœ czas nikt nie reagowa³ na stukanie - wtedy Ragnur rzuci³ kilka g³oœnych przekleсstw po haradzku. To podzia³a³o. W drzwiach otworzy³o siк niewielkie przeszklone okienko, zamigota³o mкtne i s³abe œwiat³o lampki. Senny g³os zapyta³ o coœ z niezadowoleniem, zapewne - „kim jesteœcie?”. W³adczego g³osu Ragnura mуg³by pozazdroœciж pa³acowy mistrz ceremonii. Tak czy inaczej, drzwi uchyli³y siк, akurat tyle, by khandyjski zwiadowca mуg³ wetkn¹ж w szczelinк szablк. Ktoœ zachrypia³, coœ zabulgota³o, jakiœ ciк¿ar run¹³ na pod³ogк. - Torinie! Drzwi zabezpiecza³ gruby ³aсcuch, ktуry mo¿na by³o zdj¹ж tylko od wewn¹trz, i to wtedy, gdy by³y one ca³kowicie zamkniкte. Krasnolud zamachn¹³ siк toporem - mithrilowe ostrze, wykonane w piecu Durina, œciк³o pкtlк zamka. - Za mn¹! - rzuci³ Ragnur. Przest¹pili przez rozci¹gniкte na ziemi cia³o stra¿nika. Ale¿ ³atwo przychodzi nam zabijanie... - pomyœla³ mimowolnie hobbit, patrz¹c na nieruchom¹, wykrzywion¹ zdumieniem i bуlem twarz nieszczкsnego wojownika, m³odego ch³opaka, na ktуrego twarzy nie by³o jeszcze nawet zarostu. - Folko! Nie zostawaj z ty³u! ZnaleŸli siк w nisko sklepionym pomieszczeniu. To by³ jakiœ magazyn: pod œcianami le¿a³y wory, rozmaite tobo³y i paki. Sk¹pe œwiat³o dawa³ jeden jedyny kaganek; w odleg³ym koсcu znajdowa³y siк jeszcze jedne drzwi, a za nimi schody na gуrк. Teraz potrzebowali ju¿ przewodnika. Nawet Ragnur nie wiedzia³, gdzie mieszkaj¹ niewolnice haradzkiego w³adcy. Schody wyprowadzi³y ich na piкtro. Zrobi³o siк jaœniej tu wisia³y prawdziwe lampy, mocniej œwiec¹ce. Œciany udrapowane by³y purpurowo- czarno- ¿у³tymi gobelinami, obrazuj¹cymi takie sceny, ¿e na ich widok Folko sp³on¹³ rumieсcem. - Dobrze jest - szepn¹³ Khandyjczyk. - To musi byж korytarz prowadz¹cy do Sali Rozkoszy w³adcy... Za mn¹! Posterunek ochrony znajdowa³ siк za nastкpnym zakrкtem. To spotkanie ca³kowicie zaskoczy³o Ragnura, w ka¿dym razie chwilк siк zawaha³. Nie by³o tam t³ustego haremowego s³ugi, lecz czterej uzbrojeni od stуp do g³уw wojownicy z gwardii przybocznej w³adcy... Folko nawet nie zorientowa³ siк, kiedy miecz znalaz³ siк w jego rкku, a cia³o, pos³uszne instynktowi, wyrzuci³o klingк przed siebie w g³кbokim wypadzie. Miecz, ostrzejszy ni¿ s³ynna khandyjska szpada, przeœlizn¹³ siк po pancerzu stra¿nika, tylko lekko drasn¹wszy go w gard³o. Cisza wybuch³a ha³asem. Szczкk i brzкk broni, ochryp³y ryk, wrzaski pe³ne zdumienia - wszystko przez chwilк zmiesza³o siк. Mimo zaskoczenia Haradrimowie zachowali zimn¹ krew. Jeden z nich rzuci³ siк do sznura dzwonu alarmowego, trzech, ramiк przy ramieniu, stanк³o do walki. Przez mgnienie oka hobbita zala³a gor¹ca fala wstydu. Jak mуg³ tak spud³owaж?! I zanim jego przeciwnik zd¹¿y³ siк zdziwiж, ¿e walczy z nim jakiœ niedomiarek, Folko z zaskakuj¹c¹ si³¹ odbi³ w bok szablк stra¿nika i, powrotnym ciкciem, mocno uderzy³, celuj¹c w szczelinк miкdzy niskim he³mem i wierzchem kolczugowej koszuli... Mithrilowe ostrze przeciк³o pierœcienie kaptura, podbrуdek i ¿uchwк stra¿nika. Zach³ystuj¹c siк krwi¹, run¹³ na pod³ogк, a Folko natychmiast opuœci³ z ty³u miecz na g³owк Haradrima, walcz¹cego z Ragnurem. Po kilku chwilach wszystko by³o skoсczone. Stra¿nika, ktуry skoczy³ do dzwonu, zar¹ba³ Torin, jego topуr z tak¹ si³¹ wbi³ siк w he³m ¿o³nierza, ¿e uderzenie wgniot³o czaszkк. Malec precyzyjnie, jak na жwiczeniach, wbi³ dagк w gard³o swego przeciwnika, ¿ywy zosta³ tylko jeden wartownik, og³uszony uderzeniem Folka. - Szszybko! - sykn¹³ Ragnur, przez jego twarz przebiega³y nerwowe skurcze. - Pokazuj drogк... O, przekleсstwo! przeszed³ na haradzki. Ledwo oprzytomnia³y stra¿nik mruga³ powiekami, wytrzeszczaj¹c oczy. Dopiero przy³o¿ony do gard³a sztylet zmusi³ go do dzia³ania. Gorliwie pokiwa³ g³ow¹ i ruszy³ korytarzem. Ragnur szed³ obok, trzymaj¹c jego wykrкcon¹ za plecy rкkк, Torin przy³o¿y³ do gard³a ostrze sztyletu. - Powiedzia³em, ¿e jeœli zaprowadzi nas nie tam, gdzie trzeba, to umrze pierwszy - przet³umaczy³ na Wspуln¹ Ragnur. - Zapamiкtujmy drogк powrotn¹! - rzuci³ Malec, licz¹c drzwi i zakrкty. Zosta³o im ma³o czasu, bardzo ma³o czasu: do chwili kiedy obchуd, albo ktoœ, kto us³ysza³ podejrzane ha³asy, natrafi na p³ywaj¹ce w ka³u¿ach krwi cia³a.

31 Lipca, Cztery Godziny Po Pу³nocy, Hrissaada, Pa³ac W³adcy Eowina przycupnк³a w k¹ciku celi jak myszka. Czy¿by Tubala naprawdк chcia³a j¹ uratowaж? Czy¿by?... Ju¿ nie zastanawia³a siк, kim jest ta dziwna wojowniczka. Nie dawa³a jej spokoju inna myœl: byж mo¿e naprowadzi³a na trop mistrza Holbytli prawdziwego zabуjcк. Tubala potrafi pos³ugiwaж siк szabl¹... Zmieni³y siк stra¿e. Teraz w tк i z powrotem wzd³u¿ d³ugiego korytarza maszerowa³a inna stra¿niczka - co prawda, olbrzymi¹ postur¹ przypominaj¹ca poprzedniczkк. Za ka¿dym razem przechodz¹c obok celi Eowiny, obrzuca³a j¹ badawczym spojrzeniem. - No, jestem. Dziewczyna drgnк³a zaskoczona. Przed krat¹ jej celi sta³a Tubala. By³a lekko zasapana, jakby bieg³a po schodach. W jej rкku ko³ysa³ siк i cicho pobrzкkiwa³ pкk kluczy. Nie przejmuj¹c siк obecnoœci¹ stra¿niczki, wojowniczka otworzy³a zamek. - WychodŸ - poleci³a. Czy jej wszystko przychodzi tak ³atwo? - zd¹¿y³a pomyœleж Eowina chwilк przed tym, jak na widok tego, co siк dzieje, nieludzkim g³osem rozdar³a siк nadzoruj¹ca. Tubala niemal bezg³oœnie wyszarpnк³a szablк. Ale stra¿niczka nie zamierza³a walczyж. B³yskaj¹c piкtami, rzuci³a siк do ucieczki, tam, gdzie z dziury w suficie zwisa³ gruby sznur w purpurowym kolorze. Coœ brzкknк³o, potem szczкknк³o, œwisnк³o w powietrzu i stra¿niczka w po³owie w biegu jakby z³ama³a siк; obj¹wszy rкkami przebit¹ na wylot szyjк, zachwia³a siк i runк³a na pod³ogк. Brzкknк³a o pod³ogк zbroja, ktуra nie ochroni³a swojej w³aœcicielki. Tubala opuœci³a w dу³ niewielk¹, wspaniale wykonan¹ kuszк. Nie œpiesz¹c siк, prze³adowa³a j¹ i skinк³a na Eowinк: - ChodŸmy. Bкdziemy mija³y jeszcze kilka posterunkуw, wiкc idŸ ze spuszczon¹ g³ow¹, rкce do ty³u - niech myœl¹, ¿e prowadzк ciк do w³adcy... Co to?! Pod sklepieniem rozleg³ siк alarmuj¹cy dŸwiкk du¿ego dzwonu. Potem da³o siк s³yszeж kolejne uderzenie, potem jeszcze jedno... Przera¿ona Eowina dostrzeg³a, jak jej zbawczym z wœciek³oœci¹ przygryza wargi. - Byж nie mo¿e!... Co to jest?... Uciekajmy! - To ostatnie skierowane by³o do branki. Jednak¿e nie uda³o im siк uciec. W przeciwleg³ym koсcu korytarza otworzy³y siк szerokie okratowane drzwi i co najmniej tuzin pa³acowych stra¿nikуw z szablami i krуtkimi w³уczniami wpad³ do œrodka. Widz¹c le¿¹c¹ na ziemi stra¿niczkк, jednoczeœnie rzucili siк do biegu: wydawa³o im siк, ¿e odkryli przyczynк alarmu. Ten najszybszy dosta³ strza³к w szczelinк he³mu i, krуtko jкkn¹wszy, poturla³ siк pod nogi pozosta³ym wojownikom; biegn¹cy z nadziej¹ na nagrodк wspу³towarzysze po prostu zadeptali le¿¹cego. - Uciekamy! Wydawa³o siк, ¿e droga przez drugie drzwi korytarza jest jeszcze wolna. - Trzymaj! - Tubala poda³a Eowinie d³ugi kind¿a³. - ¯ywej mnie nie wezm¹! Niczym wicher przemknк³y przez otwarte drzwi; Tubala zatrzyma³a siк na chwilк, ¿eby zamkn¹ж zasuwк - otwiera³a siк tylko z ich strony, wiкc œcigaj¹cy nie mogliby ich goniж - gdy rozleg³ siк tupot ciк¿kich stуp. Cwa³owa³ tabun przeœladowcуw. Eowina zd¹¿y³a zauwa¿yж, jak wyszczerzy³a zкby Tubala - niczym rozwœcieczona kocica, potem zobaczy³a, ¿e wojowniczka ponownie unosi kuszк - i nagle zza rogu wynurzy³o siк czterech... Tej czwуrki Eowina w ¿adnym razie nie spodziewa³a siк tu i teraz. Chocia¿ nadzieja tli³a siк jeszcze gdzieœ g³кboko w jej sercu... - Nie! - pisnк³a i rzuci³a siк do Tubali, ale za pуŸno. Wojowniczka by³a szybsza. Strza³a, brzкkn¹wszy z bezsiln¹ z³oœci¹, odbi³a siк od pancerza Torina. Nadbiegaj¹cy z ty³u stra¿nicy z rykiem szarpali zamkniкte kraty. Tubala zamar³a, patrzy³a wytrzeszczonymi, szklanymi oczami. Wydawaж by siк mog³o, ¿e spotka³a siк z upiorami. Jak zaczarowana wpatrywa³a siк w stoj¹cego przed ni¹ hobbita i krasnoluda, jej rкka nerwowo szuka³a czegoœ przy biodrze, i nie znajdowa³a rкkojeœci szabli... - Eowina! - krzykn¹³ Folko, chwytaj¹c dziewczynк za ramiк. - ChodŸmy st¹d szybko! Jesteœcie razem? - Skinieniem g³owy wskaza³ Tubalк. - Ona mnie uratowa³a! - krzyknк³a Eowina. - Dok¹d?! - wychrypia³a wojowniczka. Jej wzrok by³ rozbiegany, jak u szaleсca. - Uciekajmy st¹d! - rykn¹³ Torin, ³api¹c j¹ za rкkк. Wojowniczka, oszo³omiona spotkaniem, nawet siк nie sprzeciwi³a. Wybiegli w szуstkк. Krуtkie wœciek³e starcie na schodach - oprzytomniawszy, Tubala wyrwa³a rкkк z d³oni Torina, prze³adowa³a kuszк, a jej strza³a po³o¿y³a kapitana dowodz¹cego oddzia³kiem. W pa³acu panowa³ wœciek³y harmider. Bi³y niezliczone dzwony, miotali siк wrzeszcz¹cy ludzie, na ³eb na szyjк gna³y sk¹dœ dok¹dœ grupki stra¿nikуw... Zostawiwszy po sobie siedem trupуw, uciekinierzy wyrwali siк na wolnoœж. Teraz prowadzi³ ich Ragnur. Kilka zakrкtуw, nieprzyci¹gaj¹ce uwagi podwуreczko, zawalona œmieciami pokrywa w odleg³ym k¹cie podwуrka - i mrok podziemi. Dopiero tu mogli chwyciж oddech. - Na co czekamy? - pierwszy oprzytomnia³ Malec. - Musimy wiaж st¹d, pуki stra¿e na murach siк nie obudzi³y! - Zaraz. - Ragnur otar³ czo³o obficie zroszone potem. Natychmiast wyœl¹ wsparcie do bram; jak us³yszymy, ¿e przetupali nam nad g³owami - wychodzimy! Ciк¿ko dysz¹c, dochodzili do siebie. Eowina b³yszcz¹cymi od ³ez oczami wpatrywa³a siк w ciemnoœж, staraj¹c siк przyjrzeж przyjacio³om - nie porzucili jej... przyszli po ni¹... przyszli jej na pomoc, ryzykuj¹c ¿ycie... Och, nie na prу¿no mуwi siк, ¿e mistrz Holbytla jest najodwa¿niejszym wœrуd ¿o³nierzy krуla Eodreida! - A ty kim jesteœ - dziewczyno wojowniczko? - zapyta³ Malec najbardziej wytwornym tonem, na jaki mуg³ siк zdobyж. W mroku piwnicy nie widaж by³o kompletnie niczego. - Ja? - odezwa³a siк Tubala ochryp³ym g³osem. - Ja... - No ty, jasne, ¿e ty! Co siк tyczy mnie, to jestem Strori, syn Balina, krasnolud z Gуr Ksiк¿ycowych... dok³adniej - by³y krasnolud z Gуr Ksiк¿ycowych, poniewa¿ od dawna tam nie bywa³em. A kim ty jesteœ i dlaczego uratowa³aœ Eowinк? Dziewczyna nagle poczu³a na gardle ¿elazn¹ d³oс Tubali - jej si³a chyba nie ustкpowa³a sile doros³ego mк¿czyzny. - Milcz, jeœli chceszszsz ¿yжж! - syknк³a tamta wprost do ucha Eowiny. Szyi dziewczкcia dotknк³o zimne ostrze. W tym momencie nad g³owami, jak to przepowiedzia³ Ragnur, zatupa³y stopy biegn¹cych stra¿nikуw. - Trzydziestu co najmniej - zauwa¿y³ Khandyjczyk, wstaj¹c. - Idziemy, nie ma co tu siedzieж. - Daj rкkк, Eowino - powiedzia³ cicho Folko. Czu³: w podziemiu gromadzi³a siк duszna nienawiœж. Ktoœ tu strasznie mocno nienawidzi³ jego, Folka Brandybucka - a to mu siк bardzo nie podoba³o. Uprzedzaj¹c o niebezpieczeсstwie, silnie drgn¹³ na piersi sztylet Otriny. Poza tym, hobbit wyczuwa³ strach Eowiny, strach nie o siebie, lecz o kogoœ innego... Wydawa³o siк, ¿e Tubala jest zaskoczona i nie wie, co pocz¹ж. Folko zrobi³ krok w stronк, z ktуrej dochodzi³ cichy, dr¿¹cy oddech Eowiny, ostro¿nie wyci¹gn¹³ rкkк... i natrafi³ na ³okieж, oblany rкkawem kolczugi. £okieж ten znajdowa³ siк w takiej pozycji, jakby gard³a Eowiny dotyka³a jakaœ broс... Bez wahania Folko szarpn¹³ tк rкkк do siebie. Tubala wœciekle syknк³a, jak rozsierdzona kotka, jednak hobbit ju¿ wo³a³ krasnoludy: - Do mnie! Miecz wyskoczy³ do przodu, ostrze opar³o siк o szyjк Tubali. Wszystko to dzia³o siк w kompletnych ciemnoœciach, i Folko mуg³ tylko siк dziwiж, jak dobrze ta dziwna wojowniczka widzi w takim mroku! Hobbit dzia³a³ intuicyjnie, jak zawsze w chwili niebezpieczeсstwa. Nie traci³ czasu na rozmowy. Dok³adnie wiedzia³, ¿e d³oс Tubali œciska sztylet przytkniкty do szyi Eowiny, i nie mia³ czasu zastanawiaж siк co, dlaczego, po co... Zrobi³ tк jedyn¹ rzecz, ktуr¹ wed³ug niego mo¿na by³o zrobiж. Pewnie, potem Tubala mog³aby siк wyt³umaczyж, mуwi¹c, ¿e wszystko to by³o tylko przypadkiem - ale kiedy dowody s³owne nie maj¹ mocy, mog¹ za dowody pos³u¿yж i odczucia. Do akcji wkroczy³y krasnoludy, Tubala zosta³a rozbrojona. Rкka hobbita dotknк³a twardej ma³ej d³oni Eowiny. - Potem wypytamy tк diablicк, co i jak! - ponagla³ Ragnur. - Szybciej ruszajmy, bo wszystko siк zawali! - Ale¿ mocna! - sapn¹³ Malec. On i Torin trzymali wœciekle wyrywaj¹c¹ siк dziewczynк. - Zostawcie j¹! - rzuci³ gwa³townie Khandyjczyk. - Mamy Eowinк - czego jeszcze chcecie? Chodu teraz, chodu! - Nieee! Nie uwolnicie siк ode mnie! - pisnк³a wojowniczka, zapomniawszy o wszelkiej ostro¿noœci. - Nie uwolniiicie siк!... - Poczekajcie! - krzyknк³a Eowina. - Przecie¿ ona mnie uratowa³a!... Malec i Torin, zebrawszy wszystkie si³y, odepchnкli w ciemnoœж szalej¹c¹ Tubalк i skoczyli do wyjœcia. Pokrywa zatrzasnк³a siк przed samym nosem rozjuszonej dziewczyny. Ragnur siekn¹wszy zasun¹³ zardzewia³y skobel. I zacz¹³ siк bieg przez œpi¹ce miasto. Krzyki zaskoczenia doko³a, miotaj¹cy siк ludzie z pochodniami; nikt z haradzkich wojownikуw do koсca nie wiedzia³, co siк dzieje; w zamieszaniu ma³y oddzia³ek pokona³ mury. Zatrzymali siк, by wypocz¹ж, kiedy od miasta dzieli³y ich co najmniej trzy mile. Tu, ukryte w zaroœlach, spokojnie czeka³y ich wierzchowce. Eowina, zaciskaj¹c zкby, z ca³ej si³y stara³a siк powstrzymaж ³zy. - No, teraz opowiadaj! - za¿¹da³ niecierpliwie Malec. Co to za cudo znalaz³o siк obok ciebie? - Ona mnie uratowa³a - chlipnк³a dziewczyna. - Uratowa³a, zabi³a stra¿niczkк, otworzy³a celк... - No to dlaczego grozi³a ci œmierci¹? - zdziwi³ siк Folko. - Ona... Ona... - I Eowina opowiedzia³a wszystko. - Szuka³a nas?! - Wys³uchawszy opowieœci, zakrzykn¹³ Folko. - Szuka³a nas? Po co?! Eowina poci¹gnк³a nosem: - Nie wiem... Ale mnie siк wydaje, ¿e w jej sercu panuje mrok... - Rozumiem - mrukn¹³ Torin. - Szuka³a nas, ¿eby wypruж flaki. Tylko dlaczego, kto mi powie? - Czy musimy sobie nad tym g³owy ³amaж? - Malec obojкtnie wzruszy³ ramionami. - Co to - ma³o komu nadepnкliœmy na odciski? Ot, weŸmy na przyk³ad, Marsza³ka Brego... - A tak, i Trzeci Marsza³ek Marchii wys³a³ za nami do Haradu najemnego zabуjcк! - uœmiechn¹³ siк krzywo Torin. - Co to za rу¿nica, kto wys³a³! - splun¹³ Malec. - Na razie nie dotrzemy do niego i tak. A potem siк zobaczy. Coœ nie chce mi siк za daleko w przysz³oœж zagl¹daж... Dobrze by by³o, byœmy z Haradu ca³o uszli! - O to siк nie martw - zapewni³ go Ragnur. - Jakim sposobem przyszliœmy, takim i odejdziemy. Przy okazji - nie za d³ugo tu biwakujemy? Na koс! W zaroœlach rozleg³ siк cichy gwizd, a w umyœle Folka natychmiast pojawi³a siк jadowita mg³a niespokojnego przeczucia. - Do broni! - zd¹¿y³ krzykn¹ж, ju¿ nie kryj¹c siк, na ca³e gard³o. Krzewy doko³a zatrzeszcza³y, przedziera³o siк przez nie co najmniej dwudziestu haradzkich wojownikуw. W pу³mroku hobbit zdo³a³ tylko zobaczyж spiczaste wysokie he³my. Wœciekle rozszczeka³y siк puszczone ich tropem znakomicie u³o¿one psy. Nie by³o nawet czasu na dziwienie siк, jakim sposobem Haradrimowie tak szybko i skutecznie namierzyli ma³y oddzia³, ktуry - jak mo¿na by s¹dziж - dobrze ukrywa³ siк i myli³ tropy w upalnej po³udniowej nocy... Ksiк¿ycowe œwiat³o matowo zalœni³o na ostrzu topora - Torin spokojnie uniуs³ broс, ju¿ szukaj¹c wzrokiem pierwszej ofiary, tego zucha, ktуry wkroczy w zabуjczy kr¹g - zasiкg jego orк¿a. Jednak¿e Haradrimowie specjalnie nie kwapili siк do starcia. Da³ siк s³yszeж g³oœny tupot wielu nуg, porywiste komendy - od strony miasta wyraŸnie nadchodzi³o wsparcie. - Przebijamy siк - rzuci³ bezg³oœnie Folko, a towarzysze zrozumieli go. Eowina zosta³a os³oniкta ze wszystkich stron plecami przyjaciу³. - Nie zostawaj z ty³u - szepn¹³ do niej hobbit. W nastкpnej chwili rzucili siк na ju¿ triumfuj¹cy poœcig. Zmyliwszy wielkoluda z Po³udnia, Malec spokojnie, jakby to by³a nie œmiertelna walka, tylko zabawa, wetkn¹³ ostr¹ dagк w serce przeciwnika. Tak mocny okaza³ siк cios, ¿e dobra przecie¿ kolczuga nie wytrzyma³a - a mo¿e pomog³a rozpacz? Bуj na przebicie by³ szybki, b³yskawiczny, trwa³ krуtko pl¹s kling, brzкk, zgrzyt - i oto przed oczami hobbita ju¿ rozwar³a siк zbawcza czerс nocy. Z ty³u wrzeszczeli i wyli Haradrimowie, wœciekle ujada³y psy, jкczeli ranni - a przed nimi by³ tylko mrok i po³y jego p³aszcza otula³y zbiegуw, chroni¹c lepiej od wszelkich kolczug. Ragnur, nie odwracaj¹c siк, cisn¹³ za plecy garœж jakiegoœ suchego proszku, potem jeszcze jedn¹ i jeszcze - zbija³ z tropu psy. Folko i przyjaciele oddalali siк od miasta. Poroœniкte rzadkimi kolczastymi drzewami wzgуrza ci¹gnк³y siк daleko na po³udnie i wschуd. Uciekinierzy oderwali siк od pogoni. Eowina, urodzona chyba w siodle, na grzbiecie konia od razu zapomnia³a o przejœciach w niewoli i zmкczeniu - krasnoludy ledwo nad¹¿a³y za ni¹. - Œwietnie! - sapn¹³ Malec, gdy Ragnur zaordynowa³ popas. - To by³a czysta robуtka, tangarowie! Niekiedy, w przyp³ywach dobrego humoru, Ma³y Krasnolud zwraca³ siк do pozosta³ych tak, jakby wszyscy oni nale¿eli do rasy Podgуrskiego Plemienia. Szczegуlny to honor, zw³aszcza jeœli siк wie, jak¹ wagк przywi¹zuj¹ krasnoludy do pokrewieсstwa i rodzimego jкzyka - nawet Folko, od dziesiкciu lat wкdruj¹cy obok Torina i Stroriego, zna³ z tego jкzyka tylko jakieœ piкж czy szeœж zwrotуw, a i to by³y przekleсstwa. - Oderwaliœmy siк? - zapyta³ Folko Khandyjczyka. Zmys³y podpowiada³y mu, ¿e tak, ¿e poœcig skrкci³ gdzieœ w zalesionych wzgуrzach i przynajmniej do œwitu, pуki nie pofrun¹ na poszukiwania specjalnie wyszkolone soko³y, nie maj¹ czego siк obawiaж. Ale co powie na to urodzony nieopodal tych okolic? - Oderwaliœmy siк - skin¹³ g³ow¹ Ragnur. - Czcigodny krasnolud ma racjк - czysta robota. Muszк przyznaж, biж siк umiecie, czcigodni! - W g³osie wojownika zabrzmia³a pewna zawistna nutka, lecz by³a to nutka szlachetnej zawiœci doœwiadczonego wojownika wobec bardziej doœwiadczonego, od ktуrego nie jest haсb¹ czegoœ siк nauczyж. - Pamiкtam, dziwi³em siк, kiedy s³ucha³em opowieœci o waszej trуjce... Teraz wiem, ¿e ludziska nie k³amali. Hobbit, choж wiotki, a nie da siк prze³amaж nawet taranem! - Rozeœmia³ siк. - Dziкki - uœmiechn¹³ siк Folko. - Dziкkujк za dobre s³owo, ale i ja mam dla ciebie s³owa uznania: gdyby nie twуj proszek, dawno byœmy mieli poœcig na karku... - To prawda - zgodzi³ siк od razu Khandyjczyk i obaj rozeœmiali siк - co to tak siebie zachwalaж wzajemnie? Ka¿dy z nich, bкd¹c sam, ju¿ dawno by zgin¹³... Krasnoludy tymczasem zajк³y siк Eowina. Dziewczyna znakomicie spisa³a siк podczas okrutnego starcia - i dopiero teraz, gdy niebezpieczeсstwo minк³o, zaczк³a dygotaж. Ale przede wszystkim by³a Rohank¹, wiкc od razu obruga³a Torina za Ÿle za³o¿on¹ uprz¹¿. - Jeœli koс natrze sobie grzbiet, to jak siк st¹d wydostaniemy? - wyrzuca³a tangarowi, zrкcznie poprawiaj¹c rzemienie i klamry. - Patrz, jak to ma byж... Tak i tak... i tu... Torin i Malec z minami najgorliwszych uczniуw s³uchali jej uwag, to by³o jasne - przez nich Eowina znalaz³a siк w oddziale i ich obowi¹zkiem by³o sprawiж, by jak najszybciej zapomnia³a o koszmarnych przejœciach... Tak zhardzieli, ¿e rozpalili nawet ognisko. Ragnur wy³owi³ z g³кbin przysiod³owej sakwy szkic haradzkich ziem: - Jesteœmy teraz, najprawdopodobniej, tu... Udanie uciekaliœmy, a¿ dziw, ¿e to by³o na chybi³ trafi³... W pobli¿u nie ma posterunkуw. O œwicie ruszymy na pу³noc. Folko skin¹³ g³ow¹. Jego umys³ zaprz¹ta³o ju¿ co innego: znaleŸli siк na dalekim Po³udniu. Czy nie uda siк st¹d za pomoc¹ magii elfijskiego pierœcienia siкgn¹ж do Ÿrуd³a nieznanego p³omienia? Eowina, zmкczona musztrowaniem krasnoludуw, usiad³a przy ogniu, nie spuszczaj¹c z hobbita uwa¿nego spojrzenia. Folko zag³кbi³ siк w siebie, wpatrzony w tajemniczy kamieс. Myœli wolno odp³ywa³y... Dziwny motylek w pierœcieniu od¿ywa³, szykuj¹c siк do ucieczki na wolnoœж... Ale gdy tylko hobbit podniуs³ wzrok, gdy w Ÿrenice uderzy³ parz¹cy strumieс wœciek³ego p³omienia, omal nie krzykn¹³ z bуlu - podobnie poczu³by siк, gdyby patrzy³ na s³oсce szeroko otwartymi oczami, patrzy³ i nie mуg³ przymkn¹ж powiek... Wtr¹ci³a siк w³asna wola: przecie¿ to nie jest s³oсce, powiedzia³ sobie, zmagaj¹c siк z bуlem. Powinieneœ walczyж i wytrwaж. W innym wypadku... Mo¿e siк zdarzyж, ¿e bкdzie jeszcze gorzej ni¿ z Olmerem... P³omieс by³ blisko. Folko czu³ jego p³on¹ce serce, ktуre uderza³o miarowo i ciк¿ko. Jego puls szed³ od ziemi. Tak, od ziemi, poniewa¿ przez kurtynк z ³ez widzia³ rozmyte zarysy jakichœ gуr, wzgуrz, dolin; pozbawione œwiat³a wydawa³y siк mieж piaskowoszar¹ barwк w tym wœciek³ym bia³ym p³omieniu. Nie by³y to zwidy ani mira¿, lecz prawdziwy, zwyczajny grunt. P³omieс, wydawa³o siк, trawi³ ca³¹ jego duszк, na zawsze, wczepiaj¹c siк w ni¹. Bуl w opalonych oczach nie s³ab³, coraz trudniej by³o wytrzymaж - a na dodatek znowu zaczк³a piec stara oparzelina na lewej rкce, blizna- pami¹tka pozostawiona przez pierœcieс Olmera. To sprawi³o, ¿e hobbit powrуci³ do zwyczajnego œwiata, gdzie nad g³owami migota³y jaskrawe po³udniowe gwiazdy, gdzie doko³a s³a³a siк noc i, jakby rywalizuj¹c ze sob¹, nieustannie ha³asowa³y miejscowe pasikoniki. Folko przeckn¹³ siк, czuj¹c, ¿e ktoœ z ca³ej si³y potrz¹sa go za ramiк. - A... Eowino, przestaс! - wykrztusi³. - Ju¿ wszystko w porz¹dku!... - Patrzcie, przecie¿ on jest blady jak œmierж! - zawo³a³a dziewczyna odwracaj¹c siк, najwidoczniej do krasnoludуw. - Nic to, oczmycha siк! - powiedzia³ basem Torin. - Zrobi³ to umyœlnie... - Daj mu ³ykn¹ж - rozleg³ siк g³os Malca i do warg Folka ktoœ przystawi³ szyjkк manierki. Hobbit poci¹gn¹³. Cierpkie, aromatyczne wino, tylko Malcowi wiadomym sposobem zdobyte w Umbarze, najprawdopodobniej jeszcze sprzed wojny, le¿akowa³o w jakiejœ przyjaznej piwniczce. Co teraz jest w miejscu tych winnic, lepiej nie myœleж... Folko wyprostowa³ siк, otar³ ³zy z oczu. Bуl w rкce stopniowo mija³, a to œwiadczy³o, ¿e wszystko, co widzia³, nie by³o malign¹. Siedz¹ce w kucki krasnoludy wpatrywa³y siк weс z uwag¹. - Co... coœ widzia³eœ? - zaj¹kn¹wszy siк, zapyta³ Torin. - Widzia³em - westchn¹³ Folko. Wci¹¿ jeszcze ociera³ ³zy, wszystko przed oczami rozmywa³o siк. - Widzia³em i... wydaje mi siк... ¿e wiem, gdzie szukaж tego p³omienia. - Jak to?! - zakrzyknкli jednoczeœnie Torin i Malec. Wiesz, sk¹d bije? Eowina patrzy³a na nich, nic nie rozumiej¹c. Ragnura jakieœ tam ognie i inne bzdury nie interesowa³y zupe³nie Khandyjczyk nawet nie przys³uchiwa³ siк rozmowie. Siedzia³, ostrzy³ szablк... - Tak, wiem... Jeszcze bardziej na po³udnie od Haradu. Tam s¹ gуry... bardzo wysokie... i chyba morze jest nieopodal - przypomina³ sobie z trudem hobbit, wywlekaj¹c z pamiкci opalony bia³ym œwiat³em szary brzeg; o brzeg z pluskiem uderza³y takie same szare, martwe fale, jakby nie by³a to woda, tylko jakiœ truj¹cy œluz... - Gуry? Na po³udnie od Haradu? - poderwa³ siк Ragnur, dos³yszawszy ostatnie s³owa hobbita. - S¹ tam gуry! My je nazywamy Gуrami Szkieletуw. Tam w niepamiкtnych czasach odby³a siк podobno niesamowita rzeŸ... Kto z kim walczy³ i o co - tylko Morski Ojciec wie. O ile, rzecz jasna, zagl¹da³ kiedykolwiek do tych krain. - A dlaczego „Szkieletуw”? - zapyta³ hobbit. - No bo koœci siк tam wala - nie wiadomo ile. Ca³e hordy, jak s¹dzк, tam poleg³y. Broni pe³no - starej, bardzo starej. Wiadomo, w pustyni ¿elazo wolniej rdzewieje, nie to co u nas, na morzu. - Gуry... - powiedzia³ w zamyœleniu Folko. - A za gуrami... - A za gуrami jest rzeka, rzeka Kamienka... Oraz Nardoz - nasz Nardoz. Stoi sobie... to znaczy - sta³. - Khandyjczyk zacisn¹³ piкœci. - Jeszcze bardziej na po³udnie s¹ Milcz¹ce Ska³y. I - Dalekie Po³udnie. - Pierzastorкcy! - sapn¹³ hobbit. - To ich ojczyzna... Ragnur skin¹³ g³ow¹: - Tan opowiada³ mi, zanim mnie do was wys³a³... Mуwi³, ¿e widzieliœcie jeсca tana Wingetora? - Yhy - burkn¹³ Torin. - I co - naprawdк pierzastorкki? - Najprawdziwszy z najprawdziwszych, po trzykroж pierzastorкki! - zapewni³ Khandyjczyka Malec. - Oczywiœcie, nie ma piуr jak orze³ Manwe... ale ma. Wуdz to, podobno. - Cuda i cudeсka... - Przewodnik roz³o¿y³ rкce. - Z nimi jeszcze siк nie biliœmy... Ale to nawet lepiej! Bкdzie ciekawiej... Dla Ragnura wojna by³a wci¹¿ jeszcze zabaw¹, œmierteln¹ i krwaw¹ gr¹, w ktуrej stawk¹ jest œmierж, ale to tylko podnieca³o wojownika. - No, jak na razie nie wybieramy siк do pierzastorкkich, lecz do Umbaru - zauwa¿y³ Ma³y Krasnolud. - Czy ktoœ siк ju¿ wybiera do tych, jak im tam, Gуr Szkieletуw? - zapyta³ z przeb³yskiem przeczucia, przenikliwym spojrzeniem obrzucaj¹c Torina i Folka. - Nie zapominaj, po co siк tu wybraliœmy - przypomnia³ przyjacielowi hobbit. - O Wielki Durinie! - jкkn¹³ Malec, œcisn¹wszy g³owк rкkami. - I za co to wszystko - czy¿by kara za mi³oœж do piwa? Za co nas³a³eœ na mnie tych dwu szaleсcуw, po co mi da³eœ takich przyjaciу³? Przecie¿ ci¹gle pakuj¹ siк w jakieœ sprzyjaj¹ce utracie g³owy miejsca - a ja, chcк tego czy nie, wlokк siк za nimi, bowiem musi im towarzyszyж choж jeden zdrowy na umyœle tangar! - No, no! - Torin nie powiedzia³ ju¿ nic wiкcej, machn¹³ tylko rкk¹, przyzwyczaiwszy siк do dziwactw ziomka. - Ktoœ musi pomуc Eowinie dostaж siк do Umbaru oœwiadczy³ Folko nieznosz¹cym sprzeciwu tonem. - I nie ma o czym gadaж! Raz ju¿ j¹ porwano... Brakowa³oby tylko, ¿eby teraz j¹ po prostu zabili, jeœli nas dogoni¹! S³yszycie mnie, o tangarowie?! - Nigdzie nie pуjdк! - Eowina prychnк³a jak rozjuszona kotka. - Za nic! - Jak to sobie wyobra¿asz, bracie hobbicie? - niewinnym tonem zapyta³ Torin, z wielkim zainteresowaniem przygl¹daj¹c siк ostrzu swego topora. - ¯e jeden z nas porzuci pozosta³ych i powlecze siк do Umbaru? I tam bкdzie sobie spokojnie popijaж piwko w ober¿ach - fatalne piwko, nale¿y powiedzieж sobie szczerze, w³aœciwie nie mo¿na tego nazwaж piwem! - ³apaж muchy sobie bкdzie i g³oœno narzekaж na nudк?! Chcesz skazaж jednego z nas na tak¹ mкkк? Ty, nasz stary przyjaciel? - Torinie! - Hobbit a¿ kipia³ ze z³oœci. - Nie rozumiesz, ¿e Eowina nie mo¿e tu pozostaж? Czy w twojej tкpej krasnoludzkiej ³epetynie wszystko ju¿ siк pomiesza³o z powodu picia bez umiaru piwa? Torin spurpurowia³, na policzkach zadrga³y wzgуrki miкœni, a ogromne piкœci zacisnк³y siк. Zawsze tak wygl¹da³ przed najokrutniejszymi bitwami. - Czy ty aby nie uzna³eœ, ty... - zacz¹³ krasnolud i zapewne wszystko skoсczy³oby siк powa¿n¹ awantur¹, gdyby hobbit nie opanowa³ siк pierwszy. - Torinie, opamiкtaj siк! Przecie¿ to w³aœnie owo szaleсstwo, ktуre drкczy Haradrimуw i pierzastorкkich! Rozumiesz czy nie? Ma³y, pomу¿ mi! Malec dzia³a³, jak zwykle, szybko i bez namys³u. Chwyciwszy kocio³ek z wod¹, w mgnieniu oka wyla³ j¹ za ko³nierz Torina. Ten rykn¹³ jak dziesi¹tka balragуw jednoczeœnie - tak ¿e Ragnur, skrzywiwszy siк, zawis³ na jego ramionach, ma³o uprzejmie usi³uj¹c zamkn¹ж mu usta. - Zwariowa³eœ, krasnoludzie! - krzykn¹³ Khandyjczyk wprost w ucho Torina. Na rycz¹cym tangarze zawiœli Ragnur i Malec, chwilк potem do³¹czy³ do nich Folko. I - czy to podzia³a³a wylana przez Stroriego woda, czy jeszcze coœ innego, ale Torin nagle jakoœ zwiotcza³, opuœci³ rкce i przesta³ siк wyrywaж. - Ju¿, przyjaciele, ju¿ koniec. - Przetar³ twarz szerok¹ d³oni¹, jakby œci¹ga³ z niej obrzydliw¹ pajкczynк. - Ju¿ mi przesz³o... Uff!... - Nie wolno nam siк sprzeczaж, czy nikt tego nie rozumie? - powiedzia³ hobbit z wyrzutem. - Owszem, na nas to coœ dzia³a s³abiej - ale dzia³a i tak, i tak. Po prostu popodcinamy sobie gard³a, jeœli zaczniemy siк k³уciж z byle powodu... - No w³aœnie - popar³ go Malec. - Zatem mo¿e ty byœ ust¹pi³ na pocz¹tek? Eowina popatrzy³a b³agalnie na Folka. Ten, nie wytrzymawszy jej spojrzenia, odwrуci³ g³owк. - Eowino... Myœmy wiele prze¿yli, wкdrujemy i walczymy od dziesiкciu ju¿ lat... A ty nie masz na razie ani si³ do tego, ani doœwiadczenia... Bкdziemy musieli przez ca³y czas myœleж nie o tym, jak spe³niж nasz obowi¹zek - dobrowolnie na siebie wziкty - ale o tym, jak ustrzec ciк przed niebezpieczeсstwem. Pope³ni³em ogromny b³¹d... Ju¿ tam, w Rohanie... kiedy zgodzi³em siк, ¿ebyœ wкdrowa³a z nami... - Sprzeczacie siк, kto wrуci z os³awion¹ wojowniczk¹ Eowina. Mogк to byж tylko ja - oœwiadczy³ spokojnie Ragnur. - Mуj tan poleci³ mi pomуc j¹ uwolniж i wracaж z powrotem. Nie dosta³em rozkazu wкdrowania z wami do Dalekiego Haradu - a wiecie, jak siк karze u nas za niewykonanie rozkazu tana, ktуremu przysiкga siк dobrowolnie i s³u¿y bez przymusu... - Innymi s³owy - stchуrzy³eœ - powiedzia³ wolno Malec, czyszcz¹c paznokcie koniuszkiem sztyletu. W nastкpnej chwili na ramionach Khandyjczyka zawiœli Torin i Folko - wraz z Eowina. - Przyjaciele, przyjaciele! - krzykn¹³ rozpaczliwie hobbit, gdy mokry Torin doprowadzi³ Ragnura do przytomnoœci tym samym, jak wczeœniej doprowadzono jego, sposobem - wylewaj¹c naс drugi kocio³ek wody. - Ktoœ musi pуjœж po wodк - skoсczy³a siк, a czujк, ¿e pooblewamy dziœ siк wzajemnie - zauwa¿y³ Malec. Ragnur, prychaj¹c niczym kocur, grzeba³ w worku w poszukiwaniu suchego odzienia. - S³usznie - mrukn¹³, wyci¹gaj¹c koszulк. - S³usznie, bracie Folko - pozabijamy siк wzajemnie... Poniewa¿ teraz jest tak, ¿e ka¿de s³owo sprzeciwu staje siк œmierteln¹ obraz¹... - Czy rozumiesz ju¿, po co chcemy pуjœж do Dalekiego Haradu? - zapyta³ wprost Torin. - Nie rozumia³em... pуki nie poczu³em tego na w³asnej skуrze - uœmiechn¹³ siк krzywo Khandyjczyk, uwalniaj¹c siк od kolczugi. - No to widzisz chyba te¿, ¿e nijak nam bez ciebie? - napiera³ krasnolud. - To nie pу³nocne ziemie... tu nawet trawa jest inna! Ragnur opuœci³ g³owк, oddycha³ ciк¿ko, w blasku ksiк¿yca jego czo³o lœni³o od potu. - Poczekaj, Torinie, poczekaj! - opamiкta³ siк Folko. - Jeœli tak, to kto odprowadzi Eowinк do Umbaru? - Nie pуjdк do ¿adnego Umbaru! - poderwa³a siк dziewczyna. - Raz mnie schwytali, ale klnк siк na Eowinк Wielk¹, ktуrej imiк noszк, ¿e drugi raz to siк nikomu nie uda! A co, zreszt¹, mo¿e byж lepszego od œmierci w s³usznej sprawie? - Och, te dziewuszki, ktуre siк nas³ucha³y bohaterskich ballad! - westchn¹³ hobbit. - Przestaс, Folko. - Torin klepn¹³ go w ramiк. - Tak nie wolno. Wiek to nie przeszkoda w godnym ¿yciu. Mamy wolny wybуr. Pomyœl, co by siк sta³o, gdyby zabroni³ ci iœж moim œladem twуj wujaszek Paladyn - niech jego dusza odpoczywa w spokoju na drugim brzegu Grzmi¹cych Wуd! Hobbit spuœci³ g³owк. Krasnoludy to krasnoludy, nic siк na to nie poradzi. Ka¿dy jest kowalem swego losu - co chcesz, to rуb. To zapewne rezultat rz¹dуw silnej rкki ich podziemnych w³adcуw - tam, w starych, licz¹cych niejedno tysi¹clecie miastach... Z resztk¹ nadziei zerkn¹³ na Ragnura, ale Khandyjczyk, jak gdyby nigdy nic, ju¿ nak³ada³ na siebie kolczugк. Eowina nagle pokaza³a Folkowi jкzyk.

1 Sierpnia, Druga Po Po³udniu, Dziewiкж Mil Na Po³udniowy Wschуd Od Hrissaady Od czterech dni, niczym nabrzmia³e wod¹ rzeki wczorajszych niewolnikуw, a dziœ ju¿ jakby wojownikуw Wielkiego Tcheremu, p³ynк³y na Po³udnie, do granic Haradu. Dumnemu mocarstwu grozi³a wojna z niewiadomego pochodzenia hordami dziwnych przybyszуw. Kobiety sz³y wraz z mк¿czyznami, karmiono wszystkich lepiej, ale okуw na razie nie zdejmowano. Pojawili siк te¿ haradzcy pу³tysiкcznicy, tacy, ktуrzy znali Westron, ka¿dy otoczony dwudziestoma- trzydziestoma wojownikami z najbli¿szej ochrony. Setnicy i dziesiкtnicy pochodzili z niewolnikуw. - Z t¹ band¹ mam wojowaж! - Wzi¹wszy siк pod boki dowуdca - Haradrim w pe³nym rynsztunku bojowym - zatrzyma³ siк przed zgrupowanymi doko³a Szarego niewolnikami. Karma dla œcierwnikуw! - Splun¹³ z obrzydzeniem. - Dlaczego tu jest tylu starcуw? - zapyta³ pу³tysiкcznik nie wiadomo kogo. - Dlaczego ci¹gn¹ ich na po³udnie? Czy mo¿e ktoœ s¹dzi, ¿e jestem œlepy? Przecie¿ po³owa z nich nawet nie umie trzy maж broni! By³a to prawda, choж nieco przesadzona. Wœrуd dwуch setek niewolnikуw, ktуrzy trzymali siк Szarego, ze trzydziestu rzeczywiœcie nie nadawa³o siк do szyku - howrarscy starcy, schwytani przez zuchуw Starcha i hurtem sprzedani w Umbarze wraz z silnymi, zdrowymi i m³odymi. Czeka³y ich zabуjcze kopalnie, gdyby nie... gdyby nie Szary i dziwna œlepo ta, ktуra porazi³a nadzorcк, ktуry wybiera³ kopalnianych skazaсcуw... Haradrim obrzuci³ znieruchomia³y t³um uwa¿nym spojrzeniem doœwiadczonego wojownika. I jak podziemna ¿y³a wodna przyci¹ga witkк poszukiwacza Ÿrуde³, tak spojrzenie Tcheremczyka wczepi³o siк w oblicze Szarego. Dowуdca bezb³кdnie wyczu³ w tym nierzucaj¹cym siк w oczy niem³odym mк¿czyŸnie prawdziwego przywуdcк. I znowu, jak na drodze, ktуr¹ przemierza³a karawana z Umbaru do Hrissaady, rozleg³o siк gwa³towne: - Ty! Jak zw¹? Ile lat? Sk¹d pochodzisz? Szary spokojnie zrobi³ krok do przodu. G³owк mia³ dumnie uniesion¹, rкce skrzy¿owane na piersi. - Zw¹ mnie Szary - odpar³ niezbyt g³oœno, patrz¹c uwa¿nie na Haradrima. - Sk¹d pochodzк? Z Minhiriathu. Ile lat? Nie liczy³em. Niewa¿ne to. - Skoro ciк pytaj¹, wielbudzi flaku, masz odpowiadaж, klкcz¹c! - rozgniewa³ siк Haradrim. Jego rкka ju¿ siк zacisnк³a na rкkojeœci szabli. - Nie nauczono mnie klкczeж. - G³os Szarego nawet nie zadr¿a³. - W takim razie, to bydlк harde - poжwiartowaж - poleci³ dowуdca umyœlnie wolno i spokojnie, daj¹c znak otaczaj¹cym go wojownikom, i natychmiast powtуrzy³ - ju¿ dla swojego otoczenia - polecenie w ojczystym jкzyku: - Grar'doa chir! Rezar'g! Nassir'g!* Braж go! Zabiж! Poжwiartowaж! - j. haradzki. Szary ani drgn¹³. - No to koniec, wykoсcz¹... - szepn¹³ ktoœ za jego plecami. Jednak¿e, jakkolwiek cichy by³ to szept, rybak us³ysza³ go i odwrуci³ siк. Czterysta oczu patrzy³o naс ze strachem i nadziej¹. - Postaram siк, by im siк to nie uda³o - powiedzia³ z zimn¹ krwi¹ i ponownie siк odwrуci³. Dwaj Tcheremczycy znajdowali siк ju¿ obok niego. Jeden brutalnie chwyci³ Szarego za prawy nadgarstek, wyraŸnie szykuj¹c siк do wykrкcenia ma rкki - tradycyjny chwyt haradzkich nadzorcуw - jednak¿e Szary, wyraŸnie ustкpuj¹cy im i wzrostem, i postur¹, sta³ tak, jak wczeœniej. Z rуwnym powodzeniem stra¿nik mуg³by prуbowaж wyrwaж go³ymi rкkami stuletni d¹b. Na pomoc pierwszemu stra¿nikowi poœpieszy³ drugi - z takim samym skutkiem. Ich dowуdca spurpurowia³. Szabla z cichym œwistem wyfrunк³a z pochwy. Przez t³um niewolnikуw przemknк³o ciche westchnienie. Szary zrobi³ krok do przodu, strz¹sn¹wszy z siebie wojownikуw jak niedŸwiedŸ psy. Jeden z nich, niczym k³oda, run¹³ w py³ drogi, wprost pod nogi rybaka. Pochyliwszy siк, Szary wyrwa³ przytroczon¹ do jego pasa szablк - ¿elazny ³aсcuszek pкk³ jak przegni³y sznurek. Przez chwilк niewolnik uwa¿nie wpatrywa³ siк w broс... a potem jego twarz wykrzywi³a siк, jakby z bуlu, i niespodziewanym gwa³townym ruchem z³ama³ szablк wraz z pochw¹ o kolano. Niewolnicy jкknкli. Haradrim tak samo b³yskawicznie blad³, jak przed chwil¹ purpurowia³. Smag³a skуra po³udniowca poszarza³a, na czo³o wyst¹pi³ pot. - Mogк byж dobrym wojownikiem - powiedzia³ wolno Szary, patrz¹c mu w oczy. - Udowodni³em to. Dowуdca spazmatycznie prze³kn¹³ tkwi¹c¹ w gardle kulк. Szary spokojnie westchn¹³. - No dobrze, widzк, ¿e rzeczywiœcie jesteœ silny - rzuci³ przez zкby Haradrim. - Ale nie okaza³eœ szacunku i musisz byж ukarany. W naszym wojsku za to dostaje siк tuzin batуw. Nie spuszczaj¹c oka z dziwnego niewolnika, Haradrim siкgn¹³ po przytroczony do prawego biodra d³ugi bicz. Szary nadal siк nie rusza³. Ale niewolnicy widzieli, ¿e jego plecy nagle zalœni³y od potu. Powaleni na ziemiк stra¿nicy stкkali, podnosz¹c siк. Z lкkiem zerkaj¹c na Szarego, poœpiesznie usunкli siк na boki. Ten, ktуrego szabla zosta³a po³amana, po z³odziejsku zerkn¹wszy na Szarego, chwyci³ od³amki i odskoczy³. Œwisn¹³ bicz, owin¹³ siк doko³a ramion Szarego. Ten drgn¹³, ale nie wyda³ ani dŸwiкku i nie poruszy³ siк. - Raz - usi³uj¹c nadaж g³osowi poprzedni¹ pewnoœж, liczy³ dowуdca. - Dwa... Trzy... Cztery... - Razy spada³y jeden po drugim, tryska³a krew, ciк¿ki bicz z ostrymi krawкdziami rwa³ skуrк na plecach i ramionach. Szary milcza³, choж piкœci mu zbiela³y, i raz, nie wytrzymawszy, zgrzytn¹³ zкbami. Haradrim odliczy³ dwanaœcie razуw. Nieoczekiwanie Szary opuœci³ siк na jedno kolano niczym szlachetny gondorski arystokrata przed krуlem: - Przyj¹³em karк. Powiedzia³ to twardo, bez najmniejszego dr¿enia w g³osie - jakby plecy i brzuch nie ocieka³y mu krwi¹. Dowуdca rozeœmia³ siк z przymusem. Nie rozumia³, co siк dzieje, ale nie by³ g³upi i postanowi³ poczekaж. - Tak, przyj¹³eœ karк, godnie wytrzyma³eœ bуl. Jesteœ prawdziwym wojownikiem i bкdziesz odt¹d setnikiem! Dziesiкtnikуw wybiorк pуŸniej! - Haradrim poœpiesznie wskoczy³ w siod³o i da³ ostrogi koniowi. Kawalkada zniknк³a przes³oniкta wzbitym z drogi py³em. Dopiero teraz Szary mуg³ sobie pozwoliж na s³aboœж i zwali³ siк na rкce œpiesz¹cych doс niewolnikуw.

l Sierpnia, Trzecia Po Po³udniu, Szeœж Mil Na Po³udniowy Wschуd Od Hrissaady Popas Folka i jego towarzyszy nie by³ spokojny. Gdzieœ nieopodal, wed³ug s³уw Ragnura, przebiega³ jeden z g³уwnych haradzkich traktуw i teraz ci¹gnк³o nim stale wojsko. A bokami, nie wiadomo czego siк obawiaj¹c w sercu w³asnych ziem, wкszy³y konne patrole Haradrimуw, czasem zapuszczaj¹c siк g³кboko w zaroœla. To by³y tereny myœliwskie w³adcy Wielkiego Tcheremu, nadкtego z dumy po d³ugo oczekiwanym upadku Gondoru. - Tu staraj¹ siк nie wspominaж Olmera - zauwa¿y³ pу³g³osem Ragnur. - Przyjemniej im jest, gdy przekonuj¹ siebie, ¿e sami osi¹gnкli zwyciкstwo... A w³aœnie - ¿e Minas Tirith znowu jest gondorskie, i to od dawna - te¿ siк nie mуwi... Co za kraj, niech go poch³on¹ wody zes³ane przez Morskiego Ojca! Z powodu tych patroli - a Folko od razu wyczu³, ¿e coœ tu jest nie tak - musieli kilka razy zmieniaж miejsce dziennego postoju, niedostrzegalnie dla nikogo przemieszczaj¹c siк g³кbiej w zaroœla. Ragnur, ktуry mia³ sokoli wzrok, zauwa¿y³ kilka drapie¿nych ptakуw kr¹¿¹cych nad lasem, ale czy by³y to wys³ane na poszukiwania nocnych m¹cicieli spokoju tropi¹ce soko³y, czy nie, powiedzieж nie mуg³. - Lepiej uwa¿ajmy, ¿e nas szukaj¹ - zaproponowa³ hobbit. - Tak jest, i nie ruszymy siк z miejsca, pуki wszyscy doko³a nie pуjd¹ sobie. Mnie siк tu podoba, a w manierce zosta³o mi jeszcze stare gondorskie. Dobrze, ¿eœ Folko, tam, w Minas Tirith, domyœli³ siк i zajrzeliœmy do piwniczki!... Znakomite wino tam by³o przechowywane, krуlewskie, s³owo dajк! Nie gorsze od piwa, ¿ebym pad³! Tak, ale piwko by by³o... - Ma³y Krasnolud ze smutkiem pokiwa³ g³ow¹. - Przestaс marzyж! - ofukn¹³ druha Torin. - Jeszcze coœ wykraczesz, niech nas Durin strze¿e... Tym razem nie us³yszeli ani trzasku krzewуw, ani podnieconego szczekania goсczych psуw. Nic nie poruszy³o siк, nie zaszeleœci³o, po prostu miкdzy nimi, bezszelestnie - niczym elf Thranduila - pojawi³a siк wojowniczka Tubala. Nawet w d³ugiej kolczudze, w³o¿onej na grub¹ koszulк, by³a smuk³a i silna, jak m³ode drzewko, ju¿ dysponuj¹ce w³asnymi si³ami i dwukrotnie wy¿sze od sadownika, ktуry je posadzi³. - O, ho, ho!... - zdo³a³ wykrztusiж Malec, rzucaj¹c siк do broni, ale wyprzedzi³a go Eowina: - Tubalo! Poczekaj! Po co mamy siк biж?! Przecie¿ mnie uratowa³aœ! - OdejdŸ, dziewczynko - rzuci³a oziкble m³oda wojowniczka. W pe³nym, choж lekkim rynsztunku, z obna¿on¹ szabl¹, uwa¿nie wpatrywa³a siк w hobbita - i tylko w niego. Jednak¿e Folko nie w¹tpi³, ¿e widzi przy tym rуwnie¿ ka¿dy ruch Torina i Malca, i Ragnura... Khandyjczyk nie zwleka³. Jego szabla, znacznie d³u¿sza i ciк¿sza od tej, le¿¹cej w d³oni Tubali, po³yskiwa³a matowo. Dobra stal, mo¿e nie z podziemnych kuŸni, ale i tak mocna. - Przysz³am - powiedzia³a dŸwiкcznym g³osem Tubala po to, by was zabiж. Bкdк walczy³a ze wszystkimi naraz albo z ka¿dym po kolei - mnie jest bez rу¿nicy. Wyprzedzi³am wys³anych w celu schwytania was gwardzistуw - ale w³adca otrzyma wasze g³owy, tyle ¿e nie od swych zapasionych dupasуw, co tylko potrafi¹ muchy t³uc w wartowniach, ale ode mnie! - Po co tyle s³уw, dziewczyno. - Folko zrobi³ krok w jej kierunku. Zd¹¿y³ w³o¿yж he³m z mithrilu i zosta³o mu tylko opuœciж przy³bicк. - Ile¿ s³уw, i to jakich! Ale zapomnia³aœ: jest wojna, a nie turniej. Nas jest czworo... - Piкcioro! - krzyknк³a oburzona Eowina. - Piкcioro - poprawi³ siк hobbit. - Piкcioro, a ty sama. Masz nadziejк pokonaж wszystkich? - W³aœnie tak! Nawet jeœli czcigodny po³уwieczek zajdzie mnie od plecуw, jak jeden z jego s³ynnych ziomkуw na Polach Pelennoru! - rzuci³a z pogard¹ Tubala. - Ona chyba zwariowa³a. - Malec ruszy³ do przodu. Jego miecz i daga po³yskiwa³y. - Po co z ni¹ gadamy, Folko? Tu, w Haradzie, wszyscy maj¹ trochк nie po kolei. Na dodatek to œwiat³o... - Ja bym j¹ rozbroi³, zabijaж nie ma potrzeby wed³ug mnie - zauwa¿y³ spokojnie Torin, te¿ unosz¹c topуr. - Pos³uchaj, a nie mog³abyœ nas oœwieciж, dlaczego w³aœciwie chcesz nas zabiж? - zapyta³ hobbit, nie dotykaj¹c nawet miecza. - Kiedy ju¿ bкdziesz siк wala³ na ziemi z rozprutym brzuchem, to mo¿e ci powiem, wolno nawijaj¹c twoje flaki na mуj kind¿a³! - odparowa³a dziewczyna. - No, w takim po³o¿eniu raczej nie bкdк ciк s³ucha³ uwa¿nie. - Folko uœmiechn¹³ siк, ci¹gle maj¹c nadziejк, ¿e uda siк unikn¹ж awantury. WyraŸnie mieli do czynienia z szalon¹ dziewczyn¹, a takich siк nie bije i nie zabija, choж mog¹ byж niebezpieczne... - Postaram siк, byœ pos³ucha³ - zapewni³a go wojowniczka. I w nastкpnej chwili zaatakowa³a go. Nigdy jeszcze dot¹d Folko nie zetkn¹³ siк z takim przeciwnikiem. Szczup³a i krucha na oko dziewczyna dysponowa³a si³¹ i kunsztem Sandella; jej szabla tak mocno uderzy³a w klingк Folka, ¿e ten, omal nie utraciwszy broni, ledwo usta³ na nogach. Obca klinga zahaczy³a o kolczugк; metal zgrzytn¹³ oburzony, jakby odzwyczajony od odpierania wra¿ych ciosуw. Torin, Malec i Ragnur rzucili siк ze wszystkich stron na Tubalк. Z szaleсcami nie ma co siк pojedynkowaж, trzeba ich wi¹zaж - dla w³asnego dobra. Wojowniczka broni³a siк po mistrzowsku - jej ruchy by³y odmierzone, dok³adne, a klinga ani na mgnienie oka nie pozostawa³a za myœlami. ¯elazny wicher Malca rozbi³ siк o niezbyt wyszukan¹, ale precyzyjn¹ obronк Tubali. Torin, stкkn¹wszy, uderzy³ swoim toporem, chc¹c wybiж szablк z jej rкki - ale ta, nawet nie mrugn¹wszy okiem, sama podstawi³a klingк i krasnolud, ktуry tym uderzeniem przecina³ os³oniкtego zbroj¹ przeciwnika od ramienia do pasa, zachwia³ siк i zosta³ odrzucony - a Tubala tylko siк uœmiechnк³a. - Jest gorsza od garbusa! - wyrwa³o siк Ma³emu Krasnoludowi. Zamigota³a, zlawszy siк w szary wichrowy okr¹g, szabla Ragnura. Khandyjczyk by³, jak siк okaza³o, znakomicie wyszkolony w pos³ugiwaniu siк kling¹ - i Folko, wykorzystawszy odpowiedni moment, run¹³ pod nogi dziewczyny. Za chwilк na powalon¹ wojowniczkк rzucili siк wszyscy razem. Tubala zawy³a jak ranna wilczyca. Otrzymawszy solidny kopniak w pierœ, odlecia³ na bok Malec; Torin przeklinaj¹c os³abi³ chwyt; i kto wie, jak skoсczy³aby siк ta potyczka, gdyby nie wmiesza³a siк w koсcu Eowina. Dziewczyna wczepi³a siк palcami w gard³o Tubali i w czasie gdy ta usi³owa³a oderwaж jej wczepione w swoj¹ szyjк palce, Malec, Torin i Folko z Ragnurem zdo³ali spкtaж mieszkankк Po³udnia. - Uffff... - Malec zrzuci³ he³m. - Ale historia! Gdzie siк rodz¹ takie cuda? - Nigdy siк tego nie dowiesz, niedomiarku! - Tubala sycza³a i plu³a, miotaj¹c siк w pкtach niczym pantera. - Nigdy nie pokonalibyœcie mnie, s³yszycie? Tylko pod³oœci¹ mo¿ecie pokonaж... Nikt jej nie odpowiedzia³ - po prostu nikt nie zd¹¿y³. Nowa walka rozgorza³a, zanim jeszcze tak naprawdк zakoсczy³a siк poprzednia. Nienadaremnie kr¹¿y³y tu te ptaszyska - zd¹¿y³ pomyœleж Folko. Ze wszystkich stron nadchodzili Haradrimowie. Jak zdo³ali podejœж niezauwa¿eni, jak mуg³ hobbit, zawsze tak wyraŸnie przeczuwaj¹cy zagro¿enie, nie wyczuж ich nadci¹gania - nikt w tym momencie nie wiedzia³. Po prostu nadszed³ czas walki. Byж mo¿e przyjacio³om uda³oby siк ponownie przebiж przez szeregi wrogуw - ale okaza³o siк, ¿e Haradrimowie szybko siк ucz¹. Tym razem by³o ich znacznie wiкcej, przybyli zakuci w ciк¿kie pancerze, roœli, prawdziwi giganci, od stуp do g³уw zakryci ¿elazem i ogromnymi - niemal ludzkiego wzrostu - tarczami. Dziko wrzasnк³a, wij¹c siк w pкtach, Tubala - usi³owa³a siкgn¹ж wкz³уw zкbami - najwyraŸniej nie mia³a z³udzeс rуwnie¿ co do swego losu. Krzyk ten, przepe³niony niemal zwierzкcym i jakimœ nieziemskim smutkiem, echem odezwa³ siк w duszy hobbita. Cokolwiek o niej mуwiж, to w³aœnie Tubala uratowa³a Eowinк... zdradzi³a w³adcк Haradu, i nie mo¿na by³o porzucaж jej, bezbronnej i bezsilnej... Zanim sam zrozumia³, co robi - ostrze jego miecza dwukrotnie przemknк³o po wiкzach wojowniczki, uwalniaj¹c j¹. Ale potem wœciek³y wir walki rozdzieli³ ich. Nie uda³o siк uratowaж koni. Teraz mo¿na by³o postaraж siк tylko o jedno za wszelk¹ cenк rozerwaж œmiertelny pierœcieс wra¿ych tarcz. - Razem! - rykn¹³ Torin. Ale nawet mocarz krasnolud musia³ ust¹piж miejsca hobbitowi - przeciwko zakutej w pancerz sile konieczna by³a zrкcznoœж. - Eowino, nie zostawaj! - z kolei rykn¹³ hobbit. Znalaz³szy siк na czele szyku, Folko zanurkowa³ pod miecz najbli¿szego pancernego, skoczy³ za brzeg ogromnej tarczy i wyrzuci³ do przodu rкkк z mieczem, celuj¹c w szczelinк w pancerzu. Stal znalaz³a dla siebie drogк, Haradrim z wrzaskiem run¹³ na plecy, i zanim jego towarzysze zd¹¿yli zewrzeж szereg, ca³a pi¹tka znalaz³a siк po drugiej stronie zaganiaczy. S¹ tacy, ktуrzy uwa¿aj¹ krasnoludy za niezgrabne i powolne istoty, ale to s¹ ci, ktуrzy nie widzieli w akcji przedstawicieli tej podziemnej rasy. Kiedy trzeba, tangarowie potrafi¹ biegaж, i to bardzo szybko. Teraz w³aœnie by³a taka chwila prawie przeœcignкli szybkiego jak kuna Ragnura. Obcy las za wszelk¹ cenк stara³ siк nie dawaж schronienia uciekinierom. Ciк¿kie, duszne powietrze, jak ¿¹dny krwi wampir, wysysa³o z piersi oddech i si³y. Korzenie wype³za³y z ziemi w najmniej oczekiwanych miejscach, usi³uj¹c chwyciж w swoje pкtle stopк i powaliж. Drogк przegradza³y nie wiadomo sk¹d bior¹ce siк albo niespodziewane parowy, albo szerokie strumienie o bagnistych brzegach czy nagle wyrastaj¹ce niemal na œrodku bagien wzgуrza. Ale uda³o im siк oderwaж od ciк¿kich haradzkich pancernych. Oderwali siк - ale tylko po to, by stan¹ж twarz¹ w twarz z kolejnym zagro¿eniem. - Eowino!!! Przed nimi, po³yskuj¹c metalem zdobionych pancerzy i dumnymi z³otymi herbami na purpurowych tarczach, nadci¹ga³ drugi ³aсcuch. Tu poradzi³ sobie, przewodz¹cy teraz grupie, Torin. Tcheremczycy nie zdo³ali zewrzeж szeregуw, potyczka by³a jeden na jednego, i krasnolud z nieoczekiwan¹ zrкcznoœci¹ nagle cisn¹³ swуj, zupe³nie do tego nieprzeznaczony, bojowy topуr. Maj¹c ca³kiem inne wywa¿enie ni¿ broс do miotania, topуr ze œwistem przelecia³ nad tarcz¹ Haradrima i ugrz¹z³ w przy³bicy. Wojownik jкkn¹³, upuœci³ tarczк - i ju¿ obok sta³ Malec, jednym ruchem dagi dobijaj¹c rannego. Przebili siк raz jeszcze. Ale Eowina mia³a mniej szczкœcia. Haradrim z prawej by³ nieco bardziej roztropny i odwa¿niejszy, ni¿by siк tego chcia³o, i Eowina chwyci³a za broс, os³aniaj¹c ty³y przyjaciу³. Ale rozpaczliwy wypad jej dziecinnej szabelki zosta³ sparowany kantem ciк¿kiej tarczy, a w nastкpnej chwili dziewczyna zosta³a uderzeniem tarczy rzucona o ziemiк. Co prawda, gibka i zrкczna jak kot poderwa³a siк od razu na rуwne nogi, ale miкdzy ni¹ i towarzyszami wкdrуwki wyros³a œciana tarczownikуw. Nie by³o innego wyjœcia. - Eowino, uciekaj! - odwrуciwszy siк, Folko zaatakowa³ przeœladowcуw. Za nim, rycz¹c z wœciek³oœci, uderzy³y krasnoludy. Czasu by³o ma³o, bardzo ma³o - ale jednak wystarczy³o go, by, powaliwszy jeszcze jednego z haradzkiego szeregu, daж dziewczynie mo¿liwoœж ucieczki. Mo¿e i nie ma dok¹d uciec ale i tak lepsze to ni¿ niewola! Przecie¿ nie bкdzie spokojnie czeka³a, a¿ narzuc¹ jej arkan na szyjк!? Znowu rozpaczliwy skok. Dobrze, ¿e mithril jest znacznie l¿ejszy od stali, pozwala zachowaж si³y podczas d³ugiego biegu... Psy straci³y trop - na szczкœcie Ragnur zachowa³ kilka garœci niszcz¹cego psi wкch ziela. Eowino, Eowino, co mamy teraz robiж?! Gdzie ciк szukaж?!

2 Sierpnia, Wczesny Ranek, Dwadzieœcia Piкж I Pу³ Mili Na Po³udniowy Wschуd Od Hrissaady, Obуz Niewolnikуw Szary nie mуg³ zasn¹ж. Do pobudki mia³ jeszcze niema³o czasu, jego oddzia³ spa³, spa³ te¿ ca³y ogromny obуz niewolnikуw, ktуrych nie wiadomo dlaczego haradzcy dowуdcy uparcie nazywali „wolnymi wojownikami Wielkiego Tcheremu”. Nieopodal zaskrzypia³y ko³a ogromnych wozуw, ktуre przywozi³y do obozu wodк z najbli¿szych studzien. Wodк wydzielano sk¹po, nie wystarcza³o jej dla wszystkich, i doko³a beczek nieustannie wybucha³y bуjki. Zaczкli siк ruszaж niewolnicy pilnuj¹cy wozуw - ci maj¹ pкdziж do beczek, ledwie te siк zatrzymaj¹. Szary energicznie podniуs³ siк z legowiska. Nikt mu tego nie kaza³, ale co rano robi³ obchуd swojego oddzia³u, jakby pamiкtaj¹c jakiœ mocno wbity w pamiкж wojskowy rytua³. Wygl¹da³o, ¿e to zajкcie nie ma sensu - ale ludzie czuli siк pewniej, jeœli pierwsz¹ rzecz¹, jak¹ widzieli obudzeni chrobotaniem skуrzanej grzechotki, by³a postaж Szarego, w milczeniu dokonuj¹cego obchodu placyku, zajкtego przez stu swoich. - Ju¿, ju¿, dowуdco. - Dwaj ch³opcy nieco mocniej zbudowani od innych, podtrzymuj¹c ³aсcuchy kajdan, poœpieszyli z wiadrami do beczek. Nikt ze œpi¹cych jeszcze siк nie poruszy³ - czeka³ ich ciк¿ki dzieс, i ka¿dy stara³ siк do koсca wykorzystaж wydzielony im przez panуw wypoczynek. Przemierzaj¹c teren, Szary znalaz³ siк nieopodal granicy obozu. Na rogach rozlokowa³y siк warty Tcheremczykуw, ale ogrodzenia doko³a nie by³o. Mimo kusz¹cej bliskoœci krzewуw nikt nie prуbowa³ uciec. Zbyt œwie¿e by³y w pamiкci wrzaski tych, ktуrzy kiedyœ zaryzykowali. Psy goсcze i soko³y migiem ich znalaz³y. Kara by³a okrutna: schwytani umierali nad dysz¹cymi ¿arem wкglami, a id¹ce obok kolumny niewolnikуw posкpnie patrzy³y na kaŸс... Wszyscy mieli nadziejк, ¿e tam, gdzie spotka³y siк armie Haradu i nieznane hordy po³udniowych przybyszуw, bкdzie lepiej. Powinni im przecie¿ daж broс, w koсcu! I rozkuж... A wtedy zobaczymy kto kogo... Tak, czy te¿ niemal tak, myœla³a mia¿d¿¹ca wiкkszoœж niewolniczego wojska, ktуre powoli i niezgrabnie posuwa³o siк coraz bardziej na po³udnie... O jakieœ piкж krokуw od krzakуw Szary zatrzyma³ siк. Nie, nawet mu przez myœl nie przesz³o, ¿eby uciekaж, choж pozostawione przez bicz pу³tysiкcznika blizny mocno bola³y. Po prostu - tam, w gкstwinie, zauwa¿y³ chyba jakiœ ruch - jakby ktoœ przedziera³ siк przez pl¹taninк krzewуw, ostatkiem si³, rozpaczliwie staraj¹c siк ujœж depcz¹cej po piкtach pogoni. A poœcig naprawdк siк zbli¿a³. Szczкka³a broс, chrypia³y i r¿a³y wierzchowce; haradzcy myœliwi zrкcznie i nieub³aganie wypкdzali ofiarк na skraj lasu. Szary zamar³, przys³uchiwa³ siк. Obуz lada chwila powinien zostaж obudzony, ale doko³a wszyscy ci¹gle jeszcze spali, wysysaj¹c resztki nocnego wypoczynku. Wartownicy Haradrimowie leniwie przeci¹gali siк na swych posterunkach - Szary, ktуry sta³ niedaleko od krzewуw, nie wzbudza³ ich zainteresowania. Nigdzie nie zniknie - w kajdanach, zreszt¹. A jeœli i z g³upoty sprуbuje uciec - od tego s¹ psy. Ofiara pogoni tymczasem zbli¿a³a siк do Szarego, pкdzi³a resztkami si³. Prosto do miejsca, w ktуrym sta³. Liœcie drgnк³y i rybak zobaczy³ ³adniutk¹, choж podrapan¹ i posiekan¹ ga³кziami, wymкczon¹ twarzyczkк m³odej dziewczyny. Z³ociste w³osy spl¹ta³y siк. Wielkie szare oczy przepe³ni³ strach - dziewczyna zobaczy³a przed sob¹ zakutego w kajdany cz³owieka, a nieopodal - haradzkich ³ucznikуw. Ale z ty³u dopкdza³a j¹ pogoс, na twarzy uciekinierki pojawi³a siк rozpacz i rezygnacja. Szary zobaczy³, ¿e wyjк³a z pochwy lekk¹ szablк. Wtedy samym wzrokiem poleci³ jej: „ChodŸ tu do mnie!”. Wartownicy obojкtnie gapili siк na boki. Odg³osy poœcigu zbli¿a³y siк i uciekinierka podjк³a decyzjк. Jednym skokiem pokona³a dziel¹c¹ ich odleg³oœж i znalaz³a siк przy Szarym. Nie mуwi¹c ani s³owa, pchn¹³ j¹ w kierunku le¿¹cych na ziemi, œpi¹cych jeszcze ludzi. Skinк³a g³ow¹ - i, szybko przykrywszy brzegiem odzienia wspania³e z³ote w³osy, natychmiast uda³a œpi¹c¹. Nikt niczego nie zauwa¿y³. Tylko dziesiкtnik, wœrуd ludzi ktуrego Szary ukry³ dziewczynк, zerkn¹³ na niego i kiwn¹³ g³ow¹. Skoro setnik tak post¹pi³ - widocznie tak trzeba. Rozleg³ siк trzask w krzakach. Wartownicy natychmiast unieœli ³uki - ale od razu je opuœcili. Z zaroœli wypad³a kawalkada tcheremskich myœliwych; na d³ugich smyczach prowadzone by³y psy. Dowodz¹cy polowaniem na niewolnika krzykn¹³ coœ do stra¿nikуw, i wcale nie trzeba by³o znaж haradzkiego, by zrozumieж, ¿e pyta: „Nie pojawi³a siк tu?...”. Wartownicy zgodnie pokrкcili g³owami - nie widzieliœmy, nic nie wiemy. Psy natomiast niespodziewanie zaskowycza³y, zapar³y siк ³apami w ziemiк - nie chcia³y siк ruszyж. Szary uwa¿nie popatrzy³ na nie. Dowodz¹cy poœcigiem splun¹³, wœciekle rykn¹³ na krкc¹cego siк obok koсskich kopyt psa i wykona³ na koniu zwrot. Za nim, poganiaj¹c konie, popкdzi³a reszta poluj¹cych. Szary wolno odwrуci³ siк do zaroœli plecami. Jego twarz by³a dos³ownie zlana potem. Wydawaж by siк mog³o, ¿e przed chwil¹ przetaszczy³ na w³asnym grzbiecie dobr¹ setkк ciк¿kich tobo³уw. Ca³e to zajœcie trwa³o zaledwie kilka minut. I chwilк potem rozleg³ siк sygna³ pobudki.

3 Sierpnia, Centrum Haradu Nie ma potrzeby t³umaczyж, ¿e Folko i jego towarzysze byli w rozpaczy. Nikt siк nie odzywa³. Ukrywszy siк w ciemnym, zaroœniкtym jarze, wyszukanym przez Ragnura, milczeli solidarnie jak zaklкci. ¯aden nie mia³ si³ ani chкci otworzyж ust. Malec coœ szepta³, zacisn¹wszy piкœci - ni to przeklina³ najgorszymi s³owy, ni to wzywa³ na pomoc praojca Durina... Torin po prostu milcza³ - ale twarz jego mog³a w tej chwili przestraszyж œmiertelnie wszystkich dziewiкciu Nazguli z Sauronem na dodatek. Najspokojniej wygl¹da³ Ragnur - Khandyjczyk mocno wierzy³ w przeznaczenie. Zrobili wszystko, co mogli, a nawet wiкcej. Wszechpotк¿ny Los zrz¹dzi³ inaczej - wiкc nie ma co siк teraz zabijaж! Widocznie Eowinie s¹dzone jest pozostaж w Haradzie... W koсcu Khandyjczyk przerwa³ grobow¹ ciszк: - Musimy uciekaж. I to szybko. Oni zorganizuj¹ nowe polowanie, a my nie mamy ani zapasуw, ani wierzchowcуw. Pу³nocny szlak na pewno zostanie szczelnie zamkniкty. Dlatego musimy uciekaж tam, gdzie siк nas nie spodziewaj¹ - na po³udnie. S³owa pada³y z jego ust wyraŸnie i zdecydowanie, jakby Ragnur wszystko ju¿ przemyœla³ i nie mia³ w¹tpliwoœci, jak nale¿y postкpowaж. - Na po³udnie? - Folko popatrzy³ na niego. - S³uch mnie nie myli? Na po³udnie? - W³aœnie tak. - Khandyjczyk stukn¹³ piкœci¹ w d³oс. Tam nas nie czekaj¹. Konie i wszystko inne zdobкdziemy na wrogach. A potem - do morza! - Tak, z³o¿ymy sobie tratwк i pop³yniemy - zakpi³ Malec. - Jeœli potrzeba przyciœnie nas do muru - mo¿e i pop³yniemy. Je¿eli, oczywiœcie, chcesz wrуciж do Umbaru - powiedzia³ Ragnur powa¿nie, bez cienia uœmiechu. - My, Morski Lud, mamy swoje sekrety. Tak wiкc, jeœli dotrzemy do okreœlonego miejsca na wybrze¿u i wyœlemy sygna³ - ktoœ nas zabierze. Pierwszy okrкt, jaki siк nadarzy. - Jak to? - zaciekawi³o to Folka. - Zobaczysz - nie wdawa³ siк w szczegу³y Eldring. - To jest jedna z naszych tajemnic. - Rozumiem - powiedzia³, przeci¹gaj¹c g³oski, Folko. A Eowina niech sobie ginie? Tak? - Los nam nie sprzyja - wzruszy³ ramionami Khandyjczyk. - Zrobiliœmy wszystko, co mogliœmy. Ale jeœli powiesz mi, ¿e to nieprawda, ¿e mo¿emy jeszcze coœ zmieniж - zgodzк siк z tob¹! Hobbit spuœci³ g³owк. Wszystko przepad³o! I drogocenne naczynie z napojeni Drzewobroda te¿. Nie siкgnie teraz Eowiny nawet w myœlach, nie dowie siк, gdzie ona jest... A zreszt¹ nie ma co ¿a³owaж tego, co niemo¿liwe! Konie przejкli Haradrimowie, mo¿na o wierzchowcach zapomnieж. Jak i o baga¿ach w sakwach przy siod³ach. Dobrze przynajmniej, ¿e broс zosta³a przy nich... Milcza³, nie znajduj¹c s³уw, ¿eby odrzuciж okrutn¹ prawdк Ragnura. Rzeczywiœcie - co mo¿e wywalczyж teraz ich czwуrka, pozbawiona wszystkiego? Niechby nawet w walce zdobyli wierzchowce - co dalej? Poœcig natychmiast uczepi siк ich plecуw. Poza tym - co mog¹ zdzia³aж tam, przy morzu? Sekretne sygna³y Morskiego Ludu? Ile bкd¹ musieli czekaж na odpowiedŸ? - Nie mo¿emy odejœж - powiedzia³ Torin spokojnie i powa¿nie, patrz¹c prosto w oczy Khandyjczykowi. - Nie mo¿emy - powtуrzy³. - Ty uczynisz, jak zechcesz. OdejdŸ, je¿eli ci pozwala twoje sumienie i honor. Ragnur poderwa³ siк na rуwne nogi, jego oblicze zala³a purpura, siкgaj¹c g³кbin oczu, rкka wyszarpnк³a do po³owy szablк z pochwy. Ma³y Krasnolud natychmiast stan¹³ naprzeciw niego, z mieczem i dag¹ w gotowoœci. - Stуjcie, przestaсcie¿! - Folko rzuci³ siк do rozdzielania cz³owieka i krasnoluda, gotowych wczepiж siк sobie w gard³a. - Zupe³nie powariowaliœcie! Ragnurze! Ma³y! Torinie! Zapomnieliœcie, z czym mamy do czynienia? - A bo on... - razem wypalili Khandyjczyk i Strori. - Ka¿dy powiedzia³, co myœli - odezwa³ siк z powag¹ hobbit. - Nie mo¿emy siк wzajemnie s¹dziж. Ka¿dy sam wybiera dla siebie drogк. Bкdzie nam ciebie bardzo brakowa³o, Ragnurze, ale jeœli tak zdecydowa³eœ - idŸ. Zostaniemy tu i albo zginiemy, ratuj¹c Eowinк, albo dokonamy tego. Powrуt bez niej jest dla nas gorszy od œmierci. Ot, i wszystko. I nie ma siк o co biж... - zakoсczy³ zmкczony. Torin ponuro skin¹³ g³ow¹ na znak zgody. Malec schowa³ broс. Tak¿e Khandyjczyk zdj¹³ d³oс z rкkojeœci. Przez chwilк panowa³a g³кboka cisza. - To szaleсstwo... - wycedzi³ w koсcu przez zкby Ragnur. - Szaleсstwo, ale... A, wszystko mi jedno! Zostajк! - I od razu, jakby nie by³o ¿adnej k³уtni: - A jak macie zamiar szukaж naszej zaginionej? Folko, Torin i Malec jednoczeœnie i g³кboko westchnкli. Udzieliж odpowiedzi nie mуg³ nikt.

4 Sierpnia, Dziewiкжdziesi¹t Mil Na Po³udniowy Wschуd Od Hrissaady, Obуz Niewolnikуw Nie tak ³atwo jest ukryж nowego niewolnika, skoro codziennie rano i codziennie wieczorem odbywa siк sprawdzanie stanu osobowego. A na dodatek wszyscy doko³a s¹ w kajdanach, a ten nowy nie. I na domiar nieszczкœcia, jest to jedyna z³otow³osa dziewczyna w ogromnej niewolniczej karawanie. - Rohanka! - pisnк³a jakaœ m³oda niewolniczka - z plemienia Heggуw, s¹dz¹c po wyd³u¿onym owalu twarzy, ostrym podbrуdku i nieco skoœnych oczach. - Rohanka! - podchwyci³o kilka g³osуw. Przez szeregi oddzia³u Szarego, w ktуrym, o ile policzono by kobiety, by³oby tak naprawdк dwadzieœcia dziesi¹tkуw niewolnikуw, przetoczy³ siк g³uchy pomruk: „Rohanka...”, „Rohanka...”, „Rohanka...”, „bydlк”... Doko³a Eowiny b³yskawicznie powsta³ pusty kr¹g. Kobiety wœciekle sycza³y, mк¿czyŸni zerkali z nienawiœci¹. Dziewczyna mia³a wzrok zaszczutego zwierzкcia. Od momentu, gdy znalaz³a siк wœrуd niewolnikуw, czu³a, jakby zala³a j¹ nagle obca z³a wola. Nie mog³aby nawet wyt³umaczyж, co sk³oni³o j¹ do zrobienia tego decyduj¹cego kroku z zaroœli na spotkanie Szarego. Mo¿e, gdyby potrafi³a przeczekaж tam, w krzakach, usz³aby pogoni i zdo³a³a odszukaж przyjaciу³... A teraz ukrywa siк w t³umie wczorajszych wrogуw, wœrуd tych, ktуrzy œmiertelnie nienawidz¹ jej zwyciкskiej ojczyzny, stepуw zielonego Rohanu i dumnego, wiecznego cwa³u bia³ego rumaka na jej sztandarach... Eowina czu³a, ¿e tylko szabla, ktуr¹ schowa³a w okrywaj¹cych j¹ ³achmanach, w jakie obficie zaopatrzy³ j¹ Szary, powstrzymuje pozosta³ych niewolnikуw od natychmiastowego ataku - skoro setnik nie pozwoli³ wydaж jej ochronie... W nocy ba³a siк spaж. Co j¹ uratuje, jeœli ci wszyscy brudni Heggowie, Howrarowie i inne dzikusy, zalewaj¹cy w czasie wojny zachodnie ziemie, w ciemnoœciach rzuc¹ siк na ni¹? Nie pomo¿e ani szabla, ani krуtki sztylet, ktуry ukrywa³a za szerokim pasem. Szary zauwa¿y³ to. Kiedy po pierwszej nieprzespanej nocy zataczaj¹ca siк Eowina stanк³a w szeregu, natychmiast znalaz³ siк obok niej. - Nie spa³aœ - powiedzia³, nawet nie pytaj¹c. - Dobrze. Dzisiaj po³o¿ysz siк ze mn¹. Zaczerwieni³a siк. Ona, dziewczyna wojowniczka, us³ysza³a po prostu: „K³adŸ siк ze mn¹!”. Szary zerkn¹³ na ni¹ - i Eowina odwrуci³a wzrok. Rozumia³ wszystko. Bez s³уw, od jednego spojrzenia. I jego wzrok odpowiada³ - nieco ironicznie i jednoczeœnie uspokajaj¹co: „Nie wyg³upiaj siк, dziewczyno, nie wyg³upiaj”. Na kobietк setnika nikt, rzecz jasna, nie œmia³ podnieœж rкki. Szary utrzymywa³ w swoich szeregach surowy ³ad. Dwa czy trzy razy na pocz¹tku musia³ u¿yж piкœci - najmocniejsi, najzdrowsi mк¿czyŸni walili siк nieprzytomni na ziemiк. Z³ote w³osy Eowiny pokry³a teraz gruba warstwa szarego wyschniкtego b³ota. Ca³a twarz rуwnie¿ zosta³a zasmarowana na szaro. Na nogach i rкkach brzкcza³y kajdany - nieprawdziwe, rzecz jasna. £aсcuchy to skuteczna broс w doœwiadczonych rкkach, i w niewolniczym wojsku nie wala³y siк bezu¿ytecznie gdzie popad³o, ale Szaremu uda³o siк zdobyж dla siebie odpowiednie pкta. Pochodz¹cy nie wiadomo sk¹d ³aсcuch by³ stary i zardzewia³y, bez ¿elaznych bransolet, musia³ wiкc po prostu owin¹ж go doko³a nadgarstkуw i kostek. Haradrimуw mog³o wprowadziж to w b³¹d tylko z daleka... Rybak o nic nie wypytywa³ dziewczyny. Chroni³ - tak, broni³ - tak; ale zupe³nie nie interesowa³ siк ani ni¹, ani tym, jak siк znalaz³a w haradzkich lasach, o setki mil od Rohanu... To Eowina nie wytrzyma³a: - Dok¹d idziemy? Zapada³ wieczуr. Obуz przygotowywa³ siк do noclegu. Trakt przecina³ rzadki las i wchodzi³ w senne, upalne gкstwiny, gdzie drzewa siкga³y niebios. Ale jakie¿ to by³y drzewa! Nigdy dot¹d Eowina nie widzia³a takich. Kora olbrzymуw tonк³a w strumieniach oplataj¹cych szczelnie pnie lian, okrytych z kolei wspania³ymi barwnymi kwiatami. Ciemnozielone miкsiste liœcie jakby rozpycha³y siк, zach³annie d¹¿¹c ku s³oсcu. Panowa³a duchota - i by³o bardzo wilgotno. Tcheremscy przewodnicy kilka razy obeszli ca³e wojsko, uprzedzaj¹c: niechby nie wiadomo jak chcia³o siк piж, to u¿ywaж mo¿na tylko wody przywo¿onej w beczkach. Leœne strumienie i rzeczki, takie mi³e i czu³e, nios¹ œmierж... Im dalej na po³udnie, tym mniej szans na powrуt do domu, tym mniej szans, ¿e mistrz Holbytla i jego przyjaciele odszukaj¹ j¹... - Dok¹d idziemy? Eowina le¿a³a na go³ej ziemi. Obok na plecach, ze skrzy¿owanymi rкkami na piersi (co za dziwna, niewygodna pozycja!), wyci¹gn¹³ siк Szary. Nie odpowiedzia³. Tylko niemal niezauwa¿alnie poruszy³ g³ow¹ - nie wszystko ci jedno? I tak nic nie da siк w tej chwili zmieniж. - Ja tak d³u¿ej nie mogк! - wyrwa³o siк dziewczynie. - Nikt nie mo¿e - odezwa³ siк cicho Szary. - Ale wszyscy id¹. - Dok¹d? Dok¹d, co tam nas czeka? - Tam nas czeka wojna. - Szary le¿a³ zupe³nie nieruchomo, jak nie¿ywy. - Bкdziemy walczyж... za Wielki Tcherem. Nie wiadomo, czy mуwi³ serio, czy ¿artowa³. - Wojna? Przecie¿ nie mo¿na walczyж w okowach?! - Bкdziemy pierwsi - odpowiedzia³ beznamiкtnie rybak. - A broс? - S¹dzк, ¿e trzeba bкdzie j¹ zdobywaж na wrogu. Tak wiкc twoja szabla nam siк przyda. - Zdobywaж? - nie mog³a uwierzyж Eowina. - Go³ymi rкkami? Szary nie odpowiedzia³. Na ziemiк opada³a noc. Daleko na po³udniu, za lasem, na skraju nieba pl¹sa³y i wi³y siк olbrzymie bia³e b³yskawice, ale w obozie nie s³ychaж by³o ¿adnych odg³osуw grzmotуw. Dziwna jakaœ ta burza... Eowinк przebieg³ dreszcz, jakby zmarz³a - choж doko³a wszystko tonк³o w gor¹cym, dusznym, przesyconym fetorem gnij¹cych bagien powietrzu. By³o ono nieruchome, upalne jakby z³y duch tych okolic z³ym okiem zerka³ na tych, ktуrzy wtargnкli do jego w³oœci; ludzie bezskutecznie starali siк odszukaж dla siebie choжby najmniejszy powiew powietrza. Dziewczyna zwinк³a siк, zakrywaj¹c g³owк rкkoma. G³upia, g³upia, nieszczкsna wariatka! Co ona sobie wymyœli³a... Jak ³adnie wszystko wygl¹da³o w marzeniach! Po³yskuj¹cy zbrojami szyk piechoty, niczym lawina pкdz¹ce pu³ki jazdy, w³уcznie i strza³y, cia³a pokonanych wrogуw - wszystkie, co do jednego, wstrкtne, nieludzkie - a ona w kolczudze, sp³ywaj¹cej po ciele, jak woda, z uniesionym mieczem, pкdz¹ca co si³ na pierzchaj¹ce na sam jej widok wra¿e hufce... I co ma zamiast tego? Najpierw porwanie i niewola, seraj w³adcy Tcheremu, potem Tubala, wyci¹gaj¹ca j¹ z pu³apki, jak kociк z przerкbli, potem mistrz Holbytla i jego przyjaciele, dla ktуrych okaza³a siк byж tylko niepotrzebnym ciк¿arem, a na koniec g³upia ucieczka i szczyt wszystkiego - karawana niewolnikуw! Oczywiœcie, Eowina nie sz³a w okowach. Ka¿dej nocy mog³a sprуbowaж szczкœcia - zaroœla kusi³y bliskoœci¹. Jednak¿e dziewczyna wiedzia³a, ¿e tym razem daleko nie ucieknie. Karawana by³a starannie strze¿ona. I mimo ¿e tcheremskich stra¿nikуw nie by³o a¿ tak wielu, to g³уwne niebezpieczeсstwo stanowi³y lotne oddzia³y myœliwych ze specjalnie wyszkolonymi psami i soko³ami - w³aœnie oni nie pozwalali, by karawana rozbieg³a siк po okolicy. Ci, ktуrym starczy³o odwagi, by sprуbowaж siк ukryж, zap³acili za to straszn¹ cenк. Niewielu by³o takich, ktуrzy chcieli pуjœж w ich œlady. No i te lasy... Obce, niezrozumia³e, w ktуrych œmierж czai siк na ka¿dym kroku, w ktуrych wszystkie drzewa, wszystkie krzewinki i bylinki s¹ nieznane, gdzie nie wiadomo, co mo¿na zjeœж, gdzie przytuliж g³owк, ¿eby nie obudziж siк w brzuchu nocnego drapie¿nika... A na dodatek Szary. Jego oczy, dziwne, niemrugaj¹ce powiekami, doœж czкsto zatrzymywa³y siк na Eowinie - a wtedy dziewczynк przeszywa³y dreszcze. By³a na siebie z³a: dlaczego dr¿к? Z jakiego powodu? Szary nie by³ ani olbrzymem, ani si³aczem, ani szczegуlnie z³ym cz³owiekiem. Niem³ody, zupe³nie siwy... mуg³by byж starszym bratem ojca Eowiny... Niczego szczegуlnego nie by³o w tym cz³owieku: zwyczajna twarz, zwyczajne oczy, nieco wyblak³e, a przecie¿ jak popatrzy - strach cz³owieka ogarnia. Jakiœ dziwny cz³owiek... jakby martwy. Jednak¿e rybak nie wiadomo jakim sposobem ca³kowicie panowa³ nad dwustu oddanymi mu pod rozkazy ludŸmi. Wystarczy³o, by spojrza³, rzuci³ s³owo czy dwa - i koniec. W oddziale Szarego nikt siк nie bi³ o kкs jedzenia, nie gwa³ci³ kobiet, jak to mia³o miejsce w s¹siednich oddzia³ach. Niem³ody przywуdca dziwnym jakimœ sposobem zawsze pojawia³ siк tam, gdzie tego wymaga³a sytuacja. Eowina by³a ca³a i zdrowa tylko dziкki niemu. Dziewczyna nie rozmawia³a z nikim. Plecy p³onк³y od nienawistnych spojrzeс innych niewolnikуw, jakby to ona, dlatego, ¿e urodzi³a siк w Rohanie, by³a winna ich niewoli. Nie mia³a z³udzeс, ¿e gdyby tylko sprуbowa³a ucieczki, znalaz³oby siк a¿ nadto chкtnych, by donieœж o tym stra¿nikom. Nawet Szary by nie pomуg³... Noc, roz³o¿ywszy na ca³ym niebosk³onie swe skrzyd³a, Opad³a na cichn¹cy obуz. Jak puchacz na nietoperza. Eowina przymknк³a powieki. Niech siк dzieje, co chce.

5 Sierpnia, Ranek, Cytadela Olmera B³ysn¹wszy krуtko, miecz wer¿n¹³ siк w bok uszytego z trzech byczych skуr wora, wype³nionego po brzegi piaskiem, w ktуry zazwyczaj piкœciami i stopami t³ukli nowi poborowi, szkol¹cy siк w walce bez broni. Piasek wychwytuje i t³umi ka¿de uderzenie, ale d³oс trzymaj¹ca miecz okaza³a siк silniejsza. Ostrze rozciк³o „œwiniк” na dwie czкœci: gуrna czкœж wisia³a nadal na linie, dolna plasnк³a pod stopy miecznikowi. Piasek bryzn¹³ na wszystkie strony. - Widzia³eœ? - zapyta³ miecznik skrzypi¹cym, zimnym g³osem. Na szerokim dziedziсcu szko³y wojskowej, jeszcze pustym i cichym, obok majtaj¹cych siк jak wisielcy skуrzanych worуw z piaskiem, stali dwaj wojownicy. Jeden, wcale nie stary jeszcze, wysoki, postawny, w bogatym, choж nieco zbyt wyszukanym jak na skromne miasteczko odzieniu: malinowa, haftowana z³otem peleryna, jasnopurpurowa koszula, wysadzany rubinami pas tangarskiej roboty, karminowe zamszowe buty z odwiniкtymi cholewami - a cholewy zdobione cienkimi z³otymi ³aсcuszkami, za pasem - nieoczekiwanie prosty miecz, w wys³u¿onej pochwie i z rкkojeœci¹ zupe³nie nierzucaj¹c¹ siк w oczy. Obok mк¿czyzny odzianego w rozmaite odcienie czerwieni sta³ przysadzisty garbus w wytartej kurtce skуrzanej, w czarnej pelerynie i czarnych butach z grubej skуry. W rкku trzyma³ dziwny wygiкty miecz, zupe³nie niepodobny do zachodnich. - Nie jestem œlepy - rzuci³ z rozdra¿nieniem cz³owiek w purpurach. - Co mi chcia³eœ przez to udowodniж, Sandello? Jesteœ mi potrzebny tu. Zabraniam ci opuszczaж Cytadelк! W ogуle, nie rozumiem, jak mog³o ci to przyjœж do g³owy? Wkrуtce nadejdzie jesieс, Dorwagowie zbior¹ plony - i dok¹d, jak s¹dzisz, siк wybior¹? Czy aby nie tu? - Nie trzeba by³o ruszaж tej dziewczyny, Olwenie. - Spojrzenie zmru¿onych oczu najwierniejszego wspу³towarzysza Olmera by³o ciк¿kie. - W³adco Olwenie! - Mк¿czyzna gwa³townie poprawi³ starego miecznika. W¹skie, blade wargi garbusa nieco drgnк³y. Lodowate spojrzenie niemal zniknк³o pod przymkniкtymi powiekami. - Nie trzeba by³o ruszaж tej dziewczyny, w³adco Olwenie. To, w koсcu, cуrka jednego z dorwaskich seniorуw. S³owo „w³adco” akcentowa³ szczegуlnie. - Bкdziesz mnie poucza³, starcze? - poderwa³ siк syn Krуla Bez Krуlestwa. Sandello wolno i starannie w³o¿y³ miecz do pochwy. Wyprostowawszy siк, na ile mu pozwala³ garb, przejecha³ br¹zow¹ d³oni¹ po pomarszczonej i pokrytej bliznami twarzy. Odetchn¹³. - Jeœli w³adcy Olwena nie potrafiк ju¿ niczego nauczyж to po co mnie tu trzymasz? - A kto bкdzie dowodzi³?! - oburzy³ siк Olwen. - Mo¿e te szczeniaki? - Z rozdra¿nieniem wskaza³ ruchem g³owy na szko³к wojskow¹. - W³adca Olwen, ktуry nie potrzebuje ju¿ moich lekcji, oczywiœcie - beznamiкtnie odpowiedzia³ Sandello. Ten spochmurnia³ i przygryz³ wargi. Widocznie obecny w³adca Cytadeli Olmera nie uwa¿a³ za konieczne ukrywanie swych uczuж. - Sam sobie nie poradzк. Jesteœ tu koniecznie potrzebny, by uderzyж w odpowiednim momencie! Kto lepiej od ciebie bкdzie wiedzia³, kiedy nadesz³a taka chwila? - Czy to znaczy, ¿e w³adca Olwen odmawia mojej proœbie? - lodowatym tonem zapyta³ garbus. - Odmawiam, odmawiam, czy to nie jest jasne? - prychn¹³ Olwen. - A rozp³atany przez ciebie wуr stanowi kolejny dowуd na to, ¿e wypuszczaж ciк to to samo, co wysypaж z³oto w przydro¿ny py³! K¹cik w¹skich ust drgn¹³. Sandello niezrкcznie uk³oni³ siк, odwrуci³ plecami do Olwena i odszed³. Maszerowa³ zgiкty i nawet jakoœ przechylony, tak ¿e koniuszek pochwy pozostawia³ w kurzu w¹sk¹ bruzdк. Olwen przez jakiœ czas, skrzywiony, jakby go bola³ z¹b, patrzy³ za nim, a potem g³oœno gwizdn¹³. We wrotach pojawi³ siк stajenny, trzymaj¹cy za uzdк wierzchowca w³adcy.

8 Sierpnia, Po³udniowy Zachуd Haradu ...Jak¿e dr¿y i t³ucze siк to niewidzialne, le¿¹ce na ziemi s³oсce! Tam, przed nimi, za pn¹cymi siк ku chmurom grzbietami gуr, za szerokimi przestrzeniami lasуw, za bagnami i rzekami, za murami i twierdzami - tam, na po³udniu, bije, p³onie ono, a przed jego promieniami nie ma gdzie i jak siк ukryж. Na razie jeszcze nie wszyscy to zauwa¿aj¹ - ale z ka¿d¹ chwil¹ przenikaj¹ one coraz mocniej i siкgaj¹ coraz dalej. Nadejdzie taki czas, kiedy siкgn¹ najbardziej oddalonych zak¹tkуw Œrуdziemia - a wtedy ju¿ nie uratuje siк nikt. Nie bкdzie „jasnych” ani „ciemnych”, ani dobrych, ani z³ych, ani elfуw, ani orkуw - dlatego, ¿e wszystko, co ¿yje, zetrze siк w straszliwej wyniszczaj¹cej bitwie, jeszcze straszliwszej ni¿ Dagor Dagorrath, poniewa¿ - w odrу¿nieniu od Ostatecznej Bitwy - bкdzie ona ca³kowicie bezsensowna, okrutna i zakoсczy siк dopiero wtedy, gdy polegn¹ wszyscy, co do jednego, wojownicy, poniewa¿ ka¿dy bкdzie walczy³ z ka¿dym. Ale czym jest to Œwiat³o? Z jakiego tajnego pieca Melkora - czy Aule'a - bije ono? Kto, jak i, co najwa¿niejsze, po co rozpali³, tam na odleg³ych rubie¿ach, w jakim celu? Czy naprawdк - by oczyœciж ziemiк ze wszystkiego, co na niej ¿yje?... Hobbit otworzy³ oczy. Doko³a g³ucha ciemna noc. Obok malutkiego ogniska siedzia³ Malec, trzymaj¹c obna¿ony miecz na kolanach. Nad g³ow¹ pokrzykiwa³y nieznane ptaki. - Ma³y! - Folko uniуs³ siк na ³okciu. - K³adŸ siк. Teraz moja kolej. Ma³y Krasnolud nie kaza³ sobie tego powtarzaж. Mrukn¹wszy pod nosem coœ w rodzaju: „Doko³a spokуj” - zsun¹³ siк z pieсka przy ognisku, zrobi³ krok w bok, zwali³ na opuszczon¹ przez Folka derkк i po krуtkiej chwili ju¿ zacz¹³ sapaж przez nos. Hobbit obszed³ ich ma³y obуz. Khandyjczyk Ragnur spa³, wyci¹gn¹wszy siк jak gotowy do skoku leopard - Folko widzia³ kiedyœ takie zwierzк w cudem ocala³ym z wojennej po¿ogi zamku Etchelion. Wiedzia³, ¿e przewodnik poderwie siк na rуwne nogi, gdy tylko poœcig da siк s³yszeж w oddali. Torin, syn Dartha, te¿ spa³ - to¿ zdziwi³aby siк dumna starszyzna Haldor Caisa, gdyby wiedzia³a, gdzie zanios³o beztroskiego poddanego! Palce Torina nawet we œnie zaciska³y siк na rкkojeœci topora. Wargi krasnoluda porusza³y siк, wypowiada³ czyjeœ imiк; przez ca³y czas, przez ca³ych tych dziesiкж lat - jedno i to samo, wci¹¿ to samo... Na razie jeszcze siк trzymamy - pomyœla³ Folko. - Szaleсstwo jakby odst¹pi³o od nas. Sprуbowa³o raz i da³o sobie spokуj... Co nam pomaga? Jaki talizman? Ostrze Otriny czy pierœcieс Forwego?... Czy mo¿e coœ innego?... Zastanawia³ siк, a uszy i oczy, niezale¿nie od myœli, trzyma³y stra¿, wychwytywa³y niemal niezauwa¿alne szelesty w miarowym oddechu nocnego lasu. Niby doko³a spokojnie, ale... coœ nie tak... Do haradzkich wartowni daleko. Poœcig?... Nie... Chocia¿, po tym jak zaskoczyli ich Haradrimowie gdy zaginк³a Eowina - czy mo¿na ufaж swoim zmys³om?... Hobbit czyni³ sobie wielkie wyrzuty za ten wypadek - jak mуg³ tak przegapiж moment! No nic, teraz ju¿ za pуŸno na takie rozwa¿ania. Raz wyci¹gnкli Eowinк z haradzkich ³ap, drugi - nie uda³o siк... A ¿eby zachowaж choж resztki dumy, nale¿y udaж siк na Pу³noc, gdzie armie Eodreida i Morskiego Ludu zetkn¹ siк w œmiertelnym boju z mieszkaсcami minhiriackich rуwnin... Z wrogami... Doœж! - hobbit plasn¹³ d³oni¹ w kolano. Opamiкtaj siк, jacy¿ to wrogowie? Wrogiem by³ Sauron... by³ Olmer... A Hazgowie, Heggowie, Howrarowie i inni - to nieszczкœnicy, zaœlepieni, doprowadzeni do szaleсstwa przez bij¹ce od Po³udnia Œwiat³o... Fa³szywe, rzecz jasna, Œwiat³o. Œwiat³o rozgrzanych do bia³oœci szczypiec w rкkach kata. Œwiat³o, ktуre rozpali³o wstrкtn¹ czarn¹ moc. I on, Folko, winien za wszelk¹ cenк dotrzeж do jego Ÿrуd³a! Cokolwiek staж by siк mia³o! Bo w innym wypadku... przyjdzie zabijaж wszystkich tych biedakуw tylko po to, by samemu nie zgin¹ж... Hobbita obla³ zimny pot. Bo to wszystko by³o gorsze od Saurona. Gorsze od Olmera, bowiem ten, gdyby uda³o mu siк zwyciк¿yж, niew¹tpliwie poszed³by drog¹ Ar- Farazona Z³otego, ostatniego numenorskiego w³adcy, nic wiкcej. Ale jeœli to promieniowanie bкdzie zalewa³o Œrуdziemie swoj¹ niewidzialn¹ trucizn¹... Przekleсstwo - jesteœ sam na odludziu, nie ma kogo zapytaж, nie ma ju¿ Radagasta, ktуry naprowadza³ na w³aœciwy trop, nie ma mкdrca Forwego ani Wielkiego Orlangura - obojкtnego, ale pomagaj¹cego wszystkim - i dobrym, i z³ym, byle nie zatrzyma³a siк przemiana Œwiatуw... Koniec, nie ma nikogo. Pierœcieс ksiкcia Avarich, choж od¿y³, ale niezupe³nie - do Wуd Przebudzenia nie da rady siкgn¹ж... Znowu, jak w czasie szalonej Pogoni za Olmerem - wstrкtna szara mg³a przed oczami. Mo¿na j¹ ci¹ж mieczem, mo¿na przeszyж strza³¹ - wszystko na prу¿no. Zostaje tylko jedno wlec siк na oœlep. W skroniach pulsowa³a krew. Przedbitewny sza³ zala³ duszк hobbita, wype³ni³ j¹ nowymi si³ami. Folko znieruchomia³, zacisn¹³ piкœci i mocno zmru¿y³ oczy. Wydawa³o mu siк, ¿e otaczaj¹cy mrok powoli staje siк szarym pу³œwiat³em, ¿e on sam jakby szybuje nad ziemi¹ - nawet bez napoju Drzewobroda. Las pozosta³ na dole; pnie drzew zmniejszy³y siк, wygl¹da³y jak koszmarne kopie szkieletуw ze stercz¹cymi na boki koœcianymi rкkami- ga³кziami. Hobbit wznosi³ siк coraz wy¿ej i wy¿ej, i widzia³: gкstwiny doko³a niego s¹ puste, tylko drapie¿niki wкsz¹ i szukaj¹ ¿eru, tcheremski poœcig gdzieœ siк zgubi³. Co prawda, nieca³y. Jeden jedyny jeŸdziec uparcie wlуk³ siк po tropach uciekinierуw. Szczup³a, raczej drobna postaж, wcale niepodobna do haradrimskiego wojownika... Czy¿by to ci¹gle by³a namolna Tubala?... Zreszt¹, jak na razie jeszcze jest daleko. Popatrzmy lepiej o tam... Stop! Co to znowu?! Droga? Tak... w³aœnie tak... I... ludzie na drodze! Tcheremskie wojsko? Ciekawe, dok¹d siк kieruje... Ale niech lepiej idzie sobie, gdzie chce, byle dalej od granic wycieсczonego, rzuconego ju¿ na jedno kolano Gondoru... I... Nie - stop! Tam, na drodze! Hobbitowi wyda³o siк, ¿e traci rozum. Tam... w szarym t³umie, nagle mignк³y mu, lej¹ce siк z³ot¹ strug¹ niczym p³omienie na wietrze, w³osy Eowiny! Pokryte b³otem w celu odwrуcenia uwagi - ale czy mo¿na oszukaж elficki pierœcieс?

9 Sierpnia, Wielki Step, Droga Od Cytadeli Olmera Na Po³udnie Wytrzyma³y konik bez poœpiechu k³usowa³ przed siebie, po niekoсcz¹cych siк wielkich easterlingowych stepach. Wielu, zbyt wielu odesz³o z tych okolic w poszukiwaniu lepszego ¿ycia na Zachodzie, pod sztandarami krуla Olmera; wrуci³o bardzo niewielu. Wiкkszoœж ocala³ych osiad³a w Amorze, za³o¿ywszy nowe krуlestwo. Rodziny ich powoli tak¿e przenios³y siк na Zachуd, a pozosta³ych tu, wiernych obyczajom przodkуw, by³o zbyt ma³o, by step, jak ongi, ciemnia³ plamami niezliczonych tabunуw. Rzadko trafia³y siк obozy i osady, a jeszcze rzadziej mo¿na by³o spotkaж w nich m³odzie¿. Starcy, choж nikt ich nie krzywdzi³ przy podziale ³upуw, spogl¹dali na goœcia pochmurnie, z ³aski cedz¹c przez zкby obowi¹zkowe wed³ug praw goœcinnoœci s³owa. I to wszystko dotyczy³o wкdrowca, dobrze znanego w tych okolicach. Garbusa Sandello. Wyjecha³ z Cytadeli w nocy, zmyliwszy czujnych wartownikуw. Ch³opaczki! Czy tacy potrafi¹ go upilnowaж! Ech, Olwenie, Olwenie... Chcia³eœ uderzyж - uderzaj. WsadŸ do lochu, zakuj w ³aсcuchy, a stawiaj na stra¿y bezw¹sych ch³opakуw, przekonanych, ¿e garbaty szermierz mo¿e swoj¹ kling¹ zaledwie od much siк opкdzaж. Blade wargi wykrzywi³ niby- uœmiech. Nie zabi³ ¿adnego durnia z ochrony. Jednemu wystarczy skaleczone biodro, drugiemu zranione ramiк. M³ode cia³a, pozarastaj¹ siк szybko. „A w koœж nie trafi³bym” - tak, zapewne, mуg³ pomyœleж Sandello w chwili, kiedy rкka jego dotknк³a pary no¿y do miotania wisz¹cych na pasie. Bano siк go. Plotka pкdzi³a przed nim, wyprzedzaj¹c znacznie starego wojownika. Ustкpowano mu najlepsze miejsca w namiotach, i on sam, potrafi¹cy kiedyœ spaж w dowolnym miejscu, na zimnie i wietrze, chc¹c nie chc¹c, garn¹³ siк teraz do ciep³a. Prawie nie odzywa³ siк do nikogo. W milczeniu przyjmowa³ poczкstunek i, wydawa³o siк, nie obchodz¹ go ani k³uj¹ce spojrzenia, ani gwa³towne s³owa - wszystko to ju¿ na granicy przyzwolenia przez stary obyczaj. K³ad³ tylko w poprzek kolan miecz w wytartej starej pochwie - a na plecach garbusa przytroczona by³a druga klinga, dok³adnie owiniкta szarymi szmatami. Niekiedy zatrzymywa³ siк na szczycie jakiegoœ wzgуrza i sta³ d³ugo znieruchomia³y, wpatruj¹c siк w horyzont na pу³nocy. Ale niczego, prуcz trawiastego morza i nieba, zlewaj¹cego siк gdzieœ tam, poza granic¹ widzenia, z wielkim wschodnim stepem, nie widzia³. Czasem dostrzega³ nieliczne figurki jeŸdŸcуw zawsze otoczonych wianuszkami jucznych wierzchowcуw czy nawet wozami o wysokich burtach - easterlingowski lud przenosi³ siк na nowe miejsce. Kto mуg³ uwierzyж, ¿e jeszcze nie tak dawno z tych okolic wylewa³a siк fala niebywa³ego najazdu, fala, ktуra wywrуci³a i pogrzeba³a pod sob¹ wieczne, wydawa³o siк, mocarstwa?... Zreszt¹, Gondoru, tak naprawdк do koсca nie dobili... Nie zawsze wieczorem udawa³o mu siк znaleŸж stanowisko Easterlingуw. Wtedy garbus, stкkaj¹c, urz¹dza³ siк na nocleg w jakiejœ ustronnej niecce czy zaroœniкtym parowie. Wкchem, nieustкpuj¹cym zwierzкcemu, odnajdywa³ wodк. Podrу¿owa³ na dwu wierzchowcach; napoiwszy konie, jad³ co popad³o, z zapasуw, nie rozpalaj¹c ogniska. Niepкtane konie ochrania³y pana lepiej od ostrych psуw. Mrok zmywa³y ulewy s³onecznych strza³, ale Sandello ju¿ wczeœniej siedzia³ w siodle. Na bladym obliczu garbusa ¿ywe by³y tylko oczy, tylko oczy. Ca³a reszta przypomina³a nieruchom¹ maskк. Nie uœmiecha³ siк. Nie cieszy³a go ani zieleс rуwnin, ani poœwistywanie ma³ych ptakуw, ani ko³ysz¹ce siк na wietrze fale trawiastego morza. Przez te lata garbus jeszcze bardziej wyszczupla³, w³aœciwie - wysech³, jego policzki zapad³y siк, nos wyostrzy³; na g³owie - same siwe w³osy, a i tych, a¿ œmiech bierze, zosta³o niewiele. Do licznych blizn z walk dosz³y zmarszczki; staruch i tyle, taki powinien siedzieж na zapiecku i prze¿uwaж bezzкbnymi dzi¹s³ami, przecieraj¹c nimi podan¹ przez ¿onк m³odszego wnuka kaszк... Jednak ma³o kto wiedzia³, ¿e wzrok Sandello ma ostry jak w m³odoœci. ¯e jego rкce, ktуre nie leni³y siк ani przez jeden dzieс ¿ycia, z ³atwoœci rozegn¹ podkowк, zwin¹ w rurkк monetк, zawi¹¿¹ gwуŸdŸ na supe³ek; ¿e jego nу¿ do miotania trafi w w¹sk¹ szczelinк przy³bicy z dwudziestu krokуw; i ¿e przez dziesiкж lat od œmierci Olmera garbus Sandello ani razu nie zosta³ pokonany. Nigdy i przez nikogo. Prуcz... prуcz tej trуjki, ale o tym lepiej nie myœleж. „Olwen... No, spotkamy siк jeszcze z tob¹, g³uptasie. Spotkamy siк na pewno kiedyœ...”. Sandello pod¹¿a³ na po³udnie. Sam. Ale - z dwoma mieczami.

9 Sierpnia, Wieczуr, Po³udniowy Harad - A ja ci mуwiк, ¿e ona jest tam! - Rozgniewany Folko tupn¹³ nog¹. - Widzia³em j¹, rozumiesz? - W haradzkim wojsku? - Malec z niedowierzaniem uniуs³ brew. - Oszala³eœ, bracie hobbicie. Ma³o tego, ¿e poderwa³eœ nas ze snu i przez ca³y dzieс wleczesz przez te gкstwiny - to jeszcze na dodatek zaczynasz mуwiж od rzeczy! Jak mog³a znaleŸж siк w armii Haradu?! Przecie¿ zosta³aby rozszarpana na strzкpy! - Ale jakoœ nie zosta³a rozszarpana - odci¹³ siк hobbit. Malec plasn¹³ w d³onie, pozostali, Torin i Ragnur, z zainteresowaniem przys³uchiwali siк ich sporowi. - Tamtкdy akurat przechodzi wojenna droga Haradrimуw - zauwa¿y³ Khandyjczyk. - Znam te strony kiepsko, ale co do Traktu nie mylк siк. Bardzo prawdopodobne, ¿e mog¹ to byж Tcheremczycy. I Eowina, jeœli tak¿e zosta³a schwytana nie przez myœliwych w³adcy - oby mu bandzioch rozerwa³o z powodu niestrawnoœci! - tylko przez zwyczajnych aptarуw, wojownikуw. - Nie rozumiem, Ma³y. Proponujesz, ¿eby j¹ tu pozostawiж w³asnemu losowi? - naciera³ tymczasem Folko. - A mo¿e nie chcia³eœ jej porzuciж, kiedy skierowaliœmy siк do morza! - odgryz³ siк Ma³y Krasnolud. Folko zarumieni³ siк. Niby sam rozumia³, ¿e nie mieli innego wyjœcia, chyba ¿e powrуt do Hrissaady, do rozjuszonego gniazda os, na swoj¹ zgubк, maj¹c p³onn¹ nadziejк, ¿e ju¿ schwytan¹ brankк wprowadzono ponownie do pa³acowego wiкzienia. Czy nie stchуrzy³eœ, bracie hobbicie? - Tak zdecydowa³em. To prawda. Ale teraz tak s¹dzк, mo¿emy j¹ uratowaж. - A jeœli tylko ci siк wydawa³o? Albo coœ ci siк pojawi w Wodach Przebudzenia, to co - tam nas poniesie? - nie ustкpowa³ Ma³y Krasnolud. - Jak mi siк coœ przywidzi w Wodach Przebudzenia, wtedy bкdziemy o tym gadaж - nachmurzy³ siк Folko. - A na razie mamy do niej kilka dni marszu! Malec wzruszy³ ramionami: - Co mi tam... Pamiкtam, co prawda, ¿e œpieszyliœmy siк do Rohanu, ¿eby na wojnк zd¹¿yж - ale niech bкdzie... Krew uderzy³a hobbitowi do g³owy. - Czy nie chcesz powiedzieж, ¿e stchуrzy³em? - O co wam chodzi? O co chodzi?! - rykn¹³ Torin, migiem rzucaj¹c siк miкdzy przyjaciу³. - Folko! Strori! Czy wyœcie powariowali?! Malec chlusn¹³ sobie w twarz kilkoma garœciami wody. - Sprуbuj tego - pomaga - posкpnie burkn¹³ do Folka. Co siк wyrabia - naprawdк jesteœmy gotowi rzuciж siк sobie do garde³? - Jeœli nie bкdziemy trzymali siк w ryzach - na pewno tak - rzuci³ podobnym tonem hobbit. - Dobrze, ¿e na razie mamy kogoœ, kto nas powstrzyma... Ale jeœli siк wszyscy poddamy? - Wed³ug mnie, po prostu nie powinniœmy siк sprzeczaж oœwiadczy³ rozs¹dnie Khandyjczyk. - Jak to? - os³upia³ Strori. - A jeœli ja z czymœ nie bкdк siк zgadza³? - ZagryŸ zкby na rкkojeœci topora. Nie wolno nam siк sprzeczaж, rozumiesz? Ja mam wyprowadziж was do morza nie ma co siк ze mn¹ sprzeczaж. A na dodatek mamy uratowaж dziewczynк - jeszcze raz... Skoro mistrz Folko uwa¿a, ¿e jest w wojsku Tcheremu, znaczy trzeba tam pуjœж. Jeœli to nie ona - po prostu stracimy cztery dni. To strata, ale nie œmiertelna. Natomiast jeœli to ona... - Stracimy g³owy... byж mo¿e - krzywo uœmiechn¹³ siк Malec. - Ale - na wszystko jest wola Machala! Znasz drogк, Ragnurze? ProwadŸ wiкc, pуki siк nie rozmyœli³em!

10 Sierpnia, Obуz Niewolnikуw Straszna droga przez lasy dobiega³a koсca. Jeszcze dwa, najwy¿ej trzy dzienne etapy i wyrwie siк z leœnych okуw na przestrzenie urodzajnych stepуw. Tam, poœrуd niezmierzonych zalewуw traw, œwie¿o upieczonym obroсcom Tcheremu przyjdzie stan¹ж do pierwszego boju... w kajdanach. Po zat³oczonej niewolniczymi karawanami drodze maszerowali nie tylko niewolnicy. Szerokim krokiem przemierza³y j¹ oddzia³y piechoty, pкdzi³y konne rozjazdy i oddzia³y - ale by³o ich ma³o, bardzo ma³o. Ca³y ciк¿ar pierwszego uderzenia mia³ przyjœж na niezborny t³um wziкtych w Minhiriacie rabуw. O wrogu Tcheremczycy nie mуwili wcale; i powoli, powoli, ale coraz g³oœniej, niewolnicy zaczynali siк burzyж. Gdzie obiecana broс? Gdzie normalne po¿ywienie? Ju¿ niewiele zosta³o do przejœcia, a tylu z nich wci¹¿ jeszcze nie odzyska³o si³ i wlecze siк noga za nog¹! Jak tacy maj¹ walczyж? Eowina powoli dosz³a do siebie. Urodzona w Rohanie, od ma³ego przyzwyczajona do siod³a, nie za³ama³a siк, nie pogr¹¿y³a w tкpej obojкtnoœci, jak wielu jej towarzyszy. Kiedy sp³ynк³o z niej oszo³omienie pierwszych dni i nawet wzrok Szarego, jak jej siк wydawa³o, straci³ sw¹ moc, Eowina znowu, i to powa¿nie, rozmyœla³a o ucieczce. Po co pкdz¹ do walki takie t³umy niewolnikуw? Przecie¿ nie po to, by dzielili siк z Tcheremczykami zdobycz¹, wiadomo... Mo¿e wrogowie Haradrimуw oka¿¹ siк ich sprzymierzeсcami? Zreszt¹, na to by³o niewiele szans. Nie, jest przed ni¹ tylko jedna droga - na pу³noc, do Gondoru. Co prawda, przez niezmierzone przestrzenie wrogiego Haradu, ale s¹dzi³a, ¿e gdy wojna wy buchnie z ca³¹ si³¹, to i tej ma³ej szansy na ucieczkк ju¿ nie bкdzie. Zaczк³a gromadziж chleb. Ostro¿nie, by nie zauwa¿yli tego inni, a szczegуlnie kobiety. Rzuc¹ siк t³umnie i co - zabijaж je?... W g³кbi ducha mia³a nadziejк, ¿e namуwi do ucieczki tak¿e Szarego. Niemal codziennie miкdzy rabami wybucha³y sprzeczki, natychmiast przeradzaj¹ce siк w bуjki. Haradzcy stra¿nicy nie mieszali siк - ale i oni robili siк coraz bardziej Ÿli. Najmniejsze podejrzenie - i niewolnik ryzykowa³, ¿e wpakuj¹ mu w³уczniк w bebechy. Na obуz jakby opad³a niewidzialna sieж szaleсstwa. Wieczorem, kiedy znu¿ona karawana w koсcu siк zatrzyma³a, a tego dnia konni Haradrimowie z niewyt³umaczalnym okrucieсstwem zmusili niewolnikуw, by maszerowali jeszcze szeœж mil, zanim pozwolili rozbiж obуz, Eowina znalaz³a dobry moment i chcia³a ostro¿nie dotkn¹ж ³okcia Szarego. Sta³ do niej plecami, ale, jak siк okaza³o, chyba widzia³ wszystko, co siк dzieje doko³a: nagle zacz¹³ mуwiж, zwracaj¹c siк do dziewczyny, zanim jeszcze dotknк³a jego rкki: - Chcesz uciekaж? Eowina skamienia³a. Powiedzia³ to niezbyt g³oœno, spokojnym g³osem, beznamiкtnie. - Z tob¹ - wykrztusi³a, zebrawszy wszystkie si³y. Szary westchn¹³, opuszczaj¹c g³owк, jakby przykro mu siк zrobi³o z powodu tкpoty uczennicy. - Uciekniesz na spotkanie wolnej i okrutnej œmierci - powiedzia³ znu¿ony. Jego usta niemal nie porusza³y siк i stoj¹ca tu¿ obok Eowina musia³a wytк¿aж s³uch, by zrozumieж wypowiadane s³owa. - Tu mo¿na siк uratowaж, tylko patrz¹c do przodu, a nie wstecz. Drogi powrotnej nie ma. Tam czyha jeszcze bardziej okrutna œmierж, straszniejsza ni¿ œmierж od strza³ i w³уczni wroga na po³udniu. - Ale... przecie¿ nas pкdz¹ na rzeŸ! Szary uniуs³ g³owк i dziewczyna odruchowo odsunк³a siк: setnik wyszczerzy³ zкby niczym czuj¹cy zdobycz wilk. Wyblak³e oczy nagle œciemnia³y, a niezbyt szerokie ramiona wyprostowa³y siк, jakby wzbiera³a w nich moc. Przed wystraszon¹ Eowina sta³ zupe³nie inny cz³owiek - okrutny, bezlitosny, gotowy zabiж nawet zкbami, nawet pazurami. - Na rzeŸ - skin¹³ wolno g³ow¹. - Ale... zobaczymy jeszcze, kto kogo zabije! - Chcesz wybiж Tcheremczykуw? - wyrwa³o siк dziewczynie. Szary uœmiechn¹³ siк: - Tcheremczykуw?... O nie. Na to nie wystarczy nam si³. Gdybym by³ sam... - Nagle urwa³, ale jakby wcale nie dlatego, ¿e powiedzia³ za du¿o, raczej sam zdziwiony swoimi s³owami. - To co wtedy? - jкknк³a cicho Eowina. - Zobaczysz - ponuro rzuci³ Szary. - Wiem, ¿e musimy iœж na pу³noc, nie na po³udnie. Ratunek jest tylko tam. Ratunek... i zemsta. By³a to chyba najd³u¿sza rozmowa Eowiny z Szarym.

11 Sierpnia, Granica Lasu I Stepu, Po³udniowy Harad - Ech, jaka¿ tu okolica piкkna! - zachwyci³ siк Malec, patrz¹c na rozci¹gaj¹cy siк przed nim widok. Rzeczywiœcie - by³o czym siк zachwycaж. Od wschodu na zachуd ci¹gn¹³ siк olbrzymi grzbiet. Miкdzy gуrami le¿a³y szerokie zielone doliny. Z rу¿owawych od s³oсca wiecznych œniegуw w dу³, na rуwninк, sp³ywa³y niezliczone strumyki i rzeczki. Wœrуd porozrzucanych tu i tam wzgуrz gdzieniegdzie po³yskiwa³y b³кkitne plamy jezior. Ziemia b³ogos³awiona. Wybiegaj¹c z lasu, haradzka droga natychmiast zaczyna³a siк rozga³кziaж. Wszкdzie widoczne by³y osady, pola uprawne i ogrody. Na rуwninie pas³y siк stada. - Teraz musimy byж ostro¿niejsi - nie zapomnia³ ostrzec Ragnur. - Wszystko widaж jak na d³oni... £owcze soko³y Haradrimуw s¹ wspaniale u³o¿one. - Kto powiedzia³, ¿e kowad³o ma m³ot pouczaж? - rzuci³ zaczepnie Malec. - Co to, sami nie wiemy? Khandyje¿ykowi drgn¹³ policzek, ale uda³o mu siк opanowaж. - Doœж tego, Strori! - skrzywi³ siк Torin. - Ragnur mуwi do rzeczy. Raz siк zagapimy i natychmiast nas capn¹. Malec przetar³ mocno twarz rкkami. - Sam nie wiem, co mnie opкta³o - przyzna³ nieco zawstydzony. - Te s³owa, choж wcale tego nie chcк, same wylatuj¹ mi z ust! - Wiadomo dlaczego - mrukn¹³ Torin, ale Ma³y Krasnolud rozjuszy³ siк jeszcze bardziej. - Nie wierzк! - wrzasn¹³, wyci¹gaj¹c miecz, jednym ciкciem œci¹³ niczemu niewinne drzewko. - Nie wierzк, ¿eby ktoœ tak mn¹ sobie rz¹dzi³! Nawet z Olmerem... nie tak by³o! Co to ja jestem dla nich - lalka?! - Nie jesteœ lalk¹. - Folko po przyjacielsku po³o¿y³ mu d³oс na ramieniu. - Nie jesteœ i zabawk¹, i my te¿ - nie... Ale jeœli nie ugasimy tego ogniska - niew¹tpliwie jeden drugiemu w gard³o siк wczepi... o ile nie starczy si³, by wczeœniej ze sob¹ skoсczyж. - To ci dopiero œmieszna historia! - Malec uspokaja³ siк powoli, ciк¿ko dysz¹c. - Hej, Ragnurze! Ty, tego... nie z³oœж siк. Lepiej prowadŸ nas dalej. - Ale dok¹d? - zapyta³ Khandyjczyk. - Niech Folko powie, w jakim kierunku! Hobbit posкpnie milcza³. Kierunek! Nie takie to proste... - Musimy wzi¹ж „jкzyka” i porz¹dnie go wypytaж - odezwa³ siк Torin. - Gdzie s¹ wojskowe obozy i takie inne rzeczy... Wtedy bкdziemy mogli dzia³aж nieco pewniej... - Patrzcie! - Malec przerwa³ mu, wskazuj¹c coœ gwa³townie uniesion¹ rкk¹. Z pobliskiej bramy leœnej na przestwуr zielonego stepu wype³za³ olbrzymi szary „w¹¿”. Haradzk¹ drogк przemierza³y szare kolumny ludzi - wcale nie wojskowe oddzia³y. Folko wpatrzy³ siк w nie. - Niewolnicy - powiedzia³ po chwili. - Id¹ w kajdanach, po bokach tcheremska stra¿. Oho, niema³o ludzi prowadz¹! Kolumna rzeczywiœcie nie mia³a koсca. - Oto masz odpowiedŸ - zauwa¿y³ Khandyjczyk. - IdŸmy za nimi! Widzк tam kogoœ w z³oconej zbroi... Przebiegaj¹c z miejsca na miejsce, kryj¹c siк jak tylko mo¿na w rzadkich zaroœlach, Folko i jego towarzysze pod¹¿ali za kolumn¹ rabуw. By³o to okropnie niewygodne i niebezpieczne, ale jedyne co mogli zrobiж. Byle uda³o siк doci¹gn¹ж w ten sposуb do zmierzchu, a w ciemnoœciach... Fortuna sprzyja odwa¿nym! Niewolnicy - wed³ug najskromniejszych szacunkуw Folka by³o ich co najmniej piкж tysiкcy - szli po Trakcie do samego wieczora. I dopiero gdy zgкstnia³ po³udniowy zmierzch, marsz skoсczy³ siк w bramie ogromnego warownego obozu. - Na M³ot Durina! - niemal jкkn¹³ Torin, patrz¹c, jak otwarte wrota po³ykaj¹ kolumnк po kolumnie. Ochrona, jak siк okaza³o, te¿ nie zamierza³a spкdzaж nocy na otwartym terenie - mimo ¿e wojsko jeszcze nie wysz³o poza rubie¿e Wielkiego Tcheremu. Obуz znajdowa³ siк w pewnym oddaleniu od osad i wsi. Malec z Ragnurem ruszyli, chc¹c najpierw obejœж obуz doko³a - i wrуcili dopiero po pу³nocy. Torin i Folko umierali z niepokoju. - Co najmniej piкtnaœcie mil przedreptaliœmy, uf! - Malec zwali³ siк na ziemiк. - Dadz¹ tu coœ jeœж g³odnemu krasnoludowi czy nie? - Dadz¹, dadz¹ - mrukn¹³ Folko, pe³ni¹cy, jak za starych czasуw, obowi¹zki kucharza. Lasy obfitowa³y w dziczyznк choж nieco dziwn¹, jak na hobbita gust. Ale po dziesiкciu latach wкdrуwek nauczy³ siк, ¿e nale¿y jeœж wszystko, co biega, fruwa, p³ywa czy pe³za. Oto i teraz - kolacja wкdrowcуw sk³ada³a siк ze schwytanej wczoraj przez Ragnura grubej szarej ¿mii. Malec niemal zwymiotowa³ na widok takiej zdobyczy ale nic lepszego nie uda³o siк upolowaж, i Ma³y Krasnolud, zacisn¹wszy powieki, cicho kln¹c, jad³ ze wszystkimi, po omacku siкgaj¹c ³y¿k¹ do kocio³ka. Potem, co prawda, przesta³ i mru¿yж oczy, i kl¹ж. Miкso to miкso. - Obуz jest naprawdк ogromny - wskaza³ ruchem g³owy Ragnur. - Nigdy nie widzia³em takiego. Jeden bok - cztery i pу³ mili! Ile¿ tam jest ludzi? I po co tyle, oto pytanie! - Dowiemy siк jutro. - Malec z wyraŸnym ¿alem wylizywa³ ³y¿kк - kolacja by³a nie tylko pуŸna, ale i sk¹pa. - Jak spotkamy inn¹ kolumnк... to ju¿ nie przepuœcimy. Obуz wygl¹da³ teraz jak nieco ciemniejsze wzgуrze - tylko na wie¿ach stra¿niczych p³onк³y ognie sygna³owe. Folko z druhami urz¹dzili sobie nocleg nieopodal, od nawietrznej mo¿e Haradrimowie maj¹ w pogotowiu psie sfory? - I nie zapomnijcie o Tubali! - uprzedzi³ pozosta³ych hobbit. - Wczeœniej czy pуŸniej dotrze ona do nas... - Niech mnie Durin oœwieci - kim ona jest? - warkn¹³ Malec. - Za dobrze siк bije! - I czego od nas chce? Dlaczego nas nienawidzi? - Torin odruchowo poprawi³ swуj topуr. - Mo¿e jesteœcie d³u¿nikami krwi? - zapyta³ Ragnur. - D³u¿nikami krwi? - powtуrzy³a jednoczeœnie ca³a trуjka - Torin, Folko i Malec. - No tak. Zabiliœcie jej przyjaciela... Czy mo¿e ojca albo brata - wiкc mœci siк - wyjaœni³ chкtnie Khandyjczyk. - Co to - ma³o z waszej rкki poleg³o ludzi? A Tubala dowiedzia³a siк, kto zabi³ bliskiego jej cz³owieka... Nic innego nie przychodzi mi do g³owy. - Mo¿e tak byж - mrukn¹³ Malec. - Ale nie za bardzo przypomina ona mieszkanki Po³udnia... Powiedzia³bym raczej, ¿e jest z Pу³nocy... Mo¿e z Krуlestwa £ucznikуw... - Na ziemiach Bardingуw nie ma obyczaju krwawej zemsty - pokrкci³ g³ow¹ Torin. - No, mo¿e ona jest jakaœ szczegуlna... - podsun¹³ Ragnur. - Dobra. - Folko ziewn¹³. - Walmy siк spaж... Jutro o œwicie ruszamy na polowanie...

11 Sierpnia, Wielki Step, Na Pу³nocny Wschуd Od Mordoru Sandello klкcza³. Obok spokojnie szczypa³y trawк wierzchowce. Przed nim na roz³o¿onej derce le¿a³o obna¿one ostrze - w³aœnie to, ktуre by³y wspу³towarzysz Olmera zazwyczaj nosi³ na plecach. Garbus wpatrywa³ siк w miecz, splуt³szy d³onie na piersi. Stary miecznik szepta³ - namiкtnie, gor¹co, zapamiкtale; nie odrywa³ wzroku od miecza. Dopala³ siк zmierzch. Gуry Czarne, pу³nocna granica Mordoru, zakrywa³y po³owк nieba. Tam, za ciemnymi stromiznami, le¿a³a pusta, jak i Wielki Step, ziemia - ma³o ktуremu z uczestnicz¹cych w Olmerowym pochodzie orkуw uda³o siк wrуciж do swych domowych pieleszy... Nieoczekiwanie garbus wyprostowa³ siк. Jego miecz wymkn¹³ siк z pochwy z zadziwiaj¹c¹ lekkoœci¹ i gracj¹ ¿mii. - Udowodniк! - rykn¹³ Sandello. Klinga g³кboko wesz³a w ziemiк, p³on¹c w wieczornych promieniach s³oсca, niczym ognisty miecz samego Tulkasa, S³onecznego Valara, w dniach dawno temu odbywaj¹cych siк Bitew Wielkich Bogуw. Ziemia stкknк³a ciк¿ko. Ponury i wœciek³y jкk gniewnego bуlu rozleg³ siк doko³a; wokу³ zatopionej w ciele ziemi klingi zakipia³a ciemna krew. Twarz Sandella poblad³a, ale garbus ani drgn¹³. Gwa³townym ruchem wyszarpn¹³ pokryty czerni¹ miecz. - Udowodniк! - Uniуs³ poczernia³e ostrze, gro¿¹c nie wiadomo komu - Zachodowi, Pу³nocy czy Po³udniu. Jak szalony wskoczy³ w siod³o i ruszy³ cwa³em przed siebie. A na szczycie wzgуrza po wetkniкtym w ziemiк mieczu pozosta³a w¹ska szrama wype³niona ciemn¹ krwi¹. Tylko czyj¹?

12 Sierpnia, Œwit, Obуz Niewolnikуw Na Po³udniowej Granicy Haradu Rogi posкpnie odegra³y pobudkк. Szary akurat zd¹¿y³ po³o¿yж ostatni¹ garœж rzadkiego b³ota na z³ociste kкdziory Eowiny i sprawdziж, czy dobrze trzymaj¹ fa³szywe ³aсcuchy. - Stawaж, wronia padlino, stawaж w szeregu! - wrzeszczeli haradzcy heroldowie. Tcheremczycy, dowodz¹cy swoimi pу³tysi¹cami, niespiesznie kierowali siк do oddzia³уw; setnicy z szeregуw niewolniczych szybko ustawiali swoje oddzia³y w szeregach. - Dziœ siк wszystko zacznie... - us³ysza³a Eowina cichy szept Szarego. Podnios³a wzrok i nie wytrzyma³a - odskoczy³a. Wyblak³e oczy p³onк³y. Czarny wicher na mgnienie oka pojawi³ siк w nich - i ponownie znikn¹³. - Cco?... Co siк zacznie? - dziewczynie pl¹ta³ siк jкzyk, ledwo wypowiedzia³a tych kilka s³уw. - Wrуg jest blisko - wytchn¹³ Szary. Jego oblicze lœni³o od potu. - Walka... jak nie dziœ, to jutro. Wiкcej niczego nie zd¹¿y³a Eowina od niego us³yszeж ryknк³y tr¹by, piкciosetnik wrzasn¹³, stoj¹c w otoczeniu kilkudziesiкciu ochroniarzy - szereg zamkniкty, strza³y na ciкciwach, w³уcznie w pogotowiu: - S³uchajcie mnie wszyscy! Okrutny wrуg jest blisko! Nadszed³ czas, byœcie okazali, ¿e macie prawo do wolnoœci. Za mn¹! Marsz!... Naprzуd!... Oddzia³ za oddzia³em, ogromna armia rabуw Haradu a do tego obozu spкdzono co najmniej sto tysiкcy ludzi, zapewne wybrawszy z niewolniczych targуw wszystko, co siк da³o, z Umbaru i wewnкtrznych domen kraju - wyp³ywa³a przez bramy. - Broс!... Gdzie jest broс? - nios³y siк g³osy nad nierуwnymi szeregami. Eowina trzyma³a siк blisko Szarego. D³oс cуrki Rohanu dotknк³a ukrytej w ³achmanach szabli. Usi³owa³a przechwyciж spojrzenie milcz¹cego setnika, ale on nie wypowiedzia³ ju¿ ani jednego s³owa - tylko, mru¿¹c oczy, rozgl¹da³ siк na boki. Oddzia³ Szarego wyprowadzono z obozu. Przed niewolnikami, p³ynnie obni¿aj¹c siк ku horyzontowi, le¿a³a obszerna, ozdobiona kilkoma wzgуrkami, rуwnina z wystaj¹cymi gdzieniegdzie z traw kкpami drzew. Na pierwszy rzut oka kraj wygl¹da³ na bogaty i spokojny - gdyby tylko po cienkich taœmach drуg nie ci¹gnк³y siк niemaj¹ce koсca ³aсcuchy wozуw, wy³adowanych domowymi skarbami. S³oсce wzbija³o coraz wy¿ej, ale po³udniowo- wschodni skraj horyzontu - tam, gdzie koсczy³y siк gуry - nie zamierza³ jaœnieж. Ca³e niebo nad t¹ okolic¹ zasnuwa³y dymy po¿arуw. - Co to jest?... - us³ysza³a za plecami czyjœ szept Eowina. To by³a jakaœ kobieta - nikt nawet nie pomyœla³ o tym, by oddzieliж je od mк¿czyzn wojownikуw. Na spotkanie szukaj¹cym ratunku w ucieczce mieszkaсcom po³udniowego Haradu sz³y tcheremskie oddzia³y konne ale by³o ich ma³o, bardzo ma³o... - Hej! S³uchajcie mnie wszyscy! Wasze zadanie - kopaж rowy i sypaж wa³y! - wrzasn¹³ Haradrim herold, ch³opak ze zdartym od krzykуw gard³em. Obok niego zamar³ na koniu ponury piкжsetnik - jego twarz by³a ciemniejsza od bezksiк¿ycowej nocy. - Braж kilofy i rydle! Brzкcz¹c ¿elastwem, z bram obozu wyje¿d¿a³y ju¿ wozy z narzкdziami. £ucznicy konni rozwijali szyk, przygotowuj¹c ³uki. Niewolnikуw odpкdzano nieco w bok od obozu. - Kopaж - st¹d i dalej! - Dowуdca machn¹³ rкk¹ w doœж nieokreœlony sposуb. - G³кbokoœж rowu - dwa razy mуj wzrost. Wa³... Sami zobaczycie. Do roboty! - To nie s¹ rozkazy - us³ysza³a Eowina ciche mamrotanie Szarego. - Co powiedzia³eœ? - zapyta³a. - To nie s¹ rozkazy, powiadam. Kopcie, i ju¿. A na dodatek - tu nie ma potrzeby kopaж rowуw. Nie ma tylu r¹k, by przegrodziж rуwninк. Oni po prostu graj¹ na zw³okк... Niemniej jednak nale¿a³o siк zabraж do pracy serio Haradrimowie nie znali siк na ¿artach. Szary szybko rozstawi³ swoich ludzi na miejsca - kto ma kopaж, kto wybieraж, kto wynosiж; kopanie posuwa³o siк szybciej ni¿ w s¹siednich oddzia³ach, w ktуrych wszyscy grzebali siк w ziemi, jak chcieli. S³oсce wznosi³o siк wy¿ej i wy¿ej; strumieс uciekinierуw zanikn¹³. Nie pojawia³y siк te¿ oddzia³y Tcheremczykуw. Tylko na horyzoncie k³кbi³ siк czarny dym po¿arуw.

12 Sierpnia, Zmierzch, Okolica Obozu Niewolnikуw - Jak siк nie wiedzie, to nie wiedzie. - Malec przewrуci³ siк na plecy i, za³o¿ywszy rкce pod g³owк, filozoficznie wpatrzy³ siк w stopniowo ciemniej¹ce niebo. - Dzieс szczurowi pod ogon! Przez ca³y dzieс ani pieszego, ani konnego! Prowadz¹ca na pу³noc droga rzeczywiœcie wymar³a. O trzy mile dalej, na po³udniowy wschуd burzy³a siк niezliczona armia niewolnikуw - kopali ziemiк, budowali umocnienia, ktуrych plan Torin oceni³ bardzo nisko. - Chyba siк opili mocnego piwa czy jak? Po co im tu rowy? Gdziekolwiek wykopaliby, i tak mo¿na je obejœж. - Mo¿e chc¹ walczyж na skrzyd³ach? - zastanawia³ siк Folko. - A tu, tylko tak, ¿eby ³atwiej utrzymaж œrodek? - No to gdzie s¹ wojownicy? - nie da³ siк przekonaж Ragnur. - Tu jest tylko kilka tysiкcy stra¿y! Wystarczy, ¿eby niewolnikуw trzymaж w ryzach, ale nie ¿eby powstrzymaж powa¿ny szturm! - W nocy pуjdк do obozu. - Zmru¿ywszy oczy, hobbit patrzy³ na brzydk¹ naroœl ze œcian i wie¿, szpec¹c¹ wspania³e, wielkie zielone wzgуrze. - Nie sprzeczajcie siк! Pуjdк sam. Wy, krasnoludy, wiкcej ha³asu czynicie ni¿ turlane pod gуrк beki z kamieniami. - Jak coœ powiesz! - Malec z szacunkiem podrapa³ siк po brodzie, zapomnia³ nawet siк obruszyж. - Krasnoludy - tak - spokojnie rzuci³ Ragnur. - A my, Khandyjczycy? Na dodatek - jak bкdziesz przes³uchiwa³ Haradrima? - Zobaczysz - hardo postawi³ siк hobbit. - Nie masz racji, Folko. - Torin pokrкci³ g³ow¹. - Musimy iœж razem. Znajdziemy jakiegoœ Khandyjczyka, takiego bogatszego i... - Tylko siк nie k³ужmy! - wtr¹ci³ siк ostrzegawczo Malec. - Bo, jak znam ¿ycie... znowu zaczniemy siк ¿reж... - W obozie jest pe³no luda - prуbowa³ przekonywaж ich Folko. - Niewolnicy, nadzorcy, wojownicy... Sam przemknк niezauwa¿ony - a ca³a grupa bкdzie musia³a zdejmowaж wartownikуw! Lepiej poczekajcie na mnie pod œcianami. Przygotujcie pochodnie i jak dam sygna³ - podpalicie wszystko doko³a! - Jaki sygna³?! - zakrzyknкli jednoczeœnie Torin i Malec. Zamiast odpowiedzi Folko otworzy³ zaciœniкt¹ piкœж. Na d³oni le¿a³ niewielki drewniany cylinder, ktуrego koсce zapieczкtowane by³y purpurowymi pieczкciami. Pleciony sznur przenika³ przez ³¹kowy korek, wchodz¹c do wnкtrza cylindra. - Co to za zabawka? - zdziwi³ siк Torin. - Sk¹d to masz? - Zmajstrowa³em, kiedy jeszcze byliœmy w Bucklandzie. Folko podrzuci³ cylinderek. - To chyba jeszcze spadek po starym dobrym Gandalfie... Kiedy siк poci¹gnie za sznurek, z cylindra wylatuje purpurowa ognista kula... Nawet nie wiedzia³em, ¿e jeszcze siк zachowa³a w Hobbitanii sztuka wykonywania tego. Ale, zachowa³a... Pewien mistrz w Bucklandzie nauczy³ mnie, podczas gdy wy, czcigodni, sprzeczaliœcie siк, gdzie jest lepsze piwo - w „Zielonym Smoku” czy w „Z³otej Grzкdzie”!... S³owem, jeœli zrobi siк kiepsko, wypuszczк tк kulк, a wtedy wy postarajcie siк narobiж mo¿liwie du¿o zamieszania!

13 Sierpnia, Pierwsza W Nocy, Obуz Niewolnikуw Mimo zmкczenia ca³odzienn¹ prac¹ Eowina nie mog³a zasn¹ж. Doko³a k³кbi³a siк upalna, duszna noc. Nie wiadomo sk¹d nadlecia³y chmary ssaczy; nawet kiedy karawana wlok³a siк miкdzy œmierdz¹cymi leœnymi bagnami, tych ma³ych drapie¿cуw nie by³o a¿ tyle. Ale nie tylko owady okaza³y siк problemem. Ledwo ucich³y ha³asy wielotysiкcznego obozu, gdy powiew upalnego po³udniowo- wschodniego wiatru przyniуs³ odleg³e wielog³ose wycie - na po³y z g³uchym dudnieniem, jakby setki bкbnуw grzmia³y unisono. Szary uniуs³ siк na ³okciu. Oblicze mia³ ponure, ale spokojne. - Rano tu bкd¹ - oœwiadczy³ cicho i beznamiкtnie. Ten niem³ody i dziwny cz³owiek by³ jedyn¹ nadziej¹ Eowiny; czasem wydawa³o siк, ¿e dopiero wczoraj pojawi³ siк na œwiecie, a innym razem - ¿e od dawna przemierza niemaj¹ce koсca œcie¿ki tej ziemi. - Kto? - Wrogowie Tcheremu. Haradzkie wojsko ucieka. Jutro skoсczy siк nasza niewola. - W oczach Szarego pojawi³ siк dziwny wyraz - ale raczej nie da³oby siк go uznaж za pewnoœж zwyciкstwa. - Ale... rowy niewykopane... nic nie zosta³o przygotowane... - Oni musieli tylko przetrzymaж tych biedakуw do nadejœcia napastnikуw. A ¿eby do g³owy im nie przychodzi³y g³upie myœli, dali szpadle. - Ale... jak bкdziemy jutro walczyli?! - Mimo upa³u po ciele Eowiny przebieg³y zimne ciarki. - Go³ymi rкkami?! - Nie s¹dzк. Za du¿o w obozie mamy dziwnych wozуw... odpowiedzia³ cicho Szary. I nie uda³o siк ju¿ Eowinie wyci¹gn¹ж z niego ani s³owa.

13 Sierpnia, Druga W Nocy, Obуz Niewolnikуw Folko bez przeszkуd przedosta³ siк przez wysok¹ œcianк obozu. Na wie¿ach stra¿niczych p³onк³y pochodnie, wymieniali okrzyki wartownicy, czasem szczekn¹³ pies - Ÿle wyszkolony, dobry strу¿ daje g³os tylko wtedy, kiedy jest pewien, ¿e wrуg jest tu¿ obok - ale czy to wszystko mog³o powstrzymaж zrкcznego, gibkiego hobbita, maj¹cego za sob¹ dziesiкж lat niebezpiecznych wojennych wypraw? Bezszelestnie zahaczywszy owiniкty szmatami hak o krawкdŸ œciany, Folko po kilku chwilach znalaz³ siк na szczycie muru. Starannie zwin¹³ sznur i ukry³. Obуz by³ budowany w poœpiechu, wewn¹trz mury podtrzymywa³a gкstwina podpуr. Hobbit jak cieс przemkn¹³ w dу³. Nikt go nie zauwa¿y³. Przed nim rozci¹ga³a siк ogromna przestrzeс, pokryta namiotami, daszkami i os³onami. Zwin¹wszy siк na nкdznych derkach, niewolnicy spali, gdzie kto pad³. Po w¹skich œcie¿kach miкdzy nimi przechadza³a siк uzbrojona po zкby stra¿ - co najmniej czterej wojownicy w ka¿dym patrolu. By³o doœж jasno - ogniska p³onк³y na ka¿dym skrzy¿owaniu. Teraz nale¿a³o dokonaж tylko jeszcze jednej rzeczy - schwytaж Tcheremczyka. Najlepiej dowуdcк, by mуg³ odpowiedzieж na pytania. Folko nie mia³ nadziei na odszukanie Eowiny - chyba ¿eby przypadkowo natrafi³ na ni¹. Odpowiedni Haradrim znalaz³ siк nadspodziewanie szybko. Gruby, poruszaj¹cy siк z pewnym trudem, w wyz³oconej zbroi, ciк¿ko przemaszerowa³ do wejœcia wysokiego namiotu, niedba³ym gestem odprawiaj¹c stra¿. Wyczekawszy na odpowiedni moment, hobbit ruszy³ jego œladem. Zwyk³a sprawa... czy to ma³o razy ujmowa³ takich pewnych siebie, poz³acanych si³aczy, ktуrzy patrzyli naс z gуry i s¹dzili, ¿e mog¹ go zmia¿d¿yж jak muchк? Co siк ze mn¹ dzieje? - myœla³ Folko ukryty w gкstym cieniu obok namiotu. - Jakby czyjeœ spojrzenie wpija³o siк w plecy... Albo... nie, coœ znanego... gdzieœ blisko... ju¿ to prze¿ywa³em... czu³em... dawno temu... Przenika³ go niepokуj. Nie po raz pierwszy przedziera³ siк w sam œrodek wra¿ego wojska, ale dot¹d nigdy nie odczuwa³ tego, co dziœ. Jakieœ uczucie, jakby zapomniane ca³kowicie... Wewnкtrzne spojrzenie ci¹gle natrafia³o na dziwne odstкpstwo w otaczaj¹cym go szarym pу³mroku - tam, w pewnej odleg³oœci, puch³o Coœ, odpychaj¹c to, co ludzie zazwyczaj nazywaj¹ Realnoœci¹. Gruda nowo zrodzonej, nieludzkiej Mocy... Œlepej, nieznaj¹cej swej w³asnej potкgi... Bardzo, nawet bardzo podobnej do... Chyba masz nie po kolei - ofukn¹³ sam siebie Folko. - Ju¿ ci siк wszystko miesza... Zwidzi ci siк nie wiadomo co... Potrz¹sn¹³ g³ow¹ i postara³ siк usun¹ж z niej to, co zobaczy³. Rozwa¿y to potem... Kiedy ju¿ upora siк z Tcheremczykiem. Obok wybranego namiotu p³onк³o ognisko. Piкtnaœcie krokуw od niego siedzieli wartownicy. Rzuciwszy na nich tylko jedno spojrzenie, hobbit przeœlizn¹³ siк pod po³¹ namiotu. Tcheremczyk by³ bardzo zdziwiony, kiedy jego gard³a dotknк³o nagrzane cia³em hobbita ostrze sztyletu. A dalej wszystko posz³o g³adko. Zrкcznie pos³uguj¹c siк jedn¹ rкk¹, Folko spкta³ Haradrimowi rкce. Ten rozszerzonymi ze strachu oczami gapi³ siк na nie wiadomo sk¹d przyby³ego wroga. Sztylet pewnie le¿a³ w d³oni, ciemne oczy nocnego goœcia patrzy³y zimno i zdecydowanie. I tcheremski tysiкcznik nagle uwierzy³, ¿e ten typek naprawdк poder¿nie mu gard³o w tym samym momencie, w ktуrym on otworzy usta, ¿eby wezwaж pomoc... Przy tym poder¿nie, zanim uda mu siк zaalarmowaж obуz... Pogodzony z losem Haradrim postanowi³ siк nie sprzeciwiaж. Folko zwi¹za³ porz¹dnie jeсca i zakoсczywszy pewne inne sprawy, machn¹³ rкk¹ w stronк wyjœcia. Tak w³aœnie szli - ogromny Tcheremczyk i niewysoki hobbit. Jeniec czu³ stal tu¿ pod sercem i maszerowa³ potulnie tylko poci³ siк obficie, zapewne ze strachu. Wartownicy z szacunkiem oddali honory oficerowi, umiejкtnie kryj¹cego siк w cieniu jeсca hobbita nikt nie zauwa¿y³. Zreszt¹, nikt siк nie spodziewa³ takiego wroga w dobrze strze¿onym obozie. Owo przekonanie sprzyja³o hobbitowi. Podeszli do muru, Tcheremczyk zasycza³, krкc¹c g³ow¹ Folko niedwuznacznie popycha³ go w gуrк - ale po jednym uk³uciu sztyletem w lewe ¿ebro podporz¹dkowa³ siк. Pozornie wydawa³o siк, ¿e udrкczony duchot¹ namiotu wojownik wyszed³ odetchn¹ж w ch³odzie nocy. Stra¿nicy na murach leniwie zerknкli na oficera. Skoro nie sprawdza posterunkуw, to niech sobie robi, co chce... Nic tak nie ukrywa jak otwartoœж. Na oczach wszystkich wartownikуw jeniec wszed³ na krawкdŸ œciany i zatrzyma³ siк, opieraj¹c o czкstokу³. Tego, ¿e w cieniu jego du¿ej postaci kryje siк zrкczny hobbit, nie zauwa¿y³ nikt. Lew¹ rкk¹ Folko narzuci³ na belki owiniкty ga³ganem hak. Lina zeœliznк³a siк w dу³ z cichym szelestem. Teraz nadesz³a kolej na najtrudniejsz¹ rzecz. Z do³u dotar³o do hobbita potrуjne skrzypienie - krasnoludy i Ragnur byli na miejscu. Folko musia³ tylko czekaж. Nie trwa³o to d³ugo. Nad jednym z namiotуw niespodzianie wzbi³y siк w niebo jкzory p³omieni. Wiecznie g³odny ogieс pomkn¹³ po bogatych, haftowanych zas³onach, szczodrze sypi¹c snopami iskier. Stra¿nicy poderwali siк na rуwne nogi; ktoœ uderzy³ na alarm. Na to w³aœnie czeka³ hobbit. Wartownicy na wie¿ach, wszyscy jak jeden, gapili siк tylko w stronк szybko rozszerzaj¹cego siк po¿aru; chwilк potem oszala³y ze strachu Tcheremczyk, zdzieraj¹c d³onie do ¿ywego miкsa, œlizga³ siк po linie w dу³ - prosto w objкcia Ma³ego Krasnoluda. - Uciekamy! - Folko zsun¹³ siк zaraz po jeсcu. - Zaraz siк zorientuj¹, co i jak... Jednak¿e tam, za murami, wszyscy zajmowali siк po¿arem i tylko po¿arem. Gwa³towny ruch Tcheremczyka, prze³a¿¹cego przez œcianк, zauwa¿y³ k¹tem oka tylko jeden wartownik, ale i temu wyda³o siк, ¿e oficer poruszy³ siк, energicznie zbiegaj¹c w dу³ po schodach - dlatego nie przyda³ temu znaczenia... Ale o tym Folko nigdy siк nie dowie. - Ale zuchy z was, hobbitуw! - pokrкci³ g³ow¹ zachwycony Malec, gdy znaleŸli siк w bezpiecznej odleg³oœci. - Ja bym nigdy na to nie wpad³... Jak¿eœ to za³atwi³? - Nic specjalnego - machn¹³ niedbale rкk¹ Folko. - Oliwna lampka, sznurek i ogarek œwiecy. Po¿ar tymczasem rozszerza³ swe w³oœci. W obozie rozumiano powagк sytuacji - coraz g³oœniej i mocniej bi³y na alarm sygna³owe grzechoty. Ktoœ nawet u¿y³ bojowego rogu. - Dobra, niech siк miotaj¹ - machn¹³ rкk¹ Torin. - Mamy wa¿niejsze sprawy... Ragnur, nie trac¹c czasu, zabra³ siк do dzie³a. Jeniec, oszo³omiony do g³кbi ducha ³atwoœci¹, z jak¹ zosta³ wykradziony z samego serca tcheremskiego wojska, pogodzi³ siк ze swoim losem i odpowiada³, niczego nie kryj¹c - tym bardziej ¿e jego porywacze nie przypominali wcale tych wrogуw, ktуrzy nadchodzili z po³udniowego wschodu... Folko i jego przyjaciele dowiedzieli siк wielu ciekawych rzeczy. Wielki Tcherem, jak siк okaza³o, walczy³ z dziwnym plemieniem pierzastorкkich, ktуrzy nie wiadomo sk¹d zwalili siк na jego po³udniowo- wschodnie rubie¿e. Wojna toczy³a siк z fatalnym dla Tcheremu skutkiem - Tcheremczycy wycofywali siк, poniewa¿ wrуg bi³ siк z niebywa³¹ zaciкtoœci¹, bez namys³u sk³adaj¹c siebie w ofierze, jeœli tego wymaga³a sytuacja. W tej okolicy mia³a siк odbyж ostatnia walka... - Dlaczego ostatnia? - zdziwi³ siк Folko. W³aœnie - na pу³noc od urodzajnego stepu ci¹gnк³y siк gor¹ce i wilgotne lasy, neprzebyte gкstwiny i bagna; tam jeden cz³owiek z ³ukiem mуg³ powstrzymaж ca³¹ armiк. - Wielki W³adca i szlachetni doradcy szukali pomocy i wskazуwek obok Czarnej Wie¿y i odpowiedŸ Mocy by³a dok³adna i jednoznaczna - wyjaœni³ Ragnur. - Wroga nale¿y za trzymaж tutaj. - Ale¿ g³upia ta ich Moc! - prychn¹³ Malec bez cienia szacunku. - Mo¿e nie o to chodzi - zauwa¿y³ Khandyjczyk. - Mo¿e w Hrissaadzie ktoœ chce kogoœ wysadziж z tronu... Takie rzeczy tu, u nich, s¹ na porz¹dku dziennym. - Zapytaj go, po co im tu tylu niewolnikуw - zwrуci³ siк do Ragnura Folko. - I jeszcze o jedno zapytaj - czy on rozumie, ¿e walkк na tych pozycjach musi Tcherem przegraж? - Sprzyjaj¹ nam wielkie Moce - pad³a odpowiedŸ. - Wrogowie nasi jutro oblej¹ siк krwi¹! - Co to za bzdury?! - Torin wzruszy³ potк¿nymi ramionami. - To nie bzdury... - rzuci³ zamyœlony Folko. - S¹dzк, ¿e nie obesz³o siк tu bez tego, czego szukamy... - Jesteœ pewien?... - zacz¹³ Malec. - W³aœnie. Cuchnie wyraŸnym szaleсstwem... Postawiж wojsko na z gуry skazan¹ pozycjк... Przecie¿ my byœmy wybrali inn¹... A dlaczego? Dlatego, ¿e ktoœ z w³adcуw pomyœla³, i¿ ustкpowanie przed wrogiem jest haсb¹ i nale¿y tu walczyж na œmierж... - To nam niczego nie u³atwia - burkn¹³ Ma³y Krasnolud. Folko przytakn¹³: - Tak, prawdy mo¿emy chyba dowiedzieж siк tylko od pierzastorкkich... - Od ich przywуdcуw - sprecyzowa³ Torin. Khandyjczyk pokiwa³ g³ow¹: - Ja tamtejszych okolic nie znam. Ju¿ tu prowadzк bardziej na intuicjк... - E tam, nam to nie pierwszyzna! - machn¹³ beztrosko rкk¹ Malec. - Tyle mil przeszliœmy na wyczucie... Mo¿emy i dalej tak iœж. - Jedno mnie tylko martwi - nie znamy po³udniowych jкzykуw - zauwa¿y³ Torin. - Ja te¿ mogк gadaж tylko po haradzku. - Ragnur roz³o¿y³ rкce. - Wingetor by siк przyda³ - powiedzia³ Folko. - On zna³ ich mowк... - Bez niego te¿ sobie poradzimy - uzna³ Torin. - A Eowina? Co z Eowin¹? - przypomnia³ Khandyjczykowi Folko. Jednak¿e teraz przyjaciele musieli pogodziж siк z pora¿k¹. Zreszt¹, nie by³o du¿ych szans na sukces - chyba ¿eby dziewczyna trafi³a w rкce stra¿nikуw. Raczej nie rozstaliby siк tak ³atwo ze z³otow³os¹ Rohank¹... Ale wszystkie ich wysi³ki posz³y na marne. Jeniec, a nie byle jaki, bowiem by³ to tysiкcznik, niczego nie wiedzia³ o Eowinie. Chocia¿ przez zкby wykrztusi³, ¿e mog³aby ukryж siк miкdzy rabami... - Znaczy - bкdziemy szukali miкdzy niewolnikami - podsumowa³ Torin. - Folko! Nie mуg³byœ... - Oczywiœcie, ¿e mуg³bym, gdyby tylko pewien krasnolud nie szarpa³ mnie przez ca³y czas - uœmiechn¹³ siк hobbit. Zadziwiaj¹cy napуj Drzewobroda zagin¹³ bez œladu i Folko mуg³ tylko liczyж na siebie - mo¿e jeszcze na wsparcie pierœcienia Forwego. Nie³atwo jest zmusiж do wygaœniкcia wszystkich co do jednej myœli; szalony blask wypala³ oczy nawet przez zaciœniкte powieki. Wewnкtrznym spojrzeniem hobbit zobaczy³ faluj¹cy t³um. Wydawa³o siк, i¿ ludzie w nim stoj¹ tak œciœniкci, ¿e kto opuœci rкkк, ju¿ jej nie uniesie. „Eowino!” Ognisty motylek wyrwa³ siк spod rкki, wzlecia³ w powietrze nad obozem, gdzie koсczono zalewanie wod¹ resztek kilku spalonych namiotуw. „Eowino!” Ka¿de machniкcie tкczowych skrzyde³ odzywa³o siк bуlem w ca³ym ciele. T³um... mnуstwo ludzi, tyle myœli... Jak odszukaж w tym skupisku czyste i jasne myœli Eowiny? Ale - co to? Motylek jakby natkn¹³ siк na niewidzialny mur... Ktуry natychmiast zmieni³ siк w okrutny, wlok¹cy do siebie zgubny p³omieс. Nieznaj¹ca litoœci - jak nowo na rodzone niemowlк - Moc, bez kszta³tu, bez pamiкci, na po³y œlepa... I niezmiernie potк¿na. Folkowi wydawa³o siк, ¿e motylek pe³znie przez w¹ski tunel, ktуrego œciany gкsto usiane s¹ ostrymi, szarpi¹cymi cia³o kolcami. Motylek wbija³ siк w zgкstnia³e powietrze niczym w³уcznia w cia³o wroga. Tкczowe skrzyde³ka zatrzepota³y bezsilnie i opad³y; pos³aсca utrzymywa³a tylko wola hobbita. Na dole porusza³a siк bezkszta³tna masa. I nagle... Znajomy blask z³ota - rozrzucone w niespokojnym œnie w³osy, pokryte zaschniкtym b³otem, ochron¹ przed nieprzyjaznym wzrokiem - tu¿ obok tej obcej Mocy!... Tej w³aœnie, ktуra... Folko jкkn¹³. Motylek sta³ siк bezkszta³tnym k³кbkiem strzкpkуw tкczowych skrzyde³ek. Rкka hobbita siкgnк³a do ostrza Otriny: mo¿e jeœli da siк klindze napiж krwi, ona przyjdzie z pomoc¹... Tak, to by³a Eowina. W oczy bi³ ¿у³ty p³omienisty blask, ale hobbit pozna³ dziewczynк. A obok niej... Tylko przez jedno mgnienie oka patrzy³ na le¿¹cego obok Eowiny cz³owieka. A potem nieznana Moc z ³atwoœci¹, niczym puszek, odrzuci³a hobbita precz... Ockn¹³ siк. Usta mia³ pe³ne krwi, z oœlepionych oczu obficie p³ynк³y ³zy, rкce, jakby nagle oddzieli³y siк od cia³a i zaczк³y ¿yж w³asnym ¿yciem, spazmatycznie szpera³y w trawie. Zaniepokojone krasnoludy d³ugo cuci³y przyjaciela, zu¿ywaj¹c ostatnie krople zachowanego na podobne okazje wina. - Oona jest tam... - wykrztusi³ w koсcu hobbit, gdy odzyska³ zdolnoœж widzenia, myœlenia i s³uchu. - Znalaz³em j¹. Ale tam jest jeszcze... ktoœ... nie wiem... duch... ucieleœniony duch... bardzo, bardzo silny... pochyli³em siк nad nim... chcia³em dojrzeж twarz... ale nie da³em rady... tylko mrok... mrok i nic wiкcej... twarzy nie ma, rozumiecie, zupe³nie nic nie ma! Os³upia³e krasnoludy s³ucha³y go w milczeniu. Ragnur zaœ tylko pokrкci³ g³ow¹, nie rozumiej¹c z tego ani s³owa. - Czarodziej?... Mag wœrуd niewolnikуw? Co za bzdury? burcza³ pod nosem Torin. - Sk¹d mia³by siк tam wzi¹ж? - Lepiej zapytaj, sk¹d w ogуle mia³by siк wzi¹ж w Œrуdziemiu! - Folko zaciekle tar³ zaognione powieki. - Czasy magуw siк skoсczy³y! Dawno temu! Olmer... zabity! Jego pow³oka zosta³a zmyta przez fale Wielkiego Morza! - Saruman... - podsun¹³ ostro¿nie Malec. - No tak, pewnie - Saruman - prychn¹³ ironicznie hobbit. - O ile Varda ulitowa³a siк i przywrуci³a mu poprzedni wygl¹d! Nie gadaj g³upot... - Elf? - rzuci³ pytaj¹cym tonem Torin. - Och, nie wiem! - Folko opada³ na plecy, zas³aniaj¹c twarz d³oсmi. - Powiadam wam - nic nie da³o siк zobaczyж ani zrozumieж... - No to mamy jeszcze jedn¹ zgryzotк! - splun¹³ rozz³oszczony Malec. - Za co nas tak nie lubi Wielki Durin?... - Na pewno z powodu twojego zami³owania do piwa - za¿artowa³ ponuro Torin. - Ale co za sens pytaж Praojca? Mo¿e w Morii udzieli³by ³askawie odpowiedzi, ale tu... Zbyt daleko jest do naszej ojcowizny. Zapomnijmy wiкc o Durinie! Przynajmniej pуki nie wrуcimy na Pу³noc... - Nic nie rozumiem z waszego gadania, ale niech wam bкdzie - uœmiechn¹³ siк Khandyjczyk. - Powiedzcie lepiej, co robimy dalej. Folko odnalaz³ dziewczynк, i co teraz? - Teraz trzeba bкdzie znowu wejœж do obozu - mrukn¹³ Torin. - Jak inaczej j¹ uratujemy? - A mo¿e wymienimy z Haradrimami na tego t³uœciocha? - zaproponowa³ Ragnur. - Ty lepiej ich znasz i wiesz, czy zgodz¹ siк na tak¹ wymianк - wzruszy³ ramionami Folko. - Mo¿e siк zgodz¹... tyle ¿e potem i tak ze skуry wylez¹, ¿eby nas dogoniж i zetrzeж z oblicza ziemi - powiedzia³ cicho Ragnur. - Szansa jest niewielka... Pogr¹¿y³ siк w namyœle, coœ od czasu do czasu mrucz¹c pod nosem. Krz¹tanina w obozie ucich³a. - Zaraz zaczn¹ szukaж tego wieprza... i, obawiam siк, bкdziemy musieli wiaж st¹d bez ogl¹dania siк za siebie - zauwa¿y³ Folko. - Tak, trzeba siк wycofaж - poderwa³ siк Ragnur. - Wstawaж, wstawaж! Pуki jeszcze nie spuœcili psуw... - A co z nim? - Malec z ¿¹dnym krwi wyrazem twarzy wskaza³ na jeсca i siкgn¹³ do sztyletu. Jeniec zadygota³. - Zostawimy tu. NajpуŸniej rano go odnajd¹ - odpowiedzia³ Folko, szybko pakuj¹c niewielki baga¿. - Nie bкdziemy sobie plamiж r¹k krwi¹... - Te¿ racja - popar³ decyzjк druha Torin. - Nie jesteœmy bandziorami... Cztery okryte pelerynami postacie zniknк³y w mroku. Skrкpowany tcheremski tysiкcznik pozosta³ na ziemi, nie mog¹c uwierzyж we w³asne szczкœcie. Nad Œrуdziemiem zamar³a noc. Zamar³a w niespokojnym oczekiwaniu - co przyniesie œwit?

13 Sierpnia, Noc Przez ca³y czas, pуki Folko, Torin i Malec podrу¿owali z Hornburgu do Umbaru i dalej, pуki gromadzono flotк Morskiego Ludu i dokonywa³y siк pozosta³e wydarzenia, najpierw skrajem Minhiriathu, a potem Belfalasu wкdrowa³a dziwna para - niezgrabny gruby jeŸdziec w towarzystwie z³ego psa. Zaciekle przeszukiwali ka¿d¹ stopк brzegu, ¿ywi¹c siк sk¹pymi ³upami z przybrze¿nego polowania i wкdkowania. Zbieracz podatkуw Millog i osierocony pies szukali cia³a Szarego.

13 Sierpnia, Wczesny Ranek, Pу³nocno- Wschodnie Rubie¿e Mordoru Tej nocy garbus o imieniu Sandello kiepsko spa³. Gdyby ktoœ mуg³ zobaczyж jego twarz, pomyœla³by zapewne, ¿e starego szermierza wyczerpa³y senne koszmary. Oczy wojownika zapad³y siк, otoczy³y je sine krкgi. Obudziwszy siк, d³ugo nie mуg³ zebraж myœli. Mia³ za sob¹ d³ug¹ drogк. Przed nim piкtrzy³y siк ska³y Mordoru - ogromne, czarne, groŸne. £aсcuchy grzbietуw zakrywa³y wierzcho³ek Orodruiny, ale olbrzymia gуra nie spa³a - nad szczytami w niebo wzbija³a siк cienka smuga czarnego dymu. Zmru¿ywszy oczy, garbus przez moment patrzy³ tam, na po³udniowy zachуd, a potem jego rкka siкgnк³a do niewielkiej sakiewki przytroczonej do pasa. Rozwi¹za³ œci¹gaj¹cy j¹ rzemyk, naci¹gn¹³ rкkawicк i ostro¿nie siкgn¹³ palcami do wnкtrza. Wyj¹³ najpierw cienki czarny ³aсcuszek, a potem wisz¹cy na nim pierœcieс z matowego ¿у³tego metalu. Policzek Sandella drgn¹³, nie wiadomo - czy to z pogardy, czy oburzenia. - Szukaj - poleci³ cicho, pozwalaj¹c, by pierœcieс zawis³ swobodnie na ³aсcuszku. Przez kilka chwil nic siк nie dzia³o, i na twarzy garbusa ju¿ widaж by³o rozczarowanie, gdy pierœcieс nagle drgn¹³ i ³aсcuszek odchyli³ siк od pionu. Zadziwiaj¹cy kompas wskazywa³ na po³udnie.

13 Sierpnia, Rano, Po³udniowe Rubie¿e Haradu Jeœli nawet wys³ano za oddzia³em Folka poœcig, to na prу¿no. Czwуrka wкdrowcуw szczкœliwie ukry³a siк w zaroœlach na granicy stepu i lasu. Obуz pozosta³ na po³udniowym wschodzie. - Mo¿emy uwa¿aж, ¿e zmyliliœmy poœcig - podsumowa³ Torin, rozgl¹daj¹c siк po okolicy. - Zmyliж mo¿e i zmyliliœmy, ale s¹dzк, ¿e nie z powodu naszej zrкcznoœci i szybkoœci - uœmiechn¹³ siк ze szczytu drzewa Malec. - Popatrzcie, o tam! Ma³y Krasnolud wlaz³ nawet wy¿ej. - No i co? - dopytywa³ siк niecierpliwie Torin. - W³aŸ, to sam wszystko zobaczysz! Na zaproszenie Malca zareagowa³ tak¿e Folko. Ze szczytu dobrze widaж by³o okolicк na po³udnie i wschуd. Oto obуz, oto czarne krechy rowуw, wa³y i ca³a reszta... Zgromadzenie jakichœ dziwnych wozуw o szeœciu olbrzymich, wysokoœci mк¿czyzny, ko³ach, ka¿de z tej odleg³oœci ju¿ ledwo widoczne... Oto i kolumny niewolnikуw wychodz¹ce z bram obozu... - Nie tam patrzycie, nie tam - sykn¹³ Malec, wygodnie usadowiony w rozwidleniu o piкж stуp ni¿ej. - Dalej patrzcie, dalej! Wzrok hobbita pomkn¹³ ku samemu horyzontowi. Zakrywa³a go czerс. S³oneczne promienie nie mog³y przenikn¹ж przez szczeln¹ kurtynк. Dym tworzy³ prawdziw¹ œcianк, a wysokoœж jej siкga³a wieluset stуp, jeœli mo¿na by³o j¹ szacowaж wed³ug gуrskiego ³aсcucha, wpijaj¹cego siк w czarn¹ zas³onк. Przy samej ziemi, od czasu do czasu, b³yska³y purpurowe i ¿у³te iskierki. I jeszcze coœ siк tam dzia³o. W pobli¿u œciany dymu zieleс stepu znika³a, pogrzebana pod jakimœ faluj¹cym pokryciem. Z wolna hobbit zacz¹³ odrу¿niaж poszczegуlne strumyki i rzeki, nieub³aganie sp³ywaj¹ce na pу³nocny zachуd - ludzkie rzeki. To faluj¹ce pokrycie by³o w istocie olbrzymi¹ armi¹ - armi¹ licz¹c¹ nie wiadomo ileset tysiкcy wojownikуw i wszyscy oni szybko walili przed siebie. Nie wierz¹c w³asnym oczom, Folko przetar³ je. Nic, rzecz jasna, siк nie zmieni³o. Owszem, chwilowo armia ta jest daleko, doœж daleko, ale nie minie i godzina... Ale nie, to g³upota, bzdura, nonsens! Przecie¿ nie zaatakuj¹ od razu - po takim d³ugim marszu? Wojownik musi iœж w bуj wypoczкty, a nie wyczerpany d³ug¹ drog¹, i to jeszcze w tutejszym po³udniowym upale! W obozie Haradrimуw rуwnie¿ zauwa¿ono nadci¹gaj¹ce niebezpieczeсstwo. Porzucaj¹c niedokoсczone rowy, oddzia³y niewolnikуw schodzi³y z drogi wytaczanym wozom i nielicznym haradzkim tysi¹com, na koniach i wielbudach. Hobbit tylko pokrкci³ g³ow¹. Owszem, rabуw Haradrimowie przyprowadzili tu wielu... Tylko czy bкd¹ oni walczyж? I czy mo¿e tych kilka tysiкcy tcheremskich wojownikуw powstrzymaж mia¿d¿¹c¹ wszystko szar¹ lawinк, ktуra toczy³a siк z po³udniowego wschodu? Od gуr na po³udniu do zielonego pasma lasуw na pу³nocy - w nadci¹gaj¹cym szarym morzu nie widaж ani jednej wyrwy! Gdzie tam do nich Sauronowi z jego ¿a³osnymi oddzia³ami orkуw! Gdzie do nich Olmerowi, ktуry przyprowadzi³ na £uk Iseny oko³o stu tysiкcy! Nie. Tych, nadchodz¹cych w tej chwili na jeden jedyny umocniony obуz Tcheremczykуw, by³o znacznie wiкcej. Znacznie wiкcej... Ale to jest niemo¿liwe! - wykrzykn¹³ sam do siebie Folko. - Sk¹d mog³a siк wzi¹ж taka armia? Przecie¿ tam wszyscy powinni byli wymrzeж z g³odu albo pragnienia! Na drodze szarej armady jeden po drugim zaczyna³y p³on¹ж malutkie pude³eczka domуw. Czarna pionowa œciana dymu powoli zbli¿a³a siк. I krasnoludy, i Ragnur skamienieli, wpatrzeni w tocz¹c¹ siк lawinк. Jaka ska³a j¹ powstrzyma? Ile ludzkich cia³ legnie u podstawy tej ska³y, zanim bitewny sza³ napastnikуw rozbije siк o upуr obroсcуw? - Eowina! - wyrwa³o siк hobbitowi. - Ona jest teraz tam! - To nasza ostatnia szansa - rzuci³ ochryp³ym g³osem Torin. - W zawierusze bitwy... - W razie czego - odeprzemy atak! - rzuci³ beztrosko Malec. - Tylko Ragnur... - No, na pewno nie ustкpujк ci w zrкcznoœci, krуciaku! obruszy³ siк Khandyjczyk. - I nie cofnк siк, nie myœlcie sobie! - No to dobrze. - Hobbit poœpiesznie uzbroi³ siк po zкby. - IdŸmy, nie mo¿emy zwlekaж! - Poleje siк mnуstwo krwi... - rzuci³ Torin. - Tak! - odpar³ Folko. - Ale co mo¿emy na to poradziж? Postaramy siк nie zabijaж bez potrzeby... Ma³y Krasnolud podskakiwa³ z niecierpliwoœci. Dla niego, jak i wczeœniej, ka¿da walka by³a zabaw¹... Biegli przez rуwninк, niemal nie kryj¹c siк, licz¹c na szczкœcie. Oczywiœcie, wyprzedzali mocno szar¹ falк, ale jak potem odnaleŸж Eowinк, gdy zacznie siк walka? I na dodatek na piechotк... Jak zabraж dziewczynк sprzed samego nosa atakuj¹cych? - Ot, i wszystko - powiedzia³ Szary bardzo spokojnie, opuszczaj¹c d³oс, ktуr¹ os³ania³ oczy przed s³oсcem. - Ot, i koniec. Ju¿ tu s¹. Naprawdк, Rohanko, warto na to popatrzeж! Przez ostatnie dni setnik zwraca³ siк wy³¹cznie do Eowiny. Oddzia³ jego znalaz³ siк przed wszystkimi innymi niewolniczymi formacjami, nadejœcie ca³ej szarej armady widzieli ze wzgуrza jak na d³oni. W t³umie rozleg³y siк wrzaski strachu, ktoœ ju¿ przeklina³ swуj ¿ywot, ktoœ inny upad³ na ziemiк i zakry³ g³owк rкkoma. Czy¿ mogli wytrzymaж уw widok ci nieszczкœni oracze i drwale Minhiriathu, ktуrzy nigdy wczeœniej nie rwali siк do boju? Eowina zamar³a, przygryzaj¹c wargк. Czu³a w d³oni ciep³¹ rкkojeœж szabli. Nie, niedoczekanie, by zhaсbi³a rohaсsk¹ krew wrzaskami i szlochami! Jeœli tu s¹dzone jej walczyж po raz ostatni, to niech tak bкdzie. Mo¿e i nikt nie u³o¿y pieœni o jej œmierci, mo¿e i nikt nie bкdzie op³akiwaж. Starsza siostra siк nie liczy, na pewno jej wiano, pozostawione przez mateсkк, ju¿ zabra³a... Niech tak bкdzie! Ale ona chce walczyж na tym wzgуrzu tak, jak walczyli herosi £uku Iseny i He³mowego Jaru! Tymczasem Haradrimowie, jak siк wydawa³o, otrz¹snкli siк z zaskoczenia. Niezbyt przestraszy³ ich widok nadci¹gaj¹cej wra¿ej hordy - widocznie wiedzieli, z czym przyjdzie im siк zetkn¹ж. Œwisnк³y baty; uzbrojeni po zкby stra¿nicy zaprowadzali porz¹dek. Niewolnikуw, dziesi¹tka po dziesi¹tce, setka po setce, pкdzono do olbrzymich szeœcioko³owych wozуw nadzwyczaj dziwnych wozуw z niezwykle wysokimi burtami i ogromnymi ko³ami o bardzo grubych szprychach i okuciach. - Ho, ho! - Szary w zdziwieniu uniуs³ brwi, przypatruj¹c siк osobliwym konstrukcjom. Najbardziej przypomina³y one ustawione na ko³ach drewniane pude³ka. ¯adnych oznak tego, ¿e powinno siк do nich zaprzкgaж zwierzкta poci¹gowe. Poza tym, krz¹taj¹cy siк doko³a wozуw mistrzowie szybko i zrкcznie mocowali do obrкczy kу³ d³ugie, po³yskuj¹ce klingi w kszta³cie sierpуw, d³ugoœci trzech, a nawet czterech ³okci. W gуrnej czкœci pude³ znajdowa³y siк szeregi w¹skich otworуw, przypominaj¹ce strzelnice. Burty obite by³y mokrymi skуrami. W oczach Szarego coœ b³ysnк³o. - Zwariowali - szepn¹³ do nierozumiej¹cej, co siк dzieje, Eowiny. - Nic z tego nie wyjdzie. UgrzкŸnie ca³a ta machina... - Do wnкtrza! Do œrodka! Wszyscy do œrodka! - przerwa³y jego s³owa wrzaski pу³tysiкcznika. Z ty³u burty wozуw otwiera³y siк jak prawdziwe wrota. Zarуwno na d³ugoœж, jak i na szerokoœж powozy te by³y dwukrotnie wiкksze od najwiкkszych znanych Eowinie. Na poziomie piersi od jednej burty do drugiej ci¹gnк³y siк d³ugie poprzeczne ¿erdzie - tak ¿e mo¿na by³o na nie napieraж i rкkami, i piersi¹. Nad g³owami - sufit z desek. Od do³u wуz bojowy chroni³y podwieszone na ³aсcuchach deski ochrona przed ewentualnymi strza³ami. - Ale wymyœlili!... - Wargi Szarego wykrzywi³ niedobry uœmiech. - Wasze zadanie - popychaж to! - wrzasn¹³ dowуdca Tcheremczyk. - Ci co na dole - pchaj¹! Czкœж na gуrze - bije wroga strza³ami i w³уczniami! - I tylko tyle? - zapyta³ spokojnie stary rybak. - A jak mo¿na skrкciж? Okaza³o siк, ¿e przednia oœ jest skrкtna... - Za mn¹. - Setnik pierwszy wszed³ do wnкtrza. Na gуrze rzeczywiœcie znalaz³y siк ³uki, w³уcznie, topory na d³ugich rкkojeœciach i bardzo du¿o strza³. Ca³y stuosobowy oddzia³ Szarego zmieœci³ siк w czterech wozach. - Trzymaj siк mnie - rzuci³ dowуdca do swojej podopiecznej, ustawiaj¹c ludzi na miejscach i dodaj¹c otuchy tym, ktуrzy ju¿ siк za³amywali. Doko³a siebie setnik zgromadzi³ najmocniejszych i najzrкczniejszych. Eowina by³a jedyn¹ dziewczyn¹, ktуra trafi³a pod jego dowуdztwo. - Tam, na dole - wrzeszcza³ tcheremski herold - jest wasza wolnoœж! Wszyscy, ktуrzy wrуc¹ do obozu - zostan¹ wolnymi i szlachetnymi Tcheremczykami! Ka¿dy, kto stchуrzy i ucieknie - bкdzie okrutnie ukarany! Wybierajcie sami: wolnoœж czy dу³ z g³odnymi szakalami! Wzd³u¿ d³ugiej grzкdy wzgуrz ustawi³ siк niemaj¹cy koсca szereg wozуw bojowych. Wszyscy Tcheremczycy byli w drugiej linii. Teraz pozosta³o tylko czekaж. - A mo¿e by tak... - szepnк³a cichutko Eowina do Szarego - ...mo¿e wszystkich tych Haradrimуw... ich w³asnymi strza³ami... i uciekniemy? - Nie. - Szary nawet nie odwrуci³ g³owy. - Ci, ktуrzy bкd¹ myœleli o uratowaniu w³asnej skуry, zgin¹. - Ale dlaczego... - zaczк³a Eowina, i nagle okaza³o siк, ¿e g³upie myœli przychodz¹ jednoczeœnie do kilku g³уw. Z jednego z rydwanуw w stronк Haradrimуw wyfrunк³a chmara strza³. Rydwan zaskrzypia³ i ruszy³ z miejsca, kieruj¹c siк prosto ku grupie haradzkich jeŸdŸcуw. Dwуch czy trzech z nich pad³o pod strza³ami - ale okaza³o siк, ¿e tcheremscy wojownicy dobrze przygotowali siк do takiej niespodzianki. Pod stopy poruszaj¹cych rydwanem niewolnikуw polecia³y naszpikowane gwoŸdziami deski - i to nie jedna czy kilka, ale ca³e dziesi¹tki. W jednej chwili buntownicy znaleŸli siк w k³uj¹cym pierœcieniu. Krzyki i wrzaski tych, ktуrzy pok³uli sobie stopy... przekleсstwa... i rydwan stan¹³. Teraz przysz³o najgorsze. Nie da³o siк podejœж do rydwanu, ustawili siк doko³a niego haradzcy procarze, za³o¿yli zamiast kamieni do rzemiennych pкtli jakieœ dymi¹ce naczynia. Ciskali tymi przedmiotami, a one lecia³y wolno, ale krуtko, trafia³y w rydwan, rozbija³y siк i wybucha³y dymi¹cym jaskraworudym p³omieniem. Eowina krzyknк³a. Wуz stan¹³ w p³omieniach, od kу³ do dachu, strumienie ciek³ego ognia p³ynк³y po mokrych skуrach; powietrze b³yskawicznie przesi¹k³o straszliwym smrodem. Dzikie przedœmiertne wycie dobiega³o z wnкtrza wozu, ludziom pozosta³o do ¿ycia kilka zaledwie chwil, zabije ich nie tyle nawet ogieс, ile czarny ¿r¹cy dym... Pozostali niewolnicy, wszyscy ilu ich by³o, skamienieli z przera¿enia. Tak, Haradrimowie nie byli sk³onni do ¿artуw. Krzyki ucich³y. S³ychaж by³o tylko trzask p³omieni. Dziewczyna zerknк³a na Szarego: sta³, skrzy¿owawszy na piersiach rкce, i w milczeniu wpatrywa³ siк w po¿ar. Jakby ju¿ kiedyœ widzia³ coœ podobnego... coœ bardzo podobnego... i wtedy cierpia³ z powodu straszliwego bуlu... - Patrzcie, zapalili wуz nie wiadomo po co! - zdziwi³ siк Malec na widok wzbijaj¹cego siк w niebo p³omienia. Przyjaciele zatrzymali siк, ¿eby odetchn¹ж. W koсcu czeka³ ich prawdziwy bуj i lepiej by³o oszczкdzaж naс si³y. - Podpalili, to i dobrze - machn¹³ rкk¹ Torin. - Oby nam siк to na coœ przyda³o. - Nie s¹dzк - powiedzia³ ze smutkiem Folko. - Widzia³eœ, ¿e rabуw do œrodka zapкdzili! ¯eby jeszcze wiadomo by³o dlaczego... Czy teraz mamy zagl¹daж do ka¿dego wozu i rozpytywaж: wybaczcie, panowie szlachetni, nie ma tu wœrуd was niejakiej Eowiny z Rohanu? - Jak trzeba bкdzie - zajrzymy do ka¿dego wozu - zagrozi³ Strori. Zosta³ im do pokonania jeden skok. Ale ju¿ po g³adkiej i rуwnej jak stу³ ³¹ce. Przed sob¹ mieli tylko jedno jedyne drzewo, na ktуrego ga³кziach rozsiad³o siк stado œcierwojadуw z go³ymi szyjami, czekaj¹cych na ucztк... - Na¿r¹ siк dziœ - zauwa¿y³ ponuro Ma³y Krasnolud. - No to co teraz? Wstaniemy wyprostowani i - naprzуd?... - Naprzуd, naprzуd... Hej, wydaje siк, ¿e Haradrimowie sma¿¹ w tym ognisku ludzkie miкso. - Torin zacisn¹³ d³onie w piкœci. - Eowiny tam nie ma! - wyrwa³o siк hobbitowi. - Ale s¹ inni, wcale nie gorsi - stwierdzi³ powa¿nie Torin. Folko tylko westchn¹³ ciк¿ko i zgrzytn¹³ zкbami. W duszy jego panowa³ mrok, ju¿ nawet nie myœla³ o tym, i¿ oni sami mog¹ nie wyjœж z tego boju cali i zdrowi; najpierw przyjdzie im walczyж z Tcheremczykami, a potem z ow¹ tajemnicz¹ szar¹ armad¹, ktуra nadchodzi³a z po³udniowego wschodu. Czy¿by naprawdк byli to pierzastorкcy? - Jeœli bez krycia siк, to w³aœnie nale¿y iœж, a nie biec. Torin jeszcze raz sprawdzi³, czy topуr ³atwo wychodzi z pochwy. - Jeœli pobiegniemy, to nawet ostatni g³upiec zrozumie, ¿e coœ tu nie gra... A jak pуjdziemy, mo¿e siк uda... - Szaleсstwo, prawdziwe szaleсstwo... - mamrota³ Folko, nie spuszczaj¹c spojrzenia z p³on¹cego rydwanu. - Chyba nawet wiкksze ni¿ wtedy, z Olmerem... pod B³otnym Zamkiem... - Gdyby co - nie pchajcie siк od razu do bуjki, ja najpierw z nimi porozmawiam - rzuci³ poœpiesznie Ragnur. - Coœ im naplotк... „Jesteœmy najemnikami z Umbaru, pragniemy walczyж u waszego boku”... Dobrze? Za broс zawsze zd¹¿ymy chwyciж... S³oсce tymczasem wznosi³o siк coraz wy¿ej i, jakby zazdroszcz¹c dziennemu œwiat³u, jakby usi³uj¹c z nim walczyж o dominacjк, ros³a na horyzoncie œciana dymu. Wrogie wojsko by³o ju¿ blisko. Folko nagle pomyœla³, ¿e dla Wielkiego Orlangura bitwy ludzi naprawdк mog¹ byж niezwykle widowiskowe. Potк¿na, zmiataj¹ca wszystko po drodze szara fala ludzkich cia³, przed ktуr¹ wyrasta tama, budowana w poœpiechu przez Tcheremczykуw; d³ugi szereg wysokich rydwanуw z po³yskuj¹cymi stal¹ okutymi ko³ami (o takich rydwanach hobbit czyta³ i s³ysza³ w Gondorze i Edorasie); szyk kawalerii Haradrimуw na koniach i wielbudach, jeŸdŸcуw w po³yskuj¹cych zbrojach, purpurowych i z³otych strojach; zieleс stepu, ktуry dawno ju¿ powinien byж sp³owia³y i ¿у³ty; b³кkit nieba, czerс wzbijaj¹cej siк w gуrк kurtyny dymu. Po raz pierwszy w ¿yciu hobbit patrzy³ na rozwijaj¹cy siк przed jego oczyma dramat z boku, wzrokiem hobbita, a nie wojownika, rу¿ni¹cego siк od ludzi tylko wzrostem i gкstym ow³osieniem na stopach. To, co widzia³, by³o wspania³e. Straszne. Osza³amiaj¹ce. Zgubne. Rozumia³, ¿e ju¿ za chwilк уw zachwycaj¹cy widok, ktуry mуg³ cieszyж oko zimnego, stoj¹cego ponad Dobrem i Z³em Z³otego Smoka, zniknie, zginie, rozwieje siк jak poranna mg³a pod naporem wiatru. Rozwieje siк, gdy tylko przeciwnicy siк zetr¹. Do trzech podstawowych kolorуw obrazu dojdzie czwarty - purpura, kolor krwi. A ta barwa, zapewne, rozleje siк tu niczym wiosenna powуdŸ. Nagle hobbit przypomnia³ sobie atak hirdu w tej pierwszej, zwyciкskiej bitwie z wojskiem Olmera w po³owie drogi miкdzy Annuminas i Fornostem, przypomnia³ sobie kolorow¹ ³aciat¹ derkк, ktуra pad³a pod stopy atakuj¹cych podziemnych w³уcznikуw. To samo stanie siк rуwnie¿ tu... tylko ¿e teraz szara fala pierzastorкkich zaleje i pogrzebie pod sob¹ wystrojone haradzkie tysi¹ce. Nic na to nie mo¿na ju¿ by³o poradziж. Czwуrka nie zatrzyma takiej armii. ¯eby tylko uda³o siк uratowaж Eowinк - a potem, stanie siк - jak to mуwi¹ krasnoludy - wed³ug Durina woli... Czwуrka wojownikуw sz³a przez pole, prosto do linii haradzkiej armii. Moment zosta³ wspaniale utrafiony: bуj za chwilк mia³ siк zacz¹ж - Tcheremczycy bкd¹ mieli inne k³opoty na g³owie. Ale jak daж znaж Eowinie o swojej obecnoœci? Cylinderek, zalakowany purpurowym korkiem!... Dziecinna zabawka, ognista uciecha, ktуr¹ tak lubi pokojowe plemiк hobbitуw!... Awantura, bezsensowne ryzyko - ale co jeszcze mo¿na zrobiж? Rкka hobbita ju¿ œciska³a ciep³y drewniany cylinder, palce ju¿ dotknк³y sznurka... A wtedy w haradzkich szeregach zagrzmia³y bojowe rogi i wszystkie rydwany, co do jednego, szybko nabieraj¹c impetu, ruszy³y w dу³ zbocza. Szeroko otwartymi oczami, zapomniawszy o szabli i o ³uku, Eowina patrzy³a przed siebie, nie maj¹c si³y odwrуciж spojrzenia. Gdziekolwiek spojrzeж, od horyzontu do horyzontu, od gуr do lasu, rozwija³a siк kapa z setek tysiкcy ¿ywych istot. Za ich plecami widaж by³o tylko dym. Wydawa³o siк, ¿e to w³aœnie on je rodzi, swe niezliczone s³ugi i niewolnikуw, ktуrzy pos³uszni z³ej woli chmury, id¹ i id¹ przed siebie - by zabijaж i byж zabijani. Przednie oddzia³y podesz³y ju¿ wystarczaj¹co blisko; mo¿na by³o zobaczyж poszczegуlnych wojownikуw, lekko uzbrojonych, z krуtkimi dzidami albo toporami. Nie nosili he³mуw, tarcz ani kolczug. Bolesne pchniкcie w ramiк przywrуci³o dziewczynк do przytomnoœci. Zmru¿ywszy oczy, Szary uwa¿nie wpatrywa³ siк w ni¹, a jego spojrzenie sprawi³o, ¿e Eowinк natychmiast opuœci³ strach. Ich rydwan, nabieraj¹c impetu, turla³ siк w dу³ po ³agodnym, d³ugim zboczu, prosto na spotkanie z najeŸdŸcami. W dole, pod pod³og¹ z desek, s³ychaж by³o miarowy tupot nуg. B³yszcza³y, zlewaj¹c siк w jeden wiruj¹cy kr¹g, ostre kosy na obwodach kу³. Wojownicy Szarego ju¿ siк przygotowali do walki. Na³o¿yli strza³y na ciкciwy, wystawili w³уcznie... Z prawej i lewej strony wozu Eowiny turla³y siк dziesi¹tki innych rydwanуw. Ich d³ugi ³aсcuch rozwin¹³ siк na trzy, a mo¿e nawet i wiкcej mil, ale skrzyd³a wra¿ej armii i tak mog³y bez przeszkуd otaczaж bojowe wozy rabуw. - Pierwsze uderzenie niczego nie przes¹dzi - zauwa¿y³ spokojnie Szary. Setnik znieruchomia³ w swojej ulubionej pozycji - rкce skrzy¿owane na piersi - i beznamiкtnie spogl¹da³ na szybko zbli¿aj¹ce siк wrogie szeregi. Pierzastorкcy atakowali bez ¿adnego szyku, dodaj¹c sobie ducha wizgliwymi bojowymi okrzykami. Wydawaж by siк mog³o, ¿e widok zbli¿aj¹cych siк rydwanуw wcale nie poruszy³ wrogуw Wielkiego Tcheremu. Wojownicy innych ludуw byж mo¿e staraliby siк usun¹ж z drogi, rozst¹piж, przepuœciж rozpкdzone ju¿, naje¿one ¿elazem powozy; pierzastorкcy natomiast jakby niczego nie zauwa¿ali. Wrкcz przeciwnie - wydawa³o siк, ¿e blask wiruj¹cych kos na ko³ach nawet ich przyci¹ga. - Przygotowaж siк! - rzuci³ rozkaz Szary. Niewolnicy unieœli ³uki i w³уcznie. Eowina natomiast by³a w rozterce z sumieniem: Po raz pierwszy w ¿yciu mia³a przyst¹piж do walki z tymi, ktуrzy nie uczynili jej ¿adnej krzywdy, nie wyrz¹dzili z³a ani jej, ani jej ziomkom. Dlaczego zabijaж tych ludzi? Chocia¿ mia³a dopiero piкtnaœcie lat, widzia³a ju¿ œmierж i cierpienie; i - mimo ¿e dziewczyny w rohaсskich stepach doroœlej¹ szybciej ni¿ gdzie indziej i ucz¹ siк walczyж na rуwni z ch³opakami, ona nie mog³a siк zmusiж, by pierwsza wypuœciж strza³к w stronк atakuj¹cych. Szary chyba zrozumia³ jej wahanie. - Albo zabijesz ty, albo zabij¹ ciebie. - Obdarzy³ j¹ okrutnym spojrzeniem. - Wybieraj, ale nie zwlekaj! Wojownicy pierzastorкkich byli tu¿- tu¿. Oczywiœcie nie mieli na rкkach piуr. Jak to wyjaœni³ Wingetor, piуra by³y tylko znakiem odrу¿niaj¹cym arystokracjк od reszty. Eowina widzia³a zupe³nie zwyczajnych ludzi, szczup³ych, wysokich, z wyd³u¿onymi owalami twarzy, smag³ych. Ka¿dy z nich mia³ na g³owie piуropusz. Œwisnк³a pierwsza strza³a wypuszczona przez ktуregoœ z pierzastorкkich. Tcheremczycy nie wyposa¿yli niewolnikуw w zbroje, chroni³y ich tylko œcianki wozуw; co rusz trzeba by³o chyliж g³owк przed szeleszcz¹c¹ œmierci¹. Pod stopy Eowiny trafi³a ju¿ spadaj¹ca strza³a - grube drzewce, byle jak umocowane opierzenie, grot z koœci... Takie s³u¿y³y rohaсskim dzieciakom do zabawy, gdy otrzymywa³y swoje pierwsze w ¿yciu pancerze z grubej byczej skуry. Ech, gdyby tak mia³a kolczugк!... Niechby nawet nie by³a taka jak mistrza Holbytli, niechby by³a najzwyklejsza!... - Strzelaj! - rykn¹³ Szary. Do wra¿ych szeregуw pozosta³o niewiele. Rydwan rozpкdza³ siк coraz bardziej, wœciekle wirowa³y sierpy na ko³ach, gotowe wci¹ж siк w nieos³oniкte niczym ludzkie cia³o. Pozostali niewolnicy razem wystrzelili, poœpiesznie nak³adali na ciкciwy nowe strza³y. Nie sposуb by³o spud³owaж, tak zwarte i szczelne by³y szeregi wrogуw. Eowina niepewnie unios³a ³uk... i nag³y bуl lewego ramienia, niespodziewany i gwa³towny, jak oparzenie, zmusi³ j¹ do wypuszczenia pierwszej strza³y. Na zawsze pozostaj¹cy bez imienia wojownik pierzastorкkich chwyci³ siк za przebit¹ pierœ i run¹³. Kilka chwil pуŸniej rydwan wbi³ siк w t³um. Pierwsz¹ rzecz¹, jak¹ us³ysza³a Eowina, by³ tкpy, straszliwy chrzкst. Chrzкst, ktуry w mgnieniu oka zmieni³ siк w przera¿aj¹cy chуr przedœmiertnych wrzaskуw. Mia¿d¿¹c, tn¹c i kalecz¹c, rydwan wyr¹bywa³ sobie drogк przez morze ludzi, a jego burty sta³y siк w kilka chwil purpurowe od krwi. Eowina wystrzeli³a tylko jedn¹ strza³к. I znieruchomia³a pora¿ona koszmarem, nie maj¹c si³y patrzeж, nie maj¹c te¿ si³y siк odwrуciж. Widzia³a, z jak¹ ³atwoœci¹ ogromne kosy szatkowa³y ludzkie cia³a, jak przebija³y na wylot pierzastorкkich d³ugie w³уcznie, ciк³y topory i przeszywa³y strza³y. Zamiast rozst¹piж siк przed potworem, ci rzucili siк naс ze wszystkich stron. Widzia³a ich twarze - nie by³y to ludzkie oblicza, nie by³y to nawet zwierzкce pyski, nie... Wygl¹dali tak, jakby jakaœ si³a wyssa³a do cna dusze tym nieszczкœnikom, wydaj¹c ich potem na rzeŸ. Napastnicy najwidoczniej zapomnieli o tym, ¿e ¿ycie dostaje siк tylko raz, ¿e walka polega na pokonaniu przeciwnika tak, by samemu nie zgin¹ж, ¿e umieranie bez sensu jest rzecz¹ najprostsz¹... Pierzastorкcy pchali siк do rydwanu ze wszystkich stron, jakby chcieli zatrzymaж go go³ymi rкkami. Ich toporki usi³owa³y skruszyж pociemnia³e od krwi sierpy - bezskutecznie; sami wojownicy rzucali siк pod ko³a, usi³owali chwyciж za wystaj¹ce groty w³уczni i wspi¹ж siк po nich do gуry - tylko po to, by rozwali³y im czaszki d³ugie topory wojownikуw Szarego. Sam setnik nie dotkn¹³ ani w³уczni, ani ³uku. Nie zwracaj¹c uwagi na odbywaj¹c¹ siк doko³a straszliw¹ rzeŸ, na bryzgi krwi, rozgl¹da³ siк bacznie, rzucaj¹c rozkazy. Najgorsze, co mog³o siк przydarzyж rydwanowi i jego za³odze, to ugrzкŸniкcie w stertach martwych cia³, utrata rozpкdu i zatrzymanie wozu. To by³oby wyrokiem na ca³y oddzia³. Zanim wyczerpi¹ siк si³y tych, ktуrzy popychaj¹ rydwan, Szary musia³ wyrwaж siк z terenu bitwy albo znaleŸж takie miejsce, w ktуrym mogliby przetrzymaж oblк¿enie... Eowina odwrуci³a siк. Tam, na grzbiecie wzgуrza, nieruchomo sta³a kawaleria Wielkiego Tcheremu. Stali jeŸdŸcy, obojкtnie przygl¹daj¹c siк rzezi. Nie musieli siк na razie niczym przejmowaж - ani jeden z wojownikуw wra¿ej falangi nie przedar³ siк przez liniк wozуw bojowych. Nie dlatego, ¿e nie da³o siк tego zrobiж, ale dlatego, ¿e ¿aden z pierzastorкkich nie uchyli³ siк od walki. Zbocze koсczy³o siк, wozy przemieszcza³y siк coraz wolniej. Ka¿dy z nich przypomina³ teraz niedŸwiedzia, ze wszystkich stron otoczonego wœciek³ymi psami. Burty by³y podobne do skуry nastroszonego je¿a - tak wiele wpi³o siк w nie dzid. Sierpy grzкz³y w krwawej mieszance miкsa i koœci. Z przodu i z ty³u, gdzie nie by³o krwawych kos, wrza³y szczegуlnie zajad³e walki. Pierzastorкcy b³yskawicznie tworzyli ¿ywe piramidy, usi³uj¹c po nich wdrapaж siк na gуrк; groty w³уczni grzкz³y w nadzianych na nie trupach. Stalowe no¿e ciк³y tych, ktуrzy usi³owali w³asn¹ piersi¹ powstrzymaж rydwan, ale w miejsce zabitych stawali nowi i nowi wojownicy. Wydawa³o siк to niemo¿liwe, ale tak by³o. Rydwan Szarego pozostawia³ po sobie szerok¹ drogк, wy³o¿on¹ martwymi cia³ami; zapewne wojownicy innych plemion zatrzymaliby siк, mo¿e sprуbowaliby jakoœ inaczej poradziж sobie z niedostкpnym wrogiem, ale nie pierzastorкcy. Ci z niepojкt¹ zaciek³oœci¹ i szaleсstwem pchali siк na pewn¹ œmierж. Draœniкte strza³¹ ramiк Eowiny krwawi³o, ale dziewczyna nie czu³a bуlu. Pora¿ona widokiem straszliwej jatki z trudem utrzymywa³a siк na nogach. Niewolnicy z oddzia³u Szarego znakomicie radzili sobie bez niej. Twierdza na ko³ach przebija³a siк przez t³um nieprzyjacielskich oddzia³уw i teraz ju¿ ca³a zalana by³a gor¹c¹ ludzk¹ krwi¹. S¹siednie wozy, naœladuj¹c Szarego, przebija³y siк coraz g³кbiej i g³кbiej w szeregi pierzastorкkich, ktуrym los sprzyja³ tylko w jednym wypadku. Eowina widzia³a, jak, wzniуs³szy prawdziw¹ barykadк z martwych cia³, wdarli siк na przуd wozu i wkrуtce przez jego burty polecia³y rozszarpane na kawa³ki cia³a rabуw. - Patrzysz? - zainteresowa³ siк beznamiкtnie Szary. Setnik sta³ niczym kamienny pos¹g, nieprawdopodobnie spokojny; wydawa³o siк, ¿e wie, co siк bкdzie dzia³o za chwilк, ¿e zna przysz³oœж. - Patrz sobie, patrz. To po¿yteczne... Hej, wy tam! Teraz walcie prosto!... Lawiruj¹c, cofaj¹c siк i przedzieraj¹c do przodu, rydwan przebija³ siк coraz dalej i dalej, na spotkanie œciany dymu. Szeregi pierzastorкkich wydawa³y siк nie mieж koсca; miejsce zabitych zajmowali natychmiast nowi wojownicy. Niewolnicy tracili ducha. - To daremne! - Olbrzymi niewolnik, ktуry dopiero co zar¹ba³ kolejnego wroga, nagle odrzuci³ halabardк, zwali³ siк na ty³ek i zaszlocha³ g³oœno, wbiwszy brodate oblicze w d³onie. Wszystko to dareeemneee... - Wstawaj natychmiast! - krzyknк³a niespodziewanie dla samej siebie Eowina. - WstydŸ siк, tchуrzu! I popatrz! Chwyci³a ³uk i wypuœci³a strza³к. Pierzastorкki, ktуry wdrapa³ siк na burtк wozu z zaciœniкtym w zкbach no¿em, w milczeniu run¹³ na plecy, a wiruj¹ca kosa przeciк³a jego cia³o na dwie czкœci. - Zuch! - us³ysza³a pochwa³к z ust Szarego. - Dzia³aj tak dalej! Po pierwszej strzale wystrzeli³a drug¹, trzeci¹, czwart¹... Nie mo¿na by³o spud³owaж, strzelaj¹c w taki t³um, trafi³by nawet œlepy. Wrogowie padali jeden po drugim. Bez pancerzy, niemal bezbronni... Wymachiwali toporami, ciskali dzidy- ale Eowinк jakby chroni³y inne, wy¿sze moce. M³oda Rohanka odpowiada³a wrogom, puszczaj¹c kolejny raz ciкciwк - i liczba zabitych powiкksza³a siк o nastкpn¹ ofiarк. - Teraz walimy prosto! - wyda³ rozkaz Szary. Zaczyna³o siк tu ³agodne zbocze; jeœli skierowaliby siк nieco w lewo, to mo¿e uda³oby siк przebiж do ciemniej¹cego w oddali lasu. Inne wozy, prowadzone przez mniej sprawnych dowуdcуw - ciekawe, gdzie mуg³ Szary zdobyж takie doœwiadczenia - zosta³y w tyle. Dopiero teraz Eowina zobaczy³a, ¿e wojsko pierzastorкkich nie jest bezgraniczne. Szeregi wojуw w szarych narzutach z piуropuszami rzed³y; sta³a siк widoczna wydeptana, zmacerowana ziemia. A przed nimi, o kilka mil przed rydwanem, wzbija³a siк w niebo gigantyczna czarna œciana. Wzd³u¿ jej dolnej krawкdzi pe³ga³y niewielkie jкzyki p³omieni. - Co to jest?! - zawo³a³a przera¿ona Eowina. - To p³onie ziemia! - odkrzykn¹³ w odpowiedzi Szary. Wychyli³ siк do przodu, uwa¿nie przypatruj¹c œcianie dymu. - Jak to? - Nie wiem. Wygl¹da mi na jakiœ czar! Niewolnicy, wszyscy jak jeden m¹¿, zaczкli wyж: - Zawracajmy! Zawracajmy! - Nie! - rykn¹³ Szary, jak stary przywуdca na stado ze zje¿on¹ ze strachu sierœci¹. - Do przodu! Tylko tak mo¿emy siк uratowaж! - Ale... - ¯adnych „ale”! Obejrzyjcie siк - tylko nie zwalniajcie, tnijcie i r¿nijcie, pуki jeszcze nas nie zatrzymali i nie rozdarli na strzкpy! Eowina obejrza³a siк. S³usznie - wolno, bo wolno, ale jednak, za cenк nies³ychanej liczby ofiar, pierzastorкcy zatrzymywali rydwany jeden po drugim. Moc wozуw polega³a na ruchu, zatrzymuj¹c siк, prкdzej czy pуŸniej, nie wytrzymywa³y naporu. A wtedy fale smag³ych, z lekka przykrytych szarymi narzutami wojownikуw, z okrzykami triumfu wdziera³y siк do wnкtrza... Zwyciкski wizg miesza³ siк z przedœmiertnymi wrzaskami i ¿a³osnymi b³aganiami o litoœж... Spory natychmiast usta³y. - Hej, na dole! Jeszcze popracujcie! Ju¿ niewiele zosta³o! Rubie¿ dymu te¿ nie sta³a w miejscu. Zbli¿a³a siк, i to doœж szybko. W szczelinie miкdzy ziemi¹ i doln¹ krawкdzi¹ nieprzeniknionego mroku szala³ ogieс. Dziewczyna mog³a ju¿ odrу¿niж pкdz¹ce ku gуrze k³кby p³omieni, jaskraworude, przenicowane czarnymi strugami dymu... Eowina zadr¿a³a ze strachu. „Wszak to pewna œmierж!” - wrzeszcza³ jej umys³ i ca³e cia³o. Ale Szary, niczym na pozуr siк nie przejmuj¹c, prowadzi³ w¹t³y drewniany okrкt coraz dalej i dalej, ju¿ w dу³ po stoku, na spotkanie ognistego wa³u. Wojownicy pierzastorкkich ci¹gle walili siк pod ko³a, upadali pod razami toporуw, turlali siк w dу³ przeszyci strza³ami i w³уczniami... Ale ju¿ tracili si³y ci, ktуrzy popychali rydwan, tam, pod spodem. Zgrzytaj¹c zкbami, Szary skierowa³ na dу³ z pу³ tuzina wojownikуw, z grupy tych silniejszych; Eowina zmuszona zosta³a walczyж za trzech. Zarzuciwszy ³uk na plecy, chwyci³a w d³onie ukryt¹ przez ca³y czas szablк. Pierwsza g³owa, ktуra pojawi³a siк ponad burt¹ wozu, spad³a z ramion; dziewczyna sama nie wiedzia³a, ¿e mo¿e tak ci¹ж - dok³adnie, skutecznie... Chlusnк³a naс ciep³a krew, za zabitym na wуz wspina³o siк dwu innych... Nie zosta³o ju¿ nic innego, jak wzi¹ж siк do dzie³a i samemu Szaremu. Eowina nawet nie widzia³a zamachu - tylko jкknк³o przecinane ostrzem powietrze. Szeroki topуr na d³ugiej rкkojeœci œci¹³ g³owy dwu pierzastorкkim, ktуrzy na swoje nieszczкœcie wdarli siк na burtк wozu... To nie jest zwyczajny cz³owiek - pomyœla³a nagle dziewczyna. - Cz³owiek nie mo¿e tak ci¹ж. Tylko jakiœ heros... taki jak Hama... A Szary przecie¿... na oko... nie jest zbyt silny... Setnik w kilka chwil oczyœci³ burty od wisz¹cych i wspinaj¹cych siк na nie wrogуw. Niewolnicy na dole wytк¿yli si³y, rozleg³y siк stкkania, pohukiwania - i wyrwali, wydawa³oby siк ugrzкz³y w trzкsawisku z por¹banych cia³, rydwan. Ogieс jarzy³ siк ju¿ ca³kiem blisko. Eowina ca³ym cia³em odczuwa³a groŸny, z³y oddech p³omienia. Mia³a wra¿enie, ¿e tam, przed ni¹, p³onie sama ziemia i chciwy ogieс nie uspokoi siк, dopуki nie po¿re wszystkiego pod sob¹, a¿ dotrze do kamiennych Koœci Ziemi, od ktуrych nie ma na œwiecie nic mocniejszego. Niewolnicy walili siк na deski z ¿a³osnymi jкkami, rzucali broс i zakrywali g³owк rкkami. Byli przekonani, ¿e ich setnik zwariowa³, kieruj¹c swуj wуz, ju¿ niemal uwolniony od zaciekle atakuj¹cych napastnikуw, wprost w objкcia œmierci. Nie skapitulowa³a tylko Eowina ca³a zachlapana krwi¹, niczym jakieœ pradawne bуstwo wojny. Pierzastorкcy nie oœmielili siк walczyж blisko œciany ognia. Z ochryp³ymi wrzaskami i wyciem rozbiegli siк na boki. Droga by³a wolna. P³omieс triumfalnie hucza³, zwijaj¹c siк w jкdrne wyd³u¿one wiry. Zanim runк³a na deski, kryj¹c siк za p³askimi burtami, Eowina rzuci³a ostatnie spojrzenie za siebie: tam, daleko z ty³u, bez poœpiechu ruszy³a ze wzgуrz haradzka jazda. Nie istnia³a ju¿ lawina, jednolita fala pierzastorкkich; poœrуd usianej wieloma tysi¹cami trupуw rуwniny ocalali najeŸdŸcy z okrutn¹ rozkosz¹ dobijali niewolnikуw w ich bojowych wozach. Haradzcy stratedzy dobrze wybrali czas na uderzenie. Ani wczeœniej, ani pуŸniej ich oddzia³y nie mog³yby dokonaж wiкcej... ¯ar parzy³ skуrк twarzy, dziewczynie wydawa³o siк, ¿e za chwilк zacznie na niej p³on¹ж ubranie. - Przykryj g³owк! - us³ysza³a wœciek³y krzyk Szarego. Setnik, jedyny z otoczenia, ci¹gle sta³, jakby przekonany, ¿e jemu p³omieс nie mo¿e wyrz¹dziж krzywdy. W nastкpnej chwili rydwan zanurzy³ siк w ogniu. W ca³ym swoim ¿yciu Folko nie widzia³ okrutniejszego widoku. Bra³ udzia³ w wielu bitwach, pozna³ czarn¹ rozpacz na wie¿ach skazanej na zag³adк twierdzy Kirdana, kiedy myœla³, ¿e wali siк w gruzy ca³y œwiat. Pozna³ œmierteln¹ gorycz - po pora¿ce na £uku Iseny, kiedy pod stopy wojska Olmera leg³o trzydzieœci tysiкcy rohirrimskich zuchуw. Walczy³ z upiorami i widmami, sta³ twarz¹ w twarz z sam¹ Nocn¹ W³odark¹, doœwiadczaj¹c na sobie dzia³ania jej z³oœliwej uœmiercaj¹cej magii. Przez dziesiкж lat ¿ycie targa³o nim, jak mog³o; w tym czasie przemierza³ na w³asnych nogach ca³e wielkie Œrуdziemie, od Wуd Przebudzenia na Wschodzie do Gуr Niebieskich na Zachodzie, walcz¹c pod sztandarami Rohanu, Beorningуw, Gondoru, Esgarothu, ojczystej Hobbitanii - ale nigdy nie ba³ siк tak, jak tego dnia. Ukrywszy siк za murem porzuconego haradzkiego obozu, czuj¹c nieznany wczeœniej bуl rozrywaj¹cy serce, Folko Brandybuck widzia³, jak toczy³y siк po zboczu wzgуrza wozy bojowe Haradrimуw. Nie trzeba by³o d³ugo siк zastanawiaж, by zrozumieж ich zamys³. To, co na pierwszy rzut oka wydawa³o siк szaleсstwem, w rzeczywistoœci okaza³o siк dobrze przemyœlanym planem. Pierzastorкcy rzucili siк na wozy jak wyg³odnia³e psy na zdobycz, zapomniawszy o wszystkim. Z zamieraj¹cym sercem, czuj¹c, ¿e za chwilк mo¿e straciж oddech, Folko przygl¹da³ siк, jak masa wozуw bojowych wcina siк coraz g³кbiej i g³кbiej w pulchne szeregi wojska pierzastorкkich. Ka¿dy z pojazdуw pozostawia³ za sob¹ szeroki krwawy œlad - prawdziwe kurhany por¹banych i zmia¿d¿onych cia³. Jeszcze przed chwil¹ to martwe œcierwo by³o ¿ywym miкsem ¿ywych ludzi, bezsensownie wychodz¹cych w³asnej œmierci na spotkanie... Nie ¿ywi³ do nich nienawiœci, wrкcz przeciwnie - nieoczekiwanie dla samego siebie odkry³, ¿e wspу³czuje im. Wiele tysiкcy ¿egna³o siк ze œwiatem tam, na zboczu wzgуrza, rozstawali siк z ¿yciem nie wiadomo po co i dlaczego. Nigdy ju¿ nie wrуc¹ do rodzin, ich ogniska domowe ostygn¹, a synowie zaczn¹ gromadziж si³y i rozdmuchiwaж w duszach ¿¹dzк zemsty. Nastanie dzieс, kiedy do niej dojdzie. Stal sierpуw na ko³ach wozуw bojowych zabra³a wiele tysiкcy ¿ywotуw, a hobbit z zaskakuj¹c¹ jasnoœci¹ zrozumia³, po co przywiod³a jego i wspу³towarzyszy tu, na dalekie Po³udnie. O nie, nie przybyli tu po to, by wyrwaж z niewoli Eowinк, w tak niedobrym czasie uczepion¹ ich trуjki, i nawet nie po to, by poznaж naturк Œwiat³a, ktуre wywo³uje szaleсstwo œwiata. Nie. Przywiуd³ ich tu sam Los, ten sam Los, ktуry stoi ponad elfami, ludŸmi i krasnoludami, ponad magami i widmami, ponad Orlangurem i Valarami, ponad nawet Jedynym. Przywiуd³ po to, by hobbit i dwa krasnoludy zd³awi³y tк wojnк. Poprzednim razem nie uda³o im siк powstrzymaж Olmera. Z wielk¹ szczodroœci¹ Los darowa³ im drug¹ szansк. Oto masz przed sob¹ pole œmierci, hobbicie. W ka¿dej chwili kilkuset wojownikуw rozstaje siк na nim z ¿yciem. ¯elazo sieka cia³o, mia¿d¿y koœci, ko³a wgniataj¹ trupy w ziemiк, a nadchodz¹ca ze wschodu œciana p³omieni koсczy tк nies³ychan¹ bitwк w gigantycznym stosie pogrzebowym, po¿eraj¹c wszystkich, i martwych, i rannych, i umieraj¹cych. Ju¿ nie mo¿esz im pomуc, hobbicie. Ale w twej mocy jest uczyniж tak, by ten koszmar pozosta³ w przesz³oœci. Ju¿ chocia¿by dlatego warto, byœ ¿y³. Krasnoludy i Khandyjczyk stali w milczeniu obok. Folko gotуw by³ postawiж sw¹ mithrilow¹ kolczugк przeciwko zardzewia³emu gwoŸdziowi, ¿e jego towarzysze myœl¹ i czuj¹ w tej chwili dok³adnie to, co i on. By³o coœ przyci¹gaj¹cego w tym olbrzymim krwawym przedstawieniu, rуwnego ktуremu nie widziano od czasu Wojny Gniewu... Drugiego takiego pola œmierci w Œrуdziemiu nie bкdzie a¿ do Koсca Dni. Niewolnicy niemal wykonali swoje zadanie. Wojsko pierzastorкkich tarmosi³o ich rydwany jak sfora dzikich psуw, szarpa³o i - traci³o, traci³o, traci³o ludzi, dziesi¹tki ludzi, setki, tysi¹ce... Tam gdzie inni wojownicy - nawet Ÿle dowodzeni - zap³aciliby piкжdziesiкcioma ludŸmi, pierzastorкcy walili siк tysi¹cami. Dla Folka by³o to nie do pojкcia. Jego umys³ skapitulowa³, nie mog¹c objaœniж tego, co widzia³y oczy. Co to za dziwny atak? Kto nim dowodzi? Szaleniec? I ca³e jego wojsko te¿ sk³ada siк z szaleсcуw? Sk¹d siк wziкli? Jakie olbrzymie krуlestwo mog³o wystawiж tak¹ niepoliczaln¹ armiк? To, co widzia³, nie mieœci³o siк w ¿adnych ramach... - Musimy odszukaж Eowinк - us³ysza³ w³asny g³os. Malec a¿ podskoczy³, nie zwracaj¹c uwagi na stoj¹cych doœж blisko haradzkich jeŸdŸcуw. - Co ty gadasz?! Gdzie j¹ odszukamy, co? Tam?! - Tkn¹³ palcem w stronк pola œmierci. - Skoro jest tam, wiкc powinniœmy ci¹gn¹ж za ni¹. - Hobbit rozumia³, ¿e oznacza to niemal pewn¹ œmierж, ale jednak... Ostrze Otriny w³adczo tr¹ci³o go w pierœ, jakby mуwi¹c: „Ja mogк! Pomogк!”. „Dziкkujк” - zwrуci³ siк w myœlach do sztyletu. Palce zwar³y siк na rzeŸbionej rкkojeœci i poprzez znajomy rozwichrzony korowуd niebieskich p³atkуw Folko dojrza³ malutk¹ postaж ze z³otymi w³osami, ktуra zaciekle macha³a szabl¹, stoj¹c przy burcie - tej, ktуra najbardziej zbli¿y³a siк do skraju ognistej chmury - swojego rydwanu. - Przekleсstwo! - Folko poderwa³ siк na rуwne nogi, zapomniawszy o ostro¿noœci. Uratowa³o go tylko to, ¿e w³aœnie w tym momencie haradzkie rogi zagra³y sygna³ do ataku. Rуwna linia jazdy niespiesznym krokiem ruszy³a w dу³. Niektуrzy wojownicy unieœli ³uki, inni przygotowali kopie; rogi zagrzmia³y powtуrnie i wszystkie wierzchowce Tcheremczykуw ruszy³y z miejsca. Z krzykami, wizgiem i szczuciem, wystawiwszy kopie i ustawiwszy szereg, Haradrimowie pomknкli po zboczu, w stronк, gdzie pierzastorкcy dobijali niewolnicze oddzia³y. A w œlad za groŸn¹ lawin¹ jeŸdŸcуw bieg³a czwуrka dzielnych pieszych wojownikуw, na ktуrych nikt dotychczas nie zwrуci³ uwagi. Bojowy sztandar Tcheremu w kolorze purpury rozwin¹³ siк daleko z prawej; tam, doko³a tcheremskiego dowуdcy, zosta³o jeszcze kilkudziesiкciu wojownikуw jego osobistej ochrony. Wszyscy inni, co do jednego, poszli w bуj - dokoсczyж dzie³a niewolnikуw. Jeœli ktoœ nawet zobaczy³ Folka i jego towarzyszy, nie przywi¹zywa³ do tego wagi. Hobbit bieg³, usi³uj¹c nie straciж w swym wewnкtrznym widzeniu rydwanu, na ktуrym zaciekle walczy³a przy burcie Eowina. Wkrуtce pokryte muraw¹ zbocze skoсczy³o siк - ziemia zniknк³a pod warstw¹ trupуw. Na rкkach zabitych, od ramienia do nadgarstkуw widoczne by³y niewysokie grzebienie, niektуrzy mieli je wy¿sze, inni mniej wyraŸne; oczywiœcie - nie da³o siк ich porуwnaж z prawdziwymi piуrami Fellastra, ale nie mo¿na by³o siк pomyliж. Poza tymi grzebieniami nic nie rу¿ni³o ich od ludzi - byli wysocy, piкkni... Co prawda ich rкce ustкpowa³y si³¹ mieszkaсcom Pу³nocy, ale jeœli ten narуd mo¿e wystawiaж takie hufce... Niektуrzy jeszcze ¿yli, bezsensownie usi³owali pe³zaж, dygotali, chrypieli w agonii i w koсcu umierali. A przed nimi wci¹¿ trwa³ bуj. Uparcie walczy³o jeszcze o ¿ycie kilkadziesi¹t rydwanуw. Zajкci atakiem, a mo¿e po prostu oœlepieni jak¹œ Moc¹ - pierzastorкcy, zamiast zewrzeж szyk czy przynajmniej odwrуciж siк i nie daж zaskoczyж od ty³u, ci¹gle szturmowali wysokie œcianki wozуw. Haradzka jazda, wysy³aj¹c przed siebie œmiertelne wachlarze strza³, wbi³a siк w t³um jak kosa Œmierci. Konie depta³y kopytami ludzi. JeŸdŸcy przeszywali pierzastorкkich w³уczniami, ciкli z wysokoœci siode³ krzywymi szablami i szpikowali strza³ami z ³ukуw. Na spotkanie atakuj¹cej kawalerii polecia³y nieliczne dzidy, zbyt ma³o, bo wiкkszoœж tkwi³a w burtach rydwanуw. Herosуw Tcheremu nie mog³y powstrzymaж. Straciwszy co najwy¿ej dwudziestu ludzi, konna lawina zaczк³a gnaж pierzastorкkich na wschуd, ku p³on¹cej ognistej œcianie. - Nie zd¹¿ymy! - wykrzykn¹³ z rozpacz¹ Folko. Rydwan z Eowin¹ toczy³ siк prosto ku ognistej kurtynie. Co za szaleniec prowadzi na œmierж ocala³ych w tym nies³ychanym boju ludzi?! Bli¿ej, bli¿ej, jeszcze bli¿ej... Folko bieg³ z zamkniкtymi oczami - nieznana Moc prowadzi³a, chroni¹c przed upadkiem. Wewnкtrznym wzrokiem trzyma³ w polu widzenia ma³¹ postaж ze z³otymi w³osami - oto nieumiejкtnie, ale wœciekle dŸgnк³a szabl¹ jakiegoœ wojownika pierzastorкkich... Oto, zakrywaj¹c przed ¿arem rкkami twarz, rzuci³a siк na pod³ogк z desek... W tym momencie rydwan wbi³ siк w ogieс. - Nie! - Zach³ystuj¹c siк krzykiem, Folko potkn¹³ siк, run¹³ na ziemiк, wprost na por¹banego, pokrytego krwi¹ trupa. Œwiat znikn¹³ mu z oczu. Cienka niж, przeci¹gniкta miкdzy nim i z³otow³os¹ postaci¹, nagle pкk³a, chlasn¹wszy piek¹cym, nie mo¿liwym do wytrzymania bуlem, Folko niemal straci³ przytomnoœж. Widzia³, jak zamknк³y siк doko³a wozu fale p³omieni, b³yskawicznie poch³aniaj¹ce upragnion¹ zdobycz... Koniec. Dalej nie by³o ju¿ po co biec. Mocne rкce przyjaciу³ krasnoludуw pochwyci³y hobbita i postawi³y na nogi. - Uciekamy! Pуki Haradrimowie nie natknкli siк jeszcze na nas... - Malec krкci³ g³ow¹, rozgl¹daj¹c siк na boki. Bуj przesuwa³ siк powoli dalej i dalej na po³udniowy wschуd. Pierwszy impet haradzkiej kawalerii wygas³, ale przewaga w uzbrojeniu i umiejкtnoœciach walki zosta³y. Cienki szyk jeŸdŸcуw jak i poprzednio spycha³ pierzastorкkich prosto ku ognistej œcianie. - Do lasu! - poleci³ Torin. - Nie! - Folko z trudem rozklei³ wargi. - Naprzуd... za ni¹... trzeba... znaleŸж... - Przecie¿ oni wjechali w p³omieс! - rykn¹³ Malec. W ogieс! Ju¿ ich nie ma, tak nale¿y uwa¿aж! - Mo¿e... przez ogieс... mo¿na przeskoczyж - wykrztusi³ hobbit, podtrzymywany przez krasnoludy. - Powinniœmy... wiedzieж to dok³adnie... na pewno... Rozumiesz? - Rozumiem, rozumiem! Flaki z nas Haradrimowie wypruj¹, wtedy wszystko zrozumiemy! - Naprawdк, Folko... - zacz¹³ Torin, ale hobbit tak wœciekle siк wykrzywi³, a oczy jego rozb³ys³y takim blaskiem, ¿e nawet doœwiadczony Malec, nieustкpliwy pieniacz, odchrz¹kn¹³ i bez sprzeciwуw ruszy³ do przodu. Zdradziecka s³aboœж w nogach ustкpowa³a. Do chwili, kiedy pу³tora dziesi¹tka wojownikуw w poszarpanych, zakrwawionych szarych narzutach rzuci³o siк ze wszystkich stron na ma³y oddzia³, Folko odzyska³ ju¿ ca³kowicie si³y. I pierwszy zaatakowa³ - p³azem uderzywszy w g³owк szaleсca, ktуry rzuci³ siк na niego z dzid¹. - Nie mordujcie ich! - krzykn¹³ hobbit do przyjaciу³. Zd¹¿y³ na czas - daga Malca ju¿ sunк³a ku gard³u skazanego na œmierж przeciwnika; cienka szabla Khandyje¿yka odrzuci³a na bok lekki toporek pierzastorкkiego i wyraŸnie mierzy³a w g³owк napastnika. - Przebijemy siк i tak! Rzeczywiœcie - przebili siк. Lekkie dzidy i niemal niewa¿kie toporki pierzastorкkich - ¿adna przeszkoda dla wykutej w KuŸni Durina broni. Og³uszywszy i powaliwszy na ziemiк pу³ tuzina ludzi, hobbit i jego przyjaciele oczyœcili dla siebie drogк do ognistej œciany... Chyba po raz pierwszy w ci¹gu dziesiкciu lat burzliwego ¿ycia wкdrownego wojownika, Folko przez ca³y czas tej potyczki odczuwa³ wstrкt i strach. Zabiж szaleсca to tak jakby zabiж dziecko, ktуre dla ¿artu cisnк³o w kogoœ kamykiem. Mo¿e ci ludzie byli z³oczyсcami, gwa³cicielami i zabуjcami. Ale czy¿ on ma prawo os¹dzaж ich, skazuj¹c na œmierж bez mo¿liwoœci obrony?! Pozostawili po prawej stronie znieruchomia³y rydwan niewolnikуw. Trupy piкtrzy³y siк niemal do gуrnej krawкdzi burty. Wœrуd szarych p³aszczy gdzieniegdzie pojawia³o siк odzienie tcheremskich niewolnikуw i wiele wskazywa³o na to, ¿e byli ¿ywcem wyszarpywani z rydwanu i rozdzierani na strzкpy go³ymi rкkami... W koсcu jednak, dwukrotnie jeszcze zetkn¹wszy siк z biegn¹cymi dok¹dœ pierzastorкkimi, dotarli do ognistej œciany. P³omieс atakowa³, wyrzucaj¹c przed siebie d³ugie œciel¹ce siк po ziemi jкzyki - jakby jakiœ niezwyk³y jaskraworudy podpalany na czarno zwierz chciwie liza³ bezbronn¹ ziemiк, a ta natychmiast zaczyna³a p³on¹ж, nawet jeœli - wydawa³o siк - nie mia³o co na niej p³on¹ж. Niestety, dalej ju¿ nie mogli iœж. ¯ar panowa³ taki, ¿e nie da³o siк podejœж nawet na sto krokуw. P³omieс œpiewa³ pieœс zwyciкstwa, niemaj¹c¹ koсca, szydercz¹... P³omieс naciera³. Co bкdzie, gdy dotrze do lasu? - Musimy uciekaж! - krzykn¹³ Torin. - Spe³niliœmy nasz obowi¹zek! Teraz czas pomyœleж o innych! Folko jкkn¹³ i rzuci³ siк do przodu, ale Ma³y Krasnolud zrкcznie zawis³ na jego ramionach, b³yskawicznie przycisn¹wszy do ziemi. - Opamiкtaj siк wreszcie! - rykn¹³ do ucha hobbita. Krasnoludy zmuszone by³y si³¹ wyci¹gaж go z pola œmierci. Najpierw Folko milcz¹c zawziкcie usi³owa³ siк wyrwaж, potem sta³ siк apatyczny i podda³ siк woli przyjaciу³. Torin z niepokojem patrzy³ na niego: czy aby nie postrada³ zmys³уw? Folko ledwo widzia³, co siк doko³a dzieje. Wszystko przes³ania³a mu czarna kurtyna rozpaczy. Eowiny ju¿ nie ma... w tym piekle nic nie mog³o ocaleж... zginк³a... przez niego... Jego drugi wzrok, ten wewnкtrzny, zanikn¹³ w jednej chwili i ca³kowicie, gdy tylko rydwan przekroczy³ granicк ognistego ³uku. Mog³o to znaczyж wszystko: dziewczyna nie ¿yje, a p³omieс po¿era w tej chwili jej koœci... albo w ognistej kurtynie kryje siк jakaœ magia... Ani Haradrimowie, ani pierzastorкcy nie œcigali tej czwуrki, byli zbytnio zajкci wzajemnym mordowaniem siк.

13 Sierpnia, Wieczуr, Okolice Wschodniego Kraсca Gуr Popielnych Dawno ju¿ pozostawi³ za sob¹ stepy Easterlingуw i B³кkitne Lasy Nadrunia. Przed garbusem le¿a³ wschodni Mordor - porzucona, bezludna ziemia. Zawsze by³y to ubogie tereny, ale jakoœ karmi³y osiad³ych po Upadku Barad- duru mordorskich orkуw, tych, ktуrzy zmienili miecz na p³ug oracza czy kielniк murarza. Dziesiкж lat temu wszystkie tutejsze plemiona, przypomniawszy sobie przesz³oœж, zgodnie powsta³y, zgromadziwszy siк pod sztandarami Earnila. Sz³y pod nimi od zwyciкstwa do zwyciкstwa, podbi³y Zachуd, dotar³y do ostatniej elfijskiej twierdzy - gdzie znalaz³y swoj¹ zgubк. Wyprowadzeni przez Olmera z walki Easterlingowie rozkoszowali siк owocami d³ugo oczekiwanego zwyciкstwa w kamiennych miastach Arnoru, a orkowie... Orkowie ruszyli za swoim Wodzem na ostateczny, decyduj¹cy szturm i znaleŸli siк w samym œrodku potк¿nego wybuchu, gdy Szare Przystanie zginк³y wraz z triumfuj¹cymi zwyciкzcami. Ziemie Mordoru ca³kowicie siк wyludni³y. I jeœli w stepach Easterlingуw ci, ktуrzy pozostali, wiedzieli, ¿e ich synowie, bracia czy po prostu krewniacy s¹ ¿ywi i zdrowi w nowym potк¿nym paсstwie - krуlestwie Terlinga (ktуry zd¹¿y³ ju¿ og³osiж siebie prawowitym nastкpc¹ Krуla Elessara), to mieszkaсcy Mordoru tak samo na pewno wiedzieli, ¿e ich bliscy stali siк pokarmem dla ryb... Sandello wjecha³ do przygranicznej wioski. Orkowie, tak samo jak hobbici, niechкtnie rozstawali siк z wielowiekowym przyzwyczajeniem mieszkania pod ziemi¹, i domy budowano tylko w ostatecznoœci. W pу³nocno- wschodnim Mordorze - pustynnym, pofa³dowanym wzgуrzami, bezleœnym - domy by³y z koniecznoœci - kamienne. Garbus zsiad³ z konia. W wiosce znajdowa³o siк mo¿e z dziesiкж domуw, z ktуrych trzy wyraŸnie zosta³y porzucone. A pozosta³e... Osada ¿¹dnych krwi orkуw, tak d³ugo bкd¹cych postrachem ca³ego Œrуdziemia, niczym szczegуlnym nie rу¿ni³a siк od, powiedzmy, odleg³ych osiedli Easterlingуw oraczy. Takie same dzieci, bawi¹ce siк na poboczu jedynej uliczki, tacy sami starcy, wygrzewaj¹cy siк w s³oсcu... Siedz¹cy obok pierwszego z brzegu domeczku stary goblin, mru¿¹cy oczy, ¿eby lepiej widzieж, wpatrzy³ siк w znieruchomia³ego przybysza, owiniкtego czarnym jak noc p³aszczem. Wpatrzy³ siк - i nagle drgn¹³, jak uderzony, usi³uj¹c poderwaж siк i uk³oniж. Prawa jego noga by³a sztywna, potraktowana kiedyœ kling¹ - goblin zachwia³ siк, niezgrabnie zamachn¹³ rкkami, usi³uj¹c utrzymaж rуwnowagк, i... Mocna rкka Sandella podtrzyma³a starca. - Pan... pan... - wychrypia³ ork, z lкkiem wpatruj¹c siк w twarz garbusa. - Czasy siк zmieni³y, Gorbagu - zauwa¿y³ spokojnie stary miecznik. - Nie nazywaj mnie panem. Ork wyprostowa³ siк ura¿ony, b³ysn¹³ gniewnie oczami. - S³u¿y³em wielkiemu wodzowi Earnilowi. Wiem, kto by³ jego praw¹ rкk¹! I do œmierci swej nie zapomnк tego! I pamiкtam, jak nale¿y zwracaж siк do dowуdcy! - No to rozkazujк ci zapomnieж o tym - westchn¹³ Sandello... - ...Tak oto sobie ¿yjemy od tamtego czasu. Ani jeden ch³opak nie wrуci³ z wojny. Tylko ja, kaleka, ktуrego nie wziкto do ostatniego ataku! - Gorbag opuœci³ g³owк, czarne w³osy opad³y na p³ask¹, pokryt¹ bliznami twarz. Sandello wiedzia³, ¿e na tej twarzy zostawi³y swe znaki i strza³y Rohirrimуw, i w³уcznie Gondorczykуw, i miecze Arnoru... Siedzieli w niewielkim domku goblina przy zniszczonym, pociemnia³ym ze staroœci stole z desek. Garbus pomyœla³, ¿e dok³adnie taki sam stу³, odrapany, pociкty no¿em, nigdy nieprzykrywany obrusem, znajdowa³ siк w jego, porzuconym na los szczкœcia, domu - tam, na pу³nocnym wschodzie, w Cytadeli Olmera... - Wiesz coœ o drodze na po³udnie? - Sandello roz³o¿y³ na blacie sto³u mapк. - Przechodziliœmy skrajem tych okolic, ale bardziej na wschуd... Nie chcia³bym znowu nadk³adaж drogi. - Kiedyœ wojowaliœmy z Khandem - wychrypia³ Gorbag. Teraz nikt nie pamiкta ju¿ dlaczego. Ktoœ na kogoœ napad³, ktoœ odpowiedzia³... Pociкliœmy siк, ale ka¿da strona zosta³a na swoim... Sandello cierpliwie s³ucha³. - Przypominam to dlatego, bo w³aœnie chcк powiedzieж, ¿e droga do Po³udniowej Œciany jest czysta, a dalej, przez Khand, mo¿e byж ciк¿ko. U nas wszystko jest ³atwe i proste... Tylko trochк na zachуd trzeba siк odchyliж. Tu jest ma³o naszych wsi. Milczeli d³ug¹ chwilк. Stary ork opuœci³ g³owк - wydawa³o siк, ¿e ciк¿kie spojrzenie Sandella siкga³o do najg³кbszych pok³adуw jego myœli. Goœж chyba chcia³ o coœ zapytaж, ju¿ nawet otworzy³ usta, ale z jakiegoœ powodu powstrzyma³ siк, wykrzywi³ w¹skie wargi i nie odezwa³ siк. - Co do noclegu... - zacz¹³ Gorbag, ale miecznik ju¿ wstawa³: - Dziкkujк. Czas na mnie. Skin¹wszy lekko g³ow¹ w odpowiedzi na niski uk³on, Sandello przekroczy³ prуg. Doœwiadczone spojrzenie wojownika ponownie obieg³o wioskк. Tak... Z takimi nie da siк wojowaж. Dzieciaki! Tych to dopiero trzeba by szkoliж i szkoliж... Przybycie garbusa oczywiœcie nie pozosta³o we wsi niezauwa¿one. Pod domem Gorbaga zebrali siк pozostali mieszkaсcy - kobiety w œrednim wieku i staruchy. Gobliny, te m³odsze, przestкpowa³y z nogi na nogк w tylnych szeregach. - Po co, burcgulu, znowu do nas przyszed³eœ? Straszna siwa starucha wysunк³a siк przed innych. Pociкte zmarszczkami rкce, powykrкcane z powodu ciк¿kiej pracy palce, zapadniкte policzki... Ale nadal mia³a dumn¹ postawк. Sandello w milczeniu patrzy³ na mуwi¹c¹. Dziesiкж lat garbus by³... a zreszt¹, po co wspominaж, teraz ju¿ nie ten czas. Niby dlaczego mia³aby mile witaж jego, ktуry uprowadzi³ na œmierж wszystkich co do jednego wojownikуw jej ludu... - Znowu potrzebujesz naszych ch³opakуw? Pos³uchaj mnie, czarny snaga, wynoœ siк st¹d po dobremu! Jesteœ zrкczny w machaniu mieczem, wiem - ale i my potrafimy ci odpowiedzieж! Za ni¹ przestкpowa³o z nogi na nogк kilku ³ucznikуw, wszyscy m³odzi, smarkaci wrкcz. Sandello milcza³. Starucha rozpala³a siк coraz bardziej: - Dopiero zaczкliœmy odzyskiwaж si³y, dopiero nam wnuki, zamiast pozabijanych synуw, podros³y - a ty znowu tu?! Poprzednim razem ci g³upcy wrzeszczeli: „Naprzуd!” i „Wуdz Earnil!”. Teraz nikt ju¿ nie bкdzie wrzeszcza³. Zm¹drzeliœmy, chwa³a Lugburcowi! Wiкc po coœ tu przyby³? Gorbag pojawi³ siк za plecami Sandella: - Jest moim goœciem, Garro. - Goœciem... - nie milk³a starucha. - Znamy takich goœci. Pewnie znowu potrzebujecie naszych jataganуw. ¯eby co znowu mœciж siк na kimœ? - Nie, czcigodna - odpowiedzia³ cicho Sandello. - Po prostu jadк na po³udnie. Nie potrzebujк waszych jataganуw ani waszych strza³. Ale przewidujк i przepowiadam, ¿e wkrуtce bкd¹ wam one potrzebne. A teraz - ¿egnajcie! Galakh golug narkuu gimbubut lat! Oby nie znalaz³ ciк Noldor - Czarna Mowa. - Poczekaj! - poderwa³ siк Gorbag. - Ty... z tob¹... czujк to... - Wci¹gn¹³ g³oœno powietrze przez szerokie nozdrza. - Czкœж Mocy mojego - i twojego, Gorbagu!, pana - odpar³ spokojnie Sandello, dotkn¹wszy palcami sakwy przy pasie. - Ale jeœli oka¿e siк, ¿e mam racjк... to ta rzecz jeszcze wyjdzie na œwiat³o dzienne, a wy zmuszeni bкdziecie wyj¹ж jatagany i oczyœciж ze rdzy groty w³уczni! Wieœ po¿egna³a garbusa z³owieszcz¹, niedobr¹ cisz¹. Milcza³ nawet Gorbag, znieruchomia³y, z rкk¹ uniesion¹ do gуry, by siк podrapaж po g³owie. Sandello wskoczy³ w siod³o i wkrуtce wieœ zniknк³a za zakrкtem. Przenocowa³ w szczerym polu, daleko od osady. Sierpniowa noc by³a zimna i deszczowa, jakby W³adca Wichrуw ci¹gle jeszcze gniewa³ siк na tк nieszczкsn¹ krainк, raz po raz wysy³aj¹c pe³ne £ez Ulma chmury od zachodnich granic do brzegуw ponurego Nurnenu. Deszcz niemi³osiernie ci¹³ ³any i tak ju¿ le¿¹cego, cherlawego zbo¿a, jakie z wielkim trudem uda³o siк orkom- oraczom wyhodowaж na ja³owych, chyba pozbawionych B³ogos³awieсstwa Yavanny, ziemiach. Garbus spкdzi³ tк noc w namiocie zszytym z futer w³osem na zewn¹trz; chroni³ on jakoœ przed ukoœnie tn¹cymi zimnymi strugami, ale ogniska nie da³o siк rozpaliж... Sandello siedzia³ d³ugo, wpatrywa³ siк w ¿у³ty okr¹g pierœcienia. Kiedyœ Olmer zrobi³ ten Talizman dla swych dowуdcуw, przez jakiœ czas posiada³ go Oton... Potem Wуdz odebra³ pierœcieс, jakby zw¹tpiwszy w wiernoœж Otona. Przed ostatni¹ walk¹ otrzyma³ go Sandello... ten - przekaza³ Olwenowi... A syn Wodza nie potrafi³ godnie wykorzystaж spuœcizny po ojcu. Ju¿ siк Talizman Olwenowi nie przyda - oblicze garbusa sta³o siк ponownie zimne, twarde i okrutne; tak samo wygl¹da³ jak kiedyœ, dziesiкж lat temu, gdy bardzo- bardzo wystraszy³ pewnego m³odego hobbita w pewnym przygуrzaсskim zajeŸdzie... Garbus delikatnie uwolni³ z nкdznych szmat zawiniкty w nie miecz. Nie ten, ktуry s³u¿y³ mu jako broс powszedniego u¿ytku i ktуry odebra³ niema³o wra¿ych ¿ywotуw, tylko ten drugi, mocno przytroczony za plecami, ¿eby, niech strze¿e Wieczna Noc, nie zgubiж go przypadkiem. Nawet udaj¹c siк na spoczynek, nie rozstawa³ siк z nim. Odleg³e, odleg³e dni widzia³a ta klinga, nie tak znana, jak Pierœcieс Barahira czy Ber³o Gondoru, ale w mroku Nan Elmothu Eol Ciemny Elf wyku³ go ze skrzydlatego ¿elaza, ktуre spad³o z niebios, po³¹czywszy w jedno z innym swym zadziwiaj¹cym tworem - gelvornem, wynalezionym przez siebie metalem, nieustкpuj¹cym mithrilowi. Jego syn, Maeglin, w tajemnicy wyniуs³ ostrze z Naс Elmothu, gdy ucieka³ wraz z matk¹ Aredhel¹, siostr¹ Turgona. Cudowna broс trafi³a do Gondolinu; Tuor z Idril¹ uratowali go z ruin p³on¹cego miasta, a poprzez Earendila, ich syna, miecz trafi³ do Elrosa, pierwszego krуla Numenoru. Broс owa d³ugo przechowywana by³a w krуlewskiej skarbnicy, a Elros chyba niezbyt lubi³ ten miecz, stworzony rкkami Eola i pamiкtaj¹cy zdrajcк Maeglina. Nigdy pierwszy w³adca Numenoru nie przypasa³ go; nigdy nie obna¿y³ w boju. I, jakby za milcz¹c¹ zgod¹, wszyscy nastкpni krуlowie unikali dotykania wspania³ego ostrza. Mуwiono, ¿e podczas pierwszej wojny z Sauronem, w 1701 roku Drugiej Ery, wielk¹ s³awк zyska³ Erneldur, уwczesny Lord Andunie, a Tar- Minastir niemal z radoœci¹ pozby³ siк z³owieszczego skarbu, nagrodziwszy nim wspania³ego dowуdcк. Byж mo¿e nie by³a ta opowieœж niczym wiкcej ni¿ jedn¹ z bajd, byж mo¿e nie le¿a³a nigdy ta broс w krуlewskiej skarbnicy, a od powstania przechowywana by³a w zachodniej przystani Numenoru... Sandello w swoim czasie przebywa³ w ksi¹¿nicy zajкtego przez Haradrimуw Minas Tirith, zupe³nym przypadkiem ocala³ej z po¿ogi... Krуl Olmer wys³a³ do gondorskiej twierdzy kilka wyborowych oddzia³уw, ktуrych jednym jedynym zadaniem by³o uratowanie za wszelk¹ cenк przed rozszala³ymi haradrimskimi wojownikami staro¿ytnych rкkopisуw, od wiekуw przechowywanych w Twierdzy Ostatniej Nadziei. Oddzia³y wykona³y rozkaz, biblioteka przesz³a w rкce zwyciкzcуw ca³a i nietkniкta, ale... Wodzowi Earnilowi nie by³o ju¿ s¹dzone z niej skorzystaж. Ze statkami Elendila Wysokiego miecz Eola trafi³ do Œrуdziemia. I ponownie los uczyni³ go wiкŸniem pa³acowej skarbnicy. Do bitew krуlowie Gondoru stawali z innymi mieczami, chroni¹c drogocenn¹ klingк; najwa¿niejszy twуr Ciemnego Elfa by³ ukryty za siedmioma zamkami. Skoсczy³y siк wojny z Easterlingami, potem - z umbarskimi korsarzami, jeszcze pуŸniej - z Haradrimami, i w koсcu, po Wojnie o Pierœcieс, miecz Eola nieoczekiwanie zyska³ wolnoœж... Sandello westchn¹³ i przymkn¹³ zmкczone powieki. Szczup³e palce garbusa g³aska³y ciemne ostrze... Staremu wojownikowi wydawa³o siк, ¿e jak na jawie widzi ten dzieс w stolicy zwyciкskiego Gondoru, trzy wieki temu... „Weso³oœж i radoœж zapanowa³y w Mieœcie. Znienawidzony wrуg pad³, Mrok zosta³ na zawsze zwyciк¿ony, nowy, Prawdziwy W³adca ponownie zjednoczy³ pod swym ber³em Pу³nocne i Po³udniowe Krуlestwa, skoсczy³ siк czas strachu i braku nadziei, nadszed³ czas odbudowy zburzonych miast i orki na porzuconych polach... Mуwi¹, ¿e Krуl Aragorn, Elessarem Elfijskim zwany, wraz z piкkn¹ ma³¿onk¹ sw¹, Arwen¹ Undomiel, Gwiazd¹ Wieczorn¹ elfуw, siedzieli w sali tronowej, sprawuj¹c krуlewskie s¹dy. A w czasach tych, powiadaj¹, trafiж przed oblicze Wielkiego Krуla wcale nie by³o tak trudno, nie to co w latach nastкpnych! I oto stra¿nicy przyprowadzili przed jego oblicze pewnego m³odzieсca, czarnow³osego i o szlachetnym obliczu. Nie sk³aniaj¹c g³owy, sta³ on przed tronem W³adcуw, zuchwale wpatruj¹c siк w Elessara. - Co sprowadza ciк tu, m³odzieсcze? - takimi s³owy, jak g³osi opowieœж, zwrуci³ siк Aragorn do przybysza. - Twarz twa dziwnie jest mi znajoma... Uœmiechn¹³ siк m³odzian i w milczeniu pokaza³ Wielkiemu W³adcy dwie po³owy przeciкtego rogu, oprawionego w srebro. - Rуg... rуg Boromira! - zakrzykn¹³ Aragorn i nawet najjaœniejsza Arwen¹ ze zdziwieniem popatrzy³a na goœcia. Sk¹d go masz? - Przyjrzyj siк uwa¿nie, w³adco, i ty te¿, w³adczyni! - odpowiedzia³ surowo m³odzieniec. Zmarszczy³ czo³o Wielki W³adca, albowiem nadmiernie zuchwa³ym wyda³o mu siк zachowanie goœcia; ale Arwen¹ Undomiel spojrza³a na niego i jej ³agodny wzrok zmiкkczy³ serce Elessara. - To jest syn Boromira, syna Denethora, ostatniego Namiestnika Gondoru - rzek³a Arwen¹, albowiem potrafi³a, jak i wszyscy Pierworodni, czytaж w ludzkich sercach. - I w duszy tego m³odziana jest gniew na ciebie, mуj krуlu. Nie odpowiadaj mu tym samym, proszк ciк. B¹dŸ dla niego ³agodny, a wtedy... wtedy groŸny cieс, ktуry widzк, ominie nasz kraj... Cichym g³osem powiedzia³a to W³adczyni Arwen¹ i nie wiedzia³ goœж, o czym rozmawiaj¹ W³adcy; dlatego odziedziczony po ojcu gwa³towny charakter sprawi³, ¿e m³odzieсca zaœlepi³a z³oœж: - O czym szepczecie, wy, przez oszustwo zajmuj¹cy tron mojego ojca? O czym szepczecie, wy, ktуrzy nie przeszkodziliœcie mojemu dziadowi zgin¹ж straszliw¹, mкczeсsk¹ œmierci¹ na stosie? O czym szepczecie, wy, nie wiadomo sk¹d osiedli w mieœcie, ktуrego moi przodkowie od pokoleс strzegli? Wiele jeszcze s³уw wypowiedzia³ syn Boromira, gniewnych i g³upich, oskar¿aj¹c Wielkiego Krуla o przejкcie w³adzy. W milczeniu wys³ucha³ go Aragorn. - Dlaczego zgin¹³ mуj ojciec - zgin¹³ z rкki ¿a³osnych orkуw, podczas gdy ca³a reszta pozosta³a przy ¿yciu? Dlaczego nie okaza³eœ mu pomocy, gdy przywo³ywa³ ciк? Wiadomym mi jest, ¿e chcia³eœ jego œmierci! Dlatego, ¿e wed³ug starego prawa winien by³ on, ojciec mуj, Boromir, syn Denethora, rz¹dziж w Minas Tirith, a nie ty, osadzony na tronie przez tego w³уczкgк w szarych ³achmanach! Mocno rozgniewa³ siк W³adca Aragorn, Prawdziwy W³adca, Odnowiciel - ale W³adczyni Arwena spojrzeniem powstrzymywa³a go. I nie wdaj¹c siк w k³уtniк z goœciem, tak odpowiedzia³ mu Krуl Elessar: - Smutek zm¹ci³ twуj rozum, m³odzieсcze. Boromir by³ wspania³ym wojownikiem i zgin¹³ œmierci¹ wojownika. Niech padnie na mnie przekleсstwo Valarow, jeœli choж s³owem czy nawet myœl¹ zhaсbiк jego pamiкж! PrzyjdŸ do mnie znowu za siedem dni, kiedy twуj umys³ zapanuje nad uczuciami. - Aha! - zakrzykn¹³ goœж, ktуry ci¹gle jeszcze nie wypowiedzia³ swego imienia. - Boisz siк sprzeczaж ze mn¹! To znaczy, ¿e wszystko, co mуwi³em, jest prawd¹! Boisz siк zhaсbiж usta k³amstwem tu, w œwiкtej sali Gondoru! - Nie, zaiste bуl i smutek z³ama³y twego ducha - pokiwa³ g³ow¹ W³adca Aragorn. - Jutro bкdziesz siк wstydzi³ swych s³уw, jestem tego pewien. Po prostu przeczysz sam sobie. Skoro jestem takim potwornym z³oczyсc¹, jakim mnie odmalowa³eœ, to cу¿ dla mnie znaczy³aby œwiкtoœж jakiejœ sali? Nie spieram siк z tob¹ nie dlatego, ¿e nie mam ci nic do powiedzenia, ale dlatego, ¿e i tak w tej chwili mnie nie pos³uchasz. Przyszed³eœ tu, by cisn¹ж mi w twarz gniewne s³owa, przyszed³eœ w nadziei, ¿e odpowiem ci gniewem - ale pomyli³eœ siк. Mo¿esz odejœж bez przeszkуd, a po siedmiu dniach, jak powiedzia³em - wracaj! Bardzo bym chcia³ ci pomуc... - Prкdzej bym przyj¹³ pomoc Saurona! - pad³a harda odpowiedŸ. I m³odzian odszed³, a trzy dni pуŸniej wyzwa³ Wielkiego Krуla na pojedynek. »Boromir, syn Boromira, syna Denethora, prawny w³adca Gondoru - g³osi³ dostarczony Wielkiemu Krуlowi zwуj - wzywa na pojedynek œmiertelny Aragorna, syna Arahorna, mieni¹cego siк Krуlem Arnoru i Gondoru«. I wiele innych obraŸliwych s³уw do³¹czonych by³o do tego pos³ania... Nikt nie wie, co powiedzia³a krуlewskiemu ma³¿onkowi W³adczyni Arwena, ale Wielki Krуl przyj¹³ wyzwanie. Powiadaj¹, ¿e na obszernym dziedziсcu Twierdzy starli siк oni, a ¿adne oko nie widzia³o tego pojedynku. Ale M¹drzy wiedz¹: nim zamknк³y siк wrota, uniуs³ m³ody Boromir miecz wysoko nad g³owк, dumnie pytaj¹c Aragorna: znany jest ci ten miecz? Jednego spojrzenia wystarczy³o Krуlowi Elessarowi, by poznaж broс. S³ynny miecz Eola Ciemnego Elfa nie wiadomo jak znalaz³ siк w rкkach m³odego i nieujarzmionego wojownika. Byж mo¿e moc¹ sw¹ przewy¿sza³ on nawet Anduril Krуla... Ale nie uchyli³ siк Aragorn od potyczki ani nie ¿¹da³ zamiany broni na rуwn¹ co do mocy, choж mia³ przy sobie zwyk³y, niczym niewyrу¿niaj¹cy siк miecz. - Kradzione szczкœcia nie przynosi - zauwa¿y³ spokojnie i by³y to ostatnie s³owa, jakie us³yszeli ludzie w Twierdzy, zanim zatrzasnк³y siк wrota. A potem otwar³y siк i wyszed³ przez nie tylko Krуl Aragorn... S³udzy widzieli plamy krwi na kamieniach dziedziсca, ale nikt nie oœmieli³ siк zapytaж Elessara, jak zakoсczy³ siк уw pojedynek i gdzie zniknк³o cia³o nieszczкsnego Boromira, ktуrego od tamtej pory nikt nie widzia³ ani w Gondorze, ani w Arnorze, ani nigdzie w granicach Zachodu. Wraz z m³odzieсcem znikn¹³ bez œladu i miecz. Nikomu i nigdy, a¿ do samej œmierci swej, nie opowiedzia³ W³adca o tym, co te¿ siк wydarzy³o na dziedziсcu Twierdzy, prуcz jednej tylko osoby, ma³¿onki swej, krуlowej Arweny Undomiel, ale i ona œwiкcie strzeg³a tajemnicy...”. Sandello gwa³townie uniуs³ g³owк. Tak, tak w³aœnie to siк odby³o - albo prawie tak. Nikt ju¿ teraz nie wyjaœni wszystkich wydarzeс sprzed trzech wiekуw. Ale miecz Eola w pewnej chwili przeszed³ we w³adanie Olmera, poszukiwacza z³ota z Dale - d³ugo przed tym, nim sta³ siк wodzem Earnilem i Krуlem Bez Krуlestwa... A teraz oto miecz le¿a³ przed garbusem o imieniu Sandello. Oblicze starego wojownika by³o zachmurzone. Czasem wydawa³o siк, ¿e patrzy na miecz zupe³nie obojкtnie, bez szacunku, niemal z nienawiœci¹. Tak, Sandello strzeg³ miecza ale nienawidzi³ przy tym mo¿e nawet mocniej ni¿ przeklкtego Pierœcienia, ktуry przyniуs³ zgubк jego w³aœcicielowi i potem, po zwyciкstwie, z dobrej woli oddany zosta³ niewysoczkowi Folkowi Brandybuckowi. Wtedy jeszcze Olwen s³ucha³ Sandella... Uda³o siк go przekonaж, choж bardzo niechкtnie rozstawa³ siк z przeklкtym Pierœcieniem... - Dok¹d prowadzisz mnie tym razem, mieczu? - szepn¹³ garbus, niemal dotykaj¹c wargami zimnego czarnego metalu. - Jaka moc tam, na po³udniu, przywrуci³a ciк do ¿ycia, natchnк³a ponownie ¿¹dz¹ krwi? Wiem, wiem, ¿e ciemny duch twego stworzyciela wci¹¿ jeszcze mieszka w tobie... Wiem, ¿e tylko rкka mojego pana godna by³a twej rкkojeœci! Wiem, ¿e by³eœ rad, tn¹c elfy pod murami Szarych Przystani, poniewa¿ nie wybaczy³eœ im œmierci mistrza, ktуry ciк wyku³!... Powiedz zatem mi - co siк wydarzy³o?... Co siк sta³o?... Ale miecz nadal zachowywa³ pogardliwe milczenie. Co tam dla niego, pamiкtaj¹cego trzy epoki Œrуdziemia, jakiœ garbaty wojownik! Co znaczy dla niego, ktуry zna³ rкkк Maeglina, Tuora - co tam Tuora, samego Turgona! - Sandello, dzisiejszy jego powiernik? Tylko jednego cz³owieka uznawa³ za swego pana - ale pan ten od dziesiкciu lat spoczywa³ na dnie nowo powsta³ego zalewu, znajduj¹cego siк na najdalszym zachodzie Œrуdziemia... Garbus nie zasn¹³ do œwitu. Czasem jego wargi porusza³y siк, a wtedy mog³o siк wydawaж, ¿e przemawia do kogoœ; ale odpowiedŸ chyba nie nadchodzi³a... Rano zwin¹³ swoje malutkie obozowisko i pogalopowa³ dalej. Na po³udnie, na po³udnie, patrz¹c prosto w oblicze s³oсca, jak wojownik, piersi¹ nacieraj¹cy na wroga...

14 Sierpnia Noc, Pole Bitwy W Po³udniowym Haradzie Wyrzucaj¹c przed siebie ogniste jкzory, straszny jaskraworudy zwierz pe³z³, wci¹¿ pe³z³ przed siebie, chciwie po¿eraj¹c wszystko na swojej drodze: trawк, drzewa, resztki rydwanуw, trupy niewolnikуw, pierzastorкkich, Haradrimуw - i, wydawa³o siк, nie ma dla niego granic, nic nie mo¿e go powstrzymaж, przejdzie tak, niezatrzymany, do samego brzegu morza - a, co tam do morza! - do Gуr Mordoru, obracaj¹c po drodze w popiу³ wszystkie miasta i osady Wielkiego Tcheremu... Ale nie; ³apska, szpony i paszcza ognistego potwora z rozbiegu uderzy³y w nasycon¹ wod¹ œcianк lasуw i... potwуr odskoczy³. Bezsilnie sycza³y jкzyki p³omieni, ale jaskrawe, soczyste liœcie, pкdy, pnie tylko zwкgla³y siк, nie zapalaj¹c. ¯ar p³omieni wysuszy³ leœn¹ gкstwinк na piкжdziesi¹t krokуw w g³¹b - i zdech³. Na pokrytej popio³em rуwninie nie zosta³o nic ¿ywego. Kilka ocala³ych haradzkich oddzia³уw, ledwo zd¹¿ywszy pozbieraж rannych, poœpiesznie wycofa³o siк drog¹, porzuciwszy na pastwк p³omieni swуj ogromny obуz, zbyt du¿y dla niewielkiej garstki pozosta³ych przy ¿yciu. Pierzastorкcy, ktуrzy byli w stanie, pod¹¿yli gdzieœ na po³udnie, wzd³u¿ p³omienistej œciany, z nadziej¹ na ratunek. Ogieс skierowa³ siк na zachуd, ale i tam sta³y mu na drodze bastiony lasуw, a na dodatek oko³o pу³nocy lun¹³ ze zgкstnia³ych chmur ulewny deszcz. Ostatnie iskry zdycha³y pod naporem mocnych wodnych strug; na ziemi pozostawa³o wstrкtne rzadkie b³oto - rozmiкk³e wкgle zmieszane z popio³em. Ma³y oddzia³ Folka schroni³ siк przed deszczem pod roz³o¿ystym dкbem, ktуre Khandyjczyk nazwa³ albalomem, drzewem wкdrowcуw. Szerokie i gкste listowie wspaniale chroni³o przed lej¹c¹ siк z gуry wod¹, ziemia doko³a pnia pozostawa³a sucha. Na mocnych, wystaj¹cych z gruntu korzeniach mo¿na by³o wygodnie siedzieж, nawet le¿eж! - To du¿e szczкœcie - powiedzia³ Ragnur. - Albalom rzadko wystкpuje tak daleko na po³udniu. Tu jesteœmy bezpieczni... w ka¿dym razie ¿adne jadowite gady do nas siк nie zbli¿¹ - nie znosz¹ zapachu albalomu. Mo¿emy spaж spokojnie. - Jakoœ wczeœniej nam nie mуwi³eœ o jadowitych gadach! - wzdrygn¹³ siк Malec, ktуrego stosunek do miejscowych lataj¹cych, pe³zaj¹cych, skacz¹cych, biegaj¹cych i innych pozbawionych rozumu zwierz¹t by³ nader skomplikowany. - Nie mуwi³em, nie mуwi³em... Nie chcia³em was przestraszyж - mrukn¹³ Khandyjczyk. - A widzia³eœ to? W rкku przewodnik trzyma³ gruby sznur. Co noc otacza³ nim obуz, a na pytanie Folka, po co to robi, odpowiedzia³ tylko, ¿e dziкki temu mo¿na bкdzie spokojniej spaж... - W³aœnie ta lina jest nas¹czona wywarem z kory albalomu. Gdy le¿y na ziemi doko³a obozu - nie ma siк czego baж... Skorpiony ani prugasty za nic jej nie przekrocz¹. A nikt nie zna lekarstwa na ich uk¹szenie, ani w Khandzie, ani u nas, w Umbarze... - Tfu, sczeŸnij! Oby ciк Hrugnir zgniуt³ za takie rozmowy przed snem! - splun¹³ Malec. - Straszyж mnie tu bкdzie... Folko uœmiechn¹³ siк w ciemnoœci. Malec, boj¹cy siк strasznych opowieœci przed snem - warto by³o to zobaczyж. Pojawi³ siк ma³y p³omyk ogniska. Mimo ulewy pod listowiem albalomu by³o sucho. Torin umocowa³ nad p³omieniem okopcony kocio³ek i pogr¹¿y³ siк w nieweso³ych myœlach, podpar³szy g³owк ogromn¹ piкœci¹ broda krasnoluda œmiesznie zadar³a siк, ale nawet kpiarz Strori nie oœmieli³by siк naigrawaж z tego. Rzucali siк w wir obozowych zajкж z wiкksz¹ ni¿ zazwyczaj ochot¹, by zapomnieж, odgrodziж od myœli, ¿e na zawsze stracili Eowinк. Nikt nie mуg³ prze¿yж w ognistym piekle, ktуre szala³o nad rуwnin¹ zaledwie kilka godzin temu. Hobbit le¿a³ na plecach. Twardy korzeс albalomu wydawa³ mu siк miкkszy od najlepszej hobbiciej pierzyny. Widzia³ wyraŸnie lœni¹ce niczym z³ota iskra w³osy Eowiny, mgnienie oka przed tym, nim jej wуz wbi³ siк w p³omienie; niewolnicy woleli honorow¹ œmierж mкczennikуw w ogniu ni¿ straszn¹ i haniebn¹ œmierж z rкki rozszala³ego wroga. Eowina... taka wiotka niczym trzcina i taka mocna duchem jak stalowa klinga. Eowina, ktуra porzuci³a Rohan dla przygуd i... nie, lepiej o tym nie myœleж! Lepiej wmуwiж sobie, ¿e wszystko to siк wydawa³o, zwidzia³o, przywidzia³o... Dziewczyny ju¿ nie ma. Spotkaj¹ siк dopiero... dopiero po spe³nieniu Drugiej Wielkiej Muzyki Amurуw, kiedy zamys³ Jedynego zostanie wcielony tu, w Ardzie, krуlestwie zagubionym wœrуd niezliczonych gwiazd Ea... Drzwi Nocy... - myœla³ hobbit. - A za nimi - pustka... zimna, wszystko przenikaj¹ca, milcz¹ca... Pustka, czarne zapomnienie... Elfy mуwi¹ o „prezencie” Jedynego... Po swojej œmierci Pierworodni ucieleœniaj¹ siк tu, na ziemi - a ludzie? Czy ich czeka taki sam los? Ale nie tu - tam, na kraсcu tajnych drуg, bior¹cych swуj pocz¹tek od Drzwi Nocy. A Nienna op³akuje pewnie ka¿dego odchodz¹cego t¹ ¿a³obn¹ drog¹, ale co znacz¹ jej ³zy? Czy zmniejszy³y one bуl oparzeс ostatnich chwil ¿ycia Eowiny? A jeœli nie - to po co s¹?... Jesteœ winien jej œmierci, Folko - bezlitoœnie podsumowa³ siebie. - Ty i nikt inny. Mog³eœ nie braж dziewczyny ze sob¹, ale nie - ust¹pi³eœ namowom krasnoludуw, a dlaczego? Ale¿ dlatego, ¿e chcia³eœ ust¹piж. Zbyt pochlebny dla ciк by³ jej zachwyt, z jakim patrzy³a na ciebie... Udrкka, bуl nie ustкpowa³y, i wiedzia³, ¿e od tej chwili zawsze bкd¹ mu towarzyszy³y - do samego koсca jego ziemskiej drogi, a mo¿e nie odejd¹ i po tamtej stronie Zachodnich Mуrz... „Jednak¿e, przysiкgam na Brodк Durina, musisz sobie z tym poradziж! Niech bуl i ¿al bкd¹ z tob¹ - ale nie mog¹ one pozbawiж ciк si³y. G³уwny cel nie zosta³ osi¹gniкty, jutro czeka nas ciк¿ka wкdrуwka przez spalony step - musisz wytrzymaж!”. Wysi³kiem woli hobbit zd³awi³ bуl. - Hej, coœcie siк tak zasmucili? - Wiedzia³, ¿e jego weso³oœж jest naci¹gana, ale nic nie mуg³ na to poradziж. - Doœж ju¿ tego zamiatania ziemi brodami, czcigodni wy moi! Powiedzcie mi lepiej, co siк sta³o we wczorajszej bitwie. Torin uniуs³ oczy, jakby budzi³ siк ze snu: - Wczorajszej? - No tak! W ¿yciu nie widzia³em niczego bardziej krwawego i... dzikiego. - To prawda! - odezwa³ siк jak echo Khandyjczyk. - Nigdy bym nie pomyœla³, ¿e coœ takiego mo¿e siк naprawdк wydarzyж... - Zbyt wiele tu niedorzecznoœci - ci¹gn¹³ hobbit. - Pierzastorкcy - sk¹d ich tylu? Id¹ lawin¹, bez szyku, jakby ich sam Morgoth pкdzi³, nie pozwalaj¹c siк zastanowiж. Jednej czwartej tej armii wystarczy³oby, by za³atwiж siк z rydwanami, a pozostali w mig rozprawiliby siк z Haradrimami! - Tcheremczycy te¿ dobrzy - podchwyci³ Torin. - Gdzie ich wojsko? Dlaczego niewolnicy? Po co bronili ju¿ skazanej ziemi? - Nie takiej znowu, jak siк okaza³o, skazanej - zaprotestowa³ Ma³y Krasnolud. - Haradrimowie, to jasne, stracili niemal wszystkich swoich ludzi, a pierzastorкcy gdzie siк podziali? - Gdyby ci pierzastorкcy nie postкpowali tak g³upio... zaczai Torin. - Jak postкpowali, z takimi przysz³o walczyж - przerwa³ mu Malec. - Widocznie wiedzieli Haradrimowie... - ¯e ich wrogowie s¹ g³upi? No to dlaczego wczeœniej ich nie powstrzymali? - nie ustawa³ Torin. - Sk¹d Tcheremczycy wiedzieli, ¿e pierzastorкcy wszyscy co do jednego bкd¹ napieraж na wozy? ¯e ¿aden z nich nie poprowadzi dalej ataku? Przecie¿ oni dokonali rzeczy najg³upszej z mo¿liwych - wypuœcili te wozy... Malec wzruszy³ ramionami: - Folko na pewno powie: „Œwiat³o winne...”. - Mo¿e i tak - odezwa³ siк hobbit. Wydawaж by siк mog³o, ¿e ju¿ straci³ zainteresowanie sporem, ktуry sam wszcz¹³. Jego palce niecierpliwie skuba³y elficki pierœcieс. - Sk¹d mo¿emy wiedzieж?... - Jakoœ dziwnie to Œwiat³o dzia³a - pokrкci³ g³ow¹ Malec. - Na nas, w³aœciwie - s³abo... A Eodreid, mo¿na powiedzieж, zupe³nie zwariowa³... Na Eldringуw chyba nie dzia³a, i Haradrimowie ze sob¹ te¿ siк nie bij¹, ja przynajmniej tego nie widzia³em. - A Hazgowie ruszyli na Rohan - zauwa¿y³ Torin. - W³aœnie! O tym w³aœnie mуwiк! - ucieszy³ siк Malec. Na jednych, jak widaж, dzia³a, a na innych - nie? - Przecie¿ Pierœcieс te¿ rу¿nie dzia³a³. - Folko podrzuci³ polano do przygasaj¹cego ogniska. - Bilbo, proszк, ile lat go posiada³! A Boromir? Ju¿ po kilku miesi¹cach bliskiego przebywania straci³ rozs¹dek! Denethor rуwnie¿... - Hej, o czym mуwicie? - zdziwi³ siк Ragnur. - Jaki znowu Pierœcieс? Jaki Denethor? Imiк jakby gondorskie... - To d³uga historia... - machn¹³ rкk¹ Torin. - Potem kiedyœ opowiemy... kiedy bкdzie trochк spokojniej. No, przyjaciele, mo¿emy jeszcze d³ugo siк sprzeczaж, ale dok¹d jutro pуjdziemy? Do morza? - Do morza mogк was poprowadziж - wtr¹ci³ Ragnur. A na po³udnie - raczej nie. Nie znam tutejszych okolic... Folko opuœci³ g³owк. Tak, ich pierwotny plan - przedostaж siк do morza i czekaж pomocy od Morskiego Ludu - by³ chyba najlepszy. A jednak... jakieœ dziwne uczucie podpowiada³o hobbitowi: droga na po³udnie bкdzie ³atwiejsza, choж przyjdzie iœж przez po¿art¹ przez ogieс, spustoszon¹ przezeс ziemiк. A poza tym... - Zaraz. Pierœcieniu, drogocenny pierœcieniu, bezcenny darze elfickiego ksiкcia! Przecie¿ mo¿esz podpowiedzieж mi, czy ¿yje jeszcze z³otow³osa rohaсska dziewczyna, czy koœci jej zmiesza³y siк z koœжmi innych rabуw w jednej wielkiej mogile, przykryte tylko cienk¹ warstw¹ popio³u - a i ten mo¿e zmy³ wczorajszy deszcz... Tкczowy motylek ³atwo wyskoczy³ z kamiennego schronienia. Zatrzepota³y, rozwijaj¹c siк, wielobarwne skrzyd³a, i ciemny nocny niebosk³on run¹³ na spotkanie. Naprawdк by³ ciemny. Okaleczon¹ przez ogieс rуwninк jakby pokry³a jadowita mg³a - mg³a z wrzeszcz¹cych w ostatniej mкce dusz poleg³ych w tym boju wojownikуw. Bezcielesne widma wyci¹ga³y d³ugie rкce do dziwnej istoty, w nadziei, ¿e je ustrze¿e od koszmaru drogi przez Drzwi Nocy. Wysi³kiem woli Folko popycha³ swoje skrzydlate „ja” przed siebie, popкdza³, nie zwracaj¹c uwagi na zapalaj¹ce siк na ca³ym ciele drobne, ale bolesne p³omyki - jakby przedziera³ siк przez chmurк ognistych strza³. Wola hobbita pкdzi³a tкczowego motylka coraz dalej i dalej, przez ciemne, wype³nione wiruj¹cym popio³em, powietrze. Nic... nic... nic... I nagle - iskra! Iskra wœrуd czarnych wzgуrz, malutki ¿ywy ognik; motylek œmign¹³ jak wystrzelona strza³a. Iskra natychmiast zgas³a. Folko dozna³ bolesnego rozczarowania. Wydawa³o mu siк... wydawa³o... i nie dziw, ¿e po takim dniu... Czy¿by? z resztk¹ nadziei wpatrywa³ siк w mrok... Rozczarowanie sprawi³o, ¿e powrуci³ do realnego œwiata; odkry³, ¿e siedzi obok starego, twardego korzenia albalomu, drzewa wкdrowcуw. Krasnoludy i Ragnur zajкci byli jakimiœ swoimi sprawami, nikt nie patrzy³ na hobbita, rozumiej¹c, ¿e jego poszukiwania s¹ bezowocne i wywo³uj¹ tylko bуl w sercu. - Nie ma... Nic nie ma... - zmusi³ siк do powiedzenia tego g³oœno. Torin westchn¹³ g³кboko, Malec zasкpi³ siк, niezachwianie wierz¹cy w przeznaczenie Ragnur roz³o¿y³ rкce - ¿e niby na przekуr losowi nie da siк iœж. - Nie jesteœ tylko ty winien, bracie hobbicie, my te¿ jesteœmy winni. - Torin zrobi³ krok w kierunku przyjaciela. - Dobra, nie ma co gadaж! - krzykn¹³ Folko ³ami¹cym siк g³osem. - Co by³o, to by³o... Jej... Eowiny... ju¿ nie przywrуcimy. Trzeba zdecydowaж, co dalej! - Przecie¿ ju¿ zaczкliœmy o tym mуwiж - zdziwi³ siк Malec. - Ja myœlк tak: nic nam nie pozostaje, jak iœж ku morzu. Wed³ug mnie, na po³udnie lepiej siк nie pchaж. Wrуcimy do Umbaru, znajdziemy sposуb... - Do tego czasu mo¿e i Umbaru ju¿ nie bкdzie - prychn¹³ Folko. - Nie wiadomo, czy nie zetr¹ siк oni z Haradem... - Przecie¿ sam widzia³eœ, ilu tu poleg³o Tcheremczykуw zaoponowa³ Ragnur. - Czy oni wed³ug ciebie ca³kiem zwariowali, ¿eby pchaж siк na mury Umbaru? - Mo¿e i zwariowali, sk¹d mamy to wiedzieж? - powiedzia³ Torin. - Popatrzcie na pierzastorкkich - jak ich musia³o przycisn¹ж, ¿eby tak wszyscy na œmierж poszli? - Dodaj jeszcze - sk¹d siк wzi¹³ p³omieс? - wtr¹ci³ Folko. - P³omieс? - zdumia³ siк Torin. - No - p³omieс. Co siк tak gapisz, jakbym by³ zdech³ym szczurem w beczce z piwem? Gdzie widzia³eœ ogieс, ktуry strawi takie gуry trupуw? Ile¿ drewna posz³oby na stosy pogrzebowe! A tu - nic, go³a rуwnina, rzadko kiedy jakieœ drzewko siк trafia³o, sama trawa... Pamiкtasz, jak p³onк³o wszystko? - Wiesz co - masz racjк! - zgodzi³ siк Malec. - Jak to siк sta³o, ¿e tego nie zauwa¿yliœmy? - Ja te¿ dopiero teraz o tym pomyœla³em - przyzna³ hobbit. - A wtedy... co innego mieliœmy na g³owie. - Magia? - od razu zapyta³ Ragnur. Folko pow¹tpiewaj¹co pokiwa³ na boki g³ow¹: - Niby nie ma kto teraz magi¹ w³adaж... - Kiedy pojawi³ siк Olmer, wszyscy wtedy mуwili: „Nie ma kto, nie ma kto!...”. A czym siк sprawa skoсczy³a? - burkn¹³ Malec. - No w³aœnie. A my siк wybieramy do morza... - wyrwa³o siк Folkowi. - A gdzie byœ chcia³? - szczerze zdziwi³ siк Ma³y. - Chyba nie przez pustyniк? Hobbit milcza³. Serce podpowiada³o mu, ¿e nale¿y iœж na po³udnie... Ale przyjaciele maj¹ racjк: wкdrуwka przez pozbawion¹ ¿ycia rуwninк do gуr, nie znaj¹c w nich szlakуw ani prze³кczy - to naprawdк samobуjstwo. - Gdzie dwaj... to znaczy trzej - tam i jeden. - Torin uzna³ za stosowne przypomnieж star¹ zasadк, jak¹ kierowa³ siк ich oddzia³. Folko przemilcza³ jego s³owa. Noc spкdzili pod drzewem wкdrowcуw, a kiedy siк rozwidni³o, ruszyli na zachуd. Ku morzu.

20 Sierpnia, Rubie¿ Khandu I Mordoru S³oсce przypieka³o. Sierpniowy upa³ daleko od morza by³ naprawdк trudny do zniesienia. Sandello z przyjemnoœci¹ wкdrowa³by nocami, ale przecie¿ nie przez te dzikie i niegoœcinne ziemie. Przeci¹³ kilka starych, na po³y zaroœniкtych traktуw, prowadz¹cych ongi od granic Mordoru na po³udnie i wschуd, do podbitych krajуw. Dawno nieuczкszczane szlaki by³y tylko ponurym wspomnieniem niegdysiejszej potкgi Barad- duru. Szerokie, starannie brukowane dopasowanymi do siebie p³ytami, trwale opiera³y siк prуbie czasu. I mimo ¿e ze szczelin wybija³a trawa, to jazda po takiej drodze by³a nadzwyczajn¹ przyjemnoœci¹. Sandello widzia³, ¿e z drуg tych od dawna nikt ju¿ nie korzysta³. Wojowniczy Khandyjczycy i mordorscy orkowie uwa¿nie strzegli ich, przes³aniaj¹c mocnymi wartowniami. Nie chc¹c ryzykowaж, stary miecznik musia³ zejœж z traktu. Doko³a niego na wiele mil ci¹gnк³y siк drobne, niewysokie, ale bardzo, bardzo strome wzgуrza. Deszcze i wiatry by³y dla nich niczym; pokryte gкstymi krzewami wydawa³y siк nie do przebycia, a gкsto usiane kolcami ga³кzie odbiera³y chкж przedzierania siк przez chaszcze. Sandello d³ugo przemierza³ labirynt wzgуrz, pуki nie natkn¹³ siк na owiniкty bluszczem szary g³az, wroœniкty trwale w ziemiк. Trуjgraniast¹ piramidк, mocn¹, pokancerowan¹, pokrywa³o nieznane pismo. - Witaj, Kamieniu Drogi - wyszepta³ garbus, westchn¹wszy z ulg¹. - No, to teraz i œcie¿kк pewnie odnajdк z ³atwoœci¹... Œpieszy³ siк. Ostro¿nie, bokiem podszed³ do Kamienia, delikatnie dotkn¹³ d³oni¹ szorstkiej powierzchni. - Tкdy szliœmy z tob¹, Olmerze - powiedzia³ cicho, chyba po raz pierwszy od wielu lat wymуwiwszy g³oœno imiк swego pana. - Szliœmy razem... a przy Kamieniu Drogi zobaczy³eœ Znak... Garbus zamilk³, przy³o¿ywszy czo³o do Kamienia. - Podpowiedz mi... - wyszepta³ dr¿¹cymi wargami. Ale Kamieс milcza³. Milcza³y te¿ okoliczny las, i ziemia, i niebo. Zachmurzywszy siк, Sandello cofn¹³ siк o krok, znowu siкgn¹³ do troskliwie przechowywanego miecza Eola. Czarna klinga obojкtnie dotknк³a Kamienia Drogi. ¯elazo i kamieс... Wydawa³o siк, ¿e nie maj¹ ze sob¹ nic wspуlnego. Zwyczajny miecz... zwyk³y g³az... Ostrze miecza wolno przesunк³o siк po z³o¿onych zawijasach runуw. Nie Tengwar, nie Kirith - tylko zupe³nie inne znaki. Olmer zna³ je... i zabra³ tк wiedzк ze sob¹. Sta³ wуwczas d³ugo przy Kamieniu, prowadz¹c palce po rysach zagadkowego pisma; co wtedy mu siк pokaza³o? I czego, tak naprawdк, chce siк dowiedzieж tu on, Sandello? Rozczarowany westchn¹³ i zacz¹³ zawijaж w szmaty miecz Olmera. Ju¿ owin¹³ ostrze, wyprostowa³ siк i wtedy obok jego ucha œwisnк³a strza³a. Grot z brzкkiem trafi³ w g³az - wystrzeli³ snop iskier, jakby kowal uderzy³ m³otem w roz¿arzony metal. Pod nogi garbusa upad³o drzewce z bia³ym opierzeniem. Rкka Sandella ju¿ mia³a chwyciж miecz... gdy nagle znieruchomia³a. Wyprostowa³ siк i umyœlnie wolno skrzy¿owa³ rкce na piersi. Zbyt dobrze zna³ te strza³y, zbyt dobrze u¿ywaj¹cych ich ³ucznikуw. W zaroœlach rozleg³ siк cichy œmiech - czysty, lekki, melodyjny. Nie drgnк³y k³uj¹ce ga³кzie, nie zaszeleœci³a trawa, nie trzasn¹³ chrust. Nie wiadomo jak obok Kamienia Drogi znalaz³a siк pi¹tka wysokich postaci w szarozielonych pelerynach, u¿ywanych do sekretnego przemieszczania siк po lasach. Czworo mia³o naci¹gniкte ³uki i ich strza³y by³y gotowe natychmiast poszybowaж w stronк Sandella. Pi¹ty zrobi³ krok w jego stronк, tak samo skrzy¿owawszy rкce na piersiach. Garbus sta³ nieruchomo, ³ucznicy zwolnili ciкciwy, ale nie zdejmowali z nich strza³. Stary miecznik dobrze wiedzia³, ¿e zd¹¿¹ w ka¿dej chwili je naci¹gn¹ж. Szybciej, ni¿ on mrugnie okiem. Nikt i nigdy nie mуg³ siк mierzyж w Œrуdziemiu z Pierworodnymi w strzelaniu z ³ukуw. Pewnie tylko niewysoczek Folko Brandybuck odwa¿y³by siк rywalizowaж z nimi w celnoœci. By³by to prawdziwy „pojedynek serc”, jak mуwi¹ na Wschodzie. Miecz garbusa wisia³ w pochwie, tak samo jak klinga jego przeciwnika - d³uga i w¹ska, ktуr¹ wygodniej by³o k³uж, ni¿ ci¹ж. Gdyby znalaz³ siк tu wspomniany Folko, od razu przypomnia³by sobie no¿e do miotania Sandella i to, ¿e garbus potrafi³ przeci¹ж na pу³ siedz¹c¹ na œcianie muchк. - Od ksiкcia Wуd Przebudzenia Forwego wojownikowi Sandellowi - pozdrowienie! - odezwa³ siк w koсcu elf. - Od Sandella Forwemu - rуwnie¿ pozdrowienie! - odpowiedzia³ garbus z ch³odem w g³osie, nie spuszczaj¹c z oka elfickiego ksiкcia. Przez minionych dziesiкж lat elf zupe³nie siк nie zmieni³. Wiadomo, dla Pierworodnych to krуtki okres. Szlachetne czo³o ksiкcia opasywa³a z³ota obrкcz z iskrz¹cym zielonym kamieniem, wielkie oczy patrzy³y uwa¿nie i przenikliwie. Sandello czeka³. Wydawa³o siк, ¿e nieoczekiwane spotkanie wcale go nie zdziwi³o. Milczenie to zaniepokoi³o ksiкcia. Lekko uniуs³ brew. - Znalaz³eœ mnie, wiкc ty powinieneœ zacz¹ж mуwiж - wykraka³ z uœmieszkiem garbus. - Dok¹d idziesz? - zapyta³ natychmiast ksi¹¿к ostrym tonem. - Nie b¹dŸ taki ciekawy. Czy to s¹ twoje w³oœci? - Pytam jako silniejszy. Czy wojownik Sandello rozumie inny jкzyk? - Pos³uchaj, mo¿e ju¿ doœж tego, co? - zmarszczy³ nos miecznik. - Chcesz siк biж - bijmy siк. Nie, to nie. Ja siк do ciebie na œwie¿e piwo nie wprasza³em. - Masz za plecami, ukryty w szmatach, staro¿ytny miecz mojego ludu - stwierdzi³ powa¿nie Forwe. - Wiadomo mi, czyja rкka w³ada³a nim dziesiкж lat temu, porazi³a Kirdana i Naugrima! Po co znowu wynios³eœ na œwiat³o dzienne tк przeklкt¹ klingк? - Nie twoja rzecz, ciekawski. Mo¿e chcia³byœ przej¹ж miecz mojego pana? WeŸmiesz go jednak dopiero po mojej œmierci. - Gdybym tego chcia³, by³byœ ju¿ rуwnie ¿ywy, jak ten g³az! - podniуs³ g³os Forwe. - I œwietnie o tym wiesz. - No to ka¿ swoim zuchom, by strzelali. - Garbus obojкtnie wzruszy³ ramionami. Forwe skrzywi³ siк: - Mo¿e przestaсmy ciskaж w siebie s³owami. Wiadomo ci, ¿e nie jesteœmy w tej chwili wrogami. Ale w twoim œwiecie dzieje siк coœ... coœ groŸnego, strasznego i nie do opisania, a my nie mo¿emy zrozumieж, o co chodzi, i nie mo¿emy te¿ siedzieж z za³o¿onymi rкkami... - Skoro wy sami nie potraficie poj¹ж, co siк dzieje, to czego m¹drzy m¹droœci¹ wiekуw Pierworodni chc¹ od zwyk³ego œmiertelnego? - odparowa³ Sandello. - By³eœ praw¹ rкk¹ Olmera. Wiedzia³eœ wszystko - czy prawie wszystko - o jego planach. Kiedy wiкc us³yszeliœmy, ¿e zaufany naszego wroga, najgorszego od upadku Saurona, uda³ siк samotnie na odleg³¹ wyprawк na Po³udnie, sk¹d wyp³ywa na ca³y Œwiat cieс niezrozumia³ego niebezpieczeсstwa - oczywista sprawa, ¿e poczuliœmy niepokуj. Wyœledziliœmy ciebie, ale przyznam, ¿e nie by³o to ³atwe. Nasi dwaj zwiadowcy zginкli w potyczkach z mordorskimi orkami, ale nie porzuciliœmy poœcigu za tob¹. Skoro uda³eœ siк w drogк, Sandello, oznacza to, ¿e wojna tu¿- tu¿. A my nie chcemy wojny, nie zachodzi potrzeba przelewania krwi - ludzie w Œrуdziemiu nie maj¹ ju¿ wrogуw. Nikt z waszego plemienia nie znajdzie drogi do Wуd Przebudzenia, tak jak nie odnajd¹ marynarze Morskiego Ludu Prostej Drogi do Valinoru. Powiedz otwarcie z kim zamierzasz walczyж, Sandello? Z kim i o jak¹ sprawк? - Od kiedy to elfy sta³y siк dobrymi pasterzami ludzi? warkn¹³ nieprzyjaŸnie garbus. - Zostawcie nas w spokoju! Ze swoimi wrogami jakoœ poradzimy sobie sami. - Wiadomo mi, ¿e jesteœ twardym wojownikiem, mieczniku. Spokojnie poprowadzisz hufce do szturmu miasta i z czystym sercem oddasz je na trzy dni swoim zuchom na spl¹drowanie. Ale czy krzyki dzieci, ktуre bкd¹ oni wrzucali do ognia, nic dla ciebie nie znacz¹? - Nie bкdк z tob¹ rozmawia³, elfie. To moje ostatnie s³owo. Nie otrzymasz miecza mojego pana ani ci nie wyjawiк, dok¹d i po co siк udajк. Rzek³em. A teraz - jeœli chcesz mnie zabiж - zabijaj! Ale pamiкtaj: nawet elficka strza³a nie da rady od razu œci¹ж starego Sandella. Coœ tam zawsze zd¹¿к zrobiж... Garbus odwrуci³ siк z lekka i Forwe zobaczy³: palce Sandella ju¿ objк³y rкkojeœж no¿a do miotania. - Ta rzecz, choж leci wolniej od twoich strza³, ale zabija na pewniaka. - Uœmiechn¹³ siк drapie¿nie. Gdzie siк podzia³y niezdecydowanie i niepewnoœж starego wojownika! Cia³o jego ponownie sta³o siк zrкczne jak cia³o tygrysa; sta³, kiwaj¹c siк z lekka na napiкtych nogach, i garb jego gdzieœ znikn¹³, jakby nie by³o go nigdy, a po prostu teraz cz³owiek przygarbi³ siк specjalnie, maj¹c w zamyœle jak¹œ sztuczkк... Forwe odetchn¹³ ciк¿ko. Pokiwawszy g³ow¹, zrobi³ jeszcze krok w kierunku miecznika i opar³ siк ³okciem o Kamieс. - Jeœli s¹dzisz, ¿e bojк siк œmierci - to mocno siк mylisz. Komu s¹dzone jest wrуciж do ¿ycia we w³asnym ciele i z w³asn¹ pamiкci¹, nie boi siк œmierci. Nie myœl, ¿e nie szanujк twego mкstwa. Gdybyœmy chcieli, moglibyœmy dalej ciк œledziж, a ty - zapewniam ciк - nadal byœ nic nie wiedzia³. Ale nie chcк z tob¹ walczyж. ¯ebyœ mуg³ uwierzyж w moje dobre intencje, opowiem ci wszystko, co wiem - mam nadziejк, ¿e to docenisz. S³uchaj wiкc, Sandello! Wiem, ¿e Talizman twego pana, w ktуry w³o¿y³ on czкœж zaczerpniкtej od Po³¹czonego Pierœcienia Mocy, wezwa³ ciк w drogк. Przez dziesiкж lat drzema³ уw Talizman, bкd¹c najzwyklejszym pierœcieniem, i w ¿aden sposуb nie pomaga³ Olwenowi - przez dziesiкж lat, to du¿o wed³ug ludzkiej miary. Ale zupe³nie niedawno pierœcieс obudzi³ siк. My, elfy Avari, poczuliœmy to pierwsi. Lecz przebudzenie to wcale nie by³o jedynym znakiem. By³y rуwnie¿ inne, uwierz mi. Tak, na przyk³ad, obudzi³ siк ze snu i mуj pierœcieс, swego czasu podarowany niewysoczkowi... O, nawet przypomnia³eœ sobie jego imiк... S³usznie, to jest Folko Brandybuck, hobbit, ktуry zabi³ twego pana... - Nie zabi³ go, tylko uwolni³! - wykrzykn¹³ ochryple Sandello. - O, zrozumia³eœ to? - Forwe uniуs³ brew, jakby nie zauwa¿aj¹c p³on¹cego w oczach garbusa gniewnego p³omienia. - To nawet lepiej. Tak wiкc mуj pierœcieс na rкku Folka ponownie od¿y³. Poczu³em to od razu... Ale nie potrafi³em poj¹ж, co go obudzi³o. I ten twуj Talizman... To nie przypadek. Nasi mкdrcy ustalili, ¿e niedobry wicher wieje z Po³udnia. Tam obudzi³a siк dziwna Moc. Nasi magowie, niestety, nie potrafili powiedzieж, gdzie bije serce tej Mocy. I oto ty, Sandello, udajesz siк rуwnie¿ tam, na Po³udnie, samotnie, nios¹c ze sob¹ Czarny Miecz Eola! W pa³acu mojego dziada s¹ klingi starsze od tej, ale ta... Ten miecz ³aknie krwi! Ka¿dy twуj krok na Po³udnie zbli¿a miecz do wojny, przed ktуr¹, obawiam siк, blednie nawet wielka Wojna z Olmerem... Czego wiкc chcesz? Pomœciж Olmera? Wtedy zaiste ¿ycie moje i moich towarzyszy bкdzie prawdziwie mizern¹ cen¹ za to, ¿e uda nam siк powstrzymaж nieszczкœcie. Wiem, ¿e jesteœ mistrzem sztuki wojskowej, wiem, ¿e nawet strza³a w twoim gardle, sercu czy oku nie zabije ciк w jednej chwili... Co wiкc? Na spotkanie sojusznika czy wroga idziesz? Ksi¹¿к patrzy³ uwa¿nie i badawczo. Oszukaж elfa by³o nie sposуb. Garbus chyba to wiedzia³. - Nie jest wa¿ne - wrуg czy przyjaciel czeka mnie na Po³udniu, i czy w ogуle czeka - odpowiedzia³ wolno, ciк¿ko rzucaj¹c s³owa. - Dana mi jest tylko taka wiedza: od po³udnia idzie nieszczкœcie. - Nie powiedzia³eœ mi wszystkiego - pokrкci³ g³ow¹ Forwe. - Domyœlam siк, ¿e Talizman pomaga ci w odszukaniu drogi... Ja mam rzecz podobn¹, tak wiкc zapewne w koсcu trafimy w to samo miejsce. Mo¿e byœmy stali siк na jakiœ czas sojusznikami? A potem z radoœci¹ wyzwк ciк na pojedynek, wojowniku Sandello, jeœli sobie tego za¿yczysz. Miecznik szarpn¹³ siк, jakby dosta³ cios. Wygl¹da³o na to, ¿e ju¿ za moment jego rozmуwca us³yszy „tak”, ale garbus tylko mocniej zacisn¹³ usta i pokrкci³ g³ow¹. Forwe westchn¹³ rozczarowany: - Cу¿, wybra³eœ. Nie le¿y w naszych obyczajach zaczynanie walki zaraz po negocjacjach, nawet jeœli nie zakoсczy³y siк sukcesem. Rozstajemy siк w pokoju, wojowniku Sandello, ale pamiкtaj: jeœli nasze drogi przetn¹ siк raz jeszcze, to nie bкdк marnowa³ strza³y na kamieс, tylko po to, by uprzedziж ciebie.

25 Sierpnia, Wybrze¿e Haradu - No, to dotarliœmy. - Malec cisn¹³ do wody p³aski kamyczek. - Siedem - policzy³ „kaczki” na wodzie. - I co dalej, Ragnurze? Mieli za sob¹ dwunastodniow¹ wкdrуwkк przez lasy wype³nione wstrкtnymi stworzeniami. Kilka razy tylko zrкcznoœci Ragnura zawdziкczali, ¿e prze¿yli. Bez niego - przyzna³ Folko - oddzia³ek zgin¹³by w ci¹gu pierwszych kilku dni. Celnoœж hobbita okaza³a siк nieprzydatna - zwierzкta kry³y siк w nieprzeniknionych koronach leœnych gigantуw, a poza tym - sk¹d mogli wiedzieж, ktуre z tutejszych stworzeс s¹ jadalne? Okaza³o siк, ¿e odra¿aj¹ce bia³e ¿mije znakomicie nadaj¹ siк na gulasz, za to wspaniale utuczone ptaki - ³akomy k¹sek dla kucharza - potrafi¹ szybko ciskaж zatrutymi ciк¿kimi piуrami, ktуre ra¿¹ nie gorzej ni¿ strza³y. Miкso tych stworzeс by³o rуwnie¿ jadowite... Khandyjczyk bezb³кdnie wyprowadzi³ oddzia³ na wybrze¿e. Krasnoludy z og³uszaj¹cym rykiem - sk¹d mia³y na to si³y? - pokonawszy odwieczn¹ w swoim plemieniu niechкж do wody, wskoczy³y do niej, ledwo zd¹¿ywszy zrzuciж z siebie kolczugi. Odzie¿y nie zdejmowali - nawet hobbit, ktуry w koсcu przewкdrowa³ z Torinem i Malcem dobrych dziesiкж lat, nigdy nie widzia³ tangarуw nago. Folko, czuj¹c, ¿e s³abnie, przysiad³ na nadbrze¿nym kamieniu. Od tygodnia bardzo dokucza³a mu lewa d³oс - ataki bуlu rу¿ni³y siк czasem trwania, ale nie opuszcza³y go na d³ugo. Mimowolnie wspomina³ swoje dawne, stare widzenie... Tylko sk¹d wzi¹ж ten specyfik, ktуry ³agodzi³ bуl? Obуz rozbito w os³oniкtym miejscu. Krasnoludy i hobbit zostali w nim, Ragnur ruszy³ na zwiad po okolicy. - Gdy odnajdк Znak - zawo³am was! Po drodze ani Folkowi, ani jego druhom nie uda³o siк wywiedzieж, co to za Znak i w jaki sposуb marynarze Morskiego Ludu dowiedz¹ siк o potrzebuj¹cej pomocy czwуrce. - Krasnoludy maj¹ swe sekrety - dlaczego nie mieliby ich mieж Eldringowie? - rzuci³ pewnego razu Ragnur. - Po tym, jak znajdziemy Znak, zostanie nam tylko poczekaж. - Ciekawe, jak d³ugo... - burkn¹³ pod nosem Malec, ale Ragnur tylko wzruszy³ ramionami, i wiкcej niczego siк nie dowiedzieli. Czekaj¹c na niego, Folko siedzia³ w milczeniu, przys³oniwszy oczy, oparty plecami o rozgrzany s³oсcem g³az. Tu, na odleg³ym po³udniu, jesieni w ogуle nie widziano. Tu przylatywa³y z pу³nocnych krain ptaki; pory roku dzieli³y siк na te, podczas ktуrych pada³y deszcze, i te suche. Ale nawet pod koniec pory suchej lasy zieleni³y siк soczyœcie i liany, gardz¹c wszystkim, pokrywa³y siк wspania³ymi jaskrawymi kwiatami... Hobbit cierpia³ z powodu upa³u i duchoty - nie tylko on, ale i przyzwyczajone do ¿aru kuŸni krasnoludy. Co prawda, w kuŸniach panowa³ inny upa³ - suchy i dŸwiкczny, a tu - gnij¹cy i wilgotny. Wszystko natychmiast pokrywa³a pleœс; wydawa³o siк chwilami, ¿e oddychaj¹c, wci¹ga siк do p³uc nie powietrze, ale jak¹œ lepk¹, pal¹c¹ wnкtrze kaszк. Nie mogli spaж - atakowa³y drobne owady. Morza wygl¹dali jak ratunku. I oto s¹ na miejscu. Dawno zostawili z ty³u haradzki poœcig, ktуry straci³ tropy jeszcze przed bitw¹ z pierzastorкkimi; gdzieœ zginк³a wœciek³a Tubala (a w³aœnie, dlaczego tak zawziкcie ich przeœladuje?); daleko, za wysokimi œcianami b³otnistych lasуw zosta³a Eowina - m³oda Rohanka, ktуrej nie potrafili ustrzec przed fatalnym losem. Znowu zala³a go fala znanej ju¿ goryczy. Nie ucieknie od niej do koсca ¿ycia... Ech, jak¿e brak teraz tego Drzewobrodowego daru! - Hobbit mуg³ tylko zgrzytaж zкbami. Przeczuwa³ Stary Ent, wielk¹ mia³ intuicjк, przewidzia³, ¿e Folko zjawi siк u niego po pomoc - i przygotowa³ wszystko... A on, bкcwa³, nie potrafi³ jak nale¿y skorzystaж z prezentu! Oczywiste by³o jedno: trzeba wracaж do Umbaru... I stamt¹d zaczynaж now¹ wyprawк na Po³udnie - jeœli tylko nie we zwie do siebie Rohan. Nie wiadomo, w koсcu, jak tam toczy siк wojna... Ale nie, maj¹c Morski Lud za sojusznika, powinni sobie poradziж. Eodreid, rzecz jasna, bкdzie siк wœcieka³, ¿e jego trzej Marsza³kowie, dowodz¹cy pu³kami, zostali w Umbarze, zamiast poœpieszyж na Pу³noc. Na pewno nazwie ich zdrajcami. Dobrze bкdzie, jeœli nie ska¿e ich na œmierж - bo jeszcze trzeba by siк ukrywaж przed rohaсskimi ³owcami nagrуd za zdrajcуw! Rozmyœlania hobbita przerwa³ zasapany Ragnur: - Ale mamy szczкœcie! Znak jest tu¿ obok, nie musimy nigdzie iœж! ChodŸcie szybko, chodŸcie! Znakiem by³a ciemna i w¹ska pieczara, z ktуrej wydobywa³ siк zapach pleœni i zgnilizny. Malec z niezadowoleniem zmarszczy³ nos; na ramionach wszyscy cz³onkowie dru¿yny nieœli spore wi¹zki chrustu. - Te¿ mi - tajemnica! - prychn¹³ pogardliwie Torin, kiedy zobaczy³, ¿e jaskinia koсczy siк ma³¹ pу³okr¹g³¹ komor¹ z paleniskiem w przeciwleg³ym od wejœcia koсcu. - U nas w Morii takie coœ dzia³a od wiekуw! Zwierciad³a tu macie, kamienne zwierciad³a - a komin prowadzi do gуry. Musz¹ byж soczewki, ¿eby skupiaж œwiat³o i rzucaж je daleko st¹d... Tylko ¿e raczej nie bкdzie to dzia³a³o w dzieс... - Zwierciad³a... Soczewki... Mo¿esz sobie o tym pogadaж z naszymi przywуdcami, skoro tak wiele wiesz... - wzruszy³ ramionami Ragnur. - My mamy roznieciж ogieс... i czekaж. Tak w³aœnie uczynili. Kiedy dru¿yna zesz³a na dу³, Folko ze zdumieniem zobaczy³, ¿e szczyt, po³o¿ony jakieœ szeœжset stуp nad ziemi¹, wygl¹da³, jakby ogarn¹³ go p³omieс; pal¹cy siк tam ogieс by³ znacznie jaœniejszy od s³oсca. Na pewno jest widoczny na wiele mil doko³a... w dzieс i w nocy, niezale¿nie od pogody, nawet przy najbardziej jasnym œwietle... - Teraz czekamy - powtуrzy³ Ragnur. Pierwsz¹ rzecz¹, ktуr¹ zrobi³ hobbit po powrocie do obozu, by³a prуba kontaktu z pierœcieniem Forwego. Œwiat³o, Œwiat³o, zagadkowe Œwiat³o lej¹ce siк sk¹dœ z pobliskich po³udniowych okolic - co siк z nim dzieje? Ca³ym sob¹ czu³ jego napуr; ka¿de s³owo, ka¿dy gest towarzyszy wywo³ywa³ rozdra¿nienie, przez ca³y czas mia³ ochotк odpowiedzieж jakoœ gwa³townie, kogoœ uraziж. Stale trzeba by³o powstrzymywaж samego siebie, niemal co sekundк przypominaj¹c: ktoœ zmusza ciк do nienawiœci... komuœ bardzo na tym zale¿y, ¿ebyœcie skoczyli sobie do garde³... Nie poddawajcie siк temu komuœ, trzymajcie siк, trzymajcie za wszelk¹ cenк! Wiedzia³, ¿e pozostali odczuwaj¹ to samo. Trudy wкdrуwki pomaga³y gasiж w zarodku spory i k³уtnie, ale teraz, kiedy dru¿yna zatrzyma³a siк na brzegu lazurowej zatoki, wszystko, co siк podczas podrу¿y nagromadzi³o, i... Folko drgn¹³, wyobraziwszy sobie, jak siк bior¹ za ³by Malec z Torinem. Musz¹ wytrzymaж! Musz¹! RzeŸ sprzed dwunastu dni, niepotrzebna i dziwna bitwa - wyraŸnie by³a wynikiem dzia³ania tego wypalaj¹cego rozs¹dek p³omienia! On, Folko, musi go wyczuж! Musi! ...I znowu, ulegaj¹c napiкtej jak struna woli, uda³ siк w podrу¿ tкczowy motylek. Czarna ziemia, ciemnogranatowe niebo, niemal niedaj¹ce siк oddzieliж od gruntu - i bij¹cy prosto w oczy, ostry jak grot w³уczni, promieс œwiat³a. Nic poza tym nie by³o widaж w tym œwiecie, tylko czarn¹ martw¹ ziemiк i ciemnoniebieskie niebo bez gwiazd. Hobbitowi wydawa³o siк, ¿e zwali³ siк do niemaj¹cego dna do³u czasуw, trafiwszy akurat na tк porк, kiedy zes³ane przez Melkora chmury zasnu³y ca³e niebo Œrуdziemia i w tej mgle, t³umi¹cej i œwiat³o S³oсca, i Ksiк¿yca, obudzi³y siк, zgodnie z legend¹, Pierworodne elfy... Tym razem bуl nadszed³ jeszcze mocniejszy. Zacz¹³ siк ju¿ w pierwszej chwili lotu i nasila³ coraz bardziej. Oœlepiaj¹ce œwiat³o nie pozwala³o nic zobaczyж, Folkowi wydawa³o siк, ¿e leci nad gуrami, ale nie mуg³ dostrzec niczego wyraŸnie. Powykrкcany mrok na dole, ktуry wydawa³ mu siк szczytami gуrskich grzbietуw, zmieni³ siк w g³adki mrok rуwniny a z niej bi³ w ciemne niebo, w¹ski jak sztylet nocnego mordercy, promieс œwiat³a... Hobbit usi³owa³ przenikn¹ж jeszcze bli¿ej - ale nie, opуr by³ zbyt silny, w g³owie t³uk³y kowalskie m³oty, jakby w ca³ej Morii wszyscy jednoczeœnie stanкli przy kowad³ach. I nagle us³ysza³ g³os. W³aœciwie wiele g³osуw. Niezbyt g³oœne, i przy tym niezbyt przyjemne. - Tak, tak, znowu!... (Wszystko utonк³o w ³oskocie bкbnуw...) - Znowu to samo, w³ad... - Skieruj sw¹ moc!... - Spal niecnego czarodzieja!... Bуl w koсcu wzi¹³ gуrк. Hobbit dos³ownie zosta³ rzucony z powrotem w realny œwiat. G³owa pкka³a z bуlu, hucza³o w skroniach, przed oczami wszystko siк rozmazywa³o. Ale owe g³osy zapamiкta³ dobrze. S³ysza³ je naprawdк. To nie by³a halucynacja czy przejaw szaleсstwa. Zdania, ktуre do niego dotar³y - jakkolwiek krуtkie i urwane - bardzo mu siк nie podoba³y. Po pierwsze, jakiœ „w³ad...” - wiadomo, „w³adca”. A jego otoczenie u¿ywa³o zrozumia³ego dla hobbita jкzyka - w widzeniu by³a to Wspуlna Mowa. Jeœli wszystko, co us³ysza³, jest prawd¹, nale¿y s¹dziж, ¿e prуby hobbita zajrzenia za kulisy tego, co siк dzieje w Œrуdziemiu, nie pozosta³y niezauwa¿one. WyobraŸnia natychmiast wyrysowa³a posкpny t³um starcуw w czarnych pelerynach, wymachuj¹cych chudymi, wysuszonymi przez czas rкkami, potrz¹saj¹cych laskami - a na wysokim tronie ponurego jak chmura gradowa... kogo? Cz³owieka? Elfa? A mo¿e nie wiadomo jakim cudem ocala³ego s³ugк Saurona, jakiegoœ Czarnego Numenoryjczyka?... „Spal niecnego czarodzieja”... Hm, no taaak... St¹d wiadomo, ¿e, po pierwsze, istniej¹ rуwnie¿ cni czarodzieje, co ju¿ jest zastanawiaj¹ce; po drugie, doprowadzaj¹ce do szaleсstwa Œwiat³o mog³o spopielaж tych, ktуrzy mieli zakusy na jego moc. Ciekawa historia, nie ma co... Krasnoludy, rzecz jasna, nie omieszka³y zasypaж go pytaniami. - Tylko siк nie k³ужcie! - rzuci³ hobbit najsurowiej, jak tylko potrafi³. - Na razie nie ma powodu. Wydaje siк, ¿e doko³a tej lampy zebra³o siк sporo drani, i obawiam siк, ¿e bкdziemy musieli w³o¿yж sporo wysi³ku, zanim ich rozpкdzimy... Jacyœ zaklinacze... Ludzie... - Œwietnie! To oznacza, ¿e jest komu zdmuchn¹ж g³owк z szyi! - drapie¿nie wyszczerzy³ zкby Malec. - Najpierw trzeba siк do nich dostaж - ostudzi³ go lodowatym g³osem Torin. - Nie ma co siк pchaж na wariata na Po³udnie. Musimy wrуciж do Umbaru... I wszystko zacz¹ж od pocz¹tku. - O ile dostaniemy a¿ tyle czasu - zauwa¿y³ Folko. - Raczej tak. Nie wszystko im wychodzi. Ot, pos³ali pierzastorкkich na Harad - i czym siк to skoсczy³o? - To wszystko nie jest takie proste - pokrкci³ g³ow¹ hobbit. - Durniem jest, kto uwa¿a wroga za g³upca, bracie tangarze. Wydaje mi siк, ¿e to by³a tylko prуba... co i jak... - A sk¹d siк wziк³o tylu pierzastorкkich? - nie zgodzi³ siк Torin. - Nie zdziwi mnie, jeœli siк oka¿e, ¿e to by³o ca³e plemiк, ca³y lud, co do jednego... - Wzruszy³ ramionami Folko. - Przypomnij sobie, co Wingetor opowiada³... - Nie za bardzo podoba mi siк pomys³, ¿eby taszczyж siк a¿ za Harad! - oœwiadczy³ Malec. - Nawet tu, w Haradzie, ma³o co do Komnat Umar³ych nie trafiliœmy... To nie Wschуd! Tu nale¿y powa¿nie siк zastanowiж... - Jeœli siк dobrze przygotujemy, to nic siк nam nie stanie - zdecydowanie powiedzia³ Torin. - W Umbarze jest du¿o doœwiadczonych i odwa¿nych ludzi. WeŸmy, na przyk³ad, Ragnura. - Dlaczego nie? Ja - chкtnie. - Khandyjczyk drapie¿nie wyszczerzy³ zкby. - Raczej nie zdobкdziemy podczas tej wyprawy bogactwa - ale co tam bogactwo w porуwnaniu ze s³aw¹! Nie martwcie siк, do Umbaru dotrzemy doœж szybko. Okrкty przep³ywaj¹ tu rzadko, ale œwiat³o Znaku widoczne jest na dziesi¹tki mil. Jakiœ okrкt nas na pewno zabierze. - Sk¹d masz pewnoœж, ¿e bкdzie p³yn¹³ w odpowiednim kierunku? - zapyta³ Folko. - Dlatego, ¿e p³yn¹cy na wyprawк „smok” nigdy nie zmienia kursu - machn¹³ rкk¹ Ragnur. - Morski Ojciec ka¿e pomagaж innym, gdy za³atwisz ju¿ swoje sprawy. - Jakoœ mi siк to niezbyt podoba... - warkn¹³ Torin. - Ile razy mia³em do czynienia z morskimi tanami, zawsze wychodzi³o wszystko nie tak, jak chcia³em! - To znaczy, ¿e w³aœnie pomoc by³a dla nich t¹ „swoj¹ spraw¹” - uœmiechn¹³ siк Ragnur. Krasnolud uniуs³ brew, ale nie odezwa³ siк. Rozpoczк³o siк mкcz¹ce oczekiwanie. Znowu - „oczekiwanie na krawкdzi”...

20 Sierpnia, Po³udniowy Harad, Pole Bitwy Sandello osadzi³ wierzchowca. Sta³o siк, niestety, tak jak mуwi³ ten godny pogardy tchуrz z wystrojonej pa³acowej stra¿y - tu koсczy³ siк szlak. Nie k³ama³, znaczy... Mo¿e nie trzeba by³o œcinaж mu g³owy?... W ci¹gu dziesiкciu dni garbus przemierzy³ ca³y Harad, pozostawiaj¹c po sobie bardzo ponure wspomnienia. Jecha³ znajomymi szlakami, gdzie czкsto jeszcze spotkaж mo¿na by³o ludzi, dobrze pamiкtaj¹cych i jego, i Olmera. Ale pod Hrissaad¹ fortuna przesta³a mu sprzyjaж. Natkn¹³ siк na konny rozjazd Haradrimуw, ktуrymi dowodzi³ m³ody, zapalczywy, a to znaczy - g³upi, dziesiкtnik. Od garbusa za¿¹dano jakiegoœ glejtu, wypytywali, a sk¹d jedzie, a dok¹d, a po co... Skoсczy³o siк na trzech trupach i parze rannych. Nale¿a³o ich dobiж, lecz te szakale tak wi³y siк u stуp, b³agaj¹c o litoœж, ¿e serce starego miecznika drgnк³o - mo¿e nawet po raz pierwszy w ¿yciu. Pozwoli³ tym hienom ¿yж... A potem na plecy wsiad³ mu poœcig. Oderwa³ siк odeс, wykoсczywszy jeszcze kilku ludzi, i wymkn¹³ siк pozosta³ym, zmyliwszy swoje tropy w d¿ungli. Dla cz³owieka z pу³nocy taki las by³ jednoznacznie œmiertelny, ale Sandello, widocznie, sta³ siк tak twardy i ¿ylasty, ¿e nie posmakowa³ Starej Mamuni, jak nazywano Koœcist¹ w stepie Eastlandu - wyrwa³ siк zatem i z leœnej twierdzy. I znalaz³ siк na pogorzelisku. Dwa tygodnie minк³y od dnia starcia na tym polu hufcуw pierzastorкkich i Wielkiego Tcheremu. Zwyciкstwo przechyli³o siк na stronк Haradu - choж, mo¿na i tak powiedzieж - nikt tu nie zwyciк¿y³. Obie armie wyniszczy³y siк wzajemnie niemal doszczкtnie. Ale nawa³a pierzastorкkich ju¿ nie zagra¿a³a przedarciem siк na pу³noc, i w Hrissaadzie uznano to za najprawdziwszy triumf. Na umbarskie targowiska zostali wyprawieni kupcy; w kopalniach z³ota podniesiono rabom o po³owк normк dziennego wydobycia... Owszem, minк³o pу³ miesi¹ca, ale pogorzelisko nie zmieni³o siк wcale od pierwszego dnia po bitwie - rуwninк pokrywa³a gruba warstwa zlepionego b³ota, skamienia³ego w promieniach po³udniowego s³oсca po ulewie, ktуra ostatecznie ugasi³a p³omieс. Konie chrypia³y i nie chcia³y iœж dalej. Zwкglone pnie drzew stercza³y w niebo jak rкce umar³ych, bezskutecznie wzywaj¹cych pomocy. Nigdzie, a¿ do samych gуr, Sandello nie widzia³ najmniejszego skrawka zieleni. Mia³ ze sob¹ niewielki zapas prowiantu - tylko tyle, ¿eby starczy³o na czarn¹ godzinк; zazwyczaj ¿ywi³ siк tym, co upolowa³. Ale tu, na wypalonej ziemi, nie by³o takiej mo¿liwoœci. Garbus musia³ skrкciж z prostej drogi i, odchylaj¹c siк na zachуd, omin¹ж martw¹ okolicк. Sta³ przez kilka minut, wpatruj¹c siк w czarn¹ rуwninк. Nawet teraz, bкd¹c sam jak oko siкga³o, nie wysun¹³ siк na otwarty teren - dlatego te¿ pierwszy zauwa¿y³ ma³¹ postaж, ktуra, prowadz¹c konia za uzdк, wolno sz³a skrajem pogorzeliska i patrzy³a w ziemiк, jakby czegoœ szukaj¹c. Garbus nie spuszcza³ jej z oczu. Wzrok starego wojownika by³ niemal tak samo ostry jak w m³odoœci. Przez rуwninк sz³a uzbrojona po zкby dziewczyna. Jakby wyczuwaj¹c jego uwa¿ne spojrzenie, raptownie zatrzyma³a siк, ustawiaj¹c twarz¹ do Sandella. Odwrуci³a siк, popatrzy³a - i jednym ruchem wskoczy³a w siod³o, kieruj¹c wierzchowca w stronк kryj¹cych garbusa zaroœli. Wargi Sandella wykrzywi³ niedobry, zimny uœmieszek. Wyжwiczonym ruchem wyj¹³ z pochwy hazski ³uk, na³o¿y³ strza³к; szeroki koœciany pierœcieс ³ucznika zawsze nosi³ na kciuku. Nie lubi³ czarodziejуw, do ktуrych - niebezpodstawnie - zalicza³ ka¿dego, kto wyczuwa³ obce spojrzenie. W koсcu nic innego nie mog³o zdradziж starego miecznika: starannie u³o¿one wierzchowce sta³y nieruchomo, a wiatr wia³ mu w twarz. „Mo¿e byж tak... strza³a wejdzie akurat w ramiк. Z konia zwalimy, a potem siк zobaczy. Wypytamy - kto zacz i po co siк tкdy wlecze”... Uniуs³szy ³uk, Sandello gwa³townie wypchn¹³ do przodu lew¹ rкkк - strzela³ sposobem przyjкtym na Wschodzie, a nie zachodnim, kiedy naci¹ga siк ciкciwк praw¹ rкk¹. Wyprowadza³ w ten sposуb sam ³uk, ciкciwк jakby zostawiaj¹c na miejscu. Wstrzyma³ oddech, grot p³ynnie zako³ysa³ siк, ustawiaj¹c na celu... Specjalnie obci¹¿ona strza³a wyfrunк³a, czu³, jak pкdzi na spotkanie z cia³em w¹ski grot - takimi hazscy mistrzowie przebijali na wylot krasnoludzkie pancerze w bitwie pod Tharbadem. Zaraz, zaraz... Krуtka chwila okaza³a siк d³ug¹, choж w rzeczywistoœci, oczywiœcie, up³ynк³o zaledwie kilka mgnieс oka, mo¿e tylko jedno. Garbus widzia³, jak dziewczyna unios³a siк lekko w strzemionach... i z ³atwoœci¹ z³apa³a strza³к w powietrzu. Sandello zmru¿y³ oczy. Naprawdк, nie³atwo by³o go zaskoczyж podobnymi sztuczkami - hazscy i angmarscy mistrzowie pokazywali nie takie cuda - dlatego wcale by siк nie zdziwi³, gdyby nie fakt, ¿e zrobi³a to niepozorna dziewczyna! Druga strza³a poszybowa³a w œlad za pierwsz¹. Zosta³a sparowana uderzeniem szabli. Garbus westchn¹³ g³кboko i wyszarpn¹³ miecz. Wygl¹da³o, ¿e potyczka mo¿e byж zaciкta. Lewa rкka wojownika ju¿ siкga³a po nу¿ do miotania - w pojedynku ma³o z niego po¿ytku, nie mo¿na nim sparowaж wrogiego ciosu, ale Sandello mуg³ rzuciж nim z ka¿dej pozycji, czy to stoj¹c, czy siedz¹c, nawet le¿¹c. Nie by³ na otwartym polu, a jego przeciwniczka na ³eb na szyjк rzuci³a siк w krzaki. Po co to?... Nу¿ wyskoczy³ z rкki garbusa krуtkim srebrzystym promieniem. Brzкk. Szabla ponownie znalaz³a siк w odpowiednim miejscu, w odpowiedniej chwili - o жwierж mgnienia oka wyprzedzaj¹c ciœniкty nу¿. A potem z twarzy starego miecznika zniknк³a - zwykle na niej goszcz¹ca - ch³odna obojкtnoœж. Na opadaj¹cym mieczu brzкknк³y pierœcienie. Ju¿ uniesiona, przygotowana do uderzenia szabla zamar³a w pу³ drogi. - To ty?! - jednoczeœnie zakrzyknкli i garbus, i dziewczyna. Ale broс pozosta³a w pogotowiu. - Sandello! - Oessie! - Nie, nie Oessie! Dawno ju¿ nie Oessie... Tubala! - Tubala... Co za barbarzyсskie imiк! - Nie bardziej barbarzyсskie ni¿ te kraje. - Jak tu trafi³aœ? - Jak tu trafi³eœ? Owe pytania te¿ wyrwa³y siк z ich ust jednoczeœnie. Sandello rozci¹gn¹³ wargi w czymœ, co z daleka przypomina³o uœmiech: - Nie uk³ada³o siк dobrze z Olwenem. Za bardzo chcia³ robiж wszystko po swojemu... Wyprawi³em siк na po³udnie. Chcia³em zostaж najemnikiem w tcheremskiej armii, ale z nimi te¿ siк nie dogada³em. Musia³em uciekaж... Oto, oderwa³em siк od poœcigu, chcia³em ju¿ skrкciж na wschуd... Tam, powiadaj¹ ludziska, dobre miecze s¹ w cenie. A ty? - Ja œciga³am znan¹ ci trуjcк. Niedomiarka z ow³osionymi stopami i dwa dкbog³owe krasnoludy! - Piкkn¹ twarz Tubali wykrzywi³ grymas. - Ach tak? - Sandello uniуs³ brew, dok³adnie tak jak elficki ksi¹¿к Forwe podczas rozmowy przy Kamieniu Drogi. Jeszcze nie porzuci³aœ tego g³upiego pomys³u? - Nie porzuci³am i nie porzucк nigdy! - krzyknк³a zapalczywie Oessie- Tubala. - Rozmawialiœmy wszak o tym! - Ale ty mia³aœ wtedy dziesiкж lat! - przypomnia³ Sandello. - Nic siк nie zmieni³o od tego czasu - pad³a zimna odpowiedŸ. Pokrкci³ g³ow¹. - Od dawna wiadomo, ¿e skoro Oessie coœ wbi³a sobie do g³owy, to nic jej od tego nie odwiedzie - rzuci³, badawczym spojrzeniem omiataj¹c m³od¹ wojowniczkк. - W³aœnie. Radam, ¿e to rozumiesz! - Tubala patrzy³a naс zimno i hardo, jak pani na s³ugк swego. Garbus zaœ ledwo zauwa¿alnie uœmiecha³ siк k¹cikami ust. W opuszczonej prawej rкce pozostawa³ jego szeroki, dziwny, niezwyk³y dla oka zachodniego wojownika miecz. Tubala odp³aca³a tym samym ostrze szabli spogl¹da³o w ziemiк, ale widaж by³o, ¿e dziewczyna gotowa by³a w ka¿dej chwili do starcia. - Sk¹d wiedzia³aœ, ¿e na ciebie patrzк? - zapyta³ spokojnie Sandello. - Od dawna mam tк umiejкtnoœж, tylko wczeœniej jej nie zauwa¿a³eœ - machnк³a niedbale rкk¹. - A po co strzela³eœ? - Nie lubiк czarodziejуw - uœmiechn¹³ siк garbus. - Zwyk³y œmiertelnik nie powinien wyczuwaж obcego spojrzenia. Poza tym - tak runк³aœ na mnie... - ¯e nieustraszony wojownik Wielkiego Olmera - ostatnie dwa s³owa wypowiedzia³a z prawdziwym nabo¿eсstwem tak siк od razu wystraszy³, ¿e chwyci³ za ten g³upi kij z naci¹gniкtym sznurem z ¿y³? Po takich s³owach Folko, syn Hemfasta, natychmiast uzna³by, ¿e musi dojœж do zabуjstwa. Sandello tylko obojкtnie poruszy³ ramieniem: - Myœl sobie, jak chcesz. Dawno minк³y czasy, kiedy moje s³owo cokolwiek dla ciebie znaczy³o. Ta twoja trуjca te¿ jest w Haradzie? - W³aœnie tak - rzuci³a hardo Tubala. - Pкdzк za nimi od Hrissaady... Nat³uk³am masк ludzi... - Rozumiem. Przyjdzie s³aж w³adcy Wielkiego Tcheremu jakiœ wspania³y dar, ¿eby przymkn¹³ oko na twoje harce - odpowiedzia³ garbus. - Nie twoja to sprawa! - uciк³a Tubala, gryz¹c wargi. - Nie moja, nie moja... Dawno ju¿ nie moja. Zosta³o mi s³owo, mo¿esz wiкc nawet na dno morskie siк wybraж, skoro tego chcesz. Dobrze! Dokoсcz o swoich wrogach i - rozstajemy siк... Tubalo. - Widzisz go! - Dziewczyna wykrzywi³a siк pogardliwie, kryj¹c za hardym uœmieszkiem zaskoczenie. - Jaki z ciebie... naprawdк... - Jaki jestem, taki jestem. No wiкc? - Ciekawy masz miecz. - Jakby nie s³ysza³a jego s³уw. A po co te pierœcienie? - Weselej mi, kiedy dzwoni¹. Tubala znowu skrzywi³a siк, ale milcza³a. Sandello patrzy³ na ni¹ spokojnie i twardo. - Dwa razy zwiali mi sprzed nosa - mruknк³a w koсcu niechкtnie dziewczyna. - Œlady prowadzi³y do tego pola... i tu je straci³am. - S¹dzк, ¿e zginк³a tu kupa ludzi - rzuci³ Sandello. - Mo¿e oni te¿ padli i nie masz ju¿ na kim siк mœciж? - Zapomnia³eœ, ¿e maj¹ mithrilowe kolczugi?! - Nie ratuj¹ przed ogniem... - Ale same kolczugi powinny by³y ocaleж! - O ile nie zwin¹³ ich jakiœ szczкœciarz... - Nie! - wrzasnк³a wœciekle Tubala. Jej d³onie zacisnк³y siк w piкœci, w oczach p³onк³o szaleсstwo. Œwisnк³a szabla, posypa³y siк na ziemiк œciкte ga³кzie. - Nie! Czu³abym to. Czu³abym smutek i rozpacz metalu... jкk ich koœci... Nie! Oni ¿yj¹! Muszк tylko znowu wpaœж na trop. - Chкtnie ci podpowiem. Poszli na zachуd, do Morza. Nie ma innej drogi. - Sama to wiem! - syknк³a. - Znajdк ich! Cokolwiek by to mia³o mnie kosztowaж! - No to œwietnie. A teraz ruszajmy. Zachcia³o mi siк zobaczyж tutejszy ocean. Mam nadziejк, ¿e jest piкkniejszy ni¿ przy tej elfickiej twierdzy... Tubala wyda³a z siebie st³umiony ryk. - No to jak, idziemy? - zapyta³ niewzruszenie Sandello. - IdŸ, gdzie chcesz - ja mam swoj¹ drogк! - pad³a harda odpowiedŸ. Garbus rozejrza³ siк na boki, jakby szukaj¹c kogoœ: - Nie chcia³bym ciк rozczarowaж... Ale po drodze spotka³em dru¿ynк bardzo bojowo nastawionych elfуw Avari, a ci uprzejmie zgodzili siк iœж za mn¹ na po³udnie... Raczej nie spodoba im siк, jeœli przyjdzie ci do g³owy mnie zabiж. Tak wiкc lepiej nie sprzeczaj siк ze mn¹... Tubalo. - Ach tak? - Dziewczyna rozeœmia³a siк dumnie. - Chcia³abym ich zobaczyж! Strza³a z bia³ym opierzeniem uderzy³a w ostrze opuszczonej szabli. - Coo... - Wygl¹da³o, ¿e Tubala naprawdк jest oszo³omiona. Zaskoczona rozgl¹da³a siк wokу³, usi³uj¹c dociec, sk¹d nadlecia³ œmiercionoœny prezent. - Uprzedza³em ciк - powiedzia³ spokojnie Sandello. - Elfy kochaj¹ mnie nie mniej ni¿ ty i obieca³y naszpikowaж strza³ami jak je¿a, jeœli wejdк im w drogк, ale jednoczeœnie jestem im potrzebny. Tak wiкc nie sprzeciwiaj siк mi. - Czy oni ciк œledz¹? - syknк³a Tubala. - W³aœnie tak. Przez ca³y czas. Okazuje siк, ¿e czasem cz³owiek jest œledzony i wychodzi mu to na dobre. Tak wiкc pomyœl: jeœli zaczniemy walczyж, i tak nie pozwol¹ ci mnie zabiж. Tubala opuœci³a g³owк, ow³adniкta bezsiln¹ z³oœci¹ przygryz³a a¿ do bуlu wargк. Celnoœж elfickich ³ucznikуw by³a przys³owiowa. - Jednym s³owem, jeœli chcesz wyprуbowaж mуj miecz prуbuj - skoсczy³ wywуd Sandello. - Zbyt wiele dla ciк honoru, by z tob¹ walczyж, snaga wykrztusi³a Tubala, usi³uj¹c opanowaж wzburzenie. - Ajjajjaj! Tyle s³уw, i to jakie mocne! Nie s¹dzк, by spodoba³y siк moim elfickim wojownikom. Jaka jest wiкc twoja decyzja? - Niech bкdzie... - wycedzi³a wojowniczka. - Idziemy razem... Ale jeœli staniesz mi na drodze... przysiкgam, wtedy nie pomog¹ ci nawet twoje zachwalane elfy... Sandello ponownie siк uœmiechn¹³ - jak doros³y, ktуremu grozi obra¿ony dzieciak. Ruszyli na zachуd.

Wrzesieс, Latarnia Morskiego Ludu Na Wybrze¿u Po³udniowego Haradu Ostrza z szorstkim, jкdrnym odg³osem wbija³y siк w twarde drewno. Odszed³szy na jakieœ dziesiкж krokуw, hobbit Folko Brandybuck raz po raz ciska³ no¿em w kу³ka wielkoœci ma³ej monety narysowane na karbie pnia. Wysoko za pniem jarzy³ siк lœni¹cy bia³ym p³omieniem szczyt gуry - tajny Znak Morskiego Ludu. Piкtnaœcie dni trwa³o oczekiwanie, mкcz¹ce, ci¹gn¹ce siк, nieznoœne; cieс zbli¿aj¹cego siк zagro¿enia zatruwa³ ka¿d¹ chwilк, stale przypomina³ o sobie. Nie, nie by³o to prymitywne Zaklкcie K³уtni, ktуre, zgodnie z tym, co g³osi³y stare gondorskie ksiкgi, potrafili rzucaж podw³adni Sauronowi czarodzieje, wcale nie! By³o to coœ znacznie bardziej wyrafinowanego i o wiele bardziej niebezpiecznego. Tajemnicza Moc dzia³a³a tylko na odwa¿nych i silnych, penetruj¹c ich umys³y i wypaczaj¹c ich sekretne ci¹goty; im odwa¿niejszy by³ obiekt jej dzia³ania, im wy¿ej sta³ w hierarchii - tym ciк¿sze by³o jego brzemiк. Teraz Folko ju¿ nie w¹tpi³, ¿e Eodreid, krуl Rohanu, sta³ siк jedn¹ z pierwszych ofiar - tak samo jak i jego odwieczni wrogowie, Hazgowie, Heggowie i Howrarowie. Teraz na granicy Rohanu wrze nowa wojna... Mo¿e mieszkaсcom Minhiriathu uda³o siк odeprzeж atak, a mo¿e wojenne szczкœcie odwrуci³o siк od jasnow³osych jeŸdŸcуw i wra¿e hufce stoj¹ ju¿ pod murami Edorasu? Nie dane jest wiedzieж... Do tamtych miejsc wzrok Folka bez cudownego, ale - niestety - straconego daru Drzewobroda siкgn¹ж nie mуg³. Wracali do Umbaru... Znowu pora¿ka! Pora¿ka i pierwsze straty. Potrzeba du¿o czasu na podrу¿ do twierdzy Morskiego Ludu, jeszcze wiкcej - na wynajкcie okrкtu na po³udnie... Kto wie, czy nie powtуrzy siк historia z Olmerem - stanкli z nim twarz¹ w twarz, kiedy ju¿ za pуŸno by³o cokolwiek naprawiaж... Dlatego Folko a¿ do przesady d³ugo zajmowa³ siк ciskaniem no¿ami do celu, usi³uj¹c zag³uszyж trawi¹cy go od wewn¹trz niepokуj. Doœwiadczone oko Ragnura pierwsze zauwa¿y³o p³yn¹cego do brzegu „smoka”. - Heej! D³ugobrodzi! Zbierajcie swoje wory! Torin i Malec, zawziкcie жwicz¹cy pojedynek - dwurкczny topуr przeciwko mieczowi i dadze - jednoczeœnie opuœcili broс. Z zachodu, z morskiej mg³y niespodziewanie wynurzy³ siк niski i d³ugi kontur. Wiatr wydyma³ mu ¿agiel, czternaœcie par wiose³ rytmicznie zanurza³o siк i wynurza³o z wody, wysoki dziуb, ozdobiony g³ow¹ morskiego smoka, dumnie ci¹³ fale. - O! O! - Ragnur nie potrafi³ ukryж zdziwienia. - To ci historia! Tan Wingetor! Jak siк ma szczкœcie, to siк ma szczкœcie! - Wingetor? - zdziwi³ siк Folko. - Ale... Przecie¿ powinien teraz byж na pу³nocy, w Rohanie! Podpisa³ z nami umowк. - Mo¿e wojna ju¿ siк skoсczy³a? - podsun¹³ Malec. - Akurat! Rozpal ogieс i czekaj, a¿ sztaba sama wlezie do pieca! - prychn¹³ Torin. - Wojna w³aœnie powinna toczyж siк na ca³ego... Ju¿ prкdzej uwierzк, ¿e w ogуle nie pop³yn¹³ do Rohanu... - No to poprosimy go o wyjaœnienia i nie bкdziemy zwa¿ali, ¿e jest tanem! - hobbit zacisn¹³ piкœci. - Poczekajcie¿! Jeœli Wingetor nie wyruszy³ na wyprawк, to znaczy, ¿e wyprawi³ tam kogoœ w swoim zastкpstwie! - wtr¹ci³ siк do rozmowy obra¿ony za tana Ragnur. - Najpierw trzeba poznaж prawdк, a dopiero potem s¹dziж kogoœ, czcigodni! „Smok” zwalnia³, zbli¿aj¹c siк do p³ycizny. Z pok³adu opuszczono ma³¹ ³уdeczkк. - Mуwi³em, ¿e d³ugo tu nie bкdziemy czekali. - Mimo wys³uchanych przed chwil¹ pe³nych oburzenia s³уw towarzyszy, twarz Ragnura rozjaœnia³ radosny uœmiech. - Zosta³o nam tylko wygasiж ogieс w jaskini i zas³oniж wejœcie... Tan Wingetor by³ tak ciekaw, ktу¿ to rozpali³ alarmowy ogieс w tych dzikich okolicach, ¿e machn¹³ rкk¹ na zwyczaje Morskiego Ludu i uda³ siк osobiœcie na brzeg. Przywуdca nie pozby³ siк pancerza mimo upa³u i porusza³ siк w nim ze zrкcznoœci¹ urodzonego dworzanina. Towarzyszy³y mu dwa barczyste zuchy, obaj - z ³ukami w d³oniach. Ragnur wyst¹pi³ przed dru¿ynк, przykl¹k³ na jedno kolano: - Ragnur, wojownik tana Farnaka, dziкkuje silnemu i potк¿nemu tanowi Wingetorowi! - Tan Wingetor mуwi odwa¿nemu Ragnurowi, wojownikowi silnego i potк¿nego tana Farnaka: dzia³anie moje niewarte jest podziкki... Ba, kogo ja tu widzк! Krasnoludy - i niewysoczek?! Jak siк tu znaleŸliœcie? - D³uga to historia, szlachetny tanie - powiedzia³ hobbit. - Jeœli mo¿na, opowiem ci ca³¹, bez skrywania czegokolwiek... ale ju¿ na pok³adzie okrкtu. Po tym, jak us³yszк opowieœж samego tana. S¹dziliœmy, ¿e tan prowadzi swoj¹ odwa¿n¹ dru¿ynк, by zawojowaж dla siebie ziemie w ujœciu Iseny? Coœ siк sta³o? Przecie¿, jeœli dobrze rozumiem, silny i potк¿ny tan kierowa³ siк do Umbaru? - Wszystko to prawda - skin¹³ g³ow¹ Wingetor. - Wys³a³em dwa inne okrкty z flot¹ Farnaka i doda³em jeszcze jednego „smoka” swojego rodaka, tak wiкc liczebnoœж nic na mojej nieobecnoœci nie straci³a... Nie mo¿na by³o zostawiж Po³udnia bez ochrony, nizio³ku. Mуg³ mnie kusiж ziemi¹ i z³otem - ktуre i tak dostanк, chocia¿ mniej ni¿ pozostali - ale ja muszк wiedzieж, co to pe³znie na nas z Po³udnia! Rozumiesz? Muszк! Nie mia³bym ani chwili spokoju... Ani ja, ani ca³a moja dru¿yna, ta, ktуra by³a ze mn¹ na Po³udniu... Wzi¹³em wiкc dwie setki dobrych zuchуw i ruszyliœmy ponownie na po³udnie. Minкliœmy Harad Gуry Szkieletуw i Kamionkк... potem poszliœmy dalej, swoim starym szlakiem... Nie bardzo wiedzia³em, dok¹d kierowaж swуj statek - bogate handlowe miasta Dalekiego Po³udnia, znajduj¹ce siк przy samym Zakrкcie, nie interesowa³y mnie, szliœmy na chybi³ trafi³... Krуtko mуwi¹c, zobaczyliœmy wiele i dowiedzieliœmy siк wiele, o czym ty i twoi szlachetni towarzysze na pewno wkrуtce us³yszycie. Teraz wierzysz mi, ¿e nie z³ama³em umowy? Towarzysze Folka nie kazali na siebie d³ugo czekaж. Dwoma kursami ³уdeczka przewioz³a ich i dobytek na pok³ad „smoka”.

12 Wrzeœnia, Ta Sama Okolica - Koniec, dalej œladуw nie ma! - jкknк³a z rozpacz¹ Tubala. - Oczywiœcie, ¿e nie ma. I nie bкdzie - rzuci³ Sandello, obojкtnie obserwuj¹c jej wysi³ki. - Dlaczego? - Dlatego, ¿e wsiedli na statek. Czy to nie jest jasne? - Aha, a statek czeka³ tu na nich przez ca³y czas? - Dziewczyna zrobi³a pogardliwy grymas. - To byж nie mo¿e! Oni gdzieœ tu s¹, tylko zmylili tropy... - Myœl sobie, co chcesz, ale to ja mam racjк - rzuci³ garbus tak samo obojкtnie. - Wzi¹³ ich na pok³ad „smok” Morskiego Ludu... na pewno tak by³o... musieli daж im jakiœ znak. Tak wiкc, czy to ci siк podoba, czy nie, nies¹dzone ci jest dogoniж ich tutaj. - W takim razie, gdzie?! - Skierowa³bym siк do Umbaru - wzruszy³ ramionami. Twoja trуjca odby³a nie wiadomo w jakim celu podrу¿ na Po³udnie... - Wiem po co! - przerwa³a mu Tubala. - Ratowali pewn¹ rohaсsk¹ dziewczynк... Sandello znуw tylko wzruszy³ ramionami. Widaж by³o, ¿e wszystkie rohaсskie dziewczyny, niewa¿ne, ile ich jest na œwiecie, zupe³nie go nie interesowa³y. - Myœlк wiкc, ¿e ona zosta³a uratowana - mamy do czynienia z wyj¹tkowo upart¹ dru¿yn¹, jak mog³aœ siк sama przekonaж. A teraz skierowali siк na pу³noc... Garbus rzuca³ obojкtne s³owa, ale na dnie jego oczu czai³y siк podejrzliwoœж i trwoga. Wydawa³o siк, ¿e wszystko, co powiedzia³, ma jeden jedyny cel - przekonanie Oessie- Tubali, ¿e jej zadanie tu, na Po³udniu, skoсczy³o siк. Mo¿na by s¹dziж, ¿e Sandello uzna³ towarzyszenie tej energicznej wojowniczce za swoje zadanie, a mia³ j¹ uchroniж przed spotkaniem z Folkiem, Torinem i Malcem. I raczej stary wojownik nie troszczy³ siк w tym momencie o bezpieczeсstwo owej trуjki. Tubala zaœ w tej chwili, jak nigdy dot¹d, przypomina³a rozjuszon¹ panterк, ktуrej sprzed nosa sprz¹tniкto zdobycz. Trzy kroki w prawo - zwrot, a¿ piasek wzbija³ siк w powietrze spod obcasуw, trzy kroki w lewo - zwrot, i tak dalej. Przez zaciœniкte zкby wyrywa³o siк tylko hamowane warczenie dzikiego zwierza. Sandello natomiast - odwrotnie - trwa³ spokojnie, niewzruszony, zimny i opanowany. - No i stoimy teraz w miejscu! - krzyknк³a dziewczyna. Dok¹d dalej? Garbusowi drgn¹³ policzek. - Dok¹d zechcesz. Jeœli chcesz do Umbaru - kieruj siк do Umbaru... - A... A ty? - A ja - tam. - Rкka starego wojownika wskazywa³a na po³udnie. - Po co? - Po nic. Po prostu na staroœж nasz³a mnie ochota na wкdrуwkк - rzuci³ oschle. - Tak wiкc rozstaniemy siк teraz... - A... dlaczego byœ nie mia³ ruszyж ze mn¹ do Umbaru? - W Umbarze ju¿ kiedyœ by³em, nie ma tam dla mnie nic ciekawego. - Ale nie mo¿esz iœж na Dzikie Po³udnie z takimi zapasami, z jednym jucznym koniem! Coœ przede mn¹ ukrywasz, garbusie! - Minк³y te czasy, kiedy obawia³em siк twego gniewu, Tubalo. Zapomnia³em, jak nosi³em ciк na rкkach, tak¹ ma³¹ kruszynк... i uczy³em fechtunku... i jazdy konnej... i nie p³akaж, kiedy siк spada z wierzchowca... Wtedy nazywa³aœ mnie inaczej i rozmawia³aœ te¿ inaczej, nie tak, jak teraz. To twуj wybуr. Mnie ju¿ jest wszystko jedno. Szed³em z tob¹ do oceanu, poniewa¿ wiedzia³em - jeœli zetrzesz siк z nizio³kiem i krasnoludami na serio, to nie pomo¿e ci nawet twa zrкczna szabla, ktуr¹ potrafisz parowaж strza³y. Folko jako ³ucznik jest ode mnie o niebo lepszy... Jego strza³ byœ nie uniknк³a. A jedno uderzenie krasnoludzkiego topora po³ama³oby ci wszystkie koœci... nawet jeœlibyœ parowa³a je szabl¹. Sp³aci³em swуj ostatni d³ug... wiesz sama, kogo mam na myœli. Teraz, kiedy twoi wrogowie s¹ daleko, ja mogк udaж siк tam, gdzie siк od dawna wybiera³em. Garbus mуwi³ cicho, osch³ym tonem. Patrzy³ ch³odno, lecz w jego spojrzeniu czai³a siк, g³кboko ukryta, odrobina starej goryczy. Szeroki miecz po³o¿y³ na kolanach; jedna rкka zaciœniкta by³a na rкkojeœci, druga trzyma³a klingк za oczko obok szpica. Tubala zaskoczona s³ucha³a niezwykle d³ugiej, jak na zazwyczaj oszczкdnego w s³owach wojownika, przemowy. Nie oczekiwa³a takiej odpowiedzi - jakby nagle zyska³a dar mowy drewniana lalka, ktуra wczeœniej s³u¿y³a do жwiczenia na niej uderzeс... - Ale, Sandello... - ¯adnego „ale”, Tubalo. Wyrzek³aœ siк przesz³oœci, zmieni³aœ imiк... Ju¿ nie jesteœ Oessie. Wybra³aœ drogк zemsty bezsensown¹, wyniszczaj¹c¹ duszк - cу¿, twoje prawo. Ale ja nie zamierzam ci na niej towarzyszyж. Mam swoje w³asne sprawy do za³atwienia. Tak wiкc - ¿egnaj. Garbus wsta³ i, nie wiadomo dlaczego kulej¹c mocniej ni¿ zazwyczaj, pokuœtyka³ do swoich koni. Gryz¹c wargi, dziewczyna patrzy³a w œlad za nim. Sandello nie odwraca³ siк. Stary miecznik ju¿ siedzia³ w siodle, gdy nagle poderwa³a siк: - Poczekaj, Sandello! Poczekaj! Ja... jadк z tob¹! Garbus niemal niezauwa¿alnie wzruszy³ ramionami. - Cу¿, proszк. Ja kierujк siк na Daleki Harad. Zapasуw mamy ma³o, bкdziemy musieli polowaж. Gotowa? - Gotowa - burknк³a Tubala. - A co tam bкdziemy robiж? Przez oblicze Sandella przemkn¹³ cieс. - Zobaczysz - rzuci³ obiecuj¹cym tonem, œci¹gaj¹c wodze. - Jeszcze jedno... Jeœli moje domys³y s¹ s³uszne, to nie warto, byœ tropi³a Folka, Torina i Malca w Umbarze. Wydaje mi siк, ¿e bкdziemy szli ich œladami... - Ale ostatnie zdanie stary miecznik wypowiedzia³ cicho, niemal bezg³oœnie, jakby tylko do siebie. Niewielka kawalkada ruszy³a wzd³u¿ brzegu na po³udnie - tam, gdzie widnia³y gуry. Sandello nie ogl¹da³ siк - ale wiedzia³, ¿e piкж wysokich, gibkich postaci w szarozielonych pelerynach nie odstкpuje go ani na krok, nie obawiaj¹c siк ani bagien, ani lasуw - i na pewno nie strac¹ oni tropu. Tubala te¿ pamiкta³a o bia³ej strzale, ktуra dziobnк³a jej szablк. - A ci Avari? - rzuci³a i zacisnк³a wargi. - Nie przeszkodz¹ w twojej sprawie? - Przeszkodz¹ - odpowiedzia³ spokojnie Sandello. - Ale zanim oni siк do nas zabior¹, my dobierzemy siк do nich.

14 Wrzeœnia, Umbar Przychylny wiatr i mocne rкce wioœlarzy Eldringуw znakomicie wykona³y robotк - „smok” tana Wingetora przelecia³ wzd³u¿ ca³ego haradzkiego wybrze¿a w ci¹gu piкciu dni. A wraz z okrкtem dumnego tana na pу³noc, do twierdzy Morskiego Ludu mknк³a groŸna wieœж: z po³udniowego wybrze¿a niemal zniknк³y hordy pierzastorкkich. Co prawda, niezupe³nie. Zosta³y tylko wyborowe oddzia³y. Ale to po³owa nieszczкœcia. Teraz do pierzastorкkich do³¹czyli wojownicy innych plemion - smagli, o garbatych nosach, we wspania³ych kolczugach. By³o ich niewielu - ale walczyli nader umiejкtnie. Wingetor schwyta³ kilku jeсcуw; milczeli zawziкcie, a ich upуr z³ama³y dopiero tortury - zwyczajna, choж okrutna taktyka morskich zuchуw. Tan dowiedzia³ siк o dziwnych sprawach - o powstaj¹cym tam, na Po³udniu, wielkim paсstwie i wielkim wodzu, ktуry wstrz¹sa ziemi¹ i niebiosami, o w³adcy dusz, panu widm i duchуw, rz¹dz¹cym strachem i lкkiem. Poza tym jeŸdŸcy mуwili, ¿e potк¿n¹ rкkк tego w³adcy ju¿ uzna³y wszystkie po³udniowe krainy, a teraz nadesz³a kolej na pу³nocne; do jego stуp tak¿e gotуw jest paœж Wielki Tcherem, chocia¿ tak naprawdк wcale nie jest on wielki, to tylko py³, niegodny tego, by depta³y go stopy Najwiкkszego... Pierzastorкcy uznali jego w³adzк i wkrуtce stanie siк tak z ca³¹ ziemi¹, do samych lasуw, ktуre gubi¹ jesieni¹ swe listowie... Wingetor poj¹³, ¿e sprawy maj¹ siк Ÿle. Na jego okrкcie te¿ dzia³o siк niedobrze - spory i k³уtnie miкdzy Eldringami sta³y siк spraw¹ powszedni¹. Najlepszym sposobem na takie humory za³ogi by³o z³oto, i Wingetor, po nied³ugim zwiadzie, natkn¹³ siк na niedawno zbudowany port, wyros³y jak spod ziemi, port, gdzie sta³y dziwne pкkate statki - wed³ug opowieœci starych tanуw, takie spotkaж mo¿na na Tamtej Stronie. Nied³ugo myœl¹c, poprowadzi³ dru¿ynк do szturmu. Eldringowie zaatakowali z zaskoczenia, w nocy, ale natknкli siк na silny opуr. Miasteczko okaza³o siк byж wype³nione mistrzami walki... By³o ich tak wielu, ¿e zacz¹³ w tym podejrzewaж chytr¹ pu³apkк. Ale tej nocy Morski Ojciec pomуg³ swym zuchwa³ym dzieciom, i o œwicie nienazwana zatoka znalaz³a siк w rкku umbarczykуw. Zdobycz rzeczywiœcie by³a znaczna, ale nastкpnego dnia do mocno podniszczonej po¿arami twierdzy podesz³y hufce tutejszych w³adcуw - pierzastorкkich wespу³ z orlonosymi. Spalony, w wielu miejscach powalony czкstokу³ nie mуg³ ju¿ s³u¿yж obronie, wiкc Wingetor wyprowadzi³ dru¿ynк w pole - wojownicy, jak jeden m¹¿, odmуwili powrotu na okrкt. Szyk Eldringуw zwin¹³ siк, niczym k³uj¹cy je¿, przed dymi¹cymi resztkami palisady. Wingetor oczekiwa³ ataku jazdy - mia³ nadziejк, ¿e taki atak otrzeŸwi jego zapalczywych ludzi, ktуrzy pamiкtali spalony Nardoz, i to tan odprowadzi oddzia³ na okrкt. Jednak¿e oddzia³ umbarczykуw zaatakowa³ bez³adny, na pierwszy rzut oka, t³um wojownikуw, uzbrojonych fatalnie i dziwnie - trzymali w rкkach ni to zaostrzone ³opaty, ni to szerokie miecze na drzewcach kopii... Szyk Eldringуw walczy³ umiejкtnie, choж, rzecz jasna, ustкpowa³ w skutecznoœci hirdowi krasnoludуw. Ale dziwaczna broс wojownikуw Po³udnia ciк³a drzewca w³уczni Eldringуw niczym such¹ trzcinк, lekki rynsztunek napastnikуw pozwala³ im na zrкczne uchylanie siк od ciosуw, obficie zdobi¹ce ich broс haki pomaga³y im wyszarpywaж poszczegуlnych wojownikуw ze zwartego szyku umbarczykуw. Ale i tak Wingetor nie przegra³ potyczki. Zawa¿y³ kunszt ³ucznikуw, procarzy i kusznikуw Morskiego Ludu, ktуrzy potrafili raziж przeciwnikуw ponad g³owami swoich albo trafiж w otwieraj¹ce siк na chwilк luki w szyku pierwszego rzкdu. Wrogowie zmuszeni byli rozejœж siк - nie zwyciк¿y³a ¿adna ze stron. Co prawda, wojownicy Wingetora zm¹drzeli po tej bitwie i ju¿ nie sprzeciwiali siк rozkazom swojego tana... „Smok” pop³yn¹³ dalej na po³udnie. Im wy¿ej stawa³o w po³udniowej godzinie s³oсce, tym groŸniejsze i mroczniejsze dochodzi³y do nich wieœci. Stamt¹d, zza zapory gуr, spoza rуwnin, chciwie wyci¹ga³o ³apy nowe silne mocarstwo. Dowуdcy jego hufcуw ju¿ umacniali nadmorskie ziemie i nikomu wczeœniej nieznane plemiona, wypchniкte na widok fal¹ najazdu, rozbija³y swe namioty na samym morskim brzegu... Jednak¿e pewnych wiadomoœci by³o ma³o. Najwa¿niejsze si³y nowego mocarstwa na razie trzyma³y siк z daleka od Morza; wp³ywania do w¹skich rzek Wingetor nie zaryzykowa³. Nieznane tak¿e by³o imiк wielkiego w³adcy, za spraw¹ ktуrego dokonywa³o siк to wielkie przemieszczenie narodуw. Wiкksze ni¿ wed³ug s³уw Wingetora - podczas wtargniкcia armii Olmera. - Wczeœniej przep³ywaliœmy od Kamionki do Milcz¹cych Ska³, prawie nie cumuj¹c do brzegu - opowiada³ wolno Wingetor. - Brzeg by³ w³aœciwie pustyni¹, no - mo¿e na po³y pustyni¹, z rzadka trafia³y siк ubogie plemiona... a teraz w jednej chwili wszystko siк zmieni³o. Nie przez dziesiкciolecia - przez kilka miesiкcy! Na ogromnym odcinku morskiego brzegu trwaj¹ wytк¿one prace ziemne... A mnie siк robi jakoœ dziwnie na sam¹ myœl o tym, co jeszcze mo¿e uczyniж owa moc, jakie bкdzie nastкpne zadanie. - Mo¿e skieruje siк na po³udnie? - podsun¹³ Ragnur. - W¹tpiк - wzruszy³ ramionami tan. - Po³udniowe miasta s¹ bogate, ale nieliczne. Tam mo¿emy po¿ywiж siк my, tanowie... A krajowi, ktуry widzia³em, nie wystarczy tego nawet na pу³kкsek... Dowiedziawszy siк wiele, Wingetor zawrуci³ do Umbaru. A po drodze niespodziewanie jego uwagк zwrуci³o jasne œwiat³o jednego ze Znakуw Nieszczкœcia. Potem przysz³a kolej na opowieœж Folka. Wingetor tylko pokiwa³ g³ow¹, kiedy hobbit opowiedzia³ o wielkiej bitwie w Po³udniowym Haradzie, o œmierci olbrzymiej armii pierzastorкkich, o zwyciкstwie Haradu, kupionym za cenк rzuconych na rzeŸ wielu tysiкcy niewolnikуw... - Tak czy inaczej - horda zosta³a powstrzymana - w zamyœleniu rzuci³ tan, wys³uchawszy opowieœci. - Jednak¿e chcia³bym wiedzieж, kto dowodzi³ tymi nieszczкsnymi pierzastorкkimi! Gdybym mia³ choж dziesi¹t¹ czкœж ich armii, przeszed³bym na wylot przez ca³y Harad! - Dlatego prawdziwe niebezpieczeсstwo nadejdzie wtedy, kiedy pojawi¹ siк u nich silni, m¹drzy i odwa¿ni dowуdcy - zauwa¿y³ Torin. - S³usznie! Dziwn¹ opowieœж us³ysza³em z waszych ust. To jest takie... takie g³upie... - My te¿ tak uwa¿amy - wtr¹ci³ Malec. - I to mi siк szczegуlnie nie podoba! - Zawsze opanowany Wingetor z ca³ej si³y waln¹³ piкœci¹ w dкbow¹ belkк dziobnicy, drewno odpowiedzia³o pe³nym niezadowolenia odg³osem. - Nie mog³o siк to obejœж bez magii! - Magii... - powtуrzy³ wolno Folko. - Nie wiem. Sk¹d by siк tam wziк³a? Ostatnie resztki Spuœcizny Saurona odesz³y wraz z Ostatnim Pierœcieniem Nazguli... - Co, co? - zdziwi³ siк Wingetor. - By³a w nim czкœж Mocy Olmera Wielkiego. Potem tк rzecz uda³o siк zniszczyж... - machn¹³ rкk¹ hobbit. - Pos³aж na dno - wtr¹ci³ szybko Torin. - No tak. - Folko potar³ czo³o. Krasnolud odezwa³ siк w bardzo dobrym momencie, bo on, Folko, jakoœ o tym zapomnia³... - Potem nie powinno ju¿ byж w Œrуdziemiu magii. Mo¿e tylko u Entуw... Nast¹pi³a og³oszona wczeœniej Epoka Ludzi... - A tu nagle pojawili siк pierzastorкcy, i to na dodatek w liczbie przekraczaj¹cej zdrowy rozs¹dek! - zauwa¿y³ Wingetor. - Tak - przyzna³ hobbit. - Pojawili siк pierzastorкcy... I tej tajemnicy nie uda³o siк nam, jak na razie, rozwik³aж. - A kto by potrafi³? - wzruszy³ ramionami tan. - Ja na pewno nie. Przestaсmy wiкc ³amaж sobie g³owy. Dowiemy siк wiкcej - wtedy mo¿na bкdzie coœ decydowaж. Na razie czeka nas Umbar - chcк uprzedziж Radк... chocia¿, obawiam siк, ¿e niewiele ma to sensu. W Radzie wszyscy uwa¿aj¹ za g³уwnego wroga Harad i dopуki to paсstwo siк nie ruszy, nie ma co liczyж na fjergun Morskiego Ludu. Chyba ¿e uda siк zjednoczyж kilku tanуw, takich rozs¹dniejszych, jak na przyk³ad potк¿ny Farnak, o ile, oczywiœcie, jego dru¿yna ocaleje w iseсskiej wyprawie... - A czy nasz dostojny gospodarz ma na ten temat jakieœ wiadomoœci? - od razu zapyta³ Folko. - Niestety, nie. Sk¹d?... Wyp³yn¹³em z Umbaru jednoczeœnie z flotyll¹ Farnaka. Obyczaj ka¿e tym, ktуrzy wyruszyli na podobnego typu wyprawк, s³aж goсcуw do Umbaru... ¯eby w razie potrzeby mo¿na by³o wys³aж pomoc, a gdyby wszyscy zginкli - pomœciж. - A czкsto... tak... mœciliœcie? - zainteresowa³ siк Malec. - Zdarza³o siк. - Spojrzenie Wingetora nabra³o ostroœci. Wcale nie wszyscy wracali z wypraw na Tamt¹ Stronк... Zbieraliœmy wtedy fjergun - i mœciliœmy siк. Nikt nie mo¿e poszczyciж siк nieukaranym zwyciкstwem nad Morskim Ludem! Obawiam siк, byœmy nie musieli tym razem po tej stronie walczyж! A Moc p³ynie w³aœnie stamt¹d - pomyœla³ Folko. - Samo siк rodzi pytanie - czy nie ona w³aœnie stworzy³a to krуlestwo? Chocia¿ - dlaczego krуlestwo? Przecie¿ wtedy poznalibyœmy imiк w³adcy... Trzeba, koniecznie trzeba tam siк udaж! Na Dalekie Po³udnie, na najbardziej oddalone granice Haradu, za popielisko, ktуre nas zatrzyma³o, za gуry, widoczne na horyzoncie... Eowinie nie przywrуcimy ¿ycia. Zosta³o nam tylko jedno: d³ug. I jeœli nie wywi¹¿emy siк po raz drugi, to ja... ja przebijк siк w³asnym mieczem. - Czy dobrze bij¹ siк ci z po³udnia? - pyta³ tymczasem Torin. - Chcia³bym jak najwiкcej o nich wiedzieж, potк¿ny tanie! - Poniewa¿, jak mi siк zdaje, wyruszymy na to przeklкte Po³udnie, oby sp³onк³o w piecu Machala - wtr¹ci³ siк Ma³y Krasnolud, najdok³adniej jak potrafi³ wyra¿aj¹c i myœli, i stosunek swoich druhуw do ziem za Dalekim Haradem. - Te¿ tak s¹dzк - skin¹³ g³ow¹ Wingetor. - Muszк o wiele rzeczy zapytaж Fellastra, jeсca z plemienia pierzastorкkich... - Pewnie znowu bкdzie milcza³ - burkn¹³ Malec. - Jak siк zaczyna s³uszn¹ sprawк od tortur... - zacz¹³ Folko. Wingetor uœmiechn¹³ siк. - Nie, tym razem chcк od niego naprawdк niewiele. Obiecam mu wolnoœж... a potem, jeœli naprawdк bкdzie rozmowny, wypuszczк go. - Mo¿e nie uwierzy? Albo ze³ga? - nie ustкpowa³ Malec. - Jeœli zacznie mуwiж - powie prawdк. Pierzastorкcy s¹ na swуj sposуb uczciwi i przestrzegaj¹ danego s³owa. - Mam w nosie tego Fellastra! - machn¹³ rкk¹ Torin. Fjergun i tak, i tak przyjdzie zwo³ywaж... Co by³o wczeœniej na miejscu tego paсstwa? - Nic tam nie by³o! - pad³a odpowiedŸ. - Rozumiem twуj sposуb myœlenia, czcigodny krasnoludzie. Powtarzam: tak, mocarstwo to powsta³o znik¹d, na pustym wczeœniej miejscu, gdzie od wiekуw pкdzi³o nкdzny ¿ywot kilka biednych koczowniczych plemion... Piкж dni minк³o jak jeden. Umbarska zatoka powita³a okrкt Wingetora zwyk³¹ codzienn¹ krz¹tanin¹. Obok pirsуw spokojnie zamar³y statki pod flagami Amlodiego, Grottiego, Hjarridiego i innych, ktуrzy wyruszyli na wyprawк w dу³ Iseny. Znalaz³ siк i proporzec Farnaka. - A to ci historia! - wyrwa³o siк Malcowi. - Wygl¹da na to, ¿e oni ju¿ wrуcili... Umbar bardzo siк zmieni³. Niemal nie by³o widaж na ulicach Haradrimуw, co rusz stuka³y na brukowanych ulicach podkute buty Eldringуw, wyznaczonych do pe³nienia stra¿y w mieœcie. Obok pamiкtnej tawerny zbudowano prawdziwe szaсce z bali i kamieni, obsadzone przez dwa dziesi¹tki uzbrojonych po zкby zuchуw. Folko, Torin, Malec, Wingetor i Farnak siedzieli we wnкtrzu, przy d³ugim stole. Sala by³a wype³niona ludŸmi, doko³a panowa³ gwar, fruwa³y ostre dowcipy i perli³ siк rechot. Zacni morscy tanowie bawili siк. - Nie mo¿na powiedzieж, ¿e wszystko posz³o jak po maœle - bez poœpiechu snu³ opowieœж Farnak, poci¹gaj¹c piwo. - Kiedy wy³adowaliœmy siк w Tharnie, nie zosta³ ju¿ po nim kamieс na kamieniu, a czekaj¹cy na nas Oria opowiedzia³, ¿e Heggowie i Howrarowie podeszli w wielkiej sile. Nie by³o szans obroniж twierdzy, przy jej wielkoœci i mocy murуw. Dowiedzieliœmy siк te¿, ¿e wiкksza czкœж si³ zbuntowanego Minhiriathu ruszy³a na Rohan, na spotkanie Eodreida. A potem... potem zaczк³a siк zabawa - koty p³aka³y, a myszy siк œmia³y. Uderzyliœmy z trzech stron... Bez Hazgуw wszyscy ci Heggowie i Howrarowie nie oparliby siк nam nawet przez kilka chwil, ale... walczyli jak szaleni, i niema³o naszych poleg³o, zanim ich powaliliœmy. W³aœnie powaliliœmy, a nie wybiliœmy - oni po prostu siк rozbiegli. Zajкliœmy Tharn i ruszyliœmy w gуrк Iseny. Jeœli nawet krуl Eodreid mia³ jakiœ plan na tak¹ okolicznoœж, to powiadomiж nas o tym, niestety, nie mуg³. Jego wojsko walczy³o na £uku Iseny i utrzyma³o siк, pуki nie podeszliœmy my. Wspania³a odby³a siк bitwa! Ale Hazgowie s¹ Hazgami i zanim Rohirrimowie zdo³ali ich rozpкdziж, stracili sami wielu wojownikуw... Krуtko mуwi¹c - wojna skoсczy³a siк po jednej bitwie. Ludzie Minhiriathu rozpe³zli siк, gdzie kto mуg³. Eodreid ruszy³ za nimi, ale z Hazgami nie ma ¿artуw - pu³k awangardy zosta³ niemal ca³kowicie wybity. Fakt, ¿e tych ma³ych kapcanуw- ³ucznikуw nat³uk³ te¿ porz¹dnie. Potem wszystko siк uspokoi³o. Rohan pozosta³ na swoim - no, mo¿e przesun¹³ siк o jedn¹ grzкdк wzgуrz bardziej na zachуd. My dostaliœmy swoj¹ ziemiк w ujœciu Iseny, chocia¿ mniej, ni¿ siк spodziewaliœmy. Nawet nie o krуla Eodreida chodzi, i nie o Heggуw i Howrarуw - ale o to, ¿e Rohan nie rozszerzy³ swych w³oœci do morza! Zreszt¹, chcia³bym wiedzieж, jak oni chcieli utrzymaж tak obszerne nowe ziemie... Jednak¿e, tak czy inaczej, ca³a Isena a¿ do samego ujœcia - w naszych i rohaсskich rкkach, i tak po prostu nie zamierzamy jej oddaж. A przydzia³ ziemi zmniejszyliœmy sami - nie nale¿y braж tego, co siк nie nale¿y. Kiedy nast¹pi to, ¿e wrуg, jak powiedziano w umowie, nie bкdzie mуg³ ruszyж na Edoras z Zachodu - wtedy za¿¹damy wszystkiego. Tak to, moi drodzy przyjaciele! - £ykn¹³ piwa. Pokrуtce - to tyle. O wyczynach bohaterskich zaœpiewaj¹ wam skaldowie! - Tan g³oœno siк rozeœmia³. - Czcigodny Farnaku... - Folko z trudem dobiera³ s³owa. - A... czy widzia³eœ siк z krуlem Eodreidem? Torin i Malec od razu stali siк czujni, domyœlaj¹c siк, sk¹d wiatr wieje. - Widzia³em go - machn¹³ rкk¹ Farnak. - A¿ pobiela³ z sza³u, ¿e jego plan siк zawali³. I... hm... na was, przyjaciele moi, z³y jest bardzo, ale to bardzo. Na razie nie powinniœcie pojawiaж siк w Rohanie... Folko westchn¹³. Malec wykrzywi³ siк z rozczarowaniem, Torin spuœci³ g³owк. Nie oczekiwali niczego innego, ale... jakoœ mimo wszystko nie dawali temu wiary. - Pu³k ³ucznikуw trafi³ pod dowуdztwo tego, jak mu tam, Siуdmego Marsza³ka Marchii, zapomnia³em jego imiк - ci¹gn¹³ Farnak. - Ch³op to mo¿e i odwa¿ny, ale Morski Ojciec nie obarczy³ go zbyt wielkim umys³em. Wyprowadzi³ swoich piкciuset ³ucznikуw w szczere pole przeciwko hazskiemu atakowi... Chcia³ os³oniж krуlewsk¹ jazdк. No i po³o¿y³ po³owк swoich ludzi. Folko a¿ do bуlu waln¹³ piкœci¹ w stу³. By³ pewien! Jego pu³k! Przez niego skompletowany, wykszta³cony, przyzwyczajony do jego rozkazуw!... Oczywiœcie! Teomund! Siуdmy Marsza³ek! Nie powinien nawet dziesiкcioma ludŸmi dowodziж, co dopiero pu³kiem! Przekleсstwo! ¯eby go Szeloba po¿ar³a! - Co siк sta³o, nie odstanie siк, Folko - mrukn¹³ ponuro Torin, obserwuj¹c przyjaciela. - Tak. Tak. Masz racjк. Nie odstanie siк. - Hobbit niewidz¹cym wzrokiem patrzy³ w bok. Jego pu³k! - Nie zapomnij, dlaczego tak siк sta³o - przypomnia³ Malec. Machn¹wszy rкk¹, Folko przyssa³ siк do kufla. Cierpkie gondorskie... pi³ je teraz jak wodк. - Nie mo¿emy tu siedzieж - rzuci³ gwa³townie. - Musimy iœж na Po³udnie. - Na Po³udnie? - Zdziwiony Farnak uniуs³ brwi. - W³aœnie tak, potк¿ny tanie. - Wingetor opar³ d³oс na rкkojeœci miecza. - W³aœnie na Po³udnie. Ja te¿ pocz¹tkowo s¹dzi³em, ¿e nale¿y znaleŸж dla siebie dobre schronienie na Pу³nocy, ¿eby miкdzy nami i napieraj¹cymi z Po³udnia znalaz³ siк i Gondor, i Harad... a teraz widzк, ¿e siк myli³em. Ratunek jest tylko w natarciu. Szybkim, b³yskawicznym... Jak wtedy, w tym roku, kiedy zosta³ wziкty Torhood... - Fjergun! Proponujesz... fjergun? - zdziwi³ siк Farnak. - Gdybym mуg³ „proponowaж”! - Wingetor ze z³oœci¹ wzruszy³ ramionami. - Czy Rada mnie pos³ucha? Twoje s³owo, potк¿ny tanie, te¿ tam niespecjalnie siк liczy! - Myœlisz, ¿e po³udniowcy wkrуtce zmia¿d¿¹ Harad i zwal¹ siк na nas? O ile wczeœniej Harad nie zwali siк na was - pomyœla³ Folko. - S¹dz¹c z tego, jak siк urz¹dzaj¹ na nowych w³oœciach bez w¹tpienia. - Zawsze lepiej jest nie doceniaж niebezpieczeсstwo, ni¿ je przeceniж... - burkn¹³ Farnak. - Ale, przekleсstwo, moi ludzie s¹ zmкczeni, klnк siк na Morskiego Ojca! A po³owa dru¿yny zosta³a w Tharnie! - Do zwiadu wiкcej nie trzeba, przyjacielu - uœmiechn¹³ siк Wingetor. - Zbierzemy ochotnikуw. - Dwie dru¿yny na jednym okrкcie? - Folko zmarszczy³ czo³o. - To siк musi skoсczyж mordobiciem, przecie¿ wiesz! - Nie. Dwa niewielkie okrкty. Twуj „Skrzydlaty Smok” i mуj „Rybo³уw”. Dwanaœcie dziesi¹tkуw mieczy. Wystarczy. - Klnк siк na Morskiego Ojca! Gdyby nie ten pierzastorкki w twojej piwnicy... i opowieœci moich starych przyjaciу³... Powiedzia³bym, ¿e masz straszne sny, o potк¿ny, nie gniewaj siк, ¿e mуwiк wprost!... Przy okazji, o pierzastorкkim - rzuci³ ponuro Wingetor. - Fellastr uciek³. Jak to: „uciek³”? - zawo³ali jednoczeœnie obecni. W³aœnie tak. - Wingetor ze z³oœci¹ zacisn¹³ piкœci. - Da³ radк uciec spod klucza, zabijaj¹c trzech stra¿nikуw - doœwiadczonych, sprawdzonych wojownikуw... Podejrzewam, ¿e pomуg³ mu ktoœ z czeladzi... Nie bкdк marnowa³ czasu moich szanownych rozmуwcуw tymi szczegу³ami... Wa¿ne jest jedno: Fellastr uciek³ i, niew¹tpliwie, wkrуtce o nim us³yszymy. Zreszt¹, nie przeszkodzi nam to w przygotowaniach. A zwlekaж nie nale¿y... - Zgadza siк, wkrуtce zaczn¹ siк jesienne sztormy... - burkn¹³ Farnak. - Dobrze by by³o, gdybyœmy przemknкli im pod nosem... Tam, dalej na po³udniu, morze bкdzie spokojniejsze... - Mam nadziejк, ¿e za tydzieс odcumujemy. - Wingetor nieoczekiwanie siк podniуs³. - Muszк jednak uprzedziж starszyznк... A ja muszк ruszyж swoich... - Farnak dopi³ piwo. - Idziemy, przyjaciele...

21 Wrzeœnia, Umbar Folko sta³ na w¹skim dziobowym pok³adzie „Rybo³owa”. Ten okrкcik, zaledwie o szeœciu parach wiose³, raczej zas³ugiwa³ na nazwк „smoczek” ni¿ dumny „smok”. Lekki, zwrotny i szybki, przeznaczony by³ do b³yskawicznych rajdуw, zwiadu i nalotуw na bezbronne kraje. Teraz mia³ rzuciж wyzwanie po tк¿nemu i tajemniczemu mocarstwu, jak Feniks z popio³уw powsta³emu za najodleglejszymi rubie¿ami znanych w Gondorze i Amorze ziem. W œlad za „Rybo³owem” z zatoki wyp³ywa³ „Skrzydlaty Smok” - te¿ na szeœciu parach wiose³, tak samo d³ugi, w¹skii szybki. Wiatr zmienia³ siк; wa¿ne by³o, by z³apaж pу³nocny lub pу³nocno- zachodni i przeskoczyж tereny Umbaru w ci¹gu kilku dni, nie zatrzymuj¹c siк na noclegi. Sternicy ponaglali pok³adow¹ za³ogк. I mieli racjк. Folko przez kilka miesiкcy nie by³ w Umbarze i nie mуg³ nadziwiж siк panuj¹cemu w mieœcie zaniepokojeniu. Co rusz wybucha³y bуjki z Haradrimami, po ulicach ci¹gle przechadzali siк wartownicy. Po³udniowcy nie zostawali d³u¿ni, dlatego wszystkie ober¿e, zajazdy i inne ulubione przez Eldringуw miejsca wystawi³y solidne ochrony. Z pustyni dochodzi³y z³o wieszcze plotki: w³adca Haradu jakoby postanowi³ raz i na zawsze zd³awiж Umbar i przechwyciж jedyn¹ wielk¹ zatokк na wybrze¿u Tcheremu. Co prawda, pog³oski te nie przeszkadza³y umbarskim handlarzom niewolnikуw z powodzeniem i zyskiem sprzedawaж ¿ywy towar haradzkim klientom - wszystkich niewolnikуw zabiera³ sam w³adca Wielkiego Tcheremu... Pal¹ce, z³e Œwiat³o jak poprzednio bez przeszkуd rozlewa³o siк po po³udniowych ziemiach; a tam, gdzie nie mog³o przenikn¹ж, nieuchronnie zaczyna³ gromadziж siк taki sam niedobry Mrok. Szpiedzy powiadomili tana Starcha: jego wrogowie wyszli w morze. Uwa¿a³ Farnaka za swojego najwiкkszego wroga od chwili, gdy ten wyprzedzi³ go w wyœcigu do umbarskich pirsуw. I nawet nie zastanawia³ siк nad tym, ¿e wczeœniej nie chcia³oby mu siк o tej sprawie myœleж - pewnie postara³by siк sprawiж Farnakowi kilka „mi³ych” niespodzianek. Ale tym razem nie uda³o siк niczego takiego przygotowaж, i to dziwnie pozbawi³o Starcha snu i spokoju. Nie cieszy³y go nawet du¿e zyski ze sprzeda¿y rabуw. - Mуj tanie! - Hirbach, jeden z dziesiкtnikуw Starcha, przestкpowa³ z nogi na nogк w drzwiach. - Wyszli w morze, mуj tanie. Dwa okrкty. „Skrzydlaty Smok” starego lisa Farnaka i „Rybo³уw” tego gondorskiego wк¿a Wingetora. Na obu pok³adach, œwiadkiem mi Morski Ojciec, zaledwie pу³torej setki mieczy - a najprawdopodobniej i tylu siк nie nazbiera. - Wspaniale - wycedzi³ przez zкby Starch. - P³yniemy za nimi. Ich skorupy, choж i szybkie, to do Dwurogiej Ska³y nie oderw¹ siк od nas. Dawaж mi tu go³кbiarza! Po jakimœ czasie wytrenowany ptak wzbi³ siк pod niebiosa, nios¹c zawiniкty w rurkк list Starcha, zaadresowany do potк¿nego tana Skilludra...

Ten Sam Dzieс, Zachodni Kraniec Gуr Hlawijskich - No, to jesteœmy na miejscu - zauwa¿y³ spokojnie Sandello. - Dotarliœmy - sapnк³a Tubala. Po prawej mieli kolosy Gуr Hlawijskich, w jкzyku Tcheremczykуw - Gуr Lodowych Potokуw. Garbus i wojowniczka ominкli olbrzymi grzbiet w¹skim, przybrze¿nym pasem miкdzy ska³ami i oceanem, szerokim najwy¿ej na trzy czwarte mili. Tu koсczy³y siк ziemie nale¿¹ce do Wielkiego Tcheremu. Kiedyœ od Morza do gуr ci¹gn¹³ siк prawdziwy wysoki mur z wie¿ami, ale potem krainy od strony gуr wyludni³y siк i w³adca Tcheremu uzna³ utrzymywanie wielkiego garnizonu tak daleko od stolicy za zbyt kosztowne. Mur powoli zacz¹³ zamieniaж siк w ruinк, bujny miejscowy las jak fala zala³ j¹, oplуt³ gibkimi ³ozami, podkopa³ siк korzeniami, rozchwieruta³ kamienne bloki przerastaj¹c¹ spoiny traw¹. Wie¿e stra¿nicze zosta³y porzucone... ale tak siк tylko wydawa³o. Tubala i Sandello wleŸli nieco wy¿ej po wyszczerbionym murze, przygl¹dali siк przechylonej nieco, pкkatej wie¿y. Na pociemnia³ym, starym dachu widnia³y œwie¿e, nowe ³aty. Ktoœ usi³owa³ jakoœ doprowadziж wie¿к do stanu u¿ytecznoœci... Czy¿by Tcheremczycy? - Nie przeci¹gniemy koni przez mur, a i ja ju¿ jestem za stary na skoki po ska³ach - rzek³ miecznik. - Zobacz, jeszcze nie zd¹¿yli naprawiж bramy. A za bram¹ mamy œcie¿kк? Dziewczyna milcza³a. - W³aœnie tamtкdy przejedziemy. Nie wiem, kogo nam tu zes³a³ los... - Ale kimkolwiek s¹, maj¹ du¿ego pecha - dokoсczy³a Tubala. Garbus pos³a³ jej zimny uœmiech. Jego prawa rкka pog³aska³a bandolet z no¿ami do miotania. Zapewne wygl¹da³o to na senny koszmar, nie wiadomo tylko dlaczego rozgrywaj¹cy siк na jawie, w bia³y dzieс... Z gкstwiny wypad³a para jeŸdŸcуw; brzкknк³a ciкciwa straszliwego ³uku garbusa, œwisnк³a pierwsza strza³a - jeden z wartownikуw, smag³y m³odzieniec o garbatym nosie, umar³, nawet nie wiedz¹c, ¿e umiera. B³ysn¹³ ciœniкty nу¿ - ciк¿kie ostrze przebi³o kuty pancerz drugiego stra¿nika. Ostrze, wyrzucone delikatn¹ dziewczкc¹ rкk¹, przeszy³o z ³atwoœci¹ stalowy napierœnik, mog¹cy powstrzymaж nawet be³t kuszy... Niegdyœ szeroki otwуr bramy zamyka³y masywne skrzyd³a; czas, deszcze i inne po³udniowe atrakcje spowodowa³y, ¿e deski sta³y siк prуchnem. Obsada wie¿y zaczк³a remontowaж bramк, ale zd¹¿y³a zawiesiж na zawiasach tylko jedno skrzyd³o. Drug¹ czкœж otworu - na wszelki wypadek - przegradza³y rogatki. Tubala wyskoczy³a przed garbusa. Pуki ten naci¹ga³ ³uk, mierz¹c do stoj¹cego na szczycie muru w³уcznika, dziewczyna znalaz³a siк obok bramy. Na spotkanie jej wyskoczy³ stra¿nik z d³ug¹ partyzan¹ w rкku, ale nim szerokie ostrze straszliwej halabardy opad³o, by œci¹ж za jednym zamachem g³owy jeŸdŸcowi i wierzchowcowi, krуtko i bezlitoœnie b³ysnк³a szabla. Cienka klinga z ³atwoœci¹ przeciк³a potк¿ne, okute metalem drzewce i przepo³owi³a cia³o nadmiernie odwa¿nego po³udniowca... Za murem rozlega³y siк wrzaski: - Henna! Henna! Sandello strza³ami z ³uku zdj¹³ z muru dwуch - ci ju¿ zd¹¿yli napi¹ж ciкciwy. Tubala szarpnк³a podwieszone z prawej strony siod³a d³ugie, szare zawini¹tko. Sekundк pуŸniej na œwiat³o dzienne wyjrza³ prawdziwy stalowy potwуr - nawet doœwiadczony co siк zowie miecznik gwizdn¹³. W rкku dziewczyny pojawi³ siк miecz, ogromny dwurкczny miecz: szeroka garda, dwa dodatkowe ostrza w dolnej czкœci klingi; tak¹ broni¹ mog¹ walczyж tylko najsilniejsi i najbardziej doœwiadczeni wojownicy. Tubala bez widocznego wysi³ku unios³a straszliw¹ broс. Jedno ciкcie i zapora w bramie rozpad³a siк na dwie czкœci z suchym trzaskiem. Drugie ciкcie - pу³okr¹g³y cios skasowa³ stercz¹ce jeszcze do gуry ¿erdzie. - Idziemyy! - wrzasnк³a. Jej wierzchowiec przeskoczy³ przez powalon¹ przeszkodк, przewracaj¹c jeszcze jednego wroga. Sandello ruszy³ za dziewczyn¹. W¹ska droga skrкca³a gwa³townie, zaroœla dobrze ukry³y dwoje poszukiwaczy przygуd, z ty³u nie milk³y wœciek³e wrzaski. Las pкdzi³ uciekinierom na spotkanie... Kluczyli. Starali siк zmyliж ewentualny poœcig. Zmuszeni byli do wyszukiwania przerw w zwartej œcianie drzew, musieli skrкcaж, odszukiwaж strumienie i le¿¹ce z dala od macierzystych ska³ gruzowiska - a z ty³u nie milk³o ujadanie psуw. Ale te wysi³ki nie na wiele siк zda³y. Œcigali ich prawdziwi mistrzowie swego fachu. Wrzaski „Henna! Henna! Kuanlo! Henna!” - rozleg³y siк coraz bli¿ej. Konie Tubali i Sandella nios³y prуcz jeŸdŸcуw ciк¿kie juki, przeœladowcy galopowali bez obci¹¿enia. Garbus gwa³townie osadzi³ wierzchowca. - Nie uciekniemy! - wychrypia³, przygotowuj¹c ³uk. - Musimy popracowaж... Tubala zrozumia³a go bez zbкdnych s³уw. W¹ska drу¿ka - zupe³nie niedawno przetarta w miejsce zwierzкcej œcie¿ki. Z lewej - g³uchy szczelny las, dziwny, straszny i obcy cz³owiekowi z Pу³nocy, z prawej - bagniste miejsce, szeroki i p³ytki strumieс, w ktуrym ³atwo ugrzкzn¹ж... Pierwsza strza³a Sandella wyrwa³a z siod³a pкdz¹cego na czele poœcigu wojownika. Garbus strzela³ niemal z kilku metrуw, zd¹¿y³ pos³aж tylko jeszcze jedn¹ strza³к, gdy z zaroœli po prawej od œcie¿ki wypad³a jak b³yskawica Tubala, unosz¹c swуj straszliwy dwurкczny miecz. B³yszcz¹cy pу³okr¹g ciкcia pozbawi³ g³owy wierzchowca jednego z przeœladowcуw. JeŸdziec polecia³ w kurz i strza³a wpi³a siк w jego niechronion¹ pancerzem szyjк. Nad ramieniem i g³ow¹ dziewczyny jкknк³y cicho dwie wra¿e strza³y, ale ona, wydaj¹c z siebie potworny ryk, niczym rozjuszony berserk, nie zwrуci³a na nie uwagi. Dwurкczny miecz wzniуs³ siк do zamachu rуwnie lekko jak szabelka, ciкcie - i gуrna po³owa tu³owia jeŸdŸca spad³a, nogi i krzy¿ pozosta³y w siodle, jakby mia³y jeszcze ochotк posiedzieж w nim... Sandello odrzuci³ ³uk. Pierœcienie na mieczu radoœnie i beztrosko brzкcza³y jak dzieciкca zabawka. Szczerbi¹c siк, wra¿a klinga zgrzytnк³a po pierœcieniach. Obrуt - i rкka napastnika odlecia³a od tu³owia... Doko³a Tubali szala³ krwawy wicher. Ciк¿ki, prosty miecz, w jej wydawa³oby siк szczup³ych i s³abych rкkach, fruwa³ ni czym motylek, tn¹c na prawo i lewo. Nikt nie zd¹¿y³ nie tylko chwyciж za ³uk, ale nawet œci¹gn¹ж wodzy. W kilka chwil, straciwszy dziesi¹tkк, przeœladowcy cofnкli siк, ale niedaleko. Ktoœ dziko wrzasn¹³: „Kuanlo! Henna! Henna!” - i dziesi¹tka ocala³ych ponownie rzuci³a siк do ataku... W koсcu pad³ ostatni z nich. Dziewczyna z pogardliwym uœmieszkiem otar³a pokryty krwi¹ dwurкczny miecz i starannie przytroczy³a go do siod³a. - NieŸle walczy³aœ, naprawdк nieŸle - pochwali³ garbus. Jednak to miejsce nie nadaje siк na postуj dla nas. - Ale... poczekaj, to nie s¹ Tcheremczycy! - zawo³a³a dziewczyna, przyjrzawszy siк dok³adnie twarzy jednego z zabitych. - Oczywiœcie, ¿e nie. Dopiero teraz to zrozumia³aœ? Nie zwrуci³aœ uwagi, ¿e rogatki w bramie zamyka³y drogк z pу³nocy na po³udnie, a nie odwrotnie? - uœmiechn¹³ siк Sandello i tr¹ci³ piкtami konia. - Otworzyliœmy drogк tym twoim Avarim... - syknк³a Tubala i zacisnк³a wargi. - Otworzyliœmy - zgodzi³ siк garbus bez cienia uœmiechu. - Ale to nawet lepiej. Wszystkich ich strza³ nie sparujesz nawet ty, moja najlepsza uczennico... A im, z kolei, wystarczy teraz rozumu, by w razie czego nie pchaж ci siк pod miecz... Minк³y dwa kolejne dni. Przedgуrskie wilgotne lasy skoсczy³y siк; przed wкdrowcami ponownie rozwin¹³ siк niemaj¹cy koсca step, po ktуrym wкdrowa³y niezliczone stada rogatych antylop. - No, to gdzie siк teraz kierujemy? - zapyta³a dziewczyna zrzкdliwym tonem, gdy zatrzymali siк na szczycie wyg³adzonego deszczem i wiatrem wzgуrza. - OdejdŸ na piкжdziesi¹t krokуw i nie przeszkadzaj mi odpar³ spokojnie garbus, twardo patrz¹c w oczy wojowniczce. - Nie masz na co patrzeж. - A to dlaczego? - odezwa³a siк przekornie Tubala, ale spojrzenie zimnych oczu Sandella nie zmieni³o siк, i dziewczyna, sypi¹c pod nosem takimi przekleсstwami, ktуre wywo³a³yby rumieniec na twarzy skoсczonego pijaczyny Eldringa, odesz³a precz. Sandello wyj¹³ Talizman Olmera. Tubala drgnк³a, jakby poczu³a uderzenie, gdy tylko matowo po³yskuj¹cy kr¹¿ek ¿у³tego metalu, nierуwny, podrapany, nawet w kilku miejscach zgnieciony, wynurzy³ siк ze skуrzanej sakwy u pasa garbusa. Chwilк potem Sandello wyprostowa³ siк: - Teraz kierujmy siк dok³adnie na wschуd. Wzd³u¿ tych gуr. Jedziemy... By³y poborca podatkowy Millog i nieodstкpuj¹cy go pies szli bez przerwy na wschуd. Dawno ju¿ minкli Druwaith Laur, zostawili za sob¹ Andrast, jakoœ tam, omal nie uton¹wszy, przeprawili siк przez Lefnui, minкli ca³e Anfalas, skradaj¹c siк obeszli bokiem Dol Amroth, na ukradzionej ³уdce pokonali Deltк Anduiny i weszli do Po³udniowego Gondoru. W nadmorskich osadach Milloga uznawano za szaleсca, ale nie przepкdzano go i nie krzywdzono, czasem nawet karmiono. Grubas schud³, zniszczy³ swe odzienie, psu mo¿na by³o policzyж wszystkie ¿ebra. Przeszukiwali ka¿dy jard wybrze¿a; Millog ci¹gle rozpytywa³ rybakуw, czy nie trafia³ siк im topielec. Ludziska siк œmiali - sk¹d mo¿e siк wzi¹ж w tych okolicach topielec, skoro uton¹³ a¿ za ujœciem Iseny! Millog nie przejmowa³ siк kpinami. Po prostu odwraca³ siк i szed³ dalej. Gdy Sandello i Tubala dotarli do Gуr Hlawijskich, Millog z psem zbli¿ali siк do Poros.

CZКŒЖ TRZECIA ROK 1732 JESIEС

PROLOG W¹ska, krкta dolina prowadzi³a z pу³nocy na po³udnie, przebijaj¹c siк przez Gуry Hlawijskie. Ocieniona czarnymi cielskami stromych ska³, wype³niona warcz¹cymi wodospadami, wal¹cymi siк na ³eb na szyjк z ogromnych urwisk. Mimo stromizny i wysokoœci gуrskich œcian, upalne po³udniowe s³oсce zagl¹da³o rуwnie¿ i tu, i dolina wspaniale siк zieleni³a. Wi³a siк po jej dnie ma³o widoczna, ale uparcie niepoddaj¹ca siк naporowi zaroœli œcie¿ka; wyraŸnie zosta³a wydeptana przez ludzi, nie zwierzкta. Teraz œcie¿k¹ sz³y dwie osoby. Porusza³y siк z wielkim trudem. Dziewczyna mia³a bujne z³ociste w³osy, uwagк zwraca³a jej wymizerowana twarz - policzki by³y zapadniкte, oczy podkr¹¿one; niepewnie stawia³a kroki, opieraj¹c siк o ramiк towarzysza - niem³odego, siwow³osego mк¿czyzny ze szczup³¹, wysmagan¹ wiatrami twarz¹ i p³on¹cym spojrzeniu g³кboko osadzonych oczu. Odzienie wкdrowcуw stanowi³y osmalone ga³gany, na ramieniu starca wisia³ poœpiesznie wykonany prymitywny ³uk; za sznurem, ktуry zastкpowa³ mu pas, wetkniкta by³a cienka wytworna szabla z ma³¹ rкkojeœci¹. Na plecach mia³ przytroczon¹ drug¹ klingк miecz, znacznie wiкkszy i ciк¿szy. Jedn¹ rкk¹ mк¿czyzna mocno podtrzymywa³ dziewczynк, ktуra coraz bardziej s³ab³a. Patrzy³a pustym wzrokiem, obojкtna na wszystko, wydawa³a siк skupiona tylko na jednym: zmuszaж nogi do pos³uszeсstwa iœж. Mк¿czyzna, niczym w transie, par³ do przodu, jakby przedziera³ siк przez wra¿e szeregi, d¹¿¹c do tylko sobie znanego celu. Ciemne oczy p³onк³y szaleсstwem. Szary i Eowina przebijali siк na po³udnie. Jakimœ cudem, niemal konaj¹c z pragnienia, pokonali spopielon¹ rуwninк. Eowina nigdy nie dokona³aby tego sama. Gdy œwiadomoœж jej zaczyna³a siк m¹ciж, widzia³a pochylon¹ nad sob¹, wykrzywion¹ grymasem twarz Szarego; jego wargi szepta³y coœ, a wtedy nie wiadomo sk¹d wstкpowa³y w ni¹ nowe si³y i pragnienie ustкpowa³o. A potem na skraju popieliska znaleŸli ma³y strumyk, sp³ywaj¹cy z gуr do przypadkowo ocala³ego z po¿ogi zagajnika... Jak¿e wtedy pili!... ...Ostatnie, co pamiкta³a Eowina, to wzbijaj¹ce siк w niebo, rozszala³e, hucz¹ce kurtyny ognia. ¯ar opali³ jej twarz i rкce... Straci³a przytomnoœж, nawet nie zd¹¿y³a siк wystraszyж czy pomyœleж o œmierci. Gdy dosz³a do siebie, by³ ju¿ wieczуr. Ogieс zosta³ st³amszony przez deszcz, pole walki zmieni³o siк w pokryte wyschniкtym b³otem cmentarzysko. - Nie ma ich... nikogo... - wyraŸnie, jak mуwi ktoœ, kto straci³ s³uch, powiedzia³ Szary, a dziewczyna nagle uœwiadomi³a sobie, ¿e siedzi on tak i powtarza te s³owa ju¿ od d³u¿szego czasu - mo¿e nawet minк³o kilkanaœcie godzin. Stary rybak przeniуs³ nieprzytomn¹ dziewczynк do niewielkiego Ÿrуde³ka, ktуre jakimœ cudem znуw przebi³o siк przez popio³y i b³oto. Wszystko, co im zosta³o, to szabelka Eowiny i znaleziony przez Szarego miecz. - Nie ma... ich... nikogo - powtуrzy³ znowu, podnosz¹c siк. - A ja winien by³em ich uratowaж. Obieca³em im! - wykrzykn¹³, zaciskaj¹c piкœci. - Obieca³em! - Co... - wymamrota³a Eowina. - Kiedy wjechaliœmy w p³omieс - zacz¹³ ponurym g³osem, ale spokojnie Szary - powiedzia³em mu: „Zatrzymaj siк!”. Ale on mnie nie pos³ucha³... Zwariowa³! - pomyœla³a ze strachem Eowina. - Myœlisz, ¿e straci³em rozum? - uœmiechn¹³ siк, jakby czytaj¹c w jej myœlach. - Wcale nie. Patrz! Jego piкœж wbi³a siк w pokryt¹ popio³em ziemiк. W powietrze uniуs³ siк szaroczarny ob³oczek, pokaza³y siк dysz¹ce ¿arem wкgle i zamigota³ pierwszy p³omyczek. Co tu mog³o siк paliж? Nie wiadomo... Przecie¿ przebiegaj¹ca tкdy œciana ognia poch³onк³a wszystko, co mog³o sp³on¹ж... Po czole Szarego obficie sp³ywa³ pot, zostawiaj¹c brudne smugi na pokrytym sadz¹ obliczu. Oddech mia³ ciк¿ki, przerywany. - Mogк rozpaliж. Mogк te¿ zgasiж. Patrz! Szary ponownie wyci¹gn¹³ rкkк, zacisn¹³ w piкœж. Wycelowa³ ni¹ w ognisko - i wytк¿y³ siк. Przez twarz przebieg³ skurcz. Jкzyczek p³omienia drgn¹³ i znikn¹³, wкgle zirytowane zasycza³y, jakby polanк wod¹. - Jesteœ czarownikiem! - wykrzyknк³a Eowina. - Najprawdziwszym czarownikiem. - Ja? O nie! - rozeœmia³ siк z gorycz¹. - Gdyby¿ to by³o mo¿liwe! Nie przemierzy³bym ca³ej tej drogi w kajdanach niewolnika, a tu, na polu bitwy, znalaz³bym sposуb, by uratowaж wszystkich, wespу³ z ktуrymi walczy³em! Nie, Eowino, nie. Nic wiкcej nie potrafiк. Kiedy ogieс run¹³ na nas i zrozumia³em, ¿e nie ma ju¿ ratunku... nagle poczu³em, ¿e jestem w stanie opanowaж p³omieс... ocaliж przynajmniej tych, ktуrzy w tej bitwie stali ze mn¹ w jednym szeregu. Ale wyci¹gn¹³em z po¿ogi tylko ciebie! Zapytasz - dlaczego? Nie wiem! Ktoœ mnie powstrzyma³... Ktoœ wyraŸnie podstawi³ mi nogк... Chcia³bym wiedzieж - kto?... Dobrze, idziemy dalej, na po³udnie. Jakaœ Moc mnie popycha... czujк, ¿e wszystko jest tam - wszystkie odpowiedzi, ca³a prawda... Kim jestem? Jak siк naprawdк nazywam? Gdzie moja ojczyzna? I... zobacz... Stary rybak siкgn¹³ po miecz. D³ugi niemal na cztery stopy, z szerok¹ kling¹ - tak¹ broni¹ wygodnie jest ci¹ж i k³uж, mo¿na walczyж jednor¹cz i dwurкcznie. Podczas œwi¹t i turniejуw w Hornburgu Eowina widzia³a potк¿nych wojownikуw z podobnymi mieczami. Najwa¿niejsze, ¿e taka broс dobrze siк sprawdza zarуwno w pieszym, jak i konnym boju - tak mуwi³, przypomnia³a sobie, jej nauczyciel. W Rohanie sztuki walki uczono wszystkie dzieci, bez wzglкdu na p³eж... Szary chwyci³ miecz. Mgnienie oka - i ostrze œwisnк³o, pruj¹c powietrze; klinga natychmiast sta³a siк mglistym ob³okiem, ktуry przes³oni³ Szarego. Eowina skamienia³a w bezruchu. W taki sposуb mo¿na wymachiwaж szabelk¹, ale nie czterostopowym mieczem! Szary gwa³townie obrуci³ siк doko³a siebie. Lew¹ rкk¹ chwyci³ rкkojeœж poni¿ej prawej d³oni, klinga syknк³a; mignк³o ciкcie jak b³yskawica. Gdyby w tym miejscu sta³ wojownik, nawet w pe³nym rynsztunku - zosta³by przeciкty na dwie po³owy. - Tak to. - Setnik opuœci³ broс. - Tam, gdzie wczeœniej ¿y³em, nie wziкto mnie nawet do ruszenia... nie wiedzia³em, z jakiego koсca trzyma siк miecz... Mieli szczкœcie, natrafili na prowadz¹c¹ w gуry, prawie niewidoczn¹ œcie¿ynkк. Krucho by³o z jedzeniem. Szary zmajstrowa³ ³uk, wyskubawszy na ciкciwк nici z ubrania. Strza³y szkoda, ¿e bez grotуw, tylko opalone na ognisku i zaostrzone kamieniem - znakomicie wywa¿one lecia³y tam, gdzie on chcia³, ale zwierzyny by³o tu ma³o, musieli ¿ywiж siк korzonkami i jakimiœ podejrzanymi zio³ami, po ktуrych potem szumia³o w g³owie, a myœli siк pl¹ta³y. Eowina ledwo siк ocknк³a po pierwszym takim obiedzie... W¹wуz wydawa³ siк martwy - ani ludzi, ani zwierzyny, tylko z rzadka podrywa³y siк do lotu ptaki. Droga d³ugo piк³a siк w gуrк, i ka¿dy krok kosztowa³ Eowinк coraz wiкcej wysi³ku. Ale w koсcu nasta³ dzieс, kiedy minкli grzbiet ³aсcucha i zaczкli schodziж w dу³.

1 28 Wrzeœnia, Trawers Zachodniego Kraсca Gуr Hlawijskich W lewej rкce powoli narasta³ rw¹cy, uporczywy bуl. A jak dosz³o pieczenie, jeszcze bardziej doskwiera³. Folko ju¿ przywyk³ do takich atakуw. Powtarza³y siк z ponur¹ regularnoœci¹ co cztery dni i trwa³y godzinк, a czasem d³u¿ej. Kiedy bуl stawa³ siк nie do wytrzymania, hobbit zgrzyta³ zкbami. Przyjaciele nie mogli mu pomуc w cierpieniu, nawet doœwiadczony w leczeniu Wingetor. Hobbit znosi³ mк¿nie kolejne napady, maj¹c nadziejк, ¿e wczeœniej czy pуŸniej uda im siк znaleŸж Ÿrуd³o tego przeklкtego Œwiat³a - i zgasiж je. Na malutkim „Rybo³owie” by³o bardzo ciasno. Znaczn¹ czкœж miejsca pod pok³adem zajmowa³y przechowywane tam zapasy; Folko mуg³ co najwy¿ej wcisn¹ж siк gdzieœ w k¹t. Przeklкty bуl! Zbli¿a siк brzeg, pierwszy zwiad - a on le¿y tu, czuj¹c, ¿e jego lewa rкka siкgnк³a do gniazda dzikich pszczу³! Przemуg³szy w³asn¹ s³aboœж, wyszed³ na pok³ad. „Rybo³уw” z powodu ma³ego zanurzenia mуg³ podejœж do samego niemal brzegu, ale sternik Wingetora, jasnow³osy olbrzym Oswald, by³ ostro¿ny, nie zamierza³ ryzykowaж w nieznanym miejscu. Dlatego zosta³a spuszczona tylko niewielka ³уdeczka. Przyciskaj¹c lew¹ rкkк do piersi, Folko z zawiœci¹ patrzy³, jak Torin i Malec wsiadaj¹ do ³уdki. Na brzeg wychodzili z nimi jeszcze dwaj ludzie z za³ogi Wingetora. „Skrzydlaty Smok” Farnaka rуwnie¿ wysy³a³ kilku swoich na zwiad. Wysz³o na brzeg oœmiu wojownikуw. Teraz lepiej ni¿ z morza widoczny by³ stary mur z wie¿ami, zbudowany tu przez Tcheremczykуw w odleg³ych czasach; bystrooki Hjarridi, ktуry ub³aga³ dowуdcк i pop³yn¹³ na wyprawк jako zwyk³y dziesiкtnik, ju¿ z pok³adu okrкtu dojrza³ stru¿kк dymu nad jedn¹ z wie¿. Niew¹tpliwie by³o to dziwne. Umocnienia, jeœli wierzyж Wingetorowi i Farnakowi, zosta³y porzucone dawno temu. Zdecydowano, ¿e nale¿y siк dowiedzieж, kto i po co rozpali³ tam ogieс. Wszystkich obowi¹zywa³ zakaz wszczynania bуjek. Dlatego ³уdki p³ynк³y, nie kryj¹c siк, ale na okrкtach ³ucznicy i kusznicy zachowywali pe³n¹ gotowoœж. Wybieg okaza³ siк skuteczny. Folko nie w¹tpi³, ¿e s¹ obserwowani - wyczuwa³ obce zainteresowanie, obce uwa¿ne spojrzenia, ktуre chciwie penetrowa³y pok³ady statkуw. Szeœciu Eldringуw i dwa krasnoludy zatrzymali siк na pla¿y, nie œpiesz¹c w g³¹b l¹du. I dobrze zrobili - na spotkanie im szed³ spory oddzia³. Oko³o dwudziestu wojownikуw - ludzi i pierzastorкkich. Widaж by³o ³uki, kopie, lekkie tarcze - u rodakуw Fellastra; d³ugie jak koszule kolczugi i wysokie spiczaste he³my - u ich towarzyszy broni. Rozmowa nie trwa³a d³ugo, strony rozsta³y siк w pokoju. - Nie wiem nawet, co powiedzieж. - Zawstydzony Torin drapa³ siк po g³owie wszystkimi piкcioma palcami. - Normalni ludzie. I pierzastorкcy... mo¿na siк z nimi dogadaж! My ich mowy, rzecz jasna, nie rozumieliœmy, ale mieli w swojej kompanii jednego, ktуry ca³kiem nieŸle zna³ tcheremski... - Z nim w³aœnie porozmawia³em - podchwyci³ Ragnur. Krуtko: to jest graniczna stra¿ wielkiego imperium Henna albo Henny... Uwa¿aj¹, ¿e jest on pos³aсcem bogуw. Jakiœ czas temu dozna³ olœnienia, posiad³ prawdк i... wszystkie plemiona odda³y mu czeœж. On wype³nia radoœci¹ serca wiernych swych s³ug, a odstкpcуw i wrogуw karze szaleсstwem... I takie tam inne rzeczy. - Ja powiedzia³em, ¿e chcemy siк z nim zobaczyж, przy³¹czyж siк do jego grona - ci¹gn¹³ Torin. - To im siк chyba spodoba³o. W miejscu Nardozu buduj¹ teraz swoje miasto... Trzeba p³yn¹ж na po³udnie, do ujœcia Kamionki. A potem w gуrк rzeki. Tam, powiedzieli, bкdzie trakt wiod¹cy do dowуdztwa tego w³aœnie Henny... - Nie ma on stolicy? - zapyta³ podejrzliwie Folko. - Kto? Henna? Wygl¹da na to, ¿e nie. Koczuje na po³udniowych kraсcach Gуr Hlawijskich, u Ÿrуd³a Kamionki - odezwa³ siк Ragnur. - W³aœnie tam mieszka... - Mamy wp³yn¹ж dwoma „smokami” w g³¹b kontynentu... hm... - rzuci³ zamyœlony Farnak. - A oni nam rzekк w dowolnym miejscu zamkn¹... I co?... - Nieweso³o, to jasne - skin¹³ g³ow¹ Wingetor. - Zapytaliœmy ich wprost - kontynuowa³ Ragnur. - Ich dowуdca odpowiedzia³, ¿e niby Wielki Henna zawsze rad jest tym, ktуrzy pragn¹ skosztowaж owocu jego dobroci. Ja mуwiк: „jesteœmy uzbrojeni”. A on: „my nie mamy siк czego obawiaж”. - A potem dowiedzieliœmy siк o czymœ jeszcze - przypomnia³ Torin. - Interesowa³o ich, sk¹d jesteœmy; Ragnur wyjaœni³, ¿e z Umbaru, z Pу³nocy. Ich dowуdca pokiwa³ g³ow¹ i zapyta³, czy nie œcigamy aby dwуch przestкpcуw... - To dlatego, ¿e prуbowa³em siк dowiedzieж, czy ostatnimi czasy ktoœ tкdy przeje¿d¿a³! - wtr¹ci³ siк Khandyjczyk. Nie mog³em poj¹ж, po co tu siedz¹ ca³¹ band¹ i przed kim strzeg¹ tych od dawna nikomu ju¿ niepotrzebnych murуw. A us³yszeliœmy w odpowiedzi... ¿e ca³kiem niedawno przez ich posterunek, uciekaj¹c siк do oszustwa, okrutnego i z³ego czaru, przebi³a siк dwуjka zbieg³ych mordercуw. Za pomoc¹ magii zabili kilku stra¿nikуw... - A to historia! Ktу¿ to by³? - nie wytrzyma³ Folko. Torin posкpnie siк uœmiechn¹³. - Zaraz bкdziesz wiedzia³. Jedna dziewczyna, m³odziutka, z ciemnoblond w³osami. Walczy niczym uwolniony z podziemi demon. Drugi... niem³ody ju¿ mк¿czyzna, rуwnie¿ znakomity wojownik, ³ucznik... i garbaty na dodatek. Folko poczu³ zimne ciarki na plecach. Ostatnie s³owa przyjaciela ca³kowicie go zaskoczy³y. No cу¿, nie pomylili siк. Skoro sam Sandello przejecha³ setki i setki mil, pod¹¿aj¹c na Po³udnie, to znaczy, ¿e oni tym bardziej powinni siк tam udaж. Hobbit nawet nie poczu³, kiedy bуl rкki ust¹pi³. Sandello na Po³udniu! A ciemnow³osa dziewczyna wojowniczka - nazbyt przypomina Tubalк! Gdzie ta para mog³a siк spotkaж, jak trafili na siebie? Zreszt¹, czy to teraz takie wa¿ne?... - Powiedzieliœmy, rzecz jasna, ¿e jesteœmy bardzo oburzeni - zakoсczy³ Ragnur. - Hej, co siк tak na nas gapicie? Znacie tк parк z³oczyсcуw? - Przecie¿ dziewczynк i ty znasz... - mrukn¹³ Torin. - Tubala?... No tak, rozumiem. A drugi? Garbus? - Te¿ nasz stary znajomy... Okrкty pop³ynк³y na po³udnie.

30 Wrzeœnia, rуd³a Kamionki, Po³udniowe Zbocza Gуr Hlawijskich - No i koniec. - Szary ostro¿nie u³o¿y³ dziewczynк na miкkkiej trawie. Przez ostatnie dwa dni Eowina by³a nieprzytomna. Mуg³ tylko poiж j¹, dopiero gdy zeszli z prze³кczy, zwierzyna pojawia³a siк czкœciej. - Doszliœmy. - Pochyli³ siк nad le¿¹c¹, ostro¿nie dotkn¹³ szorstk¹ d³oni¹ jej czo³a. - Doszliœmy, ale ona umiera - powiedzia³ nagle wyraŸnie i spokojnie. - Duchy gуr wyssa³y z niej wszystkie si³y... A mnie siк z jakiegoœ powodu ba³y... Musisz sobie przypomnieж, co nale¿y teraz zrobiж... Musisz sobie przypomnieж! Setnik porusza³ siк wolno i jakoœ niepewnie, jakby we œnie - a¿ sam siк temu dziwi³. D³ugi, czterostopowy miecz wbi³ w ziemiк obok g³owy Eowiny, tak ¿e cieс krzy¿a utworzonego z rкkojeœci i jelcуw pada³ na jej lew¹ pierœ, na serce. Lekk¹, wygiкt¹ szablк Szary wetkn¹³ w ziemiк u stуp dziewczyny; sam ustawi³ siк plecami do zachodu, twarz¹ na wschуd, szeroko roz³o¿y³ rкce i zacz¹³ œpiewaж. By³a to przejmuj¹ca, straszna pieœс, w zapomnianym jкzyku plemion Wschodu. Ludy te czerpa³y energiк ze wschodz¹cego S³oсca i Ksiк¿yca, nasycaj¹c ni¹ swe pieœni, by nabra³y mocy zaklкcia; miarowo recytuj¹c, Szary odmierza³ dziwne trуjwiersze, a cieс na piersi Eowiny gкstnia³ i ciemnia³... Gdy spod cienia nagle chlusnк³a czarna krew, dziewczyna z westchnieniem otworzy³a oczy: - Co?... Gdzie?... Krew... Szary bez si³ opad³ na kolana. - Zjedz... - wychrypia³. - Zjedz... ja tam... str¹ci³em kilka ptakуw... upiek³em. Zjedz... Nie min¹³ dzieс, a Eowina niemal ca³kowicie odzyska³a si³y. Ju¿ szykowali siк, by ruszyж w dalsz¹ drogк, ku rуwninie, wzd³u¿ brzegu w¹skiej, rw¹cej rzeczki, gdy Szary nagle wyprostowa³ siк i gwa³townym ruchem wyszarpn¹³ miecz z ziemi. W pewnej odleg³oœci od nich pojawili siк jeŸdŸcy i pкdem gnali w ich stronк. Jakby dobrze wiedzieli, ¿e tu ich spotkaj¹. Eowina siкgnк³a po szablк; Szary przygotowa³ miecz. Mieli za plecami gкste, nie do przebycia, zaroœla. Ach, jaka szkoda, ¿e tak daleko odeszli od ska³! - ale drogo sprzedadz¹ sw¹ skуrк, jeœli tylko atakuj¹cy nie u¿yj¹ strza³! JeŸdŸcy szybko dopadli i otoczyli wкdrowcуw. Wysocy, potк¿nie zbudowani wojownicy - by³o ich oko³o piкtnastu w d³ugich kolczugach, z mocnymi, podobnymi do hazskich ³ukami i niezbyt d³ugimi krzywymi szablami w rкkach, wygl¹dali na doœwiadczonych i znaj¹cych wojenne rzemios³o. Trzech z nich, w poœpiechu rozwijaj¹c arkany, ostro¿nie wspina³o siк na wzgуrek. Pozostali trzymali ³uki wycelowane w Szarego. Eowina czeka³a, zaciskaj¹c d³oс na rкkojeœci szabli. Niech siк dzieje, co chce, ale ¿ywej jej nie wezm¹! Wystarczy, ju¿ ma doœж niewoli! Trуjka z arkanami nie œpieszy³a siк. Okr¹¿eni i tak nie mogli uciec. Niech sobie stary wymachuje d³ugim mieczem nikt mu pod klingк nie podejdzie... A jak bкdzie siк miota³ czy zechce pobiec w dу³ - to siк go naszpikuje strza³ami. Nikt nawet nie zamierza³ pytaж obcych, sk¹d s¹, po co przyszli, dok¹d id¹... Najpierw trzeba ich zwi¹zaж, potem siк zobaczy. Œmign¹³ w powietrzu pierwszy arkan i od razu za nim, jak b³yskawica, drugi. Szary machn¹³ ciк¿kim mieczem. Tak¹ broni¹ nie jest ³atwo przeci¹ж w powietrzu lec¹cy sznur, mo¿e to zrobiж tylko najlepszy z najlepszych szermierzy - ale klinga w rкku Szarego œwisnк³a, zatoczy³a ko³o... arkany jeszcze lecia³y, lecz ka¿dy by³ ju¿ przeciкty na trzy czкœci. Pкtle le¿a³y na ziemi, tu¿ obok Szarego; ciк¿ki miecz znieruchomia³, stanowi¹c niejako przed³u¿enie nieumiкœnionego nadmiernie ramienia setnika. Wojownicy z orlimi nosami wymienili spojrzenia. Znali siк na mieczach i wiedzieli, ¿e zetknкli siк z czymœ nadzwyczajnym. Najrozs¹dniej by³oby teraz zacz¹ж pertraktacje, trzymaj¹c, oczywiœcie, nieznajomych na celowniku. A potem... Z ty³u, za szeregiem wojownikуw w kolczugach, na ma³ym koniku siedzia³ jakiœ cz³owieczek w skromnym br¹zowym odzieniu, bez broni. W³aœnie on, kiedy jeŸdŸcy rozwa¿ali, co robiж, nagle uniуs³ siк w siodle, wywrzaskuj¹c wysokim, zachryp³ym g³osem: - Kulla! Kullaa, Henna, Henna, Hennaa!!! Ten wizg przenika³ a¿ do mуzgu. Eowina upad³a na kolana i, upuœciwszy szablк, zas³oni³a uszy d³oсmi. Szary potkn¹³ siк i chwyci³ za pierœ, jakby otrzyma³ cios niewidzialn¹ broni¹. Doœwiadczeni i opanowani wojownicy, ktуrzy jeszcze chwilк temu raczej nie zamierzali szafowaж swoim ¿yciem, teraz zmienili siк w szalonych, ¿¹dnych krwi dzikusуw, uwa¿aj¹cych siebie za nieœmiertelnych. Eowina chwyci³a szablк i poderwa³a siк na rуwne nogi. Szary, odzyskawszy si³y, zamachn¹³ siк mieczem. Pкdzi³a na nich Œmierж - gna³a, rozdziawiaj¹c w krzyku usta i wytrzeszczaj¹c szalone oczy. Dziewczynie wydawa³o siк, ¿e z ust wojownikуw wydobywa siк piana, jak u epileptykуw w czasie ataku. Rzucili siк ze wszystkich stron, ktуryœ wpad³ w krzaki i ci¹³ je wœciekle szabl¹ niczym wrogуw. Siedmiu zbli¿y³o siк do Szarego i Eowiny. Dziewczynie nieobca by³a sztuka walki. Pierwszy wykonany w jej kierunku wypad sparowa³a i zrкcznie odskoczy³a w bok. Kolczuga chroni³a wojownika tylko do wysokoœci kolan. Eowina z ca³ej si³y ciк³a po nogach. Ciк³a i w pewnym momencie poci¹gnк³a ostrze do siebie, jak j¹ uczono... Wrуg zawy³ z bуlu, wal¹c siк na plecy. Szary z ca³ej si³y m³уci³ swoim d³ugim mieczem. Jego klinga ³ama³a szable jak trzcinк. Ale nawet nie maj¹c ju¿ broni, wojownicy Henny nie ustкpowali, a wtedy miecz razi³ ich bezlitoœnie, nie szczкdz¹c, na œmierж, pruj¹c kolczugi i œcinaj¹c g³owy... Piкciu napastnikуw zginк³o, zanim pojкli, co siк dzieje. Innego przeciwnika zapewne taki obrуt sprawy zmusi³by do przerwania walki, odwrotu, mo¿e zmiany szabli na ³uki, by skutecznie naszpikowaж strza³ami nadmiernie zrкcznego szermierza. Ale nie tych nieszczкœnikуw. Napierali na Szarego, usi³uj¹c powaliж go choжby i go³ymi rкkami. Cz³owiek w br¹zowym odzieniu ponownie uniуs³ siк w strzemionach. Teraz ju¿ wrzeszcza³ bez chwili przerwy, jego wizg przypomina³ rozpaczliwy kwik mordowanej œwini. Oblicze Szarego, i tak ju¿ pokryte potem, wykrzywi³ bуl - ale nie zaprzesta³ rzezi. Eowina znalaz³a siк jakby na drugim planie. O niej wszyscy zapomnieli, chyba tylko prуcz jednego napastnika, ktуry wi³ siк i gryz³ ziemiк, celnie ugodzony przez dziewczynк. A œmiercionoœna broс Szarego wci¹¿ ciк³a i ciк³a, przepo³awiaj¹c he³my, odcinaj¹c rкce... Grunt wokу³ nich by³ ju¿ nasi¹kniкty krwi¹. Ostatniego z napastnikуw setnik przeci¹³ na dwoje straszliwym uderzeniem z gуry. Ocala³y cz³owieczek w br¹zowym odzieniu natychmiast odwrуci³ konia i, siekn¹wszy go batem, pogalopowa³ precz. - Ufff... - Szary zwali³ siк na ziemiк. - Jesteœ ca³a? ; - Ca³a... : - Przestraszy³aœ siк? - No pewnie... Strasznie... - Eowina zarumieni³a siк ze wstydu. - Nie ma co siк wstydziж prawdy - zauwa¿y³ cicho Szary, wolnymi ruchami œcieraj¹c krew z klingi. - Wstawaj, idziemy. Dobrze by by³o konie schwytaж... i poszukaж kolczug. Wydaje mi siк, ¿e kilku po prostu œci¹³em g³owy... Wkrуtce oboje, ju¿ w kolczugach, ruszyli dalej. Dziewczynie kolczuga siкga³a niemal piкt - ale stary setnik nalega³, by j¹ za³o¿y³a. - Ochroni przed przypadkow¹ strza³¹. No bo jeœli z bliska, to i kuty pancerz nie pomo¿e... Dobra, jedŸmy Losowi na spotkanie. Czujк, ¿e nies¹dzone nam d³ugo wкdrowaж... JedŸmy! - A co to za dziwni ludzie? I ten w br¹zowym? - Kto zamieszkuje te ziemie, nie wiem. Okrzyk „Henna!” s³ysza³em po raz pierwszy. Ale... widaж ma on czarodziejsk¹ moc! Omal mnie na dwie czкœci nie rozerwa³o, gdy dotar³ do moich uszu... Œwiat³o... te¿ ciк³o po oczach... jaskrawe, oœlepiaj¹ce... Ech, ledwo wytrzyma³em... Eowina podjecha³a bli¿ej. - SSzary... powiedz mi... prawdк... Jesteœ czarownikiem, wiem... ale... mo¿e... nie jesteœ cz³owiekiem? Co? - Nie jestem cz³owiekiem? Bzdura! - stary setnik rozsierdzi³ siк naprawdк, jego oczy b³ysnк³y wœciekle. - A kim? Elfem czy jak? - Pierworodni w³adaj¹ potк¿n¹ magi¹, tak mуwili w Konanie... - Czy ja jestem podobny do elfa? - Czary mog¹ zmieniж wygl¹d... - Bzdura! - Z³oœж wzbiera³a w nim z ka¿d¹ chwil¹. - Te¿ mi porуwnanie! Jestem cz³owiekiem! Jasne? - Ale w³adasz Moc¹... - Tego w³aœnie chcк siк dowiedzieж - co to za Moc jest! rykn¹³. - Sk¹d siк wziк³a i czego ode mnie chce!... A teraz, doœж ju¿ tych g³upich rozmуw! Trzeba wynosiж siк st¹d, i to jak najszybciej!

1 PaŸdziernika, Po³udniowe Kraсce Gуr Hlawijskich To by³ wspania³y poœcig. Niemal przez dziesiкж dni co najmniej trzystu jeŸdŸcуw depta³o po piкtach Tubali i Sandellowi. Tu, w paсstwie tajemniczego Henny, rozkazy by³y wykonywane dok³adnie i bezzw³ocznie. Strу¿uj¹cy na rubie¿ach widocznie powiadomili kogo nale¿a³o i z po³udnia nadesz³o wsparcie. Do konnych oddzia³уw do³¹czy³y piesze; pierœcieс nieub³aganie siк zacieœnia³. Okolica by³a dzika i niezamieszkana. Garbus i jego towarzyszka musieli coraz mocniej zaciskaж pasa - przeœladowcy dos³ownie siedzieli im na plecach. Nie by³o czasu na polowania. Sandello mуg³ tylko od czasu do czasu ustrzeliж jakieœ jadalne stworzenie. Pierwsza nie wytrzyma³a Tubala: - Ile¿ tak mo¿na uciekaж jak zaj¹ce? Urz¹dŸmy zasadzkк. Poka¿emy tym bydlakom, co to znaczy ganiaж za nami! Jeœli siк nie zgadzasz - zrobiк to sama! Moja si³a wzros³a... Sandello zmru¿y³ oczy. - ...wiкc mogк teraz o wiele wiкcej ni¿ przedtem! Po³o¿к choжby i setkк! - A sto pierwszy po³o¿y ciebie - skwitowa³ beznamiкtnie garbus. - Raczej w¹tpiк w to! - Nie ³udŸ siк, po³o¿y. I to szybciej, ni¿ myœlisz. Zrкcznie krкcisz mieczem, nie przeczк - ale po³o¿yж setki nikt nie mo¿e. Nie dasz rady nawet z trzydziestoma. Czy¿ nie widzia³em, ¿e pod koniec potyczki traci³aœ si³y? Jeszcze trochк i nie wytrzyma³abyœ... Zaczerwieniona a¿ po czubek g³owy Tubala wysycza³a coœ nieokreœlonego i wœciek³ego. - Dlatego pos³uchaj mnie. - Sandello mуwi³ spokojnie i z tak¹ pewnoœci¹ siebie, jakby sta³ za nim oddzia³ w liczbie tysi¹ca szabel. - I nie sprzeczaj siк, jeœli nie chcesz przed czasem przekroczyж progu Drzwi Nocy! S³oсce chyli³o siк ku zachodowi. Drogк garbusowi i Tubali przegrodzi³a kolejna g³кboka dolina, le¿¹ca miкdzy odga³кzieniami grzbietu; ¿eby j¹ przejœж, musieli pokonaж poroœniкty rzadkimi krzewami stok. Sandello uniуs³ rкkк: - Stуj! - tchn¹³ niemal bezg³oœnie. - Oni tam s¹. - Sk¹d wiesz? - Tubala jakby tylko czeka³a na najmniejszy powуd do sprzeczki. - Pewien jestem, ¿e tam siedz¹! - Czy to ci podpowiada Talizman, ktуry nosisz nie wiadomo jakim prawem? - Mam, jak mi siк wydaje, do niego wiкcej prawa ni¿ ty odci¹³ siк garbus. - A jeœli bкdziesz siк sprzeczaж, to na pewno dostan¹ go ci, ktуrzy za nami goni¹! - Co wiкc proponujesz? - Tubala ujк³a siк pod boki. - Omin¹ж ich. - Jak? - Skrкciж na po³udnie. Nie mamy innego wyjœcia. Bкdziesz siк pcha³a t¹ stron¹ pod ich strza³y? - Odbijк je! - A te przeznaczone dla konia te¿? - Sandello przemawia³ do niej z ogromn¹ cierpliwoœci¹. Tubala zamilk³a. - Gdyby siк ciebie nie hamowa³o, dawno straci³abyœ g³owк - powiedzia³ garbus pouczaj¹cym tonem. Sta³ chwilк, mru¿¹c oczy, i wpatrywa³ siк w zaroœla po drugiej strome doliny. Potem spokojnie zdj¹³ z ramienia ³uk, na³o¿y³ ciк¿k¹ strza³к z w¹skim karbowanym grotem, takim do przebijania pancerzy, uniуs³ broс i, niemal nie celuj¹c, puœci³ ciкciwк. Czy to s³oсce b³ysnк³o na broni ktуregoœ z nagonki, czy poruszy³a siк ga³¹zka, zdradzaj¹c nieostro¿ny ruch - tak czy inaczej, z trzaskiem ³ami¹c ga³кzie, po zboczu poturla³o siк przeszyte na wylot cia³o. Z takiej odleg³oœci hazski ³uk uderza ze œmierteln¹ si³¹. - Teraz rozumiesz? - Sandello gwa³townie obrуci³ konia. - Henna! Henna! Hennaa! - kwikn¹³ przeraŸliwie ktoœ niewidzialny, a ze zbocza runк³y natychmiast dziesi¹tki wojownikуw - w tym rуwnie¿ pierzastorкcy. Tubala z³owieszczo wyszczerzy³a zкby, wyrwa³a z pochwy swojego dwurкcznego potwora. - Lepiej oszczкdzaj si³y. - Pierœcienie na mieczu garbusa zabrzкcza³y. Wrogowie, piesi i konni otaczali ich ze wszystkich stron. - Przekona³aœ siк? - rzuci³ garbus lodowatym tonem. Dziewczyna prychnк³a jak rozz³oszczona kotka. Nie uda³o im siк nigdzie uciec. Wœrуd rzadkich zaroœli, na samym brzegu gкstego lasu, ponownie rozgorza³a bitwa. Sandello i Tubala usi³owali przebiж siк przez szeregi po³udniowcуw, ludzie i pierzastorкcy umierali z przedœmiertnym chrypieniem „Henna!” na ustach - i nawet niezrуwnany kunszt bojowy pary wojownikуw nie mуg³ pokonaж ich walecznoœci i ofiarnoœci. Wrogowie nie szczкdzili siebie; na obliczach umieraj¹cych malowa³y siк b³ogoœж i szczкœcie. Garbusa i dziewczynк popychano coraz dalej na po³udnie. Poœcig trwa³ a¿ do zapadniкcia nocy. Gdy ziemiк ogarnк³y ciemnoœci, nie mieli ju¿ si³ ani œcigaj¹cy, ani œcigani. Lasy przedgуrza skoсczy³y siк, na ich miejscu pojawi³ siк szeroki, kusz¹cy do galopu step. Tu, w przeciwieсstwie do gуrskich okolic, mieszkali ludzie - Sandello i Tubala przeciкli czкsto u¿ywan¹, wyje¿d¿on¹ drogк. Zmкczone wierzchowce wymaga³y odpoczynku. Musieli siк zatrzymaж. Bez koni czeka³a ich pewna œmierж. Stary miecznik wszed³ na wzgуrze. Wszystko doko³a tonк³o ju¿ w mroku, s³oсce skry³o siк za zachodnim brzegiem horyzontu; garbus najpierw skierowa³ wzrok na wschуd - zupe³nie blisko p³onк³y ogniska i s³abe podmuchy wiatru przynosi³y wielog³ose pienia. To samo na zachodzie i po³udniu... Tylko pу³noc by³a ciemna - ale tam czai³ siк poœcig. - Mamy tylko jedn¹ drogк - na po³udnie. - Nawet w takiej chwili g³os starego wojownika by³ spokojny. - A dlaczego nie na wschуd czy zachуd? - D³ugo i uparcie pchaliœmy siк na wschуd. Podejrzewam... ¿e tutejsi dowуdcy wiedz¹ po co. - Ciekawe sk¹d, skoro nawet ja nie wiem! - Nie porуwnuj siebie do nich! Czy¿byœ do tej pory nie zrozumia³a, po co taszczк na po³udnie Talizman Olmera... - I Czarny Miecz... - Tubala uœmiechnк³a siк blado. - Skoro tyle wiesz, to wstyd by by³o siк nie domyœliж reszty - zauwa¿y³ bez emocji garbus. - Domyœliж? Czego? Przysun¹³ siк do dziewczyny i powiedzia³ jej coœ do ucha. Tubala jкknк³a, i straciwszy przytomnoœж, zwali³a siк bezw³adnie w objкcia oszo³omionego Sandella.

2 Wrzeœnia, Ujœcie Kamionki Gdy „Rybo³уw” i „Skrzydlaty Smok” minк³y trawers Gуr Hlawijskich, pogoda raptownie siк zepsu³a. Jakby na z³oœж wyprawie zacz¹³ wiaж wiatr od dziobu, wioœlarze pracowali bez wytchnienia. Postawiwszy skoœne ¿agle, „smoki” ³amanymi halsami uparcie posuwa³y siк do przodu. Przez piкж dуb okrкty walczy³y z niepogod¹ - podczas gdy przy pomyœlnym wietrze straciliby na ten odcinek najwy¿ej dwa dni. Do wiose³ siadali wszyscy, nawet Folko, choж gruba rкkojeœж wios³a wyraŸnie nie dla hobbita zosta³a wystrugana. Ciк¿ka praca poch³ania³a wszystkie ich si³y, ochotnicy zaczкli siк burzyж. Niby wiadomo by³o, z jakiego powodu, ale ta œwiadomoœж nie poprawia³a sytuacji. Hobbit ju¿ nie prуbowa³ przebijania siк swym wewnкtrznym spojrzeniem do Ÿrуd³a tajemniczego Œwiat³a - brakowa³o mu si³. Na dodatek, pojawienie siк na granicy krуlestwa Henny garbusa w towarzystwie Tubali dawa³o powуd do zastanowienia. Sk¹d ta para mog³a siк znaж? Czy mo¿e spotkali siк przypadkowo i dopiero potem zostali towarzyszami broni? Henna, Henna, Henna... Dozna³ objawienia... „O, ¿eby mnie Durin natchn¹³ m¹droœci¹ - sk¹d ono mog³o siк wzi¹ж?”. Pierwsze, co przychodzi do g³owy - Opiekuсstwo Valarow. Nie! Gdyby to by³ ich dar, to... to raczej nie zwariowa³by ca³y narуd i nie runк³yby na haradzkie miecze hordy nieszczкsnych pierzastorкkich. Nie pogwa³ci³by umowy, nie zhaсbi³by w³asnego honoru m¹dry i œmia³y Eodreid. Nie ugrz¹z³by w bagnie wzajemnej nienawiœci Umbar. Dary Mocy mog¹ byж rу¿ne, czasami przepe³nione gorycz¹... ale nie tak straszliwe. Nie! Drugie - spuœcizna po Sauronie. Folko dobrze pamiкta³ opowiadania Teofrasta o Czarnej Skale Haradu! Mo¿e уw Henna jest kimœ w rodzaju Olmera, kimœ, kto przeciera sobie drogк do w³adzy za pomoc¹ zgubnego talizmanu z przesz³oœci? Nie, nie wygl¹da na to. Œwiat³o! Oto najwa¿niejszy problem. Ani Sauron, ani by³y jego w³adca Melkor nigdy nie korzystali ze œwiat³a. Bali siк go i nienawidzili - tak, w ka¿dym razie, twierdz¹ elfy. Broni¹ Saurona jest Mrok... Nie mуg³ Henna wykorzystaж niczego z arsena³u Barad- duru. Oczywiœcie, o ile to tajemnicze œwiat³o jest owocem „objawienia”, jakiego dozna³ Henna... Trzecia mo¿liwoœж - to coœ zupe³nie nieoczekiwanego. Wymyœliж mo¿na wszystko, co siк chce - od B³кkitnych Magуw pocz¹wszy do ingerencji Wielkiego Orlangura. Nie, to nie to. Orlangur nie miesza siк do ludzkich spraw, one s¹ dla niego czymœ w rodzaju migotania s³onecznych zaj¹czkуw na powierzchni wody. B³кkitni Magowie... Naugrim... ktуry nie wiadomo czy wy¿y³, po straszliwym ciosie Olmera pod murami Szarych Przystani... A kto jeszcze? Pojawienie siк ktуregoœ z Majarуw... Powrуt Gandalfa... Tfu, ¿eby to pokrкci³o! - hobbit zmarszczy³ siк ze z³oœci¹. ¯e te¿ przychodz¹ do g³owy takie g³upie myœli... Upad³y Szare Przystanie, upad³a Prosta Droga! Mo¿e jest tak, ¿e ju¿ i Avari, Oporni, nie mog¹ odnaleŸж drogi do B³ogos³awionego Krуlestwa, gdyby nawet tego chcieli... Hobbit odwrуci³ elficki pierœcieс kamieniem do gуry. ...I prawie oœlep³. Czu³ siк, jakby wpad³ do samego œrodka, do serca jarz¹cego siк oceanu bia³ego, œnie¿nobia³ego p³omienia. Nie parzy³, ale po¿era³, jak kwas, i poch³ania³ nie cia³o, ale duszк. Zagin¹³ nawet w tym blasku tкczowy motylek. Folko by³ sam w tym bia³ym p³omieniu, gdzie gуra zla³a siк z do³em, prawa strona - z lew¹, nie by³o punktуw orientacyjnych - tylko jeden wielki bуl. Nagle poczu³, ¿e jest ma³ym, przestraszonym i niedoœwiadczonym hobbitem, ktуry w przygуrzaсskim zajeŸdzie bez namys³u stan¹³ do walki z doœwiadczonym miecznikiem. Rozumia³ - w³aœciwie, pamiкta³ jeszcze - ¿e nie mуg³ znikn¹ж ani ocean, ani pasmo brzegu, ¿e nad œwiatem i nad nim na razie jeszcze œwieci gor¹ce, ale nie zabуjcze s³oсce, ¿e pod nogami ma pok³ad starego, mocnego „smoka”... Pamiкta³ to wszystko, ale w³aœnie - pamiкta³. Œwiat, jaki pojawi³ siк przed jego wewnкtrznym spojrzeniem, znacznie rу¿ni³ siк od tego, ktуry widzia³y oczy. W³aœciwie œwiat, jako taki, wcale tu nie istnia³. Jednak¿e by³o co innego. Gdzieœ we wœciek³ym bia³ym ogniu kry³o siк COŒ; bуl parzy³ po dwakroж mocniej, gdy hobbit usi³owa³ dojrzeж owo niewidzialne j¹dro Mocy. Ale w³aœnie ten bуl jednoczeœnie go prowadzi³. Wysi³kiem woli Folko skierowa³ motylka - a w rzeczywistoœci w³asn¹ myœl - przed siebie, niewa¿ne, w dу³ czy w gуrк, na wschуd czy zachуd najwa¿niejsze, ¿e przed siebie. Pamiкta³, ¿e tam, w trzewiach ognistego wiru, czyhaj¹ naс owi tajemniczy „zaklinacze”. Jednak¿e z radoœci¹ i beztrosk¹ neofity, ktуry zanurzy³ siк po uszy w niedostкpnym innym œmiertelnikom œwiecie magii, Folko przebija³ siк do przodu. Jego wola gasi³a bуl, zmusza³a do milczenia szarpany cierpieniem kszta³t „cienkiego” cia³a, ktуrego sta³ siк posiadaczem, u¿ywszy elfickiej magii. Poprzednim razem widzia³ zalany Mrokiem œwiat, œwiat, przeszyty w¹sk¹ s³oneczn¹ szpad¹ teraz w tym miejscu by³o zamiast Mroku Œwiat³o, niemniej skutecznie przes³aniaj¹ce widok. Wtedy p³on¹³ ma³y punkcik na ³onie zalanej mrokiem ziemi; teraz natomiast otworzy³o siк niewidzialne serce ognia, tajemnicze serce w bij¹cym i jarz¹cym siк niespo¿yt¹ moc¹ oceanie nieziemskiego p³omienia. I teraz Folko potrafi³ ju¿, pokonawszy parz¹cy bуl, przebiж siк przez wszystkie zas³ony prosto do sekretnego j¹dra. WyobraŸnia, pobudzona pamiкtnym z poprzedniego razu „w³adc¹” i innymi „czarodziejami”, podsuwa³a mu widok ponurego zamku, jego wysokich arek, ktуrych szczyty ginк³y w mroku, gigantycznych sal i - na koniec - olbrzymiego czarnego tronu... Jednak¿e wszystko wygl¹da³o zupe³nie inaczej. Folko widzia³ wnкtrze obszernego namiotu w s³onecznym, z³ocistym kolorze. Nie by³o tu ani czarnych tronуw, ani dymi¹cych truj¹cymi oparami kadzielnic. Pod³ogк w namiocie wyœcie³a³y jasne wielobarwne dywany, pokryte dziwnym ornamentem. Nie by³o tu niczego mrocznego ani z³owieszczego; zreszt¹, hobbit ju¿ dawno przywyk³ do tego - ¿ycie nie lubi czarno- bia³ych kolorуw. Wrуg wcale nie musi byж straszliwym potworem, czymœ nieludzkim, co nale¿y z zuchwa³ym okrzykiem rozci¹ж na pу³, niewa¿ne, czy bкdzie to bezmуzgie monstrum, czy obdarzony rozumem i mow¹ ork. Wrуg, to siк zdarza, rуwnie¿ wierzy w jakieœ idea³y... W namiocie siedzia³o piкciu mк¿czyzn. Czterech z nich w jednym szeregu, podkurczywszy nogi; pi¹ty zajmowa³ miejsce na podwy¿szeniu z kwiecistych poduszek, wysoki, o wyrazistym orlim profilu, z kruczoczarnymi w³osami do ramion. Twarz okala³a mu zadbana brуdka. Oczy mia³ ciemne, du¿e, nieco skoœne, dziwnie jarz¹ce siк w swych g³кbinach. Ramiona przykrywa³a obszerna, opadaj¹ca kaskadami peleryna z drogiego po³yskliwego jedwabiu. Palce jego zdobi³y pierœcienie, na wspania³ym, wyraŸnie krasnoludzkiej roboty pasie pyszni³ siк sztylet w z³ocistej pochwie. Rubiny, szmaragdy, wielkie graniaste brylanty, niebieskie szafiry - wszystkie skarby g³кbin ziemi znajdowa³y siк na pochwie i rкkojeœci sztyletu, œwiadcz¹c przy okazji o braku dobrego smaku jego w³aœciciela. Zebrani w namiocie u¿ywali dziwnej mowy. Folko skupi³ siк, maj¹c nadziejк wychwyciж przynajmniej jakieœ odleg³e podobieсstwa do ktуregoœ ze znanych jкzykуw. Przecie¿ jakoœ tam w³ada³ i quenejskim, i sindariaсskim, jкzykiem Rohirrimуw i surowym hazskim, ubog¹ mow¹ Dunlandczykуw i prostym jak strza³a jкzykiem Easterlingуw! Ale tym razem nie uda³o mu siк niczego zrozumieж. Nie s³ychaж by³o w tej mowie nawet haradzkich s³уw. Jednak¿e wystarczy³o, by wytк¿y³ wolк, zmieni³ j¹ w s³uch - i rozmowa obcych stawa³a siк cudownym sposobem zrozumia³a, jakby w œwiadomoœci Folka ktoœ powtarza³ te s³owa w znanym mu jкzyku. - ...W ten sposуb pozbyliœmy siк dokuczliwych t³umуw do niczego nieprzydatnych pierzastorкkich. Moc Tcheremu zosta³a zniwelowana. Bкdzie teraz ³atwym ³upem - mуwi³ œpiewnie jeden z czwуrki, siedz¹cy z prawego brzegu, plecami do niewidzialnego Folka. - Dziкki m¹droœci niezrуwnanego Henny, darowanej mu przez wspania³omyœlnych Bogуw... - natychmiast podchwyci³ siedz¹cy po lewej rкce mуwi¹cego. - Doœж! - nieoczekiwanie gwa³townie wtr¹ci³ siк czarnobrody mк¿czyzna w jedwabnej pelerynie, zasiadaj¹cy na podwy¿szeniu - s¹dz¹c ze wszystkiego, уw w³aœnie tajemniczy Henna. - Doœж tych pochlebstw, Boabdilu! Wiesz przecie¿, ¿e my wszyscy, i ja w tej liczbie, jesteœmy niczym wobec m¹droœci Bogуw. Oni mieli taki kaprys, by wybraж mnie i obdarzyж si³¹ i m¹droœci¹ - ale to wszystko zawdziкczam im. Jestem tylko ich nikczemnym s³ug¹ - jak i wy wszyscy. G³os Henny by³ niski i silny. Prawdziwy bas, niemal ryk. P³on¹ce spojrzenie wyra¿a³o wolк i zdecydowanie. W jakiœ sposуb przypomina³ Olmera... - Wiadomo mi, ¿e w rubie¿e nasze - mуwi³ tymczasem Henna - wszed³ oddzia³ Bogom obrzydliwych elfуw. Dlaczego do tej pory nie widzк jeszcze ich g³уw? Ka¿da chwila, kiedy ich niegodne stopy depcz¹ uœwiкcon¹ przez Bogуw i darowan¹ mi ziemiк, jest najciк¿szym œwiкtokradztwem i bezczeszczeniem najmi³oœciwiej na nas spogl¹daj¹cych Bogуw. Saladinie! Chcк widzieж ich g³owy! - ¯yczenie najmi³oœciwszego w³adcy, pod stop¹ ktуrego dr¿y ziemia, jest rozkazem dla jego pokornego s³ugi. Ja, Saladin, przyniosк g³owy tych ohydnych stworуw albo po¿egnam siк z ¿yciem... - Nie tak kwieciœcie... - skrzywi³ siк Henna. - Moja wina... - Saladin ni to wyda³ z siebie krуtki urwany szloch, ni to siк zakrztusi³, ale Henna nawet ju¿ nie patrzy³ na niego. - Chcia³eœ coœ powiedzieж, wierny nasz Boabdilu? - Czy wolno bкdzie poprosiж mnie, najpokorniejszemu s³udze, Boskiego Hennк... - Ile razy mam ci powtarzaж, byœ mnie tak nie tytu³owa³! Zostaw pochlebstwa dla moich ¿on! - Moja wina. - Boabdil zadygota³, ale nie tak wyraziœcie jak Saladin, w tym czasie ju¿ ty³em zmierzaj¹cy do wyjœcia z namiotu. Jego twarzy hobbit ci¹gle nie mуg³ zobaczyж. - Czy bкdzie mi dane wiedzieж, w jaki sposуb zobaczy³ w³adca pojawienie siк na naszej ziemi bogomzbrzyd³ych elfуw? Bкd¹c g³уwnym czarodziejem, nie potrafi³em dostrzec ich szlaku! A znaczy to, ¿e s³u¿ba moja wierna nie jest ju¿ potrzebna Hennie Boskiemu i mo¿e on natychmiast odsiec mi g³owк lub ugotowaж w oleju wrz¹cym!... Pod koniec tej namiкtnej perory g³os Boabdila dr¿a³ od t³umionych ³ez, a on sam, jak szalony, ale z du¿¹ doz¹ zrкcznoœci, wali³ czo³em w pokryt¹ dywanem pod³ogк. - Uspokуj siк, mуj wierny Boabdilu. - Henna uœmiechn¹³ siк ³askawie. - Darowana mi przez Bogуw w³adza mo¿e, jak siк okazuje, ukazaж drogк kalaj¹cych Boski Zamys³. Dot¹d nie mia³em okazji zrozumieж tej strony mojej mocy, ale gdy pojawili siк oni na naszych ziemiach, to Œwiat³o Adamantu wskaza³o mi ich. Od granicy pу³nocnej, od wie¿ na granicy z Tcheremem, kieruj¹ siк oni do Kwatery naszej i, bez w¹tpienia, maj¹ z³e zamiary w stosunku do Naszej Osoby!... - Œmierж im! - wrzasnкli jednoczeœnie trzej pozostali doradcy. - Œmierж im - skin¹³ g³ow¹ Henna. Jego oczy p³onк³y niczym wкgle. - Ale najpierw niech powiedz¹ nam oni, przez kogo zostali wys³ani, gdzie jest przystaс wrogуw Naszych i jakie do nich prowadz¹ szlaki... A gdy przejdzie w Nasze rкce Tcherem - wtedy zjednoczone hufce Nasze rusz¹ dalej i skoсcz¹ ostatecznie z gniazdami bogomzbrzyd³ych plemion i wstrкtnych herezji! - Oby poumierali wszyscy potomkowie ¿mij i szakala! wtr¹cili siк ponownie doradcy. - Poumierali, tak - poumierali... No, opowiadajcie co dalej! - Przybyli na dwуch okrкtach mianuj¹cy siк Morskim Ludem w liczbie niedu¿ej, nie wiкcej ni¿ dziesiкж tuzinуw. Prosz¹ o pozwolenie stan¹ж przed obliczem Boskiego. - Boabdil nisko pochyli³ g³owк, na wszelki wypadek jeszcze raz waln¹³ czo³em o pod³ogк. - Z mowy s¹dz¹c - szukaj¹ Jego ³aski... - Morski Lud? Hmmm... Jest to ciekawe nader. - Henna przy³o¿y³ do czo³a palec, wskazuj¹c, ca³¹ postaw¹ daj¹c do zrozumienia, ¿e jest strasznie zamyœlony. - Cу¿... Darujemy im sw¹ ³askк... Stu i dwudziestu nie mo¿e zagroziж wojsku Naszemu - wiкc niech pod¹¿aj¹. Oczywiœcie - w towarzystwie wzmocnionego konwoju. Myœlк... - przerwa³ ponownie na chwilк - ...tysi¹c pancernych bкdzie akurat. - Bos- s- s- s- s- s- ki... - siedz¹cy z samego brzegu doradca nagle wyda³ z siebie coœ, co jednoczeœnie przypomina³o syk i gwizd. - Jessssteœœœœmy podsssss³uchiwani! - Co?! - Henna w jednej chwili sta³ na nogach. Jedwabna peleryna opad³a z jego ramion, ukazuj¹c potк¿ny tors prawdziwego wojownika. Na szyi wisia³ gruby z³oty ³aсcuch, na ktуrym umocowany by³ olbrzymi kamieс, szary i niepozorny - zaostrzony, zwк¿aj¹cy siк ku do³owi od³amek. Co za ozdoba - zd¹¿y³ pomyœleж hobbit i w tej samej chwili albo sam Henna, albo jego czarodzieje, a mo¿e wspуlnie odpowiedzieli uderzeniem. Nie, nie by³ to huraganowy szkwa³ wszystko spopielaj¹cego p³omienia, znacznie gorzej - skrzyd³a tкczowego motylka zatrzepota³y, spкtane niewidzialn¹ pajкczyn¹. Obraz siк rozmaza³, znikn¹³ - zosta³a tylko jednolita poruszaj¹ca siк masa czegoœ bezkszta³tnego, szarego, jakieœ puchn¹ce i zapadaj¹ce siк k³кby - i trzepoc¹cy w mocnych okowach tкczowy motylek. W œwiadomoœж wpija³ siк nowy, nieznany, d³awi¹cy bуl, jakby Folka œciska³y ogromne cкgi. Krzycza³, bezskutecznie usi³uj¹c uwolniж siк z pкt; przed oczami eksplodowa³y fajerwerki barw... i nagle poczu³ pod ³opatkami deski pok³adu. Potrz¹sa³ nim Torin. Szarpa³ z ca³ej si³y. - Folko, Folko, ocknij¿e siк, ocknij w koсcu!... Och, co za nieszczкœcie!... Hobbit jкkn¹³. W g³owie chуrem wali³y potк¿ne m³oty, znajduj¹ce siк w rкkach co najmniej setki silnych kowali. - Ocknij siк! Znowu mamy z kim walczyж. Spotkaliœmy Skilludra! - Och!... Czego od nas chce? - Chce nami nakarmiж tutejsze rybki! Wstawaj, zaraz zrobi siк gor¹co! Hobbit nie nadawa³ siк do walki. Œwiat rozmazywa³ siк przed oczami, rкce dr¿a³y, nawet podniesiony przez Torina ledwo sta³ na nogach. Krasnolud z rozpacz¹ machn¹³ rкk¹: - Przynajmniej za³у¿ kolczugк! I podkolczugк! SiedŸ tu i nie ruszaj siк! Bo jeszcze siк na coœ napatoczysz... Jednak¿e Folko wygramoli³ siк na pok³ad - w chwili gdy „smoki” Skilludra znajdowa³y siк ca³kiem blisko. By³o ich du¿o - mniej wiкcej dwadzieœcia okrкtуw, ogromna si³a na skalк Morskiego Ludu. Skilludrowi pomaga³ sprzyjaj¹cy wiatr, podczas gdy za³ogi „Skrzydlatego Smoka” i „Rybo³owa” musia³y jeszcze przed walk¹ przy³o¿yж siк do wiose³. Flota zbli¿a³a siк w szyku sierpa, obejmuj¹cego okrкty Farnaka i Wingetora z bokуw, odcinaj¹c i drogк honorowego wycofania siк w otwarte morze, i drogк haniebnej ucieczki na brzeg. Tarcze ju¿ by³y uniesione, na dziobach stali ³ucznicy; sternicy „Rybo³owa” i „Smoka” mogli ju¿ tylko jedno - wykonaж zwrot i zwiewaж z ca³ej si³y na pу³noc, polegaj¹c na szybkoœci swoich okrкcikуw. Skilludr, wydawa³o siк, przewidzia³ i taki manewr - jego lewe skrzyd³o wyci¹ga³o siк coraz dalej i dalej, z wyraŸnym zamiarem odciкcia wrogowi ostatniej mo¿liwoœci ucieczki. - Hej!... Czego oni chc¹? - wielce zatroskany Malec, ci¹gn¹cy ogromn¹ tarczк na dziуb „Rybo³owa”, znalaz³ siк obok Folka. - A! - Ma³y Krasnolud machn¹³ beznadziejnie rкk¹. Krzyczeliœmy do nich - nie odpowiadaj¹. Farnak wywo³ywa³ samego Skilludra - te¿ nic. Oni, popatrz no, nie ¿artuj¹! - Przecie¿ Skilludr podobno poszed³ walczyж z pierzastorкkimi... - Widocznie wrуci³. Na dziobie „Rybo³owa” nagle pojawi³ siк Wingetor w paradnym, czarnym ze z³otymi cкtkami, rynsztunku, ale bez he³mu, z odkryt¹ g³ow¹ i bez broni. - Heej! Skilludrze, tanie Skilludrze! Jeœli jesteœ tu i chcesz napaœж na nas, to wiedz - poœlemy na dno ca³¹ twoj¹ armadк! - Co on plecie? - wymamrota³ pod nosem hobbit. Ani jeden ze statkуw Skilludra nie zwolni³. Na ¿adnym nie opad³y tarcze i nie odsunкli siк od burt ³ucznicy. - Ma w nosie twoje s³owa - burkn¹³ Folko. - Niech nie bкdк sob¹, jeœli wszystko to nie jest sprawk¹ najjaœniejszego Henny! „No to po co w takim razie mуwi do swoich najbli¿szych doradcуw, ¿e wszyscy, ktуrzy chc¹ za¿yж jego ³aski, nie napotkaj¹ na swej drodze przeszkуd?” Krwawa bitwa mia³a siк za chwilк rozpocz¹ж. Jeszcze moment i frun¹ pierwsze strza³y. Gdzieniegdzie nad okrкtami Skilludra pojawi³y siк w¹t³e dymy - przygotowywano tam pociski zapalaj¹ce. Nikt nie zamierza³ braж „Rybo³owa” i „Smoka” do niewoli. Skilludr, wiadomo, niczego nie robi za darmo! A to znaczy, ¿e dla niego ten bуj ma jak¹œ wartoœж, jest mu do czegoœ potrzebny... Walka oznacza³a pewn¹ œmierж. Folko widzia³, ¿e olbrzym Oswald usi³uje przechwyciж spojrzenie swego tana - czy nie wyda rozkazu odwrotu? Wioœlarze porzucili wios³a; przez „smoka” przenikn¹³ brzкcz¹cy ¿elazem skurcz - Eldringowie zbroili siк. Skilludr jest tak samo szalony, jak i wszyscy w tym krуlestwie Henny - pomyœla³ hobbit. - A szaleсstwo czasem zmywa siк... krwi¹! Dziesiкж lat temu, g³uchy las przy wypalonym przez Niebiaсski Ogieс dole - i p³on¹ce ¿¹dz¹ mordu oczy Otona. I lec¹ce na spotkanie ostrze Folka... Pierzastorкcy na polu bitwy w Po³udniowym Haradzie, otrzymawszy ranк, wcale nie wypadali z mocy czaru Henny. Na piersi poczu³ ciep³o. Od¿ywa³o, prosz¹c, by wzi¹ж je w rкce, ostrze Otriny. Czy czu³o swoj¹ moc, czy odpowiada³o tylko na niewypowiedzian¹ chкж w³aœciciela u¿ycia go? Walcz¹c ze s³aboœci¹, Folko podszed³ do burty. Sztylet z niebieskimi kwiatami na klindze ju¿ le¿a³ w prawej rкce. - Gdzie jest „smok” Skilludra? - O tam, akurat na nas prze. - Oblicze Oswalda by³o mroczniejsze od chmury gradowej. Potк¿ny czarny okrкt, wspania³y w swej mocy, wali³ na nich jak taran. Jednak¿e ³ucznicy na jego pok³adzie na razie nie strzelali - i Wingetor, odwrуciwszy siк do swoich ludzi, rуwnie¿ wyda³ rozkaz - nie strzelaж! - Niech nie bкdzie, ¿e to my rozpoczкliœmy walkк! Strzelcуw na dziobie Skilludrowego okrкtu zas³ania³y wielkie czarne tarcze. Folko zmru¿y³ oczy: mo¿na trafiж w szczelinк, ale... Okrкty ju¿ zbli¿y³y siк na jedn¹ trzeci¹ lotu strza³y. Skilludr milcza³. - Mo¿e siк uda... - b¹kn¹³ niepewnie ktoœ za plecami hobbita. I wtedy strza³y wzbi³y siк w powietrze. Skilludr nie czeka³ nadaremnie. Nie strzela³ na chybi³ trafi³, tylko na pewniaka. Pok³ad „Rybo³owa” zala³ siк krwi¹, rozleg³y siк krzyki rannych. Wojownicy Farnaka i Wingetora odpowiedzieli - nikt nie oœmieli³by siк nazwaж ich tchуrzami. Ich strza³y razi³y rуwnie celnie - ale „Rybo³уw” i „Smok” nie mia³y szans na odparcie natarcia dziesiкciokrotnie silniejszego przeciwnika. - Skilludrze - Folko przepchn¹³ siк do burty, nie zwracaj¹c uwagi na œwist œmierci doko³a. Wysoki g³os hobbita nieoczekiwanie dŸwiкcznie rozleg³ siк nad Morzem i - w jaki sposуb nabra³ takiej si³y! - zag³uszy³ nawet odg³osy walki. - Skilludrze! Wyzywam ciк! Tylko ciebie! Ja, Folko, syn Hemfasta, Rycerz Gondoru i Rohanu, Marsza³ek Marchii, dowуdca pu³ku strzelcуw pieszych! Fruwa³y obojкtne strza³y. Odpowiedzi nie by³o. Gor¹ca fala dop³ynк³a do serca. „Nie, nie poddam siк tak ³atwo! Nie dam siк wys³aж na dno tym ³obuzom!”. Folko zdj¹³ rynsztunek. - Co ty wyprawiasz?! - zd¹¿y³ wrzasn¹ж Torin, ale w nastкpnej chwili oszala³y hobbit w samej koszuli wskoczy³ na burtк i rzuci³ siк w wodк. Zamurowa³o nawet wojownikуw Skilludra. Folko wychowa³ siк nad Brandywin¹ - niewielk¹ wed³ug miar Œrуdziemia rzek¹. Ale dla hobbitуw jest ona czymœ jak Anduina Wielka dla ludzi. P³ywa³ nieŸle, potem ¿ycie zmusi³o go, by doskonali³ swуj kunszt. Ale ¿eby tak skoczyж do oceanu, i to na widoku podp³ywaj¹cego wrogiego „smoka”?! Co by pomyœla³ wujaszek Paladyn, gdyby przysz³o mu to zobaczyж?... Tn¹cy fale „smok” wydawa³ siк p³ywakowi olbrzymim morskim potworem. Niewysoka niby- burta wzbija³a siк niemal pod niebiosa. Wios³a, jak ogromne ³apy, mocno wpija³y siк w fale i Folko w ka¿dej chwili ryzykowa³, ¿e otrzyma potк¿ne œmiertelne uderzenie w g³owк. Oto i burta. Obok nagle plusnк³a strza³a - nie wiadomo przypadkowa czy wypuszczona przez ktуregoœ ze Skilludrowych zuchуw. Hobbit mocno chwyci³ siк wios³a. Podci¹gn¹³ siк i zaczai wdrapywaж wy¿ej. Ca³ym cia³em czu³ ostroœж grotуw wycelowanych w niego strza³. Lekki ruch rкki Skilludra - i on, Folko Brandybuck, stanie siк poduszk¹ dla igie³. Zmru¿one oczy patrzy³y spoza opierzenia. Mokry, w oklejaj¹cej cia³o koszuli, chwyci³ siк burty „smoka”. Eldringowie najpotк¿niejszego na Morzu tana patrzyli na Folka z niepojкt¹ wprost nienawiœci¹. Widzia³ zmarszczone brwi, zaciœniкte na rкkojeœciach mieczy d³onie, zbiela³e kostki (nie wszyscy wojownicy mieli pancerne rкkawice); jasne by³o, ¿e tylko ¿elazna wola Skilludra powstrzymywa³a ich od rozstrzelania hobbita ju¿ w wodzie. Jeszcze jedna cegie³ka leg³a u podstaw piramidy. Za co wojownicy Skilludra tak nienawidz¹ Folka? Na jak¹ zdobycz licz¹ ci wojowie, widz¹c dwa ma³e stateczki, wyraŸnie zwiadowcze? Szeregi ³ucznikуw rozsunк³y siк. Hobbit zobaczy³ Skilludra. Tan bardzo siк zmieni³. Dawniej, kamienne, zimne oblicze beznamiкtnego, pewnego siebie dowуdcy zuchwa³ej morskiej dru¿yny, teraz by³o pe³ne napiкcia. Twarz z mocno zmru¿onymi oczami przypomina³a maskк. Widaж by³o, ¿e cz³owiek ten z trudnoœci¹ nad sob¹ panuje. Miкœnie na policzkach drga³y. Skilludr odziany by³ w obszern¹ czarn¹ kolczugк, ale he³mu nie za³o¿y³. W rкku trzyma³ d³ugi prosty miecz. - Czego chcesz, niewysoczku? - Tym rykiem zapewne wprawi³by w pop³och i zmusi³ do ucieczki stado wyg³odnia³ych wilkуw. - Zaproponowaж uczciw¹ walkк tanowi Skilludrowi, s³yn¹cemu z tego, ¿e jest najsprawiedliwszym ze sprawiedliwych. - Folko sta³ spokojnie, skrzy¿owawszy rкce na piersi, i wszyscy widzieli: mia³ tylko krуtki sztylet. - Uczciw¹ walkк? - Skilludr zarechota³. - Nie walczк z niedomiarkami! Ale da³ znak - pomrukuj¹c z niezadowoleniem, nie obawiaj¹c siк nawet gniewu tana, ludzie Skilludra opuszczali ³uki. Hobbit, jak nigdy, gor¹co modli³ siк do Morskiego Ojca by natchn¹³ m¹droœci¹ Farnaka i Wingetora... Wydawa³o siк, mod³y zosta³y wys³uchane. Z ma³ych okrкtуw przesta³y dolatywaж strza³y. - Niedomiarki? No to patrzcie na tк linк! - Folko nie mуg³ pochwaliж siк si³¹, na pewno, ale zrкcznoœж i szybkoœж by³y jego mocnymi stronami. Rraz! - jego rкka wyszarpnк³a zza pasa sztylet, oczywiœcie, nie zza swego pasa, tylko stoj¹cego jakieœ szeœж stуp dalej Eldringa. Skok uda³ siк nad podziw; ostrze jak srebrzysta rybka przemknк³o powietrzem, dŸwiкcznie uderzy³o w maszt. Lina zosta³a przeciкta; gdzieœ na gуrze za³opota³o uwolnione p³уtno ¿aglowe. Nie mo¿na powiedzieж, by Eldringowie porozdziawiali usta, jakby zobaczyli nie wiadomo co. Na pok³adzie by³o wielu wspania³ych wojуw. Jednak¿e Skilludr - co by³o zupe³nie do niego niepodobne - straci³ do koсca cierpliwoœж. Folko zapewne znalaz³by drogк do pokojowego rozstrzygniкcia sporu, gdyby dano mu tak¹ szansк, ale postawa tana prowadzi³a do zakoсczenia problemu szybko i prosto. - Dobrze! - rykn¹³ hobbit. - Bкdziemy siк biж! Okrкty Wingetora i Farnaka tymczasem zd¹¿y³y wykonaж zwrot. Co prawda i skrzyd³a floty Skilludra zdo³a³y ju¿ ca³kowicie zamkn¹ж okr¹¿enie, „Rybo³уw” i „Skrzydlaty Smok” by³y otoczone. Tan zrzuci³ kolczugк, przekaza³ zbrojmistrzowi broс, zostawiaj¹c sobie sztylet, ktуry kszta³tem swojej gardy przypomina³ nieco dagк Malca. Ludzie rozst¹pili siк; na niewielkim pok³adzie dziobowym zwolni³o siк miejsce dla pojedynkowiczуw. Hobbit wiedzia³, ¿e brak miejsca jest dla niego zabуjczy, ale nie mуg³ siк ju¿ wycofaж. - Bijemy siк do pierwszej krwi czy na œmierж? - Wytк¿ywszy ca³¹ sw¹ wolк, Folko spojrza³ Skilludrowi prosto w oczy. Pamiкtaj, ¿e nawet jeœli ja zginк, to moi towarzysze nie poddadz¹ siк. - Wiem - skin¹³ g³ow¹ tan. - Ale ja i tak bкdк gуr¹. To znaczy - jeœli choж raz uda ci siк mnie drasn¹ж... pozwolк wam odejœж, choж twoi nowi przyjaciele - i Farnak, i Wingetor - to tylko podli zdrajcy œwiкtego bractwa morskich tanуw... To by³o coœ zupe³nie nowego. Zdrajcy? Nie, Skilludr na pewno zwariowa³. I on, i jego ludzie... Na pewno. - Po co, po co, tanie? - rozleg³y siк ze wszystkich stron gniewne okrzyki. - Przecie¿ to zdrajcy! Wszyscy, jak jeden m¹¿! Na dno z nimi! Danina dla Morskiego Ojca! - Cicho! - rykn¹³ Skilludr. - Cicho! Nikt nie mo¿e powiedzieж, ¿e ja tchуrzliwie uchyli³em siк od walki! Nikt!... S³yszycie? Jesteœ gotуw? - zwrуci³ siк z pytaniem do hobbita. - No to zaczynamy! Skilludr trzyma³ sztylet ostrzem skierowanym ku pok³adowi. - Bijemy siк do mojej pierwszej krwi. - Skilludr patrzy³ hardo, wysoko zadar³szy g³owк. - Lub do mojej œmierci? - Lub do twojej œmierci - uœmiechn¹³ siк. - Nie za bardzo to uczciwe, nieprawda¿? - Nie masz wyboru. Folko w milczeniu skin¹³ g³ow¹. „Dobra, skoсczy³y siк pogaduszki. Zaczynamy, silny i potк¿ny tanie! Zobaczymy, czyje bкdzie na wierzchu”... Hobbit nie odczuwa³ strachu, zniknк³o te¿ zmкczenie i znu¿enie niezliczon¹ iloœci¹ pojedynkуw, w ktуrych zmienia³y siк tylko twarze przeciwnikуw... Dziœ walczy³ nie o uratowanie siebie; i to nape³nia³o jego cia³o energi¹, jak dobre, wyle¿akowane mocne wino. „To nie jest twуj wrуg, albowiem nie wie, co czyni” - wyp³ynк³o z odmкtуw pamiкci. Skilludr zaatakowa³ pierwszy. Zabуjcza stal runк³a ku ofierze, a Folko, zamiast odst¹piж, sam skoczy³ do przodu. A usun¹³ siк dopiero w ostatniej chwili - gdy sztylet ju¿ mia³ siкgn¹ж jego cia³a. Ostrze Otriny nie zawiod³o. Skilludr wykona³ ruch lew¹ rкk¹ - ale za pуŸno. Klinga hobbita wykreœli³a d³ugie, krwawe pasemko od lewego ramienia w poprzek ca³ej piersi. Nad pok³adem zawis³a cisza. Tylko woda pluska³a za burt¹ i œwista³ wiatr w olinowaniu. Wojownicy zamarli. Folko zaciska³ lew¹ d³oni¹ krwawi¹ce ramiк; Skilludr znieruchomia³ w oszo³omieniu, wpatruj¹c siк w purpurow¹ wstкgк, ktуra w jednej chwili przekreœli³a koszulк. Sztylet Otriny s³abo, niemal niezauwa¿alnie, ale jarzy³ siк. W jasnych promieniach s³oсca tylko hobbit mуg³ to dostrzec. Sycza³a i puch³a pкcherzykami krew na ostrzu. Sk¹d jej a¿ tyle? Przecie¿ ciкcie by³o p³ytkie... Od cudownej broni falami rozchodzi³a siк Moc, obudzona do ¿ycia krwi¹ Skilludra. A hobbitowi przypomnia³y siк s³owa Henny, pods³uchane w namiocie w³adcy Po³udnia: „Œwiat³o Adamantu wskaza³o mi ich...”. ¯eby tylko nie wskaza³o ono i jego, Folka Brandybucka, na ktуrego piersi od wielu ju¿ lat wisia³ sztylet z b³кkitnymi kwiatami na ostrzu... Tan z wysi³kiem przeci¹gn¹³ d³oni¹ po twarzy - z do³u do gуry, jakby œciera³ lepk¹ pajкczynк. A kiedy siк odezwa³, g³os jego by³ g³osem znanego dawniej hobbitowi Skilludra - zimny, spokojny, beznamiкtny: - Wstrzymaж ogieс.

4 PaŸdziernika, Lewy Brzeg Kamionki, Dzieс Drogi Od Gуr Hlawijskich Eowina i Szary pokonali kolejn¹ grzкdк wzgуrz. Przed nimi le¿a³a rozleg³a, s³abo pofa³dowana rуwnina, ca³a ozdobiona pstrymi plamami namiotуw. - Tu - odezwa³ siк z moc¹ Szary. - To tu. Dziewczyna wstrzyma³a konia. Przez piкж dni, w ci¹gu ktуrych przedzierali siк na wschуd, szczкœliwie unikaj¹c spotkaс z patrolami, jej towarzysz bardzo siк zmieni³. Rysy twarzy siк wyostrzy³y, policzki zapad³y, oczy p³onк³y gor¹czkowym blaskiem. W nocy czкsto mamrota³ coœ niezrozumiale - we Wspуlnej Mowie. To w koсcu j¹ przekona³o, ¿e setnik nie jest z rasy Pierworodnych. Na jego obliczu coraz czкœciej pojawia³ siк dziwny grymas - jakby powraca³ jakiœ dawno temu prze¿yty bуl... - Wydaje mi siк, ¿e przypominam sobie... - Szary znieruchomia³ w siodle, wolno wymawiaj¹c s³owa, i chyba nie bardzo siк przejmowa³ tym, czy s³yszy go Eowina czy nie. - Kierujemy siк na tajemne s³oсce. Ono pali... ono przeœwietla... Pamiкtam... armia sz³a na zachуd... - Pos³uchaj, zaraz zostaniemy zauwa¿eni! - odezwa³a siк dziewczyna. - No to co? Teraz to nam nawet na rкkк. - Na rкkк? Przecie¿ nas zabij¹... - Nie odwa¿¹ siк - rzuci³ w³adczo Szary. Nie by³ to ju¿ ten nieœmia³y rybak, ktуrego poniewiera³ nawet poborca podatkowy. Postawк mia³ teraz iœcie krуlewsk¹, resztki odzienia - podarte, przepalone, okopcone - nosi³ niczym purpurow¹ opoсczк. Eowina nie oœmieli³a siк sprzeciwiж. Ten cz³owiek... to by³a Moc, sama w sobie. Dolinк wype³nia³o mnуstwo namiotуw. Bystre oczy m³odej Rohanki widzia³y przemieszczaj¹ce siк mozolnie miкdzy namiotami i daszkami postacie ludzi; w rу¿ne strony galopowali jeŸdŸcy, przemaszerowa³ nawet ogromny olifant. Eowina odprowadzi³a go zdumionym spojrzeniem szeroko otwartych oczu - o olifantach opowiada³y rohaсskie pieœni- gesty, ale co innego zobaczyж ogromnego bajkowego zwierza na w³asne oczy! Tego wczeœniej dziewczyna nie doœwiadczy³a. Nieproszeni goœcie zostali szybko zauwa¿eni. Nie kryj¹c siк, w stronк znieruchomia³ych na szczycie wzgуrza dwуch postaci ruszy³a ca³a kawalkada - co najmniej pу³ setki po zкby uzbrojonych jeŸdŸcуw. Przyjrzawszy siк, Eowina zauwa¿y³a rуwnie¿ dwуch w br¹zowych pelerynach - owiniкci w nie byli po same uszy, mimo upa³u. - Stado i poganiacze - uœmiechn¹³ siк pogardliwie Szary. - No, nic to, nic to... Nie prуbuj tylko machaж szabelk¹! JeŸdŸcy w galopie naci¹gali ³uki. Pкdzili w ich stronк nie tylko smagli wojownicy wyrу¿niaj¹cy siк orlimi nosami, byli tu pierzastorкcy, znani ju¿ Eowinie, byli tak¿e czarnoskуrzy, ¿у³toskуrzy i skoœnoocy - synowie najprzerу¿niejszych plemion Œrуdziemia. Pierœcieс doko³a Szarego i Eowiny zamkn¹³ siк, a wtedy m¹¿ nagle uniуs³ siк w strzemionach, dumnie uniуs³ rкkк i zakrzykn¹³: - ProwadŸcie nas do Henny! Musimy widzieж siк z Henn¹! - I widz¹c, ¿e jego s³owa wprawiaj¹ napastnikуw w zmieszanie, z lekkim uœmiechem mrukn¹³: - le, och jak¿e Ÿle zostaliœcie wyszkoleni! Nigdy nie nale¿y s³uchaж s³уw wroga... ProwadŸcie nas do Henny! - krzykn¹³ do nich raz jeszcze. Oszo³omieni wojownicy opuœcili ³uki. Skierowanych do siebie s³уw niemal na pewno nie rozumieli, ale imiк swojego w³adcy... Dziesiкciu jeŸdŸcуw zbli¿y³o siк do Szarego i Eowiny; dziewczyna wzdrygnк³a siк, widz¹c ich po¿¹dliwe spojrzenia bezwstydnie smakuj¹ce jej postaж. Dowуdca stra¿y, dobrze zbudowany mк¿czyzna, posiadacz kilku szram po ciкciu szabl¹, rzuci³ kilka krуtkich s³уw. Szary z uœmiechem roz³o¿y³ rкce i z kolei sam zacz¹³ mуwiж, powtarzaj¹c to, co powiedzia³ wczeœniej po haradzku. Dowodz¹cy uniуs³ brwi i obejrza³ siк. Jeden z jego wojownikуw, pierzastorкki, wyprowadzi³ wierzchowca na front od dzia³u i szepn¹³ coœ dowуdcy. Zaczк³a siк rozmowa; Eowina z trudem rozumia³a tylko pojedyncze s³owa. Jej towarzysz, jak siк domyœla³a, przekonywa³, ¿e spotkanie z potк¿nym Henn¹ jest spraw¹ ¿ycia i œmierci; dowуdca patrolu natomiast dopytywa³ siк, kim s¹ wкdrowcy, sk¹d i po co siк tu pojawili. Jednak¿e nie³atwo by³o sprzeczaж siк z Szarym. Przemawia³ z takim dostojeсstwem, tak imponowa³ postaw¹, krуlewsk¹ dum¹ i wspania³ym lekcewa¿eniem otoczenia - albo leniwie cedzi³ s³owa przez zaciœniкte zкby, albo wrzeszcza³ na t³umacza tak, ¿e tamten kurczy³ siк w siodle. I w koсcu... - Uff! - Setnik odwrуci³ siк do Eowiny. - Koniec. Oddaj im szablк. Nie bкdziemy potrzebowali teraz broni... To znaczy - przyda siк, ale pуŸniej. Dziewczyna podporz¹dkowa³a siк. Oczy Szarego z br¹zowych sta³y siк czarne jak wкgle. K³кbi³ siк w nich Mrok - archaiczny Mrok. Niczym krуl z m³od¹ ksiк¿niczk¹ w otoczeniu pocztu honorowego - tak wjechali do obozu Henny. Sponiewierani jeŸdŸcy zwarli szeregi ze wszystkich stron, ale Szary tylko pogardliwie mru¿y³ oczy, patrz¹c na stra¿e. - Wzi¹³bym ich... na miesi¹c... zrobi³bym z nich wojownikуw... - us³ysza³a Eowina. Przez zwarty mur jeŸdŸcуw nie mog³a przyjrzeж siк obozowi - a Szarego wcale to nie interesowa³o. Pogardliwie patrzy³ gdzieœ ponad g³owami ¿o³nierzy, ale Eowina wyczuwa³a straszliwe napiкcie, jakiego doœwiadcza³ jej towarzysz - napiкcie, pokonywane rуwnie straszliwym wysi³kiem ¿elaznej woli. Zmuszono ich do zejœcia z koni na ogromnym placu przed okaza³ym z³ocistym namiotem. Obok wejœcia, tradycyjnie, za marli liczni stra¿nicy; po obu stronach pe³ni¹cej funkcjк drzwi po³y namiotu p³onк³y dwa ogniska, ob³o¿one z jakiegoœ powodu glinianymi kulami, upstrzonymi czarnymi literami i znakami. T³umacz pierzastorкki coœ powiedzia³ do Szarego. - Mamy przejœж miкdzy tymi ogniskami. Œwiat³o z nich bij¹ce podobno zniszczy w nas z³e pomys³y. - Stary setnik uœmiechn¹³ siк na pokaz. - Cу¿, chodŸmy... - A... a... - nagle Eowina zadr¿a³a, przypadkowo zerkn¹wszy w prawo. - Tam... tam s¹ g³owy na palach?! - S³usznie. - Szary spokojnie obrуci³ siк do t³umacza. On powiada, ¿e s¹ to g³owy niepokornych, ktуrzy nie chcieli siк poddaж oczyszczaj¹cemu dzia³aniu ogni. - Nie chcieli? Dlaczego? - Mуwi, ¿e nie pozwala³a im na to ich wiara. - Co?... - zupe³nie pogubi³a siк dziewczyna. - Potem ci wyjaœniк. Mam nadziejк, ¿e nie odmуwisz przejœcia miкdzy ogniskami, choж i tak jest tu ciep³o? „Tak po prostu prowadz¹ nas do Henny... do tego, ktуry pos³a³ na pewn¹ œmierж hordк pierzastorкkich...” - Eowina wys³ucha³a wiele pieœni- gestуw, w ktуrych bohater d³ugo i z wielkim trudem walczy³ o to, by najwa¿niejszy z³oczyсca, przywуdca niezliczonego wra¿ego wojska, zni¿y³ siк do rozmowy z nim... Przeszli miкdzy p³on¹cymi ogniskami i dziewczyna zdziwi³a siк znowu - nikt ich nawet nie przeszuka³. A co sta³o na przeszkodzie, by w okrywaj¹cych j¹ ³achmanach ukry³a niewielki, ale ostry nу¿ do miotania? Czy naprawdк a¿ tak mocno wierz¹ ci ludzie w oczyszczaj¹c¹ moc dwуch s³abych, zwyczajnych ognisk? Odrzuciwszy ciк¿k¹ po³к namiotu, weszli do wnкtrza. Eowina zauwa¿y³a, ¿e jej towarzysz z ka¿d¹ chwil¹ coraz bardziej mru¿y oczy i marszczy siк, jakby by³ zmuszony patrzeж w jaskrawo œwiec¹ce s³oсce... Ogromny namiot, w ktуrym zmieœci³aby siк pewnie dobra setka ucztuj¹cych, by³ niemal pusty. Czworo ludzi w œnie¿nobia³ych p³aszczach z kapturami siedzia³o bokiem do wchodz¹cych. Na wprost zaœ nich zajmowa³ miejsce m³ody, potк¿nie zbudowany mк¿czyzna z twarz¹ okolon¹ czarn¹ brod¹. Jego g³кbokie, czarne oczy przewierca³y na wylot. Jeden z siedz¹cych zamierza³ siк odezwaж, ale Henna natychmiast powstrzyma³ go w³adczym, gwa³townym gestem. Szary i Henna skrzy¿owali spojrzenia, a Eowina nagle zadr¿a³a - wydawa³o siк jej, ¿e miкdzy tymi dwoma wojownikami przelecia³y niebieskie b³yskawice. Twarz Henny stк¿a³a, brwi niemal zetknк³y siк ze sob¹, piкœci zacisnк³y - jakby lada chwila mia³ zaatakowaж nieproszonego goœcia. Setnik natomiast sta³ zupe³nie spokojnie, na jego wargach b³¹ka³ siк leciutki, nieco gorzki uœmieszek, i patrzy³ na rozjuszonego przeciwnika. Wydawa³o siк, ¿e czyta z niewidzialnych stronic - czyta, na nowo odkrywaj¹c dla siebie ka¿de s³owo. Przez jego oblicze przemyka³y cienie bуlu. Bуlu i czegoœ jeszcze - gorzkich wspomnieс. W koсcu Szary po prostu zrobi³ krok do przodu, wyci¹gaj¹c rкkк. - Daj mi go. Skoku i wœciek³ego ryku pozazdroœci³by Hennie nawet leœny zabуjca - tygrys. Czwуrka w bia³ych opoсczach poderwa³a siк na rуwne nogi; z trzaskiem pкk³a wejœciowa po³a i do namiotu wdarli siк stra¿nicy. Ju¿ po nas! - zd¹¿y³a pomyœleж Eowina. Strach przejecha³ jej po plecach lodowatym ³apskiem... i natychmiast ust¹pi³ pod naporem nieujarzmionej rohaсskiej dumy. „Nie, nie zobacz¹, ¿e siк bojк!” - dziewczyna rzuci³a siк pod nogi nadbiegaj¹cego wojownika. Szary zaœ jednym ruchem strz¹sn¹³ z siebie obsiad³a go sforк - dok³adnie jak niedŸwiedŸ wisz¹ce na nim psy - i, nie zwracaj¹c uwagi na turlaj¹cych siк ludzi, post¹pi³ w kierunku Henny. - Oddaj - us³ysza³a Eowina wypowiedziane spokojnie przez setnika s³owo. W nastкpnej chwili przeciwnik wyszarpn¹³ zza pasa kind¿a³... Dziewczyna b³yskawicznie chwyci³a upuszczon¹ przez stra¿nika szablк. Zamachnк³a siк raz, drugi - klinga z brzкkiem star³a siк z wrogami - i nagle zrozumia³a, ¿e œmierж naprawdк zagl¹da jej w oczy. Nacierali na ni¹ trzej wojownicy, i ka¿dy z nich bardzo zrкcznie w³ada³ mieczem! - Zaraz ci pomogк. - G³os Szarego - jakby z lekk¹ nutk¹ rozczarowania - rozbrzmia³ nad samym jej uchem, a potem silna rкka poci¹gnк³a Rohankк do ty³u. W mgnieniu oka znaleŸli siк na zewn¹trz. Na placu panowa³ niesamowity rozgardiasz. Z namiotu dochodzi³y wœciek³e ryki samego Henny, ze wszystkich stron walili tu stra¿nicy... - Wydaje mi siк, ¿e zostawialiœmy nasz¹ broс i konie gdzieœ tutaj. - Szary by³ nadal spokojny jak kamieс. Tylko twarz mia³ zupe³nie obc¹. Nad g³ow¹ œwisnк³y pierwsze strza³y. Towarzysz Eowiny poci¹gn¹³ j¹ przez t³um; nikt nie odwa¿a³ siк ich zaczepiж. - Nie myœl o nich - rzuci³ nagle Szary. - Nie myœl, a nie tkn¹ ciк. Z namiotu wypad³ Henna. W rкku trzyma³ ju¿ nie krуtki kind¿a³, lecz szeroki, wygiкty miecz, nasadzony na d³ugie, niemal d³ugoœci kopii, drzewce. Wraz z jego pojawieniem siк niezrozumia³e, parali¿uj¹ce wszystkich oszo³omienie powoli mija³o. Ale Rohanka i stary rybak byli ju¿ w siod³ach. Ciк¿ki, prosty miecz Szarego zawirowa³ z sykiem - zrozumia³e dla ka¿dego ostrze¿enie przed prуb¹ ataku i poœcigu. Zalewa³ ich deszcz strza³ - i wszystkie pada³y obok. Czy¿by ³ucznicy Henny nagle stracili umiejкtnoœж celowania? - pomyœla³a Eowina... By³o jasne po³udnie. Para jeŸdŸcуw galopowa³a co si³, dziewczyna jeszcze nie wierzy³a w cudowne ocalenie. Za plecami wzbiera³ tкtent setek kopyt - ruszy³ poœcig, a na jego czele, jak siк wydawa³o, pкdzi³ sam Henna...

5 PaŸdziernika, Koryto Kamionki Folko mru¿y³ oczy jak zadowolony kot, przytuliwszy siк do nagrzanej tutejszym s³oсcem drewnianej szyi morskiego zwierza, zdobi¹cego dziуb „Rybo³owa”. Snycerz, ktуry wykona³ tк rzeŸbк, zadziwi³ wszystkich, na³o¿ywszy ³eb drapie¿nego ptaka na d³ugie, pokryte ³uskami smocze cia³o. Wysz³o z te go ni to, ni owo - ale za³oga „Rybo³owa” utrzymywa³a coœ wrкcz przeciwnego. Po raz pierwszy od wielu dni Folko mia³ œwietny humor znakomity, nawet jeœli uwzglкdniж sporego siniaka, ktуrego zafundowa³ mu rozgor¹czkowany Malec, ju¿ po tym, jak Skilludr wstrzyma³ atak swoich zuchуw. Klinga Otriny sprawi³a siк wspaniale. Dziwne szaleсstwo Skilludra minк³o bez œladu. Jednak, wcale nie od razu dali siк przekonaж pozostali sternicy i setnicy - kilku Skilludr kaza³ na postrach wyrzuciж za burtк. Co prawda, zaraz potem poleci³ ich wy³owiж... Zostawiaj¹c tana z zadawanym sobie ci¹gle tym samym pytaniem: „Co te¿ na mnie nasz³o?” - „Rybo³уw” i „Smok”, tak jak zdecydowali wszyscy wczeœniej, ruszy³y w gуrк Kamionki. Jej ujœcie zamyka³a nowo wybudowana cytadela; nurt przegradza³y ³aсcuchy. Floty Skilludra nikt, rzecz jasna, nie zamierza³ wpuszczaж; dlatego zdecydowa³ on, ¿e zostanie na redzie. Straszne jest to tajemnicze Œwiat³o - pomyœla³ wtedy Folko. - Domys³y zmienia w pewnoœж, i nie wystarczy usun¹ж zaklкcie cudownym ostrzem - jego mocy wystarczy³o zaledwie na samego Skilludra; trzeba jeszcze przekonaж pozosta³ych... Inna sprawa, ¿e jeœli siк ich przekona, to s¹ gotowi r¿n¹ж i paliж z poprzednim zdecydowaniem, tylko zmieniaj¹ cel... Ale, jakkolwiek by to by³o, w cytadeli Henny okrкty zwiadowcуw spotka³o mo¿e nie serdeczne, ale te¿ i nie wrogie przyjкcie. - Dobrej drogi! - ¿yczono im. - Dobrej drogi! Obyœcie jak najszybciej przy³¹czyli siк do ³aski Boskiego Henny! S³ysz¹c s³owo „boski”, Folko czu³ lodowate ciarki na skуrze. By³ ju¿ taki numenorski krуl, ktуry te¿ bardzo chcia³ siк zrуwnaж z Bogami... albo chocia¿by z elfami... a co z tego wysz³o... Okrкty p³ynк³y przez ludne ziemie. Kiedyœ nale¿a³y do pierzastorкkich, od „nadwy¿ek” ktуrych tak „sprytnie” uwolni³ siк Henna i jego pomocnicy; teraz osiad³o tu mnуstwo plemion, ktуre przyby³y ze wschodu i pу³nocnego wschodu. Przez jakiœ czas hobbitowi nawet wydawa³o siк, ¿e ponownie jest w Cytadeli Olmera - tyle tu przemiesza³o siк narodуw. Teraz nie musia³ ju¿ uciekaж siк do daru Forwego. Czu³: okrкty p³yn¹ na spotkanie straszliwej Mocy - Mocy promieniuj¹cej zgubnym Œwiat³em. Nie ¿ywym œwiat³em czu³ego s³oсca - lecz zgubnym, spopielaj¹cym... porуwnywalnym mo¿e tylko z blaskiem po¿aru zwкglaj¹cego wszystko. Na przyk³ad, z tym, ktуry po¿ar³ cia³a pad³ych w bitwie pierzastorкkich z Haradrimami... Czy¿by Henna panowa³ nad tak¹ magi¹?... „Smoki” p³ynк³y napкdzane wios³ami; broс marynarze trzymali w pe³nej gotowoœci. Zbli¿ali siк do obozu „Boskiego”...

6 PaŸdziernika, Pierwsza Po Pу³nocy, Œrodkowy Bieg Kamionki Sandello opad³ ciк¿ko na rozgrzan¹ upa³em ziemiк. Na ca³ym Zagуrzu, jak nazywa³ po prostu okolice na po³udnie za Grzbietem Hlawijskim, panowa³a duszna noc. Tu nie znano jesieni. Upa³ nie zamierza³ s³abn¹ж. Ch³уd pozosta³ daleko na pу³nocy, i wojownik pomyœla³, ¿e jego starym ranom s³u¿¹ znacznie lepiej tutejsze ciep³o i s³oсce ni¿ zawieje i ch³ody Cytadeli Olmera... Zreszt¹, nie Olmera ju¿, lecz Olwena... Garbus zmarszczy³ siк i pokiwa³ g³ow¹. Tubala sta³a obok, przywi¹zawszy konie do wspania³ej sykomory. Poœcig uda³o siк zmyliж, teraz mogli pozwoliж sobie na noc spкdzon¹ nie w siod³ach, bez mylenia œladуw... Od czasu jak straci³a przytomnoœж, Tubala zachowywa³a siк zupe³nie inaczej. Ka¿de s³owo Sandella sta³o siк dla niej prawem. Ka¿de jego spojrzenie - poleceniem wykonania. Ka¿dy ruch brwi - znakiem, ktуremu nale¿y siк podporz¹dkowaж. - Niewa¿ne dlaczego i jak, ale osi¹gnкli to, co chcieli powiedzia³a cicho wojowniczka. - Odparli nas daleko na po³udnie... - Nigdy nie jest za pуŸno, by skrкciж na wschуd - odpar³ Sandello. - Œpieszк siк, to jasne - mam ma³o czasu, ale jeœli mi siк nie uda... - A czy ja potrafiк? - wystraszy³a siк dziewczyna. - I to mуwi moja najlepsza uczennica! A sk¹d ja mam wiedzieж, czy potrafiк? Ale jeœli nie ja i nie ty, to kto? Olwen? Tubala tylko siк skrzywi³a. - No, to znaczy, ¿e nie mo¿emy siк wycofaж. Dojdziemy do koсca, a jeœli czeka nas pora¿ka... - To polegniemy - dokoсczy³a wojowniczka g³uchym i zdecydowanym g³osem. - A moja pomsta nie zostanie spe³niona... - Twoja pomsta... - uœmiechn¹³ siк znowu garbus. - Chcia³aœ wymyœliж dla siebie cel ¿ycia - i wymyœli³aœ. W³adza zosta³a przy Olwenie... A ty postanowi³aœ, ¿e siк zemœcisz. Nie przeczк, na jakiœ czas da³o ci to si³к. A dalej? Nawet jeœli poradzisz sobie z t¹ trуjk¹ - tak przy okazji - bardzo wprawn¹? - ¯e s¹ wprawni - sama ju¿ wiem! - No to przestaс myœleж o nich. Jeœli Los bкdzie tego chcia³... - Pierwszy raz s³yszк, by najlepszy wojownik armii Olmera Wielkiego mуwi³ o Losie! - Nie, to nie tak, pierwszym wojownikiem zawsze by³ sam Wуdz... A co do Losu - nie zarzekaj siк. Poniewa¿, o ile mam racjк, to wczeœniej czy pуŸniej ci trzej powinni pojawiж siк w naszej historii. Tubala przeci¹gnк³a siк z gracj¹ m³odej lwicy. - Dobrze!... A z innej beczki - przyznaj, ¿e zrкcznie zmyliliœmy poœcig!... - Poczekaj do rana - poradzi³ miecznik.

5 PaŸdziernika, Druga W Nocy, Ta Sama Okolica Tej nocy sternicy d³ugo nie mogli przycumowaж. Gdzieœ po brzegu na skrуty cwa³owa³ konwуj w obsadzie dziesiкciu setek wojownikуw, a wzd³u¿ rzeki, zmieniaj¹c siк co jakiœ czas, czaty bez chwili przerwy prowadzi³y obserwacjк okrкtуw. Mija³y godziny, coraz wy¿ej wspina³ siк po niebiaсskiej œcie¿ce ksiк¿yc, a Eldringowie ci¹gle wios³owali i wios³owali, jakby postanowili, ¿e w ci¹gu jednej nocy pokonaj¹ ca³¹, dziel¹c¹ ich od brzegu do obozu „boskiego” Henny, odleg³oœж. Wszystko by³o obce w tym odleg³ym œwiecie, odleg³ym i od wydarzeс Wojny z Olmerem, i nawet - a¿ strach powiedzieж! - Wojny o Pierœcieс. Tu dopiero zaczyna³y powstawaж miasta - w gor¹czkowym poœpiechu, jakby budowniczowie mieli zamiar w ci¹gu jednego roku przekszta³ciж ogromny step w Krainк Bogatych Miast. Dziwacznie miesza³y siк ze sob¹ rу¿ne plemiona i Folko ci¹gle gubi³ siк w domys³ach: dlaczego Henna rzuci³ na rzeŸ setki tysiкcy nieszczкsnych pierzastorкkich? Co siк sta³o z ich ¿onami, dzieжmi, starcami? Jak uda³o mu siк zebraж tak¹ armiк? Dlaczego nie wys³a³ z nimi prawdziwych dowуdcуw? Przecie¿ taka potкga œmia³o mog³a dojœж pod Minas Tirith, mia¿d¿¹c po drodze wszystkie armie Wielkiego Tcheremu... Folko nie znajdowa³ odpowiedzi na te pytania. A to go z³oœci³o. W dzia³aniach Olmera przynajmniej widaж by³o jakiœ sens. A tu... No i zostawa³o, oczywiœcie, najwa¿niejsze pytanie: co to jest za Œwiat³o, wyraŸnie niemaj¹ce nic wspуlnego ze Œwiat³em Prawdziwym? Chocia¿ nie znajdzie siк raczej taki Œmiertelny, ktуry powie, jak siк rodzi „prawdziwe œwiat³o”... Œwiat³o Valinoru? Niegasn¹ce Œwiat³o Dwуch Drzew, z ktуrych powsta³y S³oсce i Ksiк¿yc? Istniej¹ archaiczne rкkopisy, podaj¹ce odwrotn¹ kolejnoœж. Najpierw by³y S³oсce i Ksiк¿yc, a dopiero potem - Dwa Drzewa... po zhaсbieniu S³oсca przez Melkora... Jest te¿ opowieœж o Mi³oœci Upad³ego Valara do piкknej Arieny, s³onecznej Maia... „I b³aga³ Melkor, naonczas nienosz¹cy jeszcze haniebnego imienia Morgotha Bauglira, b³aga³ niezrуwnan¹ Arienк, by zosta³a jego ma³¿onk¹ - ale spotka³a go dumna odmowa i, wybuchn¹wszy, chcia³ on porwaж j¹ si³¹... I w gniewie opuœci³a Ea piкkna Ariena, a œwiat³o S³oсca od tamtej chwili jest przygaszone gniewem i bуlem Melkora... I stworzone zosta³y Dwa Drzewa, by chroni³y Ÿrуd³o s³onecznego œwiat³a...”. Tak... Nie ma co œlepo wierzyж rкkopisom, nawet jeœli s¹ to „Przek³ady z elfickiego” s³ynnego Bilba Bagginsa. Zawsze znajdzie siк ktoœ, kto powie co innego. A gdzie le¿y prawda? Nie wie tego sam Forwe... Chyba ¿e Wielki Orlangur... Rozmyœlania Folka przerwa³ nieoczekiwanie st³umiony jкk, dochodz¹cy z lewego, pу³nocnego, brzegu. A chwilк potem rozleg³ siк plusk - jakby do wody runк³o coœ ciк¿kiego. Rozdzwoni³a siк stal, na brzegu w ca³kowitym mroku wybuch³a potyczka. - Ciekaw jestem, kogo tam oni tn¹. - Hobbit stan¹³ na palcach, by lepiej wpatrzyж siк w ciemnoœж... Pierwszego z napastnikуw przepo³owi³a Tubala swym straszliwym dwurкcznym mieczem. Sandello, bez szczegуlnego wysi³ku, w ca³kowitym mroku przeszy³ jednego strza³¹, zarzuci³ ³uk na plecy i chwyci³ miecz. Walczy³ w sposуb niezwyczajny dla wojownika pу³nocnych i zachodnich krain, nieznan¹ na Zachodzie broni¹ nie parowa³ uderzeс, ale odchyla³ klingi przeciwnikуw. Potyczka wybuch³a nagle. Jak wojownikom Henny uda³o siк podejœж niezauwa¿alnie tak blisko? Przecie¿ jeszcze chwilк temu by³o spokojnie, cicho pochrapywa³a przez sen Tubala, jak dziecko pod³o¿ywszy sobie d³oс pod policzek, a stoj¹cy na warcie garbus przywar³ plecami do pnia drzewa i drzema³ - co prawda, czujnie, jak dobry pies wartowniczy. W mgnieniu oka cisza zanika w jednej chwili. Chrypi¹ konie, dŸwiкczy stal, ostatni, przedœmiertny jкk niesie siк po okolicy... Niespodziewany atak nie by³ prowadzony przez g³upcуw. Straciwszy trzech wojownikуw, nie pchali siк wiкcej pod razy Sandella i Tubali. Zamiast tego zasypali ich strza³ami z ciк¿kimi tкpymi grotami. Starali siк nie zabiж, a nawet nie zraniж œciganych, tylko odci¹gn¹ж ich uwagк, by potem mog³y dokoсczyж dzie³o arkany. Najpierw dziewczyna odbi³a zrкcznie mieczem dziesiкж albo i wiкcej lec¹cych w jej kierunku strza³, ale poœrуd tych tкpych trafi³a siк jedna bojowa, i szeroki niczym nу¿ grot przeci¹³ skуrк na jej lewym ramieniu. Sandello pierwszy pogna³ ku rzece, z trudem zarzuciwszy na plecy ciк¿ki tobу³. Chlasn¹³ mieczem rzemieс, ktуrym przywi¹zany by³ koс, ale przeciwnicy udaremnili ucieczkк. W zad zwierzкcia wpi³o siк jednoczeœnie kilka prawdziwych, ostrych strza³, wierzchowiec stan¹³ dкba, zar¿a³ - i wyrwa³ siк. U¿ywszy ca³ej swej si³y, garbus nie zdo³a³ powstrzymaж potк¿nego ogiera. A rzek¹ niespiesznie sunк³y, pluskaj¹c wios³ami, dobrze widoczne w ksiк¿ycowym œwietle, dwa dziwne, nieznane w tych okolicach statki... Miecznik wpatrywa³ siк w nie chwilк, potem chwyci³ Tubalк za rкkк i skoczyli do wody. - Patrzcie! Chyba do nas p³yn¹! - zdziwi³ siк Malec, stoj¹cy w tym momencie ramiк w ramiк z Folkiem. - A tamci - zobacz! - za nimi! Strori naiwnie zachwyca³ siк nieoczekiwan¹ rozrywk¹. Dla niego na tej ziemi wszyscy byli wrogami i jeœli jeden wrуg tnie drugiego, to dlaczego mia³by nie pogapiж siк i nacieszyж oka? Folka trochк to razi³o, ale chyba tylko Wielki Durin mуg³by zmieniж Malca... Uciekaj¹cy przed poœcigiem rzeczywiœcie p³ynкli prosto ku burcie „Rybo³owa”. Ostrzegawczo krzykn¹³ sternik. Skoczy³ do burty Wingetor, trzymaj¹c w rкku miecz; niespokojnie zadudni³y kroki na pok³adzie p³yn¹cego kilwaterem „Skrzydlatego Smoka”. - Prosto do nas - mrukn¹³ Malec. - Och, czuje serce moje - bкdziemy mieli k³opoty! Dwуjka uciekinierуw znalaz³a siк obok burty. Za nimi, co prawda odstaj¹c sporo, ale nie szczкdz¹c si³, p³ynкli przeœladowcy. Jeszcze chwila i rкka p³yn¹cego wczepi³a siк w znieruchomia³e - na rozkaz Wingetora - wios³o. - Wci¹gn¹ж ich! - poleci³ tan. Œwisnк³y liny rzucone z pok³adu. Przeœladowcy rozwrzeszczeli siк. Z brzegu ktoœ wypuœci³ wymierzon¹ w okrкt strza³к. Pierwszy uratowany przewali³ siк przez burtк, za nim nastкpny. Folko schyli³ siк odruchowo - i nawet niezbyt zdziwi³, zobaczywszy garbusa. Los uporczywie wpl¹tywa³ by³ego towarzysza Olmera w tк historiк; i jeœli pojawi³ siк w niej - na zachodnim kraсcu Gуr Hlawijskich - bez w¹tpienia ³atwo siк nie wywik³a. A skoro Sandello jest tutaj, to znaczy, ¿e nie da siк unikn¹ж... - Ho, ho! To ci spotkanie! W koсcu wyprujк ci flaki! us³ysza³ hobbit. Tak zapewne sycza³aby rozjuszona kocica, gdyby potrafi³a mуwiж. Tubala podnios³a siк, sp³ywa³y z niej strugi wody, sklejone w³osy zas³ania³y oczy, ale nieujarzmiona wojowniczka ju¿ unios³a miecz - i to nie lekk¹ zakrzywion¹ szabelkк, jak¹ zapamiкta³ Folko, lecz prawdziwy dwurкczny miecz, nieomal jej wzrostu! „Jakim cudem nie utonк³a z nim...”. - Hej! Hej! - Torin i Malec jednoczeœnie wysunкli siк do przodu. Parskaj¹c podniуs³ siк rуwnie¿ Sandello. Wydawa³o siк, ¿e nie jest zaskoczony tym spotkaniem. - Dziкkujк silnemu i potк¿nemu tanowi... Na skinienie Wingetora Oswald uderzy³ w dysk z br¹zu. Wioœlarze przy³o¿yli siк do roboty. Utonк³y w mroku wœciek³e wrzaski przeœladowcуw. A na pok³adzie stali twarz¹ w twarz Tubala i krasnoludy. Oblicze wojowniczki przes³ania³y cienie nocy, ale ksiк¿ycowe œwiat³o rzuca³o blask na wspania³¹ klingк. Eldringowie gotowi ju¿ byli rzuciж siк na dziewczynк, ale Sandello ostrzegawczo uniуs³ rкkк. - Zaraz - powiedzia³ dobrze znanym hobbitowi lodowatym g³osem i wysun¹³ siк do przodu, zas³aniaj¹c Folka i krasnoludy. - Najpierw bкdziesz musia³a stan¹ж do walki ze mn¹. Niezwykle szeroki, zakrzywiony miecz uniуs³ siк do pozycji obronnej. - Najpierw bкdziesz musia³a stan¹ж do walki ze mn¹ - powtуrzy³ tym samym lodowatym tonem garbus. Tubala ciк¿ko dysza³a. Jej ogromne ostrze drgnк³o i unios³o siк odrobinк. - Nie wtr¹cajcie siк! - rzuci³ gwa³townie miecznik, k¹tem oka dostrzegaj¹c poruszenie wœrуd Eldringуw. - Hej, Sandello, czy to ty, czy nie? - dopiero teraz zorientowa³ siк Malec. - Torinie, co to, on chce nas zast¹piж?! Kto to widzia³?! Folko i Torin przesunкli siк do przodu, trzymaj¹c broс w pogotowiu. - No, to w takim razie wszyscy umrzecie! Wszyscy! - wrzasnк³a piskliwie Tubala. Wygl¹da³o, ¿e pozby³a siк ostatnich w¹tpliwoœci. Sandello zaatakowa³ pierwszy. Srebrzysty wicher pochwyci³ w obroty uniesiony miecz Tubali, zakrкci³ nim, odchylaj¹c w bok; garbus wykona³ jeden miкkki, niedostrzegalny ruch, w mgnieniu oka znalaz³szy siк obok dziewczyny; jego piкœж trafi³a w podbrуdek wojowniczki - niezupe³nie wed³ug szlachetnych zasad pojedynku, ale za to skutecznie. Tubala runк³a na plecy. - No i ju¿ - rzuci³ z zimn¹ krwi¹ Sandello. - A teraz niech no j¹ ktoœ podniesie!... Garbus odwrуci³ siк do znieruchomia³ej trуjki przyjaciу³. W ksiк¿ycowym œwietle hobbit zobaczy³, ¿e w¹skie wargi starego miecznika rozci¹gnк³y siк na podobieсstwo uœmiechu. - Oto znowu siк spotkaliœmy. - Powiedzia³ po prostu, jakby nie dzieli³o ich od ostatniego spotkania dziesiкж lat, tylko co najwy¿ej tydzieс. - Wiкc ty jesteœ Sandello? - Wingetor potrafi³ szybko kojarzyж fakty. - We w³asnej osobie. - No, chcielibyœmy zadaж ci parк pytaс... - Ale nie otrzymacie odpowiedzi na wszystkie. - A ja powiem - witaj, odwa¿ny Sandello! - Hobbit, czuj¹c, ¿e awantura wisi w powietrzu, poœpiesznie wyst¹pi³ do przodu i wyci¹gn¹³ do garbusa rкkк. Ten, ju¿ schowawszy miecz, ostro¿nie dotkn¹³ jego d³oni wilgotnymi palcami - i Folko natychmiast przypomnia³ sobie si³к tej rкki... - Witaj i ty, œmia³y hobbicie, ktуrego nazywam „oswobodzicielem Olmera” - odpowiedzia³ miecznik ch³odno, ale nie bez szczerego szacunku. - Umуwmy siк: ja nie zamierzam wnikaж w wasze sekrety - twoje i twych przyjaciу³. Nic mi do tego, czego szukacie tu, ale jestem gotуw wesprzeж was swoim mieczem. W zamian proszк tylko o jedno - nie przeszkadzajcie mi w spe³nieniu mojego obowi¹zku. - Jak mo¿emy siк na to zgodziж, skoro niczego nam nie powiedzia³eœ? - Wingetor uwa¿nie wpatrywa³ siк w garbusa. Po co nam obietnice twej pomocy? Mo¿e nasze zamys³y przecz¹ twoim? - W takim razie pierwszy zakomunikujк ci o tym, wszechpotк¿ny tanie. - Sandello wzruszy³ ramionami. - Ty zdecydujesz, jak post¹piж ze mn¹. Teraz powiem ci tylko jedno: jestem wrogiem mieszkaсcуw tych ziem. Oni œcigaj¹ nas i, jestem pewien, drogo wyceniliby nasze g³owy - Tubali i moj¹. - A czy ty mo¿e wiesz, kim ona jest? - wskoczy³ mu w s³owo ciekawski Malec. - Wiem - skin¹³ g³ow¹ garbus. - No to kim? - O tym kiedyœ porozmawiamy, nie teraz i nie tu! - uci¹³ Sandello. Zachowywa³ siк tak, jakby to nie on zosta³ uratowany od niechybnej œmierci z r¹k rozjuszonych przeœladowcуw, wrкcz przeciwnie - jemu zawdziкczaj¹ ¿ycie wszyscy znajduj¹cy siк w tej chwili na pok³adzie „Rybo³owa”. Rozleg³y siк pomruki niezadowolenia. G³os Wingetora nabra³ metalicznego brzmienia: - Chcesz, byœmy ratowali ciк, wyci¹gali za skуrк z wody jak ton¹cego kociaka, a potem zostawili w spokoju? I to w takiej sytuacji! Do tej pory nie mieliœmy ¿adnych waœni z narodem tych ziem, ¿adnych powodуw do wrogoœci! Teraz ju¿ jesteœmy sk³уceni, przez ciebie! - Czy mam skakaж z powrotem za burtк, wszechpotк¿ny tanie? - zapyta³ zgrzytliwym g³osem Sandello. - Wed³ug mnie, tak by³oby lepiej! - nie kry³ gniewu Wingetor. - ¯yczenie wszechpotк¿nego tana bкdzie spe³nione. Proszк tylko o pozwolenie doprowadzenia do przytomnoœci mojej towarzyszki. Zapewne szlachetny tan nie wyrzuci za burtк bezbronnej kobiety? Sandello, ktуry tak mуwi o kobiecie?... Nie uwierzy³bym nigdy w ¿yciu! - przemknк³o przez myœl hobbitowi. - Bкdzie, jak chcesz! - rzuci³ Wingetor i, ju¿ odwracaj¹c siк plecami do garbusa, poleci³ jednemu ze swych dziesiкtnikуw: - Jeœli nie odejdzie po dobremu, wyrzuciж si³¹! - Obawiam siк, ¿e wtedy polegnie po³owa za³ogi, mуj tanie - odezwa³ siк pу³g³osem Folko. - Garbus po³o¿y ich, nawet nie mrugn¹wszy okiem. A mrugn¹wszy, po³o¿y drug¹ po³owк. - £ucznicy do mnie! - rykn¹³ Wingetor. - Pozwуl mi porozmawiaж z nim! - Folko zdecydowanie zast¹pi³ drogк tanowi. - Sandello nie ma rуwnego sobie w walce i starcie z nim to prу¿ne przelewanie krwi. Skoro nie chce mуwiж, znaczy, ¿e ma wa¿kie powody. Uwierzmy jego s³owom. Dziesiкж lat temu byliœmy wrogami i nawet walczyliœmy - jeden na jednego - ale potem wszystko siк zmieni³o. - Bкdzie, jak rzek³em, nizio³ku. - Wingetor odwrуci³ siк, daj¹c do zrozumienia, ¿e rozmowa zosta³a zakoсczona. - Sk³adam podziкkowanie wszechpotк¿nemu tanowi za sprawiedliwy os¹d - odezwa³ siк spokojnie garbus. - Nie by³o innego wyjœcia. Ja nie mogк wyjawiж wam mojego zadania, wy mnie swojego. Dlatego dziкkujк za ratunek... i odchodzк. Odwrуci³ siк do nieprzytomnej Tubali, ktуr¹ Eldringowie podnieœli ju¿ i posadzili, opieraj¹c plecami o maszt. - Wszechmocny tan pope³nia b³¹d - powiedzia³ Folko cicho, by nie us³ysza³ nikt z dru¿yny. - Jeœli to mуj b³¹d, to odpowiem za niego! - odpar³ Wingetor rуwnie¿ pу³g³osem, nie odwracaj¹c siк. - A nie s¹dzi wszechpotк¿ny tan, ¿e nasza sprzeczka tylko raduje Hennк? - rzuci³ Folko, nieco zmieniaj¹c znane s³owa z Czerwonej Ksiкgi. On te¿ przez ca³y czas powstrzymywa³ siк, gasz¹c napieraj¹cy gniew. „Pamiкtaj, ¿e to nie twoje uczucie, ale pochodz¹ce z zewn¹trz! Zaciœnij zкby i pamiкtaj o tym przez ca³y czas!”. Sandello tymczasem zaj¹³ siк nieprzytomn¹ Tubal¹. Wydawa³o siк, ¿e nie obchodzi go ju¿ nic, co siк dzieje na pok³adzie. Hobbit nie w¹tpi³, ¿e za kilka minut, kiedy dziewczyna siк ocknie, garbus z zimn¹ krwi¹ przeskoczy burtк i zniknie w odmкtach. - Nasza sprzeczka tylko raduje Hennк... - Wydaje siк, ¿e Wingetor myœla³ o tym samym. - Pos³uchaj, mieczniku! Henna jest twym wrogiem? - Odpowiedzia³em ju¿ wszechpotк¿nemu. Jest mym wrogiem. - Dobrze, zostaс do rana - mrukn¹³ niezbyt zadowolony z obrotu sprawy Wingetor. - Tylko dlatego, ¿e wstawi³ siк za tob¹ nizio³ek Folko... - Jestem wdziкczny wszechpotк¿nemu. - Sandello uk³oni³ siк z szacunkiem. - Wiкc nic nam nie opowiesz? - zapyta³ tan, zamierzaj¹c odejœж. - Dlaczego „nic”? Wszystko, co wiem o Hennie i jego wojownikach, wszystko o tym, jak walcz¹, wszystko o tym, co widzieliœmy po drodze. - No to chodŸmy. Przebierzesz siк w suche rzeczy. - A czy znajdzie siк coœ dla niej? - Sandello kiwn¹³ g³ow¹ w stronк Tubali. Wojowniczka ju¿ dochodzi³a do siebie, ale jeszcze nie by³a œwiadoma tego, co siк wydarzy³o. - Znajdzie siк - mrukn¹³ Wingetor. - Chocia¿ dziewczyna na pok³adzie „smoka” to pewne nieszczкœcie! - Ale nie jesteœmy w morzu - uœmiechn¹³ siк garbus... Sandello rzeczywiœcie opowiada³ wiele, niczego nie ukrywaj¹c. Tubal¹, ju¿ oprzytomniawszy, siedzia³a wyraŸnie oszo³omiona, co jakiœ czas ostro¿nie, niemal z szacunkiem dotykaj¹c ogromnego siniaka, ktуry zdobi³ jej brodк. Garbus szepn¹³ jej tylko kilka s³уw na ucho, ale wojowniczka, choж wzrok mia³a nieprzyjazny, zaprzesta³a ostrych wypowiedzi i nie wyra¿a³a g³oœno namiкtnego ¿yczenia wyprucia flakуw z hobbita i krasnoludуw. Rozwi¹zanie owej zagadki Folko od³o¿y³ na pуŸniej - a na razie s³uchali Sandella... - I przebiliœcie siк przez wszystkie te zapory? - zapyta³ z niedowierzaniem Wingetor. - Dlaczego nie? - wzruszy³ ramionami, przyby³y z pok³adu „Skrzydlatego Smoka” w zwi¹zku z niecodziennym wydarzeniem, Farnak. - Opowieœci o tym cz³owieku od dawna kr¹¿¹ rуwnie¿ wœrуd Morskiego Ludu. - Ale powiedz mi, jak¹ mamy korzyœж z jego s³уw? - rzuci³ rozgor¹czkowany Wingetor. - To zale¿y od tego, co zamierzacie zrobiж - wzruszy³ ramionami garbus. Rozmуwcy wymienili spojrzenia. - Zamierzamy odszukaж... odszukaж coœ, co wnosi zamieszanie i gniew do ¿ycia Œrуdziemia - zacz¹³ hobbit. - Odszukaж - i co dalej? - Sandello wpi³ siк w niego spojrzeniem. - Zobaczymy, jak znajdziemy. - Hobbit uchyli³ siк od jednoznacznej odpowiedzi. Stary miecznik zmru¿y³ oczy. - Niestety! Nie mo¿emy sobie ufaж. Ka¿da ze stron obawia siк, ¿e ta druga przeszkodzi w jej planach - odpar³ z lekkim uœmiechem. - No to powiedz, co zmusi³o ciк do tej wyprawy? - zapyta³ wprost Folko. - Co mnie zmusi³o... - W¹skie wargi Sandella wykrzywi³ grymas. - Poczu³em, ¿e z Po³udnia wali na mnie upalna lawina Mocy... ¯e stamt¹d promieniuje Coœ, co nie ma sobie rуwnego w naszym Œwiecie od bardzo, bardzo dawna... Pamiкtam Moc Pierœcienia. Znam moc Talizmanu... Ale tym razem to jest niepodobne do niczego! Jakby mnie ktoœ przywo³ywa³... I... ten g³os jest podobny do... - Garbus na chwilк zamilk³, oddychaj¹c chrapliwie. - Rzuci³em wszystko i popкdzi³em na Po³udnie. No i spotkaliœmy siк. A ty... - przenikliwie popatrzy³ na hobbita. - Nie zdziwiк siк, jeœli powiesz, ¿e poczu³eœ to samo. I, nie trac¹c czasu... Jesteœ zuch. Zebra³eœ tak¹ si³к... - Ale co zamierzasz zrobiж z t¹ Moc¹? - nie wytrzyma³ Torin. - Czego chcesz - podporz¹dkowaж j¹ sobie? Zakoсczyж to, co nie uda³o siк Olmerowi? Podarowaж jego synowi ca³e Œrуdziemie? Oblicze garbusa nie wyra¿a³o ¿adnych emocji. - Olwen od dawna kieruje siк swoim rozumem i w³ada Cytadel¹ wed³ug swego uznania. Co zaœ siк tyczy mnie... - To na wszelki wypadek przej¹³eœ Talizman? - Folko siedzia³ odchylony do ty³u, ze zmru¿onymi oczami. Na jego skroniach obficie perli³ siк pot. Tubala wbi³a paznokcie w d³onie, jej spojrzenie przeszywa³o hobbita na wylot. - Czujesz to? - Sandello wcale siк nie zdziwi³. - Oczywiœcie, przecie¿ tyle wкdrowa³eœ z Otonem... Tak, Talizman jest przy mnie. Co z tego? - Dziwne, ¿e Olwen rozsta³ siк z tak¹ relikwi¹... - Ukrad³em mu Talizman - oznajmi³ spokojnie garbus. - Ukraad³eœ? - Malec a¿ siк zaj¹kn¹³. - W³aœnie tak. - Garbus spokojnie potwierdzi³ s³owa skinieniem g³owy. - Wskazywa³ mi drogк. - A... gdzie le¿y twуj cel? - Folko wpatrywa³ siк w niego z napiкciem, mimochodem przypomniawszy sobie, i¿ swego czasu byli nieprzejednanymi wrogami, i ciœniкty rкk¹ Sandella nу¿ omal nie wys³a³ go na tamt¹ stronк Grzmi¹cych Mуrz... - Tam, gdzie i wasz, jak rozumiem - stary wojownik obojкtnie wzruszy³ ramionami. - Na wschodzie, na po³udniowych rubie¿ach Gуr Hlawijskich. Tam, sk¹d wyp³ywa Kamionka.

2 7 PaŸdziernika, Jaskinia Wielkiego Orlangura Przez niedostкpne pу³nocne lasy, omijaj¹c bezdenne czarne bagna, pe³ne rozmiкk³ych, pokrytych mchem karczуw, przez bory sosnowe, w ktуrych dopala³y siк jeszcze na kкpkach iskierki brusznicy, szed³ wкdrowiec, w¹sk¹, niewidoczn¹ niemal œcie¿k¹. Jak na krasnoluda by³ za wysoki, jak na cz³owieka zbyt barczysty. Mia³ na sobie prost¹ podrу¿n¹ opoсczк, narzucon¹ na skуrzan¹ kurtк; na plecach dŸwiga³ pкkaty wуr. W prawej rкce trzyma³, niczym kostur, ciк¿ki i d³ugi berdysz. Grube buty z wo³owej skуry walczy³y niestrudzenie z pokryt¹ wilgotnymi liœжmi ziemi¹. Wydawa³o siк, ¿e drogк wкdrowiec zna doskonale - prawie siк nie rozgl¹da³, bezb³кdnie odnajduj¹c w³aœciwy kierunek wœrуd leœnej gкstwiny, bagien, wysepek i wzgуrkуw. To by³y w³oœci Wielkiego Orlangura i nawet elfy Avari stara³y siк zagl¹daж tutaj jak najrzadziej. Jakby kpi¹c sobie ze wszystkich, Duch Wiedzy zgromadzi³ wokу³ siebie mnуstwo osobliwych potworуw, penetruj¹cych najbli¿sze chaszcze. Jednych przestrasza³y, innych zawraca³y z drogi, a niektуrym zadawa³y œmierж... Ale stan¹ж na drodze dziwnemu wкdrowcowi nie oœmieli³ siк nikt po tym, jak jednym uderzeniem berdysza rozsiek³ pe³zn¹cego mu na spotkanie wielog³owego potwora. Wкdrowiec uœmiechn¹³ siк, str¹ci³ resztki stwora do bagna i maszerowa³ dalej - ju¿ bez takich koniecznych przystankуw. Wyszed³ z mroku przepastnych borуw. Oto i ³¹ka, przed samym wejœciem... Jesieс panowa³a i tu - Wielki Duch Wiedzy nie ingerowa³ w naturalny porz¹dek rzeczy. Czas ¿ycia i czas œmierci, czas rozkwitu i czas owocowania - jak nale¿y, jak zapisano na niewidzialnych tablicach w skarbnicach Œwiata tego, tak ma byж. Z³oty Smok nie mia³ w swym otoczeniu bajkowych ogrodуw. Milsze mu by³o to, co zgodne z odwiecznymi prawami natury... Przed czarn¹ paszcz¹ jaskini, jak kaza³ prastary obyczaj, powita³ goœcia odŸwierny - dok³adna kopia wchodz¹cego. Wкdrowiec puœci³ oko do samego siebie, zasalutowa³ sobie berdyszem i bez cienia strachu wszed³ pod niskie sklepienie. W samej jaskini nic siк nie zmieni³o. Ten sam miкkki, zielonkawy pу³mrok, to samo kamienne ³o¿e Wielkiego Smoka i on, jak zwykle, na podwy¿szeniu zwiniкty w ciasne spirale... Oczy o czterech Ÿrenicach wpi³y siк w przybysza. - Witaj, Wszechwiedz¹cy. - Witaj i ty, stary przyjacielu - odezwa³ siк delikatny g³os w œwiadomoœci goœcia. - Przyszed³em z zapytaniem. - Przybysz sta³ na szeroko rozstawionych nogach, opieraj¹c siк na wbitym w ziemiк berdyszu, jakby przygotowany do odparcia fali sztormowej. - Znane mi jest twe pytanie i znana odpowiedŸ naс. - Powieki Smoka drgnк³y i opad³y. - Mo¿e rуwnie¿ znasz moje zamiary? - Przecie¿ wiesz, ¿e nie dysponujк tak¹ wiedz¹. Bкdк wiedzia³, jeœli tego zapragniesz. - Mкdrcy Ksiкstwa Œrodka... - I elfy czarodzieje Wуd Przebudzenia... - Jak to? Czy to znaczy, ¿e nie jestem pierwszy, ktуry przyszed³ z tym do ciebie? - Pierwszy. Ale oni odwo³ywali siк do mnie... a ja przeczyta³em ich niepokуj i niepewnoœж. - No to mo¿esz przeczytaж i moje. Stara rana odezwa³a siк i drкczy... I gdyby¿ tylko tyle! - Wiem o wszystkim, co zak³уca porz¹dek tego œwiata. Cudowne oczy Wielkiego Smoka zamknк³y siк ca³kowicie. I czy w jego nies³yszalnym g³osie nie rozbrzmia³ zaskakuj¹cy bуl? - Muszк iœж na Po³udnie. Czujк, ¿e zgubne dr¿enie zaczyna rozchodziж siк po Koœciach Ziemi. Czarne Krasnoludy robi¹, co mog¹, ale... - Wiem to. - Przyszed³em zapytaж - czy i tym razem bкdziesz sta³ z boku?! OdpowiedŸ nie przysz³a od razu, by³a poprzedzona d³ugim westchnieniem. Gdyby to westchn¹³ cz³owiek, wкdrowiec pewnie uzna³by, ¿e przepe³nione by³o ono skarg¹ i bуlem. Ale nie - wszak Duch Wiedzy nie odczuwa bуlu. - Ca³y ten œwiat gotуw jest siк poruszyж. Drzemi¹ce Moce budz¹ siк. I po raz pierwszy w ci¹gu tych wszystkich wiekуw nie mogк przewidzieж, co siк stanie. Mo¿e stanie siк tak, ¿e bariery run¹ wczeœniej, ni¿ przewidywano. I losy Œwiata znajd¹ siк w rкkach garstki zuchуw... podczas gdy widzia³em potк¿n¹ armiк, w ktуrej ka¿dy od dawna ma ju¿ moc rуwn¹ mocy wojownikуw armii B³ogos³awionych Krуlestw. - Ach tak? Ale mo¿e jeszcze nie jest za pуŸno, by za³atwiж wszystko pokojowo? - Pokojowo? Mo¿liwe. Ale raczej W³adcy Zachodu nie pogodz¹ siк z tym, ¿e stworzona przez nich na Pocz¹tku Pocz¹tkуw Wielka Muzyka ca³kowicie siк zmieni. - Oni s¹ dobrzy i szlachetni - zaoponowa³ wкdrowiec. - Mo¿esz tak uwa¿aж - zgodzi³ siк Smok. - Ale dawno temu porzucili powszednie sprawy tego œwiata... - Podobnie jak i ty - z surowoœci¹ w g³osie rzuci³ przybysz. - Tak samo, jak i ja. Ja nie pasк narodуw... - Ale te¿ ich nie... Dlaczego spokojnie przygl¹dasz siк wojnom, bezprawiu i nieszczкœciom, nie podejmujesz ¿adnych krokуw, nawet wtedy, gdy dobrze wiesz, kto jest winien? - Rozumiem twуj gniew - zaszeleœci³a odpowiedŸ. - Ale ¿yj¹cy nie s¹ moimi dzieжmi. Nie mnie s¹dziж ich czyny... - Jeœli rкka zabуjcy uniesie siк nad dziecin¹ - co tu s¹dziж?... Ja te¿ rozumiem ciebie. W swoim czasie myœla³em tak samo, jak ty. Do czasu, pуki... - Pуki nie wyszed³eœ na pole bitwy pod murami Szarych Przystani... - zauwa¿y³ Smok. - Tak - pad³o ciк¿kie niczym kamieс s³owo. - Prze¿y³em cudem. I przysi¹g³em, ¿e pуki me rкce mog¹ utrzymaж topуr, bкdк walczy³. I jeœli nie uda mi siк rozs¹dziж dwu wojuj¹cych stepowych rodуw, to przynajmniej mogк nie dopuœciж do zabуjstwa dzieci. Mo¿e nie uratujк wszystkich. Ale - kogo uratujк, tego uratujк. Czy mnie rozumiesz? - Rozumiem, co czujesz. Dziкkujк ci, ¿e da³eœ mi o tym znaж. - Wiкc i teraz pozostaniesz tu? - A co, wed³ug ciebie, powinienem zrobiж? - Jak to „co”?! Zgasiж P³omieс! - A czy wiesz, co to jest?! - W niematerialnym g³osie Ducha Wiedzy pojawi³o siк coœ, co przypomina³o gniew. Po d³ugiej chwili milczenia: - Nie. A ty? - Ja - wiem. - I czekasz? Bezczynnie? - Tak. - Zabrzmia³o g³ucho, jak uderzenie tarana w mur cytadeli. - Ale dlaczego, na Podziemne Moce?! Na Po³udniu ludzie wyrzynaj¹ siк z tak¹ ³atwoœci¹, jakby kroili chleb do obiadu! - Wiem to. Ale jeœli taka jest ich wola... - To przymus z zewn¹trz! - Nie. To idzie z wnкtrza. Po prostu jest wzmocnione. - Jakie to ma, w koсcu, znaczenie! Czarne Krasnoludy codziennie przynosz¹ wieœci, jedn¹ straszniejsz¹ od drugiej. Harad, oszalawszy, przyniуs³ wojnк Umbarowi. Niezgoda w Rohanie. Dojrzewa bunt w Gondorze. Jeszcze ci tego ma³o? - Co to znaczy „ma³o” czy „du¿o”? Takie jest ludzkie ¿ycie. - Ale w twej mocy jest to zmieniж! - Nie uczyniк tego. A ty bardzo szybko zrozumiesz dlaczego... Goœж milcza³, ciк¿ko oddycha³. Po jego twarzy sp³ywa³y krople potu i ginк³y w gкstej brodzie. - S³uchaj i zapamiкtaj. - G³os Smoka sta³ siк g³oœniejszy. - Czeka ciк ciк¿ka droga na Po³udnie. Ja nigdy nie wtr¹ca³em siк do wielkiego Taсca Mocy, ale teraz proszк ciк o jedno... - Chcesz, ¿ebym ci TO przyniуs³? - Tak. - A dlaczego Wielki Orlangur sam nie mo¿e tego zrobiж? Kto siк oprze twojej mocy? - W³adaj¹cy TYM teraz - oprze siк. - Zrozumia³em ciк, Wielki. ¯egnaj. - ¯egnaj. Pamiкtaj: jeœli TO nam umknie - wszystko, czemu poœwiкci³o siк Ksiкstwo Œrodkowe, oka¿e siк bez sensu. A chуry Ainurуw zagrzmi¹ wczeœniej, ni¿ bкdziemy gotowi. - Szkoda, ¿e nie chcesz powiedzieж mi wszystkiego. Wczeœniej nie by³eœ taki. - Wczeœniej nigdy nie stawa³em po czyjejœ stronie. A teraz stan¹³em. I tracк przez to odpornoœж na Moc Valarow. Czy teraz ju¿ wszystko rozumiesz? - O, najwiкksze Podziemne Moce! - Wкdrowiec odruchowo chwyci³ siк za serce, jakby poczu³, ¿e przesta³o na chwilк biж. S³abe jesienne s³oсce œwieci³o prosto w twarz wкdrowca. Najpierw musia³ dotrzeж do Czarnych Krasnoludуw... A potem ich sekretnymi szlakami - na Dalekie Po³udnie. Nie wolno zwlekaж. To, co nie uda³o siк nawet Olmerowi Wielkiemu, ca³kiem dobrze mo¿e siк udaж nieznanemu oszustowi z po³udnia. Nie wolno nadu¿ywaж cierpliwoœci Mocy Œwiata. Jeœli trzeba uderzyж, to na ca³ego!

Ten Sam Dzieс, Wybrze¿e Haradu, Piкжdziesi¹t Mil Na Po³udnie Od Umbrau Millog ¿y³ jeszcze, choж pozosta³ z niego wysuszony cieс. Mia³ za sob¹ straszliwy Gondor, mia³ za sob¹ ja³owe, wypalone ziemie miкdzy Anduin¹ i Harnenem, gdzie w zaroœlach niepodzielnie rz¹dzi³y szakale. Zostawi³ w tyle Zatokк Umbar i dumn¹ twierdzк w pierœcieniu niezdobytych murуw. Zostawi³ za sob¹ haradzkich myœliwych poluj¹cych na niewolnikуw, ich ³owcze soko³y i sfory psуw tropi¹cych. Milloga, ktуry nigdy nawet nie myœla³ o takich wкdrуwkach, jak widaж, strzeg³ sam Los. Omija³ jedno niebezpieczeсstwo po drugim, nawet nie podejrzewaj¹c tego; przyzwyczai³ siк œlepo wierzyж instynktowi psa, swego wiernego przewodnika. Mimo ¿e przysi¹g³ psu, i¿ bкdzie go karmi³ do koсca dni jego i nigdy nie zaprzкgnie do pracy, to - jak na razie - dzia³o siк inaczej. W³aœnie pies wyszukiwa³ jedzenie w tych niezbyt obfituj¹cych w zwierzynк okolicach i uczciwie dzieli³ siк zdobycz¹ z Howrarem. Millog, z kolei, usi³owa³ ³owiж ryby, i czasem jego wysi³ki op³aca³y siк. Cz³owiek i pies jak poprzednio przeszukiwali ka¿dy skrawek brzegu. Oczywiœcie, te ich starania wywo³a³yby uœmiech ka¿dego zdrowo myœl¹cego cz³owieka: jaki jest sens szukania w Haradzie cia³a cz³owieka, ktуry uton¹³ na wybrze¿u Enedhwaithu! Ale dla Milloga, jak siк zdawa³o, te sensowne rozwa¿ania nie mia³y ¿adnej wartoœci. Sam nigdy siк nad tym nie zastanawia³, a pies, nawet jeœli siк zastanawia³ - nic nie mуwi³. Tego dnia postanowili, ¿e stan¹ na odpoczynek. - Chyba powinny tu byж ryby - t³umaczy³ Millog patrz¹cemu na niego z wyrzutem psu. - Coœ musimy jeœж. Ju¿ drugi dzieс nie uda³o siк nic upolowaж... Pies ¿a³oœnie skamla³, ca³y czas zezuj¹c na Morze. Spokojne, niebieskie, ciep³e - wylegiwa³o siк w promieniach s³oсca. Nie wiadomo dok³adnie, sk¹d Millog czerpa³ przeœwiadczenie, ¿e pogoda i miejsce sprzyjaj¹ rybo³уwstwu; a psu, choж mуg³by posprzeczaж siк z cz³owiekiem w tej kwestii, pozosta³o tylko szczekanie i popiskiwanie. Zwrуciwszy siк do Morza, zje¿y³ sierœж, warcza³, szczerz¹c zкby. - Co siк z tob¹ dzieje? - zdziwi³ siк Millog. - Takie piкkne miejsce... Woda pod nosem i cieс, i wszystko inne... Odpoczniemy, a jutro ruszymy dalej! Pies chwyci³ Milloga zкbami za ubranie, poci¹gn¹³ dalej od brzegu. Ale by³o ju¿ za pуŸno. Horyzont niespodzianie œciemnia³. Tam, na styku wody i nieba, powsta³ w¹ski mglisty pasek - jakby ob³oczek postanowi³ wstrzymaж swуj bieg i odpocz¹ж na morskiej g³adzi. Co prawda, ob³oczek zacz¹³ nie wiadomo dlaczego gwa³townie puchn¹ж, zbli¿aж siк, i po chwili w ca³ej swej upiornej krasie pokaza³a siк olbrzymia, zielonkawa fala - siкgaj¹ca chyba nieba. Millog skamienia³. Pies w trwodze zacz¹³ miotaж siк po brzegu; ale potem, wœciekle warcz¹c, ustawi³ siк przy nogach Howrara i obna¿y³ k³y. By³ gotуw do boju. Millog sta³, upuœciwszy prost¹ wкdkк, z szeroko otwartymi ustami, unieruchomiony strachem - gigantyczna fala, pкdz¹ca na l¹d, zmiecie wszystko, co stanie jej na drodze; nie by³o schronienia na p³askim, rozleg³ym brzegu. Nie pozosta³o nic innego, jak czekaж na œmierж... Jednak¿e wkrуtce sta³o siк jasne, ¿e nadci¹gaj¹cy wodny ¿ywio³ nie zamierza trwoniж mocy w bezsilnym szale, zmywaj¹c do Wielkiego Morza drobne œmieci. Fala z wolna traci³a wysokoœж i pкd, jej grzbiet obni¿a³ siк, a wraz z nim zwalnia³ bieg cudowny, œnie¿nobia³y okrкt z dziwnymi skoœnymi ¿aglami, bardzo przypominaj¹cymi rozwiniкte skrzyd³a gotowego do lotu ³abкdzia. Dziуb okrкtu by³ wygiкty niczym szyja dumnego ptaka, ozdobiona g³ow¹ ³abкdzia. Fala wyg³adza³a siк, cudowny okrкt zwalnia³ bieg, wyraŸnie zamierza³ przybiж do brzegu. Pies przy nogach Milloga ju¿ nie warcza³. Po prostu sta³ gotуw do walki, gotуw biж siк do koсca i spotkaж œmierж jak prawdziwy wojownik - twarz¹ w twarz. Fala tymczasem zupe³nie zniknк³a - jakby wcale nie istnia³ jakiœ ogromny wa³, pкdz¹cy ku brzegowi jak sam Ulmo... Okrкt zwolni³ jeszcze bardziej. Nie przybijaj¹c do brzegu, zatrzyma³ siк, z cichym pluskiem wpad³y w wodк kotwice. Wydawa³o siк, ¿e bia³e ¿agle i burty lœni¹ miкkko i ten blask widoczny jest nawet teraz w jasny, bezchmurny poranek. Lekka szara ³уdeczka œmiga³a po wodnej przestrzeni jak niewa¿ki puszek; dwaj wioœlarze na dziobie i rufie niemal nie poruszali d³ugimi wios³ami. Prуcz nich w ³odzi siedzia³y jeszcze dwie osoby - w lekkich pelerynach z kapturami, chroni¹cymi przed wœciek³ym po³udniowym s³oсcem. Mк¿czyzna cicho pojкkiwa³. Z ka¿d¹ chwil¹ w prostej duszy Howrara narasta³ paniczny strach, œlepy, bezsensowny, z powodu ktуrego ludzie albo rzucaj¹ siк w przepaœж, albo podcinaj¹ sobie ¿y³y, byle tylko uwolniж siк od niego. Nogi Milloga wros³y w nadbrze¿ny piasek. Pies, warcz¹c g³ucho, cofn¹³ siк o krok, przypad³ do ziemi i szykowa³ do skoku. Oczy jego p³onк³y purpurowym ogniem i wygl¹da³y teraz jak prawdziwe p³omieniste karbunku³y. £уdeczka mknк³a do brzegu, Millog mуg³ tylko œledziж jej bieg, nie maj¹c si³ ani poruszyж siк, ani odwrуciж wzroku. ¯ywy trup. Pot la³ siк zeс jak krople deszczu. £уdeczka wbi³a siк dziobem w piach. Dwie postacie w pelerynach ostro¿nie, staraj¹c siк nie zmoczyж stуp, wysz³y na piasek. Mк¿czyzna, niem³ody, w rozkwicie si³, i kobieta, o ktуrej minstrele powiedzieliby coœ w rodzaju: „Piкkna jak sama Mi³oœж!”. Wspania³e z³ociste w³osy, wydawa³o siк, zachowa³y odblask innej, nie z tego œwiata b³ogoœci, dostкpnej tylko niektуrym... Wioœlarze poœpiesznie - nawet bardzo poœpiesznie, jak wyda³o siк Howrarowi - odepchnкli czу³no od brzegu. £уdka niczym strza³a pomknк³a z powrotem, kilka ruchуw wios³em wystarczy³o, by przybi³a do burty okrкtu. Zosta³a szybko wci¹gniкta na pok³ad i statek, wykonawszy niemo¿liwy dla ¿aglowca manewr, obrуci³ siк i oddala³ niespiesznie, a¿ zgin¹³ w niespodziewanie zbieraj¹cej siк mgle. Przybysze pozostali na brzegu. Kobieta wygl¹da³a m³odo, ale chyba nikt nie oœmieli³by siк nazwaж jej dziewczyn¹. M¹droœж ca³ych wiekуw widnia³a w jej oczach. M¹droœж niezliczonych wiekуw, bуl i nadzieja, smutek i radoœж. Nie by³o Œmiertelnego, ktуrego nie poruszy³oby takie spojrzenie. Mк¿czyznк, dumnego, postawnego, wyrу¿nia³o przenikliwe spojrzenie jasnych oczu. Jego ruchy by³y szybkie i zdecydowane; zarуwno on, jak i jego towarzyszka nie mieli przy sobie broni. Przechodz¹c obok os³upia³ego Milloga, dziwni przybysze nie obdarzyli go nawet jednym spojrzeniem - i nagle w powietrzu jakby œmignк³a szara b³yskawica. Pies skoczy³, a oczy jego p³onк³y jaœniej ni¿ roz¿arzone wкgle. Rozleg³ siк krzyk. Pies przewrуci³ z³otow³os¹ podrу¿niczkк na ziemiк, zкby rozora³y jej ramiк i ju¿ mia³y zewrzeж siк na gardle... Czarnow³osy mк¿czyzna, b³yskawicznie chwyciwszy psa za kark, jedn¹ rкk¹, bez trudu odrzuci³ go o jakieœ dziesiкж krokуw w bok, po czym sam ruszy³ ku niemu, os³aniaj¹c sob¹ towarzyszkк. Bia³a peleryna zabarwi³a siк krwi¹. Pies skoczy³, udaj¹c, ¿e zamierza rzuciж siк na czarnow³osego, nagle gwa³townie odbi³ w bok, jak w¹¿ przenikn¹³ miкdzy rкkami mк¿czyzny i ponownie zaatakowa³ kobietк. Jednak¿e ta zachowa³a zimn¹ krew, nie ucieka³a, tylko wpatrywa³a siк w p³on¹ce sza³em oczy psa. Nieoczekiwanie wyci¹gnк³a rкkк, chc¹c pog³askaж zje¿on¹ na karku sierœж zwierzкcia. Wargi poruszy³y siк i rozbrzmia³ œpiewny melodyjny jкzyk, jakiego nigdy wczeœniej Millog nie s³ysza³. Pies zaskowycza³, rzucaj¹c ³bem, jakby chcia³ siк pozbyж uroku. Z³otow³osa powiedzia³a coœ do swojego towarzysza, ten zrobi³ krok w kierunku Milloga. - Czy... to... twуj... pies? - zapyta³ wolno mк¿czyzna. Howrara zala³o lodowat¹ fal¹ spojrzenie jego stalowych oczu. - Nnie... - Wargi poruszy³y siк same, bez wysi³ku woli. To... jest pies... Szarego... - Kto to jest Szary? - Mк¿czyzna by³ bardzo cierpliwy. - Szary... rybak... morze go wyrzuci³o... Dziesiкж lat temu... Pies odczo³ga³ siк do ty³u, ¿a³oœnie skowycz¹c. Jakby op³akiwa³ swoje poni¿enie. Z³otow³osa, ci¹gle siedz¹c na piasku i przyciskaj¹c d³oс do skaleczonego ramienia, uwa¿nie, nie mrugaj¹c, wpatrywa³a siк w oczy zwierzкcia. Po s³owach Milloga „morze go wyrzuci³o” - czarnow³osy rzuci³ szybkie spojrzenie na swoj¹ towarzyszkк. A ta rуwnie szybko, niemal niezauwa¿alnie, skinк³a g³ow¹. - Gdzie potem podzia³ siк Szary? - dopytywa³ siк przyby³y, a jego ostre spojrzenie zmusza³o Milloga do odpowiadania, mimo ¿e wcale tego nie chcia³: - Rzuci³ siк... do morza... - A ty, co tutaj robisz? - Szukam... cia³a... Szarego... - W Haradzie? - Mк¿czyzna ironicznie uniуs³ brwi. - Wszкdzie... od samego ujœcia... Iseny... - A to historia!... - Czarnow³osy uœmiechn¹³ siк. Nagle kobieta wsta³a. Nie odwracaj¹c magicznego spojrzenia od wycofuj¹cego siк na brzuchu psa, podesz³a doс, chwyci³a w d³onie wielki ³eb i coœ cicho, z ¿alem powiedzia³a w tym samym, nieznanym Howrarowi jкzyku. Pies zawy³ tak, jakby ktoœ dŸgn¹³ go rozpalonym do bia³oœci metalowym prкtem. Szarpn¹wszy siк, odskoczy³ w bok, dwoma susami dopad³ krzewуw i znikn¹³. Z³otow³osa z ¿alem pokrкci³a g³ow¹. Dziwna para, niczym z bajki, przesz³a obok Milloga. Przybyli nie wiadomo sk¹d i nie wiadomo dok¹d siк kierowali. Bez baga¿y, bez koni, bezbronni... Odeszli. Howrara niespodziewany bуl œcisn¹³ za serce, nagle run¹³ na piasek i szlocha³. Z³otow³osa odwrуci³a siк. Spojrzenie cudownych, przyzywaj¹cych, bezkresnych jak samo Morze oczu przeszy³o Milloga tak, ¿e ten skurczy³ siк, gdy¿ serce znowu da³o o sobie znaж. Wydawa³o mu siк, ¿e kurtyna mg³y za chwilк spadnie - ludzkie oczy nie mog³y, nie powinny patrzeж na tк doskona³oœж. Towarzysz z³otow³osej piкknoœci zatrzyma³ siк. Rzuci³ kilka s³уw w swoim tajemnym, melodyjnym jкzyku. Kobieta kiwnк³a g³ow¹. - S³uchaj mnie! Ty i twуj pies pуjdziecie z nami. Ju¿ doœж tego szukania topielca. I tak go nie znajdziesz... a przed gniewem Losu jakoœ ciк obronimy. Kobieta przy³o¿y³a do ust zwiniкte w tr¹bkк d³onie. Gdzieœ w przestworza ulecia³o melodyjne zawo³anie, czu³e, ale jednoczeœnie powa¿ne. Z podwiniкtym ogonem z zaroœli wy³oni³ siк pies. Szed³ tak, jakby mia³ przetr¹cone ³apy. Kobieta skinк³a z zadowoleniem g³ow¹ i znowu coœ zaœpiewa³a w swoim dziwnym jкzyku. Pies skowycza³, grzeba³ pazurami w piasku, potem przewrуci³ siк na grzbiet, tarza³... a kiedy ju¿ siк wyszala³, pokornie wsta³ i powlуk³ siк za now¹ w³aœcicielk¹...

8 PaŸdziernika, Noc, Pok³ad „Rybo³owa” Hobbit Folk Brandybuck mia³ zadziwiaj¹ce sny. Wydawa³o mu siк, ¿e jeszcze chwilк temu pod plecami czu³ twardy, pachn¹cy smo³¹ pok³ad „smoka” - a teraz, patrzcie, stoi na morskim brzegu i widzi straszliw¹ falк, ktуra toczy siк, niczym hird olbrzymich krasnoludуw, na skamienia³y z trwogi brzeg. Toczy siк - i nagle rozp³ywa, zostawiwszy na nieprawdopodobnie g³adkiej toni okrкcik - dok³adnie jak na starych rysunkach, ktуrych kopie cudem uda³o mu siк zobaczyж w Minas Tirith... legendarne elfickie „³abкdzie” z czasуw Pierwszej Ery i nawet jeszcze starsze, niemal z czasуw ery Wielkiej Wкdrуwki. Poza tym œni³o siк Folkowi, widzia³ to, jak z tego okrкtu na brzeg zesz³a para. Mк¿czyzna i kobieta odziani w niewidzialne dla innych, widmowe peleryny Mocy, tej w³aœnie Mocy, ktуra objawi³a siк w s³ynnym magicznym pojedynku Saurona z Finrodem Felagundem - bezbronni, niepotrzebuj¹cy ani mieczy, ani w³уczni czy sztyletуw, niczego, prуcz samych siebie, Mocy swego ducha; widzia³ wiкc, jak zeszli oni na brzeg, a pies z p³on¹cymi niczym piece Morgotha oczami rzuci³ siк na nich i zosta³ poskromiony, para zaœ ruszy³a w g³¹b l¹du, nie obawiaj¹c siк nikogo ani niczego... Hobbit otworzy³ oczy. Doko³a chrapali Eldringowie. Ani Farnak, ani Wingetor nie ryzykowaliby teraz przybicia do brzegu. O powrocie te¿ nikt nawet siк nie zaj¹kn¹³. Wszyscy rozumieli - jeœli nawet bкd¹ wracali, to nie bez walki. Folko przywyk³ ufaж swym przeczuciom. Teraz ten sen... Ale z drugiej strony - przecie¿ to zupe³nie nieprawdopodobne! Bia³y elficki okrкt, przyby³y na grzywaczu niesamowitej fali co to mo¿e oznaczaж? Nie ma Prostej Drogi! „Ale za pozwoleniem Wielkich mog¹ jeszcze p³yn¹ж okrкty po Prostej Drodze...”. Nie, nie, nie! To byж nie mo¿e! A jeœli tak? Jeœli p³yn¹ce st¹d Œwiat³o siкgnк³o Valinoru? Mo¿e w³adcy Zachodu postanowili zm¹ciж tok wydarzeс? Mo¿e nowi Istari zst¹pili dziœ na ziemiк Haradu?... Kto wie, mo¿e w Œmiertelnych Ziemiach wiкcej nie ma ju¿ takich, ktуrzy potrafi¹ zrozumieж s³owa Zachodu? Elfy Zachodu... odesz³y. Elfy Wschodu - maj¹ swoje drogi. Arnor pad³, Gondor d³ugo jeszcze bкdzie leczy³ swoje rany; kto wiкc jeszcze? Or³y? Pewnie Radagast mуg³by wezwaж je. Radagast albo Gandalf... ...Nie strasz samego siebie pustymi snami - pomyœla³ nagle Folko. - Rуb, co powinieneœ zrobiж, a Mocami mo¿esz siк zaj¹ж wуwczas, gdy staniesz z nimi twarz¹ w twarz. Œpij, Folku Brandybucku, i myœl lepiej o tym, ¿eby ci we œnie nie poder¿nк³a gard³a Tubala! Wingetor poleci³ na wszelki wypadek trzymaж wojowniczkк pod stra¿¹. Wywo³a³o to prawdziwy wybuch sza³u, ale Sandello szepn¹³ jej coœ na ucho - i ta podporz¹dkowa³a siк. Noc, niczym rzewna, dorodna piкknoœж, czarnooka, kruczow³osa, p³ynк³a nad Po³udniowymi Ziemiami. Z rу¿nych stron ci¹gnкli tu, do zagubionych w odga³кzieniach Gуr Hlawijskich obozуw Henny, rу¿ni, bardzo rу¿ni wкdrowcy...

8 PaŸdziernika, Œwit, Okolice Obozu Henny S³oсce dopiero wzesz³o. Z lewej strony piк³y siк w niebo posкpne olbrzymie kszta³ty Gуr Hlawijskich, a miкdzy wyci¹gniкtymi daleko na po³udnie d³ugimi ramionami grzbietуw ci¹gle jeszcze zalega³ mrok. Wkrуtce, wkrуtce upalne promienie dotr¹ i tu, do ostatnich legowisk nocy - ale na razie by³o jeszcze ciemno i doœж ch³odno. Eowina unios³a g³owк. Oczy j¹ pali³y, jakby pod powiekami mia³a piasek: tej nocy uda³o im siк oderwaж od poœcigu, i dziewczynie, ma³o bo ma³o, ale uda³o siк pospaж. Szary natomiast nie zmru¿y³ oka. Teraz te¿ sta³ na warcie, co prawda wygl¹da³ na strasznie zmкczonego, jakby przez ca³¹ noc walczy³ niezmordowanie z hufcami wroga. Oczy mia³ zapadniкte, pod nimi sine wory. Twarz przybra³a blad¹, chorobliw¹ barwк. Siedzia³ oparty plecami o pieс drzewa, praw¹ rкk¹ mocno œciska³ rкkojeœж wetkniкtego w ziemiк miecza. - My... musimy... iœж - wyrzek³ z wysi³kiem. - Dok¹d? Od czterech dni mylili jak zaj¹ce tropy, pl¹tali swoje œlady. Przez pierwsze dni poœcig dos³ownie niemal wisia³ uczepiony ich plecуw, ale potem jakimœ cudem uda³o siк od przeœladowcуw oderwaж. Co prawda Eowina podejrzewa³a, ¿e najwa¿niejsz¹ rolк w tym sukcesie odegra³y szczegуlne umiejкtnoœci jej towarzysza - nie w¹tpi³a, ¿e jest wielkim czarodziejem. To uspokaja³o i odstrкcza³o jednoczeœnie. Z jednej strony jest takim samym cz³owiekiem jak i ona, tak samo cierpi z powodu g³odu i pragnienia, tak samo siк mкczy, tak samo potrzebuje snu, a z drugiej strony - rozkazuje potк¿nym Mocom, ktуre mog¹ wyrwaж j¹, Eowinк, z paszczy ognistej œmierci... Kim on jest? Kim?... - Musimy wrуciж do... Henny. - Oczy Szarego zmieni³y siк w prawdziwe przepaœcie, zalane mrokiem. To na pewno cieс tak pada na jego twarz - uspokaja³a siebie Eowina. - Musimy wrуciж... Poniewa¿ on ma klucz... Klucz do wszystkiego... - Piкœci Szarego spazmatycznie zaciska³y siк i prostowa³y. - Wiem, ¿e ja to nie ja, ¿e nie jestem sob¹... a kiedy patrzy³em na tк jego oœlepiaj¹c¹ Moc... czu³em, jak mi wraca pamiкж... Na razie to s¹ tylko skrawki, oderwane i mroczne... Pamiкtam, ¿e mia³em cуrkк i syna... - Ale oni nas zabij¹... - zaprotestowa³a nieœmia³o Eowina, ktуra nie wiadomo dlaczego od razu przypomnia³a sobie, ¿e ma dopiero piкtnaœcie lat. Szary popatrzy³ na ni¹ przenikliwie, a dziewczyna poczu³a siк jak spoliczkowana. - Pуjdк tam. A ty pуjdziesz ze mn¹. Albo zwyciк¿ymy, albo zginiemy. Jeœli padniemy - to tylko udamy siк za Grzmi¹ce Morza... gdzie ju¿ raz by³em. To wcale nie jest straszne... - Jjak to? Byby³eœ?... - Umiera³em - mrukn¹³ ponuro Szary. - Œmierж sta³a tu¿ przy moim sercu... i ju¿ widzia³em otwieraj¹c¹ siк przede mn¹ Czarn¹ Drogк... Tam, do B³ogos³awionego Krуlestwa, dok¹d odesz³y elfy... Ale potem... ktoœ chyba postanowi³ zobaczyж, czego jeszcze mogк dokonaж - i zawrуci³ mnie. - Ale¿ stamt¹d nie ma powrotu! Tylko Beren... Po zwyciкstwie w Wojnie o Pierœcieс sporo spuœcizny po elfach przesz³o do pieœni - szczegуlnie w Rohanie, gdzie zawsze s³owo mуwione panowa³o nad pisanym. „Gesty o Leitan”, „Uwolnienie z pкt” czкsto by³y prezentowane w szerokich rohaсskich stepach, przed z³otym tronem w³adcуw Edorasu i w sza³asach pastuchуw na letnich pastwiskach. Nieraz s³ysza³a tк pieœс Eowina. - Beren umar³ naprawdк - zaprzeczy³ ponuro Szary. Umar³ i zosta³ przywrуcony... z powodu szczegуlnej ³aski Najwy¿szych. Ze mn¹ zaœ by³o co innego. Czarna Droga sta³a przede mn¹ otworem... ale nie wszed³em na ni¹. - Ale ja i tak nie chcк umieraж! Bojк siк! Szary przez kilka chwil wpatrywa³ siк w dziewczynк. - Ani ty, ani ja nie mamy wyboru. Twуj Los zacz¹³ siк snuж w chwili, kiedy ciк porwano w Umbarze. Potem ju¿ kroczy³aœ po œcie¿ce swojego Losu. Pomyœl - czy mogliœmy wrуciж po bitwie z pierzastorкkimi? Dok¹d byœmy poszli? Do Haradu, na spotkanie nowej niewoli i œmierci? - Ale czy ty, taki potк¿ny... - To nie musia³o siк powtуrzyж - powa¿nie odpar³ setnik. - Czu³em, ¿e tam na Po³udniu p³onie podsycaj¹cy moje si³y ogieс i gdybyœmy zawrуcili na Pу³noc, nie wiadomo, jak by siк to skoсczy³o. Nie, nie oszukujmy siebie. Musimy iœж naprzуd do samego kresu. Wed³ug mnie œmierж w boju jest znacznie godniejsza ni¿ haniebna œmierж pod haradzkimi biczami, czy nie tak?... Ja mam za sob¹ Mrok i Œmierж. Ale wiem te¿, wystarczy³o mi jednego spojrzenia! - ¿e w przesz³oœci nie by³em zwyk³ym rybakiem czy nawet wojownikiem. Coœ wa¿nego i nies³ychanie wysokiego ci¹gnк³o mnie... Czy¿byœ ty, odwa¿na Eowino, ktуra porzuci³a ojczyznк dla przygуd - czy¿byœ ty nie chcia³a zaryzykowaж wszystkiego, ¿eby zagarn¹ж te¿ wszystko? - Nie rozumiem... - Dziewczyna skurczy³a siк w sobie. - Posiada³em Moc. - G³os Szarego opad³ do szeptu. - Nie tк, co teraz... zupe³nie inn¹... czyst¹ jak skrzyd³a nocy! Nie, co ja mуwiк... Nie, ona... ona mnie ci¹gnк³a... gdzieœ... ja walczy³em... nie rozumiej¹c... Wydawa³o siк, ¿e bredzi. G³owa majta³a mu siк we wszystkie strony, czo³o b³yszcza³o zroszone potem. Walcz¹c ze strachem, Eowina dotknк³a d³oni¹ p³on¹cego policzka Szarego no tak, ma gor¹czkк. Co teraz pocz¹ж? W stepie, w znajomym lesie nie straci³aby g³owy, zna³a dziesi¹tki ziу³, i leczniczych, i truj¹cych... Szary nagle odepchn¹³ jej rкkк, upad³ twarz¹ w trawк. Dygota³, oddycha³ ciк¿ko. Potem zachrypia³, jakby nie starcza³o mu powietrza... i gwa³townie siк wyprostowa³. - Och... Coœ mnie nasz³o... Jakieœ szaleсstwo... Wiesz, coœ widzia³em przed chwil¹... dziwne... niczym sen - dwie postacie na brzegu, w bia³ych szatach, piкkne jak... jak elfy. Kobieta ze z³otymi w³osami, nawet piкkniejszymi od twoich, wybacz patrzy³a prosto na mnie... - G³os Szarego z ka¿dym s³owem stawa³ siк spokojniejszy i zimniejszy. Eowinie wydawa³o siк nawet, ¿e nabiera³ innego brzmienia. - Patrzy³a prosto na mnie - uœmiechn¹³ siк - patrzy³a z lкkiem... Ba³a siк mnie! Nie wiem, co oznacza to widzenie, ale... Kiedy ktoœ siк ciebie boi, to znaczy, ¿e ma do tego powуd. W ka¿dym razie - chcia³bym w to wierzyж. - Spojrza³ przelotnie na dziewczynк. - Wystraszy³aœ siк? Myœla³aœ, ¿e wpad³em w ob³кd? Nie, wcale nie. Szary podniуs³ siк z ziemi - miкkkim, kocim ruchem, jakiego Eowina nigdy nie widzia³a u tego niem³odego, siwow³osego setnika, rzuconego na pewn¹ œmierж niewolniczego hufca. - Idziesz ze mn¹? - Ppo co?... Odebraж?... - nie dokoсczy³a. - W³aœnie tak. Odebraж Hennie jego Moc. Nie wierzк, ¿e nale¿y mu siк z prawa urodzenia. Wiкcej powiem - jestem niemal pewien, gdzie le¿y serce tej Mocy. Przywrуcк sobie pamiкж, a potem uczyniк ciк krуlow¹. - Coo?... - wyszepta³a oszo³omiona Eowina. Setnik patrzy³ na ni¹ bardzo powa¿nie, bez cienia ironii czy kpiny. - Mam pewien d³ug... - powiedzia³ wolno. - Jeszcze z przesz³oœci... to jedno z pierwszych wspomnieс, ktуre do mnie wrуci³o... Martwa dziewczyna, taka jak ty... zginк³a, bym ja prze¿y³. Pamiкtam jej spojrzenia... Pal¹ mnie... Stary d³ug, ale musi byж sp³acony. Wstawaj! Bкdziesz pierwsz¹ wojowniczk¹ mojej nowej armii... i przysiкgam ci na swe imiк, ktуrego jeszcze nie znam, krуlewski wieniec u³o¿y siк na twej g³owie! W jego s³owach t³uk³o siк serce Mocy. Widmowa opoсcza krуlуw z przesz³oœci, wykoсczona purpur¹ i z³otem, powiewa³a za jego plecami. Jednym zrкcznym ruchem Szary wskoczy³ w siod³o. Porwana jego energi¹ - w tym momencie ju¿ czu³a na g³owie ciк¿ar korony - Eowina ruszy³a za nim. Gardz¹c niebezpieczeсstwem, pкdzili prosto do g³уwnego obozu Henny.

Ten Sam Dzieс, Podziemny Szlak Czarnych Krasnoludуw Czу³no wbi³o siк dziobem w kamienne osypisko. Nurt potк¿nej podziemnej rzeki rozga³кzia³ siк tu, a na rozdro¿u, jak i nale¿a³o oczekiwaж, powsta³a niewielka osada. Miejsce by³o jeszcze dobre dlatego, ¿e uda³o siк przebiж st¹d do dolnych horyzontуw, gdzie, wed³ug zamys³u w³adcуw Podgуrskiego Plemienia - winien by³ zalegaж mithril. Dlatego osada, choж niewielka, kipia³a ¿yciem. Dwaj wioœlarze czekali, a¿ ich wa¿ny pasa¿er wyjdzie na brzeg. - Coœ niedobrego siк szykuje, czuje serce moje - z niepokojem w g³osie odezwa³ siк jeden z przewoŸnikуw, odprowadzaj¹c pasa¿era wzrokiem. - Wiadomo, ¿e ON tak z byle powodu siк nie pokazuje... - A ja poczu³em, ¿e mam lodowate wnкtrznoœci, jak GO zobaczy³em - podchwyci³ drugi. Rozmowк prowadzono, ma siк rozumieж, w jкzyku Czarnych Krasnoludуw - tajnym, nawet bardziej tajnym ni¿ narzecze innych plemion dzieci Aule'a... - Oj, coœ siк wydarzy... - westchn¹³ pierwszy przewoŸnik. - Na pewno. Pojawi³ siк ponury jak chmura gradowa! Stra¿nicy na gуrze mуwili, ¿e nigdy GO nie widzieli z takim obliczem. Do nikogo nawet s³owa nie powiedzia³ - od razu do nas, na dу³ ruszy³... Gdzieœ na Po³udnie, powiadaj¹ ludzie, siк œpieszy... - Ale tam! Nie na Po³udnie! Na Zachуd - tak s³ysza³em. - Ciekawe, kiedy zd¹¿y³eœ to us³yszeж? - zapyta³ z niedowierzaniem drugi wioœlarz. - Po prostu - zd¹¿y³em, a w tym czasie co poniektуrzy jakichœ g³upot s³uchaj¹... - Co za „poniektуrzy”? Czy to mo¿e o mnie mowa?! - rozgniewa³ siк drugi. - Bкdк ci musia³ pokazaж... Z pochwy na szerokim zdobionym pasie wyfrun¹³ sztylet. Ale i pierwszy wioœlarz nie wypad³ sroce spod ogona zrкcznie odparowa³ uderzenie przestebnowanym stal¹ rкkawem i uderzy³ sam - no¿em w gard³o swego do niedawna jeszcze przyjaciela. Ten zachrypia³, zabulgota³, zach³ystuj¹c siк krwi¹ jednak¿e wystarczy³o mu jeszcze si³ na jeden jedyny wypad. Sztylet wbi³ siк prosto w serce przeciwnika, zbyt wczeœnie œwiкtuj¹cego ju¿ swe zwyciкstwo... Szalona bуjka skoсczy³a siк po kilku chwilach. Dwa trupy pozosta³y w p³ytkiej wodzie.

9 PaŸdziernika, Po³udnie, Brzeg Kamionki W Gуrnym Jej Biegu, Nieopodal Obozu Henny Sztafeta Henny - konna lub wielbudzia - mo¿e niezbyt, ale jednak wyprzedzi³a okrкty Eldringуw. Kamionka sta³a siк rzeczk¹ bardzo w¹sk¹ i szybk¹. Kile „smokуw” lada moment mog³y zacz¹ж zgrzytaж po kamieniach dna. Na brzegach wypiкtrzy³y siк wzgуrza, z pу³nocy coraz pewniej stawia³y siк do przegl¹du przednie oddzia³y zagajnikуw i lasуw. Tam, w przedgуrzu, zlej¹ siк one w jeden zwarty zielony dywan, bez najmniejszej luki zaœcielaj¹cy ziemiк. Marynarz na oku gwizdn¹³ perliœcie. - Przystaс! - Zbroiж siк! - poleci³ natychmiast Wingetor, a dziesiкtnicy podchwycili jego komendк. Ktуryœ ju¿ z kolei raz, nie mog¹c oderwaж oczu, Folko gapi³ siк, jak Eldringowie nak³adaj¹ rynsztunek. S³oсce po³udnia pali³o niemi³osiernie, miejscowi przedk³adali nad ubranie luŸne, powiewne bia³e szaty; pу³nocny rynsztunek nie nadawa³ siк tu raczej, ale w ³adowniach do œwiadczonego tana, ktуry nieraz chadza³ na Odleg³e Po³udnie, znalaz³o siк wszystko, co potrzebne i na tak¹ okazjк. Doko³a przystani k³кbi³a siк chmara ludzi. Wygl¹da³o, ¿e Henna nie zamierza³ oszczкdzaж na przys³anej goœciom z Pу³nocy eskorcie. Samej tylko jazdy wojownikуw w mieni¹cych siк na s³oсcu d³ugich kolczugach i spiczastych stalowych he³mach Folko naliczy³ co najmniej setkк. Trzymaj¹c pionowo zdobione proporczykami kopie, zamarli w milcz¹cym groŸnym szeregu, gotowi w ka¿dej chwili run¹ж do ataku po³yskuj¹c¹ lawin¹... A doko³a nich zgromadzili siк ³ucznicy i procarze, oszczepnicy - prawie nadzy czarnoskуrzy wojownicy - i inni czarnoskуrzy - z d³ugimi w³уczniami, zwieсczonymi niezwykle szerokimi i wyd³u¿onymi grotami - niemal d³ugoœci mieczy. Nad sam¹ wod¹ siedzieli w siod³ach dwaj niscy - jeœli uwzglкdniж ludzkie miary - jeŸdŸcy, okryci wyzywaj¹co prostymi br¹zowymi opoсczami. Nikt nie oœmieli³ siк zbli¿yж do nich bli¿ej ni¿ na dziesiкж krokуw. - To w³aœnie ci, o ktуrych opowiada³em, po³уwieczku - da³ siк s³yszeж nad uchem hobbita skrzypi¹cy g³os. Garbus Sandello, uzbrojony od stуp do g³уw, podszed³ bezg³oœnie do burty i stan¹³ obok hobbita. - Oni zastкpuj¹ pastuchуw... tego ludzkiego stada, ktуre umiera z wrzaskiem „Henna!” na ustach... - S³ysza³em - odpar³ hobbit, nie odrywaj¹c spojrzenia od ludzi w br¹zowych opoсczach - ¿e dziesiкж lat temu... wielu umiera³o z wrzaskiem „Olmer!”. - Earnil - sprostowa³ garbus. - Nie Olmer. Armia zna³a go jako Wodza Earnila - nie pamiкtasz? - Co za rу¿nica? - Masz racjк... - Sandello odwrуci³ siк. Wczeœniej hobbit usi³owa³ ostro¿nie wypytaж niezbyt rozmownego garbusa, co siк dzieje na Wschodzie, jak siк maj¹ sprawy w Cytadeli i o inne takie rzeczy, ale natkn¹³ siк na mur milczenia. Najwierniejszy z wojownikуw Olmera opowiedzia³ tylko o jednej rzeczy. O swoim dziwnym, nieznanym na Zachodzie mieczu. - Czasami trafiali do nas do Cytadeli - opowiada³ - dziwni wojownicy, ktуrych skуra jest ¿у³ta, w³osy czarne, a oczy skoœne. ¯yj¹ oni na najbardziej wysuniкtym na wschуd skraju ziemi, gdzie nie siкga ju¿ wzrok W³adcуw Zachodu. Dysponuj¹ dziwnymi talentami i wiedz¹, dziwne s¹ ich cele i drogi, niepojкte dla nas, ktуrzyœmy wyroœli na drugim koсcu ziemskiego Widnokrкgu... Jakoœ tak pojawili siк w Cytadeli dwaj - m³ody ch³opak i starzec, odziani w ¿a³osne szmaty... Wszystko, co mieli, to para mieczy... i osobliwych w³уczni, ktуrych ostrza, szerokie i zakrzywione, by³y jak jatagany. M³ody za¿¹da³ - nie poprosi³, tylko za¿¹da³ - przydzielenia mu jakiejœ honorowej s³u¿by, oœwiadczywszy, ¿e weŸmie gуrк nad ka¿dym, kto do walki stanie... Przypadkowo by³ tam Berel, ktуry nie strzyma³ takiej bezczelnoœci, wyszed³ do pojedynku z nim... I omal nie pozby³ siк uszu. Zhaсbiony, targn¹³ siк na ¿ycie... Wtedy wyszed³em ja. - Garbus rozci¹gn¹³ wargi w czymœ, co mia³o byж uœmiechem. - D³ugo walczyliœmy... A ja nie mog³em go pokonaж. Ja, Sandello - nie mog³em! Ch³opak œmia³ mi siк w twarz. Ale i on nie mуg³ mnie raziж, chocia¿... kosztowa³o mnie to sporo trudu. Wtedy opuœci³em miecz i powiedzia³em, ¿e chcк byж jego uczniem. Ten bezczelny szczeniak znowu siк rozeœmia³. „Gdzie ci, stary! - rzuci³ mi w twarz. - Zrкcznie machasz tym swoim ¿elastwem, ale zaraz zobaczymy, co zrobisz, kiedy zacznк siк biж na serio!”. Zaatakowa³... i tym razem rzeczywiœcie zacz¹³em siк pociж. W koсcu... w koсcu potkn¹³em siк. On wykorzysta³ to... i przystawi³ mi miecz do piersi. Wtedy... pokaza³em mu, ¿e walczyж mo¿na nie tylko mieczem, ale i nogami, nawet jeœli s¹ to nogi garbusa. Odrzuci³em go, a kiedy w koсcu wsta³, to zrozumia³em, ¿e odt¹d bкdziemy walczyж na œmierж i ¿ycie. Mia³em parк no¿y... ju¿ zastanawia³em siк, czy nie powstrzymaж ch³opaka, rani¹c go w udo - gdy wtr¹ci³ siк jego stary towarzysz. Wszed³ miкdzy nas - raz, dwa, zamach, drugi - i ch³opak zosta³ bez broni, a starzec podszed³ do mnie i sk³oni³ siк: „Uczyni³eœ mu wielki honor, tak jak siк go okazuje mistrzowi. Prosi³eœ, by pozwoli³ ci byж jego uczniem. Odmуwi³, gdy¿ gniew zapanowa³ nad nim. Wybacz mojemu nierozs¹dnemu synowi! Jestem gotуw staж siк twoim nauczycielem...”. A kiedy siк rozstawaliœmy - podarowa³ mi to ostrze. Folko potrz¹sn¹³ g³ow¹. Sandello przypomnia³ sobie owo wydarzenie bardzo w porк. Na przystani by³o wielu ludzi, uzbrojonych w niemal takie same miecze i dziwne w³уcznie... Do garbusa podesz³a Tubala. Z ca³¹ pewnoœci¹ wymуg³ na niej s³owo, ¿e nie bкdzie atakowa³a hobbita i krasnoludуw. Ale czy zechce go dotrzymaж, kto to wie? - To tu? - Nie podarowawszy hobbitowi ani jednego spojrzenia, wojowniczka skinк³a g³ow¹, brod¹ wskazawszy brzeg. - Tu - potwierdzi³ Sandello. - Spe³nimy nasz obowi¹zek albo zginiemy. - A ci - pogardliwie spojrza³a na Folka - nie przeszkodz¹ nam? Bo jak tylko sprуbuj¹, to ja... - Mo¿e byœ mnie zapyta³a, co? - rozeŸli³ siк hobbit. Tubala przeszy³a go nienawistnym spojrzeniem. - Zemsta moja ciк dosiкgnie - syknк³a. - Gniew mуj wszystko pokona. - Nie wytrzymawszy, Folko odpowiedzia³ w podobnej manierze zapalczywej wojowniczce. Torin i Malec, ju¿ w rynsztunku, na wszelki wypadek podeszli bli¿ej. - Doœж! - rzuci³ lodowatym g³osem Sandello. - Mamy do wykonania wspуlne zadanie... Bкdziemy siк k³уcili, gdy zostanie zakoсczone. - Jakbyœ wszystko wiedzia³ o przysz³oœci! - prychn¹³ Ma³y Krasnolud. - Co wiem, to wiem - odparowa³ garbus. „Smoki” przybija³y do przystani. Wingetor, w paradnej zbroi, w otoczeniu œwity - potк¿nych dziesiкtnikуw - sta³ przy burcie. Ludzie w br¹zowych opoсczach jednoczeœnie unieœli nieuzbrojone rкce, jakby na znak pokojowych zamiarуw. - Nie spuszczaj z nich oka - jeszcze raz uprzedzi³ hobbita garbus. - Jeœli tylko zaczn¹ wywrzaskiwaж to swoje „Henna! Henna!” - wal w nich bez namys³u. Bo inaczej oni wykoсcz¹ nas. Folko uniуs³ brew: - Nie bкdк zabija³ bezbronnych. - G³upcze! - Przez policzek Sandella przemkn¹³ skurcz powstrzymywanego gniewu. - Bi³em siк z tymi gadami! Oni pкdz¹ ludzi na œmierж niczym byd³o do rzeŸni. - Powiedzia³em. - Folko wysun¹³ do przodu brodк. Garbus westchn¹³, milcz¹c pokrкci³ g³ow¹, ale ju¿ siк nie odezwa³. Burta „Rybo³owa” dotknк³a drewna przystani. Zaraz za ni¹ przybi³ „Skrzydlaty Smok”. Wingetor odwrуci³ siк - Farnak ze swoimi ju¿ siк zbli¿a³. Folko, Torin, Malec i Sandello z Tubal¹ skromnie trzymali siк z boku. Ich czas nadejdzie pуŸniej. Ludzie w br¹zowych szatach œpieszyli siк. Spotkanie z tanami odby³o siк w po³owie mola; wraz z Wingetorem i Farnakiem jako t³umacz poszed³ Ragnur. Zaleg³a cisza. Nie drgnк³y szeregi wojownikуw na brzegu; milczeli Eldringowie, gotowi w ka¿dej chwili wyci¹gn¹ж miecze i naci¹gn¹ж ³uki. Jeden z pos³aсcуw Henny powiedzia³ coœ; w rozmowie, nale¿a³o tak s¹dziж, pos³ugiwali siк haradzkim. Ragnur przet³umaczy³ - umyœlnie g³oœno, by ludzie na statkach te¿ us³yszeli. - Najpokorniejsi s³udzy œwietlistego Henny, ktуrym dozwolone zosta³o ca³owaж py³, po ktуrym przesz³y stopy jego, radzi s¹ powitaж odwa¿nych goœci z Morza! Odpowiada³ pos³aсcom Farnak jako starszy. - I my jesteœmy radzi powitaж was!... - Chcia³ dodaж coœ jeszcze, ale herold Henny przerwa³ mu, jak gdyby obawiaj¹c siк, ¿e nie zd¹¿y powiedzieж wszystkiego, co ma do powiedzenia. - Przybyliœcie tu niezaproszeni, ale nie ma to ¿adnego znaczenia. Jesteœmy radzi ka¿demu, kto chce otrzymaж b³ogos³awieсstwo Boskiego Henny. (Ragnur zaj¹kn¹³ siк na „boskim”, wyraŸnie nie mog¹c od razu przypomnieж sobie tego s³owa). Boski Henna jest gotуw przyj¹ж was. Jeœli chcecie zachowaж przy sobie broс - nie bкdziemy siк upieraж. Widz¹c na w³asne oczy Boskiego, odrzucicie sami wszystkie podejrzenia i staniecie w szeregach naszych wojownikуw. - Nie s¹dzк... - mrukn¹³ Malec. - I, przy okazji, skoro ju¿ zapraszaj¹ nas w goœcinк, to zamierzaj¹ mo¿e czymœ poczкstowaж? - W¹tpiк - zauwa¿y³ sceptycznie Torin. - Popatrz na tych w br¹zowych szatach - skуra i koœci! Ledwo ¿yj¹! Dmuchniesz, to odlec¹... Sandello tylko siк uœmiechn¹³, s³ysz¹c naiwne przechwa³ki krasnoluda. Maszerowali po udeptanej drodze. Farnak, Wingetor, Ragnur, Folko, Torin, Malec, Sandello z Tubal¹ i jeszcze dziesiкciu Eldringуw, takich mocarniejszych, wybranych przez samych tanуw. Pozosta³ym goœciom gospodarze zaproponowali tymczasem pobyt na statkach - co prawda na molo zaczк³y od razu podje¿d¿aж wozy z prowiantem. Oczywiœcie, nikt nie zamierza³ go dotykaж - co to za gwarancja, ¿e pos³aсcy sami go kosztowali! Mo¿e to by³y specjalnie znaczone kawa³ki... Uzbrojeni po zкby Eldringowie czekali. Farnak i Wingetor chcieli najpierw ukryж Sandella i Tubalк, pod pozorem, ¿e niby trwa na nich polowanie, i ¿e gdy tylko zausznicy Henny zrozumiej¹, ¿e to w³aœnie ci ludzie... Ale garbus tylko pokrкci³ g³ow¹: - Nie. To moja sprawa i muszк iœж do koсca. Ona - wskaza³ na Tubalк - te¿. Hobbitowi i jego druhom towarzyszy³ robi¹cy wra¿enie oddzia³ wojownikуw Henny. Jak zakomunikowa³ Ragnur, godnoœci obu wys³annikуw przek³ada³y siк z haradzkiego mniej wiкcej jak „obdarzeni moc¹ Œwiat³a” - „grar' le' on pros'g”. - Coœ jak tysiкcznicy - wyjaœni³ Khandyjczyk. Kwaterк g³уwn¹ Henny tworzy³ ogromny koczowniczy tabor. D³ugie szeregi namiotуw we wszystkich mo¿liwych kolorach, wœrуd ktуrych wyrу¿nia³ siк jedyny po³yskuj¹cy czystym z³otem. Tak wspania³a by³a praca tkaczy, ¿e po³y namiotu wydawa³y siк byж bardzo cienkimi, giкtkimi arkuszami szlachetnego metalu. - Skoro wszystko tu jest takie b³ogos³awione, to po co im tylu stra¿nikуw? - mrukn¹³ Folko pod nosem. Hobbit ws³uchiwa³ siк w siebie. Nie mia³ ju¿ ¿adnych w¹tpliwoœci - sta³ tu¿ obok serca i Ÿrуd³a tajemniczej Mocy. Tu, gdzieœ w pobli¿u, ju¿ nie by³a takim spopielaj¹cym wszystko ogniem. Wrкcz przeciwnie - miкkkim, ciep³ym œwiat³em, czu³ym i delikatnym. Co to za dziwna przemiana? Czy mo¿e wszystko zale¿y od tego, komu ta Moc jest podporz¹dkowana? Ale w takim razie - kim jest Henna? Niebiescy Magowie... czy te¿ inni S³udzy Valarow, pos³ani do walki z Sauronem... Czarni Numenoryjczycy... „Zreszt¹, zaraz sam to zobaczysz. Przypomnij sobie - d³ugo i bezskutecznie gania³eœ za Olmerem, œcigaj¹c go po ca³ym Œrуdziemiu... a teraz wszystko jest inaczej. Z przesz³oœci¹ ³¹czy ciк tylko jedno - znowu uzurpujesz sobie prawo do s¹dzenia i ferowania wyrokуw. Zobaczy³eœ, ¿e zmieni³ siк Eodreid... i postanowi³eœ ratowaж Œrуdziemie przed nowym zagro¿eniem. Wygl¹da na to, ¿e ratowanie staje siк twoim obowi¹zkiem... Oto, na przyk³ad - zobaczysz zaraz Hennк... znowu, tym razem w swoim ciele, a nie tylko duchem, wejdziesz do z³otego namiotu... i co uczynisz? Rzucisz siк, by go udusiж? Przypomnij sobie, jak ¿a³owa³eœ, ¿e nie zabi³eœ Olmera w jego w³asnym namiocie, niechby i za cenк w³asnego ¿ywota... Co, wszystko siк powtarza? Wystarczy ci zrкcznoœci, by z trzydziestu krokуw przebiж no¿em muchк... nie spud³ujesz. Ale czy jesteœ pewien, ¿e masz prawo tak po prostu zabiж tego cz³owieka? Przecie¿ to niewa¿ne, czy jego œmierж coœ zmieni, czy nie... Och, co za niebezpieczne myœli... W ten sposуb rozumuj¹c, mo¿na spowodowaж, ¿e rкce we w³aœciwym momencie zadr¿¹... Pewnie, bo chwilami s¹ m¹drzejsze od swojego w³aœciciela. Popatrz - czy ma coœ wspуlnego z upiorn¹ atmosfer¹ Mordoru? Czy to jest podobne do nieziemskiego Mroku, ktуry tak rwa³ siк do Szarych Przystani, poch³on¹wszy ju¿ duszк i cia³o Olmera, Krуla Bez Krуlestwa? Nie! Niezliczone legiony pierzastorкkich poleg³y w bitwie z Haradrimami, bitwie tak samo bezsensownej, jak i niepojкtej. No¿e rydwanуw... Jak mog³y one z tak¹ ³atwoœci¹ ci¹ж ludzkie cia³o? Jak ostre musia³y byж te ostrza? I Sandello... Co wlecze go tu, do serca P³omienia? Znalaz³ tu drogк. Po co?... Kim jest dla niego Tubala? Kim w ogуle ona jest i dlaczego tak bardzo chce wypruж ze mnie flaki? Co j¹ tu ci¹gnie? Czy tylko chкж zemsty? Czy?... Stra¿nikуw doko³a coraz wiкcej... Na garbusa i Tubalк zezuj¹ coraz czкœciej i wcale siк z tym nie kryj¹... Pojawi³ siк trzeci kurdupel w br¹zowych szmatach... coœ mуwi do tych, jak im tam... grarleonprosgуw... uf, jкzyk sobie mo¿na zwichn¹ж... A tu ju¿ namiot...”. Folko zmru¿y³ oczy - i z³ota miкkka pajкczyna sp³ynк³a naс, owinк³a, otuli³a, zasnu³a spokojnym b³ogim snem. „Oto i sam Henna... no to co... te¿ mi - popatrzymy sobie i pуjdziemy... i wszystko bкdzie dobrze... wszystko dobrze...”. Ocknij¿e siк! - wrzasn¹³ sam na siebie. - To pu³apka! Pu³apka!... Plac z dwoma ogniskami. T³umy stra¿nikуw wype³ni³y szczelnie przestrzeс doko³a. Ma³y Krasnolud rozgl¹da³ siк nerwowo i Folko zauwa¿y³, ¿e rкka Malca niespokojnie dotknк³a rкkojeœci. „Co oni... Co oni mуwi¹? ¯e nale¿y przejœж miкdzy dwoma ogniskami, ¿eby oczyœciж siк od z³ych pragnieс?... Mo¿emy przejœж... A teraz co? Zostawiж broс? To ju¿ gorzej... Ale - trzeba bкdzie... Co tam? A, Wingetor nakazuje œwicie, by zosta³a i pilnowa³a broni... S³usznie... Jakby siк coœ dzia³o - mo¿e zd¹¿ymy... Ale nie, nie zd¹¿ymy... O, ilu ³ucznikуw... Jeœli nie s¹ g³upi - naszpikuj¹ strza³ami, nie wdaj¹c siк w ogуle w bуj... Po³a siк odchyla... Dobra, wchodzimy!”. I - p³omieс po oczach! A poœrуd tego p³omienia - wznosz¹ca siк ku niebiosom postaж. Ca³a z ognia, z³otego, purpurowego, rudego; a w tym ognistym ¿ywiole wyrу¿niaj¹ siк dwa jeziora oœlepiaj¹cego Œwiat³a - oczy. Folko znikn¹³. Znikli jego towarzysze. Zniknк³o wnкtrze namiotu. Zniknк³o wszystko. To siк nie zdarza³o nawet w jaskini Wielkiego Orlangura. Tak. To by³a Prawda. To by³o Wielkie Œwiat³o, Œwiat³o Promieniste, Œwiat³o Niespotykane. Milczenie. S³owa nie s¹ ju¿ potrzebne. Przed ma³ym hobbitem, ktуry nie wiadomo w jaki sposуb zamieni³ chochlк i sekator na sztylet i miecz, by³ Prawdziwy W³adca. Doko³a nich - lœni¹cy œwiat, œwiat, w ktуrym nie zosta³o nic ¿yj¹cego, prуcz czystej Mocy. I Folko patrzy w oczy Pytaj¹cego. I nie znajduje ani s³уw, ani si³y, by siк sprzeciwiж. Tu nie u¿ywa siк s³уw. P³omieс wdar³ siк do duszy hobbita. G³кboko, g³кboko, a¿ do najskrytszych wspomnieс. Jakimi¿ teraz g³upimi i p³ytkimi wydawa³y mu siк jego zamiary i plany! „Zabiж”, „rozprawiж siк”, „zniszczyж”... Nie! S³u¿yж Mu - oto prawdziwe szczкœcie! „Stop. Czy ju¿ tak nie by³o, nie pamiкtasz? - nagle powsta³a inna, szydercza myœl. - Przypomnij sobie, jak sta³eœ przed Olmerem... W³aœciwie, to ju¿ nie przed Olmerem, lecz przed Tym, Kto zaw³adn¹³ nim... I wtedy te¿ la³y siк strumienie jasnego, bia³ego Œwiat³a... Wtedy te¿ zaw³adn¹³ duchem przejmuj¹cy, d³awi¹cy w gardle zachwyt... A potem odezwa³ siк g³os - g³os Olmera. «Zabij mnie!». I to zerwa³o kurtynк. A teraz? Mo¿e jednak otworzysz oczy?”. Spopielaj¹cy wszystko blask znikn¹³. Czyste, krystalicznie czyste Œwiat³o ust¹pi³o miejsca normalnemu œwiatu. Wewn¹trz z³otego namiotu na podwy¿szeniu sta³ wysoki, zupe³nie zwyczajny cz³owiek, ten sam, ktуrego Folko widzia³, gdy ostatnio skorzysta³ z pierœcienia Forwego. I ta sama czwуrka siedz¹cych szeregiem... O, ten, to chyba Boabdil... A co z reszt¹, z towarzyszami? „Jak ciк¿ko... Czujк siк, jakbym spogl¹da³ w s³oсce”... - Czy ty jesteœ Henna? - Skrzypi¹cy g³os Sandella zerwa³ s³odkie mira¿e. Nie okazuj¹c ¿adnego szacunku, garbus zrobi³ krok przed siebie. Pozostali, i krasnoludy, i Wingetor, i Farnak, i Khandyjczyk Ragnur - znieruchomieli w jakimœ dziwnym oszo³omieniu. Pewnie i Folko sta³ tak samo jeszcze kilka chwil temu... Sandello odezwa³ siк pierwszy, zmiataj¹c wszystkie oznaki czci. Przemуwi³ Henna, i nie by³ potrzebny t³umacz, by zrozumieж wypowiadane gromopodobnym g³osem s³owa. Niemniej jednak t³umacz - nie Ragnur, tylko jeden z czwуrki siedz¹cej w rzкdzie, po lewej rкce od najbli¿szego Hennie - zacz¹³ przek³adaж. Kwieciste, pochlebcze epitety Folko przepuszcza³ mimo uszu. - ...Ja, pokorny Saladin... („Jak to, przecie¿ chyba obiecywa³eœ, ¿e przyniesiesz g³owy elfickich potworуw? Przynios³eœ? Czy nie? A jeœli nie - dlaczego nie ugotowano ciк we wrz¹cym oleju?”)... okazano mi zaszczyt... donieœж do goœci mowк wielkiego, potк¿nego („I tak dalej!”)... Tak powiada Henna do goœcia swego: dlaczego naruszy³eœ pokуj w ziemiach moich? Wiadomo mi, ¿e z rкki twej pad³o niema³o moich wojownikуw, a ja, Saladin, dodam - drzyj przed wszechwiedz¹ i wszystkowidzeniem Boskiego! - Nie bкdк bawi³ siк z tob¹ w s³уwka, Henno. Wiem, ¿e mnie zrozumiesz. Przyszed³em zabraж to, co sobie przyw³aszczy³eœ. Odbiorк to, bo takie jest prawo silniejszego. - Sandello spokojnie post¹pi³ o krok, nie zwracaj¹c uwagi ani na podrywaj¹cych siк na rуwne nogi doradcуw Boskiego, ani na gniewnie chwytaj¹c¹ za sztylet rкkк samego Henny. Za garbusem niczym cieс przemknк³a Tubala. Zwariowa³! Zgubi nas wszystkich! - tylko zd¹¿y³ pomyœleж hobbit. Boski Henna coœ rykn¹³ - do namiotu ze wszystkich stron wali³y stra¿e - i ludzie, i pierzastorкcy. Nagle oszo³omienie znik³o, jakby zaklкcie skuwaj¹ce ich cz³onki straci³o moc. Sandello jednym ruchem wyci¹gn¹³ zza cholewy krуtki i cienki nу¿. Tubala bez polecenia rzuci³a siк na znajduj¹cego siк obok niej stra¿nika. Torin potк¿nym uderzeniem odrzuci³ na dziesiкж stуp najodwa¿niejszego z wartownikуw - mo¿e by³ to rуwnie¿ ten najmniej ostro¿ny. Farnak i Wingetor ustawili siк plecami do siebie, odpieraj¹c ataki; z zewn¹trz s³ychaж by³o krzyki i brzкk stali - dru¿yna tanуw star³a siк ze stra¿¹ Henny. „Wszystko by³o wczeœniej przemyœlane. - Folko usun¹³ siк z drogi potк¿nej maczugi. - Henna wszystko obliczy³ z gуry! Wiedzia³ wszystko... i o mnie, i o Sandellu... A my - daliœmy siк tak ³atwo podejœж”. W ruch posz³y arkany, a nie by³o czym ci¹ж gibkich rzemiennych pкtli. Pierwszy zosta³ powalony Farnak, za nim Wingetor. Lina owinк³a siк wokу³ ramion Torina, lecz potк¿ny tangar, rykn¹wszy z wysi³ku, jednym ruchem rozerwa³ pкtlк. Sandello, niczym œmiercionoœna czarna ¿mija, przemkn¹³ miкdzy wyci¹gaj¹cymi siк do niego rкkami. Jego krуtki nу¿ ju¿ zd¹¿y³ ³ykn¹ж krwi. Garbus rwa³ siк do Henny. Zostawiaj¹c skrawki odzienia na pami¹tkк tym, ktуrzy wczepiali siк w mego, w jednej chwili znalaz³ siк obok Boskiego. Folko, sprytnie unikaj¹c lec¹cych w jego stronк arkanуw, zd¹¿y³ zauwa¿yж k¹tem oka atakuj¹cego ju¿ miecznika. W prawej rкce trzyma³ nу¿, a w lewej przez mgnienie oka b³ysn¹³ z³oty okr¹g Talizmanu... W tej samej chwili opoсcza Henny rozchyli³a siк. Wisz¹cy na jego szyi kamieс, ktуry na pierwszy rzut oka wydawa³ siк szary i niepozorny, nagle rozjarzy³ siк od wewn¹trz. W jednej chwili zniknк³y niezgrabne i nierуwne jego krawкdzie; os³upia³y hobbit zobaczy³ najpiкkniejszy, z kiedykolwiek widzianych, skarb. To by³ brylant! Adamant najczystszej wody! W tysi¹cach powierzchni migota³o magiczne, lej¹ce siк z wnкtrza Œwiat³o. Sandello zachwia³ siк i znieruchomia³, jakby uderzy³ piersi¹ w niewidzialn¹ przeszkodк. Na pomoc mu skoczy³a Tuba la, ale jakiœ sprytny wartownik by³ szybszy i rzuci³ siк dziewczynie pod nogi. Torin, roztr¹ciwszy stra¿nikуw, w mgnieniu oka znalaz³ siк przy garbusie, lecz by³o ju¿ za pуŸno. Henna nie unosi³ r¹k, nie u¿ywa³ zaklкж ani czarуw. Po prostu pod garbusem ugiк³y siк nogi, run¹³ ciк¿ko i niezgrabnie na bok, a szaraсcza natychmiast go oblepi³a. „Wiкcej nie da siк ju¿ nic tu zrobiж. Uciekaj!”. Mimo ca³ej swej zrкcznoœci, w walce bez broni, bez - chocia¿by - kufla do piwa, hobbit nie by³ szczegуlnie groŸny. - Uciekaj, Folko! - da³ siк s³yszeж rozpaczliwy krzyk Malca. „Dok¹d?!” - omal nie wrzasn¹³ hobbit. Jednak¿e, kiedy uda³o mu siк przemkn¹ж pod ju¿ dopadaj¹cymi go ³apskami, z rozbiegu rzuci³ siк pod doln¹ krawкdŸ namiotu. Taka tkanina powinna szczelnie przylegaж do gruntu, ale hobbit mia³ po prostu niesamowite szczкœcie - po raz pierwszy chyba od czasu rozpoczкcia wyprawy. Przeturla³ siк pod p³acht¹... i znalaz³ na zewn¹trz. Doko³a namiotu wrza³a bitwa na œmierж i ¿ycie. Doœwiadczeni, silni i dobrze uzbrojeni Eldringowie walczyli z zaciek³oœci¹, ktуra powstrzyma³a nawet szturm wyborowych oddzia³уw stra¿y Henny. Folko pogna³ w kierunku swych towarzyszy. Bzyknк³a pierwsza strza³a. Wojownicy Henny wcale nie byli g³upi. Rzuciwszy siк na doœwiadczonych szermierzy- marynarzy, szybko zrozumieli, ¿e nie by³ to najlepszy pomys³. Lepiej wysun¹ж przed front ³ucznikуw - i spokojnie rozstrzelaж opornych Eldringуw. Po kolczudze przejecha³ ze zgrzytem krzywy miecz. Hobbit na moment straci³ rуwnowagк i zary³ nosem w warstwк py³u na ziemi. - Mistrzu Folko! Co siк dzieje? - wrzasn¹³ czarnoskуry Braldo, jeden z dziesiкtnikуw Wingetora, ktуrego hobbit pozna³ dawno temu w umbarskiej ober¿y tanуw. Olbrzym krкci³ m³ynka ogromnym m³otem bojowym, ulubion¹ swoj¹ broni¹. £ucznicy zbiegali siк ze wszystkich stron. Przemknк³a druga strza³a, trzecia, czwarta... Zostawiaj¹c zabitych i rannych, wojownicy Henny z wolna opuszczali plac boju... - Wynosimy siк st¹d! - machn¹³ rкk¹ hobbit. - Nie odejdziemy! - rykn¹³ Braldo, celnym uderzeniem mia¿d¿¹c pierœ zbyt powolnie wycofuj¹cemu siк stra¿nikowi. - Coœ ty? Przecie¿ tam jest nasz tan! Przed namiotem stali ju¿ ³ucznicy niczym ¿ywy k³uj¹cy mur. - Zaraz nas wystrzelaj¹! - wrzasn¹³ rozpaczliwie Folko, ale by³o ju¿ za pуŸno. Strza³y sypnк³y gradem ze wszystkich stron. Eldringowie mieli dobry rynsztunek, jednak nie mуg³ on powstrzymaж strza³y z bezpoœredniej odleg³oœci. Z przekleсstwem na ustach zwali³ siк jeden z odwa¿nych marynarzy, za nim drugi. Strza³a przeszy³a kolczugк Bralda i olbrzym, rykn¹wszy wœciekle, wyrwa³ j¹ z zalanego krwi¹ ramienia. Trzy czy cztery strza³y pos³ano do Folka. Mithril odbi³ je, ale i tak same uderzenia bola³y - strza³y by³y niemo¿ebnie ciк¿kie. - Za mn¹! - krzykn¹³ hobbit. Daremnie. Ocalali Eldringowie z chуralnym rykiem rzucili siк na odgradzaj¹cy ich od namiotu szereg ³ucznikуw. Przez chwilк Folko by³ sam... a za moment pad³a œmiertelna salwa. Ra¿ony kilkoma strza³ami olbrzym Braldo jeszcze trzykrotnie zakrкci³ swoim niszczycielskim m³otem, a ka¿dy zamach zabiera³ ze sob¹ ¿ycie pechowego wroga. Ale oto i ten groŸny wojownik run¹³ w py³ - g³owa jego natychmiast odciкta zosta³a bezlitosnym ciкciem... I wtedy Folko rzuci³ siк do ucieczki. Do tchуrzliwej, haniebnej ucieczki, poniewa¿ wybуr by³ jasny: albo umrzeж teraz i tutaj, albo sprуbowaж prze¿yж i ratowaж przyjaciу³. Przecie¿ nie zabijano ich, pкtano tylko, co znaczy³o, ¿e s³aba, ale jednak, nadzieja pozosta³a... - Hullahulalala! - Ca³a armia Henny pogna³a za hobbitem. Uciekaж! Nie biegnie, lecz frunie. Dziobnк³a w ramiк strza³a. Celnie strzelaj¹... Unik, skrкt, skrкt! Otwarte w krzyku usta, oszala³e wytrzeszczone oczy... i coraz silniejszy, pal¹cy duszк wewnкtrzny ogieс. Henna chyba posk³ada³ wszystko i ju¿ co nieco zrozumia³... Hobbit miota³ siк jak œcigany zaj¹c. Mithrilowa kolczuga w tej sytuacji mog³a uratowaж go co najwy¿ej od przypadkowej strza³y. Sztylet Otriny, miecz i ³uk ze strza³ami - tylko odsun¹ w czasie moment ostatecznej klкski. A on przecie¿ musi... Ledwie dysz¹c, Folko ju¿ za granic¹ obozu wbi³ siк w œcianк zaroœli. Za nim narasta³ tкtent koni. Ratunku nie by³o. Jednak na razie wrogowie nie pojкli, gdzie podzia³ siк ten zwinny niczym w¹¿ uciekinier, ale do odg³osu koсskich kopyt do³¹czy³o ju¿ ha³aœliwe ujadanie psуw. Sprawy przybra³y wiкc fatalny obrуt. Folko czu³, ¿e ju¿ nie jest w stanie zrobiж ani kroku. Jeszcze trochк i bкdzie go mo¿na schwytaж go³ymi rкkami. „Nie, ju¿ nie bкdк dalej ucieka³. Wybaczcie, bracia tangarowie, wybacz, Farnaku i Wingetorze... i ty, Sandello, te¿ wybacz... Pewnie myœlicie, ¿e mo¿e wyratuje was z opresji zrкczny hobbit, tak jak Bilbo wyci¹gn¹³ przyjaciу³ krasnoludуw z lochu Thranduila... a tymczasem zrкczny hobbit po prostu szykuje siк na œmierж...”. Zerwa³ z ramienia ko³czan, ukry³ siк za drzewem, uniуs³ ³uk. Dwa tuziny dobrych strza³... dobrych elfickich strza³... mia³ dziœ ze sob¹... wzi¹³ ze „smoka” w³aœnie te, jakby czu³... Jeszcze ma inne kupione u Radagasta, i nowsze - prezent od ksiкcia Forwego... Zacisn¹³ d³oс na drzewcu, staraj¹c siк wyrуwnaж oddech... Pierwszego napastnika zdmuchn¹³ z siod³a jak na turnieju strzeleckim - grot wpi³ siк ¿ar³ocznie w w¹sk¹ szczelinк pod podbrуdkiem jeŸdŸca. W ostatnim przedœmiertnym odruchu wojownik zamacha³ rкkami... cia³o jego zwali³o siк na ziemiк, pod kopyta w³asnego rumaka. Druga strza³a. I jeszcze jedna. Ale wojownikуw Henny dziœ nic nie powstrzyma. Konie skacz¹ ponad le¿¹cymi. Poœcig coraz bli¿ej...

Tego Samego Dnia I Prawie W Tym Samym Miejscu, Szary I Eowina - Wygl¹da, ¿e tam coœ siк dzieje - zauwa¿y³ Szary. - Œcigaj¹ kogoœ... Obуz Henny le¿a³ przed nimi jak na d³oni. Tutaj setnik powoli odzyskiwa³ utracon¹ pamiкж i stanowczo postanowi³ sobie, ¿e „nadrobi” stracony czas. Co prawda, Eowina nie potrafi³a wyobraziж sobie, jak mo¿na tego dokonaж... - O, patrz, kogoœ schwytali! - Szary z nieukrywanym zainteresowaniem czemuœ siк przygl¹da³. - Nie... no zobacz! Wy³oniwszy siк ze z³otego namiotu, ci¹gn¹³ osobliwy pochуd. Pod stra¿¹, powoli maszerowa³o kilku ludzi, jak mo¿na by³o przypuszczaж, jeсcуw. Dwaj wysocy, postawni mк¿czyŸni, dwie postacie niskie i barczyste nad podziw, szczup³a, raczej kobieca postaж - Szary uniуs³ brew - i, na koсcu, dziwnie wygl¹daj¹cy, mocno pochylony jeniec, z - chyba potwornie ciк¿kim - tobo³em na plecach... Oczy starego setnika nagle rozb³ys³y. Zniecierpliwiony strzeli³ palcami, jakby z³oszcz¹c siк na siebie samego, ¿e nie mo¿e przypomnieж sobie czegoœ niezwykle wa¿nego. Eowina widzia³a, ¿e Szary nie odrywa³ wzroku od z wolna oddalaj¹cej siк kolumny. - Poczekaj! - wyrwa³o siк jej. Mia³a pewne przypuszczenia. Ci dwaj niscy si³acze - czy to nie bracia tangarowie Torin i Malec? Twarzy, oczywiœcie, z tej odleg³oœci nie da siк rozrу¿niж... ale ci jeсcy tak przypominaj¹ krasnoludуw! A gdzie w takim razie mistrz Holbytla?! Czy mo¿e?... Serce jej zala³ ciek³y lуd. Szary, zak³opotany i spiкty, tar³ czo³o. - Musimy ich ratowaж! - Eowina zacisnк³a piкœci. - Kogo? Tych jeсcуw? Dlaczego musimy ich ratowaж? wzruszy³ ramionami Szary. - Czy¿byœ ich nie zna³?! Wydawa³o mi siк... - Mnie te¿... wydawa³o siк... Ale teraz mamy wa¿niejsze sprawy. - To s¹ moi przyjaciele! Krasnoludy! Torin i Strori! I mistrz Holbytla musi byж z nimi! Na pewno mnie tu szukali! W tym momencie dziewczyna nawet nie zdawa³a sobie sprawy, ¿e plecie bzdury... - Mistrz Holbytla? Albo... - Albo Folko Brandybuck! Hobbit z Shire! - Folko Brandybuck... - G³os Szarego nagle straci³ sw¹ dŸwiкcznoœж. - Tak... przypominam sobie... - Niespodziewanie jego rкka dotknк³a piersi, tam, gdzie - Eowina to widzia³a przecina³a skуrк niewielka, ale g³кboka szrama, jak¹ pozostawia wbity sztylet albo nу¿. - Musimy ich uratowaж! - Byж mo¿e. Ale najpierw muszк zrobiж to, co przygna³o mnie tutaj. A potem - jeœli s¹ moi - ja ich nie zostawiк - zakoсczy³ niezrozumiale dla Eowiny Szary. - A... co nas tu przygna³o? Wiem, zwrуcenie ci pamiкci... ale jak? - Wykonuj wszystko, co ci ka¿к. I Szary powrуci³ do obserwowania obozu.

Folko Nie zauwa¿y³, sk¹d wymknк³a siк strza³a, ktуra wybi³a z siod³a kolejnego jeŸdŸca. Jakby nagle zrodzi³o j¹ samo powietrze. Strza³a z bia³ym opierzeniem, wyciosana, wydawa³o siк, z lœni¹cego kryszta³u. Zaraz za pierwsz¹ przemknк³y, wyœpiewuj¹c sw¹ pieœс œmierci, inne; pкdz¹cy jeŸdŸcy znajdowali sw¹ zgubк w po³yskuj¹cych srebrem grotach. Dopiero gdy run¹³ dziesi¹ty z rzкdu wojownik, poddali siк i wycofali. Folko oszo³omiony rozgl¹da³ siк - to, co siк tu sta³o, zbyt przypomina³o cud, by mog³o byж prawd¹. I wtedy us³ysza³ znajomy g³os: - Oto i spotkaliœmy siк ponownie, mistrzu Folko! Trzymaj! Pytania zostaw na pуŸniej! Coœ rozwinк³o siк, na ramiona hobbita opad³a jakaœ miкkka, delikatna, mglista materia. Chwilк przedtem ku zaskoczeniu hobbita pojawi³a siк twarz ksiкcia Forwego! - Potem pytania i odpowiedzi! Teraz uciekamy! Wilgotny pу³mrok lasu wch³on¹³ ich, rozpuœci³ w sobie, stopi³ z szalonymi splotami ga³кzi. Gdyby ktуryœ z nich przytuli³ siк do drzewa - nie dojrzy go ¿adne oko. Opoсcze elfуw Avari by³y lepsze nawet od s³ynnych lorieсskich; znakomicie ukrywa³y zwiadowcк, wrуg mуg³ przejœж o krok od niego i nic nie zauwa¿yж... - Stуj nieruchomo! - szepn¹³ ksi¹¿к. Zamarli, przytuliwszy siк do pomarszczonej kory jakiegoœ leœnego olbrzyma. Napotkawszy nieoczekiwany, zaciek³y i skuteczny opуr, jeŸdŸcy Henny byli teraz m¹drzejsi i ostro¿niejsi; ka¿dy cieс wydawa³ im siк byж owym zaczajonym ³ucznikiem, ktуry tak pewnie razi³ ich i towarzyszy, znajduj¹c najmniejsz¹ szczelinк w zbroi... Dziwne, ale straci³y trop czujne psy; skowycz¹c i podwijaj¹c ogony, krкci³y siк w jednym miejscu, jakby przeklкty uciekinier poszybowa³ prosto w niebiosa!... Po d³u¿szej chwili poœcig przemieœci³ siк w inne rejony lasu. Szczekanie psуw ucich³o; zarzuciwszy tarcze na plecy, na ugiкtych kolanach, jeŸdŸcy starali siк mo¿liwie szybko wynieœж z zaczarowanych zaroœli. - Oto spotkaliœmy siк znowu, Folko, synu Hemfasta! Forwe uœmiechn¹³ siк szeroko. - W szczкœliwej godzinie. - Wyci¹gn¹³ rкkк. - Witam wysoko urodzonego... - zacz¹³ Folko, ale elf nieoczekiwanie klepn¹³ go w ramiк. - Przestaс, jesteœmy na wojnie. A mo¿e ona byж jeszcze straszliwsza ni¿ z Olmerem. - Ksi¹¿к!... Ale... sk¹d siк tu wzi¹³eœ?! I... Czy wiesz coœ o Torinie i innych? - Po kolei, przyjacielu mуj, po kolei. - Forwe odrzuci³ do ty³u kryj¹c¹ twarz maskк z siatki. Miкkko lœni³ zielonkawy kamieс na obrкczy okalaj¹cej czo³o. Czas nie zostawi³ najmniejszego œladu na piкknym obliczu ksiкcia - mo¿e tylko na dnie oczu osiedli³ siк niemo¿liwy do usuniкcia smutek. - Sk¹d siк tu wziкliœmy? £atwo na to odpowiedzieж. Nie tylko ty poczu³eœ, ¿e sk¹dœ z Po³udnia leje siк dziwne i straszne Œwiat³o, niemaj¹ce nic wspуlnego ze œwiat³em, do ktуrego ju¿ przywykliœmy. W Wodach Przebudzenia wszyscy siк zaniepokoili. Tak¿e w Ksiкstwie Œrodka. Wyruszy³o kilka oddzia³уw zwiadowczych, mуj jest jednym z nich. S¹dzк, ¿e ucieszysz siк ze spotkania z niektуrymi spoœrуd starych znajomych. - Czy¿by Amrod, Maelnor i Bearnas? - wyrwa³o siк hobbitowi. - Oczywiœcie. Jak mуg³bym siк bez nich obejœж?... Ojciec i dziad byli przeciwni mojej wyprawie, ale upar³em siк. Sprawa jest powa¿na... Jednak¿e nigdy byœmy tak szybko nie znaleŸli serca tego ognia, gdyby nie twуj stary znajomy, a mianowicie - garbus Sandello. Wyœledziliœmy go... i spotkaliœmy obok Kamienia Drogi. - Co to jest? - Kiedyœ ci opowiem. Tak wiкc, kiedy wartownicy, pe³ni¹cy s³u¿bк na granicach Cytadeli Olmera, zameldowali, ¿e garbus samotnie wyruszy³ na Po³udnie, od razu pomyœla³em, ¿e sprawa nie jest czysta. Podejrzewaliœmy, ¿e Sandello, odwieczny i wierny towarzysz Krуla Bez Krуlestwa, te¿ nauczy³ siк wyczuwaж niewidzialne... A poza tym - wzi¹³ ze sob¹ Talizman i... i czarne ostrze, ktуre nosi³ Olmer. Spotkaliœmy siк ze starym miecznikiem. Zaproponowa³em mu, byœmy zapomnieli o przesz³oœci, ale... on siк nie zgodzi³. Wtedy uczciwie uprzedzi³em go, ¿e bкdzie œledzony i nie uwolni siк od nas ani nie oszuka. Garbus czu³ nasz oddech na plecach... ale szed³ dalej. Wraz z pewn¹ bardzo dziwn¹ wojowniczk¹, Tubal¹, przebili siк przez zapory Taregуw - bo tak siк zwie narуd Henny i ruszyli dalej na wschуd, po po³udniowej stronie Grzbietu Hlawijskiego. Œcigano go zaciekle, ale on za ka¿dym razem potrafi³ siк oderwaж, walcz¹c tak, ¿e nie mogliœmy wyjœж z podziwu. A jeszcze bardziej zdumia³a nas nieprawdopodobna, nieludzka si³a Tubali. W³ada mieczem, ktуry z trudnoœci¹ uniуs³by najmocniejszy wojownik. Œledziliœmy garbusa przez ca³y czas, a¿ do chwili, kiedy wzi¹³ go na pok³ad wasz okrкt na Kamionce, jak zw¹ tк rzekк Eldringowie... Tak wiкc nie dziw siк, ¿e przybyliœmy ci na pomoc - sam Los nas tu sprowadzi³. - Dziкkujк - powiedzia³ szczerze Folko. - Wam zawdziкczam... - Zostawmy to - machn¹³ rкk¹ ksi¹¿к. - Ca³e Œrуdziemie winno ci podziкkowaж - gdyby nie twoja klinga, Olmer odniуs³by ca³kowite zwyciкstwo i jeden Eru wie, co sta³oby siк wtedy z naszym œwiatem! Hobbit wzruszy³ ramionami. Ostatnio nawet ju¿ myœla³, ¿e mocarstwo Olmera, byж mo¿e, by³oby lepsze ni¿ trwaj¹ce nieprzerwanie wyniszczaj¹ce wojny, ktуre nie koсcz¹ siк w Eriadorze. Ale g³oœno, oczywiœcie, tego nie powiedzia³. - Powiedz lepiej, czego uda³o ci siк dowiedzieж! - poprosi³ elf. - Zapewne bкdzie to jeszcze d³u¿sza opowieœж ni¿ ta o Kamieniu Drogi - wzruszy³ ramionami Folko. - Na dodatek nie to jest w tej chwili najwa¿niejsze. Torin, Malec i inni moi towarzysze - a przy okazji: Sandello i Tubal¹ te¿ - trafili w ³apy Henny. Mnie siк uda³o cudem uciec... a potem ocali³a mnie twoja zrкczna rкka, ksi¹¿к. Wed³ug mnie nale¿y przede wszystkim ratowaж jeсcуw, a potem bкdziemy gadaж o sprawach wy¿szych! Ksi¹¿к skin¹³ g³ow¹: - Masz racjк, mуj drogi przyjacielu. Hej, Maelnorze! Elf wojownik jednym p³ynnym, bezg³oœnym ruchem znalaz³ siк przy nich. Wydawa³o siк, ¿e to po prostu o¿y³o drzewo, niezbyt wysoki m³ody ent albo huorn - tak udane by³o maskowanie. - Jestem, mуj ksi¹¿к! Cieszк siк, ¿e widzк ciк w zdrowiu, przyjacielu Folko! - Bкdziesz musia³ przedostaж siк do obozu Henny. Zmieс opoсczк z lasu na step. - Idк z nim! Nie powiesz, ksi¹¿к, ¿e hobbici s¹ g³oœniejsi od elfуw? - Nie powiem - uœmiechn¹³ siк ksi¹¿к Opornych. - IdŸcie razem. Musimy dowiedzieж siк, gdzie s¹ przetrzymywani jeсcy, byœmy mogli uderzyж w nocy! Dobrze by by³o zdobyж konie... Mamy, co prawda, swoje, ale na d³u¿sz¹ drogк przyda³yby siк luzaki... - Konie - to inna sprawa - zauwa¿y³ Maelnor. - Dobrze, by Bearnas z innymi ruszy³ i zdobyli z dziesiкж, najlepiej z uprzк¿¹. Przypuszczam, ¿e druhowie Folka raczej nie s¹ przyzwyczajeni do naszego sposobu jazdy... Elfy od wiekуw nie korzysta³y ani z uzdy, ani z siode³. Koс te¿ mo¿e sprawiж, ¿e bкdzie siк na nim jecha³o lepiej, ni¿ siedzia³o w wygodnym fotelu - tak mawiali Pierworodni. - Masz racjк - skin¹³ g³ow¹ Forwe. - Wydam dyspozycje. A wy ju¿ idŸcie! Pуki poœcig bкdzie przeczesywa³ lasy, nikomu nie przyjdzie do g³owy szukaж uciekiniera w obozie Henny... - Ruszamy, przyjacielu. - Maelnor uœmiechn¹³ siк do hobbita. - Jestem rad, ¿e znowu stanкliœmy obok siebie!... - Ja te¿. - Folko uk³oni³ siк ceremonialnie. - Poœpieszmy siк! Co najjaœniejszy ksi¹¿к powiedzia³ o tym p³aszczu? - O p³aszczu? A, p³aszcz - potrafi przyjmowaж rу¿ne kolory. W nim ³atwo mo¿esz udaж kкpkк na rуwnej ³¹ce czy garb na stepie, czy zwiniкt¹ po³к namiotu. Wczeœniej nie mieliœmy takich, potrzeba matk¹ wynalazkуw!... - Potrzeba? - zapyta³ hobbit. Szli przez las ku rosn¹cym na jego brzegu zaroœlom, gdzie zaczyna³o siк miasteczko namiotуw. - Czкsto walczyliœcie od czasu, gdy by³em w Wodach Przebudzenia? - Zdarza³o siк - skin¹³ nieznacznie g³ow¹ elf. - Ale najwa¿niejsze - po Wojnie z Olmerem, Wielki W³adca, dziad naszego ksiкcia... pos³ucha³ rad m³odszych. Przedtem zbyt wiele czasu poœwiкcaliœmy na œpiewy, na rozprawianie o piкknych i nieziemskich sprawach, za bardzo pogr¹¿yliœmy siк w interesuj¹cych, ale oderwanych od rzeczywistoœci rozmyœlaniach... To jest, oczywiœcie, potrzebne, wrкcz konieczne do ¿ycia, ale nie mo¿na ca³kowicie oddaliж siк od Œwiata rzeczywistego. Mimo naszej magii! Owszem, nikt teraz nie ma dostкpu do Wуd Przebudzenia, ale my wiemy ju¿, ¿e nie mo¿na tworzyж piкkna tylko dla siebie, nie wolno odwracaж siк z pogard¹ od wojen i niedoli, ktуre dotykaj¹ уw nieszczкsny Œwiat poza kryszta³owymi œcianami naszych w³oœci... A ¿eby wejœж do tego Œwiata i nie gin¹ж niepotrzebnie, potrzeba rynsztunku i broni... I opoсcze, takie jak mamy teraz, te¿ s¹ przydatne. Obecnie dobry tkacz, ktуry potrafi nie tylko utkaж opoсczк, ale dodaж do niej silne czary, jest szanowany i ceniony nie mniej ni¿ dobry minstrel! Dawniej nie by³o tego w naszym Œwiecie! I nie wszystkim to siк podoba... Ale my jesteœmy z domeny Forwego, z jego oddzia³u, i nikt z nas nie chce siedzieж w pa³acu Wiecznego W³adcy... Kocham przestrzeс i powietrze, Folko! Duszк siк za murami, nawet jeœli s¹ to mury magiczne i nie stoj¹ na drodze ani wiatrom, ani œwiat³u. Och, coœ siк rozgada³em... Idziemy na zwiad, a rozmawiamy o sprawach wiecznych. - Rozeœmia³ siк cicho. - Zgadza siк - odpar³ Folko. - Patrz, przeœwit. Dalej ju¿ jest otwarta przestrzeс! Pe³zniemy? - Myœlк, ¿e trzeba bкdzie. Jeden pe³znie, drugi os³ania. Kierujmy siк na tamten namiot!... Lepiej by by³o w nocy, ale skoro tak wysz³o... - Kto wie, mo¿e ich strac¹ o zmierzchu - zauwa¿y³ ponuro hobbit, przyklкkaj¹c. - Nie mo¿emy czekaж! Maelnor zapi¹³ opoсczк i zrкcznie u³o¿y³ siк obok hobbita. - No, pe³zniemy! Poszli. Mimo ¿e zacz¹³ siк paŸdziernik, trawa by³a soczysta i zielona. Posuwali siк na zmianк - pуki jeden obserwowa³ drugi par³ do przodu. Potem zmieniali siк rolami, nie oddalaj¹c zbytnio od siebie. Bez trudu dotarli do stoj¹cego z brzegu namiotu, ukryli siк za nim. Folko ze zdziwieniem zauwa¿y³, ¿e jego okrycie zla³o siк z tkanin¹ samego namiotu - nie da³o siк ich odrу¿niж. - Widzisz teraz? - powiedzia³ elf, nie bez przechwa³ki w g³osie. - No, ruszajmy! Skokami! Kwaterк G³уwn¹ Boskiego Henny wype³niali ludzie. Byli tam i czarnoskуrzy, i pierzastorкcy, i orlonosi Taregowie o smag³ych obliczach, i jeszcze jacyœ inni, nieznani... Dziwnie i rу¿norodnie uzbrojeni, w jaskrawych odzieniach; ma³o kto mia³ pancerz czy kolczugк. Co prawda, Folko te¿ by nie wytrzyma³ w swojej kolczudze, gdyby by³a ze stali, a nie z mithrilu... Skradaj¹c siк, krуtkimi skokami, zwiadowcy przedostali siк bli¿ej do centrum obozu. Niekiedy przysz³o d³ugo czekaж pуki nie zwolni³a siк droga. Jednak¿e im dalej, tym trudniej by³o siк poruszaж, w koсcu szlak ca³kowicie zosta³ zamkniкty. - Musimy inaczej - szepn¹³ do Maelnora hobbit. - Musimy wstaж i iœж, jak gdyby nigdy nic. Ci, ktуrzy siк nie kryj¹, nie wzbudzaj¹ podejrzeс... - Chyba nic innego nam nie pozostaje - zgodzi³ siк elf. Stra¿nicy byli niemal przy ka¿dym namiocie. Maelnor wyci¹gn¹³ d³onie nad opoсczк hobbita, mrukn¹³ coœ cicho, rozgl¹daj¹c siк na boki - i okrycie Folka nagle nastroszy³o siк, zmieni³o kolor, upodabniaj¹c hobbita do snuj¹cych siк po obozie wojownikуw. Oczywiœcie, uwa¿ne czujne oko, przyjrzawszy siк, wykry³oby maskowanie, ale nie mo¿na by³o unikn¹ж ryzyka. Z zatroskanymi minami, nie rozgl¹daj¹c siк na boki, pomaszerowali w g³¹b obozu. Manewr uda³ siк znakomicie - szeregowi stra¿nicy nawet nie popatrzyli w ich stronк, a dowуdcy, jak nale¿a³o przypuszczaж, niechкtnie chodzili po terenie. Folko i Maelnor bez przeszkуd dotarli do pamiкtnego placu przed namiotem Henny. Ci¹gle p³onк³y tu dwa ogniska; cia³a zabitych uprz¹tniкto, plamy krwi zosta³y posypane œwie¿ym piaskiem. Namiot otacza³ potrуjny pierœcieс stra¿y. - Nie rozgl¹daj siк! - szepn¹³ hobbit. - Usi³ujк zlokalizowaж Torina... dowiedzieж siк przynajmniej, czy ¿yj¹... Elf skin¹³ g³ow¹. Minкli placyk, ponownie zanurzyli siк w labiryncie namiotуw i daszkуw. „Na pewno musieli ich ukryж gdzieœ w g³кbi. Henna nie zadowoli siк zwyk³ym namiotem. Loch, jeœli nawet tu jakiœ ma, to chyba nie g³кboki... pewnie raczej coœ w rodzaju wykopu... zas³oniкty od gуry... Szukaj, hobbicie, szukaj!”. Ale pamiкta³ Folko rуwnie¿ i o zagadkowym kamieniu na piersi w³adcy. Czy nie on w³aœnie promieniuje tym szalonym p³omieniem? Wydaje siк, ¿e tak, chyba tak... Adamant... Adamant Henny... z powodu ktуrego przela³o siк ju¿ tyle krwi, ¿e nie œni³o siк nawet Olmerowi! Zwiadowcy mieli szczкœcie. Przemierzywszy obуz od kraсca do kraсca, z powodzeniem unikn¹wszy czujnych spojrzeс stra¿nikуw i doœж bezceremonialnej goœcinnoœci Taregуw, znaleŸli to, czego szukali. Pomуg³ im Malec. W niewoli Ma³y Krasnolud roz³adowywa³ napiкcie w ten sposуb, ¿e przeklina³ we wszystkich znanych sobie jкzykach - Wspуlnej Mowie, rohaсskim, narzeczu Beorningуw, mieszkaсcуw Krуlestwa £ucznikуw, nie gardz¹c nawet s³ownictwem z Czarnej Mowy. Kl¹³ nieustannie, tworz¹c niewyobra¿alne kombinacje - tak ¿e od czasu do czasu s³ychaж by³o protesty oburzonej Tubali. Jedn¹ z takich tyrad us³yszeli w³aœnie Folko i Maelnor. - Nie zapominaj, g³¹bie nieokrzesany - jestem dam¹! wrzeszcza³a Tubala. Namioty w tym miejscu by³y ustawione w kr¹g. Przestrzeс miкdzy nimi zosta³a wydeptana do cna, na œrodku ustawiono p³ot, nie dla zapobie¿enia ucieczce jeсcуw, lecz dlatego, ¿e napierali swoi ludzie. Za p³otem przechadza³a siк szуstka stra¿nikуw z obna¿onymi mieczami. Nieopodal nudzi³y siк dwie pary ³ucznikуw, rуwnie¿ przydzielonych do ochrony jeсcуw. Na œrodku placu Folko zobaczy³ okr¹g³¹ dziurк w ziemi, przes³oniкt¹ gкst¹ drewnian¹ krat¹ z grubych, okorowanych bali. Miкdzy nie z trudem wsunк³aby siк nawet szczup³a rкka hobbita. Doko³a p³otu zebra³o siк mnуstwo gapiуw. Folko musia³ znaleŸж sposуb, by choж pobie¿nie obejrzeж wejœcie do wiкzienia. - Wszystko jasne, wracajmy - rzuci³ szeptem Maelnor. Zapamiкta³em wszystko. W nocy wrуcimy tu. Sprawa nie bкdzie trudna. Stra¿nikуw - strza³ami... wiкŸniуw wyci¹gniemy linami. Wracamy!...

Szary I Eowina - Kiedy wzejdzie ksiк¿yc... - rzuci³ Szary i urwa³. Odwrуci³ siк na plecy i przes³oni³ zmкczone oczy d³oni¹. - Dzisiaj w nocy - doda³, nie koсcz¹c. - A jutro, jeœli wszystko siк uda - u naszych stуp legnie ca³e Œrуdziemie. Chcesz tego, co? Podbijк ca³e Œrуdziemie i rzucк ci do stуp. - O czym ty mуwisz? - Eowina patrzy³a na setnika szeroko otwartymi ze strachu oczami. Nie, on naprawdк oszala³... ¯eby takie rzeczy wygadywaж... - Myœlisz, ¿e zwariowa³em? - Znu¿ony, odruchowo potar³ czo³o. - Rozumiem ciк, rozumiem... Staruch z utracon¹ pamiкci¹, be³koc¹cy o w³adzy nad Œrуdziemiem! Œmieszne... oczywiœcie, ¿e œmieszne. Mnie te¿ by to rozbawi³o. Ale o wiele œmieszniejsze jest to, ¿e moje s³owa s¹ prawdziwe. Tak, tak, Eowino - wszystko, co us³ysza³aœ, to czysta prawda! Kiedy mуwiк, ¿e mogк podbiж Œrуdziemie - tak w³aœnie jest. Temu ba³wanowi Hennie uda³o siк przej¹ж potworn¹, niewyobra¿aln¹ Moc... Moc, ktуra przysz³a z tak odleg³ej przesz³oœci, ¿e nawet elfy o niej zapomnia³y! Nie wie, g³upiec, jak tк Moc wykorzystaж... Wystarczy³o mu pomys³u tylko na to, by wys³aж nieszczкsnych pierzastorкkich na rzeŸ... Teraz ja przejmк Serce Wielkiej Mocy. Przywrуci mi ono pamiкж... - Nagle uœmiechn¹³ siк, lecz by³ to uœmiech pe³en goryczy, zmкczenia i smutku. - A w³aœciwie - po co? Z przyjemnoœci¹ podbi³bym Œrуdziemie... uczyni³bym ciк krуlow¹... i wrуci³bym do tego cienia, z ktуrego wyszed³em. Do Morza, ktуre mnie odrzuci³o... Nie wiem, kim by³em. Mogк siк tylko domyœlaж... zwa¿ywszy na sposуb, w jaki w³adam mieczem. Ciekawe, jakie otch³anie otworz¹ siк przede mn¹, gdy ca³kowicie wrуci mi pamiкж? Przecie¿ by³y tam i strach, i lкk, i bуl - lecz tego siк nie obawiam. Tam by³a te¿ krew - ale czy ¿ycie nasze nie jest okrutne ju¿ od urodzenia? By³o tam rуwnie¿ coœ ciemnego, niekszta³tnego, strasznego... ja... walczy³em... z tym... i, jak mi siк wydaje, przegra³em. Ale chcк sprуbowaж jeszcze raz! Chcк us³yszeж, jak trzaœnie krtaс mego wroga pod naciskiem mych r¹k! Nigdy nie przegrywa³em - a wtedy przegra³em! Nie mogк tego znieœж! Rozumiesz? - Rozzumiem - wykrztusi³a Eowina. Dziewczyn¹ znowu zaw³adnк³a potк¿na wola tego cz³owieka, wola, ktуra nios³a ich gdzieœ przed siebie, do ostatniej walki z nie wiadomo kim. Teraz Szary t³uk³ siк o prкty niewidzialnej klatki, ale m³oda Rohanka czu³a: jeœli te niewidzialne mury upadn¹, to Szary siк zmieni. Ca³kowicie. Zniknie Szary, prosty rybak, niewolnik Wielkiego Tcheremu. Kto go zast¹pi? Czy¿by naprawdк wielki zdobywca, ktуry pchnie ca³e Œrуdziemie w po¿ogк wyniszczaj¹cej wojny? Zrodzi³o siк mocne jak rohaсska stal, jak upуr m³odego rohaсskiego rumaka przekonanie: „Muszк mu przeszkodziж! Prawd¹ jest, ¿e uratowa³ mnie, ale to szaleniec. Potrzebny jest mu dobry lekarz i troskliwa opieka. Serca, o ktуrym przez ca³y czas gada, nie powinien zdobyж! Jeœli bкdzie do tego d¹¿y³, to dostanie je po moim trupie!”. Szary tymczasem le¿a³ spokojnie, milcza³, uwa¿nie przygl¹daj¹c siк swojej towarzyszce. Potem odezwa³ siк ponownie: - Nie œpieszmy siк. Ja rozumiem, ¿e ka¿da z was, ktуr¹ obdarzono imieniem Eowina, przez ca³e ¿ycie w tajemnicy marzy o tym, by spotkaж swego Wodza Nazguli... spotkaж i pokonaж go, dorуwnuj¹c w ten sposуb swojej wielkiej imienniczce... Ale nie s¹dŸ pochopnie! Nie œpiesz siк nazywaж mnie szaleсcem! Czy przez ca³y czas, od kiedy wкdrujemy razem, nie udowodni³em, ¿e tak nie jest? Dziewczynie jкzyk przywar³ do podniebienia, nie mog³a wykrztusiж ani s³owa. Wszechwiedza i przenikliwoœж tego cz³owieka dos³ownie wstrz¹snк³y ni¹. Czyta³ w jej myœlach jak w otwartej ksiкdze. - Boisz siк mnie - powiedzia³ w koсcu Szary z wyrzutem. - Chyba nie uwa¿asz, ¿e mogк przenikn¹ж do twego umys³u? Zapewniam ciк, ¿e tak nie jest. Po prostu nie sprawia mi ¿adnego trudu odgadniкcie, o czym w tej chwili myœlisz... A zreszt¹ wy, z Rohanu, nie potrafiliœcie nigdy ukrywaж swoich zamys³уw. Jesteœcie proœci jak drzewce kopii!... Dlaczego wуwczas nie byliœmy razem?... - powiedzia³ nagle, ni w piкж, ni w dziewiкж, jakby pyta³ sam siebie. - Ale doœж. Eowino, masz swoj¹ szablк. Przysiкgam na swoje jeszcze nieodkryte imiк nie bкdк siк broni³, jeœli uznasz, ¿e trzeba mnie zabiж. Odda³bym ci mуj miecz, lecz tej nocy mi siк przyda, wybacz, wiкc. A potem... Czujк, ¿e stojк o krok od Wielkiej Mocy. Nie mogк siк myliж - czy nie wyrwa³em ciк z p³omieni? Tak, wiкc... Pomyœl - mo¿e bycie krуlow¹ Œrуdziemia nie jest z³ym losem dla dumnej cуry Rohanu? Eowina milcza³a. Ca³ym sercem wierzy³a, ¿e Szary nie k³amie. Mуwi³ prawdк, byж mo¿e nigdy nie zdoby³ siк na tak¹ szczeroœж, niewa¿ne - w tym ¿yciu czy w tym poprzednim. Otwiera³ przed ni¹ ciemne otch³anie swojej duszy, gdzie k³кbi³ siк nieprzenikniony czarny dym bуlu, gniewu i strachu. Nie ukrywa³ niczego. Domyœla³a siк, ¿e nawet jeœli nie uda im siк zaw³adn¹ж owym tajemniczym Sercem Mocy, to i tak Szary nigdy ju¿ nie bкdzie z ni¹ rozmawia³ w ten sposуb. W najlepszym razie - obdarzy j¹ zimnym uœmieszkiem. Bкdzie natomiast zwyczajny, otwarty, nawet czu³y - dla innych. Ale z ni¹, z ni¹, ktуra widzia³a go takim, jakim jest w tej chwili - nigdy! Dlatego wykupuje siк, proponuj¹c najwy¿sz¹ cenк, jak¹ mo¿e zaoferowaж œmiertelnik. Nie swoje ¿ycie, bo co tam - ¿ycie! Zdarza siк, ¿e i ¿a³osny tchуrz, czerpi¹c si³y z w³asnego strachu, wbija w siebie sztylet. Nie - Szary chce oddaж to, co wy maga ¿elaznej woli, wielkiej si³y i nieopisanego okrucieсstwa, to coœ, co wzbudzi wœciek³oœж i gniew Valarow. Milczenie przeci¹ga³o siк. Zreszt¹ - wcale nie by³o mкcz¹ce. Szary czeka³, czeka³ spokojny. A Eowina rozumia³a, ¿e od jej decyzji nic ju¿ nie zale¿y, ¿e naprawdк zosta³o jej tylko jedno - zabiж tego cz³owieka, poniewa¿ nie da siк go ju¿ powstrzymaж w inny sposуb. Bo on pуjdzie dalej, nie bacz¹c na nic. Nie przeszkodz¹ ani strza³y, ani w³уcznie wrogуw - pokona wszystko, wykorzystuj¹c tк œlep¹, niszcz¹c¹ Moc, ktуra ju¿ uwi³a gniazdko w jego duszy. Pуjdzie po trupach. A skoro tak - Eowina powinna go zabiж. Powinna, cokolwiek siк stanie. Nie bacz¹c na to, ¿e ma dopiero piкtnaœcie lat. Zreszt¹, jej rкce i tak ju¿ s¹ splamione krwi¹... „Ale to co innego! Rкce splamione krwi¹?! Krwi¹ pierzastorкkich, ktуrych zabija³aœ, ¿eby ocaliж w³asne ¿ycie! A teraz zamierzasz s¹dziж Szarego!”. - Uspokуj siк, dziewczyno. - Stary setnik wsta³. - To wszystko tylko wydaje siк okropne. Nie drкcz siebie. Powiadam ci - nie bкdк siк broni³. Zabijesz mnie, jeœli uznasz za konieczne. Powiem wiкcej - sam ciк bкdк prosi³ o œmierж... jeœli zobaczysz, ¿e Serce Mocy, do ktуrego d¹¿к, zmienia mnie, robi ze mnie... robi ze mnie coœ potwornego. Oczywiœcie s³ucha³aœ bajek, w ktуrych bohaterka winna by³a zabiж ukochanego, by uchroniж go przed znacznie gorszym losem? Tak wiкc b¹dŸ gotowa zrobiж to w³aœnie teraz. Wiadomo, ¿e nie jestem twym ukochanym, ale mi wszystko... Uszanujesz moj¹ proœbк, prawda? Eowina zdoby³a siк na milcz¹ce skinienie g³ow¹. - No i œwietnie. Wierzк w to bardziej ni¿ w jakieœ wymyœlne przysiкgi. - Wyszarpn¹³ z pochwy miecz i zacz¹³ ostrzyж klingк. - Nie stуj tak bezczynnie! SprawdŸ swoj¹ szablк. Nie powinna ciк dziœ zawieœж. Zawierzasz jej swe ¿ycie. Dawaj, dawaj - sprawdzaj! Mam dla ciebie kamieс szlifierski. Zajmij siк czymœ, bo jak nie ma dla r¹k zajкcia... Dziewczyna pos³usznie wyjк³a szablк. - ¯eby mi b³yszcza³a! - powiedzia³ surowym tonem, dok³adnie jak krуlewski setnik, szkol¹cy poborowych. - Miej na uwadze, ¿e sprawdzк! - A jeœli nie bкdzie b³yszcza³a? - wypali³a Eowina, zebrawszy ca³¹ odwagк. - Wytnк witkк i wysiekк - zagrozi³ Szary.

10 PaŸdziernika, Noc, Kwatera G³уwna Henny, Folko, Forwe, Elfy Noc by³a nad podziw cicha. Cudowne, niezwyk³e zapachy dra¿ni³y powonienie, ³askota³y niczym dokuczliwe mrуwki. Folko le¿a³ na skraju lasu. Przed nim rozpoœciera³ siк obуz grzmia³y bкbny i grzechotki, rozlega³y siк wrzaskliwe pieœni i pijackie okrzyki podchmielonych wojownikуw Henny. Wysoko w niebo wzbija³y siк k¹œliwe iskry licznych ognisk. O zachodzie s³oсca wrуci³ do obozu wys³any za Folkiem poœcig. Hobbit zd¹¿y³ zauwa¿yж, ¿e jeŸdŸcy wieŸli ze sob¹ jak¹œ spкtan¹ postaж. Wkrуtce уw nieszczкœnik zosta³ szybko i zrкcznie pozbawiony g³owy przez obozowego kata. Folko zastanawia³ siк chwilк, czy to aby nie pechowy setnik, dowodz¹cy pogoni¹ za nim, zap³aci³ ¿yciem za nieudan¹ wyprawк, a jego, hobbita, szczкœliwe spotkanie z elfami. Egzekucja nie wywo³a³a w obozie ¿adnego wra¿enia. Widocznie takie rzeczy by³y tu na porz¹dku dziennym. Trup zosta³ odci¹gniкty poza teren i porzucony. Wystarczy³o, by ludzie odeszli, a z gкstniej¹cego mroku do martwego cia³a wype³z³y jakieœ niskie, przywieraj¹ce do ziemi stwory ni to wielonogie wк¿e, ni to wк¿owate wielonogi... Da³ siк s³yszeж chrzкst i mokre mlaskanie, ktуremu towarzyszy³y wœciek³e, zduszone syki. Nocni padlino¿ercy ucztowali. Folko obejrza³ siк - przez moment wydawa³o mu siк, ¿e ju¿ czuje obrzydliwe dotkniкcia zimnych, pokrytych ³usk¹ cia³. Ale nie - wygl¹da³o, ¿e miejscowe stwory zosta³y dobrze u³o¿one i wiedz¹, na kogo mog¹ zapolowaж, a przed kim nawet nie wa¿yж siк rozewrzeж pyska. ¯aden z nich nie zbli¿y³ siк do hobbita. - Widzia³eœ? Co za ohyda - szepn¹³ na ucho Folkowi le¿¹cy obok Bearnas. - Sk¹d to siк bierze? Nic innego, jak spuœcizna po Melkorze! - Nie wymawiaj tego imienia! - zbeszta³ elfa wojownika ksi¹¿к Forwe. - Nie ma co przywo³ywaж jego cienia. Wystarczy Z³a w tym miejscu... Ksiк¿yc przes³oni³y chmury. Nic lepiej nie mog³o sprzyjaж powodzeniu planu hobbita. Elfy œwietnie widz¹ w ciemnoœciach; Folko, mimo ¿e widzia³ gorzej, te¿ nie spud³owa³by na sto krokуw w mroku, ktуry dla zwyk³ego cz³owieka by³ ciemnoœci¹ nieprzeniknion¹. - Idziemy. - Forwe podniуs³ siк z ziemi. - Nie myœlcie teraz o tym Hennie! - Stуjcie! - wykrzykn¹³ nagle hobbit. - Jak¿e mog³em zapomnieж! Nie mo¿ecie, nie wolno wam nigdzie iœж! - Dlaczego? - zdziwi³ siк ksi¹¿к. - To ja, ja, ja jestem wszystkiemu winien... - I hobbit, j¹kaj¹c siк, œpiesz¹c siк i po³ykaj¹c w poœpiechu koсcуwki s³уw, opowiedzia³ przyjacio³om Avarim o swoim widzeniu, o tym, ¿e Henna potrafi chyba coœ widzieж za poœrednictwem „darowanej mu Mocy”, o tym, ¿e ¿¹da³ dla siebie „g³уw boguzbrzyd³ych elfуw”... - Wiedzieliœmy, ¿e nas œcigaj¹ - powiedzia³ wolno Forwe. - Ale nie chcieliœmy dopuœciж do przelewu krwi i dlatego tylko myliliœmy tropy i zwodziliœmy poœcig na manowce. A tu siк okazuje... - Zgadzam siк z Folkiem. Przed nami na pewno jest zasadzka - mrukn¹³ posкpnie Amrod. - Henna wykorzystuje jeсcуw jako przynкtк. Mo¿e nawet wcale nie chcieli ciк doœcign¹ж, bracie hobbicie... Ten draс œwietnie wiedzia³, ¿e nie porzucisz swych przyjaciу³ w niedoli. - Cokolwiek siк dzieje, teraz ju¿ nie mo¿emy siк wycofaж - zauwa¿y³ spokojnie Maelnor, - Nawet jeœli czyha na nas pu³apka, powinniœmy dzia³aж. Bo inaczej... - Zamilk³, ale nie musia³ nic wiкcej mуwiж. - Tak, Maelnor ma racjк - skin¹³ g³ow¹ ksi¹¿к Forwe. Zielony kamieс na jego obrкczy jarzy³ siк delikatnie. - Nie mo¿emy siк wycofaж. Idziemy! Siedem cieni bezszelestnie ruszy³o przed siebie.

Ten Sam Czas I Miejsce, Szary I Eowina Klinga z lekkim szelestem wysunк³a siк z pochwy. - Dobijaj tych, ktуrych tylko zraniк - rzuci³ do dziewczyny Szary, podnosz¹c siк z ziemi. S³abe ksiк¿ycowe œwiat³o pada³o na d³ugie ostrze, upodabniaj¹c miecz do strasznych morgulskich kling. Towarzysz Eowiny wyszed³ z ukrycia w zaroœlach i, zarzuciwszy broс na ramiк, pomaszerowa³ prosto w kierunku namiotуw.

10 PaŸdziernika, Noc, Lasy Po³udniowego Haradu, Na Szlaku Do Pola Bitwy Z Pierzastorкkimi Nigdy jeszcze Millog nie wpad³ w takie tarapaty. W milczeniu, pokornie wlуk³ siк za ci¹gle go zadziwiaj¹c¹ par¹ wspу³wкdrowcуw. Nie mo¿na powiedzieж, by odnosili siк doс Ÿle albo ¿e, powiedzmy, by³ traktowany jak s³u¿¹cy. Wcale nie. Z³otow³osa piкknoœж i jej towarzysz czкsto i d³ugo rozmawiali z nim, wypytywali o ¿ycie, o mieszkaсcуw jego rodzinnej wsi, o ich obyczaje i zajкcia, o to, co on sam prze¿y³ podczas dni Wojny... I Howrar opowiada³. Nie mуg³ powstrzymaж siк od paplania ani sk³amaж. Jedno spojrzenie magicznych oczu pozbawia³o go wszelkich myœli o sprzeciwie. Nikt te¿ nie krzywdzi³ psa. Ale ten na wszelkie prуby z³otow³osej, by jakoœ siк pogodziж, odpowiada³ warczeniem, z ktуrego - co prawda - przebija³a niemoc, ale te¿ i niemal ludzki smutek. Jad³ tylko to, co udawa³o mu siк schwytaж w okolicznych zaroœlach, mimo ¿e wspу³towarzysze Milloga mieli spory zapas dziwnych plackуw. Po zjedzeniu nawet kawa³eczka takiego, Howrar przez ca³y dzieс rozkoszowa³ siк b³ogim uczuciem sytoœci, jak w czasach, kiedy s³u¿y³ jako poborca podatkowy... Millogowi zdarzy³o siк, ¿e usi³owa³ sam zadaж kilka pytaс, ale wszystkie jego usi³owania gasi³y pob³a¿liwe, a jednoczeœnie nieprzeniknione uœmiechy pary wкdrowcуw. Uœmiechali siк czule i ¿yczliwie, mк¿czyzna klepa³ Howrara po ramieniu (sam Millog nie potrafi³ sobie wyobraziж czegoœ takiego w stosunku do niego) i natychmiast kierowa³ rozmowк na inne tory. Mo¿e i niespecjalnie rozgarniкty, Millog jednak¿e rozumia³, ¿e nieoczekiwani wspу³towarzysze podrу¿y, ktуrzy tak szybko i ostatecznie go zniewolili, szczegуlnie s¹ zainteresowani Olmerem Wielkim. Z nieukrywanym zainteresowaniem i uwag¹ wys³uchiwali wszelkich, nawet najdrobniejszych szczegу³уw, jakie zachowa³a niezbyt dobra pamiкж Howrara. ...Millog prze¿y³ straszliw¹ potyczkк nad Anduin¹, kiedy jego tratwa na samym pocz¹tku bitwy zosta³a poczкstowana kamieniem z katapulty. Porzuciwszy tarczк i miecz, Howrar zdo³a³ siк uczepiж jakiejœ belki i uda³o mu siк przedostaж na brzeg. W czasie boju z niezwyciк¿on¹ westfoldzk¹ falang¹ Millog mocno oberwa³ w g³owк, i do koсca bitwy wala³ siк na ziemi, nieprzytomny. Potem by³ £uk Iseny, gdzie oddzia³y Howrarуw d³ugo i bezskutecznie usi³owa³y prze³amaж rohaсski szyk, i tu Millog, umiejкtnie lawiruj¹c, kiedy trzeba - wycofuj¹c siк do tylnych szeregуw, kiedy indziej - ponownie wysuwaj¹c siк na czo³o - wyszed³ z bitwy bez najmniejszego zadrapania, choж w jego tysi¹cu poleg³o trzy czwarte wojownikуw. A potem nadesz³y czasy ju¿ weselsze. Jedno po drugim kapitulowa³y arnorskie miasta... ale na nich zaraz k³ad³y ³apy ulubieni Wodza Easterlingowie, i nadzieje Milloga, ¿e dojdzie do mi³ego ³upienia, nie ziœci³y siк. Najgorzej by³o pod przeklкt¹ elfick¹ twierdz¹. Wуdz - kto wie dlaczego! - najpierw poprowadzi³ na szturm oddzia³y ludzkie, pozostawiwszy orkуw, trolli i innych nieludzi w odwodzie. Oddzia³ Milloga by³ wyznaczony do pierwszej wie¿y szturmowej i gdy obroсcy twierdzy podpalili maszynк oblк¿nicz¹, Milloga uratowa³ tylko prawdziwy cud. Mia³ w rкku topуr; œci¹wszy nim jak¹œ linк, Howrar wyrzuci³ jej koniec ze strzelnicy i zacz¹³ po niej zje¿d¿aж. Co prawda szalej¹cy w wie¿y p³omieс przepali³ sznur i Millog run¹³ na ziemiк, ale by³o ju¿ do niej blisko, zap³aci³ wiкc za upadek tylko kilkoma z³amaniami. Nic takiego, nosi³ jakiœ czas ³upki, potem zdj¹³ i chodzi³ normalnie. Dopiero teraz stare koœci da³y o sobie znaж, bola³y na zmianк pogody... Ksi¹¿к za rany i kontuzje odwdziкczy³ siк wojownikowi, daj¹c mu wa¿n¹ i syt¹ funkcjк poborcy podatkуw. Millog s³u¿y³ mu wiкc wierniej ni¿ pies. Wiedzia³, ¿e w razie czego chlebodawca nie bкdzie siк d³ugo zastanawia³, wyœle do lasu, na wyr¹b, i po krzyku... ¯egnaj wtedy, miкkka poœcieli, dobre jedzonko i mi³a ¿onko... Niewa¿ne, ¿e cudza, nie swoja... A potem nawin¹³ siк Szary... Szukaj go teraz po ca³ym Œrуdziemiu... Rozmowy te nieodmiennie koсczy³y siк tym samym - mк¿czyzna poklepywa³ Milloga krzepi¹co po ramieniu, a kobieta mуwi³a: - Nie bуj siк. Z³y Los ciк nie dosiкgnie. Howrar, nawiasem mуwi¹c, nie zdecydowa³ siк zapytaж swoich towarzyszy wкdrуwki, jak siк nazywaj¹...

10 PaŸdziernika, Noc, Obуz Henny, Folko I Elfy Niczym bezszelestne, niewa¿kie cienie przemknкli ku namiotom. Rozp³yn¹wszy siк w mroku, bкd¹c mniej wyczuwalni niŸli lekki leœny wiaterek, hobbit i elfy ostro¿nie zbli¿ali siк do pierœcienia wartownikуw. Na noc Henna wystawia³ posterunki i czaty. Ale czy zwyczajni Œmiertelni s¹ w stanie zobaczyж, w nieprzeniknionym po³udniowym mroku nocy, Pierworodnych, na dodatek owiniкtych w maskuj¹ce opoсcze? Bez najmniejszego dŸwiкku Forwe i jego oddzia³ przenikn¹³ obok wartownikуw, nie odbieraj¹c ani jednego ¿ycia. Dу³, w ktуrym trzymani byli jeсcy, znajdowa³ siк nieopodal pу³nocnego skraju obozowiska. Doko³a p³onк³y ogniska, chodzili w tк i we w tк wojownicy, trwa³y uczty i poczкstunki, pieczono na ro¿nach miкsiwa i sta³y otwarte beczki z napojami. Ale wewn¹trz ogrodzenia nadal przebywali trzeŸwi i czujni stra¿nicy. Tuzin ³ucznikуw... osiemnastu miecznikуw... miecznicy wewn¹trz ogrodzenia, ³ucznicy na skraju wolnej przestrzeni... I co najmniej pу³ setki podchmielonych wojownikуw doko³a. I te trzy tuziny kobiet!... Folko zacisn¹³ zкby. Widzia³, ¿e sprawa bкdzie trudna. - Jak na razie nie widzк ¿adnych pu³apek - zaszeleœci³ nad uchem g³os Forwego. - Czekaj¹, a¿ my zaatakujemy - odpar³ hobbit rуwnie¿ szeptem. - Jaki w tym sens? Przynкta jest tu, my te¿. Skoro nas widzi... - Po co budzisz licho, skoro siedzi cicho - rzuci³ Folko, zapomniawszy o krуlewskim pochodzeniu rozmуwcy. - Idziemy, na co jeszcze czekaж? Myœlisz, ¿e oni tu w koсcu siк uspokoj¹?... Raczej nie, a i tak ju¿ minк³a po³owa nocy... - No wiкc zaczynajmy - us³ysza³ g³os ksiкcia i natychmiast po tym - chуr puszczanych ciкciw. Strza³y z bia³ym opierzeniem przelecia³y ponad placem niczym b³yskawice. Siedmiu ³ucznikуw mierzy³o przez ca³y czas w wartownikуw obok do³u i w stoj¹cych w pogotowiu wra¿ych strzelcуw. Pierwsze strza³y jeszcze nie siкgnк³y cia³ ofiar, gdy pomknк³y za nimi nastкpne. W mgnieniu oka zapanowa³ chaos. Wrzaski i jкki umieraj¹cych i rannych, przeraŸliwe krzyki przestraszonych kobiet, przekleсstwa i ryki na po³y pijanych wojуw, po omacku szukaj¹cych na ziemi swojej, tak beztrosko od³o¿onej onegdaj broni. - Naprzуd - poleci³ cicho Forwe, i siуdemka wojownikуw ruszy³a przez plac, w biegu puszczaj¹c ciкciwy. Rкce Folka odruchowo wykonywa³y krwaw¹ robotк. Wzrok sam wychwytywa³ kolejny cel, okreœla³ poprawkк, d³onie same naci¹ga³y ³uk i wychwytywa³y strza³y z ko³czana. Elfy i hobbit zaatakowali w formacji klina, i ostrzem tego klina by³ Folko, jedyny w dru¿ynie, ktуry mia³ prawdziw¹ mithrilow¹ kolczugк. Zdumieni wrogowie nie zd¹¿yli nawet mrugn¹ж okiem, gdy siedem chyboc¹cych w ciemnoœciach cieni przebi³o siк przez ogrodzenie. Po³owa miecznikуw ochrony ju¿ poleg³a ra¿ona celnymi strza³ami, a ci, ktуrzy siк ostali, parli naprzуd. Szerokie krzywe miecze, tak niepodobne do prostych kling Zachodu, unios³y siк w gуrк, walka nimi rуwnie¿ nie przypomina³a tej zachodniej - stal nie uderzy³a w stal, jak mia³oby to miejsce, gdyby walczy³ Eldring z Gondorczykiem. Te klingi s³u¿y³y raczej do odwodzenia broni przeciwnika, a nie do podstawiania pod ciкcie wroga. Z prawej strony hobbita b³ysn¹³ d³ugi i cienki miecz ksiкcia Forwego; cios zosta³ zadany z tak¹ szybkoœci¹, ¿e Tareg po prostu nie zrobi³ ¿adnego ruchu. Na hobbita natomiast natar³ znacznie zrкczniejszy przeciwnik - pierwszy wypad Folka sparowa³, odbi³ i drugi... ale bzyknк³a nagle elficka strza³a i wojownik Henny run¹³ ze strza³¹ w oczodole. Stra¿nicy natychmiast wytrzeŸwieli i biegli ze wszystkich stron. Trуjka elfуw sypnк³a im na powitanie strza³ami, ale to ich nie powstrzyma³o. Odwa¿ni ratownicy mieli jeszcze tylko kilka chwil, by nie staж siк ³upem... i wykorzystali je. Powaliwszy swego przeciwnika, Forwe uniуs³ miecz nad g³ow¹, znieruchomia³ na moment jak pos¹g i z niespodziewan¹ moc¹ uderzy³ w drewnian¹ kratк. Po³yskuj¹cy matow¹ szaroœci¹ miecz przemkn¹³ przez grube drewniane bele jak przez pust¹ przestrzeс; od³amki runк³y w dу³, sk¹d od razu dobieg³ g³os niezadowolonego Malca: - Hej, wy tam! Trochк ostro¿niej mo¿e, co? Drzazgi mi siк za ko³nierz sypi¹! Zaraz za przeciкtymi belkami polecia³y w dу³ liny z pкtlami na koсcu. Folko, star³szy siк z kolejnym Taregiem, z ca³ej si³y rykn¹³ do przyjaciу³ w dole: - Wy³aŸcie na gуrк sami! My tu walczymy! Nad skrajem do³u pokaza³a siк g³owa Sandella. Folko, zobaczywszy garbusa, poczu³ dreszcz - wydawa³o siк mu, ¿e do oblicza Sandella przyros³a maska samej Œmierci. Nie mуwi¹c ani s³owa, stary wojownik chwyci³ walaj¹cy siк pod nogami miecz - i ju¿ pierwszy jego wypad kosztowa³ ¿ycie jednego z nacieraj¹cych. Ale, mimo wszystko, to pu³apka - z zaskakuj¹cym brakiem nadziei pomyœla³ Folko, kolejny raz uchylaj¹c siк przed przecinaj¹cym ze œwistem powietrze ostrzem. Tutejsze miecze raczej nie da³yby rady mithrilowej kolczudze, ale si³a uderzeс by³a tak wielka, ¿e ju¿ tylko to mog³o powaliж hobbita. Ze wszystkich stron nadbiegali wojownicy Henny. Oczywiste, ¿e przeciwko takiej sile d³ugo nie da siк ustaж. A Hennie nie by³ potrzebny wcale ¿aden Adamant... - pomyœla³ hobbit. Zaraz za garbusem wdrapa³ siк na gуrк Torin, za nim Malec, potem, jednoczeœnie, Tubala i Ragnur. Farnak z Wingetorem wyszli na powierzchniк na koсcu. - Przebijamy siк! - machn¹³ rкk¹ Forwe. Wysokie ogrodzenie dawa³o jakieœ szansк hobbitowi i jego towarzyszom. Ale doko³a ju¿ zbi³ siк zwarty t³um wrogуw, a ze wszystkich stron wali³y wci¹¿ nowe i nowe oddzia³y, w dziwacznych he³mach i pancerzach, z du¿ymi ³ukami... Pu³apka zatrzasnк³a siк: garstka wojownikуw raczej nie mog³aby przebiж siк przez szeregi wrogуw - zebra³o siк tu ju¿ chyba z tysi¹c Taregуw i wojownikуw innych plemion. Co prawda, z powodu t³oku przeszkadzali sobie wzajemnie i ³ucznicy nie mogli dobrze przymierzyж, ale i tak ju¿ kilka strza³ œwisnк³o nad g³ow¹ hobbita. - Przebijamy siк! - powtуrzy³ Forwe. I nagle, wyprzedziwszy wszystkich, do przodu ruszy³a Tubala. Wydawa³o siк, ¿e z mroku piekielnych komnat Morgotha wyrwa³ siк na wolnoœж nieznany potwуr, godna przyjaciу³ka Carcharotha. W ka¿dej rкce Tubala trzyma³a po zakrzywionym mieczu, powietrze doko³a niej rozjкcza³o siк - z tak niewiarygodn¹ prкdkoœci¹ wirowa³y klingi. Nie mo¿na by³o dojrzeж ¿adnej z nich; wrogowie odskoczyli na boki. A dziewczyna par³a naprzуd, zostawiaj¹c za sob¹ prawdziwie krwaw¹ przesiekк. Jej miecze ciк³y metal pancerzy i stal mieczy, odbija³y wycelowane w ni¹ strza³y, œcina³y g³owy i rozpo³awia³y cia³a biedakуw, ktуrzy akurat znaleŸli siк na szlaku. Za Tubala skoczy³ Sandello, za nim Folko. Migiem utworzywszy klin, uderzyli - i œwiat pogr¹¿y³ siк w straszliwym wirze krwawej rzezi. Jednak¿e Tubali zabrak³o si³. Niemal wyr¹ba³a sobie drogк do wolnoœci - ale oto nagle nogi ugiк³y siк pod ni¹ i Sandello ledwo zd¹¿y³ os³oniж dziewczynк. Ktуryœ z elfуw - Folko nie zauwa¿y³ ktуry - trzymaj¹c miecz w prawej rкce, lew¹ podchwyci³ opad³¹ z si³ wojowniczkк. Taregowie w koсcu zrozumieli, co siк tu dzieje, czarnoskуrzy, pierzastorкcy poœpiesznie rozstкpowali siк przed straszliwymi wojownikami. Z tylnych szeregуw poszybowa³y w³уcznie i dzidy, œwisnк³y strza³y. Jedna z nich rozora³a cia³o Farnaka, zgrzytn¹³ zкbami Ragnur, ³ami¹c wczepione w ramiк drzewce... Wydawa³o siк, ¿e Œmierж pochwyci³a przyjaciу³ w lodowate objкcia. Teraz, zaraz, jeszcze chwila - i ³ucznicy spe³ni¹ sw¹ powinnoœж. Folko, oczywiœcie, ma na sobie mithril - ale czy to mo¿e pomуc? Wszystko przepad³o?... „Nie! Na razie jeszcze nie straci³em ¿ycia!”. D³ugi wypad i ostra klinga wpija siк w gard³o kolejnego wroga... Walka trwa³a. Walka beznadziejna.

Obуz Henny W Tym Samym Czasie, Szary I Eowina Szary nie kry³ siк. Wyprostowany dumnie, z podniesion¹ g³ow¹ szed³ prosto na wartownika. Ten krzykn¹³ coœ ostrzegawczo i uniуs³ w³уczniк, kieruj¹c grot w pierœ nieoczekiwanego przybysza. Szary zatrzyma³ siк. Mru¿¹c oczy, jakby oœlepione mocnym, jaskrawym œwiat³em, uniуs³ lew¹ rкkк do czo³a, jak gdyby chcia³ coœ sobie przypomnieж... i nagle zacz¹³ mуwiж po haradzku. Mуwi³ wolno, j¹ka³ siк, z trudem wywlekaj¹c z pamiкci odpowiednie s³owa. Wartownik drgn¹³ i zrobi³ zamach. Od s¹siednich namiotуw bieg³o ku nim kilku wojownikуw. Stary setnik jeszcze coœ powiedzia³, zwracaj¹c siк do wartownika - i nagle ten, jak lunatyk, uniуs³ w³уczniк i stan¹³ obok niego. Trуjka tych, ktуrzy biegli ku nim, rozdziawi³a gкby. Szary odwrуci³ siк do skamienia³ych wojownikуw. Nawet w s³abej ksiк¿ycowej poœwiacie Eowina dostrzeg³a, ¿e oblicze jej towarzysza zalane jest potem. Jak poprzednio, cichym g³osem Szary zwrуci³ siк do dziwnie znieruchomia³ej trуjki. Tym razem coœ posz³o nie tak, i jeden z wartownikуw, straciwszy g³owк ze strachu, miotn¹³ w³уczniк. Ale jeszcze szybciej zareagowa³ ten, ktуry pierwszy stan¹³ u boku Szarego; z niemo¿liw¹ dla cz³owieka szybkoœci¹ przesun¹³ siк, zas³aniaj¹c swego nowego pana, i te¿ rzuci³ w³уczniк. Chwilк pуŸniej obaj Taregowie zwalili siк na ziemiк martwi, a setnik, skrzywiwszy siк, jakby zabola³ go z¹b, jednym b³yskawicznym ruchem wyrzuci³ przed siebie miecz. Tareg upad³ z przeszyt¹ mieczem piersi¹, ostatni wojownik rzuci³ siк do ucieczki. Szary nie œciga³ go. Nieoczekiwanie pochyli³ siк nad tym, ktуry go os³oni³. Westchn¹³ ze smutkiem. D³oс spoczк³a na powiekach zabitego. - Nie chcia³em tego... - us³ysza³a dziewczyna ciche, pe³ne rozterki westchnienie. - Eowino! Idziemy dalej. Ta rzecz jest straszniejsza, ni¿ s¹dzi³em... Weszli do obozu. Uciekaj¹cego wartownika albo sparali¿owa³ strach, albo sta³o siк jeszcze coœ; fakt by³ taki, ¿e nikt nie wszczyna³ alarmu. Inaczej - sygna³y alarmu rozbrzmia³y, ale na drugim koсcu obozu. Eowina zobaczy³a uniesione ze zdziwieniem brwi Szarego. - Kto by to mуg³ byж? Dobra, idziemy dalej... W obozie tymczasem w tempie lawiny narasta³ chaos. Od namiotуw i ognisk do pу³nocnego kraсca pкdzili wojownicy. Na Szarego i Eowinк nikt nie zwraca³ uwagi; jakby jakaœ sprzyjaj¹ca im wola gna³a wojownikуw tam, gdzie byli potrzebni, i nie mogli podczas tej drogi rozgl¹daж siк... - My idziemy tam! - Szary gwa³townie skrкci³ w kierunku z³otego namiotu. Tu, w przeciwieсstwie do pogr¹¿aj¹cego siк w rozgardiaszu ca³ego obozu, panowa³ idealny porz¹dek. Tak samo p³onк³y dwa ogniska przed wejœciem do namiotu Henny, tak samo sta³ potrуjny pierœcieс ³ucznikуw i w³уcznikуw doko³a schronienia Boskiego. Na placyku przed namiotem nie by³o ¿ywej duszy, œpiesz¹cy na zew bкbnуw i tr¹b wojownicy starannie omijali siedzibк swego w³adcy. - Idziemy. - Szary chwyci³ miecz dwiema rкkami i spokojnie pomaszerowa³ przez placyk. Ktoœ coœ do nich krzykn¹³ - setnik, rzecz jasna, nie odezwa³ siк. Strzelcy unieœli ³uki - Szary tylko rzuci³ do Eowiny: „Trzymaj siк za moimi plecami”. Rozleg³ siк gwa³towny i pe³en gniewu okrzyk rozkaz - i ³ucznicy puœcili ciкciwy. Ostre ¿¹d³a z brzкkiem uderzy³y w stal szerokiego ostrza. Szary manewrowa³ mieczem jak tarcz¹ - ani jedna ze strza³ nie zahaczy³a go nawet. Eowina a¿ siк skuli³a ze strachu - wydawa³o siк jej, ¿e k³uj¹ca chmura ju¿ za chwilк nakryje ich, zmieniaj¹c w naszpikowane strza³ami trupy. Ale nie - uda³o siк. Stary wojownik ci¹gle szed³ przed siebie, a w szeregach stra¿nikуw rozleg³y siк pierwsze pe³ne paniki okrzyki. Szary uœmiechn¹³ siк. Ktуryœ z wojownikуw rzuci³ siк do namiotu w³adcy, w³уcznicy jednoczeœnie pochylili groty, ³ucznicy, nie szczкdz¹c si³, rwali ciкciwy - a stary setnik szed³ i szed³, jak zaczarowany. Szed³, z niezadowoleniem i nawet z jakimœ wyrzutem, kiwaj¹c g³ow¹. Miecz fruwa³, otaczaj¹c swego pana nieprzenikaln¹ dla strza³ kurtyn¹, i gdy do linii stra¿nikуw zosta³o nie wiкcej ni¿ dziesiкж krokуw, fala strachu przetoczy³a siк ponad szeregami wojownikуw. Z g³oœnymi wrzaskami, rzucaj¹c broс, rozbiegli siк w panice w rу¿ne strony; zaledwie kilku w³уcznikуw, do koсca wiernych swemu honorowi, pozosta³o na miejscach, zagradzaj¹c wejœcie do namiotu. Eowina rozumia³a, ¿e ca³y ten sukces mo¿e trwaж tylko kilka chwil. Jakkolwiek szybki by³ Szary, nie mуg³ os³aniaж siк mieczem od lec¹cych jednoczeœnie z przodu i z ty³u strza³. Zaraz ktуryœ z szybciej myœl¹cych ³ucznikуw wpadnie na to... i koniec. Tak samo, widocznie, myœla³ rуwnie¿ Szary. - Tnij! - rykn¹³ nagle, rzucaj¹c siк naprzуd. Eowinie nie pozosta³o nic innego, jak skoczyж za nim... Dzika potyczka skoсczy³a siк szybko. D³ugi miecz razi³, nie chybiaj¹c ani razu - ci¹³ w³уcznie, przebija³ pancerze, przepo³awia³ he³my... Dla Eowiny najwa¿niejsze by³o w tym momencie nie tyle obroniж siк przed wra¿ymi wypadami, ile nie wpaœж pod cios Szarego. Ale oto ostatni z obroсcуw wejœcia pad³, trzymaj¹c siк rкkami za przeciкty brzuch - i Szary odrzuci³ na bok ciк¿k¹, z³ot¹ po³к.

Folko, Sandello I Pozostali Przyjaciele fechtowali siк w pe³nym okr¹¿eniu. Teraz musieli atakowaж sami, by nie trafiж pod ulewк wra¿ych pociskуw. W gor¹czce boju ma³y oddzia³ skierowa³ siк w przeciwnym ni¿ na pocz¹tku kierunku. Nie wycinali ju¿ sobie przejœcia z obozu, tylko kierowali siк dok³adnie w jego œrodek, na spotkanie nadbiegaj¹cym wci¹¿ nowym i nowym wojownikom. Tu, w zamieszaniu, wrуg nie mуg³ sformowaж odpowiedniego szyku i pozwoliж po prostu ³ucznikom, by wystrzelali przeklкtych obcych. Sandello walczy³ jak zawsze - z rozmys³em, nieludzko dok³adnie i skutecznie. Jego ruchy by³y b³yskawiczne i wywa¿one, oszczкdnie szafowa³ si³ami, nigdy nie odchylaj¹c siк ani o cal wiкcej, ni¿ to by³o potrzebne. Krzywy miecz stanowi³ przed³u¿enie jego rкki, a wyraz twarzy mia³ taki, ¿e zetkn¹wszy siк z nim, jak to siк mуwi - oko w oko, Taregowie i pierzastorкcy rzucali broс i wiali, gdzie tylko mogli. Za plecami garbusa dwaj Avari podtrzymywali nieprzytomn¹ Tubalк. Jeden z elfуw, Sienor, by³ maсkutem i os³ania³ dziewczynк z lewego boku. Krasnoludy operowa³y niezwyczajnymi dla nich krzywymi mieczami; szczegуlnie ciк¿ko by³o Torinowi, ktуry nigdy nie u¿ywa³ innej broni ni¿ bojowego topora. Malec te¿ nie czu³ siк dobrze, i on przede wszystkim broni³ siк, a nie atakowa³. Wingetor pomaga³ rannym Farnakowi i Ragnurowi; w koсcu wysz³o tak, ¿e oprуcz Sandella, z ca³¹ moc¹ mogli walczyж tylko Folko i czwуrka elfуw... Los sprzyja³ dru¿ynie - albo, byж mo¿e, chcia³ tylko przed³u¿yж swoj¹ przyjemnoœж. Ile¿ mo¿e trwaж szalona walka czternastu przeciwko wielu setkom? Za grubymi murami d³ugo, ca³e dnie, a mo¿e i miesi¹ce; ale nie tu, w otwartym polu. Ile jeszcze wytrzymaj¹ mimo ca³ego swego kunsztu? „Musicie zgin¹ж” - s³ysza³ zimny i obojкtny szept hobbit. Ten paskudny g³os mia³ racjк. Oddzia³ nie mуg³ wyrwaж siк z okr¹¿enia. Nagle tr¹by ryknк³y za plecami atakuj¹cych. Co siк sta³o? Ktoœ przyszed³ z pomoc¹?... Wojownicy Henny ca³ymi dziesi¹tkami odwracali siк, podporz¹dkowuj¹c rozkazowi, rzucali siк biegiem z powrotem, tam, gdzie sta³ wspania³y z³oty namiot Boskiego... Nie byli ju¿ w stanie odpieraж szalonego nacisku ani Folko, ani jego towarzysze. Wojownicy Henny atakowali jak wœciekli, zupe³nie nie szczкdz¹c siebie - mniej wiкcej tak, jak nieszczкœni pierzastorкcy na polu bitwy z niewolniczymi hufcami Tcheremu. Porwani ogуlnym szalonym strumieniem, elfy, ludzie, hobbit - wszyscy oni mogli tylko biec, w biegu parowaж ciosy, biec prosto do z³otego namiotu...

Szary I Eowina Odchyli³a siк, niczym za spraw¹ huraganowego wichru, zas³aniaj¹ca wejœcie fa³da namiotu. Szary zrobi³ krok do wnкtrza. Eowina - za nim. Zamar³ z uniesionym do ciosu szerokim, krzywym mieczem na dziwnej rкkojeœci Henna, a przed nim ramiк przy ramieniu, sta³a czwуrka. Trzech ludzi i pierzastorкki. Wszyscy uzbrojeni, pierzastorкki œciska³ w d³oni ³uk. Jego strza³к Szary odbi³ pogardliwie gdzieœ w bok. Wrzask w³adcy wprawi³ w dr¿enie œcianki namiotu. Na rozkaz, czwуrka towarzyszy Henny ruszy³a na Szarego; a z zewn¹trz coraz g³oœniej s³ychaж by³o tupot nуg i krzyki - na ³eb na szyjк walili do namiotu swego pana podlegli jego woli Taregowie, pierzastorкcy, czarnoskуrzy... - Oddaj mi go! - G³os Szarego zag³uszy³ wœciek³y ryk Henny. D³ugi prosty miecz b³ysn¹³ w wypadzie - trzy ostrza runк³y mu na spotkanie, sparowa³y uderzenie. Pierzastorкki naci¹gn¹³ ciкciwк. Wtedy zza plecуw setnika wyskoczy³a Eowina. Lekka szabla pofrunк³a z szybkoœci¹ i gracj¹ motyla. Ciкciwa pкk³a, prawy nadgarstek pierzastorкkiego przeciк³a purpurowa smuga. Szary uderzeniem rкkojeœci zwali³ z nуg jednego z obroсcуw Henny, odwracaj¹c siк zrani³ drugiego i - znalaz³ siк twarz¹ w twarz z Boskim. Jedwabna peleryna na w³adcy rozchyli³a siк - cudowny kamieс na jego piersi p³on¹³ niewyobra¿alnym blaskiem. W oczach Henny, jak w ciasnej klatce, miota³ siк potworny strach. W³adca nie pojmowa³, kto œmia³ mu siк przeciwstawiж, a Szary, nie zwracaj¹c wiкcej uwagi ani na pozosta³ych przeciwnikуw, ani na Eowinк, zrobi³ krok w kierunku swego wroga. Klingi star³y siк i roz³¹czy³y. Roz³¹czy³y, by ju¿ siк wiкcej nie spotkaж. Wrogowie wpili siк w siebie wzrokiem, i Rohanka, wymachuj¹c swoj¹ szabl¹, nagle zobaczy³a, ¿e za Szarym rozwinк³a siк jakby czarna opoсcza i blade postacie widm ustawi³y siк obok niego, wyci¹gaj¹c swe d³ugie, bezcielesne rкce ku Hennie. Jakby w odpowiedzi b³ysn¹³ jaskrawo Adamant. Za plecami Boskiego otworzy³y siк wrota do lœni¹cego œwiata i przez krуtk¹ chwilк dziewczyna widzia³a olbrzymi¹, uchodz¹c¹ w niebiosa kolumnк, na ktуrej szczycie lœni³o wœciek³e Œwiat³o, oblewaj¹ce blaskiem pokryt¹ ciemnymi lasami ziemiк na dole... Czas zwalnia³ bieg. Henna, nikomu nieznane ksi¹¿¹tko dziwnego, dzikiego plemienia, wyrasta³ w tej chwili na prawdziwego olbrzyma. Oszo³omieni zamarli jego podw³adni, zapomniawszy o wszystkim, bez reszty ow³adniкci rozwijaj¹c¹ siк przed nimi panoram¹ olbrzymiej bitwy. ...D³ugie kolumny armii maszerowa³y przez lasy i stepy, kieruj¹c siк do zwieсczonej ¿ywym ogniem kolumny. Mrok by³ ich tarcz¹ i mieczem, Mrokiem uderzali i Mrokiem siк bronili. ...Sp³ywa³y na nich strumienie pal¹cego, wœciek³ego ¿aru. Legiony bia³ych wojownikуw ustawia³y siк w szyku bojowym, gotowe zgnieœж i zmia¿d¿yж œmia³kуw, ktуrzy oœmielili siк zbli¿yж do cytadeli Œwiat³a. ...Czarne armie odpowiada³y gradem strza³ i tam, gdzie Œwiat³o styka³o siк z Mrokiem, znika³ zarуwno szalony blask promieni, jak i œmiertelna okrywa wiecznej nocy. Szare, rуwne œwiat³o rozlewa³o siк po okolicy, k³ad³o welonem mg³y, rozp³ywa³o siк korytami rzek - gкstnia³a mg³a i przybiera³y wody. Od¿ywa³y ja³owe pustynie, a na brzegach nowo powsta³ych rzek pojawia³y siк cieniste lasy. ...Ale jeŸdŸcy w b³yszcz¹cych ornatach nie zatrzymywali siк, w pe³nym galopie wpadali na nieznaj¹ce strachu czarne falangi, a groty kopii lecia³y na ziemiк, œcinane jasnymi klingami. Wysuwa³a siк do przodu pancerna piechota, ktуrej rynsztunek wydawa³ siк ciemniejszy od czarnego nieba w bezksiк¿ycow¹ noc. Wzlatywa³y i opada³y m³oty bojowe, mia¿d¿¹c koсskie ³by i cia³a jeŸdŸcуw; a œmierж ka¿dego ciemnego lub jasnego woja darowa³a ¿ycie jeszcze jednemu skrawkowi poszarpanej nieznoœnym skwarem lub, odwrotnie, srogim mrozem ziemi. ...Na bia³ym koniu, pochyliwszy ostr¹ pikк z grotem, niczym opad³a na ziemiк z nieba gwiazda, pкdzi³ na czarne szeregi cudowny jeŸdziec, a rzeki na jego drodze zmienia³y siк w wype³nione gor¹cym popio³em suche w¹wozy, przypominaj¹ce trupy olbrzymich wк¿y. Pika uderzy³a w ciemne szyki, przebija³a tarcze, przek³uwa³a pancerze; ale na spotkanie olbrzymowi, ktуry prze³ama³ szyk, ju¿ pкdzi³a niewielka postaж odziana w czerс; ziemia rozst¹pi³a siк pod kopytami wierzchowca, i spad³ on w otch³aс. ...Ale i zwyciкzca nie ocala³. Ze szczytu podpieraj¹cej niebo wie¿y runк³a w dу³ ognista kula i przebiwszy pancerz ciemnego maga, zmieni³a go w Nicoœж. ...A wуwczas z szeregуw czarnej armii wyszed³ cz³owiek bez he³mu, ciemnow³osy, z ciemn¹ brod¹. Czarny Miecz tkwi³ w jego rкku, na sobie mia³ wys³u¿on¹, nie raz i nie dwa naprawian¹, po wielekroж wyprуbowan¹ kolczugк. Nie by³ ten wojownik stworem z mroku i czerni, by³ cz³owiekiem, z cia³a i krwi. Szed³ na spotkanie pкdz¹cym na niego jeŸdŸcom i, wydawa³o siк, ¿e z uœmiechem patrzy im prosto w twarz. ...Przed szereg wypad³a wojowniczka w po³yskliwej zbroi, siedz¹ca na jednoro¿cu, a w rozdwojonym zakoсczeniu jej kopii lœni³o malutkie s³oсce. I wojownicy czarnej armii uciekali przed ni¹ jednak¿e cz³owiek z ciemn¹ brod¹ tylko pokrкci³ g³ow¹. A gdy o kilka zaledwie stуp od jego piersi pojawi³o siк b³yszcz¹ce ostrze kopii, nagle opad³ na jedno kolano, tak ¿e œmiertelna broс przelecia³a nad jego ramieniem, i jednym uderzeniem Czarnego Miecza wojownik уw przer¹ba³ nogi wierzchowca. „Nie chcк ciк zabijaж...” - imiк zginк³o gdzieœ w grzmocie bitwy. S³oneczna kopia wbi³a siк w ziemiк; widzenie natychmiast zniknк³o. Na pomiкtych jedwabnych poduszkach i przeœcierad³ach le¿a³ bez tchu Henna, potк¿ny w³adca. Szary wyprostowa³ siк, zaciskaj¹c w d³oni skrz¹cy nieujarzmionym Œwiat³em Adamant. Towarzysze Boskiego z wrzaskiem padali na twarz, porzucaj¹c broс, tylko pierzastorкki wojownik zacisn¹³ d³oс na ranie i piorunuj¹c wrogуw wœciek³ymi spojrzeniami, rzuci³ siк do ucieczki. Nikt go nie goni³. Eowina znieruchomia³a. Rysy twarzy Szarego nagle wyostrzy³y siк, wydawa³ siк nawet wy¿szy; trzyma³ przed sam¹ twarz¹ Adamant, wpatruj¹c siк bez mru¿enia oczu, uwa¿nie, w nieznan¹, niedostкpn¹ wzrokowi zwyk³ego Œmiertelnego g³кbiк. Z grymasu warg powoli wy³ania³ siк z³oœliwy uœmiech, jakby stary wojownik chcia³ powiedzieж: „No i co wy wszyscy na to?”. - Oto i koniec historii - odezwa³ siк Szary z ironi¹ w g³osie, zwracaj¹c siк nie wiadomo do kogo. - Jak¿e sprytnie wszystko wymyœlili... Ale i na sprytnego znajdzie siк coœ niemi³ego... Nie wszystko im siк udaje tak, jak sobie wykoncypowali. Wrуci³em! I teraz zobaczymy, kto z kim... Dziewczyna zacisnк³a d³oс na rкkojeœci. „Zabij mnie...”. - Tak, raz ju¿ wypowiedzia³em te s³owa. - W g³osie Szarego pobrzmiewa³a kpina. - W³aœnie tak by³o. W³aœnie tak. Ale teraz wszystko bкdzie inaczej. Zobaczymy, jak id¹cy za mn¹ zarz¹dzali moj¹ spuœcizn¹! Triumf wydawa³ siк byж pewny. A ciebie, Eowino, jak obieca³em - uczyniк krуlow¹ Œrуdziemia - powiedzia³, wieszaj¹c lœni¹cy Adamant na szyi. - Tak, tak, krуlow¹, ze wszystkimi prawami i z ca³¹ w³adz¹. Dlatego, ¿e ja zamierzam zmierzyж siк z si³ami o inne w³oœci!...

Folko I Pozostali Doko³a s³ychaж by³o brzкk œcieraj¹cej siк stali. Jкczeli ranni, z ostatnim przekleсstwem na ustach walili siк zabici. Folko i towarzysze w ci¹gu kilku chwil dotarli pod z³oty namiot. K¹tem oka hobbit zobaczy³ le¿¹cych pokotem stra¿nikуw i w tym samym momencie poczu³, jakby ktoœ wyla³ na niego kube³ gor¹cej wody. Œwiat³o tajemniczego Adamantu uderzy³o z tak¹ moc¹, ¿e zakrкci³o mu siк w g³owie, a rкce odmуwi³y trzymania broni. Wewnкtrznym spojrzeniem zobaczy³ dok³adnie to, co widzia³a oszo³omiona Eowina, obserwuj¹ca starcie Szarego i Henny. Olbrzymia kolumna z jasnym szczytem... bitwa jasnych i ciemnych hufcуw... A potem w jednej chwili wszystko siк popl¹ta³o. Niektуrzy wojownicy Henny przecierali oczy, jakby dopiero co wysunкli siк z objкж snu. Jakoœ niechкtnie atakowali, bez przekonania, nie bardzo rozumiej¹c, z jakiego powodu walcz¹ z odwa¿nymi cudzoziemcami. - Do œrodka! - zakrzyknкli jednoczeœnie Folko z Sandellem. Miecz garbusa przeci¹³ z³ot¹ tkaninк, oddzia³ rzuci³ siк w utworzone przejœcie. Zbici z panta³yku przeciwnicy nawet nie usi³owali przeszkadzaж. Nie wolno by³o marnowaж, krуtkiej zapewne, chwili powodzenia! W namiocie by³o jasno. Trzeszcza³y p³omienie spokojnie li¿¹ce pochodnie; poœrуd zmiкtych przeœcierade³ le¿a³y dwa cia³a - nie wiadomo, zabici czy po prostu nieprzytomni. Wojownik, w szatach najbli¿szego zausznika Henny, jкcza³, klкcz¹c i obejmuj¹c g³owк rкkami. Z zakrwawion¹ szabl¹ w d³oni zamar³a z³otow³osa dziewczyna... O wielkie moce! Eowina! ¯ywa, ca³a i zdrowa! Jednak¿e Folko nie zd¹¿y³ siк ucieszyж. Nad powalonym Henn¹, zaciskaj¹c w d³oni Adamant, sta³ wysoki, siwow³osy mк¿czyzna o dumnej postawie. Sta³ i patrzy³ prosto w oœlepiaj¹cy blaskiem p³omieс cudownego Kamienia. S³ysz¹c ha³as, cz³owiek z Adamantem w d³oni wolno odwrуci³ siк. Zapad³a straszliwa cisza. Folko poczu³, jak na karku zje¿y³y mu siк w³osy; chcia³ krzyczeж - i nie mуg³, chcia³ machn¹ж mieczem - i te¿ nie mуg³. Patrzy³, a czas p³yn¹³, bardzo bardzo powoli... - Oto spotkaliœmy siк - powiedzia³ spokojnie Olmer. ...Poszukiwacz z³ota z Dale, Okrutny Strzelec, Wуdz Earnil, Krуl Bez Krуlestwa, W³adca Pierœcienia, Postrach Zachodu, Przekleсstwo Gondoru, Bicz Arnoru i Zguba elfуw... Folko patrzy³. Twarz, ktуra na zawsze zapad³a w pamiкж, choж i jego, oczywiœcie, nie szczкdzi³ czas. Olmer bardzo siк zmieni³ - pozosta³y nieusuwalne œlady wielkiego bуlu i nieludzkiego strachu. Ale oczy - oczy by³y te same. I jak poprzednio, dobrze znany uœmieszek wykrzywia³ usta... - Klnк siк na Brodк Durina, przecie¿ to... to... - us³ysza³ Folko szept wstrz¹œniкtego Malca. I jednoczeœnie wydarzy³o siк kilka rzeczy. Sandello zrobi³ krok do przodu. Trzyma³ w rкku d³ugi pakunek - „trofea” Henny odebrane pokonanej wczeœniej dru¿ynie le¿a³y na pod³odze namiotu. Garbus sk³oni³ siк przed Olmerem. - Twуj miecz, W³adco - oznajmi³ skrzypi¹cym i zimnym g³osem, z szacunkiem podaj¹c obiema rкkami broс; poda³ tak, jakby rozstali siк z Wodzem wczoraj i wojsko Krуla Bez Krуlestwa ponownie sta³o pod murami Szarych Przystani... Sp³owia³a tkanina opad³a. - Dziкkujк ci, stary druhu - odrzek³ cicho Olmer. Jego oczy sta³y siк takie, jakie maj¹ zwykli œmiertelnicy. - Czy¿byœ wierzy³ przez tyle lat, ¿e nadejdzie ta chwila? - Wierzy³em, W³adco - odpowiedzia³ tak samo cicho Sandello. - Wierzy³em i... - Olmer?... - wyrwa³o siк biednej Eowinie. - Jak... Chcia³a powiedzieж coœ jeszcze, ale nagle z zewn¹trz rozleg³y siк odg³osy walki. Pod ciosami zatrzeszcza³a tkanina z³otego namiotu. Z rу¿nych stron do wnкtrza wdarli siк pierzastorкcy, a na widok ich wodza ranny Wingetor krzykn¹³: - Fellastr!

10 PaŸdziernika, Noc, Podziemne Szlaki Czarnych Krasnoludуw, Gdzieœ Pod Mordorem Nie zatrzymywa³ siк ani na chwilк, p³yn¹c po ciemnych wodach wielkiej podziemnej rzeki, swego rodzaju Anduiny Czarnych Krasnoludуw. A s³owa „Z woli Wielkiego Orlangura!” sprawia³y, ¿e zawsze mia³ najsilniejszych wioœlarzy i najszybsze czу³na. ¯aden z jego wspу³towarzyszy nie odwa¿y³ siк ani razu zadaж mu choжby jednego pytania. Oblicze pos³aсca by³o chmurniejsze od mroku podziemnej nocy, a oczy rzuca³y zimne, okrutne b³yski. Bardzo siк œpieszy³. Coœ podpowiada³o mu, ¿e bezcenna jest ka¿da godzina, ¿e jeszcze chwila, i уw cud, ktуry ma dostarczyж Z³otemu Smokowi, mo¿e trafiж w niepowo³ane rкce, a wtedy odzyskanie go bкdzie kosztowa³o wiele krwi, bardzo wiele krwi... Jakby odgaduj¹c myœli cz³owieka, od¿ywa³ i niemal sam pcha³ mu siк w rкce d³ugi berdysz, straszliwa broс, ktуr¹ mo¿na by³o i ci¹ж, i k³uж... Wielki Orlangur nie prowadzi³ rozmуw ze swym pos³aсcem. Zamiast nich, wкdrowiec mia³ widzenia; w jednym z nich pojawi³ siк bajkowy okrкt ³abкdŸ i schodz¹ce z pok³adu dwie osoby przyby³e z Zachodu. Obraz ten przepe³ni³ jego serce bуlem i lкkiem. Domyœla³ siк, kim s¹ ci dwoje. By³ niemal pewien, ¿e wie, dlaczego przybyli do Œrуdziemia i dlaczego sta³o siк to mo¿liwe mimo upadku Szarych Przystani i zamkniкcia Prostej Drogi. A jeszcze lepiej potrafi³ przewidzieж, co siк stanie, jeœli w rкce owej pary trafi Ogniste rуd³o Mocy. P³omienne Serce widywa³ rуwnie¿. Czasem wygl¹da³o jak po³yskuj¹ce ko³o, tocz¹ce siк po ziemi, ktуre zostawia³o po sobie zwart¹ œcianк po¿ogi, albo jak ³agodnie skrz¹cy siк kryszta³, otoczony ciemn¹ gкstwin¹ ludzkich r¹k, albo jako p³on¹ce w zenicie œwiat³o, znacznie czystsze i jaœniejsze od s³oсca... Im bardziej oddala³ siк na po³udnie, tym dok³adniej i wyraŸniej wyczuwa³ je. A teraz mуg³ znaleŸж drogк doс z zamkniкtymi oczami. Jednak¿e tej nocy coœ dziwnego dzia³o siк z P³omiennym Sercem. To rozpala³o siк niewyobra¿alnie - a wtedy pos³aniec musia³ uspokajaж wszczynaj¹cych co rusz k³уtnie i bуjki wioœlarzy, albo gas³o tak, ¿e niemal traci³ je z oczu. Kiedy nagle zap³onк³o, wys³annik odruchowo spuœci³ wzrok, ratuj¹c siк przed przeszywaj¹cymi promieniami; a potem zobaczy³ cz³owieka, ktуry w obu rкkach trzyma³ Kamieс i uwa¿nie wpatrywa³ siк weс. - Olmer! - wykrzykn¹³ pos³aniec, nie kryj¹c zdumienia i wœciek³oœci. - Przecie¿ jesteœ martwy! Martwy jak g³az! Znalaz³eœ sw¹ zgubк w Szarych Przystaniach! A mo¿e jesteœ tylko z³oœliwym upiorem?! Wioœlarze lкkliwie zezowali na pasa¿era. Nie, to nie by³ upiуr ani oszukaсcze widzenie, ktуre wymyœli³ jakiœ nieznany czarodziej. Pos³aniec nie mia³ co do tego ¿adnych w¹tpliwoœci; rкka jego a¿ do bуlu zaciska³a siк na berdyszu. „Jak uda³o ci siк dotrzeж do Niego, ty, ktуry wyszed³eœ z cienia œmierci? Dlaczego Mandos zgodzi³ siк wypuœciж ciк? Jakie Moce zadecydowa³y o twoim losie? Dlaczego znowu jesteœ na tym œwiecie, kto ciк tu przys³a³? Po co? Po Moc Ognistego Serca? Czy zdoby³eœ je tylko dla siebie? Trudno, przyjdzie wyprуbowaж mуj berdysz w prawdziwym boju!”. Tej nocy ¿aden z wioœlarzy nawet nie zmru¿y³ oka. Na granicy ich obozowiska, ulokowanego na malutkiej ¿wirowej mierzei, nieruchomo zastyg³a niezwykle barczysta i potк¿na nawet jak na Czarnego Krasnoluda postaж. Powinieneœ by³ polecieж sam - myœla³ wys³annik, zwracaj¹c siк do Wielkiego Orlangura. Dobrze wiedzia³, ¿e Duch Wiedzy mo¿e go s³yszeж, jeœli tylko zechce. - Trzeba by³o zaryzykowaж. A teraz... Œwiat zwariuje, jeœli Olmer rzeczywiœcie wrуci³ zza Morza! Poprzednim razem tylko jeden cieniutki w³osek dzieli³ Œrуdziemie od Dagor Dagorrath, a teraz? Czy¿bym siк spуŸni³ i ca³a wyprawa jest na darmo? Nie, nie mo¿e tak byж! Pogodzк siк z pora¿k¹, dopiero gdy sam zginк i odejdк do Komnat Oczekiwania!... A tych dwoje... Pewnie mnie znacznie wyprzedzaj¹, ale ja przecie¿ pod¹¿am podziemnym szlakiem! I znajdк siк po tamtej stronie Gуr Hlawijskich na pewno wczeœniej ni¿ ta parka! Wtedy siк zmierzymy i zobaczymy, czyje bкdzie na wierzchu... Oj, Olmerze, Olmerze! Trudno bкdzie zwyciк¿yж ciebie... O ile, oczywiœcie, twoi wrogowie nie zdobкd¹ wczeœniej Zguby Olmera...

Tego Samego Dnia, Obуz Henny - Fellastr! Pierzastorкcy wype³nili namiot. Ich wуdz machn¹³ rкk¹ i ramiк Wingetora przeszy³a dzida. Wydawa³o siк, ¿e lekcewa¿¹ wœciek³e jarzenie Kamienia trzymanego przez Olmera; za nic maj¹c œmierж, szli prosto na klingi dru¿yny Folka. Olmer pierwszy wzi¹³ siк w garœж. - Za mn¹! - Machn¹³ mieczem i w tej samej chwili ciœniкta przez zrкcznego wojownika dzida uderzy³a go w bok. Olmer drgn¹³, przycisn¹³ do rany d³oс. Lœni¹ce krawкdzie Adamantu sp³ynк³y krwi¹. Pierwszy dopad³ s³aniaj¹cego siк Wodza Sandello. Podtrzyma³, by nie upad³, elfy tymczasem ruszy³y do boju... Torin odrzuci³ uderzaj¹cego naс pierzastorкkiego jak snopek siana. Folko œci¹³ znajduj¹cego siк przed nim nieszczкœnika. Droga by³a wolna, ale w tym momencie Fellastr, ktуrego plany chyba siк nieco rу¿ni³y od zamys³уw hobbita i jego przyjaciу³, skoczy³ na Olmera. Dzida wymierzona by³a prosto w gard³o Wodza; na spotkanie jej wzlecia³ miecz Sandella, ale w³aœnie tego oczekiwa³ przywуdca pierzastorкkich. Z triumfuj¹cym wrzaskiem wczepi³ siк w zalany krwi¹ Adamant - i, wal¹c siк na ziemiк, wyrwa³ go z rкki Olmera. Ten rycz¹c wœciekle, rzuci³ siк za nim, lecz z rany w boku chlusnк³a krew, Wуdz zachwia³ siк i z trudem usta³ na nogach. Fellastr ju¿ gotowa³ siк do ucieczki, ale w tym momencie okaza³o siк, ¿e w namiocie jest ktoœ jeszcze, kogo nie satysfakcjonuje takie zakoсczenie. Zanim Folko zd¹¿y³ cisn¹ж nу¿, a ktуryœ z elfуw naci¹gn¹ж ciкciwк ³uku, tu¿ przed triumfuj¹cym Fellastrem pojawi³ siк wykrzywiony z bуlu, poblad³y Henna. W prawym rкku œciska³ z³amane ostrze sztyletu i koсcem od³amka ugodzi³ prosto w oko wodza pierzastorкkich. Fellastr z jкkiem pad³ na ziemiк, a Henna, mimo ¿e ledwie mуg³ chodziж, zaryzykowa³ ucieczkк... Wуdz uczyni³ krok za nim, ale powstrzyma³a go rкka Sandella. Garbus surowo popatrzy³ w oczy swego pana i Olmer, zacisn¹wszy zкby, w milczeniu skin¹³ g³ow¹. - Wycofujemy siк! - krzykn¹³ Forwe, zaciekle wymachuj¹c mieczem. Pierzastorкcy naparli ponownie, i trzeba by³o uciekaж, pуki nie odzyska³ si³ Henna, nie uporz¹dkowa³ swych hufcуw... Powodzenie im sprzyja³o. Os³aniaj¹c siк wzajemnie, hojnie zu¿ywaj¹c ostatnie strza³y, ma³a dru¿yna wyrwa³a siк z piek³a kipi¹cego szaleсstwem obozu... - Do przystani! Przebijamy siк do przystani! - rzuci³ rozkaz hobbit. Droga, szczкœliwie, nie by³a strze¿ona. A potem nast¹pi³a zwyczajna ucieczka. Ciк¿ka, niebywale ciк¿ka. Tubala nie odzyskiwa³a przytomnoœci, ociekali krwi¹ Farnak i Wingetor, maszerowa³, zgrzytaj¹c zкbami i przyciskaj¹c do krwawi¹cego boku d³oс, Olmer. Ragnur szed³ z opuszczon¹ g³ow¹, potykaj¹c siк niemal co krok. Nikomu nie chcia³o siк rozmawiaж, wspominaж... Trzeba by³o przede wszystkim oderwaж siк od mo¿liwego poœcigu... Opadali z si³ nawet, niewiedz¹cy co to zmкczenie, krasnoludy. Ale ju¿ widaж by³o przystaс. Nikt nie wznosi³ radosnych powitalnych okrzykуw. Eowina i Folko tylko wymienili spojrzenia i pos³ali sobie przelotne, bez s³уw, uœmiechy. „Smokуw” pilnowa³y sta³e posterunki. Wojownicy Henny nie lekcewa¿yli s³u¿by. Warta by³a liczna, wszystkie podejœcia do okrкtуw pilnie strze¿one. - Nie ma rady - szepn¹³ hobbit do ucha Forwemu. - Atakujemy! A wy, czcigodni tanowie, rozka¿cie swoim, by wsparli nas strza³ami. Ma³a dru¿yna ponownie zwar³a siк w ciasny klin, os³aniaj¹c rannych. - Heeej! Na „Rybo³owie”! Na „Smoku”! - zagrzmia³ Wingetor, zebrawszy resztki si³. - Przebijamy siк! Os³aniajcie nas z ³ukуw! Na przystani w jednej chwili zapanowa³ rozgardiasz. Na „smokach” uderzono na alarm. Wartownicy miotali siк, nie bardzo jeszcze wiedz¹c, co pocz¹ж. A Eldringowie, s³yn¹cy z wyszkolenia, natychmiast zasypali wojownikуw Boskiego strza³ami i pociskami z proc. I jedne, i drugie kosi³y wojуw Henny dobrze widocznych na tle ognisk. Tym razem na ostrzu klina stanкli Folko, Torin i Malec... Krasnoludy odzyska³y mithrilowe kolczugi i broс - wszystko, szczкœliwie, le¿a³o w namiocie Henny. Trуjka przyjaciу³ uderzy³a jednoczeœnie. Elfy ksiкcia Forwego os³ania³y ty³y. - Tnijcie liny! Do wiose³! - g³oœno wrzasn¹³ Farnak, gdy tylko ostatni z ich dru¿yny znalaz³ siк na pok³adzie „Rybo³owa”. Eldringowie przy³o¿yli siк do wiose³. „Smoki” odbi³y od przystani. Z brzegu dochodzi³y furiackie wrzaski, fruwa³y strza³y, rуwnie¿ zapalaj¹ce, ale i „Rybo³уw”, i „Skrzydlaty Smok” - niezwykle zrкczne, co potwierdza³y tak¿e ich nazwy - szybko zniknк³y w mroku... Skrzypienie wiose³ wyda³o siк teraz hobbitowi najpiкkniejsz¹ muzyk¹ œwiata. Zmкczeni wojownicy natychmiast zwalili siк na pok³ad, elfy i Folko krz¹tali siк przy rannych. Sandello starannie dar³ na pasma jak¹œ bia³¹ tkaninк; Olmer marszczy³ siк, gdy garbus zak³ada³ mu opatrunek. Eowina dogl¹da³a Wingetora i Farnaka... Forwe pochyli³ siк nad Tubal¹. - To ona?... - Oessie jest tu - powiedzia³ cicho garbus Olmerowi. Oczy tamtego rozb³ys³y. Stary miecznik w milczeniu skin¹³ g³ow¹, jakby ju¿ wiedzia³, co chcia³ mu powiedzieж Wуdz... - Tak, to ona - potwierdzi³ Malec. - Omal nie œciк³a g³уw ca³ej naszej czwуrce. Sk¹d w tym ma³ym i drobnym ciele tyle si³y? - Ale to ona uratowa³a mnie z niewoli - przypomnia³a, oddaj¹c sprawiedliwoœж Tubali, Eowina. - A ty, dziewczyno, lepiej zamilcz! - machn¹³ na ni¹ rкk¹ Ma³y Krasnolud. - Ganiamy za tob¹ przez ca³y Harad!... - Ona by³a ze mn¹ - powiedzia³ wolno Olmer. - Szliœmy razem... Usi¹dŸcie wszyscy! Musimy porozmawiaж. - Jesteœ tego pewien, Wodzu? - zapyta³ lodowatym tonem Forwe. Zielony kamieс na obrкczy ksiкcia p³on¹³ jaskrawym œwiat³em. - Jesteœ pewien, ¿e bкdziemy z tob¹ rozmawiali? Pamiкtaj¹c wszystko, czego wczeœniej dokona³eœ? - Dlaczego wiкc nie zostawiliœcie mnie Hennie? - zapyta³ sarkastycznie Krуl Bez Krуlestwa, wzruszaj¹c ramionami. Dajcie¿ na chwilк spokуj tym swoim elfickim zasadom!... Na pok³adzie zapad³a przygniataj¹ca cisza. Rкka Olmera spoczywa³a na rкkojeœci Czarnego Miecza. Sandello sta³ nieruchomo obok, wsun¹wszy d³oс pod opoсczк - Folko nie w¹tpi³, ¿e trzyma ju¿ w garœci nу¿ do miotania. - Hej, zamierzacie siк biж? - poderwa³ siк Torin. - Opamiкtajcie siк! Tak, byliœmy wrogami - dziesiкж lat temu. Ale prze³amaliœmy siк z Sandellem chlebem, i... - Tak, prze³amaliœmy siк chlebem, Torinie, synu Dartha jak echo podchwyci³ garbus. - Masz racjк. Zanim zaczniemy siк biж, powinniœmy sprуbowaж siк dogadaж. Po co nam teraz spory? Nie rozumiem ciк, ksi¹¿к. Nie myœl, ¿e zapomnia³em twe s³owa. Jestem do twojej dyspozycji. Jeœli chcesz mnie zabiж - zabij. Nie bкdк siк broni³ - spe³ni³em swуj obowi¹zek, i teraz mogк spokojnie odejœж. - Czy to znaczy, ¿e twoim obowi¹zkiem by³o... - zacz¹³ wstrz¹œniкty Folko. - Masz racjк, po³уwieczku. Mia³em przywrуciж do ¿ycia swego pana. I ja... - Sk¹d wiedzia³eœ, ¿e jest to mo¿liwe? - wykrzykn¹³ hobbit. Sandello uœmiechn¹³ siк. W œwietle ksiк¿yca jego twarz wydawa³a siк z³owieszcza - tak pewnie mуg³by siк uœmiechaж ktуryœ z Nazguli... - Wiedzia³em. Najpierw, przyznajк, uwierzy³em, ¿e... ¿e W³adca zgin¹³. Ale pozosta³ mi Czarny Miecz... i Talizman. I Olwen... - Olwen ¿yje? - zapyta³ szybko Olmer. - ¯yje, W³adco. On... rz¹dzi Cytadel¹. Tak wiкc... potem powiedzia³em sobie: „Nie zna³eœ dobrze tego, ktуry w swoim czasie uratowa³ ciк! Jesteœ cz³owiekiem ma³ej wiary, myœl¹c, ¿e jego duch spokojnie przejdzie przez Drzwi Nocy!...”. Wiкc ruszy³em pok³oniж siк Wielkiemu Orlangurowi. - Ale nic nam o tym nie powiedzia³! - poderwa³ siк Forwe. - Bo mуwi tylko to, co chce, i tylko temu, komu chce. Nigdy nie k³amie, ale odpowiada wy³¹cznie na bezpoœrednie pytania. Gdybyœ, czcigodny elfie, zapyta³ go, czy mo¿e jeszcze wrуciж do tego Œwiata ten, ktуrego nazywano Krуlem Bez Krуlestwa, odpowiedzia³by ci natychmiast. Odpowiedzia³by, ¿e mуj pan... nie da siк koœcistej starusze, ale znaleŸж go mogк dopiero wtedy, gdy Œwiat zacznie siк zmieniaж i w jego rubie¿e wst¹pi nowa Moc. Wiкc gdy z Po³udnia powia³ straszliwy wicher, zrozumia³em, ¿e moja godzina nadesz³a. Pomyœla³em, ¿e skoro mogк gdzieœ przywrуciж do ¿ycia swego pana, to tylko tam, obok serca nieznanej Mocy. Tak zaczк³a siк moja droga na Po³udnie... A przy Kamieniu Drogi spotka³em czcigodnego ksiкcia Forwego... - Garbus uk³oni³ siк z lekkim uœmiechem. - Ksi¹¿к mуg³ mnie zabiж... ale nie uczyni³ tego, chc¹c sprawdziж, dok¹d siк kierujк. A kierowa³em siк, prowadzony Moc¹ Talizmanu, w³aœnie do obozu Henny. Dok¹d, jak siк okaza³o, zmierzali i inni. M¹dre pomys³y przychodz¹ jednoczeœnie do m¹drych g³уw - zakoсczy³ skromnie. Wszyscy spojrzeli na Olmera. Oparty plecami o burtк Wуdz, przymkn¹wszy oczy, s³ucha³ swego wiernego towarzysza. - Czekacie na moj¹ opowieœж, wielce czcigodni? Cу¿, proszк bardzo, chocia¿ opowieœж d³uga nie bкdzie. Chmury rozstкpowa³y siк. Ksiк¿yc œwieci³ z ka¿d¹ chwil¹ coraz jaœniej i jaœniej. Hobbit patrzy³ na oblicze Wodza znaczone skurczami bуlu. - ...Teraz przypomnia³em sobie wiele szczegу³уw. Przypomnia³em sobie, jak szed³em do mola Szarych Przystani... i ogieс rozstкpowa³ siк pod moimi stopami. Ale w rzeczywistoœci to nie by³em ja... Czasem wydaje mi siк, ¿e obserwujк siebie z boku. To by³o... to by³o straszne. To nie szed³ Mrok, ale coœ... coœ jeszcze straszniejszego. Rozumia³em, co robiк... i co siк dzieje. Nie myœlcie, ¿e zamierzam tu siк kajaж i usprawiedliwiaж! - Uniуs³ dumnie g³owк. - Jeœli chcecie mnie zabiж... - Najpierw musicie zabiж mnie - rzuci³ ponurym g³osem Sandello. Maelnor nachmurzy³ siк i jednym ruchem napi¹³ ³uk. Wtedy odezwa³ siк Folko. Zacz¹³ mуwiж, zacisn¹wszy d³oс na ciep³ej rкkojeœci ostrza Otriny. - Zawdziкczasz mi ¿ycie, Olmerze, Krуlu Bez Krуlestwa. Gdyby nie moja d³oс, wiesz, co by ciк czeka³o. I niech chroni ciк w tej chwili najlepszy miecz Œrуdziemia - wiesz, ¿e nie spud³ujк! - Niebieskie kwiaty na ostrzu niespodziewanie rozb³ys³y jasnym p³omieniem - tak mocno, ¿e odruchowo odst¹pili o krok wszyscy, nawet garbus. - Kiedyœ byliœmy wrogami - ci¹gn¹³ hobbit, sam zaskoczony swym krasomуwstwem. - Chcesz, byœmy znowu nimi siк stali? Mamy, tak uwa¿am, wspуlnego wroga. Owego Hennк, w ktуrego rкku pozosta³ Adamant! Hennк, ktуry - jak i ty kiedyœ - postanowi³ podbiж Œrуdziemie! - Ja nie chcia³em podbijaж Œrуdziemia - odpar³ lodowatym tonem Olmer. - Gdyby tak by³o, czcigodny Folko, synu Hemfasta - widzisz, wrуci³a mi pamiкж - tak wiкc, gdyby tak by³o, to dawno ju¿ mia³bym je dla siebie! - Bawisz siк s³owami, Okrutny Strzelcze! - wtr¹ci³ surowo Maelnor. - Zbyt dobrze pamiкtam twуj Miecz... Miecz ten przeci¹³ mi pierœ. Œmiertelne ostrze wcale nie gorsze od morgulskich kling! A z nimi ju¿ wczeœniej przysz³o mi siк zetkn¹ж... Olmer, zmru¿ywszy oczy, kpi¹co zerkn¹³ na elfa. - Aa, czcigodny, nie znam twego imienia... Wiкc to ciebie ci¹³em pod Dol Guldurem? Pamiкtam tк bitwк... To o czym rozmawiamy - o moim Mieczu - pog³aska³ czarne ostrze - czy o tym, ¿e bawiк siк s³owami? - I o jednym, i o drugim! - odci¹³ Maelnor. - Mуwisz, ¿e nie chcia³eœ opanowaж Œrуdziemia? Zatem, do czego jeszcze mog³a d¹¿yж ta Moc, ktуra syci³a trucizn¹ twуj Miecz? - Wed³ug mnie, chcia³a ona po prostu zemsty - odpowiedzia³ spokojnie i powa¿nie Krуl Bez Krуlestwa. - A ja... walczy³em z elfami. Gdyby Szare Przystanie znajdowa³y siк na brzegu Morza Rhun, nie poszed³bym na Arnor. Wystarczy³by mi Gondor. - Czy nie dlatego, ¿e... - zaczai Folko, lecz Olmer przerwa³ mu: - Masz racjк, niewysoczku. Widzisz - dziœ niczego nie ukrywam. - Racjк, w czym? - zdziwi³ siк Forwe. - Moim przodkiem by³ Boromir, syn Denethora, Namiestnika Gondoru, Stra¿nik Bia³ej Wie¿y! - rzek³ z dum¹ Wуdz. - Boromir, a nie Aragorn, winien by³ przej¹ж w³adzк w Minas Tirith! - Nie do nas nale¿y zmienianie historii! - wtr¹ci³ siк Amrod. - A poza tym - jak mo¿na usprawiedliwiж wojnк? - ZnajdŸ usprawiedliwienie dla zimy i sztormu, elfie. ZnajdŸ usprawiedliwienie dla burzy i grzmotu. ZnajdŸ usprawiedliwienie dla b³yskawicy. Jeœli to uczynisz, uznam twe prawo do ¿¹dania ode mnie usprawiedliwienia. - Czy to aby nie za wiele - porуwnywaж ciebie do b³yskawicy? - zauwa¿y³ ironicznie Ma³y Krasnolud. Malec siedzia³, przyj¹wszy, jak siк wydawa³o, niedba³¹ pozк, jakby wypoczywa³, ale Folko widzia³, ¿e jest gotуw w ka¿dej chwili u¿yж broni. - Nie za wiele, czcigodny krasnoludzie, nie za wiele. Powiesz mi, ¿e ³atwo jest ¿yж wed³ug praw wilka, a ja ci powiadani - wcale nie tak ³atwo, kiedy masz przeciwko sobie ca³y œwiat. Po raz pierwszy i ostatni mуwiк wam: nie jesteœcie moimi sкdziami, a ja nie jestem waszym pods¹dnym. Uratowaliœcie siк z r¹k Henny tylko dziкki mnie. A ja uratowa³em siк tylko dziкki wam. Jesteœmy kwita. Wiкcej nawet - na Wschodzie bylibyœmy uwa¿ani za braci. I to wi¹za³oby nas znacznie bardziej ni¿ pokrewieсstwo krwi... Wiкc co, znowu mam powtarzaж, dlaczego wszcz¹³em tк wojnк? - Jakie to ma teraz znaczenie? - burkn¹³ Torin. - Co by³o, to by³o. Mo¿emy odbudowaж miasta, ale nie przywrуcimy ¿ycia martwym. Powiedz mi; przemierzy³eœ z mieczem w d³oni ziemie od Morza Rhun do Zatoki Ksiк¿ycowej. Czy osi¹gn¹³eœ to, czego chcia³eœ? - Tak. Nie ma ju¿ zachodnich Elfуw w Œrуdziemiu. - Ale jesteœmy my, Avari - przypomnia³ ch³odno Forwe. - Tak. Wy jesteœcie. I bкdziecie wiecznie. Poniewa¿ byliœcie na tyle m¹drzy, by nie wtr¹caж siк do spraw ludzi. - Mo¿na by pomyœleж, ¿e wtr¹ca³ siк do nich Kirdan Szkutnik! - parskn¹³ Malec. - Gdy poczu³em klingк hobbita, przebijaj¹c¹ m¹ pierœ po chwili milczenia powiedzia³ cicho Olmer - to widzia³em, jak wali siк kryszta³owy most... wali siк srebrzysta droga... Nie istnieje ju¿ Prosta Droga! Œmiertelni od tej chwili s¹ sami sobie panami. Nie ma magii i czarуw... - co z Adamantem? - przerwa³ mu Folko. - O tym za chwilк, mi³y hobbicie - odpowiedzia³ Wуdz powa¿nie, bez cienia kpiny. - Tak wiкc, ludzie, jeœli dobrze zrozumia³em - ¿yj¹ teraz wed³ug swoich praw. Ju¿ nie ogl¹daj¹ siк na Moce niebiaсskie... - Ale Œmiertelni czкsto postкpuj¹ nierozumnie! - Nie zgodzi³ siк z jego s³owami Forwe. - Nie od rzeczy jest pamiкtaж o Mocy B³ogos³awionego Krуlestwa... - Ale wy sami niezbyt czкsto o niej pamiкtacie - parowa³ Olmer. - Nie, ludzie ¿yj¹ tak, jak uwa¿aj¹ za s³uszne. I jeœli nawet czyni¹ Z³o, jest to ich, ludzkie, z³o. Mog¹ za nie winiж tylko siebie. Jeœli zaœ czyni¹ Dobro - nie myœl, hobbicie, ¿e nie wiem, czym siк owe rzeczy rу¿ni¹ od siebie - jest to Dobro po stokroж cenniejsze od tego, ktуre narodzi³o siк za spraw¹ czyjejœ sugestii - elfуw, Valarow czy czarodziejуw... - Zala³eœ ca³e Œrуdziemie krwi¹ tylko dla jednego celu, by ludzie odnaleŸli swoje w³asne dobro? - Folko uœmiechn¹³ siк. - Czy odrzuci³byœ tron, Okrutny Strzelcze? - Nie odrzuci³bym. Ale nie wyg³asza³bym tyrad o powszechnym szczкœciu i nie uwa¿a³bym siebie za wielkiego Ojca i W³adcк. W³ada³em Cytadel¹. I to doœж d³ugo. Powiedz, Sandello, czy by³em z³ym w³adc¹? - Nie znam niezadowolonych - odpowiedzia³ ponuro garbus. - Jeszcze zanim mуj pan znalaz³ jeden z tych mrocznych pierœcieni, by³ przywуdc¹ Swobodnej Dru¿yny. Z innych ludzie uciekali, by przy³¹czyж siк do naszej... Torin prychn¹³, jakby chcia³ powiedzieж: „Ten twуj Sandello zawsze jest gotуw ciк rozgrzeszyж...”. - Przestaсmy rozpamiкtywaж przesz³oœж - zasugerowa³ ponownie Olmer. - Czy nie lepiej pogadaж o teraŸniejszoœci? I o przysz³oœci, jednoczeœnie? - A co tu gadaж? - Folko, nie odrywaj¹c spojrzenia, wpatrywa³ siк w by³ego œmiertelnego wroga. - Adamant, Serce Z³ej Mocy, pozosta³ w rкku Henny. To oznacza, ¿e musimy wrуciж. Wrуciж nie na dwуch okrкcikach, ale z ca³¹ flot¹. Inaczej, tak czujк, Œrуdziemie czekaj¹ mroczne czasy... Nawet nie jest wa¿ne, co to za Moc, sk¹d siк wziк³a... - A co byœ z ni¹ zrobi³, gdyby trafi³a do twych r¹k? - przerwa³ mu Wуdz. - Co zrobisz z tym Kamieniem? Raczej nie uda ci siк go rozbiж czy zniszczyж. Jest w nim Moc znacznie starsza i potк¿niejsza od Sauronowej. Patrzy³em w Adamant. Wiem to. - Mo¿e wiesz w takim razie, sk¹d siк wzi¹³? I jak trafi³ do r¹k Henny? I jakie s¹ granice jego mocy? - Ksi¹¿к Forwe przenikliwie patrzy³ na Olmera. - Nie wiem na pewno, nie jestem Jedynym - odpowiedzia³ natychmiast Olmer. - Ale nie ma w nim Mroku. Wiedzia³ bym, gdyby by³... - Przed spojrzeniem Folka nie umkn¹³ atak bуlu, ktуry na chwilк zamgli³ wzrok Okrutnego Strzelca. W nim jest Œwiat³o. Tylko Œwiat³o. Nic wiкcej. - Ci¹gle o tym samym i o tym samym! - odezwa³ siк Malec. - Oto œwieci ksiк¿yc, a w dzieс - s³oсce... To jest œwiat³o, to ja rozumiem. Œwiat³o jest wtedy, kiedy widno. Mrok, kiedy nic nie widaж. A wy tu mкdrkujcie, nie wiadomo po co! Folko nie potrafi³ powstrzymaж siк od œmiechu. - A ta œciana ognia, ktуra sz³a za wojskiem pierzastorкkich? - zapyta³ Olmera Torin. - Ten rydwan, na ktуrym by³a Eowina, wjecha³ prosto w ogieс. - Byliœmy razem... by³am razem z... - Wydawa³o siк, ¿e dziewczyna nie jest w stanie wypowiedzieж owego, fatalnego dla Œrуdziemia, imienia. Niemal z mistycznym strachem wpatrywa³a siк w oblicze swego zbawcy i obroсcy... ktуry okaza³ siк byж Olmerem, i za spraw¹ nieznanej Mocy powrуci³ z domeny umar³ych. Przekleсstwo Zachodu! Zguba Rohanu! Wiele mia³ imion, i wszystkie oznacza³y œmierж, strach, zniszczenie i zgubк... Tysi¹ce, tysi¹ce poleg³o z jego rozkazu... Zgniуt³ wolnoœж Rohanu... - Razem ze mn¹ - dokoсczy³ za Eowinк Olmer. Wydawa³o siк, ¿e rozumia³, co siк dzieje w duszy m³odej Rohanki... Byliœmy razem na tym rydwanie... Œcianк ognia widzia³em z tej odleg³oœci, co ciebie, czcigodny krasnoludzie... Ale... chcia³em uratowaж ludzi, ktуrzy walczyli ramiк w ramiк ze mn¹. Teraz rozumiem, ¿e pamiкж zaczк³a mi wracaж ju¿ wtedy... stopniowo, w promieniach Œwiat³a Adamantu... byж mo¿e wrуci³aby ca³kowicie, a mo¿e i nie, nie wiem... Zrozumia³em, ¿e mogк przeciwstawiж siк... temu ognistemu ¿ywio³owi. Nie wiem, jak siк to sta³o, ale siк uda³o! Nigdy wczeœniej nie potrafi³em czegoœ takiego robiж... I nagle... - Poczekaj, a sk¹d w ogуle wziк³a siк ta œciana ognia? przerwa³ mu Torin. - Ktoœ j¹ wys³a³? Step tak siк nie pali sam. Myœlisz, ¿e po¿arуw stepu nie widzieliœmy? - To by³ p³omieс Adamantu - odpowiedzia³ po krуtkiej chwili namys³u, i jak siк hobbitowi wydawa³o, niechкtnie, Olmer. - Jakimœ sposobem podtrzymywa³ ten ogieс i kierowa³ nim... Rozleg³y siк okrzyki zdumienia. - Ale jaki interes mia³ w tym Henna? - nie wytrzyma³ Malec. - Po co pкdzi³ na rzeŸ tak¹ ogromn¹ armiк? Przecie¿ gdyby j¹ wyszkoli³, przeszed³by od Hrissaady do Annuminas! Wуdz pokrкci³ g³ow¹. - Adamant zawiera potк¿n¹, prawdziw¹ magiк. Dok³adnie mуwi¹c... nie magiк, to my tak nazywamy niedostкpne naszemu rozumieniu Moce. Henna... bawi³ siк t¹ Moc¹ jak dziecko zabawk¹. Nie wiem, po co postanowi³ zniszczyж hordк pierzastorкkich... Mo¿e Moc¹ Adamantu pomno¿y³ ich, a kiedy sta³o siк jasne, ¿e nie ma mo¿liwoœci wykarmienia tylu ludzi, wys³a³ ich na zgubк... Trzeba powiedzieж, ¿e osi¹gn¹³ swуj cel. Harad jest os³abiony i bкdzie teraz ³atwym ³upem... A œciana ognia... na Wschodzie jest mnуstwo ciekawych legend. Wкdruj¹c po tych ziemiach, styka³em siк z nastкpcami B³кkitnych Magуw... Potrafili oni wiele. Na przyk³ad spalali ludzi wzrokiem. Dlaczego wiкc mamy odmуwiж Hennie takich umiejкtnoœci? Adamant mуg³ daж mu tak¹ moc. - No to, dlaczego nie spali³ nas? - zapyta³ Farnak, marszcz¹c siк z bуlu. - OdpowiedŸ mo¿e byж prostsza, ni¿ s¹dzisz. - Olmer wzruszy³ ramionami. - Henna nie jest Sauronem, nie jest Nazgulem, nawet Czarnym Numenoryjczykiem. Bez Adamantu jest niczym. - No to, czym jest, wed³ug ciebie, Adamant? - wtr¹ci³ pytanie Ma³y Krasnolud. Krуl Bez Krуlestwa pokiwa³ g³ow¹. - Rad bym ci odpowiedzieж, mуj dobry Strori, ale nie mogк. Nie wyobra¿am sobie tego. Wczeœniej, byж mo¿e, powiedzia³bym, ¿e to jeden z Silmarilli... Ale to, oczywiœcie, nieprawda. Adamant jest od³amkiem, od³amkiem czegoœ ogromnego, ale bкd¹cego Ÿrуd³em Œwiat³a czystego i jasnego... Mo¿emy wiкc d³ugo siк zastanawiaж, sk¹d siк wzi¹³ i na czym polega Moc jego. To by by³o, rzecz jasna, bardzo ciekawe, ale raczej nie pomo¿e nam w sprawie najwa¿niejszej - odzyskaniu go. Bo w to, ¿e nale¿y go odzyskaж, chyba nie w¹tpicie?... - A co z nim zrobimy, kiedy znajdzie siк ju¿ w naszych rкkach? - zapyta³ Forwe, patrz¹c Olmerowi prosto w oczy. - W naszych? - zdziwi³ siк Wуdz. - Nie, tak nie mo¿na. Niech ka¿dy mуwi o sobie. Pamiкtacie, jak straszliw¹ Moc¹ dysponuje ta rzecz? Zapewne jest to Moc wiкksza ni¿ os³awiony Pierœcieс! - Mamy w takim razie tylko jedno wyjœcie - odezwa³ siк Folko. - Wrzuciж do Orodruiny. - Pewnie, Orodruina to ju¿ nie Orodruina, lecz œmietnik wszelkich takich magicznych rzeczy - uœmiechn¹³ siк Olmer. Nie œpiesz siк, po³уwieczku! Przecie¿ to nie Jedyny Pierœcieс, to nawet nie jest mуj Po³¹czony Pierœcieс Martwych! Adamant jest pe³en Œwiat³a, rozumiesz? Œwiat³a, a nie Mroku! On nie ma w sobie ¿adnego Z³a! - Ale te¿ i nie ma Dobra - mrukn¹³ Torin. - Œwiat³o, Mrok - czy trzeba krуlowi Earnilowi t³umaczyж, ¿e to tylko s³owa? - Nie trzeba. D¹¿к do tego, by teraz wyjaœniж wszystkie okolicznoœci raz na zawsze. Tak wiкc rada hobbita: „wrzuciж do Orodruiny”, zniszczyж. Kto ma inne zdanie? - Zniszczyж! - Malec popar³ swoje s³owa, uderzaj¹c piкœci¹ w pok³ad. Torin skin¹³ g³ow¹ na znak zgody. - Ja bym najpierw przedstawi³ sprawк Wielkiemu Orlangurowi - powiedzia³ wolno Forwe. - Kto wie, jakie Moce siedz¹ w Adamancie? I czy utrzymaj¹ siк Koœci Ziemi, jeœli bez namys³u ciœniemy ten skarb do Orodruiny? M¹drzy postкpuj¹ m¹drze. Tylko Z³oty Smok mo¿e odpowiedzieж na takie pytanie! - A nie kusi ciк, by wszystko odwrуciж? - zapyta³ Olmer elfa z zaskakuj¹cym uœmieszkiem. - Zastanуw siк, ksi¹¿к Forwe. W twoich rкkach znalaz³by siк najwiкkszy co do Mocy magiczny przedmiot Œrуdziemia! Potк¿niejszy od Pierœcieni Saurona i elfуw, potк¿niejszy, byж mo¿e, ni¿ sam Morgoth w dniach swojej potкgi i chwa³y! Pomyœl, ksi¹¿к, przecie¿ ty masz czyst¹ i jasn¹ duszк - przecie¿ mуg³byœ wszystko odwrуciж wed³ug swego ¿yczenia! Odtworzy³byœ Prost¹ Drogк, na przyk³ad. Albo odwiedzi³byœ Valinor, a potem wrуci³ tu. Mуg³byœ cisn¹ж do podnу¿a tronu Wуd Przebudzenia wszystkie bez wyj¹tku ziemie - od pу³nocnych lodуw do po³udniowych spiekot. Mуg³byœ wstrzymaж wojny, ukaraж z³ych, ustanowiж tysi¹cletnie krуlestwo Œwiat³a!... Czy chcesz powiedzieж, ¿e odrzucisz to wszystko bez ¿alu? Nawet w s³abym ksiк¿ycowym œwietle widaж by³o, jak strasznie zblad³ Forwe. Piкkne oblicze elfickiego ksiкcia przypomina³o teraz maskк. Gdy uniуs³ rкkк do czo³a, Folko zauwa¿y³, ¿e palce elfa mocno dr¿¹. - Przecie¿ znasz moj¹ odpowiedŸ, Ojcze K³amstwa - odpowiedzia³ ksi¹¿к z trudem. - Dlaczego przypisa³eœ mi tak wysoki, choж nienale¿ny mi tytu³? - Wуdz w ¿artobliwym zdziwieniu uniуs³ brwi. - A czy to Olmer, poszukiwacz z³ota z Dale, wypowiedzia³ te s³owa? - odparowa³ Forwe, patrz¹c prosto w oczy Krуlowi Bez Krуlestwa. - Przyznam, ¿e myœla³em w³aœnie tak... - Olmer zacz¹³ siк obmacywaж z udawanym przestrachem. - Poczekajcie, poczekajcie! - wtr¹ci³ siк Folko, widz¹c, ¿e Forwe ju¿ zamierza odci¹ж siк Olmerowi. - Porozmawiamy o tym pуŸniej. Jak... jak to siк sta³o, ¿e ocala³eœ, Olmerze? - Nie³atwo to by³o po twoim sztylecie, po³уwieczku. - Wargi Okrutnego Strzelca rozci¹gnк³y siк w uœmiechu, ale oczy pozosta³y zimne i ciemne niczym stal. - Nie wiem, wtargniкciu jakich mocy sprzyja³o moje gundabadzkie trofeum... ale tego bуlu nie zapomnк do koсca mych dni, ktуry kiedyœ, nie w¹tpiк, nast¹pi. - Krуl Bez Krуlestwa z wysi³kiem potar³ czo³o. G³os mia³ suchy i ³ami¹cy siк. - By³ tam ogieс. Widzia³em... nie, lepiej nie bкdк o tym mуwi³! Widzia³em w jednej chwili ca³y Œwiat, od najg³кbszych otch³ani Ungoliantu do gуrskich szczytуw, ponad ktуrymi p³ynie dumny okrкt Earendila... Widzia³em Wielkie Schody i tajne korytarze Czarnych Krasnoludуw. Poza tym... widzia³em lœni¹cy Szlak, ktуry prowadzi³ do niebios, tк w³aœnie Prost¹ Drogк do Valinoru. I zacz¹³em gnaж tym Szlakiem coraz prкdzej i prкdzej, Œwiat pozosta³ z ty³u, na dole rozpostar³o siк morze, ale nie nasze, ludzkie morze, nie jedno z tych, ktуre zw¹ Nietutejszym albo Grzmi¹cym, choж nie s³ysza³em ani jednego dŸwiкku. W milczeniu pкdzi³y pode mn¹ szare fale, pozbawione ¿ycia jak sama Œmierж. Widzia³em wyspy... zas³ane mg³¹ wyspy, gdzie czarne szczyty wynurza³y siк z piany przyboju... A potem... - Potem by³ per³owy brzeg i wiecznie zielone zaroœla, i w¹skie przejœcie do olbrzymiej gуrskiej œciany - podpowiedzia³ hobbit. - Zgadza siк, wszystko by³o dok³adnie tak, jak mуwisz. Niez³a rzecz, te „Przek³ady z jкzyka elfуw”! Wspania³y Bilbo Baggins odwali³ kawa³ dobrej roboty... Nie widzia³em swojego cia³a. Pewnie sta³em siк widmem... - A potem? - dopytywa³ siк niecierpliwie Malec. - Widzia³eœ Valinor?! - Valinor? O nie! Nie dost¹pi³em tego zaszczytu. Oœlepiaj¹ce œwiat³o otoczy³o mnie znowu... a potem obok mnie pojawi³y siк dziwne istoty. Podobne do ob³okуw, ale z p³on¹cymi niczym wкgle oczyma. Zaczк³y wyliczaж wszystkie moje grzechy z niebywa³ym wprost krasomуwstwem. „Teraz w koсcu za wszystko odpowiesz - cieszy³y siк. - Surowy bкdzie s¹d i straszliwa zaiste zap³ata!”. „OdejdŸcie ode mnie - odpowiedzia³em im. - S¹d? - znakomicie! Nie przepuszczк okazji, by powiedzieж swoim wrogom, co o nich myœlк!”. „Bуj siк, cz³owiecze! - zasycza³y istoty. - Wielka jest moc Sкdziуw! Wysoki jest ich tron, i bacz, by nie oœlep³y oczy twe od œwiat³a, ktуre oni roztaczaj¹!”. „No to cieszcie siк! - odparowa³em wуwczas. A w ogуle - to po co wy tu jesteœcie? ¯eby mnie zasmuciж, wystraszyж, z³amaж m¹ wolк? Nie uda siк wam! Unikn¹³em ju¿ tego, czego najbardziej siк ba³em, choж rozsta³em siк przy tym ze œmiertelnym cia³em. Co mi tam s¹d! Nikt nie os¹dzi mnie surowiej, ni¿ uczyni³em to ja sam”. I odst¹pi³y owe istoty... A potem... potem ju¿ nic nie widzia³em - ani ziemi pod sob¹, ani nieba nad g³ow¹. Po prostu znalaz³em siк w Krкgu, Krкgu Mocy, ktуrego nie mog³em opuœciж. Sta³em siк zabawk¹ dla tych, ktуrzy zasiadali na wysokich tronach doko³a mnie... Czternastu ich by³o, czternastu otoczonych Œwiat³em... i teraz ju¿ wiem, do czego podobny jest P³omieс Adamantu. Nie widzia³em twarzy sкdziуw, tylko lœni¹ce kontury, niewyraŸne zarysy ludzkich postaci na tle oœlepiaj¹cego p³omienia... A potem nast¹pi³ bуl. Nie wiem, w jaki sposуb siкgnкli mnie. Pewnie to by³a po prostu pamiкж uderzenia ostrza Otriny... Pamiкж tej krуtkiej chwili, ktуra sta³a siк wiecznoœci¹... - G³owa Olmera opad³a na pierœ, przez twarz przeszed³ skurcz. Sta³em. Nie pamiкtam, jak mi siк to uda³o, ale sta³em. Wtedy najwa¿niejsze dla mnie by³o jedno: za ¿adne skarby nie upaœж na kolana. I, zapewne, dlatego niezbyt dobrze s³ysza³em skierowane do mnie s³owa... Pamiкtam tylko, ¿e by³y to perory, w szczegу³ach przedstawiaj¹ce wszystkie moje przestкpstwa... - Uœmiechn¹³ siк znowu. - „Upadnij na twarz i pokajaj siк, z³oczyсco! Upadnij na twarz przed Sкdziami swoimi! B³agaj o ³askк! ¯a³uj za czyny swe, odrzuж podszepty Wspуlnego Wroga! A wtedy, byж mo¿e, bкdziesz mуg³ odejœж drog¹ innych zwyk³ych ludzi...”. Nie wiem, czy tak by³o naprawdк, czy tylko mi siк to wszystko przywidzia³o... Ktуryœ z Sкdziуw usi³owa³ powiedzieж coœ w mojej obronie, ale tak niepewnie przemawia³ i takie to by³o bezbarwne, ¿e sam szybko zaniecha³ obrony. A potem... wydaje mi siк, ¿e s³ysza³em ogуlny wyrok: „Do Mroku Zewnкtrznego! Poza Drog¹ Œmiertelnych!”. Rozwar³y siк wrota... czeka³a mnie tam Noc, Wieczysta Noc, ktуra nie zna granic... Pewnie Sкdziowie chcieli widzieж mуj lкk, ale ja z niewiadomego mi powodu - nie ba³em siк. Patrzy³em na rozko³ysane morze Mroku i myœla³em - w koсcu odpocznк. W koсcu ust¹pi bуl... Wtedy to chyba, pewnie ktуryœ z nich, m¹drzejszy od innych, zrozumia³, ¿e ta kara - o ile to kara! - nie przejmuje mnie lкkiem w najmniejszym stopniu, i decyzja zosta³a natychmiast zmieniona. Rozbrzmia³ g³os, g³кboki i dŸwiкczny, jak pieœс oceanicznych fal... Mуwi³ coœ o Rуwnowadze, o tym, ¿e z g³кbin czasu powinno w koсcu wy³oniж siк to Utracone... Wiкcej nie pamiкtam. Do gard³a chlusnк³a woda... i ockn¹³em siк w samym sercu wiru. Wydaje mi siк, ¿e to musia³o byж w³aœnie w Szarych Przystaniach... Ktoœ inny na moim miejscu zgin¹³by w kilka chwil, ale... coœ mnie podtrzymywa³o. Jakiœ cieс... czy moc... podtrzymywa³a mnie. A potem, wiatry i pr¹dy zanios³y mnie na po³udnie. I w koсcu fale wyrzuci³y na brzeg... przypuszczam, ¿e by³o to gdzieœ na ziemiach Howrarуw. Tam sta³em siк tym, ktуrego pozna³a Eowina - Szarym, rybakiem z nadmorskiej wioski... - Olmer wzruszy³ ramionami. Minк³o dziesiкж lat, i oto... wyrwa³ siк na wolnoœж Adamant, wczorajsi wrogowie rozmawiaj¹ spokojnie na pok³adzie „smoka”. - Uœmiechn¹³ siк. - A przed nami nowa wojna! Henna jest jeszcze nowicjuszem. Ale zadziwiaj¹co szybko siк uczy!... Oczywiœcie, rozmowa nie mog³a siк skoсczyж tak po prostu. Wszyscy, nie wy³¹czaj¹c ksiкcia Forwego, patrzyli ze strachem i zdumieniem na Œmiertelnego, ktуry by³ na s¹dzie Valarуw. Jaki los go czeka³, jego - wroga elfickiej rasy? Po co zosta³ wys³any do Œrуdziemia? Czy jego cudowny powrуt to tylko œlepy przypadek? Folko uwa¿nie wpatrywa³ siк w twarz swego najgorszego niegdyœ wroga. Cierpienia i czas zmieni³y oblicze Wodza Earnila. Teraz bardziej ni¿ kiedykolwiek przypomina³ przywуdcк Mocy Mroku. Prze¿ycia wysrebrzy³y mu w³osy, twarz pobruŸdzi³y niezliczone zmarszczki, ale oczy pozosta³y takie same. Moc kry³a siк w nich, dziwna moc, czкœciowo, byж mo¿e zapo¿yczona, ale czкœciowo - w³asna. Mroczna, ale swoja, ludzka. - Tak wiкc powiadam wam raz jeszcze - nie czas na spory - ci¹gn¹³ Olmer. - Ratowaliœmy sobie wzajemnie ¿ycia. Powtarzam, na Wschodzie to znaczy wiкcej ni¿ pokrewieсstwo krwi. I teraz musimy staж siк sojusznikami. Adamant nie mo¿e pozostaж w rкku Henny. To chyba dla wszystkich jest jasne. Co uczynimy z nim potem - nie jest takie istotne. Najwa¿niejsze, by zaw³adn¹ж nim teraz! - A wed³ug mnie, wrкcz przeciwnie. W³aœnie teraz musimy zdecydowaж, co zamierzamy z nim zrobiж - sprzeciwi³ siк Forwe. - Ty raczej nie oddasz go dobrowolnie? - Czy oddam go?... - Olmer uœmiechn¹³ siк. - To zale¿y przede wszystkim od tego, czy zrozumiemy prawdziw¹ istotк owego skarbu. - Nie s¹dzк, by nam siк to uda³o - pokrкci³ g³ow¹ ksi¹¿к. - Mo¿e Wielki Orlangur... Ale jeœli odzyskamy Adamant - na pewno nie bкdzie to w pobli¿u jego schronienia. Zatem takie rozstrzygniкcie odpada. Powiedz prawdк, Olmerze z Dale! Teraz decyduje siк - bкdziemy wrogami czy nie! - Ja nie chcк z wami sporu. Ale przecie¿ i wy nie wymyœliliœcie nic m¹drzejszego ni¿ wrzucenie go do Orodruiny! Zrozumcie, nikt nie mo¿e przepowiedzieж biegu wydarzeс. Nie bкdк k³ama³ i powiem, ¿e gdybym zdoby³ Adamant ju¿ dziœ, teraz, zapewne wykorzysta³bym go jakoœ inaczej. - To znaczy jak? - zapyta³ sarkastycznie Forwe. - Jestem niemal pewien - zacz¹³byœ now¹ wojnк. - Tak, wytoczy³bym now¹ wojnк - odpar³ Wуdz nieoczekiwanie szczerze. - Chcк odp³aciж... nie, nie Amorowi i Gondorowi, i nawet nie elfom Œrуdziemia - o ile wiem, opuœcili ju¿ wszyscy Granice Œmiertelnych. Komu? Zgadnijcie!... Uœmiechn¹³ siк. - Chocia¿ nie odmуwi³bym i Œrуdziemia. Widzicie, przysi¹g³em... Eowina jкknк³a. - Tak, tak. W³aœnie tak - potwierdzi³ Olmer. - Przysi¹g³em podarowaж Œrуdziemie odwa¿nej, prostej dziewczynie o imieniu Eowina, urodzonej w rohaсskich stepach. Walczyliœmy ramiк w ramiк z pierzastorкkimi... a potem ze s³ugami Henny. Z³o¿y³em przysiкgк nie jej - sobie, ¿e uczyniк j¹ w³adczyni¹ Œrуdziemia. Z Adamantem by³oby to doœж ³atwe. Wszyscy znieruchomieli. - Ja... ja zwalniam ciк z teej przysiкgi, Oolmerze... - wykrztusi³a Eowina. - Nie chcк takich prezentуw! Krew, strach, zguba!... Nie, nie chcк!... - By³abyœ znakomit¹ krуlow¹, wspania³a Eowino, m¹dr¹, dobr¹ i sprawiedliw¹ - pokrкci³ g³ow¹ Wуdz. - Dla mnie Œrуdziemie jest w tej chwili za ma³e... Podobnie jak i dla moich wczorajszych wrogуw. - Mуwisz zagadkami - zauwa¿y³ Folko. - Ja? Zagadkami? O nie, wcale nie. Sam siк domyœla³eœ tego, prawda, po³уwieczku? I w³aœnie dlatego nie œpieszy³em siк z niszczeniem Adamantu. Mo¿e jeszcze pos³u¿yж i jako tarcza, i jako miecz. Kiedy skarb ten obudzi³ siк z tysi¹cletniego snu, uruchomione zosta³y rуwnie¿ inne potк¿ne Moce, stra¿nicy Rуwnowagi Ardy. S³ysza³em o Szalach, mi³y Folko... jak i ty o nich s³ysza³eœ. Tak, wiкc - czujк to: poruszy³y siк one. To dar. - Uœmiechn¹³ siк znowu, ale jakoœ krzywo, tylko samymi wargami. - Dar stamt¹d, zza Morza... Taki sam, jak umiejкtnoœж gaszenia ognia, zes³anego przez Adamant... Nie wiem, jak skoсczy siк nasza potyczka. Nie przeczк, ¿e potrzebujк Adamantu, ale skoro przecudowna Eowina uwolni³a mnie od przysiкgi... - Uwolni³am, uwolni³am! - zakrzyknк³a dziewczyna. - No to... Adamant i tak jest mi potrzebny - ci¹gn¹³ Olmer. - Poniewa¿... - Czy nie chcesz aby powiedzieж, ¿e zamierzasz rzuciж wyzwania Mo¿nym W³adcom Zachodu? - zapyta³ ksi¹¿к Forwe nie bez lкku. - A czy ty byœ nie chcia³ tego, najjaœniejszy ksi¹¿к? Czy nie przygotowywa³ nas Wielki Orlangur do gigantycznej wyprawy na Zachуd? Forwe drgn¹³ jak uderzony. - Hej, o czym wy mуwicie? - zapyta³ z niedowierzaniem Wingetor, ale nikt mu nie odpowiedzia³. - Nie powinniœmy opuszczaж granic Ardy - g³ucho powiedzia³ ksi¹¿к. - Ale czy to nie wasze armie wraz z armiami Œrodkowego Ksiкstwa mia³y zaatakowaж Valinor? Czy to nie wy mieliœcie si³¹ lub podstкpem zdobyж klucze do Drzwi Nocy?... Nie odpowiadaj, ksi¹¿к. OdpowiedŸ jest znana. Czy ca³e ¿ycie czczonego przez ciebie Ducha Wiedzy nie jest jednym wielkim wyzwaniem rzuconym W³adcom Zachodu? Czy ¿ywot elfуw Avari, o ktуrych legendy Elfуw Zachodnich mуwi¹, ¿e nie zgodziwszy siк pokornie iœж do Valinoru za piкknym, ale obcym œwiat³em, zaginк³y bez œladu i pamiкci - czy wasze ¿ycie nie jest jednym wielkim wyzwaniem rzuconym Mocom Zachodu? I skoro mamy ju¿ szczerze rozmawiaж - czy nie przygotowuje Wielki Orlangur bratobуjczej wojny w Valinorze, jeœli wyobrazimy sobie, ¿e Vanyarowie, Noldorowie i Teleri sprzeciwi¹ siк waszemu przedarciu? Bo przecie¿, przyjdzie ci, ksi¹¿к Forwe, skrzy¿owaж miecz z rodakiem. Byж mo¿e znamienitym rodakiem, s³awnym jeszcze z wojen z Morgothem! Na przyk³ad, z Fingolfinem... Albo Finrodem... Jeœli wierzyж „Przek³adom z jкzyka elfуw”, to zabici tu, w Œrуdziemiu, elfowie odradzaj¹ siк do ¿ycia w blasku i chwale Valinoru... - Jakie to ma znaczenie? - zapyta³ posкpnie Forwe. - Skoro twoja wiedza o planie Wielkiego Orlangura jest tak dog³кbna, zatem powinieneœ wiedzieж, ¿e Z³oty Smok chcia³, by ludzie upodobnili siк do Bogуw. Wtedy wszelki opуr elfуw Valinoru nie mia³by znaczenia. - Co to za przem¹drza³e gadanie? - rzuci³ rozeŸlony Farnak. - Hej, jeœli ju¿ rozmawiacie o takich sprawach, mуwcie tak, by wszyscy rozumieli. - Zrozumiesz wszystko, czcigodny Farnaku - odezwa³ siк Olmer. - Musimy teraz zdecydowaж - jesteœmy wrogami czy przyjaciу³mi? Ja ze swej strony ponownie proponujк przyjaŸс... - Na razie nie mamy powodu do sporu z tob¹, Wodzu powiedzia³ spokojnie Folko. Lкk przed cz³owiekiem naznaczonym Mocami Mroku ca³kowicie ust¹pi³. - Uratowa³eœ Eowinк. I szczerze uprzedzi³eœ nas o swych zamiarach. Mnie te¿ siк wydaje, ¿e w sprawie Adamantu nale¿y zwrуciж siк do Wielkiego Orlangura. Tylko on w ca³ym Œrуdziemiu mo¿e rozstrzygn¹ж nasz spуr. - Aha, my bкdziemy siк bili, przelewali krew, a potem z pok³onem oddamy skarb tej niepomiernie wyroœniкtej ¿у³tej skrzydlatej jaszczurce? - rzuci³ Olmer zaskakuj¹co gwa³townie. - Myœla³em, ¿e jesteœ bardziej dumny, po³уwieczku Folko! Tak po prostu k³aniaж siк jakiemuœ duchowi! Niechby to by³ nawet Duch Wiedzy! - Nasze swary tylko raduj¹ Hennк - pokiwa³ g³ow¹ hobbit. - Wczeœniej mуwiono - Olmera... a jeszcze wczeœniej Saurona... - Niez³e towarzystwo! - rozeœmia³ siк Torin. - W³aœnie - uœmiechn¹³ siк Okrutny Strzelec. - Masz, Folko, absolutn¹ racjк. Chocia¿ Sauron by³ Majarem, ja nosi³em Pierœcieс Umar³ych, a Henna - to tylko szczкœliwy wуdz nieznanego plemienia w Odleg³ym Haradzie; Henna dlatego, ¿e nikomu nieznany, jest niebezpieczniejszy od Saurona, ktуrego ruchy by³y do przewidzenia. Pokornie kroczy³ do w³asnej zguby, pope³niwszy po drodze wszystkie mo¿liwe b³кdy - takie do pomyœlenia i nie do pomyœlenia. A Henna - co on wykoncypuje jutro, kto wie?... - Tak czy inaczej, przyjdzie nam z nim walczyж! - zauwa¿y³ ponuro Wingetor. - Przyjdzie - skin¹³ g³ow¹ Forwe. - Nie wiemy, czym jest Adamant, nie wiemy, sk¹d siк wzi¹³, ale co do reszty, to zgadzam siк z Okrutnym Strzelcem. - Henna bкdzie usi³owa³ nas powstrzymaж - odezwa³ siк Torin. - I na pewno ruszy na Umbar - doda³ hobbit. - S³usznie - skin¹³ g³ow¹ Olmer. - Najpewniej tak bкdzie. Adamant zosta³ w jego rкku, a ten g³upiec nie przepuœci okazji, by siк zemœciж. O wszechpotк¿ny przypadku! Wyznaczono nam przeciwnika, ktуry nawet w jednej tysiкcznej nie ma pojкcia o swoim ³upie! W tym nasz ratunek i nasza s³aboœж. Dlatego, ¿e nie mo¿emy przewidzieж, co zrobi. Mo¿e zaatakuje Umbar, rzuciwszy swe si³y przez os³abiony Harad. Mo¿e postara siк napuœciж na Umbar Haradrimуw... Folko mуg³ tylko siк dziwiж, jak szybko Olmer - Olmer, a nie Szary! - oswoi³ siк z otaczaj¹cym go œwiatem. - No to musimy poderwaж hufce morskich tanуw - wtr¹ci³ siк do rozmowy Farnak. - I tak zreszt¹ innych si³ nie mamy... - A Henna raczej nie da nam drugiej szansy zdobycia Adamantu z marszu, jak poprzednio - popar³ marynarza Torin. - S³usznie - skin¹³ g³ow¹ Forwe. - Ale czy Eldringowie pуjd¹ na tк wojnк?... - Moi ludzie i tak narzekaj¹ na brak ³upуw - rzuci³ Wingetor, krzywi¹c siк z bуlu. - Ale nie zapominajcie, ¿e przyjdzie nam wojowaж przeciwko og³upionym i rozjuszonym przez Adamant - przypomnia³ wszystkim Folko. - Widzia³em... wszyscy widzieliœmy, jak bij¹ siк pierzastorкcy... Czy¿byœmy mieli urz¹dziж taki sam pogrom? Przecie¿ oni nie robi¹ tego z w³asnej woli, nie s¹ niczemu winni! - Prawda - zgodzi³ siк elf. - Ale nie mamy innego wyjœcia. Jakkolwiek gorzko brzmi¹ te s³owa! Wszystko by³oby inaczej, gdyby los bardziej nam sprzyja³!... Ale po co rozpamiкtywaж przesz³oœж, i tak nie mo¿emy jej zmieniж... I nagle poruszy³a siк przytomniej¹ca Tubala. Sandello siedzia³ obok niej, ale Wуdz by³ szybszy. Miкkkim, zrкcznym ruchem pochyli³ siк nad dziewczyn¹ i na chwilк znowu sta³ siк tym Okrutnym Strzelcem, ktуry za pieni¹dze str¹ca³ w locie go³кbie na rynku; tam po raz pierwszy zobaczy³ go okrutnie rozsierdzony skrуceniem Œwiкtej Brody Durina krasnolud Torin. Tubala szeroko otworzy³a oczy. Pierwsz¹ osob¹, ktуr¹ zobaczy³a, by³ pochylony nad ni¹ Olmer. - Ma cz³owiek przywidzenia - us³ysza³ Folko mamrotanie wojowniczki. - A mo¿e ju¿ naprawdк umar³am... - Nie umar³aœ, Oessie - czule odezwa³ siк Wуdz. - Ja te¿ nie. Znaczy, ¿e nie ma ju¿ potrzeby mszczenia siк na tych czcigodnych krasnoludach i nie mniej czcigodnym hobbicie... Ostatnie s³owa powiedzia³ tak, by dotar³y do Torina, Folka i Malca. - Jeszcze jedna ma³a tajemnica - pokiwa³ g³ow¹, z uœmiechem pomagaj¹c usi¹œж dziewczynie. Oczy Tubali stawa³y siк coraz wiкksze. - Ojciec?! Niemo¿liwe, to ty, naprawdк? - Ma³a tajemnica - powtуrzy³, spogl¹daj¹c na zebranych. - Oessie czy Tubala - imiк, pod jakim sta³a siк znana w Khandzie i Haradzie, to moja cуrka. Przez krуtk¹, jak mgnienie oka, chwilк g³os Wodza dr¿a³. - Ojcze! - pisnк³a groŸna wojowniczka i rzuci³a siк Olmerowi na szyjк. - To ci historia! - klasn¹³ w d³onie Malec. - A mnie mкczy³o - kogo mi przypomina t¹ swoj¹ zuchwa³oœci¹! Tubala rozgl¹da³a siк oszo³omiona, widzia³a otaczaj¹cych j¹ ludzi, elfуw, krasnoludy. Nieoczekiwanie Olmer zrobi³ krok w kierunku hobbita i po³o¿y³ mu rкkк na ramieniu. Folko omal nie run¹³ na pok³ad - jakby na ramiк zwali³ mu siк olbrzymi g³az. - To on mnie uratowa³, Oessie. Uratowa³, a nie zabi³ w tym boju pod Szarymi Przystaniami. Nie masz ¿adnego powodu do zemsty. Uœciœnijcie sobie d³onie i zakoсczcie tк g³upi¹ wojnк. Tym bardziej ¿e od tej chwili przyjdzie nam walczyж ramiк w ramiк. Wpatrzona w hobbita szeroko otwartymi oczyma, Tubala wolno, jak we œnie, wyci¹gnк³a do niego rкkк.

10 PaŸdziernika, Wczesny Poranek, Lasy Po³udniowego Haradu Przez ca³¹ noc œni³y siк Millogowi koszmary. Pies tкsknie wy³, a dwaj tajemniczy towarzysze Howrara nawet nie zmru¿yli oka. O œwicie wydawali siк byж czymœ zaniepokojeni; wymieniwszy d³ugie znacz¹ce spojrzenia, wyjaœnili Millogowi, ¿e ich plan uleg³ zmianie. Zamierzaj¹ iœж na po³udnie, a tam Howrar ma im pomуc w pewnej bardzo wa¿nej sprawie, za co czeka go wielka nagroda, taka, o ktуrej marzyж tylko mo¿e ka¿dy Œmiertelny. Millog przysta³ na to, nie wyobra¿aj¹c sobie nawet, ¿e mуg³by siк im przeciwstawiж... Pod¹¿ali wiкc na po³udnie, kieruj¹c siк dok³adnie na dolinк, ktуr¹ kilka tygodni temu przeszli Szary i Eowina... Z³otow³osa zawo³a³a do siebie psa - i ten podszed³ do niej, co prawda niechкtnie, ca³ym swym cia³em sprzeciwiaj¹c siк wezwaniu: skowycza³, uszy po³o¿y³ po sobie i w³aœciwie pe³z³, a nie szed³... Jednak¿e zbli¿y³ siк, a w³adczyni, œciskaj¹c w d³oniach du¿y ³eb, zaczк³a coœ szeptaж mu do ucha. Nagle pies zawy³, jakby oznajmiaj¹c czyj¹œ œmierж, usi³owa³ siк wyrwaж, ale zwyciк¿ony przez wielekroж silniejsz¹ wolк, po chwili ju¿ tylko ¿a³oœnie popiskiwa³.

Tego Samego Dnia, Podziemne Szlaki Czarnych Krasnoludуw, Gdzieœ Pod Mordorem Noc by³a naprawdк koszmarna. Pos³aniec nie zmru¿y³ oka. Ponury i rozgniewany obudzi³ niewyspanych, z³ych wioœlarzy. - Naprzуd! „No, wiкc - sta³o siк. Wiem. Serce Mocy p³onie tak, ¿e oczy moje d³u¿ej tego nie znios¹. Ten, ktуry nad nim panuje, uwolni³ ukryt¹ w Sercu si³к, i teraz chyba tylko szczera stal mo¿e poskromiж owego w³adcк. Coœ siк tam, na Po³udniu sta³o... niewa¿ne ju¿ nawet co. Kto, kogo i jak zabi³ nie ma najmniejszego znaczenia. Szybciej, rzeko! Inni myœliwi nie œpi¹. Œpiesz siк wiкc i ty, wys³anniku Wielkiego Orlangura!”.

15 PaŸdziernika, Ujœcie Kamionki Eldringowie pokazali, ile s¹ warci. Wios³a giк³y siк w mocnych rкkach. Nie zatrzymuj¹c siк w dzieс ani w nocy, okrкty wysz³y z domeny Henny. Zap³acili jedynie kilkoma strza³ami, ktуre wbi³y siк, nie wyrz¹dzaj¹c nikomu krzywdy, w nasmo³owane drewno burt szybkich „smokуw”. Henna wys³a³ poœcig, ale „smoki” dopad³y do morza pierwsze. Nie dosz³o do bitwy w ujœciu rzeki. Henna nie zd¹¿y³ przygotowaж ³aсcuchуw przegradzaj¹cych nurt, do walki z ludnoœci¹ miasteczka Eldringowie nie parli, szczegуlnie ¿e dociera³y tam ju¿ pierwsze oddzia³y. Przemkn¹wszy obok rozjuszonych podw³adnych Henny, Farnak i Wingetor wyprowadzili okrкty w morze, by po³¹czyж siк z flot¹ Skilludra... Wieœж o tym, ¿e wioz¹ na pok³adzie Olmera, Olmera Wielkiego, Wodza Earnila, ktуry wrуci³ z W³oœci Œmierci, podzia³a³a na Eldringуw jak grom z jasnego nieba. Patrzyli na niego jak na nieziemskie zjawisko, a Okrutny Strzelec, œmiej¹c siк, opowiada³ ciekawskim - wolnej zmianie wioœlarzy - œmieszne opowiastki o S¹dzie Valarow. Folko przy³apa³ siк na tym, ¿e nie czuje wrogoœci do tego cz³owieka. Tamten Olmer umar³, zgin¹³ z jego rкki, a tego nale¿y poznawaж od nowa. Du¿o w nim pozosta³o z poprzedniego Wodza, opкtanego myœl¹ o zemœcie na elfach. A na kim zamierza³ mœciж siк teraz? Mo¿e na Valarach? Czy¿by potrzebowa³ Adamantu, by si³¹ wedrzeж siк na Prost¹ Drogк? Wybrawszy dogodny moment, Folko zapyta³ go o to wprost. Olmer milcza³ chwilк. Mijali brzegi Kamionki, zielone, bujne, z ktуrych lecia³y co jakiœ czas strza³y. JeŸdŸcy Henny deptali im po piкtach, ale nie byli w stanie dotrzymaж kroku. Dwukrotnie „Rybo³уw” i „Smok” taranowa³y poœpiesznie zmontowane przegrody z tratw - ich budowniczym zabrak³o czasu, a mo¿e umiejкtnoœci - bowiem ustкpowa³y pod naporem „smokуw”. - Potrzebujк, oczywiœcie, ¿e potrzebujк Adamantu, mуj mi³y po³уwieczku. Nie ukrywam tego. Na pewno wykorzystam go lepiej ni¿ ten g³upiec Henna! Masz racjк - w Œrуdziemiu nie mam ju¿ wrogуw. Easterlingowie zajкli Arnor... no i niech sobie zajmuj¹. Oton zosta³ krуlem - cу¿, bкdzie z niego niez³y w³adca. Niech sobie bкdzie. Ja chcк iœж dalej! - Wyprostowa³ ramiona, popatrzy³ hardo. - Tam, za najdalszy widnokr¹g, tam, gdzie zlewa siк morze z niebem, tam, za Obce Morza... Chcк zobaczyж na w³asne oczy wszystko to, o czym tak d³ugo i piкknie opowiada³y nam elfickie bajki. Chocia¿by dlatego jest mi potrzebny Adamant. Ty, zreszt¹, po³уwieczku, ty, ktуry ugania³eœ siк za mn¹ najpierw z zachodu na wschуd, a potem ze wschodu na zachуd - czy zrezygnowa³byœ z takiej wyprawy? - A czy mo¿e Adamant... - zacz¹³ Folko. - Mo¿e - przerwa³ mu Olmer. - Wiele rzeczy mo¿e. Musimy tylko baczyж, by nie sprz¹tniкto nam go sprzed nosa!... W ka¿dym razie pomys³, by wrzuciж go do Orodruiny, jest wielce nierozs¹dny. Ale o tym ju¿ ci mуwi³em. - Czy¿byœmy mieli walczyж o zdobycz jak zbуje z goœciсca? - Folko uœmiechn¹³ siк smкtnie. - Ludzie dokonywali znacznie wiкkszych przestкpstw z mniej wa¿kich powodуw - rzuci³ obojкtnie Wуdz. - Ale poczekajmy! Adamant nale¿y najpierw zdobyж... a nie mamy do tego si³. W Cytadeli rz¹dzi mуj syn... a jest ona daleko. Przyjdzie nam liczyж tylko na zuchуw z Umbaru... i mo¿e na orkуw, o ile uda siк ich poderwaж i wyci¹gn¹ж z Mordoru. A potem dosz³o do spotkania ze Skilludrem, i najwiкkszy z morskich tanуw w milczeniu pochyli³ g³owк przed Olmerem - pok³oni³ siк tak, jakby Okrutny Strzelec wcale nie zgin¹³. „Smoki” szybko p³ynк³y na pу³noc.

CZКŒЖ CZWARTA ROK 1733 ZIMA

1 Folko, Torin, Malec I Inni „Rybo³уw”, „Skrzydlaty Smok” i flota Skilludra szczкœliwie dotar³y do umbarskiej zatoki, pewnego schronienia. Hobbit musia³ przyznaж - nie oni, nie Farnak i nie Wingetor, nie Sandello i nie Tubala byli najwa¿niejsi w tej wyprawie. Setki oczu bez przerwy wpija³y siк w jednego, jedynego cz³owieka - Olmera. Wieœж o jego cudownym powrocie wyprzedzi³a frun¹ce po falach „smoki”. Najwa¿niejsi z dru¿yny Skilludra po kolei wspinali siк na pok³ad „Rybo³owa” - wielu z nich osobiœcie zna³o Wodza Earnila, chadzali pod jego dowуdztwem na wyprawy, przygotowywali siк do szturmu na Szare Przystanie od strony morza... Olmer rozmawia³ ze wszystkimi. Jego oczy stawa³y siк ciemne i nieprzeniknione, ale dla ka¿dego ze starych wojуw znalaz³ chwilк czasu. Wydawaж by siк mog³o, ¿e po pok³adach okrкtуw za chwilк przemknie wezwanie: „Naprzуd, za Wodza Earnila!”. Folko widzia³, jak codziennie coraz bardziej zasкpiali siк jego przyjaciele krasnoludy, jak przygryza³ wargк Farnak i z jak nieprzeniknionym obliczem odwraca³ siк Wingetor... S³awa Olmera Wielkiego niczym morski wir wci¹ga³a Eldringуw; jeszcze trochк i Krуl Bez Krуlestwa bez trudu poprowadzi za sob¹ wszystkich, poprowadzi tam, gdzie mu siк zamarzy... Przez ca³y ten czas Tubala- Oessie starannie unika³a Folka, Torina i Malca - unika³a, mimo wyraŸnego polecenia Olmera, by siк z nimi pogodzi³a. Wydarzy³o siк to wieczorem ostatniego dnia drogi. Folko wyczu³, stoj¹c ty³em, ¿e zbli¿a siк cуrka Olmera, i zd¹¿y³ odwrуciж siк na czas, co pozbawi³o j¹ po³owy przyjemnoœci dziewczyna zamierza³a podejœж niezauwa¿alnie. Piкkn¹ twarz wykrzywia³ grymas nienawiœci. - Miкdzy nami nie ma zgody - us³ysza³ hobbit zduszony syk. - Zabi³eœ mojego ojca! Pozbawi³eœ go zwyciкstwa! Mo¿e mi wmawiaж, co chce, ale wiedz, ma³y szczurze, ¿e za Szare Przystanie jeszcze mi zap³acisz! - Po co to odk³adaж? Mo¿e siк boisz? - rzuci³ obojкtnie Folko. Pod opoсcz¹ mia³ mithrilow¹ kolczugк: spodziewa³ siк, ¿e zaœlepiona nienawiœci¹ dziewczyna pchnie go w plecy no¿em... - Lepiej bкdzie za³atwiж wszystko od razu, teraz! - Nie! - ryknк³a wœciekle. - Nie teraz. W Umbarze. Kiedy bкdziemy sami, kiedy nikt nie przeszkodzi, usi³uj¹c mnie powstrzymaж! - Twoja sprawa. - Hobbit wzruszy³ obojкtnie ramionami. Dyskusja z szalon¹ wojowniczk¹ - czy ma jakikolwiek sens? Tubala odwrуciwszy siк na piкcie, b³yskawicznie zniknк³a w ciemnoœciach... A gdy noc objк³a we w³adanie morze, Folko, Torin i Malec znowu, jak drzewiej bywa³o, zasiedli, by porozmawiaж, by zdecydowaж - co dalej z Olmerem?... Nawet nie zd¹¿yli zamieniж kilku s³уw, gdy obok pojawi³y siк bezszelestnie dwie postacie - jedna wysoka, druga nieco ni¿sza, mocno przygarbiona. Olmer i Sandello. - Nietrudno siк domyœliж, o czym bкd¹ rozmawiaж dwa wojownicze krasnoludy i nie mniej odwa¿ny hobbit - rozleg³ siк g³os Krуla Bez Krуlestwa. - Decydujecie, czy aby nie warto zadŸgaж tego, ktуry wrуci³ zza Morza, dla spokoju ca³ego pozosta³ego œwiata? - Jeszcze nawet nie rozpoczкliœmy rozmowy, Olmerze odpar³ Folko. - Ale nikt nie zagwarantuje, ¿e coœ takiego mo¿e nam przyjœж do g³owy! - paln¹³ bez namys³u Malec. Garbus b³yskawicznie wysun¹³ siк do przodu, zas³aniaj¹c Olmera. - Sandello! - ofukn¹³ go Wуdz. - Uspokуj siк. Sprawa jest powa¿na... Tak, wiкc, pos³uchajcie mnie, wojownicy! Chcк, byœmy walczyli ramiк przy ramieniu, a nie przeciwko sobie. Tym bardziej ¿e wojna ju¿ siк chyba rozpoczк³a i oddzia³y Henny id¹ na pу³noc. Bкdziemy musieli walczyж. Walczyж o Adamant. Na ten temat powiedziano ju¿ wiele s³уw. Zamierzam zacz¹ж od Umbaru. Ale nie w¹tpiк - z Henn¹ sobie poradzimy. - A potem? - zapyta³ wprost Torin. - Ju¿ rozmawialiœmy czy mo¿e Ÿle zapamiкta³em? - Rozmawialiœmy, ale nie dokoсczyliœmy - nie zgodzi³ siк z nim Olmer. - Kto bкdzie chcia³ zagarn¹ж Adamant? Farnak? Wingetor? Skilludr? Nie. Bкd¹ chcieli go przyw³aszczyж ci, ktуrzy zatrzymali mnie... - Jego g³os za³ama³ siк, jakby z powodu ataku niespodziewanego bуlu. - Ci, ktуrzy powstrzymali mnie w Szarych Przystaniach. Wy troje - przed wami cofa siк sam Los. Jeœli bкdziemy razem, to nie bкdzie problemu, co nale¿y uczyniж z Adamantem. - Czy ty naprawdк s¹dzisz, ¿e bкdziemy ci pomagali? - zapyta³ cicho i spokojnie Folko, ale jego palce ju¿ siк zacisnк³y na no¿u do miotania. Tym razem nie bкdzie zwleka³. - ¯ebyœ znowu zala³ krwi¹ ca³e Œrуdziemie? - Œrуdziemie? O nie! W Œrуdziemiu nie mam ju¿ wrogуw. Z radoœci¹ uczyni³bym Eowinк w³adczyni¹ wszystkich ziem, ale ona zwolni³a mnie z przysiкgi. Mуwi³em ci, co mnie poci¹ga teraz. Czy odmуwi³byœ udzia³u w takiej wyprawie? - Przecie¿ postawisz na nogi ca³¹ Ardк! Opamiкtaj siк! Tam, na Zachodzie, s¹ Moce Œwiata! Czy ma³o nam Numenoru? Chcesz, ¿eby Valarowie zatopili Œrуdziemie?... - No, skoro nie s¹ do niczego innego zdolni, jak tylko do zatapiania wraz z niewinnymi dzieжmi i bezsilnymi starcami ca³ych krajуw... - Bardzoœ szczкdzi³ dzieci i starcуw, Okrutny Strzelcze mrukn¹³ Torin, zaciskaj¹c w d³oniach topуr. - O ile to by³o mo¿liwe - szczкdzi³em. Rohaсskie gуrskie twierdze w ogуle nie ucierpia³y. Arnorskie miasta przesz³y w rкce Easterlingуw niemal bez walki... A ci nigdy nie urz¹dzali rzezi. - Tak, tylko grabili! - nie wytrzyma³ Malec. - Grabili. A czy ja twierdzi³em, ¿e s¹ przyk³adem cnуt i dobroci? Ludzie. Nie Ÿli i nie dobrzy. Rу¿ni... Ale teraz nie o tym mуwimy... Skoro Valarowie s¹ w stanie tylko zatopiж ca³e paсstwa, pytam, czy nie zas³u¿yli oni, by pуjœж do nich i kazaж im za to odpowiedzieж?... - Oszala³eœ. - Torin mierzy³ Olmera ciк¿kim jak o³уw spojrzeniem. - Powiadam ci - jesteœ szalony. Walczyж z Valarami... Gdy wypowiedzia³eœ te s³owa poprzednio, nie wziкliœmy ich powa¿nie, a i to chyba powinniœmy. Co ciк napad³o, ¿eby... - To w³aœnie zobaczymy i sprawdzimy - rzuci³ Olmer z jak¹œ zuchowat¹, beztrosk¹ weso³oœci¹. - To w³aœnie sprawdzimy! I jeœli mam racjк, uderzymy w samo centrum si³y naszych wrogуw! - Twoich wrogуw, nie naszych - pokrкci³ g³ow¹ hobbit. A poza tym, nie zapominaj: to, ¿e ¿yjesz i ¿e ¿yje twoja cуrka, zawdziкczasz w du¿ej mierze elfom Avari... - Nigdy nie walczy³em z nimi. Powstrzymywa³em ich i Ksiкstwo Œrodkowe - tak. Moimi wrogami by³y Elfy Zachodnie... A mуwi¹c œciœle - Valarowie. I jeœli Adamant na zawsze opuœci Œrуdziemie, to Avari tylko na tym zyskaj¹. Dlatego, ¿e w innym wypadku zawsze bкdzie istnia³a mo¿liwoœж przejкcia skarbu przez nowego Hennк... i ko³o zakrкci siк w drug¹ stronк. - Mo¿e Adamant potrafi zmieniж nasz¹ ziemiк w kwitn¹cy ogrуd? - zauwa¿y³ Folko. - Znane ci s¹ granice jego Mocy, Okrutny Strzelcze? - Granice - oczywiœcie, ¿e nie. Ale, jak s¹dzк, z jego pomoc¹ raczej nie da siк zak³adaж sadуw i ogrodуw czy zmieniaж w kwietniki porzucone ziemie. Adamant to Moc Ognia... Starego, pierworodnego... Mo¿e nawet kryje w sobie cz¹stkк Niezniszczalnego P³omienia! - Niezniszczalnego P³omienia?! - zakrzyknкli razem hobbit, Torin i Malec. - Niezniszczalnego P³omienia - skin¹³ g³ow¹ Olmer. W inny sposуb nie potrafiк wyjaœniж jego cudownych w³aœciwoœci. - Ale przecie¿... Przecie¿ to P³omieс... Jest tylko u Jedynego... - prуbowa³ oponowaж Folko, lecz Wуdz powstrzyma³ go ruchem rкki: - Wiem, wiem, czcigodny po³уwieczku! Znam elfickie podania nie gorzej ni¿ ty. Mo¿e nie jest to Istota owego P³omienia... mo¿e jakieœ jego odbicie... Ale rкczк, ¿e istnieje jakiœ zwi¹zek. Moi byli gospodarze - uœmiechn¹³ siк krzywo - postarali siк bardzo, by obdarzyж mnie na po¿egnanie wieloma skarbami, wiкc teraz widzк ostrzej i g³кbiej ni¿ kiedyœ... Zreszt¹, jak dzia³a Adamant, jakie taj¹ siк w nim Moce - bкdziemy roztrz¹saж pуŸniej, kiedy Kamieс znajdzie siк w naszych rкkach... - W twoich rкkach - mrukn¹³ Torin. - W moich rкkach - zgodzi³ siк bez namys³u Olmer. - Wed³ug mnie, to nawet lepiej, ni¿ wrzuciж skarb do Orodruiny!... No, chyba powiedziane zosta³o tyle, ile trzeba. Jesteœcie ze mn¹? Tak czy nie? Jeœli tak, to mo¿na uwa¿aж, ¿e Adamant jest nasz... - Wed³ug mnie, nie tak dawno z tob¹ i razem, ledwoœmy uciekli z paсstwa Henny - odezwa³ siк zjadliwie Folko. - S³usznie. Ale za drugim razem bкdzie inaczej. Mamy doœwiadczenie. No, to jak?... Przyjaciele wymienili spojrzenia. - Olmerze - odezwa³ siк Folko, wysi³kiem woli zmuszaj¹c siк do patrzenia w oczy Krуlowi Bez Krуlestwa, przes³oniкte teraz nocnym cieniem. - Nie pуjdziemy z tob¹. Zamyœli³eœ rzecz szalon¹. Nie ma sensu namawiaж ciк do porzucenia tego pomys³u... - Hobbit uœmiechn¹³ siк z gorycz¹. - A to znaczy, ¿e znowu jesteœmy wrogami! Wуdz zastanawia³ siк. Folko czu³, ¿e dos³ownie przewierca go na wylot wœciek³e spojrzenie garbusa, jakby ten chcia³ krzykn¹ж: „Co narobi³eœ?! CO?!”. - Raz ju¿ pozbawi³eœ mnie ¿ycia, po³уwieczku - g³os Olmera brzmia³ g³ucho. - To bardzo, bardzo bola³o. Ale nie ¿ywiк do ciebie nienawiœci, poniewa¿ zabijaj¹c mnie, jednoczeœnie uchroni³eœ od jeszcze gorszego losu. Dlatego, pamiкtaj¹c o tym, do Umbaru bкdziemy zachowywaж pokуj. Ale - rуwnie¿ pamiкtaj¹c o tym dniu - powiem ci, ¿e po raz drugi nie uda ci siк mnie zniszczyж. Wszystko jasne? Zapad³a cisza. Hobbitowi zrobi³o siк przykro - przecie¿ mogli byж przyjaciу³mi... - ¯a³ujк - mуwi³ cicho Wуdz. - Ale nie mo¿e byж inaczej. Wy jesteœcie stra¿nikami spokoju Œrуdziemia. Ja - wiecznym jego m¹cicielem. Zatem musimy walczyж ze sob¹. Rу¿nymi sposobami, w rу¿nych czasach... Mo¿e nawet w rу¿nych Œwiatach... I o spokуj nie tylko Œrуdziemia... - zakoсczy³ niezrozumiale. - Ech... - sykn¹³ Malec. - Jakoœ nie tak to wychodzi... Po jakiego kamiennego szczura ci ten Valinor, Olmerze? - By³oby lepiej zabiж tк wojnк, ni¿ rozpalaж now¹ - rzek³ Folko. - Zabiж wojnк... - Wуdz siк uœmiechn¹³. W ciemnoœciach hobbit nie mуg³ dostrzec wyrazu jego oczu, ale g³os Okrutnego Strzelca znowu przepe³nia³a niezrozumia³a gorycz. - Zabijemy tк - natychmiast wybuchnie nowa. Ile teraz toczy siк wojen, ktуrych nie jesteœ w stanie powstrzymaж, hobbicie? Na Po³udniu, na Wschodzie, na Pу³nocy? - Ale tк mo¿emy - upiera³ siк Folko. - Nie mo¿emy - odezwa³ siк nagle Sandello. - Z Henn¹ musimy walczyж. I to nie tylko z nim jednym. Z ca³¹ jego armi¹. Przyjdzie nam te¿ wrogуw zabijaж. Widzisz inne wyjœcie? - Magia elfуw... - zacz¹³ Folko, ale Olmer tylko machn¹³ rкk¹. - Przecie¿ sam w ni¹ nie wierzysz, mк¿ny po³уwieczku. Mo¿e tylko sam Wielki Orlangur... A Avari... Oczywiœcie, bкd¹ walczyli mк¿nie, ale sami nie pokonaj¹ ca³ej armii. Nie, tu rozstrzygniкcie przynios¹ zwyczajne miecze. Zwyczajne miecze Eldringуw... i orkуw, jeœli pуjd¹ ze mn¹... - Milcza³ chwilк. - Cу¿, powiedzieliœmy sobie wszystko. Dobrej drogi ¿yczк! Mo¿e kiedyœ zrozumiecie, ¿e to ja mia³em racjк... - Raczej nie - odezwa³ siк przekornie Malec. Wуdz wzruszy³ ramionami. - Nie u¿ywaj poœpiesznie zbyt œmia³ych s³уw, czcigodny tangarze. Si³y nasze nie s¹ nieograniczone. Nikt nie wie, jak zachowa siк Adamant. Mo¿e to ja uznam wasz¹ s³usznoœж i wraz z wami poniosк skarb do Orodruiny... S³owa Olmera okaza³y siк prorocze. Wojna zawrza³a, rozla³a siк po œwiecie jak ropa z pкkniкtego wrzodu, z krwi¹, po¿arami i œmierci¹. Henna nie kaza³ d³ugo na siebie czekaж. Po³udniowe plemiona, w wiкkszoœci nieznane dotychczas nie tylko w Umbarze, ale i Haradzie, ruszy³y przez Gуry Hlawijskie. Nie mo¿na powiedzieж, by by³o ich bardzo du¿o, ale os³abiony stratami Harad nie mуg³ stawiaж silnego oporu. Targi niewolnikуw Umbaru by³y puste: Tcheremczycy poœpiesznie, nie targuj¹c siк, kupowali wszystkich niewolnikуw, ale ich karawany œpieszy³y na wschуd szybciej, ni¿ dostawcy niewolnikуw, tacy jak tan Starch, nad¹¿ali z dostawami nowych... Do samego koсca podrу¿y Folko i Okrutny Strzelec nie zamienili ani jednego s³owa. Hobbit czкsto przechwytywa³ bardziej ni¿ wyraziste spojrzenia Tubali, ale pewnego dnia takie spojrzenie zauwa¿y³ rуwnie¿ Olmer; szepn¹³ coœ cуrce, a ta natychmiast odwrуci³a siк od Folka, jakby patrzenie na niego by³o prawdziw¹ tortur¹. Ale oto w koсcu Umbar, w koсcu przystaс i... Co dalej mieli robiж Folko, Torin i Malec?... Olmer, w przeciwieсstwie do nich, wiedzia³ dok³adnie. Nastкpnego dnia w Umbarze mуwiono tylko o nim. O Olmerze Wielkim, pogromcy Zachodu. O Olmerze Wszechpotк¿nym, ktуry wyrwa³ siк z ³ap Œmierci. Byli tacy, ktуrzy nie wierzyli w to, ale zbyt wielu tanуw i prostych Eldringуw zna³o Wodza Earnila. W ogarniaj¹cym Umbar zamieszaniu nikt nie interesowa³ siк dwoma krasnoludami, hobbitem, jedn¹ z³otow³os¹ dziewczyn¹ i smag³olicym Khandyje¿ykiem, ktуry pozosta³ z nimi, nie bacz¹c na to, co siк doko³a dzieje. - Musimy wracaж - upiera³ siк Malec. - Z powrotem, do Henny! - Dopiero co uszliœmy stamt¹d - przypomnia³ przyjacielowi Torin. - Do tcheremskiej armii bкdziemy siк zg³aszaж? - pyta³ z gorycz¹ Folko, zmкczony trwaj¹cymi trzeci dzieс sporami. - Mo¿emy wst¹piж - wzrusza³ ramionami Ragnur. - Teraz ka¿dy wojownik jest tam na wagк z³ota. A z³ota nie ¿a³uj¹... Tymczasem wojsko Olmera ros³o nie z dnia na dzieс, ale z godziny na godzinк. Tanowie, jeden po drugim, wstкpowali pod jego sztandary, nad masztami ponownie za³opota³y znane proporce - bia³y kr¹g z trуjzкbn¹ czarn¹ koron¹ na œrodku tak¿e czarnego pola...

Wys³annik Wielkiego Orlangura Serce Mocy obudzi³o siк do ¿ycia. By³o nies³ychanie wœciek³e. Przez wiele warstw ziemi przebija³o siк tu, do jej g³кbin, z tak¹ sam¹ ³atwoœci¹, z jak¹ s³oneczne promienie przenikaj¹ na wylot wody leœnego strumyka, rozœwietlaj¹c przy tym ka¿d¹ drobinkк piasku le¿¹c¹ na dnie. Podziemne rzeki nios³y ³уdŸ coraz dalej i dalej. Gdzieœ za nimi pozosta³y granice Mordoru. Zaczyna³ siк Harad. I jednoczeœnie na spotkanie sz³o Serce. Ogniste Serce, szczкœcie i przekleсstwo Œrуdziemna... Wielki Orlangur niepokoi³ siк. Wysy³ane co noc widzenia stawa³y siк coraz groŸniejsze. Dlatego pos³aniec œpieszy³ siк. Œpieszy³ siк, wiedz¹c ju¿ wiele. Œpieszy³ siк, maj¹c pewnoœж, ¿e s³udzy Mocy, ktуrzy przybyli zza Morza, s¹ ju¿ niedaleko celu...

Millog, Pies I Pozostali Nie œpieszyli siк. Z po³udnia ci¹gnк³y pu³ki Henny, a dziwna czwуrka - jeœli liczyж psa - zaszy³a siк w lesistych, oszczкdzonych przez p³omienie odnogach Gуr Hlawijskich. Ukry³a siк dobrze i wygl¹da³o, ¿e na d³ugo. Millog z jak¹œ dziwn¹ radoœci¹ ponownie zanurzy³ siк w œwiecie zwyczajnych ludzkich spraw. W czasie podrу¿y uby³o mu sad³a i ci¹gle wspomina³, ¿e kiedyœ lubi³ majsterkowaж, by³ „z³ot¹ r¹czk¹”, podobnie zreszt¹ jak i wielu jego wspу³plemieсcуw. Jednak¿e wкdrowcy niezbyt byli zainteresowani jego us³ugami. Dom dla siebie - nie dla Milloga - zbudowali za pomoc¹ jakiejœ pieœni, zmusiwszy drzewa, by pochyli³y siк i posplata³y ga³кzie tak, ¿e powsta³o wygodne schronienie. Strumyk pos³usznie zmieni³ koryto, trawa nastroszy³a siк, tworz¹c prawdziwy dywan, a s¹siedni lasek nagle sta³ siк owocowym sadem, gdzie dojrzewa³y nieznane i niewidziane nigdy i ni gdzie owoce... Pies smкtnie przygl¹da³ siк im, popiskiwa³, ale nie jad³ ich, nawet kiedy go czкstowano. Wola³ miкso. Millog nie zadawa³ pytaс. Po prostu czeka³.

2 Listopada, Rohan - Tak dalej byж nie mo¿e. Jego szaleсstwo zgubi ca³y kraj! - E... No... tak, znaczy siк, dobrze mуwiк... co? Tego, ten tego, nie mo¿emy zwlekaж, tak, no. - Masz racjк, Brego. Nie mo¿emy zwlekaж. Pуki jeszcze po naszej stronie jest si³a... Ludzie s¹ niezadowoleni. Ma³o kto z notabli cieszy siк, ¿e ujœcie rzeki Iseny dosta³o siк tym morskim zbуjcom. - I, tego, ci strzelcy... - Tak, bardzo szczкœliwie siк z³o¿y³o, ¿e ci zdrajcy zginкli. Pancerni i ³ucznicy teraz nam nie zagra¿aj¹. Ilu masz ludzi, Trzeci Marsza³ku? - No, tego, tam... Ze cztery setki tu, znaczy siк, a... - Rozumiem, rozumiem, rozumiem! I ja mam piкtnaœcie dziesi¹tkуw. I Freka ma co najmniej trzystu. Wystarczy, a¿ nadto bкdzie. Szaleсca - w okowy! Krуl pad³, niech ¿yje krуl! Krуl Brego! - A... no... kghm!... - Nikogo wiкcej z rodu Eorlingуw nie mamy. - A jego dzieci? - Dzieci? Zbyt miкkkie masz serce, Seorelu! O dwуjce dzieci myœlisz, a o tysi¹cach zapomnia³eœ? Co siк stanie, jeœli nie zawrzemy pokoju na Zachodzie? Ile dzieci wtedy pozostanie przy ¿yciu?

2 Listopada, Umbar Olmer Wielki, Krуl Bez Krуlestwa, nie trudz¹c siк zbytnio, pozyska³ przychylnoœж niemal wszystkich morskich tanуw. Flota odp³ywa³a na po³udnie, odp³ywa³a na proœbк, ³zaw¹ proœbк tcheremskich pos³уw. Resztki haradzkich si³ wycofywa³y siк na pу³noc, nie mog¹c przeciwstawiж siк wtargniкciu Henny. Flota odp³ynк³a, znikn¹³ gdzieœ Olmer, a Folko, Torin i Malec ci¹gle jeszcze przebywali w twierdzy. Do³¹czyж do hufcуw Krуla Bez Krуlestwa? O nie, doœж. Od dziœ walcz¹ tylko pod swoim w³asnym sztandarem. Z po³udnia nadchodzi³y coraz bardziej niepokoj¹ce wieœci, i hobbit, bardzo ostro¿nie korzystaj¹c z pomocy ksiкcia Forwego, stale obserwowa³ wкdruj¹cy na pу³noc Adamant. Przemieszcza³ siк - a wraz z nim pe³z³y na Umbar hufce Haradrimуw i Henny. - Musimy coœ postanowiж - rzuci³ ponuro Forwe. - Bo rzeczywiœcie Olmer nas wyprzedzi. Nie mamy wojska, a w pojedynkк, jestem pewien, Henny nie pokonamy. Ju¿ prкdzej uczyni to Olmer. Na pewno teraz podrywa do walki mordorskich orkуw... Wys³a³em wieœci do Wуd Przebudzenia, ale zanim przyjdzie stamt¹d pomoc... Rozmowa toczy³a siк w wielkiej mrocznej izbie, zajкtej przez Folka i krasnoludy, na piкtrze porz¹dnej ober¿y. - Nie mo¿emy na nich polegaж - dorzuci³ posкpnie Torin. - Mo¿emy liczyж tylko na siebie. - A ilu nas jest? Ty, ja i Folko? Ragnur, elfy, tanowie? Dziesiкciu, nie wiкcej - pokrкci³ g³ow¹ Malec. - Miecze mo¿na kupiж - odezwa³ siк Khandyjczyk. - Kupiж? - zdziwi³ siк Amrod. - Ragnur ma racjк - zauwa¿y³ Wingetor. - Miecze mo¿na kupiж... Szlak Olmera nam nie odpowiada, wiкc musimy zebraж w³asne dru¿yny. Ale czy takie coœ znacz¹? Wielu, wiem to, chcia³o iœж z Okrutnym Strzelcem... - Ile potrzebujemy z³ota, by wasze zuchy walczy³y po naszej stronie? - rzuci³ Forwe. Hobbit mia³ wra¿enie, ¿e w g³osie elfickiego ksiкcia da³y siк s³yszeж starannie ukrywane nutki wzgardy. - Niema³o - uœmiechn¹³ siк krzywo Wingetor. - Zrozum, czcigodny elfie - dru¿ynnik walczy dla swego tana do chwili, kiedy tan jest hojny i dopisuje mu szczкœcie. Jeœli przestaje mu siк wieœж i nie mo¿e zdobyж z³ota dla swych ludzi, to szybko ich traci, traci sw¹ moc. Nikt za takiego nie bкdzie wojowa³, przy pierwszej okazji wojownicy wyjd¹ z szeregu i z³o¿¹ przysiкgк innemu tanowi. To nie jest dyshonor, to jest ¿ycie. - Czy jest w Umbarze miejsce, gdzie mo¿na by wyceniж tк rzecz? - Forwe zdecydowanym ruchem zdj¹³ z czo³a obrкcz, w ktуrej po³yskiwa³ drogocenny zielonkawy kamieс. Wszyscy jкknкli. Elfy, towarzysze ksiкcia z dru¿yny, jak na komendк poderwa³y siк na rуwne nogi. - Najjaœniejszy ksi¹¿к!... - Skoro trzeba, to trzeba - przerwa³ zdecydowanie protesty Forwe. - Wiкc co mi powiecie, czcigodni tanowie? Czy jest w Umbarze miejsce, w ktуrym dostanк za ten przedmiot odpowiednio du¿o z³ota? Zapanowa³a martwa cisza. - My te¿ potrz¹œniemy sakw¹ - oœwiadczy³ Wingetor, pochylaj¹c g³owк. - Nie myœl, czcigodny elfie, ¿e tylko ty siк przejmujesz losami Œrуdziemia! Forwe zdecydowanym ruchem zrzuci³ obrкcz z czo³a. Folko czu³, ¿e gor¹cy rumieniec zalewa jego twarz, ale co mуg³ oddaж? Pierœcieс, prezent ksiкcia? Czy... czy mo¿e ostrze Otriny?! Prкdzej rozsta³by siк z ¿yciem ni¿ z t¹ broni¹, ale... Torin coœ burkn¹³ i siкgn¹³ do torby, ale ksi¹¿к elfуw powstrzyma³ go: - Nie ma potrzeby, szlachetny krasnoludzie, i ty, czcigodny Folko. Wiem, co zamierzacie, ale... pomyœlcie sami: obrкcz to po prostu drogocenna zabawka. Jeœli siк dobrze zastanowiж, nic nie jest warta. Czy mo¿na nawet za ca³e z³oto Œrуdziemia kupiж przynajmniej jedno ludzkie ¿ycie?... - Mo¿na, i niejedno - mrukn¹³ Farnak, ale Forwe jakby nie us³ysza³ jego s³уw. - Wasze mithrilowe kolczugi, wasza broс wkrуtce bкd¹ nam potrzebne. A obrкcz... to po prostu ozdoba, nic wiкcej. Na dodatek - elf uœmiechn¹³ siк - my, elfy, jesteœmy d³ugowieczne, mo¿e jeszcze zdo³am j¹ wykupiж... Kamieс zosta³ sprzedany tego samego wieczora. Naby³a go gildia lichwiarzy Umbaru - zakupili wspуlnie, poniewa¿ ¿aden z nich nie mia³ ¿¹danej kwoty, ale i wypuszczaж z r¹k takiego skarbu nie chcieli... Kolejny dzieс zajк³y przygotowania. A nastкpnego dnia niewielka flota - tanowie Farnak, Wingetor i Hjarridi - wyp³ynк³a z portu i skierowa³a siк na po³udnie, w œlad za potк¿n¹ flot¹ Olmera, ktуr¹ z powodu nieobecnoœci Krуla Bez Krуlestwa - on i Sandello naprawdк udali siк do Mordoru - dowodzi³ Skilludr.

4 Listopada, Gуry Hlawijskie W oczy uderzy³o bezlitosne œwiat³o. Wys³annik Wielkiego Orlangura sta³ sam na w¹ziutkiej, ledwo widocznej œcie¿ce. Podziemne szlaki pozosta³y za nim. Z ulg¹ odetchnкli wioœlarze, zawracaj¹c; pozbyli siк tajemniczego pos³aсca. Jednak ten mia³ prawie pewnoœж, ¿e nie wszyscy doczekaj¹ powrotu, bowiem Serce Mocy p³onк³o wœciekle, siej¹c spory i bunty. Pуki on by³ z wioœlarzami, jego tarcza os³ania³a rуwnie¿ ich, ale teraz, kiedy go nie bкdzie... Mimo wszystko trzeba mieж nadziejк, ¿e nie wymorduj¹ siк do ostatniego. Natomiast tu nikt prуcz niego nie ma najmniejszej szansy. Serce Mocy? Jest ju¿ blisko. I szybko zbli¿aj¹ siк ci, ktуrzy przyp³ynкli na okrкcie z ¿aglami jak ³abкdzie skrzyd³a... Jeœli stan¹ mu na drodze, to zadanie, zlecone przez Wielkiego Orlangura, mo¿e nie zostaж wykonane. Podci¹gn¹³ pas, wygodnie chwyci³ berdysz. Rуwnym energicznym krokiem ruszy³ w drogк, ktуra prowadzi³a na pу³nocny wschуd. Tam, na spotkanie Serca Mocy. Czy maj¹ znaczenie jakiekolwiek przekleсstwa, jeœli uda mu siк zaw³adn¹ж TYM?! Niech p³omieс spali go - to mniej straszne ni¿ œwiadomoœж, ¿e ca³y trud poszed³ na marne i nic ju¿ nie mo¿na zrobiж... Cу¿, walka to walka. Chcia³bym wiedzieж, na co czekaj¹, skoro byli tu przede mn¹? - rozmyœla³ pos³aniec. - Na co czekaj¹? Zreszt¹, nie mam czasu na rozwi¹zywanie ich zagadek. Ale kiedy Serce Mocy znajdzie siк w moich rкkach... wtedy mo¿na bкdzie pobawiж siк w odgadywanie... Droga sama uk³ada³a siк pod stopami. A przysadzist¹ postaж, ktуra przemierza³a szlak, opieraj¹c siк o berdysz, uwa¿nie obserwowa³o dwoje bardzo dziwnych oczu o czterech Ÿrenicach ka¿de... Tego dnia z nisko wisz¹cych nad ziemi¹ kosmatych chmur, ktуre przylecia³y z pу³nocy, nieoczekiwanie sypnк³o œniegiem. Droga pod kopytami koсskimi b³yskawicznie zmienia³a siк w podmarzniкt¹ br¹zow¹ kaszк. Niewielki oddzia³ jazdy - zaledwie dwudziestu wojownikуw - nie ¿a³uj¹c wierzchowcуw, pкdzi³ na zachуd. Za nimi zosta³ Helmowy Jar, droga skrкci³a w prawo, prowadz¹c w kierunku Iseny... - Mуj panie... Musimy skrкciж. Ludzie Brega na pewno pilnuj¹ przeprawy!! - Szczup³y wojownik w prostej zbroi zbli¿y³ siк do pкdz¹cego na czele Eodreida. W twarzy krуla nie widaж by³o skry ¿ycia - w siodle siedzia³ skamienia³y trup. - Nie, Hamo, nie zawrуcimy. Brego, choж jest krzywoprzysiкzc¹, nie jest durniem. Œwietnie wie, ¿e dla nas to szaleсstwo pchaж siк do Brodуw, i dlatego zostawi³ tam niezbyt liczn¹ stra¿. O wiele wiкcej ludzi szpera na po³udnie od przeprawy, poniewa¿ w naszej sytuacji to jest najbardziej rozumne - najkrуtsz¹ drog¹ uciekaж do Tharnu, pod os³onк Eldringуw... Przekleсstwo z t¹ pogod¹! Isena na pewno przybra³a. Ot, tak sobie, nie przeprawimy siк. Bкdziemy musieli przebijaж siк przez Brody. - Ale tam s¹... - zacz¹³ Hama. - Tam s¹ Dunlandczycy, Howrarowie, Hazgowie, a za nimi Heggowie i inni - to chcia³eœ powiedzieж? - Tak, panie mуj - odpar³ po chwili wahania m³ody Marsza³ek. - Oni nie s¹ tak groŸni jak rodacy - uœmiechn¹³ siк blado Eodreid. - Przez ich ziemie damy radк siк przebiж. A potem do Tharnu! - Brego zapewne i tam wys³a³ oddzia³... - zauwa¿y³ Harna. - Na pewno - zgodzi³ siк krуl. - Ale ja mam z nimi umowк, a Brego zacz¹³ od tego, ¿e zerwa³ uk³ad z Morskim Ludem, ten w³aœnie, ktуry dawa³ im ziemie w ujœciu Iseny! Tak wiкc, moim zdaniem, doœж jasne jest, po czyjej stronie stan¹ Eldringowie. - Ale... co dalej, mуj w³adco? Nieszczкœliwie potoczy³ siк ten bуj... Tak naprawdк, to do koсca wiernie stali po twojej stronie najemnicy, ci ze strzelcуw pieszych i pancernych... Oby im los pozwoli³ szczкœliwie pokonaж Gуry Bia³e i dojœж do Gondoru! - Jak¿e mi brakowa³o w tym boju Mistrza Holbytli i krasnoludуw! - westchn¹³ Eodreid. - Ale co siк sta³o, to siк nie odstanie. Zosta³o nas dwudziestu - a wiкc rozpoczniemy walkк o tron Edorasu z dwoma dziesi¹tkami! - Ale... twoje dzieci, panie... - odezwa³ siк cicho Hama. Twoje dzieci, wziкte przez Brega jako zak³adnicy... Oblicze krуla pociemnia³o. - Nie przypominaj mi o tym, Hamo. Nigdy wiкcej mi tego nie mуw. Malutki oddzia³ Eodreida dotar³ do Brodуw niezauwa¿ony. W krуtkiej potyczce z ochraniaj¹cymi przeprawк wojownikami Brega zginк³a po³owa ostatniej dru¿yny rohaсskiego krуla; wieczne ukojenie znalaz³ rуwnie¿ Hama, najm³odszy z marsza³kуw Rohanu... Ale sam Eodreid uszed³ z ¿yciem. Uratowa³a go dobra zbroja i szybkoœж konia. Z dziesi¹tk¹ ocala³ych wojownikуw znikn¹³ we mgle stepu, poœcig zgubi³ trop i ponownie z³apa³ go ju¿ pod samym Tharnem... Dwie setki jazdy Brega otoczy³y ze wszystkich stron niewielkie wzgуrze, na ktуrym znajdowali siк Eodreid i niedobitki z jego dru¿yny... - Przyjaciele. - Krуl przyjrza³ siк uwa¿nie swoim ludziom. - Dziкkujк wam za wiernoœж. Szliœcie ze mn¹ do samego koсca. Ale tu jest kres naszej drogi. Doœж tych bezsensownych œmierci. Ludziom Brega nie wy jesteœcie potrzebni, tylko ja. Dlatego te¿ ja, wasz w³adca, nakazujк - z³у¿cie broс. Mo¿e da wam to szansк... - Dlaczego nas obra¿asz, o krуlu? - Siwy setnik krуlewskiego eoredu otar³ twarz zmкczonym gestem. - Nie poddamy siк i nie przyjmiemy ³aski ¿ycia od uzurpatora. Czy¿ mуj w³adca straci³ serce przed ostatnim bojem? Po co mamy czekaж na koniec w tej pu³apce? Zaatakujmy sami, i jeœli taki nam los pisany, padnijmy, ale z honorem! A ktуremuœ z nas mo¿e i uda siк dostaж do Eldringуw... Co wy na to, bracia? - Odwrуci³ siк do pozosta³ych wojownikуw. Ci tylko w milczeniu pochylili g³owy. Ka¿de s³owo zabrzmia³oby teraz patetycznie i fa³szywie. Eodreid pochyli³ g³owк. - Dziкkujк wam... - powiedzia³ g³uchym g³osem. - Macie racjк. Nie mogк ¿¹daж od was, byœcie post¹pili niehonorowo. Cу¿! Jadк pierwszy... - Nie, panie mуj. - Setnik pokrкci³ g³ow¹. - My zaatakujemy pierwsi. Ty powinieneœ ocaleж. Powinieneœ odzyskaж tron. I... musisz pomœciж Eomera i Teodweinк! To nie mo¿e ujœж Bregowi bezkarnie! - No to... naprzуd - powiedzia³ niezwykle spokojnie krуl i, unosz¹c siк w strzemionach, nieoczekiwanie g³oœno zatr¹bi³ w niewielki rуg, wisz¹cy u jego pasa. Wojownicy osobistej dru¿yny Brega stali oszo³omieni, gdy nagle ze wzgуrza runк³o na nich dziesiкciu jeŸdŸcуw. Zanim œcigaj¹cy opamiкtali siк i chwycili za ³uki, Eodreid i jego wspу³towarzysze zd¹¿yli pokonaж niemal po³owк dziel¹cej ich odleg³oœci. Ale potem jednak rozœpiewa³y siк strza³y. Stary setnik zgin¹³ pierwszy. To on pкdzi³ na ostrzu klina, i wielu strzelaj¹cych wziк³o go za krуla Eodreida... Tylko dwaj cz³onkowie dru¿yny i sam krуl pozostali w siod³ach, gdy dosz³o w koсcu do starcia z wojownikami Brega. Uderzy³y kopie, zwolennicy obalonego w³adcy i ich przeciwnicy starli siк. Krуl zosta³ sam. Jednak¿e nie straci³ jeszcze kopii, jeszcze dwaj wrogowie padli, usi³uj¹c przegrodziж mu drogк; potem chwyci³ za miecz, zwali³ z siode³ jeszcze piкciu. I nie wiadomo jakim cudem przedar³ siк przez wra¿e szeregi, a potem nakry³a go zbawcza peleryna wieczornej mg³y... A w tym samym czasie bardzo, bardzo daleko od Rohanu, w Umbarze i Haradzie... Nie ma potrzeby opisywania po³udniowej wyprawy Skilludra. Nie ma potrzeby szczegу³owego omawiania tego, jak szeœж okrкtуw Farnaka i Wingetora niezauwa¿alnie przemknк³o po wzburzonej jesiennymi sztormami powierzchni Morza, i znalaz³o siк tam, gdzie mniej ni¿ miesi¹c temu omal nie zdecydowa³y siк losy Œrуdziemia... Wielki Tcherem wycofywa³ siк. Rozbita w bitwie pod Pstrym Kurhanem armia w panice ucieka³a na pу³noc. Pu³ki Henny nieub³aganie po³yka³y przestrzeс, a do Hrissaady nieoczekiwanie przyby³o poselstwo od Boskiego. Nikt nie wiedzia³, o czym rozmawiali jego wys³annicy z W³adc¹ Tcheremu, ale zaraz potem wojna Haradu z Henn¹ gwa³townie zmieni³a siк w wojnк Haradu i Henny z Umbarem... D³ugie kolumny wojsk Boskiego przesz³y przez ca³y Harad. Pod ich stopami jкcza³a ziemia. Nieliczni z ocala³ych mieszkaсcуw w panice uciekali, gdzie oczy ponios¹ - wydawa³o siк, ¿e id¹ na nich nie wojownicy z krwi i cia³a, ktуrych nawet da siк czasami sk³oniж do odruchu litoœci - maj¹, przecie¿, sami dzieci! - ale ¿e id¹ powstali z grobуw bezlitoœni umarlacy. Najgorsze by³y k³уtnie wœrуd samych uciekaj¹cych Tcheremczykуw, kiedy to silny odbiera³ s³abszemu ka¿dy kкs, by, z kolei, straciж, gdy zoczy go jeszcze silniejszy. Nadszed³ dzieс piкtnasty grudnia. Zaczк³o siк oblк¿enie Umbaru. I w tym momencie nieoczekiwanie od morza zaatakowa³ Skilludr. A spoza Gуr Cienia wy³oni³y siк zjednoczone hufce Khandyjczykуw i orkуw Czarnego Kraju - i nad ich szeregami wysoko powiewa³y sztandary Olmera Wielkiego... Szybki jak ptak okrкcik Eldringуw wpad³ w objкcia brzegуw Umbaru. Krуl Eodreid sta³ na dziobie, nie odrywaj¹c spojrzenia od zbli¿aj¹cego siк szarego brzegu. Wiedzia³, ¿e twierdza jest oblegana, wiedzia³, ¿e szansк ma niewielkie... ale nie pozosta³a mu inna droga, by odwdziкczyж siк Morskiemu Ludowi za uratowanie od œmierci. No cу¿, Umbar to Umbar. Bкdzie bi³ siк z oblegaj¹cymi tak samo, jak bi³ siк z wrogami rodzimego Rohanu. Rohanu, ktуry niczym dojrza³y owoc wpad³ w rкce uzurpatora Brega... Twarz krуla wykrzywi³ grymas. Przelewaж krew rodakуw w jakiejœ wewnкtrznej wojnie - nie ma chyba nic gorszego. On znajdzie inny sposуb na wyrуwnanie rachunkуw z Trzecim Marsza³kiem... Kiedy nadejdzie czas. A wtedy Brego zap³aci za wszystko.

18 Grudnia, Wybrze¿e Po³udniowego Haradu - Widzisz go? - Ksi¹¿к Forwe opad³ na kolana przy hobbicie. Oczy Folka by³y wpу³przymkniкte, d³oс przykrywa³a pierœcieс. - Widzк... - pad³a odpowiedŸ. - Nie tak znowu daleko. Dla wojska ze trzy dni marszu. - Coœ siк nie œpieszy na pу³noc nasz Boski... - zauwa¿y³ Torin. - A po co mu to? I bez niego wszystko tam œwietnie idzie - warkn¹³ Malec. - Ale o mury twierdzy to on sobie zкby po³amie - nie wytrzyma³ Farnak. - W³aœnie. I zanim do tego nie dojdzie, nie ruszy na pу³noc. Bez mocy Adamantu tej twierdzy nie zdobкdzie - zgodzi³ siк Forwe, ale Folko tylko pokrкci³ g³ow¹. - Jeœli w Umbarze zaczn¹ siк wewnкtrzne zamieszki... Zapanowa³a cisza. - Folko, powinienem daж rozkaz do wymarszu. Gdzie siк kierujemy? - Wingetor nie lubi³ pustos³owia. Hobbit usta³ z pewnym trudem. Tylko on mуg³ i potrafi³ wskazaж, gdzie w tej chwili jest Adamant Henny. Torin rozwin¹³ mapк - wyszukan¹ w zapasach Wingetora niez³¹ mapк Po³udniowego Haradu, wykreœlon¹ przez krуlewskich kartografуw Gondoru jeszcze za panowania Elessara, ocala³¹ w niezliczonych burzach i zamieszkach nastкpnych wiekуw. - Mniej wiкcej tu. Zakole Rzeki Br¹zowej. - Jaki¿ tam prowadzi szlak, niech nas Durin wesprze! jкkn¹³ Malec, chwytaj¹c siк z rozpacz¹ za g³owк. - Gкstwiny i bagna... - Tak, Henna rozs¹dnie czyni, trzymaj¹c siк z daleka od Morza - zauwa¿y³ Forwe. - Nie pomo¿e mu to - mrukn¹³ Torin. - Nie chcia³bym, ¿eby nas Skilludr wyprzedzi³... - rzuci³ Folko. - Nie zd¹¿y. Henna na pewno zostawi³ na jego drodze oddzia³y zaporowe. - Farnak uwa¿nie wpatrywa³ siк w mapк. Zreszt¹ Skilludr mo¿e siк poruszaж tylko na chybi³ trafi³. Ma wiкkszy oddzia³, ale o takim nizio³ku, jak ty, czcigodny hobbicie, nawet nie marzy! Musi wiкc teraz g³уwkowaж, jaki obraж kierunek... Nie minк³a nawet godzina, jak niewielki - pу³tora tysi¹ca mieczy - oddzia³ zwin¹³ obуz i szybkim marszem pod¹¿y³ dalej. Eldringowie potrafili pokonywaж pieszo dwadzieœcia pe³nych mil dziennie, dŸwigaj¹c na sobie ciк¿kie uzbrojenie oraz zapasy i mimo to zachowaж si³y do walki. Na razie los im sprzyja³. Przeciwnik nie stawa³ na drodze. Oddzia³ szed³ przez pusty, ca³kowicie zrujnowany kraj, w ktуrym nie ocala³o nic ¿ywego...

20 Grudnia, Wys³annik Wielkiego Orlangura Droga wbrew pozorom nie by³a ³atwa. Wydawa³o siк, ¿e wystarczy przebyж jakieœ szeœжdziesi¹t mil - i oto jest, wymarzone, pulsuj¹ce ¿ywym ogniem Serce!... Ale nie. Nienadaremnie pojawili siк w tym œwiecie wys³annicy Prawdziwych Mocy. Nie inaczej, jak za ich spraw¹ kozie œcie¿ki zwinк³y siк w zwarty wкze³, ich wola kierowa³a mira¿ami, ktуre wprowadza³y do koсcz¹cych siк œlepymi œcianami w¹wozуw, z ich nakazu wysycha³a woda w Ÿrуd³ach i zanika³y istniej¹ce od wiekуw gуrskie strumienie. Pokaza³o siк dno w worku z zapasami... Najpierw wys³annik oczekiwa³ spotkania - otwartego i szczerego, by stan¹ж twarz¹ w twarz i zdecydowaж raz na zawsze, kto ma w³adaж najwiкkszym w Ardzie skarbem. Ale zastanowiwszy siк, uzna³ pomys³ za niedorzeczny. Musi przecie¿ wykonaж zadanie, nawet gdyby mia³ pozostaж z mianem ostatniego tchуrza. Nie bкdzie walczy³ z przyby³ymi zza Morza. Przeciwnie, postara siк unikn¹ж spotkania, by œlepy przypadek nie mуg³ zaskoczyж niekorzystnym rozstrzygniкciem. Ale Los zarz¹dzi³ inne rozwi¹zanie. Œcie¿ka wi³a siк po dnie w¹skiego w¹wozu, i pos³aniec Wielkiego Orlangura ju¿ siк ucieszy³, ¿e w oddali widaж przeœwit i droga wyprowadzi go na rуwninк, sk¹d ju¿ tylko rкk¹ siкgn¹ж do schronienia Serca, gdy ska³y na bocznych œcianach jaru nagle siк skoсczy³y. To, co zobaczy³, by³o zdumiewaj¹ce: drzewa, skupione w ciasny kr¹g i splataj¹ce ga³кzie tak, ¿e powsta³ prawdziwy dom; starszy wynкdznia³y mк¿czyzna, ktуrego wygl¹d sugerowa³, ¿e najprawdopodobniej pochodzi z ktуregoœ ze wschodnich plemion; pies, le¿¹cy obok z uszami po sobie, oraz para: z³otow³osa kobieta i mк¿czyzna, ktуrego loki, wydawa³o siк, mia³y niebieski odcieс. Cofn¹³ siк, ale by³o ju¿ za pуŸno. Oboje podnieœli wzrok. I - jednoczeœnie uœmiechnкli siк. Chwyci³ berdysz, przygotowuj¹c siк do obrony. O wycofaniu siк, to ju¿ wiedzia³, nie by³o mowy. Nigdy nie poddawa³ siк. Teraz rуwnie¿ zamierza³ walczyж. Trzymaj¹c broс w pogotowiu, ruszy³ przez ³¹kк. Na tych dwoje nawet nie popatrzy³. Kto wie, mo¿e uda mu siк przedrzeж? A mo¿e ta para wcale nie chce starcia? - Zatrzymaj siк - us³ysza³ miкkki g³os. - Zatrzymaj siк i zawrуж. Nie chcemy twej œmierci. Wrуж do przygotowanego dla siebie podziemnego domu i nie przeszkadzaj nam wykonaж tego, co powinniœmy! Pos³aniec nie odpowiedzia³. Rкce skamienia³y mu na d³ugiej rкkojeœci ciк¿kiego berdysza. Wyku³ go - osobiœcie w kuŸniach Czarnych Krasnoludуw, maj¹c na wzglкdzie mo¿e w³aœnie takie spotkanie. Mithril i stal zla³y siк w jedno w ostrzu, ale by³o tam jeszcze coœ, coœ takiego, przed czym, na sam widok ostrza, pora¿eni strachem odskakiwali najznakomitsi mistrzowie Podgуrskiego plemienia. Poniewa¿ nienadaremnie przemierza³ wys³annik Wielkiego Orlangura œcie¿ki smutnej krainy Mordor, nienadaremnie, ryzykuj¹c ¿ycie, szpera³ w ruinach Barad- duru, nieustannie budz¹cego strach u wszystkiego, co ¿ywe. Od³amki ciemnych nocnych kling, rozp³yn¹wszy siк w tyglu sekretnej pracowni, wlane zosta³y do czystego metalu, nadaj¹c mu zabуjcz¹ moc... Nie do walki ze Œmiertelnymi czy nawet Pierworodnymi wykuty zosta³ berdysz. D³ugo czeka³ na swoj¹ kolej, na spotkanie takie jak to dzisiejsze, i oto nadszed³ jego czas. Pos³aniec szed³ dalej. I wtedy na granicy jego spojrzenia mign¹³ ognisty run. D³uga i cienka klinga, niczym z³oty promieс, razi³a zabуjczym wypadem. Wzlecia³ w gуrк podstawiony na czas berdysz. Cienka klinga jeszcze sunк³a po okutym pasami ¿elaza drzewcu, ale ostrze berdysza ju¿ siкga³o ods³oniкtego gard³a ciemnow³osego wojownika... ...I wtedy zosta³ uderzony w plecy. Ognista kurtyna przes³oni³a wzrok, ugiк³y siк s³abn¹ce nogi. Kleisty wolny bуl rozchodzi³ siк od skamienia³ych stуp do gуry, min¹³ kolana, opanowa³ biodra i pe³za³ dalej. Kiedy dojdzie do serca, nast¹pi koniec. Uda³o mu siк jeszcze odwrуciж do niej, do z³otow³osej, ktуra sta³a z uniesionymi w odwiecznym geœcie w³adzy rкkoma. - Tak bкdzie lepiej - us³ysza³ jej s³owa. „O gуry, przyjmijcie mnie! Kamienie, rozst¹pcie siк na moje s³owa! Ziemio, daj mi drogк do Twych Koœci, daj mi drogк do twego ³ona! Nie chcк umieraж jak tchуrz, w obojкtnych promieniach s³oсca! Przyjmijcie mnie, gуry!...”. ...I ostatnia rzecz, ktуr¹ zapamiкta³ - nieopisane zdziwienie na bajecznie piкknym obliczu Z³otow³osej. Rozwar³y siк czarne wargi ziemi i Wielka Matka przyjк³a swego syna. Jego rкce nadal œciska³y berdysz.

21 Grudnia, Brzeg Rzeki Br¹zowej Oddzia³om wreszcie uda³o siк wydostaж z przegni³ych, zgubnych bagien i znalaz³y siк na w miarк suchym terenie. Gdyby nie Ragnur i jeszcze kilku po³udniowcуw z szeregуw Eldringуw, w mlaszcz¹cych i bulgoc¹cych trzewiach b³ot pozo sta³aby po³owa wojska. Przed nimi kusz¹co œwieci³a g³adzizna Rzeki Br¹zowej. Wojownicy zatrzymali siк. Potrzebny im by³ choж krуtki wypoczynek... - Wrуcili zwiadowcy - mуwi³ Forwe szybko, przerywanie. - Przed nami w lesie zasadzka. Henna nie powtarza starych b³кdуw. Teraz spotyka nas z wyprzedzeniem. Zapewne Adamant pomуg³ mu wyœledziж nas... - Wczeœniej czy pуŸniej musia³o do tego dojœж - zauwa¿y³ Maelnor. - Tak. - Folko skin¹³ g³ow¹. - Walki nie da siк unikn¹ж... Przecie¿ dlatego najкliœmy wojownikуw. - A ci w zasadzce myœl¹, ¿e zdo³aj¹ siк ukryж przed wzrokiem elfa z Wуd Przebudzenia! - uœmiechn¹³ siк rуwnie¿ bкd¹cy w zwiadzie Bearnas. - Musimy atakowaж! - uzna³ Malec, wojowniczo potrz¹saj¹c mieczem. - Pewnie tak, ale pomyœlmy przedtem chwilк, co? - zaproponowa³ z uœmiechem Torin. - Jest ich tam co najmniej piкж tysiкcy - rzuci³ Amrod. Wielu ³ucznikуw. S¹ te¿ ciк¿kozbrojni. Wszystkie œcie¿ki przegrodzone barykadami. - Barykady to jedno, ale jak poradzimy sobie z ³ucznikami? - westchn¹³ Hjarridi. - Jak ucz¹ m¹dre ksiкgi? „Zdziwiж to zwyciк¿yж!” - zauwa¿y³ Torin. - A czym to zamierzasz ich zdziwiж? - wzi¹³ siк pod boki Malec. - Stуjcie! - Folko uderzy³ siк w czo³o. - Chyba mam pewien pomys³...

22 Grudnia, Pierwsza W Nocy, W Tej Samej Okolicy Nocny las wzdycha³, wierci³ siк pod uszyt¹ z kawa³kуw mg³y derk¹, skrzypia³, oddycha³. Mrok gotуw by³ w ka¿dej chwili wybuchn¹ж strumieniem k³uj¹cych strza³. Eldringowie brnкli zanurzeni po pierœ w grz¹skiej bagiennej brei. Powi¹zani linami i uzbrojeni w tyczki, d³ugie ³aсcuchy wojownikуw ostro¿nie przedziera³y siк przez gкsty mrok. Prowadzili Khandyjczycy; prуcz nich nikt w hufcach nie potrafi³ pokonaж takiego bagna. Hobbitowi by³o ciк¿ej od innych. Trzкsawisko niemal zakrywa³o go z g³ow¹. Nikt nie rozmawia³. Noc jest z³udna i wredna - daleko niesie nieostro¿ne s³owo, a powodzenie ca³ego zamys³u zale¿a³o od zaskoczenia. Jeœli siк uda zaskoczyж Taregуw - trzy czwarte sukcesu w rкku. Ale jeœli siк nie uda... O tym Folko zabroni³ sobie nawet myœleж. Wolno, bo wolno, ale jednak, dno bagna zaczк³o siк podnosiж. Wysmarowani od stуp do g³уw b³otem Eldringowie wychodzili na twardy grunt - uwalani i straszni, niczym wampiry ze strasznych bajek Czarnego Po³udnia. Skrкcali. Przeklкty las, ktуry przes³ania³ widok nie tylko mrokiem, ale i niezliczonymi szerokimi, bezw³adnie zwisaj¹cymi liœжmi! Folko chwyci³ wygodniej ³uk. Wraz z elfami i ksiкciem Forwem szed³ w pierwszym szeregu. Stop! Amrod niespodziewanie uniуs³ rкkк. Tak, tam przed nimi... Folko wpatrywa³ siк uwa¿nie. No tak - wartownik. Jasne, ¿e postawiony tylko dla czystego sumienia - w innym wypadku sam by siк ukry³. Biedak stercza³ na widoku, jakby kusi³ los. Mrok by³ nieprzenikniony, ale nie dla elfуw. Niemal nies³yszalnie, jakby rozumiej¹c, ¿e nie wolno zdradzaж swoich, zanuci³a pieœс œmierci ciкciwa elfickiego ³uku. Ksi¹¿к Forwe zacz¹³ bуj. Wartownik chwyci³ siк obiema rкkami za gard³o i pad³ na ziemiк. Ale, jak siк okaza³o, nie by³ sam. Jego towarzysze kryli siк za grubym pniem powalonego leœnego olbrzyma i zaledwie szeregi Eldringуw zrуwna³y siк z nimi, odpowiedzieli strza³ami. Folko pierwszy raz puœci³ ciкciwк. Koniec, koniec ciszy. Teraz - przeciwnie, nale¿y wrzeszczeж i ha³asowaж mo¿liwie g³oœno... W rкkach Eldringуw pojawia³y siк jedna po drugiej p³on¹ce pochodnie, a morskie zuchy z g³oœnym zwyciкskim rykiem pкdzi³y przed siebie, wywracaj¹c jak zabawki stoj¹ce im na drodze pojedyncze kupki pancernych wojownikуw Henny... We wszystkie strony lecia³y pochodnie i zapalaj¹ce strza³y. Miкdzy drzewami pojawi³y siк szarfy dymu. Zaczк³y pl¹saж ogniste widma; elficka magia pomaga³a p³omieniowi poch³aniaж zarуwno zieleс listowia, jak i nasycone wod¹ mchy i sprуchnia³e pnie. Wiatr poniуs³ ogieс na po³udnie i po³udniowy zachуd. Po¿ar jednym skokiem odci¹³ czкœж siedz¹cego w zasadzce wojska Henny od atakuj¹cych Eldringуw. Niewielu pozosta³ych - tych, ktуrzy byli na drzewach - zosta³o zestrzelonych przez wyborowych elfickich strzelcуw, znakomicie widz¹cych w ciemnoœciach. Folko i krasnoludy nie tak znowu czкsto musieli siкgaж po broс. Niespodziewane uderzenie ze skrzyd³a niewielkiego, ale œwietnie wyszkolonego oddzia³u morskich zuchwalcуw nie zniszczy³o, rzecz jasna, wszystkich stawiaj¹cych opуr, ale oddzia³y Henny sk³кbi³y siк, drgnк³y i rozpoczк³y bez³adny odwrуt. Tylko kilka razy, kiedy na drodze Eldringуw stawa³y ciк¿kozbrojne oddzia³y Taregуw, Folko, Malec i Torin brali siк do roboty. Wyprуbowany szyk - Torin na czele, Malec - z prawej, hobbit - z lewej - wbija³ siк niczym straszliwy klin w szeregi Taregуw, a id¹cy za nimi Eldringowie dope³niali dzie³a zniszczenia... Oko³o czwartej rano walka ucich³a. Poluj¹cy na Adamant przebili siк, pozostawiaj¹c za sob¹ p³on¹cy las i miotaj¹ce siк w panice resztki wrogich oddzia³уw. Obok spokojnie p³ynк³a Br¹zowa, a gdzieœ bardzo niedaleko znajdowa³ siк upragniony Adamant... - Musimy poczekaж do rana. - Forwe powolnym ruchem schowa³ ³uk, ko³czan ksiкcia by³ pusty, i - Folko to wiedzia³ ani jedna strza³a nie zosta³a zmarnowana. - Ludzie s¹ zmкczeni - zgodzi³ siк z nim Hjarridi. - Wykluczone, nie mo¿emy czekaж! - poderwa³ siк hobbit. - Henna wcale nie jest durniem. Ju¿ na pewno wie, co siк wydarzy³o. Jeœli nie zwariowa³, to za wszelk¹ cenк postara siк trzymaж jak najdalej od nas! - Mo¿e tak - zgodzi³ siк ksi¹¿к. - Ale przeczesywanie tych lasуw teraz, w mroku... Ksi¹¿к mia³ racjк, i Folko rozumia³ to. Nale¿a³o uporz¹dkowaж w³asne si³y, opatrzyж rannych i dopiero potem ruszaж dalej. Tym bardziej ¿e znacznych si³ chyba ju¿ w okolicy Henna nie mia³... - Popatrz no lepiej, co tam robi Okrutny Strzelec - zaproponowa³ Torin. - Ojojoj... Zmi³uj siк, czcigodny tangarze! - zajкcza³ Folko. - Pospa³bym chwilк... A ty - Olmer i Olmer... Ale ¿artowa³ tylko. Hobbit sam czu³, ¿e na pу³nocy, gdzie dzia³a³ Wуdz, i na po³udniu, dok¹d ruszy³ Skilludr, dzieje siк coœ wa¿nego, i dlatego zebra³ si³y, ruszy³ lotem tкczowego motylka... Folko widzia³ posкpne i smutne bezludzia Mordoru, porozrzucane na wielkiej przestrzeni biedne wioseczki orkуw rolnikуw, teraz ca³kowicie puste, i gкste kolumny wojska, przemieszczaj¹cego siк po starych drogach z Kraju Cieni do Khandu. Wydawa³o mu siк, ¿e widzi nie tylko to, co siк dzieje w tej chwili, ale rуwnie¿ to, co dzia³o siк tygodnie temu. Widzia³, jak Olmer rozmawia³ z orkami. Widzia³ wœciek³oœж na obliczach starych kobiet, ktуre z braku mк¿czyzn przejк³y w³adzк w plemionach, i widzia³ ciemny p³omieс w oczach Okrutnego Strzelca, kiedy mуwi³ o tym, co siк sta³o podczas ostatniej bitwy... Jego s³owa wstrz¹sa³y hobbitem. „Nie z elfami i elfickimi s³ugusami winniœmy walczyж dziœ. Albowiem, patrzcie! Jam jest Olmer, Przekleсstwo Zachodu, ktуrym wrуci³ spod Drzwi Œmierci nie po to, by prowadziж dziecinne wojenki z zabawkowymi krуlestwami o mizerne strzкpy spornych ziem! Nie! Poprowadzк was na tych, ktуrzy s¹ waszymi odwiecznymi wrogami, na tych, ktуrzy oznajmili, ¿e jesteœcie wytworami z³a, na tych, dla ktуrych nie ma i nie mo¿e byж litoœci! Poprowadzк was... nie, nie przeciwko resztkom Gondoru - czy¿ nale¿y dobijaж le¿¹cego? Pytacie, dok¹d pуjdziemy? Jeszcze siк nie domyœliliœcie? Tak wiкc, s³uchajcie - pуjdziemy Prost¹ Drog¹ na Zachуd. S¹ tam krainy, do ktуrych zawsze ucieka³y przed wasz¹ si³¹ przestraszone elfy!... Milczycie? Dziwicie siк? A czy kiedykolwiek rzuca³ s³owa na wiatr Wуdz Earnil? Oszukiwa³ was albo obiecywa³ coœ nieosi¹galnego? Raz jeszcze powiadam wam - wyprowadzк was na Prost¹ Drogк! Do skostnia³ego Valinoru prowadzi nasz szlak! A tam zemœcimy siк za wszystko!...”. I nad g³owami s³uchaj¹cych go jednoczeœnie pojawia³y siк wyci¹gniкte z kryjуwek stare, wyprуbowane jatagany. Orkowe wojsko minк³o wschodni kraniec Ephel Duath, Gуr Cienia, i wesz³o w obszar Khandu. Szybkim marszem par³o na po³udniowy zachуd, po drodze b³yskawicznie obrastaj¹c oddzia³ami z miejscowych plemion. Rodacy Ragnura zawsze s³ynкli jako wojownicy odwa¿ni i zaciekli, wiele pokoleс zahartowa³o siк podczas nieustaj¹cych walk z Gondorem. Pу³nocno- wschodnie rubie¿e Wielkiego Tcheremu sta³y otworem. Wszystkie si³y poch³onк³a szalona wojna z hufcami Boskiego Henny; wojsko Olmera, niewielkie - zaledwie jakieœ dwanaœcie czy piкtnaœcie tysiкcy wojownikуw - sz³o przez Harad Bliski. Po drodze spotka³o siк z wys³anym mu na spotkanie silnym dwudziestotysiкcznym korpusem wyborowych rezerw tcheremskiej armii; Folko zobaczy³ tк bitwк z lotu ptaka. Piesi wojownicy orkуw przyjкli na siebie uderzenie Haradrimуw, kryj¹c siк za w poœpiechu skleconymi zaporami, i zasypali przeciwnika ulew¹ strza³. Atak zach³ysn¹³ siк, a w tym czasie Olmer wyprowadzi³ starannie ukryt¹ do tej pory khandyjsk¹ jazdк... Tcheremczycy w panice uciekli; Wуdz nie œciga³ wroga, powstrzyma³ nawet swoich wojownikуw od okrutnego wymordowania uciekaj¹cych. „Jutro bкd¹ oni naszymi sojusznikami!”. Nastкpnie jego armia podzieli³a siк. Folko widzia³ pochylonego w siodle Sandella - Olmer poleci³ mu przej¹ж dowуdztwo nad jedn¹ trzeci¹ si³ i zaatakowaж Hrissaadк... Piкж tysiкcy orkуw i Khandyjczykуw przeciwko mocnej twierdzy!... Jednak¿e Okrutny Strzelec wiedzia³, co czyni, szturmuj¹c haradzk¹ stolicк. Sandello zaatakowa³ z marszu, nie marnowa³ czasu na budowanie maszyn oblк¿niczych i temu podobnych œrodkуw. Khandyjsk¹ kawaleria z marszu przejк³a miejskie bramy i wytrzyma³a napуr pa³acowej gwardii w³adzy, a¿ do nadejœcia oddzia³уw orkуw. Pod wieczуr w rкku Sandella by³a jedna trzecia miasta i pa³ac w³adcy. Jednak¿e na tym skoсczy³y siк triumfy tej kampanii. Mieszkaсcy miasta otrz¹snкli siк z zaskoczenia i strachu, zgromadzili si³y, co pozwoli³o im utrzymaж pozosta³¹ czкœж miasta. Z g³кbi kraju nadci¹ga³y posi³ki - Ÿle uzbrojeni, jeszcze gorzej wyszkoleni, ale liczni wojownicy; i wkrуtce oddzia³ Sandella sam znalaz³ siк w oblк¿eniu. Olmer zaœ nie traci³ czasu. Jego dziesiкciotysiкczne wojsko podesz³o do uparcie bronionego przez Eldringуw Umbaru. Zebrane doko³a twierdzy po³¹czone oddzia³y Boskiego Henny i tcheremskiego w³adcy by³y liczniejsze od hufcуw Okrutnego Strzelca - ¿a³osn¹ kpin¹ z jego poprzednich armad! - co najmniej piкciokrotnie. Mimo to zaatakowa³. Niespodziewanie, w nocy, kiedy orcza piechota mog³a najlepiej wykazaж siк swoimi walorami. Ciemna fala orkуw przela³a siк przez wzniesiony oddzia³ami Boskiego wa³ i pop³ynк³a dalej, zostawiaj¹c po sobie tylko trupy. Khandyjczycy dobijali ka¿dego, kto prуbowa³ ucieczki. Atak Olmera, ten gwa³towny i szybki wypad, zostawi³ g³кbok¹ bruzdк w szeregach oblegaj¹cych Umbar. Przebiwszy siк do morza, Wуdz pobra³ ze „smokуw” zapasy i ludzi, przygotowywa³ siк do kolejnych walk... A na po³udniu zwyciкski marsz kontynuowa³ Skilludr, odcinaj¹c Hennк od jego rodzinnych okolic. Rozbiwszy w odleg³oœci trzech dni marszu od morza wys³ane mu na spotkanie oddzia³y, tan par³ do przodu. Atak na Hrissaadк musia³ siк odbiж na oblegaj¹cych Umbar wojskach. Najjaœniejszy w³adca Tcheremu postanowi³ odci¹gn¹ж swoje wojska od niezdobytej twierdzy, by skoсczyж z zuchwa³ym wtargniкciem garbatego stratega do jego stolicy, albowiem ten nie zamierza³ sam siк z niej wynieœж... Jednak¿e tym razem Henna zaniepokoi³ siк ju¿ serio. I Adamant, podporz¹dkowuj¹c siк swemu posiadaczowi, zap³on¹³ pe³ni¹ mocy.

24 Grudnia, Poranek, Brzeg Rzeki Br¹zowej Ze Wschodu nadci¹ga³y wci¹¿ nowe si³y. Zreszt¹, nie by³o to nawet zorganizowane wojsko, tylko po prostu spory oddzia³, jakieœ piкж tysiкcy. Ale za ich plecami p³on¹³ Adamant, zmieniaj¹c ludzi w rozszala³e tygrysy. Torin, Folko i Malec jak zawsze znaleŸli siк w pierwszym szeregu. Przyparci do brzegu Br¹zowej Eldringowie walczyli spokojnie i twardo. Dobrze uzbrojeni i znakomicie wyszkoleni stali niczym mur, wystawiwszy przed siebie kopie, i pierwszy atak Taregуw rozbi³ siк w³aœnie o ich groty. Atakuj¹cy odp³ynкli, siкgnкli do strza³. Eldringowie nie pozostali d³u¿ni: ich ³uki by³y mocniejsze, strza³y lecia³y dalej i bi³y mocniej, na wylot przeszywaj¹c Taregуw, nie ratowa³y tamtych nawet ich pancerze. - Musimy iœж do przodu! - krzykn¹³ hobbit do Farnaka, gdy ten z krasnoludami oddali³ siк z pierwszej linii, by z³apaж oddech. - D³ugo tu nie ustoimy! Stary tan skin¹³ g³ow¹. W szeregach Eldringуw odezwa³y siк rogi. ¯elazny ¿у³w szyku ruszy³ do ataku. Folko, Torin i Malec szli razem. Znowu, ktуry to ju¿ raz. Ile¿ za nimi drуg, ile potyczek... wydawa³oby siк takich niepodobnych do siebie i jednoczeœnie w nieuchwytny sposуb jednakowych. Na przyk³ad teraz. Zmia¿d¿yж szyki Taregуw, wbiж ich w kurz, przedrzeж siк do lasu i dalej, tam, gdzie za leœnymi ostкpami p³onie upragniony Adamant... Ale Taregуw tym razem gna³a do walki Moc P³on¹cego Kamienia. Na drodze pancernej œciany Eldringуw w mgnieniu oka powsta³, nieustкpuj¹cy jej si³¹, ¿ywy mur Taregуw. Walczyli, nie szczкdz¹c siebie, i nawet wojenny kunszt pу³nocnych zuchуw niewiele mуg³ tu pomуc. Umieraj¹cy wrogowie tracili ostatnie mgnienia ¿ycia, by jeszcze raz wykorzystaж ¿elazo kling, staraj¹c siк zabraж ze sob¹ przynajmniej jedno ¿ycie... Nigdy wczeœniej Folko nie styka³ siк z takimi przeciwnikami. Miejsce zabitych zajmowali ¿ywi, luki w szeregach wype³nia³y siк od razu. Jedna wykrzywiona sza³em twarz zmienia³a inn¹, migota³y i migota³y klingi. Coraz wolniej unosi³ siк wyprуbowany bojowy topуr Torina. Coraz wolniej wirowa³ stalowy wicher doko³a Ma³ego Krasnoluda. Wolno, ale coraz wyraŸniej Eldringowie zaczynali opadaж z si³. Mogliby zwyciк¿yж, gdyby przebili siк przez szeregi wroga, ale w tej szalonej rzezi ich si³y topnia³y rуwnie¿ - i to doœж szybko. Pierwszy opamiкta³ siк Forwe. Ksi¹¿к podbieg³ do Wingetora. Tan Farnak, jak i ka¿dy Eldring, te¿ walczy³ na rуwni z prostymi wojownikami. - Wycofajmy siк! - krzykn¹³ elf. - Wycofajmy siк, bo tu legnie ca³e nasze wojsko!... Mia³ ca³kowit¹ s³usznoœж. Taregowie p³acili piкcioma za jednego - i staж ich by³o na tк straszliw¹ wymianк. Pos³uszny rozkazom rogуw hufiec morskich wojownikуw wycofa³ siк. Skoro nie uda³o siк si³¹ wyr¹baж sobie drogi sprуbujemy podstкpem! Napуr Taregуw natychmiast os³ab³. Widaж niebezgraniczna by³a nad nimi w³adza Kamienia - nie zmienia³ Taregуw, wolnych i dumnych wojownikуw, z ktуrego to rodu pochodzi³ i sam Henna, w pokorne, bezmyœlne marionetki. Zbyt wysok¹ cenк p³aci³a tcheremska armia za ka¿d¹ urwan¹ Eldringom piкdŸ ziemi... Nadesz³o po³udnie. Nadesz³o i minк³o, s³oсce leniwie powlok³o swуj p³on¹cy dysk po niebiaсskiej œcie¿ce, przelotnie zerkn¹wszy w dу³, gdzie wœrуd szmaragdowej zieleni po³udniowych lasуw ludzie zabijali siк wzajemnie, podobni do dzikich zwierz¹t; zajrza³o - i odwrуci³o siк. Co obchodzi przecudown¹ Arienк choж, powiadaj¹, ¿e odmуwiwszy swego czasu Melkorowi, porzuci³a granice Ardy - co obchodzi s³oneczn¹ Maiк ludzkie cierpienie, ludzkie jкki i wrzaski rannych, przedœmiertne chrypienie tych, ktуrym dziœ s¹dzone jest po¿egnaж siк z ziemskim pado³em... - Musimy siк wycofaж - wycedzi³ posкpnie Folko. - Atakiem czo³owym sobie nie poradzimy... Narada wojenna by³a krуtka. Poniуs³szy straty i nie osi¹gn¹wszy celu, wojsko Eldringуw zosta³o skazane na krкcenie siк po lasach, w nadziei na zmylenie tropуw, na oderwanie siк od przeciwnika.

29 Grudnia, Umbar Jedno, nawet najbardziej udane uderzenie Olmera nie mog³o zlikwidowaж oblк¿enia twierdzy. Tcheremczycy i wojownicy Henny jak i poprzednio zaciskali cytadelк Morskiego Ludu w ¿elaznych okowach. Przebiwszy siк przez ich szeregi, wojsko Okrutnego Strzelca dotar³o do Morza. A potem nagle zatrzyma³o siк i niespodziewanie uderzy³o na przeœladuj¹cego wroga czarn¹ stal¹ orkowych jataganуw. Z zasadzek wyskoczyli Khandyjczycy, i jazda Taregуw, nie wytrzymawszy uderzenia, zaczк³a wycofywaж siк. Przed noc¹ wojska zamar³y naprzeciwko siebie. Krуl Bez Krуlestwa umocni³ siк na przybrze¿nych wzgуrzach, nie inaczej jak za pomoc¹ magii zmieniaj¹c s³on¹ wodк w s³odk¹. Zreszt¹, dowуdcy Boskiego Henny - a sam on nie pojawia³ siк w pobli¿u wra¿ych linii - nie byli tym specjalnie zaniepokojeni. Si³ im starcza³o i na to, by blokowaж Umbar, i by przeciwstawiж siк nieoczekiwanemu i zaskakuj¹cemu wsparciu dla Eldringуw. Jednak¿e Okrutny Strzelec myœla³ inaczej. G³uch¹ noc¹ orkowie, brodz¹c po szyjк w wodzie wzd³u¿ oblegaj¹cych miasto linii Tcheremczykуw, uderzyli na ich obуz niczym huragan. Atak by³ krуtki i ca³kowicie zaskakuj¹cy. Wys³any za nimi poœcig nadzia³ siк na piki khandyjskiej jazdy. Olmer ponownie wycofa³ siк na urwiste wzgуrza na morskim brzegu...

25 Grudnia, Jaskinia Wielkiego Orlangura Zadziwiaj¹ce oczy Z³otego Smoka, o czterech Ÿrenicach ka¿de, bez drgniкcia wpatrywa³y siк w szare i ziemne niebo. Tu, w samym sercu Ziem Œrodkowych, zima panoszy³a siк okrutnie. Wysokie zaspy wspina³y siк do nieba po obu stronach wejœcia do jaskini. Po raz pierwszy od wielu, wielu wiekуw po bielutkim puchu od paszczy pieczary prowadzi³ dziwny œlad - jakby przemkn¹³ tкdy ogromny w¹¿. Wielki Smok porzuci³ sw¹ samotniк. Patrzy³ w gуrк i przed jego oczyma stawa³a nie zwarta tarcza ob³okуw, chroni¹ca ziemiк przed k¹saj¹cymi mroŸnymi strza³ami, i nawet nie wysoki b³кkit zimowego nieba, ale straszliwy, niewyobra¿alny splot Mocy, ktуrej œcis³y k³¹b sta³ siк Ard¹, Krуlestwem Ziemi. Pokonawszy potworne odleg³oœci, przebiwszy siк przez pajкczyny innych œwiatуw, wzrok Ducha Absolutnej Wiedzy znalaz³ otoczony ze wszystkich stron mrokiem kкs czegoœ twardego, jakby p³ywaj¹cego na falach czarnego, nieprzeniknionego morza. Nad ostrymi szczytami czarnych gуr p³onк³a s³aba zorza - jakby tam dopiero rodzi³ siк dzieс, zmiataj¹c k³aki ciemnoœci. Ale Wielki Duch œwietnie wiedzia³, ¿e to nie tak, ¿e w rzeczywistoœci dzieс i noc przeplataj¹ siк rуwnie¿ tam, nawet w od³¹czonym od Krкgуw tego Œwiata Valinorze. Od przodu, przed murem gуr z jedn¹ jedyn¹ szczelin¹ doliny, przed usypanymi per³ami i kamieniami szlachetnymi pla¿ami, poœrуd ciemnego morza zamar³a niewielka wysepka. Kryszta³owe szpile, opiewane w opowieœciach Œmiertelnych o Avalonie, piк³y siк ku nieprzeniknionej niebiaсskiej kopule. Spojrzenie Wielkiego Smoka ukaza³o mu wyspк, bardzo szybko odnalaz³o jednego z mieszkaсcуw. W wyszukanym pokoju, w stoj¹cym przy oknie fotelu, trzymaj¹c opas³y rкkopis w rкku, siedzia³ elf, wysoki, czarnow³osy, z pierœcieniem na palcu; w objкciach z³otego otoku miкkko po³yskiwa³ ogromny niebieski kamieс. - Pos³uchaj mnie, Elrondzie. Od³у¿ na bok ksiкgк i wys³uchaj mnie. A o wszystkim, co ci powiem, powinni dowiedzieж siк Valarowie. Ksiкga wypad³a z rкki. Ale rozmуwca Orlangura nie straci³ panowania nad sob¹. - Czego chcesz, wrogu? - Nie jestem wrogiem ani twym, ani twego plemienia. Ale mogк nim siк staж. Jesteœ najm¹drzejszy ze swych wspу³plemieсcуw. Dlatego wys³uchaj mnie i nie przerywaj. Niech Moce Ardy odwo³aj¹ swych wys³annikуw z Po³udniowego Haradu... - Ale... - Nie przerywaj! Powiedz im tylko tyle: Rуwnowaga zosta³a niebezpiecznie zachwiana. Dlaczego, z jakiego powodu Moce œwietnie wiedz¹. Ale nie wiem, czy wiedz¹, ¿e inne, nie mniej potк¿ne stwory rуwnie¿ obudzi³y siк do ¿ycia. I nawet jeœli to, na co Moce Ardy poluj¹, trafi do ich r¹k, to napуr tego Obcego nie ustanie. Przeka¿ im - niech mi nie przeszkadzaj¹. Byж mo¿e uda siк wtedy to wszystko jakoœ u³adziж. Jeœli natomiast zaczn¹ siк upieraж... Oœlepiaj¹co bia³ym Œwiat³em rozjarzy³ siк szczyt olbrzymiej gуry, ktуra wznosi³a siк nawet ponad zкbatymi murami ska³ obronnych, i miкkki, ale przepe³niony moc¹ kobiecy g³os - niski, piersiowy - wolno wyrzek³: - Oto nadesz³a twa godzina, o Cieniu Wroga! Ale my nigdy nie napadamy znienacka, jak nocni bandyci. Przyjmujesz wyzwanie? Ty, œwiкtokradczo ³ami¹cy plany Jedynego? Czy by³eœ w Wielkiej Muzyce?... - Przyjmujк twe wyzwanie - pad³a ch³odna odpowiedŸ. I ty, i ja wiemy, czym siк skoсczy ta walka, ale jestem gotуw zap³aciж tк cenк...

21 Stycznia, Wybrze¿e Po³udniowego Haradu Folko siedzia³ na p³askim kamieniu. Tu¿ przed stopami pluska³o Morze - niebieskie, ciep³e, czu³e. Dlaczego jego rodacy tak siк bali tej przestrzeni?... Zreszt¹, to niewa¿ne. Bуl zagnieŸdzi³ siк w lewej rкce, wolno rozlewa³ siк. Boli... boli i boli, pamiкж o truj¹cym uk¹szeniu Pierœcienia Olmera, i nie ma takiego lekarza, ktуry podj¹³by siк leczenia tej przypad³oœci. Ksi¹¿к Forwe da³ hobbitowi gкst¹, smolist¹, w³asnorкcznie przygotowan¹ maœж - pomaga³a nieco, ale nie leczy³a. Po tym ciк¿kim przejœciu niewielka armia wysz³a na morski brzeg. Za nimi by³y dziesi¹tki mil œmiertelnie niebezpiecznych lasуw, ale co tam - wspominaж wszystkie straszliwe chwile wyprawy - s¹ ju¿ tu, weso³o stukaj¹ topory, buduje siк umocniony obуz, i lada dzieс przyp³yn¹ okrкty... Wojna o Adamant szala³a na ca³ego. Skilludr odci¹³ znajduj¹c¹ siк w Haradzie armiк Henny od Gуr Szkieletуw i uporczywie par³ na pу³noc, ku kwaterze Boskiego, znajduj¹cej siк miкdzy bagnami i b³otami nieopodal Rzeki Br¹zowej; Olmer niczym g³odny wilk szala³ ze sw¹ niewielk¹ armi¹ doko³a Umbaru; Sandello nadal trzyma³ w garœci jedn¹ trzeci¹ Hrissaady. Folko œcisn¹³ rкkami g³owк. Po prawdzie, to ju¿ go niezbyt zajmowa³a taktyka i strategia tej wojny. Tak, wojna - to zawsze wojna, ale po owym potк¿nym wtargniкciu Olmera, kiedy zadr¿a³y podstawy Œwiata, kiedy armada Wschodu runк³a na Arnor przez Wrota Rohanu, wszystko sta³o siк nieco inne. Jakieœ takie uczciwsze, bardziej szczere... A teraz? Wielki Wуdz, jak siк wydaje, przyprowadzi³ pod mury Umbaru ledwie dziesiкж tysiкcy mieczy - i to kto, Olmer, rozkazuj¹cy ca³ym narodom! Armia Boskiego Henny, ta dzia³aj¹ca w Tcheremie, nie przekracza³a piкжdziesiкciu tysiкcy. Chc¹c nie chc¹c, przypomina siк ta straszliwa armia pierzastorкkich, ktуrych w³adca Adamantu bezlitoœnie rzuci³ na rzeŸ, kieruj¹c siк bardzo prymitywnym pomys³em - uwolniж siк od zbкdnych g¹b, os³abiaj¹c przy tym Tcherem, i jednoczeœnie sprawdzaj¹c moc swej magii. Tak, Henna - to nie Olmer. Wcale nie Olmer... Folko przejecha³ d³oni¹ po czole. Nie opuszcza³o go poczucie, ¿e te wszystkie drobne podchody, potyczki, oblк¿enia i nawet szturmy s¹ tylko przygrywk¹ do czegoœ prawdziwie strasznego, przed czym zbledn¹ potwornoœci agresji Krуla Bez Krуlestwa. Malec zajmowa³ siк swym ulubionym zajкciem - puszcza³ kaczki po wodzie. Torin z ponur¹ min¹ polerowa³ topуr. Wojownicy musz¹ odpocz¹ж, a potem... potem nowa wyprawa po ju¿ znanym szlaku. I tak bкdzie trwa³o, dopуki ten przeklкty Adamant nie znajdzie siк w ich rкkach... oby nigdy nie pojawia³ siк w tym nieszczкsnym œwiecie! Oto Tcherem ju¿ niemal doszczкtnie zniszczony. A my ci¹gle t³uczemy siк i bijemy... o ten po³yskuj¹cy kawa³ek kamienia, ktуry nie wiadomo sk¹d siк tu wzi¹³, i nie wiadomo po co tak¹ Moc¹ zosta³ obdarzony... Bywa³y chwile, kiedy Folko - nie inaczej jak z rozpaczy - godzi³ siк uwa¿aж go za od³amek Silmarilla, ale rozumia³ te¿, ¿e to niemo¿liwe. Po prostu - niemo¿liwe. Obok hobbita przy³o¿y³a siк na piasku, zwinк³a w k³кbek, zmкczona, wyzuta z si³ Eowina. Skoсczy³a ju¿ piкtnaœcie lat, i nikt teraz w Rohanie nie odwa¿y³by siк powiedzieж o niej „dziewczynka”, nie ryzykuj¹c przy tym siarczystego policzka. Przez ca³y ten czas trzyma³a siк dzielnie, i w czasie, kiedy oddzia³y Eldringуw przebija³y siк ku brzegom Rzeki Br¹zowej, i potem, gdy rуwnie uparcie par³y do Morza. Folko rzadko widywa³ j¹ w tym czasie: ona zajmowa³a siк rannymi, a on z krasnoludami szed³ w ariergardzie, odpieraj¹c nieustanne ataki Taregуw. Trwa³a ma³a wojna, tak dobrze znana hobbitowi jeszcze z czasуw Enedhwaithu... A co dalej? Odpoczniemy, uzupe³nimy zapasy - i jeszcze raz ku upragnionemu Adamantowi... „A ci wojownicy, ktуrzy z³o¿¹ swe g³owy, zdobywaj¹c go?”. „Nic na to nie poradzisz”. „Ich krew le¿y na twym sumieniu, hobbicie”. „Na mym sumieniu le¿y krew wielu, ktуrych zabi³em, poniewa¿ oni chcieli zabiж mnie. Zostawmy tк g³upi¹ sprzeczkк, s³yszysz?”. „S³yszк. Ale skoro powiadasz, ¿e jesteœ godzien w³adaж Adamantem...”. „Nie powiedzia³em, ¿e jestem godzien! Jedyne, czego chcк - to przepкdziж Z³o z naszego Œwiata... wszystkie te Pierœcienie, Kamienie i ca³a reszta - to nie dla nas”. „A jesteœ pewien, ¿e potrafisz? Nie zagl¹da³eœ od dawna do swojego pierœcienia, czy nie czas?”. Wiкc Folko zajrza³. Okrzep³y jego duch pos³usznie poszybowa³ pod niebiosa, w sekundк ogarniaj¹c wzrokiem ogromne przestrzenie; nie by³o to coœ, co uchodzi³o porz¹dnemu hobbitowi, nieprzyzwoite by³o to nawet, ale on ju¿ rozumia³ - nie ma dla niego miejsca w Hobbitanii. Ojczyzna bкdzie ¿y³a bez niego... jak ¿y³a przez ca³y ten czas, kiedy on wкdrowa³ po Œrуdziemiu... Œwiat³o Adamantu rozla³o siк ogromn¹ plam¹, siкgaj¹c¹ najodleglejszych kraсcуw ogromnego kontynentu. I wszкdzie, gdzie tylko mog³y przenikn¹ж jego promienie, Folko widzia³ jedynie te dwie rzeczy - krew i œmierж. ...Widzia³ Brega, Trzeciego Marsza³ka Marchii, z kamienn¹ twarz¹ rozkazuj¹cego straciж Eomera i Teodweinк - brata i siostrк, dzieci Eodreida. Widzia³ oddzia³y JeŸdŸcуw Rohanu, walcz¹ce ze sob¹ - i musia³ przygryŸж d³oс, by nie krzyczeж z bуlu. Nad Dunharrowem k³кbi³y siк chmury dymu, armia sta³a pod murami Hornburga... ...Nie lepiej rzecz siк mia³a wœrуd tych ludуw, ktуre sprowadzi³a na te ziemie agresja Olmera. Heggowie i Howrarowie przypomnieli sobie jakieœ dawno poros³e mchem zapomnienia krzywdy, i nadmorskie wsie przysypa³y popio³y zgliszcz, a ich mieszkaсcy trafiali do niewoli, i nie by³o ju¿ rу¿nicy miкdzy nimi... ...Hazgowie starli siк z Dunlandczykami, i œmiercionoœna ulewa ciк¿kich, przeszywaj¹cych ka¿dy pancerz strza³ wycina³a szereg po szeregu wojownikуw- gуrali. Ale i ci nie pozostawali d³u¿ni - oddzia³y Hazgуw wpada³y w zasadzki, i wtedy o wyniku starcia decydowa³y nie ³uki, ale miecze i piki... ...I w Gondorze, ktуremu jak powietrze potrzebny by³ pokуj, rozjuszeni ludzie miotali siк po placach, œcierali siк z krуlewskimi stra¿nikami bezsensownie i zaciekle. A dumni w³adcy Dol Amrothu nagle przypomnieli sobie, ¿e w ich ¿y³ach p³ynie elficka krew, i nie chcieli ju¿ mieж do czynienia z „mizerot¹”... ...Beorningowie o coœ posprzeczali siк z mieszkaсcami Rhovanionu; wybuch³ bunt w Kraju £ucznikуw - Esgaroth za¿¹da³o ulg handlowych i przywilejуw... ...I nawet w szeregach krasnoludуw wolno, ale nieub³aganie dojrzewa³ fatalny roz³am. Folko widzia³ brn¹cych przez œnie¿yce wygnaсcуw: ¿a³osne worki na plecach, matki przyciskaj¹ce do piersi p³acz¹ce dzieci, usi³uj¹c w jakimœ przynajmniej stopniu uchroniж je przed ch³odem... - O Wielkie Moce... - wyszepta³ hobbit, nie wiedz¹c, do kogo w istocie siк zwraca. - On jest wszystkiemu winien? Adamant? Kim wiкc jesteœmy - ¿ywymi istotami czy czyimiœ zabawkami, skoro bez trudu mog¹ nas zmusiж do takich rzeczy? Czy mo¿e mia³ racjк Melkor: „taka jest natura wszystkich Dzieci Eru”? Nie, nie, nie chcк w to wierzyж! To wszystko jego wina! Adamantu! Do Orodruiny go... do Orodruiny... Niechby nawet z tego powodu trzeba by³o jeszcze raz zabiж Olmera... Ale czy uczynione Z³o mo¿na ³atwo zapomnieж? Folko wzdrygn¹³ siк. Tak. Na pewno. Nie da siк zapomnieж. Ani nie zapomn¹ ci, ktуrzy Z³o tworzyli, ani ci, ktуrzy przez nie cierpieli. Z wкgli zemsty zap³on¹ nowe zarzewia wojen; nie, nie maj¹ racji ci, ktуrzy uwa¿aj¹, ¿e Adamant bкdzie im s³u¿y³ jak wierny pies! Potrzebny jest taki Henna... by sta³ siк Boskim i mуg³ gasiж wszystkie spory i swary miкdzy swoimi... bawi¹c siк magi¹ Kamienia jak dziecko i kieruj¹c na œmierж tysi¹ce i jeszcze raz tysi¹ce... A co u mnie w domu?! - nagle przemknк³a straszna myœl. - Mo¿e i tam... Buckland zwar³ siк z Wschodni¹ Жwiartk¹, a Жwiartka Pу³nocna z Zachodni¹? Popatrzeж!... Nie, jednak strach by³ silniejszy. Folko pokrкci³ g³ow¹, i tкczowy motylek, cudowny elficki twуr, znieruchomia³, s³abo trzepoc¹c skrzyde³kami zawis³ na niewyobra¿alnej wysokoœci. Nie. Mo¿e to i g³upie, ale wolк wierzyж! Chcк wierzyж, ¿e w domu nic z³ego siк nie dzieje!... Mo¿e nawet nigdy wiкcej nie zobaczк ojczyzny, ale chcк wierzyж!... Teraz znowu patrzy³ w pierœcieс. Boski Henna przeniуs³ swуj obуz nieco bardziej na pу³noc. Ugrz¹z³ w tych, zupe³nie nieprzychylnych kramach Wielkiego Tcheremu, i Folko nawet wiedzia³ dlaczego - Henna musia³ prowadziж wojnк w okr¹¿eniu. Hrissaada w po³owie nale¿a³a do Sandella i jego zuchwa³ego oddzia³u; Olmer zrкcznie kr¹¿y³ wokу³ Umbaru, raz po raz wygrywaj¹c drobne potyczki; Skilludr odci¹³ drogi na po³udnie, do rodzimych ziem Taregуw, a nowe ich oddzia³y, ktуre wysz³y zza Gуr Szkieletуw, ju¿ siк star³y z jego licznym wojskiem. Na razie lewa rкka Olmera, bo praw¹, rzecz jasna, pozostawa³ Sandello, mimo ¿e dzia³a³ na lewym skrzydle, z powodzeniem powstrzymywa³a napуr, trzymaj¹c w szachu gуrskie œcie¿ki... Adamant p³on¹³ wœciek³ym, niemal oœlepiaj¹cym Œwiat³em. Jego p³omieс wpija³ siк w umys³y - co tam, zreszt¹, umys³y! - w cia³o! Cieniutkie strumyki Œwiat³a s¹czy³y siк przez osnowк Ardy, najdrobniejszymi, niewidocznymi go³ym okiem drogami dociera³y do Koœci Ziemi, a wszystkie wysi³ki Czarnych Krasnoludуw nie mog³y naprawiж tych szkуd. Kruszy³ siк najtwardszy granit, i miliony razy przekuwana stal niespodziewanie zaczyna³a siк gi¹ж... A wzrok hobbita siкga³ dalej i jeszcze dalej, i widzia³ on ju¿ oceany szalej¹cego podziemnego p³omienia - posкpnego, purpurowego, gniewnego. Stara nienawiœж rozpala³a jego fale - wydawa³o siк, ¿e do tej pory przechowywa³y w sobie bуl i gniew Melkora. Spojrzenie Folka przemknк³o obok czarnej gardzieli Orodruiny: warstwy ziemi rozstкpowa³y siк przed nim jak przecinane olbrzymim niewidzialnym mieczem. „Nie wolno wrzuciж tam Adamantu” - pomyœla³ hobbit niespodziewanie dla samego siebie. „Zrozumia³eœ mnie” - pad³a zaskakuj¹ca odpowiedŸ w g³owie Folka odezwa³ siк czyjœ dziwny g³os. Hobbit omal nie zemdla³. „Popatrz na pу³noc. Skieruj swуj wzrok na mnie”. Folko ju¿ wiedzia³, kto doс przemawia, ale podporz¹dkowuj¹c siк przepe³nionemu moc¹ g³osowi, skierowa³ tкczowego motylka na pу³noc od niegoœcinnego Mordoru. Step, Morze Rhun, szpile wie¿ Highbury... dalej! Lasy Dorwagуw, Gуry Helijskie, Opustosza³y Grzbiet... O! Cytadela Olmera!... Dalej... Dor Feafaroth... Grzbiet Barr... Hoar... Nad zaœnie¿onymi lasami wolno kr¹¿y³ Z³oty Smok, po³yskuj¹c w sk¹pych promieniach przygaszonego zimowego s³oсca. P³yn¹³ w powietrzu, wykonuj¹c p³ynne zwroty, choж Folko nagle to poj¹³ - doko³a niego szaleje i wœcieka siк rozjuszony, z korzeniami wyrywaj¹cy drzewa wiatr. „Orlangurze... S³ucham ciк, o Wielki...”. „Opuœci³em sw¹ jaskiniк, poniewa¿ Adamant okaza³ siк byж znacznie niebezpieczniejszy, ni¿ s¹dzisz, niebezpieczniejszy, ni¿ s¹dz¹ Valarowie. On nie jest z naszego czasu. Koœci Ziemi s¹ zbyt s³abe, by udŸwign¹ж jego ciк¿ar”. „Co mo¿emy z nim uczyniж?”. „Nie wiem”. Przez kilka sekund Folko usi³owa³ zrozumieж s³owa Orlangura. „Co? - TY - nie wiesz?”. „Nie wiem. Wy zdecydowaliœcie, ¿e nale¿y go cisn¹ж w gardziel Orodruiny, prawda? Zaklinam ciк - nie rуb tego. Ani z Gondoru, ani z Rohanu, ani z Mordoru nie zostanie kamieс na kamieniu. I to jest ten naj³agodniejszy skutek, ktуry mogк przewidzieж. Nowe Morze dojdzie do Baranzibaru, i Moria, jeœli oszczкdzi j¹ wybuch, bкdzie zatopiona. To, powtarzam, najmniejsze z³o”. „Czym¿e jest Adamant?”. „Rуwnowaga wymaga ode mnie milczenia. Im mniej bкdziesz wiedzia³, tym wiкcej szans, ¿e uda mi siк utrzymaж ko³ysz¹ce siк coraz mocniej Szale”. „Rozumiem. Co mamy robiж?... Jasne, mam sam znaleŸж odpowiedŸ... Mo¿e przyniosк tк rzecz tobie?”. „Masz racjк. Prawie masz racjк. Ale p³omieс zbyt g³кboko w¿ar³ siк w cia³o Ardy. A ona jest stara. I ten m³ody p³omieс z dni jej dawno minionej m³odoœci - nie mieœci siк w naszych czasach”. „Olmer chce...”. „Tak, wedrzeж siк do Valinoru. Mam nadziejк, ¿e uda siк tego unikn¹ж”. „Dlaczego wiкc sam nie pojawisz siк na polu walki? Dlaczego los Ardy ponownie decyduje siк bez ciebie?!”. „Nie zrozumia³eœ tego jeszcze? Dzia³anie jest rуwne przeciwdzia³aniu. Jeœli wtr¹cк siк ja lub otwarcie wtr¹c¹ siк Valarowie - upadek Niebios stanie siк nieuchronny. To bкdzie Dagor Dagorrath... ktуrego uda³o siк unikn¹ж dziesiкж lat temu dopiero w ostatniej sekundzie. Tak wiкc, jeœli uda ci siк wyrwaж Adamant z r¹k Henny i Olmera... Wtedy, nie wczeœniej, przybкdк po niego. Trzymaj siк i pamiкtaj - pos³aсcy Valinoru te¿ tu s¹. I oni tak¿e czekaj¹. Ale na czym polega ich plan - na razie nie wiem. Dowiem siк na pewno i bкdк wszystko wiedzia³, ale potrzebujк czasu. Wiedza Doskona³a nie przychodzi sama z siebie”. I znowu wyprawa. Nadchodzi³a wiosna 1733 roku, wojna o Adamant przeci¹ga³a siк. Powtarza³y siк mкcz¹cymi nawrotami walki na Po³udniu - Skilludr mocno trzyma³ Gуry Szkieletуw, a jego wyborowe oddzia³y rozbi³y wojsko pierzastorкkich i Taregуw nad jeziorem Sohot. Sandello odpar³ rozpaczliwy szturm Hrissaady i nawet uda³o mu siк potem zaj¹ж ca³e miasto. Trzyma³ siк pewnie Umbar, choж wojsko Olmera ponios³o spore straty. Nic siк w³aœciwie nie zmieni³o. Niczym niewyrу¿niaj¹ca siк wojna, jakich wiele by³o w ka¿dej epoce Œrуdziemia. Folko, Torin i Malec walczyli jak zwykle. Hobbit nie czu³ do swoich przeciwnikуw wrogoœci, tylko litoœж. Umys³ jego by³ spokojny. I zawsze, gdy tylko mуg³, unika³ zabijania. Wolniej, znacznie wolniej ni¿ jesieni¹, malutka armia pod dowуdztwem Farnaka, Wingetora i ksiкcia Forwego przesuwa³a siк na wschуd. Przemierzali zrujnowane, spustoszone i bezludne ziemie, jedli tylko to, co nieœli w workach na plecach. Dobrze przynajmniej, ¿e „smoki” mog³y bez przeszkуd podrzucaж zapasy z Gondoru... Min¹³ styczeс i luty. Przypadkowa strza³a odebra³a ¿ycie wybuchowemu Hjarridiemu. Ginкli Eldringowie, ginкli ich przeciwnicy... ¯arna wojny krкci³y siк, miel¹c dziesi¹tki i setki ¿ywotуw; i nagle - jak grom z jasnego nieba! - nadesz³a wiadomoœж o zwyciкstwie Olmera pod Umbarem... ...Zarуwno obroсcy, jak i Tcheremczycy, i Taregowie z pierzastorкkimi, i orkowie - wszyscy byli kraсcowo wyczerpani. Niekoсcz¹ce siк szturmy, nocne potyczki, ataki i kontrataki - Wуdz nie pozwala³ oblegaj¹cym na spokojny wypoczynek. I w koсcu... Widocznie Boskiemu Hennie znudzi³o siк dreptanie jego hufcуw w miejscu obok znienawidzonego Umbaru. W koсcu surowy rozkaz, wzmocniony gniewem Adamantu, ponownie pogna³ wojownikуw na mury cytadeli. Mocny oddzia³ blokowa³ na brzegu si³y Krуla Bez Krуlestwa. Niedu¿o zosta³o w Umbarze ludzi zdolnych do noszenia broni: wielu odesz³o na po³udnie z flot¹ Skilludra, wielu zabra³a wojna. Mimo tych brakуw twierdza nie poddawa³a siк... pуki tcheremski dowуdca nie zaryzykowa³ i nie rzuci³ do boju trzymaj¹ce w szachu tysi¹ce Olmera. Plan by³ prosty: jeœli zdobкdziemy twierdzк, to nic nam jego oddzia³y nie zrobi¹. Atakuj¹cy ju¿ wdrapali siк na grzbiet muru, gdy z dzikim wyciem orkowie Wodza Earnila sami przeszli do ataku. To by³ ten w³aœnie zwrot w boju, kiedy to Eldringowie, ktуrzy ju¿ niemal oddali mur, rozpaczliwie tylko bronili gdzieniegdzie wie¿ i poszczegуlnych jego odcinkуw. A gdy nad szeregami orkуw i Khandyje¿ykуw wzlecia³ w niebo czarno- bia³o- czarny sztandar Krуla Bez Krуlestwa, zmusi³o to obroсcуw do tak szalonej obrony pozosta³ych w ich rкku odcinkуw, ¿e ¿adna si³a nie zdo³a³aby ich odeprzeж. Rozproszywszy nieliczne si³y pod murami, wojsko Olmera wdar³o siк na nie. W Umbarze zaczк³a siк krwawa rzeŸ i ma³o kto z pierzastorкkich, Taregуw i Tcheremczykуw mia³ szczкœcie wyjœж ca³o z tego pogromu. Nie zwalniaj¹c, Olmer rzuci³ siк na po³udniowy wschуd, depcz¹c po piкtach wycofuj¹cym siк poszarpanym oddzia³om Boskiego Henny. Starli siк na szerokiej rуwninie, przy granicy lasu i stepu. Niemi³osiernie pali³o s³oсce, co przeszkadza³o pieszym orkom, Khandyjczycy zaœ przeciwnie - wszyscy jak jeden m¹¿ byli zadowoleni, rzeœcy, weseli, wykrzykiwali, ¿e ju¿ wystarczaj¹co zmarzli na brzegu zimnego Morza, niechby je po trzykroж wysuszy³o, i ¿e przed bitw¹ nale¿y dobrze wygrzaж koœci. Rezerwowe pu³ki Boskiego dwukrotnie przewy¿sza³y liczebnoœci¹ ca³¹ armiк Okrutnego Strzelca. Eodreid Rohaсski, potomek w prostej linii Eomera Eorlinga, sta³ w pierwszym szeregu wojska Krуla Bez Krуlestwa. Jakkolwiek wiadomoœж o powrocie Olmera Wielkiego wstrz¹snк³a by³ym w³adc¹ Edorasu, och³on¹³ szybko z zaskoczenia. Wrуci³ to wrуci³. „To znaczy, ¿e pojawi³ siк, prуcz Brega, jeszcze jeden krwawy wrуg. No i dobrze. Doczekamy siк odpowiedniej chwili”. A na razie po prostu walczy³, walczy³ odwa¿nie, œmia³o bi³ siк pod sztandarem - trуjzкbna czarna korona w bia³ym krкgu na czarnym tle - widok ktуrego mrozi³ mu serce. Nie ukrywa³ swego imienia ani pochodzenia. Poœrуd Morskiego Ludu wielu zna³o go z twarzy, nie uda³oby mu siк nigdy ukryж. Nie wiedzia³, czy do Krуla Bez Krуlestwa dosz³y ju¿ s³uchy o jego obecnoœci, i nie zastanawia³ siк nawet nad tym. By³o mu wszystko jedno. Pomaga³ tym, od ktуrych doœwiadczy³ pomocy w trudnej chwili - to mu wystarcza³o. Jeœli zaœ Olmer bкdzie chcia³ siк jakoœ z nim policzyж... cу¿, to by by³o najlepsze wyjœcie. Eodreid marzy³ o pojedynku z Wodzem nie wiadomo czy nie bardziej ni¿ o walce z Bregiem. Trzeci Marsza³ek Marchii kaza³ tylko straciж jego ¿onк i dzieci - a Olmer zala³ krwi¹ ca³y Rohan. A co dziœ?... Jego wojsko ustawi³o szyki, Wуdz Earnil postanowi³, nie sil¹c siк na jakieœ pu³apki i zwody, uderzyж piersi¹ w pierœ. W centrum zamar³y hufce orkуw i piesi Eldringowie, boki os³ania³a jazda Khandyje¿ykуw. Niewielki oddzia³ ³ucznikуw wys³ano przed linie. Koniec. Przed nimi ustawi³y siк hufce Henny - kim on jest, Eodreida nie interesowa³o. Jest przeciwnikiem tych, ktуrzy go przygarnкli - to wystarczy. By³y w³adca Edorasu widzia³ pu³ki Tcheremczykуw, konne i piesze, zajmuj¹ce pozycje na lewym skrzydle; Taregowie ustawili siк po prawej. Wszystko siк zgadza - mocne skrzyd³a i s³aby œrodek. Eodreid zmru¿y³ oczy. Tak, chyba tak zacz¹³by on sam. Atak pierzastorкkich... fa³szywy odwrуt... i potem uderzenie z daleko odci¹gniкtych skrzyde³. A co zrobi Wуdz Earnil? A Wуdz Earnil, jak siк wydawa³o, zmierza³ w³aœnie w tк pu³apkк. WyraŸnie planowa³ atakowaж - w³aœnie tam i w³aœnie tak, jak tego chcieli tcheremscy dowуdcy. Zaczкli bуj orkowie ³ucznicy. Pod ulew¹ ich strza³, pewnie - nie ma porуwnania z Hazgami, ale te¿ coœ warte - pierzastorкkim nieco popl¹ta³y siк szyki. No tak... ruszyli... pкdz¹... starli siк z ³ucznikami... ci poszli w rozsypkк i wycofali siк... Przez szeregi pieszych przemkn¹³ rozkaz „Przygotowaж siк!”. Dziwne, ale znalaz³szy siк w jednym szeregu z orkami, krуl Rohanu nie czu³ dawnej do nich nienawiœci. Nie ich jatagany skruszy³y Rohan, ale dunlandzkie miecze i angmarskie kusze. A orkowie... co tam orkowie. Tacy sami jak inni, nie gorsi i nie lepsi. Pierzastorкcy niemal dotarli ju¿ do pierwszych szeregуw wojska Olmera. Niemal dotarli - zawrуcili i rzucili siк do ucieczki. Nieliczni ³ucznicy, stoj¹cy w pierwszych szeregach piechoty, pos³ali im w plecy ile siк da³o strza³. Tak jest wszystko siк zgadza... staж w miejscu, i niech sobie ³ami¹ zкby... ale zamiast tego nagle rozleg³o siк: „Naprzуd!”. Czy oni zwariowali? - zd¹¿y³ pomyœleж Eodreid. - Sami pchaj¹ siк w paszczк zwierza!... Strumieс wojownikуw porwa³ go i powlуk³ ze sob¹, w poœcigu za poœpiesznie wycofuj¹cymi siк pierzastorкkimi. W tej chwili ruszy³y skrzyd³a. Taregowie i Tcheremczycy pochylili piki, gotowi do zadania œmiertelnego ciosu. Eodreid nie pamiкta³ chwili, kiedy nad polem bitwy niespodziewanie zawis³ og³uszaj¹cy ryk: „Earnil! Earnil!”. Czarno- bia³o- czarny sztandar trzepota³ nad he³mem chor¹¿ego. Na czele doborowego oddzia³u, stoj¹c w strzemionach, pкdzi³ Wуdz. Za nim wali³a khandyjska kawaleria. Nic takiego - pomyœla³ oszo³omiony Eodreid. - To wszystko, co mуg³ zrobiж - rzuciж do walki swoj¹ jazdк. Tylko nie s¹dzк, by to w tej chwili pomog³o. Okrutny Strzelec wysun¹³ siк na czo³o, wyraŸnie wyprzedzaj¹c swych towarzyszy. W jego uniesionej rкce krуl widzia³ d³ugi miecz z dziwn¹ czarn¹ kling¹, promieniuj¹c¹ suchym, wœciek³ym ¿arem. Tcheremscy kawalerzyœci prysnкli przed Olmerem na boki, jak p³ocie przed szczupakiem. Suchy ¿ar zast¹pi³ g³кboki truj¹cy ch³уd. Eodreid nagle poczu³, ¿e na karku zje¿y³y mu siк w³osy. Nie, nie bez powodu œmierж nie mia³a w³adzy nad Krуlem Bez Krуlestwa... Posiada³ on inne, nadludzkie moce, choж nie ujawnia³ ich a¿ do tej chwili... Oszo³omienie jeŸdŸcуw lewego skrzyd³a drogo kosztowa³o wojsko Boskiego Henny. Khandyjczycy obalili tcheremsk¹ jazdк i bezzw³ocznie uderzyli w bok i od ty³u na pierzastorкkich. Wkrуtce wszystko siк skoсczy³o. I choж jatagany orkуw i miecze Eldringуw skosztowa³y wra¿ej krwi, to wojsko Henny raczej rozpierzch³o siк, ni¿ zosta³o wybite. Ocalali poœpiesznie wycofywali siк na po³udniowy wschуd, w kierunku kwatery g³уwnej Boskiego... Dzia³o siк to dziewiкtnastego lutego.

22 Lutego, Gуrny Bieg Rzeki Br¹zowej - Na Durina! Jakbyœmy wcale st¹d nie odchodzili - Malec pykn¹³ z fajeczki. - W³aœnie, wrуciliœmy na poprzednie miejsce - skin¹³ g³ow¹ Torin. Eowina milcza³a. Ostatnio w ogуle ma³o siк odzywa³a. Po tym jak m³od¹ Rohankк poch³onк³a œciana ognia, a magia Szarego - czy Olmera - ustrzeg³a od œmierci tylko j¹ jedn¹ dziewczyna bardzo siк zmieni³a. Bez s³owa skargi pokona³a ca³¹ drogк od Umbaru do Rzeki Br¹zowej i potem od Br¹zowej do wybrze¿a morskiego. Bez narzekania przebija³a siк ze wszystkimi, z oddzia³ami Farnaka i Wingetora przez lasy i bagna do kwatery Boskiego. Wojna toczy³a siк nie tak, jak tego chcia³ Henna, pу³tora roku temu nikomu nieznany wуdz niewielkiego plemienia Taregуw. Nie mo¿na powiedzieж, ¿e dzia³a³ g³upio. Przeciwnie maj¹c takie si³y, zrobi³, co mуg³. Ale teraz by³o ju¿ wiadomo, w czym tkwi sedno jego potкgi. I mimo ¿e ksiкcia Forwego niepokoi³y prawdziwe ludzkie rzeki, p³yn¹ce doko³a jeziora Sohot na pу³nocny zachуd, przebijaj¹c siк przez zapory Skilludra, wszyscy rozumieli, ¿e w tej chwili najwa¿niejszy jest nie Henna. W³aœciwie, to o nim nikt nie mуwi³. Wszyscy wiedzieli, ¿e nie o to chodzi, by rozbiж jego wojsko czy zdobyж szturmem twierdze. Chodzi³o tylko o Adamant. Tylko o Adamant. - Mistrzu Holbytlo! - Eowina ostro¿nie przycupnк³a przy hobbicie. - Pos³uchaj, kiedy wreszcie przestaniesz nazywaж mnie „Mistrzem”? Tyle razy ci mуwi³em... - Ten, kto robi coœ wspaniale - jest dla mnie mistrzem! odpar³a z przekonaniem dziewczyna. - Mistrzu Holbytlo... jakoœ siк zapl¹ta³am. Walczymy i walczymy... o co? O ten bajeczny Adamant? Ale to takie... puste... - Puste? Prawda. - Hobbit skin¹³ g³ow¹. - Masz racjк, Eowino. Puste. Puste, jak na ka¿dej z tych bezsensownych wojen, ktуre wcale nie s¹ bohaterskie, lecz przepe³nione krwi¹, b³otem, cierpieniem, œmierci¹ - i znu¿eniem. - Przetar³ zaczerwienione ze zmкczenia oczy: poprzedniej nocy Taregowie ponownie urz¹dzili nalot na ty³y ich oddzia³u... Walka trwa³a niemal do rana. - Dziesiкж lat temu, kiedy walczyliœmy z Olmerem, niebezpieczeсstwem by³y w³aœnie jego wojska, jego pu³ki, rzucone przez niego na Zachуd narody... Walczyliœmy z nimi, a ka¿dy bуj by³ tym decyduj¹cym. A teraz, nie. Nie Henna jest niebezpieczny, chocia¿ trochк i on, niebezpieczny jest Adamant. Jest groŸniejszy od wszystkich pierœcieni i Olmerуw razem wziкtych. Rozumiesz? - A jeœli... gdyby Adamant trafi³ do r¹k Wodza? Wtedy, dziesiкж lat temu? Folko wzruszy³ ramionami. - Co tam gdybaж... Pamiкtasz jego s³owa, ¿e w Œrуdziemiu nie ma wrogуw? Oczywiœcie - nie lubi³ elfуw... Gondoru te¿ nie kocha³... Ale Pierœcieс wspiera³ jego napуr... zaœ Ada mant... Gdyby go mia³, pewnie poszed³by jeszcze dalej... i mкczy³by siк jeszcze bardziej. Dlatego, ¿e taki cz³owiek jak on zawsze czuje siк Ÿle, gdy jest prowadzony... - A co by siк sta³o, gdyby Henna... by³ taki... jak Olmer? - Pewnie nic. Pewnie lepiej by tylko dowodzi³ swymi pierzastorкkimi... nie pкdzi³ ich na rzeŸ. Chcia³bym mimo wszystko wiedzieж, sk¹d oni siк wziкli. Coœ nie bardzo chce mi siк wierzyж, ¿e zebra³ tak¹ armadк w granicach Po³udnia... - A ognista œciana? - przerwa³a mu Eowina. - Dlaczego Henna nie u¿y³ jej przeciwko nam? Na razie jeszcze potrzebuje Haradu... Pewnie jednak ma nadziejк, ¿e siк tu umocni... Przysz³oœж pokaza³a, ¿e Folko siк myli³. I to doœж powa¿nie. Tego dnia, kiedy armia Tcheremczykуw, Taregуw i pierzastorкkich zosta³a rozproszona przez Olmera, i wojsko uciek³o w bez³adzie, Sandello uderzy³ rуwnie¿. Mia³ za przeciwnikуw tylko Haradrimуw, a o swoj¹ stolicк walczyli oni znacznie lepiej ni¿ o jakiœ tam Umbar. Jednak¿e oblegani i, wydawa³oby siк, szczelnie zamkniкci w murach Hrissaady, wojownicy Wodza wcale nie zamierzali spokojnie i cicho siedzieж za murami bastionуw, czekaj¹c na Drug¹ Muzykк Ainurуw. Z ciemnych niebios wprost do stуp Sandella spad³, z³o¿ywszy skrzyd³a, ma³y lataj¹cy jaszczur- ulagh, w drewnianej tubce przyniуs³ krуtki list od Olmera. Garbus w milczeniu przeczyta³ wieœci, pokiwa³ g³ow¹ - i chwyciwszy swуj dziwny krzywy miecz z dziewiкcioma pierœcieniami, poleci³ krуtko: - Budziж wojsko, idziemy. Zaatakowali o pу³nocy, kiedy posкpny zimowy ksiк¿yc oœwietla³ poplamione œwiat³ami po¿arуw dzielnice tcheremskiej stolicy. Niespodziewanie otwar³y siк miejskie wrota, a z murуw posypa³y siк dziesi¹tki i setki lin i drabin sznurowych. Sandello atakowa³ nie w szyku, lecz w rozsypce, ka¿dy jakby walczy³ sam dla siebie... Garbus szed³ na czele. Praw¹ rкk¹ trzyma³ rкkojeœж miecza, lew¹ podtrzymywa³ klingк. A operowa³ t¹ niezwyczajn¹ dla Zachodu broni¹ z tak¹ zrкcznoœci¹, ¿e wydawa³o siк, i¿ miecz jest przed³u¿eniem jego rкki, a cia³o przejк³o cechy ostrza i to ono tnie i k³uje. Zmia¿d¿ywszy pierwsze szeregi Haradrimуw, orkowie i Khandyjczycy zwarli siк w szyk i, naje¿ywszy siк pikami, parli dalej, dope³niaj¹c pogromu. Rozproszona armia oblegaj¹cych prysnк³a i zniknк³a niczym dym pod naporem œlepego wiatru. Niewielkie si³y garbusa szybkim marszem par³y na po³udnie. Nad losem Hrissaady nikt siк nie zastanawia³ - w tej wojnie prawdziwe bitwy toczone by³y nie o miasta i nie o twierdze.

26 Lutego, Przedgуrze Gуr Szkieletуw, Millog I Reszta D³ugo, bardzo d³ugo siedzieli w jednym miejscu. Millog przyzwyczai³ siк do okolicy i kwatery; przyjemnie siк tu ¿y³o, mimo jesiennej pory. Dlaczego - Howrar siк nie zastanawia³. Znowu by³o tak, ¿e kto inny decydowa³ za niego, a on po prostu podporz¹dkowywa³ siк tej miкkkiej uŸdzienicy. Pies natomiast, przeciwnie. Chud³ przeraŸliwie, skуra i koœci, oczy p³on¹ce g³odnym ogniem. Kilka razy Millog widzia³, jak kobieta pochyla³a siк nad psem, przemawia³a doс cicho w nieznanym œpiewnym jкzyku, ale Howrar nie interesowa³ siк tym. Wiedzia³ tylko, ¿e zosta³ wezwany do wykonania czegoœ wa¿nego, bardzo wa¿nego i dowie siк o wszystkim w stosownym czasie. Tego dnia z rana jego towarzysze d³ugo nad czymœ radzili. A potem us³ysza³: - Wyruszamy. Nadchodzi dzieс, w ktуrym zostan¹ sp³acone wszystkie d³ugi. Niewidocznymi œcie¿kami ruszyli na pу³noc.

Ten Sam Czas I Miejsce, Wys³annik Wielkiego Orlangura „Wielkie Koœci Ziemi, jak¿e to boli! Przeklкci, jednak dobrali siк do mnie! Do mnie, wys³annika Wielkiego Orlangura... ale nawet Duch Wiedzy nie zna granicy mocy tych, ktуrzy przybyli z Valinoru. Kamienie pomog³y mi, wypi³y, wyssa³y zatrute wra¿e ziele, i teraz, kiedy oni st¹d odeszli, mogк opuœciж podziemne schronienie. I - pуjdк za nimi, za tymi, ktуrzy ³udz¹ siк, ¿e mnie zabili. Poka¿к im, jak wielki jest ich b³¹d. Drugi raz mnie nie siкgn¹”. Szar¹ tuszк ska³y wolno przecina³a pionowa prosta szczelina. Chwilк pуŸniej z podziemnego mroku wyst¹pi³a przysadzista postaж. Przy ka¿dym kroku wys³annik krzywi³ siк z bуlu, ale berdysz trzyma³ prosto i mocno. Wiedzia³, ¿e Adamant lœni pe³nym blaskiem i ¿e jeœli on nie powstrzyma pos³aсcуw B³ogos³awionych Krуlestw, wszystkie plany i nadzieje Z³otego Smoka rozsypi¹ siк w py³. WyraŸnie widzia³ œwie¿y œlad wrogуw. Dogoni ich... a potem dowiedz¹ siк, ile trzeba zap³aciж za pod³e uderzenie w plecy.

27 Lutego, Okolice Obozu Henny W Gуrnym Biegu Rzeki Br¹zowej - Ma³o mieliœmy zmartwieс! - burkn¹³ Torin. - Znowu ta para bкdzie razem! - W otwartym boju nie pokonamy Henny - pokiwa³ g³ow¹ ksi¹¿к Forwe. - Mamy za ma³o si³. A on zebra³ wszystkich, kogo siк da³o. - To znaczy, ¿e musimy zrobiж tak, by wojsko zwi¹za³o bojem jego si³y, a my tymczasem... - Malec wykrzywi³ twarz w zwierzкcym grymasie. - Pomys³owe - pochwali³ Farnak. - Nic lepszego i tak nie wymyœlimy - popar³ go Amrod.

1 Marca, Gуrny Bieg Rzeki Br¹zowej Tysi¹c zmкczonych i z³ych Eldringуw rzuci³o wyzwanie dziesiкciokrotnie silniejszej armii Boskiego. Z boku wygl¹da³o to na czyste szaleсstwo - i tak zreszt¹ by³o. O œwicie morskie zuchy, w milczeniu, bez okrzykуw bojowych, uderzy³y na œpi¹cy jeszcze obуz Henny. Ulecia³ w niebo i opad³ grad strza³ zapalaj¹cych, wybuch³o zamieszanie, w ktуrym wszystkie atuty mieli Eldringowie: ci walczyli w niewielkich zwartych grupkach, os³aniaj¹c siк wzajemnie. Wraz z nimi walczy³ Farnak. - Po¿egnajmy siк, przyjaciele! - Stary tan zapi¹³ rzemyk he³mu. - Odci¹gniemy ich. Wy zrуbcie swoje, i niech wam sprzyja Morski Ojciec!... - Nic innego nam nie zosta³o, jak polegaж na Morskim Ojcu - zauwa¿y³ ksi¹¿к Forwe, rуwnie¿ dopinaj¹c zbrojк. Folko, Torin, Malec. Elfy - Forwe, Amrod, Maelnor, Bearnas. Khandyjczyk Ragnur. Tan Wingetor. I do tego dwa tuziny wyborowych wojownikуw. Noc jкcza³a i wy³a kilkoma tysi¹cami g³osуw. Tu¿ obok wrza³a zaciek³a bitwa, i hobbit wiedzia³, ¿e maj¹ bardzo ma³o czasu, ¿e za chwilк wojownicy Boskiego otrz¹sn¹ siк z zaskoczenia. Adamant lœni³ i p³on¹³ gdzieœ obok, tu¿ obok... Wydawa³o siк, ¿e wystarczy wyci¹gn¹ж rкkк - a sam wpadnie w d³oс. Folko wiedzia³, ¿e œcigaj¹c rozproszone oddzia³y Henny i Haradrimуw, hufce Olmera i Sandella nieub³aganie zbli¿aj¹ siк do kwatery Henny. Dlaczego Boski zwleka? Ma doœж wojska, by rozprawiж siк z niewielkim oddzia³em Farnaka i Wingetora, ale z si³ami Krуla Bez Krуlestwa po³¹czonymi ze wsparciem Sandella mo¿e sobie nie poradziж. - Naprzуd! Kwatera g³уwna Henny, ktуr¹ tworzy³ szeroki kr¹g zdobionych namiotуw, znajdowa³a siк na szczycie niewielkiego wzgуrza, nieopodal Br¹zowej. Hobbit mocno zacisn¹³ powieki. Tak. Adamant znajduje siк tu¿ obok... i ca³a jego Moc zwrуcona jest w tej chwili na to, by odeprzeж atak na obуz. Ju¿ nie ma na co czekaж. Idzieeemy!... Nie wolno dopuœciж do ucieczki Henny. W ¿adnym wypadku. Niech nawet polegn¹ wszyscy, ktуrzy id¹ do tego ataku wszyscy, z wyj¹tkiem jednego, by mia³ kto wynieœж z pola boju ten przeklкty Adamant. Folko ostatni raz sprawdzi³, czy lekko wysuwaj¹ siк z pochew no¿e do miotania, czy ma zapas strza³ i wyprostowawszy siк, pierwszy pogna³ do namiotуw. Na drodze stan¹³ im wartownik, ale zmiot³a go strza³a Maelnora. Niemal w tej samej chwili ktoœ zaalarmowa³ za³ogк i hobbit pomyœla³ w biegu - oby tylko Boski nie ukry³ siк w ostatniej chwili; w twarz buchnк³a nagle fala nieznoœnego ¿aru, i os³upia³y Folko zobaczy³, jak od skraju namiotуw w nocne niebo uderzy³a zwarta kurtyna ognia. P³omieс natychmiast po¿ar³ ciemnoœж, poch³on¹³ j¹ i pomkn¹³ po zboczu na pу³noc, gdzie niespodziewanie chwilк temu odezwa³y siк rogi obcego wojska. To nadchodzi³ Olmer, Okrutny Strzelec, Krуl Bez Krуlestwa... - Ale siк poœpieszy³... - uœmiechn¹³ siк krzywo Malec, patrz¹c na ognist¹ zas³onк. - No to, jak siк wydaje, jednego wroga mamy z g³owy... - Nie tak ³atwo mu pуjdzie z Wodzeni Earnilem, byle ogieс nie da mu rady! - nie zgodzi³ siк Torin. - Poza tym ju¿ raz siк w nim pali³. Nie nowina mu. - Ale wtedy tylko on i Eowina siк uratowali! A wojownicy - fiu, fiu!... Nie uda³o im siк dokoсczyж tego sporu - wkroczy³a doс osobista ochrona Boskiego. Pierwszy stra¿nik run¹³ ze strza³¹ Folka w oczodole. Kolejnych trzech po³o¿y³y elfy. A chwilк pуŸniej przysz³a kolej na miecze... - Ogieс, mуj panie. - Widzк, Sandello. Dobrze, wydaj rozkaz. Twoi tysiкcznicy sami bкd¹ wiedzieli, co robiж. Ogieс idzie na nas... ale to nic. Wojsko niech siк rozproszy... a ja i ty przejdziemy przez ogieс. Ty, ja i... Oessie! - Jestem tu, ojcze. - Dobrze. Sandello! - Tak, panie mуj. - Nie w¹tpisz we mnie? Jesteœ gotуw?... Garbus tylko siк uœmiechn¹³ k¹cikami w¹skich ust. Trzy postacie w rynsztunku, z obna¿onymi mieczami sz³y na spotkanie nadchodz¹cej ognistej œmierci. - Poza tym wojsko, obawiam siк, ju¿ nam nie bкdzie potrzebne - rzuci³ cicho Olmer. - Tak. Ju¿ wyda³em rozkazy - odezwa³ siк g³uchym g³osem garbus. - Œwietnie. Tam si³¹ wojska niczego siк nie osi¹ga. Niech wiкc odejdzie. Kto wie, mo¿e jednak na koniec uda mi siк poruszyж to mrowisko... - rzuci³ w zamyœleniu Olmer. Œciana p³omieni zbli¿a³a siк. Znowu, jak i na pozbawionym nazwy polu Haradu Po³udniowego, gdzie poleg³y niezliczone hufce pierzastorкkich, ogieс szala³ tam, gdzie, jak siк wydawa³o, nie by³o dla niego ¿adnej karmy. Ale podtrzymywa³y go jakieœ inne Moce; co prawda nie domyœla³y siк one, kto idzie im na spotkanie. Sandello odruchowo uniуs³ rкkк, ¿ar ju¿ parzy³ twarz. - Nabierzcie wiкcej powietrza i nie zostawajcie z ty³u - zarz¹dzi³ Olmer. W nastкpnej chwili rzuci³ siк przed siebie, prosto w zwarty splot jкdrnych, ognistych pasm. ¯eby tylko nie uciek³, ¿eby tylko nie uciek³ - powtarza³ jak zaklкcie Folko. Doko³a z³otego namiotu trwa³a za¿arta potyczka, stra¿nicy Boskiego wyrу¿niali siк zaciek³oœci¹ i wyszkoleniem. Wysoko, niemal do samych gwiazd wznosi³a siк œciana p³omieni; doko³a by³o jasno jak w dzieс. Na dole, w obozie, ci¹gle jeszcze trwa³a bitwa, chocia¿ odg³osy walki wyraŸnie siк oddala³y - Taregowie wypierali morskich zuchуw. W ko³czanie hobbita znacznie uby³o strza³. Niewielki oddzia³ przeszed³ po cia³ach wojownikуw Boskiego; w pierwszym szeregu walczy³y krasnoludy, elfy ksiкcia Forwego os³ania³y ich niechybiaj¹cymi strza³ami, trac¹c na celowanie mniej czasu ni¿ zwyk³y cz³owiek na mrugniкcie okiem. Folko wystrzeli³ ostatni¹ strza³к i wyszarpn¹³ miecz. Sparowa³ ciкcie... zwrot... atak! Klinga znalaz³a dla siebie szczelinк w rynsztunku Tarega, hobbit przekroczy³ cia³o, by natychmiast zacz¹ж nowy pojedynek. „Jeœli Henna nie jest durniem, to powinien teraz siк ukryж; chocia¿, byж mo¿e, w celu podtrzymania ognistego zaklкcia musi siedzieж w jednym miejscu...”. Boski nie siedzia³ w jednym miejscu. Ale te¿ i nie ucieka³. P³achta zas³aniaj¹ca wejœcie odsunк³a siк na bok, w przejœciu pojawi³a siк ludzka postaж. Henna by³ obna¿ony do pasa, na piersi mia³ zawieszony, p³on¹cy niesamowicie mocnym œwiat³em, Adamant. W rкku trzyma³ nie miecz i nie topуr, i nie m³ot, ale szeroki wygiкty miecz, podobny do tego, ktуrego u¿ywa³ Sandello, a miecz ten osadzony by³ na d³ugim drzewcu. Torin rykn¹³ z bуlu, odruchowo odwracaj¹c siк; Œwiat³o Adamantu ciк³o po oczach niczym roz¿arzony bicz. Malec uderzy³, przebi³ na wylot jeszcze jednego Tarega i, te¿ nie mog¹c wytrzymaж blasku, przys³oni³ ³okciem oczy. Ksi¹¿к Forwe zacisn¹³ powieki i wypuœci³ strza³к - szerokie ostrze przeciк³o j¹ w powietrzu. Boski g³oœno zarechota³ szalonym, dzikim œmiechem. Jakby by³ pewien swej nietykalnoœci. - Kulla, kulla, Henna! - zawy³ nieludzkim g³osem, a niedobitki jego osobistej stra¿y, zapomniawszy o wszystkim, rzuci³y siк na garstkк zuchwa³ych napastnikуw. Sam wуdz szed³ w pierwszym szeregu. Nie da³o siк patrzeж na Adamant. Kilku stra¿nikуw pad³o przeszytych strza³ami, ale straty nie ominк³y i towarzyszy hobbita. Ragnur jкcz¹c przyciska³ do zranionego boku d³oс, spod niej la³a siк z szerokiej rany krew. Wingetor powali³ trzech, lecz chwilк potem celnie ciœniкta w³уcznia wbi³a mu siк miкdzy ³opatki. - Kulla! Henna! Z jakim trudem bije serce... jak wolno poruszaj¹ siк rкce, jakby Œwiat³o Adamantu zmieni³o siк w lepk¹ pajкczynк... Folko walczy³ bokiem do Boskiego, kilka razy od œmierci ratowa³a go niezrуwnana mithrilowa kolczuga. Miecz hobbita zalany by³ krwi¹ po rкkojeœж, pod nogami wala³y siк cia³a. A tymczasem sam Henna przyst¹pi³ do walki, a ostrze jego dziwnej broni od razu zgrzytnк³o po p³ytach zbroi Torina. Tangar odpowiedzia³ b³yskawicznym wypadem, przeciwnik zas³oni³ siк drzewcem, odwracaj¹c siк piersi¹ do Torina. Œwiat³o Adamantu uderzy³o krasnoluda w oczy i w tym momencie wystrzelona przez Forwego strza³a wpi³a siк Hennie w pierœ. Boski tylko rozeœmia³ siк kpi¹co, wyszarpuj¹c drzewce z rany. „Czy on jest nietykalny?... Ale przecie¿ poprzednim razem Olmer niemal go wykoсczy³...”. Jednak wyszarpywanie strza³y z rany da³o Torinowi czas, by otrz¹sn¹³ siк z oszo³omienia. Stra¿nicy Boskiego napierali z bokуw, tam ich powstrzymywa³y elfy; doko³a wodza Taregуw zrobi³o siк pusto, ale nawet Torin, Folko i Malec tylko z najwy¿szym trudem powstrzymywali Hennк. Nie trac¹c czasu, hobbit wyszarpn¹³ z pochwy sztylet Otriny. Nie ma na co czekaж, skoro zwyczajna broс jest tu bezsilna. S³usznie uczyni³ - Boski sparowa³ drzewcem uderzenie miecza Ma³ego Krasnoluda, ale daga uderzy³a w bok Henny. W nastкpnej chwili ostrze jego krzywego miecza ciк³o w nogк Malca. Mithril wytrzyma³, lecz krasnolud rozci¹gn¹³ siк na ziemi. Folko zamachn¹³ siк. Niebieskie kwiaty na ostrzu p³onк³y, teraz, za chwilк, zaczarowane ostrze znajdzie cel, i zobaczymy wtedy, czy pomo¿e ci Adamant, o Bosko Boski Henno! Ale niebieskie ostrze, jak siк okaza³o, mia³o swoje w³asne porachunki z Adamantem. Hobbit celowa³ w gard³o wroga, jednak¿e klinga uderzy³a znacznie ni¿ej, ostrze skrzesa³o iskry z b³yszcz¹cego boku cudownego kamienia. Wykrzesa³o - i bezsilnie opad³o w dу³, w mrok pod nogami wodza. Adamant niespodziewanie zap³on¹³ purpur¹, jakby rozgniewany. Henna z krуtkim okrzykiem zachwia³ siк, z zadanej mu sztyletem Malca rany w boku chlusnк³a krew. Torin natychmiast skoczy³ do ataku. Na prу¿no. Krzywe ostrze Boskiego zgrzytnк³o, sypi¹c skrami po œciance he³mu, og³uszony krasnolud zachwia³ siк. Jest nie do pokonania! - przemknк³o przez g³owк hobbita. - Adamant chroni go... a Kamieс nie boi siк nawet sztyletu Otriny! Forwe trzema niezauwa¿alnymi ruchami pos³a³ w Hennк trzy strza³y - na prу¿no. Elf chcia³ oœlepiж Boskiego, ale drzewca strza³, nie doleciawszy do celu, zap³onк³y - tak wœciek³ym ¿arem bi³o od Kamienia. Plecy Olmera zniknк³y w czerwonym wirze. Bez wahania Sandello ruszy³ za nim, w ostatniej chwili spostrzeg³szy, ¿e za ³okieж chwytaj¹ go palce Oessie. Garbus uœmiechn¹³ siк, niepomny na szalej¹cy doko³a ogieс. Nie mo¿na powiedzieж, by nic nie poczuli. By³o tam bardzo, bardzo, bardzo gor¹co; pancerze i broс b³yskawicznie zaczк³y parzyж. Krok, drugi, trzeci... i oto rycz¹cy p³omieс pozosta³ z ty³u, a na czarnej, pokrytej popio³em ziemi sta³ Wуdz. Ze smutnym uœmieszkiem na twarzy powiedzia³ do cуrki i najwierniejszego ze swych towarzyszy: - Ostatni raz przechodziliœmy przez ogieс. - Co? - nie zrozumia³a go Oessie. - Moja moc... s³abnie... - Olmer uœmiechn¹³ siк blado. Ktoœ chyba doœж dok³adnie okreœli³ jej zasoby... Odmierzone dok³adnie na okreœlon¹ sprawк... - O czym ty mуwisz, ojcze? - Oessie patrzy³a mu w oczy. Sandello wyraŸnie zmarkotnia³. - O niczym, cуrko, o niczym. Idziemy. Wydaje mi siк, ¿e w tamtym kierunku... ...Uderzaj¹cych na nich stra¿nikуw Henny ciкli Sandello i Oessie. Olmer kroczy³ z pochylon¹ g³ow¹ i, wydawa³o siк, niczego doko³a nie zauwa¿a³. Jego wargi porusza³y siк, szepta³ jakieœ s³owa, w tym momencie jak nigdy przypomina³ niegdysiejszego Wodza, ktуry - ju¿ nie cz³owiek - wkracza³ do p³on¹cego elfickiego miasta. Przed nimi by³y namioty. - Panie... tam trwa walka! - Sandello wskaza³ kierunek. - Cу¿, nie zdziwiк siк, jeœli nasz odwa¿ny po³уwieczek jako pierwszy dopad³ skarbu - spokojnie odpar³ Olmer. - Ale to ju¿ nie jest wa¿ne. Utrzymajcie ochronк z daleka... pуki bкdк z nim rozmawia³. D³ugo to nie potrwa. A potem... - Ojcze, powiadasz po³уwieczek? Folko? Przecie¿ on ma mnуstwo rу¿nych elfickich przedmiotуw! Co bкdzie, jeœli zagarnie Adamant?! - nie wytrzyma³a Oessie. - Nie zagarnie - odparowa³ Wуdz. Stali naprzeciwko siebie, oddychali g³кboko. Walka siк skoсczy³a. Adamant popycha³ ludzi do boju, ale nie przydawa³ im kunsztu wojskowego. Wiкkszoœж stra¿nikуw Boskiego Henny pad³a w boju. Maelnor siedzia³, zaciskaj¹c d³onie na ranie. Miкdzy palcami wolno s¹czy³a siк krew. Ksi¹¿к Forwe niedbale owin¹³ g³owк jak¹œ tkanin¹. Broс Taregуw pokancerowa³a rуwnie¿ i innych. Mithrilowe kolczugi uratowa³y przyjaciу³, ale lœni¹cy Kamieс obdarzy³ Hennк nietykalnoœci¹. Rany na jego ciele wygl¹da³y po prostu jak czerwone prкgi, jakby p³yn¹ce z Adamantu œwiat³o natychmiast przypala³o i zwiera³o je. Hobbitowi pozosta³ tylko miecz. Sztylet Otriny wala³ siк tam, gdzie i reszta no¿y do miotania - pod stopami w³aœciciela Adamantu. Wyzuty do cna z si³ Malec zwali³ siк na ziemiк, opieraj¹c siк na rкkojeœci wbitego w glebк miecza. Tylko Torin sta³ w postawie wojownika, z toporem w gotowoœci. Henna zarechota³ kpi¹co, ale Folko wyraŸnie us³ysza³ w tym œmiechu nutkк szaleсstwa. Szerokie ostrze Boskiego ze œwistem przeciк³o powietrze... Jakkolwiek wspania³e s¹ pancerze z mithrilu, zawsze jednak mo¿na znaleŸж jakieœ miejsce do zadania rani¹cego ciosu. Pierwsze uderzenie Torin odparowa³. Malec poderwa³ siк, podnosz¹c swoje klingi... i w tym momencie niespodziewanie rozleg³ siк spokojny g³os: - Mo¿e lepiej walcz ze mn¹, Henno. Boski gwa³townie siк odwrуci³ - jednoczeœnie zrкcznym podciкciem wal¹c z nуg Torina. O jakieœ dziesiкж krokуw od niego sta³ Olmer. Z prawej znieruchomia³ gotowy do walki Sandello - praw¹ rкk¹ dzier¿y³ rкkojeœж, lew¹ podtrzymywa³ miecz za klingк. Z lewej od ojca - Oessie, z lekk¹ szabl¹ przed sob¹. Henna wyda³ z siebie krуtki ryk. Nie zwracaj¹c uwagi na hobbita i krasnoludy, przyskoczy³ do Olmera, unosz¹c nad g³ow¹ sw¹ straszliw¹ broс. Folko nazwa³ j¹ w duchu halabard¹, chocia¿ broс ta niezbyt przypomina³a halabardy, ktуre widzia³ w Amorze czy Gondorze. Ocalali s³udzy Boskiego ponownie rzucili siк na hobbita i jego towarzyszy, sk³adaj¹c z siebie ofiarк... Olmer nie poruszy³ siк. Jednak¿e znowu, jak podczas bitwy pod murami Szarych Przystani, do przodu wyst¹pi³ stary miecznik, zas³aniaj¹c sob¹ Wodza. Oessie skoczy³a i znalaz³a siк po lewej stronie przywуdcy Taregуw. Boski ju¿ siк nie œmia³. Szeroka klinga jego broni pomknк³a do przodu... ale garbus, tylko lekko siк odwrуciwszy, gwa³townie z ukosa uderzy³ mieczem - i ostrze Henny zgrzytnк³o po pierœcieniach na klindze Sandella. Posypa³y siк iskry. Olmer sta³ bez ruchu, przymkn¹wszy oczy. Czarny Miecz wci¹¿ tkwi³ w pochwie. Garbus i Henna walczyli w milczeniu. Boski prezentowa³ dziwny, nieznany zachodnim wojownikom kunszt walki, ale i Sandellowi, jak siк wydawa³o, nieobce by³y te umiejкtnoœci. Byж mo¿e Ÿrуd³o ich by³o wspуlne. Nie ustкpowa³ przeciwnikowi, a tamtemu w ¿aden sposуb nie udawa³o siк zaczepiж zrкcznego i szybkiego garbusa - ci¹gle ostrza œciera³y siк ze sob¹, szczerbi³y siк, zgrzyta³y na pierœcieniach. Oessie skoczy³a nawet na pomoc, usi³uj¹c zaatakowaж Hennк z boku, ale natychmiast dosiкg³o j¹ okrutne uderzenie drzewcem. Mimo pancerza dziewczyna mocno odczu³a ten cios - zgiк³a siк wpу³ i osunк³a na kolana, a potem z jкkiem zwali³a siк na bok. Nie wiadomo sk¹d do Boskiego dotar³o wsparcie; zajкty nowymi wojownikami Folko nie widzia³, kiedy i jak uda³o siк garbusowi przeci¹ж grube drzewce broni Henny, ale ten wcale siк nie przej¹³ - odciкty kawa³ek sta³ siк pa³k¹, a mocno skrуcon¹ „halabardк” Boski trzyma³ teraz jedn¹ rкk¹. - Wystarczy, Sandello. Jestem gotуw - powiedzia³ cicho Olmer, ale jego s³owa us³yszeli wszyscy bez wyj¹tku walcz¹cy. Klinga Czarnego Miecza wycelowana by³a w pierœ Henny. Jednak¿e do garbusa jakby nie dotar³y s³owa Krуla Bez Krуlestwa. Olmer szarpn¹³ go za ramiк, odrzucaj¹c na bok... Czarny Miecz wykreœli³ w powietrzu ³uk. Klingi star³y siк, a w ziemiк uderzy³ snop zielonkawych b³yskawic. Hobbitowi wyda³o siк, ¿e Miecz Wodza wyda³ z siebie wœciek³y okrzyk. Adamant na piersi Henny sta³ siк ognistym ob³okiem. To nie by³ ju¿ roz¿arzony Kamieс - to by³ k³¹b gniewnego Œwiat³a. Jego promienie sta³y siк strza³ami, Moc p³ynк³a do klingi miecza w rкku Boskiego. Folko zachwia³ siк i cofn¹³ o krok. Znowu, jak podczas bitwy pod Szarymi Przystaniami, twarz¹ w twarz zetknк³y siк dwa Pocz¹tki... tyle ¿e tym razem hobbit nie wiedzia³, komu ¿yczy zwyciкstwa. A starcia doko³a Henny i Olmera powoli zamiera³y. Opuœcili broс i Taregowie, i elfy, i krasnoludy. Ca³a Moc Adamantu skierowana zosta³a na walkк z Czarnym Mieczem. A daleko st¹d runк³a, rozsypawszy siк na mnуstwo poszczegуlnych po¿arуw, wzniesiona magi¹ Kamienia niszczycielska ognista œciana. Poderwawszy siк na nogi, ruszy³ do walki Sandello, ale zosta³ odrzucony, natkn¹wszy siк na niewidzialn¹ przegrodк, podobnie jak niegdyœ Folko i krasnoludy, przed placykiem, na ktуrym starli siк Krуl Bez Krуlestwa i Kirdan Szkutnik... A wzgуrze, gdzie toczy³ siк pojedynek, b³yskawicznie ogarnia³ mrok. Jednak¿e... dziwne... Z g³кbi ciemnoœci wyp³ynк³y dwie z³ociste iskry i powoli sunк³y w stronк wzniesienia. Co by to mog³o byж? „...I wуwczas z szeregуw czarnego wojska wyszed³ cz³owiek, bez he³mu, ciemnow³osy i ciemnobrody”... „Bуj trwa³. Wojsko Œwiat³a wyrуwna³o i zwar³o nadszarpniкte szeregi”... „Czarny Miecz tkwi³ w jego rкku, na ramionach mia³ zu¿yt¹, wielekroж naprawian¹, wyprуbowan¹ kolczugк. Nie by³ on stworem Mroku i Ciemnoœci, lecz ¿ywym, z krwi i koœci cz³owiekiem”... Folko widzia³, jak widmowe armie szykuj¹ siк do ostatecznej bitwy. „Szed³ on na spotkanie z pкdz¹cymi naс jeŸdŸcami i - rzec by mo¿na - œmia³ siк im w twarz”... „JeŸdŸcy byli jeszcze daleko”... „...Przed szyki wypad³a wojowniczka w lœni¹cej zbroi, dosiadaj¹ca jednoro¿ca, a w rozwidleniach jej kopii dr¿a³o i p³onк³o ma³e s³oсce”... „Tak! Ona! Ta, ktуr¹ chyba widzia³ hobbit w niebie nad gin¹cym elfickim miastem! Bia³y jednoro¿ec! I dziwna dwuzкbna kopia w szczup³ej d³oni, kopia zwieсczona malutkim s³oсcem!... Z ca³ej si³y pкdzi³a wojowniczka w stronк skamienia³ego Olmera; Czarny Miecz znieruchomia³, gotуw zarуwno do obrony, jak i do ataku”... „Nie chcк zabijaж ciк... - imiк zatar³o siк w huku bitwy”. Tym razem wiкc imiк piкknej wojowniczki pozosta³o nieznane. Czarny Miecz uderzy³, ale teraz jego ostrze przeciк³o drzewce s³onecznej kopii. Wierzchowiec w pe³nym biegu przewrуci³ Okrutnego Strzelca. Ten run¹³ ze st³umionym jкkiem, ale jego d³oс wczepi³a siк w p³on¹c¹ kulк. Widmo zniknк³o. Na spalonej b³yskawicami ziemi le¿a³ Boski Henna, a nad jego cia³em, chwiej¹c siк, klкcza³ Olmer, trzymaj¹c upragniony Adamant. Wszystko, co siк sta³o potem, dzia³o siк tak szybko, ¿e nikt nawet nie zd¹¿y³ siк poruszyж.

Millog W szczyt wzgуrza wali³y b³yskawice. P³onк³y namioty, ale by³ to jakiœ dziwnie s³aby, kopc¹cy p³omieс. Na ziemi le¿a³y cia³a - mnуstwo cia³. Pies wy³ i przywiera³ do nуg Howrara. - IdŸ przodem - powiedzia³a do Milloga kobieta. Jej cudowne z³ociste w³osy porusza³ powiew nie wiadomo sk¹d nadlatuj¹cego wiatru. - I nie zapomnij o mieczu! Na pasie Howrara rzeczywiœcie wisia³ krуtki miecz, wykuty przez kowala z jego plemienia. Broс nie odznacza³a siк niczym szczegуlnym, poza tym, ¿e by³a broni¹ howrarsk¹. Za Millogiem szed³ pies. Za nimi, w odleg³oœci dziesiкciu krokуw, pod¹¿ali jasnow³osa i jej towarzysz. Howrar maszerowa³, niemal niczego przed sob¹ nie widz¹c. Coœ znacznie silniejszego od woli by³ego poborcy podatkowego pcha³o go do przodu. Wkrуtce zobaczy³ znieruchomia³ych na szczycie wzgуrza ludzi. Chyba jeszcze przed chwil¹ walczyli i... Ten, ktуrego d³oс trzyma coœ œwietlistego! Niewa¿ne, co to jest! To... Przecie¿ to Szary! Samobуjca, ktуrego ostatnie s³owa skierowane by³y do Milloga! Oto znalaz³em ciк, ze szczer¹ ulg¹ pomyœla³ Howrar. - Zaraz zabijк ciк, i wszystko bкdzie dobrze. Szary wolno wyprostowa³ siк, nie odrywaj¹c wzroku od lœni¹cego przedmiotu w swojej d³oni. Zbli¿a³ siк do niego dziwnie wygl¹daj¹cy garbus z szerokim krzywym mieczem, bardzo podobny do... Ale Milloga nic ju¿ nie mog³o powstrzymaж. Bez ¿adnych wybiegуw i zmy³ek wkroczy³ do krкgu œwiat³a i zamierzy³ siк mieczem. Sk¹d wzi¹³ siк ten dziwny, wychudzony i wycieсczony cz³owiek, w ³achmanach, ktуre zastкpowa³y mu odzienie? Jak to mo¿liwe, ¿e nikt nie zauwa¿y³, jak znalaz³ siк tu¿ obok?... Pierwszy dostrzeg³ miecz w rкku obcego - jak¿eby inaczej! - Sandello. Rzuci³ siк do przodu, wznosz¹c broс do ciosu, ale... obcy niedbale machn¹³ krуtkim szerokim mieczem i garbus, zachwiawszy siк na nogach, run¹³ na ziemiк. ¯y³ i nie by³ ranny, lecz chwila, w ktуrej mуg³ powstrzymaж nieznajomego, zosta³a stracona. Olmer nieustannie wpatrywa³ siк w Adamant. Folkowi uda³o siк wyjœж z oszo³omienia, zerwa³ z ramienia ³uk, ale ko³czan by³ ju¿ pusty, gniazda na no¿e do miotania rуwnie¿. Krуl Bez Krуlestwa odwrуci³ siк w ostatniej chwili. Zerkn¹³ na zamierzaj¹cego siк do ciosu Milloga... i hobbit przysi¹g³by, ¿e oblicze Wodza zniekszta³ci³ najprawdziwszy strach.

Wys³annik Wielkiego Orlangura Natychmiast go rozpozna³. Tak, tak, oczywiœcie. Widzia³ tego nieszczкœnika obok przybyszy z Valinoru. Myœleli, ¿e zabili mnie... mylili siк. Ale zatroszczyli siк, by wzi¹ж ze sob¹ Zgubк Olmera. W³aœnie, Zgubк Olmera. Tego, ktуry z woli wszechpotк¿nego Losu ma go zabiж. A skoro tak, to niechby nawet by³ bezbronnym ch³opcem - powali najbardziej doœwiadczonego mк¿a, i nikt nie bкdzie mуg³ mu przeszkodziж”. Wys³annik widzia³, jak wzniуs³ siк miecz, widzia³, jak Olmer usi³owa³ unieœж swуj Czarny Miecz, ale ostrze nieoczekiwanie zaczepi³o o pas le¿¹cego na ziemi Henny i spуŸni³o siк. W tym momencie sk¹dœ z ty³u wylecia³a szara b³yskawica. Pies. Zwyczajny pies, jakich pe³no w ludzkich osadach. Niema³y, ale te¿ wcale niedu¿y. Skoczy³ prosto na plecy gotowego do ciкcia cz³owieka - mocne szczкki zwar³y siк na karku Zguby Olmera... Cz³owiek krzykn¹³. Ale miecz nie uderzy³ w psa - mo¿e wtedy by³aby jakaœ szansa na prze¿ycie - uderzy³ w podnosz¹cego siк z kolan Olmera. A¿ po rкkojeœж wbi³a siк klinga w pierœ Krуla Bez Krуlestwa... potem zosta³a wyszarpniкta z rany... i dopiero wtedy uderzy³a psa w bok.

Folko Pogna³a ca³a trуjka - Olmer, obcy i pies, ktуry przegryz³ kark obcego. W mgnieniu oka hobbit znalaz³ siк przy Adamancie... nadal czystym, niesplamionym krwi¹ Adamancie, zaciœniкtym w nieruchomej d³oni Olmera. S³udzy Boskiego, skowycz¹c, rzucili siк do ucieczki. Nikt ich nie œciga³. - Staж! - rozleg³ siк nagle czyjœ w³adczy g³os. Folka ogarnк³a jakaœ dziwna ociк¿a³oœж... Palce siкga³y Adamantu i w ¿aden sposуb nie mog³y go dotkn¹ж. Sandello i Oessie rzucili siк jednoczeœnie, nie do Adamantu, lecz do powalonego Olmera. Ale, wyprzedziwszy ich, pierwsza przy jego ciele by³a inna para - tak dziwna, ¿e zobaczywszy ich, Folko oniemia³ i zapomnia³ nawet o broni. Z³otow³osa, m³oda i piкkna, nios¹ca na czole poca³unek Wiecznej Wiosny, i jej ciemnow³osy towarzysz - wcielenie Mocy. Oboje przeszli bez przeszkуd obok elfуw Forwego, obok krasnoludуw, nawet obok Sandella i Oessie. Szczup³e palce dotknк³y Adamantu. Przez cia³o Wodza przesz³a fala dreszczy. Zabieraj¹ Adamant! Kim oni s¹? Po co?... Dok¹d?... miota³y siк po g³owie hobbita myœli. Folko ju¿ siк prostowa³, zaciskaj¹c w jednej rкce rкkojeœж miecza, a w drugiej sztylet Otriny, gdy nagle z mroku niespodziewanie wynurzy³a siк postaж masywna, przysadzista, podpieraj¹ca siк... Folko zamar³ z otwartymi ustami, wpatruj¹c siк w przyby³ego. By³ przekonany, ¿e ten dziesiкж lat temu po¿egna³ œwiat ¿ywych. - Oddaj! - rykn¹³ Naugrim, wymachuj¹c broni¹. - Zaniosк TO do Wielkiego Orlangura! Na piкknych obliczach jego przeciwnikуw odmalowa³o siк lekkie zdumienie. Berdysz ze œwistem przeci¹³ powietrze... i zosta³ z brzкkiem odbity - ciemnow³osy mк¿czyzna niedba³ym ruchem uniуs³ d³ugi, cienki miecz. Pierœcieс na palcu hobbita niespodziewanie rozgrza³ siк, a¿ parzy³ skуrк. Tкczowy motylek wyrywa³ siк z kamiennej niewoli, jakby chcia³ pomуc. Nadszed³ czas wyboru, mistrzu Holbytlo, pomyœla³ hobbit. Naugrim... niewa¿ne, sk¹d siк wzi¹³. Jego s³owa: „Odniosк TO do Wielkiego Orlangura...”. Dok³adnie to samo zrobi³by i on, Folko... Jak¿e wlok¹ siк sekundy! Tкczowy motylek w jednej chwili znalaz³ siк obok syna Niebieskiego Maga. Tak. On nie k³amie. W sercu jego i oczach nie ma k³amstwa. Odda Adamant Duchowi Wiedzy... Ale, byж mo¿e, ci dwoje... Z³otow³osa zaczк³a mуwiж we Wspуlnej Mowie, dŸwiкcznie wymawiaj¹c poszczegуlne s³owa. Moc w jej g³osie sprawi³a, ¿e wszyscy opuœcili broс. Nawet rozjuszony Naugrim. - Od³amek Pucharu, tego, w ktуrym przechowywany by³ Pierwotny P³omieс, ten w³aœnie, ktуry podarowa³ Œwiat³o Œrуdziemiu! Wrуci³ do nas poprzez mrok niezliczonych wiekуw! Tylko sam Przedwieczny Krуl, zasiadaj¹cy na szczycie Taniquetilu, ma prawo nim dysponowaж. Przepuœжcie nas! Wracamy do Valinoru. Cz³owiek o imieniu Olmer wykona³ swoje zadanie. Darowane mu by³y moce, ktуre mia³y pomуc w pokonaniu tego, ktуry zwa³ siк Henn¹. A niж jego losu przerwa³ ten, ktуremu s¹dzone by³o staж siк Zgub¹ Olmera... Pierwotne Œwiat³o uda siк do Valinoru... by, kiedy skoсczy siк Dzieс Ostatniej Bitwy, Wielkiej Muzyce towarzyszy³y promienie tego Prawdziwego Œwiat³a! Wszyscy znieruchomieli. Wygl¹da³o, ¿e walczyli zupe³nie niepotrzebnie?... Daleko na pу³nocny wschуd od Haradu ten, ktуrego Œmiertelni nazywali Duchem Wiedzy, te¿ s³ysza³ owe s³owa. Ale widzia³ i s³ysza³ tak¿e wiele innych rzeczy. I w granicach tego œwiata, i poza jego rubie¿ami. „Nie pos³uchali mnie”. Przetoczy³ siк st³umiony, bardzo, bardzo odleg³y grzmot. „Czas. Rуwnowaga siк chwieje”. Oczy Smoka nagle rozjarzy³y siк purpur¹. Z³ote skrzyd³a rozwinк³y siк. Cia³o wzlecia³o nad ziemiк. Jкknк³o ciкte bezlitoœnie powietrze: zostawiaj¹c za sob¹ ognisty œlad na ciemnym niebie, Smok pкdzi³ na po³udnie. Koœci Ziemi na jego drodze dr¿a³y i pokrywa³y siк pajкczyn¹ pкkniкж. Ale to ju¿ nie mia³o ¿adnego znaczenia. Musi zd¹¿yж. Zd¹¿yж, zanim stamt¹d, z nieznanych okolic tego œwiata, nie dotrze zabуjcza odpowiedŸ. Niewa¿ne, ¿e Valarowie nie s¹ tu niczemu winni. Oni wys³ali swoje s³ugi... ale nawet zaw³adn¹wszy Adamantem za poœrednictwem Olmera, zniszczyli kruch¹ Rуwnowagк, ustalon¹ po zniszczeniu Pierœcienia Upiorуw. A to znaczy³o, ¿e Adamant ju¿ nie mo¿e pozostawaж w tym œwiecie. Ognista krecha przekreœli³a niebo. Us³ysza³ znajomy g³os, przepe³niony skrywanym triumfem. - Nie zapomnia³eœ, ¿e nie jesteœ dziœ nietykalny, o Cieniu Wroga? - Nie zapomnia³em. Pod nim przemknк³y grzbiety mordorskich gуr. - No to zatrzymaj siк. - Nigdy. - Nie obawiasz siк, ¿e zostaniesz ciœniкty w Mrok Zewnкtrzny? - Tam te¿ mogк sobie rozmyœlaж. - Ale mo¿emy te¿ wiкcej. - Wiadomo mi to. Oto i Harad. A oto... - Zatrzymaj siк! Duch Wiedzy nie odpowiedzia³. Bardzo siк œpieszy³. Ale i tak spуŸni³ siк. - S³odkie s³уwka! - rykn¹³ wœciekle Naugrim. - Chcecie wszystko zagarn¹ж dla siebie i nie wiecie, co siк stanie, jeœli ta rzecz zostanie w tym Œwiecie! Z³otow³osa uœmiechnк³a siк. Jej towarzysz post¹pi³ krok naprzуd i opuœci³ miecz, jakby doko³a nie by³o ju¿ przeciwnikуw. A wtedy poruszy³o siк zalane krwi¹ cia³o Olmera. Jego palce zacisnк³y siк na Czarnym Mieczu. Chwilк potem, zrzuciwszy z siebie cia³a nieszczкsnego Milloga i psa, ktуry pomœci³ pana, Wуdz wsta³. - Odwrуж siк - wychrypia³. Cudowna klinga czarnow³osego wys³annika odpowiedzia³a. Wzlecia³ Czarny Miecz. Krzykn¹wszy skoczy³a do przodu Oessie, za ni¹ Sandello. - Staж! - Okrutny Strzelec chwia³ siк, ale spojrzenie mia³ tak œwietliste, ¿e wydawa³o siк, i¿ w oczach skupi³ siк teraz blask Adamantu. - To jest... pojedynek! Doko³a wys³annikуw Valinoru utworzy³ siк kr¹g. Folko, Torin, Malec, Naugrim, Forwe i jego elfy... - Nie bкdzie pojedynku - rozleg³ siк jasny, czysty g³os z³otow³osej piкknoœci. - Jesteœ martwy, Olmerze, i Drzwi Nocy ju¿ siк przed tob¹ otworzy³y... Co do ciebie, Forwe, to wstyd i haсba! Powinieneœ nam pomуc! Zrуb nam przejœcie! Elf nie odpowiedzia³. Nie mia³ na to czasu. Wуdz nie czeka³ d³u¿ej. Czarna klinga zwar³a siк ze srebrn¹. Pozostali nie mogli nic zrobiж, tylko czekaж. Wola Olmera skuwa³a nawet garbusa - sta³ blady, zagryzaj¹c cienkie wargi; Sandello - wcielenie zimnej krwi! „U¿yж broni przeciwko wys³annikom Valinoru... Czy ty masz, hobbicie, dobrze w g³owie?! Ty, ktуry walczy³eœ ramiк przy ramieniu z Pierworodnymi na murach Szarych Przystani”?... „Ale oni odeszli z tych murуw. Odeszli za Morze, a walczyli tam ludzie”. „No i czy to jest powуd, by teraz skierowaж przeciwko nim broс?”. „Mo¿e”. „A dlaczego jesteœ taki pewien, ¿e Adamant nie powinien trafiж do nich? Mo¿e to najlepsze... najlepsze dla wszystkich?”. „Jeœli Kamieс zostanie w granicach tego œwiata - dojdzie do nieszczкœcia. Valarowie i elfy za bardzo kochaj¹ przesz³oœж. A Œwiat³o z niej mo¿e staж siк Z³em”. „I bкdziesz zabija³ w imiк”?... „Postaram siк obejœж bez tego”. Czarny Miecz, wydawa³o siк, ¿y³ w³asnym ¿yciem. Sp³ywaj¹ce krwi¹ cia³o Olmera tylko podtrzymywa³o go w powietrzu. Wszyscy czuli, ¿e Miecz spotka³ w koсcu swego wroga krwi... i ju¿ nie odst¹pi. Ale co siк stanie, jeœli dojdzie do przelewu krwi pos³aсcуw Valinoru?! Miecz poci¹gn¹³ rannego Olmera do ataku. Strzeli³a czarna b³yskawica, przebijaj¹c siк przez obronк, i ciemnow³osy mк¿czyzna jкkn¹³, zaciskaj¹c ranк na lewym ramieniu. Jednak¿e prawa rкka odpowiedzia³a b³yskawicznym wypadem - i srebrzyste ostrze zada³o drugie ciкcie w pierœ Krуla Bez Krуlestwa. Folko poderwa³ siк na rуwne nogi. Adamant nie mo¿e pozostaж w tych rкkach! Oni, to oni wszystko zmontowali, oni zrкcznie rozprawili siк z Olmerem rкkami jego nieszczкsnego zabуjcy, rкkami jego Zguby - i teraz dobijaj¹. Okrutny Strzelec zachwia³ siк i ciк¿ko opad³ na jedno kolano. W nastкpnej chwili klinga hobbita skrzy¿owa³a siк ze srebrzystym mieczem ciemnow³osego wojownika. Obok Folka znalaz³ siк Sandello, za garbusem do walki ruszy³a Oessie... Ale wszystkich wyprzedzi³ Naugrim. Jego straszliwy berdysz ju¿ uniуs³ siк, szykuj¹c do ciosu, ale srebrzysty miecz, sparowawszy pierwszy wypad hobbita, z ³atwoœci¹, jak gor¹cy nу¿ w mas³o, wszed³ w gard³o podgуrskiego wojownika. Rкce ciemnow³osego obdarzone by³y straszliw¹, nieprawdopodobn¹ si³¹. Kiedy klingi star³y siк, hobbit zosta³ rzucony na plecy... i to, zapewne, uratowa³o mu ¿ycie. Naugrim zachwia³ siк. Z rany bryznк³a struga gor¹cej krwi... to siк nie zdarza, by z przeciкtych ¿y³ tryska³a krew na dwadzieœcia stуp... Purpurowa struga obficie zrosi³a Adamant. Folko chwyci³ le¿¹cy w b³ocie sztylet Otriny. Klinga jakby sama znalaz³a siк we w³aœciwym miejscu... Cisn¹³ cudown¹ broс, mierz¹c w rкkк z³otow³osej - w tк, w ktуrej trzyma³a zakrwawiony Adamant. I po raz drugi tego dnia sztylet zawiуd³ swego w³aœciciela. Wyrwa³ siк z wilgotnych d³oni hobbita nieco wczeœniej, ni¿ nale¿a³o... i bezb³кdnie odnalaz³ drogк do gard³a z³otow³osej. Bуl i udrкka odmalowa³y siк na jej bosko piкknym obliczu. Smuk³e d³onie unios³y siк do rany... Adamant upad³ na ziemiк. - Jak g³upio... jest gin¹ж z rкki po³уwieczka... - wyszepta³y jej wargi. Ciemnow³osy z krzykiem rzuci³ siк ku osuwaj¹cej siк na ziemiк kobiecie, a wtedy berdysz Naugrima przeci¹³ mu nogi. Ostatni wysi³ek poch³on¹³ chyba resztki si³ Czarnego Krasnoluda - wychrypia³ coœ, opuœci³ g³owк, oczy zasz³y mg³¹... Ciemnow³osy miota³ siк po ziemi, z kikutуw nуg chlusta³a krew... Usi³owa³ pe³zn¹ж, ale wyrachowany cios Sandella skrуci³ jego mкkк. Ju¿ w gуrze wiedzia³, ¿e siк spуŸni³. Krew wys³annikуw Valinoru chlusnк³a na Adamant... Nic gorszego staж siк nie mog³o. To znaczy, ¿e pozosta³o tylko jedno jedyne wyjœcie. Z³o¿y³ skrzyd³a i jak kamieс lecia³ ku ziemi. Oczy jego oœlepia³ blask Adamantu. Œmiertelni i Nieœmiertelni stali doko³a Kamienia. Jeden z nich siedzia³ i do uszu Wielkiego Orlangura dotar³ jego st³umiony jкk. Zabi³em j¹ - z trudem powstrzymuj¹c ³zy, powtarza³ w duchu hobbit. Zabi³em j¹. Dlaczego, dlaczego drgnк³a mi rкka? - Dlatego, ¿e w innym wypadku Adamant pozosta³by w Œwiecie... I bardzo szybko byœ siк przekona³: obecna si³a Valarуw jest niczym w porуwnaniu z jego Moc¹. Hobbit odruchowo uniуs³ g³owк. Z³oty Smok patrzy³ na niego. - Nie rozpaczaj. Przecie¿ oni s¹ nieœmiertelni. Mandos nie bкdzie ich d³ugo przetrzymywa³... A my musimy siк poœpieszyж. Krew Valinoru, przelana tu, przyœpiesza nadejœcie groŸnych wydarzeс. Mamy bardzo ma³o czasu. - Ale... co siк stanie? - odwa¿y³ siк zapytaж Forwe. CzteroŸrenicowe oczy p³onк³y purpur¹. - Œwiat³o Adamantu przywo³a³o do ¿ycia potк¿ne Moce Mroku Zewnкtrznego. Potк¿ne i œlepe. S¹ w jakiœ sposуb podobne do oceanicznych fal... Ale nie ma na nich Ulmo, by opanowa³ ich sza³. Dziesiкж lat temu mкstwo tych, ktуrzy stanкli na drodze Olmera, uratowa³o œwiat przed Dagor Dagorrath... A dziœ nawet ja nie mogк tego dokonaж. Jeœli Adamant tu pozostanie... Jedyny mo¿e tylko zrealizowaж - przed czasem! swуj zamys³ Drugiej Muzyki. Mamy jedno wyjœcie: przebiж siк do Drzwi Nocy... i wrzuciж tam уw skarb. - Ale poprzednio mуwi³eœ... - zaczai ksi¹¿к. - Tak, tak. Mуwi³em o Melkorze. Spкtany, czeka on na swуj czas w otch³ani œwiata... Ale jeœli Œwiat³o Adamantu tu pozostanie, to Melkor zginie wraz ze wszystkimi. Nam nie wolno cisn¹ж Kamienia do Orodruiny - podziemny p³omieс jest niczym dla niego. W ogуle nie mo¿emy go zniszczyж. - Ale... no to jak? - wykrztusi³ Malec. - Co, w takim razie, mo¿emy zrobiж? - Kiedyœ Adamant by³ tylko czкœci¹ Wielkiego Pucharu, w ktуrym p³on¹³ Niezniszczalny P³omieс. On podarowa³ Œwiat³o m³odemu Œrуdziemiu. I wch³on¹³ w siebie Moc tego wielkiego P³omienia. Nawet kiedy zosta³ rozbity, nie przesta³ istnieж, poniewa¿ nie ma takiej mocy, ktуra zniszczy³aby jego magiк. I oto jeden z od³amkуw wstrz¹sy skorupy ziemskiej wyrzuci³y na powierzchniк... - A pozosta³e?! - jednoczeœnie zakrzyknкli Folko, Sandello i Forwe. - Pozosta³e... Pozosta³e le¿¹ pogrzebane w trzewiach Ardy. - Ale dlaczego musimy tylko ten jeden zniszczyж? - wychrypia³ Sandello. - Dlatego, ¿e do pozosta³ych nie zdo³amy dotrzeж. A one nie ujawniaj¹ siк - s¹ jakby pogr¹¿one w wiecznym œnie. A P³omieс tego Kamienia obudzi³ siк. Henna, na swoje nieszczкœcie, zdecydowa³, ¿e nadesz³a chwila, kiedy mo¿e zapanowaж nad ca³ym œwiatem... - A... ty... mo¿esz... uratowaж... Olmera? - zapyta³ ochryple Sandello. Oessie- Tubala cicho pop³akiwa³a nad cia³em ojca. - W tym œwiecie, nie - pad³a odpowiedŸ. - Valarowie szczodrze wyposa¿yli go w moc... niezbкdn¹ do pokonania Henny, ktуremu Adamant da³ niemal ca³kowit¹ odpornoœж na rany. Moc ta zosta³a zu¿yta, ale dusza Olmera jeszcze nie rozsta³a siк z cia³em. I jeœli uda siк nam... - Co nale¿y zrobiж?! - krzykn¹³ garbus. - Musimy dotrzeж do Morza. Tam wsi¹dziecie na okrкt... i wyruszymy na Zachуd. Nie mamy czasu... Ja bкdк ¿aglem na „Rybo³owie”. - Ale, Wielki... - odezwa³ siк Folko. - Tak wyraŸnie mуwi³eœ nam dziesiкж lat temu... ¿e nie wmieszasz siк w wojnк... - A teraz wtr¹ci³em siк i przesta³em byж chroniony, poniewa¿ stan¹³em po waszej stronie. W Valinorze czeka nas okrutna walka... Ale lepiej na razie o tym nie myœleж. Nie pomog¹ nam tam armie! Kto idzie z nami? Uprzedzam - drogi powrotnej mo¿e nie byж. - Ja! - Sandello wyst¹pi³ pierwszy. - I ja! - rozbrzmia³ dr¿¹cy od ³ez g³os Oessie. Folko, Torin i Malec wymienili spojrzenia. Wygl¹da³o, ¿e poœcig za Adamantem kierowa³ ich w odleg³e od Œrуdziemia strony... Tak odleg³e, ¿e byж mo¿e bez powrotu... - Ttrzeba... - wykrztusi³ z trudem Folko. Poczu³ nagle, ¿e nie pragnie niczego innego, jak wrуciж do domu. - To ty odzyska³eœ Adamant - odezwa³ siк Wielki Orlangur, patrz¹c mu prosto w oczy. - Twoje ostrze przerwa³o ¿ywot tej, ktуrej imiк niech pozostanie dla ciebie tajemnic¹. Tylko ty mo¿esz byж powiernikiem Adamantu. - No to... idк - zdecydowa³ siк Torin. - Gdzie dwaj - tam trzeci! - wzruszy³ niedbale ramionami Malec. - A Eowina? - zapyta³ krasnoludy Folko. Przed bitw¹ zostawili dziewczynк w obozie. - Co z ni¹, ¿yje?... Wielki Orlangur zastanawia³ siк krуtk¹ chwilк, zanim udzieli³ odpowiedzi. - Wszystko w porz¹dku. Wojsko Henny rozproszy³o siк... Eldringowie wracaj¹ do obozu. - A nasze wojsko? - zapyta³ zaraz garbus. - Czeka na swojego wodza. - Hobbitowi wyda³o siк, ¿e w g³osie Ducha Wiedzy zabrzmia³a ironia. - Nie martw siк, czcigodny Sandello, w jego szeregach jest cz³owiek... ktуry wyprowadzi wojownikуw z Haradu. - Kim on jest? - Garbus wytrzeszczy³ oczy na Smoka. - Zw¹ go Eodreid z rodu Eorlingуw. Folko i krasnoludy otworzyli ze zdziwienia usta. Elfy ponuro milcza³y. - Tylko, co my mo¿emy zdzia³aж przeciwko ca³ej potкdze Valarow? - zapyta³ Malec. - Czy jesteœmy rуwni Bogom? Czy mo¿emy przepalaж spojrzeniem ska³y lub zmieniaж bieg rzeki jednym ruchem rкki? - Nie, nie staliœcie siк rуwni Bogom. - Z³oty Smok odpowiada³ powa¿nie, jakby nie zauwa¿a³ ironii. - Ale nie mamy wyboru. Postaram siк powstrzymaж Valarow... A wy bкdziecie mieli do czynienia z ich s³ugami. - To znaczy z kim? - zapyta³ Forwe podejrzanie skrzypi¹cym g³osem. - Obawiam siк, ¿e z twymi wspу³plemieсcami, przezacny ksi¹¿к - odpowiedzia³ spokojnie Smok. - Vanyarowie, Teleri... mo¿e rуwnie¿ Noldorowie... - Nie mo¿emy... podnieœж broni na braci krwi... - rzek³ Maelnor. - Wiкc zostaсcie tu - odpowiedzia³ spokojnie Duch Wiedzy. - No, koniec! Czas up³yn¹³. Opowiedziawszy wam wszystko, tr¹ci³em raz jeszcze Szale... Ale nie by³o innego wyjœcia. Adamant kosztowa³ was wiele, bardzo wiele... - Szponiasta ³apa wskaza³a martwego Naugrima. - Jego nie uratuj¹ ju¿ nawet Drzwi Nocy... - Musimy pogrzebaж zabitego! - odezwali siк natychmiast Torin i Malec. - My go pogrzebiemy... wed³ug obyczaju Spalonych Krasnoludуw - oœwiadczy³ Smok. - Niewysoczku Folko! Wydaj rozkaz Adamantowi. - Ja?! - zapyta³ zaskoczony hobbit. - Ty, ty! Przypomnij sobie - walczyliœcie rкka w rкkк. Czy¿byœ chcia³ odmуwiж towarzyszowi walki ostatniej pos³ugi? - Ale ja... Ja nie w³adam magi¹ Kamienia... - A myœlisz, ¿e Henna w³ada³? Po prostu pomyœl, co nale¿y wykonaж... i ju¿. I poœpiesz siк! Folko wsta³. Pokryty ciep³¹ krwi¹ Adamant œwieci³ miкkkim œwiat³em. „Co mam uczyniж, œmiercionoœna zabawko Bogуw? No, nie przeci¹gaj, Naugrim czeka na ognisty pogrzeb, godny Spalonego Krasnoluda!”. Kamieс odezwa³ siк natychmiast. Z jednej z jego krawкdzi oderwa³a siк oœlepiaj¹co bia³a b³yskawica; wœciek³y ogieс natychmiast ogarn¹³ cia³o Naugrima, zmieniaj¹c je w popiу³, nie zostawiaj¹c niczego, po¿eraj¹c nawet mithril i stal rynsztunku. Ogieс poch³ania³ ziemiк. Wszyscy, zakrywaj¹c rкkami twarze, odst¹pili o kilka krokуw - wszyscy poza Folkiem i Wielkim Orlangurem. Wraz z cia³em Czarnego Krasnoluda w popiу³ zmieni³y siк cia³a wys³annikуw Valinoru, Milloga i psa... Hobbit mia³ wra¿enie, ¿e przed oczami przemkn¹³ mu jakiœ cieс, gdy ogieс dotar³ do cia³a zwierzкcia, i zauwa¿y³ dziwny wyraz oczu Wielkiego Orlangura... P³omieс przesta³ szaleж, dopiero gdy na szczycie wzgуrza zosta³a tylko naga wy¿arzona ska³a. - Teraz - w drogк! - poleci³ Wielki Orlangur. - WchodŸcie na mуj grzbiet. Migiem dolecimy do wybrze¿a... a ja wrуcк po pozosta³ych. - Czy¿by Duch Absolutnej Wiedzy postanowi³ zbezczeœciж siebie... - zacz¹³ Forwe, ale Z³oty Smok przerwa³ mu gwa³townie: - Dziœ jest taki dzieс, ¿e nale¿y o wielu zasadach zapomnieж!... I zapoznaj nas wreszcie ze swoj¹ decyzj¹, ksi¹¿к!... Elfy spochmurnia³y jeszcze bardziej. - Przygotowywaliœmy siк do wyprawy do Valinoru... ale nie s¹dziliœmy, ¿e to nast¹pi tak szybko. - Forwe opuœci³ g³owк. - Nie mogк nakazaж niczego moim towarzyszom... Ale ja sam idк do koсca. Jeœli padniemy, niech kara dosiкgnie tylko mnie. Po tych s³owach Amrod, Maelnor i Bearnas, mimo ran, zdecydowali siк iœж z ksiкciem. Wielki Smok wyci¹gn¹³ do hobbita sw¹ straszliw¹ szponiast¹ ³apк. - Czas - powiedzia³. - Musimy iœж wszyscy razem... Uderzy³o w twarze ciep³e nocne powietrze. Razem z Folkiem, rzecz jasna, wybrali siк Torin i Malec. - Do obozu! - zakrzykn¹³ hobbit. Czu³, ¿e jego serce zamiera, ¿e brakuje mu oddechu, wyda³o mu siк, ¿e za chwilк odpadnie i poleci w dу³. - Tam jest Eowina! - Jesteœ pewien, ¿e bкdzie chcia³a porzuciж swуj Rohan? - Smok zerkn¹³ z ciekawoœci¹ na hobbita. - Nie jestem! Ale nie mo¿emy jej zostawiж! - Oczywiœcie, ¿e nie. Powiedzia³em ci o Eodreidzie nie bez kozery. Uciek³ z Rohanu, przy³¹czy³ siк do Eldringуw i, wcale tego nie chc¹c, znalaz³ siк w armii Olmera. Potomek Boromira odchodzi z tego œwiata, jego armia zostaje bez wodza... Eodreid nie opuœci takiej okazji. Mo¿e zostawmy dziewczynк z nim? - Nie! - wyrwa³o siк hobbitowi. Speszony w³asnym rozgor¹czkowaniem doda³ szybko: - Musimy j¹... tego, najpierw zapytaж... - Znam jej odpowiedŸ - odpar³ Wielki Orlangur ze smutkiem - tak to odebra³ hobbit - i gwa³townie zanurkowa³ ku ziemi. Folko ostro¿nie zerkn¹³ w dу³. L¹dowali obok obozu Eldringуw... Farnakowi uda³o siк wyprowadziж ocala³ych do obozu. Stary tan znieruchomia³, widz¹c w rкku hobbita lœni¹cy kamieс. „¯eby wynagrodziж Eldringуw, oddam im kilka haradzkich skarbcуw” - przypomnia³ sobie hobbit s³owa Wielkiego Orlangura. Z³oty Smok opad³ na ziemiк w pewnej odleg³oœci od obozu, by nie p³oszyж swym widokiem wojownikуw. Torin i Malec odci¹gnкli Farnaka na bok, a hobbit pomkn¹³ do obozu szukaж Eowiny. Zawiniкty w opoсczк Adamant pali³ go w d³onie nawet przez metalowe rкkawice. Znalaz³ Eowinк stoj¹c¹ na samym skraju obozu. Zacisn¹wszy d³onie w pi¹stki, dziewczyna wpatrywa³a siк w miejsce, gdzie za lasem w³aœnie opad³a ognista smuga. Folko zawo³a³ j¹ cicho. Eowina odwrуci³a siк gwa³townie, jej z³ociste w³osy zawirowa³y, niemal otulaj¹c sob¹ dziewczynк; wyda³a okrzyk taki, jakim od wiekуw witaj¹ ¿ony i narzeczone wracaj¹cych z pola walki wojownikуw: - Wrуci³eœ!... Gdyby nie Adamant, pewnie rzuci³aby siк hobbitowi na szyjк. - Uda³o siк... - szepnк³a, nie spuszczaj¹c wzroku z Kamienia. - A teraz dok¹d, mistrzu Holbytlo? Do Orodruiny? - Nie, Eowino. - Folko poczu³ d³awienie w gardle. „Co on robi, dok¹d idzie”? - Dalej. Znacznie dalej. - Dok¹d wiкc? - Za Morze. Do Valinoru! I... jeszcze dalej. Milcza³a. Po zmкczonej, wychud³ej twarzyczce p³ynк³y ³zy. Zrozumia³a wszystko, po pierwszym s³owie. - Idк z tob¹. Nie chcк siк z tob¹ rozstawaж. S³yszysz? Tym razem nawet zapomnia³a nazwaж hobbita mistrzem Holbytl¹. Pogrzebali zabitych. Cia³a Wingetora i Ragnura zniknк³y w p³omieniu uczciwego stosu pogrzebowego; Eldringowie wierzyli, ¿e ich dusze wкdruj¹ do Morskiego Ojca. O ile nie zasmucali go swym postкpowaniem w ci¹gu ¿ycia. Folko nie p³aka³. W oczach nie widaж by³o ³ez. Nie po raz pierwszy uczestniczy³ w pogrzebie przyjaciу³ i towarzyszy. Przecie¿ w tej wojnie... Hjarridi... Ragnur, ratuj¹cy ich podczas wкdrуwki po Haradzie... Wingetor, ktуry chyba najwczeœniej dostrzeg³ niebezpieczeсstwo, gro¿¹ce z Po³udnia. A ilu ludzi pad³o jeszcze wczeœniej... Teofrast... Atlis... Rogwold... Teraz do³¹czy³ jeszcze Naugrim... Straty, straty, straty... Ile i jakie przyjdzie jeszcze ponieœж, pуki truj¹cy p³omieс Adamantu nie przestanie wypalaж cierpi¹cej ziemi?

3 3 Marca, Brzeg Haradu Stali na pok³adzie „Rybo³owa”. Niewielki okrкcik zabitego Wingetora by³ pusty. Eldringowie przy³¹czyli siк do dru¿yny Farnaka - nie zamierzali przed czasem opuszczaж tego œwiata. Folko siedzia³ nieruchomo na rufie, wpatruj¹c siк w pokryty zaroœlami brzeg. „¯egnaj, Œrуdziemie. W dziwnym towarzystwie przysz³o mi ciк opuszczaж... Ranny Olmer, najgorszy wrуg, Oessie- Tubala, zapewne nie porzuci³a zamiaru wyprucia ze mnie flakуw, Sandello, ktуrego rкka omal nie wyprawi³a mnie do B³ogos³awionych Krуlestw... I elfy ksiкcia Forwego!”. - Jesteœmy przykuci do tego œwiata - odezwa³ siк cicho ksi¹¿к, jakby pods³uchawszy myœli hobbita. - Stwуrca da³ nam nieœmiertelnoœж... Ale skaza³ na wieczn¹ niewolк Ardy. W Komnatach Mandosa oczekuje Drugiej Muzyki wielu moich towarzyszy... Chcia³bym zajrzeж do nich, nie rozstaj¹c siк przy tym z cia³em. - Uœmiechn¹³ siк. - Powiadaj¹, ¿e tam do tej pory przebywa wielki Feanor... Bardzo bym chcia³ siк z nim spotkaж! - Jeœli dojdziemy do tych Komnat, s¹dzк, ¿e bкdziemy mieli na g³owie inne zmartwienia, elfie - us³yszeli ch³odny g³os Sandella. Forwe odwrуci³ siк, obdarzaj¹c garbusa smкtnym uœmiechem. - Nasze zmartwienia skoсcz¹ siк na brzegu Amanu, wojowniku. - Dlaczego? - zdziwi³ siк hobbit. - Czy naprawк s¹dzisz, ¿e Moce Morza pozwol¹ nam, tak po prostu, spacerowaж po Valinorze? Nie bкdк zdziwiony, jeœli spotkaj¹ nas ju¿ przy Samotnej Wyspie. Wszystko siк rozstrzygnie jeszcze przed Komnatami Mandosa, Folko. - S¹dzisz, ¿e mo¿emy stawiж czo³o Tulkasowi? - Nie, mуj mi³y hobbicie, nie. O ile dobrze zrozumia³em, wszystkich Valarow bierze na siebie Z³oty Smok... Choж grozi mu to zgub¹. My mamy tylko donieœж Adamant do Drzwi Nocy... a co dalej, nie wie nawet Eru. - Nie ukrywamy siк - zauwa¿y³ Sandello. - A jeœli wrуg wyprzedzi nasze uderzenie? Forwe wzruszy³ ramionami. - Miejmy nadziejк, ¿e to nast¹pi gdzieœ na resztkach Prostej Drogi... I ¿e mocy Eru wystarczy, by zniszczyж Adamant. - Coœ mi tu nie pasuje - rzek³ z pу³uœmiechem garbus. - Nie mamy wyboru - odpar³ beznamiкtnie ksi¹¿к. Przerwali rozmowк. Nad lasem nieoczekiwanie pojawi³ siк szybki, skrzydlaty cieс; drobinki promieni wschodz¹cego s³oсca osiad³y na z³otych ³uskach Wielkiego Smoka. - W drogк! - rozleg³ siк jego potк¿ny g³os. Dawniej Orlangur zwraca³ siк do rozmуwcy w myœlach, teraz mуwi³ zwyczajnie, jego s³owa mogli us³yszeж wszyscy. - No, to do dna! - Malec wychyli³ zawartoœж kubka. To by³y resztki z ostatniej beczki gondorskiego piwa. Teraz pewnie d³ugo nie bкdzie czym siк uraczyж... Torin milcza³. Krasnoludy, hobbit, Eowina, Sandello, Oessie, nieprzytomny Olmer, wci¹¿ na granicy ¿ycia i œmierci, ksi¹¿к Forwe, Amrod, Maelnor i Bearnas - oto i ca³e wojsko, ktуre wyruszy³o na szturm cytadeli Bogуw! Co prawda, by³ jeszcze Wielki Orlangur; Folko chcia³ wierzyж, ¿e to wyrуwnuje szansк. Z³oty Smok opad³ na wodк przed dziobem „Rybo³owa”, statek zako³ysa³ siк. Na potк¿nej szyi Orlangura hobbit zauwa¿y³ ciemny pierœcieс chom¹ta. - Liny! - rozkaza³ Duch Wiedzy, podp³ywaj¹c bli¿ej. Czas, by wycisn¹ж z tego cia³a tyle, ile siк da... Do chom¹ta przywi¹zano szeœж lin grubych na mкskie ramiк, plecionych ze skуry wieloryba. Orlangur poruszy³ szyj¹, sprawdzaj¹c wytrzyma³oœж wкz³уw. - Gotowi? - rozleg³ siк jego g³os. - Odchodzimy ze Œrуdziemia. Nie ma powrotnej drogi. Co prawda, mo¿e wkrуtce pojawi siк jeszcze jeden towarzysz... Nikt siк nie odezwa³. Eowina drgnк³a i jej ramiк przywar³o jeszcze mocniej do ramienia hobbita. - Powiedz nam... Powiedz nam, kiedy wkroczymy na Prost¹ Drogк... - poprosi³ nieoczekiwanie Malec. - Dobrze - rzuci³ Duch Wiedzy, jednym mocnym ruchem rozwijaj¹c skrzyd³a. W mgnieniu oka Z³oty Smok wzlecia³ nad wodк - liny napiк³y siк, przed dziobem „Rybo³owa” bryznк³y zwa³y piany i okrкt szybciej ni¿by gnany sztormowym wiatrem œmign¹³ przed siebie. Wios³a i ¿agle zosta³y schowane, podrу¿nym nie pozosta³o nic innego, jak po¿egnaж spojrzeniem coraz bardziej oddalaj¹cy siк brzeg Haradu. Sandello zgrzytn¹³ zкbami. Eowina cicho p³aka³a. Hobbit s³ysza³ to. Na pok³adzie hula³ okrutny wiatr. Z³otego Smoka nie nios³y skrzyd³a - ani skrzyd³a, ani miкœnie nie mog³yby daж a¿ takiej szybkoœci. Ducha Wiedzy popycha³y inne Moce. Dziуb okrкtu gin¹³ w bia³ej pianie. Pкdzili na Zachуd. Ot i wszystko. Za nimi Œrуdziemie. Pewnie smag³y Khandyjczyk Ragnur, gdyby by³ teraz, zacytowa³by jakiœ odpowiedni do sytuacji czterowiersz. Ale Ragnur ju¿ dawno po¿egna³ œwiat ¿ywych, a hobbitowi jкzyk przywar³ do podniebienia. Ot i wszystko. Za nimi Œrуdziemie. Nie dosta³o siк Nieziemskiemu Mrokowi, nie dosta³o siк Wiecznemu Œwiat³u... Nie zala³a go ciemnoœж, nie znikn¹³ jego duch pod gniewnymi falami morza; powsta³ nowy Arnor Easterlingуw, ale zachowa³ siк stary Gondor, i, przewidywa³ Folko, krуlowie Minas Tirith odbuduj¹ swoje miasto, choж mo¿e nie bкdzie tak piкkne jak kiedyœ, mo¿e te¿ zaczn¹ Wojnк o Odtworzenie, usi³uj¹c przywrуciж sobie stare ziemie paсstwa Aragorna... Rohan odbuduje siк, i Eodreid, nie w¹tpi³ hobbit, wrуci na tron. Wspуlny jкzyk znajd¹ w koсcu Hazgowie, Heggowie, Howrarowie, Rohirrimowie, mieszkaсcy posкpnego Dunlandu, i nawet orkowie. Stworz¹ swoje krуlestwo Dorwagowie, zaleczy rany Harad i nawet nieszczкœni Taregowie, na ktуrych Henna dokona³ straszliwej masakry, wrуc¹ do normalnego ¿ycia. Wszystko bкdzie jak dawniej. Zabraknie tylko tych wojownikуw, ktуrzy stoj¹ w tej chwili na pok³adzie „Rybo³owa”. Œrуdziemie nauczy siк ¿yж bez nich. Nikt siк nie odzywa³. Za nimi nad mglistym wschodnim horyzontem pojawi³o siк s³oсce, ale chyba nie nad¹¿a³o za szybszym od b³yskawicy Orlangurem. Doko³a nie by³o nic tylko bezkresna p³aszczyzna szarego morza. Hobbit nadal nie mуg³ uwierzyж w to, co siк wydarzy³o. Pкdz¹ do Valinoru! Do tajemniczego Tirionu, do tronu samego Manwe... Tam, gdzie przebywa Najwy¿sza Moc tego œwiata, Moc, wobec ktуrej niczym jest ca³a Moc Saurona czy nawet Morgotha. A oni rzucili wyzwanie tej niezwyciк¿onej, niepokonanej Mocy... „Mo¿e jednak wszystko skoсczy siк pokojowo? M¹drzy, szlachetni Valarowie zgodz¹ siк uchyliж dla nich Drzwi Nocy... I fatalny Kamieс poleci w wieczn¹ otch³aс. A potem... potem wszystko bкdzie dobrze, nadzwyczajnie dobrze”. „Przypomnij sobie Earendila. Nie pozwolono mu wrуciж do Ziem Œmiertelnych, choж by³ pos³em Dwu narodуw. Jego domem sta³ siк pok³ad. W¹tpiк, by pozwolono wrуciж i wam... Nawet jeœli wszystko stanie siк tak, jak ci siк marzy”. „A co mog¹ nam zrobiж? Zabiж”? „Po co? Nie trzeba wcale nikogo zabijaж. Wystarczy wieczna niewola. Podobna do tej, w jakiej przebywa Ar- Farazon i jego wojownicy, ktуrzy mieli odwagк postawiж stopк na ziemi Amanu. I jakoœ nie chce mi siк wierzyж w szlachetnoœж Valarуw, po tym jak zatopili Numenor, nie dziel¹c jego ludzi na winnych i niewinnych...”. „Ale Elendeil”... „Elendeil - tak. A dzieci i kobiety Numenoru? Nienarodzone dzieci w ³onach matek? Czym zawini³y one?... I nie zapominaj o wys³annikach Valinoru. Czy usi³owali zaw³adn¹ж Kamieniem w uczciwy sposуb”? „Mogli upaœж tak samo jak Saruman. D¹¿yli do zaw³adniкcia Adamantem”... „Mo¿e. Ale Bogowie, jak mi siк wydaje, nie bardzo chc¹ wnikaж w ¿yczenia Œmiertelnych. Oni rz¹dz¹... jak mog¹. I dlatego b¹dŸ przygotowany - sprуbuj¹ zatrzymaж nas si³¹”. Spуr hobbita z samym sob¹ przerwa³y dochodz¹ce przez œwist wiatru s³owa Wielkiego Orlangura: - Trzymajcie siк mocniej! Osse chce sprawdziж, jak mocny jest „Rybo³уw”! Niebo b³yskawicznie œciemnia³o. Zachodni wiatr pкdzi³ kosmate chmury. Fale piкtrzy³y siк coraz wy¿ej i wy¿ej, jakby podporz¹dkowane czyjemuœ rozkazowi. Dziуb „Rybo³owa” zary³ siк w niespodzianie powsta³y z nich wa³, okrкt zalewa³a woda. - Pod pok³ad! - poleci³ Sandello. „Rybo³уw” sta³ siк ¿a³osn¹ zabawk¹ morza i wichru. Gdyby nie Z³oty Smok, poszliby na dno w kilka chwil. Rycz¹cy sztorm wype³ni³ wszystko, wzbijaj¹c fale pod niebo. „W burzach ca³a radoœж Ossego”... W ³adowni ju¿ gromadzi³a siк woda. - Chcia³bym wiedzieж, na co czekaj¹ - odezwa³ siк beznamiкtnie Malec. - Wys³aliby kamienie czy coœ innego, co zmia¿d¿y³oby brzuch „Rybo³owa”... - To siк raczej Ossemu nie uda - odezwa³ siк Forwe. W³adza Orlangura jest wielka... Majar, nawet jeden z ulubieсcуw Ulmo, nie powstrzyma go. Zreszt¹, po co? Zostaliœmy po prostu uprzedzeni. Wys³annicy Valinoru powinni byli dostarczyж Adamant do podnу¿a Taniquetilu, tak? My te¿ zmierzamy w tamtym kierunku! Zatem, po co maj¹ nam przeszkadzaж? - Sk¹d wiкc ten sztorm? - zapyta³ Sandello. Garbus siedzia³ obok przywi¹zanego do le¿aka Olmera. - Uprzedzaj¹ nas, byœmy nie liczyli na przyjemny spacerek. - To g³upie. - Miecznik z pogard¹ wzruszy³ ramionami. - Jeœli chcesz na kogoœ uderzyж, nie powinieneœ go o tym uprzedzaж. - Mo¿e to propozycja, byœmy siк poddali? - podsun¹³ Maelnor. - Ciekawe, jak mo¿emy to zrobiж? - prychn¹³ garbus. Sztorm nie cich³ d³ugo, bardzo d³ugo. Deski jкcza³y pod uderzeniami fal, ale zwinny „Rybo³уw” by³ zbudowany przez wspania³ych szkutnikуw. A potem nagle, w jednej chwili ryk fal usta³. - Prosta Droga - us³yszeli s³owa Wielkiego Orlangura. Nie zmawiaj¹c siк, wszyscy wyskoczyli na pok³ad; przy le¿¹cym bezw³adnie Olmerze pozostali Sandello i Oessie. Okrкt p³yn¹³ w gкstej jak kisiel po³yskuj¹cej mgle... Przez per³owobia³¹ kurtynк ci¹gnк³o siк pionowo szeœж grubych, czarnych lin. Z wolna mg³a rzed³a. O burty „Rybo³owa” cicho uderza³y fale. Rу¿ne ksiкgi rу¿nie opowiada³y o Prostej Drodze. Folko wychyli³ siк przez burtк - woda, zwyczajna woda. - Mo¿e wcale nie jesteœmy na ¿adnej Prostej Drodze? zapyta³ Malec. - Jesteœmy - odezwa³ siк, machaj¹cy bez chwili przerwy skrzyd³ami, Z³oty Smok. - Jesteœmy ju¿ na niej. A woda pod „Rybo³owem” jest wod¹ Nietutejszych Mуrz. - Ale powinniœmy zobaczyж zmniejszaj¹c¹ siк Ardк! - zaprotestowa³ hobbit. - Zobaczymy. Wkrуtce. Lecz nie radzк za d³ugo siк wpatrywaж! Lecimy szybciej od elfickich okrкtуw. Wkrуtce pojawi siк przed nami Samotna Wyspa. Nie mamy tam nic do roboty, ale jej mieszkaсcy mog¹ mieж coœ do nas. Nie chcia³bym, by dosz³o do przelewu krwi. Wielki Orlangur, jak zwykle, mia³ racjк. Powoli przez warstwк szarych wуd mo¿na by³o dojrzeж zarysy olbrzymiej kuli, b³кkitnej, z dziwnymi bia³ymi wzorami. - Arda... - szepn¹³ oczarowany Malec, niemal zwaliwszy siк przez burtк. Folko te¿ wytrzeszcza³ oczy. Jak¿e dziwnie urz¹dzony jest œwiat! Jest w nim miejsce i na Wielkie Schody, i Ungoliant, i na Korzenie Ardy, i na tк kulк - proste miejsce zamieszkania ¯ywych. Jest w nim miejsce na wszystko - i tylko Adamant musi odejœж. Powoli, powoli kula zmniejsza³a siк. A o burty jak poprzednio pluska³a woda. Nie wiedzieli, ile minк³o czasu. Bez chwili przerwy wznosi³y siк i opada³y skrzyd³a Z³otego Smoka. Kraina Wiecznego Œwitu zbli¿a³a siк. „Folko! Folko! S³yszysz mnie, hobbicie”? - Znajomy, znajomy starczy g³os! Jak¿e dawno go nie s³ysza³... Stary Olo... To znaczy Gandalf. „S³yszк ciк”! - Nie by³o sensu siк ukrywaж. „Zatrzymaj siк, g³upi hobbicie! Zatrzymaj! W towarzystwie Z³a idziecie do B³ogos³awionych Krуlestw. Czy¿byœ ty, ktуry powstrzyma³ Olmera, stan¹³ teraz po jego stronie i wspomaga³ wykonanie jego szalonych i krwawych planуw”? „Przecie¿ wiesz, po co idziemy do Valinoru”. „Wiem! Olmer dyszy ¿¹dz¹ zemsty! Chce rozpaliж p³omieс wojny w samym sercu praojczyzny elfуw!... On”... „Praojczyzna elfуw jest w Œrуdziemiu. Na Wodach Przebudzenia” - przerwa³ Folko wypowiedŸ niewidzialnego rozmуwcy. „To nie jest wa¿ne! Od wielu wiekуw ich ojczyzn¹ jest Valinor! A ten Kamieс, ktуry niesiecie ze sob¹, mo¿e wyrz¹dziж wiele z³a B³ogos³awionym Krуlestwom!”. „Pos³uchaj mnie - nie wiadomo dlaczego Folko zupe³nie nie ba³ siк tego widmowego g³osu. Wiedzia³, czego musi siк twardo trzymaж. I wiedzia³, ¿e nie ma ju¿ odwrotu. - Pos³uchaj mnie uwa¿nie, Majarze. Teraz chcemy tylko dojœж do Drzwi Nocy. Walczyж z Valarami”... Rozleg³ siк st³umiony chichot. „Nie nale¿y za bardzo liczyж na waszego Smoka. Pamiкtam, ¿e jednego bardzo zarozumia³ego jego wspу³plemieсca wykoсczy³ sam Earendil, drugiego Turin Turambar, a trzeciego - strza³a prostego ³ucznika Barda”... „Ja nie rozumiem, po co w ogуle musimy walczyж. Pozwуlcie nam spokojnie przejœж i w Valinorze nie zostanie przelana ani kropla krwi”! „Nie rozumiesz - da³o siк s³yszeж westchnienie. - Twуj Smok te¿ nie rozumie”... „Mylisz siк, Szary” - wtr¹ci³ siк bezceremonialnie Z³oty Smok do nies³yszalnej dla innych rozmowy. „O!... Czy to znaczy, ¿e jesteœ teraz zdolny i do takich rzeczy”?! - Gan... Nie, raczej Olorin, uœmiechn¹³ siк. „Owszem. I chcia³bym, ¿ebyœ to zrozumia³. Nie jestem wrogiem Valarow. Mog³eœ przekonaж siк o tym dawno, bardzo dawno temu... Ale wola³eœ wierzyж s³owom Kurunira!”. „Ktуrego taszczysz ze sob¹. Dla ciebie to nowina, nieprawda, Folko?”. Hobbit ze zdziwienia otworzy³ usta. Chocia¿ - rzeczywiœcie... Orlangur coœ mуwi³ o jeszcze jednym wкdrowcu... „Im bli¿ej do Valinoru, tym szybciej zmienia siк cia³o Kurunira - odpar³ spokojnie Orlangur. - Zamkniкty w ciele psa, odkupi³ sw¹ winк. I powtуrnie przyj¹³ œmierж mкczennika. Od dziœ jest wolny. Zatem - czego nie rozumiem?”. „Nie rozumiesz, ¿e Œwiat³o Adamantu w rкkach Wielkiego Manwe czyni cuda! Byж mo¿e uda nam siк zaleczyж rany zadane Ardzie w trakcie d³ugiej wojny najpierw z Melkorem, a potem Sauronem. W³aœnie dlatego do Œrуdziemia udali siк wys³annicy... i sporo si³ Valarow zosta³o w³o¿onych w tк wyprawк do Ziem Œmiertelnikуw!”. „Wiesz, ¿e to nieprawda - odrzek³ Orlangur. - Zapomnia³eœ o ryzyku. Moc Valarow zmieni³a siк z up³ywem lat. Poniewa¿ na œwiecie wszystko siк zmienia. Raczej nie mog¹ oni teraz opanowaж P³omienia, ktуry kiedyœ sami w³o¿yli do Wielkiego Pucharu. Mo¿e uwa¿aj¹, ¿e nadszed³ czas na Drug¹ Muzykк? Nie dopuszczк do tego, przecie¿ wiesz. Ale jeœli twoi w³adcy zgodz¹ siк wys³uchaж mnie... poka¿к im to, co jest niedostкpne nawet dla nich, poniewa¿ Valarowie, tak jak i ukochane przez nich elfy, s¹ przykuci do Ardy i wielu rzeczy spoza jej granic zobaczyж nie mog¹”. „Przeka¿к twe s³owa Wielkiemu Manwe. - W g³osie Olorina rozbrzmia³ metal. - Oczekujcie jego decyzji!”. „Nie. Nie mamy czasu. Niech ten, ktуrego nazywasz Wielkim Manwe, oka¿e sw¹ m¹droœж i nie przeszkadza nam. Gdy moi druhowie bкd¹ stali na progu Drzwi Nocy, ja stanк na Wzgуrzu Ezellohar i poka¿к Valarom to, co jest ukryte przed ich spojrzeniem. Wed³ug mnie to jest sprawiedliwe”. „Przeka¿к twe s³owa Wielkiemu Manwe” - powtуrzy³ Olorin. Policzek hobbita musn¹³ lekki, ch³odny powiew. Goœж z Valinoru znikn¹³. Folko potrz¹sn¹³ g³ow¹. Co za historia! Olorin... Kurunir... „Rybo³уw” ci¹gniкty przez potк¿nego Smoka udowadnia³, ¿e zas³uguje, by siк tak nazywaж - mkn¹³ po szarej g³adzi. Przed nimi nagle zgкstnia³ mrok i Folko us³ysza³ g³os ksiкcia Forwego: - Samotna Wyspa... Hobbit tylko k¹tem oka zobaczy³ kryszta³owe wie¿e, wznosz¹ce siк niczym widma nad szar¹ ziemi¹. Na nadbrze¿ach, do niedawna jasno oœwietlonych, szybko gas³y ognie. Wyspa wyraŸnie szykowa³a siк do walki... chocia¿ nikt nie zamierza³ jej atakowaж. - Szkoda - rzuci³ Malec. - Zawsze chcia³em tam wpaœж... policzyж siк z niektуrymi zuchwalcami z Doriathu... - Czyœ ty oszala³! Jaki Doriath? Na Samotn¹ Wyspк odesz³y resztki Noldorуw, a Thingol - jeœli o niego ci chodzi - od dawna jest w Valinorze... - A hobbici? Te¿ tam s¹? - Folko jakby nie zwraca³ siк do nikogo w szczegуlnoœci, ale Duch Wiedzy uzna³, ¿e powinien odpowiedzieж. - Raczej nie. ¯yli w Valinorze d³ugo, ale nieœmiertelnoœж nie by³a im dana. Mieli natomiast prawo odejœж na ¿yczenie. Nie wiem, czy spotka³eœ ktуregoœ z nich... Mogк siк dowiedzieж... ale wkrуtce sami bкdziemy w Valinorze. Eressea przep³ywa³a obok nich, pogr¹¿aj¹c siк w szarej porannej mgle. S³oсce wstawa³o nad horyzontem, wstawa³o i nie mog³o wstaж. Folko czu³, ¿e nie bкdzie mu dane po raz drugi przyjrzeж siк tym brzegom. Przypomnia³ sobie dar Drzewobroda i zrobi³o mu siк ¿al, ¿e zagin¹³, i ¿e nie uda³o mu siк tak naprawdк z niego skorzystaж. Widocznie Stary Ent te¿ coœ przewidywa³ i stara³ siк pomуc, jak mуg³. Kurunir wrуci³ do ludzkiej postaci, gdy Samotna Wyspa zniknк³a z oczu, a na zachodnim horyzoncie zarysowa³y siк olbrzymie œciany Gуr Czarnych. Wielki Orlangur nie zwalnia³... ...Starzec ze z³aman¹ lask¹ w prawej rкce ciк¿ko run¹³ na deski pok³adu. Wypowiada³ niewyraŸnie jakieœ s³owa. Wydawa³o siк, ¿e wci¹¿ jeszcze tkwi³ w tym straszliwym dlaс dniu, kiedy Gandalf Szary po³ama³ symbol jego czarodziejskiej mocy, og³osiwszy, i¿ Saruman Bia³y straci³ barwк i jest wykluczony z bractwa Istriach. - Hej, a to co? - zapyta³ bezceremonialnie Malec, na wszelki wypadek chwytaj¹c za miecz. - Poczekajcie! - zakrzykn¹³ Folko. - Wydaje mi siк... Bia³a Rкka! ...D³ugie lata spкdzi³ Kurunir w postaci psa, szczerze i oddanie s³u¿¹c Olmerowi. I gdy ten wynurzy³ siк spoza Drzwi Nocy, czyjaœ wola (teraz wiadomo czyja) nakaza³a nie odstкpowaж swego pana nawet o krok. Nie mуg³ wtedy poj¹ж dlaczego. Widocznie Valarowie przewidzieli, ¿e ktoœ taki jak Olmer mo¿e im siк przydaж... I rzeczywiœcie - przyda³ siк. Kto wie, czy Okrutny Strzelec zosta³ u³askawiony z powodu Adamantu, czy z innego powodu? Nie wiadomo... A gdy on, Saruman, gin¹³ kolejny raz - i tak bola³o to wœciekle. Millog okaza³ siк byж nadzwyczaj trudny do zabicia - jego rкka zada³a cios, gdy szyja ju¿ sta³a siк krwaw¹ miazg¹, w jak¹ zmieni³y j¹ k³y psa- Kurunira... Ale duch powtуrnie zabitego rywala Gandalfa nie opuœci³ Œrуdziemia. Powstrzymany przez potк¿n¹ magiк Wielkiego Orlangura pozosta³ tu. I niewidzialny wszed³ na pok³ad „Rybo³owa”, by powrуciж do ludzkiej postaci nieopodal Valinoru. - Bкdziemy walczyж? - zapyta³ rzeczowo Saruman, podrzucaj¹c i chwytaj¹c laskк. - Mam tam d³u¿nikуw... tam, za tymi gуrami... - Walczyж bкdziemy tylko w ostatecznoœci - mrukn¹³ Malec. - Tam jest w koсcu... sam Machal... - powiedzia³ trochк niepewnie Torin. - Mam nadziejк, ¿e wystarczy mu rozumu, by siк nie wtr¹caж - rzek³ szyderczo Saruman. Elfy milcza³y ponuro. Nawet ksi¹¿к Forwe opuœci³ g³owк. Nie zauwa¿yli nawet, jak przed nimi pojawi³a siк ogromna arka, s³u¿¹ca za wrota do przystani. „Rybo³уw” przedar³ siк przez ni¹... i dopiero teraz Orlangur zwolni³ prкdkoœж lotu. Wzd³u¿ nadbrze¿y przycumowane by³y okrкty. D³ugie, piкkne okrкty, piкkne nie z powodu drogocennych ozdуb, ale piкkne z powodu proporcji, konturуw, linii. Mola œwieci³y pustkami. Nie widaж by³o ¿ywego ducha. Widocznie Teleri opuœcili £abкdzi¹ Przystaс, podporz¹dkowuj¹c siк rozkazom Valarow. Nikt nie przeszkodzi³ im, gdy wychodzili na stare kamienie portu. Folko rozgl¹da³ siк we wszystkie strony. Serce wali³o mu tak, ¿e wydawa³o siк, i¿ za chwilк wyskoczy z piersi. Jest w Valinorze! W Valinorze! Zobaczy ten dziw nad dziwy... I, byж mo¿e, z³o¿y tu sw¹ g³owк. Orlangur szybko uwalnia³ siк z chom¹ta. - Naprzуd! Nie mo¿emy traciж czasu. Droga do Drzwi Nocy jest daleka. Nieprzytomnego Olmera na noszach nieœli Sandello i Oessie. Nikogo innego do pana i ojca nie dopuszczali. Palce Wodza ci¹gle zaciœniкte by³y na rкkojeœci Czarnego Miecza. Z³owieszcza cisza przywita³a oddzia³. Przemierzyli ulice portowego miasta i Folko poczu³, ¿e w tej chwili pragnie œmierci, albowiem nigdy ju¿ nie bкdzie mуg³ ¿yж, nie maj¹c przed oczami takiego piкkna. Ogrody i pa³ace, pa³ace i ogrody - wydawa³o siк, ¿e ka¿dy elf ¿yje tu jak krуl. Saruman coœ mamrota³ pod nosem, rzucaj¹c z³e spojrzenia to na jeden dom, to na drugi. - O Wielki! - nie wytrzyma³ w koсcu. - Pozwуl mi... - Nie! - Podobny do grzmotu ryk Wielkiego Smoka wstrz¹sn¹³, rzec by mo¿na, wie¿ami. - Przyszliœmy tu z pokojem. Jeœli nas zaatakuj¹ - bкdziemy walczyli. Ale tylko jeœli zostaniemy napadniкci!... Kurunir poruszy³ wargami, a Folko dos³ysza³ czкœж wymamrotanych s³уw: - Ma³a cz¹stka Ognia Orthanku wcale nie by³aby tu nie na miejscu... Miasto zosta³o za nimi. Wspania³a droga, obramowana wiecznie zielonymi zaroœlami, prowadzi³a dalej na zachуd przez prze³кcz Kalakirya do Tirionu na Tunie. Powinny tu znajdowaж siк czujne stra¿e, pilnuj¹ce przejœcia... Ale oddzia³ porusza³ siк bez najmniejszych przeszkуd. Pelori sprawia³y wstrz¹saj¹ce wra¿enie. Ich g³adkie, niczym w szkle wyciкte œciany wspina³y siк na osza³amiaj¹c¹ wysokoœж. Za plecami wкdrowcуw potк¿nia³o œwiat³o poranka, i d³ugie cienie poœpiesznie maszerowa³y przed nimi. Oddzia³ nadal otacza³a straszna, a¿ hucz¹ca cisza. - Wydaje siк, ¿e Valarowie spe³niaj¹ nasze warunki - wykrztusi³ Torin. Spod przy³bicy he³mu strumieniem p³yn¹³ pot, mimo ¿e doko³a panowa³ mi³y ch³уd. - Valarowie nigdy nie spe³niaj¹ czyichœ warunkуw - powiedzia³ Wielki Orlangur. - To oni stawiaj¹ warunki innym. Ale skoro nic siк nie dzieje, to znaczy, ¿e sprawy tocz¹ siк wed³ug ich planu. Przy okazji - pamiкtacie, ¿e Yarda i Manwe widz¹ ka¿dy nasz krok i s³ysz¹ ka¿de nasze s³owo? - Nie mamy czego siк obawiaж! - rzuci³ zuchowato Malec. - My tu nie przyszliœmy walczyж. A jakby poczкstowano nas jeszcze kufelkiem piwa - dopiero zacz¹³bym szanowaж gospodarzy! Szli i nie odczuwali zmкczenia; a d³ugie zazwyczaj mile tu by³y krуtkie. Minкli Tirion na Tunie, lecz wspania³e miasto by³o puste, a diamentowy uliczny py³ osiada³ na ich butach. Folko przys³oni³ oczy d³oni¹ - to piкkno a¿ bola³o, pora¿a³o. - Teraz rozumiem, dlaczego nie dopuszczano tu Œmiertelnych - wyszepta³. - Nie powinniœmy widzieж takiego piкkna, wszak nigdy nie zdo³amy stworzyж czegoœ nawet podobnego... - Hк, hк! Mylisz siк - wtr¹ci³ szyderczo Saruman. - Przebywaj¹c w Œwiecie, Valarowie nie mogli nie wiedzieж, ¿e Œmiertelni bкd¹ chcieli zobaczyж B³ogos³awione Krуlestwa. Dla siebie stworzyli przytulny Valinor, jak zwykli ludzie, buduj¹c domy wed³ug swego gustu. Ale zapomnieli, ¿e NIE s¹ ludŸmi. I NIE s¹ elfami. I nawet NIE s¹ Majarami. Stworzyli wiкc coœ Najdalszego... A skoro najdalsze, to i nieosi¹galne, zakazane. A skoro zakazane... Sam wiesz, jak siк skoсczy³ Numenor. W milczeniu minкli wielki Tirion. Minкli, nie napotkawszy po drodze ¿ywego ducha. Wszystko jakby wymar³o w b³ogos³awionym Valinorze, ale hobbita nie opuszcza³o przeœwiadczenie, ¿e czyjeœ spojrzenie nieustannie œledzi ka¿dy ich ruch i gest. A co bym zrobi³, gdyby nagle stan¹³ przede mn¹ Bilbo? Albo Frodo? - zastanawia³ siк Folko. - Gdyby oni poprosili, bym odda³ im Adamant?... Nie znalaz³ odpowiedzi na to pytanie. Prze³кcz Kalakirya skoсczy³a siк. Czarne œciany gуr odst¹pi³y, oczom wкdrowcуw ukaza³y siк zielone wzgуrza i rуwniny Valinoru. Ale nie dane jest Œmiertelnemu opisaж ich piкkna i wielkoœci. Nie dane jest Œmiertelnemu opowiedzieж, co poczuli przyjaciele, patrz¹c na po³yskuj¹cy ogromny szczyt Taniquetilu, na gуry kryj¹ce wspania³oœci Valimaru... GroŸny Ezellohar minкli dr¿¹c i w milczeniu. A s³oсce ci¹gle nie mog³o wznieœж siк nad horyzontem i wydawa³o siк, ¿e ci¹gle jeszcze trwa dzieс trzeci marca, kiedy to „Rybo³уw” opuœci³ brzeg Haradu... Szli dalej przed siebie, nie potrzebuj¹c snu, nie odczuwaj¹c g³odu ani pragnienia. Szli, nie odzywaj¹c siк. Nawet zawsze mкdrkuj¹cy Malec tym razem zamilk³. Milcza³ rуwnie¿ Duch Wiedzy, i milczeli Valarowie. Minкli Komnaty Mandosa, minкli Pa³ac Nienny, P³aczki. Zatrzymali siк dopiero na Ostatnim Brzegu. Pusto tu by³o i smкtnie. Zupe³nie nie przypomina³a ta ziemia radosnego, szczкœliwego Valinoru. Zreszt¹, czy naprawdк szczкœliwego?... Vanyarowie, Elfy Piкkne - czemu poœwiкcone by³y tysi¹clecia ich pobytu przy tronie Manwe? Gromadzili wiedzк? Ale czy taka wiedza, pod korcem, ukryta przed wszystkimi - czy nie staje siк bezwartoœciowa, jeœli nikomu nie s³u¿y?... Tak myœla³ hobbit, stoj¹c nad smutnymi falami Ostatniego Morza. - No to gdzie s¹ te wasze Drzwi? - przerwa³ drкcz¹c¹ ciszк Malec. - Cierpliwoœci - pad³a odpowiedŸ. Orlangur prostowa³ skrzyd³a. Z³ote ³uski po³yskiwa³y z³owrogo. - Cierpliwoœci. Zostaliœmy przepuszczeni a¿ tu, bez walki. Mo¿e jeszcze siк uda. Tu nie mam mocy przewidywania przysz³oœci. Nikt nie zauwa¿y³, ¿e na szczycie pobliskiego wzgуrza, opadaj¹cego w kierunku brzegu spadzistym zboczem, pojawi³a siк niewysoka, prezentuj¹ca siк wynioœle postaж. Rozleg³ siк g³os, i Folko zadr¿a³; osobliw¹ moc i dumк wyczu³ w owym g³osie. - Ja, Fionwe, herold Wielkiego Manwe, powiadam wam: Ty, mieni¹cy siк Duchem Wiedzy, masz udaж siк do Ezellohara! Pozostali niech oczekuj¹ tu. - Krуtko i wyraŸnie. - Saruman stara³ siк nie okazywaж strachu, ale powiedzia³ to jakoœ niepewnie. Eowina, nie wstydz¹c siк nikogo i niczego, podesz³a do Folka, objк³a go i przywar³a doс... Mocno zacisnк³a powieki. Wargi szepta³y coœ... Co? Modlitwк czy przekleсstwo? Z³oty Smok jednym ruchem wzbi³ siк w niebo. - Czekajcie na mnie! I... nie traжcie nadziei! Nagle poruszy³ siк i jкkn¹³ Olmer. Sandello i Oessie rzucili siк do niego, jednak¿e odtr¹ci³ ich. Jego oblicze wykrzywia³ spazm bуlu, ale uda³o mu siк wstaж. Czarny Miecz groŸnie po³yskiwa³ w jego rкku. Chwiejnym krokiem skierowa³ siк w stronк hobbita. - Czy... my... jesteœmy w Valinorze? - wychrypia³ Krуl Bez Krуlestwa. - Tak - odpowiedzia³ Folko, nie spuszczaj¹c wzroku. - Dlaczego... dlaczego nic nie p³onie?! - Przyszliœmy z pokojem. - Z pokojem?! Przecie¿ to pu³apka! Wykorzystaj Adamant, Folko! Musimy otworzyж Drzwi, pуki Orlangur powstrzymuje Valarow! Olmer wygl¹da³ strasznie. Czarny Miecz dygota³ w jego rкku, jakby wyszukiwa³ ofiary. - Przepuszczono nas! - wyjaœni³ hobbit. - Nie mo¿emy atakowaж pierwsi! - No to oni zaatakuj¹ nas. - Wуdz zamkn¹³ oczy. W tym momencie, zza skrywaj¹cych Valimar wysokich gуr dobieg³ g³uchy odg³os grzmotu. Za nim drugi, trzeci, czwarty... A potem w dziewiczo czyste niebiosa wzbi³ siк t³usty, czarny s³up dymu. Drgnк³a ziemia, pobliskie wzgуrze przekreœli³a szczelina. - Zaczк³o siк - szepn¹³ Saruman. - Cу¿, zobaczymy, czy potrafiк jeszcze coœ poza podnoszeniem ³apy pod drzewkiem! - Zakasa³ rкkawy niczym wiejski zabijaka. - Otwieraj Drzwi, Folko! - rykn¹³ Olmer. - Pozostali, ustawcie siк w krкgu! Musimy daж mu czas! Szybciej! Wywa¿ Drzwi! Trzask grzmotu rozlega³ siк coraz czкœciej. S³up dymu by³ ju¿ niemal szerszy od pierœcienia gуr. A nad ich szczytami pojawi³a siк blada aureola dziwnego p³omienia. - W kr¹g! - wychrypia³ Wуdz, popychaj¹c na miejsca zbyt wolno poruszaj¹cych siк towarzyszy. I zd¹¿y³ - w ostatniej chwili. Kto wie, jak planowali Valarowie tк walkк. Pewnie myœleli, ¿e Zloty Smok stanie siк dla nich ³atwym ³upem, a z pozosta³ymi bez trudu poradzi sobie ka¿dy Majar. Ale wszystko posz³o nie tak. Folko nie widzia³ Bitwy Mocy, ale s¹dz¹c po dr¿eniu ziemi i osypywaniu siк wzgуrz, po ich pкkaniu na g³azy, s¹dz¹c po mroku zasnuwaj¹cym s³oсce - Valarom nie uda³a siк ³atwa potyczka. Zamiast wiкc Majara hobbit i jego towarzysze zobaczyli b³yszcz¹ce szeregi elfуw. Os³awieni wojownicy nadci¹gali w milczeniu, zwartym murem. W srebrnych zbrojach, z dumnymi herbami i dewizami na tarczach - tarczach, ktуre widzia³y pewnie koniec hufcуw samego Morgotha w dniach Wojny Gniewu... Hobbitowi wyda³o siк, ¿e poznaje ich, przypomniawszy sobie opis z ksiкgi Bilba. Wszyscy wielcy herosi minionych Epok, bohaterowie walk z Morgothem i Sauronem przyszli tu, by odebraж zuchwa³ym przybyszom skarb. Saruman g³oœno, szyderczo rozeœmia³ siк. - Ach, i ty jesteœ, mistrzu Kirdanie! Co ciк tu sprowadza? Czy w twoim wieku mo¿na jeszcze uganiaж siк po bitewnych polach? Odpowiedzi¹ by³o milczenie. Folko zauwa¿y³, ¿e wprawdzie trzкsienie ziemi druzgota³o i powala³o wszystko doko³a, to w tym rumowisku oni wci¹¿ trwali na nieporuszonej wysepce spokoju. Na niej sta³y teraz, spychaj¹ce dru¿ynк hobbita do morza, elfy. Wielki Wуdz wyszed³ przed wszystkich. - Ba! - uœmiechn¹³ siк ironicznie. - Ile¿ znajomych twarzy!... Cу¿, czcigodni, zaczynajcie! Zaczynajcie, a my zobaczymy, na ile was staж! Nie odpowiedzia³ mu nikt. Z elfickich szeregуw wylecia³a strza³a, ale na kilka krokуw przed Krуlem Bez Krуlestwa bezsilnie opad³a na ziemiк. Olmer ponownie siк uœmiechn¹³: - W³aœnie, to wam chyba siк nie uda! Ale Folko widzia³ - po szyi Wodza strumykiem sp³ywa³a krew. On ju¿ do koсca wykorzysta³ wszystkie swoje si³y, wyszarpywa³ jeszcze po kкsie bezcenny czas... Hobbit zerwa³ okrywaj¹ce Adamant szmaty, wpi³ siк spojrzeniem we wœciek³y blask. Sprуbowa³ wyobraziж sobie Drzwi Nocy. Wyobraziж, jak pкka kopu³a szarych niebios i czarne wody Ukrytego za Najdalszym run¹ na niego i ponios¹... coraz dalej i dalej, do skraju Wielkiej Nocy... ¯ar pali³ w twarz. Adamant œwieci³ coraz jaœniej i jaœniej, hobbit nie widzia³ ju¿ niczego prуcz wœciek³ego blasku, ton¹³ w tych okrutnych, pal¹cych p³omieniach... A doko³a rozlega³y siк coraz mocniejsze grzmoty. Œwit wypar³a ciemna noc. Tam, pod Ezelloharem, trwa³a wielka, nieznana dot¹d w Ardzie bitwa, a œcieraj¹ce siк ze sob¹ Moce szarpa³y cia³o Œwiata, zmieniaj¹c go w Nicoœж sw¹ si³¹. S³upy p³omienia wznios³y siк powy¿ej gуr, a i same gуry wyraŸnie topnia³y, ich stopione warstwy sp³ywa³y w dу³, jakby szalony p³omieс po¿era³ ich korzenie. NiewyraŸne olbrzymie cienie widoczne by³y w k³кbach dymu, bia³e b³yskawice przeszywa³y mrok, a w samym sercu chmur po³yskiwa³a z³ota iskra, p³on¹ca niczym ma³e s³oneczko, mo¿e nawet jaœniej. Niepowodzenie Pierwszego £ucznika nie speszy³o Pierworodnych. Z ich szeregуw wylecia³a chmura strza³, ale nagle wtr¹ci³ siк Kurunir. - Istnieje taka stara sztuczka - powiedzia³ umyœlnie g³oœno, a z jego palcуw trysn¹³ blady p³omieс. - Bardzo, bardzo stara... bardzo, bardzo prosta... Ale skuteczna! Strza³y, ktуre przebi³y siк przez niewidzialn¹ tarczк Olmera, zaczyna³y p³on¹ж w locie. Saruman g³oœno, szyderczo zarechota³. Folko, zapomniawszy o wszystkim, obraca³ w d³oniach lœni¹cy Kamieс. Nic... nic... nic!... A wtedy po³yskuj¹ce szeregi elfickiego wojska ruszy³y do przodu, jakby na jakiœ bezg³oœny rozkaz. Wzbi³a siк w powietrze chmura strza³... Niektуre przenika³y przez tarczк Olmera i ogniste b³yskawice Sarumana. Jкkn¹wszy, chwyci³a siк za przeszyt¹ strza³¹ pierœ Eowina. Pancerz nie uratowa³ Eldringуw przed œmiercionoœn¹ pewnoœci¹ rкki najlepszych strzelcуw Ardy. Trafiony zosta³ w ramiк Maelnor, kilka strza³ odbi³o siк od rynsztunku Torina i Malca... Folko z krzykiem rzuci³ siк do le¿¹cej Eowiny i znieruchomia³ - okrutna rкka Forwego ze straszliw¹ moc¹ ustawi³a go twarz¹ do brzegu. - Jeœli nie otworzysz Drzwi Nocy - zginie ca³y Œwiat! Wybieraj szybko! Hobbit odwrуci³ siк. Przed oczami mia³ twarz Eowiny... z ktуrej ju¿ uchodzi³o ¿ycie. Oessie i Sandello niezmordowanie odbijali strza³y wroga. Jeszcze chwila i zgin¹ wszyscy. Pierwszy zrozumia³ to Olmer. - Naprzуd! - rykn¹³, wymachuj¹c mieczem. - Pуki Folko nie otworzy³ Drzwi!... Okrutny Strzelec star³ siк z Pierworodnym. Na drodze stan¹³ mu ciemnow³osy wojownik, i nagle rozleg³ siк pe³en nienawiœci g³os, dobiegaj¹cy z klingi Czarnego Miecza: - Ach, to sam Turgon! D³ugo czeka³em na to spotkanie! W koсcu zemszczк siк za œmierж mojego twуrcy! Turgon cofn¹³ siк, ale by³o ju¿ za pуŸno. Niczym czarna b³yskawica prosto w serce uderzy³ go Czarny Miecz, przeci¹³ zbrojк, jakby by³a z cienkiej tkaniny, wyszed³ plecami Pierworodnego. I zaczк³o siк. Elfy ksiкcia Forwego skrzy¿owa³y broс z wojownikami Vanyarow. Krasnoludy star³y siк z Noldorczykami, Sandello i Oessie walczyli w centrum, obok Olmera. Czarny Miecz nie zna³ litoœci. W rкku Oessie b³yska³a jej lekka szabla, niedbale paruj¹c i ³ami¹c potк¿ne, ciк¿kie klingi. Sandello, bez tarczy, zrкcznie pos³ugiwa³ siк krzywym mieczem z pierœcieniami na obuchu; ktуryœ z elfуw dojrza³ to i krzykn¹³ ostrzegawczo: pierœcieni by³o DZIEWIКЖ!... I nagle do ³oskotu wybuchуw, dobiegaj¹cych zza Gуr Valimarskich, niespodziewanie do³¹czy³ siк z³owieszczy syk. Niezbyt g³oœny przenika³ dusze wszystkich walcz¹cych, wype³niaj¹c je niepojкtym, lodowatym strachem... Horyzont Morza niespodziewanie zabarwi³ siк purpur¹. A potem, na tym krwistym tle wolno wyros³y niezliczone jкzyki czarnego p³omienia. Ogniste pasma pe³z³y na wschуd. Folko skamienia³. Adamant podarowa³ jego oczom niezwyk³¹ moc. Niemal oœlepiony, mуg³ hobbit jednoczeœnie dojrzeж, co siк dzieje za horyzontem. I to, co zobaczy³, jego rozum odrzuca³, nie mog¹c poj¹ж. Sunк³y na nich nie jкzyki p³omieni. Nie. Czarny kleks Absolutnej Nicoœci rozpe³za³ siк po ciele B³ogos³awionych Krуlestw, po¿eraj¹c je i wch³aniaj¹c w siebie. Kopu³a niebios pкk³a. Niebosk³on zosta³ przeciкty olbrzymim mieczem. Z rany do Œwiata Valinoru run¹³ jкdrny strumieс nieznanej, straszliwej Mocy... A nieco wy¿ej, nad ni¹, hobbit zobaczy³ niewyraŸne kontury dwu olbrzymich ludzkich postaci... A jedna z nich mia³a na g³owie trуjzкbn¹ koronк. Trzкsienie ziemi rуwna³o wzgуrza, zmuszaj¹c oszala³e fale, by k¹sa³y pokiereszowany brzeg. Nad Gуrami Valimarskimi pajкczyna bia³ych b³yskawic niespodziewanie otoczy³a z³ot¹ iskrк Wielkiego Orlangura i Smok run¹³ z niebios. Ogarniкty p³omieniami toczy³ siк gdzieœ w kierunku wschodnich rubie¿y Valinoru... - Chyba to koniec! - wrzasn¹³ Ma³y Krasnolud, paruj¹c kolejny atak przeciwnika. - Och, oberwie siк nam od Machala! - odkrzykn¹³ Torin, zadaj¹c œmiertelne uderzenie... Elficcy wojownicy nie szczкdzili siebie. To zrozumia³e œmierж by³a dla nich jedynie krуtk¹ przerw¹ w bycie. Wrуc¹ do Komnat Mandosa... A potem, posiad³szy nowe cia³a, wrуc¹ do Œwiata. Ale nawet ich bezgraniczna odwaga nie zdo³a³a z³amaж oporu garstki wojownikуw. Saruman, dziko rechoc¹c, traci³ resztki si³, ale wysy³any przezeс p³omieс zabija³ skutecznie. - Folko! Nie mamy ju¿ ani chwili czasu! - zawo³a³ Olmer, nie odwracaj¹c g³owy. Hobbit dobrze wiedzia³, ¿e nie maj¹ ju¿ czasu. Widzia³ nadpe³zaj¹cego zza Rubie¿y Œwiata po¿eraj¹cego wszystko Potwora - czy nie o czymœ takim mуwi³ Wielki Orlangur? Widzia³ tк parк w niebiosach... I rozumia³, ¿e Wielki Smok pad³, œci¹gaj¹c na siebie ca³¹ Moc Valarow, i ¿e za chwilк ta Moc zwali siк na nich. Decyzja przysz³a sama. Prosta i jednoczeœnie straszna. Imiк rozjarzy³o siк w œwiadomoœci niczym po¿ar, i w mgnieniu oka, odwrуciwszy siк, Folko skierowa³ ca³¹ moc Adamantu na wrota Komnat Mandosa. Wargi hobbita wyszepta³y p³on¹ce w umyœle imiк: - Feanorze! Przez nieszczкsn¹ ziemiк przetoczy³o siк ciк¿kie westchnienie. Walcz¹cy wylecieli w powietrze, wielu nie utrzyma³o siк na nogach. Tam, gdzie zdaniem hobbita mia³y znajdowaж siк Komnaty Mandosa, do nieba wzbi³a siк potк¿na fontanna ziemi i p³omieni. Ale nawet ten p³omieс nie mуg³ siк rуwnaж z blaskiem oœlepiaj¹co bia³ej klingi, ktуra na ukos przeszy³a niebiosa. I do uszu hobbita dotar³y s³owa: - Dziкkujк ci, Folko, synu Hemfasta. Moja niewola skoсczy³a siк! I teraz zemszczк siк za wszystko! W nastкpnej chwili nad gуrami rozleg³ siк tak potк¿ny grzmot, ¿e hobbit omal nie og³uch³. I nagle z okrywaj¹cych niebiosa ob³okуw dymu wynurzy³ siк znajomy kontur Wielkiego Smoka. Orlangur lecia³ wolno, z trudem utrzymuj¹c siк w powietrzu: jedno skrzyd³o mia³ niemal do po³owy oderwane, z ran na ziemiк chlusta³a krwawa ulewa. £uski straci³y swуj blask, pokryte sadz¹ i krwi¹ elfy z tylnych szeregуw przywita³y Smoka gradem strza³, ale ten nie obdarzy³ ich nawet jednym spojrzeniem. Run¹³ ciк¿ko w p³ytk¹ wodк obok hobbita. - Mia³eœ szczкœcie z Feanorem... - wychrypia³ Z³oty Smok. - Ale uwa¿aj... mуwi³em ci... oni jednak siк przedarli... Folko nie odpowiedzia³. Widmo Dagor Dagorrath stawa³o siк coraz wyraŸniejsze. A on MUSIA£ otworzyж Drzwi! Tylko, co nale¿a³o w tym celu zrobiж?... ¯eby to poj¹ж jeszcze g³кbiej, czuj¹c, ¿e blask wypala mu oczy, zanurzy³ siк w szalonym lœnieniu Kamienia... W ¿y³y trysn¹³ p³on¹cy ¿ar... Jego wola, zjednoczona z wol¹ Adamantu, niczym przepotк¿ny taran uderzy³a w zamkniкte Drzwi. I te nie opar³y siк. Cofnк³y siк elfy, ogarniкte panik¹. Skamieniali ze strachu towarzysze Folka. Paszcza œlepej Nicoœci rozwar³a siк przed nimi... paszcza œlepej Nicoœci, w ktуrej nie ma nawet Mroku - nie ma zupe³nie niczego. - Tam! - rykn¹³ Smok. Odwrуci³ siк i uniуs³ niezranione skrzyd³o, jakby zas³aniaj¹c siк przed czymœ straszliwym. Tylko przez mgnienie oka widzieli Malec i Torin niewyraŸne olbrzymie kszta³ty, ktуre wznosi³y siк nad po¿eranymi przez ogieс Gуrami Valimaru. Tylko przez chwilк - ale potкga ich i moc osza³amia³y; wydawa³o siк, ¿e serca zuchwalcуw lada chwila pкkn¹... Uderzenie, ktуre spad³o na z³odziei Adamantu, mog³o pewnie wyrzuciж w powietrze ca³y Angband. Jakby pod ciosem straszliwego m³ota cia³o Orlangura zmieni³o siк w krwaw¹ miazgк miкsa, koœci i z³otej ³uski. Skrzyd³a zosta³y z³amane, krкgos³up zmia¿d¿ony. Ale g³owa ocala³a i g³owa ta wyszepta³a ostatni rozkaz: - Uciekajcie! Pierwszy w otch³aс skoczy³ Forwe, wlok¹c za sob¹ ociekaj¹cego krwi¹ Maelnora. Bearnas, rуwnie¿ ranny, niуs³ na plecach trafionego dziesi¹tkiem strza³ Amroda. Saruman podniуs³ bezw³adne cia³o Eowiny i pobieg³ za elfami. Sandello najpierw cisn¹³ w wy³om Oessie, za ni¹ Folka. Zamykali odwrуt krasnoludy i Olmer. Ostatni¹ rzecz¹, jak¹ widzia³ hobbit œlepn¹cymi oczami, by³ widok wys³anej przez Adamant ognistej fali, ktуra runк³a na spotkanie Potwora z Zewn¹trz i zmia¿d¿y³a go, wywrуci³a, przepкdzi³a precz, a wraz z nim - tych Dwoje. Przejœcie zamyka³o siк. I ostatni zdo³a³ tu wskoczyж p³omienny duch Feanora. A potem na hobbita zwali³ siк bуl. Trac¹c przytomnoœж, wpadaj¹c w zbawczy niebyt, niewa¿ne - braku œwiadomoœci tylko czy œmierci - Folko zd¹¿y³ pomyœleж: „Na koniec by³oby mi³o pole¿eж na trawie”... Potem przysz³o jeszcze gorsze. Le¿a³ na czymœ miкkkim i przyjemnym. Oparzon¹ skуrк ch³odzi³ lekki wiaterek. Zanurzony by³ w mroku. Uniуs³ rкkк, a wtedy puste, wypalone oczodo³y odezwa³y siк atakiem szalonego bуlu. Wуwczas rozp³aka³ siк. Nagle us³ysza³ zaniepokojone g³osy. Czyjeœ troskliwe, delikatne rкce podtrzyma³y jego g³owк, na wargach poczu³ ch³уd jakiegoœ napoju. - Folko, Folko, s³yszysz mnie? S³yszysz mnie? Odpowiedz, proszк ciк! To chyba g³os Torina. - Sss³yszszк... Gdziee jesstem?... Co... z Kamieniem? - Wszystko w porz¹dku, uciekliœmy! - To chyba Oessie... Czy¿by Oessie p³aka³a? - Adamant... jest obok ciebie! Pod praw¹ rкk¹! - Gdzie jesteœmy?... Opiszcie mi... - Jesteœmy na brzegu morza. - G³os ksiкcia Forwego dr¿a³. - Nad nami s¹ szare ska³y, pn¹ce siк a¿ do niebios. Jкzyki kamiennych osypisk schodz¹ do wody. Miкdzy ska³ami widaж las. Sosny, jod³y... A my jesteœmy na skraju lasu... Tu jest wspania³a miкkka trawa... Chcia³bym wiedzieж, jak siк tu znaleŸliœmy... Wargi hobbita drgnк³y w s³abym uœmiechu, ktуry kosztowa³ go kolejn¹ falк bуlu. Znowu w œwiadomoœci pojawi³o siк IMIК. Ale ju¿ nie Feanora. Nie ¿ywej istoty. Wiкcej. Œwiata. - Jesteœmy... za rubie¿ami Ardy. My... - Chcesz powiedzieж, ¿e jesteœmy w innym œwiecie? - To odezwa³ siк g³кboki, przepe³niony moc¹ g³os, nieznany hobbitowi. Mo¿e to mуwi³ Feanor? - Tak. Jesteœmy w innym œwiecie. W innym... I nazwiemy go... - To s³owo a¿ siк rwa³o na wolnoœж. I œwiat ten wyzna³ hobbitowi swoje imiк.

  • Реклама на сайте

    Комментарии к книге «Adamant Henny», Nik Pierumow

    Всего 0 комментариев

    Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

    РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

    Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства