Жанр:

Автор:

«Ostrze Elfów»

2230


Настроики
A

Фон текста:

  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Текст
  • Аа

    Roboto

  • Аа

    Garamond

  • Аа

    Fira Sans

  • Аа

    Times

NIK PIERUMOW PIERŒCIEС MROKU Czкœж I - Ostrze Elfуw

Zadr¿y Zachуd i Wschodni œwiat Pojawi siк moc w d³oni. Dziewiкж Gwiazd - Niebieski Kwiat, Niebieski Kwiat na G³owni

CZКŒЖ PIERWSZA PУ£NOCNE KRУLESTWO

1 HOBBIT I KRASNOLUD Przed wieczorem chmury przes³aniaj¹ce ca³e niebo nieoczekiwanie rozpierzch³y siк: purpurowy dysk s³oсca ton¹³ w pierzynie gкstniej¹cej mg³y, a na p¹sowym niebosk³onie ostro rysowa³y siк czarne granie Gуr Ksiк¿ycowych. Nadchodzi³a ta krуtka godzina, kiedy sierpniowy dzieс jeszcze nie do koсca ust¹pi³ miejsca zmierzchowi, ale kontury przedmiotуw w niewyjaœniony, tajemniczy sposуb traci³y wyrazistoœж. W takiej chwili drzewo wygl¹da jak dziwne zwierzк, krzak wydaje siк przyczajonym krasnoludem, a odleg³y las piкknym elfowym zamkiem. Nawet koguty piej¹ jakoœ delikatniej i bardziej harmonijnie. Wrota mostu przez Brandywinк zosta³y zamkniкte. Na podwуrzu Brandy Hallu w Bucklandzie na wysok¹ wie¿к stra¿nicz¹ wdrapa³ siк hobbit z ³ukiem i ko³czanem pe³nym strza³. Poprawi³ wisz¹cy u pasa rуg sygna³owy i przemierza³ w tк i z powrotem stra¿niczy placyk, ogrodzony porкcz¹ z grubych bierwion. Kilka mil dalej ciemnia³a ponura œciana Starego Lasu, ci¹gn¹cego siк daleko na po³udnie i wschуd. Wartownik szczelniej owin¹³ siк we³nianym p³aszczem i opar³ o porкcz. Za szeregiem pierwszych drzew mo¿na by³o jeszcze dojrzeж przeœwit Po¿arowej Przecinki, ale i j¹ szybko ogarnia³ zmrok. Na podwуrzu zagrody da³y siк s³yszeж lekkie kroki. Wartownik, odwrуciwszy g³owк, zauwa¿y³ niewielk¹, nawet jak na hobbita, postaж. Wrota stajni otworzy³y siк i hobbit znikn¹³ we wnкtrzu. Wkrуtce potem wyprowadzi³ osiod³anego kuca, wsiad³ naс i niespiesznie ruszy³ drog¹ prowadz¹c¹ na pу³noc. Mg³a szybko go poch³onк³a. Znowu ten wariat po nocy siк szlaja! - Wartownik splun¹³. -Wyobrazi³ sobie nie wiadomo co! Naczyta³ siк Czerwonej Ksiкgi - i proszк bardzo... Wygl¹da, ¿e nie daj¹ mu spokoju laury Meriadoka Wspania³ego! Ju¿ trzy wieki temu odeszli za Morze zarуwno stary Bilbo, jak i jego siostrzeniec Frodo... Tak¿e elfy odesz³y, i krasnoludy gdzieœ znik³y... Nawet ludzie omijaj¹ nas z daleka... Co go tak nosi? Myœli wartownika p³ynк³y leniwie, podobnie jak uci¹¿liwa, od wiekуw ci¹gn¹ca siк s³u¿ba... Kuc wolnym k³usem przemierza³ wyje¿d¿on¹, od dawna znajom¹ drogк. Zreszt¹, czy naprawdк znajom¹? Noc w³adcz¹ d³oni¹ przekreœli³a barwy dnia, przydaj¹c na czas swego panowania inne oblicze ka¿demu przedmiotowi i ka¿dej ¿ywej istocie. Oto drapie¿nie wyci¹gaj¹ siк w kierunku jeŸdŸca wкŸlaste, podobne do wк¿y ga³кzie, usi³uj¹c chwyciж za ramiк, wyszarpn¹ж z siod³a... Oto krzew, ktуry roœnie w oczach, rozwija siк, puchnie - jakby z zielonych g³кbin pojawi³ siк jakiœ cieс z lampionem w bezcielesnej, widmowej d³oni. Trzeba umieж siк przed tym obroniж. Hobbit ma u pasa wziкt¹ w tajemnicy przed starszyzn¹ bezcenn¹ gondorsk¹ klingк - tк sam¹, ktуra nale¿a³a do Wielkiego Meriadoka. Z tak¹ broni¹ nie ma siк czego baж: ka¿da si³a nieczysta ucieka na sam jej widok. Tap-tap, tap-tap. Coraz gкstszy mrok; rкka odruchowo chwyta za broс... Pod roz³o¿ystymi wi¹zami droga ostro skrкca. To najgroŸniejsze miejsce. Z lewej poprzez zaroœla przenika widmowy blask g³кbokiego ciemnego stawu, otoczonego gкstwin¹. Tu zawsze gromadzi³y siк nocne ptaki; ich dziwne, niezwyczajne dla hobbickiego ucha g³osy brzmia³y szczegуlnie g³oœno. Skulonemu w siodle hobbitowi wydawa³o siк, ¿e to poœwistuje i pohukuje szydercza œwita Dziewiкciu, wieszcz¹c ich rych³e pojawienie siк. Zamkn¹³ oczy i wyobrazi³ sobie, jak w ciemnoœci mkn¹ ich konie - czarne, niczym utkane z mroku, w szczelnych klapach na oczach. Mkn¹, pкdz¹ przez noc, a wiatr ch³oszcze i rozwiewa czarne p³aszcze JeŸdŸcуw... Uderzaj¹ o biodra d³ugie miecze, przed ktуrymi nie mo¿na siк ani zas³oniж, ani obroniж; wœciek³¹ z³oœci¹ p³on¹ puste oczodo³y. Czarni JeŸdŸcy kieruj¹ siк zapachem ciep³ej krwi... Nagle kuc parskn¹³ i zatrzyma³ siк. W oœwietlonym ksiк¿ycow¹ poœwiat¹ przeœwicie miкdzy pniami drzew pojawi³a siк przysadzista postaж, o dwie g³owy wy¿sza od hobbita. Nieznajomego szczelnie otula³ p³aszcz, widoczna by³a tylko rкka trzymaj¹ca d³ugi kostur. Hobbitowi w³osy stanк³y dкba. Serce sku³ lodowaty strach, g³os uwi¹z³ w gardle, krzyk zamar³ na wargach... Nieznajomy zrobi³ krok do przodu. Kuc cofn¹³ siк, szarpn¹³ w bok i wyrzucony z siod³a hobbit poturla³ siк po przydro¿nej trawie. Rozleg³ siк stukot kopyt - kuc pospiesznie wia³, gdzie pieprz roœnie. Zapomniawszy o ca³ym œwiecie, hobbit przetoczy³ siк na brzuch i poderwa³, obna¿aj¹c ostrze. - Hej, przyjacielu! Czyœ ty siк blekotu objad³? Schowaj broс! - rozleg³ siк z ciemnoœci spokojny nosowy g³os. - Nie podchodŸ! - pisn¹³ hobbit, cofaj¹c siк, i wysun¹³ przed siebie miecz. - Stуj spokojnie! Zaraz skrzeszк ognia. - Nieznajomy pochyli³ siк, zbieraj¹c coœ po poboczu. - Schowaj to ostrze!... A tak przy okazji, sk¹d je masz? Falisty wzуr... Rкkojeœж z zaczepem... Pewnie gondorski? Rozleg³ siк suchy trzask, coœ b³ysnк³o i pojawi³ siк w¹t³y jкzyczek ¿ywego p³omienia. Ogieс szybko siк rozpala³, oœwietlaj¹c twarz nieznajomego, ktуry w koсcu odrzuci³ kaptur. Hobbit odetchn¹³ z ulg¹. Krasnolud! Najprawdziwszy krasnolud, kropka w kropkк jak z Czerwonej Ksiкgi! Krкpy, barczysty, rumiane oblicze otoczone gкst¹ brod¹, nos jak kartofel... Za zdobionym szerokim pasem - ciк¿ki topуr bojowy, na plecach przytroczony oskard. - Jesteœ krasnoludem? - Hobbit nieco siк uspokoi³, ale ostrza nie opuœci³. - Sk¹d siк tu wzi¹³eœ? Czego szukasz? Odzyska³ mowк, ale pewnoœci siebie jeszcze nie: wci¹¿ cofa³ siк, pуki ty³ g³owy nie opar³ siк o sztywne ga³кzie przydro¿nych krzewуw. - Idк z Gуr Ksiк¿ycowych. - Krasnolud krz¹ta³ siк przy ognisku, podsycaj¹c ogienek suchymi ga³¹zkami. - Szukam nowych ¿y³ rud. By³em w Hobbitonie, w Delwing, teraz idк do Bucklandu... Na tamtym brzegu wskazano mi siedzibк Brandybuckуw, powiadaj¹, ¿e mo¿na u nich przenocowaж... Lкk ust¹pi³, pozosta³a ciekawoœж i jakieœ dziwne rozczarowanie: najzwyklejszy krasnolud... - No to nie stуjmy tu! - Hobbit odzyska³ pewnoœж siebie. -ChodŸmy, akurat tam mieszkam. - Wiкc jesteœ Brandybuckiem? - Krasnolud nagle wyprostowa³ siк i z zainteresowaniem spojrza³ na hobbita. - Poznajmy siк. Jestem Torin, syn Dartha, a pochodzк z po³udnia Gуr Ksiк¿ycowych. - Folko, Folko Brandybuck, syn Hemfasta, do us³ug. - Hobbit uk³oni³ siк z atencj¹, a krasnolud odpowiedzia³ mu jeszcze ni¿szym uk³onem. Torin starannie zadepta³ dopiero co z takim trudem rozpalone ognisko, zarzuci³ na ramiк ciк¿ki tobу³ i wraz z hobbitem pomaszerowa³ pogr¹¿on¹ w mroku drog¹. Milczeli. Ciszк, ktуra teraz nie wydawa³a siк ju¿ hobbitowi ani pe³na napiкcia, ani niebezpieczna, przerwa³ Torin: - Powiedz mi, Folko, czy to prawda, ¿e przechowujecie w Brandy Hallu jedn¹ z trzech kopii s³ynnej Czerwonej Ksiкgi? - Prawda - odpowiedzia³ m³ody hobbit nieco zak³opotany. - I j¹, i wiele jeszcze innych... Urwa³, przypomniawszy sobie ostrze¿enie wujaszka Paladyna: „Nikomu nie opowiadaj, ¿e przechowujemy wiele rкkopisуw przywiezionych przez Wielkiego Meriadoka z Rohanu i Gondoru!”. Wujaszek nigdy nie wyjaœni³, dlaczego powinien tak postкpowaж; zazwyczaj tylko potwierdza³ wagк swoich s³уw dŸwiкcznym klapsem. - I wiele innych rzeczy? Czy to chcia³eœ powiedzieж? - podchwyci³ krasnolud, wpatruj¹c siк uwa¿nie w twarz hobbita. Ten odruchowo odwrуci³ siк. - No, niby tak. - Powiedz mi, czyta³eœ te ksi¹¿ki? - nie ustкpowa³ krasnolud. Teraz ju¿ nie tylko wzrok, ale i g³os Torina zdradza³ jego nadzwyczajne zainteresowanie Folkiem. Hobbit nie wiedzia³, jak powinien post¹piж: przyznaж, ¿e jest jedynym, ktуry w ci¹gu ostatnich siedmiu lat wchodzi³ do biblioteki? I ¿e ca³e noce spкdza³ pochylony nad starymi foliantami, prуbuj¹c zrozumieж wydarzenia z niewyobra¿alnie odleg³ych czasуw? ¯e osi¹gn¹³ nieprzyjemn¹ s³awк hobbita, ktуry „nie wszystko ma po kolei”? Nie, takimi informacjami nie nale¿y dzieliж siк z pierwsz¹ napotkan¹ osob¹. Podeszli do bramy. Kuc nie powrуci³. Trzeba bкdzie jutro ³aziж po parowach i zagajnikach, by odszukaж tego durnia - ponuro pomyœla³ hobbit - a jeszcze wujaszek wytarga za uszy... Straci³ resztki dobrego humoru. - Folko, czy to ty? - rozleg³ siк g³os wartownika. - Gdzie podzia³eœ kuca, draniu jeden?! Kogo tam z tob¹ licho przynios³o? Folko pchn¹³ furtkк i wszed³, lekcewa¿¹c pokrzykiwania. Jednak¿e Torin zatrzyma³ siк i uprzejmie uk³oni³, zwracaj¹c siк do niewyraŸnej sylwetki na wie¿y stra¿niczej: - Torin, syn Dartha, krasnolud z Gуr Ksiк¿ycowych - do us³ug. Proszк uprzejmie o pozwolenie przenocowania pod tym goœcinnym dachem, znanym daleko za granicami waszego przepiкknego kraju! Ulitujcie siк nad zmкczonym wкdrowcem, nie zostawiajcie go pod go³ym niebem! - Nie zwracaj na niego uwagi! - sykn¹³ Folko, chwytaj¹c krasnoluda za rкkк. - IdŸ za mn¹ i nie zatrzymuj siк, bo ten gamoс ca³y dom obudzi! - Hej, Kroi, czego siк tak wydzierasz? - krzykn¹³ do wartownika. - On jest ze mn¹, wszystko w porz¹dku. Lepiej uwa¿aj, ¿ebyœ nie zgubi³ fajki, tak siк rozgada³eœ! Zdecydowanie poci¹gn¹³ krasnoluda przez dziedziniec. - Jutro wszystko powiem wujaszkowi! Wszystkiego siк dowie! - wrzasn¹³ oburzony Kroi. - On ci poka¿e... Ale hobbit wraz ze swoim dziwnym towarzyszem ju¿ znikli w labiryncie przejœж i komnat ogromnego domostwa. D³ugimi korytarzami szli obok niezliczonych niskich drzwi, prowadz¹cych do zachodniej czкœci budowli. Trzypoziomowe budowle z bali, szczelnie pokrywaj¹ce stoki wzgуrza, by³y zawieszone nad brzegiem Brandywiny, tworz¹c coœ na kszta³t plastrуw miodu. Tu zazwyczaj osiada³a m³уdŸ wolnego stanu, pуki nie wesz³a w zwi¹zki ma³¿eсskie. Folko pchn¹³ jakieœ drzwi i wprowadzi³ goœcia do pokoju z dwoma okr¹g³ymi oknami wychodz¹cymi na rzekк. Wskazawszy Torinowi g³кboki fotel przy kominie, rozdmucha³ ogieс i zakrz¹tn¹³ siк, zastawiaj¹c stу³. W zakopconym kominku taсczy³y rude p³omyki, ktуre oœwietli³y œciany, niewielkie ³у¿ko, stу³ i ksi¹¿ki - te zajmowa³y ca³¹ woln¹ przestrzeс: wype³nia³y k¹ty, le¿a³y pod ³у¿kiem, tworzy³y stos na pу³ce nad kominkiem. Stare, ciк¿kie folianty w skуrzanych ok³adkach... Folko przyniуs³ chleb, ser, wкdliny, mas³o, warzywa, zagotowa³ wodк w czajniku i wydoby³ z jakiejœ skrytki napoczкt¹ ju¿ butelkк czerwonego wina. Krasnolud jad³ ³apczywie i hobbit, ¿eby mu nie przeszkadzaж, odwrуci³ siк do okna. Widmowe œwiat³o ksiк¿yca zalewa³o niskie brzegi Brandywiny; w ciemnym, ponurym nurcie wody tonк³y nawet odbicia gwiazd. Po przeciwnej stronie rzeki stercza³y ostre czubki drzew Leœnego Zak¹tka, na przystani, ledwie widoczne, pe³ga³o œwiate³ko lampionu. Folko otworzy³ okno i do pokoju wtargnк³y odg³osy nocy: niemal nies³yszalne szemranie rzeki, szelest przybrze¿nych trzcin, cichy, ale wyraŸny poszum wiatru w tysi¹cach koron drzew, ¿yj¹cych teraz swym szczegуlnym nocnym ¿yciem. Jak zwykle w takich chwilach, hobbitem zaw³adn¹³ dojmuj¹cy, niewyt³umaczalny smutek. Wyobrazi³ sobie, jak rozpoczynali swoje s³ynne potem wкdrуwki Bilbo i Frodo; pewnie te¿ tak stali w nocy przed otwartym oknem i wpatrywali siк w rozpostarty za nim zmierzch - zaledwie kilka godzin pozosta³o do œwitu i nikt nie wie, czy s¹dzone mu bкdzie powrуciж... Za plecami rozleg³o siк delikatne pokas³ywanie. Folko otrz¹sn¹³ siк, odganiaj¹c nieproszony smutek, i odwrуci³ siк do goœcia, ktуry skoсczy³ ju¿ posi³ek. - Powiedz mi, Torinie, co przywiod³o ciк do naszego kraju? ¯y³ rudy nigdy tu nie odkryto... - odezwa³ siк Folko. Wszystko, co siк dziœ wydarzy³o, wyda³o mu siк cudownym snem, zaczarowan¹ bajk¹, ktуra przyby³a doс z mroku dalekich i magicznych lat. Krasnolud! Najprawdziwszy krasnolud siedzi oto przed nim i z przejкciem ssie fajkк!... Wystarczy wyci¹gn¹ж rкkк, by dotkn¹ж zadziwiaj¹cych tajemnic i cudуw Wielkiego Œwiata, o ktуrym do dziœ tylko s³ysza³... W ciemnym, sk¹po oœwietlonym blaskiem ognia z kominka pokoju unosi³ siк s³odkawy dym fajkowy. Za otwartymi oknami cicho skrada³a siк noc, zagl¹daj¹c do oœwietlonych okien, ale ju¿ teraz jej tajemnicze odg³osy nie przera¿a³y hobbita. - Potrzebna mi jest Czerwona Ksiкga - powiedzia³ krasnolud, wpatruj¹c siк w Folka. Hobbit drgn¹³ jak wyrwany ze snu. - Po co ci ona? - Chcк wyjaœniж, chcк zrozumieж, jak nasz œwiat sta³ siк takim, jakim jest obecnie - odpowiedzia³ Torin. - W Œrуdziemiu teraz niewiele siк zmienia... Korzeni istniej¹cego bez³adu nale¿y szukaж w przesz³oœci. - A ciebie to tak niepokoi? U nas w Hobbitonie czas jakby siк zatrzyma³. Nie wiem, rzecz jasna, co siк dzieje gdzie indziej... - Gdzie indziej jest podobnie. Zbyt wielu uwierzy³o, ¿e nadszed³ z³oty wiek... Folko, podkuliwszy nogi, usiad³ w fotelu i wpi³ siк b³yszcz¹cymi oczyma w krasnoluda. Ten, przymkn¹wszy powieki, sta³ przy palenisku, w zamyœleniu wpatruj¹c siк w ogieс. - Coœ siк dzieje w naszym œwiecie - ci¹gn¹³ krasnolud. - Od dawna ju¿ to czujemy. Wszystko zaczк³o siк od sztolni Morii... W porzuconych kuŸniach jak dawniej stuka³y ciк¿kie m³oty; krasnoludy chciwie dr¹¿y³y w g³¹b ziemi, poluj¹c na zanikaj¹ce ¿y³y rud. Wszystko niby sz³o po staremu, gdy nagle... D³ugie przeci¹g³e wycie niespodziewanie zak³уci³o nocn¹ ciszк. Przepe³niony nieludzkim smutkiem jкk przetoczy³ siк po ciemnych brzegach Brandywiny i zamar³ w oddali. Hobbit i krasnolud drgnкli i popatrzyli na siebie. Folko skuli³ siк w fotelu. W jednej chwili od¿y³y wszystkie jego lкki, przypomnia³ sobie, jak dr¿a³, oczekuj¹c pojawienia siк na ciemnej drodze Dziewiкciu... Krasnolud poderwa³ siк i podbieg³ do okna; wychyli³ siк niemal do pasa i usi³owa³ wypatrzyж coœ w mroku. Potem ostro¿nie obejrza³ siк i wrуci³ przed kominek; w zamyœleniu zapali³ wygaszon¹ fajkк. - Co to by³o? - Torin popatrzy³ na Folka. - Sk¹d mam wiedzieж? - Hobbit wzruszy³ ramionami. -W Czerwonej Ksiкdze powiedziane jest... Ale nie, to byж nie mo¿e! Pewnie jakiœ nocny ptak... - Ptak, powiadasz... - mrukn¹³ krasnolud. - To jakiœ dziwny ptak... Podobne wycie s³ysza³em dwa dni temu, kiedy wкdrowa³em w pobli¿u Michel Delving... Tak¿e wуwczas by³o to w nocy! -Po chwili milczenia ci¹gn¹³: - Tak wiкc, zatrzyma³em siк na tym, co siк dzieje w Morii. Krasnoludy ponownie zaczк³y eksploatowaж stare wyrobiska. Wchodzi³y w nie coraz g³кbiej i g³кbiej, i oto pewnego razu w jednym z ni¿szych przodkуw us³ysza³y w g³кbinach ziemi jakieœ dŸwiкki i odg³osy. Z do³u bi³ niewyt³umaczalny ¿ar, kamienie miкk³y i osiada³y. Wszystko dr¿a³o. Krasnoludy porzuci³y oskardy i ruszy³y do odwrotu, ale sklepienia zaczк³y siк waliж, grzebi¹c uciekaj¹cych. Na powierzchniк uda³o siк wydostaж niewielu. Ja nie bywa³em w Morii i opowiadam ci to, co us³ysza³em od swoich przyjaciу³, ktуrzy szczкœliwie siк uratowali. Ale groŸne sta³y siк nie tylko takie zawa³y - strach ogarn¹³ wszystkich, ktуrzy tam ¿yli. Nie mogli siк uwolniж od lкku, jedynym wyjœciem by³a ucieczka. - Krasnolud westchn¹³. - Tak to jest... A ty powiadasz - ptak... Nast¹pi³a cisza, przerywana trzaskaniem drew w kominku. Folko wpatrywa³ siк w ogieс. Krasnolud zaœ mуwi³ dalej, prawie szeptem ze skrywan¹ trwog¹: - Nikt nie wie i nie potrafi wyjaœniж, o co tu chodzi. Nasza starszyzna zlekcewa¿y³a opowieœci uciekinierуw, skrycie ciesz¹c siк z ich nieszczкœcia. Wielu z moich wspу³plemieсcуw mieszkaj¹cych w Gуrach Ksiк¿ycowych zazdroœci³o bogactwa i umiejкtnoœci krasnoludom z Morii. Ci z nich, ktуrzy do nas do³¹czyli, nie wytrzymali drwin i szyderstw i powкdrowali w rу¿ne strony œwiata. Czкœж ruszy³a do Ereboru, innych przyj¹³ do siebie Namiestnik Krуla w Annuminas, a niektуrzy do³¹czyli do dworu Kirdana Szkutnika... Prуbowa³em to wyjaœniж, rozmawia³em z wieloma, ws³uchiwa³em siк w mowк ska³ - i w koсcu poj¹³em, ¿e w trzewiach ziemi dzieje siк coœ niedobrego. Zaproponowa³em naszym, ¿ebyœmy siк wybrali do Morii, ale odpowiedzieli mi, ¿e jeœli krasnoludy z Morii og³uch³y i straci³y rozum ze strachu, to nas to nie dotyczy. I w ogуle, powinny staranniej szalowaж swoje chodniki, a nie rozpowiadaж nie wiadomo co... - Torin machn¹³ rкk¹. - Od ojca i dziada us³ysza³em, ¿e w³aœnie w Hobbitonie przechowywana jest Czerwona Ksiкga, z ktуrej mo¿na siк dowiedzieж o wydarzeniach ostatniej wojny. Poprzednim razem Moria zatrzкs³a siк w³aœnie wtedy. Mo¿e wiкc Ksiкga da odpowiedŸ?... Dlatego znalaz³em siк tutaj. - Torin podniуs³ wzrok na hobbita. - Folko, synu Hemfasta, wiesz teraz wszystko! Pomу¿ mi! Czy wœrуd ksi¹g nie ma tej, ktуra jest mi potrzebna najbardziej ze wszystkich na œwiecie? Nie posk¹piк z³ota za tak¹ przys³ugк! - Nawet za ca³e z³oto Œrуdziemia nie sprzedam ci Czerwonej Ksiкgi! - Hobbit napi¹³ miкœnie, jakby przygotowywa³ siк do skoku. - Ale¿ coœ ty, coœ ty! - zamacha³ rкkami Torin. - Chcia³bym tylko j¹ przeczytaж! - Nie mam orygina³u Czerwonej Ksiкgi - przyzna³ nieco zawstydzony hobbit. - Jest tylko kopia, ale najzupe³niej wierna! - Wystarczy mi kopia - zgodzi³ siк Torin. - A jeœli czytanie zajmie mi du¿o czasu, to gotуw jestem zap³aciж za pobyt tutaj. -Krasnolud siкgn¹³ za pazuchк. Folko pospiesznie chwyci³ go za rкkк. - Nie, nie! B¹dŸ moim goœciem! Razem przeczytamy Ksiкgк i pomyœlimy o niej rуwnie¿ razem. Poza ni¹ mam rуwnie¿ inne stare rкkopisy. Mog¹ siк przydaж. Krasnolud odetchn¹³ z ulg¹. - Pewnie, bкdziemy mieli jeszcze czas na grzebanie w pergaminach. Opowiedz mi o swoim kraju! Przeszed³em go z jednego kraсca na drugi i powiadam ci - s¹ tu miejsca przepiкkne. Syte pastwiska, zadbane sady, rumiane jab³ka i taki wspania³y tytoс! - A ty pewnie wiele podrу¿owa³eœ? - zapyta³ z zazdroœci¹ w g³osie Folko. - Szczкœciarz! Ja przez ca³e ¿ycie nie opuœci³em Hobbitonu... - Ja te¿ du¿o nie wкdrowa³em - odpar³ krasnolud. - Natomiast wielu spotyka³em, zadawa³em mnуstwo pytaс. Wszyscy nas³uchali siк opowieœci o Shire, ale tylko nieliczni widzieli tк krainк. Wci¹¿ obowi¹zuje prawo krуla Elessara... - To nam nie pos³u¿y³o - zauwa¿y³ Folko. - Moi wspу³plemieсcy i przedtem nie interesowali siк zbytnio sprawami Wielkiego Œwiata, a po zwyciкstwie w Wielkiej Wojnie, gdy ca³e z³o zosta³o zniszczone na zawsze, krуl Elessar darowa³ naszym dziadom nowe ziemie, ktуre nale¿a³o zagospodarowaж, i hobbici zapomnieli o wszystkim innym - podobnie jak twoi wspу³plemieсcy. Staliœmy siк zbyt niefrasobliwi... Zreszt¹, co to znaczy „staliœmy siк” -zawsze tacy byliœmy... - Ale ty jesteœ inny? - Och!... Jak by ci tu powiedzieж... Mo¿e dlatego, ¿e bardzo wczeœnie nauczy³em siк czytaж i ¿e nie wychodzi³em z naszej biblioteki, zanim nie przeczyta³em wszystkiego przynajmniej raz... - Folko rozeœmia³ siк. - Czкsto wspomina³em takie sprawy, o ktуrych pozostali nawet nie chcieli myœleж: mуwi³em o Hobbickim Ruszeniu, o Bitwie na Zielonych Polach... Najpierw siк rozczulali, potem krzywo patrzyli, a w koсcu zaczкli traktowaж mnie wrogo. ¯e niby siк wym¹drzam. A ja dopiero zacz¹³em siк interesowaж tym wszystkim. Pog³кbia³em wiedzк, wypytywa³em przechodniуw, podobnie jak ty. I wiem, ¿e wieœci z odleg³ych krain s¹ coraz bardziej niepokoj¹ce i niezrozumia³e. - Na przyk³ad? - szybko wtr¹ci³ krasnolud. - Na Zachodnim Goœciсcu pojawili siк zbуje. A przecie¿ od wiekуw nie s³yszano tam o nich. Na dodatek gadaj¹, ¿e jedna wieœ napad³a na drug¹. Zreszt¹, wiadomoœci z daleka rzadko bywaj¹ prawdziwe, jak mawia³ kiedyœ krуl Teoden... Prawdy mo¿na siк dowiedzieж tylko od naocznych œwiadkуw... No i tyle. Jeszcze powiadali, ¿e pojawi³a siк banda z³ych krasnoludуw. Pewnie ³gali. Takie to u nas dziej¹ siк sprawy. A o samym Shire chyba nie ma co opowiadaж. Nie bкdк ci przecie¿ wylicza³, ile i kiedy zebraliœmy rzepy. Dla ka¿dego hobbita teraz, tak sobie myœlк, najwa¿niejsze jest, ¿eby wszystko sz³o mu nie gorzej ni¿ s¹siadowi. Rywalizuj¹ wiкc, kto bкdzie mia³ wy¿szy p³ot. Okoliczni mieszkaсcy siк przygl¹daj¹, robi¹ zak³ady. - Uœmiechn¹³ siк krzywo. - Zreszt¹ sam mo¿esz coœ o tym powiedzieж! Mуwi³eœ: „Co obchodz¹ twoich wspу³plemieсcуw nieszczкœcia i lкki mieszkaсcуw Gуr Mglistych?”. Hobbitуw w ogуle, tak mi siк wydaje, nic nie obchodzi! Najwa¿niejsze to byж sytym i nakarmiж rodzinк, goœci, wiкcej nic nie potrzebuj¹. Wiкkszoœж cieszy siк z takiego obrotu spraw. A ja nie! Ja ju¿ nie mogк patrzeж na rzepк! Krasnolud uwa¿nie s³ucha³ bez³adnych wywodуw Folka, nie wypuszczaj¹c z ust dawno wygas³ej fajki. Drwa w kominku wypali³y siк. Zawstydzony nazbyt szczerymi zwierzeniami hobbit odwrуci³ siк. - I co teraz bкdziesz robi³, Folko? - zapyta³ ostro¿nie Torin. - ¯ebym to ja wiedzia³! - westchn¹³ hobbit. - Najpierw czeka mnie rano awantura. A¿ wyж siк chce. Kuca nie znalaz³em, a Kroi nie przepuœci okazji, ¿eby naskar¿yж na mnie wujaszkowi Paladynowi... - A kim jest wujaszek Paladyn? - Przecie¿ to gospodarz Bucklandu... Na dodatek, g³уwny piewca znakomitej przesz³oœci Brandybuckуw! Tylko tym siк zajmuje; pilnuje, by ktoœ rodzinnej czci nie splami³... - To przecie¿ wspania³e - rodzinna czeœж! - Musia³byœ go najpierw pos³uchaж... „Brandybuckowie nie powinni szlajaж siк po nocach! Niech tym siк zajmuj¹ hobbitoсscy ho³ysze, ktуrzy nie potrafi¹ nawet piкciu swoich pokoleс sobie przypomnieж! Brandybuckowie nie powinni gubiж kucуw, niech rodzinn¹ majкtnoœж puszczaj¹ na wiatr ci w³aœnie ho³ysze. Ka¿dy Brandybuck powinien pracowaж, aby jego rуd by³ bogatszy od innych i zajmowa³ nale¿ne mu miejsce...” Krasnolud uspokajaj¹cym gestem po³o¿y³ d³oс na ramieniu hobbita. - Przestaс, Folko! Co ciк obchodz¹ jego perory? Ty czyta³eœ ksiкgi, a on nie... - Torin milcza³ chwilк. - Ale ja to ju¿ na pewno teraz nie zasnк. Mo¿e zabierzemy siк do Czerwonej Ksiкgi? Otwуrz szerzej okno, zapal wiкcej œwiec, nabijmy fajki - i do roboty! Folko skin¹³ g³ow¹ w milczeniu i wlaz³ pod ³у¿ko. Rozleg³ siк jakiœ szelest, chrobot, potem hobbit g³oœno kichn¹³ i wkrуtce wype³z³, ci¹gn¹c za sob¹ okuty kuferek. W wieko wprawiono owalny ¿elazny pierœcieс, boki zdobi³y misterne rzeŸby. - Przy okazji, Torinie - powiedzia³ Folko, mocuj¹c siк ze skomplikowanym zamkiem - gdzie jeszcze bywa³eœ? Zacz¹³eœ opowiadaж, ale nie skoсczy³eœ... - By³em w Amorze, w Annuminas, gdzie znajduje siк jeden z pa³acуw Krуla, w Szarych Przystaniach by³em, wкdrowa³em po wybrze¿u na po³udnie, raz nawet przekroczy³em Gуry Mgliste... Bywa³em rуwnie¿ na jarmarkach w Bree - cztery czy piкж razy, ale przez Shire wкdrujк po raz pierwszy. - A co robi³eœ u elfуw? - Hobbit usiad³ na pod³odze przy kuferku, zapomniawszy widocznie o zamku. - Zawкdrowaliœmy tam we troje: ja, Dwalin i Tror. Dwalin i Tror to w³aœnie ci moi przyjaciele, ktуrzy uciekli z Morii. Ale moja ojczyzna ich odrzuci³a, wiкc udali siк do Szarych Przystani, gdy us³yszeli, ¿e Kirdan Szkutnik szuka budowniczych, ktуrzy postawi¹ nowy mur twierdzy... - Po co?! Nowy mur twierdzy?! Kirdan? A to ci historia! - plasn¹³ w d³onie Folko. - No to co? - zdziwi³ siк krasnolud. - Niech sobie buduje, miasto bкdzie piкkniejsze... Zreszt¹, co nam do tego? - Ale pomyœl sam, po co Kirdanowi nowe mury? Szare Przystanie od nie wiadomo ilu lat s¹ niezdobyte! Nawet nikt nigdy ich nie szturmowa³! Dlaczego wiкc ni z tego, ni z owego Kirdan wznosi nowe umocnienia? Jasne jak s³oсce, ¿e on te¿ jest czymœ zaniepokojony, skoro siк do tego zabra³! - Masz racjк! - krzykn¹³ Torin, uderzaj¹c siк po bokach. - ¯e te¿ to od razu do mnie nie dotar³o! Klnк siк na brodк Durina, œwiat jeszcze nie widzia³ takiego g³upiego krasnoluda! Milczeli, patrz¹c na siebie. Kirdan Szkutnik! Ostatni W³adca - elf Œrуdziemia! Ostatni z pozosta³ych cz³onkуw Rady Mкdrcуw. By³y posiadacz Pierœcienia Ognia, podarowanego mu przez Gandalfa. Niezwyciк¿ony, potк¿ny Kirdan. I on siк czegoœ obawia! Czy¿by niebezpieczeсstwo by³o a¿ tak wielkie? A jeœli tak, to czy¿ schowa siк przed nim za murami? Hobbit i krasnolud stali przy gasn¹cym kominku. Za oknami nios³a swoje wody do Wielkiego Morza szeroka i spokojna Brandywina. Hobbiton pogr¹¿ony by³ we œnie... Folko rozejrza³ siк. Znajome przedmioty, znajomy pokуj... To nieznoœne! Co robiж? Chcia³oby siк natychmiast wyci¹gn¹ж miecz, ruszyж na spotkanie owej bezpostaciowej, pozbawionej oblicza groŸby, stan¹ж z ni¹ oko w oko, walczyж... Ale kiedy, gdzie, z kim?! Rozgor¹czkowany, wysun¹³ g³owк przez okno, chciwie wdychaj¹c ch³odny nocny wiatr. Obok niego sta³ krasnolud. Gdzieœ za rzek¹, w Spichlerzach, zapia³ pierwszy kogut. Folko przetar³ klej¹ce siк powieki. Jego wzrok pad³ na pozostawiony poœrodku pokoju kuferek. Podszed³ doс, przyklкkn¹³. G³ucho szczкkn¹³ zamek. - Torinie, co mo¿emy zrobiж, jeœli rzeczywiœcie... ktoœ siк porusza pod ziemi¹? - Hobbit wyj¹³ z kufra grubaœne tomisko - kopiк Czerwonej Ksiкgi, rуwnie¿ oprawion¹ w czerwon¹ skуrк. Krasnolud natychmiast chwyci³ j¹ obu rкkami. - Wiele mo¿na zrobiж, tak s¹dzк - rzek³ Torin, nie wypuszczaj¹c ksiкgi. - Przede wszystkim trzeba spowodowaж, ¿eby uwierzy³y w to krasnoludy Œrуdziemia. Potem nale¿a³oby prosiж o pomoc Krуla. Jest potк¿ny i odwa¿ny, nie odmуwi zatem pomocy... jeœli tylko bкdziemy mogli mu wszystko wyjaœniж. Ale najpierw musimy sami wiele rzeczy sprawdziж. - A jeœli ci spod ziemi niczego od nas nie chc¹? ¯yj¹ tam sobie, dr¹¿¹ jakiœ tunel... - Sk¹d mogк wiedzieж? Mo¿e tak w³aœnie jest... Mo¿e tam nikogo nie ma, a krasnoludom z Morii rzeczywiœcie strach zam¹ci³ wzrok i w uszach siк rozdzwoni³o... Cokolwiek by s¹dziж, i tak ktoœ powinien siк tam przejœж. Folko smutno przytakn¹³. Krasnolud odejdzie... Przeczyta Ksiкgк i odejdzie. Bкdzie przemierza³ w nocy goœciсce, zatrzymywa³ siк w ober¿ach, spa³ gdzie popadnie... Zobaczy obce kraje, pokona nieznane rzeki. Ech... Hobbit przysiad³ na ³у¿ku i popatrzy³ przez ramiк na krasnoluda. Marszcz¹c czo³o i z wysi³ku poruszaj¹c wargami, Torin dos³ownie poch³ania³ ka¿de s³owo. Czyta³ pierwsze strony Ksiкgi, mуwi¹ce o s³ynnej rozmowie szacownego hobbita imieniem Bilbo Baggins z czarodziejem Gandalfem, ktуr¹ prowadzili pewnego s³onecznego poranka przed drzwiami domu hobbita... Folko wpatrywa³ siк w znajome strony, ale wkrуtce mocno zasn¹³.

2 POSZUKIWANIA KUCA Rankiem w zamkniкte na zasuwк drzwi ktoœ mocno i gwa³townie zastuka³. Na korytarzu rozleg³ siк donoœny bas: - Folko, draniu! Dlaczego siк zamkn¹³eœ? Prawdziwy Brandybuck niczego nie ukrywa przed swoimi starszymi! S³yszysz, leniu? Otwieraj natychmiast! M³ody hobbit, wyrwany ze snu, a¿ podskoczy³ na ³у¿ku. Rozbudzony, najpierw wpatrywa³ siк w drgaj¹ce pod ciosami piкœci drzwi, potem skuli³ siк jak skazaniec, wci¹gn¹³ g³owк w ramiona i, szuraj¹c stopami, powlуk³ siк otworzyж. Natychmiast w progu pojawi³ siк krzepki leciwy hobbit z pomarszczon¹, okr¹g³¹ twarz¹. Pod krzaczastymi brwiami kry³y siк ma³e oczka nieokreœlonej barwy. - Aha! - warkn¹³, wsuwaj¹c d³onie za pas i szeroko rozwodz¹c ³okcie na boki. - Wpad³eœ, ³obuzie! Kto uprowadzi³ kuca w nocy i nie zwrуci³ go, co? Pytam siк ciebie, niegodziwcze! Grube czerwone palce mocno wczepi³y siк w ucho Folka i zaczк³y bezlitoœnie je wykrкcaж. Ten zblad³ i skrкci³ siк z bуlu, ale nie wyda³ z siebie dŸwiкku. - Gdzie kuc, ³otrze? Gdzie kuc, darmozjadzie? Pytam siк ciebie! Prawdziwi Brandybuckowie powinni w nieustaj¹cym trudzie pomna¿aж otrzyman¹ od przodkуw w³asnoœж, a nie trwoniж j¹, jak hobbitoсska ho³ota! Ja w twoim wieku owce pasa³em, pracowa³em od œwitu do œwitu. A ty? Czym siк zajmujesz? Tracisz kuca! Wspania³ego kuca, jakiego teraz za ¿adne pieni¹dze nie zdobкdziesz! Nawet Tukowie takiego nie mieli! Na dodatek, zamiast go szukaж, chrapiesz sobie tutaj! Krasnolud zdecydowanie post¹pi³ do przodu, jego mocne palce niczym stalowy uchwyt zacisnк³y siк na pulchnej rкce wujaszka Paladyna. - Proszк o wybaczenie, czcigodny - wycedzi³ przez zкby Torin. - Proszк zostawiж Folka w spokoju, nie jest niczemu winien. Jego kuca ja wystraszy³em, kiedy zetknкliœmy siк twarz¹ w twarz na nocnym szlaku. Pokryjк wszystkie straty. - A ja siк ciebie, kochaneczku, w ogуle o nic nie pytam - wysycza³ wujaszek, bezskutecznie usi³uj¹c uwolniж siк z ¿elaznego chwytu krasnoluda. - Kim jesteœ? A ten niegodziwiec oberwie na dodatek za to, ¿e przyprowadza jakichœ w³уczкgуw! Krasnolud spurpurowia³. - Nie jestem w³уczкg¹. Nazywam siк Torin, syn Dartha, jestem krasnoludem z Gуr Ksiк¿ycowych. Puœж go! - rykn¹³, chwyciwszy woln¹ rкk¹ wujaszka za ko³nierz i lekko nim potrz¹sn¹³. Ten nagle cieniutko pisn¹³ i rozluŸni³ chwyt. Folko odskoczy³ w bok, przyciskaj¹c d³oс do purpurowego ucha. Torin powiedzia³ pojednawczo: - Mo¿e jakoœ siк dogadamy? Pozna³eœ moje imiк. A ciebie, czcigodny, jak zw¹? Twarz wujaszka mia³a barwк dojrza³ego pomidora; odzyska³ pewnoœж siebie i basowy ton g³osu zabrzmia³ agresywnie: - Nazywam siк Paladyn, syn Swiora; jestem g³ow¹ rodu Brandybuckуw. Mуw wiкc, czego chcesz, kochaneczku, dlaczego wkrad³eœ siк tu nieproszony, nie zapytawszy o zgodк? - Czcigodny Paladynie, synu Swiora, g³owo rodu Brandybuckуw - oœwiadczy³ ze Ÿle maskowan¹ pogard¹ krasnolud. - Nie mog³em przedstawiж siк w nale¿yty sposуb, poniewa¿ przyby³em w tк okolicк pуŸn¹ noc¹. Szed³em drog¹ z pу³nocy i przypadkowo napotka³em jad¹cego wierzchem na kucu m³odego hobbita. Kuc przestraszy³ siк, stan¹³ dкba i uciek³. Ulegaj¹c moim natrкtnym proœbom, Folko zgodzi³ siк mnie przenocowaж. Oczywiœcie za op³at¹, czcigodny panie! Krasnolud otrz¹sn¹³ siк z obrzydzeniem, ale wujaszek niczego nie zauwa¿y³. Torin wsun¹³ rкkк w zanadrze i po chwili w jego d³oni b³ysnк³o kilka z³otych trialonуw krуla Elessara. - Proszк tak¿e przyj¹ж pewne zadoœжuczynienie za utraconego z mojej winy kuca. Czy wystarczy szeœж pe³nowartoœciowych monet? Zwariowa³ czy co? - pomyœla³ Folko. - Przecie¿ za te pieni¹dze mo¿na kupiж cztery œwietne kuce! Wujaszek zamruga³ oczami, obliza³ spierzchniкte wargi, g³oœno odetchn¹³; jego maœlane oczka rozb³ys³y. - Noo, pewnie - przytakn¹³ skwapliwie, nie odrywaj¹c wzroku od z³ota. - Moglibyœmy przyj¹ж rekompensatк... Jeœli czcigodny Torin, syn Dartha, krasnolud z Gуr Ksiк¿ycowych, twierdzi, ¿e w³aœnie z jego winy... czy te¿ dok³adniej, z powodu jego pewnej niedba³oœci, straciliœmy kuca, to, oczywiœcie, powinien wynagrodziж nam jego wartoœж... Ale bardziej chcia³bym wiedzieж, po co czcigodny Torin przyby³ do nas? - Zosta³em wys³any przez swoich wspу³plemieсcуw, by zaproponowaж hobbitom najnowsze i najlepsze wyroby naszych mistrzуw - z powa¿n¹ min¹ odpowiedzia³ krasnolud i mrugn¹³ do Folka. - S³yszeliœmy, ¿e w³aœnie rуd Brandybuckуw jest obecnie najbogatszy i najszacowniejszy w Shire. - Na twarzy wujaszka pojawi³ siк wyraz nadzwyczajnego zainteresowania, kiwniкciami g³owy potwierdza³ ka¿de s³owo krasnoluda. - My, krasnoludy z po³udnia Gуr Ksiк¿ycowych, moglibyœmy zapewniж wam wszystko, co niezbкdne, po prostu dostarczaж pod sam¹ bramк, i to po najni¿szych cenach... Ale o tym przecie¿ nie rozmawia siк na drodze! - Tak, tak, oczywiœcie - kiwn¹³ g³ow¹ wujaszek. - Po œniadaniu, czcigodny goœciu, bкdziesz mуg³ opowiedzieж wszystko Radzie Brandybuckуw, ktуra podejmie decyzjк... - Mniemam wiкc, ¿e zrezygnowa³eœ panie z zamiaru ukarania Folka? - spyta³ Torin z uprzejmym uœmiechem, udaj¹c, ¿e zamierza schowaж z³oto. Wujaszek by³ wyraŸnie podekscytowany: - Czcigodny, to nasza sprawa, i nie warto, byœ ty, obcy w naszych stronach, zajmowa³ siк ni¹... Ale niech bкdzie. Folko nie bкdzie ukarany, jeœli... - Jeœli odnajdк z nim owego nieszczкsnego kuca i zap³acк wam... powiedzmy, cztery monety? - Jeœli odnajdzie siк kuc i... pokryjecie straty w wysokoœci szeœciu monet - oœwiadczy³ wujaszek nieprzejednanym tonem. - Chodzi nie tylko o kuca, ale rуwnie¿ o te upokorzenia, ktуrych teraz doœwiadczy nasz rуd... - Jakie¿ to upokorzenia? - speszy³ siк Torin. - Jak to jakie! S¹siedzi zobacz¹ biegaj¹cego wolno kuca ze znakiem Brandybuckуw i powiedz¹: „Okazuje siк, ¿e u tych Brandybuckуw wcale nie taki znowu porz¹dek panuje w stajniach, jak to usi³uj¹ nam pokazaж! W czym wiкc s¹ lepsi od nas, skoro, jak i inni zwykli hobbici, nie potrafi¹ upilnowaж kuca? Zatem, je¿eli nie s¹ lepsi od nas, to dlaczego mamy ich s³uchaж?”. Rozumiesz teraz, czcigodny Torinie, na jakie straty zostaliœmy nara¿eni? Gdybym wzi¹³ od ciebie mniej ni¿ szeœж monet, nasz rуd utraci³by czeœж, a jest to rуd w Hobbitonie pierwszy, rуwny Tukom! Krasnolud podrapa³ siк po karku, nie wiedz¹c, œmiaж siк czy oburzyж. - Niech bкdzie po twojemu, czcigodny - powiedzia³ i wysypa³ na u³o¿one w ³уdkк d³onie Paladyna garœж monet. Wujaszek, wstrzymawszy oddech, pilnie œledzi³ strumieс b³yszcz¹cych kr¹¿kуw. - Dziкki ci, Torinie, synu Dartha - oœwiadczy³ z szacunkiem, chowaj¹c pieni¹dze. - Od razu po œniadaniu zwo³am Radк Brandybuckуw i bкdziesz mуg³ wy³uszczyж nam swoje propozycje dotycz¹ce handlu. Poczekaj tu, jeœli chcesz. Cieс Czarnego S³upa nie przesunie siк ani o ³okieж, gdy ciк zawezwк. A ty, Folko, migiem skocz i powiadom wszystkich! ¯ywo! Minк³y trzy godziny i s³oсce wysoko wznios³o siк nad Starym Lasem, gdy w koсcu Folko i Torin spotkali siк w pokoiku m³odego hobbita. Na czole Folka b³yszcza³y krople potu, by³ wyczerpany, podobnie jak krasnolud. - Uff! Twoja rodzina zamкczy³a mnie gadaniem! - westchn¹³ krasnolud, padaj¹c na fotel. - Zamiast s³uchaж ich paplaniny, wola³bym ca³y dzieс machaж oskardem! Bez przerwy coœ jedli i gadali z pe³nymi ustami - nic nie mog³em zrozumieж... Ale niech im tam. Osi¹gn¹³em, co chcia³em - pozwolili mi przez jakiœ czas tu przebywaж z tob¹. Powiedzia³em, ¿e powinienem lepiej poznaж przysz³ych kupcуw. A co u ciebie? - Ucho mi spuch³o - oznajmi³ powa¿nie Folko. - Wiкc co zamierzamy? - Wiadomo, musimy poszukaж twojego kuca. WeŸ trochк prowiantu i jakiœ ciep³y p³aszcz, mo¿e gdzieœ zanocujemy. - Jak to?! - Folko nagle siк wystraszy³, wyobraziwszy sobie zimny nocleg w ciemnym lesie, w deszczu i wietrze. - Myœlisz, ¿e nie wrуcimy na noc? - Wszystko siк mo¿e zdarzyж - wzruszy³ ramionami krasnolud. Wyruszyli na poszukiwania, odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami mieszkaсcуw osady. Folko, ktуrego dobry humor i ¿¹dza przygуd na jakiœ czas st³umi³y lкk, nie wytrzyma³ i zawiesi³ u pasa miecz Wielkiego Meriadoka. Na plecy zarzuci³ ciк¿ki worek z zapasami, kieruj¹c siк m¹dr¹ zasad¹ hobbitуw: „Wybierasz siк na jeden dzieс, bierz jedzenia na tydzieс”. Po wyjœciu za bramк pomaszerowali na pу³noc, t¹ sam¹ drog¹, na ktуrej spotkali siк noc¹. Przeszed³szy oko³o mili i min¹wszy pierwszy zakrкt, kiedy za lasem zniknк³y dachy osady, skrкcili w prawo i skierowali siк na pу³nocny zachуd, przeszukuj¹c niewielkie zagajniki, rozsiane niczym wyspy poœrуd morza zadbanych pуl i ³¹k. Zagl¹dali do p³ytkich, poroœniкtych krzewami parowуw, rozpytywali okolicznych mieszkaсcуw - Folko zupe³nie nie przejmowa³ siк w tej materii zakazem wujaszka. Jednak¿e wszystkie ich wysi³ki spe³z³y na niczym. S³oсce nie pra¿y³o mocno, z po³udnia nap³ynк³y lekkie ob³oki, zrobi³o siк ch³odniej. Po drodze Folko i Torin spotykali wielu hobbitуw, ktуrzy wytrzeszczali oczy na widok krasnoluda, jednak o losie zaginionej „rodzinnej w³asnoœci” nie mieli pojкcia. Pуki szli przez pola i rzadkie przecinki, Torin opowiada³ Folkowi o swoim narodzie, tradycjach obyczajach, tradycjach i zajкciach krasnoludуw, opowiada³ rуwnie¿ o Annuminas, z zachwytem wspominaj¹c jego potк¿ne, u³o¿one z gigantycznych granitowych blokуw bastiony, wie¿e obronne, zakotwiczone g³кbokimi fundamentami w ziemi, brukowane ulice i schludne domy. Dolne kondygnacje budynkуw zajmowa³y niezliczone kramy i tawerny; mo¿na tam by³o kupiж dos³ownie wszystko, a tak¿e skosztowaж dowolnej potrawy, je¿eli tylko znano j¹ w Œrуdziemiu. Na peryferiach znajdowa³y siк liczne otwarte i os³oniкte dachami placyki, gdzie wкdrowni komedianci prezentowali swoje umiejкtnoœci przed szacown¹ publik¹ œpiewacy i muzykanci urz¹dzali koncerty i popisy taneczne wprost na ulicach czy placach, a w dni karnawa³u, urz¹dzanego co roku po ¿niwach, dzielnice Pу³nocna i Po³udniowa tonк³y w morzu kwiatуw i barw... Giкtka ga³¹zka smagnк³a prosto w twarz krasnoluda, ktуry jкkn¹³ i zakl¹³. Stali na skraju kolejnego poroœniкtego olszyn¹ parowu. Ci¹gnк³o od niego wilgoci¹. Folko niechкtnie schodzi³ w dу³ po stromym stoku, kieruj¹c siк ku szemrz¹cemu w dole strumykowi. Krasnolud, stкkaj¹c i potykaj¹c siк, szed³ za nim. Przeœlizn¹wszy siк pod gкstym dachem splecionych ga³кzi, Folko dotar³ do wody. Wtem coœ stuknк³o i rуwnoczeœnie posypa³y siк siarczyste przekleсstwa - Torin jak kamieс stacza³ siк na dno parowu. Hobbit rozejrza³ siк i nagle zobaczy³ przed sob¹, tu¿ przy strumieniu, na wilgotnej, poroœniкtej mchem ziemi wyraŸne œlady czterech niewielkich kopyt. W prawej przedniej podkowie brakowa³o jednego gwoŸdzia. - Torinie! Znalaz³em! - krzykn¹³ ucieszony. - Idziemy w gуrк strumienia. Nad ich g³owami zamknк³o siк sklepienie z koron drzew: olchy ust¹pi³y miejsca rosn¹cym na stoku parowu wysokim sosnom i potк¿nym jod³om. W dole panowa³ zielonkawy pу³mrok. Krasnoludowi przesta³a siк podobaж wyprawa - nie zna³ i nie lubi³ lasуw, nie potrafi³ siк po nich poruszaж. Id¹c za Folkiem, ha³asowa³ tak bardzo, ¿e gdyby to by³ prawdziwy Czarny Las z czasуw Bilbo i jego towarzyszy, ju¿ dawno ktoœ by ich po¿ar³... Parуw wiуd³ prosto na po³udnie, co zaniepokoi³o Folka. Wed³ug jego obliczeс lada moment powinni natrafiж na Obronn¹ Palisadк. Œlad prowadzi³ dnem parowu, kucyk wcale nie zamierza³ i nie prуbowa³ skrкciж czy wydostaж siк na gуrк. Folko usi³owa³ przypomnieж sobie, jak¹ okolicк w tej chwili przemierzaj¹, ale nie potrafi³ sobie tego uzmys³owiж: nie zna³ zbyt dobrze tej czкœci kraju. Pozostawa³o im tylko iœж dalej, maj¹c nadziejк, ¿e uciekiniera zatrzyma Palisada. Rozmowa zamar³a jakoœ bez powodu. Folko stale rozgl¹da³ siк na boki, wypatrywa³ œladуw i przys³uchiwa³ siк odg³osom ¿ycia w parowie, krasnolud natomiast przede wszystkim patrzy³ pod nogi, ¿eby nie zwaliж siк do wody. Kiedy w koсcu wyszli na suche miejsce, zmкczony hobbit zaproponowa³ popas. Przek¹sili pospiesznie i zapalili fajki, daj¹c wytchnienie zmкczonym nogom. Torin przymkn¹³ oczy i, wydawa³o siк, zapad³ w drzemkк, natomiast Folko niespokojnie wierci³ siк na pieсku. Po³o¿y³ miecz na kolanach i wysun¹³ do po³owy ostrze z pochwy. Otaczaj¹cy ich las wyraŸnie zgкstnia³ i otacza³ wкdrowcуw ponurym pierœcieniem; parуw rozszerzy³ siк, gкste zaroœla kry³y jego brzegi przed oczyma hobbita. Ptaki zamilk³y, czasem tylko wiatr przynosi³ skrzecz¹ce g³osy wron. Folko uniуs³ wzrok ku niebu; prуbowa³ okreœliж porк dnia, jednak¿e przez zielone sklepienie nie da³o siк nic zobaczyж. Wokу³ nich stopniowo narasta³y jakieœ tajemnicze trzaski i szelesty, stawa³y siк coraz g³oœniejsze i wyraŸniejsze. Gdzieœ nieopodal rozleg³ siк odg³os przypominaj¹cy ³opot potк¿nych skrzyde³. Hobbit drgn¹³ i wyci¹gn¹³ miecz. Wydawa³o mu siк, ¿e ktoœ za nim stoi i przypatruje siк; wyczuwa³, ¿e ten ktoœ jest nieprzyjazny, ale jednoczeœnie wystraszony. Folko nie potrafi³by wyjaœniж, jak doszed³ do takiego wniosku. Przekonanie, ¿e nieznajomy rуwnie¿ siк boi, doda³o hobbitowi pewnoœci siebie. Umyœlnie przeci¹gn¹³ siк niedbale, nawet od³o¿y³ miecz, ale jego prawa rкka niezauwa¿alnie dla obcych oczu podnios³a z ziemi ciк¿k¹, krуtk¹ ga³¹Ÿ. Istota za plecami hobbita odrobinк siк poruszy³a - i Folko cisn¹³ z ca³ej si³y ga³кzi¹ w stronк, gdzie, jego zdaniem, ktoœ siк czai³. Chwilк potem, z obna¿onym mieczem w rкku, skoczy³ w krzaki. Ha³as i trzask ga³кzi obudzi³y Torina. Przetar³szy oczy, krasnolud stan¹³ w postawie bojowej; topуr jakby sam wyskoczy³ mu zza pasa i znalaz³ siк w prawej rкce. Spomiкdzy krzakуw dobiega³y odg³osy szamotaniny, rozleg³ siк pisk. Bez namys³u krasnolud rzuci³ siк w tamt¹ stronк. Ciœniкty przez Folka kij trafi³ w cel i zwali³ z nуg nieproszonego goœcia. Hobbit dwoma skokami przedar³ siк w g³¹b gкstwiny krzewуw i z³apa³ mocno tarzaj¹cego siк po ziemi stwora. By³ mniejszy ni¿ on i znacznie s³abszy. ¯a³oœnie pisn¹wszy, zaniecha³ walki. Ale gdy tylko Folko odwrуci³ siк w stronк nadbiegaj¹cego krasnoluda, stworzenie wpi³o siк ostrymi zкbami w palec hobbita. Folko krzykn¹³ z bуlu. - Hej, jeszcze raz mi wytniesz taki numer, a poder¿nк ci gard³o! - wrzasn¹³ groŸnie hobbit prosto w ow³osione ucho istoty i dla pewnoœci przejecha³ zimnym stalowym ostrzem po szyi pokrytej miкkkim br¹zowym futrem. Stworek musia³ go zrozumieж; skurczy³ siк i obj¹³ g³owк rкkami. - Coœ ty z³apa³? - zapyta³ Torin, przek³adaj¹c topуr do lewej rкki, a praw¹ unosz¹c istotк za skуrк na karku. - Ha! Stary znajomy! Teraz hobbit zobaczy³, ¿e w potк¿nym rкku krasnoluda s³abo trzepoce siк malutki karze³ek, niewiele d³u¿szy od jego przedramienia. Na pod³u¿nej pomarszczonej mordce b³yszcza³y malutkie, pe³ne strachu i z³oœci czerwone oczka, podobne do oczu schwytanego szczura. Stwуr mia³ haczykowaty nos, usta o cienkich wargach. Jego d³ugie uszy z obwis³ymi czubkami pokrywa³y czarne, we³niste w³osy. Karze³ek ubrany by³ w doœж starannie uszyty br¹zowy kaftan i skуrzane wysokie buty. - Znasz go, Torinie? - zdziwi³ siк Folko. - A jak¿e! Znam dobrze jego plemiк... nawet bardzo dobrze. Zaraz go przes³ucham. Przypuszczam, ¿e znakomicie nas rozumie, ale nie bкdzie chcia³ mуwiж za skarby œwiata... chyba ¿e potraktujemy go roz¿arzonym ¿elazem! Mуwi¹c to, krasnolud uwa¿nie wpatrywa³ siк w oczy karze³ka, jakby prуbuj¹c sprawdziж, czy ten rozumie, o czym mowa. Jeniec zwisa³ w jego rкku i nie reagowa³ na groŸby. Krasnolud ci¹gn¹³: - Ich plemiк od dawna ¿yje blisko naszego. Zasiedlaj¹ porzucone wyrobiska; nie brzydz¹ siк rуwnie¿ tunelami orkуw. Z natury s¹ chytre i maj¹ lepkie d³onie, ich zrкcznoœж wykorzystuj¹ niektуre nieodpowiedzialne krasnoludy, ale wiкkszoœж moich rodakуw nie ceni ich ani trochк. Od ojca s³ysza³em, ¿e ci spryciarze w czasie Wielkiej Wojny o Pierœcieс potrafili kryж siк za cudzymi plecami, pomagaj¹c albo nam, albo orkom. Spotyka³em ich w Annuminas; zajmowali siк tam g³уwnie donoszeniem kupcom, gdzie mo¿na lepiej sprzedaж jakiœ towar, i za to otrzymywali zap³atк. Kiedyœ zamieszkiwali pieczary Gуr Szarych, a gdy pojawili siк tam orkowie, podporz¹dkowali siк zdobywcom. Potem jakoœ niezauwa¿alnie rozpe³zli siк po ca³ej pу³nocy Œrуdziemia... No dobra, teraz bкdк go przes³uchiwa³ w jego jкzyku. Ite ott burchusz? - zwrуci³ siк do karze³ka, stawiaj¹c go na ziemi. Ten milcza³. Torin z lekka potrz¹sn¹³ nim, tak ¿e zкby jeсca g³oœno zaszczeka³y. Dopiero wtedy tamten zacz¹³ mуwiж cienkim, nieprzyjemnym g³osikiem. Krasnolud doœж d³ugo prowadzi³ z nim dziwn¹ rozmowк, potem wyprostowa³ siк i wytar³ d³oni¹ spocone czo³o. Poszukawszy w bocznych kieszeniach, wyci¹gn¹³ spory motek sznura i zrкcznie zacz¹³ pкtaж rкce i nogi karze³ka, ktуry ¿a³oœnie jкcza³, ale nie stawia³ oporu. Potem Torin wsun¹³ go do worka i przerzuci³ baga¿ przez ramiк. - Ten przyjaciel - poklepa³ lekko worek, w ktуrym porusza³ siк i od czasu do czasu ze z³oœci¹ sapa³ wiкzieс - nie przywкdrowa³ na po³udnie ot tak sobie. Przy okazji rozgl¹daj siк na boki, by³o ich piкcioro. Obуz karze³kуw znaleŸli szybko - w wykrocie pod korzeniami rosn¹cej na pу³nocnym stoku sosny natrafili na œlady ogniska. Trawa doko³a by³a wygnieciona, obok popieliska le¿a³y sterty chrustu i podœciу³ka z naciкtych ga³кzi, wala³o siк te¿ kilka p³aszczy, pasуw i niewielkich no¿y w czarnych skуrzanych pochwach. Na nad³amanym trуjnogu wisia³ kocio³ek z korzennie pachn¹c¹ zawartoœci¹. Nie dostrzegli jednak ani workуw, ani innej broni prуcz no¿y. Widaж by³o, ¿e ktoœ st¹d pospiesznie uciek³, ledwie zd¹¿ywszy zagasiж ognisko. Spostrzegawczy hobbit zobaczy³ œlady ma³ych butуw, prowadz¹ce na wschуd. Obozuj¹cy tu zd¹¿yli siк wymkn¹ж. - Zwia³y, nawet nie prуbuj¹c uwolniж swojego wspу³plemieсca - rzuci³ pogardliwie Torin, kopniakiem wywracaj¹c garnek. - Co dalej? - Folko z zafrasowan¹ min¹ niepewnie zapyta³ krasnoluda, ktуry przeszukiwa³ pobliskie krzewy. - Œlady twojego kuca i tych typkуw prowadz¹ w jednym kierunku. - Mo¿emy iœж tym tropem! A po drodze opowiem ci coœ ciekawego. Hobbit zerkn¹³ na krasnoluda i zdziwi³ siк zmianie, jaka w nim zasz³a. Torin mia³ brwi zmarszczone w grymasie powagi, nie wypuszcza³ z rкki topora i szed³ zgarbiony, unikaj¹c otwartych przestrzeni; wydawa³ siк przestraszony. Folko, przejкty trwog¹ przyjaciela, wyci¹gn¹³ miecz z pochwy. - Bкdziemy ich ³apaж? - zapyta³ wojowniczo, œciszywszy jednak g³os. - A co potem? I w ogуle, powiedz wreszcie, czego siк od niego dowiedzia³eœ? - Wed³ug jego s³уw, mieszka³ w niewielkiej osadzie nieopodal Annuminas. Chyba mуwi³ prawdк, s¹ tam stare krasnoludzkie wyrobiska. Podobno pracowali dla bogatego kupca z Arnoru. Pewnego razu zaproponowano im bardzo korzystny interes - za dobr¹ op³atк mieli poznaж najkrуtsze szlaki do Forlindonu, z ominiкciem Hobbitonu, zamkniкtego dla obcych edyktem krуla Elessara. Ten zuch powiada, ¿e pomylili drogк i zab³¹dzili w Starym Lesie, sk¹d ledwie siк wydostali... - Trudno w to uwierzyж - wzruszy³ ramionami Folko. - Do Forlindonu, jak s³ysza³em, prowadzi dobra droga, omijaj¹ca Shire z zachodu... - Trudno uwierzyж! - prychn¹³ krasnolud. - £¿e ten ma³y draс i nawet siк nie zaczerwieni, bo to nie jest u nich przyjкte... Ale co z nim zrobiж? Jeœli go wykoсczymy, to bкdzie zabуjstwo, a karze³ki tego nie wybaczaj¹. Zap³akana rodzinka natychmiast rzuci siк do stуp Namiestnika, b³agaj¹c o ochronк... Krуl Elessar stara siк byж sprawiedliwy, w jego krуlestwie prawo jest jedno dla wszystkich: dla krasnoludуw i ludzi, i dla karze³kуw... Jednak¿e zmкczy³o mnie dŸwiganie go! - przerwa³ sam sobie. - Mo¿e jednak poder¿nк mu gard³o? Miejsce jest g³uche i odpowiednie... Z tymi s³owami rzuci³ worek na ziemiк i kopn¹³. Rozleg³o siк ¿a³osne piœniecie. - Widzisz go, zrozumia³! - powiedzia³ zadowolony krasnolud, gdy us³yszeli dochodz¹ce z worka mamrotanie. - Poczekaj! - poderwa³ siк nagle Torin. - To ju¿ zupe³nie inna œpiewka... Krasnolud rozwi¹za³ worek i wyci¹gn¹³ zmiкtoszonego karze³ka, ktуry zwali³ siк na ziemiк jak miкkki tobo³ek, ale nie przesta³ paplaж. - Nie tak szybko! - rozkaza³ Torin, znowu czкstuj¹c go lekkim kopniakiem. Karze³ek uniуs³ siк lekko i ze strachem wpatruj¹c siк w krasnoluda, wci¹¿ mamrota³, chocia¿ nieco wolniej, od czasu do czasu pochlipuj¹c. Folko nie rozumia³ ani s³owa, ale w g³osie karze³ka wyczu³ strach. - Co on mуwi? Co on mуwi? - wypytywa³ niecierpliwie krasnoluda. Torin nagle przysiad³ na pniaku, jego twarz pociemnia³a. - le siк sprawy uk³adaj¹, bracie hobbicie - rzek³, westchn¹wszy. - On powiedzia³, ¿e pewnego dnia do jego rodowej starszyzny przyjecha³ w nocy nieznany jeŸdziec - cz³owiek. Kto on, sk¹d - tego karze³ek, rzecz jasna, nie wie. Starszyzna naradza³a siк przez ca³¹ noc, a rano przywo³a³a go i jeszcze czterech z jego rodu; kazali im w tajemnicy przedostaж siк na po³udnie, do Isengardu, i odnaleŸж tych, ktуrzy podporz¹dkowali siк Bia³ej Rкce! Nie wiem, co znaczy „Bia³a Rкka”, ale karze³ek powiedzia³, ¿e mieli odnaleŸж ocala³ych orkуw! - Cу¿ to... cу¿ to znaczy, Torinie? - wybe³kota³ hobbit. Zna³ ju¿ odpowiedŸ, ale jednoczeœnie ba³ siк jej; jak dziecko mia³ nadziejк, ¿e mo¿e siк jeszcze upiecze... - To znaczy - wolno i wyraŸnie powiedzia³ krasnolud, podnosz¹c wzrok na Folka - ¿e ktoœ zbiera resztki tych, ktуrzy s³u¿yli Ciemnoœci... Hobbit uœwiadomi³ sobie, ¿e ca³y jego przytulny œwiatek w jednej chwili run¹³, ¿e jego ojczyŸnie grozi niebezpieczeсstwo i ¿e teraz on sam bкdzie musia³ z nim walczyж - ma³y, choж zrкczny hobbit, ktуry nie mo¿e liczyж na pomoc jakichœ wszechwiedz¹cych i wszechpotк¿nych czarodziejуw. - Nie mo¿emy go uwolniж - powiedzia³ zamyœlony Torin. - Musimy dotrzeж do starszyzny, wyjaœniж, kim by³ уw tajemniczy jeŸdziec... Jutro odchodzк, Folko. Karze³ka wezmк ze sob¹... ChodŸmy! Widzisz œlady kuca? Nie przeszli nawet stu krokуw, gdy krasnolud gwa³townie siк zatrzyma³. - Co to za palisada? Miкdzy drzewami widaж by³o wysokie, wbite w ziemiк, od gуry zaostrzone bale. Czкstokу³ schodzi³ z jednego ze stokуw, przekracza³ strumieс ponad opuszczon¹ w nurt gкst¹ kratownic¹ i ponownie wspina³ siк na zbocze, gin¹c miкdzy niezliczonymi pniami drzew. Podeszli bli¿ej i nagle Folko zobaczy³, ¿e Obronna Palisada, pewna, wzniesiona przez odleg³ych przodkуw zapora wokу³ Shire, ktуra mia³a chroniж jej mieszkaсcуw przed strachami zewnкtrznego œwiata, przesta³a pe³niж swoj¹ funkcjк. Omsza³e bierwiona w kilku miejscach przegni³y i runк³y; przegradzaj¹ca strumieс krata by³a wy³amana z jednej strony, tak ¿e widaж by³o zmursza³e wnкtrze bocznych prowadnic. Nic ju¿ nie mog³o zatrzymaж najeŸdŸcуw. Folko zbyt du¿o dzisiaj prze¿y³, dlatego zniszczona Palisada niezbyt go wzburzy³a. Splun¹³ tylko, z³orzecz¹c w duchu lekkomyœlnym hobbitom, ktуrzy mieli jej pilnowaж. W œlad za Torinem przekroczy³ zwalone bale... i po raz pierwszy znalaz³ siк poza granicami swojego kraju, mi³ego, przytulnego, serdecznego. Pusta niegdyœ przestrzeс przed Palisad¹ by³a teraz gкsto zaroœniкta, strumieс poszerzy³ swoje koryto, a jego brzegi poros³y olchy. Przyjaciele przedzierali siк przez gкste krzewy i przeskakiwali z kкpy na kкpк, miкdzy ktуrymi sta³a czarna, przeŸroczysta niczym zwierciad³o woda. Folko szed³ pierwszy, krasnolud za nim, za ka¿dym razem wymacuj¹c dno wy³amanym kijem. Na kuca natknкli siк zupe³nie przypadkowo. K¹tem oka Folko zauwa¿y³ jakieœ poruszenie w krzakach. Przystan¹³ i przyjrzawszy siк, zobaczy³, ¿e ich uciekinier zapl¹ta³ siк uprzк¿¹ w ga³кzie. Kuc najwyraŸniej rуwnie¿ ich dostrzeg³, bo szarpn¹³ siк, prуbuj¹c uwolniж, i zar¿a³ zachкcaj¹co. - Uff, w koсcu! - Torin wytar³ rкkawem pot z czo³a. - Szczerze mуwi¹c, wykoсczy³y mnie te lasy. Ruszyli w drogк powrotn¹, za³adowawszy karze³ka na grzbiet kuca. Folko odwrуci³ siк i z jakimœ niewyt³umaczalnym ¿alem rzuci³ spojrzenie na ciemne rubie¿e Starego Lasu. Dzieс przemija³, z po³udnia nap³ywa³y niskie chmury. W gкstniej¹cym mroku ledwo by³o s³ychaж plusk strumienia, z rzadka rozlega³y siк odleg³e ptasie g³osy. Hobbit szed³ przodem, prowadz¹c kuca, Torin maszerowa³ za nim. - Chcia³bym wiedzieж, komu przysz³o do g³owy zbieraж niedobitki orkуw! - rzuci³ krasnolud. Hobbit tylko wzruszy³ ramionami, a jego towarzysz ci¹gn¹³: - Czy tak naprawdк wielu ich przetrwa³o? Ile¿ to ju¿ lat chadzamy do pieczar Aglarondu obok ich siedzib i nigdy nic siк nie dzia³o... No, dobra, oddamy w Annuminas karze³ka komu trzeba, niech oni siк martwi¹... - Idziesz do Annuminas, tak od razu? - zapyta³ Folko. - Tak od razu? Nie, przecie¿ tu nie ma szlaku. Pуjdк przez Bree. Od mostu na Brandywinie to tylko dzieс drogi, a potem ju¿ po szlaku. Droga jest dobra, s¹ przy niej zajazdy i tawerny... Nad Brandywin¹ dawno ju¿ dopala³y siк ostatnie promienie wieczornej zorzy, gdy zmкczeni wкdrowcy w koсcu dotarli do siedziby Brandybuckуw. Oddali kuca wujaszkowi Paladynowi, u³o¿yli spкtanego karze³ka w k¹cie i po³o¿yli siк spaж. Zmкczony hobbit zasn¹³ od razu, gdy tylko znalaz³ siк w poœcieli.

3 ZA ZAKRКTEM Krasnolud wsta³ o œwicie i od razu zbudzi³ Folka. - Ju¿ pora, muszк siк zbieraж, przyjacielu. Dobrze by by³o, ¿ebym dziœ doszed³ do Bree, tam zanocujк, a stamt¹d dotrк do Annuminas w piкж dni... Pos³uchaj, czy twуj wujaszek nie sprzeda³by mi jakiegoœ nкdznego kucyka? Wydaje mi siк, ¿e dobrze wyszed³ na naszym spotkaniu, mo¿e to mu wystarczy? - Mieliœmy kuce na sprzeda¿ - odpowiedzia³ Folko, g³oœno pluskaj¹c siк w miednicy. Torin nie potrzebowa³ du¿o czasu, by dogadaж siк z wujaszkiem. Pomstuj¹c i zawodz¹c, kiedy wychwala³ sprzedanego wierzchowca, wujaszek potrafi³ zedrzeж z goœcia cenк dwa razy wy¿sz¹ od tej, jak¹ uzyska³by na targu. Torin starannie zapakowa³ karze³ka do worka, przyczepi³ topуr do pasa i zapi¹³ p³aszcz na lewym ramieniu misternie kut¹ spink¹. Ca³a ludnoœж osady wybieg³a ¿egnaж przybysza z dalekich gуr. - Oto spotkaliœmy siк i rozstajemy, Folko, synu Hemfasta -powiedzia³ Torin. - Dziкkujк ci za wszystko! Za nocleg, troskк, jad³o i rozmowк. Dziкkujк, ¿e wyci¹gn¹³eœ mnie na poszukiwanie zaginionego kuca - inaczej nie spotka³bym karze³ka. Dziкkujк za twe celne oko i pewn¹ rкkк - tylko dlatego go ujкliœmy. Szkoda, ¿e nie mog³em zapoznaж siк z Czerwon¹ Ksiкg¹, ale ¿ycie jest d³ugie i na pewno jeszcze siк spotkamy. Nie smuж siк! Nale¿ysz do wspania³ego ludu, od razu ciк pokocha³em... Szkoda tylko, ¿e zrobiliœcie siк tacy zasiedziali... Krasnolud uœmiechn¹³ siк do Folka, z szacunkiem uk³oni³ siк obserwuj¹cym go w milczeniu mieszkaсcom osady i wyprowadzi³ objuczonego kuca za wrota. Tam jeszcze raz odwrуci³ siк, uniуs³ rкkк w po¿egnalnym geœcie, usadowi³ siк w siodle i wkrуtce znikn¹³ za zakrкtem. Zebrani na podwуrzu hobbici powoli siк rozchodzili, rzucaj¹c czujne spojrzenia na stoj¹cego w pobli¿u bramy Folka. Dziedziniec opustosza³, a wtedy i on, skulony, z ponuro zwieszon¹ g³ow¹, powlуk³ siк do siebie. Wujaszek Paladyn wykrzykiwa³ coœ do niego z koсca korytarza, ale Folko nie zwraca³ na niego najmniejszej uwagi. W pokoiku m³odego hobbita nadal czu³o siк ostry zapach mocnej krasnoludzkiej samosiejki, odsuniкty fotel jeszcze zachowa³ kszta³t krzepkiego cia³a Torina, bardziej nawyk³ego do twardych desek zajazdуw ni¿ do wygody domostw hobbitуw. Folko westchn¹³ i wzi¹³ le¿¹cy na poœcieli miecz Meriadoka, chc¹c powiesiж go nad kominkiem. I wуwczas sta³o siк coœ dziwnego. Wystarczy³o, ¿e hobbit uchwyci³ star¹ koœcian¹ rкkojeœж, wypolerowan¹ przez d³onie tylu pokoleс gondorskich w³adcуw, gdy przed jego oczami œwiat siк rozp³yn¹³ i jak na jawie zobaczy³ krasnoluda, galopuj¹cego przez bezbrze¿ne pustkowie. P³aszcz powiewa³ za plecami Torina, za pasem po³yskiwa³ bojowy topуr, a ze wszystkich stron, zza ka¿dego krzewu, pagуrka czy kamienia mierzy³y do niego z ³ukуw ma³e, ale celnie strzelaj¹ce karze³ki. Nie by³o nikogo, kto mуg³by ostrzec krasnoluda i pomуc mu! Folko potrz¹sn¹³ g³ow¹, ale osobliwe widziad³o tylko nieco zamgli³o siк, lecz nie znik³o. Hobbit zacz¹³ umyœlnie g³oœno przesuwaж pod œcianк fotel, ¿eby zawiesiж miecz. - Folko, dlaczego siк nie odzywasz, kiedy ciк wo³aj¹? - W progu wyros³a postaж wujaszka. - Co ci powiedzia³em? Zbieraj siк, razem z Mnogoradem zawieziesz rzepк na targ. No, ruszaj siк, leniu, myœlisz, ¿e bкdк za ciebie wozy ³adowa³? Wujaszek przy tym prze¿uwa³ coœ, na pierœ spada³y mu okruchy, ktуre starannie zbiera³ i wk³ada³ do ust. „Szkoda tylko, ¿e zrobiliœcie siк tacy zasiedziali...” Po¿egnalny ruch rкki Torina. I jego spojrzenie, skierowane ju¿ nie na pozostaj¹cych w swoim ciep³ym i spokojnym gniazdku hobbitуw, ale na biegn¹c¹ w dal drogк, dalek¹ i niebezpieczn¹... Co swobodnie ¿yj¹cy krasnolud mуg³ mieж wspуlnego z rodakami Folka, ktуrzy dawno ju¿ zapomnieli o uroku dalekich wкdrуwek? I cу¿ pozosta³o jemu, Folkowi Brandybuckowi? Bкdzie wozi³ na targowisko s³ynn¹ na ca³y Hobbiton brandybuckowsk¹ rzepк?! I us³ugiwa³ temu t³ustemu g³upiemu wujaszkowi Paladynowi? - Dlaczego mnie nie s³uchasz, co?! Obibok, darmozjad, ¿eby ciк pokrкci³o! Jak œmiesz?! Dlaczego nie odpowiadasz, kiedy zwraca siк do ciebie najstarszy z rodu Brandybuckуw?! Prawdziwy Brandybuck powinien szanowaж starszych i bez szemrania wykonywaж ich polecenia! Natychmiast przestaс zajmowaж siк g³upstwami i idŸ ³adowaж furmanki! Bez... - Wujaszek nagle urwa³. Folko wyprostowa³ siк i patrzy³ na niego spokojnie, bez strachu i bez szacunku. Na ustach b³¹ka³ mu siк jakiœ dziwny uœmiech. - Nie krzycz na mnie, wujaszku - powiedzia³ cicho. - Bardzo tego nie lubiк... i nie bкdк ³adowa³ ¿adnych furmanek. £aduj sam, jeœli chcesz... Ja jestem zajкty. Zdawa³o siк, ¿e wujaszek Paladyn postrada³ zmys³y. Zacz¹³ ryczeж, chrypieж i rzuci³ siк do przodu, unosz¹c d³oс, by spoliczkowaж hobbita. - Ja ciк, ³obuzie!... Folko cofn¹³ siк o krok i wyci¹gn¹³ miecz z pochwy. Milcza³, nie poruszy³ siк, tylko ostrze skierowa³ w brzuch starszego hobbita. Ten sta³ jak skamienia³y i s³ucha³ spokojnie mуwi¹cego Folka: - Wiкcej nie bкdziesz mi wykrкca³ uszu, wujaszku. I nie bкdziesz pкdzi³ mnie do pracy ani zanudza³ pouczeniami, przestaniesz grzebaж w moich rzeczach i nie bкdziesz ju¿ mn¹ poniewiera³. Odchodzк, i miej do siebie pretensjк, jeœli sprуbujesz mi przeszkodziж! A teraz ¿egnaj. Folko zarzuci³ na ramiк torbк, przypi¹³ miecz do pasa, spokojnie omin¹³ os³upia³ego wujaszka i pomaszerowa³ do kuchni. Wzi¹³ zapas sucharуw i suszonego miкsa na kilka dni. Za plecami us³ysza³ jakiœ szelest; odwrуci³ siк, popatrzy³ na wolno wkraczaj¹cego do kuchni poblad³ego wujaszka, uœmiechn¹³ siк i wyszed³ na dwуr. Bez poœpiechu przemaszerowa³ przez dziedziniec do stajni, gdzie wybra³ i osiod³a³ najlepszego kuca. Zmierzaj¹c w kierunku wrуt, zobaczy³ wybiegaj¹cych ze wszystkich drzwi hobbitуw, a wœrуd nich wujaszka, ktуry ca³kowicie straci³ zwyk³¹ pewnoœж siebie. - Trzymajcie go! - wrzasn¹³ Paladyn. Pу³ tuzina co œmielszych hobbitуw ruszy³o nawet w kierunku stoj¹cej nieruchomo na œrodku podwуrza postaci, ale odwaga opuœci³a ich w chwili, gdy Folko rozpi¹³ p³aszcz i po³o¿y³ d³oс na rкkojeœci miecza. Nikt nie oœmieli³ siк go zatrzymaж. M³ody hobbit dziarsko wskoczy³ na siod³o i wyjecha³ przez wrota osady. Powiew œwie¿ego wiatru dmuchn¹³ mu w twarz. Nagle us³ysza³ znajomy dŸwiкk - ktoœ z Brandybuckуw zacz¹³ tr¹biж w rуg sygna³owy: „Z³odzieje! Po¿ar! Wrogowie! ObudŸcie siк wszyscy! Z³odzieje! Po¿ar! Wrogowie!”. Stary sygna³ na trwogк Bucklandu. Odpowiedzia³o mu kilka ro¿kуw z s¹siednich farm. Folko zobaczy³, ¿e ze stoj¹cych nieopodal drogi domуw zaczкli wybiegaж wystraszeni, nic nierozumiej¹cy mieszkaсcy. Uœmiechn¹³ siк. W tym momencie bardzo siк sobie podoba³. Co mu do tych zabieganych hobbitуw? Jak siedzieli poœrуd swojej rzepy trzysta lat, tak bкd¹ siedzieж dalej. A przed nim - niewiadome, d³uga droga, miecz przy pasie, zimne noce pod cienkim okryciem... Wstrz¹sn¹³ nim dreszcz, ale natychmiast min¹³, gdy przypomnia³ sobie, ¿e przewiduj¹co wzi¹³ ze sob¹ ciep³y p³aszcz watowany ptasim puchem. Kuc raŸnie truchta³ po dobrze ubitej drodze, wij¹cej siк miкdzy licznymi polami i farmami. Prowadzi³a na pу³noc, do Bramy Bucklandu, gdzie przy samym brzegu rzeki koсczy³a siк Obronna Palisada. Raz tylko zdarzy³o mu siк byж w tym miejscu, gdy po raz pierwszy zabrano m³odych hobbitуw na jarmark pod Hobbitonem. Folko zdo³a³ wtedy rzuciж tylko jedno szybkie spojrzenie na Wielki Goœciniec Wschodni, ktуrego koniec gin¹³ w zamglonej b³кkitnej dali. Szeroki, co najmniej trzy razy szerszy od skromnej hobbickiej drogi, dumnie przecina³ napieraj¹ce naс œciany lasуw i kierowa³ siк na wschуd, prosty niczym drzewce kopii. Gdzieœ tam, za lasem - o tym Folko wiedzia³ - le¿a³y niedawno zasiedlone przez hobbitуw nowe ziemie, niedaleko st¹d by³o i do Bree, jednak wуwczas wyda³o mu siк, ¿e stoi na granicy zamieszkanych ziem i ¿e za gкstymi leœnymi œcianami, a¿ do Gуr Mglistych, nie spotka siк ¿ywej istoty. Ca³y tabor wtedy d³ugo, poskrzypuj¹c osiami, skrкca³ na most przez Brandywinк; wujaszek Paladyn piskliwie wyk³уca³ siк z woŸnicami, trzкs¹cymi siк ze sk¹pstwa palcami odlicza³ zap³atк za przejazd przez most, a Folko, zapomniawszy o wszystkim, sta³ wyprostowany na stosie workуw i nie mуg³ oderwaж wzroku od biegn¹cego ku horyzontowi, zwк¿aj¹cego siк i wreszcie zmieniaj¹cego w nitkк Wielkiego Goœciсca. Opamiкta³ siк dopiero po mocnym klapsie: „Dlaczego rzepк depczesz, darmozjadzie!”. Folko otrz¹sn¹³ siк, jego twarz przybra³a surowy wyraz, d³oс nieco na pokaz dotknк³a czarnej pochwy. Nie zauwa¿y³, kiedy pojawi³a siк przed jego oczami czarna krecha Obronnej Palisady. Niepostrze¿enie zbli¿y³y siк, dotychczas widoczne z prawej strony jako jednolita zielona p³aszczyzna, korony drzew Starego Lasu. Do Bramy Bucklandu by³o niedaleko. Droga skrкci³a po raz kolejny i hobbit zobaczy³ szerokie, otwarte w tej chwili skrzyd³a, niskie wie¿yczki wartownicze po bokach i ci¹gn¹c¹ siк w obu kierunkach palisadк. Niemal wszyscy hobbici z Bucklandu, wychodz¹c przez bramк, natychmiast skrкcali w lewo, na most przez Brandywinк. Folkiem wstrz¹sn¹³ dreszcz: jego szlak prowadzi³ na prawo. Bez przeszkуd min¹³ bramк, wyjecha³ na œrodek skrzy¿owania i chc¹c siк rozejrzeж, stan¹³ z boku, by nie przeszkadzaж pod¹¿aj¹cym do Hobbitonu. Na zachуd, po lewej, przez szerok¹ Brandywinк przerzucono stary, sczernia³y ze staroœci drewniany most, zbudowany z olbrzymich dкbowych bali. By³ wystarczaj¹co szeroki, by mog³y siк na nim zmieœciж jednoczeœnie trzy wozy. Przed wejœciem na most na wkopanych g³кboko w ziemiк s³upach wypisano wiekopomne s³owa, g³osz¹ce we Wspуlnej Mowie i w staro¿ytnym jкzyku elfуw: „Ziemia wolnego ludu hobbitуw pod ochron¹ Pу³nocnej Korony. Rozkazujк: niechaj nie przekroczy tej rubie¿y noga cz³owieka, teraz i na wieki wiekуw, i niech Shire rz¹dzi siк woln¹ wol¹ swojego narodu wedle jego w³asnego rozumienia. Gdyby zaœ jakiœ cz³owiek potrzebowa³ spotkaж siк z ktуrymœ z hobbitуw, niech przybкdzie do mostu na Brandywinie, przeka¿e list hobbick¹ poczt¹ i czeka odpowiedzi w zajeŸdzie. Daс w roku pi¹tym Czwartej Ery, w Annuminas, w³asnorкcznie - Elessar, Krуl Arnoru i Gondoru”. Po prawej widnia³a zwarta œciana Starego Lasu, ci¹gn¹cego siк wzd³u¿ goœciсca przez jakieœ dwie dziesi¹tki mil, potem gwa³townie skrкcaj¹ca na po³udnie, ustкpuj¹c miejsca obszarowi starych Kurhanуw, o ktуrych w Shire do dziœ szeptem opowiadano legendy, co jedn¹, to straszniejsz¹. Folko s³ysza³, ¿e obszar wokу³ Kurhanуw, dawniej opuszczony i bezludny, dziœ znуw jest zasiedlony. Prosto na wschуd, id¹c Goœciсcem, le¿a³o s³ynne osiedle Bree, ze znan¹ w ca³ym Œrуdziemiu gospod¹ „Pod Rozbrykanym Kucykiem”. Co czeka wкdrowca dalej, Folko dok³adnie nie wiedzia³, s³ysza³ tylko, ¿e ludzie z Arnoru dotarli a¿ do Zawiercia, wszкdzie o¿ywiaj¹c ugoruj¹ce ¿yzne ziemie. Folko zsiad³ z kuca, jeszcze raz dok³adnie obejrza³ uprz¹¿, poprawi³ sakwy przy siodle. Zauwa¿y³, ¿e stra¿ przy moœcie przygl¹da mu siк z zainteresowaniem. Byli to hobbici uzbrojeni w ³uki i proce; posterunek wystawiono tu wiele wiekуw temu i zawуd stra¿nika mostu przechodzi³ z ojca na syna... Folko nieœwiadomie szuka³ pretekstu, ¿eby jak najd³u¿ej siк tu zatrzymaж. Otwarte przestrzenie, jak zawsze, mami³y go, ale skуra mu cierp³a, gdy uœwiadamia³ sobie, i¿ czeka go niewiadome... Wzi¹³ siк jednak w garœж i ruszy³ Goœciсcem. Oczywiœcie wiedzia³, ¿e nie jest na nim bezpiecznie, ale... Zbуje? - pomyœla³. Cу¿, niech bкd¹ zbуje. Mo¿e jestem niewysoki, ale zrкczny i uzbrojony! Z g³кbi Starego Lasu nie dochodzi³ ani jeden dŸwiкk, ale im d³u¿ej jecha³, z tym wiкkszym strachem zerka³ na nieprzeniknione zaroœla, oddzielone od Goœciсca g³кbokim rowem. Z lasu wype³za³a popielata, œciel¹ca siк po ziemi mg³a; wydawa³o siк, ¿e jest ciк¿sza od powietrza i niczym rozlane w nim mleko wolno œcieka do przydro¿nych rowуw. By³o cicho, tylko koсskie kopyta g³ucho dudni³y po pylistej drodze. Goœciniec szybko zasnuwa³ wieczorny zmrok. Folko popкdza³ kuca, przylgn¹wszy do jego szyi. Wieczorne cienie wyci¹ga³y ku niemu d³ugie ³apy i hobbit czu³ siк nieswojo. Nie potrafi³ oderwaж oczu od ciemnego szpaleru olbrzymich drzew, od przelewaj¹cych siк fal popielatej mg³y, coraz wy¿ej wype³niaj¹cej przydro¿ne rowy. Uchem chwyta³ ka¿dy dŸwiкk, rozlegaj¹cy siк w ciemnoœciach... Hobbit stara³ siк trzymaж lewego skraju drogi, ale w pewnym miejscu musia³ zbli¿yж siк do pobocza, ¿eby omin¹ж g³кbok¹ ka³u¿к, i wtedy spojrza³ na wype³niony niemal po brzegi siw¹ mg³¹ rуw. Na dnie by³a widoczna jakaœ rozmyta ciemna plama. I nagle, jak gdyby ktoœ zerwa³ mu z oczu zas³onк, Folko ujrza³ z przera¿eniem i odraz¹: w przydro¿nym zag³кbieniu le¿a³ trup. Folko poczu³, jak lodowata obrкcz œciska mu brzuch, ale natychmiast w œwiadomoœci pojawi³a siк myœl: „Kimkolwiek on by³ i jak bardzo byœ siк ba³ - martwe cia³o trzeba pogrzebaж”. Wyprzedzaj¹c kolejn¹ falк strachu, œci¹gn¹³ wodze. W rowie na plecach le¿a³ hobbit. Najwidoczniej zabito go zupe³nie niedawno, choж kruki zd¹¿y³y ju¿ wydziobaж mu oczy. Zabity nie mia³ na sobie porz¹dnego hobbickiego przyodziewku, lecz jak¹œ grub¹, brudn¹ odzie¿. Przez ca³e czo³o, na skos, od skroni do nosa, ci¹gnк³a siк czarna, zapiek³a rana. Folko nie mуg³ siк d³u¿ej zatrzymywaж: z ka¿d¹ chwil¹ krasnolud wyprzedza³ go coraz bardziej. Zd¹¿y³ tylko podkopaж mieczem brzeg rowu i przysypaж cia³o wilgotn¹ glin¹. Zebra³ na poboczu trochк kamieni i u³o¿y³ z nich niewielki trуjk¹t, zwrуcony wierzcho³kiem w stronк g³owy zmar³ego. Potem sta³ chwilк w pe³nej szacunku ciszy, wreszcie wskoczy³ na siod³o. Obowi¹zek zosta³ spe³niony; powrуci³ odsuniкty na chwilк strach. Niespodziewanie dla samego siebie hobbit pomyœla³ o Dziewiкciu - i jakby odpowiadaj¹c na te myœli, sk¹dœ z oddali nocny wiatr przyniуs³ znane ju¿ przeci¹g³e wycie pe³ne nieludzkiego smutku, skierowane do ciemnego nieba. Folko ju¿ je s³ysza³, ale wtedy siedzia³ z krasnoludem w swoim pokoju, przy p³on¹cym kominku, pod ochron¹ starych murуw; tutaj natomiast, na œrodku pustego, zalanego widmowym nocnym œwiat³em szlaku, obok dopiero co zakopanego wspу³plemieсca, ponury odg³os zaalarmowa³ hobbita. Ca³e cia³o pokry³ mu zimny pot. A wycie trwa³o, raz nieco oddalaj¹c siк, to znуw zbli¿aj¹c. Kuc skoczy³ naprzуd, nie ponaglany przez jeŸdŸca. Przylgn¹wszy do krуtko przyciкtej grzywy konika, Folko obejrza³ siк. Daleko na zachodzie widoczny by³ w¹ski kawa³ek oœwietlonego wieczorn¹ zorz¹ nieba. S³oсce ju¿ ukry³o siк w Wielkim Morzu, lecz niebosk³on zachowa³ jeszcze zielonkawy odblask zmierzchu, a nad horyzontem widoczna by³a purpurowa niж. Przez mgnienie oka hobbitowi wydawa³o siк, ¿e na tle s³abej poœwiaty odrу¿nia sylwetki toczonych wie¿ Szarych Przystani - tak je opisywano w ksiкgach, bo na w³asne oczy nigdy ich nie widzia³. To wystarczy³o, by przypomnia³ sobie o piкknych elfickich pa³acach na brzegach o³owianoszarego zalewu, o wiecznie szumi¹cym morzu, o zagadkowym Zamorzu, gdzie mieszka Elbereth, Jasna Pani, na ktуrej imiк kln¹ siк Nieœmiertelni... I zaraz w sercu mu pojaœnia³o, jak gdyby czyjaœ rкka zdecydowanym ruchem odgarnк³a gкst¹ pajкczynк mrocznych myœli. Podniesiony na duchu zacz¹³ cichutko nuciж piosenkк, ktуr¹ pozna³, czytaj¹c Czerwon¹ Ksiкgк. Œpiewa³y j¹ elfy, kieruj¹ce siк ku swoim leœnym twierdzom przy starej drodze, prowadz¹cej od Szarych Przystani. Folko zaœpiewa³ piosenkк raz, drugi i trzeci, ale myœli jego wci¹¿ wraca³y do zabitego hobbita, pogrzebanego przezeс na skraju Goœciсca. Kim by³? Jak siк tu znalaz³? Czy szed³ pieszo z Hobbitonu do Bree, czy zmierza³ w przeciwnym kierunku? Mo¿e schwytano go daleko, na przyk³ad przy Bia³ych Wzgуrzach, i przywieziono tutaj, ¿eby przes³uchaж i zabiж? A mo¿e od dawna by³ ju¿ w niewoli i nieznani porywacze po prostu pozbyli siк go, kiedy przesta³ im byж potrzebny i nie mуg³ ju¿ dla nich pracowaж? Ktу¿ to wie?... W ka¿dym razie, o wszystkim nale¿y powiedzieж hobbitom z Bree, uprzedziж ich, ¿eby przyjechali tu i pochowali nieboszczyka jak nale¿y - aby i on, Folko, mуg³ œmia³o spojrzeж w oczy temu hobbitowi, gdy, jak wszyscy kiedykolwiek ¿yj¹cy w Œrуdziemiu, spotkaj¹ siк za Morzami... Tymczasem noc w pe³ni zapanowa³a nad œwiatem, p³omieс zmierzchu na zachodzie zgas³, jednak wschodz¹cy ksiк¿yc w wystarczaj¹cym stopniu oœwietla³ drogк, zreszt¹ by³a ona prosta i rуwna. Konik raŸnie k³usowa³ i wed³ug obliczeс Folka do skraju Starego Lasu zosta³o nie wiкcej ni¿ jedna, mo¿e dwie mile. Ale gdzie by³ Torin? Czy¿by a¿ tak bardzo go wyprzedzi³? Folko uderzy³ piкtami w boki kuca i w tej samej chwili zobaczy³ przed sob¹ nisk¹, ciemn¹ postaж jeŸdŸca. - Kimkolwiek jesteœ, stуj! - zagrzmia³ nieznajomy, zrzucaj¹c z ramion szeroki p³aszcz. By³ gotуw do walki: topуr w rкku, na piersi lœni³a zbroja. - To ja, Torinie, to ja! - krzykn¹³ Folko, uniуs³ siк w strzemionach i zamacha³ rкkoma. JeŸdziec wyszed³ mu na spotkanie, Folko zeskoczy³ z siod³a i stan¹³ obok skamienia³ego ze zdziwienia Torina. - Folko! Przyjacielu hobbicie, sk¹d siк tu wzi¹³eœ?! - Jak siк cieszк, ¿e jednak ciк doœcign¹³em! Powiedzia³em wszak, ¿e moglibyœmy wкdrowaж razem... Wiкc ja... Wiesz... - Przez oblicze hobbita przemkn¹³ cieс. - Znalaz³em cia³o przy drodze! I to wycie... S³ysza³eœ? - Poczekaj, poczekaj! Znalaz³eœ cia³o? Gdzie? Wsiadaj na kuca, jedŸmy dalej, nie bкdziemy przecie¿ wracali... Do Bree ju¿ blisko... O, patrz, ju¿ zaczynaj¹ siк Kurhany... Rzeczywiœcie, las odstкpowa³ od drogi, jego skraj odsuwa³ siк na pу³noc i po³udnie. Goœciniec prowadzi³ teraz na pofa³dowan¹ z lekka rуwninк. Mniej wiкcej milк od miejsca, w ktуrym siк znajdowali, droga pokonywa³a g³кbokie siod³o miкdzy dwoma wzgуrzami. Z lewej wi³a siк ledwo widoczna w zmierzchu polna œcie¿ka, prowadz¹ca wzd³u¿ jednego z grzbietуw na pу³noc. W tamtej stronie, w oddali, migota³o kilka ledwo widocznych ogni; jeszcze dalej widnia³y rozmyte zarysy poroœniкtego lasem pasma wzgуrz. - Tam s¹ osiedla hobbitуw na Bia³ych Wzgуrzach - pokaza³ przyjacielowi Folko. - A bardziej na prawo, przy Zielonej Œcie¿ce, ¿yj¹ Arnorczycy. Na wprost za wzgуrzami powinno znajdowaж siк Bree... Z prawej ci¹gnк³y siк obszerne pola, usiane rу¿nej wysokoœci kurhanami. Mg³a wype³nia³a przestrzeс miкdzy nimi i kopce wygl¹da³y jak dziwaczne pкcherze, wypiкtrzaj¹ce siк nad powierzchniк widmowego morza. Folko wzdrygn¹³ siк - gdzieœ, nieco bardziej na po³udnie, le¿a³ maj¹cy z³¹ s³awк Kurhan, w ktуrym Upiуr schwyta³ czterech przyjaciу³ hobbitуw, z Frodem na czele. Przez jakiœ czas jechali w milczeniu, ci¹gle rzucaj¹c spojrzenia na Kurhany. Pierwszy zacz¹³ siк niepokoiж krasnolud. - S³yszysz, Folko? Jakby œpiew... Taki nosowy... Hobbit wytк¿y³ s³uch. Gdzieœ za wzgуrzami setki g³osуw zawodzi³y jak¹œ tкskn¹ pieœс. Monotonny œpiew wype³ni³ serce niejasn¹ trwog¹ i przywo³a³ œwie¿e wspomnienie tajemniczego skowytu... Œpiewaj¹cy zbli¿ali siк. - Zwijajmy siк st¹d natychmiast! - wycedzi³ przez zaciœniкte zкby krasnolud. Gwa³townie skrкci³ w lewo i poci¹gn¹³ opieraj¹cego siк kuca w dу³, do przydro¿nego rowu. Folko pospieszy³ jego œladem. Z trudem zepchn¹wszy koniki z odkrytego miejsca, hobbit i krasnolud ostro¿nie podpe³zli do skraju zag³кbienia i wysunкli g³owy nad jego krawкdŸ, kryj¹c siк w wysokiej trawie. Torin wyci¹gn¹³ zza pasa topуr. Folko obna¿y³ ostrze miecza. Z ciemnoœci, jedna za drug¹, wynurza³y siк czarne postacie. JeŸdŸcy dosiadali du¿ych koni, przytroczone do ich plecуw ko³ysa³y siк d³ugie kopie. Poruszali siк parami, niespiesznie, kieruj¹c siк dok³adnie na po³udnie - w stronк Kurhanуw. Niektуrzy trzymali w rкkach p³on¹ce pochodnie; nad drog¹ rozpostar³ siк siwy dym. Rozlega³ siк smкtny œpiew. Czo³o kolumny dawno utonк³o w kryj¹cej podnу¿e Kurhanуw mgle Starego Lasu, ale spomiкdzy wzgуrz wy³aniali siк wci¹¿ nowi jeŸdŸcy. Ukrytych w trawie przyjaciу³ minк³o kilka wozуw, za nimi pojawili siк piechurzy. Po szaro-srebrzystym polu ksiк¿ycowego œwiat³a piechota ci¹gnк³a za gin¹cymi we mgle konnymi. Nie brzкcza³a broс, nie migota³y wypolerowane zbroje - wszystko tonк³o w g³кbokiej czerni i tylko ponury zaœpiew w nieznanym jкzyku zak³уca³ nocn¹ ciszк. W koсcu ca³a procesja skry³a siк we mgle. Folko, ktуry bacznie wszystko obserwowa³, dostrzeg³ stoj¹cy na szczycie najbli¿szego Kurhanu Mylny Kamieс. Jego g³adkie œciany nagle zap³onк³y purpurowym ogniem, jak gdyby ciemny piorun uderzy³ w szczyt zaczarowanego wzgуrza. Po kilku minutach taka sama przemiana zasz³a rуwnie¿ w wygl¹dzie kamienia na nastкpnym Kurhanie. W ciemnoœci pojawi³ siк nagle ³aсcuszek mrugaj¹cych ogni, mg³a rozjaœni³a siк, jak gdyby w samym jej centrum rozpalono olbrzymie ognisko. Raz jeszcze da³o siк s³yszeж przenikliwe wycie z po³udnia. Krasnolud zatka³ uszy palcami. Skowyt przepe³nia³a ukryta i mœciwa radoœж, jakby ktoœ dosta³ w koсcu w swoje rкce broс, ktуra mia³a mu umo¿liwiж dokonanie od dawna planowanego aktu zemsty. Ten ktoœ szydzi³ i rechota³, byж mo¿e w ten sposуb wyra¿aj¹c przepe³niaj¹ce go uczucia. Krasnolud i hobbit poczuli strach. D³ugo nie decydowali siк ruszyж z miejsca. Pierwszy opamiкta³ siк Torin. - Jakaœ si³a nieczysta pojawi³a siк na ziemiach Krуla Arnoru! - wyszepta³. - Wiesz co, druhu hobbicie, zmykajmy st¹d jak najszybciej. Nie podoba mi siк tu... Przygarbieni, staraj¹c siк trzymaж w cieniu rzadkich przydro¿nych drzew, wyprowadzili na szlak swoje koniki. Folko bojaŸliwie rozgl¹da³ siк na boki, a krasnolud chrapliwie kl¹³ przez zкby. Wsiadaj¹c na kuca, tr¹ci³ podkutym butem w worek z karze³kiem. Z worka dobieg³o ciche pochlipywanie. Wkrуtce dotarli do skraju parowu, ktуrego dnem p³yn¹³ niewielki strumyk; nad nim przerzucono kamienny mostek. W oddali widaж by³o jakieœ budowle. Wкdrowcy przeszli przez most. Doko³a rozci¹ga³y siк uprawne pola, wzd³u¿ drogi pojawi³y siк p³oty z ¿erdzi, na prawo i lewo odchodzi³y od niej polne œcie¿ki. Wkrуtce pojawi³ siк przed nimi czarny czкstokу³ okalaj¹cy miasteczko Bree. Droga koсczy³a siк u zamkniкtych z powodu nocnej pory wrуt; w wie¿yczce stra¿nika pe³ga³ s³aby ognik. Krasnolud siкgn¹³ w zanadrze i zacz¹³ mruczeж: - Nas dwуch... i dwa kuce... dwie жwierciny myta jak nic... Od g³уwnego traktu odbija³a w lewo jeszcze jedna ma³o widoczna œcie¿ka, biegn¹ca wzd³u¿ czкstoko³u gdzieœ na po³udnie. Ponad ostroko³em z okutych bali mo¿na by³o dostrzec kryte gontami dachy. Gdzieœ rozszczeka³y siк psy. Krasnolud podjecha³ pod same wrota i wyci¹gn¹wszy zza pasa topуr, g³oœno zastuka³ obuchem. Przez pewien czas trwa³a cisza, potem uchyli³o siк okienko i ktoœ zachrypniкtym od snu g³osem zapyta³: - Kogo znуw wilko³aki w zкbach przynios³y? Do rana poczekaж nie mo¿esz? - Gdzie¿ tam do rana! - rozz³oœci³ siк Torin. - Na drodze mamy spaж czy co? Masz tu myto za dwуch i otwieraj! - Wsun¹³ w okienko pieni¹dze. - A wy kto? - Torin, syn Dartha, krasnolud z Gуr Mglistych, wкdruj¹cy do Annuminas w sprawach handlowych! Wraz z nim Folko Brandybuck, syn Hemfasta, mуj towarzysz i druh. Wpuœж nas, szanowny panie! - Dobra, dobra, jacy to niecierpliwi... Zaraz odemknк... Wrota otworzy³y siк, za nimi widnia³a d³uga ciemna ulica. Leciwy stra¿nik, pomrukuj¹c pod nosem, pchn¹³ ramieniem skrzyd³o bramy i za³o¿y³ zasuwк. Folko odetchn¹³ z ulg¹. ZnaleŸli siк w Przygуrzu.

4 LEKCJE W PRZYGУRZU Przeszli ciemn¹ ulic¹ z solidnymi domami, ktуre otacza³y wysokie p³oty, i zatrzymali siк obok starego, na wieki osadzonego w ziemi budynku - s³ynnej przygуrzaсskiej ober¿y „Pod Rozbrykanym Kucykiem”. Jej œciany tworzy³y grube dкbowe bale, ktуre u podstawy opiera³y siк na omsza³ych g³azach. Okna by³y jasno oœwietlone, przez pу³otwarte drzwi dochodzi³y odg³osy o¿ywionej rozmowy. - Potrzymaj, pуjdк dogadaж siк z gospodarzem. - Torin wcisn¹³ w rкce hobbita wodze, zdj¹³ worek z karze³kiem i skierowa³ siк w stronк bocznego wejœcia. Dopiero teraz, ju¿ bezpieczny, Folko poczu³, jak bardzo jest zmкczony. Chcia³o mu siк jednoczeœnie i spaж, i jeœж, ale chyba najpierw jeœж! Zsiad³ z wierzchowca i poprowadzi³ oba kucyki w g³¹b ciemnego podwуrza. Przywi¹za³ je, da³ owsa z worka i zatrzyma³ siк, niepewny, co dalej robiж. - A waszmoœcia hobbita najpokorniej proszк tutaj - rozleg³ siк tu¿ obok czyjœ pe³en szacunku g³os. Folko odwrуci³ siк. Przed nim sta³ cz³owiek, niski, przysadzisty, ale nie gruby; szerokoœci¹ ramion niewiele ustкpowa³ Torinowi. - Gospodarz jam tutejszy. Barlimanem mnie wo³aj¹. A ober¿a nasza ju¿ podczas Wielkiej Wojny goœci³a samego krуla Elessara. - Niczym spiskowiec puœci³ do Folka oko. - Wtedy wszyscy znali go jako Aragorna, a zazwyczaj po prostu nazywali W³уczкg¹! Och, zagada³em siк, wielkodusznie wybaczcie mi, panie! Torin ju¿ zamуwi³ kolacjк do oddzielnej izby, Nob j¹ przygotowuje. Czego sobie ¿yczycie? Miкsa czy te¿ coœ l¿ejszego? Mo¿e jakieœ warzywa? - I to, i to - oœwiadczy³ zdecydowanie Folko. - I proszк, nie zapomnijcie o piwie! Mo¿e te¿ byж gomу³ka sera; dobry by³by tak¿e pierуg jab³kowy, konfitury truskawkowe, miуd... No i wszystko to szybko, bo inaczej sami kogoœ zjemy! Dok¹d mam iœж? - Rozumiem, wszystko migiem bкdzie podane! - zapewni³ gospodarz. - Kieruj siк, panie... Jak ciк mam zwaж? - Mуw do mnie po prostu Folko. Hobbit pchn¹³ ciк¿kie, okute ¿elazem drzwi. Gospodarz, niewiarygodnie zrкcznie okrкciwszy siк na piкcie, znalaz³ siк przed nim i poprowadzi³ w g³¹b domu, od czasu do czasu chwytaj¹c go za ³okieж i mrucz¹c pod nosem: „Ostro¿nie, stopnie tu s¹... A tu piwnica otwarta, Nob, nierуb jeden... Wybaczcie, ja przywyk³em do ciemnoœci, panie, a krasnolud kaza³ zaprowadziж was bocznym wejœciem...”. Folko pos³usznie szed³ za nim ciemnym, wype³nionym apetycznymi zapachami korytarzem. Od czasu do czasu gdzieœ za œcian¹ rozlega³y siк g³osy, œmiechy, brzкk kufli i weso³e œpiewy. Karczma, wype³niona ludŸmi, zdawa³a siк nie pamiкtaж o swym szacownym wieku. Barliman zatrzyma³ siк przed drzwiami w przeciwleg³ym koсcu korytarza i grzecznie zastuka³. - Wejœж! - odpowiedzia³ ze œrodka Torin. Folko znalaz³ siк w niewielkim, bardzo przytulnym pokoju z niskim sufitem i okr¹g³ym oknem zamkniкtym na ciк¿kie okiennice. Po œcianach z belek pe³ga³y czerwone rozb³yski p³on¹cego w kominku ognia, w kutych œwiecznikach p³onк³y œwiece. W odleg³ym k¹cie sta³o szerokie ³o¿e, przed kominkiem ustawiono dwa drewniane krzes³a i niewielki stу³, pokryty ciemnym suknem. W k¹cie obok kominka le¿a³y ich baga¿e, a przodem do paleniska siedzia³ krasnolud, ju¿ bez p³aszcza. Pokуj wype³nia³ znajomy aromat jego mocnego tytoniu. - Przyprowadzi³em go, panie Torinie - pochyli³ g³owк ober¿ysta. - Oto klucz od piwniczki. - Wyj¹³ z kieszeni ciк¿ki klucz z wymyœlnie ciкtym piуrem. - Kolacja bкdzie ju¿ za momencik. Czy wszystko w porz¹dku? Mo¿e jeszcze czymœ mogк s³u¿yж? - Nie, dziкki, panie Barlimanie - odpowiedzia³ krasnolud. - Wszystko jest w znakomitym porz¹dku. Przek¹simy coœ i przeœpimy siк. - Œwietnie, œwietnie - kiwa³ g³ow¹ ober¿ysta. - A gdybyœcie mieli ¿yczenie, prosimy do g³уwnej sali, luda tam wiele, ha³aœliwie i weso³o... Jeœli zaœ nie chcecie, odpoczywajcie, œpijcie spokojnie; gdyby co by³o potrzebne, proszк dzwoniж. - Wskaza³ wisz¹cy obok drzwi sznur. - No to ¿yczк przyjemnego wypoczynku. -Barliman uk³oni³ siк. W progu zderzy³ siк niemal z m³odym hobbitem, ktуry niуs³ tacк zastawion¹ garnkami i miskami. - Oto i kolacja. Spokojnej nocy! Tymczasem m³ody hobbit zrкcznie rozstawia³ na stole posi³ek. Spod pokrywek dochodzi³y smakowite zapachy; Folko obliza³ siк. - Jak droga, czy nie ciк¿ka? - zapyta³ s³uga, zakoсczywszy sw¹ pracк. - Wo³aj¹ mnie Nob, syn Brego, ale mуwcie po prostu Nob. Gdyby coœ by³o potrzebne, proszк dzwoniж, migiem siк zjawiк. - Droga w porz¹dku - odpowiedzia³ w roztargnieniu Torin, podnosz¹c do ust pierwsz¹ ³y¿kк duszonych w przyprawach grzybуw. - A u was? Spokуj? - Jak by to powiedzieж... - Nob zamyœli³ siк, ostro¿nie przysiadaj¹c na wysokim progu. - W ober¿y sprawy id¹ najlepiej, jak mo¿na sobie wyobraziж, a i pola przygуrzaсskie rodz¹ obficie... Ale na drogach zrobi³o siк jakoœ niespokojnie... Widaж by³o, ¿e Nob bardzo chкtnie by porozmawia³. Folko zapraszaj¹co skin¹³ rкk¹. - Dlaczego stoisz na progu, przyjacielu? Zamknij drzwi i pogadajmy! Rzadko gdziekolwiek siк wybieramy, dlatego niewiele wiemy. Nala³ piwa do swojego kufla i poda³ Nobowi. - Dziкkujк. - S³uga uk³oni³ siк nisko. Poci¹gn¹³ solidny ³yk i mуwi³ dalej: - S³uchy rу¿ne chodz¹, niedobre... ¯e niby pojawili siк u nas tacy ludzie, ktуrzy tylko z rozboju ¿yj¹, grabi¹, pal¹ i zabijaj¹... Ot, wioskк Addorn, co le¿y jakieœ czterdzieœci mil st¹d na pу³noc, spalili do cna! Miesi¹c temu... O wschodzie, jak s³ysza³em, napadli, jednych usiekli, innych z kusz wystrzelali, wielu do niewoli wziкli, a dok¹d poprowadzili, kto to wie? - Nob westchn¹³ przeci¹gle. - Tylko troje ocala³o. Przesiedzieli napad w krzakach, to cud, ¿e ich nie znaleŸli. Torin przesta³ jeœж i s³ucha³ Noba, otworzywszy usta ze zdziwienia. Folko przypomnia³ sobie zabitego przy drodze hobbita i kiedy s³uga umilk³, cicho powiedzia³: - Ja te¿ coœ przy drodze widzia³em. Ktoœ zabi³ hobbita i porzuci³ cia³o w przydro¿nym rowie... Mo¿e by zebraж naszych, co tu ¿yj¹?... Na poboczu u³o¿y³em trуjk¹t... Nob pospiesznie skin¹³ g³ow¹. - Co za nieszczкœcie... Przecie¿ nic im nie zrobiliœmy... Oczywiœcie, panie, zwo³am jutro kogo siк da. Pochowamy nieszczкœnika godnie, urz¹dzimy stypк... Wy te¿, oczywiœcie, pojedziecie? - Nie wiem - odpowiedzia³ hobbit, rzuciwszy szybkie spojrzenie na dyskretnie krкc¹cego g³ow¹ Torina. - Bardzo siк spieszymy do Annuminas, mamy do za³atwienia niecierpi¹c¹ zw³oki sprawк. Ale jutro udamy siк do waszego szeryfa i opowiemy mu wszystko, niech siк tym zajmie! Czкsto siк takie rzeczy u was dziej¹? - Raczej nieczкsto, ale zdarza siк. Ze trzy lata temu ktoœ buszowa³ po Goœciсcu. Wtedy wraz z hobbitami z Bia³ych Wzgуrz napisaliœmy do Annuminas. Stamt¹d przyby³a dru¿yna, ³apali kogoœ, t³ukli... Zrobi³o siк spokojniej... - A wasi ludzie nie chodzili z nimi? - Nieee... Narуd tu mieszka pokojowy, rozs¹dny. Kto tu umie wojowaж? A i po co? Od tego s¹ dru¿yny. - A co z t¹ wsi¹, jak jej tam, Addorn? - wtr¹ci³ siк krasnolud. - Tamtych zbуjуw pojmali? - S³ysza³em, ¿e pкdzili ich do samej granicy, do Gуr Angmaru - odpowiedzia³ Nob. - Kogoœ tam z³apali, s¹dzili... Chyba nawet powiesili... - Kto za nimi goni³? I co to za ludzie napadli na wieœ? - Kto ich œciga³? Ze stolicy przyby³ oddzia³, przechwyci³ ich. Dru¿yna z Glemless za nimi pogna³a. A co to byli za ludzie, dok³adnie nie wiem. Powiadali, ¿e z Angmaru. Du¿o luda tam siк osiedli³o, ¿yj¹ wolno, w³adzy ¿adnej nie uznaj¹. - No dobrze, a co z wami? Pod waszym nosem spalono wieœ, a was to nie obchodzi? - zdziwi³ siк Torin. - Gdyby coœ takiego wydarzy³o siк u krasnoludуw, to ca³e Gуry Ksiк¿ycowe by powsta³y! Wiesz, jak to jest na sto³ecznej dru¿ynie polegaж... - A niby dlaczego ma nas obchodziж? - obruszy³ siк Nob. -Nasza chata skraja. Ludzie niech sami dochodz¹ swego... Wieœ le¿a³a na ustroniu, nawet nie mia³a ogrodzenia! Ludzi z pу³torej setki... Nas tak ³atwo nie dostan¹ - wszкdzie doko³a s¹ osady. Czкstokу³ wokу³ Przygуrza jest mocny, a w œrodku wielu mieszkaсcуw. No i dru¿yna teraz u nas stoi - dwa szwadrony jazdy! Nie, u nas bкdzie spokуj... Krasnolud poda³ Nobowi srebrn¹ monetк. - Dziкkujк, dziкkujк i dobranoc. - Nob pok³oni³ siк z szacunkiem, schowa³ pieni¹dz do kieszeni szerokich, krуtkich do kolan spodni. - Wybaczcie, jeœli was zagada³em. Dobrej nocy! - I znikn¹³ za drzwiami. - Hm... Takie sprawy... - mrukn¹³ Torin. - Tylko nie prуbuj teraz czegokolwiek przemyœliwaж! Idziemy spaж. Jad¹c na tym kucu, ca³y ty³ek sobie poobija³em... Niech tylko minie noc, ranek rad da moc. Czy nie tak mawiali nasi dziadowie? Pos³uchajmy ich! Jutro przede wszystkim opowiesz mi, jak to siк sta³o, ¿e pogna³eœ za mn¹. Wszystko inne obgadamy pуŸniej. Oczy mi siк klej¹. Krasnolud ziewn¹³ szeroko. Powlekli œwie¿uteсk¹ lnian¹ poœciel, u³o¿on¹ w kostkк na wezg³owiu. Folko czu³ piasek pod powiekami, tak bardzo chcia³o mu siк spaж. - Ogromnie siк cieszк, ¿e jesteœ ze mn¹, bracie hobbicie! -mrukn¹³ Torin, k³ad¹c siк. - Samemu by³oby mi smutno. - Tylko smutno? - uœmiechn¹³ siк Folko. - Mogк siк przydaж w wielu sprawach. - Podszed³ do u³o¿onych w k¹cie workуw, pogrzeba³ w swoim i wyj¹³ schowany na samym dnie gruby, owiniкty zgrzebn¹ tkanin¹ przedmiot. - Pamiкtam, ¿e obieca³eœ nie posk¹piж z³ota za pewn¹ przys³ugк? - Poda³ zawini¹tko krasnoludowi. - Kiedy... odje¿d¿a³em, ujmijmy to w ten sposуb, pomyœla³em, ¿e nie bкdzie od rzeczy wzi¹ж ze sob¹ Czerwon¹ Ksiкgк. - O najszlachetniejszy z hobbitуw, jacy kiedykolwiek ¿yli na tym œwiecie! Chwa³a Durinowi, chyba on sam podsun¹³ ci tк wspania³¹ myœl! - krzykn¹³ Torin, podrywaj¹c siк na ³у¿ku i odrzucaj¹c koc. - Szybko, dawaj j¹ tu! Odwo³ujemy sen! To znaczy ty oczywiœcie œpij, a ja poczytam! - Zacz¹³ siк spiesznie ubieraж. - Przecie¿ jest ciemno! - prуbowa³ oponowaж Folko. - Œwiece siк dopalaj¹... - To nic, zapalimy ³uczywo. - Krasnolud ju¿ od³upywa³ od le¿¹cych przed kominkiem drew w¹skie i d³ugie szczapy. - Nawet mamy podstawkк! Folko u³o¿y³ siк, owin¹wszy g³owк kocem. S³ychaж by³o cichy trzask ³uczywa, szelest przewracanych stronic i miarowy oddech krasnoluda. Zmкczenie szybko wziк³o gуrк i hobbit wkrуtce zapad³ w g³кboki, spokojny sen. Rankiem, kiedy krasnolud jeszcze spa³, do pokoju zastuka³ ober¿ysta, przynosz¹c œniadanie. Folko zjad³ i postanowi³ pуjœж siк rozejrzeж po obejœciu. Korytarz zaprowadzi³ go do centralnej sali ober¿y. Przez szeroko otwarte okiennice wlewa³o siк jasne s³oneczne œwiat³o. Dok³adnie naprzeciw okna by³y dwuskrzyd³owe drzwi wejœciowe, po lewej szynkwas, za nim - ciemnobr¹zowe cielska olbrzymich starych beczek, obok niewielki kominek. Przy d³ugim szynkwasie sta³y wysokie drewniane taborety, zajкte w tej chwili przez goœci, ktуrzy s¹czyli niespiesznie piwo, posilali siк, pykali fajki. Z prawej strony znajdowa³ siк drugi kominek, o wiele wiкkszy od pierwszego. Folko nigdy nie widzia³ paleniska takiej wielkoœci - mia³o szerokoœж co najmniej pу³tora s¹¿nia. Przed nim sta³y d³ugie sto³y, zajmuj¹ce œrodek pomieszczenia; wzd³u¿ œcian i pomiкdzy oknami rozstawiono mniejsze stoliki, na dwie - trzy osoby. W sali zrкcznie krz¹tali siк dwaj s³udzy - jeden za szynkwasem nalewa³ piwo, drugi roznosi³ jad³o. Nikt nie zwrуci³ uwagi na stoj¹cego w progu hobbita i Folko mуg³ spokojnie przyjrzeж siк goœciom. Zebra³o siк tu zadziwiaj¹co rу¿norodne towarzystwo. Przygуrzanie w roboczych ubraniach, ktуrzy wpadli do gospody w czasie krуtkiego po³udniowego wypoczynku, siedzieli obok wa¿nych kupcуw i krуlewskich urzкdnikуw. Tych ostatnich ³atwo by³o poznaж po wyhaftowanym na rкkawie herbie Zjednoczonego Krуlestwa Arnoru i Gondoru. Sk³ada³o siк naс Siedem Gwiazd i Bia³e Drzewo na tle obronnych murуw, a na nocnym niebie nad murami - jaskrawa Уsma Gwiazda, Gwiazda Earendila. Grupki zatroskanych krasnoludуw w br¹zowych ubraniach poci¹ga³y piwo; z workуw porzuconych obok sto³уw stercza³y oskardy - ich w³aœciciele udawali siк do jakichœ odleg³ych kopalс... Przy szynkwasie siedzia³o kilku stra¿nikуw Namiestnika, nale¿¹cych do rozlokowanych niedawno w Przygуrzu oddzia³уw konnych. Pod herbem Krуlestwa mieli wyhaftowany koсski ³eb i dwie skrzy¿owane szable. Folko przypomnia³ sobie rozmaite, wyczytane kiedyœ czy zas³yszane od przyjezdnych informacje i z zadowoleniem pomyœla³, ¿e ca³kiem nieŸle orientuje siк w tym nowym dla siebie œwiecie. W odleg³ym k¹cie zauwa¿y³ doœж liczn¹ grupк krzepkich mк¿czyzn, w sile wieku, odzianych w ciemnozielone szaty. Pod sto³ami i na ³awkach roz³o¿yli broс: miecze, lance, ³uki i kilka okr¹g³ych tarcz odwrуconych licem do œciany. Hobbit wdrapa³ siк na wysoki taboret nieopodal krz¹taj¹cego siк po drugiej stronie szynkwasu s³u¿¹cego i poprosi³ o piwo. Nie zd¹¿y³ wypiж nawet jednej trzeciej kufla, gdy z ciemnego wnкtrza ober¿y wynurzy³ siк Barliman, niezwykle spokojny, promieniuj¹cy jakimœ wewnкtrznym blaskiem; w rкku trzyma³ puchar wype³niony ciemnopurpurowym p³ynem. Pewnie wino, pomyœla³ hobbit. Barliman wyszed³ na œrodek sali i wysoko uniуs³ praw¹ rкkк. Wszyscy umilkli. W³aœciciel ober¿y zacz¹³ mуwiж niezwykle powa¿nym, a nawet uroczystym tonem: - Przerwijcie na chwilк swoje rozmowy, drodzy goœcie. Nadesz³a ta chwila, w ktуrej codziennie wspominamy Wielkiego Krуla Elessara! Wszyscy wstali, twarze ludzi i krasnoludуw by³y powa¿ne i zamyœlone. Ka¿dy trzyma³ w rкku kielich wina czy kufel piwa. Ober¿ysta mуwi³ dalej: - Nieraz goœci³ tutaj, zaszczycaj¹c nas swoj¹ obecnoœci¹. W latach, kiedy nieliczni herosi prowadzili nierуwn¹ walkк z Zas³on¹ Mroku, w ober¿y moich przodkуw niejednokrotnie znajdowa³ on i schronienie, i jad³o. Rкk¹ wskaza³ rуg sali. Folko zerkn¹³ tam, ale przez gкsty szpaler stoj¹cych ludzi nie mуg³ niczego zobaczyж. - By³ to krуl wielki i jasny - ci¹gn¹³ gospodarz - a m¹droœж jego by³a g³кboka i nieprzenikniona. Niechaj wiкc pamiкtaj¹ o nim ludzie i niech powtarzaj¹ piкkne opowieœci o nim swoim dzieciom! Niechaj lekkim bкdzie ka¿dy jego krok tam, w innym ¿yciu, za Grzmi¹cymi Morzami! Ober¿ysta uroni³ ³zк. Folko rozejrza³ siк po sali i ku swojemu zdziwieniu zobaczy³, ¿e wielu odwraca spojrzenie i wzdycha. Jednak¿e zdziwi³o go nie to, tylko starannie ukrywane kpi¹ce pу³-uœmieszki, ktуre wymienili ludzie w zielonych szatach, ktуrzy wstali, jak wszyscy w izbie. - Wypijmy, przyjaciele! - uniуs³ puchar Barliman. - Niech wiecznie ¿yje pamiкж o Wielkim Krуlu Elessarze! Wszyscy chуrem powtуrzyli ostatnie jego s³owa, unosz¹c do ust kielichy i kufle i osuszaj¹c je do dna. Hobbit poczu³ jak¹œ kulк w gardle i szybko poci¹gn¹³ du¿y ³yk za Wielkiego Krуla. Ober¿ysta sta³ jeszcze chwilк na œrodku sali, potem westchn¹³ i wyszed³ przez prowadz¹ce w g³¹b budynku drzwi. Goœcie, nie spiesz¹c siк, usiedli i powrуcili do przerwanych rozmуw... Dopiero teraz Folko mуg³ zobaczyж miejsce, ktуre wskazywa³ podczas swego ho³downiczego przemуwienia ober¿ysta. Obok kominka, przy œcianie, mo¿na by³o dostrzec niewielki stolik przykryty bia³ym obrusem i ogrodzony niewysokim, misternie kutym p³otkiem. Obok sta³o nieco odsuniкte na bok krzes³o z niedbale rzuconym na oparcie znoszonym szaro-zielonym p³aszczem. O stolik oparty by³ rzeŸbiony drewniany kostur z koœcian¹ rкkojeœci¹, a na bia³ym obrusie obok wysokiego kufla le¿a³ wytarty kapciuch i niewielka zakrzywiona fajeczka. Wydawa³o siк, ¿e w³aœciciel tych przedmiotуw na chwilк odszed³ i niebawem wrуci. Zaintrygowany hobbit podszed³ bli¿ej. Nad sto³em, w wykwintnej ramie, pod szk³em, umieszczono stary pergamin, zapisany, podobnie jak wiele innych dokumentуw z czasуw Wielkiego Krуla, zarуwno we Wspуlnej Mowie, jak i w jкzyku elfуw. Tekst g³osi³: Za oddane przys³ugi, za honor i mкstwo darujк w³aœcicielowi ober¿y „Pod Rozbrykanym Kucykiem „ Barlimanowi i wszystkim jego potomkom prawo do handlu bez daniny i myta - i niechaj tak bкdzie, pуki stoi Bia³e Drzewo. Niniejszym tak¿e potwierdzam, ¿e podarowa³em gospodarzowi tej ober¿y swуj p³aszcz, kapciuch, fajkк i kostur, aby nikt nie w¹tpi³ w ich autentycznoœж. Daс w roku уsmym Czwartej Ery, w Przygуrzu W³asn¹ rкk¹: Elessar Elf, Krуl Arnoru i Gondoru. Oszo³omiony Folko podrapa³ siк po karku i z szacunkiem przyjrzawszy siк drogocennym relikwiom, powrуci³ do obserwowania grupy wojakуw w zielonych strojach. Wœrуd nich, jak zauwa¿y³, znajdowali siк nie tylko dojrzali, mocni mк¿czyŸni, ale i m³odzieсcy, a nawet kilku ch³opcуw. Jeden z nich, chudy i wysoki, przez ca³y czas wierci³ siк i skaka³ przed siedz¹cymi mк¿czyznami, od czasu do czasu naœladuj¹c i przedrzeŸniaj¹c ktуregoœ z goœci. Najpierw wydawa³o siк to doœж zabawne lubi¹cemu ¿arty hobbitowi, jednak¿e szybko zrozumia³, ¿e m³odzian nie tyle rozwesela swoich towarzyszy, ile z³oœliwie, pogardliwie wykpiwa tych, ktуrzy nie nale¿¹ do ich kompanii. To siк Folkowi nie spodoba³o. Pochyli³ siк, chc¹c podrapaж uk¹szone przez komara kolano, podniуs³ g³owк i zobaczy³, ¿e tym razem ch³opak przedrzeŸnia w³aœnie jego; wcale siк nie kry³, patrzy³ hobbitowi prosto w oczy, z³oœliwie i bezczelnie. Kpiny nieŸle mu wychodzi³y - udanie przedstawi³ zdziwionego i wystraszonego maleсkiego hobbita, tak bardzo obawiaj¹cego siк, ¿eby nikt go nie wyœmiewa³; dok³adnie pokaza³, jak ukradkiem wyci¹ga rкkк i drapie siк po kolanie, jak rozgl¹da siк i poprawia miecz przy pasie... Wysz³o to nieŸle i w³aœnie dlatego by³o szczegуlnie bolesne. Folko poczu³, ¿e siк rumieni. „Zieloni” patrzyli na niego kpi¹co: jak siк teraz wykrкcisz, wojaku? Hobbit prze³kn¹³ œlinк. Wiedzia³, ¿e jest pod obstrza³em spojrzeс wszystkich obecnych. Nie mo¿na darowaж, trzeba coœ zrobiж... Ale co? Rozejrza³ siк. Ku swojemu przera¿eniu zobaczy³, ¿e bezczelny ch³opak przemierza salк, kieruj¹c siк ku niemu. Wyd³u¿on¹ twarz wyrostka pokrywa³y dzioby po ospie, rzadkie w³osy nie mog³y skryж odstaj¹cych uszu, zielonkawe kocie oczy by³y pogardliwie zmru¿one... - Hej, ty, futrzanostopy! Coœ siк rozsiad³ na moim miejscu? - wycedzi³ pogardliwie m³odziak, wzi¹wszy siк pod boki. - Zmiataj, nie bкdк powtarza³. Co to, g³uchyœ? Folko nie poruszy³ siк, tylko jego prawa rкka spazmatycznie œciska³a rкkojeœж bezu¿ytecznego w tej chwili miecza. - Miejsce by³o wolne - wykrztusi³ z trudem. - Nikt mi nie powiedzia³... Odwrуci³ siк, jakby uwa¿a³ rozmowк za skoсczon¹. W tej samej chwili ch³opak chwyci³ go za nos. - Kto ci pozwoli³ siк odwracaж? Tu masz patrzeж, paskudo! Najpierw usuс sierœж z ³ap, a potem dopiero pchaj siк do przyzwoitego towarzystwa! Rozumiesz? Powtуrz! - Wynoœ siк! - wycedzi³ Folko cichym, ale przepe³nionym nienawiœci¹ g³osem. - Wynoœ siк, bo... Wysun¹³ do po³owy klingк z pochwy. Jednak¿e jego drкczyciel nawet nie mrugn¹³ okiem. - Och, jak siк wystraszy³em! Zaraz wejdк pod stу³! A mo¿e ty siк tam wybierasz? M³odzik z zadziwiaj¹c¹ si³¹ uderzy³ w taboret hobbita. Folko nawet nie zrozumia³, co siк sta³o, a ju¿ turla³ siк po pod³odze. Bуl st³uczonych kolan i ³okci sparali¿owa³ go na chwilк. Ch³opak dzia³a³ tak szybko, ¿e nikt niczego nie zauwa¿y³; ludzie ze zdziwieniem zauwa¿yli ni st¹d, ni zow¹d wal¹cego siк na pod³ogк hobbita i wrуcili do swoich zajкж. Ostry i twardy czubek buta wbi³ siк w bok le¿¹cego Folka. Skuli³ siк, kryj¹c g³owк w d³oniach, a jego drкczyciel, dumnie rozsiad³szy siк na taborecie, nagle zaœpiewa³ szydercz¹ piosenkк: Pewien g³upi hobbit, siedz¹c obok drogi, Ze skupion¹ min¹ goli³ swoje nogi. Niepotrzebnie siк stara, na efekty czeka, I tak nigdy nie bкdzie przypomina³ cz³owieka! W sali rozleg³ siк œmiech, a grupa pod œcian¹ rechota³a najg³oœniej. I nagle Folkowi niespodziewanie rozjaœni³o siк w g³owie. Teraz ju¿ wiedzia³, co powinien zrobiж. Z trudem podniуs³ siк i pokuœtyka³ do szynkwasu, gdzie s³uga nalewa³ mu piwo. Jego miecz wlуk³ siк po pod³odze - jeden z rzemykуw pкk³... Wyczuwa³ skierowane na siebie szydercze spojrzenia - wœrуd nich i triumfuj¹cy wzrok krzywdziciela. Podszed³ do lady i gwa³townie odwrуci³ siк. - Hej, ty, pokurczu zielony! - zawo³a³. - Masz! Ciœniкty z ca³ej si³y dкbowy kufel z g³uchym odg³osem wyr¿n¹³ w g³owк ch³opaka, ktуry, zaskoczony, nawet nie prуbowa³ siк uchyliж. Folko zawsze by³ jednym z pierwszych w miotaniu kamieniami do celu czy strzelaniu z ³uku; w tej sztuce hobbici, jak wiadomo, nieznacznie tylko ustкpuj¹ elfom i znacznie wyprzedzaj¹ wszystkie inne narody Œrуdziemia. Bezw³adne cia³o zsunк³o siк ze sto³ka na pod³ogк - szyderca run¹³ jak podciкte drzewo i le¿a³ nieruchomo, twarz¹ w dу³; wokу³ jego g³owy wolno rozp³ywa³a siк krwawa plama. Zaskoczony Folko sta³ i patrzy³ na pokonanego wroga. Wokу³ rozleg³ siк szmer podniesionych g³osуw; nie s³ucha³ ich, nie rozumia³ s³уw, jak zaczarowany wpatrywa³ siк w m³odzieсca, ktуry poruszy³ siк i jкkn¹³. Do rannego podskoczyli dwaj kompani w zielonych strojach i pomogli mu usi¹œж. Ch³opak z trudem odwrуci³ g³owк w stronк stoj¹cego o dziesiкж krokуw od niego hobbita. Krew b³yskawicznie zmy³a z jego twarzy i pogardк, i brawurк; teraz Folko z satysfakcj¹ dostrzeg³ w jego oczach konsternacjк i zwierzкcy strach, zw³aszcza w chwili, gdy hobbit mimowolnie znowu chwyci³ stoj¹cy obok kufel. Ktoœ tarmosi³ hobbita, ktoœ o coœ pyta³, lecz Folko milcza³, obserwuj¹c towarzyszy ch³opaka, ktуrzy ruszyli na niego niczym zielona œciana. Wyci¹gn¹³ miecz. - Czekajcie, czekajcie! - zawo³a³ ober¿ysta, wpadaj¹c miкdzy zwaœnionych. - O co chodzi? Co siк sta³o? Zaraz wszystko wyjaœnimy... - Nie ma co wyjaœniaж - przerwa³ ktoœ zimnym, skrzekliwym g³osem. - Za impertynencjк trzeba karaж. Folko drgn¹³. Szereg obcych rozst¹pi³ siк. Przed hobbitem sta³ niski, nieco tylko wy¿szy od niego garbus z d³ugimi, niemal siкgaj¹cymi kolan wкŸlastymi rкkoma. W trуjk¹tnej twarzy wyrу¿nia³ siк drapie¿ny w¹ski nos i blado-stalowe oczy. Folko, spotkawszy siк z nieznajomym wzrokiem, zadr¿a³ jak krуlik w obliczu wк¿a. W spojrzeniu garbusa nie by³o ani z³oœci, ani nienawiœci, tylko moc; sprawia³ wra¿enie cz³owieka spokojnego, nieco zmкczonego; hobbitowi wyda³o siк, ¿e patrzy³ na niego nawet wspу³czuj¹co. Niespokojny gwar w sali ucich³, gdy tylko goœcie spostrzegli nagie ostrze w rкku hobbita. Garbus, uœmiechaj¹c siк lodowato k¹cikami ust, wyj¹³ spomiкdzy fa³d ubrania brunatn¹ pa³kк d³ug¹ na pу³tora ³okcia i spokojnie zwrуci³ siк do zebranych: - Krwi nie zobaczycie, nie martwcie siк, czcigodni paсstwo! Widzicie - rzuci³ na pod³ogк ciк¿ki skуrzany pas z przytroczonym doс sztyletem w czarnej pochwie - nie obna¿am stali. Ty - zwrуci³ siк do Folka, ktуremu jкzyk natychmiast przy klei³ siк do podniebienia - pierwszy przela³eœ krew. Broс siк albo atakuj, dla mnie to bez rу¿nicy. Ale najpierw... Wykona³ nag³y ruch i niespodziewanie znalaz³ siк tu¿ przy zaskoczonym hobbicie. Zimne haczykowate palce szarpnк³y go za podbrуdek, a¿ szczкkn¹³ zкbami, i na dodatek boleœnie przyci¹³ sobie jкzyk. W nastкpnej chwili otrzyma³ mocne uderzenie w nogi i poturla³ siк po pod³odze. Ludzie rozeœmiali siк, rozleg³y siк okrzyki: - Teraz ty, ma³y, poka¿ mu! Kufel, nie zapomnij o kuflu! - Stawiam dwadzieœcia monet na hobbita! - Piкжdziesi¹t na garbusa! - Œmia³o! W centrum szydz¹cego i naœmiewaj¹cego siк t³umu sta³ obojкtny i spokojny garbus, trzymaj¹c w rкku swoj¹ niedorzeczn¹ pa³kк. Nagromadzona rozpacz, poczucie krzywdy i z³oœж sprawi³y, ¿e Folko zdecydowanie ruszy³ do przodu. W pokojowo nastawionym hobbicie, ktуry nawet w dzieciсstwie rzadko bi³ siк z kolegami, obudzi³a siк jakaœ straszliwa nienawiœж do nieznajomego garbusa, ktуry swoj¹ krуtk¹ i cienk¹ - na pу³tora palca - pa³kк wci¹¿ trzyma³ w rкku. Widzowie zareagowali chуralnym rykiem. Gdzieœ z ty³u dochodzi³ do Folka krzyk oburzonego Barlimana. Ober¿ysta, jak siк zdawa³o, usi³owa³ rozdzieliж przeciwnikуw i nie dopuœciж do bijatyki. Folko szed³ prosto na garbusa, z ktуrego oblicza nie schodzi³ zimny uœmiech. W dziwnym zaœlepieniu, jakby w pу³œnie, hobbit przeby³ dziel¹ce ich kilkanaœcie krokуw i gdy przeciwnik by³ nie wiкcej ni¿ o dwa s¹¿nie, gwa³townie rzuci³ siк do przodu, wysun¹wszy przed siebie miecz, skierowany w pierœ garbusa. Ten ponownie wykona³ b³yskawiczny ruch, pa³ka ze œwistem przeciк³a powietrze i Folko omal nie wypuœci³ uderzonego ze straszliw¹ si³¹ miecza. A garbus ju¿ znalaz³ siк obok i zada³ mu silny cios poni¿ej plecуw; wszyscy us³yszeli pisk Folka. Doko³a ponownie rozleg³ siк rechot. Zaœlepiony bуlem i z³oœci¹, ale nie pozbawiony swej wrodzonej zrкcznoœci, hobbit zgrabnie odwrуci³ siк twarz¹ do przeciwnika. Znienawidzone oblicze majaczy³o zupe³nie blisko, garbus na pewno nie spodziewa³ siк po hobbicie takiej szybkoœci. Folko z ca³ej si³y, jakby r¹bi¹c drwa, zada³ cios z gуry, mierz¹c w wysokie blade czo³o pokryte rudawymi pierœcionkami rzadkich w³osуw. Ani jeden miкsieс nie drgn¹³ na twarzy garbusa. Rкka z pa³k¹ wzlecia³a do gуry i opisa³a ko³o w powietrzu; Folko nagle poczu³, ¿e zosta³ ciœniкty w bok, a klinga przecina pustkк. Garbus ponownie znalaz³ siк za hobbitem i ju¿ nic nie mog³o mu przeszkodziж - podci¹³ Folkowi nogi, a kiedy ten zwali³ siк na pod³ogк, dosiad³szy go, zacz¹³ metodycznie ok³adaж po plecach, po nogach, po ty³ku. Nikt nigdy tak nie bi³ hobbita, ktуry traci³ œwiadomoœж i ju¿ nic nie s³ysza³ i nie widzia³... Grad bolesnych uderzeс nagle usta³. Ostatnim wysi³kiem woli Folko rzuci³ siк w bok i popatrzy³ w gуrк. Zobaczy³ wykrzywion¹ twarz garbusa, rozpaczliwie usi³uj¹cego wyrwaж rкkк uzbrojon¹ w pa³kк z czyjejœ d³oni, ktуra j¹ pochwyci³a, uniemo¿liwiaj¹c jakikolwiek ruch. Hobbit napi¹³ miкœnie, prуbuj¹c przyjrzeж siк twarzy sprzymierzeсca, jednak¿e wszystkie jego w¹tpliwoœci rozwia³ znajomy niski g³os. - Zbуju! - rykn¹³ Torin. - Sprуbuj ze mn¹! Palce krasnoluda mocniej ni¿ stalowe imad³o œciska³y rкkк garbusa; na obna¿onym przedramieniu Torina pojawi³y siк grube niczym powrozy ¿y³y. Wreszcie chwyci³ za koniec pa³ki i gwa³townie szarpn¹³ j¹ w dу³; rozleg³ siк trzask, szczapa wymknк³a siк ze sflacza³ej d³oni garbusa. - Poka¿к ci, jak siк ³oi mniejszych, padlino! - wrzasn¹³ prosto w twarz obcego Torin. - Klnк siк na brodк Durina! Zaatakowany sykn¹³ jak kot, ktуremu ktoœ nadepn¹³ na ogon, zrкcznie okrкci³ siк, podskoczy³ i uderzy³ krasnoluda nog¹ w biodro; Torin straci³ rуwnowagк i przeciwnikowi uda³o siк uwolniж z uœcisku. W nastкpnej chwili topуr ju¿ znalaz³ siк w rкku rozwœcieczonego krasnoluda. - Miecz! - krzykn¹³ garbus, odskoczywszy gwa³townie do ty³u. Ktoœ wsun¹³ mu w d³oс d³ugi miecz w czarnej pochwie. Na oblicze garbusa wyp³yn¹³ z³oœliwy uœmieszek, obwieszczaj¹cy wszystkim: „No, wreszcie doszliœmy do sedna”. W tym momencie ruszyli na nich widzowie. Wszyscy zrozumieli, ¿e ¿arty siк skoсczy³y i zaczyna siк prawdziwy pojedynek; piкciu mк¿czyzn uczepi³o siк ramion garbusa, do Torina podskoczy³o czterech. Z niewyobra¿aln¹ zrкcznoœci¹ garbus w jednej chwili uwolni³ siк od wczepionych w siebie r¹k; trzymaj¹cy go ludzie runкli na pod³ogк, nie pojmuj¹c, co siк sta³o. Nieznajomy b³yskawicznie rzuci³ siк do przodu, jego miecz ju¿ nie znajdowa³ siк w pochwie. Przera¿ony Folko zamkn¹³ oczy. I w tym momencie us³ysza³ czyjœ spokojny, opanowany g³os, ktуry natychmiast uciszy³ wszystkich. Czu³o siк w nim si³к i w³adzк, prawo do wydawania rozkazуw i karania. Wszyscy zamarli, rуwnie¿ garbus stan¹³ jak wryty, nawet nie zd¹¿ywszy opuœciж nogi na pod³ogк. - Przestaс, Sandello! To niegodne ciebie. Poza tym na nas czas. Zap³aж gospodarzowi za zniszczenia i pogуdŸ siк z czcigodnym krasnoludem. Garbusowi o imieniu Sandello ktoœ wsun¹³ w d³oс brzкcz¹c¹ monetami skуrzan¹ sakiewkк. Folko, Torin i ca³a reszta zebranych ze zdziwieniem obserwowali, jak po pierwszych s³owach od razu zmieni³o siк oblicze Sandella: znik³y z³oœж i nienawiœж, nie pojawi³ siк nawet grymas niezadowolenia; garbus nawet lekko siк uœmiechn¹³, odwrуci³ w stronк, z ktуrej dolatywa³ g³os, i nisko, z szacunkiem, siк pok³oni³. - S³ucham! - powiedzia³ niemal szeptem i rozejrza³ siк, wyraŸnie szukaj¹c wzrokiem ober¿ysty. Zza plecуw stoj¹cych wokу³ ludzi wylaz³ poblad³y Barliman, z niedowierzaniem i niechкci¹ wpatruj¹c siк w garbusa. Ten poda³ mu pieni¹dze. - Proszк o wybaczenie, czcigodny gospodarzu, za wyrz¹dzone szkody. Klnк siк na Wielkie Schody, wszystko inaczej siк z³o¿y³o, ni¿ chcieliœmy. Przyjmij to jako zadoœжuczynienie! Barliman zamierza³ coœ powiedzieж, ale tylko machn¹³ rкk¹ i wzi¹³ sakiewkк. - No to œwietnie - ci¹gn¹³ garbus. - Teraz chcia³bym zawrzeж pokуj z czcigodnym krasnoludem. Skierowa³ siк do Torina, ktуrego ci¹gle trzyma³o czworo ros³ych wspу³plemieсcуw, bo krasnolud wœciekle wywraca³ nalanymi krwi¹ oczami i miota³ niewyraŸne przekleсstwa. Sandello wyci¹gn¹³ doс rкkк. - Proponujк, ¿ebyœmy rozstali siк w pokoju, czcigodny krasnoludzie - nie znam twego imienia. Rozumiem ciк, broni³eœ przyjaciela, ale i ja czyni³em to samo! Uwa¿am, ¿e jesteœmy kwita. - Nigdy nie bкdziemy kwita! - wykrzykn¹³ Torin. - Nadejdzie taki dzieс, kiedy spotkamy siк i wtedy ci siк odp³acк. ZejdŸ mi z oczu, nie mamy o czym rozmawiaж! Sandello, teatralnym gestem okazuj¹c rozczarowanie, roz³o¿y³ rкce, odwrуci³ siк do drzwi i pod¹¿y³ za wychodz¹cymi ju¿ kompanami. Wkrуtce z podwуrza da³ siк s³yszeж stukot kopyt - oko³o dziesi¹tki jeŸdŸcуw oddala³o siк od ober¿y. Krasnoludy, westchn¹wszy z ulg¹, puœci³y Torina, a ten od razu rzuci³ siк do le¿¹cego na pod³odze Folka. - Jak to siк sta³o? Gdzie ciк boli, powiedz! - mamrota³ pospiesznie, szybko obmacuj¹c ramiona i plecy przyjaciela. Niemal ka¿demu jego dotkniкciu towarzyszy³y bolesne jкki hobbita. - Gospodarzu, ka¿ przynieœж gor¹cej wody do izby - krzykn¹³ do Barlimana i, ostro¿nie wzi¹wszy Folka na rкce, skierowa³ siк do wyjœcia. W bezpiecznym uœcisku mocnych, twardych r¹k Torina hobbitowi by³o wygodnie. Bуl ust¹pi³, ale Folko zgrzyta³ zкbami z pal¹cego, nieznoœnego wstydu. Czu³, jak p³on¹ mu policzki i uszy. Haсba! Tak oberwaж na oczach wszystkich, z mieczem przeciwko jakiejœ pa³ce! Ale¿ zrobi³ z siebie widowisko - wojak bezsilnie tn¹cy mieczem pustkк, w czasie gdy jego przeciwnik zachodzi³ go od ty³u i robi³ z nim, co chcia³! W prawdziwym pojedynku Folko w mgnieniu oka by³by trupem. Za du¿o sobie wyobra¿a³. Wujaszkowi wygra¿aж - owszem... Na wspomnienie Paladyna myœli hobbita skierowa³y siк na inne tory. Po co przy³¹czy³ siк do tego krasnoluda, ktуry napatoczy³ siк w tak nieodpowiedniej chwili? Gdzie go ponios³o, po jakie licho? W ci¹gu dwуch dni wкdrуwki oberwa³ wiкcej ni¿ przez ca³e swoje poprzednie ¿ycie. A¿ jкkn¹³ - bуl powrуci³, ale krasnolud ju¿ kopniakiem otworzy³ drzwi do izby i ostro¿nie u³o¿y³ hobbita na poœcieli. - Co za historia... Mocno oberwa³eœ. Powiedz, co siк w³aœciwie wydarzy³o? Przezwyciк¿aj¹c bуl i nieznoœny wstyd, Folko opowiedzia³ krasnoludowi o wszystkim. Torin nachmurzy³ siк: - Szkoda, ¿e nie zabi³eœ tego gada... Szkoda te¿, ¿e nie dali mi jak nale¿y potaсcowaж z tym..., jak mu tam, Sandellem. Ale to nic, zapamiкta³em go na ca³e ¿ycie. Rozleg³o siк ostro¿ne pukanie. Torin uchyli³ skrzyd³o drzwi i do izby wszed³ Barliman. Trzyma³ w rкku drewniany cebrzyk wype³niony gor¹c¹ wod¹. - Dziкki, gospodarzu - skin¹³ g³ow¹ krasnolud. Na plecy cierpi¹cego hobbita ostro¿nie po³o¿y³ gor¹c¹ œciereczkк przesycon¹ jak¹œ krasnoludzk¹ driakwi¹. Folko z trudem powstrzyma³ krzyk - œwie¿e szramy zapiek³y, jakby posypano je sol¹, ale bуl szybko ust¹pi³, po ciele rozla³o siк przyjemne ciep³o... - Przyjdzie ci le¿eж dzisiaj ca³y dzieс - zawyrokowa³ Torin, kiwaj¹c z zatroskaniem g³ow¹. Obola³y Folko rozkoszowa³ siк wypoczynkiem. Nie, za ¿adne skarby nie pуjdzie dalej! Jutro powie krasnoludowi „przepraszam” i wrуci do Hobbitonu. Wujaszek, oczywiœcie, poz³oœci siк, ale w koсcu wybaczy, i znowu wszystko bкdzie dobrze... Tak rozmyœla³, gdy nagle ktoœ energicznie zapuka³ do drzwi.

5 ROGWOLD - Kogo tam licho niesie? - warkn¹³ przez zкby Torin, ale otworzy³ drzwi. - Proszк o wybaczenie, jeœli przeszkadzam... - rozleg³ siк cichy g³os, z wyraŸnie s³yszalnymi, jakby metalicznymi nutkami. Do izby ostro¿nie wszed³ wysoki siwy cz³owiek, ju¿ niem³ody, ale szczup³y i schludnie ubrany. Na opalonej twarzy pod gкstymi siwymi brwiami po³yskiwa³y jasnoniebieskie oczy nieprawdopodobnie czystej barwy. Krasnolud bezwiednie wpatrywa³ siк w nie z tak¹ przyjemnoœci¹, z jak¹ przygl¹da³by siк najwspanialszym kamieniom szlachetnym. G³adka skуra pokrywa³a nieco wystaj¹ce koœci policzkowe, skrzyde³ka nosa i k¹ciki ust ³¹czy³y g³кbokie zmarszczki, siatka drobniejszych widoczna by³a w k¹cikach oczu; dу³ twarzy kry³ siк w starannie utrzymanej œnie¿nobia³ej brуdce, ci¹gn¹cej siк rуwn¹ wstкg¹ od ucha do ucha. Goœж ubrany by³ w prost¹ br¹zow¹ kurtkк i wysokie skуrzane buty; do pasa po bokach mia³ przytroczone dwa krуtkie no¿e. D³ugie w³osy, ¿eby nie wpada³y do oczu, zwi¹zane by³y skуrzanym rzemykiem. Folko uniуs³ siк na ³okciu, staraj¹c siк przyjrzeж nieznajomemu, Torin natomiast obdarzy³ go doœж nieprzyjaznym spojrzeniem i w odpowiedzi na jego pierwsze s³owa wymrucza³ pod nosem: „Bardzo przeszkadzasz!”. - Dopiero co wszed³em do ober¿y - ci¹gn¹³ nieznajomy -i pierwsze, co us³ysza³em, to opowieœж o waszej potyczce z obcymi. Spieszк wiкc zapytaж, czy nie mogк byж wam w czymœ pomocny... Skierowane na nieznajomego spojrzenie krasnoluda najwyraŸniej mуwi³o: „Mo¿esz byж pomocny, jeœli uwolnisz nas od swojej obecnoœci”. Przyby³y popatrzy³ na pokryte siсcami plecy hobbita, poszpera³ w wisz¹cej u pasa niewielkiej skуrzanej sakwie i poda³ krasnoludowi paczkк suchych liœci wydzielaj¹cych mocny korzenny zapach. - To zdrowieniec - powiedzia³ siwow³osy. - Widzк, czcigodny krasnoludzie, ¿e ju¿ zastosowa³eœ swoje œrodki... aha, podkamieniec kwaœny, be³tan dwug³owy i jaskiniowy mech - wszystko w³aœciwe. Ale bкdzie bardzo po¿ytecznie dla twojego cierpi¹cego druha, jeœli pos³uchasz mojej rady i zaparzysz jeszcze zdrowieсca. - Sk¹d znacie... sk¹d znasz nasze leki? - zapyta³ zaskoczony krasnolud. - D³ugo ju¿ ¿yjк i wiele podrу¿ujк - uœmiechn¹³ siк nieznajomy. - Bywa³em i u was, na po³udniu Gуr Ksiк¿ycowych, i nawet przyjaŸni³em siк z Hortem, jednym z cz³onkуw waszej starszyzny. - Jak siк domyœli³eœ, ¿e jestem z po³udnia Gуr Ksiк¿ycowych? - Torin straci³ rezon. - Po twoim toporze - z uœmiechem odpowiedzia³ nieznajomy. - Tylko wy macie kolec na obuchu. Na pу³nocy ostrze jest krуtsze, krasnoludy z Morii maj¹ charakterystyczny falisty wzуr, a te z Samotnej Gуry zamiast kolca hak. W dodatku ostrze topora jest zaokr¹glone. ¯elazne Wzgуrza wyrу¿niaj¹ siк toporami dwustronnymi, a jednostronne przypominaj¹ raczej siekiery. Mo¿e byœmy siк poznali? - Uœmiechn¹³ siк szeroko, przyjaŸnie. - Zw¹ mnie Rogwold, syn Mstara, w miejscowej mowie - Rogwold D¹b. Tak mnie Przygуrzanie nazywaj¹ z powodu wytrzyma³oœci i za to, ¿e wci¹¿ nie poddajк siк staroœci. Torin i Folko przedstawili siк. Goœж skin¹³ g³ow¹, a potem wraz z krasnoludem zacz¹³ siк krz¹taж przy rozci¹gniкtym na ³o¿u hobbicie. Wypytywa³ przy tym o wydarzenia w ober¿y, od czasu do czasu zadawa³ krуtkie pytania, uœmiechaj¹c siк zagadkowo. - Mуwisz, ¿e wszyscy byli w zielonych ubraniach? Siedzieli z boku? Ch³opak dowcipniœ? Ciekawe... Krasnolud i hobbit byli coraz bardziej podekscytowani, Torin wyzby³ siк wrogoœci, ktуr¹ tak jawnie okaza³ kilka minut temu. Kiedy Folko doszed³ w swojej opowieœci do swego celnego rzutu kuflem, na twarzy Rogwolda pojawi³a siк wyraŸna dezaprobata, jednak¿e westchn¹³ tylko i pokiwa³ g³ow¹. - Nie, jednak siк myli³em - powiedzia³. - Post¹pi³eœ jak nale¿a³o, chocia¿ nie wszyscy to zrozumieli. Mуw dalej! Hobbit zacz¹³ opowiadaж o garbusie. Rogwold s³ucha³ w skupieniu. - Powiadasz, ¿e zw¹ go Sandello? Garbus Sandello? - Przybysz odchyli³ siк w fotelu ze wzrokiem wbitym w hobbita. - Mia³eœ wielkie szczкœcie, Folko, synu Hemfasta. Mуg³ ciк zabiж go³ymi rкkami, nie wstaj¹c od sto³u! Folko zakrztusi³ siк, a krasnolud wytrzeszczy³ oczy. Obaj w milczeniu patrzyli na Rogwolda. - Zna³em go kiedyœ - wolno powiedzia³ goœж, jakby z trudem przypominaj¹c sobie jakieœ odleg³e w czasie wydarzenia. - Kilka razy widzia³em garbusa na turniejach w Annuminas. Pomimo swojego wzrostu trzy razy z rzкdu wygrywa³ walki na miecze. Zawsze wydawa³o mi siк, ¿e dla Sandella najwa¿niejsze na turniejach jest udowodnienie jednej rzeczy: jestem taki jak wy, a nawet lepszy. Ale mimo tych zwyciкstw Namiestnik nie wzi¹³ go do swojej gwardii, nie wiem, niestety, dlaczego. Zreszt¹, Namiestnik dobrze zna siк na ludziach... Nie wiem, z czego i jak ¿y³ Sandello przez ten czas; jest o jakieœ dwadzieœcia lat m³odszy ode mnie. S³ysza³em, ¿e przy³¹czy³ siк do myœliwych czy te¿ do poszukiwaczy z³ota... - Rogwold znowu pokiwa³ g³ow¹. - Los jest kapryœny! Chcia³bym wiedzieж, komu dziœ s³u¿y, bo to, ¿e s³u¿y, to jasne jak s³oсce. Ale czyj g³os zmusi³ garbusa do porzucenia ulubionej zabawy? Rogwold przespacerowa³ siк po pokoju. - Nic to, jeszcze spotkamy siк z tym Sandellem! - mrukn¹³ krasnolud, ale widaж by³o, ¿e po opowieœci nowego znajomego jego zawziкtoœж trochк os³ab³a. - Tacy jak Sandello bardzo drogo kosztuj¹ - ci¹gn¹³ Rogwold, nie s³uchaj¹c krasnoluda. - Kiedy opowie siк on po czyjejœ stronie, to nie opuœci stra¿nika do œmierci... Aha, w³aœnie, napar ju¿ naci¹gn¹³. Podszed³ do kocio³ka z wrz¹c¹ zawartoœci¹, zdj¹³ go z trуjnoga i odla³ do kubka ciemnego p³ynu. Niemal parz¹c sobie usta, Folko pi³ gor¹cy napar. Rogwold w tym czasie ostro¿nie naciera³ mu plecy rozgotowanymi liœжmi. Nowy œrodek podzia³a³ bardzo szybko - bуl plecуw usta³ jak rкk¹ odj¹³ i tylko trochк krкci³o mu siк w g³owie. Uszczкœliwiony Folko wpe³z³ pod koc i przys³uchiwa³ siк odpowiedziom Rogwolda na niecierpliwe pytania krasnoluda. - Jestem Arnoryjczykiem, urodzi³em siк i wyros³em w Annuminas. W m³odoœci wyrу¿nia³em siк si³¹ i dlatego Namiestnik -w tym czasie rуwnie m³ody, dopiero co wybrany na swoje stanowisko - wzi¹³ mnie do konnej miejskiej dru¿yny. By³em dziesiкtnikiem, potem setnikiem, uczestniczy³em w pamiкtnej Ostatniej Wyprawie na pу³noc trzydzieœci lat temu, kiedy dostrze¿ono tam osiedla orkуw, i dos³u¿y³em siк stanowiska piкжsetnika. Ale lata bieg³y, starza³em siк: pewnego piкknego dnia odszed³em zatem z krуlewskiej s³u¿by i zosta³em myœliwym. Teraz wкdrujк po lasach, chwytam soko³y i krzeczoty, oswajam je, tresujк i sprzedajк w Annuminas do polowaс organizowanych przez Namiestnika. To w³aœciwie wszystko. - Jakby usprawiedliwiaj¹c siк, roz³o¿y³ rкce. - A dok¹d teraz siк kierujesz, czcigodny Rogwoldzie? - zapyta³ Torin. - Akurat wybieram siк do Annuminas. Czy wam to po drodze? - Owszem. - Cу¿ zmusi³o krasnoluda z Gуr Ksiк¿ycowych i hobbita z legendarnego, cichego kraiku do tak dalekiej wyprawy? Wybaczcie moje pytanie, ale to osobliwoœж nawet w naszych stosunkowo spokojnych czasach! Folko i Torin wymienili spojrzenia. - Mamy wa¿n¹ sprawк do Namiestnika - odpowiedzia³ Torin. - Czy nie mуg³byœ, czcigodny Rogwoldzie, poradziж nam, jak mo¿na by go zobaczyж mo¿liwie szybko? - O audiencjк u Namiestnika ubiega siк wielu - odpowiedzia³ myœliwy, staraj¹c siк nie okazaж zdziwienia - ale ¿eby siк z nim zobaczyж, a tym bardziej porozmawiaж, trzeba doœж d³ugo czekaж. Po pierwsze, z³o¿ycie na rкce Namiestnika petycjк przedstawiaj¹c¹ wasz¹ proœbк. Nastкpnie otrzymacie odpowiedŸ m³odszego kancelisty. On wyznaczy wam datк rozmowy z jednym z sekretarzy, ktуrego musicie przekonaж, ¿e sprawa rzeczywiœcie jest na tyle istotna, by jej wys³ucha³ sam Namiestnik. - Ale my mamy szczegуln¹ sprawк, nie mo¿emy o niej mуwiж wszystkim gryzipiуrkom w stolicy! - obruszy³ siк krasnolud. - ¯eby wszystko by³o jasne: mog¹ ciк prosiж, ¿ebyœ w ogуle nie zwraca³ siк do kancelarii - uœmiechn¹³ siк Rogwold. - Czy nie wiesz, ¿e krasnoludy nie s¹ poddanymi Pу³nocnej Korony i, co za tym idzie, powinny zwracaж siк do swoich ambasadorуw w Annuminas, gdy powstaj¹ jakieœ problemy zwi¹zane z handlem czy rzemios³em! Proœbк musi napisaж hobbit, w koсcu to on jest w szczegуlnej sytuacji. Tak powiedzia³ w swym testamencie Wielki Krуl, a jego s³owo na razie jest œwiкte. Krasnolud podrapa³ siк po czubku g³owy. - Ile to bкdzie trwa³o? - Co najmniej miesi¹c - pad³a odpowiedŸ. - Wiem, jakie t³umy oblegaj¹ Namiestnika ze swoimi proœbami. Niemal wszystkie sprawy mog¹ byж za³atwione przez urzкdnikуw ni¿szego szczebla - i tak siк najczкœciej dzieje - ale wszyscy, nie wiadomo dlaczego, chc¹ zaczynaж od samej gуry. Krasnolud z kwaœn¹ min¹ zerkn¹³ na zwiniкtego w k³кbek hobbita. - Jest jednak¿e wyjœcie - odezwa³ siк ponownie Rogwold. - Namiestnik mnie zna i pamiкta. Jeœli powiecie mi, co to za sprawa, bкdк mуg³, byж mo¿e, udzieliж sensownej rady. Zreszt¹, nie chcк wam siк narzucaж. Nie s¹dŸcie, ¿e pragnк poznaж jakieœ wasze sekrety. Po krуtkim wahaniu krasnolud krуtko powtуrzy³ to, co opowiedzia³ Folkowi w pierwsz¹ noc ich znajomoœci. Rogwold s³ucha³ spokojnie, w zamyœleniu pykaj¹c fajeczkк, i gdy Torin zamilk³, powiedzia³, g³aszcz¹c brodк lew¹ rкk¹: - Opowiedzia³eœ mi o dziwnych wydarzeniach, Torinie. W czasach, gdy s³u¿y³em na dworze Namiestnika, s³ysza³em, ¿e w archiwum, pozostawionym krуlowi Elessarowi przez Elronda Pу³elfa, w³adcy Rivendell, znajdowa³y siк zadziwiaj¹ce opowieœci o Podziemnym Œwiecie, le¿¹cym poni¿ej najg³кbszych osiedli i kopalс krasnoludуw. Przypominam sobie rуwnie¿, ¿e podobno gdzieœ w samym sercu gуr kryj¹ siк uwiкzieni tam od Przedwiecznych Czasуw wojownicy Morgotha, owego pierwszego Wielkiego Nieprzyjaciela, u ktуrego kolejny Nieprzyjaciel, Sauron, by³ raptem wiкziennym stra¿nikiem. Kim oni s¹ - nie wiem, zreszt¹ s³ucha³em wtedy tych, jak mi siк wydawa³o, bajdurzeс jednym uchem. Teraz ¿a³ujк. Kto wie, byж mo¿e, wi¹¿e siк to jakoœ z dzisiejszymi wydarzeniami w Morii? - Rogwold w zadumie pokiwa³ g³ow¹. - Ale masz racjк, do Morii nale¿y iœж, i jeœli twoi bracia w Gуrach Ksiк¿ycowych nie chc¹ tego zrobiж, sprуbujemy poszukaж towarzyszy wœrуd krasnoludуw z Annuminas! Tam zawsze zbieraj¹ siк najbardziej beztroskie i zuchwa³e chwaty z plemienia Tangarуw, ktуrych znudzi³y zasiedzia³e miejsca, k³уtnie z rodzin¹ i d³ubanie palcem w nosie. Postanowione. Idк z wami! Rogwold poderwa³ siк gwa³townie, zrкcznie jak m³odzian i zacz¹³ przemierzaж izbк, coœ mrucz¹c pod nosem i rachuj¹c na palcach. W koсcu zatrzyma³ siк i odwrуci³ do hobbita: - Wiкc przyjechaliœcie, powiadasz, dziœ w nocy? Folko i Torin jednoczeœnie skinкli g³owami. - Droga spokojna? Nie wydarzy³o siк coœ niezwyk³ego? Szliœcie wszak Zachodnim Goœciсcem, czy nie? - Niezwyk³ego... - Torin uœmiechn¹³ siк smкtnie. - Powiem wprost, niezwyk³ych rzeczy tej nocy wydarzy³o siк wiкcej ni¿ przez wszystkie moje szeœж... czy siedem - ju¿ nie pomnк, ile - podrу¿y do Przygуrza. A zaczк³o siк od tego... - Znalaz³em na drodze trupa! - wypali³ Folko, ale krasnolud przerwa³ mu: - Poczekaj! Wszystko we w³aœciwym czasie. Po pierwsze, to wycie, ktуre s³ysza³em, zbli¿aj¹c siк do Hobbitonu, a potem s³yszeliœmy je obaj ju¿ w Bucklandzie. Folko powiedzia³, ¿e by³o ono podobne do g³osu opisywanego w Czerwonej Ksiкdze, ale w koсcu zdecydowaliœmy, ¿e to chyba coœ innego. - W naszych czasach nie ma nic niemo¿liwego - spokojnie zauwa¿y³ Rogwold. - Nie odrzucaj ¿adnych domys³уw, jakkolwiek nieprawdopodobne by siк wydawa³y. Te¿ s³ysza³em to wycie, dochodz¹c do Przygуrza. Tylko ¿e ja wкdrowa³em z po³udnia. S³ysza³em je dwukrotnie, pуŸnym wieczorem i g³кbok¹ noc¹, przy czym wydawa³o mi siк, ¿e za drugim razem by³o nieco inne, jakby z³oœliwie triumfuj¹ce... - S³usznie! - Folko uderzy³ siк w czo³o, odrzuci³ koc i natychmiast wsta³. Rozmowa spowodowa³a, ¿e zupe³nie zapomnia³ o bol¹cych ranach. - S³usznie! Torinie, jeœli liczyж po twojemu, to by³ ju¿ trzeci raz. No wiesz, wtedy, gdy mijaliœmy Kurhany! - Tak, to rzeczywiœcie trzeci raz - przyzna³ nieco naburmuszony krasnolud. - Ale to ju¿ inna historia. Dalej by³ trup, ktуrego ja nie zauwa¿y³em w ciemnoœciach. Folko opowiedzia³ o martwym hobbicie. Rogwold, zachmurzony, wys³ucha³ opowieœci w milczeniu. - Znowu! Znowu tu siк przedostali! - powiedzia³. Nie wiadomo kogo mia³ na myœli, ale gdy tylko Folko otworzy³ usta, by zapytaж, tamten odezwa³ siк: - Dobrze, to jeszcze mogк zrozumieж. Poczekajcie, poczekajcie, nie przerywajcie mi, za chwilк odpowiem na wszystkie wasze pytania. To, co siк sta³o, oczywiœcie jest smutne, jednak mo¿liwe do wyjaœnienia. Ale czy nie zdarzy³o siк coœ jeszcze bardziej dziwnego? - Nie, czcigodny Rogwoldzie, powiedz najpierw, jak wyjaœnisz sprawк z tym trupem? - przerwa³ mu Torin. - Przychodz¹ mi do g³owy dwie mo¿liwoœci, czy te¿, jeœli wolicie, dwa domys³y. Biedak mуg³ trafiж w rкce miejscowych rozbуjnikуw. Nie dziwcie siк, mieszkaсcy kilku wiosek zaczкli ³¹czyж siк w zbуjeckie bandy, bo pok³уcili siк z s¹siadami. Tak wiкc mo¿liwe jest, ¿e wraca³ do domu do Bia³ych Wzgуrz, zosta³ wyœledzony i zabity. Cia³o porzucili w widocznym miejscu, ¿eby wzbudziж wiкkszy strach - wtedy mo¿na napaœж na jak¹œ wioskк pod lasem i za¿¹daж okupu. Stra¿nikуw lekcewa¿¹, bo œwietnie znaj¹ okolicк i znakomicie potrafi¹ siк ukryж. Na dodatek w lesie jeŸdŸcy nie za bardzo siк przydaj¹... - A drugi domys³? - zapyta³ niecierpliwie hobbit. - O, drugi! Drugi jest o wiele ciekawszy! Rogwold wsta³, podszed³ skradaj¹c siк do drzwi i gwa³townie je otworzy³. Korytarz by³ pusty, nikt nie pods³uchiwa³. Myœliwy zamkn¹³ starannie drzwi na zasuwк i z min¹ spiskowca przywo³a³ do siebie krasnoluda i hobbita. - Pewnie s³yszeliœcie o spalonej miesi¹c temu wiosce Addorn? Oczywiœcie, ¿e s³yszeliœcie, niemo¿liwe, ¿eby Nob wam o tym nie nagada³! Pewnie mуwi³ te¿, ¿e sprawcуw zbrodni œcigano a¿ do samych Gуr Angmaru? No co, mуwi³ o tym? - Mуwi³ - skin¹³ g³ow¹ Torin. - I co z tego? - Dwa albo trzy lata temu - rzek³ Rogwold cichym, nieco z³owieszczym g³osem - pojawi³y siк u nas ju¿ nie wкdrowne bandy zwyk³ych zbуjуw, ale oddzia³y dobrze uzbrojonych konnych wojownikуw, niez³ych ¿o³nierzy, szczerze mуwi¹c! Napadaj¹ na du¿e tabory, czasem pal¹ wsie, a potem znikaj¹ tak samo niespodziewanie, jak siк pojawili. Kim s¹ i sk¹d siк wziкli - do dziœ nie wiadomo. Ludzie gadaj¹, ¿e niby z Angmaru, ale, po pierwsze, ca³e z³o, jakie istnieje, zawsze u nas przypisuje siк Angmarowi, tak ju¿ siк utar³o. Po drugie, w Angmarze rzeczywiœcie ¿yj¹ wolni ludzie, du¿o tam takich, co z Krуlestwa uciekli. Z tymi zagadkowymi oddzia³ami mieliœmy starcia. Nie dochodzi³o do otwartych potyczek, ale w ubieg³ym roku dobrze ich przycisnкliœmy. Stracili wtedy ze cztery sotnie - przy okazji, wœrуd zabitych byli nie tylko ludzie, ale i orkowie... Oto wiкc moje drugie przypuszczenie: hobbit trafi³ do niewoli jednego z oddzia³уw, ktуre niezauwa¿enie przywкdrowa³y od naszych granic a¿ w pobli¿e samego Przygуrza. Zaleg³a cisza. Folko milcza³, rozumiej¹c, ¿e sprawa jest powa¿na. - Jad¹c tutaj - ci¹gn¹³ Rogwold, zni¿aj¹c g³os do ledwo s³yszalnego szeptu - widzia³em coœ, w czego istnienie bardzo chcia³bym w¹tpiж i przypisaж to g³upim snom albo nieznanej chorobie. Wszed³em do Przygуrza przez Po³udniowe Wrota, a Zielony Trakt, jak wiadomo, przechodzi wzd³u¿ wschodniej granicy Mogilnikуw. Krasnolud i hobbit zadr¿eli. Zbyt ¿ywe by³y wspomnienia o potwornych ogniach na szczytach Kurhanуw i ponurych pieœniach, zak³уcaj¹cych nocn¹ ciszк. Obaj spuœcili g³owy i milczeli. Rogwold zauwa¿y³ ich reakcjк i od razu wszystkiego siк domyœli³. - Wy te¿ to widzieliœcie? - zapyta³ z trwog¹ w g³osie. - Starzy myœliwi i tropiciele mуwili mi, ¿e w Mogilnikach dzieje siк coœ niedobrego, ¿e one od¿ywaj¹... Wtedy, czyli przed dwoma laty, nie zwrуci³em na to uwagi, przecie¿ my, ³owcy, lubimy czasem trochк ubarwiж opowieœci. Ale teraz, kiedy na w³asne oczy widzia³em, jak p³on¹ Mylne Kamienie na szczytach wzgуrz, kiedy us³ysza³em tк ponur¹ pieœс - przyznam, poczu³em siк niepewnie. A co wy widzieliœcie? Torin krуtko opowiedzia³ Rogwoldowi o nocnych przygodach, ktуre prze¿yli w pobli¿u Przygуrza. Tamten skin¹³ g³ow¹. - Nie ma w¹tpliwoœci - westchn¹³. - To oddzia³ z Pу³nocy. Natrafi³em na œlady dziwnie podkutych koni ju¿ wczoraj, kiedy jecha³em na skrуty przez las. Œlady prowadzi³y w jednym kierunku - ku Mogilnikom. - Poczekaj - wtr¹ci³ Folko. - A dlaczego uwa¿asz, czcigodny Rogwoldzie, ¿e tamci przyszli w³aœnie z Pу³nocy? - Nie wszyscy - odpowiedzia³ powa¿nie Rogwold - ale wielu. Widzisz, ich konie s¹ naprawdк dziwnie podkute. Takie podkowy i takie gwoŸdzie maj¹ tylko w Angmarze. Bywa³em tam nieraz, kiedy uczestniczy³em w poselstwach Namiestnika. I teraz widzк te same œlady na przestrzeni kilku mil na po³udniowy wschуd od Przygуrza! - Ale ten oddzia³, ktуry my spotkaliœmy, szed³ akurat w drug¹ stronк, obchodz¹c Przygуrze od pу³nocnego zachodu - zdziwi³ siк krasnolud. - Ach tak? - uniуs³ brwi Rogwold. - To rzeczywiœcie nowina! Prawdopodobnie kierowali siк do Mogilnikуw z rу¿nych stron. A my siedzimy sobie w ciep³ej i cichej ober¿y... - £owca przygryz³ wargк. - Co mamy robiж? - zapyta³ Torin. - Jesteœ doœwiadczony, znasz okolicк, pomу¿ nam! Przecie¿ to, co wszyscy trzej widzieliœmy, dotyczy nie tylko Przygуrzan, ale ca³ego Arnoru! Wed³ug mnie, trzeba zawiadomiж dowуdcк arnorskiej dru¿yny! - Dowуdca kroku nie zrobi bez rozkazu z Annuminas - smutno uœmiechn¹³ siк Rogwold. - Ma chroniж Przygуrze. Jeœli go ktoœ zaatakuje, to bкdzie siк broni³, a inaczej... Na dodatek nie ma sensu pchaж konnicy w leœne ostкpy. - Ciekawe! - Torin poderwa³ siк na rуwne nogi. - Tamci konni mog¹ siк wa³кsaж po lesie, a nasi, jak siк okazuje, nie? - Spokojnie, proszк. - Rogwold podniуs³ rкce jakby w obronnym geœcie. - Pуjdziemy, rzecz jasna, do dowуdcy, ale po¿ytku z tego du¿o nie bкdzie. - Mo¿liwe, ale nigdy sobie nie wybaczк, jeœli tego nie zrobimy! - powiedzia³ krasnolud i zacz¹³ pospiesznie siк ubieraж. Zapi¹³ swуj szeroki pas, zatkn¹³ zaс topуr i pytaj¹co popatrzy³ na hobbita. Folko rozumia³, ¿e w walce siк nie liczy. Nie wolno mu jednak zawieœж oczekiwaс Torina, tak by ten spluwa³ z pogard¹ na samo wspomnienie kraju hobbitуw. Krasnoludowi bкdzie wszystko jedno, z jakiego powodu Folko stchуrzy³. To nowe, nieznane dot¹d uczucie zwyciк¿y³o. - Jesteœ gotуw, Folko? - zapyta³ Torin. Stoj¹c w progu, odwrуci³ siк do hobbita. W œlad za nim podniуs³ siк Rogwold. - Jestem gotуw - odpowiedzia³ twardo hobbit, ze wszystkich si³ staraj¹c siк, by g³os mu nie zadr¿a³. Wyszli z ober¿y, mуwi¹c napotkanemu po drodze Barlimanowi, ¿e wkrуtce wrуc¹ i by przypilnowa³ ich rzeczy. Ober¿ysta skin¹³ g³ow¹ i ¿yczy³ im przyjemnego spaceru - nic tak nie pobudza apetytu przed obiadem, jak ma³a przechadzka. Folko poczu³, jak strach skrкca mu wnкtrznoœci na myœl, w co mo¿e przerodziж siк ten spacer. Rogwold maszerowa³ obok; stary ³owca wydawa³ siк spokojny jak ska³a. Szli szerok¹, dobrze utrzyman¹ g³уwn¹ ulic¹ Przygуrza. Rogwold wyjaœni³ hobbitowi, ¿e jak niemal wszystkie podobne ulice w innych arnorskich osiedlach, nosi ona imiк Wielkiego Krуla. Wкdrowcy mijali wysokie p³oty i mocne wrota; za ogrodzeniami piкtrowe drewniane domy z bali, pokryte szar¹ tarcic¹, tonк³y w zieleni sadуw, nieco ju¿ zabarwionej purpur¹ jesieni. Ulica prowadzi³a w dу³, stopniowo schodz¹c z szerokiego rozpoœcieraj¹cego siк wzniesienia. Odchodzi³o od niej kilka mniejszych uliczek; jak i na g³уwnej, wzd³u¿ nich rуwnie¿ ci¹gnк³y siк mocne, zadbane domy. Wszystkie ulice wiod³y do otaczaj¹cego Przygуrze czкstoko³u, po przekroczeniu ktуrego stawa³y siк zwyczajnymi polnymi drogami, prowadz¹cymi do okolicznych wiosek. Przygуrze, jak za czasуw Bilba i Froda, by³o czymœ w rodzaju stolicy zasiedlonych ziem stanowi¹cych doœж rozleg³¹ wyspк poœrуd bezbrze¿nego morza G³uszy. Przez trzysta lat pokoju Arnorczycy dokonali wielkiego dzie³a, jednak¿e by³o ich za ma³o, a osiedlali siк przede wszystkim bardziej na pу³noc, w okolicach Annuminas, Fornostu i le¿¹cych miкdzy nimi jezior. Zupe³nie kiedyœ dzikie okolice, po³o¿one wzd³u¿ porzuconego jeszcze przed pocz¹tkiem Czwartej Epoki Zielonego Traktu, by³y ju¿ od dawna ucywilizowane, jednak¿e granica terenуw zaludnionych przesunк³a siк niewiele - najwy¿ej jakieœ sto mil - na wschуd. Nie by³o tam du¿ych osiedli, lecz tylko niewielkie wioski. W³aœnie one bywa³y celem ³upie¿czych wypraw tajemniczych jeŸdŸcуw. Wszystko to Rogwold opowiedzia³ s³uchaj¹cemu go z otwartymi ustami hobbitowi, gdy szli do stoj¹cych tu¿ przy czкstokole d³ugich piкtrowych budynkуw. Tu kwaterowa³y dwa szwadrony arnorskiej konnicy, pozostawionej w Przygуrzu na rozkaz Namiestnika po tym, jak nasili³y siк zbrojne napady na Wschodnim i Zielonym Trakcie. Folko, Torin i Rogwold znaleŸli siк w niewielkiej, dobrze oœwietlonej izbie, wype³nionej przyjemnym zapachem ¿ywicy ze œwie¿ych, niedawno u³o¿onych na œcianach cienkich desek. Wzd³u¿ œcian sta³y szerokie ³awy. Ich oparcia, podobnie jak drzwi wejœciowe, by³y bogato rzeŸbione. Œrodek izby zajmowa³ du¿y okr¹g³y stу³, obok niego - osiem drewnianych rzeŸbionych foteli. Na œcianach rozwieszono rу¿norodn¹ broс; b³yszcza³a wyczyszczona stal pancerza, rozpiкtego niczym skуra dziwnego zwierzкcia. Na przeciwleg³ej œcianie znajdowa³y siк jeszcze jedne drzwi, pozbawione wszelkich ozdуb, zbite z opalonych dкbowych bali. - Proszк siadaж - zwrуci³ siк do goœci Narin, dowуdca posterunku. - Kapitan zaraz przyjdzie. Hej, Herwin! - krzykn¹³ do jednego z towarzysz¹cych mu m³odych ¿o³nierzy. - Dawaj no migiem mapк na stу³! Za dкbowymi drzwiami rozleg³y siк kroki. Wszyscy ¿o³nierze, ³¹cznie z Narinem, stanкli na bacznoœж. Kapitan szybko wszed³ do izby i zatrzyma³ siк dwa kroki od sto³u, na ktуrym roz³o¿ono ju¿ mapк. - Witam was, czcigodni goœcie - powiedzia³ miкkkim, zupe³nie pozbawionym rozkazuj¹cego tonu g³osem. - Mieliœcie lekk¹ podrу¿? Co was tu sprowadzi³o? Jakie krzywdy czy urazy splami³y honor Krуlestwa, a to znaczy, ¿e i mуj honor? Opowiedzcie mi - i wierzcie, znajdziemy sposуb, by was usatysfakcjonowaж! Dowodzк wszak nie tylko dru¿yn¹ Przygуrza, jestem rуwnie¿ szeryfem tej miejscowoœci. Kapitan by³ m³odym cz³owiekiem, mniej wiкcej trzydziestoletnim. Wysokie czo³o, jasne oczy, zdrowa cera, poci¹g³a twarz -wszystko to wywo³a³o u hobbita uczucie sympatii do dowуdcy. Folko us³ysza³, ¿e za jego plecami Torin chrz¹ka z aprobat¹. - Witam czcigodnego Rogwolda - ci¹gn¹³ kapitan. - Dawno nie by³eœ w Przygуrzu, czcigodny... Tak wiкc, s³ucham was. Niech twoi towarzysze siк przedstawi¹, jeœli taka jest ich wola! - Usiad³ w rzeŸbionym fotelu. - Torin, syn Dartha, krasnolud z Ksiк¿ycowych Gуr. - Folko Brandybuck, syn Hemfasta, z Hobbitonu. Kapitan z szacunkiem pochyli³ g³owк. - Nazywam siк Erster, syn Korsta. S³uchani was! Trуjka przyby³ych wymieni³a spojrzenia. Rogwold odkaszln¹³ i zacz¹³ opowiadaж. Gdy mуwi³ o minionych wydarzeniach, Folko ze zdziwieniem i rozczarowaniem obserwowa³, jak zmienia siк wyraz twarzy kapitana Erstera. Na jego obliczu pojawi³ siк smutek, spojrzenie przygas³o, jak gdyby ktoœ przyniуs³ mu wiadomoœж o œmierci bliskiego przyjaciela czy kogoœ z rodziny. - Opowiedz o nieboszczyku! - szepn¹³ do przyjaciela Torin. Folko j¹ka³ siк i zacina³, mуwi¹c o znalezionym przy drodze zabitym hobbicie. Kapitan nachmurzy³ siк jeszcze bardziej, westchn¹³, a potem poleci³ Narinowi, by zapisa³ doniesienie. - Wszystko to s¹ liœcie z jednego drzewa, jak powiedzia³yby elfy - rzuci³, pochylaj¹c siк nad map¹. - Jedno pasuje do drugiego... Czy coœ jeszcze? Folko, nieco zdziwiony tym wyraŸnie obojкtnym stosunkiem do jego opowieœci, zamilk³. Wtedy zacz¹³ mуwiж Torin; opowiedzia³ kapitanowi o bуjce w ober¿y, k³ad¹c nacisk na udzia³ w niej garbusa Sandella i dziwnie ubranych ludzi w zieleni. Kapitan poderwa³ siк. - To ju¿ coœ! Jasne jak s³oсce, ¿e s¹ z jednej kompanii! Cу¿, daleko nie uciekli, skoro nie zauwa¿yliœcie luŸnych koni w oddziale, ktуry pod¹¿y³ w kierunku Mogilnikуw. Narinie, wygl¹da, ¿e rzeczywiœcie powinniœmy zacz¹ж dzia³aж! Og³oœ alarm, a ja poœlк doniesienie go³кbi¹ poczt¹! Uœmiechn¹wszy siк z zadowoleniem, Narin wyjrza³ na korytarz i krzykn¹³ do wartownika: - Tr¹biж na alarm! Zbiуrka wszystkich! Siod³aж konie! W korytarzu rozleg³ siк tupot nуg, pokrzykiwania, a potem w ca³ej okolicy da³ siк s³yszeж czysty, wysoki g³os wielkiego rogu. - Cу¿, spotkaliœmy siк i ju¿ musimy siк ¿egnaж - powiedzia³ kapitan. - Dziкkujemy wam za cenne informacje. Uczciwie spe³niliœcie swуj obowi¹zek, teraz kolej na nas. Niech lekk¹ bкdzie wasza droga, gdziekolwiek by prowadzi³a! ¯egnajcie! Odwrуci³ siк, ale zatrzyma³ go g³os Torina: - A my co? - zakrzykn¹³ krasnolud. - My te¿ chcemy walczyж! Czy ja, krasnolud, mam siк chowaж za czyimiœ plecami?! Oczy Torina rzuca³y b³yskawice, zdradzaj¹ce jego wœciek³oœж. Kapitan spokojnie odwrуci³ siк do niego. - To nie wasza sprawa - powiedzia³ beznamiкtnym tonem. - Po to w³aœnie pe³nimy s³u¿bк, by wszyscy - i ludzie, i krasnoludy, i hobbici - mogli ¿yж spokojnie. To jest nasz obowi¹zek, a nie twуj, czcigodny Torinie. Nie mam czasu na sprzeczki z tob¹, dlatego powiem tylko, ¿e czeka nas d³ugi marsz, a czy krasnoludy s¹ dobrymi jeŸdŸcami? Czy potrafisz walczyж konno? Zostaw wiкc nasze sprawy nam. ¯egnajcie! - Kapitan znikn¹³ za drzwiami. Rogwold, Torin i Folko w milczeniu wyszli na podwуrze. Erster ju¿ siedzia³ w siodle na ros³ym kasztanowym ogierze. Dziesiкtnicy wydawali ostatnie rozkazy. Kapitan uniуs³ rкkк. JeŸdŸcy ruszyli G³уwn¹ Ulic¹, kieruj¹c siк do Po³udniowych Wrуt. B³yszcza³y pancerze, powiewa³y sztandary, przez ca³y czas œpiewa³y dŸwiкczne bojowe rogi. Torin splun¹³ ze z³oœci¹, zatkn¹³ za pas niepotrzebny topуr i zakl¹³ wymyœlnie. - Co teraz mamy robiж, czcigodny Rogwoldzie? Stary ³owca, ktуry niewiele rozmawia³ z kapitanem, roz³o¿y³ rкce: - Pomyœlimy, rozwa¿ymy to sobie w chwili nudy! Erster poprowadzi swoich ludzi na po³udniowy wschуd, nie do Mogilnikуw... Dobra. Proponujк wrуciж do ober¿y, odpocz¹ж, wyspaж siк, doprowadziж do porz¹dku poturbowanego hobbita. A potem razem wybierzemy siк do Annuminas! Wszak to, co chcieliœcie zakomunikowaж Namiestnikowi, nie ogranicza wieœci przekazanych kapitanowi Ersterowi? - Oczywiœcie, ¿e nie - burkn¹³ krasnolud. By³ z³y i nie chcia³o mu siк rozmawiaж. Odwrуci³ siк i pomaszerowali z powrotem do ober¿y. Torin, s¹dz¹c po jego zachowaniu, by³ na coœ rozz³oszczony, Folko natomiast, odwrotnie, ledwie powstrzymywa³ siк, by nie podskakiwaж z radoœci. Niebezpieczeсstwo na jakiœ czas zosta³o za¿egnane, za trudn¹ sprawк zabrali siк prawdziwi fachowcy, specjalnie tu przys³ani. Czy maj¹ jakikolwiek powуd, by czyniж sobie wyrzuty? Wszak nie wszyscy mog¹ byж ¿o³nierzami.

6 MOGILNIKI Rankiem nastкpnego dnia obudzi³ ich Nob, ostro¿nie pukaj¹c do drzwi. Na tacy poustawia³ najprzerу¿niejsze garnuszki i miseczki, z ktуrych unosi³ siк aromatyczny zapach. Myj¹c siк, Folko s³ucha³ rozmowy Torina i Noba. Ten ostatni opowiada³ krasnoludowi o pochуwku hobbita z Zachodniego Goœciсca: - Zakopaliœmy go na pagуrku, niedaleko od rozwidlenia na Bia³e Wzgуrza - relacjonowa³ niespiesznie Nob, ciesz¹c siк, ¿e ma okazjк pogadaж. - Dу³, nie uwierzy pan, kopaliœmy wszyscy, rкce sobie poobcieraliœmy, ziemia taka tam twarda i gdziekolwiek by prуbowaж, wszкdzie taka sama... Torin pomrukiwa³ coœ niewyraŸnie. Podoba mi siк takie ¿ycie - pomyœla³ nagle hobbit. Jestem w drodze, wiele siк zdarzy³o, ale najwa¿niejsze, ¿e jedzenie dobre i poœciel miкkka, i przygody jakieœ tam, w koсcu, by³y. Jasne, ¿e tak mo¿na podrу¿owaж... Jednak¿e natychmiast da³y o sobie znaж pami¹tki po spotkaniu z Sandellem i poczu³ k³ucie w boku, co skierowa³o jego myœli na inne tory: Oczywiœcie dobrze, ¿e wujaszka nie ma, chocia¿, biedakowi, nie jest tam lekko. Kto go prуcz mnie bкdzie s³ucha³? I kto, jak nie on, przypilnuje, ¿eby wszystko sz³o godnie, g³adko, wed³ug regulaminu? W obitym boku znуw go zak³u³o. A dok¹d my siк pchamy? - pomyœla³ jeszcze Folko. Siedzielibyœmy sobie tutaj albo wybrali siк do Bia³ych Wzgуrz, postawili domek, za³o¿yli ogrуd, rzepк uprawiali... Trudno powiedzieж, do jakich wnioskуw doszed³by, gdyby Torin go nie zawo³a³: - Hej, przyjacielu hobbicie, dlaczego ziewasz? Uwa¿aj, bo sam ca³e œniadanie wtrz¹chnк! Pamiкtasz, ¿e dzisiaj wyruszamy? Nie zapomnia³eœ? Musimy tylko jeszcze zajœж do kramu z broni¹, kupimy ci ³uk. Jak myœlisz, przyda siк? Do tego czasu Rogwold przyjdzie i naprzуd, do Annuminas! Nob powiada, ¿e naszego karze³ka nakarmi³; siedzi ponury, pojкkuje, ale jedzenie migiem sprz¹tn¹³. Krasnolud by³ weso³y, wypoczкty, rzeœki; ju¿ chcia³ byж na szlaku, a w Przygуrzu trzyma³a go tylko ciekawoœж, czym skoсczy siк wypad konnicy Arnoru. Jednak¿e wojsko nie wraca³o; w okolicy nie s³ychaж by³o o ¿adnej walce - po Zielonym i Zachodnim Trakcie ci¹gnк³y d³ugie tabory, przeje¿d¿a³y grupy konnych, wкdrowali piesi. Rogwold pojawi³ siк wkrуtce potem, jak hobbit i krasnolud, spakowawszy swoje rzeczy, poszli do wspуlnej sali, ¿eby ostatni raz napiж siк s³ynnego piwa Barlimana. - No to jak, gotowi? - zapyta³, energicznie wkroczywszy do ober¿y ³owczy. - Tak, tylko kupimy hobbitowi kilka rzeczy - odpar³ Torin, a tamten kiwn¹³ ze zrozumieniem g³ow¹. Udali siк do znajduj¹cego siк nieopodal „Rozbrykanego Kucyka” kramu z broni¹. W niedu¿ym, ale jasnym pomieszczeniu -okna zajmowa³y niemal ca³¹ œcianк - na obszernej, skleconej z mocnych br¹zowych desek ladzie by³a wy³o¿ona najprzerу¿niejsza broс, wedle dowolnego gustu, od szyde³ do miotania do elementуw pancerza, od proc do kusz, a za lad¹, ponuro bawi¹c siк trуjgraniastym ostrzem z ozdobion¹ rubinami rкkojeœci¹, siedzia³ gospodarz kramu, d³ugi, chudy, jakby zasuszony. Lewe oko przykrywa³a mu czarna opaska. Folko sta³ jak urzeczony i gapi³ siк, rozdziawiwszy usta. Jakie¿ tu by³y skarby, jakie cudowne rzeczy! Szczкœliwy, kto je posiada³, ale stokroж szczкœliwszy, kto umia³ siк nimi pos³ugiwaж. Rкce same wyci¹ga³y siк do ch³odnej b³кkitnawej stali; wzorzyste koœciane rкkojeœci - wydawa³o siк - a¿ siк prosi³y, by wzi¹ж je w d³onie. Folko straci³ dech z zachwytu. Jednak¿e krasnolud z markotn¹ min¹ przegl¹da³ wy³o¿ony towar i mrucza³ pod nosem: - Annuminas, od razu widaж. Ostrze niedohartowane, kamienie szlifowane niedbale. A zaczep?... Mistrzami siк nazywaj¹... A to? To ju¿ chyba miejscowa kuŸnia! Nawet mu siк nie chcia³o wykuж jak nale¿y!... To jest z Edoras, ujdzie w t³oku. Oczywiœcie, dobrze by by³o poprawiж... W³aœciciel nie zwraca³ na niego uwagi. NajwyraŸniej by³o mu wszystko jedno - chwal¹ czy gani¹ jego towar - innego kramu z broni¹ w Przygуrzu i tak nie by³o. W tym czasie Rogwold, po krуtkiej rozmowie z sennym gospodarzem, wywo³a³ z g³кbi kramu m³odzieсca i przy jego pomocy wybiera³ ³uk dla hobbita. Jedne by³y zbyt twarde, inne, odwrotnie, zbyt s³abe; na jednym nie podoba³o mu siк drewno, na innym - nak³adki, trzeci by³ niepotrzebnie ozdobny, czwarty - przeciwnie - zbyt ubogo wygl¹da³, pi¹ty - przesuszony, szуsty - wilgotnawy, a siуdmy mia³ ciкciwк do niczego. Przynosz¹cy wci¹¿ nowe ³uki s³uga spoci³ siк, krasnolud, ktуry nie zna³ siк na ³ukach, od dawna ju¿ niecierpliwie przestкpowa³ z nogi na nogк i sapa³ za plecami Rogwolda, Folka bola³y ramiona - ile¿ mo¿na naci¹gaж te ³uki! Ale ³owca nie dawa³ siк przekonaж. Przebrawszy ca³y towar, zwrуci³ siк do w³aœciciela kramu: - Nie nadaj¹ siк do niczego, czcigodny Pelegaœcie. Czy¿byœ nic ju¿ nie mia³ w swoich magazynach? - Ten malec potrzebuje ³uku - burkn¹³ nagle w³aœciciel, nie podnosz¹c g³owy. - Ma dobre oko i rкce mu siк nie trzкs¹. Powinien mieж coœ lepszego. Zerknij na ten, czcigodny Rogwoldzie. £owca ostro¿nie odwin¹³ wygarbowan¹ skуrк, w ktуr¹ zawiniкto broс. W rкkach trzyma³ ³uk w kolorze b³кkitnawo-stalowym, ju¿ na pierwszy rzut oka zachwycaj¹cy swoim kunsztownym wykonaniem i proporcjami. Ciкciwa wydawa³a siк zrobiona z promienia ksiк¿ycowego œwiat³a naci¹gniкtego na rogi m³odego ksiк¿yca. Na wewnкtrznej stronie znajdowa³o siк oznakowanie - trzy elfickie runy. Nawet krasnolud posapywa³ i cmoka³, wpatruj¹c siк we wspania³¹ broс. - Zosta³ wykonany przez elfуw - oœwiadczy³ zagadkowo Pelegast. - Nikt nie wie, ile lat ma ten ³uk. Zrкczni elfijscy kowale ¿yli kiedyœ w pustej dziœ krainie, obok Zachodnich Wrуt Morii. Trzy runy nale¿y czytaж jako ELD - nie wiem, co to znaczy. Do kompletu s¹ te¿ strza³y - siedem dziesi¹tkуw, gruba wi¹zka! Ten ³uk le¿y u mnie ju¿ bardzo d³ugo. Rу¿ni przymierzali siк do niego, ale ja nie ka¿demu go pokazujк. - To jest w³aœnie to, czego potrzebujemy! - oœwiadczy³ Rogwold. - Mam takie dziwne przeczucie, jakby spotka³y siк tu dwie czкœci podzielonej ca³oœci. Wydaje mi siк, ¿e tak w³aœnie musi byж. Nie wiem dlaczego. A przy okazji, ³askawco, dlaczego nie pasowa³ on tym, ktуrym go ju¿ pokazywa³eœ? - Dla dziecka jest za twardy, dla doros³ego za ma³y, chocia¿ wymaga si³y dojrza³ego cz³owieka - wci¹¿ tak samo obojкtnie odpowiedzia³ gospodarz. - Wykonywano je specjalnie dla takich jak on. - Pelegast skin¹³ g³ow¹ w stronк Folka. - Sk¹d wiesz? - zdziwi³ siк Rogwold. - Wiem, a sk¹d wiem i od kogo, to moja sprawa. Zreszt¹, czy oszuka³em ciк kiedykolwiek, czcigodny? Przecie¿ znamy siк od trzydziestu lat. - W³aœciciel podniуs³ siк. - To co, przynieœж strza³y? Folko sta³ os³upia³y, kiedy w jego rкce trafi³a cudowna broс. Ko³czan z dwoma tuzinami d³ugich strza³, reszta w oddzielnym pкku, futera³ na ³uk ze zdobionym wzorami pasem do prze³o¿enia przez ramiк. Na przedniej czкœci ko³czanu znajdowa³y siк wyciœniкte i pokryte z³otem te same trzy runy - ELD. Folko zarzuci³ ³uk na prawe ramiк. - Poczekaj, to jeszcze nie wszystko! - opamiкta³ siк Rogwold, ktуry, podobnie jak Torin, zachwyconymi oczyma wpatrywa³ siк w zakup. - Pelegaœcie, masz zwyk³e strza³y? I no¿e do miotania? - A jak¿e! - W³aœciciel nawet nie podniуs³ oczu od starej ksiкgi, ktуr¹ nie wiadomo sk¹d wyci¹gn¹³. - Tam s¹, po lewej stronie. Bez d³u¿szych targуw kupili osiem jednakowych krуtkich no¿y z lekkimi r¹czkami ze skуry i ciк¿kimi sp³aszczonymi szpicami. Krasnolud z min¹ znawcy obejrza³ je i uzna³ robotк kowala za niez³¹. - Na pocz¹tek ujd¹. A gdy dotrzemy do Annuminas, wykujк ci prawdziwe. W plecaku hobbita znalaz³ siк rуwnie¿ solidny pкk d³ugich strza³ dobrej arnorskiej roboty. - Teraz jesteœmy gotowi - podsumowa³ Rogwold. - Droga do Annuminas zajmie nam piкж pe³nych dni. Ale mam jeszcze jedn¹ propozycjк. Mo¿e zajrzelibyœmy, przyjaciele, do tych s³ynnych Mogilnikуw? Powiedziane to zosta³o spokojnie, niemal weso³o, jakby mowa by³a o tym, ¿e trzeba by wpaœж do ober¿y na kufel piwa. Krasnolud prychn¹³, Folko omal siк nie zakrztusi³, a Rogwold spokojnie ci¹gn¹³: - Dru¿yna skierowa³a siк na po³udniowy wschуd albo na wschуd. Co siк z ni¹ dzieje, nie wiemy. S¹dz¹c ze spokoju w okolicy, w Mogilnikach raczej nie wpadniemy w zasadzkк - nie robi siк jej w miejscu, do ktуrego nikt nie chodzi. Zagl¹daj¹ tam tylko myœliwi, tacy jak ja, nikt inny nie ma tam nic do roboty. Proponujк, ¿ebyœmy popatrzyli, czy nie zosta³y jakieœ œlady po nocnych wкdrowcach. Stali na progu kramu z broni¹. By³ jasny, ciep³y wrzeœniowy dzionek, po b³кkitnym niebie niespiesznie p³ynк³y k³кbiaste ob³oki, wiaterek porusza³ ga³кziami rosn¹cych przy G³уwnej Ulicy topуl. Gdzieœ w Przygуrzu rozleg³o siк muczenie krowy, potem szczekanie psуw, gdakanie kur, skrzypienie osi wozуw. Osiedle ¿y³o swoim zwyk³ym ¿yciem, a kontrast miкdzy tym koszmarnym miejscem, do ktуrego odwiedzin namawia³ Rogwold, i sielskim wygl¹dem Przygуrza zmusi³ hobbita do s³abego protestu: - Po co mamy tam iœж, Rogwoldzie? Sam przecie¿ mуwi³eœ, ¿e oni stamt¹d odeszli. Lepiej chodŸmy do Annuminas po Trakcie; droga jest dobra, przejezdna, pe³no tawern... - Poczekaj, druhu hobbicie! - powstrzyma³ go zmarkotnia³y krasnolud. - Czcigodny Rogwold ma racjк. Musimy tam pуjœж, mimo ¿e nam siк nie chce. Nie zauwa¿yli, ¿e z kramu na ganek wyszed³ Pelegast, nie zauwa¿yli te¿ smutnego, ale ¿yczliwego uœmiechu na jego twarzy. - Zbli¿a siк, o tak, tak, zbli¿a siк... Zwyk³e ³uki i zwyk³e serca tu nie pomog¹, potrzebne jest coœ innego. - O czym ty mуwisz, czcigodny Pelegaœcie? - zapyta³ zdziwiony Rogwold. - Myœlк, ¿e staroœж nadesz³a i w ziemiк ju¿ pora, ale jakoœ siк nie chce, i dlatego tak sobie gadam czasem sam ze sob¹. Ze staroœci, z g³upoty - wyrzuci³ pospiesznie z siebie niespecjalnie przekonuj¹c¹ wypowiedŸ, szczegуlnie ¿e jedyne jego oko jakby mуwi³o co innego: „Powiedzia³em, a wy us³yszeliœcie. Sk¹d ja to wiem, nie wasza sprawa, ale jeœli zrozumieliœcie - dzia³ajcie!”. - Ale jak? - szepn¹³ nagle hobbit, poddaj¹c siк jakiemuœ niejasnemu przeczuciu. - Podpowiedz! Zwrуciwszy na hobbita swoje przejrzyste spojrzenie - przy czym jego oko nagle odzyska³o barwк i sta³o siк jasnoszare - Pelegast cicho powiedzia³, niemal nie poruszaj¹c wargami: - S³uchaj Zachodu, bуj siк Pу³nocy, nie wierz Wschodowi i nie czekaj Po³udnia! Zanim wrуci³ do kramu, rzuci³ na hobbita ostatnie po¿egnalne spojrzenie i ju¿ nie na g³os, ale jakoœ inaczej wyrzek³, zlane ze spojrzeniem w jedno, s³owa. A Folko wszystko zrozumia³: - „Jeszcze siк spotkamy i wtedy podpowiem ci, ale na razie musisz iœж sam, a od tego, czego siк dowiesz, bкdzie zale¿a³a moja rada”. Pelegast nagle rzek³: - I pamiкtaj o Ogniu Niebieskim! Rogwold i Torin nie kryli zdumienia. Niczego nie us³yszeli i nie zrozumieli, wszystko przypisali dziwactwom gospodarza oraz wra¿liwoœci hobbita. Folko zaczerwieni³ siк, ale uzna³, ¿e lepiej na razie niczego nie t³umaczyж... Jechali po prowadz¹cym przez Hobbiton Zachodnim Trakcie. Folko milcza³, z g³owy nie wychodzi³y mu s³owa dziwacznego proroctwa. Kim jest Pelegast? Co znaczy: „S³uchaj Zachodu, bуj siк Pу³nocy, nie wierz Wschodowi i nie czekaj Po³udnia?”. Przy pasie mia³ miecz Meriadoka, na prawym ramieniu ³uk elfуw, i tylko strza³y w wiкkszoœci by³y zwyk³e. Myœli hobbita krкci³y siк wokу³ tego, co rzek³ Pelegast: „Pamiкtaj o Ogniu Niebieskim”. W Czerwonej Ksiкdze o niczym takim nie by³o mowy. S³oсce sta³o ju¿ w zenicie, gdy pozostawiwszy za sob¹ dolinк i mostek, dojechali ponownie do miejsca, gdzie ubieg³ej nocy hobbit i krasnolud napotkali z³owieszcze czarne wojsko. Rogwold zsiad³ z konia i uwa¿nie przygl¹da³ siк œladom, ktуre przecina³y zakurzone pobocze i kry³y siк w wysokiej trawie, prowadz¹c prosto do Mogilnikуw. Folko opanowa³ dreszcze i chwyci³ miecz. - Hej, przyjaciele, chodŸcie za mn¹ - zamacha³ rкk¹ ³owca. -Œlad jest bardzo wyraŸny: nie stracimy go z oczu, choжbyœmy chcieli. Folko ba³ siк. Zerkn¹³ na krasnoluda, szukaj¹c w nim oparcia, ale Torin, wydawa³o siк, nie mуg³ oderwaж wzroku od Mylnych Kamieni na najbli¿szych kurhanach. Prawa rкka krasnoluda jak zwykle spoczywa³a na rкkojeœci topora, lew¹ os³ania³ oczy przed blaskiem jeszcze jasnego letniego s³oсca. Folko z westchnieniem szarpn¹³ wodzami i jego kucyk, niespokojnie potrz¹saj¹c g³ow¹ i pochrapuj¹c, zszed³ z bitego traktu i pok³usowa³ po gкstej trawie w œlad za id¹c¹ niespiesznym krokiem gniad¹ koby³¹ Rogwolda. Kurhany sta³y po obu stronach czegoœ, co przypomina³o z grubsza œcie¿kк, ktуr¹ trop prowadzi³ w g³¹b Pola. Minк³o oko³o godziny, dawno stracili z oczu Trakt, jechali niemal na oœlep, lawiruj¹c miкdzy Mogilnikami i polegaj¹c na doœwiadczeniu Rogwolda. Nawet nie zauwa¿yli, jak doko³a nich zgкstnia³a cisza. Zamilk³y ptaki i trzmiele, w trawie, jeszcze bujniejszej i wy¿szej, ucich³ nawet lekki wschodni wiaterek. Powietrze jakby zasta³o siк wokу³ Mogilnikуw, jak woda w bajorze. I wtedy Folko poczu³, ¿e dzieje siк coœ niedobrego. Przypomnia³ sobie o strachu prze¿ytym w nocy na drodze. Teraz, w jasny dzieс, wœrуd przyjaciу³, nie ba³ siк tak okropnie, tylko sprк¿y³ siк ca³y i wytar³ o spodnie nagle spotnia³e d³onie. Coœ chyba poczu³ rуwnie¿ Torin, bo wstrzyma³ kuca i wyci¹gn¹³ zza pasa topуr. Wraz z ka¿dym krokiem wzrasta³o niespokojne, gniot¹ce przeczucie, jakby zbli¿ali siк do jakichœ straszliwych, ogromnych, wpatrzonych w nich oczu. Kurhany nieoczekiwanie rozst¹pi³y siк, tworz¹c wielki okr¹g, od jednej do drugiej krawкdzi by³a bez ma³a mila. Na zielonym trawiastym pokryciu tego ogromnego, ukrytego przed ciekawskimi spojrzeniami ko³a zobaczyli zupe³nie œwie¿y œlad po ognisku. - Jest! - sapn¹³ Rogwold. Ca³a trуjka ponagli³a konie, kieruj¹c siк ku czarnej wyd³u¿onej plamie wypalonej ziemi. Trawa wokу³ by³a wydeptana, ziemiк poszatkowa³y g³кbokie koleiny pozostawione przez ko³a wozуw, zapadaj¹cych siк w wilgotnej, pulchnej ziemi. Na brzegach kolistej doliny przyjaciele odkryli jeszcze z dziesiкж œladуw po ogniskach, nieco mniejszych; gdzieniegdzie pozosta³y rуwnie¿ kupki koсskiego ³ajna. Rogwold zeskoczy³ z konia i pochyliwszy siк, czegoœ szuka³ na ziemi, stopniowo zbli¿aj¹c siк coraz bardziej do najwiкkszego popieliska. Hobbit i krasnolud przypatrywali siк temu z niepokojem. Torin nie odrywa³ wzroku od wierzcho³kуw otaczaj¹cych kotlinк kurhanуw; Folko, jakkolwiek bardzo siк stara³, nie mуg³ poradziж sobie z nieoczekiwanie atakuj¹cymi go falami strachu - coœ nie pozwala³o mu podnieœж oczu, ktуre, jak zaczarowane, obserwowa³y ka¿dy ruch Rogwolda. Podje¿d¿ali coraz bli¿ej. Rogwold w koсcu wyprostowa³ siк; twarz mia³ nachmurzon¹ i nieprzeniknion¹, praw¹ rкkк po³o¿y³ na rкkojeœci miecza. - Patrzcie! - Wskaza³ przyjacio³om popielisko, a nastкpnie gwizdem przywo³a³ gniad¹ koby³к, ktуra oddali³a siк, zapewne w poszukiwaniu najsmaczniejszej trawy. Folko i Torin zsiedli z koni i podeszli bli¿ej. Wœrуd lekkiego szarego popio³u i czarnych g³owni zobaczyli kupkк opalonych koœci. Hobbit zadygota³ ze strachu. - Nie bуjcie siк, przyjaciele. - Rogwold mуwi³ cicho, jakby te¿ siк czegoœ obawia³. - Rozumiem, o czym teraz pomyœleliœcie. Ale to s¹ koœci koсskie. Widzicie czaszki? - Tutaj? - pokrкci³ g³ow¹ Torin. - Poczekaj. - Rogwold przerwa³ mu gwa³townym ruchem rкki. Przykucn¹³ i wskaza³ sam œrodek ogniska. Folko wpatrzy³ siк w to miejsce. Poœrуd nie do koсca wypalonych wкgli le¿a³y przysypane popio³em trzy krуtkie, szerokie miecze. - To coœ dla ciebie, czcigodny Torinie - powiedzia³ pу³g³osem Rogwold. - Co o nich mo¿esz powiedzieж? - Muszк przyjrzeж siк lepiej - odpar³ Torin, rуwnie¿ œciszaj¹c g³os i podchodz¹c do krawкdzi czarnego krкgu. Rozejrza³ siк niepewnie, a potem machn¹³ rкk¹ i wszed³ w popiу³. Doko³a jego ciк¿kich podkutych buciorуw wzbi³y siк szare ob³oczki, w tej samej chwili Folko wrzasn¹³: „Stуj!”. Wystarczy³o, by krasnolud zrobi³ pierwszy krok, gdy w serce hobbita wpi³y siк niewidzialne lodowate szpony, pod nogami zako³ysa³a siк ziemia. WyraŸnie s³ysza³ wœciek³y, zduszony syk, dochodz¹cy gdzieœ z do³u. Krasnolud zrobi jeszcze jeden krok i stanie siк coœ... Torin i Rogwold jednoczeœnie spojrzeli na hobbita. Folko chwia³ siк na nogach. Przyciska³ d³onie do uszu, ale upiorne, nies³yszalne dla innych syczenie nie milk³o. - Co z tob¹, Folko? - zapyta³ z niepokojem Rogwold, wpatruj¹c siк w pe³ne przera¿enia oczy hobbita. - Co siк sta³o? Tymczasem Torin zdecydowanie podszed³ do przysypanych popio³em mieczy, podniуs³ je i trzymaj¹c broс pod pach¹, pospiesznie skierowa³ siк do Folka. Ca³y œwiat zawirowa³ przed oczyma hobbita; dozna³ nieznanego mu do tej pory, dziwnego bуlu serca. Coœ podciк³o mu nogi, Rogwold chwyci³ go, a wisz¹cy na plecach hobbita ko³czan zeœlizn¹³ siк. Usi³uj¹c utrzymaж go na ramieniu, Folko poczu³ pod palcami znajome ciep³o elfijskiego ³uku. I wtedy zacz¹³ walczyж. Dotkniкcie starej broni legendarnego narodu doda³o mu si³. Ma³y hobbit naiwnie wierzy³, ¿e podobne rzeczy maj¹ ukryt¹ moc Eldara, i ta wiara teraz mu pomog³a. Wykona³ rozpaczliwy wysi³ek, usi³uj¹c wyzwoliж siк ze œciskaj¹cych serce cкgуw. Przeciwnika nie widzia³, nie mуg³ wiкc stan¹ж z nim do walki, ale lкk zacz¹³ ustкpowaж, bуl w piersi min¹³. Syk nie ustawa³, lecz teraz by³a w nim tylko bezsilna z³oœж. Czerwony z wysi³ku Folko twardo sta³ na nogach. - Co siк z tob¹ dzieje, powiedz w koсcu! - tarmosi³ go Torin. - Ju¿ przechodzi - Folko blado siк uœmiechn¹³. - Uff! Aleœ nas wystraszy³! - Krasnolud otar³ pot z czo³a. - To jest z³e miejsce. Nie wiem dlaczego, ale sam oddycham z trudem. Dobra, popatrzmy na miecze. Pochyli³ siк nad le¿¹c¹ na trawie broni¹, wzi¹³ jeden z mieczy do rкki, przetar³ pкkiem trawy. Na szerokim dwustronnym ostrzu tu¿ obok jelca uda³o siк dojrzeж malutki, ledwie zauwa¿alny znak: okr¹g z przecinaj¹c¹ go z lewa na prawo ³aman¹ lini¹, przypominaj¹c¹ widziane z boku schody. Krasnolud podrapa³ siк po czubku g³owy. - Po raz pierwszy widzк tak¹ cechк. To na pewno nie jest wyrуb krasnoludуw, choж stal jest, bezsprzecznie, œwietna, miecz wykuty nieŸle. Natomiast gorzej jest z hartowaniem, ostrze niedbale obrobione. Robota nie mistrza, ale dobrego fachowca. - A gdzie zosta³ wykonany, nie potrafisz rozpoznaж? - zapyta³ Rogwold. - Podobny jest do ostrzy kutych miкdzy Gуrami Mglistymi a krain¹ Zielonych Lasуw - powiedzia³ w zamyœleniu krasnolud. -Bardzo krуtki. Takie same trzy wy¿³obienia, takie same krawкdzie, podobne proporcje. Ale, powtarzam, wykona³ je dobry fachowiec, kowal co siк zowie, rozumiej¹cy Durina, ale nie mia³ mo¿liwoœci albo chкci, by jak nale¿y obrobiж swoje dzie³o. Stal jest ludzka i wydaje mi siк, ¿e wytopiono j¹ z rudy gуry Gundabad, ktуra siк znajduje na samej pу³nocy Gуr Mglistych. Krasnoludy odesz³y stamt¹d bardzo dawno, wyginкli rуwnie¿ orkowie. Kopalnie dosta³y siк ludziom. Stali ciasno jeden przy drugim w samym œrodku okr¹g³ej doliny. Folko ca³kowicie doszed³ ju¿ do siebie i ostro¿nie rozgl¹da³ siк na boki. Ponury szereg kurhanуw obstкpowa³ ich ze wszystkich stron, Mylne Kamienie na ich szczytach wydawa³y siк wystaj¹cymi z ziemi grotami olbrzymich kopii, jak gdyby tam, w g³кbi ziemi, spali jacyœ gigantyczni wojowie w pe³nym ekwipunku. Powia³ wiatr, niebo zaczк³y zasnuwaж niskie szare chmury. Ucich³y wczeœniej syk pojawi³ siк znowu, ale teraz hobbit by³ na to przygotowany. „Nie poddam siк! Nie poddam siк!” - powtarza³, zaciskaj¹c zкby. W pogotowiu trzyma³ ³uk i strza³y. Wyczu³y coœ rуwnie¿ kuce i wierzchowiec Rogwolda. Zaniepokoi³y siк, przesta³y skubaж trawк i podbieg³y do w³aœcicieli. Rozmowa Torina i Rogwolda urwa³a siк; trуjka wкdrowcуw sta³a plecami do siebie i niespokojnie wpatrywa³a siк w zamykaj¹cy horyzont pierœcieс wzgуrz. Nad zielonymi wierzcho³kami widaж by³o tylko niebo; wiatr nasila³ siк, ze z³oœci¹ pogwizduj¹c na ostrych krawкdziach Mylnych Kamieni, zrobi³o siк zimno i nieprzytulnie. Jak gdyby wtargnкli do czyichœ zakazanych w³oœci, gdzie czas stan¹³ przed wiekami. Pierwszy nie wytrzyma³ Folko. - S³yszysz, ktoœ syczy? - powiedzia³ szeptem do Torina. - Syczy? Klnк siк na Durina, nic nie s³yszк. Mo¿e to wiatr, co? Ale miejsce znaleŸliœmy, niech to... Rogwoldzie! Po co tu przyszliœmy? - Wiele siк dowiedzieliœmy - wycedzi³ przez zкby ³owca, nie spuszczaj¹c oczu z Mogilnikуw. - Nawet strach, ktуry odczuwaliœmy wszyscy, to te¿ wa¿na rzecz. - Poczekajcie - chwyci³ ich za rкce hobbit. - S³yszycie? S³yszycie? Wstaje... Wy³azi na gуrк... Idzie tutaj! Folko a¿ pisn¹³. - Nic nie... - zacz¹³ krasnolud, ale przerwa³ mu Rogwold. - Poczekaj, przyjacielu - powiedzia³ cicho. - Hobbici wyczuwaj¹ coœ takiego lepiej ni¿ my. Mnie te¿ zaczyna siк coœ wydawaж. - Ale co czujesz?! Co ci siк wydaje?! - wybuchn¹³ krasnolud. - Przecie¿ ja te¿ uwa¿am, ¿e to miejsce jest niedobre. Hobbit przedstawia³ sob¹ ¿a³osny widok, wyczuwa³, ¿e po ich œladach maszeruj¹ obce stopy. Ziemia nie dr¿a³a, tylko odrobinк ko³ysa³a siк, jak powierzchnia wody przy s³abym falowaniu, ale w jednym hobbit nie mуg³ siк pomyliж - zbli¿a³a siк obca Moc, Moc, z ktуr¹ od dawna nie mia³y do czynienia ani krasnoludy, ani hobbici. - Uspokуj siк, Folko - powiedzia³ cicho Rogwold. - Nie uciekniemy ju¿, widzisz, co siк dzieje z koсmi? Oba kuce i koby³a Rogwolda zwali³y siк w trawк, jakby podciкto im nogi; nieszczкsne zwierzкta ¿a³oœnie r¿a³y, wyginaj¹c w stronк w³aœcicieli giкtkie szyje, jakby prosi³y o pomoc i obronк. Krasnolud sta³ jak skamienia³y, Rogwold zblad³. W tym momencie Folko, hobbit z pokojowej Hobbitanii, nagle poj¹³, ¿e nie mo¿na d³u¿ej staж bezczynnie, chwyci³ ³uk, na³o¿y³ strza³к i rzuci³ siк w kierunku, z ktуrego nadci¹ga³o nieznane. Rogwold i Torin pobiegli za nim. Nie zd¹¿yli przebiec nawet dwudziestu krokуw, gdy wiatr niespodziewanie zawy³ i dmuchn¹³ im w twarze ze wœciek³¹ si³¹. Folko zatrzyma³ siк, zakrywaj¹c twarz d³oсmi, i w tej chwili na najbli¿szym kurhanie, ku ktуremu bieg³, pojawi³a siк wysoka ludzka postaж, co najmniej o dwie g³owy wy¿sza od ³owcy, ktуry mia³ wszak szeœж i pу³ stopy wzrostu, owiniкta w szary p³aszcz, w szaro-stalowym he³mie, zakrywaj¹cym nie tylko g³owк, ale tak/e nos i policzki. Tam, gdzie powinny znajdowaж siк oczy, zia³a czarna dziura. Wiatr szarpa³ po³y obszernego p³aszcza zjawy, ktуra nie porusza³a siк, stoj¹c obok skamienia³ych wкdrowcуw. Wichura niespodziewanie ucich³a, s³ychaж by³o tylko r¿enie wystraszonych wierzchowcуw. Folko obliza³ spierzchniкte wargi. Strach, wydawa³o siк, sparali¿owa³ go, ale coœ jeszcze silniejszego od strachu spowodowa³o, ¿e hobbit ruszy³ naprzуd. Chcia³ krzykn¹ж: „Stуj, bкdк strzelaж!”, ale postaж z kurhanu zrobi³a krok i okrzyk zamar³ na wargach hobbita, z jego gard³a wyrwa³ siк jкk. Folko zrozumia³, ¿e s³owa s¹ zbкdne, ¿e stoj¹cy przed nim wcale nie jest cz³owiekiem, ktуrego da siк powstrzymaж i z ktуrym mo¿na prуbowaж siк u³o¿yж. Podniуs³ ³uk i niemal nie mierz¹c, wpakowa³ dwu³okciow¹ cisow¹ strza³к dok³adnie w przepastn¹ ciemnoœж w miejscu, gdzie powinno byж oko zjawy. Rozleg³ siк ciк¿ki, dobiegaj¹cy jakby spod ziemi jкk; strza³a wbi³a siк w cel i zniknк³a w wybuchu purpurowego p³omienia, ale wykona³a swoje zadanie, he³m zlecia³ z g³owy spowitej welonem szarej pary, p³aszcz, niczym skrzyd³a trafionego ptaka, wzbi³ siк w powietrze wokу³ zgiкtej wpу³ postaci, ponownie rozleg³o siк g³uche podziemne siekniкcie i zjawa znik³a. Przyjaciele Folka, ockn¹wszy siк, podbiegli do niego; krasnolud wci¹¿ trzyma³ w d³oni jeden ze znalezionych w popiele mieczy. Hobbit ciк¿ko oddycha³, nie maj¹c si³, by oderwaж wzrok od miejsca, gdzie rozp³yn¹³ siк trafiony przezeс wrуg. Us³yszeli r¿enie koni. Obejrzeli siк - kuce i koс Rogwolda podnios³y siк i sz³y niepewnie, jakby jeszcze nie do koсca uwolni³y siк z niewidzialnych pкt. Krasnolud nerwowo krкci³ g³ow¹, w jego oczach zastyg³o bezbrze¿ne zdumienie. Rogwold sta³ obok, wyprostowany i nieruchomy; zblad³ tylko straszliwie, i teraz dopiero widaж by³o, ¿e wbrew pozorom jest starym cz³owiekiem. Pierwszy opamiкta³ siк krasnolud. Trzymaj¹c topуr w pogotowiu, szybko wbieg³ na kurhan i przyjrza³ siк miejscu, w ktуrym dopiero co znajdowa³ siк upiуr. Rogwold i Folko zostali na dole; hobbit z ponur¹ determinacj¹ za³o¿y³ na ciкciwк now¹ strza³к, chocia¿ czu³, ¿e niebezpieczeсstwo na razie minк³o. Rogwold sta³ nadal bez ruchu i nie odzywa³ siк. - Tu jest pusto! - krzykn¹³ z gуry Torin. Machn¹³ rкk¹ i zacz¹³ schodziж na dу³. Wtedy odezwa³ siк Rogwold: - No tak... Gdybyœmy opowiedzieli komuœ, nie uwierzyliby, wyœmiali jak oszustуw. - Pokrкci³ g³ow¹, nawet nie usi³uj¹c ukryж zdziwienia i zaskoczenia. - To ci historia, Mogilniki od¿y³y! Czy¿by znowu zaczк³o siк wszystko od pocz¹tku? - Uœmiechn¹³ siк krzywo. - Mogilniki od¿ywaj¹, kiedy na ziemi rodzi siк nowe z³o. Krasnolud podrapa³ siк po g³owie. - A co to w koсcu by³o? To, co ustrzeli³ hobbit? Przecie¿ nie cz³owiek, to jasne. - Upiory, przyjaciele - wyszepta³ Folko i sam siк zdziwi³, ¿e starczy³o mu si³, ¿eby wymуwiж to straszne s³owo. - Przypomnij sobie Czerwon¹ Ksiкgк, Torinie, przypomnij sobie Mogilniki i cios Froda! - Poczekajcie, jakie uderzenie? - Rogwold nie zrozumia³, o czym Folko mуwi. - Potem wyjaœniк - machn¹³ rкk¹ nieco nieuprzejmie Torin. - Masz racjк, Folko! Frodo Baggins zwyciк¿y³ zwyk³ym mieczem. Dlaczego zwyczajna strza³a mia³aby byж gorsza? Przez pewien czas ca³a trуjka niepewnie drepta³a w miejscu. Rogwold ci¹gle nie mуg³ dojœж do siebie po zetkniкciu z podziemn¹ si³¹, krasnolud z ka¿d¹ sekund¹ oczekiwa³ nowej napaœci, natomiast Folko po prostu utraci³ kontakt z rzeczywistoœci¹. Œwiat rozp³yn¹³ siк doko³a niego, zblad³; przed oczami jawi³y mu siк dziwaczne widoki - bezkresne stepy, po ktуrych porusza³y siк d³ugie, wij¹ce siк niczym gigantyczne wк¿e kolumny wojsk w b³yszcz¹cych pancerzach; powiewa³y nieznane hobbitowi sztandary, s³ychaж by³o dziwn¹, ale dŸwiкczn¹ i rytmiczn¹ mowк; po ogromnym polu na spotkanie kolumnom wojownikуw sz³y inne, po³yskuj¹ce srebrzyœcie. Folko zrozumia³, ¿e to elfy. Dr¿a³y sklepienia starych Kurhanуw, gdy obok przechodzi³y wojska Starego Zwi¹zku, kieruj¹c siк na miejsce decyduj¹cej bitwy z Nieprzyjacielem pod murami Mordoru, Upiory zaœ w panice kry³y siк w najg³кbszych podziemnych kryjуwkach. Wojska odesz³y, a ukryte ¿ycie, zrodzone wœrуd bohaterskich szcz¹tkуw wielkich wojуw przesz³oœci, po¿eraj¹ce ich prochy i chciwie œcigaj¹ce ¿yw¹ zdobycz, znowu nabiera³o œmia³oœci... - No to jak, jedziemy, przyjaciele? - zapyta³ Torin po chwili milczenia. - Myœlк, ¿e tu nie mamy nic wiкcej do roboty... A ten miecz weŸmiemy ze sob¹. Nasza opowieœж, ktуr¹ szykujemy dla Namiestnika, obrasta wci¹¿ w nowe szczegу³y i wyraŸnie potrzebuje dowodуw. - Z tymi s³owy zawin¹³ znaleziony miecz w szmatк i schowa³ w zanadrze. Folko chwyci³ go za rкkк. - Nie bierz go, bracie - powiedzia³ cicho. - Czujк, ¿e niesie on niedobre s³owa i okrutne plany. Pozostawiono go tu dla ciemnych si³. Nie bierz go! Nie mogк ci powiedzieж dlaczego, ale tak czujк. - No to jaki przedstawimy dowуd prawdziwoœci naszych s³уw? - zdziwi³ siк Torin. - Namiestnik nawet nas nie bкdzie chcia³ wys³uchaж. - Bardzo ciк proszк, wyrzuж go! - W g³osie Folka zabrzmia³y b³agalne tony. Hobbit sam nie wiedzia³, sk¹d u niego takie myœli, i mкczy³o go, ¿e nie mo¿e sensownie wyt³umaczyж wszystkiego przyjacio³om. Torin natomiast tylko beztrosko machn¹³ rкk¹ i skierowa³ siк do swojego kuca. Folko poszed³ jego œladem. Opuœciwszy g³owк, nie mуg³ uwolniж siк od niejasnych, ale mrocznych przeczuж. Milcz¹cy przez ca³y czas Rogwold ju¿ wsiada³ na konia. Jednak¿e nie zd¹¿yli wyjechaж z dziwnej doliny. Dok³adnie na wprost, na szczycie najbli¿szego kurhanu, ponownie pojawi³o siк szare widmo, dok³adnie takie, jak postaж postrzelona przez hobbita kilka minut temu. Folko odruchowo siк odwrуci³ - za nimi, obok Mylnego Kamienia, sta³ jeszcze jeden Upiуr. Rogwold z m³odzieсcz¹ lekkoœci¹ zeskoczy³ z konia i w biegu obna¿aj¹c miecz, rzuci³ siк naprzeciw schodz¹cej z pу³nocnego kurhanu postaci. Wojowniczy p³omieс zap³on¹³ w oczach krasnoluda. Chwyci³ topуr i pogna³ w kierunku postaci zbli¿aj¹cej siк do ogniska z po³udnia. Dwa nowe widma by³y dok³adnymi kopiami pierwszego, ale Folko nie czu³ ju¿ strachu. Po prostu by³o to wszystko dziwne, jakby przygl¹da³ siк jakiemuœ tajnemu, nieprzeznaczonemu dla obcych oczu obrzкdowi. Przezwyciк¿ywszy chwilow¹ dezorientacjк, chwyci³ w d³onie ³uk. Upiory pod¹¿a³y z szybkoœci¹ chy¿ego konia. Dopiero teraz hobbit zobaczy³, ¿e kiedy maszeruj¹, trawa pod nimi siк nie ugina i nie rzucaj¹ cienia. Obca wola ponownie chcia³a, jeœli nie wystraszyж go, to przynajmniej zbiж z panta³yku, ale Folko, ktуry dopiero co zniszczy³ jednego z Upiorуw Mogilnikуw, mocno wierzy³ w siebie i ju¿ siк niczego nie ba³, przynajmniej w tej chwili. Ogromna szara postaж przemknк³a obok Rogwolda; jego rozpaczliwa prуba, ¿eby dosiкgn¹ж mieczem Upiora, nie uda³a siк; szary cieс b³yskawicznie dogania³ krasnoluda, ktуry z kolei, nie ogl¹daj¹c siк, pкdzi³ na spotkanie drugiemu widmu. Szare fa³dy p³aszcza nagle drgnк³y, przed maszeruj¹c¹ zjaw¹ pojawi³o siк coœ jak mglisty ob³ok i b³yskawicznie przybra³o kszta³t d³ugiego dwurкcznego miecza. - Torinie!!! - krzykn¹³ rozpaczliwie Rogwold. Krasnolud us³ysza³ i obejrza³ siк. Zosta³ wziкty w dwa ognie: widma zbli¿a³y siк z obu stron. Pozosta³o mu tylko jedno - walczyж. Folko zobaczy³, jak krasnolud nagle miкkko siк przygi¹³, wystawi³ przed siebie topуr i na przemian zerka³ to na jednego, to na drugiego przeciwnika. Rogwold, wytк¿aj¹c si³y, spieszy³ mu na pomoc. Ale stary ³owca zaczyna³ ju¿ traciж oddech. I wtedy hobbit uniуs³ ³uk. „Nie dotykaj go!” - krzykn¹³ w myœlach i wypuœci³ pierwsz¹ strza³к. Uderzy³a w lewe ramiк pierwszego widma, ktуre od Torina dzieli³o ju¿ tylko dziesiкж czy piкtnaœcie krokуw. Szary cieс drgn¹³ konwulsyjnie, nad ramieniem pojawi³y siк jкzyczki purpurowego p³omienia, po p³aszczu zaczк³y pe³gaж szerokie pierœcienie ognia. Upiуr rzuci³ siк w prawo i druga strza³a minк³a cel. Do uszu hobbita dotar³ znowu g³uchy jкk. Widma porzuci³y Torina i skierowa³y siк teraz prosto do popio³уw ogniska. Strza³a Folka sp³onк³a do cna; nie wiadomo, jak i sk¹d zrodzony ogieс wypali³ w p³aszczu ogromn¹ dziurк - widaж w niej by³o coœ kruczoczarnego. Hobbit wyj¹³ z ko³czanu drug¹ strza³к, ale w tym momencie oba widma dopad³y popieliska. Folko zamar³, opuœciwszy bezu¿yteczny ju¿ ³uk; szare postacie natychmiast siк rozmy³y, ale przedtem dwa pozostawione w popiele miecze wzlecia³y w powietrze, uniesione niewidzialnymi rкkoma, i zniknк³y w fa³dach p³aszczy. Torin opuœci³ topуr, Folko schowa³ ³uk. Ciк¿ko dysz¹c i trzymaj¹c siк za lewy bok, podszed³ do nich Rogwold. W milczeniu patrzyli w popio³y. Nie, nie wydawa³o im siк - miecze zniknк³y! Wydostali siк z Mogilnikуw bez przeszkуd, jednak¿e Folko przez ca³y czas niespokojnie wierci³ siк w siodle i rozgl¹da³ na boki. Niespodziewanie obudzone w nim uczucie nie dawa³o mu spokoju. Zimny, z³oœliwy syk, zapowiadaj¹cy pojawienie siк pierwszego Upiora, towarzyszy³ mu bez przerwy, a cz³owiek i krasnolud niczego nie zauwa¿ali. S³oсce wdrapywa³o siк na szczyt niebosk³onu, powia³ po³udniowy wiatr, i gdy trуjka wкdrowcуw wyje¿d¿a³a na Trakt, Folko wyraŸnie us³ysza³ s³owa, wypowiedziane zimnym, nieludzkim g³osem, skierowane tylko do niego: „Nie ciesz siк, jeszcze siк spotkamy”. - Gdyby nie te trzy miecze, powiedzia³bym, ¿e konie po prostu zosta³y zaszlachtowane na miкso - mуwi³ tymczasem Rogwold. - Ale teraz widzк, ¿e to nie to. Prкdzej zabito je tymi w³aœnie mieczami. Ka¿dego innym. A potem cia³a spalono w ognisku i wrzucono tam miecze. Ale po co? I po co widmom pozostawiona w popie-lisku broс? Jaki tu jest zwi¹zek? Przecie¿ ci troje wyszli wyraŸnie po miecze... Oto, co nie daje mi spokoju! Niespodziewany poryw wiatru przyniуs³ sk¹dœ z Mogilnikуw r¿enie rozz³oszczonych koni, wierzchowce przyjaciу³ sp³oszy³y siк, jeŸdŸcy zbledli i w milczeniu wymienili spojrzenia.

7 TROJE W DRODZE Do Bree dotarli bez ¿adnych przygуd. Na Trakcie nic siк nie dzia³o; od Bia³ych Wzgуrz zbli¿a³a siк du¿a karawana, hobbici woŸnice byli weseli, beztroscy i na pytanie Folka chкtnie odpowiedzieli, ¿e droga minк³a spokojnie, oby tak zawsze... Wkrуtce dotarli do wrуt Przygуrza. - No to jak, nocujemy tutaj czy mimo wszystko jedziemy dalej? - spyta³ Rogwold. - Przed noc¹? - zawaha³ siк krasnolud, wpatruj¹c siк w zasnute niskimi chmurami niebo. - A jak spadnie deszcz? Gdzie siк ukryjemy? - Nie martw siк, przenocujemy w Astorze. To wioska le¿¹ca jakieœ dziesiкж mil na pу³noc przy Zielonym Trakcie. Jest tam ober¿a, i to niez³a. Bo tu mo¿emy ugrzкzn¹ж na ca³¹ zimк. JedŸmy. - Zgoda - machn¹³ rкk¹ Torin. - ChodŸmy, Folko, za³adujemy sakwy... - Krasnolud zap³aci³ Barlimanowi, a Folko wyprowadzi³ konie na ulicк. Mijaj¹cy ich przechodnie spogl¹dali ze zdziwieniem. Dok¹d siк wybieraj¹ przed noc¹? Rogwold czeka³ na nich, siedz¹c w siodle; wkrуtce pojawi³ siк Torin, niуs³ na plecach worek z uwiкzionym karze³kiem. Po¿egnali siк z Barlimanem i bojaŸliwie zerkaj¹c na kud³ate chmury, ruszyli. Ich droga prowadzi³a na pу³noc. Zielony Trakt by³ szerokoœci Zachodniego; jecha³o siк po nim wygodnie i przyjemnie. Doko³a rozci¹ga³y siк zamieszkane, starannie uprawione ziemie kolonii wokу³ Bree, mign¹³ przydro¿ny drogowskaz BIA£E WZGУRZA. Po lewej rкce stopniowo przesuwa³y siк poroœniкte lasem grzкdy, ktуre Folko i Torin widzieli, podje¿d¿aj¹c do Bree. Z prawej le¿a³y szerokie pola, przedzielone zagajnikami, z rzadka trafia³y siк parowy. W odrу¿nieniu od Zachodniego, Zielonym Traktem sz³o i jecha³o o wiele wiкcej podrу¿nych, wкdrowcy praktycznie nigdy nie byli sami na szlaku. W ci¹gu dwуch godzin trzykrotnie napotkali konny patrol Arnorczykуw; na przydro¿nych wzgуrzach widnia³y wie¿e stra¿nicze, a na nich uwa¿nie wypatrywali niebezpieczeсstwa ¿o³nierze w pe³nym rynsztunku, z du¿ymi ³ukami w rкku. Folko nabra³ otuchy; czu³o siк tu obecnoœж mocnej, pewnej siebie w³adzy. Do Astoru - wsi licz¹cej jakieœ czterdzieœci dymуw - przyjechali wieczorem. Zaczyna³ kropiж deszcz, ¿ar³oczne chmury po³knк³y purpurowe œwiat³o zmierzchu, zrobi³o siк zimno i wilgotno. Folko ucieszy³ siк wiкc, gdy zobaczy³ pу³ mili przed sob¹ ciep³e œwiat³a w oknach domуw. Po drodze rozmawiali ma³o. Rogwold by³ niespokojny, czasem mamrota³ coœ pod nosem, czasem nagabywa³ hobbita o szczegу³y wydarzeс w Mogilnikach; Folko pl¹ta³ siк, usi³uj¹c opowiedzieж to, czego nie da siк ubraж w s³owa, ale Rogwold wydawa³ siк usatysfakcjonowany. Krasnolud przys³uchiwa³ siк ich rozmowie, a potem naci¹gn¹³ kaptur i pogr¹¿y³ siк w marzeniach... Minкli bramк, utworzon¹ przez trzy ¿erdzie, bardziej przypominaj¹c¹ wejœcie do zagrody dla byd³a, i podjechali do niewysokiego, ale mocnego i niedawno odnowionego czкstoko³u. W bramie sta³a stra¿ - miejscowi mieszkaсcy z pa³kami i pikami; klкli na czym œwiat stoi stra¿nikуw darmozjadуw, ktуrzy zmusili ich do od³o¿enia wa¿nych domowych spraw i wyjœcia na zewn¹trz w deszcz i szarugк. Przepuœcili wкdrowcуw bez ¿adnych pytaс, zajкci wyszukiwaniem coraz to soczystszych i œwie¿ych wyzwisk pod adresem wojуw. Torin, Rogwold i Folko bez przeszkуd wjechali do wsi. Ober¿a by³a przepe³niona, wiкc zaproponowano im nocleg na sianie, ale w zamian przyniesiono wspania³¹, choж prost¹ kolacjк. Po godzinie wrzaskуw i k³уtni uda³o im siк wywalczyж miejsce, zjedli posi³ek w poœpiechu, nakarmili karze³ka i po³o¿yli siк spaж. Krasnolud i Rogwold zasnкli nad podziw ³atwo, ale Folko d³ugo le¿a³ i rozmyœla³. Wszystko to jest jakoœ powi¹zane. I karze³ki, pos³aсcy do Isengardu po orkуw, i napady na drogach, i te niezwyk³e wydarzenia w Mogilnikach... Wszystko jest ze sob¹ po³¹czone, ale jak przekonaж innych? Pewnie nas wyœmiej¹... Bawi³ siк nowym skуrzanym pasem z przytroczonymi doс no¿ami. Ale, mimo wszystko, dobrze, ¿e tu jestem... Z t¹ myœl¹ zasn¹³. Ranek nasta³ szary, nad wiosk¹ zawis³y niskie kosmate chmury, od czasu do czasu kropi³ drobny deszczyk. Folko obudzi³ siк pуŸno, od œwitu nie dawa³a mu spaж krz¹tanina wyje¿d¿aj¹cych goœci i gdy tylko nieco siк uciszy³o, znowu zasn¹³. Obudzi³ go Torin; przytaszczy³ dкbowy ceber z wod¹ i skropi³ ni¹ twarz hobbita. Ten poderwa³ siк, kichn¹³, pokrкci³ g³ow¹ i usiad³ na pos³aniu - dok³adniej na stercie siana, zas³anej p³aszczami. - Jak siк spa³o? - zapyta³ hobbit Rogwolda. - ChodŸ jeœж, a potem w drogк. £owczy znikn¹³ za rogiem szopy. Hobbit i krasnolud zabrali siк do jedzenia. - Dobrze by by³o dzisiaj dotrzeж do Hemsal - powiedzia³ w zamyœleniu Torin. - St¹d bкdzie ze trzydzieœci mil. - Bywa³eœ tu ju¿? - Pewnie, i to nie raz. Droga jest dobra, osiedla ci¹gn¹ siк do samego miasta. Tutaj podrу¿ to przyjemnoœж, co innego Pustkowie! - westchn¹³ krasnolud. - Tam ile byœ wкdrowa³ - nie znajdziesz ani mieszkania, ani jad³a. Co na grzbiecie przyniesiesz, tym siк bкdziesz rozpieszcza³. Spaж nie ma gdzie, jakiœ tam ogienek skrzesasz, p³aszczem siк nakryjesz i œpisz sobie s³odko i do woli! Nie ukryjesz siк przed deszczem ani przed wiatrem. Och, nie³atwa tam droga, bracie hobbicie! Bacz, ¿ebyœ pуŸniej nie ¿a³owa³! Lepiej zrezygnuj ju¿ teraz. Krasnolud opuœci³ g³owк i zamilk³. Zapad³a niezrкczna cisza. Folko nie mуg³ wykrztusiж ani s³owa. By³o mu strasznie wstyd. Nie, teraz nie zawrуci za ca³e piwo Bucklandu! ¯eby siк potem mкczyж przez ca³e ¿ycie, przeklinaж swoje tchуrzostwo i zadrкczaж siebie œwiadomoœci¹ bezwzglкdnie utraconego czasu, zmarnowanych lat! Nie, lepiej iœж naprzуd, w Pustkowie, w Mogilniki. Nawet do Mordoru! Nie ma odwrotu! - Zjadaj, stygnie ci - rzuci³ ponurym g³osem Torin. Nie patrzy³ na hobbita. - Namyœli³eœ siк? No, mуw¿e. - Idк z tob¹ - wykrztusi³ Folko. - No i dobrze - odezwa³ siк ucieszony krasnolud. - Gdzie ten Rogwold siк zapodzia³? Dawno ju¿ powinniœmy ruszaж. Wsta³ i skierowa³ siк do wyjœcia. Czekali na myœliwego dobre piкtnaœcie minut, ale ten ci¹gle siк nie pojawia³. Zniecierpliwiony Torin wyruszy³ na poszukiwania, surowo nakazawszy Folkowi, by nie wychodzi³ z szopy i pilnowa³ baga¿y oraz karze³ka, przywi¹zanego do ¿erdzi. Hobbit skin¹³ g³ow¹ i - nie maj¹c nic innego do roboty - wyj¹³ no¿e, po czym zacz¹³ miotaж nimi w œcianк; wychodzi³o mu, trzeba przyznaж, ca³kiem nieŸle. Tak zastali go Rogwold i Torin, ktуrzy doœж niespodziewanie pojawili siк w szopie. Obaj wygl¹dali na zaniepokojonych i zatroskanych; bez zbкdnych wyjaœnieс zaczкli natychmiast siк pakowaж, poleciwszy hobbitowi siod³aж konie. Ju¿ po kilku minutach ca³a grupa wyje¿d¿a³a za bramк zajazdu. Folko owin¹³ siк p³aszczem; wiatr chyba nie zamierza³ ustaж, a m¿awka te¿ nie poprawia³a humorуw. Drobne krople siek³y w twarz hobbita, ktуry musia³ naci¹gn¹ж kaptur tak, ¿e widzia³ tylko drogк tu¿ przed samym pyskiem kuca; krasnolud z Rogwoldem jechali obok i stary setnik opowiada³ o zas³yszanych rankiem nowinach. - Powiadaj¹, ¿e przyszed³ nowy reskrypt o podatkach, znowu je podnosz¹ na utrzymanie dru¿yn. Ludzie burcz¹ trochк, ale rozumiej¹, ¿e jakoœ ze zbуjami trzeba walczyж. Niedawno przyjechali ludzie z pу³nocnego wschodu, szukaj¹ miejsc do zasiedlenia. Na granicy, opowiadaj¹, jest teraz zbyt niebezpiecznie. Oddzia³y angmarskich konnych kusznikуw przenikaj¹ do Arnoru i wyrz¹dzaj¹ wiele szkуd. Wsie szybko pustoszej¹, zajmuj¹ je wci¹¿ nowe oddzia³y stra¿nikуw, sytuacja ci¹gle jest niejasna. Jeden przyjezdny z Annuminas powiedzia³, ¿e w stolicy tej jesieni zgromadzi³a siк niespotykana dotychczas liczba krasnoludуw ze wschodu. Niektуrzy przybyli, szukaj¹c zarobku, ale wiкkszoœж nic nie robi, niczym nie handluje, tylko ca³ymi dniami przesiaduje w tawernach. K³уc¹ siк bardzo ostro, ale do bуjek na razie nie dochodzi. Niektуrzy uwa¿aj¹, ¿e krasnoludy Gуr Mglistych zbieraj¹ siк, by pуjœж na Angmar, inni zaœ, ¿e przeciwnie, krasnoludy chc¹ zawrzeж z Angmarem sojusz, a wtedy dopiero poka¿¹ ca³ej reszcie. - A o Przygуrzu? Nic nie s³ychaж? - zapyta³ Torin, zdumiony tym, co us³ysza³. Dziwi³ siк, poniewa¿ w samych Gуrach Mglistych krasnoludуw nie zosta³o wielu, zeszli g³кboko w sztolnie i sprawy ziemskie, jak siк wydawa³o, nie bardzo ich interesowa³y. - O Przygуrzu nic - odpar³ Rogwold. - Poczekaj! Trzy, cztery dni potrwa atak dru¿yny, a w tym czasie my bкdziemy w po³owie drogi. - A o Mogilnikach? - nie ustawa³ Torin. - Niemo¿liwe, ¿eby nic nie mуwili! - By³a mowa o Mogilnikach - powiedzia³ Rogwold, œciszywszy g³os. - Nie myœl, Torinie, ¿e oni tu s¹ œlepi. Tyle ¿e patrz¹ na wszystko z dystansu. Kiedy kupowa³em ¿ywnoœж na drogк, jкcza³ taki jeden, ¿e niby w Mogilnikach jakieœ widma siк krкc¹, ogieс do nieba œwieci, tylko nie wszyscy ten ogieс widz¹. Kto widzi i nie drzemie, ten mo¿e siк uratowaж, innych Upiory migiem po¿eraj¹. Fajne, co? A wiesz, opowiedzia³ mi jeszcze coœ ciekawego: ¿e niby wieczorami szwendaj¹ siк po Kurhanach jacyœ obcy, ale sk¹d siк bior¹ i gdzie siк potem podziewaj¹, nikt nie wie. Nasi ludzie ich, oczywiœcie, wytropili i zameldowali szeryfowi oraz staroœcie. - A szeryf co na to? - zapyta³ szybko Folko, ktуry zapomnia³ nawet o deszczu. - Szeryf? Pos³a³ tam oddzia³, konni pokrкcili siк po brzegu pola, a dalej nie poszli. Niczego, oczywiœcie, nie widzieli, a potem w nocy Mylne Kamienie rozjarzy³y siк. Co siк tam dzia³o, po prostu nie da siк opisaж! Jedni wleŸli do piwnic, inni pognali w lasy, niektуrzy zaczкli zakopywaж dobytek. Pytam go wprost: a czy ktoœ chwyci³ za pa³к i topуr? Nie, powiada, takich w ca³ym okrкgu by³o tylko dwуch. Miejscowy kowal, Hled, znam go - krzepki jak d¹b. A w Przygуrzu taki jeden, nie s³ysza³em o nim, ma na imiк Heydreck. - Jak oni st¹d dojrzeli Mylne Kamienie? - zdziwi³ siк krasnolud. - Blask, powiadaj¹, bi³ pod niebo. Ka¿dy Kurhan jak s³up p³omienisty. A¿ dziw, ¿e w Przygуrzu nikt pary z gкby nie puœci³! Zreszt¹, ci tutaj te¿ wol¹ milczeж. Kto wie, mo¿e uwa¿aj¹, ¿e o takich sprawach niebezpiecznie jest g³oœno mуwiж? Rogwold zamilk³. Konie miкkko st¹pa³y po œliskiej drodze, rozmok³ej w mкcz¹cym, przeci¹gaj¹cym siк deszczu. Chmury wisia³y nad ziemi¹, wiatr nie cich³. Ju¿ dawno minкli Astor i teraz jechali po szerokiej rуwninie, obramowanej z prawej strony grzкd¹ zalesionych wzgуrz. Nie zwracaj¹c uwagi na mokry p³aszcz, Folko usi³owa³ usi¹œж tak, by mуc patrzeж na boki i jednoczeœnie chroniж twarz przed wiatrem. Uda³o mu siк to i teraz z zainteresowaniem przygl¹da³ siк nieznanej krainie. Nawet przy tak fatalnej pogodzie wydawa³a mu siк piкkna. Daleko z prawej by³o widaж ciemn¹ nitkк rzeki, pasma lasуw przy brzegach, wioskк - kilkadziesi¹t chat. Od Traktu odbiega³a w tamtym kierunku polna droga, przecinaj¹ca mnуstwo st³oczonych poletek. Gdzieniegdzie jeszcze sta³y pojedyncze stogi nie-zwiezionego pod dach siana, ale by³o ich bardzo ma³o; Folko pomyœla³, ¿e tutejsi gospodarze prowadz¹ m¹dr¹ gospodarkк: œwiadczy³y o tym i starannie utrzymane p³oty, i dok³adnie zasypane dziury w Trakcie, i nawet wymyœlne belkowane daszki nad przydro¿nymi studniami, ozdobione rzeŸbionymi g³owami i figurkami. Mimo deszczu praca w okolicznych wsiach nie ustawa³a; wrza³o rуwnie¿ na Trakcie: trуjka przyjaciу³ przez ca³y czas jecha³a, maj¹c na widoku jakiœ du¿y tabor. W ci¹gu kilku godzin podrу¿y minкli cztery wsie; wszystkie czyste, z porz¹dnymi, zadbanymi obejœciami. Deszcz nie ustawa³, p³aszcz Folka szybko przemуk³ i kiedy s³oсce ju¿ zachodzi³o, postanowili siк zatrzymaж. Na szczкœcie, wzd³u¿ ca³ego Traktu wzniesiono dla wygody podrу¿nych wiaty. Pod jedn¹ z nich ukryli siк przyjaciele. Znalaz³a siк nawet kupka chrustu i mogli szybko rozpaliж ognisko. Jasno-rude p³omyki weso³o rozbieg³y siк po suchym, pod³o¿onym pod chrust sianie; wkrуtce ognisko p³onк³o, sypi¹c doko³a czerwonymi iskrami. Folko zrzuci³ przemoczony p³aszcz i przysun¹³ siк do ognia. Z wilgotnej odzie¿y bucha³a para, dym piek³ w oczy, drapa³ w gard³o, dusi³, ale ogieс dawa³ te¿ ¿ywe ciep³o, w ktуrym mo¿na by³o siк zanurzyж, niemal jak w gor¹cej k¹pieli. Po zgni³ej wilgoci Traktu wyda³o siк to nieprzyzwyczajonemu do trudуw podrу¿y hobbitowi szczytem rozkoszy... Wkrуtce ognisko zosta³o zadeptane, przyjaciele ruszyli dalej; niebo zaci¹gnк³o siк szarymi chmurami. Rozmawiali ma³o. Czasem Torin nagle zaczyna³ coœ mruczeж pod nosem w swoim niezrozumia³ym dla innych jкzyku; Folko wychwyci³ odmierzony rytm gard³owych dŸwiкkуw i zrozumia³, ¿e krasnolud albo recytuje wiersze, albo coœ œpiewa. Rogwold zdawa³ siк pogr¹¿ony w jakichœ nieweso³ych rozmyœlaniach. Hobbitowi zaczк³o przeszkadzaж posкpne milczenie towarzyszy, zacz¹³ wiкc wypytywaж ³owczego o jego ¿ycie i o wszystko, co tamten widzia³; szczegуlnie interesowa³a go Ostatnia Wyprawa, o ktуrej wspomnia³ stary setnik podczas ich pierwszej rozmowy. - Ach, piкkne to by³y czasy! - Rogwold wyraŸnie ucieszy³ siк, mog¹c porozmawiaж i powspominaж przesz³oœж. - Nad sam¹ Lodow¹ Zatok¹ Forochel, na ziemiach zamieszkanych przez dziwny i mroczny lud, w³adaj¹cy krain¹ Chringstadir, na wschуd ci¹gn¹ siк Gуry Bezimienne. Dawno, dawno temu, na d³ugo przed Wojn¹ o Pierœcieс, na d³ugo przed Ostatnim Sojuszem i Upadkiem Numenoru, na d³ugo przed powstaniem Minas Tirith i Umbaru, s³owem, w dniach, nazywanych przez elfуw Pocz¹tkiem Dni, tam za gуrami le¿a³a zadziwiaj¹ca ziemia, ktуr¹, jak powiadaj¹, zamieszkiwa³ kiedyœ Wielki Wrуg Morgot... G³oœny odg³os grzmotu zag³uszy³ jego s³owa. Niebo rozerwa³a rozga³кziona jaskrawa b³yskawica, ktуra pкk³a niemal nad ich g³owami. Folko przycisn¹³ d³onie do uszu. Zamarli, oszo³omieni i wstrz¹œniкci. Konie niepewnie drepta³y w miejscu; w koсcu Rogwold tr¹ci³ wodze i mуwi³ dalej, ale przyciszonym g³osem, od czasu do czasu robi¹c wyraziste pauzy. - No wiкc nasze wojsko sz³o na pу³noc z Annuminas, kieruj¹c siк na wschodni¹ rubie¿ Gуr Bezimiennych. Zwiadowcy, ktуrzy w tamtych latach zapuszczali siк w te gуry bardzo g³кboko, a¿ do Morza Rhun, zameldowali m³odemu Namiestnikowi, a ten z kolei Krуlowi, ¿e zauwa¿ono tam du¿e oddzia³y orkуw. Zachowywali siк bardzo spokojnie, poruszali du¿ymi obozami, najwyraŸniej szukali miejsca do osiedlenia siк. Postanowiliœmy ich przechwyciж. Chwasty winny byж wyrwane z korzeniami, zanim siк rozrosn¹ i wydadz¹ z siebie truj¹ce nasiona. Sam Krуl nas prowadzi³, a my, wojownicy Arnoru, byliœmy po prostu szczкœliwi jak nigdy -w koсcu zabraliœmy siк za sprawк, dla ktуrej ¿yliœmy! Maszerowaliœmy wzd³u¿ zachodnich rubie¿y Angmaru, a jego mieszkaсcy z³o¿yli Krуlowi ho³d poddaсczy, poniewa¿ uznali, ¿e wyprawa zosta³a skierowana przeciwko nim. G³upcy! Krуl nie walczy z ludŸmi, wszak wszyscy oni s¹ jego poddanymi; jedynie karze tych, ktуrzy ³ami¹ prawa! Wkrуtce wkroczyliœmy na pustynne, bezludne obszary; maszerowaliœmy wœrуd dzikich szarych ska³, mijaj¹c ha³aœliwe gуrskie rzeki, przemierzaliœmy dziesi¹tki drуg, by znaleŸж siк w punkcie zbornym. Orkowie nie oczekiwali naszego uderzenia. Konni pancerni migiem rozbili ich pospiesznie ustawione mury tarcz; ciк¿ka piechota dope³ni³a pogromu. Zaczк³a siк gigantyczna ob³awa. Pкdziliœmy ich dniem i noc¹, nie pozwalaj¹c, by siк rozbiegli. Mуj szwadron przeszukiwa³ ska³к za ska³¹, w¹wуz za w¹wozem, jaskiniк za jaskini¹ i z zewsz¹d wyci¹galiœmy ukrytych w rу¿nych miejscach wrogуw. Nie marnowaliœmy czasu na to, by ³apaж ich i wi¹zaж, po prostu pкdziliœmy ich przed sob¹. Zdarza³o siк, ¿e strzelano do nas z ³ukуw albo jakaœ grupka najbardziej zdesperowanych orkуw postanawia³a dro¿ej sprzedaж swуj ¿ywot i rzuca³a siк na nas z ukrycia; straci³em w takich potyczkach oœmiu ludzi, ale nikomu z przeciwnikуw nie uda³o siк przedrzeж przez nasz¹ obronк. Wkrуtce zaczкliœmy znajdowaж orkуw, ktуrzy zmarli od ran albo zostali dobici przez swoich towarzyszy. Na co liczyli? pyta³em wtedy siebie i nie znajdowa³em odpowiedzi. A zabitych orkуw ci¹gle przybywa³o - nie wytrzymywali tempa starcy i dzieci. I oto nasta³ dzieс, kiedy wszystkie poœcigowe oddzia³y zebra³y siк na ogromnym polu u podnу¿a Gуr Bezimiennych. Gigantyczne skalne œciany odciк³y otoczonym orkom wszystkie drogi ucieczki, jak myœleliœmy, a z trzech stron sz³y na nich nasze hufce. Ale orkowie wcale nie okazali siк tchуrzami; przygotowali siк do bitwy, choж wiedzieli, ¿e nie maj¹ szans na zwyciкstwo, i chc¹c nie chc¹c, poczuliœmy do nich szacunek. Ju¿ zbli¿a³ siк wieczуr, kiedy nagle przys³ali parlamentariuszy. Odprowadzono ich do krуla. Potem dowiedzia³em siк, ¿e prosili, by zachowaж ¿ycie przynajmniej co dwudziestemu dziecku, ocala³emu do tej chwili, i pozwoliж im wyjœж z okr¹¿enia. Krуl, rzecz jasna, nie zgodzi³ siк, dodaj¹c, ¿e z wytworami Mroku potomkowie Earendila i Aragorna mog¹ rozmawiaж tylko za pomoc¹ ¿elaza. Orkowie przysiкgali, ¿e na zawsze odejd¹ na wschуd i nawet ich prawnukowie bкd¹ omijaж drogк do Arnoru; k³adli nacisk na to, ¿e nie uczynili narodowi krуlestwa nic z³ego, ale Krуl nie ust¹pi³. Nastкpnego dnia rano ustawiliœmy siк w szyku bojowym. Przed nami, na wzgуrzach, ciemnia³a horda orkуw. Zaci¹gnкli do gуry wszystkie swoje wozy, poustawiali kamienne mury, s³owem - przygotowali siк jak mogli do obrony. Atakowaliœmy ich i naprawdк zrobi³o siк gor¹co, poniewa¿ walczyli jak szaleni. Ale nie mieli szans, tym bardziej w starciu z nasz¹ piechot¹ - po prostu zostali zmia¿d¿eni, jakby siк znaleŸli miкdzy m³otem i kowad³em. A kiedy wszystko siк skoсczy³o, ze zdziwieniem i gniewem odkryliœmy, ¿e orkowie oszukali nas: pуki prowadziliœmy pertraktacje, znaczna ich czкœж z kobietami i dzieжmi ucieka³a w gуry. Rzuciliœmy siк w poœcig. Strome i niebezpieczne okaza³y siк te gуrskie œcie¿ki, po ktуrych na pу³noc prowadzi³y tropy orkуw. Œcie¿ki albo wiod³y obok przepaœci, albo przywiera³y do skalnych œcian, ale za ka¿dym razem znajdowaliœmy jakieœ nieznaczne odga³кzienie, ktуre wykorzystali uciekinierzy. Siуdmego dnia - dopiero siуdmego dnia! - dopadliœmy ich. Walki nie by³o, po prostu zrzuciliœmy wszystkich z urwiska. Tak siк to skoсczy³o. Ska³y w dole poczerwienia³y od ciemnopurpurowej krwi orkуw. Rogwold uœmiechn¹³ siк ponuro i przez pewien czas milcza³. - Nastкpnego ranka zaczкliœmy radziж, co robiж dalej. Najproœciej by³oby wrуciж, przecie¿ wykonaliœmy rozkaz Krуla, ale nieznane drogi kusi³y nas, i my, piкciotysiкczny oddzia³, postanowiliœmy iœж dalej i, byж mo¿e, zobaczyж уw zadziwiaj¹cy kraj, ktуry od dawna nazywaliœmy Forodwaithem albo Pу³nocnym Pustkowiem. Ruszyliœmy dalej, zaznaczaj¹c ka¿d¹ przebyt¹ milк. Teraz przychodzi³o nam z jeszcze wiкkszym trudem wyszukanie drogi, ale byliœmy cierpliwi i uparci, mieliœmy zapasy ¿ywnoœci i nie poddawaliœmy siк. Уsmego dnia minкliœmy ostatni¹ prze³кcz i zobaczyliœmy ogromn¹, bezgraniczn¹ rуwninк, rozpoœcieraj¹c¹ siк na pу³noc, wschуd i zachуd, jak okiem siкgn¹ж. Gdzieniegdzie widaж by³o niewielkie wzgуrza, zauwa¿yliœmy kilka niewielkich rzek, rodz¹cych siк w Gуrach Bezimiennych i sp³ywaj¹cych na pу³nocny wschуd. Ich brzegi pokrywa³y niezbyt gкste zagajniki w¹t³ych, niewysokich pу³nocnych drzew. S³oсca nie widzieliœmy - ca³e niebo zasnu³y o³owiane chmury, szczelnie, bez najmniejszego przeœwitu. I ¿adnych œladуw cz³eka czy zwierza. Ziemiк otula³a zimna mg³a. Zjechawszy z kopcуw przedgуrza, znaleŸliœmy siк jakby w szarej wilgoci. Ow³adnк³o nami dziwne, niezapomniane uczucie - znaleŸliœmy siк w rezerwacie czasu: zmкczony po zabiegach w wielkim œwiecie, tutaj na zawsze zatrzyma³ swуj bieg i tutaj, jak nam siк wydawa³o, przybywa, by co noc odpocz¹ж. Nie by³ to ludzki œwiat, przyjaciele. Zabrak³o w nim miejsca dla ludzi, dla krasnoludуw i tym bardziej dla hobbitуw. Zamieszkiwa³y go dziwaczne stworzenia, rz¹dz¹ce siк w³asnymi prawami. Nie wiem, czym lub kim s¹ te ogromne przezroczyste paj¹ki, ob³oki fruwaj¹cego zimnego ognia, wielog³owe wк¿e, pe³zaj¹ce po ziemi i unosz¹ce siк w powietrzu. Nie wiem, ale przypuszczam, ¿e to miejsce sta³o siк przystani¹ dla cieni tych wytworуw Mroku, ktуrych niezliczone zbrodnie pozbawi³y wieczystego spokoju. Tak czy inaczej, cienie wojownikуw Tongorodrima nie zniknк³y i do dziœ b³¹dz¹ doko³a siedziby swego œpi¹cego pana. Szybko siк przekonaliœmy, ¿e s¹ bezcieleœni! Widz¹c ich pierwszy raz, potwornie siк wystraszyliœmy, chwyciliœmy za miecze i ³uki. Ale szare cienie, ktуre bez przerwy siк na coœ skar¿y³y w dawno zapomnianym jкzyku, nie zwraca³y na nas uwagi. Strza³y i miecze przechodzi³y przez nie na wskroœ, nie czyni¹c im ¿adnej krzywdy, i pewnego dnia wœrуd nas znalaz³ siк œmia³ek, ktуry ustawi³ siк na drodze jednego z paj¹kуw-widm. Cieс przeszed³ przez niego, widzieliœmy postaж œmia³ka wewn¹trz potwora, ale ten pokuœtyka³ dalej, a œmia³ek pozosta³ nienaruszony. Przestaliœmy na nie zwracaж uwagк i ruszyliœmy dalej, teraz ju¿ niemal na chybi³ trafi³, trzymaj¹c siк jednego kierunku - na pу³noc. Oczywiœcie zostawialiœmy znaki na wszystkim, co mog³o s³u¿yж jako punkty orientacyjne w drodze powrotnej. Ale siк nie zapuœciliœmy zbyt daleko - koсczy³y siк nam zapasy, weszliœmy wiкc tylko na trzy dzienne odcinki marszu, lecz niczego podejrzanego nie zobaczyliœmy; coraz silniejszy by³ lкk, ktуry zrodzi³ siк w naszych duszach zaraz po przejœciu gуr, strach niezrozumia³y i niewyjaœniony; nie³atwo by³o z nim walczyж. Widywaliœmy coraz wiкcej widm - ca³e stada gromadzi³y siк wokу³ miejsc naszych popasуw; na dodatek widma mia³y obrzydliwy zwyczaj urz¹dzania sobie spacerуw w³aœnie przez nasze biwaki i tego nie mo¿na by³o nazwaж „przypadkiem”. Bardzo nieprzyjemne uczucie, brr! - Rogwold otrz¹sn¹³ siк. - Jakbyœ siк pogr¹¿a³ w stкch³ym, gnij¹cym b³ocku; a zapach wewn¹trz tych monstrуw! Nie do opisania. A jednoczeœnie, jak mуwi³em, s¹ bezcielesne. No dobra, doœж o tym. Wci¹¿ parliœmy do przodu, maj¹c nadziejк zobaczyж coœ niezwyk³ego, mo¿e nawet ruiny Twierdzy, ale niczego nie dostrzegliœmy. Wokу³ nas wci¹¿ rozpoœciera³a siк bezkresna rуwnina, wci¹¿ w³уczy³y siк za nami bezcielesne szare cienie. W koсcu zawrуciliœmy. Powrotna droga minк³a bez przeszkуd: pozostawione punkty orientacyjne by³y na swoich miejscach, b³кdуw nie pope³nialiœmy i w dok³adnie wyliczonym czasie dotarliœmy do gуr. Tak skoсczy³a siк Ostatnia Wyprawa, po ktуrej arnorska dru¿yna przez trzydzieœci lat pozostawa³a bezczynna. Dopiero w ostatnich miesi¹cach znуw chwyci³a za broс. Jednak¿e to dopiero drobne potyczki, do prawdziwych wypraw jeszcze nie dosz³o. Torin i Folko s³uchali uwa¿nie, ch³on¹c ka¿de s³owo ³owczego. Krasnolud przez jakiœ czas jecha³ w milczeniu, potem uderzy³ siк d³oni¹ w czo³o. - Rogwoldzie! A dlaczego ca³e plemiк orkуw tak nagle pogna³o na pу³noc? Przestali siк baж s³oсca? - Nie wiem - odpowiedzia³ z lekka zmieszany by³y setnik. -W sumie wiadomo, je¿eli w grк wchodzi ¿ycie, zgodzisz siк na wszystko, nawet na to, co kiedyœ wydawa³o ci siк ohydne. To myœmy ich zmusili, by stanкli do boju w dzieс, ale - rzeczywiœcie - wed³ug mnie bili siк jednakowo rozpaczliwie i w nocy, i w dzieс. A dlaczego ruszy³o tam ca³e plemiк? S¹dzк, ¿e najpierw pchnкli swoich zwiadowcуw, a im spodoba³o siк Pу³nocne Pustkowie. Ludzi tam nie ma, s³oсca prawie te¿, niebo niemal zawsze zas³aniaj¹ gкste, nieprzeniknione chmury. Przepatrzyli okolicк, a potem ruszyli ca³ym ludem. Niestety, tych zwiadowcуw przegapiliœmy. Zreszt¹, ju¿ za Gуrami Bezimiennymi kilka razy trafi³y siк nam œlady biwakуw orkуw. - To znaczy... Ci urukowie potrafili tam siк ukryж? - zdziwi³ siк Folko. - Jak powiedzia³eœ? - zapyta³ go ³owczy. - Jak nazwa³eœ tych orkуw? Nie znam tego s³owa... - Uruk-hai - wyjaœni³ Folko. - Czyta³em, ¿e tak nazywano te potwory, ktуre s³u¿y³y Sarumanowi. Byli znacznie silniejsi i wiкksi od swych wspу³plemieсcуw, i jak twoi orkowie, Rogwoldzie, nie bali siк s³onecznego œwiat³a. Brr! Okropne stwory, jeœli wierzyж opisowi Froda. A co z tymi orkami na Pу³nocnym Pustkowiu? - A kto to wie! - wzruszy³ ramionami Rogwold. - Nie bywaliœmy ju¿ tam wiкcej, na naszych granicach panowa³ spokуj. Oczywiœcie, jeœli przez trzydzieœci lat mno¿yli siк tam... Przy okazji, tej wiosny w potyczkach Arnorczykуw z lotnymi oddzia³ami czкsto znajdowano takich orkуw wœrуd zabitych. - Wiкc, byж mo¿e, od dawna ju¿ s¹ w sojuszu z Angmarem? -zaniepokoi³ siк Torin. - To znaczy, ¿e krasnoludy musz¹ znowu chwyciж za topory! Wojny ludzi, czy to siк komu podoba, czy nie, s¹ wojnami ludzi, ale orkowie to nasz pradawny, najgorszy, s³owem, Wieczny i G³уwny Wrуg! Walczyliœmy z nimi ju¿ pod Wielkim Durinem! - Walczyliœcie, ale nie z tymi - pokrкci³ g³ow¹ Rogwold. - Po Wojnie o Pierœcieс, jeœli nawet jacyœ z nich prze¿yli, to z pewnoœci¹ ci najsilniejsi, najsprytniejsi i najzrкczniejsi. Na dodatek teraz walcz¹ ju¿ nie tylko w podziemiach. - No to jeszcze nie widzia³eœ naszej piechoty na powierzchni ziemi! - odgryz³ siк Torin. - Nie s¹dŸ przedwczeœnie. - Nie widzia³em - przyzna³ Rogwold, nie zamierzaj¹c sprzeczaж siк z krasnoludem. - Nie widzia³em i nie wiem, wiкc nie bкdк siк wypowiada³. Wydaje mi siк, ¿e Angmar jednak zdo³a³ zjednoczyж siк pod czyimœ przywуdztwem i ten ktoœ wysy³a swych dzielnych wojуw przez nasze granice. Ktoœ zjednoczy³ wolno ¿yj¹cy narуd i potrafi³ poszczuж go na nas. Ktoœ odnalaz³ resztki orkуw na Pу³nocy i prуbuje odnaleŸж ich rуwnie¿ na Po³udniu. A na dodatek od¿y³y Mogilniki! Nie ma co, nieweso³o siк dzieje. Rozmowa urwa³a siк; zapanowa³a z³owroga cisza. „Bуj siк Pу³nocy, bуj siк Pу³nocy” - w umyœle Folka t³uk³y siк s³owa Pelegasta. Ale co mo¿e zrobiж on, ma³y i bezradny hobbit? Co mo¿e zdzia³aж tam, gdzie nie radzi sobie pancerna dru¿yna wielkiego krуlestwa! „Nic to - odezwa³ siк w jego g³owie czyjœ bardzo spokojny i rozs¹dny g³os. - Pamiкtaj, ma³e kamienie wywo³uj¹ w gуrach potк¿ne lawiny. Przypadkowe spotkanie Peregrina i Meriadoka z entami, ich zwyczajna opowieœж - i w nastкpstwie entowie podnosz¹ bunt i pokonuj¹ Isengard; ratuj¹ walcz¹cych w He³mowym Jarze i przechylaj¹ szalк zwyciкstwa w decyduj¹cej bitwie na Polach Pelennoru! A ty ci¹gle mamroczesz »co ja mogк zrobiж?«. Bardzo du¿o!”. Folko pokrкci³ g³ow¹. By³ gotуw przysi¹c, ¿e s³ysza³ te s³owa i one nape³ni³y go nowymi si³ami, wiar¹ w siebie. Jego towarzysze jechali spokojnie, w milczeniu; hobbit zrozumia³, ¿e s³ysza³ w³asne myœli, myœli nowego Folka Brandybucka, z ktуrym k³уci³a siк ostro¿noœж dawnego Folka, ostro¿noœж tak czкsto podobna do tchуrzostwa. Droga prowadzi³a w dу³, w dolinк, i wkrуtce szare grzbiety wzgуrz ukry³y przed oczyma wкdrowcуw zachodz¹ce s³oсce. Przed nimi rozci¹ga³a siк zamglona dolina, bardzo szeroka, le¿¹ca miкdzy dwoma pasmami wzgуrz. Œrodkiem p³ynк³a niewielka rzeka; widzieli domy pobliskiej wsi. - To jest Silmenwill, a nastкpna, przed drugim pasmem, to Hemsal - wyjaœni³ hobbitowi Rogwold. - Tam w³aœnie zanocujemy. Ostatnie mile by³y dla Folka bardzo mкcz¹ce. Bola³y go plecy, obite boki reagowa³y na ka¿dy krok kuca. Mg³a, w ktуrej musieli siк zanurzyж, by³a obrzydliwa. Gdy tylko ich otoczy³a, hobbit poczu³ dreszcze z zimna i wilgoci. Zmкczy³y siк rуwnie¿ wierzchowce, posкpnie kiwa³y g³owami, wlok¹c siк po wilgotnej jeszcze po niedawnym deszczu drodze. W Silmenwill ktуryœ z wartownikуw krzykn¹³: - Kim jesteœcie? Dok¹d zd¹¿acie? Rogwold odpowiedzia³, ¿e niby z Przygуrza. - Z Przygуrza? Jak tam siк maj¹ sprawy, nie wiecie? Powiadaj¹, ¿e kapitan poprowadzi³ dok¹dœ swoich ludzi. - Poprowadzi³ - odpar³ krasnolud. - Ale czym siк sprawa skoсczy³a, nie wiemy. Wyjechaliœmy tego samego wieczora, kiedy oni wyruszyli w poœcig. - A... No to jedŸcie. - Wartownik wydawa³ siк nieco rozczarowany odpowiedzi¹. Minкli wieœ i powoli zbli¿ali siк do drugiego pasma. Folko zasypia³ w siodle, krasnolud g³oœno rozprawia³ o sytej kolacji i dobrym piwie; wtedy us³yszeli za sob¹ odg³os kopyt. JeŸdziec pкdzi³ galopem i wkrуtce zobaczyli wy³aniaj¹c¹ siк z mg³y postaж. Rogwold usun¹³ siк na bok. JeŸdziec dogania³ ich w b³yskawicznym tempie. Pкdzi³, maj¹c zapasowego konia na uwiкzi, za plecami powiewa³ znajomy bia³o-niebieski p³aszcz stra¿nika. - A mo¿e z Przygуrza? - zastanawia³ siк Rogwold g³oœno. -Goniec, to pewne. A jak pкdzi, jak leci! Nie inaczej, musi mieж piln¹ sprawк. Konny zrуwna³ siк z nimi, a wtedy ³owczy zakrzykn¹³: - Sk¹d jesteœ, przyjacielu? JeŸdziec w pierwszej chwili nie odpowiedzia³, ale popatrzywszy na Rogwolda, gwa³townie osadzi³ konia. - Rogwoldzie, druhu! Sk¹d siк tu wzi¹³eœ? - zawo³a³. Wojak nie by³ m³ody, jego wyd³u¿on¹ twarz z wystaj¹cymi koœжmi policzkowymi szpeci³o kilka bia³ych szram. - Witaj, Franmarze! Dawno siк nie widzieliœmy! Z czym pкdzisz do Miasta? - Z³e nowiny, druhu. Wszak to ty przynios³eœ wieœci o oddziale, ktуry wyszed³ z Mogilnikуw? - My - skin¹³ g³ow¹ ³owczy. Folko poczu³ zimne ciarki na plecach. - Dogoniliœmy ich nastкpnego dnia, czterdzieœci mil za Puszcz¹. - Franmar mуwi³ cicho i szybko, po³ykaj¹c koсcуwki s³уw. - Kapitan Erster wszystko dobrze obliczy³, ale w Puszczy oni po³¹czyli siк z jeszcze jednym oddzia³em, i w koсcu liczyli piкж setek przeciwko naszym dwуm. Nasz klin przeci¹³ ich szyk, ale tamci natychmiast poszli w rozsypkк. Wœrуd nich by³o bardzo du¿o kusznikуw, ustкpowali przed nami i nie ¿a³owali be³tуw. Odpowiadaliœmy im jak potrafiliœmy, ale sprawa mog³aby siк dla nas skoсczyж Ÿle, gdyby nie uderzy³y na nich od ty³u cztery dziesi¹tki Narina. To wprowadzi³o zamкt w ich szeregach na krуtki czas, uda³o nam siк ponownie rozbiж ich szyk, ale znowu siк wykrкcili. Pкdziliœmy ich d³ugo, lecz nie uda³o nam siк wywo³aж bezpoœredniego starcia. W czasie pogoni kilku m³odych i rozgor¹czkowanych wojуw wysforowa³o siк do przodu, schwytano ich na arkany. - Franmar odetchn¹³ i wytar³ d³oni¹ spocon¹ twarz. - Wœrуd nich by³ m³odszy brat kapitana, Halfdan. ZnaleŸliœmy ich po kilku godzinach. Zostali uœmierceni w mкczarniach, i ka¿dy mia³ odciкt¹ ¿uchwк! Wszyscy trzej wкdrowcy mimowolnie drgnкli. - Wiozк meldunek o tym do Miasta - ci¹gn¹³ Franmar. - Straciliœmy dwudziestu siedmiu ludzi, a oni czterdziestu trzech. Byli tam ludzie z Angmaru, s¹dz¹c po podkowach i uprzк¿y, orkowie, jacyœ nieznani mi chyba pу³nocni - ma³e niskie plemiк, coœ jakby krasnoludy, ale inni. Rкce grube jak nasze ³ydki! No wiкc, ten oddzia³ nam uciek³. Rozpierzchli siк i uciekli. Szukaj teraz wiatru w polu! - Uœmiechn¹³ siк z gorycz¹. - No, ¿egnajcie. ¯egnaj, druhu, bкd¹c w mieœcie, wst¹p do mnie, wiesz, gdzie mieszkam. Wkrуtce przybкd¹ zmiennicy, bкdк wiкc w domu. - Na pewno, stary przyjacielu - zapewni³ go Rogwold. - Obyœ mia³ lekk¹ podrу¿! - E tam! - rzuci³ Franmar, machn¹wszy w jakiœ nieokreœlony sposуb rкk¹, i wbi³ ostrogi w boki wierzchowca. Luzak szarpn¹³ g³ow¹ i pod¹¿y³ za nimi, staraj¹c siк nie zraniж pyska na krуtkiej wodzy. Przyjaciele jakiœ czas milczeli, patrz¹c za jeŸdŸcem; postaж Franmara szybko mala³a, rozp³ywa³a siк we mgle. Wkrуtce ucich³ rуwnie¿ stukot kopyt. Nad Traktem ponownie zawis³a cisza. - No tak... - odezwa³ siк Torin. - Dlaczego? ¯uchwк?... - W³aœnie ¿uchwк - rzuci³ Rogwold ponuro. - Sk¹d taki obyczaj! Niech bкdzie, Haradrimowie obdzieraj¹ ze skуry cia³a wrogуw, najbardziej walecznych wrogуw, wypychaj¹ s³om¹ i wystawiaj¹ na widok publiczny, ale... S³ysza³em, ¿e jest takie plemiк, daleko na wschodzie, za Morzem Rhun, miesi¹c drogi od Dale. Ale sk¹d by siк tu wziкli? Nic nie rozumiem! Zajazd w Hemsal okaza³ siк o wiele obszerniejszy od astorskiego, nie by³ te¿ taki pe³ny. Bez najmniejszych przeszkуd wкdrowcy wynajкli pokуj i Folko z rozkosz¹ rzuci³ siк na obszerne ³o¿e. Œwiat wirowa³ przed oczami œmiertelnie zmкczonego hobbita; Torin, bardziej odporny na trudy, œci¹ga³ z niego ubranie. Folko mocno zasn¹³, nie czekaj¹c nawet na kolacjк. ...Mia³ skrzyd³a, ogromne, mocne; szybowa³ wysoko nad ziemi¹. Dostrzega³ jakieœ rozleg³e rуwniny, jakieœ gуry. Ale przestrzenie pod nim kry³y siк w wieczornym mroku, d³ugie, nocne cienie ci¹gnк³y siк z zachodu na wschуd, zaœnie¿one wierzcho³ki odleg³ych szczytуw wydawa³y siк jasnorу¿owe, œwietliste, jakby malowane poci¹gniкciami czarodziejskiego pкdzla, oœwietlone ostatnimi promieniami zmierzchu. Nagle poczu³ nieprzepart¹ chкж ucieczki; nie chcia³ ogl¹daж tej krwawej wieczornej zorzy; wykona³ lekki ruch potк¿nymi skrzyd³ami i pod¹¿y³ na wschуd. Wiedzia³, ¿e powinien teraz znajdowaж siк w³aœnie tam i podporz¹dkowywaж siк wyrazistemu, chocia¿ nie wiadomo sk¹d p³yn¹cemu wezwaniu. Obojкtnie, niczym ktoœ obcy, pomyœla³, ¿e zaraz powinny pokazaж siк Gуry Mgliste; tak siк sta³o. Przemkn¹³ dalej i po chwili znikn¹³ olbrzymi ³aсcuch gуrski, ci¹gn¹cy siк przez ca³e Œrуdziemie; zobaczy³ pod sob¹ zakrкty Anduiny, Wielkiej Rzeki, a nieco dalej ciemnia³y przestrzenie Zielonych Lasуw, dawnej Mrocznej Puszczy. Jego szlak wiуd³ jeszcze dalej - na wschуd. Z wysoka dostrzeg³ niekoсcz¹cy siк leœny dywan, bez najmniejszych przeœwitуw i przesiek. Niespodziewanie poczu³, ¿e powinien skrкciж w prawo; uczyniwszy to, zobaczy³ pod sob¹ nieoczekiwanie puste miejsce. Lasy zniknк³y, z widmowo bia³ego, miarowo faluj¹cego morza wy³ania³o siк ogromne wzgуrze, czкœciowo spowite mg³¹. Stos jakichœ od³amkуw pokrywa³ niemal ca³y szczyt. Przyjrzawszy siк, poj¹³, ¿e s¹ to ruiny ogromnego budynku. I poœrуd nich, tam, gdzie uk³ad kamieni tworzy³ coœ przypominaj¹cego dawno zburzon¹ wie¿к, zauwa¿y³ ogieс. „Na dole hula wiatr - us³ysza³ nagle w g³owie - dlaczego wiкc p³omieс jest taki rуwny?”. Zrozumia³, ¿e jest to najwa¿niejsze, ale dlaczego? Myœl pojawi³a siк i zniknк³a, a on ju¿ zmierza³ w kierunku ciemnych, br¹zowych ruin. Zatoczywszy obszerny kr¹g, Folko znalaz³ siк na ziemi. Nie by³o na niej ani jednego ŸdŸb³a trawy; wiedzia³ to, choж nie popatrzy³ pod nogi. Ostro¿nie ruszy³ tam, gdzie - jak doskonale zdawa³ sobie sprawк - p³on¹³ ogieс, nad ktуrym wiatr nie mia³ w³adzy. Omin¹wszy resztki starego muru, gwa³townie siк zatrzyma³. Plecami do niego, przy ognisku u podnу¿a ocala³ego muru, sta³ cz³owiek. Sta³ mocno i pewnie, rozstawiwszy nogi; mia³ pochylon¹ g³owк, patrzy³ na swoje rкce, ktуrymi wykonywa³ jakieœ ruchy na wysokoœci piersi. Obok spokojnie sta³ czarny koс. W tym cz³owieku czu³o siк gigantyczn¹, „star¹” si³к, tak samo star¹, jak otaczaj¹ce ruiny; od razu przypomnia³ sobie Mogilnik. Folko nie wiedzia³, sk¹d wziк³a siк owa myœl, ale by³ przekonany, ¿e w³aœnie tak jest. Coœ zmusza³o go do obejrzenia siк, a wtedy zobaczy³ jakieœ cienie we mgle. Wkrуtce wy³oni³y siк dwie ciemne postacie: masywna, przysadzista oraz druga - niewielka, zgrabna, chocia¿ nie bardzo ustкpuj¹ca pierwszej wzrostem. Druga postaж œciska³a w d³oniach srebrzysty ³uk. - Strzelaj¿e! Strzelaj! - rozleg³ siк grzmi¹cy g³os, p³yn¹cy, wydawa³o siк, zewsz¹d i jednoczeœnie znik¹d, i zobaczy³, ¿e postaж z ³ukiem unios³a broс... Folko ockn¹³ siк, gdy jasny s³oneczny promieс uderzy³ go w twarz. Okiennice by³y otwarte, cicho trzaskaj¹c p³onк³y polana w kominku, a przy stole siedzieli Rogwold i krasnolud. £owczy wecowa³ swуj miecz, krasnolud polerowa³ topуr. Le¿¹c pod ciep³¹ derk¹, hobbit czu³ niewiarygodn¹ rozkosz, strudzonemu cia³u potrzebny by³ wypoczynek. Przymkn¹³ oczy. Jego towarzysze nie zauwa¿yli, ¿e siк obudzi³, i kontynuowali niespieszn¹ rozmowк. - Powiedz mi, Torinie - mуwi³ Rogwold - jak to siк sta³o, ¿e wypuœci³eœ siк na wyprawк z hobbitem? Zastanawia³em siк ju¿ w Przygуrzu; dziwne, myœlк sobie, hobbit wszcz¹³ bуjkк, a broni go krasnolud. - Tak wysz³o - odpowiedzia³ Torin. - Spodoba³ mi siк. Nie jest taki, jak wielu jego wspу³plemieсcуw. Dla tamtych najwa¿niejsze to napchaж ka³duny, a dla niego nie. Ma du¿e potrzeby i liczne przymioty, tak to czujк. I nie jest tchуrzem; przypomnij sobie, jak strzela³ do Upiorуw, podczas gdy my przecieraliœmy oczy i zastanawialiœmy siк, co robiж. Zreszt¹ my, krasnoludy, ³atwo siк przywi¹zujemy. Jeœli ktoœ jest przyjacielem, to do œmierci. Dlatego tak ma³o mamy przyjaciу³. - Taaaa... - przeci¹gn¹³ Rogwold. Znowu zapad³a cisza. Folko zdecydowa³, ¿e pora wstawaж: usiad³, przeci¹gn¹³ siк, ziewn¹³. Krasnolud i cz³owiek odwrуcili siк do niego. - Ale¿ ty masz ci¹g do spania, przyjacielu hobbicie! - rzuci³ weso³o Torin. - Dziwaczny sen mia³em dzisiaj - rzek³ Folko. Doprowadzaj¹c siк do porz¹dku i myj¹c, opowiedzia³ przyjacio³om, co zapamiкta³ z nocnego majaku. S³uchali go w ciszy, nie przerywaj¹c. - Sen mara!... - Folko usi³owa³ obrуciж wszystko w ¿art, ale i Torin, i Rogwold pozostali œmiertelnie powa¿ni. - Nie œmiej siк ze swoich snуw, Folko. - Na g³owie hobbita leg³a szeroka sкkata d³oс ³owczego. - Bywa, ¿e widzimy w nich nasz¹ przysz³oœж. Los lubi bawiж siк z nami, pokazuj¹c czasem poszczegуlne obrazki z wydarzeс, ktуre jeszcze nie zaistnia³y, i m¹dry mo¿e wybraж prawid³ow¹ drogк lub wystrzegaж siк pochopnych czynуw. Wzgуrze, powiadasz. £yse wzgуrze w Zielonych Lasach? A czy nie by³o to s³ynne wzgуrze, na ktуrym sta³a niegdyœ twierdza wroga? S³ysza³em podobne legendy. Torin pytaj¹co zerkn¹³ na hobbita. - Jeœli wierzyж Czerwonej Ksiкdze, w tamtych okolicach powinien znajdowaж siк zamek Dol Guldur, a dok³adniej to, co z niego zosta³o - przypomnia³ sobie Folko. - A co to by³ za zamek? - zapyta³ Rogwold. - Przybytek Nazgulуw, najstraszliwszych s³ug Wroga, stamt¹d orkowie napadli na Lorien. Wiesz, co to jest? - S³ysza³em, ¿e tak nazywa³ siк kraj elfуw nieopodal Gуr Mglistych, ale dok³adniej nic nie wiem - odpowiedzia³ ³owczy. - Orkowie pewnego razu szturmowali Z³oty Las, ale elfy obroni³y siк. A potem ruszyli do boju, przeprawili siк przez Anduinк i uderzyli! S³udzy wroga zostali pobici, i sama Pani Galadriela zburzy³a mury tego zamku. Tak mуwi Czerwona Ksiкga. - Zaczк³o siк: Dol Guldur, zamek, Wrуg! - burkn¹³ Torin. -Ma³o to siк mo¿e przywidzieж! Bywa, rzecz jasna, ¿e sny siк spe³niaj¹, i nie mo¿na ich lekcewa¿yж, ale w tym wypadku wszystko jest takie niepewne. - Cу¿, po¿yjemy, zobaczymy - westchn¹³ Rogwold. - Ruszajmy w drogк, przyjaciele. Mnie ten bуj pod Przygуrzem nie wychodzi z g³owy. Dlaczego oni siк tak rozzuchwalili? Zbieraj¹ pу³ tysi¹ca w³уczni w œrodku Krуlestwa, niczego siк nie obawiaj¹c i nawet siк z tym nie kryj¹! - Pokrкci³ w zatroskaniu g³ow¹. - Id¹ z³e czasy, powiadam wam. - A co, nie mo¿na by³o zaalarmowaж ca³ej okolicy? - zapyta³ niespodziewanie Torin. - W samym Przygуrzu ze dwa tysi¹ce wojуw siк zbierze! A okoliczne wsie? Zdusiliby ich, ani jeden by nie uszed³ z ¿yciem. - Co ty opowiadasz! - machn¹³ rкk¹ Rogwold. - Pomyœl, czy ci wieœniacy nadaj¹ siк do walki? Przecie¿ to dla nich pewna œmierж, ¿aden nie potrafi trzymaж miecza. Od tego w³aœnie jest dru¿yna, ktуra ma wojowaж. Wojsko wojuje, oracze orz¹, kowale kuj¹, a tkacze tkaj¹. Ka¿dy winien swoje zajкcia wykonywaж jak nale¿y i nie pchaж siк do cudzych spraw. Tak jest, tak by³o i tak bкdzie. Nie, nie da siк nikogo ani niczego zmieniж. - Nie wiem, mo¿e masz racjк - rzek³ krasnolud. - Tylko ¿e u nas, gdyby ktoœ taki siк pojawi³ i zacz¹³ pкdziж ¿ywot rozbуjniczy, wszyscy porzuciliby robotк i ruszyli ca³ym ludem na wroga... - Pewnie dlatego wy, krasnoludy, nie utworzyliœcie Zjednoczonego Krуlestwa - uœmiechn¹³ siк Rogwold. - Nie obra¿aj siк, proszк, ale ka¿dy ma swoje ¿ycie. - Co siк mam obra¿aж - mrukn¹³ krasnolud. - Rzeczywiœcie od czasуw Durina nie potrafimy zjednoczyж siк w krуlestwo... - No to co, w drogк? - podniуs³ siк ³owczy. - Jesteœ gotуw, Folko? Nakarmiliœcie swojego karze³ka? - Karmi³em go, karmi³em. - Krasnolud podniуs³ siк. - Wcina, ¿ar³ok, jak nie wiem co! Gdzie on to mieœci? Jechali niemal ca³y dzieс. W koсcu Trakt zanurkowa³ w dу³, w kolejn¹ dolinк miкdzy ³aсcuchami wzgуrz, ci¹gn¹cych siк z po³udniowego zachodu na pу³nocny wschуd. Droga przecina³a kotlinк w jej najszerszym miejscu, potem z lewej i prawej pasma wzgуrz zbli¿a³y siк do siebie. P³askie dno doliny pokrywa³y pola i sady, nieco dalej po lewej widaж by³o jeszcze jedn¹ wieœ i ³¹ki wokу³ niej, a jeszcze dalej - nowe pola, nowe sady. Przeczuwaj¹c wypoczynek i dobry obiad, przyjaciele ponaglili wierzchowce. Jednak¿e wieœ powita³a ich zaskakuj¹c¹ cisz¹ i pustk¹. Wrota wielu domуw oraz zajazdu pozostawa³y otwarte na oœcie¿, ale ludzi nie by³o widaж, tylko podwуrzowe psy, uczciwie wykonuj¹c swoje obowi¹zki, przywita³y ich chуralnym ujadaniem. - Gdzie siк wszyscy podziali? - odezwa³ siк zaniepokojony i zaskoczony Rogwold, gdy podjechali do szerokiej bramy zajazdu. W œrodku obszernej izby panowa³ ba³agan, sto³y by³y wywrуcone, krzes³a le¿a³y na ziemi, skorupy rozbitych naczyс pod nogami. Na szynkwasie siedzia³ ogromny kocur, niespiesznie ucztuj¹cy poœrуd szcz¹tkуw dzbanka ze œmietan¹. - Wygl¹da, ¿e wszyscy gdzieœ uciekli - wzruszy³ ramionami krasnolud. - Ale dok¹d? I dlaczego? Nie, mili moi, tu dzieje siк coœ niedobrego. PrzejdŸmy siк po wsi, mo¿e kogoœ spotkamy. Prowadz¹c konie za uzdy, poszli siк rozejrzeж. Wszкdzie widzieli to samo - otwarte na oœcie¿ drzwi i puste pomieszczenia. Nie zauwa¿yli, jak znaleŸli siк poza wsi¹. Za ogrodami ci¹gnк³o siк niezbyt szerokie pasmo sadуw, dalej pewnie znowu zaczyna³y siк pola. Zatrzymali siк niezdecydowanie i w tym momencie powiew wiatru przyniуs³ do nich jakieœ wœciek³e, gniewne okrzyki. Dobiega³y akurat od strony sadуw. - Tam! Szybciej! - krzykn¹³ ³owczy i pierwszy wskoczy³ na siod³o. Krasnolud i hobbit pospiesznie uczynili to samo. Przedarli siк w¹sk¹ œcie¿k¹ przez szpalery jab³oni i znaleŸli na d³ugim w¹skim polu. Tu w³aœnie znajdowali siк „zaginieni” mieszkaсcy wsi. Na polu odbywa³a siк bуjka, szalona i bez³adna. Nie mo¿na by³o rozeznaж, kto jest po czyjej stronie; w powietrze wzbija³ siк kurz, trzaska³a darta odzie¿, fruwa³y ¿erdzie. Oliwy do ognia dolewa³y kobiety: zaczyna³o siк od potwornego pisku, potem dwie spore grupy, dotychczas obrzucaj¹ce siк tylko wyzwiskami i przekleсstwami, przesz³y od s³уw do czynуw i chwyci³y siк za w³osy. - Klnк siк na brodк Durina... - wymamrota³ oszo³omiony krasnolud. Zaskoczony popatrzy³ na Rogwolda, ale oblicze starego setnika wyra¿a³o tylko bezbrze¿ne zdziwienie. Torin postanowi³ nie czekaж d³u¿ej. O dziesiкж krokуw od niego run¹³ na ziemiк m³ody ch³opak z g³ow¹ rozciкt¹ uderzeniem ³opaty; ten upadek sprawi³, ¿e ocknкli siк z oszo³omienia. Krasnolud rykn¹³ z si³¹ trzydziestu trzech niedŸwiedzi, wyszarpn¹³ zza pasa topуr i skoczy³ w najwiкksze k³кbowisko bij¹cych siк, szczodrze serwuj¹c kopniaki i ciosy, ktуre rozrzuca³y walcz¹cych w rу¿ne strony. Najbardziej zawziкtym dodawa³ jeszcze kuksaсce w ¿ebra. Wszed³ w wyj¹cy, wrzeszcz¹cy t³um jak nу¿ w mas³o, zostawiaj¹c za sob¹ prawdziw¹ przesiekк; jego ogromne piкœci niemal fruwa³y w powietrzu. Pojawienie siк Torina skwitowano najpierw rykiem oburzenia, ale zaraz za krasnoludem w przeœwit miкdzy ludŸmi rzucili siк Rogwold z obna¿onym mieczem, a potem Folko. Hobbit czu³ lodowaty uœcisk w swoim wnкtrzu, serce wali³o gdzieœ w okolicach piкt, ale trzyma³ ju¿ w rкku ³uk i gdy jakiœ potк¿ny brodacz z rykiem zamierzy³ siк na krasnoluda ciк¿k¹ pa³¹, Folko precyzyjnie wpakowa³ strza³к dok³adnie miкdzy jego trzymaj¹ce pa³к garœcie. Oszo³omiony napastnik zamar³, wpatruj¹c siк w strza³к, i w tym w³aœnie momencie Torin go rozbroi³. Bуjka jeszcze trwa³a, ale walcz¹cy wyraŸnie s³abli. Niektуrzy nawet, krzycz¹c: „Bracia, co to siк z nami dzieje!”, zaczкli pomagaж krasnoludowi i Rogwoldowi w rozdzielaniu walcz¹cych. Stopniowo awantura ucich³a. Wieœniacy stali spoceni, ciк¿ko dysz¹c; niemal ka¿dy odniуs³ jakieœ obra¿enia - jeden mia³ krwawi¹cy nos, inny podbite oko; ktoœ jкcza³, chwyciwszy siк za bok, kolejny poszkodowany trzyma³ rкkк na rozciкtym czole. Na polu le¿a³a czwуrka ciк¿ej rannych - m³ody ch³opak i trzej krzepcy mк¿czyŸni - ci oberwali sztachetami. Kobiety, po przerwaniu bijatyki, pospieszy³y do rannych, ktoœ pobieg³ do wsi po wodк i p³уtno. Widzieli wyraŸnie, ¿e bij¹cy siк podzieleni byli mniej wiкcej na dwie rуwne grupy, z ktуrych jedna odesz³a nieco dalej, druga zaœ, przeciwnie, zbli¿y³a siк do Traktu. W œrodku pola, na niewielkiej, ledwo zauwa¿alnej miedzy stali ju¿ tylko trzej wкdrowcy i dwaj potк¿ni ch³opi: jeden, w³aœnie ten brodacz, w ktуrego lagк tak udanie wbi³a siк strza³a Folka, szeroki w barach, z okr¹g³¹ twarz¹, budow¹ przypominaj¹cy nieco Torina, i drugi - bez brody, za to z d³ugimi, zwisaj¹cymi a¿ na pierœ w¹sami. Ci dwaj obrzucali siк wrogimi spojrzeniami, wœciekle sapali, ocieraj¹c pot. Brodacz co rusz spluwa³ krwi¹ z rozciкtej wargi, w¹saty nie odrywa³ od nosa kawa³ka podartej koszuli. - Co tu siк u was dzieje? - zapyta³ Rogwold, patrz¹c na nich zdziwiony. - A tyœ co za jeden? - burkn¹³ nieprzyjaŸnie brodacz. - Szeryf czy Stra¿nik? - Jestem Rogwold, syn Mstara, piкciosetnik arnorskiej dru¿yny! - odpowiedzia³ gwa³townie ³owczy, rozs¹dnie opuszczaj¹c s³owo „by³y”. Obaj mк¿czyŸni rozdziawili gкby i zamarli, wpatruj¹c siк w niego. Jednak¿e oszukaж ich nie by³o ³atwo. - A wiкc tak... czcigodny. IdŸ swoj¹ drog¹. Za³atwimy to miкdzy sob¹ - wycedzi³ brodacz i odwrуci³ siк do stoj¹cych bli¿ej Traktu wieœniakуw, daj¹c im jakiœ znak. T³um zafalowa³ i przysun¹³ siк; Rogwold opuœci³ d³oс na rкkojeœж miecza, a Folko, jakby bez specjalnego celu, na³o¿y³ strza³к na ciкciwк i chwyci³ w zкby drug¹. - W³aœnie, poradzimy sobie bez ciebie - podtrzyma³ brodacza jego niedawny przeciwnik, posy³aj¹c znaki swoim ludziom. Trуjkк wкdrowcуw wziкto w dwa ognie: z obu stron zbli¿ali siк ponurzy, rozjuszeni bуjk¹ ludzie; w tej chwili wieœniacy zapomnieli o w³asnych sporach. Jednak¿e przyjaciele mimo wszystko nie byli sami. Z obu grup niespodziewanie wyst¹pi³o po kilku mк¿czyzn - mocnych, przysadzistych, w sile wieku. Teraz wrogie obozy dzieli³a ju¿ nie tylko trуjka przyjaciу³, ale brodacz z lewej i w¹saty z prawej; podjudzacze, jak siк zdawa³o, nie spieszyli siк, by odwo³aж swoich ludzi. - Hej, wy tam, na miedzy! - krzykn¹³ w¹sacz szyderczo. - Wynocha, pуkiœmy was nie rozdeptali! Musimy odp³aciж za nasze krzywdy tym œmierdzielom, i odp³acimy! A kto nam bкdzie przeszkadza³, temu wygarbujemy skуrк! Jasne? A wy, Grast, Chrunt, Wirdir i Isung, jesteœcie pod³ymi tchуrzami, ktуrzy wstyd przynosz¹ rodzinnej wsi! - Suttung, doœж ju¿ tego judzenia ludzi! - odkrzykn¹³ jeden z id¹cych do Rogwolda wieœniakуw; by³ to wysoki, barczysty mк¿czyzna, jego twarz okala³a krуtka brуdka, przetykana siwymi w³osami, srebro widnia³o i na skroniach, lecz oczy mia³ m³ode, jasne, a rкce chyba mog³yby gi¹ж podkowy. - Ma³o ci Ela i Trasta? Czy ty i Brodaty Eirik chcecie, ¿ebyœmy co noc zapuszczali sobie nawzajem czerwonego kura? - Twarz mуwi¹cego spurpurowia³a, ogromne piкœci zacisnк³y siк. - Nie! Doœж! Podziкkujmy czcigodnemu Rogwoldowi i jego towarzyszom, z naszych oczu opad³a mg³a. Niczego nie zhaсbimy, zaniechawszy waœni. Tak powiadam ja, Isung, syn Angara. - Racja! - podtrzyma³ go drugi. By³ ni¿szy od Isunga, ale jeszcze szerszy w barach. Lewy policzek przecina³a mu œwie¿a szrama, z rany s¹czy³a siк krew. Mуwi¹c, ¿ywo gestykulowa³. - Niby z jakiej racji t³uczemy siк wzajemnie, co? Popatrzcie - dotkn¹³ policzka - oberwa³em tu od Heldina, ot stoi tam, a przecie¿ od piкtnastu lat uprawiamy s¹siednie pola! Hej, Heldin! Mo¿esz wyt³umaczyж, dlaczego zaczкliœmy siк t³uc, co? Milczysz... No, w³aœnie! - On milczy, a ja odpowiem! - wœciekle rykn¹³ ten, ktуrego nazwano Suttungiem. - Nie trzeba by³o rzucaж k³уd pod nogi i decydowaж za nas, co i kiedy siaж! Nasza kolej - co chcemy, to robimy! Nie bкdziecie nami rz¹dziж! Dobrze mуwiк, ch³opy? Otaczaj¹cy go ludzie odpowiedzieli chуralnym rykiem i tylko mк¿czyzna zwany Heldinem chcia³ zaprzeczyж. Brodaty Eirik o czymœ szepta³ w niewielkim krкgu swoich zwolennikуw, a pozostali z jego grupy stali ponurzy, wpatruj¹c siк w ziemiк. Towarzysze Suttunga zaczкli wrzeszczeж i ur¹gaж przeciwnikom. Znowu podniesiono z ziemi porzucone ju¿ sztachety i topory; kilkudziesiкcioosobowy t³um run¹³ na stoj¹cych nieruchomo poœrodku pola Rogwolda i jego przyjaciу³ oraz tych wieœniakуw, ktуrzy do nich do³¹czyli. Nie pozosta³o im nic innego, jak chwyciж za broс. Folko nie ba³ siк, ogarnк³o go desperackie bitewne podniecenie; poczu³, ¿e siк unosi nad zakurzonym polem na podobieсstwo herosуw przesz³oœci i nawet uœmiechn¹³ siк, kiedy Suttung poprowadzi³ swoich ludzi naprzуd - oto œwietna okazja, ¿eby pokazaж w³asne umiejкtnoœci. W powietrzu b³ysnк³a srebrna b³yskawica i Suttung z rykiem zwali³ siк na ziemiк; prуbowa³ wyszarpn¹ж tkwi¹c¹ w biodrze strza³к. W ostatniej chwili Folko zrozumia³, ¿e nie potrafi tak sobie, za nic zabiж cz³owieka, i dlatego obni¿y³ celownik. Widzia³ szalone oczy Suttunga, jego rozdziawione w rozpaczliwym ryku usta; zd¹¿y³ nawet zauwa¿yж rozci¹gniкt¹ miкdzy wargami cz³owieka cieniutk¹ niteczkк œliny. „Nie, to nie widmo z Mogilnikуw, to ¿ywy cz³owiek, co robisz?!” - krzykn¹³ ktoœ w œrodku Folka i rкka hobbita drgnк³a. Widok wal¹cego siк na ziemiк zakrwawionego Suttunga natychmiast otrzeŸwi³ napastnikуw. Zatrzymali siк niezdecydowani, stanкli wokу³ swego przywуdcy, a wtedy Folko, ktуryœ ju¿ raz dziwi¹c siк sobie, krzykn¹³, naci¹gn¹³ ciкciwк i uniуs³ broс: - Jeszcze krok i przebijк gard³o temu, kto siк ruszy! Wystraszony w³asn¹ determinacj¹ w³aœciwie wyskrzecza³ ostrze¿enie, ale groŸba odnios³a skutek. Heldin wysoko uniуs³ rкce, powstrzymuj¹c swoich towarzyszy, i g³oœno krzykn¹³: - Doœж, wystarczy! Suttung dosta³, na co zas³u¿y³, nie mo¿na w nieskoсczonoœж sk³уcaж nas z s¹siadami! RozejdŸcie siк, bracia, rozejdŸcie do domуw! Jestem pewien, ¿e ludzie Brodatego Eirika pуjd¹ w nasze œlady. Eirik przycich³, widz¹c rannego Suttunga, i rуwnie¿ wyszed³ na miedzк, dziel¹c¹ dwa wrogie obozy. - Wed³ug mnie wszyscyœmy tu po prostu zwariowali! - powiedzia³. - Co siк sta³o z naszymi oczami? Dlaczego nasi ludzie s³uchaj¹ tego Hrauduna? Dlaczego nie mo¿emy siк dogadaж w spokoju, bez bуjek? Jestem, oczywiœcie, winny, przyznajк, coœ mnie zaжmi³o. Ale teraz wszystko minк³o, zawrzyjmy pokуj! - Wstrкtny tchуrzu! - jкkn¹³ siedz¹cy na ziemi Suttung. Ktoœ ju¿ wyj¹³ z jego biodra strza³к Folka i zabanda¿owa³ ranк. - Ludzie! Nie stуjcie tak! Bijcie¿ ich, bijcie! Przecie¿ szkaluj¹ tego, ktуremu tyle zawdziкczamy! - Nie prosiliœmy go o to - odpowiedzia³ ponuro jeden ze stoj¹cych obok Suttunga mк¿czyzn. - Niech go licho! I nagle ludzie na wyœcigi zaczкli obejmowaж siк, œciskali sobie rкce, poklepywali po ramionach; kalecz¹cy siк przed chwil¹ wzajemnie mк¿czyŸni prosili o wybaczenie. Sam Brodaty Eirik obj¹³ po kolei z dziesiкciu swoich przeciwnikуw i - niespodziewanie -spуr omal nie wybuch³ od nowa. Ka¿da ze stron oœwiadcza³a, ¿e w³aœnie ona lepiej od tej drugiej ugoœci przybyszуw i oka¿e im odpowiedni szacunek. Pogodzi³ ich Torin, oœwiadczaj¹c, ¿e jest g³odny i z przyjemnoœci¹ zje obiad najpierw w jednej wsi, a potem w drugiej. Rzucono losy i okaza³o siк, ¿e najpierw udadz¹ siк do ziomkуw Suttunga; za wкdrowcami pod¹¿y³a ponad po³owa towarzyszy Eirika z nim samym na czele. Œwietlica Isunga by³a wielka, ale i tak z trudem pomieœci³a wszystkich przyby³ych. Na œrodek wyniesiono d³ugi stу³, na miejscu zbity z desek i krzy¿akуw, nakryto go obrusami i w czasie, kiedy kobiety przygotowywa³y gor¹ce dania, podano kilka brzuchatych dzbanуw piwa, by skrуciж czas oczekiwania. Folka, Torina i Rogwolda posadzono na honorowych miejscach. Obok nich usiedli Heldin, Isung, Eirik i Grast oraz inni, oko³o trzydziestu. Ci, ktуrzy siк nie pomieœcili w œwietlicy, odeszli, ¿eby przygotowaж wspуln¹ wieczorn¹ ucztк na znak zaniechania k³уtni. - Powiedzcie jednak¿e, o co wam posz³o? - zapyta³ krasnolud siedz¹cych obok niego Eirika i Isunga, po czym poci¹gn¹³ solidny ³yk œwie¿o uwarzonego piwa. - Niema³o wкdrowa³em po Amorze, ale coœ takiego, przyznajк, widzia³em po raz pierwszy. Od czego siк zaczк³o? Skonfundowani wieœniacy popatrywali na siebie, potem opuszczali wzrok. W koсcu odezwa³ siк Isung: - Zaczк³o siк rok temu, czcigodny Torinie. Sk¹dœ zza wschodnich gуr przyby³ do naszej wsi obcy wкdrowiec, starzec obdarty i g³odny. Powiedzia³, ¿e jego dom spalili Angmarczycy, ¿e jego ca³a rodzina zginк³a, a on wкdruje po Amorze, nie maj¹c w³asnego k¹ta. No wiкc, ludzie nasi s¹ litoœciwi... Przyjкli go, ogrzali, zamieszka³ u nas, przygotowaliœmy mu mieszkanie w starej szopie. Najpierw karmiliœmy go ze wspу³czucia, oczekuj¹c, ¿e zacznie prowadziж ogrуd i ¿yж jak cz³owiek, ale nic podobnego... Pracowaж mu siк nie chcia³o, natomiast zacz¹³ œwiadczyж rу¿ne drobne us³ugi: a to z¹b zamуwi³, a to krowк wyleczy³ i tak dalej. Okaza³ siк œwietnym znachorem, potrafi³ tak¿e przewidzieж pogodк na dzieс naprzуd i nawet na rok. Szanowano go, ceniono, a potem budzi³ strach. Jednym s³owem, wyœwiadczy³ naszej wsi wiele przys³ug. Wieœж o nim, naturalnie, dosz³a i do naszych s¹siadуw. Zaczкto go zapraszaж do Hagal, wsi Eirika, jednak¿e tam nie by³o z niego po¿ytku. Wrкcz przeciwnie, to co u nas wychodzi³o mu znakomicie, tam obraca³o siк na gorsze. Siostra Eirika, wiem o tym, straci³a przez niego krowк i kozк, chocia¿ mуg³ je wyleczyж... - No wiкc powstaliœmy przeciwko niemu! - przerwa³ Isungowi Eirik. - Klкliœmy, na czym œwiat stoi, a potem zaczкliœmy zazdroœciж s¹siadom, ktуrzy dziкki niemu bogacili siк i ¿yli lepiej od nas. Zaczк³y siк spory i k³уtnie. - Pewnie, jemu te¿ nie by³o ³atwo - przytakn¹³ Isung. - Mieszkaсcy Hagal straszyli go, wiкc my, nie wiem, po co to robiliœmy!, zaczкliœmy starca chroniж. Wtedy miкdzy naszymi wsiami, gdzie trzy czwarte ludzi jest spokrewnionych ze sob¹, zaczк³o siк psuж, jakby czarny kot zauroczy³! Staliœmy siк Ÿli i podejrzliwi, k³уtnie wybucha³y z byle powodu. W koсcu Suttung zba³amuci³ wszystkich z powodu tego pola. Ludziom pokrкci³o siк w g³owach, chwycili za co kto mia³... A i s¹siedzi nie wypadli sroce spod ogona. Poobijaliœmy sobie gкby. Dziкki wam, na szczкœcie, tylko tak siк skoсczy³o! Bo nie wiadomo, do czego jeszcze mog³oby dojœж... - A ten... Hraudun, zaklinacz, co siк z nim sta³o? - zapyta³ Torin. - W³aœnie o to idzie, ¿e znikn¹³ - powiedzia³ ze z³oœci¹ Isung. - Wczoraj z wieczora uciek³ i tyleœmy go widzieli! Krasnolud otworzy³ usta, Rogwold nie spuszcza³ wzroku z Isunga. - Zostawi³ wszystko i znikn¹³ - ci¹gn¹³ tamten. - Ale doœж ju¿ o nim! Pogodziliœmy siк, czy¿ nie tak? Radujmy siк wiкc! Gospodyni! Obiad gotowy? Goœcie nie mog¹ siк doczekaж! Kobiety zakrz¹tnк³y siк przy stole, podaj¹c dziczyznк, ryby, grzyby, rу¿ne peklowiny i s³odycze. Wкdrowcy nie dali siк d³ugo prosiж i zaczкli jeœж. Stopniowo za oknami obszernego domu Isunga œciemnia³o, s³oсce ukry³o siк za okolicznymi wzgуrzami. Czas by³o szukaж noclegu. Gospodarze za ¿adne skarby nie chcieli wypuœciж wкdrowcуw, jednak¿e Eirik przypomnia³ o z³o¿onej przez krasnoluda obietnicy i przyjaciele musieli siк podporz¹dkowaж. Gdy w koсcu rozmieœcili siк w przydro¿nym zajeŸdzie wsi Hagal, na wschodzie wyp³ywa³ na niebosk³on ¿у³tawy ksiк¿yc. Teraz mуwi³ przede wszystkim Eirik. Dowiedzieli siк, ¿e Hraudun unika³ mieszkaсcуw Hagal, jednak¿e ze sk¹pych informacji tych, ktуrzy siк z nim kontaktowali, wynika³o, i¿ by³ to wysoki, niemal tak wysoki jak Rogwold, krzepki starzec o poci¹g³ej twarzy, wysokim czole i g³кboko osadzonych oczach nieokreœlonego koloru. Zazwyczaj nosi³ stary, wys³u¿ony p³aszcz i kapelusz z szerokim rondem. Porusza³ siк godnie, bez poœpiechu, i wszyscy siк dziwili, dlaczego ich s¹siedzi wziкli go za biednego w³уczкgк - przypomina³ raczej wypoczywaj¹cego na wsi wielmo¿к. Do rozmуw Hraudun siк nie wtr¹ca³, wiкc nawet nie wiedzieli, jaki ma g³os. Jednak wszyscy twierdzili, ¿e cz³ek ten na pewno zbije z panta³yku s¹siadуw. Mieszkaсcy Harstanu ni z tego, ni z owego okazywali butк i pychк, zaczкli nagle che³piж siк pochodzeniem, wyprowadzaj¹c swoj¹ genealogiк niemal od samego Walendina, syna Elendila, za³o¿yciela Krуlestw na Wygnaniu. Najpierw wydawa³o siк to œmieszne, ale potem, z powodu takich g³upich, niestworzonych wymys³уw harstaсczykуw, miкdzy wsiami zaczк³y siк waœnie. I w koсcu dosz³o do rкkoczynуw... - Kim wiкc mуg³ byж уw Hraudun? - zapyta³ wprost krasnolud. - Kto to wie? - wzruszy³ ramionami Eirik. - Nie wiadomo, sk¹d przyszed³, i nie wiadomo, co siк z nim sta³o. Ale moc jak¹œ ma, to pewne. Œliski by³, nieprzyjemny, ale rozum mia³ wielki. Czкsto radzi³ - swoim, rzecz jasna - i ani razu siк nie pomyli³! - A odwiedza³ go kto? - wpad³ mu w s³owo Rogwold. - Obserwowaliœmy go na zmianк - uœmiechn¹³ siк krzywo Eirik. - I wyobraŸcie sobie - nic! Nikt nie przychodzi³. Nie przyje¿d¿a³, nie pyta³. Wieczorem on ci smyrg do swojej nory i do po³udnia nosa z niej nie wysuwa³. Ci, co potrzebowali jego rady, sami do niego przychodzili. W wкze³kach przynosili dary: jedzenie czy jakieœ lepsze wino; tych wys³uchiwa³. Od razu nigdy niczego nie mуwi³, posiedzia³ sobie, wsta³, pochodzi³ trochк, a wszystko z takim namaszczeniem! A ci, co przyszli z proœb¹, biedacy, nie wiedzieli nawet, co ze sob¹ robiж, czuli siк niezrкcznie, ¿e takiego mкdrca turbuj¹ swoimi nikczemnymi sprawami. Jak siк patrzy³o z boku, to czasem pusty œmiech ogarnia³ cz³owieka! Najpierw œmiech, a potem to ju¿, niestety, ³zy. - A wiкc to taka sprawa - rzek³ Rogwold, swym zwyczajem powoli, kwituj¹c s³owa Eirika. - A dlaczego nie poskar¿yliœcie siк szeryfowi? - Ha! Jak siк skar¿yж, skoro on z tej wioski pochodzi! - A w Przygуrzu? - Ersterowi? Kapitan z niego, wiadomo, odwa¿ny, ale co on ma do nas? Jego interesuje Przygуrze i zbуjcy; z nimi wojuje, a ca³a reszta... Widzia³em go kilka razy, jest, po mojemu, pewny, ¿e u nas spokуj jak na zapuszczonym cmentarzysku. Zreszt¹, po co nam skar¿yж siк gdzieœ tam! Nie przywyk³em do tego. Chocia¿ teraz wszystkie wsie w okrкgu, ka¿dziutka jedna, do w³adzy siк skar¿¹. A ja nie potrafiк. Dlatego podpuszcza³em swoich do bуjki. - Oberwa³o siк Ersterowi - westchn¹³ Rogwold, zmieniaj¹c temat rozmowy. - Goni³ lotny oddzia³, coœmy go zauwa¿yli przy Mogilnikach. Goni³, ale nie dogoni³, sam ledwie uszed³, straci³ trzydziestu swoich. A za³atwi³ tylko czterdziestu obcych! To siк nie mieœci w g³owie! A tu u was spokуj? - Chwa³a Siedmiu Gwiazdom oraz Wielkiej i Jasnej Elbereth, na razie wszystko w porz¹dku - odpowiedzia³ Eirik. - My, wieœniacy, jesteœmy ludem spokojnym, ale ja ca³ej Hagal spokoju nie dawa³em, pуki ¿eœmy nie naprawili czкstoko³u i mieczy pradziadowych z rdzy nie oczyœcili! Rogwold uœmiechn¹³ siк ledwo zauwa¿alnie. - Mуwi³ mi goniec na Trakcie, ¿e tamci maj¹ wielu kusznikуw. Jak was zaatakuj¹, co bкdziecie robiж? - Myœlisz, ¿e sami nie mo¿emy zaopatrzyж siк w kusze? Mo¿emy, i to jeszcze jak! W ka¿dym, uwa¿asz, domu jest, ka¿dy ch³opak j¹ ma, ka¿da dziewica! Kobiety siadaj¹ do ko³owrotka, a kuszк k³ad¹ obok. Zreszt¹, tylko spуjrz, i Twart j¹ ma, tam za beczk¹ piwa. Na prawo od brzuchatego ober¿ysty, krz¹taj¹cego siк miкdzy rzкdami potк¿nych beczek z piwem, wisia³a na œcianie du¿a kusza i obok niej wi¹zka be³tуw, krуtkich i grubych, z ciк¿kimi grotami. - My tu nie siedzimy z za³o¿onymi rкkami - oœwiadczy³ Eirik z pewn¹ dum¹. - Nie to co w innych wsiach, nawet w Harstan. Nie damy siк wzi¹ж go³ymi rкkami! - W³aœnie, jak siк ma sprawa w innych wsiach? - zapyta³ Folko. - Ha! Tamci tylko potrafi¹ siк trz¹œж i po kryjomu zakopuj¹ dobytek po obejœciach. Zreszt¹ jechaliœcie przez nie, powinniœcie wiedzieж. - Nie jesteœ pierwszy, od kogo to s³yszymy. - Torin pokiwa³ g³ow¹ ze smutkiem. - Nie mogк tego poj¹ж, chocia¿ Rogwold mi t³umaczy³... - Ach, pewnie mуwi³, ¿e „ka¿demu, co mu siк nale¿y”. - Eirik nagle zmru¿y³ ze z³oœci¹ oczy. - Mуwi³em, jak jest - wzruszy³ ramionami Rogwold. - Jak jest! Oczywiœcie, jak jest! - Oczy Eirika zwкzi³y siк jeszcze bardziej, a broda nastroszy³a. - Powiedz lepiej, kto to wymyœli³, kto przyzwyczai³ lud do takiego spokojnego i bezpiecznego ¿ycia, ¿e teraz nikt nie wie, z jakiego koсca chwytaж za w³уczniк?! I oto macie rezultat - pojawia siк wrуg, a dru¿yna w rozsypce! Gania za nim, gania, a po¿ytku jak nie by³o, tak nie ma! Wsie pal¹, ludzi ³api¹, a ci jak barany... - Eirik z gorycz¹ i z³oœci¹ splun¹³ na pod³ogк. -W naszych czasach wszyscy powinni umieж walczyж, rozumiesz, setniku. Wszyscy! Inaczej zginiemy, ka¿dy pojedynczo. - Eirik niespodziewanie przerwa³, machn¹³ rкk¹ i zacz¹³ gramoliж siк zza sto³u. Rogwold, Torin i Folko wymienili zdziwione spojrzenia. Rogwold i krasnolud dawno ju¿ spali spokojnym snem utrudzonych wкdrowcуw, a hobbit ci¹gle le¿a³, z rкkami pod g³ow¹, i wpatrywa³ siк w okno, w ciemny jesienny niebosk³on, zaci¹gniкty ¿у³tawoszarymi chmurami, przez ktуre przeœwitywa³ z³oty dysk ksiк¿yca. Co czeka ich w przysz³oœci? Annuminas coraz bli¿ej... A potem dok¹d? Czy¿by mimo wszystko do Morii? Brr... Czuj¹c, ¿e i tak na razie nie zaœnie, hobbit wsta³, na³o¿y³ pas z no¿ami, zarzuci³ na plecy p³aszcz i wyszed³ na ganek; wstrz¹sn¹³ nim przelotny dreszcz wywo³any zimnym nocnym wiatrem. Hobbit przysiad³ na stopniu, wyj¹³ z zanadrza kapciuch i fajkк. Kilka uderzeс krzesiwem i s³u¿¹cy za hubkк suchy mech zacz¹³ siк tliж. Folko rozpali³ tytoс i wypuœci³ pierwszy k³¹b dymu. Nagle spoza najbli¿szych domуw wysz³o kilka osуb, uzbrojonych w miecze i w³уcznie; na plecach mieli ³uki i kusze. Przyjrzawszy siк uwa¿nie, hobbit rozpozna³ Eirika i jego druhуw. - Dlaczego nie œpisz? - zwrуci³ siк do niego Eirik. - Bo my, jak widzisz, rozchodzimy siк na warty. Nie bardzo wierzymy w dru¿ynк, musimy liczyж tylko na swoich. Co noc tak pilnujemy, zmieniamy siк, rzecz jasna. - I co? Z jakim skutkiem? - zainteresowa³ siк hobbit. - Na razie z dobrym, chwa³a Siedmiu Gwiazdom - westchn¹³ Eirik. - IdŸcie, przyjaciele, ja zaraz do³¹czк. - Odwrуci³ siк do czekaj¹cych w milczeniu towarzyszy. - Udajcie siк na posterunki, ja potem zajrzк do ka¿dego z was. Przysiad³ na stopniu obok Folka i rozpali³ zakrzywion¹ cisow¹ fajkк. - To znaczy, ¿e doko³a spokуj? - nastawa! hobbit. - No nie, nie do koсca - odpowiedzia³ Eirik. - Angmarczycy rzeczywiœcie dot¹d siк nie pojawili, natomiast z naszymi rozbуjnikami, miejscowego chowu, potykaliœmy siк ze cztery razy. - Napadali na wieœ? - wypytywa³ hobbit. - Coœ ty, na wieœ napadli zesz³ej jesieni. Zebra³o siк ich chyba ze dwie setki z hakiem i ruszyli przed œwitem. Ale Chjard w porк uderzy³ na alarm, a my ju¿ powitaliœmy ich jak nale¿y. Biliœmy ich zza ka¿dej okiennicy; wszyscy, co nie mogli utrzymaж miecza, chwycili za kusze. A potem myœmy ich dopadli! Wyt³ukliœmy z siedem dziesi¹tek, setkк z hakiem wziкliœmy do niewoli, reszta uciek³a. D³ugo nas popamiкtaj¹! - Co to byli za ludzie? - Ale¿ tacy sami wieœniacy jak my, tylko pok³уcili siк ze wszystkimi s¹siadami i poszli w lasy. Dumy i z³oœci maj¹ a¿ nadto, ale umiejкtnoœci walki ani krztyny, dlatego bardziej licz¹ na strach, a jeœli natrafi¹ na opуr, nie wiedz¹, co robiж. Eirik odchyli³ siк do ty³u i zmru¿ywszy oczy, wypuœci³ z ust kilka kу³ek dymu. - Co zrobiliœcie z jeсcami? - dopytywa³ siк hobbit. - Odprowadziliœmy do Przygуrza, oddaliœmy Ersterowi - odpowiedzia³ Eirik. - Ze dwуch-trzech przywуdcуw, wed³ug mnie, powiesi³. - A jak myœlisz, na d³ugo zapowiada siк ta wojna? - zapyta³ wprost Folko. - Bo przecie¿ to wojna, czy¿ nie tak? - Ba! Te¿ to zrozumia³eœ? - Eirik gwa³townie odwrуci³ siк do Folka, po³o¿y³ mu rкkк na ramieniu. - Masz racjк, to najprawdziwsza wojna, ale u nas, wydaje mi siк, nikt tego nie rozumie! -Westchn¹³ ciк¿ko. - Mo¿e trwaж lata, a mo¿e dziesiкciolecia, pуki z tej ziemi bкdzie co ukraœж i pуki wykarmi napastnikуw. - Powiedz mi jeszcze, Eiriku, czy wœrуd tych, jak ich nazwa³eœ, Angmarczykуw, wœrуd zabitych byli tylko ludzie? Eirik zamyœli³ siк i siкgn¹³ do g³owy, chc¹c siк po niej podrapaж, trafi³ jednak na stal he³mu i opuœci³ rкkк. - Myœmy tylko raz siк z nimi zetknкli... Nie, Folko, to byli ludzie, zwyczajni ludzie, silni, wysocy, mocni. - Eirik wsta³. - Zagada³em siк z tob¹, przyjacielu, a towarzysze na mnie czekaj¹. Œpij spokojnie! Tu pewnie jest tak samo bezpiecznie jak w Przygуrzu. Eirik klepn¹³ hobbita w ramiк, odwrуci³ siк i szybko znikn¹³ w ciemnoœci. Folko westchn¹³, posiedzia³ jeszcze trochк, dopalaj¹c fajkк, i rуwnie¿ poszed³ spaж. Dobieg³ koсca trzeci dzieс ich podrу¿y z Przygуrza.

8 PУ£NOCNA STOLICA Dwa nastкpne dni wкdrуwki do Annuminas minк³y nad podziw spokojnie. Trakt zaludni³ siк ponownie; wszкdzie widnia³y wie¿e stra¿nicze z czujnymi wartownikami. Rogwold wzi¹³ na siebie zakwaterowanie; krasnolud, kiedy trafia³a siк wolna chwila, wczytywa³ siк w Czerwon¹ Ksiкgк i po nocach nie dawa³ hobbitowi spaж, zadrкczaj¹c go pytaniami. Poniewa¿ nie mia³ nic do roboty, Folko zacz¹³ uwa¿nie przys³uchiwaж siк rozmowom tocz¹cym siк w zajazdach, gdzie siк zatrzymywali, ale i tu, podobnie jak w Przygуrzu, ludzie gadali o wszystkim, tylko nie o tym, co interesowa³o wкdrowcуw. Tak minк³y dwa dni podrу¿y. Trzeciego dnia przypadkowi wspу³towarzysze podrу¿y pokazali im spalon¹ na wiosnк wieœ, ktуra znajdowa³a siк piкж mil od Traktu, i tu Folko po raz pierwszy zobaczy³ na w³asne oczy skutki wojny miкdzy ludŸmi. Poœrodku obszernego krкgu pustych, nieobsianych od wiosny pуl stercza³y zakopcone kominy, niczym obgryzione koœci, wyzieraj¹ce spod zwa³уw omytych deszczami, zwкglonych belek. P³omieс nie oszczкdzi³ ani jednej budowli, po¿ar³ otaczaj¹ce wieœ sady, dok³adnie oczyœci³ nawet p³oty i op³otki. Przyjaciele w milczeniu wlekli siк obok spalonych fundamentуw domostw, prowadz¹c wierzchowce za uzdy. ¯aden z nich nie odwa¿y³ siк naruszyж spokoju martwego pogorzeliska. - Dlaczego nie wrуcili tu ludzie? - rozleg³ siк w koсcu ochryp³y g³os krasnoluda. - Ruszyli na zachуd - odpowiedzia³ Rogwold cicho. - Uwa¿aj¹, ¿e na terenie zniszczonej przez wroga wsi nie wolno budowaж, pуki wszystko nie zaroœnie traw¹, ktуra wch³onie z³¹ dolк tego miejsca. - Dolк! - Krasnolud prychn¹³ lekcewa¿¹co. - Trzeba by³o mocniej trzymaж miecze w garœci! Trakt w tym miejscu mocno odchyla³ siк na zachуd, omijaj¹c spalon¹ wieœ i ciasno st³oczone wysokie, zalesione wzgуrza. - Pos³uchajcie, a mo¿e pojedziemy na skrуty? - zaproponowa³ nagle hobbit. - Prosto przez te wzgуrza. Przecie¿ tamtкdy nawet droga prowadzi, widzicie? Wed³ug mnie wyjedziemy akurat na Trakt. Znasz tк drogк, Rogwoldzie? - Pewnie, ¿e mo¿emy - zgodzi³ siк zapytany. - Trakt rzeczywiœcie robi pкtlк, po co mamy siк krкciж wte i wewte. Co prawda, widzк tк drogк po raz pierwszy, jak i ty, Folko. Zostawili za sob¹ milcz¹ce zgliszcza, ich konie ruszy³y po polnej drodze, wij¹cej siк miкdzy porzuconymi polami, ktуre zarasta³y chwastami. RzeŸba terenu by³a tu urozmaicona, pola upstrzone b¹blami pagуrkуw jak niedbale odrzucony koc. Gdzieniegdzie wœrуd ¿у³tawych kwadratуw i prostok¹tуw sta³y ocala³e spichrze i szopy na siano; obok jakichœ drzwi wyros³a wysoka, niemal wzrostu Folka, jadowicie zielona pokrzywa. Polna droga stopniowo zwк¿a³a siк i widaж by³o, ¿e od dawna nikt z niej nie korzysta³. Zbli¿ali siк do lasu. Droga zmieni³a siк w w¹sk¹ œcie¿kк, znikaj¹c¹ poœrуd gкstych krzewуw, ktуre wype³nia³y parуw miкdzy dwoma wysokimi wzgуrzami o stromych zboczach. Krasnolud przystan¹³ i zmru¿ywszy oczy, uwa¿nie wpatrzy³ siк w pagуry. - To nie s¹ zwyk³e wzgуrza - oœwiadczy³ z przekonaniem. -Tutaj pod warstw¹ ziemi jest ska³a, bardzo stara i mocna. Wjechali w las. Spl¹tane ga³кzie zwisa³y nad g³owami i musieli nisko pochyliж siк nad grzywami wierzchowcуw; wysoki Rogwold z³o¿y³ siк niemal we dwoje. Jednak¿e mкcz¹cy odcinek skoсczy³ siк i wkrуtce wjechali na w¹sk¹, ledwie widoczn¹ œcie¿kк. Œcie¿ka wi³a siк wœrуd gкstych olch, przez listowie ktуrych gdzieniegdzie przebija³y siк ciemnozielone groty m³odych jode³. Ziemiк pokrywa³ gкsty dywan suchych, szeleszcz¹cych liœci; wokу³ panowa³a cisza. Folko zobaczy³ k¹tem oka, w jakim napiкciu rozgl¹da siк krasnolud, k³ad¹c z przyzwyczajenia d³oс na rкkojeœci topora. - Co siк dzieje, Torinie? - zapyta³ szeptem. - Zauwa¿y³eœ coœ? - Patrz na ziemiк - rуwnie cicho odpowiedzia³ krasnolud. -Droga niby nieuczкszczana, ale zupe³nie niedawno ktoœ po niej jecha³. - Gdzie s¹ te œlady? - zbli¿y³ siк ³owczy. - Uwaga! Niech wszyscy siк cofn¹! Nie zadepczcie œladуw! Folko, potrzymaj! Rogwold wsun¹³ wodze w rкce hobbita i zeskoczy³ na ziemiк. Torin i Folko, by mu nie przeszkadzaж, wycofali siк. £owczy zacz¹³ szperaж po œcie¿ce, ostro¿nie obmacuj¹c ziemiк d³ugimi palcami. Folko spostrzeg³, ¿e na œcie¿ce rzeczywiœcie widniej¹ doœж œwie¿e œlady koсskich kopyt; œlady nie zd¹¿y³y jeszcze straciж ostrych konturуw i Rogwold uzna³, ¿e pochodz¹ z poprzedniego dnia. - Znowu angmarskie podkowy! - £owczy wyprostowa³ siк, na jego twarzy malowa³o siк zaniepokojenie. - Jeden jeŸdziec. Tylko sk¹d siк tu wzi¹³? Zawrуcili nieco i odnaleŸli zagadkowe œlady dopiero na samym skraju zaroœli; prowadzi³y ze wschodu, wzd³u¿ skraju pуl. Przyjaciele zatrzymali siк. Folko poczu³ siк nieswojo - jad¹ jak na z³amanie karku, a byж mo¿e gdzieœ tam w leœnym mroku ukry³ siк bezlitosny wrуg! Nawet jeœli jest sam, a ich trzech, mimo wszystko... - Mo¿e zawrуcimy? - zaproponowa³ nieœmia³o. - Zawrуciж? - rykn¹³ Torin. - Nigdy! ¯ebym ja ustкpowa³ bez walki?! Przecie¿ on jest sam! A nas trzech! Jak mog³eœ, przyjacielu?! Mo¿e sflacza³a ci ciкciwa? Czy twoje no¿e siк stкpi³y? Naprzуd, i bez gadania! JedŸmy, Rogwoldzie! Ostro¿nie i wolno, niczym zwiadowcy pod obozem wroga, ruszyli po œcie¿ce. Kiedy minкli gкste zaroœla, na czo³o wysforowa³ siк doœwiadczony Rogwold. Wkrуtce œcie¿ka poprowadzi³a przez niski iglasty las; tu zapewne koсczy³a siк wyr¹bana kiedyœ przesieka. Chwilк potem wкdrowcy natknкli siк na masywn¹ œcianк starego jod³owego boru. Zsiedli z koni i ruszyli szeregiem. Rogwold szed³ pierwszy, nie odrywaj¹c wzroku od œladуw; do koсskich kopyt do³¹czy³y œlady cz³owieka w ciк¿kich butach. Torin z lewej, z toporem w pogotowiu, Folko z prawej - trzyma³ ³uk ze strza³¹ na ciкciwie. Nic nie zak³уca³o ciszy i spokoju, a¿ nagle z przytroczonego do siod³a krasnoluda worka z wiкzionym tam karze³kiem rozleg³o siк jakieœ ¿a³osne chlipanie, a potem jeniec cicho zaskomla³. - Cii, ¿eby ciк Hrugnir podepta³! - Torin podskoczy³ do worka i silnie nim potrz¹sn¹³. - Czego chcesz? Znowu w krzaki? - Pochyli³ siк i wyrzuci³ z siebie kilka gwa³townych s³уw w jкzyku karze³kуw. Z worka dobieg³a niewyraŸna skarga. - Co z nim? - obejrza³ siк zniecierpliwiony Rogwold. - Ucisz go, Torinie! ChodŸmy. - Nie, poczekaj! Ma coœ ciekawego do powiedzenia - odezwa³ siк krasnolud niespodziewanie. - Mуwi, ¿ebyœmy nie szli dalej. To z³e miejsce, twierdzi, czuje to przez skуrк. - A co tu z³ego? - zdziwi³ siк Rogwold. - Nie! Nie tutaj. Tam, gdzie prowadz¹ œlady, jak s¹dzк. - Torin znowu wypowiedzia³ kilka niezrozumia³ych s³уw, zwracaj¹c siк do wiкŸnia, i d³ugo ws³uchiwa³ siк w odpowiedŸ karze³ka. - On tu czuje jak¹œ ciemn¹ si³к - powiedzia³ niepewnie. - Albo coœ nie tak zrozumia³em. Prosi, ¿ebyœmy zawrуcili! - Teraz to ju¿ na pewno nie zawrуcimy, za ¿adne skarby - odpowiedzia³ ³owczy. - Angmarskie podkowy i jakaœ ciemna moc; to oczywiœcie trzeba wyjaœniж. Idziemy dalej. Folko, b¹dŸ gotуw. Hobbit w milczeniu skin¹³ g³ow¹, zacisn¹³ w zкbach drug¹ strza³к i poprawi³ ko³czan, ¿eby wygodniej wisia³ na ramieniu. Skradaj¹c siк, ruszyli dalej. Folko bezszelestnie porusza³ siк miкdzy drzewami, pozostawiwszy za sob¹ zarуwno krasnoluda, jak i cz³owieka. Hobbici potrafi¹ przemieszczaж siк jak cienie, bez poruszenia jednego listka i bez z³amania jednej ga³¹zki, ktуra trzaskiem mog³aby zdradziж id¹cego. W opuszczonych rкkach trzyma³ ³uk z na³o¿on¹ na ciкciwк strza³¹ i uwa¿nie rozgl¹da³ siк na boki. Na ziemi, pokrytej grub¹ warstw¹ burych, opad³ych szpilek, œlady by³y Ÿle widoczne. Dojrzeж je mуg³ taki mistrz jak Rogwold; hobbit musia³ co rusz siк ogl¹daж, a wtedy ³owczy ruchem rкki wskazywa³ mu kierunek. Torin szed³ z ty³u, prowadz¹c za uzdy wierzchowce. Pamiкtaj¹c o Mogilnikach, Folko przez ca³y czas ws³uchiwa³ siк w siebie, ale nie czu³ lкku, nie wyczuwa³ te¿ wrogiej si³y, a jednoczeœnie mia³ dziwne doznanie, ktуrego nie potrafi³ okreœliж; jakby burzowa chmura przys³ania³a s³oсce w jasny letni dzieс. Przed nimi miкdzy jod³ami pojawi³ siк przeœwit. Jeszcze kilka krokуw i znaleŸli siк na skraju doœж du¿ej okr¹g³ej polany szerokoœci oko³o dziesiкciu s¹¿ni. Z lewej strony dostrzegli dziwaczny kszta³t w otaczaj¹cych polanк zaroœlach. Folko zatrzyma³ siк i uwa¿nie przypatrywa³. W tej samej chwili Rogwold zamar³ i pochyli³ siк jeszcze ni¿ej ku ziemi. Kilka s¹¿ni od nich ponuro czernia³ niewysoki wa³ suchej, martwej szarej ziemi, otaczaj¹cej lej g³кboki na wysokoœж cz³owieka. W³aœnie to, ¿e na wale nic nie ros³o, przyci¹gnк³o uwagк podrу¿nych. Wa³ wygl¹da³ na bardzo stary, wyg³adzony przez deszcze i wiosenne odwil¿e, jego krawкdzie by³y rozmyte. Na powierzchni nie ros³o ani jedno ŸdŸb³o trawy, a ziemia wygl¹da³a tak, jakby to by³ popiу³ z jakiegoœ olbrzymiego pieca. Przyjaciele ostro¿nie zbli¿yli siк i zajrzeli w g³¹b. Wydawa³o siк, ¿e coœ z ogromn¹ si³¹ uderzy³o w stok tego leœnego wzgуrza, rozrzuci³o wko³o ziemiк i wypali³o wszystko - co mog³o i nie mog³o siк paliж - na g³кbokoœж dwudziestu ³okci. Niczym koœж z rany, z dna wystawa³ nadtopiony popкkany kamieс, zalegaj¹cy, jak twierdzi³ krasnolud, pod ca³ym tym wzgуrzem. Œciany i dno leja mia³y kruczoczarn¹ barwк, jakby pokrywa³a je t³usta skamienia³a sadza. - Ale historia... - b¹kn¹³ zmieszany Torin, g³aszcz¹c brodк. -Jak ¿yjк, nie widzia³em czegoœ podobnego. Co tu r¹bnк³o, Rogwoldzie? - Sk¹d mam wiedzieж? - odpar³ ³owczy ponurym g³osem, uwa¿nie wpatruj¹c siк w stoki czarnej dziury. - Popatrz lepiej tu! Nasz angmarski przyjaciel, jak siк okazuje, w³azi³ tam! - Sk¹d wiesz? - zdziwi³ siк Torin. - Przecie¿ to nie ziemia, raczej granit. Drasn¹³ ziemiк szarego wa³u ostrzem topora. Rozleg³ siк zgrzyt, na powierzchni pojawi³a siк bia³a rysa. - Wszystko straszliwie siк spiek³o! - powiedzia³ krasnolud ni to ze zdziwieniem, ni to z zaskoczeniem. - ¯adne palenisko nie da takiego ¿aru. Gdzie¿ ty tu widzisz œlady? - Zobacz, œlad buta tu¿ przed wa³em - wyjaœnia³ ³owczy cierpliwie. - Cz³owiek szed³ ostro¿nie, ale nie zatrzyma³ siк na szczycie wa³u i nie skrкci³ w bok, a to znaczy, ¿e zszed³ na dу³. Chcia³bym wiedzieж, czego tam szuka³. - Patrzcie! - zakrzykn¹³ Folko i chwyci³ Torina za rкkaw. -Patrzcie, tam na dnie... Tam coœ jest! - Cz³owiek i krasnolud spojrzeli na siebie bez s³уw. Potem Torin zajrza³ do leja, nawet po³o¿y³ siк na wale. Zapad³a cisza. W g³кbi, na samym dnie, na pу³okr¹g³ym wystкpie, poœrуd wyg³adzonych przez ¿ar i wodк krawкdzi bazaltu zobaczyli najpierw dwie nieprzeniknione czarne plamy pustych oczodo³уw. Nieco poni¿ej - zapadlinк nosa, szczelinк ust... Dojrzeli te¿ koœci policzkowe i lew¹ skroс. Ale nie by³ to skamienia³y ludzki czerep; czy to sam kamieс przybra³ taki odra¿aj¹cy kszta³t, czy to p³omieс go stworzy³, trudno okreœliж; nie wiadomo by³o, gdzie maj¹ do czynienia z rzeczywistymi tworami, a gdzie z dziwaczn¹ gr¹ œwiat³a i cieni na tкpych kamiennych wystкpach. Trуjka wкdrowcуw doœж d³ugo w milczeniu wpatrywa³a siк, nie odrywaj¹c wzroku, w dno leja. Folko by³ spokojny. Dziwne, oczywiœcie, miejsce, ale nie by³o tu nic strasznego. W³aœnie zamierza³ dok³adniej przyjrzeж siк konturom kamiennej czaszki, gdy zza chmury wyjrza³o s³oсce i zadziwiaj¹cy widok natychmiast znikn¹³. Przyjaciele bezskutecznie wbijali wzrok w stopiony granit - widzieli tam ju¿ teraz tylko czarn¹, gdzieniegdzie po³yskuj¹c¹ powierzchniк kamienia. - Patrzcie! - krasnolud coœ wskaza³ rкk¹. - Tam, tam wygl¹da, ¿e ktoœ coœ wyd³ubywa³! Czy przypadkiem nie nasz znajomek z angmarskimi podkowami? S³oneczne œwiat³o sprawi³o, ¿e w warstwie czarnej sadzy, dok³adnie okrywaj¹cej œciany leja, mo¿na by³o zobaczyж kilka jaœniejszych miejsc, wielkoœci d³oni, gdzie czarny strup zosta³ wykruszony kilkoma mocnymi uderzeniami jakiegoœ ostrego narzкdzia, i pozosta³a w kamieniu œwie¿a blizna. - Ciekaw jestem, co on wyd³ubywa³? - mrukn¹³ Torin i zanim przyjaciele zd¹¿yli go powstrzymaж, przewali³ siк brzuchem przez krawкdŸ leja i zeœlizn¹³ w dу³. S¹dz¹c po tym, z jakim trudem krasnolud utrzymywa³ rуwnowagк, by³o tam bardzo œlisko. Torin stan¹³ na szeroko rozstawionych nogach, wyj¹³ z zanadrza gruby trуj graniasty klin z rкkojeœci¹ i mocno dŸga³ ostrzem w czarn¹ skorupк. Kilka ciemnych ³usek odskoczy³o, krasnolud przykucn¹³ i przesun¹³ palcami po krawкdzi blizny, a potem uderzy³ jeszcze piкж-szeœж razy, uzyskuj¹c niewielki od³amek. Obrуciwszy go w palcach, prychn¹³ i zacz¹³ gramoliж siк na gуrк. Zeskoczywszy z wa³u, popatrzy³ najpierw na Folka, potem na Rogwolda. - Nic nie rozumiem - powiedzia³, rozk³adaj¹c rкce. - Pod t¹ sadz¹ jest najzwyklejszy granit, ktуrego tu wszкdzie pe³no. Muszк przyznaж, ¿e ten jeŸdziec ma si³к: od³upaж taki kawa³! Tylko po co? - Najpewniej z ciekawoœci - rzuci³ Rogwold. - Popatrz, œlady prowadzi³y przez polanк na wprost, najwyraŸniej skrкci³, jak i my, dopiero gdy zobaczy³ z lewej coœ dziwnego. Przyjrza³ siк, zdziwi³ i postanowi³ od razu zbadaж sprawк. Zobaczmy, co siк z nim dzia³o dalej. Nie ma co tu staж. Torin schowa³ broс i ruszyli dalej; id¹c po œladach obcego, doszli do œrodka polany, skrкcili w lewo. Œlady podeszew zniknк³y, zosta³y tylko œlady koсskich kopyt. - Wsiad³ na konia - zauwa¿y³ Torin. JeŸdziec skierowa³ siк do przeciwleg³ego brzegu polany, gdzie miкdzy jod³ami widaж by³o przeœwit. Minкli jod³y, œcie¿ka pomknк³a w dу³, w gкste zaroœla cienkich m³odych olch i stopniowo odchyli³a siк na zachуd, najwyraŸniej omijaj¹c wzgуrze. Gleba by³a tu bardziej wilgotna i miкkka, co u³atwi³o œledzenie nieznajomego. - Jedzie na du¿ym ogierze - zauwa¿y³ Rogwold, oceniaj¹c œlady kopyt. - Poczekajcie, a to co? Zsiad³ z konia. - Rogwold i Folko uwa¿nie wpatrywali siк w œlady. Tutaj gibkie olchowe ga³кzie niemal zupe³nie zamknк³y siк nad ich g³owami, pnie drzew ginк³y w gкstej, ale ju¿ przywiкd³ej jesiennej trawie. Obok œladуw kopyt ponownie pojawi³y siк odciski butуw - koс drepta³ w miejscu, przestкpuj¹c z nogi na nogк, a cz³owiek kr¹¿y³, szukaj¹c czegoœ w krzakach. - Poszukajmy i my - zaproponowa³ ³owczy. - Hej, Torinie! ChodŸ tu. We trуjkк zaczкli przepatrywaж krzewy i trawк, usi³uj¹c zrozumieж, czegу¿ mуg³ szukaж w tym przegni³ym miejscu zagadkowy jeŸdziec. Rogwold uwa¿nie ogl¹da³ ga³кzie drzew nad sam¹ œcie¿k¹ pe³zaj¹cy w pewnym oddaleniu od niego Folko odgi¹³ kolejny pкk trawy i nagle zobaczy³ w zag³кbieniu miкdzy korzeniami jakiœ b³yszcz¹cy przedmiot. Wyci¹gn¹³ rкkк. - Patrzcie, co znalaz³em! - Na jego d³oni le¿a³a fibula z br¹zu; na przedzie by³a wstawiona srebrna p³ytka. Jej powierzchniк, g³adk¹, wypolerowan¹, pokrywa³ nieznany hobbitowi ornament - splot jakichœ dziwnych ³odyg i traw, kwiaty, przechodz¹ce w cia³a dziwacznych zwierz¹t, rozdziawione paszcze, potк¿ne ³apy z ogromnymi szponami, ponownie przechodz¹ce w faliste linie roœlin. Wyrу¿nia³y siк ogromne, na pу³ ³ba, wytrzeszczone oczy zwierz¹t; zastyg³a w nich, wydawa³o siк, niewypowiedziana, zatajona nienawiœж. Folko odwrуci³ zapinkк, na odwrocie znajdowa³o siк charakterystyczne oznakowanie: trzy spl¹tane ze sob¹ ¿mije i ma³y toporek nad nimi. - Co powiesz o tym, Torinie? - odezwa³ siк Rogwold po chwili ciszy. - Widzк tak¹ po raz pierwszy. - Podstawa z br¹zu jest naszej, krasnoludzkiej roboty - odpowiedzia³ Torin bez namys³u. - A srebrna p³ytka... Mogк powiedzieж tylko, ¿e jest z daleka. Trzy ¿mije... nie znam takiej cechy, i taki wzуr nie wystкpuje w ¿adnej osadzie od Szarych Gуr do Samotnej Gуry. Toporek na podstawie to marka klanu Barina z ¯elaznych Wzgуrz. Zreszt¹, to o niczym nie œwiadczy, bo oni setkami sprzedaj¹ takie rzeczy na jarmarkach w ca³ym Œrуdziemiu. - Cу¿, przynajmniej wiemy, czego szuka³ - podsumowa³ Rogwold. - Zaczepi³ p³aszczem o tк ga³¹Ÿ - wysoki ch³op, nieco wy¿szy ode mnie - zosta³o tam kilka niteczek. Zapinka odpad³a, wiкc szuka³ zguby, ale nie znalaz³ i pojecha³ dalej. No to i my pojedŸmy za nim. Niczego wiкcej nie znaleŸli. Jeszcze kilka mil przez las, jeszcze kilka zakrкtуw, kilka podejœж i kilka zjazdуw - i przed nimi rozpostar³y siк znowu uprawne pola. Œlady jeŸdŸca, s¹dz¹c z tropуw, zupe³nie niekryj¹cego siк, wyprowadzi³y ich na Trakt i tutaj zniknк³y. Rogwold mуg³ jeszcze stwierdziж jedynie, ¿e nieznajomy skierowa³ siк do Annuminas. Tak, bogaty by³ ten kraj, bardzo bogaty, nie to co jego rodzinny Hobbiton, ktуry, jak ocenia³, siкgn¹³ szczytуw zamo¿noœci. Do miejskich wrуt by³o jeszcze wiele mil, a drewniane domy ju¿ ust¹pi³y solidnym kamiennym budynkom, ci¹gn¹cym siк wzd³u¿ Traktu. Na okolicznych polach widaж by³o tylko pojedyncze farmy; kamienne budowle otacza³y purpurowe wiechcie jesiennych sadуw, nad dachуwkami domostw wij¹ce siк dymy ulatywa³y w szare niebo, z rzadka spotyka³o siк zadbane stawy z altanami i ³awkami na brzegach, ale zajazdy i ober¿e trafia³y siк co krok. Trakt wype³ni³ siк ludŸmi, ci¹gnкli nieprzerwanym strumieniem, zrкcznie lawiruj¹c miкdzy niezliczonymi wozami i powozami, rozlega³o siк r¿enie koni, dochodzi³y piskliwe okrzyki poganiaczy, pкdz¹cych do miasta stada owiec, odg³osy k³уtni dwуch woŸnicуw, ktуrych wozy sczepi³y siк osiami - na Trakcie panowa³ nieustaj¹cy harmider. Pod kopytami kucуw rozdzwoni³y siк kamienne szeœciok¹tne p³yty, umiejкtnie dopasowane do siebie bez najmniejszych szczelin i szpar. Trakt rozszerzy³ siк jeszcze bardziej i wiуd³ teraz dok³adnie na zachуd. Jakkolwiek oczekiwali tej chwili, mury miasta pokaza³y siк niespodziewanie. Przedmieœcia nagle skoсczy³y siк i zobaczyli prowadz¹c¹ z zachodu na po³udnie d³ug¹ œcianк miejskich umocnieс - potк¿ne uzкbione mury wysokoœci trzydziestu piкciu s¹¿ni z grubymi okr¹g³ymi wie¿ami. Na szpicach dachуw wie¿ lekko powiewa³y bia³o-b³кkitne i bia³o-niebieskie chor¹gwie, bystre oczy hobbita nawet wypatrzy³y w przeœwitach miкdzy blankami po³ysk broni stra¿nikуw na murach. Trakt koсczy³ siк przy ogromnej miejskiej bramie, wysokiej na osiem czy nawet dziewiкж s¹¿ni; jej ¿elazne skrzyd³a zdobi³y wizerunki ludzi i zwierz¹t, natomiast na samej gуrze, na tle czernionego ¿elaza, œwieci³o siedem œnie¿nobia³ych gwiazd Elendila. Brama nie by³a zwyczajnie osadzona w murze, prowadzi³a najpierw do d³ugiego i doœж w¹skiego korytarza, przypominaj¹cego gуrski w¹wуz; z bokуw w œcianach zia³y otwory mnуstwa strzelnic. Z wie¿, rozmieszczonych po obu stronach, ci¹gnк³y siк grube ³aсcuchy zwodzonego mostu, przez ktуry p³yn¹³ nieprzerwanie potok ludzi. W bramie sta³a stra¿ - oœmiu ¿o³nierzy w pe³nym uzbrojeniu, a z nimi trzej urzкdnicy w szarob³кkitnych p³aszczach z herbem Krуlestwa. Urzкdnicy o coœ pytali przybywaj¹cych do miasta i zapisywali do du¿ej ksiкgi, le¿¹cej na specjalnym kamiennym pulpicie. - Przygotujcie pieni¹dze - odwrуci³ siк do przyjaciу³ Rogwold. - Zreszt¹, ty to wiesz, Torinie. - Dlaczego mamy p³aciж? - obruszy³ siк krasnolud. - Zesz³ym razem brali tylko za wwo¿one towary? - Czasy siк zmieniaj¹ - wyjaœni³ ³owczy ³agodnie. - Przecie¿ s³ysza³eœ, ¿e na utrzymanie dru¿yny potrzebne s¹ du¿e pieni¹dze. Sk¹d je wzi¹ж? Wszystkie kopalnie z³ota znajduj¹ siк w rкku twoich wspу³plemieсcуw, a to znaczy, ¿e œrodki mo¿na pobraж tylko od ludu, a skoro tak, to rosn¹ podatki i wprowadzane s¹ nowe. Przecie¿ trzeba odbudowywaж to, co zosta³o zburzone i spalone, uzupe³niaж szeregi armii. Dlatego przy g³уwnej bramie bior¹ teraz myto rуwnie¿ za wejœcie, czcigodny Torinie. Krasnolud skrzywi³ siк niezadowolony i machn¹³ rкk¹. Tymczasem znaleŸli siк niejako w centrum t³umu. Za nimi harmider wznieca³a grupa brodatych krasnoludуw, ktуrzy prowadzili ca³y tabor; z prawej, nieco odsun¹wszy siк od t³umu, rozmawia³o cicho dwуch m³odych wojakуw, mieli naszywki na rкkawach i wizerunek or³a na p³aszczach. Trуjka wкdrowcуw dotar³a w koсcu do urzкdnika przyjmuj¹cego myto. Nie patrz¹c na nich, wyrobionym ruchem podwin¹³ rкkaw i zanurzy³ w inkauœcie gкsie piуro. - Wasze imiona? Cel przyjazdu? - zapyta³, zapewne po raz tysiкczny dzisiaj. - Macie jakiœ towar? Dumny krasnolud nie zamierza³ z nim rozmawiaж, wiкc Rogwold pospiesznie powiedzia³ urzкdnikowi wszystko, czego ten wymaga³, i poda³ mu trzy жwiertniki. Znowu pieni¹dze, ze smutkiem pomyœla³ hobbit. Jakoœ nie³adnie, ci¹gle oni za mnie p³ac¹. £owczy ju¿ ci¹gn¹³ za sob¹ krasnoluda, ju¿ zahurkota³, podje¿d¿aj¹c, pierwszy z nale¿¹cych do krasnoludуw wуz, gdy urzкdnik niespodziewanie jeszcze raz zwrуci³ siк, tym razem bezpoœrednio do Torina: - Zgodnie z ostatnim zarz¹dzeniem Namiestnika wam, krasnoludom, zabrania siк pojawiaж na ulicach i innych miejscach publicznych z bojowymi toporami - powiedzia³, wa¿¹c s³owa. - Racz wiкc schowaж go do worka, czcigodny Torinie, synu Dartha, worek zawi¹¿ mocno, a gdy znajdziesz ju¿ sobie kwaterк, zostawiaj go w niej zawsze, kiedy bкdziesz wychodzi³ na ulicк. To, rzecz jasna, dotyczy i was, czcigodni. - Urzкdnik odwrуci³ siк do krasnoludуw-woŸnicуw, s³uchaj¹cych go z ponurymi minami. - A cу¿ to siк wyrabia w zacnym Krуlestwie! - wrzasn¹³ Torin. - Bracia! Dlaczego milczycie? Od kiedy to my, krasnoludy, chodzimy bez broni? S³uchaj¹ce go krasnoludy przytaknк³y chуralnym rykiem. Urzкdnik obejrza³ siк z zak³opotan¹ min¹, uczyni³ jakiœ niemal niezauwa¿alny znak, a za jego plecami natychmiast wyros³o piкtnastu w³уcznikуw. Wуwczas uniуs³ rкkк i zacz¹³ mуwiж, staraj¹c siк przekrzyczeж kipi¹cy oburzeniem t³um. - Przestaсcie! Nie wa¿cie siк przeczyж rozkazom! Nikt nie zamierza odbieraж wam broni. Powiedzia³em: macie zostawiж topory w domu i nie pojawiaж siк z nimi na ulicach! - To z czym mamy chodziж? - wysun¹³ siк przed wszystkich m³ody poganiacz. - Przecie¿ innym nie zakazuje siк noszenia broni! - Dozwolone s¹ no¿e, sztylety i ma³e siekiery - odpowiedzia³ urzкdnik. - Miecze i topory zabronione! Z kim zamierzacie wojowaж w naszym mieœcie?! Krasnoludy nie wiedzia³y, co odpowiedzieж, i z kwaœnymi minami, mrucz¹c z niezadowoleniem, chowa³y broс. - A kto z³amie ten przepis po raz pierwszy - ci¹gn¹³ urzкdnik - na tego zostanie na³o¿ona kara w wysokoœci dwudziestu piкciu trialonуw. Po raz drugi, sto trialonуw, a za trzecim razem winny zostanie przepкdzony z miasta! Rozumiecie? Odpowiedzia³o mu ponure milczenie krasnoludуw i pojedyncze aprobuj¹ce okrzyki ze strony ludzi. - Prawid³owo! Nabrali ochoty do wojaczki, jeszcze trochк, a zaczn¹ grabiж! - Kto niby bкdzie grabi³? My? Nas masz na myœli? - rykn¹³ Torin. - Ba³wany tкpog³owe, jeszcze bкdziecie prosili nas o pomoc... - Wystarczy, Torinie! - Rogwold podniуs³ g³os. - W koсcu to nasze krуlestwo. My siк nie pchamy w wasze sprawy i szanujemy wasze prawa. - Bo my nie mamy takich g³upich przepisуw! - burkn¹³ w odpowiedzi krasnolud, ale podporz¹dkowa³ siк i w³o¿y³ swуj b³yszcz¹cy topуr do worka, obuchem w dу³. - WyjedŸmy st¹d, Torinie, wyjedŸmy! - b³aga³ przyjaciela wystraszony nie na ¿arty hobbit. - Po co siк z nim k³уcisz? Krasnolud milcza³ ponuro. Przejechali d³ugim, w¹skim przejœciem miкdzy dwoma murami, wjechali w drug¹ bramк, w ktуrej rуwnie¿ sta³y stra¿e, i znaleŸli siк w mieœcie. Skrкcili w prawo i doœж d³ugo jechali drog¹ wzd³u¿ murуw. Wkrуtce nieprzyzwyczajonemu do takich t³umуw hobbitowi zaczк³o жmiж siк w oczach; jak¿e rу¿nych ludzi spotyka³ na swojej drodze! Kupcy i ober¿yœci, kowale i smolarze, grкplarze i pilœniarze, drwale i krawcy, ¿o³nierze i astrolodzy... I ka¿dy mia³ na lewej piersi wyrу¿niaj¹cy go znak cechu, zwi¹zku lub gildii. Wszyscy napotkani byli dobrze ubrani; jedni mieli na sobie czarne robocze fartuchy, inni drogie wyjœciowe szaroper³owe kaftany, ale wszystko œwiadczy³o o dobrobycie i pomyœlnoœci; nawet zapach smo³y, dolatuj¹cy od smolarzy, by³ przyjemny, a swoje nadpalone i pokryte plamami ubrania nosili z godnoœci¹. Rogwold nie nad¹¿a³ z informowaniem hobbita o zawodzie napotykanych ludzi i objaœnianiem herbуw ich cechуw. Kilka razy spotkali hobbitуw, ci trzymali siк razem, z regu³y w pobli¿u jakichœ wozуw; przyjrzawszy siк im, Folko stwierdzi³, ¿e jego rodacy maj¹ niem¹dry wyraz twarzy, i zrobi³o mu siк trochк wstyd. Czy¿bym ja te¿ mia³ teraz tak¹ tкp¹ gкbк? pomyœla³ wystraszony. Skrкcili w lewo i wjechali w pierwsz¹ ulicк. Wzd³u¿ jej bokуw ci¹gnк³y siк specjalnie wykonane, wy³o¿one rу¿owym kamieniem rowki, ktуrymi mia³a sp³ywaж woda. Domy by³y tu wy¿sze, niemal wszystkie dwupiкtrowe i stykaj¹ce siк ze sob¹ bokami. Na wielu z nich widnia³y wywieszki rу¿nych kramуw i warsztatуw, mieszcz¹cych siк na parterze. Widz¹c na jednej z wywieszek but, Folko pomyœla³, ¿e mieszka tu szewc, ale okaza³o siк, ¿e handlarz skуr¹ skrzy¿owane miecze nie oznacza³y p³atnerza, lecz kram z wyrobami ¿elaznymi. Wszelakich tawern i zajazdуw by³o mnуstwo. Torin ostyg³ ju¿ po swoim wybuchu i teraz z przyjemnoœci¹ ogl¹da³ szeregi porz¹dnych, zadbanych domуw; widocznie wspomina³ znajome miejsca. - Dok¹d teraz? - zapyta³ Folko Rogwolda, kiedy ponownie skrкcili i znaleŸli siк na ulicy nieustкpuj¹cej szerokoœci¹ Traktowi, na ktуrej t³umy by³y jeszcze wiкksze. - Najpierw zajedziemy do mnie - powiedzia³ ³owczy. - Przede wszystkim musimy coœ zrobiж z karze³kiem. Jeszcze dzisiaj pуjdк i oddam go w odpowiednie miejsce. Przy okazji pogadam o waszym spotkaniu z Namiestnikiem, jeœli tylko jest w mieœcie. - Musimy znaleŸж jak¹œ kwaterк - oœwiadczy³ Torin. - Wybacz nam, Rogwoldzie, ale nie mo¿emy ciк nachodziж. I tak du¿o wyda³eœ na nas, a ja przywyk³em ¿yж, jak chcк, i nie zale¿eж od nikogo. Nie obraŸ siк. - Wcale siк nie obra¿ani, Torinie - odpowiedzia³ Rogwold uprzejmie, ale Folko wyczu³, ¿e s³owa krasnoluda mimo wszystko dotknк³y starego ³owczego. - Co to za ulica, Rogwoldzie? - zapyta³ pospiesznie, ¿eby przerwaж niezrкczn¹ pauzк. - Ulica Wielkiego Krуla - wyjaœni³ by³y setnik. - G³уwna ulica Annuminas. St¹d niedaleko do mojego domu. A tam, widzisz? Wie¿e i kopu³y? To pa³ac Namiestnika. Wpadniemy do mnie, powiozк karze³ka, gdzie nale¿y, a wy wtedy szukajcie sobie przystani, skoro tak zdecydowaliœcie... Folko przygryz³ wargi. Rogwold na pewno siк obrazi³. Skrкcili z ulicy Wielkiego Krуla i znowu zaczкli przemierzaж w¹skie zau³ki. Wkrуtce hobbit ca³kowicie straci³ orientacjк i zrozumia³, ¿e bez pomocy nie wydostanie siк z miasta. - Oto jesteœmy. - Rogwoldowi zadr¿a³ g³os. - ChodŸmy na obiad. - By³y setnik zeskoczy³ z siod³a. - WprowadŸcie kuce, zaraz wydam polecenia. Podszed³ do niewielkiego piкtrowego domku ze smuk³ymi oknami i dкbowymi rzeŸbionymi drzwiami na œrodku fasady. Obok znajdowa³y siк niezbyt szerokie wrota, prowadz¹ce na wewnкtrzne podwуrko. Hobbit i krasnolud zsiedli z wierzchowcуw. Podrу¿ dobieg³a koсca. Przywi¹zali koniki, wsypali im do workуw resztki owsa. Torin rozejrza³ siк, splun¹³ i rozwi¹za³ worek. Wkrуtce topуr znalaz³ siк na swoim zwyk³ym miejscu. Na gуrze, na spoczniku prowadz¹cych na dу³ drewnianych schodуw, pojawi³a siк wysoka postaж Rogwolda. £owczy zrzuci³ znoszony p³aszcz podrу¿ny, odpi¹³ he³m i hobbitowi wyda³o siк, ¿e w g³osie towarzysza brakuje teraz owych zimnych, metalicznych nutek, pewnoœci siebie, ktуra tak wyraŸnie dawa³a o sobie znaж podczas ca³ej d³ugiej drogi. - WchodŸcie tutaj. - Rogwold skin¹³ zapraszaj¹co rкk¹. - Torinie, znowu masz ten topуr! Schowaj... I wytrzyj buty. £owczy porusza³ siк teraz jakoœ inaczej, ruchy mia³ nieco nerwowe, jakby by³ zak³opotany. Hobbit i krasnolud popatrzyli na siebie zdumieni, ale milczeli. Wspiкli siк po schodach skrzypi¹cych pod ciк¿kimi buciorami krasnoluda i weszli do jadalni. Na du¿ym okr¹g³ym stole, przykrytym bia³ym obrusem, znajdowa³y siк cztery nakrycia. Folko zdziwi³ siк, s¹dzi³ bowiem, ¿e czwarte jest przygotowane dla karze³ka, ale w tym momencie drzwi, prowadz¹ce w g³¹b domu, otworzy³y siк i przed zdumionymi goœжmi stanк³a wcale niestara, dorodna kobieta w czystym bia³ym fartuchu i chusteczce na g³owie. - To jest Oddrun, moja ochmistrzyni. - Rogwold po krуciutkiej pauzie przedstawi³ j¹ przyjacio³om. - Oddrun, to moi przyjaciele z podrу¿y, przynieœli wa¿ne wieœci dla samego Namiestnika! - Torin, syn Dartha, krasnolud z Gуr Ksiк¿ycowych, do us³ug. - Folko Brandybuck, syn Hemfasta, hobbit z Hobbitonu, do us³ug. W odpowiedzi otrzymali uprzejme, lecz ch³odne skinienie ³adnej, statecznej kobiety. Folko zobaczy³, jak drgnк³y wyraŸne fa³dki t³uszczu na szyi i podbrуdku Oddrun. W jego piersi nagle od¿y³o, wydawa³oby siк, zapomniane ju¿ uczucie - ta kobieta przypomina³a mu niezapomnianego wujaszka Paladyna. - Proszк do sto³u - odezwa³a siк Oddrun uprzejmie, pos³awszy im ch³odny uœmiech. - Obiad bкdzie za chwileczkк. Jakie wino ¿ycz¹ sobie goœcie, czerwone gondorskie czy bia³e fornoryjskie? - Przyznam - odezwa³ siк Torin - ¿e wolelibyœmy piwo. Wszystkie te wina... Niech je pije jaœniepaсstwo, my jesteœmy proœci... - Dobrze. - Odwrуci³a siк i zniknк³a za drzwiami. Folko odetchn¹³. Dobrze, ¿e krasnolud odwa¿y³ siк poprosiж o piwo! pomyœla³. WyraŸnie ucieszy³a siк, ¿e nie nara¿amy jej domu na niepotrzebne wydatki! Nie tak wyobra¿a³ sobie Folko pierwszy obiad w Annuminas. Za nimi pozosta³a niebezpieczna i ciк¿ka droga, obok siedzieli zaufani przyjaciele, chcia³o siк powiedzieж coœ mi³ego, mo¿e te¿ coœ smutnego; zawsze ogarnia nas smutek, kiedy koсczy siк podrу¿. Ale na pewno nie myœla³, ¿e bкdzie tak grzecznie siedzia³ z serwetk¹ pod brod¹ i ostro¿nie cedzi³ uprzejme zdania! Rogwold te¿ jakoœ przygas³, natomiast Torin wlewa³ w siebie piwo, kufel po kuflu. Rozmowк podtrzymywa³a tylko Oddrun. Wypytywa³a o pogodк, o ceny na targowiskach hobbitуw, interesowa³a siк, czy spodoba³o mu siк miasto. Folko odpowiada³ niepewnie, j¹kaj¹c siк; odczuwa³ skrкpowanie, s³ysz¹c ten uprzejmy i zimny g³os, widz¹c wymuszony uœmiech i starannie ukryt¹ wrogoœж w spojrzeniu przymru¿onych oczu. - Gdzie zamierzasz ich rozmieœciж, Rogwoldzie? - odwrуci³a siк do ³owczego. - Wiesz przecie¿, ¿e nie mamy zbyt du¿o miejsca. Czy wygodnie bкdzie goœciom w tym malutkim pokoiku? - Proszк siк o nas nie martwiж, czcigodna pani. - Torin, widz¹c poblad³e oblicze Rogwolda, szybko odezwa³ siк, nie dopuszczaj¹c ³owczego do g³osu. - Ja i mуj przyjaciel, Folko, zamierzamy stan¹ж w zajeŸdzie. Mamy wiele planуw i spraw, bкdzie przychodzi³o do nas wielu goœci i nie mo¿emy pozwoliж sobie na sprawianie wam k³opotu. - Ale¿ gdzie tam, gdzie tam! Nie bкdzie k³opotu! - uœmiechnк³a siк szeroko, ale jej oczy powiedzia³y uwa¿nie obserwuj¹cemu j¹ hobbitowi zupe³nie co innego. - W takim razie musimy nakarmiж was na zapas! Obiad trwa³ ca³e dwie godziny. Oddrun by³a œwietn¹ kuchark¹ i ugoœci³a krasnoluda i hobbita, co siк zowie. Folko przez ca³y czas uparcie usi³owa³ przechwyciж spojrzenie Rogwolda, a ten rуwnie uparcie odwraca³ wzrok. Skoсczyli dopiero, gdy kobieta, wyraŸnie weselsza i przychylniejsza, zakomunikowa³a, ¿e krasnolud wykoсczy³ ostatni dzban piwa. Torin najwyraŸniej zaspokoi³ pragnienie i teraz siedzia³ osowia³y. Rogwold wyszed³, ¿eby ich odprowadziж, ale do³¹czy³a do niego ochmistrzyni. Ca³a trуjka czu³a siк skrкpowana. Folko nie wiedzia³, co powiedzieж. - Radzк wam pуjœж do „Rogu Aragorna” - odezwa³a siк Oddrun. - Œwietna kuchnia i pokoje porz¹dne. Teraz tam mieszka wielu krasnoludуw. Torin k³ania³ siк, dziкkowa³, przyciska³ rкce do piersi, a w koсcu, gdy ju¿ przekazali Rogwoldowi karze³ka i ³owczy na chwilк znikn¹³ z oczu wszystko widz¹cej ochmistrzyni, Torin wsun¹³ mu do rкki woreczek ze z³otem. - P³aci³eœ za nas, Rogwoldzie - powiedzia³ szybko - weŸ. Niech to bкdzie nasz zapas na czarn¹ godzinк. Idziemy do „Rogu Aragorna”, zawsze mo¿esz nas tam znaleŸж. Po¿egnawszy siк, Folko i Torin niespiesznie ruszyli dalej. Milczeli zadziwieni tym, co zobaczyli. Krasnolud kry³ krzywy uœmieszek, a hobbit by³ bardzo zasmucony - wczeœniej nie mуg³ nawet wyobraziж sobie czegoœ podobnego. Rogwold, taki mocny, odwa¿ny... i ta Oddrun. Co ona tam robi? Jakim prawem? Jecha³, nie odzywaj¹c siк do Torina, wpatrzony w kamienne ³by bruku. Ju¿ nie interesowa³o go ani miasto, ani ludzie. Z³e miejsce, jeœli tak tu siк traktuje tych, ktуrzy byli dobrzy dla niego! - Folko! Stуj, dok¹d jedziesz! Tu jest „Rуg”. Hobbit potrz¹sn¹³ g³ow¹, odpкdzaj¹c ponure myœli. Znajdowali siк przed przysadzistym dwupiкtrowym budynkiem z nieobrobionych g³azуw. Z lewej, obok szerokich wrуt, prowadz¹cych na dziedziniec, znajdowa³ siк kunsztownie zdobiony ganek, z wymyœlnie kut¹ krat¹. Okna by³y zamkniкte ciк¿kimi dкbowymi okiennicami. Na ganku znajdowa³o siк kilku goœci, w powietrzu unosi³ siк b³кkitny tytoniowy dym, z podwуrka dochodzi³ tumult i s³ychaж by³o r¿enie koni, nad drzwiami wisia³a drewniana tarcza, ca³a czarna, bez najmniejszej jaœniejszej plamki. W czasie wкdrуwki przyjaciele nieraz zatrzymywali siк w zajazdach i ober¿ach, wypracowali sobie przy tym okreœlony porz¹dek: Folko wprowadza³ ich kuce, a Torin dogadywa³ siк z gospodarzem. Tak samo post¹pili i tym razem. Hobbit poprowadzi³ wierzchowce do koniowi¹zu, znajduj¹cego siк w g³кbi przestronnego podwуrza. Akurat koсczy³ wi¹zanie kucуw, gdy z bocznych drzwi wysun¹³ g³owк Torin: - Hej, Folko! Gdzie jesteœ? ChodŸ¿e szybciej! - Co siк sta³o? - odezwa³ siк hobbit. - To ty chodŸ. Czy sam mam taszczyж rzeczy? - Poczekaj z baga¿ami! ChodŸ, toczy siк ciekawa rozmowa! G³уwna sala ober¿y, w ktуrej znalaz³ siк po chwili, niewiele rу¿ni³a siк od widzianej w Przygуrzu. Taki sam d³ugi szynkwas, takie same d³ugie sto³y, tylko kominek znajdowa³ siк nie wiadomo dlaczego na œrodku sali i by³ w³aœciwie nie tyle kominkiem, ile ogniskiem. Na umyœlnie niedbale ciosanych sto³ach sta³y kute œwieczniki. Sto³y przy palenisku zosta³y zsuniкte. Tam rozlokowa³a siк liczna kompania krasnoludуw, raczej m³odych ni¿ starych. Wszyscy siedzieli bez toporуw, ale za to ponawieszali na siebie mnуstwo rу¿norodnej broni: ma³e siekiery i m³oty bojowe z ostrymi koсcami, ciк¿kie ¿elazne maczugi i zakoсczone kolcami buzdygany. Na sto³ach piкtrzy³a siк obfita zak¹ska, w stojakach czeka³y dwa brzuchate anta³ki piwa. Ludzie podejrzliwie zezowali na to ha³aœliwe towarzystwo, poniewa¿ wszystkie krasnoludy mуwi³y jednoczeœnie, usi³uj¹c przekrzyczeж s¹siada. Folka i Torina przywitano chуralnym rykiem, natychmiast podano kufle pe³ne piwa. - Czy to hulanka z jakiejœ okazji, bracia? - spyta³ Torin. -Z jakiego powodu taka uczta? - Przecie¿ pracujemy! - krzykn¹³ doœж m³ody krasnolud z kкdzierzaw¹ krуtk¹ brod¹. - Roboty tu pe³no, trialon dziennie spokojnie da siк zarobiж, no to dlaczego by nie pohulaж przy takim piwie? - A dlaczegoœcie tu przybyli, do Annuminas? Nudziliœcie siк w domu? - Wystarczy, Torinie - odezwa³ siк jeszcze jeden krasnolud, ze œwie¿¹ purpurow¹ blizn¹ na twarzy. - Dlaczego ruszy³eœ z Hal-dor-Kajs? Nam te¿ znudzi³o siк wycieraж smarki w rкkawy i machaж m³otami bez sensu! Wszyscy tam u nas oszczкdzaj¹, a po co? Poszliœmy wiкc szukaж swojej doli! Dlatego te¿ hulamy, kiedy sprzyja nam powodzenie! Podczas przemowy pozosta³e krasnoludy stopniowo milk³y i kiedy mуwca z blizn¹ skoсczy³ mуwiж, zaczк³y tupaж i pohukiwaж na znak aprobaty. Ale ten uniуs³ rкkк i dla pewnoœci gruchn¹³ jeszcze piкœci¹ w stу³. Deski a¿ jкknк³y. - Dlaczego ty, Torinie, ¿eœ siк tu znalaz³, co? - dopytywa³ siк. - Na dodatek przywlok³eœ ze sob¹ hobbita? Przy okazji, hej, ty tam! dlaczego kufel goœcia jest pusty? No co, Folko? Napij siк z nami! U nas nie ma takiego zwyczaju, ¿eby przy jednym kuflu siedzieж ca³y wieczуr. - Sam sobie, Dorinie, na wszystko odpowiedzia³eœ! - Torin postawi³ kufel na stole. - Nie zgadza³em siк z Hortem, a co najwa¿niejsze - pojawi³y siк pewne problemy. Na przyk³ad, co s¹dzisz o Morii? Przy stole z miejsca zapad³a cisza.

9 MA£Y KRASNOLUD I WIELE INNYCH RZECZY - Co ja myœlк o Morii? - zapyta³ Dorin wolno, a w jego oczach pojawi³o siк niezwyk³e dla twardych krasnoludуw rozmarzenie. - Co tu gadaж! Moria to pragnienie wszystkich krasnoludуw Œrуdziemia! Przecie¿ wiesz! Dorin nagle odwrуci³ siк rozeŸlony. - Tak, Moria... - powiedzia³ m³ody krasnolud przeci¹gle, ten, ktуry pierwszy zacz¹³ rozmowк. - Oddaliœmy, znowu oddaliœmy! Tchуrze! Zhaсbili ca³y nasz lud! Do Morii znowu pchaj¹ siк orko-wie, jak s³ysza³em. Oburzone krasnoludy pokrzykiwa³y. Rozb³ys³y oczy, zaciska³y siк piкœci, gniewnie marszczy³y nadpalone przy paleniskach brwi. Wydawa³o siк, ¿e wystarczy, by Torin krzykn¹³: „Naprzуd, na wschуd, po Koronк Durina!” - i wszyscy rusz¹ za nim, i nic ich nie powstrzyma. Jednak¿e Torin znowu podniуs³ rкkк: - Poczekajcie! Czy wiecie, co siк tam naprawdк dzieje? Dlaczego odesz³y stamt¹d rody Sjarda i Neora? Czy wolno nam nazywaж ich tchуrzami? - Do niedawna nikt z nas nie wiedzia³, kto jest kim - odezwa³ siк jeden ze starszych krasnoludуw; mia³ mocno osmalon¹ brodк i w¹sy skrкcone od ¿aru. - Niewielka to odwaga siwieж we w³asnych gуrach. Biж siк z orkami pewnie te¿. I dziadowie nasi, i pradziadowie to robili. Ale jak dosz³o do Nieznanego - o, wtedy wysz³o szyd³o z worka! Czy to rуd, czy nie, co komu do tego! Odwagi i honoru nie dostaje siк przy narodzinach, lecz wykuwa toporem! Jedni to potrafi¹, inni nie. - Czy wœrуd tych, co odeszli, nie znalaz³ siк ani jeden œmia³ek? - ci¹gn¹³ Torin. - Nigdy nie uwierzк! - Poczekaj, daj skoсczyж! - odezwa³ siк Dorin, podnosz¹c g³os, ¿eby przekrzyczeж pozosta³ych. - Nikt tak naprawdк nie wie, dlaczego stamt¹d uciekli. Czy ktуryœ z nich uciek³ do Gуr Ksiк¿ycowych? W³aœnie! Uciekli wszyscy na wschуd, a ci, co zostali, pracuj¹ u Szkutnika. Nie ma co ich os¹dzaж! Nas tam nie by³o, nic nie wiemy, a wierzyж w bajki i wymys³y to nie honor dla krasnoluda! Folko zaniepokoi³ siк. Ju¿ nie tylko Torin, ale i inny krasnolud powiedzia³, ¿e trzeba ruszyж na Moriк. Zaraz jego druh uczepi siк tych s³уw. Lecz Torin, jak siк wydawa³o, nic nie us³ysza³. - Masz racjк, Dorinie. Ale ja jestem dopiero pierwszy dzieс w Annuminas i chcк was zapytaж: co zamierzacie dalej robiж? Bкdziecie najmitami? Przerwa³ mu chуralny ryk oburzenia. - No wiкc co bкdziecie robiж? - Nie wiemy - odpowiedzia³ za wszystkich Dorin. - Na razie czekamy, ¿e coœ siк nawinie. Zastanawiamy siк przez ca³y czas. W dzieс i w nocy. Ty te¿ rusz g³ow¹, Torinie! Na pewno znajdziemy jakieœ wyjœcie i wspуlnie zdecydujemy, jak mamy dalej ¿yж. - Niez³y plan! - skwitowa³ Torin. - Czekacie na nowego Wielkiego Durina? Nie bкdzie takiego, a i œwiat wtedy by³ inny. - Przynajmniej by³o po co siк trudziж! - rzuci³ jeden z milcz¹cych dotychczas krasnoludуw, z czarn¹ brod¹ i potк¿n¹ piersi¹. Na œrodkowym palcu prawej rкki Folko zobaczy³ kunsztownie wykonany pierœcieс z przezroczystym czarnym kamieniem w z³otej oprawie. Kamieс pokryty by³ jakimiœ wzorami, ale hobbit nie potrafi³ z tej odleg³oœci dojrzeж, co przedstawia³y rysunki. - By³ cel pracy i cel ¿ycia! - ci¹gn¹³ czarnobrody krasnolud. - Doko³a sta³y dzikie gуry, rozpoœciera³ siк jeszcze niezapaskudzony œwiat. Mo¿na by³o tworzyж i odkrywaж, mo¿na by³o pomagaж ludziom i Pierworodnym; istnia³ wielki cel, istnia³o Wielkie Z³o, ale istnia³o nieustкpuj¹ce mu Dobro, i szale wagi przechyla³y siк to w jedn¹, to w drug¹ stronк! - Streszczaj siк, Hornborinie! - przerwa³ mu Dorin, marszcz¹c siк z niezadowoleniem. - I jeœli ³aska, bez tych napuszonych s³уw! - Nie dajesz mi skoсczyж, bracie tangarze. - Rozz³oszczony Hornborin zmru¿y³ oczy i dotkn¹³ pierœcienia. - Chcia³em tylko powiedzieж, ¿e my, prawdziwi tangarowie, gospodarze Podziemnego Œwiata, jesteœmy stworzeni do wielkich celуw i nie honor nam poœwiкcaж siк dla jakichœ drobiazgуw. Nasz¹ zgub¹ jest brak celu, nasz¹ zgub¹ jest zbyt d³ugi pokуj. Co my robimy w tym œwiecie? Po co komu piкkno, skoro nie istnieje cel, ktуremu s³u¿y? Dlatego ci z nas, ktуrzy to rozumiej¹, s¹ teraz tu, w Annuminas. W koсcu tu nie jest tak nudno. Zapad³a cisza. Krasnoludy s³ucha³y Hornborina bardzo uwa¿nie, z rzadka zgodnie kiwa³y g³owami i pomrukiwa³y przytakuj¹co. - Tylko dlatego, ¿e w Annuminas „nie jest tak nudno”? - zapyta³ Torin. - Innego takiego miejsca nie ma? Hornborin obojкtnie wzruszy³ ramionami. Ca³a jego postaж mуwi³a: Nie masz nic m¹drego do powiedzenia, to lepiej milcz, Torinie. - Mo¿e dlatego w Annuminas nie jest nudno, bo ka¿¹ teraz chowaж topory? - Torin dotkn¹³ d³oni¹ pustego gniazda przy pasie. - Co siк sta³o? Zar¹bano kogoœ? Na twarzach siedz¹cych pojawi³y siк grymasy niezadowolenia, niektуrzy zarumienili siк. Wszyscy jak na komendк wpatrywali siк w pod³ogк. W koсcu zacz¹³ niechкtnie opowiadaж m³ody gnom z osmalon¹ brod¹: - Rozumiesz, Torinie, to taka g³upia historia. Tu siк zbierali rу¿ni, a piwo jest nad wyraz dobre... No wiкc, tego, tydzieс temu... Andwari, znasz go, pochodzi z Gуr Mglistych, syn Forga, nie wystarczy³o mu piwa w jednej z ober¿, poszed³ do drugiej, a tam te¿ ju¿ nie by³o piwa. Krуtko rzecz ujmuj¹c, por¹ba³ siedem sto³уw i troje drzwi, przy czym wszystkie drzwi by³y okute ¿elazem. Zrobi³o siк zamieszanie, ober¿ysta rycza³ na ca³¹ ulicк, jego ¿ona piszcza³a tak, ¿e pewnie by³o j¹ s³ychaж na drugim brzegu jeziora, goœcie, rzecz jasna, poszli w rozsypkк, pojawi³y siк stra¿e... -Opowiadaj¹cy uœmiechn¹³ siк mimo woli. - Andwari poodr¹bywa³ wszystkie groty w³уczni, ot, tak sobie, dla zak³adu, przez ca³y czas proponowa³ stra¿nikom zak³ady i wynik bуjki. Przecie¿ ani mu do g³owy nie przysz³o, ¿eby skrzywdziж kogoœ czy, strze¿ Durinie! zabiж! Zap³aci³ nawet za sto³y gospodarzowi. PуŸniej, kiedy siк okaza³o, ¿e tak po prostu nie da siк go zwi¹zaж, powiadaj¹: „ChodŸ z nami, jesteœ potrzebny, tylko schowaj topуr”. No to on poszed³, oczywiœcie! Dlaczego nie, skoro mуwi¹, ¿e jest potrzebny! A oni go odprowadzili do Namiestnika - i do wie¿y! Rycza³ tam jak rozjuszony byk, zacz¹³ r¹baж drzwi i przer¹ba³by, gdyby nie pojawi³a siк nasza starszyzna i nie uspokoi³a go. Wspуlnota musia³a zap³aciж dwieœcie trialonуw, a Namiestnik na dodatek wyda³ zarz¹dzenie. Czyta³em je. Zaczyna siк od s³уw: „Niech przewa¿a w krasnoludach wœciek³ych do drzwi wszelakich szacunek...”, a koсczy siк sam wiesz czym. Kara i wygnanie... A wszystko przez jednego bкcwa³a! S³uchaj¹cy wzdychali, chrz¹kali, marszczyli siк. Opalona Broda, jak go nazwa³ w duchu Folko, ci¹gn¹³ tymczasem dalej: - Ju¿ my nauczyliœmy tego Andwariego; do tej pory le¿y w ³у¿ku, ale piwa mu dajemy. Tyle ¿e najgorsze ju¿ siк sta³o: Namiestnik siк zapar³ i nie ust¹pi! Powiadaj¹, ¿e wkrуtce w ogуle nie bкdzie wolno chodziж z broni¹! Bo jeszcze jeden siк wyrу¿ni³... Hej, gdzie jest Malec? - Pewnie œpi - odpowiedzia³ ktoœ. - Piwa siк na¿³opa³ i zasn¹³. - No to trudno... W sumie miejscowi siк nas boj¹, stra¿nicy szczerz¹ na nas zкby i warcz¹. A my i tak bez broni nie chodzimy, jakaœ tam rozrywka zawsze jest. Krasnoludy zaczк³y siк uœmiechaж, umyœlnie g³oœno pobrzкkiwa³y ukrytym ¿elastwem. Wygl¹da³y wojowniczo; przemykaj¹cy obok s³udzy zezowali na nich z obaw¹ goœcie zaœ chowali siк w k¹tach izby. Folko zauwa¿y³, ¿e do karczmy co rusz zagl¹daj¹ wartownicy w bia³o-niebieskich mundurach. - Hej, gospodarzu! - zagrzmia³ nagle Dorin, kiedy w jednym z anta³kуw pokaza³o siк dno. - Jeszcze piwa, jeszcze miкsa i jeszcze dziczyzny! - Cisn¹³ na stу³ ciк¿ki trzosik, ktуry brzкkn¹³ krуtko. - P³acк za wszystko! - Patrzcie go, bogacz siк znalaz³! - oburzy³ siк Opalona Broda i jeszcze kilku krasnoludуw. - Jak p³acimy, to wszyscy! Podbieg³ blady, wystraszony gospodarz i gorliwie wypytywa³, czego sobie jeszcze ¿ycz¹ honorowi goœcie; Dorin poda³ mu z³oto i po wydaniu dyspozycji klepn¹³ zachкcaj¹co w ramiк. Ober¿ysta ledwie usta³ na nogach; pospiesznie znikn¹³, pocieraj¹c st³uczone miejsce i mrucz¹c coœ niepochlebnego pod adresem niespokojnych sta³ych goœci. - Mimo wszystko Annuminas to wspania³e miasto! - oznajmi³ Hornborin, wycieraj¹c w¹sy i brodк. - Jest tu wszystko, czego potrzebuje ka¿dy tangar: wierni przyjaciele i dobre piwo! Bez tych dwуch rzeczy ¿ycie nie ma sensu! Chocia¿ nasze ¿ycie mog³oby byж zupe³nie inne. Pamiкtam, ojciec i dziad opowiadali mi, jak cieszyli siк wszyscy po zwyciкstwie, wydawa³o siк, ¿e wojna dobieg³a koсca, i teraz zacznie siк inne ¿ycie, zupe³nie niepodobne do poprzedniego. I rzeczywiœcie, najpierw by³y Lœni¹ce Jaskinie Aglarondu, potem Moria, potem nowe miasta Krуla, na przyk³ad Fornost. Pamiкtacie, jak je odbudowywano? I jak siк to skoсczy³o? - W g³osie krasnoluda pojawi³a siк gorycz. Przerwa³ mu nachmurzony Dorin: - Jesteœ niepoprawny, Hornborinie. - Wsta³ i zacisn¹wszy piкœci, opar³ siк o stу³. - Przemawiasz piкknie i d³ugo, przyjemnie siк ciebie s³ucha, ale czy mo¿esz nam powiedzieж, co mamy robiж dalej? Moria stracona, stare tajemnice powoli id¹ w zapomnienie, bo staj¹ siк niepotrzebne, wkrуtce nawet w bajkach tylko nasz hird pozostanie! A my siedzimy i ¿³opiemy piwo, przy ktуrym nikt niczego sensownego powiedzieж nie potrafi! Dorin niemal krzycza³. - Och, trzeba by³o trzymaж siк z daleka od ludzi! - westchn¹³ nieœmia³o jeden ze starszych krasnoludуw, w zniszczonym ubraniu i z potargan¹ siw¹ brod¹. - Siedzielibyœmy sobie w ciszy i spokoju, budowali nowe sale, korytarze, odkrywali nowe kawerny. I nie pchalibyœmy siк do spraw ziemskich! - Ech, ty... Doczeka³eœ siwych w³osуw, ale rozumu ci nie przyby³o - uœmiechn¹³ siк Dorin z³oœliwie. - Co byœmy jedli? Poza tym tyle wiekуw ¿yliœmy z ludŸmi! Ile¿ razy walczyliœmy ramiк przy ramieniu! Nie, g³upstwa gadasz, Wjardzie! Nie da siк nam bez ludzi! Co ci siк w nich nie podoba? Czy wyrz¹dzili nam jak¹œ krzywdк? - A mo¿e nie krzywdz¹, co?! - rozleg³ siк nagle wrzask sk¹dœ z do³u. Folko popatrzy³ ze zdziwieniem pod stу³ i zobaczy³ gramol¹cego siк stamt¹d jeszcze jednego krasnoluda. By³, nawet jak na gnoma, niewysoki, niewiele wy¿szy od Folka, ale szerokoœci¹ ramion nie ustкpowa³ potк¿nemu Torinowi: jego ubranie wydawa³o siк dziwacznym po³¹czeniem resztek niegdyœ porz¹dnego, siкgaj¹cego kolan kaftana i strzкpуw podejrzanie nowego p³aszcza, znanego bia³o-niebieskiego koloru. Mia³ zabanda¿owan¹ g³owк, zaroœniкt¹ ry¿ym zarostem twarz upiкksza³ imponuj¹cy siniak, kostki palcуw by³y poocierane do krwi. W odrу¿nieniu od pozosta³ych krasnoludуw nie mia³ ¿adnej broni. Od nowego goœcia wionк³o piwem. - Jak to - nie krzywdz¹?! - ponownie zapyta³, unosz¹c rкce w tragicznym geœcie. - A kto nam zabiera topory?! Kto mnie wczoraj... Czy mo¿e przedwczoraj... Zamyœli³ siк g³кboko, przy³o¿ywszy palec do czo³a. Krasnoludy powita³y jego pojawienie siк chуralnym rechotem. - A oto i Malec siк znalaz³! - odwrуci³ siк do Torina Hornborin. - Drzema³ tu pod sto³em, jak siк okaza³o. To ci historia! Ile¿ trzeba wlaж piwa w krasnoluda, ¿eby zwali³ siк z nуg? pomyœla³ wstrz¹œniкty hobbit. Co za ka³dun! - Przestaсcie siк œmiaж, przestaсcie! - rzuci³ do rozbawionych towarzyszy Malec. - Nie przerywajcie mi! Tak... O czym to ja mуwi³em? No wiкc, kto mi przedwczoraj topуr odebra³? Czy nie ludzie? - Jak to odebrali? - W oczach Dorina pojawi³ siк gniewny b³ysk. - Po prostu! Ja chcia³em gospodarzowi nar¹baж drew zamiast zap³aty, wyszed³em na dziedziniec i zabra³em siк do roboty. A na ulicy rozleg³y siк jakieœ krzyki, ha³asy, œmiechy, no wiкc zaciekawi³o mnie to! Podszed³em do wrуt. - Malec usi³owa³ dope³niaж opowiadanie gestami. - Podskoczy³em, ¿eby zobaczyж! Ale zupe³nie zapomnia³em o toporze, co to go trzyma³em w rкku! Jak skaka³em, znaczy siк, nawet nie zauwa¿y³em, ¿e wrota rozpad³y siк na dwoje! Musia³y byж jakieœ cherlawe. Przerwa³ mu wybuch gromkiego œmiechu, nawet nie rechotu, tylko jakichœ nerwowych ³kaс. Niektуrzy ze s³uchaczy zwalili siк g³owami na stу³, inni wycierali p³yn¹ce z oczu ³zy. Malec z powa¿nym wyrazem twarzy pokazywa³, jak podkrada³ siк do wrуt, jak stawa³ na czubkach palcуw, chc¹c zobaczyж, co siк dzieje na ulicy, i jak w koсcu ledwo uskoczy³ przed wal¹cymi siк skrzyd³ami bramy. Folko œmia³ siк razem ze wszystkimi. Wydawa³o mu siк, ¿e jeszcze nigdy w ¿yciu tak siк nie ubawi³. - Mуwiк wam - rycza³ Malec - wrota runк³y, klnк siк na Œwiкt¹ Brodк Durina! Wrota walaj¹ siк na ziemi, na ulicy t³um, a ja stojк przed ludŸmi z obna¿onym toporem. Ale siк zrobi³o zamieszanie - tego nie da siк opowiedzieж! Stra¿ przybieg³a, z³apali mnie i mуwi¹: „P³aж”. Ja siк pytam: „Za co?”. A oni: „Pope³ni³eœ przestкpstwo, nie masz prawa r¹baж bramy toporem i rzucaж siк na ludzi!”. No, czy nie durnie? Ja siк na kogoœ rzuca³em? Ale czy im mo¿na coœ wyt³umaczyж? Oni swoje: „P³aж”. To ja do nich: „Nic mi nie zosta³o, wszystko mi posz³o na... hm... na ¿ycie”. A oni: „No to my ci zabierzemy topуr”. Ja do nich: „Jak to! Mуj topуr? Nie macie prawa!”. No i tego... trochк siк rozgor¹czkowa³em. Stra¿ te¿ siк okaza³a... gor¹ca. - Dotkn¹³ palcem ogromnego siniaka na policzku i zmarszczy³ siк. - Krуtko mуwi¹c, topуr odebrali i powiedzieli: „Nie oddamy. Nawet jeœli przyniesiesz pieni¹dze, to i tak za chwilк podpadniesz znowu, wiкc lepiej siк u nas nie pojawiaj”. A wy uwa¿acie, ¿e oni nas nie krzywdz¹! Co ja mam teraz robiж bez topora? Co ze mnie za krasnolud? W oczach ma³ego krasnoluda pojawi³y siк ³zy. Odwrуci³ siк i zwali³ na ³awkк obok Folka. - Wypijmy, ¿eby siк nie smuciж, bracie hobbicie! - rykn¹³ Malec, obejmuj¹c Folka za ramiona i nie przejmuj¹c siк niczym, przysun¹³ sobie jego pe³ny kufel. - Jedynie ty mo¿esz mnie po¿a³owaж. Tamci tylko potrafi¹ rechotaж. Ach, jaki¿ to by³ topуr! Wla³ w siebie zawartoœж kufla, a potem opar³ siк na ramieniu hobbita i szlocha³. Folko ba³ siк poruszyж, zupe³nie nie wiedzia³, co powinien teraz zrobiж; krкci³ bezradnie g³ow¹. Krasnoludy tymczasem ucich³y, s³uchaj¹c opowieœci pechowego wspу³plemieсca, potem odezwa³ siк Hornborin: - To z jego powodu stra¿nicy wœciekaj¹ siк od dwуch dni!... S³ysza³em, ¿e Malec narozrabia³, ale ¿eby coœ takiego... - Zawsze tak jest, wszyscy cierpimy przez jednego pijaka i durnia - powiedzia³ Dorin. - Chcia³bym zobaczyж tego dowуdcк stra¿y, ktуry mnie bкdzie prуbowa³ odebraж topуr! - Powinieneœ oddaж i nie sprzeczaж siк, Dorinie - odezwa³ siк nagle milcz¹cy dot¹d ponury krasnolud w œrednim wieku, ubrany na czarno. Z czerni wy³ania³a siк tylko srebrna rкkojeœж zatkniкtego za pas buzdyganu. - To jest ich dom, a kiedy topory trafiaj¹ do r¹k takich jak Malec, nic dobrego siк nie wydarzy. Nie, Dorinie, nie k³уci³bym siк z nimi w ¿adnych okolicznoœciach. Mia³eœ racjк, mуwi¹c, ¿e walczyliœmy z nimi ramiк przy ramieniu. Przecie¿ oprуcz nich w Œrуdziemiu tangarowie nie maj¹ sojusznikуw. - Nie mamy. Co ty mуwisz, Hadobardzie? - roz³o¿y³ rкce Dorin. - A elfy? Kto nam daje zajкcie, kto kupuje broс? Czy nie ci, co zostali w Szarych Przystaniach? - Nie wspominaj mi o nich! - wœciek³ siк Hadobard. - Przypomnij sobie, jak zaczк³o siк zamieszanie z pierœcieniami, to kto pierwszy rzuci³ siк do ucieczki, co? Oni maj¹ dobrze, oni wiedz¹, ¿e zawsze mog¹ odp³yn¹ж w niedostкpne dla innych Zamorze, a reszta niech sobie radzi, jak potrafi! Ludzie i krasnoludy pokonaj¹ Czarnego W³adcк - dobrze, nie zwyciк¿¹ - to przynajmniej os³abi¹. Nie maj¹ wyboru, musz¹ walczyж! Przypomnij sobie bitwк pod miastem Dale! Trzydniow¹ bitwк, w ktуrej zgin¹³ Dain ¯elazna Stopa, pierwszy krуl spod Gуry po okresie w³adzy smoka! Czy ci nieœmiertelni przyszli nam z pomoc¹? Nie, œpiewali swoje piosenki w warownych twierdzach i czekali na chwilк, kiedy trzeba bкdzie uciekaж! Przecie¿ mnуstwo ich uciek³o, nie sposуb ich policzyж. Ja bym tym, co buduj¹ Szkutnikowi mury, poodrywa³ g³owy za ich g³upotк! Twarz krasnoluda wykrzywi³ grymas nieudawanej wœciek³oœci. - Poczekaj, Hadobardzie! - Dorin, chc¹c za³agodziж sytuacjк, wyci¹gn¹³ rкkк. - Po pierwsze, nie wszystko pamiкtasz, a po drugie... - Po drugie, widzк, ¿e nie ma dla mnie miejsca wœrуd was - powiedzia³ z przekonaniem Hadobard, wstaj¹c. - To co, tangarowie, ktуry ze mn¹? Kto mnie rozumie? Nikt nie powsta³, wszyscy siedzieli wpatrzeni w swoje kufle. Folko czu³ siк niezrкcznie i jednoczeœnie by³o mu wstyd. Ma³y krasnolud drzema³ na jego ramieniu, ktуre œcierp³o i pobolewa³o; wstydzi³ siк, ¿e nie da³ odporu niegodziwcowi, przeklinaj¹cemu elfy. Zerkn¹³ na Torina i zobaczy³, ¿e jego towarzysz ma zaciœniкte piкœci i groŸnie œci¹gniкte brwi pod zmarszczonym czo³em. Krasnolud po³o¿y³ na stole swуj potк¿ny buzdygan i powiedzia³ wolno, wpatruj¹c siк w kipi¹cego z³oœci¹ Hadobarda: - WyjdŸ st¹d. IdŸ, pуki nie wywalimy ciк si³¹. Jeœli nie masz w³asnego rozumu, to nie wstydŸ siк poprosiж o garstkк cudzego. I radzк ci, mniej plotkuj w ober¿ach. Bo jak siк dowiem, ¿e obgadujesz ten szlachetny narуd, wyrwк ci brodк, tangarze. To wszystko! Mo¿esz iœж! Torin podniуs³ siк i teraz sta³ naprzeciwko Hadobarda. W prawej rкce trzyma³ buzdygan. Hadobard spokojnie skrzy¿owa³ rкce na piersi, nie dotykaj¹c broni. - Poczekajcie, poczekajcie! - poderwa³ siк Dorin i jeszcze kilku krasnoludуw. - Co siк z wami dzieje? Tego jeszcze brakowa³o, ¿ebyœmy siк bili z powodu elfуw. Torinie! Hadobardzie! Przestaсcie! Hadobard uœmiechn¹³ siк spokojnie i skierowa³ do drzwi. - Niech ci bкdzie, Torinie - powiedzia³, odwracaj¹c siк w progu. - Jeszcze porozmawiamy na ten temat. Mo¿e wtedy bкdк mуg³ ciк przekonaж. ¯egnaj na razie! Przekroczy³ prуg, trzasnк³y drzwi. - Niepotrzebnie siк tak rozz³oœci³em, Torinie - rzek³ Hornborin. - W niektуrych sprawach Hadobard, moim zdaniem, ma racjк. Poczekaj, nie gor¹czkuj siк! - Uniуs³ pokojowo rкkк otwart¹ d³oni¹ do gуry. - Ale jeœli dok³adnie przypatrzyж siк sprawie, to kto siк bi³ na Polach Pelennoru? Ludzie. Kto zgin¹³ pod Dale? Ludzie i tangarowie! Torin, czerwony z gniewu, przerwa³: - A kto siк bi³ w Czarnej Puszczy? Kto odpar³ trzy szturmy Lorienu? Kto w koсcu trzy tysi¹ce lat walczy³ z nieprzyjacielem? Czy nie elfy? A¿ nieprzyjemnie was s³uchaж! - Nikt nie przeczy - przemуwi³ Dorin wci¹¿ pokojowo. - Chwa³a i s³awa tym z Pierworodnych, ktуrzy dzielili nasz los, rzeczywiœcie walczyli, nie szczкdz¹c siebie - ci mieli co traciж! Sam os¹dŸ, wszystkich nas czekaj¹ Grzmi¹ce Morza, nie uniknie tego nikt ze œmiertelnych; oni s¹ nieœmiertelni, nad nimi czas nie ma w³adzy! Po co maj¹ siк wpl¹tywaж w tк zawieruchк? Rzeczywiœcie wiкc wielka chwa³a tym, co walczyli i polegli w Œrуdziemiu! Dlatego ja do tych, co po zwyciкstwie odeszli za Morze, nie mam ¿adnych pretensji, nie - to ich sprawa. Ale ci, ktуrzy uciekli tchуrzliwie, ktуrzy ratowali swoj¹ nieœmiertelnoœж - do tych, rzecz jasna... Mogк zrozumieж Hadobarda. Torin ponuro milcza³, pochyliwszy g³owк. Krasnolud poczerwienia³, gryz³ wargi, ale nie mуg³ w ¿aden sposуb odpowiedzieж. - Dobra, zostawmy to - zaproponowa³ Hornborin, nape³niaj¹c kufle. - Wypijmy; ju¿ pora siк rozejœж, wkrуtce zacznie œwitaж. Napiкta cisza rozpad³a siк na poszczegуlne westchnienia ulgi, stukot kufli, brzкk naczyс i ciche s³owa. Folkowi w koсcu uda³o siк u³o¿yж Malca na ³awce i wreszcie mуg³ zmieniж niewygodn¹ pozycjк - przeci¹gn¹³ siк, rozprostowa³ œcierpniкte ramiona. Ostatnie s³owa Hornborina zakoсczy³y spуr. Zebrani znowu jedli, pili, zastanawiali siк, co bкd¹ robiж jutro, odpowiadali na pytania Torina, ktуry usi³owa³ siк dowiedzieж, czy jacyœ znani mu tangarowie przebywaj¹ w Annuminas. Pada³y nic niemуwi¹ce imiona i przezwiska, ktoœ skar¿y³ siк na sk¹pego w³aœciciela kuŸni, ktoœ narzeka³ na kiepski wкgiel, jakby wszyscy siк zmуwili, ¿e nie bкd¹ dzisiaj poruszaж najbardziej dra¿liwych problemуw. Zarzucali pytaniami rуwnie¿ Folka, ciekawi, jak siк sprawy maj¹ w jego rodzimym Hobbitonie. Kiedy ten opowiada³ o panuj¹cych w osadzie zwyczajach, s³uchali go, kiwaj¹c g³owami. Malec w tym czasie spokojnie drzema³, od czasu do czasu pochrapywa³, ale wtedy ktуryœ z najbli¿ej siedz¹cych towarzyszy bezceremonialnie tr¹ca³ go i chrapanie ustawa³o na jakiœ czas. Towarzystwo siedzia³o do pуŸna i kiedy krasnoludy zaczк³y jeden po drugim wychodziж, Folko zauwa¿y³, ¿e Torin ukradkiem wypytuje niektуrych, a potem zapisuje coœ na deseczce. Ws³uchawszy siк, zrozumia³, ¿e krasnolud zbiera adresy tych, ktуrzy w ogуle je maj¹. Tak by³o w przypadku Dorina, Hornborina, Opalonej Brody i jeszcze kilku innych; z pozosta³ymi Torin po¿egna³ siк, sk³adaj¹c zwyk³y, krasnoludzki pok³on. Wkrуtce w opustosza³ej gospodzie, prуcz kilku nocnych hulakуw, odpoczywaj¹cego przez chwilк patrolu i dwуch s³ug, pozostali tylko Folko, Torin i œpi¹cy Malec. - No to co, bracie hobbicie, idziemy na gуrк? - zaproponowa³ Torin. - Oczy ju¿ mi siк klej¹. - A co zrobimy z Malcem? - zapyta³ Folko, dotykaj¹c ramienia œpi¹cego. Malec odpowiedzia³ niezrozumia³ym mamrotaniem. - Zanieœmy go do nas. Przecie¿ go tu nie zostawimy! Przyjaciele z trudem dotaszczyli po w¹skich i stromych schodach niewysokiego, ale ciк¿kiego krasnoluda. W przestronnej izbie z du¿ym oknem, ktуr¹ wynaj¹³ dla nich Torin, znajdowa³y siк tylko dwa ³у¿ka, zmuszeni wiкc byli zrobiж dodatkowe pos³anie na pod³odze. - No to dobranoc - ziewn¹³ Torin. - Nareszcie jesteœmy w Annuminas... Ranek nastкpnego dnia zacz¹³ siк od k³opotуw z Malcem. Obudziwszy siк, ma³y krasnolud d³ugo nie mуg³ skojarzyж, gdzie siк znajduje i jak tu trafi³; w ogуle z wczorajszego wieczoru zachowa³ szcz¹tkowe wspomnienia. - Pos³uchaj, gdzie ty mieszkasz? - zapyta³ go Torin. - Nigdzie - odpowiedzia³ Malec smкtnie. - Nie mam pieniкdzy, gospodarz wyrzuci³ mnie po tej historii z toporem. - Krasnolud westchn¹³. - A topуr muszк przecie¿ jakoœ wykupiж. Gdziekolwiek bym poszed³, smutek dopadnie mnie wszкdzie. - Zacz¹³ zbieraж z pod³ogi jakieœ szmaty, zastкpuj¹ce mu odzienie. - Nie, ma³y. Wyrzuж to. Nie mogк patrzeж na tangara w takim stanie! - powiedzia³ Torin. - Gdzieœ to wygrzeba³? Zdj¹³eœ z jakiegoœ stra¿nika? - Kiedy siк biliœmy, rozdar³em jednemu p³aszcz - wyjaœni³ Malec. - Stra¿nik go wyrzuci³, a ja wzi¹³em; muszк siк przecie¿ w coœ odziaж... Torin, marszcz¹c siк, gwa³townie przeszukiwa³ swуj worek. - WeŸ to. - Poda³ mu ciemne ubranie. - Pуjdziesz dzisiaj do krawca, niech ci dopasuje. - Och, dziкki. - Malec zarumieni³ siк. - Odpracujк, Torinie, oddam, zobaczysz! Nie bкdziesz ¿a³owa³! - Dobra, dobra, zobaczymy - machn¹³ rкk¹ Torin. - Jeszcze jedno, ma³y. Trzymaj siк bli¿ej mnie i Folka, bo znowu coœ por¹biesz. Przynieœ tutaj swoje rzeczy, jeœli rzecz jasna, coœ ci jeszcze zosta³o. S¹dz¹c po ubiorze - niewiele. Malec oddali³ siк, przysiкgaj¹c wrуciж jak najszybciej. Minк³a chyba godzina, ktуr¹ spкdzili na porz¹dkowaniu rzeczy, gdy ktoœ zastuka³ do drzwi. - Otwarte! - krzykn¹³ Folko. Na progu pojawi³ siк Rogwold. - Witajcie, witajcie, przyjaciele! - Wygl¹da³ na bardzo zadowolonego. - Cieszк siк, ¿e was widzк, choж rozstaliœmy siк niedawno! Nasze sprawy s¹ w najlepszym porz¹dku, odda³em karze³ka pa³acowej ochronie do r¹k w³asnych, pogada³em z kim trzeba, napisa³em pilny list do Namiestnika - po starej znajomoœci uda³o mi siк umieœciж go w skrzynce ze szczegуlnie wa¿n¹ poczt¹, co znaczy, ¿e bкdzie przeczytany nie pуŸniej ni¿ za siedem dni. W pa³acu i kancelarii nadal mam niema³o dobrych znajomych i przyjaciу³, dowiedzia³em siк wszystkiego, wiкc nie powinniœmy mieж problemуw z audiencj¹. Wiedz¹, gdzie mieszkam, to dadz¹ nam znaж. A co u was? Urz¹dziliœcie siк? Wszystko w porz¹dku? - Chwa³a Durinowi - odpowiedzia³ Torin. - Co mamy teraz robiж, Rogwoldzie? Jak d³ugo bкdziemy czekaж? Powiedzia³eœ, ¿e co najmniej tydzieс, ale kiedy nas przyjm¹? - Nie wiem - wzruszy³ ramionami ³owczy. - Namiestnik nie lubi siк spieszyж... Dadz¹ znaж, nie martw siк. Ale trochк to, niestety, potrwa. Rozmawiali jeszcze d³ugo. Rogwold wypytywa³ Folka, czy podoba³o mu siк miasto, i mru¿y³ oczy z zadowolenia, gdy wys³uchiwa³ naiwnych zachwytуw hobbita. Wraz z Torinem powzdycha³ nad losem krasnoludуw, ktуre straci³y cel i sens ¿ycia, opowiedzia³ ostatnie nowiny. Nie zadziwia³y rу¿norodnoœci¹: na pу³nocnym wschodzie rozbito oddzia³ Angmarczykуw, zapкdziwszy ich do w¹skiego parowu; na po³udniu zbуjcy rozpкdzili ochronк i ograbili bogat¹ kupieck¹ karawanк; na wschodniej granicy po d³ugiej walce wybito, nie wiadomo sk¹d przyby³y, oddzia³ gуrskich trolli; mogli ³amaж bale go³ymi rкkami, ale pod gradem strza³ musieli siк poddaж. W Fornoœcie zg³adzono kilku handlarzy, ktуrzy skupowali od rozbуjnikуw zrabowany dobytek. Rogwold zauwa¿y³, ¿e sprawy naprawdк maj¹ siк lepiej - Angmarczykom i rozbуjnikom ci¹gle siedz¹ na karku dru¿yny Namiestnika, plony zebrano obfite i kr¹¿¹ s³uchy, ¿e w zimie zacznie siк wielkie polowanie na miejscowych bandytуw. Folko poczu³ wielk¹ ulgк. W tym czasie wrуci³ Malec, nios¹c na grzbiecie ciк¿ki, brzкcz¹cy stal¹ skуrzany miech ze swoim dobytkiem. Usadowi³ siк w k¹cie i od razu wytrz¹sn¹³ na pod³ogк mnуstwo mieczy, sztyletуw i niewielkich siekier rу¿nej wielkoœci; wszystko bardzo starannie wykonane ze œwietnej krasnoludzkiej stali o b³кkitnawym odcieniu. Wkrуtce przez drzwi zajrza³ piegowaty, chudy ch³opiec s³u¿¹cy i zaprosi³ goœci na œniadanie. Zeszli na dу³. Po posi³ku Folko zauwa¿y³, ¿e p³ac¹c, Torin jakoœ dziwnie poruszy³ wargami; hobbita nieprzyjemnie uk³u³a myœl, ¿e ¿yje na koszt przyjaciela. Malec pozosta³ w izbie, dojadaj¹c œniadanie, a Torin i Folko wyszli, ¿eby odprowadziж Rogwolda, ktуry spieszy³ siк do domu. - Przestaс, dok¹d tak pкdzisz! - chcia³ zatrzymaж druha Torin. - PosiedŸ jeszcze z nami, pogadamy, napijemy siк piwka... - Nie mogк, przyjaciele, nie mogк. Wybaczcie wielkodusznie. Ale z Oddrun, no wiecie, jak to jest... Roz³o¿y³ rкce, demonstruj¹c w³asn¹ bezsilnoœж. - Co to za jedna, do licha!? - wybuchn¹³ Torin. - PrzepкdŸ j¹ na cztery wiatry! Od czasu gdy tu przyjechaliœmy, jesteœ zupe³nie inny! Co to, zabrania ci widywaж siк z nami? Czy mo¿e powinieneœ siк jej opowiadaж, dok¹d idziesz i z kim siк spotykasz?! Rogwold uniуs³ g³owк i spojrza³ smкtnie na Torina. Na jego ustach pojawi³ siк s³aby uœmiech. - Nie s¹dŸ pochopnie, przyjacielu Torinie - powiedzia³ cicho. - Czy potrafisz sobie wyobraziж, jak smutny jest powrуt do domu po miesi¹cach wкdrуwek po g³uchych lasach i b³otach, do pustego i zimnego domu, gdzie wszystko pokry³a gruba warstwa kurzu? Oddrun te¿ nie by³o lekko w tym ¿yciu, pуki nie przysta³a do mnie... Nie chcк jej sprawiaж przykroœci. Jestem ju¿ stary, przyjaciele, stary, dzieci nie mam, wiкc ¿yjemy tak sobie razem. Przynajmniej ktoœ na mnie czeka po podrу¿y. Tak wiкc nie myœl, ¿e jestem œlepy, Torinie. Krasnolud wzruszy³ ramionami, ale nie odpowiedzia³. Folko poczu³, ¿e kiedy patrzy na oddalaj¹cego siк ulic¹ ³owczego, nap³ywaj¹ mu do oczu ³zy wzruszenia. Jak mu pomуc? Z ty³u da³ siк s³yszeж jakiœ ha³as. Hobbit odwrуci³ siк i zobaczy³ Malca; by³ w skromnym, ale porz¹dnym ubraniu, ju¿ dopasowanym do sylwetki. Do szerokiego skуrzanego pasa mia³ przytroczony miecz w czarnej pochwie oraz krуtki sztylet. - No, teraz ca³kiem, ca³kiem - pochwali³ go Torin, przyjrzawszy siк tak odmienionemu towarzyszowi. - Jakie masz plany, tangarze? - Co tu myœleж: gdzie wy, tam ja - odpowiedzia³ Malec bez chwili zw³oki i skrzy¿owa³ rкce na rкkojeœciach broni. Dopiero teraz Folko zauwa¿y³, ¿e Malcowi u lewej d³oni brakuje dwуch palcуw: ma³ego i serdecznego; drgn¹³, patrz¹c na nienaturalnie g³adkie kikuty, lecz nie zadawa³ ¿adnych pytaс. - Rozumiem, ¿e bкdziecie musieli siк biж - ci¹gn¹³ Malec. - Nie wiem na razie, z kim, ale ktokolwiek to bкdzie - jestem z wami. Nie zwa¿ajcie, ¿e jestem ma³y. Poka¿к wam sztuczkк z mieczami... - Poczekaj, chodŸmy na podwуrko... Malec nagle przysiad³, wyda³ z siebie rozpaczliwe, przeszywaj¹ce wycie i gwa³townie siк wyprostowa³. Folko nie mуg³ rozrу¿niж ruchуw jego r¹k - by³y b³yskawiczne; ostrza œmiga³y w promieniach niezbyt mocnego jesiennego s³oсca. W nastкpnej sekundzie powietrze przed Malcem wype³ni³y œwist i b³ysk wœciekle wiruj¹cej stali. Przeguby ma³ego krasnoluda krкci³y siк, a rкce przy tym pozostawa³y niemal nieruchome. Nie da³oby siк podejœж do niego w tej chwili. Ma³y krasnolud zrobi³ krok do przodu i w tej samej chwili jego prawa rкka, niczym proca, wystrzeli³a do przodu z szybkoœci¹ rzucaj¹cej siк na zdobycz ¿mii, b³кkitnawa b³yskawica jego miecza œmignк³a w gwa³townym uderzeniu i natychmiast wrуci³a za zas³onк z wiruj¹cego ostrza sztyletu, os³aniaj¹cego cia³o Malca. To ostrze jakby ¿y³o swoim w³asnym ¿yciem... Os³upia³y Folko patrzy³ na niebywa³e widowisko, podobnie jak i inni widzowie, ktуrzy wziкli siк nie wiadomo sk¹d. Torin chrz¹kn¹³ z aprobat¹. - No jak? - zapyta³ Malec niecierpliwie, opuœciwszy rкce. Zebrani nagrodzili go gromkimi okrzykami. Ma³y krasnolud natychmiast odwrуci³ siк i uroczyœcie podziкkowa³ wszystkim, nisko k³aniaj¹c siк, z rкkoma przyciœniкtymi do piersi. - Wspania³e! - powiedzia³ Folko. - Gdzie siк tego nauczy³eœ, Ma³y? - Rozumiesz, w dzieciсstwie by³em znacznie s³abszy od swoich rуwieœnikуw, na dodatek, widzisz, zosta³em zasypany w sztolni, zmia¿d¿y³o mi palce... nie potrafiк trzymaж topora jak nale¿y, musia³em жwiczyж z mieczami. Krasnoludy nie bardzo szanuj¹ podobne umiejкtnoœci, uwa¿aj¹, ¿e takie coœ - wykona³ kilka krуtkich wypadуw - to domena s³abych. Do hirdu mnie nie wziкli, wiкc sam do wszystkiego doszed³em. Torin z toporem przeciwko mojemu toporowi to, rzecz jasna, jak taran przeciwko trzcince. - Nie b¹dŸ taki skromny - wtr¹ci³ siк Torin. - Ale na miecze pokonam ka¿dego! - No to mo¿e poжwiczysz z naszym m³odym hobbitem? - Na ramieniu Folka spoczк³a d³oс Torina. - On lubi w tawernie pomachaж sobie mieczem. - Torinie! - jкkn¹³ Folko. - Dlaczego nie! Podejmujк siк! - Malec uwa¿nie przypatrywa³ siк hobbitowi. - Wygl¹dasz mi, Folko, na zrкcznego, szczup³ego i ruchliwego. Sprуbujemy zrobiж z ciebie wojownika. Tak zaczк³o siк ich ¿ycie w Annuminas. Na razie hobbit nie mуg³ uskar¿aж siк na los. Nikt nie kaza³ mu wstawaж skoro œwit i nie pкdzi³ do roboty, nikt nie donosi³ na niego, nikt nie targa³ za uszy. On i Torin wstawali wczeœnie, umyœlnie zostawiaj¹c okna na noc otwarte, ¿eby budzi³y ich pierwsze promienie s³oсca. Potem myli siк, budzili Malca, ktуry jak zwykle chrapa³, i szli na œniadanie. PуŸniej Folko i ma³y krasnolud udawali siк na tylne podwуrko, gdzie hobbit a¿ do wyczerpania жwiczy³ z ciк¿kimi drewnianymi mieczami, a Torin w tym czasie zazwyczaj zamyka³ siк w izbie i czyta³ Czerwon¹ Ksiкgк, robi¹c jakieœ notatki. Potem wracali zmкczeni i spoceni Folko z Malcem. Hobbit ledwo pow³уczy³ nogami, dowleka³ siк z trudem do ³o¿a i zazwyczaj wali³ siк na nie jak k³oda. Jego rкce i nogi pokrywa³y siniaki. Malec, ktуry ci¹gle by³ na utrzymaniu Torina, stara³ siк z ca³ych si³ i nie pob³a¿a³ hobbitowi, ucz¹c odpieraж najszybsze i najbardziej perfidne ciosy; zmusza³ go do walki drewnianym mieczem, o wiele ciк¿szym ni¿ prawdziwy. Do bуlu od uderzeс do³¹czy³y urazy nieprzyzwyczajonych do takiego obci¹¿enia stawуw. Nie by³o ³atwo wytrzymaж to wszystko, jednak¿e hobbit okaza³ siк wytrwa³ym uczniem, o wiele wytrwalszym, ni¿ sobie wyobra¿a³; w najciк¿szych chwilach, kiedy przed oczami miga³y mu zielone i czerwone krкgi, a z daleka dociera³ z³y i ochryp³y, rozkazuj¹cy g³os ma³ego krasnoluda, w œwiadomoœci Folka pojawia³ siк garbus. Wtedy mocniej zaciska³ zкby, a rкce, ktуre ju¿ omdlewa³y, nagle unosi³y w gуrк ciк¿ki drewniany miecz. Odpocz¹wszy, Folko zazwyczaj wyrusza³ na przechadzkк po mieœcie wraz z Torinem i Malcem. Po Annuminas mo¿na by³o wкdrowaж bez koсca: ¿aden dom nie stanowi³ kopii innego, ka¿dy czymœ siк wyrу¿nia³ i odrу¿nia³ od pozosta³ych. Znajdowa³y siк tu domy z wie¿yczkami i z kolumnami, z kamiennymi pos¹gami i mozaikami na ca³¹ szerokoœж œciany; domy z oknami pу³okr¹g³ymi i ostro³ukowymi, z kamiennymi i ¿elaznymi gankami, domy z rzeŸbionymi ok³adzinami okien i kalenicami, przypominaj¹ce wiejskie chaty. Rу¿ne by³y te¿ brukowane ulice: w centrum miasta wy³o¿ono je szerokimi szeœciok¹tnymi p³ytami w szarym kolorze, wypolerowanymi do po³ysku; przy czym zosta³y one wyciкte z tak odpornego na œcieranie kamienia, ¿e ani kopyta, ani ko³a nie zostawia³y na nich najmniejszej rysy. Inne ulice zosta³y pokryte drobnym jasnorу¿owym kamieniem, rozdzielonym szeregami czarnego; rу¿nokolorowe linie przeplata³y siк, tworz¹c skomplikowany ornament. Widywa³ tak¿e idealnie œnie¿nobia³e kwadraty, co rano szorowane do po³ysku przez specjalne dru¿yny sprz¹taczy. Folko dawno ju¿ straci³ rachubк, usi³uj¹c zapamiкtaж wszystkie rodzaje brukуw w tym zadziwiaj¹cym mieœcie. W obrкbie dzielnic czкsto trafia³y siк przestronne sady, teraz, niestety, ponure i ogo³ocone z liœci. Przez sploty nagich ga³кzi widaж by³o ciemne powierzchnie stawуw, po ktуrych niespiesznie p³ywa³y majestatyczne, podobne do ³abкdzi ptaki o rу¿owym upierzeniu. Na miejskich placach, bez wzglкdu na pogodк, sypa³y srebrnymi iskrami wysokie fontanny; szemrz¹c, woda œcieka³a specjalnymi kana³ami, wy³o¿onymi czarnym i per³owym marmurem. Hobbit wstкpowa³ do mrocznych sklepikуw z antykami, jego d³onie ostro¿nie dotyka³y ok³adek starych folia³уw, o wiele starszych ni¿ te przechowywane w bibliotece rodzinnego Brandy Hallu, a wiele z nich w ogуle napisanych by³o w nieznanych Folkowi jкzykach. Ostatecznie cicho wzdycha³ i ostro¿nie odk³ada³ ksiкgi na miejsce, odprowadzany nieprzychylnymi spojrzeniami handlarzy. Krasnoludy nie podziela³y jego zainteresowaс. Torinowi wystarcza³a Czerwona Ksiкga, Malec natomiast w ogуle twierdzi³, ¿e czytanie psuje wzrok. Natomiast nie da³o siк ich odci¹gn¹ж od kramуw, gdzie handlowano artyku³ami ¿elaznymi, zw³aszcza broni¹. Obaj tangarowie mogli godzinami grzebaж w ha³dach stali i palce ich nabywa³y tej miкkkoœci i delikatnoœci, co rкce Folka, kiedy przek³ada³ sztywne, pergaminowe kartki. W takich chwilach zupe³nie ich nie rozumia³ - ¿onglowali niezrozumia³ymi s³owami, z b³yskiem w oku ogl¹dali jakieœ ostrze lub zachwycali siк szczegуlnie wymyœlnym wzorkiem na klindze, ktуry œwiadczy³ o mistrzostwie kowala. Znali cechy wszystkich p³atnerzy swojego narodu i najlepszych kowali wœrуd ludzi. W tych kramach hobbit ziewa³, stoj¹c z boku. Potem budzi³ siк w nich apetyt i wstкpowali do jednego z licznych szynkуw, gdzie zawsze witano ich z radoœci¹ i wspaniale ugaszczano. A w dodatku trafiali najczкœciej na towarzystwo krasnoludуw, na rozmowach z ktуrymi przyjemnie mija³ czas, i wymieniano najnowsze wiadomoœci; czasem wybucha³y spory, jednak¿e teraz krasnoludy stara³y siк trzymaж nerwy na wodzy. Nie przyzwyczaili siк do pozostawiania toporуw w domach i jakby siк zmуwili, nosili teraz w nadmiarze wszelak¹ inn¹ broс, co chwilami wywo³ywa³o wrкcz komiczny efekt. Kilka razy Folko zauwa¿y³, ¿e Torin ukradkiem rozmawia z ktуrymœ z napotkanych krasnoludуw, robi¹c jakieœ notatki w swojej ksi¹¿eczce. Rogwold nie zapomina³ o nich przez ca³y ten czas. By³y setnik wstкpowa³ do przyjaciу³ co dwa, trzy dni, informuj¹c, jak ma siк sprawa z ich petycj¹ o audiencjк, jednak nigdy nie pozostawa³ d³ugo. Mija³y dni, min¹³ wrzesieс, up³ywa³a druga dekada paŸdziernika, nad miastem coraz czкœciej wy³ zimny pу³nocny wiatr i hobbit musia³ wyci¹gn¹ж ciep³y p³aszcz - jesieс w Annuminas okaza³a siк o wiele ch³odniejsza ni¿ w Hobbitonie. Nie by³o tu bariery w postaci d³ugich falistych szeregуw wzgуrz, ktуre os³ania³y ojczyznк Folka od pу³nocy, dlatego w arnorskiej stolicy oddech lodowatych pustyс dawa³ siк odczuж o wiele mocniej. Potem hobbit wspomina³ owe czasy jako najlepsze, najjaœniejsze i najradoœniejsze w swoim ¿yciu. Wszystkie troski i lкki minк³y, wieœci z granic nie by³y tak niepokoj¹ce jak dawniej i Folko, uko³ysany sta³ym widokiem spokojnego, pewnego siebie i swej mocy Pу³nocnego Krуlestwa, niemal zapomnia³ o chwilach trwogi i rozpaczy, ktуre kiedyœ prze¿ywa³. Nie chcia³o mu siк teraz nigdzie ruszaж z tego miasta, a czasem, wstydz¹c siк swoich myœli, marzy³, by osiedliж siк w bajkowym mieœcie na zawsze, wraz z przyjaciу³mi, i wieœж ¿ywot, pozbawiony smutkуw i lкkуw. Ale beztroskie ¿ycie zawsze siк kiedyœ koсczy. Torin coraz czкœciej wzdycha³, marszcz¹c brwi, kiedy zagl¹da³ do trzosu. Pewnego razu Folko przypadkowo us³ysza³ niezbyt g³oœn¹ rozmowк na podwуrzu, kiedy wraca³ do izby po kolejnej lekcji z Malcem. G³osy rozlegaj¹ce siк za rogiem sprawi³y, ¿e zatrzyma³ siк. - Jak ciк przyj¹³ Eymund? Bardzo ciк chwali³ - powiedzia³ Rogwold. - Przyj¹³ bardzo dobrze - odpar³ Torin. - W sumie nie jest tam Ÿle, pracowaж mo¿na. S¹ znakomite klingi, ale ma³o jest dobrego ¿elaza, i niemal nikt nie potrafi dobrze zahartowaж stali. Zreszt¹, teraz zajmuj¹ siк przede wszystkim naprawami. £atam kolczugi, lutujк he³my. Weso³o nie jest, ale dobrze p³ac¹. - Cу¿, rad jestem, ¿e mog³em ci jakoœ pomуc... Wkrуtce rozeszli siк, a Folko d³ugo jeszcze sta³ za rogiem z p³on¹cymi ze wstydu policzkami. Torin musi zarabiaж na ¿ycie! A oni z Malcem wisz¹ mu u szyi; nic nie robi¹, ¿eby siebie wy¿ywiж! Ale nic to. Od dzisiejszego dnia bкdzie inaczej, pomyœla³ hobbit, zaciskaj¹c zкby. Ich ¿ycie zmieni³o siк teraz. Torin znika³ na ca³y dzieс i wraca³ dopiero pod wieczуr, zmкczony, z twarz¹ pokryt¹ sadz¹, a na jego rкkach pojawi³y siк œwie¿e oparzenia. Folko, milcz¹c, cierpia³, i mimo ¿e siк bardzo stara³, nie zdo³a³ znaleŸж dla siebie ¿adnej roboty. Malec zaœ ¿y³ sobie beztrosko i nie martwi³ siк niczym, uwa¿aj¹c zapewne, ¿e tak w³aœnie powinno byж. Jednak¿e los w koсcu uœmiechn¹³ siк do hobbita. Niespodziewanie znalaz³ to, czego potrzebowa³. Pewnego razu - rzecz siк mia³a w po³owie paŸdziernika, mniej wiкcej tydzieс po tym, jak Torin zatrudni³ siк w warsztacie p³atnerskim - Folko i Malec, skoсczywszy lekcjк, udali siк do ober¿y, ¿eby coœ przek¹siж. Czekaj¹c, a¿ przynios¹ im skromny posi³ek, hobbit obserwowa³, co siк dzieje w kuchni. Dwoje s³ug zajmowa³o siк dopiero co przywiezionymi grzybami. Folko wprost je uwielbia³. Kiedy siк wreszcie na nie doczeka³, ju¿ po pierwszym kкsie by³ rozczarowany. Czego jak czego, ale grzybуw nie umiano tutaj przyrz¹dzaж. To, co wychodzi³o spod r¹k miejscowych kucharzy, nawet nie przypomina³o owych wyrafinowanych daс, zaprawek i sosуw, przyrz¹dzanych przez hobbickie gospodynie. Folko skrzywi³ siк i splun¹³ ukradkiem, co zauwa¿y³ przechodz¹cy nieopodal ober¿ysta. - Cу¿ to, szanowny hobbicie, czy¿by grzybki nie posmakowa³y? - zapyta³ oburzony. - Nie ma co ukrywaж, rzeczywiœcie nie nadaj¹ siк do jedzenia! - paln¹³ Folko, - Mo¿e Dryblasom, to znaczy ludziom, smakuje, ale w Hobbitonie nawet psom czegoœ takiego by siк nie da³o. - Ach tak?! A jak nale¿y je, twoim zdaniem, przyrz¹dzaж? Mo¿e nauczysz nas, g³upcуw, drogi mistrzu? - Zdenerwowany ober¿ysta nawet zapomnia³, ¿e zawsze przedtem u¿ywa³ formy „wy”. - Mogк nauczyж... jeœli dogadamy siк co do ceny! - Hobbit zmru¿y³ oczy. By³ ju¿ gotowy pod niebiosa wychwalaж m¹droœж wujaszka Paladyna, ktуry nie szczкdz¹c obelg i klapsуw, wprowadzi³ swojego niezbyt pilnego siostrzeсca w arkana sztuki kucharskiej. Przybili z ober¿yst¹. Folko przypasa³ pospiesznie przyciкty fartuch i wzi¹³ siк do roboty. Przede wszystkim, sam dziwi¹c siк swojej nieustкpliwoœci, pogoni³ s³u¿¹cych na targ po wybrane zio³a, ka¿¹c kupowaж je u przyby³ych na targ hobbitуw, natomiast sam przebra³ grzyby i zala³ wod¹. Mкczy³ siк z tym doœж d³ugo, robi¹c skomplikowane mieszanki, mocz¹c i odciskaj¹c, gotuj¹c i przyprawiaj¹c; od pieca odszed³ dopiero przed œwitem. Natomiast nastкpnego ranka ober¿ysta, ostro¿nie i nieufnie w³o¿ywszy do ust pierwsz¹ ³y¿kк przygotowanego dania, tylko wywrуci³ oczami, a potem, nawet tego nie zauwa¿aj¹c, wymiуt³ ca³y talerz. - Pos³uchaj mnie, czcigodny mistrzu Folko - uczepi³ siк hobbita natychmiast po serii d³ugich i g³oœnych ochуw i achуw. - Zacznij pracowaж dla mnie, co? Takich sosуw i solonek nie uœwiadczysz nigdzie w Annuminas! A ja ci zap³acк sprawiedliwie... Nie skrzywdzк! Folko najpierw opiera³ siк, chc¹c wytargowaж jak najlepsze warunki, potem wyrazi³ zgodк i wkrуtce ober¿a „Pod Rogiem Aragorna” nie mog³a narzekaж na brak goœci. Folko okaza³ siк wspania³ym kucharzem - teraz, w³adczo usun¹wszy najpierw z kuchni samego gospodarza, przypomina³ sobie wszystko, czego nauczy³a go ciotunia. W koсcu nasta³ ten dzieс, kiedy hobbit, zarumieniony z dumy, z obojкtn¹ min¹ po³o¿y³ przed oniemia³ym Torinem ciк¿ki trzosik ze z³otymi monetami. Zapracowani, ledwie zauwa¿yli, ¿e mija paŸdziernik; teraz Folkowi rzadko udawa³o siк wyrwaж na spacer po cudownym mieœcie, z trudem wykrawa³ czas na codzienne zajкcia z Malcem, ktуry nadal nie chcia³ nawet s³yszeж o ¿adnej pracy. Jednak¿e jego lenistwo nie by³o uci¹¿liwe; mia³ weso³e usposobienie, niewyczerpany zapas œmiesznych opowieœci i wykazywa³ siк nieporуwnywalnym mistrzostwem walki, ktуre z takim trudem opanowywa³ hobbit. Ich sprawy teraz uk³ada³y siк lepiej, ale termin audiencji u Namiestnika ci¹gle nie by³ znany; Folko, zmкczony ¿yciem „nie na w³asnych œmieciach”, rozmyœla³, czy nie by³oby lepiej kupiж sobie jakiœ domek, zamiast ³o¿yж tak ciк¿ko zapracowane pieni¹dze na wynajmowanie kwatery. ZaprzyjaŸni³ siк ju¿ z w³aœcicielem ober¿y „Pod Rogiem Aragorna”, ktуry bardzo sobie ceni³ niedu¿ego pomocnika. Kiedy ober¿ysta mia³ wyj¹tkowo dobry humor, po przeliczeniu dziennego utargu, hobbit, jakby zupe³nie nie przydaj¹c temu znaczenia, zapyta³ czcigodnego gospodarza, czy nie wie, gdzie mo¿na by znaleŸж skromny lokal dla trzech osуb. - Folko, no co ty?! Folko? - natychmiast wystraszy³ siк gospodarz. - Czy¿byœ chcia³ odejœж?... Czy ja ciк jakoœ skrzywdzi³em? Jeœli tak, wybacz mi, proszк! Mo¿e ciк te k³aczaste uszy skusi³y do „Gwiazdy Arwen”? Wys³uchawszy wyjaœnieс hobbita, na chwilк zamyœli³ siк, a potem nagle plasn¹³ d³oni¹ w czo³o. - Pos³uchaj!... ChodŸ no ze mn¹!... Wyszli na podwуrko ober¿y, gdzie z boku, w pewnym oddaleniu od szop i magazynu, wœrуd rozroœniкtego g³ogu, sta³ niewielki, lekko pochylony budynek, najbardziej przypominaj¹cy spichlerz, tyle ¿e nie drewniany, lecz murowany. - Oto!... - powiedzia³ z dum¹ gospodarz. - Mo¿na tu mieszkaж! Bкdzie œwietny domek, tylko trochк trzeba siк przy³o¿yж do remontu... Folko ostro¿nie zajrza³ do wnкtrza. Rozeschniкte drzwi zaskrzypia³y ¿a³oœnie, ko³ysz¹c siк na jednym zawiasie, okna by³y wy³amane, pod³oga siк zapad³a. Zamiast pieca widnia³a sterta kamieni. - Trzeba tu trochк popracowaж, na pewno nikt nie powie, ¿e to pa³ac - ci¹gn¹³ ober¿ysta. - Ale jeœli wszystko odnowicie, sprzedam go wam, oddam prawie za darmo... i wymieni³ rzeczywiœcie bardzo nisk¹ cenк. Niewiele myœl¹c, Folko pogna³ do Torina. Wiele widzia³y oczy krasnoluda, ale a¿ stкkn¹³, gdy zobaczy³ ruderк. Pogwizduj¹c pod nosem, Torin starannie obejrza³ wszystkie k¹ty, potem, nie odzywaj¹c siк, klepn¹³ Folka w ramiк i odwrуci³ siк do gospodarza: - Bierzemy. Za trzy dni wszystko bкdzie jak nowe. Puœciwszy oko do zdumionego hobbita, szybkim krokiem wyszed³ na ulicк. Po chwili wrуci³, a minк mia³ bardzo zadowolon¹. - Potem pytania, potem - zbywa³ ciekawego szczegу³уw hobbita. - Niech tylko minie noc, ranek da rad moc, jak mawia³ stary Gandalf... Nastкpnego dnia, kiedy Folko z Malcem koсczyli kolejn¹ lekcjк, hobbit zobaczy³, ¿e po ich ulicy wкdruje oko³o tuzina krasnoludуw; rozgl¹dali siк wokу³, jakby czegoœ szukali. - Widzia³eœ? - odezwa³ siк Torin. - To jedenastu braci Gungnirуw, mia³em wczoraj fart, ¿e ich spotka³em. Pomog¹ nam. Folko, targany w¹tpliwoœciami, przyjrza³ siк wal¹cym do drzwi ober¿y braciom: wygl¹dali na trochк „wymiкtych”, a jeden z nich, podtrzymywany za ³okcie, usi³owa³ przez ca³y czas oprzeж siк o cokolwiek i zasn¹ж; gdy tylko udawa³a mu siк ta sztuka, nawet na chwilк, natychmiast dawa³ siк s³yszeж odg³os pracuj¹cych na ca³ego kowalskich miechуw, starych na dodatek i dziurawych: pochrapywanie krasnoluda rozlega³o siк w ca³ym domu. - To nic, nie zwracaj uwagi. - Torin dostrzeg³ pe³ne w¹tpliwoœci spojrzenie hobbita. - Oni tylko teraz tak wygl¹daj¹, ale jak ju¿ siк wezm¹ do pracy, nie poznasz ich. Ten, ktуrego prowadz¹ pod rкce, to wielki znawca kanonуw rzeŸby, nie znam lepszego. A kanony, bracie, to taka rzecz... - Krasnolud nagle przerwa³ i podrapa³ siк po g³owie, chyba przypomnia³ sobie coœ, o czym dawno chcia³ zapomnieж. Tymczasem zgodn¹ gromad¹ dotar³o do nich jedenastu braci, s¹dz¹c po zachowaniu, zd¹¿yli ju¿ tego ranka uradowaж brzuchy mocnym piwem, ktуrego aromat roztacza³ siк wokу³. Niektуrzy byli nieco osowiali i œpi¹cy; ci najwyraŸniej z du¿ym trudem oderwali siк od sto³u. Najstarszy z braci, niem³ody ju¿ krasnolud z posiwia³¹ brod¹ i œwie¿ym zadrapaniem na uchu, ha³aœliwie powita³ Folka i Torina, ktуrzy bez d³u¿szego gadania poprowadzili gromadк do zakupionego domku. Na jego widok bracia podzielili siк w ocenach: czкœж drapa³a siк po g³owach, czкœж po brodach, wiкkszoœж na dodatek wypowiedzia³a nieokreœlone „taaa...”, po czym zaczкli bez zw³oki rozwi¹zywaж swoje obszerne worki, w ktуrych mieli wszystko, czego potrzebowali do pracy. Folko przygl¹da³ siк z niedowierzaniem - w Hobbitonie takich pata³achуw gromadnie wygnano by z podwуrka, nie pozwoliwszy wesolutkim mistrzom przyst¹piж do pracy. Jednak¿e Torin nawet nie mrugn¹³ okiem. I rzeczywiœcie, wystarczy³o, ¿e bracia zabrali siк do roboty, by niepo¿¹dane efekty zniknк³y jak rкk¹ odj¹³. Nie byli ju¿ senni i nieruchawi, wzrok, cudownym sposobem, przejaœni³ siк, a robota zawrza³a. Tylko znawca kanonуw siedzia³, opar³szy siк plecami o stary g³уg, oœwiadczy³ wszem i wobec z niezachwian¹ pewnoœci¹ siebie, ¿e nosiж kamieni wcale nie zamierza, a najlepsze, co mo¿e zrobiж, to zaj¹ж siк swoj¹ prac¹. Najstarszy z Gungnirуw coœ szepn¹³ na ucho dwуm m³odszym, ci znikli na chwilк, po czym wrуcili, taszcz¹c na plecach olbrzymi¹ dкbow¹ k³odк. Po³o¿yli j¹ przed uparciuchem i bez s³owa przy³¹czyli siк do pozosta³ych braci. - Co on bкdzie robi³? - zapyta³ szeptem Torina hobbit. - Jak to?! Schronienie ka¿dego prawdziwego tangara musi zdobiж wizerunek Œwiкtej Brody Durina. Har Gungnirling, mуwi³em ci, jest najlepszym rzeŸbiarzem brody w Gуrach B³кkitnych! Brodк mo¿na rzeŸbiж dok³adnie wed³ug kanonu, ka¿dy w³osek i ka¿dy lok jest od dawna obliczony i poœwiкcony... To wielka sztuka! Zreszt¹, doœж tego gadania, zabierajmy siк i my do roboty, bracie hobbicie, nie wypada staж z boku! PуŸniej Folko nieraz przyznawa³, ¿e bez braci Gungnirуw nigdy nie uda³oby siк im doprowadziж do u¿ywalnoœci zakupionego domu. Krasnoludy wyrzuci³y wszystkie œmiecie, wy³ama³y ze œcian spкkane kawa³ki, a potem na podwуrze zajecha³ wy³adowany kamieniami wуz i budowniczowie wziкli siк za kamieniarskie m³otki. W tym czasie Har pokry³ wszystko doko³a warstw¹ br¹zowych wiуrуw, a Œwiкta Broda Durina przybra³a wygl¹d sp³aszczonej jaszczurki z oderwanymi ³apami, jak - bez specjalnego szacunku - myœla³ o niej hobbit. Minк³y trzy dni ciк¿kiej pracy, czasem tylko przerywanej turkotem kolejnego anta³ka piwa, wytaczanego z piwnicy przez czujnego Torina. Wkrуtce rudera zmieni³a siк nie do poznania. W k¹cie bracia postawili wymyœlne palenisko z kunsztownie wykut¹ krat¹, u³o¿yli now¹ pod³ogк, wstawili ramy i szyby, naprawili œciany, pod³o¿yli pod rogi budynku ogromne g³azy, ¿eby nic siк nie wali³o i nie osiada³o, a na nowych, rуwnie¿ dкbowych drzwiach uroczyœcie umocowano wielk¹ na pу³ s¹¿nia Œwiкt¹ Brodк Durina. Tego samego wieczora Torin, Folko i Malec w milczeniu patrzyli na pl¹saj¹ce w kominie ich nowego domu jкzyczki ognia. Hobbit dozna³ dziwnego wra¿enia - po raz pierwszy czu³ siк gospodarzem, prawowitym w³aœcicielem domu; by³o to przyjemne, ale jakieœ dziwne przeczucie, nagromadzone w duszy, podpowiada³o mu, ¿e nied³ugo tu miejsce zagrzeje, nied³ugo...

10 NAMIESTNIK Mija³ paŸdziernik, zimny suchy wiatr dawno ju¿ zerwa³ ostatnie bure liœcie z poczernia³ych ga³кzi drzew, a po jasnym, czystym niebie ci¹gnк³y setki b³кkitnawych smug dymu. Na ulicach Annuminas coraz czкœciej mo¿na by³o spotkaж wozy wy³adowane drwami; wszelkie znaki zwiastowa³y d³ug¹ i ciк¿k¹ zimк. Nieliczne ka³u¿e na podwуrzu ober¿y ju¿ zamarz³y. Trуjka przyjaciу³ mieszka³a w nowym domu. ¯ycie p³ynк³o im spokojnie i niespiesznie. Torin ci¹gle macha³ m³otem w kuŸni, Folko w pocie czo³a krкci³ siк przy piecu w ober¿y. Malec uczy³ hobbita sztuki walki i wylicza³ zalety piwa w rу¿nych zajazdach stolicy. Hobbitowi podoba³o siк to nowe swobodne ¿ycie i w duchu z lekkim uœmieszkiem przypomina³ sobie w³asne naiwne marzenia, gdy z mieczem przy pasie, w targanym przez wiatr p³aszczu jecha³ prowadz¹c¹ na pу³noc drog¹ do Wrуt Bucklandu. Jak poprzednio, czкsto odwiedza³ przyjaciу³ Rogwold, ale ich sprawa na dworze Namiestnika wcale nie posuwa³a siк do przodu, i hobbit nawet cieszy³ siк z tego. Wszystko jeszcze przed nimi! Torin rozwa¿a marsz do Morii... To dobrze, rzecz jasna, ale bкdzie lepiej, jeœli wyprawa zostanie od³o¿ona na pуŸniej. Annuminas to takie wspania³e miasto! Folko by³ szanowany i ceniony w ober¿y, jego umiejкtnoœci przyci¹gnк³y wielu nowych goœci; gospodarz okaza³ siк sprawiedliwy i hobbit nie mуg³ siк uskar¿aж na brak pieniкdzy. Pewnego dnia odwiedzi³a ich starszyzna cechu kucharzy stolicy, skosztowa³a przygotowanych przez hobbita potraw i wkrуtce Folko, wp³aciwszy odpowiedni¹ kwotк, sta³ siк pe³noprawnym cz³onkiem tego znakomitego bractwa, z pominiкciem okresu ucznia i czeladnika. Nie bez dumy nosi³ wiкc teraz na rкkawie kurtki i p³aszcza herb cechu: stoj¹cy na ogniu trуjnуg na czarnym polu wyd³u¿onej tarczy, podtrzymywanej z obu stron przez barana i byka. Przez miasto przetoczy³y siк jesienne jarmarki, gromadz¹ce t³umy z ca³ego Krуlestwa - od Gуr Ksiк¿ycowych do Mglistych i od pу³nocnego skraju Wzgуrz Evendim do Po³udniowych Wzniesieс. Do Miasta ze wszystkich stron przyby³o jeszcze wiкcej krasnoludуw, niektуrzy przyjechali a¿ z Ereboru. Pojawili siк rуwnie¿ hobbici. Nieœmia³o okupowali k¹ty ogromnego placu targowego, niepewni, z doœж œmiesznymi minami. Kiedy Folko zbli¿y³ siк do nich, ¿eby poplotkowaж i trochк siк pochwaliж, w porz¹dnym miejskim odzieniu, z herbem cechu, mieczem przy pasie, wywo³a³ burzк pe³nych zachwytu ochуw i achуw. Dowiedzia³ siк, ¿e w jego ojczyŸnie wszystko idzie po staremu, a znajomy hobbit z Bucklandu opowiedzia³, ¿e rodzina mocno siк zasmuci³a, gdy jej nieprzystosowana latoroœl zaginк³a, wujaszek zaœ przykaza³ wszystkim mieszkaсcom Bucklandu, jeœli gdziekolwiek spotkaj¹ Folka, przekazaж mu, ¿e nikt siк na niego nie gniewa i wszyscy oczekuj¹ jego powrotu. Nie mo¿na powiedzieж, by Folka nie poruszy³y te wieœci. Nie, czasem i on odczuwa³ tкsknotк, gdy wspomina³ stare œciany Brandy Hallu, potк¿n¹ Brandywinк pod oknami, goœcinn¹ karczmк w Spichlerzach i towarzyszy z okolicznych farm. Ale zdarza³o siк to nieczкsto - hobbita poci¹ga³o inne ¿ycie. Ten dzieс zapamiкta³ na d³ugo - dwudziesty listopada wed³ug kalendarza Annuminas. Z samego rana wpad³ do nich podniecony Rogwold, odziany w swoje najlepsze szaty. - Zbierajcie siк! - rzuci³ zdyszany od progu. - Namiestnik • oczekuje nas w po³udnie! Niemal biegiem pokonali wspania³e ulice i znaleŸli siк w centrum miasta, gdzie na brzegu jeziora sta³ otoczony wysokimi murami z wie¿ami i fos¹ pa³ac Namiestnika. Dwa kroki odeс szumia³ swoim ¿yciem plac targowy, a tu panowa³a uroczysta cisza. Bram strzeg³y liczne stra¿e, odziane nie w bia³o-niebieskie, lecz w szare p³aszcze z jedn¹ oœmioramienn¹ gwiazd¹ na lewym ramieniu - na pami¹tkк Lunadoсczykуw, ktуrzy przez dziesiкciolecia strzegli pokoju i spokoju pу³nocnych narodуw. Wielu znajduj¹cych siк w szeregach osobistej gwardii Namiestnika wywodzi³o swуj rуd w³aœnie od nich, i tym chyba mo¿na by³o wyjaœniж ich wysoki wzrost i to szczegуlne spojrzenie - wzrok ludzi, nios¹cych niepostrzegalne przez innych brzemiк. Jeden ze stra¿nikуw, na ktуrego he³mie widnia³y po bokach skrzyd³a morskiej mewy, wysun¹³ siк do przodu. Rogwold wypowiedzia³ has³o. Wysoki ¿o³nierz w skrzydlatym he³mie uk³oni³ siк z godnoœci¹. - Proszк za mn¹. - G³os mia³ dŸwiкczny i mocny. - Namiestnik was oczekuje. Przemierzywszy d³ugi tunel, zaleŸli siк na niewielkim wewnкtrznym dziedziсcu. O ile dziedziniec za pierwszym murem zadziwia³ pustk¹ - za pierœcieniem muru znajdowa³a siк tylko wybrukowana pusta przestrzeс - o tyle tu wszкdzie widnia³y budynki, przeplatane dziwacznie wygiкtymi kamiennymi i ¿elaznymi schodami; d³ugie galerie ci¹gnк³y siк od jednej przybudуwki do drugiej, tworz¹c z³o¿ony splot nad ich g³owami. Przed nimi prowadzi³y do gуry ogromne paradne schody, zbudowane z wielkich blokуw czarnego kamienia. Folko natychmiast wspomnia³ Orthank, ale krasnolud tylko nieco pogardliwie zmarszczy³ nos. - Zwyczajny kamieс, tyle ¿e ciemny. Mamy tego w gуrach pe³no. Pojawili siк nastкpni stra¿nicy. Skrzyd³a mew na ich he³mach by³y nieco posrebrzone, jak gdyby piуra ptakуw tarmosi³ œwie¿y morski wiatr, oznaki - poz³ocone. Przewodnik zatrzyma³ siк, odda³ honory mieczem. Jeden ze stra¿nikуw powtуrzy³ jego gest i wyda³ cich¹, niezrozumia³¹ komendк. W odpowiedzi przewodnik odwrуci³ siк i odmaszerowa³, nie zaszczycaj¹c goœci ani jednym spojrzeniem. Czarne schody wyprowadzi³y ich na balkon drugiego poziomu, przed szerokie trуjskrzyd³owe drzwi, od ktуrych we wszystkich kierunkach bieg³y galerie. ¯o³nierz odwrуci³ siк i pomaszerowa³ g³уwn¹ galeri¹, ktуra prowadzi³a przez ca³y dziedziniec z powrotem do bramy i dwуch wysokich wie¿ nad ni¹. Nad ich g³owami ci¹gnк³y siк inne galerie, wк¿sze od tej, po ktуrej szli, a z drugiego poziomu do gуry prowadzi³y liczne krкte schody. Jeszcze wy¿ej zaœ, na poziomie dachуw, niebo przecina³y w¹skie przejœcia wartownicze, podtrzymywane przez grube ³aсcuchy i stalowe liny. Po tych wisz¹cych pomostach przez ca³y czas przechadza³y siк stra¿e. Minкli galeriк i zatrzymali siк przed niepozornymi drzwiami w jednej z wie¿ nad bram¹. Drzwiczki te by³y tak w¹skie i niskie, ¿e krasnolud i Rogwold musieli przeciskaж siк bokiem. Folko zdo³a³ zauwa¿yж, ¿e brwi ³owczego unios³y siк ze dziwienia: do tego momentu wygl¹da³ na cz³owieka, ktуry przemierza znan¹ sobie drogк. Krкte schody niczym olbrzymi w¹¿ wi³y siк w ciele wie¿y, wznosz¹c siк coraz wy¿ej i wy¿ej. Stopnie okaza³y siк tak strome, ¿e hobbit, by iœж, zmuszony by³ pomagaж sobie rкkami. Z ty³u s³ysza³ ciк¿kie sapanie Rogwolda. Ale w koсcu schody skoсczy³y siк i przyjaciele stanкli na placyku pod samym dachem wie¿y. - Tкdy. - Przewodnik wskaza³ w¹skie przejœcie po prawej, miкdzy strzelnicami. W oœwietlonym dziennym œwiat³em korytarzu Folko dojrza³ nastкpne schody, tym razem wiod¹ce w dу³. Raz do gуry, raz na dу³... Dlaczego nie od razu do celu? - pomyœla³ niezadowolony, nurkuj¹c za stra¿nikiem w korytarz. Jednak¿e teraz mieli do przejœcia niewiele. Minкli jeszcze jeden posterunek i znaleŸli siк w niedu¿ej jasnej sali bez okien, ze œcianami przes³oniкtymi bia³o-niebieskimi p³уtnami. Przy œcianie naprzeciwko wejœcia, na podwy¿szeniu sta³ czarny drewniany fotel z wysokim oparciem i d³ugimi pod³okietnikami; nad nim wisia³ du¿y herb Zjednoczonego Krуlestwa. Folko najpierw zdziwi³ siк, nie widz¹c okien ani œwiecznikуw, ale zerkn¹wszy do gуry, zrozumia³, ¿e œwiat³o przenika tutaj przez specjalne szczeliny, wyciкte w dachu. Sala by³a pusta, tylko przy bokach fotela, czy te¿ mo¿e tronu, stali dwaj stra¿nicy w pe³nym uzbrojeniu. - Poczekajcie tutaj - zwrуci³ siк do nich przewodnik. - Ja muszк wracaж na posterunek. Jego Wysokoœж zaraz siк zjawi. Stra¿nik z³o¿y³ uroczysty uk³on i wyszed³, nie zwrуciwszy uwagi Rogwolda, ktуry usi³owa³ doс zagadaж. Przyjaciele zostali sami. - £adne! - powiedzia³ cicho Torin. Sta³ z zadart¹ g³ow¹ i przygl¹da³ siк rzeŸbionym kamiennym belkom, podtrzymuj¹cym pokryty sztukateri¹ sufit. Szeœж zbiegaj¹cych siк w centrum belek wyrzeŸbiono na kszta³t smokуw, wczepionych w swoje paszcze. By³y te¿ inne nieznane hobbitowi zwierzкta i ptaki oraz kunsztowny ornament z motywуw kwiatowych. Nie da³o siк zauwa¿yж, jak ozdobione s¹ œciany - kry³y je tkaniny, a pod³oga wy³o¿ona by³a oœmiobocznymi per³owo-srebrzystymi gwiazdami na czarnym tle; znakomicie obrobione kamienie sprawia³y wra¿enie, ¿e pod³oga œwieci. Torin nawet przykucn¹³, by lepiej siк przyjrzeж. - Dziwne - mrucza³ do siebie. - Zwyczajny granit, ale chcia³bym wiedzieж, co oni z nim zrobili. Nie zd¹¿y³ znaleŸж odpowiedzi na swoje pytanie. Rozleg³y siк kroki, bia³o-niebieskie zas³ony drgnк³y i do sali wesz³o siedmiu ludzi. Torin poderwa³ siк pospiesznie. Ca³a trуjka przyjaciу³ sk³oni³a z szacunkiem g³owy. Cz³owiek, ktуry pojawi³ siк w sali pierwszy, wolno wszed³ na podwy¿szenie i powoli usiad³ w fotelu. Da³o siк s³yszeж westchnienie, a potem w sali rozleg³ siк spokojny, ch³odny g³os starego cz³owieka: - PodejdŸcie bli¿ej, nie stуjcie przy drzwiach. - W jego g³osie mo¿na by³o wyczuж zmкczenie i obojкtnoœж. Pierwsze spojrzenie Folka, gdy podniуs³ g³owк, skierowane by³o - naturalnie - na cz³owieka na tronie. Parzy³ na niego leciwy starzec, bardzo wysoki, zupe³nie siwy, jego d³ugie w³osy opada³y na ramiona, na czole ujкte, jak i u ³owczego, opask¹ ze zwyk³ej skуrzanej plecionki. Twarz by³a pokryta siatk¹ g³кbokich zmarszczek, wysokie czo³o przecina³a stara bia³a blizna, dobrze widoczna na zbr¹zowia³ej skуrze. Chude starcze rкce spoczywa³y na pod³okietnikach. Namiestnik ubrany by³ zwyczajnie: w miкkki szary p³aszcz, nierу¿ni¹cy siк niczym od p³aszczy stra¿nikуw, bez ¿adnych ozdуb i klejnotуw. Tak samo proste by³o odzienie towarzysz¹cych mu ludzi, rуwnie¿ w podesz³ym wieku. Jedyna rу¿nica miкdzy nimi polega³a na tym, ¿e ca³a towarzysz¹ca mu szуstka mia³a broс -bogat¹, piкkn¹ i rу¿norodn¹. D³ugie miecze w ozdobionych kamieniami szlachetnymi pochwach, czekany, buzdygany, topory -wszystko zdobione srebrem i z³otem, z misternymi inkrustacjami. Ale tym, co najbardziej zdumia³o hobbita, by³o znamiк wieczystego, nieprzemijaj¹cego zmкczenia i tyle¿ wieczystej obojкtnoœci, ktуre malowa³y siк na ich spokojnych, niewzruszonych twarzach. Przyjaciele podeszli do podwy¿szenia. Wyblak³e oczy Namiestnika sta³y siк odrobinк cieplejsze, gdy zwrуci³ siк do Rogwolda: - Witaj, stary druhu, dawno ciк nie widzia³em w Annuminas. Czy udane by³y twe ³owy? - Polowanie by³o udane, Potк¿ny, ale jeszcze bardziej udane by³y spotkania... Przynieœliœmy ci wa¿ne wieœci! - Tak, tak, czyta³em twуj list - skin¹³ g³ow¹ Namiestnik. -A wiкc, od czego siк to zaczк³o? Torin tr¹ci³ ³okciem Folka, ale ten nawet nie drgn¹³ - zbyt ba³ siк rozmowy z dumnym i majestatycznym w³adc¹. Krasnolud opowiedzia³ o tym, jak wraz z obecnym tu przyjacielem, odwa¿nym Folkiem Brandybuckiem, synem Hemfasta, schwytali w hobbitaсskim lesie karze³ka, ktуry z³ama³ zakaz Wielkiego Krуla, i jak wywiedzieli siк, ¿e znalaz³ siк on w Hobbitanii nieprzypadkowo. Namiestnik s³ucha³ cierpliwie i uwa¿nie; Folkowi przysz³a do g³owy myœl, ¿e jest to nic innego, jak czкsto u¿ywana maska zmкczonego nieskoсczonym potokiem petycji cz³owieka. Kiedy krasnolud skoсczy³, oczy Namiestnika wolno zwrуci³y siк na hobbita. - Czy tak wszystko siк odbywa³o, jak opowiedzia³ czcigodny syn Dartha? Mo¿e chcia³byœ coœ dodaж? Folko nic nie mia³ do powiedzenia. Namiestnik w milczeniu skin¹³ g³ow¹, wymieni³ spojrzenie ze swoj¹ œwit¹, po czym rzek³: - Widzicie, my, rzecz jasna, przepytaliœmy karze³ka. On jednak¿e twierdzi, ¿e okrutnie napadniкto go z zasadzki na granicy Starego Lasu, gdzie wraz z piкcioma towarzyszami roz³o¿y³ siк na biwak. Upieracie siк przy swoich zeznaniach? Powiedz zatem, jaki uszczerbek poniуs³ twуj kraj, czcigodny hobbicie? Milczysz... Nie, nie mogк w tym przypadku nic zrobiж. Nie ma trzeciej strony, mog¹cej potwierdziж racje jednego z was dwуch. Dlatego - Namiestnik wyprostowa³ siк i podniуs³ praw¹ rкkк - w imieniu Siedmiu Gwiazd rozkazujк: karze³ka zwolniж. - Dlaczego zwolniж? - zakrzykn¹³ Torin. - Przecie¿ wys³ano go na poszukiwanie orkуw! - Wierzк wam - powiedzia³ Namiestnik spokojnie - i podj¹³em pewne kroki. Nasi ludzie odwiedzili rodzinn¹ wieœ karze³ka; nikt tam niczego nie wie. Naturalnie, o wszystkim powiadomiliœmy Krуla, a tak¿e Edoras, poniewa¿ sprawa wi¹¿e siк z Isengardem. - Ale przecie¿ sprawa dotyczy naszych odwiecznych wrogуw! - nie ustawa³ Torin, ignoruj¹c ostrzegawcze gesty Rogwolda. - Co tu mуwiж o waszych odwiecznych wrogach, czcigodny krasnoludzie! - Brwi Namiestnika odrobinк zbli¿y³y siк do siebie. - S¹ to wasze podziemne sprawy i wasi podziemni wrogowie. My nie mieszamy siк do tego. Ale rzek³em, bкdziemy uwa¿nie obserwowaж Isengard. Oszo³omiony Torin zamilk³; Rogwold zrкcznie sprowadzi³ rozmowк na inny temat. Ponaglany przez niego Folko, j¹kaj¹c siк, opowiedzia³ o zabitym hobbicie, ktуrego cia³o znalaz³ na Zachodnim Trakcie. Przez czo³o Namiestnika przebieg³a chmura. - Ech, Erster, Erster! Nie doœж tej nieudanej bitwy, to jeszcze zabуjstwo! le pilnuje, znowu pod samym nosem rozboje! No. Nic to, pomo¿emy. Kronie! Dodaj dwa szwadrony do Przygуrza! Niech dowodzi... Diz. I... niech przejmie dowуdztwo. Jeden ze stoj¹cych przy tronie starcуw sk³oni³ siк i coœ odnotowa³. - Ale to nie wszystko: jest coœ wa¿niejszego - kontynuowa³ tymczasem Rogwold. - Mijaj¹c Mogilniki... I szczegу³owo zrelacjonowa³ wydarzenia pamiкtnego wieczora i rуwnie pamiкtnego dnia. - Nikomu nie zakazuje siк odwiedzania Mogilnikуw - powiedzia³ z westchnieniem Namiestnik. - Dociera³y do nas informacje, ¿e dzieje siк tam coœ niedobrego. - Ci, ktуrzy tam byli, te¿ stanкli przeciwko Ersterowi - powiedzia³ Rogwold niezbyt g³oœno. - Wydaje mi siк, ¿e maj¹ tam punkt zborny. Czy nie nale¿a³oby wzmocniж stra¿y? - M¹drze mуwisz, m¹drze - skin¹³ g³ow¹ Namiestnik. - Ty, stary przyjacielu, zawsze myœlisz i radzisz m¹drze. Tak w³aœnie post¹pimy. Kronie! Ka¿ w³¹czyж do rozkazu dla Diza polecenie, by rozstawi³ ³aсcuch doko³a ca³ego Pola Mogilnikуw; i nie spuszczaж z nich oka. Podejrzanych, ktуrzy wchodz¹ tam w wiкkszych grupach i s¹ uzbrojeni, zatrzymywaж. Jak rуwnie¿ uwa¿niej obserwowaж Trakt! Szczegуlnie uwa¿aж na Bia³e Wzgуrza i Hobbitaniк. Rozkazуw Wielkiego Krуla przestrzegaж przede wszystkim. Karawany hobbitуw maj¹ otrzymywaж konwoje w pierwszej kolejnoœci! - Odwrуci³ siк do przyjaciу³. - No to jak, jesteœcie zadowoleni? Krasnolud i Folko przestкpowali z nogi na nogк. - A co z upiorami? Co z tym mieczem wyjкtym z popieliska, po ktуry siкga³ upiуr, unicestwiony przez odwa¿nego syna Hemfasta? - odezwa³ siк zdenerwowany Torin. Namiestnik westchn¹³, roz³o¿y³ rкce. - Upiory s¹ poza w³adz¹ ludzi - powiedzia³ z ¿alem. - ¯yj¹ wed³ug w³asnych praw. Nikt, jak na razie, nie poniуs³ uszczerbku z powodu tych istot. Co proponujesz, ¿ebym z nimi zrobi³? Arnorska dru¿yna nie mo¿e walczyж z bezcielesnym przeciwnikiem. - Hobbit zabi³ jedn¹ z tych istot. - Sk¹d wiesz? Takich istot nie unicestwia siк strza³ami, potrzebne s¹ moce i wiedza elfуw, ktуrzy nas porzucili... Uspokуj siк, nie zostawimy tej sprawy bez nale¿nego zainteresowania, i jeœli nasze strza³y rzeczywiœcie mog¹ na coœ siк przydaж, niech Wielka Elbereth b³ogos³awi rкkк i oko sprawnych ³ucznikуw! Niestety, dziœ musimy bardziej myœleж o walce ze zbуjami, z wrogami z krwi i koœci. A co do tego miecza - Namiestnik nagle uniуs³ ciк¿kie powieki - to zostaw go sobie, czcigodny krasnoludzie. Prawdк mуwi¹c, nam siк do niczego nie przyda, a i kto lepiej ni¿ wy, krasnoludy, zrozumie jego kszta³t i ducha ¿elaza? Jeœli siк dowiesz, gdzie przebywaj¹ ci zbуje czy ich sprzymierzeсcy, ktуrzy sprzedaj¹, wbrew edyktowi, broс osobom postronnym bez specjalnego zezwolenia, przeka¿ to jak najprкdzej naszej kancelarii; bкdziemy wdziкczni i potraktujemy sprawк z nale¿n¹ uwag¹. Natomiast zanim siк rozstaniemy, albowiem wzywaj¹ mnie sprawy niecierpi¹ce zw³oki, chcк zapytaж was, dok¹d siк teraz udajecie. Pytam nie z prу¿nej ciekawoœci. Rzadki, niemal niemo¿liwy to w naszych czasach przypadek, kiedy hobbit i krasnolud wraz z cz³owiekiem przybyli do Annuminas, ¿eby uprzedziж nas o niebezpieczeсstwie! Co was po³¹czy³o? Torin podrapa³ siк po g³owie. - Annuminas to tylko pierwszy etap naszej d³ugiej i trudnej drogi - powiedzia³. - Niepokoj¹ nas wydarzenia z niedawnej przesz³oœci i przede wszystkim to, ¿e Szkutnik zabra³ siк do wznoszenia nowego muru. Po co mu, niezwyciк¿onemu, nowy mur? Namiestnik uœmiechn¹³ siк. - Wiem o tym i rуwnie¿ siк zdziwi³em, ale poniewa¿ Szare Przystanie to nasz sta³y ³¹cznik z Gondorem, wkrуtce dowiedzia³em siк od swoich ludzi, a potem potwierdzi³ to sam Szkutnik, ¿e czuje siк on zmкczony ¿yciem w Œrуdziemiu, czuje zew Morza i rozumie, ¿e bкdzie musia³ kiedyœ odp³yn¹ж na Samotn¹ Wyspк, do B³ogos³awionego Krуlestwa w Najdalszym Zachodzie. Chce on, by narody Pу³nocy, i nie tylko Pу³nocy, wspomina³y go z mi³oœci¹. Za czкœж takiej pami¹tki uwa¿a to wspania³e miasto, wznoszone w³aœnie na brzegu Zatoki Ksiк¿ycowej. St¹d mur! Czy zaspokoi³em wasz¹ ciekawoœж? Mniej siк obawiacie? Rogwold skin¹³ g³ow¹, ale Torin nie by³ zadowolony. - Mo¿e to jest tak, a mo¿e inaczej... - b¹kn¹³ pow¹tpiewaj¹co i ci¹gn¹³, podnosz¹c wzrok na Namiestnika: - Nie to jest najwa¿niejsze. A oto co zmusi³o mnie do wybrania siк w drogк. Dochodz¹ nas jakieœ dziwne s³uchy z Morii. Namiestnik ponownie skin¹³ g³ow¹. - Tak, tak, s³ysza³em. Meldowano mi o tym, do czyich powinnoœci to nale¿y. Zgoda, wydarzenia s¹ dziwne. I bardzo dobrze, ¿e wœrуd krasnoludуw w koсcu pojawi³ siк ktoœ, kto chce zbadaж rzecz do koсca! Nie bкdк kry³, ¿e jestem tym zainteresowany, dlatego przejdŸmy do szczegу³уw. Jakie s¹ wasze plany? Czy macie ju¿ umуwion¹ dru¿ynк, czy chcecie iœж we trzech? Czy macie œrodki na wyprawк? Mуwcie œmia³o i bez skrкpowania. Postaram siк wam pomуc, jeœli tylko bкdzie to w mojej mocy. - Zamierzamy wyprawiж siк do Morii na wiosnк, kiedy sp³ynie œnieg z przedgуrza Gуr Mglistych - odpowiedzia³ Torin, najwyraŸniej ucieszony, ¿e przynajmniej t¹ spraw¹ zainteresowa³ siк Namiestnik. - Czy mamy oddzia³? I tak, i nie. Ze dwudziestu moich rodakуw ju¿ siк zg³osi³o, i szlachetny Rogwold, syn Mstara, okaza³ nam zaszczyt, towarzysz¹c w wyprawie, i Folko, syn Hemfasta. Termin wymarszu nie zosta³ ustalony, nie poczyniliœmy jeszcze specjalnych przygotowaс. Jednak¿e mam nadziejк, ¿e uda nam siк przenikn¹ж do Morii i wyjaœniж raz na zawsze, co siк tam dzieje. - Czy to znaczy, ¿e i Rogwold postanowi³ zamieniж miecz na oskard? - uœmiechn¹³ siк Namiestnik. - Cу¿, to dobrze. Jego m¹dra rada zawsze siк wam przyda. Bкd¹ wam potrzebne pieni¹dze, broс, narzкdzia, i wszystko to mo¿ecie otrzymaж tutaj: pieni¹dze w skarbcu, a ca³¹ resztк w arsenale. Trodzie, wydaj polecenie! Czcigodny Torinie, mуwi³eœ o dwudziestu towarzyszach, ale jeœli wœrуd Arnorczykуw znajd¹ siк ochotnicy, nie bкdк siк sprzeciwia³. Rogwoldzie, mo¿esz zwrуciж siк bezpoœrednio do mojej gwardii, jestem pewien, ¿e chкtni siк znajd¹. - Dziкkujemy ci, szacowny Namiestniku. - Torin z³o¿y³ uk³on. - Nie bierz moich s³уw za wyraz nieufnoœci do twojej mк¿nej dru¿yny, ale ludzie nie s¹ najlepszymi pomocnikami w podziemnych sprawach. W Morii wa¿niejsze s¹ umiejкtnoœci. Tam s¹ potrzebne krasnoludy. - Cу¿, wiesz lepiej, czcigodny Torinie - zgodzi³ siк Namiestnik. - Dam wam list podrу¿ny na ca³y Arnor. Dostaniecie i kuce, i konie, i powozy, jeœli bкd¹ potrzebne. Mimo wszystko, Torinie, kiedy wyruszycie, postarajcie siк utrzymywaж ³¹cznoœж z Annuminas. Nikt nie wie, co czeka was w Morii, a ludzie mog¹ siк przydaж na powierzchni... Nie bкdк jednak¿e nalega³. A wiкc sprawa zdecydowana. - Skreœli³ kilka s³уw na ma³ym kawa³ku pergaminu i poda³ go krasnoludowi. - Maj¹c ten rozkaz, otrzymasz wszystko przed wyruszeniem na wyprawк, a wtedy powtуrnie siк spotkamy. Czy macie jeszcze jakieœ pytania? - Pos³uchaj, panie! - nagle odwa¿y³ siк Folko i natychmiast siк skonfundowa³. - I wybacz... Chcia³em siк tylko dowiedzieж, czy nie spotka³eœ takiego cz³owieka, garbusa o imieniu Sandello? Zawsze zwyciк¿a³ w turniejach. Na obliczu Namiestnika nagle pojawi³ siк ponury, niedobry uœmiech, jego wzrok sta³ siк ciк¿ki jak o³уw. - Sk¹d go znasz? - Bezbarwne oczy wpatrywa³y siк w Folka, ale m³ody hobbit wytrzyma³ to spojrzenie. - Spotka³em go przypadkowo, na szlaku do Annuminas - odpowiedzia³ mo¿liwie spokojnie. - Spotka³eœ Sandella? - W nieruchomych oczach Namiestnika b³ysnк³y zimne iskry, jak gdyby jakieœ dawno zapomniane wydarzenia wyp³ynк³y na powierzchniк jego pamiкci. - Rozmawia³eœ Z nim? - Nie, dowiedzia³em siк tylko, jak ma na imiк i ¿e znakomicie w³ada broni¹. Folkowi z trudem uda³o siк zachowaж spokуj. Namiestnik wolno kiwa³ g³ow¹ zastanawia³ siк nad czymœ. - Znam Sandella - odpowiedzia³ w koсcu. - Dawno temu, jako zupe³nie m³ody cz³owiek, Sandello przyby³ do Annuminas i nieoczekiwanie dla wszystkich wygra³ turniej szermierczy. Mamy taki stary obyczaj, zwyciкzcк czeka honorowa s³u¿ba w arnorskiej dru¿ynie i Sandello niew¹tpliwie liczy³ na to. Rozmawia³em z nim, wiem, ¿e pochodzi z po³udnia, zza Po³udniowych Wzgуrz, wczeœnie zosta³ osierocony. Gdzie siк nauczy³ sztuki walki, jest dla mnie zagadk¹, chocia¿ on sam twierdzi³, ¿e do wszystkiego doszed³ sam. Nie wzi¹³em garbusa do dru¿yny. Myœli tylko o sobie, nie obchodz¹ go losy jego ojczyzny. Zapyta³ mnie wprost, jakie dostanie wynagrodzenie jako zwyciкzca turnieju. Poza tym, ju¿ wtedy, w m³odoœci - a nie widzia³em go od bardzo dawna - wyda³ mi siк pe³en zimnej, pogardliwej z³oœci i zawiœci. Jest wielkim mistrzem fechtunku, ale to za ma³o. Sandello i pуŸniej pojawia³ siк w Annuminas, jeszcze trzykrotnie zwyciк¿a³ w turniejach, hardo odmawia³ przyjкcia nagrуd i pieniкdzy. By³em nim zaintrygowany, nie bкdк ukrywa³, lubiк mistrzуw, ktуrzy osi¹gnкli doskona³oœж w jakiejœ dziedzinie. Ale... - Namiestnik roz³o¿y³ rкce - znikn¹³; nie wiem, w jaki sposуb i za co ¿y³ przez ca³y ten czas. Tak wiкc nie potrafiк w pe³ni zaspokoiж twej ciekawoœci, czcigodny hobbicie. A teraz pora nam siк po¿egnaж. Czekaj¹ mnie inne sprawy! - Namiestnik podniуs³ siк i lekko skin¹³ g³ow¹. - A ty, Rogwoldzie, nie zapominaj o mnie. Wkrуtce zamierzam wybraж siк na ³owy, czekaj wiкc znaku ode mnie. Niech czuwaj¹ nad wami Siedem Wiecznych Gwiazd i Krуlowa Gwiazd! Ochrona odprowadzi³a przyjaciу³ do zewnкtrznego muru. Audiencja skoсczy³a siк, a w g³owie Folka panowa³ zamкt. Cу¿ da³a im ta wizyta? Co naprawdк wa¿nego przekazali Namiestnikowi? Nie zainteresowa³a go historia karze³ka, spokojnie potraktowa³ Upiory Mogilnikуw! Po co wiкc spieszyli do Annuminas, kogo obchodz¹ przyniesione przez nich wieœci?! Folko zerkn¹³ na Torina. Doœwiadczony krasnolud maszerowa³, patrz¹c pod nogi. Rogwold by³ weso³y i o¿ywiony. - No to jak, zadowoleni? Mam nadziejк, ¿e was uspokoi³? - Uspokoi³... - mrukn¹³ Torin. - Gadaж potrafi, to pewne. Ale mnie nie opuszczaj¹ w¹tpliwoœci. Jasne, nic nie mam przeciwko wytrzebieniu zbуjcуw, niech Durin ma nas w opiece! Ale dlaczego on nie rozumie, ¿e karze³ki to tylko ogniwo jakiegoœ ³aсcucha, wi¹¿¹cego niezrozumia³e dla nas wydarzenia? - To nie jest takie proste - zaprotestowa³ Rogwold. - Jakie masz dowody przeciwko karze³kowi? Tylko niedobre opowieœci dotycz¹ce ich plemienia. Nie mog¹ one jednak prowadziж do jakichœ powa¿nych wywodуw! Powiadasz, ¿e pos³ano ich do Isengardu po orkуw. A sk¹d wiesz, ¿e wys³a³ ich w³aœnie ten twуj niewidzialny, ¿¹dny w³adzy nikczemnik? - Masz inne wyjaœnienie? - zmru¿y³ oczy Torin. - Oczywiœcie. Karze³ka przekupili i pos³ali sami orkowie, ktуrzy jakimœ cudem ocaleli na pу³nocy i teraz szukaj¹ spokojnego miejsca. Isengard im bardzo odpowiada, na dodatek tam mieszkaj¹ ich ziomkowie... Nie pasuje? Torin przygryz³ wargк. - Uwa¿am, ¿e powinniœmy nastawiж siк na najgorsze i przygotowywaж do walki z nimi! - powiedzia³, pochyliwszy g³owк. - No to zamknijmy na g³ucho bramк miejsk¹, ka¿ kowalom w dzieс i w nocy kuж sterty broni, zmuœ wszystkich, by w³o¿yli zbroje i chwycili za miecze, wyœlij wszystkich mк¿czyzn i m³odzieсcуw na granice, zacznij budowк wa³уw obronnych, przekszta³ж kraj w jeden olbrzymi obуz wojskowy. - Rogwold mуwi³ to z chmur¹ na czole, zagniewany. - Przecie¿ ka¿esz spodziewaж siк wszystkiego co najgorsze, a wiкc nale¿y przygotowywaж siк na ca³ego! Zobaczmy, co z tego wyjdzie... Ludzie chwyc¹ za topory, dlatego ¿e przywykli ¿yж po ludzku, odpowiadaж za swoje ¿ycie i zajmowaж siк przede wszystkim nim. W takim przypadku wszystkie przedsiкwziкcia bкd¹ usprawiedliwione. - Nie przekrкcaj moich s³уw, Rogwoldzie! - W ciemnych oczach Torina b³ysn¹³ gniew. - Nie chcк sprzeczaж siк z tob¹ tak g³upio, ale przygotowywaж siк na najgorsze w moich ustach znaczy³o tylko: nie machaj rкk¹ na niepokoj¹ce wieœci, tylko staraj siк przynajmniej je sprawdziж! - Namiestnik sprawdzi³ twe s³owa, Torinie, nie powinieneœ w to w¹tpiж - powiedzia³ Rogwold cichym, pe³nym z³oœci g³osem i ju¿ zamierza³ dodaж coœ, gdy zaskoczony pocz¹tkowo k³уtni¹ Folko rzuci³ siк miкdzy krasnoluda i cz³owieka, stoj¹cych twarz¹ w twarz. - Przyjaciele, co z wami?! - Patrzy³ b³agalnie z do³u do gуry to na jednego, to na drugiego. - Co siк sta³o? Opamiкtajcie siк! Przestaсcie! Doœж! Czerwony jak rak Torin pierwszy odetchn¹³ i odwrуci³ wzrok. Umilk³, opuœciwszy oczy, Rogwold. Nast¹pi³a niezrкczna cisza. Widaж by³o, ¿e i cz³owiekowi, i krasnoludowi by³o g³upio. - Pewnie oczekiwaliœmy zbyt wiele po tej rozmowie, a ka¿dy z nas czegoœ innego - wykrztusi³ w koсcu Torin. - Wybacz mi, Rogwoldzie, obaj siк rozgor¹czkowaliœmy. - Masz prawo myœleж i postкpowaж, jak chcesz - wzruszy³ ramionami Rogwold. - Ale, Torinie, synu Dartha, jeœli chcesz zachowaж nasz¹ przyjaŸс, wystrzegaj siк w przysz³oœci wymawiania nierozumnych s³уw o Namiestniku. Mog¹ ciк du¿o kosztowaж. £owczy sta³, trzymaj¹c siк pod boki i dumnie zadzieraj¹c brodк. Zaniepokojony Folko zauwa¿y³, ¿e na policzkach krasnoluda zadrga³y miкœnie i rumieniec znуw wyp³yn¹³ na jego oblicze. - Proponujк, byœmy skoсczyli tк g³upi¹ k³уtniк, czcigodny Rogwoldzie - rzek³ krasnolud, wyraŸnie zmuszaj¹c siк do ugodowego tonu. - Jak mawia³ Gandalf Szary, nasza k³уtnia tylko raduje Mordor. Rysy dumnego oblicza starego ³owczego zmiкk³y; propozycja ugody, wydawa³o siк, zaspokoi³a jego nieco naiwn¹ starcz¹ ambicjк. Teraz on wyci¹gn¹³ rкkк do Torina: - Dobrze, ¿e zrozumia³eœ to, Torinie, synu Dartha - oœwiadczy³ uroczyœcie. - Zapomnijmy o k³уtni, tak bкdzie lepiej. Ale co tam ja?! - Niespodziewanie chwyci³ siк za g³owк. - Ju¿ po³udnie! Muszк spieszyж do domu. Oddrun czeka... Pospiesznie uk³oni³ siк i szybko oddali³, gwa³townie wymachuj¹c lew¹ rкk¹, bardzo zaniepokojony i trochк, w tej chwili, œmieszny. Krasnolud i hobbit d³ugo odprowadzali go wzrokiem. - Jak on siк zmieni³, tu w mieœcie - westchn¹³ Folko. - Wiesz co, Torinie, tacy jak on powinni raczej przemierzaж lasy. - Sk¹d wiesz, gdzie jest prawdziwy Rogwold: teraz czy wtedy na miedzy, kiedy pomaga³ rozdzieliж bij¹cych siк - mrukn¹³ Torin. - Dobra, chodŸmy gdzieœ, gard³o ca³kiem mi wysch³o. Znowu p³ynк³y tygodnie. Nad Annuminas wy³y ju¿ pierwsze grudniowe zamiecie. Nocami w okna wali³y œnie¿ne strza³y, specjalne zespo³y sprz¹taczy przyst¹pi³y do wywo¿enia œniegu z miejskich ulic. Folko pozna³ wszystkie radoœci bitew na œnie¿ki, z ktуrych zawsze wychodzi³ zwyciкsko dziкki swojej niezwyk³ej celnoœci, ale z powodu mrozu musia³ uszyж sobie buty. Do kilku zaledwie godzin skrуci³a siк jasnoœж dnia. Rogwold przedstawi³ im pierwszych myœliwych, ktуrzy zamierzali iœж z nimi do Morii, a gdy zajdzie potrzeba, i dalej. Wtedy Folkowi przydarzy³a siк dziwna historia. Mieszkaj¹c w Annuminas, znalaz³ mnуstwo kramikуw, gdzie handlowano rу¿nymi antykami oraz starymi ksiкgami, i sta³ siк ich g³уwnym klientem. Handlarze dobrze go znali, za niewielk¹ op³at¹ pozwalali czasem poczytaж tк czy inn¹ ksiкgк. Hobbita szczegуlnie interesowa³y rкkopisy traktuj¹ce o historii Pierwszej Ery i czasach za³o¿enia Arnoru. Najczкœciej odwiedza³ mieszcz¹cy siк dwie ulice od ich domu kram, gdzie w³aœciciel, ponury i nierozmowny, posiada³ najstarsze ksiкgi; trafia³y siк u niego nawet kopie dokumentуw z archiwum, ktуre pozostawi³ Wielkiemu Krуlowi sam Elrond. Tego dnia Folko, wrуciwszy z pracy, przygotowywa³ siк do kolejnej wyprawy po kramach z ksi¹¿kami i nagle zauwa¿y³, ¿e zapinka na jego ciep³ym p³aszczu zniknк³a. Po kilku nieudanych prуbach umocowania p³aszcza na ramieniu za pomoc¹ podrкcznych œrodkуw nagle przypomnia³ sobie znalezion¹ w lesie zapinkк. Siкgn¹³ do worka i jego palce natychmiast natrafi³y na niewielki, twardy okr¹g³y przedmiot. Wyj¹³ fibulк, zerkn¹³ na ni¹, znуw dziwi¹c siк nieznanemu wzorowi, przypi¹³ ni¹ p³aszcz, wzi¹³ sakwк z przyborami do pisania i wyszed³, dok³adnie zanikn¹wszy drzwi. Torin jeszcze siedzia³ w kuŸni, a Malec, jak zwykle, ci¹gn¹³ piwo w jakiejœ gospodzie. Zas³aniaj¹c siк ramieniem przed mocnymi uderzeniami k³uj¹cego i zimnego wiatru, wymieszanego z twardymi krupami œniegu, hobbit dotar³ bez ¿adnych przygуd do znajomych w¹skich drzwi, nad ktуrymi, poskrzypuj¹c na ³aсcuchu, kiwa³ siк wykuty dziwny smok. W kramie panowa³ jak zawsze pу³mrok, z lekka tylko rozpraszany kilkoma œwiecami. Folko przywita³ siк z w³aœcicielem, jak zwykle po³o¿y³ na ladк wczeœniej odliczone srebro, a gospodarz, przyzwyczajony do jego wizyt, poda³ mu z pу³ki gruby foliant w drewnianej oprawie. Gdy Folko odbiera³ ksiкgк, wyda³o mu siк, ¿e rкce w³aœciciela dr¿¹. Jednak¿e patrzy³ na ksiкgк i dlatego nie widzia³ twarzy handlarza. Usiad³szy w k¹cie, na swym zwyk³ym miejscu przy niewielkim stoliku, hobbit rzuci³ p³aszcz i ju¿ smakuj¹c ci¹gle sprawiaj¹c¹ mu przyjemnoœж lekturк, otworzy³ ksiкgк; natychmiast pogr¹¿y³ siк w skomplikowanych perypetiach walk w Amorze Trzeciej Ery. Nie zauwa¿y³, jak w³aœciciel ostro¿nie podszed³ i pochyli³ siк nad jego ramieniem. Kramarz by³ czymœ bardzo zaniepokojony. Szybko i cicho wyszepta³ do ucha hobbita kilka niezrozumia³ych s³уw, coœ jakby „Dale i Niebieski Ogieс!”. Folko oderwa³ siк od po¿у³k³ych stron i zdziwiony popatrzy³ na handlarza. - Co powiedzia³eœ, czcigodny Arharze? Ten drgn¹³, a na jego twarzy pojawi³o siк zak³opotanie. - Sk¹d masz tк rzecz, czcigodny hobbicie? - Znalaz³em w lesie - odpowiedzia³ Folko, nie wdaj¹c siк w szczegу³y. - Dlaczego tak ciк niepokoi, czcigodny Arharze? - Widzisz, czcigodny Folko, to bardzo rzadki wyrуb. Wiesz, ¿e kolekcjonujк takie bia³e kruki, i akurat mam kilka przedmiotуw podobnych do tej zapinki. - Zanurkowa³ pod ladк i wkrуtce pojawi³ siк, trzymaj¹c w rкku srebrn¹ sprz¹czkк z podobnym wzorem i ciк¿ki okr¹g³y kolczyk z br¹zu, z kilkoma identycznymi, tyle ¿e niewielkimi, srebrnymi inkrustacjami. - To jest okreœlony styl, ktуry interesuje mnie w ostatnim czasie. Powiedz, czy bardzo jesteœ do tej fibuli przywi¹zany? Nie chcia³byœ jej sprzedaж? Zap³aci³bym ci tyle, ¿e mуg³byœ sobie kupiж, na przyk³ad, pe³ne wydanie dzie³a „Wyci¹g Gerlada, wykonany przezeс z elfijskich pergaminуw, podarowanych w³adcy naszemu, Wielkiemu Krуlowi Elessarowi, przez Elronda Pу³elfa, w³adcк Rivendell”! Co? Zgadzasz siк? Folko siedzia³ oszo³omiony. Od dawna marzy³ o posiadaniu tej ksiкgi, ale w³aœciciel bardzo j¹ ceni³ i by³ dumny z faktu jej posiadania. I oto nagle proponuje wymieniж j¹ na jak¹œ zapinkк, nawet jeœli jest rzadka i cenna. Folko zaniepokoi³ siк i w tej samej chwili zrozumia³, ¿e nie odda fibuli. Decyzja przysz³a nie wiadomo sk¹d i wydawa³a siк absurdalna, ale przeczucie podpowiada³o hobbitowi, ¿eby siк nie spieszyж z odst¹pieniem leœnego znaleziska. - Czcigodny Arharze, nie mogк skorzystaж z twej propozycji. Przecie¿ to nie moja rzecz, a prawa Hobbitanii zabraniaj¹ dysponowaж znalezionymi rzeczami, sprzedawaж je czy wymieniaж. Mam nadziejк, ¿e znajdк w³aœciciela tej zapinki i oddam mu zgubк. Na obliczu handlarza wykwit! dziwny uœmieszek. - Uwa¿asz, ¿e go odnajdziesz? - Bardzo ³atwo - odpowiedzia³ hobbit, dziwi¹c siк w³asnej bystroœci. - Bкdк nosi³ j¹ przy ubraniu i jeœli ktoœ j¹ rozpozna, oddam z radoœci¹ w³aœcicielowi utracon¹ w³asnoœж. - A sk¹d bкdziesz wiedzia³, ¿e ciк nie ok³amuje? - Tylko ten, kto j¹ naprawdк zgubi³, bкdzie mуg³ okreœliж miejsce, gdzie j¹ znalaz³em. - Cу¿, czcigodny Folko, twoja sprawa. Nie œmiem nalegaж, chocia¿, przyznam, ¿a³ujк. Moja propozycja jest ci¹gle aktualna, tak wiкc gdybyœ siк namyœli³, zapraszam. - W³aœciciel pochyli³ g³owк w uk³onie i oddali³ siк. Akurat wtedy skrzypnк³y drzwi i wszed³ nowy klient. Arhar zaj¹³ siк nim. To zajœcie na d³ugo pozosta³o w pamiкci Folka. Opowiedzia³ o nim Torinowi, ktуry pochwali³ jego decyzjк. - Dobrze zrobi³eœ, Folko. Jeœli zapinka jest mu tak potrzebna, to mo¿e i nam siк przyda - zauwa¿y³. Tak zakoсczy³a siк owa historia, i wtedy nikt jeszcze nie mуg³ przewidzieж, ¿e bкdzie mia³a dalszy ci¹g.

11 „POD POCHW¥ ANDURILA” Min¹³ grudzieс, nadszed³ nowy rok, min¹³ styczeс. Nic siк nie zmienia³o: Folko w pocie czo³a trudzi³ siк w kuchni, Torin w kuŸni, i - dziwna sprawa! - nawet Malec poszed³ po rozum do g³owy. Ju¿ dwukrotnie prosi³ Torina, by ten wzi¹³ go ze sob¹, a w kuŸni zadziwi³ mistrzуw umiejкtnoœci¹ grawerowania i t³oczenia. Pokry³ zwyczajn¹ klingк piкknymi wzorami i to tak szybko, ¿e s³uch o jego sprawnoœci rozszed³ siк po pracowniach Annuminas. Wkrуtce wieczorami Torin i Folko mogli obserwowaж, jak przed p³on¹cym kominkiem, pogwizduj¹c pod nosem, siedzia³ Malec, z u³o¿onym na pniaku d³ugim stalowym ostrzem, i nie spiesz¹c siк wykonywa³ wzory swoimi dziwacznymi narzкdziami, ktуre do tej pory le¿a³y na samym dnie wora. W miarк jak up³ywa³y tygodnie obfitej w œniegi zimy, z zaspami na wysokoœж cz³owieka, w ich domu coraz czкœciej zbiera³y siк krasnoludy, ktуrych Torin wybra³ jako przysz³ych towarzyszy wyprawy. Przychodzili po dwуch, trzech, wieczorami, starannie zakrywaj¹c twarze kapturami. Wœrуd nich znaleŸli siк: Dorin i Hornborin, stary Wjard, ktуry odrzuci³ swoje poprzednie obawy, Opalona Broda, czyli Bran; m³ody krasnolud Skidulf, ten, ktуry pierwszy wszcz¹³ rozmowк z Torinem owego pamiкtnego wieczora w Annuminas, trzej wspу³plemieсcy Torina z Gуr Ksiк¿ycowych - Grani, Gimli i Tror: znalaz³o siк tak¿e dwуch Moryjczykуw - Gloin i Dwalin. Dwaj nastкpni towarzysze pochodzili z Gуr Mglistych - byli to Balin i Stron. A pewnego wieczora na progu ich domostwa pojawi³ siк Hadobard. Folko nie s³ysza³, o czym Torin rozmawia³ z nim w sieni, ale kiedy wrуci³, twarz mia³ pociemnia³¹, a spojrzenie pe³ne z³oœci. Hadobard ju¿ wiкcej siк nie pojawi³. Tymczasem Rogwold znalaz³ jedenastu ochotnikуw z grona doœwiadczonych tropicieli, ktуrzy dobrze orientowali siк nie tylko w lasach, ale tak¿e w gуrach oraz jaskiniach. I w koсcu nasta³ ten dzieс, gdy Torin, westchn¹wszy z zadowoleniem, oœwiadczy³, ¿e sk³ad dru¿yny zosta³ skompletowany. Sta³o siк to w pierwszych dniach lutego, gdy w Annuminas panowa³y szczegуlnie okrutne mrozy. Nieprzyzwyczajony do nich hobbit stara³ siк jak najmniej wychodziж na dwуr, Malec udziela³ mu teraz lekcji nocami, w obszernej goœcinnej izbie gospody. Hobbit okaza³ siк zdolnym uczniem i szybko przyswaja³ trudn¹ naukк dziкki wrodzonej zrкcznoœci i szybkoœci. £uk tak¿e by³ w u¿yciu, a i no¿e do miotania nie le¿a³y zapomniane. Przez ca³¹ zimк Folko, Torin i Malec zach³annie wy³apywali ka¿d¹ wiadomoœж zza rubie¿y, jednak¿e najczкœciej wieœci okazywa³y siк zwyczajnymi plotkami, wierzyж zaœ mo¿na by³o tylko temu, co przekaza³ Rogwold. Mrozy i zaspy œniegu nie sprzyja³y penetracji lasуw na koniach, w poszukiwaniu zbуjуw, jednak¿e okaza³o siк, ¿e zimno wygna³o niektуre bandy z leœnych kryjуwek. Kilka razy wpadali w urz¹dzane przez ¿o³nierzy zasadzki, a wtedy na g³уwnym placu Annuminas, przy du¿ej liczbie widzуw, odbywa³y siк publiczne kaŸnie hersztуw, skazanych za zabуjstwa i grabie¿e. Hobbita mdli³o na sam¹ myœl o tym, i w takie dni jak najszczelniej otula³ siк kocem, ¿eby niczego nie widzieж i nie s³yszeж. A tymczasem na granicy Angmaru, zamiast zwyczajnych konnych kusznikуw, pojawi³y siк szybkie lotne oddzia³y narciarzy; Folko mia³ k³opoty ze zrozumieniem, co to s¹ narty - w jego ojczyŸnie nie by³y znane. Oddzia³y te pojawia³y siк i znika³y jak nocne widma. O wiele trudniej by³o walczyж z nimi ni¿ z jazd¹ - umiejкtnie stosowa³y pozorowane wycofywanie siк i niespodziewane uderzenia z zasadzek. Walki na pу³nocnym wschodzie toczy³y siк ze zmiennym powodzeniem. Przed zim¹ liczba krasnoludуw w mieœcie zmniejszy³a siк -wielu powrуci³o w ojczyste gуry, zostali tylko ci, ktуrzy nie mieli dok¹d iœж. Wszyscy ¿¹dni byli wieœci z Morii, jednak¿e zamiast tego nadesz³y wiadomoœci o potyczkach na wschodzie miкdzy krasnoludami z ¯elaznych Wzgуrz i nieznanym plemieniem, ni¿szym od ludzi, ktуry przyby³ sk¹dœ ze wschodu. Przybyszom spodoba³y siк wygodne podziemne mieszkania krasnoludуw i bez d³ugich wstкpуw zaczкli wojnк. Do podziemi, oczywiœcie, nie przedostali siк, krasnoludy poradzi³y sobie z prуbami wykonania podkopуw, ale napastnicy otoczyli ¯elazne Wzgуrza szczelnym pierœcieniem i zaczкli przechwytywaж kieruj¹ce siк tam tabory z ¿ywnoœci¹, a czкœж hordy pod¹¿y³a na zachуd, omijaj¹c Samotn¹ Gуrк z pу³nocy. Nad ¯elaznymi Wzgуrzami zawis³a groŸba g³odu. Pу³tora miesi¹ca minк³o w drкcz¹cym oczekiwaniu. Torin chodzi³ nieswуj, przebywaj¹ce w Annuminas krasnoludy coraz g³oœniej mуwi³y o koniecznoœci zorganizowania wyprawy, a¿ nagle goniec z Gуr Mglistych przyniуs³ radosne wieœci. Krasnoludy z Samotnej Gуry przysz³y na pomoc swoim wspу³plemieсcom wraz z ludŸmi z Esgaroth, Dale i innych miast, wchodz¹cych w sk³ad krуlestwa £ucznikуw, Nie wytrzymawszy naporu po³¹czonych oddzia³уw, wrogowie uciekli gdzieœ za Morze Rhun, ich wojsko przebi³o siк miкdzy Szarymi Gуrami i Lasem, po czym zniknк³o bez œladu. Krasnoludy odetchnк³y z ulg¹. - Tak, na wschodzie jeszcze pamiкtaj¹, ktуrym koсcem trzyma siк miecz - zauwa¿y³ Torin, wys³uchawszy tych wieœci. Pewnego jasnego dnia w koсcu marca, gdy nad miastem œwieci³o opadaj¹ce ku horyzontowi s³oсce, Folko znalaz³ siк w oddalonej od centrum czкœci Pу³nocnej Strony, ktуrej wczeœniej nie odwiedza³. Nie mo¿na powiedzieж, by ta czкœж by³a gorsza od innych, ale rу¿nicк w poziomie ¿ycia mуg³ dostrzec. Budynki pomalowano nie tak starannie, ozdуb na nich by³o mniej, porz¹dek nie taki jak w centrum. Ludzie ubierali siк biedniej, a w gospodach serwowano gorsze jedzenie. Folko min¹³ kilka przecznic, a potem, chc¹c skrуciж sobie drogк, ruszy³ w¹sk¹ œcie¿k¹, biegn¹c¹ ty³ami podwуrek. Dzielnica by³a rozleg³a, obejœcie jej zajк³oby zbyt du¿o czasu, i hobbit postanowi³ pуjœж na skrуty. Wszed³ ju¿ doœж daleko w g³¹b dzielnicy, gdy nagle, jak uderzony, znieruchomia³, a potem run¹³ na ziemiк, nie zwracaj¹c uwagi na rzadkie b³oto pod stopami. Us³ysza³ cichy, ledwie s³yszalny œpiew, ktуry dochodzi³ z podwуrka domu, stoj¹cego nieco na uboczu. Tego œpiewu nie pomyli³by z niczym - s³ysza³ go owej nocy podczas podchodzenia do Przygуrza, gdy kryli siк w przydro¿nym rowie, a w poprzek drogi, w g³¹b Pуl Mogilnych, maszerowa³ Czarny Oddzia³! Trzкs¹c siк ze wzburzenia, podkrad³ siк bli¿ej do obsadzonego jakimiœ krzewami p³otu. Wkrуtce uda³o mu siк znaleŸж szparк, przez ktуr¹ mуg³ widzieж ca³e podwуrze. Poœrodku ogrodzonej œcianami i p³otem przestrzeni, obok kilku jab³oni szeroko rozpoœcieraj¹cych ga³кzie na ziemi siedzieli krкgiem ludzie. Niewielkie ognisko nie zdo³a³o odeprzeж naporu wieczornego mroku, hobbit nie mуg³ wiкc dojrzeж ich twarzy. Siedz¹c ze skrzy¿owanymi nogami, ci¹gnкli smкtn¹ pieœс w nieznanym jкzyku. Jeden z nich wsta³, wolno siкgn¹³ w przepastne po³y p³aszcza i wyj¹³ niewielk¹ skrzyneczkк. Œpiew przycich³, ale teraz da³y siк s³yszeж smutek i gniew, i wezwanie, i niedobra nadzieja. Cz³owiek otworzy³ skrzyneczkк i postawi³ na ciemnej kкpce w pobli¿u gasn¹cego ognia. Siedz¹cy obok, jak na rozkaz, wyci¹gnкli ku niemu rкce i pochylili siк w pokornym b³aganiu. Pieœс umilk³a, kilka chwil trwa³a cisza, a potem wierzcho³ek kкpki niespodziewanie rozjarzy³ siк. Folko drgn¹³; dojrza³ niewielki trуjgraniasty przedmiot, przypominaj¹cy piramidkк w dobrze mu znanym widmowo-bia³ym kolorze; nie mуg³ pomyliж tego przedmiotu z niczym innym, poniewa¿ przebywa³ w sercu Mogilnikуw. Domys³ hobbita natychmiast potwierdzi³ siк: pieœс wybuch³a z now¹ si³¹, a piramida zmieni³a kolor na krwawopurpurowy, krawкdzie rozjarzy³y siк purpurowo-rudymi liniami. Nie by³o w¹tpliwoœci, Folko mia³ przed oczami kawa³ek Mylnego Kamienia! Siedz¹cy poderwali siк na rуwne nogi i podnieœli niezauwa¿on¹ wczeœniej broс - krуtkie, grube miecze oraz zakrzywione sztylety. Postacie zawirowa³y doko³a pe³gaj¹cego ognia, wysoko unosz¹c po³yskuj¹ce purpur¹ ostrza. Wkrуtce kamieс przesta³ œwieciж, taсcz¹cy znieruchomieli. Znowu opadli na kolana, wyci¹gaj¹c rкce do gasn¹cego ognia, a potem, jak gdyby coœ chwytali z powietrza i przyciskali d³onie do twarzy. Jakiœ mк¿czyzna wsta³ i schowa³ dziwny kamieс, pozostali natychmiast podnieœli siк z klкczek i skryli za drzwiami wychodz¹cymi na podwуrze. Odczekawszy chwilк, Folko wyszed³ z krzakуw, kilka razy obejrza³ siк, chc¹c dobrze zapamiкtaж budynek, i co si³ pogna³ do domu. Nie by³o sensu wzywaж stra¿y - trzeba jak najszybciej powiadomiж Torina! Oblicza przyjaciу³ zmienia³y siк, w miarк jak zdyszany Folko niesk³adnie opowiada³ o wydarzeniu, ktуrego by³ œwiadkiem. Chwycili za broс. - Malec, ¿ywo po Rogwolda!. Chocia¿ nie, poczekaj, zanim mu wyjaœnisz co i jak, siedem sztolni bym wykopa³... Dobra, sprуbujemy sami! Z tymi s³owami Torin wyskoczy³ na ulicк, za nim, w biegu przypinaj¹c dagк, sztylet o trуjk¹tnym ostrzu, bieg³ Malec. Folko westchn¹³ i pod¹¿y³ za nimi. Po drodze zabrali Dorina i Brana, ktуrzy mieszkali nieopodal, po czym ju¿ w pi¹tkк pognali na Pу³nocn¹ Stronк. Folko bez trudu odnalaz³ podejrzany dom. - Jesteœ pewien? - zw¹tpi³ Torin. - Cicho doko³a... I nie rу¿ni siк od innych. Zamiast odpowiedzi hobbit da³ nura w krzaki obok p³otu i bez trudu odnalaz³ znaki, ktуre powycina³ no¿em. Torin skin¹³ g³ow¹ z zadowoleniem. - Kto tu mieszka? - zapyta³ Bran, chwytaj¹c oddech, i poprawi³ siekierк przy pasie. - Wilko³aki? - Nie - odpowiedzia³ Torin szeptem. - Ci, ktуrych widzieliœmy w Mogilnikach... - No to zabawimy siк! - sykn¹³ Dorin, nieuchwytnym dla wzroku ruchem wyszarpuj¹c zza pasa topуr, ktуry wzi¹³ ze sob¹ mimo zakazu. - Stкskni³em siк za robot¹, niemal ca³e ¿ycie na to czeka³em. - Poczekaj, zrobimy tak - przerwa³ mu Torin. - Ja, Folko i Malec w³azimy przez p³ot, zobaczymy, co tam jest na ziemi. A ty i Bran w razie czego bкdziecie nas os³aniali. Zrкczne rкce Malca w jednej chwili oderwa³y kilka desek i Torin pierwszy przedosta³ siк na podwуrko. Folko, dr¿¹c z ogarniaj¹cej go gor¹czki bitewnej - nie ba³ siк niczego, wszak przyjaciele byli obok! - ruszy³ za nim. Wszystko odby³o siк cicho, nikt ich nie zauwa¿y³. - Gdzie ta rzecz? - zapyta³ szeptem Torin czo³gaj¹cego siк za nim hobbita. - Tu rzeczywiœcie jest jakieœ popielisko... Pe³zli wolniej, staraj¹c siк nie ha³asowaж, i dok³adnie obmacywali rкkami ziemiк. Pierwszy znalaz³ coœ Malec - nagle jкkn¹³ cicho i przywo³a³ pozosta³ych. - Ciszej b¹dŸ! - sykn¹³ na niego Torin. - Znalaz³eœ coœ - zuch; potem zobaczymy. To twoje syczenie obudzi pу³ miasta! Czu³e palce hobbita wymaca³y na kкpce niewielkie, ledwo wyczuwalne trуjk¹tne zag³кbienie. Torin przejecha³ po nim d³oni¹ i westchn¹³. - Tak, coœ tu jest... Teraz poszukajmy doko³a. Aha, gdzie oni znikli? W tych drugich od prawej drzwiach? Zaraz zobaczymy. Hej, Ma³y, pe³znij za mn¹, a ty, Folko, zostaс tutaj. My za chwilк... Folko zamar³, rozpaczliwie wpijaj¹c siк szeroko otwartymi oczami w mrok. Nie oœmieli³ siк z³amaж polecenia, a¿ do bуlu œciska³ w garœci ³uk i ju¿ szacowa³, jak poœle strza³к w g³owк pierwszego wroga, ktуry stanie w drzwiach, gdy nieopodal rozleg³ siк szelest i pojawili siк Malec oraz Torin. - Ciekawa sprawa - oœwiadczy³ Torin. - To doœж du¿a szopa, stoi na uboczu. Obeszliœmy ca³¹ doko³a, ale wszystkie drzwi s¹ zamkniкte od zewn¹trz! Malec zerkn¹³ do œrodka, tam jest pusto! Nie ma nikogo! - Mo¿e przeszli do domu? - zastanawia³ siк hobbit. - Nie s¹dzк - odpowiedzia³ Torin. - Doczo³galiœmy siк do œcie¿ki. Jest stratowana ciк¿kimi buciorami, ale jasne, ¿e goœcie szli nie do domu, lecz w kierunku furtki na zewn¹trz! Wygl¹da, ¿e goœcie - fru! Poszukajmy wiкc jeszcze, a potem... Potem wpadniemy na chwilkк do tutejszych gospodarzy! Zaczкli znowu przeszukiwaж mokr¹ ziemiк doko³a przygniecionego kopczyka. Niespodziewanie palce hobbita, przyzwyczajone ju¿ do zimna i wilgoci, natrafi³y na coœ miкkkiego, suchego i jeszcze ciep³ego. A wiкc natkn¹³ siк na popielisko. Ju¿ chcia³ skrкciж w bok, gdy wymaca³ coœ twardego i p³askiego. Szeptem zawo³a³ krasnoluda: - Torinie! Coœ tu jest w popiele! To by³ ma³y no¿yk, d³ugi mniej wiкcej jak jego d³oс, z prost¹ rкkojeœci¹ - na dotyk wydawa³a siк zupe³nie g³adka - i bardzo ostry; pуŸniej znalaz³ w popiele jeszcze dwa takie same no¿yki. Po kilku bezowocnych prуbach dojrzenia czegoœ w otaczaj¹cym mroku, Torin cicho zakl¹³, a w koсcu poleci³ hobbitowi i Malcowi, ¿eby os³onili go po³ami p³aszczy; szybko skrzesa³ iskrк i zapali³ jedno z zawsze noszonych w kieszeni smo³owanych powrуse³. W migocz¹cym œwietle ma³ej pochodni mogli dok³adnie przypatrzyж siк znalezisku. Nie by³o w¹tpliwoœci - trzymali w rкkach dok³adne kopie tych mieczy, na ktуre natknкli siк w du¿ym popielisku na Polu Mogilnikуw. Torin przetar³ ostrze rкkawem, przysun¹³ ogienek i zobaczyli tк sam¹ zagadkow¹ cechк z ³aman¹ lini¹, podobn¹ do widzianych z boku schodуw. Splun¹³ ze z³oœci¹ i zgasi³ pochodniк. - Czy nie ma tu koœci? - zapyta³ cichutko i w³o¿y³ rкkк do popieliska. Nie szuka³ d³ugo. Wkrуtce trzyma³ pe³n¹ garœж opalonych po³amanych kostek. Musieli znowu rozpaliж pochodniк i wystкpuj¹cy w charakterze znawcy przedmiotu hobbit okreœli³, ¿e s¹ to koœci ptakуw, najprawdopodobniej kurze. - Do pe³nego szczкœcia brakuje nam teraz tylko tych szarych - sykn¹³ krasnolud Folkowi do ucha. - Dobra, tu ju¿ nie mamy nic do roboty, najwa¿niejsze ju¿ wiemy. Teraz wracajmy, doprowadzimy siк do porz¹dku i wpadniemy do domu. Wyczo³gali siк na zewn¹trz. Dok³adny Torin rкkojeœci¹ buzdyganu przybi³ nawet na miejsce wyrwane wczeœniej deski. Teraz ca³¹ pi¹tk¹ ruszyli doko³a obejœcia. Wkrуtce znaleŸli siк przy domu, drzwi by³y wypaczone, rozeschniкte, okna ciemne i tylko w jednym, na poddaszu, s³abo migota³ ledwie widoczny p³omyk. Przyjaciele oczyœcili ubranie z b³ota, ukryli broс pod p³aszczami i Torin, zbli¿ywszy siк do drzwi, mocno i pewnie zastuka³. Na przekуr oczekiwaniom drzwi otworzy³y siк od razu. W ciemnoœciach za progiem p³ywa³ trzymany niewidzialn¹ rкk¹ œwiecznik z pal¹c¹ siк œwiec¹. Rкka nale¿a³a do owiniкtej w p³aszcz niskiej chudej postaci, ktуra sta³a nieruchomo i w milczeniu przygl¹da³a siк Torinowi. - Prosimy o wybaczenie czcigodnych gospodarzy - zacz¹³ krasnolud. - Chcemy siк widzieж z kimœ z goszcz¹cych w szopie... - Odeszli - pad³a obojкtna odpowiedŸ; Folko nie wiedzia³, czy g³os nale¿y do mк¿czyzny, czy do kobiety, ile ma lat, czy jest to osoba starsza, czy m³oda. - Odeszli nie tak dawno - ci¹gn¹³ g³os. - Zatrzymali siк tu na kilka dni, na czas handlu w mieœcie... - A sk¹d oni byli, nie wiecie, gospodarzu, przypadkiem? - obojкtnie zapyta³ Torin. - Sk¹d mam wiedzieж... - W g³osie mуwi¹cej postaci da³ siк s³yszeж t³umiony œmiech. - Czasem puszczam do siebie tych, ktуrzy nie maj¹ pieniкdzy na kwaterк w centrum. A imionami siк nie interesujк, byle mieli pozwolenie na handel i myto op³acone. - Ile czasu tu goœcili? - dopytywa³ siк krasnolud. - Trzy dni. W g³osie nie s³ychaж by³o ani zdziwienia, ani irytacji. Wydawa³o siк, ¿e gospodarz przywyk³ odpowiadaж na takie pytania ka¿demu, kto ni st¹d, ni zow¹d interesuje siк jego goœжmi. Torin westchn¹³ i przygryz³ wargк. - Co to byli za ludzie? W jakim jкzyku mуwili, jak byli ubrani? Jakby nieumyœlnie poruszy³ potк¿nym ramieniem i przysun¹³ siк do drzwi. - A wyœcie co za jedni? Stra¿ miejska? Od kiedy to obywatele Zjednoczonego Krуlestwa powinni opowiadaж siк przed krasnoludami!? Postaж doœж bezceremonialnie odepchnк³a Torina, ktуry zaskoczony odrobinк siк cofn¹³. To wystarczy³o, by drzwi z trzaskiem zamknк³y siк przed nosem pytaj¹cych. Rozleg³ siк st³umiony g³os: - Sprуbujecie siк w³amywaж, to zakosztujecie strza³! Po krуtkiej naradzie krasnoludy uzna³y odwrуt za uzasadniony, szczegуlnie ¿e najwa¿niejsze ju¿ wiedzia³y. Folko przekona³ ich jeszcze, ¿eby wrуcili na podwуrko i zakopali znalezione w popielisku no¿e. Z powrotem szli wolno. Dorin rwa³ siк do zawiadomienia wszystkich znajomych krasnoludуw i puszczenia z dymem tego gniazda ¿mij. Przyjacio³om z trudem uda³o siк go uspokoiж. - Wiemy i tak ju¿ wystarczaj¹co du¿o - uspokaja³ go Torin. -Ludzie z Czarnych Oddzia³уw maj¹ dostкp do miasta. Kim s¹, niewa¿ne. S³u¿¹ Z³u z Pocz¹tku Dni, a to znaczy, ¿e czas nam chwyciж za topory. Nieweso³y by³ ten wieczуr w Annuminas. Mniej ni¿ dwa tygodnie zosta³o do dnia wymarszu, a tu - proszк! Pos³any po Rogwolda Malec wyci¹gn¹³ ³owczego z ³у¿ka mimo wœciek³ych protestуw Oddrun. By³y setnik wys³ucha³ ich opowieœci i chwyci³ siк za g³owк. - Jutro rano pуjdк do Namiestnika - wycedzi³ przez zкby. -Tego ju¿ za wiele! Ale nic to! Wzmocnimy stra¿e, nie pozwolimy temu plugastwu bezkarnie przechadzaж siк po naszej stolicy! Zapamiкtaliœcie dom? Zajm¹ siк nim bezzw³ocznie. - Zosta³ tam Bran - wtr¹ci³ siк Torin. - M¹drze, bardzo m¹drze - pochwali³ Rogwold. - Zaraz udam siк do stra¿nicy, niech otocz¹ dom. Nikt nie mo¿e umkn¹ж! Jednak¿e œwit przyniуs³ przyjacio³om rozczarowanie. Torina, Folka i Malca wyrwa³ ze snu z³y i niewyspany Rogwold. Wszed³, ze z³oœci¹ zdar³ z siebie p³aszcz i zwin¹wszy go w k³кbek, cisn¹³ w k¹t. - ZnaleŸli tam tylko na po³y œlep¹ staruszkк, wdowк po drobnym handlarzu - zacz¹³ ponurym g³osem. - Rzeczywiœcie wynajmuje przyjezdnym swoj¹ szopк oraz pokoje w domu. Tego wieczora poprosili o kwaterк dwaj zwyczajnie odziani obcy, niewysocy. Powiada, ¿e przyp³ynкli ³уdk¹ z drugiej strony jeziora. Wed³ug jej s³уw mieli op³acone myto i dlatego ich przyjк³a. A teraz - ³owczy uœmiechn¹³ siк - dziкkuje Wszechpotк¿nym Gwiazdom, ¿e im nie odmуwi³a! W nocy, powiada, do drzwi ktoœ wali³, lecz goœcie, za co jest im wdziкczna, powiedzieli: „SiedŸ tu, matulu, sami to za³atwimy”, a potem na dole ktoœ z tych w³amuj¹cych siк rycza³ nieludzkim g³osem. Najad³a siк strachu!... Ci nieznani oznajmili: „Pуjdziemy po stra¿”. I poszli. Przychodzimy do niej, a ona mуwi: „Jak to dobrze! Moi goœcie was przys³ali?”. Ja uda³em, ¿e tak. Ale ona nic wiкcej nie wie i nie widzia³a. Dziwna ta starucha. Ale w mieœcie j¹ znaj¹... Jednym s³owem, owinкli was wokу³ ma³ego palca, przyjaciele! - Trudno - warkn¹³ Torin. - Nie bкdziemy przecie¿ siedzieж w Annuminas do koсca œwiata i czyhaж na tych szubrawcуw! Mamy spraw po czubek g³owy. Jeszcze trochк i wyruszamy, a kuce niekupione, wozy nienaprawione, zapasy niespakowane... Rogwoldzie, postaraj siк jakoœ wbiж do g³owy miejscowym stra¿nikom, ¿eby nie tylko krasnoludom odbierano topory! Po tych wszystkich niespokojnych wydarzeniach nale¿a³o solidnie sp³ukaж gard³o i posiliж siк nale¿ycie, wiкc wieczorem Torin, Malec i Folko siedzieli w przytulnej niewielkiej gospodzie „Pod Pochw¹ Andurila” nieopodal miejskiej bramy. Wed³ug opinii Malca, ktуrej nikt nie œmia³ podwa¿aж wobec jego olbrzymiego doœwiadczenia, podawano tu najlepsze w Annuminas piwo. Sala gospody by³a pod³u¿na, pod oknami znajdowa³y siк szerokie ³awy; drzema³o na nich ju¿ kilka osуb, owiniкtych w zniszczone p³aszcze. Goœci nie by³o zbyt wielu: czworo przy d³ugim stole na œrodku, przy ktуrym zasiad³a rуwnie¿ trуjka przyjaciу³, oraz kilku przy ma³ych stolikach wzd³u¿ œciany bez okien. Folko ju¿ widzia³, ¿e niemal we wszystkich gospodach Annuminas, prуcz wielkich wspуlnych sto³уw, by³o kilka mniejszych, ¿eby chкtni mogli porozmawiaж bez œwiadkуw. Przyjaciele siedzieli sobie, od czasu do czasu wymieniaj¹c jakieœ uwagi. Krasnoludy moczy³y brody w gкstej œnie¿nobia³ej pianie. Folko rozkoszowa³ siк ma³ymi ³ykami. Malec mia³ racjк - tu rzeczywiœcie podawano najlepsze piwo w Annuminas! By³o spokojnie i nawet zmarszczone czo³o Torina trochк siк wyg³adzi³o. Nieopodal przy ma³ym stoliku pod œcian¹ siedzieli dwaj pogr¹¿eni w rozmowie mк¿czyŸni. Folko bezmyœlnie wodzi³ wzrokiem po izbie i dopiero ci dwaj zwrуcili jego uwagк. Trudno powiedzieж, co by³o tego powodem, jednak¿e poczu³ zaskakuj¹cy i nieprzyjemny ch³уd w piersi, ktуry przypomina³ mu prze¿ycia w Mogilnikach. Obudzi³a siк w nim czujnoœж i zacz¹³ ich bacznie obserwowaж. Hobbit nie widzia³ ich twarzy: jeden siedzia³ do niego plecami, a twarzy drugiego nie widzia³; przes³ania³a j¹ sylwetka pierwszego. Ten odwrуcony plecami mia³ d³ugie siwe w³osy, a ubrany by³ w szary kaftan ze zwyk³ym bia³ym ko³nierzem. Przygarbione plecy zdradza³y podesz³y wiek, potwierdza³a to spoczywaj¹ca na stole br¹zowawa, pomarszczona d³oс prawej rкki ze skromn¹ srebrn¹ bransolet¹ na przegubie. Obok jego krzes³a sta³a oparta o stу³ czarna laska. S¹dz¹c po wygl¹dzie, by³ mieszkaсcem miasta, leciwym i zapewne doœж majкtnym; przyjrzawszy siк uwa¿niej, Folko zauwa¿y³ miкdzy palcami prawej rкki starca czarn¹ plamк, co oznacza³o, ¿e musi du¿o pisaж. O drugim cz³owieku nie da³o siк powiedzieж nawet tyle. Siedzia³ nieruchomo, rуg szynkwasu rzuca³ cieс na jego twarz, i hobbit mуg³ tylko zobaczyж krуtk¹ ciemn¹ brodк i tego samego koloru w³osy opadaj¹ce na ramiona. Stу³ przed nimi zastawiony by³ talerzami i pу³miskami; goœcie pili nie piwo, tylko czerwone gondorskie wino. Mуwili g³oœno, i Folko s³ysza³ ich rozmowк. Odezwa³ siк jasnobrody: - Dziкki ci za wszystko, co powiedzia³eœ, czcigodny Teofraœcie. Bardzo mi pomog³y rozmowy z tob¹, choж wydaje mi siк, ¿e nie masz do koсca racji. Wiem, w swoim ¿yciu napisa³eœ pewnie wiкcej ksi¹g, ni¿ ja przeczyta³em, ale klnк siк na stopnie Wielkich Schodуw (Folko drgn¹³) - nie bуj siк, schody mog¹ prowadziж do nieba - ¿e napisa³eœ swoje ksiкgi, nie ruszaj¹c siк poza granice tego miasta, a ja, z tego czy innego powodu, zmuszony by³em du¿o wкdrowaж, i wiedz, ¿e w bezkresnych zielonych stepach i lasach Estlandu do tej pory œpiewaj¹ pieœni o œmia³kach, ktуrzy padli pod murami Minas Tirith, a przez rуwniny Haradu co roku ci¹gn¹ szeregi rycerzy, ¿eby pok³oniж siк Czarnej Skale, na ktуrej z³otem wypisane s¹ imiona wodzуw, walcz¹cych pod Bladym Krуlem na Polach Pelennoru! Folko nie widzia³ twarzy mуwi¹cego, s³ysza³ tylko jego g³os, miкkki, ale dŸwiкczny, pe³en utajonej si³y; wyczuwa³o siк w nim doœwiadczenie prze¿ytych lat. G³os przykuwa³ uwagк czaj¹c¹ siк w nim potкg¹, ale mimo to Folko nagle zadr¿a³, gdy sens wypowiedzianych s³уw dotar³ do jego œwiadomoœci. Jak to, jest zwolennikiem Czarnego W³adcy czy co? - pomyœla³ oszo³omiony. - Co on plecie?! Tr¹ci³ ³okciem Torina, a gdy krasnolud odwrуci³ siк do niego, przy³o¿y³ palec do ust i pokaza³ wzrokiem goœci, jednoczeœnie nieznacznie dotykaj¹c rкk¹ ucha. Torin zrozumia³, zaniepokoi³ siк i rуwnie¿ zacz¹³ przys³uchiwaж siк rozmowie. - Ale wszystkie wspomniane przez ciebie ludy sz³y w bуj, podporz¹dkowuj¹c siк obcej ca³emu Œrуdziemiu woli, sz³y po ³upy, sz³y paliж i grabiж - nie zgodzi³ siк z jasnobrodym ten, ktуrego nazwano Teofrastem. Starzec mуwi³ spokojnie, tonem nieco pob³a¿liwym. Popija³ wino, pod bia³ym ko³nierzem mo¿na by³o zobaczyж z³oty ³aсcuch. - Wola? - uœmiechn¹³ siк jasnobrody w odpowiedzi. - Ka¿da wola, czy to obca, czy swoja, jeœli prowadzi mк¿уw do godnych tej nazwy czynуw czy nawet do piкknej œmierci, tak czy owak, jest s³uszna. A co do ³upуw? Wiesz nie gorzej ni¿ ja, ktуry tam bywa³em, ¿e lasy Estlandu s¹ niezmiernie bogate w zwierzynк i ptactwo, a i konie ichniejsze nie ustкpuj¹ tym, ktуre siк pas¹ na rуwninach Rohanu. Natomiast rzeki Haradu nios¹ z³ota wiкcej, ni¿ mog¹ wydobyж wszystkie krasnoludy Œrуdziemia! I ta obca wola nie odebra³a im ani szlachetnoœci, ani dumy. Bywa³em i w jednym kraju, i w drugim, dzieli³em z nimi jad³o i mieszkanie, w lasach, w przedgуrzach, i ze spotkanymi tam mк¿ami œmia³o poszed³bym w ka¿dy, nawet ostatni bуj. Jest tam wielu godnych ludzi! Nawet wœrуd Dunlandczykуw, ktуrzy jakby zapomnieli o swych starych sporach z Rohanem, spotka³em ludzi gardz¹cych tymi, ktуrzy przyjкli ¿ycie z r¹k zwyciкzcуw, ktуrzy prosili o litoœж w bitwie pod murami Hornburgu, i to samo dotyczy ich potomkуw. - Co ty mуwisz?! Przecie¿ nieœli œmierж i zniszczenie, koniec wolnoœci Zachodu, zabijali niewinnych, bezbronnych, nie szczкdz¹c ni kobiet, ni dzieci, ni starcуw! Teofrast odchyli³ siк na oparcie krzes³a, w jego g³osie wyczuwa³o siк zdziwienie. - Wybacz, dostojny nauczycielu, ale twe s³owa po prostu mnie œmiesz¹. Wojna jest rzecz¹ okrutn¹, to prawda stara jak œwiat. Ktу¿ jak nie ty, najznakomitszy kronikarz Œrуdziemia, wie, ¿e w pomroce dziejуw gin¹ krwawe porachunki miкdzy narodami. Nie myœmy zaczкli, nie my zakoсczymy. G³os jasnobrodego sta³ siк twardszy, ch³odniejszy. - Ale od pocz¹tku waœni walczyli o nies³uszn¹ sprawк. Chcieli zniszczyж to najjaœniejsze, co jest w Œrуdziemni, jego wielki cud - Pierworodne Elfy, ktуre nigdy nie uczyni³y z³a ludziom! - Elfy? Ta ¿ywa, œpiewaj¹ca nieœmiertelnoœж? S¹ nam obcy z natury. Owszem, to Pierworodni, ale kto im pozwoli³ kierowaж naszym losem, losami ca³ych narodуw?! Rzucali nam okruchy swej wielkiej wiedzy, jak my rzucamy psom koœci w czasie wielkiej uczty! Teraz w g³osie jasnobrodego rozbrzmiewa³a d³ugo powstrzymywana z³oœж, ju¿ niemal krzycza³. - Opamiкtaj siк, przecie¿ tyle razy walczyli ramiк w ramiк z ludŸmi, ratuj¹c Œrуdziemie przed w³adz¹ Nieprzyjaciela! Przypomnij sobie moje opowieœci o Pierwszej Erze! - Nawet wtedy o wyniku wojny zadecydowali w³aœnie ludzie. Ta walka by³a przede wszystkim walk¹ ludzi, a ty sam mi powiedzia³eœ, ¿e na Polach Pelennoru ludzie bili siк z ludŸmi. - Ale walka z elfami oznacza, ¿e sami pozbawiamy siк odchodz¹cej wraz z nimi wielkiej wiedzy! Teofrast, oszo³omiony i zdumiony, s³abo siк broni³. Natomiast g³os jasnobrodego wskazywa³ na ¿elazn¹ pewnoœж i niewzruszon¹ wolк. Odpowiedzia³, wolno cedz¹c s³owa: - Wczeœniej czy pуŸniej ludzie sami posi¹d¹ ca³¹ tк wiedzк, uczyni¹ to w³asnymi rкkami. Nie potrzebujemy ja³mu¿ny! - Twe serce jest z kamienia - westchn¹³ smutno Teofrast. - Byж mo¿e - odpowiedzia³ jasnobrody, œciszaj¹c g³os. - Ale skamienia³o ono, gdy patrzy³em na ponury za spraw¹ elfуw œwiat Œrуdziemia! - Nie mogк siк z tob¹ zgodziж... Co bкdzie z innymi ludami, ¿yj¹cymi w naszym œwiecie? Co bкdzie z tymi dobrodusznymi krasnoludami? Popatrz na tк wspania³¹ kratк przy kominku, ich robota! A co do brody Durina, ktуr¹ ozdobili kratк, to wszak ka¿dy narуd ma prawo do w³asnych podaс i legend. G³os jasnobrodego sta³ siк odrobinк cieplejszy, gdy odpowiedzia³: - Masz racjк, to dobry lud. Szczegуlnie gdy zamieni kilofy na bojowe topory! S³ysz¹c te s³owa, Torin poderwa³ siк i szepn¹³ na ucho Folkowi: - Dobrze mуwi o krasnoludach! Rozumie nas! To rzadki przypadek! Tymczasem jasnobrody ci¹gn¹³: - Jednak¿e to my ich karmimy! W roku g³odu worek z³ota jest taсszy od worka pszenicy i jakoœ nie s³ysza³em, ¿eby w podziemiach nauczyli siк uprawiaж zbo¿e! Krasnoludy mog¹ ¿yж tylko z nami, ludŸmi, i od nas teraz zale¿y, jak potocz¹ siк ich losy. Skrzypnк³y drzwi wejœciowe i do sali weszli dwaj stra¿nicy miejscy w swoich bia³o-niebieskich p³aszczach. Mieli na g³owach he³my, przy pasach miecze; wydawa³o siк, ¿e kogoœ szukaj¹, poniewa¿ przygl¹dali siк goœciom siedz¹cym w gospodzie. Nagle jeden z nich tr¹ci³ drugiego ³okciem, wskazuj¹c podbrуdkiem stolik, przy ktуrym siedzieli Teofrast i jasnobrody. Teofrast zacz¹³ coœ gor¹czkowo t³umaczyж wygodnie siedz¹cemu rozmуwcy, gdy stra¿nicy doœж bezceremonialnie wtr¹cili siк do ich rozmowy. Jeden z nich stan¹³ za plecami Teofrasta, drugi podszed³ do jasnobrodego z prawej. - Czcigodni, musimy na pewien czas wstrzymaж wasz¹ rozmowк - zacz¹³ stoj¹cy obok jasnobrodego stra¿nik. - Musimy zadaж jednemu z was kilka pytaс. Pos³uchaj, wкdrowcze, czy to nie twуj koс stoi przy koniowi¹zie, jab³kowi ty z br¹zowym siod³em z czerwonym ³кkiem? - Pewnie, ¿e mуj, skoro na nim przyjecha³em - odpowiedzia³ spokojnie jasnobrody, nie ruszaj¹c siк z miejsca. - Wiкc dlaczego... - zacz¹³ stra¿nik. Nagle jasnobrody wykona³ b³yskawiczny ruch, odrzucaj¹c do ty³u krzes³o. Nad zastawionym sto³em b³ysnк³a obleczona w pancern¹ rкkawicк piкœж i pechowy stra¿nik run¹³ na ziemiк. Zanim ktokolwiek zrozumia³, co siк sta³o, rуwnie¿ drugi stra¿nik, ktуry wywrуci³ stу³ i ruszy³ na jasnobrodego, nagle zachwia³ siк, chwyci³ za g³owк, jкkn¹³ i osun¹³ na pod³ogк - to jakiœ cz³owiek, drzemi¹cy do tego czasu na ³awce, celnie ugodzi³ go w twarz ciк¿kim garnkiem, ktуry znajdowa³ siк pod rкk¹. Miotaj¹cy rzuci³ siк do drzwi, po³y jego p³aszcza rozwia³y siк gwa³townie, a Folko z uczuciem zdziwienia i strachu rozpozna³ w tym cz³owieku garbusa Sandella. W drzwiach garbus zatrzyma³ siк na moment, ale tylko po to, by przepuœciж przed sob¹ jasnobrodego. Znikli, a z dziedziсca rozleg³y siк krzyki, szczкk broni, potem s³ychaж ju¿ by³o tylko tumult koсskich kopyt. Le¿¹cy dotychczas na ³awkach zaczкli siк podnosiж, ktoœ usiad³, ktoœ otworzy³ oczy. Do sali wpad³ t³um uzbrojonych stra¿nikуw, spiesz¹cych z pomoc¹ swoim towarzyszom. Jeden z nich, widocznie najstarszy stopniem, pomуg³ podnieœж siк kronikarzowi. - Jak to! - zakrzykn¹³ dowуdca, zerkn¹wszy na twarz starca. - Czy to mo¿liwe? Czcigodny Teofrast! Nigdy bym nie pomyœla³, ¿e do pisania swoich kronik potrzebujesz towarzystwa koniokrada! Bкdziesz musia³ o tym opowiedzieж dowуdcy stra¿y Skibaldowi! A w przysz³oœci wystrzegaj siк nieodpowiednich znajomoœci! - Odwrуci³ siк do powalonego stra¿nika. - Co tu zasz³o, Fritz? Jak mog³eœ daж siк tak zhaсbiж? - Kapitanie... - wychrypia³ b³agalnie nazwany Fritzem i splun¹³ krwi¹. - Jestem winien... Ale kto mуg³ przypuszczaж? - Dobrze! - przerwa³ mu kapitan. - O wszystkim opowiesz Skibaldowi. ChodŸmy, ch³opcy! A ty, czcigodny - znуw zwrуci³ siк do Teofrasta, ktуry wci¹¿ trzyma³ siк za bok i pojкkiwa³ - pojutrze masz siк stawiж przed Skibaldem. Niech ta historia bкdzie dla ciebie nauczk¹. A na razie ¿egnaj! Kapitan wyszed³ energicznie, za nim ruszyli pozostali stra¿nicy. Wystraszeni goœcie, w tym i ci, ktуrzy drzemali pod œcianami, pospiesznie opuszczali gospodк. W opustosza³ej sali pozostali tylko niczego nierozumiej¹cy gospodarz, poturbowany kronikarz i trуjka przyjaciу³. Folko siedzia³ oszo³omiony i zdezorientowany. Sandello jest w mieœcie! - myœla³ rozgor¹czkowany. Razem z jasnobrodym! Czy nie jemu w³aœnie s³u¿y?! Starzec pewnie zna jasnobrodego! Nie wolno go spuœciж z oka! - Torinie, ten starzec!... - S³usznie. Te¿ o tym pomyœla³em. Wstali i podeszli do Teofrasta, ktуry ci¹gle siedzia³ i masowa³ obola³y bok. - Widzimy, ¿e nie czujesz siк dobrze, czcigodny. - Torin usi³owa³ w³o¿yж w te s³owa mo¿liwie du¿o szacunku. - Czy mo¿emy w czymœ ci pomуc? Mo¿e odprowadzimy ciк do domu? Teofrast mia³ blad¹, pomarszczon¹ twarz o inteligentnym wyrazie, w ktуrej wyrу¿nia³y siк g³кboko osadzone czarne oczy, przenikliwe i uwa¿ne; wraz z latami nie straci³y blasku i bystrego spojrzenia. - Niech siк wam odwdziкcz¹ Wielkie Gwiazdy - powiedzia³ cicho. - Zawsze wiedzia³em, ¿e wy, krasnoludy, jesteœcie szlachetnym ludem... Tak, jeœli mo¿ecie, odprowadŸcie mnie. Z trudnoœci¹ siк poruszam... Torin i Malec z obu stron podtrzymywali starego kronikarza, Folko szed³ z przodu, trzymaj¹c torbк Teofrasta oraz jego kostur. Starzec pocz¹tkowo pojкkiwa³ przy ka¿dym kroku, ale stopniowo odzyskiwa³ si³y, tak ¿e mуg³ odpowiadaж na pytania krasnoluda i hobbita. - O tak, czcigodny krasnoludzie i nie mniej szlachetny hobbicie, zw¹ mnie Teofrast, syn Argeleba, a jestem nadwornym kronikarzem Pу³nocnej Korony. Od wielu lat gromadzк porozrzucane po starych ksiкgach wiadomoœci z historii Œrуdziemia, prowadzк rуwnie¿ kroniki, w ktуrych odnotowujк wszystkie wydarzenia dziej¹ce siк w Amorze, przepytujк œwiadkуw, zbieram opowieœci i zapisujк to wszystko w kronikach, ktуrych kopie s¹ odsy³ane do Minas Tirith, do samego Krуla. Prowadzк rуwnie¿ inne poszukiwania z jego polecenia. Teraz w prawo, proszк, o - ten dom na rogu. Oj, oj, nie mia³em szczкœcia... Zatrzymali siк przy schludnym piкtrowym domu w jednym ze spokojnych zau³kуw, nieopodal G³уwnej Ulicy. Dom by³ pomalowany na jasnobr¹zowo, na rozroœniкtych krzewach ¿ywop³otu pкka³y ju¿ p¹ki. W drodze nie rozmawiali du¿o, a kiedy stoj¹c ju¿ na ganku starzec zacz¹³ rozp³ywaж siк w podziкkowaniach, Torin oœwiadczy³, œciszaj¹c g³os: - Czcigodny panie, zainteresowa³a nas ta historia. Pozwуl nam przyjœж i porozmawiaж z tob¹. Byж mo¿e dowiesz siк czegoœ nowego z naszych opowieœci. - Cу¿ - rzek³ Teofrast - drzwi mojego domu zawsze s¹ otwarte dla ludzi, ktуrzy chc¹ czegoœ siк dowiedzieж i zrozumieж wydarzenia, jak i dla tych, ktуrzy sami chc¹ mi coœ opowiedzieж. PrzyjdŸcie jutro wieczorem, bкdк na was czeka³. A teraz - muszк siк po³o¿yж, ¿eby dojœж do siebie po ca³ej tej historii... Przyjaciele nisko sk³onili siк przed starcem, a ten, odpowiedziawszy na uk³on, skry³ siк za drzwiami. Folko i jego druhowie wolno zeszli z ganku i ruszyli przed siebie, po drodze opкdzaj¹c siк od pytaс Malca, ktуry nic nie rozumia³ i wœciekle ¿¹da³ wyjaœnieс. T³umacz¹c mu istotк wydarzeс, nawet nie zauwa¿yli, kiedy doszli do domu. Torin zacz¹³ rozpalaж w kominku. Malec poszed³ po wodк, a Folko wst¹pi³ do gospody. Gospodarz od razu rzuci³ siк do niego: - Ratuj, Folko! Twуj sos siк skoсczy³, a tu akurat przytrafi³a siк jakaœ kompania z Po³udnia, ¿¹daj¹ sosu i gro¿¹, ¿e rozwal¹ gospodк! - Karczmarz by³ blady i wystraszony. - Obieca³em im, ¿e jak tylko wrуcisz, od razu zrobisz... Pomу¿ mi, Folko! Hobbit westchn¹³ i zgodzi³ siк. Mniej wiкcej godzinк poœwiкci³ na przygotowywanie smakowitego dodatku i gdy wreszcie go podano, okrzyki w sali natychmiast ucich³y. Folko odetchn¹³, zdj¹³ fartuch i poszed³ umyж rкce. - Poczekaj, dok¹d idziesz? - zatrzyma³ go nieoczekiwanie gospodarz. - Ci po³udniowcy, czekaj¹c na ciebie, z g³odu pogryŸli palce do koœci i teraz koniecznie chc¹ poznaж mistrza! - Blada chwilк temu twarz szynkarza teraz promienia³a radoœci¹. - ChodŸ, chodŸ, nie wypada siк chowaж! Karczmarz niemal si³¹ powlуk³ opieraj¹cego siк hobbita do sali. W k¹cie, przy kilku zsuniкtych razem sto³ach, siedzia³o dziesiкciu czy dwunastu krzepkich mк¿czyzn, smag³ych ¿ powodu letniej jeszcze opalenizny, w krуtkich skуrzanych kurtkach. Ich w³osy, w odrу¿nieniu od wiкkszoœci Arnorczykуw, by³y krуtko przyciкte. Powitali Folka chуralnymi okrzykami zadowolenia. Jeden z nich, wysoki, z orlim nosem i czarn¹ brod¹, ca³kiem jeszcze m³ody, wsta³ ze swojego miejsca i podszed³ do Folka, wpatruj¹c siк w niego przenikliwymi szarymi oczami. - Jesteœmy ci wdziкczni, czcigodny mistrzu, za tw¹ sztukк - powiedzia³, pochyliwszy lekko g³owк. - Teraz widzimy, ¿e mistrzostwo nie zale¿y od wzrostu. Mуwi³ z nieznan¹ Folkowi wymow¹, czasem stawiaj¹c dziwny akcent na pierwszych sylabach s³уw. Hobbit zarumieni³ siк z zadowolenia i wymamrota³ coœ w odpowiedzi. - Ja i moi towarzysze na znak naszej wdziкcznoœci prosimy, byœ przyj¹³ to. - Wyci¹gn¹³ do Folka otwart¹ d³oс, na ktуrej le¿a³a niewielka srebrna moneta, jakiej ten jeszcze nie widzia³. - WeŸ, darujemy ci ze szczerego serca. Mк¿czyzna z orlim nosem ponownie sk³oni³ g³owк. Folko nieœmia³o wyci¹gn¹³ rкkк i wzi¹³ monetк, przyjemnie odczuwaj¹c jej ciк¿ar. W oczy rzuci³y mu siк dziwne odciski na d³oni nieznajomego - dwa proste d³ugie wzgуrki, prowadz¹ce dok³adnie w poprzek d³oni. Prуbowa³ zgadn¹ж, o jakim zawodzie mog¹ œwiadczyж takie œlady, ale nie potrafi³ nic wymyœliж. Czarnobrody tymczasem skin¹³ mu g³ow¹ i da³ jakiœ znak towarzyszom. Ci wstali ca³¹ gromad¹ i skierowali siк do drzwi, za nimi kroczy³ ich przywуdca z orlim nosem. Folko poszed³ rozpylaж gospodarza, ale ten nic nie potrafi³ o goœciach powiedzieж: ani kim s¹, ani sk¹d przybyli. W rozmowie z nim nazwali siebie po³udniowcami, i by³a to jedyna rzecz, ktуrej siк o nich dowiedzia³. Hobbit wrуci³ do domu i opowiedzia³ o wszystkim Torinowi. - Stajesz siк s³awny, bracie hobbicie - za¿artowa³ krasnolud. - Co ciк martwi? Powinieneœ byж dumny! Na twoim miejscu podskakiwa³bym do sufitu z radoœci. - Torinie, jak mo¿na siк dorobiж takich odciskуw? - Folko wyrysowa³ palcem na swojej d³oni kszta³t widzianych zrogowaceс skуry. Krasnolud zastanawia³ siк chwilк, potem pokrкci³ g³ow¹: - Takie coœ mo¿e powstaж, kiedy krкcisz coœ w rкku. Ale co mo¿na tak wytrwale krкciж... A przy okazji, co oni ci podarowali? Folko poda³ druhowi monetк. Torin wpatrywa³ siк w ni¹ przez minutк, a gdy w koсcu podniуs³ wzrok, hobbit wystraszy³ siк z powodu zmiany, jaka zasz³a w przyjacielu, usta krasnoluda wykrzywia³ grymas, w oczach sta³y ³zy; z piersi wyrwa³o siк ciк¿kie, smutne westchnienie. Folko oniemia³, nie wiedzia³, co powiedzieж i jak pocieszyж przyjaciela; Torin zacz¹³ mуwiж sam; co jakiœ czas wyciera³ nos rкkawem i wstydliwie kry³ za³zawione oczy. - Znam tк monetк... Pozna³bym j¹ spoœrуd tysi¹ca, zreszt¹, jak mam jej nie poznaж, skoro sam zrobi³em na niej ten karb i przewierci³em otwуr, gdy darowa³em j¹ swojemu przyjacielowi Terwinowi, ktуry zagin¹³ bez wieœci cztery lata temu! To stary skilding ostatnich Dunedaiсczykуw, ktуry mi siк dosta³ po moich przodkach. Strzeg³em tej monety jak oka w g³owie, a kiedy rozstawaliœmy siк, podarowa³em j¹ Terwinowi, ktуry udawa³ siк do Erebor. Tк monetк mogli mu odebraж tylko razem z ¿yciem! Spieszmy do bram, mo¿e jeszcze ich przechwycimy! Jednak¿e przy bramie czeka³o ich gorzkie rozczarowanie. Nieznajomi nie zamierzali zatrzymywaж siк w goœcinnej stolicy Pу³nocnej Korony. Wed³ug s³уw jednego ze stra¿nikуw, niedawno wyjecha³ z miasta konny oddzia³, sk³adaj¹cy siк z ludzi podobnych do widzianych w karczmie, i galopem skierowa³ siк na po³udnie. - Mieli zapasowe konie, i to po kilka - doda³ stra¿nik. - Nie dogonicie ich, zmarnowaliœcie czas...

12 STARY KRONIKARZ W drugiej po³owie nastкpnego dnia nieroz³¹czna trуjka wybra³a siк do domu Teofrasta. Wiosna coraz pewniej siкga³a po swoje - nad miastem lœni³ oœlepiaj¹co b³кkitny niebosk³on bez jednego ob³oczka, a jasne s³oсce szczodrze polewa³o strumieniami o¿ywczego ciep³a otrz¹saj¹cy siк po d³ugich zimowych mrozach œwiat. Ulicami pomyka³y mкtne strumyki, pod p³otami i w zacienionych miejscach jeszcze le¿a³y poczernia³e, zapadniкte zaspy, ale wiosna nadesz³a, a wraz z ni¹ nadzieja na lepsze. Folko weso³o mru¿y³ oczy, podstawiaj¹c twarz pod ciep³e promienie; Malec pogwizdywa³ beztrosko, a Torin od czasu do czasu nawet podœpiewywa³. Hobbit chwilami ze zdziwieniem zerka³ na przyjaciela. Gdzie siк podzia³a g³кboka rozpacz, jaka ogarnк³a go przy miejskiej bramie? Gdy szli G³уwn¹ Ulic¹, na proœbк Torina wst¹pili do kantoru wymiennego. Odczekawszy, a¿ kolejny klient wymieni swoje srebro na jasne annuminaskie z³oto, Torin z szacunkiem zwrуci³ siк do wa¿nego, brzuchatego w³aœciciela, podaj¹c mu monetк Terwina: - Szanowny panie, potrzebujemy twej pomocy i rady. Zerknij na tк monetк. Powiedz, czy nie trafia³y ci siк podobne? A mo¿e ta w³aœnie przesz³a przez twoje rкce? Popatrz na ni¹, jest znaczna. Senne oblicze w³aœciciela kantoru nie zmieni³o siк, gdy zerkn¹³ na wyci¹gniкt¹ d³oс Torina, jednak¿e jego oczka, ma³e, wtopione w t³ust¹ twarz, lecz mimo to przenikliwe i czujne, wwierci³y siк w monetк jak dwa ma³e wiert³a. Zacz¹³ wolno mуwiж, obracaj¹c w palcach kr¹¿ek: - Stary skilding z czasуw Arathorna II. Rzadka, bardzo rzadka w naszych czasach rzecz. Moneta rzeczywiœcie jest znaczna, ma otworek w kszta³cie siedmioramiennej gwiazdki i grawerkк... Nie, czcigodny krasnoludzie, mogк powiedzieж dok³adnie, przez mуj kantor ta moneta nie przechodzi³a, zreszt¹ przez inne kantory w mieœcie te¿ nie. Wiedzia³bym o tym, uwierz mi. A tak w ogуle, to ciekawe. Dunedaiсczycy przecie¿ mieli bardzo czyste srebro, takie jest obecnie rzadkoœci¹. A wa¿ono je niezwykle dok³adnie; jeszcze za czasуw mojego ojca w najlepszych kantorach monety te s³u¿y³y za wzorzec wagi drogocennych metali. Poza tym уwczeœni mistrzowie dodawali do stopu bia³e srebro, ktуre kiedyœ przywozi³y krasnoludy zza wschodnich gуr. - Mithril? - zapyta³ Malec, uwa¿nie s³uchaj¹cy handlarza. - Mithril? - uœmiechn¹³ siк lekko w³aœciciel. - Wtedy nie zrobi³byœ w niej otworu. Mithril, mуj dobry krasnoludzie, ceni siк o wiele wy¿ej ni¿ z³oto, i gdyby by³a tu nawet jedna dziesi¹ta mithrila, to za ow¹ monetк mo¿na by kupiж pу³ miasta. Nie, to by³ rуwnie¿ metal, nadaj¹cy monecie twardoœж i trwa³oœж. Tak - z widocznym ¿alem odda³ Torinowi monetк - nie jest to rzecz powszednia. Wysz³y ju¿ z obrotu i zachowa³y siк tylko w skarbcach. Nie chcecie przypadkiem rozmieniж jej na zwyczajne pieni¹dze? Doda³bym do dwunastu i jednej trzeciej pe³nowartoœciowych triallonуw nomina³u jeszcze szeœж i pу³ na czystoœж srebra, i trzy i jedn¹ czwart¹ za rzadkoœж. Wiкcej nie dadz¹ wam w ¿adnym kantorze, klnк siк na wagк i no¿yce! - Nie, nie zamierzamy ani sprzedawaж, ani wymieniaж tej monety. - Torin ukry³ j¹ w zanadrzu. - To jest pami¹tka po moim zabitym przyjacielu, a pokaza³em ci w nadziei, ¿e znajdк jakiœ trop... Szkoda, ¿e nie wysz³o. - Takiej znacznej monety nikt by nie wymienia³, tym bardziej w stolicy - uœmiechn¹³ siк handlarz. - Ju¿ prкdzej ktoœ postara³by siк sprzedaж j¹ w tajemnicy jakiemuœ zbieraczowi antykуw. Radzi³bym ci wpaœж do Arhara, jego kram znajduje siк nieopodal gospody „Pod Rogiem Aragorna”. Folko przygryz³ wargк i zapamiкta³ s³owa zasmuconego odmow¹ sprzeda¿y handlarza; podziкkowawszy mu, przyjaciele wyszli z kantoru i pomaszerowali dalej, do ogromnego domu kronikarza. Torin trzykrotnie uderzy³ m³oteczkiem w zawieszony po lewej stronie drzwi gong z br¹zu. Po chwili w g³кbi domu rozleg³ siк odg³os krokуw, drzwi otworzy³y siк i zobaczyli stoj¹c¹ w progu zgrabn¹ dziewczynк, niemal dziewczynkк, w skromnym ciemnym stroju. Jedyn¹ jej ozdob¹ by³a przepaska, œci¹gaj¹ca bujne z³ociste w³osy. Torin odkaszln¹³ zaskoczony, ale dziewczyna odezwa³a siк pierwsza: - Gospodarz oczekuje was w gabinecie. P³aszcze, worki, jak rуwnie¿ no¿e i topory zostawcie w przedpokoju. Tu nic siк im nie stanie. W naszym domu nie chodzi siк z broni¹. Powiedziawszy to, odsunк³a siк nieco, przepuszczaj¹c ich; weszli do przestronnego, doœж ciemnego pomieszczenia o œcianach pokrytych ciemnobr¹zowym drewnem. Jedn¹ z nich zajmowa³ oryginalny wieszak - rzкdy szabel dzikуw umieszczone na rу¿nych poziomach, tak ¿e ka¿dy goœж mуg³ bez k³opotu powiesiж p³aszcz czy kaftan. Malec i Torin, chrz¹kaj¹c i przygryzaj¹c wargi, niechкtnie powiesili na szablach swoje pasy - Torin z kiœcieniem i buzdyganem, Malec - z mieczem i dag¹. Folko natomiast prze³o¿y³ no¿e pod kurtkк, tak jak zawsze czyni³ w Annuminas; przyzwyczai³ siк do broni i bez niej czu³ siк niepewnie. Krasnoludy rozwiesi³y w koсcu swoj¹ broс, a dziewczyna wykona³a zapraszaj¹cy gest rкk¹ i skierowa³a siк ku schodom. Tu jest jak w pokoju Starego Tuka w jego g³уwnej kwaterze - pomyœla³ Folko, id¹c za przyjaciу³mi. Tu chyba nic siк nie zmienia³o od wielu, wielu lat. Schody nawet nie skrzypnк³y pod ciк¿arem przysadzistych krasnoludуw. Weszli na piкtro, na pierwszy rzut oka nierу¿ni¹ce siк od parteru - taki sam przestronny korytarz, rуwnie¿ szeœcioro drzwi po obu stronach, i tylko zamiast g³уwnych drzwi Folko zobaczy³ szerokie, zajmuj¹ce ca³¹ œcianк, okno. S³oсce ju¿ opada³o i pokуj by³ zalany jasnym œwiat³em; wyszed³szy z pу³mroku parteru, teraz mru¿yli i przymykali oczy. - Witani was - rozleg³ siк obok nich znajomy g³os kronikarza; oœlepieni s³onecznymi promieniami nie zauwa¿yli, kiedy pojawi³ siк w drzwiach. - Zapraszam do siebie, do goœcinnego. Otworzy³ szeroko drzwi i przepuœci³ goœci przodem. ZnaleŸli siк w niewielkim pokoju z kominkiem na przeciwleg³ej œcianie, z trzema oknami, zas³oniкtymi okiennicami. Œciany pokrywa³a ciemnobr¹zowa tkanina. Obok kominka sta³ niski stу³, cztery wygodne fotele i wysokie biurko, przy ktуrym mo¿na by³o pisaж na stoj¹co. Pod³oga w goœcinnym pokoju zosta³a u³o¿ona z ciemnych, szczelnie po³¹czonych desek. Po lewej od kominka w œcianie bez okien widnia³y jeszcze jedne niewielkie drzwi, a nad samym kominkiem wisia³ gobelin z wizerunkiem wysokiego starca o krуlewskiej postawie, z d³ugimi, rozpuszczonymi w³osami, odzianego w œnie¿nobia³e ubranie, z czarnym kosturem w rкku i d³ugim mieczem w niebieskiej pochwie przy pasie. Sta³ na pу³ odwrуcony, ale zwraca³o uwagк powa¿ne i przenikliwe spojrzenie niemal ¿ywych oczu. Twarz mк¿czyzny wyra¿a³a zmкczenie i smutek. Oczarowany Folko nie wytrzyma³ i zacz¹³ od pytaс. - Och, to doprawdy zadziwiaj¹ce - powiedzia³ Teofrast z wyraŸnym zadowoleniem. - To jest, szanowny hobbicie, sam wielki mag Gandalf Szary! - Kronikarz rzuci³ szybkie, pe³ne satysfakcji spojrzenie na oszo³omionych goœci. Po chwili kontynuowa³: - Nieznany artysta przedstawi³ go na tle Szarych Przystani, krуtko przed tym, jak wszechpotк¿ny czarodziej porzuci³ nasz œwiat. Gobelin ten otrzyma³ Wielki Krуl, nastкpnie panuj¹cy wnuk Elessara Elfa nagrodzi³ nim waszego pokornego s³ugк. - Lekko roz³o¿y³ rкce i uk³oni³ siк uroczyœcie. - Od tego czasu wisi tutaj, nad moim kominkiem. Ale dlaczego stoimy? - oprzytomnia³ nagle. - Proszк, siadajcie przy ogniu, nabijajcie fajeczki i zacznijmy rozmawiaж. Rozsiedli siк i wydobyli kapciuchy. Wkrуtce po pokoju rozp³yn¹³ siк aromatyczny dymek. Teofrast, uœmiechaj¹c siк, mierzy³ goœci przenikliwym spojrzeniem. Widz¹c, ¿e fajki rozpali³y siк bez k³opotуw, nieoczekiwanie zwrуci³ siк do hobbita: - Jak¹ mia³eœ podrу¿ ze stolicy swojego piкknego kraju? Jak siк maj¹ sprawy w Hobbitanii? Nieczкsto udaje mi siк porozmawiaж z kimœ z waszego ludu - do Annuminas hobbici trafiaj¹ rzadko, a ja sam jestem ju¿ za stary na d³ugie podrу¿e. Tak wiкc, co siк wydarzy³o u was w ostatnich latach? Szczerze mуwi¹c, Folko by³ zaskoczony. Ale spokojny g³os starego kronikarza i przytulnoœж jego domu sprawi³y, ¿e odzyskawszy kontenans, zacz¹³ opowiadaж Teofrastowi o wszystkim, co dzia³o siк w Hobbitanii za jego krуtkiego ¿ycia i co zapamiкta³ z hobbitaсskich kronik, ktуre hobbici zaczкli prowadziж po Odnowieniu Hobbitanii. Teofrast spokojnie poci¹gn¹³ za sznurek ukryty w draperii. Gdzieœ w g³кbi domu zadŸwiкcza³ dzwonek. Za niewielkimi drzwiami, znajduj¹cymi siк, jak zauwa¿y³ Folko, z lewej od kominka, rozleg³y siк lekkie kroki i do pokoju goœcinnego wesz³a dziewczyna, ktуra otworzy³a im drzwi. Nios³a w rкku gruby zeszyt w oprawie z miкkkiej czarnej skуry. - Satti pomo¿e mi lepiej zapamiкtaж twoj¹ opowieœж, czcigodny hobbicie. Teofrast usiad³ w wolnym fotelu, a dziewczyna stanк³a za pulpitem. Folko odetchn¹³ i kontynuowa³. Nawet nie zauwa¿y³, jak za oknami zgas³ purpurowy zmierzch; stopniowo przeszed³ z historii Hobbitanii na w³asne losy, ¿eby - tak jak uzgodni³ z Torinem - doprowadziж rozmowк do wydarzeс w Mogilnikach. Teofrast s³ucha³ bardzo uwa¿nie, wolno g³aska³ smuk³ymi palcami rzeŸbiony pod³okietnik i przez ca³y czas patrzy³ hobbitowi w oczy. Powoli opowiadanie dosz³o do opisu spotkania z Torinem; co prawda, Folko rozwa¿nie opuœci³ prawdziw¹ treœж ich nocnych rozmуw. Opowiedzia³ o Bucklandzie, o Starym Lesie i w koсcu doszed³ do Mogilnikуw. K¹tem oka widzia³, jak krasnolud nieznacznie kiwa g³ow¹ - wszystko sz³o zgodnie z ustaleniami. Torin najpierw zamierza³ sam zacz¹ж rozmowк, ale hobbit poradzi³ sobie nadspodziewanie dobrze. - I teraz chcielibyœmy prosiж ciк, czcigodny Teofraœcie - wtr¹ci³ siк do rozmowy krasnolud, gdy Folko na chwilк przerwa³, by odetchn¹ж i zwil¿yж gard³o ³yczkiem piwa ze stoj¹cego na stole dzbana - czy nie mуg³byœ wyjaœniж nam, co siк dzieje w Polach Mogilnikуw? To, co widzieliœmy, jest dziwne i... straszne, powiedzia³bym. Same upiory by wystarczy³y! Dziewczyna drgnк³a i podnios³a zaokr¹glone, dziecinne w tym momencie szare oczy. Natomiast Teofrast spuœci³ wzrok, a jego brwi odrobinк zbli¿y³y siк do siebie. - Pewnie to jeden z tych zagadkowych œladуw ciemnej przesz³oœci, pozostawionej nam przez Wielkie Ciemnoœci - powiedzia³ cicho. Wyda³o siк, ¿e nawet drwa w kominie zaczк³y trzeszczeж ciszej i jakby bojaŸliwie. - Nikt dok³adnie nie wie, jak to siк zaczк³o. Wiadomo, ¿e w Mogilnikach pochowani s¹ zabici w licznych wewnкtrznych wojnach krуlowie Kardolanu, niewielkiego krуlestwa na po³udniowych rubie¿ach w³oœci Pу³nocnego Ber³a. Wtedy to Arnor by³ podzielony na kilka czкœci, ktуrych w³adcy walczyli ze sob¹, przelewali krew rodakуw i zaczкli sk³aniaж siк ku z³u. W archiwach Elronda Pу³elf a, w³adcy Rivendell, ktуry odszed³ za Morze - wiecie, gdzie to jest? - znalaz³em legendк o tym, ¿e w³adcy owi nie znaleŸli spokoju za Morzem, a wspierani wielk¹ si³¹ Saurona, przekszta³cili siк w z³e, bezcielesne duchy, od¿ywiaj¹ce siк ciep³em i krwi¹ ¿ywych. Jednak¿e by³y one stworzone - czy te¿ powsta³y samorzutnie - zanim zosta³ wykuty Jedyny Pierœcieс, i nie by³y mu podporz¹dkowane, jak rozumiem. Zapewne stwory te nie maj¹ teraz swojego pana... A mo¿e istnieje inne wyt³umaczenie. - Wzruszy³ ramionami. - S¹dzк, ¿e tylko Kirdan wie, a i to nie jest pewne, bo on nigdy nie interesowa³ siк sprawami Œrуdziemia, zdecydowanie woli podporz¹dkowane jego narodowi Morze. Tak, te upiory s¹ straszne, wiкc czcigodny nasz hobbit wykaza³ siк wyj¹tkow¹ odwag¹! Folko zarumieni³ siк przy tej pochwale. - Ale nie jesteœcie pierwszymi, ktуrzy pytaj¹ mnie o Mogilniki - oœwiadczy³ nagle Teofrast po krуtkiej chwili namys³u. - Przed laty to samo pytanie zada³ mi pewien cz³owiek. Zreszt¹ wyœcie go te¿ widzieli. - Z uœmiechem popatrzy³ na zdumionych przyjaciу³, w³aœciwie na dwуch z nich, dlatego ¿e trzeci, Malec, ju¿ spokojnie spa³, opar³szy g³owк, jak pierwszego wieczoru znajomoœci, na ramieniu hobbita. - Widzieliœcie go wczoraj, by³ ze mn¹ w gospodzie „Pod Pochw¹ Andurila” - ci¹gn¹³ Teofrast. - Zw¹ go Olmer, jest poszukiwaczem z³ota z Dale. Znam go ju¿ dwanaœcie lat, czкsto opowiada³ mi o wielu ciekawych sprawach dotycz¹cych wydarzeс na Wschodzie. A pewnego razu zapyta³ w³aœnie o Mogilniki. To by³o podczas jego ostatniej wizyty; w ogуle Olmer rzadko pojawia siк w Annuminas, mniej wiкcej raz na rok, a nasze spotkanie odby³o siк po piкcioletniej przerwie. Olmer opowiedzia³ mi o zadziwiaj¹cych wydarzeniach! Na przyk³ad o niezwyk³ej oœmiodniowej bitwie na brzegach Morza Rhun, w ktуrej on sam walczy³ po stronie Easterlingуw przeciwko nieznanemu mu narodowi, przyby³emu z po³udnia, zza Mordoru. Wed³ug jego s³уw dop³ywy Morza Rhun przez trzy dni sp³ywa³y krwi¹, cia³ami ludzi i koni... Widaж by³o, ¿e stary kronikarz rozpali³ siк, i Folko postanowi³ to wykorzystaж. - Ale dlaczego w takim razie œcigali go stra¿nicy? - zapyta³, staraj¹c siк wygl¹daж na bardzo zainteresowanego opowiadaniem Teofrasta, a jednoczeœnie nie chcia³ zdradziж do odpowiedniego momentu swoich prawdziwych zamiarуw. - To mnie nie dziwi - wzruszy³ ramionami kronikarz. - Wszyscy trudni¹cy siк wydobyciem i sprzeda¿¹ z³ota, niech nie weŸmie tego do serca czcigodny krasnolud, wczeœniej czy pуŸniej zaczynaj¹ ³amaж przepisy Wielkiego Krуla, ktуre nie zawsze przewiduj¹ wszystkie okolicznoœci... A o Mogilnikach opowiedzia³em mu niemal to samo, co i wam; nowych danych nie mia³em sk¹d otrzymaж, ale teraz, po waszej opowieœci, bкdк odpowiada³, ¿e nie nale¿y baж siк purpurowych ogni czy szarych widm; trzeba tylko mocno trzymaж w rкku ³uk i mieж odwa¿ne serce, jak pewien znany mi hobbit o imieniu Folko Brandybuck! - By³ jeszcze jeden hobbit, ktуry nie ba³ siк okrutnych si³ podziemia - zaoponowa³ skrкpowany Folko. - Oczywiœcie Frodo, s³ynny Frodo Baggins, Powiernik Pierœcienia! - A mia³ do czynienia z tymi widmami? - zapyta³ zdziwiony Teofrast. Teraz hobbit otworzy³ ze zdumienia usta. - W Hobbitanii wie to ka¿de dziecko! Zreszt¹ w Czerwonej Ksiкdze du¿o jest o tym... - Czerwona Ksiкga?! - poderwa³ siк kronikarz. - Ktу¿ z moich rodakуw nie s³ysza³ o tej zadziwiaj¹cej opowieœci, ktуra przetrwa³a do naszych dni tylko w krуtkich, niewiarygodnych i niepe³nych wypisach oraz pуŸniejszych przekazach! Czerwona Ksiкga, skryte marzenie ka¿dego dziejopisa! Czy czyta³eœ j¹, czcigodny hobbicie? W g³osie Teofrasta rozbrzmiewa³o b³aganie. Wydawa³o siк, ¿e by³by gotуw oddaж wszystko za to upragnione, niemal bajkowe dzie³o. Pochyli³ siк do przodu, jego palce splot³y siк, na czo³o wyst¹pi³y kropelki potu. Dlatego Folko zdecydowa³ siк powiedzieж prawdк: - Tak, czyta³em j¹ - oœwiadczy³ wolno. - I nawet mogк ci j¹ pokazaж, czcigodny Teofraœcie! Torin poderwa³ siк z fotela, a zaskoczona dziewczyna a¿ krzyknк³a: Teofrast, stary, szanowany kronikarz, podskoczy³ tak, jak zapewne nie potrafi³by w najlepszych latach m³odoœci, i wczepi³ siк w ramiк zaskoczonego hobbita, po czym zacz¹³ wraz z nim wirowaж po pokoju, nie tyle œpiewaj¹c, ile wrкcz powrzaskuj¹c z radoœci. Po³y jego obszernego p³aszcza rozwia³y siк, w³osy spl¹ta³y, ale nie zauwa¿a³ tego. Ha³as obudzi³ Malca, ktуry nie bardzo rozumiej¹c, co siк dzieje, chwyci³ za pogrzebacz. W koсcu Teofrast uspokoi³ siк i ciк¿ko dysz¹c, puœci³ hobbita. - Jestem twoim niesp³acalnym d³u¿nikiem, czcigodny Folko - powiedzia³, a przyjaciele musieli odwrуciж siк, bo na pomarszczonej twarzy kronikarza b³ysnк³a krкpuj¹ca ich ³za. - O losie b³ogos³awiony, ktуry zes³a³eœ mi na staroœж tak¹ radoœж! Ale -oprzytomnia³ trochк i spowa¿nia³ - jeœli tylko mi j¹ poka¿ecie, bкdzie to tak, jak daж g³odnemu pajdк chleba, a nastкpnie wyrwaж mu j¹ z rкki, zanim odgryzie choжby kawa³eczek! O Folko, synu Hemfasta, niech ciк ma w opiece Krуlowa Gwiazd Elbereth, mуg³byœ dokonaж wielce szlachetnego czynu, gdybyœ pozwoli³ mi j¹ skopiowaж! - Ale my nied³ugo wychodzimy z miasta - zaoponowa³ hobbit s³abo. - Nie mogк zostawiaж jej w obcych rкkach, czyichkolwiek, wybacz, czcigodny Teofraœcie. - Tak, tak, wszystko rozumiem. - Kronikarz pospiesznie kiwa³ g³ow¹. - Ktу¿ by zostawi³ taki skarb! Ale nie proszк o to! B¹dŸcie moimi goœжmi przez nastкpne siedem dni, a w tym czasie pod waszym nadzorem dziesiкciu najlepszych kopistуw przepisze j¹, pracuj¹c w dzieс i w nocy! Delikatnie podzielimy j¹ na fragmenty, a nastкpnie zszyjemy. Nie powinniœcie obawiaж siк o ca³oœж - wyci¹gn¹³ d³onie w uspokajaj¹cym geœcie - robiliœmy tak nawet z orygina³ami najwa¿niejszych manuskryptуw! A wy mo¿ecie w zamian ¿¹daж ode mnie wszystkiego, co tylko jest w mojej mocy... Kronikarz opuœci³ rкce i zamilk³, jakby ten wybuch wyczerpa³ wszystkie jego si³y. G³owa opad³a mu na pierœ. Folko s³ucha³ ze zdziwieniem i czu³ siк niezrкcznie. Ale nie potrafi³ odmawiaж, i dlatego powiedzia³ „dobrze”. Kiedy umуwili siк, ¿e hobbit przyniesie mu Czerwon¹ Ksiкgк nastкpnego dnia, niecierpliwie oczekuj¹cy koсca tej rozmowy Torin zapyta³ wreszcie o to, co interesowa³o przyjaciу³: - Czcigodny Teofraœcie, niechc¹cy s³yszeliœmy czкœж twojej rozmowy z Olmerem z Dale. Jedno mi utkwi³o w g³owie: dlaczego уw, jak twierdzisz, niezwyk³y cz³owiek z tak¹ z³oœci¹ mуwi o elfach? Kronikarz milcza³ chwilк. - Nie rozumiem, dlaczego on tak was zainteresowa³, ale wed³ug mnie w³aœnie tacy silni ludzie czasem szczegуlnie ostro wyczuwaj¹ beznadziejnoœж losu Œmiertelnych, œwiadomoœж koсca naszego bytu. A obok znajduje siк rasa Pierworodnych, Nieœmiertelnych, ktуrych wodzowie w nieskoсczenie odleg³ych czasach przy³o¿yli siк do Przekleсstwa Cz³owieka, ktуre wszak, jeœli dobrze siк temu przyjrzeж, doprowadzi³o do zag³ady Numenoru! Powinniœcie znaж tк historiк lepiej ode mnie. Jego dumne serce sprzeciwia siк temu, ¿e nasze losy s¹ w jakimœ stopniu okreœlone przez Nieœmiertelnych. St¹d zapewne jego niechкж do Starszej Rasy. Nie podzielam jego pogl¹dуw - doda³ Teofrast - ale uwa¿am, ¿e ma prawo mуwiж, co myœli. - A co to s¹ „wielkie schody”? - zapyta³ Folko. Przypomnia³ sobie, jak kronikarz w gospodzie drgn¹³, s³ysz¹c te s³owa. Teraz twarz starca te¿ œciemnia³a. Mуwi³ cicho i wolno, jakby z trudem dobiera³ s³owa: - To jest bardzo stara i niezbyt zrozumia³a legenda. Ma³o kto ze œmiertelnych Œrуdziemia j¹ zna. Przeczyta³em o niej w elfijskich pergaminach, w czкœci, ktуra jest napisana jeszcze w staroelfijskim jкzyku. Kiedyœ wœrуd Pierworodnych istnia³o podanie, w ktуrym mуwi siк, ¿e ca³y nasz œwiat jest przenicowany olbrzymimi, niemal nieskoсczonymi schodami, bior¹cymi pocz¹tek w podziemnym œwiecie lкku i pierwotnego z³a, zwanego dziœ Ungoliant. Stamt¹d wznosz¹ siк do gуry, przechodz¹ przez nasz œwiat i wchodz¹ w przestrzeс nad chmurami, w wiecznie b³кkitne niebo i tam, na niebieskich rуwninach, koсcz¹ siк gwiezdn¹ przystani¹, do ktуrej, zmкczywszy siк niekoсcz¹cymi wкdrуwkami po œcie¿kach nieba, przybija czasem statek Earendila, z b³yszcz¹cym Silmarillem na czele. Stopnie tych schodуw zosta³y wykonane z czystego mithrilu. Podanie nie mуwi, kto by³ budowniczym schodуw, ale zosta³o powiedziane, ¿e Sauron, w rozkwicie swej potкgi, potrafi³ rozebraж znajduj¹cy siк blisko ziemi fragment i wykorzysta³ go do Budowy Barad-Duru, Czarnej Wie¿y. Dlatego Earendil mo¿e teraz schodziж w dу³ i obserwowaж ¿ycie w Œrуdziemiu, dla ktуrego skaza³ siebie na wieczn¹ wкdrуwkк po niebosk³onie... Jaka¿ szkoda, ¿e to wszystko to tylko piкkna bajka! - Teofrast westchn¹³. - Elfowie kiedyœ uwa¿ali, ¿e przysiкga na Wielkie Schody, czy to Pierworodnych, czy Œmiertelnych, jest najsilniejsz¹ z mo¿liwych. S³udzy Z³a natomiast, przeciwnie, klкli siк na jej doln¹ czкœж. Dlatego by³em tak zdziwiony, s³ysz¹c od Olmera tк star¹ przysiкgк. Chcia³bym wiedzieж, sk¹d j¹ zaczerpn¹³ ten poszukiwacz z³ota... Rozmarzony Teofrast pokiwa³ g³ow¹ i zamilk³. W pokoju zapanowa³a cisza. W piersi Folka nagle pojawi³ siк nieznany wczeœniej ss¹cy bуl, beznadziejna tкsknota za niezwyk³oœci¹, za tym wszystkim, co odesz³o wraz ze starym œwiatem, za jego magi¹ i jego cudami... Malec podejrzanie poci¹gn¹³ nosem. - Tak, nie³atwo jest teraz nam, dziej opisom - ci¹gn¹³ Teofrast, jakby rozmyœla³ na g³os. - Ludzie ma³o interesuj¹ siк minionymi sprawami, wybieraj¹c drobne i teraŸniejsze k³opoty naszych czasуw. Rzadko, bardzo rzadko zdarza siк trafiж na prawdziwego rozmуwcк. Olmer do takich nale¿y. Jego ¿ycie jest tajemnicze i niezrozumia³e, ale on myœli i ocenia, wiele wie i wiele opowiada, dlatego zawsze z radoœci¹ spotykam siк z nim... Tyle ¿e teraz ju¿ nie w moim domu, poniewa¿ - jak zauwa¿y³em - jest tu para oczu, ktуra œledzi ka¿dy jego ruch uwa¿niej, ni¿ trzeba! -W jego g³osie pojawi³y siк nieznajome zrzкdliwe i trwo¿ne nutki. - Tak, tak, chodzi o ciebie, Satti, nie odwracaj siк, zauwa¿y³em to, gdy tylko Olmer przekroczy³ prуg tego domu! Dziewczyna zarumieni³a siк i szybko ukry³a twarz w d³oniach. Teofrast jeszcze milcza³ przez kilka wa¿kich chwil, gro¿¹c swojej pomocnicy haczykowatym starczym palcem. - Dlatego, gdy zaprosi³ mnie - ci¹gn¹³ po chwili - zdecydowa³em, ¿e odt¹d bкdк siк z nim spotyka³ gdzieœ w innym miejscu, i los mi sprzyja³! Uœmiechn¹³ siк do przyjaciу³, wydawa³o siк, ¿e weso³y promyk wiosennego s³oсca przemkn¹³ po korze starego dкbu. - A czy s³ysza³eœ, czcigodny Teofraœcie, coœ o ludziach, ktуrzy czcz¹ Mogilniki? - Torin wrуci³ do sedna sprawy. - Spotkaliœmy wchodz¹cy tam oddzia³, znaleŸliœmy dziwne œlady rуwnie dziwnych obrzкdуw... I nie tylko w Mogilnikach. Teofrast otrz¹sn¹³ siк, wyprostowa³ i da³ znak Satti. Dziewczyna pospiesznie otworzy³a zeszyt i lekkie piуro w jej zrкcznych palcach pomknк³o po stronach, zapisuj¹c s³owa Torina. - Tak, tak. Dociera³y do mnie rozmaite wieœci - powiedzia³ wolno kronikarz. - Przewa¿nie pochodzi³y od ludzi, ktуrzy przemierzali Przygуrze, ale nie by³y pewne i rу¿ni³y siк miкdzy sob¹! Jednak stare kroniki Dunedaiсczykуw g³osz¹, ¿e jeszcze przed Wojn¹ o Pierœcieс na po³udnie od Pola Mogilnikуw istnia³y jakieœ na po³y zapomniane osiedla dziwnego ludu, bardzo zreszt¹ nielicznego. Nie prуbowali wejœж w sojusze czy przynajmniej w handlowe kontakty z Przygуrzem, nigdy tam siк nie pojawiali. Natrafiali na nich Tropiciele, prawdziwi Tropiciele Pу³nocy. Czasem lud ten pomaga³ im w tropieniu s³ug Mroku, ale wed³ug mnie robili to raczej ze strachu czy chciwoœci, ¿¹dali bowiem za swoje us³ugi zap³aty. By³o ich, jak mуwi³em, niewielu, a Dunedaiсczycy gardzili nimi. Po zwyciкstwie ludzie zaczкli szybko zajmowaж i uprawiaж wszystkie nadaj¹ce siк do tego celu ziemie, pierœcieс arnorskich wsi zacz¹³ siк zacieœniaж rуwnie¿ doko³a Mogilnikуw, i tajemniczy lud opuœci³ owe ziemie. Nikt nie wie, dok¹d siк przenieœli, kroniki nie podaj¹ ¿adnych informacji o potyczkach z nimi. Odeszli sami. Oczywiœcie, nie ma to ¿adnego zwi¹zku z tym, co widzieliœcie, ale nic wiкcej o tym miejscu nie wiem. Lepiej opowiedzcie dok³adnie wasz¹ przygodк! Torin, Folko i Malec, przerywaj¹c sobie nawzajem, opowiadali o tajemniczym domu w Dzielnicy Pу³nocnej i o wszystkim, co tam znaleŸli i widzieli. Satti ledwo nad¹¿a³a z maczaniem piуra i zapiskami. - Dziwne to i niezrozumia³e - rzek³ kronikarz, wys³uchawszy ich uwa¿nie. - Ale stra¿ miejska o wszystkim wie, i to mnie trochк uspokaja. Tak... kawa³ek Mylnego Kamienia œwieci tak samo, jak na szczycie Kurhanu. - Uniуs³ g³owк. - Dziкkujк wam za bezcenne zaiste wieœci. Wszystko bкdzie spisane w anna³ach, ju¿ moja w tym g³owa. - Czcigodny, a czy przypadkiem nie znasz przyjaciу³ albo towarzyszy owego Olmera? - zapyta³ wprost Torin, i Folko znowu zauwa¿y³ zdziwienie na obliczu Teofrasta. - Ma on wielu towarzyszy swego zawodu - odpowiedzia³ kronikarz, ale niezbyt chкtnie. - To s¹ odwa¿ni i zuchwali ludzie, nie bardzo przestrzegaj¹cy prawa. Du¿o im siк wybacza, poniewa¿ z³ota w Œrуdziemiu jest niewiele, prawie wszystko maj¹ twoi wspу³plemieсcy, czcigodne krasnoludy, i ludzie zajmuj¹ siк teraz wydobyciem ze sk¹pych i powierzchniowych ¿y³. Powiadaj¹, ¿e zdarzaj¹ siк wam z nimi potyczki? - Oni nie szukaj¹ ¿y³! - wtr¹ci³ siк niespodziewanie do rozmowy oburzony Malec. - Nie szukaj¹ ¿y³, tylko naszych skarbcуw, tych, co s¹ bli¿ej powierzchni. Zdarza siк, ¿e trafiaj¹ na nie. Co prawda, ma³o komu z takich szczкœciarzy udaje siк skorzystaж z ich zawartoœci. Oto, na przyk³ad, nie tak dawno... - Poczekaj, Ma³y! - przerwa³ mu bezceremonialnie Torin, krzywi¹c twarz w grymasie niezadowolenia. - Szukaj¹ rуwnie¿ naszych starych zapasуw, o ktуrych same krasnoludy ju¿ zapomnia³y w trakcie straszliwej ostatniej wojny. A co do tego, ¿e bywaj¹ potyczki, zdarza siк... - Mo¿e nie roztrz¹sajmy tego teraz. - Teofrast podniуs³ ugodowo rкkк. - Przy okazji, wasze s³owa naprowadzi³y mnie na ciekaw¹ myœl: dlaczego Olmer tak uparcie wypytywa³ mnie o wszystko, co dotyczy Niebiaсskiego Ognia! Folko znieruchomia³, ale Teofrast nie zauwa¿y³ tego i kontynuowa³: - Domyœlam siк, ¿e Olmer nie jest zwyk³ym poszukiwaczem z³ota. Wydawa³o mi siк, ¿e bardziej interesuj¹ go stare skarbce, st¹d pytania o Mogilniki: przecie¿ tam, jeœli wierzyж legendom, zakopane s¹ ogromne skarby w³adcуw z przesz³oœci - st¹d te¿ Niebiaсski Ogieс. Wed³ug pokutuj¹cych wœrуd poszukiwaczy z³ota wierzeс, zakopane pod ziemi¹ z³oto przyci¹ga do siebie Niebiaсski Ogieс, ktуry najczкœciej uderza w³aœnie w takim miejscu. Tak, teraz to poj¹³em, a wczeœniej ³ama³em sobie nad tym g³owк! Zadowolony Teofrast spogl¹da³ z uœmieszkiem cz³owieka, ktуremu uda³o siк rozwi¹zaж trudne zadanie. - A co to jest Niebiaсski Ogieс? - znowu wtr¹ci³ siк do rozmowy Malec; najwyraŸniej zd¹¿y³ siк wyspaж podczas pierwszej czкœci ich rozmowy. - Niebiaсski Ogieс - wyjaœni³ Teofrast cierpliwie - to bardzo rzadkie i zadziwiaj¹ce zjawisko. Podczas jasnych gwiaŸdzistych nocy, a czasem rуwnie¿ w dzieс, niebosk³on nagle przecina bezg³oœna ognista strza³a. Widaж j¹ w ca³ym Arnorze, ale okreœlenie miejsca upadku jest bardzo trudne. Powiadaj¹, ¿e s¹ to spalone gwiazdy, ale nie mam pewnoœci. Tak uwa¿aj¹ elfy... Zazwyczaj pojawienie siк Niebiaсskiego Ognia oznacza pocz¹tek albo, odwrotnie, zakoсczenie jakichœ wa¿nych wydarzeс, dotycz¹cych ca³ego Œrуdziemia. Tak by³o, na przyk³ad, zaraz po œmierci Wielkiego Krуla i krуtko przed objкciem tronu przez niego. Stare kroniki g³osz¹, ¿e Niebiaсski Ogieс widziano w roku œmierci ostatniego krуla Gondoru Trzeciej Epoki, po nim zaœ zaczкli rz¹dziж Minas Tirith Namiestnicy, ktуrych liniк przed³u¿aj¹ dziœ potomkowie wspania³ego Faramira, syna Denethora, pana na zamku Emyn Arnen. Przyk³ady mo¿na mno¿yж. - Czy zostaj¹ po nim jakieœ œlady? - dopytywa³ siк Malec. - Co do œladуw, to gorzej - pokrкci³ g³ow¹ kronikarz. - Widzisz, czcigodny krasnoludzie, za ka¿dym razem s¹ inne, a i wiadomo o nich bardzo ma³o. Bywa, ¿e w takim miejscu, gdzie upadnie, znajduje siк stopiony kamieс albo strzaskane drzewo, jakby uderzy³ w nie olbrzymi piorun. Znany jest przypadek, gdy Niebiaсski Ogieс podpali³ dach szopy w jednej z naszych wsi. To w³aœciwie wszystko. Nikt niczego nie wie na pewno - powtуrzy³. Za oknami zapad³ zmierzch. Widaж by³o, ¿e stary kronikarz jest ju¿ zmкczony, a hobbitowi te¿ od dawna burcza³o w brzuchu. Przyjaciele podnieœli siк i zaczкli ¿egnaж, umawiaj¹c siк, ¿e przyjd¹ jutro i przynios¹ ze sob¹ Czerwon¹ Ksiкgк. Teofrast i Satti odprowadzili ich do drzwi. Ruszyli w powrotn¹ drogк do „Rogu Aragorna”; szli w milczeniu, i ka¿dy pogr¹¿ony by³ w innych myœlach. Folko zadar³ g³owк i popatrzy³ w rozgwie¿d¿one niebo. B³yszcza³a na wschodzie Remmirat, Gwiezdna Sieж, a przez ca³y niebosk³on ci¹gnк³a siк usypana z drobnego gwiezdnego py³u Œcie¿ka Earendila. Sk¹dœ z tych odleg³ych miejsc przybywa cudowny Niebiaсski Ogieс, o ktуrym kaza³ pamiкtaж Pelegast. Dlaczego? Co to oznacza? Dlaczego interesuje siк nim уw zagadkowy Olmer, ktуremu s³u¿y garbus? Czy jest jakiœ zwi¹zek miкdzy jasnobrodym poszukiwaczem z³ota i w³aœcicielem tego w³adczego g³osu, ktуry powstrzyma³ Sandella w Przygуrzu? Folko pamiкta³ tamten g³os bardzo dobrze, i ten, nale¿¹cy do jasnobrodego, jakby do niego nie pasowa³. Poszukiwacz z³ota... Przecie¿ Rogwold powiedzia³ kiedyœ, ¿e Sandello na jakiœ czas zbli¿y³ siк do takiej kompanii, mo¿e Olmer rzeczywiœcie tylko poszukuje kruszcu, mo¿e jest przywуdc¹ oddzia³u poszukiwaczy, ¿yj¹cych wedle w³asnych praw, i dlatego unika spotkania z krуlewsk¹ stra¿¹? A w ogуle dlaczego tak siк do niego przyczepiliœmy?! Zgoda, gada³ nie wiadomo co... Zgoda, Sandello znalaz³ siк obok niego... Zgoda, interesowa³ siк Niebiaсskim Ogniem i Mogilnikami... To wszystko mo¿na wyjaœniж. Teofrast w³aœnie to dobrze wyt³umaczy³. Kto ich tam wie, tych Du¿ych Ludzi, w co oni wierz¹? - W³aœciwie niczego siк nie dowiedzieliœmy - mrukn¹³ ze z³oœci¹ Torin, gdy przyszli do domu i ulokowali siк przy kominku. -Sandella nie zna, Olmera te¿ niezbyt dobrze. Mogilniki to nic pewnego, a o ich czcicielach powtarza jakieœ stare ploty... ¯adnych dowodуw! W sumie wszystko jasne: Ksiкgк niech sobie kopiuje, jest twoja, Folku, nie mogк ni¹ rozporz¹dzaж. I od razu wyruszamy! Zasiedzieliœmy siк tutaj, a powinniœmy przed jesieni¹ obrуciж. - A co z Niebiaсskim Ogniem? - Malec prуbowa³ broniж Teofrasta. - Co nam do niego? - b³ysn¹³ oczami Torin. - Do naszych kuŸni jakoœ dot¹d nie dotar³ i, wspomу¿ nas, Durinie, mo¿e nigdy nie dotrze! Proponujк, ¿ebyœmy jutro dopytywali siк jak nale¿y. Musimy wyjaœniж, co siк dzieje w miкdzyrzeczu Brandywiny i Gwathlo i wzd³u¿ Sirannony, jak wygl¹da sytuacja na Zielonej Œcie¿ce, kto mieszka wzd³u¿ tej drogi, czy s¹ zbуje, jak ¿yj¹ dunlandczycy; od nich przecie¿ wrota Morii s¹ na wyci¹gniкcie rкki! Na dodatek z g³owy mi nie wychodz¹ te wilko³aki. Stra¿nicy odparli ich atak dziкki sile maga, my bкdziemy musieli polegaж tylko na sobie. Dobra, ranek m¹drzejszy od wieczora, idziemy spaж! Torin zakoсczy³ przemowк i pierwszy da³ przyk³ad, zawin¹wszy siк z g³ow¹ w koc; wkrуtce w izbie rozleg³o siк ciche pochrapywanie. Folko posiedzia³ jeszcze przy dogasaj¹cym kominku, poruszy³ w nim wкgle. Nie chcia³o mu siк spaж, wiкc wyszed³ na ganek odetchn¹ж œwie¿ym powietrzem. Przykucn¹wszy na progu, zapali³ fajkк. Wypuœci³ pierwsze kу³ka dymu i zacz¹³ w zamyœleniu obracaж w rкku jeden z noszonych stale przy sobie no¿y do miotania; wpatrywa³ siк w grк srebrzystych ksiк¿ycowych promykуw na wypolerowanym ostrzu. I wtedy us³ysza³ wycie. Rodzi³o siк gdzieœ zupe³nie blisko, ale choж by³o niemal nies³yszalne, czu³o siк w nim beznadziejny smutek i rozpaczliw¹ z³oœж. Hobbit poderwa³ siк na rуwne nogi, œciskaj¹c w garœci gotowy do rzutu nу¿, i rozgl¹da³ siк na boki. Znane ju¿ z wyprawy do Mogilnikуw uczucie przypomnia³o o sobie; bуl by³ mocny i ostry. Folko zrozumia³, ¿e tym razem on sam jest celem. Wytк¿y³ ca³y swуj hart, nakazuj¹c niewidzialnemu przeciwnikowi odwrуt, jednoczeœnie rozgl¹da³ siк w poszukiwaniu wroga. Poddawszy siк niezwykle silnemu naporowi strachu, odst¹pi³ o krok w kierunku drzwi i szuka³ trzкs¹c¹ siк bezwiednie d³oni¹ przymocowanego do nich pierœcienia. Nacisk by³ o wiele mocniejszy ni¿ w Mogilnikach; praktycznie nie sposуb by³o mu siк sprzeciwiж. Coœ bezkszta³tnego wolno wype³za³o w jego kierunku z g³кbin ciemnego podwуrka i wydawa³o siк, ¿e zaraz zwali go z nуg, rozdepcze, zmia¿d¿y i wyciœnie z niego ¿ycie, jak krew, kropla po kropli, pуki na progu nie pozostanie zimne, martwe cia³o. Zкby Folka szczкka³y, czo³o pokry³o siк zimnym potem, oczy wysz³y mu z orbit. Nie mog¹c przenikn¹ж mroku nocy, daremnie wypatrywa³ czegoœ na podwуrku. Jego przeciwnik nie musia³ siк ujawniaж. Chcia³ tylko unieszkodliwiж stoj¹cego na progu stra¿nika i wejœж do œrodka. Gdy tylko w udrкczonym umyœle Folka pojawi³a siк jasna, zimna, jakby wciœniкta weс cudza myœl, jego zd³awiony duch nieoczekiwanie i nagle wzmocni³ siк i rozpali³. Odczyta³ propozycjк, by ratowaж ¿ycie ucieczk¹, i w tej samej chwili zrozumia³, ¿e to niemo¿liwe. Tam, za drzwiami, spokojnie œpi¹ jego przyjaciele, ktуrzy czuj¹ siк zupe³nie bezpiecznie; tam jest potк¿ny, dobry i wielkoduszny Torin, odrobinк pocieszny, ale wierny i oddany Malec, jego druhowie, gotowi dla niego na wszystko. Nie, nie mo¿e odejœж i niech siк dzieje, co ma siк dziaж. Jak wa³ka, to walka. Musi wytrwaж. Tym razem samotnie. Nogi jakby wros³y w drewniany prуg, plecy opar³y siк o twardy pierœcieс Œwiкtej Brody Durina, w rкku po³yskiwa³ nу¿. Folko czeka³ w milczeniu, z ca³ych si³ sprzeciwiaj¹c siк naciskowi z³ej, nieludzkiej si³y. Jak na jawie widzia³ napieraj¹c¹ na niego szar¹, rozdкt¹ pу³okr¹g³¹ czaszк, splecion¹ z powsta³ych chwilк temu szarych nici; i wtedy z ca³ej si³y cisn¹³ przed siebie nу¿; pragn¹³ ze wszystkich si³, by pкk³a ta pкtaj¹ca wolк sieж, a potem... niech siк dzieje, co chce... Nу¿ bezg³oœnie i bez œladu znikn¹³ w mroku nocy, nawet nie b³ysn¹wszy odbitym od ksiк¿yca promieniem. Wydawa³o siк, ze na zawsze wsi¹k³ w szare b³oto, ktуre zaciera³o wszelki ruch. Jednak¿e chwilк pуŸniej rozleg³ siк odg³os wbitego w drewno ostrza; i ten dŸwiкk, taki cielesny, ¿ywy i realny, mocniej od najciк¿szego m³ota uderzy³ w pкtaj¹c¹ umys³ hobbita ciszк; przez podwуrze przemkn¹³ sycz¹cy, œwiszcz¹cy odg³os, jakby pojedynczy powiew zimnego wiatru rwa³ zwisaj¹ce gibkie ga³¹zki. Szara kurtyna, rozciкta na dwoje, zaczк³a powoli rozchodziж siк na boki, a przed sob¹ hobbit zobaczy³ znajom¹ szar¹ postaж. Jej kontury dr¿a³y, jakby taj¹c w otaczaj¹cym mroku. Postaж wolno ruszy³a na niego, Folko znowu poczu³, ¿e cudza wola prуbuje usun¹ж go z drogi - teraz coœ spкta³o pierœ, utrudniaj¹c oddychanie, ale wrуg sta³ przed nim i Folko wiedzia³, co ma zrobiж. - Czego chcesz? - jкkn¹³ w myœlach, udaj¹c, ¿e jest z³amany, choж stara³ siк, by wygl¹da³o to mo¿liwie przekonuj¹co. W odpowiedzi rozleg³o siк coœ podobnego do krakania krukуw œcierwnikуw, ale s³ysza³ je tylko on. Nie rozrу¿nia³ s³уw, ale zrozumia³ dok³adnie rozkaz: - ZejdŸ z drogi. Muszк wejœж. Inaczej œmierж. Hobbit nie ustкpowa³, a wtedy szare kontury poruszy³y siк i wolno pop³ynк³y na niego. - Nie stawaj na drodze Pierœcieniorкkich! - £¿esz, dawno ju¿ ich nie ma! Jesteœcie tylko bladym cieniem ich minionej potкgi! - wœciekle wrzasn¹³ Folko i ruchem wypracowanym podczas setek powtarzanych жwiczeс, tak jak na zajкciach z Malcem, cisn¹³ drugi nу¿ dok³adnie w czarne pasmo, znajduj¹ce siк nieco poni¿ej tego, co mo¿na by nazwaж czo³em istoty. Jednoczeœnie z pos³anym przed siebie ostrzem jego wola nanios³a uderzenie: „Cу¿ mo¿esz uczyniж mnie, ¿ywemu i silnemu, z cia³a i krwi, ty, szary cieniu przesz³oœci? Jesteœ tu bezsilny! Ukryj siк w swoim podziemiu i czekaj godziny, kiedy nie moja, ale stokrotnie silniejsza wola rozniesie po polach twe ostatnie strzкpy! Dlaczego zwlekasz? Oto jestem, chodŸ tu!”. Nу¿ znikn¹³, niczym ciœniкty w poroœniкty szar¹ rzкs¹ staw, a widmowy b³кkitny p³omieс, niczym odleg³a b³yskawica, rozjaœni³ podwуrze i natychmiast zgas³. Wola Folka dar³a na strzкpy, d³awi³a i rozrzuca³a resztki atakuj¹cego chwilк wczeœniej wroga, rozp³aszczony na ziemi szary cieс odpe³za³ jak rozlana woda; wewnкtrznym s³uchem hobbit odbiera³ tylko bezdŸwiкczne syczenie. Cieс z Mogilnikуw by³ bezsilny. Folko odpar³ jego napуr, zwyciк¿y³! Folko zachwia³ siк, pozbawiony si³; przygnieciony gwa³town¹ fal¹ zmкczenia, zaszlocha³, nogi ugiк³y siк pod nim i niemal upad³ w progu, opieraj¹c siк czo³em o oœcie¿nicк drzwi. - Folko! Dlaczego walisz do drzwi! - W progu sta³ rozz³oszczony, zaspany Torin z ³uczywem w d³oniach. - Jak siк tu znalaz³eœ? Co siк sta³o? Hobbit milcza³, s³aniaj¹c siк na nogach przeszed³ przez podwуrko i pozbiera³ no¿e. Rкkojeœci, oplecione paskami cienkiej skуry, by³y z lekka nadpalone - skуra poczernia³a, zmarszczy³a siк, a gdzieniegdzie nawet siк zwкgli³a. Folko zacz¹³ przecieraж je rкkawem. - Wyjaœnij mi, co siк tu wydarzy³o? - Torinowi chcia³o siк spaж, zbudzi³ go ha³as i teraz usi³owa³ wszystko jak najszybciej za³atwiж i wrуciж do ³у¿ka. - Torinie... - zacz¹³ hobbit, znowu bezsilnie opieraj¹c siк plecami o drzwi. - Nie, nie bкdziemy tutaj rozmawiaж... chodŸmy, chodŸmy st¹d! - Poci¹gn¹³ krasnoluda za rкkaw i zaskoczony, ziewaj¹cy potк¿nie Torin wszed³ za nim do domu. Przerywanym szeptem, dr¿¹c przy ka¿dym szeleœcie czy skrzypniкciu, Folko zda³ relacjк z niedawnego pojedynku. Teraz, kiedy wszystko ju¿ mia³ za sob¹, nie mуg³ siк opanowaж i nerwowo dygota³. W nierуwnym œwietle ³uczywa widaж by³o nachmurzone czo³o krasnoluda i zaciœniкte szczкki. Siкgn¹³ po topуr le¿¹cy na klocku przy wezg³owiu. - A wiкc znalaz³ nas - powiedzia³ Torin ze z³oœci¹, ale radoœnie mru¿y³ oczy. - Przyszed³! Pierœcieniorкki, znaczy! - Krasnolud pospiesznie sprawdza³, czy ca³e jego uzbrojenie znajduje siк na w³aœciwym miejscu. - A co siк z nim w koсcu sta³o? Nie bardzo wierzк, ¿eby upiory znika³y po uderzeniu zwyk³ym no¿em. - Nу¿ nic mu nie zrobi³, wed³ug mnie - pokiwa³ g³ow¹ hobbit. - Po prostu przelecia³ na wylot, i tyle. Ju¿ prкdzej potrafi³em go czymœ odepchn¹ж, tak mi siк wydaje. Natomiast zas³ona rzeczywiœcie zosta³a rozciкta no¿em. - Cу¿, wszystko jasne - westchn¹³ krasnolud. - Mia³eœ chyba wtedy racjк, Folko! Nie powinienem by³ braж tego miecza. Przeklкty, przyszed³ po niego! A mo¿e i nie, kto wie. Chyba zapamiкtali nas w Mogilnikach... - Westchn¹³. - Dobra, teraz ju¿ nic na to nie poradzimy. Bкdziemy czuwaж i walczyж ostro, gdy znowu siк pojawi... ChodŸmy spaж. Chocia¿... lepiej ty œpij, a ja popilnujк. Folko po³o¿y³ siк i ws³ucha³ w siebie. Nie, ju¿ siк uspokoi³, nic nie zapowiada³o nowego ataku mogilnego widma, i hobbit nieco siк odprк¿y³. Poj¹³ nagle, ¿e nie pojawi siк dzisiaj, i znowu nie wiedzia³, sk¹d wziк³a siк ta niezachwiana pewnoœж. Jeszcze siк spotkamy, a trzecie spotkanie bкdzie ostatnim... dla jednego z nas. Potem wszystko œciemnia³o i Folko pogr¹¿y³ siк w niezwykle koj¹cym, spokojnym œnie. Nastкpnego ranka, jak zwykle, poszed³ do kuchni - wed³ug umowy mia³ jeszcze przez siedem dni pracowaж, akurat tyle, ile wyprosi³ Teofrast. Nocne lкki, ku w³asnemu zdziwieniu, zniknк³y bez œladu, pojawi³o siк jednak coœ innego. Hobbit nagle zrozumia³, ¿e tak naprawdк wcale nie chce mu siк iœж do tej nieznanej Morii. Ju¿ mуg³ spokojnie przypominaж sobie nocn¹ przygodк i rozumia³, ¿e uratowa³ go tylko cud; wrуg nie by³ specjalnie silny, a i tak omal nie zabi³ hobbita. A jeœli bкdzie ich kilku? Co wtedy? Zreszt¹, nawet jeœli nie marnowa³ czasu podczas жwiczeс z Malcem, co mo¿e zdzia³aж w prawdziwej walce? Ciemnoœж, strach, g³уd i ch³уd... Wszystko to zwali³o siк jednoczeœnie, pozbawia³o go si³; w duchu jкcza³, myœl¹c o mi³ej, przytulnej izdebce, do ktуrej tak chcia³ wrуciж i ktуra wydawa³a siк teraz najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Wieczorem zasta³ go w takim stanie Torin, ktуry ju¿ spieszy³ na spotkanie z dziej opisem. Widz¹c przygnкbion¹ minк przyjaciela, uwa¿nie popatrzy³ mu w oczy, a potem przez jego twarz przebieg³ skurcz; Torin odwrуci³ siк i rуwnie¿ nachmurzy³, jednak¿e nie powiedzia³ ani s³owa. Niespokojnie ogl¹daj¹c siк, doszli do znajomego domu kronikarza. Satti otworzy³a drzwi i uœmiechnк³a siк do nich jak do starych znajomych. Ulokowali siк w tym samym goœcinnym pokoju. Dziewczyna, jak i wczoraj, stanк³a za pulpitem, przygotowuj¹c siк do zapisywania ciekawej historii ktуregoœ z goœci. Teraz czкœciej pyta³ Torin. Ale zanim zaczкli rozmowк, Folko, jeszcze siк wahaj¹c, przekaza³ w dr¿¹ce chude rкce kronikarza swуj skarb. - Woziliœcie j¹ w przysiod³owych sakwach, nie zawin¹wszy przynajmniej w pergamin? - jкkn¹³ kronikarz. - A to co?! Ktуry to z was oœmieli³ siк ch³eptaж piwo, czytaj¹c to wielkie dzie³o?! -krzykn¹³ oburzony, gdy otworzy³ tom i znalaz³ na jednej z pierwszych kart podejrzane plamy. Folko uœmiechn¹³ siк. Kronikarzowi ksiкgi zastкpowa³y wszystko inne na tym œwiecie i o los Czerwonej Ksiкgi chyba mo¿na by³o siк nie martwiж. Przeprosiwszy, Teofrast wyskoczy³ z izby, a zza drzwi rozleg³ siк jego szybki w³adczy g³os, ktуrym wydawa³ jakieœ dyspozycje. Wkrуtce wrуci³, zacieraj¹c d³onie z zadowoleniem. - Introligator ju¿ siк zabra³ do roboty - zakomunikowa³. - Ksiкga nie dozna u nas uszczerbku. I zaczк³a siк rozmowa, podczas ktуrej przyjaciele dowiedzieli siк, ¿e Zielona Œcie¿ka, ktуra wiedzie przez wszystkie dziel¹ce Arnor i Rohan ziemie, jest dobrze zagospodarowana i zadbana. Tylko w po³owie Zielonej Œcie¿ki, zaraz za przejœciem przez Gwathlo, przy zachodnich granicach Dunlandu, le¿¹ wzd³u¿ niej niezamieszkane obszary, ale ¿aden nie ci¹gnie siк d³u¿ej ni¿ na jeden, dwa dni drogi. Wzd³u¿ ca³ego Traktu znajduj¹ siк du¿e wsie, w ktуrych wкdrowcy zawsze mog¹ znaleŸж przyjazny stу³ i bezpieczny nocleg - bezpieczny, rzecz jasna, o ile to mo¿liwe poza granicami Pу³nocnego Krуlestwa. Wsie zamieszkuj¹ przede wszystkim Arnorczycy, ktуrym przypad³y do gustu soczyste i obszerne tamtejsze ³¹ki, znakomicie nadaj¹ce siк na pastwiska dla byd³a. Ten w¹ski pas zasiedlonych ziem wzd³u¿ Traktu na d³ugim odcinku p³aci daninк Amorowi, a mniejsza czкœж, mniej wiкcej od granicy z Dunlandem - Rohanowi. Lud tam mieszka krzepki i niebo jacy siк znoju, ale teraz nadesz³y nie³atwe czasy. Ca³ego Traktu chroni¹ dru¿yny Arnoru na pу³nocy i Rohanu na po³udniu, ¿ycie sta³o siк niebezpieczne. W obszerne po³udniowe stepy i lasy usz³o wielu zuchwa³ych ludzi; po pora¿kach na pу³nocy rуwnie¿ przenios³o siк tam wielu rozbуjnikуw. - I tam, w cichych przyleœnych okolicach - ci¹gn¹³ Teofrast - s¹ ukryte osiedla, ktуrych mieszkaсcy nie uznaj¹ w³adzy krуlewskiej i ¿yj¹, nie podporz¹dkowuj¹c siк nikomu. S¹ g³уwn¹ podpor¹ tajemniczych lotnych oddzia³уw na po³udniu, poniewa¿ zaopatruj¹ w ¿ywnoœж rozbуjnikуw. W takich wsiach mieszka siк z regu³y w pу³ziemiankach, pola uprawne znajduj¹ siк w pewnej odleg³oœci od domуw, czкsto te¿ w samych lasach kryj¹ siк niewielkie poletka. Trudno jest tych zbуjcуw znaleŸж, chocia¿ teraz, rzecz jasna, chyba dru¿yny dobieraj¹ siк do nich energiczniej. Zesz³ej jesieni, jak s³ysza³em, spalono tam dziesi¹tki takich wsi... Tak, przyjaciele moi, chocia¿ od zwyciкstwa minк³o trzysta lat, Trakt jest nadal tylko cienk¹ niteczk¹, przeci¹gniкt¹ przez ocean dzikich i niezamieszkanych ziem. W³aœciwie nie powinno siк ich nazywaж niezamieszkanymi, bo s¹ skupiska ludzkie w Minhiriath i Enedhwaith, ale o tych ludach wiadomo bardzo niewiele, i s¹ one nieliczne. S¹ te¿ rybackie osiedla na brzegach, s¹ i rolnicy, i myœliwi... Na wschodzie zaœ, miкdzy Traktem i Gуrami Mglistymi, ziemie wyludni³y siк i nikt ju¿ nie zasiedla brzegуw Sirannony. Wczeœniej by³a szlakiem wodnym krasnoludуw, sp³awiaj¹cych swoje towary na zachуd i po³udnie, jednak po tym, jak w ostatnich latach Moria opustosza³a, usta³o ¿ycie rуwnie¿ w tych krainach. - A w Dunlandzie? Co tam siк dzieje? - dopytywa³ siк Torin. - O! Dunland, przyjaciele moi, to zadziwiaj¹cy kraj! Jest bogaty w ¿yzne pola i piкkne lasy, tak¿e w rudy ¿elaza. Gуrale z kraju w przygуrzu Gуr Mglistych s¹ ludem licznym i wytrwa³ym. Jak pamiкtacie, dosz³o do zatargуw i nawet wojny z Rohanem w przesz³oœci, byli wrogami rуwnie¿ w czasie Wojny o Pierœcieс. Po bitwie pod Hornburgiem gуrale uspokoili siк i zawarli z Rohanem traktat pokojowy. Pozwolono im ¿yж wedle w³asnych praw, ale daninк musz¹ p³aciж po dzieс dzisiejszy. Wœrуd nich niema³o jest lekkomyœlnych m³odych wojownikуw, ktуrzy czasami urz¹dzaj¹ zasadzki i napadaj¹ na Trakcie, ale zazwyczaj ³api¹ ich i przekazuj¹ w³adzom sami gуrale, poniewa¿ bardzo sobie ceni¹ obecny spokуj. Olmer powiedzia³, ¿e nienawidz¹ oni potomkуw tych, ktуrzy siк poddali, i gardz¹ nimi. To do nich podobne, s¹ dumni i czкsto honor przes³ania im rozum. Radzi³bym wam trzymaж siк od ich kraju jak najdalej i mieж oczy szeroko otwarte, jak bкdziecie wкdrowaж wzd³u¿ ich rubie¿y. - A Marchia Rohanu? Jak tam siк maj¹ sprawy? - docieka³ krasnolud. - Kwitnie, jak i inne krainy Zjednoczonego Krуlestwa - wzruszy³ ramionami kronikarz. - Na tamtych granicach jest, jak na razie, spokojnie, chyba ¿e na zachodnich, we Wrotach Rohanu, czasem pojawi siк jakiœ oddzia³ rozbуjnikуw. Ale z jeŸdŸcami Rohanu nie maj¹ wielkich szans w otwartej bitwie, a ukryж siк w stepach nie ma jak. Lud tam potrafi trzymaж mocno miecze! Ka¿dy doros³y mк¿czyzna jest doœwiadczonym wojownikiem, taki jest ich stary obyczaj, i nie zamierzaj¹ od niego odstкpowaж, chocia¿ bogactwami znacznie ustкpuj¹ Amorowi i - tym bardziej - Gondorowi. W Edoras wznosi siк Z³oty Dwуr i krуl Brego, szуsty nastкpca Theodena Wielkiego, rz¹dzi wraz z wybieraln¹ rad¹ swoimi w³oœciami. Rohan jest niewielki, lud nieliczny, ¿yj¹ tak samo od wiekуw - z hodowli koni, ale uprawiaj¹ te¿ ziemiк. Z tamtych stron przychodz¹ wieœci przede wszystkim dotycz¹ce nowych budowli w Edoras, Dunharrow i Hornburgu. ¯ycie toczy siк tam niespiesznie i w rytmie starych tradycji. Przy okazji - uœmiechn¹³ siк nagle Teofrast - Rohirrimowie zaczкli braж sobie za ¿ony dziewczyny z Dunlandu, ktуre s³yn¹ z urody. Z krasnoludami z B³yszcz¹cych Jaskiс Aglarondu przyjaŸni¹ siк i ¿yj¹ w pokoju, zreszt¹ o tym czcigodni goœcie wiedz¹ lepiej ode mnie. - Powiedzia³eœ o ichniejszych zachodnich granicach - wtr¹ci³ Torin. - A co siк dzieje na pу³nocnych, wschodnich i po³udniowych? - Co do po³udniowych, wszystko jasne - odpowiedzia³ kronikarz. - To s¹ w³oœci Gondoru. Na pу³nocnych rubie¿ach znajduje siк Las Fangorn, z jego niezwyk³ymi mieszkaсcami. - Entowie? - zakrzykn¹³ ucieszony Folko, ponad wszystko kochaj¹cy w Czerwonej Ksiкdze opowieœci o cudach Fangornu i zwyciкskim marszu entуw na Isengard. - Oni ¿yj¹? - Jak najbardziej - zapewni³ go kronikarz. - Po zwyciкstwie ludzie dowiedzieli siк o nich. Rohirrimowie najpierw przyjaŸnili siк z nimi, ale potem drogi Œmiertelnych i D³ugowiecznych rozesz³y siк, jak to zwykle bywa. Entowie nie wkraczali na zasiedlone przez Rohan ziemie, ruszyli na pу³noc i wschуd, sadz¹c na pustynnych wczeœniej ziemiach nowe gaje i lasy, ktуre zla³y siк z czasem w olbrzymi masyw leœny, wielkoœci niemal po³owy starego Fangornu; co siк dzieje w jego ostкpach, nie wiem, ale dzisiaj Rohirrimowie boj¹ siк Mocy lasуw i nie ufaj¹ jej. Kilka razy usi³owali oczyœciж w po³udniowych okolicach nowe pola, jednak¿e entowie dali im do zrozumienia, ¿e nie doprowadzi to do niczego dobrego. Oczywiœcie, obesz³o siк bez przelewu krwi, ale nie wzmocni³o to przyjaŸni miкdzy Lasem i Stepem. Lasy teraz ci¹gn¹ siк od samego Isengardu wzd³u¿ podnу¿a Metedrasu i przez stary Fangorn, nieco na pу³noc od Pustynnego P³askowy¿u, wzd³u¿ rzeki Limligth prawie do Anduiny na wschodzie, na pу³nocy natomiast Fangorn po³¹czy³ siк niemal z bezludnym dziœ Lorien. Entowie nie marnowali czasu! - powiedzia³ kronikarz. - Ale, tak po prawdzie - ci¹gn¹³ po chwili milczenia, ³ykn¹wszy zimnego piwa i odsapn¹wszy - interesuje mnie dziœ przede wszystkim Isengard, i trochк siк dziwiк, ¿e nie zapytaliœcie dot¹d o niego. Entowie, jak pamiкtacie, otoczyli najpierw jego ruiny gкstym m³odym lasem, i ludzie powoli zapomnieli drogк do tego niedobrego miejsca. Entowie je otoczyli, ale, wed³ug mnie, potem przestali siк nimi zajmowaж, ca³kowicie oddawszy siк rozszerzaniu swoich terenуw na wschуd i pу³noc. A tymczasem wœrуd arnorskich myœliwych i tropicieli, ktуrzy wкdruj¹ daleko na po³udnie w poszukiwaniu nowych bogatych terenуw i nie boj¹ siк wkroczyж do Fangornu - entowie przecie¿ tak naprawdк s¹ dobrymi istotami i nigdy nie krzywdz¹ nikogo, na odwrуt, pomagaj¹, gdy cz³owiek zwrуci siк do nich z nale¿nym szacunkiem i nie bкdzie wymachiwa³ siekier¹ - tak wiкc, wœrуd tych odwa¿nych ludzi od niedawna zaczк³y kr¹¿yж jakieœ dziwne pog³oski. Otу¿ w otaczaj¹cych Isengard gуrach jakoby pojawi³y siк nieznane dot¹d istoty - pу³ ludzie, pу³ zwierzкta, nieszczкdz¹ce niczego ¿ywego, ale niewchodz¹ce do lasu. Zainteresowa³em siк tym, dlatego tak chcia³em siк dowiedzieж od was czegoœ o schwytanym karze³ku, ktуremu ktoœ poleci³ odszukaж na po³udniu ocala³ych orkуw. Podejrzewa³em coœ takiego. - Jego g³os zabrzmia³ g³ucho; Teofrast pochyli³ siк ku rozmуwcom. - Orkowie Sarumana ci¹gn¹ do starego legowiska... Teraz przejdŸmy do granic wschodnich. Tam w tej chwili jest dziwnie spokojnie. Lewy brzeg Anduiny stopniowo zasiedli³y rу¿ne ludy - z Rohanu, z Gondoru, i z pу³nocy, i z pу³nocnego wschodu. Niegdyœ pustynne Brunatne Ziemie s¹ dziœ niemal ca³e zaorane i obsiane. Na prawym brzegu, w przedgуrzu Emyn Muil, odkryto wspania³e owcze pastwiska, panuje tam cisza i spokуj... D³ugo jeszcze wypytywali Teofrasta o Gondor. Mocarstwo Wielkiego Krуla Elessara Elfa rozkwit³o w ci¹gu d³ugich stu dwudziestu lat jego panowania, a zapobiegliwi nastкpcy jeszcze pomno¿yli odziedziczone bogactwa. Minas Tirith zosta³ ozdobiony wyrobami najlepszych krasnoludzkich budowniczych, ktуrzy nawet wykuli bramк z mithrilu. Uwolniony spod w³adzy wroga Ithilien przekszta³ci³ siк w ogrуd, w ktуrego powstanie wielk¹ pracк w³o¿yli elfowie z Mrocznej Puszczy. Wszystkie okrкgi od Pinnath Gelin a¿ po Wielk¹ Rzekк Po³udnia, p³yn¹c¹ przez Harondor z Gуr Szarych, s¹ gкsto zaludnione. Pod koron¹ Bia³ego Drzewa w pa³acu twierdzy kraj cieszy siк pokojem i dobrobytem od wielu, wielu lat. Wojny zdarza³y siк, ale rzadko. Dwa czy trzy razy rusza³ z wielk¹ armi¹ na wschуd i na po³udnie sam Wielki Krуl, daj¹c Haradrimom i Easterlingom poznaж, co znaczy gniew Gondoru; bajkowy Idharill sta³ siк znany w ca³ym Œrуdziemiu, i d³ugo jeszcze po tych wyprawach kobiety Easterlingуw straszy³y dzieci imieniem niezwyciк¿onego W³adcy Zachodu. Ostatnia wojna zakoсczy³a siк piкжdziesi¹t lat temu, gdy, ju¿ za obecnego krуla, Haradrimowie postanowili wyprуbowaж los i zemœciж siк za stare krzywdy. Jednak¿e p³onne by³y ich nadzieje. Krуl szybko zwo³a³ liczn¹ dru¿ynк, wezwa³ Rohirrimуw i na brzegach Poroœ odniуs³ mia¿d¿¹ce zwyciкstwo. Trupy ludzi i koni przegrodzi³y rzekк, przez kilka dni, pуki nie rozebrano tej straszliwej grobli, woda by³y czerwona od krwi, a z rozkazu krуla przez ca³e noce p³onк³y ogniska z zebranych na polu bitewnym w³уczni wroga - tak wielu ich by³o! Potem w Haradzie nast¹pi³ pokуj, a mieszkaсcy wys³ali nawet pos³уw z ho³dem i zobowi¹zali siк p³aciж wysok¹ daninк, jednak¿e ma³e graniczne wojny wci¹¿ tocz¹ siк i na po³udniu, i na wschodzie. Mimo wszystko Gondor jest obecnie naprawdк b³ogos³awionym krajem, i oby tak by³o na wieki, pуki œwiec¹ na niebie Wieczne Gwiazdy! Poch³oniкci rozmow¹ nie zauwa¿yli nawet, jak zapad³ zmierzch. Goœcie podnieœli siк niechкtnie i zaczкli ¿egnaж. Do rozpoczкcia wyprawy zosta³ mniej ni¿ tydzieс. Minк³a noc, dzieс zast¹pi³a cicha, przedwieczorna godzina, i przyjaciele ponownie zastukali do drzwi domu Starego Kronikarza, jak zaczкli nazywaж go miкdzy sob¹. Wypytywali go o rу¿ne sprawy, rozmowa zesz³a na losy innych narodуw, wspomnianych w Czerwonej Ksiкdze. Zarуwno Torina, jak i Folka szczegуlnie interesowa³y te, ktуre walczy³y po stronie Czarnego W³adcy lub znalaz³y siк poza obszarami walki. Krasnolud ostro¿nie skierowa³ rozmowк na krуlestwo Beorningуw, le¿¹ce miкdzy Wielkim Zielonym Lasem i Gуrami Mglistymi. Zna³ je trochк, poniewa¿ bywa³ tam w m³odoœci; interesowa³a go teraŸniejszoœж i porуwnywa³ wiadomoœci kronikarza z tymi, ktуre przynosili wкdrowne krasnoludy. - ¯yj¹ pod w³adz¹ wybieranych krуlуw - oœwiadczy³ Teofrast. - Co prawda krуlestwo nazywa siк Krуlestwem Beorningуw, a tak siк z³o¿y³o, ¿e wszyscy krуlowie s¹ cz³onkami licznego klanu Beorna, pamiкtnego z bitwy Piкciu Armii. Zawarli sojusz z Amorem i nie przepuszczaj¹ przez swoje ziemie ¿adnych wrogуw, ale teraz bardziej s¹ zajкci przemieszczaniem siк na po³udnie. Dbaj¹ o lasy, ale co robiж, skoro liczba ludnoœci w dolinie Anduiny roœnie, potrzebne s¹ nowe ziemie orne i ³¹ki. Ciekawe, co bкdzie, gdy spotkaj¹ siк z id¹cymi na pу³noc entami? Z Beorningуw rozmowa jakby sama przesz³a na Zielone Lasy i Folko zapyta³, czy s¹ tam jeszcze elfowie. - A dlaczegу¿ by nie? - wzruszy³ ramionami Teofrast. - Maj¹ co robiж w Œrуdziemiu, wiкc nie wybieraj¹ siк jeszcze za Morze. - A co z ich nieœmiertelnoœci¹? - powtуrzy³ hobbit zadane kiedyœ Torinowi pytanie. - Czyta³eœ uwa¿nie Czerwon¹ Ksiкgк? - odpowiedzia³ pytaniem kronikarz. - Po waszym odejœciu wczoraj, a tak¿e dzisiaj, w pierwszej kolejnoœci zwrуci³em uwagк w³aœnie na przek³ady z elfijskiego dokonane przez czcigodnego Bilbo Bagginsa, zawieraj¹ce najwa¿niejsze informacje o Dawnych Dniach. I oto jaki obraz siк wy³ania: Sauron niema³¹ czкœж swej starej mocy w³o¿y³ w stworzenie Pierœcienia W³adzy i dlatego zgin¹³, gdy Pierœcieс zosta³ ciœniкty w ogieс Gуry Przeznaczenia. Jednoczeœnie zniknк³a moc Trzech Pierœcieni Elfуw, po³¹czonych Jedynym w pewien magiczny czarny ³aсcuch. Ale w legendach o Dawnych Dniach doczyta³em siк, jak brzmia³y warunki, postawione przez Valarуw po Pierwszym Zwyciкstwie pozostaj¹cym w Œrуdziemiu elfom. Tak wiкc, powiedziano tam wyraŸnie: mog¹ tu ¿yж, a¿ zmкcz¹ siк s¹siedztwem Œmiertelnych. Wtedy odp³yn¹ z Szarych Przystani do ojczyzny. Potomstwo Elronda mia³o trudniejszy wybуr - albo odejœж, zachowuj¹c przynale¿noœж do ludu Pierworodnych, albo zostaж Œmiertelnymi, i tym samym pozostaж w Œrуdziemiu. Arwena Undomiel wybra³a drug¹ mo¿liwoœж... Wiesz, Folko, to nie jest takie proste. Galadriela mуwi³a o wszechogуlnym podporz¹dkowaniu wszechpotк¿nemu czasowi, ale popatrzcie na Kirdana Szkutnika! To znaczy, ¿e wszechwiedz¹ca w³adczyni mog³a w czymœ siк myliж. W tym œwiecie nikt nie zna prawdy do koсca, b³¹dz¹ najm¹drzejsi z m¹drzejszych. A co do mnie, to myœlк, ¿e bez Trzech Pierœcieni elfowie, ktуrzy w³o¿yli w nie wiele mocy, rzeczywiœcie nie maj¹ co robiж w Œrуdziemiu, poniewa¿ ¿ycie Nieœmiertelnych nabiera sensu tylko w takim wypadku, jeœli maj¹ Wielki Cel, dla osi¹gniкcia ktуrego potrzebne s¹ wielkie œrodki. Ci, co go utracili, porzucili nasz œwiat, a ci, co nigdy nie w³adali Pierœcieniami albo byli niezale¿ni - zostali. Sam Kirdan, ktуry w³ada³ kiedyœ Pierœcieniem Ognia, ale sam podarowa³ go Gandalfowi, te¿, jak s¹dzк, pewnego dnia ruszy w Zamorze. Ale kto wie, kiedy to siк stanie? A co siк tyczy Thranduila, to i teraz mo¿na odnaleŸж jego pa³ac, id¹c od Esgaroth w gуrк rzeki Leœnej. - Prawdк mуwi¹c - westchn¹³ Folko - œwiat bez elfуw jest jakiœ niepe³ny. Zbyt szary i nudny. - Thranduil nieraz zamawia³ broс i rу¿ne ozdoby u krasnoludуw z Samotnej Gуry - doda³ Torin. - S³ysza³em to niedawno od wspу³plemieсcуw, ktуrzy stamt¹d przybyli. Teofrast krуtko opowiedzia³ o Jeziornym Krуlestwie, i w ten sposуb stopniowo, krok po kroku, zbli¿yli siк do terenуw Nadrunia, ogromnej przestrzeni, przylegaj¹cej do wewnкtrznego Morza Rhun, gdzie od dawna zamieszkiwa³ potк¿ny i wojowniczy narуd Easterlingуw, ktуry sprawia³ Po³udniowemu Krуlestwu niema³o k³opotуw. - Wed³ug s³уw Olmera Nadrunie jest bogatym krajem - ci¹gn¹³ Teofrast. - Easterlingowie s¹ po trosze koczownikami, po trosze rolnikami. Ich osady ci¹gn¹ siк od po³udnia Zielonych Lasуw a¿ po ³uk rzeki Runy, gdzie rozci¹gaj¹ siк Wielkie Stepy; tam wypasaj¹ swoje byd³o. Ziemie wokу³ Morza s¹ zaorane, a Pogуrze Nadruсskie obfituje w ¿elazo. Ich w³oœci rozci¹gaj¹ siк rуwnie¿ na dalsze Nadrunie - ca³y miesi¹c drogi na po³udnie i wschуd. Easterlingowie s¹ liczni i uparci, ale po tym, jak w odleg³ej przesz³oœci trafili pod panowanie Czarnego W³adcy, nie potrafili ju¿ wykarczowaж ze swych dusz g³кboko wroœniкtego korzenia z³a. Mуwi³em ju¿, ¿e rуwnie¿ po Wielkiej Bitwie nieraz uderzali na Gondor - i zawsze ponosili straty. Wielki Krуl sam nachodzi³ ich kraj, pustosz¹c ziemie, a mimo to nie ukorzyli siк. Maj¹ œwietn¹ jazdк, szybk¹ i nieuchwytn¹, a tak¿e piechotк, uzbrojon¹ w niewielkie topory, podobnie jak czcigodne krasnoludy, Olmer widzia³ u nich prawdziwych konnych pe³nozbrojnych rycerzy. O wszystkim decyduj¹ rody, Easterlingowie nawet do boju staj¹ rodzinnymi klanami. Nie maj¹ paсstwa, tylko wodzуw poszczegуlnych miejscowoœci; z regu³y s¹ to przywуdcy wielkich rodzin, ktуre nierzadko skupiaj¹ tysi¹ce ludzi. Jeœli m³odzian z jednego klanu poœlubia dziewczynк z innego, wуwczas rodziny ³¹cz¹ siк. Tak stopniowo powstaj¹ poszczegуlne plemiona, ktуre jednak przestrzegaj¹ kl¹twy danej kiedyœ ocala³ym po pochodzie Wielkiego Krуla - nigdy nie walcz¹ miкdzy sob¹. S¹ niebezpieczni! - Czy to znaczy, ¿e ci, co napadli na nich z po³udnia, mog¹ byж naszymi sojusznikami? - zapyta³ Folko. - Tak, mamy szczкœcie, ¿e miкdzy ludami wschodu wybuchaj¹ jeszcze wojny, ale pomyœl sam, co by siк dzia³o, gdyby dogada³y siк one i razem ruszy³y na zachуd? Wojna by³aby d³uga i krwawa... Nie, nie mamy na wschodzie przyjaciу³, mog¹ byж tylko czasowi sprzymierzeсcy - odpowiedzia³ Teofrast. - Teraz Easterlingowie s¹ os³abieni, i to dobrze, ale przez ostatnich kilka lat mieli ciep³e zimy, lata w miarк deszczowe, stepy poros³y soczyst¹ zielon¹ traw¹, wiкc szybko nadrobi¹ straty. Torin zapyta³ o Mordor. Folko z niepokojem oczekiwa³ echa tej z³owieszczej nazwy w izbie, jednak¿e nic siк nie sta³o. - Mordor jest niemal bezludny - odpowiedzia³ Teofrast. - Kto by tam ¿y³ po wszystkim, co zasz³o! Wie¿a Z³ych Czarуw zosta³a zburzona, a w Zкbach i w Prze³кczy Pajкczycy stacjonuj¹ mocne za³ogi. £aсcuch posterunkуw na wschodzie chroni spokуj martwych ziem, i niech tak bкdzie do koсca wiekуw. - A w Haradzie? - zapyta³ Torin. - Ich piechota jest uzbrojona, jak ju¿ mуwi³em, w du¿e szeœciok¹tne tarcze i miecze, krуtkie i grube, ktуrymi potrafi¹ przebiж ka¿d¹ kolczugк, prуcz krasnoludzkich, rzecz jasna. Maj¹ rуwnie¿ specjalne oddzia³y oszczepnikуw i ³ucznikуw, bez pancerzy, ktуrzy atakuj¹ przeciwnika na pocz¹tku bitwy i wprowadzaj¹ zamкt w jego szeregi deszczem strza³ i oszczepуw, s¹ procarze, zasypuj¹cy gradem ciк¿kich pociskуw z wypalonej gliny. Nie zapominaj¹ te¿ o bojowych olifantach, ktуre wywo³a³y taki zachwyt czcigodnego Sama Gamgee. To s¹ groŸni przeciwnicy! Ostatnie zwyciкstwo kosztowa³o nas wiele! - Wyjaœnij jeszcze, co to jest Czarna Ska³a, o ktуrej wspomina³ Olmer - poprosi³ Folko. - Nikt z moich gondorskich znajomych, odbywaj¹cych pochody z wojskiem i poselstwem na po³udnie, nie widzia³ jej, tylko o niej s³ysza³. Jest to, o ile dobrze zrozumia³em, coœ jakby œwi¹tynia tego ponurego narodu. P³onie tam pierœcieс nigdy niegasn¹cych ognisk... Tak, naprawdк nigdy niegasn¹cych, poniewa¿, jeœli wierzyж Olmerowi, ¿ywi je sama ziemia. Nie pytajcie mnie, czym s¹, bo nie wiem, a on nie chcia³ powiedzieж. Ale, wierzcie mi, w³aœnie tam ich przodkowie przysiкgali wiernoœж Czarnemu W³adcy, ktуry umieœci³ w g³кbi ska³y pewien talizman; w decyduj¹cym dniu ma on wyp³yn¹ж na powierzchniк i daж im w³adzк nad wszystkimi przylegaj¹cymi ziemiami. - Poczekaj, czcigodny Teofraœcie, powiedzia³eœ, ¿e Umbar jest teraz w naszych rкkach - odezwa³ siк krasnolud. - Korsarzy przegoniliœmy, wiкc dlaczego nie wystawimy posterunkуw jeszcze dalej na po³udnie, ¿eby mieж na oku ca³y Harad? A przy okazji, co tam jest dalej na po³udnie? - Na twe pytanie nie odpowie nikt w Œrуdziemiu, mo¿e prуcz wzmiankowanego ju¿ Kirdana - uœmiechn¹³ siк kronikarz. - Nikt nie dotar³ dalej na po³udnie ni¿ jego okrкty. A z korsarzami wydarzy³a siк ciekawa historia. Przetrzebieni przez oddzia³ pod wodz¹ samego Wielkiego Krуla, wydawa³o siк, ¿e znikli na zawsze. Nic podobnego. Nie wszyscy oddali siк Z³u, niektуrzy byli po prostu przeciwnikami Gondoru, ale w decyduj¹cej chwili nie wyst¹pili otwarcie po stronie Saurona. Kiedy flota Gondoru przyby³a do Umbaru, nasi wodzowie zastali wrota do tej najpotк¿niejszej twierdzy otwarte, samo miasto zaœ okaza³o siк porzucone, a w twierdzy czeka³a na nich wiadomoœж, pozostawiona przez korsarzy. Mniej wiкcej taka: „Odchodzimy na po³udnie. Nie ma sensu walczyж z wami”. Wielki Krуl by³ mi³osierny i postanowi³ nie œcigaж wygnaсcуw. Jednak¿e po jego œmierci wszystko siк zmieni³o. Korsarze rzeczywiœcie uszli na po³udnie i nie usi³owali zdobyж dla siebie twierdzy Umbar, jednak ich liczebnoœж wzros³a, a poza tym do³¹czyli do nich inni. Przyjmuj¹ wszystkich, Haradrimуw i gondorczykуw, ktуrzy z jakiegoœ powodu opuœcili nasze ziemie. Korsarze zamknкli dla nas po³udniowe morza i wyprawy tam oznaczaj¹ teraz wielk¹ wojnк. Pojedyncze okrкty pojawiaj¹ siк i na naszych wodach, czasem napadaj¹ na przybrze¿ne osady, ale przede wszystkim grabi¹ okrкty na szlaku z ujœcia Anduiny do Szarych Przystani. To najprostsza i najszybsza droga z Arnoru do Gondoru, po niej wкdruje niema³o towarуw, co wykorzystuj¹ korsarze. Jak i sam Kirdan, p³ywaj¹ oni tak¿e na pу³noc i na po³udnie. S³ysza³em, ¿e bardzo ich interesuj¹ sprawy na zachodzie. Sami stopniowo przekszta³cili siк w Morski Lud; nie wszyscy zajmuj¹ siк grabie¿¹ i rozbojem; s¹ znakomitymi i doœwiadczonymi marynarzami, zatem nawet sam Kirdan musia³by siк z nimi namкczyж. Ich okrкty s¹ szybkie, a wyposa¿ono je w ¿agle i wios³a. - Poczekaj, powiedzia³eœ wios³a? - wykrzykn¹³ Torin, a potem uderzy³ siк otwart¹ d³oni¹ w czo³o. - Wiкc st¹d u twego znajomego, Folko, takie dziwne odciski! A ja, g³upi, nie skojarzy³em! Oczywiœcie, takie bruzdy powstaj¹ od d³ugiej pracy wios³ami! - O czym ty mуwisz, czcigodny Torinie? Krasnolud szybko opowiedzia³ mu historiк z monet¹ Terwina. Kronikarz pokiwa³ g³ow¹ i da³ Satti znak, ¿eby zapisa³a. - To, ¿e twуj prezent znalaz³ siк w rкkach Morskiego Ludu, jeszcze o niczym nie œwiadczy - zauwa¿y³. - Srebro zmienia dziesi¹tki i setki w³aœcicieli, i to, ¿e moneta zosta³a oddana lekk¹ rкk¹, œwiadczy o tym, ¿e nie nale¿a³a do specjalnie cenionych. Wydaje siк, ¿e ostatni posiadacz nic nie wiedzia³ o jej pochodzeniu ani prawdziwej wartoœci. - A co siк stanie, gdy ktoœ z Morskiego Ludu pop³ynie na Zachуd? - naiwnie zapyta³ hobbit. Teofrast odpowiedzia³ mu, uœmiechaj¹c siк zagadkowo: - Nie pop³yn¹ daleko. B³ogos³awione Krуlestwo po upadku Numenoru odsunк³o siк od naszego œwiata i Morze jest przedzielone tajemnicz¹ Zas³on¹. Tylko elf mo¿e j¹ przekroczyж, innych czeka... - Œmierж? - wtr¹ci³ Torin, ale kronikarz pokrкci³ g³ow¹. - Po prostu zostan¹ zawrуceni i nawet nie zauwa¿¹, ¿e p³yn¹ w odwrotnym kierunku. Dowiedzia³em siк tego przed wielu laty, jeszcze w m³odoœci, kiedy w Szarych Przystaniach rozmawia³em z tamtejszymi elfami. To zadziwiaj¹cy narуd, powiadani wam! -W g³osie Teofrasta pojawi³a siк ta sama miкkkoœж jak wtedy, gdy kronikarz opowiada³ legendк o Wielkich Schodach. - Nie widzia³em Kirdana, ale rozmawia³em z wieloma bliskimi mu osobami. Nie powiem, ¿eby chкtnie rozmawiano ze mn¹, ale jeœli ju¿ siк decydowano, wydawa³o mi siк, ¿e s³yszк nie s³owa, lecz czaruj¹c¹ muzykк. To w³aœnie one opowiedzia³y mi o Zas³onie i o wielu wydarzeniach dotycz¹cych historii elfуw Œrуdziemia, i dopiero gdy domaga³em siк wyjaœnieс, czym jest B³ogos³awione Krуlestwo, albo zaczyna³em dopytywaж siк szczegу³owo o Valarуw, unikali wyraŸnych odpowiedzi, mуwi¹c tylko to, co i tak ju¿ wiedzia³em. Ju¿ wtedy zamierza³em napisaж pe³n¹ historiк Dawnych Dni i Drugiej Epoki. Pracujк nad tym po dziœ dzieс, du¿o ju¿ zrobi³em, ale wiele rzeczy mi przeszkadza i odrywa od pracy... Pilne rozkazy krуla, na przyk³ad. - Teofrast pokrкci³ z niezadowoleniem g³ow¹. - Nie tak dawno pos³aniec przywiуz³ du¿¹ sumк w z³ocie i otrzyma³em pilne polecenie zbadania starych kronik; chodzi³o o sporz¹dzenie wykazu wszystkich dawniej stosowanych œrodkуw i lekуw przed³u¿aj¹cych ¿ycie! Zlecenie interesuj¹ce, ale strasznie czasoch³onne. Takie i podobne sprawy opуŸniaj¹ pracк... Stary dziej opis okaza³ siк nieocenionym Ÿrуd³em wiadomoœci. Dopiero jednak podczas ostatniego spotkania - wymarsz dru¿yny wyznaczono na wczesny poranek nastкpnego dnia - opowiedzia³ im obiecan¹ historiк pуŸniejszych losуw orkуw. - Tysi¹ce orkуw zginк³o po œmierci Wielkiego Pierœcienia i upadku Saurona - opowiada³ Teofrast. - Uwa¿nie zbada³em wszystko, co mуwi o nich Czerwona Ksiкga, a to œwietnie uzupe³nia liczne œwiadectwa naocznych œwiadkуw, zapisane przez kronikarzy Wielkiego Krуla. Orkуw ogarnк³o wtedy potworne szaleсstwo - znik³a potкga, ktуra kierowa³a nimi i podtrzymywa³a ich byt. Rzucali siк ze ska³, wszczynali szaleсcze, straszliwe walki miкdzy sob¹. Tysi¹ce, powiadam wam, tysi¹ce tysiкcy da³o g³owy. Jednak¿e nie wszyscy zginкli. Niektуrym, szczegуlnie orkom z Gуr Mglistych i Szarych, uda³o siк prze¿yж; tym najsprytniejszym, ktуrzy dali pocz¹tek nowym rodom. Jednak¿e ich pierwotne ograniczenie nie zanik³o. S¹ przecie¿ wytworami Wielkiego Mroku stworzonymi przez Z³o w jego ciemnych celach, nie mo¿na wiкc od orkуw wymagaж poprawy. Nie bacz¹c na swoj¹ rozpaczliw¹ sytuacjк, gdy, jak by siк wydawa³o, konieczna jest jednoœж, me ustaj¹ w k³уtniach i sporach. - Sk¹d to wiadomo? - zainteresowa³ siк Torin. - Od karze³kуw - odpowiedzia³ Teofrast krуtko. - Wlez¹ w ka¿d¹ dziurк, wкsz¹, wszystkiego siк dowiedz¹. Czasem przynosz¹ bezcenne zaiste wieœci. Ale teraz zajmuj¹ mnie przede wszystkim nie orkowie z Mordoru, z nimi sprawa jest mniej wiкcej jasna. Siedz¹, jak powiedzia³em, gdzieniegdzie w Gуrach Mglistych i Szarych, maja te¿ kolonie w gуrach Mordoru. Pamiкtacie, wspomina³em o nieznanych istotach, ktуre pojawi³y siк w okolicach Isengardu? Otу¿ one, przyznam, bardzo mnie zainteresowa³y. Chodzi o to, i¿ kroniki Rohanu i Gondoru mуwi¹, ¿e po stronie Saurona walczyli jacyœ szczegуlni orkowie, nieboj¹cy siк œwiat³a s³onecznego. Zainteresowa³o mnie to, a wkrуtce natrafi³em w rohaсskiej bibliotece na informacje o tajemniczych zaginiкciach dzieci, ch³opcуw i dziewczynek, ktуre zaczк³y siк mniej wiкcej w piкжdziesi¹tym roku naszej Epoki. Sarumanowi orkowie wyraŸnie rу¿nili siк od innych, a nie by³y to jakieœ poszczegуlne plemiona orkуw, ¿yj¹ce na po³udniu Gуr Mglistych. Powsta³a nowa rasa! Stworzy³ ich Saruman, a jak tego dokona³, mo¿na by³o domyœliж siк z dobrze zorganizowanych porwaс dzieci w s¹siednim krуlestwie. Natomiast po przeczytaniu Czerwonej Ksiкgi me by³o ¿adnych w¹tpliwoœci - do takiego samego wniosku doszed³ m¹dry Stary Ent Drzewobrуd, inaczej Fangorn. On ju¿ wtedy poj¹³, ze Saruman z naprawdк niepojкt¹ zrкcznoœci¹ dokona³, wydawaж by siк mog³o, rzeczy niemo¿liwej: po³¹czy³ rasy orkуw i ludzi! I wysz³o mu coœ, co - przyznam - spкdza mi sen z powiek. Saruman nie zawsze by³ nкdznikiem, pozosta³y w nim œlady dawnego dobra. Œwiadomie czy nie, w³o¿y³ w te istoty wiele cz³owieczeсstwa. W rezultacie jego orkowie s³u¿yli mu tak, jak nie s³u¿yli Czarnemu W³adcy orkowie z Mordoru: ci pierwsi bez wahania oddawali ¿ycie, walcz¹c nawet z takimi, ktуrzy tylko niezbyt pochlebnie wyrazili siк o ich w³adcy. Odwagi Uglukowi i jego feralnemu oddzia³owi mogliby pozazdroœciж niektуrzy ludzie. A He³mowy Jar. Czкsto wspominam Ostatni¹ Wyprawк: to, jak zachowywali siк tam orkowie, wcale do nich nie pasuje. ¯eby te stwory Mroku poœwiкca³y siebie dla swoich dzieci?! Natomiast tego w³aœnie nale¿a³oby siк spodziewaж po dziedzictwie Sarumana! Przyznajк, ta myœl spкdza mi sen z powiek. Ci pу³ orkowie, pу³ ludzie, ktуrzy nie s¹ do koсca oddani s³u¿bie Mrokowi, znaleŸli siк miкdzy dwoma œwiatami, a prawdziwi, rdzenni orkowie nienawidz¹ ich i gardz¹ nimi, uwa¿aj¹c za niemal g³уwn¹ przyczynк уwczesnej klкski i aktualnego, nкdznego losu. A co do ludzi, to wiadomo. Sekretne gуrskie twierdze zajкte s¹ przez starych orkуw, ich dawnych w³aœcicieli, resztki tego nieszczкsnego Sarumanowego plemienia i tak wкdruj¹ wiкc po œwiecie, jeszcze nie ludzie, ale ju¿ nie orkowie, i nie mog¹ przystaж ani do jednych, ani do drugich. A¿ mnie ciarki po grzbiecie przechodz¹ na myœl, ¿e znajdzie siк ktoœ, kto sk³oni ich do s³u¿by sobie i rzuci do walki przeciwko ca³ej reszcie. Te istoty s¹ tak przepe³nione nienawiœci¹, ¿e walka z nimi bкdzie kosztowa³a morze krwi - co siк zreszt¹ sta³o podczas Ostatniej Wyprawy. Strze¿cie siк ich! Uciekajcie przed nimi! Oto moja rada. A jeœli traficie na nich, dajcie mi znaж do Annuminas... Odchodz¹c, Folko odwrуci³ siк; na progu starego domu, w drzwiach sk¹po oœwietlonego holu, sta³a wysoka, choж przygarbiona wiekiem postaж, z rкk¹ uniesion¹ w geœcie po¿egnania.

13 POCZ¥TEK DROGI Folko zosta³ nagle wyrwany z g³кbokiego snu przez kogoœ, kto bezceremonialnie nim potrz¹sa³. Niechкtnie otworzy³ oczy - powieki klei³y siк, by³ bardzo œpi¹cy - i przypomnia³ sobie, ¿e nasta³ poranek ich ostatniego dnia w Annuminas. Nad nim pochyla³ siк ju¿ ubrany Torin; w k¹cie sta³y worki podrу¿ne, spakowane wczorajszego wieczora; z podwуrka dochodzi³y g³osy oraz stukanie kopyt i skrzypienie kу³ wуzkуw. - Wstawaj, bracie hobbicie. - Torin patrzy³ na niego, g³os mia³ powa¿ny. - Ju¿ czas. Wyruszamy. Myj siк i chodŸmy do gospody, ju¿ zarz¹dzi³em œniadanie. Wszyscy czekaj¹. Dr¿¹c z zimna, hobbit wyszed³ spod koca. W domu by³o ch³odno, kominka nikt ju¿ nie rozpala³. Za oknem w porannej mgle porusza³y siк postacie ludzi i krasnoludуw, zajкtych ostatnimi przygotowaniami. Folko westchn¹³ i poszed³ zjeœж œniadanie. W znajomej sali przy d³ugim stole zebrali siк wszyscy uczestnicy wyprawy. Czternastu krasnoludуw, dwunastu ludzi i jeden hobbit, strasznie w tej chwili samotny i zak³opotany. Niektуrzy cicho rozmawiali, ale wszyscy byli zatroskani i doœж ponurzy. Nikt nie wyg³asza³ piкknych mуw, nawet Hornborin, skory zawsze do perorowania, tym razem milcza³. Œniadanie minк³o w niezbyt mi³ej atmosferze. Folko nie potrafi³ uwolniж siк od mrocznych myœli, chwilami ogarnia³y go fale niepojкtego strachu. Dok¹d siк wybieraj¹? Co on tu robi, jak siк tu znalaz³? Od przebudzenia porusza³ siк bezmyœlnie i mechanicznie, podporz¹dkowuj¹c siк po prostu ogуlnej krz¹taninie. Teraz, gdy otwarto bramк gospody i krasnoludy zaczк³y wyprowadzaж na ulicк jeden po drugim kryte wуzki z zapasami, hobbit poczu³ siк naprawdк Ÿle. Zagubiony i niepotrzebny, odszed³ na stronк i usiad³ na kamieniu przy ganku. Z bramy wyskoczy³ ubrany ju¿ na drogк Malec, z mieczem i dag¹ przy pasie oraz toporem na plecach. - Folko! Idziemy, Torin ju¿ wo³a, trzeba zamkn¹ж dom i po¿egnaж siк. Hobbit wsta³ niechкtnie i powlуk³ siк za ¿wawym ma³ym krasnoludem. Torin sta³ na ganku ich domu, w p³aszczu i uzbrojony. Okiennice by³y zamkniкte, a krasnolud trzyma³ w rкku klucze od drzwi. Malec i Folko podeszli doс, inni tangarowie zgromadzili siк w pewnej odleg³oœci. Ludzi wyprowadzi³ z podwуrza Rogwold, nie chc¹c przeszkadzaж przyjacio³om. Oblicze Torina by³o zatroskane i nieprzeniknione. - Oto w koсcu nasta³ dzieс, do ktуrego przygotowywaliœmy siк przez ca³¹ zimк. Przed nami droga, trudy i niebezpieczeсstwa; jakie, nikt nie mo¿e przewidzieж. Po¿egnajmy siк z miejscem, ktуre dawa³o nam do tej pory schronienie. Wolno pochyli³ g³owк przed drzwiami, Malec i hobbit powtуrzyli jego pok³on. Torin g³кboko westchn¹³, w³o¿y³ klucz w dziurkк i kilka razy wolno przekrкci³. Zamek cicho szczкkn¹³. Drzwi zosta³y zamkniкte. Torin zdj¹³ z kу³ka dwa klucze i da³ po jednym Malcowi oraz Folkowi. - Niech ka¿dy z nas, gospodarzy tego domu, ma przy sobie klucz do niego - powiedzia³. - Albowiem nie wiemy, ktуremu z nas s¹dzone bкdzie tu wrуciж. Folko drgn¹³, jakby przejкty ch³odem; mia³ przeczucie, ¿e ju¿ nigdy nie zobaczy ich przytulnego domku. Torin odwrуci³ siк do oczekuj¹cych go towarzyszy i machn¹³ rкk¹. Wszyscy t³umnie ruszyli na ulicк. Obok gospody ju¿ czeka³ niewielki tabor. Ludzie stali w grupie doko³a Rogwolda. Stary ³owczy nie wygl¹da³ rzeœko - na jego twarzy ciemnia³y bruzdy zmarszczek, a cienie pod oczami œwiadczy³y, ¿e i on nie spa³ tej nocy. Podszed³ do Torina. - Daj znak, Torinie, synu Dartha - powiedzia³ cicho. - Nic nas tu ju¿ nie trzyma. - Hej, hej! Na koс! - krzykn¹³ Torin, machn¹wszy rкk¹. Chwila krz¹taniny, i ludzie siedzieli w siod³ach, krasnoludy rozsiad³y siк, kto gdzie mia³ miejsce, jedni na kucach, inni na koz³ach wуzkуw. Wierzchem jechali Folko, Malec, Dorin i Hornborin; oni te¿ jakoœ od razu znaleŸli siк na czele. Torin tr¹ci³ wodze i kuc zacz¹³ iœж. Stukot jego kopyt po chwili zosta³ zag³uszony tкtentem koni i skrzypieniem ¿elaznych osi. Oddzia³ wolno ruszy³. Zostawiali za sob¹ zasobne ulice Annuminas i w koсcu zbli¿yli siк do bramy miasta. Uprzedzeni przez Namiestnika stra¿nicy z szacunkiem powitali wybieraj¹cych siк na trudn¹ i niebezpieczn¹ wyprawк towarzyszy. Minкli bramк, a wtedy w twarze niespodziewanie uderzy³ mocny, œwie¿y i ciep³y wiosenny wiatr, rozwiewaj¹c im po³y p³aszczy i burz¹c w³osy. Folko g³кboko odetchn¹³ i w tej samej chwili us³ysza³, jak jad¹cy obok niego Rogwold mruczy pod nosem: - Jakoœ duszno mi by³o w Annuminas... Hobbit uniуs³ siк w strzemionach, rzuci³ po¿egnalne spojrzenie na potк¿ne mury oraz wie¿e wielkiego miasta, westchn¹³ i odwrуci³ siк. Teraz na d³ugie miesi¹ce jego wzrok bкdzie uczepiony po³udnia i wschodu. Oddzia³ porusza³ siк wolno, oszczкdzaj¹c si³y na nastкpne odcinki drogi. Dru¿yna przemierza³a ten sam Zielony Goœciniec, po ktуrym przybyli do Annuminas jesieni¹ pierwszy dzieс min¹³ bez przygуd. Na noc zatrzymali siк w jednym z licznych przy Trakcie zajazdуw. Furgony zosta³y wprowadzone na dziedziniec, korne rozprzк¿ono, bez poœpiechu spo¿yto posi³ek i wypito piwo. Potem wszyscy u³o¿yli siк do snu. Do ponurego Folka, siedz¹cego przy kominku, niespodziewanie podszed³ Torin. - S¹ jeszcze wкgle? - Krasnolud zrкcznie wydoby³ tl¹c¹ siк g³owniк i rozpali³ fajkк. - No, to jesteœmy w drodze. Torin usiad³, opieraj¹c siк plecami o œcianк z bali, prawie ca³kowicie skry³ siк w panuj¹cym tu mroku, tak ¿e widaж by³o tylko purpurowy ogienek jego fajki. - Tylko czym to siк skoсczy - westchn¹³ Folko, w zamyœleniu grzebi¹c w czerwonych wкglach. - Coœ siк tak zasmuci³, bracie hobbicie? - zapyta³ krasnolud nieoczekiwanie twardym g³osem. Pomyœl dobrze, Folko, to me zabawa! - G³os Torina œcich³. - Co nas tam czeka, nikt me wie, mo¿e przyjdzie siк biж. Czy nie stchуrzysz? Przecie¿ wiem, od samego pocz¹tku nie chcia³o ci siк w³aziж pod ziemiк. Ja rozumiem, to nie sprawa hobbita, ale te¿ nie ludzi. Hobbitania trzyma ciк mocno! Przy naszym pierwszym spotkaniu w twojej osadzie widzia³em, gdy spa³eœ, ¿e do okna zagl¹da³a jakaœ œlicznotka, na pewno nie bez powodu... Jak ona siк nazywa? Pomyœl, Folko, nie potrzeba nam tylko ofiar i bohaterstwa. Jeœli nie starczy ci si³ albo stchуrzysz, to nawet niewa¿ne jest, ¿e sam zginiesz, ale polegn¹ rуwnie¿ ci, ktуrzy ci zaufali, ci, ktуrych mia³eœ os³aniaж od ty³u! Nie myœl, ¿e ja czy Malec jesteœmy tacy odwa¿ni. Myœlisz, ¿e mnie ci¹gnie do Morii? Ha, z ogromn¹ przyjemnoœci¹ zosta³bym w Annuminas, za³o¿y³bym w³asny warsztat. Albo poszlibyœmy na po³udnie, do B³yszcz¹cych Jaskiс Aglarondu, albo ruszyli do Erebor, tam wojna skoсczy³a siк niedawno, a doœwiadczeni i niestrachliwi s¹ potrzebni w ¯elaznych Wzgуrzach. Zrozum, nie z w³asnej chкci idziemy! Ani ja, ani Malec. Mуwiк ci wiкc jeszcze raz - wszystko dobrze przemyœl! ¯ebyœ nie by³ dla nas ciк¿arem. Dajк ci czas do Przygуrza. Torin nagle przerwa³, gwa³townie podniуs³ siк i skry³ w ciemnoœciach. Krasnolud odszed³, a Folko znieruchomia³ obok wygas³ego kominka. Policzki i uszy p³onк³y mu ¿ywym ogniem, ledwie powstrzymywa³ ³zy. Nie ma co, Torin ma racjк. Co noc œni mi siк Milicenta... Buckland, wujaszek. Co robiж, co robiж?! W koсcu ³zy wyrwa³y siк na zewn¹trz. Ktуry to ju¿ raz? - pochlipywa³. - Widocznie zupe³nie siк nie nadajк... Tylko rzepк mi hodowaж, nic wiкcej. Pop³akuj¹c, po omacku doszed³ do swojego miejsca, u³o¿y³ siк i przykry³ p³aszczem. £zy wysch³y; teraz czu³ urazк: Sk¹d mu przysz³o do g³owy, ¿e stchуrzк czy zawiodк?! Co by w Mogilnikach beze mnie zrobili? Eirik omal go pa³¹ nie stukn¹³. Kto pospieszy³ z pomoc¹? Kto pokona³ upiora na podwуrzu? Nie uciek³em przecie¿. A skoro tak, to œpij spokojnie, Folko, synu Hemfasta, i nie zwracaj uwagi na g³upie gadanie. Bкdziesz mia³ jeszcze okazjк udowodniж, ¿e nie jesz chleba nadaremno! - Hobbit przewrуci³ siк na drugi bok i postanowi³ wiкcej nie myœleж o tym, co powiedzia³ Torin. To nic. Nic! Frodo, Sam, Meriadok i Peregrin szli na bardziej niebezpieczn¹ wyprawк, w³aœciwie na œmierж, i nic, nie szlochali, nie jкczeli! Wiкc niech sobie krasnolud mуwi, co chce. On te¿ nie zawsze ma racjк... Ech, ¿eby tak stary Gandalf nie siedzia³ za Morzem, tylko by³ tutaj z nami... O wiele bylibyœmy silniejsi... Folko wolno zapada³ w czule otulaj¹c¹ go pow³okк spokojnego snu, z warg ulecia³o mu raz jeszcze wyszeptane imiк maga, powieki zamknк³y siк, i sen w koсcu zapanowa³ nad cia³em. Nie wiedzia³, ile minк³o czasu, ale niespodziewanie zobaczy³ bia³e œciany na rу¿owej skale, otoczone wspania³ymi sadami. Mira¿ znika³, wiкc wytк¿y³ wolк, ¿eby utrzymaж widzenie. A potem brzeg, drzewa i ska³y nieoczekiwanie pomknк³y mu na spotkanie, jakby na plecach wyros³y skrzyd³a, a po krуtkiej chwili rzeczywiœcie zobaczy³ je. Skrzyd³a morskiej mewy! Na dole przemknк³o pasmo przybrze¿nej piany, mignк³y zielone korony i zla³y siк w jednolity dywan. Folko szybowa³, wszystko migota³o przed oczami, i nagle znalaz³ siк w wype³nionym lœnieniem obszernym pomieszczeniu, w ktуrym nie mo¿na by³o okreœliж, gdzie jest pod³oga, gdzie sufit, a gdzie œciany. Nie zauwa¿y³ nawet, kiedy zieleс doko³a niego znik³a, ust¹piwszy miejsca miкkkim, œwiec¹cym zas³onom. Tak zapewne mуg³by wygl¹daж o¿ywiony i wype³niony ogniem marmur. I z tej jasnoœci na spotkanie mu wysz³a wysoka, odziana w biel postaж starca z d³ugim bia³ym kosturem w lewej rкce. Z prawej zwisa³ dziwnie znajomy miech w niebieskiej pochwie. Jeszcze nie widz¹c twarzy, Folko poczu³, jak wali mu serce, i zrozumia³, ¿e cz³owiek przed nim to Gandalf. Hobbit znieruchomia³, w³aœciwie znieruchomia³o wszystko doko³a, i tylko starzec powolnym krokiem szed³ mu na spotkanie. Folko zobaczy³ gкste brwi, g³кboko osadzone jasne oczy, ktуre promienia³y niebywa³¹ si³¹, potкg¹ i dobroci¹, i w tej samej chwili us³ysza³ spod œnie¿nobia³ej brody g³os tego, ktуry tak naprawdк by³ Olorinem: - Wo³a³eœ mnie, wiкc siк spotkaliœmy. Mуw zatem, s³ucham, ale nie zwlekaj, czasu mamy ma³o. - Gandalfie... - wymamrota³ hobbit, a w³aœciwie zrozumia³, ¿e wymamrota³. - Jesteœ teraz w Najdalszym Zachodzie, tak? - Czy to wszystko, co chcia³eœ mi powiedzieж? - Nie, oczywiœcie, ¿e nie - zacz¹³ szybko mуwiж Folko. - Ale, Gandalfie, bardzo nam brakuje twej pomocy! Tu siк dziej¹ takie... Jak mamy poradziж sobie bez ciebie? Dlaczego jesteœ tam, a nie tu?! Uœmiech znikn¹³ z twarzy starca. - Co siк w Œrуdziemiu dzieje, mniej wiкcej wiem. Ale musicie teraz decydowaж o wszystkim sami. Ja i inni odeszliœmy w³aœnie dlatego, ¿e ludom Pу³nocy nie s¹ ju¿ potrzebni pasterze, mog¹ ¿yж, kieruj¹c siк w³asnym rozumem. Dlatego jestem tu, u elfуw, na ziemi mojej m³odoœci. Moj¹ epok¹ by³a Trzecia. Przeciwstawi³em siк Sauronowi, a wykonawszy na³o¿one na mnie zadanie, mog³em wrуciж. To jest moja odpowiedŸ na pierwsze pytanie. - A czy mo¿esz nam coœ podpowiedzieж, poradziж? Nie wszystkie nasze lкki i obawy zrodzi³y siк teraz, niektуre pochodz¹, tak mi siк wydaje, z Pierwszej Ery! - Nie mogк udzielaж rad - da³o siк s³yszeж g³кbokie, pe³ne smutku westchnienie. - Po prostu nie potrafi³em od¿egnaж siк ca³kowicie od Œrуdziemia, i chocia¿ mam teraz inne sprawy i troski, zachowa³em mo¿liwoœж porozmawiania co jakiœ czas z kimœ z ¿yj¹cych w Œrуdziemiu. Z tymi, w ktуrych ¿yje jeszcze odblask Pierwszego Ogniska, czyli ze staro¿ytnymi, to znaczy z elfami, krasnoludami i z wami, moi mili dziwacy hobbici. Ale nie proœ o rady - tu siк koсczy moja Moc. Dlatego ¿e wszechwiedz¹cych nie ma i nie mo¿e byж, a tylko poprzez ci¹g³¹ pracк M¹dry mo¿e zas³u¿yж sobie na prawo do s¹du i rad. Kiedyœ mia³em takie prawo i skorzysta³em z niego. - A zatem nie mo¿esz nam pomуc? - Folko niemal wykrzykn¹³ te s³owa. - Mogк podnieœж na duchu w chwili ciк¿kiego zw¹tpienia -odpowiedzia³ Gandalf. - Co do wiedzy podanej na tacy, to jest ona niewiele warta. Mogк tylko domyœlaж siк przyczyny waszych obaw, a opowiadaж o Zamorzu po prostu mi nie wolno. Przecie¿ s³ysza³eœ o Szalach? Na ka¿d¹ wiedzк trzeba sobie zas³u¿yж, nie spiesz siк wiкc z poddawaniem rozpaczy! Wszechwiedz¹cych w naszym œwiecie nie ma i nie by³o. Nawet Najjaœniejsza Krуlowa nie jest wszechmocna. - Ale zapytaж ciк o przesz³oœж, o Wojnк o Pierœcieс, o losy hobbitуw, ktуrzy odeszli wraz z tob¹, o Valarуw i Earendila mogк? - O hobbitуw mo¿esz - uœmiechn¹³ siк Gandalf. - Mo¿esz ich nawet zobaczyж. A co do reszty... A Wojna o Pierœcieс? Wszystko, co powinni wiedzieж Œmiertelni, znajduje siк w Czerwonej Ksiкdze. O Earendilu rуwnie¿ opowiedziano tam wystarczaj¹co, a o Valarach... wystarczy ci wiedzieж, ¿e istniej¹ i s³u¿ba ich szybko siк nie zakoсczy. Zrozum, to nie moja z³a wola, a owe Szale. Za wiedzк trzeba p³aciж. Czasem nawet sob¹. - Ale dlaczego on nie mуg³ wrуciж po swoim bohaterskim czynie do Œrуdziemia? Czy istniej¹ naprawdк Wielkie Schody? Gdzie podzia³ siк Sauron? Dlaczego pozosta³ Thranduil? - Co do jednej rzeczy, wy, hobbici, rzeczywiœcie siк nie zmieniliœcie - uœmiechn¹³ siк znowu starzec. - Jesteœcie nadal nieznoœnie ciekawscy. Nie mogк ci odpowiedzieж, na razie nie mogк. Ju¿ to, ¿e nasze myœli siк spotka³y, pokonawszy olbrzymie odleg³oœci, wiele mуwi. Bкdziesz mуg³ w przysz³oœci wznieœж siк jeszcze wy¿ej... Jeœli siк nie potkniesz. Tylko ja mam prawo do rozmуw ze Œmiertelnymi Œrуdziemia, a i to wiele mnie kosztowa³o. Jeszcze poka¿к ci tych, ktуrych chcesz zobaczyж. I pamiкtaj, nasze spotkanie nie by³o ostatnim. I jeszcze jedno: trzymaj siк Pelegasta! A na razie ¿egnaj! Gandalf odsun¹³ siк o krok i znik³. Folko zobaczy³ okno w œcianie z³ocistego lœnienia. Przy oknie siedzia³y trzy osoby, i przyjrzawszy siк im, Folko rozpozna³, ¿e s¹ to hobbici. Dwaj z nich byli w podesz³ym wieku, jeden bardzo stary, a najbli¿ej Folka znajdowa³ siк krzepki hobbit w œrednim wieku. Pochylali g³owy, wiкc nie mуg³ dojrzeж ich twarzy, ale od razu zrozumia³, kogo ma przed sob¹. Widzenie trwa³o krуtk¹ chwilк, potem wszystko zniknк³o. Rano obudzi³ siк nad podziw œwie¿y i spokojny. Znik³y wszystkie mroczne myœli, nawet oblicze Milicenty, ktуre nie dawa³o mu w ostatnich dniach spokoju, nie tyle zblak³o, ile oddali³o siк. Pamiкta³ s³owa Gandalfa ze snu: mo¿esz wznieœж siк wy¿ej, jeœli siк nie potkniesz. To akurat jest jasne, przecie¿ Gandalf wzniуs³ siк na szczyty po zwyciкstwie nad Balrogiem! I kto wie, czy on, Folko, zobaczy³by maga, gdyby nie by³o wczeœniej Mogilnikуw... Mija³ pierwszy tydzieс kwietnia, ale wszystko doko³a zaczyna³o wspaniale zieleniж siк i kwitn¹ж. I mimo ¿e niebo szczelnie zasnuwa³y szare chmury, hobbitowi wydawa³o siк, ¿e jest to jeden z jaœniejszych dni w jego ¿yciu. Przemierzali prastare ziemie Arnoru, nie obawiaj¹c siк napaœci, ale w nocy zawsze ktoœ pilnowa³ wierzchowcуw i furgonуw. Od czasu do czasu Folko przechwytywa³ przyjazne spojrzenia Torina; zmiana w jego nastroju nie usz³a uwadze przywуdcy dru¿yny. Nikt wprawdzie nie pasowa³ go na wodza, ale jakoœ tak wysz³o, ¿e wszyscy pytali go o zdanie, nawet Rogwold. £owczy rуwnie¿ bardzo zmieni³ siк po tym, jak opuœcili stolicк. Jego krok znowu sta³ siк swobodny, czujny i pewny. Podobnie zachowywali siк jad¹cy z nim ludzie - w œrednim wieku, krzepcy, mocni, doœwiadczeni. Wcale nie kryli siк z tym, ¿e nie zamierzaj¹ wchodziж do Morii; ich zadaniem by³o pozostaж na powierzchni i utrzymywaж ³¹cznoœж z Annuminas. Ludzie i krasnoludy maszerowali spokojnie i w przyjaŸni, nie zwracaj¹c uwagi na pochodzenie i rasк, wa¿na by³a sprawa. Tak minк³y cztery dni. Pi¹tego dnia dru¿yna wkroczy³a do znanej trzem wкdrowcom doliny, gdzie jesieni¹ - hobbitowi teraz wydawa³o siк, ¿e by³o to bardzo dawno temu, czas od opuszczenia Hobbitanii mierzy³ ju¿ latami - przysz³o im rozdzielaж bij¹cych siк na polnej drodze wieœniakуw. Dzieс dogasa³, gdy przekroczyli grzbiet pasma, postanowili wiкc zanocowaж w Hagal. Do Przygуrza, id¹c wolnym krokiem, dotr¹ w cztery dni. We wsi niewiele siк zmieni³o; chyba tylko przyby³o kilka nowych chat na skraju. Wieœniacy nie zapominali o ostro¿noœci i ich ochotnicza stra¿ zatrzyma³a oddzia³ przy mocnych wiejskich wrotach. Na szczкœcie rozpoznano Torina oraz Rogwolda, i wkrуtce wкdrowcy zostali serdecznie powitani. Us³yszawszy o ich przybyciu, z jakiegoœ odleg³ego posterunku przybieg³ Eirik, s³udzy w gospodzie ju¿ zsuwali sto³y, ktoœ wys³a³ ch³opcуw do Harstanu, i uczta przeci¹gnк³a siк do pуŸnej nocy. Przyjaciele dowiedzieli siк, ¿e zima minк³a spokojnie, jeœli nie liczyж trzech potyczek hagalskich ochotnikуw pod wodz¹ Eirika z rozbуjnikami. Oddzia³y Angmaru ani razu nie niepokoi³y wieœniakуw i wszyscy uznali to za dobry omen. Folko d³ugo siк waha³, zanim oœmieli³ siк zapytaж o Suttunga, a wtedy mu odpowiedziano, ¿e jeszcze przez kilka miesiкcy cz³owiek ten uparcie j¹trzy³ i namawia³ harstaсczykуw do zemsty za krzywdy i do puszczenia z dymem wsi s¹siadуw, ¿eby potem przenieœж siк na pу³noc; ¿e tam niby s¹ ich prawdziwi przyjaciele i bкd¹ mogli ¿yж swobodnie i bogato, maj¹c pewn¹ ochronк. Najpierw ludzie namawiali go, ¿eby siк uspokoi³, grozili nawet, ¿e go wydadz¹ do Przygуrza, nowemu kapitanowi, Dizowi, bowiem Erster popad³ w nie³askк i by³ mocno roz¿alony. Jednak¿e Suttung nie czeka³, a¿ wieœniacy strac¹ cierpliwoœж, i pewnej piкknej nocy znik³ wraz z rodzin¹ oraz kilkoma bliskimi przyjaciу³mi, rуwnie opкtanymi jak i on sam. Nikt o nich dobrze nie mуwi³. Eirik powiedzia³ hobbitowi, ¿e wiejski oddzia³ zwiкkszy³ siк dwukrotnie, gdy doszli doс s¹siedzi. Po dobrych ¿niwach dokupiono trochк broni, co nieco wykuli sami miejscowi mistrzowie. Dru¿yna rozros³a siк do niemal dwustu mieczy i s³u¿y teraz za pewn¹ ochronк ca³emu okrкgowi. - W³aœnie! - Eirik klepn¹³ siк w czo³o. - Jeszcze kr¹¿¹ plotki o Hraudunie. Jak pamiкtacie, uciek³ wtedy. A trzy dni temu pojawi³y siк pog³oski: dwie wsie, jakieœ trzydzieœci mil na wschуd od nas, pok³уci³y siк na œmierж, dosz³o do prawdziwej bitwy, spalono kilka domуw... Powiadaj¹ ludzie, ¿e w jednej z nich osiedli³ siк jakiœ dziwny starzec, jakoby pomagaj¹cy swojej wsi, a za to znielubili ich s¹siedzi. Znana sprawa! Nie inaczej, jak znowu Hraudun, cudotwуrca przeklкty! - Eirik waln¹³ w stу³ ciк¿k¹ piкœci¹. - Ach, chcia³oby siк go z³apaж, chwyciж za brodк! Ju¿ byœmy wiedzieli, co z nim zrobiж! - Wiecznie, Eiriku, pchasz siк w cudze sprawy - powiedzia³ z wyrzutem Rogwold. - Zima minк³a, zbуje pobici, angmarczycy przegnani. Napisa³byœ lepiej do szeryfa, a sam pilnowa³ siewu! Eirik poczerwienia³, zamilk³ na chwilк, po czym mуwi³ dalej: - Wieœ, gdzie on siк osiedli³, zwyciк¿y³a. - Ale sta³a siк sol¹ w oku ca³ego okrкgu, nadci¹gnк³a miejscowa dru¿yna, a ci ze zwyciкzcуw, ktуrzy zostali, musieli iœж w lasy, a tam co, tylko rozbуj pozostaje. Oto dzie³a Hrauduna! O œwicie, gdy wyruszali dalej, Eirik d³ugo towarzyszy³ im konno, a Folkowi ko³ata³y siк w g³owie s³owa wypowiedziane przez przywуdcк Hagal: „Coœ ciк¿ko mi na duszy, druhu Folko. Nie bez powodu to wszystko siк dzieje, i Hraudun te¿ nie pojawi³ siк przypadkiem. Wiele krwi siк poleje, zapamiкtaj moje s³owa, wiele krwi...”. Dru¿yna sz³a na po³udnie po spokojnej, dobrze strze¿onej drodze. Wszкdzie trwa³y prace polowe; wiosna ods³oni³a przyjazne oblicze. Minк³y jeszcze cztery dni i przed oczami wкdrowcуw pokaza³y siк d³ugo oczekiwane dachy Przygуrza. Przez wszystkie te dni Folko mia³ wspania³y humor, czu³ siк pewny po cudownym widzeniu Zamorza. Czкsto i d³ugo rozmyœla³ nad s³owami Gandalfa, i im d³u¿ej to trwa³o, tym wiкcej w nim rodzi³o siк pytaс. Dlaczego, skoro nie mo¿e niczego mu opowiedzieж, mag w ogуle rozmawia z kimœ ze Œrуdziemia? Mo¿e wys³uchuje ich opowieœci? Ale jego o nic nie pyta³... Okazawszy po raz ostatni list podrу¿ny konnemu patrolowi przy pу³nocnych wrotach Przygуrza, wjechali w osiedle. I, rzecz jasna, ich rкce same skierowa³y wierzchowce do goœcinnych drzwi gospody „Pod Rozbrykanym Kucykiem”. Nic siк nie zmieni³o w znajomej sali, i nawet goœcie, jak w pierwszej chwili wyda³o siк Folkowi, byli ci sami co w уw pamiкtny wieczуr, brakowa³o tylko ludzi w zielonych ubraniach. Niema³o wypito piwa i niema³o pieœni odœpiewano; krasnoludy co rusz intonowa³y swoj¹ s³ynn¹ „Poza gуry niebieskie, poza bia³e mg³y”, ludzie z kolei zaczynali „Siedzia³ krуl wieczorem samotnie”, i dopiero gdy wieczуr zgкstnia³, hobbitowi uda³o siк wymkn¹ж i pуjœж tam, gdzie, jak bezb³кdnie przewidzia³, by³ oczekiwany. Poszed³ do kramu Pelegasta. Okna kramu by³y ciemne, ale gdy cicho zastuka³ do drzwi, okaza³o siк, ¿e s¹ tylko przymkniкte. Wkroczy³ w ciemny prostok¹t. - Drzwi zamknij - rozleg³ siк spokojny znajomy g³os, i Folko zobaczy³ przed sob¹ s³aby dr¿¹cy p³omyk œwiecy i w jej sk¹pym œwietle pochylonego nad ksiкg¹ cz³owieka. - IdŸ doko³a, praw¹ stron¹... Hobbit ostro¿nie zbli¿y³ siк. Pelegast podniуs³ na niego swoje jedyne oko, a Folko drgn¹³. Oko wydawa³o siк przepastn¹ czarn¹ studni¹, na ktуrej dnie, podobna do s³abego p³omyka œwiecy, dr¿a³a niezrozumia³a dla innych myœl. Le¿¹ce na starej ksiкdze rкce Pelegasta zdawa³y siк suchymi ga³кziami drzewa, ramiona i pierœ ginк³y w mroku. S³abe odblaski œwiat³a pada³y na pomarszczone policzki. - Siadaj tutaj, na ³awce - powiedzia³ Pelegast. - Od dawna czekam na ciк. Opowiadaj po kolei. Nie martw siк, ¿e coœ zapomnisz: jak bкdzie trzeba, zapytam. - Ale... kim jesteœ? - wykrztusi³ hobbit. Dopiero teraz przysz³o mu do g³owy, ¿e nale¿y zadaж siedz¹cemu przed nim cz³owiekowi to proste i naturalne pytanie. - Mуwi³ mi o tobie... - Umilk³, przypomniawszy sobie, ¿e wszystko, co widzia³, mog³o byж zwyczajnym snem. - Sam Gandalf, to znaczy Olorin? - uœmiechn¹³ siк s³abo Pelegast. - Domyœla³em siк, ¿e prкdzej czy pуŸniej znajdzie ciebie. Zawsze mia³ do was, hobbitуw, s³aboœж. Widzia³eœ go, powiadasz! Oczywiœcie nic ci nie powiedzia³, powo³uj¹c siк na Wagк? - Tak by³o... Ale sk¹d... - zacz¹³ zaskoczony Folko i zamilk³, czuj¹c, ¿e pytanie nie by³oby na miejscu. - Przeklкte Szale - westchn¹³ Pelegast. - Ale nic nie poradzimy. Co do mnie... czy¿byœ jeszcze siк nie domyœli³? Przecie¿ czyta³eœ Ksiкgк. Zreszt¹, to nie takie wa¿ne. Przyszed³eœ, to znaczy, ¿e wiedzia³eœ, choж mo¿e nie umys³em. O mnie jeszcze porozmawiamy, a na razie czekam na twoj¹ opowieœж. I Folko, podporz¹dkowawszy siк w³adczo brzmi¹cej w tym spokojnym g³osie mocy, zacz¹³ swoj¹ opowieœж. Trwa³a d³ugo, Pelegast ¿¹da³ szczegу³уw. Dok³adnie wypytywa³ o wszystko, co siк wydarzy³o w Mogilnikach, zainteresowa³ siк Hraudunem, przy czym, s³uchaj¹c, jeszcze bardziej spochmurnia³ i coœ szepn¹³. Folkowi wyda³o siк, ¿e powiedzia³ coœ jakby „znowu dzia³a po staremu”. O przygodach w Annuminas s³ucha³ nie tak uwa¿nie, zainteresowawszy siк tylko histori¹ z widmem. W milczeniu kiwa³ g³ow¹, jakby potwierdza³o to jakieœ jego przypuszczenia, a potem nagle strzeli³ palcami i w k¹cie b³ysnк³o dwoje du¿ych ¿у³tych oczu. Zaskoczony hobbit krzykn¹³. - Nie bуj siк - odwrуci³ siк do niego Pelegast. - To jest Glin, mуj puchacz. Skrzydlaty cieс bezszelestnie sp³yn¹³ prosto na jego ramiк. Folko zobaczy³ okr¹g³¹ g³owк, du¿e oczy, przys³oniкte w œwietle ciк¿kimi powiekami. Pelegast coœ cicho powiedzia³ do ogromnego ptaka i ten wzlecia³ bezg³oœnie, natychmiast znikaj¹c w ciemnoœciach. Hobbit poczu³ na twarzy uderzenie fali powietrza. I w tej chwili przez jego g³owк jakby przemknк³a b³yskawica, nagle poj¹³, kogo ma przed sob¹. Zanim zd¹¿y³ pomyœleж, co powinien zrobiж, jego plecy ju¿ siк zgina³y, ju¿ siк pochyla³ w niskim, pe³nym szacunku uk³onie. Pelegast uœmiechn¹³ siк. - Zrozumia³eœ w koсcu... Tak, by³em kiedyœ Radagastem Burym, jednym z Piкciu. A teraz jestem handlarzem broni w Przygуrzu... Jestem ostatnim z Piкciu, ktуry pozosta³ w Œrуdziemiu. Gandalf odszed³ i pozostali te¿... Saruman podobno zgin¹³... A ja zosta³em. Nie mam nic do roboty w Zamorzu, Folko, synu Hemfasta. Nie by³em niczyim wrogiem, s³u¿y³y mi roœliny, zwierzкta i ptaki. Jeden jedyny raz da³em siк wci¹gn¹ж w ludzkie sprawy, gdy na nieszczкœcie przekaza³em Olorinowi zaproszenie Sarumana; nie wiedzia³em jeszcze, ¿e ten splуt³ ju¿ mroczne sieci zdrady i podstкpu. Powiedzia³em potem sobie: Radagaœcie, nie twoja to rzecz mieszaж siк do Wielkich Wojen, zajmij siк swoimi sprawami! Ale nie uda³o siк... Stary Gandalf odnalaz³ mnie po zwyciкstwie, wo³a³, bym szed³ z nim. Ale odmуwi³em: w B³ogos³awionych Krуlestwach nie mam nic do roboty, a odpoczynku nie potrzebowa³em. „Wiкc jesteœ zdecydowanie przeciwny? - zapyta³ mnie Gandalf, a jego oblicze pociemnia³o z gniewu. - Rozumiesz, co siк czeka?”. „Cу¿ mo¿e mnie czekaж? - odpowiedzia³em beztrosko. - Ty masz swoje sprawy, Bia³y, a ja, Bury, swoje. Wrуg pad³, i to jest wspania³e. Twoje trudy siк skoсczy³y, moje natomiast bкd¹ trwa³y wiecznie, pуki istnieje œwiat. Zdecydowa³em, zostajк”. „Oczywiœcie s¹dzisz, ¿e zachowasz wszystko, czym w³ada³eœ, i ca³¹ sw¹ star¹ Moc?” - zapyta³ mnie Gandalf, zmru¿ywszy oczy. Zrozumia³em, ¿e jest z³y, ale wtedy jeszcze nie wiedzia³em, ¿e ¿yczy mi dobrze, tylko na swуj sposуb. Najpierw, przyznajк, pomyœla³em, ¿e œwie¿o upieczony przywуdca koсcz¹cej swe istnienie Bia³ej Rady chce ostatni raz zaprezentowaж swуj s³ynny charakter. „Cokolwiek zachowam - odpowiedzia³em - nie namуwisz mnie. Nigdy nie zamieniк nieskoсczonoœci ¿ycia na nieœmiertelnoœж”. „Wiкc pos³uchaj, Radagaœcie Prostaku, jak okreœli³ ciк kiedyœ Saruman! - zakrzykn¹³ rozgniewany Gandalf. - Przyjdzie ci wzi¹ж na siebie ca³e to rozsiane z³o, ktуre pozosta³o jeszcze w Œrуdziemiu. Bia³a Rada wiкcej nie bкdzie zwo³ywana, nasz zakon przesta³ istnieж, Saruman zgin¹³, a ja odchodzк. Twуj kostur traci Moc! Nawet ja ci nie pomogк. Wiesz, kto tak zarz¹dzi³, i dlaczego nie mo¿e byж inaczej. Bкdziesz musia³ iœж miкdzy ludzi i ciк¿k¹ prac¹ zarabiaж na chleb. Zachowasz nieskoсczonoœж ¿ycia, zachowasz m¹droœж, ale zmniejszy siк twoja Moc, i czy w ogуle coœ z niej zostanie, nie wiem ani ja, ani ta, ktуra nas wys³a³a, Jasna Krуlowa. Nie chcesz zmieniж swojej decyzji?”. Przyznam, poczu³em siк niepewnie, ale silna wola zwyciк¿y³a i dumnie odpowiedzia³em, ¿e zostajк. Cokolwiek siк stanie. Gandalf od razu jakoœ przygas³, skurczy³ siк, niewiarygodnie postarza³. „¯egnaj, Radagaœcie - powiedzia³, id¹c wolno do drzwi. - Kto wie, mo¿e w³aœnie ty masz racjк. Zostaс! Wierzк, ¿e znajdк sposуb, by ciк jeszcze zobaczyж. Ale b³agam ciк, przypilnuj hobbitуw! S¹ mi bardzo drodzy, porzucam ich z bуlem w sercu. Obiecujesz mi to? Wtedy bкdк mуg³ odejœж spokojnie”. „Czy kiedykolwiek nie dotrzymywa³em obietnic?” - odpowiedzia³em mu. Gandalf obj¹³ mnie i znikn¹³ za progiem. Potem dowiedzia³em siк, ¿e porzuci³ Œrуdziemie wraz z Elrondem i Galadriel¹. A pуŸniej - Pelegast westchn¹³ - wszystko odby³o siк tak, jak on przepowiedzia³. Mуj kostur z³ama³ siк. - Radagast drgn¹³, twarz wykrzywi³ mu grymas prze¿ytego niegdyœ potwornego bуlu. - I zosta³em tym, kogo teraz widzisz, Pelegastem, kramarzem z patentem Krуla Zjednoczonego Krуlestwa! Straci³em co nieco, rzeczywiœcie, ale jednak nie wszystko. Spe³niaj¹c dan¹ Gandalfowi obietnicк, zacz¹³em szukaж dla siebie nowego miejsca zamieszkania, gdzieœ bli¿ej jego kochanej Hobbitanii, gdy na mуj niewielki dom na wschodnim brzegu Mrocznej Puszczy napadli Easterlingowie. Wtedy zrozumia³em, ¿e moja Moc rzeczywiœcie os³ab³a. Nie mog³em obroniж domu i ledwie siк uratowa³em. Teraz mieszkam tutaj. - Radagast westchn¹³ ciк¿ko. - Dawno temu zauwa¿y³em coœ niedobrego, ale rozbуjnicy ma³o mnie interesowali; to s¹ ludzkie sprawy. Mia³em do czynienia z resztkami innego z³a, ale i w tym niewiele mog³em... Chyba ¿e w odpowiedniej chwili daж potrzebn¹ radк. Dlatego tak siк zainteresowa³em tob¹. Musisz wiкcej zobaczyж, ¿ebyœmy mogli zdecydowaж, dok¹d iœж dalej. Przynios³eœ mi bardzo wa¿ne wieœci. Hraudunem zajmк siк sam, a na Mogilniki na razie nie mamy si³. Ich stwory na razie nie s¹ szczegуlnie niebezpieczne, jednak¿e koniecznie muszк siк spotkaж ze starym Bombadilem - on z pewnoœci¹ znajdzie na nich sposуb. A ten upiуr rzeczywiœcie przyby³ do Annuminas po miecz zabrany przez Torina. Powiedz mu, ¿eby go nie wyrzuca³ - w ten sposуb upiory gromadz¹ Moc, oddawan¹ im przez ludzi czcz¹cych Mogilniki. Naprowadzк Diza na pomys³, ¿eby uwa¿niej pilnowa³ Kurhanуw. A co do Morii... Niewiele mogк dodaж do twoich przypuszczeс. Trzeba tam iœж, i im szybciej, tym lepiej. B¹dŸ pewien - pos³uszne mi zwierzкta i ptaki pomog¹ wam, uprzedz¹ o niebezpieczeсstwie, one rуwnie¿ przynios¹ mi wieœci o was. A po Morii postaraj siк zobaczyж ze mn¹, razem wszystko przemyœlimy. Poœlк te¿ wieœci Kirdanowi i Thranduilowi, ale wszystko bкdzie zale¿a³o od tego, czego ty siк dowiesz. Ale, widzк, chcesz o coœ zapytaж? - Co znacz¹ twe s³owa o Zachodzie, Wschodzie, Pу³nocy i Po³udniu? - zapyta³ Folko, oblizawszy wyschniкte wargi. - To twoja droga - odpowiedzia³ Radagast, smutno siк uœmiechn¹wszy. - Nie wymagaj ode mnie wiкcej, zwykle ten, kto przepowiada, nie mo¿e wyt³umaczyж rodz¹cych siк w jego umyœle s³уw. Ja te¿ na razie nie mogк. Ale b¹dŸ pewien: gdziekolwiek siк znajdziesz, moje myœli pozostan¹ z tob¹. Jesteœ pierwszym hobbitem od czasуw s³ynnej czwуrki, ktуry zaryzykowa³ wpl¹tanie siк w sprawy Du¿ego Œwiata, i to ju¿ jest groŸnym znakiem. Radagast opuœci³ g³owк i umilk³. - Opowiedz, proszк, opowiedz coœ o Valarach i o Zamorzu! - b³aga³ Folko. Radagast, uœmiechaj¹c siк, popatrzy³ na niego swym jedynym okiem. - Opowiem, gdy przyjdzie czas. Nie spiesz siк! Do tego jeszcze dojdziesz. Twoja droga prowadzi teraz na po³udnie. Przy okazji, nie bardzo mi siк podoba ten Olmer z Dale. Jest w nim coœ, jeszcze trudnego do okreœlenia, ale podejrzanego. Dobra, mo¿e bкdziemy mogli wyjaœniж i to... A ty na razie idŸ i nie opowiadaj towarzyszom o naszym spotkaniu! Na wszystko przyjdzie czas. Jeszcze siк spotkamy, Folko, synu Hemfasta. Na razie ¿egnaj... W jasny, rzeœki poranek opuszczali Przygуrze. Za nimi zosta³y solidne domy i wysoki czкstokу³. Wyprzedzi³ ich kolejny patrol, sk³adaj¹cy siк z dziesiкciu konnych stra¿nikуw, ktуrzy pogalopowali gdzieœ na po³udnie. Tabor zjecha³ ze wzgуrza i wolno ruszy³ drog¹ na po³udnie. Trzy dni podrу¿y minк³y bez przygуd, a wieczorem trzeciego, gdy s³oсce, zabarwiaj¹c pу³ nieba purpur¹, ju¿ zbli¿a³o siк do zachodniej czкœci horyzontu, jad¹cy na czele Rogwold i Dorin nagle unieœli rкce, wskazuj¹c na wystaj¹cy ze szczytu przydro¿nego wzgуrza samotny czarny g³az. Folko i Torin podjechali bli¿ej. Trуjgraniasta kamienna szpila o wysokoœci dwуch ludzi by³a wbita w ziemiк, a ni¿ej, gdzie parowem miкdzy dwoma wzgуrzami prowadzi³ Trakt, Folko zobaczy³ arnorsk¹ stra¿nicк. Rozejrza³ siк, tu i tam dostrzeg³ na rуwninie punkciki odleg³ych wsi: w rozmieszczonych wzd³u¿ Traktu osiedlach wкdrowcy otrzymywali goœcinк i poczкstunek. Zaleg³ ju¿ gкsty, smolisty mrok. Ziemie przed nimi zaœciela³y wieczorne mg³y i nie widaж by³o najmniejszej iskierki. Folko popatrzy³ na Rogwolda i nagle zrozumia³, co oznacza³o kamienne ostrze. Dotarli do rubie¿y Arnoru. Przed nimi rozpoœciera³o siк Pustkowie.

CZКŒЖ DRUGA LOS ARNORU

1 ZIELONA ŒCIE¯KA Wia³ wiatr i nocny deszcz miarowo bкbni³ w rozci¹gniкte nad furgonami p³уtna ¿aglowe, zsy³aj¹c s³odki sen. Folko otworzy³ oczy i kichn¹³ - przez szczeliny wpada³y do œrodka zimne strugi powietrza. Obok sapa³y pod kocami krasnoludy, œwita³o ju¿, wiкc trzeba by³o wstawaж. Hobbit westchn¹³ i usiad³, obejmuj¹c rкkoma kolana. Mija³ trzeci dzieс od pamiкtnego wieczora, gdy przekroczyli granicк Arnoru, a szуsty - od wyjœcia z Przygуrza; Folkowi wydawa³o siк, ¿e up³ynк³y d³ugie miesi¹ce. Ca³y œwiat skurczy³ siк do szerokoœci w¹skiego pasa pobocza; jednostajna wstкga starego Po³udniowego Traktu, zwanego rуwnie¿ Nieprzetartym albo Zielon¹ Œcie¿k¹, przecina³a rzadkie lasy i zagajniki, oddzielone od siebie niewielkimi poletkami, pastwiskami i ³¹kami. Dwukrotnie przegradza³y im drogк ci¹gn¹ce siк z zachodu na wschуd zalesione ³aсcuchy wzgуrz, niewysokich i mocno wyg³adzonych przez czas - forpoczty Po³udniowych Wzgуrz; Trakt przecina³ je niczym olbrzymi miecz. Ponure jod³owe bory pу³nocnego arnorskiego p³askowy¿u ust¹pi³y miejsca szeregom dziwacznie pomieszanych ze sob¹ klonуw i jesionуw; niczym wie¿e stra¿nicze na poboczach widnia³y olbrzymie stare dкby. Trafia³y siк buki i graby, wzd³u¿ przydro¿nych rowуw czerwieni³y siк ju¿ jaskrawe kwiaty. Ciep³e po³udniowe wiatry nios³y aromatyczny zapach dzikich rуwnin Minhiriathu, tak intensywny, ¿e Folko odczuwa³ czasem zawroty g³owy. Puste, bezludne przestrzenie wspaniale rozkwit³y, unikn¹wszy troskliwych, ale czasem dokuczliwych ludzkich r¹k. Dzisiaj, co prawda, nagle powia³o z pу³nocy; hobbit nie mуg³ spaж, kilka razy budzi³ siк, dr¿¹c z zimna. Tak, otoczenie uleg³o zmianie, wsie sta³y siк rzadkoœci¹, odleg³oœci pomiкdzy nimi siкga³y ju¿ ca³ego dnia marszu; pamiкtaj¹c o z³ej s³awie Zachodniego Traktu, Torin nie ryzykowa³ rozbijania obozu w niezaludnionych miejscach. Spotykali na swej drodze coraz mniej ludzi, a ci ³¹czyli siк w du¿e obozy, licz¹ce po kilka setek furmanek i powozуw. Wsie rуwnie¿ siк zmieni³y, by³y wiкksze i ludniejsze. Ka¿d¹ otacza³ ju¿ nie zwyk³y czкstokу³, lecz prawdziwe mury twierdz, co prawda z drewna, a nie z kamienia. Ka¿da mog³a wystawiж co najmniej stu wojownikуw; w ka¿dej znajdowa³y siк specjalne stacje pocztowe z wierzchowcami do wymiany, by krуlewska sztafeta mog³a mo¿liwie szybko dotrzeж do wrуt Rohanu. Z pocz¹tku wsie wyda³y siк Folkowi pewnymi przystaniami, jednak¿e dwa dni pуŸniej trafili na du¿e, rozmyte ju¿ przez deszcze i poroœniкte bujn¹ traw¹ pogorzelisko; hobbit zrozumia³, ¿e nie zawsze mog¹ ochroniж je mury czy wojownicy. Jednak¿e na razie los im sprzyja³, droga nie by³a zbyt mкcz¹ca - niewiele trudniejsza od drogi do Annuminas. Na duszy by³o mu lekko, czu³ siк spokojny; w¹tpliwoœci i wahania minк³y; podda³ siк urokowi chwili i na razie nie zastanawia³ siк nad przysz³oœci¹. Pamiкtaj¹c o wyprawach Bilba i Froda, zapisywa³ starannie codzienne wydarzenia, nawet drobne sprzeczki pomiкdzy towarzyszami wyprawy. W krуtkim czasie dobrze pozna³ ich wszystkich: wybuchowego Dorina, gadatliwego Hornborina, ostro¿nego Brana zna³ z Annuminas, z pozosta³ymi zaznajomi³ siк dopiero w drodze. Wjard by³ nieco tchуrzliwy, ponad wszystko uwielbia³ piwo, natomiast okaza³ siк mistrzem hartowania metalu i rzeŸbienia w kamieniu; zna³ te¿ zadziwiaj¹co du¿o starych krasnoludzkich opowieœci. M³ody Skidulf po raz pierwszy wybra³ siк poza swoje jaskinie w Gуrach Ksiк¿ycowych, we wszystkim podporz¹dkowa³ siк Torinowi, wiкcej s³ucha³ i patrzy³, ni¿ mуwi³. Folko uwa¿a³, ¿e ten krasnolud jest zbyt pewny siebie, ale by³ mocny i dok³adnie wykonywa³ polecenia. Trzej rodacy Torina - milcz¹cy Grani, Gimli i Tror - rzadko w³¹czali siк do ogуlnych rozmуw, porozumiewali siк za pomoc¹ krуtkich i jednoznacznych s³уw. Szli do Morii biж siк i nie kryli tego, a z kim - wed³ug Trora - by³o im wszystko jedno. Balin, krasnolud w œrednim wieku, z pomocy Gуr Mglistych, okaza³ siк bardzo towarzyski, czкsto rozmawia³ z Folkiem, wypytywa³ go o elfy, sam opowiada³ du¿o historii z przesz³oœci swego ludu; jednak¿e gdy trzeba by³o wykonaж jak¹œ ciк¿k¹ lub nieprzyjemn¹ pracк, albo te¿ przychodzi³a jego kolej na r¹banie drewna czy szorowanie kot³уw - nie spieszy³ siк do tego. Natomiast nieŸle w³ada³ toporem, co przyzna³ nawet taki mistrz jak Torin. Krajan Balina Stron s³yn¹³ ze znajomoœci obyczajуw orkуw. Szybko zaprzyjaŸni³ siк z nim Malec - mieli podobne charaktery: obaj weseli, beztroscy, tyle ¿e Stron, jak oceni³ Folko, potrafi³ dostrzegaж i rozumieж wiкcej ni¿ Malec, samo jego spojrzenie zdradza³o niema³e, chyba rуwnie¿ gorzkie, ¿yciowe doœwiadczenie. Moriaсczykom - Gloinowi i Dwalinowi - hobbit przygl¹da³ siк szczegуlnie uwa¿nie i wypytywa³ ich czкœciej ni¿ innych. Jednak¿e niewiele siк dowiedzia³; porzucili Khazad-Dum dawno temu i nie byli œwiadkami owych przera¿aj¹cych wydarzeс, z powodu ktуrych oddzia³ pod¹¿a³ do Morii. Jednak¿e znakomicie pamiкtali rozmieszczenie wszystkich podziemnych komnat i, co najwa¿niejsze, system sekretnych znakуw, pozwalaj¹cych krasnoludom na niezaprz¹tanie sobie g³owy zapamiкtywaniem rozk³adu spl¹tanych podziemnych korytarzy. Gloin nieco przypomina³ Hornborina swym darem piкknej mowy, ale nigdy nie przemawia³ nadaremnie. Dwa-lin nie przestawa³ wzdychaж do tych piкknych czasуw, kiedy krasnoludy z Morii przyjaŸni³y siк z elfami, razem zdobywali wiedzк i doskonalili siк w sztuce obrуbki metalu. Szczerze ¿a³owa³ przesz³oœci, ktуra ci¹gle pozostawa³a dla niego ¿ywa, a za to, by kolejny raz Moria siк odrodzi³a, albo za wieœci o niej, gotуw by³ oddaж ¿ycie. W jego szarych oczach - barwa rzadko spotykana u krasnoludуw - rysowa³a siк niez³omna wola, ktуra w niczym nie ustкpowa³a zdecydowaniu Torina; hobbit nabra³ do krasnoluda wielkiego szacunku. Nie trzeba dodawaж, ¿e obaj Moriaсczycy, jak przystoi krasnoludom, wspaniale w³adali broni¹. Krasnoludy opowiedzia³y zach³annie s³uchaj¹cemu ich hobbitowi wiele ciekawych historii; Folko dowiedzia³ siк o tym ludzie zapewne wiкcej ni¿ ktokolwiek, wiкcej nawet ni¿ stary Bilbo - w czasie jego wypraw wspу³towarzysze zbytnio siк nie rozgadywali. Hobbit stara³ siк zapisywaж wszystko, co opowiadali. Najbardziej spodoba³y mu siк dwie legendy. Jedn¹ us³ysza³ chyba pierwszego dnia drogi i opowiedzia³ mu j¹ Wjard, po tym jak Malec zast¹pi³ go na koŸle, a on przesiad³ siк na siod³o. Mуwi³ wolno i spokojnie, starannie dobieraj¹c s³owa, wspomnia³ niewyobra¿alnie odleg³e czasy Dawnych Dni, o ktуrych legendy zachowa³y siк tylko wœrуd Krasnoludуw. Wtedy œwiat by³ m³ody, a Wielkiego Durina otacza³y nieme ska³y bez nazw. Pierwszy Krasnolud zaczyna³ z niewielu towarzyszami; Pierworodni pomagali im, a w otoczeniu Krуla Czarnej Otch³ani rozumem, umiejкtnoœciami i cierpliwoœci¹ wyrу¿nia³ siк krasnolud o imieniu Tror. Wiele czasu spкdza³ z elfami i niema³o nauczy³ siк od nich. Powiadano, ¿e i jego oczarowa³a nieziemska uroda Galadrieli i ¿eby mog³a otrzymaж godny jej prezent, zacz¹³ gromadziж z³oto i mithril. Jednak¿e wtedy daleko jeszcze by³o do wielkiej s³awy Czarnej Otch³ani, jej mieszkaсcуw dopiero czeka³y dni wielkiej chwa³y, na razie musieli przerabiaж ogromne iloœci niewydajnej rudy, i Trorowi znudzi³o siк to. Wymyœli³ i wykona³ cudowne sito, maj¹ce w³aœciwoœci wybierania z³ota z wszystkiego, co siк w nie wrzuci³o. Wystarczy³o sypaж doс bez przerwy nawet najlichsz¹ rudк, by pod koniec dnia wyj¹ж z³oto, rozsypane dot¹d w pyle wœrуd gуrskiego piachu i kamiennego ¿wiru. Praca sta³a siк tysi¹ckroж ³atwiejsza; krasnoludy zaczк³y szybko siк bogaciж, do Morii ci¹gnкli przesiedleсcy z Gуr Ksiк¿ycowych, gdzie w tym czasie zrobi³o siк niespokojnie, poniewa¿ wybuch³a kolejna wojna miкdzy ludŸmi i orkami. Tror zgromadzi³ potrzebn¹ mu iloœж szlachetnego metalu, wyku³ z niego bajecznie piкkny diadem, zdobiony misternie rzeŸbionymi berylami, i podarowa³ go Pani. Sito przesta³o mu byж potrzebne i po prostu zapomnia³ o swoim „dziecku”. Jednak¿e inni pamiкtali. Przez sito omal nie wybuch³a w Czarnej Otch³ani najprawdziwsza wojna, a wtedy Wielki Durin nakaza³ Trorowi, by zniszczy³ swoje dzie³o. „Akurat! - odpowiedzia³ Tror. - Lepiej pуjdк sobie z nim, skoro jego istnienie grozi naszemu braterstwu!”. Wszyscy zaczкli b³agaж go, by zosta³, i w koсcu, po d³ugich wahaniach, zgodzi³ siк, ale ukry³ sito tak, ¿e a¿ do przebudzenia Demona Mocy nikt o nim nie s³ysza³, a potem, wiadomo, co innego zaprz¹ta³o jego uwagк. Od tej pory nie opuszcza Krasnoludуw marzenie o odnalezieniu magicznego sita; wiele posadzek i œcian zryli wytrwali poszukiwacze, ale na prу¿no... - I bardzo dobrze! - rzuci³ W j ar d, ktуry s³ysza³ tylko koniec opowieœci, ale nie wyjaœni³, dlaczego tak uwa¿a. Drug¹ legendк, a w³aœciwie krуtk¹ przypowieœж, przekaza³ hobbitowi Balin. - Dlaczego Khazad-Dum jest tak obszerna, jak sobie wyobra¿asz? - zapyta³ kiedyœ Folka, uœmiechaj¹c siк. - Myœlisz, ¿e pracowa³o tam mnуstwo Krasnoludуw? Nic podobnego! Wiкksza czкœж powsta³a jeszcze za Durina, kiedy Krasnoludуw by³o bardzo ma³o. Wiкc pos³uchaj! Krasnoludy i gуry maj¹ te same korzenie. Kamienie rуwnie¿ mog¹ mуwiж, a niektуre nawet siк poruszaj¹. Zdarza³o siк coœ takiego w Dawnych Dniach, i podobno w tych legendarnych czasach wielkie krуlestwo pod gуrami Pierwszemu Krasnoludowi pomaga³y tworzyж same gуry, pos³awszy mu do pomocy Rollstein. - A co to takiego? - Ha, Rollstein! To jest, mуj panie, taka rzecz, ktуra mo¿e ca³y œwiat zmieniж, i bez ¿adnych takich... - Obejrza³ siк i szybko doda³: - Bez ¿adnych pierœcieni i magуw. Rollstein wygl¹da³ jak zwyczajny kamieс, co prawda, doœж du¿y, powiadano, ¿e by³ wielkoœci m³odego byczka. Toczy³ siк sam, panie Folko, turla³ siк i wybija³ sob¹ tunel w najtwardszej skale. Tangar szed³ tylko za nim jak oracz za p³ugiem. Tak powsta³a wiкkszoœж korytarzy i galerii w Morii... Ale Rollstein mуg³ toczyж siк nie tylko przez ska³y, lecz i na powierzchni. Opowiadaj¹, ¿e w³aœnie on pomуg³ Wielkiemu Durinowi odeprzeж pierwszy atak orkуw. - Co siк z nim sta³o? - Nikt nie wie - westchn¹³ Balin. - D³ugo i wytrwale go szukano, i to nie tylko krasnoludy. Przecie¿ domyœlasz siк, jak wygodnie by³oby kruszyж nim mury twierdz! Ale wszystkie usi³owania spe³z³y na niczym, a wœrуd Krasnoludуw kr¹¿y powiedzenie: Jeœli zobaczysz tocz¹cy siк kamieс, zanim krzykniesz, ¿e to Rollstein, sprawdŸ, kto go popycha! Deszcz w miкdzyczasie ucich³, obok cicho mrucza³ i przewraca³ siк z boku na bok Torin - wiedzia³, ¿e pora wstawaж. Zaczyna³ siк nowy dzieс wкdrуwki: wed³ug obliczeс krasnoluda mieli dzisiaj przebyж co najmniej dziesiкж mil. - Ju¿ wsta³eœ, Folko? - dziwi³ siк krasnolud, dr¿¹c z zimna. -Biegnij do gospodarza, niech stawia œniadanie. A ja obudzк resztк. Hobbit pospiesznie ochlapa³ siк w beczce z deszczуwk¹ i poszed³ szukaж gospodarza, leciwego, chytrego przygуrzanina, ktуry od trzydziestu lat mieszka³ w tej niegoœcinnej okolicy. Po wyjœciu na ganek zatrzyma³ siк i rozejrza³. Na obszernym podwуrku, ktуre otacza³ mocny i wysoki p³ot, sta³y ich wozy, ton¹c w porannej siwej mgle. Na prawo, nad p³otem, wznosi³a siк wysoka wie¿a stra¿nicza, na lewo - dwuspadowe dachy s¹siednich domуw. S³oсce nieœmia³o wysuwa³o siк spod horyzontu, niebosk³on by³ czysty, dzieс zapowiada³ siк upalny. Od strony furgonуw zaczк³y rozlegaж siк g³osy, pojawi³a siк wysoka postaж Rogwolda; Malec oraz jeden z myœliwych, Glen, ruszyli do gospody po œniadanie, a ludzie i krasnoludy wyprowadzali ze stajni konie i kuce. Zza rogu wyszli Torin z Branem, obok nich szed³ Stra¿nik w czarnym oksydowanym he³mie. - Wiкc zdecydowaliœcie, ¿e ruszacie dzisiaj? Nie lepiej poczekaж tydzieс, z pу³nocy zmierza ku nam du¿y obуz... - mуwi³, id¹c, Arnorczyk. - A co siк dzieje? - odpowiedzia³ pytaniem na pytanie Torin. - Niespokojnie na drodze? - Mo¿e nie tak bardzo - zawaha³ siк Stra¿nik. - Niedawno nadesz³y wieœci, ¿e kawa³ek na po³udnie zauwa¿ono podejrzany oddzia³ ¿o³nierzy. Œcigano ich, ale rozpierzchli siк w lasach - jak ich tam dopaœж? A dalej na Trakcie znajduje siк Szary ¯leb, ulubione miejsce banitуw na zasadzki! Zainteresowawszy siк rozmow¹, stopniowo otoczyli ich krasnoludy i ludzie, wœrуd nich tak¿e Rogwold. - Ile trzeba czekaж na obуz? - zapyta³ Forg, towarzysz ³owczego. - Tydzieс, mo¿e dziesiкж dni - odpowiedzia³ Stra¿nik. - Obozy gromadz¹ siк doœж wolno. - Nie mo¿emy czekaж - Dorin zmarszczy³ czo³o. - Nie mo¿emy - potwierdzi³ Torin. - ChodŸcie, porozmawiamy! Zebrali siк na niewielkim terenie miкdzy wozami, rozstawiwszy wartownikуw, by unikn¹ж ryzyka pods³uchiwania. Usiedli w ciasnym krкgu, dotykaj¹c siк ramionami, i mуwili pу³g³osem; nikomu nie trzeba by³o przypominaж o ostro¿noœci. - Lepiej poczekajmy, tydzieс czy nawet dziesiкж dni zw³oki nie ma znaczenia, przecie¿ nie pкdzimy do po¿aru! - zacz¹³ Rogwold. - A tamci na pewno obserwuj¹. Jak wyst¹pimy w ma³ej liczbie, bez ochrony, ci szubrawcy bкd¹ mieli wspania³¹ okazjк, by uderzyж na nas w Szarym ¯lebie. Bywa³em tam, Forg i Alasn te¿, to z³e miejsce. WyobraŸcie sobie w¹sk¹ przestrzeс miкdzy dwoma wysokimi i stromymi wzgуrzami, poroœniкtymi ciemnym lasem o gкstym podszyciu. ¯leb ci¹gnie siк przez dobr¹ milк, mo¿e pу³torej - jeœli rozstawi¹ ³ucznikуw wzd³u¿ drogi, to wystrzelaj¹ nas bez trudu. Uwa¿am, ¿e nie nale¿y ryzykowaж. Rogwold umilk³; popatrzy³ na s³uchaj¹cych go z aprobat¹ ludzi i nieco sceptycznie nastawionych krasnoludуw. - Dziœ jest osiemnasty kwietnia - odezwa³ siк Dorin cicho, powstrzymuj¹c gniew, i Folko zauwa¿y³, ¿e Torin ukradkiem po³o¿y³ d³oс na rкce przyjaciela. - Do Khazad-Dumu mamy jeszcze ze dwadzieœcia dni drogi, mo¿e nawet dwadzieœcia piкж. To prawie ca³y maj. Lato, wed³ug wszelkich oznak, czeka nas upalne, zaczn¹ topnieж gуrskie œniegi, dolne piкtra Morii mog¹ byж podtopione... Co nam pozostanie? Kto wie, jak d³ugo trzeba bкdzie siedzieж w Czarnej Otch³ani, zanim czegoœ siк dowiemy? Potem siк oka¿e, ¿e trzeba pilnie zwo³ywaж ruszenie - a jak zd¹¿ymy przed zim¹? Nie, skoro zdecydowaliœmy siк na tak¹ wyprawк, w ciemno, nie ma co zwlekaж. Jeœli stanie ktoœ na naszej drodze, przebijemy siк! Jest nas czternastu, was dwunastu, i znakomity ³ucznik Folko. Jak m¹drze uderzymy, a strach ma wielkie oczy, to i nasza liczebnoœж wzroœnie dziesiкciokrotnie! Dorina niespodziewanie popar³ Alan, najm³odszy ze wszystkich arnorskich myœliwych. - By³em w Szarym ¯lebie zesz³ej jesieni - zacz¹³, odgarniaj¹c z czo³a kruczoczarne w³osy. - Rzeczywiœcie, trudno tam urz¹dziж zasadzkк. Las wzd³u¿ Traktu jest wyr¹bany i spalony, a na lewym wzgуrzu znajduje siк posterunek. Rogwold ma racjк, mуwi¹c, ¿e z ³ucznikami nie poradzimy sobie, ale oni te¿ nie mog¹ podejœж blisko do Traktu, poza tym nie s³ysza³em, ¿eby rozbуjnicy dobrze strzelali z ³ukуw. Owszem, uderzyж zza wкg³a, w plecy, proszк bardzo, ale regularnych walk to oni nie prowadz¹. Zawsze mo¿emy wys³aж przodem kogoœ sprytnego, by nie iœж na oœlep. I ¿eby nie by³o w¹tpliwoœci, od razu mуwiк: jestem gotуw iœж. - Poczekaj, Alanie, masz racjк, ale teraz najwa¿niejsze jest coœ innego - podniуs³ rкkк Torin. - Jeœli pуjdziemy, to jak najlepiej siк obroniж? Wy, ludzie, jesteœcie w tym doœwiadczeni, poradŸcie! - Najlepiej nie pchaж siк na ro¿en - burkn¹³ Rogwold. - Ale jeœli, jak mуwi Alan, Moriк rzeczywiœcie zacznie zalewaж, to chyba nale¿a³oby zrobiж tak: ruszamy natychmiast, a ze trzy mile przed nami id¹ zwiadowcy. Trzeba iœж na wschуd. - Odwrуci³ siк do Alana. - Tam zaczynaj¹ siк d¹browy i parowy, ci¹gn¹ce siк a¿ do samego ¯lebu, gdzie mo¿na siк dostaж niezauwa¿alnie. Wszyscy pozostali w tym czasie id¹ bez poœpiechu - i w³у¿cie pancerze pod p³aszcze! Jeœli nie bкdzie nikogo, przechodzimy ¯leb ostro¿nie i najszybciej jak siк da, jeœli przeciwnie... myœlк, ¿e najlepiej przestraszyж zbуjуw, przepкdziж, gdyby okaza³o siк, ¿e jest ich wielu. Bojк siк, ¿e tak w³aœnie bкdzie. - £owczy westchn¹³. - Nie poruszaj¹ siк teraz ma³ymi oddzia³ami. A my te¿ nie mo¿emy w dwudziestu walczyж z kilkoma setkami! - Mimo wszystko wolк mieж do czynienia z wod¹ ni¿ strza³ami - powiedzia³ Glen, jeden z tropicieli, pochylaj¹c g³owк. - Przecie¿ nie bкdzie lepiej, jak nas wystrzelaj¹ jak kaczki? - Wed³ug mnie najwa¿niejsze jest dowiedzieж siк, czy siedz¹cy w ¯lebie maj¹ ³uki i ilu ich jest - wtr¹ci³ siк Dwalin. - Jeœli ³ucznikуw jest ma³o albo w ogуle nie ma, mo¿emy iœж œmia³o. - Myœlк, ¿e teraz nie ma co siк sprzeczaж! - Forg gwa³townie wychyli³ siк do przodu. - Bкdziemy gadali, kiedy to sprawdzimy! Na razie musimy zdecydowaж, ruszamy czy nie?! Nast¹pi³a cisza. Torin i Rogwold wpatrywali siк w oblicza towarzyszy. Jedni patrzyli im prosto w oczy, inni odwracali wzrok. W koсcu ³owczy przerwa³ milczenie: - Cу¿, policzmy g³osy. No, po kolei. - Odwrуci³ siк do milcz¹cych ludzi i krasnoludуw. - Idziemy - powa¿nie sapn¹³ Grani, a Gimli z Trorem pochylili g³owy na znak zgody. - Poczekaж - rzuci³ nachmurzony Glen. - Mo¿e rzeczywiœcie poczekajmy, co tangarowie? - nieœmia³o zaproponowa³ Wjard. - Rogwold przecie¿ ma racjк... - To haсba kryж siк przed rzezimieszkami - oœwiadczy³ Grimnir, wysoki, ponury przyjaciel Alana. - Powinniœmy siк z nimi policzyж... - G³upio wsuwaж g³owк do paszczy ¿ywego smoka - wzruszy³ ramionami Balin. - Wstyd mi za was, tangarowie! - b³ysn¹³ oczami Stron. -Malec, dlaczego milczysz?! - A dlaczego ja? - niemal oburzy³ siк nagabniкty, ktуry chyba siк zdrzemn¹³ podczas cichej sprzeczki. - Iœж to iœж. To lepsze ni¿ siedzieж. - Lepiej siedzieж ni¿ le¿eж... w grobie - odezwa³ siк Igg, kolejny tropiciel, niem³ody ju¿ druh Rogwolda. - I tak bкdziemy tam le¿eж wczeœniej czy pуŸniej - wzruszy³ ramionami Reswald, gibki, zrкczny niczym kot, o dziwnych zielonych oczach. - Nie mamy na co czekaж. - Bran stukn¹³ w kolano piкœci¹. - Idziemy! - Zgoda - spokojnie pokiwa³ g³ow¹ Weort. - Gin¹ж przez tak¹ g³upotк... Nie, nie zgadzam siк! - poderwa³ siк Dowbur, a jego siwa broda nastroszy³a siк gniewnie. - Przestaс, przyjacielu - po³o¿y³ mu rкkк na ramieniu rudobrody Gotor. - Co to, ma³o siк r¹baliœmy? Nawet nie wiemy, czy w ¯lebie w ogуle ktoœ siк przyczai³. Uwa¿am, ¿e trzeba to wyjaœniж. Zgadzam siк z Grimnirem, ¿e wycofaж siк to haсba. - Powinniœmy trochк uwa¿aж - niespodziewanie oœwiadczy³ Gloin. - Cel jest zbyt wa¿ny, a ¿ycie z³o¿yж w ofierze zawsze zd¹¿ymy. Dwalin w milczeniu skin¹³ g³ow¹ na znak zgody, Folko zauwa¿y³, ¿e Torinowi ze zdziwienia drgnк³y brwi. - A ja uwa¿am, ¿e nale¿y iœж naprzуd - powtуrzy³ Alan. Wysoki, bardzo silny Grolf, ktуry od niechcenia wygina³ grube podkowy, silniejszy nawet od Torina, uœmiechn¹³ siк i roz³o¿y³ rкce. - Trzeba iœж, co tu gadaж - burkn¹³ pod nosem, jakby nie maj¹c odwagi mуwiж g³oœno. Gerdin, ktуry nie rozstawa³ siк z d³ugim myœliwskim ³ukiem, westchn¹³ i smutno pokiwa³ g³ow¹. W Annuminas zosta³a jego liczna rodzina. Widaж by³o, ¿e wstydzi siк w³asnych s³уw. - Nale¿a³oby jakoœ ostro¿nie... - wykrztusi³ i nisko pochyli³ g³owк. - Nie widzк potrzeby, ¿eby siк zastanawiaж. Naprzуd! - przeci¹³ powietrze okrzyk Dorina, a Hornborin po raz pierwszy zgodzi³ siк ze swoim adwersarzem. Forg pokrкci³ wolno g³ow¹. - Wiкkszoœж jest za tym, ¿eby siк nie zatrzymywaж - podsumowa³ Torin. - Zosta³o niewielu do zapytania. Ja, na przyk³ad, uwa¿am, ¿e trzeba iœж, ale bardzo ostro¿nie. Przypuœжmy, ¿e ten jeden raz nam siк uda, a co bкdzie, jak zejdziemy ze szlaku? Co powiesz, Rogwoldzie? Dlaczego milczysz, Folko? - Ja? - przestraszy³ siк hobbit. - A co ja? Czy ja mogк coœ doradziж? Bкdzie tak, jak zdecyduj¹ wszyscy. - Wiкkszoœж jest za tym, ¿eby iœж - nachmurzy³ siк Rogwold. - Rozumiem Dorina, zwlekaж nie wolno. Ale piкciu ludzi jest przeciwnych pchaniu siк w zasadzkк. Mnie te¿ siк to nie podoba, ale skoro tak wysz³o... - Roz³o¿y³ rкce. Przeciwni szar¿y ludzie zaczкli g³oœno protestowaж. - Umawialiœmy siк, ¿e idziemy do Morii i potem czekamy na powierzchni, a nie ¿e k³adziemy g³owy pod topory w potyczkach z jakimiœ w³уczкgami! To nie nasza sprawa, od tego s¹ dru¿yny! -poderwa³ siк oburzony Glen. - Niech tam - mrukn¹³ Forg. - W koсcu wiedzieliœmy, na co siк porywamy, i ¿e bкdzie nas mniej ni¿ krasnoludуw. Postanowiliœmy, to idŸmy. Szeœciu naszych te¿ jest za tym, ¿eby ruszaж. Nie traжmy wiкc czasu! Rogwold poderwa³ siк jak m³odzik. - No to ³adujmy furgony i wyprowadzajmy - zacz¹³ poganiaж ludzi i krasnoludy. - Do ¯lebu mamy kawa³ drogi, a s³oсce ju¿ wysoko. Zakoсczywszy spory, ludzie i krasnoludy szybko wyprowadzili niewielki tabor za bramк. Torin poszed³ rozliczaж siк z ober¿yst¹ za nocleg i ¿ywnoœж, do³¹czy³ do niego Folko. - Co, ruszacie? - zapyta³ gospodarz. - S³usznie, nie ma co tu siedzieж. Jarmark w Rohanie wkrуtce siк skoсczy, musicie siк spieszyж ze swoimi towarami. A co do tych rozbуjnikуw, o ktуrych gadaj¹, nie wierzcie w to. Stra¿nikom ka¿dy w³уczкga wydaje siк ca³¹ armi¹. Ruszajcie œmia³o! Przy okazji, jeœli to nie sekret, broс pewnie macie? Folkowi zrobi³o siк niedobrze, jak s³ucha³ mdl¹cego g³osu brzuchatego ober¿ysty. Jego oczka b³yszcza³y niczym podlane mas³em. - Co wieziemy, to wieziemy, wybacz, ale to nasza sprawa, czcigodny gospodarzu - powiedzia³ Torin. - Przyjmij pieni¹dze i ¿egnaj. - Szerokiej drogi, szerokiej drogi - pok³oni³ siк nisko ober¿ysta. Szybko pozostawili za sob¹ pola uprawne, minкli ostatni posterunek stra¿nikуw - ¿o³nierze pomachali im na po¿egnanie -i ruszyli dalej na po³udniowy wschуd, miкdzy szerokimi, po³yskuj¹cymi œwie¿¹ zieleni¹ ³¹kami i niskimi, p³askimi wzgуrzami, gdzieniegdzie poroœniкtymi g³ogiem. S³oсce wznosi³o siк, robi³o siк cieplej, i tylko z pу³nocy, jak poprzednio, wia³ zgo³a nie wiosenny, zimny wiatr. Z rzadka napotykali niewielkie zagajniki; stopniowo stawa³y siк coraz obszerniejsze, a na horyzoncie pojawi³a siк niebieska zamglona linia. - To jest Zapomniane Pasmo - wskaza³ liniк hobbitowi i Torinowi jad¹cy obok nich Alan. - A tam, gdzie wiedzie Trakt, znajduje siк w³aœnie Szary ¯leb. Wed³ug mnie pora na postуj. Rуwnie¿ by³y setnik odwrуci³ siк do Rogwolda i skin¹³ g³ow¹ na znak zgody. - Nak³adajcie pancerze, przyjaciele - poleci³ cicho ³owczy. -Zwiadowcy, ruszamy. A reszta, lepiej bкdzie, jeœli dostaniecie siк do tamtych drzew, nieco z lewej od Traktu. - Wskaza³ miejsce. -Dotrzecie tam w jakieœ dwie godziny. Zatrzymajcie siк, postawcie wozy wko³o i oczekujcie nas. Gdybyœmy... - zamilk³ - ...nie wrуcili, to idŸcie do wsi i czekajcie na id¹cy w tamt¹ stronк tabor. - Wiкc kto idzie? - odezwa³ siк nagle Hornborin. - Akurat 0 tym nie rozmawialiœmy. - Powiedzia³em, ¿e pуjdк. - Alan wyst¹pi³ o krok. - Kto ze mn¹? Nie wahaj¹c siк ani chwili, Reswald, Grimnir i Grolf do³¹czyli do niego. - Ale wy bкdziecie potrzebni tutaj - zaoponowa³ Rogwold. - Krasnoludy odpadaj¹ zupe³nie nie potraficie chodziж po lasach, czcigodni, nie obraŸcie siк. I wtedy sta³o siк coœ nieoczekiwanego. Nieœmia³o stoj¹cy z boku Folko, ktуrego rozmowy o rozbуjnikach wprawi³y w pop³och i ktуry rozmyœla³, jak najlepiej siк schowaж, ¿eby nie znaleŸж siк na drodze czyjejœ klingi, nagle wyst¹pi³ na œrodek. - Ty, Folko? - zdziwi³ siк Torin. Malec mrukn¹³ do hobbita, ¿eby ten przesta³ siк wyg³upiaж, ale Rogwold podniуs³ rкkк uspokajaj¹cym gestem. - Nasz hobbit, choж nie jest wysoki, ale zrкczny i szybki - powiedzia³ surowo, gasz¹c uœmieszki na twarzach ludzi. - Podziwiam jego hart ducha. Na dodatek hobbici chodz¹ ciszej ni¿ koty, a co do umiejкtnoœci strzelania, tego nie pokona ¿aden myœliwy Arnoru! Bкdziemy bardzo ostro¿ni - zapewni³ usi³uj¹cego zaprotestowaж Torina i wskoczy³ na siod³o. - Czekajcie na nas wieczorem! -krzykn¹³ do pozosta³ych i trуjka zwiadowcуw skierowa³a wierzchowce w lewo, do przydro¿nego zagajnika. Uszy pali³y Folka ze wstydu, bowiem pamiкta³ tchуrzliwe myœli, ktуre niedawno go opanowa³y. Gdzieœ w g³кbi duszy nawet teraz ¿a³owa³ nierozwa¿nego czynu, ale nie mуg³ ju¿ siк wycofaж. Poprawi³ kolczugк pod p³aszczem, przesun¹³ miecz w wygodniejsze miejsce, poprawi³ uprz¹¿ z no¿ami, wy¿ej na plecach mia³ umieszczony ³uk i ko³czan ze strza³ami. Jechali, nie spiesz¹c siк, ostro¿nie, g³кbokim, mocno zaroœniкtym starym parowem. Nad ich g³owami zamknк³o siк sklepienie z leœnych koron; jednak¿e nawet tu s³oсce sta³o wy¿ej ni¿ o tej porze roku w jego rodzinnej Hobbitanii i parуw wcale nie wygl¹da³ ponuro. Dno pokrywa³y m³ode paprocie; wy¿ej, w jaœniejszych miejscach, bujnie rozros³y siк maliny i pokrzywy. Rogwold i Alan jechali przodem, od czasu do czasu wymieniali kilka s³уw, zerkaj¹c na s³oсce. Parуw wyprowadzi³ ich na doœж szerok¹ nieckк pomiкdzy trzema wzgуrzami. Z lewej, od pу³nocy, widnia³y m³ode brzozy i jarzкbiny - kolorowy las liœciasty. Z pу³nocnego wschodu na po³udniowy zachуd na ukos od nich ci¹gn¹³ siк pierwszy grzbiet Zapomnianego Pasma, pokryty wysokim ciemnym lasem. Prowadz¹cy teraz Alan nagle uniуs³ rкkк i Rogwold pospieszy³ do niego. Hobbit wstrzyma³ oddech i œciskaj¹c rкkojeœж miecza, podjecha³ do dwуch pochylonych nad ziemi¹ ludzi. - Ostro¿nie! - sykn¹³ Rogwold. - Nie zadepcz œladуw! Folko wpatrywa³ siк w niewielkie, ledwie widoczne wg³кbienia; od razu zacz¹³ wypytywaж myœliwych. - By³o tutaj kilku konnych - wyjaœni³ Alan. - Dzisiaj rano, jechali z pу³nocy na po³udnie, o tam. - Machn¹³ rкk¹, wskazuj¹c ledwie widoczn¹ w gкstwinie drzew œcie¿kк. - Jakie to podkowy, nie mo¿na siк zorientowaж, ale konie by³y niezbyt du¿e. Niedobrze, ¿e tкdy ktoœ przejecha³, miejscowi znaj¹ œcie¿kк i zapewne jest strze¿ona. A my tu sterczymy na widoku! Pospiesznie skryli siк w zaroœlach, k³ad¹c siк niemal na koсskich grzywach; naj³atwiej ten manewr wykona³ niewysoki hobbit. Pozostawili za sob¹ s³oneczn¹ polanк i zag³кbili siк w las Zapomnianego Pasma. Trudne do pokonania by³y tylko pierwsze s¹¿nie, potem gкstwina ust¹pi³a miejsca wysokim leœnym trawom. Pod szczelnym dachem listowia cicho nawo³ywa³y siк ptaki. Tropiciele podejrzliwie ws³uchiwali siк w te odg³osy, ale w koсcu uznali je za naturalne. Od Traktu do polany jechali pу³torej godziny; drugie tyle kierowali siк na po³udniowy zachуd, kryj¹c siк w gкstym borze, pуki Rogwold nie zarz¹dzi³ postoju. - Dalej nie wolno jechaж - powiedzia³ szeptem. - Zostawimy tu konie; trudno, musimy zaryzykowaж, innego wyjœcia nie mamy. W zaroœlach na dnie niewielkiej rozpadliny ukryli wierzchowce, zdj¹wszy z nich to, co mog³o powodowaж ha³as. Pe³zn¹c za tropicielami po stoku w¹wozu, Folko obejrza³ siк; kuc patrzy³ na niego z niemym wyrzutem. Hobbit pospiesznie odwrуci³ siк. Teraz posuwali siк powoli i przekradali krуtkimi przebie¿kami od pnia do pnia, zgiкci we dwoje. Doko³a wszystko tchnк³o spokojem i cisz¹ hobbitowi wydawa³o siк, ¿e uczestnicz¹ w jakiejœ dziwnej, ale wci¹gaj¹cej grze. Straci³ poczucie czasu i dopiero gdy przez zielony dach przebi³o siк s³oсce, widzia³, ¿e minк³o po³udnie. Nagle id¹cy przodem Alan run¹³ jak œciкty w trawк obok potк¿nego korzenia. Folko i Rogwold ostro¿nie podpe³zli do niego. - Patrzcie! - szepn¹³ Alan. - Widzicie? Tam, prosto, pod drzewem. Ich kryjуwka? Nie tacy znowu prostaczkowie z tych panуw rozbуjnikуw... W zielonym mroku trudno by³o cokolwiek dostrzec; hobbit wysila³ wzrok a¿ do bуlu i nic nie widzia³. Jego towarzysze posuwali siк ostro¿nie do przodu. Pierwszy pe³z³ Alan, gibki jak m³oda ¿mija, przeœlizguj¹c siк niczym kret pod kкpkami liœci i korzeniami, za nim przyklejony do ziemi hobbit, ostatni Rogwold. Zmкczenie ju¿ dawa³o o sobie znaж, pot zalewa³ im oczy, dotkliwie bola³y plecy. „A jeœli siedz¹ na drzewach?”. Lodowaty strach œcisn¹³ wnкtrznoœci hobbita. Jednak¿e minuty p³ynк³y i nic siк nie dzia³o. Folko, widz¹c tylko trawк i owady przed w³asnym nosem, i ci¹gle nie rozumia³, co chc¹ wypatrzyж ludzie. Wkrуtce ju¿ nie mia³ w¹tpliwoœci - wszyscy us³yszeli g³osy, nieopodal toczy³a siк rozmowa. Zamarli. Nie mo¿na by³o zrozumieж s³уw, musieli przysun¹ж siк bli¿ej. Alan bardzo ostro¿nie poczo³ga³ siк do przodu, gestem nakazuj¹c hobbitowi zrobiж to samo. Folko dr¿a³, wydawa³o mu siк, ¿e za chwilк zostan¹ wykryci; jednak¿e nadal pe³zli i w koсcu ukryli siк w paprotniku, sk¹d mogli widzieж i s³yszeж mуwi¹cych. Dopiero teraz hobbit odwa¿y³ siк unieœж lekko g³owк. Na wprost, pod potк¿nym bukiem, niedbale oparci o pieс siedzieli dwaj mк¿czyŸni. Wygl¹dali na zwyczajnych arnorskich wieœniakуw; jeden by³ podstarza³y, w cienkim p³aszczu, z d³ug¹ w³уczni¹ i nieporкczn¹ siekier¹ drwala, drugi - m³ody, w skуrzanej czapce i porz¹dnym kaftanie, zapewne nie swoim, przepasany sznurkiem, z mieczem i w³уczni¹. - Ech-he-he... - mуwi³ starszy, drapi¹c siк po siwej brodzie -parszywe to nasze ¿ycie! ¯yjemy gorzej ni¿ zwierzкta po lasach, szwendamy siк jak dzikusy. Ani siк obejrzymy, jak dru¿yna przyjdzie i na ga³¹Ÿ nas... Och, ¿ycie! Co za los przeklкty! - Przestaс jкczeж - przerwa³ mu m³odszy, mru¿¹c oczy ze z³oœci. - Ciesz siк, Broda, ¿e jeszcze ¿yjesz! Co z³ego jest w naszym ¿yciu? Buty masz z najlepszej rohaсskiej skуry. A sk¹d? Wczeœniej nosem ziemiк ora³eœ, a teraz sam sobie jesteœ panem! ¯yjemy jak ludzie! A co do lasu... Nie myœl, ¿e tak zawsze bкdzie. Pieni¹¿kуw nazbieramy i skoczymy na pу³noc. Ludzie mуwi¹, ¿e tam ziemi du¿o, bierz sobie, ile chcesz, ile obrobiж zdo³asz... wiкc cierp i nie jкcz, bo ¿yж siк od tego odechciewa. M³ody zacz¹³ gwizdaж jak¹œ weso³¹ melodiк. - Dobrze ci mуwiж, jesteœ mocny jak byk - zrzкdzi³ starszy. -A ja ju¿ ledwo nogami pow³уczк, boki mnie bol¹. Niedawno tak mi przy³o¿yli pa³¹ przez plecy! Ju¿ myœla³em, ¿e grzbiet mi przetr¹cili! Ty ci¹gle swoje, nazbieramy pieni¹¿kуw, a ile jeszcze tego zbierania? Do¿yjк do tego czasu? Pytam siк na przyk³ad, po co tu teraz siedzimy? Ktуry to ju¿ tydzieс z gуrki na gуrkк, z bagna do bagna. Ca³y trzкsawiskiem œmierdzк, jak ropuch jakiœ. Ani ³aŸni, ani pieca... Po co tu siedzimy? Pustej drogi pilnujemy? Nikt po niej teraz w pojedynkк nie chodzi. M³ody marszczy³ nos, w koсcu nie wytrzyma³ gderania i przerwa³ staremu: - Ale z ciebie stary pieс! Chcesz wiedzieж, po co tu siedzimy?! Nie s³ysza³eœ, ¿e Grubas przys³a³ go³кbia z wieœci¹? Idzie w nasz¹ stronк obуz, dziesiкж wozуw i trzydziestka z nimi - po³owa to krasnoludy, pozostali s¹ ludŸmi. Spiesz¹ na jarmark! - M³odym zaw³adnк³a chciwoœж. - Na pewno wioz¹ dobry towar! Ot, gdzie siк po¿ywimy! - Akurat! - wzruszy³ ramionami stary. - Krasnoludy, wiesz, swoich pieni¹¿kуw tak ³atwo nie oddaj¹. Jak zaczn¹ toporami machaж, to!... - Machaж! - przedrzeŸnia³ go m³ody. - Nie za bardzo siк namachaj¹, jak nas tu setka stoi. Nie maj¹ szans. A ty, wiesz co, koсcz to kwкkanie, bo, odstukaж, dotrze do Arra i jego miecznikуw! Nagle obaj zaczкli nas³uchiwaж i rozgl¹daж siк; nie zauwa¿ywszy nic podejrzanego, m³ody ci¹gn¹³: - Siedzia³em niedaleko od ich ogniska, kiedy przylecia³ go³¹b. Siedzieli tam wszyscy, ca³a czternastka, Arr klasn¹³ w d³onie i powiedzia³ coœ jakby „nareszcie!”. SiedŸ wiкc spokojnie, Broda, czasu mamy niewiele, nied³ugo te bкcwa³y do ¯lebu dojad¹... Starszy westchn¹³, ale zmilcza³. Jednak nie czu³ siк pewnie i stara³ siк zag³uszyж niepokуj rozmow¹. - A nie wiesz, jak siк rozstawimy? Gdzie my bкdziemy? Znowu nas pogoni¹ przodem, pod strza³y, a sami zabior¹ ca³¹ zdobycz? - S³ysza³em, ¿e z obu stron siк zasadzimy - odpowiedzia³ m³ody, popluwaj¹c. - Wyskoczymy z przodu i z ty³u, a i z bokуw siк zwalimy. - Z bokуw? - jкkn¹³ ze smutkiem stary. - Znaczy, z samej gуry, po odkrytym? - A jak inaczej? - b³ysn¹³ z³ymi oczami m³ody. - Masz inne miejsce? Doko³a pola... - Ja tam nic nie mуwiк - odpar³ stary ponuro i wci¹gn¹wszy ramiona, opuœci³ rкce na kolana. Le¿¹cy w ukryciu zwiadowcy wymienili spojrzenia. - Wszystko jasne - szepn¹³ niemal bezg³oœnie Rogwold. - Ich jest stu dziesiкciu czy coœ ko³o tego. Wracamy! - Poczekaj, a co z ³ukami? - zapyta³ Alan. - I kim jest ten Arr i jego miecznicy? Pe³zniemy dalej! - To niebezpieczne - wyszepta³ ³owczy. - Pewnie pod ka¿dym drzewem siedzi para. Mo¿emy wpaœж... - Ja dam radк, ja mogк - zaproponowa³ nagle Folko, p³on¹c z niecierpliwoœci; ogarnк³a go beztroska zuchwa³oœж. Nie czu³ strachu przed rozbуjnikami - ³atwo im ucieknie! Ludzie popatrzyli na siebie sceptycznie. - Bкdк cicho - przekonywa³ ich b³agalnie hobbit. - Nikt nie us³yszy, poczekajcie, to zajmie mi tylko ma³¹ chwilк. - Dobrze - zdecydowa³ Rogwold. - Tylko wrуж, Folko, proszк ciк, bo Torin posieka mnie na kawa³ki, ¿e ciк puœci³em... Bкdziemy tu czekali. Zapamiкta³eœ miejsce? Folko szybko pokiwa³ g³ow¹ i ostro¿nie zacz¹³ pe³zn¹ж. Paprocie bezg³oœnie zamknк³y po nim przejœcie i ludzie popatrzyli na siebie ze zdziwieniem; ju¿ po chwili nie potrafili powiedzieж, gdzie znikn¹³ ich ma³y przyjaciel. Folko pe³z³ szybko i zrкcznie, z³apawszy rytm; czasem, kiedy pojawia³a siк gкsta trawa i poszycie, podnosi³ na krуtko g³owк i zamiera³, przys³uchuj¹c siк i rozgl¹daj¹c. Wkrуtce wypatrzy³ jeszcze trzech rozbуjnikуw, ktуrzy grali w koœci. Potem natrafi³ na nastкpnych. W koсcu znalaz³ siк w samym œrodku tymczasowego oddzia³u leœnych ludzi. Na œrodku, w du¿ym wykopie, p³onк³o ognisko; do hobbita dochodzi³ trzask ga³кzi i leciutki zapach spalenizny, ale dymu nie by³o widaж; musieli paliж tylko chrust. Na brzegach niewielkiej polany rozmieœcili siк pozostali z tej bandy; Folko przygl¹da³ siк im bardzo uwa¿nie, ale naliczy³ tylko piкж ³ukуw. Mieli sporo w³уczni i mieczy, wypatrzy³ parк koœlawych, drewnianych tarcz i kilka prawdziwych, takich jakie mieli arnorscy stra¿nicy; nie zauwa¿y³ he³mуw ani kolczug. Wiкkszoœж zbуjуw to byli mocni arnorscy ch³opi wczoraj jeszcze wieœniacy, i dlatego uwagк hobbita od razu zaprz¹tnк³a siedz¹ca w ciasnym krкgu nieopodal ogniska grupa ludzi w zielonych ubraniach. Zaniepokoi³ siк. Zobaczy³ stercz¹ce z trawy rogi szeœciu czy siedmiu kusz oraz masywne tarcze; g³owy ludzi „zielonych” chroni³y prawdziwe he³my. Pozostali zbуje wyraŸnie czuli przed nimi respekt i za ka¿dym razem, przechodz¹c obok, k³aniali siк. Folko nie mуg³ us³yszeж rozmowy, ale to, co zobaczy³, wystarczy³o. Naliczy³ stu trzech mк¿czyzn i czternastu wojуw w zieleni. Ostro¿nie odwrуci³ siк, tak ¿e nie drgnк³a ani jedna ga³¹zka i nie trzasn¹³ kawa³ek chrustu, i ci¹gle kryj¹c siк w wysokiej trawie, ruszy³ z powrotem. Kosztowa³o go niema³o trudu odszukanie przyjaciу³, ktуrzy z niecierpliwoœci¹ oczekiwali jego powrotu. Wys³uchawszy pospiesznej relacji, Alan mocno uœcisn¹³ hobbita, Rogwold uœmiechn¹³ siк i pog³aska³ go po g³owie. Razem zaczкli pe³zn¹ж z powrotem. Bez przygуd wydostali siк z Zapomnianego Pasma i co koс wyskoczy pognali do obozu. S³oсce ju¿ zachodzi³o i trzeba by³o siк spieszyж, ¿eby zanim siк œciemni, pokonaж pierwszy szereg wzgуrz. Po piкciu godzinach od czasu spotkania z oddzia³em ponownie zobaczyli rozstawione w kr¹g wozy. Rogwold szczegу³owo opowiedzia³ o wszystkim, co widzieli i czego siк dowiedzieli, wczeœniej zgasiwszy burzliw¹ radoœж z powodu ich szczкœliwego powrotu. - Co robimy? - zapyta³, koсcz¹c opowieœж. Zapad³a cisza. Przez kilka chwil wszyscy siedzieli wpatrzeni ponuro w ziemiк; pierwszy odezwa³ siк Hornborin: - Nie mamy przewagi liczebnej - zacz¹³ wolno, dostojnie g³aszcz¹c brodк. - A to znaczy, ¿e musimy pokonaж ich przebieg³oœci¹. - Bardzo œwie¿a myœl! - parskn¹³ Dorin, ale wszyscy zaczкli na niego syczeж, wiкc zamilk³. - Jak tu by ich sprytnie podejœж? - ci¹gn¹³ Hornborin. - Jeœli dobrze zrozumia³em czcigodnego Rogwolda, wiкkszoœж oddzia³u tworz¹ niedawni wieœniacy, w sprawach bitewnych niewprawni, a na dodatek boj¹cy siк i stra¿nikуw, i swoich tajemniczych dowуdcуw. Dlatego zapewne przestraszymy ich, atakuj¹c pierwsi. Pos³uchajcie! - Podniуs³ rкce, staraj¹c siк uciszyж wzburzonych towarzyszy. - Wi¹¿emy nasze furgony po trzy i zostawiamy z obozem czterech, ktуrzy poprowadz¹ tabor prosto przez ¯leb, a w tym czasie reszta, wczeœniej przedostawszy siк przez las, zajdzie zbуjcуw od ty³u. Jak tylko nasz tabor wejdzie do ¯lebu, zanim oni uderz¹, uczynimy to my. Najwa¿niejsze to wrzeszczeж jak najg³oœniej, strzelaж, ciskaж pochodniami, niech myœl¹, ¿e za plecami maj¹ ca³¹ armiк. Wiкkszoœж z nich, jestem przekonany, rzuci siк w dу³ na ³eb na szyjк. Bкdziemy musieli uporaж siк z tymi zielonymi i sami dotrzeж do taboru. Zanim oni siк opamiкtaj¹, zrozumiej¹, co siк dzieje, my wyrwiemy siк na otwart¹ przestrzeс, a tam zaatakowaж nas bкdzie o wiele trudniej! No, jak wam siк podoba mуj plan? - Chcia³em zaproponowaж niemal to samo - uœmiechn¹³ siк Rogwold. - Widaж dobre pomys³y jednoczeœnie przychodz¹, ¿e tak powiem, do myœl¹cych g³уw. Ludzie i krasnoludy dyskutowali z o¿ywieniem, wymieniaj¹c mocne i s³abe punkty planu. Grimnir strzeli³ palcami. - Mog¹ rozdeptaж tych, co pуjd¹ z taborem - powiedzia³ z w³aœciwym sobie brakiem wiary w powodzenie. - Mamy ze dwadzieœcia kusz. Niech ka¿dy, kto idzie z furgonami, weŸmie po piкж sztuk! Za³adowanych, rzecz jasna - uœciœli³. - Ale nie mamy tyle si³, by uderzyж z obu stron - odezwa³ siк Igg. - Na pewno zasadz¹ siк po piкжdziesiкciu z prawej i lewej. A my nie mo¿emy siк rozdzielaж. - S³usznie - skin¹³ g³ow¹ Torin. - Dlatego uderzmy, kiedy tylko zrobi¹ pierwszy krok, i kiedy nie bкd¹ mogli ju¿ siк zatrzymaж. Pуjdziemy wszyscy z jednej strony, powiedzmy z lewej. Zreszt¹, z jakiej strony zaatakujemy - nie ma rу¿nicy, ale z lewej s¹ lepsze podejœcia i drogк tam znamy. - Popatrzy³ na twarze s³uchaj¹cych go w napiкciu towarzyszy. - Musimy zdecydowaж. Jak zazwyczaj w takich chwilach zapad³a cisza, bo nikt nie chcia³ mieж ostatniego s³owa; wszyscy przeci¹gali milczenie i pierwszym, ktуry siк odezwa³, by³, o dziwo, Malec. Zacz¹³ mуwiж, kiedy szed³ ju¿ w stronк wozуw i wyci¹ga³ z kieszeni gruby motek mocnej linki: - No to chodŸcie... Torin, podprowadŸ wуz... Wszyscy poruszyli siк jednoczeœnie, jakby strz¹saj¹c z siebie okowy. Krasnoludy po³¹czy³y furgony po trzy i ustala³y, kto zostanie z taborem. - Potrzebni s¹ najlepsi wojownicy - oœwiadczy³ Rogwold ponuro. - Tu bкdzie najtrudniej. Kto siк zg³asza? Wyst¹pi³ Malec, a z nim Alan, Reswald, Dwalin, Gloin, Igg i Stron. - Nie, tak nie mo¿na - pokrкci³ g³ow¹ Torin. - Potrzebujemy tylko czterech. Nie by³o czasu na spory, wiкc rzucono losy. Wypad³o na Malca, Igga, Strona oraz Reswalda, i ci wybraсcy od razu oddzielili siк od pozosta³ych. Igg i Stron spokojnie ³adowali kusze, Malec zapali³ fajkк, a Reswald wydoby³ z worka ose³kк i starannie ostrzy³ miecz, nie patrz¹c na pozosta³ych, ju¿ siedz¹cych w siod³ach. - Ruszacie za trzy godziny, gdy cieс tego dкbu siкgnie szarego g³azu - powiedzia³ ochryp³ym g³osem Rogwold, i nie odwracaj¹c siк, k³usem poprowadzi³ oddzia³ w g³¹b zaroœniкtego parowu. Jechali w milczeniu. Alan i Rogwold prowadzili. S³oсce ju¿ siada³o, miкkkie leœne cienie gкstnia³y, ale do koсca dnia by³o jeszcze daleko. Drogк do okr¹g³ej polany w leœnym parowie przebyli bez przygуd. Nie wyje¿d¿aj¹c na otwart¹ przestrzeс, Rogwold osadzi³ konia i powiedzia³ cicho: - Nie mo¿emy wierzchem przedostaж siк blisko obozu, ale konie musimy trzymaж gdzieœ w pobli¿u. Kto je przypilnuje? Alan pokrкci³ g³ow¹. - Kogo zostawisz z nimi, Rogwoldzie? Lepiej wypuœжmy najpierw kilku pieszych, a sami podprowadzimy konie mo¿liwie blisko. - Uderzymy, gdy tylko zaatakuj¹ - rzuci³ Dorin, g³aszcz¹c topуr. - A na razie ktoœ musi iœж przodem, ¿eby unieszkodliwiж ich wartownikуw, wtedy bкdziemy mogli podprowadziж konie blisko. Ruszam natychmiast i pytam: kto idzie ze mn¹? Folko, podobnie jak i na pierwszym postoju, nabra³ odwagi. Chwyci³ ³uk i w milczeniu uniуs³ nad g³ow¹. Jednak¿e zaraz rozleg³y siк sykniкcia. - Nie, Folko, teraz ju¿ ciк nigdzie nie puszczк - oœwiadczy³ zdecydowanie Torin. - Sam idк! Balin, za mn¹! Po chwili trуjka krasnoludуw znik³a w zaroœlach. Pod¹¿yli za nimi Alan i Grimnir. Pozostali w milczeniu czekali, siedz¹c w siod³ach. Odczekawszy z pу³ godziny, Rogwold ostro¿nie poprowadzi³ oddzia³ œladem id¹cych przodem towarzyszy. Poruszali siк d³ugim ³aсcuchem, prowadz¹c konie na postronkach: minк³o tak nastкpne pу³ godziny. Wed³ug obliczeс Rogwolda, powinni ju¿ znajdowaж siк tu¿ przy obozie rozbуjnikуw. Ga³кzie przed nimi nieoczekiwanie zako³ysa³y siк, Folko omal nie krzykn¹³ i nie wypuœci³ strza³y, ale pojawili siк Torin i pozostali. Ubranie mia³ w dwуch miejscach zachlapane czymœ ciemnoczerwonym. Krasnolud by³ spokojny, ale wyraz twarzy mia³ zawziкty. - Droga wolna - zakomunikowa³ ochryple, oblizawszy wargi. - To ju¿ pod bokiem... Z³aŸcie z koni, niech potrzyma je Folko i ktoœ jeszcze. IdŸcie za mn¹. Jest tu jedno œwietne miejsce... Ze wstydu i poczucia krzywdy Folko straci³ g³os, a kiedy siк otrz¹sn¹³, otacza³y go ju¿ tylko spokojne koсskie pyski, wielkie oczy patrzy³y przyjacielsko i niespokojnie. Z Folkiem zosta³ Dowbur, ktуry wydawa³ siк bardzo zadowolony. - Nie stуj tak! - obsztorcowa³ hobbita szeptem. - Przywi¹zuj uprz¹¿, inaczej jak je poprowadzimy? W oczach Folka zakrкci³y siк ³zy, znowu poczu³ siк ma³ym, wystraszonym i nikomu niepotrzebnym hobbitem, takim jakim by³ przed poznaniem Torina. Zostawili go z ty³u, nie wziкli ze sob¹, i teraz zajmuje siк uzdami, przywi¹zuj¹c je do d³ugiego sznura, a przyjaciele, tam, przed nim, i kto wie, co z nimi bкdzie? Nie mуg³ siк z tym pogodziж. Pokrкciwszy siк kilka minut w miejscu, nie wytrzyma³ i ostro¿nie pope³z³ przed siebie, opuszczaj¹c p³ytki parуw, gdzie ukrywa³ siк z Dowburem. Zapomniawszy o wszystkim, par³ przed siebie i nieoczekiwanie znalaz³ siк na krawкdzi zbocza, skrкciwszy bardziej w prawo, ni¿ zamierza³. Ostro¿nie rozsun¹³ ga³кzie krzewуw i podniуs³ g³owк nad trawк. Przed jego wzrokiem otworzy³ siк Szary ¯leb - w¹skie, proste przejœcie miкdzy dwoma wysokimi i stromymi wzgуrzami. Las na stokach rzeczywiœcie by³ wypalony, ale zbocza pokrywa³a bujna, wysoka trawa; gdzieniegdzie stercza³y czarne zwкglone pnie. W dole szar¹ taœm¹ wi³a siк droga: stoki wzgуrz by³y puste, wzd³u¿ brzegu lasu na grzbiecie ¯lebu widnia³a gкsta, zwarta œciana krzewуw. ¯adnych œladуw cz³owieka. Folko spojrza³ w prawo i drgn¹³, widz¹c, ¿e ich tabor niespiesznie zbli¿a siк do gardzieli ¯lebu. Hobbit siкgn¹³ po ³uk i strza³y. Niech siк dzieje, co chce, ale nie zostawi przyjaciу³! Niech Dowbur sam tam siedzi... Ostatnie minuty rozci¹ga³y siк na godziny. Wydawa³o siк, ¿e tabor nigdy nie przebкdzie jednego, dziel¹cego ich od fatalnego parowu s¹¿nia. Folko odruchowo wyci¹gn¹³ rкkк, chc¹c wytrzeж j¹ o spodnie, i nagle us³ysza³ z lewej podejrzany szmer. Wcisn¹³ siк w ziemiк i napi¹³ miкœnie. Jednak¿e nikt nie zbli¿y³ siк do niego. Ktoœ, sapi¹c, sadowi³ siк obok niego w krzakach i robi³ przy tym tyle ha³asu, ¿e chyba by³o go s³ychaж na ca³ym Trakcie. Hobbit odwa¿nie wyjrza³. Trzymaj¹c w mocnych spracowanych d³oniach d³ug¹ w³уczniк, za krzakiem przyczai³ siк ten sam leciwy rozbуjnik, ktуrego rozmowк z m³odym uda³o siк pods³uchaж. Rozgl¹da³ siк doko³a niezdecydowany i wystraszony, wierci³ siк, chrz¹ka³, stкka³, bez przerwy poprawia³ pas, ale w³уczni z rкki nie wypuszcza³. Hobbit ju¿ nawet wycelowa³ w niego - na wszelki wypadek, gdyby ten go zauwa¿y³, ale wozy wesz³y do ¯lebu, i gdy ostatni wуz zrуwna³ siк z Folkiem, ciszк nad Traktem przeci¹³ gwa³towny modulowany, zuchwa³y zbуjecki gwizd. I natychmiast œciana krzewуw wzd³u¿ leœnych œcian runк³a; z lasu wynurzy³y siк dziesi¹tki ludzkich postaci: wielog³osy ryk i wycie zala³y okolicк. Trzasnк³y ga³кzie i obok hobbita, wystawiwszy do przodu w³уczniк, coœ wrzeszcz¹c, rzuci³ siк na dу³ leciwy rozbуjnik, kieruj¹c siк ku furgonom. Jednak nie przebieg³ wiкcej ni¿ kilka krokуw; rozleg³o siк melodyjne brzкkniкcie ciкciwy, twarda linka smagnк³a skуrzan¹ rкkawicк na lewej rкce hobbita, œwisnк³a strza³a i stary zbуj poturla³ siк po ziemi, straszliwie wrzeszcz¹c i chwytaj¹c siк rкkami za przebite biodro. Kolejny raz Folko nie potrafi³ mierzyж tak, by zabiж. Staruch by³ ¿a³osny, a nie straszny, wywo³ywa³ litoœж, a nie nienawiœж. Gdy zbуje z obu stron ¯lebu runкli w dу³, ich wrzaski zag³uszy³o czyjeœ g³oœne zawo³anie; gdzieœ z lewej hobbit us³ysza³ szczкk broni i przenikliwe krzyki grozy i rozpaczy. Rozleg³ siк niski, groŸnie brzmi¹cy g³os wydaj¹cego komendy Torina, rozbуjnicy z lewej niczym groch spadali w dу³, wywracaj¹c siк i turlaj¹c w kierunku Traktu. Ci, ktуrzy kierowali siк ku wozom z prawej strony ¯lebu, stanкli, nie wiedz¹c, co siк dzieje; tymczasem za rozbуjnikami z krzakуw wynurzy³y siк krasnoludy oraz ludzie w jasnych zbrojach, z b³yszcz¹cymi, przyprawiaj¹cymi wrogуw o trwogк mieczami i toporami w rкkach. Na dole rozleg³o siк dŸwiкczne pobrzкkiwanie ciкciw - to id¹cy z taborem towarzysze hobbita uderzyli na biegn¹cych z kusz. Przed szykiem krasnoludуw cofa³a siк niewielka grupa odzianych w zielone stroje wojownikуw, by³o ich tylko piкciu czy szeœciu. Nagle b³ysn¹³ topуr jakiegoœ krasnoluda i jeden z „zielonych” zwali³ siк w trawк, pozostali, nie stawiaj¹c oporu, rzucili siк na dу³, za haniebnie uciekaj¹cymi rozbуjnikami. Niektуrzy padli z be³tami w cia³ach; nikt nawet nie prуbowa³ uderzyж na strzelaj¹cych z wozуw, biegn¹cy szerokim ³ukiem omijali tabor z przodu i z ty³u. Czterej spoœrуd ocala³ych „zielonych” dobieg³o do Traktu, rzucili siк miкdzy wozy, jednak¿e drogк przegrodzi³a im niewysoka, przysadzista postaж w kolczudze i he³mie, ale z mieczem oraz dag¹ zamiast zwyczajnego w rкku krasnoluda topora. Sekunda, coœ b³ysnк³o, jakby jкzyk p³omienia wyrwa³ siк z rкki Malca - i jeden z napastnikуw run¹³ na ziemiк, trzej uciekli. Tymczasem do wozуw dotarli pozostali towarzysze Folka; rozbуjnicy rzucili siк na przeciwleg³y stok, pospiesznie wdrapywali na zbocze i ginкli w zaroœlach; widaж by³o, jak „zieloni” usi³owali ich zawrуciж. Konie! Czas przyprowadziж konie! - pomyœla³ nagle hobbit, biegn¹c pospiesznie z powrotem, do Dowbura. Ten ju¿ wyprowadza³ konie z parowu. Wskoczyli w siod³a i popкdzili zwierzкta w lewo, staraj¹c siк mo¿liwie skutecznie œci¹ж ³uk. Na dole nie cich³y krzyki, ale nie s³ychaж by³o szczкku broni, jednak¿e raz po raz rozlega³o siк brzкczenie ciкciw kusz. Ga³кzie smaga³y hobbita po twarzy, musia³ wiкc przede wszystkim chroniж oczy. Szybko minкli zaroœla i wypadli na stok. Nad wozami k³кbi³ siк py³, krasnoludy i ludzie nie ¿a³owali batуw; rozbуjnicy miotali siк bez³adnie po przeciwleg³ym zboczu. - PкdŸ! PкdŸ je! - rozleg³ siк wœciek³y wrzask Torina. Nagle przy uchu hobbita coœ ostro i nieprzyjemnie œwisnк³o -od tej strony ¯lebu „zieloni” bili z kusz. Nie zastanawiaj¹c siк ani chwili, Folko szarpn¹³ ciкciwк. Jeden ze strzelaj¹cych run¹³ w trawк i hobbit wiedzia³, ¿e tym razem trafi³ jak nale¿y. By³ ju¿ na Trakcie, dostrzeg³ szare boki furgonуw i woŸnicуw smagaj¹cych batami wierzchowce. Nie œwista³y ju¿ strza³y, z przodu widoczne by³o wyjœcie ze ¯lebu; wzgуrza gwa³townie rozchodzi³y siк i droga wypada³a na przestrzenie wolnych rуwnin Minhiriath. Z ty³u jeszcze przez chwilк rozlega³y siк jakieœ wrzaski i jкki, ale szybko cich³y. Wiatr ci¹³ po twarzy. Szary ¯leb zosta³ z ty³u; tabor przebi³ siк.

2 PUSTE ZIEMIE Opad³a gor¹czka pierwszej bitwy, dawno ju¿ zniknк³y w zapadaj¹cym zmierzchu Szary ¯leb i Zapomniane Pasmo, na ciemnym niebie zap³onк³y iskierki gwiazd. Tabor przemierza³ pustynne rуwniny szar¹ wstкg¹ Traktu, siedz¹ce zaœ na koŸle ostatniego wozu krasnoludy nie spieszy³y siк z roz³adowaniem kusz - wrуg mуg³ ich œcigaж. Zapomniano o strachu i w¹tpliwoœciach; w marszu wybito szpunt z beczki z piwem, po raz kolejny wspominano szczegу³y potyczki. Oczy Folka b³yszcza³y, s³ucha³ opowiadaj¹cych, wstrzymuj¹c oddech, a potem zacz¹³ zapisywaж bez³adnie rzucane informacje. Kiedy wszyscy dotarli do legowiska rozbуjnikуw, zastali je porzucone. Ostatni zbуje wychodzili z obozu, kieruj¹c siк na skraj lasu nad Traktem. Ludzie i krasnoludy poszli za nimi. Rzeczywiœcie, w bandzie o wszystkim decydowa³o kilku „zielonych”; teraz poganiali swoich lud/i, szli na koсcu oddzia³u i pilnowali, ¿eby nikt nie stchуrzy³ przed walk¹. Przez kilka minut trwa³a cisza, a potem rozleg³ siк gwizd; by³o jasne, ¿e napad siк zacz¹³, a wtedy poderwa³y siк krasnoludy i ludzie. Zgodnie z propozycj¹ Rogwolda chуralnie krzyknкli „Arnor!”, ¿eby zbiж z panta³yku napastnikуw; by³y setnik po drodze g³oœno wydawa³ polecenia nieistniej¹cej jeŸdzie, a za jego plecami krasnoludy wrzeszcza³y z ca³ej mocy potк¿nych piersi. Rozbуjnicy naprawdк siк zlкkli! Ani jeden nie odwa¿y³ siк odwrуciж, by stawiж czo³o nieznanemu zagro¿eniu; biegli na ³eb na szyjк, staraj¹c siк przedostaж przede wszystkim do kolegуw na przeciwleg³ym zboczu w¹wozu, tylko „zieloni” nie stracili ducha. Chwycili za miecze i ruszyli do przodu; jednak¿e by³o ich zaledwie dziewiкciu, nie zdo³ali wiкc ani zatrzymaж, ani powstrzymaж nawet na chwilк towarzyszy Folka. Krasnoludy sz³y w zwartym szyku, ramiк przy ramieniu; zetkn¹wszy siк z „zielonymi”, bez zw³oki uderzy³y. Jednego wroga zabi³ Dorin, drugiego zwali³ Balin; pancerze krasnoludуw okaza³y siк zbyt mocne jak na miecze ludzi w zieleni, chocia¿ Dorin otrzyma³ silne uderzenie w ramiк. Przeciwnicy pospiesznie wycofali siк, nie przestaj¹c jednak nкkaж. Na granicy lasu jeszcze jeden zgin¹³ z rкki prowadz¹cego szyk Rogwolda, szeœciu pozosta³ych zrozumia³o, ¿e opуr nie ma sensu, jednak¿e zanim zdo³ali oderwaж siк od przeœladuj¹cych ich krasnoludуw, Stron, zrкcznie sparowawszy rozpaczliwe uderzenie, spokojnie opuœci³ topуr na ods³oniкt¹ szyjк przeciwnika. Jad¹cy z taborem towarzysze nie ponieœli ¿adnych strat; Malec zd¹¿y³ chwyciж za miecz, pozostali u¿ywali tylko be³tуw. - Porwali siк z motyk¹ na s³oсce! Z motyk¹! - powtarza³ Alan, zach³ystuj¹c siк œmiechem, jakby nie wierzy³ w to, co widzia³. - Przecie¿ mogli nas wyt³uc jak pluskwy! - No, gdyby nie zatrzymali siк ci z prawej, mielibyœmy siк z pyszna! - przytakn¹³ Dorin. - Dlaczego rzucili siк tak na oœlep? - Przywykli nie napotykaж oporu - zauwa¿y³ Rogwold, ³ykn¹wszy porz¹dnie dobrego przygуrzaсskiego piwa, ktуre zabra³ na drogк zapobiegliwy Malec. - A jak trafili na coœ nieprzewidzianego, to siк pogubili. Wiadomo, wieœniacy, gdzie¿ im... Folkowi od razu przypomnia³ siк Eirik i jego nieliczni towarzysze. - A co to za „zieloni” zwalili siк nam na g³owy? - zdziwi³ siк Igg. - Ci, jak siк wydaje, s¹ prawdziwymi wojownikami... - Zgoda - skin¹³ g³ow¹ Rogwold. - Wydaje mi siк, ¿e s¹ z Angmaru. - Zaraz sobie wyjaœnimy, sk¹d s¹ - o¿ywi³ siк nagle Malec i skoczy³ w g³¹b wozu. Da³y siк s³yszeж odg³osy szamotaniny, ktoœ sapa³, wydawa³ nieartyku³owane dŸwiкki, i po chwili pojawi³ siк Malec; ci¹gn¹³ za ko³nierz rozbуjnika, ktуry krкci³ na wszystkie strony g³ow¹ - niewysokiego mк¿czyznк w œrednim wieku, z gкst¹, na po³y siw¹ brod¹. Rozleg³y siк okrzyki zdziwienia. Nikt nie zauwa¿y³, kiedy i jak ma³y krasnolud pojma³ jeсca: ze wszystkich stron posypa³y siк pytania. Jad¹cy konno ludzie i krasnoludy momentalnie znaleŸli siк przy furgonie Malca. Jeniec, mile po³echtany, z dum¹ opowiada³, ¿e nie wskoczy³ sam na wуz, lecz uczyni³ to na szczegуln¹ proœbк Malca w³aœnie, proœbк popart¹ pewnym wa¿kim argumentem, po czym uprzejmie siк zgodzi³, ¿eby nie dosz³o do jakichœ przykrych nieporozumieс, na zwi¹zanie mu r¹k i nуg jego w³asnym pasem. Jak siк okaza³o, уw zbуj wyskoczy³ na krasnoluda akurat w chwili, gdy ten wchodzi³ na wуz po potyczce z „zielonymi”; ch³op widocznie zwariowa³ ze strachu i zamierza³ przemkn¹ж obok, ale Malec zrкcznie pochwyci³ go za ko³nierz, przystawiwszy do gard³a dagк. - Œwietnie! - ucieszy³ siк Rogwold. - Zaraz go przepytamy. By³y setnik przesiad³ siк z siod³a na kozio³ i szarpniкciem odwrуci³ do siebie przera¿onego wieœniaka. - Ktoœ ty? Sk¹d pochodzisz? Jak trafi³eœ do bandy? - G³os ³owczego brzmia³ stanowczo. - Odpowiadaj i nie bуj siк, nie jesteœmy stra¿nikami ani sкdziami. - Jestem Dron, Dron, syn Rifa z Aldrina - wymamrota³ wiкzieс. - Mieliœmy nieurodzaj, pada³y deszcze, zbo¿e nie obrodzi³o. Pisaliœmy do szeryfa, ¿eby jak¹œ pomoc przys³a³; mieliœmy puchn¹ж z g³odu? Ani s³owem siк nie odezwa³. A jeœж trzeba! No... A potem przyjaciel podsun¹³ mi pomys³. ChodŸmy, powiada... No to poszed³em. Co mia³em robiж? Od nas pу³ wsi posz³o z oddzia³em. Szczegуlnie jak us³yszeliœmy, ¿e urz¹dz¹ nam we wsi stra¿nicк, na naszym utrzymaniu. - Zrкcznie œpiewasz - uœmiechn¹³ siк ³owczy. - Twoim zdaniem, wszystkiemu s¹ winni przyjaciele? A gdzie mia³eœ g³owк? Nieurodzaj... Jeœli po ka¿dym nieurodzaju wszyscy bкd¹ siк garn¹ж do zbуjуw, to co bкdzie, hк? - Poczekaj, Rogwoldzie, wypytaj go o nasze sprawy, a nie o to, jak zszed³ na z³¹ drogк. - Torin, marszcz¹c siк, tr¹ci³ w ³okieж setnika. - A ja co, nie o sprawк pytam? - odgryz³ siк ³owczy, ale zmieni³ temat. - Ilu was by³o? Gdzie siedzieliœcie, gdzie siк ukrywaliœcie? - Niby gdzie tam siк kryж... - zabe³kota³ Dron. - Siedzieliœmy po domach, a kiedy by³o trzeba, powiadamiano nas. - No to sk¹d siк tu wzi¹³eœ, piкжdziesi¹t mil od domu? - zapyta³ Rogwold, uœmiechaj¹c siк okrutnie. - Zebrali nas... miesi¹c temu - odpowiedzia³ Dron. - Powiedzieli, ¿e na po³udniu bкd¹ du¿e zdobycze. Wszyscy poszli, a kto nie chcia³, dosta³ kije. Przebyliœmy Zapomniane Pasmo, chodziliœmy sobie wzd³u¿ Traktu... - Kto by³ waszym dowуdc¹? Kto wymyœli³, ¿eby iœж na po³udnie? - No ci, ludzie z pу³nocy Arra, niech ich licho. - Oblicze Drona wyra¿a³o ostatni stopieс rozpaczy. - Kierowali wszystkim, o wszystkim decydowali. Wielu, byж mo¿e, by i uciek³o, jak ja, ale oni pilnowali uwa¿nie. Dostawali rozkazy i wiadomoœci. Rozkazy przynosi³y go³кbie. - Komu podlegali ci z pу³nocy? - wypytywa³ dalej Rogwold. - Co to znaczy „z pу³nocy”? Z Angmaru? Szeroko otwarte oczy wiкŸnia sta³y siк podobne do du¿ych miedzianych monet; dr¿a³, jakby siedzia³ go³y na mrozie, zaj¹kuj¹c siк odpowiedzia³, ¿e owszem, rzeczywiœcie s¹ z Angmaru i podlegali, jak zrozumia³ z ich rozmуw, jakiemuœ wielkiemu wodzowi, ktуrego imienia nigdy nie wymieniali; czasem mуwili o nim „on”. Torin i Folko popatrzyli na siebie. - A kim jest Grubas? - zapyta³ Rogwold. - Nie wiem, nigdy o nim nie s³ysza³em - jкkn¹³ Dron. - Wiem tylko, ¿e jest jednym z tych, ktуrzy ¿yj¹ na Trakcie i przysy³aj¹ nam wieœci. A jak siк naprawdк nazywa, zabijcie mnie, nie wiem! - Dobra, nie wie, to niech nie wie. Co z nim robimy? - zwrуci³ siк ³owczy do towarzyszy. - Wiadomo co: pкtla przez ga³¹Ÿ i sznur na szyjк! - burkn¹³ Grimnir. - Nie ma co ¿a³owaж tego gada... Ilu ma na sumieniu, bydlak! - To nieuczciwe zabijaж bezbronnego! - zakrzykn¹³ Dorin. - To nie jest twуj jeniec, tylko Malca, a poza tym Annuminas i s¹d krуlewski s¹ daleko st¹d! - No to jak, proponujesz go wypuœciж, ¿eby dalej grabi³ i mordowa³? - a¿ pisn¹³ oburzony Grimnir. - Och, jak mi³o i szlachetnie! A gdyby tak tobie... Nagle zamilk³ i odwrуci³ siк. Wtedy odezwa³ siк Rogwold; mуwi³ wolno, wa¿¹c ka¿de s³owo: - Dorin ma racjк, to nie Annuminas, nie mamy sкdziego i œwiadkуw, nie mo¿emy decydowaж o ¿yciu tego cz³owieka. Do wsi jest niedaleko, doprowadzimy go tam i oddamy w rкce stra¿nikуw. Niech wszystko bкdzie zgodnie z prawem. - Poczekajcie! - wtr¹ci³ siк nagle Folko. - Wed³ug mnie, on ju¿ ukara³ siк sam, i to surowo. Uczciwie nam wszystko opowiedzia³. Puœжmy go! Przecie¿ stra¿nicy mog¹ nie doczekaж siк krуlewskiej sprawiedliwoœci... - Wypuœciж?! - popatrzy³ ze zdziwieniem na hobbita Rogwold. - Mo¿emy puœciж... Kto jeszcze tak s¹dzi?! Grimnir nadal milcza³, odwrуci³ siк, pogna³ konia, wymijaj¹c pozosta³ych; Dorin wzruszy³ ramionami, Reswald roz³o¿y³ rкce, jednoczeœnie skinкli g³owami Gimli, Grani i Tror. Torin œci¹gn¹³ lejce, furgon zatrzyma³ siк, a Malec szybko przeci¹³ krкpuj¹ce Drona kawa³ki jego w³asnego pasa. - IdŸ, dok¹d chcesz, Dronie - powiedzia³ do jeсca Rogwold. - Jak ju¿ powiedzia³em, nie jesteœmy katami ani sкdziami. Jeœli chcesz, wracaj do domu i postaraj siк odkupiж swoj¹ winк. Jeœli nie, zmiataj, dok¹d chcesz. Oszo³omiony wieœniak mruga³ oczami i usi³owa³ coœ powiedzieж. Potem zeskoczy³ na ziemiк, jak b³yskawica pomkn¹³ przez pobocze drogi i natychmiast znikn¹³ w ciemnoœciach. - ¯eby przynajmniej podziкkowa³, prostak - westchn¹³ Malec. Ksiк¿yc zala³ ju¿ zimnym œwiat³em wszystko doko³a, gdy na Trakcie zamigota³y s³abe œwiate³ka. Zbli¿ali siк do wsi, co ³¹czy³o siк z noclegiem i kolacj¹ wierzchowce rуwnie¿ poczu³y kwaterк - zmкczone ca³odniow¹ drog¹ podnios³y g³owy i przyspieszy³y. Wkrуtce wкdrowcy zauwa¿yli belkк przegradzaj¹c¹ drogк i drewnian¹ wie¿к na poboczu - kolejny posterunek stra¿nikуw. Tabor zatrzyma³ siк przed zapor¹ z gуry w³adczy g³os poleci³ podaж swoje imiona i oœwietliж siebie. Torin i krasnoludy, pomrukuj¹c z niezadowoleniem, zaczкli krzesaж ogieс i rozpalaж smoliste pochodnie. Rogwold usi³owa³ przekonaж stra¿nikуw, ¿eby przepuœcili zmкczonych podrу¿nych i nie robili ceregieli, jednak¿e z wie¿y rozleg³ siк tylko œmiech. I dopiero gdy w dr¿¹cym œwietle pochodni wszyscy podrу¿ni byli widoczni i ustawili siк u podnу¿a wie¿y, a Rogwold wydoby³ z kieszeni list podrу¿ny, pozwolono im wejœж. By³y setnik i Torin od razu za¿¹dali widzenia z dowуdc¹, pozostali, myœl¹c ju¿ tylko o dobrej kolacji, szybko poprowadzili tabor w kierunku ober¿y. A mniej wiкcej po pу³godzinie, gdy jeszcze nie zd¹¿yli osuszyж pierwszego anta³ka, za oknami rozleg³ siк tкtent dziesi¹tkуw kopyt i pobrzкkiwanie broni - to arnorska dru¿yna wtargnк³a do Zapomnianego Pasma. Kilka minut pуŸniej do ober¿y weszli Torin z Rogwoldem. Pamiкtaj¹c zajazd i zagadkowego Grubasa, wкdrowcy umуwili siк, ¿e nie bкd¹ rozmawiaж w zajazdach i na pytania dociekliwego gospodarza odpowiadali: wкdrowaliœmy ca³y dzieс i bardzo jesteœmy zmкczeni. Po kolacji, gdy wszyscy poszli spaж, Torin, Folko, Dorin, Hornborin i nigdy nieopuszczaj¹cy ich Malec odbywali naradк. - No to mamy nowiny, co siк zowie - powiedzia³ Torin, œciszaj¹c g³os do szeptu. - Zbуje, jak siк okaza³o, s¹ w sojuszu z Angmarem! I nie pкtaj¹ siк po kraju w pogoni za ³upami, tylko wykonuj¹ czyjeœ rozkazy! Chcia³bym wiedzieж, czyje... - Czy to takie wa¿ne, bracie Torinie? - odezwa³ siк ponuro Dorin, ostrz¹c topуr i nie podnosz¹c g³owy. - Ludzie maj¹ swoje drogi, my swoje. Angmarczycy, jakkolwiek by tego pragnкli, nigdy nie przedostan¹ siк do podziemnych komnat, a broni i z³ota potrzebuj¹ wszyscy. Wiкc niech sobie walcz¹! My jeszcze nie wiemy, kto ma racjк. - Mуj czcigodny wspу³towarzysz i wspу³plemieniec mуwi, jak zwykle ze szczerego serca, ale bez sensu - odezwa³ siк Hornborin, g³aszcz¹c z³oty pierœcieс na palcu. - Prawdziwy tangar nie sprzeda swojego wyrobu niegodziwcowi. Od dawna ³¹czy nas przyjaŸс z Arnorem, wiesz to nie gorzej ode mnie, i dziwi¹ mnie twoje s³owa, Dorinie! - Nigdy nie handlowa³em ze zbуjeckim nasieniem! - odgryz³ siк Dorin. - Nie to mia³em na myœli! Nasz najwa¿niejszy cel to Moria! Jeœli Arnor rzeczywiœcie znajdzie siк w niebezpieczeсstwie, wiesz, co siк stanie w Gуrach Ksiк¿ycowych! Ale sprawy ludzkie to sprawy ludzkie. Ca³e zamieszanie w Pу³nocnym Krуlestwie to w³aœnie sprawa czysto ludzka i na razie nie powinniœmy siк do tego mieszaж, bo mo¿emy niechc¹cy zaszkodziж. A co wynika z tego, ¿e rozbуjnicy maj¹ takich przywуdcуw?! - To wynika, ¿e ich tajemniczy przywуdcy, jak siк wydaje, s¹ zwi¹zani z pewnym naszym niedobrym znajomym - zauwa¿y³ Torin. - Dobrze, jeœli podobnego zwi¹zku nie znajdziemy miкdzy tymi wieœniakami, ktуrzy przypadkowo trafili do rozbуjnikуw, i tymi, ktуrzy s³u¿¹ upiorom z Mogilnikуw! Œwieca zamigota³a, jakby ktoœ lekko dmuchn¹³ na p³omieс. - Mogilniki? - uniуs³ brwi Hornborin. - Nie wiem, Torinie, nie wiem. Nie mamy ¿adnych dowodуw. - Nie mieliœmy te¿ ¿adnych dowodуw zwi¹zku rozbуjnikуw z Angmarem, a¿ do dzisiaj - odpowiedzia³ Torin. - No to co? - zapyta³ zniecierpliwiony Dorin, odk³adaj¹c na bok topуr. - Masz jakieœ nowe pomys³y, jak znaleŸж Palenisko Durina?! Czy z tego wszystkiego mo¿na wyci¹gn¹ж jakieœ pewne zaklкcie przeciwko Demonowi Mocy?! Rozmowa siк nie klei³a. Torin interesowa³ siк sprawami ludzi, a Dorin wyraŸnie tego nie pochwala³, Hornborin, jak zawsze, popisywa³ siк retoryk¹, ale nawet dla niego wszystko to wydawa³o siк czymœ odleg³ym i nieznacz¹cym. Posprzeczawszy siк jeszcze trochк, obudzili Malca i poszli spaж. Folko zawin¹³ siк w koce i ju¿ uk³ada³ siк do snu, gdy nagle zobaczy³, ¿e Torin siedzi, trzymaj¹c jeden but w rкce, ma dziwnie nieruchom¹ twarz i coœ mruczy pod nosem. - Co jest, Torinie? - zapyta³ hobbit i zamilk³; krasnolud wyraŸnie wypowiedzia³ s³owo „Rollstein”. - No, powiedz mi! - nie wytrzyma³ Folko i usiad³. - Rollstein, Folko... - rzek³ g³ucho krasnolud. - Wiesz, co to jest? Gdy zobaczysz tocz¹cy siк kamieс, nie krzycz, ¿e masz przed sob¹ Rollstein, najpierw przyjrzyj siк, kto go podwa¿a! Ktoœ podwa¿a Œrуdziemie, Folko! Hobbitowi ciarki przebieg³y po skуrze, ale nie z powodu s³уw krasnoluda, tylko w³aœnie z powodu jego grobowego g³osu i dziwnego wyrazu twarzy. Zamierza³ coœ powiedzieж, ale wczeœniej odezwa³ siк Torin; mуwi³, patrz¹c przed siebie: - Ktoœ ko³ysze Œrуdziemiem! Wszak Z³o nie ginie bez œladu, Folko. Jego resztki rozlatuj¹ siк na wszystkie strony, i odnaleŸж je nie jest ³atwo. Ale gdyby ktoœ mia³ coœ takiego jak sito Trora... Sito, ktуre odsiewa³oby z³o, jakie pozosta³o po Sauronie! Nic nie mija samo z siebie, wszystkie rozruchy maj¹ swoich pod¿egaczy, a ci na pewno wywodz¹ siк spoœrуd Du¿ych Ludzi! Trzeba szukaж wœrуd ludzi! - Dlaczego? - zapyta³ Folko. - We wszystkich Wielkich Wojnach od Dawnych Dni tylko ludzie walczyli po jednej i po drugiej stronie - odpowiedzia³ krasnolud. - Elfowie, tangarowie, a i wy, hobbici, zawsze byliœmy po jednej stronie; orkowie, trolle, karze³ki - zawsze po drugiej. A poœrodku znajdowali siк ludzie! Tylko wœrуd nich mo¿na znaleŸж takiego, ktуry chce odtworzyж Czarn¹ Wie¿к. W ludziach wszystko jest tak dziwnie wymieszane, nie lubi¹ s³uchaж cudzych rad i nauk, od dawna nie lubi¹ elfуw, nie wszyscy, rzecz jasna, ale wielu. Olmer z Dale jest tego dowodem. Ktoœ niewidzialny prowadzi wojnк z Arnorem i nie wiadomo, jak daleko siкgaj¹ jego plany. A co, jeœli naprawdк odnajdzie siк jakieœ sito Trora, gromadz¹ce resztki Z³a?! - G³os Torina stopniowo siк zmienia³, wrуci³ do normy; krasnolud zgarbi³ siк i westchn¹³. - Napad³y mnie nieweso³e myœli, bracie hobbicie. Nie wiem, co siк ze mn¹ dzieje... Wczeœniej nie mia³em takich napadуw, k³ad³em siк i spa³em jak zabity. Cу¿, podziкkujmy Wielkiemu Durinowi i Jasnej Krуlowej, ktуrzy dali si³к naszym toporom i mieczom! A teraz koсczmy ju¿ to gadanie... Koсczy³ siк d³ugi dzieс, osiemnastego kwietnia 1772 roku od zamieszkania w Hobbitanii. I znowu pod skrzypi¹ce ko³a wozуw wpe³za³a wielka droga Œrуdziemia. Nastкpnego dnia spotkali id¹cy z po³udnia du¿y handlowy obуz; pod Tharbadem znowu by³o niespokojnie. Ostatni mieszkaсcy porzucili miasteczko Nolk, trzydzieœci mil od twierdzy; s³uchy o czarnej zgrozie, p³yn¹cej z opuszczonej przez krasnoludуw Morii, rozpe³za³y siк coraz dalej i dalej. Twarze ludzi stawa³y siк mroczne; krasnoludy wymienia³y spojrzenia, ale milcza³y. Zbli¿ali siк do twierdzy Tharbad, dawno temu zbudowanej na styku dwуch rzek przez rycerzy z Zamorza... Teraz wsi przy Trakcie by³o wiкcej; Szary ¯leb rzeczywiœcie uchodzi³ za najniebezpieczniejsze miejsce. Zanim s³oсce stanк³o w zenicie dwudziestego trzeciego kwietnia, przed nimi pojawi³y siк wysokie szare wie¿e i mury z blankami starej twierdzy. W p³omieniu wojen Trzeciej Epoki Tharbad zosta³a zburzona; po Zwyciкstwie Wielki Krуl nakaza³ jej odbudowк. Twierdza sta³a na d³ugim cyplu miкdzy Gwathlo i Sirannon¹ z l¹du dostкp do niej odcina³a g³кboka fosa. Doko³a twierdzy stacjonowa³ du¿y oddzia³ jazdy Arnoru; tutaj by³o bezpiecznie. Do Tharbadu nap³ywa³y wieœci ze wszystkich krain Dwurzecza, z przedgуrza Gуr Mglistych, z rubie¿y Dunlandu. Gdyby ktoœ zechcia³ poznaж najnowsze handlowe i wojskowe plotki, wystarczy³o, ¿eby poszwenda³ siк po miejscowym targu albo posiedzia³ trochк w ktуrejœ z tawern czy zajeŸdzie. W Tharbadzie oddzia³ Torina i Rogwolda spкdzi³ dwa dni, daj¹c wytchnienie sobie i wierzchowcom. Rozpytuj¹c i pods³uchuj¹c, unikaj¹c pytaс wprost i jednoznacznych odpowiedzi, dowiedzieli siк, ¿e okolica na wschуd od twierdzy jest wyludniona, bowiem wszyscy przenieœli siк na zachуd albo na pу³noc. Na pomoc nie by³o co liczyж. Gorzej, dowiedzieli siк, ¿e stamt¹d odeszli rуwnie¿ stra¿nicy. Jaki sens mia³o pilnowanie opuszczonych domostw?! O Morii mуwiono szeptem i opowiadano takie bzdury, ¿e krasnoludy tylko siк krzywi³y i zatyka³y uszy. Wszystkie plotki koсczy³y siк jednak podobnym stwierdzeniem: niech tylko wrota Morii run¹, a nast¹pi koniec, dlatego nale¿y uciekaж jak najdalej. Dwudziestego szуstego kwietnia, w jasny, prawdziwie letni ciep³y dzieс, dru¿yna opuœci³a Tharbad. Ruszyli przez stary Goœciniec Po³udniowy, ¿eby zmyliж ciekawskich, a potem pod skrzyd³em nocy zamierzali skrкciж na pу³noc i wyjœж na star¹ drogк, przetart¹ jeszcze przez elfy Eregionu wzd³u¿ lewego brzegu Sirannony; Gloin i Dwalin zaklinali siк, ¿e znaj¹ sekretny brуd o dziesiкж mil od twierdzy, gdzie dru¿yna mo¿e przeprawiж siк na drugi brzeg. Ziemie nieopodal Tharbadu by³o gкsto zasiedlone; jedna wieœ przechodzi³a w drug¹, i przez jakiœ czas Folkowi wydawa³o siк, ¿e nadal s¹ w Arnorze; jednak¿e przed wieczorem znaleŸli siк na pustej, lekko pofa³dowanej rуwninie, gdzieniegdzie przecinanej lasami i w¹wozami. Poza nimi zosta³ posterunek, a ze s³уw stra¿nikуw wynika³o, ¿e dalej, na po³udnie, w odleg³oœci trzech dni jazdy nie ma siedzib ludzkich i dopiero dalej pojawiaj¹ siк osady, chronione ju¿ przez jazdк Rohanu, chocia¿ ³aсcuch arnorskich stra¿nic ci¹gnie siк a¿ do samej Iseny. O mrocznej pу³nocy skrкcili z przetartej drogi i staraj¹c siк pozostawiaж po sobie jak najmniej œladуw, ruszyli na pу³nocny wschуd. Po przejœciu jakichœ dwуch mil zatrzymali siк. Ustawili furgony w ko³o i z³¹czyli je na wszelki wypadek ³aсcuchami, opuœcili drewniane tarcze z bokуw, wystawili warty i po³o¿yli siк spaж, po raz pierwszy od pocz¹tku d³ugiej drogi pozbawieni ochrony arnorskich mieczy i murуw. Folkowi warta przypad³a dwie godziny po pу³nocy, wraz z nim mia³ pe³niж stra¿ Weort. Tropiciel przypasa³ miecz, w³o¿y³ he³m i kolczugк, hobbit wzi¹³ ³uk i ko³czan. W ciemnoœci nie rozstawiano obozu w g³кbi zagajnika, lecz wybrano p³ytki parуw, po ktуrego dnie p³yn¹³ niewielki strumyk. Ognisko wygas³o, ale wкgle jeszcze siк tli³y, w zapasie by³o du¿o chrustu - na wszelki wypadek. Folko dobrze pamiкta³ przygodк z wilko³akami, ktуre omal nie po¿ar³y oddzia³u stra¿nikуw nieco dalej na wschуd od tej okolicy! Weort ruszy³ w obchуd, hobbit wdrapa³ siк na skrzy¿owanie dwуch ³ukуw, na ktуrych rozpiкta by³a p³achta chroni¹ca jeden z furgonуw. Nad zкbat¹ krawкdzi¹ Gуr Mglistych pojawi³ siк ksiк¿yc, ale szybko przes³oni³y go pe³zn¹ce z po³udnia niskie chmury. Mrok zgкstnia³, teraz na tle gwiaŸdzistego nieba Folko mуg³ tylko odrу¿niж zarysy najbli¿szego zagajnika. Nagle poczu³ siк dziwnie i ogarn¹³ go lкk. Krokуw Weorta nie by³o s³ychaж i hobbit zaniepokoi³ siк. Gdzie siк podzia³ tropiciel? Balansuj¹c cia³em, ryzykuj¹c upadek, wsta³. Nic, ani odg³osu krokуw, ani odbicia zbroi. Wystraszony, ju¿ zamierza³ zeskoczyж na dу³ i budziж Torina, gdy nagle poczu³ znajome, choж ju¿ nieco zapomniane uczucie przygnкbienia. Ale teraz nie wywo³a³o ono w nim panicznego strachu. - BudŸ wszystkich! Rozpalaj ogieс! - rozleg³ siк st³umiony okrzyk Weorta. - Widzia³em coœ!... - G³os cz³owieka dr¿a³. - Idzie przez wzgуrze na mnie coœ szarego, jakby p³achta ze zgrzebniny, tylko lœni¹cej, niby jakaœ postaж. Ja do niej powiadam - „stуj”, a ona jak nie zasyczy! Ca³y skamienia³em, zapomnia³em, z ktуrej strony mam miecz... Ani chybi jakieœ czary, nie inaczej! Poczekaj... Tam jest! - Weort a¿ popiskiwa³. Stoj¹cy z mocno zamkniкtymi oczami Folko sam ju¿ widzia³ -nie oczami, tylko jakimœ wewnкtrznym spojrzeniem - ¿e z pу³nocnego wschodu, spod gкstwiny m³odych wi¹zуw p³ynк³o w ich kierunku szare lœnienie, s³abe, niemal niezauwa¿alne; hobbit poczu³ zbli¿anie siк tej samej si³y, ktуra prуbowa³a z³amaж go w Annuminas; wtedy nie podda³ siк, a teraz owa Moc pe³z³a znowu - ju¿ nie jako napastnik, lecz jako ¿ebrak. Wychwyci³ tк okropn¹ proœbк, rodz¹c¹ siк z niewyobra¿alnych dla ¿yj¹cego cierpieс. Obok jкkn¹³ zduszonym g³osem Weort; Folko otworzy³ oczy i zobaczy³ szary cieс kilkadziesi¹t s¹¿ni od nich. Wtedy wyszarpn¹³ starannie owiniкte w pergamin i skуrк ³uk oraz ko³czan ze strza³ami elfуw. Cienki i d³ugi grot nagle zalœni³, niczym ma³a gwiazda, odpкdzaj¹c mrok, i Folko us³ysza³, jak szczкknк³y zкby stoj¹cego obok tropiciela i jak zgrzytn¹³ jego wyci¹gany z pochwy miecz. Hobbit naci¹gn¹³ ciкciwк. Zbli¿aj¹ce siк widmo chyba coœ wyczu³o; i niew¹tpliwie zna³o broс elfуw. Szara plama zawaha³a siк i zatrzyma³a. Rozleg³ siк ¿mijowaty syk. Mru¿¹c lewe oko, Folko naprowadzi³ gwiaŸdzisty grot na faluj¹c¹ w s³abym œwietle postaж i w myœlach rozkaza³ jej: OdejdŸ! OdejdŸ i nie nachodŸ nas wiкcej! Widzisz tк strza³к?! OdpowiedŸ przysz³a natychmiast: tкskny jкk, zagrobowa rozpacz, bezdŸwiкczny i nieartyku³owany szloch: „Jestem niewolnikiem tego, co wy macie. Nie odejdк, jestem bezsilny, jestem skazany na wкdrуwkк za wami, pуki to macie... Oddaj mi go!”. - Na co czekasz?! - ¿arliwie wyszepta³ w ucho hobbita Weort. - Strzelaj szybciej! Dlaczego stoisz? Strzelaj! Twуr Mogilnikуw nie porusza³ siк, sam wystawiaj¹c siк na strza³. Ale w ostatniej chwili Folkowi ¿al siк zrobi³o strza³y elfуw i zmieni³ j¹ na zwyczajn¹, cisow¹. Mrok i strach natychmiast zwali³y siк naс ogromnymi, bezkszta³tnymi g³azami, ale w tej samej chwili brzкknк³a ciкciwa, w powietrzu œwisnк³a strza³a i rуwninк na mgnienie oka rozœwietli³ b³кkitny b³ysk, ktуry natychmiast zmieni³ siк w rude jкzyki ognia, p³on¹cego tam, gdzie przed chwil¹ znajdowa³o siк widmo. Weort krzykn¹³ ucieszony, ale hobbit s³ysza³ ochryp³e wycie, przepe³nione bуlem i bezmiern¹ nienawiœci¹. Przyjrzawszy siк, zobaczy³ coœ ma³ego i wij¹cego siк, co pospiesznie odpe³za³o, ale nie na wschуd, tylko na pу³nocny zachуd. Biegli ju¿ do nich obudzeni krzykiem tropiciela ludzie i krasnoludy. Rozpalano pochodnie, brzкcza³a broс, wypolerowane ostrza, wydobyte z pochew, rzuca³y purpurowe b³yski. Folko uniуs³ rкkк w uspokajaj¹cym geœcie. - Co siк sta³o? - Torin wpad³ na nich jak burza. - Widmo - odpowiedzia³ Folko. - Znowu przysz³o... Ludzie patrzyli na nich, nic nie rozumiej¹c, tylko zmarkotnia³y Rogwold przysun¹³ siк bli¿ej. - Pos³a³em w upiora strza³к - ci¹gn¹³ hobbit. - Odpкdzi³o go to, ale nie zabi³o, a ja ju¿ wiem, co musimy zrobiж, ¿eby nigdy wiкcej siк nie pokaza³o. - Pochyliwszy siк w stronк Rogwolda i Torina, wyszepta³: - Miecz z Mogilnikуw trzeba stopiж w palenisku Morii! - S³usznie - skin¹³ g³ow¹ Torin. - Od dawna mкczy mnie, ¿e tak wo¿к go ze sob¹... Tej nocy ju¿ nie zasnкli. D³ugo, ze szczegу³ami opowiadali o spotkaniu z upiorami z Mogilnikуw, potem o drugim spotkaniu w Annuminas i o wszystkim, co w ten czy inny sposуb dotyczy³o widm. S³uchacze achali, ochali, roztrz¹sali, wychwalali Folka, dyskutowali, czy zwyczajna strza³a mo¿e skrzywdziж upiora, i dlaczego taki znika sobie na jakiœ czas, a potem znowu siк pojawia, i po co im owe miecze, o tak dziwnej cesze... Rozmowy ci¹gnк³y siк i noc przeminк³a jak chwila. Dopiero gdy pierwsze oznaki œwitu pokona³y olbrzymi mur Gуr Mglistych i star³y rzucane przez nie cienie, wкdrowcy postanowili trochк siк zdrzemn¹ж. Folko powlуk³ siк do swego pos³ania, szeroko ziewaj¹c i pocieraj¹c klej¹ce siк oczy, gdy nagle nieoczekiwanie zawo³a³ doс Torin. - Jest jeszcze jedna sprawa - zakomunikowa³ ponurym g³osem. - Malec spisa³ siк znakomicie, zuch tangar! Zobacz, co zostawi³ nasz jeniec, ten Dron! Torin trzyma³ krуtki - na szerokoœж dwуch d³oni - prosty sztylet z szarawej stali, z prymitywn¹ drewnian¹ rкkojeœci¹. Wygl¹da³o na to, ¿e wykonano go w poœpiechu, ale Torin zwrуci³ uwagк na co innego. Jego palec wskazywa³ cechк na ostrzu przy jelcu - znajomy znak: linia przecinaj¹ca oœmiobok, ³amana na podobieсstwo schodуw! - Rozumiesz? - zapyta³ Torin, chowaj¹c zdobycz Malca. - Widzisz, dok¹d prowadzi nitka? Nieczysta sprawa z tymi zbуjami! - Widocznie ludzi z pу³nocy i oddzia³ z Mogilnikуw coœ ³¹czy - zauwa¿y³ Folko, patrz¹c pod nogi. - Czarny oddzia³, upiуr, rozbуjnicy... Angmar. A my idziemy do Morii... - Tak, w³aœnie, do Morii! - rzuci³ Torin z gorycz¹. - A powinniœmy ruszyж œladami tej cechy! Przecie¿ znasz moich rodakуw. -Przysun¹³ siк blisko i zacz¹³ gor¹czkowo szeptaж hobbitowi do ucha. - Nie obchodz¹ ich sprawy ludzkie, pуki niebezpieczeсstwo bкdzie grozi³o ich rodzinnym gуrom. ¯aden, mo¿e z wyj¹tkiem Dorina i Malca, nie zgodzi³by siк z nami, gdybyœmy zaproponowali, ¿eby zawrуciж i zaj¹ж siк now¹ spraw¹. Wszyscy chc¹ iœж do Czarnej Otch³ani. Mam nadziejк, ¿e znajdziemy tam coœ, co zmusi naszych towarzyszy do pуjœcia nowym tropem. I kto wie, mo¿e rzeczywiœcie istnieje zwi¹zek miкdzy Mori¹ i czcicielami tego znaku? Torin zamilk³. Chrust cicho trzeszcza³ w ognisku, nad wschodnimi gуrami szarza³o niebo. Krasnolud podniуs³ g³owк i popatrzy³ prosto w oczy hobbita. - Czujк, ¿e ta wyprawa nie jest ostatnia - powiedzia³, smutno kiwaj¹c g³ow¹. - Cokolwiek znajdziemy w Morii, nasza droga bкdzie prowadziж dalej... Tak mi siк wydaje. Przecie¿ nie zapomnia³em twych snуw, bracie hobbicie. Spali tego ranka d³u¿ej i wyruszyli doœж pуŸno, kiedy zbli¿a³o siк po³udnie. Zaskrzypia³y osie wozуw, tabor ruszy³ dalej, na pу³nocny wschуd. Mija³y godziny, zostawiali za sob¹ coraz to nowe wzgуrza, strumienie i zagajniki. Okolica zaczк³a siк zmieniaж: w zielonej trawie pojawi³y siк czerwonawe kamienie; na zboczach parowуw cienkie plastry ¿yznej ziemi ustкpowa³y miejsca czerwonemu gruntowi. Coraz rzadziej ros³y drzewa; natomiast kilka razy trafili na porzucone osady. Tropiciele nie lenili siк i zagl¹dali za wysokie p³oty; wracaj¹c opowiadali, ¿e ludzie odeszli st¹d niedawno, zesz³ej jesieni, ale ktoœ odwiedza³ puste domy, ktoœ, kto nie zada³ sobie trudu zdobycia kluczy do drzwi i bram. Wys³uchawszy ich, Torin oœwiadczy³, ¿e sprawa zaczyna wygl¹daж powa¿nie, i jeœli nie chc¹ straciж ¿ycia z powodu przypadkowej strza³y, musz¹ jechaж w pancerzach oraz wys³aж zwiadowcуw w rу¿ne strony. Dzieс drogi do Sirannony min¹³ spokojnie. Okolica wydawa³a siк cicha, teren by³ doœж rуwny. Niewielkie parowy ³atwo dawa³y siк omin¹ж, gdzieniegdzie natykali siк na nieuczкszczane polne drogi. Trafili rуwnie¿ na wie¿к stra¿nicz¹. Krasnoludy z Morii natychmiast wdrapa³y siк na ni¹ i d³ugo przepatrywa³y okolicк. Potem zesz³y i zebra³y wokу³ siebie towarzyszy wyprawy. - Do Sirannony mamy nie wiкcej ni¿ osiem mil - powiedzia³ Gloin. - Widzieliœmy nawet brуd. Jednak¿e za rzek¹ mignкli nam jacyœ jeŸdŸcy, ale zaraz skryli siк w zaroœlach. By³o za daleko, ¿eby dojrzeж, kto to taki. Jeœli znaleŸli brуd i pilnuj¹ go, mog¹ nam urz¹dziж gor¹ce powitanie! Po krуtkiej naradzie postanowiono wys³aж naprzуd zwiad. Dwalin, Reswald i Igg pojechali przodem, pozostali po ich œladach. Teraz prowadzi³ Gloin. ¯arty i rozmowy ucich³y, twarze stк¿a³y. Nikt nie zlekcewa¿y³ pancerza, a hobbit przygotowa³ ³uk. Szuka³ w sobie i doko³a oznak obecnoœci wczorajszego widma, ale na prу¿no; wygl¹da³o na to, ¿e pozbyli siк tego wytworu Mogilnikуw na d³u¿ej. Mija³y godziny. I kiedy wed³ug obliczeс Gloina do brodu zosta³o nie wiкcej ni¿ dwie mile, z krzakуw niespodziewanie wynurzy³ siк Dwalin. - Dojechaliœmy do samego brodu - oœwiadczy³. - Nawet przeprawiliœmy siк na drugi brzeg. Weort i Reswald zostali tam na wszelki wypadek. Bujne stepowe trawy ustкpowa³y krzewom o ¿у³tych liœciach; pod ich kкpami widnia³y placki czerwonawej ziemi, wzgуrza sta³y siк jeszcze bardziej wyg³adzone; Folkowi wydawa³o siк, ¿e jad¹ po olbrzymiej tarze do prania, raz w gуrк, raz w dу³. S³oсce ju¿ zesz³o doœж nisko i miкdzy wzgуrkami zaleg³y d³ugorкkie przedwieczorne cienie. Dopiero wtedy us³yszeli z oddali szum wody; pokonawszy ostatnie wzgуrze, znaleŸli siк na brzegu Sirannony. Niegdyœ niemal wyschniкta, rzeczka dziкki ci¹g³emu trudowi krasnoludуw z Czarnej Otch³ani p³ynк³a dziœ wartko w¹skim kanionem o czerwonawych œcianach; brzegi na dole pokrywa³ bury ¿wir. Po³udniowy brzeg w tym miejscu ³agodnie obsuwa³ siк do niewysokiego progu; srebrzyste strumienie wody spada³y z wysokoœci dwуch s¹¿ni. Rzeka na progu rzeczywiœcie nie by³a g³кboka, siкga³a po kolana krasnoludowi, po pas hobbitowi. Na pу³nocnym brzegu, bardziej stromym i spadzistym, droga miкdzy dworna wzgуrzami wiod³a g³кbokim parowem, prowadz¹cym prosto na pу³nocny wschуd. Z krzakуw obok kanionu wy³oni³ siк Weort. - Tu nic siк nie dzieje - oœwiadczy³ tropiciel. - Reswald jest na tamtym brzegu, tam te¿ chyba spokуj. - A mуwi³eœ, ¿e Sirannona by³a sp³awna? - zdziwi³ siк Folko, odwracaj¹c do Torina i wskazuj¹c pienisty grzbiet w korycie. - Poczekaj trochк - uœmiechn¹³ siк Gloin. - Zaraz siк dowiesz, dlaczego ten brуd jest sekretny. Ale najpierw przeprawmy siк! Weszli do wody, prowadz¹c konie za uzdy i walcz¹c z doœж mocnym, zwalaj¹cym z nуg pr¹dem. Wkrуtce ostatni furgon wjecha³ w ¿leb na pу³nocnym brzegu, a Gloin i Dwalin nieoczekiwanie zniknкli, skrywszy siк za przybrze¿nymi kamieniami. Ca³a reszta zatrzyma³a siк i czeka³a, nic nie rozumiej¹c. Rozleg³ siк g³uchy podziemny ³oskot, jakby ogromny zbiornik wody znalaz³ wreszcie dla siebie ujœcie, i w tej samej chwili prуg, po ktуrym przebyli rzekк, zacz¹³ siк obni¿aж. P³aska p³yta szybko osiada³a, pуki zupe³nie nie znik³a w ciemnej g³кbi. Rzeka wyg³adzi³a siк, jej wody p³ynк³y teraz spokojnie i rуwno; ucich³ rуwnie¿ ³oskot. - To dzie³o tangarуw z Morii - powiedzia³ Gloin, uprzedzaj¹c pytania. - Urz¹dzenie powsta³o nie tak dawno, jakieœ pу³tora wieku temu. Wiedz¹ o nim mieszkaсcy Morii, ale jest tajemnic¹ dla wszystkich innych. Nie proœcie nas, ¿ebyœmy zdradzili wam sekret jego dzia³ania, poniewa¿ sk³adaliœmy przysiкgк, ¿e nigdy, w ¿adnych okolicznoœciach nie zdradzimy tej tajemnicy. Dziwi¹c siк niezrуwnanemu mistrzostwu krasnoludуw, wкdrowcy forsowali nie³atwe podejœcie ¿lebem, prowadz¹cym miкdzy wzgуrzami. Czerwone œciany by³y poroœniкte ma³ymi krzewami, lekki wiaterek ko³ysa³ ga³кziami zaczynaj¹cego kwitn¹ж epilobium. Tabor rozci¹gn¹³ siк w d³ug¹ kolumnк: Folko zauwa¿y³ zaniepokojenie Rogwolda, gdy kilku ludzi wdrapa³o siк po zboczach i zniknк³o za grzbietami. ¯leb rozga³кzi³ siк. Skrкcili w prawo; drugie odga³кzienie prowadzi³o na wschуd. Droga wznosi³a siк ³agodnie i wkrуtce wyszli na rуwninк. Po pokonaniu kolejnego pagуrka weszli na wij¹c¹ siк miкdzy wzgуrzami szerok¹ i g³adk¹ drogк, wybrukowan¹ czerwono-burymi p³ytami, dopasowanymi do siebie tak dok³adnie, ¿e w szczeliny miкdzy nimi nie da³oby siк wsun¹ж nawet szyd³a; droga prowadzi³a dok³adnie z zachodu na wschуd. - To Goœciniec Nadrzeczny - wskaza³ rкk¹ Gloin. - Wytyczy³y go elfy w niepamiкtnych czasach, a potem o nim zapomniano. Teraz jest zadbany, dziкki nam; prowadzi od Wrуt Morii a¿ do samego Tharbadu. Jazda po g³adkiej i rуwnej drodze by³a przyjemnoœci¹, nawet konie wydawa³y siк zadowolone. Po trzech godzinach natrafili na przydro¿n¹ osadк - pust¹ i porzucon¹. Okna solidnych drewnianych domostw by³y starannie zabite deskami, mniejsze budowle z bierwion - rozebrane, a w niektуrych sadach czernia³y dziury - œlady po wykopanych drzewach owocowych. Wydawa³o siк, ¿e porzucano te ziemie nie w poœpiechu, ale wywo¿ono wszystko, co siк da³o. We wsi spotkali arnorski konny patrol, dwudziestu milcz¹cych jeŸdŸcуw w pe³nym uzbrojeniu; nie uniknкliby mкcz¹cego przes³uchania, ale dowуdca oddzia³u okaza³ siк synem starego druha Rogwolda. Od stra¿nikуw dowiedzieli siк, ¿e okolica przed nimi wcale nie jest bezludna, poniewa¿ widziano tam oddzia³y po dziesiкciu, dwunastu jeŸdŸcуw, przemieszczaj¹ce siк w rу¿nych kierunkach. - Nie przypominaj¹ zwyk³ych rozbуjnikуw - powiedzia³ dowуdca. - Zbyt dobrze siedz¹ w siod³ach i w³adaj¹ ³ukami. Wygl¹daj¹ na Dunlandczykуw, ale nie wszyscy. B¹dŸcie ostro¿ni! - A dlaczego ludzie st¹d uciekli? - zainteresowa³ siк Rogwold. - Niebezpiecznie tu - przyzna³ niechкtnie dowуdca stra¿y. - Nieopodal s¹ legowiska wszelkiego licha. Napadaj¹ niewielkimi oddzia³ami, a w ka¿dej wsi nie mo¿e stacjonowaж po tysi¹c ¿o³nierzy. Nie daj¹ siк wiкc z³apaж. A posterunki zosta³y zlikwidowane! Tylko my jeszcze kr¹¿ymy po tej ziemi tam i z powrotem, patrzymy, obserwujemy, prуbujemy jakoœ siк przeciwstawiaж, ale muszк przyznaж, ¿e wyniki s¹ doœж mizerne. Patrol ruszy³ na zachуd, do twierdzy, a oddzia³ Rogwolda pod¹¿y³ na wschуd. Reszta dnia minк³a bez przygуd, pod wieczуr zatrzymali siк w p³ytkiej dolinie pod gкstymi koronami wi¹zуw i jesionуw. W krzewach nieopodal ulokowa³y siк stra¿e; Folko od razu wzi¹³ siк do kucharzenia. Pozostali w oczekiwaniu kolacji rozsiedli siк przy ognisku. Igg opowiada³ star¹ legendк z czasуw Wielkiego Krуla, potem Weort zaœpiewa³ now¹, niedawno u³o¿on¹ gdzieœ na granicy pieœс. Hobbita zadziwi³y przepe³nione ¿alem i brakiem nadziei s³owa. Wszystkich ogarn¹³ smutek, ale rozpкdzi³y go krasnoludy, ktуre chуrem odœpiewa³y kilka ballad. Tymczasem Folko przygotowa³ prost¹ kolacjк, w kuflach zapieni³o siк piwo i pod ciemnymi koronami zrobi³o siк zadziwiaj¹co przytulnie i spokojnie. Ognisko sypa³o skrami, a po sk¹panych w purpurze twarzach pl¹sa³y rozb³yski ognia... Rano hobbit obudzi³ siк wypoczкty. Œni³o mu siк coœ mi³ego, ale nie pamiкta³ co. Dwa nastкpne dni minк³y spokojnie. Zapanowa³o ju¿ lato, mimo ¿e by³ dopiero pierwszy maja. Otaczaj¹ca Goœciniec Nadrzeczny zieleс mog³a stanowiж doskona³¹ kryjуwkк. Dru¿yna, obawiaj¹c siк niespodziewanego ataku, wysy³a³a we wszystkie strony patrole. Hobbit bardzo chcia³ w nich uczestniczyж, ale nie puszczano go na zwiady. - SiedŸ - perswadowa³ Rogwold. - Ka¿dego z nas mo¿na zast¹piж, ale gdzie znajdziemy takiego kucharza jak ty? W po³udnie pierwszego maja na czele jechali Grimnir i Alan - patrole zazwyczaj sk³ada³y siк z ludzi, potrafi¹cych poruszaж siк bezszelestnie w zaroœlach - i ze szczytu pokrytego lasem wzgуrza uda³o im siк zobaczyж, ¿e przez dolinк szybko przemknк³a dziesi¹tka jeŸdŸcуw na niskich, ale ¿wawych konikach, z ³ukami na plecach. Patrol zaalarmowa³ resztк. Przez jakiœ czas Folko gapi³ siк na pospiesznie przygotowuj¹cych siк do walki ludzi i krasnoludy. Kusze zosta³y za³adowane, patrole boczne i tylny zbli¿y³y siк do goœciсca. Ostro¿nie ruszyli przed siebie, w ka¿dej chwili oczekuj¹c ataku z zaroœli. Nad goœciсcem zawis³o pe³ne napiкcia milczenie. Folko siedzia³ wepchniкty bezlitosn¹ rкk¹ Torina miкdzy worki, wygl¹da³ przez niewielk¹ szczelinк w pokryciu furgonu. Na kolanach trzyma³ przygotowany do strzelania ³uk, jednak¿e zielone œciany trwa³y nieruchomo, a rozlegaj¹cy siк od czasu do czasu krzyk sуjki œwiadczy³ o tym, ¿e zwiadowcy rуwnie¿ nie zauwa¿yli czegoœ podejrzanego. Jednak¿e wieczorem, gdy ustawili kr¹g z wozуw, po³¹czyli je ³aсcuchami, opuœcili tarcze i zaczкli kopaж dу³ pod ognisko, do³¹czy³ do nich spуŸniony tylny patrol. Igg zeskoczy³ z siod³a i stan¹³ w œrodku obozu. - Widzieliœmy ich - powiedzia³ szybko. - Konni. Trzydziestu. Id¹ za nami, ale nie drog¹, tylko wzd³u¿ niej, po lewej. Ubranie i uzbrojenie maj¹ rу¿ne; s¹ wœrуd nich ³ucznicy, s¹ w³уcznicy. Tarcze maj¹ i okr¹g³e, i owalne, bez ¿adnych herbуw ani znakуw. Glen i Forg w milczeniu skinкli g³owami. - Jak ich zauwa¿yliœcie? - zapyta³ Rogwold. - Forg postanowi³ s³uchaж ziemi co jakiœ czas - wyjaœni³ Igg. - I us³ysza³. Najpierw myœleliœmy, ¿e to kopyta waszych koni, ale potem ws³uchaliœmy siк wszyscy trzej. Wtedy poszliœmy im na spotkanie; schowaliœmy siк w parowie, w takim miejscu, ¿eby musieli omijaж wiatro³om, no i zobaczyliœmy ich. - S³yszeliœcie, po jakiemu mуwi¹? - Rogwold ju¿ prуbowa³ na palcu ostroœж miecza. - Nie. Jechali w milczeniu, ale wyraŸnie za nami! Jeden skierowa³ siк na prawo, zboczy³ na drogк, potem wrуci³ i coœ powiedzia³ reszcie, ale tak cicho, ¿e nie us³yszeliœmy. No to ¿eœmy z wiatro³omu wyleŸli i cofnкliœmy siк. Nie wyœpimy siк dzisiaj, bracia -zakoсczy³ Igg i przykucn¹wszy, zacz¹³ wecowaж ostrze. Pozostali w milczeniu patrzyli na siebie. Folko znowu poczu³ ch³уd w piersi. - Na stra¿y po szeœciu lu... tfu, po trzech ludzi i trzech krasnoludуw - zarz¹dzi³ Rogwold. - Sprawdziж kusze! Nie zdejmowaж kolczug! Bierzcie ko¿uchy; s¹ w zapasie, inaczej zamarzniemy noc¹ w ¿elastwie. Ognisko niech gaœnie... Powoli zakrad³a siк noc. Gкste niskie chmury zaci¹gnк³y niebo; po koronach drzew przemknк³o lekkie westchnienie wiatru. Stra¿nicy udali siк na swoje miejsca, pozostali u³o¿yli siк w œrodku krкgu i usi³owali zasn¹ж. Jednak¿e mija³y godziny, w pobli¿u odezwa³ siк puchacz, nad polan¹ nierуwnym trzepotliwym lotem przeniknк³y cienie nietoperzy, ale poza tym nic siк nie dzia³o. I Folko, mimo ¿e obiecywa³ sobie nie spaж tej nocy, nie zauwa¿y³, jak zamknк³y mu siк powieki. Rankiem drugiego maja starannie rozejrzeli siк wokу³ miejsca postoju, i Grolf zauwa¿y³ kilka œwie¿ych odciskуw butуw bez obcasуw. W trzech miejscach w pobli¿u krкgu wozуw, za wygodnymi do obserwacji krzewami, trawa by³a zgnieciona, co œwiadczy³o o tym, ¿e obserwacja trwa. - To ci z Zapomnianego Pasma, ¿eby ich mуr wyt³uk³! - odezwa³ siк Igg. - Ostrzegali nas: nie pchajcie siк na ro¿en! Po co siк spieszyliœmy? A teraz siedzimy i czekamy, zza ktуrego drzewa wyleci strza³a. - Po co tak skowyczeж i jкczeж?! - rozz³oœci³ siк Dorin. - Nie ma co czekaж na atak, musimy byж pierwsi! Uderzymy z zaskoczenia na tych, co siк za nami wlok¹, pomacamy ich ¿elaznymi ostrzami! Krasnoludy przyjк³y jego s³owa z aprobat¹, niektуrzy z ludzi do³¹czyli do nich. Rogwold najpierw chcia³ zaoponowaж, ale zmilcza³. Wsta³ Grolf. - Los siк uœmiecha do odwa¿nych - powiedzia³, mierz¹c zebranych ciк¿kim spojrzeniem. - Doœж tego dr¿enia przy ka¿dej poruszaj¹cej siк ga³¹zce. Skoro oni nas œledz¹, odpowiemy tym samym! Niech myœliwi stan¹ siк zdobycz¹. Urz¹dzimy zasadzkк i postaramy siк schwytaж ktуregoœ z nich, jak poprzednio. Ja mogк iœж na zwiady. - Wysun¹³ do po³owy miecz z pochwy i z trzaskiem w³o¿y³ go z powrotem. Szybko zwin¹wszy obуz, popкdzili wierzchowce, ¿eby choж trochк oderwaж siк od swoich przeœladowcуw. Z marszu przebyli niewielki ¿leb, o gкsto zaroœniкtym wschodnim zboczu. Odprowadziwszy wozy dalej, przyczaili siк po obu stronach drogi. Zaczк³o siк mкcz¹ce oczekiwanie. Przeœladowcy nie mogli omin¹ж ¿lebu niezauwa¿eni, jego dno by³o widoczne w ca³oœci, od odleg³ego b³кkitnego blasku Sirannony z lewej do ciemnoniebieskiego pasma puszczy po prawej, znajduj¹cej siк w odleg³oœci co najmniej dwуch i pу³ mili. Obejœcie trwa³oby zbyt d³ugo, zdecydowali uczestnicy zasadzki; ci, ktуrzy deptali im po piкtach, bкd¹ musieli albo straciж niema³o czasu na okrк¿n¹ drogк, albo iœж prosto. Zaczerwieniony z emocji hobbit zerkn¹³ z niezadowoleniem na le¿¹cych obok krasnoludуw, ktуrzy sapali, drapali siк, wiercili, ha³asowali, a jemu wydawa³o siк, ¿e zaraz zbiegn¹ siк tu wszyscy rozbуjnicy z ca³ego Arnoru. Przygryz³ wargi, rozejrza³ siк doko³a, a potem pope³z³ do przodu miкdzy niewysokimi krzewinkami. Postanowi³ przedostaж siк do samotnie rosn¹cej na zboczu lipy i tam przysi¹œж. Uda³o mu siк tego dokonaж bez najmniejszego ha³asu. Wtuliwszy siк w niewielkie wg³кbienie, przygotowa³ ³uk. Od le¿¹cych z ty³u towarzyszy dzieli³o go oko³o czterdziestu krokуw. Wolno, bardzo wolno przesuwa³ siк ciemny cieс rzucany przez os³aniaj¹ce Folka drzewo. Hobbit zacz¹³ ju¿ w¹tpiж, czy uda mu siк zauwa¿yж kogoœ, gdy nagle jego wyczulony s³uch wy³apa³ s³aby, niemal nies³yszalny szelest gdzieœ z boku, tu¿-tu¿... D³ugie i mкcz¹ce lekcje Malca przyda³y siк. Hobbit zd¹¿y³ odwrуciж siк szybciej, ni¿ pomyœla³, co nale¿y zrobiж. Nie zd¹¿y³ ani siк zdziwiж, ani wystraszyж, kiedy zobaczy³, jak rozsuwaj¹ siк ga³кzie nad jego g³ow¹ i z zieleni wy³ania siк pysk ogromnego czarnego psa, ktуry wyda³ mu siк dwukrotnie wiкkszy od zwyczajnego wilka. Z uniesionych warg psa sp³ywa³a gкsta œlina. Na mocnym karku mia³ obro¿к z d³ugimi ostrymi kolcami. Strach nie pozbawi³ hobbita si³, jego rкce zrobi³y wszystko, co musia³y, zanim pomyœla³a g³owa. Krуtki ruch i miecz rozci¹³ pysk ruszaj¹cego do ataku psa; rozleg³ siк rozpaczliwy skowyt i zwierzк zniknк³o w zaroœlach. Folko podniуs³ siк i zobaczy³ pospiesznie zawracaj¹cych na pу³noc jeŸdŸcуw, ktуrzy dopiero co wyje¿d¿ali zza drzew na zachodnim zboczu. Kilka chwil pуŸniej nad ¿lebem znowu zapanowa³a cisza. Zasadzka nie uda³a siк. - Ale historia - roz³o¿y³ rкce Rogwold. - Maj¹ psy tropi¹ce! To nie rozbуjnicy, przyjaciele moi, mamy godnych przeciwnikуw. Nie ma co czekaж, idziemy dalej. Kolejne dwa dni minк³y w mкcz¹cej niepewnoœci. JeŸdŸcy nie pokazywali siк, jednak¿e, ogl¹daj¹c miejsca swoich noclegуw, tropiciele znajdowali œlady obserwatorуw, ktуrzy nie spuszczali z nich uwa¿nych oczu. Musieli spaж w pancerzach, ale bardziej mкczy³o oczekiwanie na zdradziecki cios. Podskakiwali przy ka¿dym szeleœcie czy trzasku dobiegaj¹cym z pobocza drogi, po wodк do Sirannony chodzili niemal po³ow¹ swych si³, rozstawiaj¹c ludzi i krasnoludуw po ca³ym szlaku, krуcej te¿ spali - ka¿dy mia³ dwugodzinn¹ wartк. Najciк¿ej by³o tropicielom, wci¹¿ penetrowali okolicк Goœciсca Nadrzecznego, w nadziei odnalezienia jakiegokolwiek œladu tajemniczych przeœladowcуw. Œlady znajdowano, ale wystarcza³o to tylko, ¿eby potwierdziж nieustaj¹c¹ obecnoœж nieznanych przeciwnikуw. Jednak posuwali siк do przodu i szуstego maja od Morii dzieli³ ich najwy¿ej tuzin etapуw. Okolica znowu zaczк³a siк zmieniaж. Pokaza³y siк porzucone, zarastaj¹ce pola, opuszczone wsie, fermy i warsztaty. Krasnoludy opowiedzia³y hobbitowi, ¿e kiedyœ, piкж lat temu, ¿y³o tu niema³o wolnych rolnikуw, ktуrzy sprzedawali pszenicк krasnoludom i znajduj¹cym siк pod opiek¹ wojsk Morii ludziom, ale po tym, jak zaczк³y siк tajemnicze wydarzenia w Czarnej Otch³ani, osiad³ych tu ludzi ogarnк³o przera¿enie, porzucili swoje pola i uciekli na zachуd. - S³yszeliœmy te¿ - powiedzia³ hobbitowi Gloin - ¿e zesz³ej jesieni z Morii odeszli ostatni tangarowie. Widok tej ponurej okolicy dzia³a³ przygnкbiaj¹co. W oddziale myœlano tylko o jednym - ¿eby dojœж do zbawczych Wrуt. Ludzie ju¿ mniej wyraŸnie okazywali niechкж do wejœcia do œrodka. Folko by³ pewien, ¿e wszyscy mieli ochotк jak najszybciej ukryж siк za murami nie do zdobycia. By³a po³owa maja. Sirannona, wij¹ca siк nieopodal goœciсca, sta³a siк widocznie wк¿sza i p³ynк³a szybciej. Zbli¿ali siк do jej Ÿrуd³a. Olbrzymy Gуr Mglistych od dawna zakrywa³y ca³y wschуd, a wprost przed nimi wznosi³ siк ogrom Caradhrasu, we Wspуlnym Jкzyku zwany Czerwonym Rogiem, ktуry hobbit i krasnolud pamiкtali z opisu prуby przejœcia stra¿nikуw przez prze³кcz. Kiedyœ wieczorem Folko i Torin rozmawiali o tym, co mo¿e w dzisiejszych czasach ko³ysaж Œrуdziemiem i jakie mog¹ byж skutki. - Dobrze, przypuœжmy, ¿e to ktoœ z ludzi - mуwi³ Torin. - Odwa¿ny, zrкczny, ktуremu los sprzyja... Niech to bкdzie nawet ktуryœ z angmarskich wodzуw. Tward¹ rкk¹ wybi³ rozbуjnikom z g³owy ich swobody, wszed³ w pakt ze stworami z Mogilnikуw, wszcz¹³ wojnк na rubie¿ach. No i co z tego?! Jeszcze rok, dwa, cierpliwoœж Namiestnika siк skoсczy, zwo³a ruszenie na Angmar. I co wtedy?! Jakieœ wojsko, rzecz jasna, wystawi, ale co s¹ warci rozbуjnicy, ju¿ sami widzieliœmy; id¹ w rozsypkк, gdy tylko siк ich postraszy. Wiele z takimi nie zwojujesz! Co najwy¿ej mog¹ ograbiaж kupcуw. - A mуwi³eœ coœ o sicie? - przypomnia³ przyjacielowi Folko. - O sicie? Przecie¿ nikt nie wie, ¿e mo¿na tak zbieraж Z³o, a w dodatku czy w ogуle mo¿na! Nie, Arnoru si³¹ orк¿a nie da siк pokonaж, chocia¿ nie podoba mi siк ten ich pomys³ - „ka¿demu, co mu siк nale¿y”. - A gdyby znalaz³ sojusznikуw na wschodzie? - przypomnia³ Folko. - Na wschodzie! - Krasnolud prychn¹³ lekcewa¿¹co. - Tam, po pierwsze, i tak ka¿dy z ka¿dym wojuje, przypomnij sobie, co mуwi³ Teofrast, a po drugie, to by ju¿ oznacza³o wielk¹ wojnк! Wtedy i Gondor musia³by wkroczyж, i Rohan. I krasnoludy chyba te¿! Masz pojкcie, jaka jest potrzebna armia, ¿eby z nami wszystkimi sobie poradziж? Nie, nie da siк nas tak ³atwo rozbiж! Przekonasz siк, w przysz³ym roku leœnych zuchуw przycisn¹ mocniej, i wtedy zobaczymy, co siк stanie. Najdziwniejsze, ¿e Torinowi uda³o siк niemal uspokoiж hobbita. I tak sobie rozmawiali, a¿ przysz³a pora warty. Nadszed³ dwudziesty maja.

3 WROTA MORII Wкdrуwka dobiega³a kresu. Co dnia byli bli¿ej Wrуt Morii, wed³ug obliczeс Gloina i Dwalina zosta³y im trzy, cztery dni marszu. Nieznani przeœladowcy jakby zostawili ich w spokoju czy te¿ po prostu trzymali siк w bezpiecznej odleg³oœci. Ludzie wydali siк Folkowi trochк zmieszani, krasnoludy natomiast - skoncentrowane i zdecydowane: w wolnych chwilach sprawdza³y kilofy i przebijaki, a ze swoich przepastnych workуw wydoby³y kamieniarskie m³otki. Torin dokona³ przegl¹du wszystkich zapasуw i oœwiadczy³, ¿e nadesz³a pora, by zaci¹gn¹ж pasa, jeœli nie chc¹ pуŸniej g³odowaж. Okolica sprawia³a coraz smutniejsze wra¿enie z powodu mnogoœci porzuconych domуw i pustych wsi; przez ostatnie dwa dni naliczono ich oko³o dziesiкciu. Uczestnicy wyprawy jak i uprzednio byli ostro¿ni, ale doko³a nic nie zak³уca³o spokoju. Folko dopiero teraz zacz¹³ siк powa¿nie zastanawiaж, co w³aœciwie mia³by robiж w Morii i czy nie lepiej zostaж z ludŸmi na powierzchni; humor znowu mu siк popsu³. Niemal co noc stara³ siк wywo³aж w myœlach postaж Gandalfa albo Radagasta, ale na prу¿no. Jego wysi³ki t³umi³a szara, lepka mg³a, w ktуrej tonк³y wspomnienia, i hobbit nagle ze zdziwieniem poj¹³, ¿e z trudem przypomina sobie rysy Milicenty. Jeszcze bardziej przywi¹za³ siк do swojej broni, Malec nie przerywa³ z nim zajкж, i trzeba przyznaж, ¿e m³ody, zrкczny hobbit doszed³ do niez³ych wynikуw. Przesz³oœж zasnuwa³a mg³a, przysz³oœж by³a jeszcze bardziej niewyraŸna i nieprzenikniona, a teraz zaœ mo¿na by³o liczyж tylko na siebie i na zimn¹ stal, ktуra dobrze le¿y w rкku! Sprawnie pos³ugiwa³ siк broni¹, co czyni³o go silniejszym, i by³ jej wdziкczny jak ¿ywej istocie. Folko wyliczy³, ¿e jest ju¿ dwudziesty уsmy maja; on i Torin wyprzedzili nieco dru¿ynк, ktуra zatrzyma³a siк na po³udniowy popas. Wraz z krasnoludem sprawdzali okolicк, penetruj¹c doœж odleg³e od drogi miejsca. Torin usi³owa³ znaleŸж przynajmniej œlady tych, ktуrzy ich œledzili, z³oœci³o go, ¿e do tej pory ¿adnego nie schwytali. Najpierw hobbita zajmowa³o pe³zanie po okolicznych krzakach, ale w miarк jak czas p³yn¹³, a zdarta skуra na kolanach i podrapane sкczkami rкce dawa³y o sobie znaж coraz dotkliwiej, tropienie przestawa³o go interesowaж; kiedy krasnolud wlaz³ w jakiœ kolejny zaroœniкty krzakami w¹wуz, Folko siк zbuntowa³ i oœwiadczy³, ¿e poczeka na gуrze. Torin znikn¹³ w zielonej gкstwinie; przez jakiœ czas do hobbita dochodzi³ g³oœny, stopniowo siк oddalaj¹cy trzask ³amanych ga³кzi. Rad z odpoczynku usiad³ na ziemi i opar³ siк plecami o splot ga³кzi g³ogu. Minк³o kilka minut, Torin nie wraca³. Hobbit wsta³, przeszed³ siк po niewielkiej polanie. Rуs³ tam potк¿ny grab, na ktуrego pniu Folko dostrzeg³ dziwaczn¹ naroœl; i w przyp³ywie dobrego humoru, dla rozrywki, cisn¹³ w ni¹ no¿em. W tej samej chwili us³ysza³ za sob¹ z lekka ironiczny i - jak mu siк wyda³o -znajomy g³os: - NieŸle, czcigodny hobbicie, ca³kiem nieŸle... Tylko po co? Nim przypomnia³ sobie, gdzie s³ysza³ ten pe³en utajonej mocy g³os, z przera¿eniem zrozumia³, ¿e owo „po co” uniemo¿liwia mu u¿ycie broni, ¿e czy siкgnie po ni¹, czy nie, i tak nie bкdzie mia³o znaczenia... Folko odwrуci³ siк, zbyt oszo³omiony, by obmyœlaж jakiœ plan dzia³ania. Na przeciwleg³ym koсcu polany dostrzeg³ dwu mк¿czyzn; ga³кzie krzewуw jeszcze ko³ysa³y siк za ich plecami. Hobbit drgn¹³ i ledwo powstrzyma³ okrzyk. Przed nim, w odleg³oœci jakichœ dziesiкciu krokуw, trzymaj¹c rкce na rкkojeœci d³ugiego miecza, zastyg³ w napiкtym oczekiwaniu garbus Sandello. Przygl¹da³ siк Folkowi zimnym, bezlitosnym wzrokiem. A obok niego, w mocno zu¿ytym szarozielonym p³aszczu podrу¿nym, skrzy¿owawszy rкce na piersi, sta³ wysoki postawny cz³owiek z jasn¹ brod¹ i d³ugimi, opadaj¹cymi na ramiona w³osami. Na jego ustach b³¹ka³ siк lekki uœmiech, gкste brwi niemal przys³ania³y oczy, ktуrych koloru nie mo¿na by³o okreœliж, ale ich spojrzenie mia³o jak¹œ osobliw¹ moc. Ten wzrok nakazywa³ - i rozkazy by³y respektowane, a podporz¹dkowywanie siк im by³o nawet przyjemne... Mк¿czyzna mia³ regularne rysy twarzy: wysokie czo³o, g³adkie koœci policzkowe, rуwn¹, jakby wyciкt¹ liniк ust; mo¿na by o nim powiedzieж, ¿e jest szczery i dumny. Czu³o siк, ¿e mк¿czyzna jest obdarzony niema³¹ si³¹, nie-ujawniaj¹c¹ siк na pierwszy rzut oka. Miecza nie mia³, i dopiero gdy zrobi³ krok i jego p³aszcz nieco siк rozchyli³, hobbit zauwa¿y³ wisz¹cy na szerokim skуrzanym pasie d³ugi prosty sztylet. Pamiкж Folka eksplodowa³a; przypomnia³ sobie Przygуrze, Annuminas, ober¿к i starego kronikarza. Zrozumia³, czy te¿ domyœli³ siк, ¿e przed nim stoi Olmer, poszukiwacz z³ota z Dale! Zamar³, nie wiedz¹c, co zrobiж - uciekaж czy wrzeszczeж „alarm!”, czy chwyciж, mimo wszystko, za miecz?! Olmer zrozumia³ to. Zrobi³ krok do przodu, przyjaŸnie uœmiechn¹³ siк do hobbita, odwrуci³ siк do Sandella i pokrкciwszy g³ow¹, powiedzia³ z lekkim wyrzutem w g³osie: - Nie, Sandello, nie. Rzemios³o nie mo¿e staж siк przyzwyczajeniem... - Jestem pos³uszny! - wychrypia³ garbus, pochylaj¹c siк jeszcze ni¿ej i nie spuszczaj¹c z Olmera spojrzenia pe³nego uwielbienia. Emanowa³o z niego takie oddanie i tyle zaufania, ¿e Folko nabra³ przekonania o pomy³ce starego kronikarza; takich uczuж nie mo¿na kupiж za ¿adne pieni¹dze... - Nie pozwalaj, ¿eby zapanowa³ nad tob¹ strach, czcigodny hobbicie - ci¹gn¹³ tymczasem Olmer, odwracaj¹c siк do Folka. - Nie ka¿dy, kogo spotkasz, jest zbуjem; przesta³eœ, jak widzк, ufaж nawet sobie. PodejdŸ tutaj, nie bуj siк, nie wyrz¹dzimy ci krzywdy, klnк siк na Wielkie Schody! I Folko podporz¹dkowa³ siк. Ju¿ siк nie ba³. Jakoœ od razu uwierzy³ Olmerowi, chocia¿ w g³кbi duszy jeszcze nie do koсca roztaja³a ma³a grudka wczeœniejszego strachu. Powoli zbli¿a³ siк do stoj¹cych nieruchomo Olmera i Sandella. Id¹c do nich, przyjrza³ siк poszukiwaczowi z³ota. Patrz¹c z do³u do gуry, widzia³ nad zapinkami p³aszcza mocn¹ szyjк z przecinaj¹cymi j¹ wyraŸnymi zmarszczkami, zdradzaj¹cymi prze¿yte przez Olmera lata - wiкcej, ni¿ mo¿na by mu daж po jego opalonej twarzy. Olmer post¹pi³ o krok do przodu i hobbit zwrуci³ uwagк na jego wysokie skуrzane buty, z wyraŸnie wytartymi na podbiciach ³ukami od strzemion. Sandello ani na krok nie odstкpowa³ od swego pana. - Cieszк siк, ¿e ciк spotka³em, cz³owieczku - powiedzia³ Olmer, przyjaŸnie uœmiechn¹wszy siк - choж nawet nie znam twego imienia. Mnie zw¹ Olmer. Chcк zwrуciж ci stary d³ug. Tak, nie dziw siк, w Przygуrzu post¹piono z tob¹ niesprawiedliwie, i ten, ktуry pierwszy ciк skrzywdzi³, poniуs³ ju¿ karк. Ty, kochany Sandello, rуwnie¿ nie mia³eœ racji, broni¹c kpiarza awanturnika! Garbus drgn¹³ i pochyli³ g³owк. - No a ty, czcigodny hobbicie, pope³ni³eœ b³¹d, id¹c z mieczem na cz³owieka, ktуry rzuci³ stal. Jesteœ bardzo m³ody i nie winie ciк, ale w przysz³oœci przeciwko pa³ce bierz kufel. - Znowu uœmiechn¹³ siк lekko. - Sandello! Masz szczкœcie, ¿e hobbit obna¿y³ miecz, bo w przeciwnym wypadku, kto wie, jak by siк to wszystko skoсczy³o?! Ale to ju¿ przesz³oœж; teraz chcк, ¿eby nie dzieli³o nas to stare nieporozumienie. Folko sta³ w milczeniu, patrz¹c gdzieœ w bok; nie mia³ si³y spojrzeж Olmerowi w oczy. Nikt nigdy nie rozmawia³ z nim z takim szacunkiem i tak szczerze jak z rуwnym; nikt, nawet Torin, nawet Malec. G³osu Olmera przyjemnie by³o s³uchaж: hobbitowi nie schlebiano, po prostu ktoœ silny uzna³ jego si³к i przyzna³, ¿e pope³ni³ b³¹d; Folko poczu³ siк prawie usatysfakcjonowany. Zniknк³y resztki strachu, nie ba³ siк nawet Sandella, patrz¹cego teraz ze zdziwieniem i zainteresowaniem. Hobbit nie wiedzia³, co powiedzieж, i tylko przestкpowa³ z nogi na nogк, jednak¿e g³кboko w umyœle zrodzi³a siк niespokojna myœl: po co Olmerowi to wszystko? Nast¹pi³a cisza. Olmer patrzy³ wyczekuj¹co, a Folko zrozumia³, ¿e powinien przynajmniej siк przedstawiж w odpowiedzi na pe³n¹ szacunku przemowк. Z trudem zwalczaj¹c oszo³omienie, wypowiedzia³ swoje imiк. Olmer przyjaŸnie skin¹³ g³ow¹, a potem zerkn¹³ na Sandella. Ten zrobi³ szybki krok do przodu i spokojnie wyci¹gn¹³ rкkк do hobbita. - Nie wspominaj mnie Ÿle, synu Hemfasta - powiedzia³ wolno, dotykaj¹c d³oni Folka smuk³ymi, zimnymi i jednoczeœnie niewiarygodnie mocnymi palcami; d³oс hobbita drgnк³a. - Przyznajк, ¿e nie mia³em wtedy racji... Wypowiedzia³ to z trudem, ale Olmer uwa¿nie mu siк przypatrywa³, i Sandello mуwi³ dalej. Folko patrzy³ mu prosto w oczy, co kosztowa³o go wiele wysi³ku, i ponownie, jak w Przygуrzu, dostrzeg³ w nich jakby zrozumienie i ukryt¹ gorycz. Garbus mуwi szczerze - pomyœla³ nagle hobbit - chocia¿ duma mu w tym przeszkadza. - Walczy³eœ dobrze - ci¹gn¹³ Sandello. - Prawdк powiedziawszy, przy drugim razie ledwo unikn¹³em ciosu. Zreszt¹, teraz to nie jest wa¿ne. Proszк ciк, postaraj siк zapomnieж. - Ja... Ja nie wiem... - wymamrota³ hobbit, trac¹c nagle odwagк pod wp³ywem badawczego spojrzenia garbusa. - Podobnych spraw tak po prostu siк nie zapomina. Sandello wci¹¿ trzyma³ jego praw¹ rкkк, Folko poczu³ siк nieswojo. Garbus westchn¹³. - Co mogк zrobiж, ¿eby odkupiж swoj¹ winк? - zapyta³. - Wydaje mi siк, ¿e mogк ci w tym pomуc, czcigodny Sandello - wmiesza³ siк nagle Olmer. - Jesteœ winny, bez dwуch zdaс, dlatego przynieœ tu nasze trofeum z Gundabadu! - Nasze?! - Garbus podniуs³ oczy ze zdziwieniem. - Tak, nasze - odpowiedzia³ Olmer - poniewa¿ wykorzysta³em twoj¹ sztukк, walcz¹c z przeciwnikiem. Przynieœ to, a byж mo¿e, spodoba siк czcigodnemu hobbitowi. Sandello skin¹³ g³ow¹, odwrуci³ siк i szybko znikn¹³ w zaroœlach. Po chwili pojawi³ siк znowu, trzymaj¹c w rкku niewielk¹ skуrzan¹ torbк, i poda³ j¹ Olmerowi. Ten rozwi¹za³ troczki, wsun¹³ do œrodka rкkк i wyj¹³ krуtki sztylet w prostej czarnej pochwie, z krawкdziami okutymi w¹skim paskiem czarnej stali. Do pochwy przymocowano kilka rzemyczkуw, ale po co, tego Folko nie potrafi³ odgadn¹ж. Olmer trzyma³ broс p³asko, palce jego prawej d³oni kry³y rкkojeœж, a hobbita nagle ogarnк³o dziwne uczucie. W tym pozornie zwyczajnym sztylecie kry³y siк jakieœ magiczne proporcje; nie da³oby siк go wyd³u¿yж ani skrуciж, poszerzyж ani zwкziж. G³adka, czarna skуra, pokrywaj¹ca pochwк, powinna byж niezwykle przyjemna w dotyku - pomyœla³ nagle Folko. Jaki bкdzie spokojny i pewny siebie, gdy tylko jego d³oс dotknie tej rzeczy. Nieœwiadomie uczyni³ krok w przуd, zapominaj¹c o ostro¿noœci. - Widzк, ¿e ju¿ ciк wo³a. Bierz! - mуwi³ tymczasem Olmer. -Niech ci wiernie s³u¿y! - Zamilk³ na chwilк, ale potem, podaj¹c hobbitowi sztylet, doda³: - Godne mк¿czyzn jest dawanie sobie takich podarkуw, albowiem co lepiej zaspokaja nasze ukryte marzenia? Jego palce rozwarty uchwyt, a d³onie Folka przejк³y sztylet. W tej samej chwili las, Sandello i Olmer przestali dla niego istnieж, bo on patrzy³ na prezent. Pochwa mia³a d³ugoœж jedenastu palcуw, do jej dolnego koсca przymocowany zosta³ pierœcieс, przez ktуry przechodzi³ w¹ski rzemyk. Taki sam pierœcieс znajdowa³ siк na gуrze, rуwnie¿ z rzemykiem. Zanim Folko zd¹¿y³ siк zdziwiж, jego wzrok pad³ na rкkojeœж, wykonan¹ z nieznanego mu bia³ego tworzywa, w dotyku nie by³o ani g³adkie, ani szorstkie; hobbitowi wydawa³o siк, ¿e dotyka skуry nieznanego zwierzкcia, maj¹cego zdolnoœж stroszenia albo wyg³adzania jej tak, ¿e palce nie wyczuj¹ najmniejszej nierуwnoœci. A obok niebieskiego jelca z lekko wygiкtymi koсcami w bia³¹ powierzchniк rкkojeœci wpasowano g³adko wypolerowany kamieс. W pierwszej chwili wyda³ siк Folkowi skromny i niepozorny - nie b³yszcza³ i nie œwieci³, kolorem przypomina³ wyblak³¹ per³к, z lekka poci¹gniкt¹ szar¹ mgie³k¹ - ale wystarczy³o, by popatrzy³ naс nieco z boku, i wуwczas kamieс nagle stawa³ siк na po³y przezroczysty, a w jego jakby dr¿¹cej g³кbi mуg³ dojrzeж ciemny krzy¿. Hobbit jak zaczarowany d³ugo nie odrywa³ wzroku od niezwyk³ego kamienia. Jego powierzchnia wydawa³a siк malutkim oknem na niewiadome, oknem maj¹cym nawet swoj¹ krzy¿ownicк. Z ciemnoniebieskiego jelca wysuwa³o siк p³ynnie zwк¿aj¹ce siк ostrze o d³ugoœci dziesiкciu palcуw. Matowa szara stal wydawa³a siк rozwalcowanym przed³u¿eniem wprawionego w rкkojeœж kamienia. Na klindze, pozostawiaj¹c tylko g³adkie, w¹skie paski wzd³u¿ ostrza, ci¹gnк³y siк dziwne wzory z zadziwiaj¹co splecionych niebieskich kwiatуw; hobbit gotуw by³ przysi¹c, ¿e te kwiaty by³y podobne do ju¿ widzianych w jakimœ œnie, ale na czym polega³o podobieсstwo, nie potrafi³ powiedzieж. Sztylet od pierwszej chwili znakomicie u³o¿y³ siк w d³oni nowego w³aœciciela, ktуry trzyma³ go mocno, jakby siк ba³, ¿e upuœci cenny dar. - Tak, jest akurat dla ciebie. - Do oszo³omionego hobbita dotar³ g³os Olmera. - Pozwуl, ¿e ci pomogк go na³o¿yж... Folko drgn¹³, jakby budz¹c siк ze snu; czuj¹c jak¹œ straszliw¹ niemoc, pozwoli³ cz³owiekowi przerzuciж gуrn¹ pкtlк pochwy przez szyjк, a doln¹ opasaж nieco powy¿ej talii. Pochwa œciœle przyleg³a do cia³a. Olmer cofn¹³ siк o krok, jakby ciesz¹c oko efektami w³asnej pracy, jego d³onie kry³y siк w wytartych skуrzanych rкkawicach, choж dzieс by³ upalny. - Dziкkujк... - z trudem wykrztusi³ Folko. - Dziкkujк ci, panie... Nisko siк pok³oni³. Prostuj¹c siк, napotka³ spojrzenie Olmera i poddany jakiemuœ nag³emu przeczuciu, zrobi³ krok do przodu, by uœcisn¹ж d³oс Sandella. - Bardzo dobrze - us³ysza³ s³owa poszukiwacza z³ota. - Niech przesz³oœж poch³onie zapomnienie. Usunкliœmy to, co nam przeszkadza³o, i teraz mo¿emy porozmawiaж. Jaki wspania³y masz ³uk! - G³os Olmera ledwo zauwa¿alnie zmieni³ siк, sta³ siк twardszy. - Pozwуl mi go obejrzeж. Folko zawaha³ siк, podniуs³ oczy. Olmer sta³ nad nim niczym wie¿a, patrzy³ powa¿nie i przenikliwie. I chocia¿ Folko poczu³ jakiœ wewnкtrzny niepokуj, rкka, jakby walcz¹c z wol¹, siкgnк³a do futera³u i wyjк³a elfijsk¹ broс. Co robisz?! - W jego g³owie k³кbi³y siк niespokojne myœli. -Jak mo¿na oddawaж w cudze rкce, i to TAKIE, tк rzecz?! Widaж coœ siк zmieni³o w wyrazie twarzy i spojrzeniu hobbita, bo po obliczu Olmera przemkn¹³ nagle jakiœ twardy uœmieszek. Jego potк¿ne, os³oniкte czarn¹ skуr¹ rкkawic d³onie chwyci³y ³uk. Podniуs³ go bli¿ej oczu, ¿eby siк przyjrzeж, przysun¹³ siк doс i Sandello. Twarz poszukiwacza z³ota nagle postarza³a siк o dobre dwadzieœcia lat, sta³a siк okrutna i ponura, jakby odezwa³ siк w nim jakiœ zadawniony bуl. Lewy k¹cik warg drgn¹³ i powкdrowa³ do gуry, nadaj¹c twarzy pogardliwy i wspу³czuj¹cy zarazem wyraz. Hobbit odruchowo cofn¹³ siк o krok. To, co siк dzia³o z Olmerem, nie usz³o rуwnie¿ uwadze garbusa - jego spojrzenie, choж pe³ne wyrzutu, by³o czu³e, kiedy po³o¿y³ d³oс na przedramieniu swego pana. Folkowi wydawa³o siк, ¿e to jakaœ, mo¿e niezrкczna, ale prуba pieszczoty i uspokojenia zarazem. Garbus spogl¹da³ tak, jakby chcia³ powiedzieж swemu przyjacielowi i panu: „nie trzeba”. Olmer westchn¹³ g³кboko, dok³adnie obejrza³ ³uk, sprуbowa³ naci¹gn¹ж ciкciwк i ju¿ chcia³ coœ powiedzieж, gdy za plecami hobbita rozleg³ siк nagle szelest i trzask ga³кzi przemieszany z niewyraŸnymi okrzykami. Folko zadr¿a³, uœwiadomiwszy sobie, ¿e zupe³nie zapomnia³ o Torinie. Pospiesznie obejrza³ siк i zobaczy³ pod przeciwleg³¹ œcian¹ krzakуw krasnoluda, ktуry sta³ z otwartymi ze zdziwienia ustami. Wszystko zamar³o, jakby czas siк zatrzyma³, hobbita przygniot³a otaczaj¹ca cisza, tylko krew szumia³a w uszach. Chcia³ krzykn¹ж - i nie mуg³. Otworzywszy gamoniowato usta, przypatrywa³ siк Torinowi, ktуrego twarz wyra¿a³a teraz upуr i zaciкtoœж; widzia³, jak krasnolud b³yskawicznie wyszarpn¹³ zza pasa topуr i miкkkim krokiem wojownika ruszy³ przez polanк. Hobbit nie mia³ czasu, by podziwiaж zimn¹ krew Olmera. Nie odezwawszy siк, poszukiwacz z³ota zwrуci³ mu ³uk, drug¹ rкk¹ odsun¹³ w bok, pokaza³ krasnoludowi otwart¹ d³oс i spokojnie poszed³ mu na spotkanie, wystawiaj¹c pod strza³к Folka szerokie, ods³oniкte teraz plecy. K¹tem oka Folko zauwa¿y³ jakiœ ruch i obejrza³ siк. Rкka Sandella wœliznк³a siк pod p³aszcz, miкœnie szyi napiк³y siк; by³ teraz gotуw na wszystko, ale nie wykona³ ¿adnego ruchu i - wydawa³o siк - nawet nie patrzy³ w stronк hobbita. Folko natomiast zebra³ ju¿ tyle si³, by mуc krzykn¹ж do Torina, ale nagle odezwa³ siк Olmer. Dzieli³o go od krasnoluda nie wiкcej ni¿ dziesiкж krokуw. - Witaj, Torinie, synu Dartha - rozleg³ siк spokojny g³os. - Wiele wody up³ynк³o od czasu ostatniego spotkania, ale nie zapomnia³em tego œmia³ka, ktуry skrуci³ kiedyœ o ca³¹ d³oс Œwiкt¹ Brodк Durina, zdobi¹ca wie¿к nad bram¹ Arthedain! I tego, co sta³o siк potem. Folko ze zdziwieniem zauwa¿y³, ¿e policzki Torina pokry³ ciemny rumieniec. Krasnolud opuœci³ topуr. - Poczekaj no, poczekaj! Czy nie ciebie zna³em w swoim czasie pod przezwiskiem Okrutnego Strzelca?! Oto spotkanie, klnк siк na Moriaсskie M³oty! Krasnolud nie kry³ zdumienia. Olmer sta³ plecami do hobbita i ten nie widzia³ twarzy cz³owieka, ale s³ysza³ jego g³os, spokojny i pewny siebie. Oszo³omienie Torina nie trwa³o d³ugo, opuszczony przed chwil¹ topуr znowu pewnie leg³ w jego mocnych d³oniach. Ruszy³ na Olmera. - Hej, co wy tu robicie i czego chcecie od mojego przyjaciela hobbita?! - G³os krasnoluda brzmia³ g³ucho, ale chrypka, zdradzaj¹ca jego niepewnoœж i zdziwienie, zniknк³a. - Folko! Co tu robisz?! Torin podszed³ niemal na odleg³oœж ciosu do nieruchomo stoj¹cego Olmera. - Wyjaœnialiœmy fatalne nieporozumienie, do ktуrego dosz³o miкdzy nami w przesz³oœci - powiedzia³ ugodowo poszukiwacz z³ota. - Mia³eœ w tym i ty pewien udzia³, czcigodny synu Dartha. Mуj przyjaciel i towarzysz wкdrуwki - Olmer odwrуci³ siк twarz¹ do hobbita i garbusa, wskazuj¹c na Sandella - pogodzi³ siк z czcigodnym hobbitem, ktуrego wzrost nijak siк ma do jego hartu i odwagi. Syn Hemfasta przyj¹³ przeprosiny Sandella oraz prezent, od nas, ktуrym potwierdziliœmy zawarty pokуj. - Co?! Pokуj?! Oczy krasnoluda b³ysnк³y, Torin wychyli³ siк do przodu, ale Olmer powstrzyma³ go w³adczym gestem i hobbit ze zdziwieniem zobaczy³, ¿e krasnolud podporz¹dkowa³ siк. - Jeszcze nie skoсczy³em, synu Dartha - odezwa³ siк Olmer, a jego g³os sta³ siк bardziej suchy i ostry. - Pamiкtam, ¿e podczas naszego pamiкtnego spotkania w Przygуrzu miкdzy tob¹ i Sandellem rуwnie¿ wybuch³ spуr. Hobbit ju¿ zawar³ pokуj z Sandellem. Czy nie post¹pisz tak samo i ty, czcigodny Torinie? Zw³aszcza ¿e w³aœnie ty nie mia³eœ racji, odrzuciwszy zaproponowan¹ wtedy zgodк! Torin jeszcze ni¿ej pochyli³ g³owк, patrz¹c spode ³ba na Olmera. Krasnolud trzyma³ topуr w gotowoœci, cz³owiek zaœ, wydawa³o siк, by³ bezbronny. Sandello wci¹¿ sta³, s³ucha³ uwa¿nie i lekko kiwa³ siк na czubkach palcуw z boku na bok. Folko przechwyci³ w koсcu rzucone w jego stronк spojrzenie krasnoluda: by³o w nim zaniepokojenie, nieufnoœж i zdziwienie - dlaczego jego brat hobbit nic nie mуwi? - Nie zrobili mi nic z³ego, Torinie - odezwa³ siк Folko. - Sandello powiedzia³, ¿e jest winien... I zobacz, jaki dosta³em sztylet! Wyj¹³ sztylet z pochwy, uradowany, ¿e mo¿e pochwaliж siк przed przyjacielem. Jednak¿e Torin nawet nie spojrza³. Jego czo³o nie wyg³adza³o siк, a miкœnie ¿uchwy zadrga³y. - Otrzyma³eœ odpowiedŸ na swoje pytanie, Torinie, dlaczego on tu jest - oœwiadczy³ Olmer, wci¹¿ stoj¹c plecami do hobbita i garbusa. - Co zaœ do tego, co my tu robimy, s¹dzк, ¿e mam nie niniejsze podstawy zapytaж o to rуwnie¿ ciebie, ale skoro chcesz, odpowiem. Pкdzimy tabun rohaсskich wierzchowcуw pу³krwi na pу³noc i dopiero co przeprawiliœmy siк przez rzekк. Jesteœ zadowolony? Czy teraz opuœcisz topуr i porozmawiasz z nami po ludzku, o Skracaj¹cy Brody? Znowu Folko zobaczy³, jak Torin drgn¹³, s³ysz¹c te s³owa, i jeszcze ni¿ej opuœci³ g³owк. Coœ za tym sta³o, jakaœ ponura tajemnica, zna³ j¹ Olmer, a nie powinien znaж nikt. - O czym mamy mуwiж? - zapyta³ ochryp³ym g³osem krasnolud, wci¹¿ trzymaj¹c topуr przed sob¹. - No, na przyk³ad o tym, czy nie powinni uœcisn¹ж sobie d³oni - krasnolud Torin, znany powszechnie wojownik, mistrz topora, i cz³owiek Sandello, rуwnie¿ znakomity we w³adaniu mieczem? Jakiej jeszcze ¿¹dasz satysfakcji? - Folko! - zawo³a³ nagle do przyjaciela Torin, nie zwracaj¹c uwagi na s³owa Olmera. - ChodŸ tu do mnie. Bкdzie nam ³atwiej rozmawiaж z Okrutnym Strzelcem. Hobbit poruszy³ siк, chc¹c podejœж do druha, ale nie mуg³ zrobiж kroku. Nagle uzna³, ¿e nie mo¿e pokazaж plecуw garbusowi; œlepy paniczny strach pojawi³ siк nie wiadomo sk¹d i sku³ jego cz³onki. - Nie ufasz mi, synu Dartha? - Teraz g³os Olmera zadŸwiкcza³ metalicznie. - Czego siк boisz? Gdybyœmy chcieli zrobiж cokolwiek tobie czy twojemu przyjacielowi, to klnк siк na Wielkie Schody, ju¿ dawno byœmy to zrobili! Folko zobaczy³, jak po tych s³owach krasnolud poczerwienia³ jeszcze bardziej, a jego usta wykrzywi³y siк w dwuznacznym uœmiechu; w tej samej chwili zrozumia³, ¿e boi siк nie Sandella, ale Torina! Boi siк i nie rozumie go - po raz pierwszy od wielu miesiкcy wspуlnie przebytej drogi. Dlaczego krasnolud tak siк upiera?! Dlaczego szuka zwady?! Przecie¿ stoi przed nim para wyœmienitych, doœwiadczonych wojownikуw... Ale co robiж? W rozterce przygryz³ wargi i niechc¹cy rzuci³ spojrzenie na garbusa. Sandello patrzy³ na niego ¿yczliwie, z lekkim, ale nie ironicznym uœmiechem. Nagle wyci¹gn¹³ rкkк i lekko popchn¹³ Folka, jednoczeœnie rozpinaj¹c i rzucaj¹c na trawк swуj pas z d³ugim mieczem, znany ju¿ hobbitowi z ober¿y w Przygуrzu. - No idŸ, g³uptasie! Na sztywnych nogach hobbit pokuœtyka³ do oczekuj¹cego w milczeniu krasnoluda. Tymczasem Olmer zacz¹³ mуwiж znowu: - Obra¿asz nas, podejrzewaj¹c, ¿e jesteœmy zdolni do mordowania s³abszych. To niegodne ciebie, synu Dartha! - Torinie! - zasycza³ ze z³oœci¹ na przyjaciela Folko. - Dosta³em jedn¹ lekcjк z powodu w³asnej g³upoty i nie chcк drugiej z powodu twojej! Nie czyni¹ nam nic z³ego, uwierz mi! Torin spojrza³ zezem i powiedzia³, zwracaj¹c siк do Olmera: - Jкzyk obraca ci siк znakomicie, Okrutny Strzelcze, ale twe s³owa s¹ puste jak szlaka. Zabiж s³abszego, powiadasz? A zapomnia³eœ Przygуrze? Olmer westchn¹³. - Wiкc jak mam ci udowodniж, ¿e nie zamierzamy wyrz¹dziж wam krzywdy? - Bardzo prosto, zejdŸcie nam z drogi! - odpowiedzia³ ponuro krasnolud. - Nie wierzк w takie przypadkowe spotkania. IdŸcie sobie swoj¹ drog¹, a my pуjdziemy swoj¹. Ale pamiкtaj, Sandello, jeszcze pogadamy, kiedy bкdziemy sam na sam. - Zaryzykujesz walkк z Sandellem, maj¹c taki nic niewart topуr jak ten? - niespodziewanie rozeœmia³ siк Olmer. - Mnie ten topуr pasuje, a czy jest dobry, rozstrzygniemy innym razem i w inny sposуb - odgryz³ siк Torin. Zamiast odpowiedzi Olmer rozwi¹za³ troczki p³aszcza pod szyj¹ i zrzuci³ go na ziemiк, potem odpi¹³ i po³o¿y³ na p³aszczu swуj sztylet. Odszed³ na bok i skin¹³ na krasnoluda. - Czy¿byœ siк ba³ podejœж do mnie, nawet kiedy jestem bez broni? - rzuci³ niedbale poszukiwacz z³ota, widz¹c wahanie Torina. Ten zgrzytn¹³ zкbami i jednym skokiem znalaz³ siк przy Olmerze. - Podaj mi swуj topуr - poprosi³ nagle cz³owiek. Olmer powiedzia³ to zwyczajnym tonem, jakby prosi³ krasnoluda o krzesiwo i hubkк. Wyci¹gn¹³ rкkк, a Folko zamar³, k¹tem oka widz¹c, jak garbus napi¹³ miкœnie. W ciszy s³ychaж by³o tylko ciк¿ki oddech krasnoluda. - Sandello! Przynieœ no mi mуj kostur - powiedzia³ poszukiwacz z³ota, a potem, gdy za garbusem zamknк³a siк œciana ga³кzi, doda³, zwracaj¹c siк do Torina: - Ci¹gle jeszcze siк boisz? Folko otworzy³ szeroko usta, gdy zobaczy³, ¿e Torin niepewnym ruchem podaje broс Olmerowi, i cofn¹wszy siк o dwa kroki, zamiera. Olmer tylko lekko siк uœmiechn¹³, a potem nagle chwyci³ za oba koсce toporzyska i zerkn¹³ na Torina. Za plecami Folka zaszeleœci³y krzaki i hobbit zobaczy³ Sandella, ktуry w jednej rкce trzyma³ bia³y kostur, a w drugiej pкkat¹ br¹zow¹ manierkк. Hobbit zauwa¿y³ te¿, ¿e krasnolud nerwowo oblizuje jкzykiem wyschniкte wargi. Garbus podszed³ do ciœniкtego na trawк p³aszcza Olmera i delikatnie u³o¿y³ obok niego kostur, potem, ci¹gle trzymaj¹c w rкku manierkк, stan¹³ w odleg³oœci dwu krokуw od poszukiwacza z³ota. - Cу¿ - powiedzia³ Olmer, w zadumie przygl¹daj¹c siк toporowi - to, co stworzono pod ziemi¹, zawsze znajdzie przeciwwagк na powierzchni... Z tymi s³owy wolnym, p³ynnym ruchem podniуs³ topуr, wysun¹³ do przodu zgiкt¹ w kolanie nogк, przesun¹³ jakoœ w bok... rozleg³ siк trzask, i w rкkach cz³owieka zosta³o z³amane toporzysko. Olmer westchn¹³, przymkn¹wszy powieki, jego czo³o zrosi³ pot, rкce opad³y wzd³u¿ bokуw. Z³amany topуr wypad³ mu z r¹k. Wydawa³o siк, ¿e Torin straci³ dar mowy. Zdumiony do granic wpatrywa³ siк w spokojnie uœmiechaj¹cego siк cz³owieka, ktуry ju¿ odzyska³ si³y. Rкka krasnoluda wolno siкga³a do ciк¿kiego buzdygana, ale Olmer, nie mуwi¹c ani s³owa, odkorkowa³ podan¹ przez garbusa manierkк, poci¹gn¹³ kilka d³ugich ³ykуw, wysoko zadzieraj¹c g³owк, uœmiechn¹³ siк i poda³ j¹ os³upia³emu Torinowi. Ten wzi¹³ naczynie, zamruga³, a potem podrapa³ siк po g³owie i - nie spuszczaj¹c oka ze szcz¹tkуw swej broni - podniуs³ do ust manierkк; ³ykn¹³, a chwilк potem zakrztusi³ siк i rozkaszla³. Tymczasem Sandello zrobi³ krok, jak gdyby nigdy nic wyci¹gaj¹c rкkк po manierkк; Torin, nawet nie spojrzawszy na garbusa, odda³ mu j¹. Ten pochyli³ z wdziкcznoœci¹ g³owк i sam ³ykn¹³, po czym spojrzeniem i gestem zaproponowa³, by hobbit uczyni³ to samo. Oszo³omiony nie mniej ni¿ jego przyjaciel, Folko przyj¹³ z r¹k Sandella manierkк. Znajdowa³o siк w niej wino, gкste, aromatyczne, jakiego nigdy jeszcze nie prуbowa³; ¿adne hobbitaсskie wina nie wytrzyma³yby porуwnania z tym, smakowa³yby jak woda. W sercu hobbit poczu³ lekkoœж, po ca³ym ciele rozla³o siк przyjemne ciep³o. - Oto wypiliœmy w ko³o - powiedzia³ Olmer, z uœmiechem. -To dobrze, tak pieczкtuj¹ przyjaŸс prawdziwi mк¿czyŸni na wschodzie, daleko st¹d, gdzie rosn¹ B³кkitne Lasy Nadrunia. Widzк w tym dobry omen... Kto wie, mo¿e spotkamy siк jeszcze z tej strony Grzmi¹cych Mуrz?... Zreszt¹, po co teraz gadaж o tak odleg³ych sprawach. Torinie, zamiast z³amanego toporzyska chcк ci podarowaж mуj kostur - zrуb sobie z niego nowy, dla takiego mistrza jak ty nie bкdzie to trudne. Rкczк ci, ¿e pos³u¿y ci wierniej i lepiej ni¿ stary. Sandello! Podaj no go! Torin, nieco oprzytomniawszy, popatrzy³ na Olmera bez lкku, ale z szacunkiem i jakimœ zainteresowaniem, jednak¿e - i Folko czu³ to - przed krasnoludem stali wrogowie, ktуrzy okrutnie go poni¿yli, ale na razie byli od niego mocniejsi. Garbus tymczasem poda³ poszukiwaczowi z³ota d³ugi bia³y kostur, wykonany z jakiegoœ nieznanego hobbitowi materia³u - nie z drewna, nie z ¿elaza i nie z kamienia. Jego powierzchnia matowo po³yskiwa³a, poza tym w niczym nie rу¿ni³ siк od wielu porz¹dnie pomalowanych drewnianych pa³ek. Olmer nieznacznie pokrкci³ g³ow¹, wiкc garbus odwrуci³ siк do krasnoluda. - Przyjmij to od nas, czcigodny Torinie - oœwiadczy³. Wyci¹gn¹³ kostur przed siebie, podaj¹c krasnoludowi, a ten, wolno wyci¹gn¹wszy rкce, przyj¹³ go. - Sprуbuj teraz z³amaж go, czcigodny Torinie - powiedzia³ z uœmiechem Olmer. - Ale powiem od razu: w swoim czasie mnie siк to nie uda³o. Folko odetchn¹³ z ulg¹, widz¹c, jak w oczach krasnoluda pojawi³a siк ciekawoœж. Torin chwyci³ kostur za koсce - musia³ szeroko roz³o¿yж rкce - i napi¹³ miкœnie. Kostur sprк¿ynowa³ w jego rкkach, i krasnolud, specjalnie siк nie natк¿aj¹c, opuœci³ go. - Skrуж go sobie odpowiednio - poradzi³ Olmer. - Daje siк dobrze strugaж. - Czego chcesz od nas? - zapyta³ Torin wci¹¿ ochryp³ym g³osem. - Ja? Od was? Nic. Spotkaliœmy siк, nie bкd¹c w zgodzie, ale rozstajemy siк, chcк w to wierzyж, rozumiej¹c wzajemnie. - Po co nam darujesz to wszystko? Twarz poszukiwacza z³ota pozosta³a powa¿na. - Chcк, ¿ebyœcie szli po wybranej przez siebie drodze w³aœciwie uzbrojeni - powiedzia³ bez cienia uœmiechu. - Nie kryjк, nasze spotkanie nast¹pi³o nie z woli œlepego losu, od dawna chcia³em do tego doprowadziж. Dziœ w Œrуdziemiu niewielu znajdzie siк œmia³kуw, ktуrzy zamierzaj¹ wejœж w trzewia Morii! - Sk¹d wiesz, jakie mamy plany? - Torin wœciekle sapa³. - I co ci do tego? T Powtarzam jeszcze raz: nic. Ale ceniк sobie odwagк i oddaje jej czeœж, ktokolwiek siк ni¹ wykazuje. A co do tego, sk¹d wiem o waszych zamiarach... przymierzaliœcie siк przez ca³¹ zimк, a piwo w ober¿ach Annuminas rozwi¹zuje jкzyk niejednemu... - Olmer uœmiechn¹³ siк. - Ale nawet gdybym nie wiedzia³ nic o waszych planach, dok¹d jeszcze mo¿e siк kierowaж trzydziestka odwa¿nych krasnoludуw oraz zaprawionych w podrу¿ach i bojach ludzi, jeœli znajduj¹ siк o kilka dni podrу¿y od Wrуt Morii? Chcia³bym ¿yж w zgodzie z tymi, ktуrzy odwa¿yli siк na coœ takiego, na co ja sam bym siк nie odwa¿y³. Zauwa¿, ¿e nie dopytujк siк, co chcecie tam robiж, ale cokolwiek zdzia³acie, bкdzie to godne prawdziwych mк¿уw. - Dziкkujemy za dobre s³owa - powiedzia³ nieco rozz³oszczony Torin. - Chcia³bym ci odpowiedzieж podobnymi ¿yczeniami powodzenia, ale twe sprawy i zamiary nie s¹ nam znane, a to, czego niechc¹cy byliœmy œwiadkami... - Zamilk³, jednak patrzy³ Olmerowi prosto w oczy. - Cу¿, ¿ycie nie zawsze jest podobne do lotu strza³y - zauwa¿y³ niedbale Olmer. - Domyœlam siк, o co ci chodzi. Ale pos³uchaj: wszystkie ustawy, prawa, zakazy i nakazy nigdy nie s¹ bezwzglкdnie dobre czy bezwzglкdnie z³e. Jeœli bкdziesz przestrzega³ wszystkich, to zostanie ci tylko jedno, zamkn¹ж siк w czterech œcianach i nie patrzeж na œwiat! Nie, czcigodny Torinie, nie os¹dzam spraw innych ludzi, nie wa¿к, czy odpowiadaj¹ one jakiemuœ zapisanemu kawa³kowi pergaminu. Mк¿czyzna ¿yje dla odwa¿nych i wielkich czynуw, tylko tak mo¿na ¿yж honorowo i zyskaж s³awк. - Ale odwaga i poœwiкcenie zas³uguj¹ na chwa³к tylko w tym wypadku, kiedy s³u¿¹ dobrej sprawie! - wtr¹ci³ hobbit nieoczekiwanie dla samego siebie. - Ofiarny rozbуjnik to nie odwa¿ny m¹¿, tylko nikczemny zabуjca, ktуry staje siк z powodu swojej odwagi jeszcze bardziej niebezpieczny! Olmer uœmiechn¹³ siк. - Jesteœ odwa¿ny, cz³owieczku, nie pomyli³em siк co do ciebie. Ale wydaje mi siк, ¿e przemawia przez ciebie to, czego ciк nauczono, a nie to, co prze¿y³eœ sam. Dobro i Z³o! - Ponownie uœmiechn¹³ siк. Folko ze zdziwieniem zauwa¿y³, ¿e cieс tego uœmiechu odbija siк te¿ na twarzy garbusa. - Dwa ostrza jednej klingi, nierozdzielne, jak œwiat³o i cieс! Od dawna wiadomo, ¿e nie mo¿e byж powszechnego dobra, jak i powszechnego z³a. - No to co z moimi rodakami, ktуrzy walczyli w bitwie na Polach Pelennoru? Czy tego, co uczynili, nie uczynili dla powszechnego dobra?! - nie ustкpowa³ hobbit. - Powszechnego, powiadasz? Czyli takiego, ktуre jest dobre dla wszystkich? - uœmiechn¹³ siк Olmer. - A czy mo¿na broniж takiego dobra za pomoc¹ k³amstwa? Nie rozumiesz? Wyjaœniam... Nikt nie czyni³ wyrzutуw hobbitowi, wspomnianemu przez ciebie, za to, ¿e porazi³ Czarnego Krуla ciosem w plecy, wiкc dlaczego w pieœni o Eowainie mуwi siк, ¿e spotkali siк twarz¹ w twarz? Nieg³upio, klnк siк na Wielkie Schody! - Czy uwa¿asz wiкc, ¿e Wielki Meriadok mia³ gin¹ж, czy jak? - obruszy³ siк Folko, ale Olmer uniуs³ rкkк uspokajaj¹cym gestem, - Nie mуwi³em tego, cz³owieczku. Nie, ten hobbit walczy³ odwa¿nie. Ale po co wstydliwie to skrywaж? Zapad³a cisza. Folko nie wiedzia³, jak odeprzeж zarzut, sam nieraz s³ysza³ tк star¹ pieœс o pojedynku pod murami Tinas Mirith, i znaj¹c prawdziw¹ historiк, najpierw sam dziwi³ siк, ale potem przywyk³, uzna³, ¿e nast¹pi³a jakaœ pomy³ka, i wiкcej siк nad tym nie zastanawia³. Nieoczekiwanie zapyta³: - Powiedz, czcigodny Olmerze, dlaczego nazywasz nas cz³owieczkami? - Tak mуwi siк o was w mojej ojczyŸnie, na wschodzie, gdzie zachowa³a siк pamiкж o Dniach Wкdrуwek, gdy œwiat by³ jeszcze i m³ody. Wiem, ¿e na po³udniu, w Gondorze, nazywaj¹ was niewysoczkami, w Rohanie holbytlanami, a na wschodzie, jak mуwi³em. - Cу¿... Olmer zrobi³ krok, jakby w kierunku le¿¹cego na trawie p³aszcza i sztyletu, a w tym czasie Sandello nagle wyci¹gn¹³ rкkк do Torina. Poszukiwacz z³ota zamar³, nie odrywaj¹c spojrzenia od stoj¹cych naprzeciwko siebie krasnoluda i cz³owieka; Folko poczu³ raptowny zawrуt g³owy, jakby patrzy³ w dу³ z ogromnej wysokoœci. W nastкpnej chwili Torin wolno uœcisn¹³ szeroki i p³aski przegub garbusa. - Nie warto walczyж o powody g³upich k³уtni, nieprawda¿? - rzek³ cicho, ale z naciskiem Sandello, a Torin, jak echo, powtуrzy³: - Nie warto... Cу¿, jeœli mуj druh ci wybaczy³, bкdziemy uwa¿ali, ¿e i ja nie mam do ciebie ¿alu. - Bardzo dobrze - powiedzia³ Olmer i stan¹³ miкdzy krasnoludem i garbusem, k³ad¹c im na ramiona rкce. Hobbit zdziwi³ siк, widz¹c, jak Sandello pochyli³ siк do ziemi, a Torin nieoczekiwanie zatoczy³ siк, jakby dŸwiga³ na plecach zbyt wielki ciк¿ar, jednak trwa³o to tylko chwilк. Olmer cofn¹³ rкce, pochyli³ siк, podniуs³ z ziemi kawa³ki toporzyska i poda³ je Torinowi. - Teraz siк po¿egnamy - powiedzia³ cicho, ponownie k³ad¹c d³oс na ramieniu garbusa. - Cokolwiek bкdziecie myœleli o mnie i moim towarzyszu, ¿yczк wam, byœcie wrуcili tacy, jakimi jesteœcie teraz. Trudno powiedzieж, co siк zmieni³o w jego g³osie, ale Folko w tej chwili nie spuszcza³ wzroku z Olmera, ch³on¹³ ka¿de jego zdanie; ostatnie s³owa, wypowiedziane z jakimœ ponurym zdecydowaniem, spowodowa³y, ¿e drgn¹³. Z krzakуw na polanк wyszed³ cz³owiek w krуtkim podrу¿nym p³aszczu; z szacunkiem uk³oni³ siк Olmerowi. - Ju¿, ju¿, idziemy - odpowiedzia³ na nieme pytanie poszukiwacz z³ota. - PrzyprowadŸ konie... Powsta³a sekundowa pauza i nagle Sandello podszed³ do hobbita. - Pozwуl twуj nу¿ - powiedzia³ nieoczekiwanie. - Nie do koсca prostujesz d³oс, popatrz, o tak! B³yskawiczny, niezauwa¿alny okiem ruch rкki garbusa, w ktуr¹ zdziwiony, ale nie wystraszony hobbit w³o¿y³ jeden ze swych no¿y do miotania, sprawi³, ¿e ostrze z ciк¿kim, dŸwiкcznym odg³osem wbi³o siк w naroœl tu¿ obok pierwszego no¿a. S³uga przyprowadzi³ wierzchowce. Olmer dosiada³ wysokiego cisawego ogiera, Sandello - gniadej koby³y. Garbus nieoczekiwanie, ju¿ siedz¹c w siodle, pochyli³ siк do stoj¹cego nieruchomo Folka i w milczeniu poda³ mu wype³nion¹ jeszcze w trzech czwartych manierkк. Olmer i Sandello tr¹cili piкtami konie i nie ogl¹daj¹c siк, znikli w zaroœlach. Kilka chwil ko³ysa³y siк jeszcze poruszone przez nich ga³кzie, a potem na polanк wrуci³y cisza i spokуj. - Uff - odetchn¹³ ciк¿ko krasnolud, gwa³townie rozwi¹zuj¹c troczki kurtki i obna¿aj¹c mokr¹ od potu pierœ. - Co, zostawi³ wino? Dawaj szybko! Sk¹dkolwiek pochodzi, muszк siк napiж po takim... Torin zabulgota³, a Folko rzuci³ siк do drzewa: w naroœli tkwi³ ciœniкty przez niego nу¿, a obok, w odleg³oœci mniejszej ni¿ gruboœж palca, tkwi³ drugi, pos³any przez Sandella z tak¹ si³¹, ¿e wszed³ w drzewo niemal do po³owy. Hobbit mкczy³ siк, ale nie da³ rady go wyci¹gn¹ж. Pomyœla³ o s³owach Rogwolda, wypowiedzianych przy okazji pierwszego spotkania z Sandellem, ¿e ten ostatni mуg³ zabiж hobbita, nie wstaj¹c od sto³u. Podszed³ do Torina, chc¹c poprosiж go o pomoc. Krasnolud tymczasem oprу¿ni³ du¿¹ czкœж manierki, trochк siк uspokoi³ i tylko wywraca³ oczami. Burcz¹c coœ pod nosem i machaj¹c rкkami, poszed³ z hobbitem do drzewa. - Ten? Nie ma co, rкkк to on... - Torin podrapa³ siк po g³owie. - Cу¿, sprуbujemy... Jednak¿e prуbowa³ d³ugo, i dopiero zebrawszy ca³¹ swoj¹ si³к, wyszarpn¹³ rzucony przez Sandella nу¿. Parskn¹³ i otar³ pot. - Taak... - skomentowa³. - Ma ³apк ten garbus, ¿eby mu usch³a! Wyda³ mi siк bardzo zrкczny ju¿ wtedy, w Przygуrzu, ale gdybym wiedzia³, ¿e ma tak¹... klnк siк na Brodк Durina, by³bym ostro¿niejszy... Torin ciк¿ko westchn¹³ i leg³ na trawie, obejmuj¹c g³owк rкkami. Folko ostro¿nie usiad³ obok niego, szukaj¹c wzrokiem spojrzenia przyjaciela, ale krasnolud uparcie wpatrywa³ siк w ziemiк. Na krуtk¹ chwilк zapanowa³a g³ucha cisza, nagle krasnolud jкkn¹³, jakby z niewypowiedzianego wstydu, nawet zgrzytn¹³ zкbami. Wystraszony hobbit przywar³ do ziemi. - Kim¿e jest ten Olmer, ktуry z³ama³ mуj topуr jak s³omkк! - mуwi³ Torin porywczo i ze z³oœci¹. - Po co patrzy³em na niego? Dlaczego odda³em topуr? Dlaczego uœcisn¹³em rкkк tego zabуjcy?! - D³onie krasnoluda zaciska³y siк w piкœci, a przez twarz przebieg³ skurcz, podobny do grymasu obrzydzenia. - Co siк ze mn¹ dzia³o, Folko? By³eœ obok, widzia³eœ, co siк ze mn¹ dzia³o?! Poderwa³ siк, policzki mu p³onк³y, mocne ¿у³tawe zкby przygryz³y wargi. - Co tobie, Torinie? Co siк z tob¹ dzieje?! - krzykn¹³ wystraszony hobbit. - Dlaczego wrzeszczysz? - Dlaczego? - Oczy krasnoluda zwкzi³y siк w szparki. - Widzia³eœ, jak po³o¿y³ mi rкkк na ramieniu? Myœla³em, ¿e walnк nosem w ziemiк! Dobra, wœrуd tangarуw mуg³bym znaleŸж dwуch, trzech, ktуrzy mogliby mi to zrobiж, podobnie jak z³amaж toporzysko, ale ¿eby to potrafi³ cz³owiek?! - Opamiкtaj siк, Torinie! Po prostu jest mocny, bardzo mocny, i co z tego?! Dlaczego cz³owiek nie mia³by byж taki mocny? - Mocny... - uœmiechn¹³ siк krasnolud z gorycz¹. - Niж, coœ tu jest nie tak, bracie hobbicie. Coœ siк ze mn¹ dzia³o dziwnego... Zreszt¹, rozwa¿my wszystko od pocz¹tku. Naprawdк nic ci nie zrobili? Oszala³em, jak zobaczy³em ciк z nimi! - Nie, Torinie, nic siк nie dzia³o - zacz¹³ z przekonaniem Folko i opowiedzia³ o wszystkim, co siк wydarzy³o na polanie. - Przyj¹³eœ jego przeprosiny?! - zapyta³ z niedowierzaniem Torin. - Dlaczego nagle sta³eœ siк taki dobry?! Czy zapomnia³eœ Przy gуr ze? - Nie zapomnia³em - burkn¹³ Folko, czerwieni¹c siк i opuszczaj¹c g³owк. - Po prostu to by³o nieporozumienie, Sandello pokaja³ siк. Podarowali mi sztylet... - Poka¿ mi go - poprosi³ krasnolud, wyci¹gaj¹c d³oс. - Chcк popatrzeж, czym ciк tak wzruszyli. Hobbit, siкgaj¹c w zanadrze, uœwiadomi³ sobie, ¿e trudno mu, nawet na chwilк, rozstaж siк z owym przedmiotem. Ale Torin to Torin, i Folkowi uda³o siк pokonaж niechкж. Krasnolud ostro¿nie wzi¹³ sztylet z niebieskim kwiatami na klindze. Obraca³ go w d³oniach, prуbowa³ ostrze, usi³owa³ wygi¹ж, d³uba³ palcem rкkojeœж, d³ugo wpatrywa³ siк w kamieс. W koсcu usatysfakcjonowany, nie odzywaj¹c siк, zwrуci³ sztylet hobbitowi; ten szybko go schowa³ i poczu³ niespodziewan¹ ulgк - ostrze mia³o nad nim jak¹œ dziwn¹ w³adzк. - Nigdy nie widzia³em czegoœ podobnego - przyzna³ Torin, rozk³adaj¹c rкce. - To nie nasza robota, stal te¿. Wyœmienita, nawiasem mуwi¹c, trwa³a i giкtka... A jak wykonano rysunek, mogк siк tylko domyœlaж. Nasi tak nie potrafi¹. Kamieс, co prawda, wydaje mi siк znany, krzy¿owniki nie s¹ drogocenne, s¹ doœж kruche, ³atwo daj¹ siк obrabiaж, ale taki du¿y i z bardzo wyraŸnym krzy¿em to rzadkoœж. Chcia³bym wiedzieж, dlaczego podarowa³ ci go! Tobie sztylet, mnie kostur... Jak z niego zrobiк toporzysko? Zamilk³. Przed oczami obaj mieli tк zadziwiaj¹c¹ parк, Olmera i garbusa. Ka¿dy wspomina³ szczegу³y niezwyk³ego spotkania; w ten sposуb przeszli ca³¹ polanк, a wtedy Torin nagle uderzy³ siк w czo³o. - Dobrzy z nas zwiadowcy! Zadeptaliœmy œlady kopyt! - Ktoœ zadepta³, a ktoœ przyjrza³ siк i zapamiкta³! - Hobbit pokaza³ przyjacielowi jкzyk. - Podkowy z piкcioma hufnalami, miкdzy pierwszym i drugim, od lewej licz¹c, taka trуjramienna gwiazda... Zreszt¹ masz je tu, czy¿byœ nie widzia³? Ale od³у¿my rozmowy na pуŸniej, pewnie ju¿ siк o nas martwi¹. Dotarli do obozu w chwili, gdy zaniepokojony Rogwold wysy³a³ we wszystkie strony jeŸdŸcуw na poszukiwanie przyjaciу³. Hobbit i krasnolud musieli zbywaж wszystkich pospiesznie wymyœlonymi opowiastkami, i dopiero w nocy, kiedy obуz zatrzyma³ siк na biwak na skraju lasu obok porzuconej przez ludzi wsi, zwo³ali naradк w krкgu najbli¿szych przyjaciу³. Siedzieli w ciemnoœciach, starannie uszczelniwszy szpary w okryciu furgonu i owin¹wszy siк w koce; przed wieczorem od gуr poci¹gn¹³ lodowaty wiatr. Uczestniczyli: Malec, Rogwold, Dorin i Bran. Znali ju¿ opowieœж o wydarzeniach w ober¿y „Pod Pochw¹ Andurila”, o Olmerze z Dale i starym kronikarzu; Folko i Torin wtajemniczyli ich we wszystkie szczegу³y wydarzeс. - Zaczniemy od tego, co wiemy - zagai³ Rogwold; Folko umilk³ i obliza³ wyschniкte wargi. - Œlady podkуw s¹ rzeczywiœcie niezwyk³e. - Niezwyk³e, z tak¹ gwiazdk¹!? - zaprotestowa³ Bran. - Szkoda, ¿e ich nie widzia³em - westchn¹³ Rogwold. - Jednak¿e taka cecha nie jest mi znana. Co mo¿e znaczyж gwiazda? - Gwiazda, wiadomo - odezwa³ siк Torin. - Zw¹ j¹ Iselgrid i w przesz³oœci oznacza³a jednoœж trzech podziemnych ¿ywio³уw: Kamienia, Ognia i Wody. Ale nie s³ysza³em, ¿eby ktуryœ z tangarуw u¿ywa³ takiej cechy! - A czy ktуryœ z ludzkich kowali nie mуg³ sam wymyœliж takiego prostego symbolu? - zapyta³ Rogwold. Nagle do rozmowy wtr¹ci³ siк Malec: - Jeœli dacie mi kufelek przygуrzaсskiego piwa, powiem wam, sk¹d s¹ te podkowy! - uœmiechn¹³ siк tajemniczo. - Ty?! Sk¹d? Gadaj! - rzucili siк na niego wszyscy, ale Malec trwa³ przy swoim. - Najpierw piwo! Ale nie ten naparstek, ca³y mуj kufel! Krкc¹c g³ow¹ i wykrzywiaj¹c usta, Torin spe³ni³ jego ¿yczenie. Ma³y krasnolud wypi³ wolno, stкkn¹³, otar³ brodк... Nast¹pi³a cisza. Chytrze przyjrza³ siк wpatrzonym w niego przyjacio³om. - Ten znak - Iselgrid - stawia na swoich wyrobach pewien rangtor z Ereboru - rzuci³ niedbale. - Znam go trochк. Pok³уci³ siк ze swoimi z Samotnej Gуry i poszed³ na pу³noc, na P³askowy¿ Smoka. On w³aœnie robi takie podkowy, przy czym dodaje do nich miedŸ, dlatego s¹ ciк¿sze, ale bardziej miкkkie i lepiej przylegaj¹ do kopyta... - Rangtor? - zapyta³ zdziwiony Rogwold, ale Torin wyjaœni³, ¿e tak krasnoludy nazywaj¹ tangarуw samotnikуw, ¿yj¹cych i pracuj¹cych na w³asne ryzyko, odszczepieсcуw. - To jest doœж ponury osobnik - ci¹gn¹³ Malec - ale wspania³y mistrz. Pozna³em go, kiedy chadza³em do Ereboru, z piкж zim temu. - Podkowy z Ereboru... - powiedzia³ w zamyœleniu Torin. -Teofrast te¿ mуwi³, ¿e on jest z Dale. Cу¿, mo¿e i prawda... Ale co nam z tego? - Chocia¿by to, ¿e jeœli nawet ³¿e, to nie zawsze - wtr¹ci³ siк Folko. - Racja - skin¹³ g³ow¹ Rogwold. - Nasz hobbit ma ca³kowit¹ racjк. To znaczy, ¿e w niektуrych sprawach mo¿emy wierzyж s³owom Olmera. Torin tylko wzruszy³ ramionami. - Teraz dalej - ci¹gn¹³ by³y setnik. - Jego prezenty. Sztylet naszego Folka to przedmiot absolutnie zadziwiaj¹cy i tajemniczy. Sk¹d siк wzi¹³ taki sztylet? Kto mуg³ go wykonaж? - W odpowiedzi krasnoludy roz³o¿y³y rкce. - Jeœli to nie jest wasze dzie³o, w takim razie czyje? - Mo¿emy zgadywaж bez koсca - mrukn¹³ Bran. - Mogli wykonaж go potomkowie rycerzy z Zamorza jeszcze przed upadkiem Wroga. Albo wykuto go gdzieœ na wschodzie, o ktуrego cudach kr¹¿y tyle legend. - Powiedzia³, ¿e to ichniejsze gundabadzkie trofeum - przypomnia³ Folko. - Gundabadzkie?! Zastanуwmy siк, co tam siк dzia³o przez ostatnich kilka lat. - Rogwold przeczesywa³ palcami brodк. - Nic mi nie przychodzi do g³owy. Mo¿e krasnoludy coœ s³ysza³y? Teraz Torin i Bran roz³o¿yli rкce, jednak Dorin nagle pochyli³ siк do przodu. - Coœ s³ysza³em - zacz¹³ wolno, marszcz¹c czo³o. - Gdzieœ w tamtych krainach znikn¹³ bez wieœci oddzia³, ktуry napad³ na Erebor ubieg³ej jesieni, pamiкtacie? W Annuminas spotka³em kiedyœ znajomka, co wкdrowa³ przez krуlestwo Beorningуw akurat w tym czasie; s³ysza³, ¿e graniczna stra¿ zosta³a zaalarmowana i du¿y oddzia³ leœnych ludzi ruszy³ na pу³noc. Nic wiкcej nie wiem, ale tak czy inaczej ci, ktуrzy przyszli ze wschodu, znikli bez œladu. - Mo¿e tak by³o - niepewnie zgodzi³ siк Torin. - Tylko coœ du¿o tych „mo¿e”! - Na razie nie mamy nic wiкcej - wzruszy³ ramionami Rogwold. - Cу¿, niewykluczone, ¿e Bran ma racjк, ¿e sztylet jest rzeczywiœcie ze wschodu. A twуj kostur, Torinie? Krasnolud wyci¹gn¹³ spod zwalonych na dnie furgonu workуw d³ug¹ ni to tyczkк, ni to laskк, ¿у³t¹ w mкtnym œwietle kaganka. D³ugo obracali j¹ w rкkach, wzruszali ramionami. Malec nawet sprуbowa³ laskк na z¹b, a najlepsze ostrza krasnoludуw ciк³y j¹ z trudem i szybko siк tкpi³y. Krasnoludy skwitowa³y prezent wzruszeniami ramion. Nikomu nie uda³o siк domyœliж, co to jest i sk¹d siк wziк³o. - Co zamierzasz z tym zrobiж, Torinie? - zapyta³ w koсcu Rogwold, zwracaj¹c zagadkowy prezent poszukiwacza z³ota. - Zrobiк toporzysko - mrukn¹³ krasnolud. - A w³aœnie, Torinie, zna³eœ Olmera wczeœniej? - zapyta³ Folko. - Co to za przezwisko Okrutny Strzelec? - Zna³em go... Dawno temu - odpowiedzia³ niechкtnie krasnolud, odwracaj¹c twarz. - Poznaliœmy siк - uœmiechn¹³ siк krzywo - przed trzydziestu laty, kiedy obaj byliœmy m³odzi. Oprawialiœmy w Arthedain now¹ miejsk¹ bramк, a on... On te¿ by³ obcy w tym mieœcie, pokazano mi go, gdy strzela³ o zak³ad do fruwaj¹cych go³кbi na placu targowym, ani razu nie spud³owa³. Za to dosta³ swoje miano, a imiк jego szybko zapomnia³em... Nie od razu go te¿ pozna³em, w koсcu bardzo siк zmieni³, chocia¿ na twarzy siк nie postarza³. Ale my skoсczyliœmy swoj¹ robotк i wrуciliœmy w gуry; co siк sta³o z Okrutnym Strzelcem, prawdк mуwi¹c, ma³o mnie interesowa³o. - Powiedz, a co to by³o ze skracaniem Brody Durina? - dopytywa³ siк hobbit, jednak Torin, ktуry nagle jakby zamkn¹³ siк w sobie, nie odpowiedzia³. - Nie rozmawiajmy teraz o tym - poprosi³ po chwili milczenia. - W³aœnie z powodu brody pok³уci³em siк swego czasu ze starszyzn¹... No, doœж tego! - Pкdzili tabun dojrza³ych czterolatkуw, gotowych pod siod³o - wtr¹ci³ zamyœlony setnik. - Nie mo¿emy o tym zapomnieж, kiedy bкdziemy pisali do Namiestnika, pamiкtaj, drogi Torinie, ¿e Olmer jest poszukiwany. Krasnolud nachmurzy³ siк. - Znalaz³ nas sam, my mamy z nim porachunki, nasze porachunki - odpar³ tamten ponuro. - To nie dotyczy Annuminas! - Mo¿e byж poszukiwany za coœ zupe³nie innego - zaoponowa³ Rogwold. - Nie wolno ukrywaж tego, ktуry powinien stan¹ж przed s¹dem. Niewinnych nie zamykamy! - Ale i tak nie pojmujк: po co mu to by³o? - wymamrota³ Donn. - On powiedzia³, ¿e spotkanie nie by³o przypadkowe? - Co tam deliberowaж - rzuci³ Bran. - Chcia³bym wiedzieж, co Olmer mia³ na myœli, mуwi¹c: „¯yczк wam, byœcie wrуcili tacy, jakimi jesteœcie teraz”? Czy¿by wiedzia³ coœ i o Morii? - Dowiemy siк, kiedy do niej dojdziemy - skwitowa³ jego s³owa Torin. - Mimo wszystko do czegoœ mu jesteœmy potrzebni - mуwi³ Rogwold. - Dlaczego chcia³ pogodziж garbusa z wami? I pogodzi³! Kto wie, czy to ostatnie spotkanie? Rozmawiali jeszcze d³ugo, ale nie ustalili, jakie korzyœci mуg³ odnieœж Olmer i dlaczego ten zagadkowy cz³owiek interesuje siк ich wypraw¹. W koсcu przestali sobie ³amaж g³owy i po³o¿yli siк spaж; do Wrуt Morii zosta³o niewiele, tylko dwa dni drogi. Folko spa³ niespokojnie. Mкczy³y go niejasne, przerywane sny; zwidywa³y mu siк albo nieznane wysokie wie¿e, objкte dziwnym b³кkitnym p³omieniem, albo wype³nione purpurow¹ mg³¹ zapadliska i cienie, poruszaj¹ce siк w tej krwawej mgle, innym razem widzia³, jak na jawie, czarne rкkawice na potк¿nych d³oniach Olmera, ktуre ³ama³y wydawa³oby siк niezniszczalny topуr Torina. Folka ci¹gle drкczy³a myœl, ¿e Olmer mia³ w tym wszystkim jakiœ ukryty cel, byж mo¿e chcia³, ¿eby hobbit i jego wspу³towarzysze rzeczywiœcie przedostali siк do Morii i podarowany sztylet mуg³ tam siк przydaж; jednak¿e czu³ te¿, ¿e Olmer dzia³a³ w natchnieniu, jakby kieruj¹c siк jakimœ impulsem... Ostatnie dni minк³y w pe³nym napiкcia oczekiwaniu. Lasy znik³y, ust¹piwszy miejsca smutnej, pe³nej porzuconych domostw i zdzicza³ych sadуw rуwninie. Sirannona skrкca³a tutaj w prawo, odchodz¹c na po³udnie wzd³u¿ Gуr Mglistych. Folko nie zsiada³ ze swego kuca, trzymaj¹c siк obok G³oina, Dwalina, Rogwolda i Torina jad¹cych na czele taboru. Wzmocnili œrodki ostro¿noœci, tu nie by³o gdzie siк kryж, wiкc starannie omijali puste osady i farmy, unikaj¹c patrzenia w czarne okna opustosza³ych domуw, przypominaj¹cych trupy z wydziobanymi przez kruki oczodo³ami. Spotkanie z Olmerem i Sandellem przez ca³y czas nurtowa³o hobbita, ale, mimo ¿e wci¹¿ siк nad tym zastanawia³, nie potrafi³ znaleŸж wyt³umaczenia, co sprowadzi³o tego niezwyk³ego cz³owieka na ich œcie¿kк i do czego by³y potrzebne wyjaœnienia na polanie. Jednak¿e owe problemy zajmowa³y chyba tylko jego: na podejœciach do Wrуt Morii krasnoludy zapomnia³y o wszystkim. Ich oczy p³onк³y, wydawa³y niezrozumia³e okrzyki w nieznanym hobbitowi jкzyku. Krasnoludy zbli¿a³y siк do najwa¿niejszej œwi¹tyni swego ludu. „Nieprzenikniona jest woda Kheled-Zaramu i zimne niczym lуd Ÿrуd³a Kibil-Nalu...” Ostatniego dnia wкdrуwki droga prowadzi³a grzbietem pasma wzgуrz, pу³nocnym brzegiem Nadrzecznej Doliny. Zostawili za sob¹ przystaс, zniszczon¹ przez po¿ar; Folko i Torin nie wytrzymali - doszli do kamiennych stopni, schodуw prowadz¹cych przez Prуg Morii. Na pocz¹tku Nowej Epoki krasnoludy oczyœci³y za pomoc¹ swych p³askodennych ³odzi i tratw drogк w dу³ rzeki i wytyczy³y now¹ do stolicy, ponad dolin¹. B³otniste jezioro, ktуre niegdyœ tak wystraszy³o Froda, znik³o; dnem doliny weso³o p³ynк³a Sirannona, zbocza nadrzecznych wzgуrz porasta³y zapuszczone sady jab³oniowe. - To by³a wielka praca... - powiedzia³ Torin cicho, jakby do siebie, wzdychaj¹c. - I wszystko na prу¿no... Us³yszeli za sob¹ kroki - od strony zatrzymanych na gуrze wozуw zbli¿a³ siк do nich Gloin. Krasnolud w³o¿y³ najlepsze ubranie, jego potк¿n¹ pierœ okrywa³a b³yszcz¹ca kolczuga, za szerokim pasem mia³ zdobiony topуr i kolczasty buzdygan. Moriaсczyk zatrzyma³ siк przy nich i po³o¿y³ d³oс na ramieniu Folka; hobbit czu³ dr¿enie cia³a G³oina. Wygnaniec sta³ na progu domu rodzinnego. Kilka chwil milczeli, wpatruj¹c siк w szare œciany urwiska, w ktуrym ukryte by³y Wrota. Potem Gloin uœmiechn¹³ siк i lekko tr¹ci³ hobbita. - Podoba ci siк, Folko? Wiкcej zobaczysz, gdy wymieciemy to plugastwo, ktуre znowu pojawi³o siк w Czarnej Otch³ani! Klnк siк na Brodк Durina, ju¿ nigdy ludzie nie bкd¹ musieli porzucaж swych domostw obok naszych Wrуt! - Piкknie tu - westchn¹³ zachwycony hobbit, patrz¹c na b³кkitn¹ wstкgк Sirannony. - Poczekaj, Gloinie, s³ysza³em, ¿e wczeœniej by³ tu jakiœ staw, w ktуrym ¿y³y potwory? - Prawda - skin¹³ g³ow¹ Gloin. - Co tu siк dzia³o!... Krasnoludy po zwyciкstwie oczyœci³y jezioro, ale najpierw splot³y sieж z resztek mithrilu i wy³owi³y Chrz¹sto³apa oraz ca³e jego potomstwo, spuœci³y wodк i zamknк³y gardziel podziemnej rzeki, a potem przywrуci³y rzece jej dawny bieg. Folko chcia³ rozpylaж Moriaсczyka o szczegу³y tego polowania, ale ju¿ wo³ali ich towarzysze. S³oсce opuœci³o siк nad horyzont. Wrota znajdowa³y siк kilkaset krokуw od nich, a w pospiesznie rozbitym obozie ju¿ rozpalano ognisko. Hobbit westchn¹³ i powlуk³ siк przygotowywaж wieczorny posi³ek. Szturm na Wrota od³o¿yli na nastкpny dzieс.

4 KHAZAD-DUM Czegу¿ to ci Duzi nie naplot¹! - myœla³ wieczorem Folko, uk³adaj¹c siк do snu. - O jakiej trwodze oni paplali? Ziemia jak ziemia, ska³y, wzgуrza, rzeka... wspania³e sady... Tylko, oczywiœcie, popracowaж trzeba by tu trochк. Westchn¹³, przypomniawszy sobie ogrody i pola Hobbitanii. Jego d³onie zd¹¿y³y odzwyczaiж siк od motyki, i teraz nagle poczu³ chкж, ot tak, po prostu, by pуjœж i podci¹ж czy okopaж jab³onie nad rzek¹. Jednak¿e noc, ktуr¹ spкdzi³ pod Wrotami Czarnej Otch³ani, zmusi³a go do porzucenia czarnych myœli. Zapad³ od razu w ciк¿ki, mroczny sen; obudzi³ siк poœrуd nocy zlany lepkim, zimnym potem. Nie pamiкta³, co mu siк œni³o, wiedzia³ tylko, ¿e by³y to jakieœ obrzydliwe i wstrкtne a¿ do md³oœci rzeczy. Le¿¹c na plecach, otworzy³ oczy i nie mуg³ odetchn¹ж; powietrze w furgonie by³o stкch³e i ciк¿kie, dusi³o jak zwalone na pierœ worki z piaskiem, a na dodatek kurtyna ciemnoœci, wyda³o mu siк, zebra³a siк w dziesi¹tki i setki czarnych k³кbkуw, a z ka¿dego na Folka patrzy³o czyjeœ zimne, martwe oko. Hobbit znieruchomia³ i zadr¿a³; nie mia³ si³y siк poruszyж, siкgn¹ж po broс, krzykn¹ж. Gdzieœ w g³кbinach œwiadomoœci zacz¹³ siк rodziж, wyczuwalny cia³em, nie tylko s³uchem, dziwny ³oskot, furgon podrygiwa³ nieznacznie. Sk¹d dochodzi³ уw odg³os, nie wiedzia³, po prostu zrozumia³, ¿e jeszcze chwila i przestanie oddychaж; nie czu³ strachu. Potem hobbita ogarn¹³ niebyt... Obok rozleg³ siк ciк¿ki jкk, i ten dŸwiкk nagle doda³ mu si³. Rozrzuciwszy w niedobrym œnie rкce, z szeroko otwartymi, ale niewidz¹cymi mкtnymi oczami, obok Folka g³ucho jкcza³ Torin. Jego rкka wolno, ale uparcie pe³z³a do toporzyska, ktуre zrobi³ z kostura podarowanego mu przez Olmera. Hobbit szarpn¹³ siк, poczu³ bуl we wnкtrzu i rozpaczliwym ruchem podsun¹³ broс bli¿ej do rozwartej, dr¿¹cej rкki krasnoluda. Palce Torina wpi³y siк w rкkojeœж; wsparty na toporze, zacz¹³ wolno siк prostowaж. W³osy na karku Folka zje¿y³y siк, poniewa¿ nigdy dot¹d nie widzia³ u Torina takich oczu. Prawie wysz³y mu z orbit i nawet w absolutnych ciemnoœciach pod pokryciem furgonu dostrzeg³ w nich s³aby odblask wpadaj¹cego przez jak¹œ szczelinк promienia ksiк¿yca. Te szeroko otwarte oczy o nieobecnym spojrzeniu nie zmieni³y wyrazu - by³y takie same jak kilka chwil temu, gdy Torin le¿a³ i wydawa³o siк, ¿e œpi. Krasnolud wsta³ i ruszy³ do zasznurowanego wyjœcia; run¹wszy ca³ym cia³em na p³уtno, wypad³ na zewn¹trz. Rozleg³ siк g³uchy odg³os i to wyrwa³o hobbita z os³upienia. Jego palce mocno trzyma³y w zaciœniкtej, mokrej od potu d³oni sztylet, prezent od Olmera. Dusznoœж stopniowo ustкpowa³a. Zebrawszy si³y, rzuci³ siк na pomoc Torinowi. Ten le¿a³ na ziemi, bez³adnie rozrzuciwszy dziwnie wykrкcone rкce, obok wala³ siк topуr. Hobbit rozejrza³ siк przera¿ony -przez po¿у³k³e chmury przebija³o blade oblicze martwego ksiк¿yca; mrok otacza³ ich ze wszystkich stron, widmowe œwiat³o tylko zaznacza³o cieniami upiorn¹ czerс doko³a. Folko dojrza³ jeszcze bok furgonu obok siebie, ale dalej wszystko tonк³o w przepastnej i bezdŸwiкcznej ciemnoœci. Zimne, obojкtne spojrzenie niezliczonych niewidocznych oczu wci¹¿ obmacywa³o postaж hobbita, ale teraz trzyma³ w rкku broс i czu³ siк bezpieczniej. Gdyby mia³ czas, na pewno przypomnia³by sobie Annuminas i upiora Mogilnikуw, ale przeciwnik tutaj, teraz, by³ inny, zupe³nie inny. W ciemnoœciach rozleg³ siк ochryp³y jкk. Hobbit drgn¹³ i zrozumia³, ¿e to nie Torin jкczy, ale ktoœ inny. Strach tak go sparali¿owa³, ¿e nie mia³ nawet si³y, by pochyliж siк i sprawdziж, co siк dzieje z przyjacielem. Jкk dochodzi³ z furgonu, cierpia³ wiкc inny krasnolud. Lкk Folka wywo³a³ w nim niemo¿liw¹ do opanowania chкж ucieczki; uciec, nie patrz¹c na drogк, precz, byle dalej od tego dzikiego miejsca. Przed oczami wirowa³a purpurowa mg³a. Kolana ugiк³y siк pod hobbitem i run¹³ obok Torina. Nic wiкcej nie widzia³. Ockn¹³ siк z zimna i otworzywszy oczy, od razu je zamkn¹³ -z gуry la³a siк na niego lodowata woda. Czyjeœ rкce troskliwie go unios³y, ktoœ ociera³ mu chustk¹ twarz, doko³a rozlega³y siк g³osy, znajome g³osy przyjaciу³ i wspу³towarzyszy. Wolno wyp³ywa³ na powierzchniк z przepastnych g³кbin niepamiкci. Chcia³ coœ powiedzieж, ale z gard³a wyrwa³ siк tylko jкk, sprуbowa³ usi¹œж i to siк uda³o, bo ktoœ mu pomуg³. Teraz rozgl¹da³ siк i nie mуg³ poj¹ж, co siк wydarzy³o. By³ jasny poranek, Folko le¿a³ na p³aszczu, rzuconym przez kogoœ na mokr¹ od rosy trawк. Obok, obejmuj¹c g³owк rкkami, siedzia³ Torin, spomiкdzy jego palcуw s¹czy³a siк woda, g³owк oblepia³y mokre pasma w³osуw. Doko³a zgromadzili siк ludzie i krasnoludy; te ostatnie, jak jeden, by³y potwornie wystraszone, wszystkim zaœ po tej nocy zapad³y siк policzki, zaogni³y oczy, a u niektуrych pojawi³y siк siwe w³osy w brodach. Ludzi ogarn¹³ niepokуj, ich twarze zdradza³y, ¿e prze¿yli koszmarn¹ noc. Malec podtrzymywa³ Folka za ramiona, obok niego wy¿yma³ mokr¹ chustк Rogwold, pozostali otaczali ich ciasnym pierœcieniem. Stary setnik pyta³ o coœ Folka, ale minк³o jeszcze kilka minut, zanim ten zrozumia³ ich sens. - Co to by³o? Co siк dzia³o w nocy? Co siк z wami sta³o?! Folko skin¹³ g³ow¹ i chcia³ odpowiedzieж, ale otworzywszy usta, nagle poczu³, ¿e nie zdo³a przekazaж tego, co siк wydarzy³o. Mуg³ tylko wykrztusiж, ¿e obudzi³ siк w œrodku nocy, ¿e by³o Ÿle, tak Ÿle, jak nigdy dot¹d, nic nie mуg³ zrobiж, a potem Torin zacz¹³ jкczeж i powiedzia³ coœ, siкgn¹³ po topуr i chcia³ wyjœж, Folko wlуk³ siк za nim, a na zewn¹trz dzia³o siк coœ dziwnego, on te¿ upad³, i potem ju¿ by³a tylko ciemnoœж... S³uchaj¹cy popatrzyli na siebie, a Rogwold zada³ te same pytania Torinowi. Krasnolud odpowiada³ z trudem, zmusza³ siк do mуwienia; poszczegуlne s³owa wypowiada³ tak, jakby usi³owa³ siк zemœciж na niewidzialnym wrogu, ktуry zaatakowa³ noc¹. - TO wysz³o z Wrуt Morii. A potem przysunк³o siк do mojego serca, i ono sta³o siк zimne jak œnieg na szczycie gуr; mia³em siк pogr¹¿yж w wieczny sen w Komnacie Oczekiwania na granicy miкdzy snem i œmierci¹, ale poczu³em bуl i ockn¹³em siк, a potem TO nakry³o hobbita, ale okaza³o siк, ¿e z³amaж go by³o trudniej, potrafi³ siк opanowaж i nawet podsun¹³ mi topуr. Widzia³em TO tak wyraŸnie, ¿e mуg³bym je przeci¹ж toporem - b³кkitnawy niekszta³tny ob³ok, kawa³ek galaretowatej mg³y - usi³owa³em nawet siкgn¹ж po to COŒ, obudziж was, ale wszystko we mnie siк pomiesza³o i nie potrafi³em zdecydowaж, co zrobiж. Wiedzia³em tylko, ¿e muszк TO przegnaж, ale nogi odmуwi³y mi pos³uszeсstwa i TO zwali³o mnie w mrok, chocia¿ nie mog³o zamroziж i pozbawiж ¿ycia. Le¿a³em, i ani rкce, ani nogi nie s³ucha³y mnie, ale widzia³em, ¿e hobbit idzie mi na pomoc, i widzia³em, jak TO stopnia³o, potr¹ciwszy biedaka Folka. Zapad³a cisza, Folko os³upia³, nigdy bowiem wczeœniej nie s³ysza³, ¿eby Torin tak mуwi³; lodowaty robaczek strachu ponownie poruszy³ siк gdzieœ w g³кbi jego œwiadomoœci. Torin z wysi³kiem podniуs³ siк, opar³ o topуr i mуwi³ dalej, ciк¿kim wzrokiem patrz¹c na towarzyszy: - Zapytacie mnie, jak TO wygl¹da³o, czego chcia³o, jak atakowa³o, jak mo¿na siк przed nim obroniж?! Odpowiem: TO wygl¹da³o nijak. Nie mia³o r¹k ani nуg, ani g³owy, ani cia³a - wygl¹da³o jak strzкp mg³y, ktуrego w³aœciwie oczami nie widzia³em, wyczuwa³em tylko jakoœ inaczej. O ile dobrze zrozumia³em, TO nie polowa³o specjalnie na mnie czy na nas. TO w ogуle nie ma ¿adnej woli, rozumu, a tym bardziej celu. Wyrwa³o siк z Morii i rozp³ynк³o w niebie, rozp³ynк³o jak dym z ogniska. Zapytacie: dlaczego tylko Folko i ja straciliœmy przytomnoœж? Chyba dlatego, ¿e spaliœmy nie tak mocno jak inni, a kiedy siк poderwaliœmy, na pewno przeniknк³a do p³uc jak truj¹cy dym trucizna, pochodz¹ca od TEGO... Tyle ¿e nie by³o to powietrze, oczywiœcie... Nasze myœli usi³owa³y znaleŸж sposуb na stawienie oporu TEMU, dlatego TO wpi³o siк w nas, podczas gdy nad umys³ami innych, œpi¹cych i nieopieraj¹cych siк, przemknк³o jak wicher, ktуry przelatuje nad kimœ zagrzebanym w piasku, a wali z nуg usi³uj¹cego utrzymaж siк na nogach. Domyœlam siк, ¿e z powodu czegoœ podobnego tangarowie porzucili Moriк. Musimy nauczyж siк walczyж, a co najwa¿niejsze, zrozumieж naturк TEGO. Przecie¿ TO dzia³a na nas, tangarуw, o wiele mocniej ni¿ na ludzi! - Mylisz siк - wolno powiedzia³ Rogwold. - Ja rуwnie¿ nie zapomnк tej nocy do koсca swoich dni, i niech mnie strze¿e duch Wielkiego Krуla przed czymœ podobnym w przysz³oœci! Teraz wiadomo, dlaczego odeszli st¹d mieszkaсcy... No wiкc, co robimy? Niczym od dawna powstrzymywany przez tamк strumieс wody, ktуry wreszcie znalaz³ sobie ujœcie, tak ze wszystkich stron rozleg³y siк krzyki wystraszonych, zdezorientowanych ludzi. Folko a¿ przysiad³ i zatka³ uszy; wrzaski w pierwszej chwili og³uszy³y go. Rogwolda wiele trudu kosztowa³o uspokojenie towarzyszy. Hobbit z niepokojem i zdziwieniem obserwowa³ wykrzywione z³oœci¹ i zwierzкcym strachem twarze ludzi, o ktуrych odwadze i zdecydowaniu mуg³ wczeœniej przekonaж siк sam. - Wszystko jasne! - gor¹czkowa³ siк Igg, pryskaj¹c œlin¹. - Niee... Niech kto chce, zostaje, ja wracam. Nie mamy tu nic do roboty, kopniemy w ³opatк i nawet tego nie zauwa¿ymy, opкtani tymi krasnoludzkimi sztuczkami. - Uzgodniliœmy, ¿e idziemy do Morii, i doszliœmy! - wrzeszcza³ Dowbur. - Mo¿emy siк biж i biliœmy siк, jesteœmy gotowi walczyж z ka¿dym, ale z ¿ywym przeciwnikiem, jeœli tylko miecz mo¿e go siкgn¹ж! A z tymi podziemnymi widmami - nie, dziкkujк bardzo, nasze ostrza do tego siк nie nadaj¹! Mo¿e czcigodne krasnoludy maj¹ coœ lepszego?! - Dowbur ma racjк, ma racjк! - popar³o go kilku ludzi. Wœrуd nich byli rуwnie¿ Alan, Weort i Reswald - najm³odsi, najodwa¿niejsi i najzuchwalsi ze wszystkich. Po jakimœ czasie podzielili siк na dwie grupy: ludzie po jednej stronie, krasnoludy po drugiej, a poœrodku - wystraszony, oszo³omiony hobbit, i ponury, powa¿ny Torin. Wydawa³o siк, ¿e nie s³yszy wœciek³ych okrzykуw swoich niedawnych towarzyszy, ale widzi, jak stк¿a³y spojrzenia krasnoludуw, a ich d³onie wolno zaczк³y zbli¿aж siк do broni. Gerdin krzykn¹³, ¿e nie zamierza gin¹ж za krasnoludzkie z³oto, zdobyte nie wiadomo kiedy i jak. - Doœж tych wrzaskуw! - rozkaza³ Grolf. - Zbierajmy worki i na koс! Nie mamy tu nic do roboty. I wy, krasnoludy, te¿. Jeœli chcecie, wracajmy razem! Rogwold w milczeniu przygryza³ wargi, opuœci³ g³owк, palce zacisn¹³ na rкkojeœci miecza. Hobbit rzuci³ na ³owczego pe³ne b³agania spojrzenie, Rogwold by³ przecie¿ jego ostatni¹ nadziej¹. Tymczasem ludzie rzeczywiœcie rzucili siк do pakowania baga¿y, wyci¹gaj¹c je z furgonуw. Torin, jak poprzednio, sta³ w milczeniu, krasnoludy wymienia³y zdziwione spojrzenia, widz¹c jego niezwyk³y spokуj. Tymczasem Rogwold podniуs³ g³owк: - Krasnoludy przysz³y tu nie po pieni¹dze, czcigodny Gerdinie; spe³niaj¹ swуj krasnoludzki los, i nie wolno nam podejrzewaж ich o chciwoœж. Podziemie to ich œwiat, i wcale nie zmuszali nas, ¿eby z nimi iœж, ale z TYM, co nie jest z powierzchni ziemi, powinniœmy walczyж my! Niewa¿ne, kim bкdzie nasz wrуg, sk¹d wyjdzie, poniewa¿, o ile trzewia ziemi nale¿¹ do krasnoludуw, to ca³a reszta do nas, ludzi. Jak oderwiesz powierzchniк od wnкtrza, dom od fundamentu? Nasz œwiat jest ca³oœci¹, i to, co dziœ zagra¿a krasnoludom, jutro zwali siк na nas, a my powinniœmy potrafiж przeciwstawiж siк temu. Haсba nam, tropicielom, jeœli porzucimy tu przyjaciу³, z ktуrymi walczyliœmy ramiк przy ramieniu! Rуbcie, jak chcecie, okryjcie swoje imiona haсb¹, ale beze mnie, zostanк tu nawet samotnie. Rogwold skoсczy³ i stan¹³ w szeregu z krasnoludami. Ludzie nachmurzyli siк, drapali po g³owach, odwracali spojrzenia, ktoœ coœ mrukn¹³, ale tylko Igg zacz¹³ siк sprzeczaж: - Przemierzyliœmy z tob¹ wiele mil, Rogwoldzie, synu Mstara - zacz¹³ - nie zarzucaj nam wiкc tchуrzostwa! Wyjaœnij tylko, jak mo¿na walczyж z tym bladym koszmarem? Czym, skoro ja, ktуry nigdy nie poda³em w boju ty³уw, nie potrafiк poruszyж ani rкk¹, ani nog¹, nie mogк unieœж miecza ani zas³oniж siк tarcz¹, gdy TO siк zbli¿a? Gdy zimno œmierci przenika do koœci i czujк, ¿e ¿ycie wycieka ze mnie niczym woda z sita? I jeszcze jedno, dlaczego uwa¿asz, ¿e TO zagra¿a naszemu œwiatu? Przecie¿ zrodzi³o siк w g³кbi, gdzie niepodzielnie krуluj¹ krasnoludy. To one swoj¹ krz¹tanin¹ wywo³a³y tк potwornoœж! Wiкc kto ma siк TEMU przeciwstawiж, my czy oni? Odpowiedz! Igg ciк¿ko opad³ na le¿¹cy obok niego worek. - To coœ nie mog³o zabiж Torina i Folka - odpowiedzia³ Rogwold, nie odwracaj¹c od niego spojrzenia. - Wynika wiкc, ¿e mo¿na mu siк przeciwstawiж. A co do tego, czy zagra¿a nam, popatrz doko³a! Czy porzucone wsie i zarastaj¹ce niwy nie s¹ odpowiedzi¹? Wœrуd ludzi przetoczy³y siк ciche pomruki ni to zgody, ni to zdziwienia. - Tracimy w tej chwili czas - odezwa³ siк zwyczajnym, spokojnym tonem Torin. - Tangarowie musz¹ iœж do Wrуt, ludzie rozbijaж obуz, jeœli, oczywiœcie, ktoœ zechce zostaж. Ale wszyscy i tak nie mog¹ zostaж, jedna czкœж naszej wyprawy dobieg³a koсca i pora nam wys³aж wieœci do Annuminas, jak to by³o umуwione z Namiestnikiem. Wy, ludzie, musicie sami zdecydowaж, kto pojedzie do stolicy, a my w tym czasie spakujemy swoje tobo³y. Torin, nie ogl¹daj¹c siк, ruszy³ do furgonуw. Za nim bez s³owa pod¹¿y³y krasnoludy. Ludzie zaœ zbili siк w ciasn¹ gromadк, znowu da³y siк s³yszeж ich zaniepokojone g³osy, ale teraz coraz mocniej przebija³ z nich wstyd. Po jakimœ czasie Folko zobaczy³, ¿e Dowbur i Igg siod³aj¹ dla siebie cztery konie i przytraczaj¹ sakwy. Rogwold, usiad³szy na p³askim kamieniu, coœ szybko pisa³ na kartce ¿у³tawego pergaminu. Pozostali ludzie stali doko³a odje¿d¿aj¹cych. Nieco pуŸniej podesz³y do nich rуwnie¿ krasnoludy. Po¿egnali siк spokojnie, z powag¹, bez zbytecznych s³уw. Goсcy mieli przekazaж Namiestnikowi list i opowiedzieж o wszystkim, co zasz³o w drodze. Zamierzali ruszyж na pу³noc nie Zielon¹ Œcie¿k¹, ale na wprost, przez opuszczony przez ludzi Eregion, a nastкpnie wyjœж na Zachodni Goœciniec o kilka dni jazdy na wschуd od Przygуrza. JeŸdŸcy po raz ostatni pomachali rкkami, w powietrzu uniуs³ siк tuman py³u i po kilku minutach postacie na koniach skry³y siк w zieleni zdzicza³ych sadуw. Za jakieœ trzy tygodnie wieœci powinny dotrzeж do stolicy Pу³nocnego Krуlestwa. Resztк dnia wype³ni³a nieustanna krz¹tanina. Tropiciele wyszukali dla siebie odpowiednie miejsce w niewielkim parowie, gdzie sta³o kilka starych, ale jeszcze mocnych szop, i postanowili przysposobiж je na mieszkanie; krasnoludy przepakowa³y swoje rzeczy w worki, wywlek³y z dna furgonуw narzкdzia; przygotowywa³y pochodnie, nie zapomniano te¿ o d³ugich cienkich linkach, ¿eby rozwijaж je w ciemnym podziemnym labiryncie oraz, na wszelki wypadek, wziкto du¿e kawa³ki bia³ego wapienia, ktуrym mo¿na rysowaж znaki na œcianach. Dobre dwie trzecie prowiantu przenios³o siк do krasnoludzkich workуw; nie mo¿na by³o liczyж na to, ¿e uda siк coœ upolowaж na dole. Malec uparcie nie chcia³ siк rozstaж z pкkatym anta³kiem piwa; Torin d³ugo przekonywa³ przyjaciela, w koсcu splun¹³ wœciek³y i machn¹³ rкk¹ jeœli Malec chce nieœж piwo na w³asnych plecach, niech niesie. Ma³y krasnolud ucieszy³ siк bardzo i nie minк³y dwie godziny, jak mia³ gotow¹ uprz¹¿, za³o¿y³ j¹ na anta³ek, zarzuci³ na plecy i raŸnie przemaszerowa³ z baga¿em. Ca³a ta krz¹tanina, bieganina, poœpiech zmкczy³y Folka. Siedzia³ z opuszczon¹ g³ow¹ obok swojego niewielkiego worka, a strach zaw³adn¹³ nim ponownie; teraz ze smutkiem myœla³ o tym, co bкdzie robi³ pod ziemi¹, w tej strasznej i - jak siк wydawa³o - rzeczywiœcie zasiedlonej jakimiœ widmowymi potworami Morii. Z dwojga z³ego wola³ Mogilniki, setkк upiorуw zamiast tej jednej istoty! Zabawa siк skoсczy³a, po ciele hobbita przebiega³ lodowaty, nerwowy dreszcz, chocia¿ dzieс by³ ciep³y. Folko patrzy³ na zieleс sadуw i b³кkit rzeki. Ile czasu przyjdzie mu zadowalaж siк widokiem czarnych œcian podziemia? W takim nastroju zasta³ go pкtaj¹cy siк bez celu po obozowisku Rogwold - m³odsi towarzysze nie pozwolili mu ciк¿ko pracowaж. Stary setnik usiad³ obok hobbita i delikatnie po³o¿y³ mu d³oс na ramieniu. - Jesteœ na rozdro¿u, ma³y - powiedzia³ ze smutnym uœmiechem. Folko drgn¹³. G³os Rogwolda brzmia³ jak g³os leciwego starca, pojawi³y siк w nim nieznane dot¹d hobbitowi delikatne nutki. - Pos³uchaj, ma³y, pos³uchaj cz³owieka, ktуry wiele widzia³ i wiele prze¿y³. Nie idŸ tam. Folko rzuci³ krуtkie spojrzenie na starca i opuœci³ oczy. Rogwold dok³adnie odgad³ jego myœli. - Pozostaw krasnoludom to co krasnoludzkie - ci¹gn¹³ setnik. - Jesteœ hobbitem, ty i twoi wspу³plemieсcy jesteœcie bli¿si ludziom ni¿ to dziwne podziemne plemiк. Co ty bкdziesz tam robi³? Jak im pomo¿esz? A tu jesteœ nam potrzebny, bardzo potrzebny! Kto lepiej ni¿ ty potrafi poruszaж siк po lesie? Kto lepiej strzela z ³uku? Czekaj¹ nas tu nie³atwe dni, ale i tak l¿ejsze ni¿ tam, na dole... No i jeœli zginiesz, nigdy sobie tego nie wybaczк, synku. £owczy zamilk³ i odwrуci³ twarz. Folko siedzia³ skonfundowany, czu³ siк niezrкcznie i niepewnie. O czym mуwi Rogwold? Jak¿e nie chce siк iœж... Jednak w³aœnie w tej chwili hobbit zdecydowa³ siк. Nie do pomyœlenia, ¿eby tu pozosta³, zw³aszcza po tej rozmowie, po prostu nie mo¿e! Skaza³by siebie na wieczne mкki wyrzutуw sumienia. - Powinienem iœж, Rogwoldzie - wykrztusi³. Setnik, wci¹¿ zapatrzony gdzieœ w bok, drgn¹³. - Cу¿... - rzek³ wolno. Odwrуci³ siк do hobbita i kilka chwil patrzy³ mu prosto w oczy; Folko wytrzyma³ to spojrzenie, ³owczy opuœci³ g³owк. - Cу¿, ty te¿ sta³eœ siк niewolnikiem s³owa... - Nagle wyprostowa³ siк gwa³townie. - Ale skoro zdecydowa³eœ, idŸ. Tylko pamiкtaj, pуjdк za tob¹ wszкdzie, ¿eby ciк wyci¹gn¹ж. Rogwold odwrуci³ siк i pomaszerowa³ dok¹dœ, wysoki, wyprostowany, powa¿ny, wcale jeszcze nie stary. Hobbit otar³ pot z czo³a. Wieczorem, kiedy s³oсce zasz³o i dolina utonк³a w przedwieczornym zmroku, nagle okaza³o siк, ¿e wszystko zosta³o przygotowane i krasnoludy nie maj¹ ju¿ co robiж na powierzchni. Byli w rozterce, wpatruj¹c siк w olbrzymie urwiska, oœwietlone purpurow¹ wieczorn¹ zorz¹ sta³o tam kilka potк¿nych dкbуw widocznych teraz szczegуlnie wyraŸnie, a miкdzy nimi znajdowa³y siк Wrota. - Idziemy?! - rzuci³ Torin na po³y pytaj¹co, na po³y twierdz¹co. Krasnoludy, popatruj¹c na siebie i cicho rozmawiaj¹c, zarzuca³y na plecy potwornie ciк¿kie wory. Ludzie im pomagali, zapanowa³ rozgardiasz, ale wszystko zosta³o za³adowane i oddzia³ krasnoludуw zgrupowa³ siк, teraz ju¿ niecierpliwie zerkaj¹c na Torina. Ten westchn¹³ g³кboko i da³ znak uniesion¹ rкk¹: - Ruszamy! Ciasn¹ grup¹ pomaszerowali w stronк Wrуt. Ludzie szli obok, Folko jeszcze raz przechwyci³ b³agalne spojrzenie Rogwolda i pospiesznie odwrуci³ wzrok. Przeszli jak pod ³ukiem - nad ich g³owami styka³y siк korony stuletnich dкbуw, a droga wbi³a siк w g³adkie skaliste urwisko, w szar¹ kamienn¹ œcianк jednego z olbrzymуw Gуr Mglistych. Dalej nie by³o ju¿ drogi. Torin odwrуci³ siк do Moriaсskiej Œciany, uniуs³ praw¹ rкkк i g³oœno, wyraŸnie powiedzia³: - Mellon! Szar¹ g³adk¹ powierzchniк ska³y przeciк³y w rу¿nych kierunkach cieniutkie srebrzyste linie, ktуre splot³y siк w znany Folkowi i Torinowi wzуr z gwiazd¹ Feanora i herbem Durina, m³otem i kowad³em. Jednak¿e kamienne wierzeje Wrуt nie poruszy³y siк. Krasnoludy os³upia³y. - Mellon! - jeszcze g³oœniej, z rozpacz¹ w g³osie wykrzykn¹³ Torin, przyciskaj¹c zaciœniкte piкœci do piersi. Rozleg³ siк g³uchy podziemny ³oskot, powierzchniк kamienia w centrum rysunku przeciк³a w¹ska czarna szczelina, rysuj¹ca krawкdzie skrzyde³, ale Wrota pozosta³y zamkniкte. Krasnoludy zrzuci³y worki, zgrupowa³y siк wokу³ Torina. Ludzie, zdumieni i zaniepokojeni, wymieniaj¹c niespokojne spojrzenia, pу³kolem stanкli za ich plecami. Wiele razy Torin powtarza³ magiczne s³owo, Moria odpowiada³a przyg³uszonym ³oskotem, ale Wrota nie otwiera³y siк. W koсcu ogarniкty rozpacz¹ Torin odwrуci³ siк i usiad³ na kamieniach, opuszczaj¹c g³owк. Zaleg³a przyt³aczaj¹ca cisza. W pierwszej chwili wszyscy zwrуcili siк do krasnoludуw z Morii, ale Dwain i Gloin roz³o¿yli rкce. Coœ siк sta³o z powsta³ym ju¿ w dniach Drugiej Epoki dzie³em krasnoludуw i elfуw; droga do Morii by³a zamkniкta. - Mo¿e s¹ zamkniкte od wewn¹trz? - nieœmia³o odezwa³ siк Dorin, jednak¿e Gloin pokrкci³ g³ow¹. - Kiedy zasuwy s¹ opuszczone, ten wystкp powinien byж ukryty - dotkn¹³ palcami ska³y - a wystaje, jak zwykle. To coœ innego... - A co? - rzuci³ Dorin. - Kto wie, mo¿e os³ab³a moc elfijskiego zaklкcia? - odpar³ Gloin. - Tylko dlaczego? Dwanaœcie lat temu, gdy opuszczaliœmy Moriк, wszystko by³o jak zwykle. - No to co, idziemy z powrotem? - zapyta³ ktуryœ z tropicieli. Mrok gкstnia³. S³oсce utonк³o w otulaj¹cych zachodni horyzont kosmatych chmurach, nast¹pi³ krуtki po³udniowy zmierzch, w wyrwie ob³okуw pokaza³y siк pierwsze gwiazdy. Wszyscy prze-stкpowali z nogi na nogк przed Wrotami, nie wiedz¹c, co robiж, krasnoludy zbyt dobrze zna³y potкgк swej twierdzy, by prуbowaж przebiж siк do jej wnкtrza si³¹. I nagle z szeregu krasnoludуw wyst¹pi³ Hornborin. Mia³ skamienia³¹ twarz, b³yszcz¹ce oczy, szed³ wolno w kierunku Wrуt, jak na spotkanie œmiertelnego wroga; w³adczym gestem wyci¹gn¹³ przed siebie rкkк; hobbit zobaczy³ z³ociste œwiat³o, jakim, na krуtk¹ chwilк, rozjarzy³ siк pierœcieс na palcu krasnoluda. Œwiat³o rozb³ys³o i zniknк³o, a Hornborin przysiad³, jakby zwalono mu na plecy potworny ciк¿ar, ale cofn¹³ rкkк, jakby chwyci³ za niewidzialn¹ klamkк. Niezbyt g³oœno wypowiedzia³ „mellon” i nagle z trzech dziesi¹tkуw garde³ wyrwa³ siк radosny okrzyk. Wierzeje poruszy³y siк i nieco rozsunк³y! Szczelina rozszerzy³a siк i pog³кbi³a, a Hornborin, oblewaj¹c siк potem, wci¹¿ ci¹gn¹³ skrzyd³a do siebie, pierœcieс na jego rкku lœni³, a czarny kamieс zacz¹³ promieniowaж s³abym œwiat³em. Wrota otworzy³y siк jeszcze trochк, w szparк mo¿na ju¿ by³o wsun¹ж palec, ale w tym momencie coœ siк sta³o z Hornborinem: nagle znieruchomia³, zachwia³ siк... Wierzeje zaczк³y siк zamykaж. W tym momencie hobbit podbieg³ do Wrуt; dzia³a³ instynktownie, jak we œnie, a mo¿e po prostu niespodziewanie poczu³ ciep³o przenikaj¹ce przez wisz¹cy na piersi sztylet ozdobiony b³кkitnymi kwiatami, i cudownym sposobem zrozumia³, ¿e powinien coœ zrobiж. Jakaœ si³a pchnк³a go w kierunku Wrуt, przypad³ do czarnej szczeliny ca³ym cia³em. Sztylet z Gundabadu sam znalaz³ siк w jego rкku, b³yszcz¹ce niebieskim œwiat³em ostrze wœliznк³o siк w szczelinк, Folko przejecha³ nim od gуry do do³u i Wrota znowu zaczк³y siк otwieraж. Coraz mocniej i pewniej ci¹gn¹³ je do siebie Hornborin, a gdy sztylet znalaz³ siк na poziomie oczu hobbita, coœ skrzypnк³o za wierzejami, szczкknк³o g³ucho i skrzyd³a rozwar³y siк, odrzucaj¹c i Folka, i Hornborina. Gdyby hobbit sta³ nieco dalej, a krasnolud nieco bli¿ej, wierzeje zmia¿d¿y³yby im g³owy. Jednak¿e skoсczy³o siк na kilku st³uczeniach i siniakach. Krasnoludy oraz ludzie, zapomniawszy nawet o Wrotach, rzucili siк na pomoc le¿¹cym; hobbit i krasnolud podnieœli siк w koсcu, i dopiero teraz wszyscy, jak na komendк, zamilkli i odwrуcili g³owy. Wrota Morii zia³y mrokiem niczym przepaœж bez dna. Za nimi widnia³ wysoki ³uk, a dalej wszystko tonк³o w nieprzeniknionej czerni. Gloin i Dwalin przekroczyli prуg, p³omieс ich pochodni rozœwietli³ mrok za czarnym ³ukiem i zobaczyli niewielki placyk, a za nim podwуjne szerokie, strome schody. Starannie obejrzeli rozwarte wierzeje od œrodka i nie znaleŸli niczego szczegуlnego; nie wiadomo by³o nadal, dlaczego Wrota nie chcia³y siк otworzyж. Teraz przed nimi by³o otwarte wejœcie do Czarnej Otch³ani. Prze³o¿yli przez ramiona pasy ciк¿kich tobo³уw, trzeszcza³y rozpalaj¹ce siк smolne pochodnie. Krasnoludy st³oczy³y siк na progu, ludzie cofnкli siк nieco; miкdzy dwiema grupami zawsze istnia³a owa niewidzialna, ale wyraŸnie wyczuwalna krecha, ktуra zawsze dzieli odchodz¹cych i pozostaj¹cych. Nagle Rogwold zrobi³ gwa³towny krok naprzуd, pochyli³ siк i obj¹³ hobbita. - Pilnuj siк - powiedzia³ cicho stary setnik, wyprostowa³ siк gwa³townie i wycofa³. Folko przez chwilк drepta³ w miejscu przed progiem Morii, ale w tym momencie Torin wysoko uniуs³ sycz¹c¹, tryskaj¹c¹ iskrami pochodniк i pewnie ruszy³ pod pierwsze sklepienie; za nim pospieszyli inni, Folko szed³ na koсcu. Torin, Gloin i Dwalin wchodzili po stopniach, hobbit obejrza³ siк ostatni raz. W czarnym pу³owalu wieсcz¹cego Wrota ³uku, w ostatnich promieniach zachodu, w szarym œwietle nadchodz¹cej nocy stali tropiciele, unosz¹c rкce w ostatnim po¿egnalnym geœcie. Kto wie, jak d³ugo potrwaj¹ ich podziemne wкdrуwki? Hobbit potkn¹³ siк o pierwszy stopieс i pospiesznie odwrуci³ - tu nie mo¿na by³o siк zagapiж. Usi³owa³ wygodniej roz³o¿yж ciк¿ar na plecach; odci¹ga³ szelki rкkami, korzystaj¹c z tego, ¿e nie mia³ pochodni. Musia³ natomiast trzymaж siк blisko pe³gaj¹cej plamy œwiat³a z pochodni Brana, ktуry go wyprzedza³. Nie myœla³ o niczym, liczy³ stopnie i sapa³, oblewaj¹c siк potem, zapomniawszy na jakiœ czas o wszystkich swoich lкkach. Pokonawszy schody, krasnoludy stanк³y przed d³ugim ³ukowatym korytarzem. Przemierzano go w milczeniu, tylko z przodu od czasu do czasu dochodzi³y ciche g³osy Gloina i Dwalina, ktуrzy wymieniali jakieœ niezrozumia³e uwagi. Teraz Folko maszerowa³ przedostatni; chwilк wczeœniej Bran obejrza³ siк i nachmurzywszy, przepuœci³ hobbita. Wkrуtce minкli pierwsze rozwidlenie i w œwietle pochodni Folko zobaczy³ jedne schody prowadz¹ce w dу³, drugie w gуrк. W g³кbi za nimi majaczy³y ledwo widoczne zarysy korytarzy. Chwilк potem owion¹³ ich s³aby, ale wyczuwalny strumieс ch³odnego powietrza. Hobbit przypomnia³ sobie, ¿e w ska³ach nad Mori¹ wyr¹bane zosta³y liczne szyby wentylacyjne. Na razie wкdrowali szlakiem Dru¿yny Pierœcienia; pamiкtaj¹c opis z Czerwonej Ksiкgi, Folko zdziwi³ siк, dlaczego na ich drodze nie ma szczelin, ktуrych tak siк ba³ Peregrin. Od czasu do czasu sk¹dœ z do³u dochodzi³ plusk wody, ktуra p³ynк³a niewidzialnymi chodnikami; raz przeszli po prawdziwym moœcie, przerzuconym przez g³кbok¹ jaskiniк, ktуrej sklepienia nie siкga³o œwiat³o pochodni. Jak zapowiada³a Czerwona Ksiкga, tunel ³agodnie skrкci³ i zacz¹³ siк wznosiж, a tak¿e rozga³кziaж. Zwolnili. Folko zauwa¿y³, ¿e prowadz¹cy dru¿ynк Moriaсczycy czкœciej zatrzymuj¹ siк na rozwidleniach, a zamykaj¹cy pochуd od czasu do czasu robi znaki na œcianach. Hobbit, mimo ¿e jego lud przywyk³ do ¿ycia pod ziemi¹, dawno zgin¹³by w tym labiryncie; z trudem utrzymywa³ w myœlach kierunek - najpierw szli na pу³noc, teraz zaczкli skrкcaж na wschуd. Porуwnuj¹c to, co widzi, z informacjami zawartymi w Czerwonej Ksiкdze, Folko kolejny raz przekona³ siк, jaki ogrom pracy i staraс w³o¿y³y krasnoludy, ¿eby za³ataж wszystkie szczeliny, wy³o¿yж pod³ogi g³adkimi p³ytami i przekszta³ciж ponure pieczary w sale, ktуrych sklepienia zdobi³y gуrskie kryszta³y. Minкli amfiladк takich sal, chyba piкж jednakowych, jak wydawa³o siк hobbitowi. Nieoczekiwanie skrкcili z szerokiego korytarza i zaczкli wspinaж siк po stromych schodach. Zeszli ze szlaku Dru¿yny Pierœcienia i szli pod gуrк. Podejœcie trwa³o d³ugo. Z ka¿dego placyku oddziela³y siк wci¹¿ nowe przejœcia, w¹skie i krкte. Ciк¿ar na plecach hobbita coraz bardziej go przyt³acza³. Oczy zalewa³ mu ¿r¹cy pot, szelki wer¿nк³y siк w ramiona. Kiedy zacz¹³ odczuwaж zawroty g³owy, zrozumia³, ¿e dziœ ju¿ daleko nie zajdzie. Jednak¿e krasnoludy zauwa¿y³y to i natychmiast zarz¹dzi³y postуj. Zatrzymali siк na jednym z balkonуw, z ktуrego prowadzi³ i gin¹³ w nieprzeniknionym mroku w¹ski, niedbale obrobiony korytarz. Kilka krokуw od balkonu zakrкca³; œwiat³o pochodni oœwietla³o szar¹ powierzchniк zaokr¹glaj¹cych siк przy pod³odze i suficie œcian. Gloin i Dorin poszli na zwiady; kiedy wrуcili, Moriaсczyk wygl¹da³ na zadowolonego. - Trafiliœmy akurat tam, gdzie nale¿a³o - powiedzia³, siadaj¹c. - To jedne ze schodуw prowadz¹cych z Pierwszego Poziomu na Siуdmy. Siуdmy Poziom by³ zamieszkany, jak i Szуsty. Sztolnie zaczynaj¹ siк pod Pierwszym. A balkony, czyli spoczniki, to odga³кzienia prowadz¹ce do magazynуw. Musimy wejœж na Siуdmy Poziom i dojœж do Komnaty Kronik, ktуra teraz siк znajduje obok mogi³y Balina, syna Fundina. Folko usi³owa³ wyobraziж sobie, gdzie to mo¿e byж, ale nie potrafi³; z Czerwonej Ksiкgi wynika³o, ¿e Dru¿yna Pierœcienia sz³a do Komnaty Kronik dwa dni, oni natomiast szli dopiero kilka godzin. Zapad³a cisza. Szczerze mуwi¹c, hobbit oczekiwa³ jakichœ uroczystych, pasuj¹cych do okolicznoœci przemуwieс Torina, Gloina czy Hornborina, jednak¿e krasnoludy tylko zrzuci³y z ramion worki, porozk³ada³y siк pod œcianami i zapali³y. Folko wierci³ siк niecierpliwie, a jego towarzysze wygl¹dali, jakby weszli nie do wielkiego Moriaсskiego Krуlestwa, Khazad-Dumu, tylko do jakiejœ mizernej ober¿y gdzieœ miкdzy Przygуrzem i Gуrami Mglistymi. Ktoœ rozwi¹za³ i puœci³ w ko³o zawini¹tko z suszonymi owocami, ktoœ odszpuntowa³ manierkк. Folko ju¿ zamierza³ zapytaж Hornborina o to, co pomog³o mu otworzyж wierzeje, gdy nagle przypadkowo popatrzy³ w dу³, w czarn¹ g³кbiк wydaj¹cej siк nie mieж dna sztolni schodуw i za krawкdzi¹ dr¿¹cego œwiat³a pochodni zobaczy³ wolno unosz¹ce siк do gуry b³кkitnawe lœnienie, zimne, podobne do nieoczekiwanie o¿ywionej i pe³zn¹cej do gуry studziennej wody. W tej samej chwili, zapomniawszy o wszystkim, wrzasn¹³ rozpaczliwie i rzuci³ siк w bok; nic ju¿ nie widzia³ i nie rozumia³. Jego wola zgas³a, œlepy bezkszta³tny strach pogoni³ go przed siebie, zanim zrozumia³, czego siк boi... Przed oczami mignк³y mu œciany korytarza, i hobbit z ca³ego rozpкdu uderzy³ piersi¹ w kamienne drzwi, ktуre zamyka³y przejœcie. Nogi odmуwi³y mu pos³uszeсstwa, opad³ na szorstk¹ pod³ogк i zwin¹³ siк w k³кbek, os³aniaj¹c rкkami g³owк. Czyjeœ rкce pochwyci³y go, jakieœ g³osy rozlega³y siк doko³a, ale Folko niczego ju¿ sobie nie uœwiadamia³. Ktoœ przy³o¿y³ mu do czo³a d³oс i hobbit poczu³ siк nieco lepiej; jakieœ dziwaczne sceny przemykaj¹ce przed oczami z ogromn¹ prкdkoœci¹ ust¹pi³y miejsca ponurym sklepieniom korytarza; dostrzeg³ te¿ Torina, ktуry zatroskany pochyla³ siк nad nim. - Tak, znowu coœ z G³кbin - wyszepta³ krasnolud, odpowiadaj¹c szybko na niezadane pytanie. D³oс Torina przesunк³a siк na ty³ g³owy hobbita, ktуry teraz mуg³ siк rozejrzeж. Paniczny strach powoli ustкpowa³, ale rкce Folka nadal dr¿a³y. Z trudem odwrуci³ g³owк. Gloin i Dwalin ju¿ otworzyli drzwi, o ktуre waln¹³ z rozbiegu; za nimi pochodnie sk¹po oœwietla³y przestronne puste pomieszczenie z niskim sufitem. Hobbit z trudem przeniуs³ wzrok na spocznik; doko³a niego zgrupowali siк gotowi do walki przyjaciele, a na samym koсcu korytarza sta³ Hornborin, z wysoko uniesion¹ pochodni¹ w jednej rкce i opuszczonym toporem w drugiej. Lœnienie znik³o, ale strach, ktуry rуwnie¿ zeszkli³ oczy znajduj¹cego siк obok hobbita Malca, nie mija³ tak szybko. Up³ynк³o sporo czasu, zanim doszli do siebie po tym wydarzeniu. Nie wdaj¹c siк w d³ugie rozmowy, Gloin i Dwalin szybkim krokiem poprowadzili wszystkich do gуry; Hornborin zamyka³ teraz pochуd, a krasnoludy zerka³y na niego z zainteresowaniem, szacunkiem i nieco bojaŸliwie. Naliczyli niemal trzysta stopni prowadz¹cych do gуry, zanim schody nieoczekiwanie siк skoсczy³y. Pod hobbitem ugina³y siк kolana, ale za ¿adne skarby nie zgodzi³by siк teraz zatrzymaж na popas tu, przy tej mrocznej przepaœci, w ktуrej ginк³y niemaj¹ce koсca schody. Wyszli na szerokie i wysokie przejœcie, i ku swojemu zdumieniu hobbit odkry³, ¿e ciemnoœж tu nie jest tak nieprzenikniona jak na ni¿szych poziomach. Przestronn¹ galeriк zalewa³o miкkkie rу¿owe œwiat³o zachodu s³oсca; okaza³o siк, ¿e gdzieniegdzie w ska³ach wyr¹bane s¹ okna. Dru¿yna ruszy³a korytarzem na po³udnie, jak zrozumia³ Folko, wzd³u¿ krawкdzi Moriaсskich Ska³. Z lewej strony co chwila napotykali puste sale, szeregi niskich kamiennych drzwi, w galerii natrafiali na zrкcznie obrobione ³awki. Liczne drzwi prowadzi³y do pomieszczeс mieszkalnych. Zajrzeli do jednego z nich. Pochodnie oœwietli³y przestronn¹ komnatк z wysokim sufitem; wspaniale obrobione skamienia³e strugi, zwisaj¹ce z sufitu, przypomina³y bajkowe potwory, ktуre nagle wysunк³y z kamieni po³yskuj¹ce w œwietle g³owy. Pokryte misternymi wzorami bia³e p³yty kontrastowa³y z szarym i z czarnym ¿y³kowaniem. Wysoko nad drzwiami widnia³o w¹skie ³ukowe okno. Wzd³u¿ œcian ci¹gn¹³ siк szereg g³кbokich nisz; poœrodku sta³ du¿y kamienny stу³, jego blat by³ roz³upany i kawa³ki wala³y siк po pod³odze. Nisze wype³nia³y stosy porzuconych w poœpiechu ubraс wymieszanych z narzкdziami, miednicami, kuframi, drewnianymi ³awkami i po³amanymi krzes³ami, jakby ktoœ w ataku sza³u t³uk³ nimi o œciany. Gliniane garnki i szklane naczynia przemieni³y siк pod czyimiœ ciosami w kruszywo, dywany, ktуrymi niegdyœ nakrywano kufry, by³y pociкte na kawa³ki, a ciemnopurpurowe strzкpy porozrzucane po ca³ej jaskini. Oszo³omione krasnoludy przemierza³y pomieszczenie od œciany do œciany i w ka¿dej z nisz by³o podobnie. Ktoœ znalaz³ stertк rozbitych zabawek; rozdeptane od³amki glinianych oraz drewnianych lalek i ze szczegуln¹ nienawiœci¹ po³amane na kawa³ki ma³e miecze i tarcze. Gdyby zajrzeli do jaskini tylko od progu, pewnie odeszliby spokojnie, uznawszy, ¿e ba³agan w komnacie jest wynikiem pospiesznej ucieczki. Jednak teraz wszystkie w¹tpliwoœci zniknк³y; ktoœ z³y, tкpy i mœciwy, wykorzystuj¹c nieobecnoœж gospodarzy, okaza³ sw¹ do nich nienawiœж, niszcz¹c naczynia i zabawki. W ten sposуb zaznaczy³ te¿ swoj¹ obecnoœж. Krasnoludy, z poszarza³ymi twarzami, ciк¿ko dysz¹c z gniewu, sprawdza³y jedn¹ jaskiniк po drugiej - wszкdzie chaos, pogrom, ruina... Tymczasem nad Œrуdziemiem zapad³a lekka letnia noc, œwiat³o w galerii zgas³o ca³kowicie, znowu trzeba by³o zapaliж pochodnie; postanowili, ¿e dzisiaj ju¿ nie pуjd¹ do zachodniego odga³кzienia pу³nocnego skrzyd³a, gdzie znajduje siк Komnata Kronik. Wyszukawszy niewielk¹ przytuln¹ jaskiniк ze sklepionym sufitem, ktуry podtrzymywany by³ szeregiem rzeŸbionych kolumn, zdecydowali siк na nocleg. Znalaz³ siк tu i stу³, i szerokie skrzynie z p³askimi wiekami, ktуre mog³y s³u¿yж za ³o¿a, a - co najwa¿niejsze - obok w galerii pod kamiennym, misternie rzeŸbionym daszkiem bi³o ze ska³y Ÿrуde³ko. Struga kryszta³owo czystej wody, tak zimnej, ¿e a¿ bola³y od niej zкby, spada³a do kamiennej misy, sk¹d bra³ pocz¹tek wy³o¿ony bia³ym kamieniem wodoci¹g, ktуry znika³ w kamiennych trzewiach gуr, p³yn¹c w dу³, na ni¿sze poziomy. Rozpalili ogieс i zjedli w poœpiechu, potem zalali p³omieс, ktуry mуg³ zdradziж ich obecnoœж. Pochodnie zgaszono, tylko w ciemnoœciach s³abo migota³ znaleziony wczeœniej przez Malca miedziany kaganek, zalany olejem ze znalezionej butli. By³y to jedyne dwa ocala³e przedmioty, na jakie natrafili wœrуd od³amkуw. Kamienne drzwi zamkniкto od œrodka ciк¿k¹ stalow¹ zasuw¹ jak wyjaœni³ Gloin, zwyczaj zamykania wewnкtrznych drzwi zrodzi³ siк po pierwszych oznakach niepokoju na G³кbokich Poziomach. Potem zsunкli kufry i zaczкli rozmawiaж; mieli wiele spraw do omуwienia. Po pierwsze, wszystkie krasnoludy, jakby pкk³a tama powstrzymuj¹ca ich ciekawoœж, zarzuci³y gradem pytaс hobbita i Hornborina, prуbuj¹c wyjaœniж, co siк sta³o w dot¹d bezb³кdnie dzia³aj¹cym mechanizmie Wrуt. Hornborin zosta³ zmuszony do pokazania pierœcienia. - Opowiadaj wszystko. - Dorin po³o¿y³ mu rкkк na ramieniu. - Coœcie tam obaj wyczyniali przy Wrotach? Zada³ pytanie lekkim tonem, ale hobbit wyraŸnie wyczuwa³ w jego g³osie napiкcie. Hornborin roz³o¿y³ rкce i jakby dostosowuj¹c siк do gry Dorina, odpowiedzia³ przygnкbionym tonem: - Cу¿, widzк, ¿e niczego nie da siк ukryж przed wami. Bкdк musia³ siк przyznaж i liczyж na wasze mi³osierdzie. Wszystko przez ten pierœcieс! Zapad³a cisza. Folko poczu³ ch³уd w piersi, na jego oczach od¿ywa³a Czerwona Ksiкga! Hornborin drgn¹³, pog³aska³ brodк, jakby zbiera³ myœli. Ostro¿nie zdj¹³ pierœcieс z palca i po³o¿y³ na œrodku sto³u. Hobbitowi wyda³o siк, ¿e mrok na mgnienie oka znikn¹³, znik³y œciany, i gуry sta³y siк przezroczyste jak szk³o, jakby patrzy³ przez kamieс, widz¹c jednoczeœnie ca³y olbrzymi splot moriaсskich korytarzy; tylko najg³кbsze poziomy zakrywa³a purpurowa zas³ona. Tu, na gуrze, wszystko nagle wyda³o siк przyjazne, zamieszkane i bezpieczne, na dole zaœ krуlowa³a wœciek³a nienawiœж. Folko nie zd¹¿y³ zastanowiж siк nad swoimi widzeniami, zbyt szybko wszystko przemknк³o; w tej chwili wpatrywa³ siк w pierœcieс, w g³кbinach czarnego kamienia ledwo widoczna by³a drobniutka iskierka, jakby blask bardzo odleg³ego paleniska. A Hornborin mуwi³ i jego s³owa uk³ada³y siк w bajkow¹ opowieœж, i przesz³oœж stawa³a siк jaw¹, od¿ywa³a przed oszo³omionym hobbitem... Hornborin otrzyma³ pierœcieс od swojego ojca, ten, z kolei, od swego dziadka. Umieraj¹c, stary krasnolud kaza³ usun¹ж siк wszystkim stoj¹cym przy ³o¿u œmierci, zostawi³ tylko Hornborina, swego starszego syna. Ojciec opowiedzia³ Hornborinowi, ¿e jego dziad by³ jednym z tych nielicznych zuchwa³ych krasnoludуw z Gуr Mglistych, ktуrzy chadzali na Dol Guldur z elfami - w³adcami Lorien, kiedy Pani Galadriela rozbi³a w py³ miry mrocznej twierdzy Nazgulуw. Ciekawskie krasnoludy nastкpnego dnia po zwyciкstwie wybrali siк na gruzy; wœrуd zburzonych œcian dziad Hornborina, naonczas jeszcze zupe³nie m³ody krasnolud, zobaczy³ czarne wejœcie do jakiegoœ podziemia i nie zastanawiaj¹c siк d³ugo, wszed³ do wnкtrza. Przez dziury w dachu do wnкtrza przenika³o œwiat³o, a na pod³odze wœrуd od³amkуw zauwa¿y³ wspania³y, b³yszcz¹cy jak gwiazda pierœcieс. Nie potrafi³ oprzeж siк pokusie i podniуs³ go, a w³o¿ywszy na palec, nie zdo³a³ ju¿ zdj¹ж. Jednak¿e krуlowa nie mog³a nie zauwa¿yж znaleziska i, wed³ug ojca Hornborina, powiedzia³a dziadowi, ¿e jego zdobycz jest, byж mo¿e, jednym z siedmiu krasnoludzkich Pierœcieni, dok³adniej, jednym z trzech ocala³ych, poniewa¿ pozosta³e cztery zniszczy³y smoki. Trzy zachowane wpad³y w rкce Nienazwanego, i nikt nie wie, jak i do czego уw ich u¿y³. Ze s³уw Galadrieli wynika³o, ¿e pierœcieс Hornborina kiedyœ nale¿a³ do Throra, jednego z ostatnich w³adcуw Krуlestwa Pod Gуr¹, pana Samotnej Gуry. Jego wnukiem by³ os³awiony Torin Dкbowa Tarcza, towarzysz Bilbo Bagginsa! - Kto wie, jak to by³o naprawdк - ci¹gn¹³ pу³g³osem Hornborin. - Kto wie, jak w rzeczywistoœci wszystko siк odby³o, ale tak czy inaczej, przez d³ugie lata nosi³em pierœcieс i nie zauwa¿y³em w nim nic szczegуlnego. Znam to stare elfijskie zaklкcie: „Trzy pierœcienie dla krуlуw elfуw pod sklepieniem nieba. Siedem dla krasnoludуw, krуlуw w kamiennej koronie. Dziewiкж ludziom, tym, co zgin¹ wraz ze swym ludem, a jeden dla w³adcy na przeklкtym tronie...”. I to, co dalej o Mordorze. Ale trzy elfijskie, trzy najpiкkniejsze pierœcienie straci³y sw¹ moc, a ich w³aœciciele odeszli na zachуd. Zapewne, tak uzna³em, straci³y rуwnie¿ moc pierœcienie krasnoludуw. Ale okaza³o siк, ¿e nie... - Roz³o¿y³ rкce. - A pod Wrotami jakby mnie nagle coœ u¿¹dli³o. - Pokrкci³ g³ow¹, sil¹c siк, ¿eby wypowiedzieж to, czego nie da siк wypowiedzieж. -Ci¹gn¹³em do siebie Wrota z ca³ych si³, ale bez hobbita nie da³bym rady. Coœ ty zrobi³, Folko? - Poczekaj, najpierw wyjaœnijmy, jak to jest z pierœcieniem. -Torin zmarszczy³ czo³o, stukn¹³ d³oni¹ w stу³. - Jeœli to jest naprawdк Pierœcieс Krasnoludуw, jak¹ ma moc? I jeszcze jedno. Kto i kiedy go wyku³? Wrуg czy nie? Œmiertelny, na³o¿ywszy jeden z pierœcieni, powinien staж siк niewidzialny... A tu co? Lecz najwa¿niejsze jest ustalenie, czyje rкce go stworzy³y. Jasna czy ciemna wola? - Czyjakolwiek, pierœcieс okaza³ sw¹ moc - zauwa¿y³ Wjard. - Jeœli to jeden z Siedmiu, kto wie, czy nie z powodu bliskoœci do serca naszego œwiata, œwiata tangarуw, od¿y³a w nim cz¹stka starej mocy? - Ale na czym polega³a ta moc? - odpowiedzia³ pytaniem na pytanie Hornborin, œciskaj¹c g³owк rкkami. - W ¿adnej z naszych legend nie mуwi siк o jego mocy! Zapad³a cisza. Bezszelestnie migota³ p³omyk kaganka, w ciemnoœciach ledwo mo¿na by³o dojrzeж twarze najbli¿ej siedz¹cych. Hornborin odezwa³ siк ponownie: - Kiedy z do³u zaczк³o siк podnosiж to sine lœnienie i poczu³em siк nieswojo, pomyœla³em nagle, ¿e mogк jakoœ siк temu przeciwstawiж. Kiedy wszyscy uciekli, ja zosta³em, chocia¿ w œrodku dygota³em, po prostu sta³em, a lœnienie nagle zatrzyma³o siк, zaczк³o opadaж i znik³o. Wtedy zrozumia³em, ¿e to znowu sprawa pierœcienia. Nie poczuliœcie, jak rozwia³ lкk? - S³usznie. - Torin skin¹³ g³ow¹ po chwili namys³u. - Cу¿, przyjaciele, to dobry znak! - Krasnolud wyprostowa³ siк. - Skoro od¿y³a czкœж naszych starych si³, niech wiкc pos³u¿¹ nam za tarczк przeciw Koszmarowi G³кbin, przeciw Demonowi Mocy! A przecie¿ coœ ma tak¿e hobbit! Bez niego Wrota by siк nie otworzy³y! Jak tego dokona³eœ? Hobbit opowiedzia³, jak by³o. Wszyscy chcieli obejrzeж sztylet, a Folko niespokojnym i bezmyœlnym spojrzeniem wodzi³ po twarzach krasnoludуw; gdy tylko zdj¹³ sztylet, poczu³ siк dziwnie nieswojo. Krasnoludy cmoka³y, drapa³y paznokciami po klindze, wygina³y sztylet i skonfundowane zwrуci³y go Folkowi. Jak i owi nieliczni, ktуrzy widzieli sztylet w nocy po spotkaniu Folka i Torina z Olmerem, nikt niczego nie potrafi³ o nim powiedzieж. - Jakby czyjaœ wola trzyma³a Wrota - powiedzia³ w zamyœleniu Gloin, podaj¹c hobbitowi sztylet. - Chcia³bym wiedzieж czyja... - Zejdziemy na dу³, to siк dowiemy - rzuci³ zdecydowanie Torin. - A co powiecie o tym? - Zatoczy³ rкk¹ ko³o, wskazuj¹c niewidoczne w mroku œciany. - Tylko jedno: mamy tu w Morii wroga - rzuci³ bez wahania Dwalin. - Czujemy obcy zapach od chwili, gdy wkroczyliœmy na Most Durina, a teraz w¹tpliwoœci zosta³y wyjaœnione, tu harcowali orkowie! Wszyscy rozumieli, ¿e nie mo¿na schodziж na g³кbokie poziomy, maj¹c za plecami mocnych i licznych nieprzyjaciу³. Po d³ugich sporach postanowiono, ¿e bкd¹ korzystali z tajnych przejœж. Rozmowy mog³yby siк ci¹gn¹ж bez koсca, ale zaprotestowa³ przeciwko temu Malec: - Wystarczy ju¿! Noc minie, ranek poradzi - ziewn¹³ szeroko. - Lepiej k³adŸmy siк spaж, rano poszperamy po innych poziomach, to mo¿e jeszcze coœ zobaczymy? A teraz, jeœli jeszcze raz ziewnк, chyba rozerwк sobie gкbк a¿ do uszu. Rуbcie, co chcecie, ale ja siк k³adк. Krasnoludy pokrz¹ta³y siк jeszcze przez chwilк i u³o¿y³y do snu. Balin i Skidulf stanкli na warcie w zewnкtrznym korytarzu. Folko wierci³ siк chwilк na twardym kufrze, pуki czarna pustka nie po³knк³a i jego. Noc minк³a spokojnie. Czterokrotnie zmienia³y siк stra¿e, i nie na prу¿no. Przed œwitem Gloin i Hornborin zauwa¿yli ognik pochodni w odleg³ym koсcu korytarza; nios¹cy j¹ skrкci³ w jedn¹ z licznych poprzecznie prowadz¹cych galerii. S¹dz¹c po beztrosce tych, ktуrzy tam byli, albo nie wiedzieli jeszcze o obecnoœci krasnoludуw, albo manewr Gloina i Dwalina zbi³ z tropu przeciwnikуw, ktуrzy mogli s¹dziж, ¿e dru¿yna od razu zaczк³a schodziж w dу³. Trzeba by³o to wykorzystaж, im prкdzej, tym lepiej. Krasnoludy gor¹czkowo uzbraja³y siк, sprawdza³y osadzenie toporуw i siekier, wytrzyma³oœж czekanуw i buzdyganуw oraz ³aсcuchуw w kolczastych kiœcieniach. Ka¿dy z nich taszczy³ broс. Twarze przyjaciу³ Folka znika³y za stalowymi przys³onami he³mуw, d³ugie kolczugi przykry³y ich piersi. Niektуrzy mieli nawet niewielkie okr¹g³e tarcze. Uzupe³niwszy ekwipunek o gruby pкk pochodni, zamknкli drzwi do swojego czasowego schronienia, a Gloin schowa³ klucz. Rozci¹gn¹wszy siк w d³ugi ³aсcuch, ruszyli na pу³noc, tam gdzie migota³ w nocy ogieс cudzej pochodni. Na czele maszerowa³ Gloin, obok niego Hornborin, Torin i niecierpliwy, wojowniczy Dorin; pochуd zamykali Bran, Balin i Dwalin. Folko znalaz³ siк w œrodku obok Skidulfa i Strona. Za plecami hobbita rozlega³o siк lekkie sapanie Malca. Pokonywali korytarze krуtkimi przebie¿kami z jednego ukrycia do drugiego; Folko trzyma³ w pogotowiu ³uk, kilku krasnoludуw mia³o napiкte kusze. Tak minк³o pу³ godziny; niebo na zachodzie pozostawa³o jeszcze szare, ale do galerii wpada³o sporo œwiat³a, co u³atwi³o marsz. Wkrуtce skoсczy³y siк mieszkalne jaskinie, pojawi³y siк obszerne sale na przemian z czarnymi wlotami korytarzy. Krasnoludy podwoi³y œrodki ostro¿noœci, Gloin i Torin po kolei przypadali uchem do pod³ogi, zamierali na d³ug¹ chwilк, a inni stali nieruchomo, wstrzymuj¹c oddech. Za ktуrymœ razem Gloin oœwiadczy³, ¿e s³yszy s³aby odg³os krokуw na szуstym poziomie, pod nimi. - Idziemy na dу³ - rzuci³. - Dwalin, gdzie jesteœ? ChodŸ tu, trzeba znaleŸж schody. - Bardziej na prawo, na prawo, oœlep³eœ, czy co? - odezwa³ siк zrzкdliwie Dwalin. - Naciœnij tк czarn¹ ¿y³kк... Gloin w milczeniu przejecha³ rкk¹ po skale, rozleg³o siк ciche skrzypienie i p³yta opad³a, ods³aniaj¹c wyjœcie na w¹skie strome schody. Krasnoludy wtopi³y siк w czerс. - Nie zapalaж pochodni - uprzedzi³ Gloin. - Trzymajcie siк œcian, tu nie ma nisz. Hobbit naliczy³ ponad setkк stopni, zanim poczu³ na twarzy s³aby, ale œwie¿y podmuch; weszli do du¿ej sali, s³abo oœwietlonej œwiat³em z jedynego okna tu¿ pod sklepieniem sufitu. Wychodzi³o st¹d piкж korytarzy. Gloin i Dwalin rzucili siк do ciemnych wejœж. Po kilku sekundach Dwalin przywo³a³ towarzyszy. - Id¹ tu - wyszepta³ ³ami¹cym siк g³osem. - Nie maj¹ gdzie uciec, tutaj zbiegaj¹ siк wszystkie przejœcia tej czкœci poziomu. - RozejdŸcie siк! - poleci³ Torin. - Jeœli jest ich dwudziestu, trzydziestu, uderzamy, jeœli wiкcej, przepuszczamy. Malec! Trzymaj siк bli¿ej Folka! Torin chcia³ coœ jeszcze powiedzieж, ale z g³кbi korytarza rozleg³o siк wyraŸne tupanie i krasnoludy pospiesznie siк ukry³y. Hobbit sprawdzi³ ciкciwк i wyj¹³ dwie strza³y z ko³czana. Minк³o kilka mкcz¹cych minut; Folko dostrzeg³ bojowy ogieс w oczach przyczajonego obok Malca. Pozosta³e krasnoludy przywar³y do granitowych œcian sali, znik³y w szarej mgle; ani skrzypniкcia, ani b³ysku œwiat³a. Na pod³ogк pad³y pierwsze odblaski œwiat³a pochodni, i po krуtkiej chwili czo³o oddzia³u orkуw ukaza³o siк w korytarzu. Folko widzia³ orkуw po raz pierwszy w ¿yciu i na krуciutk¹ chwilк zapomnia³ o wszystkim, wpatruj¹c siк w nich szeroko otwartymi oczami. Wysocy, barczyœci, d³ugorкcy, orkowie szli bez³adnie, wszyscy z tarczami i krzywymi jataganami, w niskich rogatych he³mach, ktуre rу¿ni³y siк od krasnoludzkich, wysokich i szczelnych; szerokie, p³askie twarze orkуw by³y ods³oniкte. W sk¹pym œwietle nie da³o siк obejrzeж dok³adnie ich ubraс. Orkуw by³o niewiele ponad dwudziestu. - Hazaad! - ulecia³o pod sufit i odbi³o siк od niego dŸwiкczne zawo³anie krasnoludуw Pу³nocnego Œwiata. W tej samej sekundzie œciany, zda³o siк, wypchnк³y ze swego wnкtrza starych gospodarzy Khazad-Dumu, i stare ska³y kolejny ju¿ raz us³ysza³y dŸwiкczny szczкk szabel orkуw i krasnoludzkich toporуw. Jaskinia od razu wype³ni³a siк potwornymi wrzaskami i piskami; krasnoludy rzuci³y siк do ataku w milczeniu. Pojawiwszy siк ze wszystkich stron naraz, zbijali orkуw w ciasn¹ grupк, spychaj¹c ich do k¹ta sali bez wyjœcia. Otrz¹sn¹wszy siк z zaskoczenia i widz¹c, ¿e Malec ju¿ rzuci³ siк do przodu, Folko puœci³ ciкciwк. Du¿y ork z pochodni¹ uderzy³ g³ow¹ w pod³ogк. Hobbit nie widzia³, co siк dzieje z innymi krasnoludami; widzia³ tylko Malca. Otoczeni orkowie bili siк z zawziкtoœci¹, jakiej Folko nie oczekiwa³ od tego plemienia, ale dzisiaj bуj by³ wyrуwnany, jeden na jednego; dzisiaj los sprzyja³ krasnoludom, mistrzom pojedynkуw, a orkowie nie zd¹¿yli ustawiж os³ony z tarcz. Hobbit naci¹ga³ ciкciwк elfijskiego ³uku z tak¹ czкstotliwoœci¹, jakiej wymaga³o znalezienie celu; ani jedna strza³a nie zmarnowa³a siк. Malec, z mieczem w jednej rкce i dag¹ w drugiej, nie dopuszcza³ blisko hobbita orkуw, ktуrzy szybko zauwa¿yli strzelaj¹cego bez pud³a ³ucznika. Dziwne uczucie ogarnк³o Folka: jego umys³ cudownym sposobem rozjaœni³ siк, teraz wszystkie decyzje podejmowa³ szybko i ³atwo. Wyszukiwa³ kolejnego orka, okreœla³ poprawkк, a jednoczeœnie widzia³, jak b³yszczy miecz w rкku Malca: oto ork, zas³aniaj¹c siк tarcz¹, macha jataganem, ale ruch da-gi, szybki, b³yskawiczny, odchyla ruch wra¿ej klingi; Malec zwija siк, nurkuje niemal pod tarczк wroga i le¿¹c uderza z do³u do gуry, przebija orka swoim d³ugim prostym mieczem i natychmiast zrywa siк, by sparowaж cios kolejnego wroga, a daga ju¿ mknie w wypadzie i ork nie zd¹¿a postawiж tarczy... Z prawej pojawia siк kolejny przeciwnik, Malec dopiero odwraca siк do niego, ale ten wali siк z charkotem, a strza³a hobbita tkwi w jego gardle... I nagle wszystko siк skoсczy³o. Krasnoludy znieruchomia³y; nie by³o ju¿ wroga, a na pod³odze le¿a³y nieforemne grudy cia³ orkуw, ciemna krew, nie krzepn¹c, rozlewa³a siк po wypolerowanej posadzce. Folko opuœci³ ³uk. Co z przyjaciу³mi? Czy wszyscy cali? D³ugo nie mуg³ policzyж krasnoludуw. Ale nie, ca³a czternastka ¿yje, wszyscy stoj¹ na nogach... - Ech, brodacze, coœmy narobili! - wrzasn¹³ nagle rozeŸlony Torin, zrywaj¹c he³m. - Po³o¿yliœmy wszystkich, a kogo bкdziemy przepytywaж? Zabawiliœmy siк, nie ma co! Dorinie! Przecie¿ wrzeszcza³em do ciebie, ¿e wystarczy! Ale nie, ty musia³eœ tego ostatniego przyprzeж do œciany i ³eb mu œci¹ж! Najpierw przes³uchalibyœmy, a dopiero potem byœ sobie ci¹³... - No to co teraz zrobimy?! - Gloin podszed³ do Torina, w marszu wycieraj¹c ostrze topora. - Niedaleko st¹d jest sztolnia, do samego do³u, do Siуdmego G³кbinowego; mo¿e tam ich... Dorin, z ktуrego oblicza nie znikn¹³ jeszcze bojowy zapa³, zdj¹³ he³m, wytar³ mokre czo³o i pochyli³ siк nad cia³em jednego z orkуw, przywo³uj¹c znakami towarzyszy. Folko nagle poczu³, ¿e jest mu niedobrze, szybko odwrуci³ siк, nie mog¹c patrzeж na le¿¹cego z przepo³owion¹ g³ow¹ orka. Dotar³y doс s³owa przyjaciу³: - Dlaczego bez pancerza? - Wszyscy? A ten, zobacz, co ma na plecach? Bracia, oni kolczugi nieœli w workach! - Wiкc nie oczekiwali nas - rozleg³ siк g³os Torina. - Ho! A co tu maj¹ na tarczach? Folko, chodŸ no tu! Hobbit, staraj¹c siк nie patrzeж na trupy, podszed³ do przyjaciela, ktуry sta³ w œrodku grupki krasnoludуw, trzymaj¹c w wyci¹gniкtej rкce okr¹g³¹ tarczк orka z brzegiem pokiereszowanym toporem. - Popatrz na znak. - Dorin szarpn¹³ hobbita za ramiк. Ten spojrza³ i jкkn¹³ - na tarczy topornie namalowano tak dobrze mu znany jeszcze z Czerwonej Ksiкgi wizerunek Purpurowego Oka Barad-Duru! Opanowawszy siк, wyjaœni³ przyjacio³om, co kiedyœ oznacza³ ten znak. Zapad³a cisza. - Oto jest odpowiedŸ na twoje pytanie, bracie hobbicie - rzek³ Gloin. - To s¹ potomkowie mordorskich orkуw. Pewnie ktoœ z tego os³awionego plemienia unikn¹³ zemsty i ukrywa³ w sekretnych legowiskach. Ale jak szybko siк zwiedzieli! Mo¿e ktoœ im w tym pomуg³? - Pytaj mnie jeszcze - mrukn¹³ w odpowiedzi Torin. - Teraz bкdziemy musieli znowu ich tu wy³apywaж! A w³aœnie, po co im broс, skoro Moria jest pusta od tak dawna? - Chyba nie jest taka pusta, jak nam siк wydawa³o - rzuci³ Hornborin, rozgl¹daj¹c siк na boki. - Musimy siк dowiedzieж, kogo tu jeszcze licho przynios³o! - Pogadamy o tym pуŸniej - wtr¹ci³ siк rozz³oszczony Tror. - Co z nimi zrobimy? - Do szybu, tak myœlк - rzuci³ Torin. - Bierzmy siк, tangarowie. Nie krкжcie nosami! Krasnoludy szybko przetaszczy³y stertк cia³ do odgrodzonego niskim parapetem czarnego otworu, z ktуrego wia³o suchym podziemnym upa³em. Gloin wci¹gn¹³ powietrze nosem. - Na Siуdmym G³кbinowym po staremu - zakomunikowa³ przyjacio³om. - ¯ar z P³omiennych Oczu, jak zwykle... A kuŸnie wygaszone. - No to co, zrzucamy? - zapyta³ rzeczowo Bran, odwracaj¹c siк do zamyœlonego Hornborina, ktуry sta³ obok z rкkami skrzy¿owanymi na piersi. - Zrzucaj, nie mamy na co czekaж! - krzykn¹³ ze z³oœci¹ Torin. Cia³a orkуw, jedno po drugim, polecia³y w ciemnoœж; uwa¿nie ws³uchany, Folko nie us³ysza³ odg³osu upadaj¹cych cia³. Dru¿yna wrуci³a do sali, w ktуrej spкdzi³a noc, krasnoludy pospiesznie spakowa³y pozostawione tam rzeczy. D³u¿ej nie mieli po co zatrzymywaж siк na gуrnych poziomach. Po drodze do sypialni Gloin przypomnia³ sobie, gdzie znajduje siк wejœcie do Tajnej Galerii, i teraz czeka³a ich nie³atwa trzydniowa droga do wschodnich rubie¿y Morii. - Jak tam topуr, Torinie? - zapyta³ przy okazji Folko przyjaciela, kiedy ob³adowani wychodzili ju¿ na korytarz, a Torin, nie odzywaj¹c siк, pokaza³ hobbitowi zaciœniкt¹ piкœж, co u krasnoludуw by³o oznak¹ najwy¿szego zaufania do broni. - Idziemy do Sali Kronik, jak siк umуwiliœmy - oznajmi³ Torin, kiedy wszyscy wyszli i drzwi zosta³y zamkniкte. - Bardzo potrzebujemy jкzyka. Tajna Galeria okaza³a siк rzeczywiœcie tajna. Wejœcie do niej zamyka³y zlane z t³em kamienne wierzeje, ktуre otworzy³y siк, gdy Gloin nacisn¹³ rкk¹ nieznaczny wystкp przy samej pod³odze. Wewn¹trz panowa³ nieprzenikniony mrok. Krasnoludy poprawi³y worki na plecach, odchrz¹knк³y, ³yknк³y piwa z beczu³ki Malca i ruszy³y w drogк. - No wiкc znamy przynajmniej jednego wroga - powiedzia³ w marszu Hornborin Torinowi. - Jak myœlisz, damy sobie radк? - Jeœli ca³a reszta oka¿e siк babskim gadaniem, to na jesieс trzeba bкdzie zwo³aж ruszenie z Ereboru i Gуr Mglistych - odpar³ Torin. - Œwietnie, a kto stanie na czele? - Ten, kogo wybierze hird, czy¿byœ nie wiedzia³? - nachmurzy³ siк Torin. - Oczywiœcie, oczywiœcie - zgodzi³ siк szybko Hornborin i zamilk³. Tajna Galeria, rу¿ni¹ca siк od innych niemal ca³kowitym brakiem odga³кzieс - przez ca³¹ wielogodzinn¹ wкdrуwkк hobbit widzia³ tylko piкж odnуg - wyprowadzi³a ich na kolejne schody, tym razem spiralne. Gloin zatrzyma³ siк, zrzuci³ worek z ramion i zaproponowa³ odpoczynek przed schodzeniem po Nieskoсczonych Schodach. Po tych s³owach hobbit poczu³, ¿e brakuje mu tchu. - Chcesz... Chcesz powiedzieж, ¿e to s¹ te same Nieskoсczone Schody, ktуre prowadz¹ przez ca³¹ Moriк od jej dna, dawno temu zapomnianego przez samych krasnoludуw? Czy to w³aœnie je przemierzy³ swego czasu Gandalf? Przecie¿ one prowadz¹ na szczyt Srebrnego Zкba... - Zgadza siк - potwierdzi³ Gloin uroczyœcie. - To te same. Musimy nimi zejœж o jeden poziom ni¿ej - zejdziemy siк na szуstym; Sala Kronik znajduje siк na siуdmym, ale Tajna Galeria w tym miejscu mocno skrкca na po³udnie, a nam wygodniej bкdzie pуjœж na skrуty. Mieli ju¿ za sob¹ jakieœ sto stopni szerokich, na brzegach trуjk¹tnych schodуw i znaleŸli siк na innym spoczniku, ktуry rу¿ni³ siк od gуrnego tym, ¿e odchodzi³o z niego wiкcej korytarzy. I znowu d³ugie godziny monotonnej wкdrуwki; podziemn¹ ciszк zak³уca³y tylko trzaski pochodni, ciк¿ki oddech krasnoludуw i z rzadka - miкkki pomruk wody p³yn¹cej w ciemnoœж kamiennymi rowkami. Zatrzymywali siк dwukrotnie; hobbit straci³ rachubк czasu, prуbowa³ liczyж kroki, ale pomyli³ siк po trzech tysi¹cach. W koсcu, gdy uzna³, ¿e za chwilк zwali siк z nуg i nic nie zmusi go do powstania, Torin i Hornborin - szli teraz razem i przez ca³y czas naradzali siк nad czymœ, a doœж czкsto te¿ k³уcili siк - og³osili, ¿e pora zatrzymaж siк na nocleg. Zrzucili worki na pod³ogк tunelu. Zasypiaj¹c, Folko widzia³ przez przymkniкte powieki dwie postacie, Torina i Hornborina, ktуrzy siedzieli obok siebie i cicho rozmawiali, a potem Torin podniуs³ siк i zgasi³ pochodniк. Rano - zreszt¹, czy by³ to ranek, czy pуŸniejsza pora, nikt, rzecz jasna, nie wiedzia³ - kiedy siк obudzili, Gloin i Bran krzesali ogieс; w poœpiechu zjad³szy œniadanie, ruszyli dalej. Czas p³yn¹³ jak wczoraj, tyle tylko, ¿e Moriaсczycy, a z nimi Torin i Hornborin, coraz czкœciej przywierali uszami do ska³, usi³uj¹c wychwyciж nawet najs³absze dŸwiкki; czasem przy³¹cza³ siк do nich Dorin, pozostali zaœ z³o¿yli swe losy w rкce przywуdcуw. Teraz, po pierwszej bitwie, mogli ju¿ niemal bez lкku mуwiж o widmie spod Wrуt i tajemniczej b³кkitnej poœwiacie, wzbieraj¹cej po schodach sztolni. Snuli domys³y, i w koсcu tak sami siebie wystraszyli, ¿e omal nie pobili Malca, gdy ten powiedzia³ coœ o nowym Demonie Mocy. Wkrуtce hobbita znu¿y³ ten niekoсcz¹cy siк marsz po straszliwie d³ugim i ciemnym podziemiu, przypominaj¹cym trzewia jakiegoœ skamienia³ego pytona: baga¿ na plecach ci¹¿y³ coraz bardziej, a¿ zaczк³o go ogarniaж jakieœ z³e przeczucie, niepokуj, ktуry odczuwa siк, oczekuj¹c czegoœ nieprzyjemnego, co nieuchronnie musi nast¹piж, ale nie wiadomo kiedy i nie wiadomo, jak temu zapobiec. Wrуg by³ blisko, hobbit czu³ to wyraŸnie, ale wrуg niezwyk³y, widmowy, choж i cielesny. W manierkach koсczy³a siк woda, a koсca marszu po Tajnej Galerii nie by³o widaж. Wreszcie zatrzymali siк ponownie i ku wielkiej radoœci hobbita Torin oznajmi³, ¿e nastкpnego dnia dojd¹ ju¿ do Sali Kronik, gdzie pozostan¹, by zorientowaж siк w sytuacji. Folko znowu spa³ niespokojnie, poniewa¿ zaczк³a dokuczaж mu wilgoж, zmarz³ i nie mуg³ siк doczekaж, kiedy Hornborin zacznie ich budziж. Oczy hobbita po bezsennej nocy klei³y siк i piek³y, nogi mia³ obola³e, z trudem rozprostowywa³ plecy. Do Sali Kronik by³o ju¿ niedaleko, a potem odpoczynek, odpoczynek, odpoczynek!... Tunel koсczy³ siк œcian¹ bez drzwi. Gloin i Dwalin musieli zmitrк¿yж sporo czasu, a inni prze¿yж pe³ne niepokoju chwile, zanim sekretne drzwi otworzy³y siк, i weszli w inny korytarz, znacznie szerszy, prosty i przestronny. G³adka pod³oga i starannie obrobione œciany zdradza³y jego przeznaczenie; œwiat³o pochodni oœwietli³o pу³okr¹g³y ³uk; by³o to wejœcie do du¿ej sali. - To jest Dwudziesta Pierwsza Sala - powiedzia³ Gloin, z szacunkiem œciszaj¹c g³os. - Pamiкtne miejsce... My idziemy do pу³nocnych drzwi. - Za ni¹ powinien byж korytarz, a po prawej rкce drzwi do Sali Kronik - uœmiechn¹³ siк hobbit, przypomniawszy sobie odnoœne stronice Czerwonej Ksiкgi. Nie myli³ siк. Drzwi, ktуrych niegdyœ mк¿nie broni³a dziewi¹tka stra¿nikуw przed naporem orkуw i trolli, pozostawa³y szczelnie zamkniкte. Pod³oga przed drzwiami by³a czysta, a to zdziwi³o doœwiadczonego Gloina: wszкdzie w Dwudziestej Pierwszej Sali osiad³ kurz, tak samo jak w ca³ej zachodniej stronie jaskiс Morii, natomiast tu, przed drzwiami Sali Kronik, kurzu, nie wiadomo dlaczego, nie by³o. Zbli¿yli siк i znaleŸli odpowiedŸ. Kamienn¹ p³ytк pokrywa³y bia³e rysy, pozosta³e zapewne po uderzeniach jakimœ ostrym metalowym narzкdziem; wygl¹da³o, ¿e drzwi usi³owano otworzyж od strony korytarza. - Ktoœ bardzo chcia³ zajrzeж do wewn¹trz - uœmiechn¹³ siк Dwalin. - A drzwi s¹ zamkniкte? - zapyta³ Torin. - I to nie na zwyczajny zamek - odpar³ Moriaсczyk. - Popatrzcie doko³a, przyjaciele. Nie wolno, ¿eby to us³yszeli ci... Krasnolud odwrуci³ siк twarz¹ do drzwi i coœ niezbyt g³oœno, œpiewnie powiedzia³. Otwieraj¹cy siк przeœwit zala³o szare œwiat³o. Wewn¹trz Sali Kronik wszystko by³o tak, jak w czasach wкdrуwki Froda: kufry w niszach, a pod oknem bia³a p³yta nagrobkowa na szarym kamieniu i znane Folkowi wiersze we Wspуlnej Mowie i jкzyku krasnoludуw. - Witaj, panie Balinie, synu Fundina - powiedzia³ cicho Torin, i wszystkie krasnoludy uklкk³y, tak¿e Folko. Oddawszy czeœж pamiкci Balina, rozeszli siк po sali, ogl¹daj¹c kufry. Tu, w odrу¿nieniu od mieszkalnych jaskiс na zachodzie, ocala³o wszystko, ale po otwarciu pierwszego kufra natknкli siк na list, rzucony na zawiniкte w p³уtno ksiкgi. Ktoœ napisa³: Temu, kto przest¹pi prуg krainy przodkуw, kogo nie powstrzyma czarny lкk i rozpacz. Bracia! Wystrzegajcie siк P³omiennych Oczu, ktуre nios¹ œmierж, gdy gуry zaczynaj¹ oddychaж. Nie schodŸcie ni¿ej, bo strach pomiesza wam zmys³y. Nie wiemy, co to jest, to idzie spod ziemi. W Lochach Morii pojawi³ siк znowu Koszmar Otch³ani, o ktуrym nie s³yszeliœmy od dwustu siedemdziesiкciu lat. Do porzuconych jaskiс zachodu przedostali siк orkowie; nas jest za ma³o, byœmy mogli z nimi walczyж. Wezwijcie elfуw! Chyba tylko oni bкd¹ mogli nam pomуc. Mamy do czynienia ze starym z³em, ktуre nie poddaje siк nam. W skrzyniach znajdziecie szczegу³owy opis wszystkiego, co siк wydarzy³o w Khazad-Dum! I jeszcze jedno. Szukajcie mithrilu! Jest na Szуstym G³кbinowym, zamurowany w œcianie Sto Jedenastej Sali. Droga doс wiedzie przez Salк Zamkow¹. Wyczekajcie chwili, kiedy P³omienne Oczy zasn¹, i niech bogactwa przodkуw znowu pos³u¿¹ tan-garom. Nam nie uda³o siк ich uratowaж. ¯egnajcie! Erebor zawsze powstanie na pierwsze wezwanie œmia³kуw. My bкdziemy zbieraж si³y i czekaж. Nie nazywajcie nas pochopnie tchуrzami... W tym miejscu pos³anie siк koсczy³o. Nie by³o podpisu ani daty. Torin dok³adnie obejrza³ kartkк pergaminu, odchrz¹kn¹³ i puœci³ w ko³o. Kiedy powrуci³a do niego, od³o¿y³ j¹ na poprzednie miejsce, zamkn¹³ pokrywк kufra i usiad³ na nim. Zmкczone krasnoludy, zrzuciwszy z ramion baga¿, broс, narzкdzia i zapasy, rozlokowa³y siк, gdzie kto mуg³. Malec cicho wyj¹³ szpunt swojego anta³ka... Jednak¿e nie zd¹¿yli zacz¹ж narady ani wdaж siк w tak lubiane przez krasnoludy spory. Ledwo s³yszalny szmer dobieg³ ich od strony niedomkniкtych drzwi, prowadz¹cych z korytarza do Dwudziestej Pierwszej Sali. Hornborin poderwa³ siк i natychmiast znalaz³ przy drzwiach. Nikt z krasnoludуw nie zd¹¿y³ niczego przedsiкwzi¹ж, gdy Hornborin z krуtkim gniewnym okrzykiem zatrzasn¹³ drzwi i dla pewnoœci opar³ siк o nie plecami z ca³ej si³y. - Orkowie, orkowie w korytarzu! - krzykn¹³, usi³uj¹c dosiкgn¹ж topora. - Szybciej, Gloin, Dwalin! Zza kamiennych drzwi da³ siк s³yszeж tupot nуg i g³uchy ryk, przepe³niony tak¹ nienawiœci¹, ¿e Folka przeszy³ dreszcz. Drzwi, ktуre blokowali teraz Hornborin, Grani, Gimli, Tror i Dwalin, zatrzкs³y siк, potem ktoœ uderzy³ w nie czymœ ciк¿kim; poruszy³y siк, ale nie otwar³y. Gloin pospiesznie zacz¹³ szeptaж s³owa zaklкcia, w koсcu westchn¹³ z ulg¹, drzwi nie ust¹pi³y. Napierano na nie z jeszcze wiкksz¹ si³¹, ale trzyma³y mocno. Hornborin otar³ pot z czo³a. - Jest ich tam co najmniej setka - powiedzia³ pу³g³osem. -To s¹ jacyœ inni orkowie, niepodobni do tych, ktуrych po³o¿yliœmy na Szуstym Poziomie. Ci s¹ wy¿si, bardziej barczyœci, ich twarze maj¹ regularne rysy, tak mi siк zdaje... Mieli pe³no pochodni, widzia³em taran. - Co robimy? - Wjard patrzy³ jak zaszczute zwierzк. - Otwieramy drzwi i naprzуd! - Okrutny uœmiech wykrzywi³ usta Dorina. - ¯eby zrobili z ciebie poduszkк do igie³? - pisn¹³ Wjard. - Poczekajcie, poczekajcie! - uniуs³ rкkк Gloin. - Raczej nie zdo³aj¹ wy³amaж drzwi. Mo¿emy spokojnie wyjœж przez wschodnie, te pod oknem. - A potem? - burkn¹³ Bran, zezuj¹c na drgaj¹ce pod miarowymi uderzeniami drzwi. - Na dу³ - wzruszy³ ramionami Gloin. - W koсcu nie przyszliœmy tu walczyж z orkami. Schody prowadz¹ do Pierwszego G³кbinowego, stamt¹d ³atwo dostaniemy siк do Sali Zamkowej i ni¿ej. - Nigdzie siк nie przedostaniemy - oœwiadczy³ ponuro Torin, ktуry podszed³ do wschodnich drzwi. - Jesteœmy otoczeni, to pu³apka... Nie umawiaj¹c siк, krasnoludy runк³y do przeciwleg³ej œciany. Zza wschodnich drzwi dochodzi³o takie samo tupanie i ryki. Same drzwi by³y zamkniкte za pomoc¹ zaklкcia, i to gwarantowa³o, ¿e wrуg nie przedostanie siк przez nie. Ale co dalej? Lepki, zimny lкk obla³ hobbita. Sytuacja wydawa³a siк bez wyjœcia. Widzia³, jak skamienia³y oblicza krasnoludуw, jak zasкpi³y siк czo³a... Rozmowy usta³y; wszyscy milczeli przygnкbieni. - Bкdziemy siк przebijaж - powiedzia³ Hornborin ochryple. -Jeœli tylko nie wykurz¹ nas st¹d jak szczury. Nikt siк nie odezwa³. Nagle Torin powiedzia³, rozwijaj¹c swуj koc: - No to musimy odpocz¹ж jak nale¿y... Nie wy³ami¹ drzwi, wiкc mo¿emy spokojnie pospaж kilka godzin, a potem... - Poczekajcie! Mo¿e dogadamy siк z nimi? - odezwa³ siк Wjard nieœmia³o. - Mo¿e wykupimy siк czymœ? - Chyba tob¹! - b³ysn¹³ oczami Dorin, i ju¿ wiкcej nie rozmawiano na ten temat. Krasnoludy wydoby³y koce, u³o¿y³y siк i zapali³y. Walenie w drzwi nie ustawa³o. Nie by³o s³ychaж krzykуw ani rykуw, orkowie walili w milczeniu, a to potкgowa³o strach hobbita; wierci³ siк na pos³aniu. Obok niego sapa³ niewzruszony Malec, ktуry zapad³ w sen rуwnie spokojnie, jak gdyby znajdowa³ siк w jakiejœ ober¿y w Annuminas. Spojrzenie hobbita, bez celu wкdruj¹ce po œcianach i suficie, nagle trafi³o na okno i w tej samej chwili poderwa³ siк na rуwne nogi. - Torinie, Torinie, a mo¿e tam? - Wskaza³ palcem niewielki kwadratowy otwуr w œcianie, z ktуrego s¹czy³o siк œwiat³o. Krasnolud chwilк milcza³, potem skoczy³ do okna, w biegu budz¹c innych. Po minucie wszyscy patroszyli swoje worki, wydobywaj¹c z nich d³ugie sznury z kotwicami na koсcach; ¿eby dostaж siк do okna, trzeba by³o przebyж kilka s¹¿ni ukoœnie biegn¹cym do gуry szybem oœwietleniowym. I nie wiadomo, ile w dу³... Wszystko odbywa³o siк w ciszy. Gromadka krasnoludуw st³oczy³a siк przy wschodniej œcianie. Gloin rzuci³ kotwicк, stalowe haki zaczepi³y o krawкdzie otworu okna. Krasnoludy popatrzy³y po sobie, a wtedy do przodu zdecydowanie wyst¹pi³ Malec. Zrкcznie, jakby przez ca³e ¿ycie wspina³ siк po linach, zacz¹³ pi¹ж siк do gуry, zapieraj¹c stopami w œciany szybu. Wkrуtce dotar³ do okna i wysun¹³ siк na zewn¹trz. Patrzy³ d³ugo, nieskoсczenie d³ugo, a¿ Dorinowi zbiela³y palce zaciœniкtych w piкœci d³oni. W koсcu Malec oderwa³ siк od okna i odwrуci³ do niecierpliwie oczekuj¹cych towarzyszy. - Trzeba zejœж jakieœ trzydzieœci s¹¿ni, tam jest okno! - oznajmi³ szeptem. - Ale ska³a jest wyszlifowana jak lustro... - Wi¹¿my sznury - zarz¹dzi³ Torin. Wycelowawszy, Malec zepchn¹³ w dу³ dwie grube szare wi¹zki, potem przechyli³ siк, przyjrza³ i radoœnie klepn¹³ w bok. Ca³a operacja zajк³a im sporo czasu. Najpierw zniknкli Torin i Hornborin. Za nimi pozostali - bez baga¿y, w kolczugach i tylko z toporami. Pozostali przeprawili do nich worki i ruszyli sami. Ostatni opuœcili salк Dorin i Folko. Nurkuj¹c w ciemnoœж dolnego okna, Folko po¿a³owa³, ¿e po pierwsze, w czasie schodzenia nie mуg³ oderwaж wzroku od ska³y, a po drugie, nie wzi¹³ ze sob¹ ani jednej krasnoludzkiej kroniki. I znowu czerс korytarzy Szуstego Poziomu, znowu pospieszny marsz w mroku, znowu w œwietle pochodni pojawiaj¹ siк i gin¹ schody, ³ukowe przejœcia, skrzy¿owania, wysokie sale z kolumnami lub bez... Szli kilka godzin. Pokonali d³ugie p³ynne podejœcie i znaleŸli siк, jak szeptem oznajmi³ Dwalin, ponownie na Siуdmym Poziomie. - Bez ¿ywego orka nigdzie st¹d nie pуjdк - pochyli³ uparcie g³owк Torin, nie zwracaj¹c uwagi na namowy towarzyszy. Po d³ugich i ostro¿nych poszukiwaniach znaleŸli wejœcie do Tajnej Galerii i tam, za chronionymi zaklкciem kamiennymi drzwiami, urz¹dzili kolejny tymczasowy obуz. Odpocz¹wszy jeszcze trochк, krasnoludy i Folko ruszyli na polowanie. Oczywiœcie, gdyby nie umiejкtnoœci Gloina i Dwalina, nigdy nie uda³oby siк im przedostaж do orkуw bez zwracania na siebie uwagi. Liczba wrogуw nie przekracza³a chyba trzydziestu; rzeczywiœcie rу¿nili siк od tych napotkanych wczeœniej. Byli wiкksi, wy¿si i poruszali siк wyprostowani, mieli krуtsze rкce i bardziej regularne rysy twarzy, choж oczy podobne, skoœne. Zamiast ulubionych przez orkуw jataganуw u¿ywali krуtkich, grubych obosiecznych mieczy. Sala, w ktуrej zaczaili siк na wrogуw, mia³a tylko jedno wyjœcie, i w³aœnie tam zasadzi³a siк grupa zakutych w stal towarzyszy Folka. Do ich uszu dochodzi³ odleg³y, tкpy ³oskot taranowania drzwi Sali Kronik. Torin bezszelestnie wyci¹gn¹³ zza pasa topуr i krasnoludy w milczeniu, niczym ¿elazna piкœж, uderzy³y na zaskoczonego wroga. Wstrzymawszy oddech, Folko, tym razem pozostawiony ze swoim ³ukiem z ty³u, oczekiwa³, ¿e jego druhowie przejd¹ przez t³um wrogуw jak poprzednim razem; ³atwo, b³yskawicznie, niepowstrzymanym klinem; jednak¿e zamiast wrzasku trwogi rozleg³ siк wœciek³y ryk wielu dziesi¹tkуw garde³ i z sali, oœwietlonej kilkoma œciennymi pochodniami, na tangarуw ruszyli zakuci w szczelne zbroje orkowie pancerni; w powietrzu œwisnк³y strza³y, z prawej i lewej na atakuj¹cych uderzyli miecznicy, stal dŸwiкcznie uderzy³a o stal. Rozbity w pierwszej chwili szereg szybko zwiera³ szeregi, zamykaj¹c wy³om, orkуw przybywa³o, by³o ich ju¿ co najmniej szeœжdziesiкciu, i bili siк desperacko i umiejкtnie, nie jak ci poprzedni. Folko wyszarpn¹³ z ko³czanu pierwsz¹ strza³к. Otoczone z trzech stron krasnoludy nie straci³y jednak¿e ani mкstwa, ani opanowania; k¹saj¹c krуtkimi skutecznymi b³yskami toporуw, zaczк³y wolno cofaж siк do wyjœcia z sali; Folko zobaczy³, ¿e w œrodku szyku towarzysze ci¹gn¹ kogoœ, kto wije siк spazmatycznie i szarpie. Orkowie napierali, z ich garde³ wydobywa³ siк wœciek³y, zwierzкcy ni to ryk, ni to wycie, ¿adna ze stron nie ustкpowa³a, ale cia³ na pod³odze by³o niewiele. Folko trafi³ tylko dwуch, jednego zrani³, z dziesiкж strza³ zmarnowa³o siк, odbijaj¹c od mocnych pancerzy. Miкdzy krasnoludami i orkami powsta³a pusta przestrzeс; orkowie nastкpowali wolno, krasnoludy rуwnie wolno cofa³y siк; nagle rozpaczliwie wrzasn¹³ ten, ktуrego uda³o siк krasnoludom spкtaж. W tej samej chwili orkowie, nie szczкdz¹c siebie, rzucili siк wprost na krasnoludzkie topory. Strza³y hobbita, wycelowane w szczeliny pancerzy miкdzy napierœnikami i he³mami, trafi³y dwуch orkуw, ale wrogom uda³o siк zburzyж porz¹dek spokojnie cofaj¹cej siк do tej chwili potк¿nej grupy krasnoludуw. Wycofywanie przekszta³ci³o siк w ucieczkк. Na szczкœcie krasnoludom uda³o siк oderwaж od przeœladowcуw; wpad³y do jakiegoœ w¹skiego korytarzyka i zniknк³y w nieprzeniknionym mroku. Orkowie, ktуrzy mieli tu tylko jedn¹ pochodniк, przebiegli obok, a Folko i jego towarzysze przemknкli w stronк bezpiecznych drzwi Tajnej Galerii, gdzie mogli w koсcu chwilк odetchn¹ж. Krasnoludy ciк¿ko dysza³y, ich pancerze nosi³y g³кbokie œlady wra¿ych ciosуw; Balin mia³ ranк na ramieniu, bo zawiod³a kolczuga, Brana uratowa³ przypadek, miecz orka omskn¹³ siк po jego przy³bicy, zostawiwszy w niej g³кbokie wgniecenie. Nie by³o s³ychaж zwyczajnych krasnoludzkich przechwa³ek. Wszyscy odwracali wzrok i ponuro wpatrywali siк w pod³ogк; zdawali sobie sprawк, ¿e cudem ocaleli. Krasnoludom uda³o siк zabiж tylko piкciu orkуw, a czterech porazi³y strza³y hobbita. Spojrzenia zwrуci³y siк na le¿¹cego na pod³odze spкtanego wiкŸnia. Na znak Torina przyci¹gniкto go bli¿ej do p³on¹cego ogniska. Ork by³ du¿y, niemal o g³owк wy¿szy od najwy¿szego z krasnoludуw. W czerwonawym œwietle p³omieni skуra na twarzy i rкkach wydawa³a siк br¹zowa, oczy by³y w¹skie, skoœne, jak u wiкkszoœci jego wspу³plemieсcуw, jednak¿e nos przypomina³ ludzki, podobnie usta o twardych, wyraziœcie zarysowanych wargach. Mia³ wysokie czo³o, nie takie jak u wiкkszoœci gуrskich orkуw. Patrzy³ z nienawiœci¹ na krasnoludуw, lecz w tym spojrzeniu nie by³o lкku, tylko wœciek³oœж i jakaœ zadziwiaj¹ca beznadziejnoœж. Torin zacz¹³ przes³uchanie. Zadawa³ zwyk³e pytania: sk¹d siк wziкli w Morii, czego tu szukaj¹, ilu ich jest, jak nazywa siк przywуdca, jednak¿e jeniec uparcie milcza³, obojкtnie wpatruj¹c siк w kamienn¹ pod³ogк. Torin, podnosz¹c g³os, powtуrzy³ pytania. Odpowiedzi¹, jak poprzednio, by³o milczenie. - Rozgrzejcie ¿elazo - poleci³ ochryple krasnolud i Dorin ze Skidulfem wsunкli w p³omieс kilka d³ugich ¿elaznych hakуw. - No wiкc jak, bкdziesz mуwi³? - zapyta³ Torin z³owieszczo, wpatruj¹c siк w jeсca. Ten drgn¹³, ale nie odpowiedzia³. Nagle Hornborin zdecydowanie odsun¹³ Torina i zbli¿y³ siк do orka. Folko zdziwi³ siк, bowiem jeszcze nigdy gadatliwy i stateczny Hornborin nie wygl¹da³ tak w³adczo i majestatycznie. Podniуs³ praw¹ rкkк i z³oty Pierœcieс nagle rozb³ysn¹³ niczym ma³a iskierka w wyci¹gniкtej d³oni krasnoluda. Sekundк Hornborin wpatrywa³ siк w orka, a potem ten zacz¹³ wolno, z wysi³kiem mуwiж. Krasnoludy wymieni³y zdumione spojrzenia. Ork pos³ugiwa³ siк Wspуln¹ Mow¹, ale kiepsko, i hobbit rozumia³ go z trudem. Dowiedzieli siк, ¿e jego lud przebi³ siк do Morii si³¹, kiedy by³a ju¿ porzucona przez jej starych gospodarzy; musieli walczyж z orkami innego plemienia, ktуrzy przebili siк tu jeszcze w czasach ostatnich krasnoludуw. Miкdzy plemionami zaczк³a siк walka. Z wykrzywionych ust orka sypa³y siк niewyraŸne przekleсstwa kierowane do nich; nienawidzi³ ich kto wie czy nie bardziej ni¿ krasnoludуw. Na pytanie Hornborina, sk¹d wziкli siк ci orko-wie i tamci, ich przeciwnicy, jeniec odpowiedzia³, ¿e jego lud to ci, ktуrzy s³u¿yli niegdyœ wielkiemu magowi i czarodziejowi, a jego imiк pamiкta teraz tylko starszyzna. Tego dawno nie¿yj¹cego, na nieszczкœcie, w³adcк nazywali Bia³¹ Rкk¹. Folko drgn¹³. Ork opowiedzia³ jeszcze mnуstwo ciekawych rzeczy o tym, jak nieliczni jego rodacy, ocaleli w ostatniej wojnie, ukryli siк w w¹wozach i dolinach Gуr Mglistych, jak mieszkaсcy Rohanu traktowali ich niczym zwierzynк, jak dosz³y ich s³uchy, ¿e Bia³oskуrzy wybili wszystkich orkуw, usi³uj¹cych ukryж siк na pу³nocy. Wtedy jego wspу³plemieсcy postanowili sprуbowaж szczкœcia w podziemiach... Krasnoludy dowiedzia³y siк tak¿e, ¿e tu, do Morii, przedosta³o siк prawie siedem tysiкcy orkуw-bojownikуw i dwa razy wiкcej ich kobiet, starcуw i dzieci. Hobbit poci¹gn¹³ za rкkaw Hornborina i szepn¹³ mu na ucho kilka s³уw; krasnolud uniуs³ brwi ze zdziwienia, ale zada³ podsuniкte przez Folka pytanie. Ork szarpn¹³ siк gwa³townie i zacz¹³ wywracaж oczami! Ale nie mia³ wyjœcia, jakaœ si³a zmusza³a go do mуwienia, i w koсcu wykrztusi³, ¿e od niepamiкtnych czasуw w jego narodzie, wœrуd tych, ktуrzy s³u¿yli Bia³ej Rкce, zakorzeni³ siк obyczaj porywania kobiet z ludzkich osiedli, ¿eby mieszaж krew orkуw z krwi¹ ludzi, wolnych od przymusu s³u¿enia Mrokowi. Na twarzach s³uchaj¹cych go krasnoludуw pojawi³o siк obrzydzenie. Dowiedzieli siк tak¿e, ¿e Sarumanowi orkowie ¿yj¹ jeszcze w okolicach Isengardu, ale tam jest niebezpiecznie, bardzo niebezpiecznie: leœne potwory ³api¹ nieuwa¿nych i biada temu, na kogo padnie wzrok ¿yj¹cych dкbуw i grabуw Fangornu! Nie znaj¹ oni litoœci i walczyж z nimi nie sposуb, dysponuj¹ olbrzymi¹ si³¹ i s¹ nie do pokonania. Na pytanie zaœ, jak zdobywaj¹ ¿ywnoœж ukryci w Morii orkowie, jeniec wychrypia³, ¿e po staremu; napadaj¹ na wsie po obu stronach gуr, unikaj¹ jednak palenia osiedli i wyrz¹dzania krzywdy, inaczej pojawi siк krуlewska jazda Rohanu albo oddzia³y miecznikуw z paсstwa Beorningуw; orkowie po prostu staraj¹ siк braж wykup, strasz¹c tchуrzliwych wieœniakуw. Jednak¿e ich wrogowie, gуrscy orkowie, niech przeklкty bкdzie ich rуd a¿ do dwunastego pokolenia, jak szaleni grabi¹, pal¹ i zabijaj¹, i nied³ugo zacznie siк wielka wojna. Jeniec powiedzia³, ¿e jego plemiк unika zbli¿ania siк do straszliwego Lorien, znajduj¹cego siк na wschуd od Morii; grabi¹ na pу³nocy, w dolinie Anduiny. Ale byж mo¿e wkrуtce wszystko siк zmieni... - Co mianowicie? - zainteresowa³ siк Hornborin. Ork wykrzywi³ straszliwie twarz; widzieli, ¿e nie chce mуwiж, ale s³owa pada³y jakby bez udzia³u jego woli. - Podziemia teraz s¹ nasze - chrypia³ - zaw³adnкliœmy tym miejscem. Szkar³atny Mrok opanowa³ Dolne... Ludzie z Pу³nocy kontaktuj¹ siк z nami, a my chadzamy z nimi na Po³udniowy Goœciniec i na Zachodni te¿. Wkrуtce przyjdzie koniec przeklкtych elfуw. Wrуci Pan... I bкdzie wojna, i jeszcze zobaczymy, jeszcze poka¿emy wszystkim - i przeklкtym gуrskim robakom z pieczar Gуr Mglistych, i Bia³oskуrym - zabуjcom! A to, co jest na dole, po³¹czy wszystko... i bкdziemy razem... Bia³ka jego oczu b³ysnк³y, g³owa opad³a na pierœ. Hornborin pospiesznie pochyli³ siк nad nim, potem roz³o¿y³ rкce. - Koniec! Straci³ przytomnoœж. - Usiad³ przy ognisku. - No, jak wam siк to podoba, tangarowie? Szkar³atny Mrok na Dolnych Poziomach! Ludzie z Pу³nocy! I jeszcze „Pan”... Co robimy dalej? - Nic nie mo¿emy zrobiж. - Wjard machn¹³ beznadziejnie rкk¹. - Trzeba uciekaж st¹d, pуkiœmy cali... - Na pewno nie! - sykn¹³ Dorin. - Szkar³atny Mrok, powiadasz? Pуki nie zobaczк na w³asne oczy, nigdzie nie pуjdк! Rozumiecie, do czego oni d¹¿¹? Koniec z przeklкtymi elfami! O nie, musimy iœж na dу³. Niech tu siedzi siedem czy nawet siedemdziesi¹t tysiкcy orkуw, nie wolno nam siк wycofywaж, pуki wszystkiego nie sprawdzimy. Proponujк iœж natychmiast w dу³. Tam siк wszystko rozstrzygnie. - A co z nim? - nachmurzy³ siк Torin, wskazuj¹c orka. - Patrzcie, chyba dochodzi do siebie, o, mruga oczami. - Co to jest Szkar³atny Mrok? Dlaczego chcecie „skoсczyж z elfami”? - zapyta³ ostro jeсca Hornborin, ponownie unosz¹c rкkк z Pierœcieniem. - Idzie To, Co Spa³o w G³кbinach... - wycharcza³ ork. - Nadchodzi ich Godzina... I my idziemy z nimi... chocia¿ jesteœmy w jednej trzeciej ludŸmi... - Przestaс, Hornborinie! - podniуs³ siк Torin. - Przecie¿ widzisz, ¿e brakuje mu s³уw. On tylko wyczuwa to swoim specyficznym wкchem, ktуry przekaza³ jego przodkom W³adca Wielkiego Mroku, ale wyjaœniж tego nie potrafi. Dorin ma racjк. Trzeba zejœж na dу³. Czy teraz nie jest jasne, ¿e nie tylko my, krasnoludy, ale ca³y Zachуd jest w straszliwym niebezpieczeсstwie? Nie mo¿emy traciж czasu. Idziemy na dу³! Tylko jeszcze jedno... Pochyliwszy siк nisko nad jeсcem, wrzasn¹³ mu prosto w twarz: - Kto to jest „Pan”? Gdzie on jest, tu czy na powierzchni? Kim jest, orkiem czy cz³owiekiem? Co o nim wiesz? Jeœli powiesz prawdк - milcza³ chwilк - puœcimy ciк, klnк siк na Brodк Durina! Hornborinie, pomу¿! Sk¹d wiesz, ¿e on istnieje? Co jeszcze o nim wiesz? - Nie widzia³em go. - Wiкzieс rozpaczliwie krкci³ g³ow¹. -Wiemy, ¿e on jest na ziemi, bo nidingowie przychodzili do nas z poleceniami od niego w ubieg³ym roku... I wiem, ¿e on istnieje... tego wy nie zrozumiecie. On jest tym, ktуry zgromadzi wszystko, co zosta³o rozrzucone; Szkar³atny Mrok te¿ siк ruszy... Wiкcej nic nie wiem, klnк siк na Bia³¹ Rкkк! - Dobrze - westchn¹³ Torin. - Jak uwa¿asz, Hornborinie? - Nie k³amie - pad³a szybka odpowiedŸ. - Naprawdк nie wie. - No to rozwi¹¿cie go i niech sobie idzie - rzuci³ nachmurzony Torin, gestem powstrzymuj¹c zrywaj¹cego siк z okrzykiem oburzenia Dorina, za ktуrym okaza³o niezadowolenie jeszcze z pу³ tuzina krasnoludуw. - Nie wolno ³amaж s³owa. Niech idzie. Nawet jeœli naprowadzi na nasz œlad swoich... Najwy¿ej pomachamy toporami! - Akurat - burkn¹³ Bran. - To nie to co ci z Pу³nocy. Ork skry³ siк w ciemnoœci, odg³osy jego szybkich krokуw wkrуtce ucich³y.

5 KUNIA DURINA - Kim s¹ nidingowie, Torinie? - zapyta³ przyjaciela hobbit, gdy ostro¿nie opuœcili Tajn¹ Galeriк i ruszyli w stronк schodуw. - Nidingowie to w³aœnie karze³ki, z ktуrych jednego z³apaliœmy w Bucklandzie - odpowiedzia³ ponuro Torin. - Wynika z tego, ¿e nie oszuka³ nas, po trzykroж przeklкty! Orkowie Bia³ej Rкki naprawdк komuœ s³u¿¹. I, byж mo¿e, jego wola jest przyczyn¹ ca³ego zamieszania na gуrze. Ale kto to jest? Myœlк, ¿e jedynie Wielka Jasna Krуlowa mog³aby nam odpowiedzieж na to pytanie. Tylko co ona robi tam u siebie, za Wielkim Morzem? - Krasnolud westchn¹³ i pokiwa³ g³ow¹, jakby dyskutuj¹c ze swoimi myœlami. Przemierzali ciemne korytarze, wybieraj¹c najbardziej w¹skie i nierzucaj¹ce siк w oczy. Dwukrotnie obok nich przechodzi³y, pobrzкkuj¹c broni¹ i oœwietlaj¹c szare sufity pochodniami, du¿e oddzia³y orkуw z plemienia ich wiкŸnia, jednak Gloin i Dwalin prowadzili oddzia³ tak znakomicie, ¿e wrуg ani razu ich nie wyczu³. Krasnoludy przeczekiwa³y niebezpieczne chwile w ciemnych bocznych odga³кzieniach, za wystкpami œcian, umyœlnie, wydawa³o siк, pozostawionymi w³aœnie po to, by mуc ukryж siк przed przewa¿aj¹cymi si³ami nieprzyjaciela. Wiele piкknych, zadziwiaj¹cych swym wygl¹dem sal widzia³ hobbit podczas ich krуtkiego marszu do tajnych schodуw. W jednych sufity znajdowa³y siк na takiej wysokoœci, ¿e nie dociera³o tam œwiat³o pochodni, a oceniж ow¹ wysokoœж mo¿na by³o tylko po echu krokуw; inne by³y podzielone d³ugimi szeregami pokrytych wspania³ymi rzeŸbami kolumn, w g³кbokich niszach sta³y pos¹gi ludzi, krasnoludуw i zwierz¹t, wykonane z niezrуwnanym mistrzostwem. Pochodnie oœwietla³y ogromne mozaiki, w ktуrych dominowa³o z³oto, srebro i kamienie szlachetne, zadziwiaj¹ce ¿elazne œwieczniki, wykute w postaci splotуw olbrzymich lin. Niestety, w wielu miejscach hobbit zauwa¿a³ te¿ œlady bytnoœci orkуw -mnуstwo ozdуb by³o zniszczonych, rzeŸbione w kamieniu figury rozbite, z mozaik na œcianach prostackie ³apy wyrwa³y wspania³e kamienie... Z lekkim zgrzytem zatrzasnк³y siк za nimi skrzyd³a Tajnych Drzwi. Pochodnie wydobywa³y z ciemnoœci krуtkie fragmenty w¹skich schodуw. Zaczк³o siк d³ugie zejœcie. Hobbit naliczy³ szeœжset stopni, zanim znaleŸli siк w krуtkim korytarzu, ktуry koсczy³ siк znajomym ju¿ œlepym zau³kiem Tajnej Galerii. Gloin i Dwalin naradzali siк pу³g³osem. - Jesteœmy na Pierwszym Poziomie - powiedzia³ w koсcu Gloin, zwracaj¹c siк do reszty. - Tutaj zupe³nie blisko przechodzi G³уwny Trakt. Do Drugiej Sali, tej w³aœnie, gdzie znajduje siк Most Durina, zosta³y nam dwie godziny marszu. Tylko zastanуwmy siк, czy mamy po co tam iœж. - Jeœli w Morii s¹ orkowie, ju¿ na pewno wpadli na to, ¿e musz¹ zamkn¹ж G³уwny Trakt i postawiж stra¿e przy Wrotach i na Moœcie - podchwyci³ Dwalin. - A my musimy zejœж ni¿ej. Nie zapomnijcie tylko o mithrilu w œcianach Sto Jedenastej Sali! - Mo¿e lepiej posiedŸmy tu trochк i porozmawiajmy spokojnie - zaproponowa³ niepewnie Torin. - Mamy tu dwуch wrogуw: orkуw i to coœ, dla czego tu przyszliœmy. Dwa razy zetknкliœmy siк z tym i za ka¿dym razem by³o bardzo, wrкcz bardzo ponuro. Ale, byж mo¿e, po pojawieniu siк tej b³кkitnej poœwiaty ktoœ coœ zauwa¿y³ na schodach? Mo¿e coœ siк wydawa³o, majaczy³o? Mуwcie wszystko, nawet jeœli wydaje siк g³upie; teraz jest wa¿ny ka¿dy drobiazg. Hornborinie? Co z Pierœcieniem? - On nie daje wszechwiedzy - odpar³ krasnolud z westchnieniem. - Czasem tylko podpowiada coœ, ale to wszystko jest takie nieuchwytne... Nie, teraz nic nie odczuwam. Torin przygryz³ wargк. - Mamy zapasуw na trzy tygodnie - powiedzia³. - W ci¹gu dwudziestu dni, niestety, bкdziemy je wyczuwali wed³ug burczenia w naszych brzuchach, musimy wyjaœniж, co tu siк dzieje! Odpowiedzia³o mu milczenie, jednak¿e gdy Torin da³ rozkaz dalszego marszu, nie protestowano. - Proponujк iœж do Sali Zamkowej - powiedzia³ Gloin, ³aduj¹c worek na plecy - na Szуsty G³кbinowy Poziom; tam jest woda, a wczeœniej by³y dobre miejsca do ukrycia siк. No i nie jest to zwyczajna sala, wed³ug legendy wyku³ j¹ Pierwszy Krasnolud. Powiadaj¹, ¿e gdy staniesz na Kamieniu Durina w chwili, gdy milcz¹ wszystkie si³y, zarуwno Mroku, jak i Œwiat³a, i tylko gуry patrz¹ na ciebie purpurowymi Ÿrenicami P³omiennych Oczu - mo¿esz zadaж pytanie, a Daj¹cy Pocz¹tek odpowie ci... Tak mуwi¹, ale czy to prawda, kto mo¿e wiedzieж? - Zanim dojdziemy do Kamienia, musimy iœж G³уwnym Traktem - warkn¹³ Dorin. - A tam s¹ orkowie i pewnie jest ich wielu! Musimy pchn¹ж kogoœ przodem. Krasnoludy i Folko czeka³y, jak im siк zdawa³o, ca³¹ wiecznoœж, w drкcz¹cym oczekiwaniu, zanim z ciemnoœci wynurzyli siк Gloin, Dorin i Bran. - Wiedzia³em - rzuci³ Dorin, wycieraj¹c zabrudzony krwi¹ orka topуr. - Ich jest strasznie du¿o, tych drobnych, mordorskich. Do Wrуt nawet nie ma po co iœж. Gdzie tu s¹ schody, Gloinie? - Trzeba bкdzie iœж doko³a - westchn¹³ tamten. Znowu przejœcia, schody, w¹skie sekretne drzwi, gard³owe g³osy k³уc¹cych siк orkуw gdzieœ za rogiem - wszystko przemiesza³o siк w pamiкci hobbita, ktуrzy resztk¹ si³ walczy³, by utrzymaж siк na nogach. Nie spali ju¿ dobк, ale jeszcze trzymali siк jakoœ na nogach. Weszli w œlepy korytarz i rozlokowali siк na nocleg. Folko zasn¹³ natychmiast. Ciemny tunel jego snуw, ponury i bezkszta³tny, nagle rozœwietli³o coœ ognisto-rudego, wij¹cego siк, jak bajkowa ¿mija; szare ³apska wylaz³y wprost z kamienia i dopad³y hobbita, zimne palce zacisnк³y siк na jego gardle... Nie mia³ si³y, ¿eby krzykn¹ж ani poruszyж siк... I nagle wszystko siк urwa³o... Zbudzi³y go krasnoludy, zbieraj¹ce siк do drogi. Folko, zmкczony sennymi widzeniami i ze straszliwym bуlem g³owy, porusza³ siк z trudem; jego towarzysze wygl¹dali nie lepiej. Jak siк okaza³o, kamienne, upiorne rкce przywidzia³y siк wszystkim co do jednego. Humory im nie dopisywa³y, hobbita zaœ ponownie zaatakowa³ obezw³adniaj¹cy strach przed niewiadomym. Zgnкbiony, trzymaj¹c siк blisko Hornborina, powlуk³ siк za krasnoludami. Moriaсczycy d³ugo nie potrafili odnaleŸж wejœcia do Tajnej Galerii; dru¿yna wкdrowa³a bez koсca zwyk³ymi, krуtkimi schodami, ³¹cz¹cymi s¹siednie poziomy. G³кbinowe Poziomy wyraŸnie rу¿ni³y siк od gуrnych - ich sale by³y przestronniejsze i nie tak wspaniale ozdobione, przejœcia prostsze i szersze. Tu mieœci³y siк niezliczone pracownie, w ktуrych panowa³ chaos; czego orkowie nie zdo³ali zniszczyж, rozrzucali i przewracali: narzкdzia, kowad³a, tygle i ciк¿kie sprzкty. - To jeszcze nic, ni¿ej bкdzie gorzej! - szepn¹³ hobbitowi na ucho Dwalin. - Tu pracowali jubilerzy i grawerzy, a kuŸnie i rusznikarnie s¹ o wiele ni¿ej... Natrafili rуwnie¿ na mieszkalne jaskinie, i tu, podobnie jak na gуrze, rozrabiali orkowie. Schodуw, przechodz¹cych przez kilka poziomуw naraz, nie mogli z jakiegoœ powodu znaleŸж, wкdrowali wiкc pochy³ymi sztolniami. Robi³o siк coraz gorкcej; Gloin, Dwalin, Lorin, Torin i Hornborin kilka razy zamierali przy w¹skich otworach wentylacyjnych, sk¹d wali³y fale suchego, pal¹cego ¿aru. Folko zacz¹³ pojmowaж s³usznoœж s³уw Rogwolda. Oto wlok¹ siк teraz, bez celu, bez wyraŸnego planu, niemal na oœlep, z wrogami za plecami i nieznanym ciemnym koszmarem przed sob¹. Na co liczy Torin? Na Pierœcieс Hornborina? Hobbit westchn¹³. Teraz wyraŸnie wyczuwa³ niebezpieczeсstwo - tu¿ przed nimi, za ³agodnym zakrкtem korytarza. To przeczucie ogarnк³o go nagle; nogi odmуwi³y mu pos³uszeсstwa. Rуwnie¿ krasnoludy zaczк³y siк potykaж, zatrzyma³y siк. Nikt nie mуg³ poj¹ж, o co chodzi, ale spojrzenia by³y przykute do ledwie widocznych w œwietle pochodni zarysуw skrкcaj¹cego przed nimi korytarza. Ogarn¹³ ich nie mroczny, paniczny strach, ktуry popycha do ucieczki, ale dziwnie wyraŸne uczucie kresu, koсca wszystkiego; wystarczy tylko min¹ж ten zakrкt. Ale ¿aden nie potrafi³ zmusiж siк do jakiegokolwiek ruchu rozstrzygaj¹cego impas. Pierwsi zaczкli siк cofaж Torin i Hornborin, poci¹gaj¹c za sob¹ innych. Nikt o nic nie pyta³, nikt nie potrafi³ wymуwiж nawet s³owa; wszyscy wycofywali siк powoli. Tak minк³o kilka minut, a mo¿e i godzina. Nagle za ich plecami rozleg³ siк obrzydliwy œpiew i tupot dziesi¹tek ciк¿kich, podkutych ¿elazem orczych butуw. Teraz mieli do czynienia z innym wrogiem. - Do boju! - wychrypia³ Dorin i odwrуci³ siк, pospiesznie naci¹gaj¹c kolczugк. - Skoro mamy umrzeж, umrzyjmy godnie, jak potomkowie Durina! - Poczekaj... - Hornborin chwyci³ go za rкkaw. - Pуjdк przodem. - Wskaza³ stronк przeciwleg³¹ do tej, z ktуrej dochodzi³ nasilaj¹cy siк z ka¿d¹ sekund¹ odg³os krokуw. - IdŸcie za mn¹! Folko, bкdzie mi potrzebny twуj ³uk, przygotuj siк! Szybciej, nie traжmy czasu! Krasnoludy ruszy³y do przodu zwart¹ grup¹, przez ca³y czas walcz¹c z ogarniaj¹c¹ ich rozpacz¹, a Hornborin wysoko uniуs³ rкkк z Pierœcieniem i ruszy³ w stronк zakrкtu. Folko œcisn¹³ pod kurtk¹ rкkojeœж sztyletu z b³кkitnymi kwiatami na klindze. Nie czu³ strachu, ale ka¿dy krok kosztowa³ go wiele wysi³ku, jakby przedziera³ siк przez lepk¹ glinк, w ktуr¹ nieoczekiwanie zmieni³o siк otaczaj¹ce powietrze. Korytarz skrкca³ p³ynnie, ka¿dy krok do przodu ukazywa³ nowy odcinek g³adkich œcian. Przeszli niewiele, gdy Hornborin nagle zacz¹³ chrypieж, jak gdyby brakowa³o mu powietrza, i stan¹³ w miejscu. Pochodnia w jego rкku zadr¿a³a. Wyg³adzona powierzchnia œcian znik³a pod grub¹ warstw¹ czarnych po³yskuj¹cych ni to wк¿y, ni to macek; obrzydlistwo wi³o siк niezmordowanie, splata³o siк i rozplata³o, stale wysuwaj¹c we wszystkie strony tкpe bezokie g³owy z ledwo widoczn¹ kresk¹, zapewne pyskiem. Chyba ³atwiej by³oby zrobiж krok, maj¹c przed sob¹ przepaœж - taki koniec wyda³ siк wstrz¹œniкtemu hobbitowi wybawieniem! A mo¿e wycofaж siк, pуki nie jest za pуŸno, w uczciwej walce zabraж do grobu ileœ tam orczych istnieс, zanim krzywy jatagan... Byle nie do przodu, w ¿ywe objкcia samej œmierci! Hobbit zdrкtwia³ z obrzydzenia i wstrкtu. Tymczasem bez³adna pl¹tanina wк¿owatych stworуw spowolnia³a, wyci¹gaj¹ce siк w kierunku pora¿onych strachem krasnoludуw i ludzi macki znieruchomia³y, jakby udaj¹c dziwaczne naroœle na œcianach, przez ktуre przeziera³y niewidoczne zimne oczy mroku. Folko nagle odczu³, ¿e ich przeciwnik rуwnie¿ siк zawaha³, a to doda³o hobbitowi si³. Z os³upienia wyrwa³ ich tupot rozlegaj¹cy siк za plecami. Orkowie byli ju¿ blisko! I wtedy, nie umawiaj¹c siк, dru¿yna ruszy³a do przodu. Hornborin wysoko uniуs³ rкkк z Pierœcieniem i wszystkie macki wycelowa³y swe ³by ku z³otemu lœnieniu. Ale wystarczy³o, ¿e podeszli bli¿ej, gdy zimny bуl w sercu, bуl rozpaczy zmusi³ hobbita do desperackiego kroku: uchwyci³ krasnoluda za rкkaw i powstrzyma³ go. Macki czeka³y na nich i Pierœcieс nie mуg³ ich zmusiж do odst¹pienia - oto co odczyta³ Folko w krуtkim dr¿eniu, jakie przebieg³o po niezliczonych szeregach czarnej ¿ywej pleœni na œcianach, dr¿eniu s³odkiego przeczucia. Wtedy jego rкka bez udzia³u œwiadomoœci wyjк³a z pochwy bezcenny sztylet i b³кkitne kwiaty na stalowym ostrzu zap³onк³y niczym jкzyki magicznego p³omienia. Macki zako³ysa³y siк jak smagane wiatrem pole pszenicy, pospiesznie zwija³y siк i przyciska³y do œcian. Ka¿da z nich usi³owa³a g³кbiej wcisn¹ж siк w kamieс, ukryж za innymi. Nie mog³o byж w¹tpliwoœci, macki zna³y podobne klingi! Jedno krуtkie spojrzenie do ty³u i Hornborin cicho gwizdn¹³ na przyjaciу³; jeszcze sekunda i tupot nуg zag³uszy³o wycie i pisk orkуw - oddzia³ zosta³ wykryty. Krasnoludy rzuci³y siк do przodu i zamar³y na widok obsianych czarnymi mackami œcian i sufitu, ale Folko wysoko uniуs³ p³on¹cy sztylet i ulatuj¹ce z niego falami œwiat³o zmusi³o krasnoludy, zbite w ciasn¹ grupkк, do wejœcia pod ¿ywe sklepienie. Hobbit nigdy nie zapomnia³ ich drogi miкdzy ¿ywymi œcianami i z niczym nieporуwnywalnego strachu - nie o siebie, tylko o znajduj¹cych siк teraz pod jego ochron¹ przyjaciу³. Folko nie ci¹³ czarnych porostуw - teraz macki ba³y siк jego, ale on nie czu³ w sobie mocy wojownikуw z przesz³oœci, przed ktуrych cudownymi ostrzami ucieka³o to obrzydlistwo, teraz znowu od¿ywaj¹ce w podziemiach. Gdyby hobbit wda³ siк w otwarty bуj, macki te¿ zaczк³yby walczyж... Dziwne, nieuporz¹dkowane myœli, nap³ywaj¹ce nie wiadomo sk¹d, przemyka³y mu przez g³owк. Tymczasem za nimi prowadz¹cy oddzia³ orkowie wypadli zza zakrкtu i znaleŸli siк tu¿ przed pierwszymi szeregami macek. Folko odwrуci³ siк i zobaczy³, jak na spotkanie orkom rzuci³y siк setki czarnych ¿ywych lin. Straszliwy, do niczego niepodobny, przedœmiertny ryk wstrz¹sn¹³ podziemiem. Oplatane ¿ywymi linami trupy orkуw by³y wci¹gane w gуrк, w ciemnoœж, a nowi, wybiegaj¹cy zza za³omu, stawali siк zdobycz¹ kolejnych czarnych macek... Pochodnie zgas³y, ocaleli orkowie rzucili siк do ty³u, i tego, co siк dzia³o dalej, krasnoludy ju¿ nie zobaczy³y. Ruchome porosty nagle ust¹pi³y miejsca czystemu kamieniowi; minкli straszliwe miejsce i byli bezpieczni. Folko odwrуci³ siк, potrzasn¹³ lœni¹cym sztyletem; ostatnie szeregi skurczy³y siк, pora¿one strachem! Ciк¿ko dysz¹c, ocieraj¹c mokre czo³a i rozgl¹daj¹c siк doko³a, krasnoludy zwali³y siк na pod³ogк za pierwszym zakrкtem, gdy czarne porosty zniknк³y im z oczu. Hobbit czu³ straszliwe zmкczenie, ale rozpiera³a go tak¿e duma. - Co to by³o? - pada³y ze wszystkich stron niecierpliwe pytania. - Jak daliœcie sobie z tym radк? Malec podbieg³ do hobbita i uœciska³ go, podejrzanie poci¹gaj¹c nosem. Torin, z niedowierzaniem krкc¹c g³ow¹, poklepa³ go po ramieniu, pozostali patrzyli na Folka z szacunkiem i zdziwieniem. Nie pierwszy to raz, kiedy hobbit przewodzi tam, gdzie pasuj¹ najlepsi wojowie! Folko nie potrafi³ odpowiedzieж na pytania przyjaciу³. - One... One s¹ bardzo stare, chcк powiedzieж, ze strasznie odleg³ych dni - wykrztusi³, na prу¿no usi³uj¹c zrozumieж i uporz¹dkowaж spl¹tane w œwiadomoœci mкtne obrazy. - Nie wiem, sk¹d pochodz¹, mo¿e z Podmoriaсskich Szlakуw, wiem tylko, ¿e boj¹ siк tego ostrza. - Pokaza³ swуj sztylet. - TO widzia³o go wczeœniej, na pewno, a mo¿e podobne? TO nic nie wie o œwiecie zewnкtrznym, TO wype³za z g³кbin, ¿eby po¿eraж... Ale co nim kieruje? Nie wiem. Nie wiem, sk¹d w ogуle cokolwiek wiadomo mi o TYM... Po prostu, jakoœ tak mi siк wydaje... S³uchano go bardzo uwa¿nie, a potem Wjard uderzy³ siк w czo³o i powiedzia³, ¿e s³ysza³ w swoich gуrach bardzo star¹ legendк o wielorкkich, ¿yj¹cych w podziemnym krуlestwie; ju¿ dawno temu krasnoludy styka³y siк z nimi. Wiкcej nic nie uda³o mu siк wydobyж z pamiкci, chocia¿ Dorin i Balin domagali siк, by coœ jeszcze powiedzia³. - Czy nie o takich opowiada³ kiedyœ Gandalf, ktуry przemierzy³ Podmoriaсskie Szlaki? - szepn¹³ Torin hobbitowi. - Sk¹d masz taki cudowny sztylet? - pokrкci³ g³ow¹ Stron. S³owa te nada³y inny kierunek wci¹¿ jeszcze nieuporz¹dkowanym myœlom hobbita. Dlaczego Olmer podarowa³ mi ten skarb? - myœla³. Czy¿by nic nie wiedzia³? Nie, nie mуg³ nie wiedzieж, powinien by³ przynajmniej siк domyœlaж. A mo¿e ten sztylet nie pomaga na powierzchni, przeciwko wrogom Olmer a? Czy nie elfy wykona³y to ostrze? Jest bardzo podobne do ich wyrobуw, chocia¿, kto to wie... ¯eby tak porozmawiaж z ktуrymœ z nich! Folko westchn¹³, widz¹c niczym na jawie, zamiast ponurych szarych sklepieс, zalane ksiк¿ycowym œwiat³em listowie, jaskrawe letnie gwiazdy, srebrzysty odblask ubraс elfуw i magiczny, tajemniczy, g³кboko ukryty p³omieс w ich oczach - m¹drych i smutnych. Folko nigdy nie widzia³ elfa - Rivendell opustosza³ dawno temu, dawno rodacy Pani Galadrieli porzucili piкkny Lorien. O Pierworodnych czyta³ tylko w Czerwonej Ksiкdze i innych kronikach hobbitуw. Coœ twardego tr¹ci³o go w ty³ g³owy i Folko ockn¹³ siк. Odczuwa³ smutek i tкsknotк za zielonym, jasnym œwiat³em, pozostawionym tam, w odleg³ej przesz³oœci. W³aœciwie nie mуg³ zrozumieж, ocieraj¹c nieproszone ³zy, za czym tak naprawdк tкskni - za œwiatem trwaj¹cym teraz czy za tym magicznym œwiatem przesz³oœci, ktуry pogr¹¿y³ siк w niebycie po zniszczeniu Wielkiego Pierœcienia W³adzy. - Ruszajmy, tangarowie - ponagli³ towarzyszy Torin. - Do Sali Zamkowej jeszcze kawa³ drogi. - Co w niej jest? - zapyta³ Grani, wk³adaj¹c szelki. Torin nie odpowiedzia³ i Folko zamyœli³ siк: rzeczywiœcie, gdzie znajduje siк ten zatapiaj¹cy dolne poziomy lкk, ktуrego nie mуg³ wytrzymaж ¿aden z ¿yj¹cych tu krasnoludуw? Zeszli ju¿ doœж g³кboko, ale, jeœli nie liczyж cienia przy Wrotach i b³кkitu w sztolni, nie napotkali na razie nic, co ³¹czy³oby siк z celem ich wкdrуwki. Do Sali Zamkowej dotarli nastкpnego dnia, a dok³adniej kilka godzin po tym, jak ruszyli w drogк. Noc, jeœli mo¿na tak powiedzieж, minк³a spokojnie, nic ich nie niepokoi³o, i wkrуtce znaleŸli siк na Progu. Ostatnich kilkadziesi¹t s¹¿ni korytarz prowadzi³ prosto, i hobbit, ku swojemu zdziwieniu, zobaczy³ nagle purpurowe œwiat³o. Wkrуtce pochodnie sta³y siк zbкdne; krasnoludy niemal bieg³y, pragn¹c zobaczyж jeden z cudуw Podziemnego Œwiata. Od razu ujrzeli salк w ca³ej okaza³oœci; hobbit zamar³, szeroko otworzywszy usta. By³a to olbrzymia jaskinia, maj¹ca dobr¹ milк w poprzek i tak wysoka, ¿e wzrok ledwo dostrzega³ zarysy sklepienia. Zadziwiaj¹ce twory wody i kamienia, olbrzymie kamienne sople zwisa³y z sufitu, a naprzeciwko wyrasta³y z pod³ogi ich bliŸniaki - szare, czarne, purpurowe, tworz¹c prawdziwy kamienny las. Folko nie od razu wypatrzy³ œcie¿ki, prowadz¹ce przez tк gкstwinк; drу¿ki wi³y siк miкdzy s³upami, pokrytymi stwardnia³ymi naciekami, podobnie jak w lasach jego Hobbitanii. Wszystkie œcie¿ki prowadzi³y do centrum Sali, gdzie wznosi³ siк szar¹ bry³¹ w³aœciwy Zamek. Niezliczone wie¿e i wie¿yczki, galerie, przejœcia, zкbate œciany, potк¿ne przypory - wszystko to splata³o siк, zosta³o zwi¹zane rкkami nieznanych mistrzуw w taki ciasny wкze³, ¿e mo¿na by³o spкdziж ¿ycie, przygl¹daj¹c siк Zamkowi z boku. Liczne w¹skie strzelnice wygl¹da³y z g³adkich powierzchni œcian, spiczaste dachy wieсczy³y ¿elazne tyki ze skomplikowanymi, niezrozumia³ymi wizerunkami, najprawdopodobniej jakimiœ herbami. Ciemn¹ gardziel¹, jako ¿ywo przypominaj¹c¹ gуrne Wrota, wpatrywa³ siк w nich otwуr wejœcia. Folko rozejrza³ siк w poszukiwaniu Ÿrуd³a tego purpurowego œwiat³a, rozœwietlaj¹cego olbrzymi¹ Salк, ale nic takiego nie dostrzeg³. Ju¿ zamierza³ o to zapytaж, gdy obok cicho, jakby w obawie, ¿e zak³уci spokуj staro¿ytnej komnaty, odezwa³ siк Gloin: - To jest Sala Zamkowa... Œwiat³o pochodzi z P³omiennych Oczu; od nich, z samego serca Gуr, ci¹gn¹ siк po³o¿one jeszcze za Pierwszego Krasnoluda œwietlne ¿y³y. Ich kamienie s¹ wypolerowane tak, ¿e otrzymano olbrzymie lustra, ktуre zbieraj¹ œwiat³o i rozpraszaj¹ je potem tu, w Sali. A tam, widzisz, jest s³ynny Kamieс Durina... Folko zmru¿y³ oczy, usi³uj¹c wypatrzyж to, co wskazywa³ Gloin; najpierw b³¹dzi³ wzrokiem po dziwacznych kamiennych drzewach, potem jego uwaga skupi³a siк na czymœ innym: na pustym placyku wznosi³ siк jakby zalany w tej chwili krwi¹ bia³y graniasty g³az. W jego wygl¹dzie by³o coœ dynamicznego, w ostrych kantach, w przypominaj¹cych w³уcznie wystкpach. Kamieс stercza³ samotnie poœrуd szaro-purpurowego œwiata gigantycznej pieczary, i Folko zrozumia³, ¿e ten g³az naprawdк zas³uguje na nazwк Kamienia Pierwszego Krasnoluda. W milczeniu, rozci¹gn¹wszy siк w d³ugi ³aсcuch, szli przez kamienny las. Folko zapyta³ Dwalina, po co mieszkaj¹ce pod ziemi¹ krasnoludy zbudowa³y tutaj Zamek. - Ten Zamek nie zosta³ zbudowany przez krasnoludy. One tylko nada³y mu zarysy, ktуre widzisz. Jaskiniк i Zamek stworzy³y same Gуry... Zatrzymali siк przed Kamieniem i patrzyli naс w milczeniu. Spod Kamienia wyp³ywa³ ma³y strumyk; spokуj ogromnej jaskini zak³уca³ tylko cichy plusk p³yn¹cej poœrуd kamieni wody. - W chwili, gdy milcz¹ wszystkie si³y, i Mroku, i Œwitu, i tylko Gуry patrz¹ na nas purpurowymi Ÿrenicami P³omiennych Oczu, staс na Kamieniu Durina, poproœ o radк, a Daj¹cy Pocz¹tek odpowie ci... - wyrecytowa³ Hornborin jak zaczarowany. I zanim ktokolwiek zd¹¿y³ go powstrzymaж, jednym susem zdoby³ zaklкty Kamieс. Podniуs³szy praw¹ rкkк, zacz¹³ wolno i uroczyœcie mуwiж; s³owa pada³y jak uderzenia dziesiкciofuntowego m³ota. Oczywiœcie przemawia³ w narzeczu krasnoludуw, wiкc Torin przet³umaczy³ jego mowк Folkowi: - O Durinie, Wielki Ojcze M³otуw, dziœ Twoi potomkowie zwracaj¹ siк do Ciebie! Czarny Koszmar G³кbin znowu opanowa³ Twoje stare krуlestwo, gуrne poziomy s¹ zajкte przez orkуw. Podpowiedz nam, skieruj nasze wysi³ki we w³aœciw¹ stronк! Hornborin umilk³, przez kilka chwil w Sali panowa³a cisza i nagle w œwiadomoœci hobbita rozleg³ siк cichy g³os; Folko nie rozrу¿nia³ s³уw, potem odbiera³ jakieœ ma³o wyraziste obrazy; zrozumieж mo¿na by³o tylko ogуlne wezwanie: w dу³! Jednak¿e odpowiedŸ by³a s³aba, ledwo wyczuwalna, jakby przysz³a z daleka... A potem wszyscy skierowali siк do przeciwleg³ej œciany Sali; ju¿ nie zadawali pytaс i nie rozmawiali o wydarzeniu. Hornborin z Torinem szli ramiк w ramiк i nie sprzeczali siк. Za nimi szed³ Dorin, przygarbiony pod ciк¿arem worka na plecach, nie wypuszczaj¹c topora z rкki; nastкpnie Malec, z obna¿onym mieczem w prawej d³oni i sztyletem w lewej; oraz Folko, z ³ukiem i na³o¿on¹ na ciкciwк strza³¹. Przeciкli Salк, po czym weszli w kolejny korytarz, ktуry prowadzi³ stromo w dу³. Folko nagle poczu³, ¿e coœ jest nie w porz¹dku. Wisz¹cy na piersi sztylet sta³ siк ciк¿ki jak z o³owiu, a serce zaczк³o ko³ataж. Widok przed nimi zakry³a szara, lepka mg³a, przez ktуr¹ nie mog³o siк przebiж œwiat³o pochodni. Mgielna zas³ona zwar³a siк nad nimi, nogi odmawia³y pos³uszeсstwa, ale wszyscy szli dalej. Coœ na podobieсstwo kolorowego obrazka trzepota³o siк, dr¿a³o przed wewnкtrznym wzrokiem hobbita, widzia³ siebie jakby z boku - z³amanego, trac¹cego oddech z niewypowiedzianego strachu, ktуrego nie da siк opanowaж ani okreœliж. Ale czu³ te¿, ¿e na razie chroni go przed lкkiem w³asna wola oraz ta stara potкga, ktуr¹ zaklкto w Pierœcieniu Hornborina i jego sztylecie. Mg³a nieoczekiwanie ust¹pi³a i zobaczyli na po³y zawalony od³amkami korytarz. Znajdowali siк na Siуdmym G³кbinowym, ostatnim z poziomуw Morii, poziomie magazynуw i kuŸni, poni¿ej ktуrego znajdowa³y siк ju¿ tylko sztolnie, dziesi¹tki mil starych korytarzy; ale b³¹dzenie ich splotami nie mia³o sensu - nie by³o tam ani wody, ani kryjуwek, nawet starych, porzuconych i zdewastowanych mieszkaс. A mimo to Torin poprowadzi³ ich w dу³; musieli najpierw pуjœж do Sali Sto Jedenastej. Zawalone sklepienie korytarza wyraziœciej ni¿ wszelkie s³owa mуwi³o o tragedii, ktуra siк tu rozegra³a: gdzieniegdzie ze sterty od³amkуw i gruzu stercza³o stylisko kilofa; w jednym miejscu znaleŸli wysmarowany czymœ ciemnym krasnoludzki but. Maszerowali ostro¿nie, nie chc¹c niepokoiж umar³ych; Torin obawia³ siк, ¿e dalej droga bкdzie zamkniкta, ale nie - miкdzy zwa³ami kamienia i sufitem zawsze znajdowali wystarczaj¹co du¿o miejsca, by siк przecisn¹ж. Sto Jedenasta Sala by³a nieprzytulnym miejscem. Kiedyœ jej wysokie sklepienie podtrzymywa³o kilka rzкdуw spiralnych kolumn, teraz wszystkie le¿a³y roztrzaskane. Z sali, w ktуrej niegdyœ wa¿ono rudк - w rogu zachowa³ siк jeszcze ¿elazny szkielet du¿ej wagi - wychodzi³y trzy korytarze. Jeden prowadzi³ w dу³ do sztolni, sk¹d ci¹gnк³o znajomym suchym ¿arem, drugi gwa³townie siк wznosi³, przechodz¹c w w¹skie schody, prowadz¹ce na drugi poziom; trzeci korytarz koсczy³ siк œcian¹. Dorin najpierw ostuka³ przegrodк oskardem. DŸwiкk by³ g³uchy; za u³o¿on¹ ze starannie dopasowanych kamieni œcian¹ najprawdopodobniej znajdowa³a siк macierzysta ska³a. Jak w wielu innych salach Morii, i tu by³a woda; œcieka³a do kamiennej niszy, wydobywaj¹c siк z rur przenikaj¹cych ca³¹ Moriк niczym system krwionoœny. Dopiero teraz krasnoludy zaczк³y rozmawiaж. Nale¿a³o iœж do P³omiennych Oczu, na dno sztolni, bo tylko tam mo¿na znaleŸж drogк do Podmoriaсskich Drуg. Torin zaproponowa³, by siк wyspali przed decyduj¹cym etapem, ale nikt nie mia³ ochoty na sen. Strach niczym md³oœci siкga³ gard³a, i trzeba by³o dok³adaж wielu staraс, by mu siк nie poddaж. Postanowili daж nieco wypocz¹ж nogom i plecom, a potem od razu ruszyж w dу³. Folko z ciekawoœci zamierza³ przejœж siк po sali, Bran i Skidulf postanowili pуjœж z nim. Gloin przypomnia³ pozosta³ym o mithrilu, schowanym gdzieœ w œcianach; krasnoludy zaczк³y od korytarza prowadz¹cego do sztolni, starannie ostukiwa³y œciany. Ledwie wziк³y siк do roboty, gdy Folko nieoczekiwanie zerkn¹³ w ciemn¹ g³кbinк korytarza i krzykn¹³ ostrzegawczo. Œciany i sufit jarzy³y siк purpurowymi odb³yskami rudych p³omieni; ogieс siк zbli¿a³. Poderwali siк na rуwne nogi i chwycili za broс. Folko skoczy³ po swуj ³uk. Zd¹¿y³ na czas. Œwiat³o rozbuchanego p³omienia zala³o najbli¿sze zakrкty korytarza i os³upia³e krasnoludy zobaczy³y, jak obok nich do sali wpe³z³o szybkie, wij¹ce siк cia³o, doko³a ktуrego jarzy³a siк aureola prawdziwego ognia. Istota zauwa¿y³a krasnoludy, zamar³a, wygiк³a siк jak atakuj¹cy w¹¿. Stoj¹cy blisko niej zobaczyli parк ma³ych zimnych oczu na czarnej g³owie, doko³a ktуrej wi³y siк rude jкzyki bezdymnego ognia. Nagle rozleg³ siк odg³os spuszczanej ciкciwy elfijskiego ³uku i strza³a wbi³a siк pod lewe oko istoty; wysz³a na zewn¹trz, ju¿ p³on¹ca. Ale dokona³a tego, czego mia³a dokonaж; zatrzyma³a atak stwora i ugasi³a p³omieс. Chwilк pуŸniej tylko krуtkie niebieskie iskry przemyka³y wzd³u¿ d³ugiego czarnego grzbietu, okr¹g³a g³owa uderzy³a w pod³ogк. Wszyscy zamarli na swoich miejscach, a w koсcu odezwa³ siк wstrz¹œniкty Gloin: - Ognisty Czerw! Ognisty Czerw! Krasnolud odst¹pi³ o krok, unosz¹c d³onie do twarzy, ale zaraz otrz¹sn¹³ siк. - Szybciej, bracia, potrzebna jest sieж! - krzykn¹³ Dwalin. - Gdzieœ tu widzia³em... Ju¿ ci¹gn¹³ spod zwa³u ¿wiru splecion¹ z cienkich ¿elaznych linek du¿¹ sieж do transportu workуw z rud¹. Na pomoc mu rzucili siк Gloin, Gimli, Tror i Bran. - Co chcesz zrobiж? - Torin chwyci³ Gloina za rкkaw. - Puœж!... Nie wiesz, czym rozpala³ swoje Palenisko Wielki Durin?! Przecie¿ to cud nad cudami! - Moriaсczyk oddycha³ spazmatycznie. - Ogniste Czerwie ¿y³y kiedyœ w samym sercu gуr, bior¹c ¿ycie z ognia P³omiennych Oczu. Pierwszy Krasnolud ³owi³ je i topi³ na nich ¿elazo, i wszyscy wiedz¹, ¿e na³o¿y³ na nie zaklкcie i ¿e jeœli wype³zaj¹ do gуry, to ci¹gn¹ do jego Paleniska. Palenisko jest gdzieœ w pobli¿u, szukajcie go, bracia! Powiadaj¹ jeszcze, ¿e czerwie pe³zn¹ do tego miejsca, gdzie zosta³ zabity ich wspу³plemieniec. Jeœli to prawda, wkrуtce bкd¹ tu ich ca³e hordy! - Co ty opowiadasz?! - wykrzykn¹³ zdumiony Torin. Ale Moriaсczyk wyrwa³ siк; wymachuj¹c rкkami, rzuci³ siк do œciany i zacz¹³ gor¹czkowo obstukiwaж j¹ oskardem. Pozostali dreptali w miejscu, nie wiedz¹c, co robiж, pуki Dwalin nie krzykn¹³ na nich: - Nie stуjcie, ³apcie sieж, ci¹gnijcie do wyjœcia! One topi¹ i ¿elazo, i kamienie, ale mo¿na je powstrzymaж na jakiœ czas! - Zg³upieliœcie obaj czy jak? - wœciek³ siк Torin. - Po co ³owiж? Gdzie bкdziemy trzymaж? Jakie Palenisko? W tej samej chwili œciana odpowiedzia³a na uderzenie Gloina g³uchym echem. Krasnolud trafi³ w pustkк. W nastкpnej chwili oskardy wgryz³y siк w twardy kamieс. Krasnoludy pracowa³y z nieprawdopodobn¹ prкdkoœci¹ i dopiero teraz Folko zrozumia³, jak silne i wytrwa³e s¹ rкce gospodarzy Podziemnego Œwiata. W palcach Dorina b³ysnк³o wiert³o, z workуw wydobyto ostre i ciк¿kie kliny, i wbijano je w szczeliny, czym siк da³o. Szaleсczo pracowali ponad godzinк, kiedy oskard Torina nieoczekiwanie wpad³ w przestrzeс za œcian¹, a on niemal zwali³ siк z nуg. Przebili siк na wylot i teraz posz³o ³atwiej. W œcianie powsta³ otwуr, przez ktуry mo¿na by³o przecisn¹ж siк do œrodka. Hobbit zapomnia³ o strachu i zanurkowa³ w ciemnoœж zaraz za Torinem. Pochodnie oœwietli³y niewielk¹ komorк, a¿ po sufit wype³nion¹ bia³ymi sztabami, u³o¿onymi w dok³adne sztaple. W pierwszej chwili wyda³y siк hobbitowi sztabkami srebra, ale przyjrzawszy siк dok³adniej, zrozumia³, ¿e to nie jest srebro. Srebro nie mia³o takiego odcienia ani po³ysku, ani czystoœci. Us³ysza³ chуralne westchnienie krasnoludуw. Mithril, marzenie krasnoludуw Pу³nocnego Œwiata, metal, ktуry przyniуs³ Morii bogactwo i s³awк, le¿a³ teraz przed nimi i mogli nim dysponowaж. Dorin upad³ na kolana przed sztabkami u³o¿onymi jak drewno, w sagi, przycisn¹³ do nich twarz. Pozostali czule g³askali d³ugie sztabki jak dzieci; Folko poczu³ siк niezrкcznie. Odwrуci³ siк. Dostrzeg³ w¹skie przejœcie miкdzy sagami mithrilu. Trzymaj¹c pochodniк w rкku, ruszy³ przed siebie. Nie wiedzia³, dlaczego tak mocno wali mu serce. Podszed³ do g³adkiej œciany, uderzy³ w ni¹ kamieniem. Odg³os by³ g³uchy... Ale ju¿ nauczy³ siк nie ufaж wzrokowi i uszom. Wyci¹gn¹wszy z pochwy sztylet, kilka razy niezbyt mocno dŸgn¹³ wypolerowany granit i wyszepta³: - O Elbereth! Gil tonie! Nie zdziwi³ siк, gdy kamienie wolno rozsunк³y siк na boki, ods³oniwszy niskie czarne przejœcie. Na klindze sztyletu wolno dogasa³o b³кkitne jarzenie... - Folko! Folko, gdzie jesteœ? - Za jego plecami wyrуs³ Malec z pochodni¹ i zamilk³ w pу³ s³owa, widz¹c otwarty korytarz. - Co to jest? On, Folko i Torin zaczкli pe³zn¹ж niskim tunelem, ktуry skrкca³ pod ostrym k¹tem w prawo, ich d³onie - dziwna sprawa! - grzкz³y w grubej warstwie py³u. Folko us³ysza³, jak Torin mamrocze: - Ciekawe, ile wiekуw nikt tu nie by³? Korytarz koсczy³ siк nagle i znaleŸli siк w niewielkiej sali, ktуrej pod³ogк pokrywa³a rуwnie gruba warstwa py³u. Pochodnie oœwietli³y niedbale wykoсczone œciany, proste kamienne ³awy, niskie sufity bez ¿adnych ozdуb, a na œrodku pomieszczenia ogromne kamienne kowad³o i obok ciemne gigantyczne palenisko. Nad nimi w suficie widnia³ ma³y otwуr wentylacyjnego komina. Torin i Malec runкli na kolana. - Palenisko Durina... - wyszepta³ niemal bezg³oœnie Torin. A potem zaczк³o siк dziaж coœ niewyobra¿alnego. Do kuŸni przecisnкli siк pozostali, zapalono nowe pochodnie i krasnoludy, usiad³szy w kr¹g, zaczк³y œpiewaж jak¹œ uroczyst¹ pieœс w swoim jкzyku. Folko nie rozumia³ ani s³owa, ale w gard³owych sylabach wyraŸnie s³ysza³ uderzenia m³ota. Oczy krasnoludуw p³onк³y magicznym ogniem - nadesz³a godzina ich triumfu! Od chwili, gdy weszli do Sali Durina, minк³o - jak siк wydawa³o hobbitowi - sporo czasu, ale w rzeczywistoœci up³ynк³y tylko minuty. Potem Grani, wys³any z powrotem do Sali Sto Jedenastej, wszcz¹³ alarm i Folko na w³asne oczy zobaczy³ polowanie na Ogniste Czerwie. Czerwie, jak przepowiedzia³ Gloin, zaczк³y wype³zaж z mroku korytarza, sun¹c w stronк postrzelonego przez Folka towarzysza. Polowaniem kierowa³ Gloin. ¯elazna sieж spad³a na p³on¹ce zawijasy cia³a, czerw rozpaczliwie zwija³ siк, stalowa sieж roz¿arzy³a siк do czerwonoœci, ale krasnoludy specjalnymi hakami, wyszukanymi w kuŸni, wlok³y zdobycz do Paleniska... A potem, kiedy w zamkniкtym szczelnie kamiennym Palenisku z³owieszczo sycza³o, zwija³o siк i plu³o ogniem ponad dziesiкж Czerwi, Folko z ciekawoœci¹ przygl¹da³ siк pozostawionym przez nie œladom na kamieniach. Czerwie potrafi³y topiж kamienie i przebijaж korytarze w ska³ach, dok³adnie tak jak ich powierzchniowi kuzyni gdzieœ w hobbickim trawniku. Torin zebra³ wszystkich krasnoludуw w ciasnym krкgu... Hobbitowi by³o trudno poj¹ж, o czym mуwi¹ przyjaciele. Wychwytuj¹c poszczegуlne s³owa, zrozumia³, ¿e chodzi o to, by wykorzystaж znalezisko i wykuж dla siebie niebywa³¹ mithrilow¹ broс, ³¹cz¹c w niej si³к Pierœcienia i si³к Pamiкci Durina. Folko nie rozumia³, co to znaczy. Krasnoludy rozprawia³y o czymœ dobrze im znanym, jakby zaczк³y siк spe³niaж ich najskrytsze marzenia. Raz szybko, a raz wolno pada³y w ciszy KuŸni Durina s³owa starych zaklкж i jasnym œwiat³em p³onк³o z³oto Pierœcienia, ktуry Hornborin zdj¹³ z palca i przekazywa³ po kolei ka¿demu krasnoludowi, wyg³aszaj¹cemu zaklкcie. A potem w ¿ar, do Czerwi, zosta³ w³o¿ony kawa³ek mithrilu i kilka kawa³kуw ¿elaza znalezionych za kuŸni¹. Krasnoludy nie po¿a³owa³y rуwnie¿ jakichœ wonnych specyfikуw ze starych butli z zielonego szk³a, stoj¹cych na pу³kach wzd³u¿ œcian. Nagle przeraŸliwie jasno zap³on¹³ ogieс w Palenisku i krasnoludy ustawi³y siк w ciasny kr¹g, zas³aniaj¹c widok plecami... Potem bez przerwy dzwoni³y m³oty, a roztopiony metal wœciekle miota³ skry. W Palenisku mo¿na by³o nie tylko kuж, ale rуwnie¿ wytapiaж metal. Sk¹dœ pojawi³y siк skomplikowane formy, cudowny metal p³yn¹³ ognistym strumieniem po wytyczonej œcie¿ce, a potem ponownie wk³adano go do Paleniska, pуŸniej zaœ kuto, nie szczкdz¹c si³. Krasnoludy robi³y tylko krуtkie przerwy, ¿eby w poœpiechu zjeœж kawa³ek chleba i wychyliж szklanicк piwa, po czym wraca³y do kowad³a... Ale nie tylko ku³y. Nadesz³a chwila, kiedy Torin z obrzydzeniem cisn¹³ w ¿ar Paleniska miecz z Mogilnikуw, ktуry tak d³ugo prowadzi³ upiora po ich œladach. Folko oczekiwa³, ¿e stanie siк coœ niezwyk³ego, ale wœciek³y p³omieс Czerwi, ktуry tak roz¿arzy³ œcianki Paleniska, ¿e nie mo¿na by³o nie tylko ich dotkn¹ж, ale nawet staж obok, bezg³oœnie po³kn¹³ wyrуb nieznanego kowala, poœwiкcony martwemu œwiatowi, i miecz sta³ siк b³yszcz¹c¹ ka³u¿¹. Jednak gdy Folko zamkn¹³ oczy i ws³ucha³ w siebie, powtуrzy³o siк koszmarne zagrobowe wycie, szaleсcze, przepe³nione bуlem i rozpacz¹. Pojawi³o siк widzenie: ciemne wzgуrza, drzewa na stokach oraz ko³ysana wiatrem bia³a istota w p³aszczu i he³mie, stara, wstrкtna, œmiertelnie niebezpieczna. I umieraj¹ca. Miecz, poœwiкcony upiorom Mogilnikуw, sczez³, a wraz z nim znik³ oœrodek starego Mroku. Podmuch wiatru porwa³ szary p³aszcz na drobniutkie, niewidzialne strzкpy, he³m rozsypa³ siк niczym prуchno... W koсcu hobbita zmorzy³ sen. Krasnoludy jakby zapomnia³y o nim, praca poch³onк³a je ca³kowicie, a on przesta³ s³yszeж ciк¿kie uderzenia m³ota o kowad³o... Kiedy siк obudzi³, w KuŸni panowa³a cisza; teraz krasnoludy uwa¿nie wyci¹ga³y z ognistej masy d³ugie i cienkie nici, zwija³y pierœcienie; z niezwyk³¹ zrкcznoœci¹ pracowa³y ich palce - ³aсcuszki pierœcieni na kolczugi rozrasta³y siк b³yskawicznie... Folko poczu³ siк zbкdny i w milczeniu zaj¹³ siк gotowaniem. Minк³o wiele godzin, pуki nie zmкczy³y siк najwytrwalsze. Jednak¿e nie³atwo by³o odci¹gn¹ж krasnoludуw od Paleniska. Kilka godzin snu, pospiesznie spo¿yty posi³ek - i znowu do roboty... Up³ywa³y d³ugie podziemne „dni”. Czas zwolni³ bieg, Folko czu³, ¿e œpi¹ o wiele mniej ni¿ na powierzchni. Krasnoludy oszczкdza³y ¿ywnoœж, staraj¹c siк tak gospodarowaж zapasami, by starczy³y na jak najd³u¿ej. Hobbit nie by³ im przydatny. Zazwyczaj wciska³ siк w jakiœ k¹t KuŸni i obserwowa³, jak wzlatuj¹ i opadaj¹ ciк¿kie m³oty. Krasnoludy wykuwa³y dla siebie nowe topory i krуtkie grube sztylety, niskie, zakrywaj¹ce ca³¹ g³owк he³my z ruchomymi przy³bicami, kolczugi o mithrilowej ³usce... Niekiedy wyrusza³y w dу³ korytarzem do sztolni po nowe Czerwie; polowania na te stwory by³y niebezpieczne i trudne, musia³y d³ugo b³¹dziж po pustych korytarzach w poszukiwaniu czerwonych odb³yskуw na œcianach; jeœli stworzenia siк pojawi³y, szykowano sfatygowan¹ stalow¹ sieж. Lкki znik³y, przypomina³o o nich tylko sta³e, niejasne poczucie niepokoju, do ktуrego wszyscy ju¿ przywykli. Minк³o co najmniej siedem d³ugich podziemnych „dni” od chwili, gdy otworzyli przejœcie do tajemnej KuŸni. W pewnym momencie Folkowi wydawa³o siк, ¿e og³uch³ - nagle w KuŸni zapanowa³a cisza. Praca by³a skoсczona i krasnoludy t³umnie podesz³y do zdumionego hobbita. Torin wyst¹pi³ do przodu i w milczeniu, z szacunkiem pok³oniwszy siк, po³o¿y³ mu na kolana niewielki he³m ze szczeln¹ przy³bic¹, kolczugк z naramiennikami, rкkawice z p³ytkami, nagolenniki i nowe no¿e do miotania. Folkowi a¿ dech zapar³o, gdy patrzy³ na prezenty; nie mog¹c wykrztusiж s³owa, mocno przycisn¹³ do piersi drogocenny rynsztunek i dr¿¹cym g³osem, pl¹cz¹c siк, dziкkowa³ przyjacio³om; krasnoludy uœmiecha³y siк z zadowoleniem, widaж by³o, ¿e pochwa³y szczerego hobbita sprawiaj¹ im przyjemnoœж. A potem Torin narzuci³ na wbity w œcianк hak swoj¹ star¹ kolczugк i ci¹³ j¹ swym nowym toporem. Ostrze wykrzesa³o iskry, a na ramieniu kolczugi pojawi³a siк dziura; krasnoludy by³y zachwycone. Wtedy Torin tak samo wyprуbowa³ na swoim nowym pancerzu stary topуr - broс odskoczy³a od mithrilowego rynsztunku z tak¹ si³¹, ¿e wypad³a z rкki krasnoluda i znalaz³a siк na pod³odze. Po tych wydarzeniach ju¿ nied³ugo zostali przy Palenisku Durina. Zabrawszy ze sob¹ po kilka sztabek drogocennego srebra, zeszli korytarzem Ognistych Czerwi w dу³, kieruj¹c siк w stronк niekoсcz¹cych siк labiryntуw sztolni Morii. By³o coraz bardziej duszno, mкczy³o ich pragnienie, w twarze bi³y fale gor¹cego powietrza. Folko zalewa³ siк potem; a wody w sztolniach nie by³o. Na chybi³ trafi³ wкdrowali po niekoсcz¹cych siк, bliŸniaczo podobnych do siebie kopalnianych wyrobiskach. Dwa czy trzy razy trafiali na pospiesznie umykaj¹ce Ogniste Czerwie; nadal nie wydarzy³o siк nic szczegуlnego. Torin coraz czкœciej marszczy³ czo³o, Hornborin coraz czкœciej szed³ do przodu, coraz czкœciej wzdycha³ z ¿alem Wjard. Nie przynios³o ulgi rуwnie¿ kilka godzin odpoczynku, podczas ktуrego usi³owali siк zdrzemn¹ж. Zosta³o im niewiele pochodni, koсczy³a siк ¿ywnoœж, lada chwila mog³o zabrakn¹ж wody. A schodzenie wymaga³o nie lada kondycji, drogк co rusz przegradza³y zapadliska; czasem miкdzy g³azami by³o tyle miejsca, ¿e uda³o siк im przecisn¹ж, ale czкœciej trzeba by³o szukaж okrк¿nej drogi, i gdyby nie wiedza Gloina i Dwalina, zostaliby na wieki w tym straszliwie jednostajnym labiryncie. Jednak¿e czas up³ywa³, a dru¿yna nie potrafi³a odnaleŸж w pustych wyrobiskach niczego, co mog³oby przyczyniж siк do rozwi¹zania zagadki Morii. Niektуre krasnoludy straci³y ducha, rozpacz chwilami opanowywa³a rуwnie¿ Folka. Jak¿e nienawistne sta³y siк mu te szare œciany i sklepienia! Jak mкczy³y siк oczy w pozbawionym zieleni i ¿ycia œwiecie! Czкsto œni³ o Hobbitanii; jakie¿ mieli plany, gdy z Torinem zaczynali wкdrуwkк!... Jednak¿e Folko myli³ siк, s¹dz¹c, ¿e wkrуtce zawrуc¹ i ostatni¹ przeszkod¹ na drodze powrotnej bкd¹ pu³apki orkуw. Oddzia³ uparcie przebija³ siк przez kolejn¹ przegrodк, kiedy nagle id¹cy na czele Dorin potkn¹³ siк, zamacha³ rкkami, usi³uj¹c utrzymaж rуwnowagк, a potem wrzasn¹wszy coœ, znikn¹³ nagle. Krasnoludy pobieg³y w tamt¹ stronк i zatrzyma³y siк os³upia³e: miкdzy kamieniami widnia³a w¹ska szczelina ziej¹ca nieprzeniknionym mrokiem. Przez kilka chwil wszyscy patrzyli ze strachem na kamienn¹ paszczк, ktуra z tak¹ ³atwoœci¹ po³knк³a ich towarzysza; hobbitowi zdawa³o siк, ¿e ten nienasycony pysk rozci¹gn¹³ siк w z³oœliwym i triumfuj¹cym uœmieszku. Jednak¿e, gdy Torin szarpa³ troki swojego worka, ¿eby wydobyж sznur, us³yszeli dobywaj¹cy siк z ciemnoœci g³os Dorina: - Hej, gdzie jesteœcie? ZejdŸcie tu do mnie, Gloin, Dwalin! Nigdy jeszcze nie widzia³em takich korytarzy... Krasnoludy odetchnк³y z ulg¹, Hornborin pochyli³ siк nad otworem: - Dorinie? G³кboko tam? - Jakieœ pу³tora s¹¿nia - us³yszeli odpowiedŸ. - Cudem nie skrкci³em karku. Torin rzuci³ w dу³ sznur, przywi¹zawszy go mocno do jednego z ostrych od³amkуw ska³y, i znikn¹³ w szczelinie, a za nim Hornborin, Gloin i Dwalin. Przez kilka minut z do³u dochodzi³y st³umione g³osy; Folko nie rozumia³ s³уw, ale wydawa³o mu siк, ¿e mуwi¹cych chyba coœ zaskoczy³o. W koсcu z dziury wy³oni³a siк g³owa Torina. - SchodŸcie na dу³! - zawo³a³. - Nie wiem co, ale coœ chyba znaleŸliœmy. Ostro¿nie i w ciszy krasnoludy pojedynczo znika³y w tajemniczej szczelinie. Zrкczny hobbit zszed³ na dу³ bez trudu, chocia¿ przeszkadza³ mu worek na plecach. Czuj¹c pod nogami kamienn¹ pod³ogк, Folko rozejrza³ siк. Stali w niewysokim okr¹g³ym korytarzu, bez obowi¹zuj¹cej w ca³ej Morii prostej pod³ogi. Idealnie rуwne œciany tunelu nie by³y polerowane, gdzieniegdzie widnia³y niewielkie czarne zacieki. - Ten korytarz nie zosta³ wyr¹bany - przerwa³ ciszк Gloin. - Chyba wytopiony albo zupe³nie siк nie znam na tunelach! Przerzucaj¹c siк krуtkimi zdaniami, krasnoludy obmacywa³y niezwyk³e œciany. W œwietle pochodni widaж by³o szczelinк w suficie i zwisaj¹c¹ linк. Torin poprawi³ topуr za pasem i zawo³a³ pozosta³ych. - Korytarz prowadzi ze wschodu na zachуd. ¯ar ci¹gnie z zachodu. Dok¹d idziemy? - Na zachуd - odezwa³ siк Hornborin. Folko drgn¹³; w g³osie krasnoluda wyczu³ trwogк. Zawrуcili i pomaszerowali do przodu, by stawiж czo³o ziej¹cej ¿arem g³кbi. - Gloinie, czy pod nami s¹ jeszcze jakieœ sztolnie Morii? - zapyta³ Moriaсczyka Torin. Ten pokrкci³ g³ow¹. Szli w milczeniu, przygotowani na niespodzianki. Hobbit czu³ siк Ÿle, nie opuszcza³o go przygnкbienie, coraz bardziej osacza³ lкk. Staraj¹c siк opanowaж chaos myœli i zag³uszyж niepokуj, zapyta³ cicho Torina: - S³uchaj, a sk¹d wiedzia³eœ, ¿e korytarz prowadzi ze wschodu na zachуd? Przyjaciel uœmiechn¹³ siк. - Przecie¿ zawsze wiesz, gdzie jest gуra, a gdzie dу³, bracie hobbicie, tak samo jak i wszyscy urodzeni na ziemi. A my, krasnoludy, nie rodzimy siк na powierzchni... Tylko w jej trzewiach, i dlatego poczucie kierunku jest u nas instynktowne. Rozmowa urwa³a siк. Us³yszeli niski, skrzypi¹cy, sycz¹cy dŸwiкk, dochodz¹cy z ciemnoœci przed nimi. Fala strachu sp³ynк³a na hobbita i znowu, ktуry to ju¿ raz, poczu³, ¿e uderzenie przyj¹³ na siebie Pierœcieс. Nie, nieprzypadkowo Widmo pojawi³o siк przed Wrotami Morii, i b³кkit w sztolni! Pierœcieс pomaga³ im, i byli pod jego opiek¹ o wiele silniejsi. Ale teraz spotkali coœ innego. Zatrzymali siк. Skronie im pulsowa³y, czo³a pokry³y siк lepkim potem; znieruchomiawszy, wpatrywali siк w mrok - poniewa¿ w³aœnie tam znajdowa³a siк potк¿na Moc. Folko wyraŸnie wyczu³ przed sob¹ jakby zwiniкt¹ sprк¿ynк si³y, ale nie by³a to nienawiœж. Torin wysoko uniуs³ pochodniк i ruszy³ do przodu, obok niego maszerowa³ Hornborin, a za nimi Folko, ktуry sam nie wiedzia³, jak znalaz³ siк w pierwszym szeregu. Minк³o sporo czasu, zanim przypomnia³ sobie o sztylecie. Nagle rozleg³ siк syk; krasnoludy stanк³y, a potem zaczк³y siк cofaж, kroczek po kroczku. Dorin wysoko uniуs³ rкce, jakby chcia³ zatrzymaж wahaj¹cych siк, a potem skoczy³ do przodu. Nie powiedzia³ ani s³owa, ale pozostali ruszyli za nim. Teraz ju¿ nikt nie w¹tpi³, ¿e znaleŸli to, czego szukali. Upa³ siк wzmaga³. Folko straci³ wszelkie wyobra¿enie o tym, co dzieje siк doko³a. Pochodnie sk¹po oœwietla³y g³adkie czarne œciany; krasnoludy sz³y rozci¹gniкtym szeregiem, poniewa¿ nie da³o siк iœж inaczej po okr¹g³ej pod³odze. Ciemnoœж d³awi³a, zwierzкcy strach t³uk³ siк w ka¿dym sercu, ale mieli jeszcze trochк si³; Hornborin maszerowa³ dumnie wyprostowany, wyci¹gn¹wszy przed siebie rкkк z Pierœcieniem. Gdy d³awi¹cy ciк¿ar w piersi sta³ siк nie do wytrzymania, hobbit wyj¹³ swуj drogocenny sztylet, z purpurowym œwiat³em smolistych pochodni zmiesza³ siк b³кkitny blask cudownej broni. Krawкdzie klingi p³onк³y jasnob³кkitnym œwiat³em, kwiaty b³yszcza³y ciemnoniebiesko. W ciszy tunelu rozdŸwiкcza³a siк niewidzialna, cienka struna, ale w tej samej chwili rozleg³y siк osobliwie brzmi¹ce dŸwiкki, jakby wy³ zbudzony zwierz; w tych odg³osach by³a nienawiœж, ktуrej nie czu³o siк wczeœniej. Oczy Mroku zobaczy³y coœ, co doprowadzi³o jego mieszkaсca do sza³u. Padaj¹c na kolana, zakrywaj¹c siк rкkami, gubi¹c pochodnie, krasnoludy cofnк³y siк, i tylko Hornborin wci¹¿ sta³, trzymaj¹c w jednej rкce pochodniк; na drugiej promienia³ œwiat³em Pierœcieс. Folko szybko schowa³ sztylet i nawet nie zdziwi³ siк, gdy podziemny ryk ucich³. Ale hobbit zrozumia³, ¿e zosta³ „zauwa¿ony” i ¿e teraz nie bкdzie mu ³atwo. Krasnoludy st³oczy³y siк za Hornborinem i znieruchomia³y. Co powstrzymywa³o je w tej chwili od ucieczki? Hobbit widzia³ strach i rozpacz na ich twarzach, Wjardowi trzкs³y siк rкce, ale nikt nawet nie napomkn¹³, ¿eby wracaж. Zapad³a cisza, ale jeszcze by³o s³ychaж zamieraj¹cy g³uchy ryk; gdy w koсcu ruszyli, i nie przeszli nawet stu krokуw, dostrzegli przed sob¹ znajome b³кkitnawe œwiecenie. Serce hobbita za³omota³o, ale nie odczuwa³ jak poprzednio strachu t³umi¹cego wolк i rozum - przeciwnie, zbudzi³a siк w nim jakaœ zuchwa³oœж, a oprуcz tego z nieoczekiwan¹ jasnoœci¹ pojawi³a siк myœl: „To nie jest przeciwko wam”. Ktуryœ z krasnoludуw krzykn¹³ coœ ochryple, ktуryœ upad³. Folko zapamiкta³ wœciek³e spojrzenie Dorina œciskaj¹cego w rкku topуr i Malca, ktуry nieoczekiwanie wyszed³ na czo³o z dwiema obna¿onymi klingami; potem b³кkitna fala dotar³a do nich, hobbit zawirowa³ w gor¹cym, suchym wietrze, nie zdo³a³ utrzymaж siк na nogach i zwali³ na ziemiк. Jednak¿e nie trwa³o to d³ugo. Kiedy uniуs³ g³owк, doko³a panowa³a ca³kowita ciemnoœж; pochodnie zgas³y, tylko w jednym miejscu zauwa¿y³ kilka tl¹cych siк wкgielkуw. W mroku doko³a niego rozlega³y siк pochrz¹kiwania, sapanie, niezrozumia³e g³osy... Odezwa³ siк Torin: - Cali? Wszyscy s¹? Dorinie, Hornborinie, gdzie jesteœcie? Odpowiedzieli mu. Wszystkie krasnoludy by³y ca³e, wykpi³y siк tylko lekkim strachem, nieporуwnywalnym w ¿aden sposуb ze wstrz¹sem, jaki omal nie wykoсczy³ ich na pocz¹tku wкdrуwki po Morii. W ciemnoœciach skrzesali ogieс i rozpalili pochodnie. Bran zaproponowa³, ¿eby trochк odpocz¹ж i spokojnie porozmawiaж. Propozycjк przyjкto, w ruch posz³y manierki, zaszeleœci³y rozwi¹zywane skуrzane kapciuchy. Wszyscy mуwili naraz, przekrzykuj¹c siк nawzajem: dlaczego tym razem by³o inaczej? Niektуre krasnoludy ju¿ uzna³y, ¿e nadesz³a godzina ich œmierci, ale okaza³o siк, ¿e i to mo¿na przetrzymaж. Folko przyzna³ siк, ¿e - najprawdopodobniej - to jego sztylet wywo³a³ wybuch podziemnego gniewu: na hobbita pad³o kilka niepewnych spojrzeс, a Wjard nawet odsun¹³ siк nieco dalej. Jak zwykle w takich wypadkach nikt nie mia³ nic szczegуlnego do powiedzenia: nagle rozleg³ siк bardzo spokojny g³os Malca, ktуry do tej pory, wydawa³o siк, drzema³ pod œcian¹: - Wed³ug mnie, wszystko jest jasne - rzuci³, nabijaj¹c fajkк. -Ten b³кkit pochodzi od nich, prawda? To coœ jak wydech, wed³ug mnie. Tyle ¿e nie zwyczajny wydech, tylko... ¿ywy. Poczekajcie, pos³uchajcie mnie! Tam, na gуrze, on sam siк na nas rzuci³, no, taka jego natura! Natomiast ci, od ktуrych szed³, nic do nas nie maj¹. Gdyby chcieli nas zmia¿d¿yж, dwadzieœcia razy by ju¿ to zrobili! Nie maj¹ do nas ¿adnej sprawy! A my mo¿emy tu chodziж ca³e wieki!... - No to co, do gуry? - zapyta³ Dorin. - Nie, dlaczego... - wzruszy³ ramionami Malec. - Ja tam, gdzie wszyscy... Nikt nie sprzecza³ siк z Malcem, ale nie dlatego, ¿e nie by³o argumentуw przeciwnych - nikt nie potrafi³ udowodniж, ¿e nie ma racji, a on nie potrafi³ poprzeж dowodami swej teorii; dlatego tylko odpoczкli i ruszyli dalej. Ich wкdrуwka po Podmoriaсskich Szlakach trwa³a jeszcze trzy pe³ne dni. Tajemniczy korytarz doprowadzi³ ich do niewielkiej sali - wytworu starego ognia, i tutaj w³aœnie na w³asne oczy zobaczyli P³omienne Oko. Z powodu potwornego ¿aru nie mo¿na by³o podejœж blisko, ale widzieli - zapewne jako jedyni ze Œmiertelnych -misterium narodzin Ognistego Czerwia w bulgocz¹cym purpurowym kotle, gdzie wrza³a roztopiona ska³a. Boleœnie ciк³o w oczy œwiat³o emitowane przez Oko Gуr i Folko przypomnia³ sobie ostatnie s³owa listu: „Wystrzegaj siк P³omiennego Oka”. Zrejterowali. Zostawiaj¹c znaki na œcianach, ruszyli prowadz¹cym pod gуrк i na zachуd korytarzem. By³ to naturalny jaskiniowy korytarz, kiedyœ wydr¹¿ony w skale przez cierpliw¹ wodк. Stanowi³ trudniejszy szlak ni¿ wytopiona sztolnia. Dru¿yna napotka³a znowu zaroœla ¿ywych czarnych porostуw, przebili siк przez nie z du¿ym trudem, mimo sztyletu hobbita niektуre z g³odnych macek postanowi³y wyprуbowaж trwa³oœж mithrilowego rynsztunku potomkуw Durina; Wjarda uratowa³y tylko kunszt i broс Malca. Zetknкli siк rуwnie¿ z olbrzymim Ognistym Czerwiem, przed ktуrym musieli uciekaж co si³ w nogach, a potem, gdy zeszli ni¿ej i us³yszeli plusk p³yn¹cej gdzieœ w pobli¿u wody, w ciemnych przejœciach obok brzegu Moriaсskiego Rowu - a dotarli i do niego - Dorin zauwa¿y³ s³abo œwiec¹cy grzbiet Stra¿nika G³кbi w nieprzeniknionej wodzie; Folko uraczy³ potwora strza³¹, po czym ten znikn¹³ natychmiast w ciemnoœciach. Gandalf mуwi³ o Rowie, ¿e jego dno znajduje siк poza œwiatem i wiedz¹, a oni zrozumieli, dlaczego wielki mag nie chcia³ zaжmiewaж blasku dnia opisem tego, co prze¿y³ w tunelach. Nie uda³o im siк, mimo ¿e prуbowali, przedostaж na zachуd od Rowu. Z potwornym ha³asem runк³o sklepienie i œciana przed nimi, a w wy³omie pojawi³o siк coœ, co w pierwszej chwili przypomina³o Ognistego Czerwia, ale natychmiast zrozumieli, ¿e to nie jest Czerw: ciemnopurpurowy p³omieс rozjaœni³ ska³y, roz¿arzona gruda przep³ynк³a od jednej œciany do drugiej, rozleg³o siк syczenie i coœ zniknк³o w jednym z odga³кzieс... Krasnoludy d³ugo zwleka³y z opuszczeniem kryjуwek. Kolejny raz pomaszerowali ku gуrze i w koсcu natknкli siк na jeszcze jeden wytopiony tunel; ucieszyli siк z tego odkrycia, jakby to by³ G³уwny Szlak Morii. Prowadzi³ ze wschodu na zachуd; jak i w pierwszym, z zachodu dochodzi³ ¿ar: suche i gor¹ce powietrze. Pozostawiwszy za sob¹ zagadki Podmoriaсskich Szlakуw - coœ podpowiada³o krasnoludom, ¿e nie tam kryje siк wyjaœnienie zagadek - ruszyli œliskim tunelem na zachуd. Wszystko siк powtarza³o. Znowu musieli walczyж ze sob¹ przy ka¿dym ruchu; z popкkanych warg s¹czy³a siк krew, a w twarze bi³ gor¹cy wiatr. Trafia³y im siк rozga³кzienia, ale wszystkie tajemnicze tunele prowadzi³y w jednym kierunku - na zachуd, choж odrobinк odchyla³y siк na pу³noc. - Jak czerwie do przynкty, wszystko siк kieruje w jedn¹ stronк - zauwa¿y³ Dorin ponuro po powrocie ze zwiadu, i jego s³owa zapad³y w pamiкж hobbita. - Koniec! - og³osi³ Torin po sprawdzeniu manierek z wod¹. - Dalej nie mo¿emy iœж, trzeba wracaж! - Poczekaj - powstrzyma³ go niespodziewanie Hornborin. - Jakoœ tak czujк... mila czy dwie nie zmieni¹ niczego, idŸmy jeszcze kawa³ek. Folko, ktуry ani na chwilк nie zapomnia³ swojego widzenia w Sali Zamkowej, zaniepokoi³ siк. W sercu hobbita napiк³a siк niewidzialna struna, bowiem obok, blisko ich grupy, zalega³o coœ, co swoj¹ moc¹ zmiata³o moc starych magуw i moc elfickich wojownikуw. Niechкtnie, oci¹gaj¹c siк, krasnoludy zarzuci³y worki na plecy. Jednak maszerowali doœж krуtko. Nie zrobili nawet stu krokуw, gdy nagle nogi odmуwi³y im pos³uszeсstwa: z si³¹ tarana nieuchwytna si³a Mroku uderzy³a w ich dusze. Folko poj¹³, ¿e Pierœcieс os³abi³ uderzenie i napуr tej si³y, ale ca³kowicie odeprzeж jej nie mуg³. Zatrzymali siк, rozszerzonymi oczami wpatruj¹c w ciemnoœж. Gor¹cy powiew nagle usta³; Hornborin wolno, bardzo wolno oderwa³ nogк od pod³o¿a, i w tej samej chwili ska³a doko³a nich zadr¿a³a, rozleg³ siк ³omot, od przodu potoczy³y siк kamienie z wal¹cej siк œciany i Mrok wype³z³ im na spotkanie. Nawet we œnie hobbit nie prze¿y³ takiego koszmaru. Sparali¿owany, nie maj¹c si³, ¿eby wykonaж jakikolwiek ruch, sta³ jak zaczarowany, wyczuwaj¹c, jak zbli¿a siк nicoœж; rozumia³, ¿e to ju¿ koniec, ¿e nie ma ratunku. Nie czu³ nic. W nadci¹gaj¹cej nicoœci nie czu³o siк nienawiœci, i to potкgowa³o strach. Znieruchomia³e Ÿrenice hobbita zaszkli³y siк. I nagle coœ jak b³yskawica niespodziewanie przebi³o niezniszczalny, wydawa³o siк, kamienny strop, eksploduj¹c w mroku podziemia niczym oœlepiaj¹ca zorza. To Hornborin chwiejnie post¹pi³ naprzуd i Pierœcieс na jego prawej rкce zalœni³ jak ma³e s³oсce. Promienia³ blaskiem, a krasnolud kroczy³ na spotkanie Mroku, pozostali zaœ jakby zrzucili z siebie okowy nieznanego zaklкcia. Hobbit zadr¿a³; wierzy³, ¿e i tym razem Mrok odst¹pi, ¿e wyrw¹ siк z jego œmiertelnych objкж! Mrok rzeczywiœcie zatrzyma³ siк. P³yn¹cy dotychczas niczym wielka czarna fala - w œwietle pochodni widaж by³o, jak po³yskuj¹ce z lekka sklepienie znika pod jego ¿ywymi falami - spiкtrzy³ siк, jakby trafi³ na niewidzialn¹ przeszkodк; czarna œciana drgnк³a. A potem wysoko spiкtrzony wa³ czerni run¹³ w dу³, prosto na stoj¹cego z wysoko uniesion¹ rкk¹ Hornborina. Rozleg³ siк g³uchy, straszny odg³os - ni to szczкk, ni to chrzкst. Krasnolud znikn¹³ pod masami ¿ar³ocznego Mroku, i w tej samej chwili nieznoœny bуl spowodowa³, ¿e hobbit run¹³ na pod³ogк. Zd¹¿y³ tylko, trac¹c przytomnoœж, zauwa¿yж, ¿e straszliwa fala odp³ywa, zostawiaj¹c na pod³odze rozpostarte cia³o Hornborina... Chwilк wczeœniej Folko odruchowo chwyci³ rкkojeœж sztyletu ukrytego na piersi i chyba to doda³o mu si³; widzia³, jak padaj¹ doko³a niego wszyscy jego towarzysze, i tylko Torin pe³znie do nieruchomo le¿¹cego Hornborina, pochyla siк nad nim, coœ bezdŸwiкcznie krzyczy, a potem rozpaczliwym ruchem zrywa Pierœcieс z bezw³adnie le¿¹cej rкki i chowa gdzieœ w zanadrze... Potem ju¿ niczego nie widzia³. Gdy krwawa mg³a koszmarnych majakуw w koсcu odst¹pi³a i hobbit odzyska³ œwiadomoœж, zobaczy³, ¿e le¿y w dobrze sobie znanej Sali Sto Jedenastej, a doko³a niego zgromadzili siк przyjaciele. Przy wezg³owiu, obok wsuniкtego pod g³owк zwiniкtego p³aszcza, siedzia³ Malec, ktуry w³aœnie zdejmowa³ mu opatrunek z rozciкtego czo³a. - Co siк sta³o? Co z nami? - wykrztusi³ Folko, ale Malec odwrуci³ siк. - Gdzie Hornborin? Krasnoludy w milczeniu rozst¹pi³y siк i hobbit zobaczy³ kamienny nagrobek poœrodku sali, przykryty czerwon¹ granitow¹ p³yt¹. Wszyscy milczeli i Folko poczu³, ¿e szczypie go w nosie, a z oczu p³yn¹ ³zy. - Kiedy upadliœmy, Torin podpe³z³ do niego - Bran skin¹³ g³ow¹ w stronк grobu, unikaj¹c nazywania zabitego przyjaciela po imieniu - i doci¹gn¹³ go do nas. - Westchn¹³ przeci¹gle. - Nie pamiкtam, jak wydostaliœmy siк stamt¹d, nigdy czegoœ takiego nie prze¿y³em. Nie, nies³usznie nazywaliœmy Moriaсczykуw tchуrzami. Nic nie poradzimy, przyjacielu Folko, Moc tych podziemnych jest straszliwa. Nawet mithrilowa zbroja na nim zosta³a przebita! Pora wycofywaж siк, bracia. - Bran mуwi³ coraz g³oœniej, zwracaj¹c siк ju¿ do wszystkich. - Tutaj nie mamy ju¿ nic do roboty. Co do mnie, uwa¿am, ¿e pora koсczyж i wracaж do swoich gуr. Moria jest dla nas stracona. - To siк jeszcze zobaczy! - krzykn¹³ Dorin. - Musimy walczyж, ale musimy wiedzieж jak. Nawet jeœli zgin¹ setki, to oczyszcz¹ drogк dla dziesi¹tkуw tysiкcy innych! Odpowiedzia³o mu ponure milczenie pozosta³ych, nawet Gloin i Dwalin stali posкpnie, wpatruj¹c siк w pod³ogк. Wszystkie krasnoludy by³y przygnкbione, wstrz¹œniкte i zmieszane. Nawet Torin nie odpowiedzia³ na namiкtn¹ przemowк Dorina. - Koсcz¹ siк nam zapasy - oznajmi³ ponurym g³osem. - Musimy wracaж na gуrк, tam o wszystkim zdecydujemy. Rogwold nie mo¿e siк nas doczekaж... Powrуt nie by³ ³atwy, wydawa³o siк, ¿e orkowie podwoili swoj¹ liczebnoœж. Dwukrotnie niewielki oddzia³ przebija³ siк przez szeregi wrogуw, walcz¹c z tak¹ zaciek³oœci¹, ¿e nie powstrzyma³by ich nikt. Nieœli ze sob¹ sporo mithrilu, a ich nowy rynsztunek okaza³ siк naprawdк nie do przebicia. Uratowa³ on ¿ycie rуwnie¿ hobbitowi, gdy olbrzymi ork dŸgn¹³ go jataganem prosto w pierœ. Cztery dni trwa³ powrуt i w koсcu znaleŸli siк przed Wrotami.

6 WILCZY KAMIEС Torin owin¹³ g³owк hobbita czarnym materia³em, pozostawiwszy mu tylko w¹skie szpareczki na oczy, to samo zrobi³y inne krasnoludy. Grani pchn¹³ skrzyd³a Wrуt, te bezszelestnie otworzy³y siк i w prostok¹t trysnк³o oœlepiaj¹ce s³oneczne œwiat³o - by³ wieczуr i d³ugie promienie s³oсca uderza³y prosto w twarze wychodz¹cych na powierzchniк krasnoludуw; gdyby nie opaski na oczach, z pewnoœci¹ oœlepliby. Na stercie kamieni obok wejœcia siedzieli dwaj tropiciele z ³ukami w rкku - Gerdyс i Reswald. Najpierw zaniemуwili i tylko wytrzeszczali oczy, wpatruj¹c siк w dru¿ynк, jakby widzieli przybyszуw zza Grzmi¹cych Mуrz, a potem rzucili siк ku nim. S³ysz¹c ich radosne okrzyki, pojawili siк rуwnie¿ pozostali, ale krasnoludy nie spieszy³y siк z okazywaniem radoœci czy triumfu. Zrzuca³y worki i wali³y siк tam, gdzie sta³y, jakby delikatne s³oneczne œwiat³o w jednej chwili przeciк³o niewidzialne pкta, utrzymuj¹ce ich si³y i wolк w gotowoœci do natychmiastowego dzia³ania i walki. Niechкtnie odpowiadali na niekoсcz¹ce siк pytania tropicieli; ci najpierw patrzyli niepewnie, potem zdecydowali, ¿e przyjaciele s¹ po prostu nieludzko zmкczeni, i poprowadzili ich do obozu, gdzie ju¿ otwierano du¿e wory z zapasami i przygotowywano uroczyst¹ kolacjк. Folko od razu znalaz³ siк w objкciach Rogwolda, potem inni te¿ uznali, ¿e musz¹ go przynajmniej poklepaж po ramieniu czy pog³askaж po g³owie. Krasnoludy powlok³y siк do obozu, wolno, ciк¿ko, jakby z musu; hobbit mia³ tylko jedno marzenie: jak najszybciej zasn¹ж, choж na chwilк zapomnieж o bуlu i - byж mo¿e - we œnie zobaczyж Hornborina. Przecie¿ nie po¿egna³ siк z przyjacielem. Boleœnie odczu³ gorycz straty; Hornborinie! Uratowa³eœ wszystkich i zgin¹³eœ, powinieneœ znaleŸж godne miejsce w Komnacie Oczekiwania, obok samego Durina... Trzaska³y drwa w ognisku, jasna i ciep³a noc lipcowa zawis³a nad Gуrami Mglistymi, rozlega³y siк ptasie g³osy, a na granicy dr¿¹cego czerwonego krкgu, rzucanego przez ognisko, siedzieli obok siebie ludzie i krasnoludy. Wzniesiono toast za Hornborina, z³ote wino z po³udnia cierpkim strumieniem sp³ynк³o przez gard³o hobbita. Podniуs³ siк stary ³owczy, siedz¹cy po drugiej stronie ogniska. - Wiкc co tam widzieliœcie, przyjaciele? ZnaleŸliœcie to, czego szukaliœcie? - ZnaleŸliœmy - odpowiedzia³ Torin, ponuro wpatruj¹c siк w ziemiк. - ZnaleŸliœmy i widzieliœmy wszystko, co mo¿e zobaczyж Œmiertelny. A ten, ktуry z nas wszystkich podszed³ najbli¿ej do Mocy Gуr, tam w³aœnie zosta³... Pisz do Namiestnika, Rogwoldzie! Pisz, ¿e Po¿eracze Ska³ ruszyli na zachуd. To wszystko, co mo¿emy powiedzieж. Torin opuœci³ g³owк i zamilk³. Obok niego krasnoludy zamar³y niczym pos¹gi, ich bezsilnie spoczywaj¹ce na kolanach rкce wygl¹da³y, jakby opuœci³o je ¿ycie. Milcza³y, wpatrzone w ziemiк, ludzie wymieniali niespokojne spojrzenia; œwiкto siк nie uda³o. - Dlaczego nie zapytasz, co siк dzia³o tu, na gуrze? - przerwa³ milczenie Rogwold. Torin zerkn¹³ na niego. - Trzykrotnie z Wrуt uderza³ na nas koszmar - powiedzia³ stary ³owczy. - Z trudem wytrzymaliœmy, nie sposуb by³o nie poddaж siк mu, a ten, kto siк sprzeciwia³, bywa³o, upada³ bez czucia. Widzieliœmy odleg³e dymy na po³udniu, jakby ktoœ wysy³a³ sygna³y. Na pу³nocy widzieliœmy zarzewie po¿aru. - ChodŸmy lepiej spaж - ziewn¹³ Malec. - Noc minie, ranek doradzi... Markotni ludzie rozeszli siк, krasnoludy szybko zasnк³y; tylko dwaj wartownicy czuwali w opustosza³ym obozie. Dzieс siк koсczy³, gdy wycieсczone zaczк³y siк budziж. Wydawa³o siк, ¿e wszystkie si³y usz³y z nich tam, w ciemnoœciach moriaсskich tuneli - tak puste i obojкtne mieli spojrzenia. Bez apetytu zjad³y przygotowane przez ludzi pуŸne œniadanie, niechкtnie ruszy³y za Torinem wo³aj¹cym ich gdzieœ na ubocze. Tropiciele, odprowadzaj¹c ich zdziwionymi spojrzeniami, zostawili przyjaciу³ na jakiœ czas w spokoju. Torin przyprowadzi³ swoich wspу³plemieсcуw do niewielkiego parowu za obozem. Usiedli, gdzie kto mуg³, hobbit zauwa¿y³, ¿e krasnoludy siedzia³y, jak i wczoraj, obojкtne i apatyczne, tylko spojrzenie Dorina p³onк³o, nawet Malec jakoœ dziwnie niewzruszony opar³ siк o pieс m³odego grabu. Hobbita rуwnie¿ stopniowo ogarnк³a tкpa i mroczna obojкtnoœж; wci¹¿ jeszcze czu³ siк jak na dole, gdzie pogrzebane zosta³o zuchwa³e marzenie Moriaсczykуw i Dorina o odrodzeniu krуlestwa Pierwszego Krasnoluda. Ziemskie sprawy wydawa³y siк hobbitowi drobne i nieistotne; zaczyna³ rozumieж przyjaciу³. Co mogli jeszcze zrobiж? W³aœnie to pytanie zada³ krasnoludom Torin. - Po co traciж czas! - Dorin zacisn¹³ piкœci. - Po¿eracze Ska³ wychodz¹ spod Morii. Mamy Pierœcieс, ktуry pomo¿e zwalczyж strach. Trzeba zwo³aж ruszenie! Oczyœcimy stare krуlestwo z osiad³ego tam plugastwa! A ci podziemni... niech sobie ryj¹, gdzie chc¹! Musimy siк rozdzieliж, wys³aж goсcуw do Ereboru i do ¯elaznych Wzgуrz - do wszystkich naszych osiedli! Rozgor¹czkowany Dorin poderwa³ siк na rуwne nogi, swoim zwyczajem gwa³townie machaj¹c rкk¹. Nikt mu nie odpowiedzia³. Milczenie przeci¹ga³o siк, a wtedy odezwa³ siк Bran, stary i doœwiadczony krasnolud, ktуrego nikt nie oœmieli³by siк nazwaж tchуrzem: - A¿ do samej Sali Oczekiwania mam doœж tego, co wycierpia³em w Morii - powiedzia³ g³uchym g³osem. - Co poradzisz przeciwko tej Mocy, Dorinie? Tak, wiem, nie ust¹pisz i padniesz w chwale, ale co z tego przyjdzie tym, ktуrych poprowadzisz i ktуrzy podziel¹ twуj los? I kto pуjdzie za tob¹? Ja, w ka¿dym razie, drugi raz siк nie zdecydujк... Dorin zgrzytn¹³ zкbami i powiedzia³, z trudnoœci¹ panuj¹c nad wzburzeniem: - Jeœli tak bкdziemy uwa¿ali, to koniec ze s³aw¹ i potкg¹ naszego ludu! Ani razu nie starliœmy siк z Po¿eraczami na serio, tego trzeba siк nauczyж, jak powiedzia³ Grani. Nie wiem, dlaczego teraz milczy! Byж mo¿e na Po¿eraczy trzeba zwaliж sklepienie albo zrobiж podkop, mo¿e puœciж wodк! Ale coœ robiж trzeba. Bran tylko machn¹³ rкk¹ i usiad³, nie wykazuj¹c ochoty do sporu z podnieconym towarzyszem. Zamiast niego odezwa³ siк Balin: - Sk¹d wiesz, Dorinie, ¿e wszyscy podziemni wrogowie wyszli spod sztolni? Sk¹d wiesz, czy nie wrуc¹? - Krasnolud cedzi³ s³owa wolno i obojкtnie. - Czy znasz granice ich mocy? Przecie¿ niczego nie dowiedzieliœmy siк o ich naturze i zamiarach ani tym bardziej o ich czu³ych miejscach! Przecie¿ ta si³a powali³a nas ju¿ przy pierwszym spotkaniu, nie daj¹c pojкcia o sobie; nie pozwoli³a te¿, ¿ebyœmy cokolwiek zobaczyli. Masz nadziejк, ¿e Pierœcieс nas obroni, ale ilu w³aœciwie? - Balin wzruszy³ ramionami. - Uwa¿am, ¿e dla wszystkich nadesz³a pora powrotu do Annuminas. - Jest tam jeszcze mnуstwo œwietnego ¿elaza, dobrej pracy i dobrego piwa. Ja nie mam ju¿ si³ - drgn¹³ - ¿eby zejœж ponownie na dу³. - A myœlisz, ¿e ja mam? - Dorin obrzuci³ go ciк¿kim spojrzeniem. - Wystarczy - wtr¹ci³ nagle Malec. - Nie zas³u¿yliœmy sobie na uwagк Po¿eraczy Ska³, jesteœmy im obojкtni. Nie wiadomo nawet, czy zauwa¿yli Hornborina, oby nigdy nie pкk³a p³yta nad jego grobem! Patrzcie! Uniуs³ do gуry zgiкt¹ w ³okciu lew¹ rкkк. Po br¹zowym rкkawie pe³z³ zielonkawy b³yszcz¹cy ¿uczek. Malec dmuchn¹³ i mieszkaсca trawiastej krainy zmiot³o z rкkawa. Ma³y krasnolud popatrzy³ na towarzyszy. - Ale czy skrzywdzi³em go? - zakoсczy³ Malec. - Mog³em go nawet nie zauwa¿yж, i nawet to, ¿e unios³em rкkк, o niczym nie œwiadczy. Wszystko mog³o zdarzyж siк przypadkiem. - Piкknie mуwisz - uœmiechn¹³ siк Grani. Jego wargi dr¿a³y i wykrzywia³ je grymas. - A pode mn¹ jeszcze trzкs¹ siк nogi, gdy sobie o wszystkim przypomnк! To nie miejsce dla nas, bracia, nie dla nas! Nie ma co machaж piкœciami po bуjce! Niech ktoœ silniejszy ode mnie prуbuje... Ja idк z Balinem do Annuminas. - I dlaczego tak uparcie przypominasz o Pierœcieniu, Dorinie? - rzuci³ nieœmia³o Wjard, patrz¹c w bok. - Czy to ty go masz? Czy to ty podpe³z³eœ do Hornborina? I w ogуle - dlaczego Torin milczy? Teraz on ma Pierœcieс, teraz wszystko zale¿y od Torina. Torin westchn¹³ ciк¿ko i popatrzy³ na stoj¹cego przed nim Dorina wzrokiem winowajcy. Jeszcze raz westchn¹³, pog³adzi³ toporzysko i powiedzia³ cicho, niemal niedos³yszalnie: - Ja nie pуjdк ponownie do Morii, Dorinie. One s¹ silniejsze od nas i coœ mуwi mi, ¿e los naszego ludu tym razem rozstrzygnie siк nie w podziemiach, ale tu, na powierzchni. S³ysz¹c pierwsze s³owa Torina, Dorin straszliwie zblad³ i zachwia³ siк; po raz pierwszy Folko widzia³ go tak zrozpaczonego. - Nie pуjdziesz... - niemal jкkn¹³ przez zaciœniкte zкby. - Obyœ by³ przeklкty, ty i ca³y twуj rуd a¿ do dwunastego pokolenia! Dorin oderwa³ przyciœniкte do twarzy d³onie, w jego oczach b³ysnк³y ³zy wœciek³oœci, ale nagle zamigota³ w nich p³omieс gniewu; topуr ze œwistem przeci¹³ powietrze. - Sam na sam, tchуrzu, sam na sam! - krzykn¹³ do Torina. - Oddaj Pierœcieс, zdrajco, oddaj! Skoczy³ do przodu. Nikt nie oczekiwa³ od niego takiej szybkoœci, ale tym bardziej nikt nie mуg³ spodziewaж siк, ¿e Malec bкdzie jeszcze szybszy. Ma³y krasnolud zawis³ na ramionach Dorina, obj¹wszy go rкkami i nogami; Dorin zwali³ siк na trawк. Nie trac¹c czasu, Malec wyrwa³ mu z rкki broс. Le¿¹cy twarz¹ do ziemi nie broni³ siк, jego plecy dr¿a³y. Torin nie poruszy³ siк, nie chwyci³ za topуr, nawet nie drgn¹³, siedzia³ bez ruchu. - Zostaw go, Ma³y - poleci³ przyjacielowi. Ten zamrucza³ coœ, ale odsun¹³ siк od Dorina. - Pos³uchaj mnie, Dorinie - powiedzia³ Torin ³agodnie. - Nasze drogi rozchodz¹ siк: dla mnie nadszed³ czas, by zrozumieж, co siк dzieje na powierzchni, ty zaœ postanowi³eœ walczyж o g³кbiny, ale czy musimy rozstaж siк jako wrogowie? Powiedzcie, tangarowie - zwrуci³ siк do pozosta³ych - co chcecie teraz robiж? Do Morii, prуcz Dorina, nikt nie chce iœж. Dok¹d wiкc siк skierujecie? - My do Annuminas - rzuci³ Balin. - Kto jeszcze? Stron, Skidulf, Wjard, Bran... - My wracamy do B³кkitnego Ksiк¿yca - rzuci³ Granin ponuro. Do³¹czyli do niego, jak zawsze, Gimli i Thror. Gloin, Dwalin i Dorin uparcie milczeli. Ten ostatni podniуs³ siк w koсcu, patrz¹c z do³u na Torina. - Co bкdziecie robiж, bracia? - zapyta³ Torin Moriaсczykуw. Dwalin westchn¹³ i roz³o¿y³ rкce. - Ruszymy do Samotnej Gуry. - Dobrze! Dorinie, czy idziesz z nimi? - Torin zrobi³ krok i siкgn¹³ w zanadrze. - Jeszcze nie wiem, gdzie siк skierujк, ale Pierœcieс raczej przyda siк wam, a nie mnie! Dorinie! WeŸ go. Wstrz¹œniкte krasnoludy znieruchomia³y. Dorin wpatrywa³ siк w Torina szeroko otwartymi oczami. Ten podszed³ jeszcze bli¿ej, podaj¹c mu le¿¹ce na d³oni z³ote kу³ko. Dorin drgn¹³ i bezradnie popatrzy³ na Moriaсczykуw. - Bierz - odezwa³ siк g³uchym g³osem Gloin. - Przysiкgam na Moriaсskie M³oty - zas³u¿y³eœ. My pуjdziemy z tob¹, uwierz nam! Dorin dr¿¹c¹ rкk¹ przyj¹³ Pierœcieс i wolno wsun¹³ go na palec. Stopniowo jego ramiona wyprostowa³y siк, w oczach b³ysn¹³ ogieс; krasnolud z³o¿y³ Torinowi niski, pe³en szacunku uk³on. - Nie wiem, czy zas³u¿y³em sobie na to - powiedzia³ cicho. - Ale klnк siк na wieczny ogieс Paleniska i Œwiкt¹ Brodк Durina, ¿e przyjmujк go tylko po to, by pomуc w odrodzeniu Morii. Przysiкgam! - Zacisn¹³ piкœci, g³os mu zadr¿a³. - Teraz mo¿emy ruszyж do Ereboru i sprowadziж stamt¹d nie trzynaœcie, ale trzydzieœci setek tangarуw. I wtedy zobaczymy, kto bкdzie gуr¹! - Cу¿, tutaj my nie mamy ju¿ nic do zrobienia - podsumowa³ Torin. - Ludziom te¿ pora wracaж... Wyruszymy od razu dzisiaj! - A dok¹d ty siк skierujesz? - Wjard zapyta³ nagle Torina. - D³ugo by opowiadaж - uœmiechn¹³ siк Torin. - I nie ma potrzeby. Zamierzam w³¹czyж siк w sprawy ludzi, W jardzie, a przecie¿ ma³o ktуry z was to pochwala. Zreszt¹, by³bym zapomnia³. Ma³y! Nie powiedzia³eœ, co zdecydowa³eœ... - Ja ju¿ dawno zdecydowa³em - odezwa³ siк beznamiкtnie, gryz¹c jak¹œ trawkк, ma³y krasnolud. - Gdzie ty i Folko, tam i ja. Nie mam nic do roboty w Annuminas. A wam mo¿e siк przydam... Wieczorem tego samego dnia, kiedy skoсczy³o siк zamieszanie spowodowane pakowaniem, Torin, Folko i stary ³owczy siedzieli na kamieniach nieopodal Wrуt Morii, rozkoszuj¹c siк wspania³ym widokiem zachodz¹cego s³oсca. Torin opowiada³ przyjacielowi o ich podziemnych przygodach. - ...Ale najwa¿niejsze, Rogwoldzie, by³y s³owa schwytanego orka. Mуwi³, ¿e pojawi³ siк nowy „Pan”, wokу³ ktуrego gromadz¹ siк dawni wierni s³udzy Sarumana Zdrajcy. Be³kota³ coœ o ostatnim boju z elfami, o tym, ¿e do walki stan¹ wszyscy jego wspу³plemieсcy. Nie zapomnij, przeka¿ wszystko Namiestnikowi, przekonaj go, ¿eby nie zwleka³! Burza nadchodzi; trzeba mieж na podorкdziu sporo wojska. Niech Namiestnik wyœle goсcуw do Gуr Ksiк¿ycowych, niech nie ¿a³uj¹ z³ota i s³уw o starej przyjaŸni i starym sojuszu miкdzy Zjednoczonym Krуlestwem i tangarami zachodu, niech przekona ich, ¿eby hird by³ w gotowoœci, ¿eby nasze oddzia³y mog³y w ka¿dej chwili ruszyж do stolicy. Hird osi¹gnie Annuminas w siedem dni! Siedem, nie mniej! - Czy¿by wojna? - szepn¹³ ³owczy, przygryzaj¹c z emocji wargi. - Kto wie? - wzruszy³ ramionami krasnolud. - Chcia³bym siк myliж! Ale ten „Pan”... Wiem, ¿e to cz³owiek, ale wiкcej, niestety, nic... Milczeli chwilк, potem Rogwold ostro¿nie zapyta³: - No dobrze, a wy dok¹d idziecie - ty, Folko i Malec? - Folka jeszcze nie pyta³em - odpowiedzia³ krasnolud. - Zaraz siк dowiemy. Hobbita przeszed³ dreszcz. Dok¹d teraz? Przed nim le¿a³y niezmierzone przestrzenie; tak pragn¹³by zobaczyж wiкcej!... Ale... komu siк poskar¿yж, ¿e ma ju¿ doœж tego byle jakiego spania, jak bezdomny pies! Zapomnia³ ju¿, kiedy ostatni raz jad³ normalny obiad - to znaczy z szeœcioma daniami i na porz¹dnych fajansowych talerzach, a nie z tych blaszanych misek! Rodzina, Milicenta, wujaszek... A w³aœciwie dlaczego zaj¹³ siк jakimiœ wyliczeniami? Sprawa siк nie skoсczy³a, poszukiwania trwaj¹ i musi iœж z przyjaciу³mi... - Idк z tob¹ - powiedzia³ zdecydowanie. - Œwietnie! - ucieszy³ siк Torin. - No to teraz pos³uchaj: D³ugo myœla³em nad s³owami orka i uwa¿am, ¿e ten „Pan”, kimkolwiek jest, musi dostaж siк do Isengardu, skoro mowa o Sarumanowej spuœciŸnie! Уw „Pan” albo ju¿ go opanowa³, albo przygotowuje siк do tego. Wybieram siк tam, przyjacielu hobbicie. Mo¿e siк okazaж, ¿e ta podrу¿ bкdzie bardziej niebezpieczna ni¿ ostatnia! To bкdzie zreszt¹ nie taka znowu du¿a wyprawa - do Isengardu mamy st¹d dwa tygodnie drogi. Za pу³tora miesi¹ca bкdziemy ju¿ z powrotem w Tharbadzie. Rogwoldzie, poœlemy ci stamt¹d list. Przy okazji, nie zapomnij skreœliж kilku s³уw na naszym liœcie podrу¿nym, przyda siк nam na rubie¿ach Rohanu. ¯egnali siк rano - dziewiкciu krasnoludуw rusza³o na zachуd wraz z tropicielami; Dorin, Gloin i Dwalin zamierzali przeprawiж siк przez Bramк Czerwonego Rogu i do Ziem Nadrzecznych, dalej do Eriadoru; Malec, Folko i Torin kierowali siк na po³udnie. Przed po¿egnaniem krasnoludy i Folko zeszli siк w ciasny kr¹g. - Oto zakoсczy³a siк wyprawa naszej dru¿yny - powiedzia³ Torin. - Ale nie powinniœmy traciж siebie z oczu. Dorinie! W jaki sposуb bкdк mуg³ siк dowiedzieж, jak przebiegaj¹ twoje sprawy? - Dojdziemy do Esgaroth i stamt¹d napiszemy do Annuminas, na „Rуg Aragorna” - odpowiedzia³ Dorin, ktуry usi³owa³ nie okazywaж niepokoju. - Ale przed listopadem nie czekajcie wieœci od nas! Zanim przejdziemy przez Gуry Mgliste... No, a potem... wiecie, gdzie nas szukaж. Zamilkli. Hobbita w gardle coœ d³awi³o - po raz pierwszy rozstawa³ siк z tymi, z ktуrymi walczy³ ramiк przy ramieniu i dzieli³ siк podrу¿nymi sucharami. Poci¹gn¹³ nosem i unosz¹c g³owк, zauwa¿y³, ¿e pozostali rуwnie¿, wstydz¹c siк okazywania uczuж, odwracaj¹ g³owy. - I bкdziemy pamiкtaж o tym, co siк wydarzy³o tutaj - przyrzek³ Torin z westchnieniem. - Niech nikt nie zak³уci spokoju jego grobu... Krasnoludy w milczeniu pochyli³y g³owy. Po¿egnanie zakoсczy³o siк, zaczкli siк rozchodziж. Folko dosiad³ swojego kuca i przywi¹za³ do ³кku siod³a wodze drugiego konika, objuczonego zapasami. Malec - rzecz bez precedensu! - odda³ z w³asnej woli tak d³ugo chronione piwo przyjacio³om, zachowuj¹c dla siebie tylko niewielki dzban. Do siedz¹cych ju¿ wierzchem Folka i Torina podjecha³ Rogwold. - Najlepiej jeœli dotrzecie do rohaсskich posterunkуw na Po³udniowym Goœciсcu - powiedzia³ by³y setnik, kryj¹c pod uœmiechem smutek po¿egnania. - Oni wska¿¹ najkrуtsz¹ drogк do Wielkiego Lasu wokу³ Isengardu, ale sami doс nie wejd¹ las nie ma dobrej opinii, chocia¿ ja nie wierzк w babskie gadanie. Teraz kierujcie siк dok³adnie na po³udniowy zachуd, i nie minie tydzieс, jak znajdziecie siк na goœciсcu. St¹d do Wrуt Rohanu jeszcze oko³o dwunastu dni. - Zamierza³em wкdrowaж na skrуty - sprzeciwi³ siк Torin. -W ten sposуb dotrzemy w dwa tygodnie zamiast w trzy. - Nie ryzykowa³bym przecinaж Dunlandu w dzisiejszych czasach - pokrкci³ g³ow¹ Rogwold. - Kto ich tam wie, gуrale to dziwny narуd. - Jak bкdк mia³ do gуr po lewej jak¹œ milк, nie bкdк siк ba³ ¿adnych Dunlandczykуw - odpowiedzia³ dumnie Torin. Rozjechali siк w rу¿nych kierunkach. Trzaska³y lejce, koniom zak³adano uprz¹¿. Czкsto siк odwracaj¹c, wкdrowcy machali do siebie, posy³aj¹c ostatnie pozdrowienia. Niemal niewidoczna œcie¿ka skrкci³a w bok, w stronк Sirannony, i Folko nie widzia³ ju¿ ani ludzi, ani krasnoludуw. Torin nie us³ucha³ rady Rogwolda i skierowa³ siк prosto na po³udnie wzd³u¿ nieprzystкpnych ska³ Gуr Mglistych. Smкtna okolica z porzuconymi domami i zarastaj¹cymi drogami ust¹pi³a miejsca d³ugim i stromym wzgуrzom, pokrytym lasami przerzedzonymi czкstym wyrкbem. Po zboczach wzgуrz sp³ywa³y bior¹ce w gуrach pocz¹tek czyste i wartko p³yn¹ce rzeczki; nad kryszta³owymi wodami zwisa³y gкste korony bukуw i grabуw. D³ugie tygodnie podziemnych wкdrуwek sprawi³y, ¿e oczy hobbita teraz musia³y przywykn¹ж do wielobarwnoœci œwiata. Przez pierwsze trzy dni korzystali z zachowanych jeszcze gdzieniegdzie drуg; czwartego ju¿ nie napotkali œladуw dzia³alnoœci cz³owieka, jednak¿e Torin bez lкku wprowadzi³ ich w g³¹b przedgуrzaсskich lasуw. Starali siк trzymaж gуry po lewej stronie; maj¹c taki punkt orientacyjny, nie mo¿na by³o zgubiж drogi. Najpierw hobbit obawia³ siк spotkania ze zbуjeck¹ band¹ pamiкta³ dok³adnie s³owa Teofrasta o tajnych osiedlach bandytуw; mija³y dnie, a wкdrowcy trafiali tylko na zwierzкce tropy. Kiedyœ w nocy hobbit znowu poczu³ mкcz¹c¹ dusznoœж, nieokreœlony strach, œciskaj¹cy gard³o; zrozumia³, ¿e G³кbiny wyrzuci³y na powierzchniк jeszcze jeden twуr, oni jednak byli ju¿ na tyle daleko, ¿e nie musieli siк obawiaж; obudzi³ siк zlany zimnym potem, natychmiast chwyci³ za broс. Piкkne i swobodne by³y te dzikie krainy, zreszt¹ wkrуtce lasy siк skoсczy³y, ustкpuj¹c miejsca szerokim trawiastym stepom. Wкdrowcy zbli¿ali siк do granic Dunlandu. Jednak¿e wydostanie siк z d³ugich leœnych jкzorуw na przestrzenie stepowych drуg okaza³o siк wcale nie³atw¹ spraw¹. Wzd³u¿ granicy lasu powalone drzewa tworzy³y d³ugie, wysokie zasieki, ci¹gn¹ce siк daleko w prawo i w lewo, utrzymywane w idealnym porz¹dku - nigdzie nie by³o prуchna, a mech pokrywa³ tylko najni¿sze pnie. - Ktoœ tu siк odgradza - rzuci³ zatroskany Torin, jad¹c wzd³u¿ niewymyœlnej fortyfikacji. - Pieszy, rzecz jasna, przelezie... A co z nami? - Czyja to robota? - zapyta³ hobbit, nerwowo rozgl¹daj¹c siк na boki, jakby oczekiwa³, ¿e z zaroœli wyskocz¹ niewidoczni w tej chwili wrogowie. - Nie wiem - odpar³ Torin. - Mo¿e przyjaciу³ tego Drona, ktуrego Ma³y schwyta³. Dobra, nie ma co dywagowaж, trzeba jakoœ siк przedostaж. Jednak stracili sporo czasu, zanim uda³o im siк skleciж coœ na podobieсstwo pomostu i przeprowadziж opieraj¹ce siк kuce przez zasieki. Wkrуtce wyjechali na wysuniкty ku przedgуrzu jкzor stepowej rуwniny. Za nim na wzgуrzu widnia³y zagajniki, ale doko³a ju¿ zaczyna³o siк krуlestwo traw. Tu szerokie stepy Enedhwaith piк³y siк ku gуrze po ³agodnych stokach ci¹gn¹cych siк daleko na zachуd przedgуrzy Gуr Mglistych, napieraj¹c wy¿ej na gуrskie lasy, i tu le¿a³a kraina tych, kogo kroniki Œrуdziemia nazywa³y Dunlandczykami, a jak wczeœniej nazywali siebie sami gуrale, nikt nie wiedzia³. Pamiкtaj¹c o ostrze¿eniach Teofrasta, Torin wzmocni³ œrodki ostro¿noœci. Wkrуtce minкli znak graniczny - rzeŸbiony drewniany s³up, pociemnia³y od deszczu i wiatrуw, pokryty rzeŸbami szczerz¹cych zкby wilczych pyskуw. Na wzgуrzach mo¿na by³o zauwa¿yж jakieœ niskie budowle z bali, a przy w¹skiej rzeczce w dolinie miкdzy dwoma pasmami wкdrowcy zobaczyli niewielkie osiedle; ominкli je w odleg³oœci dobrej mili, poniewa¿ nie wyda³o im siк pokojow¹ osad¹. Ze dwudziestu m³odych mк¿czyzn жwiczy³o za wsi¹ strzelanie z ³uku i rzucanie oszczepem, ma³o kto zajmowa³ siк ogrodem; ludzie gromadzili siк na ulicach, jakby o czymœ wa¿nym rozmawiali. Wiatr przyniуs³ do przyczajonych w kryjуwce przyjaciу³ szmer zaniepokojonych, podnieconych g³osуw. Nie zrozumieli ani s³owa, ale nastroje mieszkaсcуw wsi nie budzi³y w¹tpliwoœci. Po kilku godzinach zauwa¿yli siedmiu jeŸdŸcуw na przysadzistych koniach, za ktуrymi pod¹¿a³o jedenastu pieszych, a nastкpnie dwie furmanki, zaprzк¿one w parк œlepakуw. Piechota nios³a d³ugie, przypominaj¹ce koryta tarcze, ponad g³owy stercza³y krуtkie, grube w³уcznie. JeŸdŸcy mieli niewielkie okr¹g³e tarcze z ostrymi kutymi kolcami na œrodku, a w³уcznie d³u¿sze i cieсsze ni¿ ich piesi towarzysze. Chyba ca³a ludnoœж wioski wysz³a ¿egnaж oddzia³, ale zosta³o w niej jeszcze niema³o mocnych mк¿czyzn i m³odzieсcуw. - Ciekaw jestem, dok¹d siк wybieraj¹ - mrukn¹³ Torin, odprowadzaj¹c niewielki oddzia³ Dunlandczykуw ponurym spojrzeniem. Po tym wydarzeniu uznali, ¿e powinni obejœж bokiem уw nie-wygl¹daj¹cy przyjaŸnie teren i tego samego dnia wyruszyli dalej, zostawiwszy gуry za sob¹. Trzeciego dnia rubie¿e Dunlandu zosta³y daleko na po³udniu, za dobrze os³aniaj¹cymi wкdrowcуw zas³onami dкbowych lasуw. Minк³o po³udnie, gdy niemal ca³kowicie zaroœniкta leœna droga wyprowadzi³a ich na szerok¹ polanк, z ktуrej dojrzeli na po³y rozwalony most nad spokojnym strumieniem; na drugim brzegu droga stromo piк³a siк w gуrк. - Jakaœ niedobra droga - burkn¹³ Malec. - Prowadzi ciк, prowadzi, a nim siк spostrze¿esz, ju¿ jesteœ w takiej dziurze, z ktуrej nie wiadomo jak siк wydostaж. Torinie, sk¹d tu siк wziк³a droga? - Mnie pytasz? - rzuci³ Torin, nie odwracaj¹c siк. - Myœlisz, ¿e ja j¹ przeciera³em czy co? Dzisiaj nam pasuje, a jutro skrкcimy na po³udnie. Stamt¹d ju¿ niedaleko do goœciсca. - Miej nas w opiece, Durinie, i daj dotrzeж do goœciсca - nie ustawa³ Malec. - Trzeba by³o jechaж lasem! Ani siк obejrzymy, jak siк pojawi¹... - I odgryz¹ ci nos - mrukn¹³ Torin. - Cisza tu te¿... jakaœ dziwna - ci¹gn¹³ Malec, krкc¹c g³ow¹ we wszystkie strony. Nieoczekiwanie szarpn¹³ wodze i zatrzymawszy siк, zacz¹³ pospiesznie naci¹gaж na siebie rynsztunek. Torin powiedzia³ „hm!”, wzruszy³ ramionami i odwrуci³ siк do hobbita. - Zauwa¿asz coœ, Folko? Hobbit roz³o¿y³ rкce. Torin jeszcze raz popatrzy³ na uzbrojonego od stуp do g³уw Malca, coœ mrukn¹³ pod nosem, machn¹³ rкk¹ i te¿ zacz¹³ wci¹gaж na siebie kolczugк. Za przyk³adem przyjaciу³ poszed³ nawet Folko, chocia¿ nie podziela³ przeczuж Malca. Min¹wszy stary most, hobbit wysun¹³ siк na czo³o, ale zaraz powstrzyma³ go cichy okrzyk Malca, ktуry zatrzyma³ kuca na starych szarych k³odach. - Oho! Ale ci historia! Torin i Folko pospiesznie zbli¿yli siк. Malec siedzia³ nisko pochylony w siodle i uwa¿nie wpatrywa³ siк w coœ miкdzy kopytami swojego konia. Hobbit zauwa¿y³, ¿e w tym miejscu przegni³a i zaroœniкta mchem krawкdŸ k³ody jest rozbita, wykruszy³y siк z niej ciemnobr¹zowe kostki, jak gdyby ktoœ uderzy³ w ni¹ czymœ ostrym, i to zupe³nie niedawno. W milczeniu wymienili spojrzenia i Torin, od niechcenia, wyj¹³ zza pasa topуr. - Ktoœ tкdy przejecha³. Mo¿e wczoraj, mo¿e jeszcze wczeœniej, ale most przeby³ jeŸdziec - oœwiadczy³ Malec, prostuj¹c siк i rуwnie¿ obna¿aj¹c broс. - Ruszajmy, nie ma co tu sterczeж na widoku... Ostro¿nie wjechali na gуrkк i zatrzymali siк nieco przed szczytem, ¿eby mуc siк rozejrzeж i nie byж widocznym. Zobaczyli polanк, zaroœniкt¹ wysok¹ traw¹ z prawej zsuwa³a siк do rzeki, a z lewej przechodzi³a w m³odniak. Tu¿ obok drogi, nad samym urwiskiem sta³ czarny kamieс, wysoki na pу³tora s¹¿nia i szeroki na dwa. Droga stromo wiod³a w dу³, a mniej wiкcej o milк st¹d widnia³y dziwne przysadziste domy z p³askimi jednospadowymi dachami. Przez kilka minut przyjaciele w milczeniu przygl¹dali siк niezwyk³ej osadzie; wygl¹da³a na pust¹ i bez ¿ycia. - No to jedziemy? - przerwa³ ciszк Torin. - Ha! A mo¿e tam ktoœ siк zasadzi³? - zapyta³ ostro¿ny Malec. - Nie k³ужcie siк, wieœ jest pusta - wtr¹ci³ uwa¿nie przys³uchuj¹cy siк Folko. - Mo¿emy œmia³o jechaж. - Sk¹d wiesz? - zdziwi³ siк Malec. - Mo¿e pochowali siк w piwnicach? - S³yszysz, jak krzycz¹ ptaki? - zmru¿y³ oczy hobbit. S³aby wiatr niуs³ do nich g³osy mieszkaсcуw lasu. - To s¹ krasnogarlice, znam je. S¹ tak ostro¿ne, ¿e nie zbli¿ymy siк do nich bli¿ej ni¿ na tк odleg³oœж. A one wrzeszcz¹ niemal w samej wsi. Ludzi widz¹ o milк, podkraœж siк do nich bкdzie nie³atwo! - Hm! - wzruszy³ ramionami Torin. - Oto co znaczy mieszkaniec Powierzchni! S³uchaj, co to s¹ za ptaki? Dlaczego wczeœniej o nich nie s³ysza³em? Jak wygl¹daj¹? Du¿e, ma³e? - Nie tylko du¿e, ale i smaczne - uœmiechn¹³ siк Folko, przysuwaj¹c bli¿ej ko³czan. - Poczekajcie tu na mnie, pojadк przodem. Mo¿e siк uda i bкdziemy mieli pieczyste? Jednak¿e zanim siк rozstali, musieli min¹ж pozostaj¹cy nieco z boku drogi czarny kamieс. Torin upar³ siк, ¿eby go obejrzeli. Na czarnej powierzchni kamienia widnia³y kontury dwуch postaci - zwierzкcej i ludzkiej. Szeroka w ramionach i biodrach kobieta o okr¹g³ej twarzy klкcza³a na lewym kolanie, praw¹ rкkк opiera³a na d³ugim ³uku, a drug¹ u³o¿y³a na karku wysuniкtej do przodu wilczycy z wyszczerzonymi zкbami i zje¿on¹ sierœci¹. G³owy postaci, wykonane niezwykle starannie, zadziwia³y kunsztem - cia³a jakby zlewa³y siк z kamieniem. Folko wpatrywa³ siк w wizerunki jak zaczarowany; by³o w nich coœ niedobrego, odstraszaj¹cego, ale to coœ zmusza³o do d³ugiego i uwa¿nego wpatrywania siк w postacie. Hobbit dostrzeg³, ¿e kobieta ma oczy wilczycy, a zwierzк - ludzkie! Kiedy s³oсce wyjrza³o zza bia³ych k³кbiastych ob³okуw, jego promienie pad³y na kamienne postacie; w tym momencie w œlepych oczach pojawi³y siк Ÿrenice, skierowane prosto w s³oсce. Postacie jakby o¿y³y; zwierzкca czujnoœж i nieludzka m¹droœж widnia³y w obudzonym przez promienie spojrzeniu kobiety, a ludzka g³кbia oraz rozum w Ÿrenicach jej towarzyszki. Krasnoludy zgodnie i z zachwytem westchnк³y, cmoknк³y, jak zwykle, gdy podziwia³y czyj¹œ znakomit¹ robotк. - Jak im siк to uda³o, wyjaœnijcie mi - mrucza³ Malec, podchodz¹c blisko do kamienia. Popatrzyli jeszcze przez chwilк na zagadkowy wytwуr nieznanych mistrzуw, po czym wolno i ostro¿nie ruszyli naprzуd. Wkrуtce Folko opuœci³ swoich towarzyszy, zsiad³ z konia i zacz¹³ siк skradaж. Na³o¿y³ na lew¹ d³oс dobrze ju¿ podniszczon¹ rкkawicк bez palcуw, wydoby³ z ko³czana dwie strza³y i przygotowa³ siк. Krasnogarlice poderwa³y siк, gdy zosta³o mu jakieœ sto krokуw do wsi. Pу³ tuzina ciк¿kich ptakуw o czerwonych piersiach, wype³niaj¹c powietrze odg³osami mocnych uderzeс skrzyde³, wyfrunк³o z zieleni niewysokich giкtkich krzewуw i lecia³o nad sam¹ ziemi¹, niewiele ustкpuj¹c szybkoœci¹ or³om. Ich ucieczka by³a tak zaskakuj¹ca, ¿e ¿aden z ³ucznikуw Arnoru nie zd¹¿y³by nawet zamkn¹ж oka, ¿aden cz³owiek ani krasnolud, ale nie hobbit! Œwisnк³a d³uga strza³a z bia³ym upierzeniem i szaro-czerwona krasnogarlica uderzy³a o ziemiк. Przytroczywszy ustrzelonego ptaka, Folko machn¹³ rкk¹ do oczekuj¹cych go przyjaciу³. Pуki jechali, a mieli do przebycia prawie milк, hobbit przygl¹da³ siк najbli¿szym budynkom. Wygl¹da³y, prawdк mуwi¹c, ¿a³oœnie, wieœ musia³a zostaж porzucona bardzo dawno temu. Wzd³u¿ przegni³ych i wal¹cych siк p³otуw ros³a bujna trawa; domy przechyli³y siк, wieсce osiad³y, wiatr szumia³ w rozeschniкtych gontach na dachach. Najbli¿szy budynek sta³ samotnie, obna¿aj¹c czarne, obroœniкte mchem stropy. Domy te tchnк³y œmierci¹ i pustk¹ wygl¹da³y jak zapomniani przez dzieci starcy, ktуrzy z nadziej¹ oczekuj¹ powrotu potomkуw. Trzej przyjaciele wolno jechali po jedynej ulicy, smкtnie spogl¹daj¹c na ciemne wyrwy okien. Przy jednym z domуw, wiкkszym od innych i mniej zniszczonym przez czas, Torin zatrzyma³ kuca. - Wst¹pimy? Malec zgodzi³ siк od razu, natomiast Folko ciк¿ko powlуk³ siк za krasnoludami. Widok porzuconej osady przygnкbi³ go, w Hobbitanii coœ takiego nie przyœni³oby siк nawet w koszmarnym œnie. Niskie drewniane drzwi okaza³y siк otwarte, d³ugie ¿elazne zawiasy, pokryte wieloletni¹ rdz¹, zaskrzypia³y przeci¹gle. Przekraczaj¹c wysoki prуg, hobbit zerkn¹³ w dу³ i zobaczy³, ¿e zarуwno prуg, jak i ganek obok s¹ pokryte gdzieniegdzie rdzawym py³em. Dziwi¹c siк, sk¹d mog³a siк tu wzi¹ж i komu siк chcia³o zbijaж rdzк z zawiasуw, wszed³ do wnкtrza. By³o tam ciemno i niczym nie pachnia³o; hobbit oczekiwa³ zapachu pleœni, wilgoci czy czegoœ podobnego, jednak¿e nic takiego nie wyczu³. Deski pod³ogi zgni³y i ugina³y siк pod ciк¿kimi butami jego towarzyszy. Z lewej strony w œcianie z belek znajdowa³y siк jeszcze jedne drzwi. Otworzywszy je, znaleŸli siк w d³ugim, niskim pomieszczeniu z du¿ym paleniskiem pod praw¹ œcian¹ okna by³y tylko na przeciwleg³ej. Wzd³u¿ œciany sta³o kilka ³awek, przy palenisku wala³y siк jakieœ szmaty, a w odleg³ym k¹cie sta³ rzeŸbiony drewniany s³up, ktуry od razu skojarzy³ siк hobbitowi z granicznym znakiem; s³up pokrywa³y wizerunki wilkуw, a wieсczy³a go kunsztownie wyrzeŸbiona wilcza g³owa. Ca³y, ku zdziwieniu hobbita, zosta³ obwieszony zwierzкcymi szczкkami - by³y wœrуd nich szczкki niedŸwiedzia i borsuka, rysia i rosomaka, a tak¿e ³osia i lisa. Nie by³o tylko wilczych. Hobbit musia³ d³ugo wyjaœniaж krasnoludom, jaka szczкka nale¿y do jakiego zwierzкcia. Nagle zamar³ os³upia³y, gdy wyci¹gn¹³ rкkк ku kolejnej koœci. Przed nim na skуrzanym rzemyku wisia³a, zaczepiona o wystкp na s³upie, bia³a, starannie wyp³ukana ludzka ¿uchwa! Hobbit zapragn¹³ znaleŸж siк na ulicy i - najlepiej - jak najdalej od tego miejsca. Krasnoludy na widok jego znaleziska od razu chwyci³y za topory, ale, uspokoiwszy siк, zmusi³y Folka, ¿eby starannie wszystko obejrza³. Zajк³o im to du¿o czasu, sprawdzili wszystkie pomieszczenia od gуry do do³u, ale nie natrafili na coœ szczegуlnie interesuj¹cego. Mieli jednak pewne podejrzenia: - Dom jest odwiedzany - sapn¹³ hobbit, gdy skoсczyli oglкdziny. - Miesi¹c temu, mo¿e dwa. Z zawiasуw osypa³a siк rdza, ludzka ¿uchwa wisi na czystym rzemyku, a wszystkie inne na we³nianych sznurkach i s¹ pokryte kurzem. Oprуcz tego ktoœ pali³ w palenisku. - Œwietnie! - wycedzi³ przez zкby Malec. - Gdzieœ ty nas przyprowadzi³, Torinie? Kto tu mieszka? Czy to Dunland? - Nie wydaje mi siк - pokrкci³ g³ow¹ Torin. - Przynajmniej domy s¹ zupe³nie inne. Nie zdarzy³o mi siк te¿ s³yszeж, ¿eby gуrale zbierali ludzkie szczкki! - No to kto? Folko, powiedz! - Co mam powiedzieж? - Hobbit wzruszy³ ramionami. - Czyta³em, ¿e wœrуd ¿yj¹cych w tych krainach byli te¿ „jeŸdŸcy na wilkach”, ale kim s¹ i gdzie siк podziali, nie wiem. - A ludzkie szczкki? Sk¹d siк wziк³y? - Przypomnij sobie, co powiedzia³ Rogwoldowi Franmar na drodze do Annuminas - uœmiechn¹³ siк ponuro Torin. - Chyba nigdy tego nie zapomnк - o tych, co wycinali ¿uchwy jeсcom, arnorskim jeŸdŸcom! - Chcesz powiedzieж... - zacz¹³ Malec, chwytaj¹c za miecz. - Chcк powiedzieж - przerwa³ mu Torin - ¿e nocowaж tu nie bкdк za ¿adne skarby. Ju¿ lepiej w lesie! ChodŸmy poszukaж jakiegoœ miejsca na nocleg, bo s³oсce ju¿ zachodzi. Staraj¹c siк zostawiaж mo¿liwie ma³o œladуw, opuœcili zagadkow¹ wieœ i ruszyli przez puste, zaroœniкte pole do m³odnika. S³oсce, choж muska³o ju¿ horyzont, by³o jeszcze wysoko, do zmierzchu zosta³o oko³o godziny. - Gapa! - uderzy³ siк w czo³o Malec. - Wody nie wziкliœmy! - We wsi i tak byœmy jej nie brali - odpowiedzia³ hobbit. - A studnie? Powinny byж studnie! - W porzuconych wsiach studnie umieraj¹ pierwsze - westchn¹³ Folko. - Studnia ¿yje tylko dopуty, dopуki bierze siк z niej wodк, pуki jest potrzebna. Kiedy siк przestanie czerpaж, studnia umiera. Powiadaj¹, ¿e zamieszkuj¹cy j¹ wodny pan obra¿a siк i odchodzi, a wraz z nim i woda. Potem wali siк zr¹b... - Patrz, strumieс - tr¹ci³ Malca Torin. - Tu nabierzemy wody. Pojechali w gуrк strumienia. Strumyk rodzi³ siк w leœnym Ÿrуde³ku, ktуre bi³o z wyp³ukanego leja na brzegu olszyny. Woda by³a smaczna, czysta, zimna, z jakimœ szczegуlnie przyjemnym zapachem czy to œwie¿o osypanej ziemi, czy to p¹czkuj¹cej zieleni... Pili d³ugo i nie mogli siк oderwaж, choж od dawna nie mкczy³o ju¿ ich pragnienie. Przejechawszy setkк s¹¿ni w lewo od Ÿrуd³a brzegiem lasu, nieoczekiwanie natknкli siк na dziwn¹ pу³ziemiankк, ktуra zapewne kiedyœ s³u¿y³a jako piwnica. Wewn¹trz by³o doœж sucho, pod³ogк tworzy³y grube stare deski, naprzeciwko drzwi znajdowa³o siк ma³e prostok¹tne okienko. Przyjaciele postanowili tu w³aœnie spкdziж noc. Pуki Torin i Malec zbierali drwa na ognisko, hobbit przygotowywa³ pos³ania z trawy. Zrywaj¹c wysokie soczyste ŸdŸb³a, co rusz ogl¹da³ siк za siebie, i mimo ¿e doko³a panowa³ spokуj, nie opuszcza³o go dziwne przeczucie. Wrуci³y krasnoludy z wi¹zkami chrustu, hobbit bez poœpiechu i z wyraŸn¹ przyjemnoœci¹ oskuba³ ptaka i zacz¹³ go piec w ognisku. Po sytej kolacji siedzieli jakiœ czas i w milczeniu pykali fajeczki, wpatruj¹c siк w wolno gasn¹cy zmierzch, a potem poszli spaж. Hobbit pogr¹¿y³ siк w ciemnym œnie bez ¿adnych majakуw, natomiast obudzi³ z poczuciem, ¿e powoli tonie w czymœ zimnym i lepkim; rozpaczliwie machn¹³ rкkami, staraj¹c siк uwolniж, i otworzy³ oczy. By³ wczesny ranek, obok chrapa³y krasnoludy, a z niedok³adnie zamkniкtego okna sp³ywa³a na pierœ hobbita mlecznobia³a struga niezwykle gкstej mg³y - mokrej, zimnej, oœliz³ej. Folko wyci¹gn¹³ rкkк, chc¹c zamkn¹ж okienko, ale nagle przez szparк us³ysza³ jakieœ niewyraŸne, prawie nies³yszalne dŸwiкki, ktуre wzmog³y jego czujnoœж. Ostro¿nie podniуs³szy siк, wyjrza³ na zewn¹trz. Bia³a zwarta okrywa zaci¹gnк³a wszystko doko³a - pole, wieœ, drogк, widaж by³o tylko dachy domуw. Hobbit zdziwi³ siк - mg³a przy ziemi by³a nieprzenikniona, natomiast powy¿ej piersi cz³owieka jej warstwa wydawa³a siк œciкta, jak jak¹œ olbrzymi¹ kos¹, nieco dalej po³o¿one lasy by³y widoczne bardzo dobrze. Po tym mglistym pokryciu od wsi do lasu niemal bezszelestnie sunк³y czarne postacie jeŸdŸcуw. Najpierw Folko omal nie sturla³ siк na pod³ogк ze strachu, ale po wszystkich dotychczasowych prze¿yciach tylko zacisn¹³ zкby i patrzy³. Patrzy³ i liczy³: dwуch, piкciu, dziesiкciu i jeszcze dwуch... JeŸdŸcy znikali w lesie na lewo od ich ziemianki, nie brzкcza³a broс, ludzie nie rozmawiali ze sob¹ - niedobra cisza zgкstnia³a nad bezimiennym polem. Hobbit przygryz³ wargi, przypomniawszy sobie o kucach. Mo¿e zar¿¹ i co wtedy? Pospiesznie obudzi³ krasnoludуw, staraj¹c siк nie ha³asowaж. Torin, ktуry ostatnio spa³ bardzo czujnie, obudzi³ siк od pierwszego dotkniкcia; wystarczy³ mu jeden rzut oka na zaniepokojon¹ twarz hobbita, ¿eby poderwaж siк na rуwne nogi i przylgn¹ж do okienka. Gorzej by³o z Malcem. Zacz¹³ coœ mamrotaж, ¿e dopiero œwita, a ju¿ go budz¹, w dodatku nie ma jeszcze œniadania... Torin oderwa³ siк od okna i niespodziewanie sykn¹³ coœ w nieznanym Folkowi jкzyku; Malec urwa³ utyskiwania w pу³ s³owa i chwyci³ miecz. - Kto to, Torinie? - szepn¹³. - Nie wiem, mo¿e rohimmirowie, ale kto wie? Lepiej poczekajmy i zobaczymy. - Wy patrzcie, a ja lecк do kucуw, zawi¹¿к im g³owy - rzuci³ w biegu Malec i znikn¹³ w mlecznej mgle za drzwiami. Folko i Torin pod¹¿yli za nim i we trzech podpe³zli do skraju m³odnika. Gdzieœ tu¿ obok, w spowitym mg³¹ lesie, przyczai³ siк oddzia³ nieznanych konnych. - A we wsi? - Torin odwrуci³ siк do hobbita. - Co dzieje siк we wsi? - Nie widzia³em - odpowiedzia³ Folko. - Zauwa¿y³em ich, gdy j¹ minкli. - Mo¿e ju¿ pojechali? - zapyta³ Malec bez wiary we w³asne s³owa. - A jeœli nie? - odpowiedzia³ pytaniem Torin, nie odrywaj¹c wzroku od mg³y przed nimi. - Bкdziemy czekali! Czekali. Stopniowo nad brzegiem odleg³ego lasu na wschodzie, nad grzbietem jeszcze bardziej odleg³ych Gуr Mglistych wzniуs³ siк dysk s³oсca, mg³a znika³a, ods³aniaj¹c ³¹kк, po³yskuj¹c¹ porann¹ ros¹. Jak na d³oni mo¿na by³o zobaczyж wieœ, ktуra st¹d wydawa³a siк opustosza³a. Torin zerkn¹³ na przyjaciу³. - Poczekamy do po³udnia - powiedzia³ cicho. - W ka¿dym razie, a¿ wyschnie rosa. Musimy popatrzeж, co siк dzieje z prawej i z lewej, i czy nie da siк wymkn¹ж st¹d bez ha³asu. Niespodziewanie gdzieœ na lewo od nich rozleg³o siк przyg³uszone parskanie konia. Torin uœmiechn¹³ siк, ale ze z³oœci¹. - No i znaleŸli siк... Le¿ymy cicho! Czas p³yn¹³. Nad polem zawis³y lekkie ob³oczki z unosz¹cej siк w gуrк, wysuszonej przez s³oсce rosy. Powia³ lekki po³udniowy wiaterek, coraz g³oœniej жwierka³y ptaki, z listowia, niemal nad ich g³owami, odezwa³a siк wilga; nastкpny podmuch wiatru znowu przyniуs³ r¿enie konia; rozleg³o siк daleko, za wsi¹, na niewidocznej st¹d drodze miкdzy ostatnimi domami i lasem. Torin przycisn¹³ ucho do ziemi. - Inni konni - sapn¹³, nie prostuj¹c siк. - Wpadliœmy! Nie inaczej, maj¹ tu zbiуrkк. I nagle ciszк przeci¹³ œwist dziesi¹tkуw strza³, po chwili rozleg³y siк okropne krzyki, zmieszane z przeraŸliwym koсskim r¿eniem, s³ychaж by³o uderzenia stali o stal. - Walka... - szepn¹³ Malec i wyci¹gn¹³ miecz z pochwy. Zza pierwszych od tej strony domуw wypad³o mo¿e dziesiкciu czy piкtnastu jeŸdŸcуw - na wysokich, piкknych cisawych koniach, z zielonymi tarczami i zielonymi proporczykami na kopiach. Gnali, nie wybieraj¹c drogi, prosto przez pole do lasu, jeden za drugim przerzuciwszy przez plecy zielone tarcze z bia³ym krzy¿em. Za nimi zza p³otуw wynurzyli siк piesi z ³ukami i kuszami, mignк³y czarne strza³y, jeden koс stan¹³ dкba i run¹³, jeŸdziec zrкcznie zeskoczy³ z wal¹cego siк rumaka, ale natychmiast upad³, chwyciwszy za strza³к, ktуra trafi³a go od ty³u i przebi³a na wylot. Pozostali pкdzili dalej, odleg³oœж od wsi szybko siк powiкksza³a i wydawa³o siк, ¿e zdo³aj¹ umkn¹ж, jednak w lesie rozleg³ siк dŸwiкk rogu, a nastкpnie wypad³a ukryta wœrуd drzew czarna jazda. Czarno-zieloni pochylili kopie, ale liczni kusznicy trafiali celnie w biegu; kilku jeŸdŸcуw i konie z uciekaj¹cego oddzia³u upad³o, jednak ocaleli zwarli szereg z zadziwiaj¹c¹ zrкcznoœci¹, kolano przy kolanie, g³owa przy g³owie; uderzyli w nie do koсca ustawiony szyk przeciwnika. Chrzкst, szczкk oraz jednoczesny, jakby siк wyrwa³ z jednej piersi, krzyk, i oto siedmiu, ktуrym uda³o siк przebiж, zostawiwszy kopie w cia³ach zwijaj¹cych siк na trawie wrogуw, pкdzi³o do lasu, roztr¹caj¹c na boki tych, ktуrzy chcieli ich zatrzymaж. Jednak¿e kusznicy nie spali; uciekaj¹cy konni znaleŸli siк w ruchomej sieci, utkanej z krуtkich czarnych krech. Konie pada³y, usi³uj¹cy je podnieœж jeŸdŸcy bezsilnie walili siк na ziemiк... Ostatni z uciekinierуw pad³ tu¿ na skraju zbawczych zaroœli. Zwyciкzcy pospiesznie objechali rozpostarte na ziemi cia³a, dobijaj¹c dwуch rannych. Na polu walki zrobi³o siк nagle bardzo cicho; i dopiero teraz Folko zorientowa³ siк, ¿e ze wsi nie dolatuje ¿aden dŸwiкk. JeŸdŸcy zsiedli z koni, zebrali osiem cia³ swoich towarzyszy. Rozkazy wydawa³ przysadzisty mк¿czyzna w czarnym he³mie z wysokim i ostrym szpicem, z ktуrego wychodzi³ pкk czarnego koсskiego w³osia. Dowуdca siedzia³ na wysokim karogniadym ogierze nieopodal kryjуwki przyjaciу³, ktуrym uda³o siк us³yszeж jego s³owa, rzucane gwa³townie, porywczo, jкzyk jednak by³ ca³kowicie niepodobny do p³ynnej mowy mieszkaсcуw Annuminas. - Hej, Farag, powiedz Helgibaanowi, ¿eby jego hazgowie przestali wyrywaж ¿uchwy S³omianog³owym! Musimy siк spieszyж, niech ich wyprowadzi ze wsi! Jeden z ¿o³nierzy popкdzi³ konia do wsi, a dowуdca ju¿ odwraca³ siк do kolejnego: - Przynieœ kosz z ulaghami, Gloruf! Pora wys³aж wiadomoœci, wy wszyscy zbierajcie naszych, przestaсcie grabiж cia³a, jeœli nie chcecie kruszyж kamieni w Dunharrow albo karmiж sob¹ wкdrowne dкby w Fangornie! Podbieg³ do niego odziany w ciemne szaty niewysoki mк¿czyzna z du¿ym plecionym koszem. Otworzywszy go, w³o¿y³ weс rкkк i wyci¹gn¹³ coœ, co przypomina³o zielonkaw¹ jaszczurkк, d³ug¹ na ³okieж, z b³oniastymi skrzyd³ami. Giкtkie cia³o wi³o siк na podobieсstwo ¿mii, s³ychaж by³o s³aby, do niczego niepodobny poœwist. Dowуdca wyci¹gn¹³ z zanadrza jakiœ przedmiot, w³o¿y³ go do niewielkiej rurki na obro¿y stwora i podrzuci³ skrzydlat¹ istotк w gуrк. Skуrzaste skrzyd³a z sykiem uderzy³y w powietrze, stworzenie wznios³o siк i odlecia³o na pу³noc. - Ale¿ potwora - wyszepta³ le¿¹cy obok Malec. Tymczasem ze wsi wolno szli piesi, i hobbit natychmiast zapomnia³ o dziwacznej lataj¹cej jaszczurce; zbli¿ali siк ludzie, jakich nie widzia³ nigdy dot¹d, ani w Przygуrzu, ani w Annuminas, ani na Po³udniowym Goœciсcu. Niscy, niewiele wy¿si od krasnoludуw, niemal tak samo przysadziœci, ko³ysz¹cy siк na grubych, krzywych nogach; pod opuszczonymi przy³bicami he³mуw nie widaж by³o ich twarzy. Za plecami stercza³y im rogi niezwykle d³ugich i grubych ³ukуw. Niektуrzy nieœli br¹zowe tarcze, niewielkie i okr¹g³e, z czerwonymi i czarnymi koсskimi g³owami; z lasu wyprowadzono im na spotkanie niskie i niezwykle d³ugie wierzchowce. JeŸdŸcy wskakiwali w siod³a bez pomocy strzemion, z wpraw¹, zdradzaj¹c¹ du¿e doœwiadczenie. Bystre oko hobbita wypatrzy³o przytroczone do ³кkуw siode³ krуtkie w³уcznie. Ich towarzysze wygl¹dali na zwyk³ych ludzi - wysocy, smukli, ciemnow³osi. Byli rу¿norodnie i dobrze uzbrojeni: mieli miecze, kopie, kusze, siekiery, kolczaste palice; na d³ugich, zwк¿aj¹cych siк ku do³owi tarczach widnia³ nieznany znak, czarna trуjzкbna korona na œrodku bia³ego pola. JeŸdŸcy dosiedli koni, i nagle hobbit, obserwuj¹cy uwa¿nie wojownikуw, zobaczy³ tu¿ za nimi dziwnie znajome chuderlawe postacie. - Nithingowie... - sykn¹³ Torin, mru¿¹c oczy i wpatruj¹c siк w szeregi konnych. - Nithingowie wraz z konnymi kusznikami i jakimiœ hazgami, ktуrzy wyrywaj¹ szczкki zwyciк¿onym! Dobrane towarzystwo! Tymczasem konnica ruszy³a k³usem przez pole ku mostowi, po ktуrym wczoraj przeszli trzej przyjaciele. Zwyciкzcy schwytali oko³o dziesiкciu koni swych przeciwnikуw; teraz wieziono na nich cia³a w³asnych zabitych - by³o ich ledwie pу³torej dziesi¹tki. Wkrуtce wszystko ucich³o, oddzia³ znikn¹³ za grzbietem wzgуrza, a hobbit i krasnoludy ci¹gle le¿eli w swojej kryjуwce, nie odwa¿aj¹c siк podnieœж g³owy. - No i co? - zapyta³ Malec g³oœnym szeptem. - Co dalej? - Trzeba by obejrzeж wieœ - wychrypia³ Torin, i widaж by³o, ¿e wcale mu siк nie uœmiecha iœж w³aœnie tam, ale rozumia³ tк koniecznoœж. -Mo¿e zosta³ ktoœ ¿ywy... Musimy przecie¿ wyjaœniж, co tu siк sta³o. - Akurat, a jeœli oni jeszcze tam s¹? - sprzeciwi³ siк Malec. - No wiкc musimy podejœж niezauwa¿alnie, popatrzeж. Chocia¿ nie s¹dzк, przecie¿ ten wуdz nagli³ ich nie po to, ¿eby nas zbiж z panta³yku! Ostro¿nie, bokiem lasu, podkradli siк, jak mogli najbli¿ej do wsi. Panowa³a tam cisza, tylko od czasu do czasu s³ychaж by³o powolny stukot kopyt. - Konie siк wa³кsaj¹... - szepn¹³ Folko. - Konie chodz¹ ko³o martwych panуw... Westchn¹³ i zadygota³, czuj¹c lodowaty dreszcz. Pierwszy raz widzia³ prawdziwy bуj z boku i wcale mu siк to nie podoba³o. W naturze hobbita nigdy nie le¿a³ brak litoœci, dlatego z trudem znosi³ zetkniкcie siк wprost z czymœ takim. Œmiertelna walka nie przypomina³a piкknych rycin ze starych ksi¹g, na ktуrych przedstawieni byli wielcy bohaterowie, powiewaj¹ce sztandary i uciekaj¹cy wrogowie. Ostro¿nie ominкli rуg budynku i znaleŸli siк na jedynej wiejskiej ulicy. Dopiero tu wojna pokaza³a hobbitowi swe prawdziwe oblicze, nie takie, jakie ogl¹da³ w ksiкgach i na obrazkach. Na drodze le¿a³o kilkadziesi¹t martwych cia³ - du¿e, skrкcone trupy, ociekaj¹ce krwi¹, ktуra zebra³a siк ju¿ w zag³кbieniach, niczym deszczowa woda. Nad poleg³ymi z g³oœnym brzкczeniem kr¹¿y³y roje du¿ych niebieskozielonych much. I zewsz¹d, z p³otуw, œcian, drzew i z cia³ - stercza³y d³ugie, bardzo grube strza³y. Wszyscy zostali przebici na wylot, jakby nie mieli na sobie ¿adnych pancerzy - czarne zкbate groty stercza³y na zewn¹trz. Folko poczu³ md³oœci, nie lepiej czu³y siк krasnoludy. Ruszyli ulic¹, starannie omijaj¹c cia³a. Wszyscy zabici - hobbit poczu³ siк jeszcze gorzej - byli bardzo m³odzi. Folko, ktуry najpierw z trudem zmusza³ siк do patrzenia na nich, teraz, jak zaczarowany, nie mуg³ oderwaж wzroku od tych piкknych twarzy o regularnych rysach, od rozsypanych w przydro¿nym pyle, zabrudzonych krwi¹ jasnych w³osуw, od zaczynaj¹cych ju¿ mкtnieж oczu. Na poniewieraj¹cych siк tu i уwdzie tarczach widnia³ dobrze mu znany herb, bia³y koс w skoku na zielonym polu. M³odzi wojownicy, wszyscy co do jednego, byli Mistrzami Koni. Ziemia doko³a cia³ by³a zryta, niektуrzy le¿eli z mieczami w d³oniach; przechodz¹c obok jednego z domуw, przyjaciele d³ugo nie mogli oderwaж spojrzenia od przygwo¿d¿onych do œciany trzech m³odych wojownikуw, ktуrzy nawet nie zd¹¿yli wypuœciж z r¹k splamionych obc¹ krwi¹ mieczy. Z ich piersi stercza³y grube, czarno opierzone strza³y, ktуre tak g³кboko wesz³y w drewno, ¿e Torin z najwiкkszym trudem wyrwa³ je, gdy w milczeniu, nie zmawiaj¹c siк, przyjaciele zaczкli uk³adaж zabitych w cieniu. - Ale historia! - mrucza³ krasnolud, obracaj¹c w rкkach z³aman¹ strza³к. - Wspaniali ³ucznicy z tych hazgуw, czy jak ich tam wo³aj¹. Poszli dalej. Folko ledwo trzyma³ siк na nogach i omal nie zemdla³, gdy napotkali straszliwie okaleczone cia³a z wyciкtymi dolnymi szczкkami! Na widok okropnych ran hobbit zachwia³ siк i szybko uchwyci³ ramienia Torina. - To ci z pу³nocy - wychrypia³ krasnolud. - A¿ tu dotarli!... Niech bкdzie, jeszcze siк spotkamy! - Patrzcie - pochyli³ siк nagle Malec. - Co to za kusza? Czyja to robota? Wczeœniej takich nie widzia³em... - Poka¿! - wyci¹gn¹³ rкkк Torin. Kilka chwil ogl¹da³ w milczeniu podany mu przedmiot, przez ca³y czas na jego twarzy rysowa³o siк obrzydzenie. Na pierwszy rzut oka hobbitowi kusza wyda³a siк podobna do krasnoludzkich. - O nie, bracie hobbicie - odpowiedzia³ na jego pytanie Torin. - To jest, przyjaciele, angmarska konna kusza. Widzia³em ju¿ takie. Patrzcie, tu s¹ dwa zaczepy, ten ¿eby strzelaж z ziemi stoj¹c albo, powiedzmy, siedz¹c. ¯eby naci¹gn¹ж ciкciwк, potrzebna jest tylko ta dŸwignia. Sprytne, nie powiem! - Torin przy³o¿y³ broс do ramienia. - Wykonana te¿ nieŸle. Lekka, porкczna, ciкciwк... - poci¹gn¹³ dŸwigniк - ...naci¹gasz jednym ruchem. Ze zwyk³ych kusz nieporкcznie jest strzelaж z siod³a, a z tej... Kaszka z mlekiem. Ale to ju¿ widzieliœmy, a to... Popatrzcie! To rzeczywiœcie ciekawe! W rкkach Torina ju¿ le¿a³ bardzo d³ugi i gruby ³uk, niezwyczajnie i dziwnie wygiкty, z³o¿ony z mnуstwa cienkich p³ytek, pomys³owo na³o¿onych jedna na drug¹ i z³¹czonych. Ciкciwa po³yskiwa³a metalicznie, d³ugoœж ³uku siкga³a niemal dwu wysokoœci przeciкtnego hobbita. - Takiego jeszcze nie widzieliœmy - powiedzia³ wolno Torin. - Oto jest ³uk hazgуw! No, zobaczmy... - Poszuka³ ca³ej strza³y, znalaz³ jedn¹, ktуra wesz³a w ziemiк a¿ po lotki, i na³o¿y³ j¹ na ciкciwк. - Kiepski ze mnie ³ucznik, ale... Zacz¹³ naci¹gaж ciкciwк, jego twarz spurpurowia³a z wysi³ku, na rкkach wysz³y mu ¿y³y, czo³o pokry³o siк kropelkami potu, a w rezultacie naci¹gn¹³ ³uk zaledwie do po³owy. Krasnolud zazgrzyta³ zкbami, natк¿y³ siк, doci¹gn¹³ ciкciwк do nosa, i w tym momencie jego palce nie wytrzyma³y. Czarna strza³a, znacznie d³u¿sza i grubsza od widzianych wczeœniej przez hobbita, prysnк³a, wydaj¹c basowy odg³os, rozleg³o siк dŸwiкczne uderzenie - drzewce niemal na jedn¹ trzeci¹ d³ugoœci wesz³o w belkк stoj¹cego naprzeciwko domu. Ciк¿ko dysz¹c, Torin opuœci³ ³uk. - Uff!... - Nie mуg³ odetchn¹ж. - A to ci!... - Obejrza³ jeszcze raz ³uk z mieszanymi uczuciami obrzydzenia i szacunku. - Nie chcia³bym staж w hirdzie pod ostrza³em takich strza³ - doda³. Torin i Malec patrzyli teraz na ³uk niemal z nienawiœci¹. - Widzia³eœ, jak oni przeszywali z niego zbrojк? - odwrуci³ siк do Malca Torin. - To ci moc! Wyobra¿asz sobie, co bкdzie, gdy zbierze siк nie dziesiкж setek takich ³ukуw, ale dziesiкж tysiкcy?! - Nic dobrego - odburkn¹³ zapytany. - A ty radzi³eœ Rogwoldowi, ¿eby Namiestnik wezwa³ naszych w razie potrzeby. Torin nachmurzy³ siк i nic nie odpowiedzia³. - Milczysz - ci¹gn¹³ Malec. - No w³aœnie, najpierw zdmuchnij pianк, a dopiero potem pij piwo. Pozostawiwszy smutne miejsce tak okropnego dla Rohaсskiej Marchii boju, przyjaciele ruszyli dalej. S³oсce sta³o ju¿ wysoko. W drodze mogli mуwiж tylko o jednym - jak do tego dosz³o. - Doœwiadczeni ludzie, bardzo doœwiadczeni - cedzi³ przez zкby Torin. - Patrz, jak siк zasadzili! Ukryli siк jeszcze przed mg³¹, ¿eby na rosie nie zostawiж œladуw, i wci¹gnкli znakomicie w zasadzkк. Pamiкtasz œlady przy lesie, Ma³y? Wszystko by³o tam zadeptane, ale wypatrzy³em angmarskie podkowy; muszк podziкkowaж Rogwoldowi, ¿e nauczy³ mnie czegoœ. Wiкc tak, przed Rohirrimami jecha³o ich trzydziestu, nie wiкcej. A ci ch³opcy, krew m³oda, gor¹ca, pognali za nimi... - Odwrуci³ siк i westchn¹³. - No, a we wsi ich przywitali. Strza³y z ka¿dego okna... I jak celnie, tylko jeden koс trafiony! - Mo¿e trzeba by³o ich pochowaж? - zapyta³ hobbit. - Pewnie, ¿e nale¿a³o - odpowiedzia³ krasnolud. - Ale przynajmniej przenieœliœmy cia³a w jedno miejsce, nakryliœmy ga³кziami i postawiliœmy znak... Bкd¹ ich szukali i znajd¹. A gdyby tak zastali nas podczas tego zajкcia? - Ale dlaczego ci tak g³upio?... - westchn¹³ Malec z gorycz¹. - Nawet ja wiem, ¿e nie wolno konnicy wpadaж do wsi na ³eb na szyjк! - Nie wskrzesimy ich - rzuci³ Torin. Jecha³ nachmurzony i nie odrywa³ wzroku od niemal zapomnianej œcie¿ki, ktуr¹ przemierza³y ich kuce. Mniej wiкcej o pу³ mili po lewej bieg³a droga, ta, ktуra doprowadzi³a szeœжdziesiкciu m³odych jeŸdŸcуw do tak smutnego i nag³ego koсca. - Poczekajcie! S³uchajcie! Od drogi dochodzi³ miarowy tкtent wielu setek kopyt. Przygiкty, bezszelestnie krocz¹c przez gкsty zagajnik, Folko rzuci³ siк ku drodze; krasnoludy zosta³y w gкstwinie. Hobbit dotar³ do przydro¿nych krzakуw akurat w chwili, gdy zza zakrкtu wychynк³o czo³o oddzia³u. Nie szczкdz¹c koni, po drodze pкdzi³a jak huragan os³awiona rohaсska jazda, a w jej szeregach Folko dostrzeg³ ju¿ nie m³odych, ale dojrza³ych, doœwiadczonych wojownikуw; zielone proporce trzepota³y na kopiach, nad pierwszym szeregiem wiatr rozwiewa³ zielono-bia³y sztandar Marchii. Za ka¿dym z konnych pod¹¿a³ luzak. Hobbit naliczy³ piкж setek wojуw. Kopijnicy przeniknкli obok przywieraj¹cego do ziemi hobbita; w pierwszej chwili chcia³ wyskoczyж na drogк, ale potem przypomnia³ sobie, ¿e z wojami Marchii lepiej siк rozmawia nie na pustej leœnej drodze, ale w spokojniejszym miejscu. Poczeka³, a¿ ostatni jeŸdziec zniknie w oddali, i pobieg³ do przyjaciу³. - No to w³aœnie ich znaleŸli - skwitowa³ Torin, wys³uchawszy hobbita. - Dobrze zrobiliœmy, ¿e wycofaliœmy siк na czas; jak moglibyœmy udowodniж, ¿e nie mamy nic wspуlnego z tymi, co wybili ich towarzyszy? Tкtent ucich³ i przez pewien czas by³o cicho, a potem zza œciany lasu doszed³ ich d³ugi i niewypowiedzianie ¿a³obny dŸwiкk wielkiego rogu. - ZnaleŸli - sapn¹³ Malec. W milczeniu s³uchali tкsknego p³aczu. - Co mi siк najbardziej nie podoba w tej historii - wypali³ Malec - pamiкtacie, to lataj¹ce obrzydlistwo! Bo oni tak wymieniaj¹ wiadomoœci, Folko! Jak tylko zobaczysz takie coœ, wal z ³uku, a dopiero potem bкdziemy siк zastanawiaж. Dalej jechali w milczeniu.

7 ISENGARD Lato by³o upalne. S³oсce wysuszy³o step i ratuj¹c siк przed spiekot¹, przyjaciele trzymali siк skraju stopniowo odchylaj¹cych siк ku wschodowi lasуw. Omin¹wszy z daleka Dunland, zmierzali ku Wrotom Rohanu, ¿eby potem ruszyж w gуrк Iseny, jedynej drogi do Isengardu. Po³udniowy Goœciniec zostawili o dwadzieœcia mil na po³udniowy zachуd; zdecydowali, ¿e nie bкd¹ marnowaж czasu na nadk³adanie drogi, zreszt¹ w lesie ³atwiej by³o znaleŸж i schronienie, i ¿ywnoœж, i wodк. Okolica by³y wymar³a: na wschodzie, miкdzy lasem i gуrami, le¿a³ nieprzyjazny Dunland, na zachodzie - stepy Enedhwaith, na ktуre czкsto wypкdzali swoje tabuny rohaсscy pasterze, na po³udniu ci¹gn¹³ siк strze¿ony przez jeŸdŸcуw Marchii goœciniec. Wed³ug obliczeс hobbita, od Morii wкdrowali ju¿ pe³ne dwa tygodnie. Po straszliwej zasadzce, urz¹dzonej Rohirrimom przez ich wycinaj¹cych ¿uchwy wrogуw, przyjaciele, jad¹c dalej, nie doœwiadczyli przykrych wra¿eс. Pewnego wieczora nad ich ogniskiem przemkn¹³ cieс ogromnego puchacza, ale czy by³ to ten, ktуry s³u¿y³ Radagastowi? Ktу¿ to mуg³ wiedzieж? Folko czкsto wypytywa³ Torina, co zamierza robiж w Isengardzie; krasnolud wzrusza³ ramionami i nieco zak³opotany odpowiada³, ¿e na razie sam nie wie, ale ma nadziejк trafiж na jakiœ œladowego „Pana”. Uwa¿a³, ¿e powinni z³apaж jakiegoœ tamtejszego orka i o wszystko wypytaж. „A potem wykoсczyж!” - niezmiennie dodawa³ w takich wypadkach Malec. Trzydziestego lipca hobbit obudzi³ siк w niezwyk³ym nastroju, ktуrego doœwiadczy³ po raz pierwszy w ¿yciu. Jakby sta³ przy wype³nionej kryszta³ow¹ wod¹ studni na pustyni, jakby zbli¿a³ siк do rogu szarej g³uchej œciany, za ktуr¹ radoœnie p³onie magiczna jasnoœж; by³o to przeczucie czegoœ promiennego, tak czystego, ¿e ca³y otaczaj¹cy œwiat wydawa³ siк tylko mizern¹ opraw¹ wspania³ego i tajemniczego brylantu. Coœ lekko ogrzewa³o pierœ hobbita, czu³ ciep³o, ktуrym emanowa³ sztylet. Folko poderwa³ siк, jakby pos³anie parzy³o go w plecy. Krasnoludy spokojnie spa³y; by³o jeszcze bardzo wczeœnie, dopiero pierwsze promienie œwitu zajrza³y pod zielone korony drzew. Coœ ci¹gnк³o hobbita w g³¹b bukowego lasu. Ruszy³ na chybi³ trafi³, bez zastanowienia i natychmiast poczu³, ¿e sztylet staje siк ch³odny. Cofn¹³ siк nieco i sztylet ponownie zacz¹³ wydzielaж s³abe ciep³o. Hobbit zadr¿a³ w przeczuciu czegoœ niezwyk³ego, i wolno, nie zdejmuj¹c rкki z cudownego prezentu Olmera, pomaszerowa³ przez wysoki m³ody las, co chwila skrкcaj¹c to w prawo, to w lewo, jak œlepiec; szuka³ tego jedynego kierunku, ktуry wskazywa³ mu sztylet. Nie odczuwa³ strachu. Los prowadzi³ go ku czemuœ niezwykle wa¿nemu, a Folko siк nie sprzeciwia³. Zaroœla stawa³y siк coraz gкstsze, a na dodatek grunt przechodzi³ w g³кboki parуw. Folko odszed³ ju¿ daleko od obozu i przelotnie pomyœla³, ¿e przyjaciele bкd¹ siк niepokoiж, ale w tym momencie ga³кzie rozchyli³y siк na boki, a hobbit znalaz³ siк na niewielkiej okr¹g³ej polance na samym dnie w¹wozu. Dno by³o zaroœniкte szmaragdowe czyst¹, zadziwiaj¹co miкkk¹ traw¹. Nad polank¹, niczym kopu³a namiotu, zamyka³y siк roz³o¿yste korony drzew; leœn¹ komnatк przenika³o delikatne zielonkawe œwiat³o przez listowie promieni s³oсca. Poœrodku polany hobbit zobaczy³ dwa stoj¹ce pionowo kamienie, otwieraj¹ce siк w jego stronк jak ksiкga; miкdzy stoj¹cymi kamieniami na ziemi spoczywa³ trzeci - p³aski, prze³amany na pу³. Ze szczeliny wyrasta³ nieznany hobbitowi b³кkitny kwiatek. Jego korona przypomina³a rу¿к, ale wydawa³a siк co najmniej dwukrotnie wiкksza, poszczegуlne zaœ p³atki tworz¹ce kwiat by³y jakoœ osobliwie zawiniкte. Folko otworzy³ usta, a potem chwyci³ sztylet. O pomy³ce nie by³o mowy. Kwiaty na klindze by³y identyczne. Pochyli³ siк nad roœlin¹. Kwiatek wydziela³ mocny, niespotykany aromat, ktуrego gorycz dziwnie splata³a siк ze s³odycz¹. Od tego zapachu Folkowi zakrкci³o siк w g³owie, zachwia³ siк i przysiad³ na kamieniu. Dotychczas nieruchome ga³кzie zaszeleœci³y lekko, po trawie przemkn¹³ wiaterek; b³кkitny kwiatek poruszy³ siк, zadr¿a³, a jego p³atki zaczк³y odpadaж jeden po drugim. Wolno ko³uj¹c, przelatywa³y obok hobbita, i gdy tylko dotyka³y ziemi, nagle zajmowa³y siк dziwnym przezroczystym p³omieniem. Jak zaczarowany œledzi³ ich lot, ich wirowanie i trzepotanie. Z boku wydawa³o siк, ¿e s¹ to bezbronne ¿ywe istoty, ktуre ktoœ wlecze na kaŸс. £odyga kwiatka giк³a siк, jakby usi³uj¹c utrzymaж p³atki, i hobbit, nagle przejкty ch³odem, odczyta³ w jego ruchach namiкtne, bezg³oœne b³aganie, by nie daж mu umrzeж na ziemi, ktуra - tak siк hobbitowi wydawa³o - chciwie wyci¹ga³a swoje czarne wargi na spotkanie kolejnej ofiary. Poddaj¹c siк owej proœbie, Folko wyci¹gn¹³ rкkк, i w tej w³aœnie chwili zwali³a siк ca³a korona. Garstka b³кkitnych i jasnoniebieskich p³atkуw upad³a na d³oс hobbita - poczu³ ostry bуl, rкka mu zesztywnia³a, ale zacisn¹³ zкby i mimo ¿e na czole od razu wyst¹pi³ pot, a bуl siкgn¹³ ju¿ g³owy i zacz¹³ ze szczegуln¹ zawziкtoœci¹ przewiercaж skronie, nie strz¹sn¹³ p³atkуw, wolno topniej¹cych w b³кkitnym ob³oczku miкdzy jego palcami. Folko wyczerpany opar³ siк o kamieс, nie spuszczaj¹c wzroku z d³oni. Przez chwilк w b³кkitnawej mgie³ce mignк³y mu zarysy czyjejœ cudownej twarzy, obramowanej srebrzystymi w³osami. Potem wszystko znik³o. Hobbit wolno wpe³z³ w utworzony przez dwa kamienie k¹t, opar³ siк o g³azy plecami. Œwiat wokу³ niego zmienia³ siк, zniknк³y las i polana; widzia³ teraz wysokie bia³e wydmy z samotnymi br¹zowo-zielonymi roz³o¿ystymi sosnami i bezkresn¹ b³кkitn¹ rуwninк; zrozumia³, ¿e to Morze, nad ktуrym nigdy nie by³. Siedzia³ na p³askim kamieniu tu¿ nad wod¹, smкtnie siк wpatruj¹c w nadbiegaj¹ce fale. Gdy odp³ywa³a kolejna fala, z bia³ej piany o dwadzieœcia krokуw od brzegu wynurza³a siк b³yszcz¹ca czarna krawкdŸ wyszlifowanej przez wodк rafy, a on ciska³ kamyki, staraj¹c siк trafiж w ten nierуwny grzebieс, zanim przykryje go nastкpna fala. Przezroczysty jкzyk wody lizn¹³ mia³ki piasek tu¿ przy jego butach, ktуre nosi³ po raz pierwszy od wiosny; Folko wiedzia³, ¿e ma na sobie kolczugк, a na g³owie he³m. Niespodziewanie zabola³a go lewa d³oс. Bуl by³ mu dobrze znany i hobbit spokojnie siкgn¹³ do pasa, a palce natrafi³y na manierkк. Jego bliŸniak, siedz¹cy nad Morzem, wiedzia³, co w niej jest, natomiast Folko, ten z lasu, nie mia³ pojкcia, sk¹d siк wziк³a. Wolno odkrкci³ korek, nala³ na bol¹c¹ d³oс trochк ostro pachn¹cego lekarstwa i wolnymi, p³ynnymi ruchami zacz¹³ je wcieraж. Wszystko to drugi Folko wykonywa³ mnуstwo razy, ale znajduj¹cy siк w tej chwili w jego ciele inny Folko mуg³ tylko siк domyœlaж, co to oznacza. Sprуbowa³ siк poruszyж, ale nie mуg³; cia³o nie poddawa³o siк woli. Zrozumia³, ¿e ma tylko patrzeж i s³uchaж, zaniecha³ wiкc bezskutecznych prуb. Jego rкce porusza³y siк same, podobnie g³owa. Co robi w tym miejscu? A przecie¿ to by³ on, podobnie jak jego rкce, choж zauwa¿y³, ¿e na prawej pojawi³a siк d³uga g³кboka blizna, ale wszystkie znane od dziecka œlady upadkуw i st³uczeс te¿ by³y na swoich miejscach... Tymczasem z ty³u rozleg³y siк ciк¿kie kroki, pod podeszwami skrzypia³ bia³y gor¹cy piasek. Siedz¹cy wcale siк nie zdziwi³ - widocznie wiedzia³, kto nadchodzi - i nawet siк nie odwrуci³. Na piasek pad³ zniekszta³cony cieс i znany dobrze hobbitowi g³os powiedzia³ z niezwyk³ym dla mуwi¹cego wspу³czuciem: - Bardzo boli, Folko-wen? - To nic - odpowiedzia³ wolno zapytany. Wargi porusza³y siк bez woli hobbita. - Zaraz przejdzie... D³ugo jeszcze bкdziemy czekaж? S³owa by³y wypowiadane wolno; mуwi¹cy wiedzia³, czego oczekuje, podobnie ten, ktуry siedzia³ za jego plecami. Zamiast odpowiedzi, zza wysokiej diuny nagle dotar³ do niego cichy odleg³y œpiew, potem plusk wiose³, a po chwili zza piaszczystego grzbietu wy³oni³ siк okrкt, ktуrego hobbit rуwnie¿ nigdy wczeœniej nie widzia³; hobbit, ale nie ten siedz¹cy nad Morzem. Okrкt by³ d³ugi, w¹ski, o wysoko wypiкtrzonym dziobie, ozdobionym g³ow¹ niedŸwiedzia, z krуtkim masztem, na ktуrego rei zosta³ zrefowany ¿agiel. P³yn¹³ si³¹ wiose³ wystaj¹cych z otworуw w gуrnej czкœci burty, po czternaœcie z ka¿dej strony. Na dziobie i rufie widnia³y ma³e postacie, wymachuj¹ce rкkami. Okrкt zmierza³ w ich kierunku. Gdy do brzegu zosta³o najwy¿ej trzydzieœci s¹¿ni, do p³ytkiej wody z przeci¹g³ym pluskiem wpad³y umocowane na ³aсcuchach okr¹g³e kamienie, a zaraz potem ktoœ z dziobu wskoczy³ do wody. Po chwili Folko, ku swojemu zdziwieniu, pozna³ Torina. Ale dlaczego jego przyjaciel jest taki siwy i taki niski? Krasnolud szed³, rozgarniaj¹c piersi¹ wodк, spod he³mu wysuwa³y siк srebrzyste w³osy, straszliwa blizna przecina³a twarz, ale oczy mu b³yszcza³y i powita³ stoj¹cych na brzegu, potrz¹saj¹c wysoko uniesionym toporem. Za nim spieszy³ Malec, rуwnie¿ wyraŸnie ni¿szy; krzykn¹³ coœ i zawadiacko gwizdn¹³, wsun¹wszy do ust cztery palce. Siedz¹cy za plecami hobbita wsta³ i podszed³ do wody. - Znalaz³eœ ich? - zapyta³, zwracaj¹c siк do wychodz¹cego na brzeg Torina. - Znalaz³eœ ich? Przyjd¹? Torin skin¹³ g³ow¹, nadal uœmiechniкty. Zrobi³ jeszcze krok i wyci¹gn¹³ do nich rкce. Jak¿e postarza³ siк jego druh! Wargi krasnoluda porusza³y siк, ale w tej chwili œwiat³o zgas³o, doko³a zawirowa³y smugi b³кkitnej mg³y, i Folko oprzytomnia³... Siedzia³ jak i wczeœniej, wtulony miкdzy dwa stoj¹ce obok siebie szare kamienne bloki, a nad nim znieruchomia³y krasnoludy. Popo³udniowe s³oсce uderza³o prosto w ich twarze. Zawroty i bуl g³owy szybko ustкpowa³y i hobbit czu³, ¿e jego cia³o wype³niaj¹ nowe si³y. Nie od razu, przebijaj¹c siк przez ustкpuj¹c¹ kurtynк niepamiкci, opowiedzia³ przyjacio³om, co siк wydarzy³o. - No tak, nienadaremnie podziwialiœmy twуj sztylet - powiedzia³ Torin, krкc¹c g³ow¹. - W tym miejscu panuj¹ dobre czary, ktokolwiek je na³o¿y³. Ale co znaczy twoje widzenie? - ¯e przed nami jeszcze d³uga, bardzo d³uga droga, i ¿e nie skoсczy siк szybko - powiedzia³ Malec w zamyœleniu. - Hm, ciekawe. Widzia³eœ to, co bкdzie, czy to, co mo¿e byж? - Nawet magiczne zwierciad³o Galadrieli pokazywa³o tylko to, co mo¿e siк wydarzyж, jeœli bкdziesz dzia³a³ tak, jak zamierzasz w chwili wrу¿enia - roz³o¿y³ rкce Folko. - Zreszt¹, bywa tak, ¿e nie ma wyboru... Frodo i Sam, jak siк wydaje, nie mieli wyboru, musieli dojœж za wszelk¹ cenк. A my? Czy nam rуwnie¿ wyznaczono tak wyraŸny Obowi¹zek? - Chcia³bym wiedzieж, co to za zniekszta³cony cieс, o ktуrym mуwi³eœ - mrukn¹³ Malec. - G³os, powiadasz, te¿ by³ ci znajomy? - Dobra, mo¿emy tak zgadywaж w nieskoсczonoœж. - Torin wsta³. - Jedziemy dalej, jak planowaliœmy, a s¹dziж bкdziemy wed³ug sumienia i zawsze prуbowaж oddzielaж dobro od z³a; zobaczymy, do czego dojdziemy... Folko, dobrze siк czujesz? Wystraszyliœmy siк, kiedy znikn¹³eœ, ale znaleŸliœmy ciк po œladach, szczкœliwie rosa by³a obfita dziœ rano. - Ze mn¹ wszystko w porz¹dku - poderwa³ siк hobbit. - Ale kto to tutaj ustawi³? - Mo¿e to grуb? - zastanawia³ siк Malec. - Bardzo podobny, widzia³em w... - A mo¿e i nie - wzruszy³ ramionami Torin. - Ale dla mnie jest jasne, ¿e nie obesz³o siк tu bez elfуw! Bo kto, jeœli nie oni? Przecie¿ nie Saruman... Folko zamyœli³ siк. Dzia³o siк z nim coœ dziwnego, jakby ci dwaj hobbici, ktуrych osobowoœci chwilк temu dzieli³ - jeden, ten starszy, doœwiadczony, i drugi „obecny”, nie mogli siк staж jednym. Jego s³uch i wzrok wyraŸnie siк wyostrzy³y; ju¿ teraz mуg³ skoncentrowaж siк na nies³yszalnym dla innych szeleœcie jakiegoœ ¿uczka w trawie i wy³apaж wszystkie rу¿nice w tych odg³osach, a jego oczy widzia³y o wiele wiкcej ni¿ kiedyœ... Spкdzili jeszcze chwilк w tym zadziwiaj¹cym miejscu, chocia¿ ju¿ dawno powinni ruszaж w drogк, ale czuli siк tu wspaniale - powietrze by³o inne, przenika³y je cudowne wonie, ktуre nie wywo³ywa³y ju¿ zawrotуw g³owy. Jedyn¹ rzecz¹, ktуra zaniepokoi³a hobbita, by³ to odcisk ogromnej wilczej ³apy na rozmiкk³ej obok strumienia ziemi... Œlad by³ stary i zatraci³ wyraziste kontury, ale i tak pozosta³ dobrze widoczny. Minк³y dwa dni. Lasy zosta³y za nimi, a olbrzymi, pokryty œnie¿nobia³¹ czap¹ szczyt Methedrasu by³ coraz bli¿ej. Przebijali siк wzd³u¿ po³udniowej granicy Dunlandu do ostatnich odnуg Gуr Mglistych. Widzieli tutaj sporo letnich obozуw i stra¿nic rohaсskich pasterzy, ktуrzy pкdzili byd³o na rozleg³e pagуrkowate ³¹ki. Raz zatrzyma³ ich podjazd kopijnikуw i wtedy przyda³ siк list podrу¿ny, troskliwie przechowywany przez Torina na w³asnej piersi. - Dok¹d wiedzie droga, czcigodni? - zapyta³ uprzejmie, ale z naciskiem dowуdca, wysoki siwy wojownik na gor¹cym dereszu, zwracaj¹c pergamin. - Zmierzamy do Isengardu - odpowiedzia³ Torin. - Chcieliœmy zobaczyж to, co zosta³o z twierdzy Bia³ej Rкki... ¯o³nierz nachmurzy³ siк, a jego d³oс spoczк³a na rкkojeœci miecza. - Cudzoziemcy, widocznie nie znacie rozkazu krуla Marchii? Nikt nie powinien wchodziж do Zielonego Lasu otaczaj¹cego tк przeklкt¹ twierdzк. - Niby dlaczego? - zapyta³ krasnolud. - Kto mo¿e nam zabroniж wchodzenia tam? - Nie ty, czcigodny, bкdziesz os¹dza³ polecenia w³adcy Marchii, ale zwa¿ywszy na pamiкж o przyjaŸni miкdzy naszymi ludami odpowiem ci. W Lesie bez œladu zaginк³o wielu z tych, ktуrzy oœmielili siк wejœж pod jego korony! Potкga Lasуw, ktуra niegdyœ przysz³a nam z pomoc¹, dziœ sta³a siк samowolna i nie chce uznaж ¿adnej nad sob¹ w³adzy. Dlatego krуl wyda³ taki edykt. Rozstawiliœmy stra¿nice wzd³u¿ ca³ej Doliny Czarodzieja, ¿eby powstrzymywa³y nieostro¿nych wкdrowcуw przed zapuszczaniem siк w te przeklкte miejsca. Tak wiкc lepiej bкdzie, gdy zawrуcicie. - Dlaczego Las zwrуci³ siк przeciwko ludziom? - zapyta³ wystraszony Folko. - Dlaczego... - Wojownik skrzywi³ siк z niezadowoleniem. -Kiedyœ, wiem to, byliœmy przyjaciу³mi, ludzie Marchii i mieszkaсcy straszliwego Fangornu. W naszych pieœniach zachowa³a siк pamiкж o wielkiej bitwie w Jarze Helma, kiedy Las pomуg³ rozbiж nieczyste hordy orkуw. Ale potem... ju¿ po œmierci dzielnego krуla Eomera, przyjaciela samego Wielkiego Krуla Zjednoczonego Krуlestwa - wypowiedzia³ te s³owa z nabo¿eсstwem - jego syn, krуl Elfwin, postanowi³ odbudowaж Isengard; czasy by³y niespokojne, trwa³a ostatnia wojna z orkami z Gуr Mglistych i z jej powodu trzeba by³o wyr¹baж czкœж Zielonego Lasu. Od tego, powiadaj¹, wszystko siк zaczк³o... Ale przecie¿ mieliœmy prawo! Dolina Iseny to nasze ziemie, zawsze tam by³ step, i dlaczego niby nasz krуl mia³ pytaж o pozwolenie? Krуl jest panem na swojej ziemi, czy¿ nie tak? Zreszt¹, to s¹ stare sprawy. My, oczywiœcie, nie sprzeczaliœmy siк z Fangornem. Las rozrasta³ siк na wschуd i pу³noc, nie zachodz¹c na nasze ziemie, a my powstrzymaliœmy prуby przejœcia do Isengardu. Ale Las zawraca nie wszystkich, ktуrzy do niego wchodz¹. Niektуrzy gin¹ na zawsze! Dlatego stoj¹ tam nasze posterunki. Lepiej, byœcie tam nie szli, czcigodni, tylko stracicie czas. Torin zacz¹³ sapaж. - Dobrze, czcigodny, nie znam twego imienia. Torin, syn Dartha, wys³ucha³ twych s³уw i dziкkuje ci za nie. Zawracamy... Folko z napiкciem wpatrywa³ siк w przyjaciela. Malec zacisn¹³ piкœci, ale Torin jednym spojrzeniem zmusi³ ich do milczenia. Da³ przyk³ad, odwracaj¹c siк plecami do Methedrasu, i wolno ruszyli na po³udnie, ku odleg³ym wzgуrzom, za ktуrymi przebiega³o koryto Iseny. Rohaсski podjazd przez pewien czas pod¹¿a³ za nimi, potem, pomachawszy na po¿egnanie rкk¹, dowуdca skrкci³ na zachуd. Wspania³e wierzchowce szybko zniknк³y z oczu. Torin natychmiast zatrzyma³ konia i przy³o¿y³ ucho do ziemi, znakami nakazuj¹c przyjacio³om zrobiж to samo. D³ugo le¿a³ bez ruchu. - Nie jestem, rzecz jasna, tropicielem - mrukn¹³, unosz¹c g³owк - ale wed³ug mnie rzeczywiœcie odjechali gdzieœ na zachуd. Jak oni tak, to my owak! Poczekamy do nocy i pуjdziemy na pу³noc. Jeœli oni posprzeczali siк z entami, nas to nie dotyczy. Sprуbujemy szczкœcia! - Innych drуg nie ma? - zainteresowa³ siк Malec, odkrкcaj¹c szpunt manierki i puszczaj¹c j¹ w ko³o. - Mo¿e przez gуry? - Myœla³em o tym - odpowiedzia³ Torin, rozcinaj¹c wкdzon¹ rybк. - Pewnie jakoœ mo¿na przedostaж siк i z zachodu, ale nikt z nas nie zna tych drуg. Nie, sprуbujemy najpierw tкdy. Zachowamy ostro¿noœж i nie bкdziemy siк pchali na ³eb na szyjк. Mam nadziejк, ¿e w razie czego Folko jakoœ dogada siк z entami. - Ja? - Hobbit straci³ oddech, przycisn¹³ d³onie do piersi. -Ja?! - Przyjacielu! Nie czyta³eœ Ksiкgi? Przypomnij sobie, jak zbli¿yli siк z entami Peregrin i Meriadok. W³adcy Fangornu maj¹ dobr¹ pamiкж. Co to dla nich trzysta lat? Tak wiкc teraz przek¹simy coœ i odpoczniemy sobie. O, mamy przyjemne krzaczki, mo¿emy siк tu rozlokowaж. Gdy wzgуrza przykry³a noc i jasne po³udniowe gwiazdy wysia³y siк na czystym niebie, Torin obudzi³ drzemi¹cych w cieple przyjaciу³. Ruszyli na pу³noc, ale wkrуtce sta³o siк oczywiste, ¿e musz¹ kierowaж siк bardziej w prawo, jeœli nie chc¹ wdrapywaж siк w gуrк i zje¿d¿aж w dу³ po stromych wzgуrzach, i co rusz zsiadaж z kucуw i prowadziж je za wodze. Staraj¹c siк nie traciж z oczu Remmirat, Gwiezdnej Sieci, skierowali siк bardziej na wschуd. Czarne kolosy Gуr Mglistych stopniowo wznosi³y siк coraz wy¿ej, zakrywaj¹c pу³ nieba. Gdy ksiк¿yc zacz¹³ zachodziж, wкdrowcy zatrzymali siк na krуtki popas. Rozsiad³szy siк obok starego g³ogu, zapalili fajki. Malec ju¿ zasypia³ na siedz¹co, ale hobbit poczu³ nagle pewien niepokуj. Wspar³ siк na ³okciu, usi³uj¹c rozejrzeж siк, ale w parowie panowa³ gкsty mrok, tylko grzbiet zachodniego stoku by³ sk¹po oœwietlony bladymi promieniami ksiк¿yca. Hobbit zacz¹³ siк nerwowo wierciж. Niepokуj przeradza³ siк w pewnoœж: z zachodu nadci¹ga³o niebezpieczeсstwo... Na razie nieokreœlone, ale z ka¿d¹ chwil¹ wewnкtrzny zmys³ przenika³ coraz g³кbiej w mrok i Folko poczu³ tкp¹ zwierzкc¹ z³oœж, chciw¹ ¿¹dzк, szukania wœrуd pomiкtych ŸdŸbe³ trawy resztek zapachu, szklistych oczu, wpijaj¹cych siк w noc, i innych oczu, pe³nych nienawiœci i ¿¹dnych krwi. Rкka Folka siкgnк³a po broс; Torin zauwa¿y³ jego ruch. - Tam... tam... - Folko dusi³ siк. - Stamt¹d coœ pe³znie na nas, Torinie! Czujк to! I ono nas te¿ wyczuwa... - Co ty mуwisz? Sk¹d to wiesz? - zdziwi³ siк Torin, ale hobbit z zaskakuj¹c¹ si³¹ wczepi³ siк w po³y krasnoludowego kaftana. - £ap broс, Torinie! Ma³y, nie œpij! Zaraz siк do nas zabior¹... - Co, znowu z Mogilnikуw? - Torin od³o¿y³ fajkк i zacz¹³ wci¹gaж kolczugк. Zamarli. W tej chwili za pobliskimi wzgуrzami rozleg³o siк pe³ne z³oœci i przeci¹g³e wycie, ale nie by³o to wycie, ktуre przestraszy³o krasnoluda i hobbita na samym pocz¹tku ich uci¹¿liwej wкdrуwki. To by³ g³os ¿ywej istoty; Folka olœni³o, przypomnia³ sobie wilczy œlad obok ruczaju. Wystraszone kuce poderwa³y siк i zachrypia³y. Pospiesznie uzbroiwszy siк, przyjaciele stanкli ramiк przy ramieniu. Folko dygota³, do bуlu w oczach wpatrywa³ siк w ciemnoœж. Przeczucie mуwi³o mu, ¿e wrуg jest tu¿-tu¿. - Co robimy, Torinie? - ponuro rzuci³ Malec i splun¹³. - Jak d³ugo wytrzymamy? Zapytany nie zd¹¿y³ odpowiedzieж. Na tle srebrzystego sierpa zachodniego grzbietu wzgуrza pojawi³ siк jakiœ cieс, za nim wy³ania³y siк kolejne... P³onк³y zielonkawe ogniki oczu, s³ychaж by³o g³uchy, wœciek³y warkot; w tym momencie ksiк¿yc wynurzy³ siк zza chmur i jego œwiat³o zala³o zachodni stok. Przyjaciele zobaczyli szare cielska olbrzymich wilkуw, wysokich niemal jak hobbit, oraz dziwnych jeŸdŸcуw; przysadziœci, krкpi, w spiczastych czapkach, siedzieli na wilczych grzbietach mocno podkuliwszy nogi. Mieli w³уcznie i ³uki. - Ii-ia-heej! - rozleg³ siк wysoki przenikliwy wizg, i ze wszystkich stron ku znieruchomia³ym przyjacio³om skierowa³y siк dziesi¹tki niezwyk³ych napastnikуw. Potworne warczenie wilkуw zmiesza³o siк z wojowniczymi wrzaskami jeŸdŸcуw, œwisnк³y strza³y. Malec nagle jкkn¹³ i zachwia³ siк, ale zaraz wyprostowa³, a spiesz¹cy mu z pomoc¹ hobbit odpowiedzia³ wrogowi pierwsz¹ strza³¹. Soczyœcie odezwa³a siк kusza Torina, jeŸdŸcy zniknкli z dwуch siode³, ale czy to mog³o powstrzymaж pozosta³ych? W mgnieniu oka - hobbit zd¹¿y³ wystrzeliж tylko trzy strza³y - jeŸdŸcy znaleŸli siк tu¿ przed nimi. Wszystko odby³o siк tak szybko, ¿e Folko nie zd¹¿y³ naprawdк siк wystraszyж. Coœ bardzo mocno uderzy³o go w lewe ramiк i odskoczy³o od ³usek mithrilowej kolczugi. W tym momencie ogromny wilk rzuci³ siк prosto na niego, w otwartej paszczy b³ysnк³y k³y, ale trwa³o to tylko chwilк, bowiem Folko, uchyliwszy siк, ci¹³ g³owк stwora gondorskim ostrzem Wielkiego Meriadoka. JeŸdziec uskoczy³ w bok i wyszarpn¹wszy krуtki miecz, jak oszala³y rzuci³ siк na hobbita. Œwiat doko³a Folka zawкzi³ siк do w¹skiej przestrzeni na wprost jego oczu. Bojowy zapa³ usun¹³ strach; lekcje z Malcem nie posz³y na marne. Odchylaj¹c klingк lekkim bocznym ciкciem, wykona³ g³кboki wypad, i stal odleg³ego przodka przeszy³a ods³oniкte gard³o wroga. Jednoczeœnie poczu³ pchniкcie w bok, ale wyrуb krasnoludуw okaza³ siк mocniejszy od miecza napastnika. Klinga bezsilnie przejecha³a po kolczudze hobbita, ktуry b³yskawicznym uderzeniem powali³ jeszcze jednego atakuj¹cego. Rzuci³ siк na niego inny wilk, ale i ten nie dosiкgn¹! hobbita; zwierz wpad³ pod topуr Torina, wal¹cego od ucha z prawej i lewej. Jednak¿e hobbit poczu³ nagle dziwny niepokуj, odwrуci³ siк i niczym w sennym koszmarze zobaczy³ wolno upadaj¹cego Malca, ktуrego zwali³ z nуg atakuj¹cy z boku kolejny wilk. Zкby potwora szczкknк³y, ale nie da³y rady przegryŸж chronionego mithrilem gard³a. Miecz hobbita natychmiast przebi³ bok zwierzкcia, ktуre w konwulsjach pad³o na ziemiк. Malec poderwa³ siк, zanim napastnicy zdo³ali wykorzystaж tymczasowy sukces. Wydawa³o siк, ¿e czas stan¹³ w miejscu, walka nie ustawa³a. Ale ³ucznicy napastnikуw na prу¿no rwali ciкciwy - strza³y mimo ich wysi³kуw ³ama³y siк, trafiaj¹c w niepodatny na ziemsk¹ stal rynsztunek, prу¿no rzuca³y siк wilki na krasnoludуw, staraj¹c siк powaliж ich na ziemiк. Malec i hobbit wykonywali zrкczne uniki, Torin natomiast sta³ jak ska³a, a jego topуr ci¹³ potwory, zanim zd¹¿a³y go siкgn¹ж. JeŸdŸcy daremnie uderzali na przyjaciу³ - ich miecze nie mog³y przebiж niezawodnych kolczug. Zostawiwszy na trawie cia³a dwudziestu jeŸdŸcуw i czternaœcie zabitych wilkуw, napastnicy wycofali siк. Walcz¹cych rozdzieli³o trzydzieœci s¹¿ni. Przez pewien czas z t³umu dociera³y do przyjaciу³ ochryp³e okrzyki w niezrozumia³ym jкzyku, potem jeŸdŸcy jeden za drugim powskakiwali na siod³a. Jeszcze chwila i czo³o oddzia³u znik³o za krawкdzi¹ parowu. Zapad³a cisza. Na zdeptanej trawie, zalanej ludzk¹ i wilcz¹ krwi¹, czarnymi kopcami zastyg³y martwe cia³a. Hobbit sta³ nieruchomo, zmкczony, opuœciwszy rкce. Chwia³ siк i wpatrywa³ szklanym wzrokiem w Torina biegn¹cego stokiem w¹wozu. Malec, z zakrwawionymi klingami, skrada³ siк, obchodz¹c polankк, i przypatrywa³ zabitym wrogom; jeœli trafi³ na rannego - krуtki cios dag¹ koсczy³ jego ¿ywot. Torin wrуci³. - Znikli - oœwiadczy³ ochryple, upuszczaj¹c topуr na trawк. - Ale czy daleko, tylko Durin wie. Jesteœ ca³y, Folko? A ty, Ma³y? - Ze mn¹ wszystko dobrze - odezwa³ siк spokojnie ma³y krasnolud - ale nasz hobbit za chwilк straci przytomnoœж! Folko rzeczywiœcie poczu³ siк Ÿle. Zadr¿a³, patrz¹c na zabitych wrogуw; w ksiк¿ycowym œwietle pobojowisko wygl¹da³o okropnie. Ugiк³y siк pod nim nogi i gdyby nie podtrzyma³ go Malec, niew¹tpliwie run¹³by na ziemiк. Trzymany przez przyjaciela, poci¹gn¹³ nosem, bezskutecznie staraj¹c siк wytrzeж policzki rкkawem kolczugi. Popatrzy³ na rкce; by³y ciemne, pokryte cudz¹ krwi¹. Hobbit pospiesznie chwyci³ manierkк i nie zaprzesta³ mycia, pуki d³onie nie sta³y siк czyste. Dopiero teraz, trochк spokojniejszy, mуg³ rozejrzeж siк doko³a. Najpierw zobaczy³ kuce, przeszyte dziesi¹tkami strza³. - No to... No to... - powtуrzy³ Torin. - Cу¿, przyjdzie nam iœж pieszo. Folko! Ile jeszcze mamy drogi do tej doliny? - Ze trzy dni, jeœli na w³asnych nogach - odpowiedzia³ ponuro wracaj¹cy do rуwnowagi hobbit. Malec gwizdn¹³. - Od ujœcia doliny do Isengardu szesnaœcie mil - wyjaœni³ Folko. - Przejdziemy w jeden dzieс. Ale zanim tam siк dostaniemy, musimy pokonaж, moim zdaniem, dwa ³aсcuchy; tam bкdzie Isena. - No to chodŸmy - podniуs³ siк Torin. - Ale nie mo¿emy zostawiж ani broni, ani narzкdzi. Czyli ¿e musimy pozbyж siк czegoœ z zapasуw... - Jak to z zapasуw?! - wrzasn¹³ hobbit. - Nie doœж, ¿e ³a¿¹c po tych urwiskach œcieramy nogi do krwi, to jeszcze mamy iœж z pustym brzuchem?! - Aby tylko dostaж siк do lasu - t³umaczy³ Torin. - A tam albo znajdziemy entуw, albo poprosimy o pomoc w jakiejœ rohaсskiej stra¿nicy. Straszne z was, hobbitуw, ob¿artuchy! - Tak sobie siedzimy - wtr¹ci³ siк Malec - a te zuchy na wilkach wcale nie musia³y daleko odchodziж. Po tych s³owach przestraszony hobbit zacz¹³ siк nerwowo rozgl¹daж. Bez zw³oki wyruszyli w dalsz¹ drogк. Krasnoludy objuczy³y siк niemal wszystkim tym, co nios³y ich zabite kuce; przyjaciele ruszyli w drogк, ogl¹daj¹c siк co chwila za siebie. Hobbit z przyzwyczajenia trzyma³ ³uk w pogotowiu. Ten œrodek ostro¿noœci ustrzeg³ ich przed niebezpieczeсstwem. Przyjaciele nigdy nie zauwa¿yliby wilka - taki zwierz potrafi pe³zn¹ж jak duch - gdyby nie jego jeŸdziec, ktуry zaczepi³ wysok¹ czapk¹ o ga³¹Ÿ g³ogu. Hobbit wystrzeli³ niemal nie celuj¹c, rozleg³o siк wœciek³e wycie i ranne zwierzк rzuci³o siк do ucieczki, unosz¹c niezrкcznego jeŸdŸca. Szli bardzo ostro¿nie. Unikali oœwietlonych ksiк¿ycem miejsc, przemykali g³uchymi parowami i w¹wozami, przebijaj¹c siк przez kolczaste krzewy. Hobbit porusza³ siк bezszelestnie, krasnoludy natomiast ha³asowa³y na ca³ego - zaczepia³y o ga³кzie, sapa³y, stкka³y, klк³y pod nosem, tak ¿e Folko niemal by³ pewien, ¿e zaraz zostan¹ us³yszani i wytropieni. Jednak¿e do rana nikogo nie spotkali. Hobbit wyraŸnie czu³ niewidzialn¹ obecnoœж wrogуw za plecami, jednak¿e ci trzymali siк z daleka od niebezpiecznych podrу¿nych. Folko powiedzia³ o swoich odczuciach przyjacio³om. Przyzwyczajone ju¿ do trafnoœci przeczuж, krasnoludy s³ucha³y jego s³уw bez zdziwienia. - Ile jeszcze bкd¹ siк wlekli za nami? - zasapa³ spocony Malec, uginaj¹c siк pod ciк¿arem ogromnego tobo³u. - Przecie¿ tu s¹ rohaсskie ziemie, nie boj¹ siк czy co? - Jest ich wystarczaj¹co wielu, ¿eby daж radк ma³emu podjazdowi - odpowiedzia³ Torin zmienionym z wysi³ku g³osem. - Pamiкtaj, ¿e my te¿ powinniœmy omijaж jeŸdŸcуw Marchii. Miej wiкc oczy na czubku g³owy i ruszaj nogami, bo im prкdzej znajdziemy siк w Lesie, tym wczeœniej bкdziemy bezpieczni. Cokolwiek mуwi¹ o Wielkim Lesie, jaw niego wierzк. - Ja bym siк tam nie pcha³ - zaprotestowa³ Malec. - Czy mo¿e jesteœ leœnym elfem, Torinie? Co? Mo¿na by pomyœleж, ¿e wкdrujesz po lasach przez ca³e ¿ycie. - Ca³e, nieca³e, ale siк zdarzy³o - odpowiedzia³ Torin, nie zwracaj¹c uwagi na kpinк w g³osie druha. - I tak nie mamy gdzie siк podziaж. - Sam powiedzia³eœ, ¿e trzeba zajrzeж do stra¿nicy. - ¯eby te mi³e pieski wypru³y flaki Rohirrimom? Nie, nie ma co wci¹gaж innych w tк sprawк. Raz ju¿ prуbowali z nami, nie uda³o siк! Teraz siк zastanowi¹, zanim na nas uderz¹. Nie zdejmujcie kolczug, mo¿e jakoœ siк uda. Nadejœcie œwitu zaskoczy³o ich; nagle do g³кbokiego jaru wpad³y promienie s³oneczne i oœwietli³y chwiej¹cego siк ze zmкczenia hobbita i przyjaciу³, ktуrych jednak nie zmog³a ani bezsenna noc, ani ciк¿ki baga¿ na plecach. Spкdzili dzieс, przyczajeni w gкstych zaroœlach na samym dnie parowu miкdzy dwoma wzgуrzami. Folko zasn¹³ i spa³ mocno do samego wieczora, a po przebudzeniu zawstydzi³ siк, widz¹c, ¿e przyjaciele trzymali wartк za niego. Ale przynajmniej odpocz¹³ i mуg³ iœж dalej. Ruszyli o zmierzchu. Jak poprzedniej nocy niebo by³o jasne i piкkne, spokojnie p³yn¹³ po nim ksiк¿yc. Hobbit odwrуci³ siк na zachуd i poszuka³ Gwiazdy Earendila; Rodz¹ca Ogieс wschodzi³a nad wzgуrzami, a jej blask dodawa³ si³ i odpкdza³ lкki. Hobbit mocniej œcisn¹³ rкkojeœж miecza i raŸnie pomaszerowa³ za Torinem. Ranek zasta³ ich na brzegu bystrej Iseny. Pokonawszy grzbiet wzgуrza, stanкli przed œcian¹ niewysokiego m³odego lasu; krasnoludy chwyci³y za topory, ale Folko ich powstrzyma³. - Poczekajcie! Przecie¿ wybieramy siк do lasu nale¿¹cego do entуw! Jak mo¿ecie r¹baж myœl¹ce drzewa! Krasnoludy sapa³y, ale w œlad za hobbitem wesz³y w gкstwinк m³odych, giкtkich ga³кzi i pni. Przebijali siк przez m³odniak wolno, jednak w koсcu zielona œciana ust¹pi³a i znaleŸli siк na p³askim dnie szerokiej doliny. Na wprost nich w w¹skim korycie o stromych brzegach szumia³a Isena; miкdzy zaroœlami i brzegiem rzeki przez wysokie krzewy prowadzi³a na pу³noc droga. Znalaz³szy siк na niej, przyjaciele zauwa¿yli, ¿e nie jest to zwyczajna polna droga, lecz pozosta³oœж niegdyœ szerokiego, brukowanego goœciсca. Teraz jego pobocza zaros³a gкsta zieleс, precyzyjnie dopasowane kamienne p³yty porozsuwa³a natrкtna trawa; na pozosta³ej wolnej przestrzeni mogli siк min¹ж najwy¿ej trzej jeŸdŸcy. Po chwili namys³u hobbit wysun¹³ przypuszczenie, ¿e to byж mo¿e jest уw Goœciniec Sarumana, po ktуrym niegdyœ pкdzi³ do Isengardu oddzia³ krуla Theodena; wtedy przed oczami konni mieli zupe³nie inny widok... Wypalona pracowicie przez Sarumanowych orkуw ziemia od¿y³a i zazieleni³a siк. Przyjaciele przemierzali drogк, wiod¹c¹ do podnу¿a olbrzymiego Methedrasu. Wzgуrza stawa³y siк coraz wy¿sze, ich zbocza coraz bardziej strome, i wkrуtce po obu stronach doliny spiкtrzy³y siк nieprzystкpne œciany szarych urwisk. Las po obu stronach by³ ciemniejszy, gкstszy i starszy. Torin postanowi³ zaryzykowaж i pуjœж na skrуty, o ile hobbitowi wystarczy si³. Dziwne, ale druga noc wкdrуwki wydawa³a siк Folkowi znacznie ³atwiejsza, jakby czyjaœ niewidzialna rкka podtrzymywa³a jego baga¿, wzi¹wszy na siebie czкœж ciк¿aru. Dwukrotnie musieli kryж siк w przydro¿nych zaroœlach przed rohaсsk¹ konnic¹ jeŸdŸcy przemierzali Trakt w tк i z powrotem du¿ymi, dobrze uzbrojonymi oddzia³ami. O zagro¿eniu uprzedza³ ich Folko; po spotkaniu z b³кkitnym kwiatem jego wyczucie niebezpieczeсstwa wyraŸnie siк wyostrzy³o. Hobbit nie raz i nie dwa zastanawia³ siк nad tym i nie znajdowa³ innego wyt³umaczenia dla swej nowej zdolnoœci. Mija³y godziny, s³oсce stanк³o w zenicie, zrobi³o siк upalnie i duszno. Powietrze w Dolinie Czarodzieja by³o nieruchome. Malec ponuro zauwa¿y³, ¿e przed wieczorem na pewno rozpкta siк burza. Po drodze Folko usi³owa³ wypatrzyж resztki czarnego s³upa z Bia³¹ Rкk¹, pamiкta³, ¿e sam¹ Rкkк rozbili entowie, ale s³up powinien siк zachowaж, jednak¿e las wokу³ nich sta³ siк tak gкsty, ¿e zobaczyж cokolwiek by³o nie sposуb. Goœciniec urwa³ siк znienacka, o wiele wczeœniej, ni¿ to wynika³o z obliczeс hobbita. Wкdrowcy nagle poczuli w pobli¿u lekki zapach dymu i pospiesznie ukryli siк w gкstym podszyciu. Zrzuciwszy tobo³y, ostro¿nie podpe³zli do skraju podszytu, ale po chwili hobbit szeptem oœwiadczy³ krasnoludom, ¿e w ten sposуb zaalarmuj¹ ca³y podjazd, wiкc dalej bкdzie siк posuwa³ sam. Torin coœ wymrucza³, ale musia³ ust¹piж. Doczo³gawszy siк do skraju zaroœli, hobbit wyjrza³. Pierwsze, co rzuci³o mu siк w oczy, to zwarta œciana leœnych olbrzymуw, o bajecznych koronach, ktуre pyszni³y siк na wysokoœci pу³ mili. Z zielonego tunelu wyp³ywa³a Isena, a olbrzymie konary nurza³y w wodzie listowie, tworz¹c coœ na podobieсstwo kraty, ktуra przegradza³a nurt rzeki, p³yn¹cej zwartym tunelem liœci i pni. Las wype³nia³ ca³¹ dolinк, przed nim na niewielkim odcinku pustego brzegu sta³a stra¿nica jeŸdŸcуw, kilka niewielkich budynkуw, ogrodzonych palisad¹ w niebo wzbija³a siк rуwna stru¿ka b³кkitnawego dymu. Kilka koni, bez pкt, spacerowa³o obok ogrodzenia. Na wie¿y widaж by³o postaж stra¿nika. Hobbit chcia³ odczo³gaж siк z powrotem, ale nie mуg³ tak szybko oderwaж wzroku od Lasu. Olbrzymie pnie sta³y nieruchomo jak szereg potк¿nych wojуw, ich odziomki tonк³y w siwym mchu, z kory zwisa³y bure porosty, ale nigdzie nie by³o widaж zwyczajnego gdzie indziej podszytu. Wydawa³o siк, ¿e jakiœ gigantyczny nу¿ odci¹³ skraj starego lasu, obna¿aj¹c jego ostojк. Hobbit d³ugo przepatrywa³ br¹zowo-szare pnie, i stopniowo zaczyna³ rozumieж obawy Malca. Wielki Zielony Las nie wydawa³ siк przyjazny. Wrкcz przeciwnie, gdzieniegdzie w trawie widnia³y czarne plamy, œlady po ogniu, jak gdyby p³omieс dobiera³ siк do pni, ale za ka¿dym razem zatrzymywa³ siк, natrafiaj¹c po drodze na wilgotne, nasycone wod¹ mchy. Stra¿nica trwa³a w spokoju, ale czy uda siк przemkn¹ж obok niej, omijaj¹c bystre oko rohaсskich wartownikуw? Folko d³ugo ³ama³ sobie nad tym g³owк, ale nic nie wymyœliwszy, wrуci³ do niespokojnie czekaj¹cych naс przyjaciу³. - W dzieс nie dostaniemy siк do Lasu - zameldowa³ krasnoludom. - JeŸdŸcy s¹ w pogotowiu, a z wie¿y widaж daleko. Wszystkie krzaki zosta³y wyr¹bane, wiкc dope³zn¹ж te¿ siк nie da. Musimy czekaж do nocy. - Mam pchaж siк tam w nocy?! - oburzy³ siк Malec. - Znam dobrze te lasy, albo wpadnк w jak¹œ norк, albo drzewa skrкc¹ mi kark! - Przecie¿ przeszed³eœ z nami przez tyle lasуw? - zdziwi³ siк Torin. - Ale co to by³y za lasy? - szeptem odpowiedzia³ Malec. - Nie widzisz, ¿e ten jest inny? Nie lubi intruzуw! A my, na dodatek, mamy topory. Udusz¹ nas tam, klnк siк na Moriaсskie M³oty! - A ja przysiкgam na brodк Durina, ¿e sam ciк uduszк, jeœli nie przestaniesz jкczeж! - sykn¹³ Torin. - Po to ocieraliœmy sobie nogi? Po to ciкliœmy siк z wilczymi jeŸdŸcami? Czy wiadomoœci o „Panu” s¹ niewa¿ne?! Lepiej milcz albo daj piwa, bo w gardle wysch³o. Musimy przejœж i przejdziemy do Isengardu! - Powiedz mi w takim razie, co bкdzie, jeœli nie przejdziemy. Rzucimy siк do Moriaсskiego Rowu czy jak? - odgryz³ siк Malec. - Czy¿byœmy mieli Pierœcieс W³adzy? A przed nami Gуra Przeznaczenia? Nie podjкliœmy siк przypadkiem zbyt wielkiego zadania? - Uspokуj siк, Ma³y - machn¹³ rкk¹ Torin. - Las ci siк nie spodoba³. No to zostaс tutaj! Popilnujesz naszych worуw, to i lepiej; ja i Folk pуjdziemy bez ³adunku. Ma³y krasnolud a¿ podskoczy³. - Co to znaczy beze mnie?! - wysycza³ wœciek³y. - Uzna³eœ, ¿e zostanк tutaj tylko dlatego, ¿e mi siк Las nie podoba? O nie, kochany Torinie! Strori pуjdzie za tob¹ wszкdzie! A jeœli siк wycofa, to tylko z tob¹! Oczy Malca p³onк³y, wargi mu dr¿a³y, by³ roz¿alony i Folko nie od razu zrozumia³, ¿e ten, ktуrego stale nazywaj¹ niezbyt przyjemnym przezwiskiem, ma imiк Strori... - Nie gor¹czkuj siк, bracie... - Torin opuœci³ oczy. - Oczywiœcie, ¿e pуjdziemy razem. Wyszli o œwicie, kiedy nad Isen¹ jeszcze utrzymywa³a siк bardzo gкsta i zwarta mg³a, przypominaj¹ca hobbitowi уw koszmarny poranek obok Wilczego Kamienia. W nocy obudzili siк tylko raz, gdy po³udniowy wiatr, nieco rozwiawszy zatкch³e powietrze w dolinie, przyniуs³ odleg³e wilcze wycie. Czo³gaj¹c siк, nie ryzykuj¹c uniesienia g³owy, ruszyli wzd³u¿ samej wody, gdzie m³oda turzyca mog³a os³oniж ich w jakimœ stopniu, jednak najwiкksz¹ nadziejк hobbit pok³ada³ we mgle. Pу³ mili przeszli w ci¹gu godziny. I dopiero gdy pe³zn¹cy na czele Torin westchn¹³ z ulg¹, obejmuj¹c rкkami wystaj¹cy z odziomka grubaœny korzeс, hobbit oœmieli³ siк unieœж g³owк. Doko³a nich nadal wszystko pokrywa³a gкsta mg³a. - No i dotarliœmy - wyszepta³ krasnolud. Urz¹dzili postуj na skraju lasu pod potк¿nym jesionem; od czasu do czasu zerkali na przebyty parуw. Folko usi³owa³ przewidzieж, czy grozi im niebezpieczeсstwo, ale nic mu nie wychodzi³o. Las wydawa³ siк okryw¹ dla kupki tl¹cych siк w popiele wкgli, ale wкgle te by³y nie gor¹ce, przeciwnie, zimne, i najbardziej przypomina³y zebrane razem odleg³e gwiazdy. Czyjaœ wola zakry³a przed nami tк ziemiк... Tak chyba mawia³ Legolas - pomyœla³ hobbit. Wielki Zielony Las w pierwszej chwili nie wywo³ywa³ strachu ani nie wydawa³ siк nieprzytulny. Przeciwnie. Miкkki mech namawia³, ¿eby lec na nim i daж odpocz¹ж zmкczonym stopom. Tu, na samym skraju, nie by³o tajemniczego mroku, nie czu³o siк w powietrzu stкchlizny, w ka¿dym razie nie wiкcej ni¿ w ca³ej dolinie. Hobbit ostro¿nie dotkn¹³ starej szorstkiej kory i poczu³, jak w ciep³ym wnкtrzu drzewa kr¹¿y strumieс o¿ywczych sokуw. Wy³owi³ ledwie zauwa¿an¹ zmianк w jednolitym rytmie ¿ycia potк¿nego olbrzyma i zrozumia³, ¿e zostali nie tylko zauwa¿eni, ale i przekazano o nich wiadomoœж - potк¿n¹ sieci¹ korzeni, daleko ku gуrom. Nie mo¿na powiedzieж, ¿eby Folko siк wystraszy³, ale obudzi³a siк w nim czujnoœж. Wypocz¹wszy i posiliwszy siк, postanowili iœж dalej, z nadziej¹ na sprzyjaj¹cy los. Wstali, na³o¿yli szelki, zrobili kilka krokуw. - ¯ebyœmy tylko nie zab³¹dzili - powiedzia³ ze zmartwion¹ min¹ Malec. - Zielony Las ci¹gnie siк st¹d jeszcze najwy¿ej cztery mile -uspokoi³ go hobbit. - Z prawej s¹ gуry, z lewej rzeka. Jak mo¿esz zab³¹dziж? Wkrуtce brzozowe g³adkie pnie zakry³y przed ich wzrokiem œwiat³o polany i znaleŸli siк w tym w³aœnie leœnym krуlestwie, po ktуrym wкdrowali dwaj m³odzi hobbici ponad trzysta lat temu. Nieruchome powietrze wype³nia³y nieznane aromaty. Œwiat³o niemal nie dociera³o tutaj, na dno oceanu listowia, a maszerowaж by³o coraz trudniej, ale wreszcie zauwa¿yli przed sob¹ coœ na podobieсstwo œcie¿ki. Nie przegradza³y jej olbrzymie korzenie, przypominaj¹ce ogromne wк¿e, a gкsto splecione po bokach ga³кzie tworzy³y jakby ¿ywy korytarz. Ucieszeni pomaszerowali przed siebie i szli tak jakiœ czas, pуki Torin nie zatrzyma³ siк i nie powiedzia³, ¿e chyba zatoczyli ko³o. Popatrzy³ na Malca, a ten potwierdzi³ jego s³owa kiwniкciem g³owy. - Rozumiesz - zwrуci³ siк do Folka krasnolud. - Œcie¿ka ma swуj sekrecik. Najpierw prowadzi³a prosto, potem zaczк³a skrкcaж. Pomyœla³em, ¿e tak, po prostu, a teraz widzк, ¿e wyprowadzi³a nas z powrotem na skraj lasu. Schodzimy! Okaza³o siк, ¿e ³atwiej jest powiedzieж, ni¿ wykonaж. Po szczytach koron przebieg³ wiatr. Las zaszumia³, jakby oburzony, kiedy Torin, podrapawszy twarz i rкce, zszed³ z mylnej œcie¿ki w gкstwinк. Wydawa³o siк, ¿e ka¿dy sкczek usi³uje o nich zaczepiж, korzenie same wy³azi³y z ziemi i wкdrowcy potykali siк co kilka krokуw. Jednak¿e uparcie przedzierali siк coraz dalej i rуwnie uparcie nie siкgali do toporуw. Zadziwiaj¹ce by³o, ¿e krasnoludy nie gubi¹ kierunku w tym niewiarygodnym k³кbowisku. P³yn¹³ czas i mimo wielu przeszkуd, mimo rw¹cego siк oddechu i bolesnych zadrapaс, posuwali siк do przodu. Nigdy wczeœniej hobbit nie by³ w takim lesie. Wielki Las ¿y³ swoim szczegуlnym ¿yciem; w ka¿dej ga³¹zce i w ka¿dym p¹ku czu³o siк ogromn¹ ¿yciow¹ si³к; Folko wyczuwa³ doko³a tysi¹ce uwa¿nych bezokich spojrzeс, uwa¿nie œledz¹cych ka¿dy ruch przybyszуw. Zacz¹³ zauwa¿aж, ¿e drzewa w rу¿ny sposуb reaguj¹ na jego zbli¿anie siк - jedne usi³uj¹ zahaczyж nogк korzeniem, inne zagradzaj¹ drogк gruzowatymi sкkami, niektуre prуbuj¹ cisn¹ж prosto w oczy nie wiadomo sk¹d bior¹ce siк w sierpniu suche martwe liœcie. Ka¿dy krok kosztowa³ ogromnie du¿o trudu i hobbit rozumia³ dlaczego: w Lesie znajdowa³y siк tysi¹ce huornуw - na po³y drzew, na po³y entуw, i ci byli szczegуlnie niebezpieczni. Przymkn¹³ powieki, staraj¹c siк zobaczyж coœ swoim wewnкtrznym wzrokiem, ale widok migocz¹cych pod warstw¹ popio³u zimnych gwiazd-wкgielkуw nie zmieni³ siк, chyba tylko przybli¿a³y siк gwiazdy. A drzewa wci¹¿ napiera³y, doko³a korzeni zaczк³a wypiкtrzaж siк ziemia, ga³кzie, skrzypi¹c, pochyli³y siк ku g³owom wкdrowcуw, ktуrzy w koсcu teraz naprawdк zaczкli siк baж. Wokу³ nich ze zgrzytem porusza³a siк zielona kurtyna, zamykaj¹c intruzуw w œmiertelnych objкciach. W rкku Malca b³ysn¹³ topуr. Hobbit zawis³ na rкce przyjaciela. - Stуjcie! Stуjcie! - zacz¹³ ich b³agaж. - To nas zgubi! Toporami nic tu nie zwojujecie! - A czym? - rykn¹³ Torin, odpychaj¹c od siebie szczegуlnie natrкtn¹ ga³¹Ÿ. - Skoro wiesz, co robiж, to rуb, pуki mamy jeszcze g³owy na karkach! - O Elbereth Gilthoniel! - wyszepta³ hobbit imiк Wielkiej Pani. - O Drzewobrodzie, W³adco Fangornu! Jego rкce wyszarpnк³y z pochwy drogocenny sztylet. Natychmiast pod ziemi¹ i na powierzchni, gdzieœ w gкstwinie ga³кzi, rozleg³o siк przeci¹g³e skrzypienie; chyba by³ to jakiœ rozkaz, bo na mgnienie oka wszystko zamar³o. Jednak¿e po sekundzie Las znowu siк poruszy³. Przed nimi otworzy³ siк niewysoki zielony tunel: pnie rozst¹pi³y siк, korzenie rozpe³z³y na boki, a ga³кzie zaczк³y nagle wyraŸnie poszturchiwaж ich w plecy. Podporz¹dkowuj¹c siк wyraŸnemu rozkazowi, przyjaciele w milczeniu ruszyli naprzуd, w duchu zastanawiaj¹c siк, czym to wszystko siк skoсczy. Torin usi³owa³ skrкciж z narzuconej drogi, ale gdzie tam! Od razu utworzy³a siк szczelna œciana, przez ktуr¹ nie mieli szans siк przebiж bez u¿ycia topora. Krocz¹c wiкc po wyznaczonej im drodze, zag³кbiali siк w ostojк lasu. - To ci hobbit! - mrukn¹³ Torin. - Jak siк domyœli³eœ? Oczywiœcie, ¿e trzeba im by³o wspomnieж o elfach... Ale dok¹d nas wiod¹? Na odpowiedŸ nie czekali d³ugo. Prowadz¹ca ich œcie¿ka wyraŸnie odchyla³a siк w lewo, ku krawкdzi gуr otaczaj¹cych dolinк. Zrobi³o siк nieco jaœniej, drzewa uspokoi³y siк, jakby zobaczy³y, ¿e intruzi id¹, gdzie trzeba. Jeszcze kilka minut marszu i œcie¿ka zaczк³a siк pi¹ж w gуrк. Niespodziewanie szlak siк urwa³. ZnaleŸli siк na niewielkiej przestrzeni, otoczonej olbrzymami, ktуre zamyka³y nad nimi potк¿ne korony. Ze ska³y, stromo wznosz¹cej siк ku gуrze, tryska³ srebrzysty strumieс, daj¹c pocz¹tek widzianemu wczeœniej ruczajowi. Na jedwabistej trawie rozrzuconych by³o kilka g³azуw. W jednym miejscu ska³a zwisa³a nad zielon¹ polank¹, i tam zobaczyli coœ na kszta³t wielkiego ³o¿a, wys³anego traw¹, p³ask¹ p³ytк przypominaj¹c¹ stу³ i kilka kamiennych dzbanуw wzd³u¿ œciany. Wygl¹da to na rуdlan¹ Salк - pomyœla³ hobbit. Czy¿bym naprawdк mia³ zobaczyж samego Drzewobroda?... Krasnoludy przestкpowa³y z nogi na nogк obok ska³y. Malec co rusz ochlapywa³ sobie twarz zimn¹ wod¹ z wodospadu, Torin mierzy³ krokami w¹sk¹ przestrzeс i coœ mrucza³ pod nosem. Folko zamkn¹³ oczy - zimne wкgielki znajdowa³y siк tu¿ obok! W tej samej chwili ga³кzie z cichym szelestem unios³y siк i przez powsta³e wrota w pу³kole polany wesz³a bardzo dziwna postaж. Przyjaciele zamarli, wpatruj¹c siк w ni¹. Tak, to mуg³ byж tylko Stary Ent, nikt inny. Trzysta lat nie wp³ynк³o na jego piкtnaœcie stуp wzrostu, nie pomarszczy³o g³adkiej br¹zowej skуry, mo¿e tylko siwa broda, ktуrej koniec przypomina³ stary porost, by³a nieco d³u¿sza. Palce - po siedem u ka¿dej rкki - by³y giкtkie i ruchliwe jak dawniej, i tak samo promienia³y zielonkawym œwiat³em cudowne oczy, ktуre niegdyœ wprawia³y w zdumienie przyby³ych do Fangornu dwуch m³odych hobbitуw. Ale wtedy by³y one zapewne odrobinк mniej spokojne, pomyœla³ Folko. Zatrzyma³ siк i bardzo uwa¿nie przygl¹da³ znieruchomia³ym wкdrowcom. Jego wyd³u¿ona g³owa, z wysokim jasnym czo³em, wolno obraca³a siк wraz z ca³ym potк¿nym tu³owiem, gdy¿ entowie s¹ pozbawieni szyi. Hobbit wytrzyma³ przenikliwe spojrzenie w³adcy Wielkiego Lasu. Niespodziewanie ogarn¹³ go niezwyk³y spokуj i ze zdziwieniem popatrzy³ na ciк¿ko dysz¹cego Torina, ktуry, jak siк wydawa³o, nie mia³ nawet si³y, by otrzeж sp³ywaj¹cy po twarzy pot. Zanim starzec przemуwi³, hobbit pok³oni³ mu siк nisko, z ogromnym szacunkiem. - Huum-hom, huum-hom, ruum tut tum - rozleg³ siк niski, dudni¹cy niczym werbel g³os Starego Enta. - Ktу¿ to znowu przedziera siк przez Wielki Las bez naszego pozwolenia? Trzeba wypytaж wszystkich szczegу³owo. Korzenie i sкki! Widzк topory na pasie dwуch z was! Kim jest ten trzeci stoj¹cy obok, nosiciele toporуw? Przypomina mi tego, ktуry pewnego razu odwiedzi³ Las i dokona³ rzeczy niewykonalnej, namуwiwszy do tego entуw. Czy to nie hobbit? - O Drzewobrodzie, masz racjк - odpowiedzia³ z szacunkiem Folko. - Poniewa¿ rzeczywiœcie jestem hobbitem z Hobbitanii, a zw¹ mnie Brandybuck. - Palce Starego Enta drgnк³y na dŸwiкk tego nazwiska. - Jestem Folko Brandybuck, syn Hemfasta. A to moi przyjaciele, krasnoludy Torin i Strori, rodem z Gуr Ksiк¿ycowych. Co do ich toporуw, odpowiem ci s³owami, ktуre niegdyœ wypowiedzia³ elf imieniem Legolas: ich topory nie s¹ na drzewa, tylko na orcze szyje, i zr¹ba³y ich niema³o, gdy wкdrowaliœmy przez podziemia, ktуre zajкli orko wie! - No cу¿ - zadudni³ Drzewobrуd, podchodz¹c do Folka. - Widzк, ¿e wiesz du¿o o sprawach z dni tak niedawnych jeszcze dla mnie i pewnie bardzo odleg³ych dla twych wspу³plemieсcуw. To dobrze, bardzo dobrze, Folko. By³y czasy, kiedy ci, ktуrych zna³em jako bardzo m³odych, Peregrin i Meriadok, czкsto odwiedzali mуj Las, i œwietnieœmy sobie rozmawiali o odleg³ych krajach i dziwnych wydarzeniach. Ach, ile mieliœmy marzeс! Ale czas jest nieub³agany dla takich jak ty. - Stary Ent westchn¹³. - Nasta³ dzieс, kiedy otrzyma³em wiadomoœж, ¿e obaj moi przyjaciele odeszli za Morze i cia³a ich s¹ pogrzebane w wielkim mieœcie ludzi, daleko na wschodzie od naszych lasуw. I potem hobbici przestali przychodziж do rubie¿y Fangornu. Ale zawsze wierzy³em, ¿e przyjdzie czas i ktoœ z nich, tak kochanych przez entуw, znowu odwiedzi nasze dziedziny. Ten dzieс nadszed³ i jestem rad, bardzo rad, i z twojej obecnoœci, i z twoich przyjaciу³, skoro rкczysz za nich... Krasnoludy szybko pok³oni³y siк. - B¹dŸcie moimi goœжmi! Poka¿к wam nowe zadrzewienia, m³ode gуrskie lasy, dziœ szumi¹ce tam, gdzie kiedyœ by³y bezp³odne pustkowia. A wy opowiecie mi o wszystkim, co dzieje siк na œwiecie. Lubiк œwie¿e wieœci! Szczegуlnie gdy nie s¹ zasmucaj¹ce. - A dlaczego uwa¿asz, ¿e nie bкd¹ zasmucaj¹ce? - zainteresowa³ siк Folko. - A dlaczego nie mia³bym? - rozeœmia³ siк Drzewobrуd. - Nie tak dawno rzeczywiœcie by³y ponure i groŸne, kiedy Czarny W³adca zamierza³ skoсczyж ze wszystkimi lasami i na wieki zatruж wolne ziemie. Ale zgin¹³, zgin¹³ na zawsze, podobnie jak zgin¹³ zdrajca Saruman. Nie ma wiкcej orkуw w Isengardzie, nie ma ich toporуw! Nikt wiкcej nie podnosi rкki na moje lasy, entowie zajкci s¹ pielкgnowaniem nowych sadzonek. Gdyby elfy nie porzuci³y tego œwiata, powiedzia³bym, ¿e entowi nic wiкcej do szczкœcia nie jest potrzebne, chyba poza utraconymi ¿onami. S³ysza³eœ wszak o naszym nieszczкœciu? Stary Ent westchn¹³. - Czyta³em o nim, s³ysza³em - rzek³ Folko ze wspу³czuciem. -Nie uda³o siк ich znaleŸж? - Niestety nie - westchn¹³ znуw Stary Ent. - Kiedyœ istnia³a przepowiednia, ¿e znajdziemy je dopiero wtedy, gdy i one, i my stracimy wszystko, co mamy. W czasie ostatniej wojny, kiedy spotka³em twoich m³odych wspу³plemieсcуw, wydawa³o mi siк, ¿e уw zapowiedziany czas lada chwila nast¹pi, ale ludzie i elfy zwyciк¿yli. Sauron zosta³ pokonany, nasze lasy pozosta³y nietkniкte i... proroctwo siк nie spe³ni³o. Tak sobie wiкc ¿yjemy od tego czasu, w ci¹g³ym trudzie znajduj¹c lekarstwo na tкsknotк po zaginionych ¿onach... Ale doœж o tym. Huum! Co to ja...? Nie inaczej, jak znowu zaczynam siк spieszyж, jak tego pamiкtnego dnia - Drzewobrуd uœmiechn¹³ siк - gdy dodaliœmy nowe wiersze do Starych Podaс. Ale teraz wasza kolej opowiadaж. Co siк dzieje doko³a? Co was tu sprowadzi³o? Hobbit i krasnoludy to dziwne towarzystwo. Folko chcia³ zapytaж Starego Enta, jak dosz³o do sporu z mieszkaсcami Rohanu, ale rozmyœli³ siк. Wraz z Torinem, przerywaj¹c sobie raz po raz, opowiedzieli o wszystkim, co wydarzy³o siк w ci¹gu niemal ca³ego roku ich wкdrуwek. Starzec s³ucha³ bardzo uwa¿nie; w pierwszej kolejnoœci chcia³, ¿eby Folko przekaza³ mu nowiny z Hobbitanii, dopiero potem zaczкli rozmawiaж o spotkaniu hobbita i krasnoluda pewnej mglistej nocy na leœnej drodze... Folko najpierw z ciekawoœci, potem raczej z niepokojem, obserwowa³ zmianк wyrazu oczu Drzewobroda. Wydawa³o siк, ¿e zastкpowa³y one ca³¹ mimikк jego nieruchomej twarzy. Oczy, niczym g³кbokie studnie, prowadzi³y w g³¹b jego zamys³уw, ktуrych odgadn¹ж nie mуg³, rzecz jasna, nikt ze Œmiertelnych. Ale za to Folko wyczuwa³ bardzo dobrze nastrуj enta. Drzewobrуd, najpierw ¿yczliwie i z przyjemnoœci¹ s³uchaj¹cy opowieœci hobbita o wydarzeniach w jego ojczyŸnie, ktуre samemu Folkowi wydawa³y siк teraz odleg³e i zupe³nie niewa¿ne, odrobinк zaniepokoi³ siк na wieœж o o¿ywaj¹cych Mogilnikach, o ludziach s³u¿¹cych dawno pogrzebanym z³ym si³om, ale dla enta wydarzy³o siк to niewyobra¿alnie daleko od jego kochanych lasуw i niczym nie mog³o mu groziж. Przyjaciele opowiedzieli rуwnie¿ o swym ¿yciu w Annuminas. Stary Ent s³ucha³ wszystkiego z nieskrywanym zainteresowaniem, choж trochк jak o czymœ mu obcym: przecie¿ nie pochwala³ miast. Zaniepokoi³ siк, gdy hobbit wspomnia³ o Hraudunie i jego usi³owaniach, maj¹cych na celu sk³уcenie s¹siaduj¹cych ze sob¹ arnorskich wsi. To mu coœ przypomnia³o, bo nawet ze z³oœci¹ coœ mrukn¹³, nagle b³ysn¹³ niespokojnie oczami i zacz¹³ szczegу³owo wypytywaж przyjaciу³ o wszystko, co wiedzieli o Hraudunie. W koсcu, zadowolony z ich opowieœci, wolno pochyli³ g³owк i pogr¹¿y³ siк w rozmyœlaniach. - Humm-hom, hoom-kum, homum hom hum... - dolecia³o do przyjaciу³ jego zatroskane pomrukiwanie. - Ale nie nale¿y siк spieszyж. Pos³uchamy, co by³o dalej! Opowiadajcie! Opowiadali wiкc. S³oсce ju¿ zachodzi³o, a przyjaciele wci¹¿ opowiadali i opowiadali; o Rogwoldzie, o Namiestniku, o Starym Kronikarzu, o Olmerze. Drzewobrуd s³ucha³ uwa¿nie, ale wszystko to by³y sprawy ludzi, ktуre ma³o go dotyczy³y. O¿ywi³ siк dopiero, gdy zaczкli opowiadaж o Ostatniej Wyprawie i o sojuszu Angmarczykуw z orkami. - Znowu ci burarum! - rykn¹³ ent gniewnie, nisko. - Pojawiali siк obok naszego Lasu. Chcieli przedostaж siк do Isengardu, ale nic z tego nie wysz³o! Huornowie znaj¹ siк na rzeczy. Ale to znaczy, ¿e plugastwo nie tylko tu podnosi g³owк! - Oczy enta b³ysnк³y gniewem. - Cу¿, pora ludziom znowu wzi¹ж siк do roboty. - Wydaj¹c z siebie aprobuj¹cy pomruk, wys³ucha³ opowieœci o wкdrуwce dru¿yny krasnoludуw i tropicieli do Morii, o walce w Szarym ¯lebie. - Huum, dawno czuliœmy, ¿e w Morii dzieje siк coœ niespotykanego od czasуw Pierwszych Dni - rzek³ zamyœlony. - Jednak¿e mogк sobie przypomnieж czasy, gdy si³y, podobne do rozbudzonych pod gуrami, panowa³y nad ca³ym wnкtrzem... To s¹ straszne si³y... Korzenie i sкki! Straszne! I œmiertelnie wrogie lasom. Nasze szczкœcie, ¿e nie wy³a¿¹ na powierzchniк. - Ale kto nimi rz¹dzi? - zapyta³ ochryple Torin. - Kiedy œwiat by³ m³ody, rozkazywa³ im ten, ktуry w³ada³ Kurtyn¹ Mroku, kto walczy³ z elfami i ludŸmi - odpowiedzia³ powa¿nie ent. - Ile¿ wtedy lasуw posz³o na marne! A komu one podporz¹dkowuj¹ siк teraz, nie pytajcie mnie. - A komu? - zapyta³ Torin, ocieraj¹c pot. Stary ent uœmiechn¹³ siк. - Dawno ju¿ odeszli, odeszli za Morze ci, co mogli wam odpowiedzieж - powiedzia³ cicho. - Niemal nie ma ju¿ w Œrуdziemiu elfуw, a bez ich Wiedzy podnosi g³owк Mrok. Byli w naszych krajach rуwnie¿ magowie, i niektуrzy znali siк na drzewach, troszczyli o nie, na przyk³ad Gandalf. Ale oni te¿ odeszli... Pozosta³ wiкc tylko jeden, ktуry wie WSZYSTKO. Zapomnieliœcie o gospodarzu Starego Lasu, co to le¿y zaraz przy twojej ojczyŸnie, Folko. Elfy nazywa³y go larwainem, a ja nazwк go tak, jak nazywamy go my, entowie - Sillorin; to jest, oczywiœcie, skrуt. Zapytajcie go! On widzia³ WSZYSTKO! - Bombadil? - zdziwi³ siк Folko. - Ale przecie¿ jego nie obchodz¹ sprawy tego œwiata, zamkn¹³ siк w swoich granicach, nigdy do niczego siк nie miesza. Tak zapisali ci, co go widzieli w trakcie Ostatniej Wojny, mуj pradziad, na przyk³ad! Nad Tomem Bombadilem Pierœcieс Wroga nie mia³ w³adzy, ale Tom nie mуg³ chroniж przed nim innych, i w ogуle nie rozumia³, po co pierœcieс istnieje. Tak mуwi³ sam Gandalf. - Nie wiem - pokiwa³ g³ow¹ Drzewobrуd. - Mo¿liwe, ¿e on nie ma si³y, by pomуc, ale daж radк i nauczyж mo¿e na pewno. On powinien wiedzieж, jak mo¿na walczyж z si³ami Ungolianty! - Schwytany przez nas ork coœ be³kota³ o jakimœ „Panu” - ci¹gn¹³ Torin. - O tym, ¿e to bкdzie ostatni bуj... W³aœciwie po to przyszliœmy do Isengardu, ¿eby zobaczyж, czy nie ma tu jakichœ jego œladуw. - W Isengardzie? Huum, aleœ mnie rozœmieszy³! Nikt nie mo¿e przedostaж siк tam, nikt! O to szczegуlnie prosi³ nas sam Wielki Krуl Aragorn, kiedy odwiedzi³ nasz Las po raz ostatni, zupe³nie niedawno; ale dla was, oczywiœcie, bardzo, bardzo dawno, poniewa¿ liœcie zd¹¿y³y zmieniж siк dwie, trzy setki razy. - Krуl Elessar prosi³ ciк, ¿ebyœ nie wpuszcza³ nikogo do Isengardu? - zapyta³ zdziwiony Folko. - Ale dlaczego? - Huum-hom, huum, przyznam, ¿e i ja nie wiem. - Stary Ent roz³o¿y³ rкce. - Po prostu poprosi³ mnie o to ze wzglкdu na star¹ przyjaŸс, powiedzia³, ¿e ta Wie¿a mo¿e byж niebezpieczna, jeœli przedostanie siк do niej cz³owiek niemaj¹cy wiedzy o tych ich magicznych sztuczkach... Nic wiкcej nie doda³, a ja, przyznam, nie rozpytywa³em wielkiego w³adcy ludzi. Entowie wzmogli stra¿ wokу³ ruin i teraz ¿adna ¿ywa istota nie przedostanie siк do Wie¿y! Hobbit i krasnoludy wymienili spojrzenia. - Czy to znaczy, ¿e i my nie mo¿emy na ni¹ popatrzeж? - sapn¹³ Folko. - A mieliœmy tak¹ nadziejк, przeszliœmy tyle mil, walczyliœmy z jeŸdŸcami wilkуw... Gdyby Drzewobrуd potrafi³, pewnie by siк nachmurzy³, przemknк³o przez myœl hobbitowi, gdy obserwowa³ zmianк wyrazu oczu Starego Enta: ciep³a uby³o, wydawa³ siк niemile zaskoczony. - Obieca³em Krуlowi Arnoru i Gondoru... - zacz¹³. - Poczekaj, czcigodny Drzewobrodzie! - przerwa³ mu nagle Folko. - Obieca³eœ nie wpuszczaж do Wie¿y poddanych Korony, czy nie tak? Stary Ent bez poœpiechu sk³oni³ g³owк. - Ale krasnoludy nie s¹ poddanymi Krуla Ludzi - zauwa¿y³ hobbit. - A moi wspу³plemieсcy kieruj¹ siк swoim rozumem, nie podporz¹dkowuj¹c siк nikomu! Wielki Krуl wyda³ nawet edykt, zakazuj¹cy wszystkim, nawet samemu krуlowi, przekraczania granicy Hobbitanii. Tak wiкc nie z³amiesz danego s³owa, czcigodny Drzewobrodzie, jeœli puœcisz nas do Wie¿y! - O tym nie pomyœla³em - powiedzia³ zdziwiony Stary Ent. - Ale skoro tak, huum, wymagacie ode mnie zbyt pospiesznych decyzji! - To bardzo wa¿ne, ¿ebyœmy zerknкli na ni¹! - wci¹¿ namawia³ w³adcк Lasu Folko. - Bardzo nas niepokoi ten tajemniczy „Pan”, o ktуrym dowiedzieliœmy siк od orkуw, s³u¿¹cych zdrajcy Sarumanowi. Teraz podporz¹dkowali siк oni nowemu w³adcy. Czy¿by ten nie prуbowa³ po³o¿yж ³apy na spuœciŸnie Sarumana? Czy¿by nie zostawi³ tu gdzieœ swoich œladуw? - Ci obrzydliwi orkowie, po prawdzie, usi³owali przedostaж siк do Wie¿y, mуwi³em wam - oœwiadczy³ Drzewobrуd z rosn¹cym niepokojem. - Prawdк mуwi¹c, w ci¹gu ostatnich miesiкcy znacznie wiкcej ich tu ³azi ni¿ rok temu! Aha, by³bym zapomnia³! Niedawno ktoœ podkopywa³ siк pod gуrami. Kopa³, kopa³, ale bez skutku - ziemia ma tam same koœci. Tak, by³o to zupe³nie niedawno - powtуrzy³, ze zdziwieniem klepi¹c siк rкkami po bokach. - Jak mog³em zapomnieж? - Musimy zobaczyж Orthank! - oœwiadczy³ hobbit b³agalnie. - Kiedy to by³o, to „zupe³nie niedawno”, twoim zdaniem? Tydzieс temu? Miesi¹c? Rok? Musimy koniecznie to zobaczyж! - Jeœli ktoœ robi³ podkop pod twoje w³oœci, Drzewobrodzie, w³adco Fangorskiego Lasu - rzek³ z ponur¹ determinacj¹ Torin -my znajdziemy to miejsce, potrafimy to zrobiж, my, gуrskie krasnoludy. Nikt poza nami tego nie dokona. - Podkop? - zagrzmia³ Drzewobrуd nagle. - Podkop? Ach, stary i sprуchnia³y ze mnie pieс! Idziemy! ChodŸmy szybciej! Zreszt¹ - nieco och³on¹³ - nie nale¿y tak siк spieszyж. Co siк tyczy tego, kiedy to by³o, naprawdк nie wiem. My mamy swуj kalendarz. Mogк powiedzieж tylko, ¿e po tym, jak rozwinк³y siк liœcie, ktуre teraz widzicie na ga³кziach. Musicie odpocz¹ж. Zaraz przyniosк wam naszego napoju, z najczystszych gуrskich Ÿrуde³. Odwrуci³ siк do ska³y i zaprosi³ przyjaciу³ do zastкpuj¹cej stу³ kamiennej p³yty, na ktуrej sta³y cztery rуwnie¿ kamienne czary, jedna bardzo du¿a i trzy mniejsze. Drzewobrуd nape³ni³ je z trzech rу¿nych dzbanуw, mieni¹cych siк delikatnym œwiat³em - jeden z³ocistym, drugi rу¿owawym i trzeci szmaragdowozielonym. - Z³ocisty dla mnie - oœwiadczy³ Drzewobrуd cicho. - To napуj wieku starczego, dla tego, kto wiele widzia³ i wiele prze¿y³, kolor jesiennych liœci. Rу¿ jest barw¹ dojrza³oœci, doda wam si³, czcigodne krasnoludy, i pomo¿e bystrzej patrzeж na œwiat. Napуj zielony, czyli w kolorze m³odoœci, to dla Folka; on, jak i jego zapamiкtani przez wszystkich entуw wspу³plemieсcy, koniecznie powinni podrosn¹ж! Westchn¹³ i uniуs³ czarк. Pozostali chwycili za swoje. Dr¿¹cy z podniecenia hobbit skosztowa³ gкstego p³ynu; napуj mia³ delikatny, cierpki zapach rozkwitaj¹cych p¹kуw i œwie¿ej ziemi. Od tego aromatu zakrкci³o mu siк w g³owie i zrobi³o l¿ej na duszy, jakby nie by³o d³ugiego roku ciк¿kich prуb i gorzkich rozczarowaс. Folko osuszy³ swoj¹ czarк wolno, rozkoszuj¹c siк ka¿dym ³ykiem osobliwego napoju, i gdy opuœci³ j¹, zobaczy³, jak pojaœnia³y twarze przyjaciу³, a rozochocony Malec ju¿ chcia³ dolewaж. - Nie, nie! - powstrzyma³ go Drzewobrуd. - Nie wolno tego piж zbyt du¿o. Jednej czary wystarczy ci na d³ugo... Na bardzo d³ugo. - Nieoczekiwanie uœmiechn¹³ siк smutno. - Jak wam smakowa³o? - Przyjaciele wszyscy razem dziкkowali Staremu Entowi. - Bardzom rad, bardzo - Drzewobrуd uœmiechn¹³ siк ponownie. -Jeœli chcecie odpocz¹ж, œpijcie, tu u mnie jest cicho i spokojnie. - Nie - powiedzia³ Torin, rzuciwszy okiem na niebo. - Czujк siк, jakbym nie wкdrowa³ przez ostatni miesi¹c! - Mo¿e chodŸmy do Orthanku od razu, teraz? Drzewobrуd zgodzi³ siк chкtnie, posadzi³ hobbita na ³okciu swej potк¿nej rкki i pomaszerowali na pу³noc wzd³u¿ skraju gуr, zielonym korytarzem, pospiesznie otwieraj¹cym siк przed nimi w Lesie. Starzec szed³ powoli, dostosowuj¹c swуj krok do tempa krasnoludуw. Folko zacz¹³ ostro¿nie wypytywaж go o powуd k³уtni Lasu z ludŸmi Rohanu. - A tam! - machn¹³ rкk¹ ent. - Oni maj¹ swoj¹ drogк, i nie mam im tego za z³e. Ale nie pozwolк, ¿eby ktokolwiek dotyka³ mojego Lasu! Oni patrz¹ na drzewa tylko jak na po¿ywienie dla ognisk i piecуw, w najlepszym wypadku jak na materia³ do budowy domostw. Oni nie rozumiej¹, ¿e jest inaczej, i w³a¿¹ tu ze swoimi toporami, niczym orkowie, ktуrych biliœmy podczas Wielkiej Wojny!... A tu ci jeszcze w³adca Kraju Koni, nie ten, rzecz jasna, nie dobry Theoden - Drzewobrуd westchn¹³ - postanowi³, ¿e bкdzie w³adc¹ nie tylko swoich stepуw, ale i gуr, i od razu polaz³ do Isengardu. - On jest cz³owiekiem, i mimo ¿e jest krуlem, poddanym Wielkiej Korony Zachodu - w oczach Drzewobroda na mgnienie oka pojawi³ siк s³abiutki uœmieszek - nie puœci³em ani jego ludzi, ani jego samego. G³upcy, zaczкli robiж œwiсstwa mnie i innym entom, prуbowali przedostaж siк do twierdzy niepostrze¿enie!... I teraz ludzie nie zapominaj¹ cisn¹ж pochodni¹ w krzaki, jeœli nie czuj¹ siк bezpieczni. Niektуrych Huornowie zabili. -W g³osie enta pojawi³o siк szczere wspу³czucie, ale te¿ twardoœж i pewnoœж. - Tak, niektуrych zabiliœmy, i od tej chwili zaczкli siк baж Lasu. Niewielu odwa¿y siк przekroczyж granicк, a my ich po prostu nie wpuszczamy w g³¹b. A bywaj¹ te¿ tacy, ktуrzy nios¹ ze sob¹ ogieс! W takich wypadkach ju¿ siк nie zastanawiamy! Œmierж podpalaczom! - Drzewobrуd wyda³ z siebie niski, groŸny ryk. - Niegdyœ poczciwy Gandalf powiedzia³ mi, ¿ebym nawet o tym nie marzy³, i¿ kiedyœ lasy ogarn¹ ca³¹ Ziemiк i zdusz¹ pozosta³e wolne istoty, ale, szczerze mуwi¹c, czasami chcia³bym, ¿eby nasze lasy ci¹gnк³y siк do samych gуr Ered Nimrais! Folko chcia³ jeszcze porozmawiaж ze Starym Entem, ale drzewa nieoczekiwanie rozst¹pi³y siк i ca³a grupa znalaz³a siк na skraju du¿ej polany, otoczonej w trzech czwartych gкstym lasem, a w jednej czwartej opieraj¹cej siк o zbocza nieprzystкpnych szarych ska³. Na wprost widnia³ Isengard. Dostrzegli wysok¹ Wie¿к Orthanku, samotnie stoj¹c¹ poœrуd spokojnego i czystego leœnego jeziora, ktуre powsta³o z woli entуw od razu po zdobyciu twierdzy Sarumana. W porуwnaniu z tym, co widzieli bohaterowie Czerwonej Ksiкgi, ktуrzy skrкcili do Isengardu w drodze na Zachуd, zmieni³o siк tylko jedno: nad jeziorem zbudowano solidny kamienny most, w¹ski i d³ugi, prowadz¹cy wprost do Wie¿y. Ale mimo wszystkich wysi³kуw entуw czu³o siк w tym miejscu coœ niedobrego, jakby cienie by³ego Z³a jeszcze odwiedza³y swoj¹ star¹ przystaс. Ca³y problem tkwi³, rzecz jasna, w Wie¿y. Jak czarny kolos, wznosz¹cy siк w gуrк potк¿nymi przyporami, pogardliwie patrzy³a na œwiat dziesi¹tkami przymru¿onych oczu strzelnic; jej g³owк wieсczy³o, niczym korona, dwanaœcie ostrych kamiennych rogуw. Ca³y Orthank jak dawniej emitowa³ si³к i potкgк, ktуrych nie osi¹gn¹ Œmiertelni. Nawet powietrze wydawa³o siк inne. Pod koronami drzew chwilami by³o duszno, ale aromat ¿ycia, szczodrze rozlany po ca³ym lesie, tu zosta³ zamieniony na zapach œmierci, hobbit gotуw by³ przysi¹c, ¿e czuje zapach rozk³adu, czegoœ gnij¹cego. Zerkn¹³ na Drzewobroda i zauwa¿y³ na obliczu Starego Enta grymas obrzydzenia. - Huum! - powiedzia³ tamten, marszcz¹c siк. - Idziemy szukaж podkopu? W takim razie zawo³am jeszcze kogoœ. Podniуs³ do ust z³o¿one w konchк d³onie i da³ sygna³ - ni to krzykn¹³, ni to zaœpiewa³ coœ melodyjnego. Hobbit jak zaczarowany wpatrywa³ siк w Wie¿к, krasnoludy natomiast rozgl¹da³y siк, wymienia³y krуtkie uwagi, jakby zupe³nie na nich nie dzia³a³ przygnкbiaj¹cy widok tego miejsca, na pierwszy rzut oka tak spokojnego i piкknego. Po jakimœ czasie z gкstwiny wynurzy³o siк kilku entуw i zamar³o, wpatruj¹c siк w goœci. Drzewobrуd zacz¹³ mуwiж w swoim jкzyku, pop³yn¹³ strumieс przeci¹g³ych, melodyjnych dŸwiкkуw, chocia¿ Stary Ent, wydawa³o siк, tylko mruczy coœ pod nosem. Jednoczeœnie takim samym mamrotaniem odpowiedzieli mu entowie. Pamiкtaj¹c o Czerwonej Ksiкdze i s³ynnej powolnoœci mowy entуw, Folko westchn¹³ i przygotowa³ siк do d³ugich pertraktacji, ale wszystko skoсczy³o siк nadspodziewanie szybko. Entowie d³ugimi krokami zbli¿yli siк do nich i wszyscy razem ruszyli w stronк jeziora. Hobbit wpatrywa³ siк w okolicк ze szczegуln¹ uwag¹, wygl¹da³o na to, ¿e entowie natrudzili siк, lecz osi¹gnкli wspania³e wyniki - nie da³o siк wyrу¿niж nawet œladуw jakichkolwiek budynkуw czy wejœж do podziemi. Drzewobrуd maszerowa³ w milczeniu, pogr¹¿ony w jakichœ nieweso³ych rozmyœlaniach, ostro¿nie st¹paj¹c miкdzy krzewami. Krasnoludy pod¹¿a³y za nim. Wkrуtce znaleŸli siк przy czarnej, b³yszcz¹cej jak po deszczu podstawie Orthanku. Na nieprawdopodobnie g³adkiej powierzchni Folko zobaczy³ mnуstwo niewielkich, ledwie widocznych uszkodzeс g³adzi. Otworzy³ usta, chc¹c o nie zapytaж, ale Stary Ent odezwa³ siк pierwszy: - Oto Orthank - westchn¹³ i ostro¿nie opuœci³ hobbita na kamienie. - Myœmy chcieli zetrzeж go z oblicza ziemi, przemieliж na py³, jak i ca³¹ resztк tej przeklкtej twierdzy! Widzisz te œlady, Folko? To wszystko, co mogliœmy z ni¹ zrobiж. - Owszem, czyta³em, ¿e jest w niej zaklкty jakiœ czar, starszy i mocniejszy od Sarumanowego - odezwa³ siк hobbit, odruchowo œciszaj¹c g³os, obrzucaj¹c Wie¿к spojrzeniem. Orthank wcale siк nie zmieni³; te same na g³ucho zamkniкte ¿elazne drzwi, te same dwadzieœcia siedem stopni prowadz¹cych do gуry, wyciкtych w skale w niewiadomy sposуb przez nieznanych budowniczych. Nad drzwiami Folko zobaczy³ balkon z wykrzywion¹ ¿elazn¹ porкcz¹. Okno i jednoczeœnie drzwi nad balkonem by³y zamkniкte. - Powiedz, proszк, czy przez trzysta lat nikt nie wchodzi³ do œrodka? - cichutko zapyta³ hobbit Starego Enta, ktуry z ponur¹ min¹ przypatrywa³ siк budowli niepoddaj¹cej siк w³adzy jego narodu. - Ostatni by³ tam Wielki Krуl Aragorn - odpowiedzia³ Drzewobrуd. - A potem ju¿ nikt. On te¿ wszed³ do wie¿y sam, zostawiwszy ca³¹ ochronк na dole. Ja te¿ nie wchodzi³em, nie mam co tam robiж. Tak wiкc, przyjaciele - odwrуci³ siк do krasnoludуw - chyba pora zacz¹ж? Torin i Malec powoli zdjкli z ramion swoje wory, spuœcili g³owy i wpatruj¹c siк pod nogi, ruszyli doko³a jeziora. Obeszli je raz, drugi, trzeci... Zaniepokojony Folko szybko oddycha³. Drzewobrуd natomiast w ¿aden sposуb nie zdradza³ swoich emocji. W koсcu krasnoludy zatrzyma³y siк. Torin wolno uniуs³ g³owк, roz³o¿y³ rкce i kiwa³ siк na boki, ostro¿nie przesuwaj¹c siк ma³ymi kroczkami; Malec przysiad³ na piкtach i te¿ usi³owa³ wychwyciж jakiœ dŸwiкk, ktуry s³ysza³ mo¿e tylko on sam. Nagle Torin westchn¹³ z ulg¹ i otworzy³ mocno zaciœniкte powieki. - Tutaj! - Tkn¹³ palcem pod nogi. - Tu jest podkop! Wskazane miejsce znajdowa³o siк po przeciwnej stronie wejœcia do Orthanku. Drzewobrуd da³ entom znak i jego towarzysze, ktуrzy do tej pory obserwowali wszystko w milczeniu, wziкli siк do pracy. Teraz wreszcie hobbit mia³ okazjк zobaczyж, jak entowie radz¹ sobie z niezdobytymi murami twierdz. Palce ich stуp jakby oddzieli³y siк od w³aœcicieli i zaczк³y ¿yж w³asnym ¿yciem - rozga³кzia³y siк; cienkie, ale niezwykle mocne kie³ki przenika³y we wszystkie szczeliny miкdzy kamieniami, a na dodatek entowie zaczкli odgrzebywaж kamienie swoimi ogromnymi stopami. Po chwili dziura mia³a ju¿ ze dwanaœcie stуp g³кbokoœci i dwa razy wiкcej szerokoœci. Entowie stanкli nad ukryt¹ do tej chwili pod warstw¹ kamiennych od³amkуw ziemi¹ i natychmiast zaczкli ryж dalej, ale teraz poruszali siк wolniej i ostro¿niej. Minк³o jakieœ pу³ godziny, gdy z dziury rozleg³ siк triumfuj¹cy g³os jednego z kopaczy: - Fangornie, znaleŸliœmy! - Ent korzysta³ ze Wspуlnej Mowy. - No, to teraz wasza kolej. - Stary Ent odwrуci³ siк do krasnoludуw. Torin, nie odzywaj¹c siк, wyj¹³ z worka motek linki, owin¹³ siк ni¹ i poda³ koniec Drzewobrodowi. Poprawi³ he³m i kolczugк, poprawi³ topуr przy pasie i znikn¹³ za garbem wykopanej ziemi. Minutк pуŸniej pod¹¿y³ za nim Malec, a potem Folko. Entowie tymczasem wyszli z wykopu. Hobbit znalaz³ siк na dnie du¿ego wykopu o g³кbokoœci jakichœ dziesiкciu stуp. Przyjaciele stali na kamiennej pod³odze, wy³o¿onej szeœciok¹tnymi p³ytami, maj¹c przed sob¹ z jednej strony czarn¹ œcianк zaokr¹glonej podstawy wie¿y, osadzonej g³кboko w ziemi, z drugiej strony - niskie w¹skie przejœcie, pospiesznie wykopane od zachodu, od podstawy ska³. Doko³a fundamentu Orthanku prowadzi³a galeria, na ktуr¹ trafili wykonawcy podkopu. - ObejdŸmy doko³a - zaproponowa³ Torin. Ruszyli w prawo. Œwiat³o przesta³o docieraж do tunelu, gdy tylko skrкci³; dobrze, ¿e Malec mia³ niewielk¹ pochodniк, ktуra zosta³a w worku jeszcze z moriaсskich czasуw. W regularnych odstкpach do okr¹g³ej galerii do³¹cza³y inne korytarze, prowadz¹ce w rу¿nych kierunkach; przyjaciele wkroczyli w jeden z nich, ale od razu trafili na zwa³y zawalonej od gуry ziemi. Wszystkie Sarumanowe galerie by³y zamkniкte na g³ucho. Wyryty przez nie wiadomo kogo podkop by³ jedynym otworem. Po przejœciu stu krokуw nieoczekiwanie trafili na niskie drzwi w czarnej i g³adkiej œcianie z lewej strony. Zatrzymali siк zdumieni; drzwi nosi³y œlady uderzeс, metal skrzyde³ by³ w kilku miejscach wygiкty. Prуbowali oceniж uszkodzenia. - To œlady uderzeс kilofуw - stwierdzi³ Torin. - Ktoœ prуbowa³ wy³amaж drzwi, to jasne jak s³oсce! Ale one wytrzymaj¹ nawet taran, jest w nich sporo mithrilu! - No, co najmniej jedna trzecia - skin¹³ g³ow¹ Malec. - Ale kto mi wyjaœni, co oznacza ten znak? Malec przysun¹³ do drzwi pochodniк i Folko zobaczy³ dziwny rysunek na matowo po³yskuj¹cych szarych skrzyd³ach drzwi: trzy p³on¹ce strza³y wynurza³y siк z kipieli fal, pod¹¿aj¹c ku usypanemu gwiazdami niebu. Przyjrzawszy siк, hobbit zauwa¿y³ poœrуd bez³adnie na pierwszy rzut oka rozsypanych gwiazd kontury znajomych gwiazdozbiorуw, tylko nieco przesuniкtych - Remmirat, Gwiezdna Sieж, by³y ledwo widoczne nad horyzontem, natomiast niebieski Miecznik, przeciwnie, sta³ niemal w zenicie. - To niebo Numenoru - odezwa³ siк niespodziewanie hobbit, z czci¹ dotykaj¹c drzwi koniuszkami palcуw. - Teraz rozumiem. Moi przyjaciele, tej twierdzy nie wznieœli rycerze z Zamorza. To jest robota Numenorejczykуw, prawdziwych Numenorejczykуw z czasуw rozkwitu ich paсstwa. To Drugi Wiek!... - A co znacz¹ te trzy strza³y? - zapyta³ Malec szeptem. Folko wzruszy³ ramionami. Za jego plecami Torin przest¹pi³ z nogi na nogк: - Ktokolwiek zbudowa³ to wszystko, wa¿ne jest, ¿e ktoœ tu usi³owa³ grzebaж i to zupe³nie niedawno, jakieœ pу³tora, dwa miesi¹ce temu. Ale kim by³ ten „Pan”, ktуrego œladуw szukamy? - W g³osie krasnoluda brzmia³a niepewnoœж. - Jak siк tego dowiedzieж? W milczeniu ruszyli dalej. Wkrуtce, zamkn¹wszy ko³o, wrуcili do wy³omu w dachu galerii i Malec zacz¹³ ju¿ wspinaж siк w gуrк, ale Folko niespodziewanie zaproponowa³ ponowne obejrzenie drzwi. Nik³e przeczucie, ju¿ nie raz przepowiadaj¹ce wa¿ne dla przyjaciу³ wydarzenia, pojawi³o siк znowu. Coœ by³o w tej galerii, coœ bardzo wa¿nego, co ominкli, poch³oniкci poszukiwaniami czegoœ zupe³nie innego. Malec burcza³, ale Torin zgodzi³ siк z hobbitem, i wkrуtce ponownie stanкli przed drzwiami nie do wywa¿enia, zamykaj¹cymi drogк do tajemnicy Orthanku. Folko wolno przyklкkn¹³, uwa¿nie wpatruj¹c siк w rysunek. Drzwi nie mia³y ¿adnych œladуw zewnкtrznego czy wewnкtrznego zamka, nie widaж by³o ¿adnych skobli, dziurek do kluczy i temu podobnych. Obraca³y siк na wciкtych w czarny kamieс zawiasach, zamyka³y szczelnie, bez najmniejszych szpar. Folko ostro¿nie usi³owa³ wsun¹ж ostrze swojego cudownego sztyletu miкdzy skrzyd³o i kamieс, ale szczelina po prostu nie istnia³a, a sam sztylet, jak siк wydawa³o, straci³ w tym miejscu swoje cudowne w³aœciwoœci i le¿a³ w jego d³oni niczym obojкtny, zimny kawa³ metalu. Schowawszy go, przylgn¹³ do drzwi czo³em i natychmiast wychwyci³ jakiœ dŸwiкk, dochodz¹cy zza drzwi. Pospiesznie przy³o¿y³ ucho i a¿ podskoczy³ wystraszony; za drzwiami wyraŸnie rozbrzmiewa³ ludzki g³os. Widz¹c jego przestrach, krasnoludy chwyci³y za broс, ale Folko tylko popchn¹³ ich do drzwi, sykn¹wszy: „S³uchajcie!”. Nas³uchiwali. W pierwszej chwili z trudnoœci¹ powstrzymali krzyk, a w nastкpnej wszyscy trzej przywarli do drzwi, usi³uj¹c zrozumieж s³owa. Hobbit gotуw by³ z piкœciami rzuciж siк na entуw; pniaki kud³atobrode, gdzie wasza czujnoœж! Wrуg przedosta³ siк za niezniszczalne œciany, i co teraz mo¿na mu zrobiж?! S³owa by³y bardzo s³abo s³yszalne, ale uda³o mu siк zrozumieж niektуre z nich. Wymawiaj¹cy je g³os brzmia³ delikatnie, przymilnie i - mo¿e dlatego - jeszcze bardziej niezrozumiale. - Od siedmiu gwiazd œcie¿k¹ kwiatostanu... - Dalej niewyraŸne mamrotanie. - ...wrуж, gdy spe³nisz obietnicк... znajdŸ, zaklinam ciк w imiк Jedynego! - Znowu kilka z³¹czonych i niezrozumia³ych s³уw. - O œwicie weŸ rosк z kwiatуw nelbali, odmierz dziewiкж s¹¿ni i wetknij... S³uchali jeszcze d³ugo, ale ju¿ nic nie potrafili zrozumieж z tych mкtnych, spl¹tanych fragmentуw. G³os albo wieszczy³ o oddzia³ach jakichœ miecznikуw, albo mуwi³ o korze czarnego drzewa nur-nur, lecz ani hobbit, ani krasnoludy nie s³yszeli o takich oddzia³ach ani 0 takim drzewie; mуwi³ te¿ o ³abкdzich okrкtach, ktуre mia³y dotrzeж do jakiegoœ miejsca... Folko oblewa³ siк potem, usi³uj¹c zrozumieж, co siк dzieje za drzwiami, i dopiero gdy poczu³, ¿e w g³owie ju¿ mu siк miesza, zaniecha³ bezowocnego pods³uchiwania. - Nie odgadniemy tego - przyzna³ ochryp³ym szeptem Torin. - To jakaœ tajemnica Wie¿y. Nikt ¿ywy tak nie mуwi... Dlatego, ¿eby nie marnowaж czasu i si³, zajmijmy siк tym, co mamy. Jest korytarz, zrobiony nie wiadomo przez kogo. SprawdŸmy, sk¹d prowadzi. Krasnoludy z wielkim trudem oderwa³y hobbita od drzwi. Przy wyrwie zawo³a³ ich zaniepokojony Drzewobrуd. Torin krzykn¹³ doс, ¿e id¹ tunelem, poprosi³ entуw, by zaczekali na nich, a jeœli d³ugo nie bкd¹ wracaж, by rozerwali tunel i szli za nimi. Podziemny korytarz by³ wykopany pospiesznie, bez szalowaс, niski strop grozi³ w ka¿dej chwili zawaleniem. Przemierzali wolno korytarz, uwa¿nie ogl¹daj¹c pozostawione na pod³odze œlady, i zastanawiali siк, kto tu gospodarzy³. Widzieli na po³y zasypane przez opadaj¹cy z gуry piasek œlady du¿ych stуp, wielkich buciorуw, ktуre rozmiarem i konturem najbardziej pasowa³y do ludzkich, ale raz natrafili na szeroki œlad orkowego trepa. Od tego momentu Torin podwoi³ wysi³ki. Podkop ci¹gn¹³ siк d³ugo, bardzo d³ugo, a¿ w koсcu wyprowadzi³ ich do zwyczajnego parowu miкdzy dwiema wznosz¹cymi siк ku niebu pionowymi skalnymi œcianami. W szczeliny wbite by³y prymitywnie wykute haki, z ktуrych zwisa³y kawa³ki sznura. W¹tpliwoœci zniknк³y: w³aœnie tutaj nieznajomi zeszli z gуr i - nie zwracaj¹c uwagi entуw - weszli pod ziemiк. Na trawie pozosta³y œlady starego ogniska. Przyjaciele przemierzyli ca³¹ polanк na kolanach, wzd³u¿ i wszerz, po czym zmкczeni i ubrudzeni usiedli wypaliж po fajeczce; wiedzieli na pewno, ¿e byli tu zarуwno ludzie, jak i orkowie, i to zaledwie dwa miesi¹ce temu. ZnaleŸli strzкpy ubrania, z³amany nу¿, m³otek z pкkniкtym trzonkiem - przedmioty codziennego u¿ytku i ludzi, i orkуw. Wracali gуr¹ i wkrуtce znowu znaleŸli siк pod Orthankiem. Drzewobrуd zarzuci³ ich pytaniami; opowiedzieli mu dok³adnie o wszystkim, co widzieli. Stary Ent nachmurzy³ siк. - Zeszli ze ska³... No cу¿, drugi raz ju¿ im siк to nie uda! Odwrуci³ siк do pozosta³ych entуw i coœ wolno powiedzia³ w swoim jкzyku; najwyraŸniej wydawa³ jakieœ polecenia. - Tu te¿ pusto - rzuci³ z irytacj¹ Torin, ponownie rozpalaj¹c fajkк. - Jak to rozumieж?! By³ tu уw „Pan” czy tylko szperali jacyœ zuchwalcy... Ja, oczywiœcie, s¹dzк, ¿e to by³ on. No bo kto inny z ludzi pcha³by siк tutaj? - Nie wiem, czy mo¿esz mуwiж za wszystkich - zauwa¿y³ Malec. - Folko, dlaczego milczysz? Hobbit rzeczywiœcie rozmyœla³ o czymœ, wpatrzony w ostre krawкdzie i w¹skie okna wie¿y Sarumana. G³os! G³os we wnкtrzu. Co to mo¿e byж? Kto zasiad³ tam w œrodku, za niezniszczalnymi œcianami? Nagle chwyci³ Torina za rкkк. - WejdŸmy do œrodka - zaproponowa³ ³ami¹cym siк z przejкcia g³osem. Krasnoludy popatrzy³y na niego szeroko otwartymi oczami. - Czy ty masz dobrze w g³owie, bracie? - zacz¹³ nawet Torin, ale Folko mu przerwa³: - A g³os? Czy¿byœcie zapomnieli o g³osie w Wie¿y?! Co to za drzewo nur-nur? Co to jest œcie¿ka kwiatostanu i dok¹d prowadzi? Kim jest ten Jedyny? Stoimy obok tajemnicy, ktуrej nie posiad³ ¿aden Œmiertelny, ale czy¿ mamy w tym momencie tchуrzliwie siк odwrуciж?! Musimy zaryzykowaж, musimy przedostaж siк do Orthanku! - A drzwi przegryziemy w³asnymi zкbami? - prychn¹³ Malec. - Sam opowiada³eœ, ¿e w Orthanku Saruman by³ nie do ruszenia i nawet mуg³ przeciwstawiж siк Dziewiкciu! No to mo¿e mi powiesz, jak zamierzasz siк tam dostaж? - Przez okno! - natychmiast odpowiedzia³ Folko. - Przez to, ktуre jest nad balkonem. Trzeba trafiж kotw¹, ja siк wespnк i zrzucк wam drabinkк sznurow¹. - Chcesz wejœж do Przeklкtej Wie¿y? - zahucza³ nad nimi g³os Starego Enta. - Huum-hom, korzenie i sкki! Niebywa³a sprawa! - Przecie¿ nam pomo¿esz, Drzewobrodzie? - zwrуci³ siк do niego Folko. - W czym tylko bкdк mуg³, ale w³aœciwie w czym? - Powiedz, czy wszystkie strzelnice Orthanku s¹ zamkniкte od wewn¹trz? - Huum, sk¹d mam wiedzieж? Ale powiem, ¿e niektуre nie wytrzyma³y uderzeс kamieni, gdy weszliœmy do Isengardu i usi³owaliœmy rozwaliж Orthank. Tak wiкc - uœmiechn¹³ siк chytrze - chyba bкdк mуg³ wam pomуc. OdejdŸcie no! Przyjaciele szybko siк odsunкli. Drzewobrуd pochyli³ siк, wybra³ wœrуd le¿¹cych doko³a kamiennych g³azуw jeden, nie za du¿y, wielkoœci krasnoluda, przymierzy³, zwa¿y³ go w d³oni, a potem jakoœ siк zgi¹³, z gwa³townym wydechem wyprostowa³, kamieс œwisn¹³ w powietrzu i uderzy³ dok³adnie w otwуr okna. Zakurzy³o siк zeс, posypa³ drobny kamienny ¿wir. Rozleg³ siк dŸwiкczny odg³os. - To tyle - powiedzia³ zadowolony Stary Ent. - Teraz mo¿na w³aziж. - Zaryzykujmy, przyjaciele! - nawo³ywa³ Folko. - Sami sobie nigdy nie wybaczycie, jeœli zmarnujecie tak¹ okazjк! Torin i Malec popatrzyli na siebie. Przez chwilк jeszcze siк wahali, ale potem ma³y krasnolud pierwszy machn¹³ rкk¹ i zacz¹³ wyci¹gaж ze swojego worka ostr¹ trуjzкbn¹ kotwк i zwуj mocnej liny. - Teraz moja kolej - oœwiadczy³ g³oœno, mru¿¹c oczy i przepuszczaj¹c linк miкdzy palcami okaleczonej d³oni. Chwyci³ linк jakieœ pу³tora s¹¿nia powy¿ej kotwy, rozkrкci³ j¹ nad g³ow¹, a¿ zaczк³a œwistaж, po chwili kotwa g³oœno uderzy³a o kamieс i trwale zaczepi³a siк o parapet okna. Dla pewnoœci Malec szarpa³ linк, nawet uwiesi³ siк na niej, ale kotwa trzyma³a mocno. Krasnolud odwrуci³ siк do hobbita. Folko przygryz³ wargк. Jakoœ odechcia³o mu siк wspinaczki. Wie¿a zawis³a nad nim ca³ym swoim olbrzymim cielskiem, jakby grozi³a, ¿e za chwilк runie i pogrzebie pod swoimi gruzami zuchwalcуw, ktуrzy zak³уcili jej odwieczny spokуj. Obejrza³ siк na Drzewobroda. Ten zrozumia³ spojrzenie po swojemu. - Nie bуj siк - zadudni³. - Entowie stan¹ pod oknem, wiкc w razie czego œmia³o skacz w dу³! - Drzewobrodzie... A nie mo¿emy wy³amaж tych drzwi nad balkonem? - Prуbowaliœmy - odpowiedzia³ z westchnieniem ent. - Mnуstwo razy, wspуlnie. Ale nie da³o siк! Mo¿na wy³amaж tylko gуrne okiennice, i tak wybra³em najni¿sze. To „najni¿sze” okno znajdowa³o siк jakieœ trzydzieœci s¹¿ni nad ich g³owami; Folko zdziwi³ siк, jak celne oko mia³ Malec; ju¿ za pierwszym razem dok³adnie trafiж kotw¹! - Dawaj worek! - Hobbit poczu³, ¿e palce Torina mu pomagaj¹. - Zostaw kolczugк, he³m i miecz... Nie wiadomo, co siк mo¿e... Drabinkк przytroczy³em ci do plecуw. Pamiкtaj, nie rуb nic, pуki nie znajdziesz siк wewn¹trz! Stamt¹d mo¿esz rzuciж drabinkк czy cokolwiek. Rozumiesz? Wargi krasnoluda drgnк³y, gdy, pochyliwszy siк, popatrzy³ w oczy Folkowi. Ten westchn¹³, zerkn¹³ na zgromadzonych pod œcian¹ entуw, dostrzeg³ pokrzepiaj¹ce spojrzenie Drzewobroda. W koсcu poprawi³ miecz i chwyci³ linк w d³onie. Wbrew pozorom wspinaczka nie by³a trudna. Krasnoludy mocno trzyma³y dolny koniec liny; entowie zamarli, podnosz¹c wielopalczaste d³onie, i hobbit poczu³ przyp³yw odwagi. Przez rok trudуw wкdrуwki jego miкœnie wyraŸnie siк wyrobi³y i teraz wolno, bez szczegуlnego wysi³ku, podci¹ga³ siк w gуrк. Min¹³ balkon, jedn¹, drug¹, trzeci¹ strzelnicк; interesowa³o go, jak skonstruowane s¹ okiennice, ale lina nagle zaczк³a siк bujaж i musia³ skoncentrowaж siк na wspinaczce. Najtrudniej by³o wdrapaж siк na karnisz pod ³ukowym wykuszem strzelnicy, na dodatek hobbit bardzo siк wystraszy³, us³yszawszy niepokoj¹cy zgrzyt stalowych zкbуw na kamieniu; kotwa wolno, ale nieuchronnie siк obsuwa³a. Zacisn¹³ zкby i pokonuj¹c ostry bуl w przeci¹¿onych miкœniach brzucha, podci¹gn¹³ siк i przewali³ przez wystкp. Gdy tylko uchwyci³ siк poszarpanej uderzeniem okiennicy, kotwa odczepi³a siк, i lina, wij¹c siк jak dziwaczna ¿mijka, polecia³a w dу³, pod nogi krasnoludуw i entуw. - Wszystko w porz¹dku! - krzykn¹³ hobbit. - Okiennice s¹ wybite, opuszczam drabinkк! - Ostro¿nie odpe³z³ w g³¹b strzelnicy i przymocowa³ koniec drabinki do grubego haka, na ktуrym jeszcze przed chwil¹ wisia³y okiennice. Wkrуtce z do³u da³o siк s³yszeж sapanie, i Torin pierwszy wdrapa³ siк na parapet, ledwie mieszcz¹c siк w w¹skiej ambrazurze. Potem wcisn¹³ siк do wewn¹trz, a za nim wgramoli³ siк Malec. Stali w pustym, mrocznym pomieszczeniu z wysokimi drzwiami naprzeciw okna. Wokу³ unosi³ siк py³, ktуry grub¹ warstw¹ pokrywa³ pod³ogк. Na wszystkich œcianach kiedyœ chyba znajdowa³y siк p³askorzeŸby, teraz zosta³y tylko szare prostok¹ty i œlady po kamieniarskich przecinakach; ktoœ wyci¹³ ca³e p³yty. Popatrzyli do gуry - sufit by³ czarny. Doko³a panowa³a martwa cisza, od ktуrej a¿ dzwoni³o w uszach. Torin ostro¿nie podszed³ do drzwi i nas³uchiwa³. Po chwili dotkn¹³ klamki, a skrzyd³o drzwi poruszy³o siк i uchyli³o. Zobaczyli s³abo oœwietlony korytarz. Wymieniwszy spojrzenia, przyjaciele wymknкli siк z pokoju. G³os uderzy³ w nich niespodziewanie, gdy tylko przekroczyli prуg. Dociera³ jednoczeœnie ze wszystkich stron. To by³ delikatny i melodyjny g³os, urzekaj¹cy specyficzn¹ nisk¹ tonacj¹, ktуry po prostu zniewala³. Folko od razu przypomnia³ sobie opis ostatniej rozmowy Gandalfa z Sarumanem i sekret jego czaruj¹cego g³osu. - ...Nie, to nie tak, mi³y Renbarze - mуwi³ g³os. - Zdobкdziesz to, o co prosisz, dok³adniej - otrzymasz to, co od dawna siк nale¿a³o tobie, jesteœ silny i m¹dry. Inni trac¹ bogactwo, ktуre tylko tu bкdziesz mуg³ wykorzystaж dla dobra i po¿ytku, nie od razu w³aœciwie docenionego... G³os nagle umilk³ i po krуtkiej chwili rozleg³ siк ponownie, ale ju¿ nie by³ taki delikatny i przymilny. Teraz wyda³o siк przyjacio³om, ¿e dochodzi z do³u. - Nie znalaz³eœ œcie¿ki? To wielka strata... Twoja strata, Meszdochu - perswadowa³ surowy nauczyciel, zwracaj¹c siк do niedba³ego i leniwego ucznia. - Przecie¿ pamiкtasz warunki naszej umowy? - Ton g³osu przypomina³ syk ¿mii. - I pamiкtasz, co obieca³em, ¿e z tob¹ zrуb... Ponownie nast¹pi³a cisza. Po chwili znуw us³yszeli mуwi¹cego, ale s³owa by³y prawie nies³yszalne, i wypowiadane w obcym jкzyku. Przyjaciele s³uchali skonsternowani, usi³uj¹c opanowaж lкk. - Kto to mуwi, Folko? - zapyta³ Torin ochryp³ym ze zdenerwowania g³osem. Trzyma³ w pogotowiu topуr i niespokojnie rozgl¹da³ siк na boki. - Mnie siк wydaje, ¿e to mуwi sama Wie¿a - odpowiedzia³, zaj¹kuj¹c siк, Folko. - A mo¿e ktoœ tu siedzi? - rzuci³ Malec, najmniej, jak siк wydawa³o, podatny na dzia³anie magii. - Jeœli tak, to sprуbujmy go wyci¹gn¹ж. - Poczekajcie! - Folko uniуs³ rкkк. - Tu nie ma nikogo, prуcz nas... takich, co chodz¹ po ziemi... W tym momencie g³os rozleg³ siк ponownie, brzmia³ czysto i zdecydowanie. Pierwsze dŸwiкki spowodowa³y, ¿e przyjaciele poczuli siк zagro¿eni; w desperackiej prуbie obrony wystawili przed siebie klingi. Wydawa³o siк, ¿e wie¿a zadr¿a³a od samego fundamentu; ten g³os przepe³nia³a ponura, ciemna i straszna si³a, si³a Wielkiej W³adzy. Ktу¿ mуg³ mu siк przeciwstawiж? PуŸniej Folko nigdy nie mуg³ sobie przypomnieж, czy by³ to g³os wysoki, czy niski, czy ktoœ mуwi³ wolno, czy szybko; s³owa pada³y jak granitowe g³azy, a s³uchaj¹cemu zaczyna³o wirowaж przed oczami i stawa³ siк ca³kowicie bezwolny. Hobbit wiedzia³, do kogo nale¿y ten g³os; wiedzia³, choж, oczywiœcie, nigdy jeszcze go nie s³ysza³, jak zreszt¹ nikt spoœrуd Œmiertelnych. Ze wspу³czeœnie ¿yj¹cych chyba tylko Kirdan Szkutnik, Thranduil i mo¿e jeszcze Tom Bombadil s³yszeli go, ale wtedy jego posiadacz jeszcze nie utraci³ ludzkiego oblicza. - Tak wiкc, wasza Bia³a Rada - mуwi³ ktoœ ironicznym tonem - wasza Bia³a Rada postanowi³a napaœж na Dol Guldur? NieŸle! Post¹pi³eœ, jak nale¿a³o, za co ciк pochwalam. Namуwi³eœ Szarego, tego chwalipiкtк, ¿eby przewodzi³ tym, ktуrzy chc¹ zrуwnaж mуj zamek z ziemi¹? - Tak, o Potк¿ny - przypochlebia³ siк znany ju¿, miodop³ynny g³os. - Gandalf Szary osobiœcie wybiera siк na wyprawк. - Dziwna sprawa, s³owa brzmia³y pokornie i uni¿enie, a mimo to Folko wyczuwa³ w nich z³oœliw¹ satysfakcjк, jakby nienawidz¹cy swego pana s³uga cieszy³ siк, ¿e mo¿e go oszo³omiж jak¹œ nieprzyjemn¹ nowin¹. - Ale wiedz, o Potк¿ny, ¿e id¹ z nim i Elrond z Rivendell, i Thranduil Leœny, i nawet sam Keleborn z Lorien! Zebrali niema³e si³y... - Niech id¹! Skoсczymy ze wszystkimi jednoczeœnie... G³osy urwa³y siк niespodziewanie, podobnie jak poprzednio. Przez kilka chwil przyjaciele stali, nie maj¹c si³, ¿eby siк poruszyж, jakby ciк¿kie zagrobowe zaklкcie sku³o ich cia³a. G³os milcza³, w Wie¿y panowa³a nieznoœna cisza. Pierwszy otrz¹sn¹³ siк z odrкtwienia Malec. Splun¹³ z pogard¹ i siarczyœcie zakl¹³. - Co tak stoicie?! - napad³ na Torina i Folka. - Trzeba uciekaж. Nogi mi siк trzкs¹! Jeœli ten Potк¿ny znowu siк odezwie, to ja chyba z okna wyskoczк ze strachu! Idziemy! - Poczekaj, Ma³y - powstrzyma³ Torin przyjaciela. - Wydaje mi siк, ¿e Folko ma racjк, rzeczywiœcie s³yszymy g³os Wie¿y, a dok³adniej rzecz ujmuj¹c, te g³osy, ktуre niegdyœ s³ysza³a ona sama, s³ysza³a i zapamiкta³a... Przecie¿ to skarb, o jakim nawet siк nam nie œni³o! Teraz mo¿emy dowiedzieж siк wszystkiego, Ma³y. Rozumiesz, wszystkiego! Czego tylko zapragniemy! O podziemnych, o magach, o elfach i o Dziewiкciu, ktуrych siк nie wspomina przed noc¹, i o orkach, o trollach i... o wszystkim! - Pewnie, dowiemy siк... - uœmiechn¹³ siк krzywo hobbit. - Jeœli posiedzimy tu jeszcze jakieœ tysi¹c lat. Torinie, Wie¿a przecie¿ gada, jak chce. Ile czasu trzeba bкdzie czekaж, ¿eby sama powiedzia³a coœ, co bкdziemy mogli zrozumieж i wykorzystaж? Torin skrzywi³ siк. - No dobrze, wiкc co proponujesz? - Ciekaw jestem, czy Wie¿a zawsze gada³a, czy to siк dzieje za spraw¹ Sarumana? - rozmyœla³ na g³os hobbit. - I czy w³aœnie nie z powodu jej zdolnoœci Wielki Krуl zamkn¹³ wejœcie dla ludzi? W tej chwili g³os odezwa³ siк ponownie. Pora¿eni strachem wкdrowcy ju¿ rzucili siк do ucieczki, gdy nagle us³yszeli mуwi¹cego ³agodnym przymilnym tonem: - ...Ale co bкdzie, jeœli Baldor pуjdzie Œcie¿k¹ Umar³ych, o Potк¿ny? Mo¿e staж siк znacznie silniejszy, znacznie. - Nie przejdzie. - W g³osie Potк¿nego rozbrzmia³a ironia, ktуra wstrz¹snк³a hobbitem. - A jeœli nawet przejdzie... - Teraz Folko wyczu³ jakby rezygnacjк i pogodzenie siк z nieuniknionym... -Cу¿, ten, ktуry j¹ przejdzie, stanie siк o wiele silniejszy i bкdzie mуg³ du¿o zdzia³aж. Ale na prу¿no bкdzie siк stara³... I znowu milczenie. Sekundy bez dŸwiкku. Hobbit, poddaj¹c siк dziwnemu impulsowi nagle wyskoczy³ do przodu i piskliwym, ³ami¹cym siк g³osem wrzasn¹³, potrz¹saj¹c uniesionymi piкœciami: - Dlaczego na prу¿no? Dlaczego na prу¿no? Odpowiadaj, zaklinam ciк w imiк Jasnej Elbereth! Wydawa³o siк, ¿e sklepienia staro¿ytnej numenorskiej twierdzy zadr¿a³y; dawno, bardzo dawno nie rozbrzmiewa³o tutaj to imiк, ale kamienie pozna³y je i nowy g³os, jakby wydobywaj¹cy siк spod ziemi, g³os od dawna milcz¹cego olbrzyma, wolno i wyraŸnie wypowiada³ s³owa: - Œcie¿ka Umar³ych prowadzi tylko do Drуg Mroku. Przywo³uj¹cy Œmierж przeciwko ¯yciu z³ama³ zakaz Valarуw... Rozleg³o siк g³uche podziemne uderzenie i Wie¿a zamilk³a. Minк³o trochк czasu, zanim g³os Orthanku odezwa³ siк ponownie. Najpierw przyjaciele s³uchali z nies³abn¹c¹ uwag¹, ale Wie¿a opowiada³a o zupe³nie niezrozumia³ych dla nich sprawach. Jednak¿e hobbit usi³owa³ zapisywaж wszystko, co us³ysza³, szczegуlnie staraj¹c siк nie opuszczaж niczego, co dotyczy³o miejsca, gdzie zachowa³y siк jakieœ resztki starych, niepojкtych - chyba - nawet dla Sarumana - mocy, lub rzeczy, ktуre mia³y tak¹ moc. Przesiedzieli w Wie¿y do samego wieczora, bez wypoczynku i bez jedzenia. Dwa razy z zewn¹trz dochodzi³ do nich gromow³adny g³os zaniepokojonego Starego Enta; Malec wysuwa³ g³owк z okna i uspokaja³ go. Kiedy zapad³ zmierzch, krasnoludy niemal si³¹ wyprowadzi³y hobbita. Drzewobrуd spotka³ ich na dole i by³ bardzo zdziwiony, wys³uchawszy opowieœci przyjaciу³. - Huum-hom, korzenie i sкki! A to historia! - hucza³, nios¹c Folka do swojego przedgуrskiego domu. - Jaka szkoda, ¿e nie mogк tam wejœж! Mo¿e uda³oby mi siк pods³uchaж, gdzie mogк znaleŸж Fimbrethil... Niebywa³a sprawa, korzenie i sкki! Tк noc przyjaciele spкdzili na pachn¹cych trawiastych poduszkach w domu Starego Enta. Teraz dopiero hobbit zda³ sobie sprawк, ¿e zupe³nie nie chce mu siк jeœж - czy to z emocji, czy tak dzia³a³ cudowny napуj... Dowiedzia³ siк, ¿e strza³y wykonane z ga³кzi drzewa nur-nur s¹ niezast¹pione w walce z nocnymi widmami Kritorla; ¿e wywar z orzechуw drzewa nur-nur pogr¹¿y w d³ugotrwa³ym œnie ka¿dego smoka, a kiedy nastкpuje pora kwitnienia, do drzew nur-nur przybywaj¹ wodzowie Haradu - jedyny œlad wskazuj¹cy, gdzie mo¿e rosn¹ж owo drzewo - i wdychaj¹ jego aromat, bo jak powiadaj¹, ich dusze i serca staj¹ siк twardsze od stali i granitu, dlatego Haradrimowie s¹ tak odwa¿ni i wytrwali w boju. Us³ysza³ o straszliwych sekretach zadziwiaj¹cych krajуw na wschуd od Mordoru, gdzie Czarny W³adca ukry³ czкœж swojej niemo¿liwej do ogarniкcia wiedzy, jeszcze przed upadkiem Numenoru. Dowiedzia³ siк, ¿e Orome Wielki, ostatni z Valarуw, ktуrzy ukazywali siк w Œrуdziemiu Œmiertelnym, w czasie jednego ze swych polowaс na Wielkim Zielonym Stepie przepowiedzia³, wskazuj¹c na odleg³y grzbiet Gуr Mordoru: „Nastanie dzieс, kiedy po œwicie ponownie zgкstnieje wypluta przez Orodruinк mg³a i Gromadz¹cy Od³amki zakryje sob¹ œwiat³o...”. Us³ysza³ rуwnie¿, ¿e Wielkie Schody rzeczywiœcie by³y kiedyœ zbudowane; dowiedzia³ siк o Ungoliancie, o jej ci¹gn¹cych siк ku powierzchni w¹skich czarnych tunelach, ktуrymi pod¹¿aj¹ do naszego œwiata jej p³ody, podobne do pajкczycy Szeloby. Hobbit dowiedzia³ siк o strachu Sarumana przed Nienazwanym; o tym, ¿e na wschodnich ziemiach mo¿na znaleŸж domy dwуch nieznanych magуw, towarzyszy Gandalfa, o ktуrych opowiedzia³ hobbitowi Radagast. Saruman zamierza³ je zaj¹ж, ale nie zd¹¿y³... Rankiem, napiwszy siк ze Starym Entem cudownego napoju, przyjaciele ponownie udali siк do Orthanku. Po drodze Folko zapyta³ Drzewobroda, gdzie podzia³y siк wyr¹bane przez kogoœ mozaikowe p³yty ze œcian, a уw prostodusznie odpowiedzia³ mu, ¿e Wielki Krуl po zwyciкstwie przyje¿d¿a³ tu dwukrotnie. Obszuka³ ca³y Orthank i wywiуz³ stamt¹d mnуstwo rzeczy, miкdzy innymi kamienne mozaiki ze œcian. Doko³a Wie¿y nic siк nie zmieni³o przez noc, bez przeszkуd wdrapali siк do okna i ponownie powita³o ich niekoсcz¹ce siк opowiadanie staro¿ytnego kamienia, i ponownie przesiedzieli tam ca³y dzieс. Kilka razy Wie¿a wspomnia³a o „œcie¿ce kwiatostanуw”, o ktуrej mуwi³a ju¿ wczoraj; prawdopodobnie by³a to jakaœ œcie¿ka, po ktуrej mуg³ przejœж tylko ktoœ silny duchem i czysty sercem. Prowadzi³a do tajemniczego „Wysokiego Domu”, ale czym jest i gdzie siк znajduje, tego ju¿ oczywiœcie siк nie dowiedzieli. Wie¿a opowiedzia³a o Magicznych Pierœcieniach. Wiкkszoœж Pierœcieni wyku³y elfy w Drugiej Erze, w³o¿y³y w nie swoj¹ wiedzк i moc, uwa¿aj¹c, ¿e po rozbiciu Tongorodrima i upadku Morgotha nie bкd¹ wiкcej stykaж siк z podobnymi wcieleniami Z³a; pragnк³y, by œwiat doko³a nich sta³ siк czystszy i piкkniejszy. W koсcu Torin mia³ dosyж. Kiedy wieczorem tego dnia Folko, uk³adaj¹c siк spaж, powiedzia³ marzycielskim tonem, ¿e dobrze by by³o pomieszkaж tu z miesi¹c albo i d³u¿ej, krasnolud oœwiadczy³, ¿e po pierwsze, dawno ju¿ na nich czekaj¹ na pу³nocy; po drugie, sam Folko mуwi³, ¿e mog¹ tu siedzieж nieskoсczenie d³ugo i nie dowiedzieж siк nawet stutysiкcznej czкœci tego, co mo¿e powiedzieж Wie¿a; po trzecie, Sprawy nie wolno odk³adaж, a jego, Torina, serce czuje, ¿e to jest sprawa najpowa¿niejsza i najpilniejsza, tak wiкc jutro musz¹ wyruszyж - i to nieodwo³alnie! Folko ju¿ gotуw by³ siк sprzeczaж, ale w koсcu spotulnia³ i zgodzi³ siк z krasnoludem, dodaj¹c, ¿e sam ma niedobre przeczucie; przypuszcza, ¿e na arnorskich rubie¿ach kie³kuje jakieœ z³o, i w zwi¹zku z tym musz¹ spieszyж do Annuminas. Nastкpnego dnia przyjaciele po¿egnali siк ze Starym Entem. Drzewobrуd odprowadzi³ ich do skraju Lasu; prosi³ Folka, by przyrzek³, ¿e jeszcze kiedyœ go odwiedzi. Przyjaciele wziкli baga¿e, ostatni raz pomachali Drzewobrodowi i wyszli spod - teraz ju¿ goœcinnej - kopu³y Wielkiego Zielonego Lasu. Przed nimi rysowa³a siк droga do domu.

8 MORSKI LUD Zielony Las zosta³ za nimi. Szczкœliwie omin¹wszy rohaсskie posterunki, wкdrowcy po dwуch dniach wydostali siк z w¹wozu Nan Kurunir, przed nimi znowu stanк³a otworem przestrzeс niekoсcz¹cych siк stepуw. Trzeba by³o kierowaж siк na pу³noc. - Pieszo to nawet za pу³ roku nie dojdziemy - mrukn¹³ Malec, gdy uk³adali siк spaж nieopodal rzeki. - Kucуw nie ma i nie bкdzie. Na koniach nie mo¿emy jeŸdziж... - Przyjdzie wlec siк do Brodуw - westchn¹³ Torin. Hobbit chcia³ siк dowiedzieж, co bкd¹ robiж na przeprawie przez Isenк. Torin wyjaœni³, ¿e tam, przy skrzy¿owaniu drуg, najpierw powsta³a niewielka rohaсska osada, potem ludzie wybudowali przystaс dla barek z towarami, opanowawszy sztukк sp³awiania ich w dу³, do brzegu Morza. S³ysza³, ¿e przy ujœciu Iseny jest miasto portowe, za³o¿one przez Wielkiego Krуla, sk¹d p³yn¹ okrкty na po³udnie, na pу³noc, do Anduiny i do Zatoki Ksiк¿ycowej. W handlowym miasteczku na Brodach Torin mia³ nadziejк zdobyж kuce. Droga wzd³u¿ Iseny zajк³a im trzy dni. Czwartego dnia dostrzegli na odleg³ych jeszcze wzgуrzach stra¿nicze wie¿e, a wkrуtce potem spotkali pierwszy podczas ca³ej wyprawy rohaсski podjazd. Torin dogada³ siк z nimi, ale uwadze hobbita nie usz³o, ¿e jeŸdŸcy byli bardzo nieufni i czymœ mocno rozz³oszczeni. Przy wjeŸdzie do miasteczka stra¿nicy przeczytali kilkakrotnie ich list podrу¿ny, i dopiero potem wpuszczono ich za mury. Na targu stragany trzeszcza³y pod ciк¿arem towarуw, po³yskiwa³o srebro zmieniaj¹ce raz po raz w³aœcicieli, a na wysokiej wie¿y trzepota³ sztandar z herbem - galopuj¹cym bia³ym koniem na zielonym tle. Rohaсski jкzyk miesza³ siк ze Wspуln¹ Mow¹, s³ychaж by³o rуwnie¿ gondorski. Znalaz³szy siк w zamieszkanym miejscu, krasnoludy i Folko przede wszystkim ruszyli do tawerny, by przep³ukaж gard³o piwem, a przy okazji pos³uchaж wieœci ze œwiata. Nie by³y one pocieszaj¹ce. Po³udniowy Goœciniec sta³ siк niebezpieczny jak nigdy dot¹d: pojawi³y siк du¿e oddzia³y rozbуjnikуw i nowych, nieznanych ludzi zza gуr, niewysokich, ale z takimi ³ukami, ktуre przebijaj¹ ka¿dy pancerz. Z ust do ust przekazywano nazwy spalonych wsi i imiona znanych kupcуw, ograbionych czy nawet zabitych. Ze smutnym zdziwieniem przyjaciele wys³uchali opowieœci o swojej potyczce w Szarym ¯lebie: odwa¿nych krasnoludуw stawiano na wzуr arnorskiej dru¿ynie, ktуra nie poradzi³a sobie z inn¹ napaœci¹. Opowiadano o oddziale m³odej rohaсskie j jazdy i o tym, jak g³upio zostali wybici, wpadaj¹c w zasadzkк wroga. Mуwiono rуwnie¿ o sukcesach, a niemal wszystkie dotyczy³y Rohanu. JeŸdŸcуw mocno dotknк³a œmierж m³odzieсcуw; oddzia³y Rohirrimуw przeczesywa³y bez wytchnienia okolicк; rozgromi³y kilka sporych band. Szeptano o pojawieniu siк wilczych jeŸdŸcуw; jak zwykle w takich wypadkach prawda miesza³a siк z plotkami, niekiedy wrкcz niesamowitymi. Jeszcze rok temu hobbit, zapewne, wbi³by siк po takich opowieœciach w najciemniejszy k¹t: krew styg³a od barwnych opisуw rzygaj¹cych p³omieniami wilko³akуw, ktуrzy jednym ruchem szczкk przegryzaj¹ w po³owie ka¿dego, bez wzglкdu na trwa³oœж kolczugi, od opisуw ich panуw, ktуrym nikt nie sprosta, morduj¹cych bez litoœci ka¿dego, kto stanie im na drodze... Przyjaciele pogardliwie siк uœmiechali, s³uchaj¹c owych bajek. Mo¿na siк by³o uœmiechaж, ale... Po³udniowy Goœciniec rzeczywiœcie sta³ siк niebezpiecznym miejscem; mo¿na by³o to wszystko zlekcewa¿yж i - obyczajem krasnoludуw - polegaж na celnoœci rкki, mocy topora i liczyж na pomoc Wielkiego Durina, jednak ostro¿noœж wziк³a gуrк. - S¹dzк, ¿e powinniœmy do³¹czyж do jakiegoœ taboru - zauwa¿y³ Torin. - Mo¿e trochк to potrwa, ale teraz jest nas trzech, a nie trzydziestu. W tym momencie drzwi tawerny otworzy³y siк i do kiepsko oœwietlonego pomieszczenia wszed³ nowy goœж - smag³y, z krуtk¹ czarn¹ brуdk¹, o poci¹g³ej twarzy z wysokim czo³em. Zwracaj¹c siк do gospodarza, u¿y³ Wspуlnej Mowy, ale mia³ dziwny akcent; Folko, s³ysz¹c go, od razu przypomnia³ sobie zagadkowe spotkanie „Pod Rogiem Aragorna”, po ktуrym zosta³a mu dziwna pami¹tka - moneta Terwina, zaginionego przyjaciela Torina. Nieznajomy rozejrza³ siк. Na chwilк zatrzyma³ wzrok na krasnoludach i hobbicie, a potem przysiad³ siк do ich stolika. - Hej! Krasnoludy! - zagadn¹³ weso³o. - Sk¹d siк tu wziк³yœcie, czcigodne? - A co ci do tego? - wysapa³ Torin, ktуry nie przepada³ za tak¹ bezpoœrednioœci¹. - Nic, po prostu chcк na was zarobiж - b³ysn¹³ tamten oczami. I nie daj¹c przyjacio³om dojœж do s³owa, zacz¹³ mуwiж, konspiracyjnie œciszaj¹c g³os: - Dok¹d zmierzacie? Na po³udnie? Bo jeœli na pу³noc, to siк dogadamy, jeœli na po³udnie, podeœlк do was przyjaciela. Goœciniec w dzisiejszych czasach, ho, ho! - Uœmiechn¹³ siк i puœci³ do nich oko. - A ja zaproponujк wam inn¹ drogк. Szybk¹, bezpieczn¹, a co najwa¿niejsze, nie trzeba machaж nogami! - W powietrzu czy jak? - zmru¿y³ oczy Malec. - Dlaczego w powietrzu, przyjacielu? Po Morzu! - szepn¹³ tamten i uœmiechn¹³ siк szczerze, otwarcie, w taki sposуb, ¿e Folko nagle poczu³ do nieznajomego bezgraniczne zaufanie, chocia¿ jego s³owa i maniery mog³y budziж podejrzliwoœж. - Po Morzu? - zakrzyknкli chуrem Torin i Malec. - W³aœnie. Wozimy towary, ludzi; wystarczy zap³aciж, a wy, krasnoludy, wiem to, nie jesteœcie narodem biednym. Na workach, jak widzк, siedzicie, stroje niby pу³nocne. No, myœlк sobie, mamy ³adunek jak trzeba! - bez³adnie gada³ nieznajomy. - Zw¹ mnie Hjarridi, jestem pomocnikiem sternika. Wieziemy ³adunek z Rohanu do Arnoru. To co, zmierzamy w jednym kierunku? Nie bуjcie siк, zapytajcie kogo chcecie, miejscowych kupcуw, Seorla czy Gweila, a jeœli ich nie znacie, to wypytajcie Eotajna, setnika. Ja rozumiem, rozumiem, krasnoludy to narуd nieufny i wykiwaж was nie³atwo. Jak chcecie, jutro o œwicie odcumowujemy, barka jest na przystani, jest tylko jedna, wiкc siк nie pomylicie. Do zobaczenia! Podniуs³ siк, odwrуci³ na piкcie, wypatrzy³ kogoœ w t³umie goœci i poci¹gn¹³ go w k¹t, sk¹d do Folka dotar³o: „Kierujecie siк na po³udnie czy na pу³noc? Jeœli na pу³noc, to siк dogadamy...”. Przyjaciele wymienili spojrzenia. - Kusi, jak nie wiem co, kusi - wycedzi³ Malec. - Ech, trzepn¹³bym go toporzyskiem w ³eb, a potem przepyta³bym sk¹d zacz i dok¹d?! - Lepiej popatrzmy, co to za barka i co za ludzie na niej pracuj¹ - podniуs³ siк Torin. - Trzepn¹ж zawsze zd¹¿ymy. Wypytawszy pierwszego napotkanego przechodnia o drogк do przystani, przyjaciele wkrуtce znaleŸli siк na brzegu Iseny, w tym miejscu wyraŸnie szerszej i spokojniejszej. Obok zbudowanej z bali przystani sta³a d³uga barka z jednym wysokim masztem i dziesiкcioma wios³ami z ka¿dej strony; wszystkie zosta³y wyci¹gniкte i zamocowane wzd³u¿ prostych niewysokich burt. Z przystani na pok³ad przerzucony by³ trap z desek, ³aсcuszek ludzi przenosi³ z furmanek na barkк jakieœ worki i pakunki. Za³adunek obserwowa³, oparty o szerokie wios³o sterowe, niewysoki przysadzisty mк¿czyzna w znoszonej kurtce i zwyk³ych skуrzanych butach; nie mia³ przy sobie broni. Folko oczekiwa³, ¿e ludzie na barce bкd¹ podobni do Hjarridiego, jednak¿e stoj¹cy przy sterze mia³ twarz zwyczajnego mieszkaсca Pу³nocy; jasne w³osy - nie siwe i nie z³ociste, jak u wiкkszoœci Rohirrimуw - mia³ krуtko obciкte i Folko przypomnia³ sobie, ¿e w Annuminas tak zazwyczaj nosili siк ci, ktуrzy przewozili towary przez jezioro. Do cz³owieka przy sterze zbli¿y³ siк m³ody ch³opak, rуwnie smag³y jak Hjarridi, ale o okr¹g³ej twarzy i grubych wargach; zaczкli o czymœ rozmawiaж. Hobbit wytк¿y³ s³uch, lecz jкzyk nie by³ mu znany. Zobaczyli cz³onkуw za³ogi barki. Folka zdziwi³a rу¿norodnoœж twarzy: byli tu chyba ludzie wszystkich ras Œwiata Pу³nocnego. W ober¿y, do ktуrej wrуcili, czeka³y na nich nowiny z goœciсca: wielki tabor, id¹cy z pу³nocy, zosta³ przechwycony i rozgrabiony; garstka uratowanych, doko³a ktуrej zebra³ siк zwarty t³um podekscytowanych mieszkaсcуw miasta, opowiada³a, ¿e wœrуd napastnikуw byli zarуwno ludzie, jak i orkowie, byli te¿ wilczy jeŸdŸcy i ci z ³ukami. Rohaсczycy ju¿ ruszyli w poœcig. - Wydaje siк, ¿e nie mamy wyboru, musimy p³yn¹ж z tym Hjarridim - burkn¹³ Torin. - Kogo mieliœmy zapytaж o nich? Eotajna, dowуdcк szwadronu, zastali, gdy wydawa³ ostatnie rozkazy ¿o³nierzom. Nie od razu ich wys³ucha³, mia³ wa¿niejsze sprawy na g³owie, i Folko a¿ poczerwienia³ ze wstydu na myœl, ¿e odrywaj¹ od wa¿nych spraw cz³owieka, ktуry, byж mo¿e, idzie zmierzyж siк ze œmiertelnym niebezpieczeсstwem. - Hjarridi? A, znam - odezwa³ siк Eotajn, ci¹gle lustruj¹c szereg swoich jeŸdŸcуw. - To pewni ludzie, choж Morski Lud... Mo¿ecie p³yn¹ж z nimi œmia³o. Torin uprzejmie siк sk³oni³, a setnik ju¿ odwraca³ konia. Nastкpnego ranka, gdy mg³a jeszcze nie rozp³ynк³a siк nad sennymi ulicami, przyjaciele wyszli z podwуrka skromnej ober¿y, w ktуrej spкdzili noc. Od strony rzeki dochodzi³ plusk wiose³, s³ychaж by³o g³osy; przygotowywano siк do odcumowania. Hjarridi zauwa¿y³ przyjaciу³ od razu, gdy tylko wynurzyli siк zza wкg³a. - Hej-ho! To moi! Moi, Farnaku! - krzykn¹³ weso³o. Stoj¹cy przy rumplu jasnow³osy cz³owiek, ten sam, ktуrego widzieli wczoraj, popatrzy³ na krasnoludуw i Folka, ktуrzy stali przy brzegu przystani. - Do Arnoru droga prowadzi? - zapyta³ wyraŸnie, wymawiaj¹c s³owa z annuminaskim akcentem. - Za dziesiкж dni bкdziecie w stolicy, moje s³owo. Dwadzieœcia sztuk z³ota od ka¿dego i nasze wy¿ywienie. Pasuje? - Pasuje! - odpowiedzia³ Torin. - Gdzie bкdziemy spaж? - Coœ siк znajdzie - uœmiechn¹³ siк Farnak. - Na tym korycie p³yniemy tylko do Tarnu, tam przesiadamy siк na naszego „smoka”. - Smoka? - zdziwi³ siк hobbit. - ¯ywego? - Tak nazywamy nasze morskie ³odzie - odpowiedzia³ Farnak z uœmiechem. - Nie stуjcie na przystani, wsiadajcie, odcumowuje-my. Roс! Poka¿ im, gdzie siк maj¹ rozlokowaж. Roс, wysoki d³ugorкki ch³opak z czarnymi oczami, o ¿ywym spojrzeniu, mуwi³ szybko i niewyraŸnie, po³ykaj¹c koсcуwki s³уw; Folko uœwiadomi³ sobie, ¿e w Annuminas podobn¹ mowк s³yszeli z ust urodzonych w odleg³ych osiedlach Z³ocistego Wybrze¿a, Belfalas, le¿¹cych na po³udnie od Gуr Bia³ych. Przewodnik zaprowadzi³ ich do niewielkiej komуrki nad pok³adem dziobowym; pomieszczenie zadowoli³o przyjaciу³: by³o tu czysto, sucho, pachnia³o smo³¹, wzd³u¿ œcian rozmieszczono le¿anki, przy kwadratowym oknie sta³ zbity ze starannie wyg³adzonych desek stу³. Przyzwyczajeni w trakcie wкdrуwki do ka¿dych warunkуw, zrzucili baga¿e i wyszli na pok³ad, lecz ¿aden z nich nie zdj¹³ kolczugi i nie od³o¿y³ broni. Farnak zauwa¿y³ to i uœmiechn¹³ siк leciutko, ale nie skomentowa³ ich ostro¿noœci, tylko zapyta³, czy s¹ zadowoleni. Torin poinformowa³ siк, komu nale¿y zap³aciж, i otrzyma³ odpowiedŸ, ¿e dopiero po przybyciu na miejsce. Hobbit tymczasem podszed³ do burty. Ludzie Farnaka odwi¹zali liny i postawili ¿agiel. Dobry wschodni wiatr popycha³ barkк i ta, niesiona pr¹dem, wolno odbija³a od przystani. Przyjaciele stali na pok³adzie do po³udnia, przygl¹daj¹c siк mijanym brzegom. Zielone wzgуrza ust¹pi³y miejsca niewielkim dкbowym i bukowym zagajnikom, w schodz¹cych do rzeki w¹wozach ci¹gnк³y siк zaroœla leszczyny, wœrуd ktуrej gdzieniegdzie soczyst¹ czerwieni¹ dojrza³ych owocуw wyrу¿nia³a siк jarzкbina, i dopiero teraz hobbit zauwa¿y³, ¿e to ju¿ po³owa sierpnia, zatem jesieс tu¿-tu¿. Od spotkania z Torinem min¹³ niemal rok... Nie by³o ³atwo, ale w koсcu przyjaciele przyzwyczaili siк i zaczкli rozmawiaж z ¿eglarzami. Malec dowiedzia³ siк, gdzie mo¿na zdobyж piwo, i wkrуtce, ju¿ pogodzony z ca³ym œwiatem, siedzia³, wolno poci¹gaj¹c ciemny rohaсski trunek. Z Torinem rzeczow¹ rozmowк o zaletach okrкtowych klamer i gwoŸdzi wszcz¹³ pracuj¹cy w za³odze Farnaka kowal, Folko zaœ podszed³ do Hjarridiego. M³ody pomocnik sternika chкtnie wda³ siк w rozmowк, i nie daj¹c nawet hobbitowi czasu na otwarcie ust, zacz¹³ go wypytywaж o sprawy na pу³nocy, o Hobbitaniк, o upodobania i obyczaje mieszkaсcуw. Folko odpowiada³ wyczerpuj¹co, i wreszcie skorzystawszy z okazji, zapyta³: - A gdzie jest twуj dom, Hjarridi? Sk¹d pochodzisz? Beztroski uœmiech, stale widniej¹cy na twarzy jego rozmуwcy, natychmiast znikn¹³, jak gdyby Folko dotkn¹³ jakiejœ starej niezabliŸnionej rany. - Dom? Mуj dom to Morze! Rodzimy siк i umieramy na pok³adach, i rzadko kiedy cia³o kogoœ z Morskiego Ludu, jak nas nazywaj¹ w Amorze i Gondorze, przyjmuje ziemia. Folko uzna³, ¿e lepiej bкdzie nie wspominaж o tym, ¿e Teofrast nazywa³ Morski Lud band¹ piratуw. Wypytywa³ dalej: - Ale z czego ¿yjecie? - Z Morza! Ono nas ¿ywi i ubiera. Wozimy wкdrowcуw i towary, ³owimy ryby, polujemy na morskie zwierzкta, handlujemy. Zdarza siк, ¿e i wojujemy. - Z kim? - Z tymi, ktуrym nie podoba siк, ¿e ¿yjemy wedle w³asnych praw, nie podporz¹dkowuj¹c siк nikomu! Zdarza³o siк, ¿e i ze Zjednoczonym Krуlestwem! - Hjarridi wyprostowa³ siк dumnie. - O tym wiedz¹ wszyscy. By³o tak, ¿e krуl - i ten obecny, i jego ojciec - usi³owali trzymaж nas w garœci. Ale nie zdo³ali! - S³ysza³em - wtr¹ci³ Folko, na wszelki wypadek odsuwaj¹c siк dalej - ¿e Wielki Krуl zaw³adn¹³ Umbarem, miastem korsarzy, za to, ¿e s³u¿yli Mrokowi w czasie Wielkiej Wojny. - Rzeczywiœcie - przyzna³ niechкtnie Hjarridi. - Co by³o, to by³o, ale nie warto rozpamiкtywaж tych wydarzeс... Ojcowie naszych ojcуw zastali jeszcze prawdziwych korsarzy, ktуrzy odeszli na dalekie Po³udnie, dok¹d nie siкga³a rкka Gondoru. Wielu z nich s³u¿y³o Mrokowi dlatego, ¿e byli wrogami Gondoru; wœrуd korsarzy znajdowali schronienie ci, ktуrym nie podoba³y siк twarde rz¹dy W³adcуw! Zap³acili swoimi ¿ywotami za to... - A ty bywa³eœ na dalekim Po³udniu? - Zdarza³o siк - odpowiedzia³ Hjarridi. - To s¹ miesi¹ce drogi st¹d wzd³u¿ zadziwiaj¹cych brzegуw, o ktуrych opowiedzieж ci i tak nie mogк. Ska³y, lasy, piaszczyste diuny... nie, po prostu brakuje s³уw. To piкkno trzeba zobaczyж! Tam, za po³udniowymi rubie¿ami Haradu, wybrze¿e nale¿y do nas, a w g³кbi kontynentu ¿yj¹ dziwne i ponure plemiona, ktуre nie interesuj¹ siк sprawami tego œwiata. Co prawda, ja tam nie trafi³em, sam ich nie widzia³em, a powtarzaж bajd, jakich wœrуd nas nie brakuje, nie bкdк. - Tam, na Po³udniu, jest wasze krуlestwo? - My nie mamy krуlуw! Nie mamy w³adcуw! S¹ morskie dru¿yny, swobodnie wybieraj¹ce sobie przywуdcуw, tych najbardziej doœwiadczonych, najm¹drzejszych i najodwa¿niejszych. Szacunkiem obdarzamy tego, kto potrafi przeprowadziж „smoka” przez oko burzy, kto potrafi w nieskoсczonej przestrzeni dok³adnie okreœliж wed³ug gwiazd swoje po³o¿enie, wyliczyж przebyt¹ drogк, kto nie ustкpuje przed si³¹ pу³nocnych krуlestw! - A sk¹d bierzecie zbo¿e? Broс? - Zbo¿e kupujemy, a w wiкkszoœci uprawiamy sami - powiedzia³ Hjarridi. - Broс rуwnie¿ mamy w wiкkszoœci swoj¹. W naszych gуrach nie ma krasnoludуw, a ich wyroby rzadko trafiaj¹ do nas, tylko z pу³nocnych jarmarkуw. - Nie z³oœж siк, Hjarridi, ale chcк ciк jeszcze o coœ zapytaж... - Nie koсcz - uœmiechn¹³ siк pomocnik sternika. - Chcesz zapytaж, czy nie walczymy z Gondorem? Teraz nie. Mamy pokуj... ¯yjemy w zgodzie niemal ze wszystkimi. Tylko dlatego jesteœmy tutaj, bo wieziemy towary z Rohanu, sojusznika Gondoru. Wed³ug umowy mamy kilka miejsc na postoje na wybrze¿u, w ujœciach Iseny, Gwathlo i Brandy winy. My, dru¿yna Farnaka, szanujemy umowк, ale s¹ i tacy, co napadaj¹ na gondorskie okrкty... - I mуwisz o tym tak spokojnie? - oburzy³ siк hobbit. - A jak mam mуwiж? - uœmiechn¹³ siк Hjarridi. - Ale oni... Oni ³ami¹ s³owo! - S³owo? Oni nie dawali ¿adnego s³owa. Pokуj zawar³y dru¿yny Farnaka, Lodina, Khaputa, Bjelafa... My przyjкliœmy pokуj, poniewa¿ pos³owie Krуlestwa rozmawiali z nami i przekonali nas. Ale czy Farnak mo¿e odpowiadaж za Skilludra, Olma, Oria? Z nimi nikt nie prowadzi³ pertraktacji! A takiego, ktуry mуg³by mуwiж w imieniu wszystkich, nie mamy... I nie bкdziemy mieli, jak s¹dzк. Pуki wszyscy wodzowie naszego Ludu nie zawr¹ pokoju, nie bкdzie go, i nic na to nie poradzisz. Gondorscy krуlowie niema³o wyrz¹dzili nam krzywd, okrutnie przeœladowali i wyganiali z miejsc, ktуre nasi ojcowie usi³owali zaj¹ж. Wtedy nikt nie mуg³ nawet myœleж o wojnie, byliœmy os³abieni, nieliczni, ludziom brakowa³o odwagi. Tak wiкc porachunki s¹ niewyrуwnane z obu stron i pochopnie nas nie os¹dzaj, hobbicie! P³ynкli bez przerw, ca³y czas przy sprzyjaj¹cym wietrze, i po czterech dniach, po wyjœciu na pok³ad, Folko, wzdrygaj¹c siк z powodu porannej wilgoci, zobaczy³, ¿e brzegi rozsuwaj¹ siк i miкdzy zielonymi wzgуrzami na wprost dzioba b³кkitniej¹ bajkowe przestrzenie nieskoсczonego Wielkiego Morza. PуŸniej, znacznie pуŸniej, znalaz³ odpowiednie s³owa, by opisaж swoje pierwsze spotkanie z nieskoсczonoœci¹, ale teraz po prostu otworzy³ usta i gapi³ siк na wielobarwn¹, b³кkitno-szaro-niebiesk¹ rуwninк, zlewaj¹c¹ siк na skraju nieba z biel¹ odleg³ych ob³okуw. Us³ysza³ krzyki czarnog³owych mew, szybuj¹cych nad zalewem, do ktуrego wpada³a rzeka, zobaczy³ spiкtrzone fale uderzaj¹ce o brzeg, i ju¿ nie potrafi³ oderwaж wzroku od horyzontu, ktуry przyci¹ga³ z niepojкt¹ moc¹ ka¿dego ze Œmiertelnych. Tam, za turkusowym widnokrкgiem, le¿a³o B³ogos³awione Krуlestwo, tam wznosi³y siк bia³e wie¿e Tirionu, tam z³oty piasek Eressei zacieni³y pochylone ga³кzie platanуw; tak by³o w cudownych baœniach elfуw, wywo³uj¹cych zachwyt, a jednoczeœnie nostalgiczn¹ tкsknotк za czymœ piкknym, ale nieosi¹galnym... Krasnoludy ju¿ widzia³y Morze i nie reagowa³y tak emocjonalnie jak hobbit. Folko nied³ugo napawa³ siк wspania³ymi widokami - barka przybija³a ju¿ do przystani, zaczyna³ siк wy³adunek. Ludzie Farnaka szybko i sprawnie przerzucili d³ugie k³adki na wysokie burty okrкtu; ju¿ na pierwszy rzut oka hobbit rozpozna³ w nim znane z niedawnego snu kszta³ty i dumnie wznosz¹cy siк rzeŸbiony dziуb. Podszed³ do nich sam Farnak i poleci³ siк pakowaж; teraz na barkк wejdzie inna za³oga i natychmiast ruszy z powrotem, w gуrк rzeki. - Odbijamy dzisiaj, jak tylko skoсczymy za³adunek - doda³ sternik. - Do miasta nie radzк iœж, nie bкdziemy czekali na nikogo. Folko na d³ugo zapamiкta³ tк niespieszn¹ mowк urodzonego gdzieœ w Amorze cz³owieka, ktуry zamieni³ przestrzeс jego pуl na bezmiar morza, sochк oracza na wios³o sterowe marynarza. Zapamiкta³ te¿ jego wzrok, w ktуrym nie by³o ciekawoœci ani niechкci, jak¹ zauwa¿a³ niemal zawsze w oczach rozmawiaj¹cych z nim ludzi. Nie, Farnak nie by³ ani z³y, ani twardy, po prostu hobbit nic go nie obchodzi³. Mia³ swoje k³opoty i nikt nie powinien pchaж siк z g³upimi i nic nieznacz¹cymi s³owami wspу³czucia czy prу¿nej ciekawoœci. Po „smoku” oprowadza³ ich rуwnie¿ Hjarridi. Przyjaciele szybko urz¹dzili siк i spкdzili resztк czasu do po³udnia na rozmowach o Morskim Ludzie. - Gdzie¿, niech mnie Durin oœwieci, mo¿emy siк z nimi zejœж? - Torin drapa³ siк wœciekle po czubku g³owy, s³ysz¹c od hobbita, ¿e ten rozpozna³ okrкt ze swojej wizji. - Powinno siк wydarzyж coœ, co przemiesza wszystkie narody i wszystkie drogi - powiedzia³ zamyœlony Folko, ktуry prze¿ywa³ w tej chwili dziwne doznania. Sta³ na dnie bardzo g³кbokiej studni, ale nad g³ow¹ wci¹¿ widzia³ b³кkitny prostok¹t nieba, a jakaœ niewidzialna rкka przerzuca³a przed jego wewnкtrznym wzrokiem stronice nieznanej mu ksi¹¿ki, na ktуrych znajdowa³o siк mnуstwo niejasnych, dziwacznych symboli. Nie schodzili z okrкtu, wzi¹wszy pod uwagк radк Farnaka; a w³aœciwie nie by³o dok¹d iœж. Wzd³u¿ rzeki ci¹gnк³y siк jednakowe, zbudowane z bali przystanie, za nimi przysadziste d³ugie budowle bez okien, z p³askimi dachami, najprawdopodobniej magazyny, jak przypuszcza³ Folko. W gуrze rzeki, na szczycie nadbrze¿nego wzgуrza, zauwa¿y³ znajom¹ bia³o-niebiesk¹ chor¹giew, obok niej zaœ powiewa³a czarna z jakimœ rysunkiem, ktуrego nie potrafi³ rozpoznaж. Na brzegu rzeczywiœcie pe³no by³o uzbrojonych pancernych, bardzo podobnych do tych, ktуrych spotyka³ w Annuminas; ci z niedowierzaniem spogl¹dali na okrкty. ¯o³nierze stali w niewielkich grupkach albo wolno siк przechadzali; zakuci w pancerze, w rкkach trzymali miecze i w³уcznie. Miкdzy nimi przez ca³y czas przemykali ci, ktуrych Arnorczycy nazywali Morskim Ludem. Wysocy i niscy, smagli i biali, czarno- i jasnow³osi, wszyscy wymieszali siк w tym dziwnym plemieniu. Wiкkszoœж nosi³a proste i obszerne stroje w br¹zowym lub zielonkawym kolorze; byli nieuzbrojeni, i Folko nawet podejrzewa³, ¿e Hjarridi przechwala³ siк, mуwi¹c o ich walecznoœci, gdy zza rogu jednego z magazynуw wyszed³ oddzia³ licz¹cy mniej wiкcej piкжdziesiкciu ludzi, wszyscy z tarczami, w he³mach, z mieczami przy pasach. Przyjrzawszy siк dok³adniej, hobbit zauwa¿y³ rуwnie¿ kolczugi, ³uki, ale o ile ¿o³nierze Arnoru byli uzbrojeni jednakowo, to pancerni Morskiego Ludu jakby starali siк przelicytowaж jeden drugiego w dziwacznoœci swego rynsztunku. Torin naliczy³ dwanaœcie rodzajуw he³mуw, ze wszystkich stron Œrуdziemia; miecze tak¿e mieli rу¿ne: jedne takie jak w Amorze, drugie o wiele krуtsze i grubsze, inne wygiкte lub tak d³ugie, ¿e mo¿na by³o ich u¿ywaж tylko obur¹cz... Oddzia³ ten przeszed³ wzd³u¿ ca³ej linii przystani i skry³ siк za budowlami. Malec uwa¿a³, ¿e ten Lud to nie ¿aden lud, tylko banda zuchwa³ych m³odych ludzi z wszystkich mo¿liwych plemion, ktуrzy zgromadzili siк na po³udniowym wybrze¿u, ¿eby mуc naje¿d¿aж i grabiж. By³ wobec nich nieufny. Kiedy ostatni tobу³ wpad³ pod pok³ad, Hjarridi natychmiast zacz¹³ podnosiж na maszcie du¿¹ czerwon¹ kulк byczego pкcherza. Na pytanie Folka, po co to robi, pomocnik sternika rzuci³ tylko jedno s³owo: „Odp³ywamy!”. Nie minк³o nawet piкж minut, gdy sam Farnak biegiem wpad³ na pok³ad i stan¹³ za sterem, wydaj¹c krуtkie, niezrozumia³e rozkazy. Ludzie, ktуrzy nie zeszli na brzeg, rzucili siк do stawiania ¿agla i odwi¹zywania cum, inni chwycili za wios³a. Mocno wy³adowany „smok” wolno odbi³ od przystani. Wiatr wype³ni³ ¿agiel, wios³a zanurzy³y siк w wodzie i okrкt z nieoczekiwan¹ lekkoœci¹ pomkn¹³ po spokojnej rzecznej g³adzi ku otwartemu morzu. Ktoœ z wioœlarzy zaintonowa³ pieœс, ktуr¹ zaraz podchwycili inni; œpiewali w jakimœ swoim narzeczu, ale w jego osnowie le¿a³a Wspуlna Mowa i Folko zdo³a³ czкœж pieœni zrozumieж: Na Zachуd od S³oсca, od Ksiк¿yca na Wschуd, Tu nasze szlaki, do skoсczenia dni zamkniкty nasz Lud. Czy ktoœ siк zdecyduje, czy ktoœ siк odwa¿y, Ster na Zachуd odwrуciж i o podrу¿y marzyж? Pod sztandarami czyimi Porzuc¹ okrкty brzeg tej ziemi? I czy musimy zawsze przebywaж Tu w Œrуdziemiu? Kto nas tutaj trzyma? Kim jest ten, ktуrego d³oс zaci¹ga chmury? Kto na Morzu tka mg³y ponure? Zamykaj¹c przed nami te regiony? Œpiewali jeszcze d³ugo; Folka dziwi³ bуl i niepojкty smutek, jakie rozbrzmiewa³y w tej pieœni... Tymczasem „smok” min¹³ zielony przyl¹dek, o burtк uderzy³a pierwsza morska fala. Zalew zosta³ za nimi, brzegi rozsuwa³y siк, i teraz ca³¹ szerokoœж horyzontu na po³udniu, zachodzie i pу³nocy zajmowa³o Morze. Wioœlarze przy³o¿yli siк do wiose³, okrкt odwraca³ siк dziobem do fali. Zatrzepota³ ¿agiel, zach³ystuj¹c siк ca³¹ moc¹ po³udniowo-zachodniego wiatru. Farnak poleci³ z³o¿yж niepotrzebne ju¿ wios³a. P³ynкli na pу³nocny zachуd wzd³u¿ brzegu Enedwaithu. Najpierw Folko z zainteresowaniem ogl¹da³ krajobraz, ale wkrуtce znudzi³ go monotonny widok wzgуrz, ³agodnie opadaj¹cych ku krawкdzi Morza. - S³ysza³eœ, co oni œpiewali - odezwa³ siк Folko do nadchodz¹cego Torina. - „Czy ktoœ siк odwa¿y ster na Zachуd odwrуciж i o podrу¿y marzyж?... Pod sztandarami czyimi porzuc¹ okrкty brzeg tej ziemi?”, tak to brzmia³o wed³ug mnie. Dok¹d oni siк kieruj¹, jak myœlisz? - Nie inaczej, jak do B³ogos³awionego Krуlestwa - uœmiechn¹³ siк krasnolud. - Ha! A jak¿e! Numenorejczycy ju¿ prуbowali. Ich potomkowie do tej pory gryz¹ w³asne ³okcie... Nie s¹dzк, ¿eby Morski Lud o tym nie s³ysza³. Mo¿e miкdzy Œrуdziemiem i Zamorzem, prуcz Numenoru, s¹ jeszcze jakieœ ziemie? Nie zauwa¿yli, ¿e Farnak bardzo uwa¿nie przys³uchuje siк ich rozmowie; sternik przekaza³ rumpel Hjarridiemu i sta³ przy burcie nieopodal przyjaciу³. - Powiadasz, ¿e Numenorejczycy prуbowali przep³yn¹ж Morze? - zagadn¹³ nagle hobbita. Folko zamilk³ zaskoczony, zaczerwieni³ siк i nawet siкgn¹³ do broni pod p³aszczem, ale Farnak spogl¹da³ przyjaŸnie, i nawet wiкcej - z nieukrywanym zainteresowaniem. Zaj¹kuj¹c siк, hobbit potwierdzi³ swoje s³owa. - A jak u was opowiada siк o tych sprawach? - zapyta³ Farnak; pod mask¹ uprzejmoœci gospodarza, ktуry robi wszystko, by goœcie siк nie nudzili, skrywa³ jakieœ g³кboko utajone ¿yczenie. Folko wymieni³ spojrzenie z Torinem i ostro¿nie dobieraj¹c s³owa - kto go tam wie, tego ³azika - opowiedzia³ mu o ostatnim krуlu Numenoru, o niezgodzie miкdzy zachowuj¹cymi przyjaŸс elfami Zamorza i tymi, ktуrzy wzywali do odebrania si³¹ w³adcom zachodu daru wiecznego ¿ycia. Tego chcieli ow³adniкci moc¹ czaru Saurona, ¿yj¹cego wtedy w niewoli, w Numenorze. - ...Gdy Sauron napad³ na elfijskie i ludzkie miasta Zachodniego Kraju - rozkrкca³ siк hobbit - Numenorejczycy przyszli na pomoc swoim wspу³towarzyszom w Œrуdziemiu. Ogromna flota przewioz³a niezliczone armie w Harlindonie, gdzie ju¿ przedosta³y siк oddzia³y Czarnego W³adcy. Moc i blask Numenoru sprawi³y, ¿e sojusznicy Saurona zdradzili go, i poddawszy siк Numenorejczykom, sprowadzili do nich swego by³ego w³adcк. I krуl, tylko po co, po co to zrobi³?! - poleci³ dostarczyж jeсca do pa³acu, a wkrуtce Sauron, dziкki mrocznej mocy swego umys³u, sta³ siк najbli¿szym krуlewskim doradc¹. Na³ga³ krуlowi, a ten uwierzy³, ¿e ¿ycie wieczne mo¿e staж siк udzia³em ka¿dego, kto zdobкdzie B³ogos³awione Krуlestwo. Krуl, maj¹cy niewiarygodnie siln¹ armiк, skierowa³ flotк ku brzegom Eressei. Ale zaledwie postawi³ stopк na przybrze¿nym piasku, Valarowie, Opiekunowie Œwiata, zrezygnowali ze swych godnoœci i wezwali Jedynego; i wtedy œwiat siк odmieni³. Numenor poch³onк³y g³кbiny, a wraz z nim krуla i jego pechow¹ armiк. Uratowali siк tylko ci, ktуrzy nie zerwali starej przyjaŸni z elfami, a ich okrкty dotar³y do Œrуdziemia, gdzie rycerze z Zamorza, jak ich nazywali inni ludzie, za³o¿yli krуlestwa Arnoru i Gondoru... - A co z Sauronem? - zapyta³ natychmiast Farnak z wielkim zainteresowaniem. - Sauron... - Teraz hobbitowi nie sprawia³o trudnoœci wymawianie tego z³owieszczego imienia; nowe si³y, rozbudzone w nim po przygodzie z niebieskim kwiatem, pokona³y strach, ktуry towarzyszy³ wspomnieniom o Wielkim Wrogu Trzeciego, na zawsze minionego Wieku... - Sauron, oczywiœcie, ocala³. Ale ocala³ tylko jego duch, natomiast cielesna pow³oka zginк³a i od tej chwili nie mуg³ ju¿ pokazywaж siк ludziom jako ktoœ mi³y i wzbudzaj¹cy zaufanie; podporz¹dkowywa³ sobie innych tylko za pomoc¹ strachu i k³amstwa... - Sk¹d to wszystko wiesz? - Farnak patrzy³ badawczo na Folka. Hobbit z trudem wytrzyma³ to spojrzenie. - Przeczyta³em w starych ksiкgach. - No to powiedz jeszcze, kim jest Jedyny? - W takim razie zapytaj przy okazji, ile kotуw mia³a krуlowa Berutiel - rozeœmia³ siк hobbit, ale widz¹c, ¿e Farnak zasкpi³ siк, szybko dokoсczy³: - Wcale nie chcia³em, czcigodny sterniku... Nikt nie zna odpowiedzi na twoje pytanie. Powtуrzy³em dos³ownie to, co g³osz¹ przeczytane przeze mnie ksiкgi, ale w ¿adnej nie by³o mowy o tym, do kogo zwrуcili siк Opiekunowie. Chyba to by³ Ten, z Czyjej woli powsta³ Œwiat... - No tak... - westchn¹³ przeci¹gle Farnak. Jego twarz nagle zrobi³a siк stara i zmкczona, uwidoczni³y siк g³кbokie zmarszczki; to nie by³ ju¿ twardy i dumny wуdz wolnych marynarzy; przed Folkiem sta³ niem³ody Arnorczyk, ktуry wiele w ¿yciu doœwiadczy³. Jednak chwilк pуŸniej wyprostowa³ siк, jakby zrzucaj¹c z siebie niewidzialny ciк¿ar, i poprosi³ Folka, by opowiedzia³ mu o Numenorze. Najpierw s³ucha³ trochк roztargniony, myœl¹c o czymœ innym, i hobbit uœwiadomi³ sobie, ¿e historia walki z Morgothem by³a mu ju¿ znana, ale wzrok sternika wyostrzy³ siк, gdy Folko przeszed³ do historii Krуlestwa Wyspiarskiego z czasуw rozkwitu. - Elfowie Eldara byli czкstymi goœжmi Numenoru i hojnie dzielili siк z ludŸmi swoj¹ olbrzymi¹ wiedz¹. Dziкki ich pomocy, a tak¿e w³asnej m¹droœci, Numenorejczycy ¿yli dostatnio, a krуlestwo kwit³o i szybko bogaci³o siк. Ich okrкty przemierza³y morza na dalekiej Pу³nocy i na gor¹cym Po³udniu, a do Œrуdziemia p³ywali stale. Tylko Zachуd by³ dla nich zamkniкty... - Poczekaj! - Farnak nagle chwyci³ Folka za rкkк, jego oczy rozb³ys³y. - Jak powiedzia³eœ? Dlaczego?! Hobbit odsun¹³ siк odruchowo. Jego s³owa, najwidoczniej, dotknк³y g³кbokiej rany Farnaka... Odkaszln¹wszy, ¿eby odzyskaж kontenans, ci¹gn¹³: - Œmiertelny nie mo¿e wstкpowaж na ziemiк B³ogos³awionego Krуlestwa, tak sta³o w ksiкgach. W³adcy Zachodu nie dopuszczali ludzi do swych ziem... A dlaczego, kto to wie? Przecie¿ w³aœnie z tego powodu pad³ Numenor! - Ju¿ wtedy siк wystrzegali - powiedzia³ z krzywym uœmieszkiem Farnak, a na jego twarzy zadrga³y miкœnie. - To znaczy, ¿e siк bali... Folkowi nie bardzo spodoba³y siк te s³owa, ale Farnak wypytywa³ dalej. Hobbit opowiedzia³ o Przekleсstwie Cz³owieka - skazaniu na Œmierж przez Stwуrcк, o stopniowo narastaj¹cym wœrуd Numenorejczykуw poczuciu krzywdy i z³oœci na elfуw i w koсcu o podziale Krуlestwa i ostatniej wyprawie armii Wysp... - Przecie¿ post¹pili jak podli zdrajcy - rzuci³ ze z³oœci¹ Farnak. - NieŸli przyjaciele z tych elfуw! Tak siк odwdziкczyli tym, ktуrzy walczyli wraz z nimi... - Nie spiesz siк z os¹dem - nachmurzy³ siк Folko. - Nie nasza to sprawa, zbyt ma³o wiemy... - No to dlaczego nie daj¹ nam dowiedzieж siк wiкcej? - rozeŸli³ siк Farnak, potrz¹saj¹c piкœciami. - Dlaczego oni maj¹ decydowaж, co nam wolno, a czego nie? Dlaczego zamknкli przed nami Zachуd?! My, Morski Lud - wskaza³ trzкs¹c¹ siк rкk¹ odwracaj¹cych siк do niego wioœlarzy - chcemy p³ywaж po wszystkich wodach œwiata, pуki wiatr dmie w ¿agle, a rкce trzymaj¹ ster! Na Pу³nocy dotarliœmy do granicy wiecznego lodu, do b³кkitnych K³уw Olbrzyma, gdzie krople sp³ywaj¹cej z wiose³ wody staj¹ siк w powietrzu kryszta³kami lodu, a ludzie padaj¹ martwi po kilku oddechach, i gdzie skуra czernieje i spe³za z r¹k. Na po³udniu nasze „smoki” dotar³y do miejsc, gdzie brzeg skrкca na wschуd i znika w nieznanych przestrzeniach. Byliœmy na ka¿dej z rzek Œrуdziemia Po³udniowego i Pу³nocnego Œwiata, i tylko zachуd jest dla nas zamkniкty! Oczy Farnaka p³onк³y. Folko nie wiedzia³, co powiedzieж. - Zapyta³em ciк, czy w przesz³oœci ¿yli ludzie, ktуrzy prуbowali przep³yn¹ж Morze - ci¹gn¹³ sternik. - Opowiedzia³eœ mi wiкcej, ni¿ us³ysza³em przez ca³e swoje ¿ycie, ale to tylko potwierdzi³o to, co i my wiemy, ¿e gospodarze Zamorza odgrodzili siк od nas, narzucaj¹ jednak ci¹gle swoje prawa! Komu wolno pozbawiж cz³owieka wolnoœci?! G³os sternika nabra³ mocy grzmotu, za³oga powsta³a z miejsc, Folko widzia³ rozpalone oczy, zaciœniкte piкœci, niemal ka¿demu s³owu sternika towarzyszy³ g³uchy ryk. - Ale dlaczego powiedzia³eœ, ¿e elfy siк wystrzega³y? - s³abo oponowa³ hobbit. - Przecie¿ nie wiesz, dlaczego tak postкpuj¹? - Dlaczego tak powiedzia³em? - uœmiechn¹³ siк krzywo Farnak. - Dlatego, ¿e siк wystrzegaj¹, i my to wiemy lepiej ni¿ inni! Wiesz, co siк stanie, jeœli - obj¹³ hobbita za ramiк i odwrуci³ twarz¹ na zachуd - prze³o¿к ster na praw¹ burtк? Bкdziemy p³yn¹ж dzieс, drugi, trzeci, miesi¹c, dwa, doko³a nie bкdzie niczego prуcz wody, s³oсca i gwiazd, a potem czas siк zatrzyma i zobaczymy granicк. Jakby niespodziewany podmuch zimnego wiatru zgasi³ nieostro¿nie pozostawion¹ œwiecк, tak zamilk³a i zasкpi³a siк za³oga, a sam Farnak, pogardliwie wykrzywiaj¹c wargi, spuœci³ g³owк. - Granica? - zapyta³ Folko ochryp³ym g³osem. - Co to jest? Nigdy nie s³ysza³em o niej! - Nic dziwnego - rzuci³ Farnak. - O niej wiemy tylko my i ci, co j¹ ustawili. Nasze okrкty nie mog¹ p³yn¹ж dalej, s¹ zawracane... Z boku jest to podobne do... - Zmarszczy³ czo³o. - Jednak¿e widzieliœmy, jak przez ni¹ przeszed³ elfijski okrкt; one s¹ przepuszczane, nasze nie... Dobra! - urwa³ niespodziewanie. - Hej, wy, lenie, nie widzicie, ¿e wiatr nam ucieka?! Hjarridi! Gdzie siк gapisz? - wrzasn¹³ Farnak, odwracaj¹c siк od hobbita. Ludzie pospiesznie wracali na swoje miejsca. Po tej rozmowie Farnak okazywa³ hobbitowi jeœli nie szacunek, to przynajmniej wyraŸne zainteresowanie. Ich rozmowy sta³y siк czкstsze. Sternik opowiada³ wiele i chкtnie, jakby spiesz¹c siк podzieliж tym, co boli, z wyj¹tkowym, jak sam przyzna³, rozmуwc¹. Opowiada³ o wyprawach na Po³udnie i na Pу³noc. Na Po³udnie po cenne drewno, z³oty piasek i niezwyk³e owoce, trafiaj¹ce na sto³y gondorskich bogaczy; na Pу³noc po k³y zwierz¹t morskich i mocne, nieprzemakalne skуry, z ktуrych w Arnorze szyj¹ ubrania dla pancernych. Przed oczyma zas³uchanego hobbita przesuwa³y siк niekoсcz¹cym szeregiem nieznane kraje i tajemnicze wyspy, niektуre pokryte wiecznymi œniegami zrodzonymi z lodowatego oddechu pу³nocnych wiatrуw, inne spalone ¿arem, ktуry sp³ywa ze stoj¹cego dok³adnie na œrodku nieba s³oсca... O niezliczonych walkach, w ktуrych musieli uczestniczyж Eldringowie, jak nazywa³ siebie Morski Lud. Farnak opowiada³ o potyczkach z ponurymi, bezlitosnymi plemionami dalekiego Po³udnia, gdzie w morzu zielonych wodorostуw bezszelestnie i niechybnie dosiкgaj¹ zuchwalcуw wypuszczone nie wiadomo przez kogo zatrute strza³y, ktуre rani¹ œmiertelnie; opowiada³, ¿e noc¹ do miejsc postoju podchodz¹ niezwyk³e zwierzкta olbrzymie z cia³ami bykуw i g³owami niedŸwiedzi, a rano z drzew wysokich jak gуry spuszczaj¹ siк olbrzymie paj¹ki, zrкcznie miotaj¹ce na dziesi¹tki krokуw swoj¹ lepk¹ pajкczynк. Tam trzeba byж zawsze w pogotowiu, tam w ka¿dej chwili mo¿na oczekiwaж napaœci... Mia³ niew¹tpliwy dar opowiadania, i tylko jedno powodowa³o wzburzenie hobbita, gdy Eldring wspomina³ elfуw. Dla niego byli to wrogowie. Powinni odejœж, twierdzi³ uparcie. Niech ludzie sami wybieraj¹ drogк, korzystaj¹c z rad swego umys³u. S³uchaj¹c sternika, Folko nieoczekiwanie przypomnia³ sobie Olmera, i nagle w jego g³owie rozb³ys³a jasna, zimna i oczywista, a dlatego straszna myœl: co siк stanie, gdy zjednocz¹ siк wszyscy ci nienawidz¹cy elfуw? Ale myœli tych nie wypowiada³, na razie korzysta³ z okazji i obserwowa³ Morski Lud. Mimo ¿e „smok” nie wydawa³ siк du¿ym okrкtem, za³ogк tworzy³o niemal stu czterdziestu wioœlarzy--¿o³nierzy: na wewnкtrznej stronie burt w œcis³ym porz¹dku wisia³o uzbrojenie ka¿dego z nich, zawsze gotowego zamieniж wios³o na rкkojeœж miecza. Hobbit zagadywa³ wioœlarzy, ale Eldringowie raczej uchylali siк od rozmуw. Folko przypomnia³ sobie monetк Terwina; wœrуd za³ogi by³o kilku podobnych do tych, od wodza ktуrych on otrzyma³ niezwyk³y dar, wszystkie jednak ostro¿ne prуby wypytywania koсczy³y siк fiaskiem. Na pytanie wprost, gdzie byli tej wiosny, Farnak, uœmiechn¹wszy siк, rzuci³: - Tam, gdzie kruk koœci nie zanosi. Opowiedzia³ hobbitowi dziwn¹ legendк, kr¹¿¹c¹ wœrуd Morskiego Ludu. Podobno starszy syn ostatniego Namiestnika Gondoru, Denethora, Boromir, ktуry zgin¹³ w potyczce z orkami przy Parth Galen, pozostawi³ po sobie potomstwo. Boromir mia³ syna z prost¹, ubog¹ dziewczyn¹ ukrywa³ go przed surowym Denethorem, obawiaj¹c siк jego gniewu. A po zwyciкstwie w Wojnie o Pierœcieс m³odzieniec, syn Boromira, zjawi³ siк u Wielkiego Krуla Elessara i dosz³o miкdzy nimi - nie wiadomo dlaczego - do k³уtni. Wnuk Denethora opuœci³ Minas Tirith - mo¿e zosta³ wygnany, a mo¿e nie chcia³ uznaж w³adzy nowego krуla; jednym s³owem poczu³ siк obra¿ony i jakoby z³o¿y³ straszliw¹ przysiкgк, ¿e siк zemœci... Opowieœж ta najpierw ma³o zainteresowa³a hobbita. Co te¿ ludzie plot¹! Jednak¿e zapamiкta³ j¹ i postanowi³ przy okazji opowiedzieж Radagastowi i zapytaж go o zdanie... Dni mija³y i Folko przywyk³ do stale otaczaj¹cego ich niebieskiego przestworza, stawa³ przy burcie i wpatruj¹c siк w spienion¹ przy dziobie wodк, rozpamiкtywa³ wydarzenia ostatnich miesiкcy. Co osi¹gnкli i co powinni jeszcze zrobiж? Ile jeszcze czeka ich podrу¿y? Zgubili œlady „Pana” orkуw; chyba pope³nili b³¹d, wychodz¹c z Morii bez wyjaœnienia, kim jest, trzeba by³o za wszelk¹ cenк schwytaж jeszcze kilku orkуw i za pomoc¹ Pierœcienia wydobyж od nich prawdк. Zamiast tego poleŸli na dу³ i oto Hornborin zasn¹³ wiecznym snem pod ciк¿k¹ p³yt¹ w Sto Jedenastej Sali, a Dorin z Pierœcieniem zbiera pewnie teraz oddzia³y na ¯elaznych Wzgуrzach... Wiele ciekawego powiedzia³a Wie¿a Orthank, ale jak wykorzystaж tк wiedzк? Do Annuminas chyba dotr¹, lecz co dalej? Pod burt¹ falowa³a stale burz¹ca siк bia³¹ pian¹ woda; Hobbit, wpatruj¹c siк w ni¹, nieoczekiwanie przypomnia³ sobie niedawne widzenie przy niebieskim kwiatku, i nagle poczu³ siк tak, jakby go ktoœ ugodzi³ sztyletem: Torin by³ stary... A to znaczy, ¿e bкd¹ siк tu³aж jeszcze przez wiele lat... Czy wiкc s¹dzony jest mu w ogуle powrуt do ojczyzny? Czy¿by mia³ spкdziж ca³e ¿ycie na niekoсcz¹cej siк wкdrуwce? I nie wahaj¹c siк ani chwili, zada³ to samo pytanie Torinowi, gdy zeszli pod krуtki dziobowy pok³ad, by zjeœж obiad. - Ja wiem tylko jedno, bкdziemy siк tu³aж tyle, ile trzeba -odpowiedzia³ krasnolud. - A ile trzeba? Dok¹d siк udamy z Annuminas? Nie zaszkodzi³oby, gdybym wpad³ do domu... Dawno mnie tam nie widzieli... - Trzeba bкdzie tyle, ile bкdzie trzeba, by schwytaж tego „Pana” i skoсczyж z nowym zagro¿eniem - wzruszy³ ramionami Torin. - Z Annuminas pewnie wyruszymy do Angmaru. Malec zakrztusi³ siк, a Folko ledwo usiedzia³ na ³awce. Ta nazwa powia³a naс dawno ju¿ zapomnianym ch³odem i koszmarem o¿ywionych Mogilnikуw. Patrz¹c na ich wytrzeszczone oczy, Torin uœmiechn¹³ siк leciutko i kontynuowa³: - A gdzie jeszcze trzeba szukaж tych, co pragn¹ zmieniж uk³ad si³ w Œrуdziemiu? Jeœli zobaczymy w Angmarze herb, trуjzкbn¹ czarn¹ koronк, uwa¿ajcie, ¿e sprawa zosta³a niemal zakoсczona. - A... a potem? - wydusi³ z siebie Folko. - Potem bкdzie wojna - rzuci³ twardo Torin. - Czas zrozumieж powi¹zania, Folko. Z³o znowu znalaz³o sobie miejsce u podnу¿a gуr Angmaru! Im wczeœniej wypalimy to gniazdo do szczкtu, tym lepiej. Ale co tu gadaж? Na razie musimy dostaж siк do pу³nocnej stolicy, gdzie czekaj¹ na nas przyjaciele, a mo¿e i od Dorina dotr¹ jakieœ wieœci? Tymczasem minк³o dziesiкж dni, o ktуrych mуwi³ Farnak, i dok³adnie w wyznaczonym czasie jego „smok”, pomagaj¹c sobie wios³ami, zakotwiczy³ w ujœciu Brandywiny, gdzie znajdowa³a siк du¿a przystaс okrкtуw Morskiego Ludu. Folko nawet nie podejrzewa³, ¿e owa rzeka, spokojnie p³yn¹ca pod oknami jego domu, mo¿e rozlaж siк tak szeroko, nios¹c na swych wodach tak wiele i tak rу¿nych statkуw. Tu przywiezione z Po³udnia towary, przeniesione z ³adowni na grzbiety mu³уw, na skrzypi¹ce wozy d³ugich kupieckich taborуw, rusza³y w niezbyt odleg³¹ drogк w granicach Arnoru. Spotyka³o siк rуwnie¿ mnуstwo barek, sp³awiaj¹cych towary po rzekach, barek podobnych do tej, ktуr¹ przyjaciele p³ynкli po Isenie. Folko dowiedzia³ siк, ¿e na po³udnie od granic jego ojczystej, zamkniкtej dla ludzi Hobbitanii, na przeprawie przez Brandywinк, gdzie zaczynaj¹ca siк w Delwing droga przecina rzekк, rуwnie¿ znajduje siк du¿y oœrodek prze³adunku towarуw, z ktуrego korzysta wielu. Nadesz³a pora po¿egnania z Farnakiem i jego za³og¹. Folko, Torin, Malec i Hjarridi postanowili zajœж do tawerny i przep³ukaж gard³o po d³ugiej wкdrуwce. Szli brzegiem rzeki, przebijaj¹c siк przez pstry t³um Eldringуw i z szacunkiem omijali posкpne arnorskie patrole, stoj¹ce na ka¿dym skrzy¿owaniu. Przyjaciele zwrуcili uwagк na niezwykle d³ugi, w¹ski okrкt, b³yskawicznie dobijaj¹cy do brzegu si³¹ dwunastu par wiose³. Jego ostry, zadarty wysoko dziуb zdobi³ wizerunek g³owy nieznanego hobbitowi zwierza z dwoma d³ugimi, wystaj¹cymi z paszczy k³ami: przyspieszony mocnymi uderzeniami wiose³, okrкt szybko siк zbli¿a³. Na maszcie trzepota³a czarno-czerwona flaga. Hjarridi gwizdn¹³ zdziwiony. - A to ci historia! Sam Skilludr, klnк siк na oko burzy! Zuchwalec! Z okrкtu ju¿ rzucano cumy, a po chwili z pok³adu na przystaс, nie czekaj¹c na u³o¿enie pomostуw, zaczкli wyskakiwaж ludzie. Skierowa³o siк do nich kilku stra¿nikуw, id¹cy na czele jasnow³osy mк¿czyzna coœ powiedzia³ stra¿nikom, a gdy jeden z arnorskich ¿o³nierzy zagrodzi³ mu drogк, ten wskaza³ na g³adŸ rzeki, po ktуrej zbli¿a³o siк do przystani i przybija³o do burty pierwszego okrкtu piкж czy szeœж nowych „smokуw”. Zmieszany stra¿nik zszed³ mu z drogi i przywуdca spokojnie ruszy³ dalej. Za nim poszli jego ludzie, arnorscy ¿o³nierze zaœ pospiesznie rozeszli siк, zostawiaj¹c tylko dwуch obserwatorуw. - Kim on jest? - zapyta³ hobbit Hjarridiego, wskazuj¹c ruchem g³owy na oddalaj¹cego siк jasnow³osego wodza Eldringуw. - O! Skilludr to potкga! - oœwiadczy³ powa¿nie i z szacunkiem pomocnik Farnaka. - Jest sam sobie krуlem i nie potrzebuje praw ani umуw. S³u¿y mu osiemset mieczy! I to jakich! Nie to, co ci arnorscy brzuchacze. Nie zawar³ pokoju z Krуlestwem, ale jest na tyle silny, ¿e w otwartym boju nie mo¿na go pokonaж, a na Morzu nie da siк doœcign¹ж... Jednak¿e nie s³ysza³em, ¿eby by³ szczegуlnie okrutny, nie, on nawet nie walczy, po prostu ¿yje sobie, jak sam chce. Ale zdarza siк, ¿e ³upi okrкty Gondoru. - No to jak siк odwa¿y³ przybyж tutaj?! Mog¹ go pojmaж? - Czy nie us³ysza³eœ, ile ma mieczy? Sprуbuj go ruszyж! Z tego miasta nawet popiу³ nie zostanie! Poza tym dowуdcy arnorskich pancernych wiedz¹, ¿e my, pozostali Eldringowie, ktуrzy zawarli pokуj, nie pomagamy Skilludrowi; jesteœmy wierni swemu s³owu, ale te¿ nie zamierzamy siк biж po stronie Arnoru, wiкc bкd¹ musieli poradziж sobie sami! A do tego nie s¹ zdolni... Hej! Co jest? Jego okrzyk dotyczy³ hobbita, ktуry zamar³ nagle z rozdziawionymi ustami. Na przystaс wychodzili coraz to nowi ludzie Skilludra, i nagle mignк³a wœrуd nich znajoma smag³a twarz. Folko nie zapomnia³ jej i nie pomyli³by z ¿adn¹ inn¹. To by³ cz³owiek, ktуry podarowa³ mu monetк Terwina! Torin, s³ysz¹c to, natychmiast chwyci³ za topуr i rzuci³ przez zкby, ¿e mo¿e sobie w³уczкga mieж nawet osiemdziesi¹t tysiкcy mieczy, ale on chce porozmawiaж z tym typem. Niewtajemniczony w ca³¹ historiк Hjarridi zacz¹³ ich ostrzegaж; hobbit w dwуch zdaniach wprowadzi³ go w sedno sprawy. Pomocnik sternika wzruszy³ ramionami. - Sk¹d mуg³ wzi¹ж tк rzecz, czcigodny Torinie? My nie bywamy w g³кbi cudzych ziem, a twуj druh raczej nie by³ na wybrze¿u. Byж mo¿e moneta zmieni³a kilku w³aœcicieli, zanim wpad³a w rкce tego ostatniego? - W takim razie chcк wiedzieж, od kogo j¹ otrzyma³! - upiera³ siк Torin. Nie trac¹c z oczu zapamiкtanego przez hobbita marynarza, pospieszyli œladem t³umu ¿o³nierzy Skilludra. Niespodziewanie dwudziestu z nich skrкci³o do nierzucaj¹cej siк w oczy piwiarenki; przyjaciele poszli za nimi. W piwniczce by³o sporo ludzi, panowa³ gwar i wisia³y k³кby dymu. Miкdzy potк¿nymi sto³ami snu³a siк podejrzanie gorliwa s³u¿ba, roznosz¹c tace z pieni¹cym siк w kuflach piwem, a na ³awkach rozsiedli siк wywrzaskuj¹cy pieœni, r¿n¹cy w koœci, k³уc¹cy siк i handluj¹cy ha³aœliwi morscy ¿o³nierze. Ludzi Skilludra przywita³ przeci¹g³y chуralny ryk, wielu obejmowa³o siк, widocznie spotykali siк tu starzy znajomi. Nowo przybyli - w odrу¿nieniu od reszty klienteli - zachowywali siк mniej swobodnie. Hobbit, krasnoludy i Hjarridi usiedli w k¹cie. Pomocnik sternika nie przestawa³ mruczeж niezadowolony i wyraŸnie niechкtnie odpowiedzia³ na pytanie Folka, sk¹d pochodzi ten cz³owiek, ktуry pochwali³ jego potrawy. - Jeszcze bardziej na po³udnie od naszych po³udniowych granic... Jest tam taki lud, najzuchwalsi z nich czкsto przychodz¹ do nas... - Idк - wyrywa³ siк Torin, ale Folko powstrzyma³ go. - Lepiej ja go zapytam - przytrzyma³ za rкkaw przyjaciela. Przedostawszy siк miкdzy rzкdami sto³уw i ³aw, hobbit ostro¿nie dotkn¹³ ramienia mк¿czyzny. Ten odwrуci³ siк natychmiast, w jego spojrzeniu pojawi³a siк najpierw czujnoœж, a potem zaskoczenie. Folko uprzejmie siк przywita³ i powiedzia³, ¿e ma kilka s³уw do czcigodnego... - Klnк siк na Wielk¹ Wodк - przerwa³ mu mк¿czyzna ze œmiechem - przecie¿ to ten sam ma³y, ktуry tak wspaniale nakarmi³ nas w pу³nocnej stolicy! Jakie wiatry ciк tu przywia³y? Zmieni³eœ gospodarza? - Nie, to nie tak, czcigodny, wybacz, nie znam twego imienia - ci¹gn¹³ wci¹¿ uprzejmie Folko. - Ale, jeœli pozwolisz, chcia³bym zapytaж... - Sk¹d to wzi¹³eœ?! - rykn¹³ nagle Torin, ktуry podkrad³ siк niezauwa¿alnie i oczywiœcie, zepsu³ ca³¹ sprawк. Uœmiech znikn¹³ z twarzy mк¿czyzny, nieznajomy nawet nie popatrzy³ na wyci¹gniкt¹ d³oс z le¿¹c¹ na niej nieszczкsn¹ monet¹. - A kim ty jesteœ, ¿ebym mia³ ci siк opowiadaж? - Zmierzy³ krasnoluda spojrzeniem. - Kimkolwiek jestem - rycza³ Torin, odtr¹caj¹c rкkк usi³uj¹cego go odci¹gn¹ж hobbita - chcк wiedzieж, i przysiкgam na Brodк Durina, ¿e dowiem siк, sk¹d masz to, co podarowa³em swemu przyjacielowi przy rozstaniu! A jeœli twoja odpowiedŸ mnie nie zadowoli, klnк siк, ¿e policzк siк z tob¹ za Terwina! Eldring wys³ucha³ wzburzonego krasnoluda, uœmiechn¹³ siк krzywo, potem bez poœpiechu, cicho i wyraŸnie rzuci³ mu w twarz s³owa, po ktуrych Folko os³upia³, a Torin spurpurowia³ tak, jakby w jego wnкtrzu rozpalono wielki ogieс. W nastкpnej chwili topуr krasnoluda z sykiem przeci¹³ powietrze przed nosem mк¿czyzny. Doko³a rozleg³y siк wrzaski, gwizdy i zachкty: - Œwietna para, klnк siк na Morskiego Ojca! - Hej, zrуbcie im miejsce! Miejsce! Mi³oœnicy takich widowisk momentalnie rozsunкli sto³y, tworz¹c arenк. Nikt nie prуbowa³ uspokoiж przeciwnikуw, nawet gospodarz. Ostatnia nadzieja Folka, Hjarridi, gdzieœ znikn¹³. Przeciwnicy zbli¿ali siк do siebie. Obaj byli bez kolczug i he³mуw, w rкku Eldringa po³yskiwa³ d³ugi, prosty miecz. Torin par³ do przodu z toporem przed sob¹. Sk¹dœ z tylnych rzкdуw wypad³ Malec z obna¿onymi klingami, ale od razu zwali³a siк naс ca³a gromada i ktoœ rozs¹dnie powiedzia³ do ledwie dysz¹cego ma³ego krasnoluda: - Walka jest uczciwa i na odpowiedni¹ broс. Co to, porz¹dku nie znasz? Mo¿esz pozwaж kogoœ sam albo bкdziesz walczy³, gdy twуj kompan przegra. - Co tu siк dzieje? - zagrzmia³ nagle czyjœ niski i powa¿ny g³os. Dochodzi³ od strony niewidocznych dla hobbita drzwi. - Gront! Rozpychaj¹c pospiesznie ludzi, ktуrzy sk³adali pe³ne szacunku uk³ony, ku przeciwnikom zamaszyœcie kroczy³ sam Skilludr w prostej skуrzanej kurtce, z d³ugim mieczem przy pasie. Zza jego plecуw wychyla³a siк zaniepokojona twarz Hjarridiego. Przeciwnik Torina natychmiast opuœci³ miecz. - Co tu siк sta³o? - zapyta³ Skilludr, obrzucaj¹c lodowatym spojrzeniem miejsce zajœcia. Gront pochyli³ g³owк, roz³o¿y³ rкce w geœcie przyznania do winy. - Nic szczegуlnego, mуj panie - powiedzia³. - Ten czcigodny krasnolud postanowi³ sprawdziж moc mojego miecza. - Na przysz³oœж wiedz, ¿e stal krasnoludуw jest lepsza - rzuci³ Skilludr ch³odno. - Opowiadaj! - poleci³, zwracaj¹c siк do Torina. Ten zacz¹³ sapaж ze z³oœci¹, ale opanowa³ siк i zacz¹³ mуwiж. Gdy skoсczy³, twarz przywуdcy Eldringуw nie wyra¿a³a ¿adnych uczuж. - Rozumiem ciк - zwrуci³ siк do krasnoluda. - Ale muszк ci od razu powiedzieж, ¿e szukasz nie tam, gdzie trzeba. Klnк siк na Wieczne Morze, ¿e moi ludzie nie zabili twego przyjaciela. Tк rzecz Gront otrzyma³ za odwagк, a gdzie i od kogo, to inna sprawa. Nie podajemy pierwszemu lepszemu imion ludzi, ktуrzy robi¹ z nami interesy. Bкdziesz musia³ siк zadowoliж moj¹ odpowiedzi¹ lub cу¿! - wyprуbuj los. Ale siedz¹cy tu wiedz¹ - zrobi³ kolisty ruch rкk¹ -¿e w swoim ¿yciu Skilludr ani razu nie sk³ama³. Nawet wrogowi. Odwrуci³ siк i w milczeniu skierowa³ do drzwi. Ludzie schodzili mu z drogi. Gront ruszy³ za nim, ale zaraz zatrzyma³ siк i przywo³a³ do siebie hobbita. - Naprawdк jestem niewinny - powiedzia³ cicho wprost do ucha Folka. - Twуj przyjaciel jest zbyt porywczy i dobrze by by³o trochк go utemperowaж, ale niech bкdzie, na pami¹tkк naszego mi³ego spotkania przeka¿ mu, ¿e tк rzecz da³ mi pewien... ze wschodu, z ktуrym razem chadzaliœmy... niewa¿ne, dok¹d i po co. No, to jak. Bкdziemy siк bili? - zapyta³ g³oœno, zwracaj¹c siк do Torina. - Nie zabi³em twego przyjaciela, przysiкgam! Sprawdziж mnie i tak nie mo¿esz, wiкc decyduj: wierzysz mi czy nie. Odwrуci³ siк i spokojnie zacz¹³ rozmawiaж z ktуrymœ ze swych towarzyszy. Torin splun¹³ ze z³oœci¹ i podszed³ bli¿ej. - Ale powiedz mi, proszк - wykrztusi³ z trudem - od kogo j¹ otrzyma³eœ? Czy gdyby tobie to siк przydarzy³o, nie chcia³byœ pomœciж przyjaciela? - Powiedzia³em ju¿ twojemu druhowi wszystko, co mog³em - odpar³ spokojnie Gront. - Mogк powtуrzyж: to by³ wielki wуdz... ze wschodu. Ale nawet to nic nie znaczy, on mуg³ przecie¿ otrzymaж monetк z jeszcze innych r¹k... Z tymi s³owy odwrуci³ siк i szybko znikn¹³ w t³umie. Do krasnoluda i hobbita podszed³ Hjarridi. - Aleœcie wymyœlili! - powiedzia³ z przygan¹. - Dobrze, ¿e sam Skilludr odnalaz³ siк nieopodal, musia³em mu siк pok³oniж, inaczej por¹baliby was na kawa³ki. Tutaj to zwyczajna sprawa. Nadszed³ czas rozstania. Przyjaciele spakowali swoje wyraŸnie chudsze worki, za³adowali je na grzbiety kupionych tu kucуw, po czym, zap³aciwszy i po¿egnawszy siк z Farnakiem, ruszyli przez g³уwn¹ ulicк miasta, ktуra stopniowo przechodzi³a w ubit¹ drogк. Domy skoсczy³y siк, ale wzd³u¿ brzegu rzeki ci¹gnк³y siк jeszcze przystanie. Walcz¹c z pr¹dem w gуrк nurtu, p³yn¹³ jeden z d³ugich „smokуw”. Przyjaciele rozpoznali, ¿e nale¿y do Skilludra; jego ¿agle zdobi³ wizerunek morskiej mewy, a z okrкtu p³ynк³a pieœс: Pod wieczornymi gwiazdami, W cichym ¿agli ³opocie, Skuszeni obcymi brzegami Myœlimy o losu g³upocie! Hej, marynarze i w³уczykije! Stal naszych mieczy i stal pancerzy, Z czerni i ognia sztandary siк wij¹... Czy ktoœ w bogate kraje nie wierzy?! Pod wieczornymi gwiazdami, Po œcie¿ce ze srebra czystego, Idziemy na spotkanie z wrogami W dym ogniska krwawego. Wywrуcone w wodzie niebo Kusi nas bliskoœci¹ sw¹, Sypi¹c nam okruchy chleba W g³кbin mroczn¹ toс. Pod wieczornymi gwiazdami, Kiedy srebrna woda lœni, Dra¿ni nas d³ugimi wieczorami Odbity w wodzie nieba b³ysk. Droga gwa³townie skrкci³a w prawo, omijaj¹c przybrze¿ne wzgуrza, i œpiew ucich³.

9 ANGMARSKI WIATR Postanowili nie kusiж losu i do³¹czyli do du¿ego kupieckiego obozu, ktуry kierowa³ siк do Annuminas. Lato minк³o, nadszed³ wrzesieс, zaczerwieni³y siк olszyny, dr¿a³y na wietrze nagie ga³кzie brzуz, nad goœciсcem kr¹¿y³y opad³e liœcie. Pi¹tego dnia karawana bez ¿adnych przygуd osi¹gnк³a Sarn Ford, gdzie zaczyna³a siк stara droga prowadz¹ca do Wie¿owych Wzgуrz, znajduj¹cych siк za zachodnimi granicami Hobbitanii; dla Folka by³a to droga do domu. Sta³ na poboczu szerokiej drogi, pozostawiwszy krasnoludуw, by nadrobili braki w piwie w najbli¿szej karczmie; patrzy³ na pу³nocny zachуd, w stronк, gdzie droga ginк³a w szarej mgle, jakby zlewaj¹c siк z horyzontem, zaci¹gniкtym niskimi zwartymi chmurami. Z pу³nocy wia³o, hobbit wzdrygn¹³ siк i szczelniej zawin¹³ w wys³u¿ony p³aszcz podrу¿ny. Dopiero tutaj, znalaz³szy siк niedaleko od domu, nagle zrozumia³, ¿e dojad³y mu te wszystkie niemaj¹ce koсca i chyba sensu tu³aczki. Na pustym skrzy¿owaniu czu³ siк nieprzyjemnie, doko³a le¿a³y obce ziemie. Co on tu robi? Ju¿ nie chcia³ wкdrowaж ani do Annuminas, ani tym bardziej do Angmaru; pora by³a wracaж do ojczyzny. Tam ju¿ zwo¿¹ do spichlerzy rzepк i brukiew, marchew i kapustк, wybieraj¹c najlepsze okazy na paŸdziernikowy jarmark; wujaszek Paladyn bez przerwy miota siк w tк i z powrotem po dziedziсcu, obsztorcowuj¹c leniwych m³odych hobbitуw, a pod du¿ym piwnym kot³em ju¿ rozpalany jest ogieс; wybrany jкczmieс czeka, i otwierane s¹ szafy ze œwi¹tecznymi naczyniami, a w kuchni bulgocze i prycha ze dwadzieœcia garnkуw; cioteczka dyryguje swoimi ruchliwymi synowymi, a na zboczu nad rzek¹ jego przyjaciele - Rorimak i Berilak, Saradok i Gorbulas, Mnogorad i Otto, Fredegar i Toddo - poжwicz¹ strzelanie z ³uku do rozstawionych wielokolorowych tarcz, Fredegar zaraz wytoczy brzuchaty anta³ek piwa; wieczorem zaœ bкd¹ taсce, z kurzu wycierane s¹ tr¹by i bкbny; latem, podczas ¿niw, nie ma czasu na zabawк... Och, jak ci¹gnie do domu! I niespodziewanie rw¹cy bуl w sercu zmusi³ go do podjкcia decyzji: niech krasnoludy myœl¹ sobie o nim co chc¹, musi wpaœж do Bucklandu, zanim - byж mo¿e! - ruszy znуw na tu³aczkк. Musi siк przespaж pod w³asnym dachem, pokazaж rodzinie i przyjacio³om... Zobaczyж Milicentк... Co siк z ni¹ dzieje, co u niej, a najwa¿niejsze, z kim teraz jest? Mo¿e ju¿ dawno wysz³a za m¹¿... Hobbit odwrуci³ siк i zacz¹³ oddalaж od mostu, maszeruj¹c po wy³o¿onej balami drodze do zajazdu, w ktуrym siк zatrzymali. Min¹³ plac targowy, rozbrzmiewaj¹cy gwarem sprzedaj¹cych i kupuj¹cych; oto i brama, oto poci¹gaj¹cy piwko przyjaciele... I jak im powiedzieж, ¿e drogi, dotychczas wspуlne, siк rozchodz¹? Folko nie zdecydowa³ siк i od³o¿y³ rozmowк do jutra. Reszta dnia minк³a na s³odkim nierуbstwie. Pod wieczуr z zasnuwaj¹cych ca³e niebo szarych chmur zaczк³a przenikaж drobna m¿awka. Hobbit siedzia³ przy kominku, i nie wiadomo dlaczego, robi³o mu siк coraz smutniej. Przeczuwa³, ¿e nieprкdko ujrzy kochany Buckland; w pl¹saj¹cych p³omykach nagle zobaczy³ gorej¹ce mury jakiegoœ miasta i zimna ¿mija, zwiastunka nieszczкœcia, wpe³z³a do duszy. Krasnoludy chrapa³y beztrosko, a on ci¹gle siedzia³, dorzucaj¹c drew do ognia, jakby ba³ siк ciemnoœci. Z³owieszczo wy³ gdzieœ na strychu wiatr; ga³¹zka rosn¹cej na podwуrzu jab³oni niczym sucha rкka drapa³a w szybк okna. Coœ skrzypia³o i wierci³o siк w k¹tach, trzaska³a niedomkniкta okiennica; we wszystkich tych zwyczajnych odg³osach du¿ego domu hobbit s³ysza³ oznaki zbli¿ania siк jakiejœ niedobrej, nienawidz¹cej wszystkiego co ¿ywe si³y, pospiesznie wiкc naci¹gn¹³ koc na g³owк i - zupe³nie nieoczekiwanie - niemal natychmiast zapad³ w sen. ...Sen to by³ czy jawa? Z szarej mg³y nagle wy³oni³a siк wysoka szczup³a postaж cz³owieka z ogromnym puchaczem na ramieniu. Folko pozna³ Radagasta. - W koсcu ciк odnalaz³em - powiedzia³ zaniepokojony. - Nie mam ju¿ tyle si³, czasu ma³o... Pos³uchaj! Przysz³o nieszczкœcie, sk¹d go oczekiwa³em. Angmar siк zbuntowa³! Pospiesz siк, jesteœ mi potrzebny na pу³nocy. Czekam na ciebie w Przygуrzu. Spiesz siк... Fale rozko³ysanej szarej mg³y wch³onк³y postaж Radagasta i hobbit, zlany zimnym potem, poderwa³ siк na twardym ³o¿u, wpatruj¹c siк w ciemnoœж. Co to by³o? Dziwaczny sen czy ostrze¿enie... Czy¿by Torin mia³ racjк? Czy¿by wojna? Dopiero teraz poczu³ lodowaty oddech strasznego s³owa. Wojna! Co siк stanie z jego Bucklandem? Z Hobbitani¹? Nale¿y uprzedziж, trzeba pos³aж wiadomoœж! Zacz¹³ rozpaczliwie szarpaж spokojnie œpi¹cego Torina. Rozespany krasnolud nie od razu poj¹³, czego chce Folko, a zrozumiawszy, usiad³ i szeroko rozdziawi³ usta. - Wo³a³ mnie do Przygуrza... Ale co z moimi rodakami? -Hobbit przygryz³ wargi a¿ do krwi. - Poczekaj - rzuci³ Torin ponurym tonem, wœciekle skrкcaj¹c sobie w³osy brody. - Jesteœ pewien, ¿e to ci siк nie przyœni³o? - Folko roz³o¿y³ bezradnie rкce. - Och, te twoje sny, niech mnie Durin natchnie!... Co mo¿emy zrobiж? - Przysun¹³ siк do okna. -Noc niby jasna, drogк widaж... BudŸ Ma³ego, a ja zajmк siк kucami... Obudziж Malca nie by³o ³atwo, w koсcu ocuci³o go zimne, nocne powietrze, gdy zosta³ wypchniкty na podwуrze. Pyzaty ksiк¿yc dawa³ wystarczaj¹co du¿o œwiat³a. Po pustej drodze trуjka przyjaciу³ spieszy³a ku dalekiemu czarnemu horyzontowi, gdzie niebo zlewa³o siк z rуwnie czarn¹ ziemi¹. Ranek, zimny, ciemny, powita³ ich jakieœ dobre dwadzieœcia cztery mile na pу³nocny wschуd od Sarn Fordu. W dzieс ziemie te wydawa³y siк bardzo przyjazne. Odpoczywaj¹c po nocnym wyœcigu, przyjaciele poci¹gali piwo w przydro¿nej karczmie. Pia³y ostatnie z obudzonych kogutуw, dopiero co przesz³o stado pкdzone na ³¹kк. Zaspany gospodarz poda³ im pe³ne kufle. Karczma sta³a na skraju wsi, dlatego pierwsi us³yszeli wœciek³y tкtent kopyt na prowadz¹cej od Przygуrza drodze. Folko poczu³ skurcz serca. Kto mo¿e bezlitoœnie gnaж konia o tak wczesnej porze? Wkrуtce siк dowiedzia³. Przy p³ocie wi¹za³ spienionego konia ledwo trzymaj¹cy siк na nogach jeŸdziec. Jego bia³o-niebieski p³aszcz zachlapany by³ b³otem, spod odsuniкtej na ty³ g³owy czapki wysuwa³y siк mokre od potu w³osy. - Hej, jest tu kto? - rozleg³ siк zachrypniкty g³os jeŸdŸca. Wyskoczy³ gospodarz. - BudŸ ludzi! - rzuci³ w³adczo przyby³y. -I szybciej, szybciej siк ruszaj! Nie mam czasu czekaж, przed wieczorem muszк byж w Sarn Fordzie. - Ale co jest, co siк dzieje? - mamrota³ gospodarz, z szacunkiem i strachem gapi¹c siк na ¿o³nierza. - Co siк dzieje?! - rykn¹³ tamten, na chwilк przestaj¹c siorbaж przyniesione przez ober¿ystк piwo. - A to, ¿e wy wszyscy wieœniacy macie siк ukryж w lasach wraz z ca³ym dobytkiem, i nie wracaж, pуki siк wam nie pozwoli. Jasne?! Dawaj piwa jeszcze... - Po co... Przed kim mamy siк chowaж? - zadygota³ ober¿ysta. - Przed kim? Nie musisz wiedzieж - rzuci³ ponuro ¿o³nierz. -Wojsko wyrusza na wyprawк, przez jakiœ czas nie bкdziecie mieli ochrony... Wiele mo¿e siк zdarzyж... Doœж tych pytaс! - rzuci³ gwa³townie, k³ad¹c kres rozmowie. - Wszystko, co nale¿y wiedzieж, ju¿ wiesz, teraz powtуrzк to ludziom... Nu¿e! BudŸ wszystkich! Odwrуci³ siк i ciк¿ko st¹paj¹c wszed³ do ober¿y; niemal upad³ na ³awк. Potykaj¹c siк jak œlepiec, karczmarz popкdzi³ do najbli¿szego domu i zacz¹³ rozpaczliwie waliж we wrota. Zaszczeka³ pies, potem rozleg³y siк niewyraŸne g³osy... Tymczasem Torin ostro¿nie dotkn¹³ goсca za ramiк. - Wybacz, czcigodny, pуki nie ma tu nikogo innego, powiedz nam, o co chodzi. Jeœli nie mo¿esz mуwiж, przynajmniej skiс g³ow¹. Wojna? - I Torin na chwilк zamar³, z trudem wypowiedziawszy to s³owo. - Wojna z Angmarem? ¯o³nierz drgn¹³ i popatrzy³ ze zdziwieniem na krasnoluda; Folkowi wydawa³o siк, ¿e wszystko dooko³a zaczyna wirowaж. Goniec, ciк¿ko westchn¹wszy, pochyli³ g³owк, a Torin ci¹gn¹³: - Od dawna dociera³y do nas niepokoj¹ce wieœci, wiкc nietrudno by³o siк domyœliж... Ale ca³a nasza trуjka chce walczyж z wrogami Arnoru. Dok¹d trzeba iœж? Gdzie siк zbiera ruszenie? I jeszcze jedno, czy krasnoludy id¹ z wami? - Co to za pytania, czcigodny? - Goniec nachmurzy³ siк i podejrzanie zerkn¹³ na Folka. - O niczym takim nie wiem! Z ulicy doszed³ gwar zaniepokojonych g³osуw, ¿o³nierz podniуs³ siк i wyszed³, jeszcze raz obrzuciwszy Torina nieufnym i czujnym spojrzeniem. - Prкdzej, prкdzej do Przygуrza. - Tylko tyle zdo³a³ wykrztusiж Folko. Nie szczкdzili siebie ani kucуw i trzy dni pуŸniej znaleŸli siк w Przygуrzu. Hobbit na zawsze zapamiкta³ opustosza³e wsie - ludzie uciekali, gdzie kto mуg³, nikt niczego nie zrozumia³, ale wywozili wszystko, co siк da³o. Przyjaciele nocowali w porzuconych zajazdach. Przed wieczorem Folko ledwo sta³ na nogach; szybko zasn¹³ i nic mu siк nie œni³o. - Nie rozumiem - wycedzi³ przez zкby Torin, widz¹c, jak kilka wozуw z dobytkiem zmierza w stronк pobliskiego lasu. - Dlaczego wszyscy maj¹ siк kryж? Dlaczego nie og³oszono pospolitego ruszenia? Jego pytanie pozosta³o bez odpowiedzi; tylko raz wyprzedzi³ ich spiesz¹cy na pу³noc du¿y oddzia³ arnorskich jeŸdŸcуw; przechyliwszy siк w siodle, dowуdca krzykn¹³ do nich, ¿eby siк pospieszyli z ukryciem. Krasnolud usi³owa³ wypytaж go, co siк w³aœciwie dzieje, ale jeŸdziec tylko machn¹³ rкk¹ i da³ koniowi ostrogi... Przygуrze powita³o ich pustymi domami, na peryferiach pospiesznie spinali wozy dwaj spуŸnieni mieszkaсcy; Folko niechc¹cy pods³ucha³ ich rozmowк: - Co siк dzieje, kumie? Czegoœmy do¿yli? Gdzie teraz siк chowaж, co? I m³yn... Kamienie zdj¹³em, a co z nimi zrobiж? Zakopaж czy jak? Bo ukradn¹, jak ich znam... - Zakopaж! To dobra myœl. Nawet moja ¿ona, choж g³upia jak but, zrozumia³a, ¿e trzeba, i pozakopywa³a wszystkie garnki i uchwyty do nich... - Hej, czcigodni! Co siк tu dzieje? - zawo³a³ Torin. Jednak¿e przygуrzanie nie byli skorzy do rozmowy. Spojrzawszy na b³yszcz¹cy pancerz krasnoluda i na jego d³ugi topуr z posrebrzon¹ rкkojeœci¹, dali drapaka, zapomniawszy nawet o swoich wozach. Przyjaciele ich wo³ali, ale na prу¿no. Wiкksze osiedle wydawa³o siк wymar³e, pozosta³o w nim tylko dwudziestu arnorskich pancernych. Ci d³ugo i szczegу³owo wypytywali przyjaciу³, kim s¹, sk¹d id¹, w koсcu dali im spokуj, skrobnкli coœ na liœcie podrу¿nym i przepuœcili przez stra¿nicк. Przyjaciele pognali wierzchowce G³уwn¹ Ulic¹. - No, gdzie jest ten twуj... - zacz¹³ Torin i zamilk³, widz¹c, ¿e nie wszyscy mieszkaсcy uciekli czy pochowali siк. Obok s³ynnego „Rozbrykanego Kucyka” kilku ludzi i miejscowych hobbitуw wznosi³o obok drzwi barykadк z belek i workуw. Wœrуd nich mignк³a znajoma sylwetka Barlimana, ale nie uda³o siк z nim porozmawiaж, poniewa¿ na œrodek drogi wysz³a wysoka postaж z d³ug¹ czarn¹ lask¹ w d³oni. Przyjaciele poznali j¹ od razu. - Szybciej! - rzuci³ Radagast, wchodz¹c do kramu i zamykaj¹c szczelnie drzwi. Malec cichutko zasiad³ w k¹cie, nawet Torin poczu³ siк onieœmielony; wydawa³o siк, ¿e stoi przed nimi jeden z wielkich magуw przesz³oœci: ramiona Radagasta wyprostowa³y siк, tajemnicza si³a wci¹¿ by³a widoczna w g³кbi jego jedynego oka, rкce ju¿ nie wygl¹da³y jak starcze, a œlady zmarszczek bardziej przypomina³y bojowe blizny m³odego, ale ju¿ doœwiadczonego woja. - S³uchajcie! - Oko Radagasta jakby wnika³o w ich wnкtrza. - Zaczк³a siк wojna. Cztery dni temu przyby³ goniec z Fornostu. Angmar du¿ymi si³ami ruszy³ ku granicom Krуlestwa; maj¹ w sercach ¿¹dzк z³ota i krwi, grabi¹, dlatego wydaje mi siк, ¿e nie bкd¹ wchodziж g³кboko poza rubie¿e, chyba nie dalej ni¿ Fornost. Ale ich przywуdca... Jest w nim jakiœ niejasny dla mnie mrok, ma³o mu z³ota i w³adzy, poza tym prowadzi go jakaœ si³a, ktуrej nie potrafi³em zrozumieж. Musimy to zbadaж za wszelk¹ cenк. - A jak mamy to zrobiж? - Folkowi zacz¹³ pl¹taж siк jкzyk. - Trzeba do³¹czyж do armii krasnoludуw, ktуra idzie na pomoc Namiestnikowi - powiedzia³ Radagast. - Id¹ przez Annuminas do Archedain. Tam wyznaczono miejsce zbiуrki. Namiestnik, jak s¹dzк, uwa¿a, ¿e Angmarczycy waln¹ ³bami w mury Fornostu, a w tym czasie akurat on zd¹¿y. Nie wiem, nie wiem... Tamci poruszaj¹ siк szybko. - Jak to siк sta³o, ¿e a¿ tak ich wyprzedzono? - zapyta³ Torin. - Goniec dotar³ niemal do Sarn Fordu! - Konna sztafeta od samych angmarskich rubie¿y - odpowiedzia³ Radagast. - Namiestnik tego lata te¿ nie prу¿nowa³. Œci¹gn¹³ sporo jazdy do stolicy, wyposa¿y³ odleg³e patrole... A prуcz jazdy Angmarczycy maj¹ te¿ piechotк, a ta ich wstrzymuje. Piechota - uœmiechn¹³ siк smкtnie - w po³owie chyba sk³ada siк ze znanych nam arnorskich rozbуjnikуw. Hraudun stara³ siк nie-nadaremnie... - Hraudun? - zdziwili siк Folko i Torin. - A co myœleliœcie? Po co niby siк pкta³ po krуlestwie i szczu³ wsie przeciwko sobie? Ja sam go œciga³em, mo¿e dlatego nie uczyni³ tylu szkуd, ile by mуg³! Jest chytry i niezwykle zrкczny. A co najwa¿niejsze, wci¹¿ nie wiadomo, sk¹d siк tu wzi¹³! Ale doœж o tym. Musicie siк spieszyж. Hird wyszed³ siedem dni temu i powinien ju¿ byж na miejscu. Nie zwlekajcie! Pancerze, jak widzк, macie mithrilowe! Postarajcie siк poznaж imiк przywуdcy. Dobrze by by³o popatrzeж mu w oczy. Patrzcie wiкc i zapamiкtujcie! Potem spotkamy siк i opowiecie mi. - Dowiedzieж siк, kto dowodzi si³ami wrogуw, nie bкdzie ³atwo - powiedzia³ wolno Torin. - Z hirdu niewiele widaж... Zreszt¹ kto wie, jak pokieruje los? Jeœli nas pokonaj¹? Trudno sobie, oczywiœcie, wyobraziж, ¿e hird zostanie rozbity, ale...? Przez twarz Radagasta przemkn¹³ cieс. - Jak przewidzieж losy wojny? - westchn¹³. - Ale gdyby dosz³o do pora¿ki, umawiamy siк tak: wy nie myœlcie o mnie i postкpujcie tak, jak ka¿e wam sumienie. Angmar w tej chwili nie poradzi sobie z Amorem - ludzie pу³nocy nie maj¹ si³, o nie. Karn Dum nie ma tej potкgi co kiedyœ! Jedn¹ potyczkк mog¹ wygraж, wojnк - nigdy. Namiestnik œci¹gn¹³ niema³e si³y, i du¿o ma w rezerwie. O nie, to jeszcze nie ich czas. Nie wiem, czy w ogуle kiedyœ nastanie. Oby nie nasta³ nigdy! Folko pokiwa³ g³ow¹, usi³uj¹c opanowaж krкpuj¹ce dr¿enie d³oni. - Sprawa jest szczegуlnie trudna - ci¹gn¹³ Radagast. - Obawiam siк, ¿e musimy teraz zapomnieж o Morii... - Ale widzieliœmy tyle i dowiedzieliœmy siк... - zacz¹³ Folko. - O waszych podziemnych przygodach wiem niewiele - powiedzia³ by³y mag. - Wy³у¿ mi tylko to, co najbardziej ciк zaskoczy³o, oraz szczegу³y, ktуrych nie mogli przekazaж s³udzy... Mimo proœby Radagasta Folko mуwi³ d³ugo, mag zaœ czкsto mu przerywa³. Szczegуlnie zainteresowa³ go Olmer i podarowany przezeс magiczny sztylet. Dziwny grymas pojawi³ siк na twarzy maga, gdy wzi¹³ do rкki czarn¹ pochwк: jakby coœ z dni niewyobra¿alnie odleg³ej m³odoœci nieznanymi œcie¿kami trafi³o do tego œwiata, przypominaj¹c mu o dawno minionych i nieznanych nikomu wydarzeniach; a potem zacz¹³ opowiadaж: - Dawno, dawno temu, kiedy œwiat by³ m³ody, a pierwotne si³y nie porzuci³y Œrуdziemia, gdy sam Tom Bombadil dopiero budowa³ swуj dom w sercu dzisiejszej Chronionej Krainy, a Olorin i Ajwendil razem wкdrowali po szarych wodach Hanlaru, kiedy dopiero tworzy³a siк Gwiezdna Przystaс, wtedy daleko na zachodzie, w dziœ poch³oniкtym przez wody piкknym Beleriandzie, mieszka³ Pierwszy S³uga Wilczego P³omienia Arnoru, ktуrego imiк nie mo¿e tu byж wymienione. By³ sam sobie panem, ¿y³ dla siebie i nie s³u¿y³ nikomu oprуcz wiecznego s³onecznego œwiat³a. Mуg³ niemal wszystko, ale wykonawszy swoje obowi¹zki, nie zechcia³ porzuciж Œrуdziemia wraz ze Stra¿nikami Wody, Powietrza, Kamienia, Ognia i innymi. Jego wiedza nie mia³a granic; wielcy w³adcy elfуw Pierwszego Wieku, Tingol Szary P³aszcz i Turgon Gondoliсski - byli jego uczniami. Pewnego dnia przyszli do niego Ajwendil i Olorin, mag nie powiedzia³ po co, i wœrуd wielu innych przyby³ych - kogo on ma na myœli, zastanawia³ siк Folko - spotkali Berdrada Niebieskiego, ktуry ¿y³ daleko na wschodzie Œrуdziemia, gwiazda i œwiat³o budz¹cych siк Œmiertelnych, o ktуrych tu, na zachodzie, w tych dniach, nikt jeszcze nie s³ysza³. W jakimœ celu Berdrad, w³adaj¹cy prуcz tego gуrskimi ¿y³ami, stworzy³ wiele zadziwiaj¹cych i obdarzonych cudownymi w³aœciwoœciami i mocami kamieni szlachetnych. Historia tych kamieni to oddzielna i d³uga opowieœж, ale wœrуd nich znajdowa³ siк rуwnie¿ krzy¿ownik, czy te¿ w jкzyku elfуw telruddar, Zwi¹zana Gwiazda. Niebieski ukry³ w nich swoje tajemne zaklкcia, ktуre pomaga³y pokonywaж mroczne czary s³ug W³adcy Ciemnoœci. Niebieski, jak siк dowiedzia³em od Pierwszego S³ugi, mia³ uczniуw z rodu pierwszych elfуw wschodnich ziem, nawet nie tych, od ktуrych wywodzi³ siк rуd elfуw Z³otego Lasu i Mrocznej Puszczy, tylko jeszcze innego rodu, Avari - Niechcianych; tych, ktуrzy zostali w pierwotnej ojczyŸnie elfуw daleko na wschodzie Œrуdziemia. Uczniowie Niebieskiego rуwnie¿ tworzyli „kamienie mocy”. Potem ich czкœж nieznanymi drogami trafi³a w rкce pewnego dziwnego plemienia Czarnych Krasnoludуw, niebкd¹cych potomkami Durina, a plemiк to dawno zniknк³o w pomroce dziejуw. Wykonana przez nich broс ceniona by³a na wagк mithrilu w dniach Pierwszego Wieku. W rкkojeœci swoich mieczy i sztyletуw wprawiali „kamienie mocy”, ktуre dawa³y klingom zadziwiaj¹c¹ si³к. W twoje rкce trafi³ jeden z tych zadziwiaj¹cych sztyletуw; kamieс w nim to robota samego Berdrada, a kto wyku³ resztк, nie potrafiк powiedzieж. Sztylet cudem ocala³ w po¿ogach i niepokojach dziesiкciu tysiкcy lat. Strze¿ go, Folko - zakoсczy³ Radagast i nie daj¹c p³on¹cemu z niecierpliwoœci hobbitowi zadaж pytania, natychmiast zacz¹³ mуwiж o mocy, z ktуr¹ zetknкli siк w Morii. - Jeœli wszystko jest tak, jak przedstawi³eœ, to mo¿e byж Ÿle - mrucza³ do siebie mag. - Co za straszliwe wytwory - Po¿eracze Ska³, powsta³y ze zwi¹zku Purpurowego P³omienia, P³omienia z Udunu, p³odu Morgotha i Pierwotnej Podgуrskiej Ciemnoœci! Chcia³bym wiedzieж, co zbudzi³o je z tysi¹cletniego snu... Opowiadaj¹c dalej, mag tylko czasem kiwa³ posкpnie g³ow¹. - Hazgowie... to rozumiem. Pochodz¹ ze wschodu, zza Morza Rhun. Kiedyœ niepokoili swoimi wyprawami kraj nad Morzem, ale byli odrzucani. A teraz kto ich wyprowadzi³ ze stepуw? Kto spowodowa³, ¿e dosz³o do ich sojuszu z Angmarem? Podobnie jak i Dunland, zauwa¿cie! Jakiœ tajemniczy wуdz zbiera teraz wszystkich, kto ma jakieœ porachunki z Zachodem, i pewnie w tej id¹cej na nas armii spotkaj¹ siк i wycinaj¹cy ¿uchwy, i Dunlandczycy. Pewnie nie obejdzie siк bez wilczych jeŸdŸcуw, a czy wmiesza siк w to Morski Lud, nie wiem. Oni s¹ sprytni i ostro¿ni, nie bкd¹ siк wdawali w jakieœ awantury. - Mag milcza³ chwilк. - Dobra, o nich napiszк do Kirdana. A do Orthanku muszк przejœж siк sam, jak tylko poradzimy sobie z agresorami. Och, Sarumanie, Sarumanie! Wiкc tak wygl¹da³ twуj po¿egnalny prezent! Zmusi³ Wie¿к do mуwienia! Krуl Elessar nie na darmo zakaza³ ludziom wchodzenia do niej... A co do syna Boromira, interesuj¹ca historia. Niepodobna to rzecz do Wielkiego Krуla, bardzo niepodobna! Z³e jкzyki i z³e serca szukaj¹ pretekstu do m¹cenia... Poœlemy wieœci do krуla i sprуbujemy go przekonaж. A teraz ju¿ czas! - Mag podniуs³ siк. - Spieszcie siк! Wojsko Namiestnika ju¿ wysz³o z Archedainu, a krasnoludy dopiero co do³¹czy³y do niego, z godzinк temu. Nie ¿a³ujcie koni! Po zwyciкstwie wracajcie tutaj, jeœli natomiast los nie bкdzie nam sprzyja³, sam was odnajdк. ¯egnaj, niewysoczku, strze¿ siк! Przyjaciele bardzo siк spieszyli, ale wpadli jeszcze do Barlimana na ostatni kufelek piwa. Ober¿ysta powita³ ich ciep³o, zupe³nie jakby nie by³o ¿adnej wojny. - Dlaczego siк nie kryjesz, czcigodny? - zainteresowa³ siк Torin, ocieraj¹c brodк. - Patrz, ca³e Przygуrze opustosza³o... ¯ebyœ nie ¿a³owa³... - Akurat porzucк swoje zajкcie! - prychn¹³ Barliman. - Ober¿a to, wiesz, ka¿demu jest potrzebna, czy to Arnorowi, czy Angmarowi. A jeœli ktoœ sprуbuje grabiж, znajdziemy na takiego sposуb. Przyjaciele wymienili zdziwione spojrzenia i nic nie powiedzieli. Ponownie znaleŸli siк na goœciсcu, ktуry przemierzali rok temu. Ale teraz ruch na drodze zamar³ - nawet stra¿nicy opuœcili wie¿e. Ani ludzi, ani koni, ani dymуw nad okolic¹, szczekania psуw czy piania kogutуw. Pustka i cisza. Hula³ tylko zimny, przenikliwy pу³nocno-wschodni wiatr, niedobry wiatr z Angmaru. Wojsko spotkali nastкpnego dnia, zetkn¹wszy siк z czo³owymi patrolami. Szybkim, ale rуwnym krokiem sz³a przez skrzy¿owanie bia³o-niebieska jazda, oddzia³ g³уwny; Folka uradowa³ widok mocnego, zwartego szyku ros³ych ¿o³nierzy, trzymaj¹cych d³ugie kopie z proporczykami w kolorach Arnoru. Trzej jeŸdŸcy wy³amali siк z szyku i skierowali do przyjaciу³. Torin szybko siкgn¹³ w zanadrze i wyj¹³ list podrу¿ny. - Cу¿, czcigodni, chwali siк wam, ¿e chcecie siк do nas przy³¹czyж - zmierzy³ ich ciк¿kim spojrzeniem dowodz¹cy oddzia³em setnik, po uwa¿nym zapoznaniu siк z treœci¹ pergaminu. - Twoi rodacy, synu Dartha, wkrуtce tutaj bкd¹. Zostawiк z wami dwуch swoich ludzi... Zaczк³o siк dziwne oczekiwanie. Krasnoludy rozpali³y na poboczu ogieс, Folko jak zaczarowany wpatrywa³ siк w mijaj¹ce ich szwadrony. By³o ich wiele, znacznie wiкcej, ni¿ s¹dzi³; Namiestnik wys³a³ nie mniej ni¿ tysi¹c ludzi. Hobbita ogarnк³a obojкtnoœж, nie czu³ strachu, ale nie mia³ te¿ zapa³u do walki; udzieli³ mu siк spokуj mijaj¹cych go ¿o³nierzy, ktуrzy szli, zachowuj¹c ponure milczenie; on te¿ mia³ sprawк i musia³ j¹ za³atwiж. Przesiedzieli na przydro¿nych kamieniach niemal ca³y dzieс. Po ariergardzie ruszy³y si³y g³уwne. Szwadron za szwadronem pancerna jazda znika³a w zaci¹gaj¹cej fornorsk¹ drogк wilgotnej mgle. Namiestnik rzeczywiœcie nie traci³ czasu. A potem mкcz¹c¹ ciszк przerwa³a beztroska pieœс: œpiewa³o j¹ wiele dziesi¹tek buсczucznych g³osуw, i towarzysze hobbita natychmiast poderwali siк na rуwne nogi, kiedy zza zakrкtu wy³oni³y siк dziarsko krocz¹ce oddzia³y ruszenia z Gуr Ksiк¿ycowych. Uœmiechy na twarzach krasnoludуw zdziwi³y Folka, bowiem nie by³o powodu do radoœci tego dnia i w tym miejscu, ale patrz¹c na weso³¹ gromadк rodakуw Torina, zrozumia³ reakcjк przyjaciу³. Krasnoludy mia³y na sobie zielone, br¹zowe, szare p³aszcze lub kurtki, pod ktуrymi widnia³y jednak zapobiegawczo na³o¿one pancerze. Sz³y swobodnie, wykrzykiwa³y do siebie, œmia³y siк, jakby odbywa³y spacer; dobry humor nie zdradza³ zamiarуw. Widz¹c Torina, Malca i hobbita, krasnoludy powita³y ich og³uszaj¹cymi wrzaskami, jednak nikt nie zatrzyma³ siк i nie wyszed³ z gromady, tylko pewien leciwy ju¿ siwobrody krasnolud nosz¹cy bogato zdobiony kamieniami pas wyst¹pi³ z t³umu. Przez chwilк Torin, jakby z wahaniem, wpatrywa³ w spokojne i szlachetne oblicze wspу³plemieсca, potem sk³oni³ g³owк; mo¿na by³o siк domyœliж, ¿e znaj¹ siк od dawna, ale nie ³¹cz¹ ich mi³e wspomnienia. - Witam zuchwa³ego Torina, syna Dartha - rzek³ stary krasnolud. - Myœla³em sobie, gdzie te¿ mуg³ siк podziaж w takich czasach g³уwny zabijaka Haldor Kaisa? A on jest tu! - Mуwi¹cy uœmiechn¹³ siк. - Co tam bкdziemy d³ugo gadaж, przy³¹cz siк do nas, jeœli jeszcze pamiкtasz, gdzie jest twoje miejsce w hirdzie. A Strori te¿ tu jest! Wybacz, ale ty musisz zostaж z ty³u, bкdziesz chroni³ hobbita. Malec poderwa³ siк, jakby chcia³ wszcz¹ж spуr, ale oczy starca nagle b³ysnк³y takim ogniem, ¿e Ma³y tylko przygryz³ jкzyk. Sinobrody odwrуci³ siк i znikn¹³ za plecami id¹cych obok krasnoludуw. Przyjaciele w milczeniu przy³¹czyli siк do nich. Fajnie maszerowa³o siк z krasnoludami. Ich rubaszne piosenki nie pozwala³y hobbitowi pogr¹¿yж siк w nieweso³ych rozmyœlaniach. Tymczasem nadszed³ wilgotny jesienny wieczуr i wojsko zatrzyma³o siк na nocleg. Od razu chwycili za ³opaty, gdy¿ z polecenia Namiestnika ogniska wolno by³o paliж tylko w do³ach. Kucharze rozpalili ogieс, porozdawali kocio³ki z gor¹cym posi³kiem, potem obуz ucich³, tysi¹ce ludzi i krasnoludуw jakby rozp³ynк³y siк w przydro¿nym lesie, g³osy milk³y, jedynie wiatr œwista³ w giкtkich ga³кziach pozbawionych liœci. Chmury nie przerzedzi³y siк, zas³oni³y nawet ksiк¿yc. W ciemnoœciach tylko wartownicy z broni¹ w rкku chodzili wokу³ œpi¹cych towarzyszy. Hobbit, ktуry od razu zasn¹³ kamiennym snem, nagle przebudzi³ siк i wyskoczy³ z ³у¿ka; nie mуg³ poj¹ж, co siк wydarzy³o, ale wkrуtce zrozumia³. Us³ysza³ przeci¹g³e i nasilaj¹ce siк znajome tкskne wycie, wezwanie o¿ywaj¹cych Mogilnikуw. Wycie zmieni³o siк wyraŸnie - teraz wype³nia³a je nowa si³a. Obуz w jednej chwili o¿y³. Noc by³a bez gwiazd, ksiк¿yc niewidoczny, matowym œwiat³em odznacza³y siк do³y z gasn¹cymi ogniskami, szala³ zimny angmarski wiatr z Karn Dumu, a wo³anie nieludzkich wœciek³ych mocy, faluj¹c, kruszy³o tchуrzliw¹ ciszк. W odpowiedzi rozleg³y siк okrzyki przestrachu i szczкk mieczy, ale wycie nie ustawa³o, przepe³nione straszliwymi i tajemniczymi s³owami, niezrozumia³ymi dla Œmiertelnych, a jednak nikt nie mia³ w¹tpliwoœci, ¿e przede wszystkim wyra¿a³o triumf. Potem dziesi¹tki g³osуw zaczк³o nagle wykrzykiwaж nowe niespokojne wieœci, setki r¹k wskazywa³o na wschуd, tysi¹ce oczu wpatrywa³o siк w ciemny horyzont. Nad wschodnimi wzgуrzami widoczna by³a ³una oœwietlaj¹ca ni¿sze warstwy chmur i barwi¹ca je na trupio ¿у³te kolory, spod ktуrych przebija³ purpurowy blask. - Fornost! - krzykn¹³ ktoœ i natychmiast setki ust jednoczeœnie powtуrzy³o okrzyk: - Fornost! Rozpкta³o siк piek³o. ¯o³nierze chwycili tobo³y, zaczкli ³apaж rozkie³znane na noc konie i zaprzкgaж do wozуw. Nie minк³a godzina i wszyscy, do ostatniego ciury, znowu kroczyli po ledwo oœwietlonej nielicznymi pochodniami drodze, ws³uchuj¹c siк w przeraŸliwe wycie, stopniowo zamieraj¹ce w oddali. Gdzie siк podzia³ pogodny nastrуj krasnoludуw? Maszerowali teraz w pe³nym uzbrojeniu, prуcz odg³osu krokуw nocn¹ ciszк zak³уca³o tylko pobrzкkiwanie stali. £una na horyzoncie podnosi³a siк coraz wy¿ej, i oto z ust do ust przemknк³a przez szeregi wieœж: przyby³ goniec z Fornostu. Miasto pad³o, a wrуg - Angmarczycy, rozbуjnicy, Dunlandczycy i inni, nieznani - forsownym marszem zmierza w g³¹b Arnoru. Trzкs¹c siк w siodle, hobbit nie przestawa³ ³amaж sobie g³owy nad tym, jak wykonaж polecenie Radagasta i nie daж siк trafiж strza³¹, mieczem czy w³уczni¹. Ale przecie¿ tej samej odpowiedzi potrzebuje Namiestnik -przemknк³a myœl. Mo¿e nale¿y wyszukaж Rogwolda, jeœli tu jest. Albo poprosiж krasnoludуw, ¿eby dobrze przes³ucha³y jeсcуw, jeœli tacy bкd¹? A mo¿e wleŸж na wysokie drzewo i samemu coœ wypatrzyж? Westchn¹³. Nie mo¿na przecie¿ zdawaж siк tylko na uœmiech losu. Jednak¿e chyba nie pozosta³o mu nic innego. Niebo zaczк³o szarzeж, a œciany lasu, obejmuj¹ce drogк przez ostatnie dziewiкж mil, rozwar³y siк i oddzia³y Arnoru wysz³y na skraj obszernej rуwniny, rozpoœcieraj¹cej siк daleko na wschуd. Mniej wiкcej o trzy mile od nich p³ynк³a z pу³nocy na po³udnie rzeka; po lewej stronie przy drodze szeleœci³ suchym listowiem niewielki zagajnik. Droga przechodzi³a przez rуwninк, zostawiaj¹c z lewej niewielkie wzgуrze, i dalej pod¹¿a³a ku rzece, gdzie w pierwszych porannych promieniach s³oсca Folko zobaczy³ doœж du¿y drewniany most. £¹ki za rzek¹ kry³y siк w gкstej mgle, a dalej, za nimi, zielonkawo-b³кkitny niebosk³on plami³y rozmazane s³upy czarnego dymu, ktуry wolno unosi³ siк do gуry. - Stууj! - przemknк³o po oddzia³ach. - Postуj! Tak zacz¹³ siк ten dzieс, od d³ugiego, mкcz¹cego oczekiwania. Folko nie wiedzia³, dlaczego zatrzymali siк w³aœnie tutaj, nie wiedzia³, co bкd¹ robiж pуŸniej - bezmyœlnie podporz¹dkowa³ siк rozkazom i czuj¹c, ¿e bitwa jest blisko, przymkn¹³ oczy, prуbuj¹c przypomnieж sobie coœ mi³ego z przesz³oœci. Jednak¿e nie wiadomo dlaczego pojawia³y siк zupe³nie inne obrazy i skojarzenia: upiory, wy³a¿¹ce z Kurhanуw, œwist strza³ we wsi obok Wilczego Kamienia i fala Mroku, wal¹ca siк na znieruchomia³ego Hornborina... Dlaczego tu stanкli? Co bкdzie, jeœli wrуg odkryje ich pierwszy? Hobbit nie mуg³ znaleŸж dla siebie miejsca; gorzko uœmiechn¹wszy siк, pomyœla³, ¿e daleko mu do bohaterуw Czerwonej Ksiкgi - oni wiedzieli wszystko, znajduj¹c siк obok takich gigantуw jak Gandalf i Wielki Krуl, a co wie on, nikomu nieznany ¿o³nierz Arnoru? - Bardzo chcia³, by uwa¿ano go za takiego, ktуry rozumie zachodz¹ce wydarzenia. Jego rozmyœlania przerwa³y szybko padaj¹ce komendy. Arnorska jazda ustawia³a siк w d³ugim szeregu, zagradzaj¹c drogк i kryj¹c lewe skrzyd³o przydro¿nym zagajnikiem. Dopiero teraz Folko zobaczy³ Namiestnika. Mia³ na sobie prosty bia³o-niebieski p³aszcz, niczym nierу¿ni¹cy siк od p³aszczy pozosta³ych jeŸdŸcуw; obok powiewa³ dumnie, wysoko sztandar z herbem Zjednoczonego Krуlestwa. Otaczali go starzy doradcy, hobbit pozna³ Skibalda. Sam Namiestnik jecha³ ze spuszczon¹ g³ow¹ i s³ucha³, co mu mуwi przyby³y z mgie³ m³ody jeŸdziec. Kiedy doko³a zaroi³o siк od krasnoludуw, Folko straci³ z oczu Namiestnika. - No, bracia... - podniуs³ siк Torin i poprawi³ kolczugк. - Na mnie pora, hird ju¿ siк ustawia... Ma³y! Dobrze pilnuj hobbita i obozu, nie odchodŸ nawet na krok! Nie s³uchaj¹c przekleсstw wœciek³ego ma³ego krasnoluda, Torin odwrуci³ siк i po chwili nie da³o siк go ju¿ rozpoznaж wœrуd setek podobnych do siebie wojownikуw odzianych w po³yskuj¹ce zbroje. Ci¹gle jeszcze przeklinaj¹c, Malec chwyci³ Folka za rкkк i powlуk³ do lasku, za ktуrym sta³y wozy. Obejrzawszy siк, hobbit zobaczy³, ¿e krasnoludy ustawiaj¹ siк w drugiej linii za plecami arnorskiej jazdy. Z boku ich oddzia³ przypomina³ opancerzony kawa³ek srebra. - Akurat! Ja mam mu workуw pilnowaж! - gotowa³ siк Malec. - Zrobimy tak: pуjdziemy do lasku i tam siк ukryjemy. Przynajmniej bкdziemy widzieli, jak siк sprawy maj¹! Przekradli siк na skraj lasku. Po ich prawej strome zastyg³ w bezruchu konny szyk Arnorczykуw, po lewej w krzakach ukry³a siк piesza czujka, na wprost rozpoœciera³o siк pole. S³oсce ju¿ wsta³o, ale ca³e niebo przykrywa³y chmury, z³y angmarski wiatr nie przestawa³ wiaж. Nie musieli d³ugo czekaж. Z mgie³ na drugim brzegu rzeki wy³oni³y siк pierwsze ciemne postacie i hobbit odruchowo œcisn¹³ Malca za rкkк. Postaci przybywa³o i wkrуtce Folko zobaczy³ du¿y oddzia³ jazdy, k³usuj¹cy po lewej od drogi, natomiast po samej drodze spiesznie posuwa³a siк piechota, migota³y d³ugie w³уcznie i okr¹g³e tarcze. Jeszcze bardziej na prawo przemieszcza³ siк drugi oddzia³, przemieszany - jazda i piesi; wœrуd ich szeregуw wyrу¿nia³y siк wysokie wozy. Wojska Arnoru nie poruszy³y siк, jakby nie zauwa¿y³y wy³aniaj¹cego siк z mg³y wroga. Jazda przeciwnika ruszy³a prosto przez rzekк, okaza³o siк, ¿e s¹ tam brody i wszystkie trzy kolumny, nie trac¹c czasu, rozpoczк³y przeprawк na drugi brzeg. Folko zobaczy³ jakieœ czarno-¿у³te, ¿у³te i malinowe sztandary, ale by³y jeszcze zbyt daleko, by mуg³ dostrzec wizerunki na nich. I oto ju¿ ca³a jazda nieprzyjaciela znalaz³a siк na brzegu. Angmarczycy rozci¹gnкli szyk jeszcze bardziej w lewo od drogi, celuj¹c prosto na zagajnik, w ktуrym przyczaili siк Folko i Malec. Ich piechota ju¿ rozwija³a siк w poprzek pola; oddzia³ z wozami ruszy³ ku przydro¿nemu wzgуrzu. Kawaleria Angmaru liczebnoœci¹ nie ustкpowa³a arnorskiej, a to nie by³y jeszcze wszystkie si³y wroga. Jego czarni jeŸdŸcy zbli¿ali siк, teraz ju¿ wyraŸnie widaж by³o herb na sztandarze - czarn¹ trуjzкbn¹ koronк w bia³ym krкgu. Jednak¿e werwa, z jak¹ ruszyli do ataku, wyraŸnie s³ab³a - czy to dziwi³ ich nieruchomy szyk arnorskiej dru¿yny, czy te¿ nieznany wуdz mia³ jakiœ inny plan. Piechota maszerowa³a, pochylaj¹c krуtkie w³уcznie, teraz ju¿ wyraŸnie by³o widaж w jej szeregach ¿o³nierzy z rу¿nych plemion. Hobbit pozna³ podobne do koryt tarcze Dunlandczykуw, rу¿nobarwne watahy rozbуjnikуw, widzia³ zielone p³aszcze angmarskich miecznikуw; ci znajdowali siк w centrum szyku. A miкdzy nimi i wzgуrzem maszerowa³ jeszcze dziwniejszy oddzia³, nie wiadomo jak przy³¹czony do ludzi; obna¿ywszy krуtkie miecze, bez chor¹gwi i herbуw szli orkowie, ci w³aœnie Urukhajowie, z ktуrymi krasnoludom przysz³o spotkaж siк w Morii. Ca³ej piechoty wrуg mia³ oko³o czterech tysiкcy, jak okreœli³ na oko Malec, i z szeœж tysiкcy jazdy. - My mamy w hirdzie rуwne trzy tysi¹ce oœmiuset dziewiкжdziesiкciu dwуch - szepn¹³ do hobbita, œciszaj¹c g³os. - A Namiestnik ma piкжdziesi¹t setek jazdy, sam s³ysza³em. Bкdzie gor¹co... Folko chcia³ zapytaж, dlaczego w hirdzie jest taka nierуwna liczba wojownikуw, ale arnorska dru¿yna da³a w koсcu wrogowi znaж, ¿e nie zamierza d³u¿ej czekaж. Odezwa³y siк rogi, bia³o-niebieska masa jak morska fala przela³a siк w prawo, i nagle wysoko wzniуs³ siк nad pierwszymi szeregami sztandar Zjednoczonego Krуlestwa. Jeœli wroga zdziwi³a obecnoœж oddzia³u z Gуr Ksiк¿ycowych, nie okaza³ tego w ¿aden sposуb. Dodaj¹c sobie odwagi zuchwa³ymi okrzykami, dali koniom ostrogi jeŸdŸcy prawego skrzyd³a; zastyg³a naje¿ona w³уczniami piechota. W tym momencie hobbit pomyœla³, ¿e wszystko przepad³o, ¿e nigdy nie poradz¹ sobie z przeciwstawiaj¹c¹ siк im si³¹, tak liczne, zbyt liczne wyda³y mu siк skupione na polu si³y wroga. A wtedy ruszy³y krasnoludy. Drzewo, na ktуre wdrapali siк Folko z Malcem, drgnк³o i teraz ju¿ hobbit nie mуg³ oderwaж wzroku od miarowo przemieszczaj¹cego siк szyku. Krasnoludy pierwszych rzкdуw nios³y ogromne tarcze okute ¿elazem, nad ktуre wystawa³y tylko czubki he³mуw. Gdzieœ w œrodku prostok¹tnego szyku widnia³a pusta przestrzeс, ale w jakim celu, tego Folko nie potrafi³ zrozumieж. By³o coœ magicznego w tym jednolitym, zwartym, nieustannym ruchu; hird wydawa³ siк ¿yw¹ istot¹. Arnorska jazda usuwa³a siк wci¹¿ dalej w prawo, os³aniaj¹c skrzyd³o szykiem krasnoludуw i czarni jeŸdŸcy najpierw zdumieli siк, ale potem czкœж z nich, siek¹c wierzchowce pejczami, pod¹¿y³a, nie zwracaj¹c uwagi na hird, w poprzek pola, ¿eby przeci¹ж drogк bia³o-niebieskiemu szykowi. Ponownie odezwa³y siк rogi i hobbitowi wyda³o siк, ¿e ostre ¿¹d³o klingi wysunк³o siк z dot¹d kryj¹cych go fa³d p³aszcza - to zwarty klin stra¿nikуw b³yskawicznie zwar³ siк i spokojnie k³usuj¹ce dot¹d konie dziarsko ruszy³y na spotkanie wroga. Do odg³osуw tкtentu i r¿enia koni do³¹czy³ siк nowy - nieustaj¹ce, niemal ci¹g³e trzaskanie angmarskich konnych kusz, i hobbit pomyœla³, ¿e klin Arnorczykуw trafi³ na niewidzialn¹ przegrodк; zobaczy³ pierwszych trafionych, bezsilnie wal¹ce siк na ziemiк ludzkie i koсskie cia³a. Ale nie uda³o siк Angmarczykom do koсca zburzyж zachwianego szyku jeŸdŸcуw Krуlestwa; ich jazdy zderzy³y siк i Folko na zawsze zapamiкta³ ten dŸwiкk, w ktуrym zmiesza³y siк krzyki ludzi, szczкk orк¿a i trzask ³amanych kopii. Nie, kusznicy Angmaru nie stanкli do boju. Natychmiast rozpierzchli siк na boki, wci¹¿ zasypuj¹c kawaleriк przeciwnika be³tami. Druga ich czкœж grupowa³a siк nieopodal, gro¿¹c ca³kowicie odkrytemu bokowi i ty³owi krasnoludуw; ci zaœ kontynuowali swуj milcz¹cy niepowstrzymany ruch, jakby nie zauwa¿ali ¿adnego niebezpieczeсstwa. Spokojny by³ rуwnie¿ Malec, na ktуrego zerkn¹³ Folko. Patrzy³, czy nic nie zagra¿a jego ziomkom. A tymczasem okaza³o siк, ¿e Angmarczycy pope³nili b³¹d, nie zwracaj¹c uwagi na szyk krasnoludуw. Tarcze pierwszego szeregu nagle opad³y nieco i hobbit z gуry zobaczy³, jak nad nimi podnios³y siк dziesi¹tki kusz, takich samych jak te, ktуre plot³y œmierteln¹ sieж doko³a wycofuj¹cych siк arnorskich stra¿nikуw. Miejsce niedawnej potyczki opustosza³o ju¿, jeœli nie liczyж kilkudziesiкciu le¿¹cych tam nieruchomych cia³. Na ziemi le¿a³o znacznie wiкcej bia³o-niebieskich p³aszczy ni¿ czarnych. Kusze krasnoludуw unios³y siк, a nastкpnie krуtkie grube be³ty pokaza³y strzelcom Angmaru, ¿e prуcz nich na polu s¹ rуwnie¿ inni, ktуrzy potrafi¹ celowaж i braж poprawki. Folko zobaczy³, jak walili siк z koni znajduj¹cy siк o kilkadziesi¹t metrуw od hirdu angmarscy kusznicy, i jak zamiast wycofaж siк, nagle runкli do przodu, prosto na szeregi bia³o-niebieskiej konnicy, a jednoczeœnie na prawej flance przeciwnika zagrzmia³y tr¹by. Wiкksza czкœж znajduj¹cej siк tam konnicy Angmaru, wygi¹wszy swуj szyk na podobieсstwo sierpa, runк³a na niechroniony bok hirdu, a od czo³a na krasnoludуw, wrzeszcz¹c i wystawiaj¹c do przodu w³уcznie, rzuci³a siк piechota, ktуra sk³ada³a siк z rozbуjnikуw i Dunlandczykуw. Ruszy³ rуwnie¿ œrodek - zieloni miecznicy. Tylko orkowie pozostali na miejscu. Co siк dzieje? - pomyœla³ wystraszony hobbit. Zaraz zakleszcz¹ hird; dok¹d pognali stra¿nicy? Dlaczego porzucili krasnoludуw? Arnorska jazda rzeczywiœcie odesz³a daleko w prawo, pozostawiaj¹c hird niemal bez wsparcia. Kusznicy, po wycofaniu siк spod krasnoludzkich be³tуw, sczepili siк z lewym skrzyd³em stra¿nikуw, podczas gdy centrum i prawe skrzyd³o wci¹¿ nie posmakowa³y walki. Ugrupowanie odchyla³o siк i uchyla³o, jednoczeœnie kryj¹c siк za wzgуrzem, tak ¿e pierwsze szeregi Arnorczykуw hobbit straci³ ju¿ z oczu. Wrogowie siedz¹cy na wzgуrzu zaczкli szyж z ³ukуw; Folko zobaczy³ tam prawdziw¹ twierdzк z ustawionych w ko³o wozуw, ale w tym momencie Malec szarpn¹³ go za rкkaw, wiкc popatrzy³ przed siebie. Nisko pochyliwszy siк ku grzywom, przez pole gnali angmarscy czarni jeŸdŸcy z kopiami i kuszami. Powiewa³y czarne p³aszcze, a w uszach dzwoni³o od zawo³ania: „Angmar! Angmar!”. Czarna chmura strza³ chlasnк³a po szeregach krasnoludуw, grube drzewca kruszy³y siк o uniesione tarcze, wbija³y siк w ziemiк obok nieustannie maszeruj¹cych nуg, znika³y poœrуd b³yszcz¹cych he³mуw... Czy znajdowa³y dla siebie cel w szczelinach zbroi wykonanych przez podziemnych krasnoludуw? Z boku nie by³o widaж. Hird wydawa³ siк chroniony przez magiк, jego szeregi nie drgnк³y, nie za³ama³y siк, jak szeregi stra¿nikуw chwilк temu; szeregi krasnoludуw odpowiedzia³y strza³ami na strza³y. Ale kusz krasnoludy nie mia³y zbyt du¿o i nie zatrzyma³y one atakuj¹cych. JeŸdŸcy uderzyli z dzikimi wrzaskami, pochylaj¹c d³ugie cienkie kopie. Jednak¿e hobbit nagle zrozumia³, ¿e wrуg drgn¹³ - widok nietkniкtej po³yskuj¹cej œciany, ktуrej, jak siк wydawa³o, nie szkodzi³y be³ty, nie mуg³ nie podzia³aж na wyobraŸniк atakuj¹cych. A gdy uderzaj¹c¹ jazdк i œcianк tarcz dzieli³o tylko kilka s¹¿ni, w szeregach hirdu nagle nast¹pi³o poruszenie i szyk jakby opasa³y dwa ogniste pierœcienie - to s³oсce, ktуremu w koсcu uda³o siк przebiж przez pow³okк chmur, rozb³ys³o na setkach naje¿onych zadziorami grotуw w³уczni, wysuniкtych z krasnoludzkich szeregуw. Groty pierwszego szeregu znajdowa³y siк na poziomie pasa, drugi szereg wystawa³ ponad ramiona. Tarcze rozsunк³y siк na tyle, ¿eby mo¿na by³o wysun¹ж drzewce, nie wiкcej. Galopuj¹ca jazda zobaczy³a to zbyt pуŸno. JeŸdŸcy nie mogli ju¿ wstrzymaж koni, gdy z okrzykiem „Hazad!”, ktуry zag³uszy³ wszystkie inne dŸwiкki, niewidoczni kopijnicy hirdu wyrzucili broс do przodu i do gуry; rozleg³ siк krzyk i pierwsze szeregi jazdy znalaz³y siк na ziemi. I ponownie wezwanie „Hazad! Hazad aj-menu!” przeszy³o powietrze... Ale nienadaremnie arnorscy stra¿nicy i Rogwold mуwili o angmarskiej jeŸdzie jako o powa¿nym przeciwniku. Unikaj¹c œmiertelnych uderzeс d³ugich w³уczni hirdu, os³oniкta czarnymi p³aszczami konnica pospiesznie skrкca³a, gromadz¹c si³y do nowego uderzenia. Z bezpiecznej odleg³oœci zaczк³a obsypywaж hird strza³ami, a ten szed³ i szed³; hobbit zorientowa³ siк, w co celuj¹ krasnoludy - w piechotк wroga. Widaж by³o, jak zachwiali siк rozbуjnicy, ale nie mieli ju¿ gdzie siк podziaж. Spojrzawszy w prawo, hobbit zobaczy³ pкdz¹cych za plecami hirdu Angmarczykуw, z tego samego oddzia³u, ktуry sczepi³ siк z jazd¹ Arnoru na pocz¹tku walki. Odwracaj¹c siк, kusznicy zrкcznie strzelali w biegu, i œcigaj¹ca ich jazda Namiestnika w ¿aden sposуb nie mog³a zewrzeж szeregуw dla decyduj¹cego uderzenia. W centrum bia³o-niebiescy napierali na uparcie wyginaj¹cy siк, ale nie z³amany szyk orkуw, wdrapywali siк na wzgуrze, gdzie rozpaczliwie odpierano atak zza wozуw, i teraz Folko zauwa¿y³ arnorskie sztandary z ty³u, za plecami wroga. G³кbokie obejœcie, zarz¹dzone przez Namiestnika, uda³o siк, i teraz jego jazda uderza³a w plecy angmarskiej piechoty i zagra¿a³a jeŸdŸcom prawego skrzyd³a. Ponownie ryknк³y tr¹by, ponownie ruszy³a do ataku czarna kawaleria, tym razem szczelniejsza i bardziej zdecydowana, niczym drapie¿ny ptak mierzy³a w bok hirdu, powtarzaj¹c nieudany atak. Jednak¿e krasnoludy dosz³y w koсcu do szeregуw wra¿ej piechoty, i Folko zrozumia³, co jego wspу³towarzysze mieli na myœli, mуwi¹c: „Poczekaj, nie widzia³eœ jeszcze naszego hirdu na powierzchni”. ¯elazna œciana z dwoma szeregami kopii nagle wyros³a przed pancernymi pierwszych szeregуw wroga. Potem porazi³ ich blask krasnoludzkiej stali. Straszne, nigdy dot¹d nies³yszane przez hobbita przedœmiertne wycie zawis³o nad polem; hird dygota³ i rycza³ jak staro¿ytny potwуr, ktуry dopad³ ofiarк. Folko widzia³, jak pole za krasnoludami straci³o szaroœж i sta³o siк nagle wielobarwne, jak gdyby ktoœ cisn¹³ pod stopy wojom kolorow¹ ko³drк ze skrawkуw tkanin. Krasnoludy sz³y po cia³ach wrogуw, wyrzucaj¹c to w prawo, to w lewo, to do przodu ostre zкby-kliny, za ka¿dym razem wybijaj¹c wy³omy w szeregach nieprzyjaciela. - Dobra nasza! Wygrywamy! - wrzasn¹³ Malec, potrz¹saj¹c piкœciami. Ale oto ponownie atakuj¹ca pod czarno-bia³ymi sztandarami jazda Angmaru objк³a hird z boku i z ty³u; grad strza³ znowu uderzy³ w chronione tarczami szeregi, a tak rozpaczliwie nacierali Angmarczycy, z tak¹ zaciek³oœci¹ runкli wprost na pewn¹ œmierж, ¿e krasnoludy zosta³y zmuszone do spowolnienia marszu. Folko zobaczy³, ¿e oszala³e konie panicznie boj¹ siк stercz¹cych w³уczni, staj¹ dкba, zrzucaj¹ jeŸdŸcуw, a ci z nich, ktуrzy prze¿yli pierwsze uderzenia hirdu, tracili czas, wypuszczaj¹c be³ty, celuj¹c w w¹skie szczeliny miкdzy tarczami. Zobaczy³, jak arkany wyci¹gnк³y siк niczym czarne wк¿e, i po pierwszym rzucie uda³o siк miotaj¹cym wyszarpn¹ж z szeregu kilku tarczownikуw, a przy powsta³ym wy³omie mignк³a nagle jakaœ skrкcona postaж. Hobbit nie potrafi³ siк powstrzymaж od okrzyku. Niemo¿liwe! Czy¿by to on? Czy¿by i tutaj by³ Sandello? Jednak¿e hird szybko za³ata³ wyrwк w swoich szeregach, strza³y str¹ci³y jeŸdŸca, ci¹gn¹cego na arkanie krasnoluda, ten podniуs³ siк, ale w tym momencie trafi³a go kopia innego Angmarczyka. Jednak zamieszanie w szeregach krasnoludуw trwa³o tak krуtko, ¿e wrуg nie zd¹¿y³ go wykorzystaж. Ponad g³owami pierwszych szeregуw strzela³y krasnoludy-kusznicy, arkan ponownie chwyci³ kogoœ z hirdu, lina naprк¿y³a siк, lecz nagle szyk nieoczekiwanie zachwia³ siк, pechowy jeŸdziec zaœ poturla³ siк po ziemi i ju¿ nie wsta³. Spiesz¹cych kusznikуw powita³a zwarta œciana lanc: hobbit teraz bardzo dobrze widzia³, jak mala³a liczba atakuj¹cych, a ziemiк na lewym skrzydle hirdu pokrywa³y le¿¹ce cia³a. Rozpaczliwy atak angmarskiej jazdy zatrzyma³ wszak¿e krasnoludуw; z drugiego skrzyd³a, naœladuj¹c hird, ciasnym szeregiem ruszyli Dunlandczycy, dwie œciany tarcz zderzy³y siк ze szczкkiem i trzaskiem. Napуr gуrali najpierw przyniуs³ im sukces - odchyliwszy w³уcznie, dotarli do w³aœciwego pierwszego szeregu krasnoludуw i zaatakowali mieczami. W odpowiedzi hobbit zobaczy³ uniesione nad g³owami tangarуw topory i w tym momencie niczym kleszcze dwa kliny wysunк³y siк z hirdu i zdusi³y gуrali. Teraz nic ju¿ nie mog³o przeszkodziж krasnoludom. Folko widzia³, jak fala dunlandzkiej piechoty odp³ynк³a do ty³u, gкsto zas³awszy ziemiк cia³ami towarzyszy; niewielki, ale zaciek³y oddzia³ odwa¿nych gуrali stopnia³ jak pierwszy œnieg, a hird ponownie ruszy³ do przodu, ¿eby dobijaж pozosta³ych jeszcze pieszych wrogуw. Tymczasem arnorska jazda, po g³кbokim obejœciu angmarskiego wojska, z dwu stron zaatakowa³a orkуw, ktуrzy trzymali siк jeszcze przy wzgуrzu, i widaж by³o, ¿e ich szyk run¹³, ¿e ciк¿ki klin pancernej konnicy zmia¿d¿y³ orkowych pancernych, pogoniwszy ich wraz z zielonymi miecznikami wprost pod w³уcznie hirdu. Drugi oddzia³ stra¿nikуw, odwrуciwszy konie, run¹³ na kusznikуw, ktуrzy atakowali krasnoludуw od ty³u. Zajкci uderzeniem w ty³, Angmarczycy zbyt pуŸno zobaczyli nadlatuj¹c¹ zwartym szykiem kawaleriк i w nastкpnej chwili ¿o³nierze Arnoru pokazali, co znaczy atak kopijnikуw. Bia³o-niebieski klin przeszed³ przez rozsypuj¹cy siк t³um kusznikуw niczym kosa przez kкpк trawy, gкsto œciel¹c drogк cia³ami zabitych wrogуw: d³ugie kopie arnorskich wojownikуw przebija³y na wylot tych, ktуrzy usi³owali im siк przeciwstawiж, i miecze Angmarczykуw nie mia³y w tym wypadku celu, a ich konie odmawia³y podporz¹dkowania siк jeŸdŸcom i zawraca³y. Ju¿ zaczк³y p³on¹ж podpalone przez atakuj¹cych wozy, za ktуrymi bronili siк na wzgуrzu. Hobbit zauwa¿y³ rzucaj¹c¹ siк do ucieczki piechotк wroga, ju¿ zwyciкsko rozbrzmia³o wezwanie Arnoru, a „Hazad ajmenu!” krasnoludуw nabra³o si³y gromu: ju¿ bliskie by³o zwyciкstwo, gdy nieprzyjaciel nagle pokaza³, ¿e ma jeszcze wystarczaj¹co du¿o si³, ¿eby przechyliж szalк zwyciкstwa na swoj¹ stronк. Na lewo od Folka, tam, gdzie celowa³a swym uderzeniem znajduj¹ca siк za plecami wroga arnorska kawaleria, ponownie ryknк³y tr¹by, i w tej chwili czarni kusznicy odczepili siк od hirdu, choж ani na chwilк nie usta³ ostrza³. W odpowiedzi nad g³owami krasnoludуw jak dach podnios³y siк setki tarcz, i hird przekszta³ci³ siк w nieprzystкpn¹ twierdzк. A stamt¹d, z g³кbi pola, wrуg wyprowadza³ wci¹¿ nowe si³y. Na swoich niskich konikach pкdzili z dzikimi wrzaskami Hazgowie, ruszy³y w bуj olbrzymie wilki z niskimi jeŸdŸcami. Ci ostatni natarli prosto na uderzaj¹c¹ z ty³u jazdк, i tam rуwnie¿ skrкci³a czкœж Hazgуw; wiкkszoœж jednak tych straszliwych strzelcуw uderzy³a na hird. Przez mgnienie oka widoczna by³a w pierwszych szeregach postaж bardzo wysokiego jeŸdŸca z dwoma obna¿onymi mieczami w rкku, a w nastкpnej chwili powietrze wype³ni³ charakterystyczny odg³os napinanych ³ukуw, i strza³y, po trzykroж, jak pamiкta³ hobbit, grubsze i piкciokrotnie d³u¿sze od be³tуw, znalaz³y dla siebie cel. W pierwszym szeregu hirdu upad³ jeden, drugi, trzeci tarczownik, natychmiast zast¹pili ich inni, krasnoludzkie tarcze zwar³y siк jeszcze szczelniej. Znowu odpowiedzieli kusznicy hirdu, lecz Hazgowie krкcili siк jak wilki i nie ¿a³owali strza³. A reszta angmarskiej kawalerii wysz³a na spotkanie arnorskiej, hobbit poczu³ skurcz serca, widz¹c upadaj¹cych wojownikуw Zjednoczonego Krуlestwa, przeszytych œmiertelnie skutecznymi be³tami. Ju¿ witaj¹cy siк ze œmierci¹ piesi wojownicy wroga powoli wyrywali siк z kleszczowych objкж hirdu, a za ich plecami Hazgowie i jeŸdŸcy wilkуw powstrzymali drug¹ czкœж kawalerii Namiestnika. Do Folka dotar³o, ¿e szala zwyciкstwa zawaha³a siк. W tym momencie z hukiem runк³y spalone burty wozуw na wzgуrzu, gdzie od samego pocz¹tku broni³ siк oddzia³ wroga; bia³o-niebieskie p³aszcze przewali³y siк przez szczyt wzgуrza, a potem ich zwarte szeregi uderzy³y z ty³u w uciekaj¹cych i zwrуci³y ostrze swego szyku w kierunku boku Hazgуw i wilczych jeŸdŸcуw. Wspaniali byli ci niscy strzelcy, ale w zbyt ma³ej liczbie, zaledwie setka czy nieco wiкcej, i nie mogli powstrzymaж naporu. Z dwуch stron d³awi³y ich cкgi jazdy Annuminas; pierwsi nie wytrzymali jeŸdŸcy wilkуw, za nimi, nie mog¹c odeprzeж uderzenia z krуtkich kopii, podali ty³y Hazgowie, a po³¹czone si³y Arnoru uderzy³y teraz w plecy ostrzeliwuj¹cych hird. Krasnoludy tymczasem rуwnie¿ odwrуci³y szyk, i zaniechawszy dobijania piechoty, uderzy³y na atakuj¹cych z lewej. Folko mуg³ tylko dziwiж siк, sk¹d u tangarуw, zmкczonych, wydawa³oby siк, d³ugim bojem taka zrкcznoœж: niemal jednym skokiem pokonali dziel¹c¹ ich od Hazgуw odleg³oœж i nie zwracaj¹c uwagi na strza³y, puœcili w ruch kopie i topory. Jeszcze raz wrуg drgn¹³. Nieznany wуdz zorientowa³ siк, i¿ otaczaj¹ go ze wszystkich stron, ¿e wielu kusznikom skoсczy³y siк be³ty, ¿e krasnoludy d³awi¹ pomieszane szyki Hazgуw, zmuszaj¹c ich do porzucenia straszliwych ³ukуw i chwycenia za miecze; czarno-bia³y sztandar z koron¹ ruszy³ do ty³u. Ocala³a piechota angmarskiej armii zaczк³a uciekaж na pу³noc, tam, gdzie widnia³y liczne zagajniki, parowy i podlaski; odgryzaj¹c siк, ruszy³y za nimi g³уwne si³y - kusznicy. Ca³y odwrуt os³aniali Hazgowie. Ale arnorscy stra¿nicy ju¿ odciкli ich od mostu i teraz, szeroko rozwin¹wszy szeregi, bia³o-niebiescy ¿o³nierze rzucili siк w poœcig. Hobbit by³ zachwycony. Zwyciкstwo! To jest zwyciкstwo! Wykrzykiwa³ radoœnie, a obok niego tak samo wrzeszcza³ upojony sukcesem Malec. Tymczasem potк¿ny hird wci¹¿ œciga³ uciekaj¹cego wroga, a ci, ktуrzy nie mogli zejœж mu z drogi, znikali jak powaleni przez lawinк. Strzelali jeszcze, odwracaj¹c siк w biegu, Hazgowie i kusznicy. - Nie rzuca swojej piechoty! - wrzasn¹³ nad uchem hobbitowi podskakuj¹cy Malec. ¯eby nie trafiж pod uderzenia niepowstrzymanego m³ota hirdu i nie zadeptaж swojej piechoty, Hazgowie rozsunкli siк na boki, trafiwszy pod kopie Arnorczykуw, i niema³o cia³ w czarnych p³aszczach pozosta³o na trawie w czasie tego wycofywania siк; O wiele wiкcej ni¿ bia³o-niebieskich. - Koniec! - us³ysza³ hobbit g³os Malca. Tam, na pу³nocnym skraju pola, piechota przeciwnika w koсcu dotar³a do zbawczych zaroœli, a porz¹dnie przetrzebieni w czasie wycofywania siк jeŸdŸcy rozbiegli siк we wszystkie strony. Arnorczycy kontynuowali jednak poœcig, i krasnoludy, niezwracaj¹ce na nic uwagi, znik³y w zaroœlach. Przyjaciele zeszli z drzewa i wrуcili do obozu. Teraz nie zosta³o im nic innego, jak tylko czekaж. Malec cieszy³ siк, œmia³ i podskakiwa³ wraz z ochraniaj¹cymi ty³ armii obozowymi, a radoœж Folka przemiesza³a siк z niezadowoleniem, poniewa¿ nie wykona³ woli Radagasta. Krasnoludy pojawi³y siк gdzieœ po pу³torej godzinie. Hird szed³, nie ³ami¹c szyku, i bojowa pieœс, z ktуr¹ chadzali na orkуw jeszcze ich przodkowie, rwa³a siк pod niebiosa. Wlekli w œrodku szyku jeсcуw. Za krasnoludami do obozu powrуci³ Namiestnik z du¿ym oddzia³em stra¿nikуw, inna czкœж oddzia³u kontynuowa³a poœcig za przeciwnikiem. Wœrуd radosnych okrzykуw ludzi i krasnoludуw stary Namiestnik przejecha³ przed bia³o-niebieskim szykiem, unosz¹c rкkк w powitalnym geœcie; min¹³ potrz¹saj¹cy toporami i w³уczniami hird, a potem zsiad³ z konia i obj¹³ starego wodza krasnoludуw - owego Horta, z ktуrym Torin posprzecza³ siк pу³tora roku wczeœniej. Tak zakoсczy³a siк owa bitwa, i kiedy ucich³y zwyciкskie odg³osy, wojownicy Arnoru wraz z du¿¹ liczb¹ krasnoludуw wyruszyli na poszukiwanie swoich rannych i zabitych. Malec natkn¹³ siк w t³umie tangarуw na Torina. Jednak¿e przyjaciele nawet nie zd¹¿yli siк obj¹ж, poniewa¿ tego ostatniego zawo³a³ Hort i poprowadzi³ wraz z grupk¹ innych krasnoludуw do ju¿ rozbitego bia³o-niebieskiego namiotu Namiestnika. Rynsztunek Torina b³yszcza³ jak i przed bitw¹, tylko nadgarstek prawej rкki pokrywa³a zaschniкta krew, na szczкœcie cudza. Malec przyczepi³ siк do jakiegoœ znajomego i wypytywa³, dok¹d poprowadzi³ Hort ich przyjaciela. Ten, uœmiechn¹wszy siк, odpowiedzia³, ¿e Namiestnik kaza³ przyprowadziж do siebie tangarуw, ktуrzy wyrу¿nili siк w walce, i wœrуd nich znalaz³ siк rуwnie¿ Torin. - A walczy³ jak wœciek³y - doda³ krasnolud. - Kiedy drugi raz kusznicy zwalili siк na nas i zaczкli rzucaж arkanami, przeklкci, wyszarpnкli Westriego, i na dodatek pojawi³ siк jeszcze jakiœ wœciek³y garbus, œci¹³ Frora i Frarina i pewnie jeszcze by niema³o z³ego wyrz¹dzi³, gdyby nie Torin. - Poci¹³ go? - zapyta³ z nadziej¹ w g³osie Malec, ale krasnolud pokrкci³ g³ow¹. - Nie da siк go tak ³atwo œci¹ж, Strori - odpowiedzia³. - Torin go odrzuci³, ten odskoczy³ jak kot. Ja by³em obok - bo na mnie przysz³a kolej staж z w³уczni¹ - chcia³em garbatego dziabn¹ж, ale gdzie tam! Przewin¹³ siк przez plecy i tyle go widzieli. A Torin œci¹³ g³owy trzem kusznikom, pуki odtwarzaliœmy œcianк tarcz. I to jak œci¹³! - Krasnolud cmokn¹³ z podziwem. - A¿ mi³o by³o popatrzeж. I tych kar³уw z ³ukami r¹ba³, i k³u³ w³уczni¹. Widzia³em, bom akurat za jego plecami odpoczywa³. A on nawet siк nie zmacha³! K³uje i k³uje, k³uje i k³uje! A rynsztunek, moim zdaniem, ma zaczarowany. Kiedy tamci wystrzelili strza³y - te, ktуre nie ka¿dy he³m wytrzymuje, i kilku naszych zginк³o, to mуwiк ci, one od niego odskakiwa³y jak groch od œciany. A potem ¿eœmy tych ³ucznikуw dostali. Och, jak on ich kroi³! Od ramienia do pasa! Chcia³ coœ jeszcze dodaж, ale w tej chwili zawo³a³ go ktуryœ ze starszyzny hirdu i poleci³ pomagaж wojownikom, ktуrzy zbierali rannych. Stopniowo wracali stra¿nicy, ktуrzy œcigali wroga, i w koсcu, gdy ca³a armia siк zebra³a, gdy opatrzono rannych i zebrano zabitych, Namiestnik wyszed³ ze swego namiotu. Trкbacze podnieœli do ust d³ugie wygiкte rogi i czyste dŸwiкki rozleg³y siк nad polem walki. Obok Namiestnika stali co znaczniejsi ludzie z Annuminas, a z przodu i nieco ni¿ej najbardziej wyrу¿niaj¹cy siк ludzie i krasnoludy. Namiestnik uniуs³ rкkк i g³oœno krzykn¹³, ¿e wszyscy, ktуrzy tu byli, spe³niali swуj d³ug, ¿e wrуg zosta³ rozbity i nigdy wiкcej nie naruszy rubie¿y Zjednoczonego Krуlestwa, ¿e wszyscy walcz¹cy zas³u¿yli na wielk¹ s³awк, ale przede wszystkim nale¿y siк ona tym, ktуrzy s¹ tutaj, i Namiestnik przeszed³ przed szeregiem wyrу¿nionych, wywo³ywa³ ka¿dego po imieniu, a oddzia³y oddawa³y im honory. Wœrуd krasnoludуw, uhonorowanych w ten sposуb, znalaz³ siк Torin, syn Dartha. Ka¿demu z wyrу¿nionych Namiestnik wrкcza³ nagrodк: ludziom z³oto i broс, krasnoludom - kamienie szlachetne. Za nim szli, gratuluj¹c nagrodzonym, jego doradcy, wœrуd ktуrych, ku swojej radoœci, hobbit zobaczy³ wysok¹ postaж Rogwolda. Namiestnik znikn¹³ w namiocie, poleciwszy armii odpoczywaж i przygotowywaж siк do marszu; trzeba bкdzie iœж na Angmar, wykarczowaж z korzeniami ca³e z³o, ktуre mog³o jeszcze zostaж tam po rozgromieniu si³ Karn Dumu. Stoj¹c obok Malca, jeszcze nie otrz¹sn¹wszy siк z radoœci i dumy z powodu Torina, Folko widzia³, jak Rogwold obejmuje jego przyjaciela; Krasnolud bezskutecznie stara³ siк uchwyciж wysokiego ³owczego gdzieœ powy¿ej pasa. A potem spiesznie ruszyli w kierunku hobbita. Gdy ucich³y radosne okrzyki i usiedli obok niewielkiego ogniska, przede wszystkim zapytali, jak to siк wszystko zdarzy³o i - to ju¿ Folko siк wtr¹ci³ - czy Rogwold nie wie, kto przewodzi³ najeŸdŸcom. Oblicze starego setnika, dotychczas tak pogodne, nagle zachmurzy³o siк; uwa¿nie przyjrza³ siк przyjacio³om. - W³aœnie o tym chcia³em z wami pogadaж - powiedzia³, od-kaszln¹wszy. - Zd¹¿yliœmy ju¿ przes³uchaж kilku jeсcуw. Powiedzieli nam sporo, ale o tym pуŸniej. Na pytanie, kto nimi dowodzi³, Angmarczyk powiedzia³: „Nasz wуdz Earnil, wielki, wielki wуdz, pan” i wiкcej ju¿ nic od niego nie us³yszeliœmy. Ale opis jest zawsze jednakowy: wysoki, zgrabny, niesamowicie silny, ma jasn¹ brodк i takie same d³ugie w³osy... Jednak pewien rozbуjnik okaza³ siк bardziej gadatliwy - wiadomo, ratowa³ swoj¹ skуrк! -doda³, ¿e wœrуd tych najbli¿szych „wodzowi”, ktуrzy nie odstкpuj¹ go na krok i ciesz¹ siк najwiкkszym zaufaniem, by³ znakomity szermierz garbus! - Nasta³a cisza, s³ychaж by³o tylko trzaskanie drewna w p³omieniach. - Przyznam, ¿e jakby mnie ktoœ waln¹³ w ciemiк. Czy¿by nasz stary znajomy? Czy¿by ten poszukiwacz z³ota, zw¹cy siк Olmerem? - Garbus Sandello by³ w boju - wychrypia³ Torin. Jego oczy b³ysnк³y ciemnym p³omieniem. - Spotkaliœmy siк twarz¹ w twarz; tak siк zdziwi³em, ¿e a¿ mi rкka Ÿle posz³a. Ale i on okaza³ siк zrкczny nad podziw - uchyli³ siк od topora i od w³уczni te¿... Nie mog³em go trafiж, nie mog³em! - Krasnolud zgrzytn¹³ zкbami. -A skoro by³ tu Sandello, musi gdzieœ byж w pobli¿u i Olmer. To ci historia!... O Wielki Durinie, dlaczego nie zar¹ba³em go wtedy? -Torin zacisn¹³ piкœci, jego policzki p³onк³y. - O tym w³aœnie chcia³em z wami porozmawiaж - smutno pokiwa³ g³ow¹ Rogwold. - Musicie mi opowiedzieж wszystko, co wiecie o tym cz³owieku... I na waszym miejscu pozby³bym siк wszystkich jego podarkуw. - Popatrzy³ na nich ciк¿kim wzrokiem. - Aha, jeszcze jedno... List do Namiestnika, ktуry odwiуz³ Dowbur, tam to wszystko by³o opowiedziane! I to, ¿e spotkaliœcie siк z podejrzanym cz³owiekiem, przyjmowaliœcie od niego prezenty... Kiedy do Namiestnika dotrze jego imiк - a ja nie mogк zataiж tego, co wiem -sprawa nie wywrze dobrego wra¿enia. Namiestnik ma bystre spojrzenie, ale jest te¿ podejrzliwy. I nie patrz, ¿e uhonorowa³ ciк, synu Dartha! Ciebie zna i ceni, ale jeszcze wy¿ej ceni pokуj i spokуj na ziemiach Pу³nocnej Korony, i nikt nigdy nie wie, jakie ma plany. - Jeœli nas zapyta, opowiemy - wycedzi³ przez zкby Torin. -A co do prezentуw - popatrzy³ prosto w oczy Rogwoldowi - to toporzysko, ktуre sobie sporz¹dzi³em z jego kostura, nie zdradzi³o, powiem wiкcej - pomaga³o: jest bardzo mocne i porкczne! Coœ mi siк nie chce wierzyж, by na³o¿one naс by³y jakieœ z³e czary... Krasnolud czule przejecha³ d³oni¹ po ¿у³tawej rкkojeœci swojego topora, Folko natomiast chwyci³ pochwк na piersi; strach, ¿e ktoœ mo¿e siкgn¹ж po jego ostrze na krуtk¹ chwilк, zm¹ci³ œwiadomoœж i wywo³a³ taki bуl, ¿e omal nie jкkn¹³. Nie, rozstaж siк z tym cudownym darem - niemo¿liwe, nie do pomyœlenia! Nigdy i za nic go nie odda! - O Olmerze z Dale pogadamy jeszcze pуŸniej - powiedzia³ spokojnie Torin, nie zauwa¿aj¹c zmarszczonego czo³a Rogwolda, gdy przyjaciele odmуwili pozbycia siк prezentуw. - Porozmawiajmy lepiej o tej wojnie. Od czego siк zaczк³a? Jak siк toczy³a? Zadaliœmy ci to pytanie, ale ty od razu zacz¹³eœ o Olmerze. - Jak siк zaczк³a? - By³y setnik przejecha³ d³oni¹ po czole, jakby zbieraj¹c myœli, ale hobbit nagle poczu³, ¿e w sercu Rogwolda przyczai³o siк s³abe, ale nieprzyjemne podejrzenie. - Wszystko zaczк³o siк od nocnego kuriera, ktуry przyjecha³ z pу³nocnej stra¿nicy. W doniesieniu by³a mowa o tym, ¿e jakiœ wуdz poderwa³ miejscowych zuchуw i prowadzi ich na Arnor; naliczono szeœж tysiкcy konnych i oko³o tysi¹ca pieszych. Namiestnik od razu pos³a³ po mnie i po innych, z ktуrymi siк zazwyczaj naradza. Najpierw siк wahaliœmy - mo¿e to zwyk³y najazd przygraniczny? Ale potem przysz³o drugie doniesienie: czarni kusznicy i zieloni miecznicy puœcili z dymem stra¿nicк i szybko id¹ na po³udniowy zachуd. Wywiad Namiestnika jest, trzeba przyznaж, wspania³y - wiedzieliœmy o przeciwniku niemal wszystko. Nie trac¹c wiкcej czasu, Rada uzna³a, ¿e trzeba stan¹ж na drodze. Wtedy w³aœnie Namiestnik przypomnia³ sobie o twoim liœcie. Mia³ przecie¿ jakiœ wp³yw, To-rinie! Od œrodka lata, gdy pos³anie dotar³o do r¹k Namiestnika, zacz¹³ on œci¹gaж wyborowe szwadrony do stolicy i od razu wys³a³ pos³уw do Gуr Ksiк¿ycowych. Twoi wspу³plemieсcy spe³nili obietnice i okryli siк na tym polu wielk¹ s³aw¹. - Ze s³aw¹ dajmy sobie spokуj - przerwa³ krasnolud, uparcie pochylaj¹c g³owк. - Zrobiliœmy to, co nale¿a³o... Nie o tym powinniœmy rozmawiaж! Proszк, mуw dalej. - Gdy otrzymaliœmy niepokoj¹ce wiadomoœci, do Haldor Kais zosta³ wys³any goniec. Namiestnik wys³a³ do Horta Czerwon¹ Strza³к! Torin gwizdn¹³ zdziwiony, a Folko przypomnia³ sobie, ¿e w Krуlestwie Czerwona Strza³a uwa¿ana jest za symbol najwy¿szego zagro¿enia i wszyscy, ktуrzy j¹ zobaczyli, powinni od razu chwytaж za broс. - Hird wyst¹pi³ natychmiast. Namiestnik wyznaczy³ miejsce spotkania w Archedajnie, w samym œrodku Krуlestwa, a sam œledzi³ ruchy oddzia³u wrogуw. Dowiedzieliœmy siк, ¿e ich liczba stale roœnie - do³¹cza³y do nich inne oddzia³y id¹ce z po³udnia. Na Zachodnim Goœciсcu zauwa¿ono Dunlandczykуw, a potem z lasуw zaczкli wychodziж rуwnie¿ nasi rozbуjnicy. Oddzia³ stra¿y granicznej usi³owa³ ich zatrzymaж, ale si³y by³y nierуwne; jego dowуdca zd¹¿y³ tylko uprzedziж mieszkaсcуw przygranicznych terenуw, i ci siк pochowali. Wkrуtce zrozumieliœmy, ¿e wrуg kieruje siк na Fornost i, szczerze mуwi¹c, zdziwiliœmy siк. Angmarczycy nie zajmowali siк grabie¿¹, nigdzie siк nie zatrzymywali, i to mnie, muszк przyznaж, zaniepokoi³o. Co oni wymyœlili? - ³amaliœmy sobie g³owy. A tymczasem wszystko ju¿ by³o gotowe do wymarszu i Namiestnik poprowadzi³ piкж tysiкcy wojownikуw do Archedainu, gdzie mieliœmy czekaж na krasnoludуw. Namiestnik jakby siк nie spieszy³; liczy³, ¿e wrуg na pewno wyhamuje pod murami Fornostu i nie bкdzie mуg³ zostawiж na ty³ach mocnego garnizonu. Chcia³ doprowadziж do bitwy pod samymi murami miasta. Oczywiœcie, gdyby ten wуdz Earnil czy Olmer nie taszczy³ ze sob¹ tyle piechoty, mogliby nas wyprzedziж, ale piechota wstrzymywa³a go. W³aœnie dlatego uznaliœmy, ¿e bкdzie d¹¿y³ do otwartej bitwy; gdyby to by³ zwyk³y najazd, nie bra³by ze sob¹ piechoty. Krasnoludy dotar³y do Archedainu dok³adnie o czasie i ruszyliœmy do Fornostu. Wywiad doniуs³, ¿e wrуg jest o jedno przejœcie od miasta; wszystko sz³o tak, jak przewidywaliœmy. - A co to by³a za ³una? - zapyta³ hobbit. - Fornost p³on¹³! - rzuci³ g³uchym g³osem Rogwold, zaciskaj¹c pieœci. - Wrуg zdoby³ go z marszu. Na razie nie opowiem wam szczegу³owo, co tam siк sta³o - mogк tylko siк domyœlaж, na podstawie tego, co opowiedzia³ pewien ¿o³nierz, ktуremu cudem uda³o siк umkn¹ж z miasta. Ktoœ - jak siк wydaje - otworzy³ oddzia³owi kusznikуw wrota, zabiwszy wczeœniej stra¿nikуw. A kusznicy od razu zajкli dwie wie¿e. Potem by³a bitwa w mieœcie, ale Angmarczycy przedarli siк w piкciu miejscach. Wszyscy wojownicy, niestety, zginкli. Uratowany opowiedzia³, ¿e najeŸdŸcy grabi¹ domy i kramy, ale ze szczegуln¹ zaciкtoœci¹ wyszukuj¹ i morduj¹ stra¿nikуw... Uznaliœmy, ¿e wrуg obci¹¿ony zdobycz¹ nie bкdzie wiкcej kusi³ losu, ale nasz podjazd przyniуs³ inne wieœci. Spaliwszy miasto, Angmarczycy ruszyli dalej, prost¹ drog¹ do Archedainu i Annuminas. - No co liczyli? - G³os Torina brzmia³ ochryple. - Wydaje siк, przyjaciele moi - Rogwold ponownie przejecha³ d³oni¹ po czole - ¿e ten Earnil chcia³ zniszczyж arnorsk¹ dru¿ynк w jednym otwartym boju. Nie mуg³ nie wiedzieж, ¿e Namiestnik wyœle przeciwko niemu jakieœ si³y, ale s¹dzi³, ¿e najwy¿ej cztery tysi¹ce, a ju¿ na pewno nie spodziewa³ siк tu krasnoludуw! Z wys³an¹ przeciwko niemu nasz¹ ciк¿k¹ jazd¹ mia³ nadziejк sobie poradziж, a potem... Potem mуg³ skierowaж siк prosto do stolicy. Nie dziwcie siк, ja te¿ najpierw nie mog³em tego zrozumieж. Patrzcie: w Fornoœcie mia³ swoich ludzi, dlaczego nie mieliby byж i w Annuminas? Wojska w stolicy nie tak znowu du¿o, poza tym liczy³, ¿e czкœж wojownikуw zostanie wys³ana mu na spotkanie, a zebraж ca³ej reszty, rozsianej po odleg³ych stanowiskach, Namiestnik po prostu nie zd¹¿y. I rzecz jasna, nie zd¹¿y³by, gdyby nie nasza dawna rozmowa i ostrze¿enie, o czym ju¿ mуwi³em. Tak wiкc, rozbiwszy po drodze naszych w centrum Arnoru i zaj¹wszy Annuminas - jкzyk mi staje ko³kiem, gdy to mуwiк! - mуg³ utrzymaж siк doœж d³ugo. Do nadejœcia posi³kуw z Gondoru. Namiestnik dobrze przewidzia³, ¿e wrуg bкdzie d¹¿y³ do walki, i dlatego nie chowa³ siк, tylko krasnoludy od czasu do czasu zostawa³y z ty³u. A ten Earnil najpierw zobaczy³ to, co chcia³ zobaczyж - jazdк. Ech, mуwi³em Namiestnikowi, ¿e ma³o mamy konnych ³ucznikуw. Jak walczyж z konnymi kusznikami? Ale to tylko tak, przy okazji... A kiedy wrуg zobaczy³, ¿e ma przeciwko sobie nie tylko jeŸdŸcуw Annuminas, ale rуwnie¿ hird krasnoludуw, to - i tu sta³o siк coœ dziwnego! - ja bym na jego miejscu rozwin¹³ siк i wycofa³. Ale albo on nigdy nie zetkn¹³ siк z krasnoludami i nic nie wiedzia³ o ich szyku, albo zbytnio polega³ na swoich strzelcach. Na dodatek pope³ni³ b³¹d - rzuci³ kusznikуw na hird, a ci tu ugrzкŸli. Gdyby zostawi³ w spokoju ca³¹ tк swoj¹ piechotк, z ktуrej nie mia³ w ogуle ¿adnego po¿ytku, i rzuci³ wszystkie si³y na, dru¿ynк, to my prze¿ylibyœmy ciк¿kie chwile. Ale on zobaczy³, ¿e krasnoludy zaraz zmia¿d¿¹ jego piechotк, i nie wymyœli³ niczego m¹drzejszego jak traciж w bezskutecznych atakach swoj¹ najlepsz¹ jazdк, pуki nie z³amaliœmy orkуw w centrum, tych wozakуw na wzgуrzu, i nie zdusili z trzech stron. - Wozakуw? - zainteresowa³ siк Torin. - Kto to by³? Zamiast odpowiedzi Rogwold siкgn¹³ w zanadrze i wyj¹³ skуrzany mieszek, rozplata³ wi¹zad³a i na jego d³oni znalaz³ siк niewielki mlecznobia³y kamieс, trуjgraniasta piramidka. Chwilк przyjaciele patrzyli oniemiali, a potem Torin sykn¹³: - Mogilniki... Rogwold pokiwa³ ze smutkiem g³ow¹. - Tak, to one. Earnil zdo³a³ zebraж wszystkich, ktуrzy czuj¹ siк skrzywdzeni przez Arnor, niewa¿ne, s³usznie czy nie. I poprowadzi³ ich ze sob¹. Pierwszy atak odparliœmy, ale kto wie, czy nie nast¹pi kolejny? D³ugo jeszcze rozmawiali. Folko, Malec i Torin, przerywaj¹c sobie wzajemnie, opowiadali staremu ³owczemu o tym, co widzieli na po³udniu; ten z kolei ucieszy³ ich, przekazuj¹c wieœci od Dorina, ktуre nadesz³y do zajazdu „Pod Rogiem Aragorna” tu¿ przed napaœci¹ Angmarczykуw. Nieujarzmiony krasnolud pisa³, ¿e wraz z Gloinem i Dwalinem szczкœliwie dotarli do Ereboru, gdzie uda³o im siк przeci¹gn¹ж na swoj¹ stronк tysi¹ce odwa¿nych krasnoludуw i ruszenie Wschodniego Kraju zamierza wyst¹piж do Morii ju¿ wiosn¹. - By³o tam jeszcze coœ - zauwa¿y³ by³y setnik, chmurz¹c siк. -W stepach, na po³udnie od Jeziora D³ugiego, dziej¹ siк wa¿ne rzeczy: Easterlingowie zamierzaj¹ wyruszyж gdzieœ na po³udniowy wschуd, a¿ do skraju Gуr Mordoru, nie wiadomo tylko, na kogo ostrz¹ zкby. Dorin mуwi, ¿e od stepowych wodzуw krasnoludy Samotnej Gуry dosta³y spore zamуwienie na broс, ale us³ucha³y ludzi z Krуlestwa Nadjeziornego i odmуwi³y, sprzedawszy tylko surowe ¿elazo. - Cу¿, niech siк tam Easterlingowie r¿n¹, z kim chc¹ - podsumowa³ okrutnie Torin. - Bкdziemy mieli mniej k³opotуw. - To by by³o dobrze - westchn¹³ Rogwold. - Ale coœ mi podpowiada, ¿e stepowi ludzie mog¹ siк rozmyœliж. Blady ksiк¿yc wolno sun¹³ po ciemnym niebosk³onie, stopniowo zsuwaj¹c siк do wora chmur zaci¹gaj¹cych zachodni horyzont. Po¿egnawszy siк, zmкczony Rogwold poszed³ odpoczywaж, a przyjaciele nadal siedzieli przy dogasaj¹cym ognisku, i myœli ich kr¹¿y³y wokу³ tego, z ktуrym trzykrotnie zetkn¹³ ich niepewny los i ktуry teraz przewodzi³ ich wrogom - kr¹¿y³y wokу³ Olmera z Dale, jeœli tak brzmia³o jego prawdziwe imiк. Sk¹d siк wzi¹³? Jak podporz¹dkowa³ sobie dumnych i hardych, kochaj¹cych wolnoœж Angmarczykуw? Czym kupi³ i zwi¹za³ ze sob¹ pobitych Dunlandczykуw? Dlaczego id¹ z nim s³udzy Mogilnikуw? Co, prуcz wrogoœci do Arnoru, mog³o po³¹czyж tak rу¿norodne oddzia³y z tak dziwnym wodzem? Czy¿by jedn¹ udan¹ wypraw¹ na stolicк zamierza³ wygraж wojnк z ogromnym i potк¿nym Krуlestwem? Jakim sposobem mia³ zamiar obroniж siк przed dziesiкciokrotnie silniejsz¹ armi¹, ktуr¹ wys³a³by Gondor? Jakie ma plany teraz i na co liczy w przysz³oœci? - Jedno w tym jest dobre - pomyœla³ g³oœno Folko. - Spe³niliœmy wolк Radagasta, teraz tylko trzeba mu o tym powiedzieж. - Mimo to nie rozumiem, dok¹d dalej prowadzi nasza droga - powiedzia³ Torin, grzebi¹c w wкglach. - Kiedy Radagast nas znajdzie? - Ju¿ was znalaz³ - rozleg³ siк g³uchy g³os za plecami Malca. Krasnoludy i hobbit natychmiast chwycili za broс; przed ogniskiem sta³ wysoki cz³owiek o ponurej twarzy, wygl¹daj¹cy z³owieszczo w purpurowym œwiat³e dopalaj¹cych siк wкgli; na jego ramieniu siedzia³, mru¿¹c du¿e ¿у³te oczy, ogromny puchacz. Rкce maga mocno œciska³y grub¹ sкkat¹ laskк, przy pasie wisia³ d³ugi miecz w czarnej pochwie. Radagast wolno zmierzy³ przyjaciу³ badawczym spojrzeniem, i hobbit drgn¹³; w tym spojrzeniu kry³ siк ogromny niepokуj. Nieznane zwyk³ym œmiertelnikom, ale wyraŸnie widoczne przez Radagasta zagro¿enie nadchodzi³o sk¹dœ z zewn¹trz, i ¿eby mu siк przeciwstawiж, nie mo¿na by³o traciж ani chwili. - Chwa³a Jasnej Elbereth, jesteœcie cali... - powiedzia³ zmкczonym g³osem mag, siadaj¹c na p³aszczu rozœcielonym obok ogniska. - A teraz mуw, Torinie! - Wykonaliœmy twoje polecenie - powiedzia³ Torin ochryp³ym g³osem, jak zwykle w chwili zdenerwowania. - Imiк przywуdcy Olmer z Dale! - Na twarzy maga nie drgn¹³ ¿aden miкsieс, tylko jego du¿a g³owa pochyli³a siк nieco ni¿ej, jakby pod niewidzialnym ciк¿arem. - Znaj¹ go rуwnie¿ pod innymi mianami - ci¹gn¹³ krasnolud. - Angmarczycy nazywaj¹ go Earnil, rozbуjnicy wуdz, a orkowie „pan”. Zna³em go w m³odoœci pod przezwiskiem Okrutny Strzelec. - Olmer z Dale... - szepn¹³ Radagast tak wyraziœcie, ¿e wszyscy zadr¿eli, nawet beztroski zazwyczaj Malec. - Teraz wszystko jest jasne. - Co... co jest jasne? - zapyta³ wystraszony hobbit. - W³aœnie do niego przy³¹czyli siк wrogowie Arnoru - odpowiedzia³ mag. - Na tym polu nie spotkaliœmy jeszcze wszystkich. Wiedzcie, ¿e nie dalej jak wczoraj Morski Lud napad³ na porty przy ujœciu Brandywiny, a prowadzi³ ich jeden z najmocniejszych wolnych tanуw o imieniu Skilludr. Miasto zosta³o spalone i z³upione, arnorscy wojownicy zostali wybici, i wrуg ju¿ zamierza³ iœж w g³¹b wybrze¿a, gdy nie wiadomo w jaki sposуb otrzyma³ wieœж o pora¿ce Olmera na pу³nocy i pospiesznie odst¹pi³, odp³yn¹wszy na otwarte morze. Tк wiadomoœж przynios³y mi mewy... - Mag umilk³ na chwilк. - Ale teraz opowiedzcie mi szczegу³owo o bitwie! Uzupe³niaj¹c siк wzajemnie, Malec, Folko i Torin relacjonowali wydarzenia, a w miarк jak mуwili, twarz Radagasta stawa³a siк coraz bardziej ponura. - Orkowie w jednym szeregu z ludŸmi! - mrukn¹³, chmurz¹c czo³o. - Takich rzeczy nie by³o od Wojny o Pierœcieс. Chwycili za broс czciciele Mogilnikуw! Niebywa³a sprawa! - Mag po³o¿y³ ciк¿k¹ d³oс na ramieniu Torina. - Zas³u¿yliœcie na wielk¹ s³awк, khazadowie! Ale nie traжmy czasu na podnios³e s³owa o honorze i bohaterstwie. Znacie wodza Angmaru, a ja powiem wam, ¿e nieprzypadkowo pod jego sztandarami znaleŸli siк niektуrzy s³udzy Mroku. W nim - mag pochyli³ siк nad ogniskiem, przyci¹gn¹³ g³owy przyjaciу³ bli¿ej i œciszy³ g³os - czujк ju¿ nie czerс, ale czarn¹ moc, i wydaje mi siк, ¿e coœ podobnego wyczuwa³em wczeœniej, dawno, dawno temu, w minionych wiekach Wielkich Wojen. Nie wiem, sk¹d w nim ta moc, niestety! Nie mam te¿ ju¿ si³ iœж daleko. Ale powiadani wam i klnк siк na wieczne trony Valarуw, ¿e moja wiedza i przeczucia s¹ prawdziwe, on nie zatrzyma siк na tym! Id¹c przez obуz, s³ysza³em, jak ktуryœ z bliskich Namiestnikowi wojownikуw powiedzia³, ¿e Olmer uroi³ sobie, i¿ jest Krуlem bez Krуlestwa. Tak wiкc on siк nie uspokoi, pуki jego krуlestwem nie stanie siк... wiele, bardzo wiele z tego, co dziœ jest wolne, i bia³e zmieni barwк na czarn¹. I teraz proszк was, nawet b³agam, spe³nijcie swуj d³ug do koсca. Sami wybraliœcie sobie drogк poszukiwania i walki, dlatego ¿e ¿aden z was ju¿ nie potrafi³ ¿yж po staremu. PrzejdŸcie wiкc odmierzon¹ wam drog¹ do koсca, do najwy¿szej œcie¿ki! - Ciemne s¹ twoje s³owa - z trudem wykrztusi³ Torin. - Pogr¹¿y³eœ nas w mroku, nie wiemy, co teraz robiж. Wojsko idzie na Angmar... Ramiona Radagasta opad³y bezsilnie, jego g³os zabrzmia³ g³ucho i cicho: . - Z³y los ponownie uczyni³ mnie heroldem nieszczкœcia i biedy... Jeœli jest wam drogie wolne i szczкœliwe ¿ycie Œrуdziemia, to zrуbcie, co mo¿ecie, dla jego obrony! - Nas nie musisz przekonywaж - zmarszczy³ czo³o Malec. - Powiedz, co mamy robiж! - Co robiж!? - zagrzmia³ nagle mag. - Powiem wam! I b¹dŸcie dumni, poniewa¿ nikomu prуcz was nie mуg³bym tego powiedzieж. Wiedzcie, ¿e istot¹ wszystkiego jest ta czarna moc, ktуra posiad³a ju¿ imiк i oblicze - imiк i oblicze Olmera z Dale! I jakkolwiek ciк¿ko mi o tym mуwiж, bo szansк na powodzenie s¹ nik³e, wszystkim pozosta³ym, ktуrych zas³onicie sob¹, powiadam: idŸcie po œladach Olmera, Krуla bez Krуlestwa, idŸcie i zabijcie go! Ponownie zapad³a cisza, tylko wкgle skwiercza³y w ognisku; hobbitowi wyda³o siк, ¿e patrzy w samo serce ziemi i widzi straszliwe, nieforemne cienie, ktуre wolno, ale nieub³aganie sun¹ ku gуrze, ¿eby stopiж siк w jedno z Mrokiem, ktуry ju¿ œcieli siк nad Œrуdziemiem. Czu³, ¿e nie jest ju¿ sob¹, lecz kimœ zupe³nie innym i tylko on mo¿e zniszczyж p³ody Pierwotnego, niechby nawet za cenк swojego ¿ycia. A potem, gdy wrуci³ do œwiadomoœci i zobaczy³ twarze przyjaciу³ oraz maga, dotar³y do niego nienaturalnie spokojnie wypowiadane s³owa Torina, wycieraj¹cego ga³ganem topуr: - Cу¿, zawsze to lepiej, gdy znasz swego wroga osobiœcie... I Malec uœmiechn¹³ siк jak zwykle beztrosko w odpowiedzi na pytaj¹ce spojrzenie Radagasta, po czym skin¹³ g³ow¹. Zaraz za nim na znak zgody uniуs³ po³yskuj¹cy topуr Torin, a potem hobbit, jak zaczarowany wpatruj¹c siк w przepastn¹ Ÿrenicк Radagasta, w milczeniu pochyli³ g³owк.

  • Реклама на сайте

    Комментарии к книге «Ostrze Elfów», Nik Pierumow

    Всего 0 комментариев

    Комментариев к этой книге пока нет, будьте первым!

    РЕКОМЕНДУЕМ К ПРОЧТЕНИЮ

    Популярные и начинающие авторы, крупнейшие и нишевые издательства